Imię i nazwisko: Marla Joan Harrison
Pseudonim: M.J.
Rasa: człowiek
Miejsce pochodzenia: Kanada, prowincja Quebec, Montreal.
Wiek: 26 lat
Frakcja: cywil
Wygląd: Przede wszystkim nie jest atrakcyjna. Nigdy nie była jedną z tych nadzwyczajnych piękności o długich nogach i pełnym biuście. Ma dość androgeniczną, umięśnioną budowę ciała, którą nigdy nie robiła furory i z pewnością kariery w sex-bizie nie zrobi. Długie ramiona wydają się być nieproporcjonalne, więc często się nimi obejmuje bądź splata palce za plecami by je jakość ukryć. Nie można powiedzieć jednak, że do swojej przeciętnej urody ubiera się równie przeciętnie – nigdy nie bywa niechlujna. Jej ubrania zawsze mieszczą się w kanonach dobrego smaku i elegancji. Preferuje proste zestawy w stonowanych kolorach, klasyczne sukienki i zawsze wyprasowane koszule. No czasem można ją złapać w dresie, jednak kto by bladym świtem przyglądał się ludziom biegającym po miejskim parku.
MJ to ten typ człowieka, którego miniesz z łatwością na ulicy nawet nie rejestrując jego obecności. Nie spogląda w oczy, nie wchodzi w drogę, ucieka, obija, nadkłada trasy by spotkać jak najmniej ludzi.
Ma jednak coś, co jest w niej urzekające. Coś, czego nie wszystkim dane zobaczyć. Mówią oczy oknami duszy, lustrem odbijającym emocje. Spojrzenie dziewczyny jest niezwykle magnetyzujące; ma drobne blade usta, jedno oko w głębokim odcieniu toksycznej zieleni, drugie – niebieskobiałe, niewidzące, a jednak zdaje się być znacznie czujniejsze niż to zdrowe. Rzadko się uśmiecha, bo najczęściej się wstydzi, ale uśmiech ma słodki, a buzie trudną do zapomnienia.
Charakter: Zależy o który pytasz. Marla ma rozdwojenie jaźni, które sprowokowane jest, jak wszystkie zresztą skrzywienia psychiczne, jakąś traumą z przeszłości. Nie do końca wiadomo co jest zapalnikiem, budzącym w niej tę drugą, ciemną stronę osobowości, jednak pojawi się ona bardzo często i stawia sobie za punkt honoru zrujnować spokojne i poukładane życie .. no właśnie, swoje własne. Na co dzień jest cichą osobą, stoickim obserwatorem, troche zbyt skromnym i zbyt podejrzliwym, by przysiąść się do kogoś w kawiarni i zagadać mówiąc „masz piękne oczy, jak Ci na imię?”. Ciężko ćwiczy, żeby zabić w sobi niepokój, który co noc zaćmiewa jej umysł. Świadomość chowania w sobie drugiej, gorszej siebie jst dla niej niezwykle frustrująca i jedyne, co pozwala jej odegnać czarne myśli to oddawanie się czemuś w pełni. Mordercze bieganie, malowanie obrazów aż zdrętwieją palce, czytanie książek do momentu kiedy oczy wypełnią łzy i ból.
Czasami jednak budzi się w niej ona. Ta druga. Dla jednych ta gorsza, dla innych lepsza. Ta odważna, śmiejąca się w głos, pyskata i lubieżna wersja dziewczyny. Lubi mówić o sobie Moth, twierdząc, że tak właśnie się czuje, wypływając na powierzchnie świadomości uparcie raz za razem jak ćma lecąca do światła. Nie odmawia sobie w życiu niczego. Jest hazardzistką, bierze narkotyki, pieprzy się z kim popadnie i – co ciekawe, jako jedyna z osobowości panuje nad ich mocą.
Umiejętności: – mówi biegle po angielsku i francusku, są to w końcu języki urzędowe w Kanadzie w której pochodzi,
- ma ogromną wiedzę w dziedzinie neuroinformatyki, Studiuje na kierunku fizyki biomedycznej; ma do tego taki zapał jakby zależało od tego co najmniej życie ludzkości,
Moce: Wydaje się, że jej niewidzące oko wcale nie jest niewidzące. Sama nie ma o tym pojęcia, jednak Moth szerzej zna jego właściwości. Modyfikacja zakończeń nerwowych i dziewięciu kanałów neuronowych odpowiedzialnych za proces widzenia odjęła jej umiejętność widzenia takiego, jakim jest ono powszechnie rozumiane. W ciemnościach jednak potrafi nie dość, że doskonale widzieć otoczenie, to jeszcze przejawia właściwości podobne do urządzeń o promieniowaniu rtg.
Broń: nie posiada
Ekwipunek: Jako przeciętny cywil chyba nie posiada jako takiego ‘ekwipunku’. Raczej to o ludzie zwykle przy sobie mają, chyba bez sensu wymieniać.
Historia: Raczej nie była dzieckiem swoich rodziców. Nawet nie krew z krwi, po prostu adoptowali małoletnią sierotę by spełnić swoje chore pragnienie dowiedzenia słuszności swoich badań. Oboje byli lekarzami, oboje niedocenieni w światku medycyny doświadczalnej. Matka uznany, choć pobłażliwie zbywany przez profesjonalistów neurobiolog, ojciec chirurg o precyzji godnej podziwu. Nie oszukujmy się, adoptowali nikomu niepotrzebne dziecko w celach dalekich od wszelkiej moralności. Badania nad możliwościami mózgu dziewczyny skończyły się na rozszczepieniu i napromieniowaniu neuronów prawej półkuli odpowiedzialnych za proces widzenia. Odniósłszy sukces na tej płaszczyźnie byli na tyle podnieceni i nierozważni, że opublikowali się ze swoim osiągnięciem. Rząd kanadyjski szybko jednak uciszył sprawę.. tak jak i dwójkę chorych naukowców. Co się z nimi stało – nie do końca wiadomo. Kalekie dziecko oddano do adopcji z nadzieją, że jej psychika nie została zbytnio nadszarpnięta.
Później dziwnym trafem zaczęła fascynować się medycyną. Brnąc nieświadomie w kierunku, który wyrządził jej tyle krzywdy udała się do Stanów na studia.
Ponoć jest obserwowana przez kanadyjski rząd.