|
| Bowery Ballroom | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Bowery Ballroom Pią Lip 13, 2012 1:37 pm | |
| To sala koncertowa znajdująca się przy ulicy Delancey Street na Manhattanie. Budynek powstał tuż przed tak zwanym Czarnym Czwartkiem. Był bezużyteczny aż do zakończenia II wojny światowej, kiedy to otwarto w nim dobrze prosperujący sklep. W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym siódmym roku budynek został przekształcony w salę koncertową. Tuż przed wejściem do Bowery Ballroom znajduje się stacja Bowery nowojorskiej linii metra.
Ostatnio zmieniony przez Loki dnia Pon Wrz 30, 2019 12:26 pm, w całości zmieniany 3 razy |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Bowery Ballroom Nie Lip 22, 2018 5:29 pm | |
| Po opuszczeniu głównej siedziby Oscorp, Harry od razu skierował się na południe. Nie zamierzał przekraczać granic Manhattanu, to założył sobie z góry, ale poza tym nie posiadał w głowie żadnego określonego celu podróży. Planował po prostu polatać trochę nad miastem, przyjrzeć się sytuacji i raczej osobiście się w nią nie angażować. Szybko zorientował się, że roboty go ignorowały, przynajmniej jak długo trzymał się od nich na dystans, więc on również nie przejmował się ich obecnością w powietrzu... Tylko na wszelki wypadek pilnował dzielącej go od nich odległości. Nie miał powodów sprawdzać czy zbliżenie się w końcu by je do czegoś sprowokowało. Lot sam w sobie był bardzo przyjemny - szczególnie po dłuższej przerwie. Dzięki obecnemu projektowi maski mężczyzna mógł dosłownie i w przenośni poczuć wiatr we włosach... Które potem będą pewnie wyglądały trochę nieciekawie, ale tym będzie się martwił po wylądowaniu i zdjęciu kostiumu. Teraz z kolei cieszył się jeszcze tą względną anonimowością, jaką gwarantował mu ten mniej charakterystyczny kombinezon. Z zakrytą większością ciała, Osborn wątpił, aby mógł zostać przez kogoś rozpoznany - pomijając może Parkera, ale z tego zdawał sobie sprawę od początku i zdążył się z tą myślą pogodzić. Przeciętny zjadacz chleba najpewniej i tak zapomniał już o Green Goblinie, niektórzy bardziej zaangażowani fani mogliby jeszcze skojarzyć glider - choć podobnych używało więcej osób - lecz Harry obstawiał, że w najgorszym wypadku zostanie uznany za kogoś nowego. I to mu w pełni odpowiadało. Z góry Osborn widział nie tylko zmagania miejscowych bohaterów, ale i osób, których zupełnie nie rozpoznawał. Podejrzewał, że spora część z nich była zwykłymi cywilami - o ile mógł tutaj w ogóle używać takiego rozróżnienia, gdyż w gruncie rzeczy większość przebierańców również zaliczała się do grona ludności cywilnej... I zdawała się to ignorować. Owszem, zdarzali się tacy, którzy faktycznie posiadali jakieś uprawnienia, na przykład z ramienia Tarczy, ale tak naprawdę ginęli w morzu pozostałych. W tym momencie nie miało to jednak większego znaczenia, a mieszkańców miasta raczej nie obchodziło kto dokładnie im pomagał. Robotów z kolei było o wiele więcej, niż Harry podejrzewał... I to przynajmniej wyjaśniało dlaczego technologicznie nie musiały być najwyższych lotów. Swoje braki nadrabiały zwykłą liczebnością. Przez dłuższy czas mężczyzna twardo trzymał się swojego postanowienia i w nic nie ingerował. Przemieszczał się na tyle szybko, że na ogół tak czy siak nie był w stanie zbyt długo obserwować rozwoju wydarzeń w jednym, konkretnym miejscu. Sytuacja uległa zmianie dopiero wtedy, gdy dotarł ponad Trzecią Aleję i zaczął poruszać się dalej wzdłuż niej, wciąż na południe... A właściwie na południowy zachód. Podróżował ponad okolicznymi budowlami, więc wystarczająco dobrze widział co działo się w okolicy - i to z tego względu na ostatnim odcinku Alei w końcu zdecydował się wtrącić. Przed sobą dojrzał bowiem zbitą grupę ludzi, którzy kierowali się w jego stronę, zapewne starając się dotrzeć do jakiegoś schronienia. Nie wyglądało jednak na to, aby zamierzali skręcić do któregoś z pobliskich lokali, a - dzięki ukośnemu ścięciu niedalekiego budynku - Osborn mógł zauważyć, że prostopadłą do Alei ulicą kroczyły roboty. Niewiele brakowało, aby jedni wpadli przed drugich, w związku z czym mężczyzna przyspieszył, jednocześnie obniżając lot, aby zatrzymać się dopiero przy tej gromadzie. Prędko poinstruował ją, by udała się do sklepów po drugiej stronie jezdni, w których wnętrzach przez szkło widział ludzi. Jeżeli nawet drzwi były już teraz zamknięte, kogoś powinno ruszyć sumienie. Prawdopodobnie. Jeżeli nie, to może ktoś z tych na zewnątrz wpadnie na to, aby wybić w nich szybę i wymusić sobie wstęp do środka. Po tym krótkim postoju Harry natychmiast skierował glider ostro w górę, aby wrócić mniej więcej na wcześniejszą wysokość. Trzecia Aleja przez Cooper Square przeszła wreszcie w Bowery, a on w dalszym ciągu poruszał się ponad drogą, od czasu do czasu odbijając kilka budynków w lewo czy w prawo i rozglądając się na boki przy każdym skrzyżowaniu. Powoli zaczynało do niego docierać, że jeszcze trochę i doleci w ten sposób do Chinatown, a kiedy tylko przypomniało mu się, że nie miał tego przecież w planach, przynajmniej nie na ten dzień, gwałtownie zwolnił i wreszcie zatrzymał swój pojazd. Rozpoznawał tę okolicę. Dotarł aż do Delancey, zawisł w powietrzu nad halą koncertową Bowery... Nie był to pierwszy raz, kiedy jego świadomość i podświadomość chciały różnych rzeczy. Choć Osborn zdawał sobie z tego sprawę, nie oznaczało to od razu, że był z siebie zadowolony. Przeciwnie, z tego wszystkiego aż odechciało mu się dalszego przemierzania miasta. Z jednej strony miał ogromną ochotę znaleźć Spider-Mana i zobaczyć jego pierwszą reakcję na widok kolejnej postaci na gliderze, z drugiej... Niby co zrobiłby później? Bezpośrednie podejście niczego by tak naprawdę nie zmieniło. Nie chciał doprowadzać do starcia - a raczej po części chciał, ale wiedział, że nie byłoby to ani rozsądne, ani przydatne. Jego żal, na ogół nie napędzany już przez serum, przygasł na tyle, że myślał trzeźwo. Nie, to zdecydowanie nie był najlepszy moment na konfrontację - a mogłoby do niej dojść, gdyby Peter rzeczywiście go rozpoznał. Harry wolał pozostawić sobie na przyszłość opcję wykorzystania jego nieświadomości na własnych zasadach i póki co zatrzymać dla siebie fakt, że pamiętał o Goblinie - i całej reszcie. To zaś oznaczało, że teraz nadszedł czas na zawrócenie glidera, co mężczyzna uczynił po niewielkim łuku, by zaraz potem móc skierować się ku północy.
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bowery Ballroom Pon Lip 23, 2018 9:54 am | |
| Desperacja i troska ojca, znajdującego się w samochodzie dalej rozbrzmiewała Peterowi w głowie. Szybka akcja ratunkowa dziewczynki dała mu jednak do myślenia i mimo wcześniejszych prób pomocy również mężczyźnie, w końcu poddał się i wedle jego prośby, skierował czym prędzej do szpitala. Przez cały czas trzymał dziewczynkę w ramionach, uważając jednak na jej rękę w prowizorycznym temblaku. Plusem mimo wszystko był fakt że była nieprzytomna, jakkolwiek by to nie brzmiało. Peter po prostu nie musiał przejmować się ewentualną paniką, płaczem czy zagadywaniem dziecka i mógł tylko skupić się na podróży. Całe szczęście znajdował się on nieopodal, raczej przychodnia niż szpital ale zawsze coś. Pająk po zostawieniu dziewczynki w dobrych rękach, mimo wszystko wrócił mniej więcej tam gdzie był wcześniej by jeszcze raz wszystko dokładnie przemyśleć.
Ucieczka to może nie najlepsze słowo opisujące plan Petera, jednakże byłby on skłonny zaakceptować takie stwierdzenie. Nie tyle co w geście rezygnacji a raczej niechęci do tłumaczenia się. Podczas gdy bohater nie miał nic przeciwko potyczce czy dwóch z robotami, sytuacja stawała się nieco zbyt gorąca. Poza tym, fotoreporter był przekonany że pozostali doskonale poradzą sobie w walce. Mógł się martwić tylko o poczynania Kitty Cat’a, gdyż zachowanie króla Wakandy wydało mu się nie tyle dziwne, co gwałtowne i wręcz ryzykowne, kompletnie nie pasujące do ich pierwszy kilku minut razem, gdzie Pantera wydawał się niezwykle ostrożny. Jeśli chodzi o swojego ognistego przyjaciela czy jego siostrę, wiedział że nic im nie będzie. Może kilka siniaków tu i tam co najwyżej, ale poza tym był przekonany, albo chociaż pewny na te nieszczęsne 70% nic im nie będzie. Nie było się więc o co martwić.
Z kolei jeśli chodzi o plany Pająka to właśnie zmierzał on na północ, huśtając się wzdłuż Bayard St. By następnie odbić w lewo, przemierzając Bowery. Starał się on utrzymywać w miarę bezpieczną odległość, z dala od potencjalnego zagrożenia i zostania wykrytym. Całe szczęście budynki były wystarczająco wysokie by zapewnić mu schronienie na wypadek jakiegokolwiek zagrożenia, czy zwykłej przerwy na złapanie powietrza i nieco koncentracji. Przez niemalże otaczające go zagrożenie i przeciwników, jego spider sense wariował i wiecznie przekierowywał jego uwagę dookoła. Z początku było to niezwykle pomocne, jednakże z czasem stało się po prostu męczące. Fakt, dzięki tej umiejętności mógł ewentualnie zmienić trasę i uniknąć starcia i na to nigdy by nie narzekał, gdyby nie fakt że podróż sama w sobie wymagała koncentracji.
Gdy znalazł się nieopodal stacji metra, dopiero wtedy zorientował się że kompletnie nie ma pojęcia dokąd zmierza. Po prostu gnał przed siebie, szukając najmniej inwazyjnej trasy ale jak teraz o tym pomyślał, to chwila spokoju byłaby mile widziana. Zatrzymał się więc na moment na skrzyżowaniu Bowery i Grand St. Kucając na jednym z miarę wysokich budynków, by nieco zorientować się w sytuacji. Znajdująca się 2 przecznice dalej sala koncertowa Bowery Ballroom nie wydawała się najgorszą opcją. Rzecz jasna, Peter nie zamierzał wchodzić do środka. Przebywanie wewnątrz budynków wydawało mu się zbyt ryzykowne, natomiast dach brzmiał już znacznie lepiej. Budowla może i nie była najwyższa, za to budynki po jej obydwu stronach już tak. Znów ruszając przed siebie, Peter starał się nieco przyśpieszyć. Perspektywa odpoczynku wydała mu się odpowiednio zachęcająca, przynajmniej o ile zachowa to dla siebie. Gdyby Johnny się dowiedział, pewnie nie dałby mu potem żyć w spokoju bez docinki czy dwóch.
Po odbiciu w Forsyth St a następnie Delancey St, Parker wreszcie odetchnął z ulgą, widząc wspomnianą salę koncertową. A przynajmniej dopóki do jego uwagi nie dotarła postać, dosłownie wisząca tuż nad jego planowaną kryjówką. Serce dosłownie stanęło na moment na widok znanego mu już pojazdu, przez co Pająk zatrzymał się na dachu budynku po przeciwnej stronie ulicy tak, by miedzy nim a postacią była w miarę bezpieczna odległość. A przynajmniej taka, która pozwoliłaby mu zareagować. Dopiero gdy adrenalina opuściła jego ciało a uwaga w pełni skupiła się na obecnej sytuacji zrozumiał, w kogo się właśnie wpatrywał. A przynajmniej wydało mu się, że zrozumiał. Glider w końcu był dość rozpoznawalny i kojarzony z Goblinami. I w tym momencie zaczęły budzić się w nim mieszane uczucia. O ile to faktycznie był Harry, co on tu robił? Kostium nie przypominał dobrze mu znanego zielono-fioletowego odpowiednika i Peter był prawie że pewien, a przynajmniej miał nadzieję, że nie spotkał właśnie Goblina. W końcu jego przyjaciel nie powinien zbytnio dużo o tym wiedzieć, zarówno kariera złoczyńcy jego i jego ojca oraz fakt, że to on jest Pająkiem były czymś, czego Harry nie pamiętał. Jego spider sense nawet nie reagował, uznał więc że żadnego zagrożenia nie ma. Powoli i nieco niechętnie, chłopak stanął prosto tak, by owa postać bez problemu go zauważyła. Nie mówił nic, nie reagował. Po prostu obserwował uważnie, sam w sumie nie wiedząc co zrobić. Podejść? Zagadać? Nie wiedział, był pełny zmieszanych uczuć. - Zapowiada się długi dzień…. – wymamrotał do siebie, mrużąc nieco oczy aby wyostrzyć wizję.
Ostatnio zmieniony przez Spider-Man dnia Pią Lip 27, 2018 7:34 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Bowery Ballroom Wto Lip 24, 2018 5:34 pm | |
| Osborn był już w trakcie nawracania, gdy kątem oka wyłapał za sobą jakiś ruch - dość daleko, bo po drugiej stronie ulicy, może jakieś czterdzieści metrów od niego. Zanim jeszcze świadomie na niego zareagował, od razu zrozumiał, że nie miał do czynienia z kolejnym robotem. Nie zgadzały się ani rozmiary, ani kolory, więc przynajmniej nie musiał spodziewać się nagłego uderzenia śmiercionośnego promienia energii... I to mniej więcej tyle zdążył zinterpretować jego umysł, nim mężczyzna przerobił swój aktualny manewr z półkola w pełny okrąg, przy okazji znów nabierając jeszcze trochę wysokości. Głowa Harry'ego obróciła się już w trakcie zakręcania, by jak najszybciej mógł zorientować się w sytuacji, a jego ciało odchyliło się lekko na bok zgodnie z ruchem glidera, kompletnie instynktownie, nie tylko dla utrzymania równowagi, ale i po prostu w ramach sterowania maszyną. Spojrzenie Osborna, skryte za szkłami maski, prędko odnalazło źródło jego niespodziewanego zainteresowania... I tak naprawdę ze swoim szczęściem chyba powinien był się tego spodziewać, ale w tym wypadku obwiniać mógł tylko samego siebie. Odczuwana przez niego nagła mieszanina irytacji i ekscytacji wcale nie ułatwiała mu podjęcia decyzji, szczególnie szybkiej decyzji, co dalej. Logiczna część jego umysłu twardo obstawała przy swoim - że to był okropny moment na konfrontację, że nie posiadał właściwie żadnego planu działania, nie zadecydował jaką postawę powinien na początek oficjalnie objąć w stosunku do Spider-Mana... I że teraz należało się wycofać. Wszystko to brzmiało bardzo rozsądnie, dlatego oczywiście było skutecznie tłumione przez o wiele głośniejszy głos, namawiający do nawiązania kontaktu i... Zobaczenia gdzie to pójdzie. Po raz kolejny tego dnia Harry musiał przyznać przed samym sobą, że wprost tragicznie radził sobie z odmawianiem sobie tego, na co miał ochotę. Mężczyzna szybko oraz bez obracania głowy rzucił okiem na lewo, a następnie na prawo, aby upewnić się, że w pobliżu w dalszym ciągu nie kręciły się żadne roboty. Usatysfakcjonowany uzyskanym potwierdzeniem, znów skupił wzrok na swoim tak zwanym przyjacielu i już bez zwlekania - by nie dać sobie czasu na rozmyślenie się - wystartował z miejsca, nie kierując się jednak bezpośrednio ku niemu, lecz jakieś dwa metry na bok od niego... Co początkowo pewnie i tak ciężko by było wyłapać. Jasne stało się to dopiero w momencie, gdy znalazł się już bliżej, po czym - zwalniając - zatoczył wokół pająka stopniowo malejące koło, znów odchylając ciało ku wnętrzu okręgu, by wykręcić. Sprawiło to, że cały glider znalazł się na chwilę w ukośnej pozycji, nim wyrównał się do poziomu niemalże przed Spider-Manem... Może tylko trochę po jego prawej stronie. Harry nie mógł się powstrzymać przed tym manewrem. Koniec końców odrobina niepokoju jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła, czyż nie? - Następnym razem zrób zdjęcie, wytrzyma dłużej - skomentował zamiast powitania, równocześnie w duchu błogosławiąc fakt, że mechanizm obecny w masce zmieniał barwę jego głosu, przez co nie musiał sam starać się go modyfikować. Co prawda domyślał się, że Parker tak czy siak posiadał już pewnie swoje podejrzenia, ale czemu Osborn nie miałby mu w nich trochę zamieszać? Bo na pewno nie zamierzał mu ich tak po prostu potwierdzić. Jego słowa z kolei można by było zinterpretować najzupełniej niewinnie. Ot, w końcu tak się czasem mówiło, kiedy ktoś się gapił - a tekst pasował do okoliczności, skoro Spidey tak mu się z oddali przyglądał, co w dodatku wcale nie było podejrzane czy niepokojące, ani trochę. Gdyby jednak ktoś znający ich sytuację spojrzał na wypowiedź Harry'ego głębiej, postarał się doszukać w niej czegoś więcej, prawdopodobnie bez problemu wyłapałby odniesienie do tej dziennej pracy Petera. Umyślne, lecz łatwe do zaszufladkowania jako przypadkowe. Gdyby musiał, miałby podstawę, aby się wyprzeć. Niestety zasłaniający całą sylwetkę kostium - z maską na czele - utrudniał ocenianie reakcji skrywającej się pod nim osoby. Lekkie marszczenie się czy rozciąganie materiału zastępowało mimikę, której z tego względu Osborn mógł się głównie domyślać... Ale przynajmniej reszta mowy ciała pozostawała na widoku, a Harry spędził przecież długie lata obserwując Parkera, świadomie czy nie, więc czuł się w pełni wykwalifikowany do czytania z jego gestów i ruchów. Sytuacja nie była więc idealna, ale nawet teraz potrafił wyciągać z jego zachowania jakieś wnioski... I chętnie to czynił, uważnie przyglądając się rówieśnikowi. Z drugiej strony sam nie zdecydował jeszcze co zrobi, ani jakiej wersji będzie się trzymał, pomijając rzecz jasna oczywistości - że nie zainicjuje starcia i nie przyzna się otwarcie do swojej tożsamości. Poza tym... Wciąż się zastanawiał. Bardzo intensywnie się zastanawiał, bo tak naprawdę w tej chwili nie miał nawet jak się przedstawić, gdyby został zapytany o swoje miano. Zawsze mógł zostać przy drażnieniu pająka, by skupiać uwagę na nim... Tak, to brzmiało obecnie na niezły plan. A zachowanie tajemniczości powinno mu wyjść na dobre i tym bardziej zaniepokoić Petera. Przynajmniej tyle mu się należało.
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bowery Ballroom Czw Lip 26, 2018 12:51 pm | |
| Peter miał podobny problem co postać nieopodal, mianowicie podjęcie szybkiej i dobrej decyzji było dość kłopotliwe. Pająk nie wiedział przecież, a raczej nie miał pewności z kim dokładnie miał styczność i dopiero wtedy, jego spider sense lekko drgnął. Nie tyle co przez wyczucie zagrożenia, lecz raczej niepewności i rodzących się pytań. Gdy tylko postać zaczęła się zbliżać, mimowolnie Parker zrobił krok w tył i zostawił nieco szerzej stopy aby być w bardziej stabilnej pozycji i, gdyby wymagała tego sytuacja, zareagować. Palce u jego rąk również mimowolnie drgnęły a zmrużone oczy podążały za postacią okrążającą go. Owszem, okrężny ruch gliderem budził trochę niepokoju ale starał się tego nie okazywać, nie chcąc dać poczuć się drugiej postaci zbyt pewnie. Zamiast tego patrzył mu prosto w oczy, a raczej w okolice gdzie powinny one być. Maska mimo wszystko była dość intrygująca i spełniała swoje zadanie idealnie.
Pająk zareagował dopiero na usłyszane słowa, widocznie zmieszany a potem wręcz skołowany. Pierwsze co mu się tak właściwie skojarzyło to praca, a dopiero później dotarło do niego powiedzenie dość często spotykane. I tu narodziły się kolejne pytania. Jeśli postać umyślnie wspomniała o zdjęciach, to znała jego tożsamość. A takich osób nie było zbyt wiele. I jeszcze ten glider.. Przez moment Peter znów pomyślał o Harrym, jednakże wiedział że przyjaciel nie pamięta ani kariery Goblina a co za tym idzie sprzętu, ani tożsamości Spider-Mana co kompletnie pozbawiało sytuację sensu. Nawet gdyby Harry natrafił na poszlakę goblinów, Petera nie zdziwiłoby zobaczenie przyjaciela na gliderze. Nawet nie umyślnie. W końcu każdy jest ciekawy, a Harry w szczególności.
- Wiesz gdybym nosił ze sobą aparat to czemu by nie. Ale ten kostium jest trochę obcisły, wiesz. Nie za bardzo mogę cokolwiek nosić. – O telefonie przecież nie musiał wiedzieć. Ani gdzie się znajduje. Peter pozwolił sobie na małą gierkę i skrzyżował ramiona, patrząc prosto na twarz, a raczej maskę, postaci. –Nie wyglądasz na złego. Ale może nim jesteś, hm? Czekaj czekaj, już wiem um… Oh! Kreujesz się na niby złego żeby ludzie myśleli że jesteś zły a tak naprawdę jesteś neutralny i szukasz uwagi. Ha, rozgryzłem, prawda?- Peter pstryknął palcami i uśmiechnął się szeroko, kręcąc lekko głową. – Tak tak wiem, niezły jestem. Ale autografy później, wiesz. Trochę jest zamieszania dookoła. – Wzruszył ramionami i odetchnął, patrząc w niebo, kompletnie odsłonięty. Nie wyglądał nawet jakby się bronił ani był w gotowości tylko tak, jakby już ufał postaci. Tak w rzeczywistości to nie ufał, ale podążał za instynktami, które póki co nie reagowały w żaden konkretny sposób. – To jak, przedstawisz się w końcu?
|
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Bowery Ballroom Czw Lip 26, 2018 10:36 pm | |
| W gruncie rzeczy Harry był nawet zadowolony z reakcji, którą udało mu się wywołać. Och, wyraźniejsza oczywiście jeszcze bardziej by mu się spodobała, ale z drugiej strony nie mógł wcale narzekać, bo już sama zmiana postawy zdecydowanie świadczyła o tym, że wywarł na Spider-Manie jakieś wrażenie... Negatywne, jasne, ale spójrzmy prawdzie w oczy - właśnie na to liczył, gdy się do niego w taki sposób zbliżał. Chciał sprawić, aby spodziewał się potyczki, by poczuł się zagrożony, lecz jednocześnie zdezorientowany... I to mu się najwyraźniej udało. Ta świadomość przynosiła mu ponurą satysfakcję. Osborn niemalże mógł sobie wyobrazić trybiki obracające się w głowie jego przyjaciela. Czuł, że jego słowa również spowodowały zamierzony efekt i dały Parkerowi do myślenia... Doskonale. Niech się martwi, zastanawia, może nawet panikuje. Trochę stresu mu nie zaszkodzi. Harry już czekał na okazję, by rzucić kolejnym podtekstem, który subtelnie zasugerowałby, że wiedział coś więcej - ale nie zdradził tego wprost. Może nie było to wiele, a już szczególnie nie taka zemsta, jaką kiedyś starał się przeprowadzić, lecz pomimo chwilowego zawieszenia broni - o którym zresztą pająka nie poinformował, bo po pierwsze nie mógł, a po drugie nie chciał - nie był w stanie odmówić sobie takich drobnych przejawów emocjonalnej manipulacji. Poza tym... Skoro coś działało, to dlaczego miałby z tego rezygnować, prawda? Mimo to mężczyzna nie zdziwił się, gdy Spider-Man udzielił mu jak zawsze pewnej siebie i jakże zabawnej odpowiedzi. W końcu chyba wszyscy wiedzieli, że takie zachowanie było dla niego charakterystyczne... A w tym wypadku Harry dodatkowo podejrzewał, że miało nie tyle go sprowokować - choć to zapewne również - ale przede wszystkim zamaskować własne reakcje Petera. Odwracanie w ten sposób uwagi przeciwnika, czy to w walce, czy w rozmowie, stanowiło tak naprawdę całkiem niezłą strategię, nawet jeżeli słowotok potrafił zdradzić zdenerwowanie. Prawdziwe schody zaczynały się jednak w momencie, gdy ta druga osoba wiedziała czego się spodziewać i była na to gotowa - jak w tym przypadku. Kiedy więc Parker mówił o braku aparatu i o swoim kostiumie, Osborn umyślnie i zarazem bardzo wymownie pochylił lekko głowę, sygnalizując w ten sposób opuszczanie wzroku, które w innym razie nie mogłoby zostać wychwycone z powodu maski. Gest ten miał rzecz jasna podkreślić, że owszem, widział jak obcisły był ten strój - i że nie za bardzo można coś było nosić. Przy nim albo pewnie pod nim. Swoją drogą, podejrzewał, że musiało to być niesamowicie niewygodne, zwłaszcza teraz, latem, w środku dnia - w promieniach słońca. On sam czuł to trochę w lekkim pancerzu, ale domyślał się, że spandex sprawiał, iż Spidey się tam w środku gotował. Nie wspominając już o rozgrzewaniu się przy wysiłku fizycznym... Ale nie miał teraz czasu, aby się nad tym zastanawiać. Pomijając jednak podteksty, skojarzenia, czysto naukową ciekawość oraz sam fakt, że Peter najwyraźniej znowu kłamał - bo przecież chwilę temu odpowiadał na wiadomości, więc jednak miał przy sobie przynajmniej komórkę, chyba że od tamtego momentu gdzieś ją porzucił - to wyjaśnienie nie było nawet takie złe. To dopiero ta improwizowana i w gruncie rzeczy oparta na niczym psychoanaliza wprawiła Osborna w konsternację. Mężczyzna pozwolił swojej głowie odchylić się na prawo, równocześnie przesuwając glider jeszcze trochę bardziej na bok, a więc teraz już centralnie przed Parkera. Nie odzywał się, nie przerywał mu, ale starał się zachować rozluźnioną postawę, jak gdyby słuchał go ze zwykłej uprzejmości i w ogóle nie brał do siebie jego słów. Na ile zaś były one trafne...? Początkowo praktycznie wcale. Harry co prawda nie uważał się za dobrą osobę, ale za szczególnie złą również nie, a już na pewno nie starał się na siłę sprawiać takiego wrażenia, pomijając rzecz jasna straszenie pająka wizją powrotu Goblina - ale to było sprawiedliwe i nikt nie przekonałby go, że nie miał pod tym względem racji. Neutralność mu obecnie odpowiadała i to mógłby nawet przyznać, więc punkt dla Spidey'a, niech będzie. Ale szukanie uwagi? Ha, dobre sobie. W końcu chciał tylko zebrać informacje, zorientować się w sytuacji z robotami i wrócić do Oscorp - albo do domu, tego jeszcze nie był pewien - bez nawiązywania z kimkolwiek kontaktu. A pod Chinatown dotarł przypadkiem. I prowadził tę rozmowę tylko dlatego, że przecież nie mógł się wycofać. Wyszedłby na tchórza, gdyby odleciał na widok Spider-Mana. Nie to, że mógłby udawać, iż w ogóle go nie zauważył... Kłócenie się z własnymi myślami naprawdę nie wychodziło mu na dobre. Prawdę mówiąc wręcz go irytowało, szczególnie w połączeniu z faktem, że najwyraźniej w kostiumie Peter nawet poruszał się inaczej niż zwykle - luźniej, z większą pewnością siebie. To... Utrudniało czytanie go, przez co Harry miał mniej materiałów do pracy, niż by sobie tego życzył. Trudno. Wiedział przynajmniej tyle, że wszystko to wyglądało mu na grę, pokazówkę, a nie na szczere reakcje, a to już coś. Czyli jednak mieli coś wspólnego, nawet jeżeli Parker stawiał na niemalże przesadną ekspresję, a Osborn przeciwnie, ograniczał swoje gesty, pomijając tych kilka w pełni kontrolowanych. - Dobra rada, pajączku: zostań przy skakaniu po dachach, bo jako psycholog wielkiej kariery to ty nie zrobisz - odparł na początek, a jeżeli jego głos zabrzmiał przy tym minimalnie ostrzej niż przy poprzedniej wypowiedzi... To tak naprawdę nie mógł już na to nic poradzić. I tak uważał, że świetnie się kontrolował, przynajmniej jak na takie spotkanie. A do tego chyba nawet w jego głowie zaczynał się formować plan... Ale potrzebował trochę zagrać na czas, aby go dopracować. W tym celu Harry wykorzystał fakt, że - będąc na gliderze - znajdował się wyżej od Petera i teraz obniżył się na maszynie na tyle, aby przykucnąć, opierając przedramiona na udach i bez problemu zachowując w tej pozycji równowagę. Dzięki temu nie dość, że nie musiał odpowiadać od razu na pytanie o swoją tożsamość, to jeszcze wreszcie mniej więcej zrównał się z poziomem swojego rozmówcy... I zapewne przy okazji wysłał mu również wiadomość, że rzeczywiście nie zamierzał okazywać mu agresji, bo w końcu byłaby to bardzo kiepska poza do rozpoczęcia walki. - Ale pozwól, że spytam... Kim sądzisz, że jestem? Poza neutralną osobą spragnioną uwagi, mam na myśli, bo przed chwilą wyglądałeś tak, jak gdybyś spodziewał się po mnie najgorszego - czy przesadzał? Być może. Ryzykował, że Parker ten jeden raz odpowie jednak szczerze, lecz... W gruncie rzeczy jakie były na to szanse? Osborn osobiście uważał, że jego przyjaciel posiadał silne uczulenie na mówienie prawdy, więc teraz także spodziewał się po nim kręcenia i na nie właśnie liczył. No i może był trochę ciekawy jego reakcji. I może, tylko może, gdzieś w głębi ducha jakaś jego cząstka nie obraziłaby się za odsłonienie kart - bo przynajmniej dałoby mu to powód do działania.
Ostatnio zmieniony przez Harry Osborn dnia Sob Lip 28, 2018 2:42 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bowery Ballroom Sob Lip 28, 2018 10:14 am | |
| Podejrzenia Harry’ego odnośnie stroju były jak najbardziej trafne. Peter gotował się w kostiumie, a żar słońca kompletnie nie polepszał jego sytuacji. O ile był on przyzwyczajony do wysiłku fizycznego i wiążących się z tym konsekwencji, miał on już ochotę kilkukrotnie zdjąć maskę i zaczerpnąć świeżego powietrza. Z początku taki miał właśnie plan, zamierzał dotrzeć do Bowery Ballroom i tam odetchnąć, zdjąć maskę i nieco ochłonąć. W głębi duszy cieszył się jednak, że ich spotkanie wydarzyło się nieco wcześniej. Gdyby został nakryty bez maski, mógłby mieć nieco większy kłopot. Rozważanie o tym przekierowało uwagę na swojego rozmówcę, który zapewne również nieco się dusił w środku. Koniec końców, noszenie kostiumów czy to jako bohater czy nie, wymaga poświęceń.
Peter podążał wzrokiem za postacią, gdy ta postanowiła zmienić nieco swoją pozycję i teraz będąc bezpośrednio przed nim, Pająk musiał lekko zmrużyć oczy przez rażące go centralnie słońce. No może nie aż tak centralnie, gdyż starał się stać w cieniu postaci ale było to aż zbyt widoczne, jak bardzo narzekał na źródło światła. Również fakt że Parker poruszał się luźniej był jak najbardziej trafny. Kostium zawsze dodawał mu odwagi, w końcu nosząc go był Spider-Man’em a nie zwykłym Peterem Parkerem. To, że jego zachowanie było inne nie znaczyło jednak że nie było szczere. Zachowywał się tak, jak wydawało mu się że powinien i tak, jak po prostu chciał. Lubił grać na zwłokę, zagadać swojego przeciwnika czy też sojusznika choć ci drudzy nie zawsze byli z tego zadowoleni.
Mimo iż Parker wydawał się wyluzowany a wręcz beztroski, to cały czas wszystko obserwował, czy to mowę ciała czy lekką zmianę tonu głosu gdy postać wreszcie postanowiła się odezwać. Uznał to nawet za zabawne. Oh, czyżby go drażnił? Uśmiechając się lekko pod maską na tę myśl, jego odpowiedzią było tylko wzruszenie ramionami. Przynajmniej do pierwszego komentarza. Gdy jednak usłyszał postawione mu pytanie, musiał się chwilę zastanowić. Zerkając na swojego rozmówcę, który zmieniając swoją pozycję dał mu do zrozumienia że również prawdopodobnie chciał uniknąć walki, Peter oparł dłonie na biodrach i westchnął, starając się pokazać jak bardzo był zamyślony, albo jak dużo uwagi musiał poświęcić aby udzielić odpowiedzi. Zarówno tak jak Harry, Parker chciał grać na zwłokę i nie odpowiadać od razu po usłyszeniu pytania, z jednej strony ciekaw czy postać wyłapie to naśladowcze zachowanie, z drugiej również dalej chciał się trochę podrażnić.
W tym momencie Peter wcale nie chciał kręcić. Fakt, nie był zbyt chętny do wyśpiewania wszystkiego co mu by tylko ślina na język przyniosła, ale nie widział również powodów aby kłamać nonstop. Jego spider sense nie reagował jakoś szczególnie więc sytuacja dalej wydawała mu się bezpieczna, przez co mógł pozwolić sobie na więcej. Chyba, mógł. Mimo wszystko nieco obawiał się rozwścieczenia swojego rozmówcy, ale i tak chciał go troszeczkę poirytować. Po prostu nie mógł sobie tego odmówić.
- Nie powiedziałbym że spodziewałem się najgorszego, wiesz. Nie jesteś chodzącą kupą mięśni a mimo wszystko tacy wzbudzają strach najbardziej także przykro mi ale nie, nie jesteś najgorszy. Tak mi się wydaje. Brzmisz jak mój przyjaciel i teraz nie wiem, czy wszystkich nagle wzięło na sarkazm czy co. – westchnął, machając nonszalancko dłonią. – Wracając do pytania, wyglądasz jak jakiś słaby naśladowca tego no… Goblina. No wiesz, glider mimo wszystko właśnie się z tym kojarzy. I nie unikaj odpowiedzi na moje pytanie! To ja pierwszy spytałem, kim jesteś. Powinieneś się ładnie przedstawić i tak dalej.- Peter uśmiechnął się szeroko, wskazując na niego palcem a nawet pozwalając sobie dźgnąć go w klatkę piersiową po postawieniu kroku do przodu. Czy chciał zagrać mu na nerwach? Tak. Czy był gotowy na konsekwencje? Nie. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Bowery Ballroom Sob Lip 28, 2018 5:55 pm | |
| Brwi Harry'ego lekko się uniosły, gdy Spider-Man ułożył dłonie na biodrach i na jego pytanie odpowiedział w pierwszej kolejności westchnieniem. Trochę za bardzo przypominało mu to jego własne - choć o wiele subtelniejsze, dzięki wielkie - zagrania prowadzące do gry na czas... Ale prawdę mówiąc nie wiedział do końca czy pająk robił to umyślnie czy po prostu był sobą, z przyzwyczajenia teatralnym i irytującym każdego w swoim otoczeniu, przyjaciela czy wroga. Obie te opcje brzmiały równie sensownie, lecz Osborn na wszelki wypadek zamierzał obstawić pierwszą z nich. Tak dla bezpieczeństwa. Z drugiej strony taka pauza działała na jego korzyść, więc chyba nie miał powodów do narzekania. Choć nie tracił na czujności i ostrożności, to jednocześnie jego umysł pracował na podwyższonych obrotach, konstruując na szybko taką wersję wydarzeń, w której znalazłoby się jak najmniej luk. Gdyby miał więcej czasu, zadbały o lepsze wyjaśnienia, ale skoro nie mógł sobie pozwolić na dłuższe zwlekanie - gdyż samo w sobie byłoby to już podejrzane - to musiał zadowolić się czymś, co po prostu będzie trzymało się kupy. Tyle że... Może rzeczywiście odrobinę ciężej było mu się skupić, kiedy Parker ponownie zaczął prawić swoje mądrości. Po części wiedział, że najpewniej taki właśnie był ich cel i Peter prawdopodobnie w większości wcale nie mówił tego, co naprawdę myślał, a jednak Harry nie mógł zdecydować się pomiędzy brakiem słów, zdumieniem i wręcz oburzeniem. I nie, nie przez to, że pająk zasugerował mu, że wiedział z kim miał do czynienia, ani nie dlatego, że najwyraźniej został przez niego postawiony niżej w hierarchii zagrożenia od jakiegoś tam typowego mięśniaka. Umieszczanie siły fizycznej ponad intelektem go irytowało, jasne, ale szybko zapomniał o tym fragmencie, gdy pająk doszedł do komentowania jego słabego naśladowania Goblina. I jak on to w ogóle ujął - jak gdyby ledwo przypominał sobie to miano! Oczywiście, bo niby czemu miałby pamiętać swojego najgroźniejszego przeciwnika, tak? Takimi tekstami prosił się o kłopoty. Pewnie nawet umyślnie. Najgorsze zaś było to, że Osborn w pełni zdawał sobie sprawę z tego, że Spider-Man specjalnie go drażnił - ale to wcale mu nie pomagało, ani tym bardziej go nie uspokajało. W momencie, gdy wspominany był Goblin, mężczyzna zmrużył niebezpiecznie oczy, lecz oczywiście przez maskę ostrzeżenie to nie miało prawa dotrzeć do jego rozmówcy, który pogrążał się więc dalej. Harry z kolei jedynie po raz kolejny odchylił głowę lekko na prawo i zastygł w bezruchu, jakże uprzejmie pozwalając Parkerowi skończyć sobie szkodzić oraz oczywiście uważnie obserwując jego poczynania. Zareagował dopiero w chwili, kiedy pająk dotknął jego klatki piersiowej, lecz prawdę mówiąc nawet nie spojrzał w dół na jego rękę. Zamiast tego z prędkością, której pozazdrościłaby atakująca kobra - a więc zdecydowanie nie z naturalną, ludzką - chwycił Spider-Mana za nadgarstek i pewnie zacisnął na nim palce. Nie na tyle, aby zrobić mu realną krzywdę - prawdę mówiąc wątpił, aby w ogóle był w stanie to w ten sposób osiągnąć, z serum i kostiumem czy nie - ale wystarczająco, żeby miał poważne problemy z wyrwaniem się... O ile by tego spróbował. Innymi słowy postarał się o zatrzymanie przy sobie Parkera. A potem... Potem odchylił się do tyłu, równocześnie ponownie budząc do życia glider, aby zaczął w tym samym momencie zwiększać wysokość i cofać się poza zasięg dachu. Cała maszyna przybrała przy tym ukośną pozycję, z przodem znajdującym się teraz wyraźnie wyżej od tyłu, na skutek czego Peter powinien zostać pociągnięty przed siebie. Tyle że to mogłoby się akurat skończyć źle, bo krawędź pojazdu była jednak dość ostra, dlatego Spidey miał szczęście, że Osborn w tym czasie nie próżnował. Mężczyzna prędko się wyprostował, jednocześnie odciągając rękę Parkera od swojej klatki piersiowej i unosząc ją nad swoją głowę w taki sposób, aby go podnieść. Waga drugiego człowieka nie stanowiła żadnego problemu ani dla niego, ani dla glidera. Gdyby Spider-Man się postarał, znalazłby nawet dość miejsca na oparcie stóp. Jeżeli do tej pory wszystko przebiegło we względnym porządku, maszyna wycofała się mniej więcej ponad środek ulicy, wysoko, ale nie na tyle, aby w razie czego Peter nie mógł z niej zeskoczyć i uczepić się siecią pobliskiego wieżowca. Innymi słowy, jak na porwania, to konkretne było... Bardzo improwizowane, delikatnie mówiąc. Ale to nic, bo Harry i tak nie starał się na poważnie. Po prostu podkreślał swoje... Stanowisko. - Naprawdę wolałbyś walczyć z geniuszem i manipulatorem niż na przykład z takim przeciętnym, tępym Rhino? Ciężko mi w to uwierzyć. Ten ostatni... Co zrobi? Najwyżej ci przyłoży. Może pogruchocze kości. A prawdziwy, godny przeciwnik zaatakuje sprytnie. Psychologicznie. Uderzy tam, gdzie będzie najbardziej bolało... I niekoniecznie będzie to oznaczało, że w ciebie - zauważył, na pozór kompletnie ignorując wszystkie inne poruszone przez Parkera kwestie... Z ponowioną prośbą o przedstawienie się na czele. Uznał, że ten temat był o wiele ciekawszy. I przy okazji wygodniejszy. Jeśli pająk nie próbował się szarpać albo szybko z tego zrezygnował, Harry w dalszym ciągu nie puszczał jego nadgarstka, choć osunął go nieco niżej, może na wysokość ich ramion. Gdyby jednak Spider-Man uparł się na to, by się oswobodzić, Osborn zrezygnowałby z utrzymywania kontaktu, stawiając po prostu na to, że Peter tak czy siak zostanie z nim na gliderze. Jeżeli zdecydowałby się jednak zeskoczyć... To trudno, ale prawdę mówiąc Harry liczył na to, że Parker - z ciekawości czy nawet z troski o przyjaciela - postanowi być blisko.
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bowery Ballroom Nie Lip 29, 2018 10:11 am | |
| Peter faktycznie umyślnie chciał zabrzmieć tak, jakby ledwo przypomniał sobie miano Goblina. Jako że wciąż nie wiedział kim był jego rozmówca a fakt, że mimo wszystko pewnymi elementami przypominał wroga, chciał on po prostu zobaczyć jego reakcję. Niestety przez maskę nie mógł stwierdzić czy otrzymał jakąkolwiek reakcję, jedynie przechylenie głowy w prawo mogło mu dać jakąś podpowiedź. I uznał to za irytację albo zaciekawienie. Nie musiał w końcu na głos dzielić się swoimi przemyśleniami więc trafne czy nie, zostały one tylko w jego głowie.
Jego wyluzowana postawa uległa zmianie dopiero wtedy, gdy jest rozmówca chwycił go za nadgarstek. O ile nie był zdziwiony jego reakcją, poniekąd się tego spodziewał, tak zaskoczyła go mimo wszystko pewna delikatność. Parker nie znał siły fizycznej postaci i szczerze mówiąc, spodziewał się raczej że starałby się uszkodzić jego rękę. Owszem, chwyt był wystarczająco silny aby go unieruchomić, przynajmniej na chwilę obecną i nie należał do najprzyjemniejszych uczuć, jednak nie był on bolesny. Peter nic nie mówił, po prostu z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się najpierw w trzymającą go dłoń a dopiero później wyżej, tam gdzie prawdopodobnie były oczy jego rozmówcy. Serce zaczęło mu bić szybciej a oddech stał się na moment płytszy w wyniku zaskoczenia, zmieniając się dopiero gdy został pociągnięty do przodu. Pająk posłusznie wręcz podążał ani się nie wyrywał, łapiąc dech gdy został nagle podciągnięty do góry, szybko spoglądając w dół aby znaleźć jakiekolwiek oparcie i ewentualnie zapierając się stopami o krawędź glidera. Jednakże gdyby Harry teraz go puścił, runął by bo prostu do tyłu momentalnie gdyż jego ciało było odchylone do tyłu. Nie panikował on jednak wiedząc, że jakoś byłby w stanie zareagować, czy to uczepić się budynku czy wręcz postaci. Gdy maszyna przemieściła się do tyłu, Parker rozejrzał się nieco i zmrużył oczy, zanim znów spojrzał na trzymającą go postać, cierpliwie go słuchając. Po jego wypowiedzi jednak na jego twarzy zawitał szeroki uśmiech. Czyżby trafił w czuły punkt? Możliwe. Szczerze mówiąc to odsunął on na bok kwestie przedstawiania się. Prawdopodobnie i tak nic by nie wyciągnął. Mógł tylko dobrać się do jego maski, co zamierzał zrobić prędzej czy później.
- Hm, do najskromniejszych to nie należysz, przyznam. Już nazywasz siebie godnym przeciwnikiem a póki co to tylko wciągnąłeś mnie tutaj jakbyśmy odgrywali scenę z Titanic’a. No wiesz, czekam tylko aż powiesz że nigdy mnie nie puścisz, czy coś w tym rodzaju. Albo z Króla Lwa! Genialny film swoją drogą, ale mniejsza. – Parker drugą ręką normalnie gestykulował chcąc pokazać, że wizja bycia na krawędzi i na jeśli można to tak nazwać, łasce postaci, jakoś szczególnie go nie ruszała. Nie oznacza to że nie był zestresowany. Oczywiście że był, tak jak większość ludzi która w każdej chwili może spaść będąc odchylona do tyłu i trzymana przez kogoś. Nad pewnymi reakcjami nie da się zapanować w pełni.
Dalej nie próbując się wyrywać, Pająk wpatrywał się prosto w Harry’ego, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Albo maskowego. O ile pod jego maską nie znajdywała się dodatkowa para oczu to wiedział gdzie patrzeć. Po chwili jednak westchnął i przeciągnął się nieco, po czym oparł wolną dłoń na ramieniu postaci tak, aby móc się przyciągnąć bliżej i przynajmniej nie zwisać tak kompletnie bezradnie. Dalej starał się zachować pewien dystans, jednakże pozycja w której się znajdował znacznie mu to utrudniała. Mógł tak naprawdę pozostać kompletnie obojętny i odchylony, albo przyciągnąć się blisko, może i za blisko. Starał się znaleźć coś pomiędzy, jednakże było to najzwyczajniej niewygodnie i trudne do utrzymania. Chcąc nie chcąc, Peter znajdował się teraz dość blisko twarzy swojego bodajże przeciwnika, dzieliło ich raptem kilka centymetrów.
- Słuchaj, średnio mam ochotę na jakąkolwiek konfrontację. Wiesz, ciężki dzień i te sprawy. Najpierw użarł mnie pies a potem słuchałem narzekań jego właścicielki. – westchnął, przekręcając głowę nieco w lewo. – Także nie chciałbym walczyć ani z geniuszem, ani z mięśniakiem. Bardzo lubię swoje kości i nie chciałbym aby ktoś mi je, jak to nazwałeś, pogruchotał. A w walce psychologicznej najlepszy nie jestem. Prosty ze mnie pająk! Ktoś bije to oddam, także no. Może pójdziemy na kompromis i odstawisz mnie na ziemię, a ja w zamian oszczędzę ci prawienia morałów? Mam jeszcze trochę do załatwienia, na przykład muszę przekonać przyjaciela że jednak świetnie sobie radzę gdy on pewnie siedzi bezpiecznie w firmie. Nie żebym narzekał rzecz jasna! I tak zamierzałem go odwiedzić. – Parker posłał mu szeroki uśmiech i lekko wzruszył ramionami na samą myśl jaką to minę zrobiłby Harry, gdyby nagle zobaczył go przez okno. Nie raz miał ochotę podrażnić tak przyjaciela ale na ogół z tego rezygnował. Chociaż teraz.. każdy potrzebuje rozrywki, prawda? |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Bowery Ballroom Nie Lip 29, 2018 9:29 pm | |
| Choć w ciągu ostatnich paru minut Harry już kilka razy zdążył przekląć maski i ich właściwości kryjące, oczywiście nie w odniesieniu do swojej własnej, teraz ruch materiału akurat aż za dobrze wyjawił mu, że na twarzy pająka zawitał uśmiech - i to w dodatku wystarczająco szeroki, aby naciągnąć tkaninę. Co... Było trochę niepokojące. Głównie dlatego, że najprawdopodobniej dla Osborna zwiastowało coś co najmniej drażniącego. Mężczyzna zmrużył oczy, śledząc uważnie poczynania Spider-Mana, choć tak naprawdę nie spodziewał się już od niego nagłych działań... Tylko słów. W tej chwili wydawało mu się już w pełni oczywistym, że obaj nie planowali tego dnia ze sobą walczyć, więc nie obawiał się niespodziewanego ciosu. I... Zero niespodzianek, miał rację. Parker ledwo otworzył usta i już nastąpił ciąg dalszy prowokowania i żarcików, prawdę mówiąc tak kiepskich, że aż prawie zabawnych. Z tego wszystkiego Harry zaskoczył samego siebie, gdy zaśmiał się krótko w pół pajęczego zdania - akurat podczas wspominania o puszczaniu. Zrobił to zresztą dość cicho, w związku z czym nie zagłuszył sobie reszty jego wypowiedzi, która jednak była już słabsza. Chociaż... Może nie do końca? Ciekawe czy Peter w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, że odniósł się do filmu z fabułą opartą na bracie zdradzającym brata. W innych okolicznościach i będąc w jeszcze gorszym humorze pewnie chętnie by mu to wytknął, teraz jednak takimi słowami potwierdziłby tylko - prawdopodobnie - przypuszczenia pająka względem swojej tożsamości. A tego robić w tym momencie nie zamierzał. Może później. - Mogę cię puścić, w porządku - wtrącił się, lecz tonu jego głosu wyjątkowo wcale nie wskazywał na groźbę, ani nawet na poważne stwierdzenie. Wciąż przeplatały się w nim pozostałości niedawnego rozbawienia, choć z drugiej strony to wcale nie oznaczało, że nie mówił serio. To akurat Spidey powinien wiedzieć doskonale, na co dzień, a raczej częściej co noc mając do czynienia z osobami, które nie reagowały, nie wypowiadały się, nie działały jak większość społeczeństwa... Specjalnie lub z powodu problemów psychicznych. Harry, jeżeli już, umieściłby się w klasyfikacji bliżej tych pierwszych. Czuł się w większości zdrowy na umyśle, za to - kiedy musiał - grać potrafił doskonale. Co prawda swoboda w zachowaniu Spider-Mana już go nie dziwiła, przez co prawie przestał zwracać uwagę na jego żywą gestykulację czy nawet na to przeciągnięcie się, lecz kolejny ruch Petera już go lekko zaskoczył. Umieszczenie w taki sposób dłoni na ramieniu - wsparcie się na nim, żeby nie zlecieć z glidera - wymagało... Pewnego rodzaju zaufania, szczególnie po tym, jak wspaniale skończyła się poprzednia próba nawiązania kontaktu fizycznego. Mimo to Osborn ani się odruchowo nie wzdrygnął czy nie napiął mięśni, co i tak zamaskowałby jego strój, ani nie spróbował się odsunąć... I to ostatnie Parker mógłby już odnotować i może nawet coś ciekawego z tego wyczytać. Ta nowa bliskość również w gruncie rzeczy Harry'emu nie przeszkadzała. W pewnym sensie był do niej przyzwyczajony, bo w końcu nie po raz pierwszy miał Petera tuż obok siebie. Wystarczająco często zdarzało im się wzajemnie naruszać swoją przestrzeń osobistą, aby już samo ciało Osborna nie czuło potrzeby instynktownie na to zareagować - a w jego przypadku znaczyło to akurat sporo, gdyż na ogół nie przepadał za dotykaniem innych ludzi, a już szczególnie za przedłużającym się kontaktem. Akceptował tylko wybranych. Prawdę mówiąc w tym momencie Harry prawie miał ochotę dla pewności ująć wolną ręką przedramię pająka, zapewne najzupełniej zbędnie, bo z jego mocami Spider-Man mógłby po prostu się do niego przylepić i w ten sposób zadbać o to, aby nie zlecieć... A przynajmniej nie samotnie... Lecz zaraz potem Parker znów otworzył usta i Osborn natychmiast przypomniał sobie co właściwie się działo i dlaczego. Wystarczy powiedzieć, że wówczas od razu zrezygnował z wprowadzania tego gestu w życie. I wcześniejsze rozbawienie też do końca mu przeszło. Słuchając tych dłuższych i w końcu trochę poważniejszych wyjaśnień, Harry sam nie był pewien jak się czuł... I tym bardziej nie wiedział co powinien myśleć. Tak, byli przeciwnikami - już kiedyś i pewnie będą nimi w przyszłości, nawet jeżeli teraz obaj wstrzymywali się z agresją. Męczyło go to, bardzo, niesamowicie, ale równocześnie nie sądził, aby potrafił odpuścić, nie tylko ze względu na własne krzywdy, ale i... Te rodzinne. To chyba głównie z tego względu nie miało sensu zastanawianie się nad wszelkimi co by było, gdyby... Z drugiej strony poprzednim razem zemsta nie przyniosła nikomu niczego dobrego - i teraz Osborn poczuł się nagle niezwykle tym wszystkim zmęczony. Przez głowę przeszła mu nawet myśl, że może każdy wyszedłby na tym lepiej, gdyby pamięć nigdy mu nie wróciła. Brak wiedzy potrafił jednak oznaczać spokój ducha. Mężczyzna właściwie gotów był już odpuścić i pozwolić Peterowi się oddalić, tak jak ten sobie tego życzył, kiedy wciąż ciągnący się monolog Parkera niespodziewanie zszedł na niego samego. Nie z imienia, ale o nikogo innego nie mogłoby przecież chodzić... I nagle całe to gorzkie zrezygnowanie ustąpiło miejsca fali złości. Pająk doskonale wiedział z kim rozmawiał, tego Harry był praktycznie pewien. Nazywał go przyjacielem - jednocześnie negocjując z nim warunki zawieszenia broni, jak z jednym ze swoich wielu wrogów, choć Osborn nawet nie spróbował go zaatakować. Myślał, że niby co w ten sposób osiągnie? Zagra mu na uczuciach? Tego zrobił już dość. Miał na to wiele lat. Więc niespodzianka, ten plan nie wypalił, a Harry nie zamierzał dać się wodzić za nos pięknymi słówkami o przyjaźni bez pokrycia - i bez zaufania. - Zabawne. Wiesz, tak się składa, że mówiłem hipotetycznie, nie o sobie... Ale dobrze wiedzieć, że najpierw porównałeś mnie do swojego przyjaciela, a potem od razu wywnioskowałeś, że będę chciał z tobą walczyć. Skoro tak lubisz psychoanalizę, to może w takim razie powinieneś się zastanowić jak naprawdę widzisz tego swojego przyjaciela, co? - zasugerował, a choć wcześniej uścisk jego palców na nadgarstku Petera zelżał, to w trakcie tej wypowiedzi ponownie się wzmógł... I stał się nawet silniejszy niż wcześniej. Osborn mówił teraz szybciej i znów ostrzej, nie przejmując się - jeszcze - tym, że pewnie zdradzało to jego emocjonalne podejście do sprawy. Zresztą... Zawsze będzie mógł potem stwierdzić, że poczuł się osobiście obrażony uznaniem za przestępcę.
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bowery Ballroom Pon Lip 30, 2018 10:45 am | |
| Fakt że Harry nie zareagował jakoś specjalnie na oparcie przez Parkera dłoni na jego ramieniu, tylko umocniło go w przekonaniu że prawdopodobnie, a teraz już prawie i na pewno, znali się. Albo raczej, że to jego rozmówca znał go, i to na dodatek bardzo dobrze. O ile o samym zaufaniu odnośnie tego gestu pająk specjalnie nie pomyślał, tak jego uwagę przykuło widoczna chwila zawahania się swojego rozmówcy. Tak to przynajmniej wyglądało, jakby w jego głowie pojawił się pomysł z którego musiał zrezygnować. Albo najzwyczajniej po prostu był zamyślony? Ta maska zaczęła denerwować Pająka coraz bardziej.
Jego koncentracja wróciła dopiero w momencie, gdy uścisk na jego nadgarstku stał się silniejszy. Oh, czyżby udała mu się prowokacja? Peter już ponownie miał się uśmiechnąć, dopóki nie dotarły do niego wypowiedziane słowa. Spodziewał się raczej, a wręcz oczekiwał, że zirytuje postać przez bezsensowny monolog o filmach, a nie o samym Harrym. Jednakże to wzbudziło jego ciekawość, i to bardzo. Mimo iż sam wciąż nie miał stu procentowej pewności odnośnie tożsamości swojego rozmówcy, tak jego reakcja dała mu wiele do myślenia.
Jego pierwszą myślą było, że postać po prostu trzyma innych na dystans i podczas gdy została porównana do kogoś, kto dla Petera jest bliski, mogła poczuć się urażona. Czy aby na pewno? Ten powód był dość.. bezsensowny jak nie głupi. W końcu dlaczego ktoś miałby się obrazić za porównanie do osoby o której dobrze mówił? Na dodatek pytanie, jak naprawdę widzi swojego przyjaciela było dość sugestywne.
Peter westchnął a następnie lekko wzruszył ramionami, starając się nie okazać się uścisk na jego nadgarstku stawał się już dość nieprzyjemny. Jak naprawdę go widział? Dobre pytanie. Z pewnością nie czuł do niego żalu ani złości. Przeszłość była już tylko wspomnieniem a Parker chciał ruszyć na przód z przekonaniem że Harry nie pozna nigdy prawdy, dla swojego własnego dobra. Więc jeśli uda mu się utrzymać tajemnicę, Peter nie ma żadnych powodów do kręcenia i kombinowania. Chciałby zachowywać się jak zawsze, rzucić kilkoma głupimi żartami. Koniec końców, widział on w Harrym przyjaciela, kogoś kto był mu bliski mimo kilku…niefortunnych wydarzeń.
Pająk dość długo milczał, widocznie zamyślony ale w końcu jego palce oparte na ramieniu swojego rozmówcy drgnęły gdy wrócił on do świata rzeczywistego, mrużąc lekko oczy. – Jak naprawdę go widzę, huh? W dobrym świetle. Wiem, że jest dobrym człowiekiem ale ma również problemy, jak zresztą każdy. Nie wnioskuję że chcesz ze mną walczyć. Według mnie, wolisz tego uniknąć. Gdybyś chciał doprowadzić do konfliktu, już byś to pewnie zrobił. Ciekawi mnie tylko dlaczego aż tak bardzo chcesz usłyszeć moją opinię o tobie, Harry.
Prawdę mówiąc, Peter nie planował wypowiedzieć ostatniego zdania. Zrobił to pod wpływem impulsu, emocji. Sposób w jaki postać się wypowiadała, jak emocjonalnie podeszła do całej sprawy po prostu nie dawał Parkerowi spokoju. Dopiero w momencie wypowiedzenia tych słów i bezpośredniego zwrotu, jego oczy nieco się rozszerzyły w wyniku zaskoczenia. Pająk szybko jednak chciał to zamaskować, szczerze lekko panikując. Wcześniej nie wypowiedział on ani imienia ani nazwiska Osborna, specjalnie tego unikając. Wypowiadając jednak ostatnie zdanie jego głos zmiękł, wyrażając najzwyklejszą troskę i przejęcie, nie było tam ani kpiny ani ironii czy nawet irytacji. Pająk nie mógł nic na to poradzić bo i tak było już za późno, także gdy tylko zdał sobie sprawę z tego co właśnie powiedział, odchrząknął szybko i zaśmiał się raczej nerwowo.
- Znaczy czary. Wiesz, takie czary mary. Na co ci moja opinia o moich przyjaciołach? Niepotrzebna. Kompletnie nie, yhym. – Chwila paniki była zauważalna w jego głosie, nie po raz pierwszy zresztą. Peter często mówił za dużo i potem starał się z tego wybrnąć, niestety nieskutecznie i tylko wpadał głębiej. Ale również i na to było już za późno. Teraz po prostu odwrócił wzrok i mruknął cicho, czując się dość niekomfortowo i modląc się w duchu, aby jego rozmówca nie dopytywał a najlepiej, kompletnie to zignorował. Rozmówca, albo i Harry. Prawdopodobnie jednak Harry. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Bowery Ballroom Pon Lip 30, 2018 6:23 pm | |
| W tym momencie niewiele było takich reakcji Spider-Mana, które w dalszym ciągu nie napędzałyby złości Harry'ego. Owszem, zrobiłyby to na różne sposoby, bo na przykład irytacja czy uniesienie głosu łatwo doprowadziłyby do obustronnej kłótni - ale zachowanie spokoju wcale nie było tutaj lepszym rozwiązaniem. Przeciwnie, to westchnięcie i wzruszenie ramionami zabodło go chyba nawet bardziej... Jak gdyby nie zasługiwał na więcej emocji albo ich przynajmniej nie wzbudzał, jakby nie był dość ważny, żeby jego słowa dały jakiś efekt... Tego się nie spodziewał. A może właśnie powinien? Podczas gdy Parker milczał, może zastanawiając się nad odpowiedzią, a może nad najlepszym sposobem rozładowania napięcia, Osborn głośniej wypuścił powietrze przez nos, co i tak zostało w większości ukryte przez jego maskę. Gotów był... Sam nie wiedział, zrezygnować i jednak odlecieć, rozgoryczony potwierdzeniem się jego przypuszczeń? Albo może wręcz przeciwnie, drążyć temat, naciskać, by mimo wszystko doprowadzić do konfrontacji? To ostatnie byłoby okropnym pomysłem. Gdzieś w głębi ducha pamiętał, że chciał i powinien tego uniknąć, że nie było warto, ale w tej chwili nie myślał do końca trzeźwo. Nim jednak zdążył zdecydować się na obranie którejś z tych ścieżek, pająk w końcu przemówił, a spojrzenie Harry'ego - które wcześniej zdążyło uciec na bok - powróciło teraz na jego twarz. Wpatrywanie się w białe plamy odpowiadające oczom wiele mu nie dawało, ale przychodziło tak naprawdę instynktownie. Głowa mężczyzny odchyliła się na drugą stronę, a więc na lewo, gdy słuchał tak słów Petera... I prawdę mówiąc aż miał ochotę gorzko się przez nie zaśmiać. Albo może go jednak uderzyć. Głównie dla własnej satysfakcji. Być może nawet by mu uwierzył - pomimo tego, czego właśnie doświadczył i czego jeszcze przed chwilą się od niego dowiedział - gdyby nie jeden drobny szczegół. Skoro Parker znał jego tożsamość lub przynajmniej się jej domyślał, to niby dlaczego miałby mówić szczerze? Sam przyznał, że nie chciał walczyć, czyli prawdopodobnie po prostu dążył do tego, aby go ugłaskać. Mógł powiedzieć cokolwiek, co uważałby za właściwe. Nie byłby to pierwszy raz, gdy okłamał go w imię tak zwanego wyższego dobra oraz, zapewne, własnego świętego spokoju. I w ogóle dlaczego ostatnio wszyscy - czyli, zgoda, Flash i Peter, którzy jednak stanowili dobrą połowę wciąż utrzymywanych przez niego kontaktów towarzyskich - uparli się na to, że Harry był według nich takim dobrym człowiekiem? Nie był. I zaczynało go poważnie irytować wytykanie mu tego nieporozumienia, nieświadome czy tym bardziej dokonywane z rozmysłem. Wszystkie jego przemyślenia wyleciały jednak przez przysłowiowe okno, gdy ostatnie zdanie tej wypowiedzi Parkera niespodziewanie odniosło się do niego po imieniu. Na kilka sekund Osborn zastygł w bezruchu, zapominając nawet o oddychaniu i po prostu w dalszym ciągu wbijając wzrok w maskę Spider-Mana. A więc to był ten moment. Karty zostały wyłożone na stół. Cudownie. Tego właśnie chciał, czyż nie? Żeby w końcu Peter przestał udawać. Tyle że oczywiście pająk nie byłby sobą, gdyby od razu tego nie zrujnował - prędko wracając do kręcenia. Tak jak wcześniej Harry mógł jeszcze zrozumieć chęć utrzymywania pozorów, bo w końcu sam się do tego uciekał, tak obecnie czuł, że jego inteligencja była już obrażana. Co... Najprawdopodobniej wiele nie znaczyło, gdyż wszyscy - z jego własnym ojcem na czele - od zawsze wiedzieli, że Parker pod tym względem i tak przodował. Pewnie sam Peter też do tego przywykł, ale teraz to była przesada. Urażony, Osborn zupełnie zignorował zmiany zachodzące w tonie głosu i zachowaniu pająka. Wyłapał je, to nie tak, że nie był w stanie tego zrobić - ale całkowicie skupił się na treści jego słów, a nie na sposobie, w jaki zostały mu dostarczone. Być może odebrałby je inaczej, gdyby nie powodowało nim głębokie poczucie zranienia. Może później, w samotności, raz po raz analizując w myślach przebieg tych wydarzeń i przemiennie obwiniając się, dobijając i złoszcząc, wyciągnie inne wnioski. W tym momencie jednak żal nie pozwalał mu dojrzeć wszystkiego. - Jak to jest, że szczery potrafisz być tylko wtedy, gdy się zapomnisz? - spytał, nawet nie próbując się odnieść do całego tego wycofywania się, ani do reszty wypowiedzi Spider-Mana. Oznaczało to, że nie zaprzeczył również swojej tożsamości. Mógłby, ale byłoby to bezcelowe, a on nie miał ochoty marnować czasu i sił na dowodzenie czegoś, o czym obaj wiedzieli, że koło prawdy nawet nie stało. Tak czy siak by Parkera nie przekonał. I nie chciał. Poza tym w jego własnym głosie dosłyszeć dało się teraz dość goryczy, by Peter wziął to za potwierdzenie swoich przypuszczeń, gdyby nie wystarczyły do tego same słowa Harry'ego. Jak przez mgłę do Osborna docierało to, że zepsuł sobie swoje własne plany, jak bardzo improwizowane i sklecane na szybko by one nie były. Obecnie prawie wcale się tym nie przejmował. Potem może będzie tego żałował i zastanawiał się jak uratować sytuację... Ale tu i teraz górę wzięła emocjonalna, a nie logiczna strona jego osobowości.
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bowery Ballroom Wto Lip 31, 2018 9:23 pm | |
| Na usłyszane słowa, Peter po prostu zamilkł. Nie wiedział nawet czemu, ale słysząc gorycz i żal w jego głosie zawsze reagował tak samo. Nie potrafił go więcej drażnić, dokuczać. Chciał go po prostu pocieszyć, odwrócić jego uwagę od problemu. Tak by przynajmniej zrobił jako Peter Parker. Mimo że już wiedział na sto procent że to był Harry, to nie wiedział on jednak czy jego przyjaciel zdawał sobie sprawę z jego własnej tożsamości. Brzmiał jakby wiedział więc.. chyba powinien przyjąć taką wersję i przestać uciekać. Jeśli natomiast nie wie, to przynajmniej teraz odsłoni wszystkie karty, bez kręcenia i owijania w bawełnę.
Jego pytanie dało mu jednak sporo do myślenia. Tylko gdy się zapomni? Cóż, nie mógł temu zaprzeczyć. Peter czasem aż za bardzo chciał kontrolować wypowiadane przez siebie słowa, usuwając ponad połowę z nich ze swoich wypowiedzi. I bardzo często w ten właśnie sposób unikał wyjawiania prawdy. Głupie, ale prawdziwe. Nie był najlepszy w szczerych i poważnych rozmowach, często się podczas ich denerwując lub nawet gubiąc i, oczywiście, kręcąc. Można powiedzieć że to był jego mechanizm samoobronny z którym było mu dość ciężko walczyć. Harry to prawdopodobnie wiedział, a raczej na pewno, jednak Parker wcale nie wymagał od niego zrozumienia. Sama wiedza na ten temat wystarczyła.
- Dobre pytanie. Chciałbym na nie odpowiedzieć, uwierz. – Wymamrotał dość głośno aby Harry usłyszał, po czym odwrócił głowę i tym samym, wzrok. – Czyli co, rozumiem że większość pamiętasz? Albo pewnie znając życie, tylko niewygodne dla mnie szczegóły? – zerknął na niego i mimo maski, która oddawała często jego emocje i mimikę, teraz nie pokazywała nic, zupełnie jakby Peter sam w sobie zrobił się poważny, a może i zasmucony. Westchnął tylko cicho i rozstawił nogi nieco szczerzej na maszynie aby lepiej utrzymywać równowagę, dalej trzymając Harry’ego za ramię podczas gdy jego nadgarstek był uwięziony w dłoni przyjaciela.
- Zastanawia mnie tylko, dlaczego w takim razie udawałeś. – Jego głos nagle o dziwo uległ zmianie, brzmiał nie tylko co na złego co może zirytowanego i zawiedzionego. – Dlaczego zachowywałeś się, jakbyś o niczym nie miał pojęcia. Normalne wiadomości, normalna troska. Po czym po pewnym czasie spotykam cię…takiego. Nie agresywnego, w sumie nawet nie wiem jak to nazwać. Nie wiem nawet co czujesz i myślisz o tym wszystkim. A byłoby znacznie łatwiej, gdybyś się trochę otworzył, Harry. – Peter nagle szarpnął lekko, chcąc oswobodzić się z jego uścisku. Nie chciał się oddalić mimo to, tylko i wyłącznie zależało mu na odzyskaniu drugiej ręki.
- Nie proszę cię o zwierzanie mi się ze wszystkiego, tylko żebyś chociaż raz udzielił mi odpowiedzi wprost. Bo ciągle tego unikasz i sam zadajesz pytania. – Dodał po chwili, przerywając na chwilę szarpanie się by następnie je ponowić, mrużąc oczy na mężczyznę. Poniekąd Parker chciał okazać złość. Rzadko do robił ale też miał do tego prawo. I teraz jak najbardziej chciał z niego skorzystać. Na ogół w takich chwilach starał się uspokoić. Czy to sam, czy to z czyjąś pomocą. Harry nie raz wyciągnął do niego pomocną dłoń, więc może i teraz by się udało? W sumie załagodziłoby to ich bieżącą sytuację, mogliby porozmawiać jak normalni ludzie. Z drugiej jednak strony, każda relacja potrzebowała czasem kłótni aby wszystko wyjawić. Raz a porządnie.
Pająk był teraz nieco zagubiony, i było to po nim widoczne. Nie wiedział którą ścieżkę obrać, na co się zdecydować. Chciał wszystko naprawić, załagodzić. Nie był tylko pewien które kroki należy podjąć. Nie chciał bardziej zirytować lub zezłościć przyjaciela, z drugiej jednak strony bycie miłym i kochającym mogłoby dać właśnie taki efekt. Koniec końców przestał się szarpać i po prostu odwrócił wzrok, lekko tylko napinając mięśnie w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Bowery Ballroom Sro Sie 01, 2018 9:29 pm | |
| Kiedy tylko Peter zaczął mówić - przynajmniej nie próbując zaprzeczać, co w minimalnym stopniu przyniosło Harry'emu satysfakcję, lecz zdecydowanie nie na tyle, aby samo przyznanie mu racji miało go od razu ugłaskać - Osborn prychnął cicho, wyraźnie pokazując, że z tej odpowiedzi tak czy siak zadowolony nie był... Ale też nie zdenerwowała go ona bardziej. Był rozdrażniony i rozżalony, ale przynajmniej nie wściekły. Jeszcze nie. Wahał się głównie między urazą i zrezygnowaniem, raz zbliżając się bardziej do jednego, raz do drugiego, w zależności od słów Parkera oraz tego, co podsuwał mu jego własny umysł... A podsuwał wiele. Z irytacją na czele - wywołaną tym odwróceniem wzroku, jakże wymownym, bo dokonanym przez obrócenie całej głowy. W innym wypadku przez maskę nawet by tego nie zauważył, ale skoro tak, to najwyraźniej Peter chciał, żeby wiedział, co? Harry by tak zrobił, a w zdenerwowaniu odruchowo mierzył przyjaciela własną miarą. Mógłby chociaż mieć odwagę patrzeć na niego w trakcie tej rozmowy. - Nie wszystko. Ale tak, pamiętam kim jesteś - przyznał, zresztą zgodnie z prawdą. Część wspomnień do niego nie wróciła i szczerze mówiąc wątpił, aby po takim czasie mogło się to jeszcze kiedyś zmienić. Prawie pogodził się z myślą, że części swojej pamięci nie odzyska i że już na zawsze będzie miał w niej dziury. Oby tylko nie dotyczyły niczego ważnego... Ale nawet nie miał jak tego sprawdzić, bo to w końcu nie tak, że ktokolwiek w jego towarzystwie kiedykolwiek mówił mu o istotnych sprawach. Nie, po co. Lepiej, żeby nie wiedział. Nawet wtedy, gdy doświadczenie uczyło, że powinien, bo dowiadywanie się na własną rękę kończyło się kiepsko. Takich to już posiadał przyjaciół. Z tego wszystkiego Osborn nawet nie czuł się źle z tym, że Parker wyraźnie miał wyrzuty sumienia. Przeciwnie, to również dawało mu ponurą satysfakcję, choć po części masochistyczną, bo w końcu same jej powody wcale nie były dla niego miłe. A jeżeli czuł uścisk w klatce piersiowej... To pewnie dlatego, że pomimo całej swojej obecnej chyba skruchy Peter tak czy siak nie uznał za stosowne o niczym go wcześniej poinformować, tylko liczył na to, że sprawy same się ułożą i nic się nie skomplikuje. Jak gdyby w ich życiach kiedykolwiek to przeszło. Więc tak, Parker mógł sobie teraz żałować, ale wina i tak leżała po jego stronie. I... Najwyraźniej starał się ją przerzucić na niego? Już pierwsze skierowane ku niemu wyrzuty wystarczyły, aby Harry znów się spiął, nieco bardziej wyprostował ramiona i zmarszczył czoło - które akurat było odsłonięte, więc to dało się zobaczyć. Jego dłoń znów zacisnęła się trochę mocniej. Dlaczego on udawał? Czemu on zachowywał się tak, jak gdyby o niczym nie wiedział? Peter miał jeszcze czelność o to pytać, po latach ukrywania się ze swoją tożsamością, unikania prawdy, utrzymywania Osborna w przeświadczeniu, że wszystko było między nimi w porządku? Osborn znów poczuł nagły przypływ tej białej, a może raczej zielonej, gorącej złości, tylko dodatkowo wzmożonej w momencie, gdy pająk zaczął wreszcie próbować oswobodzić rękę. Instynktownie zareagował na to wzmacniając uchwyt, prawdę mówiąc nie mając pojęcia czy był on w tej chwili bolesny czy nie. I chyba go to nie obchodziło - albo przynajmniej ta myśl nie wpadła mu jeszcze do głowy. Jedno z dwojga. Dopiero niespodziewany trzask czegoś, co na pewno nie było kością, tylko prędzej czymś metalowym, sprawił, że Harry rzucił okiem na trzymany przez siebie nadgarstek. Och. No tak. Gdzieś na tej wysokości powinna znajdować się wyrzutnia sieci... I szczerze powiedziawszy Osborn nie miałby teraz nic przeciwko jej zmiażdżeniu, by w ten sposób choć trochę odreagować i może nawet delikatnie się zemścić, ale podejrzewał, że z jego obecnym szczęściem skończyłoby się to wystrzeleniem we wszystkie strony tej białej, lepkiej mazi. Przez co pewnie by się do siebie przykleili. I musiałby ją potem zmywać z kostiumu i glidera, a może i ze skóry czy włosów. Dzięki, ale nie, dzięki. Zgodnie z tą myślą, Harry w końcu rozluźnił uścisk, a następnie całkowicie puścił rękę Parkera. Przez ten czas milczał, najpierw karmiąc się własnym - słusznym! - oburzeniem, a następnie przetwarzając kwestię wyrzutni, ale teraz ponownie skierował wzrok na pająka, jednocześnie opierając świeżo uwolnioną dłoń na własnym biodrze. Tak jak wcześniej jego złość była gorąca, tak w tej chwili robiła się już lodowato zimna. - Przypominam, że ty również zachowywałeś się dokładnie tak, jak gdyby nic się między nami nie stało, a akurat ty wszystko doskonale wiedziałeś i pamiętałeś. I to ty nie chciałeś mi powiedzieć tego, kim jesteś, więc po prostu uznałem, że będę uprzejmie milczał - zaczął, a pod koniec drugiego wypowiedzianego przez niego zdania sarkazm stał się już chyba wystarczająco jasny. Chociaż nie, może nie tyle sarkazm, co znów ta uraza... Bo o żadnej uprzejmości oczywiście nie mogło tu być tak naprawdę mowy. Prędzej powodował nim żal i to przeświadczenie, że jeżeli Peter chciał mieć przed nim jakieś tajemnice, to mógł zagrać na jego zasadach i też to i owo ukryć. - Ale w porządku, szczera i otwarta rozmowa, zgodnie z życzeniem. Więc czego się spodziewałeś, co? Że będę zachwycony tym, że dosłownie latami mnie okłamywałeś? Raz, a potem znowu, w tej samej sprawie? Nawet nie pamiętam jak poprzednio się dowiedziałem i wyobraź sobie, że to też przyjemne nie jest. Ale tobie pewnie to pasowało, bo najważniejsze, że już nie znałem twojego sekretu, prawda? I mogłeś dalej przede mną udawać, zamiast choć raz mi zaufać... A teraz mówisz, że to ja czegoś unikam? Zalatuje hipokryzją, Pete - znów mówił szybciej, co zdradzało jego wzburzenie, lecz na swój sposób się kontrolował. Co... W pewnym sensie było chyba gorszą opcją. Osborn umyślnie skupiał się na tej jednej kwestii, na tożsamości Spider-Mana, pomijając milczeniem między innymi sprawę Goblina, czy raczej obu Goblinów. Co prawda tak wcześniej, jak i teraz lekko ją zasugerował, ale nie mówił o niej wprost... I zastanawiał się czy Parker sam się do niej odwoła. A może uzna, że akurat tego Harry jednak nie pamięta i znów spróbuje coś zachować dla siebie? Sam nie wiedział którą możliwość by wolał.
Ostatnio zmieniony przez Harry Osborn dnia Czw Sie 02, 2018 5:06 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bowery Ballroom Czw Sie 02, 2018 12:15 pm | |
| Gdy Harry wreszcie łaskawie zaczął odpowiadać na jego pytania, Peter znów przeniósł swój wzrok na niego i odetchnął z ulgą, czując jak odrobinę się rozluźnia. Więc znał jego tożsamość, huh. Teraz to i tak było już bez znaczenia, a rozmyślanie o tym tylko pogorszyło by sytuację. Nie było sensu rozgrzebywać odsłoniętej już prawdy. Jednak świadomość, że nie musiałby się już ukrywać, kręcić co robił i gdzie był na pewno były na plus.
Parker owszem, miał wyrzuty sumienia a skrucha była po nim aż zbyt widoczna. Żałował sposobu w jaki postępował, ale nie uważał że było to najgorsze posunięcie. Może powinien był on je tylko inaczej rozegrać. Ostrożniej, mniej inwazyjnie. Dalej chciałby utrzymać przyjaciela z dala od prawdy, dla jego własnego dobra. Harry był niestabilny, Peter dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Doprowadzenie do sytuacji, w której Osborn dałby się ponieść emocjom było ostatnią rzeczą do której chciałby doprowadzić. Zarówno podczas zatajania faktów jak i teraz. Chociaż wyglądało na to, że było już za późno. Jedyne co mógł teraz zrobić to starać się załagodzić sytuację, jeśli jeszcze dało się to wykonać. Patrząc na zachowanie przyjaciela, Peter jednak zaczynał wątpić.
Już miał coś powiedzieć, lecz nagle usłyszany trzask przykuł jego uwagę momentalnie. Przekierował swój wzrok na nadgarstek, przypominając sobie o znajdującą się w tym miejscu wyrzutnią sieci, przeklinając pod nosem. Gdy wreszcie jego ręka była wolna, rzucił szybkie spojrzenie na urządzenie, chcąc ocenić straty. Obudowa pękła widocznie ale nie sprawiała wrażenie zepsutej całkowicie, prawdopodobnie. Peter nie chciałby teraz znaleźć się w sytuacji gdzie sprzęt by go uziemił, dosłownie. Poruszanie się ulicami było zbyt niebezpieczne a wyrzutnia nie dość że przyśpieszała cały proces i ułatwiała poruszanie się na większym obszarze, to mógł dzięki niech zachować odpowiedni dystans.
Gdy Harry znów się odezwał, Peter spojrzał na niego a jego wreszcie uwolniona ręka zwisała swobodnie, czasem tylko poruszył instynktownie palcami. Tu akurat Harry miał rację. Nie było sensu się wypierać ani kłócić. Może gdyby tylko powiedział to innym tonem głosu, w innej sytuacji. Wszystko miałoby inny wydźwięk. A teraz sarkazm ale i żal dało się wyczuć na kilometr. Zarówno od jednego jak i drugiego. Peter również był nieco zły, ale nie okazywał tego tak, jak Harry. To, że przyjaciel mówił teraz tylko i wyłącznie o jego tożsamości kompletnie mu nie przeszkadzało. Peter nie chciał poruszać tematu Goblinów póki nie będzie to konieczne albo nie będzie musiał się wprost do tego odwołać.
Jednak słysząc jego słowa o szczerej i otwartej rozmowie już wiedział, że nie skończy się to dobrze. Westchnął cicho ale słuchaj uważnie przez cały czas, dopóki jego przyjaciel oczywiście nie dodał swojego komentarza, przed którym pewnie nie mógł się powstrzymać. Hipokryzją? Parker nie tak by opisał swoje zachowanie. Co jak co, ale nie był hipokrytą. Chciał tylko go chronić, zapewnić mu normalne życie, bez rozpamiętywania wszystkich konfliktów i problemów.
-..dobrze wiesz że ci ufam. – odezwał się w końcu i lekko podniósł głowę aby sprawiać wrażenie pewnego siebie. – Ale zaufanie nie ma tutaj nic do rzeczy. Chociaż w sumie ma. Ty mógłbyś mi zaufać. Nazywam cię swoim przyjacielem nie bez powodu. Nie chciałbym byś doświadczył czegoś złego przeze mnie, starałem się cię chronić Harry. Nie, wiedziałem że nie będziesz zachwycony jak się dowiesz. I planowałem to wyjawić inaczej. Później, na pewno. Gdy.. wszystko by się uspokoiło. Na pewno nie w środku ataku. – Peter zmrużył lekko oczy i przybliżył się, lekko dźgając Harry’ego w klatkę piersiową ponownie ale tym razem tak, jakby chciał wytknąć mu błędy. – Miałem, a raczej mam swoje powody by się tak zachowywać ale na pewno nie chcę ci zaszkodzić. Nie chcę żadnych konfliktów z tobą, żadnych walk. Mam tego dosyć. Więc powiedzmy sobie wszystko raz a porządnie i załatwmy to. – Parker zabrał dłoń by następnie oprzeć ją na własnym biodrze, kopiując ruchy Harry’ego. Szczerze mówiąc on również powoli zaczynał tracić kontrolę, dając ponieść się emocjom. Zdawał sobie z tego sprawę ale mimo to, nie potrafił się teraz uspokoić. Za bardzo mu zależało. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Bowery Ballroom Czw Sie 02, 2018 7:03 pm | |
| Podczas gdy pająk poddawał swoją wyrzutnię sieci szybkim oględzinom, Harry już nawet w jej kierunku nie spoglądał. Wzrok skupiał na twarzy przyjaciela. Co prawda nie mógł z niej wyczytać niczego na temat stanu, w jakim znajdował się sprzęt, a Parker nie zaoferował mu tej informacji na głos i pewnie nic dziwnego, lecz Osborn tak czy siak się tym nie przejmował. Nie wydawało mu się, aby wyrządził duże szkody, ale nawet jeśli, to naprawienie czy całkowita wymiana takiego urządzenia nie mogły być zbyt problematyczne. Najprawdopodobniej. Ich dyskusja i tak była o wiele ważniejsza. Z tego wszystkiego marnym, ale jednak pocieszeniem wydawało mu się to, że Peter przynajmniej mu nie przerywał. Nie to, żeby dawał mu ku temu okazje, lecz i tak spodziewał się gwałtowniejszych reakcji, wchodzenia w słowo, jakiegoś bronienia się. Chociaż... Być może pajączek po prostu wyszedł z roli i dlatego ograniczył się jedynie do tego westchnienia? To by co nieco wyjaśniało. I chyba nawet by Osbornowi pasowało. Wolał rozmawiać z Peterem niż ze Spider-Manem - szczególnie w tym momencie. Kiedy jednak Parker w końcu przemówił... Tym razem Harry jakoś powstrzymał prychnięcie, choć ledwo mu się to udało. Wiedział, że mu ufał? Nie. Wiedział, że Peter to utrzymywał, fakt. Zdarzało mu się o tym wspominać, zresztą o wielu innych rzeczach również... Tylko za słowami jakoś nie podążały czyny, co w tej sytuacji było dla Osborna wyjątkowo jasne. Szczerze mówiąc mężczyzna miał już ochotę się wtrącić, przerwać pająkowi i wytknąć mu, że z jego punktu widzenia wyglądało to zupełnie inaczej - kiedy Parker zmienił temat, przechodząc od kwestii zaufania do zapewnień o tym, że ponoć w najbliższym czasie zamierzał wyjawić mu prawdę. Za mało, za późno. O ile faktycznie posiadał takie plany, w co Osborn śmiał wątpić. Harry nie był już nawet pewien na czym powinien się skupić, za co najbardziej się złościć, a to dźgnięcie w klatkę piersiową wcale nie poprawiło mu humoru. Tym razem przynajmniej bez problemu na nie pozwolił, choć jego ręka od razu się uniosła - lecz palce powędrowały wyżej, do maski. Przełączył znajdujący się przy uchu mechanizm, przez co większość metalu wycofała się i złożyła tak, żeby w końcu odsłonić jego twarz. Przebywali na tyle wysoko i z daleka od budynków, że nawet gdyby ktoś chciał zrobić im zdjęcie, to jego oblicze i tak nie wyszłoby wyraźnie - nie wspominając już o tym, że z kilku stron było osłonięte, czy to przez Spider-Mana, czy przez glider od dołu. Teraz Parker mógł już bez problemu śledzić emocje malujące się na twarzy Osborna. Zmrużone oczy, zmarszczone czoło czy zaciśnięta szczęka mówiły same za siebie, ale jeszcze więcej uczuć znajdowało się w jego spojrzeniu - które z kolei nie opuszczało wysokości ślepiów pająka. Jasne, Harry wyłapywał też poczynania Petera, w tym to oparcie dłoni na biodrze, ale nie spoglądał na nie w sposób bezpośredni. Posiadał je po prostu w polu widzenia. - Tak, masz swoje powody, chciałeś mnie chronić, dotarło. Ale wyobraź sobie, że kiedy nie wiedziałem kim jesteś też byłem w niebezpieczeństwie, pewnie nawet większym, skoro nie znałem całej sytuacji. Mieszkaliśmy razem. Nie przyszło ci do głowy, że ktoś może poznać twoją tożsamość i zaatakować nas w domu? Miło by było zostać o takiej opcji uprzedzonym - choć Harry zwrócił na to uwagę, to prawdę mówiąc akurat ta kwestia aż tak mu nie przeszkadzała i łatwo dało się to wyczytać z tonu jego głosu. Oczywiście, że nie było mu przyjemnie myśleć o tym, że żył wtedy w ciągłym zagrożeniu i zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy, ale... O dziwo to go nie irytowało. Tak czy siak od dziecka znajdował się na celowniku za samo swoje nazwisko, więc można by rzec, że był do tego przyzwyczajony. Mimo to chciał, by to Parker zmierzył się z rzeczywistością i chociaż przed samym sobą przyznał, że stan wiedzy Osborna wiele by pod tym względem nie zmienił, chyba że na plus. To o swoich przeciwników pająk powinien był się wtedy martwić... I w gruncie rzeczy teraz również. - Ale powiedzmy, że to rozumiem. Nikomu nic nie mówiłeś, bo byś nas naraził. Jasne, w porządku, niech ci już będzie. Tylko widzisz, wbrew pozorom ja potrafię o siebie zadbać. Podpowiadam na wypadek, gdybyś nie zorientował się po tych wszystkich ochroniarzach, zabezpieczeniach i sprzęcie za miliony dolarów. I naprawdę nie zamierzam skończyć jak Gwen - być może Harry trochę zagalopował się z tym ostatnim fragmentem, ale desperacko pragnął podkreślić swój punkt widzenia. Wspominanie dawnej przyjaciółki wciąż sprawiało mu ból, szczególnie od czasu, gdy przypomniał sobie więcej na temat jej losu... Ale to właśnie dlatego podejrzewał, że Peter musiał się pod tym względem czuć przynajmniej podobnie, jeżeli nie gorzej. W pewnym sensie byli może nawet na równi winni temu, co ją spotkało... I Osborn miał nawet ochotę spytać o to, jak ona wyszła na swojej niewiedzy - lecz akurat przed tym w porę się powstrzymał. Pewnie na szczęście.
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bowery Ballroom Pią Sie 03, 2018 9:13 pm | |
| Gdy Harry wreszcie postanowił odsłonić swoją twarz, Peter oczywiście zaczął się wpatrywać prosto w nią. Jego wzrok śledził każde drgnięcie mięśni na twarzy przyjaciela, każde mrugnięcie czy lekkie poruszenie warg przy zaciskaniu szczęki. Gdy wreszcie dokonał pełnych oględzin detali jego twarzy, przeniósł swoją uwagę na jego wzrok. Nie wiedział nawet czy to było dobre posunięcie, ale teraz nie było już odwrotu. Ich spojrzenia wydawały się walczyć ze sobą przez moment, ale to Peter pierwszy odpuścił. Lekko opuścił wzrok i skierował głowę nieco w dół pokazując, że ten krótki pojedynek Harry zdecydowanie wygrał. Nie robił tego nawet świadomie, jego ciało reagowało samoistnie.
Słuchając jego słów, a raczej oskarżeń, Peter czuł się jeszcze bardziej zmieszany ale i winny. Szczerze mówiąc, to nawet o tym nie pomyślał. Nie przyszło mu do głowy, że ktoś mógłby go poznać i zaatakować w domu, narażając Harry’ego na bezpośrednie niebezpieczeństwo. W myślach Parker przeklął cicho, zły na samego siebie. Nie mógł się z tym kłócić, i nawet nie chciał. Czasem, a raczej częściej, najpierw działał potem myślał, albo myślał aż za dużo pomijając tak istotne fakty i możliwości, których szło się domyślić z łatwością.
Gdy Harry ponownie zaczął mówić, Peter po prostu słuchał. Nie chciał się unosić, starać bezsensownie rzucić kilka argumentów więcej. Nie miało to sensu. Niestety, Harry ponownie miał rację. Potrafił o siebie zadbać, to było pewne. Pieniądze znacznie potrafiły ułatwić człowiekowi życie, zapewnić bezpieczeństwo. Jeśli przyszłoby co do czego, Harry prawdopodobnie siedziałby wygodnie w gabinecie albo sypialni a ktoś inny zajął by się brudną robotą. Parker nie miał mu tego za złe. Zresztą, czemu miałby?
Kiwnął lekko głową, lecz po usłyszeniu dobrze znanego mu imienia, wszystkie mięśnie momentalnie się naprężyły a on sam wreszcie podniósł wzrok, wpatrując się prosto w oczy Osborna. Z początku widać w nich było szok i niedowierzanie, że przyjaciel poruszył ten temat, lecz wkrótce zastąpiła je złość. Jak on w ogóle śmiał o tym wspominać? I to w taki sposób? Jakby to wszystko było jego wina, jakby sytuacja Harry’ego i Gwen była taka sama? Nie była. Peter zacisnął zęby w złości i wziął głęboki oddech, wbijając palce w ramię Harry’ego, gdzie wciąż opierał dłoń.
- Nie waż się o niej wspominać a tym bardziej porównywać wasze sytuacje. – wymamrotał, łapiąc go za drugą rękę, trzymając jego nadgarstek w silnym i zdecydowanym uścisku. Dopiero teraz naprawdę dał się ponieść emocjom i nawet nie starał się tego ukryć. Skoro już i tak wszystkie karty były odkryte, Parker nie zawahałby się pokazać, co naprawdę sądził o całej sytuacji która i tak już wymykała się spod kontroli.
- Masz jakiekolwiek pojęcie, do czego doprowadziliście? Jakie konsekwencje musieliśmy ponieść aby wszystko poukładać na nowo? Nie, nie wiesz. Bo cię tam nawet nie było. – Parker mruknął, przysuwając się bliżej a wręcz napierając na Harry’ego, będąc pewnym że serce zaraz wyskoczy mu z klatki piersiowej i rozbije się na drobne kawałeczki. – Więc ostrzegam, nie wymawiaj tego imienia więcej w mojej obecności, Harry. Zdaje sobie sprawę z mojego.. udziału w tym wszystkim więc nie potrzebuję aby ktokolwiek, a w szczególności nie ty, wypominał mi to. Rozumiesz? – Mrużąc oczy, Peter zacisnął dłoń na jego nadgarstku jeszcze bardziej. Nie chciał wyrządzić mu krzywdy, a przynajmniej nie celowo. Emocje przejęły nad nim kontrolę i nie potrafił tego powstrzymać. W jego głosie słychać było żal ale i przeważającą złość, która mimo wszystko była oczywista. Gdyby Pająk nie miał teraz maski, Harry zobaczyłby łzy pojawiające się w jego oczach, zobaczyłby jak bardzo trzęsły mu się usta przy wypowiadaniu kolejnych zdań. Jedyne co było jednak zauważalne, to jak bardzo trząsł się jego głos i jak bardzo drżały mu mięśnie, bez ustanku napinając i rozluźniając je w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Bowery Ballroom Sob Sie 04, 2018 12:54 am | |
| Harry był już w tym momencie na tyle wciągnięty w temat rozmowy, że choć jego umysł jak najbardziej rejestrował zachowanie Parkera - całą jego postawę, w tym także to opuszczenie wzroku po krótkiej bitwie na spojrzenia, wyraźną oznakę jego uległości - to jednak nie brał tego wszystkiego pod uwagę świadomie. Odnotowywał te fakty, być może nawet w jakimś stopniu się na nich opierał, ale z pewnością nie czynił tego w sposób umyślny. Szczerze mówiąc mężczyzna sam nie był pewien czego teraz chciał. Milcząc i patrząc na niego jak zbity pies, Peter zdawał się jasno i dobitnie potwierdzać jego słowa, ale... Osborn odkrywał właśnie, że dawało mu to o wiele mniejszą satysfakcję, niż by sobie tego życzył. Trochę, owszem. Ponurą, ale zawsze. Lecz to i tak było dla niego za mało i ta świadomość coraz bardziej go irytowała. W końcu i bez pajęczego przyznania się do winy Harry tak czy siak wiedział, że miał rację - że jego złość oraz żal wcale nie były nieusprawiedliwione, nawet jeżeli, sprowokowany przez serum, mógł zareagować nieco... Zbyt gwałtownie. Nie potrzebował przytakiwania. Tylko... No właśnie, Czego? Choćby i miał być w stanie się zemścić, to już mu na tym tak naprawdę nie zależało. Myśl o wyrównaniu rachunków przychodziła mu z niesmakiem, a choć wciąż uważał, że byłoby to moralnie właściwe, to po prostu nie miał siły aktywnie zwalczać Spider-Mana i głęboko go nienawidzić. Być może część tych jakże gorących uczuć przepadła z zamazanymi wspomnieniami, a może ulotniła się wraz z formułą, ale Harry czuł się teraz przede wszystkim zmęczony. Nie wybaczał, nie zapominał, jednakże miał zwyczajnie dość. Nie oznaczało to, że nie mógł z siebie wykrzesać jeszcze odrobiny złości, gdy Parker nagle pokazał pazurki... W dodatku niemalże dosłownie, choć jego zaciskające się palce zrobiłyby pewnie na Osbornie większe wrażenie, gdyby nie znajdujący się w tym miejscu pancerz, zmniejszający doznania. Mimo to mężczyzna i tak zerknął na wspomnianą dłoń jak na coś, co osobiście go obrażało, po czym kolistym ruchem poruszył ramieniem. Wiedział, że jej z niego tak łatwo nie zrzuci, jeżeli pająk naprawdę nie będzie sobie tego życzył, dlatego w gruncie rzeczy po prostu sugerował mu, że powinien tę rękę zabrać. Dla własnego dobra. Spojrzenie Harry'ego prędko powróciło na twarz Spider-Mana, gdyż ten przemówił, a następnie nawet złapał go za nadgarstek. W pierwszym odruchu Osborn miał już ochotę nim szarpnąć i spróbować pozbyć się tego niechcianego kontaktu, ale szybko uznał, że wolał jednak zobaczyć dokąd to wszystko prowadziło... No i słowa Parkera okazały się ciekawsze od jego gestów, więc to na nich się skupił. Denerwujące, na swój okrutny sposób śmieszne, a w większym stopniu pewnie oburzające - ale jednak ciekawsze. On miał się nie ważyć mówić o Gwen? Komuś tu się chyba poprzestawiały w główce fakty, nie tylko pod względem tego, kto posiadał do czego prawo, ale i kto komu mógł wydawać polecenia... No dobrze, zgoda, może i Harry rozkazywać Peterowi nie mógł, ale w drugą stronę też tym bardziej to nie działało, a pierwsza część zgadzała się już na pewno. Osborn nie zamierzał milczeć tylko ze względu na jakieś tabu. Być może trzymałby język za zębami, aby oszczędzić czyjeś uczucia - ale zdecydowanie nie w sytuacji, gdy ten ktoś zachowywał się względem niego w taki sposób, jak Parker teraz. Nie zamierzając się wycofać czy poddać - nawet kiedy pająk tak się do niego zbliżał - Harry wciąż wbijał wzrok w miejsce na masce, gdzie powinny znajdować się oczy Petera. Pochylił lekko głowę, ale bynajmniej nie w geście poddańczym - przeciwnie, prędzej w pokazie zaciętości. Już samo jego spojrzenie wyrażało mieszaninę ostrzeżenia oraz zachęty, jak gdyby mówiło dalej, kontynuuj, daj mi powód. Wolną rękę umieścił na przedramieniu pająka i równie mocno zacisnął na nim palce, doskonale wiedząc, że ze względu na różnicę w stroju to Parker odczuwał to bardziej. Mimo to starał się nie przesadzić - jeszcze nie teraz, nie bez wyraźniejszego sprowokowania. Choć zaczynał się zastanawiać jak obecny kostium Spider-Mana znosił elektryczność... - Zapominasz, że Gwen była najpierw moją przyjaciółką, najlepszą i jedyną przyjaciółką, na długo zanim w ogóle cię poznaliśmy. Użalaj się nad sobą do woli, jeżeli koniecznie musisz, ale nie myśl, że jej śmierć miała wpływ tylko na ciebie. To może być szok, lecz inni ludzie też miewają uczucia - zbaczał z tematu i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale nawet po latach nie mógł odpuścić kwestii Gwen, nie w chwili, gdy Peter najwyraźniej starał się umniejszyć jego własnej stracie, a afiszował się z własną. To prawda, że na co dzień Harry próbował o tym wszystkim nie myśleć. Chyba by, o ironio, zwariował, jeszcze bardziej, gdyby ciągle przejmował się każdym problemem, każdym jednym przewinieniem, swoim czy rodzinnym... Dlatego musiały zalewać go falami, po kilka naraz. Mimo to mężczyzna uważał, że miał pełne prawo tęsknić i cierpieć, a teraz odniósł wrażenie, że według Parkera... Nie. Z drugiej strony przynajmniej nikt nie mógłby im zarzucić, że kiedy już wzięli się za szczerą rozmowę, to coś sobie odpuszczali. Co prawda Harry jako tako filtrował swoje wypowiedzi, powstrzymywał się przed automatycznym odcinaniem się na te najgorsze znane mu sposoby, ale poza tym wyrzucał z siebie to, co go bolało... I właściwie w temacie Gwen to jeszcze nie było wszystko. A tak czy siak darował sobie wytknięcie, że jego sytuacja wcale aż tak się nie różniła od tamtej - nie u samych podstaw. - Nie udało ci się jej uratować, ale miałeś przynajmniej szansę spróbować. Ja nie. A może mógłbym coś zrobić, gdybyś mnie wcześniej nie okłamywał, gdybyś doszedł do wniosku, że może jednak powinieneś dać mi znać co się działo z moim własnym ojcem. Może oboje by przeżyli, a jemu udałoby się jeszcze jakoś pomóc - pod koniec tej wypowiedzi przez słowa Osborna przebiła się nutka desperacji... I czegoś jeszcze, o wiele bardziej surowej urazy, skierowanej już jednak nie przeciwko Peterowi, lecz sobie samemu. W głębi ducha tak naprawdę nie wierzył w to, że byłby w stanie przemówić Normanowi do rozsądku, ale świadomie na pewno by się do tego nie przyznał - wolał wierzyć w to, że coś by osiągnął, że coś dla niego znaczył. Poza tym... Z niego samego serum w końcu zeszło, więc jeżeli ojciec miałby okazję przeczekać te najgorsze momenty... To może wtedy...? Skoncentrowany na własnym żalu Harry co prawda zauważał to drżenie głosu czy mięśni pająka, ale tak jak to pierwsze odruchowo zrzucał na emocje, zapewne słuszne, tak drugie kojarzyło mu się bardziej z tłumieniem energii... Przez co miał wrażenie, że Peter powstrzymywał się przed atakiem. Właśnie to poczucie zaalarmowania sprawiało, że Osborn sam również się spinał i szykował na konieczość odparcia ciosu.
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bowery Ballroom Sob Sie 04, 2018 3:35 pm | |
| Peter zdawał się kompletnie ignorować niektóre reakcje Harry’ego. Fakt, zauważył kolisty ruch ramieniem ale był pewien, że nie odczuwał od bólu dzięki noszonemu pancerzowi, więc po prostu to olał, ale na pewno nie zamierzał go puścić. W końcu mógł się do niego po prostu przykleić gdyby chciał a ukryta groźba lub ostrzeżenie w geście rozmówcy nie zrobiło na nim wielkiego wrażenia. Ręka została tam, gdzie Peter chciał żeby była i nie obchodziły go sugestie przyjaciela.
Gdy tym razem Harry złapał go za przedramię, Peter na moment tylko zerknął na jego dłoń. Oczywiście, odczuwał to znacznie bardziej niż Harry w pancerzu ale był zbyt zdeterminowany aby zwracać na to uwagę. Serce biło mu jak szalone a adrenalina tylko wzrastała z każdą minutą sprawiając, że w końcu jego zmysł zaczął reagować na zagrożenie. Nie jednak ze strony Harry’ego. A ze strony Petera. Wiedział, że jego ciało jest w stanie gotowości zarówno do ucieczki jak i do ataku a jedynie zmuszał się, aby zostać w miejscu i kontynuować rozmowę na dość niewygodny temat.
Słuchając co jego przyjaciel miał do powiedzenia, złość wręcz z niego kipiała. Owszem, wiedział że Gwen również była dla Harry’ego ważna. Wiedział, że jej losy również wpłynęły na niego samego. Ale nie zmieniało to jednak faktu, jak zachował się on, a jak zachował się Parker. Może gdyby okoliczności były inne, gdyby Harry nie pamiętał niektórych wydarzeń, tylko wtedy może Peter nie chował by do niego teraz urazy. Ale było całkowicie inaczej, gorzej. Jak to zwykle niestety bywa. Nie odbierał mu on jednak prawa do tęsknoty czy cierpienia, po prostu nie był w stanie tego słuchać albo w to uwierzyć. Może nie chciał, może nie potrafił. Czy winił on jednak Harry’ego? Tak.
I te jeszcze jego następne słowa.. Miał szansę spróbować a on nie? Też mu coś. Jaka to niby była przewaga, skoro i tak nie zdołał jej pomóc? W dodatku fakt, że jego przyjaciel zarzucił mu wręcz błąd odnośnie ukrywania tajemnicy o jego ojcu tylko bardziej go rozwścieczył. Czyli to była jego wina? To on postąpił źle, chcąc trzymać Harry’ego z dala od sekretów ojca, chcąc go chronić i walcząc o niego? Nonsens.
Peter owszem, tłumił w sobie masę energii. Starał się zachować kontrolę, opanować instynkty. Stawało się to jednak coraz trudniejsze. Mimo że wciąż nie chciał wszcząć bójki między nimi a tym bardziej jej zainicjować, to szukał on sposobu na rozładowanie napięcia. Harry radził sobie z tym znacznie lepiej niż on, a ta świadomość jeszcze bardziej go frustrowała.
Parker przez dłuższą chwilę milczał, próbując zebrać się w sobie i jakkolwiek odpowiedzieć ale jego gardło opuściło tylko syknięcie gdy nagle nabrał powietrza. W końcu puścił ramię za które go trzymał, czując jak krew wreszcie mogła dopłynąć do koniuszków jego palców a one same nieco odrętwiały po silnym wbijaniu w ciało Harry’ego. Jednak wolność nie trwała zbyt długo, gdy po chwili złapał przyjaciela za gardło. Nie bezpośrednio i na pewno nie tak aby go udusić, raczej chwycił za bok jego szyi, opierając kciuk na jego szczęce i trochę na policzku, mrużąc oczy w złości. Jego chwyt nie był zbyt silny ani bolesny, ale był pewny i ponownie, pokazywał że Parker nie zamierzał go puścić.
- Czyli że to wszystko jest moja wina, tak? Że to przeze mnie giną ludzie gdy staram się chronić innych, gdy o nich walczę? Dobrze wiem Harry, że nie wszystkich da się uratować. Ale mimo to dalej próbuję utrzymać przy życiu jak największą ilość osób a szczególnie tych, na których mi najbardziej zależy. Ale jasne! Lepiej wytykać tylko to, co dla ciebie jest wygodne huh? – warknął, czując jak trzęsły mu się dłonie i musiał poluzować uścisk, zarówno na jego nadgarstku jak i gardle tak jakby bał się, że całkowicie straci kontrolę i skrzywdzi przyjaciela. A tego nie chciał, nie ważne jak zły by nie był.
Biorąc głęboki oddech, Peter w końcu opuścił głowę i spojrzał w dół, nie mając już sił na dalszą dyskusję. W końcu jego ciało przestało drżeć lecz w zamian, poczuł jak opuszczają go wszystkie siły. Teraz bardziej trzymał się Harry’ego tak, jakby bał się że spadnie w każdej chwili, jakby nie ufał własnym nogom. - ..chyba oboje nawaliliśmy. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Bowery Ballroom Nie Sie 05, 2018 2:21 pm | |
| Harry wcale nie był zachwycony tym, że jego niezbyt subtelne sugestie nie podziałały i ręka Parkera pozostała na jego ramieniu. Nie chodziło nawet o to, że jakoś szczególnie mu tam przeszkadzała, bo prawdę powiedziawszy ledwo ją czuł, ale oburzał się dla samej zasady. Chciał czegoś, jasno to zakomunikował, a Peter podjął świadomą decyzję, aby się do tego nie dostosować - i to właśnie na tym polegał jego problem. W gruncie rzeczy cały jego problem, nie tylko w kwestii obecnego, niemile widzianego, kontaktu fizycznego... Przeciągające się milczenie pająka sprawiło, że Osborn już zamierzał ponowić wcześniejszy gest i może również spróbować oswobodzić drugą rękę - chwilowo łaskawie odpuszczając sobie rażenie prądem, jak satysfakcjonująca nie wydawała mu się w tym momencie ta opcja - gdy wreszcie usłyszał to ciche syknięcie... A potem dłoń Parkera opuściła jego ramię. Spowodowało to, że Harry uniósł brew, nie rozluźniając jednak własnego uchwytu. Najwyraźniej uczynił słusznie, bo kolejne posunięcie Spider-Mana zmusiło go do natychmiastowego zaciśnięcia palców, nawet jeżeli nie starał się powstrzymać ruchu jego ręki. Dotyk na szyi Harry odbierał już wyraźniej, bo w tym miejscu kostium nie był aż tak bardzo wzmocniony. W końcu mężczyzna musiał być w stanie, na przykład, swobodnie obracać głowę bez fundowania sobie otarć skóry, serum czy nie. Choć odruchowo zmrużył oczy i odchylił się lekko do tyłu, Osborn nie czuł się jednak zagrożony - nie tak, jak zapewne powinno to mieć miejsce w przypadku czyjegoś kontaktu z mimo wszystko delikatną i łatwą do uszkodzenia częścią ciała. Szczególnie wtedy, gdy w grę wchodził ktoś nadludzko silny i w tej chwili zachowujący się agresywnie. Tyle że... Harry był właściwie przekonany o tym, że w normalnych okolicznościach Peter nie zrobiłby mu poważnej krzywdy. Pomijając już wszystko inne, w tym zauważalną niechęć pająka do zabijania czy chociażby trwałego kaleczenia, po prostu nie wierzył w to, że nawet wściekły Parker by się do tego przemógł. Być może taki przypadek wyleciał mu z głowy - jeżeli tak, to na pewno nie on jeden - ale i tak czuł się z tą świadomością wystarczająco pewnie, aby ryzykować. A jeżeli nie miał racji... To on sam już zdecydowanie nie posiadał takich zahamowań, więc na ogień bez problemu odpowiedziałby ogniem. Nie zmieniało to faktu, że jego spojrzenie tak czy siak skierowało się w dół i na bok, jak gdyby chciał spojrzeć na dłoń Petera, która oczywiście znajdowała się poza polem jego widzenia. Czuł palec na swojej skórze, więc domyślał się jej pozycji. I... Szczerze mówiąc zastanawiał się co ten gest powinien w ogóle oznaczać, bo w gruncie rzeczy z zagrożeniem czy groźbą wcale mu się nie kojarzył. Gdyby on miał kogoś złapać za gardło i straszyć podduszeniem, to kciuk ułożyłby inaczej. Nie to, żeby to planował... Albo już sprawdzał... Ale wykonanie Parkera prędzej przywodziło mu na myśl pozytywne i wręcz ckliwe wyjaśnienia, co wyraźnie kłóciło się z resztą jego zachowania. Osborn prawie miał ochotę to skomentować, ale - pewnie na szczęście - nie zdążył, bo to pająk zabrał głos jako pierwszy. W końcu. W pewnym sensie to dopiero w tej chwili do Harry'ego dotarło jak bardzo musiał wyprowadzić przyjaciela z równowagi. Dlaczego to właśnie w tym momencie zwrócił na to uwagę? Otóż był przekonany, że nie zasugerował przynajmniej połowy wspomnianych przez Parkera rzeczy, a przynajmniej nie w sposób świadomy i umyślny, a więc te musiał on dopowiedzieć sobie sam... Czyli głęboko się nad tym wszystkim zastanawiał. Albo obwiniał się na tyle często, że teraz wnioski nasunęły mu się same. To była... Ciekawa, choć nie do końca nowa świadomość. Osborn mógł się tego spodziewać. Podczas gdy pająk mówił, Harry utrzymywał spojrzenie na jego twarzy, a w jego oczach pojawiła się teraz nutka namysłu - wypierająca na bok inne odbijające się w nich do tej pory emocje, ale i pozostawiająca wzrok mężczyzny chłodniejszym. Jego nagłe zainteresowanie sprawiło, że praktycznie zignorował te trzęsące się palce, tak czy siak nie uważając ich za realne zagrożenie - i nie mylił się, bo ich uchwyty zaraz zelżały. Choć Peter już zamilkł, Osborn w dalszym ciągu wbijał spojrzenie w jego twarz, a raczej w okalającą ją maskę, wciąż lekko odchylony do tyłu, co zresztą zaczynało się robić trochę niewygodne. Myślał. Rozważał. Można by wręcz rzec, że kalkulował... Musiał sobie dokładnie przetworzyć dane uzyskane w trakcie całego tego spotkania. Nie odzywał się jeszcze, gdy pająk opuścił głowę. Obserwował to, jak się uspokajał, przyglądał się temu, jak wstępowało w niego zrezygnowanie - co bardziej czuł, niż widział, nawet jeżeli zmiany w jego postawie po części to podkreślały. Ten moment znał aż za dobrze z własnego przykładu. Fazy gniewu i poczucia pustki miał opanowane do perfekcji. Jego własna twarz nie zdradzała wiele i pewnie równie dobrze mógłby z powrotem rozciągnąć na niej maskę, lecz zdecydował się z tym wstrzymać. To ostatnie słowa Petera w końcu sprowokowały go do działania. Najpierw powrócił do idealnego pionu, eliminując to nieznaczne wychylenie do tyłu, przez co znów znaleźli się bliżej siebie. Zaraz potem powoli i ostrożnie zsunął dłoń z przedramienia pająka, na początek wzdłuż jego ręki, lecz z łokcia przeskoczył już na jego pas. Na tym nie poprzestał i wreszcie jego palce zatrzymały się mniej więcej w połowie wysokości pleców Parkera. Swoją drugą rękę obrócił w taki sposób, aby wykorzystać luźny uchwyt Petera i po prostu ją z niego wysunąć, po czym ułożył dłoń na jego łopatce, równocześnie pochylając lekko głowę, przez co znaleźli się praktycznie policzek przy policzku. - Nigdy więcej nie podejmuj za mnie żadnych decyzji bez skonsultowania się ze mną. Wiesz, że jesteś dla mnie jak rodzony brat, ale nie masz takiego prawa. Rozumiemy się? - spytał cicho i bardzo poważnie. Wyraźnie sugerował, ze gdyby sytuacja miała się powtórzyć, jeżeli znowu zostałby w jakiejś ważnej sprawie okłamany, to już by nie odpuścił. W głębi ducha sam był w szoku, że tym razem nie doszło między nimi do wymiany ciosów i skończyło się tak naprawdę na grożeniu i straszeniu.
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bowery Ballroom Nie Sie 05, 2018 7:20 pm | |
| Peter w pewnej chwili zdawał się odpłynąć. Pusty wzrok tkwił w dole, oddech wreszcie się uspokoił a on sam się wyciszył, kompletnie pogrążając się w myślach po wypowiedzeniu ostatniego zdania. Wcześniejsza furia, mimo iż tylko chwilowa, kompletnie wypłukała z niego wszelkie negatywne emocje ale i część energii, pozostawiając go teraz samemu sobie, z wieloma obarczającymi go myślami, poczuciem winy czy rezygnacją. Tutaj również radził on sobie gorzej niż Harry, gdyż rzadko doświadczał takich momentów. A przynajmniej nie aż tak silnych, nagłych, wywołanych w ułamku sekundy.
Nawet gdy jego przyjaciel w końcu zareagował, zmieniając pozycję na wygodniejszą i bliżej Petera, nie wydawał się on zwracać na to zbytniej uwagi ani się sprzeciwiać w jakikolwiek sposób. Jego zmysł zdawał się wygasać a mięśnie rozluźniać, rejestrując dotyk wzdłuż jego ręki a następnie na pasie i plecach, na moment skupiając się na nim i próbując wywnioskować potencjalny efekt, dopóki jego uwaga znów nie została odwrócona. Tym razem skupił się na jego drugiej ręce, albo wręcz na swojej. Czując jak stracił powierzchnię pod palcami jego dłoń lekko drgnęła odruchowo ale posłusznie naśladował gesty Harry’ego, pozwalając się praktycznie objąć.
Dopiero gdy usłyszał wypowiadane przez niego słowa, zdał sobie sprawę z zaistniałej sytuacji i lekko się rozejrzał, jak gdyby chciał potwierdzić czy to nie była tylko jego wyobraźnia. Chwilę zajęło mu zrozumienie słów i jako odpowiedź skinął lekko głową, wciąż opierając się o przyjaciela i już praktycznie trzymając go za ramiona, jeszcze raz kiwając głową.
- ..rozumiem. Przepraszam, Harry. – wymamrotał cicho, ale na pewno szczerze. Nie lubił na głos przyznawać komuś racji a gdy już musiał, na ogół robił to cicho. Będąc głośnym i żartobliwym można by uznać, że nie brał niczego na poważnie i tylko pogorszyłby swoją sytuację. Teraz jednak o dziwo był szczery i nie chciał ani nie próbował kręcić.
-Spanikowałem. Po prostu spanikowałem. Wolałem żebyś pewnych rzeczy nie wiedział, na wszelki wypadek gdyby ktoś wypytywał. – dodał po chwili i westchnął, pochylając głowę i opierając czoło o ramię Harry’ego w geście rezygnacji. Peter wiele razy zastanawiał się, czy na pewno dokonał właściwego wyboru, zatajając prawdę. Nie raz chciał ją ujawnić, ujawnić siebie i swoją tożsamość lecz gdy przychodziło co do czego, najzwyczajniej panikował i musiał się wycofać. Z obecnej perspektywy, wydawało się to niemal żałosne.
Peter w końcu podniósł głowę i wyprostował się, biorąc głęboki oddech zanim spojrzał Harry’emu w oczy, lekko klepiąc go w ramię jako znak, że już mu przeszło i czuł się lepiej. Gdyby wcześniej ktoś powiedział mu, że wykończy go psychicznie i fizycznie tak łatwo, zaśmiałby mu się w twarz. W życiu nie pomyślałby, że tak krótka ale szczera i dość silna rozmowa wywrze na nim taki wpływ. Po chwili zaśmiał się cicho i pokręcił głową, lekko pocierając o skroń palcami. – Dzięki, przez ciebie się rozklejam.. Jakby mnie teraz Johnny zobaczył to nie dałby mi żyć. – Parker posłał mu szeroki, nieco wymuszony uśmiech i jeszcze raz, ponownie, poklepał jego ramię.
- To… w sumie co teraz? Znaczy, wiesz. Możemy tu jeszcze trochę powisieć, pogadać. Lepiej raz a porządnie, huh? – Pająk odsunął się nieco, starając się zregenerować siły mimo że nogi wciąż mu się trzęsły. Nie chciał dać po sobie znać jak bardzo był wykończony emocjonalnie, ile sił wyssał z niego ten dość drażliwy temat. Wolał pozostać silnym a wręcz beztroskim pająkiem w oczach innych tak, jakby niektóre sprawy nie miały dla niego znaczenia a już tym bardziej, nie miały na niego tak dużego wpływu. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Bowery Ballroom Pon Sie 06, 2018 3:55 pm | |
| Ze względu na ich obecną pozycję Harry bardziej poczuł, niż zobaczył to, że Peter kiwnął głową, najpierw raz, a następnie ponownie. Nie zdziwiło go to, bo w gruncie rzeczy nie spodziewał się teraz niczego innego. Po tej nagłej zmianie w nastroju przyjaciela był praktycznie pewien, że ten mu przytaknie, że łatwo się zgodzi, zapewne nie mając siły dalej się spierać. No i... Przecież zaoferował mu właśnie to, czego Parker chciał, prawda? Pokój. Nie, o proteście w ogóle nie mogło być mowy. Osborn nie zareagował już na słowne potwierdzenie zgody czy nawet na te przeprosiny, lecz przymknął na moment oczy, czego rzecz jasna pająk tak czy siak nie mógł zobaczyć. Nie był do końca przekonany względem tego, czy podejmował właśnie dobrą decyzję, ale jeżeli nie, to nie po raz pierwszy i na pewno nie ostatni... Więc szczerze mówiąc trochę się już na to znieczulił. Niemalże oczekiwał tego, że popełniał błąd. Cóż, czas pokaże. Dalsze tłumaczenie się Parkera wywołało w nim już jednak nieco łatwiejszą do wychwycenia reakcję, a mianowicie głośniejsze wypuszczenie powietrza przez nos, nie będące do końca westchnięciem, ale bez wątpienia wyrazem zirytowania. Prawdę powiedziawszy Harry ledwo powstrzymał się przed tsknięciem czy okazaniem swojego niezadowolenia w jaśniejszy sposób. Nie chciał słuchać kolejnych wyjaśnień. Nie potrzebował ich i tylko bardziej wytrącały go z równowagi. I tak domyślał się większości rzeczy, które Peter miał mu do powiedzenia, a teraz wolałby po prostu skończyć ten temat... Zapewne do następnego razu, bo nie wątpił w to, że jeszcze do tej kwestii powrócą. Za dobrze znał Parkera i przede wszystkim siebie, żeby na to liczyć. Powstrzymując jednak te zapędy, Osborn przesunął dłoń z łopatki Petera wyżej i dalej, na jego kark, niemalże na szyję. Gdyby nie maska, być może przeczesałby palcami jego włosy, bo w końcu ten gest na ogół działał uspokajająco... Ale w tych warunkach nie mógł sobie na to pozwolić. Sam trochę ryzykował odsłaniając twarz na zewnątrz, nawet na tej wysokości i na w większości opuszczonym terenie, a miał sposoby na wyjaśnienie swojej obecności w pancerzu nad miastem. Pająk nie posiadał tej samej możliwości. W pocieszaniu mimo wszystko nigdy nie był najlepszy. Częściej znajdował się na drugim końcu podnoszenia na duchu, najczęściej właśnie przez Petera, a wcześniej - i jednak rzadziej - przez Gwen. Podejrzewał, że pewnie mógłby po prostu naśladować ich ówczesne zachowania, ale... Uznał, że lepiej i naturalniej będzie jedynie przeczekać ten moment. Pozwolił więc, aby Parker jeszcze przez chwilę dalej się do niego tulił, a kiedy pająk w końcu podniósł głowę i nieznacznie się odsunął, Harry rozluźnił ramiona i cofnął dłonie z jego pleców, aby zamiast tego oprzeć je na własnych biodrach - choć po drodze zahaczył jeszcze palcami o jedną z rąk Petera, muskając ją zupełnie przypadkowo. Tym razem podczas klepania po ramieniu - pierwszego i później drugiego - Osborn ani drgnął, bez problemu przyjmując tę formę kontaktu. Jego uwagę zwróciły za to słowa Petera, przy których zmarszczył już czoło i zerknął na niego z czymś na pograniczu namysłu i niewypowiedzianego zapytania w oczach. Zanim się jednak odezwał, uniósł lewą dłoń i dotknął maski przy uchu, aby rozsunęła się i znów pokryła niemalże całą jego twarz, z wyłączeniem czoła. Zaraz potem jego dłoń powróciła na swoją poprzednią pozycję na jego biodrze. Tak, teraz było lepiej. Bezpieczniej - i to pod wieloma względami. Ta chwila wahania spowodowała zresztą, że Parker przeskoczył już na inny temat, ale Harry nie zamierzał mu tak łatwo odpuścić. Kiedy zwęszył coś, co go interesowało, potrafił być bardzo uparty, a w ostateczności nawet cierpliwy. I atakować z zaskoczenia. Najpierw jednak mężczyzna wydał z siebie cichy pomruk przypominający pełne zastanowienia mmhm, znów zniekształcone przez zmieniającą tembr jego głosu maskę. Wzroku nie odrywał od twarzy pająka, lecz tego nie dało się już stwierdzić z zewnątrz. - Nie pomyśl sobie, że wywieram na ciebie jakąś presję, ale nie masz przypadkiem miasta do ratowania? No wiesz, przed tymi wielkimi i naprawdę kiepsko skonstruowanymi robotami, o których zbudowanie Tarcza mnie posądza? - spytał, równocześnie unosząc brew, co niestety również zniknęło pod osłoną metalu. Nie mógł się powstrzymać przed dorzuceniem tego ostatniego fragmentu, nawet jeżeli jeszcze niedawno agentka Barton zapewniała go o tym, że ich śledztwo stanowiło czystą formalność. Jakoś wolał do końca jej nie wierzyć - jak i praktycznie wszystkim jej koleżankom i kolegom po fachu, z wyłączeniem Flasha, którego liczył po swojej stronie. Bardzo chciał zobaczyć reakcję Petera na tę informację. Zacznie rozważać ten scenariusz czy całkowicie go odrzuci? - Opcjonalnie możesz mi też wyjaśnić kim jest Johnny, ale to może trochę poczekać. Na przykład do zakończenia inwazji - dodał, bo jednak nie byłby sobą, gdyby już teraz nie przygotował sobie pola do drażnienia Parkera. Choć nie uczynił tego tak naprawdę świadomie, to z obu jego wypowiedzi wynikało, że w ogóle nie brał pod uwagę innej możliwości, jak tylko tę, że maszyny zostaną wkrótce powstrzymane. Nawet nie dawał im dużo czasu. Umyślnie z kolei nie wspomniał o własnym udziale w walczeniu z nimi, gdyż tego raczej nie przewidywał.
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bowery Ballroom Wto Sie 07, 2018 10:36 am | |
| Kiedy Peter poczuł dłoń na swoim karku i niemalże szyi, przeszedł go mały dreszcz i już napiął mięśnie myśląc, że zaraz zostanie pociągnięty za włosy jak to często bywało gdy Harry, najczęściej poirytowany, zwracał mu na coś uwagę. Dopiero gdy zdał sobie sprawę, że wciąż miał na sobie maskę odetchnął i ponownie się rozluźnił, dalej podświadomie obserwując poczynania Harry’ego. Mimo wszystko nieudolne a może nieco niezdarne próby pocieszania go, wywołały na jego twarzy uśmiech, oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Osborn przynajmniej próbował, a nie tylko stał bezczynnie jako ściana o którą Peter mógłby się oprzeć i wypłakać.
Jego palce lekko drgnęły po styczności z dłonią przyjaciela i cicho westchnął, wreszcie wracając do rzeczywistości. Obserwując jak znów zakłada maskę, Peter mimo wszystko był zawiedziony ale nie odezwał się słowem wiedząc, że Harry i tak dużo już zaryzykował tak się odsłaniając. Słysząc jego słowa, Peter zaśmiał się nerwowo i machnął nonszalancko dłonią, wzruszając lekko ramionami. – Presja? Skądże! A tak, miasto um… Czekaj, posądzają cię o ich budowę? – Peter przekręcił głowę na bok a potem skinął nią lekko. – W sumie im się nie dziwie.. Znaczy, wiesz. Firma, projekty. Takie tam. No tak tak, coś tam mam do roboty, racja… - westchnął i potarł nieco skroń. – Właściwie to szukałem chwili wytchnienia, miejsca żeby odpocząć ale racja, chyba niedługo powinienem wracać. – Peter nawet nie podejrzewał Harry’ego. Przez myśl mu nie przeszło że to on mógł być odpowiedzialny za całe zamieszanie. Pająk był albo zbyt naiwny, albo zbyt wierny.
Z kolei na wspomnienie o Johnnym, Peter ponownie zaśmiał się nerwowo, odwracając głowę na bok jako sygnał odwrócenia wzroku i raczej chęć wymsknięcia się z niekomfortowej sytuacji. – Oh um, Johnny tak? Heh, może kiedyś… - Peter zerknął na niego kątem oka, unosząc lekko dłonie w geście bezradności. Cóż, spotkanie tych dwóch na pewno byłoby…ciekawe. Peter nie miał ku temu wątpliwości.
Po chwili jednak rozejrzał się, koncentrując się na sytuacji w mieście. Nie mógł sobie pozwolić na zbyt długi odpoczynek, więc prawdopodobnie rozmowa z Harrym była właśnie taką formą odpoczynku, mimo że wykończyła go psychicznie. Teraz jednak był już pełen sił i wigoru, tak jak i chęci to kilku żartów i drwin, co tylko oznaczało że wszystko u niego grało i śpiewało.
- To… co teraz zamierzasz? Wracasz do firmy, robisz mały rekonesans czy..? – Peter znów spojrzał na przyjaciela, w tym samym momencie co zaczął majstrować przy swojej wyrzutni sieci, teraz na spokojnie oceniając straty. System nie wydawał się uszkodzony, tylko i wyłącznie obudowa więc dało się z tym żyć i normalnie jej używać. Koniec końców, dalej znajdował się na gliderze, kilkanaście metrów nad ziemią. Wolałby mieć jakąkolwiek drogę ewakuacji gdyby ich drogi się jednak musiały rozejść. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Bowery Ballroom Wto Sie 07, 2018 5:37 pm | |
| Chociaż Harry jedynie wzruszył ramionami, gdy Peter zaczął rozwodzić się na temat jego domniemanego udziału w stworzeniu tych maszyn, to pod jego fasadą nonszalancji kryła się uważna obserwacja poczynań pająka... Oraz dokładne analizowanie jego słów. Umyślnie sprawiał wrażenie, jak gdyby go to wszystko nie obchodziło - zarówno same oskarżenia Tarczy, jak i parkerowy stosunek do nich - ale w głębi ducha badał jego reakcję. I... O dziwo, chyba nawet nie poczuł się nią urażony. Dziwne. W pewnym sensie byłby chyba zawiedziony, jeżeli Spider-Man od razu całkowicie odrzuciłby taką opcję - a już tym bardziej w sytuacji, gdyby mu teraz w tej kwestii skłamał. Zamiast tego jednak Peter przyznał, że takie podejrzenia miały sens i najwyraźniej sam je sobie przemyślał, a i tak... O nic nie spytał. Nie próbował ustalić czy znajdowało się w tym wszystkim choćby ziarnko prawdy. To świadczyło chyba o jakiejś formie zaufania - albo o niezwykłej naiwności. I tak jak jedno i drugie byłoby Osbornowi na rękę, tak to ostatnie wolałby wyplewić w stosunku do innych osób. Pająk powinien się lepiej pilnować. Jakaś niewielka część Harry'ego czuła ogromną potrzebę podkreślić, że nie przyłożył ręki do powstania tych robotów. Kolejna, większa, miała natomiast szaleńczą ochotę dodać, że on zbudowałby lepsze. W drobnej mierze wynikało to z jego dumy, ale przede wszystkim chciał po prostu zobaczyć reakcję Petera na coś takiego. I choć byłby to oczywiście żart, to Osborn rzeczywiście był pewien, że potrafiłby wyprodukować bardziej śmiercionośne maszyny - trudniejsze do zniszczenia i zachowujące się inteligentniej. Na szczęście dla ogółu nie zamierzał podejmować się takiego wyzwania. Raczej. Pająk zresztą prędko odwrócił jego uwagę od tego typu rozważań... I to dosłownie tym, o czym przed chwilą rozmawiali, czyli kręceniem. Chroniony teraz przed jego wzrokiem przez szkła maski, Harry odruchowo przewrócił oczami, a jego głowa ponownie odchyliła się na prawo. Jego dłonie z kolei opuściły biodra i skrzyżowały się na jego klatce piersiowej, tyle że mężczyzna uczynił to bez namysłu - i nie wziął pod uwagę tego, jak blisko siebie z Parkerem stali. W wyniku tego działania otarł się więc przedramionami o jego pierś, co zresztą sam kompletnie zignorował. Był zajęty podkreślaniem całą swoją postawą, że ta odpowiedź w ogóle mu się nie spodobała i oczekiwał lepszej. Tyle że oczywiście sama mowa ciała nie wystarczyła, żeby Peter zaczął mówić. Naprawdę, czego Harry się spodziewał, kiedy nawet wymierzone wprost pytania ledwo dawały jakieś efekty...? Powinien był wiedzieć lepiej, ale z jakiegoś powodu chyba jeszcze wierzył w resztki odwagi przyjaciela. Och, nie wątpił w nią, gdy chodziło o walkę ze złem, ale gdy w grę wchodziło przyznawanie się do czegoś niewygodnego... Wystarczy powiedzieć, że miał powody do posiadania poważnych wątpliwości. Peter szybko zaczął jednak inny temat i zabrał się za robienie czegoś przy ponownie odsłoniętym mechanizmie wyrzutni sieci, a Osborn skwitował jego zachowanie ciężkim westchnięciem. Tak to z nim właśnie wyglądało. Zawsze, a przynajmniej zazwyczaj. Zdążył się przyzwyczaić, ale tym razem także nie zamierzał odpuścić. Co prawda jego spojrzenie przesunęło się na urządzenie na nadgarstku Spider-Mana - a przyglądał mu się bardzo uważnie, tak na wszelki wypadek - ale nie przeszkadzało mu to w prowadzeniu dalszej rozmowy. - Wrócę tam później. Nie uwierzysz, ale niespecjalnie leży mi opcja bycia uwięzionym w Oscorp przez te maszyny, więc najpierw chyba jeszcze trochę polatam. Tak się składa, że wcześniej naprawdę nie szukałem z tobą kłótni, tylko testowałem nowy model pancerza i zmodyfikowany glider. Ale być może powinienem je też wypróbować w walce... - w tym momencie Harry zawiesił głos i nagle przeniósł wzrok na oblicze pająka, tknięty niespodziewanym pomysłem. Och, jak bardzo podobała mu się wizja, która wpadła mu właśnie do głowy. Wystarczyło tylko odpowiednio ją przedstawić... - Właściwie mógłbyś się do tego przydać. Byłbyś większym wyzwaniem od tych robotów... No i w przeciwieństwie do nich nie próbowałbyś mnie zabić, a to zawsze plus. Chyba że wolisz, żebym jednak sprawdził się z nimi? - zapytał uprzejmym, niewinnym tonem, jak gdyby wcale nie posuwał się właśnie do bezczelnej manipulacji. Liczył na to, że cała ta opiekuńczość Parkera w końcu się do czegoś przyda i sprawi, że będzie on wolał wziąć sprawy w swoje ręce, niż pozwolić mu zaatakować maszyny. Co prawda nie zamierzał wciągać go w sparing już teraz, ale jak długo wyciągnąłby od niego taką obietnicę, to resztą mógłby się już zająć później. Przecież Peter dotrzymałby danego słowa, prawda? Kwestię Johnny'ego z kolei Harry wciąż trzymał w pamięci. Wyglądało na to, że pajączek nie chciał o nim mówić, więc trzeba będzie go jakoś do tego skusić albo... Albo po prostu zapytać w takim momencie, gdy odpowie bez namysłu. Będzie musiał w tym czasie być zajęty czymś innym. Na przykład powstrzymywaniem armii robotów. Albo, och, powiedzmy, zupełnie niewinnym i w pełni koleżeńskim sparingiem...
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bowery Ballroom Sob Sie 18, 2018 10:03 am | |
| Kiedy Peter wreszcie skończył oglądać wyrzutnię sieci i skoncentrował się ponownie na swoim rozmówcy, słuchając jego słów musiał cicho parsknąć i pokręcić głową. Oczywiście, wizja bycia uwięzionym nie specjalnie pasowała Harry’emu. Jemu osobiście też byłoby to nie na rękę i próbował by się wymknąć, będąc na jego miejscu. Akurat co do tego się zgadzali, i Pająk nawet nie zamierzał przekonywać przyjaciela do zmiany zdania wiedząc, że byłoby to bezcelowe. Tyle że w jego własnym przypadku, Peter nie potrafiłby usiedzieć w miejscu wiedząc, że komuś może dziać się krzywda. Koniec końców wiedział, że ktoś musi zająć się obywatelami podczas gdy inni są zajęci bezpośrednią konfrontacją z robotami.
Kiwając lekko głową na jego pierwsze słowa, dopiero po chwili zmarszczył nieco brwi po usłyszeniu oczywistej prowokacji. Fakt, nie próbowałby go zabić, prawdopodobnie miałby nawet opory aby go lekko poturbować. Jednak wizja walki z robotami byłaby ciekawym widowiskiem, tak jak i niebezpiecznym. Wypuszczając nieco głośniej powietrze przez nos, Peter wzruszył lekko ramionami po czym ponownie chwycił ramię przyjaciela aby nie stracić równowagi, szczególnie że teraz Harry napierał lekko na niego po skrzyżowaniu ramion. Oczywiście że ich spotkanie nie mogło odbyć się bez prowokacji albo manipulacji ze strony przyjaciela, w możliwie dobrym znaczeniu biorąc pod uwagę okoliczności.
- Nie szukałeś mnie? To po co wcześniej pytałeś gdzie byłem? Jesteśmy teraz blisko Chinatown więc… teoretycznie wygląda to tak jakbyś tam miał lecieć. – Peter uśmiechnął się szeroko co zresztą było widoczne mimo materiałowej maski, starając się nieco sprowokować Harry’ego albo nieco zagrać mu na nerwach, skoro już się do tego posuwali. Każdy zasługiwał na chwilę relaksu albo małą gierkę, prawda?
- Ale dzięki za komplement. Tylko nie jestem pewien czy chciałbyś abym znowu cię poturbował… Znaczy wiesz, mogę dać ci nieco więcej szans, mogę zamknąć oczy czy coś. Wtedy powinieneś dać radę. – parsknął, wręcz powstrzymując się od chichotu który próbował wyjść na światło dzienne. – Jesteś całkiem odważny skoro chcesz w środku ataku jeszcze walczyć ze mną, ale wolę to niż puścić cię bezmyślnie na roboty. Mają krzepę, dalej to czuję a minęło już trochę czasu. – Peter przekręcił nieco głowę na bok, jednocześnie czując jak coś mu tam przeskoczyło i spowodowało u niego lekki dreszcz. Koniec końców nienawidził gdy ktoś strzelał palcami, ten dźwięk zawsze go odrzucał. Drugą ręką potarł lekko kark i westchnął, przenosząc swoją uwagę ponownie na Harry’ego.
Czy powinien pozwolić na ten mały sparing? W sumie osobiście nie miał nic przeciwko temu, ale biorąc pod uwagę okoliczności w których się znajdowali, całą sytuację w mieście raczej, pomysł wydawał mu się absurdalny. Ale też okropnie kuszący. W sumie byłoby to całkiem ciekawe, zobaczyć a raczej poczuć czy bez serum Harry walczyłby inaczej, lepiej gorzej. Wydawał się znacznie bardziej opanowany, więc może byłby też trudniejszym przeciwnikiem? Możliwe. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej miał ochotę się zgodzić. Czysta ciekawość często utrudniała mu funkcjonowanie, a teraz jeszcze ta prowokacja i manipulacja… Czasem Harry znał go aż za dobrze, to musiał przyznać. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Bowery Ballroom | |
| |
| | | | Bowery Ballroom | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |