Gość Gość
| Temat: Narodowy Cmentarz w Arlington Czw Lip 12, 2012 6:59 pm | |
| Na terenie nekropolii pochowani są weterani z wszystkich wojen. w których brały udział Stany Zjednoczone w całej swej historii, począwszy od rewolucji amerykańskiej a skończywszy na ostatnich konfliktach zbrojnych w Afganistanie i Iraku. Poza tym jest to miejsce pochówku niewielkiej liczby cywilów, którzy w jakiś sposób byli związani z armią lub polegli w czasie pełnienia obowiązków. Cmentarz jest położony na zachód od miasta Waszyngton, za rzeką Potomak. Tuż obok, po południowo-wschodniej stronie, znajduje się budynek Pentagonu.Główne obiekty cmentarza to amfiteatr oraz Grób Nieznanych Żołnierzy. Śmierć, moment ustania wszystkich procesów życiowych w organizmie, początkowy rozkład tkanek, jednak dla wielu kultur oraz systemów religijnych, śmierć jest tylko chwilą przejściową, koniecznym elementem do rozpoczęcia nowego cyklu istnienia, a nie jego kresem. Czym byłoby życie ze świadomością nieuchronnego końca? Zapewne byłoby nie do zniesienia, więc nic dziwnego że prehistoryczne ludy w swym dążeniach do nadania swej prostej egzystencji głębszego sensu, skonstruowali pojęcie bytu, który obecnie rozumiemy jako duszę. Dusza, duch, element składowych rzekomo wszystkich żywych istot, który zamiast przeminąć wraz ze śmiercią materialnego ciała, istnieje nadal w osobnej formie. W ciągu swej dość długiej egzystencji, zdążył zaobserwować zjawisko wiary na niemal wszystkich odwiedzanych światach, gdzie proces ewolucji zdołał wykształcić na tyle rozumne formy życia, żeby mogły się poświęcać dylematowi własnej fizycznej nietrwałości, ale jeszcze nie miał do czynienia z tak dużą różnorodnością systemów wierzeń co na Ziemi. Judaizm, Chrześcijanizm, Muzułmanizm, Buddyzm oraz cała masa innych równie irracjonalnych zbiorów zasad, doktryn, opartych o tradycje obrzędy, rytuały, coś godne pożałowania, ale chyba w ten właśnie sposób Ziemianie starają się oswoić z tym co wykracza poza poznawczy zasięg ich zmysłów. Gdy zmysłowe doświadczenie nie wystarczy, pozostaje jeszcze wiara oraz nadzieja. Przemierzając równe szeregi białych nagrobków zachwycał się rozciągającą się w oddali barwną scenerią, wieczorne niebo przybrało najróżniejsze ocienię, od łagodniejszych różów po tonalnie chłodniejsze fiolety, które razem współgrały przy dźwięcznym akompaniamencie dzikich ptaków, nadając temu otoczonemu czcią miejscu nastrój spokoju i wytchnienia. Mimo że obiekty o podobnym charakterze zwykle nie budzą u ludzi przyjemniejszych emocji, to trzeba przyznać że posiadają swój nieodparty urok, poruszający zarówno zmysły jaki wyobraźnie, nawet u tak bezwzględnych drapieżnikach jak on. Ciekawe ile spośród pochowanych tu żołnierzy zaznało śmierć z jego ręki? No cóż, pewnie nigdy się tego nie dowie, nigdy nie wykazywał się na tyle dużym zainteresowaniem, żeby zgłębić tożsamość swoich ofiar, każdy postrzelony, uduszony, rozerwany człowiek był dla niego tylko bezimienną masą tkanek, mięsem o podrzędnych walorach smakowych i aromatycznych. Skraj czarnego płaszcza powiewał złowrogo na silniejszych podmuchach wiatru, który zwiastował nadejście wyjątkowo burzliwej nocy, w stronę ciemniejącego horyzontu można było już dostrzec chmury oraz nieme rozbłyski atmosferycznych wyładowań. Kwestia paru godzin dzieliła mieszkańców Stolicy od jednej z gwałtowniejszych zjawisk pogodowych, więc nie pozostało wiele czasu aby dokonać ostatecznych przygotowań i schronić się przed połączoną furią żywiołów. Trzęsienia, powodzie, erupcje, wystarczy prześledzić publiczne media, żeby wiedzieć że coś niedobrego dzieje się z planetą, świat umiera przedwcześnie, a wyraźnej przyczyny tego stanu rzeczy jeszcze nikt nie wskazał. No cóż, jako niedoszły najeźdźca też i w jego interesie leży dobro Ziemi, nie koniecznie jej mieszkańców, ale nie mógł bezczynie stać oraz patrzeć jak te wszystkie zasoby się marnują. Zamiast zażądać ewakuacje do sąsiednich systemów gwiezdnych, to Chitauri w sekrecie prowadzą własne dochodzenie, gromadząc i analizując uzyskane dane, mimo wszystko wyniki nie są zadowalające. Ludzie potrafią być najbardziej nieprzewidywalni w akcie desperacji, gdy los nie pozostawia im innego wyjścia z opresji niż pogodzenie się z nadchodzącą klęską. Wtedy potrafią postąpić nadzwyczaj irracjonalnie, pojednać się we wspólnych dążeniach, zaprzeczyć własnym zasadom, oraz dokonywać poświęceń, walczyć do ostatniej kropli krwi, czego dowodem są ciągnące się rzędy białych nagrobków, pod którymi ukryto ciała poległych w boju żołnierzy. Nie walczyli za Amerykę, tylko za wartości jakie sobą reprezentuje, za wolność, równość, szczęście dla siebie oraz dla przyszłych pokoleń. Gdy zagrożona była wolność, wtedy Stany wypowiedziały wojnę Państwom totalitarnym, a teraz gdy całej ludzkości grozi zagłada, do czego się posuną, żeby tylko przetrwać? Prawda jest taka że działając osobno nie zdołają przywrócić planecie dawnej równowagi, jedynie międzyrasowa współpraca oferowała przynajmniej minimalne szanse na sukces, był gotów zaoferować Amerykanom przysłowiową gałązkę oliwną, jeśli ci zdołają zapomnieć o wydarzeniach jakie miały miejsce parę miesięcy temu w Nowym Jorku. Ową gałązkę symbolizującą pokój i pojednanie stanowiła zawartość aluminiowej walizki, którą trzymał przy sobie, zbiór wyników skanowania wnętrza planety oraz przestrzeni kosmicznej, wykonanych za pośrednictwem aparatury technologiczne przewyższającej ludzkie urządzenia badawcze. Brakowało mu jedynie białego gołębia, który mógł dostarczyć przesyłkę generałowi Fury, jeśli dyrektor Tarczy poprawnie rozszyfrował jego wiadomość, to powinien niedługo spotkać wyznaczonego do tego zadania agenta. |
|
Gość Gość
| Temat: Re: Narodowy Cmentarz w Arlington Wto Lip 31, 2012 1:11 pm | |
| Objął palcami drobny łańcuszek i ostrożnie za niego pociągną, powoli wyciągając z kieszeni czarnego płaszcza srebrny zegarek o mizernie zdobionym wieczku, na którym wytłoczono wzór orła trzymającego w szponach niewielki hakenkreuz, ujętej dookoła laurowym wieńcem. Wnętrze zegarka nie było pod żadnym względem uboższe w szczegóły, od zewnętrznej obudowy, starannie naniesione rzymskie cyfry oraz obie wskazówki stanowiły szczyt zegarmistrzowskiego kunsztu, a przez przeszklony cyferblat można było ujrzeć jego prawdziwe piękno, złożony mechanizm składający się z różniących się wielkością trybików, napędzanych przez drobną sprężynę. Z każdą kolejną chwilą cenny czas bezpowrotnie przepadał w odmętach przeszłości, tik, tak, tik, tak, oczywiście nie odczuwał presji związane z jego utratą, przynajmniej nie w ten sam sposób co istota ludzka, bowiem kwestię wieczności i końca rozważał w zupełnie innych kategoriach. Jednak teraz musiał niestety się pośpieszyć i opuścić obszar cmentarza, bowiem czas odwiedzin zmarłych krewnych oraz znajomych dobiega końca. No cóż, najwyżej w inny sposób przekaże swój podarunek Jednookiemu Orłowi, za czyimś pośrednictwem, albo osobiście, ale póki co czekała go jeszcze trwająca trzy godziny podróż do Nowego Jorku, więc nie marnując ani chwili dłużej przeszedł przez szeroką bramę w towarzystwie podstarzałych weteranów, po czym wsiadł do czarnego auta i odjechał w stronę najbliższego lotniska.
(z/t) |
|