|
Autor | Wiadomość |
---|
Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Bowery Ballroom Sob Sie 18, 2018 10:23 pm | |
| Kiedy Peter ponownie chwycił go za ramię, ręce Harry'ego drgnęły lekko, lecz zauważalnie, jak gdyby odruchowo chciał zmienić ich ułożenie - na przykład po to, aby podtrzymać przyjaciela - lecz w porę się przed tym powstrzymał i pozostawił je jednak w tej samej pozycji. Widział, że Parker nie stracił równowagi, tylko na wszelki wypadek się przed tym chronił, więc najwyraźniej nie potrzebował jeszcze jego pomocy. Zresztą... Przecież był przyczepny. Osborn podejrzewał, że ustałby na gliderze nawet wtedy, gdyby go teraz popchnął - pewnie by się odchylił i zaraz wrócił do pionu. Co mogłoby być ciekawym eksperymentem... Ale może jednak innym razem. Niech chociaż skończą rozmawiać. Harry powinien był się natomiast spodziewać, że pająk uczepi się właśnie tematu odległości do Chinatown. Naprawdę, oszczędziłby sobie tego wszystkiego, gdyby wcześniej w ogóle nie próbował się z nim kontaktować... Co go do tego podkusiło? Ach, no tak. Paskudna mieszanka masochizmu, ciekawości, zgorzknienia i chęci bycia dobrym przyjacielem. Już pamiętał. To zabawne, ale ostatnimi czasy często się jej poddawał... Obecnie zaś nie mógł się nawet bronić. To znaczy, owszem, zaprzeczanie zawsze wchodziło w grę, ale sam zdawał sobie sprawę z tego, że jego argumenty nie zabrzmiałyby wiarygodnie. No i... Tak czy siak podejrzewał, że jego podświadomość miała w tym swój udział, więc całkowicie niewinny nie był, choć jego pierwszym zamiarem naprawdę było przetestowanie sprzętu i wyrwanie się z więzienia, jakim stało się Oscorp. Ostatecznie mężczyzna zdecydował się przemilczeć tę kwestię i jedynie przewrócił oczami, czego Parker i tak nie mógł dojrzeć... Niestety, bo akurat w tym wypadku Harry nie miałby nic przeciwko ujawnieniu swojej mimiki. Czyli posiadanie maski miewało pewne minusy... Szkoda, ale plusy i tak je przeważały. Za wyraźniejszą reakcję Spider-Man mógłby z kolei uznać to, w jaki sposób Osborn powoli i głęboko nabrał powietrza w płuca, nim wypuścił je bezgłośnie, jak gdyby ledwo powstrzymywał się przed ciężkim westchnięciem. To już powinno zdradzić co nieco odnośnie jego podejścia do sprawy. Jego lekkie rozdrażnienie - prawdę mówiąc i tak skierowane głównie na jego własne postępowanie i w mniejszym stopniu na to, że Parker właśnie mu je tak otwarcie wytknął - szybko wymieszało się jednak z rozbawieniem oraz, zgoda, z rozsądną dawką dawnej urazy, gdy pająk zaczął się przechwalać. Harry nie radził sobie dobrze z umniejszaniem jego umiejętnościom. Delikatnie mówiąc. Nie pomagało również to, że znowu odnosił wrażenie, że rozmawiał nie z Peterem, tylko ze Spider-Manem... Co brzmiało co najmniej schizofrenicznie, albo może raczej dysocjacyjnie, ale nie był w stanie myśleć o tym w inny sposób. I tak pogodził się już z tym, że nie należał do normalnych osób, więc co mu szkodziło. Osborn zareagowałby pewnie dużo ostrzej - i w gruncie rzeczy już zamierzał to zrobić - gdyby pająk nie wtrącił do swojej wypowiedzi nutki zmartwienia, nie tyle w jej tonie, co w doborze słów. Zgodnie z jego przewidywaniami, Parker nie chciał pozwolić mu walczyć samemu z robotami, bo przecież tak bardzo się nim i jego bezpieczeństwem przejmował... A choć Harry w tej chwili tego nie czuł, chociaż naprawdę ciężko mu było w to wierzyć, to panował nad sobą na tyle, aby zacząć to sobie w myślach powtarzać i jakoś wziąć się w garść. Potrafił sobie wmówić wiele rzeczy. Posiadał w tym sporą praktykę. A teraz... Teraz tylko żartowali. Nie powinien się przejmować. - Dałeś się któremuś trafić? Bez urazy, ale wydawały się powolne i niezbyt rozgarnięte... Może powinieneś jeszcze trochę poćwiczyć, zanim spróbujesz się ze mną? - spytał słodkim tonem, bo nieprzejmowanie się nie wykluczało przecież odpowiadania pięknym za nadobne, a jakoś musiał odreagować. Nie wyobrażał sobie nawet jak mogło do tego w ogóle dojść, skoro pajęczy zmysł powinien Parkera ostrzec przed atakiem... Albo po prostu przed zagrożeniem. Chyba że pająk zdecydował się nie uciekać, żeby bohatersko zrobić coś innego. To byłoby nawet w jego stylu. Bardzo, bardzo głupie, ale w jego stylu. Choć może wypadałoby to już zacząć uznawać za synonimy... W trakcie wypowiadania tych słów i przeprowadzania rozmyślań, Osborn przyglądał się temu, jak Peter pocierał kark. Oczywiście jego wzroku nie dałoby się śledzić, ale skoro Spider-Man nie krył się z tym ruchem, to najpewniej zdawał sobie sprawę z tego, że będzie obserwowany... Że być może zdradzi w ten sposób jakąś słabość. Bo to najwyraźniej tam oberwał? Tak Harry zgadywał, skoro gest zbiegł się w czasie z wspominaniem odniesionych obrażeń. - Tak czy siak... Przyznaję, że nie sądziłem, że będziesz wolał mnie pilnować, niż pomagać ogółowi mieszkańców. Może jednak coś w tych twoich zapewnieniach jest... Ale nie martw się, sparing przewidywałem na później. I na pewno nie w środku miasta. Jameson miałby używanie, gdybyśmy to i owo zniszczyli... To znaczy, większe niż zwykle - to mówiąc, mężczyzna odchylił głowę lekko na prawo, jak gdyby chciał pokazać przyjacielowi, że pomimo swoich słów jednak rozważał tę opcję... Albo przynajmniej ją sobie wyobrażał. Szczerze powiedziawszy była na swój sposób zabawna, nawet jeżeli nie opłacała się w praktyce. C0 prawda to i tak Spider-Manowi najbardziej by się dostało... Ale nie, Harry mimo wszystko wolał aż tak nie ryzykować.
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bowery Ballroom Nie Sie 19, 2018 2:42 pm | |
| Co do jednego Harry miał stu procentową rację. Nawet jeśli odepchnąłby Pająka, ten wrócił by do poprzedniej pozycji i wręcz uczepiłby się przyjaciela jak rzep, głownie po to aby go nieco podrażnić i poirytować. Szczerze mówiąc, był nawet ciekaw jego reakcji. Starałby się on pozbyć chwytu czy wręcz przeciwnie, kompletnie by go olał? Definitywnie Parker musi to kiedyś sprawdzić i przyczepić się do niego, jednak lepiej aby był wtedy w pancerzu. Przyczepienie się do ubrania, które dość łatwo się rwie byłoby by nieco…niezręczne. Ale i ciekawe.
To co Peter usłyszał jako odpowiedź, spowodowało u niego ciche fuknięcie. Owszem, były powolne i niezbyt rozgarnięte ale były również dość potężne. I Parker to zignorował. Podczas wcześniejszej walki w Chinatown, dobrze zdawał sobie sprawę z nadchodzącego uderzenia jednakże dumna która go wtedy ogarniała, wystarczająco stłumiła zdrowy rozsądek i będąc przekonanym że nic mu się nie stanie, przyjął na siebie uderzenie tym samym znacznie przeceniając swoje siły podczas opuszczonej gardy. Prawdopodobnie dałby radę zablokować atak a nawet na pewno go uniknąć. Czemu tego nie zrobił? Nie przyznałby się, ale chciał wypaść.. nonszalancko, bohatersko. Taka lekkomyślność dała mu jednak spory skok w przyszłość, gdzie miałby już problemy z kręgosłupem jak stereotypowy staruszek.
Jego wspomniane jednak obrażenia miały się już dobrze. Minęło wystarczająco dużo czasu aby mógł zregenerować obolałe plecy a po wcześniejszym spotkaniu ze skoncentrowaną wiązką energii nie było już prawie śladu, gdyby nie wypalona przez kostium na jego lewym udzie dziura wielkości dłoni. Mimo iż wcześniej rana dawała o sobie znać bardzo wyraźnie i boleśnie, teraz pozostał po niej tylko uszczerbek na dumie i w kostiumie. Ale głównie na dumie. Jego kark natomiast miał się bardzo dobrze i nie miał nic wspólnego z urazami o których wspomniał, przeszkadzał mu jedynie irytujący dźwięk jakiego czasem doświadczał.
Na jego następne słowa, Peter opuścił dłoń by następnie oprzeć ją na biodrze, słuchając uważnie co Harry miał do powiedzenia odnośnie ich ‘sparingu’. Oczywiście że wolałby go pilnować osobiście niż latać w tę i z powrotem po mieście, użerając się z wrednymi właścicielkami psów które by go gryzły. Nie brzmi to zbyt interesująco, prawda? W kwestii Harry’ego, bałby się on raczej że starałby się zgrywać bohatera albo wykraczać swoje limity tak, jakby chciał coś sobie udowodnić. Albo im obojgu. W każdym razie, wolał mieć na niego oko, nie przyznając tego tak wprost bo kimże by był, gdyby prosto z mostu powiedział co miał na myśli, bez kręcenia, wymijania i żartowania? Etykiety musiał się trzymać.
Przynajmniej w kwestii sparingu Pająk odetchnął ciesząc się, że i tak nie walczyliby teraz. Byłoby to dość bezsensowne, nawet jak na nich. Kiwając lekko głową, Peter ponownie skopiował ruchy przyjaciela i również przekręcił głowę, mrużąc lekko oczy pod pretekstem rażącego go słońca. Gdy się nad tym zastanawiał, nie potrafił powiedzieć kto by wygrał. Był tego jednak ciekaw ale wiedząc że potrafił być zbyt opiekuńczy, wiedział że prawdopodobnie odpuściłby w pewnym momencie gdyby sprawy potoczyły się za daleko i stały zbyt poważne. Nawet nie prawdopodobnie a na pewno. A Harry na pewno by się w tym połapał. Gdyby jednak nie, to zakończenie mogłoby być całkiem interesujące…
- Owszem, są powolne i mało rozgarnięte ale nie doceniałem ich umiejętności, co tu więcej mówić. Na moje szczęście, szybko się regeneruję. Fizycznie i psychicznie. – Ostatnie zdanie dodał nieco ciszej, nie chcąc wracać do poprzedniej części rozmowy ale słowa same opuściły jego gardło, nic na to nie mógł poradzić. – Ale nie bój się. Nie jesteś aż tak groźny jak one. Poradzę sobie doskonale. Na twoim miejscu martwiłbym się o siebie i o swoją fryzurę. – Parsknął, kręcąc lekko głową na boki.
- W porządku. Jak tylko sytuacja się uspokoi, będziemy mogli się nieco zabawić. Tylko żebyś potem nie narzekał. – to mówiąc, Peter ponownie dźgnął klatkę piersiową przyjaciela wolną dłonią i posłał mu szeroki uśmiech, który tak jak wcześniej, był widoczny nawet pod maską. Musiał jednak przyznać, że brakowało mu przekomarzania się. Nawet będąc w środku inwazji, na chwile zapomniał się i mógł wyluzować co i tak miało pozytywny wpływ na jego dalsze działania, gdyby musieli wrócić do walki. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Bowery Ballroom Nie Sie 19, 2018 5:55 pm | |
| Choć w gruncie rzeczy przez kostium z maską i odmieniony sposób poruszania się oraz zachowywania ciężko to było jednoznacznie stwierdzić, to jednak Harry odnosił nieodparte wrażenie, że Parker z ulgą przyjął wizję późniejszego, a nie natychmiastowego sparingu. Sądząc po jego gestach, ta informacja dodała mu wręcz pewności siebie... I szczerze mówiąc nie było to nic dziwnego. Osborn w pełni zdawał sobie sprawę z tego, że wrabiał go w tę walkę, a Peter niekoniecznie sobie jej życzył. Nie dość, że teraz miał na głowie coś innego, to jeszcze - znając go - najpewniej miotał się pomiędzy niechęcią do zrobienia Harry'emu krzywdy, a przeświadczeniem, że uczucie to nie było do końca odwzajemniane... I słusznie, bo Osborn rzeczywiście nie posiadał tego rodzaju oporów. Och, wbrew pozorom nie zamierzał zrobić z tego treningu prawdziwego starcia, co to, to nie. Odebrał już swoją lekcję. Przez większość czasu nad sobą panował - od dawna - i wątpił, aby miał nagle stracić nad sobą kontrolę, nawet jeżeli wymiana ciosów ze Spider-Manem pobudzi do życia jego co bardziej... Zielone myśli. Mimo to... Harry patrzył na sprawę realistycznie. Obaj byli fizycznie silni, a choć towarzyszyła temu również nadludzka odporność na obrażenia, to mogli zostać ranni. Może nie od wzajemnych uderzeń, zgoda, ale mogli. Nie wspominając już o tym, że większość arsenału Goblina opierała się na granatach oraz ostrzach, więc gdyby chciał z tych zabawek skorzystać dla wyrównania szans, obaj musieliby się już liczyć z możliwymi uszkodzeniami ciała. W granicach rozsądku oczywiście. Osborn nie mógł się już tego doczekać. Tu i teraz jednak mężczyzna parsknął cicho na słowa przyjaciela, umiejscawiając ten odgłos gdzieś na granicy rozbawienia oraz rozdrażnienia, a jednocześnie odwracając od pająka spojrzenie i kierując je gdzieś na bok, bez konkretnego celu. Po prostu przesunął wzrokiem po okolicy, przy okazji wykorzystując ten moment, aby się rozejrzeć. W najbliższym otoczeniu wciąż nie widział robotów... I pomyślałby, że mieli pod tym względem szczęście, gdyby nie to, że domyślał się, iż ich brak wynikał tylko i wyłącznie z nieobecności potencjalnych ofiar... Oraz to, że jego umysł zajmowało już coś zgoła innego. Parker przyznający się do własnego błędu z jednej strony sprawił mu przyjemność - nie tylko częściowo potwierdzając jego domysły, ale i dowodząc, że przynajmniej nie próbował robić za nieomylnego, nietykalnego, lepszego - ale z drugiej wywołał kolejne ukłucie irytacji. Nie uważał na siebie. I jak tu miał nie skończyć źle? Jego uwaga o regenerowaniu się psychicznie sprawiła już jednak, że głowa Osborna gwałtownie się obróciła i jego spojrzenie znów wylądowało na zakrytej twarzy przyjaciela. Jego oczy się zmrużyły, szczęki zacisnęły... W porządku. Czyli obaj w dalszym ciągu żywili do siebie wzajemnie urazę, jasne, czemu nie. Przynajmniej Harry nie musiał mieć wyrzutów sumienia - nie to, żeby teraz go dręczyły, skądże znowu. Niewiele pomogła próba złagodzenia tych gorzkich słów żartami - i czy to aby na pewno były w ogóle zwykłe żarty, gdy pająk znów umniejszał jego umiejętnościom? Przytyki mógł jeszcze jakoś przełknąć ze strony Petera - który nigdy umyślnie nie atakował go słownie i z którego strony Osborn nie odczuwał zagrożenia - lecz nie od Spider-Mana, gdyż te ostatnie od razu wzniecały w nim iskierki złości, którym naprawdę nie brakowało dużo do rozpoczęcia istnej pożogi. Paranoja Harry'ego sięgała głęboko i w jakimś stopniu mężczyzna zdawał sobie z tego sprawę, ale ciężko mu było nad nią zapanować, gdy doświadczenia zebrane przez praktycznie całe życie kazały mu się mieć na baczności. To akurat zawdzięczał w głównej mierze ojcu. - O to się nie martw, nie mogę się już tej zabawy doczekać. Obiecuję sprawić, że jeszcze zatęsknisz do tych robotów - zapewnił, a choć jego głos nie zabrzmiał otwarcie nieprzyjaźnie czy nawet nerwowo, to jednak zdecydowanie trochę ostrzej niż dopiero co przed chwilą. Nie byłoby trudno stwierdzić, że te wszystkie komentarze jakoś na niego wpływały... Choć z drugiej strony można by to też pewnie zrzucić na chęć rywalizacji, szczególnie że z twarzy Harry'ego nie dało się przecież obecnie nic wyczytać. - A skoro o nich mowa... Lecimy ich szukać w jakimś konkretnym kierunku czy wszystko ci jedno? I tak są niemalże wszędzie - tak, Osborn właśnie na własną rękę zadecydował, że nie będą się jednak już teraz rozstawać, tylko wspólnie ruszą na łowy. Zakładał, że Parker tak czy siak mu ustąpi, więc nie kłopotał się pytaniem go o zdanie... Zwłaszcza w tym momencie, gdy i tak był już zirytowany i naprawdę nie miał ochoty na żadne dyskusje. No, mógł ewentualnie negocjować w kwestii sposobu poruszania się po mieście, bo w gruncie rzeczy nie posiadał nic przeciwko pozwoleniu pająkowi na korzystanie z pajęczyn. Oczekując na reakcję pająka, Harry w dalszym ciągu stał tak przed nim ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej ramionami, lecz głowę trzymał już wyprostowaną i to na dodatek z lekko uniesioną brodą... Zaczepnie lub pytająco, to można było zinterpretować na różne sposoby, a szczerze mówiąc oba miałyby w sobie coś z prawdy.
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bowery Ballroom Pon Sie 20, 2018 2:25 pm | |
| Parker mówiąc o regenerowaniu się psychicznie, nie pomyślał jak Harry mógł to odebrać. A już na pewno nie chciał, aby tak to zabrzmiało. Jedyne co miał na myśli to ogół, ich wszystkie sprzeczki i tajemnice. Nie chciał ponownie przytaczać poprzedniego tematu ani podkreślać, że żywił urazę. Wręcz przeciwnie, cieszył się że mogli porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić. Może chciał tylko w ten sposób pokazać, że nie wszystko spływało po nim jak po kaczce, nawet jeśli tak się mogło wydawać ze względu na jego charakter.
Na jego następne słowa, o tęsknocie do robotów, Peter zaśmiał się nerwowo szczególnie że wyczuł zmianę tonu głosu przyjaciela i, chociaż ciężko było to przyznać, jego zmysł lekko drgnął jakby chciał poinformować właściciela o tym, że sparing sam w sobie może się zaostrzyć jak przyjdzie co do czego, a tego Peter chciał uniknąć. I lepiej pewnie byłoby nie drażnić teraz przyjaciela aby przypadkiem nie podsycić jego złości czy też irytacji swoimi, według niego, niewinnymi żarcikami.
Gdy z kolei Parker usłyszał o wspólnych poszukiwaniach i walce, nie mógł zrobić nic innego jak tylko się uśmiechnąć. Cóż, walka ramię w ramię brzmiała mimo wszystko całkiem ciekawie. No i mógłby podłapać co nie co i rozeznać się, czy jego styl walki w jakikolwiek sposób uległ zmianie i jeśli tak, to jak sobie z tym poradzić. I szczerze mówiąc, podejrzewał że Harry zrobi dokładnie to samo. Może niekoniecznie świadomie, ale jednak. Zbyt dobrze go znał i wiedział, że oboje nie lubili a tym bardziej nie potrafili przegrywać. Wynik ich pojedynku na pewno będzie interesujący, co do tego był pewien.
Owszem, Peter mu ustąpił. Wręcz wyraził niewerbalną chęć do propozycji przyjaciela, również rozglądając się z zaciekawieniem i dreptając lekko w miejscu tak, jakby w każdej chwili był gotowy zeskoczyć z glidera aby już na własną rękę przemieścić się uliczkami. Na pewno nie chciał pchać się na maszynę gdyż byłoby to nie tylko niewygodne, ale i mogło wyglądać niezręcznie. Peter prawdopodobnie przykleił by się do przyjaciela a gdyby ktoś ich zobaczył.. mogłoby być nieciekawie. Potrząsając lekko głową aby wyrzucić ten dość niedorzeczny ale i kompromitujący obraz z głowy, Peter westchnął nieco głośniej i skierował wzrok ponownie na Harry’ego.
- Właściwie to wszystko mi jedno. Powiedziałbym żeby udać się tam gdzie najbardziej potrzebują pomocy, ale obawiam się że wszędzie się ona bardzo przyda. – Parker wzruszył ramionami i starał się cicho zaśmiać, co zabrzmiało dość sztucznie, jakby wymuszał tą reakcję. I obawiał się że w ten sposób tylko pogorszy sytuację i aktualny humor Harry’ego, ale chyba to już nie miało znaczenia. I tak było już za późno aby o tym rozmyślać.
Jego postawę Peter zdecydowanie odebrał jako zaczepną, może i nawet prowokującą, pełną dumy. Pająk fuknął cicho w odpowiedzi na odebranie jego aparycji, również krzyżując ramiona. Jednak aby to zrobić musiał odchylić się nieco do tyłu aby mieć wystarczająco dużo miejsca, co nie zmieniało faktu że i tak dalej napierał na przyjaciela, teraz mimo wszystko bardziej ze względu na pozycję w której się znajdował.
- Jak to mówią, panie przodem. Podążę za tobą więc masz dowolność wyboru gdzie idziemy, księżniczko. – Parker uśmiechnął się szeroko, dalej czując potrzebę podrażnienia Harry’ego, czy to z przyzwyczajenia czy aby rozluźnić nieco napięcie między nimi które, mimo wszystko, dalej było widoczne. Nie było już przynajmniej krępujące lub przytłaczające, ale mężczyzna z tyłu głowy wciąż o nim pamiętał. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Bowery Ballroom Pon Sie 20, 2018 7:59 pm | |
| Prawdę mówiąc w tym momencie Harry nawet nie szukał w zachowaniu przyjaciela potwierdzenia, że faktycznie zamierzał dostosować się do jego życzeń... Głównie dlatego, że innej opcji po prostu nie brał pod uwagę. Przyzwyczaił się do stawiania na swoim, w przypadku Parkera już dawno temu, a ostatnio nawet bardziej uniwersalnie, więc nie potrzebował się w tym upewniać. Wręcz duma mu na to nie pozwalała. Oczywiście nie zmieniało to faktu, że zauważał tę nagłą ruchliwość pająka, lecz w żaden sposób na nią nie reagował... I w związku z tym jego własna postawa uległa nieznacznej zmianie dopiero w chwili, gdy usta Petera opuściło westchnienie. Wówczas Osborn nieco się rozluźnił, a jego głowa odchyliła się na prawo, przez co zdawał się - przynajmniej pozornie - stracić odrobinę na zadziorności. Jak gdyby już poczuł, że wygrał i dlatego mógł sobie pozwolić na większą swobodę... Tyle że oczywiście świadomie natychmiast by takiej ocenie swojego zachowania zaprzeczył, bo przecież nie oczekiwał protestów. Zgodnie z jego przewidywaniami do żadnych zresztą nie doszło - a Parker znów spróbował się uciec do humoru, w dodatku na gorszym poziomie niż zazwyczaj, a w jego przypadku coś to znaczyło. Na chwilę zapominając o obecności maski, Harry posłał mu przez to spojrzenie zdające się mówić wiem co starasz się osiągnąć, nie wychodzi ci, daj sobie spokój. Kiedy tylko - bardzo szybko - dotarło do niego, że nic to nie dawało, ograniczył się do kiwnięcia głową... Bo owszem, pomoc była potrzebna wszędzie, więc obrany kierunek nie posiadał tak naprawdę żadnego znaczenia. Wzrok Osborna na moment opadł na klatkę piersiową pająka, gdy ten właściwie skopiował jego postawę, lecz zaraz potem powrócił na jego twarz. Sam nie ustąpił przy tym ani odrobinę, więc Spider-Man rzeczywiście musiał się odchylić... Ale dalsze utrzymywanie kontaktu fizycznego wcale Harry'emu nie przeszkadzało. Być może byłby tym zaskoczony, jeżeli ktoś wpadłby na to, aby mu to wytknąć, ale osobiście nawet się nad tym nie zastanawiał. Napięte stosunki czy nie, przyzwyczajenie robiło swoje. Kolejnymi swoimi słowami pająk ryzykował i to bardzo, lecz jego przyszłości chyba całkiem nieźle wróżył fakt, że Osborn - o dziwo - nie poczuł się nimi dotknięty. Jego brwi się uniosły, czego co prawda Peter dojrzeć nie mógł, lecz wynikające z tego lekkie zmarszczenie odsłoniętego czoła już tak. Teraz byłby idealny moment na przetestowanie wcześniejszej teorii ze spychaniem z glidera - bo w końcu Parker nawet się Harry'ego nie trzymał i musiałby albo to wystarczająco szybko naprawić albo polegać jedynie na przyczepności w stopach i sile mięśni... Tyle że Osborn wciąż uważał, że Spider-Man i tak złapałby równowagę, a to czyniło tę wizję o wiele mniej atrakcyjną. Zrzucenie go wydawało się o tyle bardziej satysfakcjonujące! Przecież i tak złapałby się czegoś pajęczyną, więc to nic złego, że Harry w ten sposób myślał, prawda? Zamiast tego więc na ustach mężczyzny zawitał w tym momencie nagły uśmiech. Gdyby Peter mógł go zobaczyć, to z pewnością byłby też w stanie go zidentyfikować - jako taki, który nie zapowiadał dla niego niczego dobrego, lecz bardziej w znaczeniu niegroźnie złośliwym niż faktycznie niebezpiecznym. Na szczęście jednak dla Osborna - oraz nieszczęście dla pająka - maska skutecznie skrywała to nieme ostrzeżenie. - Jak sobie życzysz - odparł słodkim jak miód, wręcz przymilnym tonem, po czym bez uprzedzenia wprawił glider w gwałtowny ruch, przez co maszyna dosłownie wystrzeliła do przodu. Harry był na to przygotowany, a poza tym przez kostium przytwierdzony do swojego pojazdu - nie wspominając już o posiadanym doświadczeniu w poruszaniu się na nim - w związku z czym nie miał problemów z zachowaniem równowagi i przyjęciem odpowiedniej pozycji do lotu... Lecz stojący przed nim Parker nie mógł się tym wszystkim pochwalić. Osborn przewidywał, że pod wpływem nagłego przyspieszenia Peter po prostu na niego wpadnie - choć oczywiście brał też pod uwagę opcję, że zamiast tego spróbuje ratować się zeskoczeniem z glidera - dlatego na wszelki wypadek od razu rozluźnił splecione do tej pory ramiona i wysunął je tak, aby w razie konieczności go złapać i uniknąć niekontrolowanej kolizji ich ciał. Nadludzka odporność czy nie, mimo wszystko takie zderzenie nie byłoby zbyt przyjemne, a on chciał utrzeć nosa Parkerowi, a nie samemu sobie. Glider w tym czasie skierował się jeszcze trochę wyżej, a następnie - zgodnie z odchyleniem się Osborna na bok - zakręcił, aby zwrócić się na wschód. Każda strona była teraz równie dobra, co każda inna, więc Harry nie zastanawiał się długo nad tym wyborem. Nie rozwijał pełnej prędkości, by ułatwić sobie obserwowanie z góry miasta, a także, w razie czego, interwencję... Choć prawdę mówiąc bardziej od osobistego pomagania interesowała go możliwość przyjrzenia się poczynaniom pająka.
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bowery Ballroom Sro Sie 22, 2018 11:41 am | |
| Peter wydawał się być dziwnie zadowolony z siebie po swoich słowach, pewien tego że zagrał na nerwach przyjaciela. Teoretycznie to mógł być nawet kompletem, wywyższenie go czy coś w tym stylu.. Przynajmniej tak by się tłumaczył, gdyby Harry zakwestionował jego słowa. Jego uśmiech zmalał dopiero gdy usłyszał przemiły ton głosu przyjaciela i słowa które wypowiedział, jego ciało odruchowo momentalnie się naprężyło. I słusznie zresztą.
Przez swoją pozycję, skrzyżowane ramiona i lekko odchyloną postawę ciała, Peter mógł a raczej musiał, polegać tylko na sile swoich nóg aby nie oderwać się od powierzchni maszyny. Co nie zmienia faktu że zachwiał się, i to porządnie. Z początku chciał wyciągnąć dłonie w kierunku towarzysza i po prostu się go uczepić jak rzep, jednakże pęd powietrza i dość niestabilna pozycja zmusiła go do ukucnięcia, przez co i tak prawie się zderzyli i Parker zdołał zatrzymać się kilka centymetrów od ciała Harry’ego. Biorąc pod uwagę że wcześniej stali do siebie twarzą w twarz, teraz jako że pająk musiał kucnąć był w dość niezręcznej pozycji. I zdecydowanie za blisko przyjaciela. Spojrzał tylko na niego do góry i zmrużył oczy tak, jakby chciał powiedzieć wielkie dzięki, fukając cicho co i tak prawdopodobnie było zagłuszone przez pęd powietrza.
Przewracając oczami, Parker szybko odwrócił się ale nie zamierzał schodzić z pojazdu, skoro już miał jakikolwiek środek transportu i mógł się jeszcze chwilę polenić. Przesunął się tylko nieco bardziej do przodu tak, aby dać Harry’emu nieco więcej miejsca na manewrowanie gdyby musiał się przechylać, samemu dalej kucając ale jednym kolanem oparł się o powierzchnię by być w jeszcze bardziej stabilnej pozycji. Dłońmi natomiast złapał krawędź glidera i po prostu się do niego przyczepił, rezygnując z pierwszego pomysłu jakim było przyklejenie się jeszcze za pomocą pajęczyny. Wiedział że po pierwsze nie ma sensu jej marnować, a po drugie Harry prawdopodobnie wściekłby się gdyby Peter naruszył jego sprzęt, nawet jeśli trwałoby to kilka godzin. Chociaż teraz, wyobrażając sobie jego poirytowanie, był skłonny jeszcze raz przemyśleć tę opcję.
Po chwili jednak tylko westchnął cicho i rozluźnił się jak tylko udało mu się upewnić że nie spadnie z maszyny, rozglądając się nieco dookoła w ciszy. Na pewno nie zamierzał dawać satysfakcji Harry’emu za to, że udało mu się go zachwiać i prawie zmusić do zeskoczenia więc teraz starał się sprawiać wrażenie, jakby cała ta sytuacja nie wpłynęła na niego i jakby był w świetnej pozycji, doskonale wiedząc co robił. Było w tym trochę prawdy, ale tylko trochę.
Wychylając się lekko zza maszyny, pająk obserwował okolicę tak jakby wypatrywał dobrego punktu do interwencji czy niesienia pomocy. Zdawał sobie on jednak sprawę, że Harry może nie być tak bardzo skłonny do pomocy więc jeśli przyszłoby co do czego, po prostu ściągnął by go ze sobą na ziemię…jakoś. Zerkając dyskretnie przez ramię chciał upewnić się, czy przyjaciel był jakkolwiek przyczepiony do glidera i oh, jak bardzo był rozczarowany gdy zauważył że był. Albo przynajmniej tak to wyglądało. Cóż, będzie musiał wymyślić coś innego. Trochę dramatyzmu by nie zaszkodziło.. ewentualnie może się posunąć do najprostszego irytowania, w czym był jakże świetny.
Rezygnując jednak ze swojego oryginalnego planu, Peter ponownie zaczął się rozglądać, wbijając nieco palce w powierzchnię maszyny. Trochę z nerwów, trochę z ekscytacji i trochę z potrzeby stabilności. Chociaż do żadnego by się nie przyznał. Przemierzając uliczki, starał się tylko wyłapać jakiekolwiek oznaki zagrożenia, robotów czy ludzi w potrzebie, jednakże mimo wszystko widok, a raczej brak widoku obywateli przynajmniej bezpośrednio na odsłoniętych terenach znacznie go ucieszył. Minęło już trochę czasu więc ludzie zdążyli się ewakuować do bezpieczniejszych miejsc niż główne ulice, więc przynajmniej nie musieli się zatrzymywać co chwila aby kogoś pokierować. W kwestii wyboru drogi zaufał w pełni Harry’emu wiedząc, że pewnie i tak nie miał zbyt wiele do powiedzenia. W końcu nie miał szczególnej kontroli nad maszyną, może ewentualnie nad jej właścicielem…
[z/t za obu] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Bowery Ballroom | |
| |
| | | | Bowery Ballroom | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |