|
| Dach | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Mary Jane Watson
Liczba postów : 29 Data dołączenia : 28/02/2013
| Temat: Dach Czw Lut 28, 2013 7:36 pm | |
| Była przemarznięta. Była przemoczona. I była wściekła. Wściekłość, która niczym jakiś substytut krwi szalała pod jej skórą, sprawiała, że nic nie było takie straszne jak powinno być. Nie przeszkadzała jej wizja zapalenia płuc, ociekające wodą ubranie i włosy klejące się do twarzy. Przestała się nawet przejmować tym, że cztery piętra niżej jej sąsiedzi z parteru uciekali w popłochu ze swoich zalewanych wodą mieszkać mieszkań. Nie pomyślała rzecz jasna o tym, by im pomóc. Ulice zmieniły się w rzeki, metro tymczasowo przestało istnieć, a żywioł zbierał swoje krwawe żniwo. Nowy York nagle zmienił się w tonącą Atlantydę, a jedyne o czym była w stanie myśleć Mary Jane to jak możliwe najboleśniej uśmiercić Petera Parkera. Klnąc wściekle pod nosem skryła się pod małym daszkiem, który osłaniał drzwi, rezygnując tymczasowo z wyglądania go wśród budynków, co czyniła przez ostatnie pół godziny. Zresztą w taką pogodę nawet jego wyjątkowo wytrzymała pajęczyna nie byłaby specjalnie przydatna. Z ponurą miną przycisnęła ramiona do brzucha, usiłując stłumić drżenie wszystkich mięśni, które w naturalnym odruchu usiłowały poprzez skurcze rozgrzać jej przemarznięte ciało. Zachowywała się jak kompletna histeryczka i co najzabawniejsze miała tego pełną świadomość! Wszystko było jednak lepsze od siedzenia w bezruchu na fotelu i pozwalaniu kolejnym, coraz to bardziej upiornym wizjom przemykać przez głowę. Wolała wyjść na dach i wykrzyczeć swoją frustrację w stronę nieba, które choć wciąż zasnute chmurami, tymczasowo przestało tłuc w nią grubymi kroplami deszczu. Wiatr też się uspokoił, przynajmniej na tyle, że nie obawiała się już, że zrzuci ją z dachu. Nadal jednak jego podmuchy sprawiały, że drżała. Zagryzła usta, by stłumić... sama nie była pewna co - przekleństwo? Szloch? Może i to, i to. Petera nie było już od dłuższego czasu. Nie dawał żadnej informacji o tym gdzie jest i co właściwie robi. A co jeśli był w jakichś cholernych kanałach, gdy zaczęło się to piekło? Jeśli znajdą go za kilka dni, napuchniętego od wody i martwego w każdym możliwym tego słowa znaczeniu? Tym razem naprawdę zaszlochała, by zaraz potem krzyknąć ze złością i tupnąć nogą. Woda, która zebrała się na dachu sięgała jej niemal kostek więc tupiąc rozchlapała ją na wszystkie strony. Nie przejęła się tym szczególnie, bo przecież i tak nie było na niej suchej nitki. No poza jednym miejscem. Drżącymi, pobielałymi z zimna palcami sięgnęła do wodoodpornej kieszeni kurtki po telefon. Nacisnęła klawisz szybkiego wybierania i po raz piętnasty w ciągu ostatnich kilku godzin wybrała numer Petera. I po raz piętnasty wysłuchała niemiłosiernie długiej litanii sygnałów, zakończonej pocztą głosową, która przemawiała do niej ukochanym głosem. Mary Jane zamknęła oczy i wsparła się o ścianę, nie ufając w pełni swoim drżącym nogom. Telefon zapiszczał jeszcze raz, oznajmiając, że może zacząć nagrywanie wiadomości. - Peterze Benjaminie Parker, jeśli zaraz nie odbierzesz tego telefonu i nie powiesz mi, że jesteś cały i zdrowy... Jeśli spróbujesz być martwy to ja... ja... - urwała w połowie groźby nie wiedząc co dalej powiedzieć. Prawdopodobnie resztę wiadomości stanowić będzie wyłącznie szum deszczu i jej nieregularny oddech, który z trudem dostarczał do jej płuc potrzebne powietrze. Bardzo starała się ponownie nie rozpłakać. Tysiąc razy bardziej wolała przeklinać niż płakać. Złość była łatwiejsza. Łatwiej było ją wybaczyć, odesłać z zapomnienie. A to? Najgorszy rodzaj psychicznej tortury jaki nieustannie fundował jej Peter! Wprawdzie nie całkiem ze swojej winy, ale jak mogła o tym teraz myśleć? Chciała go tylko usłyszeć, upewnić się, że jest cały i zdrowy. Nakrzyczeć na niego, a potem zarzucić mu ręce na szyję, pozwolić mu scałować swoje łzy i obrazić się, gdy po raz kolejny wyśmieje jej histeryczne zachowanie. - Czy proszę o tak wiele? - spytała podnosząc wzrok na pochmurne niebo. |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Dach Sob Kwi 06, 2013 3:29 pm | |
| Patrząc się na budynki Mary Jane Watson mogła zauważyć punkt szybko sunący po dachach budynków. Punkt zdawał się przemieszczać olbrzymimi skokami, przeskakując pomiędzy jednym budynkiem a drugim. Po chwili mogła zobaczyć wyraźne zarysy mężczyzny. Ów mężczyzna ubrany był w czarną górę i wojskowe spodnie w kamuflażu Flecktarn. Nie miał na sobie żadnego cudacznego stroju, ale Jane mogła domyśleć się, że ten ktoś nie jest w 100% normalny. Tymczasem Carlos biegł po dachach, szukając swoim wzrokiem jakiegokolwiek śladu przestępcy. Gdyby taki się pojawił, jego los byłby marny: Santiago rozerwałby go na strzępy. Biegnąc po dachach zauważył na jednym z nich dziewczynę. Szybko przeskoczył te kilka budynków, które go od niej dzieliły. Wykonując w powietrzu salto wylądował przed nią. Ogarnął ją wzrokiem, poczym przypomniał sobie twarze wszystkich podejrzanych osób. Tej osoby nie znał. Dźiwiło go, co taka osoba robi sama na dachu. Dlatego postanowił się dowiedzieć:
" Witaj! powiedział z wyraźnym brazylijskim akcentem " co robisz tutaj, tak sama?" |
| | | Mary Jane Watson
Liczba postów : 29 Data dołączenia : 28/02/2013
| Temat: Re: Dach Nie Kwi 07, 2013 9:19 pm | |
| Niebo nie chciało odpowiedzieć. Pozostawało całkiem obojętne i niewiarygodnie odległe. Nic nie obchodziły go problemy małej cierpiącej Mary Jane. Gdyby było ją stać choć na odrobinę krytycznego spojrzenia na całą tą sytuację i na samą siebie, musiałaby przyznać rację tym wyższym siłom, do których się zwracała. Nowy Jork przeżywał kataklizm niespotykany od dziesięcioleci. Wielu innych bardziej potrzebowało tej "niebiańskiej" pomocy, o ile oczywiście jakakolwiek wyższa istota interesowała się losem milionów. Jej egoistyczne zachcianki (nawet jeśli prowokowane były jej głęboką miłością do Parkera) nijak miały się do problemów reszty miasta. Czasem przychodziły takie chwile, gdy MJ chciała być tak cudownie altruistyczna jak Peter. Czuć potrzebę ratowania wszystkich, a nie troszczyć się tylko o tych, od których zależało jej osobiste szczęście. Tej cechy zazdrościła mu najbardziej i jednocześnie najbardziej ją przeklinała, wierząc w głębi duszy, że kiedyś ów altruizm ściągnie na jej ukochanego zgubę. Pewnie dlatego nie zauważyła zbliżającego się Santiago. To był podstawowy problem Mary Jane - zbyt mocno skupiała się na tym co działo się w jej wnętrzu, a za mało na tym co działo się wokół niej. Z powodzeniem można było określić ją mianem osoby mało spostrzegawczej. Z towarzystwa (mocno nietypowego, dodajmy) zdała sobie sprawę dopiero w chwili, gdy kontem oka uchwyciła ruch w bliskiej odległości od swojego miejsca pobytu. W pierwszym odruchu niemal westchnęła z ulgą, pewna, że oto Peter postanowił wrócić do domu i jej męczarnie tym samym dobiegły końca! Niestety, nim na dobre pogrążyła się w rozmyślaniach na temat co zrobić najpierw - nawrzeszczeć czy przytulić? - uświadomiła sobie, że na wprost niej stoi człowiek całkiem obcy. To z kolei sprawiło, że na twarzy panny Watson pojawiła się podejrzliwość, a w jej wnętrzu zakotłowały się niepokój i zdenerwowanie, które starannie póki co ukrywała przed oczyma dziwnego przybysza. Doświadczenia, których nabrała jako dziewczyna Spider-Mana, jasno mówiły, że nie można ufać nikomu i niczemu, co znikąd pojawia się obok ciebie na dachu pięciopiętrowej kamienicy. Zwłaszcza wtedy, gdy opierasz się plecami o jedyne drzwi prowadzące bezpośrednio na ten dach. Takie niezapowiedziane wizyty często zwiastowały kłopoty, z których akurat w tej chwili Spider-Man nie mógłby jej uratować, a Mary Jane nie łudziła się co do tego, że sama da sobie radę. Postanowiła jednak zgrywać odważniejszą niż była w rzeczywistości. Mocniej zacisnęła palce na komórce (w razie czego można nią przecież przywalić w głowę przeciwnika!) i przybrała stosownie agresywną minę. - A co ty robisz na moim dachu? - fuknęła w odpowiedzi niczym rozwścieczona kotka, rzucając mu przy tym nieprzychylne spojrzenie. Jednakże - przemoczona, drżąca i zapłakana, bardziej przypominała rude kociątko niż tygrysicę. |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Dach Pon Kwi 08, 2013 8:18 pm | |
| Carlosa nie ździwiło zachowanie nieznajomej. Wszak on sam też by się denerwował gdyby ktoś obcy wparował na tereny Santiago Xtreme przez okno. Na razie tylko stał, z dumnie wyprostowanymi rękoma, a następnie przemówił: -Poluję - oświadczył pełnym powagi głosem - tu się aż roi od osób, którym należy się manto. Ty do nich nie należysz, ale pod nami ktoś może właśnie okradać staruszkę. I moim zadaniem jest upewnić się, że ten ktoś odejdzie do domu bez zębów, może i bez kończyn Tymi słowami zakończył swoje wyjaśnienia. Po trochu go to bawiło. Dziewczyna próbowała zgrywać poważną, ale pod jej rudymi włosami kryło się utrapienie, które było dość nad wyraz widoczne. Carlos nie zamierzał wnikać co to było. Jego bardziej interesowało co dziewczyna robiła sama na dachu. A jeśli by się okazało że coś nielegalnego.... wtedy pomalowałby ściany jej mózgiem. Ale najwyraźniej nic takiego nie robiła. Więc Minotauro był spokojny. Spokojnie podszedł odrobine bliżej, i przypatrzył się jej. Miała rude włosy i zmęczoną twarz. Nikogo takiego wcześniej nie widział... ale nie specjalnie go to obchodziło. Na razie czekał na rozwój wypadków.
|
| | | Mary Jane Watson
Liczba postów : 29 Data dołączenia : 28/02/2013
| Temat: Re: Dach Nie Kwi 14, 2013 2:59 pm | |
| Z jej ust wyrwało się mimowolnie ciche parsknięcie. Krótki, urwany śmiech. Dźwięk nie tyle drwiący, co histeryczny. Mary Jane od dłuższej chwili balansowała nieudolnie na krawędzi grożącej upadkiem w stan całkowitego rozchwiania emocjonalnego. I bądźmy ze sobą szczerzy - bliżej jej było do kolejnego wybuchu płaczu niż stosownego do sytuacji chłodnego spokoju. Zresztą czy ona kiedykolwiek umiała zachować spokój? Skąd, ruda kobieta była dokładnym przeciwieństwem spokoju i opanowania, zbyt wiele emocji zawsze wrzało pod jej skórą. Czasem była radosna, czasem wściekła, czasem rozhisteryzowana, ale nigdy nie dawało się jej opisać słowem spokojna. Taka natura. Jej wielkie niebieskie oczy wpatrywały się w stojącego (jej zdaniem zdecydowanie zbyt blisko) mężczyznę z absolutnym niedowierzaniem. - Człowieku, skąd ty się urwałeś? - spytała, a potem szerokim ruchem ręki wskazała otaczający ich chaos. - Nowy Jork. Jest. Zalewny. Prze. Wodę. - to zdanie niemal wycedziła przez zęby, nie kryjąc swojego oburzenia. - Nie sądzisz, że staruszki mają poważniejsze problemy niż drobni złodzieje? Jak chociażby ujście z życiem przed tsunami? - potrząsnęła lekko rudą głową, zadając sobie w myślach pytanie dlaczego to zawsze ona musi trafiać na najdziwniejsze indywidua zamieszkujące Nowy Jork. Do tego potencjalnie niebezpieczne indywidua z niezrozumiałym poczuciem misji. Czyżby była ostatnią prawdziwą egoistką w Wielkim Jabłku? - Jak chcesz się udzielać społecznie to może pomóż tym staruszkom ratować dobytek z powodzi, a nie nagabuj kobiety spotkane na dachu. Do cholery, czy już nawet na własnym dachu nie można mieć spokoju? - ostatnie słowa wymruczała pod nosem z wyraźną niechęcią. Wciąż mocno zaciskała palce na telefonie, drugą dłonią usiłowała w miarę dyskretnie wymacać klamkę, by przynajmniej spróbować ucieczki do mieszkania. Mogła nawet pomóc tym wszystkim sąsiadom, oni nie wyglądali tak... groźnie. Byli tylko grupką przemoczonych, zdesperowanych ludzi, czyli w gruncie rzeczy niczym nie różnili się teraz od niej. Gdzieś z tyłu jej głowy, jakiś głosik wciąż i wciąż wzywał Petera, który na pewno wszystko zrobiłby lepiej. Pomógłby sąsiadom, pomógłby innym ludziom, nawet rozmówiłby się odpowiednio z tym człowiekiem. Ona zapewne właśnie po raz kolejny wpakowała się w jakieś kłopoty. Cała Mary Jane! |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Dach Wto Kwi 30, 2013 5:02 pm | |
| { wybacz, ż tyle czekasz.]
Nerwowe zachowanie kobiety drażniło lekko Santiago. Pierwsze słyszał o tym, że nowy York jest zalewany przez wodę. Nie słyszał o tym wcześniej. Dlatego postanowił, że jak najszybciej wyruszy, aby ratować swoje centrum szkoleniowe. - Wybacz więc za najście - powiedział spokojnym głosem - już stąd znikam. Poczym wyskoczył w powietrze, biorąc długi skok i przeskoczył na dach niedalekiego budynku. Rozdrażniło go to, ale nie zamierzał dręczyć kobiety. Wolał ją zostawić w spokoju. W końcu, co ona mu złego zrobiła? I tak biegł szybko po dachach, przeskakując je, aż oddalił się na dużą odległość. Carlos był bowiem osobą raczej spokojną i nie agresywną. Nie jego celem było, jak już pomyślął, dręczenie dziewczyny. DLatego postanowił się usunąć.
|
| | | Mary Jane Watson
Liczba postów : 29 Data dołączenia : 28/02/2013
| Temat: Re: Dach Pią Maj 03, 2013 10:43 am | |
| W pełnym oburzenia milczeniu obserwowała mężczyznę tak długo, aż nie zniknął jej z oczu przeskakując na drugi dach. Dopiero wtedy, gdy była już względnie bezpieczna pozwoliła sobie na ciche jęknięcie i uniesienie dłoni do twarzy. Tłumiony do tej pory strach sprawił, że zaczęła jeszcze mocniej drżeć i znów jej oczy zaszkliły się od łez. Tłumiąc histeryczny szloch otwarła drzwi prowadzące do wnętrza kamienicy (zalewając przy tym schody zgromadzoną na dachu wodą) i ukryła się w środku. Drzwi zamknęła na klucz, który później przezornie wyjęła z zamka i schowała w kieszeni przemoczonych spodni. Najchętniej zastawiłaby wejście czymś bardzo ciężkim, by mieć pewność, że nic i nikt tu za nią nie przyjdzie. Dopiero teraz niema z czystym sumieniem pozwoliła sobie na płacz, nad którym nie mogła dłużej zapanować. Zbyt dużo emocji szalało w jej ciele, zwyczajnie nie mogła sobie z nimi poradzić! Zgięta w pół, zsunęła się po ścianie i usiadła na podłodze zagryzając wargi niemal do krwi, by stłumić jakże jednoznaczne odgłosy. Ostatnie czego chciała to zaniepokojeni sąsiedzi, znajdujący ją tutaj w całkowitej rozsypce! Potrzebowała kilku chwil, by się uspokoić - przynajmniej częściowo, bo przecież wciąż szalała z niepokoju nie wiedząc gdzie podziewa się Peter. Telefon milczał, on się nie pojawiał, a woda szalejąca na ulicach miasta była słyszalna nawet tutaj na górze i Mary Jane odnosiła wrażenie, że żywioł z niej kpi. Gdy udało jej się opanować płacz i uspokoić na tyle, by ręce przestały jej drżeć jak osobie chorej na Parkinsona powoli podniosła się na nogi. Jedną dłonią otarła policzki z łez, a zaraz potem ponownie przesunęła nią po całej twarzy, jakby usiłowała usunąć z niej wszystkie emocje. Wzięła głęboki oddech. Potem drugi i jeszcze pięć kolejnych. - Weź się w garść, Mary Jane. - szepnęła do siebie i trzymając się ściany zaczęła schodzić w dół po schodach, wracając do drzwi swojego mieszkania, których wcześniej zapomniała zamknąć. Wzięła szybki (bardzo ciepły) prysznic, wysuszyła włosy i wciągnęła na siebie komplet suchych ubrań. Potem zeszła na dół pomóc sąsiadom, bo przecież to właśnie powinna była robić od kilku dobrych godzin. Telefon wciąż nie dzwonił.
[zt] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Dach | |
| |
| | | | Dach | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |