|
| Punkt teleportacyjny - wejści do Groty | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Punkt teleportacyjny - wejści do Groty Sob Sty 21, 2017 6:24 pm | |
| Przed wejściem do ogromnej jaskini stoi dosyć wysoki czarny obelisk. Opisany jest świecącymi się, błękitnymi symbolami, które najwyraźniej są elementem zaklęcia rzuconego na głaz. Sam obelisk ma około 10 metrów wysokości, a na samym jego szczycie nawet zatknięty jest znak dla podróżników od którego rozchodzą się cztery ścieżki. Opisane tutejszym alfabetem rzecz jasna. Do wnętrza Groty Katharsis, w stronę Corpse Carnival, Zatoki Rzeźnika no i Ziemie Nieumarłych. Jeśli zaś chodzi o samo wejście do groty to przed nim wykopany jest głęboki rów wewnątrz którego widać zaostrzoną palisadę. Oczywiście jest również kładka, która opuszczana jest ze stróżówki po drugiej stronie. |
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Punkt teleportacyjny - wejści do Groty Pon Sty 23, 2017 10:20 pm | |
| Gdy okazało się że na miejscu jest względnie bezpiecznie Lvelias pozwolił sobie mocniej oprzeć się na kosturze i wziąć kilka głębszych wdechów. Odczekał kilka chwil aż w głowie przestało mu huczeć od walki z panterami i przywrócił wszystkim ich zwyczajne spektrum słuchu. Widok przechadzających się wokoło niedźwiedzi bardzo uspokoił druida. Bądź co bądź on też uważał te stworzenia za ważne religijnie. Zastanawiało go tylko czy w tutejszych niedźwiedziach znajdzie tę samą powagę, mądrość i dostojeństwo, co w zwierzętach ze swych stron. - Podoba misie tu. - rzucił prawdopodobnie najgorszym możliwym dowcipem świata. Znów przypominał trochę nieobecnego, niegroźnego wariata. Na jego twarzy znów zagościł uśmiech, jakby przed paroma chwilami wcale nie byli atakowani przez miejscową faunę i florę. Gdy tylko zobaczył obelisk wygrzebał z torby swoją busolę i zobaczył czy w jakiś sposób zareagowała na obecność nowego węzła. Jeśli zrobiła to automatycznie, to dobra ich. Jeżeli nie, to będzie musiał tu przyjść kiedy indziej, aby dostroić przedmiot. Na próbę wyłudzenia od nich pieniędzy przez kobietę najpierw zareagował przesadnie może odegranym zdziwieniem, a następnie jej też posłał uśmiech. Odebrał na chwilę za przyzwoleniem kobiety monetę po czym zarysował ją zębami aby sprawdzić czy jest ze złota. Jeśli tak, to pewnie warta jest tyle i wykorzystany na nią kruszec. Znaczy to że miały wartość mniej więcej taką jak monety bite w Otherworldzie... - Wprawne oko, naprawdę wprawne. - zaczął dziwnie wypowiedź - Widzę że nie zmylił was nasz wygląd skromnych pielgrzymów i przejrzawszy przez naszą powierzchowność potrafiliście dostrzec nasze bogate wnętrze i postanowiliście nas skroi...wyrównać rachunki za swoją nieocenioną pomoc. - tutaj odkłonił się grzecznie w geście podzięki, na który nikt tutaj nie liczył. - Jednakże jak już mówiliśmy, nie jesteśmy stąd, a wszelkie nasze bogactwa spowalniały by nas tylko w drodze. Na pewno nikt tak jak wy nie zrozumie tego lepiej. Cały nasz dobytek oczekuje naszego powrotu za barierą. - Lvelias poczekał trochę, aby ocenić wyrazy twarzy rozmówców. Gdyby przybierały choć trochę nieciekawy wygląd doda zaraz - Ale mam kontrpropozycję! Wynajmuję was! Może tego po mnie nie widać, ale dysponuję sporym kapitałem. Wierzę też że natura, a może nawet sam duch niedźwiedzia, przysłał mnie tutaj żeby przywrócić tutaj równowagę. Ale potrzebuję do tego strażników i przewodników. Gdy nam się uda oddam wam dwukrotność tego ile żądaliście za swe wilki, oraz dwukrotność tego ile normalnie kosztowałaby taka służba. To prawdopodobnie znaczyło dużo dużo. Ale z datków i wpływów warowni pieniędzy wciąż przybywało, a on sam niemal nic z tego nie wydawał. W skarbcu powoli kończyło się miejsce. Nic się nie stanie gdyby raz co jakiś czas nadszarpnął trochę fundusz. Zwłaszcza jeśli to dla dobra posługi. -Czy jeżeli niechcący zabluźniłem którąś z tych myśli moglibyście zwrócić mi uwagę zanim sięgniecie po miecze? Innaczej miałbym problemy z należytym ukorzeniem się.
----------Jeżeli się zgodzą---------- Lvelias z ekscytacji niemal aż podskoczył i wyciągnął rękę w stronę mężczyzny i kobiety uprzednio na nią spluwając. W ten sposób umowa została zawarta. -Najpierw chyba powinniśmy odpocząć. Rozumiem że macie tutaj do załatwienia pilne sprawy, które wymagają waszej uwagi zanim nie wyruszymy. Czy do tego czasu bylibyście tak mili i wskazali nam miejsce noclegu, oraz pracownię magiczną, jeśli taką posiadacie?
------Jeżeli się nie zgodzą--------- Cóż, tego trzeba się było spodziewać. W takim razie trzeba będzie pewnie zdobyć te pieniądze, jeśli nie chcieli nocować na zewnątrz i robić sobie ze skrzydlatych większych wrogów niż są. -Oddamy co należne. Druidzi zawsze spłacają swoje długi. Ale żeby to zrobić musimy najpierw wejść do miasta. - Lvelias pochwycił prawdopodobny wyraz twarzy kobiety. - Na pazury niedźwiedzia, jestem uzdrowicielem, nie złodziejem. Coś mi mówi że przy waszym ulubionym zajęciu w mieście znajdzie się niejeden potrzebujący mych usług. To jak? |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Punkt teleportacyjny - wejści do Groty Czw Lut 02, 2017 5:24 pm | |
| Potężne zakłócenia, wypełnione pustką, która pojawiła na obszarze miasta Houston oraz przyległych mu terenach w amerykańskim stanie Texas. Kilka tysięcy kilometrów kwadratowych terenu z którego istnienie wszelakich form magicznych zostało dosłownie zmiecione, wymazane. Wydarzenie to wyczuwalne było dla istot na całej planecie, jak również poza nią. Uczucie słabości, niepokoju, strachu czy pustki. Każdy czuły na magię odebrał to inaczej.
|
| | | Sly
Liczba postów : 214 Data dołączenia : 04/10/2015
| Temat: Re: Punkt teleportacyjny - wejści do Groty Sob Lut 11, 2017 11:21 am | |
| Nathan patrzył na mężczyznę podejrzanym wzrokiem. Niestety, wyczyścił już broń zatem zmuszony był ją schować. Co z resztą uczynił, w końcu nie będzie ich prowokować. Ryzyko jest za duże, a to pewnie jest jakiś rezerwat niedźwiedzi. Wsparcie wezwą i tak dalej. Z pierwszą brygadą zmagiczowanych niedźwiedzi lepiej nie walczyć. Jednakowoż, Renko nie został bezbronny. Ostrze Deckena dalej miał w dłoni, i choć szermierz z niego dupa, to da radę. Słysząc wszystko, co proponował Lvelias, Sly miał ochotę strzelić Facepalma. Spojrzał na Lveliasa zdołowany. -Nazwijmy rzecz po imieniu, dobrze?-Powiedział ostro. Owszem, Lvelias mógł dobrze myśleć, jednak Renko wolał zawetować. Może ten elf miał jakieś bogactwa w swoim garnku złota. Tyle, że potrzebne były im teraz.-Próbujecie trochę zarobić na tym fakcie, jednak my nie jesteśmy winni stracie waszych wierzchowców. I tak by zdechły w wyniku tego ataku panter, a gdyby nie to, że ściągnęliśmy ich część na siebie, to może właśnie byście leżeli martwi. Nie umniejszam waszych umiejętności, ale każdemu może powinąć się noga-No to jedziemy. Czas wywołać wojnę. Bo atak panter sprzed chwili to za mało, trzeba się potłuc z jakimiś skrzydlatymi wojownikami.-Możesz mnie teraz śmiało zamordować. Jednak taka jest prawda, i mam nie wmówisz mi, że jest taki zwyczaj. Poza tym, niby co takiego wyjaśnia tą cenę? 100 sztuk złota za dwa wilki, które nie potrafią się nawet obronić?-Dodał szybko. Tak, teraz to ten moment, gdy materializuje rapier, i wściekle przebija nim Nathana. Trudno. Nie będzie płacił jakiej cebuli, która szuka okazji do zarobku. A, że nie dostanie się do miasta? Jest złodziejem. Będzie koczował, wręcz czekał na przeciwnika. Nieuwaga strażnika, wejście na mury. Miał ukryte ostrze, miecz i pistolet. On sobie nie da rady? Może i zepsuł tym plan Lveliasa. Nie będzie jednak pozwalał się oskubać. Uliczne targowanie? Jedna z jego umiejętności, gdy dochodziło do podziału łupu. Oczy skryte za szkłem okularów poruszały się szybko. Jego prawa ręka przysunęła się do schowanego pistoletu. Sytuację można by porównać do pojedynku na rewolwery. Czekał na ruch przeciwniczki, by móc uzasadnić swój wystrzał w jej stronę. Owszem, wygarnął jej lekkomyślnie, co leżało mu na wątrobie. Ale są priorytety. No i skąd on miał wyciągnąć 200 tych "diaxów"? |
| | | She-Hulk
Liczba postów : 108 Data dołączenia : 17/04/2013
| Temat: Re: Punkt teleportacyjny - wejści do Groty Pon Lut 13, 2017 3:19 pm | |
| Po bitewnym zgiełku przejście przez portal druida było niemal jak zanurzenie się w głęboką wodę - cały dominujący dotąd hałas uległ wytłumieniu, a odgłosy przyrody i codziennej krzątaniny, które go zastąpiły, stanowiły tylko element tła. W błogiej ciszy skupiła się więc na skontrolowaniu swoich szybko zaleczających się obrażeń i coraz bardziej sponiewieranego przyodziewku, gadaninę pozostawiając druidowi. To jest do momentu, w którym usłyszała, że w rozmowę wtrąca się Renko. Jen przymknęła oczy a jej twarz przybrała wyraz skrajnego cierpienia. Co ten kowboj sobie wyobrażał? Że prowokowanie całej zgrai wyszkolonych żołnierzy, z których każdy prawdopodobnie dorównywał jej siłą, było dobrym pomysłem? „Popieram, zamordujcie go,” pomyślała, ale powstrzymała się od wypowiedzenia tych słów na głos. Oczywiście żądania skrzydlatych były niedorzeczne i oburzające, i gdyby miała szansę dowieść ich bezpodstawności przed dowolnym sądem, wygraną miałaby w kieszeni. Zdążyła się już jednak przekonać, że amerykańskie prawo nijak się miało do panującego tutaj. Uznała więc, że wszelkie pretensje najlepiej będzie zachować dla siebie… przynajmniej dopóki nie pozna lepiej miejscowych obyczajów, albo w inny sposób nie zyska pewnej przewagi. Dopóki istniała szansa pokojowego rozwiązania problemu, nawet tymczasowego, Jen postanowiła zostawić dyplomację w rękach Lveliasa. Elf może i wydawał się ciut szalony, ale najwyraźniej nieźle orientował się w sytuacji, albo skutecznie sprawiał takie wrażenie… Musiała też przyznać, że jego argumenty brzmią sensownie i była szczerze ciekawa jak odniosą się do nich ich gospodarze. W tej chwili nie obchodziło jej szczególnie, czy rzeczywiście druid była tak bogaty, jak twierdził. Grunt, że istniała szansa na przekonanie jednoskrzydłych, by odroczyli spłatę tego wyimaginowanego długu. Potem wymyśli jak odpłacić Lveliasowi za wyciągnięcie ich z tarapatów. Starając się, aby wyglądało to na przypadek, przydepnęła bosą zieloną stopą but Nathana. Postarała się, aby było to bolesne, choć nie na tyle mocne, aby połamać biedakowi kości śródstopia. Spojrzała przy tym na skrzydlatą kobietę i uśmiechnęła się promiennie. - Nie słuchajcie go, kilka razy oberwał w głowę od drzewa i chyba jeszcze nie doszedł do siebie – rzekła, po czym ściszonym głosem, z uśmiechem wciąż przylepionym do twarzy, wysyczała prosto w ucho Sly’a: - Jeśli masz życzenie śmierci, ja nie zamierzam ci w tym pomagać. Zamknij buzię i pozwól miłemu druidowi załatwić tę sprawę polubownie. Nie każ mi się powtarzać. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Punkt teleportacyjny - wejści do Groty Wto Lut 14, 2017 9:00 pm | |
| Żart druida nie wywołał raczej negatywnych emocji. Można powiedzieć, że neutralne w wypadku kobiety oraz przemyślenia w stylu „z kim ja się zadaje?” zaś mężczyzna nawet odchrząknął z lekko uniesionym w górę kącikiem ust. Jemu chyba bardziej przypadł abstrakcyjny humor do gustu. Po przyłożeniu busoli do obelisku, wewnątrz niej zaświecił się jeden ze znaków. Wchłonął część energii magicznego artefaktu i zapisał ją wewnątrz siebie. Głównie to były współrzędne oraz kilka pomniejszych znaków wewnątrz (znakcepcja), które miały stabilizować ewentualne portale do tego miejsca. Współrzędne najwyraźniej jakoś łączyły się z tymi znakami. Było tam strasznie dużo liczb jeśli analizować każdy symbol oddzielnie. Moneta była z mieszanki złota oraz kilku kruszców, które nadawały jej wytrzymałości. Diament wewnątrz wyglądał również na autentyczny. Teraz pozostała kwestia proporcji wartości kamienia do reszty monety. Nawet propozycja Lveliasa wydawała się sensowna bo kobieta nie odrzuciła jej od razu. Pozostawała kwestia omówienia czasu takiego kontraktu oraz jakiegoś zabezpieczenia na wypadek gdyby chciał ją oszukać. Na to chyba miała już sposób najwyraźniej bo już chciała podać rękę, ale zdarzyło się coś niespodziewanego. Zwrot akcji jakim była wypowiedź najemnika, który mógł całkowicie pogrzebać ich szansę na dokonanie jakiegokolwiek interesu. - Przecież to wy zapaliliście światło i to przez was przyszły. Myślicie, że czemu jechaliśmy po ciemku? – oburzył się skrzydlaty mężczyzna. Nawet nie tyle za to, że zależało mu na pieniądzach. Bardziej z powodu utraconych wierzchowców oraz próby wymigania się od winy. Z drugiej strony to wyjaśnienie mogło być nawet sensowne, bo póki nie pojawiło się źródło światła nie było żadnego problemu z panterami. Widocznie światło potrafi odstraszać jak również przyciągać drapieżniki w tym miejscu. Lekcja warta zapamiętania. Już chciał sięgnąć po miecz jednak do wydarzeń została dodana jeszcze jedna rzecz, która zaskoczyła głównie Lveliasa i Skrzydlatą Kobietę. Niebo na moment rozjaśniło się, a następnie powróciło do dawnego stanu zaś kobieta złapała się za głowę i przymknęła oczy próbując dojść do siebie. Czuła się niezbyt dobrze i nawet przez moment się zachwiała co poskutkowało tym, że oparła się o swojego towarzysza. Podtrzymał ją przez chwilę i spojrzał pytająco na kobietę. Był zaniepokojony tym stanem rzeczy gdyż najwyraźniej jednak z drugiej strony sam nie miał chyba bladego pojęcia o magii. Mógł pewnie poczuć się trochę bezsilny w tej sytuacji. Widać potrzebowała teraz chwili by dojść do siebie. Oszołomiło ją to chyba na tyle, że nie miała teraz za bardzo głowy do prowadzenia interesów oraz zastanawiania co powinna począć ze Sly’em. To chyba było jedno z tych sprzyjających wydarzeń, które nie doprowadziło do rozlewu krwi. Nie oznaczało to jednak, że kobieta nie posłała mu nieprzychylnego spojrzenia, które otwarcie wyrażało jej dezaprobatę wobec tej akcji. Najpewniej to zapamięta jeśli stereotyp o pamiętliwości kobiet sprawdza się również na wyspie. - Rozważymy to jutro. Jak wypoczniemy – wypowiedziała zmęczonym głosem. W tym samym czasie pomost już prawie dotykał drugiej strony więc za chwilę będzie można na niego wejść i pójść dalej. Kobieta trzymała się ramienia mężczyzny, który zaczął ją prowadzić w stronę strażnicy. Ruchem głowy tylko wskazał żeby pozostali szli za nim jeśli oczywiście chcą. Po drugiej stronie kładki była wieża, którą wcześniej widzieli a opancerzony skrzydlaty właśnie podnosił most. Z bliska lepiej widać było ornamenty, które zdobiły jego płytowy pancerz. Naramienniki wyglądały jak rozwarte niedźwiedzie paszcze. Jedna również znalazła się na klatce piersiowej oraz po jednej na ochronę kolan i łokci. Rękawice przypominały bardziej pazury. Ostre, metalowe elementy najpewniej miały jakieś zastosowanie w boju. Nawet hełm wyglądał jak pysk niedźwiedzia, a przyłbica była tak skonstruowana że uniesienie jej wyglądało jak otwarcie paszczy. Jedyną nieopancerzoną rzeczą było skrzydło. Ciemniejsze, zachodzące w brąz jak u ptaka. Miało zdecydowanie mniej piór, a miejscami nawet ich brakowało. Jednak pustki były zastąpione czymś innym. Osobliwymi trofeami. Miał poprzywiązywane na rzemyku rzeczy, które przypominały ususzone uszy albo kły wyszarpane różnym bestiom. Opancerzony Skrzydlaty na plecach miał jeszcze broń. Nie był to miecz, a topór. Potężny, obosieczny oręż z drzewcem wykonanym z czarnego drewna. Ostrze było nieco wyszczerbione aczkolwiek definitywnie było ostre i wytrzymałe. Nie widać było w metalu żadnego pęknięcia więc może to wyszczerbienie było celowym zabiegiem lub po prostu oręż jest wykonany z czegoś wytrzymałego. - Widzę Vegrann, że z Auriel przynieśliście jakieś ochłapy do gniazda. Gdzie wasze wilki? – zapytał grubym, basowym głosem skrzydlatego, który w porównaniu z osobnikiem w pancerzu prezentował się jak kruk przy dojrzałym jastrzębiu. Vegrann jedynie się krzywo uśmiechnął i rzucił – Mieliśmy niewielkie kłopoty na szlaku. Głównie karczowanie lasu. Zrobisz mi przysługę Ragosh i powiadomisz Oficjum żeby się tym zajęło? Auriel musi odpocząć – wielki skrzydlaty kiwnął głową i wbił kołek w korbę mostu.
|
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Punkt teleportacyjny - wejści do Groty Czw Lut 16, 2017 8:42 am | |
| Druid w duchu przyznał że kultura pół-skrzydlatych fanatycznie religijnych najemników była bardzo interesująca. Jak wszechświat długi i szeroki Lvelias trafiał na wiele różnych społeczności, ale na niewiele z nich wpadało w obie skrajności jednocześnie. Najpierw nieomal ich nie zgładzono za przypadkowe i minimalne (w oczach druida) zbezczeszczenie obrazu ich bóstwa, a następnie gdy okazało się że wyprawa nie przyniosła należytego efektu postanowiono spłukać ich do suchej nitki. Gdyby nie znalazł się po niewłaściwej stronie tego wszystkiego mógłby uznać to za fascynującą enklawę z punktu widzenia socjologi. Teraz niestety czuł się gorzej niż amerykański turysta w tybecie. Całe szczęście bywały we wszechświecie druid zaczynał się już orientować w światopoglądzie gwardii. Dlatego odwołał się zarówno do możliwości zarobku, jak i możliwej pomocy innemu wysłannikowi niedźwiedzia. Wiedział że nawet jeśli się nie zgodzą, to nie przejdą obok propozycji obojętnie. Wszystko szło dobrze, dopóki nie odezwał się ich cybernetyczny przyjaciel. Lvelias miał już go zdzielić kijem jak niesubordynowanego uczniaka, ale nagle stało się coś dziwnego. Niesamowita energia, a raczej fala braku jakiejkolwiek energii przetoczyła się przez polanę. Z punktu widzenia wszystkich dookoła druid upadł na kolana niemal w idealnie razem ze skrzydlatą kobietą i zastygł wgapiony w ziemię przed sobą, z wyrazem przerażenia na twarzy, jak gdyby gdzieś tam w trawie umarła krytycznie ważna dla wszechświata mrówka, a oni wszyscy byli już zgubieni. Tymczasem w głowie druida przechodziły dantejskie sceny. W momencie gdy fala uderzyła w druida pierwsze co poczuł to uczucie straty, bardziej dotkliwe niż utrata władzy w rękach czy nogach. Na moment stracił magię, która nie dość że była jednym z jego naturalnych zmysłów, to jeszcze stanowiła jego ciągłą więź ze światem. Uczucie, które go ogarnęło można porównać do jednoczesnej utraty dłoni, wzroku, oraz wszystkich bliskich istnień w jednym momencie. Lecz najgorsze nie było samo uczucie, lecz to gdzie go to uczucie zabrało... Lvelias rozejrzał się panicznie dookoła. Był w Otherworldzie, wszystko dookoła płonęło. Wszędzie ludzie, elfy i inni mieszkańcy walczyli, a raczej ginęli z rąk demonów. Ziemia pękała, niebem targał huragan, a czerwone błyskawice przecinały powietrze niczym otwarte rany zadawane rzeczywistości. Sam druid klęczał niemal pośrodku sporego krateru. W pobliżu leżały ciała reszty kręgu, powykrzywiane w makabrycznych pozach po nieudanej zasadzce na Króla Chaosu. Obok leżał jego mistrz, którego stan sam w sobie był świętokradztwem. Na jego kolanach leżała jego ukochana, która zamiast niego oddała swoje nieśmiertelne jestestwo na zmarnowanie. Cały jego świat, całe jego życie leżało na dnie tego krateru. Martwe i powykręcane przez chaos. Nagle sobie uświadomił prawdę. Ten cały czas, który pamiętał, życie przed nim, które miało jeszcze nadejść, w tym wyspa cieni przykrytą barierą była tylko ułudą. Marą zesłaną na jego umysł przez wroga w wyniku ataku w którym miał zostać zniszczony. Zamiast tego zniszczone zostało jego życie. Ogarnęła go absolutna niemoc. Klęczał z głową ukochanej na swoich kolanach i zaczął płakać. W jego życiu nie zostało już nic. Nic prócz zemsty. Odłożył delikatnie ciało ukochanej i z uczuciem desperacji sięgnął po święty kostur swojego mistrza. Momentalnie poczuł jak napływa do niego moc pokoleń arcydruidów, a także tego, co w kosturze, a także w nim samym zostawił chaos. Pomimo wielu prób i spożytkowania wielu ze swych mocy, jego ukochana nie powróciła do życia.. Pozostał mu już tylko jeden sposób na zjednoczenie się z ukochaną... Lvelias już miał złapać kostur i pognać na spotkanie z królem cieni, gdy nagle okazało się że znowu jest na polanie z obeliskiem, otoczony niedźwiedziami i (no niech będzie) przyjaciółmi. Skąpany zimnym potem rozejrzał się wokoło starając się ocenić, która z rzeczywistości jest prawdą, a która fikcją. Gdy już upewnił się co się stało. Szybko podniósł się na kosturze, przez co o mało znowu się nie wywrócił i wysłał rozpaczliwą wiadomość w świat. „Jestem uwięziony na wyspie cienia pod magiczna barierą. Wiele istnień i mroku uwięzionych ze mną. Potrzebuję pomocy w pomocy im” Do wiadomości dołączył magiczną sygnaturę, tak by odbiorca zdolny w magii mógł odcyfrować kto ją nadał i skąd. Próba była rozpaczliwa. Prawdopodobnie większość czasu gdy bariera była osłabiona spędził we własnej przeszłości. Miał tylko nadzieję że zdążył się zebrać szybciej niż ich więzienie i jakaś część wiadomości opuści wyspę. Nie liczył na to że przekaz dotrze do jego brata, który znajdował się przecież w innym wymiarze. Celował raczej w doktora dziwnego, oraz tajemniczego młodego czempiona, o którego istnieniu dowiedział się podczas ostatniej wizyty w sanktorum, a którego sygnaturę zapisał w jednym ze swych amuletów. Miał nadzieję że obydwoje znajdowali się wciąż w Nowym Jorku, bo tam wysłał impuls. Jednak żeby być pewniejszym wyciągnął jeszcze telefon. Ha! cała jedna kreska. Szybko wyszukał na liście kontakt "5t3p#3n $tr4ng&" i zaczął wpisywać tę samą wiadomość na klawiaturze. Jednak zbyt dużo wysiłku, zarówno fizycznego, jak i mentalnego, zbyt szybko po dojściu do siebie sprawił że druid opadł bezwładnie na ziemię (o ile nikt go nie złapał) z telefonem z niedokończoną wiadomością gdzieś w trawie. Odpoczynek, tak, tego potrzebował. Dalszą drogę dał się bezwiednie prowadzić, niczym prawdziwy starzec. Z krótkiej rozmowy przy bramie wyciągnął tylko imiona skrzydlatych. Widok słabego elfa, który nie wtrącał co i rusz nietypowych komentarzy, ani dziwnie się nie zachowywał mógł być pewną odmianą dla jego towarzyszy. |
| | | She-Hulk
Liczba postów : 108 Data dołączenia : 17/04/2013
| Temat: Re: Punkt teleportacyjny - wejści do Groty Czw Lut 16, 2017 12:47 pm | |
| Przerwała tyradę pod adresem Nathana gdy niebo ponad ich głowami nagle pojaśniało. Nie trwało to dłużej niż kilka chwil, było jednak zauważalne, podobnie jak efekt, jaki wywarło to na jednoskrzydłej kobiecie. Trudno było orzec, czy ów fenomen był bezpośrednią przyczyną jej nagłej niemocy, ale zbieżność tych wydarzeń w czasie dawała do myślenia. Jen już otwierała usta, aby zapytać co się stało i zaoferować pomoc, lecz w tej samej chwili stojący znacznie bliżej Lvelias opadł na kolana. Zielonoskóra natychmiast straciła zainteresowanie otoczeniem i przykucnąwszy obok elfa zaczęła mówić do niego i delikatnie poszturchiwać w próbie wyrwania go z katatonicznego stanu. Na próżno. Druid zdawał się nie widzieć i nie słyszeć niczego, jakby ni to zasłabł, ni to popadł w odrętwienie wywołane rozpaczą. Dopiero po dłuższej chwili drgnął i rozejrzał się nieco przytomniejszym wzrokiem. Wspierając się na kosturze a drugiej strony podtrzymywany przez Jen, w końcu chwiejnie stanął na nogi. Prawniczka ze zdumieniem patrzyła jak elf sięga do kieszeni szaty po telefon komórkowy i zaczyna coś na nim pisać. - Zwariowałeś? Przecież tu nie ma zasię… - nie zdążyła dokończyć, musiała bowiem ponownie chwycić druida, który tym razem chyba na dobre stracił przytomność. Podtrzymując go jedną ręką, drugą pospiesznie sprawdziła, czy mężczyzna jeszcze oddycha. Zerknęła na słaniającą się u boku skrzydlatego kobietę, a następnie kolejno na jej towarzysza i Nathana. - Co się właśnie stało? Oboje zasłabli ze zmęczenia w tym samym momencie? – zapytała, tonem głosu jasno dając do zrozumienia, że nie wierzy w taką ewentualność. Zarzuciwszy sobie rogatego na ramię, pochyliła się i podniosła z ziemi jego zapomnianą komórkę. Nie mogła się powstrzymać od rzucenia okiem na wyświetlacz. Niedokończona wiadomość, mająca być chyba rozpaczliwą prośbą o pomoc, nie pomagała w wyjaśnieniu przyczyny nagłego zasłabnięcia Lveliasa, jednak adresat wiadomości z jakiegoś powodu przyciągnął jej spojrzenie. Po chwili wpatrywania się w ciąg dziwnych znaków zrozumiała czemu wydały jej się znajome. Uniosła brwi, po trosze zdziwiona i rozbawiona. Bazgroły mogły być zupełnie przypadkowym ciągiem znaków albo wytworem delirycznego umysłu druida, ale zamierzała na wszelki wypadek poruszyć ten temat, jak tylko rogaty się ocknie. Pospiesznie wsunęła komórkę do kieszeni zdobycznej kurtki i skinęła głową skrzydlatemu wojownikowi, dając znak, że jest gotowa za nim podążyć. - Będę wdzięczna za wskazanie miejsca, w którym nasz przyjaciel mógłby w spokoju dojść do siebie. Odrobina wody do picia też się przyda, jeśli nie nadużyjemy w ten sposób waszej gościnności. Bez względu na to, czy doczekała się odpowiedzi, czy nie, ruszyła za mężczyzną, taszcząc na ramieniu nieprzytomnego druida. Nie omieszkała też posłać Nathanowi kolejnego ostrzegawczego spojrzenia, w nadziei, że pójdzie za nimi bez dalszego gadania. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Punkt teleportacyjny - wejści do Groty Czw Mar 02, 2017 8:27 pm | |
| Druid nie mógł być pewny czy jego wiadomość nawet przeszła, ale na pewno dał radę wysłać sygnał bądź po prostu impuls. Skrzydlaci za to w międzyczasie prowadzili drużynę w głąb swoich terenów. Kiedy most w końcu został podniesiony, Rogash klepnął Vegranna w ramię na pożegnanie i schował się do swojej wieży i po prostu najpewniej wrócił do tego co robił wcześniej. Tymczasem kobieta postanowiła wyjaśnić Jen o co dokładnie chodziło. Zaraz po tym jak prawie ponownie upadła i zapowiadało się, że jej kolega musiałby ją ciągnąć po kostce. Ten jednak po prostu podniósł ją i przerzucił sobie przez ramię dokładnie w taki sposób jak Jen niosła druida. Czyli na tak zwany worek ziemniaków, ukazując przy tym opięte w skórzaną zbroję pośladki kobiety. Sly, Lvelias i Jen mieli w sumie na co popatrzeć, bo pancerz przywierał do skóry niemalże w podobny sposób jak legginsy. - Coś… stało się z magią. Na moment jakby zniknęła… - powiedziała bardzo zmęczonym głosem, jakby przebiegła maraton bez chwili odpoczynku oraz o suchym pysku. Wyglądała dosyć źle, jakby się pochorowała, a jak się czuła to już można pozostawić wyobraźni pozostałych. - Ja tam się nie znam na tych magicznych sztuczkach, tylko baby coś tam u nas czarują, my wolimy ostrza niż jakieś krzywe słówka – skomentował Vegrann i mówiąc „my” miał tu najwyraźniej na myśli męską część ich społeczności. W sumie to mogła być bardzo przydatna informacja, kwestia tylko dlaczego kobiety mogły posługiwać się magią, a mężczyźni nie? Było to jakieś kulturowe tabu, a może jest to jakoś inaczej uwarunkowane? Nawet jeśli druid teraz słabo kontaktował to dla reszty informacja może okazać się użyteczna w przyszłości. Nathan szedł również za nimi tak jak Jen go o to poprosiła. Grupka w końcu miała przed sobą dosyć spore wejście do groty, a w oddali coś co wyglądało na kamienne drzwi. Obok drzwi była również ścieżka, dosyć szeroka, prowadząca w dół oraz głaz z klejnotem wewnątrz siebie. Wszystko wewnątrz jaskini oświetlone było podobnymi pochodniami, które już widzieli przy okazji tamtej karczmy jednak te paliły się ciągle. Można było zobaczyć, że to wszystko idzie w dół takim ogromnym lejem. Trudno było określić jak głęboki on był, ale zrzucając chociażby kamyk nie słyszało się dźwięku uderzenia. - To nie nasza wina…, że jesteście tępi jak cholera i nie potraficie wyczuć źródła, ale cóż… proste metody dla prostych osób – odpowiedziała kobieta na zaczepkę Vegranna. Widać, że takie sytuacje miały chyba często miejsce. Skrzydlaty dotknął klejnotu, a kamienne wrota otworzyły się. Była to kamienna klatka, w której zmieściłyby się ze 3 sporej wielkości wozy kupieckie oraz kolejny głaz w klejnotem. Mężczyzna wszedł do niego i wyczekiwał aż Jen i Sly również wejdą, po czym nacisnął ponownie klejnot. Drzwi się zamknęły i mogli poczuć, że zjeżdżają w dół. Pudło, w którym się znaleźli było najwyraźniej jakimś rodzajem windy. - Zatrzymamy się w zajeździe w Qel’thu Sa’d. Nie wpuszczą was do miasta bez glejtu – wytłumaczył Vegrann. Miasto najwyraźniej również miało swoje przepisy dotyczące przyjezdnych. Trochę jak wizy najwyraźniej. Ciekawe czy tutaj jest o nie łatwiej niż o wizę do Stanów? Po jakiś 5 minutach winda się zatrzymała. Przez ten cały czas nie towarzyszyła im żadna muzyczka, która zwykle w takich miejscach jest. Jedynie dźwięk obracanych kół zębatych. Drzwi otworzyły się i przed windą stało 5 skrzydlatych. 3 kobiety oraz dwóch mężczyzn. Panowie ubrani byli w bardzo podobny strój do tego, który miał Vegrann jednak mieli inne uzbrojenie. Jeden miał dwa topory, zaś drugi młot bojowy. Panie uzbrojone były w kusze i lekkie pancerze. Na głowy wszyscy z tej grupki ponaciągane mieli kaptury, a przy kobiet widać było jeszcze przypięte zasobniki ze strzałami. Chwilę temu pewnie grupka ze sobą rozmawiała, bo kiedy otworzyły się wrota to spojrzeli na „przyjezdnych”. Kobiety coś zaczęły między sobą szeptać, a mężczyźni tylko spojrzeli z wyraźną niechęcią na osoby w windzie. Nic jednak nie powiedzieli, zasalutowali Vegrannowi i weszli do windy kiedy z niej wyszliście. Podłoga w jaskini była praktycznie w całości wykonana z kostki brukowej. Sądząc po tym jakie były jej ściany to najpewniej wycięto je z oryginalnego podłoża jaskini. Było to zrobione zresztą bardzo precyzyjnie bo każda kostka pasowała do tej obok. Czasami tego brakuje współczesnym fachowcom, a tutaj proszę bardzo. Da się? Da się. Przed sobą podróżnicy mieli most, który liczył blisko 500 metrów długości. Rozstawione były na nim stragany kupców, zaś obok mostu pobudowane były budynki wewnątrz większych skał jaskini. Sam sufit był bardzo wysoko, a w oczy rzucał się ogromny klejnot, który podwieszony był właśnie pod nim na środku całej jaskini. Miasto zostało zbudowane praktycznie pod klejnotem, a sądząc po rzeźbach, które „broniły” wejścia do miasta to skrzydlaci nie są jakimiś słabymi budowniczymi. /ZT tutaj |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Punkt teleportacyjny - wejści do Groty | |
| |
| | | | Punkt teleportacyjny - wejści do Groty | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |