Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Tower Bridge

Go down 
3 posters
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Loki
Administrator
Loki


Liczba postów : 4172
Data dołączenia : 23/05/2012

Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Pią Cze 15, 2012 11:53 am

Tower Bridge 800px-Tower_Bridge%2CLondon_Getting_Opened_4
Tower Bridge 800px-Tower.bridge.9.walkwaysinterior.london.arp

Most Tower Bridge przecinający Tamizę stał się symbolem Londynu. Środkowa część składa się z dwóch ważących po tysiąc sto ton zwodzonych przęseł mostu podnoszących się w ciągu dziewięćdziesięciu sekund. Zwieńczone pinaklami wieże oraz pomost kryją mechanizm służący do podnoszenia ruchomych przęseł. Są one unoszone, by umożliwić przepłynięcie dużych statków lub z powodu specjalnych okoliczności. W wieżach mostu znajduje się muzeum jego historii, a z górnego pomostu, obecnie otwartego dla turystów roztacza się piękny widok na rzekę Tamizę. Most jest szeroki na sześćdziesiąt metrów, a jego wysokość przy podniesionych przęsłach wynosi czterdzieści metrów. W swych czasach świetności był otwierany pięć razy dziennie.
Powrót do góry Go down
https://theavengers.forumpolish.com
Gość
Gość




Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Czw Wrz 25, 2014 11:12 pm

Rezerwuje wątek jako MG. Misja Sigyn i Amelii

Kobiety dotarły nad Tamizę, przez którą można było przejść dzięki połączeniu jakie zapewniał Tower Bridge. Symbol Londynu oraz miejsce zazwyczaj pełne turystów robiących zdjęcia. Z racji tego, że był późny wieczór to światła na moście były zapalone, przez co most sam w sobie był pięknym widokiem, któremu należy zrobić parę zdjęć. Jednakże coś tu było nie tak. W okolicy, w której kobiety były, nie można było zarejestrować obecności żadnej istoty żywej, a sam most spowijała mgła. Biała, bardzo gęsta mgła, chociaż takie zjawisko nie powinno mieć racji bytu o tej porze roku oraz ze względu na warunki atmosferyczne jakie wcześniej panowały. Dodatkowo można było odczuć znaczy spadek temperatury. Definitywnie coś tu było nie tak, jednak co z tym zrobią nasze bohaterki? Big Ben wybił godzinę 23:23. Czemu wielki zegar bił o 23:23, skoro powinien o równej północy? Sylwetka mostu coraz bardziej była spowita mgłą, a za sobą kobiety mogły usłyszeć rżenie koni dobiegające gdzieś z oddali. Jednak nie słychać było stukotu kopyt, głosu człowieka, czy nawet jeśli doszło do skanu mentalnego to żadnej myśli zwierzęcej. Null, zero, nic. Co więcej, cała sytuacja sprawiała, że normalnemu człowiekowi by ciarki przeszły po całym ciele. Jedna rzecz była dziwniejsza od tego wszystkiego. Zjawisko widoczne na niebie, gdzie księżyc nie był tym dobrze znanym okrągłym, białym ciałem niebieskim, tylko czymś o pokręconym kształcie podobnym do Croissanta o żółtym kolorze. Mało tego ten księżyc miał OCZY oraz ZĘBY, z których lała się krew. Mimo wszystko nic nie wskazywało, że ta krew gdzieś spada. To było jakby rozpływała się w powietrzu, a sam księżyc wyglądał jakby się z czegoś śmiał. Oczy ciała niebieskiego były pełne obłędu oraz chęci mordu, jednak nic nie wskazywało na to by to on się miał tego dopuścić. Wszystko było jak z jakiejś dennej kreskówki dla dzieci, jednak to się działo naprawdę i ta myśl była przerażająca, a raczej nie do ogarnięcia przez normalnego człowieka.
Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Czw Wrz 25, 2014 11:38 pm

Opuściły park i skierowaly się do centrum. Amelia chciała sprawdzić na swoim laptopie rejestry zatrzymań. Po drodze postanowiła dowiedzieć się więcej na temat mężczyzny, którego Sigyn szukała.
-Nasz wielki nowy przyjaciel przerwał nam trochę rozmowę. Mogłabyś mi udzielić informacji które wcześniej prosiłam. Muszę wiedzieć więcej jeśli mamy szukać twojego ukochanego - zwróciła się do dziewczyny uśmiechając się serdecznie i jednocześnie będąc bardzo skupiona na jej słowach, ale nie tylko. Coś jej nie pasowało z każdym krokiem który zbliżał je do będącego jednym z symbolow miasta mostu Tower. Jej osobisty system alarmowy ostrzegał ją, że coś jest nie tak, jednak nie potrafiła określić co.
-Nic dziwnego, że widnieje na tylu pocztowkach. Jest na prawdę piękny, szczególnie tak oświetlony - zauważyła uśmiechając się i przyglądając mostowi, który ze wzgledu na zajadajacy powoli nad miastem wieczór był rozswietlony i pięknie odcinal się od ciemniejacego nieba.
Coś było na prawdę nie tak. Bo gdzie ludzie? Jeden z najbardziej znanych zabytków miasta i zero turystów lub choćby spaxerowiczow korzystających z ostatnich promieni słońca...
I jeszcze ta mgla...
Zatrzesla się, bo nagle stało się strasznie zimno. Wieczorem zawsze jest chłodniej, no i od wody ciągnie. Ale nie aż tak i na pewno nie tak szybko.
-Sigyn. Uważaj. Coś tu jest poważnie nie tak jak powinno - ostrzegla dziewczynę rozglądając się wokół czujnie, a jej nozdrza poruszały się szybko gdy próbowała wyczuć coś w powietrzu.
Znany wszystkim Big Ben zaczął być. Amelia spojrzała na zegarek. Była w stu procentach pewna ze jeszcze nie północ. Było już ciemno, ale jej wewnętrzny zegar mówił jej ze jeszcze daleko do północy miała rację. Było zaledwie 23 minuty po 23.
Ciekawa godzina. Tak zwane urodziny godziny. Jednak to nie tłumaczy bicia dzwonu.
-Dorozka o tej porze? - spytała eter zaskoczona gdy di jej uszu dobiegło rzenie koni.
Wysłała myśli wokół skanujac okolice. Jednak poza Sigyn nie wyczowala żywego ducha. Jakby były same w promieniu wielu mil.
-Sigyn. Spójrz proszę na niebo i powiedz ze widzisz to co ja - poprosiła cicho przełkajac głośno śline autentycznie przerażona tym co zobaczyła.
-Co tu się dzieje? - spytała nie wiadomo kogo.
-Lepiej stąd spadajmy i to szybko. Nie podoba mi się to wszystko. - zaproponowała mimo przerażenia spokojnie cały czas czujna.
Powrót do góry Go down
Sigyn

Sigyn


Liczba postów : 52
Data dołączenia : 05/07/2012

Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Sob Wrz 27, 2014 10:43 pm

Szła równo z Amelią jednak niepewnie. Nie znała tych okolic i wolała nie oddalać się zbytnio od swojej "przewodniczki". Wiedziała jak łatwo jest się tutaj zgubić.
-Cóż... Powiem ci o nim tyle ile będziesz potrzebowała jednak musisz mi przyrzec, że nie będziesz próbowała w żaden sposób pojmać.-odparła szczerze do dziewczyny. Nie chciała ściągnąć na ukochanego jeszcze więcej kłopotów. Nie chciała tez aby dla udowodnienia jego niewinności trafił do aresztu co było swoją drogą mało prawdopodobne. Ona tylko chciała go odnaleźć i tylko do tego dążyła.
-Tak, rzeczywiście jest piękny i osobliwy.-powiedziała podziwiając niezwykłą architekturę mostu. U nich w Asgardzie panował odmienny styl ale ludzka wyobraźnia niekiedy ją zadziwiała.
Poczuła jak wzdłuż kręgosłupa przeszły ją ciarki. To był sygnał ostrzegawczy, że coś się nie zgadza. Sigyn od razu skupiła się na poszukiwaniu anomalii jednak jej zmysły ją zawodziły. Na ostrzeżenie od Amelii rozejrzała się tylko dookoła sprawdzając czy nie ma tutaj rzeczywiście nikogo. Słysząc bicie dzwonu zegara, który tak dobrze znała zorientowała się, ze coś rzeczywiście tu nie pasuje. Z tego co pamięta wyruszały dosyć wcześnie z Amelią i na pewno nie upłynęło tyle czasu by nastała północ. Sigyn zaczęła zastanawiać się czy czasem nie wpadły w anomalię czasoprzestrzenną czym skutkowało przeniesienie do innego wymiaru i jak na razie obstawiała tą teorię z braku żywej duszy. Asowie słynęli z niegiętych serc tak więc Sigyn była osóbką trudną do zastraszenia zachowującą zimną krew tak jak teraz.
Na rżenie koni obejrzała się w kierunku początku mostu, niestety skrytego we mgle, nie dostrzegając nic. Coraz bardziej ta sytuacja stawała się absurdalna choć musiała przyznać, że nie spodziewała się takich sytuacji na Ziemi.
Na prośbę dziewczyny spojrzała w górę i od razu jej wzrok skupił się na niezwykłym, absurdalnym księżycu.
-Co to jest?-odparła głucho patrząc się w niebo i na śmiejacy się księżyc. No to było niezwykłe. Nigdy czegoś takiego nie widziała.
-Zgadzam się z tobą-rzuciła szybko przyspieszając kroku i łapiąc Amelię za rękę. Miała nadzieję, ze się nie obrazi ale nie chciała, by coś lub ktoś, co je tu zwabiło, rozdzieliło je.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Nie Wrz 28, 2014 1:21 am

Mimo, że kobiety mogły należeć do najtwardszych i najodważniejszych, jednak widok takiego księżyca mógł wprawić w przerażenie lub chociażby zdziwienie każdego bez wyjątku. Na dodatek mgła, brak jakichkolwiek ludzi, rżenie koni potęgowały te bodźce jakim był strach czy niepokój. Scena prawie jak z horroru, gdyż zagrożenie nie wiadomo z której strony może nadejść, lecz można było być pewnym że coś tutaj jest nie tak oraz, że działają tu moce, z których bohaterki zdają sobie sprawę jednak nie są w stanie ich pojąć.
Zza siebie od strony zaułka po lewej Sigyn usłyszała krzyk kobiety, jednak Amelia tego dźwięku już nie słyszała. Kruczowłosa po przeciwnej stronie natomiast usłyszała dźwięk rozcinanego ciała oraz śmiech mężczyzny. Śmiech rodem z najgorszych koszmarów. Dźwięk, którego nie powstydziłby się żaden psychopata. Tak jak w poprzednim wypadku Amelia usłyszała to wszystko, jednak Sigyn słyszała tylko krzyk kobiety. Telepatka nadal nic nie wyczuła, jakby nikogo tam nie było.
Sprawa zaczęła się komplikować, kiedy księżyc spojrzał na obie kobiety i szerzej się wyszczerzył obnażając swoje żółte, w niektórych miejscach dziurawe zęby. Co więcej dźwięk koni się zbliżał, a przez mgłę, która jak się okazało rozpościerała się za kobietami wypadł koń. Bydle przeskoczyło nad kobietami i zatrzymało się tuż przed nimi. Zwierzę miało dobre 2 metry wysokości i jak się później okazało ciągnęło za sobą niezbyt przyjemnie wyglądającą dorożkę. Była całkowicie wykonana z hebanu, czarnego pięknego hebanu. Obicie fotela kiedyś było pewnie białe, lecz teraz było karmazynowo czerwone zapewne od krwistej substancji jaką wyczuć mogła Amelia z racji wrażliwości na to. Co więcej sam wygląd dorożki nie zachęcał do wejścia na nią. Była rodem z horroru. Ornamenty przedstawiały wszelkie możliwe wizerunki kostuchy oraz czaszek, a ostre elementy, które wystawały były zrobione na kształt kosy do żniw. Zwierzę stało spokojnie, a jego grzywa płonęła błękitnym ogniem. Co jakiś czas rżało wypluwając płomienie tego koloru. Chwilę później drzwiczki same się otworzyły, a koń nerwowo zatupał swoimi masywnymi kopytami. Spojrzało znacząco na obie kobiety, a za nimi słychać było nieprzyjemny dźwięk metalu orającego kostkę. Coś dużego tam szło wnioskując po ciężkich krokach jakie stawiało. Wóz albo przewóz, stanęły przed wyborem. Koń albo istota podążająca w mgle. Nie było opcji by sprawdzić co tam idzie z racji ograniczonej widoczności. Nie czuć było także żadnych sygnałów telepatycznych, więc nie było jak się upewnić. Księżyc głośno się zaśmiał, a jego śmiech niczym dźwięk Big Bena niósł się w powietrzu. Nie był to jednak przyjemny dźwięk, a raczej podchodzący pod straszny. Mgła coraz bardziej się zbliżała do kobiet, a dorożka śmierci bo tak nazwijmy ją roboczo stała otwarta.

Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Nie Wrz 28, 2014 1:24 pm

Słysząc słowa Sigyn zmarszczyla lekko brwi patrząc na nią z lekka podejrzliwie.
-Czemu miałabym chcieć go pojmac? - spytała cicho, nie rozumiejąc za bardzo. Dziewczyna wcześniej powiedziała jej ze jej ukochany jest ścigany za niewinność i wydawała się mówić wtedy prawdę. Ale mogło być przecież tak, że to była jej prawda. Tak mocno kochała mężczyznę, że nie wierzyła w jego winę... Co prawda Amelia mogłaby po prostu zajrzeć do jej myśli i przekonać się jak wygląda sprawa, ale nie zrobiła tego.
-Masz moje słowo, że nie pojme go. Tylko opowiedz mi wszystko dokładnie. - powiedziała szczerze. Nie chciała pojmac mężczyzny. Raz nie była na swoim terenie, dwa... Sigyn wydawała się kochać go tak mocno, że Nie mógłby być zły. Co prawda miłość zaslepia, ale do Amelii jakoś to nie przemawiało.
-Nie mam zielonego pojęcia co to jest i chyba nie chce tego wiedzieć - bała się. Tylko głupiec się nie boi. Jednak strach jej nie paralizowal. Dawno temu nauczyła się, że nie ma nic złego w baniu się, a odwaga to umiejętność działania mimo strachu. Ja sama strach napedzal. Podnosił poziom adrenaliny we krwi, a ona stawała się bardziej czujna i ostrożna. Teraz w szczególności, ponieważ była z nią Sigyn.
Scisnela pokrzepiajaco dłoń dziewczyny, gdy ta chwyciła jej rękę i ruszyła przed siebie chcąc jak najszybciej oddalić się od mostu i tego dziwnego księżyca.
Cały czas skanowala otoczenie i coraz bardziej się niepokoila nie wyczuwajac nikogo. Nagle usłyszała przetazliwy śmiech, męski śmiech i cichy dźwięk typowy dla rozcinania ludziej skóry. Mogłoby się wydawać, że przecież taki proces nie ma dźwięku. Jednak wyostrzone zmysły Amelii rejestrowaly jak naczynia krwionośne pękają.
Uniosła wzrok na dziwny księżyc i przelknela głośno sline gdy jej spojrzenie napotkalo oczy księżyca. Patrzył na nie.
W następnej chwili całkiem instynktownie pociągnela swoją towarzyszke na ziemię. Nad sobą usłyszała swist, a gdy uniosła wzrok zobaczyła najpiękniejszego i najbardziej przerazajacego ogiera jakiego w życiu spotkała.
Kon ciągnął dorozke z której wnętrza dochodził słodkawy zapach ludziej krwi. Była na tyle świeża i było jej na tyle by Amelię ogarnęło pragnienie. Siła woli powstrzynala kły przed przebiciem się przez dziąsła i wusunieciem.
W czasie gdy ona walczyła że swoją natura gdzieś w oddali rozległy się ciężkie kroki.
-Nie wiem jak ty, ale ja mam dość niespodzianek jak na jeden wieczór i nie chce wiedzieć co się do nas zbliża ami czemu księżyc się śmieje...wolę konia... Zwierzę może nas stąd zabrać, a nie wygląda jakby chciał nam zrobić krzywdę - zwróciła się do Sigyn, pozwalając by to ona podjęła decyzję. Nie zależnie od tego co zrobi, Amelia miała zamiar podążyć za nią.
Powrót do góry Go down
Sigyn

Sigyn


Liczba postów : 52
Data dołączenia : 05/07/2012

Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Nie Wrz 28, 2014 3:24 pm

Wiedziała, że Loki nie cieszy się dobrą sławą na Ziemi jednak była święcie przekonana, że nie była to Jego wina. W końcu najazd chitauri na Ziemię był zaplanowany przez Thanosa, który tylko wykorzystał Lokiego. Tak miłość Sigyn nie widzi w Lokim wad i nie chce ich widzieć, są skutecznie eliminowane. Gdy się zgodziła uśmiechnęła się lekko jednak nie miała zbyt wiele okazji do cieszenia się.
Sigyn rzadko kiedy się bała. Zwykle rzadko też pokazywała innym swoje negatywne dla niej emocje dlatego też słynęła jako ostoja spokoju i nadziei. Nie widziała w strachu nic złego jednak to uczucie w jej kulturze jest wypierane i zagłuszane przez rozsądek.
Uciekając z Amelią miała nadzieję, ze nic więcej złego się nie wydarzy. Jej marzenie prysło jak bańka mydlana gdy usłyszała za sobą krzyk kobiety. Obróciła lekko głowę by spojrzeć w kierunku zaułka jednak szybko zrezygnowała nie chcąc ponosić się zbędnej ciekawości. W jej głowie dudniło tylko, że muszą się stąd wydostać nie bacząc na konsekwencje. Sigyn wiedziała, że Amelia jest policjantką jednak podejrzewała, że nie poradziłaby sobie z jakąś nadnaturalną istotą żądną krwi, bo przecież tak naprawdę dziewczyny nie wiele o sobie wiedzą.
-Ja też nie wiem co tu się dzieje ale nie wygląda to dobrze-odparła szybko do dziewczyny.
Gdy została pociągnięta na ziemię zorientowała się o co chodzi. Szybko skuliła się by uniknąć obrażeń od istoty co z niezwykłą szybkością przeskoczyła nad nimi. Sigyn szybko przeniosła wzrok w kierunku istoty. Przed nią stał przepiękny ogier o płomiennej wręcz upiornej naturze. Ciągnął za sobą pięknie zdobioną acz straszną dorożkę, które niepokoiła Sigyn na tyle, że wolała nie podchodzić.
Gdy drzwi do dorożki się otwarły się obejrzała się szybko za siebie i spojrzała na Amelię.
-Wydaje mi się, że nie mamy wyjścia.-odparła z lekkim rozczarowaniem i wstając szybko z ziemi, podała rękę Amelii i szybko wraz z nią weszła do dorożki.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Nie Wrz 28, 2014 4:49 pm

Działy się tu sceny niczym z prawdziwego horroru. Złowrogi księżyc, który bezpośrednio patrzył na bohaterki, mroczna dorożka ciągnięta przez ogiera z piekła rodem, dźwięki agonii ludzi oraz tajemnicze szuranie metalu po kostce połączone z ciężkimi krokami. Nie zapominajmy też o gęstej mgle, przez którą nie sposób było się przedrzeć wzrokiem. Jedyne co rozświetlało teren to był księżyc oraz płomień ogiera. Niebieski płomień od którego nie biło ciepło, a arktyczny chłód. Wszystko co się tutaj działo powoli naginało prawa fizyki. Zimny płomień, księżyc mający twarz, zaburzenia dźwięków oraz nienaturalna mgła. Samo istnienie tego konia nasuwało pewne wnioski, do których pewnie Sigyn mogła dojść. Całkiem zresztą sensowne i niezbyt proste do zaakceptowania z perspektywy prostego ziemskiego człowieka. Dobrze, że kobiety miały instynkt i obie uchyliły się w dół kiedy koń nad nimi wtedy przeskoczył. Jednak jeśli patrzyły uważnie to mogły zauważyć, że wysokość na jaką skoczył była wystarczająca by nie zahaczyć ich kopytami czy dorożką. Tak jakby stworzenie tu na nie czekało i oczekiwało, że zrobią tak jak ono chce. Kroki stawały się coraz bliższe, jednak kiedy kobiety wsiadły do dorożki, mogły poczuć dreszcz przechodzący im po kręgosłupie. Tak jakby nagle zostały wrzucone do arktycznego oceanu, a potem błyskawicznie wyciągnięte. Drzwiczki się zamknęły, a Big Ben znowu zadzwonił. Tym razem wskazując godzinę 4:13. Koń zarżał, a potem stanął dęba, by momentalnie ruszyć w stronę mostu. Ruch był na tyle szybki, że kobiety mogły stracić równowagę i upaść na siedzenia, z racji tego że nie zdążyły usiąść przez tamten dreszcz który na moment je zatrzymał. Pędziły w stronę tej mgły z ogromną prędkością. Świat powoli się rozmywał, widać było tylko elementy mostu, na którym nie stały żadne auta, nic. Po chwili stało się coś niespodziewanego, gdyż koń zwyczajnie wbiegł w ścianę jednej z wież mostu. Jednak zamiast się roztrzaskać zwyczajnie przez nią przeniknął, a wraz z nim dorożka i Sigyn oraz Amelia. Dorożka spadła w dół wraz z koniem, lecz wylądowaliście na tafli wody, po której ten piekielny ogier zaczął biec, by po chwili trafić do centrum tej mgły. Słychać było rżenie, a po chwili obok niego przebiegło kilka podobnych do niego koni, tylko bez dorożek. W mgle można było dostrzec nienaturalnie wygięte sylwetki ludzi rozpływające się na niej. Odczułyście obie intensywny ból w umyśle, jakby ktoś wam przyłożył do mózgu rozgrzaną igłę i powoli przebijał. Ból jednak równie szybko jak się pojawił tak zniknął. Był na tyle intensywny, że musiałyście zamknąć oczy, jednak kiedy je otworzyłyście dostrzegłyście że dorożka się zatrzymała. Byłyście w jaskini, w której był ten wrak. Na boku miał wyryte „Flying Dutchman” i był w opłakanym stanie. Ogier zarżał, a drzwiczki dorożki się otworzyły. Wnętrze tego miejsca było rozświetlane przez palące się pochodnie oraz niewielką dziurę w suficie przez którą wpadało księżycowe światło. Woda była tu nader spokojna i krystalicznie czysta. Czuć jednak było tu zgnilizną oraz śmiercią, zwłaszcza uderzyło to Amelię, która miała dosyć czuły zmysł powonienia. Dźwięk kapiących kropli wody oraz rżenie konia to były jedyne rzeczy które można było dosłyszeć.
Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Pon Wrz 29, 2014 4:09 pm

Weszła z Sigyn do dorozki, cały czas trzymając dziewczynę za rękę. Trochę martwił ja ten kon. Nie był normalny, to można stwierdzić z całą pewnością. Niepokoil ja jednak nie sam ogier jako taki a jego zachowanie. Wydawał się na nie czekać. Gdzie chciał je zawieść i dlaczego? Tego nie wiedziała. A bardzo nie lubiła czegoś nie wiedzieć.
Przekraczając próg dorozki Amelia poczuła się jakby, weszła na lodowiec. Ogarnął ja przerazliwy chłód, tak przenikliwy, że mimo swojej wrodzonej odporności na niskie temperatury zatrzesla się szczekajac zębami. Jednak równie nagle jak się pojawił, zniknął. Po chwili w dorozce było całkiem normalnie
-To wszystko coraz mniej mi się... - Nie dokończyła bo właśnie w tej chwili kon ruszył galopem przez most, a ona upadła na siedzenie ciagnac za sobą Sigyn, która też straciła równowagę.
-... Podoba - dokończyła cicho.
Wyjzala przez okno dorozki..
-O cholera! - krzyknęła w momencie gdy kon wbiegł w ścianę.
-Żyjemy-zachichotala nerwowo. Znów Wyjzala przez okno
-Chce takiego konia na urodziny - stwierdziła obserwując jak rumak galopuje po wodzie.
-AA! - zawołała z bólu chwytając się dłońmi za skronie. Czuła się jakby ktoś przebijal jej mózg. Po chwili jednak to minęło. Przez ból zacianela mocno powieki, a gdy je rozchylila dorozka stała w jakiejś jaskini. Drzwi sie otworzyły.
-Dziękujemy za przejażdżkę - zwróciła się łagodnie do ogiera, rozglądając się po wnętrzu jaskini.
-Latający holender? Przecież to legenda! - rzuciła patrząc na statek. Co z tego że jej lud też był bardziej legenda niż owy statek. Nie mogła uwierzyć że patrzy na okręt, właśnie ten okręt. Jednak wszystko wskazywało że tak jest.
Czuła zapach śmierci. Ten specyficzny słodko gorzki odor. Przełknela sline.
-Idziemy sprawdzić statek? - zwróciła się do Sigyn z pytaniem, idąc już jednak powoli w stronę wraku.
Powrót do góry Go down
Sigyn

Sigyn


Liczba postów : 52
Data dołączenia : 05/07/2012

Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Pią Paź 03, 2014 11:23 am

Gdy tylko Sigyn przekroczyła próg dorożki rozejrzała się po jej wnętrzu. Wygląd przyprawiał o ciarki ale było też inne uczucie, które ją męczyło… Ekscytacja? Dawno Sigyn nie przeżyła żadnej przygody i wręcz umierała z nudów za murami asgardskiego pałacu. Całe jej ciało owiał dziwny i nienaturalny chłód aż przeszły ją ciarki co strasznie wzbudziło w dziewczynie zdziwienie. Gdy zniknął spojrzała na Amelię jednak nie zdążyła jej niczego powiedzieć gdyż koń ruszając galopem obalił ją na siedzenie razem z Amelią. Musiała przyznać, że jak na jednego konia w dorożce… Ogier miał krzepę.
-Teraz już i tak nie mamy odwrotu. Musimy poczekać aż się zatrzyma-oparła do niej przenosząc wzrok z wnętrza na widok za oknem, który nie był za ciekawy. Gdy wjechał z mur Sigyn tylko lekko zmrużyła oczy mając nadzieje, ze się nie roztrzaskali. Widząc jak koń sunie po wodzie lekko się uśmiechnęła. Przypomniał jej się wspaniały koń Sleipnir, który też potrafił to i owo.
-Niesamowity i przerażający a zarazem piękny-powiedział do Amelii i czując przeraźliwy ból w głowie złapała się za nią i zamknęła oczy. Gdy je otwarła z ulgą stwierdziła, ze stoją. Tak to była szalona przejażdżka ale swoją drogą… Ciekawy sposób przemieszczania się.
Gdy drzwi się otworzyły wyszła za Amelią rozglądając się po otoczeniu. Było jak z horroru jednak nie czuła lęku tylko niepewność. Kiwnęła na znak podziękowania do ogiera i spojrzała na statek o którym mówiła jej znajoma. Nie znała się na legendach ziemskiego świata jednak coś przez jej pamięć przemknęło wspomnienie „Latającego Holendra”. O ile dobrze pamiętała był to sławny, na Ziemi, statek widmo. Przez chwilę wahała się jak odpowiedzieć Amelii. Nie była pewna co do statku, czy jest tam na dość bezpiecznie ale z jakiegoś powodu się tutaj znalazły.
-Dobrze ale bądźmy ostrożne. Nie wiemy kto nas tu sprowadził, ani czego od nas chce-rzuciła szeptem do dziewczyny i ruszyła w kierunku statku.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Sob Paź 04, 2014 3:05 pm

Ogier nawet nie zareagował na ich podzięki, czy komplementy. Jedynie stał nieruchomo i wpatrywał się w statek, który był uwięziony na skale jaskini. Jak on się tutaj właściwie dostał? Czy to jakiś tajfun sprawił, że okręt wpadł tu przez dziurę w suficie? A może zadziałał tu inny czynnik bardziej prawdopodobny? Tak, przed nimi stał legendarny statek widmo „Latający Holender”, statek na którym służyła załoga Davy’iego Jones’a, równie znanego pirata który panował na morzu za czasów kiedy piraci byli bardziej żywi niż opowieści o nich. Kiedy wyszły z dorożki drzwi się zamknęły z trzaskiem.
Kobiety oddalały się coraz bardziej od dorożki idąc wilgotnym, a zarazem śliskim podłożem jaskini, w której nic prócz kapania wody nie było słychać. Żadnych ptaków, zwierząt, żywego ducha. Nic, prócz ogiera, który był za nimi oraz nich samych. Pochodnie, które oświetlały drogę do statku wyglądały, jakby zostały świeżo zapalone. Zwłaszcza Sigyn mogła wywnioskować, że taka pochodnia nie pali się długo bez zmiany materiału.
Sigyn oraz Amelia stanęły przed pomostem wiodącym na statek. Co dziwne jaskinia nie miała innego wejścia do niej niż dziura w suficie, jednak ogier się tu jakoś dostał wraz z ich dorożką. Dziura sama w sobie też nie wyglądała na tyle dużą, by mógł przejść przez nią ten okręt. Musiał się tu jakoś znaleźć, ale to pozostanie chyba zagadką którą mogą spróbować rozwiązać. Deski wiodące na okręt wyglądały na dawno nie konserwowane oraz przegniłe z powodu wilgoci panującej w tym miejscu. Most nie był jakąś znaczną odległością, bo ledwo z 15 metrów i byłby na pokładzie. Jeśli żadna z desek się pod nimi nie zarwie to dotrą na pokład „Latającego Holendra”. Co zrobią zatem? Podejmą ryzyko wpadnięcia do wody, nie znając jej głębokości czy obmyślą jakiś plan? Nie zapomnijmy napomknąć, że statek jest wysoki  na jakieś 20 metrów, więc upadek do wody z tej wysokości mógłby być naprawdę bolesny czy nawet śmiertelny. Im bliżej kobiety były statku, tym intensywniejszy był odór zgnilizny, a powietrze stawało się chłodniejsze. Skrzyp desek uginających się pod ciężarem statku nadawał atmosfery całemu wydarzeniu, jakby mówiąc "wejdź na statek... zakończ żywot". Sam wygląd statku oraz to w jakim stanie był jest widokiem iście z najgorszych koszmarów. Być może kobiety mają szanse doświadczyć tego, czego doświadczali Ci, którzy starli się z tym potężnym okrętem na morzach. Część dział nadal była wysunięta, przez co porastały algami oraz rdzą. Co więcej działa były ogromne, a ich kształt przypominał wykrzywione demonizmem armaty. To naprawdę był straszny widok dla ludzi ówczesnych czasów. Co więcej jakby przyjrzeć się statkowi, to na przegniłym drewnie można było ujrzeć ornamenty. Nie byle jakie zresztą, bo przedstawiające różne metody tortur ludzi. Poczynając od zwykłego przypalania ofiar i biczowania, aż po żelazną dziewice czy inne wysublimowane tortury. Mimo tego, że drewno wyglądało na zużyte to jednak obrazy zachowały się. Stały sie jedynie straszniejsze i bardziej wykrzywione zębem czasu oraz zepsuciem.  
Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Sob Paź 04, 2014 7:20 pm

-Tu jest... Przerażająco. Nie ma lepszego słowa. Choć nawet to nie oddaje atmosfery tej jaskini - skomentowała idąc wolno w stronę statku po śliskich kamieniach, uważnie stawiając każdy krok. Jej buty co prawda teoretycznie miały podeszwy antypoślizgowe, bardzo przydatne przy ściganiu złoczuńców w deszczu, ale wolała nie sprawdzać w praktyce jak bardzo antypoślizgowe one sa i to na dość stromych kamieniach.
Szła przodem ostrzegając idącą za nią Sigyn przed każdą przeszkodą na drodze. Nie chciała by dziewczynie coś się stało.
-Mam cichą nadzieję, że ten który nas tu sprowadził zrezygnuje z tego co planuje dla nas, cokolwiek to jest, i pozwoli nam wrócić do domu - wyznała szczerze. Nie lubiła kłopotów. Pakowała się w nie nieustannie, ale ich nie lubiła. Choć szybko popadała w znudzenie i ciągle szukała nowych zajęć by zapełnić wolne godziny, po cichu marzyła o spokojnym życiu u boku ukochanego. Jednak najpierw musiałaby znaleźć mężczyznę, który zaakceptowałby to jaka jest, a to było niemal niemożliwe, a przynajmniej takie jej się wydawało.
-Może spotkamy słynnego kapitana tego statku - rzuciła z krzywym uśmiechem. Jakoś nie specjalnie spieszyło jej się do takiego spotkania.
Stromąm ścieżką dotarły do pomostu.
-Nie wygląda zbyt zachęcająco - skomentowała wygląd mostu. Aż strach było na niego wejść. Wyglądał jakby miał się rozpaść przy mocniejszym podmuchu wiatru, a co dopiero pod ciężarem dwóch dorosłych kobiet.
-Ryzyk fizyk. Idziemy tam i sprawdzamy co mas tam czeka? Czy zostajemy tu i czekamy na jakieś zbawienie? - spytała towarzyszki. Sama weszła by na statek. Nie kryła tego, że jest zaniepokojona. Kto byłby całkiem spokojny na ich miejscu? Chyba tylko głupiec.
-Ja proponuję iść dalej. - rzuciła czekając na decyzję dziewczyny. Jeśli ta się zgodziła Amelia ruszyła przodem sprawdzając po kolei deski i ostrzegając Sigyn przed tymi które były tak zniszczone że nie dało się na nie bezpiecznie stanąć. Stanęła na pokładzie i dopiero wtedy dała znak Sigyn by i ta podeszła. Pojedynczo było bezpieczniej. Po drodze jak i czekając na Sigyn obserwowała otoczenie, szczególną uwagę na ornamenty. Były piękne swej brutalności. Przedstawiały sceny tortur, jednak tak pięknie przedstawione i doskonale niemal zachowane że trudno było tego nie podziwiać.
-Statek jest wielki. Proponuję go przeszukać zaczynając od góry. - rzuciła.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Pon Paź 13, 2014 2:08 pm

Zachowanie ostrożności bardzo popłaca w takich śliskich i niepewnych miejscach jak wilgotna jaskinia. Podeszwy Amelii spełniają swoją rolę całkiem nieźle w tym miejscu, pewnie dałaby radę nawet tutaj truchtać. Jak na razie nic nie wykrywała swoją telepatią, nawet zwierząt, gdzie pewnie w wodzie powinny być jakieś ryby, a jednak ich nie było. Znowu, tak jak w wypadku mostu była tylko ona i Sigyn.
Przechodzenie pojedynczo okazało się całkiem niezłym wyjściem, aczkolwiek nadal ryzykownym bo w pewnym momencie Amelia musiała skoczyć do przodu bo jedna deska zaczęła pod nią pękać. Kiedy stanęła na pokładzie, ten złowrogo zaskrzypiał, a raczej deski które były albo zbutwiałe albo pęknięte. Nic jednak nie wskazywało by się pod nią miało coś zawalić. Okręt wyglądał na dosyć solidny, a sądząc po rozmiarach to załoga pewnie mogła liczyć ponad 100 ludzi. Jednak w tym momencie nikogo nie było na straży. Okręt stał pusty i niszczał, co i rusz gryziony zębem czasu. Co mogło się młodej policjantce rzucić to była kwestia ogiera, który ich tutaj przywiózł. Otóż ze statku go nie było widać, czyli najprościej rzecz ujmując zniknął. Warto napomknąć o jeszcze jednej rzeczy. Kiedy weszły na statek poczuły dokładnie to samo uczucie, kiedy wchodziły do dorożki. Ten chłód przechodzący wzdłuż kręgosłupa, który wywoływał ciarki u nawet największych herosów, jednak tak jak wtedy tak i teraz równie szybko uczucie zniknęło. Padła propozycja przeszukania statku, który najwyraźniej był opuszczony. Nawet zaproponowano by go przeszukać zaczynając od góry, czyli od kajuty kapitana, która była ich najbliżej oraz na górze. Chociaż... Sigyn tuż obok Amelii nie było, a Amelii obok Sigyn. Ujmując prościej wzajemnie straciły siebie z oczu, a telepatka przestała ją czuć. Miejsce zostało to samo, praktycznie niezmienione z perspektywy każdej z nich. Ten statek na pewno nie był normalny, jednak powrót nie wchodził w grę zwłaszcza że nie ma pewności czy kładka wytrzyma drugie przejście, a upadek z tej wysokości może się skończyć tragicznie. Jednak po chwili stało się coś jeszcze.

Amelia

Amelia odczuła potężny ból w swojej głowie. To był naprawdę silny atak telepatyczny, który przedarł się przez jej linię obrony. Nawet nie musiał być taki silny, bo zwyczajnie kwestia zaskoczenia oraz niepokoju, który gdzieś tam się tlił w jej główce. Jaki był owego ataku efekt? Całkowicie zapomniała, że tutaj z kimś jeszcze była, a w jej głowie została zaimplementowana informacja, że trzeba przeszukać kajutę. Tam na pewno jest sposób na wyjście. Zresztą owa informacja bardzo mocno naciskała na pierwotny plan przeszukania górnej części statku. Co więcej pamięć o tym, że jej umysł został spenetrowany została wykasowana.
Amelia wchodząc po złowieszczo skrzypiących schodach coraz bliżej była drzwi, które praktycznie wystarczyło lekko trącić by wypadły z zawiasów. Im bliżej była kajuty tym większe miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje, jednak nikogo ani nie czuła, ani nie wykrywała telepatią. Zresztą jej powonienie zostało już dawno osłabione wszechobecnym na statku zapachem stęchlizny. Taka ilość jednego i zarazem niezbyt miłego zapachu bardzo męczy nos. Kiedy była tuż obok drzwi usłyszała dźwięk łamanego drewna, to kładka. Pękła w połowie i spadła w dół. Kobiety były teraz uwięzione na statku, chociaż pewnie nietrudno byłoby się z niego wydostać. Mają masę drewna by zrobić nową kładkę w razie czego, lub użyć do tego samych drzwi kajuty, które były dosyć sporawe, chociaż dziura pośrodku tychże drzwi troszkę mogła utrudniać to zadanie. Owa dziura wyglądała jakby była zrobiona przez kulę armatnią, dzięki czemu można było zajrzeć do środka bez potrzeby otwierania tych drzwi. W środku pomieszczenie było nieco rozświetlane przez okno za którym gdzieś w ścianę jaskini wbita była pochodnia, która się nadal paliła, przez co źródło światła było takie średnie, dla kogoś kto nie widzi w ciemności.
Wewnątrz pokoju można było dostrzec jakieś szafki z pergaminami (zapewne jakieś mapy, dokumenty, etc.), część strojów pirackich walających się po podłodze, sądząc po rozmiarze pewnie na kogoś pokroju 1,9 metrowego osiłka. Było też biurko kapitana, przy którym na nieco podniszczonym fotelu siedział szkielet. Za daleko był jednak by ocenić czy to szkielet kobiety czy mężczyzny. Młoda policjantka musiałaby wejść tam i przyjrzeć się bliżej. Chociaż obserwując krój stroju, który był nieco  specyficzny bo zwisał na piersi bardziej, to mogła założyć że to może był szkielet kobiety. Ręce owe straszydło miało położone na biurku, w prawej był hak dosyć sporych rozmiarów, zapewne taki do wieszania kogoś, a w lewej latarnia, która przygasła już dawno. Pośrodku natomiast leżał jakiś dziwny medalion, który wyglądał na nienadgryzionego zębem czasu. Był wykonany ze szczerego złota i wyglądał nieco jak taki typowy indiańskich łapacz snów, chociaż ten był wykonany w całości ze złota. Szkielet, zapewne kapitana wyglądał jakby ostatnie dni życia spędził na pilnowaniu owego skarbu. Dopiero jak Amelia lepiej się przyjrzała mogła dostrzec, że w czaszce tkwi kula. Pocisk z pistoletu skałkowego, który zakończył żywot kapitana statku. Pytanie co zrobi Amelia? Czy wejdzie do środka i poszuka informacji, które mogą być przydatne w ucieczce z tego miejsca czy odpuści sobie?


//Od tego momentu będę nzaznaczałc która część mojego posta jest dla której postaci.
Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Czw Paź 16, 2014 10:34 pm

Cieszyła się, że na spacer nie ubrała jednak balerin jak planowała na początku. No i sukienki, która także należała do porannych planów. Jednak zdecydowała się na swój codzienny „ służbowy” strój i dziękowała za to losowi w tej chwili. W „bardziej kobiecym” wydaniu takie skakanie po mokrych skałach groziłoby połamaniem kości lub skręceniem karku. Oczywiście mogłaby się zmienić, gdyby nie Sigyn idąca za nią. Będąc sama już dawno by zwyczajnie odleciała, a tak nie mogła przecież zostawić dziewczyny samej, a nie wiedziała czy może jej ufać na tyle żeby ujawnić swoje zdolności.
Cały czas za to skanowała pomieszczenie i ogólnie okolicę, jednak poza sobą i swoją towarzyszką nie była w stanie nikogo wyczuć, co ją niezmiernie martwiło. Ktoś tu musi być, by to wszystko kontrolować, zapalać latarnie czy karmić konia. Cała jej logika krzyczała, ze ktoś tu po prostu musi być! Jednak jak bardzo by się nie skupiała,nikogo nie wyczuwała.
Instynktownie, bez żadnego okrzyku czy nawet cichego westchnienia zaskoczenia skoczyła parę metrów w przód, świadomie orientując się we własnym ruchu dopiero po ułamku sekundy. Oglądnęła się za siebie na Sigyn, w tym samej chwili, deska na której sekundę temu stała pęknięta złamała się do końca i przepołowiona zawisła na linach.
-Aż taka ciężka jestem?- rzuciła żartobliwie z krzywym uśmiechem- Uważaj na te deski...-dodała już poważnie. Starała się jakoś odwrócić uwagę towarzyszki od tego, ze wykonała skok na ponad dwa metry w przód od tak, co było nie możliwe dla człowieka bez rozbiegu. Po kilku kolejnych krokach stanęła na pokładzie, który nieprzyjemnie i niebezpiecznie zaskrzypiał pod jej stopami, jednak nie zapowiadało się by miał się zapaść. Ledwie postawiła stopę na deskach statku poczuła przenikający ja okropny chłód, taki sam jak wcześniej w dorożce.
-Bez przesady nie jestem aż tak ciężka. Nie jęcz- jak zwykle zbywała wszystko mniej lub bardziej wyszukanymi żartami. Wychodziła z założenia, ze jak umierać to z uśmiechem na ustach Oczywiście nie miała zamiaru umierać, a na pewno nie teraz i nie tutaj.
-Pusto tu jak na tak wielki okręt- stwierdziła rozglądając się i po raz kolejny wysyłając wokół sondę mentalną. Jednak i tym razem na niewiele się to zdało. Westchnęła trochę już tym poirytowana i spojrzała w kierunku ogiera, który zniknął...
-Czy dzisiaj wszystko musi być jak z innej planety? Nie dość, że koń przechodzi przez ściany i biega po wodzie, to jeszcze znika.-rzuciła ze zrezygnowaniem i coraz większym poirytowaniem.
Otworzyła szeroko oczy szybko odwracając się by spojrzeć na Sigyn, która nagle...zniknęła. W jednej chwili Amelia ja czuła, w drugiej dziewczyna jakby nigdy nie istniała.
Równie nagle jak wszystko tego dnia, rozbolała ja potwornie głowa. Złapała się za skronie z całych sił odpierając atak, który był powodem tego bólu. Z wysiłku aż upadła na kolana, całą sobą skupiając się na walce i utrzymaniu tarcz wokół umysłu. Cały jej wysiłek na niewiele się zdał.

Mrugając szybko oczami odpędziła sprzed nich mroczki i rozglądnęła się wokół.
-Czemu ja klęczę a ziemi?- zwróciła się w eter i powoli wstała, bo czuła lekki zawroty głowy, których pochodzenia nie znała. Widziała jedynie, ze powinna sprawdzić kajutę kapitana, znajdującą się na samej górze statku.
Powoli weszła po złowieszczo skrzypiących schodach, uważając na każdy krok. Lekko, zaledwie samymi opuszkami palców pchnęła drzwi, które od razu wskoczyły z zawiasów, opadając z głuchym trzaskiem na ziemię po drugiej stronie.
Przez cały czas czuła czyjś palący wzrok na swoim karku, jednak przezornie się nie oglądała za siebie, by sprawdzić, czy ktoś jej nie śledzi. Szukała za to czegoś w czym mogłaby się dyskretnie oglądnąć, tak by potencjalny obserwator tego ni zauważył. Tym bardziej, że wszystko wskazywało na to, że to bardzo silny telepata, skoro nie była w stanie nawet go mentalnie wyczuć Nie mówiąc już o zapachu. W wszechobecnym odorze stęchlizny wlała w ogóle węchu nie używać. Jej nos mógłby z wrażenia odpaść.
Do jej uszu doszedł dźwięk pękającego drewna. Spojrzała w tamtą stronę i stwierdziła, ze właśnie została uwięziona na wielkim okręcie, na którym poza nią nie ma chyba tu nikogo. Po prostu pięknie. Cudowniej być nie może...A przynajmniej teoretycznie została uwięziona, Zawsze mogła przecież zwyczajnie się przemienić i odlecieć.
Jednak coś nie dawało jej tego zrobić. Czuła wewnętrzny przymus sprawdzenia kajuty. Wróciła więc wzrokiem do drzwi zauważając w nich ogromną dziurę. Ten statek najwidoczniej dużo przeszedł.
W pomieszczeniu panował nawet przyjemny, przynajmniej dla niej półmrok. Dla człowieka byłby on raczej mało przyjemny, bo niewiele by widział, jednak ona lepiej widziała w takich warunkach ni w pełnym świetle, więc jej było t nawet na rękę.
Wewnątrz panował ogólny bałagan. Podniosła z podłogi jakąś koszulę. Zadaje się, ze męską i to na mężczyznę pokroju Hulka.
-Chyba zacznę się cieszyć, ze jestem tu sama.- rzuciła sama do siebie upuszczając koszulę z powrotem na ziemię.
Weszła dalej i podeszła do siedzącego na fotelu przy biurku szkieletu by mu się przyjrzeć.
-Koleżanko, takie błyskotki na statku piratów, kim ty jesteś, kochanką Sinobrodego?- rzuciła do szkieletowej pani.
- Ktoś cię chudzielcu nie lubił co?- rzuciła przyglądając się dziurze po uli na środku czoła szkieletu.
- Co my tu mamy?- spytała eter i zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Bardziej z czystej ciekawości niż prawdziwej potrzeby. Była sama, o nikogo się martwić nie musiała, mogłaby w każdej chwili zwyczajnie odlecieć przez dziurę w sklepieniu jaskini. Jednak była policjantką i jej zawodowa natura kazała jej wszystko tu dokładnie zbadać. Zaczęła od stosu pergaminów. Przeglądała po kolei wszystkie mapy i dokumenty starając się ich treść odnieść do znanego sobie świata. Przy okazji podziwiała kunszt kartograficzny twórców map. Były one naprawdę cudownie szczegółowe, a pomiary bardzo dokładne. Znalazła gdzieś w rogu przewrócone krzesło, podsunęła je sobie pod stos pergaminów i zasiadła wygodnie. Pergaminy wyglądały na stare, ale doskonale zachowane. Co zastanawiało Amelie, wyglądało na to, ze były wykorzystane tylko raz, co oznaczałoby, że ich wydawca był osobą bardzo bogatą osobą. Taką którą było stać na setki pergaminów i ich jedynie jednorazowe użycie. Dziękować za to losowi. Dzięki temu nic się nie zamazało i wszystko było cudownie wręcz, jak na tak stare dokumenty, czytelne.
Z papierów wiele dowiedziała się o świecie współczesnym wystawcy, jak i o załodze- jej składzie i zwyczajach. Nie dowiedziała się jednego. Skąd był tajemniczy medalion, którego szkielet najwyraźniej za życia bardzo strzegł. N o i kim właściwie za życia owy szkielet był. Stawiała na kapitana okrętu, jednak mógłby to być ktokolwiek inny. Załoga statku liczyła ponad 100 osób, a kajuta zamknięta nie była....
- Kim byłeś? Dlaczego ktoś cię zastrzelił i zostawił coś tak cennego- wzięła medalion do reki by mu się z bliska przyglądnąć. Niemal czyste złoto. Ten wisior jest warty fortunę.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Pią Paź 17, 2014 12:45 pm

Amelia
Według legend Latający Holender był potężnym statkiem, który przetrwał wiele bitew i zakończył karierę całej masy kapitanów na których spadł zaszczyt zatopienia ich statków przez działa tego molocha, na którym teraz Amelia stała. Okręt teraz jedynie niszczał, jednak nadal był masywny i groźnie wyglądający, zapewne gdyby go naprawić to stałby się na nowo całkiem strasznym widokiem na morzach.
Na plus było to, że dziewczyna widziała w ciemności, gdyż to ułatwiało jej bardzo dostrzeżenie tego co jest wewnątrz pomieszczenia. Koszula, którą podniosła nie dość że cuchnęła stęchlizną oraz zapewne lekkim zapachem stęchłego potu, to jeszcze była ogromna i szorstka w dotyku. Teraz nadawało się to bardziej na szmatę do podłogi niż ubranie. Faktycznie po kroju była to męska koszula, a osiłek który ją nosił na pewno miał ze 2 metry wzrostu jak nie więcej.
Szkielet nie odpowiedział na jej zaczepkę, bo w końcu to tylko sterta kości. Po stroju patrząc na pewno była piratem lub kimś kto się tak ubrał, gdyż chwilowo strój zwyczajnie wisiał na szkielecie jak na wieszaku. Warto napomknąć, że kajuta kapitana była całkiem spora, bo zmieściłoby się tu co najmniej 30 chłopa i mieliby jeszcze sporo luzu. Faktycznie z jej perspektywy bycia policjantką, to kula w głowie szkieletu wskazywała bezpośrednio na egzekucję. Nawet jak się rozejrzała to dała radę dostrzec jakiś stary zardzewiały pistolet skałkowy leżący gdzieś w rogu. Jakby ktoś po zbrodni wyrzucił broń w prawy róg pokoju, by się jej pozbyć. Ktoś na tyle tchórzliwy by rzucić się na kobietę, która pewnie miała koligację z kapitanem.
W pomieszczeniu znajdowało się wiele tub z mapami, sporo książek oraz dokumentów z czasów kiedy to piraci rządzili na morzach i oceanach. Na szczęście język angielski tak bardzo nie ewoluował, więc dała radę część zgrabnego pisma odczytać, jednak dokumenty były przeplatane łaciną i angielskim, dlatego nie wszystko była w stanie zrozumieć. Bardzo starą łaciną i być może jakimś szyfrem pirackim, bo co jakiś czas pojawiały się nieznane jej znaki. Owszem tu trzeba było przyznać, że pismo i kunszt kartografów był naprawdę świetny. Co więcej, gdyby zawartość tych pergaminów oddać do muzeów to Amelia zyskałaby naprawdę dużo pieniędzy za to. One miały setki lat, a wyglądały na nietknięte. O załodze dowiedziała się tyle, na jakich to wyspach byli rekrutowani, troszkę o ich przygodach jako piratach (bardzo krwawych zresztą, bo palili, grabili i gwałcili na potęgę), jednak pewna rzecz umykała. Owy medalion oraz tożsamość kapitana. W żadnym tekście nie było podane kto jest kapitanem statku. Legendy mówiły, że to wielki pirat Davy Jones, jednak te notatki nic o tym nie mówiły, ani nie wskazywały na to by ktoś taki istniał. Na statku nie powinno być żadnej kobiety, gdyż wedle pirackiego przesądu przynosi to nieszczęście, zatem kim był owy szkielet? Załoga statku faktycznie liczyła 130 osób.
Kiedy Amelia wzięła wisior do ręki, nagle usłyszała z każdej strony piosenkę nuconą dziecięcym głosem. Do tego jeszcze doszły odgłosy szczęku łańcuchów, kiedy w piosence była o nich mowa lub naśladowano ich dźwięk. Nerwowo zapewne rozejrzała się po kajucie, jednak nie dostrzegła nic specyficznego… poza tym, że szkielet zniknął z fotela. Po chwili odruchowo udało się jej uskoczyć przed czymś co świsnęło jej nad głową. Przetoczyła się na prawo i mogła dostrzec, że przed nią ktoś stoi. Owa osoba zaczęła się bawić łańcuchem i hakiem, który był do niego przypięty. W drugiej ręce postać dzierżyła latarnię, z której unosiła się zielona esencja. Na głowie poza tym czaszkowym nakryciem głowy, miała jeszcze kapelusz kapitański. Spojrzała do Amelii wyszczerzając się w niezbyt przyjaznym uśmiechu. Policjantka widziała już ten wzrok, to wzrok seryjnego mordercy. Kapitan zaśmiała się gardłowo, po czym rzekła – Widzę, że ktoś próbuje obrabować mnie z mojego skarbu! Mnie! Kapitana Latającego Holendra, wielką Davy Jones! – kiedy stała Am mogła zauważyć, że postać ma coś koło 1,90 cm wzrostu co jak na kobietę było dosyć sporo. Jednak bardziej rzuciło się w oczy, że ona miała dokładnie ten sam strój co szkielet, który przedtem był na fotelu.
- Zatem… co z Tobą zrobić? Wybatożyć łańcuchami, obedrzeć ze skóry, czy może zabić bezboleśnie? – spojrzała na Amelię karcąco – zaproponuj coś złodziejko! – ryknęła. Warto napomknąć, że jej głos jest jakby wydobywający się z pustki, jest w pełni zimny i melodycznie morderczy jak u typowego psychopaty. Jej włosy płoną tym zielonym ogniem, a wokół niej unosi się ta dziwna aura zielona. Piosenka nadal gdzieś tam w tle leci, jednak jest cichsza, jakby owe głosy bały się tej osoby.
Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Pią Paź 17, 2014 10:15 pm


Znała poniekąd legendy o „Latającym Holendrze” pirackim postrachu siedmiu mórz, mrożącym krew w żyłach największych wilków morskich wszystkich stuleci, odkąd tylko zaczęto budować dalekosiężne statki załogowe.
Patrząc teraz na okręt raczej nie odczuwało się trwogi. Chyba, ze o to, ze któraś ze spróchniałych desek się pod tobą załamie.
Krótko mówiąc – okręt niszczał. Ale z odrobiną wyobraźni, które Amelii nie brakowało, można sobie było wyobrazić, jak wyglądał mniej więcej w latach swojej świetności, a wtedy odczuwało się respekt przed nim i podziw dla niego.
Sama kajuta kapitana była miejscem niezwykłym. Słysząc”kajuta” chyba każdy wyobraża sobie raczej małe pomieszczenie, zagracone i ciasne. A tu... w tej kajucie można by urządzić całkiem spore przyjęcie, jeśli nie mini bal.
Gdzieś w kacie dostrzegła zardzewiały i raczej już nie nadający się specjalnie do użytku pistolet.
-Narzędzie zbrodni, he?- rzuciła podchodząc bliżej i przyglądając się broni. Widocznie stara, była mimo wszystko bardzo piękna. W czasach, gdy nie pokrywała ją rdza, musiała być cenna. Zdobienia na lufie i rękojeści były częściowo srebrne sądząc po odmiennym kolorze pokrywających ją nalotów.
- Twój zabójca był chyba przerażony swoim czynem- zwróciła się ponownie do szkieletu analizując położenie broni jej stan i wiele innych czynników które udało jej się wyłapać wprawnym okiem policjantki. Potrafiła wyobrazić sobie przynajmniej cześć zdarzeń jakie miały tu miejsce.
Kobieta siedziała przy biurku, może zajmując się czymś istotnym, może zwyczajnie na coś czekając, gdy ktoś wszedł strzelił jej prosto w głowę i przerażony swoim czynem- zaatakowaniem kobiety, która, jak przypuszczała, Amelia miała bliskie kontakty z kapitanem, odrzucił broń w pośpiechu na bok i wybiegł.
Nie znała tylko motywów, no i tożsamości kobiety. Wszystko co o niej myślała było tylko jej własnymi domysłami. Dokumenty też w tej sferze nie pomagały.
Amelia znała łacinę, ale niestety tak zwaną reformowana, nowoczesną. Nauczaną na kursach i lekcjach. Dokumenty spisane był jednak najwidoczniej jeszcze długo przed ową reformą, ujednolicającą łacinę. Choć część dokumentów udało jej się przetłumaczyć i zrozumieć, duża ich cześć spisana po łacinie była dla niej wciąż niezrozumiała. Rozpoznawała poniekąd mieszankę narodowych odmian łaciny- angielską i zdaje się germańską, jednak nic to nie wprowadzało. Jak wszystko spisywane na pergaminie, dokumenty były spisane skrótami, z których tylko część była Amelii znana. Brakowało klucza wg którego można by rozszyfrować słowa. Istniała też możliwość, że część treści to szyfr znany tylko nielicznym i klucz nie istnieje. Utrudniało to poważnie Amelii prace. Pragnęła się dowiedzieć kto był kapitanem statku, czy rzeczywiście mityczny wręcz sir Jones? No i interesowała ja postać kobiety. Co robiła na statku z czasów, gdy uważano kobiety za źródło zła i powód pecha, szczególnie na morzu?
Jednak nigdzie nie było na ten temat nawet najmniejszej wzmianki. Jakby ktoś usilnie starał się coś ukryć.
Dopiero po chwili zorientowała się, ze jeszcze jedna rzecz jest w dokumentach ustawicznie pomijana i nie wymieniana. Medalion. Wśród spisów, dość szczegółowych, zebranych przez załogę skarbów nie było najmniejszej wzmianki o medalionie, który z całą pewnością cenny był.
-Kim jesteś i skąd to masz?- spytała szkielet biorąc medalion do ręki. Niemal od razu zaczęła się rozglądać i wypuściła w przestrzeń mentalną sondę, gdy tylko do jej uszu doleciał... dziecięcy śpiew do wtóru szczęku łańcuchów. Wróciła zdezorientowana wzrokiem do medalionu i szkieletu... tylko szkieletu nie było.
Rozglądnęła się wokół ponownie poważnie już zaniepokojona. Przecież szkielet nie mógł tak po prostu sobie wstać i wyjść!
Uskoczyła nagle w bok, sama dobrze nie zdając sobie sprawy dlaczego, dopóki nie usłyszała jak coś ze świstem przelatuje dokładnie w miejscu, gdzie ułamek sekundy wcześniej znajdowała się jej głowa.
Przez gwałtowną i czysto instynktowną reakcję straciła równowagę i upadła na tyłek. Przetoczyła się na prawo by móc wstać i wtedy dostrzegła stojącą nad nią postać.
Przyglądała się postaci bardzo uważnie...nie..a może jednak...ale... to nie może być ten szkielet! Szkielety nie ożywają! Ale... patrząc na kobietą wszystko pasowało. Strój, postura, hak i lampa w dłoniach...
W tym wszystkim jedno było pewne. Nie jest to istota przyjazna. Jej oczy wyrażały czystą rządzę krwi, chęć zadawania bólu. Władczość...
- Wybacz kapitanie mą zuchwałość- wstała by skłonić się uprzejmie. Przezornie ukrywała swoje zdziwienie, że Jones to kobieta. Kto by pomyślał...
-Chciałam jedynie bliżej przyjrzeć się temu pięknemu medalionowi, który swym niezmąconym pięknem wyróżnia się w otaczającej nas atmosferze niszczenia.- zamaszystym ruchem ręki wskazała na pomieszczenie, w którym panował zaduch z powodu zapachu stęchlizny i ogólny błaga, deski były spróchniałe.-Kierowała mną zwykła ludzka ciekawość, nie zaś chęć obabienia ciebie kapitanie, jak sugerujesz. Proszę więc, byś w swej łaskawości raczyła nie nazwać mnie złodziejką. Z przyjemnością oddam medalion jego właścicielce- wyciągnęła dłoń z medalionem w kierunku Kapitana.
-Zwie się Amelia i niezmiernie miło mi poznać wielką Davy Jones, kapitana Latającego Holendra, postrach wszystkich mórz-jej głos był cichy, acz wyraźny i pewny, przebrzmiewała w nim szczerość i spokój. Jakby groźby Kapitana nie zrobiły na niej zbyt wielkiego wrażenia, a jednocześnie całą sobą zachowywała należytą pokorę, przez co nie wydawała się w żadnym stopniu zbyt arogancka czy pewna siebie. Była... uprzejma. Ujmująco grzeczna.
-Jeśli wolno mi spytać...sama strzeżesz tego okrętu? Gdzie podziała się załoga? Zmierzając do twojej kajuty nie spotkałam bowiem nikogo... Tak wielki i wspaniały szęściomasztowiec- po drodze przyjrzała się pozostałością trzech wielkich i trzech mniejszych masztów, dzięki którym zapewne mimo swojej masy Latający Holender osiągał zawrotne prędkości, i zapewne właśnie od tego uzyskał swoja nazwę- potrzebuje zapewne licznej załogi. Podczas... twojego spoczynku... pozwoliłam sobie przeglądnąć dokumenty. Wynika z nich, ze powinno być tu około setki twoich podwładnych. Czyż to nie do nich należy obowiązek pilnowania statku i dbania o niego?-dopytywała się- Wybacz mi mą zuchwałość Kapitanie. Jestem po prostu osobą bardzo ciekawą, a o twym statku krążą legendy, które towarzyszyły mi przez sporą cześć mego dzieciństwa, chciałabym je zweryfikować, skoro bardzo dziwnym zbiegiem różnych zdarzeń znalazłam się na pokładzie i dane jest mi z tobą rozmawiać.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Pią Paź 17, 2014 11:00 pm

Kapitan zaklęła pod nosem w bardzo siarczysty i typowy dla pirata sposób. Dosyć niegodny kobiety i uwłaczający temu, kto uniknął owego haka. Jednak z drugiej strony była zadowolona, bo przedstawienie potrwa dłużej. W końcu Davy Jones była znana ze swojego okrucieństwa, które doszło do stopnia legendy. Ponoć potrafiła powiesić członka załogi tylko dlatego, że krzywo się na nią spojrzał albo miała zły nastrój. Na pewno za jej czasów, wszyscy na okręcie się bali ale jednocześnie szanowali panią kapitan. Mimo wszystko była genialnym taktykiem, który nie raz i nie dwa oszukał flotę adwersarzy o wiele liczniejszych niż 10 okrętów.
Na początku, chciała ją intensywnie pochlastać i może powiesić na haku za odbyt by powoli umierała, jednak Amelia się odezwała, ba nawet zaczęła ją przepraszać w dosyć dziwny sposób. Jak ona mogła nie czuć trwogi przed taką personą jak Davy Jones? Przecież każdy normalny człowiek błagałby teraz o życie, czego oczekiwała piratka. Mimo wszystko została zaskoczona, bo to wyglądało jakby mimo braku znajomości Amelia jakoś szanowała kapitana, a nawet nie była z załogi.
- Niszczenia? Latający Holender nigdy nie miał się lepiej. Nadal jest postrachem mórz – odpowiedziała podchodząc bliżej. Czuć było od niej intensywną woń śmierci, a co gorsze… jeśli Amelia próbowała użyć telepatii to coś ją blokowało w obrębie paru metrów od kapitana. Och warto też wspomnieć, że słyszała wszystko co Amelia mówiła kiedy rozmawiała ze „szkieletem” – Był przerażony, zwłaszcza w momencie kiedy wieszaliśmy go przybitego do burty statku – odpowiedziała zapewne na tamto pytanie o sprawcę – Tak właśnie traktuje nieposłuszeństwo na moim statku. Bezwzględna śmierć – odpowiedziała, a latarnia lekko się poruszyła. Co dziwniejsze kiedy kapitan się poruszała, to deski nie skrzypiały pod nią, chociaż na pewno musiała sporo ważyć z tym co miała na sobie i ze względu na ciało.
- Już się na niego napatrzyłaś? To tylko głupi medalion z jednej skrzyni skarbów, którą odkopaliśmy – podeszła jeszcze krok bliżej, przez co znalazła się niebezpiecznie blisko młodej policjantki – Ciekawość powiadasz? A słyszałaś o tym, że ciekawość zabiła kota? Masz szczęście, że się obudziłam w dobrym nastroju inaczej już byś zawisła – szybkim i wprawnym ruchem odebrała medalion i rzuciła go na biurko. Podeszła jeszcze bliżej i stanęła centralnie przed Amelią, po czym zmierzyła ją wzrokiem od góry do dołu. Komplement owszem sprawił, że u pani kapitan pojawił się uśmiech w kąciku ust – Więc dobrze, że na tyle Cię wyedukowali, jednak nie boisz się mnie. Mimo, że mogę Cię teraz wypatroszyć to się nie boisz. Jesteś albo naiwna, albo głupia, jednak… - przyłożyła powoli ostrze haka i uniosła jej podbródek wyżej. Samo ostrze emanowało jakąś dziwną energią i kiedy doszło do kontaktu ze skórą to Amelia mogła poczuć niewielki odpływ sił. Jakby ktoś nagle wyssał z niej siłe, jednak dotyk był na tyle krótki, że nie stało się nic poważnego – Podoba mi się, że masz jaja i jeszcze nie próbowałaś spieprzyć. A może… i tak wiesz, że Cię tu dopadnę niezależnie gdzie się schowasz – odpowiedziała całkiem szczerze, bo było parę trików których Davy nie pokazała. Zresztą jako kapitan znała każdy cm2 tego statku. Bardzo pokorna istotka z tej Amelii, dawno takiej nie widziała. Zresztą będąc tutaj straciła rachubę czasu i nie wiedziała ile to już lat statek gnije na tej mieliźnie.
- Ha! Ha! Myślisz, że jestem tu sama? Część załogi, część statku – powiedziała tajemniczo, gdyż nie chciała zapewne wyjawiać pewnego faktu, który był dla niej znany. Owszem Holender był 6 masztowcem, jednym z potężniejszych okrętów zresztą. Był szybki, wielki oraz miał ogromną siłe ognia jak na tamte czasy – Widziałam co robiłaś i tylko czekałam, aż weźmiesz medalion. Nie twoja sprawa czy to ich obowiązek czy nie, to ja jestem kapitanem i ja to egzekwuję – powiedziała nieco podirytowana tym, że taka młódka podważa jej kompetencje jako oficera takiego okrętu. Jednak zaraz dziewczę przeprosiło i zaczęło się tłumaczyć. Kapitan miała zagwozdkę co z tym fantem zrobić. Czy powiesić ją teraz i stracić sporo zabawy, czy zrobić to potem? Jeśli zrobi to potem, to zyska zabawę oraz będzie mogła ją wcześniej torturować. O tak, to był dobry plan – Legendy? Chcesz zweryfikować? Schlebiasz mnie i temu okrętowi, próbujesz wkupić się w moje łaski, a na dodatek wykazujesz chęć dowiedzenia się z pierwszej ręki jak to wszystko wyglądało? Prawie jak szczur lądowy chcący się zaciągnąć – prychnęła na to ostatnie, po czym poprawiła sobie kapelusz. Była rozbawiona ową sytuacją, zwyczajnie Amelia była teraz jak zabawka w rękach pani kapitan – Pfff, jak żeś się tu znalazła? Bo na moją załogantkę ani inny typ osoby nie wyglądasz, ani nie… - oblizała hak, który wtedy przyłożyła do podbródka dziewczyny – nie smakujesz jak osoba, która tu powinna być. Nie zabiję Cię teraz, bo za bardzo mnie bawi Twoje zachowanie dziewczynko. Zostaniesz moim zwierzątkiem dopóki jesteś na statku. Zrobisz wszystko to co ja Ci będę kazała, w zamian za to… zachowasz życie i może podzielę się wiedzą, której twój marny umysł nie powinien być w stanie ogarnąć – splunęła sobie w dłoń i wyciągnęła ją w stronę Amelii. Po ręce pani kapitan spływała zielona substancja, która miała dziwny kształt i wiła się w różne strony. Jakby było to żywe. Co jednak stało się z latarnią, kiedy pani kapitan wyciągnęła lewą rękę by wykonać ten gest? Zwyczajnie lampion zaczął lewitować, a uszu dziewczyny zaczęły dochodzić szepty z owego przedmiotu. Pełne agonii, mówiące „wypuść mnie, pomocy, błagam”, bardzo skruszonym głosem zresztą. Jeśli Amelia uścisnęła dłoń, wtedy kapitan rozkazała jej by kobieta ją w jakiś sposób zabawiła. Natomiast, jeśli nie ścisnęła wtedy Davy zamachnęła się hakiem by ciąć nim kobietę, oczywiście była opcja uniku.
Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Sob Paź 18, 2014 12:45 am

Widziała, że Kapitan jest jej zachowaniem zaskoczona jeśli nie nawet zszokowana. Amelia była do takich reakcji w pewien sposób przyzwyczajona. Nie jeden seryjny morderca spotkał ją na swojej drodze tak jak Davy teraz, był zaskoczony jej postawą. Pełną szacunku, jednak nie strachu. Bo poniekąd Davy była seryjnym mordercą. Może nie według własnych wyznaczników, jednak nie mogłaby zaprzeczyć, ze lubi zabijać, a wcześniej torturować. Że po jej dłoniach spłynęła rzeka krwi.
-Musze cię zmartwić Kapitanie. Twój okręt tak długo nie witał na szerokich wodach, że budzi strach tylko u najstarszych i najbardziej przesądnych marynarzy. Latający Holender to legenda, w którą już mało kto wierzy- wytłumaczyła szczerze i spokojnie. I choć mówiła, ze jej przykro, w jej głosie nie słychać było żadnego współczucia. Stwierdzała fakty. Nie więcej nie mniej.
Gdy kobieta podeszła bliżej Amelia musiała walczyć z samą sobą by się nie skrzywić, ponieważ jej wrażliwe zmysły zostały zaatakowane zapachem śmierci i rozkładu.
- Cóż śmierć tego człowieka była zapewne jak najbardziej słuszna i zasłużona, a metod komentować nie będę. Były zapewne adekwatne do czynu. Któż to bowiem widziała atakować własnego kapitana...- skomentowała krótko. Opis okrutnej śmierci nie zrobił na niej większego wrażenia. Sama czasem ukazywała w sali przesłuchań więźniom podobne wizje by skłonić ich do zeznań.
-Ciekawe jednak jakim sposobem funkcjonujesz z dość sporą dziurą pośrodku czoła? Z czysto medycznego punktu widzenia powinnaś Kapitanie umrzeć natychmiastowo, a jednak stoisz przede mną wydawałoby się całkiem żywa. Jak to możliwe?- spytała prosto. Nie umknęło jej uwadze, ze Kapitan nie wydaje żadnych dźwięków przy chodzeniu. Ciekawe...
-Głupi lecz całkiem ładny i cenny- skomentowała – Cóż zatem mam dziś szczęście- dodała z lekkim uśmiechem.
-Ależ się boje- sprostowała spokojnie- Jednak nie leży w mojej naturze okazywanie strachu. Bo na cóż by się zdał lamenty i błagania? Jeśli zechcesz mnie zabić, zapewne to zrobisz, a szanse ucieczki mam raczej mare, nieprawdaż? Nie znam tego okrętu, a kładka na ląd się złamała. Jestem tu uwięziona- stwierdzała zwyczajnym,niemal obojętnym tonem.
Poczuła jak ulatuje z niej energia w chwili gdy hak dotknął jej skóry. Nie była człowiekiem, więc ledwie to odczuła.
- Zastanawiam się czy tak jest i owszem. -przyznała.
-Masz całkowitą rację Kapitanie na statku rządzisz ty. A ja jestem tylko szczurem lądowym, którego wiele rzeczy bardzo ciekawi. Może sprowadzi to na mnie zgubę, a może nie. To się dopiero okaże.
Potwierdziła skinieniem głowy swoje intencje.
-Nikomu i niczemu nie schlebiam Kapitanie. Mówię tylko to co myślę. Szczerze i bez ogródek.I bynajmniej nie chce się zaciągnąć. Morza i oceany to nie moje klimaty. Wolę przestworza i ląd- powiedziała spokojnie.
- Sama chciałabym się wiedzieć w jakim celu,dlaczego się tu znalazłam. Zjawiłam się w wyniku splotu dość niejasnych nawet dla mnie samej wydarzeń- wytłumaczyła,
- Nie jestem zwierzęciem ani rzeczą by zostać twoją zabawką Kaptanie. Jednak z bardziej lub mniej własnej woli mogę zostać twoją towarzyszką i dotrzymać ci towarzystwa- zwróciła się do kobiety poważnie...
- To- wskazała na dłoń kobiety – dla mnie zbytnia poufałość- podziałała oględnie. To było zwyczajnie obrzydliwe.
Uniknęła ewentualnego ciosu uchylając się lekko w tył, tak, że hak świsnął milimetry od jej nosa. W jej postawie jednak nic się nie zmieniło. Stała pozornie całkiem wyluzowana. Jakby atak Kapitan nie zrobił na niej wrażenia.
Jeśli jednak Kapitan jej nie zaatakowała poszła za nią w głąb pomieszczenia .
- W jaki sposób miałabym cię zabawić? Mogłabym opowiedzieć ci o współczesnej mi żegludze, choć szczerze na ten temat niewiele wiem. Mozemy również porozmawiać o geografii. Od czasu spisania twoich map wiele się zmieniło. Mogłabym również po prostu opowiedzieć ci ogólnie o współczesnym mi świecie.-proponowała tematy uprzejmie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Sob Paź 18, 2014 5:56 pm

- A więc sugerujesz, że moje ostrze jest stępiało? To, że Latający Holender nie może być już postrachem mórz i budzi tylko strach w sercach starców? Jesteśmy legendą, która nadal jest żywa i nadchodzi nasz czas – powiedziała z mrocznym uśmiechem na ustach, jakby miała w głowie jakiś plan by przywrócić legendę Holendra do dawnej świetności. Inna sprawa, że gdyby Amelia okazała współczucie wobec pani kapitan, to najpewniej zostałaby tu na miejscu wybatożona za użalanie się i uznanie piratki za kogoś kto tego potrzebuje. Uznanie jej za słabą istotę nie wchodziło w grę, chyba że ktoś chciałby się spotkać z jej hakiem.
Zapach śmierci i rozkładu był wszechobecny na statku, jednak najwięcej czuć było go od latarni kapitana oraz od jej stroju, który to zapewne bardzo długo przebywał na owym szkielecie.
- Któż to widział podnosić bunt na pokładzie? A zanim go przybiliśmy do rufy porozmawialiśmy sobie z nim… w towarzystwie całej załogi, która dołożyła od siebie po… „argumencie” – dopowiedziała, zapewne przez argument miała na myśli, że tamta osoba przed powieszeniem musiała przeżyć nieziemskie katusze i dopiero śmierć mogła być ukojeniem tego cierpienia.
- Z czysto medycznego punktu widzenia mogę skręcić Ci kark i też przestaniesz żyć. Myślisz, że kula jest w stanie uszkodzić mnie? Kapitana Latającego Holendra? Gdybym sczezła od czegoś takiego, to nie byłabym godna tego stanowiska – odpowiedziała na pozór złośliwie, jednak dosyć pouczająco. Nie planowała dzielić się sekretem jaki skrywała, zwłaszcza że ta wiedza mogłaby jej zaszkodzić – A to czemu żyję pozostanie moją tajemnicą – dopowiedziała i zakołysała biodrami lekko, tak że wszystkie łańcuchy zabrzęczały dźwięcznie. Mimo, że jej kroki nie wydawały żadnych dźwięków, to łańcuchy już jakiś miały.
Istotnie miała dziś szczęście, że pani kapitan nie wstała lewą nogą. W sumie nawet dobrze, że Amelia się pojawiła inaczej kapitan by się nigdy nie przebudziła ponownie. Był pewien szkopuł, o którym dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, kiedy to weszła na pokład. Przebudziły wtedy z Sigyn siły, których nie do końca są w stanie pojąć. Nie ulegało wątpliwości, że Kapitan jak i jej statek nie są zwykłe.
- Faktycznie. Gdybyś zaczęła błagać na kolanach o życie to byś mnie tylko wk*** i pewnie urąbałabym Ci łeb od razu – odpowiedziała chwilę się zastanawiając nad sytuacją hipotetyczną. Co by było gdyby Amelia faktycznie zaczęła ją błagać o litość? Pewnie na złość kapitan by jej tej litości nie okazała i zwyczajnie powiesiła w pomieszczeniu na swoim łańcuchu, wcześniej oczywiście torturując w najbardziej bolesny sposób. Krzyk był muzyką dla jej uszu, afrodyzjakiem który wprawiał ją w zacny nastrój. Dobre i to, że dziewczyna wiedziała w jakiej sytuacji się znajduje. Nie uciekłaby, nikt nie ucieka z Latającego Holendra, chyba że Davy na to pozwoli.
W energii, którą Jones wyssała z Amelii było coś dziwnego. Jej energia naprawdę była smaczna, a jednocześnie zalatująca lekko lądem, ziemią. Skrzywiła się lekko na tamtą myśl, gdyż naprawdę nie lubiła opuszczać statku, jeśli nie musiała.
Dziewczę było naiwne myśląc, że Kapitan jest tutaj sama. Prawda jest taka, że pewnych rzeczy zwyczajnie nie była w stanie dostrzec z racji braku pewnej rzeczy jaką każdy załogant Holendra posiadał. Być może kiedyś się przekona o co chodzi.
- Młode, ciekawskie dziewczę, na dodatek nie przytakujące mimo swojej beznadziejnej sytuacji. Jeśli się okaże, że będę musiała Cię stracić to zrobię to w jak najmniej bolesny sposób – odpowiedziała bo od dłuższego czasu całkiem nieźle jej się rozmawiało, gdyż mało było na tyle osób dających takie wrażenie jak ona. W pełni szczere, nie liczące się z tym, że rozmówca może zaraz skrócić ją o głowę. Jak Davy to określiła, to była albo odwaga lub głupota, ewentualnie naiwność.
- Jakich zdarzeń? – ucięła krótko. Nie miała ochoty na zabawy w gierki słowne, więc chciała by przeszła prosto do sedna.
- Ha! Ha! Ha! Widzę, że masz o sobie dosyć wysokie mniemanie i nie jesteś świadoma tego co mówisz. Dobrze, zatem jeśli czujesz się na tyle silną osobą by być moją towarzyszką zwyczajnie dam Ci jedną i tylko jedną szansę. Jeśli zawiedziesz… - przejechała sobie palcem po szyi w wymownym geście i wyszczerzyła się w dosyć psychodelicznym uśmiechu, a płomienie składające się na jej włosy zapłonęły jaśniej.
Nieco się rozzłościła, kiedy ta nie przyjęła jej gestu. Piracki gest umowy, a ona go odrzuciła. To tak jakby splunęła jej w twarz. Tego już było za wiele i czas nauczyć stworzonko trochę pokory. Już miała pomysł jak to ciekawie zrobić, zamiast zwykłego chlastania. Atak nie był aż taki mocny i szybki, zwyczajne machnięcie od niechcenia według kapitana.
- Opowiadaj o wszystkim. Jak wygląda współczesny świat? – odeszła w stronę biurka i usiadła na fotelu zakładając z hukiem nogi na biurko. Jej buty były podbijane jakimś metalem jak dostrzegła Amelia, więc nie było opcji by kapitan nie wydawała dźwięku przy chodzeniu po takich deskach. Coś jednak sprawiło, że tak się stało. Davy zakręciła palcem w powietrzu i krzyknęła – Thomas! Grogu! Natychmiast! – po czym w powietrzu przyleciała jakaś butelka. Nieco zielona ze względu na porastające nią algi, jednak korek wyglądał na nietknięty. Kapitan otworzyła ją i pociągnęła solidnego łyka grogu, praktycznie do połowy opróżniając tą pół litrową butelkę. Co więcej wyglądało to jakby zwyczajnie piła wodę. Odstawiła butelkę i popchnęła ją po blacie w stronę Amelii, oczekując że ta wypije resztę. Co więcej, jej wzrok sugerował, że jeśli dziewczyna nie wypije to tym razem obraza będzie o wiele większa i nie skończy się to niczym innym jak konfrontacją. Jeśli jednak się skusiła i „wyzerowała” butelkę mocnego, starego grogu, który miał całkiem przyjemny posmak cytrusa, to wtedy przyleciała kolejna butelka. Tym razem ze starym, dobrym, pirackim rumem. Butelka była większa, tym razem coś koło litra. Kapitan uważnie wsłuchiwała się w to co mówi kobieta, co jakiś czas dziwiąc się na to co ludzie stworzyli.

Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Sob Paź 18, 2014 10:14 pm

-Niczego nie sugeruje Kapitanie- powiedziała z lekkim uśmiechem, może trochę kpiącym lecz wciąż uprzejmym – mówię tylko jak jest- dodała już z nutką ostrożności w głosie.- Twoje „ ostrze” z całą pewnością się nie stępiło- obrzuciła Kapitan od dołu do góry uważnym wzrokiem, ponieważ jej słowa odnosiły się do temperamentu kobiety, który był wciąż...ognisty, tak w odniesieniu do płonących włosów.- Czyżbyś miała jakieś plany odżywienia swojej legendy i przypomnienia morzom kto rządzi?- uniosła zaciekawiona jedną brew widząc złowieszczy uśmiech na ustach swojej rozmówczyni.
Wysłuchała słów kobiety uważnie, choć z jej postawy raczej wynikało, ze mało ją to obchodzi, ze los zdrajcy jest jej całkowicie obojętny.
-Najwidoczniej więc śmierć była dla niego rodzajem wybawienia- to był jej jedyny komentarz i reakcja na słowa Kapitan.
-Cóż z tego co wiem nawet najwięksi twardziele długo z kulą w głowie nie żyją, stąd moje pytanie. - wzruszyła ramionami z pozoru obojętnie, jednak jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Znała wiele magicznych istot różnego pokroju. Ale z drobnymi wyjątkami, wszystkie one umarły by niechybnie z głową zmienioną w ser szwajcarski przez kulę kalibru około 12mm, choć Amelia w całej swojej pasji broni, akurat na dawnej palnej znała się niewiele, potrafiła jednak po kilku latach w zawodzie rozpoznać mniej więcej kaliber broni.
A jednak jak najbardziej, zdawało się żywa Kapitan stała stała przed nią, a nawet z nią rozmawiała. Wszystko co tyczyło się statku i osoby Davy wydawało się Amelii mocno...magiczne. Szkielet, który stał się żywą kobietą, która żywa być nie powinna bo miała w głowie dziurę po kuli, która powinna ja zabić, nie mówiąc już o tym, ze nie powinna żyć w czasach wynalezienia broni z której dostało jej się w czerep. Legenda Latającego Holendra pochodziła przecież z okolic XVII wieku, a pistolet skałkowy wynaleziono w II połowie wieku XVIII, więc teoretycznie miała ponad 150 lat w chwili, gdy nastąpił zamach na jej życie. Będąc człowiekiem miała właściwie zerowe szanse dożyć takiego wieku. Wniosek więc nasuwał się sam... Davy Jones człowiekiem nie była. Więc czym była? Sądząc po znanych Amelii legendach- złym duchem mórz przynoszącym żeglarzom nieszczęście. Tak jak statek, z tym, że to były dwie różne legendy.
- Nie jesteś pierwszym kapitanem prawda? Według znanej mi wersji legendy o Latającym Holendrze, jego kapitan, ten który ściągnął na siebie i załogę oraz sam okręt klątwę wiecznej tułaczki zwał się Hendrik Van der Decken. Teraz ty jesteś tu Kapitanem, więc jeśli można spytać co stało się z tym legendarnym?- dopytywała, a skoro już zaczęła to nie mogła powstrzymać się od kolejnych nurtujących jej umysł pytań- Twoja legenda zaś datowana jest na mniej więcej XVII wiek, a nie wyglądasz na więcej niż 40 lat. Jakim cudem przeżyłaś tyle wieków i to nie starzejąc się? Powinnaś bowiem mieć w tej chwili ok 350-400 - drążyła dalej, jednak mimo wszystko z pewna ostrożnością i rezerwą, słyszalnymi w głosie i widocznymi w jej postawie. Przy okazji odkrywała przed Kapitan kolejne karty, informując ją na przykład jak wiele lat minęło i jaki jest mniej więcej rok.
Słyszała pouczającą nutkę w złośliwym w gruncie rzeczy głowie Kapitan. Uśmiechnęła się sama do siebie w myślach, jednak jej twarz pozostała niewzruszona. Spokojna i całkowicie opanowana, stała przed Kobietą starając się nie okazywać jak bardzo jej zapach drażni wrażliwe karpatyńskie zmysły. Nie uszło uwadze Amelii, ze zapach był szczególnie intensywny w okolicach latarni, jakby to ona była głównym źródłem odoru, jakby coś w niej powoli gniło.
Jej pytanie wyprzedziło o zaledwie chwilę słowa Kapitan, w taki sposób, ze nie mogła to być odpowiedź, bardziej Kapitan weszła Amelii w słowo, co ta zignorowała.
- Rozumiem- skinęła głową i drążąc już tego tematu dalej, nie chcąc rozzłościć Kapitan.
Na kolejne słowa Kapitan usmiechneła się wymownie, jakby chciała powiedzieć” A nie mówiłam. Miałam rację.” Jednak szybko zrzuciła ten uśmiech ze swojej twarzy by nie podpaść za bardzo Kobiecie.
- Nie mam zwyczaju przytakiwać dla samej zasady. Mówię co myślę, szczerze i otwarcie, nawet jeśli moje stanowisko różni się od tego czego się po mnie oczekuje. Jestem sobą Kapitanie. Tylko i wyłącznie. Nikim więcej, ale i nikim mniej- powiedziała spokojnie, rozumiejąc co wypowiedziane przez Davy słowa oznaczały. „ Jak najmniej bolesny sposób”... czyżby jakaś oznaka … „sympatii” pirackiej kapitanki? Postanowiła na razie nie zwracać na to głośno uwagi, a jeśli rzeczywiście Davy doceniła ją kontynuować rozmowę tak by tej swojej „sympatii” względem swojej osoby nie stracić.
W przeciwieństwie do Kapitan, Amelina na statku czuła się okropnie nieswojo. Jej naturalnym środowiskiem była ziemia. Brakowało jej miękkiej gleby pod stopami, jednak przezornie nie narzekała,
-Samej trudno mi to dokładnie określić-zaczęła- to co spotkało mnie dzisiejszego wieczora wychodzi poza granice znanego mi świata, wkraczając w sferę niemalże magiczną. Postaram się jednak jak najdokładniej opowiedzieć co mnie dziś spotkało, doprowadzając aż na twój okręt.- wzięła głęboki oddech i zamilkła na kilka sekund starając się ułożyć wszystko w miarę składną całość.- Zaczęło się od tego, ze na jednym z Londyńskich mostów, zwanym Tower Brige, zaskoczyła mnie bardzo gęsta mgła, nie pozwalająca przeniknąć się wzrokiem. Na niebie zaś pojawił się księżyc, jednak nie taki zwykły. Ten zdawał się posiadać twarz i doskonale zdawać sobie sprawę z mojej obecności na moście, wręcz patrzeć wprost na mnie, choć z czystko logicznego punktu widzenia jest to przecież całkiem niemożliwe, ajednak dokładnie tak było, aprzynajmniej tak i się zdawało, możliwe że miałam halucynację, choć i to jest sprawą niezwykle wątpliwą.- przerwałana chwilę by zaczerpnąć oddech i przy okazji sprawdzić czy Kapitan słuch jej opowieści.- Z mgły zaczęły dochodzić bardzo dziwne i szczerze, budzące trach odgłosy, róznie z nimi z mgły wyłonił się niezwyklę pięky, acz niezwykły ogier prowadzący dorożkę, do której kierowana strachem wsiadłam. Koń sprowadził mnie tu, do jaskini w której znajduje się twój statek, a następnie zniknął. Weszłam więc na pokład chcąc dowiedzieć się gdzie właściwie jestem i jak mogłabym się stąd wydostać, bowiem poza otworem w sklepieniu jaskini nie ma tu żadnego innego wyjścia. Kładka po której dostałam się na pokład załamała się, tak więc jestem tu uwięziona.- dokonczyła. Przez całą opowieść uważnie obserwowała kobietę.
- Cóż, całkiem możliwe, ze porywam się na rzecz ponad moje siły, jedna zawsze lubiłam wysoko postawioną poprzeczkę- uśmiechnęła się lekko zadziornie. Na gest Kapitan kiwnęła jedynie potakująco głową, dając znać ze zrozumiała.
- Hmm...-mruknęła pod nosem zastanawiając się od czego mogłaby zacząć.- Nie chce popadać w ton surrealizmu, jakim dla ciebie zapewne byłaby część mojej opowieści o świecie współczesnym. Nie wiem za bardzo od czego zacząć Sądzę, że najbardziej zainteresują cię osiągnięcia techniki w obrębie żeglugi..Jednak morze to nie moja bajka, więc nie jestem w stanie opowiedzieć ci zbyt szczegółowo o współczesnych statkach. Co mogę powiedzieć...Żaglowce, takie jak twój, wspaniałe okręty o wysokich masztach i ogromnych żaglach to już właściwie zabytki. Nie pływają po morzach i oceanach, a jeśli już to na krótkie wycieczki z turystami lub też pod wodzą prawdziwych pasjonatów, którzy pragną zakosztować życia pod żaglami. Współcześnie żeglowanie to raczej forma rekreacji dla bogatych, którzy nie pływają na tak wielkich okrętach, a jedynie na żaglówkach dla nie więcej niż 10 osób na pokładzie- zaczęła swój wywód, który już zapowiadał się strasznie długo, jednak skoro Kapitan chciała poznać wszystko...- Współcześnie okręty są napędzane przez maszynerie, ogromne silniki znajdujące się pod pokładem. Są dużo szybsze i potrzebują mniej załogi, za to już nie typowych marynarzy, a bardziej mechaników i elektroników. Właśnie pojawiło się coś takiego jak elektronika, która ma wpływ także na poruszanie się po morzach i oceanach. Mało który Kapitan korzysta teraz z map. Mamy tak zwany GPS. System naprowadzania, który wyręcza kapitana i nawigatora w gestii ustalania kierunku. Zmieniło się wiele we wszystkich sferach życia. Na prawdę trudno powiedzieć o wszystkich, Byłoby mi dużo łatwiej gdybyś zadawała bardziej precyzyjne pytania- zasugerowała spokojnie.
-Przyjęła trunek i wypiła. Dużo wolniej niż Kapitan, ponieważ nie była przyzwyczajona do alkoholu. Jeśli piła to raczej półsłodkie wina, czasem jakieś piwo. Tak samo postąpiła z rumem. Cóż, każda okazja jest dobra by próbować nowych rzeczy, czyż nie?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Nie Paź 19, 2014 2:45 am

Stąpała po kruchym lodzie i zapewne to wiedziała, przez co ostrożnie Amelia dobierała słowa. Tyle dobrego, że Kapitan najwyraźniej była rozbawiona tymi próbami wybrnięcia z sytuacji, jakby specjalnie dała się denerwować by zaraz potem Amelia musiała kombinować jak się wycofać z tego spokojnie i pokojowo – Tak… mam swoje plany dla tych mórz. Znowu stanę się ich postrachem – powiedziała z dziwnym błyskiem w oku, jakby to nie było na pokojowych zasadach. Oczywistym było, że Kapitan nie będzie przebierała w środkach by osiągnąć cel, tylko czy… Latajacy Holender da radę w starciu z okrętami współczesnej marynarki?
- Śmierć jest jak wiatr… zawsze po mojej stronie – dorzuciła do tamtego komentarza.
Faktycznie miała punkt w tym. Biorąc pod uwagę masę pocisku z pistoletu skałkowego, potencjalną odległość oraz to, że wtedy używało się prochu strzelniczego nie ulegało wątpliwości, że w optymistycznej wersji pocisk przebije czaszkę i zatrzyma się na mózgu. W tym wypadku kiedy Amelia widziała szkielet, to pocisk przebił czoło i zaklinował się w nim, zapewne wcześniej naruszając mózg. W mniej optymistycznej natomiast zwyczajnie głowa miałaby dziurę wylotową, a ściana pomalowana zostałaby czerwoną posoką.
Kapitan uśmiechnęła się jedynie tajemniczo, nie mając najmniejszego zamiaru odkrywać swoich wszystkich kart od razu. Jak to pirat, lubiła mieć jakieś koło ratunkowe, by zaskoczyć potencjalnego przeciwnika. Miała też solidny punkt w tym, że Davy nie powinna żyć w czasach kiedy wynaleziono pistolety skałkowe. Wynikałoby z tego że ma ponad setkę na karku, a wygląda na jakieś 30. Cóż Davy trzymała się dosyć dobrze z racji pewnego faktu, który rozmówczyni nie był jeszcze znany. Zapewne mogłaby na spokojnie przeżyć większość bohaterów ziemskich jeśli chodzi o procesy starzenia się. Na pewno wniosek o człowieczeństwie był prawidłowy.
Zaśmiała się pod nosem na wspomnienie o pierwszym kapitanie Holendra – Tak, jestem jego drugim kapitanem. Pierwszym z nim był Van der Decken, którego zabiłam i wyrzuciłam za burtę na pożarcie Krakenowi – odpowiedziała mając w głowie obraz tamtego mężczyzny i jego agonii, kiedy to macki rozrywały jego ciało na strzępy. Ahhh jak pięknie wtedy krzyczał. To była muzyka dla jej uszu – Kobiety się o wiek nie powinno pytać, jeśli dobrze pamiętam – odpowiedziała żartobliwie – a co jeśli mam te 400 lat? – przysunęła twarz niebezpiecznie blisko Amelii, po czym się odsunęła. Zmierzyła ją wzrokiem tak zimnym, że lód Antarktydy to przy nich plaża na Fidżi. Dała jej zwyczajnie znak, że lepiej nie drążyć tematu wieku Kapitana. Chociaż dla niej był to pewien sygnał, że przespała te 400 latek, wyglądała przez moment jakby nad czymś się zastanawiała. Dosyć głęboko zresztą.
Dziewczę wydawało się zgaszone odpowiedzią pani Kapitan odnośnie tego, co by zrobiła gdyby nagle zaczęła się płaszczyć. Davy nienawidziła, kiedy ktoś zgrywał ważniaka a potem lizał jej buty, przy najmniejszych oznakach porażki. Takie robactwo uwielbiała zgniatać swoimi metalowymi obcasami.
- To dobrze o Tobie świadczy. Nie jesteś jak te krótkie kuśki, które chcą sobie wywindować samoocenę z powodu krótkiej szabelki w spodniach – odpowiedziała całkiem poważnie. Widziała jaka była jej załoga. Strasznie ich gnoiła, kiedy ktoś próbował wywyższyć się ponad innych załogantów. Mieli okazywać bezwzględny szacunek tylko kapitanowi. Nie było zbędnej hierarchii, tutaj tylko jedna osoba była na szczycie łańcucha pokarmowego.
Czy była to jakaś oznaka sympatii? Zapewne nie, bo Davy nikogo nie szanowała. Nikogo, kto nie udowodnił, że jest coś wart. To był jej chwilowy kaprys, zachcianka czy coś w tym stylu. W świecie piratów nie ma czegoś takiego jak okazanie sympatii, inaczej zostaniesz zjedzony żywcem przez własną załogę.
Kapitan wsłuchała się w słowa Amelii, jedynie pokiwując głową, że słucha. Oparła rękę na blacie biurka, nadal trzymając w niej hak, którego to łańcuch zabrzęczał podczas ruchu. Davy z tym musiała być cholernie głośna przy poruszaniu, zatem jakim cudem udało jej się podkraść wtedy do Amelii?
- Gdybym nie znała paru faktów to stwierdziłabym, że jesteś obłąkana. Jestem w stanie uwierzyć tej wersji wydarzeń. Chociaż jeśli to halucynacja… mogę Cię wypatroszyć i sprawdzimy to. Co ty na to? – zapytała wpół złośliwie, wpół żartobliwie. Davy miała dosyć specyficzne poczucie humoru – Koń tutaj? Przecież do tej jaskini nie ma wejścia, poza świetlikiem w suficie! Chyba, że… - ułożyła sobie palce na brodzie i zaczęła się nad czymś zastanawiać. Nie wyglądało jakby chciała się podzielić swoimi przemyśleniami z rozmówczynią. Coś na pewno wiedziała o tej sprawie, zwłaszcza kiedy Amelia wspomniała o koniu, jednak widać, że sama Kapitan musiała sobie wszystko przemyśleć i lepiej było jej nie wyrwać z zamyślenia. Kobieta podczas całej opowieści słuchała uważnie, co jakiś czas bawiąc się łańcuchem lub spoglądając na ostrze, ewentualnie w stronę Amelii czy nie robi nic głupiego.
Oburzyła się kiedy Holender został nazwany żaglowcem i przez zęby wycedziła – Galeon! To jest galeon, a nie żaglowiec! – już chciała ją ćwiartować na kawałki za taką zniewagę, jednak powstrzymała się, bo jako pirat mogła z łatwością wyrównać zyski i straty. Na korzyść było wysłuchanie opowieści – Ekhem, kontynuuj.
- Turyści? Mówisz o bogatych lordach wyruszających w nieznane za pieniądze zebrane ze swoich ziem? – pojęcie turystów, czy surrealizmu było jej obce. Wszakże Davy nie była nigdy w porządnej szkole, jednak nie można jej zarzucić że jest głupia a samo pojęcie Surrealizmu powstało w okolicy XX wieku – i czym jest ten surrealizm o którym mówisz?
To było nie do pomyślenia dla niej, że okręt był napędzany na coś innego niż wiatr w żaglach. Totalna abstrakcja, więc Kapitan była autentycznie zdziwiona i wpatrywała się w Amelię jak na totalnie obcą istotę. Nawet nie byli już potrzebni nawigatorzy, tylko jakieś urządzenie które zastąpiło busolę.
- Czy po morzach nadal pływają łowcy piratów? Brytania nadal jest potęgą morską, a Francja nadal kapituluje przy pierwszych oznakach porażki? – zapytała – I czy nadal kobieta na pokładzie jest największą oznaką nieszczęścia? – dodała, bo była ciekawa czy ten przesąd się zmienił. W końcu Davy była dobrym kapitanem. Trzymała całą załogę w ryzach i nie raz wyciągała ich z tarapatów.
Grog miał bardzo przyjemny cytrusowy posmak, który mieszał się z nutką cynamonu. Mimo, że był stary to był jednocześnie mocny i smaczny. Jeden z ulubionych pani Kapitan zresztą. Po opróżnionej butelce rumu, przyszła kolej na następną butelkę grogu i tym sposobem Amelia została „zmuszona” wypić dwa i pół litra alkoholu w niecałe 30 minut. Czemu zmuszona? Bo gdyby odmówiła to piratka pewnie, by próbowała ją znowu zaszlachtać hakiem. Najsłodszy z tego wszystkiego był rum, który palił gardło, jednak zostawiał w nim słodki posmak, typowy dla rumu zresztą. Przy takim tempie młoda policjantka mogła odczuwać efekty alkoholu, kiedy to Kapitan dopiero się rozkręcała. W końcu była zahartowana jako pirat.
- Tak więc Amelio… trafiłaś tutaj zupełnie przypadkiem. Powiedz… masz tam u siebie mężczyznę, do którego chciałabyś wrócić? – zapytała z innej beczki widząc, że czarnowłosą już coś bierze – Nie tęsknisz, za tamtym miejscem? A może powieki stają się coraz to cięższe? Opowiedz coś o sobie złotko, bo w końcu spędzimy razem duuuużo czasu, prawie by się mogło zdawać, że wieczność – dopowiedziała, by po chwili dopić butelkę rumu i wyrzucić przez okno pustą. Amelia była jej do czegoś potrzebna i na tyle wywnioskować mogła nawet w stanie upojenia alkoholowego. Chociaż… może kapitan zwyczajnie chciała towarzystwa? Jedno było pewne. Karpatance powoli zamykały się oczy, ze względu na nadmiar alkoholu zwyczajnie czuła zmęczenie i senność.

Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Pon Paź 20, 2014 9:37 pm


Dobrze wiedziała w jak niepewnej sytuacji się znajduję i że dla własnego dobra powinna być ostrożna i bardzo uważnie dobierać słowa, tak by nie narazić się Kapitan. Ale była sobą i nie miała zamiaru podlizywać się kobiecie, która, jak się Amelii wydawało, świetnie bawiła się wpędzając ją w sytuacje z których młoda Karpatianka musiała umiejętnie wybrnąć. Nie złe ćwiczenie błyskotliwego i szybkiego jednocześnie myślenia, jednak Amelii jakoś ta zabawa średnio się podobała. Ona chciała tylko wrócić na stały ląd, a najlepiej do swojego małego domku na przedmieściach, dalekich przedmieściach Nowego Jorku. Do swojej małej sfory,a przede wszystkim- żyznej, naturalnej gleby. Jak już wspominała Kapitan- morze to nie jej świat. Może i była jedynie pół krwi, jednak nie wpłynęło to na jej związek z ziemią. Tak jak jej pobratymcy miała z matką ziemią bardzo silną więź i choć teraz nie znajdywała się tak daleko od lądu, okręt stał przecież na mieliźnie, jednak dla niej było już to dość znaczące. Nie czuła pod stopami ziemi, tylko deski i to sprawiało, że była bardzo niepewna i trochę zagubiona, jakby brakowało jej stabilnego oparcia na okręcie, który przecież nie bujał się, stał spokojnie, stabilnie. Nic to nie znaczyło dla Karpatianki, która z dala od ziemi słabła, nie dosłownie a psychicznie. Wdawało jej się, ze traci siły, gdy tak naprawdę to tylko tęsknota za glebą tak wpływała na jej psychikę. Dodatkowym bodźcem który mocno przybijał Amelię i sprawiał, ze niemal desperacko pragnęła się stąd wydostać, był fakt, ze była na statku w pewien sposób uwięziona. Kładka się złamała, a Kapitan nie wydawała się istotą na tyle przyjazną by odkryć przed nią wszystkie kart, ani nie sprawiała wrażenia jakby chciała ją wypuścić, więc Amelia nie mogła się przemienić, a prosić o wypuszczenie nie śmiała. Pozostawał jeszcze fakt, ze wszystko tu bardzo interesowało Amelię, która była osóbką ciekawską nadmiar. Podobno ciekawość to pierwszy stopień do piekła... ona chyba właśnie w królestwie Lucyfera przez swoją ciekawość znalazła....
Uniosła szczerze zainteresowana brwi słysząc słowa Kapitan. Z całą pewnością, na ile znała Davy z legend, na ile poznała ją do tej pory w rozmowie i sądząc po jej wyrazie twarzy, a dokładniej błysku w oczach...jej plany nie miały nic wspólnego z pokojowymi zamiarami. Jej słowa tylko to potwierdzały. Amelie zastanawiało tylko jedno-jak taki, powiedz szczerze- zabytkowy okręt poradzi sobie z nowoczesnymi statkami marynarki wojennej? Przecież, przynajmniej w oczach Amelii, Latający Holender nadawał się teraz, i to dopiero po gruntownym remoncie, dla turystów chcących przepłynąć się pirackim okrętem. Jednocześnie dziewczyna podejrzewała, ze Kapitan może mieć całkiem spore szanse dopiąć celu. Nie wyglądała bowiem na osobę, która ugina się przed trudnościami, wręcz przeciwnie, była, a przynajmniej takie sprawiła wrażenie, osobą bardzo zdecydowaną i nieugiętą, osiągającą zaplanowane cele.
Na następne słowa kapitan uśmiechnęła się jedynie przytakując uprzejmie, choć wydawało jej się, ze słowa te miały jakieś drugie dno, jakby Kapitan była w stu procentach pewna, wiedziała, ze to prawda, że tak właśnie jest i nawet śmierć, która przecież podobno była sprawiedliwa, właśnie jej jednak sprzyjała...Tylko czemu i w jaki sposób? Oto pytanie dnia!
Wzruszyła obojętnie ramionami widząc tajemniczy uśmiech Kapitan. Kobieta wiedziała, tak bardzo Amelia chciałaby poznać odpowiedzi na nurtujące ją pytania, a Amelia wiedziała, ze Kapitan nie udzieli jej tychże odpowiedzi, więc nie miała zamiaru strzępić sobie o to języka. Amelie najbardziej ciekawiła tajemnica długiego życia Kapitan i oczywiście cudu jakim był fakt, ze ta żyje mimo postrzału w głowę. Amelia w swoim życiu spotkała wiele różnych istot, ale one wszystkie niechybnie zginęły by z głową zmienioną w szwajcarski ser przez pocisk kalibru przynajmniej, tak na oko, 12 milimetrów. Z tego co Amelia wiedziała, a wiedziała niewiele, bo brań palna nie była jej działką, wiedziała tylko tyle ile musiała by celnie strzelać, pistolety skałkowe nie były na znane jej pociski, a kule, średnicą jednak przypominające w pomiarach pociski, a to już potrafiła niemal bezbłędnie określić, nawet na oko. W końcu trochę już jako policjantka pracuje. A jednak Kaptan była jak najbardziej żywa, a przynajmniej wydawała się całkiem żywa.
Z każdą chwilą Amelia była coraz bardziej skłonna uwierzyć, ze wszystko tu jest sprawką magii i to nie koniecznie czystej, a z reguły dziewczyna nie wierzyła w rzeczy takie jak magia. Jednak nic innego nie przychodziło jej do głowy, gdy próbowała jakoś wyjaśnić to wszystko co tu się dzieje.
Przytaknęła z twarzą bez wyrazu słysząc odpowiedź Kapitan na pytanie o legedarnego dowódce okrętu. Zachowanie kobiety i jej upodobania do bólu budziły w Amelii nijaki niesmak, którego nie dała po sobie w żaden sposób poznać. Dla niej życie było cenny darem, którego odbieranie czy uszczuplanie było czynem kary godym, a właściwie niedopuszczalnym. Wiedziała jednak, ze to jej stanowisko i tylko jej w tym pomieszczenie. Kapitan należała do osób o zupełnie innych poglądach.
-Kobieta kobiety o wszystko może spytać.... no poza wypożyczeniem partnera na noc- rzuciła podtrzymując żartobliwy charakter ich rozmowy, jaki ta nabrała.
- Nie źle się w takim razie trzymasz. Widać to prawda co mówią o wodzie morskiej- działa cuda na zmarszczki- dodała z uśmiechem, cały czas w tonie żartu. Nie dala po sobie poznać, że wzrok Kapitan zmroził jej krew w żyłach. Nie odzywała się chwilę widząc, ze kobieta nad czymś intensywnie myśli.
- Mają najwidoczniej co sobie rekompensować- rzuciła z lekko kpiącym uśmieszkiem. Sama nie wyobrażała siebie by miała się komuś podlizywać. Być uprzejmą i owszem. Wychowano ją na dobrze wychowaną młodą kobietę. Ale wazeliniarstwo nie leżało w jej naturze. Zresztą z wnikliwej obserwacji wiedziała, że osoby takie jak Kapitan nie lubiły osób, które im się podlizywały. Komplementy i owszem, każdy lubi a kobiety w szczególności, ale wszystko ma swój umiar, nawet komplementy. Wile na tym statku zastanawiało Amelie. O jednych z tych rzeczy należał sposób poruszania się Kapitan. Jakim cudem kobieta podkradła się do niej z tymi wszystkimi łańcuchami? Przy wyczulonych zmysłach Amelii to było praktycznie niemożliwe...chyba, ze się teleportowała, lub lewitowała....
- O jakich faktach mówisz?- spytała niemal automatyczni, widząc, ze Davy coś wie.-Chyba obejdziemy się bez patroszenia- zaśmiała się z nutka nerwowości. Zaiste kobieta miała niezwykłe poczucie humoru. Bo to był żart prawda?
- Przeniknął przez ścianę. Coś c to mówi?- dopowiedziała. Po postawie Day, Amelia domyślała się, ze pewnie nie uzyska odpowiedzi.
- Wybacz. Nie znam się na marynarce, no chyba że takiej do ubrania. Z ledwością odróżniam kuter rybacki od jachtu. O innych rodzajach statków nie mówiąc. Jak dla mnie wszystko co ma żagle to żaglowiec, jednak dziękuję za pouczenie. Zapamiętam, ze Latający Holender to galeon.- wytłumaczyła się przepraszającym tonem.
- Tak, turyści. Nie do końca, choć mniej więcej o to chodzi. Lord to teraz tytuł czysto honorowy, w naprawdę niewielu przypadkach idzie za nim majątek a jeśli już to dziedziczny a nie feudalny o jakim mówisz. Lordowie nie maja już żadnych poddanych od których zbierali by podatki. Nie posiadają ziem. Jeśli już to jakieś niewielkie majątki wiejskie, na które składa się teren ich własnej posiadłości. Obecnie turyści to i owszem ludzie wyruszający w nieznane sobie dotąd miejsca, jednak głównie są to osoby klasy średniej. Zwykli szarzy ludzie paragnący przygód i zdobywania wiedzy- wytłumaczyła.
- Odwrotność realizmu. Coś co pod względem logiki i w realnym znanym świecie wydaje się całkowicie niemożliwe...jak... latające prosiaczki- rzuciła pierwszy przykład jaki przyszedł jej do głowy.
- Raczej nie, bo piraci już właściwie nie funkcjonują. Znaczy słyszy się o jakich incydentach gdzieś tam na morzach Indii czy gdzieś indziej, ale zajmuje się tym straż przybrzeżna i policja morska danego obszaru. Łowców jako takich nie ma. Nie są potrzebni. N ie zajmuję się polityką Brytanii czy Francji, jestem mieszkanką Ameryki. Ale Królestwo wiąż z tego co wiem ma silną flotę morską, choć nie jestem pewna czy jest na tyle silna by mówić „potędze morskiej” Wydaje mi się, że USA ma silniejszą flotę. Co do Francji... chyba trochę się wyrobiła i jest odważniejsza, ale trudno to stwierdzić bo nie ma na świecie wojen na tyle dużych by mieli szanse kapitulować przed kimkolwiek.- tłumaczyła najlepiej jak umiała.
- Hahahaha. Nie. Kobiety funkcjonują na równi z mężczyznami. Są kapitanami, mechanikami, nawigatorami, kim tylko zechcą. Normalnie podróżują jako pasażerowie i są szanowane. ogólnie Na swój sposób. Wstawanie gdy kobieta wchodzi do pomieszczenia czy przepuszczanie w drzwiach wyszło z mody i robią to raczej nieliczni, ale kobiety maja swoje prawa, o które potrafią walczyć, a mężczyźni w większości te prawa respektują. Ja sama pracuje z mężczyznami, mam mężczyznę za przeożonego, ale sama też jestem przełożoną dla dosć spore grupy mężczyzn, w wielu przypadkach starszych ode mnie, którzy jednak bez mrugnięcia okiem wypełniają moje polecenia jako swojego szefa.- odpowiedziała domyślając się dlaczego Davy to interesuje.Wypiła z nia cały alkohol.
-Nie. Jestem sama. W sensie nie mam partnera życiowego, ale mam nadzieję go spotkać. - lekko kręciło jej się w głowie, ale mówiła w miarę wyraźnie. Nie była przyzwyczajona do alkoholu szczególnie tak szybko wypitego, jednak miała mocną głowę.- Tęsknie za moim domem i rodziną. Za watahą- wyrwało jej się- Tak sennie mi. To przez alkohol. Nie jestem przyzwyczajona. Nie pijam zbyt często i nie takie ilości. Cóż miałabym ci o sobie opowiedzieć? Jestem całkiem prostą dziewczyną z owego Jorku, pracuje w policji jako wyższy oficer śledczy w wydziale morderstw i przestępstw seksualnych. Oj nie wieczność! Nie mam tyle. Musze wrócić do mamy. Czeka na mnie.- była dość mocno wypita, ale nie pijana. Kontaktowała i była w miarę świadoma swoich słów, oraz tego, że Kapitan chyba ma do niej jakieś plany, akie... chyba niedługo się dowie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Wto Paź 21, 2014 11:18 pm

Kapitan zawsze musztrowała w ten sposób swoją załogę. Zadawanie trudnych pytań, często wpędzających ich w problemy tylko działało na korzyść, bo musieli myśleć. A myślenie w pracy, jaką miała w przyrodzie załoga Holendra było wymagane. Przecież nie będzie zatrudniać niewykwalifikowanej kadry do tak poważnego zadania! Pomińmy fakt, że ona zawsze nowych załogantów szkoli. Powróćmy jednak myślami do Amelii i sytuacji na statku. Otóż w przeciwieństwie do niej, Kapitan świetnie czuła się na morzu, prawie jak ryba w wodzie. Dziwnie jej było na lądzie, zwyczajnie nie przywykła do zbyt częstego schodzenia z pokładu. Powiedzmy, że były jak dwa przeciwieństwa, a wiadomo że przeciwieństwa się często przyciągają. Owszem Davy pewnie coś by wymyśliła, aby zapewnić Amelii bezpieczny powrót do rzeczywistości jednak najpierw musi ją do tego przekonać odpowiednio.
Holender wbrew pozorom nadal mógł być groźnym okrętem, jednak czy dane będzie przekonać się o tym naszej bohaterce? Czy będzie mogła ponownie ujrzeć ten majestatyczny okręt w pełni rynsztunku bojowego oraz pod żaglami? Nie wiedziała o jednej rzeczy, że w tym momencie kiedy one tu rozmawiają, działają potężne siły które ponownie się budzą do życia.
Kapitan nie raz i nie dwa widziała śmierć, nawet się o nią ocierała wielokrotnie, jednak mimo to nadal żyła z jakiegoś powodu. Zapach śmierci, który było czuć na całym statku oraz od Davy mógł dać nieco do myślenia. Ceniła sobie to, że Amelia zna miejsce w szeregu, że nie naciska za bardzo by zmusić ją do odpowiedzi. Ha! Tylko by spróbowała, to zaraz by doświadczyła na własnej skórze jak wygląda sąd na statku. 50 batów by wystarczyło na takie coś, a biczownik na statku zapewne znał się na rzeczy.
Na moment, kiedy wspomniała o wypożyczeniu partnera na noc Jones się zamyśliła. Jakby wspominając coś i sięgając daleko pamięcią. Gdzieś w przeszłość. Po chwili się wybudziła z tego letargu, gdyż przypomniała sobie, że przecież nie jest sama w kajucie – Tak, masz rację. Kobieta kobietę o wszystko może zapytać, jednak… nie zawsze otrzyma odpowiedź taką jaką sobie życzy. Tak na poważnie, z tego co mówisz to mam faktycznie te 4 setki na karku. Troszkę zaspałam najwyraźniej – przeciągnęła się, aż kości jej strzeliły w kręgosłupie. Dosyć głośno zresztą, jakby od dłuższego czasu faktycznie były nieużywane – O tym nie słyszałam, chociaż może dlatego wszystkie żeglujące kobiety były nieziemsko piękne. Każdy mężczyzna nas pożądał, jednak nie każdy dał nas radę ujarzmić – odpowiedziała pouczająco, gdyż taka była zwyczajnie prawda. Kobiety, które pracowały na statkach miały zwyczajnie głowę na karku i łatwo nie dały się wykorzystywać. Co więcej, to one właśnie wykorzystywały innych przy każdej okazji. No cóż, jak na razie Amelia zapewniła sobie tym żartem jeden warunek nie bycia poszlachtaną przez pirata. Drugim warunkiem były sensowne argumenty, ale na to przyjdzie jeszcze czas, chociaż po następnym żarcie Kapitan szczerze się uśmiechnęła. Zwyczajnie lubiła, kiedy druga kobieta miała taki stosunek do mężczyzn afiszujących się i szukających splendoru. Takich nienawidziła najbardziej ze wszystkich gatunków facetów, przez co współcześni celebryci na pewno nie przypadną jej do gustu. Kobieta musi być delikatna czasami, ale musi umieć nie wchodzić komuś w dupę.
Przy każdym, nawet najmniejszym ruchu łańcuchy Kapitana brzęczały. Miała je opięte wokół pleców, gdzie zmierzały pod ubranie. Zapewne jakoś były pod nim przymocowane do ciała by nie ześlizgiwały się podczas ruchu, ale przecież nie będzie się tu przy niej rozbierać by to sobie sprawdziła.
- HA! HA! HA! Widzę, że na mój żarcik strach Cię obleciał? To dobrze, bo wiedz, że jeśli mnie zdenerwujesz to żart może przerodzić się w rzeczywistość – mrugnęła do niej porozumiewawczo, dając znak, że to ostatnie nie było dowcipem. Oj tak, Kapitan mogłaby jej zgotować niewypowiedziane męki, które wspominałyby przyszłe pokolenia.
Na wzmiankę o koniu nieco się zamyśliła, ale widać było że coś wie na pewno, chociaż nie podzieli się tym raczej od tak. Trzeba poczekać na inną okazję zatem.
Jak na razie dziewczyna nieźle manewrowała pomiędzy gniewem Kapitana, a tym, że ta sytuacja zwyczajnie ją bawiła. Bardziej Davy pochłaniała opowieść Amelii, gdzie to było tak jakby wpuścić króla z XV wieku do dzisiejszego sejmu. Szok kulturowy oraz brak pełnego zrozumienia całej koncepcji. Mimo braku znajomości niektórych pojęć, Jones słuchała jej dosyć uważnie. Z jej perspektywy jedna rzecz była nie do pomyślenia, że piraci przestali istnieć. Jak to tak? Przecież kiedyś byli potęgą i każdy się ich bał!
Dumą napawało ją to, że kobiety mają wreszcie jakieś prawa, co więcej są szanowane a nie wykorzystywane tylko jako zabawki mężczyzn, by zaspokoić ich niskie fantazje erotyczne.
- Ha! Więc mężczyźni stali się bardziej ulegli? Zatem pewnie wystarczyłoby strzelić z bata takiego delikwenta i po sprawie – odpowiedziała pewna siebie, gdyż tak wynikało z tego iż kobiety zyskały prawa. To zwyczajnie mężczyźni odpuścili i stali się słabsi – Czyli masz swoją własną załogę? Nie wyglądasz na kapitana, ani gubernatora. Twój strój… jest dziwny. Bardzo dziwny – odpowiedziała bliżej przyglądając się ubraniom Amelii.
- Zatem czuj się na razie wolna. Uwiązanie do mężczyzny podcina skrzydła – powiedziała to tak, jakby coś o tym wiedziała. Widziała, że dziewczynie lekko kręci się w głowie. Jednak czuć było, że szybko nie odpadnie. Tęskniła za watahą? Czyżby była wilkiem albo z jakiegoś plemienia barbarzyńskiego? Wyglądała na normalną, jednak Davy w niej coś widziała. Różniła się diametralnie od zwykłych ludzi, dlatego obstawiła pierwszą opcję. Ze względu na to co zobaczyła oczywiście. Jesteście ciekawi co widziała? Otóż każda dusza ludzka ma pewien schemat, w jakim Davy go postrzega. Dusza Amelii była troszkę inna, z nutką zwierzęcości, dlatego Kapitan obstawiła tą pierwszą opcję.
Wysłuchała ponownie opowieści, którą uraczyła ją dziewczyna – Czym jest policja? To jakiś rodzaj straży królewskiej? – zapytała bo dalszy opis troszkę ją naprowadził, a wolała uniknąć wpadki. Nie na rękę natomiast było, aby tak szybko wyszła ze statku. Musi ją jeszcze trochę potrzymać – Źle to ujęłam. Dużo czasu, jednak chwilowo obie jesteśmy tu uwięzione tak czy siak – podała jej butelkę z rumem i wstała spokojnym krokiem do niej podchodząc. Przypięła sobie hak i latarnię do pasa i oparła swoje dłonie na jej ramionach stając za nią. Amelia mogła poczuć, że dłonie Kapitana są zimne niczym grób.
- Nie mam wobec Ciebie złych zamiarów. Nie jesteś tym, na co mam polować i lepiej nie wnikaj na co poluję, jeśli nie jesteś członkiem załogi. Ta wiedza Cię może przerosnąć – szepnęła jej to do ucha – Dopijemy jeszcze 2 i możesz się tutaj przespać. Żaden mężczyzna nie ma prawa wejść do mojej kajuty bez zgody, więc przestępstwa seksualne ze strony męskiej nie będą miały prawa zaistnieć – machnęła ręką i przyleciały dwie butelki z rumem (po jednym litrze). Kapitan ujęła silnie Amelie pod bok i podsunęła jej pod usta jedną butelkę. Drugą sama sobie odkorkowała i stuknęła się z nią – To na raz – po czym zaczęła pić opróżniając w krótkim czasie butelkę. Po niej jakiś efektów nie było widać, jednak po takiej dawce alkoholu młoda Karpatanka mogła odczuć, że nogi się jej uginają, a powieki stają się takie ciężkie. Płomienne włosy opadały na ramię Amelii, jednak mimo że były z ognia to jej nie parzyły, a co gorsza wręcz przeciwnie. Czuła od nich chłód. Ogień, który mroził krew w żyłach. Kapitan jednym pstryknięciem palca sprawiła, że w pomieszczeniu pojawił się wygodny hamak dla dwojga – Innego niestety nie mam, a wypita jesteś więc nie sądzę, żebyś się utrzymała na nim – powiedziała prowadząc ją ku hamakowi, po czym usadziła ją na nim i siadła sobie obok, by potem zdjąć ciężkie buciory. Dziewczynie ukazały się gładkie nogi, które wcześniej były ukryte pod metalowymi butami. Piękne, gładkie, długie nogi, które kapitan ułożyła na hamaku, a potem jednym ruchem pociągnęła Amelię na siebie. Była wypita, więc zachowanie równowagi na chyboczącym się hamaku to nie taka prosta sprawa w tym stanie. Złożyło się tak, że wylądowała na piersi, która o dziwo była ciepła. Latarnia gdzieś tam leżała na podłodze rozświetlając delikatnie pokój, a hak leżał tuż obok. Kapitan ją objęła, by zachować stabilną pozycję w razie kołysania – Śpij. Obudzę Cię za parę godzin jak wytrzeźwiejesz, a potem będziemy kontynuować rozmowę.
Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Pią Paź 24, 2014 6:58 pm

Kiedy Amelia patrzyła na Kapitan, widziała kobietę władczą i pewną siebie. Taką, która nie toleruje półśrodków i nieudolności. Patrząc na nią mogła sobie wyobrazić jaka jest załoga. Oczywiście nie dokładnie. Ale z takim dowódcą musieli być dobrzy jeśli nie wyśmienici w tym co robili, czymkolwiek to było. Bo o charakterze grupy decydują dwie jednostki- najsłabsze ogniwo i przywódca. Te dwie osoby decydowały tak naprawdę o wszystkim. Wyznaczały siłę grupy. Amelia nie poznała najsłabszego wśród załogi, ale zdążyła już zaobserwować dużo na temat Kapitan. Z takim przywódcą nie mogli być beznadziejni, groziło to śmiercią.
Jeszcze jedno wynikało z obserwacji Amelii... Ona i Kapitan były niemal skrajnie różne. Z każdą chwilą widziała między nimi coraz więcej różnic. I to ją... fascynowało. Ciągnęła rozmowę chcąc dowiedzieć się jak bardzo są od siebie odmienne Jak wiele je dzieli i czy może jednak coś je łączy. Była to fascynacja niemal chora. Bo przecież ewidentnym faktem było, że Kapitan mogła ja za jej ciekawość zwyczajnie wypatroszyć. Mimo to Amelia dalej w to brnęła. Wszystko po to by dowiedzieć się jak najwięcej i znaleźć sposób by przekonać Kobietę by pomogła jej się wydostać ze statku, tak by nie musiała ujawniać swoich mocy.
Czuła, że wokół dzieje się coś... ważnego. Tylko nie wiedziała co. Skupiła się na Kapitan i rozmowie z nią, ale nadal gdzieś na obrzeżach świadomości starała się rozgryźć co takiego dzieje się poza kajutą.
Z każdą chwilą, mimowolnie poświęcała coraz więcej uwagi zapachowi śmierci otaczającej Davy. Wydawało się, że otacza ją jakby kokonem, a jego głównym źródłem nie jest sama kobieta a trzymana przez nią latarnia. Więc... co takiego znajdywało się w latarni?
Zauważyła, że kobieta wpadła w dziwny letarg słysząc jej uwagę na temat partnera. Całkiem automatycznie, poza świadomością spytała:
- A ty? Masz kogoś do ogrzewania w nocy?- spojrzała na kobietę szczerze zainteresowana. Brzmiało to niemal jak zwykłe damskie ploteczki.
- Po co pytać, jeśli oczekuje się konkretnej odpowiedzi?- spytała retorycznie- A wyspałaś się przynajmniej?- rzuciła z żartem.- Podobno długi sen dobrze robi na cerę. Patrząc na ciebie... całkiem prawdopodobne- uśmiechnęła się ciepło.
Na kolejne słowa jedynie przytaknęła. Nieziemsko pasowało do Kapitan doskonale.
- Ujarzmić? Ciekawe. Ja tam zawsze uważałam, że mężczyzna może ewentualnie przekonać kobietę by go zaakceptowała w swoim towarzystwie. Jakby na to nie patrzyć to my wybieramy sobie partnerów, a nie oni nas.- powiedziała całkiem poważnie.
- Cóż lubię swoją skórę, lubię mieć ją na sobie, więc... tak trochę mnie wystraszyłaś- uśmiechnęła się niepewnie.- Wierze na słowo- zapewniła szybko unosząc ręce w obronnym geście. Doskonale zdawała sobie sprawę, że gdyby tylko chciała Kapitan mogłaby jej zgotować prawdziwe męki piekielne.
- Nie powiedziałabym tego...choć może i tak. Nadal można spotkać prawdziwych, silnych mężczyzn lecz z całą przykrością muszę stwierdzić, że pojawiły się niestety twory które śmią zwać się mężczyznami, choć są tak zniewieściali, jak nawet kobieta wstydziłaby się być. Na niektórych wystarczy krzywo spojrzeć by polecieli po pomoc do mamusi- zaśmiała się- Nadal na całe szczęście i dziękuje za to losowi większość stanowią mężczyźni godni swego miana. Szanujący kobiety i respektujący ich prawa, a jednocześnie otaczający opieką i zapewniający bezpieczeństwo. Partnerzy, a nie … panowie i władcy, którym wszystko wolno względem kobiety. Sądzę też, że to nie mężczyźni tak naprawdę zmiękli, tylko czasy się zmieniły, a kobiety dostrzegły że też mogą zawalczyć o swoje. Uwierzyły w siebie i wyszły z cienia. Bo nie oszukujmy się. Każdy mężczyzna zawdzięcza coś kobiecie, od życia począwszy.
- Tak mam swój własny zespół, którym dowodzę. Nie muszę wyglądać. Ważne, ze moi podwładni mnie słuchają i szanują jako dowódce. Cóż... dla mnie twój strój jest dziwny. Różnica 400 lat to wiele. Szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy świat zmienia się diametralnie w zastraszającym tempie. Zmienia się między innymi moda. Jeszcze dziesięć lat temu moje obcisłe spodnie były by wielkim niewypałem i całkowitą wpadką modową, a teraz są czymś całkiem zwyczajnym.
- Dla mnie związek to... kolejny etap życia. Droga do czegoś dużo ważniejszego, założenia rodziny.- posmutniała nagle. Widać było, ze chodzi o coś więcej iż tylko samotność spowodowaną brakiem partnera życiowego. I chodziło. Amelia bała się, ze nie będzie mogła mieć dzieci. Nigdy.
- Policja to strażnicy porządku. Pilnujemy by ludzie przestrzegali prawa i zaprowadzamy przed sąd tych którzy złamią zasady. Ogólnie służymy ludziom pomocą, gdy jej potrzebują. Można tak powiedzieć choć wydaje mi się, ze zakres obowiązków policji jest większy niż straży królewskiej z twoich czasów.- wyjaśniła spokojnie.
Wzdrygnęła się nieco czując jak Kapitan opiera swoje trupio lodowate dłonie na jej ramionach. Nawet przez kurtkę okrywającą jej ramiona czuła chłód dłoni kobiety. Pociągnęła potężny łyk z butelki, którą chwilę wcześniej przejęła od Kapitan. Skrzywiła się lekko, gdy rum spłynął powoli po jej przełyku wywołując gorące pieczenie w gardle.
-Potrafię o siebie zadbać- rzuciła już bardziej niż lekko pijana.-Ale skoro proponujesz... z chęcią skorzystam z gościny- trochę już plątał jej się język i nie miała pojęcia jak ma jeszcze wypić z Kapitan więcej. Jednak posłusznie wypiła. Na raz. Jakim cudem? Sam tego nie wie. Chyba była już tak pijana, ze nie możliwe stało się możliwe.
Aż zesztywniała, gdy płomienne włosy Kapitan dotknęły jej odkrytej szyi. Jeśli sądziła,ze dłonie kobiety były zimne, to teraz przekonała się co oznacza prawdziwy lód. Włosy były tak zimne, że aż parzyły.
Bez słowa dała się zaprowadzić na hamak i ułożyła się tam wygodnie. Nie miała siły na dyskusje. Jej powieki były takie ciężkie, jakby były zrobione z ołowiu.
-Yhym-mruknęła wtulając się w ciepłą pierś. W tej chwili wszystko było jej obojętne. Chciała tylko spać...
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1Nie Paź 26, 2014 12:55 am

Kapitan Holendra zawsze musiał być osobą silną, charyzmatyczną oraz zdyscyplinowaną i konsekwentną. Davy nie tolerowała niesubordynacji oraz pyskówek załogantów. Takim albo wyrywała języki (oraz okazjonalnie kończyny) albo zabijała w najbardziej bolesny i długi sposób. Eksperymentowała z torturami jakie to podłapała będąc w chinach. Chociażby tortura 1000 cięć, gdzie wprawny kat mógł na ofierze odcinać cienkie plasterki skóry, a potem owe miejsca sypać solą. Oczywiście tylko mistrzowie umieli wykonać 1000 cięć zanim ofiara umrze. Davy była na tyle wprawna, że zawsze dochodziła do minimum 500. Nie była przyzwyczajona do takich precyzyjnych nacięć, jednak sama zabawa sprawiała jej sporo frajdy. Groteskowej przyjemności oczywiście.
Jones zachowywała wobec młodej karpatanki niewielki dystans w tym co mówi, jednak z drugiej strony nie czuła zagrożenia. Kiedy była na statku to ona była panią i władczynią. Wtedy praktycznie przeciwnik miał nikłe szanse pokonania pani kapitan. Jednak… nie oceniajmy książki po okładce, wszakże Amelia mogłaby ją czymś zaskoczyć.
Z latarni co jakiś czas unosił się mały płomyczek, który po chwili gasł. Nie był to jednak czerwony płomień, a niewielki zielony płomyk w kształcie duszka (takich jakie się robi na hallowen).
Davy została wybudzona z letargu tym pytaniem. Oczywiście nie mogła się w pełni otworzyć, bo jeszcze wyjdzie na słabą, a co więcej… nie ufała na tyle Amelii by się odsłaniać.
- Miałam. Jednak to zamknięty rozdział – odpowiedziała poważnie, jednak myślami gdzieś wracała do tamtych czasów, które sądząc po uśmiechu w kąciku ust… były przyjemne. Nie planowała za to wybatożyć Amelii. Jeszcze nie czas.
- Tak, chociaż trochę mnie w karku strzyka – spojrzała na nią i prychnęła z uśmiechem na swoich ustach, które pewnie wielokrotnie kogoś skazywały na wyrok – Może też chcesz spróbować? Pospać tak 400 lat? – zażartowała.
- Żyliśmy zatem w różnych czasach moja droga. My, kobiety będące córkami piratów nie siedzimy grzecznie jak trusie. Mężczyzna musi pokazać, że jest mężczyzną i być w stanie zdobyć kobietę. Jeśli jest od niej słabszy, wtedy ginie śmiercią nienaturalną – odpowiedziała równie poważnie. Ile razy to widziała, kiedy zalotnik z załogi próbował jakiegoś romansu, a ona rzucała przed nim rapier… by zaraz oczywiście go posiekać hakiem. Nie akceptowała mężczyzny, który jest słabszy od niej.
-Grzeczna dziewczynka – powiedziała uśmiechając się i klepiąc ją delikatnie po głowie, tak jak klepie się małe dziecko, kiedy jest posłuszne. Męki piekielne przy tym co ona może zrobić były niczym spacerek po parku w letni wieczór.
Na opis „zniewieściałych mężczyzn” Davy zwyczajnie położyła rękę na twarzy i rozmasowała brwi. Popularnie to zjawisko nazywane było facepalmem – Nie można ich zabijać od tak? Przecież przedłużając gatunek, zwyczajnie powielają ten gen idiotyzmu i zniewieściałości. Koniec końców stanie się tak, że prawdziwy mężczyźni wymrą, a zostaną te gołowąsy i pierdoły życiowe – powiedziała smutno, acz widać było, że jeśli zaszłaby potrzeba eksterminacji owych dzieciaków… to ona poszłaby w pierwszej linii. Najwyraźniej odnalazłaby się jako współczesna feministka, chociaż nie wiedziała jeszcze że tak działają.
- No i tak powinno być. Kobieta to nie tylko od rodzenia dzieci i stania przy garach! – uderzyła pięścią w biurko, gdzie powstało niewielkie wgniecenie. Niby nie wyglądało to na mocny cios, bo Davy machnęła ręką od tak w geście, a tu proszę jaka niespodzianka.
Wysłuchała opowieści o współczesnym ubiorze i nie sądziła, że takie coś co ma Amelia może być wygodne.
Wyglądała na dosyć osamotnioną, więc Davy się odezwała by ją pokrzepić – Lepiej nie mieć mężczyzny, niż mieć byle jakiego. Na Ciebie też przyjdzie czas – brzmiało to jakby Jones miała kiedyś ten sam problem.
Miała już jako taki zarys służb porządkowych. W sumie niewiele się zmieniło, jedynie system osądzania oraz nazwa. No i może sprzęt.
O tak, Amelia była już nieźle pijana, a świat lekko zaczął jej wirować. Na dodatek język jej się plątał, a myśli kapitan oscylowały wokół tego „musisz się jeszcze wiele nauczyć moja droga”, na szczęście dziewczyna nie mogła w tym momencie odczytać tej myśli. Dała radę wypić następną kolejkę dlatego, że po alkoholu człowiek staje się bardziej obojętny, rozluźniony oraz może praktycznie wypaczyć sobie gust smaku w jednej chwili. Pomińmy też fakt, że troszkę się dziewczynie ulało, ale butelka została opróżniona. Świat wirował, było jej ciepło wewnątrz i czuła się coraz bardziej senna.
Zimne, ogniste włosy kapitan to nie jedyna rzecz, która mrozi w tej kobiecie, ale o tym jeszcze Amelia będzie miała okazję się przekonać. Kiedy ułożyła się na Kapitan, a dokładniej na jej miękkich i ciepłych piersiach, kobieta mimowolnie ją objęła tak jak matka obejmuje swoją pociechę. Jej dotyk tym razem jednak nie był zimny, a ciepły, nawet kojący dla młodej karpatanki. Wplotła w jej włosy palce i głaskała ją delikatnie. Była kobietą i wiedziała, jak z drugą kobietą się obejść. Wkrótce potem Amelia zasnęła. Jednak nie znała pewnego faktu związanego ze statkiem… tym faktem były koszmary.
Sen Amelii wyglądał następująco. Obudziła się na środku kajuty. Nie był to jednak ten sam zniszczony statek, wręcz przeciwnie! Był w swojej dawnej świetności, a deski lśniły nowością. Wszystko było uporządkowane, a biurko było w nieco innym miejscu. Na prawo od okna stał regał ze zwojami, a obok niego wcześniej wspomniany mebel, za którym to siedział brodaty mężczyzna w stroju podobnym do tego jaki ma Davy, tyle że w wersji męskiej. Mężczyzna był siwy, a jego twarz pokryta była opalenizną od słońca. Nie miał jednego oka (prawego), a zamiast ręki miał owy hak, którego teraz używała Jones. Pod ścianą z lewej strony leżała latarnia.
Kapitan przyglądał się badawczo jakiejś mapie, kiedy to do gabinetu wparował wysoki na 2 metry, barczysty mężczyzna w koszuli oraz spodniach. Był całkowicie łysy, a na ramieniu miał wytatuowaną syrenę.
- Panie Kapitanie! Melduję, że skarby zostały przeliczone, a tubylcy wymordowani co do jednego – co więcej postacie wyglądały jakby nie dostrzegały Amelii ani jej nie słyszały – Co mamy zrobić z amuletem i koroną, które zrabowaliśmy ze świątyni? Korona cała wykuta jakby z lodu, a medalion w całości wyglądał… dziwnie no miał specyficzny kszt… - zanim dokończył kapitan wyciągnął pistolet skałkowy i strzelił marynarzowi prosto w czoło. Następnie sięgnął po latarnię i przyłożył ją do ciała żeglarza. Z denata uchodziła jakaś zielona esencja, która najwyraźniej została pochłonięta przez owy przedmiot. Następnie kapitan uniósł ją wysoko i wylał sobie na twarz trochę zielonego płynu, który wyciekł z latarni. Po chwili skóra od jego ciała odeszła i przybrał nowąformę. Następnie roześmiał się w podobny sposób, w jaki śmieje się Davy. W poprzedniej wersji miał kilka zbieżnych cech z panią Kapitan, jak chociażby ten sam dołeczek oraz podbródek.
Krew marynarza oraz wnętrze jego głowy wypływały na podłogę. Kapitan wrzasnął gardłowo – Thomas! Posprzątaj tu! – po czym z latarni wyszło coś co przypominało wyglądem nieco zmaltretowanego członka załogi. Pirat miał około 190 cm wzrostu, miał tradycyjne ubranie pirata z tamtego okresu czasu, a przy pasie nosił rapier oraz pistolet. Zasalutował kapitanowi, a potem zaczął… jeść te zwłoki. Gryzł je, odrywał kawałki mięsa oraz mięśni, a potem je połykał. Amelia to wszystko widziała, jak krew tryskała na boki, jak organy są wywlekane na drugą stronę, jak pirat konsumował denata.
- Przyprowadź moją córkę jak skończysz. Muszę z nią porozmawiać – po czym podszedł za dziewczynę, spojrzał się na nią i szybkim ruchem poderżnął gardło oraz najwyraźniej oderwał całą głowę jednym ruchem nim zdążyła zareagować. Amelia obudziła się zlana potem w objęciach Kapitan, która wyglądała na drzemiącą. Nie mogła się wyrwać, bo kobieta dosyć mocno ją trzymała, a jak się szarpnęła to była przyciąga natychmiastowo do niej i dociskana mocniej do piersi. To wyglądało tak jakby Davy traktowała Amelię niczym maskotkę, do której się człowiek tula w nocy. Jones nadal była ciepła i miękka, a jej oblicze wskazywało na głęboki i w miarę przyjemny sen. Wyglądała dosyć uroczo i niewinnie, jak na kobietę przystało. Wiadomo, że do niewinności jednak sporo jej brakuje.

Powrót do góry Go down
Sponsored content





Tower Bridge Empty
PisanieTemat: Re: Tower Bridge   Tower Bridge Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Tower Bridge
Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
 Similar topics
-
» Williamsburg Bridge
» Manhattan Bridge
» Kavlińsky Tower
» Remus Tower
» Benson Tower

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Wielka Brytania :: Londyn-
Skocz do: