Logan poprowadził Jimmiego kilka pomieszczeń dalej, w stronę swojego gabinetu. Całą drogę starał się uspokoić. Nie dało się ukryć że był zwyczajnie wściekły na młokosa za wtargnięcie z butami w jego plany. Ktoś powinien nauczyć tego smarkacza pokory i szacunku dla starszych. Niestety okazało się że tym kimś może okazać się właśnie Logan.
W normalnych warunkach dałby smarkaczowi w mordę za takie pyskowanie. Od jego instynktu samozachowawczego zależałoby natomiast czy na tym by poprzestało. Jeśli chłopak naprawdę odziedziczył po nim jego mutację, to mógł znieść spore lanie. Tutaj jednak miał obowiązki. Charles nie był chwilowo dysponowany, a obowiązek podtrzymywania dobrego ducha szkoły spoczywał na całym gronie profesorskim. Dlatego James zacisnął zęby, i zdążył doliczyć do stu czterdziestu dziewięciu, zanim stanęli przed drzwiami jego gabinetu. Gestem nakazał chłopakowi żeby otworzył i samemu wjechał do środka.
Nieczęsto używał tego pokoju. Właściwie należał do niego bardziej z uwagi na tabliczkę nad drzwiami, niż z jakiegokolwiek zasiedzenia. Podjechał do biurka, płynnym gestem zwalił z niego wszystkie papiery i sięgnął do szuflady po piersiówkę. Jimmiemu polecił usiąść naprzeciw. Woń dobiegająca z naczynia wskazywała na to że jego zawartość zdążyła trochę zleżeć, ale nie szkodziło to Rosomakowi. Pociągnął spory łyk i zaproponował to samo chłopakowi, wyciągając do niego flaszkę nad biurkiem.
Rozmowa trwała długo, choć niewiele zostało powiedziane. Chwile rozjaśniania wątpliwości przecinane były długimi okresami ciszy i dymu tytoniowego. Chłopak przyswajał nowe wiadomości i Logan zamierzał dać mu na to czas. Tak na prawdę jednak nie wiele mógł mu wyjaśnić. Nie miał pojęcia jak tu się znalazł. Ani trochę nie przypominał Dakena, a pomysł by Logan niejako spłodził go z byłą Magneta wydawał mu się na tyle niedorzeczny, że aż poruszył tę uwagę na głos. Czy to czyniło tego gościa bratem Wandy i Pietra? Lepiej o tym nie myśleć.
Tak na prawdę cała rozmowa sprowadziła się bardziej do uspokojenia chłopaka i do wyjaśnienia mu kto jest kim w tym świecie. Poza tym, jedyne co mógł zrobić dla młokosa Logan, poza nierozerwaniem go na strzępy, było skierowanie go do Mccoya, oraz zaproponowanie pobytu w szkole. Był to jego obowiązek, tak bardzo jak uważał to za zły pomysł.
Odnotował przy tym że na chłopaka trzeba dodatkowo uważać i należy mu się dodatkowy poziom dyscypliny. Dopilnuje już żeby inni się o tym dowiedzieli. Chłopaka trzeba porządnie wyprostować, żeby wybić mu z głowy rzucanie się na przypadkowe osoby wedle jego widzimisię. Już zaczął planować mu indywidualne sesje treningowe. Młody dowie się dlaczego zaczynanie pierwszego dnia w szkole od wkurzenia profesora Logana to zły pomysł.
Pod koniec rozmowy Logan pożegnał chłopaka i został sam w gabinecie. Miał dużo spraw do przemyślenia. Kątem oka zerknął na dno jeszcze uchylonej szuflady, gdzie spoczywało kolejne parę butelek.
(Wątek urwany przez perfidne wystawienie do wiatru przez gracza)