|
| Most Qel'thu Sa'd | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| | | | Sly
Liczba postów : 214 Data dołączenia : 04/10/2015
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Pią Mar 03, 2017 7:47 pm | |
| Nathan po prostu obserwował całą akcję.. a dlaczego? Wydawało się, że się zaciął. Jednak to była tylko iluzja, gdyż Renko wpatrywał się w wiadomość. Przybyła ona dosłownie w tej chwili, gdy druid wyciągnął telefon, a nawet kawałek przed. Owszem, chciał pochwycić druida, jednak zrobiła to przed nim zielona towarzyszka. Dlatego tylko obserwował. Wiadomość była od brata, i zdawała się początkiem większego spamu. "Gdzie jesteś?". Cała treść. Nie wyglądało to zbyt wesoło. Oj, będzie się tłumaczył... Ale takiej historii to jeszcze nie przeżył. Chociaż walka z tym Venomopodobnym była też "niecodzienna". Ale to było w NY, tam to wszystko jest możliwe. Wysłuchał faktu o tym, że faceci są bardziej do ostrza. Uśmiechnął się przez to pod nosem. No, i to ma sens. Może kobiety zwyczajnie mają naturę delikatniejszą, bardziej nadającą się do magii. On sam nie nadawałby się na maga. Bardziej jakiegoś skrytobójcę. Ewentualnie kiepskiego wojownika. Przysłuchiwał się rozmowie. Tak jak przypuszczał, kobiety mają delikatniejszą naturę i w ten sposób mogą wyczuwać źródła. Ciekawe, ciekawe... -Fajna winda. Nie spadnie, prawda?-Zapytał, gdy zaczęli zjeżdżać w dół. Przyjrzał się kryształowi. Świecił, pulsował? Może dałoby się ukraść taki jeden, i trochę kasy zdobyć... W zasadzie, to ciekawe jak zareagują na karabin na jego plecach. Takiej broni to chyba tu nie mieli, prawda? Wysłuchał nazwy. Kurczę, gorzej niż demoniczne. Dlaczego musieli wstawiać te '? Zawsze go zastanawiało. Ponadto, ciekaw był jak się wybiera imię takiego demona. Co, ojciec się krztusi i dopiero wtedy nazywamy synka? A kto ich tam wie. W piekle jeszcze nie był. Jeszcze Wysiedli z windy. Oho, straż? Nie, tylko oczekujący na windę. Dobrze, znając jego niewyparzony język, skończyłoby się to zamianą w miażdżonego jeża w kawałkach. Widać było jednak, kto z nich będzie stanowił główną siłę uderzeniową, kto walczył szybko, a kto osłaniał resztę. Nie chciałby ich spotkać w ciemnej uliczce... Tak czy siak, przed nim był ogromny most, a widząc tą kostkę brukową... Panie, kto panu to montował? Perfekcyjna, dopasowana... Nie to co dają u nas. -To robota magii?-Zapytał Sly zaciekawiony, stukając lekko w chodnik. Ludzie, chciałby takie. Świetnie maskuje tajne przejścia. Szedł wraz z resztą, przyglądając się straganom. Był ciekaw co tam oferują, coś kreatywnego też by zwędził. Pilnował też miecza i karabinu, wykorzystując sztuczki złodziejskie przeciwko nim. Wiedział kiedy spodziewać się zniknięcia rzeczy, unikał podejrzanych sytuacji. Zmysły miał wyczulone, wypatrując za okularami typowych złodziejaszków. Wsunął dłonie do kieszeni, i trzymał je cały czas na amunicji i pistolecie. Brak miecza raczej szybko by zauważył. -Tak z ciekawości... jaka jest u was kara za kradzież?-Zapytał niby niewinnie. W praktyce badał teren. Jak karali śmiercią, to nie ma sensu tego robić za rybę, co nie? |
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Pon Mar 06, 2017 1:01 pm | |
| Druid nigdy nie miał niczego przeciwko kartoflom, wręcz przeciwnie, to bardzo ważne w łańcuchu pokarmowym rośliny. Dlatego też nie miałby nic przeciwko porównaniu do nich, tudzież do ich wora, leżąc tak na ramieniu Jennifer. Dojście mu do siebie zajęło trochę czasu podczas którego za wiele nie kontaktował. Dochodziły do niego skrawki rozmów w tym nazwy miejsc i imiona. Może to przez chwilowe skołowanie, jednak wydawało mu się że gdzieś już słyszał inną, bardzo podobną wersję tego języka, nie był jednak w stanie przypomnieć sobie gdzie. W głowie kręciło mu się tak bardzo, że nawet pewnie nie poczuł niewielkiego przeciążenia, gdy winda wraz z pasażerami ruszyła w dół. Dopiero ziejący spod wielkiego mostu chłód nieco otrzeźwił elfa i zogniskował mu myśli. Nie dał jednak od razu tego po sobie poznać, wciąż leżąc na she-hulk i przyglądając się okolicy. Odruchowo już sięgnął ku stworzeniom pieczary. Skrzydlaci wymykali się jego zmysłom, ale może nie wszyscy, albo gdzieś tutaj żyły jakieś nietoperze czy inne zwierzęta. Gdy mijali ogromne posągi aż gwizdnął z aprobatą zauważając magiczny kryształ w oddali. Mógł być kolejnym ważnym elementem układanki, który pomoże im rozwiązać sprawę mroku. Ciekawe, tylko ilu nadętych arcykapłanów będzie musiał przekonać, żeby położyć na nim ręce. Dopiero gdy skończył gwizdać zauważył że gest ten mógłby być zupełnie źle zinterpretowany przez hulczycę, której zwisał przecież w dół pleców. Rozmowa skrzydlatych towarzyszy otworzyła mu oczy. Ich mężczyźni byli w stanie iść na rękę z hulkami, a tylko kobiety miały talent do magii. To sprawiało że w ich oczach Lvelias i Jen wyglądali mniej więcej tak samo, jak pierwsza oficjalna para homoseksualistów w Stanach Zjednoczonych. Pytanie tylko czy będą czymś tajemniczym i fascynującym, czy wręcz przeciwnie, godnym pogardy. Tak czy siak, prawdopodobnie gdy stanęli już przed zajazdem mógł stać o własnych siłach. (o ile nie był zmuszony do tego wczesniej)
|
| | | She-Hulk
Liczba postów : 108 Data dołączenia : 17/04/2013
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Wto Mar 14, 2017 7:38 pm | |
| Podążając za przewodnikiem wgłąb pieczary, która z każdą chwilą coraz bardziej przywodziła na myśl scenerię z Władcy Pierścieni, Jen chłonęła otoczenie wszystkimi zmysłami. Słuchała uważnie, ale sama niewiele mówiła. Analizowała każde zasłyszane zdanie i rozważała ich opcje. Wrogość napotkanych mieszkańców groty nie zmartwiła jej zanadto, zanotowała sobie jednak w pamięci, aby raczej nie liczyć na pomoc osób trzecich w tym dziwacznym mieście. Prawdopodobnie nowo napotkane osoby również widziały w niej orczycę, na to jednak niewiele mogła poradzić. Zmiana postaci z hulkowej w ludzką mogła przynieść jej teraz więcej szkody niż korzyści, postanowiła więc zaczekać, aż dowie się więcej o tutejszych zwyczajach. Po cichu liczyła jednak na to, że nie zabawią tu na tyle długo, aby znalazła na to czas. Co prawda chwilowo nic nie próbowało ich rozszarpać żywcem, to jednak mogło się w każdej chwili zmienić. Jedno nieostrożne słowo czy gest mógł sprowadzić na nich gniew skrzydlatych, o czym już zdążyli się przekonać w lesie. Mając to na uwadze, nie omieszkała obrzucić Nathana ostrzegawczym spojrzeniem, kiedy tylko pytanie o kary za kradzież wymknęło się z jego ust. Nie potrzebowali na głowach skrzydlatej inkwizycji. Mieli szczęście, że uszli z życiem z ostatniego starcia, a on już był gotów przysporzyć im kolejnych wrogów. Postanowiła zatrzeć złe wrażenie wcinając się w rozmowę z własnym pytaniem, zanim jeszcze skrzydlaci zdążyli sformułować odpowiedź. - Ten glejt, o którym wspomniałeś - zwróciła się do Vegranna. - W jaki sposób można go zdobyć? Macie tu jakiś urząd albo osobę, u której należy się o niego ubiegać? Z tym potrafiłaby sobie poradzić. Taką przynajmniej miała nadzieję. Formalności i urzędnicze narzecza nie miały przed nią tajemnic. Naturalnie w tym miejscu wszystko zdawało się odbiegać od norm, do jakich przywykła, mogła więc być w błędzie. Druid, którego niosła na ramieniu, poruszył się nieznacznie i wydał z siebie przeciągłe gwizdnięcie, potrząsnęła nim więc lekko i zerknęła pod własnym ramieniem na dyndającą parę stóp nad ziemią odwróconą głowę elfa. - Lepiej się czujesz? Mogę cię odstawić, chyba że podobają ci się widoki - zaproponowała z przekornym uśmiechem na ustach. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Pią Mar 17, 2017 5:37 pm | |
| - Jeśli by spadła to nawet byś nie poczuł, że umierasz – odpowiedział Vegrann mając w tym trochę racji. Upadek z takiej wysokości w kamiennej klatce mógłby być zabójczy dla większości osób, które nie są nadludźmi lub nie posiadają czegoś co zapewniało ochronę. Faktycznie nawet by nie poczuł momentu zmiażdżenia gdyby wszystko poleciało w dół. W sumie przez moment Renko miał ten zasięg, by przyjąć wiadomość jednak tak szybko jak bariera poszła w górę, tak wszelka komunikacja elektroniczna umarła i kreski spadły do braku. Cóż przynajmniej dało się połapać, że to dziwne niebo jest odpowiedzialne za blokowanie komunikacji ze światem zewnętrznym. Sly mógł nie wiedzieć o tym, że magiczni mieli bardzo podobny problem. Oczywiście wpływać na to mógł jeszcze fakt, że schodzą pod ziemię a tam komórki rzadko kiedy łapały zasięg. Druid w sumie wyczuł, że w tej jaskini żyją nietoperze oraz co dziwniejsze nawet jakieś owce i inne zwierzęta, które zwykle hoduje się dla mięsa. W dalszym zakątku groty jest nawet dosyć spory las, a gdzieś indziej wyczuł, że uprawiane są rośliny takie jak ziemniaki oraz inne warzywa. Wyglądało na to, że skrzydlaci jakimś cudem dali radę zagospodarować jaskinię tak, że można na niej hodować zwierzęta, a nawet uprawiać rolę. Najpewniej również tutaj mają jakiś dostęp do wody gruntowej, która płynie pod ziemią. Poza tym robiąc taki skan, Lvelias wyczuł jeszcze, że w tym mieście populacja sięga może 10 tysięcy z czego prawie połowa była obdarzona darem magicznym. Osoby, które wyczuwał miały bardzo podobną sygnaturę do tej jaką miała kobieta im towarzysząca. Dało się wywnioskować dzięki temu, że około tych 40-50% społeczeństwa stanowiły kobiety, a drugie mężczyźni. Oczywiście należało do tego doliczyć ewentualnych przyjezdnych. - Nie. To Krasnoludzka robota – odpowiedział Vegrann przechodząc między straganami i rozglądając się. Faktycznie jakby się przyjrzeć to towary sprzedawali nie tylko skrzydlaci, ale również znaleźli się nieumarli handlujący antykami i reliktami przeszłości. Widać też okazjonalnie było orków, którzy gabarytowo bardziej przypominali Hulka aczkolwiek mieli nieco ciemniejszą skórę niż Jen czy Banner. Głównie sprowadzali różne gatunki mięs oraz sprzedawali talizmany do złudzenia przypominające te indiańskie. Sprzedawali również skóry zwierząt, ładnie wyprawione i praktycznie gotowe do założenia jako płaszcz. No i właśnie skoro o kurduplach mowa to i znalazły się krasnoludy, które miały stoiska ze zbrojami, mieczami oraz stanowiska złotnicze, gdzie sprzedawały piękną biżuterię wykonaną ze złota oraz klejnotów. Faktycznie większość rozmiarów zgadzała się z takim klasycznym fantasy, czyli orkowie byli wysocy i umięśnieni, a krasnoludy niskie, sięgające metr pięćdziesiąt. Zgadzało się również to, że ilość zer przy towarach krasnoludów była dosyć duża. Co natomiast sprzedawali skrzydlaci, którzy również mieli swoje stoiska? Głównie opasłe tomy ksiąg oraz opancerzenie. Wśród sprzedawców również znalazły się białe jak i mroczne elfy, które sprzedawały najwyraźniej jakieś akcesoria dla magów. Można było się połapać po tym, że mieli na sprzedaż tuniki, kostury oraz księgi, a wozy oświetlały lewitujące kule. U jasnych elfów była niebieska, zaś u tych ciemniejszych była czerwona. Różnił się również ubiór tych dwóch ras. Można powiedzieć, że mroczni ubierali się bardziej odważnie jeśli chodzi o kobiety. - Zazwyczaj ucina się rękę i po sprawie – odpowiedziała kobieta pocierając dwoma palcami czoło i najwyraźniej dochodząc do siebie powoli po tym szoku, którego doznała wcześniej. Lvelias zresztą też, gdyż światło, które padało z kryształu pomagało zregenerować część swoich magicznych sił. Tymczasem Vegrann postanowił zrównać się z Jen i odpowiedzieć na jej pytanie dotyczące glejtu. Otóż wytłumaczył jej na jakiej to działa mniej więcej zasadzie. Najpierw należało udać się do urzędu, który jest położony za mostem, a przed kolejną bramą, która ma chronić wejście do miasta. Należało wypełnić odpowiednie formularze oraz czekać. Pozwolenie jednak można było zdobyć drogą okrężną. U skrzydlatych dozwolone było niewolnictwo, więc jeśli Sly, Jen i Lvelias zostaliby niewolnikami to można byłoby ich wprowadzić do miasta bez specjalnego glejtu. Był to kruczek prawny, który czasami był wykorzystywany o ile komuś naprawdę zależało, by wejść do miasta. W końcu wymogiem było posiadanie obroży na szyi oraz „pana”. Jeśli chodziło o próby kradzieży, to nikt się nie połasił, by próbować okraść naszych bohaterów. Nie wiadomo czy to z powodu restrykcyjnego prawa, czy raczej kwestia tego, że wyglądali na niespecjalnie bogatych. A może po prostu chodziło o to, że towarzyszyła im dwójka łowców? - Więc... przystajecie na propozycję, by zostać niewolnikami i wejść bez glejtu czy chcecie czekać? - zapytała kobieta odsuwając się od podtrzymującego ją Vegranna i opierając ręce na biodrach.
|
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Wto Mar 21, 2017 1:11 pm | |
| Pozornie odruchowa i rutynowa czynność, taka jak połączenie się ze wszystkimi żywymi istotami pieczary zaszokowała druida. Po pierwsze zdawało się że skrzydlaci opracowali metodę hodowli pól i sadów do złudzenia przypominających naziemne, jednak potrafiące dać owoce (lub bulwy) bez zbawiennego wpływu słońca. Lvelias wiele by dał żeby dowiedzieć się jak tego dokonali. Jeśli nie wymagało to zbyt wielkich nakładów magii, to tego typu nasiona mogłyby w sporym stopniu poprawić jakość życia podziemnych ras z różnych stron świata, a co za tym idzie pomniejszyć ich ciągłe łaknienie zdominowania sobie ras powierzchni. Może przy okazji uda mu się zwędzić trochę nasion do badań. Po drugie, przeciwnie niż się spodziewał w Katharsis nie mieszkali sami skrzydlaci. W miescie przebywała też masa innych ras, co zresztą miało swoje odbicie też w mijanym przez nich targu. Rynek przywodził mu na myśl Camelot w dniu targowym. Wśród kupców znajdowali się między innymi elfowie, krasnoludy, orki i inne stwory mieszkające normalnie pośród dziewięciu światów Ygdrasilu, albo i dalej, w innych światach. Niewielu było ludzi, żywych oczywiście, co bardzo zmartwiło druida. Do tej pory sądził twardo że znajdują się na ziemi. Skąd więc tutaj obecność, tak wielu ras, których w Midgardzie nie spotykało się zbyt często? Lvelias powoli obawiał się że chyba nie są już w Angli, a wszystkie te istoty trafiły tutaj ze swoich światów w ten sam sposób co oni. Z tego co właśnie usłyszał to krasnoludy pojawiły się tutaj tak dawno, że most (a może nawet cała pieczara) był ich dziełem. Chwilowo ich więzienie mogło równie dobrze znajdować się poza światami, co na wodach któregokolwiek z nich. Z drugiej strony piraci ponoć znali sposób na opuszczenie wyspy. Ciekawe co widzieli na wodach za barierą. Zdecydował jednak że będzie martwił się tym później. Na razie pokrzepiło go to że nie są tutaj wraz z Jen i Nathanem aż tak nietypowym widokiem. Gdy już dotarli pod drzwi zajazdu, elf uświadomił sobie że wrócił niemal do pełni sił. - Na pazury niedźwiedzia... - szepnął do siebie gdy zdał sobie sprawę że stało się tak głównie za sprawą potężnego klejnotu u stropu pieczary. Skoro ten kryształ przywrócił mu energię, nawet gdy druid nie był tego świadom, to co mógłby osiągnąć, gdyby udało mu się świadomie pokierować jego moc? Jeśli tylko wymyśli gdzie, oraz jak właściwie to zrobić. Przez całe to obcowanie i jedność z całym życiem w pieczarze mógł wyglądać na trochę oderwanego od rzeczywistości na czas rozmowy, dlatego przegapił większość tego co mówiła Jen, Sly i Vegrann. Usłyszał dopiero podsumowanie propozycji skrzydlatych przez kobietę i wybuchł radosnym śmiechem. - Ha ha ha. A to dobre. Sprawdzacie nas prawda? Przecież żadnemu z was, honorowych wyznawców, przez myśl by nie przeszło nawet zakuwać wysłannika niedźwiedzia w kajdany, a co dopiero proponować to na poważnie. - jeśli druid używał sarkazmu, to absolutnie nie było tego po nim widać. Wyglądał na autentycznie rozbawionego, jakby tylko on w pomieszczeniu zrozumiał słaby dowcip o dwóch ciastkach przechodzących przez jezdnię. - Tym bardziej nikt nie będzie go zatrzymywał w pielgrzymce do tutejszego najwyższego sługi niedźwiedzia, skoro przebył już tak daleką drogę. Na pewno nie zarządca bramy. Rozumiem że nie uda się to bez należytych testów, ale potrwają one zapewne krócej niż procedura otrzymania glejtu. Co ty na to, mój heroldzie? - odezwał się teraz do Jennifer. - Oczywiście nie omieszkamy szepnąć dobrego słowa o dzielnych łowcach, którzy obronili nas przed bestiami w drodze do miasta. A do tego obejdzie się bez marnowania tych wszystkich łańcuchów. Na pewno nie rosną na drzewach. Ale najpierw ktoś mówił o wypoczynku! Padam z nóg! - skwitował radośnie, jakby przed chwilą nikt nie proponował brania go do niewoli i pchnął drzwi zajazdu. Zajął ochoczo miejsce przy którejś z ław i poczekał aż wszyscy do niego dołączą. |
| | | She-Hulk
Liczba postów : 108 Data dołączenia : 17/04/2013
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Czw Mar 23, 2017 12:36 pm | |
| Nie była pewna czy dobrze usłyszała. Czy przed chwilą zaproponowano jej udział w procederze niewolniczym, w dodatku w charakterze żywego towaru? Wszystko w niej burzyło się przeciwko tej propozycji, nawet jeżeli tutaj niewolnictwo mieściło się w granicach prawa. Prawo... Jen z trudem powstrzymała parsknięcie, choć nie udało jej się ukryć niesmaku, jaki po usłyszeniu tych słów odmalował się na jej twarzy. Z takim prawem nie chciała mieć nic wspólnego, a już na pewno nie zamierzała dobrowolnie zostać jego ofiarą. Tam, gdzie był jeden kruczek, mogły być też inne. Nie mieli żadnej gwarancji na to, że skrzydlaci nie uznają po fakcie ich stanu za permanentny, a nie wydawało jej się, aby mieli czas dokładnie przestudiować tutejsze kodeksy i zabezpieczyć się przed taką ewentualnością. Zaczęła więc rozważać jakimi słowami uprzejmie acz stanowczo wyjaśnić, że wybiorą jednak dłuższą drogę, kiedy obok rozbrzmiał donośny śmiech Lveliasa. Jen starannie skryła wszelkie emocje i z kamienną twarzą wysłuchała jego słów. Sama nie była pewna, czy druid był bardziej szalony, czy przebiegły, postanowiła jednak zdobyć się na metaforyczny skok na główkę i zaufać mu w tym wypadku. I mieć nadzieję, że nie przyjdzie jej tego pożałować. - Cóż, jako twoja rzeczniczka i... herold, czuję się w obowiązku dopilnować, aby żadne normy prawne ani doktryny nie zostały naruszone - odparła z pełną powagą, powoli ważąc słowa. - Sądzę jednak, że istnieją precedensy takiego postępowania. Ominięcie istniejących procedur w przypadku zaistnienia wyższej konieczności w imię dobra ogółu jest dopuszczalne, a nawet pożądane, kiedy w grę wchodzi ludzkie... czy też inne życie. - W tym miejscu skłoniła głowę przed ich skrzydlatymi przewodnikami i z niezmienioną miną ciągnęła: - Będziemy zatem wdzięczni, jeśli skierujecie nas do najbliższego urzędu czy też świątyni. Kiedy wypoczniemy udamy się tam niezwłocznie, aby przedstawić naszą sprawę. Od naszej misji tutaj wiele zależy. Odczekała chwilę, aby wybadać reakcję gospodarzy, po czym jak dobry cień (czy tez ochroniarz) podążyła za elfem do środka. Co prawda jako świeżo upieczony herold powinna raczej poprzedzać jego wejście, zdążyła już jednak zauważyć, że za Lveliasem trudno było nadążyć. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Nie Kwi 02, 2017 11:38 pm | |
| Dwójka łowców spojrzała po sobie zdziwiona, gdy druid roześmiał się. Poszukiwali w tym sensu oraz logiki, gdyż nie myśleli by wysłannik niedźwiedzia nie poznałby jego najwierniejszych wyznawców, a tym bardziej nie próbowałby obrazić tego majestatycznego zwierzęcia wcześniej. Na swój sposób dwójka Skrzydlatych czuła się bezradna, gdyż nie wiedziała czy tamten sobie z nich kpi, czy po prostu jest szalony? Kobieta najwyraźniej obstawiła tą drugą opcję, zaś Vegrann najwyraźniej podążył jej tokiem myślenia i machnął na to ręką. - Możemy się przekonać w końcu jako pielgrzym powinieneś mieć odpowiedni list polecający. Nie znam się na tym, to raczej sprawdzają strażnicy przy wejściu. W końcu jeśli faktycznie jesteś pielgrzymem to Cię wpuszczą – wzruszyła ramionami, jakby prowokując do faktycznego sprawdzenia tego stanu rzeczy. Zapewne nie było to takie proste, by dostać się do naczelnego kapłana, a tym bardziej wejść do miasta. Z jakiegoś powodu Skrzydlaci byli obwarowani, a by wejść wymagany był specjalny glejt. Może po prostu dbali o bezpieczeństwo swojego miasta i sprawdzali każdego kto wchodzi głębiej? Dwójka łowców najwyraźniej była sceptyczna, jakby oczekując jakiegoś dowodu i potwierdzenia tożsamości druida. Pielgrzymi najwyraźniej mieli jakieś oznaczenia lub listy bądź inny sposób identyfikacji. Mógł to być nawet strój zakładając, że zwyczaje są podobne do tych z książek fantasy, które były osadzone głównie w średniowieczu. - Nie widziałem jeszcze orka, który wypowiada się w taki sposób – powiedział Vegrann łapiąc się za podbródek i przyglądając Jen. Najwyraźniej mężczyzna miał w głowie pewien stereotyp orka, który raczej nie był mistrzem mówniczym, a bardziej ochroniarzem lub tragarzem. Nawet czasami na moście mogli dostrzec zielonoskórego, który taszczył coś ciężkiego. Skrzydlaty jednak spełnił prośbę i zanim weszli do zajazdu wskazał Hulczycy pewien punkcik na krańcu mostu. Nieco niżej, znajdujący się praktycznie pod nim. Do niego prowadziły schody. Był to niewielki gmach wyżłobiony w skale. Znacznie różnił się od tych wielkich urzędów, do których można było się przyzwyczaić w miastach Ameryki. Tutaj najwyraźniej wystarczyło coś wielkości domku jednorodzinnego – Tam jest urząd. W nim wydają glejty, ale o tej porze jest raczej zamknięty. Spróbujcie rano – polecił, a następnie wszyscy weszli do zajazdu, w którym niespecjalnie zdziwiono się na widok zielonoskórej oraz druida czy samych skrzydlatych. Praktycznie miejsce pękało w szwach, jednak znalazł się jeden stolik, przy którym mogli usiąść. Bardziej uwagę przykuwał Sly, który wyglądał tu stosunkowo najbardziej normalnie. Trzeba było przyznać, że zajazd prezentował się znacznie lepiej niż Umrzyk Teach’a. Podłoga była z dębowych desek, zaś meble wykonane były z młodego hebanu, który swą ciemną barwą wyróżniał się na tle jasnych desek. W przeciwieństwie do knajpy pirata tutaj było zdecydowanie czyściej, a zarazem nie zalatywało tak wymiocinami. Wciąż można było tu i ówdzie zauważyć ślady pozbywania się zawartości żołądka przez kogoś, jednak faktycznie ktoś tutaj od czasu do czasu zmywał podłogę. W samym zajeździe natomiast pełno było gości z różnych nacji, aczkolwiek zdecydowana większość to były krasnoludy, które głośno śpiewały sprośne piosenki do kufla piwa oraz zajadały się mięsiwem. Dało się okiem wychwycić również Skrzydlatych oraz nawet orków czy elfy. Jeśli zaś chodzi o obsługę to napoje i jedzenie podawała mroczna elfka, odziana w ciemną suknię z nieco wyeksponowanym dekoltem, który był uwydatniany przez sznurowany gorset. Miała śnieżnobiałe, długie włosy oraz błękitne oczy zaś urody mogłaby jej pozazdrościć niejedna współczesna kobieta. Końcowy efekt tylko psuły te szpiczaste uszy, aczkolwiek na to chyba krasnoludy nie narzekały zwłaszcza, że jeden nawet próbował ją złapać za tyłek przed czym skutecznie kelnerka uciekła. Najwyraźniej wprawa w zawodzie. Za ladą natomiast kufry polerował również krasnolud, aczkolwiek dosyć specyficzny. Miał przepaskę na prawym oku, a przez nią przechodziła blizna ciągnąca się od połowy policzka, aż po samo czoło. Trudno było określić jego wiek, aczkolwiek miał całkiem sporo zmarszczek na twarzy. Jego biała broda była zapleciona w dwa warkocze zaś na samej głowie od dłuższego czasu rządziła łysina. Krasnolud był ubrany w brązowy kubrak i od czasu do czasu podawał kelnerce z okienka obok siebie potrawy, które ona roznosiła do stolików. Zresztą za ladą były jeszcze drzwi, które najwyraźniej prowadziły na zaplecze. Przy samej ladzie siedział jasny elf, ork oraz dwóch skrzydlatych, którzy popijali odpowiednio wino oraz piwa rozmawiając przy tym jak znajomi. Warto jeszcze napomknąć o tym, że dało się dostrzec jeden korytarz, który prowadził schodami na górę. Zapewne do pokoi gości. Tymczasem kelnerka zawitała również do stolika, przy którym rozsiedli się Jen, Sly, Lvelias i dwójka łowców. Kobieta zamówiła wino oraz potrawkę z indyka, zaś mężczyzna piwo oraz gulasz z ciężką do wymówienia nazwą. Brzmiała ona trochę jakby Vegrann się czymś zakrztusił, aczkolwiek kelnerka najwyraźniej zrozumiała o co chodzi. Oczywiście również pozostali mogli złożyć swoje zamówienia. - No więc co planujecie zrobić jak już spotkacie się z kapłanem? – zapytała kobieta popijając wino z kieliszka. Zamówiła sobie różowe wino, zaś na jedzenie trzeba było jeszcze trochę poczekać. Vegrann natomiast dostał sporej wielkości kufel piwa, z którego wystawała pianka.
|
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Sro Kwi 05, 2017 1:55 pm | |
| Mimo iż Lvelias wiedział już że Jennifer nie jest orkiem to prawnicza mowa i tak wywarła na nim wrażenie. Zastygł bez ruchu wpatrując się w swoją zieloną towarzyszkę i mrugnął kilka razy oczami. Był niemal stuprocentowo pewien że improwizuje to na poczekaniu. Sam też często tak robił, gdy ktoś pytał go o jakieś prastare druidzkie traktaty, a on przecież nie mógł powiedzieć „nie wie”. -Tak.- odpowiedział w końcu, może odrobinę zbyt głęboko kiwając przy tym głową. Odpuścił sobie tłumaczenie że Jen właściwie nie jest orkiem, tylko ludzką kobietą przypadkiem potrafiącą się zamienić w coś w podobie do orka. Zdecydował że lepiej będzie gdy jak najmniej odstawać będą od światopoglądu tutejszych mieszkańców. Zastanawiał się tylko co o całym planie myśli ich nowy, cybernetyczny znajomy. Odkąd dowiedział się co się dzieje z miejscowymi złodziejami wyraźnie zmarkotniał. Druid nie spodziewał się wcześniej że taki z niego kleptoman, ale w końcu miał przecież pirackie korzenie prawda? Korzenie są ważne. Zanim reszta ekipy w końcu do niego dołączyła, zdążył już znaleźć wszystkim wolną ławę w głównej sali. Atmosfera tego miejsca bardzo przypadła mu do gustu. Rozsiadł się na niewygodnej drewnianej ławie i kiwał radośnie głową do rytmu (albo raczej jego braku) krasnoludzkich pieśni. Już miał zaintonować wraz z nimi kolejny nieskomplikowany refren, ale dosiadła się do niego reszta towarzystwa. Gdy skrzydlaci złożyli swoje zamówienia Lvelias uśmiechnął się szeroko do kelnerki i zapytał – A co dostaniemy za dobre słowo i błogosławieństwo natury? - nie spodziewał się fajerwerków więc od razu zaczął poklepywać się po kieszeniach. Po chwili dopiero uświadomił sobie że kieszeń nie ma swoich zwyczajowych miejscach, bo nosi na sobie płaszcz skrzydlatego. Jego własna szata miała pod poszyciem dziesiątki kieszonek w których trzymał komponenty i amulety. Bezceremonialnie sięgnął więc do jednej z kieszeń własnej kurtki, znajdującej się chwilowo na Hulczycy, i wyjął stamtąd jedną złotą monetę, którą często miał ze sobą, żeby było co obracać w palcach. - Przyjmujecie tutaj złoto? - zapytał elfki. Miał szczerą nadzieję że starczy tego na posiłek i nocleg. Nie miał pojęcia jak złoto stało na wyspie, ale w czasie swoich podróży zauważył że im coś jest rzadsze, tym cenniejsze, a nie spodziewał się wielu kopalni na wyspie. Z drugiej strony wielkiej, podziemnej metropolii też się nie spodziewał. Spróbował od kobiety wytargować możliwie uczciwe warunki. Będąc w stanie empatycznie odczytać jej uczucia istniała mała szansa, że udałoby się kobiecie go naciągnąć, a nawet jeśli, to znaczy że należało się jej. Należało wspierać talenty, nawet jeśli były to talenty służące głównie do naciągania przyjezdnych. - Czyli jutro się rozchodzimy? - zapytał skrzydlatych – Moja oferta nadal stoi. Tym bardziej jeżeli pomożecie nam w udowodnieniu mojej misji. - Druid nadgryzł kawałek tego co dostali do jedzenia. - Możecie powiedzieć jak wy postrzegacie niedźwiedzia w jego aspekcie? Jak to się stało że mój dobry przyjaciel. To znaczy duch niedźwiedź, mam na myśli. Znalazł sobie wyznawców wśród skrzydlatego ludu? Pochodzę ze stron, gdzie wiele ras czci duchy zwierząt, a niedźwiedź jest najpotężniejszy z nich. Kroczą one często między swym ludem i służą radą, siłą i mocą. Kapłani z mych stron, jako ostateczny sprawdzian, wyruszają samotnie, aby w dziczy odnaleźć porozumienie z jednym ze zwierzęcych duchów. Jeśli nowicjuszowi uda się odnaleźć ducha, a ten uzna go za godnego przyjmuje go do swojej rodziny, nagradzając go swoją postacią. - wytłumaczył pokrótce to co wszyscy mogli zobaczyć w lesie parę minut temu. Oczywiście zataił to że w Otherwolrdzie czci się raczej duchy zwierząt i drzew jako ogół, a nie pojedyncze byty, a druidzi spokojnie nawiązują przyjaźnie z kilkoma z nich naraz. Do tego w wielu przypadkach związek taki polega na wieloletniej przyjaźni i szacunku, niż kulcie, ale nie rozminął się z prawdą aż tak daleko, by było to kłamstwem. Liczył na to że w odpowiedzi usłyszy przynajmniej skrócona wersję ich kultu niedźwiedzia. Bardzo go to ciekawiło, bo przecież czyniło to z nich swego rodzaju braci w naturze. Do tego z wielką chęcią opowie niedźwiedziowi co tu zobaczył gdy tylko wróci na wyspę nieśmiertelnych. Gdy czas wieczerzy dobiegł końca druid ze sporą ulgą udał się do pokoi gościnnych. Niezależnie od tego jakiej klasy celę udało im się nabyć, wyjął z torby kilka świec zapachowych, a po zapaleniu ich wydobył też niewielką fujarkę, wyglądającą na zrobioną z pojedynczego kawałka drewna, uklęknął na środku pokoju i zaczął grać z zamkniętymi oczami. Nie grał szczególnie głośno, ale nie przeszkadzał sobie zbytnio prywatnością czy zmęczeniem innych. Mogło to wyglądać na kolejny odchył elfa, jednak w rzeczywistości wspierał swoją koncentrację dźwiękami instrumentu. Była to stara sztuczka nowicjuszy, ale jemu dzisiejsze niespodziewane uderzenie antymagii zabrało sporo sił. Spróbował wykorzystać czas transu, aby bardziej zsynchronizować się z aurą kryształu górującego nad miastem. Sprawdził jeszcze raz czy w pieczarze na pewno nie widać śladów spaczenia cieniem widocznych gołym okiem w lasach powyżej. Jeśli tak, to niemal na pewno dzieje się tak za sprawą tego tajemniczego źródła mocy. Gdy skończył wyjął jeszcze busole, ustawił w widocznym miejscu pomieszczenia i obsypał wokoło okręgiem sproszkowanej cegły. Przezorny zawsze zabezpieczony. -Oíche mhaith Codladh sámh – rzucił jeszcze towarzyszom w dziwnym języku, po czym wskoczył do wyrka. Po chwili moszczenia się od razu zasnął. Był wycieńczony, a jutro czeka ważny dzień. Spotkanie ze skrzydlatymi urzędnikami. |
| | | Sly
Liczba postów : 214 Data dołączenia : 04/10/2015
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Nie Kwi 09, 2017 1:03 pm | |
| ~O boże, za jakie... Wróć, jestem Ateistą~Pomyślał Nathan, słysząc mowę She. No tak, tylko tego mu było potrzeba, prawniczki w pobliżu. Znając jego kila(naście) konfliktów z prawem, po powrocie będzie skazany. Jego umiejętności, które czyniły go przydatnym, mogły równocześnie przyczynić się do osadzenia go w pace. Nie za wesoło... Tak czy siak, wkroczył za resztą do karczmy, i rozejrzał się uważnie. Szlag by to, był "w centrum uwagi". Akurat tego nie potrzebował, nie przepadał za tym. Podrapał się po karku, zdenerwowany. Naprawdę, nie przepadał za tłumem na niego patrzącym. Wolał być obserwatorem, niż obserwowanym. Ten świat jest naprawdę wredny. Chociaż zawsze taki był. Zostawił negocjacje Lveliasowi. W końcu nie miał sam jakiegokolwiek argumentu pozwalającego mu się targować. Broni nie sprzedałby, SR to tylko dziwny sprzęt dla reszty, a ręka mu się przyda. Poza tym, kto by najął jakiegoś cyborga w tym świecie? No, poza cyrkiem, ale wiemy, jak to czasem bywa. Jeśli nadszedł kres wieczerzy, nieważne co za kwaterę dostali. Nate po prostu usiadł w rogu, oparł się o ścianę, wcześniej zdejmując karabin i miecz. Trzymał je jednak pod ręką, a sen miał zwykle czujny- gdyby go napadnięto, gotów był się bronić. Wyłączył się, odciął od impulsów z zewnątrz, dlatego gra Lveliasa nie przeszkadzała mu zbytnio. |
| | | She-Hulk
Liczba postów : 108 Data dołączenia : 17/04/2013
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Nie Kwi 09, 2017 8:04 pm | |
| Jen nie była zachwycona. Uwagi na temat jej rzekomej orkowej krwi już dawno przestały ją bawić. Miała ochotę tu i teraz powrócić do ludzkiej postaci, wyłącznie po to, aby zobaczyć wyraz szoku na twarzach skrzydlatych. Chwila namysłu wystarczyła jednak, aby ponownie zrezygnowała z tego zamiaru. Orkowie najwyraźniej nie cieszyli się w tych stronach wielkim poważaniem, nie miała jednak pojęcia, jak potraktowana zostałaby osoba - z braku lepszego określenia – zmiennokształtna. Mieszkańcy Groty Katharsis mieli raczej popędliwe i nieprzewidywalne usposobienie, i naprawdę wolała nie testować go na własnej skórze, niezależnie od jej koloru. - Tam, skąd jestem, mówi się, że nie należy oceniać nikogo na podstawie jego powierzchowności – odrzekła, zaciskając zielone wargi w wąską linię i przełykając dziesiątki sarkastycznych uwag, jakie cisnęły jej się w tej chwili na usta. Postanowiła przemilczeć fakt, że tam, skąd pochodziła, większość ludzi nadal popełniała ten właśnie błąd. Spojrzała w kierunku wskazywanym przez Vegranna, zapamiętała położenie budynku i podziękowała skinieniem głowy . Wewnątrz karczmy poświęciła chwilę na dyskretną obserwację pozostałych gości. Podobnie zwykła robić na sali sądowej, widząc po raz pierwszy ławę przysięgłych. Może i nie należało oceniać ludzi po pozorach, ale pierwsze mimowolne reakcje na kontakt wzrokowy, bezwiedne gesty czy sposób, w jaki zaciskali usta albo mrużyli oczy, mogły powiedzieć wiele na temat nastroju i nastawienia drugiej osoby. Dawno temu rozmawiała na ten temat z Mattem. Okazało się, że miał podobny zwyczaj, choć Bóg jeden raczył wiedzieć jak to robił, skoro niczego nie widział. Jen uznała wówczas, że niegrzecznie byłoby pytać. Teraz trochę żałowała, że tego nie zrobiła. W obecności tylu przedstawicieli obcych gatunków jego metoda mogłaby sprawdzić się lepiej. Nie pozwoliła jednak, aby to ją onieśmieliło. Postarała się zanotować w pamięci wszystkie zaciekawione i wrogie spojrzenia, nerwowe tiki i wymieniane ukradkiem szepty. Z pewną ulgą stwierdziła, że największe zainteresowanie wzbudził Nathan i choć odrobinę mu współczuła, nie miała nic przeciwko temu, aby na chwilę znaleźć się poza zasięgiem radaru powszechnej uwagi. Dłoń druida sięgająca do kieszeni kurtki, którą miała na sobie, zaskoczyła ją do tego stopnia, że nie zdążyła zaprotestować. Chodziło jednak tylko o pieniądze. Pewną ulgę przyniosła jej także świadomość, że elf najwyraźniej powrócił w pełni do zmysłów. - Skoro już opróżniłeś mi kieszenie, to stawiasz – oświadczyła z szerokim uśmiechem, po czym poprosiła o szklankę wody i drugą porcję potrawki, którą zamówiła skrzydlata kobieta. Na jej pytanie o dalsze plany Jen udała, że się namyśla, zerkając przy tym na elfa. W istocie jednak zastanawiała się jak wiele mogą bezpiecznie zdradzić swoim nowym i wciąż niepewnym sojusznikom nie zagrażając misji. Jen sama nie miała stuprocentowej pewności co do jej celu. Jeśli o nią chodziło, chciała przede wszystkim wrócić do domu, a jeśli przy tym zdoła się upewnić, że żaden cieniostwór nie przedostanie się więcej do jej świata aby żerować na jego mieszkańcach, tym lepiej. – Przedstawimy naszą sprawę i poprosimy o zezwolenie na swobodę działania w obrębie waszych ziem. Mamy nadzieję, że kapłani zrozumieją, że mamy na względzie dobro obu naszych… krain – odparła, ostrożnie dobierając słowa. Przy ostatnim zawahała się, wciąż nie będąc pewną, czy znajdują się jeszcze na Ziemi, czy już w innym świecie. Jedząc, w milczeniu studiowała mowę ciała Lveliasa, kiedy ten raczył ich opowieścią o obyczajach druidów ze swoich stron. Nadal nie potrafiła go rozszyfrować, nie można mu było jednak odmówić zdolności krasomówczych. Była ciekawa jak na tę opowieść zareagują skrzydlaci. Po posiłku postarała się wytargować dla siebie oddzielny pokój z wanną, a jeśli to się nie udało – przynajmniej parawan. O nowych ubraniach nie miała nawet co marzyć, na wszelki wypadek zagadnęła jednak elfią kelnerkę o miejsce, w którym mogłaby dostać coś w hulkowym rozmiarze. Piżama w kociaki, nie dość, że podarta, to zyskała jeszcze świeże plamy zwierzęcej krwi. Jen powoli godziła się z myślą, że będzie musiała się z nią pożegnać. Kiedy nareszcie znalazła się na osobności, o ile było to możliwe, z błogością, jakiej dawno nie zaznała, zażyła kąpieli, po czym ubrała się w smętne resztki swojego odzienia i odszukała druida. Odczekała aż skończył grać, usiadła obok na podłodze i odgarnęła na bok wciąż wilgotne po kąpieli zielone włosy. - Pora, żebyśmy poważnie porozmawiali bez naszych skrzydlatych przyzwoitek – rzekła, zerkając z ukosa na usadowionego pod ścianą Nathana. Wyglądał, jakby drzemał, Jen miała jednak dziwną pewność, że to tylko pozory. Wzruszyła ramionami i spojrzała w twarz elfa. – Na początek możesz mi wyjaśnić o co chodziło z tym omdleniem i co właściwie planujemy powiedzieć jutro kapłanom. Skoro już mamy odgrywać prawniczo-kliencki duet, możemy równie dobrze ustalić wspólną wersję. Nie mam nic przeciwko improwizacji, ale na ogół wolę mieć jakiś plan. |
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Pią Kwi 14, 2017 3:15 pm | |
| Tego mu było trzeba. Palce i usta automatycznie wydobywały melodię z niepozornego kawałka drewna kiedy jego umysł wybrał się na odprężającą przechadzkę po okolicy poprzez oświetlone latarniami ulice Katharsis. Gdy już wrócił, czuł się odświeżony jak po wypiciu litra napoju energetycznego, tylko bez tego chemicznego, nienaturalnego uczucia i ciśnienia na pęcherz. Aż podskoczył gdy zobaczył przed sobą She-hulk po otwarciu oczu. Gdy zaczynał medytację przecież jej nie było, nic więc dziwnego że go zaskoczyła. Nie mniej zaskoczyła go jej szczerość i swoboda w waleniu prosto z mostu. W Otherworldzie uchodził za przewodnika duchownego, a w Midgardzie za skretyniałego bezdomnego. Tak czy siak ludzie nieczęsto zwracali się do niego tak bezpośrednio. Niestety nawet gdyby chciał i mógł opowiedzieć wprost na wszystkie pytania Jen, nie zrozumiała by go. Postanowił więc odpowiedzieć najlepiej jak potrafił. - Im dłużej sidhe jest druidem, tym mniej jest sobą, a tym bardziej jest każdą żywą istotą wobec której kroczy przez świat. Jestem najstarszym z Druidów Tir Na Nog. - tak, to dobry wstęp. - Jestem tak samo sobą, jak trawą po której stąpaliśmy; jak potężnymi niedźwiedziami, które powitały nas po tej stronie portalu; jak każdą skrzydlatą istotą w tym mieście; jak ty czy Renko - wskazał na człowieka na pryczy. - Dzięki temu osiągamy Zrozumienie, a ze Zrozumieniem przychodzi magia. Coś dziwnego oderwało ode mnie magię, a wraz z nią oderwało mi tak wielką część mnie, jak wielka część życia znajduje się na świecie pozamną. Nie zostało prawie nic. - pochwycił potencjalnie zaniepokojone spojrzenie Jen - ale już mi lepiej, dziękuję. Tak często otaczam innych troską, że sam do niej nie przywykłem. Była to prawda tylko w bardzo niewielkim stopniu. Za każdym razem gdy tracił dostęp do swoich mocy zapadał się w koszmar na jawie. Dał sprawdzić tę sprawę niezależnie swym przyjaciołom: Dziwnemu i Merlinowi. Werdykt był ten sam. Lvelias miał umysł strzaskany przez moc króla Chaosu podczas walki o Otherworld wieki temu. Pozostawiony samemu sobie prawdopodobnie rozpadłby się całkowicie, więżąc druida w nieskończoność w chwili gdy stracił wszystko co było dla niego cenne. Zupełnym przypadkiem ratowała go tylko i wyłącznie jego posługa. Obecność i świadomość życia wokoło trzymała jego umysł we względnej całości, tak jak powietrze wewnątrz bańki mydlanej. Przyjaciele obiecali nikomu nie zdradzić słabości druida. - Mamy zamiar powiedzieć im prawdę. - nawiązał do następnego pytania. - Słyszałaś jak mówiłem niżej. Jestem wysłannikiem ducha niedźwiedzia. Oczywiście nie tylko jego, ale tutaj cieszy się sporym autorytetem. Wierzę że nie przybyłem tutaj przypadkowo, Jennifer z Nowego Jorku. Moim zadaniem jest oczyścić te wyspy. Kluczem do tego może być kryształ u stropu jaskini. I pracownia magiczna z prawdziwego zdarzenia. Boję się tylko, wnioskując z rozmowy z naszymi przewodnikami, że to może być nie do końca na rękę skrzydlatym. Stracą prestiż, pozycję i ulubiony sport. Dlatego może nie powinnyśmy od początku wyrażać dokładnego celu naszego pobytu tutaj. - zrzucił przez głowę płaszcz, który przez chwilę zaplątał mu się w poroże, i powoli zaczął mościć sobie łózko. - Na pocieszenie dodam że na pewno nie uda mi się zrobić tego stąd. Najpierw muszę nas stąd wydostać. Potem powrócę tutaj gotowy. Oczywiście nie oczekuję że powrócisz ze mną. Teraz udajmy się na spoczynek. - Druid wskoczył w bokserkach pod pierzynę. Rano podwójnie wyspany (umysłowo i fizycznie) wstał wraz biologicznym zegarkiem o samym wschodzie słońca i szybko się ubrał. Zastanowił się czy budzić poczciwego złodzieja, jak zwykł myśleć o Sly'u, ale chwilowo nie był mu potrzebny. Potem pewnie uda mu się go znaleźć swoim Zmysłem w grocie. Zresztą potomek piratów wiedział dokąd zmierzają, gdyby chciał ich szukać. Wyszedł więc i zaczął energicznie walić kijem w drzwi pokoju Jen i szarpać za klamkę. Zafundował jej pobudkę niczym sierżant i skierował się z nią do "urzędu glejtowego" - Zdaję się na Ciebie, heroldzie - otworzył jej drzwi budynku. |
| | | She-Hulk
Liczba postów : 108 Data dołączenia : 17/04/2013
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Sro Kwi 19, 2017 1:39 pm | |
| Zdziwiła ją otwartość druida. Zdążyła już do tego stopnia przywyknąć do jego kiepskich dowcipów i ogólnego oderwania od rzeczywistości, że nawet nie oczekiwała treściwej odpowiedzi. Jednak zamiast wymijającej uwagi otrzymała skondensowany wykład z teorii druidyzmu. Przyjrzała się elfowi wzrokiem w równym stopniu zaniepokojonym, co zafascynowanym. - To największy stek newage'owych bzdur, jaki słyszałam, ale biorąc pod uwagę wszystko, co mnie ostatnio spotyka, kupuję to w ciemno - odparła. - I nie ma za co. Jesteś lekki jak piórko, nawet z rogami. Cieszę się, że nic ci nie jest. Coś, co powiedział wcześniej, zmusiło ją do głębszego zastanowienia. - Chwila... Chcesz powiedzieć, że w jakimś niewielkim stopniu jesteś... mną? - Nie była pewna czy dobrze go zrozumiała, ani czy podobała jej się ta konkluzja. Ta zagadka musiała jednak poczekać. Czekało ich niewdzięczne zadanie przekonania do współpracy miejscowego kleru, który, jak ku swojemu niezadowoleniu podejrzewała Jen, był tu tym samym, co władza urzędnicza. Gdyby była skłonna - a nie była - wyobrazić sobie najskrytsze marzenie sadystycznego biurokraty z kompleksem kontroli absolutnej, wyglądałoby ono pewnie z grubsza jak to miasto. Nie lubiła skrzydlatych. Nie wiedziała dokładnie czemu, ale uruchamiali wszystkie jej sygnały alarmowe. Może był to zastanawiający upór, z jakim próbowali przekonać ich do zostania niewolnikami, a może ich ogólna wyniosłość. Dość, że Jen bynajmniej nie tęskniła do poznania kolejnych przedstawicieli tej rasy. Nie żeby miała w tej kwestii jakikolwiek wybór. - Więc masz ogólne pojęcie jak nas stąd wydostać? To dobrze - wtrąciła z widoczną ulgą. - Masz pewność, że to miejsce znajduje się na Ziemi? W Midgardzie? Jak to możliwe, że pozostawało ukryte tak długo, że zdołała się tu wykształcić odrębna kultura? Pokręciła głową, tak naprawdę nie licząc na jakąkolwiek sensowną odpowiedź. Mogli sobie spekulować do woli, tymczasem jednak mieli pilniejsze zmartwienia. Jen życzyła Lveliasowi dobrej nocy i wróciła do swojej kwatery. Mimo natłoku myśli, usnęła niemal od razu. Obudziło ją łomotanie do drzwi. Wygramoliła się z łóżka i ziewając doprowadziła do porządku, cały czas złorzecząc pod nosem. Miała tremę jak przed wyjątkowo trudnym procesem, co delikatnie mówiąc nie wprawiało jej w pogodny nastrój. Przemierzając ulice miasta-groty ćwiczyła w myślach kolejne przemówienia i starała się ignorować potencjalne ciekawskie spojrzenia innych przechodniów, krocząc wyprostowana i z dumnie uniesioną głową. Kiedy zatrzymali się przed budynkiem urzędu, obdarzyła Lveliasa pełnym wyrzutu spojrzeniem. - Jeśli to przeżyjemy, wyślę ci rachunek - oświadczyła półgłosem, przekraczając otwarte drzwi. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Sro Kwi 19, 2017 8:05 pm | |
| Na szczęście druida kelnerka zaakceptowała złotą monetę. Znaczy może nie tyle ona co krasnolud przy ladzie. Akcja wyglądała następująco, że wzięła monetę od Lveliasa, a następnie z nią podeszła do lady i podała krasnoludowi. Z początku była dosyć skonfundowana i chciała się upewnić czy może przyjąć obcą walutę. Przekazała również szefowi zamówienie tychże osób przy stoliku. Krasnolud wziął monetę i na oko nałożył jubilerski okular, którym dokładnie obejrzał pieniążek. Pokiwał głową, a kelnerka wróciła by oznajmić, że przyjmie walutę z Północnych Gór. Niespodziewane, a może troszkę też fartowne, by monety które posiadał Druid faktycznie mogły mieć tutaj jakąś wartość. Faktycznie mogło się złożyć, że gdzieś na tej wyspie jakieś miejsce miało bardzo podobną walutę. Elfka za to wydała im reszty w tutejszej. Było to trochę srebrnych monet z krwistoczerwonym rubinem w środku oraz pieniądze odlane z brązu, w których tkwił niewielki topaz. Dało się zatem jak do tej pory rozróżnić kilka rodzajów monet, którymi w tym mieście się posługiwano. W karczmie pirackiej użyto monety z diamentem w środku, czyli takiej o najwyraźniej najwyższej wartości, a w barze wydali im monety z rubinem i topazem. Być może trochę ich mogli oszukać na wymianie, ale najwyraźniej kruszce jak złoto czy srebro miały tutaj stosunkowo niską wartość. Tak samo jak klejnoty. Może mają w tej jaskini ogromne złoża minerałów, które im na to pozwalają? - Wiąże się z tym pewna legenda o założeniu naszego miasta, jednak zanim do tego przejdziemy to warto wspomnieć o tym jak powstała nasza rasa. Zostaliśmy według legend strąceni z nieba przez samego Stwórcę, by walczyć z plugastwem tego świata. Pierwsza para Skrzydlatych została wychowana właśnie przez niedźwiedzicę, która wykarmiła ich własnym mlekiem oraz broniła przed niebezpieczeństwami. Lata później kiedy w końcu osiągnęli pełną dojrzałość stopniowo zaczęli się rozmnażać i w końcu uznali, że założą swoje własne miasto właśnie w jaskini, w której niedźwiedzica miała swoje leże. Nawet po śmierci jej duch towarzyszył naszemu miastu i chronił je – opowiedziała Skrzydlata jednocześnie bawiąc się zawartością kieliszka, podczas gdy Vegrann odszedł od stolika i dosiadł się do jednego, przy którym właśnie urządzano sobie turniej w kościanego pokera. Miał nawet swój zestaw kości w niewielkim, prostokątnym pudełeczku o szafirowych zdobieniach. Jeśli chodzi zaś o samego ducha niedźwiedzia to wizja Skrzydlatych i Lveliasa nieco się różniły od siebie. Wyszło głównie to, że oni nawet mają święto, podczas którego raz w roku je się mięso niedźwiedzia. Odpowiednio wcześniej spreparowane przez kapłana, zaś sam misiek mieszka w naprawdę królewskich warunkach. Z krwi takiego misia przyrządza się bulion, w którym całą potrawkę się gotuje i tylko osoby z najwyższych stanów reprezentacyjnie zjadają podaną im zupę z krwi i mięsa zwierzęcia. Symbolicznie w ramach tego, że przyjmują błogosławieństwo oraz siłę ducha. Poza tym na terenach Skrzydlatych jest kategoryczny zakaz zabijania niedźwiedzi. Można je odstraszać, jednak zranienie takiego grozi po prostu publiczną egzekucją poprzedzoną torturami. Po wieczerzy okazało się, że pokoje są dwójkami. Ich stan można było na dzisiejsze standardy określić jako dobry. Nie było żadnego dywanu, ale przynajmniej była toaleta z wanną oraz czymś co wyglądało na średniowieczny wychodek, dwa łóżka dębowe, półka z książkami oraz okno z widokiem na most. Shulkie dała radę wytargować oddzielny pokój dla siebie, jednak w zamian za to musiała krasnoludowi wnieść kilka beczek piwa do pewnego pomieszczenia na zapleczu. Beczki byłyby ciężkie dla zwykłego człowieka, jednak dla Hulczycy nie stanowiły problemu, także po tym krótkim zabiegu karczmarz po prostu wręczył jej klucz. Łowcy woleli zostać razem w pokoju ze względów bezpieczeństwa najwyraźniej. Jen mogła w spokoju przeanalizować wszystkie dziwne tiki nerwowe osób z dołu. Jak dało się przewidzieć to orkowie patrzyli na nią przychylniej, zwłaszcza mężczyźni bo swoja kobieta i na dodatek wyglądała dosyć zgrabnie więc wiadomo, że pewne spojrzenia tego typu dało się dostrzec. Raczej wszyscy dziwnie patrzyli na Sly’a jakby człowiek był tutaj naprawdę rzadkim widokiem. Niektórzy szeptali, jednak nie wyglądało by ktokolwiek chciał zrobić jakąś krzywdę. Bardziej było to zaciekawienie, jakby ujrzeli pierwszy raz od dłuższego czasu jakiś rzadki gatunek ptaka w klatce. Jeśli zaś chodzi o samo odzienie to elfka poleciła poszukać czegoś na moście, gdyż tam również da radę znaleźć kupców z tkaninami. Goście stopniowo opuszczali salę. Czasami również z pijaństwa zasypiali na krzesłach bądź stołach. W tym czasie elfia kelnerka za pomocą magii wody po prostu zmywała podłogę. Prosiła tylko, by unieść nogi żeby ich nie zamoczyć i faktycznie warto było to zrobić, gdyż po podłodze przechodziła fala wodna i wymywała cały brud, a następnie wylatywała przez otwarte okno na zewnątrz. Elfka nie korzystała z czarów jako takich, a po prostu miała jakiś niebieski kryształ, który trzymała w ręce podczas całego sprzątania. Był on wielkości pięści przeciętnego mężczyzny. Dźwięk fujarki niezbyt przeszkadzał karczmarzowi, ani tym bardziej pogrążonym w pijackim śnie gościom. Za to Druid wyczuł, że na terenie miasta jest mnóstwo mroku, nawet więcej niż na zewnątrz, jednak był to trochę inny mrok. Bardzo podobny do tego, który wydzielali Skrzydlaci, zaś sam kryształ był w pewnym sensie żywy. Przemawiał do Lveliasa, jednak Druid nie potrafił go zrozumieć. Trudno powiedzieć, że kryształ może mieć głos, jednak przyrównując to do rozmówcy to wyglądało jakby mówił bardzo szybko i dodatkowo seplenił. Z rana życie na moście było znacznie mniejsze. Rozstawione były wozy i tylko niektóre już otworzyły sklepy. Głównie jakieś mobilne piekarnie placków i chleba były otwarte, jednak znalazł się nawet jakiś sklep z odzieżą, w którym za pewną niewygórowaną kwotę mogli nabyć dla Jen nowe ubrania jeśli ta zechciała. Budynek urzędu wyglądał znacznie bardziej okazale z bliska. Przed wejściem były dwie kolumny z rzeźbionymi sylwetkami skrzydlatej kobiety oraz mężczyzny, którzy mieli wyciągnięte przed siebie ręce. Mężczyzna w swej miał miecz, zaś kobieta krótką, ręczną kuszę. Drzwi natomiast pomalowane były na czerwono, a kołatka do środka wyglądała na solidną. Z początku drzwi były zamknięte i stawiały opór, jednak po uderzeniu kołatką w końcu ktoś otworzył. Widocznie godziny pracy mają tu trochę inne, jednak dało się z kryształu mniej więcej wyczytać porę dnia. Druid zauważył, że według jego biologicznego zegara powinien być wschód słońca i kryształ faktycznie świecił jaśniej niż wczoraj kiedy weszli do zajazdu. Powitała ich kobieta w czerwonej sukni oraz z czarnymi włosami upiętymi w kok. No może nie do końca przywitała, a po prostu rzuciła swymi czerwonymi tęczówkami spojrzenie w stylu „musieliście przyjść tak wcześnie? Jeszcze nawet kawy nie wypiłam!”. Jednak profesjonalnie zapytała się oschłym głosem jak na urzędniczkę przystało – W czym mogę pomóc? – wnętrze budynku było dosyć bogate. Zresztą to urząd, na takie rzeczy zawsze się znajdą pieniądze. Posadzka w kolorze kości słoniowej, a do tego ciemne kolumny i umeblowanie. Kobieta poprowadziła ich wprost do jednego z gabinetów, w którym rozłożony był czerwony dywan, a na czarnych szafkach ułożony wzdłuż ścian było pełno wystających dokumentów. Kobieta zasiadła za biurkiem i ułożyła dłonie na blacie biurka, wyczekując tego, by przedstawili swoją sprawę.
|
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Czw Kwi 20, 2017 3:44 pm | |
| Okazało się że złoto ma zdecydowanie mniejszą wartość niż w innych rejonach ziemi, lecz wciąż wyższą, niż druid mógł się spodziewać. Pomimo iż normalne monety zdobione były zwyczajowo klejnotami, za jego "szczęśliwą" złotą monetę mogli sobie pozwolić na suty posiłek, oraz dwa pokoje. Była to jednak prawdopodobnie ostatnia część majątku do jakiej miał dostęp pod barierą. Całe szczęście okazuje się że przy piwie zawsze rozmawia się lepiej, nawet jeśli porównuje się dwa aspekty tej samej religii, oddzielone od siebie zasłoną wymiarów i magiczną barierą. Lvelias był prawdziwie zaciekawiony słowami kobiety. Dobrze znał kosmogonię światów, oraz teorię wymiarów. Zastanowił się czy być może przodkowie skrzydlatych należeli do mieszkańców niesławnego dziesiątego ze światów. Cóż, jeśli tak, to byli ewenementem na skalę...no, światową! Niestety bez dokładniejszych badań nie mógł tego dokładniej określić, a na te nie miał czasu. Z tego co pamiętał aniołowie mieli niegdyś na pieńku z Asgardczykami, tak samo jak Danann, którym służył druid. Ciężko jednak brać to za wspólną monetę. Połowa światów i wymiarów miała na pieńku z Asgardem. Doskonale rozumiał obrzęd religijny, gdzie podczas świętej komunii niedźwiedzica tak jak przed laty karmiła skrzydlatych. Jeśli wieczór na to pozwolił wdał się w żywą dyskusję z kobietą. Na przykład na temat równowagi wyznawanej w jego stronach. Jeśli myśliwy był na tyle odważny, sprytny i silny aby upolować niedźwiedzia, to należało mu się jego mięso i skóra, które nierzadko były traktowane jako święte. Po jakimś czasie druid zamyślił się na temat tego czy niedźwiedzica, która wykarmiła pierwszych skrzydlatych wciąż istnieje. Mógłby zapoznać ją z duchem niedźwiedzia. Może w końcu by się rozruszał. W końcu jednak udali się na spoczynek, a druida niemało zadziwiło co odkrył podczas nocnej przechadzki poza ciałem. Święta księga Midgardczyków mówi: "Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem", co Lvelias zawsze uważał za mądre przysłowie. On sam pełnił jedną z najwyższych funkcji strażnika życia i natury, a dowolna czuła na to osoba zobaczyłaby w nim aurę chaosu, silniejszą niż dowolny inny wpływ. Ciekawił go również sam kryształ. Nie był pewien czy sam nie ubzdurał sobie tego, że ten chciał się z nim porozumieć. Takie rzeczy potrafiły być bardzo delikatne i mylące. Jeśli jednak przemówił do druida, to czy mówił do wszystkich w grocie, czy w jakiś sposób uznał rogatego elfa wyjątkowym. Być może kapłani skrzydlatych pomogą mu go zrozumieć. -W pewnym sensie tak. Jednak w tym samym stopniu tobą, co każdym w tej pieczarze. Gdybyśmy byli sami na pustyni byłbym tobą o wiele bardziej. - odpowiedział She-hulk gdy poprosiła o sprostowanie jego słów. Naprawdę ciężko było tłumaczyć takie rzeczy ludziom bez żadnej wiedzy magicznej. Nigdy nie udaje się nasycić ciekawości. Nie czekał więc na kolejne pytania i poszedł spać. - Tak. Tak. Tak. Nie mam bladego pojęcia, ale ktoś za to oberwie. - odpowiedział na pytania Jen spod pierzyny. O dziwo brzmiało to tak jakby druid miał na myśli, że komuś za to przyłoży, a nie że sam oberwie. Brak ruchu na ulicach z samego rana również nie zdziwił druida. Za dnia na wyspie nie budziły się potwory. Skrzydlaci polowali na owe potwory. To że wraz z nimi przyzwyczaili się do nocnego trybu życia było tylko logiczne. Stojąc przed wejściem do urzędu Lvelias rozważał przez chwilę czy nie użyć by swojej magii, do przybrania formy skrzydlatego. W ten sam sposób kroczył przez świat ludzi z Midgardu. Nie tworzył on jednak iluzji niczym Dziwny, ale naprawdę zmieniał wygląd. Ludzie byli prości. Skrzydła też były proste. Pióra, pneumatyczne kości, te sprawy. Dodatkowa kończyna wyrastająca z miejsca gdzie nie powinno jej być? Dość trudne. Do tego druid starał się nie nadużywać swoich mocy chaosu, jeżeli nie miało to w bezpośredni sposób pomóc naturze, a tutaj takiego powodu nie widział. Powyciągał za to z torby i fałd płaszcza wszystkie amulety mające cokolwiek wspólnego z niedźwiedziem. Spodziewał się że ma tego więcej. Jak na złość wśród całej plątaniny mniej lub bardziej magicznych talizmanów znalazł tylko wisior z dębowym stemplem z wypalonym wizerunkiem niedźwiedzia, oraz całkiem sporych rozmiarów niedźwiedzi pazur przewiązany rzemieniem. Miał też płaszcz, który Jen otrzymała od Vegranna, przez co wyglądał minimalnie bardziej tutejszo. Pozostała jednak Jen. Zanim weszli do środka omotał ją jeszcze wzrokiem. - Mogłabyś..no ten... - zaczął gestykulować w dziwny sposób. - Z tego co zaobserwowałem ludzie są tutaj egzotyką, a orki siłą roboczą. Wolimy być egzotyką. Potem wszedł zaraz za Jennifer do pomieszczenia. Nie odzywał się. Gdy tylko wkroczył do środka pobłogosławił domostwo celtyckim gestem, do którego dodał kilka nadprogramowych ruchów, żeby nie wyglądał jak zwykłe zatoczenie koła ręką. Gdy Jen przedstawiła jego osobę, ukłonił się grzecznie, jednak nie za nisko, a gdy przedstawiła jego funkcję, pobłogosławił jeszcze rozmówczynię. Ufał że Jen wie co robi, a nawet jeśli nie wie, to nie da tego po sobie poznać |
| | | Sly
Liczba postów : 214 Data dołączenia : 04/10/2015
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Sob Maj 06, 2017 8:43 am | |
| Nieważne, jak twardo śpi złodziej. Jeżeli w pobliżu ktoś się tłucze, waląc twardo w drzwi, zmysły które ćwiczysz, same cię budzą. Stąd Nathan obudził się, jednak nie zmieniał oddechu. Udawał, że dalej śpi. Przeciwnik zaskoczony, pozwala na szerszą gamę przejęcia inicjatywy. Sztuczka w dużej ilości walk, to nie danie się zepchnąć do obrony całkowitej. Jeśli stawiasz na pełną obronę, nie jest to złe- ale prędzej czy później coś się przez twą obronę. Zidentyfikował w końcu dźwięk, jako uderzanie do drzwi. Wstał, poprawił płaszcz. i nałożył prowizoryczną instalację mieczonośną, czyli nałożył karabin i miecz na plecy. Wyszedł na korytarz i uniósł brew. -Chyba zagwarantowałeś pobudkę wszystkim w tej karczmie-Mruknął lekko Renko. spoglądając wymownie w stronę drzwi skrzydlatych. Ciekawe, jak zareagowali, słysząc dobijanie się do drzwi Jen. No nic. Przeczesał palcami włosy, mruknął pod nosem zdanie w stylu "Kiedy zrobiły się tak tłuste?", i milcząc podążył za Lveliasem. Oczywiście, jeżeli nie wyczuł od nich żadnych sygnałów "Nie idź za nami". W takim przypadku powrócił do karczmy, i czekał przed nią na ich powrót. Jednak przed urzędem glejtowym się zatrzymał. Przyjrzał się budynkowi, zainteresowany. Urzędy... nie przepadał za nimi. Zawsze musiał umiejętnie lawirować podczas wchodzenia tam. -To może wy załatwcie sprawę, a ja zaczekam? Raczej nie mam umiejętności wam potrzebnych-Powiedział. Oparł się o ścianę, obserwując okolicę. Uważnie, można powiedzieć, że skanował ją swoimi zmysłami. Wypatrywał czegoś, co zdawałoby się nie pasować, srebrne oczy przesuwały wzrokiem po wszystkim, badając krawędzie. Obmyślał drogi ucieczki, uwzględniając możliwości swoje, oraz towarzyszy. Oby to się nie skończyło źle... W razie czego może zobaczyć magiczny lot druida na chodnik. Ale kto tam wie. |
| | | She-Hulk
Liczba postów : 108 Data dołączenia : 17/04/2013
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Nie Maj 07, 2017 6:24 pm | |
| Po drodze do urzędu skłoniła towarzyszy do nadłożenia drogi przez most, by na straganie z tekstyliami wytargować (oczywiście za Lveliasowe pieniądze, jako że własnych w dalszym ciągu nie miała) luźną białą szatę, z grubsza przypominającą skrzyżowanie rzymskiej togi z kimonem. Przebrała się za zaimprowizowanym parawanem, z żalem pozbywając się postrzępionych i brudnych resztek piżamy. Skórzaną kurtkę od Lveliasa z braku lepszego pomysłu wręczyła Sly'owi. - W takim razie przechowaj to dla mnie dopóki nie wrócimy - rzuciła, natomiast na niezręcznie wyrażoną sugestię druida westchnęła i skrzywiła się z niechęcią. Miał oczywiście rację, a przynajmniej ich obserwacje na temat panujących tu stosunków międzygatunkowych się ze sobą pokrywały. Nie oznaczało to jednak, że chętnie godziła się na rozstanie z hulkową postacią. Czyniło ją to bezbronną, choćby tylko tymczasowo, a w tym miejscu nie czuła się na tyle bezpiecznie, aby zrezygnować z dodatkowej siły ognia. Dowolna racjonalizacja nie mogła jednak zmienić faktu, że w skórze She-Hulk Jen czuła się po prostu... lepiej. Silniejsza, bardziej pewna siebie, nawet atrakcyjniejsza... Nie mogła jednak pozostawać w zielonej postaci w nieskończoność, tak przynajmniej zwykł jej mawiać Bruce i reszta przyjaciół. - Daj mi chwilę - westchnęła i rozejrzawszy się wkoło, aby wyeliminować obecność ciekawskich oczu, pospieszyła za róg budynku. Kiedy powróciła do elfa i Nathana, była zdecydowanie niższa i mniej zielona. Ktoś, kto nie znał jej tajemnicy, mógłby w ogóle nie skojarzyć szczupłej ciemnowłosej prawniczki z umięśnioną zielonoskórą olbrzymką. Nowe ubranie wisiało na niej luźno, poradziła sobie jednak z tym zbierając fałdki szaty i związując je w węzeł na wysokości talii. Lepsze to, niż pozwolić mniejszej szacie podrzeć się na strzępy podczas kolejnej przemiany. Jen w nowej odsłonie wynurzyła się z ukrycia i zlustrowała potencjalnie zdumione miny towarzyszy, zatrzymując spojrzenie na elfie. - Dostatecznie egzotycznie? - zapytała z przekąsem, przestępując próg. Miała nadzieję, że jej obecny wygląd rzeczywiście zapewni im pewną przewagę w negocjacjach. Uważnie, ale bez natręctwa przyjrzała się kobiecie, która ich powitała. Sprawiała wrażenie typowej urzędniczki średniego szczebla, równie znudzonej swoją codzienną pracą, co przekonanej o jej nieskończonej ważności. Jen uznała, że okazanie szacunku oraz uprzejmość, w połączeniu z niezachwianą pewnością siebie powinny zapewnić im to, czego potrzebują. Gdyby znajdowali się w sądzie albo kancelarii, uścisnęłaby dłoń kobiety na powitanie, nie mogła jednak wiedzieć jak mieszkańcy Groty podchodzili do kontaktu fizycznego. Zdecydowała się więc na imitację japońskiego ukłonu ze złożonymi dłońmi, równocześnie zauważając kunsztowny gest, którym elf powitał urzędniczkę. Zastanawiała się, czy ma jakieś specjalne ceremonialne znaczenie, czy też wymyślił go na poczekaniu. Obie opcje były równie prawdopodobne... Podążając za kobietą do gabinetu, Jen podziwiała wnętrze urządzone z przepychem godnym sądu najwyższego. Cieszyła się, że poświęciła chwilę na zakup nowej odzieży. Wiedziała jak ważne jest zrobienie odpowiedniego wrażenia w tego typu miejscach. Ludzie przekonani o swojej ważności byli skłonni oceniać innych wedle pozorów. Dopóki sprawiali wrażenie odmiennych i, cóż, egzotycznych, mogli mieć nadzieje na zbicie swoich rozmówców z tropu. Jen ponownie ukłoniła się siedzącej za biurkiem kobiecie, mentalnie biorąc głęboki wdech. Nie wypadnij z roli, Walters, a wszystko będzie w porządku. No dalej. Zupełnie jak w domu. - Czcigodna pani, mędrzec, którego reprezentuję, Lvelias Thro'Ame z Tir Na Nog, przesyła pozdrowienia - przemówiła pewnym głosem, punktując swoją wypowiedź odpowiednią gestykulacją, to skłaniając głowę przed rozmówczynią, to wskazując dłonią elfa. - Jako pokorny sługa i wysłannik potężnego ducha niedźwiedzia przybywa do waszego pięknego miasta z pielgrzymką, z nadzieją, że dostąpi zaszczytu spotkania z tutejszymi kapłanami. Prosimy o wydanie stosownego glejtu umożliwiającego wstęp do miasta. Z pewnością pani nieoceniona pomoc w tej sprawie zostanie doceniona, zarówno przez nas, jak i kapłanów, którzy niewątpliwie o niej usłyszą. Uczyniła pauzę w miejscu, w którym Lvelias uznał za stosowne wtrącić kolejny mistyczny gest. Po przemowie umilkła, spoglądając cierpliwie na kobietę w oczekiwaniu na jej reakcję. Jeśli elf postanowił zabrać głos, Jen z pełną powagą przytakiwała każdemu jego słowu. Cała ta sytuacja zaczynała nawet ją bawić. Przypominała swego rodzaju grę, a Jen z zadowoleniem odkryła, że całkiem nieźle odnajduje się w nowej roli. Nie różniło się to specjalnie od rozgrywki na sali sądowej. Kluczem do wszystkiego była elokwencja i pewność siebie, a tych, jak sądziła, nie brakowało żadnemu z nich. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Pon Maj 15, 2017 4:00 pm | |
| Jen i Lvelias weszli do urzędu zaś Sly został na zewnątrz próbując wypatrzyć coś co można uznać za interesujące. Oczywiście pod to kryterium podpadały wszystkie rzeczy, które były związane z magią, a z którymi najemnik nie miał wcześniej styczności. Mógł chociażby zobaczyć pewien spektakl dziejący się aktualnie na moście. W niebo wystrzeliły kolorowe sfery, które rozpadały się niczym sztuczne ognie, tworząc przy tym różne kształty. Pierwszym z nich był stwór, który wyglądem przypominał normalnego tygrysa. Jak normalnie fajerwerki opadają i gasną to sylwetka wykonała kilka susów zanim zniknęła, rozpadając się na setki małych ogników. Źródłem tego był jeden z wozów, w którym najpewniej byli alchemicy lub ktoś im podobny. Ewentualnie magowie. Bardziej interesujący okazał się widok zwisających z mostu nietoperzy. Nie były to jednak malutkie i słodkie ssaki. Najbliżej rozmiarem było je porównać do gargulców, które zwykle znaleźć można w dosyć starych obiektach. Nie ulegało wątpliwości, że stworzenia były żywe, gdyż od czasu do czasu któreś z nich się poruszyło. Jeśli zaś chodziło o krawędzie to miejscami były chropowate i czasami wystawały z nich lite skały. Zresztą samo podłoże jaskini, w którym to wszystko było wykute należało najwyraźniej do jednej z trwalszych formacji skalnych. Jakby spojrzeć w stronę ziejącej przepaści i przyjrzeć się ścianom to wychodziłoby, że może da radę zejść w dół. Ściana wydawała się dosyć chropowata i miejscami miała wgłębienia. Być może wydrążone przez tutejsze zwierzęta. Przyglądając się bliżej Sly mógł nawet dostrzec, że na dole, nieopodal urzędu do którego weszli Jen i Lvelias, była półka skalna z jakąś grotą. Ciężko było zajrzeć do środka z powodu kąta widzenia, a jeszcze ciężej będzie zejść 200 metrów w dół po ścianie co do której nie ma się pewności. Chociaż może przy odpowiednich przygotowaniach dałoby radę. Z oddali również dało się dostrzec grupkę ubranych na biało skrzydlatych, którzy szli w szyku do bramy miasta. Mieli nałożone kaptury oraz spuszczone głowy. Było ich może z 12, a ich szyk przypominał bardziej prostokąt. Najwyraźniej straże przy bramie znały tę grupkę i po prostu ich wpuścili bez większych problemów. Mogli to rzecz jasna być też jacyś duchowni sądząc po stroju, który nie przypominał ani pancerzy, ani również ubioru typowego mieszczanina. Jen wyszła z całkiem dobrym pomysłem by powrócić do swojej normalnej formy. Zresztą druid też troszkę wizerunkowo sobie pomógł, aczkolwiek czy wystarczy to by przekonać urzędniczkę? Na razie obserwowała dwójkę z zaciekawieniem. Głównie uwagę poświęcała Shulkie, która po prostu wyglądała jak człowiek i chyba to budziło większą sensację niż kolejny kapłan, który planował wejść do miasta w celach religijnych. Przez moment z powodu przywitania Lveliasa była dosyć sceptyczna, jednak gdy prawniczka podała miejsce, z którego przybył wywołała u kobiety konsternację. Z leniwego bawienia się piórem, przeszła do przeglądania dokumentów, które znajdowały się w biurku, wyciągając w końcu jeden większy zwój i rozkładając go na blacie. Nie trzeba być wybitnym kartografem, by domyślić się jak wyglądała mapa. Pięknie wykonana i kolorowa. Dokładnie taka jaką zwykle można było zobaczyć w jakichś naprawdę starych archiwach. - Gdzież leży Tir Na Nog? Wielu kapłanów przybywa do naszego miasta, jednak akurat tego konkretnego miejsca nie kojarzę – oparła się łokciem i ujęła za swój podbródek wzrokiem poszukując na mapie właśnie tej nazwy. Najwyraźniej urzędniczka sama była też ciekawa skąd tamci przybywają. - Rozumiem, że wysłannik posiada list polecający od przeora swej wspólnoty lub jakiś inny glif polecający? – zapytała i w międzyczasie wyciągnęła pusty pergamin, na którym zaczęła coś skrobać. Wyrwała sobie jedno z piór, lekko je zaostrzyła i umoczyła w atramencie. Przynajmniej Skrzydlaci pod tym względem byli praktyczni. Urzędniczka chyba też zakładała, że coś takiego Lvelias może mieć tylko kwestia czy akurat trafi w ten konkretny przedmiot lub wymyśli na tyle spójną wymówkę, by to przeszło. Jak do tej pory po samym mieście Gwardii dało się odczuć, że raczej przestrzegają tutaj pewnego rodzaju dyscypliny.
|
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Nie Maj 28, 2017 2:34 pm | |
| Cóż, tego należało się spodziewać, dlatego Lvelias ani na moment nie stracił pompatycznego i pewnego siebie wyrazu twarzy. Był w końcu najwyższym kapłanem swojego kręgu. "Najwyższym" brzmiało w końcu dużo lepiej od "jedynym", a jedno drugiego nie wykluczało, prawda? Zapytany o miejsce pochodzenia najpierw z wciąż poważną miną wskazał na miejsce w którym na mapie znajdowało się Katharsis, a następnie zaczął zataczać nim po mapie coraz szersze kręgi. W końcu zataczane koła stały się tak wielkie, że wyjechały poza mapę. Palec druida zatrzymał się w końcu na jakimś losowym sęku w blacie biurka, ale nie był to koniec przedstawienia. Druid podniósł dłoń i sugestywnie wskazał dokładnie to samo miejsce, ale tym razem pod blatem stołu pukając weń donośnie. Po całym tym rytuale spojrzał poważnie w oczy urzędniczki i pozostawił kwestię tłumaczeń swemu heroldowi. Kiedy pojawił się zaś temat glejtu, zajrzał empatycznie do umysłu skrzydlatej, żeby zobaczyć o czym mogła mówić. Jeśli myślała o nim dość intensywnie, to druid mógł zrozumieć o co chodzi. Przy odrobinie szczęścia w jego torbie pełnej szpargałów znajdowało by się coś co mogłoby uchodzić za rodzaj glejtu z dalekich stron. Jeśli tak, to bez słowa wyciągnął go i położył na biurku. Jego szybko zaimprowizowany herold radził sobie póki co całkiem nieźle. Lvelias zastanawiał się czy ma do swojej pracy takie samo podejście jak on do swojej, czyli czy to co mówiła miało jakikolwiek sens, czy tylko brzmiało poważnie. Tak czy siak nie chciał wybijać jej z rytmu. |
| | | She-Hulk
Liczba postów : 108 Data dołączenia : 17/04/2013
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Nie Maj 28, 2017 2:44 pm | |
| „No i zaczyna się”, pomyślała Jen, wysłuchując odpowiedzi urzędniczki ze starannie przygotowanym wyrazem uprzejmego zaciekawienia na twarzy. O ile przypominała sobie opowieść Lveliasa i własną dość mglistą wiedzę z zakresu celtyckiej mitologii, Tir Na Nog było odbiciem Wysp Brytyjskich na innej płaszczyźnie istnienia. Nie miała pojęcia jakie konsekwencje miałoby ujawnienie tego faktu i czy w ogóle by jej uwierzono. Zastanawiała się akurat do jakiego blefu, półprawdy lub zręcznego wybiegu retorycznego będzie zmuszona się posunąć, gdy druid nieoczekiwanie wybawił ją z opresji. Nie mówiąc ani słowa, elf powolnym krokiem zbliżył się do stołu, za którym siedziała kobieta, z pełną godności i najwyższego skupienia miną przyjrzał się rozłożonemu na blacie pergaminowi, po czym dotknął rysunku palcem wskazującym i rozpoczął długą i zawiłą wędrówkę po mapie. Jen, ze wszystkich sił starając się zachować miły i cierpliwy wyraz twarzy, obserwowała ten zabieg z bijącym sercem, co jakiś czas rzucając urzędniczce uprzejmy uśmiech, jakby chciała jej powiedzieć: „Za chwilę wszystko się wyjaśni.” I rzeczywiście, zamiar druida wkrótce stał się jasny, kiedy jego palec dotarł do krańca mapy, wyjechał na stół, po czym zakreślił pętelkę wokół jego krawędzi i zakończył wędrówkę stukając od spodu w blat. Usta Jen rozciągnęły się w kolejnym uśmiechu, kiedy posłała Lveliasowi pełne szacunku skinienie głowy i spojrzała urzędniczce w oczy. - Jak właśnie w błyskotliwy sposób objaśnił mój klient, obawiamy się, że Tir Na Nog nie znajdzie się na żadnej z waszych map. Miejsce, z którego przybywamy, jest zarówno bliskie, jak odległe, leży bowiem poza magiczną barierą, która otacza tę wyspę. Przywiodła nas tu wizja zesłana na mego klienta przez ducha niedźwiedzia. Światła osoba, taka jak pani, rozumie naturalnie, że obyczaje obrządku, do jakiego przynależy pan Lvelias, różnią się od waszych w tym, że nie wymagają posługiwania się pisemnymi dokumentami, a stanowisko, jakie on sam w nim piastuje, jest równoważne funkcji głowy kościoła. Z pewnością istnieje precedens zezwalający na odstąpienie od obowiązku okazania listu, a jeśli nie, mój klient z radością podda się każdej próbie wiary, jaką wasi kapłani będą łaskawi wyznaczyć. Wyrzuciła z siebie tę wypowiedź niemal bez zastanowienia, wiedziona instynktem i trudnym do wytłumaczenia przeczuciem, które zabarwiło jej głos pewnością siebie, mimo że w dużej mierze improwizowała. W gruncie rzeczy nie wiedziała o wyznaniu druida dużo więcej, niż na początku, miała jednak nadzieję, że te elementy, które pozwoliła sobie podkoloryzować, są na tyle bliskie prawdy, że nikomu nie zrobi to różnicy. Wypowiedź zakończyła kolejnym japońskim ukłonem i z uśmiechem na twarzy czekała na dalszy rozwój wypadków.
Ostatnio zmieniony przez She-Hulk dnia Nie Maj 28, 2017 5:30 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Sly
Liczba postów : 214 Data dołączenia : 04/10/2015
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Nie Maj 28, 2017 3:47 pm | |
| Ciekawa sytuacja się aktualnie odbywała... Biorąc pod uwagę festiwal fajerwerków. Może dziś jest jakieś święto? Tak czy siak, na pewno było to związane z magią... z resztą co tu nie było związane z magią. ~Na przykład ty~Pomyślał. Trzymał kurtkę, którą podała mu Jen. To śmieszne, od złodzieja, po najemnika, po lokaja. Aż uśmiechnął się w duchu. Zerknął na nietoperze, a jakże. Fascynujące, gdyby nie to, że wiedział doskonale jak bardzo to niemożliwe, uznałby, że stąd pochodziła inspiracja do postaci Man-bata. Z resztą, kto wie. Może tak właśnie miało być? Grota skalna zaś przykuła jego uwagę dużo bardziej. A jeśli to przejście? Kto wie, kto wie. Tak czy siak, zapowiada się coraz ciekawiej. Skały chropowate, zdawały się umożliwiać zejście... ale Nathan nie dałby za to głowy. Tak czy siak, jego wzrok przykuła formacja skrzydlatych, która nadchodziła. Dyplomaci jacyś? Nie wyglądało na to, by mieli pancerze, ale kto ich tam wie... Pewnie okazać się może, że to jest jak żeńskie pancerze. Niby zakrywają niewiele, a bronią tak, że proszę siadać. Więc może te szaty są lepsze od pancerza jego lewej dłoni... Tu nic nie było tym, czym się wydawało. Ot, taki pierwszy losowy zombiak nagle okazuje się twoim krewnym. Oby nie okazało się, że gdzieś w pobliżu kręci się jeszcze kolejna część rodu Renko. Srebrne oczy uważnie obserwowały teren, skryte za okularami. Cały czas, ale więcej uwagi poświęcały grupce skrzydlatych. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Wto Cze 06, 2017 10:41 pm | |
| Urzędniczka uniosła tylko brew gry Lvelias zaczął palcem kreślić po mapie i enigmatycznie zapukał w blat. Chyba była przyzwyczajona, że do jej gabinetu wchodzą dziwne osoby. Zresztą czegoż innego można się było spodziewać patrząc po tym jakie osobistości oblegają most oraz karczmy na zewnątrz miasta. Elfy, orkowie oraz inne baśniowe stworzenia z ludzkich opowieści. Jednak skomentowała to tylko jednym, sceptycznym i przedłużonym „aha?”. Nawet nie siliła się, by w jakikolwiek sposób ukryć, że druidowi niezbyt wierzy. Mogło to wynikać z wielu czynników, aczkolwiek empatycznie przy okazji zaglądania do głowy skrzydlatej wyszła jeszcze jedna ciekawa rzecz. Przede wszystkim była sceptyczna wobec istnienia czegokolwiek poza samymi terenami wyspy. Nie było co się dziwić, zresztą całe to miejsce było prawie całkowicie odcięte od świata zewnętrznego przez barierę, którą ktoś kiedyś postawił. Stąd też urzędniczka nie wzięła na poważnie występów Lveliasa. Co zaś tyczy się samego glejtu lub innej formy polecenia to były różne i zależne od wspólnoty. Akurat w tym momencie ta myślała o formie glejtu dosyć intensywnie, bo musiała odszukać Tir w swoich wspomnieniach czy kiedykolwiek miała z nimi jakąś styczność. Za tym poszło oczywiście grzebanie w papierach, które miała wewnątrz biurka oraz sprawdzanie czegoś w oprawionym notesie, który wyciągnęła z szuflady. Nie ulegało jednak wątpliwości, że na samej wyspie jest wiele kultur jak również istoty oddają na niej cześć różnym bóstwom. Wracając jednak do samej formy polecenia to przybierała wszelakie formy jednak zawsze była jedna cecha wspólna. Artefakt, pergamin lub inny przedmiot zwykle był przesycony jakimś rodzajem magii i czuć było odprawiany nad nim obrzęd. Dało się powiedzieć czy dana rzecz została przeklęta, zaczarowana, a może tchnięto w nią moc poprzez rytuał. Zazwyczaj takie przedmioty miały po prostu formę odpowiadającą danej wspólnocie oraz jakiś dodatek w postaci właśnie rzuconego na przedmiot czaru. - To… ma sens zakładając, że da się wyjść poza barierę. Wielcy magowie oraz najwięksi herosi Shadow Isle próbowali, jednak nikomu do tej pory się nie udało. Jeśli zatem pan Lvelias jest kapłanem wielkiego niedźwiedzia to powinien również znać pozdrowienie, którego używają tylko wysocy kapłani. Wtedy możemy pominąć kwestię listu, gdyż udowodni swoją tożsamość – skrzydlata oparła dłonie na blacie stołu i postanowiła skorzystać właśnie z opcji, którą podrzuciła jej Jen. Chciała właśnie zrobić Lveliasowi test wiary i sprawdzić czy faktycznie jest tym za kogo się podaje. Wysokich kapłanów raczej nie widywało się zbyt często publicznie. Oddawali się oni ascezie w świątyniach, a kiedy przychodził czas pielgrzymki dopiero wtedy odziani w łachmany ruszali wśród innych ludzi. Mieli tylko jedno specyficzne pozdrowienie, które pozwalało odróżnić swoich od pozostałych pielgrzymów. Witali się jedną formułą – wiedza to potęga. Strzeż jej dobrze. Z niecierpliwością wypisaną wprost na twarzy urzędniczka wyczekiwała odpowiedzi druida. Po prostu chciała się tej dwójki pozbyć i zwyczajnie wypić poranny napar oraz powrócić do błogiego nic nierobienia za biurkiem. Gdyby była tym gorszym sortem urzędnika to może nawet by ich przepuściła bez większych ceregieli, jednak tutaj była kwestia bezpieczeństwa miasta i nie wpuszczania do niego byle kogo. Zaś na zewnątrz za grupką skrzydlatych, którzy zostali wpuszczeni do miasta kierowała się kolejna grupka. Teraz słychać było uderzenia bębnów, które wybijały rytm. Mógłby on nawet wprowadzić w trans gdyby ktoś się wyciszył i wsłuchał w niego. Słychać go było również w budynku, zaś na moście najemnik zauważył grupę orków ubranych w stroje zrobione ze skór zwierząt oraz ich czaszek. Nosili maski bardzo podobne do tych, które przywdziewają plemiona afrykańskie podczas rytuałów. Byli również wymalowani czerwonymi barwami, które najpewniej nie były zwykłą farbą. Ta grupka była znacznie większa, bo liczyła sobie 30 osobników. 6 bębniarzy, którzy byli idealnie zsynchronizowani, 6 tancerek, 6 osobników którzy wyglądali jak wojownicy, 6 orków których po prostu można nazwać szamanami oraz 6 tragarzy taszczących dobytek całej tej grupki. Zatrzymali swój osobliwy korowód przed bramami, gdzie jeden z szamanów wręczył coś strażnikowi i ten otworzył bramę. Czyżby łapówka? W każdym razie najpewniej to był jakiś worek niewielkich rozmiarów.
|
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Sro Cze 07, 2017 11:54 am | |
| Druid był bardzo zaskoczony, jak mocno kobieta skupia się na swojej pracy. Na ogół z abstrakcyjnie myślących istot, takich jak ludzie, czy skrzydlaci wydobywał raczej uczucia i wrażenia. Ewentualnie bardzo powierzchowne myśli. Taki wyraźny przekaz odbierał na ogół gdy człowieka trapiło coś złego, lub przeciwnie, właśnie wygrał milion w totka. W takiej sytuacji Lvelias doskonale by widział na co delikwent chciałby wydać pierwsze kilka tysięcy, włączając w to szczegóły, takie jak kolor parasolki do drinków. W każdym razie dobrze, że glejty nie miały żadnej sprecyzowanej formuły. Miał coś, co w jego mniemaniu z nawiązką spełnia wszystkie niezbędne wymogi. Szukanie tego zajęło mu trochę więcej, niż zakładał. Powinien w końcu zrobić porządek w torbie. Czyżby tego nie wziął? Niemożliwe, zawsze to ma. Wszyscy się na niego gapią, prawda? JEST! Stara pamiątka z czasów, gdy był jeszcze akolitą. Z zewnątrz wyglądała bardzo niepozornie. Ot, niedźwiedzi pazur przewiązany rzemieniem. Był to jednak symbol jego pierwszego kontaktu z duchem natury. Właśnie z duchem niedźwiedzia. Wykonany z pazura prastarej bestii, która odeszła z tego świata zasypiając spokojnie w sen. Dostał go kiedyś od swojego mistrza zanim... zanim wszystko się wydarzyło. Nie był magiczny sam w sobie, ale miał śladowe ilości magii związanej zarówno z druidem, jak i duchem niedźwiedzia. Kiedyś pazur byłby mu niezbędny do przybrania formy zwierzęcia. Już dawno nie potrzebował takiego katalizatora, jednak amulet stał się dla druida swego rodzaju łącznikiem ze starymi czasami. W każdym razie dostał go od swojego niegdysiejszego mistrza, oraz był związany zarówno z duchem niedźwiedziem, jak i z nim samym. Wyjął go więc tryumfalnie z sakwy i zaprezentował urzędniczce. Nie był pewien jak wygląda badanie aury przedmiotu, ale chyba nic nie powinno się stać. Co do powitania, to całe szczęście że poszło z nim tak łatwo jak z glejtem. Ktoś mógłby uznać to za jawne oszustwo w czymś, co powinno być testem wiary. Druid jednak podchodził do religii w bardzo praktyczny sposób. Moc druida biorą się od jedności z naturą. Nie tylko z Naturą samą w sobie, ale też z naturą rzeczy. Między innymi duchów zwierząt. Między innymi niedźwiedzia. Duch niedźwiedź na pewno byłby za rozwiązaniem problemu wyspy. Może nawet jego bezpośrednia wola pokierowała krokami druida do tego miejsca. Tak więc dodając dwa do dwóch wcale nie oszukiwał na teście wiary. Tak naprawdę wypełniał wolę ducha niedźwiedzia mocą, którą dzięki niemu posiada. To nawet bardziej uczciwe, niż to co według siebie zaproponowała skrzydlata. Druid dodał w umyśle skrzydlatym plusa. Czyli tutaj również czczono niedźwiedzia za jego mądrość, a nie tylko siłę. - Nie jestem pewien czy nadużywanie tego pozdrowienia pozwoli zachować mu swoje zadanie w celach identyfikacyjnych – zaczął, jakby naprawdę się przejmował tym że osoby niepoważne mogłyby się nim posługiwać – Ale niech będzie. „Wiedza to potęga”. Nic więcej nie mówił. Czekał aż Jen i skrzydlata załatwią resztę spraw z talizmanem, glejtami i ewentualnymi dokumentami. Jeżeli uda im się w końcu załatwić wejściówki z ulgą wydostał się na zewnątrz (które technicznie wciąż było wewnątrz) i odetchnął. Rozejrzał się za Sly'em. - Mam nadzieję że nie ukradłeś niczego szczególnie ważnego – rzucił mu z uśmiechem, jeśli go znalazł. - Ruszamy dalej. Jesteśmy o krok bliżej do wydostania was stąd. Obawiam się jednak że sporo ich jeszcze zostało. - Druid ruszył ku głównej bramie miasta. |
| | | She-Hulk
Liczba postów : 108 Data dołączenia : 17/04/2013
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Pią Cze 16, 2017 3:45 pm | |
| Podczas gdy Lvelias buszował w swojej przepastnej torbie w poszukiwaniu "glejtu", Jen ze wszystkich sił starała się zachować neutralny wyraz twarzy i powstrzymać odruch plaśnięcia dłonią o czoło. Kiedy poszukiwanie przeciągały się, podeszła nieco bliżej biurka, za którym siedziała urzędniczka, i ustawiła się tak, aby choć częściowo zasłonić zaaferowanego druida przed jej wzrokiem. - Nie wątpię, że wasi bohaterowie i uczeni znają się na swojej pracy. O ile jednak wyjście poza barierę jest problematyczne, z całą pewnością da się przez nią wejść - odparła Jen, głównie po to, by jakoś zagadać kobietę zanim Lvelias przetrzepie pokaźną zawartość swojego podręcznego bagażu. "Słowo daję, jeśli usłyszę jeszcze jeden dowcip na temat zawartości damskiej torebki..." - Swoją drogą, muszę w imieniu mojego klienta i własnym wyrazić słowa uznania. Miasto jest doprawdy wspaniałe a jego mieszkańcy fascynujący. Chętnie dokładniej poznamy jego historię i kulturę. Nie sądzę jednak, abyście musieli obawiać się nadmiaru turystów z naszych stron. Tam, skąd pochodzimy, stanowimy raczej wyjątek. - Mówiąc to przywołała na twarz uśmiech, mając nadzieję, że wygląda szczerze. Kiedy elf nareszcie zaprezentował kobiecie wyszukany z pietyzmem przedmiot i wygłosił hasło, Jen na sekundę wstrzymała oddech. Jeżeli urzędniczka ostatecznie zgodziła się wydać im przepustki, prawniczka skłoniła się i podziękowała jej wylewnie w imieniu swojego "dobrodzieja", po czym wdzięcznym i nie nazbyt pospiesznym krokiem opuściła wraz z druidem budynek. Na zewnątrz podziękowała Nathanowi, odebrała od niego kurtkę i niemal z ulgą przerzuciła ją sobie przez ramię. Nareszcie jakiś postęp. Mruknęła coś niezrozumiałego w odpowiedzi na ostatnie zdanie Lveliasa. Zdrowy sceptycyzm podpowiadał jej, że druid ma rację, ale wcale jej się to nie podobało. |
| | | Sly
Liczba postów : 214 Data dołączenia : 04/10/2015
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd Sob Cze 17, 2017 12:27 pm | |
| Nathan uważnie obserwował ekipę orków. Uniósł brew, widząc paradę orków. O ile można to określić paradą... może po prostu jakieś święto mają? Ewentualnie obwieszczenie 'nadchodzi starszyzna". co tłumaczyłoby wojowników, tragarzy i szamanów. Ale tancerki? One psuły wszelką teorię. ~Szatan lubi tą ekipę...~Przemknęło mu w myślach, po przeliczeniu wszystkich. Jego oko dostrzegło woreczek wędrujący z ręki do ręki. No proszę, strażnicy wszędzie są tacy sami, nieważne gdzie się pójdzie. Każdy ma wszak swoją cenę... Ale nie dla każdego są to pieniądze. -Nie ma sprawy-Odparł na podziękowanie za przypilnowanie kurtki.-Niestety, nic ważnego nie było pod ręką. Tylko jakaś korona mi się nawinęła pod rączki-Dodał na uwagę o ukradnięciu. Oczywiście, nic wartościowego się nie trafiło, z resztą, dołka kopać pod sobą Renko nie chciał. Najpierw wybadaj teren, poznaj zabezpieczenia, drogi ucieczki, i dopiero wtedy kradnij. Sprawdzony sposób, poleca Nathan Renko |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Most Qel'thu Sa'd | |
| |
| | | | Most Qel'thu Sa'd | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |