Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Camp Johnson

Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Pon Paź 31, 2016 10:56 pm

Camp Johnson Article-2625309-1DBD772900000578-918_634x286
(Obrazek poglądowy)
Camp Johnson znajduje się na terenie NASA Space Center, rozstawiony jest pomiędzy budynkami oraz zabarykadowany workami z piaskiem, wałami jak również metalowym ogrodzeniem, sięgającym około ośmiu metrom w górę. Miejsce to jest centrum dowodzenia operacji odzyskania kontroli nad Houston przez połączone siły CJTF.
Niedaleko od obozu znajduje się granica bariery z wytworzoną w niej sztucznie dziurą, umożliwiającą transport jednostkom lądowym do i z obozu. Informacja o istnieniu przejścia jest ściśle tajna. Miejsce to jak i cały obóz znajdują się pod ciągłą, ścisłą ochroną ze względu na krytyczne, strategiczne znaczenie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Wto Lis 01, 2016 5:51 pm

NPC Storyline - A.I.|Arion

Bhunnikim został odebrany z miejsca rozbicia się maszyny przez Ariona. Cyborg, na szczęście dla kosmity, nie pochodził z tej samej grupy która podziurawiła maszynę pilota, stąd również plan z nadaniem sygnału ratunkowego zadziałał. Pomoc nadeszła. Jak się natomiast okazało później, planeta na której znalazł się Bhatgen, była atakowana (po raz enty), przez obcą cywilizację. On sam natomiast rozbił się niedaleko miejsca będącego epicentrum inwazji. Arion nie miał czasu bawić się w standardowe odprawy, dlatego zabrał go na pokład kanonierki, nakazał odłożenie broni na bok, a następnie przedstawił krótko sytuację Bhuna, bowiem na cyborga był teraz on zdany.
-Lecimy do Camp Johnson, obozu w którym stacjonują siły tutejszej planety oraz nasze. Czyli The Core. Obóz znajduje się za barierą, granicząc ze strefą działań wojennych. Tubylcy mogą się dziwnie na nas patrzeć... bardziej na mnie, ty ich lepiej bardziej przypominasz. Staraj się nie wymachiwać za bardzo bronią oraz trzymać blisko mnie. Znajdziemy tobie jakieś zajęcie, bo na ten moment nie ma mowy o ewakuacji z tej planety.
Wyjaśnił cyborg. Obaj znajdowali się w przedziale pasażerskim. Drzwi do przedziału pilotów były otwarte, w środku dwa puste siedzenia pilota. Maszyna sama sobą kierowała. Przez przednią "szybę" dało się już dostrzec cel ich podróży - miasto. Z resztą Houston zbliżało się z dużą prędkością. Otaczała je przezroczysta bariera, uniemożliwiająca wejście lub wyjście z miasta... chyba, że ktoś posiadał "tajne przejście". A takowe mieli na swoim wykorzystaniu CJTF. Kanonierka obniżyła gwałtownie pułap, zniżając się niemalże nad samą ziemię - prawie się z nią stykając. W ten sposób, ukryta w kamuflażu, pognała ku "niewielkiej" wyrwie w polu siłowym, zabezpieczonej przez ludzkie oddziały, a przygotowanej przez The Core. Przejście było dobrze ufortyfikowane workami z piaskiem, wałami oraz bramkami kontrolnymi. Nikt nie mógł tak po prostu wejść lub wyjść... chyba, że był z The Core. Przed nadlatującą kanonierką - bramki otworzyły się z wyprzedzeniem, wpuszczając ją poza pole i pozwalając dostać się głębiej do obozu. Tam, maszyna skierowała się na wyznaczone koło z literą "H" na ziemi, by ostatecznie wylądować i "zamilknąć", wyłączając na chwilę główne silniki, a pozwalając działać tylko grawitacyjnym, sprawiającym, że pojazd nie stykał się z ziemią, a lewitował nad nią.
Arion wstał do góry i gestem polecił Bhunnikimowi wziąć swój sprzęt. Zaraz po tym, maszyna przeniosła ich teleportacją na zewnątrz. Obaj znaleźli się w sporych rozmiarów obozie. Głównie byli tu wojskowi, jednak dało się dostrzec granatowe mundury policyjne, błękitny mundury pogotowia ratunkowego, czy nawet ludzi w umundurowaniu strażackim. Z The Core - na wierzchu znajdowało się kilka myśliwców oraz kanonierek, zaparkowanych w odpowiednio wyznaczonych dla nich miejscach. Zaraz obok Apachy czy Blackhawków. Przy niektórych nawet kręcili się ludzie, głównie piloci i mechanicy, ciekawi obcej technologii. Żaden z nich nie odważył się jednak niczego dotknąć.
Do smoka-cyborga podszedł żołnierz w mundurze koszarowym, z notatnikiem w dłoni. Zapytał smoka o cel ich podróży, a ten odpowiedział "raport do dowództwa". Żołnierz wskazał im namiot, znajdujący się kilkadziesiąt metrów dalej, pomiędzy budynkami NASA, a innymi namiotami. Arion ruszył przodem, pilnując by Bhun szedł obok niego... ze wszystkimi ewentualnymi pytaniami czy uwagami, dotyczącymi jego obecności tutaj.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Pią Lis 04, 2016 4:44 pm

Ostre lądowanie... Na twarzy Bhuna pojawiło się kilka zielonych plam, efekty uderzeń. Nieźle nim wytrzęsło, ale na szczęście nic nie złamał. Ponieważ nie miał innego pomysłu, Wcisnął czerwony guzik ostateczności-S.O.S. Wciskany tylko w ostateczności, zwłaszcza na terytorium wroga- nadawał sygnał na wszystkich falach, oraz zdradzał pozycję. Nie na to był czas. Wydostał się ze statku akurat gdy przybył Arion. Na szczęście nie był żadnych problemów z wydobyciem karabinu. Wsiadł do kanonierki. Nie przypominała statków w z kosmosu. Może to inni?
-Rozumiem. Co do ewakuacji... nie będzie mi ona potrzebna zbyt szybko.-Odrzekł spokojnie. Pot jednak spływał mu lekko po twarzy. Mimo wszystko, nikogo tu nie znał a także teren był mój nieznany. Patrzył przez szybę zafascynowany na teren. Wszak nigdy nie widział czegoś takiego.
Chwycił karabin i wstał. Teleportacja która go przeniosła na zewnątrz, odmalowała głębokie zdziwienie na jego twarzy. Rozglądał się ciekawie po obozowisku, zafascynowany. Wyglądało to jak... nie wiedział nawet jak to skomentować. Wydawało mu się jak jedno z tych pradawnych obrazów interaktywnych w muzeum.
Na raport do dowódca nastawił uszu. Poszedł za Arionem, patrząc uważnie po całym terenie.. W głowie miał wiele pytań, jednak nie wiedział od którego zacząć. Dlatego milczał, z bronią skierowaną w stronę ziemi. Trzymał ją w prawej ręce, gotów do poderwania jej w każdej chwili.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Czw Lis 17, 2016 5:14 pm

NPC Storyline - A.I.|Arion|Duskreaver|ERT/JTF|Faith Hartley|Jaelyn Rehl|Kamakru|Kyle Medlock|Tarikushian

-W obozie będzie okazja by "naładować baterie".
Odparł Akirze wilk, nawiązując nieco do ludzkiego humoru. Sam nie posiadał baterii, nie musiał więc być ładowany. Przynajmniej nie w ten sposób. Pozostawała jeszcze jedna kwestia, którą cybernetyczny stwór chciał poruszyć. Zanim dotrą do obozu. Maszyna obróciła się jeszcze w stronę Susan.
-Powinnaś zapanować nad swoja mocą. W obozie są istoty które wyczują co robisz. Nie pozwolą tobie tak po prostu tego czynić.
Wyjaśnił jej, a następnie odwrócił się - nie czekając już na odpowiedź. Nie, żeby to dotyczyło jego. Niemniej jednak, jako maszyna potrafił przetwarzać pozyskiwane informacje. A zbierał ich więcej, niż jego kompanom mogłoby się wydawać.
Wilk wyskoczył na metr wprzód, by ruszyć zaraz na szpicy grupy. ISAC ukazał Rhoshanowi proponowaną trasę oraz mapę okolicy w zasięgu kilkunastu ulic. Do przejścia nie było aż tak dużo. Chwilę to zajmie, jednak nie powinni byli natrafić na żaden specjalny problem. Z resztą ukazana przez ISAC mapa, mówiła sama za siebie. Niebieskimi kropkami zaznaczyła pozycję kilkunastu oddziałów The Core jak również JTF oraz CJTF w całej okolicy. Niektóre były dość niedaleko od ich pozycji. W dwóch miejscach, przy niektórych grupach, ukazały się na zielono pozycje przeciwnika. Szybko wygasły z możliwości wglądu, sugerując jasno, że zagrożenie zostało wyeliminowane. Wilk kontynuował więc podróż na szpicy, spoglądając głównie przed siebie, jedynie momentami kierując łeb na boki. Odgłosom kroków maszyny towarzyszył dźwięk metalu uderzająco o posadzkę. W słabszych miejscach pozostawał nawet ślad po metalowym pazurze stworzenia.
Podróż nie trwała długo, choć był czas na rozmowę. Ulice były w większości opustoszałe, czasami jakaś pojedyncza dusza przemknęła przez drogę lub po prostu dwójka-trójka ludzi szukała czegoś w tym co pozostało z opustoszałego miasta.
Akira, Rhoshan oraz Susan, dotarli pod obóz mniej więcej w tym samym momencie, w którym Bhunnnikim oraz oraz Arion wylądowali na przeznaczonym do tego celu lądowisku. Jedni wyszli z pojazdu, drudzy natomiast z daleka zauważyli kolejkę przy jednym z trzech głównych wejść do obozu. Wszystkie znajdowały się obok siebie, jednym była szeroka brama dla pojazdów... bardzo dużych pojazdów. Dwa pozostałe - po bokach bramy od której rozciągał się mur - były wejściami dla personelu. Nie do końca przystosowanymi do obcych, bo jednak w drzwiach dało się przejść bez pochylania, mając dwa metry wzrostu. Wejście po lewej stronie było już obstawione. Sznur cywili szukających schronienia. Po okolicy krążyły łączone patrole, składające się z żołnierzy, policjantów, czasami po prostu uzbrojonych cywilów - jak również operatorów ERT.
Wilk prowadził grupkę ku prawemu wejściu, gdzie po za kilkoma mundurowymi - nie było nikogo. Mijając w niewielkiej odległości cywili, dało się usłyszeć ich słowa, zobaczyć zdziwienie na twarzach - u niektórych wręcz przerażenie. Głównie na widok Rhoshana, Susan oraz Duskreavera. Inni reagowali bardziej entuzjastycznie. Uśmiechem, czasami pomachali ręką lub po prostu chwycili za komórkę albo inny aparat - by uwiecznić moment. Byli również tacy, którzy nie zwracali na to wszystko uwagi. Ludzie byli podzieleni pomiędzy tych, którzy wydawali się tracić nadzieję oraz tych, którzy ją odzyskiwali.
Arion oraz Bhunnikim zatrzymali się pod jednym z większych namiotów. Stało przy nim dwóch żołnierzy, pełniących wartę. Jeden z nich posiadał umundurowanie US Army, drugi natomiast ubrany był w mix. cywilno-taktyczny z elementami sporej elektroniki oraz zaawansowanej technologi. Drugi był po prostu członkiem ERT.
-To się okaże. Licz się z tym, że będą chcieli wiedzieć po co przybyłeś na tą planetę.
Odparł Bhunnikimowi Arion, zerkając na niego kątem oka oraz stojąc dalej przed namiotem. W środku dało się usłyszeć jakąś dyskusję, choć nie szło dojść o czym była mowa. Namiot wyglądał zwyczajnie.
-Musimy zaczekać aż nas wpuszczą.
Dodał cybernetyczny smok. Niby trzeba było poczekać, jednak ciężko by po prostu sobie tam weszli zdać raport z sygnału SOS, który nawet nie był powiązany z sytuacją w mieście. Prawdopodobnie zostaliby wyrzuceni z namiotu. Biorąc pod uwagę kto był w środku - na pewno by ich wyrzucono.
Czwórce kompanów która miała właśnie wejść do obozu, drogą zastawił jeden z mundurowych. Łącznie było ich pięciu. Zmierzyli oni przybyszów wzrokiem, trzymając broń w pogotowiu.
-Jednostka oraz cel podróży.
Rzucił krótkim poleceniem czarnoskóry mężczyzna w średnim wieku, mundurze US National Guard (dało się to wyczytać z naszywek na ramionach munduru). Wilk uniósł łeb do góry, spoglądając na wojskowego, a następnie odparł spokojnie.
-Duskreacer, CAI. Raport do Atheny oraz Generała Medlocka.
-Opóźnienie?
-Ludobójstwo oraz pancerni.
Krótka wymiana zdań, po której członek gwardii narodowej odsunął się, a następnie popchnął drzwi znajdujące się za nim. Te otworzyły się, dając grupce wstęp do obozu. Robot wszedł oczywiście pierwszy, ruszając od razu do punktu docelowego, jakim miał być namiot dowodzenia. Po obozie przemieszczała się masa ludzi i sprzętu, wszystko wydawało się... przygotowywać do czegoś wielkiego. Zwłaszcza, że niedaleko od namiotu dowodzenia, dało się zauważyć pojazdy opancerzone - w tym tak zwane "czołgi podstawowe" (main battle tank). Kilka Abramsów stojących obok siebie, a przy nich nieco kosmicznej technologi. Czołg, wielkości trzech takich abramsów.
Camp Johnson Iz6j3t
Grupa Duskreavera minęła stojące tam maszyny. Dało się przy tym usłyszeć nieco komentarzy ze strony obserwujących go ludzi. Jeden z mechaników wspomniał, że pojazd jest "żywy" i nie posiada personelu który nim kieruje. Choć maszyna w żaden sposób się nie poruszała, nie dawała również żadnych oznak życia. Arion i Bhunnikim mogli się już zauważyć z Duskreaverem, Akirą, Susan oraz Rhoshanem. Grupka podeszła do namiotu dowodzenia, a Arion odwrócił się do nich odpowiednio wcześniej. Smok-cyborg zlustrował grupkę swym spojrzeniem, a następnie zwrócił się bezpośrednio do wilka.
-Miałeś zdobyć dane wywiadowcze, tymczasem jak zwykle przyniosłeś "coś" więcej.
Rzucił z nieco pozytywnym humorem. Tutaj - gdzie Rhoshan już wiedział kim jest Arion - Susan mogła odczuć coś... nietypowego. Istota która przed nią stała - zakuta w metal, wyglądająca niczym smok-robot, był w rzeczywistości organikiem. Mogła wyczuć w nim nieco negatywnych emocji, kroplę która zniknęła zaraz w efekcie działania jej mocy. Na pewno nie była to zbroja. Gdyby ARION smok miał na sobie zbroję, to musiałby przy tym stać bardzo wysoko w hierarchii anorektyków. Nie było bowiem masywny. Na dobrą sprawę był nawet mniejszy od Rhoshana, nawet niższy od niego - o jakieś dziesięć centymetrów.
-Wszyscy jesteście.
Odezwał się głos z za pleców grupy. Do grupki podszedł kolejny osobnik. Miał jakieś dwa metry i dwadzieścia centymetrów wzrostu. Jego ciało pokrywało białe futro, ozdobione czarnymi pasami. Przedramiona, wewnętrzne części ud, korpus oraz ogon i górną część szczęki - pokrywały szare łuski. Stwór miał złocisto-brązowe ślepia, rogi wystające z głowy - sunące do tyłu i podkreślające nieco jego osobę. Wyglądał niczym hybryda - i tym z resztą był. Poza tym, był to wygląd typowy dla istot z tego otoczenia, prawidłowa budowa ciała, pasująca komuś aktywnemu - nie prowadzącemu siedzącego trybu życia. Łapy, zakończone czterema palcami, jak również pazurami, każda. Dłonie które wieńczyło po pięć palców każdą. Wszystko zakończone było ogonem, długim pokryty futrem oraz łuskami - mniej więcej po połowie.
-Nadal dyskutują? Zaraz im przerwiemy. Jak... wrażenia?
Odezwał się stwór, pochodząc bliżej. Stanął spokojnie i przyjrzał się każdemu z osobna. Schował dłonie za sobą, splatając je za plecami, nad ogonem.
-Tarikushian. Core High Guard.
Przedstawił się krótko, nie wyjaśniając już nic więcej na swój temat. Chciał im dać nieco czasu na oswojenie się z tym wszystkim.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Sob Lis 19, 2016 9:59 am

Bhunnikim, starając nie dać po sobie tego poznać, był... zestresowany. I choć starał się rozluźnić, cały czas zdawało mu się że jest w niewłaściwym miejscu. No, ale przecież niecodziennie cię zapraszają do obozu obcej rasy.
Przyglądał się wszystkiemu zafascynowany, nie mogąc uwierzyć w to co się działo. Na stwierdzenie Ariona lekko się uśmiechnął.
-Nie jest to jakaś wielka tajemnica. Ironiczne jest to, że o moim przybyciu tu, zdecydował rzut kostką-Powiedział z uśmiechem skrytym za hełmem. Na stwierdzenie o czekaniu po prostu wzruszył ramionami. Zawsze tak było, że dowódcy armii naradzali się, a szeregowcy czekali. Oczywiście im wyższa ranga, tym oczywiście większe szanse na przeżycie takiego wtarabanienia się, ale ze swojej pozycji Bhun wolał nie ryzykować. Postanowił skorzystać z okazji, i sprawdzić stan broni. Nie miał żadnej szmaty, ani ścierki by choćby ją przetrzeć, dlatego wycierał ją o pancerz. Ot, nawyk. Na całej kaburze znajdowało się wiele rys, a sama broń wyglądała na już niejednokrotnie używaną. Był to bowiem karabin, z którego korzystał na treningach, oraz podczas bardzo wielu misji. Choć ulepszany, i szedł z duchem czasu, mimo wszystko był dalej tym karabinem z którego strzelał na treningach.
Gdy zaczęli nadchodzić kolejni, Barytf miał zamiar chwycić swoją broń. Jednak sposób w jaki szli, dowodził mu że jednak są sprzymierzeńcami- zatem nie ma się czego bać. Jego umysł zdawał się coraz mniej zestresowany, uspokajając się. Odetchnął z ulgą, z opuszczonym karabinem spoglądał na przybyszów. Nie przedstawiał się, czekał na ich ruch. Wolał po prostu rozpoznać grunt.
Gdy odezwał się głos za plecami, zareagował automatycznie. Odwrócił się, z zamiarem podbicia swojego karabinu do drugiej ręki. Zaraz doszła do głosu racjonalna część umysłu, że przecież tu jest bezpieczny. Dlatego opuścił go po dosłownej chwili zawieszenia opuścił karabin spokojnie na miejsce. Gdy istota się przedstawiła, uznał że wymogi wymagają od niego tego samego.
-Bhunnikim Bhatgen, Oddział Feniks-Powiedział neutralnym głosem. Tak samo jakby mówił do dowódcy. Chociaż... głęboko w jego głosie pobrzmiewała duma. Nie mógł się wyzbyć tego, że był dumny ze swojej przynależności do tej jednostki. Wszak najbardziej elitarny oddział na pośród Barytfów, to miał prawo być trochę dumnym. Troszeczkę.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Nie Lis 20, 2016 3:18 pm

Byłoby miło, gdyby mechaniczny wilk miał rację... Mimo to, Akira miała nieprzyjemne przeczucie, że to tak miło nie będzie wyglądać. Inaczej - zagonią ją do jakiś dziwnych zajęć albo innej kwestii. Nie, nawet nie chciało jej się myśleć na ten temat. Najlepiej - odciąć się od tego wszystkiego, póki jeszcze mogła. Nie chciała pozostać przytłoczona przez negatywne emocje biorące się z podsumowania aktualnej sytuacji. Wolała wersję wydarzeń, w której nic skomplikowanego się nie dzieje.
- Byłoby miło - mruknęła jedynie w odpowiedzi. Odpoczynek, odpoczynek... Już to widzę... - dodała z niechęcią w myślach. - O ile się tam dojdę. Zastanawia się, w którym momencie stwierdzi stanowczo, że ma dość, po czym położy się na ziemi i zaśnie. W sumie, może zrobić to i teraz?
Jednak zamiast uciąć sobie miłą drzemkę, spojrzała w kierunku Susan.
- Proszę bardzo - zwróciła się do niej. W sumie, można śmiało stwierdzić, że głównie dzięki niej (nie licząc upartości Akiry), jasnowłosa nie zdecydowała się na rezygnacje, zwinięcie się w kłębek i przestanie reagować na wszystko co się dzieje. I również to, że lis nie zdecydował się jej jeszcze zabić. - Byłoby miło, gdyby było dobrze... Eh... - pokręciła lekko głową. Przez chwilkę poczuła wdzięczność skierowaną w stronę Susan, ale i szybko zniknęło.
Więc... Co dalej... Właściwie nic. Po prostu udało im się dojść do kolejnego miejsca. Oczywiście, zupełnie nieznanego dla dziewczyny, ale to akurat nie jest nic niezwykłego. Za to miała okazję poobserwować znajdujące się tutaj rzeczy, istoty i tak dalej...
Jej wzrok na chwilę skupił się na wejściu dla pojazdów. To trochę duże - pomyślała, zanim przekierowała wzrok ku cywilom. Zmarszczyła nieco brwi. Ciekawe, kiedy mnie tam wygonią - w jej głowie pojawiła się taka myśl. Mimo wszystkiego i ona była jednym ze zwykłych ludzi... Wmieszanym w to przez przypadek. I własną ciekawość.
Również omiotła spojrzeniem patrole, które znalazły się najbliżej niej, aż w końcu skupiła wzrok na drogę przed nią. Nie interesowało ją zbytnio to wszystko... I tak nie mając specjalnie co zrobić ze sobą to szła wraz z tą grupką, nie wiadomo gdzie właściwie. Nie powinno mnie tutaj być.
W którymś momencie (Akirze było trochę trudno stwierdzić w którym) zostali zatrzymani. Wtedy uniosła głowę, by spojrzeć na osobnika, który ośmielił się to uczynić, jednak nie odezwała się ani słowem. Ciągle nie wiem co tu robię. Przynajmniej nie było problemów z pójściem dalej.
Uwagę blondynki za to przykuły mijane maszyny. Duże. To słowo było zdecydowanie niczym w próbie opisania ich wielkości. Z rozmowy mechaników nic sensownego nie wyniosła, ale co nie zmieniało faktu, że przez dłuższą chwilę zawiesiła na tym wzrok.
W koncu jednak musiała przestać się tam patrzyć, bo... Najwyraźniej dotarli na miejsce. Więc... Co my tutaj mamy... Ah, nie licząc tego, że Arion został uraczonym spojrzeniem wyrażającym tylko niechęć... Oczywiście ze strony tej dziewczyny, której nie przypadło zbytnio określenie "coś", nawet jeśli to nie było złośliwe.
Słysząc za sobą kolejny głos, odwróciła się na pięcie, by spojrzeć, kogo tym razem tutaj przywiało. Okoliczności zmusiły ją do uniesienia dość wysoko głowy, by mogła dokładniej zaznajomić się z wyglądem nieznajomego. Cholera. Kolejny wielkolud - pomyślała, postanawiając już sobie darować, że patrzyła na kolejną istotę z futerkiem w dniu dzisiejszym.
Westchnęła cicho... I oczywiście ani trochę nie pomyślała, że powinna być również grzeczna , jak i kulturalna, a przynajmniej na tyle, by się przedstawić.
- Panie Ta... Tari... - zaczęła, po czym się zacięła. Etto... Nie umiem tego wypowiedzieć... - niedobrze. Dobra, trzeba kontynuować, zanim jeszcze to się źle skończy. - Mogę sobie gdzieś iść? - A najlepiej gdzieś, gdzie będę mogła iść spać. Wolę nie testować ich znajomości pierwszej pomocy. - Nie wydaje mi się, że jestem wam do szczęścia potrzebna.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Wto Lis 22, 2016 12:08 am

Niepoczytalna mgła? Rhoshan miałby problem ze skasowaniem czegoś czego nie mógłby dotknąć, a wtedy byłby bardzo niepocieszony. Co to za przyjemność uspokajania kogoś komu odbiło ciosem z pięści kiedy nie można go zadać? Lisowaty lubił się bić ale taka bijatyka gdzie nie mógł kogoś dotknąć i ta osoba też nie mogła go dotknąć zwyczajnie traciła sens oraz całą frajdę. Zawsze to było dosyć specyficzne uczucie kiedy czuło się ruch kości pod pięściami albo kiedy pysk przekręcał się w bok od uderzenia by zaraz móc wyprowadzić następny cios.
Niemniej nie pochwalał tego egoistycznego podejścia, że lepiej było nie pomagać. Owszem najpewniej zginęliby wtedy ale może udałoby się uratować kilka osób i samego siebie zanim by to nastąpiło. Nawet takiej nędznej rasy jak ludzie nie powinno się z góry spisywać na straty. Historia gatunku ludzkiego najpewniej zmierzała w tym kierunku co niegdyś Densorinów. Są podzieleni, walczą ze sobą, a najeźdźca tylko ich morduje jak bydło na rzeź. Tym razem to Rhoshan oraz reszta The Core przybyła w roli kawalerii i nie powinni myśleć o tym w takim kontekście. No ale na szczęście Susan i Akira najpewniej nie należały do organizacji. Inaczej powinny mieć ISAC’a i orientować się w sytuacji. To dalej byli cywile chociaż bardziej użyteczni, a zarazem trochę jak świeżo upieczeni rekruci.
- O tak, na mięso z grilla raczej nie spojrzę w najbliższym czasie ale krwistym stekiem nie pogardzę – dorzucił nieco swojego czarnego humoru lis do żartu Duskreavera. Był pozytywnie zaskoczony, że nawet maszynie da się zaprogramować takie coś jak humor, a nawet uczucia. Z drugiej jednak strony czym różniło się życie organiczne od maszyn? Może emocje też szło zakodować jak program w komputerze tylko technologia ludzka była zbyt prymitywna, aby zrobić to dobrze.
- Z Niroinami to mogłoby być dosyć ciekawe doświadczenie. W sumie wychodzi na to, że działacie bardzo podobnie tylko są jakieś różnice. Tak tylko obstawiam na podstawie tego co słyszałem – skomentował lis patrząc w stronę Susan. Ciekawe jakby to było w przypadku kiedy są dwie istoty, które działają na emocjach i dostosowują się do nich. Co by się działo jakby zostawić Susan z taką istotą w jednym pomieszczeniu? Czy dałoby się ją emocjonalnie zagłodzić? To była bardzo dobra rozkmina Rhoshana tak samo jak ta czy zebra jest czarna w białe paski czy biała w czarne paski. Ich podróż póki co przebiegała całkiem gładko. Nie było na horyzoncie żadnych wrogów, a punkciki, które się mogły pojawić znikały bardzo szybko. To znak, że byli dosyć blisko ich celu. Lis swoje ważył więc od czasu do czasu jakiś nadłamany kawałek asfaltu mógł pęknąć pod naporem jego łap. Nie zostawiał wprawdzie takich śladów jak Duskreaver, aczkolwiek robił co innego. Zamiatał swoją puchatą kitą podłoże od czasu do czasu. Trochę jak taka większa szczotka do kurzu ale bardziej puszysta.
Rudzielec spoglądał na ludzi, którzy pewnie próbowali coś odzyskać ze zniszczonych domów. Ciekaw czy swoich? Mogli też szabrować ale czy w takim stanie w jakim było miasto jest sens? Zwłaszcza, że zapewne w obozie znajdzie się jedzenie oraz ubrania dla każdego. Ludźmi kierowała chciwość zresztą to chyba ogólnie była cecha istot organicznych. Pragnęło się towarzysza, jedzenia, lepszych warunków bytu oraz wielu innych rzeczy. To była ta dobra oraz gorsza chciwość. Jeśli pragnęło się tego dla kogoś to była dobrą chciwością jednak z drugiej strony oczekiwało się czegoś w zamian. Świadomie lub mniej, ale jednak. Ludzie mogli chcieć szabrować żeby mieć jakieś wyjście na czas kiedy już miasto wróci do normy. Stracili pewnie dorobek swojego życia, bliskich, nie obejdzie się praktycznie bez sztabu psychologów. Ciekawe co się z lisem stanie jak wróci na okręt i oddali od Susan, który trzyma jego zły nastrój w ryzach? Chyba będzie musiał z kimś o tym porozmawiać. Z lisimiętką lub dwoma jej fragmentami. Zawsze mógł się zwrócić do Ojca z poradą, w końcu przeżył coś znacznie cięższego niż lis.
Było tu całkiem sporo ludzi, a miejsce nie było w pełni przystosowane do istot nieco większych. Rudy będzie musiał się pochylić żeby nie zaryć głową o ramę drzwi. Swoim czułym słuchem słyszał szepty uchodźców. Niektórzy traktowali go jak zwierzę, potwora jak najeźdźcy czy Hulk. Bali się, szeptali przeciwko niemu, zapewne chcieliby narzucić mu łańcuchy i zamknąć w ciasnej klatce. Tego by nie zdzierżył drugi raz. Zbyt kochał wolność, by móc na to pozwolić, a poza tym miał też swoją dumę. Byli jednak też ludzie, którym faktycznie odmachał i uśmiechnął się kącikiem pyska jak bohater wjeżdżający tryumfalnie do miasta. To uczucie faktycznie było lepsze niż wzbudzanie samej grozy i strachu wśród cywili. Pomyśleć, że kilka tygodni temu na Londyńskich ulicach pewnie ci sami ludzie by reagowali przerażeniem gdyby spotkali Rudego w ciemnym zaułku. Teraz nie dość, że był uzbrojony to jeszcze większy niż tamta bestia z Wielkiej Brytanii. Pewnie teraz wrzucali na Twittera albo Facebooka #Lis_w_Houston, #Kosmita, #Yolo, #hashtaghastagtakietamzrudym, #whatdoesthefoxsay. Sam Rhoshan nie posiadał tej rzeczy marnującej czas dlatego nie sprawdzi tych przypuszczeń. Chociaż pewnie dałoby radę bez potrzeby logowania jeśli ma się supernowoczesną aparturę kosmiczną.
- Rhoshan, The Core – wypadałoby żeby Rudy też się przedstawił chociaż sądził, że będzie to zbędne. Jak tamci mieli ISAC’a to najpewniej wyświetlał się teraz punkcik z lisem. Po chwili mogli wejść do obozu, pochylił oczywiście nieco łeb podczas wchodzenia i oczom ukazała mu się mobilizacja. Strzelał, że pewnie teraz nadejdzie ofensywa na przeciwnika. Jeśli już dali radę ściągnąć wszystkich cywili lub znaczną większość to można spokojnie wprowadzić czołgi i zbombardować przeciwników. O tak, lis usiadłby za sterami jakiejś maszyny i zaprowadził porządek w niebiosach, a na ziemi pozostawił wraki. Na pewno wszystko było teraz gotowane do ostatecznego popchnięcia linii aż po sam koniec. Tamci stracili jeden okręt i to całkiem spory, a na dodatek likwidowali ludzi, którzy byli ich kartą przetargową. Musieli być zdesperowani lub pewni siebie. Ciekawiło lisa czy czołgi operowały na tej samej zasadzie co myśliwce? Jeśli tak to mógłby nawet spróbować coś takiego poprowadzić chociaż o wiele swobodniej czuł się w przestworzach. Z drugiej jednak strony chyba nie było opcji, bo skoro ktoś określił pojazd żywym to pewnie miał w sobie AI takie jak myśliwce.
Trafili pod namiot dowodzenia, a przed nim lis spotkał znajomą twarz. Cybernetycznego smoka zaś tego jego znajomego już nie kojarzył. Ani po zapachu ani z widzenia.
- Kto powiedział, że nie można wykonywać zadania na 120%? W końcu AI posiadają dużo lepszy multitasking niż chociażby lisy czy zwykli ludzie – również dorzucił swoją cegiełkę pozytywnego humoru. Może trochę pocisnął po lisach, ale z drugiej strony AI faktycznie mogło zrobić znacznie więcej rzeczy jednocześnie i zrobić je dobrze niż przeciętny organik.
- Ale widzę, że też masz kolegę – wskazał łbem na towarzysza opancerzonego. Wyglądał na odrobinę nerwowego albo paranoicznego. Może dopiero co zszedł z pola bitwy i jeszcze nie ochłonął?
Lis odwrócił się słysząc głos za sobą. Był wyższy od tej osoby, a wyglądem pasował do opisu, który niedawno dostali. To był Tarikushian chociaż faktycznie wyobrażał go sobie jako nieco wyższego. W sumie jakby się zastanowić to wyglądał trochę jak taka samcza, dopakowana wersja Kerriji, która cętki zamieniła na paski. No ale to tylko aspekt kolorystyczny i kwestia bycia kotowatym jednak bardziej by tu się lis skłonił ku może trochę innej wersji avatara okrętu. Mniej raptora, więcej futrzaka.
Trzeba było przyznać, że towarzysz cybersmoka miał naprawdę dziwaczne imię i nazwisko. Jakby ktoś się dławił czymś albo próbował przełknąć więcej niż mógł ugryźć. Niemniej nie walnął złośliwego komentarza bo patrząc, że tamten wcześniej był taki spięty to zaraz by się najpewniej rzucił z łapami albo coś w ten deseń. Nie żeby lisowi to przeszkadzało ale chyba nie powinien się bić pod namiotem dowódcy. Są pewne granice bycia złośliwym i ryzyka, których nie powinno się przekraczać.
- Grill z 3800 ludzi, Widmo klasy Starożytnego, które chciało nas zabić, ranny mistrz, przerażeni cywile, strata kilku dobrych żołnierzy w eksplozji statku – westchnął ciężko bo tamto przygnębiające wspomnienie powróciło do niego ze zdwojoną siłą co najpewniej Susan sobie zje jeśli oczywiście będzie mogła – bałagan i masa ran, z których trzeba będzie się szybko wylizać – powiedział kładąc rękę na swoim ramieniu by rozmasować sobie po chwili bark. Nie wyglądał na zadowolonego jednak skrajna depresja również to nie była. Jeszcze nie teraz.
- Tarikushian – poprawił Akirę i jej nieco pomógł. Nie lis był od decyzji czy Akira powinna tu zostać jednak najpewniej jej informacje również mogą się przydać – Nie jesteś jednak najpewniej Twoje słowa też mogą się przydać w raporcie. W końcu byłaś z Czerwonołuskim więc może coś powiedział przed całym zajściem. - lis się jakoś pewnie pozbiera jednak Akirze jako człowiekowi najwyraźniej powinno się dać chwilę czasu co również pośrednio rudy zasugerował. Z drugiej jednak strony może posiadać jakieś dane, które mogą się przydać lub pomóc nakreślić obraz sytuacji.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Czw Lis 24, 2016 7:10 am

Przez całą trasę płynęła w okolicy Akiry uważnie obserwując otoczenie i zwalniając w okolicy ludzi będących w jej zasięgu, by odrobinę dłużej konsumować ich niepokój oraz zdenerwowanie. Kilkusekundowa terapia raczej niewiele wniesie, no ale kto wie? Jej zaciekawienie drastycznie wzrosło, gdy w końcu dostrzegła wypasiony i ogromny obóz. Jak oni to wszystko wybudowali w tak krótkim czasie? - pomyślała rozważając możliwość postawienia tego z jakichś kosmicznych komponentów, taka pozaziemska IKEA, ewentualnie już tu sobie było, tylko nikt wcześniej nie zauważył. Żadna z tych opcji nie przypadała Susan całkiem do gustu, ale widziała już dziś tyle dziwolągów, że jakiś tam, wcale nie owłosiony kawałek muru bez łusek nie powinien robić na niej wrażenia.
Mijając kolejkę Susan mimowolnie zwiększyła proporcję ludzi odzyskujących nadzieję do tych ją tracących, jednocześnie samemu przestając mieć ochotę na cokolwiek. Przygnębiona i posmutniała musiała wyglądać na zdjęciach tych ludzi, jak tradycyjna zjawa, a w komplecie z wielgachnym lisem i metalowym wilczurem wychodziła rzeczywiście fotka, jak z niezłego, niskobudżetowego horroru z przesadną ilością naćknych potworków.
- Nie powinnyśmy przypadkiem stanąć tam? - rzuciła półszeptem do Akiry wskazując na kolejkę pełną Ziemian. Rzeczywiście nie będąc pewną, czy zalicza się do jakiejś jednostki z celem podróży, a na pewno nie czuła się upoważniona do "wpychania" przed ludzi, którzy stali tutaj już na pewno zdecydowanie dłużej i czuła pewne wyrzuty sumienia uśmiechając się do strażników przepraszająco i nie będąc nawet w stanie wydukać, że jest ze zwierzęco podobnymi. Po przepłynięciu przez drzwi czuła się jeszcze bardziej nieswojo. Otoczenie mniej, lub bardziej ludzkich żołnierzy i ogromnych pojazdów wojskowych wzbudzało w niej jakiś dziwny niepokój, chociaż być może to uczucie nie należało jedynie do niej. Zmarszczyła brwi spostrzegając, iż Bhun dosyć agresywnie zareagował na potencjalnych nowych znajomych, a jeszcze bardziej zirytowała ją kolejna, emocjonalna blokada. Zagłodzić mnie chcą, czy co? Jeszcze nigdy w życiu nie spotkała się z tak dużą ilością osób zdolnych oprzeć się jej zdolności, a dodatkowo robiących to całkowicie od niechcenia, bez żadnego "przepraszam", czy "pocałuj mnie w dupę".
- Susan, całkowicie z przypadka - bąknęła ironicznie dostosowując się do reszty - Może powiedział, a może nie... nie dało się o to zapytowywać wcześniej, a nie tuż przed czasem na raport? Chyba zamiast się dzielić na role i tworzyć sztuczny tłum, to jedna osoba powinna wszystko streścić. Każdego cywila, który być może coś wie targacie do namiotu dowódców? - od momentu kontaktu ze sporą kolejką uchodźców, którzy stracili domy, być może rodzinę, znajomych i całe doczesne życie była poddenerwowana, a to jawnie skrajne, nieprzemyślane i egoistyczne uzasadnienie sytuacji jeszcze tylko dorzuciło do tej całej zupy uczuć jej własne wkurzenie. Oby Doskreaver, Tarikushian albo ktokolwiek inny, poza lisem, ogarniający sytuację wymyślił jakieś bardziej sensowne wytłumaczenie targania dwóch, całkowicie nieprzeszkolonych kobiet przez prawie całe miasto będące wręcz polem walki, bo inaczej kosmitka weźmie przykład z awionetki i wręcz wybuchnie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Czw Gru 08, 2016 3:35 pm

NPC Storyline - A.I.|Arion|Duskreaver|ERT/JTF|Faith Hartley|Jaelyn Rehl|Kamakru|Kyle Medlock|Tarikushian

Arion chwycił Bhunnikima za ramię i szarpnął lekko do tyłu, by nieco zwrócić jego uwagę oraz zmienić postawę. Cyborg zerknął na żołnierza, a potem kiwnął łbem w stronę jednego z pojazdów, który zainteresował się zachowaniem komandosa. Dokładniej, jednego z czołgów które minęła grupka Duskreavera.
-Pozwoliliśmy tobie zachować broń. Postaraj się nie prowokować żadnej z maszyn lub co gorsza - ludzi - by zrobili tobie krzywdę.
Wyjaśnił spokojnie, nieco ciszej. Inni nie musieli tego słyszeć. Potem smok zabrał swą dłoń, pozwalając żołnierzowi się nieco "ogarnąć". A było warto. Maszyna, a raczej czołg który wskazał Arion - dosłownie zainteresował się zachowaniem Bhuna. Na tyle, by obrócić w jego stronę wieżę, a następnie opuścić działo na wysokość pozwalającą skutecznie razić kosmitę. Gorzej - maszyna wręcz perfekcyjnie wycelowała w stronę komandosa, mając go na muszce i pilnując jego zachowania. Dopiero zdjęcie dłoni z broni oraz uspokojenie postawy, spowodowało powrót pojazdu do neutralnego ustawienia. Można było by się zastanawiać, co w arsenale posiadał pojazd, bo jednak rażenie celu z broni o działaniu obszarowym - w towarzystwie sojuszników - nie byłoby wskazane. Lepiej tego jednak nie testować.
Białofutry stwór który dołączył do grupy, wysłuchał tego co mieli mu do powiedzenia. Przede wszystkim Rhoshan poprawił małą istotę, dla której jego imię okazało się zbyt trudne.
-Słyszałem o Czarnym Ogniu. Okrętu nie zniszczyliśmy my, nie zniszczyły tutejsze oddziały. Zlikwidowali go sami. Taka praca, w jednym momencie idziesz po cichu po informacje, w drugim nie żyjesz. Przynajmniej tego nie poczuli.
Odpowiedział Rhoshanowi, kierując następnie swe spojrzenie na Susan oraz Akirę. Stwór nie mógł ukryć, że miały tutaj nieco racji. Ale na dobrą sprawę, same sobie były winne. Lub trafiły do złego miejsca w złym czasie. Zdarza się. W ten czy inny sposób, już tutaj były.
-Możesz iść. Wyjście z terenu bariery przez jedyną bramę jest aktualnie niemożliwe dla cywili. Wracać do miasta nie polecam, może znajdziesz coś do roboty w obozie. - Stwór wyjaśnił Akirze, a następnie spojrzał na Susan. -Nie jesteś cywilem. Tak tylko przypominam.
Skomentował krótko, by zaraz ruszyć przed siebie - minąć grupkę i podejść do samego namiotu. Samiec sięgnął dłonią do płachty zakrywającej wejście do namiotu, a następnie odsunął ją lekko, robiąc sobie przejście. Pochylił się - by nie zahaczyć o nic, po czym wszedł do środka.
-Możecie więc zostać.
Skwitował krótko Duskreaver, który ruszył za białofutrym stworem do środka. Namiot był dość pojemny, tak więc każdy znalazłby tam dla siebie miejsce. Arion, stojąc obok Bhuna - wskazał mu gestem dłoni, by ten wszedł do środka pierwszy, a sam ruszył tuż za nim. Pozostawała już kwestia, kto z pozostałych na zewnątrz postanowi wejść, a kto zostanie lub uda się w swoją stronę.
W środku znajdowały się trzy istoty. Pierwszą była Atena Jaelyn Rehl. Oficer The Core którego Rhoshan, Susan oraz Akira spotkali już wcześniej. Kobieta stała nad rozłożoną na stole mapą, nad którą lewitowały holograficzne obrazy wrogich pojazdów. Mapa obejmowała cały obszar Houston oraz okolic. Drogą osobą był starszy mężczyzna. Wojskowy, nie wyglądający na emerytowanego staruszka, a na zaprawionego w boju żołnierza. Posiadał on mundur, tak samo jak pozostali znajdujący się w obozie żołnierzy amerykańcy. Na pagonach znajdowały się po cztery srebrne gwizdy. Kto znał temat, mógł właśnie domyślić się, że znajdujący się tutaj mężczyzna jest wysokim w stopniu, oficerem armii Stanów Zjednoczonych (Kyle Medlock). Żołnierz również stał pochylony nad mapą, omawiając coś z pozostałą dwójką. Najbardziej w oczy rzucał się znajdujący się w środku stwór. Dokładniej - czarny smok. Rhoshan miał go już okazję poznać. Kamakru - prawie dwu i pół metrowy smok z Densorinu, zwany sztukmistrzem wojennym. Jego ponad pół metra wzrostu przewagi nad kompanami, nieco go... wyróżniało. Nie mówiąc o masie, skrzydłach które dodawały szerokości (choć pozostawały złożone). Cała trójka skupiła swą uwagę na grupce która weszła do namiotu. Naprzód wyszedł Duskreaver.
-Przyprowadziliście go z powrotem. Doskonale.
Skomentowała od razu Atena. Maszyna podeszła do stołu, a następnie podniosła się na tylnych łapach, by potem oprzeć się przednimi o sam stół. Hologram zaczął pokazywać dodatkowe informacje, które Duskreaver zdobył podczas wykonywania swego zadania. Niektóre z nich były nieco niezrozumiałe, inne były danymi liczbowymi, miejscami zbiórki przeciwnika, sytuacjami które napotkał wilk. Były również proste raporty liczbowe.
-Czy te dane są prawidłowe?
Odezwał się generał. Wilk skierował na niego spojrzenie i odparł krótko.
-Tak, są.
Smok rozwiał tutaj podejrzenia dotyczące problemu który nagle pojawił się przed oczami dowódców.
-Siedemset tysięcy zabitych oraz potencjalnie pięć artefaktów, jakimi mogą być okryte zła sławą "Cosmic Cube". Dużo wysiłku oraz silnego uzbrojenia, jak na prostą inwazję przeciwko planecie.
Skomentował smok. Tarikushian wyszedł do przodu, stając przy stole obok wilka. Nagle te trzy tysiące zabitych, które widzieli w parku - stało się... małą liczbą.
-Odwracają naszą uwagę. Wiedzą, że skupimy się na zniszczeniu ich broni. Mamy własny cel którym musimy tutaj wypełnić.
-Ludzie szczątki wykorzystują jako pożywienie oraz potencjalną energię. Materię organiczną. To dla nich normalne zachowanie.
Wtrącił Arion.
-Cokolwiek szykują, uporamy się z tym gdy wykonają ruch. Na ten moment - to miasto. Daalkiin zameldował, że starożytny okręt jest prawie gotowy do bitwy. Uderzy na nich od północy. Zlikwiduje barierę.
-Połączone siły CJTF rozpoczną atak z ziemi, powietrza oraz wody gdy tylko bariera padnie. Pentagon oddał nam do dyspozycji większość armii południowej.
-Drednot czeka w pogotowiu, w razie potrzeby zrzucimy fortece. Piąta Flota The Core również zameldowała się na miejscu, będziemy mogli liczyć na ostrzał z orbity.
-Ci, którzy przeżyli - znajdą się w ogniu krzyżowym.
-Będą musieli sobie poradzić. Jeśli pozwolimy się temu rozprzestrzenić, ludzkość poniesie większe starty - niż sama ludność Houston. Tarikushian. Przydziel im dodatkowe zadania. Arion, przygotuj jednostki do operacji bojowej.
Tutaj dyskusja się zakończyła, a więc Akira, Bhunnikim, Rhoshan oraz Susan mieli możliwość wtrącenia swoich trzech groszy. Hologramy ukazywały głównie sytuację strategiczną, aktualizowaną na bieżąco. Mogli po prostu wysłuchać rozmowy i przemilczeć sprawę, białofutury stwór - hybryda - miał im przydzielić dalsze zadania. Wszystko wydawało się zbliżać powoli ku końcowi. Przynajmniej taka istniała nadzieja, odnośnie problemu inwazji obcych. Pozbieranie miasta w całość będzie kolejnym krokiem ku odnowie.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Pon Gru 12, 2016 10:49 pm

Akira nie próbowała skupiać już na niczym innym swoich myśli niż na rzeczach powiązanych ze snem, przynajmniej w większości rzeczach. Brakowało jej sił, by skupiać się i zacząć się poważnie zastanawiać nad rzeczami dookoła niej, które nie przypominały w niczym tego, co otaczało ją na co dzień. W którymś momencie zaczęła się zastanawiać, czy podłoże tutaj nie byłoby niezłym miejscem do przespania się i nie przejmowania się już niczym. Zwłaszcza, póki nie dosięgały ją wydarzenia z niedawnej przeszłości, jak i negatywne emocje powiązane z tym, co się wtedy wydarzyło. Może i przez jakiś czas jej sny również będą bezpieczne?
Jednak jasnowłosa próbowała się skupić na czymś więcej, gdy do niej dotarło pytanie od strony Susan.
- Nie wiem - odpowiedziała jej cicho. Możliwe, że powinny, jednakże jasnowłosa nie skierowała tam swoich kroków. - Pozostań ze mną chociaż chwilę dłużej, Susan - bąknęła jeszcze, mówiąc nieco niewyraźnie. Uniosła dłoń, przecierając oczy i znów przekierowując swoją uwagę na stawianiu kolejnych kroków, byle nie zasnąć i nie myśleć specjalnie o innych, w większości strasznych, rzeczach. Ah, i tak, chyba zapowiadało się na to, że dla niej, Akira chyba będzie na swój sposób milsza... Lecz nie zastanawiała się nad tym teraz.
Skończyło się to na tym, że na daną chwilę nie odeszła w stronę cywilów, przeszła obok różnych rzeczy i osób, komentując je w myślach niczym przedszkolak i dotarła do tego miejsca, gdzie znajdowali się aktualnie, odczuwając coraz większą chęć położenia się i zaśnięcia. Przynajmniej nie zaczęła widzieć wszędzie poduszki, jednakże ciężko powiedzieć, czy zmęczenie miało wpływ na jej zachowanie... Cóż, darować sobie nie mogła darować spojrzeń, jak również i... Nadal się nie przedstawiła.
Lekko drgnęła, słysząc wspomnienie o ofiarach, odczuwając na chwilkę ukucie niepokoju wymieszane z lękiem. Pokręciła nieco głową, chcąc wyrzucić z głowy myśli o tym, jednocześnie próbując się w myślach pocieszyć, że nie widziała tego na oczy. Marne pocieszenie i pomimo zmęczenia zdawała sobie sprawę, że nie zdoła bez końca unikać myślenia o tym... Tym bardziej na spokojnie.
W chwili, gdy usłyszała poprawienie ze strony Rhoshana, posłała mu pytające spojrzenie, nie komentując tego. Na pewno nie wypowiem tego.
- Aha - skomentowała w ten sposób jego słowa. Ale również dowiedziała się od Tarikushiana, że jednak nie zdoła tak łatwo opuścić tego miejsca... O ile dobrze zrozumiała jego słowa. Za to swój wzrok skupiła tym razem na Susan.
- Spokojnie, spokojnie, Susan - próbowała tymi słowami ją uspokoić... Ale czy coś to da? Przez chwilę przemknęła jej myśl, że powinno być na odwrót, jednakże blondynka nie odczuwała zdenerwowania... A raczej przebłysk tego uczucia dość szybko zniknął.
Potem spojrzała jeszcze na chwilę na mechanicznego wilka, zanim zniknął w namiocie... A co teraz? Odejść, zostać? Zerknęła na pozostałych tutaj i... Ruszyła się, jednak nie weszła do środka. Po prostu pozostała na swoim miejscu. Delikatnie wzruszyła ramionami, przekrzywiając nieco głowę i zastanawiając się nad tym, o czym właściwie tam rozmawiają. Postanowiła spróbować tym zająć swoje myśli, by zachować jeszcze przez chwilę przytomność. Póki co, nie zwracała uwagi na otoczenie, jak i inne osoby, jeśli te nie zaczepiły jej.
Westchnęła cicho.
- I co ja mam ze sobą zrobić... - żałowała, że nie mogła skorzystać ze swojego laptopa. Mogłaby w ten sposób przynajmniej trochę zabić te oczekiwanie. Skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej i przymknęła oczy. No nic. Pozostaje czekać. Szkoda tylko, że nie wiem co dalej. Oprócz tego, że zaraz zasnę. O. Może ktoś z nich da mi miejsce do spania? Albo po prostu każe mi spadać - zmarszczyła brwi na tą myśl. Ponownie westchnęła, zaczynając krążyć w kółko. - Cóż, poczekam, aż wyjdą. I może wtedy się dowiem coś więcej... Brr... Spać.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Wto Gru 13, 2016 4:06 pm

Trzeba było przyznać, że obóz był nienagannie zabezpieczony. Żołnierzyk, który był niespokojny spotkał się od razu z reakcją w postaci wytoczenia najcięższych dział. Trochę jak w kreskówkach, które ludzie oglądali dla zabicia czasu gdzie postać wchodziła do baru wygrażając się i od razu zbierając na twarz kilka luf broni większego kalibru. Było to przerysowane ale na swój sposób komiczne kiedy widziało się taką obracającą wieżę czołgu w stronę jednej osoby. Lis był zaznajomiony z tym, że maszyny pochodzące z Tytana miały własny rozum. Z racji braku organicznego pilota również mogły nienagannie, a raczej perfekcyjnie celować.
Rudzielec zdawał sobie sprawę z tego, że kiedyś i na niego przyjdzie kryska. Żołnierz to bardzo ginący zawód, jak mówi pewien żart i niestety coś w tym jest. Znacznie większą śmiertelnością cechowały się zawody stróżów prawa albo właśnie żołnierzy niż takiego medyka w ambulansie. Gdyby na siłę szukać optymistycznego elementu tego zdarzenia to byłaby nim prędkość zgonu. Nie cierpieli, zdarzyło się to nagle. Na Ziemi był zwyczaj grzebania ciał zmarłych a jak to się miało w kwestii Densorinów? Też grzebali ciała? Palili je? Chociaż tutaj nie miało to żadnego znaczenia bo najpewniej nic się nie ostało. Jedynie wspomnienia albo zdjęcia będą przypominały o tym jak niegdyś te osoby wyglądały. Mimo, że Rhoshan nie znał tamtych osób, a Inezri nie zdążył ponownie poznać do końca, to chciałby ich jakoś uhonorować. Nie miał zbytnio pomysłu jak realnie to zrobić poza tym mniej realnym w postaci zabicia osoby odpowiedzialnej za ich śmierć. Nawet nie wiedział za bardzo jak miałaby wyglądać taka uroczystość pogrzebowa. Czy jak u ludzi, że jest jakiś obrzęd religijny bądź performance militarny, a potem spotkanie na jakiejś uczcie by zajeść oraz zapić smutki, a może wygląda to nieco inaczej? Musi się doedukować bo to chyba nie ulega wątpliwości, że będzie chciał w czymś takim wziąć udział. Nie dla jedzenia czy założenia munduru, a dla nich... dla niej. Chyba Rudzielec właśnie znalazł sposób, którego szukał. Częściowy bo nie odpuści póki tamto Widmo dycha.
Zapowiadało się, że Maruda, której imienia densorin nie znał, chyba czymś się zajmie. Zapewne Susan jej też potowarzyszy więc mógł być spokojny, że tamta przypadkowo niczego nie zniszczy ani nie będzie się bić z resztą cywili. Chociaż kto ją tam wie! Nie sprawdzi tego ale biorąc pod uwagę charakterek, który zaprezentowała do tej pory oraz fakt, że wyglądała na zmęczoną to najpewniej może się na kogoś zirytować i powiedzieć o jedno słowo za dużo. No a dalej problem urósłby metodą kuli śnieżnej. W każdym razie nie martwił się o nią bo odczuł na własnej skórze co ona może zrobić. Dla człowieka takie uderzenie dźwiękiem mogłoby być również bardzo bolesne. Najwyżej nakrzyczy na kogoś i ucieknie.
Lis wszedł za resztą to wnętrza namiotu. Była tam dobrze znana mu z pokładu Tytana oraz pola bitwy kobieta. Ślęczała nad jakąś mapą, najwyraźniej przedstawiającą miasto, w którym toczą się walki. Densorin zasalutował po wejściu. Nie wiedział jakiego stopnia jest ten mężczyzna ale za to wiedział czym zajmował się obecny tutaj smok. Rudzielec podszedł bliżej stołu i spojrzał na pojawiające się dane. Niewiele mówiły mu cyferki, ale już miejsca pobytu przeciwników tak.
- Cosmic Cube? – zapytał Lis, który nie kojarzył tego terminu. Był to jakiś artefakt ale nie wiedział czym był dokładnie. Z kontekstu wypowiedzi mógł wywnioskować, że jest to jakiś rodzaj broni masowego rażenia lub czegoś w ten deseń. Gdyby był to prosty karabin albo miecz to na pewno Cosmic Cube nie byłoby okryte tak złą sławą. Chociaż kosmiczna kostka nie brzmi tak złowieszczo z samej nazwy. Trochę jak jakaś kostka do zmywarek, która myje naczynia tak, że niemal widać na nich gwiazdy. Do tego dorzućmy jakiś chwyt marketingowy pokroju sloganu „Cosmic Cube, połysk nie z tej ziemi!” i mamy idealny produkt gotowy do wypuszczenia na rynek USA.
- Ciężko mówić o szczątkach kiedy anihilują ludzi bombą plazmową z dodatkiem antymaterii – dodał od siebie Lis. To nie było zabijanie. To była całkowita anihilacja. Chociaż trzeba było przyznać, że jego wcześniejsza teoria na temat zastosowania ludzi nie była taka nierealna. Może troszkę się pomylił bo myślał, że chodziło o jakiś rytuał czy coś takiego, a tu proszę, używano ich jako pożywienie i najwyraźniej 3800 straconych elementów spichlerza pewnie jakoś ich niespecjalnie obeszło.
- Wypadałoby zająć się kwestią Czarnego Ognia, który może znowu wleźć na pole bitwy i rozstawić nas po kątach. Zakładam, że mamy również na niego jakiegoś haka? – zapytał smoka. Istotnie mogli mieć dobry plan jednak tak jak w przypadku tamtego statku tak i tutaj może na pole bitwy wleźć to Widmo. Co wtedy zrobią bez odpowiedniego uzbrojenia? Pociski z adamantium nie robiły na nim wrażenia, a tym bardziej raczej nie zrobi samotny Densorin. Chociaż trzeba przyznać, że Lis z chęcią by temu gadowi wyłupił oczy za pomocą swoich pazurów. Jednak coś wypadałoby zrobić też z cywilami, którzy mogli przeżyć. Nie powinno się ich zostawiać na pastwę losu.
- Nie możemy skorzystać z telepatów albo z sieci komórkowej? Ludzie noszą ze sobą te malutkie urządzenia nawet nie będąc często tego świadomymi. Odruchowo wkładają je do kieszeni więc może jeśli dałoby radę przekazać taki sygnał mówiący „kryjcie się w kanałach” albo „unikajcie tego i tego miejsca” to może dałoby radę uratować chociaż część z nich. Zawsze możemy wysłać Susan na zwiady by ich szukała po emocjach. Są wystraszeni więc pewnie ich wyczuje w jakiś sposób, a wróg raczej jej nie powinien złapać. 1000 funtów na to, że mgły nie złapią – zaproponował Lis. Pierwsza część pomysłu mogła się wydać głupia aczkolwiek druga spokojnie mogłaby przejść. Susan była mgłą, a przeciwnicy raczej nie wyglądało by mogli ją złapać. Inaczej już dawno by to zrobili. W ten sposób tamta mogłaby wyczyścić im pole bitwy by zbombardowali tych sukinkotów z orbity. Oczywiście to była tylko jego propozycja – Susan i jej towarzyszka dobrze się dogadują ze sobą, a poza tym tamta druga raczej tanio skóry nie sprzeda. Polecam je wysłać razem żeby zajęły się cywilami. Myślę, że uzupełnią się całkiem dobrze. Susan potrafi uspokoić istoty, a Maruda może zapewnić swoją mocą jako taką ochronę dla tych ludzi – powiedział poprawiając plecak na ramieniu. W sumie według niego plan był niegłupi. Miałyby obie okazje wykazać się i uratować trochę ludzi. Zresztą cywile raczej bardziej przestraszą się ogromnego lisa niż mgły i białowłosej marudy.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Wto Gru 13, 2016 8:25 pm

Bhun zaskoczony spojrzał w oczy Ariona. Jego zachowanie go zaskoczyło, jednak następne słowa mu wyjaśniły. Podążył za skinięciem głowy smoka. Faktycznie, jeden z czołgów zainteresował się zachowaniem Barytfa. Jednak fakt, iż wycelował idealnie w żołnierza, spowodowały że ten natychmiast się opanował. Faktycznie, jeżeli była to strefa działań wojskowych, mogło to oznaczać że Bhun jest traktowany jako nieznany. Mógł się okazać wrogiem, zatem fakt że mają go pod uważną kontrolą nie powinien go dziwić. Przymocował magnetycznie karabin do pleców. Widać projektanci przemyśleli że będzie taka sytuacja.
-Jestem... niespokojny.-Powiedział równie cicho Arionowi, usprawiedliwiając się. Faktycznie, bitwa w kosmosie, potem lądowanie... całe ostatnie kilka godzin sprawiało że był nim przepełniony.
Na gest Ariona wkroczył do środka namiotu. Postarał się zrozumieć całą sytuację, i choć pojęcia ze "słownika wojskowego" były mu znane, nie do końca rozumiał o czym rozmawiają. Hełm zakrywał jego twarz, na której malował się wyraz kolejno zdziwienia, zaskoczenia, oraz "że co?". Miał nadzieję że nikt nie potrafi prześwietlić jego twarzy.
Gdy pomarańczowo-futrzasty stwór zaproponował by dwie osoby udały się na poszukiwanie cywili, Bhun wystąpił o pół kroku do przodu.
-Mógłbym pójść z nimi. Mam doświadczenie w misjach na terenie miejskim.-Stwierdził. Owszem, walczył wraz z resztą Feniksów. Jednak sam też powinien dać radę. A to że ledwo co przybył? Mogli mu nie ufać, ale udowodni im, że jest po ich stronie. Wszak nic tak nie utwierdza w tym że można komuś ufać, jak ogień walki. Bardzo prawdopodobne że go nie puszczą, ale trudno. Nie chciał stać z założonymi rękami gdy nadarzała się okazja. Przecież potem wróci do oddziału, i gdy zapytają "A co dowódca robił?" nie może odpowiedzieć że się lenił. Skalkulował ryzyko, i uznał że da sobie radę.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Wto Gru 13, 2016 10:46 pm

Tu też zbierają cywili w jedną grupkę, żeby byli łatwiejsi do wysadzenia? Nie na tym chyba polega ewakuacja, by wyprowadzić ludzi na skraj zagrożenia, a właśnie z dala od niego, czyż nie? Susan coraz bardziej irytowały te drobnostki i jej zdaniem karygodne niedociągnięcia, które niby może miały jakiś powód, lecz kosmitka go w ogóle nie rozumiała. Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze emocje okolicznych istot, w tym dziwaczny niepokój Bhuna, przez który mgiełka się psychicznie spinała próbując wychwycić wręcz każdy, niepokojący sygnał w otoczeniu.
- Słownictwo. Czasem mnie brakuje, albo używam źle, ale chyba wiadomo o czego chodziło? - burknęła za odchodzącym stworem, a jej mglista postać zaczęła wirować, tworzyły się w niej jakby prądy konwekcyjne wprawiane w ruch złością na nie otrzymanie żadnych sensownych odpowiedzi, ani zadowalających ją wyjaśnień. Zwyczajnie wydawało jej się, że znajduje się w akurat tym miejscu oraz akurat tym czasie całkowicie bez sensu.
Dostając pozwolenie na zostanie przywarowała przykładając palec do wargi i przez chwilę zastanawiając się, czy nie wleźć do tego namiotu. Zerkała to na wchodzącą grupę, to na Akirę badając, czy Ziemianka zamierza się wbijać na jakieś narady z jeszcze większą rzeszą dziwolągów, a gdy zauważyła raczej jej niechęć do uczestniczenia w cokolwiek-to-było zdecydowała się zostać. Przepłynęła wysoko nad dziewczyną przy okazji rozglądając się ze swoistej perspektywy ptaka, jak daleko ciągną się te dziwaczne czołgi, inne pojazdy, prowizoryczne budowle, gdzie zaczyna się obóz dla zwykłych ludzi, a także próbując zlokalizować położenie tej bramy, do której nieupoważnionym był wstęp wzbroniony. Zaraz potem wylądowała tuż koło Akiry całkiem dobrze wyłapując poczucie beznadziei i tę odrobinkę żalu z powodu braku... czegoś istotnego.
- Możemy, hmmm, pozwiedzać? - zaproponowała chwytając ją delikatnie za dłoń. Jej uchwyt, tak jak każdy poprzedni dotyk był mięciutki, przypominający trochę watę, lub lekką podusię.
- Ja się tu non stop obżeram. Przez całą tą sytuację pewnie zaraz otyję. Lis chyba się nażarł dużo sterydów, ten wilkowaty nie wygląda, jakby w ogóle czegoś potrzebował, poza analizowaniem danych, a Ty, kiedy ostatnio coś jadłaś? - zapytała modulując głos tak, by jak najwierniej okazać troskę - W części dla uchodźców pewnie się coś znajdzie - dodała pociągając ją lekko w stronę zapewne widzianego z góry obozu, a przynajmniej w jego domniemanym kierunku. Jeśli Akira stawiała opór to Susan raczej nie miała szans go przełamać, nawet pomimo słabości towarzyszki wciąż posiadała zdecydowanie mniej siły, ale mogła być chmurką przewodnikiem. Doskonale wiedziała, że panuje sytuacja kryzysowa, ale nie było pewne jak długo jeszcze i czy dziewczyny wciąż uważane za przydatne będą ciągane po zgliszczach oraz ruinach niegdyś całkiem ładnego miasta, a kolejna okazja na zdobycie czegoś jadalnego, ba, może nawet kawy (nie zapędzajmy się jednak z marzeniami) może się nie przydarzyć w ciągu najbliższych kilku(nastu?) godzin.
- To nie ucieczka - rzuciła jeszcze uspokajająco - Nie mamy za bardzo jak, a w razie czegoś oni nas szybko znajdą ajzakiem.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Czw Gru 15, 2016 8:57 pm

NPC Storyline - A.I.|Arion|Duskreaver|ERT/JTF|Faith Hartley|Jaelyn Rehl|Kamakru|Kyle Medlock|Tarikushian

-Artefakty zdolne kontrolować materię oraz energię.
Odpowiedział krótko Arion. Jednym zdaniem, tyle wystarczyło. Kamakru wtrącił natomiast swoje trzy słowa do jego wypowiedzi.
-Cosmic Cube są potężne, jednak za ich wykorzystanie należy zapłacić cenę. Z czasem, artefakt przejmuje kontrolę nad zmysłami użytkownika. Gra nie warta trudu.
Wyjaśnił taktyk. W tym czasie, obraz nad Lake Conroe uległ rozmazaniu, nie ukazując co dokładnie się tam znajdowało.
-Czarny Ogień to problem widm oraz ich egzekutorów. Oni się nim zajmą.
-Sieci komórkowe dawno wysiadły. Cywile są zdani na siebie. Udzielanie im pomocy jest dodatkiem do naszej pracy, nie priorytetem.
Skomentował generał, sięgając dłonią do zaciemnionego obrazu nad którym hologram przestał cokolwiek wyświetlać. Oficer powiększył obraz, a urządzenie zaczęło skupiać się na pokazaniu obszaru w tamtym miejscu.
-Mutantka nie nadaje się do dalszych działań bojowych. Możliwości jej ciała są na wyczerpaniu, z kimkolwiek pójdzie - będzie tylko ciężarem. Zdolności Susan przydadzą się bardziej w tym miejscu. Jej pochłanianie energii działa na wszystkich. Tak długo jak długo utrzymuje ten stan, nie tylko odbiera zdolność racjonalnego myślenia naszym jednostkom ale również wrogom.
Odezwał się mechaniczny wilk, zwracając uwagę na emocję, jaką był strach. Jego rola nie kończyła się wyłącznie na paraliżowaniu jednostki. Był on również bodźcem, umożliwiającym działanie w trudnych warunkach. Motywatorem w najgorszej sytuacji. Tak długo jak długo zdolności mutantki nie były niczym ograniczane, nie tylko niektórzy organicy mogli przestać racjonalnie myśleć - bo nie będą się bali - co po prostu pozytywne efekty które dotkną ludzkiego wojska - dotkną również wrogich oddziałów.
-Arion i Duskreaver. Udacie się na zwiad do Lake Conroe. Dajcie nam znać co tam się dzieje.
Odezwał się czarnołuski smok, będący najlepszym densorinskim strategiem. Oba cyborgi skinęły swymi łbami, odwracając się, a następnie wychodząc bez słowa. Wiedzieli co mieli zrobić oraz nie robili tego po raz pierwszy. Po opuszczeniu namiotu, obaj minęli Akirę oraz Susan, od razu udając się w stronę wyjścia z obozu. Niemniej jednak drugiego - pozwalającego opuścić teren otoczony barierą.
-Jeśli Arion i Duskreaver zameldują, że te zakłócenia to okręt...
-Rozpoczniemy kontruderzenie.
Wtrąciła Atena. Tarikushian skinął tylko łbem ze zrozumieniem, a następnie odwrócił się do Bhunnikima oraz Rhoshana.
-Doskonała wiadomość. Godzina odpoczynku, do tego czasu powinniśmy wiedzieć co się wydarzy.
Zaczął, a następnie gestem wskazał dwójce na wyjście z namiotu. Sam z resztą ruszył przodem, pamiętając, że musi zająć się jeszcze dwoma istotami, zanim te rozpełzną po obozie. Nie było by ich trudno znaleźć, niemniej jednak warto by nie chodziły gdzie im się podoba. Zwłaszcza, obóz był dość spory. Znajdowała się w nim masa uzbrojenia, choć głównie ziemskiego. Z obcej technologii, było tu ledwo kilkanaście czołgów oraz pojazdów latających. Resztę stanowiły ludzkie czołgi, transporty czy helikoptery.
Stwór opuścił namiot akurat w momencie gdy Susan chciała wyciągnąć Akirę na przechadzkę. Tar podszedł do Akiry, zachodząc ją od tyłu, a następnie łapiąc dynamicznie dłońmi za jej ramiona. Oczywiście wszystko na oczach Susan, w jej polu widzenia.
-Znam doskonałe miejsce gdzie można się posilić. I nie, nie jest to część dla osób z miasta. Strefa dla cywili jest dla nas niedostępna.
Wyjaśnił, obniżając następnie łeb nieco w dół, zbliżając do go głowy Akiry.
-Ustoisz o własnych siłach czy ciebie zanieść?
Zapytał z ciekawości stwór. Pytanie nie było bezpodstawne lub spowodowane próbą dokuczenia jej - jak to wcześniej nieco zrobił Rhoshan. Akira po prostu wyglądała tak, jakby nie miała siły nigdzie iść. Jeśli ma tam nie dotrzeć, to stwór nie widział problemu by pomóc jej dojść do celu. Niezależnie od odpowiedzi, Tarikushian podniósł jeszcze swój wzrok na Susan.
-W jaki sposób... uleczyłaś ciężko ranne widmo?
Zapytał przy okazji, z czystej ciekawości. Może i nie uleczyła, niemniej jednak pozbyła się części ran Nodina. Tak, Tarikushian już o tym wiedział. To było częścią jego pracy. Kolejna sprawa to ciekawość. Interesowało go w jaki sposób kosmitka tego dokonała. Wiele istot potrafi wyjść z własnego ciała i połączyć się z czyimś. Nie każdy jednak wyciągnie z innej istoty rany, zasklepiając je i przenosząc na własną, niematerialną formę. Rhoshan i Bhunnikim powinni być już na zewnątrz. Poczekają chwilę bądź dodadzą coś od siebie.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Sob Gru 17, 2016 1:35 pm

Dziewczyna spojrzała na Susan w chwili, gdy poczuła, że ją złapała za dłoń. Przez krótką chwilę dotyk skojarzył się jej z poduszką, taką wyjątkowo mięciutką.... Zdecydowanie spać - przemknęło jej przez myśl, po czym pokręciła nieco głową, próbując przestać o tym myśleć. Skup się na czymś innym... Skup...
Przekrzywiła głowę, zastanawiając się nad pytaniem towarzyszki.
- Prawdę mówiąc... Nie pamiętam - przyznała się jej. Zbyt dużo się wydarzyło, by jasnowłosa miała chociaż chwilkę zastanowić się nad tym, czy jest głodna. - Nie myślałam nad tym wcześniej... - dodała jeszcze. Gdyby tak się zastanowić, to zdecydowanie minęło sporo czasu od ostatniego posiłku.
Dlatego też postanowiła nie zaprotestować w chwili, gdy poczuła, że Susan ją pociągnęła. Po prostu nie stawiała oporu, zdecydowała się pójść wraz z nią... Gdzie? W sumie, nie za dobrze wiedziała, zdawała się w tym przypadku na nią.
- Oki, oki - i tak nie były im potrzebne... Przynajmniej na daną chwilę. Zajmowali się czymś zupełnie innym, ale czym? Akira nie wiedziała... W końcu nie była tam z nimi w środku.
Jednakże jeszcze nie ruszyły w wybrane miejsce. Mniej więcej w tym samym momencie dziewczyna poczuła na czyiś dotyk na swoich ramionach. Mimowolnie drgnęła, odczuwając jednocześnie zaskoczenie, jak i niepewność, po czym odwróciła głowę, by zobaczyć, kto to. Musiała nieco unieść głowę, by w końcu dotarło do niej, kto to...
- Mhm - mruknęła, po czym spojrzała pytająco na towarzyszkę. Nie była pewna, jak ona zareaguje na tą propozycję, ale... I tak właściwie, dlaczego nie? - Susan, idziemy tam? - spytała się jej natomiast.
Za to na owe pytanie... Zdecydowanie coś tu nie grało.
- To jakiś podstęp? - spytała się go. - I... Nie, podziękuję - bąknęła jeszcze. Chce mi dokuczać? - jak do tego podejść? Z drugiej strony, szansa, że dojdzie sama... Ciężko powiedzieć.
Uniosła dłoń, by przetrzeć oczy i odpędzić senność.
- Raczej dam radę dość sama.... - dodała z wahaniem w głosie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Wto Gru 20, 2016 12:43 am

Na kurczę pieczone i wszystkich ludzkich bogów, żeby to tylko nie była amnezja! - przebiegło przez myśl kosmitce, gdy Akira przyznała się do braku świadomości o czasie ostatnio przyjętego posiłku. Spięła się tak bardzo, że aż non stop wirujące i przelewające się jej wnętrzności stanęły bez ruchu, lecz tylko na drobną chwilę. Zaraz potem Susan zalała fala ulgi i te ruszyły na nowo, a jednocześnie sama Perhavinianka ciągnąca koleżankę, tak to z pewnością była koleżanka, w domniemaną stronę jedzenia. Nie dane im było jednak rozpocząć tej samotnej wyprawęy, gdyż rozmowa w namiocie zakończyła się niespodziewanie szybko, a wszelkie raporty i zmiany na mapie trwały dokładnie tyle samo czasu, co wymiana zdań dwóch pozostałych na zewnątrz dziewczyn.
Susan natychmiast zauważyła wychodzącego Tarikushiana, nie przewidziała jednak jego czynów, na które była przygotowana równie dobrze, co sama Ziemianka i niczym echo drgnęła reagując na dotyk włochatego stwora. Zaskoczenie i niepewność, które z racji dotyku wchłonęła natychmiast w całości doprowadziły do kilku pochopnych wniosków.
- Co ty...!? - rzuciła jak na nią agresywnie natychmiast odwracając się, niczym lufa czołgu, ku Tarowi. Na podstawie poczucia zagrożenia, którym się właśnie żywiła dosyć szybko błędnie założyła, że Akirze robiona jest krzywda i nawet już po jego propozycji oraz uświadomieniu sobie nieprawidłowości w rozumowaniu pozostała kapka nieufności.
- Ummm, czemu nie? Przynajmniej nie będziemy musiały same kluczyć - odparła zerkając spode łba na pokrytego łuską włochacza, a gdy ten zbliżył głowę, ku drobnej Akirze chwyciła mocniej jej dłoń, co dało wrażenie ciasnego opatulenia kocykiem, ach te nawiązania do miękkiego łóżeczka, i zmarszczyła brwi uważnie obserwując każdy jego ruch.
- Co wy macie z tym noszeniem Ziemian? To jakaś tradycja? - zapytała całkowicie szczerze zainteresowana i naprawdę oczekując odpowiedzi na tak pozornie niedorzeczne pytanie. Chociażby ludzie posiadali wiele różnych, dziwacznych przesądów, więc czemu taka Rhoshanowa rasa nie miałaby nosić innych w ramach jakiegoś rytuału. Analizując wszystko, co wie o "noszeniu" Susan pomyślała nawet o poślubnym przenoszeniu panny młodej przez próg i natychmiast uznała, że takim ogromnym, włochatym potworkom za żadne skarby nie pozwoli przenieść Akiry przez żaden. Na szczęście się na to nie zanosiło, skoro sama dziewczyna zaprotestowała.
- Zabrałam mu część ran - stwierdziła, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie. Przejęte oparzenia mogły się już zagoić, chociaż kto wie, jak szybko regenerują się Widma? Na pewno nie ja, ani Susan. Dziura w klatce piersiowej wydawała się jednak na tyle poważna, że, jeśli się nie mylę, do tej pory został po niej jakiś ślad na ciele kosmitki, a więc ta wskazała na wizualnie otoczoną łuskami pozostałość rany dotykając jej - O, na przykład tę. Czemu pytasz? - dodała unosząc wzrok i przechylając głowę - To Widmo wydawało się całkiem żywotne mimo obrażeń. Zabrałam tylko najmocniejsze, a od razu wstało i się jeszcze biło z... Ro... Rosz... Lisem. Jeśli macie rannych, to zdecydowanie bardziej wolałabym się zająć człowiekami. Są łatwiejsi - zrobiła krótką pauzę potakując, jakby całkowicie zgadzała się z łatwością leczenia ludzi. Z resztą była to najszczersza prawda, miała w tym znacznie większe doświadczenie, a Widmo widziała dziś po raz pierwszy i wciąż wydawało jej się, że przyjęcie znośnej wizualnie formy takiego ją przerastało - ale najpierw jedzenie. Którędy? - zapytała gotowa pójść za Tarem, lub we wskazanym przezeń kierunku. Wciąż trzymała rączkę Akiry mając na uwadze, że być może uda jej się wyczuć dopadającą ją słabość i nawet jeśli nie utrzymać, to złagodzić jej upadek, lub chociażby zawołać o pomoc. Tylko żeby żaden jej przez próg potem nie przenosił!
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Wto Gru 20, 2016 5:27 pm

Z wielką mocą najwyraźniej nie idzie w parze jedynie odpowiedzialność. Lis nie wyobrażał sobie żeby ktokolwiek był tak zaślepiony lub głupi, by zostać marionetką jakiegoś artefaktu. Już samo to, że przedmiot ma kontrolować istotę żywą wydawało się czymś abstrakcyjnym. Artefakty zostały stworzone przez byty myślące i żywe aby spełniać jakąś funkcję. Może skoro Cosmic Cube mogło kontrolować materię oraz energię to również z tego powodu mogło wytworzyć własną świadomość, która nakazywała przejąć kontrolę nad dzierżącym. Pewnie kiedyś twór zbuntował się przeciwko swojemu stwórcy. Coś było na rzeczy w tych wszystkich religiach, w których mówiono o buncie przeciwko bogu. A co jeśli te wszystkie cuda, które opisywane były w Biblii faktycznie się zdarzyły tylko ktoś używał Cosmic Cube albo był mutantem? Oczywiście sekty religijne nigdy się do takiej rzeczy nie przyznają bo nagle stracą cały autorytet wśród wiernych.
Rudy miał tylko nadzieję, że Faith się nie myliła i egzekutorzy się tym faktycznie zajmą. To byłoby bardzo problematyczne gdyby w ostatnim natarciu przeszkodził im Czarny Ogień i znowu zabił znaczną ilość żołnierzy. Jeśli nie wszystkich od razu. Więcej pomysłów co do komórek Lis nie miał i to chyba głównie z powodu niezbyt wielkiego zainteresowania tymi urządzeniami. Jasne, pewnie mogły mieć jakąś funkcję jak krótkofalówki albo radio ale takie transmisje pewnie szybko zostałyby przechwycone przez najeźdźców więc nie było co ryzykować wpadnięcia w zasadzkę. Na tej podstawie można było ocenić, że pomoc cywilom będzie opcjonalna. Nawet nie wiadomo jak wielu z nich jeszcze żyje, o ile ktoś jeszcze żyje tam na zewnątrz.
Wyglądało na to, że Maruda również ma swoją baterię, która jednak ma określoną pojemność. Kto by się spodziewał, że taka żywa i kłótliwa osóbka może tak szybko się zmęczyć? Lis jak ją zobaczy to pewnie odpowiednio skomentuje jej stan. Chwilowo nie miał żadnego tekstu na myśli ale kilka chwil na wymyślenie takowego jeszcze ma. Chociaż pomysł wykorzystania Susan jako zagłuszacza emocjonalnego nie był taki zły. Zapowiadało się kilka chwil wytchnienia dla Rhoshana i reszty drużyny. Kwestia poczekać, aż tamci wrócą ze zwiadu, a wtedy można ponownie otworzyć te wrota do piekła. Jednak po co otwierać je o pustym żołądku? Zwłaszcza, że naszła go aktualnie ochota by zjeść taki krwisty stek. Nie wysmażony, a po prostu praktycznie surowe mięso z dodatkiem jakiegoś warzywa. Był wszystkożerny więc niespecjalnie mu przeszkadzało jak coś było przyrządzone, tak długo jak ogólnie było jadalne. Chociaż doprawione i upieczone mięso smakowało znacznie lepiej to ociekający krwią kawałek mięsa również miał to coś w sobie. Może kwestia tej krwi, która nadawała metaliczny posmak?
Lis kiwnął głową i wyszedł z namiotu wraz z resztą. Rozejrzał się w pobliżu jednak nie było tutaj Susan oraz Marudy. Może się zgubiły? Wyjść to raczej nie wyjdą z obozu bo byłoby to samobójstwem zwłaszcza bez broni lub mapy. Kwestia ich poszukać, a dokładniej wyniuchać. Maruda miała dosyć charakterystyczną woń, a z nią pewnie znajdzie się też Susan. Wystarczyło teraz iść po zapachu chociaż w większych skupiskach ludzi będzie to trudniejsze ze względu na mieszanie się zapachów. Rudy jeszcze raz spojrzał na czołg, a przez myśl mu przeszła chęć przejechania się czymś takim po polu bitwy. Lubił latać ale czy musiał się jedynie ograniczać do tego typu maszyn? Pewnie, że nie! Może również znajdzie przyjemność w pojazdach naziemnych!
W końcu je znaleźli, a Tarikushian najwyraźniej dziewczynę zaskoczył. Lis już sobie wyobrażał wielkoluda podrzucającego Akirę tak jak sam to wcześniej zrobił. Wyszczerzył się lekko i pohamował przed parsknięciem śmiechem kiedy ta zarzuciła tamtemu podstęp.
- O tak, to podstęp. Na pewno wrzucimy was do gara i ugotujemy. Chociaż takie chuchro pewnie na jedną porcję starczy więc szkoda zachodu, jeszcze niebadane i bez atestu. Ja tam bym się bał zjeść taki gulasz - zaśmiał się lis otwarcie sugerując swoją postawą oraz tonem głosu, że to był żart. Oczywiście dokuczanie Marudzie było w porządku tak długo jak tamta się odgryzała bo w innym wypadku takie coś nie miało sensu. Jaka jest zabawa z tego, że ktoś biernie słucha docinków i nie próbuje na nie odpowiedzieć? Fechtunek słowny jest jak walka sparingowa. Nie przynosi najmniejszej satysfakcji i korzyści jeśli przeciwnik daje się okładać.
- To nie tradycja. Wtedy akurat zrobiłem to dla zabawy i by Maruda nie opóźniała marszu – wzruszył ramionami. Najwyraźniej Susan nie wiedziała zbyt wiele o Ziemi, chociaż pewnie jest jakaś społeczność, która nosi swoich ziomków w imię czegoś tam. W transmisjach z koncertów często były tzw. fale, na których przenoszono kogoś w stronę sceny bądź na sam koniec. Takie mniemanie o niej miał w każdym razie Rudy, bo o ile rzucanie dziewczyną na kilka metrów wzwyż i łapanie jej było zabawne z perspektywy rzucającego o tyle nie miało to dla niego żadnej innej wartości poza rozrywką.
- Mistrz jest zbyt uparty żeby coś odpuścić, a co dopiero zginąć – O Nodinie można powiedzieć wiele rzeczy, a głównie to, że jest uparty i to daje wrażenie tego chodzenia własnymi ścieżkami. Dlatego powstał ten żart, że densorińskie widmo będzie tak uparte by uciec spod kosy kostuchy i jeszcze jej wpierdzielić za samą próbę zabrania go. Nie był to żart o charakterze prześmiewczym, a bardziej mający bardziej podkreślić tą jedną z cech widma. Akurat ta cecha była jedną z tych, za które najbardziej Czarnołuski był szanowany przez Lisa. W końcu nie ma dwóch takich upartych jak to duo! Mimo, że to rudzielec może latać po sali treningowej potem.
Był teraz znacznie spokojniejszy, a ogon miarowo zamiatał podłoże.
- Rhoshanem – poprawił Susan. Wymówił to głośno i wyraźnie. Lis zdjął ISAC’a, w którym otworzył mapę obozu. Szybko poszukał polowej stołówki przeznaczonej dla The Core bo pewnie tam będzie kierował się Tarikushian. Zresztą zweryfikuje się to bo pozwoli hybrydzie iść z przodu.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Sob Gru 24, 2016 7:09 am

Bhun słuchał. Nie można powiedzieć że się nie interesował o czym rozmawiają w namiocie. Jednak ciężko było mu do końca "ogarnąć" o czym mówią. Bo skąd obcy ma wiedzieć co to są sieci komórkowe? Jednak rozumiał mniej więcej co się dzieje.
W dwóch słowach można podsumować całą naradę, pomijając plany. Po prostu tak, jak widziałby ją zwykły żołnierz.
Mieli przesrane.
Skinął głową i zasalutował na wieść że mają godzinę przerwy. Faktycznie, jeżeli zgadzają się na wyruszenie do miasta, to dobrze by było uzupełnić zapasy. Wyszedł z namiotu na znak Tarikushiana. Był ciekaw co teraz go czeka. Chociaż... no bądźmy szczerzy, jeżeli rozbił się statkiem, to niewiele to przebije. Zielony siniec na skrytej za hełmem twarzy przypominał o tym. No ale, mało to siniaków zebrał w życiu? Przynajmniej będzie się z czego śmiać wraz z resztą feniksów.
Wojna to straszna rzecz. Wywoływana przez szaleńców dążących do władzy, szaleńców którzy chcieli się zapisać w historii świata. Była jak ogień- wyniszczała tereny na których się znajdowała. Jej ofiarą często padali cywile- bo w końcu któraś ze stron pozbywała się hamulców. Bhun w młodości miał głowę napchaną ideami, gdy szedł dołączyć do wojska. Rzeczywistość to szybko zreflektowała, młotem z napisem "WOJNA". I choć dalej uważał żołnierzy za wartościowych, to pamiętał co powiedział mu ojciec. “Wiesz czym się różni żołnierz od potwora? Żołnierz walczy za ojczyznę, za rodzinę, za lepsze jutro. Ma cel. Potwór też to ma. Ale on nie walczy za coś. On walczy dla samego zabijania. Granica jest cieńka. Uważaj by jej nie przekroczyć”. Owszem, choć zabijał, zawsze w obronie domu. Zawsze uważał, by nie znaleźć przyjemności w morderstwach. Nie uważał się za pana życia i śmierci, uzbrojonego w karabin. Wszystkie stworzenia myślące są sobie równe. Dlaczego jedno z nich ma być lepsze tylko dlatego, że ma karabin? Ale wojna... Nieważne gdzie był Bhun, wojna nigdzie się nie zmieniała. I tu, i na Schins cywile obrywali za to, że ktoś sobie wymyślił inny pogląd na świat. Słuchał jednym uchem o czym rozmawiają osoby obok... chociaż czy lisa, człowieka i jakąś... chmurkę dymu? Nieważne. Jeżeli były to istoty myślące, to kwalifikowało ich to do grupy "Osoby". Podsumowując, na razie Bhun tylko stał i obserwował co się dzieje.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Pią Gru 30, 2016 1:51 pm

NPC Storyline - ERT/JTF|Tarikushian

Tar podniósł wzrok na Susan, gdy ta odwróciła się i podniosła głos, chcąc coś ku niemu powiedzieć. Białofutry, łuskowaty stwór specjalnie się tym nie przejął, spoglądając na kosmitkę - a raczej za nią. Pojazd opancerzony znajdujący się kawałek dalej, zareagował w ten sam sposób co na Bhunnikima. Obrócił w ich kierunku lufę. W tym wypadku w stronę Susan. Niby znajdowali się na linii strzału, choć Tarik nie wydawał się tym specjalnie przejęty.
-Któreś z was wyczerpie cierpliwość tego pojazdu, a tedy będziemy musieli sięgnąć po skrobaczki.
Skomentował stwór, mówiąc nieco bardziej do siebie, niż do nich. Maszyna powoli ustawiła wieżę w neutralnej pozycji, przestając mierzyć do kogokolwiek wraz z tym, jak sytuacja się uspokoiła. The Core było do tego przyzwyczajone. Maszyny reagowały błyskawicznie na potencjalne zagrożenie, bardzo prewencyjnie. Zwłaszcza w stosunku do obcych. Nie było to działanie wrogie czy przesadne dbanie o bezpieczeństwo. W świecie istot mogących zabijać innych myślą, powinno być to jak najbardziej na miejscu, wskazane.
Padły pytania ze strony zarówno kosmitki jak również młodej mutantki. Podstęp, nieufność, zagrożenie. Zorientowały się dopiero teraz, w sercu obozu wypchanego po brzegi wojskowymi, uzbrojeniem, myślącymi maszynami oraz kosmitami których profesją jest zabijanie. Tar powstrzymał jednak komentarz. Zwłaszcza, że Rhoshan zdążył go wyręczyć.
-Tak jak powiedział Rhoshan. Wrzucę ją do gara i ugotuję. - Zaczął lekkim sarkazmem. - -Podstęp, nie. Oferta pomocy, tak. Ledwo stoisz.
Dodał, a następnie pochylił się bardziej, złapał młodą mutantkę pod kolanami oraz za łopatki, po czym chwycił pewniej i wziął na ręce, unosząc ją do góry w miarę tego jak oderwał jej nogi od ziemi oraz sam wyprostował swój korpus.
-W tamtą stronę.
Rzucił do Rhoshana oraz Bhunnikima, odwracając się, poprawiając przy tym uchwyt i ruszając przed siebie w stronę namiotu oddalonego o jakieś pięćdziesiąt metrów od ich aktualnej pozycji. Oczywiście słowa zostały podparte gestem łba wskazującym kierunek. Stwór nie wydawał się również zadowolony z siebie, nie szczerzył kłów, nie podśmiewał się również. Co prawda mu odmówiła, jednak on wiedział lepiej. Co do oznak niezadowolenia, Tarikushian uznał, że nie musi przypominać po raz trzeci, obecności maszyn. Stwór narzucił dość szybkie tempo marszu, biorąc pod uwagę jego rozmiar oraz prostą kwestię "niewleczenia się".
-Żywotność wspomnianego widma wynika z faktu, że te stworzenia nie są śmiertelne w naszym rozumieniu. Ich ciała mogą zostać fizycznie zniszczone. Całkowicie. Widmo pozostanie nadal żywe. Wydaje mnie się, że ciała ich ograniczają, a te byty utrzymują je dla łatwiejszej komunikacji z nami. Ale może się mylę. - Wyjaśnił nieco w odpowiedzi na słowa Susan. W tym wszystkim, musiał jednak przejść do sedna swej wypowiedzi. - -Zapewne wyleczenie jego ciała znacznie ułatwiło mu życie. Co do... "człowieków". Mam tutaj takich, dość sporo. Znajdziemy tobie przy nich zajęcie. Musisz tylko powiedzieć w jaki sposób kontakt z rannymi wpływa na ciebie.
Dokończył swą wypowiedź, a grupka w tym czasie zbliżyła się do większego namiotu, wyposażonego w dużą tablicę tuż przy wejściu, na której widniał napis "Restricted Area". Tar stanął z boku przy wejściu, pozwalając kompanom wejść przodem do środka. Gdy mijał go Bhunnikim, stwór postanowił poruszyć jedną kwestię.
-Oddychasz tlenem, jak my? Zalecam zdjąć hełm.
Rzucił krótko, a następnie wszedł do środka za kosmitą. Oczom całej grupki ukazało się białe, czyste wnętrze namiotu z prostymi, drewnianymi ławkami oraz stołami, które można spotkać w wielu miejscach na biwakach czy kempingach. Białofutry stwór podszedł do stołu, a następnie postawił Akirę na ziemi przy jednej z ławek, pozwalając jej zająć miejsce, a następnie samemu dosiadając się obok. Prowizoryczne ławki były dostosowane do dwumetrowych istot, tak więc nie będzie tutaj problemu z ułożeniem nóg. Co niektórym może być nieco wysoko, niemniej jednak będzie dało się przeżyć. Gdy wszyscy zajęli miejsca, przy jednym stole było go dla każdego wystarczająco, Tar uderzył dłonią lekko w stół, a nad nim pojawiły się holograficzne panele, menu z ziemskimi potrawami dostępnymi w obozie. Głównie były to proste posiłki z mięsem oraz ziemniakami, jakieś surówki, zupy. Typowe "swojskie jadło", co na warunki wojskowe i tak było bardzo rozbudowanym wachlarzem. Przezroczyste panele wyświetlały informacje w języku angielskim z obrazami tuż obok, dla łatwiejszego połapania się w zamówieniu. Szybko dało się zrozumieć, że obraz reagował na gesty zupełnie jak telefon z wyświetlaczem dotykowym - bardzo proste w obsłudze. Po wybraniu zamówienia, wystarczyło zatwierdzić przyciskiem w prawej, dolnej krawędzi, a następnie hologram znikał. Zamówienie miało się potem pojawić na stole - ale to dopiero po przygotowaniu. Była więc chwila czasu na rozmowę, złapanie oddechu.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Pon Sty 02, 2017 7:03 pm

Dziewczyna spojrzała na chwilkę na Susan, gdy poczuła jej nieco mocniejszy uścisk. Mięciutko. Nie odezwała się, jednakże posłała w jej stronę lekki uśmiech, ciesząc się, że jednak nadal tutaj z nią była. Może nie przyzna tego na głos... A przynajmniej póki co. A co do uśmiechu...
Dość szybko zniknął, gdy pojawił się przy nich Rudy Futrzak... Dorzucając swoje trzy grosze. Akira nieco naburmuszyła się na te słowa.
- Rzeczywiście, racja, z Lisa byłby o wiele lepszy obiad - odparła na słowa Rhoshana. - Chociaż... Chyba to futro zepsułoby smak - dodała jeszcze, przekrzywiając nieco głowę. Cóż... Jasnowłosa nie zamierzała pozostawiać tego bez odpowiedzi, przynajmniej jeśli chodziło o Lisa.
Lecz na słowa Tarikushiana... Cóż, po prostu popatrzyła na niego z nutką niepewności, nie bardzo rozumiejąc, o co mu teraz chodziło. No, ale chciała coś odpowiedzieć Susan na ten temat... Ba, już odwróciła głowę, by spojrzeć na koleżankę i otworzyła usta, gdy nagle została pozbawiona podłoża. Niestety, lecz nie zdążyła odpowiednio wcześniej zareagować, by próbować się od tego wymigać. Nie wnikajmy już w to, czy właściwie coś takiego by normalnie istniało.
- E-ej! - wydała z siebie okrzyk zaskoczenia. - P-postaw mnie - wydukała jeszcze. - N-nie potrzebuję pomocy - dodała, zastanawiając się, czy próbować się jakoś uwolnić z tej niecodziennej pozycji. To jest głupie. Co on robi? - warto dodać, że odczuwała zmieszanie z tego powodu? Pewnie tak.
Jednak nie odczuwała na tyle sił, by spróbować zacząć się wystarczająco mocno wiercić, aż zdecydowałby się ją puścić, a potraktowanie mocą, tak samo jak Lisa... Spróbować?
Kilka sekund zastanowienia się nad ową perspektywą zakończyło się na tym, że jasnowłosa naburmuszyła się zupełnie i odwróciła od niego wzrok, nie patrząc wprost na noszącego ją, a gdzieś w bok, mając przynajmniej możliwość obserwacji przemierzanego terenu. Również przez ten cały czas się nie odezwała, słuchając jedynie tyle, co mogliby mieć pozostali do powiedzenia.
W końcu jednak dotarli na miejsce. Huh... Więc o to miejsce chodziło? - pomyślała międzyczasie, skupiając swój wzrok na namiocie. Cóż, zapewne miała okazję zobaczyć, jak pozostali tam wchodzą do środka, zanim i ona została tam zaniesiona - ku jej oczywistemu niezadowoleniu. Nie uśmiechało się jej bycie noszoną przez kogokolwiek... Nieważne w jaki sposób.
Jednakże było jej dane odzyskać grunt pod nogami. Nieco się zachwiała, ale zachowała równowagę. Odetchnęła cicho i spojrzała na Tari'ego.
- D-dziękuję - powiedziała cicho, szybko odwracając wzrok, ponownie odczuwając zmieszanie. Rany. Co za głupota. Brakowało jej doświadczenia w takich sytuacjach. Dlatego też, by odwrócić od tego swoje myśli, usiadła na ławce, wpierw stając do niej tyłem, podskakując, podciągając się, po czym obróciła się przodem do stołu. Skrzywiła się miwolnie, zaczynając trochę machać nogami, by sprawdzić, czy dosięgnęłaby podłoża. Stołówka. Prawdę mówiąc... Nie tego się spodziewałam. Ale jest dobrze - rozejrzała się trochę, by zaznajomić się z najbliższym otoczeniem, zanim ich "przewodnik" uderzył w stół. Wystarczyło to, by skupić jej uwagę na tym meblu... A raczej na tym, co się pojawiło.
Uniosła lekko brwi, przez krótki moment rozważając, co to właściwie jest i jak to działa. Na szczęście nie było to jakimiś tajemnymi znakami zapisane, więc i po króciutkiej chwili miała możliwość skorzystania z tego. W milczeniu zaczęła czytać dostępne pozycje, aż w końcu doszła do pierwszej dostępnej zupy i wybrała ją, poprzez zaakceptowanie wyboru na samym dole owego "menu". Po zniknięciu tego, westchnęła cicho, nadal się nie odzywając. Nie bardzo wiedziała, jaki temat mogłaby poruszyć... O ile właściwie coś takiego było teraz.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Czw Sty 05, 2017 6:36 am

- Cóż ona jest raczej bezpieczna – wzruszył ramionami Lis. Ciekawe czy czołg zdawał sobie z tego sprawę, że tamta jest trochę niematerialna. Najprędzej to im by się oberwało bo przez Susan to pewnie pocisk przeleciałby i trafił w coś lub kogoś dalej. Z drugiej strony wątpił w to, że maszyny z okrętu nie miały na temat takich istot informacji z bazy danych by móc w razie czego przeciwdziałać. Więc najpewniej jeśli coś by poszło nie tak to pocisk przeleciałby dalej. Znając szczęście Rudzielca to trafiłoby w niego albo Akirę. Chociaż trochę by mu było szkoda jakby Marudę rozsmarowało bo te utarczki słowne, te drobne złośliwości, ten finezyjny fechtunek słowny był czymś co odwracało jego myśli od pewnego zdarzenia.  No ale jak to mówią „nieszczęścia chodzą parami” i nic się na to raczej nie poradzi. Można powiedzieć, że wtedy udowodniliby w sposób naukowy istnienie pecha.
Rudy nie widział w Susan zbytniego zagrożenia. Znaczy nie widział chwilowo bo stosunkowo niewiele o nie wiedział. Co jeśli poza leczeniem ran może je również czynić komuś? Jest taka opcja zwłaszcza, że nie sprawdził jej rasy w żadnej bazie danych i chyba to zrobi po powrocie na okręt.
- A myślałem, że marudzenie nie zużywa energii i jest jej głównym silnikiem napędowym – rzucił w myślach densorin. Nie mógł jednak pozostawić komentarza Akiry bez odpowiedzi i kiedy tylko Tarikushian ją podniósł to Lis już wiedział czym dziewczynie będzie można dołożyć za kilka chwil. Z drugiej jednak strony nauczony poprzednią sytuacją prewencyjnie postanowił odsunąć się o krok i w razie czego mieć łapy w pogotowiu by zatkać uszy. Zastanawiał się tylko czy Akira okaże się na tyle nierozważną by dać rozwalić się czołgowi, który stoi nieopodal i po raz kolejny w nich by mierzył. Ciekawe czy osoba przy dziale dopisuje jakieś kreski za każde takie przekręcenie?
Lis szedł za Tarikushianem chwilowo nic nie komentując bo jeszcze faktycznie zacznie do nich ten czołg strzelać. Nawet maszyna pewnie ma jakieś granice cierpliwości. Poruszający się ogon lisa wskazywał na to, że wprost nie może się doczekać jakiejś rzeczy. Najwyraźniej w głowie miał swój mroczny plan, który za kilka chwil zrealizuje. W tym czasie zostali uraczenie ciekawostkami o widmach. Było to dosyć intrygujące, że nie muszą mieć ciał. To by nawet wyjaśniało niektóre z rzeczy, które robił Nodin z tamtych cienistych sztuczek. Może jeśli są też istotami duchowymi czy jak to tam inaczej nazwać, to można w jakiś sposób odratować ich „duszę”. Być może został jakiś skrawek po tym jak Kattal załatwił Sunada i ktoś go po prostu wskrzesił z tego? Chyba, że istnieje życie po życiu po życiu i da się wyjść z tego stanu. Niemniej jeśli tamto widmo mogło wrócić to niezależnie czy zabiją Czarny Ogień to ten powróci również. Czemu miałby nie powrócić skoro był wyraźnie silniejszy od tamtego widma?
Z początku Lis spodziewał się zupełnie czegoś innego. Jakiejś kuchni polowej, metalowych i futurystycznie wyglądających ławek, a wnętrze namiotu prezentowało się nader prosto. Na szczęście były przystosowane do rozmiaru większych istot i nie będzie problemem usiąść. No gorzej dla tych istot, które mają mniej niż 2 metry wzrostu bo pewnie jakiś dyskomfort odczują, ale zawsze Akira może usiąść na kolanach któremuś z nich albo podstawi jej się poduszkę czy coś. Może nawet taki fotelik by miała wyżej. Lis zasiadł po prawicy Tarikushiana z niewielkim odstępem by nie szturchać się podczas jedzenia. Spojrzał tylko na Akirę, która zanim usiadła to odczyniła dziwny taniec nowoczesny. A może to jakiś rytuał, który czynią ludzie zanim zasiądą do stołu? Lis tylko musiał sobie wygodnie przełożyć kitę i było po problemie.
Chwilę potem pokazano im, że takie pozornie drewniane ławki również mają w sobie troszkę techniki. A może AR jest po prostu zaimplementowane na terenie całego tego pomieszczenia, a konsole są rozmieszczone w nieco innych punktach? Może za całość odpowiada co innego, a nie sama ławka, która jest najzwyczajniejszym w świecie meblem? Niemniej zanim przejdzie się do jedzenia to należy zająć się rzeczami ważnymi i ważniejszymi. Lis ściągnął ten plecak i położył sobie go pod nogami żeby nie przeszkadzał. Następnie przyszedł czas na TEN moment.
- Widzisz księżniczko? Coś w sobie tam masz, że ponad dwumetrowe samce lubią cię nosić. Musisz jeść bo nie urośniesz. Za kilka lat jak pójdziesz do szkoły średniej, a tam już jednak ławeczki są trochę wyższe – nie dość, że zakpił sobie z jej wzrostu to jeszcze przyrównał ją w finezyjny sposób do uczniów podstawówki tym bardziej podkreślając jej niski wzrost. To była jego krótko wyczekiwana okazja do słownej utarczki. Oczywiście z pyska nie schodził mu uśmiech i kto choć trochę orientował się w tym jak wyglądają zaczepki Lisa to wiedział, że szybko ten fechtunek słowny nie zostanie zakończony. Zwłaszcza, że nie był nawet specjalnie agresywny czy wulgarny, a po prostu rzucał sobie żarciki i komentarze. Takie typowe śmieszki.
Oczywiście Lis otworzył panel i przejrzał menu. Jako, że jego podgatunek jest wszystkożerny więc raczej mógł zjeść każdą rzecz z tej karty dań jednak sam zdecydował się na porcję schabu z grilla, któremu towarzyszyły grzybki oraz włoszczyzna. Do tego rzecz jasna woda, bo alkoholu Rudzielec nie może pić na służbie. Chociaż nawet jeden kielich by mu nie zaszkodził przy tej masie ale lepiej nie ryzykować.
- Od jakiegoś czasu mnie w sumie zastanawia jak to się stało, że poszłyście z widmem? Ja wiem, że na Ziemi uczy się by nie wsiadać do samochodu z obcymi ani nie brać od nich cukierków ale chyba widma nie łapią się pod tę regułę? – zapytał w sumie obie. Mogła nawet Susan zacząć opowiadać, zaś po chwili jeszcze zerknął w stronę Bhunnikima z bardzo podobnym pytaniem „a jaka jest Twoja historia?”.
- W sumie jeśli jutro miałby być wasz ostatni dzień to jak byście go spędzili zakładając, że możecie go wykorzystać w pełni? - rzucił w sumie do ogółu. On sam najpewniej taki dzień spędziłby z samicami, a potem poszedł na sparingi. Oczywiście znalazłby w grafiku chwile ze znajomymi i bliskimi ale przecież żadna z opcji nie wyklucza tego prawda? W gruncie rzeczy Lisowaty nie był aż tak skomplikowaną istotą. Żyje się tylko raz i do przodu!
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Pią Sty 06, 2017 10:30 am

Czasami życie podrzuca ci drobne radości. Nie wynikają one z zawiści, uczuć czy czegoś. Po prostu lepiej ci się robi w chwili gdy także ktoś inny obrywa tak samo jak ty. W tym wypadku- gdy zaczyna do drugiej osoby celować ten sam czołg który celował do Bhuna. Sam Barytf pozwolił sobie na uśmiech który ponownie skrywał hełm. No, nie jestem jedyny. Rozumiał negowanie zagrożenia, i to jest minus maszyn. Chociaż może lepiej gdy działają zero-jedynkowo? Kto ich tam wie...
Skinął głową na kierunek wybrany przez Tarikushiana. Rozglądał się po obozie, będąc ciekawym co go trafi. Z tego powodu nie zwracał uwagi na to co mówi reszta. Dopiero gdy dochodzili do namiotu, "wrócił" do reszty. Ciekawe co znaczył ten napis? Musi podpytać o to ziemian. O ile się zorientował, ziemianie mówili tym samym językiem, ale mieli trochę inny alfabet. Znaki te same, ale inaczej układane słowa. Jednak zapowiadało się że jeżeli kiedykolwiek wróci na Shins, warto wspomnieć o Ziemi. Wyglądała na dobrego partnera do rozpoczęcia stosunków międzygwiezdnych... O ile Imperium nie przejęło władzy. Zostawiał ich w pokojowym stosunku, ale wiedział, że napięcie między Imperium Shins, które dążyło do podbicia reszty planet, a resztą frakcji (Kupcy i Dyplomaci) było dosyć duże. Łatwo tego nie załagodzą.
Skończmy jednak te rozmyślania. Na pytanie Tarikushiana odpowiedział twierdząco. Chwycił hełm i dpiął go od reszty kombinezonu. Rozległ się syk powietrza. Kliknęły zatrzaski, i po chwili twarz Bhuna, z neutralnym wyrazem ukazała się reszcie. Jedynie ta zielona śliwa pod okiem... Niezbyt przyjemny efekt bliskiego spotkania na linii statek-podłoże, lotem koszącym. Jego oczy świeciły lekko czerwienią. Głowa ogolona na łyso... No, to co widać było u większości żołnierzy. Odetchnął. Powietrze wydawało mu się czystsze, ale już wiedział dlaczego. Przywykł do ciężkiego powietrza którego nie było jak odnawiać. Tutaj owszem, też były Siadł obok, i przyjrzał się nieufnie menu. Nie znał tych potraw i roślin, więc... Nieufnie przyjrzał się potrawom. Zupy... Tak, może lepiej nie ryzykować i wziąć zupę. Jak coś w niej żywego było, to w wodzie powinno się utopić. Wybrał jakąś czerwoną zupę, obok której znakami napisano "Barszcz z uszkami". Nie majstrował dalej, liczył że to wystarczy. Na spojrzenie lisa wzruszył ramionami.
-To długa i nie wesoła historia-Powiedział. Jednak następne pytanie go zastanowiło. Co by zrobił? Zależy gdzie by był. Na ziemi tylko wykonałby misję, poprzez wysłanie nasion na ojczystą planetę. A na Shins? Pewnie wraz z resztą oddziału całą resztę dnia. Jaseran znowu by kozaczył, Gerdufen zapewne by próbował ich rozśmieszyć... Byłoby jak przed odprawą na misję. Wtedy widzieli się ostatni raz, atmosfera była grobowa. Każdy w milczeniu popijał, i tylko nieliczne rozmowy były. Napięcie rosło, aż Bhun nie wyrobił. Uderzył pięścią w stół i powiedział reszcie "Panowie, to miała być pożegnalna wódka, a nie pogrzeb". Choć nikogo to nie rozśmieszyło, odniósł wtedy zamierzony efekt. Zaczęli rozmawiać, składać dziwne prośby (Zostaw mi na nagrobku "Won z kwiatami! Za dużo tych morderców!") i ogólnie się bawić. A potem wyruszyli.
Nie wypowiedział na głos odpowiedzi. Zamyślił się w oczekiwaniu na odpowiedź.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Wto Sty 10, 2017 1:45 pm

Ten czołg, co uznał Susan za zagrożenie wymaga chyba aktualizacji systemu, a już na pewno bazy danych potencjalnych niebezpieczeństw, ewentualnie, skoro jest myślący, rozmowy z psychologiem na temat zachowań paranoidalnych. Reakcję maszyny oraz towarzyszący jej komentarz Susan skomentowała wzruszeniem ramion. Nie żeby życie bardziej materialnych istot niż ona sama jej nie obchodziło, po prostu uznała, że podniesiony głos zaproszonej do obozu osoby nie jest wystarczającym powodem, by strzelać w kierunku namiotu dowódców i zwyczajnie zignorowała nadpobudliwość czołgu.
W odpowiedzi na wyjaśnienia Lisa odnośnie tradycji oraz przypomnienie jego imienia przytaknęła kilkakrotnie kiwając głową, ale nie zmuszając się nawet do zwykłego "uhum", które wymagało zdecydowanie za dużo zachodu, jak na tak jałową wymianę zdań. Zdecydowanie gwałtowniej zareagowała na podniesienie Akiry mimo jej niechęci i protestów. Jej wnętrzności zakotłowały się, a sama kosmitka popatrzyła na włochatego zdecydowanie karcącym wzrokiem.
- Potrzebujesz chyba korepetycji z ludzkiego. Toż to jest gwałt, nawet jeśli robiony w dobrej wierze... - zauważyła, gdy tylko naburmuszona Akira przestała walczyć, po czym westchnęła potrząsając głową i dodała już cichutko, jakby pod nosem - Tylko wara od progów.
Pofrunęła za całą resztą ku stołówce, która na całe szczęście dla Tarkushiana była namiotem i koło progu nigdy nie leżała, inaczej by żołnierz doświadczył niewyobrażalnie długiego i całkiem bezsensownego kazania, a czołg mógłby ostatecznie stracić cierpliwość.
- Jestem niczym gąbka wchłonąca obrażenia, nie mogę jednak zabrać ran śmiertelnych, lub w sumie śmiertelnych. Do zdrowia wracam tak samo szybko, jak by wracał pacjent, jednak bez bliznów i powikłań - wyjaśniła nie będąc do końca pewną ile może zebrać od ludzi do kompletu z raną Nodina, jeśli ta wciąż się jeszcze nie zagoiła, w końcu wciąż nie wiem, jak szybko regenerują się Widma i ile obrażeń mistrza Rhoshana jest jeszcze widocznych.
Już będąc w namiocie podfrunęła do wybranego stołu i tak została. Wysokość ławek jej w żadnym stopniu nie przeszkadzała skoro zdecydowała się zawisnąć nad nimi raczej bliżej sufitu niż podłoża. Z ciekawością przyglądała się menu i zdjęciom dań, z których większości nie znała, skoro dopiero teraz, właśnie w tej chwili poświęciła po raz pierwszy dłuższą chwilę ludzkim nawykom żywieniowym. Spróbowała przerzucić stronę naśladując ruchy towarzyszy sprawdzający, czy urządzenie w ogóle je wychwyci. Ciekawe, czy to coś działające "zupełnie jak telefon z wyświetlaczem dotykowym" bazowało na wychwytywaniu głębi dwoma, dyskretnie umieszczonymi kamerami, podczerwienią, czy może posiadało bazę danych wszelkich możliwych kształtów, wszelkimi możliwymi dłońmi - tymi bardziej i mniej włochatymi. Jeszcze bardziej ciekawe, jak to coś zareaguje na półprzeźroczysty i bardzo niewyraźny oraz dosyć nieudolny gest początkującego w zakresie obsługi menu Perhavianina.
- Jak to smakuje? - zapytała po zajrzeniu Lisowi przez ramię i zauważeniu jego decyzji. Masz babo placek i grillowanego schabowego... wyjaśnij teraz ślepemu od urodzenia, jak wygląda fioletowy. Może jakby się głębiej zastanowiła nad pytaniem nie zadała by aż tak bezsensownego, ale formułując je najwięcej czasu poświęciła na przypomnienie sobie poszczególnych słów po angielsku.
- Trochę z ciekawością, był jedyną osobą, która wiedziała, co tu się odjanieprawia, a trochę nie miałyśmy wybór. Wsadził nas na grzbiet i pogalopował do centrum. Podczas inwazji chyba warto być w towarzystwie kogoś silnego i zorientowanego, czyż nie? - odparła w sumie za siebie, ale spodziewając się, że motywy Akiry były raczej podobne.
- Każda chwila może być moją ostatnią, nie czynię jej jednak z tego powodu wyjątkową - dodała beznamiętnie, wciąż grzebiąc w menu z tym większą ciekawością, jeśli jej gesty rzeczywiście przerzucały strony i poświęcając mu znacznie więcej uwagi niż samej odpowiedzi na dziwaczne pompatycznie brzmiące pytanie. Istocie, która spędziła grube, nie całkiem świadome, ale jednak miliony lat śmigając przez kosmiczną otchłań raczej nie zbierało się na sentymenty i rozważania nad sensem, czy końcem życia.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Czw Sty 12, 2017 2:49 pm

NPC Storyline - ERT/JTF|Tarikushian

Tar nic sobie nie zrobił z protestów Akiry. Głównie dlatego, że nie były one specjalnie stanowcze. Nie zrozumiał również o czym mówiła Susan, a dopytywać nie zamierzał. Gdy weszli do namiotu, na podziękowanie Akiry, biały stwór skinął jedynie łbem. Następnie skierował swe spojrzenie ku Susan.
-Powinnaś być już więc zdrowa.
Skomentował krótko kwestię ran przejętych przez widmo. W innym wypadku, co byłoby nie tak. A taka możliwość istniała, bo tykanie widm nie należało do zbyt rozważnych kwestii. No może nie było to nic złego ale zawsze warto dmuchać na zimne, zachować ostrożność. Nodin prawdopodobnie był już zdrowy, bo jeśli sam siebie nie wyleczył - to uleczył go zapewne znajomy bądź znajoma. Po prostu inne widmo. Warto pamiętać o technologii którą dysponowali, a która ostatecznie również mogła posłużyć temu celowi.
-Z drugiej strony... mowa o Nodinie. Albo zamorduje cię za dotknięcie go... albo podziękuje. Ta druga opcja jest lepsza. Warto mieć dług u widma.
Dodał, a następnie zamilkł na chwilę by wsłuchać się w ich rozmowę. Z resztą samiec sam był ciekaw jakim cudem ta dwójka trafiła na widmo, dodatkowo to konkretne, a następnie znalazła się tu gdzie się znalazła. W centrum inwazji. Panele reagowały oczywiście na ruchy Susan. Technologia była "przyzwyczajona" do mniej fizycznych istot.
Gdy Susan skończyła im wyjaśniać, jak to właściwie się stało, że tu trafiły - do pomieszczenia wleciało kilka dronów mających około pół metra. Po bokach, ze skrzydeł, wyrastały energetyczne podkładki z umieszczonymi na nich tacami. Tam z kolei były wszelakie zamówienia które przez ten czas mogli złożyć. Drony podleciały do stołu, a następnie przesuwając energię, ułożyły wszystko przed nimi - oczywiście wedle zamówienia - po czym odwróciły się i odleciały.
-Czyli podsumowując, typowe spotkanie z widmem. Przychodzi, robi co chce, jak chce, bierze kogo chce i dokąd chce. A ty nie masz nic do gadania.
Wyjaśnił na podstawie własnych doświadczeń oraz obserwacji. Na dobrą sprawę, znajdujący się tutaj Rhoshan, zapewne będzie to w stanie potwierdzić. Z resztą obie - Akira jak i Susan tego doświadczyły. Tylko Bhunnikim się do tej pory uchował.
Ku szczęściu grupki, mieli dobre kilkanaście minut by pożywić się, zanim sytuacja poza obozem uległa zmianie. A to przyszło jakiś czas później. Zaczęło się silnego wstrząsu. Ziemia zadrżała, a po okolicy rozniósł się odgłos wściekłego ryku. Jakby ogromna bestia, ukryta gdzieś w mieście - właśnie postanowiła ogłosić wszystkim swoje przybycie. Przynajmniej nikogo nie przyprawiło to o zawrót głowy. Tarikushian postawił uszy oraz spojrzał nieco w górę, nasłuchując co się dzieje. Znajdujący się na jego ramieniu ISAC nie pisnął słowa. Przynajmniej odnośnie tego eventu. Bo chwilę później, po okolicy rozniósł się huk. Był to odgłos trafienia jednego obiektu w drugi. Stwór podskoczył z ławki jak poparzony, a następnie wybiegł z namiotu by zobaczyć co się dzieje na zewnątrz. Wszystkie urządzenia typu "ISAC" w okolicy, zareagowały równocześnie, rzucając hasło "NIEBEZPIECZEŃSTWO".
Na zewnątrz tymczasem, dało się ujrzeć "topiącą się" lub "spopielającą się" barierę, która otaczała miasto. Zaraz potem, niebo zaświeciło się na biało. Z tego miejsca nie było to tak dobrze widoczne, jednak potężny promień energii trafił centralnie w okręt dowodzenia obcych. Maszyna momentalnie stanęła w ogniu, przyjmując na siebie dewastujący ostrzał oraz otrzymując krytyczne obrażenia. Dwa okręty wsparcia, widoczne nad miastem, natychmiast poruszyły się i zaczęły kierować ku północnej części miasta.
Niektórzy operatorzy The Core znajdujący się w obozie, otworzyli swe mapy strategiczne. Urządzenia pokazywały im okręt mający mniej-więcej pięć kilometrów długości - na północ od miasta.
-Magik do wszystkich jednostek. Bariera pada, powtarzam, bariera padła. Rozpocząć zmasowany atak na pozycje przeciwnika.
Odezwał się głos mężczyzny we wszystkich komunikatorach. Reakcja przyszła natychmiast. Pierwsze poruszyły się pojazdy opancerzone The Core, które bez wahania ruszyły sznurem w kierunku wyjścia z obozu - prowadzącego do miasta. Żołnierze zaczęli się pakować do ciężarówek oraz jeepów, niektórzy po prostu w biegu wskakiwali na przejeżdżające pojazdy opancerzone.
Tar podniósł rękę w stronę przejeżdżającego superciężkiego czołgu klasy Sivaas. Maszyna zboczyła z kursu, odrywając się od kolumny i podjeżdżając do do przedstawiciela CHG. Następnie, samiec obrócił się w stronę kompanów, którzy do tego momentu zapewne byli już na zewnątrz.
-Bhunnikim i Rhoshan. Wsiadajcie na Sivaasa. Udacie się z nim do miasta, zobaczycie gdzie będziecie mogli pomóc. Wspierajcie główne natarcie, wyręczajcie ludzi z zadań z którymi sami sobie nie poradzą. Minimalizujcie starty po naszej stronie.
Rozkazał im, sięgając jednocześnie do ISACa na swoim lewym ramieniu. Stwór odczepił go, a następnie rzucił Bhunowi.
-Przyczep go do siebie i nie zgub. Pozwoli tobie na kontakt z maszynami Jinkusu jak również będą ciebie rozpoznawać jako swojego.
Wyjaśnił mu, a następnie gestem wskazał im by wsiadali na pojazd, który był gotów wyruszyć w dalszą drogę. Teraz zwrócił swą uwagę na Akirę oraz Susan.
-Jeśli chcecie się z tego wszystkiego wycofać, teraz jest ku temu dobra okazja. Zaczął na początek. Stwór dał im możliwość wycofania się, odejścia w swoją stronę. Nie posiadały przeszkolenia ani doświadczenia. Wykazywały również zachowanie, jakby tutaj nie pasowały. Jako, że nie było miejsca błędy oraz pracę "na 50%", Tar chciał to rozwiązać teraz. -W innym wypadku, mogę was odesłać do punktu medycznego. Można spodziewać się więcej rannych niż do tej pory.
Wyjaśnił, czekając teraz na ich odpowiedź. Rannych będzie sporo, wszyscy tutaj zdawali sobie z tego sprawę. W końcu po operacji wojskowej, przyjdzie czas na operację poszukiwawczo-ratunkową. Piekło dopiero miało się rozpocząć.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1Pią Sty 13, 2017 4:09 pm

Słuchał uważnie rozmowy, nie chcąc im przeszkadzać. Nie wiedział z czym się mógłby się wkręcić w rozmowę. Z tym jak go trafili? Lepiej nie zamykać sobie drogi, bo po tej historii będą woleli nie ryzykować i raczej nie wpuszczą go na statek. Ot, przesądy.
Nie mniej, gdy wysłuchał opowieści, przybył posiłek. Spojrzał na zamówioną zupę. Pływały w niej kawałki... czegoś przypominającego ciasto. Ach, więc to są te uszka. Nieufnie zabrał łyżkę i spróbował. Nad wyraz dobre, chociaż nie w jego stylu. Ale te uszka za to mu pasowały. Akurat w jego guście. Jadł powoli, z taktem, milcząc. Obserwował przy tym ruchy towarzyszy. A co z jego hełmem? Został położony obok na ławce, by w razie czego można go szybko chwycić. Karabin dalej był przymocowany do pleców.
Wstrząs nie zapowiedział wesołych wieści. Jak coś się trzęsie, oznacza to koniec spokoju. Przynajmniej jego organizm pozbył się substancji, zatem użycie jej ponownie powinno dać taki sam efekt. Zatem był spokojny. Użyje jej tuż przed walką. Nie miała ona skomplikowanej budowy chemicznej, substancje do jej stworzenia powinien bez problemu znaleźć na ziemi. Tak czy siak, ponieważ już kawałek przed wstrząsem zjadł zupę, teraz był spokojny. Otarł usta w pancerz, i pochwycił hełm. Zerwał się z ławki, i nasunął hełm na oczy. Najpierw była ciemność, syknęły uszczelki. Po sekundzie, wizjer rozbłysł, prezentując wszystkie potrzebne dane. Pobiegł w stronę Tarikushiana, by być gotów do przyjęcia rozkazów. Widok topniejącej bariery go zaskoczył, choć nie na tyle że stanął w miejscu. Gdy niebo rozbłysło, instynktownie odwrócił głowę. Systemy hełmu też uległy ściemnieniu, by chronić wrażliwe oczy Barytfa..
-Wracam na pole bitwy-Mruknął do siebie. Tym razem jednak będzie wiedział kto jest po jego stronie, a kto jego wrogiem. Powtórki z kosmosu nie będzie. Był członkiem oddziału feniks. Pora pokazać, że odznaka na mundurze zobowiązuje. Słysząc rozkazy stworzenia, skinął głową. Aktywował szybki test rzutników. Systemy sprawne.
-Wszystkie systemy sprawne. Gotów do wykonania rozkazów-Powiedział oficjalnie. Nie zdziwił go fakt wykorzystania czołgu jako podwózki. I tak tam jechał, więc czemu by tego nie wykorzystać.
Złapał komunikator. Zatem bratobójczy ogień nie powinien być mu groźny. Teraz tego nie zepsuć. Dostał swoją szansę, więc nie zmarnuje jej. Chociaż pewniej czułby się z resztą oddziału, stworzenie obok powinno zwiększyć szanse. A właśnie...
Bhatgen spojrzał na Rhoshana. Umięśniony, wyglądał na gotowego zabijać. Barytf miał podejrzenia, że miał na razie do czynienia z ludzką częścią tego czegoś. Dobrze, że nie jest po drugiej stronie barykady, gdy władanie przejmie zwierzęca część. Wolał przeżyć. Pomóc w odratowaniu swojej planety.
W końcu po to się tu znalazł, a pomoc w ratowaniu tutejszej ludności wyszła tak... przypadkiem. Zaangażował się w konflikt, więc... nie, to konflikt wciągnął w to jego. Ciekawe czy inni mieli podobnie.
Przyczepił urządzenie do wewnętrznej części lewego przedramienia. Następnie puścił lisiastego przodem, by wiedzieć jak wejść na machinę. Gdy się na niej znalazł, skierował wzrok na towarzysza.
-Wiem że trochę dziwne pytanie... ale jak odróżnię sojuszników od wrogów? Tylko proszę, bez odpowiedzi "źli będą w ciebie strzelać". Wolę nie być zdrajcą z powodu niewiedzy.-Zapytał.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Camp Johnson Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Camp Johnson
Powrót do góry 
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Stany Zjednoczone Ameryki :: Houston (miasto w odbudowie)-
Skocz do: