|
| Fabryka i teren obiektu | |
|
+3Captain America Wolverine Carol Danvers 7 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Fabryka i teren obiektu Pią Maj 30, 2014 10:01 pm | |
| Budynek z zewnątrz wygląda... całkiem zwyczajnie. Nie jest wyróżniony kolorem czy też kształtem. Toporna budowla z czerwonej cegły, gdzieniegdzie podniszczona czy też przemalowana. Zabrudzone okna w pewnych częściach już nie miały szyb - skutek zabaw lub też pogody. Są dwa, pojedyncze wejścia po jej dłuższych bokach i główne po tych krótszych. Znajdująca się przy fabryce wieża nie jest odosobnionym budynkiem; znajduje się w niej niewielka winda towarowa, a na jej dachu przestrzeń, po której mogli stąpać ci odważniejsi. Teren fabryki również jest imponujący - jest przede wszystkim spory, więc samochody o znacznie większych wymiarach na spokojnie mogły wjechać na teren i zawrócić. Został on jednak zagracony rusztowaniami, dwoma kontenerami pełnymi zbędnych rzeczy, najzwyklejszych śmieci.
Ostatnio zmieniony przez Carol Danvers dnia Nie Wrz 07, 2014 10:14 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wolverine
Liczba postów : 207 Data dołączenia : 19/04/2013
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Sob Sie 30, 2014 8:52 pm | |
| Logan kiwnął głową z zadowoleniem na słowa Capa. Sam szybko zobaczy o co tam chodzi i dołączy do reszty. Prawdopodobnie nic tam nie będzie, ale zawsze lepiej mieć cały ogląd sytuacji. Cap przedstawił swój plan, na który Wolverine zareagował milczącym kiwnięciem głową. Jednak po chwili, wysunął pomysł zostawienia kogoś na tyłach, by ich ubezpieczał. Rosomak zdziwił się trochę, myślał że Rogers wykorzysta okazję, którą mu dawał by zostać z agentką sam na sam. Jednak, najwyraźniej żołnierska natura Kapitana wzięła górę - najpierw obowiązki. X-Men uważał to za bardzo dobry pomysł. Gdyby trzymali się razem, mieli świadomość tego co się dzieje tylko w ich pobliżu. W taki sposób, gdy każdy dostawał własne zadanie, mogli wymieniać się informacjami co się dzieje w danym miejscu obiektu i dawało im to przewagę nad przeciwnikami, mogli planować swoje posunięcia będąc krok przed wrogiem. A z ich trójki nikt nie nadawał się do tego lepiej niż Carter. Jako jedyna potrafiła obsługiwać karabin snajperski. W ten sposób była ich oczami i ewentualnym wsparciem. Logan wiedział ile znaczy dobry strzelec wyborowy na tego typu misjach. - Mam lepszy pomysł. - powiedział Wolverine, ale z wyjaśnieniami zaczekał. Do tej pory, w milczeniu ruszył za Kapitanem ku fabryce, w myślach rozważając wszystkie za i przeciw. Gdy dotarli na miejsce, wymienił się z Capem porozumiewawczymi spojrzeniami. Gdy Rogers cisnął tarczą, Wolverine podbiegł szybko do drugiego i jednym ciosem łokcia ogłuszył go. Adamantowe kości, oprócz wytrzymałości, dawały też inne możliwości. Szybko zaciągnęli zwiotczałe ciała w krzaki i przycupnęli w nich, przyglądając się obiektowi. - Patrzcie. - powiedział, wskazując palcem na wieżę. - Idealne gniazdo snajperskie. - dodał patrząc najpierw na Kapitana a potem na Sharon, na której zatrzymał wzrok. - Lepsze miejsce niż czuwanie przy bramie, gdzie ruch może być jak w ulu. Stamtąd będziesz mogła obserwować cały teren i osłaniać nasze dupy przy odwrocie. - dodał przenosząc spojrzenie spowrotem na fabrykę. Wtem, poczuł na sobie wzrok Rogersa i usłyszał jego pytanie. Rosomak zmarszczył brwi. - Przy bramie może być dużo ludzi. Za dużo, by przemknąć się po cichu. Dlatego obstawiałbym mur. Tylko tutaj też jest problem. - zamilkł na chwilę, jakby owy problem nie był oczywisty. - Nie skaczę tak wysoko. - powiedział. - Ale i tak myślę, że gra warta świeczki. - powiedział podejmując decyzję. - Biegnę pierwszy i ustawiam się pod murem. Wybiję was na szczyt. Steve, ty za mną, wciągniesz Carter a potem mnie. - powiedział, jakby wszystko było już postanowione. Zerwał się wtedy do sprintu. Wiedział, że to pewnie nie najlepsze wyjście, ale miał już dosyć tej skradaniny. Chociaż, nie pogniewałby się jakby wszystko poszło zgodnie z mizernym planem, który właśnie realizował. Starając się jak najszybciej dotrzeć do muru, szybko oparł się o niego plecami i zsunął się po nim do kucek. Palce zaplótł w tzw. koszyczek i przygotował się by wybić biegnącego na niego Kapitana w górę. Gdy ten wskoczył mu na dłoń, Rosomak mocno wyprostował nogi, dodając trochę siły wyrzutowi ramion. Podniósł dłoń w kierunku Sharon by czekała, Rogers musiał się najpierw rozejrzeć czy wszystko było w porządku. Jeżeli tak też było, dał sygnał Carter i zrobił to samo co przed chwilą. Nie czekając tym razem, czy Steve już wciągnął agentkę, Logan odszedł na parę kroków i wbiegł na mur. Starając się wyskoczyć jak najwyżej, wbił pazury w beton pod kątem, by się z niego nie zsunąć. Gdy był już wystarczająco blisko, złapał wyciągniętą dłoń Stevea i dał się wciągnąć na górę. Normalnie by ją odtrącił i sam dokończył wspinaczkę, ale w tym momencie musieli jak najszybciej zniknąć z otwartej przestrzeni. |
| | | Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Nie Wrz 07, 2014 10:08 am | |
| Trzeba przyznać. Nieznajomy mężczyzna, nazwany dźwięcznym imieniem Jerry, był dosyć interesujący. Może nie tyle interesujący, co intrygujący czy też irytujący? Same “i” tutaj się pojawiają, ale trudno byłoby nie zgodzić się z takimi określeniami. Mężczyzna bowiem musiał wiedzieć coś więcej, tylko palił przy tym głupa niesamowitego. To był jeden z wniosków, jakie można było wysnuć w związku z nim. Rogers mógł też wziąć pod uwagę fakt, że jeśli - z naciskiem na jeśli - faktycznie jego domysły są prawidłowe, to na przestrzeni dekad co nieco mogło się zmienić. Człowiek nie tylko mógł być oddany ślepo danej idei, ale też był coraz to bardziej świadomy konsekwencji i możliwości, w zależności od tego, co postanowi też zrobić. Domniemany Jerry dodatkowo utrudniał całą robotę i pseudo-wywiad, nie bardzo współpracując z trójką SHIELDowców. Bynajmniej pracował tak, jak oni by chcieli, bo zarzucić jemu nie można było - w czymś im pomógł, nawet minimalnie. Ukłuło czy nie - takie były fakty. Właściwie sposoby tortur istniały wszędzie, więc nie miało to znaczenia czy kraj naprawdę był imponujący, czy też przerażający. Jasne, zaistniałe w danych miejscach tortury na pewno nie mogły zapewnić czegoś dobrego. Niektóre były lżejsze czy też zdrowsze, inne zaś nie do zniesienia i przynoszące chorobę lub jakieś infekcje na samym starcie. Osamotniony w swej egzystencji strażnik, któremu odebrano broń i który lada moment mógł spotkać się ze śmiercią, przyglądał się Kapitanowi w zastanowieniu. Nie dało się wywnioskować po jego twarzy czy jest rozbawiony, czy rozeźlony tym faktem; cienia pogardy też nie było widać. Nie odpowiadał jednak, a gest (chwycenie ramion) nie zmusił go do gadania, skoro wiedział, że zaraz go zostawią i tak. Zdziwiłby się, gdyby było inaczej. - Wydaje mi się, że sam do tego dojdziesz, Rogers. Prędzej czy później, ale sam - taka była jego odpowiedź. Potem dopiero został związany, skrępowany i porzucony. Logan mógł jeszcze dosłyszeć zduszony i przytłumiony śmiech, gdyż Jerry kompletnie nie rozumiał celu, jakim było rozebranie go do bielizny. Przynajmniej ktoś tutaj miał pewne poczucie humoru. Oczywiście, Sharon nie była chętna na to, aby robić za obserwatora. Przede wszystkim dlatego, że nie lubiła tego uczucia, kiedy omija ją cała zabawa, jakkolwiek raniąca by ona nie była. Jasnowłosa miała doskonałą świadomość tego, że to jest dobre wyjście, dlatego też nie sprzeciwiała się ze słowami Stevena, jednakże nie zmieniało to faktu, że była z tego powodu niepocieszona. Wolałaby działać niż czekać na nie wiadomo co. - Najpierw będę musiała dostać się do środka, bo wątpię, że wejście do wieżyczki znajduje się na zewnątrz - odpowiedziała, patrząc na Logana i na wspomnianą miejscówkę na samej górze. Prawda była taka, że stamtąd widok z pewnością byłby satysfakcjonujący, jednakże musieli wziąć pod uwagę to, że Sharon nie będzie widziała wszystkiego, co znajduje się po tej lewej stronie. Możliwe, że to było właśnie zamierzone. Poza tym - agentka Carter zdążyła zauważyć dosyć kiepskie ogrodzenie na samej górze, całkiem bezcelowe, bo ani się ukryć, ani wykorzystać prócz wspinaczki. Z tej opcji od razu zrezygnowała - trwałoby to za długo, a przy tym byłaby narażona na - ewentualny - ostrzał; wiadomo w końcu, że wspinanie się i strzelanie nie było zbyt wygodne. Zwłaszcza, jeśli człowiek chciał znaleźć się dosyć szybko w odpowiednim miejscu. Dotarcie do muru i wspinaczka na niego zakończyła się powodzeniem. Ten moment minął i sprawnie, i odpowiednio; nie było żadnego hałasu czy też potknięcia, więc gdy tylko cała trójka zatrzymała się po drugiej stronie muru - nie dostrzegli nic niepokojącego. Przynajmniej nie świadczyło to o czymś, czego nie chcieliby zaznać z zaskoczenia. Znowu mogli się zawieść. Nie było widać żywej duszy, a otaczająca ich cisza po raz kolejny zaczęła grać na ich nerwach. Wydawało się to zbyt spokojne, zbyt ciche, a co za tym idzie - coraz bardziej irytujące. Cała trójka miała zamiar działać. Z jednej strony mogli odnieść wrażenie i stwierdzić, że jest to jak najbardziej w porządku - mają czas, by cokolwiek ogarnąć. Z drugiej strony zaś - brak czyjejkolwiek obecności nie jest zbyt zachęcający i sprawia, że chcąc nie chcąc muszą być naprawdę uważni z każdym krokiem i słowem, jakoby zaraz ktoś miałby ich usłyszeć czy wyjść im naprzeciw. Sama fabryka przywodziła na myśl jedno - stary tartak, który został na coś przerobiony. Dało się to chociaż zauważyć po tym, jak skład drewna pod jednym z zadaszeń nie prezentuje się za dobrze. Znowu można byłoby się zastanowić - ile lat ten budynek tutaj stoi? Jak długo, jak może się tak doskonale trzymać, skoro jest to rzekomo opuszczony budynek? Skąd taka kiepska lokalizacja - tym bardziej, jeśli chodzi o dojazd. Wiele pytań się nasuwało, niektóre odpowiedzi na nie wzajemnie się wykluczały. Po lewej stronie - w którą niedługo skieruje się Logan - stał właśnie jeden czy też dwa ‘stosy’ drewna i kilka poniszczonych skrzyń. Były przy tym drzwi, jednakże wystarczyło podejść bliżej, żeby zauważyć, że są one zespawane. Prawa strona prezentowała się nieco bardziej interesująco, choć mur właściwie był znacznie bliżej niż z zewnątrz. Jakiś stary samochód ciężarowy z pobrudzoną, przednią szybą i wybitą boczną, od strony pasażera. Za nim kolejne zadaszenie, przy którym był wolnostojący budynek prędzej przypominający niewielki kontener, prawie budkę dla ochroniarza. Cała trójka mogła jednak zauważyć masywne, spore, metalowe drzwi, które rzucały się w oczy i pokazywały, jak potężna jest fabryka - a przynajmniej jej wykonanie. Zanim którekolwiek z nich się odezwało, dało się słyszeć nieprzyjemny trzask dochodzący zza auta - pod tym zewnętrznym magazynem. Jako że postanowili jak najszybciej się rozprawić z tym wszystkim, Logan oddzielił się od grupy, kierując się na lewo, zaś Steve i Sharon - która wspomniała o konieczności dotarcia do wieży będącej przy przeciwległej części muru - poszli w prawo, musząc sprawdzić i upewnić się czy cisza stała się tak złośliwa, czy faktycznie ktoś tam jest.Na czas nieobecności/ braku aktywności Sharon, będę prowadzić jej postać w roli NPC. Zastrzegam od razu, że zazwyczaj będę pisała o tym, co ona zdecydowała i już powiedziała, zamiast prowadzić dialogi. Tutaj macie jakże perfekcyjny rysunek z lotu ptaka, który mniej więcej ma wam przybliżyć to, jak prezentuje się zewnętrzna część fabryki. Ciemnoszary kolor to ciężarówki, lawendowy - zadaszenie, słomiany - skrzynie, stos, jasnoszary - wejście, a dwa, wypełnione kwadraty to fabryka i wieżyczka (jaśniejszy kolor). W razie czego - możecie wysyłać PW czy na GG pisać, to wyjaśnię. Jak powyżej napisałam - Logan już daje post, kiedy oddzielił się od grupy, a Cap z Carter mkną na prawo. I na razie będziecie działać osobno. Kiedy przyjdzie do ponownego zgrupowania, napiszę. |
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Wto Wrz 16, 2014 3:59 pm | |
| Rozejrzał się bacznie na nowym terenie w poszukiwaniu strażników, pracowników, kogokolwiek. O dziwo, plac był pusty. Rogers zaczął się poważnie niepokoić. Ta misja nie przypominała mu żadnych innych. Naprawdę z taką łatwością znaleźli się w centrum największych zakłóceń, w sercu tego małego trójkąta bermudzkiego? Z wyraźnie malującym się na jego twarzy strapieniem przygryzł dolną wargę i podrapał się po policzku. No nic, liczy się czas, akcja, element zaskoczenia. Plac nie wyróżniał się niczym szczególnym, stare, zniszczone auta stojące nieopodal, magazyn? Tak, to chyba magazyny z drewnem. Rogers doszedł do wniosku, że to miejsce musiało służyć niegdyś za tartak, co miałoby wiele sensu. Jego wzrok natomiast przykuły ogromne, metalowe wrota, zamknięte, dumnie połyskujące w słońcu pomimo swoich lat. Tuż obok tego wejścia do budynku była wbudowana wieżyczka - cel Agentki 13. Zza starej ciężarówki dało się usłyszeć jakiś hałas - Kapitan momentalnie skupił swój wzrok na stronie,z której dobiegł dźwięk i uniósł tarczę, już tworząc sobie osłonę. Kiwnął na Logana, po czym wskazał wolną dłonią lewą stronę placu, na którą miał udać się jego przyjaciel. Pokładał w nim swoje zaufanie, nie oglądał się już nawet za Howlett'em, skupił się natomiast na Sharon. Tu również znacząco ruchem dłoni wskazał na wielkie wejście do budynku i wieżę tuż obok. Najpierw jednak musieli sprawdzić co czai się za pojazdem. Szybkim krokiem, aczkolwiek niemal bezszelestnie ruszył w stronę starej ciężarówki. On miał zajść ją od jednej strony, Sharon od drugiej. Skupiony, szukał przeciwnika. |
| | | Wolverine
Liczba postów : 207 Data dołączenia : 19/04/2013
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Pon Wrz 22, 2014 7:11 pm | |
| Logan owszem, usłyszał przytłumiony przez materiał śmiech Jerrego, ale wówczas bardziej go zdziwiła Sharon, która nie znokautowała strażnika. Ale zdążyła już udowodnić, że jest dziwna dlatego Logan tylko, przysłowiowo machnął na to ręką i przeszedł do następnego zadania. Ku zadowoleniu Wolverine-a, plan przedostania się na drugą stronę muru jego autorstwa, poszedł jak po maśle. Nikt nie zaczął w nich strzelać, nikt się nie potknął, każdy dotarł do krawędzi muru sprawnie i po cichu. W końcu nic dziwnego, przecież byli wysoko wyszkolonymi agentami do tego typu zadań, ale życie lubił płatać figle*. Gdy z kocią gracją Logan wylądował na ziemi, będąc już na terenie kompleksu wyraźnie zmarszczył brwi. Spodziewał się chociaż paru ludzi a tymczasem nie wypatrzył żywej duszy. Fakt, mogłoby być to irytujące a sam budynek wyglądający na opuszczony od lal, mógł powodować dezorientację. Ale przecież sami parę chwil temu mieli dowód na to, że to tylko przykrywka. Strażnika z pistoletem, for fucks sake! Jeżeli fabryka, oraz to co skrywała miała zostać tajemnicą, nie było nic dziwnego że budynek oraz teren wyglądał na opuszczony. Jednak logika podpowiadała, że jeżeli nie mogli na otwartej przestrzeni zostawić strażników z przyczyn wcześniej wymienionych, to musieli mieć inny sposób pilnowania terenu. Kamery. To właśnie one stały się celem szybkiego poszukiwania wzrokiem Logana, który zaraz po wylądowaniu przypadł do pierwszej osłony. Pytania - ile lat ten budynek tutaj stoi, jak długo, jak może się tak doskonale trzymać, skoro jest to rzekomo opuszczony budynek, skąd taka kiepska lokalizacja - nie zaprzątały myśli X-Mena. Mina na którą się natknęli, zdążyła już im przypomnieć starą lekcję, która głosiła by nie oceniać książki po okładce. A lokalizacja, cóż. Jeżeli obiekt miał pozostać tajemnicą to jasnym było, że nie będzie przy autostradzie. Chociaż takie miejsce zdaniem Logana lepiej by się nadawało by coś ukryć - pod latarnią najciemniej. Wtedy też, do uszu całej trójki dobiegł dziwny trzask. Logan od razu spojrzał na Capa, jednak Rogers najwyraźniej wolał trzymać się planu bo wskazał Jamesowi lewą stronę budynku. Logan kiwnął głową i bez zbędnych opóźnień, ruszył w wyznaczonym kierunku. Poruszając się, trzymał się pochylony poruszając się od osłony do osłony. A w tym wypadku do skrzyń, które od razu przykuły jego uwagę. Oczywiście w trakcie ruchu oczami szukał kamer, bądź czegokolwiek co by je przypominało a uszami i nosem - potencjalnych zagrożeń. Gdy przypadł do pierwszej skrzyni, oparł się o nią plecami. Wychylił się zza niej by przyjrzeć się dokładniej otoczeniu i zaspawanym drzwiom, mając nadzieję że znajdzie jakiś trop, którego mógłby się złapać.
* (zerk na MG) |
| | | Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Pon Wrz 29, 2014 1:41 pm | |
| OGÓLNIE Z pewnością teren nie był na ten moment zachwycający. O ile liczyli na jakąś akcję i rozyrwkę, rzecz jasna. Mogli także założyć, co też pewnie uczynili, że jest to cisza przed burzą i wystarczy moment, by ona nadciągnęła. Na tę chwilę mogli pozwolić sobie na krótkie rozeznanie po tym, co znajduje się na zewnątrz starej fabryki. Dało się zauważyć, że mur równolegle do tego, przez który cała trójka przechodziła, był znacznie wyższy, za nim zaś nie znajdywały się żadne drzewo. Odnosiło się wrażenie, że niebo graniczy z ciemnym, brudnym i starym murem, który jednak nie był w najgorszym stanie. Nadal stał, a to, że gdzieniegdzie brakowało cegieł albo były one już wyniszczone - rzecz całkiem normalna, jakby nie patrzeć.
STEVE I SHARON (NPC)
Agentka 13 na kiwnięcie odpowiedziała tym samym, wyciągając swoją broń. Po to, by w razie czego zareagować odpowiednio szybko i sprawni, co nie było przeszkodą, by z kimś zmierzyła się w walce wręcz. Nie po to tyle trenowała i spędzała czasu na siłowni oraz sali ćwiczeń, żeby to wszystko poszło na marne. Kobieta zadecydowała wybrać prawą stronę ciężarówki - tę znajdującą się bliżej krótszej części muru. W wyniku tego, Kapitan szedł od strony głównego wejścia, mogąc wycelować tarczą lub się nią osłonić. Oboje mieli wyrównany, cichy krok, który nie zdradzał tego, jak blisko się znajdywali. Na ten moment także nie był potrzebny im komunikator, choć nie wykluczało to możliwości użycia go. Sharon wysunęła się ostrożnie zza boku, mając wyprostowane w łokciach ręce, jednak nie celowała bronią powyżej klatki piersiowej człowiek o przeciętnym wzroście. Lufa pistoletu skierowana była do ziemi, pod pewnym kątem. Rogers nie zauważył żadnego ruchu podczas swojej jakże krótkiej wędrówki. Zauważył jeszcze Logana, który natomiast na nich nie zwracał najmniejszej uwagi, najwidoczniej delektując się samotnością jaka została mu dana. Agentka Carter sprawdziła plandekę ciężarówki, która okrywała naczepę, a przynajmniej jej drzwi. Od strony kobiety nie była jednak dostępna, by móc zajrzeć do środka. Przesunęła dłonią ostrożnie po krawędzi osłony naczepy, mogąc - w razie czego - być zakrytą tarczą towarzyszącego mężczyzny. Zaraz się jednak odsunęła. - Idę zobaczyć, czy coś znajduje się za tym - kiwnęła, mając na myśli zadaszenie, pod którym był stos. Cofnęła się pod mur, przesuwając się powoli, by nie zrobić hałasu, a na tyle sprawnie, by nie być pewnym celem dla potencjalnego przeciwnika. Steve jednak w swoim uparciu postanowił sprawdzić czy coś się znajduje w naczepie. Od jego strony łatwiej było uchylić plandekę, za którą znajdywały się zamknięte drzwi. Uderzenie brzegiem tarczy zwolniło blokadę, więc zaraz uchylił jedno skrzydło bez trudu, ale ostrożnie. O dziwo, w środku nie było aż tak ciemno, jednakże trzeba było zmrużyć oczy, by dostrzec coś więcej, oprócz tego, co znajdywało się tuż przy drzwiach. Na początku był jakiś zwinięty materiał i amunicja w obu rogach do długiej broni palnej. Tylko że nie to zwróciło uwagę Rogersa, a czerwone światło, które okazało się cyfrą na wyświetlaczu. “0” było dosyć wymowne. Zwłaszcza, że zaraz zastąpione zostało minusem czy też myślnikiem. W międzyczasie usłyszał, jak Sharon z kimś musiała się zmierzyć, gdyż oddała pojedynczy strzał, odsuwając się w róg muru, jakoby miała pokazać, że to nie jej stała się krzywda. Dobrze, że Rogers miał wyciągniętą tarczę, gdyż w nią trafił jeden pocisk, a zapowiadało się na więcej po pomrukach… właściwie zza tej wieżyczki. Gdy tylko na nią oboje spojrzeli - z pewnością mogli wykluczyć to jako cel dla agentki Carter, gdyż już jeden z przeciwników zajął tamto miejsce. Zastanowić się mogli nad tym - skąd wychodzą, czym jest ta lampka świecąca się w naczepie; czy nie jest czasem bombą lub jakimś alarmem. Kilka pytań mogło się nasunąć. Także oboje mogli zauważyć, że jakoś powietrze było cięższe, niezbyt korzystne. Uczucie lekkiego nacisku na klatkę piersiową z pewnością nie było komfortowe.
LOGAN
Buźka za gwiazdkę od Mistrza Gry na początek. Rozejrzawszy się po okolicy czy poszczególnych narożnikach budynku, Logan nie mógł dostrzec kamer. Nie mógł też wykluczać, że ich nie było, bo jeśli faktycznie ktoś zajmował ten obiekt i nie chciał być zauważonym to z pewnością trzeba było uznać tę osobę czy też zgrupowanie za sprytną. Musiał więc założyć, że najwyżej przyjrzy się temu z bliska; korzystniej będzie dla niego. Chowanie się za skrzyniami było dobre. Nie byłby zauważony w pierwszej lepszej chwili, choć na pewno nie mógł ich uznać za wygodną tarczę, gdyż pod wpływem nacisku i siły - drewno po prostu mogło osłabnąć. Takie były pierwsze skrzynki z brzegu, jakby już wysłużone. Im dalej zaszedł Howlett, tym wydawały się one lepsze, nowsze i mocniejsze; były gdzieniegdzie oznaczenia czerwonej farby wskazujące na losowe numery łamane przez - również - losowe numery, więc nie było to informacją ważną dla Rosomaka. Najważniejsze, że mógł z ukrycia zaobserwować coś. Na razie nie zauważył nic. Prócz jednej, odosobnionej kamery, która nie była skierowana ani na stronę gdzie znajdywał się Steve i Sharon, ani tam gdzie zmierzał Logan. Była skupiona na las, którym przed kilkoma minutami przemierzali; to mogło dać do myślenia, że już wcześniej mogli wiedzieć o ich przybyciu, skoro tak wysoko znajdywał się obiektyw urządzenia. Logan, w czasie gdy przyglądał się zaspawanym drzwiom, mógł zauważyć parę rzeczy. Powietrze z każdym, przebytym metrem stawało się cięższe i niewygodne, jakby nastąpił powolny nacisk na jego klatkę piersiową. Ponadto też trudno było mu usłyszeć to, co działo się z Rogersem czy też Carter. Ewentualnie gdy skupił słuch to udało mu się wyciągnąć pojedyncze słowa, uderzenie tarczą Kapitana o zamknięcie naczepy, ale jedyne, co mu przychodzić powinno do głowy to to, że były takie efekty, jakby znalazł się pod wodą albo był poważnie ogłuszony przez - właściwie - powietrze. Węch, o dziwo, nie był jednak osłabiony czy wzmocniony. Jeszcze go nie zawodził i gdy mężczyzna zrobił krok do przodu - od razu wyczuł pewną wilgoć, przemieszaną ze spalenizną, czyli niezbyt przyjemnie, bo doszła niesprecyzowana woń. Gdy Rosomak spojrzał za siebie, chcąc sprawdzić, jak bardzo się oddalił, zauważył, że dosyć daleko znajdywał się przód ciężarówki, do której kierowali się jego towarzysze. W końcu można było się spodziewać, że fabryka czy też tartak była obiektem o sporej powierzchni i długości. Z jego szybkością i chęcią pracy w samotności - szybko udało się przemierzyć ten kawałek. Jeszcze jednak zostało mu około piętnastu metrów, aby wyjść zza rogu; było jeszcze kilka skrzyń i ciężarówka, a za nią stała naczepa - zniszczona na wskutek minionych lat. Im bliżej znajdywał się tego rogu - za którym mógł zobaczyć znacznie więcej niż skrzynie i samochód - tym zapach zdawał się wyraźniejszy, z pewnością mógł założyć, że należy ono do jakiegoś zwierzęcia. Jako że Howlett zmierzał powoli i ostrożnie, nie dał nikomu znać o swojej obecności. W pewnym momencie usłyszał ciche pogwizdanie. Postęp robił swoje - im bliżej, tym wyraźniejszy zapach czy też odgłos pogwizdywania. Niestety, jednak zza jednej z większych skrzyń wyszedł rosły mężczyzna: w odpowiednim stroju, ciężkich butach, rękawiczkach, dzierżąc Glocka. Logan w krótkim odstępie czasu mógł zauważyć zawieszoną na ramieniu strzelbę. Nieznajomy zauważył go po chwili, by zaraz gwizdnąć znacznie donośniej i sięgnął po broń. W międzyczasie Wolverine mógł usłyszeć warczenie. Zza rogu, który był widoczny, wybiegły dwa psy - Rottweilery, nieco wyrośnięte, ale z pewnością agresywne, bo obnażały swoje uzębienie, gotów zaatakować w każdej chwili.
Kolejne informacje: - Od teraz każde z Was pisze osobno i zajmujecie się swoją sytuacją. Jako że Sharon jest nieobecna, będzie prowadzona jako NPC. Tym samym od razu informuję, że we większości jej mowa będzie zawarta w opisie tego, co zrobiła. - Jak zauważyliście - jest podział na fragmenty na poszczególną postać. Także można pójść na to, że jeśli jedno z Was odpisze to od razu dostanie swój post MG, a kolejna osoba po swoim odpisie. "Ogólne" będzie dotyczyć, wiadomo, ogółu czyli jest to ważne dla Waszej dwójki, bo Wasze fragmenty na razie ze sobą współgrają jedynie czasowo. Nie wiecie, co się dzieje u tej drugiej "grupy". Możliwe, że później znowu do siebie wrócicie, więc zniknie to na jakiś czas, zobaczymy. - Trochę pomieszałam, no ale wybaczcie! |
| | | Wolverine
Liczba postów : 207 Data dołączenia : 19/04/2013
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Pon Paź 06, 2014 6:03 pm | |
| Cała ta sytuacja była dziwna. Dostał do samego Nicka Fury-ego zlecenie by zbadać tajemniczy budynek. W związku z tym Logan spodziewał się jakiegoś garnizony, wypełnionego żołnierzami, hałasującymi ciężarówkami które przywoziły jeszcze więcej żołnierzy. A ci wszyscy żołnierze mieli pilnować naćkanego kamerami i innymi zabezpieczeniami budynku w którym znajdywała się jakaś super broń. Taki obrazek wytworzył się w głowie Logana, który już sobie wizualizował co będzie musiał zrobić by przedrzeć się przez te hordy wrogów. A tymczasem, skradali się starając uniknąć wzroku osób, których nie było. Nie trafili do żadnej niezdobytej twierdzy, tylko do opuszczonego tartaku, jak narazie strzeżonego przez Jerrego z pistoletem i dwoma magazynkami. Śmiech na sali. Do tej roboty lepiej nadawała by się czteroosobowa drużyna agentów z byle jakiej agencji wywiadowczej. Ale na miejscu był Logan a nie FBI, CIA czy NSA dlatego nie zaprzątał sobie tymi myślami głowy. Ot przeleciało mu przez czaszkę, tyle. Wyższy mur wpadł w oko Loganowi i w sumie ciekawiło go co za sobą skrywał. Bo coś musiał, jeżeli nie było widać koron drzew, ale doszedł do wniosku że zaczeka aż Sharon wejdzie na pozycję. Stamtąd będzie widzieć co się dzieje, ale na to musi trochę poczekać. Póki co miał własną część roboty do zrobienia. Jak narazie nie udało mu się wypatrzeć żadnej kamery, jednak nie oznaczało to że ich nie ma. Ile razy w swoich przygodach napotkał kamery w oczach zmechanizowanych ptaków czy innych dziwactw. Więc fakt, że nie było w jego zasięgu wzroku żadnych przedmiotów kamero-podobnych, nie sprawiło że Wolverine chodził wyprostowany i pogwizdywał. Wciąż przemieszczał się tak by jak najmniej być na odkrytej przestrzeni. Tak jak kiedy przypadł do skrzyni. Gdy oparł się o nią plecami zdał sobie sprawę, że nie zapewni mu żadnej ochrony, służyła mu tylko z kryjówkę i punkt obserwacyjny z którego dojrzał pierwszą kamerę. Logan zmarszczył brwi zdając sobie sprawę w którą stronę była skierowana. - Jedna kamera, wycelowana w las z którego przyszliśmy. - wymamrotał do komunikatora. Lepiej by jego towarzysze wiedzieli, że ich efekt zaskoczenia był potencjalnie spalony. Zaobserwował coś jeszcze. Drzwi go odpychały w tajemniczy sposób. Nie to że były brzydkie, po prostu wyglądało to tak, jakby było wokół nich jakieś pole siłowe które stawało się coraz silniejsze im bliżej się do nich podeszło. W pewnym momencie jego nozdrza uderzył też zapach wilgoci przemieszanej ze spalenizną. Brwi ponownie się zmarszczyły, jednak nie potrafił wytypować potencjalnego źródła owej woni. Informacje które zdobywał posuwając się w wyznaczonym kierunku zaczynały być coraz to bardziej niepokojące i dezorientujące w obliczu braku jakichkolwiek strażników. Obejrzał się do tyłu tylko by zdać sobie sprawę jaki dystans przemierzył. Był on na tyle duży, że wiedział iż nie ma co liczyć na szybkie wsparcie od towarzyszy. Jakby go potrzebował, phi. Po chwili ruszył do przodu, w kierunku rogu budynku. Im podchodził bliżej tym woń stawała się wyraźniejsza. Bardzo zaintrygowały go owe tajemnicze drzwi, jednak to tym zapachem postanowił zająć się w pierwszej kolejności. To było ostrzeżenie, którego nie chciał zignorować, a drzwi przecież nigdzie nie uciekną. Posuwając się do przodu, smakował zapach by w końcu dojść do wniosku że należy on do jakiegoś zwierzęcia. Pies strażniczy? Co by to nie było, wyraźnie zbliżał się do jego źródła, dlatego profilaktycznie wysunął szpony. W pewnym momencie, usłyszał gwizdanie. Co gorsza stawało się coraz wyraźniejsza, podobnie jak zapach wilgoci. Rosomak rozejrzał się za jakąś kryjówką, niestety nie dojrzał żadnej. I wtedy zza budynku wyłonił się kolejny strażnik, tym razem uzbrojony lepiej niż Jerry. I miał pomagierów. Dwóch wielkich Rottweilerów. - Nienawidzę psów. - mruknął do siebie zaczynając biec w stronę mężczyzny. Wiedział, że kundle niewątpliwie podgryzą mu kostki, jednak to ten facet i jego broń martwiły go najbardziej, a konkretnie skala hałasu jaką tworzyły gdy się z nich korzystało. I to dlatego z nim zamierzał się rozprawić w pierwszej kolejności. Jakkolwiek nienawidził krzywdzić zwierząt, tak wiedział że z tymi psiakami nie ma żartów. Wiedział że zaraz będzie musiał zająć się i nimi, jednak wolał dać im szansę. Skorzystał więc z jednej ze swoich umiejętności. Biegnąc w stronę ich pana przekazał im że nie jest zagrożeniem. Nawet nie liczył, że odwrócą się na pięcie i pomogą mu spacyfikować strażnika. Jedyne na co miał nadzieję, to to że zdezorientują się na chwilę, która pozwoli Loganowi na doskok i chlaśnięcie mężczyzny przez gardło. |
| | | Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Sro Paź 08, 2014 8:55 pm | |
| LOGAN Ludzie powinni byli się przyzwyczaić do tego, że Fury czasem dawał zadania i misje w takich miejscach, w których ciężko jest zobaczyć żywą duszę przez pierwsze chwile pobytu. Trudno było więc się przygotować i dobrać odpowiedni ekwipunek, ostatecznie będąc zmuszonym do wzięcia tego, co najpotrzebniejsze. Niekiedy takim okazywało się wszystko. Niestety (a może i stety?), jeśli Fury rzucał jakieś polecenie to zazwyczaj już kilka dni wcześniej daną misję opracowywał i dopasowywał do nich odpowiednie osoby, chcąc, żeby przebiegła ona jak najkorzystniej. W tym przypadku pewnie sam miał nie lada problem z tym, aby się dowiedzieć nieco więcej, niż było mu dane. Zanim jednak dane będzie Loganowi podejść do tego muru, trochę czasu minie; musi w końcu pokonać niemalże całą szerokość terenu fabryki, by zobaczyć, co jest za tą ścianą brudnych i starych, choć trzymających się w jednym kawałku (gdzieniegdzie, ale to szczegół), cegieł. Z jego strony teren prezentował się korzystniej - było wiele skrzyń o dość słabym materiale, jednakże dających ten ułamek sekundy skrycia, a skoro były ustawione obok siebie to łatwiej było mu pokonać dany odcinek drogi. Komunikator, o dziwo, działał jeszcze. Zatem bardzo prawdopodobnym jest, że Steve i Sharon usłyszeli informację, którą przyjęli, jednakże gdy miało dojść do odpowiedzi zwrotnej - Logan mógł usłyszeć niewyraźne szmery. Jedyne, co udało mu się wyłapać to pojedyncze słowa. Co prawda, mógłby wywnioskować z kontekstu to i owo, ale trudno było nawet ten kontekst wytypować, skoro nie widział sytuacji. Założenia nie zawsze były dobre. Howlettowi coraz ciężej się oddychało. Nie było to spowodowane jedyne tym, że zaspawane drzwi odrzucały od siebie, nie dopuszczając do tego, aby Rosomak znalazł się jak najbliżej. Powietrze nie było zbyt dogodne i dawało się odczuć to, jak pewien ciężar - niezbyt duży na ten moment - daje o sobie znać, więc był on odczuwalny wystarczająco. Możliwe, że i te psy ze wzajemnością nie przepadały za mężczyzną, intruzem, który wtargnął na teren fabryki. Logan, który chciał działać szybko i postanowił sprawić, żeby psy były na moment zdezorientowane, niezdolne do ataku, nie zauważył jednego. Kiedy przemierzał odległość dzielącą go od strażnika, nie zwrócił uwagi na to, że oba Rottweilery nie wydawały się zbyt sympatyczne i przyjazne; wściekłość czworonogów i ogólnie pojęta agresja aż się unosiła w powietrzu, gdyby tylko dłużej się nad tym zastanowić. Poza tym - zaczęła się toczyć piana w ich ustach, co wskazywało albo na wściekliznę, albo na coś, co skutecznie przybliżało ich do takiego stanu agresorów. Najwidoczniej przekazanie informacji mentalnie czy też przez zapach, zostało przez nie totalnie zignorowane, więc w tym momencie poniósł całkiem niewielką klęskę. Jeden z psów przeskakiwał z prawej to na lewą stronę, jakby nie mógł się zdecydować, skąd lepiej będzie mu zaatakować. Drugi natomiast nie patyczkował się i postanowił ruszyć na Jamesa, zamierzając również wbić swoje kły na wysokości łydki mężczyzny. Strażnik w tym czasie - korzystając z pomocy najlepszego przyjaciela człowieka - zdążył sięgnąć po broń, by strzelić w stronę Howletta. Oddał dwa strzały, które echem rozniosły się po terenie. Jeden był niecelny i trafił w którąś ze skrzyń, natomiast drugi - tuż nad kostką, co odstraszyło psa. Logan miał szansę - albo przegonić w jakiś sposób te psy, albo zająć się strażnikiem, wiedząc o tym, że kwestią czasu jest to, zanim przywoła kolejnych strażników lub Rottweilery zaatakują. |
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Wto Paź 14, 2014 2:32 pm | |
| Uważając na każdy krok, obszedł ciężarówkę natrafiając na.. Sharon. Nikt nie krył się za pojazdem. Westchnął ciężko, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie pełnym niezadowolenia. Będą się z nimi bawić w kotka i myszkę. Bo nie wierzył, że nikogo tu nie było, nie wierzył i już. Widział jak agentka siłuje się z plandeką od naczepy, lecz na marne. Odpuściła sobie, zapewne dochodząc do wniosku, że dostawi to Stevenowi. - Okay. Uważaj na siebie. - odpowiedział jej szybko, trochę ciszej. Śledził ją wzrokiem, dopóki nie dotarła pod mur, po czym wlepił spojrzenie w tył ciężarówki. Postanowił uczynić to samo co jego partnerka chwilę temu, może jemu się uda. Z resztą, i tak trzeba było sprawdzić co kryło się we wnętrzu. Bez większego problemu udało mu się odchylić płachtę, spod której ukazały się metalowe, zamknięte drzwi. Prychnął pod nosem i ruchem szybkim, krótkim acz gwałtownym zamachnął się tarczą na blokadę. Rozległ się niezbyt chciany odgłos uderzającego w siebie metalu, ale poskutkowało i chwilę później Rogers odchylił drzwiczki. Ostrożnie, aczkolwiek zaciekawiony, zajrzał do środka. Niewiele było widać, ale jego wzrok błyskawicznie przystosował się do tak słabej widoczności. Kątem oka dostrzegł amunicję po obu stronach, jakąś broń i trochę zwiniętego materiału. Lecz jego wzrok przykuł ostry, czerwony kolor migającego światełka. Które niespodziewanie z.."o" przeszło do minusa i znaku zapytania zmieniających się naprzemiennie. Nie wyglądało to ciekawie, ani trochę. Gwałtownie rozejrzał się dookoła, zastanawiając się co takiego mógł przez przypadek uaktywnić. Szmer z komunikatora sprawił, że Steve szybko się obrócił, nadal zasłaniając się tarczą. - Jedna kamera, wycelowana w las z którego przyszliśmy. Wiadomość Logana była krótka, ale wywołała jeszcze większy niepokój. Oni widzieli, że tu są. W odpowiedzi na to usłyszał pojedynczy strzał od strony Sharon, na szczęście ona była cała. Sekundę po tym pocisk niespodziewanie zatrzymał się na jego tarczy. Steve zaklął pod nosem i zorientował się w sytuacji. Byli na muszce, najprawdopodobniej celowali do nich z wieżyczki. A więc pozycja Sharon spalona, chyba że odbiją. Ale kiedy, jak? Włączył szybko komunikator. - Wieżyczka przejęta przez tamtych, strzelają do nas. Tyle wystarczy, Logan będzie wiedział o co chodzi. Steve nie mógł tak stać, na widoku, gotowy na przyjęcie kuli. Zacisnął szczęki. Miał jeden pistolet, a tarczą rzut byłby nieprecyzyjny i zbyt ryzykowny. Wskoczył do naczepy i rzucił się na kolana, sięgając po długą broń będącą już w naczepie. Postawił tarczę przed sobą, obierając ją częściowo o swoje ciało. Przeładował ją i wycelował w wieżyczkę, czekając na jakiś ruch, sylwetkę przeciwnika. Jego oddech robił się coraz cięższy. Był pewien, że to chwilowe, zachłysnął się powietrzem lub dziwny zastrzyk adrenaliny. Lecz nacisk na klatkę piersiową zwiększał się. Cap z coraz większym niepokojem próbował ogarnąć całą sytuację. Nadal nie wiedział dlaczego to czerwone światełko tak szalało. Czy to była bomba, jakiś licznik, nie miał bladego pojęcia. Tak czy inaczej, miał szczerą nadzieję, że nie wybuchnie to w czasie gdy on będzie próbował się bronić. |
| | | Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Nie Paź 26, 2014 3:06 pm | |
| STEVE I SHARON (NPC) - To na razie w miejscu i nie wychylać się szczególnie - Steve mógł usłyszeć głos Sharon w komunikatorze. Nie wskazywał on na jakiś niepokój, był beznamiętny. - Rozeznać i tyle - dodała, bo przecież już wcześniej Rogers wyraźnie pokazał, że to on jest tutaj tym, który dyktuje, co mają robić. Reszta, mimo że był jakiś niesmak, tego nie komentowała. Naczepa ciężarówki nie była zachwycająca, ale z pewnością na ten moment jednym z lepszych miejsc, w których mógł znaleźć się Kapitan Ameryka, chcąc mieć jakiś wgląd bez konieczności oberwania w plecy. Mimo że czerwone światełko drażniło jego osobę, ważniejszym było odparcie potencjalnego ataku, jak i obserwacja tego, co się dzieje. Wiadomość Logana była znacząca i skoro faktycznie byli obserwowani zanim tutaj przyszli. Niepokój był słusznym uczuciem w tym momencie. Steve, oprócz licznika i wielu sztuk tej samej, długiej broni palnej, nie znalazł nic ciekawego. Z początku skrzyneczki (około siedmiu) mogły go zainteresować, ale wystarczyło uchylić wieko jednej z nich - to zauważył, że w środku znajdywała się amunicja do broni, którą trzymał w ręce. Najważniejsze jest to, że jest skąd czerpać naboje, jeśli ich zabraknie. O ile mężczyzna uznałby to za potrzebne to mógł zawsze wziąć ze sobą; w końcu nie byli szczególnie przygotowani ani nie wiedzieli, ile osób jeszcze przed nimi czeka. Przeciwnik, dotychczas kucający za ozdobnym ogrodzeniem na samej górze wieżyczki, ułożył się w wygodnej pozycji, przy tym chwilowo mocując się z karabinem maszynowym. Choć ręce miał zajęte, to ciągle spojrzeniem uciekał w stronę Sharon chowającej się za drewnianym stosem i Kapitana skrytego za tarczą, gotowego oddać strzał, gdy ktokolwiek się pojawi lub strzelec zadecyduje puścić serię. Rogers mógł zauważyć kątem oka, jak Agentka 13 przemierza długość zebranego drewna, trzymając Glocka w gotowości. Co prawda, Carter nie była zadowolona z broni, jaką miała przy sobie, choć już planowała w ciszy, by zdobyć coś lepszego, mocniejszego. Glock w dwóch sztukach na wiele się nie zda; tak przez chwilę blondynka myślała. Mściciel mógł zauważyć, jak towarzysząca mu kobieta z trudem łapie powietrze, co jakiś czas nieznacznie marszcząc brwi w pewnym niezrozumieniu. Zapewne ona sama próbowała odpowiedzieć sobie na pytanie: co się, do cholery, dzieje? Steve po niedługiej chwili usłyszał cyknięcie. Dźwięk, który mógł zaniepokoić, zastanowić jeszcze bardziej, który zwiastował całkiem nieznane. Był on na tyle wyraźny, że z łatwością dało się wywnioskować, iż pochodzi on z tego licznika w ciężarówce, jaki aktualnie znajdował się za Super-Żołnierzem. Do żadnego wybuchu jednak nie doszło, jednakże zaraz dało się usłyszeć, jak jakaś ciecz spływa na ziemię; po niedługiej chwili także do nozdrzy Kapitana uderzył charakterystyczny zapach benzyny. Steve miał szansę zobaczyć - gdyby się wychylił z naczepy - że to spowodowane były podziurawionym kanistrem, który stał od wewnętrznej strony prawego, tylnego koła. O tyle było niewygodnie, że w tym samym momencie jedno z dwóch, głównych wejść fabryki, otworzyło się na oścież, by stamtąd wybiegło czterech mężczyzn dzierżących krótką broń palną. - Zajmę się tym - Sharon poinformowała przez komunikator i spojrzała jeszcze na Rogersa. Oczywiście, Kapitan Ameryka miał szansę oddać kilka strzałów, by wspomóc Agentkę, jednakże zapach benzyny był niepokojący. Tym bardziej, jeśli znajdywał się w naczepie wypełnionej amunicją, a przed nimi stała niewielka grupa strażników, celująca to w kobietę, to w ciężarówkę. Musi szybko zareagować, bo strażnik na wieżyczce jakoś aktywniej podszedł do tego wszystkiego, kiedy zauważył poszerzającą się plamę pod starą ciężarówką. Steven musiał pamiętać, że może i kanister nie był tak niebezpieczny, ale gorzej z bakiem - zwłaszcza, jeśli nie jest on pełny, to od razu będzie… z pewnością jaśniej!
|
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Wto Lis 11, 2014 6:36 pm | |
| Steve posłał w przeciwnika na wieżyczce serię krótkich strzałów. I kolejną. I kolejną. - Aagh, a niech by cię - przekleństwa cisnęły mu się na usta. Frustrowała go nieprzystępność mężczyzny. Nie był fanem chowania się po kątach i strzelania ludziom w plecy. Coraz ciężej łapał oddech, naprawdę zaczynało mu to przeszkadzać. Martwił się o Sharon - on przecież i tak znosił to lepiej, bał się pomyśleć ile wysiłku sprawiało to agentce. Wtem usłyszał bardzo niepokojący dźwięk, wyraźnie dochodzący z agresywnie migającej czerwonej lampki. Obrócił się błyskawicznie i rzucił jej badawcze spojrzenie, jednak nic z niej nie wyczytał, (żadna nowina). Zdziwił się, gdy do jego uszu, mimo strzałów, dobiegł cichy syk, jakby dźwięk towarzyszący lejącej się cieczy. Steve otworzył szerzej oczy i w skupieniu starał się wyłapać co jest nie tak. Jego pozycja jednak bardzo mu w tym przeszkadzała, nie wspominając o ostrzale z góry. Wciągnął mocniej powietrze (o ile było to bardziej możliwe) wyraźnie zaniepokojony. Oh crap. chwycił tarczę i bez chwili wahania wyjrzał z przyczepy, nadal się zasłaniając. Jego obawy spełniły się - dziwnym trafem bak został przedziurawiony, a on lada moment będzie stal w kałuży benzyny. - Naprawdę?!- warknął i rzucił nienawistne spojrzenie ku wieżyczce. W tym samym momencie, jakby to miało być jakimś wcześniej umówionym sygnałem, jedne z głównych drzwi otworzyły się, a z fabryki wysypało się na plac 4 innych uzbrojonych mężczyzn. -...NAPRAWDĘ. - Steve cofnął się w głąb naczepy, chwilowo chroniąc się przed zmasowanym atakiem. Jego krótkofalówka odezwała się, akurat w momencie, gdy chciał jej użyć. Kiwnął Sharon głową, wcześniej nawiązując z nią przed krótką chwilę kontakt wzrokowy, jednak jakaś mała cząstka chciała ją zatrzymać. W jego głowie wykreował się szalony pomysł popchnięcia ciężarówki w stronę ów wejścia i strażników. Może by powstrzymali ogień, nie chcąc przypadkowo zginąć samemu. Mogliby też, widząc to, ponownie wrócić do fabryki i się zabarykadować. Wtedy Steve sam mógłby wysadzić samochód i wejście razem z nim. Problem w tym, że nie wiedział CO DOKŁADNIE znajduje się w budynku i czy to nie nasiliłoby wybuchu. Ale on miał tak ogromną ochotę wysadzić tę wieżyczkę i pozbyć się raz na zawsze ów denerwującego najemnika.. Skrzywił się. Nie, nie zrobi tego. W środku mogą być zakładnicy, kto ich tam wie. Tak czy inaczej - musiał opuścić naczepę. Lada moment któryś z tych idiotów postanowi wysadzić samochód i Rogersa razem z nim, a oni muszą w końcu dostać się do środka. W takim razie lecimy na żywioł. Po raz kolejny Rogers postanowił polegać na swoim instynkcie i ulepszonym umiejętnościom, bez wątpienia lepszych od tamtych na placu. Broń z naczepy postanowił zostawić tam, gdzie była. Była zbyt duża i mogła jedynie przeszkadzać, a tu liczył się czas i refleks. Może po nią wróci, jeśli nie wybuchnie. Mocniej chwycił tarczę w lewej dłoni, w prawej trzymając swój mniejszy pistolet. Wybiegł z naczepy, skutecznie osłaniając się przed pociskami z naprzeciwka, co i raz odpierając atak z góry. Posłał kilka strzałów do mężczyzn stojących przed nim. - Trochę pomocy tutaj?! - krzyknął i zabrał się do atakowania tarczą. Cóż, naprawdę polegał teraz na Sharon i jej pomocy. Wolał być już wewnątrz tego okropnego budynku kiedy nastąpi wybuch.
|
| | | Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Czw Lis 20, 2014 9:18 pm | |
| STEVE, a Sharon i Logan jako NPC Jest duże prawdopodobieństwo, że Kapitan Ameryka nie dostrzegł, gdzie dokładnie leciały pociski, mimo wycelowania w wieżyczkę. Szkoda, ponieważ jedna z kul trafiła w ramię strzelca, który stłumił w sobie przekleństwo, wracając do pracy. Zachowywał się przy tym chaotycznie, co tylko szło na korzyść przybyłych tutaj osób. Agentka 13 mimo trudności z uzyskaniem powietrza, dawała radę, nie dając po sobie poznać, że ma do czynienia z jakimikolwiek problemami. Strzelała do wieżyczki i zdążyła dwukrotnie obejść stos podłożonego drewna, aby zobaczyć czy ktoś idzie zza strony budynku, której nie widzieli. Skupienie na jej twarzy było zauważalne, tak samo jak baczna postawa, która w każdej chwili mogła się zmienić. Mocniejsze wciągnięcie powietrza poskutkowało tępym bólem, który wystąpił tylko raz, w postaci ucisku w klatce piersiowej, jednakże jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął, więc można było o tym zapomnieć. Po poinformowaniu Kapitana o zajęciu się problemem, Sharon wycelowała w udo jednego z mężczyzn, który znalazł się najbliżej jej osoby. Wiedziała, że ma unieszkodliwić, do czego też podążała w niezbyt delikatnych ruchach i kombinacjach. Steve, najwidoczniej zajęty ostrzeliwaniem wieżyczki i chowaniem się za tarczą, aby czasem nie oberwać - w końcu mógł zauważyć to, co powinno go na ten moment “wystarczająco” usatysfakcjonować. Mianowicie, powalił dwóch mężczyzn poprzez rzut tarczą, niestety będąc zmuszonym do ciągłego krycia się. Sytuacja nie prezentowała się tak, jakby Rogers sobie życzył: żadnego kontaktu, krótkiej informacji na temat położenia ze strony Logana, przy czym sam komunikator zaczął szwankować, a strzelający z góry mężczyzna najwidoczniej znudził się karabinem, sięgając po cięższą, mocniejszą broń. Kiedy Steve szykował się do kolejnego ataku tarczą na strażników, którzy biegli w jego stronę, jeden z nich nagle padł. Łatwo było wywnioskować, że było to zasługą Sharon, która w tym momencie mogła pochwalić się strzelbą, więc chociaż na niedługo prowadzili. — Właź do środka. Zaraz dołączę — poleciła i nie bacząc na jakiekolwiek przeciwwskazania ze strony towarzysza, starała się znaleźć jak najdogodniejszą pozycję, ażeby móc zestrzelić faceta z wieżyczki./ W tym momencie Cap przechodzi do tego tematu. |
| | | Robbie Reyes
Liczba postów : 30 Data dołączenia : 13/03/2016
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Pon Mar 28, 2016 8:21 pm | |
| Wieczory Roberto powoli stawały się podobne; kończył pracę w warsztacie, a następnie wskakiwał do swojego ukochanego auta kierując się na wyścigi uliczne, albo szukając niegrzecznych duszyczek do ukarania. Ten był bardziej zwyczajny i ograniczył się do wyścigu, zresztą za całkiem niezłą stawkę, w końcu dziesięć tysięcy piechotą nie chodzi, co prawda musiał wyjechać za miasto, tym samym prosząc Lisę o przypilnowanie Gabe'a, ale warto było. Albo raczej miało być, bo w pewnym momencie pojawiły się radiowozy, goniące za uczestnikami wyścigu; ktoś musiał dać im cynk, sami normalnie nie kontrolowali tego odcinka drogi, co jeszcze bardziej zdenerwowało Reyesa, który mimo wszystko starał się trzymać emocje na wodzy. Wiedział, że jeśli odpuści Eli przejmie kontrolę, nawet w niewielkim stopniu był niebezpieczny, o czym Robbie miał okazję się przekonać nie raz i nie dwa. Dość znacząco i boleśnie. Dlatego pokręcił gwałtownie głową, zaciskając dłonie mocniej na kierownicy i przyciskając pedał gazu. Serce biło mu szybciej, skok adrenaliny pobudził jego zmysły, ciało; wycie syren, błyskające w lusterkach światła. Czerwień i błękit, czerwień i błękit, odbijające się w jego kasku, wypełniające wnętrze samochodu przez tylną szybę. He he, uciekniemy im, dzieciaku, tylko pozwól mi prowadzić. Zapomnij, Eli, nie tym razem. Zmienił sprzęgło, tylko na moment przymykając oczy, wykonując gwałtowny skręt w jedną z bocznych uliczek. Samochód częściowo przefazował przez róg budynku, znacząco ułatwiając tym ucieczkę Reyesa. Oczywiście jeden zakręt nie wystarczył by zgubić ogon, co najwyżej nieznacznie go przerzedzić o pojazd czy dwa. Mhm, zdecydowanie ktoś ich wydał, policja była zbyt dobrze przygotowana. Kilka zakrętów, mniej lub bardziej mylących, szum krwi zagłuszający wycie syren, słabnące migające światła, które zniknęły zaraz po tym jak przejechał przez mur, wyjeżdżając na jakąś boczną drogę. Stopniowo zwolnił, wjeżdżając między dwa budynki i gasząc silnik, by światła i warkot nie zwróciły przypadkiem czyjejś uwagi. Zsunął kask z głowy, odrzucając go na tylne siedzenie i przeczesując dłonią włosy, czując jak całe jego ciało się relaksuje. Odetchnął, układając się wygodniej na fotelu i przymykając na moment oczy. Już nie bał się więzienia samego w sobie, z Elim nie był to dla niego żaden problem, ale jakakolwiek informacja w jego rejestrze groziła utratą Gabe'a, a ostatnie czego dla niego chciał to trafić do domu dziecka albo jeszcze gorszego miejsca, zwłaszcza, że nie miał dużych szans na adopcję, a i sam Reyes miałby spore problemy by się z nim rozstać. Gdy syreny ucichły a mężczyzna poczuł się wystarczająco swobodnie, włączył radio, znajdując swoją ulubioną stację, odpalił samochód, wrzucając wsteczny i wyjeżdżając ze swojej tymczasowej kryjówki. Droga była prosta i opuszczona, dość typowa dla tych okolic LA, mało przyjemnych okolic. Ta najwyraźniej była częścią fabryczną miasta. Plus taki, że znów mógł rozpędzić swoje maleństwo... ...Do momentu, aż gwałtownie dał po hamulcach, kiedy zobaczył jak na drogę wybiega pies. Przynajmniej sądził, że to pies? Na jego szczęście kontrola pojazdów była jedną z licznych umiejętności Ghost Riderów, dlatego auto wyhamowało tuż przed zwierzakiem, na tyle blisko by Reyes stracił je z oczu. Wyskoczył z auta, podbiegając przed samochód by sprawdzić czy faktycznie mu się udało wyrobić. Prawe oko żarzyło mu się niebezpiecznie, czując narastający stres. Uspokój się, dzieciaku, to tylko jakiś kundel. Obrońcy Praw Zwierząt nagle nie zgromadzą się pod twoim domem. Zamknij się, Eli, po prostu się zamknij. Robisz się nerwowy, może ci trochę ulżyć, hm? No dalej, wiem, że tego chcesz. Nie. |
| | | Lounarie
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 10/03/2016
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Pon Mar 28, 2016 9:20 pm | |
| Lounarie, jak zwykle wieczorami, ruszyła na kradzieże kieszonkowe. Jej umiejętność zmiany wyglądu i to, że potrafiła się nieźle skradać doskonale pasowały do tego typu pracy. W końcu z czegoś musi żyć, a skoro żyła na ulicy i nie mogła liczyć na pomoc ojca, albo na zatrudnienie na normalnych warunkach, to trzeba było sobie jakoś radzić. Właśnie wyciągnęła portfel od kolejnej osoby, jednak coś poszło nie tak. Chyba jeden z jego ziomków coś zauważył i zaczęli ją gonić. Czmychnęła w tłum, starając się zniknąć im z oczu. Część z tej zgrai udało jej się zgubić po drodze, jednak kilku dalej poruszało się jej tropem. Nie mogła stworzyć im przeszkód z lodu, bo za bardzo rzuciłoby się to w oczy postronnym obserwatorom. Co jak co, ale nie chciała na siebie zwracać więcej uwagi niż to konieczne i to przynajmniej dopóki nie skończy 18lat. Z tego co wiedziała, dalej była na liście osób zaginionych, a nie miała najmniejszej ochoty wracać do tego ścierwa, którym jest jej ojciec. Przeklęty pijaczyna pewnie nie dałby jej żyć, dopóki by się nie wyżył za cały ten czas, kiedy nie pojawiała się w domu. Już wcześniej urządzał jej w domu piekło, więc teraz mogłoby być tylko jeszcze gorzej. Skręciła w uliczkę, potem w następną i następną. Straciła już trochę orientację, gdzie dokładnie przebywa, ale w tej chwili nie to było dla niej najważniejsze. Musiała uciec przed tymi mięśniakami, którzy dalej za nią biegli. Ponownie skręciła w jakąś wąską uliczkę i wiedząc, że grupa, która ją goniła jest na tyle daleko, że nie dotrą do tego zakrętu zbyt szybko, przemieniła się w lisa polarnego, po czym pobiegła dalej. Teoretycznie mogłaby zostać tam, albo mogłaby spróbować wrócić do centrum. Niby nic jej już nie groziło, bo kto by się domyślił, że ta mała, ruda złodziejka to ten biały, puchaty lisek ale co z tego, skoro mogą się wyżyć na bogu ducha winnym stworzeniu? Biegła tak dłuższą chwilę, aż usłyszała syreny policyjne w oddali. Czyżby ktoś powiadomił policję? Tyle, że to bez sensu, skoro już zdołała uciec, nikt jej teraz nie udowodni, że to była ona. Zaciekawiona ruszyła w tamtą stronę, jednak zanim dotarła choćby pobliże syren, to wozy policyjne już gdzieś odjechały. Nie bardzo wiedząc, co ma ze sobą zrobić, zaczęła biec przed siebie w kierunku, w którym wydawało jej się, że dotrze do zatłoczonych alejek centrum. Okolica była odludna, nie widziała, ani nie czuła żadnej żywej duszy w pobliżu, więc przestała zwracać uwagę na otoczenie i cieszyła się wiatrem w futrze i dźwiękiem łap uderzających w betonowe podłoże. Jej pazurki cicho stukały przy każdym kroku, a sama w końcu otworzyła paszczę i wystawiła jęzor, żeby posmakować powietrza. Jednak nie było jej dane zbyt długo nacieszyć się biegiem. Usłyszała ogłuszający pisk hamulców i poczuła swąd palonej gumy. Instynktownie rozpłaszczyła się na ziemi, żeby uniknąć poważniejszych obrażeń. Poczuła uderzenie w lewy bark, jednak nie odrzuciło jej jakoś bardzo mocno, ani nie było to raczej jakieś poważniejsze obrażenie. Co najwyżej będzie miała dosyć dużego siniaka i przez pare dni będzie ją boleć bark. Zdążyła powrotem przemienić się w człowieka i już sprawdzała, czy na pewno nic poważniejszego jej się nie stało. W międzyczasie usłyszała jak ktoś, pewnie kierowca, otwiera drzwi i biegnie sprawdzić, czy zwierze w które prawie wjechał, przeżyło. Chyba zrobiła głupotę, że przemieniła się powrotem w człowieka, ale już nie miała czasu, żeby naprawić ten mały błąd, do tego nie byłaby w stanie dalej biec z bolącym barkiem. Cóż, chłopak który właśnie wyłonił się zza samochodu na pewno bardzo się zdziwił widząc niewielką, rudowłosą dziewczynę siedzącą na asfalcie przed maską jego samochodu. Uśmiechnęła się do niego lekko zmieszana i nerwowo pogładziła swój kark. Co powinna w tej sytuacji zrobić? Nikt normalny pewnie by jej nie uwierzył, że ten mały, biały lis to była ona… - Przepraszam, rozkojarzyłam się i chyba przez przypadek wbiegłam ci pod koła… - Powiedziała do niego cicho. Bark dawał coraz mocniej o sobie znać, więc położyła na nim rękę i zaczęła lekko go schładzać. Przynajmniej raz umiejętność kontroli lodu będzie przez nią lepiej wykorzystana niż do schładzania wody w upalne dni. |
| | | Markus Evans
Liczba postów : 62 Data dołączenia : 25/03/2016
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Wto Mar 29, 2016 3:05 pm | |
| A co tam takiego robił Markus... ? Cóż, ta okolica była po prostu kolejnym przystankiem na jego trasie. Miał ochotę na spacer o tej porze, więc właściwie... Dlaczego nie? Raczej nie powinno mu się oberwać za wybór miejsca, jak i trasy. Nabrać do płuc powietrza, rozejrzeć po okolicy, może zobaczyć i poznać coś nowego... Tak bardzo odmiennego od ścian budynku, który tak dobrze pamiętał. Ciekawe, co stało się z pozostałymi...? Dzisiaj miał na sobie swoją brązowo-pomarańczową pelerynę, założoną na głowę, by zakrywała twarz... Jak i rogi. Do tego zwykłe spodnie i buty. Nic ciekawego. Po prostu sobie szedł, nie spodziewając się nawet, że dzisiejszy dzień nie będzie spokojny. A zaczęło się od chwili, gdy usłyszał syreny policyjne... Lekko zaniepokojony, przyspieszył kroku, chcąc znaleźć się dalej od irytującego go dźwięku. Kilka minut i wydawało się, że będzie dobrze... Jednak nie. Widok, który było mu dane ujrzeć, gdy znalazł się na tej ulicy... Cóż, bardzo go to zaskoczyło. Stojąc kilkanaście metrów dalej, miał okazję ujrzeć, jak nagle na ulicę wbiega lis polarny i zostaje... Potrącony? Pisk opon był nad wyraz głośny, co sprawiło, że nie mógł zignorować tego. Nieco zmrużył oczy, próbując zrozumieć, co się tutaj działo. Niecodzienne stworzenie... Biały lis. Musiał przez chwilę popatrzyć, zatrzymując się przy tym. Takie zwierzę to było dla niego zupełna nowość... I nagle zmieniło się ono w dziewczynę. Moc...? Powoli do niego docierało, co właściwie się działo. Niemożliwe. Mogło mi się po prostu przewidzieć. Albo walnąłem się tak mocno w głowę, że mylę zwierzęta z ludźmi. Zmusił się, by znów przeanalizować po swojemu sytuację. Samochód... Potrąciło kogoś. Rusz się. Możesz pomóc. Wziął głębszy wdech, poprawiając kaptur, tak, by zakrywał jego twarz. Nie chciał specjalnie się objawiać z nią i jeszcze kogoś straszyć. Nie było mu to potrzebne do szczęścia. Ale wracając... Ruszył się, by podejść do dziewczyny. Międzyczasie zauważył, że kierowca pojazdu wysiadał. Skupił się na nim na chwilę, zanim znów skupił się na poszkodowanej, przez co nie zwracał kompletnie uwagi na fakt, jak on wyglądał i inne sprawy. Może to był właśnie błąd? - Mogę ci pomóc? - odezwał się jasnowłosy, gdy tylko doszedł. Nieco zawahał się, po czym uśmiechnął się przyjaźnie, chociaż nie wierzył, by to było widoczne przez kaptur. Przykucnął jeszcze przy niej. - Chodźmy z ulicy - bo jeszcze będzie więcej świadków. No i nie dostanie mu się ani od kierowcy, ani od poszkodowanej, że nagle się wtrącił? No i jeśli się dziewczyna by zgodziła, postarałby użyć na niej swojej mocy. Powinna pomóc...
|
| | | Robbie Reyes
Liczba postów : 30 Data dołączenia : 13/03/2016
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Wto Mar 29, 2016 9:24 pm | |
| Co jak co, ale widok, który mu się ukazał gdy wyszedł przed samochód nieźle go zadziwił, nawet jak na jego standardy. Odruchowo nawet się rozejrzał dookoła, szukając psiaka, który, był pewien, wbiegł mu pod koła. Z drugiej strony, ostatnio robiło się coraz głośniej o mutantach, więc równie dobrze mógł mieć właśnie okazję poznać jednego z nich, i zakładał, że pierwszego w jego życiu. Jednych opętywały duchy seryjnych morderców, inni mieli naturalne mutacje, i jakoś ten świat się kręcił. Bohaterzy, cywile... Chociaż nie był pewien czy wśród bohaterów byli też mutanci, chyba? Nie był zbyt na bieżąco w tych tematach. Wiedział, że posiadali wyjątkowe umiejętności i na tym zakres jego wiedzy się kończył. Przyjrzał się uważnie dziewczynie, chcąc się upewnić, że jeszcze żyła. No nieźle dzieciaku, zabiłeś niewinnego człowieka. Stajesz się taki jak ja.Zignorował tę uwagę, zbyt pochłonięty... Wybudzaniem się ze wstępnego szoku? Tak, chyba tak to można było nazwać. Widząc jednak, że dziewczyna się rusza ukląkł przy niej, wyciągając niepewnie ręce w jej stronę; zatrzymał je w powietrzu, wahając się czy powinien ją dotykać, czy może... W końcu nie znali się, a on o mało nie zabił jej samochodem. Niech żyją nawiedzone auta i szybki refleks. Na jej słowa uśmiechnął się lekko postanawiając pomóc jej wstać. Ujął ją delikatnie za nieuszkodzone ramię, drugą dłoń kładąc na jej talii, asekuracyjnie. - Przepraszasz? To ja o mało nie... Nie potrąciłem cię. I niezła sztuczka z tym psem. - Odparł, wciąż lekko się uśmiechając. Widząc, że dziewczyna całkiem nieźle sama się trzyma cofnął dłonie, nie chcąc naruszać jej przestrzeni osobistej. Nim jednak którekolwiek z nich zdążyło zrobić coś więcej, dołączyła do nich kolejna osoba. Nie wiedział, że o tej porze bywa tu tak tłoczno, zwłaszcza jeśli chodziło o młode osoby. Rudowłosa bez wątpienia była młodsza od niego, niewiele, jednak dało się to dostrzec choćby w delikatniejszych rysach twarzy; druga postać też wydawała się dość młoda. Nie mógł tego ocenić po jej twarzy, bo ta kryła się za kapturem (co wcale nie pomagało w zbudzaniu zaufania), jednak budowa ciała, nawet schowana pod bluzą, zdradzała co nieco. Utrzymywał przez chwilę na nowym osobniku uważne spojrzenie, badając jego ruchy gesty... Nie wydawały się podejrzane czy zdenerwowane, raczej naturalne. To przemawiało na korzyść; trochę już tutaj mieszkał i potrafił odróżnić zachowanie przeciętnego zbira od kogoś, cóż, dobrego? Może nie był to najlepszy dobór słów, ale wystarczający. Propozycja pomocy także była czymś czego raczej by się nie usłyszało od kogoś kto miałby zamiar strzelić ci między oczy, a już na pewno nie przy świadku. Sam też popierał zejście z ulicy, stanie na jej środku raczej może zwrócić czyjąś uwagę; od początku sądził, że to odludna dzielnica, a w ciągu kilku minut spotkał dwie osoby, kto wie kto jeszcze się krył w tych murach. Chwilę później do jego uszu znów dotarło narastające wycie syren. Niedobrze, czyżby znaleźli objazd? - Popieram, chodźmy. Wskakujcie do środka. - Wskazał kciukiem na swój samochód, uśmiechając się przy tym nieznacznie. Sam zawrócił, by zaraz wskoczyć na miejsce kierowcy, zamykając za sobą drzwi. Liczył, że dwójka do niego szybko dołączy - naprawdę wolałby zjechać ze środka ulicy, zwłaszcza jeśli policja zawraca. Ostatnie czego mu teraz potrzeba to kilku otyłych facetów w obcisłych mundurach. W dodatku mógł też sprowadzić problemy na dwie pozostałe osoby. Ciężko było mu uwierzyć, że dwójka nastolatków dla celów towarzyskich błąkała się po tej okolicy. Zdecydowanie lepiej będzie dla nich wszystkich jeśli stąd odjadą. Teraz. |
| | | Lounarie
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 10/03/2016
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Sro Mar 30, 2016 8:16 pm | |
| Jego reakcja była niespotykana. Zwykle jak już ktoś wyrwał się z szoku po tym, jak zobaczył jej przemianę, to zaczynał wrzeszczeć i być agresywny, ewentualnie czasem ze strachu ludzie uciekali byle dalej od niej. Cóż, takie życie mutanta, który potrafi zmieniać się w zwierzę, a do tego panuje nad lodem. Chłopak za to najpierw wyciągnął do niej niepewnie ręce, a gdy się do niego odezwała pomógł jej wstać i jeszcze przepraszał. Tylko nie miał za bardzo za co, w końcu to ona nie patrzyła gdzie biegnie. -Naprawdę, nie masz za co przepraszać, to ja wybiegłam na ulicę nie patrząc czy coś nie jedzie. - powiedziała do niego lekko zmieszana. Kto by nie był zmieszany, kiedy ktoś przeprasza go za błąd, którego nie popełnił? -Moją zwierzęcą formą jest lis polarny, a nie pies, ale łatwo się pomylić. - Dodała jeszcze z lekkim rozbawieniem w głosie. Za każdym razem, kiedy biegała jako lis po mieście słyszała komentarze typu „jaki słodki piesek”. Niewiele było osób, które w tej małej, białej kulce rozpoznawały lisa. W końcu większości społeczeństwa lis kojarzył się z rudym kradziejem kur, a nie z małym, słodkim liskiem polarnym. Stała już o własnych siłach, więc mogła dyskretnie przyjrzeć się chłopakowi. Ledwo sięgała mu do ramienia, taki był wielki. Do tego był całkiem nieźle zbudowany, pewnie chodził na siłownię, albo regularnie ćwiczył. Miał kilka blizn na czole i skroniach, jednak nie szpeciły go zbytnio. Wyglądał na trochę starszego niż ona i też miał dwukolorowe oczy. Chociaż jego prawe oko jakby lekko tliło się pomarańczowym kolorem. W sumie składało się to na całkiem przystojnego mężczyznę. Kiedy usłyszała ofertę pomocy odwróciła się w stronę tego, kto ją zaproponował. Kaptur zasłaniający głowę tej osoby niezbyt sprzyjał temu, żeby mu zaufać, jednak nie mogła go tak po prostu zignorować. - Dziękuję za propozycję, ale myślę, że nic mi nie będzie, to tylko stłuczenie. - Uśmiechnęła się do nieznajomego, chociaż kto wie, czy on cokolwiek widział spod tego kaptura? Niby była trochę od niego niższa, jednak dalej nie mogła dostrzec jego twarzy. - Miewałam gorsze urazy, więc powinnam dać sobie radę. - Dodała jeszcze. Może gdyby wiedziała, że właśnie delikatnie odrzuciła pomoc kogoś, kto mógłby ją uleczyć magią, dałaby mu inną odpowiedź? Cóż, Lou nie miała o jego mocy zielonego pojęcia, więc uznała, że chciał jej pomóc w normalny, ludzki sposób. Najpewniej chciał zadzwonić na pogotowie, albo nawet na policję, co niezbyt było jej na rękę. W końcu nie chciała zbytnio zwracać na siebie ich uwagi. Słysząc narastające wycie syren delikatnie się spięła. Tylko nie oni. Niech oni tu nie jadą... Nie miała najmniejszej ochoty zostawać w okolicy. Musiała się stąd jak najszybciej ulotnić, zanim pojawi się policja i zorientują się, kogo tak właściwie znaleźli. Niezbyt chciała wsiadać do samochodu osoby, którą dopiero co poznała, jednak co miała zrobić? Policja była niedaleko oraz możliwe było, że próbując uciec przed policją trafi na te zbiry przed którymi wcześniej uciekała. Lisia forma w tej chwili odpadała. Bieganie na trzech łapach nie było zbyt przyjemne i do tego zwracałoby na nią niepotrzebną uwagę ludzi. Spojrzała na samochód z lekkim wahaniem i po chwili ruszyła do drzwi od strony pasażera. Raz kozie śmierć, najwyżej jak będzie czegoś próbował to wbije mu gdzieniegdzie kindżały. Ostrożnie usiadła na miejscu obok Latynosa i od razu zapięła pas. Może i ostatni raz kiedy jechała samochodem był naprawdę dawno, ale dalej pamiętała, że dla własnego bezpieczeństwa lepiej mieć zapięty pas. |
| | | Markus Evans
Liczba postów : 62 Data dołączenia : 25/03/2016
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Czw Mar 31, 2016 7:09 pm | |
| Markusowi wyleciało po chwili z głowy, że przez zakrywanie swojej twarzy nie będzie brany za jakąś pozytywną i dobrą istotkę. Przynajmniej nie na samym początku, jako pierwsze wrażenie. Jednak tak bardzo przywykł do zasłaniania twarzy, że nie skupiał się na tym... Kaptur na głowie stał się jego elementem życia. I właściwie, gdyby tego nie robił, zwracałby na siebie jeszcze większą uwagę, a tak przynajmniej wyglądało rozumowanie szesnastolatka. Westchnął cicho, słysząc słowa dziewczyny i delikatnie wzruszył ramionami. - No dobrze - zgodził się po prostu. Po co miałby się wykłócać nagle o to, czy powinien jednak nalegać, czy też nie... Nie przeszło mu to nawet przez myśl. Po co...? - Jeśli zmienisz zdanie, to powiedz... - bąknął jeszcze. Przynajmniej póki tutaj jeszcze jestem... Zresztą, pewnie i tak o tym szybko zapomni. Skoro tak... To chyba nic po nim. Postanowił jej uwierzyć na słowo, jako że nie znał się zupełnie na obrażeniach... Zwłaszcza, gdy jedynie mógł widzieć to. Nie czuł się również lekarzem, więc wszystko to co uzna... To jedynie domysły dla niego samego. Mimo to udało mu się przez chwilę zaobserwować wygląd dziewczyny. Całkiem śliczna... - pomyślał przez chwilę. Jednak nie skupił się na tym temacie, ponieważ do jego uszów dobiegły syreny. - Znów? Dziwne... - nie wiedział przecież, czym było to spowodowane. Raczej jego myśli skupiały się najpierw ku teorii, że przejeżdża jakaś ważna osobistość... Albo może kogoś szukają? Jasnowłosy lekko potrząsnął głową, zamierzając się pozbyć niepotrzebnych myśli. Chwila ciszy dla siebie i czuł się, jakby znów miał myśleć o Włochach. Zamrugał oczami natomiast w chwili, gdy usłyszał propozycję nieznajomego. Chyba jest starszy... A przynajmniej większy - pomyślał przez chwilę, skupiając się na jego wyglądzie. - Huh... Tylko, czy to dobrze? - nieco się wahał. Nie znał go, a nagle zaproponował takie coś. Zaskoczyło go to ciut, mimo to, zamiast odejść (co mogłoby być rozsądniejszym wyjściem), podszedł do pojazdu i usiadł z tyłu. Przełknął nieco ślinę, podpatrując z niepewnością na wnętrze, po czym dostrzegł w końcu pasy. Sięgnął po nie... Postanowił się zapiąć w chwili, jeśli wyjdzie, że mają stąd ruszać, chociaż z lekką trudnością. Dla niego to była spora nowość. - Często zabierasz nieznajomych do swojego pojazdu? - spytał się jeszcze Markus, mówiąc trochę cichym tonem głosu. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Czw Mar 31, 2016 9:42 pm | |
| Zamknięta fabryka znajdowała się trochę na odludziu, na obrzeżach miasta; większość pobliskich budynków była opuszczona, a i one rozsiane zostały dość rzadko. Może niektóre z nich zajmowali bezdomni, kto wie? Jeżeli nawet, to żaden z nich nie kręcił się w tej chwili na widoku. Sieć dróg prowadziła pomiędzy wspomnianymi obiektami, pozwalając na większy wybór trasy, aniżeli tylko: w lewo lub w prawo i dalej już prosto. To z kolei oznaczało, iż policja również mogła jeszcze skręcić... I chyba to uczyniła, bo syrena jakby zaczęła cichnąć. Samochód Robbie'ego nie zdołał jednak ujechać daleko, nim zebranym w jego wnętrzu osobom ukazał się dość niecodzienny widok, a mianowicie... Coś uderzyło w jeden z okolicznych budynków. Co i dlaczego? Dobre pytanie. Z całą pewnością jednak obiekt ten nadciągnął po skosie z góry i przydzwonił w ścianę niewielkiego, opuszczonego zakładu, przy okazji ją rozbijając. Teraz spoczywał wśród gruzu, otoczony smugami dymu, które utrudniały dojrzenie szczegółów.
|
| | | Robbie Reyes
Liczba postów : 30 Data dołączenia : 13/03/2016
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Sob Kwi 02, 2016 10:33 pm | |
| Z pewną ulgą przyjął fakt, że pozostali postanowili jednak wsiąść do auta niespecjalnie się nad tym zastanawiając. Dobrze obstawiał, że żadne z nich nie chce mieć nic wspólnego z policją, na szczęście, bo wolałby się nie tłumaczyć nowo poznanym osobom czemu gliny mu siedzą na karku... Czemu szukają jego wozu, takie szczegóły. Zawiezie ich gdzieś dalej, wysadzi, ich drogi się rozejdą i wszystko dobrze się skończy. Plan idealny, bo oczywiście żadne niepowodzenie nie wchodziło w rachubę. Wszystko było zbyt proste by mogło się nie udać. Wrzucił sprzęgło na luz zanim znów ruszył z miejsca. Odruchowo ściszył muzykę, by lepiej słyszeć czy syreny się zbliżają. Stopniowo zmieniał biegi, przyspieszając, nie na tyle by wydało się to podejrzane, wystarczająco by ewentualnie zgubić ogon. Na pytanie chłopaka spojrzał w tylne lusterko, by móc dojrzeć jego odbicie; uśmiechnął się przy tym nieznacznie. - Nie, w zasadzie tylko ja i mój brat korzystamy z tego auta. No, głównie ja, on nie ma prawa jazdy. - Odparł spokojnie, skręcając między kolejne budynki, oddalając się od samej fabryki, a co za tym idzie - od niepokojącego wycia syren. Był gotów Eliego prosić o pomoc, ale nie musiał raczej, i bardzo dobrze, bo to nie skończyłoby się zbyt pomyślnie, a na pewno nie bez ofiar. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że są połączeni i już się go nie pozbędzie, jednak wolał ograniczać korzystanie z jego usług... Ostatnim razem przejął jego ciało, a potem jego brata, wciągając Roberto w swoją obrzydliwą gierkę. Nie miał jednak szans zajechać zbyt daleko, gdy coś przykuło jego uwagę, coś zdecydowanie niecodziennego (chociaż ostatnio spotykały go same takie rzeczy), obiekt przecinający niebo - scena rodem z filmów sci-fi. Zwolnił nieznacznie samochód, by móc lepiej prześledzić spojrzeniem trajektorię lotu tego... Czegoś. Od pewnego czasu mógł uznawać się za swego rodzaju bohatera tej części Los Angeles, więc jednym z jego obowiązków powinno być sprawdzenie co też nawiedza ich przestrzeń powietrzno-kosmiczno-zakładową. Dlatego też, gdy pojazd już się rozbił zatrzymał samochód kawałek dalej przez krótką chwilę jedynie obserwując dziurę w ścianie zakładu, dymiącą i niepokojącą. Sam nie wiedział na co czeka, kosmiczne macki, najazd małych dziwnych robaków, a może płacz dziecka. Czemu nie, drugi, prawdziwy Superman przy tych realiach bohaterowych - kto wie? W końcu mieli już własną inwazję, czemu nie własnego Clarka Kenta? Kiedy jednak nic się nie wydarzyło, przynajmniej tak spektakularnego jak mu się wydawało, otworzył drzwi samochodu z zamiarem sprawdzenia osobiście z kim, czym mieli do czynienia. - Poczekajcie tutaj.- Rzucił na odchodne, zamykając za sobą drzwi do Chargera. Ruszył powoli w stronę budynku, nieświadomie zaciskając dłonie w pięści. Nie chciał się przemieniać, jeszcze nie, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wygląd Ghost Ridera był o wiele mniej... Zapraszający i przyjazny, a wolałby jednak zacząć grzecznie znajomość. Jeśli taka możliwość wchodziła w grę oczywiście. Równie dobrze przybysz mógł mu się z miejsca rzucić do gardła, i wtedy będzie moment na odpalenie zapłonu. Poza tym, czemu z góry zakładał, że coś tam będzie? Równie dobrze mógł to być kawałek satelity albo innego kosmicznego śmiecia. Urządzenie, nic więcej. Zbliżył się do zadymionej dziury, licząc na to, że wkrótce dojrzy coś konkretnego i jego wątpliwości oraz obawy zostaną rozwiane. Eli, przygotuj się. Eli? Cudownie, akurat teraz musiał się obrazić. Wiem, że też cię to interesuje i nie dasz nas tak łatwo zabić. Oby tylko ocknął się w odpowiednim momencie. Strach i stres, głównie to drugie, narastały w Robbiem co przyczyniło się do tego, że jego prawa tęczówka zaczęła emitować mocniejszą poświatę, raczej niezauważalną dla nikogo z obecnych; jednak sam Robbie zdawał sobie z niej sprawę, oraz z tego, że musi szybko się uspokoić. |
| | | Lounarie
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 10/03/2016
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Nie Kwi 03, 2016 2:20 pm | |
| Odetchnęła z ulgą, kiedy zaczęli oddalać się od syren policyjnych. Nie chciała wpakować w kłopoty nowych znajomych, a znając policję to uznaliby,że to oni ją "porwali", a kiedy próbowałaby cokolwiek wytłumaczyć stróżom prawa uznaliby pewnie, że ma syndrom sztokholmski i chętnie wsadziliby ją w kaftanik. Lou pewnie odwróciłaby się do okna i zaczęła przez nie patrzeć, ale to oznaczało, że musiałaby spuścić z oczu chłopaka, który prowadził. Niby był zajęty, ale kto go tam wie, co mu do łba może strzelić. Zrezygnowała więc z tego pomysłu i patrzyła przez przednią szybę, a gdy chłopak się ruszał, widziała to kątem oka. Nie zajechali daleko, gdy mogła zobaczyć, jak jakiś obiekt spada na ziemię. Może gdyby byli trochę dalej uznałaby to za spadającą gwiazdę, ale byli na tyle blisko, żeby dokładnie widzieć jak to coś rozbija się o ścianę jakiegoś opuszczonego budynku. A przynajmniej wyglądającego na opuszczony, miała nadzieję, że nie było tam żadnych bezdomnych, bo to na pewno źle by się dla nich skończyło. Niby nigdy nie czuła się w obowiązku do zbawiania świata, miała sporo własnych problemów z którymi musiała się uporać, jednak teraz ciekawość wzięła nad nią górę. Tym bardziej, że samochód powoli się zatrzymał, a chłopak wysiadł z wozu i kazał im zaczekać. Niedoczekanie jego! Miałaby mu zostawić sprawdzenie co to jest i jeszcze potem pewnie musiałaby się go dopytywać o szczegóły, których nie chciałby zdradzić, wolała już trochę się narazić i pójść za nim. Szybko wyplątała się z pasów bezpieczeństwa i po chwili cicho ruszyła za nim. Nawet nie zarejestrowała kiedy wyciągnęła swoje kindżały, jednak miała je już w rękach i mogłaby szybko zareagować, gdyby coś nagle wyskoczyło i chciało któreś z nich zaatakować. Chłopak pewnie nawet nie wiedział, że Lou poszła za nim, chyba że usłyszał jak cicho zamykała drzwi samochodu. Zbliżyli się do miejsca, z którego wydobywał się dym i dopiero wtedy zrównała się z nim. Cóż, teraz nie mógłby jej już odesłać do samochodu, mogłoby to być niebezpieczne, a tak mogła chociaż trochę pomóc w walce, gdyby było to konieczne. Ponadto mogła przecież zrobić barierę z lodu, gdyby atakujących było zbyt wielu, a to na pewno dałoby im akurat tyle czasu, żeby stąd uciec. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że oko chłopaka zaczęło się delikatnie świecić, była skupiona na obserwowaniu, czy w dymie coś albo ktoś się nie rusza. powiedziałoby jej to, czy mogą podejść bliżej, czy lepiej pozostać poza dymem. |
| | | Markus Evans
Liczba postów : 62 Data dołączenia : 25/03/2016
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Nie Kwi 03, 2016 6:43 pm | |
| Możliwe, że decyzja, by wsiąść do samochodu nieznajomej osoby była błędna. Jednakże z drugiej strony, ten ruch mógł być spowodowany przez jakąś siłę wyższą, mającą coś jeszcze na celu. Kto to tam wie... Bądź co bądź, Markus nadal nie był pewny, czy podjął najlepszą decyzję. Mimo wszystko, najprawdopodobniej nikt od tak nie wchodził by do obcego pojazdu. To trochę niebezpiecznie, zważając na to, co się aktualnie działo na świecie. Między innymi porwania. Starał się jednak nie nastawiać aktualnie negatywnie do wszystkiego. Dlatego, słysząc odpowiedź, uśmiechnął się delikatnie i naciągnął nieco bardziej kaptur, upewniając się, że nie widać go nadal. Mogłoby to trochę podchodzić pod paranoję, ale Mark nie chciał, by ujrzano jego rogi. Wystarczyło mu trochę poobserwować ludzi, by mieć pewność, że żaden normalny człowiek nie posiadał takiego dodatku. No i zwykle... Jakoś oni nie przepadali za wyróżniającym się jakimś elementem. Obserwował przewijający się krajobraz za oknem aż do chwili, gdy... Coś się stało. Wielkie coś... Zamrugał oczami, czując zaskoczenie, które go ogarnęło przez to wydarzenie. Jakaś rzecz... Walnęła w budynek? Rzeczy czy osoba? Nie potrafił tego stwierdzić. Ale to właśnie sprawiło, że ich wspólna wycieczka nagle się... Skończyła? W sumie trudno mówić o jakiekolwiek, ale to szczegół. Co do polecenia nieznajomego... Szczerze mówiąc, na początku chciał pozostać tutaj. Serio. Miał bardzo dobre chęci. Ale w chwili, gdy pozostał sam... Ciut zwątpił... Co sprawiło, że nagle odechciało mu się. Dlatego też odpiął się i wygramolił się z samochodu. - Zostawili mnie samego - jęknął po włosku. No co mówił więcej zrobić? Zamknął ostrożnie drzwi i poszedł w stronę, gdzie pozostała dwójka. Może to nie najlepszy pomysł... Ale z drugiej strony, możliwe, że i on się na coś przyda? |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Pon Kwi 04, 2016 7:46 am | |
| Dym stopniowo się przerzedzał, ukazując coraz więcej - uszkodzoną ścianę, rozsypane na podłożu gruzy, a także tajemniczy obiekt, który raczej nie przypominał ani naturalnego "kosmicznego kamyka", ani statku kosmicznego... Choć to drugie już prędzej. Przede wszystkim jednak był zbyt mały: jego średnica wynosiła pewnie niewiele ponad metr pięćdziesiąt - owszem, średnica, gdyż cokolwiek to było, kształt miało kulisty. Z zewnątrz sprawiało wrażenie metalowego, pewnie odpowiednio wzmocnionego, poprzecinanego cienkimi wgłębieniami... I zdawało się być w dobrym stanie, nawet jeśli ten "pancerz" nieźle się porysował. Zakładając, że obiekt przybył spoza Ziemi - zniósł przebicie się przez atmosferę naprawdę dobrze. Z drugiej strony mógł też zlecieć z jakiegoś samolotu albo zostać wystrzelony przez kogoś na planecie... Ale na niebie nie dało się dostrzec żadnego pojazdu latającego. Dym nie zdążył jeszcze zniknąć całkowicie, gdy już wzdłuż mniej więcej pionowego wgłębienia rozbłysło krótko światło - a następnie zaczął się z niego wydobywać jakiś biały gaz... Bezwonny, ale gęsty, kłębiący się. Najwidoczniej był to wstęp do otworzenia się przejścia, gdyż obie części "skorupy" z cichym sykiem powoli się rozsunęły, wypuszczając jeszcze więcej jasnego dymu. Z tego względu trudno byłoby przyjrzeć się dokładnie wnętrzu, lecz zdecydowanie wypełniała je elektronika... Jeżeli nie statek kosmiczny, to co innego? Kapsuła ratunkowa? Jeżeli tak, to nic dziwnego, że nie była pusta. Wśród całego tego dymu coś się poruszyło, na jego tle pojawił się ciemniejszy kształt... Najpierw dało się wyróżnić ramię, przynajmniej humanoidalne, jeżeli nawet nie ludzkie, które oparło dłoń o jedną z krawędzi obiektu, najpewniej dla zachowania równowagi... A potem zaczęło się już ukazywać coraz więcej. Bardzo jasna skóra, czarny ubiór oraz włosy - zresztą w dość fantazyjnej fryzurze, bo trzymające się w górze w raczej nienaturalny sposób. Kostium postaci, niewątpliwie żeńskiej, składał się z sięgających do połowy ud butów oraz czegoś o kroju jednoczęściowego stroju kąpielowego, tyle że z dodatkiem siatki po bokach. Twarz kobiety zdobiły czarne kreski, zaczynające się wokół oczu, a potem zakręcające po zewnętrznej w górę i w dół. Kim lub czym by nie była, najwyraźniej nie czuła się najlepiej, gdyż pochylała się lekko i wyraźnie opierała na krawędzi swojego pojazdu. Na jej ciele nie widać było żadnych uszkodzeń, ale kto wie? Być może posiadała jakieś wewnętrzne... Rozkojarzone spojrzenie początkowo wbijała w podłoże, marszcząc przy tym lekko czoło, lecz w końcu podniosła wzrok... I przebiegła nim po całej trójce. Dokładnie w tym momencie wszyscy zebrani mogli poczuć się odrobinę nieswojo - i tylko dodatkowy lokator ciała Robbie'ego zauważył coś więcej: że kobieta najwyraźniej zajrzała właśnie do jego głowy. -North Salem. Potrzebuję się tam dostać...- o dziwo przemówiła po angielsku, w pełni poprawnie, choć zarazem z dość dziwnym akcentem... Właściwie dosłownie niespotykanym.
|
| | | Robbie Reyes
Liczba postów : 30 Data dołączenia : 13/03/2016
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Sro Kwi 06, 2016 1:39 pm | |
| Chwilę później usłyszał jak dziewczyna do niego dołączyła, konkretniej Eli wyczuł jak się zbliża dając mu znać. Z drugiej strony, czego mógł się spodziewać? Nie znali się, nawet swoich imion, jakie miała podstawy by go usłuchać? No właśnie, żadnych. Oczywiście chciał to zrobić zapobiegawczo, dla jej dobra, ich dobra, bo nie mógł zapomnieć o chłopaku, który został w aucie. Mieliby wtedy większe szanse na ucieczkę, obronę, albo odesłałby samochód wystarczająco daleko... Albo użył go jako transferu i przeniósł ich do warsztatu. Tak czy inaczej wolał by zostali, ale nie mógł tego na nich wymóc. Ku jego niespecjalnemu zadowoleniu Markus również wkrótce do nich dołączył, na szczęście zatrzymał się nieco dalej. Chociaż tyle. Dym był coraz rzadszy, powoli się rozstępował, pozwalając chłopakowi dostrzec coraz więcej i musiał przyznać, że coraz mniej mu się podobało to... Coś. Jak na takie zderzenie wydawało się praktycznie nieuszkodzone, przynajmniej nie poważnie, nawet jeśli zewnętrzna warstwa miała kilka śladów po upadku. Rysy, wgłębienia, ale nic wskazującego na to, że mogło przejść wiele więcej. Co o dziwo ani trochę go nie uspokoiło. Statek, satelita, kapsuła - cokolwiek by to nie było, było zbyt małe by obawiać się kogoś w stylu Predatora czy innego kosmicznego wojownika-zdobywcy; była to dobra myśl. Szybko jednak pojawiła się kolejna- może to kapsuła pełna małych acz krwiożerczych robali kosmicznych? Albo Obcy? Jak zwinie się odpowiednio, zmieszczenie w czymś takim to nie problem. Za dużo filmów, chłopaku. Ale z jednym muszę się zgodzić, trzeba uważać. Pozwól mi przejąć kontrolę, załatwimy to w ciągu chwili.. Nie miał jednak okazji zareagować na to od razu, bo statek zaczął się otwierać. Odruchowo przesunął się w taki sposób, by choć częściowo ukryć za sobą dziewczynę, w razie wypadku przyjmując na siebie atak, kwas, cokolwiek by to nie było. Płomienie mogły go wyleczyć, przynajmniej jeśli miałby siłę i czas na to, a to nie jest już takie pewne. Do niczego takiego jednak, na szczęście, nie doszło. Mimo to nie poruszył się, zaciskając nieznacznie dłoń w pięść gdy coś się poruszyło w środku. Jedno coś, co było dobrym sygnałem. Wolał jedno większe niż setki mniejszych cosiów. Większe szanse. Przygotuj się, Eli.Masz to jak w banku. He He. Całość tej sytuacji coraz bardziej przypominała scenę z filmu sci-fi, dopełniło to pojawienie się pół nagiej kosmitki. Nie mogło być lepiej... Przyjrzał się uważnie jej postaci, wciąż osłaniając ciałem rudowłosą dziewczynę w razie gdyby to była jakaś słaba sztuczka, cała ta bezbronność... Nikomu nie można było w pełni ufać, zwłaszcza gdy wyłaniał się z czegoś takiego. W wypadku Robbiego kobieta mogła wyczuć pewien opór, może nawet blokadę przed skanowaniem jego umysłu, czemu zapobiec chciał Eli, chroniąc nie tylko chłopaka ale i siebie, ostatnie czego chciał to przybysz z kosmosu grzebiący mu w głowie, chwilowo wolał zostać tajemnicą. Tak było wygodniej. Uważaj na nią, dzieciaku, lubi grzebać w cudzych głowach.Jest niebezpieczna? Nie wygląda...Każdy jest niebezpieczny, lepiej ją usunąć od razu. Nie. Nie dała nam podstaw. Na jej słowa zmarszczył brwi, przypominając sobie na szybko gdzie było North Salem. A kiedy go oświeciło skrzywił się nieznacznie. Spory kawałek, pewnie koło czterdziestu godzin samochodem, no zwyczajnym samochodem. A na samolot nie ma co liczyć, nie z kimś kto tak wygląda i nie z jego zarobkami, a wątpił by ktokolwiek z obecnych miał wystarczająco by zafundować jej bilet. Odruchowo zerknął przez ramię na swój samochód. Porwie się na coś takiego? Z drugiej strony nie mógł zapomnieć o Gabe'ie, i tak ostatnio spędzali mniej czasu razem, a wycieczka do Nowego Jorku wcale nie pomoże poprawić tej sytuacji. Poza tym, wciąż nie wiedział kim jest ta kobieta... I pewnie dobrze by było zapytać. - Spokojnie, wszystko po kolei. Kim jesteś? - Zagadnął, walcząc ze sobą jeszcze chwilę nim podszedł do kosmitki, pomagając jej wyjść z kapsuły. Objął ją w pasie, ostrożnie, jedną z jej rąk zarzucając sobie delikatnie na ramiona, w razie gdyby miała coś połamanego... Wyprowadził ją z gruzowiska posyłając pytające spojrzenia pozostałej dwójce. Może oni mieli jakiś plan, pomysł, cokolwiek co by im pomogło zdecydować. Nie może zostawić jej samej na pastwę losu, tyle wiedział i tyle musiało mu póki co wystarczyć. |
| | | Lounarie
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 10/03/2016
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu Wto Kwi 12, 2016 7:49 pm | |
| Cóż, próby wymuszenia czegokolwiek na Lou, skończyłyby się fiaskiem. Była zbyt uparta, żeby go posłuchać i zostać w bezpiecznym miejscu. Powoli mogła dojrzeć co krył rozwiewający się w tej chwili dym. Jej oczom ukazała się całkiem sporych rozmiarów metalowa kula. Trochę porysowana i gdzieniegdzie lekko obtłuczona, ale względnie w jednym kawałku. Czyżby właśnie spotkali ufoludki? Czy może raczej jednego ufoludka, bo więcej raczej by się w tej metalowej kulce dla chomika nie zmieściło, chyba że byliby naprawdę małych rozmiarów, a w to jakoś ciężko byłoby jej uwierzyć. Jak to tak, ufo, którego sporo osób na świecie strasznie się boi miałoby być mniejsze od niej? Przecież sama była niezłym kurduplem, to co dopiero musiałyby myśleć o sobie takie małe zielone ludziki, czy jak tam w końcu wyglądałoby ufo. Kula w końcu zaczęła się otwierać, a ona sama już chciała się przygotować do szybkiego postawienia ściany lodu, kiedy chłopak częściowo zasłonił ją. Miło z jego strony, jednak nie uważała tego za konieczne. Ale skoro chciał, to niech ją zasłania. Wychyliła się tylko lekko, żeby móc widzieć, co też wyłania się z tego kulistego cosia. Spotkało ją lekkie rozczarowanie. spodziewała się jakiegoś zielonego stworka z wielką głową i wielkimi, czarnymi oczami, a tu ktoś, kto wygląda jak człowiek. Do tego to kobieta i chyba jest ranna. Kiedy podniosła na nich wzrok Lou poczuła się nieswojo. To było nieprzyjemne i dziwne odczucie, tym bardziej, że wzbudzała je jakaś podejrzana, nieznajoma osoba, która wyszła z kuli, która chwilę temu spadła z nieba. North Salem? Nieźle jej się GPS w tej kapsule zepsuł, to było całkiem spory kawałek stąd... co najmniej 2 dni jazdy samochodem i to nie wliczając do tego żadnych przerw na chwilę odpoczynku. gdyby je wliczyć i gdyby jechać tylko za dnia, wyszłoby pewnie ze 3-4 dni jazdy. Może by zafundować jej bilet na pociąg, albo autobus? Na lot samolotem pewnie nie będzie mieć funduszy, ale bilet autobusowy powinien być tańszy. Jeszcze w sumie nie sprawdziła co się znajduje w portfelu, który wcześniej ukradła, więc może akurat będzie w nim na tyle dużo gotówki... Zostawiła chłopakowi zdanie wyciągnięcia kobiety z kulistego cosia. Wolała pozostać od kolejnej nieznajomej osoby trochę dalej, ale jednak nadal na tyle blisko, żeby w razie czego móc jakoś pomóc chłopakowi swoją mocą. Co prawda, nie mogła jej zbyt dużo używać, ale przecież wystarczy, że w razie czego zatrzyma kobietę na chociażby krótką chwilę, żeby mógł uciec, albo sam zaatakować. W końcu, jak mówiła jej nauczycielka walki kindżałami - czasami najlepszą obroną jest atak... |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Fabryka i teren obiektu | |
| |
| | | | Fabryka i teren obiektu | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |