|
Autor | Wiadomość |
---|
Gwen Stacy
Liczba postów : 147 Data dołączenia : 03/04/2016
| Temat: Re: Brookfield Place Nie Lip 07, 2019 2:28 pm | |
| Słuchając odpowiedzi Harry’ego, Gwen przez cały czas czujnie obserwowała zachowanie przyjaciela, będąc gotową zareagować, na wypadek gdyby ten nagle postanowił obrócić się w w stronę telebimu prezentującego dokonania spider-girl, choć na chwile obecną nie miała gotowego planu, w jaki sposób mogłaby błyskawicznie odwrócić uwagę H2O od niewygodnego dla siebie celu. Znacząc krzyczeć wskazując w nieznanym kierunku? Rzucić się milionerowi na szyję z jakimś szokującym osobistym wyznaniem? Wykorzystać butelkę wody plecaka i w ramach udawanej niezdarności wylać ja całą na rozmówce? Na szczęście dla siebie, nastolatka nie musiała wybierać żadnej z wymyślonych naprędce strategii,ponieważ Harry z tego świata okazał się być wyjątkowo mało spostrzegawczy. Albo też świetnie maskował swoje myśli, dzięki czemu nawet dostrzegając pewne sprawy, potrafił zachować własne przemyślenia dla siebie. Wobec powyższego najlepszym rozwiązaniem dla Gwen było po prostu jak najrychlejsze opuszczenie Centrum Handlowego. Pomijać zbierające się tu nad nią kłopoty, powyższe oznaczałoby również to, że ona wraz z Harry’m mogliby wreszcie zająć się sprawą dużo ważniejsza, czyli rozwikłaniem zagadki między-wymiarowych portali. Taki układ dziewczynie wyjątkowo pasował, a chwilowa zwłoka jaką sama wywołała zaczynając rozmowę w holu, miała na celu upewnienie się iż na trasie którą wybiorą, nie będzie przypadkiem czkała na nich rzesza dziennikarzy, czy to zainteresowanych obecnością na zakupach znanego milionera, czy też próbująca rozwikłać zagadkę towarzyszącej mu nastolatki. Jeszcze gorszą alternatywą była możliwość napotkania rządowych agentów, zainteresowanych wrakiem na dachu i skanujących torby kentów zaawansowanym technologicznie sprzętem. W tym momencie wyobraźnia Stacy dawała upust swojej wyjątkowej kreatywności. - Peter się kamufluje? - Mimo dość napiętej sytuacji Gwen podchwyciła wspomniana uwagę. Oczywiście zdawała sobie sprawę że chodzi o innego Parkera, ale w żaden sposób nie tłumaczyłoby to dlaczego ktoś miałby się maskować z faktem iż czasem ponoszą go emocję? Zwłaszcza w gronie przyjaciół? - Nie bardzo rozumiem, ale tak myślę ze chciałabym to zobaczyć. Wiesz może gdzie on teraz jest? Upewniwszy się że droga do wyjścia jest względnie bezpieczna, nastolatka chwaciła towarzysza za rękę i pociągnęła go w wybranym przez siebie kierunku, jednocześnie starając się nadać ich dalszej rozmowie jakiś mało zobowiązujący charakter. - Tak, jeśli chodzi o ciuchy to wydaje mi się iż wiem czego szukam. Potrzebowałam czegoś w czym mogłabym pójść na czekające mnie spotkanie z panem Starkiem. - Odpowiedziała dziewczyna. - Znaczy się jeszcze nie mam sprecyzowanego co tez powinno to być, ale myślę że coś w miarę poważnego, w dobrym guście, jednak w dalszym ciągu zachowującego mój charakter. Początkowo chciałam w tej kwestii poradzić się Mary, ale teraz wydaje mi się że w sprawach oficjalnych spotkań, ty masz więcej doświadczenia. Na szczęście w temacie tego wyboru nie musimy się spieszyć. Znaczy się nie musimy pod warunkiem że twój plan nie obejmuje spotkanie z pewnym genialnym wynalazcą szybciej niż sama to planowałam. No i będę potrzebowała też torbę do samolotu. W ten sposób Gwen udało się zwrócić uwagę Harry’ego, że wciąż maja przed sobą czekającą ich misję, przypomnieć o tym iż spotkanie z Tonym Starkiem jest dla niej równie ważne co kontakt z spider-manem, a przy okazji zasugerować iż w dalszym ciągu nie porzuciła tematu wyprawy do Vegas. Nastolatka bardzo chętnie usłyszałaby wreszcie jakieś konkrety odnośnie planu jaki miał w głowie Harry. Nawet jeśli miejsce w którym aktualnie się znajdowali nie specjalnie sprzyjało takim rozważaniom. Jeśli chodzi o nią, kwestię tuneli miedzy-wymiarowych i alternatywny światów, do głowy przychodziły jej jedynie dwa nazwiska. Oba zaczynające się na tą samą literę, z czego jednemu nie ufała, a spotkanie z drugim przekraczało jej możliwości. Siłą rzeczy musiała więc zaufać w pomysłowość Harry’ego. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Brookfield Place Czw Lip 11, 2019 6:33 pm | |
| Harry jedynie zamruczał potakująco, że owszem, Peter się kamuflował, ale zdecydował się nie kontynuować tego tematu... Nie tylko dlatego, że Gwen w pewnym sensie zrobiła to sama. Po prostu nie chciał przedobrzyć. Albo raczej przypomnieć jej o tym, że jeszcze chwilę temu miała co najmniej wątpliwości odnośnie tego, czy - biorąc pod uwagę okoliczności - w ogóle powinna się z Parkerem zobaczyć. Skoro teraz uznała, że jednak chce to zrobić, to Osborn wolał ją w tym przekonaniu utrzymywać. To ułatwiało mu życie. Szczególnie na wypadek, gdyby Peter zdążył ich jeszcze tutaj złapać, bo w takim wypadku być może dziewczyna nie byłaby na nich zła. - Świetne pytanie, nie mam pojęcia - odparł zwięźle, wręcz na jednym wydechu, ale w gruncie rzeczy całkowicie zgodnie z prawdą. Nawet próbował się tego przed chwilą dowiedzieć od MJ, więc to naprawdę nie jego wina, że się nie udało. Zgoda, może minimalnie jego wina przez ich... Wcześniejsze doświadczenia, ale i tak nie poczuwał się do odpowiedzialności. A gdyby Parker zaczął mu wreszcie odpisywać na wiadomości, to nie mieliby problemu, więc proszę, jasno jak na dłoni widać było kto tutaj zawalił. Na szczęście temat Petera udało się łatwo zakończyć. Dzięki temu szybko wrócili do kwestii ważniejszych w tym momencie, czyli przede wszystkim do konieczności opuszczenia centrum handlowego, a na to Harry nie zamierzał protestować. Wprost przeciwnie, mężczyzna bardzo łatwo pozwolił Gwen poprowadzić się ku wyjściu, a jeżeli po drodze przewrócił jeszcze oczami na takie traktowanie - i zmienianie zdania - to dziewczyna raczej nie mogła tego zauważyć. Wątpił, aby wówczas na niego patrzyła. Co więcej, Gwen rozumowała z sensem, nawet jeżeli pod tym względem nie było to wcale takie trudne. Większość osób doszłaby pewnie do wniosku, że na spotkanie z bogaczem, właścicielem wielkiej firmy i lwem salonowym w jednym wypadałoby założyć na siebie coś eleganckiego i pochodzącego z wyższej półki... Choć szczerze mówiąc w przypadku tego konkretnego miliardera Harry nie był tego aż taki pewien. Koniec końców Stark słynął z bardzo... Luźnego podejścia do niektórych spraw. I co prawda czasem się odstawiał, bo chciał albo musiał - tutaj Osborn wyczuwał wpływy jego panny Potts - lecz kiedy Osborn o nim myślał, oczami wyobraźni prędzej widział go w jakimś podkoszulku. Albo w zbroi. Nie to, żeby często mu się to zdarzało, ale jednak. Harry zamierzał wykorzystać najbliższą przerwę w wypowiedzi Gwen, aby zwrócić jej na to uwagę - choć bardziej w ramach sugestii czegoś do przemyślenia niż przykazania co powinna zrobić - ale nie przewidział jednego. Dziewczyna zakończyła swój wywód wspominając coś o torbie i samolocie, a Osborn od razu zmarszczył lekko czoło i prawdę powiedziawszy potrzebował sekundy albo dwóch na zrozumienie tego, o czym w ogóle do niego mówiła. I pomyśleć, że już miał nadzieję, iż chwilowo zapomniała o tej wyprawie... Przynajmniej tyle dobrego, że sama poruszyła pilniejszą kwestię, więc z dwojga złego to jej Harry wolał się trzymać. - Chyba nie musimy się spieszyć, nie. Jutro pewnie spróbuję się z nim wstępnie skontaktować, ale sama widzisz co się dzieje w mieście. Teraz prawdopodobnie przez jakiś czas będzie zajęty... On i jego znajomi - przyznał. Miał zresztą wrażenie, że się z tym powtarzał. Wydawało mu się, że użył już wcześniej tego argumentu, zwrócił uwagę Gwen na przewidywane przez niego problemy Mścicieli z ogarnięciem sytuacji świeżo po ataku robotów... Albo przynajmniej o tym wówczas myślał. Nieważne. - Z drugiej strony może uda się z nim przynajmniej spotkać, nawet jeżeli nie będzie mógł od razu udzielić nam pomocy. W ostateczności spróbujemy z Richardsem i wspomnimy mu, że Stark nie podjął się wyzwania. Może w duchu zdrowego współzawodnictwa i jeszcze zdrowszej chęci bycia na szczycie naukowego łańcucha pokarmowego zgodzi się spróbować - to nie był wcale głupi pomysł i kiedy Harry tak się nad nim zastanawiał, to zaczynał widzieć w nim coraz więcej korzyści... Na czele z tą, że to Richards miał tak naprawdę więcej wspólnego z podróżami w czasie i przestrzeni, nie tylko w tym wymiarze. Osborn nie znał oczywiście wszystkich szczegółów jego pracy, ale niektóre wyprawy Fantastycznej Czwórki były wspominane w mediach. Choć Harry nie obawiał się tak naprawdę używania obu tych, bądź co bądź znanych i popularnych, nazwisk w tłumie, to mimo wszystko automatycznie zaczął już przemawiać trochę ciszej. Jak długo nie podawali żadnych konkretów, a tylko odnosili się do chęci nawiązania jakiejś formy współpracy ze wspomnianymi naukowcami, wszystko powinno być dobrze. Gdyby nawet ktoś się tego przyczepił, zawsze mogli powołać się na jakiś projekt realizowany przez Oscorp. Albo, bardziej ogólnie, na tajemnicę przedsiębiorstwa. Z drugiej strony czemu mieliby ułatwiać komuś słuchanie?
|
| | | Gwen Stacy
Liczba postów : 147 Data dołączenia : 03/04/2016
| Temat: Re: Brookfield Place Nie Lip 14, 2019 12:46 pm | |
| Gwen wstrzymywała oddech, w napięciu czekając na odpowiedź Harry’ego. Na chwilę zupełnie zapomniała o tym gdzie jest i jakie problemy ciągnie za sobą, całą uwagę skupiając na tym by poznać plan odnalezienie drogi do swojej rzeczywistości. Zadanie w żaden sposób nie brzmiało banalnie więc i jego wykonanie niosło za sobą sporą dozę ekscytacji. Gdyby nie fakt iż całkiem niedawno sama trafiła do alternatywnego świata, sugestie istnienia wymiaru, w których żyje inna wersja jej samem, dziewczyna uznałaby za bzdurę. Między innym dlatego nastolatka była bardzo ostrożna w kwestii dzielenia się informacjami o swoich przygodach, nie chcąc zostać posądzoną o utratę rozumu. Niestety fakt iż raz dokonała już podobnego skoku między światami, w żaden sposób nie czynił czekającej jej misji łatwiejszą. Każdy początkujący naukowiec potrafił wytłumaczyć istnienie sporej różnicy pomiędzy przypadkowym odkryciem czegoś, a celowym i metodycznym powtórzeniem „swojego sukcesu”. Gwen miała też świadomość ryzyka. Podejrzewała że Harry również, a co więcej jej przyjaciel raczej nie pozwoli jej skoczyć w pierwszy lepszy portal bez absolutnej pewności iż po drugiej stronie znajdzie to czego faktycznie szukała. Problem w tym iż Stacy nie zamierzała jedynie wrócić do siebie. Ona chciała uratować Petera, co z kolei oznaczało manipulacje nie tylko samą przestrzenią ale również czasem. Zdaniem spider-gril tylko znalezienie się na miejscu przed wypadkiem jaki spotkał jej przyjaciela, da jej szansę odwrócenia rzeczywistości. A potem zmierzenia się z konsekwencjami takiego działania. - Ale… znaczy się mówiąc spotkać, masz na myśli że zrobimy to razem… - Nie dowierzała nastolatka czując nagły przypływ euforii, paniki i zakłopotania jednocześnie. Co prawda Gwen nieustanie wspominała o swoim życiowym celu jakim jest rozmowa z Tonny’m Starkiem, ale o tej pory zakładała iż ma jeszcze sporo czasu na przygotowanie się do tej chwili. Złożyła podanie o staż i cierpliwie czekała aż maszyny biurokracji przemielą jej wniosek, ostatecznie dając jej szansę. Tymczasem za sprawą swojego pomysłu, Harry zdecydował się przyspieszyć wszystko do zaledwie… kilku godzin. Wiadomość ta była o tyle zaskakująca, iż po pierwsze firma Starka raczej nie słynęła z prac nad między-wymiarowymi portalami, a po drugie mogło się wydawać iż jako placówka naukowa, Oscorp w niczym nie powinna ustępować konkurencji, o samym prestiżu w przypadku ewentualnego sukcesu nie wspominając. Oczywiście dziewczyna nie zamierzała w żaden sposób narzekać z danej jej okazji na spełnienie marzeń. Fakt iż mówili o innej wersji pana Starka niż tą którą pierwotnie Gwen miała na myśli nie robił w tym przypadku wielkiej różnicy. Dziewczyna zaczęła podejrzewać, że niezależnie od tego ile istnieje alternatywnych rzeczywistości, postacie takie jak Star czy Osborn w każdej z nich odgrywają podobną rolę. Raczej nie potrafiła wyobrazić sobie świata w którym dwie najbardziej znane jej korporację nalezą do kogoś innego. Niektóre osobowości były po prostu na tyle sile aby poradzić sobie w każdych okolicznościach. Uwagi dotyczące możliwych problemów i braku czasu z jakim prawdopodobnie boryka się obecnie jeden z Avengersów nie miały dla Gwen żadnego znaczenia. Była przekonana że skoro Harry może załatwić powyższe spotkanie, to i z całą resztą przeciwności również sobie poradzi. - Kiedy zaczynamy? I kim jest ten cały Richards? - Dociekała Stacy w ogóle nie kryjąc się z tym iż niemal podskakuje z emocji. O wspomnianym przez Harry’ego osobniku nie słyszała nigdy, ale uczciwie rzecz przyznając, tą konkretną dziedziną nauki, dotycząca podroży między światami, interesowała się zaledwie od kilku dni. Póki co jej wiedza i związane z nią obawy brały się głównie z filmów i literatury. - Mam tylko nadzieję że przedstawisz sprawę na tyle dobrze, iż ostatecznie nie wyląduję w jakimś laboratorium naszpikowana aparaturą badawczą. Nie znoszę igieł. |
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Brookfield Place Sob Lip 20, 2019 1:25 pm | |
| Od otrzymania pierwszej wiadomości od przyjaciela, Peter skierował się niemalże od razu pod podany adres. A raczej próbował. Jak już powszechnie było wiadomo, był magnesem na kłopoty. Najszybsza droga była oczywiście na wprost, a to mógł osiągnąć tylko poprzez pozostanie w stroju Pająka. Przebywał w nim zresztą od początku inwazji, więc nie był już w najlepszym stanie i wymagał kilku.. napraw. A bycie w ciągłym ruchu niewiele pomagało. Od rozstania się wcześniej z przyjacielem i jak się zdawało ich raczej martwą ale jednak nie do końca przyjaciółką, Peter nie miał jakoś szczególnie chwili na połapanie się w sytuacji. Śmieszne było to, że inni nie zauważyli jego zniknięcia. A on, jak to na bohatera przystało, jedynie podążył w ślad za innym oddalającym się mężczyzną z metalowym ramieniem którego również zastali. Jednak gdy wrócił na cmentarz, nikogo już nie było. Początkowo jego planem było napisanie do Harry'ego esemesa jednakże jego uwagę zwróciła zagubiona mała dziewczynka. Później matka z dzieckiem. I nim się obejrzał, znajdował się w kompletnie innym miejscu, non stop komuś pomagając. Najgorsze zagrożenie zdawało się minąć, więc mężczyzna pozwolił sobie na swoje zwykle przyjacielskie zachowania pająka z sąsiedztwa. Dopóki nie otrzymał wiadomości od przyjaciela. Wtedy też (w końcu) skierował się bezpośrednio ku niemu, czasem zatrzymując się na dachu aby odpisać na jego wiadomości. Musiał jeszcze wykombinować jakieś normalne ubrania.. I to był jego największy problem. Do domu w sumie nie miał aż tak daleko, biorąc pod uwagę jak bardzo oddalił się od cmentarza. Z drugiej strony, nie chciał marnować czasu na dodatkową trasę, a po drodze miał kilka sklepów. I brak pieniędzy. Tak więc wybór był raczej oczywisty i Pająk popędził do domu, wparowując do niego i łapiąc tylko plecak, jakąś koszulę i jeansy, pakując wszystko niechlujnie i ponownie wracając do wcześniej obranego celu. "Zaraz będę, coś mi wypadło." Napisał jeszcze nim kompletnie schował telefon, do plecaka skoro już go miał, i czym prędzej pognał dalej. Wszystko zajęło mu jednak dłużej niż się spodziewał ale w końcu był na miejscu. Chowając się czym prędzej w mniejszej uliczce, Peter wyskoczył z podartego i tak już kostiumu i przebrał się w swoje ciuchy, pakując kostium na dno plecaka który po zarzuceniu na plecy powinien jako tako chronić jego mały sekret. Ponownie wyciągając komórkę, Parker rozejrzał się dookoła i starał jak najprędzej dotrzeć do pewnie już zniecierpliwionego przyjaciela. Czy Gwen dalej była z nim? Miał wielką nadzieję. Chciał wiedzieć jakby zareagowała, w sumie jak on sam powinien zareagować? Mężczyzna zatrzymał się nagle jak wryty w ziemię i mrugnął powoli. Tej jednej rzeczy nie przemyślał. Co on ma właściwie zrobić? Jak ma to zrobić? Gdy już miał wyciagnąć telefon i wysłać szybką wiadomość, a może i wołanie o pomoc do Harry'ego, gdy tylko podniósł wzrok zobaczył że ta dwójka, której najpierw szukał a teraz wolałby uniknąć, szła wprost na niego. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Brookfield Place Pon Lip 22, 2019 3:38 pm | |
| Harry tylko zamruczał potakująco na potwierdzenie, że owszem, powinni spotkać się ze Starkiem razem, jak gdyby była to najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. Być może mógłby załatwić wejście tylko dla Gwen, ale prawdę mówiąc nie widział ku temu powodów. Może i oszczędziłby w ten sposób trochę czasu, który mógłby poświęcić na coś innego, ale.. Jak znał siebie, tak czy siak zastanawiałby się wtedy co się tam u nich działo, o czym rozmawiali i czy planowali już coś ryzykownie głupiego - więc chyba nie skupiłby się w wystarczającym stopniu na własnych zadaniach. Wolał ich przypilnować, skoro posiadał taką opcję. Szczerze mówiąc Osborn nie spodziewał się również tego, iż dla dziewczyny aż tyle to spotkanie znaczyło, odrębnie od chęci powrotu do domu. To znaczy, owszem, z poprzedniej rozmowy wiedział, że już wcześniej była zainteresowana, wspominała mu co nieco o wymarzonym stażu, ale teraz i tak z drobnym opóźnieniem dotarła do niego zmiana w jej głosie... I dlatego też zerknął na nią z namysłem dopiero po wydaniu z siebie tego cichego przytaknięcia. Może mógłby kontynuować ten temat... Nie samego spotkania ze Starkiem, ale entuzjazmu Gwen. Uruchomienie jej słowotoku powinno ją przynajmniej na jakiś czas zająć, odwrócić jej uwagę od problemów pokroju wycieczki na drugi koniec kraju, nie wspominając już o wszystkich jej własnych... Brzmiało dobrze. Tyle że zanim Harry przemyślał jak zacząć tę dyskusję - o co dokładnie zapytać - nastolatka przemówiła ponownie, chwilowo odraczając jego plany. I... Trochę go zaskakując, jeżeli miał być szczery. Co prawda wcześniej już od niej usłyszał, że w jej świecie bohaterów było najwyraźniej mniej, ale brak Fantastycznej Czwórki mimo wszystko zbił go z tropu. Oczywiście zaraz potem dotarło do niego, że grupa mogła posiadać innych członków, albo nawet tych samych, lecz z jakiegoś powodu ukrywających swoje prawdziwe tożsamości... Lecz tak czy siak nie było to teraz aż tak istotne. - Reed Richards, inny supergeniusz - wyjaśnił krótko, nie chcąc wchodzić w szczegóły na wypadek, gdyby mężczyzna jednak funkcjonował w jakiejś formie w rzeczywistości Gwen i nie życzył sobie takiego zdradzania jego nazwiska. Nie to, żeby Harry'emu bardzo zależało na kryciu każdego, o kim wspominał, ale z drugiej strony nie miał też żadnego interesu w opowiadaniu o Fantastycznej Czwórce. Jeżeli dziewczyna sama dowie się czegoś więcej, to trudno, ale pewnie Osborn nie powinien karmić jej informacjami z tego świata, które mogły, lecz nie musiały pokrywać się z tymi w jej własnym. Jeszcze po powrocie spróbowałaby je jakoś wykorzystać i wpadłaby w kłopoty. Z jej szczęściem? Bardzo prawdopodobne. Kolejne uwagi Gwen sprawiły z kolei, iż jeden z kącików ust Harry'ego lekko się uniósł. Szczerze wątpił, aby Stark czy Richards reprezentowali takie podejście do tych ludzkich obiektów badań. S.H.I.E.L.D., może, pewnie tak. Oscorp? Pod poprzednią władzą zdecydowanie, obecnie... Zależało od tego, czy zatrudniali w tej chwili kogoś, kto dobrze ukrywał szaleństwo lub niepokojące ambicje. Ale gdyby bohaterowie zamykali swoich w laboratoriach jako króliki doświadczalne, to reszta towarzystwa pewnie bardzo szybko by się od nich odwróciła. Nikt nie chciałby żyć ze świadomością, że może być następny, prawda? - Myślę, że w najgorszym przypadku pobiorą jakieś próbki i dadzą ci spokój, ale prawdę mówiąc nawet ku temu nie widzę większych... - powodów, ale tego już nie dodał, gdyż jego spojrzenie, oderwane od Gwen i ponownie skierowane do przodu, natrafiło wreszcie na znajomą postać. Jedna z brwi Osborna od razu podjechała w górę, z czym wcale się nie krył. No proszę. Czyli Peter jednak dotarł na miejsce i to jeszcze zanim oni sami je opuścili... Jak na jego możliwości, nie był to wcale aż tak zły wynik. Wciąż irytujący, jasne, ale bywało gorzej. - Patrz, pojawiła się odpowiedź na twoje wcześniejsze pytanie - zmienił więc wątek, odnosząc się rzecz jasna do chwili, gdy Gwen chciała wiedzieć gdzie Parker mógł się w tym momencie znajdować. Prawdę mówiąc miało to miejsce tak niedawno, że jego pojawienie się wyglądało niemalże na wywołane... Oczywiście zbieg okoliczności byłby jeszcze większy, gdyby nie umawiali się na to spotkanie przez telefon, ale tego dziewczyna przecież nie wiedziała... W związku z czym dla niej zaskoczenie powinno być całkiem spore. Jeżeli zaś chodziło o Harry'ego, to był przede wszystkim zainteresowany tym, w jaki sposób potoczą się dalsze wydarzenia... I jak każde z nich zareaguje na siebie wzajemnie twarzą w twarz. Rzecz jasna Peter miał trochę więcej czasu na przygotowanie się i świadomie rozmawiał już z Gwen wtedy na cmentarzu, choć ona nie miała wtedy pojęcia z kim dyskutowała... Ale Osborn zdążył się już nauczyć, że Parker w kostiumie i poza nim to były praktycznie dwie różne osoby. Gwen z kolei zdawała się miotać między chęcią zobaczenia się z nim i unikania go - prawdopodobnie na zmianę przekonując się nowymi argumentami, głównie wtedy, gdy poznawała nowe fakty z ich świata... Innymi słowy, mogło być zabawnie. Choć Harry się nie zatrzymał, to może odrobinę zwolnił, mimo wszystko w dalszym ciągu prowadząc dziewczynę ku Peterowi. Przeskakiwał spojrzeniem pomiędzy obojgiem, skupiając się głównie na ich twarzach, ale odnotowując również całe ich postawy... Głównie na wypadek, gdyby któreś z nich miało spróbować zwiać. Czyli na przykład Gwen. Po niej jakoś tak bardziej się tego spodziewał. - Właśnie o tobie rozmawialiśmy - wspomniał przyjacielowi w ramach powitania, wcale nie dlatego, że te słowa potrafiły wywołać nieprzenikniony lęk względem tego, co dokładnie było przed chwilą mówione. Przecież nie uciekłby się do tak okrutnego zagrania. Skąd.
|
| | | Gwen Stacy
Liczba postów : 147 Data dołączenia : 03/04/2016
| Temat: Re: Brookfield Place Wto Lip 23, 2019 7:12 am | |
| Spider – girl dostrzegła Petera na długo przed tym nim Harry podzielił się z nią informacją odnośnie obecności ich przyjaciela w Centrum Handlowym. Nastolatka nie miała zresztą okazji usłyszeć owej uwagi, ponieważ w tym samym momencie w którym przed jej oczyma ukazał się stojący w holu Parker, do Gwen przestało docierać cokolwiek poza poczuciem iż wpada w panikę i pilną potrzebą jak najszybszego znalezienia się w innym miejscu niż jest obecnie. Nawet jeśli duma podpowiadała że coś takiego jak „ucieczka” nie przystoi bohaterom, wizja rzucenia się w takową brzmiała zbyt kusząco, by łatwo dało się pozbyć jej z głowy. Fakt iż wcześniej planowała spotkać się z Petrem, kategorycznie obstawiając przy tym iż nigdzie nie wraca, dopóki tego nie zrobi, w chwili obecnej nie miał żadnego znaczenia. Chęci to jedno, a czym innym jest natomiast uświadomienie sobie iż na chwilę obecną zupełnie nie jest się przygotowaną na taką rozmowę. Nastolatka poświęciła wiele czasu planując swoje zachowanie podczas takiego spotkania, jednak w dalszym ciągu nie potrafiła wybrać najbardziej stosownej reakcji odnośnie chwili gdy stanie z Peterem twarzą w twarz. Rzucić mu się na szyję i wyściskać? Przybić żółwika? Rozbeczeć się i przepraszać za to iż nie uratowała go wtedy gdy powinna? Potraktować chłodno, rzeczowo i z dystansem obrazującym zrozumienie odmienności obecnej rzeczywistości? Spanikować, stosownie do sytuacji w której zobaczyło się ducha lub spróbować powstrzymać Petera przed uczynieniem tego samego na jej widok? Mimo ciągle rosnącej liczbie propozycji, żadne z tych zachowań nie wydawało się dziewczynie odpowiednie. Gwen instynktownie zaczęła stawiać coraz to krótsze kroki, z każdym kolejnym metrem chowając się bardziej za plecami Osborna, niemalże szarpiąc H2O w przeciwna stronę. Czuła ze jej żołądek nagle skurczył się do rozmiarów punktu, jednocześnie w procesie owej transformacji ciągnąc za sobą zestaw okolicznych narządów wewnętrznych. „ I weź tu nie daj po sobie poznać że jesteś zestresowana” – Ironiczna myśl sama rozbrzmiała w jej głowie. Stacy obawiała się tego, że widok Petera sprawi iż wszystkie jej emocje, traumy i wątpliwości, które z takim trudem udało jej się zepchnąć poza granicę świadomości, teraz powrócą na nowo. Znów znajdzie się na tym przeklętym moście i tak jak w niezliczonej ilości snów, chociaż za każdym razem spróbuje czegoś innego, każde z jej działań skończy się katastrofą. - Wymyśl coś. – Szepnęła do Harry’ego. - To chyba nie jest najlepszy pomysł. Mechanizm obronny w postaci zwalania winy na kogoś innego, włączył się w nastolatce niemal automatycznie. I tym razem o dziwo tym kimś nie był Harry. Chociaż jego też można było posądzić na przykład o niezręczne wyczucie czasu i zjawianie się w nieodpowiedniej chwili. Z drugiej strony widok beztroskiej twarzy Petera, zupełnie nieświadomego jak duże grozi mu niebezpieczeństwo, niespodziewanie naprowadził Gwen na bardzo głęboką refleksję, dzięki której dostrzegła swój problem w zupełnie nowym świetle. Spider – girl nagle uświadomiła sobie, że nawet jeśli uda jej się osiągnąć to co zamierzała, wróci do swojego świata, cofnie się w czasie i w jakiś sposób zapobiegnie wydarzeniom z wypadku, to w dalszym ciągu nie rozwiąże problemów swojego przyjaciela. Nic nie osiągnie jeśli ostatecznie nie wybije mu z głowy marzeń o zastaniu bohaterem. A próbowała tego już wielokrotnie i zawsze przegrywała z męskim uporem. Koniec końców jeśli nie ten konkretny most, to znajdzie się inny, na którym Peter wpakuje się w kłopoty, a ona nie da rady mu pomóc. I co wtedy? Znów będzie tu wracać i odkręcać wszystko? - Nie no, przecież to bzdura! Ponieważ jestem twoją najlepszą przyjaciółką, muszę powiedzieć ci otwarcie, że jako superbohater jesteś do niczego i powinieneś przestać się w to bawić… - Zauważyła Gwen, niestety zbyt późno orientując się iż swoją refleksje wygłasza publicznie, co gorsze robiąc to z miejsca w którym niefortunny odbiorca owego przekazu na pewno usłyszał jej słowa. W tym momencie nastolatka miała ochotę nie tylko wykorzystać Harry’ego jako „żywa tarczę” ale najlepiej schować się tamtemu pod marynarkę. Niestety zapadanie się pod ziemie nie wchodziło w zestaw pajęczych mocy. Umiejętność zręcznej zmiany tematu chyba te z nie. – Znaczy się to właśnie to zrobię gdy… no wiesz… a tak w ogóle, to… no… hej Pit. Co tam u ciebie? |
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Brookfield Place Sob Lip 27, 2019 12:11 pm | |
| To by było na tyle. Już po nim. Oczywiście że od razu został zauważony, jakże by inaczej miało się stać? Aczkolwiek Harry mógł odpuścić sobie te dogryzanie. Właśnie o nim rozmawiali.. o nim ale o czym dokładnie? A co jeśli Harry naopowiadał o nim czegoś, czego sam Peter nie był pewien i teraz oczekiwali po nim-
Z natłoku myśli wytrąciła go dopiero dość.. dziwna wypowiedź blondynki. Czy to w ogóle było skierowane do niego? Teoretycznie nie powinno ale.. tak właśnie wyglądało. Podczas gdy pierwsze część była raczej zagadką, jej następne słowa były łatwiejsze do zrozumienia. Po prostu może udać, że to co powiedziała wcześniej nie dotarło do jego uszu.
- Hej um.. całkiem spoko..? - zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż odpowiedź i mężczyzna szybko przekierował swój wzrok na przyjaciela, jakby wołał go o pomoc. Jak miał się zachować?! Jak Harry, jak cywil, zachował się w stosunku do niej? - A.. um, a ty? - odchrząknął i starał sie, z naciskiem na starał, wyglądać na wyluzowanego i kompletnie niewzruszonego ich spotkaniem. Jakby było to codzienność, oczywistość że czasem będą się mijali na ulicy. Co było jednak dalekie od prawdy.
Jedyne co mógł teraz zrobić to złapać Harry'ego za ramię i odciągnąć go na chwilę na bok. - Oh właśnie, mam do ciebie sprawę pozwól na momencik... - mężczyzna zaśmiał się nerwowo i dość oczywiście odciągnął przyjaciela na bok, wystarczająco aby Gwen dalej ich widziała ale niekoniecznie słyszała. - Co ja mam niby powiedzieć..?! Nie przemyślałem tego, a wcześniej spotkaliśmy ją jak byliśmy w kostiumach! Ona wie? Że ja nim jestem? Czy wie że /ty/ jesteś...? - Pająk obniżył głos aby nie krzyczeć, lecz szept też to nie był. Koniec końców, Peter nie potrafił być szczególnie dyskretny czy też subtelny. Póki co chciał tylko uzyskać kilka odpowiedzi, żeby bez problemu mogli nawiązać jakikolwiek dialog wszyscy troje. Co z kolei rodziło pytanie, co oni tu właściwie robili, Harry oraz Gwen. -... co się właściwie dzieje? |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Brookfield Place Wto Lip 30, 2019 7:08 pm | |
| Nawet gdyby nie wyglądał tego rodzaju reakcji, Harry pewnie tak czy siak nie miałby najmniejszego problemu ze zorientowaniem się, iż Gwen - zgodnie z jego przewidywaniami - wcale nie spieszyła się do spotkania z Peterem. To spięcie, zwolnienie kroku, które na szczęście również przewidział i łatwo się do niego dostosował... Cóż, mówiły same za siebie. Prawdę powiedziawszy mężczyzna prawie jej współczuł. Prawie, bo - nawet jeżeli to on sprowadził tutaj Parkera - to właśnie Gwen tak bardzo chciała się z nim zobaczyć. Z przerwami na zrozumiałe panikowanie, ale jednak chciała. Osborn natomiast starał się wyznawać filozofię, iż nie można było narzekać na coś, co samemu się wywołało. Także z przerwami, tyle że w jego przypadku na sytuacje, gdy sam ściągał na siebie coś poważnego i wyjątkowo nieprzyjemnego. Mimo wszystko jednak teraz Harry nie mógł się powstrzymać przed uniesieniem brwi, po części pytająco, ale i w pewnym sensie w wyrazie wyzwania. Po cichu liczył na to, że to ostatnie dziewczynę zmobilizuje i doda jej odwagi. W końcu zawsze najprzyjemniej było utrzeć komuś nosa, nawet jeśli wiązało się to ze zrobieniem czegoś, co nas przerażało. Taka zachęta nierzadko działała lepiej od miłych słów, uspokajania i przekonywania, że będzie dobrze. Albo może to on odebrał nietypowe wychowanie... Jedno z dwojga. - To twój pomysł - skomentował tylko cicho słowa Gwen, nawet jeżeli troszeczkę mijał się z prawdą. W ogólnym rozrachunku, owszem, to ona sama wyskoczyła z chęcią spotkania, więc czuł się usprawiedliwiony. Nie skłamał, per se, lecz przedstawił sprawę w bardziej pasujący mu sposób. A kto wie, przy odrobinie szczęścia być może w przyszłości będzie mógł to jeszcze wykorzystać na swoją korzyść? Przy następnym ryzykownym planie blondynki powołać się na to, iż, no tak, oczywiście wszystkie jej pomysły były wspaniałe, zawsze - och, a czy pamiętała może...? Nie był pewien czy to jego uwaga przyniosła jakieś efekty, czy może dziewczyna sama zebrała się w sobie, ale grunt, że to zrobiła... Tyle że kiedy już zwróciła się do Petera, każde kolejne słowo opuszczające jej usta sprawiało, iż brwi Harry'ego wędrowały powoli coraz wyżej, aż w końcu i jego spojrzenie uciekło ku górze, a następnie na bok. Nie wiedział czy powinien się teraz śmiać, czy może jednak płakać. Nie wyobrażał sobie jakim cudem te wszystkie pająki przeżywały tak długo... Och. No tak. Ten tok myślowy lepiej było porzucić, co nie zmieniało faktu, iż dyskrecja Gwen była wprost powalająca. A jej metoda palnij coś i próbuj zmienić temat znowu się nie sprawdzała... Przynajmniej w jego opinii. Parker z kolei - gdy Osborn ponownie przeniósł na niego wzrok - zdawał się być przede wszystkim potężnie zbity z tropu. Plus był taki, że nie spanikował, bo to skończyłoby się dla nich tylko gorzej, ale Harry tak czy siak westchnął cicho, nastawiając się na konieczność naprawiania sytuacji. Najchętniej zabrałby po prostu oboje gdzieś na bok, a najlepiej w ogóle do samochodu, gdzie nie musieliby przejmować się gapiami... I mogliby swobodnie porozmawiać. Albo i nie, jeżeli Gwen lub Peter uznaliby, że jednak wolą zachować dla siebie informacje na temat swoich... Zajęć dodatkowych. Zaczynał się przy nich czuć jak niańka... Nie po raz pierwszy zresztą. Co nie oznaczało, że mu się to podobało - lub że był do tego przyzwyczajony. Mężczyzna już rozważał jak najlepiej będzie wkroczyć do akcji, gdy Parker zgarnął go na bok, a sam Harry ledwo powstrzymał chęć przewrócenia oczami na jego wyjaśnienie. Sprawa, co? To brzmiało tak przekonująco, że Gwen miała chyba rywala w wyścigu o nagrodę najbardziej subtelnej osoby w otoczeniu Osborna. Szli łeb w łeb, naprawdę. Mimo to Harry powstrzymał się przed komentowaniem tej kwestii i pozwolił przyjacielowi wyrzucić z siebie wszystko to, co najwyraźniej musiał. Zastanawiał się przy tym jak dobry Gwen mogła mieć słuch. W jej przypadku zmutował czy nie? Nie wydawało mu się, aby te naturalne pająki jakoś szczególnie na nim polegały, ale kto wie z tymi ludzkimi? - Nie jest jak nasza Gwen. A przynajmniej nie do końca. Bardziej przypomina coś pomiędzy nią i tobą. Stwierdziłbym, że to powinno zadziałać na twoją korzyść, ale mam wrażenie, że siebie samego tak czy siak nie potrafisz ogarnąć... - wytłumaczył cicho, w tym momencie robiąc krótką pauzę i unosząc lekko jedną ze swych brwi. Nie mógł sobie odpuścić takiego docinania, ale przynajmniej w tym wypadku było zupełnie niegroźne. Wręcz przyjacielskie. Na wszelki wypadek przed kontynuowaniem rzucił jeszcze okiem ku Gwen, po czym bardziej nachylił się ku Peterowi, żeby znów obniżyć głośność... Nie tylko ze względu na dziewczynę, ale i resztę otoczenia. - Nie wie, ale może się domyślać. Nie rozmawialiśmy o niczym wprost. Do swoich talentów praktycznie mi się przyznała, a potem z tego wycofała. Powinniście porozmawiać bez świadków. Mam tu gdzieś niedaleko samochód - zaoferował. Skoro zaś już o tym była mowa, to naprawdę powinien skontaktować się z kierowcą i ustalić szczegóły odnośnie położenia auta... Ale przecież nie mógł tego zrobić w środku rozmowy. No, nie takiej. Mimo wszystko.
|
| | | Gwen Stacy
Liczba postów : 147 Data dołączenia : 03/04/2016
| Temat: Re: Brookfield Place Sro Lip 31, 2019 10:26 am | |
| Chociaż patrząc na wielkość miasta i ilość mieszkańców jaką liczył sobie Nowy Jork, coś takiego jak przypadkowe spotkanie z Peterem w centrum handlowym, wydawało się mało prawdopodobne, Gewn skłonna była przyjąć iż tak właśnie się stało. Po tym, jak w sposób całkowicie nieplanowany znalazła się w alternatywnej rzeczywistości, nastolatka zrewidowała swoje poglądy, stając się orędowniczką teorii chaosu. Dziewczyna daleka była od posądzania Harry’ego o spiskowanie przeciw niej, choć pewne fakty wydawały jej się zastanawiające. Na przykład dość spokojna reakcja Petera na jej widok. Może trudno było nazwać ją reakcją opanowaną, ale i tak Stacy spodziewałaby się raczej czegoś w stylu „niemożliwe” i „kim ty właściwie jesteś?”. Z drugiej strony spodziewała się również tego, że Harry od razu pospieszy z wyjaśnieniami, przedstawiając sytuację tak aby rozwiać wszelkie wątpliwości a przy tym rozładować niezręczna sytuację, jednak okazała się że H2O z tego świata nie zawsze jest tak pomocny jak deklaruje. Za to Peter był sobą. Wyglądał dokładnie tak jak pamiętała. Ten sam fryz, ta sama mina, identycznie gestykulację, sposób poruszania się, a przede wszystkim emocje zdradzane mimiką twarzy i duży dystans odnośnie tego jak mogliby oceniać go inni. Gwen oczywiście była w stanie wykorzystać posiadane pajęcze moce by podsłuchać szepty obu mężczyzn, ale w tym momencie zupełnie co innego siedziało jej w głowie. - Nie chcesz zapytać skąd się tu wzięłam, co robię i dlaczego wyglądam tak jak ja? – Głośno zastanawiała się Gwen, próbując wyręczyć Parkera w sprawie kluczowych kwestii. Tych które na pewno musiały go teraz dręczyć. Problem w tym że na pierwsze pytanie ona sama nie potrafiła udzielić szczegółowych wyjaśnień, drugie zaś z pewnością wywołałoby konsternację, skutecznie zabijając panujący nastrój. Bo niby jak miałaby wytłumaczyć Parkerowi że ten nie żyje? Wyciągniecie hipotezy o alternatywnych wymiarach brzmiało zbyt szokująco by łatwo dać jej wiarę. Nawet jeśli Harry oficjalnie potwierdzi że tak właśnie jest. Poza tym Gwen wciąż miała wątpliwości czy rzeczywiście powinna traktować swój świat jako odbicie tego w którym znalazła się obecnie, i to taki gdzie ona i Petrer zamienili się rolami. Bo po pierwsze ciężko jej było sobie wyobrazić Pita grającego w kapeli, a po drugie gdyby to miało być prawdą, to stojący przed nią mężczyzna powinien być spider – menem, a to wydawało się być jeszcze mniej prawdopodobne niż ten sam osobnik na perkusji. To znaczy Gwen mogłaby nawet uwierzyć w taki scenariusz, ale jeśli tak, to zaraz potem musiałaby złoić pająkowi skórę, za to że tak łatwo podał się w sprawie drugiej Stacy, akceptując jej odejście, zamiast na przykład próbując zrobić to samo co ona. Wszystko to nie zmieniało faktu iż o sprawie śmierci drugiego z Parkerów, powinna poinformować dużo bardziej delikatnie. - To tak… jakby to ująć, … próbuję powstrzymać ciebie przed zrobieniem czegoś strasznego, … znaczy się nie strasznego w sensie że złego, tylko takiego o bardzo poważnych konsekwencjach. No i oczywiście nie ciebie, tylko drugiego ciebie. – Lawirowała Gwen, zastanawiając się czy takimi tłumaczeniami przypadkiem nie zagmatwa sprawy jeszcze abrdziej. - W każdym razie sama nie wiem w jaki sposób mogłabym cię przekonać, więc pomyślałam że spytam osobiście, jak ty byś spróbował wpłynąć na samego siebie. Przy okazji nie zupełnie mam pomysł jak wrócić do domu, ale Harry mi w tym pomaga. Załatwia mi bilet u pana Starka. I nawet powiedział że mnie tam przedstawi. Przyglądając się konspiracyjnym szeptom toczonym pomiędzy Harry ’m a Peterem, Gwen uświadomiła sobie jak często Osborn dawał jej do zrozumienia że istnieją sprawy które powinna była przegadać z Parkerem na osobności. „Najlepiej będzie jeśli wyjaśnicie to sobie sami”. Nastolatce zdawało się że H2O użył właśnie takiego zwrotu, choć oczywiście nie precyzował tego jakie zagadnienia ma na myśli. W każdym bądź razie skoro odciąganie się „na stronę” i mówienie sobie do ucha było tu powszechna praktyką, Gwen postanowiła trzymać się tego typu obyczajów. Przekonana że mężczyźni wymienili się wreszcie najważniejszymi informacjami, chwyciła Petera za rękę i podobnie jak on wcześniej z Harry’m, teraz to ona pociągła go za sobą na bezpieczny dystans. Oczywiście miała do Petera dziesiątki pytań, jednak zamierzała przedstawić jedynie te które interesowało ją najbardziej, a nic nie zajmowało jej głowy w większym stopniu niż babskie plotki. - Jak on to zniósł? No wiesz, ciebie i Mary? – Wyszeptała spider – girl. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Brookfield Place Sob Sie 10, 2019 2:05 pm | |
| Przynajmniej jednym Harry najwyraźniej nie musiał się martwić, a mianowicie przekonywaniem Petera, aby porozmawiał z Gwen... Bo to ostatnie dziewczyna miała pod kontrolą. Prawdopodobnie powinien bardziej się martwić o to, jak ta ich dyskusja będzie wyglądała, szczególnie jeżeli zechcą zignorować wszelkie środki bezpieczeństwa oraz zdrowy rozsądek i odbyć ją tu i teraz, ale... Z drugiej strony nie mógł powiedzieć, że ich nie rozumiał. Choć sam - o ile na trzeźwo - byłby dużo ostrożniejszy. Kiedy więc Gwen się odezwała, Osborn rzucił na nią okiem, po czym zerknął na Parkera i znowu na nią, teraz unosząc już brew i krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Czekał i starał się jak najbardziej dobitnie podkreślić, że póki co nie zamierzał się w nic wtrącać. To mimo wszystko nie była jego sprawa. To znaczy, oczywiście, że wciąż planował w miarę swoich możliwości udzielać pomocy - lecz nie czuł się uprawniony do wypowiadania się za którekolwiek z obecnych... Pomijając rzecz jasna samego siebie, ale to logiczne. Tłumaczenia dziewczyny były właśnie takie, jakich się po niej spodziewał. Czyli zagmatwane. Dużo informacji, ale tak naprawdę w większości mało istotnych. Co... Było w zasadzie niezłą strategią, gdy realizowało się ją we właściwy sposób. Dzięki niej cel często mógł się nie zorientować, że w gruncie rzeczy nie dowiedział się niczego faktycznie dla niego ważnego. Harry szczerze wątpił, aby Gwen właśnie w to umyślnie celowała, ale jeżeli tak, to musiał jej przyznać punkty. Które tak czy siak traciła za głośne mówienie publicznie o "drugim Peterze" i paru innych nietypowych kwestiach. Powtarzając sobie w myślach, że nie powinien się tym za bardzo irytować, Osborn tylko odetchnął głęboko. Choćby nawet chciał się wtrącić, to i tak by nie zdążył, gdyż Gwen porwała właśnie Parkera na bok... Więc Harry zdecydował się wykorzystać ten moment na coś pożytecznego - o czego zrobieniu przecież już od jakiegoś czasu myślał. Innymi słowy, rozluźnił jednak ramiona i wyjął z kieszeni telefon, aby szybko napisać i wysłać wiadomość do swojego kierowcy. Nie widział sensu w zwykłym rozglądaniu się za samochodem z obecnego położenia. W tak zatłoczonym - nawet krótko po inwazji - miejscu ciężko by go było wypatrzeć, nie wspominając już o tym, iż mężczyzna podejrzewał, że auto musiało się znajdować nieco dalej. W końcu przez korki podjeżdżanie pod samo centrum nie miałoby większego sensu. Zgodnie z przewidywaniami, na odpowiedź nie musiał długo czekać. Podejrzewał, że szofer siedział w samochodzie lub przechadzał się tuż przy nim dla rozprostowania nóg - i poza tym raczej nie miał nic ciekawszego do roboty, w związku z czym nic nie powstrzymywało go przed natychmiastową reakcją. I dobrze. Harry potrafił to docenić. A skoro wiedział już gdzie zaparkowane było auto, odesłał kierowcy tylko krótką informację o tym, że zaraz do niego dotrą - po czym schował komórkę, nie czekając już na żadną odpowiedź... Bo w końcu otrzymać mógł jedynie potwierdzenie gotowości, prawda? W każdym razie, załatwiwszy tę kwestię, Osborn ponownie skierował wzrok na swoje towarzystwo, z rozmysłem unosząc przy tym jedną brew. Podsłuchiwać nie zamierzał, jakieś resztki wyczucia posiadał, ale nie oznaczało to, iż nie mógł się wtrącić... Szczególnie, że teraz tym bardziej był w stanie zaoferować ustronniejsze miejsce na dyskusję. I przede wszystkim bezpieczniejsze. Może teraz Gwen i Peter rozmawiali znacznie ciszej, a Harry popierał tę nagłą dyskrecję, lecz i tak czułby się lepiej, gdyby między nimi i resztą ludzi w pobliżu znajdowała się jakaś fizyczna bariera. - Wiem już gdzie stoi samochód, dokończycie plotkowanie w środku. Albo na miejscu, jeżeli koniecznie nie chcecie mnie w nie włączać. Choć byłoby dobrze ustalić gdzie się w takim razie udajemy... Skoro jest z nami Peter - odezwał się na tyle głośno, aby zwrócić na siebie uwagę parki, choć mimo wszystko nie podnosząc głosu za bardzo. Nie powiedział niby niczego podejrzanego, lecz czemu miałby chcieć zwracać na siebie uwagę przechodniów? I tak mieli spore szczęście, bo jak do tej pory wyglądało na to, że nikt zbytnio się nimi nie interesował... A przynajmniej nie w wystarczającym stopniu, aby się zatrzymać i spróbować ich posłuchać. Jasne, od czasu do czasu ktoś rzucił na nich okiem, posłał im dziwne spojrzenie, ale zapewne miało to miejsce ze względu na to wymienianie sekretów - odciąganie się wzajemnie na bok i tak dalej. Harry dbał o to, aby obserwować najbliższe otoczenie, rzecz jasna z krótkimi przerwami, gdy musiał skierować wzrok na kogoś konkretnego - Gwen czy Petera - lub na przykład na telefon. Zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że przesadzał i nie musiał aż tak się przejmować, ale paranoja robiła swoje... Ostrożność. Ostrożność robiła swoje.
|
| | | Gwen Stacy
Liczba postów : 147 Data dołączenia : 03/04/2016
| Temat: Re: Brookfield Place Wto Sie 13, 2019 12:03 pm | |
| Pojawienie się na miejscu Petera wywołało u Gwen istną burzę najróżniejszych emocji, starannie maskowanych szerokim uśmiechem, mającym sugerować spokój, opanowanie, pewność siebie i w ogóle bardzo dojrzałe podejście do zaistniałych komplikacji. Oczywiście każdy w miarę uważny obserwator bez trudu zauważyłby że jest zupełnie inaczej, a szczególnie rzucało się to w oczy osobom które chociaż trochę orientowały się w charakterze nastolatki. Kontrolowanie stanu będącego jednocześnie mieszanką nadmiernej ekscytacji, podenerwowania, zakłopotania, rozbudzonej nadziei i poczucia zagubienia, nie było dla dziewczyny zadaniem łatwym, a ów problem objawiał się nadmiernym gadulstwem, przy czym w wypowiadanych przez Gwen zdaniach ciężko było doszukiwać się logiki czy jakiejkolwiek sensownej treści. Dla odmiany Peter nie mówił ani słowa. Być może wynikało to z faktu iż mężczyzna lepiej radził sobie z przytłaczającym go stresem lub też przeżywał dokładnie to samo skołowanie z którym zmagała się spider-girl, z tym że u niego objawiało się ono niemocą wyduszenia z siebie czegokolwiek. Póki co Gwen uważnie obserwowała reakcję Harry’ego, starając się upewnić czy ten aby na pewno znajduje się na tyle daleko by nie usłyszeć wymiany zdań na swój temat, a jednocześnie wyraźnie starała się dać Peterowi do zrozumienia, iż w kwestii zadanego przez nią pytania, ona sama nie zadowoli się zdawkowym „dobrze”, „nieźle” czy jakoś”, które teoretycznie zamykałyby sprawę, ale w temacie babskich plotek, dotyczących uczuć, nie wyjaśniały niczego. Dziewczyna chciała poznać z szczegółami jak doszło do tego że Mary zamiast Harry’ego wybrała Petera, jakie uczucia towarzyszyły tej zamianie, jaką rolę w tym wszystkim odegrała druga Stacy i jak to się stało, że cała tak skomplikowana operacja poszła „bezkrwawo”? Teoretycznie Gwen doskonale rozumiała że czas i miejsce na takie konspiracje są nie najlepsze, ale z drugiej strony przeniesienie tej dyskusji do limuzyny Osborna zupełnie nie wchodziło w grę, a jej samej brakowało cierpliwości by odłożyć tak ważna sprawę na później. „Na później” to odkładała sobie spotkanie i rozmowę z Mary Jane, choć na chwile obecną nie miała pewności czy w ogóle uda jej się z nią spotkać. Skoro Peter i Harry byli w Nowym Jorku, to MJ pewnie też. I wielce prawdopodobne że telefon Gwen umożliwiłby jej kontakt z przyjaciółką na tej samej zasadzie jak to zrobił w przypadku H2O. Jednak z tymi planami nastolatka nie zamierzała dzielić się z dwójką swoich obecnych towarzyszy. Póki co jej pełne napięcia wyczekiwanie zostało przerwane przez dźwięk syreny przeciwpożarowej, uruchomionej jakby specjalnie na potrzeby wyciągnięcia Parkera z krzyżowego ognia kłopotliwych pytań. Gwen od razu wyczuliła swoje zmysły. Coś tu się jej nie zgadzało, i bynajmniej nie chodziło o dość chłodną reakcję kupujących na ogłoszony alarm. Nastolatka spodziewała się wybuchu paniki lub przynajmniej dość energicznego, masowego przemarszu w stronę wyjścia, tymczasem na podobny ruch zdecydowało się raptem kilka osób które spider-girl miała w zasięgu wzroku. Zdecydowania większość zamiast strachu wyglądała bardziej na oburzonych faktem iż przeszkadza się im w spędzaniu wolnego czasu i drażni doznania akustyczne. Nie widząc bezpośredniego zagrożenia, właściciele sklepów ociągali się z ich zamknięciem, a kupujący nie zamierzali tracić swojego miejsca w kolejkach. Wszelkiej maści spacerowicze, osoby spożywające posiłki, czy inni łowcy okazji, również wahali się w działaniu, tak jakby testowali czy podniesiony alarm nie okaże się być fałszywym. Gwen również miała co do tego wątpliwości. Tym bardziej iż kilka minut wcześniej obleciała niemalże cały budynek Centrum Handlowego i nigdzie nie wyczuła woni dymu, a była przekonana iż przy swoich pajęczych zmysłach potrafi zauważyć podobne zagrożenia. Z drugiej strony nie mogła ot tak po prostu założyć ze nie dzieje się nic złego i przejść obojętnie wobec sytuacji gdzie zagrożonych mogą być dziesiątki ludzi. Problem w tym że nie miała żadnego pomysłu w jaki sposób zniknąć na kilka chwil z oczu Harry’ego i Petera. Ewentualna panika i masowe przepychanie się w tłumie na pewno by jej w tym pomogły, niestety wyglądało na to, że poza nią samą niewielu przejmuje się faktem bliskości zagrożenia. „Co z wami, ludzie!” W myślach poganiała Stacy, obawiając się że wzorowy obywatel Harry Osborn zarządzi ich wspólny odwrót zanim wokół zapanuje totalny chaos.. - Robisz zakupy Peter? – Dla zyskania czasu spytała Gwen, próbując przy tym ustalić czy ona i H2O mogą wyrywać stąd Parkera do ich wspólnej misji. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Brookfield Place Pią Sie 16, 2019 12:08 pm | |
| Oczywiście, że do wszystkich istniejących problemów musiał dołączyć jeszcze alarm pożarowy. Prawdę mówiąc na tym etapie Harry już się temu nawet nie dziwił - bardziej by go chyba zaskoczyło, gdyby reszta wieczoru przebiegła gładko. Nie oznaczało to, że był z takiego rozwoju wydarzeń zadowolony - ale z drugiej strony i tak się stąd zbierali, więc być może mógł wykorzystać syrenę jako pretekst, aby ten proces przyspieszyć... No, o ile Gwen nie zdecyduje się znowu mu zniknąć. Albo Peter. Choć to by mogło być nawet trochę zabawne - patrzenie na to, jak oboje się tłumaczą i mieszają w zeznaniach. Gdyby jego cierpliwość nie została już tego dnia tak poważnie uszczuplona, być może pozwoliłby sytuacji rozwinąć się w ten sposób. Teraz jednak naprawdę nie miał do tego głowy. Wzdychając ciężko, mężczyzna przymknął na moment oczy i odliczył w myślach do pięciu. Przed opuszczeniem powiek zauważył, iż jego towarzysze się rozglądają, ale on sam nie czuł takiej potrzeby. Żył w tym mieście wystarczająco długo, aby orientować się w zwyczajach jego mieszkańców. Byli zbytnio przyzwyczajeni do wszelkiej maści katastrof, przez co za mało się nimi przejmowali. To usypiało ich instynkt samozachowawczy. Serio, widywał nawet osoby, które - zamiast uciekać - podchodziły bliżej źródła problemu, bo chciały się mu przyjrzeć albo wręcz je nagrać... Było to nierozsądne, głupie, a jednak Osborn nie mógł zrzucić na tych ludzi całej winy za taki stan rzeczy. Choć go kusiło. Z tego wszystkiego Harry otworzył oczy już po tym, jak Gwen ponownie zagadnęła Petera, tym razem na tyle głośno, że i on sam był w stanie to dosłyszeć. Jedno zerknięcie na przyjaciela wystarczyło, aby Osborn wyłapał jego rozdarcie. No tak. Jasne. Dopiero co do nich dotarł i praktycznie od razu wezwało go coś nowego. Tego też Osborn powinien się był spodziewać, nawet jeżeli w tym wypadku problem pojawił się rekordowo prędko. Powstrzymując odruch przewrócenia oczami albo przynajmniej wzniesienia wzroku ku sklepieniu, mężczyzna znów nabrał powietrza głęboko w płuca - starając się odpędzić falę irytacji - po czym zdecydował się być łaskawy. - Czasem nawet jemu się zdarza. Pozwólmy mu je skończyć, a na pewno da nam znać, kiedy już będzie mógł do nas dołączyć - zasugerował, zwracając się co prawda do Gwen, lecz rzucając okiem na Parkera. Można by to było zinterpretować jako sprawdzanie tego, czy pasuje mu taki układ... Ale w gruncie rzeczy Harry'emu zależało bardziej na podkreśleniu, iż właśnie się za Peterem wstawiał i umożliwiał mu ucieczkę do pożaru. Oczekiwał, że zostanie to należycie docenione. I kiedyś odpłacone. Poza tym... Być może krótka przerwa przed kontynuowaniem spotkania obojgu wyjdzie na dobre? Gwen zdecydowanie tak, patrząc na stopień jej zdenerwowania... Jedno i drugie będzie się mogło lepiej przygotować, psychicznie i emocjonalnie. No i przede wszystkim następnym razem będą startowali z równej pozycji - oboje świadomi na co się pisali i co ich czekało. Tak, może nawet ten alarm pożarowy okaże się być ukrytym błogosławieństwem. - Chodź do samochodu. A my się potem zdzwonimy - pierwsze słowa oczywiście skierowane zostały znów do Gwen, drugie zaś do Petera, co Harry podparł przesuwając pomiędzy nimi spojrzeniem. Pod koniec wypowiedzi uniósł lekko brew, niemalże wyzywająco. Wcale by go nie zdziwiło, gdyby po akcji Parker zapomniał się do nich odezwać, nie wspominając już o wybraniu się do siedziby Osborna. Jeżeli w grę faktycznie wchodził po prostu ogień, to istniała spora szansa na to, że Spider-Man szybko załatwi sprawę, ale to był przecież Nowy Jork. Do wyboru posiadał całe zastępy przestępców - w tym superprzestępców - i ciągle wydawał na świat nowych. W ich przypadku pająk mógł już zakończyć dzień padnięty, a wówczas nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby wyleciało mu z głowy coś tak drobnego, jak pochodzący z innego wymiaru odpowiednik jego tragicznie zmarłej eks. Dopiero po uzyskaniu obiecującego telefon kiwnięcia głową - w które do końca nie wierzył, głównie z wymienionych powyżej powodów, choć znalazłyby się również inne, mniej istotne - Harry ponownie skierował wzrok na Gwen, tym razem już wyczekująco. Dłonie oparł na chwilę na biodrach i całą swoją postawą zdawał się wyrażać pytanie - gotowa, możemy iść? Mimo wszystko nie był w stanie z niezachwianą pewnością przewidzieć zachowania dziewczyny, nawet jeżeli zakładał, że kupienie sobie czasu na pozbieranie myśli powinno przypaść jej do gustu. Coś innego mogło być dla niej z jakiegoś powodu ważniejsze, dlatego czekał na jej decyzję, zamiast po prostu ruszyć już w kierunku auta. Nawiasem mówiąc, Osborn wciąż nie był do końca pewien dokąd powinien ją zabrać. Rzecz jasna jedna opcja wydawała mu się najbardziej... Oczywista, to chyba było najlepsze określenie... Ale, nie wiedzieć czemu, w dalszym ciągu się wahał. A nie miał dużo czasu na podjęcie ostatecznej decyzji, co wcale nie wprawiało go w lepszy nastrój.
|
| | | Gwen Stacy
Liczba postów : 147 Data dołączenia : 03/04/2016
| Temat: Re: Brookfield Place Pon Sie 19, 2019 5:54 am | |
| Z każdą mijającą chwilą Gwen rozumiała coraz mniej czemu dawała wyraźne świadectwo, zastygając bez ruchu, z otwartymi ustami, tak jakby chciała wypowiedzieć jakaś tezę, ale nie potrafiła dobrać odpowiednich słów, i dłońmi wyciągniętymi przed siebie, nie wiadomo czy wskazującymi Petera, ludzi zgromadzonych w centrum handlowym, czy całą otaczającą ją rzeczywistość w globalnym tego słowa znaczeniu. O ile wcześniej istnienie innych światów traktowała wyłącznie w formie fantazji, a podróże między nimi wydawały jej się rzeczą małorealistyczną, tak praktycznie nigdy nie zakładała że gdzieś w całym Uniwersum może istnieć rzeczywistość, w której to ona będzie przykładem rozsądku, konsekwencji, chłodnego opanowania i racjonalnych decyzji. Nastolatka nie potrafiła wyjaśnić dlaczego w obecnym Nowym Jorku ludzie mają tak nonszalancki stosunek od systemów alarmowych. Wyglądało na to, że ci nieliczni którzy kierowali się ku wyjściu, robili to głównie dlatego iż nieustannie powtarzane komunikaty o konieczności jak najszybszego opuszczenia budynku były dość uciążliwe. A może fakt że komunikat był nadawany wciąż i wciąż, sprawił że do co niektórych głów dotarło iż coś może być jednak na rzeczy? Stacy tego nie wiedziała, ponieważ chwilowo sama pochłonięta była dużo ważniejszym dla niej problemem. Ważniejszym niż to że sam alarm wyglądał na fałszywkę, ważniejszym nawet niż dziwne, nielogiczne zachowanie Harry’ego, który najwyraźniej próbował odprawić Petera zaledwie kilka chwil po tym jak spotkali go w holu, co na mile pachniało ukrytą konspiracją. Zdecydowanie ważniejszym niż wyjątkowo mało profesjonalne działanie właściciela Oscorp, po którym spodziewałaby się bardziej wyrafinowanej wymówki, chodź akurat w tym przypadku Gwen nie potrafiła powstrzymać się od komentarza. - Dudnią tu o pożarze i konieczności ewakuacji ,a ty mówisz, że powinniśmy pozwolić mu … dokończyć zakupy? - Ironicznie podsumowała nastolatka, będąc gotową zasadzić Harry’emu porządnego kuksańca, po to by ten oprzytomniał i tak jak wcześniej zaczął udzielać sensownych rad. - Nie ma mowy! Peter, nie możesz tu zostać. To właśnie sam Peter Parker był owym najistotniejszym problemem z jakim zmagała się dziewczyna, a dokładniej rzecz ujmując to, że ten konkretny Peter nie był taki jaki być powinien. Przynajmniej w wyobrażeniach samej Gwen. W porządku, może miała zbyt sprecyzowane oczekiwania i powinna zrozumieć fakt wstrząsu jaki u przyjaciela wywołało podobieństwo jej do iej samej, ale przecież oczekiwała zaledwie kilku słów, a jakiejś wybitnej elokwencji i bycia duszą towarzystwa. Z tym Peterem zdecydowanie było coś nie tak. Za to przynajmniej według siebie, Gwen brzmiała jak głos rozsądku. Bo przecież sugestia iż powinni dostosować się z komunikatów alarmowych, wydawała się być jedyną logiczną, dojrzałą i zgodną z panującymi normami społecznymi. Co z tego, że sama nastolatka planowała wrócić tu po chwili i zbadać sprawę jako spider-girl? Była z siebie dumna i liczyła na to, że Harry również ją poprze i nie pozwoli dłużej zostać Peterowi w tym miejscu. Z drugiej strony nie zamierzała specjalnie protestować gdyby obaj mężczyźni obstawiali przy swoim, ponieważ zdawała sobie sprawę że w grę wchodzi coś jeszcze. Fajnie byłoby mieć Petera przy sobie, jednak zakładając że zgodnie z sugestią Harry’ego wkrótce odwiedzą pana Starka, należało się liczyć z tym, że o ile dla samego Osborna taka wizyta nie była niczym niecodziennym, to wprowadzenie tam jej, już było wyzwaniem, a każda dodatkowa osoba sprawiałaby wrażenie, jakby Harry urządzał planowe wycieczki dla przyjaciół, połączone z prywatną audiencją u milionera. Z kolei takie coś mogłoby popsuć ich biznesowe relacje. - Dokąd jedziemy? - Spytała Gwen licząc na to że H2O potwierdzi jej domysły, a jednocześnie wykorzystując zamieszanie i fakt że Harry chwilowo skupiony był głównie na próbie taktownego usprawiedliwienia oddelegowania Petera gdzieś indziej, udając przekonaną, ostatecznie Stacy dała się posłusznie wyprowadzić poza Centrum prosto pod drzwi Osobornowej limuzyny. Tylko po to by już na miejscu wpaść w panikę. - O rzesz. Zostawiłam opaskę do włosów! Wszystko przez Petera i jego… no jego całego. - Z udawanym zakłopotaniem zaczęła tłumaczyć się Gwen. - Ona jest dla mnie bardzo ważna. Później to wytłumaczę. Pobiegnę po nią i zaraz wracam. Początkowo w całym tym przedstawieniu rolę wspomnianej przed chwilą opaski miał pełnić plecak dziewczyny, jednak ten ostatni raz ze był wyjątkowo cenny, a jego zawartość zbyt istotna by tak nieodpowiedzialnie ją narażać, a dwa sam plecak trudniej było „zgubić”, a Gwen nie chciała ryzykować że Peter czy Harry zauważą jej rzekome roztargnienie. Ignorując uwagi Harryego, Stacy obróciła się na pięcie i zawróciła do budynku, sumiennie sobie przykazując że to już ostatni raz gdy działa za plecami przyjaciela. Niestety w dotrzymywaniu tego typu postanowień była wyjątkowo niekonsekwentna. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Brookfield Place Pią Sie 23, 2019 4:34 pm | |
| Szczerze powiedziawszy Harry był nieco zaskoczony. Nie tym, że Gwen zaprotestowała na jego sugestię, skądże znowu. Tego się spodziewał i bardziej by go zdziwiło - oraz zaniepokoiło - gdyby od razu potulnie za nim podążyła... I prawdopodobnie wówczas zacząłby się również zastanawiać co takiego kombinowała i w jaki sposób zamierzała mu zwiać, żeby tak czy siak zrobić wszystko po swojemu. Nie, problem miał z czymś innym. Z tym, że dziewczyna skupiła się na ewakuowaniu Petera razem z nimi - a nie na chęci pozostania w centrum z nim. Tyle że może nie powinno go to dziwić. Na pierwszy rzut oka, jasne, takie zachowanie bardziej pasowałoby do tego wydania Gwen, ale kiedy brało się pod uwagę jej przejścia z jej własnego świata... To, że w jakiś sposób straciła tam Parkera... Tak, wtedy jej nastawienie nabierało sensu. I prawdę mówiąc Osbornowi aż zrobiło się trochę głupio, że natychmiast nie połączył jednego z drugim, tylko potrzebował na to kilku sekund. - Nie musi kontynuować zakupów tutaj. To Manhattan, wystarczy rzucić kamieniem, by znaleźć otwarty do późna sklep - zauważył, po części dla usprawiedliwienia wymówki, którą tak wspaniałomyślnie pająkowi oferował, jednak po części także dla uspokojenia dziewczyny. Nie dodał już z kolei tego, że namierzenie kamienia mogło się tutaj okazać trudniejsze. W jego porównaniu brakowało miejsca na takie detale. Jako małe zwycięstwo odnotował fakt, że blondynka pozwoliła ruszyć się z miejsca i bez wahania zaczął prowadzić ją ku miejscu, gdzie zaparkowany był ich samochód - na szczęście blisko wyjścia z centrum handlowego. Im mniejsza dzieliła ich od niego odległość, tym większe były szanse na to, że uda im się do niego dotrzeć, wsiąść i odjechać, bez wpadania na kolejne kłopoty. Każdy krok stanowił drobny sukces. - Do domu. Ty się prześpisz, a ja zobaczę co uda mi się na szybko zorganizować - wyjaśnił na jej pytanie, lecz ton jego głosu mógł zdradzać rozkojarzenie. Myśli mężczyzny krążyły już wokół innych tematów. Umyślnie nie uściślił też co rozumiał przez dom. Wycieczka do rezydencji - a potem po niej - mogłaby zapewnić Gwen zajęcie na jakiś czas, ale mimo wszystko była też po prostu... Niewygodna. Ze względu na dystans do przebycia, zarówno teraz, jak i później, gdy będą musieli wybrać się do Oscorp czy do Starka. Jego własne mieszkanie wydawało się być pod tym względem o wiele lepszym rozwiązaniem. A też miało pokój gościnny. Wbrew ostrzeżeniom pesymizmu, Harry zaczynał już sądzić, że przynajmniej ta część jego planu przebiegnie w porządku. Auto znajdowało się w zasięgu wzroku i z każdą chwilą coraz bliżej, Gwen nie protestowała, Peter prawdopodobnie zniknął w tłumie w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na zdjęcie cywilnych ubrań... Same plusy. I oczywiście właśnie w tym momencie dziewczyna musiała znowu się uruchomić. No tak. Czego innego on oczekiwał. Osborn doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w tym momencie nie wyglądał już nawet na zaskoczonego. Prędzej na zrezygnowanego. Powoli nabrał powietrza w płuca i wypuścił je również bez pospiechu, walcząc z natrętnymi ukłuciami irytacji, a równocześnie posyłając Gwen spojrzenie, które zdawało się mówić - wcale nie jestem pod wrażeniem. Naprawdę? Opaska? Jak mogłaby ją w ogóle zgubić w trakcie zwykłej rozmowy z Peterem? O bardziej wiarygodnych wymówkach też musieli porozmawiać. Bez Parkera, bo on nie był ich najlepszym przykładem... Albo może właśnie z nim, żeby też się czegoś nauczył? Warte przemyślenia. - Jeżeli musisz - skomentował niechętnie, bo podejrzewał, że gdyby nawet spróbował ją powstrzymać, Gwen pewnie i tak by go nie posłuchała... Co mu zresztą prędko udowodniła, bo zawracać zaczęła jeszcze zanim skończył mówić. Albo raczej zanim w ogóle zaczął... Nieważne. Grunt, że mężczyźnie nie pozostawało nic innego, jak tylko - z kolejnym westchnieniem na ustach - oprzeć się o bok samochodu, odprowadzając dziewczynę wzrokiem aż do samych drzwi wejściowych. W następnej chwili natomiast dotarło do niego, że może i auto wydawało się czyste, ale prawdopodobnie tak czy siak miało na sobie jakieś pyły, które w tym momencie przenosiły się na jego ubrania. Krzywiąc się na tę myśl, Harry odbił się lekko od pojazdu, aby stanąć prosto, po czym odruchowo się otrzepał. Cudownie. Chyba nie widział żadnych plam czy smug, lecz teraz miał świadomość, że na materiale pewnie znajdowały się jakieś drobinki. Naprawdę, ten dzień mógłby się już wreszcie skończyć. Najlepiej z Gwen siedzącą grzecznie w pokoju gościnnym. Bez uciekania pod osłoną nocy na miasto. Och, teraz tej myśli też nie będzie się mógł pozbyć...
|
| | | Gwen Stacy
Liczba postów : 147 Data dołączenia : 03/04/2016
| Temat: Re: Brookfield Place Sob Sie 24, 2019 4:25 pm | |
| Sposób określania priorytetów, jakimi w swoich działaniach kierował się Harry Osbor, stanowił dla Gwen nie lada zagadkę. Na tyle na ile dziewczyna zdążyła się zorientować, wyjątkowo wysoko w osobistej hierarchii milionera lokalizowała się kwestia robienia zakupów. Najpierw to ona została wyciągnięta do centrum handlowego, głównie dlatego iż H2O uznał iż nowa sukienka ma dla nich większe znaczenie, niż potrzebna ratowania Wiewióry, powrotu Stacy do własnej rzeczywistości, czy ewentualne komplikacje w Uniwersum, jakie mogła wywołać Gwen oddziaływając na świat w którym teoretycznie nie powinna istnieć. A teraz poprzez analogię, Peter został odesłany przez Harry’ego, po to by kontynuować swoją zakupową wyprawę, bo przecież dwójka przyjaciół w potrzebie nie powinna być pretekstem by przerywać szaleństwo nabywania towarów. Choć w przypadku Parkera o jakimkolwiek szaleństwie raczej mowy nie było. Jakkolwiek brzmiało to dziwnie, spider – girl uznała że ma ważniejsze rzeczy na głowie by dodatkowo roztrząsać jeszcze jedną zagadkę. Na chwilę obecną przede wszystkim chciała się dowiedzieć co stoi za tajemniczym alarmem i rzekomym pożarem jaki ogłoszono w budynku. Wieżowiec był ogromny, a pajęczy zmysł, jakkolwiek w wielu sytuacjach nieoceniony, nie działał niczym skaner pozwalający błyskawicznie prześwietlić tak duży obszar, by znaleźć w nim potencjalne zagrożenie. Na szczęście w tym przypadku Gwen nie musiała odwoływać się do jakichkolwiek nadzwyczajnych zdolności. Wystarczyła zwykła obserwacja tłumu by dodając do siebie kilka faktów, szybko zorientować się o co chodzi. A przynajmniej bohaterce tak się zadawało. Przed samym wejściem do centrum zgromadziła się spora grupa osób, z zadartymi ku górze głowami obserwujących „spektakl” rozgrywający się na górnych piętrach. Ludzie głośno komentowali zauważone zjawisko, robili zdjęcia, nawzajem wskazując sobie interesujący ich obiekt. Co dziwne, choć sytuacja wyglądała na jasną i przejrzystą, wygłaszane przez nich opinie zdawały się być całkiem skrajne. Tym co jako pierwsze rzucało się w oczy, był dym wydobywający się z jednego z otwartych okien i stojący w nich mężczyzna, pokrzykujący coś do ludzi zgromadzonych przy budynku. Teoretycznie standardowy obraz jaki można wyobrazić sobie opisując dowolny pożar, jednak kluczem do jej zrozumienia był sens słów wypowiadanych przez rzekomą ofiarę. Problem w tym, iż z racji tego, że wszystko działo się na naprawdę wysokiej kondygnacji, znaczna cześć zdań wykrzykiwanych przez mężczyznę, pozostawała zupełnie nie zrozumiała. Nawet Gwen obdarzona wyjątkowym słuchem, wyłapywała z tego monologu jedynie pojedyncze frazy, takie jak „korporacja i jej władza nad jednostką”, „machina finansowa”, „nadmierna konsumpcja”, „uzależnienie od pieniądza i zło które ono sprowadza ona człowieka”, „manipulacja”, „destrukcja”, czy tajne coś tam mające sprawić by społeczeństwo przestało myśleć i podporządkowało się ciemnym siłom, usiłującym rządzić światem. Kimkolwiek był człowiek stojący w oknie płonącego budynku, najwyraźniej posiadał sporo pretensji do sposobu w jakim funkcjonował Nowy Jork, Ameryka i świat w ogólności, a że w jego opinii Centrum Handlowe jawiło się jako siedlisko całego zła, łatwo można było dojść do wniosku iż potencjalna ofiara wcale nie jest niczemu winna. W wyobraźni Gwen, nieznajomy szybko zakwalifikowany został jako sprawca pożaru, realizujący swój szaleńczy plan zniszczenia budynku. Stacy zastanawiała się ile tu w mieście jest podobnych wariatów, gotowych podpalić wieżowiec byłby tylko zaistnieć z swoim przekazem? I czy ten tu konkretny celowo zrobił z siebie samobójcę, czy też przez nieuwagę samemu odciął sobie drogę ucieczki? Zanim jednak spider – girl zdecydowała w jaki sposób dostać się na piętnaste piętro, ująć dziwaka, ugasić pożar i oddać obłąkańca w ręce władzy, jej oczom na krótko ukazał się szybko przemykający cień, za sprawą którego człowiek w oknie nagle został wciągnięty do środka, a po chwili z wspomnianego wcześniej okna, zamiast czarnego i gęstego dymu kojarzącego się z trującymi oparami, zaczął unosić się jasny przypominający parę obłok. - O nie, nie ma mowy! Co to ma być!? Zaczekaj na swoją kolej łajdaku! - Irytowała się Gwen, zbulwersowana faktem iż ktokolwiek mógł ubiec ją w misji uratowania sytuacji. Przecież to ona była tu pierwsza. Nie po to narażała się Harry’emu, wymyślając kolejne wymówki, by teraz całą chwałę oddać w ręce kogoś innego. Dziewczyna zamarzała czym prędzej ruszczyć na gorę, nim jednak zrobiła pierwszy krok, poczuła jakąś dłoń na swoim ramieniu, każącą jaj zostać na miejscu. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Brookfield Place Sro Sie 28, 2019 3:07 pm | |
| Mając tuż obok samochód - a przed sobą perspektywę czekania kto wie ile na powrót Gwen - Harry prędko zadecydował, że znalezienie się w środku, na wygodnym siedzeniu, podobało mu się bardziej od tkwienia na zewnątrz... Dlatego też szybko wprowadził ten plan w życie, znów zajmując miejsce z tyłu. Tak było od razu lepiej. Dobiegające z zewnątrz hałasy częściowo się przytłumiły, a i temperatura wewnątrz auta była przyjemniejsza... Komfort nie sprawiał co prawda, że mężczyzna mniej się niecierpliwił, ale z dwojga złego wolał już marnować czas w tych warunkach. Po wejściu do samochodu zaczął od przekazania kierowcy krótkiej instrukcji - zgodnie z którą mieli poczekać na Gwen, a potem udać się do jego mieszkania. Proszę, przynajmniej tę decyzję wreszcie podjął, nawet jeżeli w dalszym ciągu nie był jej do końca pewien. Mimo to zamierzał się jej trzymać. Rezydencja - czyli dom należący tak naprawdę do osoby, która zabiła tutejszą Gwen - wydawała mu się być mało delikatnym wyborem, nawet jeżeli ta wersja dziewczyny nie wiedziała co się dokładnie stało. Było to mało praktyczne podejście do sprawy, ale w tym wypadku chyba właściwe. Po wydaniu polecenia natomiast Osborn skupił się już na wyglądaniu przez okno, jako że była to jedna z niewielu dostępnych dla niego w tym momencie rozrywek. Jasne, mógłby też zająć się komórką albo po prostu słuchaniem płynącej cicho z głośników muzyki, ale tę pierwszą opcję już wcześniej wyeksploatował... A druga nie wykluczała się przecież wzajemnie z obserwowaniem rozwoju wydarzeń na zewnątrz. Harry widział więc tłum zebrany przed wejściem do budynku - i zastanawiał się nad tym, czy Gwen gdzieś w nim utknęła, czy może przebiła się na jego drugą stronę. Nie zdziwiłby się, gdyby jej się to udało. W takich okolicznościach pewnie by się nie patyczkowała i utorowała sobie drogę... Oczywiście ze swojego miejsca mężczyzna nie słyszał na tyle dobrze głosów zgromadzonych, aby rozróżnić ich słowa, ale za to był w stanie dostrzec poruszające się usta... I odchylone do tyłu głowy. Czyli coś działo się w górze? Aby skierować wzrok wyżej, Osborn musiałby otworzyć całe drzwi lub chociaż okno - i w tym ostatnim przypadku prawdopodobnie przynajmniej częściowo wysunąć przez nie głowę. Nie byłby to dla niego żaden wysiłek czy poświęcenie, ale... Po prostu sytuacja nie interesowała go aż na tyle, aby miał to zrobić. Być może później Gwen lub Peter opowiedzą mu co się stało, ale naprawdę, w tym mieście było tyle problemów, że nie dałoby się śledzić każdego. W związku z tym Harry w dalszym ciągu spoglądał po prostu na tłum, czyniąc to zresztą ze średnim zainteresowaniem. Być może powinien jednak wykorzystać ten czas, aby zlecić komuś zadbanie o podstawowe potrzeby Gwen. Część rzeczy faktycznie mogła pożyczyć od MJ - wybierając wśród tego, co zalegało w mieszkaniu - ale nawet taka głupia szczoteczka do zębów... Bo wątpił, aby posiadał gdzieś zapasową. Po co by miał? To w końcu nie tak, że często go ktoś odwiedzał, a jeżeli nawet, to ten ktoś raczej nie zostawał na noc - pomijając z rzadka najbliższych przyjaciół. Ze względu na wszystko powyższe, Harry nie bardzo był w stanie podążać za biegiem wydarzeń przy wejściu, pomijając zewnętrzne warstwy zbiegowiska. Poświęcał mu coraz mniejszą uwagę, większą zaś muzyce, równocześnie ze zniecierpliwieniem stukając palcem wskazującym o własne udo. Mimo to miał wrażenie, że w którymś momencie między ludźmi mignął mu policyjny uniform... Ale mógł się mylić. Jeżeli nie, to po prostu liczył na to, że funkcjonariusze nie usłyszeli o wybryku Gwen - bo gdyby się na nich natknęła, to mogłaby jednak wpaść w kłopoty. Znowu. Nie mógł wiedzieć o problemach dziewczyny z dostaniem się do środka - a już szczególnie nie o tym, że została przez kogoś wstrzymana... A dokładniej przez policjanta. Być może tego, którego Osborn dopiero co zauważył, a może przez jego kolegę po fachu. Obie opcje wydawały się równie możliwe, bo przecież żaden funkcjonariusz nie zostałby chyba wysłany do akcji sam. Tak czy siak, naprawdę dobrze się stało, że Harry tego nie widział, bo w przeciwnym wypadku chyba ukryłby teraz twarz w dłoniach. Przecież dokładnie tego - natknięcia się na policję - chciał uniknąć, gdy pospieszał Gwen. - Zamykamy centrum na dziś, młoda damo. Proszę się rozejść, blokują państwo drzwi - odezwał się natomiast policjant podniesionym głosem, zapewne licząc na to, że jego słowa dotrą przynajmniej do części otaczających go osób. Czy przybył przez nowe wezwanie, związane z podpalaczem? Przez niedawny wybryk blondynki? A może przez wcześniejszy udaremniony napad? Przynajmniej zdawał się nie rozpoznawać Gwen, więc najwyraźniej nie usłyszał na jej temat żadnej relacji, ani nie widział jej na nagraniach z kamer.
|
| | | Gwen Stacy
Liczba postów : 147 Data dołączenia : 03/04/2016
| Temat: Re: Brookfield Place Czw Sie 29, 2019 7:04 am | |
| Czując uścisk na ramieniu, Gwen zareagowała nad wyraz gwałtownie, błyskawicznie obracając się w stronę potencjalnego napastnika, jednocześnie samej wyprowadzając blok, dzięki któremu odtrąciła dłoń funkcjonariusza policji. Dopiero gdy ustawiła się przodem do mężczyzny i unosząc brodę, spojrzała w oczy przedstawicielowi prawa, dziewczyna zorientowała się co do swojego błędu. Natychmiast też starała się zamaskować wcześniejszą reakcję gapowatym uśmiechem. Policja. Tylko tego jej tu brakowało. W głowie Stacy od razu pojawiły się dziesiątki podejrzeń, dlaczego z całego tłumu gliniarz zdecydował się zaczepić właśnie ją? Najprostszym wyjaśnieniem był fakt, iż to ona była tą która najbardziej wyrywała do przodu, jednak nastolatka nie mogła pozbyć się wrażenia, że cała ta interwencja może być powiązana z którymś z drobnych incydentów, w jakich brała odział od momentu pojawienia się w centrum handlowym. Gwen nie pomagała również świadomość tego, że w plecaku miała przy sobie namacalny dowód wynoszenia z budynku przedmiotu, który powinien trafić w ręce ochrony placówki, policji, a być może w ogólnym rozrachunku również agencji rządowych. Dziewczyna mocniej ścisnęła paski swojego plecaka, rozbieganym wzrokiem szukając dla siebie potencjalnej drogi ucieczki. Na korzyść Gwen działa to, iż w bezpośrednich kontaktach z funkcjonariuszami prawa, mało kto zachowuje się swobodnie, toteż jej dziwne zachowanie nie powinno wzbudzać większych podejrzeń. A przynajmniej nie większy niż te rutynowe, które mundurowi zawsze brali pod uwagę w sytuacjach gdy zwracali się do obywateli. Oczywiście nastolatka brała pod uwagę również to, iż policjantowi mogło też chodzić o złodziei ujętych przez spider-girl, chaosie który wywołała w sklepie odzieżowym, zatrzymanego chłopaka spod toalety, czy kobietę ciśniętą miedzy stojakami wystawowymi. Idąc dalej tym tokiem rozważań, funkcjonariusz mógł znać drugą Gwen, wybryki tamtej lub okoliczności jej śmierci, a jej dostałoby się zupełnie przez przypadek. Na szczęście gdy mężczyzna się odezwał, jako upomnienie zabrzmiało dużo banalniej niż podpowiadałaby to wyobraźnia nastolatki. Najwyraźniej nie tylko dla samej Gwen wydało się ono błahe i niezobowiązujące, jako że ludzie w tłumie ociągali się z wykonywaniem poleceń, a gdy w końcu większość zdecydowała się ruszyć, robiła to powoli, z dezaprobatą i otwarcie manifestowanym niezadowoleniem. - Rozumiem. Już mnie tu nie ma panie władzo. Do widzenia. – Grzecznie wyjaśniła Gwen, krok po kroku odsuwając się od policjanta. - Wyjście jest w tamtą stronę. – Skomentował funkcjonariusz, widząc iż Stacy zamiast w wskazanym przez niego kierunku, zmierza prosto do budynku centrum handlowego. - No tak. Jasne. Moja wina. Przepraszam. – Z zakłopotaniem tłumaczyła się Stacy, tym razem obierając drogę w kierunku samochodu Harry’ego. Jej plan uratowania ludzi z płonącego budynku okazał się być jedynym który w całym tym zamieszaniu spektakularnie spłonął. W osobistej hierarchii dziewczyny, spóźniony bohater jest gorszy od bohatera który w ogóle się nie pojawia, a co za tym idzie podejmowanie interwencji po fakcie, wydawało się nie mieć sensu. Z nieukrywaną irytacją spider-girl wpatrywała się z ludzi oklaskujących tego kogoś, który pomieszał jej szyki. Gwen natychmiast przewartościowała swój stosunek do sytuacji, dochodząc do wniosku iż wyręczenie cywili z wszystkiego wcale nie jest dobrym pomysłem. Nadmierna działalność supebohaterów w Nowym Jorku, sprawiła że mieszkańcy miasta zgnuśnieli, zatracając umiejętności radzenia sobie z problemami, które wcześniej spokojnie rozwiązywali sami. W skutek tego zamiast dostosować się do komunikatów o pożarze i pozwolić działać policji i straży, bywalcy centrum plątali się pod nogami, licząc na udane selfie z tym który przyjdzie uratować ich z opresji. Podsumowując Gwen uznała akcję tajemniczego bohatera za obrzydliwą, pozbawioną sensu i szkodliwą dla społeczeństwa. Przez mement zastanawiała się nawet czy nie dorwać tego kogoś i wyperswadować mu wychodzenie przed szereg, jednak czując na sobie wzrok policjanta i mając w świadomości wizję przewracającego oczyma Osborna, wyraźnie skonfundowanego takim pomysłem, dziewczyna postanowiła wrócić do limuzyny. - Zauważyłeś coś ciekawego? – Spytała Gwen, widząc ze sam Harry również od jakiegoś czasu skupia się na wydarzeniach rozgrywanych na górnych kondygnacjach wieżowca. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Brookfield Place Sro Wrz 04, 2019 7:29 pm | |
| Choć nie zwracał już większej uwagi na to, co działo się przy wejściu do centrum handlowego, Harry tak czy siak kątem oka wyłapał to, iż zebrany przed nim tłum zaczął się trochę przerzedzać. To wystarczyło, aby przekonać go do ponownego zerknięcia w tym kierunku... I zorientowania się, że część osób faktycznie zaczęła się powoli i niechętnie oddalać, podczas gdy inne zrobiły tylko parę kroków na bok i nie ruszały się dalej. Przez to chmara ludzi zajmowała teraz większy teren, ale równocześnie łatwiej było przebić ją wzrokiem, bo spadło jej zagęszczenie. Na jej przedzie - albo może właśnie na tyle, zależnie od tego, jak na to spojrzeć - mężczyzna faktycznie widział policjanta... Przynajmniej momentami, gdy nikt mu go nie zasłaniał. To wyjaśniało nagłą zmianę sytuacji. Mieszkańcy Nowego Jorku mogli podchodzić do funkcjonariuszy bardzo różnie, ale z drugiej strony nikt nie chciał robić sobie niepotrzebnie kłopotów bezpośrednim stawianiem oporu i zwracaniem na siebie uwagi... Chociaż Osborn podejrzewał, że ich obecna liczebność tak czy siak podnosiła ich śmiałość i to właśnie dlatego okolica jeszcze się nie oczyściła. Nie jego problem. Jego problemem mogło już z kolei być to, co się stało w budynku - sądząc po reakcjach tej części zbiorowiska, która wciąż patrzyła w górę i najwyraźniej kogoś lub coś wychwalała. Harry nawet nie próbował powstrzymać się przed przewróceniem oczami, bo tak czy siak nikt nie mógł tego zobaczyć. Miał szczerą nadzieję, że to Parker dotarł tam na górę i załatwił sprawę... Albo nawet ktoś zupełnie inny. Bo jeżeli zrobiła to Gwen, to Osborn obstawiał, że niekoniecznie zdążyłaby się po drodze przebrać, chyba że kostium miała pod cywilnymi ubraniami i tylko w biegu je z siebie zrzuciła. Innymi słowy, nie zdziwiłby się, gdyby w jakiś sposób się zdradziła, wpadła przed kamerą albo jakoś inaczej sprowadziła na siebie kłopoty. Jakież więc było zaskoczenie mężczyzny, kiedy jego oczom ukazała się właśnie Gwen - nie gdzieś na wyższych piętrach, których i tak ze swojego miejsca by nie dojrzał, lecz wracająca do samochodu. Szokujące. Nie wyglądała na szczególnie zadowoloną i na tej podstawie Harry zaczynał się już domyślać do czego doszło, ale póki co wolał o to nie pytać. Po prostu otworzył od środka drzwi, gdy dziewczyna znalazła się już blisko, aby mogła od razu wsiąść do auta. - Poza tym, że mamy szczęście, że najwyraźniej nikt nie zawiadomił policji o tej akcji ze sklepu? Nie, nie bardzo - odparł na jej pytanie. Oczywiście mógł się mylić, bo wciąż istniała opcja, iż po prostu ten konkretny funkcjonariusz nie został poinformowany o tym wydarzeniu, ale grunt, że Gwen nie została zauważona i wstrzymana na odpytanie. Z drugiej strony... Nadludzko silne czy nie, to mimo wszystko było tylko odepchnięcie. Czyn małej szkodliwości, a nie rozmyślna próba zrobienia krzywdy. Prawdopodobnie. Więc... Może zajście nie zostanie w ogóle zgłoszone? Nie wierzył w to, że będą mieć takiego farta, ale hej, może akurat ten jeden raz. - Nie wiem ilu policjantów zatrudnia to miasto, ale najwyraźniej radzą sobie całkiem nieźle, skoro świeżo po inwazji są wysyłani do drobnych przypadków - dodał, przy czym ton jego głosu wskazywał na to, że nie była to do końca pochwała. Prawdę mówiąc jego słowa wynikały głównie ze zirytowania całą tą sytuacją, a nie z tego, że rzeczywiście źle oceniał czyjąś pracę lub jej organizację. Podejrzewał, że funkcjonariusze musieli zostać sprowadzeni ze względu na tamtych podwieszonych złodziei, bo choćby nawet wezwano ich do asystowania przy pożarze, to raczej nie dotarliby na miejsce przed strażą pożarną... Ale sam już nie wiedział. I szczerze mówiąc nie miał ochoty się nad tym zastanawiać. Najważniejsze, że mogli już stąd odjechać i konsekwencjami martwić się później - jeżeli jakiekolwiek się w ogóle pojawią. Ach, no tak. Faktycznie mogli się wreszcie oddalić. Harry zaczynał powoli tracić nadzieję, że do tego dojdzie, ale teraz, gdy znajdowali się już w samochodzie, a drzwi za Gwen zostały zamknięte, w końcu z czystym sumieniem dał kierowcy znak do ruszenia z miejsca. No, w większości z czystym sumieniem... Ale naprawdę nie mógł odpowiadać za zdarzenia losowe, nie posiadał aż takiej władzy. A przecież robił co mógł, by zapanować nad sytuacją i umożliwić Gwen odbycie dyskusji z Peterem. Przynajmniej już się oficjalnie spotkali, więc dalej powinno pójść z góki... Zresztą, skoro dziewczyna miała numer do Osborna, to do Parkera chyba też powinna? Jej był ten sam, więc na to wskazywała logika. Może dobrze byłoby je porównać, tak na wszelki wypadek. - Hej, wciąż masz przy sobie komórkę, prawda? - zapytał od razu, gdy tylko przyszło mu to do głowy, aby później o tej kwestii nie zapomnieć. Zakładał, że tak właśnie było, bo w końcu Gwen nie miałaby gdzie - i kiedy - zostawić telefonu, ale z drugiej strony najwyraźniej posiadała niebywały talent do gubienia i tracenia różnych rzeczy... Dlatego wolał się najpierw upewnić, że w ogóle mieli tu o czym dyskutować.
|
| | | Gwen Stacy
Liczba postów : 147 Data dołączenia : 03/04/2016
| Temat: Re: Brookfield Place Sob Wrz 07, 2019 5:24 pm | |
| Niepocieszona Gwen bez słowa zajęła swoje miejsce w samochodzie. Nieudana misja ratunkowa sprawiła iż dziewczyna wpadła w dość ponury nastrój, który skutecznie odbierał jej ochotę do jakiejkolwiek rozmowy. Całe szczęście nie musiała się z niczego tłumaczyć, jako że Harry najprawdopodobniej uznał iż przygnębienie Stacy jest wynikiem utraconej opaski. To znaczy o ile założyć, że wcześniej dał wiarę iż to właśnie ona była przyczyną jej nagłego powrotu do centrum handlowego. Tymczasem sama Gwen rozmyślała o tym, iż świat w którym się znalazła zdecydowanie jest „przebohaterowiony”, a taka spider-girl raczej nie znajdzie tu dla siebie wiele okazji by zaistnieć. Z drugiej strony nie mogła wykluczyć iż to magia Nowego Jorku sprawiła że większość obdarzonych mocami osobników zdecydowała się działać właśnie tutaj. Być może gdzieś w środkowych stanach zapotrzebowania na bohaterów było znacznie większe. Tylko co ona miałaby tam robić? Ścigać złodziei cebuli zakłócających lokalny festyn? Istniało też duże prawdopodobieństwo tego, że winnym obecnego stanu rzeczy jest niedawna inwazja jaka miała miejsce w mieście. Może obecny stan rzeczy jest tylko przejściowy? Jeśli potrzeba chwili ściągnęła wszystkich herosów w jedno miejsce, to w takiej sytuacji można było założyć, że wkrótce poszczególni obrońcy wrócą do siebie, a Nowy Jork znów będzie normalny. - Dokąd jedziemy? - Po chwili milczenia nastolatka zdecydowała się przerwać ciszę, w obawie iż Harry zdecyduje się jednak by kontynuować zakupy, w tym celu wybierając dla ich inne miejsce. Jeszcze większym niepokojem napawała Gwen inna możliwość, według której zamiast ciągle opóźniać realizacje misji wysłanie jej do domu, H2O zdecyduje się nagle wszystko przyspieszyć, zabierając ją w miejsce gdzie oboje mieli szukać pomocy. Spider-girl była przekonana iż to dopiero skończy się katastrofą. Rozmowa z Peterem zupełnie jej nie wyszła, a przecież takie spotkanie powinno być dla niej czymś naturalnym. Jak wobec tego miała poradzić sobie gdy stanie przed panem Starkiem, skoro już sama myśl na ten temat sprawiała iż uginały się pod nią kolana? Fakt że od kilku tygodni przygotowywała się do takiego wydarzenia w żaden sposób jej nie pomagał. Jedynie uwiadamiał iż wciąż nie jest gotowa na rozmowę z swoim idolem. Tymczasem, niespodziewanie zamiast od razu przejść do konkretów, Harry zapytał o jej telefon. - Tak, mam go przy sobie? A co chodzi? Jeśli interesuje cię technologia z mojego świata, to obawiam się że akurat mój model nie jest najlepszym jej reprezentantem. - Odpowiedziała Stacy uważnie wpatrując się w reakcję Harry’ego. Teoretycznie jako biznesmen i człowiek poważnie zaangażowany w rozwój nauki, Osborn nie powinien zlekceważyć szansy jaką bez wątpienia była okazja zapoznania się z osiągnięciami ludzi z alternatywnej rzeczywistości, choć Stacy wolała myśleć iż milioner pomaga jej z dużo bardziej szlachetnych pobudek. Z drugiej strony nie było mowy by Gwen pokazała mu swój telefon. Przecież było w nim całe jej życie. Tajemnice, zdjęcia, wiadomości, maile, informacje wymieniane na różnego rodzaju komunikatorach, kontakty, historia przeglądanych stron i tak dalej. Nawet ktoś taki jak Harry powinien zdawać sobie sprawę ze telefon dziewczyny należy tylko do niej. Każdej dziewczyny. A dziewczyny posiadającej nadzwyczajne moce to już szczególnie. - Nigdy nie przykładałam do tego wagi, nie wspominając o fakcie iż po prostu na lepszy nie nie stać. - Gwen miała nadzieję że takie tłumaczenie zniechęci jej towarzysza do drążenia sprawy, choć oczywiście błyskawiczna zmiana tematu wydawała się być taktyką jak najbardziej na miejscu. - Jesteś pewien że Peter sobie poradzi? To znaczy czy nie w wpakuje się tam w jakieś kłopoty, albo zrobi coś czego będzie żałować? Jakby dla podkreślenia słów dziewczyny, włączającą się do ruchy limuzynę Osborna minęła właśnie straż pożarna i jadący na sygnale policyjny radiowóz. Sprawy zaczynały wyglądać coraz poważniej. Na szczęście on byli na najlepszej drodze by pozostawić to miejsce samemu sobie. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Brookfield Place Wto Wrz 10, 2019 3:27 pm | |
| Pytanie dziewczyny sprawiło, że Harry zerknął na nią krótko. No tak, pewnie powinien był ją o tym z góry poinformować, choć prawdę mówiąc po wcześniejszych dyskusjach sądził, że będzie to już oczywiste... Ale najwyraźniej się mylił. Może źle pamiętał to, co wówczas powiedział. Nie byłby to pierwsz raz - i na pewno nie ostatni - gdy mieszało mu się to, co tylko myślał z rzeczami, które faktycznie wymówił... - Do mojego mieszkania. Ty się prześpisz, a ja zobaczę czy uda mi się coś jeszcze dziś załatwić - wyjaśnił więc na wszelki wypadek, ale poza tym nie wchodził w żadne szczegóły. Mimo wszystko nie chciał też dawać dziewczynie złudnej nadziei, bo szczerze wątpił w to, że dziś wieczorem czy w nocy z kimś się dogada... Ale mógł się przynajmniej rozeznać w terenie. Zostawić wiadomość tu czy tam, wydać parę mniej podejrzanych poleceń swoim ludziom... Bo w końcu sama jego chęć spotkania się z Tonym Starkiem nie powinna nikogo zdziwić. Pomijając może osoby, które w dalszym ciągu błędnie żyły w przekonaniu o konflikcie na linii Osborn - Stark. Jak gdyby Harry'ego obchodziło z kim jego ojciec darł koty, a z kim nie... Nieważne. Póki co mężczyzna skupił się na kwestii telefonu - i uśmiechnął się jednostronnie, gdy Gwen nawiązała do różnic w technologii między światami. Nie mógł powiedzieć, że zbadanie czegoś takiego nie byłoby interesujące, ale szczerze mówiąc w tym momencie w ogóle nie przyszło mu do głowy. Zakładał, że poziom w obu ich rzeczywistościach musi być podobny, bo inaczej dziewczyna już by się do czegoś odniosła, wytykając - z jej punktu widzenia - staromodne urządzenia lub dziwiąc się zaawansowanymi... A przecież do tego nie doszło. Z drugiej strony Gwen była tu już od jakiegoś czasu, więc być może po prostu zdążyła się przyzwyczaić? Ale o to mógł zagadnąć później. Jutro. Mężczyzna już był skłonny wspomnieć, że w razie czego mógł kupić przyjaciółce w tym świecie lepszy model - o ile oczywiście nie była przywiązana do tego konkretnego, a stan technologii rzeczywiście był podobny i w ogóle na to pozwalał - kiedy Gwen niespodziewanie zmieniła temat. Nie mógł jej się nawet dziwić, nie w tym wypadku. Rozumiał jej niepokój... Bo teraz dbał już o to, aby ani na chwilę nie zapomnieć o jej własnej sytuacji z Parkerem z jej rzeczywistości. Inna sprawa, że sam się nie martwił. - To bardzo prawdopodobne, że wpakuje się w jakieś kłopoty albo zrobi coś, czego będzie żałować, ale gdybyś tam została, to pewnie wpakowałabyś się albo zrobiła to coś razem z nim. Nie martw się, jego niesamowite połączenie pecha i szczęścia pomoże mu się wylizać ze wszystkiego - to mówiąc, Harry powiódł wzrokiem za mijającymi ich pojazdami na sygnałach. Głowę obrócił przy tym tylko trochę, nie wysilał się, aby dłużej śledzić je wzrokiem, bo tak czy siak wciąż je słyszał i to mu wystarczało. Wyglądało na to, że ruszyli spod centrum w idealnym momencie, aby uniknąć tej części zamieszania. Poza tym... Wcześniejsza - entuzjastyczna - reakcja zbiegowiska gapiów sugerowała, że sytuacja już została opanowana, przynajmniej w jakimś stopniu. Samo powstrzymanie pożaru nie powinno być aż tak trudne, gdy został wcześnie wykryty i zgłoszony, a straż prędko przybyła na miejsce... Prawda? Nawiasem mówiąc, mężczyznę dziwił trochę fakt, że w centrum handlowym nie było po prostu zamontowanych zraszaczy, które zdusiłyby ogień w zarodku, ale z drugiej strony być może zostały w jakiś sposób uszkodzone albo wyłączone. Nie jemu oceniać. - Jeżeli tak bardzo nie chcesz pokazywać mi swojego telefonu, to przynajmniej odczytaj mi numer Petera. MJ też możesz, tak na wszelki wypadek. Ciekawi mnie czy one również będą pomiędzy naszymi światami takie same... Jeżeli tak, to super, jeśli nie, to dodasz sobie jeszcze te ode mnie. Może ci się nie przydadzą, ale gdyby miało się coś stać... - Harry zawsze uważał, że lepiej było dmuchać na zimne i przygotowywać się na wszystko. Liczyć na najlepsze, ale spodziewać się najgorszego i to nie w sposób bezczynny. Wolał, by Gwen miała kontakt do osób, które w razie czego mogły jej tutaj pomóc, nawet jeżeli w tym momencie wątpił, aby zaszła taka konieczność. Jeszcze w trakcie mówienia Osborn wsunął już dłoń do kieszeni i wyciągnął z niej własną komórkę. Nie spoglądał na nią do czasu, aż skończył się wypowiadać, ale kiedy to nastąpiło, odblokował ekran, aby przekonać się czy nie przeoczył jakiegoś połączenia albo wiadomości... Ale nie, nie przyszło do niego nic osobistego. Tylko powiadomienia z serwisu informacyjnego, których teraz nie chciał jeszcze przeglądać. Harry odnotował sobie w pamięci, aby niedługo się nimi zająć - bo przecież mogły dotyczyć czegoś istotnego - i w związku z tym nie usunął skrótu do nich z szybkiego wybierania, ale najpierw chciał załatwić do końca kwestię numerów... O ile Gwen w ogóle na to pójdzie. Choć nie widział powodu, aby miała odmówić. Nawet gdyby nie chciała korzystać z jego sugestii, to samo zapisanie kontaktów nie wyrządzało jej przecież żadnej krzywdy... Po prostu mogła ich potem nie użyć albo nawet je skasować.
|
| | | Gwen Stacy
Liczba postów : 147 Data dołączenia : 03/04/2016
| Temat: Re: Brookfield Place Sro Wrz 11, 2019 7:55 am | |
| - Teraz to brzmisz jak mój tato. - Z nutką drobnej złośliwości zauważyła Gwen. Dziewczyna zastanawiała się czy Harry zdawał sobie sprawę z tego co mówi? „Odpocznij. Pozwól mi się wszystkim zająć. Wracamy do domu. Potrzebujesz nowych ciuchów. Jesteś nieodpowiedzialna i prawdopodobnie wpakujesz się w kłopoty. Pokaż mi swój telefon. Upewnij się, że w razie problemów będziesz wiedziała do kogo zadzwonić.” Być może H2O z tej rzeczywistości różnił się jednak od tego którego znała wcześniej, a którego jeśli w ogóle podejrzewała o jakieś skłonności do nadopiekuńczości, to była to cecha bardzo dobrze skrywana. Jej Harry troszczył się o innych na swój sposób, to znaczy tak by absolutnie nikt nie mógł go o to podejrzewać. Tymczasem drugi Osborn robił to niemalże manifestacyjnie. Nawet jeśli założyć że był nieco starszy, a pewne cechy charakteru ujawniają się wraz z wiekiem, albo jeśli przyjąć iż to doświadczenia związku z Mary tak go zmieniły, to i tak nie uwzględniało to paranoi w jaką zdaniem Gwen popadał jej przyjaciel. Stacy nie maiła też pojęcia jak powinna zareagować w związku z tym, że to akurat ona stała się obiektem tej nadzwyczajnej opieki. Takie doświadczenie nie było dla niej niczym nowym, jednak wciąż pozostawała rozdarta pomiędzy poczuciem iż to miłe gdy facet się o ciebie troszczy, z stwierdzeniem, że jeżeli troszczy, to znaczy iż uważa za niesamodzielną, co z całą pewnością takie miłe już nie jest. Poza tym wcześniej taka sytuacja dotyczyła tylko i wyłącznie Petera. Na cała tą powyższą analizę nałożyło się jeszcze zaproszenie do domu. W oczach Gwen zabrzmiało to bardzo osobiście, żeby nie powiedzieć intymnie. Oczywiście pojecie domu jakim posługiwał się H2O znacznie różniło się od tego, jakie w swoich głowach miała nastolatka czy chociażby Peter. W tym przypadku Stacy nie miała wątpliwości że znajdzie dla siebie wystarczająco wolnej przestrzeni. Ciaśniej to byłoby gdyby Harry oznajmił iż wynajął hotel. Nie pokój w hotelu, a cały hotel. Zapewne w mieście nie było takiego jaki mógł się równać z rezydencją Osbornów. Jednocześnie wybujała wyobraźnia dziewczyny podsunęła jej sugestię, że wszystko to tak naprawdę jest robione po to, by mieć ja na oku i upewnić się iż ona nie narobi więcej szkód, to znaczy w żaden sposób nie zaingeruje w sprawy świata, w którym nie powinno jej być. Taka możliwość idealnie pasowała do stylu działania Harry’ego. - W porządku. Niech ci będzie. Numery do Petera i Mary… - Dziewczyna z pamięci wymieniła rzędy cyfr jakie miała zapisane w dwóch najczęściej wybieranych kontaktach w swoim telefonie. Oczywiście o jakimkolwiek pokazywaniu urządzenia, a tym bardziej przekazywaniu go w cudze dłonie, w dalszym ciągu nie było mowy. - Zadowolony? Chwila, czy ty właśnie powiedziałeś „prześpię”? To najważniejszy dzień w moim życiu i wydaje i się ze dam rade zasnąć? Z racji zajmowanego stanowiska Harry zapewne był przyzwyczajony do stresujących sytuacji. Dodatkowo towarzystwo zarówno jej jak i Petera również w jakimś stopniu uodporniło go na nadzwyczajne zwroty akcji, w związku z czym uwaga o potrzebie zrelaksowania się mogła wydawać mu się naturalna, jednak Gwen nie miała odporności psychicznej swojego przyjaciela. Jako spider – girl często podejmowała działania w których kilkukrotnie ryzykowała swoim zdrowiem i życiem, ale żadna z tych akcji nie mogła równać się do wyzwania jakim było spotkanie z Tonym Starkiem. Pomijając już sam fakt, iż było to spotkanie które miało zadecydować o całej jej przyszłości lub jak w tym przypadku o tym czy uda jej się wrócić do domu, to przecież to był TEN pan Stark. Na samą myśl o powyższym Gwen poczuła iż musi czym prędzej udać się do łazienki. - Myślisz że on zgodziłby się na selfie? - Nieśmiało zapytała nastolatka. - Ale numer. Wiewióra pękłaby z zazdrości. … O rany! Wiewióra! Prawie zapomniałam. Pamiętasz też o Vegas prawda? Wcześniejsza sugestia Harry’ego odnośnie tego że za pomocą swojego telefonu może kontaktować się z osobami z obcego jej świata, a znanymi sobie z własnej rzeczywistości, podpowiedziała Gwen by jak najszybciej skontaktować się z swoją partnerką. Natychmiast też sięgnęła po cenny telefon wystukując na jego ekranie ważną wiadomość. „Hej Ruda. Widziałam Cię w necie. Niezła akcja. Wszystko u Ciebie w porządku? Wciąż bawisz w Vegas? - Wysyłając informację spider-gril pomyślała iż jej Wiewióra raczej nie działa z takim rozmachem. To znaczy może i działa, ale na zdecydowanie skromniejszym obszarze. Ale Vegas? W jednej chwili świat wokół niej zaczął wydawać się strasznie obcy. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Brookfield Place Pon Wrz 16, 2019 9:44 pm | |
| Harry skwitował tę jakże miłą uwagę o brzmieniu jak tata Gwen jedynie uniesieniem brwi. Tak się akurat składało, że - przynajmniej w tym świecie - jej ojciec był bardzo rozsądnym człowiekiem, w związku z czym nie odbierał tego jako przytyku... Choć domyślał się, że właśnie to zamierzała dziewczyna. Prawda była natomiast taka, że Osborn stokrotnie bardziej wolał być porównywany do niego niż do własnego rodzica - co niestety zdarzało się często. I pod wieloma różnymi względami. Pomyśleć tylko, że kiedyś chciał być jak on... Wszechświat miał strasznie ironiczne poczucie humoru. Nieważne. Póki co mężczyzna skupił się na porównaniu wymienianych przez Gwen numerów z tymi, które trzymał zapisane w swoim telefonie. Sam nie znał ich na pamięć, a przynajmniej nie tak dokładnie. Prawdopodobnie rozpoznałby je, gdyby je zobaczył, ale ułożenie cyfr w odpowiedniej kolejności tak z głowy... Nie, nigdy nie miał ku temu potrzeby. Tak czy siak nie rozstawał się z komórką, nie licząc wyjątkowych sytuacji - na przykład będąc w pancerzu. Tyle że takie dosłownie mógł policzyć na palcach. Harry kiwnął dwukrotnie głową, raz po każdym numerze, w ten sposób sygnalizując Gwen, że wszystko się zgadzało... Choć szczerze powiedziawszy były to z jego strony kompletnie odruchowe gesty. Dobrze jednak, że przy okazji mogły coś znaczyć dla dziewczyny. Na koniec Osborn zablokował ekran telefonu i wsunął go z powrotem na jego dotychczasowe miejsce, w tym czasie natomiast jego przyjaciółka odezwała się już ponownie... Wywołując z jego strony przewrócenie oczami. - Jestem praktycznie pewien, że nie - przyznał. Co więcej, wciąż miał złe przeczucia, że Gwen, kiedy tylko zostanie w sypialni sama, może zechcieć wymknąć się na miasto... Ale prawdę mówiąc nie miał jak jej przed tym powstrzymać. To znaczy, może mógłby, ale w bardzo naciągane sposoby. Z drugiej strony... Może nie warto było się tym przejmować? Fakt, jeżeli w swojej rzeczywistości zajęła pajęcze miejsce Petera, to najprawdopodobniej posiadała również jego pecha, ale nawet biorąc to pod uwagę... Jakie szkody mogła wyrządzić przez te kilka godzin samowoli? Wyobraźnia natychmiast podrzuciła Harry'emu całą masę strasznych wizji i mężczyzna musiał na siłę uciszyć głos w swojej głowie, natrętnie i uparcie krzyczący coś na temat efektu motyla. Że niby złapany przez Gwen drobny złodziej, zamiast po pierwszym włamaniu popaść w wyrzuty sumienia i zrezygnować z tej drogi życia, zamknięty w więzieniu zrobi się zgorzkniały, poprzysiągnie zemstę i jakimś zrządzeniem losu wyrośnie na super-przestępcę... Na przykład. Na szczęście kolejne pytanie dziewczyny wyrwało go z tego toku myślowego, lecz przy okazji sprawiło, iż zmarszczył czoło, w pierwszej chwili nie wiedząc do czego... Nie, do kogo się odnosiła. On... Ostatnio mówili o Peterze, ale jakoś wątpił, żeby to selfie z nim było dla Gwen takie istotne. Albo raczej nie w ten sposób, bo nie zdziwiłby się, gdyby sobie ich trochę narobili, ale przecież blondynka nie przejmowałaby się odmową Parkera. Czyli inny on. Robiąc mentalny rachunek sumienia ze swoich ostatnich wypowiedzi, Harry doszedł do wniosku, iż mogło chodzić o Starka - tyle że w tym momencie dziewczyna zdążyła już zmienić temat i zająć się swoim telefonem. Osbornowi z kolei nie pozostawało nic innego, jak tylko westchnąć cicho. - Tak, pamiętam - potwierdził. I nie skłamał. Pamiętał, jak najbardziej, tylko jeszcze nie zadecydował co w tej sprawie zrobić. Naprawdę uważał podróż do Las Vegas za zbędną, a w najbliższym czasie również po prostu trudną. O wiele bardziej wolałby sprowadzić przyjaciółkę Gwen do Nowego Jorku i w ten sposób umożliwić im spotkanie. A tak swoją drogą... Czy to właśnie do niej blondynka teraz pisała...? - Kontaktowałaś się z nią już wcześniej? Jakkolwiek? Czy to pierwszy raz? Bo jeżeli tak, to może, ale tylko może, weź pod uwagę jaki szok możesz jej zafundować nagle powstając z martwych - zasugerował, zachowując dla siebie dalszą część tego przemyślenia... Tyczącą się tego, iż tutaj, w tym świecie, Wiewióra mogła w ogóle Gwen nie znać. Rozważał to już wcześniej. Oczywiście nie znał wszystkich znajomych poprzedniczki dziewczyny, ale o kimś tak bliskim chyba by od niej usłyszał, a skoro tak się nie stało... To wnioski nasuwały mu się same. Ale mógł się mylić. W tym wypadku wyjątkowo nawet miał na to nadzieję. Doskonale wiedział za to coś innego - a mianowicie to, jak sam podszedł do niespodziewanej wiadomości ze starego numeru Gwen. Niedowierzanie, podejrzliwość, doszukiwanie się podstępu, zasadzki albo po prostu głupiego i niesmacznego żartu... Przez wszystko to mogła teraz przejść kolejna osoba. Albo nie, jeżeli była od niego bardziej ufna. Może Harry nie był z natury bardzo empatyczny, ale teraz nie musiał być, bo dosłownie znał te wszystkie uczucia z autopsji. Zadzwonienie wydawało mu się lepszym rozwiązaniem.
|
| | | Gwen Stacy
Liczba postów : 147 Data dołączenia : 03/04/2016
| Temat: Re: Brookfield Place Sro Wrz 18, 2019 8:10 am | |
| Sugestia Harry’ego zmusiła Gwen do refleksji na temat tego, czy rzeczywiście powinna kontaktować się z wszystkimi osobami jakie zna z swojego świata? To znaczy z tymi którym ufa. Być może sugerując większą ostrożność, H2O miał na myśli nie tylko to, iż wywoła szok u potencjalnego rozmówcy, ale również nie zawsze spotka się z tak pozytywnym odbiorem jakiego by się spodziewała. Z drugiej strony z Osbornem i Peterem raczej jej się udało, a Wiewióra była ostatnią osobą którą mogłaby podejrzewać o złośliwe intencje, więc póki co teoria jej przyjaciela się nie sprawdzała. Nie zmieniało to faktu iż bez wątpienia sama Gwen powinna zdecydować, czy w obecnej rzeczywistości udawać swoją odpowiedniczkę, tym samym dementując informacje o śmierci Stacy, otwarcie mówić prawdę o tym skąd pochodzi, czy tez spróbować nieco zmienić wizerunek, tak aby nikt przypadkowy jej nie rozpoznał. Taka anonimowość wydawała się najbezpieczniejsza, choć dla kogoś kto w swoim modowym stylu nigdy nie posuwał się dalej niż do delikatnego podcięcia włosów, była dość trudna. No i wymagałaby lepszego poznania tej od której zamierzała się wyróżniać. Inna sprawa że Gwen nie była w stanie wytłumaczyć Harry’emu swoich decyzji, nie wspominając przy tym kim rzeczywiście jest Ruda. Nastolatka obawiała się że jej „przyszła” przyjaciółka może prowadzić obecnie super ważna akcję, a przypadkowy telefon z jej strony zrujnuje Wiewiórze całą misję. Pod tym względem sms wydawał się dużo bardziej dyskretniejszy. - Po tym co dziś zobaczyłam dziś w centrum, wydaje mi się że mieszkańcy twojego miasta maja dużą tolerancję odnośnie tego co ich szokuje. - Wymijająco odpowiedziała Gwen, dyplomatycznie pomijając uwagę iż nie każdy jest tak podejrzliwy jak Harry. W zasadzie to nikt nawet nie zbliżał się do tego poziomu. - Podejrzewam że nawet gdybym ogłosiła przed kamerami że jestem z alternatywnej rzeczywistości, nie byłaby w tym pierwsza i wcale nie wywołałabym sensacji. A wiesz że nigdy nie byłam w twojej rezydencji? Znaczy się w tej drugiej twojej. Swoim zwyczajem Stacy zastosowała taktykę z błyskawiczna zmianą tematu. Choć w tym przypadku akurat nie mijała się z prawdą. Jej Harry starał się nie zapraszać przyjaciół do swojego domu. Z jakiegoś powodu dysproporcja pomiędzy posiadanym majątkiem go krępowała. Może nie chciał razić po oczach tych którzy nie posiadali niczego? Albo bał się reakcji ojca na „takich” gości? Gwen nie znała odpowiedzi na powyższe pytania. Zresztą nie zajmowała sobie nimi głowy, dużo więcej uwagi poświęcając temu co też może zobaczyć w sławetnej rezydencji Osbornów. Nie wspominając już o tym że taka wizyta mogłaby służyć za doskonałe przetarcie przez spotkaniem w siedzibie pana Starka. Może wówczas nie dostanie zawieszki na widok nieznanych sobie najnowszych osiągnięć technologi. W myślach nastolatka zaczęła wyobrażać sobie listę rzeczy jaką spodziewała się zastać na miejscu. Poczynając od tajnego laboratorium, bazę operacyjną kontrolującą wydarzenia w mieście i na świecie, przez lądowisko dla helikopterów, niewielkiego poligonu treningowego, po basen, saunę, siłownię, centrum SPA, parking dla tuzina samochodów i prywatną salę audio, gdzie jej kapela mogłaby nagrywać swoje płyty. Przy tym wszystkim fakt iż Harry nie posiadał jeszcze osobistego teleportu od innych światów, wydawał się jedynie drobnym przeoczeniem. - Oprowadzisz mnie po wszystkim? - Z nieukrywaną nadzieją zapytała dziewczyna, jednocześnie zastanawiając się jak Peter radził sobie w takim miejscu? To dopiero musiał być niezwykły widok. |
| | | Harry Osborn
Liczba postów : 145 Data dołączenia : 27/04/2014
| Temat: Re: Brookfield Place Pią Wrz 27, 2019 1:44 pm | |
| W reakcji na słowa dziewczyny, Harry w pierwszej kolejności uniósł lekko brwi i dosłownie na moment odchylił głowę na bok, równocześnie wzruszając ramieniem wypadającym po tej stronie. Touché. To fakt, że mieszkańcy Nowego Jorku z konieczności nauczyli się świetnie adaptować... Tyle że zazwyczaj tyczyło się to jednak bardziej ogólnych sytuacji, mniej osobistych, ataków na miasto, najazdów kosmitów, zirytowanych pseudo-syren, super przestępców regularnie niszczących okolicę... I, jasne, w pewnym sensie mogło to nowojorczyków dotyczyć bezpośrednio, ale mimo wszystko czym innym było przyzwyczajenie się do tego, że zakupy mogą nagle zostać przerwane przez Ms. Marvel tłukącą się z Moonstone na środku ulicy - lub, biorąc pod uwagę ich zdolności, raczej nad nią - a... A czym innym utrata albo właśnie niezwykłe odzyskanie kogoś bliskiego. Zupełnie inny poziom emocjonalny. Tyle że Osborn nie miał siły tego teraz dowodzić. Spróbował, zasugerował, wyraził swoją opinię, tyle mu wystarczało. Nie dość, że był już zmęczony, to jeszcze... No, aż tak mu na tym nie zależało. Wychodził z założenia, że Gwen mogła myśleć i decydować sama za siebie, nawet jeżeli jak do tej pory co najmniej połowa jej postanowień sprawiała, że nie wiedział czy się śmiać, płakać, czy przynajmniej starać się ratować sytuację. W najgorszym wypadku wpakuje się w kolejne kłopoty i będzie potrzebowała pomocy... A on sam tak naprawdę miał tu najmniej do stracenia. Tak, na jaw mogły wyjść jego powiązania z kimś, kto przybył z innej rzeczywistości. Tyle że... Co z tego? Nawet gdyby ktoś natrętny zaczął ryć, dokopał się do informacji na temat tutejszej Gwen, to przecież połączenie jej ze Spider-Manem niczego wielkiego by nie dowiodło. Och, znał kogoś, kto zginął podczas nieudanej akcji bohatera, a teraz odpowiednik tej osoby z innego świata w jakiś sposób odbył podróż między wymiarami i wymagał drobnego wsparcia, które on oferował. Jeżeli już, to postawiłoby go to w dobrym świetle... Kto wie, może nawet przyciągnęłoby osoby sądzące, iż pozyskał jakieś nowinki technologiczne z tej drugiej rzeczywistości? S.H.I.E.L.D. i tak się nim interesowało, więc pod tym względem niewiele miał do stracenia. To głównie dlatego wyraz twarzy mężczyzny nie zmienił się ani odrobinę, kiedy Gwen wspomniała o ujawnianiu się przed kamerami... No i po części również przez to, że rozumiał, iż nie mówiła tego na poważnie. Prawdopodobnie. Obecnie. Choć nie wątpił, że mogło jej to jeszcze kiedyś wpaść do głowy, jeżeli sytuacja by tego od niej wymagała - albo gdyby po prostu uznała, że to dobry sposób na odwrócenie od czegoś uwagi. Co nie zmieniała faktu, że pod tym względem również miała trochę racji... Na pewno nie była pierwszym podróżnikiem pomiędzy rzeczywistościami, jaki do nich trafił. Co prawda ci z innych światów czy planet byli bardziej powszechni i popularniejsi, ale Osborn dałby głowę - na wszelki wypadek czyjąś, nie swoją - iż dziewczyna nie mogła być pod tym względem jedyna. Choćby jednak nawet chciał, tak czy siak nie zdążyłby jej przytaknąć, gdyż Gwen już zmieniła temat na kolejny... Równocześnie łatwiejszy i o wiele mniej wygodny. Rezydencja wiązała się ze wspomnieniami. Dobrymi i złymi. I takimi, które kiedyś mylnie wydawały się pozytywne, a teraz Harry był w stanie spojrzeć na nie trzeźwiejszym okiem, aby ocenić, że być może jednak nie należały do najzdrowszych doświadczeń. Może i spędził w niej ładnych parę lat swojego życia, ale w dalszym ciągu myślał o niej jako o domu rodzinnym, domu ojca, a nie swoim własnym. Pozbycie się tego samego spojrzenia na Oscorp trochę mu zajęło, ale w przypadku rezydencji chyba nie potrafił się przestawić. Oczywiście była cudowna, przestronna, pięknie - i drogo - wykończona, tego jej nie odmawiał. Łączyła w sobie luksusy, które ułatwiłyby lub przynajmniej uprzyjemniły mu żywot... Ale wolał tylko w niej bywać. Na co dzień służba świetnie sobie radziła z utrzymywaniem jej w doskonałym stanie. - Nic w niej takiego znowu strasznie ciekawego. Wielka, wystawna, elegancka, przygnębiająca. Pewnie jak większość rezydencji. Choć posiada basen, to zawsze jakiś plus... Tak czy siak w niej nie mieszkam, ale jeżeli ci zależy, to mogę ci ją w któryś dzień pokazać. I oprowadzić - zaoferował. Mimo wszystko nie miał z tym żadnego problemu, jak długo uda mu się wygospodarować na to trochę czasu. Trochę dużo. Nie przesadzał w kwestii rozmiarów budynku. Szkoda tylko, że dzień bez niego w Oscorp zapewne wystarczyłby, żeby wszystko się nagle kompletnie zawaliło. - Zaraz będziemy na miejscu. To znaczy, pod moim mieszkaniem, nie rezydencją. Obawiam się, że na dzisiaj to musi ci wystarczyć - dodał, bo za oknem widział już charakterystyczne elementy otoczenia. Miał wrażenie, że udało im się też trochę przyspieszyć. Szokujące, ale z drugiej strony nawet w Nowym Jorku miało się czasem szczęście i trafiało się na mniejsze problemy na drodze. Nie zamierzał przecież na to narzekać. Z/t za oboje do mieszkania. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Brookfield Place | |
| |
| | | | Brookfield Place | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |