/ z AT
Dotarcie do jego własnego loftu na Brooklynie nie zajęło mu dłużej, niż można by było przypuszczać. Nowojorski transport był dość dobrze przemyślany. Do Brooklynu łatwo było dojechać i całkiem szybko, jeśli weźmie się pod uwagę liczbę mieszkańców Nowego Jorku.
Z samego metra dotarcie autobusem to była kwestia dziesięciu minut, a piechotą mniej niż pięć. Zwłaszcza dla osoby, która już na pamięć wiedziała, gdzie mieszka.
Clint nie bywał w swojej kamienicy często. Comiesięczna wizyta była wystarczalna, jeśli chodzi o jego najmniejszą obecność tutaj, najniższą. Jasne, sypiał tutaj od czasu do czasu i spędzał wolne chwile na naprawdę dobrej kawie czy zabawach z psem, który był głównym powodem dlaczego Barton tu przyszedł.
Wspinając się po schodach na piętro, na którym mieszkał, przywitał się z jedna z sąsiadek, która najczęściej odbierała czy przesyłała jego pocztę w zamian za niższy, choć niewiele, czynsz. Całkiem przyzwoita wymiana.
Poinformował też dziewczynę, że zabiera psa i przez jakiś czas będzie obecny gdzie indziej. Podał jej numer telefonu, aby się z nim skontaktowała w razie problemów, choć był pewien, że już miała.
Następnie Clint już wylądował w swoim mieszkaniu, głaszcząc i drapiąc za uchem Lucky’ego, a potem wziął się za pakowanie.
— Jarvis, upewnij się, że między maszynami Starka, a potem pojazdami reszty będzie miejsce obala mojego auta — zwrócił się do komunikatora.
"Tak jest, sir" odpowiedziała sztuczna inteligencja (wyświetlając tekst), a Hawkeye w spokoju mógł wrócić do pakowania, zakończenia.
Rozejrzał się jeszcze po mieszkaniu. Wziął co potrzebne, ważne i opuścił swój loft, razem z czworonogiem.
/zt