|
| Gerald D. Hines Waterwall Park | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| | | | Gość Gość
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Nie Wrz 11, 2016 9:31 pm | |
| Z tym dziewczęciem będzie sporo zabawy. Naprawdę wiele możliwości irytacji oraz zaczepek, które Rhoshan będzie mógł w przyszłości wykorzystać. O ile dadzą radę przeżyć tą akcję. Problem w tym, że w Rhoshanie odżyło przez to pewne wspomnienie, które będzie go dręczyć przez długi czas. Jego rodzice zginęli na jego oczach kiedy był młody, a teraz na jego oczach zginęła jego samica i kompani. W obu wypadkach trawiło go poczucie bezsilności, które wywoływało dużą dawkę negatywnych emocji. Najprościej to można ująć jako depresję, rozwijającą się, a zarazem po chwili znikającą bo coś ją tłumiło i odsysało. Będzie to jeden z problemów, z którymi po powrocie będzie musiał sobie poradzić. Co wtedy zrobi? Jeszcze nie wiedział. - Jeśli nie umiesz zareagować na podniesienie za nogi to na kulę też nie zareagujesz w czas – skomentował szczerząc się pod nosem. Jakie szanse miała Akira na uniknięcie lecącego pocisku skoro lis dał radę ją podnieść za nogi zanim ta się połapała o czymkolwiek? Nie darzył jej niczym specjalnym, a po prostu wykonywał rozkazy i tej roboty nie miał zamiaru spieprzyć. Wtem odezwał się ISAC, przez który przemówiła Atena. Więcej ludzi? Ledwo z jednym sobie teraz daje radę by nie powiesić jej za nogi pod latarnią, a co dopiero jak miałaby być tu cała armia! Nawet nie będzie mógł kogoś pochlastać w samoobronie jakby zaczęli do niego strzelać. Zaraz przez urządzenie przemówiła druga kobieta. - Posiłki? Widzę, że sprzątamy imprezę – torowali sobie stopniowo drogę przez barierę, a jak już wydostanie się z tego miejsca cywili to najpewniej można wytoczyć ciężkie działa. O ile znowu nie przeszkodzi im Czarny Ogień. Duskreaver? Rhoshan sięgnął pamięcią do tamtej odprawy i faktycznie tam ktoś taki był. Nie ktoś, a raczej coś bo wyglądało jak robo-pies z mieczem i nie był zbyt przyjaźnie nastawiony kiedy lis witał się z Sunny. No może był trochę zazdrosny, że nie ma futra ale kto by się spodziewał po maszynie odczuwania zazdrości? – Tak kojarzę go. Mieliśmy opcję wpaść na siebie podczas odprawy – zaraz potem wspomniała o zrzuceniu kogoś hybrydowego. Chociaż… białe łuski i futro? Trochę mu się to kojarzyło z avatarem okrętu więc może to też jest jakiś twór specjalnie wyhodowany po to aby walczyć. Oczywiście może to być też zbieg okoliczności, bo w kosmosie jest wiele różnych ras i odmian kosmitów. Jeśli tamten się umie wtapiać w otoczenie to Rhoshan go powinien wyczuć po zapachu więc nie będzie z tym problemu. Fakt faktem nie znał tego zapachu, ale odróżni go od smrodu ludzkiej krwi czy chociażby rzeczy zewnętrznych. Zwłaszcza jeśli coś się będzie do nich zakradać. - Wymordowali wszystkich lub ludzie zdążyli uciec – odpowiedział rozglądając się w stronę okien budynków po tym jak odezwał się ISAC – Wojna to naprawdę sukowata kochanka. Nie pozostawia nikogo przy życiu kto jej nie przypasi – rzucił głębszym tekstem, który wysmażył na podstawie tego co już miał okazję zobaczyć oraz usłyszeć. Susan i Akira bądź co bądź były cywilami i to najbardziej w nie uderzał cały konflikt. Zresztą tak wojna działa z tego co widział na przykładzie ludzi oraz densorinów. Najbardziej cierpi ludność cywilna, a dopiero potem żołnierze. Ciekawe czy najeźdźcy zrobiliby to samo z ludźmi co tamci zrobili z densorinami? Jeśli nie wymordowaliby wszystkich to pewnie istniała taka opcja. Człowiek mógłby być pewnie dla naukowców ciekawym obiektem badawczym albo po prostu zwierzątkiem dla co bardziej zamożnych przedstawicieli tamtej rasy. Niemniej Rhoshan z wielką chęcią dałby upust emocjom i rozwalił paru kosmitów na kawałki. Nie zmieniłoby to obecnej sytuacji ale poczułby się lepiej. Znacznie lepiej. - Pewnie są to wszyscy ludzie z tego sektora. Mam ze sobą dwójkę cywili. Jedno w cholerę marudne za to drugie bardziej pokojowe – poinformował wilka tak gdyby co. Następnie otworzył ISAC’a i przyjrzał się mapie – No panienki, czeka nas dłuższa przeprawa. Prawie 4 tysiące ludzi, a wokół nich rekiny. Idziemy na około – powiedział przypinając urządzenie do ramienia i prowadząc swoje towarzyszki zgodnie z tym co miał wytyczone w urządzeniu. Kwestia żeby żadna się nie zgubiła, ale z drugiej strony lis też nie mógł być niańką która będzie ganiać Mgłę. Jeśli Susan faktycznie miała taką konsystencję to jak będzie chciała to zwyczajnie odłączy się od grupy i niewiele z tym można będzie zrobić. W każdym razie lis musiał przetrwać ten kawałek drogi i nie reagować na zaczepki Akiry czy jej marudzenia. Jak zacznie marudzić, że ją nóżki bolą to zwyczajnie znowu ją weźmie na ramię i zacznie nieść. To od niej będzie zależało czy jak worek ziemniaków czy usadowi się wygodniej. Jak jej to nie przeszkadzało to nawet lepiej. Lis musiał się zakradać, bo nieprzyjaciel mógł zmienić pozycję. Regularnie monitorował na ISAC’u oznaczenia wrogów oraz tamto miejsce gdzie byli cywile. Z grubsza to szedł pierwszy i przy każdym zakręcie lub otwartej przestrzeni nadstawiał uszu i wytężał zmysły. Wziął jakiś kawałek szkła ze zbitej szyby i używał go jako lusterka po tym jak wypolerował go. Tak co by móc bezpiecznie sprawdzać zakręty. Kwestią było dojść do wyznaczonego budynku i rozpocząć wspinaczkę. Do budynku wchodził pierwszy by upewnić się czy bezpiecznie. Najpierw lusterko, potem wbita do środka, lewo, prawo, góra, dół a karabin gotowy na pojawienie się nieprzyjaciół. |
| | | Akira
Liczba postów : 83 Data dołączenia : 02/03/2016
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Pon Wrz 12, 2016 10:46 pm | |
| A niech tylko spróbuje zastosować na niej jakiś swoich sztuczek! Jeśli przesadzi, to naprawdę dostanie od Akiry! I co z tego, że jest jedynie małym człowieczkiem, a on dużym lisem? Jak chce się, to i się potrafi! Ewentualnie naprawdę spróbuje go zgolić, gdy będzie spać. O ile by miała taką w ogóle szansę. Póki co, Rhoshan został uraczony spojrzeniem pełnym irytacji. - Nie wymądrzaj się tyle - fuknęła w odpowiedzi. Ta, ta, co jeszcze? Może miała stanąć na rzęsach i klaskać uszami? Czy jak to tam szło... No, ale bądź co bądź, jak miała zareagować na tak gwałtowny ruch? A jemu by się nie zakręciło w głowie, gdyby ktoś go obrócił nagle do góry nogami? Na dodatek brak przyzwyczajenia do tego... A kula kulą. Może zatrzyma ją przy pomocy żywiołu? Nie wiadomo. Lecz pewne było to, że chętnie potraktowałaby tego futrzaka powietrzem. A takie i nawiązanie - armia ludzi to pół biedy. A co, jakby lisowaty miałby mieć do czynienia z armią takich Akir? Bądź co bądź, wiadomość jaką tamten otrzymał, kompletnie nie interesowała jasnowłosej. Nie uważała, że to ją dotyczyło. Mimo to, im bardziej zbliżali się do celu podróży, tym bardziej starała się być ostrożniejsza, wykorzystując również delikatnie własne możliwości i moce, jakby to miało jej pomóc w namierzeniu ewentualnego wroga. I nie ma to jak wiadomość, że dosłownie nikogo tutaj nie ma! Zdecydowanie to dodawało jedynie grozy całej sytuacji. Dziewczyna również rozejrzała się po tym miejscu. - Pech... Czy może szczęście? - mruknęła natomiast, nie ukazując po sobie żadnych emocji. Tak właściwie można by uznać ją teraz za nieczułą, ale... Dla niej to obce miejsce. Obcy ludzie. Fakt, że zginęli, nie ruszał jej tak, jak powinien. - Jeśli zginęli szybko, to można uznać, że mieli szczęście. Ominęło ich cierpienie - może po tej gadce się rzuci na nią z pretensjami? Bo co taki małolat mógł wiedzieć? Akira jednak nie przejmowała się zdaniem i opinią innych, więc powiedziała to, co myślała akurat. Za to na jego kolejne słowa, przekazane akurat przez dziwne i tajemne urządzenie (ISAC) sprawiło, że posłała mu wręcz mordercze spojrzenie. - Stwierdzenie o marudnej dziewczynie już mogłeś sobie podarować. I właściwie, nadal nie rozumiem, dlaczego mam iść gdziekolwiek z tobą, futrzaku - powiedziała. No co? Cywil. Nadal. Zero doświadczenia. I spora szansa na śmierć dla niej istniała. Przynajmniej jednego można być pewnym - pomimo zmęczenia i faktu, że jeszcze musieli iść, nie zamierzała ani słowem pisnąć na ten temat. Noszenie? Ostatnia rzecz o którą by go poprosiła. Za to rozejrzała się dookoła. Susan... Chyba poleci tam sama... Właśnie - westchnęła cicho. - W sumie też mogłabym polecieć. A nie, jednak nie - pomyślała chwilkę później. - Zestrzeliliby mnie. Więc nie. Czyli pozostawało jedno - iście za rudym lisowatym, uważanie, by nie oberwać i jak nie paść nagle. Nie umiała dobrze ocenić, jaki jest jej stan i czy część zmęczenia po prostu sobie nie "wymyśliła". - Pytanie. Wchodzimy do środka czy jak? - spytała się go natomiast, mówiąc ciszej niż wcześniej. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Sro Wrz 14, 2016 12:56 am | |
| Przelewała się ponad dachami domków jednorodzinnych o zadbanych ogródkach wypatrując wodospadów. Są! Stoją! Całe - pomyślała z ulgą. Kamień spadł jej z serca, chociaż w sumie nie posiadała tego organu, lecz przez chwilkę przynajmniej przestała ją boleć klatka piersiowa i pożyczona na nieoddanie rana od Nodina. Serio, kosmitka martwiła się o budynek bardziej niż faktem, że już od jakiegoś czasu nie wyczuwała żadnych śladów negatywnych emocji, prócz tej droczącej się na ziemi dwójki, która była istnym, przenośnym Superchargerem. Owszem, pozorny brak ludzi, czy jakichkolwiek innych istot żywych w okolicy wydawał się dosyć niepokojący, szczególnie, że Susan była praktycznie pewna, że Ziemian po prostu tu nie ma, a nie, że czują się nadzwyczaj dobrze i nie emanują żadnych negatywów. Osobliwe - skomentowała w myślach sytuację i uznając, że niewiele nowego zobaczy z lotu ptaka spłynęła na ziemię zwiększając skuteczny zasięg "empatii" - obejmując nią więcej ziemi i budynków niż powietrza. - To dziwne... - rzuciła po zmaterializowaniu się i stanięciu na chodniku, lecz urządzenie na ramieniu lisa przerwało jej beznamiętnym komunikatem - No właśnie. Nie doznaję nawet psów, ptaków, czy innych zwierzątek - potwierdziła usłyszaną właśnie informację dorzucając swoje własne, doprawione składniowymi błędami spostrzeżenia. Raczej nie wierzyła w śmierć wszystkich istot w okolicy, no chyba że najeźdźcy dysponują jeszcze jakąś bronią straszniejszą od pukawek i ostrzy na ogonach. Toż to nawet podczas nalotów dywanowych ktoś zdołał się zawsze skryć w ustronnym miejscu i przeczekać, z resztą, z tego co Susan zdążyła już zauważyć, ludzie potrafili umierać cierpiąc nawet godzinami. Płonne nadzieje Akiro. Po chwili znów odezwał się maszynowy głos z fikuśnej opaski kapitańskiej rudego 102, jednak tym razem nie była to już ta sama Ivona, co wcześniej. Susan właśnie zrozumiała, czemu nie była w stanie wypatrzeć pana informatora, w końcu skupiła się na samym parku, ignorując dachy okolicznych budynków, z resztą i tak wątpliwe, że z takiej odległości zobaczyłaby czubek takiego na przykład Williams Tower. Chociaż tam gość raczej nie siedział. Wysoki punkt obserwacyjny jest spoko, dopóki nie jest ZA wysoki, a ponad 60 pięter to chyba lekka przesada. Z resztą Rhoshan, a już na pewno Akira wypluli by sobie płuca wspinając się na takiego kolosa. No, a skoro nie dach drapacza chmur, to... - Którego budynku? - zapytała przepływając nad lisa, opierając mu się o ramię, częściowo materializując i zapuszczając żurawia w mapę, którą właśnie studiował. No i zobacz, jedna na ramieniu nie chce, druga włazi sama, weź tu dogódź kobietom. Niezależnie od tego, czy dostała odpowiedź, zrozumiała mapę, czy się tylko pogapiła w nic jej nie mówiący obrazek chmurka zdecydowała nie odłączać się od grupy i jeszcze przez chwilę nie zostawiać Akiry na pastwę włochacza, co ma za duże uszy, za wielkie oczy i zbyt ogromne zębiska, a już na pewno zjadł kiedyś jakąś babcię. Owszem, mogłaby odstawić latający parkour i popłynąć na azymut, ale miała tylko aparycję mgły, a nie była niewidzialna, co wiązało się jednak z pewnym ryzykiem dostrzeżenia. - Nie trzeba odstawiać takiej szopki, popatrzę za ciebie - rzuciła do lisa przy pierwszej okazji, w której próbował strzelać zajączkami zza winkla i wystawiła zza ściany po prostu część dłoni. Odczuwała promieniowanie elektromagnetyczne całym ciałem, a co za tym widziała również tą częścią, która aktualnie wyglądała, jak włosy, czy paznokieć u stopy. Dla lepszego zobrazowania swoich umiejętności, bez przymusu tłumaczenia ich i korzystania z przeklętego angielskiego przekształciła na chwilkę koniec palca wskazującego w ludzką gałkę oczną i spojrzała się nią na Rhoshana. Upiorne, lecz krótkotrwałe, bo chimery nigdy nie wychodziły jej za dobrze. - Klir - rzucała po każdym sprawdzeniu nie czując, ani nie widząc nawet muchy i naśladując żołnierzy z jakichś filmów akcji, a do konkretnego budynku wniknęła po prostu przez ścianę równolegle z rudzielcem. Jako że nie miała karabinu, ani w ogóle żadnej broni pozostała w "formie ducha" gotowa na powrót się za tę ścianę cofnąć i miast za nieprzyjacielami rozejrzała się za klatką schodową. Sama mogłaby na ten dach niby wlecieć, ale kilkutonowego Rhoshana, a nawet kilkudziesięcio kilogramowej Akiry nie dałaby rady wnieść ze sobą, a więc potrzebne są schody. No chyba, że ktoś zbiera tłuszcz na cellulit i woli windą. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Sob Wrz 17, 2016 6:30 pm | |
| NPC Storyline - Duskreaver|ERT|Faith Hartley|Jaelyn Rehl Budynek był pusty. Dało się to dostrzec, ISAC nie krzyczał na alarm, natomiast Susan mogła to po prostu wyczuć. W okolicy nikogo nie było. Poza Duskreaverem, który zgodnie z mapą - znajdował się na dachu. ISAC sam zalecił udanie się na górę schodami, gdyż w okresie wojny czy innej klęski, korzystanie z wind było po prostu nierozsądne. Ze względu na wysokość budynku, podróż schodami na dach chwilę zajęła. Na szczycie budynku czekał wspomniany wcześniej informator.
Duskreaver był maszyną przypominającą wilka. Nie był to jednak typowy, leśny futrzak. Maszyna była znacznie większa od przeciętnego ziemskiego przedstawiciela tego gatunku, mierząc jakieś 135 cm wzorstu. Duskreaver stał na krawędzi dachu, spoglądając w dół i obserwując spore zbiorowisko ludzi, zgromadzone w Waterwall Park, jego okolicach oraz pobliskich ulicach. Wszędzie było pełno obcych. Od wielkich pancerniaków, przez mniejsze zielone mięso armatnie, na dziwnych jaszczurach uzbrojonych w karabiny - kończąc. Mieszanka rodem z NASA, tylko w liczbie dziesięć razy więcej. Wilk obrócił swój łeb w kierunku przybyłych, zeskakując z krawędzi na sam dach oraz ruszając powoli ku trójce kompanów. A.I. zlustrowało ich spojrzeniem. Tutaj odezwał się moment, kiedy Susan mogła zacząć odczuwać strach, niepewność oraz gniew od tych trzech tysięcy ludzi znajdujących się na dole, kawałek dalej. -Nie jest to zwyczajne zachowanie ze strony tej rasy. Możemy przyjrzeć się co planują lub spróbować stanąć im na drodze. Odezwał się krótko wilk. Tak, maszyna rozpatrywała opcję poczekania, by zobaczyć co się stanie. Być może - lub nawet na pewno - poświęcenia życia trzech tysięcy istot, na rzecz pozyskania wiedzy oraz informacji. Na swój sposób, była to mała cena. Z drugiej strony, istniała możliwość by podjąć próbę uratowania, kogo się dało. Gdyby to dobrze przemyśleć oraz rozplanować, dałoby się zminimalizować liczbę ofiar. Zwłaszcza, że choć była ich czwórka - posiadali nieco przydatnych umiejętności. Duskreaver nie wyszedł jednak z żadną inicjatywą, przyglądając się im jedynie w milczeniu.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Sob Wrz 17, 2016 9:16 pm | |
| Lis spojrzał na Akirę wzrokiem „jak dostaniesz kulkę to nie przychodź z płaczem. O ile będziesz w stanie chodzić”. To będzie naprawdę ciężka przeprawa patrząc po tym jakie problemy dyscyplinarne pojawiają się już teraz. Jeśli ktoś miałby tę dziołchę przyłączać do Core, a potem jeszcze trenować to musiałby mieć nerwy ze stali… albo po prostu ją zakneblować bądź wyrwać język. Chociaż trzymali takiego Rhoshana, który też do zaczepnych należał ale w nieco inny sposób. Oczywiście tamtego przezwiska Marudy nie mógł sobie darować. To by było za proste, a na dodatek nie byłby sobą gdyby nie droczył się z tym małym człowieczkiem, który ma bardziej rozbujane ego niż najbardziej nadęty ziemski biznesman, z którym niegdyś miał do czynienia. Swoją drogą gdyby takich Akir było więcej to poprosiłby dowództwo o przeniesienie do innej jednostki. Gdyby natomiast napadła go armia to nie miałby żadnych oporów przed tym by się bronić, a co za tym idzie to pewnie pogryźć i podrapać dosyć boleśnie. Na szczęście dla niej samej Akira była tylko jedna i trochę to przypominało sytuację z komarem. Komar zawsze mamy jednego i o jednego za dużo. Nie tyczy się to osobników z długą sierścią, która chroni przed tymi owadami całkiem skutecznie. Co innego ludzie, którzy musieli znosić te owady i irytować się ilekroć jeden brzęczał nad uchem w nocy. W okolicy nie było praktycznie nic żywego poza ludźmi i najeźdźcami, które wskazywał ISAC. Rudy spojrzał dziwnie na Susan, która mu zerkała przez ramię. Nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś mu zerka o ile nie był od niego wyższy. Zwykle tych wysokich dało się usłyszeć bo stąpnięcia wydawały też dźwięk, a ta tutaj sobie hulała na wietrze. Nie żeby się martwił o nią czy coś ale nawet sugestia patrzenia „za niego” była dosyć nieroztropną. Czy ona serio myślała, że najeźdźcy nie mają żadnej broni, która może ją zranić? To była kosmiczna cywilizacja, a nie jakieś ziemskie przygłupy z bronią! Tutaj należało zachować ostrożność, podkraść się i zrobić należytą rzeź, a nie jakieś zwiedzanie w formie ducha. Lis obserwował to dziwne tańce hulańce, które wykonywała Mgiełka a skoro było czysto to skorzystał z okazji by móc wejść na górę. Windy nie używał z kilku powodów. Po pierwsze to była pułapka, w której mógłby zakończyć swój żywot. Po drugie był dosyć duży i siedzenie w windzie było niekomfortowe, zwłaszcza tej ludzkiej, a po trzecie pewnie w całym sektorze nie było prądu żeby wciągnąć ją na górę. Lis po prostu skorzystał ze schodów na dach, a to że kobietom mogło być ciężko włazić kilka pięter to już nie jego problem. Wyrobią sobie kondycję. Kiedy dotarł na górę ujrzał Duskreavera, którego już miał okazję poznać wcześniej. Lis podszedł nieco bliżej i zerknął w stronę miejsca, w które niedawno spoglądał mechaniczny wilk. Było tam sporo ludzi oraz celów do zlikwidowania w postaci najeźdźców. Chociaż było to dosyć dziwne, bo na wstępie powiedziano Rhoshanowi, że ci nie biorą jeńców i eksterminują wszystko co się rusza. Duskreaver również potwierdził, że to nietypowe zachowanie. Na co im byli ci wszyscy ludzie? - Zgadzam się jednak przyglądanie się może wyjść nam na gorsze. Jeśli do czegoś potrzebują tych ludzi to najpewniej jak ruszymy do walki będą próbowali zlikwidować nas, a potem zabezpieczyć ładunek. Nie pałam do ludzi sympatią jednak biorąc pod uwagę obecność Czarnego Ognia to sprawa się komplikuje bo mogą chcieć ich wykorzystać jako ofiary bądź do czegoś innego związanego z magią. Nie wiem, nie znam się na tym ale pewnie istnieje taka szansa, że żywy człowiek jest do czegoś przydatny – powiedział podchodząc do wejścia na dach. Kucnął sobie i oparł się o ścianę wejścia na dach – Jestem jak najbardziej za tym by wybić kilku najeźdźców – rzucił wyszczerzając kły – Wtedy musielibyśmy zrobić to w sposób skoordynowany i zlikwidować jak największą liczbę zanim zaczną zabijać zakładników. Mogą być nawet zdesperowani bo przed chwilą – tutaj na moment urwał bo ciężko mu przechodziło przez gardło to co stało się z tamtym statkiem, jednak po chwili wznowił mimo bolesnych wspomnień – wysadziliśmy jeden z ich statków. Nie jestem genialnym taktykiem i plan jest prosty. Wykorzystamy ISAC’a którego mam przy sobie jako dywersję. Zrobimy małe bum w pobliżu. To powinno ich rozproszyć na tyle byśmy mogli przejść do dalszych faz. Susan posłuży za zwiad i wyszuka nam wszystkich potencjalnych przeciwników, którzy mogli się ukryć przed radarem. Trudno jest ją dostrzec dlatego może spróbować podkraść się i poinformować ludzi by trzymali głowy nisko podczas całej akcji i nie ruszali się z miejsc – wstał i podszedł bliżej środka dachu. Pazurami wyrył koło, a wokół niego krzyżyki zgodnie z tym co pokazywał ISAC. Krzyżykami byli najeźdźcy – Ściągnę wybuchem oraz sobą uwagę tylu ile tylko zdołam, a przy okazji tylu pośle do piachu – poklepał dłonią karabin, który miał ze sobą, a pazurem zakreślił część wschodnią gdzie znajdowali się przeciwnicy. Prawdopodobnie stał tam jakiś budynek, który pewnie będzie mógł zwalić na dół – Duskreaver Ty zająłbyś się wtedy Północną częścią, a Blond Maruda Południową. Ważne jest to, żeby nasze działania były skoordynowane i byście wybijali ich po cichu – tutaj spojrzał znacząco na Akirę, bo jak na razie ona wydawała najwięcej dźwięków w całej drużynie. Oczywiście było to głównie marudzenie, ale Rhoshan pamiętał tamto uderzenie dźwiękiem które mu zaserwowała - Zrobię jak największy hałas i pościągam ich. Kiedy już uporacie się z waszymi stronami, wyeliminujecie to co zostało z Zachodniej części lub ze strażników pośród ludzi. Susan też coś w międzyczasie może kombinować by rozpraszać najeźdźców. Ewakuujemy ludzi w stronę budynków, by mieć jak najwięcej potencjalnych osłon i czekamy na wsparcie ze strony Razor, która sobie toruje z resztą oddziałów drogę. Udamy się w ich kierunku – powiedział i spojrzał po wszystkich obecnych jakby wyczekując jakichś uwag bądź obiekcji - a i przydałyby się dodatkowe komunikatory dla nich. Masz czym nas poratować? - wskazał łbem znowu Susan i Akirę, a potem spojrzał na Duskreavera.
|
| | | Akira
Liczba postów : 83 Data dołączenia : 02/03/2016
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Wto Wrz 20, 2016 7:19 pm | |
| Odwzajemniła jego spojrzenie, które wcale, a wcale nie było przyjemne. Co to, to nie, nie zamierzała nawet wtedy prosić go o pomoc. Niech spada na drzewo czy coś w tym stylu. Chociaż, lis na takiej roślinności... To byłby ciekawy widok. I może całkiem zabawny, a ona będzie miała mniejszą szansę na to, by słuchać go. "A taka armia Akir by się rzeczywiście przydała, by chociażby mu utrudnić życie. Nie może mieć za dobrze, prawda? I przecież widać, jak rudawy lisowaty za nią przepadał, prawda! Już wymyślał jej miłe przezwiska - Maruda, Komar. Co będzie dalej? Jednak lepiej dla niego, by o tym nie mówił na głos, bo jedynie by się zdenerwowała ta dziewczyna... Jeszcze bardziej niż aktualnie. "Ale zdecydowanie działania Susan sprawiały, że po jej plecach przechodziły dreszcze. Ten dzień zdecydowanie jest zbyt szalony. W co ja się właściwie wkopałam? Nie widziała wszystkiego, co wyczyniała druga z obecnych tutaj kobiet, ale tyle wystarczyło. Brr... A może teraz ją tak nagle nachodziło? W końcu wcześniej nic takiego nie odczuwała... Nie, nie, nie... Muszę stanowczo przestać o tym myśleć. Dlatego też nieco pokręciła głową i dreptała dalej za upierdliwym osobnikiem, z którym musiała mieć aktualnie do czynienia. Tylko no... Chodzenie po schodach. Raczej aż tak nie miała cudownej kondycji, by błyskawicznie to zrobić. Do tego dochodził fakt, że nie była w perfekcyjnym stanie przez to, co miało nie tak dawno miejsce... Co sprawiało, że blondynce dotarcie tutaj zajęło więcej czasu niż innym. Pomimo małego wspomagania się umiejętnościami w postaci próby latania, co było niezbyt ciekawym pomysłem w samym budynku. No i oczywiście jej humor nie polepszył się od takiego działania... Niestety. Bądź co bądź, dodarła tutaj w końcu, by jej oczom ukazał się... Co? Kto? Zamrugała, zastanawiając się dość poważnie. Chyba wilk. Dobra, nieważne. Przynajmniej była na tyle dobra, że wysłuchała ich wszystkich wypowiedzi i korzystała z chwili odpoczynku. Podrapała się po policzku, zastanawiając się nad tym wszystkim, po czym bezradnie wzruszyła ramionami. - Może chcą przeprowadzać jakieś eksperymenty? - rzuciła hasłem, przypominając sobie kilka filmów science-fiction... Super, nie spodziewałam się, że w życiu też mi się coś takiego przytrafi. Serio, chcę do domu i do łóżka. I spać. - Albo chcą kogoś zwabić... - ciekawe, czy ktoś właściwie będzie słuchać jej wywodów, czy po prostu zignoruje. Jej to obojętne tak właściwie. Zdecydowanie lisowaty strasznie się rozgadał, ale wychodziło, że miał jakiś plan... Nikt nie powiedział, że Akira musiała się na niego zgadzać. Czy coś. - Czyli uważasz, że mały człowieczek ma jakiekolwiek szanse w takiej akcji? Na dodatek niewyszkolony, a zwykły cywil? - rzuciła natomiast, unosząc lekko brwi. Akira wiedziała, że szaleć nie mogła. Niestety. - Umiem być cicho, sierściuchu - ucięła jeszcze. Wytrzyma na tyle, by zrobić tyle? Oczywiście - nie chciała się w nic takiego już mieszać, ale tutaj raczej nie będzie miała wyjścia... Gorzej tylko, jak padnie gdzieś w połowie. Ale czas zobaczyć co z tego wyjdzie i w ogóle. ----- Czwarta ściana: - Cytat :
- 17. Postaci nie znają wzajemnie swoich myśli! Nie wolno odnosić się w postach do rozważań innych graczy, znać ich planów, historii, zamierzeń, o ile dana osoba sama się z nimi jakoś nie zdradzi.
b) Z punktem tym łączy się również zakaz łamania czwartej ściany - bo pozwolenie na to posiadają tylko trzy postaci, a mianowicie Deadpool, She-Hulk i Purple Man, którzy czynili to kanonicznie. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Pią Wrz 23, 2016 12:28 am | |
| Susan rozejrzała się po otoczeniu nie oferującym jej praktycznie żadnych uczuć do skonsumowania. Ech, chyba wszyscy wolą świeże powietrze - pomyślała, jednak nie odezwała się ani słowem, bo po pierwsze w następstwie przeniknięcia przez ścianę wciąż była niematerialna, a po drugie to nie było śmieszne, no i z jej beznadziejnym akcentem pewnie nawet nie zabrzmiałoby, jak żart. Kiedy dwójka cielesnych istotek wspinała się po schodach nie marnując czasu nawet na aklimatyzację wysokościową Susan leciała koło nich najprostszą możliwą drogą - pionowo w górę przenikając przez kolejne kondygnacje, aż w końcu dotarła do na sam szczyt, tuż przed Duskravera. - O ja cię, Metal Garurumon - szepnęła podekscytowana na widok wilczura żywcem wyciągnięto z gierki, w którą pykało kilku studentów pomiędzy zajęciami, po czym lekko wylądowała na dachu. - Do badań źli kosmici chyba raczej krowy porywają - odpowiedziała na hasło Akiry przypominając sobie kilka innych, gorszych filmów science-fiction. Susan nigdy nie czuła pociągu do Ziemskiego bydła i między innymi na tej podstawie uważała się za tę dobrą kosmitkę. No ale dosyć bezsensownych wypowiedzi. - Zdajesz sobie chyba sprawę, że "małe bum" nie tylko rozproszy tych, tam, no... stworów, jednak również wywoła panikę. Mam samotnie przekonać ich wszystkich żeby się nie ruszali? Ja jedna? Sama, słaba, przeźroczysta i nieczłowiek? Niemożliwe - odparła kręcąc głową. Niech rudzielec nie myśli, że żadnych obiekcji nie będzie, bo naskrobał mapę. Z resztą ta mapa też jakaś niedorobiona. Ile on tych krzyżyków tam zrobił? Kółko nie miało szans. W tę grę się gra stawiając znaczki na przemian ciołku! - Chcemy bardziej ratować człowieków, czy może przeszkodzić wrogom? Ja... ja niby jestem w stanie odebrać strach tym na dole, ale nie trzem tysiącom osiemset siedemdziesięciu czterem, nie na takim terenie i nie wszystko. Jak zaczną umierać, przez siebie zadeptani, lub zabici przez kogoś innego, to na pewno stracę zdrowe myślenie - dodała mimowolnie skubiąc palce i rozglądając się trwożnie przez udzielający jej się stres cywili z parteru. Zrobiła krótką przerwę na zatęsknienie za czytaniem w myślach. Oj, mówienie było męczące i to bardzo, a do powiedzenia jeszcze miała całkiem sporo. Dobrze, że z dachu wyłapywała tylko jakieś ślady emocjonalne, a przez całą drogę zdążyła się oczyścić z nieswoich uczuć, to mogła racjonalnie przeanalizować sytuację. - Widziałeś tam te duże z ostrym ogonem? - zapytała poważnie spoglądając Rhoshanowi w oczki - JEDEN taki prawie zabił Ancalagona. Jesteś silniejszy od tych dużych jaszczurków, jak im było... widm, że planujesz wziąć na klatę takich kilkunastu? - Zrobiła sporą pauzę dając włochatemu czas na odpowiedzenie sobie na to pytanie retoryczne - Jak dla mnie możesz robić, co chcesz. Jesteś dorosły, duży, wyszkolony i na pewno dasz radę jedną ręką ratować cywilów, drugą wysadzać budynki, a nogą strzelać do przeciwników i jeszcze gwizdać Marsyliankę pod nosem, ale ja uważam, że taka akcja jest za nierealna dla naszej czwórki - Krzyżyki się ładnie otacza kółeczkiem, ale ktoś tu chyba zapomniał, że krzyżyki są tylko symbolami, a rzeczywiście każdy z nich to uzbrojony i śmiertelnie niebezpieczny stwór, z których cześć to prawdziwe, chodzące czołgi, a grupka na dachu nie miała nawet jednego koktajlu Mołotowa na wyposażeniu. - No i nie pozwolę wysłać na śmierć akurat tej ludzia, bo go polubiłam - dodała, po czym przepłynęła ku Akirze i otoczyła ją ramionami wokół szyi. Początkowo mogła mieć dziewczyna wrażenie, że wlazła w miękką mgłę, która po chwili zaczęła w dotyku przypominać te chmurki z dziecięcych marzeń, po których można było skakać. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Sob Paź 01, 2016 8:03 am | |
| NPC Storyline - Duskreaver|ERT|Faith Hartley|Jaelyn Rehl Wilkowata maszyna w ciszy przysłuchiwała się rozważaniom trójki kompanów. Wilk jedynie przesuwał swój wzrok to z jednej istoty na drugą, gdy ta akurat wyrażała swoje zdanie. Samemu raczej pozostając biernym. Przynajmniej do momentu gdy nie uznał, że należy coś sprostować w czyjejś wypowiedzi - lub po prostu skomentować. -Tak zwany "czarny ogień" nie zainteresuje się nami. Widmo pokroju starożytnego nie potrzebuje ofiar z nikogo ani niczego, ponieważ nie wpływa to na jego moc. Poza tym, jesteśmy dla niego tym czym dla was są robaki. Skomentowała maszyna, nieco wyjaśniając sprawę czarnego widma. Dało się to z resztą zauważyć przy potyczce z Nodinem - wrogie widmo nie wykazywało najmniejszych zainteresowania atakującymi go ludźmi czy Rhoshanem. Być może tylko raz się nimi "bawiąc". Niemniej jednak przy tej różnicy - trafnym było porównanie do zwykłego, ziemskiego robactwa. -Czarny ogień wysadził. Pozbył się... czegoś co mogliśmy odkryć. Poprawił znów Rhoshana. Nikt z The Core nie zaatakował okrętu, tym bardziej nikt by tego nie zrobił - gdy na pokładzie byli sojusznicy. Choć w wyjątkowej sytuacji zapewne coś takiego by się zdarzyło. Takie scenariusze były dopuszczalne. Może z resztą wyjdzie na czepialstwo wilka, niemniej jednak maszyna nie rozumiała tego co chciał zrobić Rhoshan. -ISAC nie ma zdolności bojowych. Zniszczenie go dla dywersji, jedynie odetnie ciebie od łączności z pozostałymi jednostkami. Poza tym nie posiadasz żadnych możliwości przyjęcia na siebie ostrzału przeciwnika. Wrodzy żołnierze potrafią strzelać. Uśmiercenie siebie jako zasobu wojennego, będzie bardzo lekkomyślne. Duskreaver obrócił się ponownie w stronę zgromadzonego tłumu oraz pilnujących ich strażników. Wilk przyjrzał się na nowo sytuacji, choć nic nie uległo na dole zmianie. Stąd też maszyna zgodziła się nieco ze słowami Akiry. -To może być pułapka. Na nas lub inne Ziemskie istoty. Ta planeta pełna jest osobników z rozwiniętymi genami, których da się lepiej wykorzystać, niż prostych ludzi. Dodał od siebie, a następnie odwrócił się i uczynił kilka kroków ku dziewczynie, zatrzymując się przy niej oraz unosząc łeb do góry by móc na nią dokładnie spojrzeć. -Nie miałaś tych samych dylematów, podchodząc do wielkiego, czerwonego gada w nowym jorku. Rzucił krótko, nawiązując do wydarzeń o których z resztą wiedział. Jak nie trudno było się domyślić. W końcu był maszyną, zapewne posiadał możliwości łączenia się z informacjami oraz przechwytywania ich. Z kolei na słowa Susan, wilk miał co innego do powiedzenia. -Według prawa tej planety - w miejscu tym panuje stan wojenny. Jako, że nawiązaliśmy porozumienie z tutejszą armią, mamy możliwość legalnego egzekwowania ich praw. Możemy więc zmusić każdego do czynienia naszej woli, pod groźbą eksterminacji. Wyjaśnił dosadnie i dość brutalnie - wilk. Niemniej taka była prawda, każdy kto znał tą część Amerykańskiego prawa, po prostu mógł to wiedzieć. W czasie stanu wojennego, panowały inne zasady niż w czasie pokoju. I bynajmniej nie chodziło tylko i wyłącznie o "dobro ludzi", tylko zażegnanie zagrożenia. Ludzie musieli się dostosować. Akira w tym wypadku, tak polubiona przez Susan, wykazała się już zdolnościami bojowymi, które mogły być dla nich pomocne. Tak więc wilk nie widział opcji wypuszczenia jej, bo ta nie chce zginąć. Na dobrą sprawę, nikt nie chciał zginąć. Pozostawała więc opcja dopracowania tego planu lub stworzenia nowego. Póki co, na dole panował "względny" spokój. Obcy nie wykonywali żadnych ruchów, nie stwarzali dodatkowego zagrożenia dla cywili - ponad to już istniejące.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Wto Paź 04, 2016 1:04 am | |
| Metal co? To było jakieś dziwne stworzenie albo jakiś krzywe nazewnictwo na mechanicznego wilka? Nie miał okazji oglądać tak dużo kreskówek, by móc się orientować w takich rzeczach ani tym bardziej animacji azjatyckich. Jedyne co znał azjatyckiego to potrawy, bo Antharas coś tam jadał i było to nawet niezłe jak na surową rybę z ryżem oraz wodorostami. Może ludzie nie byli aż takimi mięczakami i też dałoby radę kogoś nakłonić do zjedzenia surowej wołowiny skoro jedzą rybę? Będzie musiał to kiedyś sprawdzić, a Akira wyglądała jak osoba, którą da się w ten eksperyment wkręcić. Najwyżej zwróci to co zjadła, a lis będzie miał ubaw, że dała się podpuścić do zjedzenia surowego mięsa. Na Tytanie na pewno mieli jakieś środki na bóle żołądka w razie czego więc eksperyment będzie w miarę bezpieczny. Krowy? Bzdura, po co mieliby porywać chodzące półmiski mięsa! – pomyślał lis. Przecież nie od dziś wiadomo, że mając do wyboru buńczuczną rasę ludzką, a krowę która pójdzie na ugodę i nie będzie stawiać oporu to najpewniej wybraliby to drugie. Z krową łatwiej byłoby się dogadać niż z niektórymi ludźmi chociaż nie miał w zwyczaju rozmawiać z czymś co potencjalnie może znaleźć się na jego talerzu. Gdyby miał kogoś porwać z jakiejkolwiek planety to ostatnim przystankiem na liście byłaby właśnie Ziemia. Poza tym lis był strasznie podirytowany tym w jakim towarzystwie się znalazł. Dwie marudy, jedna zachowuje się jakby była obrażona na cały świat, a druga nawet nie stara się wymyślić alternatywy planu. Chociaż w sumie lis znalazł już winowajcę swoich wahań nastroju. Przynajmniej wie kto stoi za odsysaniem tych negatywnych emocji, które się w nim kłębiły jakiś czas temu. Czarny Ogień w tym momencie zrobił sobie z Rhoshana wroga. To już nie była kwestia tego, że tamten stanowił zagrożenie tylko osobista vendetta, którą jeśli będzie okazja to lis jej dokona. Uważał ich za robactwo? Świetnie, bo największe drapieżniki mogły padać ofiarą tych mniejszych zwłaszcza jeśli nie były doceniane. Ile to razy w telewizji widział te nudne programy o jakimś pasożycie, który dostał się do głowy poprzez jedzenie i w ciągu paru dni zabił nosiciela? To tylko przykład z przyrody, a lis miał już kolejny cel. Bardzo ambitny, a przez niektórych zapewne określony jako lekkomyślny bądź głupi. Stać się na tyle silnym, by móc pozbyć się tego jednego konkretnego widma. Przed nim jednak była daleka droga. Nie mógł sobie poradzić sam z silniejszym przestępcą bądź smokami, a co dopiero brać się za widmo klasy starożytnego! To oznaczało tylko jedno. Trzeba będzie trenować tak jak za dawnych czasów, czyli do momentu aż nie będzie mógł wstać. Wtedy będzie to koniec treningu, ale takie ambitne plany powinno się raczej tworzyć dopiero po wyjściu ze strefy wojny takiej jak ta tu. Niemniej problemem faktycznie mogą być osobniki z ostrymi ogonami, które dawały radę z jednym widmem. Oznaczało to, że otwarta konfrontacja bez odpowiedniego uzbrojenia nie wchodziła w grę. Jeśli nie szło przebić tego pociskami, które miał pod ręką to jedyne co może próbować zrobić w razie konieczności to walka pazurami i postawienie na czystą siłę. Problematyczni faktycznie byli ludzie. Fakt nie da się wszystkich uratować, ale trzeba jak najwięcej ich wyciągnąć z tego bajzlu. - Hej, a może im właśnie o te osobniki chodzi? – oświeciło go kiedy Duskreaver wspomniał o tych istotach z rozwiniętymi genami – Nie mają czasu na to żeby sprawdzić pojedyncze jednostki dlatego biorą całe tysiące i potem sobie to sprawdzą. Jeśli faktycznie taki jest ich plan to większość najpewniej czeka zagłada tak czy siak, a reszta trafi na stół operacyjny jak te żabki, które sobie kroją w szkołach ludzie. Chociaż to nie ma też sensu, bo staraliby się wyłapywać jak najwięcej ludzi a nie ich mordować jak leci – osobniki bez mutagenu mogą być bezużyteczne i zostaną poddane likwidacji bądź utylizacji. W końcu na co mają trzymać bezużytecznych ludzi na pokładzie? Te przydatne najpewniej trafią do laboratoriów i tam ich pokroją niczym wcześniej wspomniane płazy na lekcjach. Wychodziło na to, że ci ludzie zginą tak czy siak jeśli nic nie zrobią teraz. Do słów wilka skierowanych do Akiry lis dodał też swoją kwestię – Ani podczas łażenia za wielkim, uzbrojonym lisem. Zwykły człowieczek nie pożyłby na tyle długo w strefie działań inwazyjnych. W sumie gdybyś była zwykła to siedziałabyś jak trusia z tamtymi – wskazał łbem w stronę skupiska ludzi. Dobrze wiedzieć, że tamta przybyła z NYC wraz z widmem. Kwestia tylko po co on ją tutaj ściągnął? Nie przewidział konsekwencji jakie mogą z tego wyniknąć czy raczej lekkomyślnie postanowił zabrać dziewczynę na przejażdżkę jej życia? Mogła również być ważna i kluczowa dla wykonania zadania jednak czy gdyby widmo przewidziało taki obrót spraw to czy tak skończyłaby się konfrontacja z Czarnym Ogniem? - Nic tak nie działa na ludzi jak strach przed likwidacją. Oni są przerażeni i ogłupieni tym strachem, wystarczy że zobaczą mnie i albo zaczną uciekać albo pójdą grzecznie jak stado owieczek. Nie ulega wątpliwości, że wszystkich nie uratujemy, a mam wrażenie, że jeśli będziemy dalej czekać to nie uratujemy nikogo. To na pewno nie jest pułapka na nas. Nie zadawaliby sobie trudu, by dorwać jednego członka Core oraz dwójkę cywili. Prędzej chcieliby dorwać się do Twojej bazy danych i bebechów – powiedział zerkając w stronę Duskreavera. Jeśli maszyna faktycznie miała dostęp do banków danych to dla obcych mógłby okazać się większym priorytetem do pojmania niż taki Rhoshan czy te dwie marudy - Myślę, że liczą właśnie na otoczenie by odejść z hukiem i posłać jak najwięcej naszych do piachu przy okazji… - w sumie wpadł mu do głowy kolejny pomysł. Wyciągnął ISAC’a i zaczął wklepywać w komendy poszukując planów kanalizacji miejskiej oraz chciał porównać je z miejscem, gdzie były grupy ludzi – Jeśli nie możemy liczyć na otwartą walkę to musimy ukraść tylu ludzi ilu tylko damy radę. Nie jestem na tyle silny żeby walczyć z czymś co powaliło widmo ani nie mam swojego pancerza, ale może to nawet nie będzie potrzebne – jeśli plany się nie wyświetliły na urządzeniu to rzucił do Duskreavera – możesz sprawdzić czy pod nimi biegną jakieś tunele kanalizacyjne? Zrobimy podkop i spróbujemy wyciągać pojedynczo ludzi – spojrzał na swoje pazury. Nie był żadnym górnikiem, ale wydawało mu się, że skoro dał radę z pancerzem smoka to tym bardziej poradzi sobie z warstwami betonu – Zajmie nam to trochę czasu, ale będzie na pewno bezpieczniejsze. No i będziesz mogła uspokajać ich pojedynczo Susan, a maruda przyda się do czegoś w końcu. Jeśli macie lepszy plan to z chęcią posłucham. - położył nacisk na to ostatnie, bo chwilowo dwa plany już wyszły od niego, a nie dostał żadnych propozycji od marudzącej dwójki. Rudy nie był strategiem, a wojownikiem więc tamte mogłyby zabłysnąć czymś a nie być tylko obciążeniem. Jakby się zastanowić to mógłby kopać z nich najwydajniej, a takie podkopy będą robić mniej hałasu niż z wykorzystaniem maszyn. Również zajmie to więcej czasu, ale kto powiedział, że Akira która niby nie użyła granatu a jednak udało jej się wywołać efekt bomby dźwiekowej nie mogłaby rozkruszyć skał drganiami dźwięku czy czymś w tym stylu?
|
| | | Akira
Liczba postów : 83 Data dołączenia : 02/03/2016
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Sro Paź 05, 2016 6:34 pm | |
| Przekrzywiła nieco głowę, a potem w drugą, rozważając w myślach słowa Susan. Zawsze mogą uważać, że ludzie to krowy - stwierdziła w końcu, nie dzieląc się wraz z nimi swoimi przemyśleniami, uważając je osobiście za nieco dziwne. - Cóż, możemy jedynie zgadywać. Chyba, że nagle pojawi się odpowiedź... Nie, jednak nie. Zerknęła w ich stronę. - Możemy jedynie zgadywać - stwierdziła blondynka, delikatnie wzruszając ramionami. - Równie dobrze mogą chcieć pozbyć się jak największej ilości osób, by pozbyć się tych, którzy mają siłę, by z nimi walczyć - kolejna propozycja z jej strony. Widząc, jak wilk zbliżył się do niej, skupiła na nim swoje oczy, obserwując go zarazem. Lecz na usłyszane słowa nie zareagowała od razu, ponieważ po tym odezwał się rudawy lis. Dlatego też Akira spojrzała raz na jednego, a raz na drugiego, po czym uśmiechnęła się uroczo... Jak na nią, albowiem usłyszane słowa nie wywołały w niej powodów do radości. - Tak, tak - klasnęła lekko w dłonie. - Skoro skończyliście wypominać mi to, jak i próbować podważać moją normalność, to skupcie się na innych rzeczach - dodała. Jednak nie zdenerwowała się... I póki co nie obezwładniały ją myśli dotyczące tego, na ile sposobów można by tej dwójce zrobić krzywdę. - I tak nawiasem mówiąc, wszystkie gadające psowate są takie, czy trafiłam na specjalne wyjątki? - spytała, stosując w tym pytanie retoryczne... A raczej nie oczekiwała specjalnie odpowiedzi na to. W sumie, gdybym była zwykła, to teraz siedziałabym w domu, pisząc programy, a nie byłabym z wami - stwierdziła w myślach. Najbardziej jednak słowa Susan sprawiły, że Akira nie zareagowała z marudzeniem lub zezłoszczeniem. Zamrugała oczami, odczuwając jak ją "obejmuje". Miękkie. Szczerze mówiąc, nie wiedziała jak zareagować na taką deklarację, przez co delikatnie się zmieszała... - Etto... - zanim słowa mechanicznego wilka nie spowodowały, że udało się jej otrząsnąć. Skrzywiła się nieco, nie ukrywając, że pomimo tego, iż tamten miał rację... Jej się to nie spodobało. Tylko, że nic nie mogła na to poradzić. - Rozumiem, rozumiem. Niestety. To było miłe... I dziwne. Nie rozumiem jej - dodała w myślach. Wywróciła oczami na słowa Rhoshana. - Niby do czego mam się przydać w twoim planie, sierściuchu? Stanąć z boku i oklaskiwać cię za każdym razem, jak ci się uda? - prychnęła cichutko. - Nie, ja nie mam pomysłu. Za to chcę wiedzieć, czego właściwie oczekujesz ode mnie - nie wiedziała za dobrze, ale zarazem... Oby nie chciał czegoś niemożliwego po niej. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Wto Paź 11, 2016 2:27 am | |
| No przynajmniej jeden jaszczurowaty potworek nie będzie próbował zjeść żadnego człowieka, czy innego lisa. Chyba, że Widma również uznają robactwo za pokarm bogaty w białko. Podobno takie larwy, czy mrówki właśnie na surowo, a nie smażone, smakują najlepiej i tak się właśnie owe je. Zupełnie inaczej niż chociażby wołowinę, czy koninę. Kto to w ogóle widział jeść surowe mięso, z na przykład żółtkiem surowego jajka i z surową cebulką? Ble! Już pisząc to prawie żem się porzygała. Muszę szybko zapomnieć o tatarze, czy carpaccio, bo dostanę mdłości! Biedna Susan, pewnie nigdy nie będzie w stanie osobiście poczuć tego smaku, z resztą tak samo, jak swojej własnej obawy przed śmiercią, która była jej obojętna niczym zeszłoroczny śnieg. Na słowa metalowego wilczura jej ciało zareagowało jednak mimowolnym skręceniem gniewu. W chmurzasto-mglistej postaci pojawił się na chwilę obraz widzianego z orbity tajfunu. Perhavinianka wielokrotnie traktowała ludzi jako trochę przygłupią ciekawostkę. Posiadali niby własną kulturę, język, naukę, ale to wszystko wydawało jej się czasem pociesznie przygłupie. Zderzając się jednak z zasadami, ustanowionymi przez Ziemian, aczkolwiek całkowicie sprzecznymi z tymi ich wartościami, które do tej pory zdążyła poznać i które wydawały jej się jednymi z najwyższych ogarniał ją przejmujący, pełen żalu gniew na te głupie istotki. - Nie znam wszystkich praw będących na tej planecie. Wiem, że trzeba płacić za dobra, odzywać się do innych w określoną metodę, jestem stanie wymienić kilka zachowań "nielegalnych", ale wydawało mi się, że po ostatniej, wielkiej, ziemskiej wojnie uznano, iż taka groźba również jest "nielegalna"... a z resztą "zabij się, bo inaczej cię zabijemy" nie brzmi przekonywująco, prawda? Panienka Akira mogłaby z całą pewnością powiedzieć "nie" w odpowiedzi na poprzedni plan i w żaden sposób nie przemieniłoby to jej sytuacji - odparła wcale nie dosadnie, w ogóle nie brutalnie, a spokojnie, cicho i kończąc z uśmiechem. Przestała też obejmować mutantkę stając na ziemi tuż obok niej. Nie miała zamiaru się z nikim kłócić. Ten metalowy zwierzak z pewnością wiedział więcej niż ona sama, skoro powoływał się na ziemskie zasady i używał tak skomplikowanych słów na E, jak "eksterminacja" oraz "egzekwować". Po prostu uznała za konieczne zaznaczyć, że grożenie śmiercią jednemu z potencjalnych sojuszników w żaden sposób nie podniesie jego morale, nie przekona go, ani nie zjedna. Być może, ale tylko "być może", będzie się on podporządkowywał ze strachu, jednak to też tylko do pierwszego momentu, w którym uda mu się wyrwać nie ponosząc konsekwencji. Chodząca baza danych na pewno miała sporą wiedzę, ale to kręcąca się jedynie wokół uczuć i zainteresowana ludzkim sposobem myślenia kosmitka próbowała zrozumieć te kruche zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym istotki. Ba, ona była pewna, że rozumie je znacznie lepiej niż jakaś gadająca maszyna kręcąca się jedynie wokół faktów i oceniająca tych wszystkich na dole przez pryzmat liczby 3874, a rudego włochacza i Akirę nazywająca "zasobami wojennymi". Dobrze, że ja jestem bezużyteczna, przynajmniej nikt nie zmęczy się próbując nastraszyć mnie śmiercią, albo zabić - pomyślała beztrosko, korzystając z chwilowej możliwości obcowania głównie z własnymi emocjami. Może to i nie jest relaks pod palmami, ale w porównaniu do tego, co działo się jeszcze przed chwilą i dziać się zapewne będzie niedługo... czyste SPA. - Znam tylko jeden, gorszy, ale ten już słyszeliśmy - powiedziała potrząsając głową - Nie chcę się bardziej czepiać, ale wiemy, czy przeciwnicy nie mają swoich Ajzaków? - słyszała tę nazwę już wielokrotnie i domyśliła się, że chodzi o urządzenie, którym dysponował lisek chytrusek, ale wciąż nie była pewna, czy dobrze to wymawia, więc na wszelki wypadek wskazała palcem na ową rzecz - To coś niedawno pokazało, że umie czuć życie na odległość. Jeśli tamci też mają coś takiego, to do przechodzenia tunelami nadaję się tylko ja i Duskraver, ale wtedy przydałoby się uniknąć kopania, no i się pewnie szybko zorientują, że ubywa im człowieków ze zbioru - Susan nie miała własnych planów. Uznawała sytuację za beznadziejną i zdecydowanie przerastającą zebraną czwórkę. Owszem, w swoich założeniach uznała, że obydwa zwierzęco podobne stwory są słabsze od Ancalagona, ale jakoś nie spodziewała się, że któryś z nich ją mile zaskoczy. Kosmitka również nie była strategiem, a odpadem własnej nacji i już świeciła luminescencyjnym światłem, więc nie czuła dodatkowej potrzeby błyszczenia. Na razie zwyczajnie próbowała wskazać największe luki w planach, które same w sobie składały się z jednej, wielkiej luki: zróbmy cokolwiek samemu, żeby wydawało się, że coś robimy. Przynajmniej tyle dobrego, że lis łatwo zrezygnował z otwartej ofensywy bez wsparcia. Chciała niby zaproponować, by poczekać, aż ci od sprzątania ulic się pojawią w okolicy, ale przynajmniej jedna osoba w grupie miała owsiki, a druga zgodnie z amerykańskim prawem pozabijałaby tych, którzy się nie wiercą, więc już się zwyczajnie zamknęła i tylko coś się w niej przelewało z irytacji. Spacerujmy podziemiami. Kopmy. Ewakuujmy. Niech mają w co łapy włożyć. Może w kilka godzin uda się wyciągnąć jakieś 8% zebranych nie wzbudzając przy okazji podejrzeń kosmitów... może. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Nie Paź 16, 2016 6:32 pm | |
| NPC Storyline - Duskreaver|ERT|Faith Hartley|Jaelyn Rehl
Duskreaver słuchał wypowiedzi trójki kompanów, tym razem zachowując niemalże grobową ciszę. Co jakiś czas łeb wilka obracał się w kierunku osoby, która zabierała akurat głos. Wszystko "spokojne" tak się tu toczyło. Maszyna odwróciła w pewnym momencie łeb w inną stronę. Nieco ponad linię budynków, wypatrując punktu znajdującego się na horyzoncie. Mały, czarny punkcik który z dużą szybkością zbliżał się do ich pozycji. Wilk obserwował go w milczeniu, krzywiąc łeb na bok - niczym prawdziwy psowaty - spoglądając na obiekt. Z czasem jak obiekt znajdował się bliżej, dało się ujrzeć pojazd. Awionetkę która leciała nisko nad ziemią, tyle tylko by ominąć dachy budynków i móc swobodnie przedostać się do miejsca swej podróży. Maszyna podniosła prawą łapę, prostując łeb oraz nieruchomiejąc na chwilę. Wątpliwości rozwiało nagłe odezwanie się ISACa. -Wykryto pocisk taktyczny! Rzuciło A.I. urządzenia. Duskreaver zareagował dość gwałtownie - raczej w niespodziewany dla nich sposób. Ogon oplótł się dookoła nadgarstka Rhoshana, a sam wilk skoczył prosto na Akirę. Awionetka przeleciała im nad głowami, a maszyna chwyciła bluzę dziewczyny w okolicach ramienia. Oboje - lis jak i mutantka - zostali powaleni nieprzyjemnie na ziemię. Na tym się jednak nie skończyło. Robot szarpnął się i skoczył przed siebie - bardzo daleko, ciągnąć ich za sobą... poza obręb dachu. Tak oto cała trójka wylądowała w bezwładzie w powietrzu, lecąc w dół z dachu piętrowego budynku. Susan została tutaj z oczywistych względów pominięta przez maszynę, która mogłaby mieć problem ze złapaniem jej. Tutaj już kwestia dotyczyła najbardziej Akiry oraz jej zdolności do... złapania pozostałych towarzyszy. Jeśli tej nie uda się jednak nic uczynić, wilk - który puścił dwójkę w powietrzu - zapikuje, wyląduje pierwszy, a następnie będzie ich łapał, jednego po drugim - oraz odstawiał na ziemię. Niezależnie od tego, po wylądowaniu na ziemi w ten czy inny sposób - cała czwórka usłyszała huk, ziemia zatrzęsła się - w powietrze wzniósł się dym oraz kurz, przesłaniając okolicę na kilometry. Huk był potężny, niemalże nie do wytrzymania. Budynki jednak ostały się w całości. -Rhoshan! Duskreaver! Co tam się stało? Odezwała się przez ISACa Atena. Maszyna która znajdowała się tutaj z nimi, otrzepała się, a następnie ruszyła za róg, obchodząc budynek by móc przyjrzeć się miejscu które przed chwilą było parkiem... a teraz jedynie dziurą w ziemi z walającymi się w różnych miejscach, spalonymi zwłokami ludzi oraz obcych. Widok był koszmarny - smród, jeszcze gorszy. Duskreaver nic nie odpowiedział, jedynie obserwując efekty eksplozji. -Brak ocalałych. Wtrącił krótki ISAC.
|
| | | Akira
Liczba postów : 83 Data dołączenia : 02/03/2016
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Wto Paź 18, 2016 7:43 am | |
| Na daną chwilę, Akira nie bardzo wiedziała, co miałaby zrobić ze sobą, swoimi umiejętnościami, czy całą tą sytuacją. Póki co, w jej rozumieniu, plan tako jaki miał być... Ale zarazem go nie było. A przynajmniej dziewczyna zdołała się już w tym wszystkim pogubić. - Kwestia braku wyboru, Susan - odezwała się natomiast do towarzyszki. - Albo inaczej, w tym przypadku efekt jest wręcz identyczny - uniosła dłoń i potarła policzek. - I masz rację z tym - Upierdliwe. Kwestia dotycząca jej możliwości działania również ją dobijała, jak i samo podejście do sprawy. Chyba już wolała towarzystwo Czerwonołuskiego niż być tutaj i słuchać tego wszystkiego. Aż westchnęła cicho. - Huh? - zamrugała oczami, rozważając w myślach to, co usłyszała teraz ze strony Susan. W sumie... Ale jednak... Akira nie wiedziała co myśleć o tym. O czym? O tej całej kwestii z namierzaniem. Nie zastanawiała się nad tym wcześniej, więc to powodowało, że nie wiedziała, co teraz o tym myśleć. Namierzanie? - To byłoby spore utrudnienie - stwierdziła natomiast jasnowłosa. - Tylko... Jaki to może mieć zasięg? Przeciągnęła się lekko. Nie czuła do końca, że orientuje się w aktualnym temacie. - Koniec końców nadal nie wiem, jak to w końcu ma wyglądać - stwierdziła jeszcze. Męczące. Musiałam się w to wpakować... - wolała być w domu. Tak, po raz kolejny została wspomniana owa kwestia, ale... Kto by chciał tkwić w takim miejscu i w takiej sytuacji? Chyba jedynie szaleniec. Pomarudziłaby dalej na to wszystko w myślach, gdyby nie pewne wydarzenie... Cóż, może od początku? Dla niej stało się to szybko - od wiadomości, ze strony urządzenia, do reakcji wilka. Nim się spostrzegła, boleśnie uderzyła w podłoże, krzywiąc się nieco. No co? Bolało to, a teraz nie zastanawiała się nawet dlaczego doszło do takiego zachowania. - Tss... - zdecydowanie to nie było miękkie lądowanie. Za to nie dostała możliwości jęczenia na to... Bo znów poczuła szarpnięcie i to, że pod stopami kompletnie nic nie czuła. C-co jest? Ej! - teraz zorientowała się właśnie, że dach zamiast być pod nią... Był nieco bardziej na bok. Kilka sekund później i zrozumiała, że skończyła w powietrzu, by zaraz potem przypomniała sobie o nich grawitacja. Spojrzała raz na jednego z nich, raz na drugiego, szybko obracając głowę, po czym wyciągnęła ręce w stronę zbliżającej się ziemi i skupiła się na swojej mocy. Zamierzała wykorzystać podmuch powietrza, by najpierw zatrzymać ich upadek. Spowodowało to, że znieśli się najpierw o około pół metra, zanim zaczęli opadać, jednakże wystarczająco powoli, by zetknięcie się z podłożem nie wywołało żadnych obrażeń. Oboje, jak i sama dziewczyna mogli odczuć, jak powietrze krąży wokół nich, pomagając im przeciwstawić się grawitacji. Dlatego też efektem końcowym był fakt, że powinni łagodnie wylądować, a efekty związane z wykorzystaniem jej umiejętności zniknąć. Sama blondynka padła na kolana, odczuwając na chwilkę zawroty głowy wywołane faktem zbyt gwałtownej reakcji na to wydarzenie... Przynajmniej według niej tak było. To nie był koniec. Chciała się podnieść już na nogi, gdy nagle rozległ się huk. Zatrzęsienie ziemi sprawiło, że upadła na tyłek. Szybko uniosła ręce, by zasłonić uszy i tym razem skupiła się na drugiej umiejętności, działając odruchowo i "wyciszając" całkowicie miejsce, w którym się znalazła w promieniu 5 metrów. Nie słyszała niczego, nawet przyspieszonego pulsu przez nową dawkę adrenaliny. Stworzyła również ścianę z powietrza przed sobą, chcąc chociaż w ten sposób zablokować kurz, który pomknął w ich stronę. Również odsunęła dłonie od uszów, tym razem zasłaniając usta i nos. Kaszlnęła kilka razy, krzywiąc się mocno. Nie widziała efektów eksplozji, ale zdecydowanie czuła to. Cholera jasna. Dziewczyna zbledła. Co się teraz tutaj odwaliło? - wykorzystała umiejętność, by zapewnić sobie dawkę świeżego powietrza, po czym wstała nieco chwiejnie. Wolę nie wiedzieć. Zdecydowanie nie chcę wiedzieć, jak to wygląda - pomyślała jeszcze, gdy zorientowała się, że wilko-maszyna poszła sprawdzić skutek tego zdarzenia. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Czw Paź 20, 2016 2:13 am | |
| Coś było nielegalne? Rhoshan może się pomylił, ale byli w środku inwazji i kosmici raczej mieli gdzieś jakieś tam konwencje. Cywile albo musieliby się podporządkować by uratować swoje dupska lub po prostu zginąć z rąk najeźdźcy. Podczas wojny nie istniało coś takiego jak prawo, zwłaszcza jeśli dochodzi do masakry na taką skalę. Nie byłoby innej opcji przekonać takiej masy ludzi, by nagle zaczęło się słuchać kolejnej grupy dziwactw, która najpewniej by weszła w akompaniamencie ostrzału. Najwyraźniej jednak też ich, a raczej lisowatego plan spaliłby na panewce bo jeśli tamci są w stanie wyczuwać życie to najwyraźniej tylko Duskreaver mógłby kopać. Kwestią mogło być tylko to czy na tej głębokości wyczuliby życie kiedy tamci byliby pod tysiącami ludzi. Ciężko byłoby wyczuć pojedyncze osobniki przedostające się pod całym źródłem bodźca. To tak jakby ktoś w tle puścił z głośników ciężki metal i kazał wychwycić delikatną piosenkę, która leci na niewielkim radyjku. Dla Akiry miał zresztą całkiem prostą rolę w tym planie, bo pomagałaby ludziom wchodzić do takich dziur. Na pewno nie mieli swoich ISAC’ów lub były one jakoś zakłócane. W przeciwnym razie ta trójka nie mogłaby sobie tutaj siedzieć i gawędzić nad planem. Zresztą gdyby te potwory mogły wyczuwać na taką odległość to najpewniej wiedziałyby, że coś się święci i rozwiązały problem niezwłocznie. Nie rozumiał tylko tego dziwnego podejścia Susan, które jasno wskazywało, że ma wyrąbane na tych ludzi, a zarazem kleiła się do Akiry (jeśli można jako mgła kleić się). Lepiej jest uratować 200 ludzi niż 0 i nawet jeśli Rhoshan nie był geniuszem matematycznym to mógł powiedzieć co bardziej się opłaca. Tutaj mgiełka zabłysnęła trochę negatywnie według lisa i mimo, że on sam nie lubił ludzi to na ludobójstwo nie mógłby przyzwolić. To raz, że niehonorowe, a dwa niezgodne z tym czego wymaga się od operatora The Core. Nie można było czekać z prostej przyczyny jaką była utrata możliwości uratowania tych ludzi. Nie wiadomo czy nie będą tamci teleportowani na statek obcych, a potem przerobieni na cokolwiek tamci chcą. Każda sekunda bezczynności zwiększała tylko ryzyko śmierci tych ludzi, ale jak miało się okazać było to bez znaczenia. Wtem uszy lisa wyłapały jakiś dźwięk. Przystrzygł bardziej swoimi rudymi radarami i odwrócił się w kierunku dźwięku. Było to buczenie samolotu, który zbliżał się w ich stronę z dosyć sporą prędkością, a na dodatek dosyć nisko. Trzeba było przyznać, że pilot tego cacka miał jaja żeby tak nisko latać chociaż maszyna mogła również być zdalnie sterowana. Nie wyglądała na myśliwiec, a coś bardziej turystycznego albo maszynę do rozpylania oprysków nad polem. Wszystkie wyglądały tak samo z daleka tak czy siak. Dopiero po chwili kiedy ISAC wtrącił swoje trzy grosze do całej sytuacji w głowie lisa pojawiły się dwie myśli. Pierwszą z nich było „ha! A nie mówiłem, że będą chcieli nas wysadzić?”, a drugą „O kur##, wiejemy!”. Był w trakcie podnoszenia kiedy poczuł jak coś owinęło się wokół jego nadgarstka, a następnie mocno szarpnęło. Chwycił mocniej karabin by przypadkiem go nie wypuścić i schylił głowę kiedy awionetka przeleciała im nad głowami. Taki dźwięk z bliskiej odległości nie był zbyt przyjemny dla jego uszu jednak nie mógł się nad sobą rozczulać, gdyż zaraz został pociągnięty poza dach gdzie zaczęła spadać w dół. Podobno koty spadają na cztery łapy, jednak jak było z lisami, które pochodzą od psowatych? Przekręcił się w powietrzu i zawiesił karabin na ramieniu by mieć wolne łapy, żeby móc spróbować załagodzić upadek jednak nie było to nawet potrzebne jak się okazało. Powietrze wokół zmieniło się. Wibrowało w zupełnie inny sposób niż poprzednio, poruszało się inaczej. Lis poczuł, że wytraca prędkość i to w znacznym stopniu, powoli lądując na podłożu. Zauważył Akirę, która padła na kolana – Więc to takie buty huh – mruknął. A marudziła, że będzie bezużyteczna. Z taką zdolnością pewnie mogłaby całkiem nieźle chłodzić podczas kopania tych dołów i dbać o to, by ich zapach nie przenosił sie w stronę najeźdźcy. Nagle rozległ się huk. Pocisk uderzył, a oni byli praktycznie tuż obok miejsca eksplozji. Przez moment Rhoshan miał wrażenie, że bębenki uszne mu poszły. Do ogromnego bólu jaki odczuł doszła jeszcze chwilowa głuchota, ale to nie powstrzymało go przed tym żeby jakoś się odwdzięczyć dziewczynie. Przez moment po tamtym wybuchu próbował złapać równowagę po czym skoczył do niej i zasłonił własnym ciałem, wtulając w swoje rude futro. Pochylił głowę żeby nie dostać żadnym odłamkiem i przeczekał tak kilka chwil. Nie poczuł jednak żeby coś miało go uderzyć, dlatego po chwili odsunął się od dziewczyny trzymając się za uszy i próbując doprowadzić się do porządku. Masował je przez moment jakby mając nadzieję, że to coś da. Do jego zmysłu węchu doszedł zapach spalenizny, zmasakrowanych zwłok obcych jak i ludzi. Znał zapach ludzkiego ciała bardzo dobrze od wewnątrz jak i na zewnątrz. Wypruwał kiedyś im flaki i nawet ten zapach mu się wtedy podobał jednak teraz go to brzydziło. Lisowaty przez moment słyszał jakby był pod wodą jak odzywała się Atena przez jego komunikator. Pewnie chciała wiedzieć co się stało. Lis wychylił się delikatnie zza budynku i spojrzał w kierunku… no właśnie czego? Masowego grobu, dziury którą zrobił pocisk. Wszędzie walały się zwłoki, albo ich resztki raczej. Zginąć w taki sposób to najgorsze co mogło się zdarzyć. Nie miał nic przeciwko honorowej śmierci w walce, jednak to była rzeźnia. - Pocisk taktyczny w samolocie. Nikt nie przeżył. Jeśli to nie jest sprawka nikogo od nas to musiał to zrobić inny człowiek albo oni. Ktoś postanowił zabrać ze sobą 3800 ludzi – powiedział uderzając łapą w bok budynku. Nie miał zadowolonego głosu. Był nieźle wkurzony ale powoli to z niego schodziło – Jeśli mają więcej takich obozów to może ich czekać ten sam los. Uważajcie jak się natkniecie na jakiś – powiedział do ISAC’a. Nie był to widok, który spowodowałby u Rhoshana odruch wymiotny ale zarazem nie chciał na to patrzeć. Odwrócił się i spojrzał w kierunku Duskreavera – Wyłapałeś może czy ten samolot był sterowany zdalnie czy ktoś faktycznie go pilotował? No i czy to jest ziemskie uzbrojenie? Bo budynki są całe. - pomachał łapą przed nosem by odgonić tą nieprzyjemną woń jednak najpewniej ona nie zniknie na dosyć długi czas. W końcu węch się „przyzwyczai” i przestanie czuć ten smród. Lis otworzył ISAC’a i spojrzał na mapę w poszukiwaniu najbliższych jednostek The Core. - Gdzie mamy się udać dalej? Najbliższa jednostka? – zapytał Faith, strzepując z futra drugą ręką kurz. Ogon poruszał mu się niespokojnie bo coś tu ewidentnie było nie tak. Jakby tamci chcieli eksterminacji cywili to najpewniej już dawno by tego dokonali bez potrzeby narażania swoich. Z drugiej strony nikt nie mówił, że najeźdźcy nie mają szacunku wobec swoich własnych jednostek jednak coś tu się nie kleiło. Po co mieliby zbierać ludzi, by potem ich nagle wysadzić w powietrze? Jaki to miało sens w momencie kiedy mogli dokonać eksterminacji podczas przeszukiwania miasta? Może odpowiedzią na to pytanie jest po prostu pokaz siły. Chcieli udowodnić, że są do tego zdolni w razie konieczności więc reszta zakładników może być w jeszcze większym niebezpieczeństwie niż dotychczas. Nie wierzył, że ludzie byliby tak bezdennie głupi, by wymordować ludność cywilną w taki sposób. Chwilę… kogoś mu tu brakowało. Policzył, jest Duskreaver, jest Komar, ale nie ma Mgły. Rozejrzał się w poszukiwaniu Susan ale wychodziło na to, że tamta mogła najpewniej zostać na dachu. Brakowałoby jeszcze, żeby ona została zdezintegrowana przez jakiś tam pocisk taktyczny. Chociaż… da się w ogóle ją zranić w ten sposób? Może ją po prostu zdmuchnęło, a sama już pokazała że umie latać więc nic nie powinno się raczej stać. Chyba, że rozwieje ją na wszystkie strony. Najbardziej jednak współczuł tym cywilom, którzy mogli mieć rodziny. Ktoś mógł poczuć się dokładnie tak samo jak Rhoshan w momencie eksplozji tamtego statku. W normalnych warunkach gdyby nie przeżył takiej tragedii to stwierdziłby, że życie toczy się dalej i należy sprawę zignorować bo przejdzie. Otóż nie, nie przejdzie tak łatwo. Sam nadal odczuwał ten smutek oraz niechęć pogodzenia się z tym co miało miejsce jakiś czas temu. Nadal go to gryzło i irytowało, a ten stan raczej szybko się nie zmieni. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Czw Paź 20, 2016 11:19 pm | |
| Nie, Susan nie miała wyrąbane, a jedynie myślała logicznie. Niewpakowywanie się z hukiem i bez pomyślunku w zajętą przez terrorystów szkołę podstawową nie znaczy wcale, że ma się głęboko gdzieś trzymanych tam jako zakładników uczniów, a właśnie wręcz przeciwnie. Niewpakowywanie się z większym, lub mniejszym hukiem na plac pełen ludzi oraz uzbrojonych kosmitów to też nie obojętność wobec życia tych pierwszych. Perhavinianka uważała, że podejmowanie akcji natychmiast, kiedy nikt nie wie, co się dzieje, ani jak dokładnie taką przeprowadzić jest bezmyślne, a uratowanie "chociażby setki" z prawie czterech tysięcy ludzi znacznie narażając życie własne oraz pozostałych 3684 cywili to śmiech na sali, żadna pomoc i jak już to egoistyczna próba uspokojenia sumienia. Matematyka nie ma tu nic do rzeczy, problemów moralnych nie rozwiązuje się przez proste porównywanie cyferek. Ona nie z tych, co w ten sposób rozwiązują dylemat zwrotnicy, ale gdyby pojedynczą osobą na torach był jej koś znajomy i lubiany, a grupka składałaby się z samych losowych i jej obcych, to z przykrością, ale jednak pozwoliłaby na masakrę większej ilości ludzi.D Nie usłyszała awionetki, dźwięk był zbyt słaby i zbyt rozproszony, żeby mogła wyczuć towarzyszące mu drobne drgania powietrza, a więc tym bardziej zaskoczyła ją nagła zmiana postawy dwóch półzwierzęcych towarzyszy. Dopiero widok samolotu i komunikat maszyny odrobinę wyjaśniły sytuację, która wciąż była na tyle zaskakująca, zajmująca i szokogenna, że Susan zabrakło skupienia na utrzymanie materialnej formy. Kiedy reszta się szarpała i tarzała po ziemi kosmitka skorzystała z nadarzającej się okazji i spróbowała złapać stopa. Podleciała na tę niewielką wysokość, na jakiej znajdowała się awionetka, dała się "potrącić" samolotowi, "pociąć" łopatom śmigła i "pociamkać" tłokom silnika, bo na jej niematerialną postać nie miało to żadnego wpływu, a zmaterializowała się dopiero w kokpicie obijając się o cokolwiek tam było, siedzenia, deskę rozdzielczą, pilota(?), szyby, ładunki wybuchowe... Jak tylko w końcu zaczęła lecieć wraz z samolotem, miast odwalać w środku pinballa złapała za wolant, gwałtownie pociągnęła go do siebie i stopniowo dematerializowała się kończąc na ręce i pozwalając mu opaść na pozycję równowagi, jeśli w ogóle się ruszył. Zajęło to jakieś pięć sekund. Kosmitka właśnie bez sensu bawiła się w kamikadze, bo już z góry założono, że ten samolot wybuchnie akurat nad Waterwall Park, zabije 3874 osoby oraz n kosmitów, ale wolała jak taki samobójczy żołnierz nie skończyć i nie narażać się na dłuższe pozostawanie w podatnej na rozrywanie formie. Nie była w końcu ani żołnierzem, ani samobójczynią. Nie znała się kompletnie na sterowaniu, nie wiedziała jak wysunąć podwozie, nie wiedziała, co to wysokościomierz, ale w ciągu swoich osiemdziesięciu lat życia na ziemi zdobyła trochę wiedzy ogólnej i odróżniała wolant od kierownicy, a także zdarzyło jej się zobaczyć przynajmniej jeden film z klasycznym "Pull up! Pull up! Kabooom!". Jej akcje nie były jakieś wybitne, nie próbowała kręcić beczek, chciała jedynie podlecieć tą puszką nafaszerowaną wyglądającymi bardziej, lub mniej zwyczajnie ładunkami wybuchowymi. Dopóki to wszystko nie wybuchło nie miała pojęcia, jak wielkiej siły rażenia się spodziewać i zawsze pozostawało jej trochę nadziei na uratowanie tego kłębowiska niewinnych. Kiedy już wszystkich na ziemi zmiotło włącznie ze wszelkimi nadziejami kosmitki, ale, jeśli to nie była jakaś magiczna bomba anihilująca również fale emocjonalne, nie samą Susan mgiełka mogła ogarnąć wzrokiem cały, post apokaliptyczny obraz prosto z perspektywy epicentrum. No pięknie. Gdyby była człowiekiem i miała przewód pokarmowy pewnie by się jej cofnęło, a tak wezbrała w niej wzmożona irytacja. W przeciwieństwie do Rhoshana ona nawet nie próbowała gdybać, kto odwalił taką szopkę i od razu postawiła cały swój dobytek na czerwone... tfu, na ludzi. Jeśli to oni, to już nie pierwszy raz odwalają taką szopkę, ba, to ludobójstwo jest nawet malutkie w porównaniu do takiej historii SS Cap Arcony, lub Dnieprowskiej Elektrowni Wodnej. Spłynęła nad krater, który powstał w miejscu skwerku i fontann chcąc poczuć chociaż ślad emocji świadczący o jakichś ocalałych. Bezskutecznie. Raczej wkurzona na ten samo unicestwiający się gatunek niż smutna postanowiła na razie poszukać pozostałej trójki i sprawdzić, czy ci to w ogóle przeżyli wybuch, lub czy się nie rozplaskali skacząc bez spadochronu. Już z daleka poczuła znaną, melancholijną deprechę rudzielca i metaforyczny kamień spadł jej z serca. Przeleciała na wskroś przez oddzielające ją od reszty budynki i wychynęła ze ściany gdzieś w okolicach pytania lisowatego. - Gdzie i po co... Z resztą, po co byliśmy w ogóle wysłani tutaj? - zapytała z dziecinną ciekawością i standardowo dziwnym akcentem. W ogóle nie rozumiała otaczających ją wydarzeń, od samego początku, a tyle śmierci potęgowało tylko chaos panujący w Houston. Jej zdaniem w tej chwili żadna ze stron konfliktu nie działała skoordynowanie, a potencjalnych wrogów wydawało się być więcej niż tylko sami kosmiczni najeźdźcy. Zrezygnowała z ogłaszania wiadomości o całkowitym pogromie. Jak już, to odezwie się dopiero, gdy ktoś z grupki będzie chciał sobie popatrzeć na ludzkie puzzle w wersji hard, a i wtedy nieświadomie zdubluje komunikat ISACa. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Pon Paź 31, 2016 8:00 pm | |
| NPC Storyline - Duskreaver|ERT|Faith Hartley|Jaelyn Rehl -Niech to... nieważne. Rhoshan, zabierzecie Duskreavera do głównego obozu. Niedaleko NASA Space Center. ISAC wskaże trasę. Patrole oczyściły wam drogę, nie powinniście natknąć się na nikogo. Wilk-maszyna rozejrzał się po spaleniźnie, która pozostała po eksplozji. Być może potrzebował przyjrzeć się temu, by uwierzyć - lub nadal nie tracił nadziei na odnalezienie żywej duszy. Wbrew temu, że był maszyną. Po prostu wiedział, że nikt nie przeżył. Z zamysłu wytrącił go Rhoshan. -Nie było żadnego pilota. Ładunki nie były jednak pochodzenia ziemskiego. Ta... spalenizna. Zaczął swoją odpowiedź na pytanie, by następnie odwrócić się oraz powoli zbliżyć do lisa, mijając go, a następnie kierując się ku Akirze. Nie meli tutaj już po co pozostawać, nie było nikogo - komu mogliby pomóc. -Te ładunki były mieszanką plazmy oraz antymaterii. Ta planeta nie posiada wystarczających zasobów jak również możliwości, by samodzielnie stworzyć taką technologię. Po tych słowach, wilk stał już przy Akirze oraz Susan. Wilk spojrzał najpierw na młodą mutantkę, a następnie na kosmitkę. Podniósł łeb do góry by móc lepiej przyjrzeć się tej drugiej, a następnie odezwał - kierując wypowiedź bezpośrednio do niej. -Z moich informacji na temat twych zdolności wynika, że żywisz się emocjami. Czy obóz będący połączeniem wojskowości oraz cywilów nie będzie stanowił dla ciebie zagrożenia? Wasza obecność tutaj spowodowana jest moją jednostką. Musicie zadbać o to, bym przeżył lub nie trafił w ręce nieprzyjaciela. Zapytał... nieco bez sensu. Ale nie wiedział jak inaczej ma ubrać swoją wypowiedź w słowa, a tutaj... cóż, właśnie wykazał nieco zainteresowania inną istotą. Dość mu było śmierci na jeden dzień. Nie trudno z resztą było się domyślić, o co chodziło. Nabuzowani na walkę wojskowi w połączeniu z wystraszonymi oraz tracącymi nadzieję cywilami. Pod tym względem, istota pokroju Susan będzie tam bardzo użyteczna... o ile da radę. Z resztą maszyna nie zapomniała o Akirze, na którą również skierował swe spojrzenie, jednak już z krótszym pytaniem. -Jaki jest twój stan? Rzucił. Gdy uzyskał odpowiedzi, ruszył przed siebie w stronę centrum NASA. Szedł powoli, nie śpiesząc się już nigdzie. Wszelakie rozmowy mogli teraz kontynuować, kierując się do obozu. Dbając przy tym o to by nic ich nie zeżarło lub nie spadło im na głowy. Choć Susan mogła mieć z tym najmniejszy problem.
|
| | | Akira
Liczba postów : 83 Data dołączenia : 02/03/2016
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Sro Lis 02, 2016 7:36 pm | |
| Cisza wydawała się być lepszym rozwiązaniem niż hałas. A tak przynajmniej wydawało się Akirze, która postanowiła w taki sposób wykorzystać swoje umiejętności i odciąć się od tego na chwilę. Jednak to, co nastąpiło po krótkiej chwili, zaskoczyło jasnowłosą... A dokładniej to zachowanie lisowatego. Nie spodziewała się akurat takiego zagrania z jego strony, a sytuacja tak gwałtownie się rozwinęła, że nie było czasu przeanalizować sytuację i ewentualnie się zdenerwować za takie gesty. Lub też podziękować. Jedno z dwóch. W końcu jednak nadszedł czas na ogarnięcie się. Dlatego też blondynka powoli wycofywała swoją strefę ciszy, przywracając dźwięk. Przetarła policzek, jakby ten drobny gest miał sprawić, że udałoby się jej ogarnąć. Zdecydowanie wszystko dzieje się tutaj zbyt gwałtownie. Westchnęła cicho. Zupełnie nie pasuję do tego. Jeśli komuś wydawało się, że Akira była nad wyraz spokojna, to... Śmiało się mylił. Może nie zamurowało jej do reszty, ale zdecydowanie była zagubiona i skołowana. Cudnie by było, gdyby się okazało, że to po prostu jeden wielki sen - połudzić się zawsze można było. Jednak czas i miejsce nie pozwalało na to, by można było się pogrążyć w marzeniach, a sama dziewczyna postanowiła już się ogarnąć w chwili, gdy wilko-maszyna się do niej odezwała. I w miarę starać się ignorować zapach czy też skutki niedawnego działania. Jeszcze by się załamała. Chyba. - Jeszcze żyję i jestem w jednym kawałku. Więc najgorzej nie jest - odpowiedziała mu. - Tylko czuję się zmęczona, ale to raczej nic istotnego - stwierdziła z nutką obojętności w głosie, po czym delikatnie się przeciągnęła. Rozejrzała się jeszcze za Susan, zastanawiając się, gdzie zniknęła. Albo gdzieś tutaj była, a jasnowłosa po prostu była za mało spostrzegawcza. Bądź co bądź, nie ma co wnikać dalej. Po prostu ruszyła za wilkiem, powoli, kompletnie nie zamierzając się spieszyć, ani aktualnie odzywać. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Czw Lis 03, 2016 9:00 pm | |
| - Zrozumiałem – dobrze, że miał ISAC’a bo sam by się w tym miejscu zgubił. Rzadko kiedy poruszał się po mieście. Jeśli miał okazję do szaleństwa kiedy był w ciele Antharasa to zazwyczaj krwawą łaźnię robił w zamkniętych pomieszczeniach. Nie trzeba się było martwić, że zgubi się gdzieś pośrodku miasta. Po prostu niuchał sobie ofiarę i ją dopadał prędzej czy później. Najgorzej by było gdyby stracił urządzenie nawigacyjne, bo bez niego najpewniej wpadłby na jakiś obóz najeźdźców czy coś takiego. Nie myślał nigdy o maszynach w kategorii istot czujących albo zdolnych do okazywania emocji. Znaczy w obecnym życiu tak o nich nie myślał bo przyzwyczajony był do ziemskich maszyn, które inteligentne raczej nie były. Toster, komputer, samochód. Raczej się nie zdarzało, że takie rzeczy potrafiły przemówić i wyrazić swoje zdanie. Wilk wyglądał jakby się zamyślił. Nie wiedział lisowaty czy tamten analizował skanerami teren czy po prostu zasępił się tragedią tych wszystkich ludzi. Mógł obstawić oba, w końcu towarzysz Sunny zareagował gwałtownie wtedy na okręcie kiedy Rhoshan zapoznawał się z mechaniczką. Jeśli odczuwał zazdrość albo chęć ochrony nienarzuconą przez żaden program to najpewniej można było powiedzieć, że jest żywy. Rudy nie był ekspertem w sprawach relacji organik-maszyna. Po prostu lubił pilotować statki kosmiczne. W samolocie nie było pilota, a technologia była kosmiczna. Jeśli to plazma i antymateria to nie było opcji żeby ktoś przeżył, w końcu antymateria rozkłada materię i nie trzeba być fizykiem by domyślić się z czego jest zbudowany człowiek. Dlaczego jednak wykorzystano do tego ziemski samolot a nie maszynę najeźdźców? Czyżby to zrobili ludzie? A może obcy chcieli wywołać w ten sposób zamieszanie i podważyć ludzką solidarność w obliczu zagłady? Trzeba przyznać, że jeśli ostatnie było ich zamysłem to najpewniej odniosą pożądany skutek jeśli tylko media o tym się dowiedzą. Nawet w obliczu tragedii ludzie potrafili czerpać z tego korzyści i nie wiedzieć czemu przeważnie uchodziło im to na sucho. Jednak czy tutaj był ktokolwiek kto mógłby to nagrać? - Jak się tym żywi to pewnie może się też przejeść – skomentował lis. W sumie ciekawe jak się zachowuje mgiełka pod wpływem przytłaczającej ilości emocji? Jeśli potrafi uspokoić takiego lisa poprzez zjedzenie jego emocji to jak będzie w przypadku całego obozu? Inna sprawa, że kojarzyło mu się to trochę z pewną rasą, która również operowała na emocjach i nie mowa tutaj o Widmach. Ciekawe jakby wyglądało spotkanie takiej nienajedzonej Susan i Cętkowanego Węża? - Nie oddamy Cię bez walki. Sunny mogłaby być niezadowolona gdybyśmy pozwolili a akurat dzieciakom nie lubię sprawiać problemów. Chyba, że są marudne– poprawił broń w łapach i zerknął na trasę, którą powinien wyznaczać teraz ISAC. Miał jednak wrażenie, że Duskreaver dałby sobie radę z dojściem do obozu. Najpewniej oni byli tu w ramach obstawy na wypadek gdyby przeciwnik posiadał jakiś rodzaj EMP, który mógłby wyłączyć wilka. W końcu kosmiczna technologia rywalizowała tutaj z kosmiczną więc była to dosyć prawdopodobna opcja. Zapowiadało się jednak, że będą mieli dosyć spokojny spacer skoro patrole wyczyściły wszystkich przeciwników. Nie była to prawdziwa bitwa, a można powiedzieć, że Rhoshanowi i spółce przypadła misja zwiadowcza. Lubił walczyć ale po dzisiejszych zdarzeniach z chęcią weźmie gorący prysznic na statku. Szedł z przodu, praktycznie tuż obok wilka kierowany ISAC’iem. Może miał dosyć trudny początek z mechanicznym, ale nawet na swój sposób dał się lubić. W końcu uratował Rudego, a na dodatek nawet wykazywał jakieś emocje przez co nie można było go traktować jak dopakowanego technologicznie tostera. Gorsza była myśl, że niebawem dotrą do obozu gdzie jest pełno ludzi. Młodych, starych, dzieci ale jednak ludzi, gatunku, za którym niezbyt przepadał. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park Pon Lis 07, 2016 1:21 am | |
| "Nieważne"? Owszem, może i aktualna sytuacja nie pozwalała się pochylać nad losem ludzkich duszyczek na dłużej, ale z pewnością nie należało tego zbywać za pomocą "nieważne". Susan bardzo zdziwiło z jaką łatwością gadająca przez ajsaka kobieta przeszła nad śmiercią czterech tysięcy osób do spraw... bardziej priorytetowych. Akurat po ludziach nie spodziewała się aż takiej znieczulicy, czy też aż takiego profesjonalizmu. - Dopóki nie trafię na duże skupisko prawdopodobnych samobójców powinno być w porządku. Najwyżej będziecie mogli mnie uznać za niepoczytalną, jak się.... przejem - odparła na uwagę lisa oraz wilczura. Trochę się obawiała, że kolejne skupisko ludzi też może skończyć, jak to, które widzieli jeszcze przed chwilą, oczywiście jeśli to właśnie tłumy ludzi przyciągają plazmę i antymaterię, jednocześnie był to jednak argument za polezieniem z całą zgrają do tego obozu. Być może w jakiś sposób będzie się dało w razie czego zapobiec bliźniaczej sytuacji. Ruszyła wraz z pozostałą tróją w kierunku, który wskazywało lisie urządzenie. Przez kilkaset metrów unosiła się nad nimi krążąc, wręcz satelitując wokół grupki aż ostatecznie spłynęła ku Akirze i położyła swą na wpół przeźroczystą, miękką dłoń na jej głowie. - Cieszę się... cieszę, że ostatecznie tam nie zeszliśmy w pierwszym impulsie pomocy tym ludziom - powiedziała modulując swój głos, by przybrał bezmianie odczuwanej przez nią ulgi przebijającej spod nawału całkowitego szoku i zagubienia. Znała uczucia Ziemianki i doskonale je rozumiała posiadając własne, wręcz bliźniacze. - Będzie dobrze - dodała samemu nie potrafiąc wyjaśnić sytuacji, a co za tym idzie nie umiejąc inaczej ograniczyć wytwarzanych przez Akirę fal zagubienia - Nie oddalę się nawet, gdy już dotrzemy do obozu. Odejmę chociaż część tego emocjonalnego ciężaru, dobrze? - Nie zabrzmiało to w żadnym wypadku obsesyjnie, bardziej niczym zwyczajna troska, chociaż Susan rzeczywiście przyczepiała się do Akiry niczym wygłodniały do kanapki. W tym wypadku nie chodziło jednak o stosunek jedzącego do jedzenia, a raczej kosmitka z całej siły nie chciała opuścić jedynej istoty, której zachowanie, odczucia oraz słowa rzeczywiście rozumiała i która dawała jej pewne poczucie normalności w tym całkowicie szalonym otoczeniu. Głupio przyznać, ale zwierzęco podobnym stworom wciąż podświadomie nie ufała i wciąż byli dla niej zbyt inni. Nie tylko z wyglądu. Perhavinianka przez lata życia na tej planecie już zdążyła przyzwyczaić się do standardowych zachowań ludzi. Być może gdyby zetknęła się z ludzkimi żołnierzami też miałaby problem natury poznawczej, ale futro, kły, pazury i dużo metalu zdecydowanie potęgowały tę niepewność, więc teraz, gdy wskaźniki absurdu przekraczały wszelkie limity wręcz przykleiła się do reprezentantki jedynego, całkiem dobrze poznanego gatunku na tej planecie.
[zt dla całej trójki muszkieterów] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gerald D. Hines Waterwall Park | |
| |
| | | | Gerald D. Hines Waterwall Park | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |