|
| Budynki portowe | |
|
+8Mikael Johnny Blaze Otto Octavius Scarlet Spider Shiklah Deadpool Hela Loki 12 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| | | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Re: Budynki portowe Sob Mar 25, 2017 1:50 pm | |
| Odwadze i głupocie, która rodziła się z jego wiary zaczynało brakować rozpędu wraz z każdą chwilą, nie wiedząc czy nawet jeśli zada rany mężczyźnie, to czy to jakoś wpłynie na tą sytuację. Co ja sobie myślałem? Prowadząc swoje obserwacje, opierając się na wierzeniach i popkulturze mógł mieć złudne wrażenia odnośnie tego starcia. Odnośnie samych istot, jak i odnośnie tego jak sama walka powinna wyglądać. Czyżby chciał przyjść, pomodlić się i tym samym doprowadzić wampiry do mdłości, a później zawału serca z strachu przed krzyżem? Każdemu pokazowemu machnięciu ręką, którego skutkiem było wystrzelenie kolejnych jaskrawych, zbudowanych z światła igieł, towarzyszył ostrożny krok do tyłu. Najprawdopodobniej nie zauważył by Arcymaga, gdyby ten nie podkreślił swojej obecności przez złoty blask. Co prawda światło było podobne do tego, które emanowało od ogromnego krzyża, jednak Faust miał na tym punkcie obsesje. Potrafił wyróżnić każdy stopień emisji świetlnej, potrafił wychwycić siłą swojej wyobraźni nawet najmniejszy, niewidzialny dla ludzkiego oka foton. Nie mniej jednak, nie miał czasu by zadrzeć głowę do góry. Skierował tam na chwilę wzrok, tak by nie stracić koncentracji i nie zniszczyć ani swojej ofensywy, ani defensywy. -Kim ty jesteś...- mruknął pod nosem do samego siebie, nie kryjąc na twarzy niezadowolenia związanego z nowo przybyłą osobą. Przydało by się wsparcie, a jednak na kolejnego wampira nie mógł sobie pozwolić. Umiejętność lewitacji, staromodne, wyniosłe ubranie... W tym chaosie umysł łatwo płatał figle i pokracznie łączył fakty. Do czasu podjęcia przez niego kroków, Asmodeusz dla własnego bezpieczeństwa miał go na razie za wroga. Przynajmniej dopóki nie dowiedzie swoich zamiarów.
Kiedy wycofując się, znalazł okazję do umknięcia w lukę między kontenerami, zrobił to, zaprzestając ataków skierowanych w Mikaela. Zachowując ostrożność, oddalał się od nich. Musiał zaczerpnąć powietrza, ponieważ użycie mocy na jakie sobie pozwolił, daleko odbiegało od normalnego, codziennego użytkowania. To nie były iluzje, tylko najprawdziwsza broń z światła. Co prawda życie z darem przez taki długi czas, dawało mu wiele możliwości, ale jednak wolał znajdywać rozsądne granice, nawet jeśli używanie mocy nigdy nie obróciło przeciwko niemu. -Jeśli stąd wyjdę cały, zmienię swoje życie Boże. Przysięgam.- Powiedział i oparł się plecami o jeden z kontenerów, nasłuchując czy nikt przypadkiem nie nadchodzi.
Edit:
Po dłuższym czasie opuścił to miejsce, licząc że ujdzie mu to na sucho. Nie wiadomo czy ze względu wampirów, czy strachu przed innymi nieoczekiwanymi niespodziankami. Z/T. [Offtop: Jeśli pozwolono mu się oddalić, to zrobił to na jakieś kilka metrów między kontenerami. Może z dziesięć.]
Ostatnio zmieniony przez Faust dnia Pon Kwi 03, 2017 3:36 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Budynki portowe Sob Kwi 01, 2017 12:31 pm | |
| W związku ze zniknięciem części graczy, bez określonej bliżej przyczyny, osoby pozostałe zwalniam z tematu. Dogadajcie się między sobą czy chcecie coś kontynuować na własną rękę i gracie tutaj dalej czy wychodzicie. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Budynki portowe Nie Cze 11, 2017 6:52 pm | |
| Była już noc. Niemalże wszędzie panował głęboki mrok. Wokół nie było widać nikogo, żadnej żywej duszy. Trudno stwierdzić, która godzina właśnie wybijała na tarczy zegara, jednak jedno było pewne - miejsce to wcale nie było takie opuszczone jak mogłoby się wydawać. Christopher wyszedł z mieszkania około południa, lecz nie zamierzał do niego wrócić. Nie teraz, gdy Richard był już po rozmowie z jego ojcem. Reptilianin spodziewał się wszystkiego. W tym tego, że Rick nie dotrzymał słowa i powiedział Crawfordowi o wszystkim, co się stało zeszłej nocy. O napaści na nich z użyciem broni, o tajemniczym mutancie, o niekontrolowanej przemianie Chrisa, która nigdy nie miała wcześniej miejsca. Można śmiało stwierdzić, że jaszczur stchórzył i bał się dalszych konsekwencji. Ucieczka od problemów nie była rozwiązaniem. Wiedział o tym, lecz teraz chciał być po prostu sam. Zwykle nie unikał towarzystwa i było do niego niepodobne, ale na chwilę obecną wyraźnie tego potrzebował. Ocknął się w mało przytulnej szczelinie między dwoma kontenerami. Nie pamiętał, kiedy podczas rozmyślań oddał się w objęcia Morfeusza i stracił świadomość na dobre kilka godzin. Uchylając powieki nie widział niczego, oprócz wszechobecnej czerni. Zląkł się, zdając sobie sprawę, gdzie się znajdował i która była już godzina. Nie planował być w takim miejscu o tak późnej porze. Nie po spotkaniu ze Slayerem, który ich odwiedził w bardzo podobnych okolicznościach. - Cholera, Rick. - pomyślał od razu o przyjacielu, który został w domu i nie miał pojęcia, gdzie on się zapodział. Reptilianin bardzo ostrożnie wyszedł ze swojej kryjówki, rozglądając się uważnie dookoła a następnie stanął na równe nogi. - Szlag... - syknął cicho do siebie. Nie miał pewności czy teren nie był w żaden sposób strzeżony. Jego obecność mogła nie być tutaj zbyt mile widziana a on nie szukał żadnych kłopotów. Dotknął swojej twarzy, przejeżdżając po niej opuszkami palców i upewniając się, że zakrywa ją maska. Potrząsnął głową, strosząc swój grzebień na głowie i po chwili pozwalając wydłużonym włosom na nowo opaść. W gadziej formie jego fryzura miała ciekawe właściwości i wiele zdradzała o samopoczuciu jaszczura. Z tego też powodu bardzo przypominał papugę, której grzebień zachowywał się w identyczny sposób. Zaskakujące, że tak wiele podobieństw łączyło gatunki z różnych planet. Ruszył z miejsca, planując opuścić nieprzyjazną okolicę. Telefon do Ricka mógłby przyciągnąć uwagę ewentualnej ochrony, a tego nie chciał. Pozostało więc napisanie do niego sms'a z treścią: "Zasiedziałem się u znajomej. Niedługo wrócę, wybacz za brak odezwu." Gdy tylko upewnił się, że wiadomość została wysłana, schował urządzenie do kieszeni i szedł dalej przed siebie, jednak tak jak się spodziewał, zaczął błądzić, nie znając drogi powrotnej. Chris przechodził między kontenerami, opierając się o nie dłonią, jednak za nic nie mógł sobie przypomnieć, którędy się tutaj dostał. Jego zmysły pracowały za to na najwyższych obrotach, a każdy najdrobniejszy szmer przykuwał uwagę reptilianina. ... Ale jednak nic takiego się działo. Zamaskowany mężczyzna zwolnił kroku, odstępując od kontenerów. Może lepiej zadzwoni do Ricka i powie gdzie jest? Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął ponownie telefon. |
| | | Kera
Liczba postów : 58 Data dołączenia : 05/06/2017
| Temat: Re: Budynki portowe Pon Cze 12, 2017 10:00 am | |
| Środek nocy, godzina chyba około 2. Nie do końca wiedziała, zresztą to nie było istotne. Istotne natomiast było tylko to, że była to najlepsza pora na małe polowanie. Oficjalnie mówiło się, że port jest zamknięty, a na pewno o tej porze... Pytanie, czy na pewno? Ustalenie miejsca spotkań bandy przemytników zajęło jej kilka ostatnich dni... i nocy. Ale nie żałowała rzekomo zmarnowanych momentów. Czaiła się na nich od dosyć dawna i teraz miała możliwość wykończenia cholerstwa. Raka toczącego bądź co bądź całkiem przyjemne miasto. Pożałowała za to, że nie zorganizowała sobie żadnego noktowizora. Przyświecanie sobie latarką wystawiałoby ją potencjalnym przeciwnikom niczym na tacy, a stworzenie płomienia było jeszcze głupszym pomysłem. Zostawało więc kierowanie się jedynie znajomością terenu w stronę, gdzie podobno miały znajdować się jej dzisiejsze cele. Przemykając po cichu przy ścianach, kryjąc się w cieniu, prawie niewidoczna dla osób, które nie zwracały uwagę na otoczenie i nie miały super wzmocnionego wzroku czy czegokolwiek innego, co pozwalałoby widzieć w ciemnościach. Wstyd się przyznać, ale na samym początku trochę pobłądziła. Po ciemku wszystko wyglądało inaczej, jak zawsze zresztą. W końcu jednak udało jej się znaleźć właściwe miejsce spotkania, więc umiejscowiła się na dachu jakiegoś wagonu, chcąc najpierw posłuchać, czy dobrze trafiła. Bo najważniejsze to mieć jakiś plan. Ręka odruchowo sięgnęła do broni, tak na wszelki wypadek. Nie spodziewała się jednak, że będzie ich aż tylu. Liczyła na maksymalnie 5-10 osób. Tutaj było ich około 20. Chyba trafiła na jakieś większe spotkanie. Mimo tego została, obserwując z góry rozwój sytuacji. Na początku kłótnie, ale to normalne. Potem próby negocjacji, zakończone kilkoma strzałami z broni z tłumikiem. Liczba obecnych zmniejszyła się do mniej więcej 14. I nastał pokój... Aż w końcu przybyła najważniejsza osoba spotkania, na którą to Eagle się nastawiała. Po cichu podniosła się, kucając na dachu. - Dlaczego nikt nigdy nie patrzy w górę? - spytała siebie samą pod nosem, powoli przemieszczając się tak, by być jak najbliżej celu. Na wargach ukrytych pod chustką pojawił się szeroki uśmiech. Poprawiła kaptur, bo ujawienie swojej twarzy było ostatnim, czego by chciała. Płotki jej nie interesowały, tylko szef. Dwójka ochroniarzy, samochód kawałek dalej... Miała całą noc, mogła cierpliwie czekać. Mężczyzna oddalił się kawałek, w boczną alejkę, aby gdzieś zadzwonić... Jej szansa. Zeszła z dachu od drugiej strony, korzystając z nieuwagi ochroniarzy posłała im po kulce w nogę. Nie będą jej ścigać przynajmniej. Wbiegła do alejki, szukając celu. Stał. Kilka metrów od niej. Rozbieg i skok, niestety, zbyt głośno. Usłyszał. Nie była dobra w walce wręcz, za wiele jej brakowało, by taką zaczynać. Ukryła się za stertą czegoś, unikając kulki. Świetnie. Krzyki zaalarmowały resztę, więc zostało wiać. - Cholera, spaprać taką okazję... - warknęła na siebie. Czasem w takich momentach naprawdę potrzebowała wsparcia. Ale nie trwało to zbyt długo. Posłała kilka strzałów w nadbiegających i rzuciła się do ucieczki. Znajdzie się inna okazja, jak zawsze. Jej największym atutem była ciemność, bo nie mogli dostrzec jej między kontenerami. Wskoczyła na jeden z nich, biegnąc przed siebie, przeskakując je po kolei, by w końcu będąc wystarczająco daleko zeskoczyć i natknąć się na kogoś, kogo w zasadzie nie powinno tam być. Uniosła brwi, czego kaptur nie pokazał. - Telefon na gliny nic nie da... Zanim przyjadą, tamci i tak się zmyją. - poinformowała, trochę nawet kpiąco. Miała delikatną zadyszkę i była kompletnie nieświadoma faktu, że wciąż trzyma w ręku broń. Dwie zamaskowane postacie, w ciemnej alejce pomiędzy kontenerami... Świetnie po prostu. Na razie była skłonna uznać osobnika za cywila, ale pytanie jak szybko ta ocena się zmieni. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Budynki portowe Czw Cze 15, 2017 5:40 am | |
| Stojąc z telefonem w ręce myślał tylko o jednym - Czy Rick w ogóle odbierze? Był środek nocy, a sam telefon do niego niewiele by zdziałał. Chris jednak myślał tylko o tym, aby powiedzieć mu, że nie ma powodu do zmartwień i że zaraz wróci do mieszkania. Pewnie jego zniknięcie mogło wywołać małe zamieszanie, choć przecież tego chciał uniknąć - kolejnych awantur. Jaszczur zmrużył ślepia, wpatrując się w jasny ekran telefonu. Nie, nie, zrobi tego. Nie pozwoli siebie ograniczać przez głupi incydent. Nikogo nie skrzywdził, nikt nie ucierpiał. Zresztą sam zadbał o to, aby to się nigdy więcej nie powtórzyło. Pod rękawami zielonej bluzy nadal skrywały się amatorskie zabezpieczenia w postaci taśmy izolacyjnej na unerwionych kolcach, natomiast najgroźniejszą broń, jaką stanowiły jego kły, zasłaniała maska. Niczego więcej nie potrzebował. Sam ze wszystkim potrafił sobie poradzić. Tak sądził... i tylko czekał, aż tamci to zrozumieją. Zagryzł wargę i gdy już miał schować urządzenie do kieszeni, niespodziewanie usłyszał czyjeś głosy, zdecydowanie należące do mężczyzn. Gad wytężył słuch, rozglądając się dookoła i próbując namierzyć ich źródło. Szybko zorientował się, że ktoś ewidentnie idzie w jego kierunku, więc pospiesznie poszukał kryjówki i skrył się jak wcześniej między kontenerami, wykorzystując przy tym brak jakiegokolwiek oświetlenia, które mógłoby zdradzić jego obecność. Przykucnął tuż nad ziemią, usadawiając dłonie na podłożu i czekał. Dwie muskularne sylwetki niczym cienie przemknęły przed ślepiami jaszczura, aby bez żadnych podejrzeń iść dalej, nieświadomi obecności osoby trzeciej tuż obok. Na wyciągnięcie ręki. Gdy niebezpieczeństwo minęło, Chris wystawił głowę, oglądając się za nimi i próbując domyślić się, kim oni właściwie byli. Wtedy też dostrzegł broń przytwierdzoną do pasa jednego z osiłków. Na ten widok omal nie zachłysnął się powietrzem, czym prędzej wracając do swojej ciemnej kryjówki. Cholera, gdzie on był? Co to za jedni? W jednej chwili cały spokój opuścił umysł jaszczura, a serce poczęło uderzać w jego klatkę piersiową jak szalone. Przywarł plecami do ściany, za nic w świecie nie zamierzając wyjść. Tamci wciąż mogli być gdzieś w pobliżu, a gad nie miał przy sobie nic, czym mógłby się bronić przed napastnikami. Nie wyglądali przyjaźnie i pewnie ich zamiary również takie nie były. Tylko czego tutaj szukali? Chris po kilku minutach odważył się rozejrzeć i wyjść. Cisza, zupełna cisza. Reptilianin nie mógł siedzieć w miejscu i czekać na objawienie. Nie taki miał charakter i choć sporo ryzykował, zamierzał niespostrzeżenie wydostać się z tego obiektu. Oddalił się od punktu, w którym dotąd przebywał i nic niepokojącego się już więcej nie działo. Dziwne, ale szybko wytłumaczył to tym, że trafił na nieumundurowaną ochronę... czy coś w ten deseń. To go wewnętrznie ukoiło. Może jednak popadał w lekką paranoję przez Slayera? To było aż zbyt prawdopodobne. Wtem gdzieś w oddali rozległy się krzyki i huk, który powtórzył się jeszcze kilkakrotnie. Jaszczur omal nie wylądował na ziemi, gdy w ułamku sekund rozpoznał w tym dźwięki wystrzałów. Bez chwili namysłu zaczął uciekać ile sił w nogach. Słyszał uniesione głosy nawołujące do pogoni i dalszego oddawania strzałów. Nie miał pojęcia, co się dzieje, lecz zdrowy rozsądek nakazał mu czym prędzej powiadomić odpowiednie służby, zanim dojdzie do jakieś tragedii albo (co gorsza) stanie się coś jemu samemu. Przebywając już w teoretycznie bezpiecznym zaułku, miał już telefon w dłoniach, lecz ku zaskoczeniu jaszczura, komórka za nic nie chciała się włączyć. Padła bateria. Zaklął pod nosem, uporczywie próbując go włączyć. Nie teraz! Nieudolne próby przerwało pojawienie się kogoś, kogo Chris absolutnie się nie spodziewał. Dostrzegając ruch kątem oka, szybko odwrócił się w tamtą stronę, chowając telefon z pola widzenia, lecz zrobił to za późno, bowiem nieproszony gość zdążył go nakryć. Spodziewał się najgorszego. Tego, że jest to któryś ze sprawców strzelaniny. Od razu zacisnął dłoń ma masce, podczas gdy gadzie źrenice zwężyły się groźnie, czego w ciemności nie dało się jednak zauważyć - również tego, że nie jest człowiekiem. Uniósł brew, cofając się o kilka kroków, gdy usłyszał uwagę nieznajomej. - Jacy "tamci"? Kim jesteś? - wydusił jedynie. To były pierwsze słowa, jakie cisnęły mu się na język. Zupełnym przypadkiem natrafił wzrokiem na broń trzymaną przez kobietę. Sprawa wydawała się oczywista. Kobieta musiała być współodpowiedzialna za całe zamieszanie. - Czemu mówisz to z takim spokojem? Zaraz kogoś zabiją! - krzyknął, wskazując palcem kierunek, z którego dochodziły strzały. Odwrócił się do dziewczyny bokiem, starając się nieudolnie skorzystać z bezużytecznego teraz telefonu. - Policja musi tu przyjechać, rozumiesz? Ona się tym zajmie. Nie powiem, co odwalasz, pod warunkiem, że dasz mi się jakoś z nimi... - i w tym momencie w końcu zdał sobie sprawę, że nie uda im się skontaktować ze służbami i są zdani na siebie. - Ja walę, czemu mnie to spotyka. - wymamrotał do siebie Chris, odwracając się przodem do dziewczyny. - Schowaj broń, zanim zrobisz komuś krzywdę. - powiedział. W tonie jaszczura dało się dosłyszeć groźbę. Jaszczur nie wydawał się być zwolennikiem takiego rozwiązania, gdzie kulka załatwia wszystko. Zamiast brać sprawę w swoje ręce i samodzielnie wymierzać sprawiedliwość, powinni przekazać sprawę policji. Chris nie chciał być za nic osądzany, w tym za współpracę z kimś, kto ma broń i bez wątpienia coś na sumieniu. O ile można było mówić o jakiejkolwiek współpracy... Reptilianin był więc gotów ściągnąć maskę. Nie ufał obcej z bronią, kto by ufał? - Zaraz zrobi się nieprzyjemnie. - powiedział cicho. Obawiał się, że straci nad sobą kontrolę jak przy spotkaniu ze Slayerem. Starał się odwracać swoją uwagę. Nie myśleć o samym pistolecie a o postaci, która go trzyma. Nie wiedział w jaki sposób to działało i co było czynnikiem zapalnym. - Schowaj broń. - powtórzył stanowczo. Miał ku temu dobre intencje. Nie zamierzał nikogo skrzywdzić, nawet możliwego zabójcy przed sobą. |
| | | Kera
Liczba postów : 58 Data dołączenia : 05/06/2017
| Temat: Re: Budynki portowe Sob Cze 17, 2017 5:46 pm | |
| Krzyków w zasadzie było słychać dość dużo. Jakby ktoś kogoś ścigał, pytanie tylko kogo. Chociaż w sumie bandyta raczej nie doradzałby, że nie opłaca się dzwonić po policję, tylko zacząłby terroryzować bronią, wykrzykując przy tym jakieś groźby. Przynajmniej w teorii, bo co zrobi bandyta, mógł wiedzieć tylko bandyta. Kera bandytą nie była, chociaż z boku może nawet mogło to w ten sposób wyglądać. Zakapturzona i z zasłoniętą twarzą w zasadzie nie budziła jakiegoś specjalnego zaufania, tyle że po prostu jak na razie w nikogo nie celowała z broni. - Nooo, tamci. – machnęła ręką wskazując kierunek gdzieś za plecami nieznajomego. – Co się drą i strzelają. – wytłumaczyła, troszkę jednak rozbawiona sytuacją. Słysząc za to, że kogoś zabiją, przekrzywiła głowę, jakby wsłuchując się w dźwięki nocy. - Ano. Mnie. – wyjaśniła uprzejmie, ewidentnie nieprzejęta tym faktem. Biegnąc po kontenerach miała sporą przewagę, więc na razie mogła trochę porozmawiać. Ale na pewno niezbyt długo. – Więc nie rozumiem, dlaczego miałabym panikować. Z wyraźnym zainteresowaniem obserwowała, jak facet wbrew jej sugestiom próbuje wezwać gliny. No przecież mówiła, że to nie ma sensu. Ale nie, nieznajomy wie lepiej. Korzystała z tej chwili przerwy, by nieco odpocząć i złapać oddech. No i przy okazji zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja. Liczyła, że nie będzie musiała ani strzelać, ani używać mocy. Mimo wszystko nie była jakąś zabójczynią, ona tylko dbała o to miasto i wykonywała robotę, której policja wykonać z jakichś powodów nie mogła. - Po pierwsze, gliny tu nie zdążą. – powiedziała cierpliwie, jak do dziecka. – Po drugie, naprawdę sądzisz, że oni zaczekają z zabiciem nas na policję? A po trzecie, oni są coraz bliżej. Więc o ile chcesz przetrwać, proponuję iść za mną. Chyba że sam wiesz, jak stąd wyjść w ciągu następnych 3 minut. – zlitowała się nad gościem, bo naprawdę był przerażony. W sumie kto by nie był w takiej sytuacji…? No, mowa o normalnych ludziach. Ona sama normalną nie była, ze swoimi mocami i przeszłością gliny. - Jak będzie trzeba to zrobię. – to było chyba naturalne, że nie będzie stać jak słup i nie próbować się bronić w każdy możliwi sposób, podczas gdy jacyś narwańcy próbują ją zastrzelić. Jeśli nie podobało mu się, że ktoś wolał sam brać sprawy we własne ręce, zamiast czekać na patrol, który może nie zdążyć i przy tym dać się zabić, to miał drogę wolną. Wątpiła jednak, czy bandyci będą pytać, po czyjej stronie jest mężczyzna. Jak dla niej prędzej zaczną strzelać, niż zadawać pytania. No ale skoro gościu był na tyle naiwny, żeby sądzić, że będzie inaczej, to naprawdę nie był już jej problem. Chciała pomóc, ale nie będzie odwodzić samobójcy od samobójstwa, to się mijało z celem. - Ano zrobi. – kiwnęła głową, słysząc kroki i krzyki coraz bliżej. Wobec czego schowała broń i zręcznie wdrapała się na dach kontenera, kładąc na nim na brzuchu i wyciągając rękę do mężczyzny. – Nie zwariowałam, nie dam się zabić. Większość populacji w Ameryce nosi przy sobie broń. Jak chcesz przeżyć, to mogę Cię stąd wyprowadzić. Jak nie, życzę powodzenia w tłumaczeniu tej bandzie, że nie współpracujesz ze mną… Chociaż wątpię, żebyś miał czas na takie tłumaczenia. Więc jak? Kłócisz się ze mną o broń, której jak na razie nie zamierzam używać, czy wolisz zginąć? – spytała, już ciut zirytowana jego monotonnym zachowaniem. Gościu chyba nie rozumiał, co tu się dzieje. Wyciągnęła z powrotem broń, próbując dostrzec, czy ktoś się zbliża, czy nie.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Budynki portowe Nie Cze 18, 2017 4:24 pm | |
| Mina Chrisa była bezcenna, kiedy tak stał i słuchał absolutnie niczym nie przejętej kobiety, a w tle wciąż słychać było agresywne wrzaski bandy gangsterów, którzy zmierzali prosto w ich kierunku. Na twarzy jaszczura gościła mieszanina szoku, niedowierzania oraz zirytowania podejściem obcej dziewczyny do sprawy. Christopher, który zazwyczaj unikał przepisów i nudnych zasad jak tylko mógł, wcielił się teraz w rolę idealnego do skrajności obywatela. Taka postawa wcale nie musiała być lepsza od tej, jaką przyjęła sobie uzbrojona kruszyna. Na samą zabawę telefonem jaszczur stracił bardzo wiele czasu a było to zupełnie bezcelowe. Gad początkowo z grymasem niezadowolenia słuchał tłumaczeń nieznajomej, mówiącej do niego jak do osoby niespełna rozumu. Oczywiste, że mu się to nie podobało, jednakże reptilianin już raz udowodnił, że uparcie trzymał się swojego zdania, więc i z takim jego nastawieniem trzeba się było liczyć. Niemniej jednak zamaskowana mówiła z sensem i Chris w końcu musiał przyznać jej rację. Nic innego mu pozostało, a skoro teraz siedzieli w tym razem, jaszczur musiał wykazać choć odrobinę zaangażowania i chęci współpracy, lecz z tym drugim to szło bardzo opornie. Niska i niepozorna dziewczyna wdrapała się na metalową skrzynię i patrzyła na reptilianina z góry. Jej sprawność zadziwiała. Christopher zamrugał na ten widok, lecz szybko ukrył swe zaskoczenie i powstrzymał się od zadania głupiego pytania z serii "Ale jak Ty to...?". Nie, nie mógł wyjść na idiotę. Nie przed pierwszą lepszą dziewczyną. Bezimienna wyciągnęła w jego stronę rękę, lecz mężczyzna nie dawał się tak łatwo przekonać. Zwątpił dopiero wtedy, gdy ta postawiła go przed wyborem. Zbliżył swoją dłoń do dłoni rówieśniczki. - Zdecydowanie nie to drugie. - stwierdził, w końcu się uśmiechając, lecz gdy już ich ręce miały się złączyć, Chris postanowił sam wdrapać się na górę. Poszło mu to zdecydowanie gorzej i będąc już na szczycie, miał niemały problem z podciągnięciem reszty ciała. Łuskowaty ewidentnie stracił formę i było to widać. Jeszcze dzisiaj zdążył wyjeść ciastko z lodówki i kupić hot-doga w parku. W inne dni pewnie wcale nie lepiej się odżywiał. Gdyby nie pazury, które zadrapywały blachę z charaktetystycznym i nieprzyjemnym dla ucha dźwiękiem oraz w jakiś sposób pomagały mu się utrzymać, prawdopodobnie sam nie dałby sobie rady. Koniec końców udało mu się i znalazł się obok dziewczynt. Zasapał, opierając dłonie o kolana. - Jezu, w AC to jakoś łatwiej szło. Daj chwilkę. - powiedział, biorąc jeszcze kilka wdechów i prostując kości. Faktycznie trwało to chwilkę, ale pozostało mieć nadzieję, że tak nie będzie za każdym razem. - Każdy tak umie. - dodał, szczerząc się przez maskę i uznając samo wdrapanie się na kontener za formę rywalizacji. Genialna rywalizacja, skoro właśnie pochwalił się swoimi umiejętnościami kaskaderskimi. Rozejrzał się, mając teraz lepszy wgląd na strukturę portu. Nie spodziewał się, że ten port będzie taki duży. Znalezienie drogi do wyjścia zdawało się niemożliwe, gdyby dalej mieli się trzymać ziemi. Teraz za to mieli znacznie szybszą trasę, na której widok jaszczur nie był zachwycony. Kontenery były umiejscowione w taki sposób, iż przy odrobinie wyczucia i wprawy dało się przeskoczyć na drugą stronę... o ile nie leżało się całymi dniami na ławeczce w parku. Christopher odwrócił się do kobiety, zdając sobie sprawę z tego, co ta planuje. - Ty na poważnie? - zapytał, unosząc brew. Chyba sobie żartuje... Twórczą dyskusję między dwójką przerwał pocisk, który przeleciał tuż nad ramieniem dziewczyny, cudem jej nie raniąc. Był to dla nich jednoznaczny sygnał do startu i nawet nie minęła chwila, gdy przestraszony jaszczur mimo przeciwności popędził przed siebie wyznaczoną trasą, zostawiając za sobą kobietę jak na dżentelmena przystało. Czas reakcji zaskakiwał i jego nowo odkrytą super zdolnością okazała się zdolność ulatniania się. Czyli jednak był w czymś dobry... Podczas biegu całkiem sprawnie radził sobie ze skakaniem. Jak się okazało, mężczyźnie wystarczyła tylko odrobina motywacji. Zdrowa aktywność to podstawa, zwłaszcza jak masz na ogonie wariatów z bronią. Dziewczyna prawdopodobnie nie miała żadnego problemu z dogonieniem jaszczurki. Może i Chris szybko wystartował, ale dalszy bieg pozostawiał wiele do życzenia. Brakowało mu doświadczenia, którego nieznajoma zdawała się mieć pod dostatkiem. Reptilianin w tym momencie w głównej mierze polegał na farcie, a ten fart prędzej czy później musiał go opuścić. Tuż przed nimi wyłoniły się dwie sylwetki, które po chwili zaczęły oddawać strzały w ich kierunku. Celowali na ślepo. Jaszczur przerażony tym faktem chciał zawrócić i nagle stracił grunt pod nogami, dosłownie wypadając z trasy i lądując na dole. Nic mu się nie stało. Usiłował czym prędzej wdrapać się na górę i podążyć za dziewczyną, lecz wtedy coś mocno pociągnęło go za kaptur bluzy. Chris odruchowo wykonał rozmach i z łokcia uderzył nieszczęśnika prosto w twarz. Napastnik dopiero potem postanowił użyć broni i gdy już miał zamiar ją wyciągnąć, jaszczur kilkakrotnie uderzył go z pięści, na końcu przygniatając przestępcę barkiem do ściany najbliższego kontenera. Gdy jaszczur od niego odstąpił, człowiek bezwładnie osunął się na ziemię. Chris spojrzał na swoje ręce. Nie miał pojęcia, że tak potrafił. Dobrych kilka miesięcy temu uczęszczał na boks, aby przypodobać się pewnej dziewczynie, ale nie sądził, że cokolwiek z tych ćwiczeń wyniesie. Uznał, że miał po prostu sporo szczęścia. Nie zrobi z siebie od razu wojownika. Poprawił swoją maskę, patrząc na oprycha, który szybko zaczął dochodzić do siebie. Można było się tego spodziewać. Chris choć wydawał się podczas tej krótkiej walki brutalny, nie chciał zrobić mężczyźnie większej krzywdy niż to konieczne. Reptilianin podszedł do człowieka i przeszukał go z zamiarem zdobycia czegoś do obrony. Zacisnął dłoń na znalezionym w kurtce pistolecie, powoli wstając. Przyjrzał się uważnie znalezisku, nie mając pojęcia jak się z tego korzysta. Nigdy wcześniej nie trzymał w ręku broni... Zmrużył oczy w skupieniu, obracając pistolet w dłoniach i nagle broń wystrzeliła, trafiając między stopy łuskowatego. Chris upuścił momentalnie przedmiot z przerwanym krzykiem, a następnie kilka razy zgniótł go stopą jak robactwo. Oczywiście broń ani trochę na tym nie ucierpiała i jaszczur tylko się ośmieszył. Kiedy jednak doszedł do siebie, ostrożnie podniósł pistolet z ziemi i spojrzał w stronę, w którą biegła nowo poznana dziewczyna. Wdrapał się na kontener i szybko ruszył jej śladem, mając nadzieję, że nic się jej nie stało. |
| | | Kera
Liczba postów : 58 Data dołączenia : 05/06/2017
| Temat: Re: Budynki portowe Wto Cze 20, 2017 12:42 pm | |
| W zasadzie wszystko było kwestią przyzwyczajenia. Przez ostatnie kilka miesięcy tyle razy ktoś próbował ją zastrzelić, że jeden raz w tę czy w tamtą stronę nie robił różnicy. Poza tym to była taka okolica, że to nie było nic dziwnego. Najwyraźniej nieznajomy nie miał zielonego pojęcia, dokąd trafił… Jego problem. Na jej ustach mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech, na całe szczęście skryty chustką. Spojrzenie mężczyzny było po prostu świetne, gdy wdrapała się na kontener bez najmniejszego wysiłku. - No w końcu zaczynasz współpracować. – nooooo widać było, że nie jest zbyt wysportowany i przyzwyczajony do łażenia po takich miejscach, ale przynajmniej przestał zrzędzić i zdecydował się, że przetrwanie jest ważniejsze. Cóż, sama tak uważała. Z trudem powstrzymując się od śmiechu dała obserwowała wysiłki towarzysza w odzyskaniu oddechu po jakże ciężkim wysiłku w postaci wdrapania się na kontener. - Typowy facet, nie poprosi o pomoc, a potem będzie sapał. – mruknęła pod nosem, kręcąc głową. Jakby mu pomogła, nie wyglądałby jak alpinista po zdobyciu Mount Everest. – Nie powiedziałabym, że każdy… Ty na pewno nie. – musiała. Taka drobna szpileczka za te teksty o chowaniu broni w trakcie takiego niebezpieczeństwa. Obrzuciła wprawnym wzrokiem kontenery i ich ustawienie. Żaden problem w skakaniu z jednego na drugi… przynajmniej dla niej. I gdy już miała mu odpowiedzieć, kulka świsnęła jej tuż obok ramienia. W zasadzie to był doskonały sygnał do startu. Chociaż nie mogła powstrzymać prychnięcia, gdy pan praworządny obywatel „zadzwońmy po policję” zaczął wiać, aż się za nim kurzyło. Oczywiście ją zostawił samej sobie, no genialnie po prostu. Nie, że dogoniła go w przeciągu następnych kilku sekund biegu i to bez większego wysiłku. I na pewno z o wiele większym doświadczeniem i gracją przeskakiwała z kontenera na kontener, ani na chwilę nie tracąc równowagi. Chociaż ciągły bieg jednak trochę zaczynał dawać w kość. No a potem wszystko diabli wzięli. I to tak solidnie. Plus był taki, że tamci strzelali na ślepo. Wyciągnęła broń, znajomym ruchem strzelając idiotom po nogach, żeby zlecieli z kontenera i tym samym zrobili jej miejsce. Generalnie nawet się udało, z tym że na kontener zaczęli włazić kolejni. No i w międzyczasie zdążyła gdzieś stracić z oczu tego dziwnego osobnika. Trudno, musi sobie radzić sam. podsumowała, świadoma faktu, że magazynek był pusty, a czasu na zmianę nie miała. W duchu przeklęła swoją chęć pomocy. Gdyby nie to, już dawno by jej tu nie było. Ale nie, jak skończona idiotka, musiała najpierw dyskutować z tamtym, a potem zdecydować się mu pomóc. Głupota totalna. Dzięki temu teraz musiała zastanawiać się, jak wydostać się z portu. Motor stał dobry kawałek dalej, tak dla bezpieczeństwa, więc nie dość, że musiała odnaleźć przypadkowego, tfu, świadka całej afery, to jeszcze dostać się do pojazdu i zmyć się, zanim strzały faktycznie przyciągną tu gliny. Ani NYPD ani FBI nie byliby zachwyceni z jej obecności oraz działań wymierzonych w przestępczość. Rzut oka wokół upewnił ją, że przynajmniej jedną osobę będzie musiała znokautować. Plus był taki, że miała do czynienia z samymi mężczyznami. Może niesportowe zachowanie, ale oni do niej strzelali. Podbiegła do jednego z nich, celnym kopniakiem poniżej pasa eliminując go z gry i zepchnęła go na kolejnych dwóch, próbujących dostać się na górę. Naprawdę wygodniej byłoby mieć obecnie broń… Wzięła rozbieg, po czym przeskoczyła na kolejny kontener. I kolejny. Zastanowiła się mimowolnie, gdzie się podział jej „towarzysz” i wyraziła nadzieję, że miał wystarczająco oleju we łbie, żeby się zawinąć stąd byle dalej. Kucnęła w plamie cienia, korzystając z chwili ciszy i spokoju. Wymieniła magazynki w pistolecie, czujnie obserwując teren. Była blisko ulicy, ale nie mogła zejść na dół, bo ulicę ktoś obstawił. Przydałaby się jakaś dywersja, ale do tej najlepsze były granaty. Czy cokolwiek innego, co narobiłoby huku i płomieni. No w sumie zawsze mogła użyć mocy… Jeśli w przeciągu następnej minuty nie wymyśli nic lepszego, to zapewne to zrobi. Zakładając, że tamci pójdą w stronę wybuchu, czmychnięcie w dół ulicy do najbliższego skrzyżowania nie powinno być takie ciężkie. A wtedy złapać motor i tyle ją widzieli. Z tym, że wciąż martwiła się o tamtego faceta i chyba tylko dlatego wciąż siedziała po cichu, próbując go wypatrzyć. W końcu jeśli bandyci go dorwą, będzie po nim. Nie będą zadawać żadnych pytań. - A mówiłam, żeby trzymał się mnie. – mruknęła pod nosem, trochę zirytowana. Głównie swoim dobrym sercem. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Budynki portowe Pią Cze 23, 2017 9:16 pm | |
| Chris wcale nie uciekał, mimo szansy, jaką otrzymał od losu. Trudno określić, czym się przy tym kierował. Chęcią pomocy, adrenaliną a może i zwyczajną głupotą - nie wiadomo. Posiadając broń nie czuł się bezbronny i z drugiej strony dziewczyna swoim pojawieniem mogła uratować mu życie. Gdyby nie ona, pewnie nie prędko zorientowałby się, że dookoła łazi tylu uzbrojonych bandytów, którzy tylko czekali, aby poderżnąć niewygodnemu świadkowi gardło. Pokazali na co było ich stać i udowodnili tym samym, że na negocjacje jest już stanowczo za późno. Tylko dlaczego byli oni na tyle zdeterminowani, że ścigali tamtą dziewczynę, pomimo narażania się na takie ryzyko? Może i była to tylko dziewczyna, lecz każdy, kto ma broń i wie jak zrobić z niej pożytek był niebezpieczny. Musiała im nieźle podpaść... Reptilianin biegł trasą, którą prawdopodobnie mogła kierować się przypadkowo napotkana dziewczyna. Nie sprawiało mu to już takiego trudu jak poprzednio, lecz pewnie poczuje bóle mięśni dopiero wtedy, gdy będzie już po wszystkim i adrenalina go opuści. Podczas tego biegu zorientował się, że zrobiło się podejrzanie cicho. Nie słychać już było krzyków, wystrzałów. Niczego. Christopher stopniowo zwalniał, aż w końcu się zatrzymał, aby wytężyć wszystkie zmysły, jakie mu pozostały. Nic. Dalej nic. Czy to oznaczało, że było już po wszystkim? Ciszę przerywało jedynie sapanie zmęczonego jaszczura, który starał się nie dopuszczać do siebie najgorszego scenariusza, w którym bandyci zdołali dorwac kobietę. Nie wiązały ich żadne szczególne relacje - znali się zbyt krótko, jednak mowa tu o czyimś życiu, a każde życie miało wartość dla Chrisa. Gad zacisnął mocniej dłoń na uchwycie pistoletu, wyrównując oddech i powoli idąc przed siebie. Chciał tego uniknąć, lecz jeżeli banda bezmózgów skrzywdziła w jakikolwiek sposób Bezimienną, nie będzie miał dla nich żadnej taryfy ulgowej. Jego cierpliwość właśnie się wyczerpała. Zapewne włóczyłby się dalej, gdyby nie natrafił na poszukiwaną osobniczkę, która najprawdopodobniej w jakiś sposób zwróciła na siebie jego uwagę, gdy dostrzegła w ciemnościach znajomą sylwetkę. Możliwe też, że Chris sam ją odnalazł. Nic nie mogło opisać tego, co czuł jaszczur, gdy zobaczył ją całą i zdrową, a wszelkie wątpliwości i zmartwienia opusciły jego myśli. - Boże, myślałem, że już po Tobie. - powiedział, nawet nie próbując ukryć swojej radości na widok dziewczyny. Początek znajomości nie należał do udanych, lecz nie zmieniało to faktu, że Chris modlił się w duchu o to, aby jeszcze się zobaczyli. - Spójrz co mam. Jednak coś potrafię. - dodał, unosząc rekę i pokazując świeżo zdobytą broń. Chyba nie musiał wyjaśniać, skąd ją wziął... - Może w końcu na coś się przydam. - usmiechnął się do niej. Zdążył się zorientować, że wcześniej nie był jakoś wyjątkowo pomocny, więc czas to nadrobić. Jest broń, po tamtych nie ma śladu. Mają szansę na wydostanie się stąd bez zadrapania. Lecz w pewnym momencie Christopher zamilkł, patrząc na dziewczynę pustym wzrokiem. Uśmiech zniknął z jego twarzy. Zupełnie tak, jakby się wyłączył. Trwało to dosłownie chwilę i mężczyzna nagle wymierzył do byłej agentki, nie oddając jednak strzału w jej kierunku. Gdyby już wtedy dziewczyna spróbowała strzelić, Chris zapewne byłby od niej szybszy. Stał w bezruchu, nadal mając celownik skierowany na kobietę. Dopiero teraz w jego oczach dało się ujrzeć przerażenie, jednak za nic nie mógł się ruszyć. Gdzieś nieopodal rozległy się cicho stawiane kroki. - Proszę, proszę. A więc tu się ukryłaś. - odezwał się obcy głos. Tajemniczy mężczyzna zbliżał się do dwójki, w jednej ręce trzymając broń, wymierzoną w dziewczynę tak samo jak Chris a drugą (pustą dłoń) mając nakierowaną na postać samego reptilianina. - Dość tych gierek, młoda. Tamtych debili może i załatwiłaś, ale nie ze mną te stare numery. Zadarłaś z niewłaściwymi ludźmi. - rzekł, uśmiechając się doń złowieszczo. - Ja jestem inny niż Ty. Szef mnie sowicie wynagrodzi, gdy osobiście Cię do niego zawlokę. - zaśmiał się. Chris mógł być tylko świadkiem. Nie mógł zrobić nic, aby pomóc dziewczynie. Jakas siła przejęła nad nim kontrolę i mimo iż ciało nie należało już do niego, reptilianin był wszystkiego świadomy. Próbował odwrócić się w stronę przeciwnika i strzelić, ale to było na nic. Bandzior zerknął na niego kątem oka. - Nie próbuj z tym walczyć, mutancie. - powiedział jedynie i wolna dłoń jaszczura spoczęła na gardle swojego właściciela. Christopher od razu zaniechał swoich działań. - Tak lepiej. - mruknął napastnik, tracąc zainteresowanie reptilianinem. Nim mógł się zająć dużo później. Nie było już żadnych wątpliwości. Stanęli oko w oko z innym mutantem, który dotąd wszystko obserwował z boku. Mężczyzna odziany w czarną kurtkę spojrzał na dziewczynę. - Mam nadzieję, że będziesz ze mną współpracować. Kto Cię nasłał? Wiemy, że nie jesteś przypadkowym cywilem. Wszelkiego typu bajki możesz sobie od razu darować - i tak dojdziemy do prawdy. Uprzedzam, iż nie jestem dzisiaj w dobrym nastroju, więc masz tylko jedną jedyną szansę... Mów wszystko, co wiesz. W przeciwnym razie zginiecie oboje. - |
| | | Kera
Liczba postów : 58 Data dołączenia : 05/06/2017
| Temat: Re: Budynki portowe Pon Cze 26, 2017 8:56 pm | |
| Bardzo miło z jego strony, że jednak nie uciekał. Mimo wszystko towarzystwo jednak miało więcej plusów, w dwie osoby łatwiej było zrobić dywersję. Wprawdzie potem zapewne jaszczur dostanie porządny ochrzan za oddalanie się bez potrzeby i narażanie jej na dodatkowe stresy, ale na razie była skłonna bardziej być szczęśliwa z faktu, że mężczyzna jednak przeżył i nawet postanowił ją odnaleźć, zamiast miło oddalić się w bliżej nieokreślonym kierunku. W zasadzie skłonna była już robić dywersję sama, uznając, że nieznajomego wcięło, gdy po prostu wszedł w jakiś kawałek światła, pozwalając się dostrzec Kerze. Eagle odetchnęła z ulgą, wysuwając się z plamy cienia, by pokazać mu, gdzie się znajduje. Kamień spadł jej z serca, wciąż gdzieś z tyłu głowy kołatała się świadomość, że de facto przez nią mogli go kropnąć. Nie byłaby to miła rzecz już i tak miała wyrzuty sumienia, że go tu ściągnęła i wpakowała w sam środek tego bagna. Podstawowa zasada, nie wciągać do akcji cywili. To się musi źle skończyć. - I wzajemnie. – ton jej głosu był naprawdę… pełen ulgi? Czyżby mimo początkowej szorstkości dziewczyna też cieszyła się, że przeżył? – Cieszę się, że nic Ci nie jest. Nie wybaczyłabym sobie, gdybyś oberwał z mojej winy… Masz broń! Świetnie. Mnie skończyły się już naboje. – wyprostowała się, dostrzegając coraz więcej plusów sytuacji. No cóż, jednak potrafił być przydatny. Wyciągnęła rękę po pistolet, gdy nagle sytuacja zmieniła się o dobre 180 stopni. - Pogrzało Cię? – spytała ostro, gdy wycelował do niej. No nie no, to już zakrawało na kiepski film akcji. Najpierw niby się cieszy na jej widok, a teraz próbuje ją zastrzelić? No co jest, do wszystkich diabłów? Nie próbowała się jednak ruszyć, przynajmniej w tej chwili. To był niebezpieczny pomysł. Po chwili jednak zaczęła dostrzegać, że coś tu nie pasuje. Stał w kompletnym bezruchu, a byle cywil takich rzeczy robić nie potrafił. Nawet nie mrugał. I to przerażenie w oczach, na które dopiero teraz zwróciła uwagę… Coś tu było mocno nie tak. Ale zanim zdążyła powiedzieć to na głos, ktoś się odezwał z ciemności. Odwróciła się w tamtą stronę, jakoś odruchowo zbliżając się do celującego w nią mężczyzny. Na widok kolejnej broni sytuacja zaczęła się robić naprawdę nieciekawa. - Nigdzie się nie ukrywałam. – powiedziała dumnym tonem, kładąc ręce na biodrach. Myśl, Kera, myśl. – A z kim mam przyjemność, co? – przekrzywiła lekko głowę, nie pozwalając jednak kapturowi odsłonić twarzy. Nie raz zdarzało jej się bywać w tarapatach. Nawet dużych. I na celowniku też bywała. Ale jeszcze nigdy nie musiała wybierać pomiędzy życiem swoim a czyimś. A jeśli już, to byli to gliniarze. Pakujący się w to dobrowolnie, z bronią i wiedzący na co się piszą. Przerażony chłopak obok niej nie miał zielonego pojęcia, co tu się dzieje. Ona sama w sumie też nie, ale… Wybierając taki tryb życia i pracy mogła się spodziewać czegoś podobnego. Że wkurzy nie tych, co trzeba. - Szef powiadasz, co? Interesujące. A czegóż twój szef mógłby ode mnie chcieć, co? I jesteś pewny, że jesteś ode mnie tak bardzo inny? – zaciekawiła się, wciąż starając się znaleźć wyjście z sytuacji, które nie narazi bezbronnego cywila. Słysząc, jak mężczyzna nazywa jej towarzysza mutantem zmarszczyła lekko nos. Nie było jednak czasu na roztrząsanie tego faktu. Skrzyżowała ręce na piersiach. - Zostaw chłopaka w spokoju, to zacznę się zastanawiać nad dobrowolnym pójściem z tobą. Jak sam zdążyłeś zauważyć, jestem problematycznym przeciwnikiem. Wolisz się więc zmęczyć, czy go puścić, co? – w zasadzie to chyba nawet miała już plan. Wiążący się z pokazaniem wszystkim dookoła, co naprawdę, cholera jasna, potrafi, ale co z tego? Chłopak przeżyje, a ona może nie dostanie kulki. A że wychodziło, że jest im potrzebna żywa… No cóż, to oznaczało tylko tyle, że ma przewagę. I to naprawdę sporą. - Oh naprawdę? Najpierw prosisz o współpracę, a potem grozisz śmiercią? – serce waliło jej tak, że chyba na pewno musiało być słyszalne, gdy spokojnie i wolnym kroczkiem zaczęła przybliżać się do mężczyzny. W zasadzie potrzebowała tylko dotknąć broni. Korzystając z faktu, że facet jednak najpierw chciał pogadać i się pochwalić… - Jedyną osobą, która zginie, jesteś ty. – powiedziała miękko, odzianą w rękawiczkę dłonią łapiąc za lufę pistoletu. – I masz jednak rację. Jesteśmy kompletnie różni. – w ułamku sekundy stanęła w płomieniach domyślając się, że zdekoncentruje go wystarczająco, by puścił swoją ofiarę. - Wiej, gówniarzu! – wrzasnęła do Chrisa, sprawiając, że ogień zaczął pełznąć po mężczyźnie. Ogień był zbyt zimny, by spowodować wybuch broni, ale wystarczająco gorący, by dotkliwie sparzyć przeciwnika. Odepchnęła go kopnięciem, gasząc płomień na dłoniach i łapiąc za rękę oszołomionego jaszczura rzuciła się biegiem do uliczki. Nie patrzyła nawet za siebie, czy spaliła faceta, czy nie, czy żył, czy co… Liczyło się przetrwanie. Podczas biegu udało jej się nawet wygasić ogień. Zaraz potem wciągnęła go w jakąś ciemną uliczkę, chowając się za kontenerem na śmieci. Domyślała się, że chłopak nie miał takiej kondycji, jak ona, a sama miała już dość. - Nic Ci nie jest? Wszystko okey? – zerknęła na niego z niepokojem, bojąc się, że mogła mu zrobić jakąś krzywdę. Albo tamten to zrobił.
Ostatnio zmieniony przez Kera dnia Wto Lip 04, 2017 8:58 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Budynki portowe Czw Cze 29, 2017 10:32 am | |
| Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie miało miejsce. Nie potrafił otrząsnąć się z szoku, który tylko pogarszał całą sprawę i czynił go zupełnie bezbronnym wobec nienaturalnym siłom mutanta. Był przerażony tym, w jaki sposób trzymał broń i z jakim zdecydowaniem palec wskazujący spoczywał na spuście, gotów w każdej chwili oddać strzał w stronę kobiety. Nic nie mogło opisać lęku uwięzionego w oczach jaszczura. Bał się tego, co może się zaraz wydarzyć. Bał się samej broni, którą tak mocno trzymał. A jednak wiedział, że mężczyźnie nie chodziło o niego. Bandyta wyłącznie skorzystał z okazji, jaka mu się przytrafiła. Chris znalazł się w złym miejscu i w niewłaściwym czasie... oraz po niewłaściwej stronie, co prędko zostało skorygowane wbrew jego woli. Teraz mógł patrzeć i obserwować jak kończą ci, którzy bawią się w bohaterów. Albo nawet w tym pomóc. Kiedy kobieta zaczęła się przemieszczać, broń jaszczura powoli podążała za nią, z niebezpieczną precyzją nie zmieniając wyznaczonego punktu na jej ciele. Tymczasem mutant również celował do Bezimiennej, przez co Kera znalazła się między młotem a kowadłem, co oczywiście było na rękę przestępcy. Nawet jeśli kruszyna okazałaby się na tyle głupia i zaatakowała któregoś z nich, jeden z mężczyzn od razu zacząłby strzelać. Z tego też powodu bandzior był bardzo pewny swego i nie reagował na to, iż dziewczyna się do niego zbliża, pozwalając jej przy tym powiedzieć to, co miała to powiedzenia. Jemu było to obojętne. W rzeczywistości nawet nie zależało mu na tym, aby została dostarczona żywa. W końcu wypadki przy pracy się zdarzają. Jeżeli okazałaby się dla niego problematyczna, mógł ułatwić sobie zadanie, ponieważ nagrodę miał już zagwarantowaną. Żywa czy nie, najemnik otrzyma swoją zasłużoną nagrodę. Mutant nie był szczególnie rozmowny i nie odpowiadał na słowa byłej agentki. Jedynie bezczelnie uśmiechał się na widok jakże odważnej kobiety, która zmierzała w jego kierunku. Był ciekaw, co takiego mała planuje. Oczekiwał jakiegoś wyzwania, w końcu nie bez powodu tylu jego sprzymierzeńców zawiodło, próbując ją dorwać. On jednak miał coś, co wyróżniało go od innych. Tamci byli słabi, głupi, lekkomyślni. Ścigali uciekinierkę jak stado dzikich zwierząt i tylko on postanowił zrobić zasadzkę, wykorzystując przy tym swój dar. I okazała się ona całkiem skuteczna... Miał dwie pieczenie na jednym ogniu - niedoszłego zabójcę swego szefa oraz niewygodnego świadka. Najemnik nie przewidział jednak tego, co miało nastąpić. Uniósł brew, słysząc ostatnie zdania kobiety. Był tym na tyle zaskoczony, że zbyt późno zauważył dłoń Bezimiennej na lufie pistoletu i nim zdążył zareagować, potężny jasny płomień znalazł się tuż przed jego twarzą. Mężczyzna krzyknął przerażony, widząc jak ogień trawi jego ubranie oraz ręce. Po chwili został odepchnięty i upadł na ziemię, upuszczając swoją broń i z całych sił usiłując zgasić płomienie obejmujące coraz większą powierzchnię jego ciała. Towarzyszyły temu przerażające krzyki i błagania o pomoc. Płonął żywcem. W momencie, gdy zdezorientowany mutant uwolnił ciało jaszczura, Chris zachłysnął się powietrzem, upadając na kolana. Przez cały ten czas miał utrudniony dostęp do tlenu i to nie za sprawą własnej ręki na szyi (ponieważ miała ona jedynie nastraszyć chłopaka), a ściśniętej klatki piersiowej, która podobnie jak reszta ciała była silnie naprężona. Wystarczyło kilka głębokich oddechów, aby Chris doszedł do siebie. Na rozkaz Kery wstał, lecz dziewczyna nie mogła czekać i złapała go za rękę. Reptilianin szybko odzyskał równowagę i uciekł razem z nią z miejsca zdarzenia. W tamtej chwili nawet nie myślał o tym, co się dalej stanie z tamym mężczyzną. Ukryli się za kontenerem na śmieci i gdy adrenalina opadła, mogli w końcu porozmawiać. Zamaskowany jaszczur uniósł dłoń, chcąc uspokoić dziewczynę. - Wszystko w porządku. - zapewnił, sapiąc. Upewnił się, że nikogo nie ma w pobliżu i spojrzał na rówieśniczkę. Wahał się nad zadaniem pewnego pytania, ale musiał o to zapytać. - Czy Ty jesteś... mutantem? - zapytał z lekką obawą w głosie. Wiedział, co widział a taki obraz pozostaje w pamięci na bardzo długo. Było pewne, że nie zostawi tego tematu. Nie przypuszczałby, że przypadkowo napotkana dziewczyna okaże się mutantem takim jak on. Nie podejrzewał jej o to. - Pierwszy raz widzę kogoś, kto panuje nad ogniem... - dodał, dając do zrozumienia, że już wcześniej spotykał mutantów, jednakże nie takich jak Kera. Ona była inna i wzbudziła w Chrisie masę wątpliwości. Reptilianin spojrzał na broń, którą zabrał ze sobą i powoli odłożył ją na ziemię, nie chcąc mieć z nią dłużej kontaktu. Kiedy stał tam i celował z niej, odnosił wrażenie, że to ona go kontrolowała i miała własną świadomość. Nie chciał tego doświadczyć ponownie. Christopher potarł palcami czoło. - I ten mężczyzna. To było... on dosłownie... - zamilkł, decydując się powiedzieć coś innego. Westchnął z ulgą. -... Dzięki, że mi pomogłaś. Ryzykowałaś i to jak podeszłaś do niego było takie... śmiałe. Nie bałaś się go? - spytał półszeptem, unosząc brew. Sam nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Tamten był mutantem, bandytą, miał broń. Mogło się zdarzyć dosłownie wszystko a ona mimo to zaryzykowała. - Jednak nie jestem od Ciebie lepszy. - przyznał z rozbawieniem, opierając głowę o ścianę. Pogodził się z tym, że uratowała ich skórę dziewczyna i że gdyby nie ona, ich pierwsze spotkanie byłoby ich ostatnim. A tego Chris nie chciał. Polubił ją. O dziwo polubił. - Każdy Twój dzień tak wygląda? - zapytał. Nie ma co, tak to właśnie wyglądało. |
| | | Kera
Liczba postów : 58 Data dołączenia : 05/06/2017
| Temat: Re: Budynki portowe Wto Lip 04, 2017 9:42 am | |
| Mogła przeciwnika tak zostawić, ale... No właśnie. Chciała przeżyć, ale nie zabić. W ostgatniej więc chwili zdusiła płomienie na mężczyźnie, świadoma faktu, że nie będzie w stanie za nimi gonić. A przynmajmniej takie było założenie. Cały czas też trochę niespokojnie zerkała na swojego towarzysza. Ciekawe przygody miał tej nocy. Dla niej to było coś, co mogło się wydarzyć, nie było wprawdzie normą, ale potrafiła nie panikować w takiej sytuacji. Natomiast jej zamaskowany towarzysz ewidentnie miał dosyć. Mimowolnie pomyślała, czy jak się już upewnią, że jest bezpiecznie, to zawinie się stąd w cholerę, byle jak najdalej stąd? - To dobrze. Przynajmniej chodziło mu o mnie, a nie o Ciebie. – mruknęła pod nosem, świadoma, że w innym wypadku mogłoby się to o wiele gorzej skończyć dla chłopaka obok. Zerknęła na niego oceniająco, jakby się wahając przed tym, co mu odpowiedzieć. Nie była skłonna do ujawniania takich informacji, ale chyba jednak była mu to winna. - Owszem. Zresztą chyba widziałeś, co zrobiłam. No chyba że znasz kogoś niezmutowanego zdolnego w jednej chwili się zapalić i nie mieć z tego tytułu żadnych oparzeń. – uśmiechnęła się krzywo, czego niestety nie było widać spod chustki. Odetchnęła głęboko, nie słysząc żadnych kroków. Chyba naprawdę nikt ich nie gonił. Sięgnęła po upuszczoną broń i sprawnie pozbawiła ją magazynku, po czym wysypała wszystkie naboje na rękę. Przejrzała je i schowała do kieszeni, sama broń natomiast wylądowała w śmietniku. Podciągnęła kolana pod brodę, obejmując je ramionami i wydając z siebie ciche westchnięcie. - To nie jest tak, że się nie bałam. Nie do końca. Ale bardziej się bałam o Ciebie. Ja wiem, w co się pakuję, co się może stać i że prędzej czy później przypuszczalnie ktoś mnie kropnie. Jestem tego świadoma, robię, co robię z pełną premedytacją. Ale Ty? Jesteś cywilem, który pojawił się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Mogłeś oberwać dlatego, że ja mam wrogów. – potrząsnęła głową. – Przepraszam. – dorzuciła po krótkiej chwili. W sumie nie powinna go ciągnąć za sobą. Tyle błędów w jeden wieczór... Chyba powinna odpocząć. Następnym razem niekoniecznie może jej się udać ocalić siebie i tę drugą osobę. Parsknęła cichym śmiechem na podsumowanie całej sytuacji w wykonaniu chłopaka. I dość dłuższą chwilę chichotała, zanim w końcu uspokoiła się na tyle, żeby mu odpowiedzieć. - Mówiłam. Biję Cię na głowę doświadczeniem. – zaśmiała się. – Nie identycznie, ale podobnie. Ja poluję na kogoś, ktoś poluje na mnie. W zasadzie normalka. – zerknęła na niego z namysłem. Będzie chciał zwiać czy nie? Ale w sumie i tak wypadało zaproponować. - Masz coś przeciwko, żeby tu chwilę posiedzieć? Chwilowo mam trochę dosyć łażenia gdziekolwiek. I... jeśli chcesz, mogę Cię podrzucić do domu, mam motor niedaleko. – zaproponowała uprzejmie. Chociaż w tej chwili bardziej marzyła o gorącym prysznicu i łóżku. Ale miała świadomość, że chociaż powinna zaproponować chłopakowi podwózkę, jako takie drobne zadośćuczynienie za ten syf, w który go wpakowała. - Eagle. – wyciągnęła rękę w stronę mężczyzny uznając, że wypadało się przedstawić. Oczywiście własnego nazwiska by mu nie podała, ale z ksywką nie miała tego problemu. No i miała nadzieję, że jednak po gliny nie zadzwoni ani niczego nie zgłosi, bo zdecydowanie miałaby wiele nieprzyjemności. Ale o to nie zamierzała już prosić. Dźwignęła się ostrożnie z ziemi, po cichu podchodząc do wylotu uliczki i zza winkla sprawdzając, czy aby na pewno jest czysto i można bezpiecznie wyjść. Cichy warkot żołądka uświadomił jej, że prócz prysznica i łóżka przydałoby się również coś zjeść. Wolnym krokiem wróciła do chłopaka, siadając obok niego. - Czysto. Można się zawijać, najwyraźniej odpuścili. – mruknęła spokojnie. Przymknęła oczy, odpoczywając jeszcze przez chwilę i zbierając siły do powrotu. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Budynki portowe Pią Lip 07, 2017 8:39 pm | |
| Dziewczyna nie musiała się niczego obawiać ani kryć się z tym, kim właściwie jest. Wystarczyło spojrzeć na oczy jaszczura, który siedział dostatecznie blisko, aby w nikłym świetle dało się ujrzeć chociażby ich nietypową barwę, a może i nawet same nieludzkie źrenice, aby stwierdzić, że tamten podpalony mężczyzna mógł mieć rację co do przynależności Christophera. Niby użycie nadnaturalnej zdolności przez najemniczkę było odpowiedzią samą w sobie i nie musiał zadawać pytania czy jest mutantką, jednak wciąż trudno było mu się otrząsnąć z szoku. Musiał wszystko jeszcze raz przeanalizować i połączyć ze sobą zebrane fakty. No i się udało - miał do czynienia z mutantką i to taką, która była zarówno niebezpieczna jak i niedostrzegalna w szarym tłumie. Dla Chrisa było to coś niesamowitego, ponieważ dawało jasno do zrozumienia, że w Nowym Jorku musi żyć więcej ludzi podobnych do niego oraz Ricka, którzy prowadzą normalne życie (albo i takie wyczynowe jak Kera). Śledził wzrokiem poczynania nieznajomej, obserwując to, co ta robi z bronią. Ufał jej i ze spokojem się temu przyglądał. Dziewczyna na pewno zrobi z tych naboi lepszy pożytek niż tamten bandzior, którego reptilianin wcześniej znokautował. Zrobił nieco zmartwioną minę, gdy Bezimienna westchnęła, tuląc swoje kolana. Miała sporo racji. Naraziła go na niebezpieczeństwo, a nawet na samą utratę życia. Było bardzo blisko, a jednak... Chris się na nią nie gniewał. Jedynie patrzył na nią ze współczuciem. Mieli niezłą lekcję przetrwania i zapewne sporo się dzięki niej nauczyli. Jaszczurowi jednak nie spieszyło się na powtórkę. Co to to nie. Gdy dziewczyna wydała z siebie cichy śmiech, Chris zrobił kapryśną minę. Mógł przewidzieć, że najemniczka uzna jego słowa za gest przegranego. Oj jak to bardzo tknęło dumę jaszczura, który liczył na to, że kobieta puści jego wypowiedź mimo uszu. - Nie zapędzaj się tak. - zaśmiał się nagle. - Tym razem byłaś ode mnie lepsza - poprawił swoją wcześniejszą kwestię, zadzierając dumnie głowę. Nie da się jej tak łatwo. Lecz wzmianka najemniczki o podrzuceniu go do domu w jakiś sposób tknęła jaszczura, który momentalnie stracił swój cały radosny zapał. Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, że nie miał pojęcia, gdzie był jego dom. Na ten moment nie mógł sobie przypomnieć dzielnicy, ulicy, numeru, niczego. Mimo to spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się do niej, nie chcąc się z nią tym dzielić. Naprawdę niewiele by to zmieniło. - Poradzę sobie. - zapewnił przekonującym tonem. - Ale mogę Cię odprowadzić. Chociaż tyle mogę zrobić. Przy okazji zobaczę co Ty takiego tam masz. Zawsze chciałem mieć własny motocykl. - powiedział z entuzjazmem. Następnie spojrzał na wyciągniętą dłoń i podał swoją. - Chris. Dla niektórych Geralt. - przedstawił się. Rick często go tak nazywał. Nie musiał wyjaśniać, skąd wziął się ten pseudonim. Jego oczy mówiły same za siebie. Ciekawe natomiast skąd wziął się pseudonim dziewczyny. Eagle... zapamięta. Uniósł brwi, z miejsca obserwując krótkie zwiady kobiety. Sam nie był do końca przekonany czy aby na pewno jest już bezpiecznie. Cisza nie była dla nich żadną gwarancją. Czasem to właśnie ona była zwiastunem kolejnych kłopotów. Powoli wstał, gdy Eagle nie dostrzegła w pobliżu niczego niepokojącego. - No dobrze, chodźmy więc. - zaproponował, dając jej jeszcze chwilę wytchnienia. - Jak myślisz, dostali solidną nauczkę? - zapytał, gdy już oboje ruszyli. Kiedy szli w kierunku pojazdu, dało się usłyszeć głosy, dochodzące z miejsca, z którego niedawno uciekli i gdzie spotkali mutanta. Najpewniej ktoś znalazł poparzonego mężczyznę i doświadczył niemałego szoku. Dookoła nie było niczego, co mogło wzniecić taki ogień. Żadnej benzyny, żadnego zapachu oprócz woni częściowo spalonych ubrań. Zupełnie jak gdyby ten człowiek sam z siebie zaczął płonąć... Zraniony mutant przeżył i najpewniej miał wkrótce otrzymać pomoc. Tamci będą zajmować się poszkodowanymi, a Kera oraz Chris będą mogli się oddalić. To był dobry układ. |
| | | Kera
Liczba postów : 58 Data dołączenia : 05/06/2017
| Temat: Re: Budynki portowe Nie Lip 09, 2017 9:29 am | |
| Czy nie musiała się obawiać, to była kwestia dyskusyjna. Mutanci byli jak ludzie, nie każdy był przyjaźnie nastawiony, przykład przed chwilą został przez nią podpalony. I kto jej zagwarantuje, że chłopak koło niej był naprawdę taką... fajtłapą, a nie tylko udawał? Zasada ograniczonego zaufania, ot co. No tyle, że nie było już sensu się kryć z własnymi zdolnościami, bo dość jednoznacznie je ujawniła. Co ma być, to będzie, nie ma sensu się niepotrzebnie zamartwiać. Na pewno miała przewagę w ucieczkach i szybkości, chyba że mutant był tak świetnym aktorem. Mimo wszystko wątpiła w to jednak. Roześmiała się, gdy chłopak nie chciał odpuścić. No tak, męska duma. Jako Eagle nie miała w zwyczaju się nią przejmowac, mając zwykle ważniejsze sprawy na głowie. Nie mogła się jednak powstrzymać przed drobnym przytykiem. - Nie licz na to. – zaśmiała się. – Z taką kondycją lata Ci zajmie, żeby chociaż próbować mi dorównać. – mógł się domyślać szerokiego uśmiechu, który pojawił się na twarzy dziewczyny. No przecież nie mogła mu odpuścić. Zwłaszcza na widok tej dumnie zadartej głowy. Co nie przeszkadzało jej chichotać i było to jasnym, znakiem, że po prostu sobie z niego żartuje. Ale i tak była lepsza i niestety to była niekwestionowana prawda. Dostrzegła, że chyba powiedziała coś nie tak, ta ulotna zmiana w atmosferze, na którą była wyczulona, jako była policjantka. Jednak nie spytała o to, skoro ewidentnie był to jakiś ciężki temat. Nie miała potrzeby drążenia go. W końcu nie przesłuchiwała podejrzanego czy tam świadka, tylko prowadziła luźną, niezobowiązującą do niczego rozmowę. Ot taka dyskusja dwóch osób, które właśnie cudem przeżyły próbę morderstwa. Dzień jak co dzień. - No widzisz. Ja kiedyś też miałam marzenie posiadania motocykla i jak widać udało mi się je spełnić. Jak się postarasz, to Tobie też się uda. – stwierdziła pocieszająco, nie mając jednak problemów z pochwaleniem się własną maszyną. Uścisnęła dłoń mutanta, przyglądając mu się dość uważnie. Cóż, ten „Geralt” był dosyć logiczny, chociaż jej to bardziej pasowało do jaszczurek. Jakieś takie instynktowne skojarzenie. Ale nic nie mówiła. Jeszcze by się obraził. - Miło mi. Chociaż trochę żałuję, że poznajemy się w takich okolicznościach. – skinęła głową. Zawsze mógł zapytać o genezę jej przezwiska, w końcu sama się nie domyśli. W końcu dla niej było to dość logiczne, ale tylko dla niej. Ruszyła wolnym krokiem w dół ulicy, kierując się do zaparkowanego tam jednośladu. Wciąż jednak czujnie obserwowała otoczenie, tak na wszelki wypadek, żeby komuś nie wpadło do głowy coś głupiego. - Mam taką nadzieję. Chociaż tacy jak on... Oni się nigdy nie nauczą, Chris. – pokręciła głową. – Czasem mam wrażenie, że lubią obrywać . – powinna w zasadzie zdjąć szal i kaptur, ale nie chciała tego robić. Po prostu czuła jakiś wewnętrzny sprzeciw przed odkrywaniem twarzy, zwłaszcza po tym wszystkim, co się stało. Zawsze ktoś mógłby ją zauważyć i miałaby jeszcze większe kłopoty, niż już ma. Chociaż przynajmniej dzięki temu wiedziała, że ktoś na nią poluje. Kiedy przec hodzili obok wejścia do portu, tylko przyspieszyła kroku. Nawet się nie odwróciła, chyba tylko po to, aby nikt nie połączył ją z tym miejscem. Z oddali można było słyszeć sygnał karetki, czyli jednak mężczyzna przeżył. Ulżyło jej gdzieś w duchu, nie chciała zostać morderczynią, nawet w obronie życia swojego czy też Chrisa. Całkiem przyjemnie rozmawiało się z Jaszczurkiem, jak w myślach go zaczęła nazywać. Jednak mimo wszystko wątpiła, żeby jeszcze kiedykolwiek się spotkali. Zwłaszcza, że chłopak chyba nie był stąd. Wszystko co miłe jednak ma tendencję do szybkiego końca i niestety dotarli już do zaparkowanej maszyny Kery. Widać było, że dba o swój sprzęt, nie było na motocyklu widać nawet jednej ryski. Wysunęła z kieszeni kluczyki, wsiadając na motocykl i sięgając po kask. - Jesteś pewien, że nie chcesz podwózki? To naprawdę żaden problem... – skoro jednak nie chciał, to tylko wzruszyła ramionami. – W takim razie do zobaczenia. Liczę, że w lepszych okolicznościach. – pomachała mu, założyła kask, odpaliła maszynę i odjechała, zaraz gdzieś skręcając. Jakby patrzyła, czy ktoś za nią nie jedzie.
z/t |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Budynki portowe Pon Lip 10, 2017 2:28 pm | |
| Wkrótce dostali się na obrzeża portu a przed sobą mogli dostrzec zaparkowany na poboczu pojazd Eagle. W przeciwieństwie do dziewczyny, Christopher zwolnił, aby puścić ją przodem. Zatrzymał się kilka metrów za nią i obserwował, jak ta szykuje się do odjazdu. Nie chciał podchodzić bliżej i wcale nie musiał. Zamiast tego z pewnym żalem przyglądał się jej, wiedząc, że nieprędko spotkają się ponownie, o ile w ogóle to jeszcze nastąpi. Sygnał karetki pogotowia stawał się coraz bardziej słyszalny, a to oznaczało, że powinni się streszczać. Mężczyzna ocknął się z chwilowego zamyślenia, słysząc pytanie dziewczyny. - Nie trzeba, jedź już. - powiedział cicho, po czym uśmiechnął się kącikiem ust na ostatnie słowa Eagle. Kiwnął do niej głową w geście pożegnania. Jego decyzja mogła wydawać się absurdalna i niezrozumiała, ale Chris już taki był. Nigdy nie lubił mieszać innych w swoje problemy, a tym bardziej komuś o nich mówić. Taki miał charakter. Choćby się waliło, reptilianin zawsze uśmiechał się i udawał, że wszystko jest w porządku. Gdy jaszczur stracił z zasięgu wzroku jednoślad, spojrzał w górę i ujrzał wielkie wieżowce, świecące w oddali na tle nocnego nieba. Christopher dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że od tej chwili jest zdany tylko na siebie. Pierwszy raz poczuł lęk przed miejscem, w którym dotąd żył. Zawsze ktoś mu towarzyszył i zawsze wiedział, dokąd zmierzał. Lecz teraz? Pustka. Żadnych granic, ścieżek, które mu wyznaczano przez całe jego życie. Czy właśnie nie tego kiedyś chciał? Reptilianin odwrócił głowę, lecz wiedział, że nie mógł tutaj dłużej zostać. Nie było tu bezpiecznie. Ściągnął powoli maskę, aby nie zwracać na siebie uwagi, po tym, co tu zaszło i poszedł w kierunku miasta, z nadzieją, że jakoś sobie poradzi.
// z.t // |
| | | Rictor
Liczba postów : 153 Data dołączenia : 30/12/2015
| Temat: Re: Budynki portowe Nie Gru 03, 2017 2:25 pm | |
| Przez resztę dnia Rictor zajmował się naprzemiennie pracą, Starem i w pewnym momencie nawet odgrywaniem roli odpowiedzialnej osoby. Doszedł do wniosku, że ktoś w tym budynku musiał wreszcie zrobić zakupy, jeżeli nie mieli dalej żywić się zamawianym jedzeniem, a następnie jego coraz starszymi resztkami. Póki co nikt nie narzekał na taką dietę, ale skoro się rozrastali, to pewnie powinni też uzupełnić lodówkę. W końcu to nie tak, że nie mogli sobie na to pozwolić... Po prostu zazwyczaj nikt nie miał głowy, żeby się tym zająć. Wieczorem natomiast mężczyzna opuścił budynek X-Factor po raz drugi tego dnia. Powoli zbliżała się ustalona pora spotkania, więc nadszedł czas, aby wybrać się na jego miejsce. W tym celu Ric pożyczył agencyjny samochód, bo naprawdę nie uśmiechało mu się podróżowanie środkami transportu publicznego. O tej godzinie korzystało z nich zbyt wiele irytujących osób, a Latynos nie widział powodu, by się denerwować albo narażać na jakieś zaczepki. Nie lubił niepotrzebnego naruszania jego przestrzeni osobistej przez obcych... I w ogóle nie miał do nich cierpliwości. Rictor zatrzymał auto kilkaset metrów od wyznaczonego miejsca spotkania, a dokładniej na niewielkim parkingu, na którym czekało już kilka innych pojazdów. Resztę drogi przebył na piechotę, spacerowym tempem i z rękami schowanymi do kieszeni skórzanej kurtki. To ostatnie wynikało głównie z odruchu, bo o tej porze roku nawet wieczorem temperatura tak czy siak była wystarczająco przyjemna. Wreszcie jednak mężczyzna stanął przy niskich schodkach prowadzących do ceglanego, piętrowego budynku. Z tej pozycji miał świetny widok na tory i znajdujące się na nich wagony, a że w pobliżu nie zauważył jeszcze swojego kontaktu, to - po rozejrzeniu się - właśnie na nich zawiesił wzrok. Dotarł na miejsce parę minut przed czasem, więc nie narzekał na konieczność czekania. Jak zwykle o tej godzinie w okolicy nie kręcił się nikt postronny. Co prawda po drodze z parkingu Latynos minął jakiegoś przechodnia, ale ten i tak zmierzał w przeciwnym kierunku i ani trochę nie zainteresował się Rictorem - ba, nawet na niego nie spojrzał. Mutantowi to odpowiadało, bo to w końcu właśnie z tego powodu wybrał tę lokację. Zależało mu na odosobnieniu i dyskrecji, gdyż niektóre informacje naprawdę nie powinny trafiać do niepowołanych uszu... I to nie tylko dlatego, by konkurencja nie zwęszyła okazji.
|
| | | Kera
Liczba postów : 58 Data dołączenia : 05/06/2017
| Temat: Re: Budynki portowe Nie Gru 03, 2017 3:54 pm | |
| Rictor w zasadzie zazwyczaj miał tendencję do odzywania się w najgorszych możliwych momentach, tak jak dzisiaj. Nie miała większej ochoty na wychodzenie z domu, a tym bardziej spotkania z kimkolwiek. Zresztą... zdaje się, że kompletnie zapomniała go poinformować, że już nie pracuje u federalnych, więc przypuszczalnie raczej nie będzie w stanie mu już za wiele pomóc. No ale skoro już mieli się spotkać, to wypadało się ogarnąć. I choć na chwilę zapomnieć o ilości trupów, które zostawiła za sobą w tamtym laboratorium, czy cokolwiek to było. W zasadzie od własnego mieszkania miała spory kawałek do portu, ale uznała, że przejście na piechotę dobrze jej zrobi. Przynajmniej się zdąży sobie przemyśleć, nad czym detektywi teraz pracują. I ewentualnie ile będzie mogła im powiedzieć, bo choć zrezygnowała z pracy w FBI, to i tak nie każdą rzecz mogła zdradzić. Odpowiednio wcześnie ubrała się, schowała broń, jak zawsze zresztą i wyszła z mieszkania, kierując się do portu. To było dobre miejsce, pomijając jakieś nadzwyczajne sytuacje, o tej porze było tam kompletnie pusto. Idealnie, żeby porozmawiać w spokoju bez ryzyka, że ktoś podsłucha. I bez ryzyka, że ktoś ich razem zobaczy, chociaż teraz było to jej dosyć obojętne. Na miejsce dotarła w zasadzie punktualnie i dość szybko namierzyła Rictora. Uniosła wysoko brwi, sprawdzając na telefonie godzinę. Nie, nie spóźniła się, czyli mężczyzna był za wcześnie. No cóż, skoro tak chciał, to nie jej problem. Spokojnie podeszła do niego. - Rictor. Długo czekasz? - wsunęła ręce w kieszenie kurtki, stając przed mężczyzną. |
| | | Rictor
Liczba postów : 153 Data dołączenia : 30/12/2015
| Temat: Re: Budynki portowe Nie Gru 03, 2017 8:15 pm | |
| Co prawda Ric nie śledził upływu czasu - nie chciało mu się nawet wyjąć komórki, żeby czymś się na niej zająć - ale miał wrażenie, że pod budynkiem spędził góra kilka minut. W okolicy panowała względna cisza, większość odgłosów dochodziła z oddali, a on i tak wiedziałby, gdyby ktoś miał się do niego zbliżyć... Przynajmniej tak długo, jak długo w grę wchodziłaby istota organiczna. Jeżeli zaś pojawiłby się robot... To nawet lepiej, bo mężczyzna mógłby go zniszczyć bez skrupułów. Może nawet przydałoby mu się odreagować? Tak czy siak, nie spodziewał się przybycia żadnych maszyn. Sentinele - o ile już latały - nie powinny go wykryć, skoro posiadał przed tym należyte zabezpieczenie. Latynos wpierw wyczuł kogoś niedaleko, a dopiero potem usłyszał odgłos kroków. Gdzieś pomiędzy jednym i drugim momentem obrócił głowę, żeby przeskanować wzrokiem otoczenie w poszukiwaniu tej osoby - i w ten sposób ujrzał nadchodzącą kobietę. Nie ruszył jej na spotkanie, pozostał na swoim miejscu, lecz całe swoje ciało skierował przodem ku niej, żeby miała pewność, że ją zauważył... I czekał. Już po chwili jego informatorka zatrzymała się tuż przed nim. - Dopiero co przyjechałem - odparł zgodnie z prawdą na jej pytanie. Na podstawie godziny swojego własnego przybycia domyślał się, że ona pojawiła się akurat na czas, więc nawet gdyby się tutaj wystał, to byłaby to tylko i wyłącznie jego wina. Na szczęście wyliczył sobie podróż tak, aby mieć niewielki zapas i ani za długo nie czekać, ani też przypadkowo się nie spóźnić, gdyby po drodze stało się coś niezależnego od jego woli. - Mówi ci coś nazwisko David Jameth? Żołnierz, zaginął parę lat temu, ostatecznie niczego nie ustalono, nie znaleziono ciała... Przynajmniej oficjalnie - spytał, przechodząc od razu do rzeczy, ale nie tłumacząc jeszcze niczego więcej. Za moment zamierzał poruszyć też temat Goodride'a, ale na początek chciał się rozeznać w sytuacji. Nie chciał robić tego przez telefon, bo rozmowy czy wiadomości zbyt łatwo dało się przechwycić... A wrodzona podejrzliwość nie pozwalała mu w ten sposób ryzykować. Nie w takiej sprawie. Po odezwaniu się, Ric wysunął wreszcie dłonie z kieszeni kurtki i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. Nie był to gest obronny czy wskazujący na spięcie, postawa mężczyzny pozostawała rozluźniona... Można się było przyzwyczaić do tego, że taki już miał po prostu specyficzny język ciała. Pozostałość po dawnych latach.
|
| | | Kera
Liczba postów : 58 Data dołączenia : 05/06/2017
| Temat: Re: Budynki portowe Nie Gru 03, 2017 9:49 pm | |
| Po drodze też się rozglądała. Wprawdzie nie słyszała, żeby w porcie coś miało się dziać, ale lepiej na zimne dmuchać. Nie miała najmniejszej ochoty na niespodziewane towarzystwo, bo to mogłoby się skończyć porządnym pożarem. A wyjaśnienie tego byłoby bardzo ciężkie, zwłaszcza że całkiem nieźle żyło jej się w kompletnej tajemnicy. W dobie tego, co się obecnie działo, lepiej było siedzieć cicho, że potrafi się cokolwiek, co odbiega od normy w dosyć znaczący sposób. Czasem zastanawiała się, czy powinna być bardziej szczera wobec Rictora i powiedzieć mu o tym, ale uznała, że to nie jest dobry moment. Zresztą, co ona tak naprawdę o nim wiedziała. Wymieniali się informacjami... choć bardziej to ona podawała je jemu i to na tyle. Sprawy prywatne, takie jak właśnie mutacje, powinno się trzymać z daleka. A jeśli wolał stać i czekać, to była tylko i wyłącznie jego sprawa. Chociaż w sumie pewnie gdyby jednak wzięła motor, przyjechaliby w dosyć podobnym czasie. Kera była kimś, kto nienawidził się spóźniać. W zasadzie wolała czasem nawet czekać pół godziny, żeby tylko się nie spóźnić. Pod warunkiem rzecz jasna, że nie miała nic innego do roboty. Grunt to być o czasie. A skoro nie czekał długo, skoro sam to powiedział, to wszystko było w porządku. Swoim też zwyczajem od razu przeszedł do rzeczy, bez żadnego owijania w bawełnę. To jej zdecydowanie pasowało, dlatego lekko zmarszczyła brwi. Stanęła na jednym ze schodków i oparła się plecami o balustradę, przodem do rozmówcy. Skrzyżowała ręce na piersiach i lekko odchyliła głowę w tył, wpatrując się w niebo. Nie był to wyraz lekceważenia rozmówcy czy czegokolwiek w ten sposób, po prostu tak lepiej jej się myślało. - Jameth... Jameth... Coś mi to mówi. - powiedziała z lekkim namysłem w głosie, zastanawiając się nad nazwiskiem. Chyba kiedyś je słyszała, tylko kiedy to było... Na pewno dawno. Z jakieś 2, może 3 lata temu... W biurze...? Henry! Otworzyła szerzej oczy i przeniosła wzrok na Rictora. - Był jakiś rządowy program, do którego ten gość został przydzielony. Nie pamiętam obecnie nazwy, ale gdzieś ją chyba zapisałam, FBI miało nad nim pieczę. Wiesz, pilnowali interesów, załatwiali różne rzeczy... Ale osoby, które wiedziały cokolwiek więcej poza ogólnikami, można policzyć na palcach jednej ręki. Chodziły plotki o nowym serum superżołnierza, ale kto by w to wierzył. W tamtym okresie takich plotek było mnóstwo. Jameth został polecony do tego programu przez faceta z mojego biura. Dostał się do programu, uczciwie, żeby nie było, przeszedł wszystkie testy, gość go tylko polecił. W pewnym momencie cały program zawieszono, podobnoż nowy dyrektor przerwał finansowanie z powodów moralnych czy coś. - zawahała się przy dalszych informacjach. Nie chciała bez potrzeby pakować w to Henry'ego, który przecież miał dostęp do całej tej sprawy. Czasem coś mu się wyrwało, ale żeby pamiętała, co dokładnie. W sumie zdarzało mu się od czasu do czasu coś nawet palnąć o historii samego Jametha. Ale Henry nie żył, więc i tak nic więcej nie powie. Kolejny dobry gliniarz, który nie żyje. Wróciła myślami do akt ze śmierci Goodride'a, ale jeszcze nie kojarzyła faktów. |
| | | Rictor
Liczba postów : 153 Data dołączenia : 30/12/2015
| Temat: Re: Budynki portowe Pon Gru 04, 2017 10:22 pm | |
| Chociaż Rictor nie ruszył się ze swojego miejsca i nie zmienił ułożenia ciała, to jednak podążył za kobietą wzrokiem, kiedy ta przeniosła się na schody i tyłem oparła o balustradę. W dalszym ciągu przebywała blisko niego, wciąż mógł ją swobodnie obserwować, więc nie robiło mu to żadnej różnicy. Jak długo byli w stanie prowadzić dyskusję, wszystko inne niezbyt go obchodziło. Latynos czekał więc cierpliwie, pozwalając swojej rozmówczyni zebrać myśli i ciągle nie spuszczając jej z oka. Brak natychmiastowego "nie" w odpowiedzi na jego pytanie bez wątpienia stanowił obiecujący początek, co już po chwili Kera potwierdziła... A Ric odchylił głowę lekko na bok, nie odzywając się jeszcze i licząc na jakieś rozwinięcie. Niemalże widział trybiki obracające się w głowie swojej informatorki, dlatego jej nie popędzał. Nie byłoby dobrze zbić ją z obranego tropu. W końcu jednak z ust kobiety zaczęły płynąć informacje - i mutant słuchał ich uważnie, starając się zapamiętać jak najwięcej z nich. Po skończeniu spotkania - jeszcze w samochodzie - zamierzał od razu spisać to wszystko i dodać do ich własnych akt sprawy. Lepiej było to zrobić na świeżo, żeby później nic nie wyleciało mu z głowy. Wspomnienia bywały niesamowicie zawodne, a oni potrzebowali możliwie jak największej pewności. Rządowy program wcale go nie zdziwił, bo spodziewał się, że w grę mogło wchodzić coś podobnego. Wcześniej nie zgadywał konkretnego typu operacji, ale chęć odtworzenia serum superżołnierza była wystarczająco popularnym pomysłem, by teraz mężczyźnie nawet nie drgnęła brew. To jasne, że różne organizacje tego próbowały. Żeby jeden raz... I żeby tylko tutaj, w Stanach. W końcu Ric sam znał osoby, które wywodziły się z tego typu programów. - Nie tylko plotek było mnóstwo. Faktycznych prób też - skwitował, gdyż wyglądało na to, że Kera nie wierzyła tym pogłoskom, a pewnie lepiej dla niej, aby już teraz poznała prawdę... Tak na wszelki wypadek. Ric nie mógł mieć jeszcze pewności, że w przypadku Jametha rzeczywiście chodziło o formułę, nie bez dokładniejszego zbadania sprawy, ale szczerze mówiąc całkiem nieźle pasowałoby to do historii, którą usłyszeli z Rahne od jego żony i syna. Brzmiał na kogoś, kto chętnie by się czegoś takiego podjął. - W porządku, drugie nazwisko. Henry Goodride? Teraz już nie żyje, ale kiedyś przyjaźnił się blisko z Jamethem. Mógł mieć jakiś związek z tym, co go spotkało - o ile pamięć Rica nie zawodziła, Goodride umarł jeszcze przed zniknięciem ich głównego obiektu zainteresowania, ale nie oznaczało to, że nie miał na nie jakiegoś wpływu, pośrednio lub nie... Nawet dużo wcześniej. Mogli na przykład wspólnie brać w czymś udział, wpaść w jakieś kłopoty - zwrócić na siebie czyjąś uwagę i tak dalej. Rictor mógłby mnożyć możliwe scenariusze.
|
| | | Kera
Liczba postów : 58 Data dołączenia : 05/06/2017
| Temat: Re: Budynki portowe Wto Gru 05, 2017 4:28 pm | |
| To, co najbardziej lubiła w ewentualnych spotkaniach z Rictorem, to ten luz. W zasadzie mogłaby nawet usiąść na barierce albo na schodach i nie robiłoby mu to różnicy. Nie musiała się też wydurniać z prowadzeniem eleganckich konwersacji. Prosto, szybko i do celu. Obrzuciła szybkim spojrzeniem otoczenie, nie mając zbyt dobrych wspomnień związanych z tym miejscem. Sama nawet nie wiedziała, czy mieć nadzieję, że tamten facet się spalił, czy że przeżył. Westchnęła w duchu nad tym pochrzanionym światem i wróciła do myślenia o sprawie. W zasadzie zaskoczyło ją, że po tylu latach ta sprawa wraca. Po pytaniu mogła się domyślić, że cokolwiek X-Factor teraz robi, to ma to spory związek ze starym projektem rządowym, który tak nagle został zamknięty. W sumie wszystkich to wtedy dziwiło, ale skoro nikt nic nie wiedział, to i szybko przestały krążyć jakieś pytania na ten temat. Były bieżące sprawy, bieżące problemy... Może na sam koniec trochę podpyta Rictora. Trochę ją ciekawiło, skąd nagle taki, a nie inny temat. Teraz jednak trzeba było skupić się nad tym, co jeszcze mogła powiedzieć Rictorowi. Słysząc pytanie o Henry'ego westchnęła głośno. No, mogła się domyślić, że przy tym temacie wypłynie i jego nazwisko. - Henry był jedną z nielicznych osób mającą dostęp do projektu. Jameth faktycznie był jego przyjacielem, kiedyś mu się wymknęło, że ocalił mu życie. To właśnie Henry polecił go do tego projektu. - powiedziała krótko, odruchowo wracając pamięcią do śmierci Goodride'a. I wtedy coś ją trzasnęło. Wyprostowała się gwałtownie i spojrzała uważnie na Rictora. - Henry był gliniarzem z cholernie mocnym kręgosłupem. Jeden z najbardziej porządnych ludzi, jakkich kiedykolwiek miałam okazję znać. I dopiero teraz wpadło mi coś do głowy. Henry zginął na akcji, coś związanego z narkotykami... - popatrzyła w bok, jakby z namysłem, zaraz potem wracając wzrokiem do rozmówcy. - To, na co nikt nie zwrócił uwagi to to, że snajper, który go zastrzelił, był w zupełnie innym budynku. Tak jakby... To nie kartel go zastrzelił. Co jeszcze dziwniejsze, Henry zginął niedługo po tym, jak całą sprawę z projektem zamietli pod dywan. - zacisnęła dłonie w pięści, zdając sobie sprawę, że to wszystko ma jeszcze głębsze dno, niż kiedykolwiek sądziła. - Nigdy nie powiązano jednego z drugim... Cholera, gdybym miała dostęp do akt z tamtej sprawy. - miała ochotę walić głową w ścianę. A widząc niezrozumienie Rictora tylko westchnęła. - Jakoś się tak nie złożyło wcześniej... Mój partner zginął na jednej z akcji, ja przeżyłam, powiedzmy, że cudem i pare miesięcy temu odeszłam z FBI. - no, to główna sprawa załatwiona. Ale śmierć Henry'ego nie dawała jej spokoju. Cały czas coś w tym było dziwnego. - Nad czym właściwie teraz pracujecie? Widzę, że to dość mocno łączy się ze śmiercią Henry'ego, a zależy mi na tym, żeby się dowiedzieć, czemu właściwie zginął. Za dużo tu niewiadomych, za dużo dziwnych wydarzeń... Jeśli mogłabym się przydać, to ja bardzo chętnie. A jak nie... No cóż, jeśli mógłbyś mnie informować, to będę wdzięczna. - wsunęła dłonie do kieszeni kurtki. Nic więcej o sprawie nie wiedziała, ale generalnie w pewnym sensie szlag ją trafiał. Miała nadzieję, że uda im się rozwiązać tę sprawę i chociaż trochę dojdą do tego, kto i dlaczego kropnął Goodride'a. |
| | | Rictor
Liczba postów : 153 Data dołączenia : 30/12/2015
| Temat: Re: Budynki portowe Wto Gru 05, 2017 6:16 pm | |
| W tym momencie Rictor wahał się pomiędzy chęcią poklepania się po plecach oraz powiedzenia sobie samemu w myślach: a nie mówiłem? Chyba po prostu widział już w swoim życiu dość przekrętów i brudnych interesów, żeby teraz poznawać je niemalże natychmiast. W X-Factor tak naprawdę nie nabierał już nawet nowego doświadczenia - tylko wykorzystywał to, które zyskał lata temu. Czasami zastanawiał się czy coś będzie go jeszcze w stanie zaskoczyć. Zazwyczaj dochodził do wniosku, że pewnie nie. Ale po kolei... Dalsze relacje Kery zdawały się świetnie pokrywać z tym, co wcześniej opowiedziała im wdowa z synem. W porządku, Ric tak czy siak nie spodziewał się pomiędzy ich wersjami wydarzeń dużych rozbieżności, ale dobrze było nie natknąć się na żadne. Drobne różnice mogłyby jeszcze wynikać ze źle zapamiętanych szczegółów czy nawet kiepskiego doboru słów, ale coś większego pewnie oznaczałoby, że ktoś kłamał - teraz albo kiedyś. Latynos nie uwierzył z góry w czyste serce i porządność Goodride'a, bo nauczył się już, że takie osoby często ukrywały niezłe brudy, nawet jeżeli nie do końca ze swojej winy. Nie widział jednak sensu w dzieleniu się tą opinią, więc po prostu skupił się na zapamiętaniu szczegółów okoliczności jego śmierci. One i tak były teraz istotniejsze. Czyli facet został usunięty, a jakiś czas potem zniknął jego przyjaciel - zaczął gadać i zrobił się niewygodny czy po prostu projekt mimo wszystko wznowiono? Albo wyjątkowo to nie rząd był tym złym, tylko ktoś, kto chciał poznać szczegóły programu od osób, które miały z nim jakąś styczność... Takie wyjaśnienie Ric również był skłonny zaakceptować. Jedna z brwi mężczyzny uniosła się, gdy jego informatorka wtrąciła dygresję na temat tego, że odeszła z pracy - ale ostatecznie podsumował ją tylko skinieniem głowy, nawet jeżeli komplikowała sytuację. Nie oceniał, ale wyrazów współczucia też nie potrafił zaoferować... Nigdy sobie z tym nie radził i na ogół zostawiał to innym osobom. Rozmowy o uczuciach to nie była jego działka. - Rodzina Jametha dostała maila ze zmontowanym filmikiem, prawdopodobnie od niego albo od kogoś, kto próbuje zastawić jakąś pułapkę. Syn zgłosił się do nas, żebyśmy spróbowali ustalić co się wtedy stało... I znaleźć pieniądze, które Jameth podobno po sobie zostawił. Goodride wypłynął przy okazji, ale jakoś tak mi się wydawało, że będzie z tym wszystkim mocniej powiązany - streścił sprawę. Komuś innemu pewnie nie zdradziłby nawet połowy z tego, ale Kerze ostrożnie ufał... Przynajmniej jak na jego standardy. W końcu przynosiła mu informacje, które jak do tej pory się sprawdzały. - Tak czy siak, dostęp do baz danych FBI to żaden problem, ale nie zdziwiłoby mnie, gdyby akta zostały zmienione albo dziwnym trafem przepadły. Jeżeli nikt nie zwrócił wtedy uwagi na coś tak oczywistego, jak położenie strzelca, to najpewniej dlatego, że nikt nie chciał tej uwagi zwrócić. Rozkazy z góry, szantaż, łapówka - mężczyzna wzruszył ramionami, jak gdyby chciał w ten sposób pokazać, że powodów mogło być więcej. Do władzy nie miał już ani krzty zaufania i wcale się z tym nie krył. Przy czym w jego przypadku cynizm nie wynikał z opinii kształtowanej przez media - jak u większości społeczeństwa - tylko z osobistych doświadczeń... - Mamy do sprawdzenia parę wątków, ale jeżeli chciałabyś usiąść do tych akt, o ile się znajdą, to pewnie dałoby się to zaaranżować - dodał wreszcie. Nie było to może najbardziej profesjonalne podejście, ale mogło przynieść pozytywne efekty. Skoro Kera pamiętała śmierć Goodride'a, to być może potrafiłaby nie tylko uzupełnić informacje z bazy danych, ale i wyłapać w nich błędy czy nieścisłości.
|
| | | Kera
Liczba postów : 58 Data dołączenia : 05/06/2017
| Temat: Re: Budynki portowe Wto Gru 05, 2017 10:37 pm | |
| Kera nie była tak bardzo pewna wszelkich informacji, które przekazywała, większość z tego była plotkami, poza tym całość miała miejsce kilka lat temu, a pamięć ludzka bywa zawodna. Chociaż takie rzeczy akurat pamiętało się dosyć dobrze. Tak czy siak, zaznaczała, co jest plotkami, a co sprawdzonymi wiadomościami. Wedle niej samej informacji nie było wiele, ale skoro miałoby to jakoś pomóc Rictorowi, to wyjawianie ich nie przedstawiało jakiegoś większego problemu. Zresztą, teraz i tak już nikomu nie zaszkodzą, poza osobami, którym zaszkodzić powinny. Jakoś nie wierzyła, że Goodride mógłby za plecami wszystkich prowadzić ciemne interesy, ale czego by nie powiedzieć, wszystko jest możliwe. Tak czy siak, jako gliniarz miał nieposzlakowaną opinię i był znany ze swoje uczciwości i moralności. A co było pod spodem... Skoro nie żył, i tak nie było możliwości sprawdzenia tego. Dygresję o rezygnacji z pracy rzuciła tylko po to, żeby uświadomić mu, że jako informatorka raczej będzie już bezużyteczna. Gdyby chciała współczucia, raczej byłoby to widać i na pewno nie rzuciłaby tego jako dygresji. Ale nigdy nie była kimś, kto oczekiwał pocieszania i wyrazów współczucia. Wolała radzić sobie sama, a co najlepiej pomagało na zły humor i wyrzuty sumienia? Praca i zajęcia umysłowe. Dokładnie takie, jak w tej chwili. Mówiąc szczerze miała olbrzymią ochotę włączyć się do śledztwa, ale czego by nie powiedzieć, to nie zależało od niej. - Odnoszę wrażenie, że najpierw przydałoby się pogrzebać głębiej w tym programie. I co się stało z zakwalifikowanymi do niego po zamknięciu, ale to może być trochę ciężkie. Ale skoro wychodzi na to, że likwidowali świadków... To ofiary projektu może też. Ciężko chyba cokolwiek stwierdzić na tym etapie. - podsumowała, z lekkim uśmiechem. Może tego i nie było wiele, jeśli chodzi o informacje, ale i tak doceniała. W końcu czego by nie powiedzieć, na samym początku ich "znajomości" nie chciał mówić nic, tylko pytał o informacje. Zawsze jakiś postęp. - Prawdopodobne. Zła jestem, że sama nie zwróciłam na to uwagi. Może zaczęłabym w tym grzebać już wcześniej... - albo skończyłoby się to tak samo, jak z jej zmarłym partnerem. Nie było co gdybać, nie miało to najmniejszego sensu. Nie da się zmienić przeszłości, mimo najszczerszych chęci. Zastanowiła się krótką chwilę nad propozycją Rictora i skinęła głową. - Chętnie pomogę, chociaż w ten sposób. Pogrzebię w domu w papierach, może mam jakieś odbitki z tamtego czasu. Czasami jakieś robiłam do spokojnego analizowania, więc może i to się gdzieś przyplątało. - w sumie taka robota detektywa nie jest zła. Detektywowi ludzie mówią zwykle więcej niż policji... Przyjemne zajęcie, czego by nie powiedzieć. |
| | | Rictor
Liczba postów : 153 Data dołączenia : 30/12/2015
| Temat: Re: Budynki portowe Czw Gru 07, 2017 7:43 pm | |
| W tym momencie Rictor domyślał się już gdzie mogła się znajdować baza projektu - rzecz jasna o ile był on w ogóle prawdziwy, a nie stanowił przykrywkę dla czegoś innego. Odosobnione położenie by się zgadzało, dyskretne umieszczenie obiektu pod ziemią również... Klasyka. Szkoda tylko, że współrzędne wskazywały na okolicę narażoną na podwyższone zagrożenie trzęsieniami, bo mężczyzna nie lubił walczyć na takich terenach, ale w ostateczności nawet to dało się jeszcze obejść... A jeżeli nie, to po prostu tę część sprawy sprawdzi ktoś z pozostałych. Koniec końców mieli coraz więcej rąk do pracy. Udział w bezpośredniej akcji to zresztą jedno, a do zrobienia było znacznie więcej. Ric na przykład chętnie porozmawiałby z kimś z S.H.I.E.L.D. i ustalił co oni wiedzieli na temat tego konkretnego programu... A gdyby żaden z agentów nie chciał o tym mówić, to Latynos w ogóle nie posiadałby oporów przed uderzeniem wyżej, czyli chociażby do któregoś z siedzących w tych klimatach Avengers, najlepiej zaczynając od Rogersa i Romanoff. W takim wypadku chyba zabrałby ze sobą Longshota, żeby ich trochę poczarował. Przecież nikt nie powiedział, że musiał grać fair... - Poszukaj, ale nie przejmuj się, jeżeli nic nie wygrzebiesz. W ten czy inny sposób i tak zdobędziemy akta z bazy FBI - odparł na propozycję Kery. Samym procesem pozyskiwania informacji przejmował się najmniej, bo nie po raz pierwszy i na pewno nie ostatni włamywałby się do ich systemów. Bardziej martwiło go to, że dane rzeczywiście zostały już usunięte lub zmienione... I prawdę mówiąc tego się właśnie spodziewał. Zaskoczyłoby go znalezienie ich w stanie nienaruszonym... Teraz jednak naszedł go jeszcze jeden ciekawy pomysł. - Zgaduję, że małe szanse, by udałoby się nam dobrać do jakichś dowodów rzeczowych? Na przykład pocisków? Pewnie nie po takim czasie, nie w tej sprawie? - zagadnął, ale szczerze mówiąc w to również nie wierzył. Pytał tylko po to, żeby się upewnić i potem nie żałować, że przeoczył coś takiego. Bardziej interesowała go zresztą opcja powrócenia do mieszkania Jamethów w towarzystwie Longshota. To jedno, że Rahne nie mogła tam złapać silnego zapachu, nic dziwnego po tylu latach... Ale psychometria raczej nie mogła się w ten sposób przeterminować. Kto wie co wykryłby tam Longshot? Być może zobaczyłby coś istotnego? Warto było spróbować, a do tego miejsca przynajmniej mieli łatwy dostęp. Może nawet udałoby im się namówić klienta, żeby na trochę wywabił matkę z domu, by nie musiała tego wszystkiego doświadczać... Rano będzie musiał się z nim skontaktować. Już teraz Rictor zastanawiał się jak podzielić obowiązki pomiędzy dostępnych pracowników, a na jego twarzy widać było wyraz zamyślenia. Nawiązanie kontaktu z S.H.I.E.L.D. albo Avengers, sprawdzenie mieszkania, bazy danych FBI, potem jeszcze zbadanie współrzędnych na miejscu... Do tych pierwszych podpunktów wymagany był Longshot, do ostatniego pewnie przydałaby się Rahne ze swoim węchem, a to już jakiś początek. Do tego też będzie musiał przysiąść, ale najlepiej jeszcze tego wieczoru.
|
| | | Kera
Liczba postów : 58 Data dołączenia : 05/06/2017
| Temat: Re: Budynki portowe Wto Gru 12, 2017 9:22 pm | |
| Sam projekt był owiany tajemnicą do tego stopnia, że mając obecne informacje zaczęła się zastanawiać, czy nie był jakimś wielkim szwindlem, mającym za zadanie ukryć coś zupełnie innego. W sumie na pewno coś z tym wszystkim było nie tak, skoro w sposób bardzo tajemniczy wszystko tuszowali i usuwali żyjących świadków. Trochę żałowała, że Henry umiał trzymać język za zębami i nawet nie pisnął słówka na temat tego, co wiedział. Może teraz byłoby łatwiej cokolwiek się dowiedzieć i sprawdzić. Pewnie miał jakieś akta projektu, ale mogła się założyć o wszystko, że zniknęły w tajemniczy sposób. Tak samo zresztą jak wszystko z tym związane. - Przypuszczalnie te z bazy danych będą pozmieniane. Zresztą, jeśli mnie pamięć nie myli, bardzo szybko wypisano raporty i jeszcze szybciej wpakowano te papiery do archiwum. Wypadek podczas akcji i tyle... Ale na sto procent pamiętam, że razem z moim partnerem mieliśmy je na chwilę w rękach, bo coś tam i był też rys terenu. Sprawdzę, co mogę, może jeszcze ktoś z dawnych znajomych zechce ze mną o tym pogadać... Postaram się coś wymyślić. Zależy mi, żeby rozwiązać tę sprawę. - powiedziała krótko, zaraz potem unosząc lekko brwi na pomysł znalezienia dowodów. - Dowody... Powinny być w archiwum. Nie minęło aż tak wiele czasu, by zostały usunięte, chociaż możliwe, że będą tak jakby dwie części. Oficjalna i prawdziwa. Żeby się do nich dostać, pewnie trzeba by się było włamać nie dość, że do magazynu dowodów, to jeszcze do baz, żeby znaleźć oznaczenia spraw. Pomysł nie jest zły, mogę się nawet poświęcić i włamać do magazynu, ale musiałabym wiedzieć, czego dokładnie mam szukać. - nie, nie miała najmniejszego problemu z tym, żeby to zrobić. W pewnym sensie nie mogła im wybaczyć, że nawet nie próbowali szukać zabójców jej partnera, a ją samą skutecznie uciszyli i odsunęli od sprawy. A jeśli w ten sposób mogłaby i dokopać się do prawdy i delikatnie utrzeć nosa kilku osobom... była jak najbardziej za. Oczy dziewczyny zaświeciły się na myśl, w jaki sposób mogłaby tam wejść. Sposobów było kilka, ale naprawdę, było to dla niej wykonalne. W przeciągu ostatnich kilku miesięcy nie raz się włamywała w pewne miejsca, magazyn dowodów będzie po prostu trochę większym wyzwaniem i ryzykiem. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Budynki portowe | |
| |
| | | | Budynki portowe | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |