|
Autor | Wiadomość |
---|
Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Viavenna Pon Wrz 14, 2020 9:11 am | |
| Kate przyglądała się narastającej kłótni, cały czas powtarzając sobie iż powinna pozwolić działać dorosłym. Swoją pełnoletność traktowała w tym przypadku dość wybiórczo. Jej niechęć do zaangażowania się w próbę rozwiązania sporu wywołanego przez Chavez, wynikała po pierwsze z dość wycofanego charakteru łuczniczki, a po drugie z faktu iż dziewczyna nie miała absolutnie żadnego pomysłu na to jak mogłaby zapobiec nieuchronnemu konfliktowi. Innego niż spuszczenie Americi z smyczy i pozwolenie Latynosce na spektakularne skopanie tyłków natrętnym amantom. Tyle że po takiej akcji zapewne obie musiałyby liczyć na wyrozumiałość amerykańskiej ambasady i to że państwo Bishop lub ktokolwiek zarządzający w Avengers, zechciałby wyciągać je obie z miejscowego aresztu. Niewielkim pocieszeniem dla Kate było to, że zarówno trenerka z swoim agresywnym podejściem do napastników, jak i Johny Blaze próbujący robić za mediatora, nie radzili sobie ani trochę. Victoria nawet nie próbowała ukryć tego że jest poirytowana i potrzebuje gdzieś odreagować stres związany z hotelem oraz ciągnące się za nią problemy organizacyjne, a skoro los nie pozwalał jej znaleźć odprężenia w ramionach kochanka, to trenerka postanowiła dać upust złości poprzez przywołanie do porządku miejscowych chuliganów, przy czym kobieta najwyraźniej nie doceniała swojego przeciwnika. Tego co chciał osiągnąć domniemany producent filmowy, Kate nawet nie próbowała zgadywać. Jedynym plusem powstałego zajścia było to iż łuczniczka mogła się przekonać że słowa powszechnie uważane za obraźliwie, jak choćby „głupia starucha” należą do niezwykle uniwersalnego języka, takiego w którym nawet tak odrębnie kulturowo grupy dały radę się komunikować. - Maurice, Fabio, esci! - niespodziewanie do kipiącego sporu włączył się mężczyzna w średnim wieku, stanowczym acz dość opanowanym tonem każący wynosić się dwójce natrętów. Nieznajomy bynajmniej nie wyglądał na osiłka, co dodatkowo podkreślał fakt iż poruszał się przy pomocy laski, jednak najwyraźniej miał posłuch wśród lokalnych brutali, jako że napomniani przez niego mężczyźni bez słowa wycofali się za budynek. - Proszę wybaczyć szanowna pani. Te szczeniaki wciąż nie potrafią zrozumieć że szacunek do turystów jest podstawą naszej społeczności. To oburzające. Podnosić rękę na piękną kobietę. Przystojny Włoch, o włosach przyprószonych siwizną, zwrócił się bezpośrednio do Victorii, nawet nie starając się ukryć wrażenia jakie wywarła na nim krewka kobieta. - Najwyraźniej nie tylko oni. - Odparła wciąż podenerwowana trenerka. - Oh. Czy coś się stało? Może mógłbym jakoś pomóc? - Spytał wyraźnie zatroskany miejscowy rozjemca. - Zostałyśmy zmuszone opuścić hotel i szukać sobie pilnie nowego lokum. Ale dzięki uprzejmości pana Blaze, nasze kłopoty wkrótce się zakończą. - wyjaśniła trenerka, nie przejmując się faktem iz w swoim tłumaczeniu nieco mija się z prawdą. - To okropne. Jako przedstawiciel miejskiej Rady obiecuję wyjaśnić tą sprawę. - Odparł mężczyzna. - A tymczasem w ramach rekompensaty za niepotrzebny stres i wszystkie te niemiłe słowa, które absolutnie nie powinny tu paść, może zechciałaby pani przyjąć od miasta skromny upominek, w postaci tych dwóch niezwykłych złotych bransoletek. Zaskoczona panna Cantrilio postanowiła nie oponować, bez skrupułów sięgając po proponowany jej dar, od razu też zakładając ozdoby na swoje nadgarstki. Nieznajomy radny przyjął ów gest z wyraźna ulgą. Jego czujny wzrok i starannie maskowane westchnienie, mógł dojrzeć tylko uważny obserwator. - Dziękuje, a teraz proszę wybaczyć ale spieszy man się z przeprowadzką. Dobrej nocy. - Pożegnała się Victoria. - Hej, a my to nic nie dostaniemy? - Protestowała Pym. - Czemu z nią flirtują tu wszyscy, a na nas nikt nie zwraca uwagi!? - Susan wyraźnie nie mogła się pogodzić z brakiem aprobaty. - I dlaczego moje amulety od babci nagle zaczęły świrować? - Dziwiła się Mako. - Kogo obchodzą jakieś stare rupiecie. Musimy przejść do ataku. Stać się bardziej agresywne i do licha zacząć błyszczeć! - szybko zadecydowała Susan. - Co masz na myśli? - Kate czuła że nie chce znać odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie. Zamiast na desperackim poszukiwaniu sobie partnerów, łuczniczka zdecydowanie wolałaby się skupić na czekających ich zawodach, czy choćby na tym, dlaczego ktoś tak bezinteresownie rozdaje tu złoto? Niestety Susan nie zamierzała się cofać. - Zmiana wizerunku. Na całej linii. |
| | | Johnny Blaze
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 29/08/2014
| Temat: Re: Viavenna Sro Wrz 16, 2020 5:58 pm | |
| Blaze zeszedł na bok dał większości mówić, samemu zapalając cygaro by się uspokoić cóż ta noc dała mu wyjątkowo dużo wrażeń, miło że miasteczko tak mile przywitało nas ale też zastanawiał się to jego nadnaturalny dar mieć pecha, czy po prostu takie życie na chwile być na szczycie, w słuchał się co powiedziała Victoria, nieco się zarumienił, a przy okazji starał się nie wybuchnąć śmiechem kiedy młode damy dodały swoje 3 grosze. - Bardzo miło z twojej strony, że tak mi słodzisz ale jak rozmawialiśmy w barze każdy z nas i twoja drużyna pierścienia, dostanie coś w zamian a chyba też dobrze że możemy obgadać całość? - Poklepał kobietę po plecach przy tym uśmiechną się do niej, by nieco zrobiło się jej ciepło na serduszku, pewnie też z racji że Blaze swoje waży nie było to za przyjemne klepniecia ale starał się być delikatny. - Chyba teraz warto mieć na tych hobbitów, oko by znowu nie zrobili awantury czy zbierasz te bransoletki? - Dając swój krótki śmiech, no tak miał dość suche poczucie humoru i takie ojcowskie żarty, ale zawsze mu jakoś poprawiało humor a też życie takiego specyficznego kaskadera który znany jest z najniebezpieczniejszych akrobacji których wyszedł bez szwanku dość ponure, stąd chyba tak narodził się ten humor? |
| | | Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Viavenna Pią Wrz 18, 2020 8:36 am | |
| Zadowolona z faktu, że tak łatwo udało się zapobiec potencjalnemu konfliktowi, trenerka natychmiast zarządziła, by zbierać się w dalszą drogę do hotelu. Uznała że najlepiej zrobi jeśli czym prędzej odsunie dziewczęta od wątpliwych nocnych atrakcji jakie oferowała Viavenna i ponownie skupi uwagę swoich zawodniczek na czekającym je turnieju. Victorii bardzo zależało na osiągnięciu na zawodach dobrego wyniku, a doskonale zdawała sobie sprawę, że pojawiające się nagle wewnętrzne emocje, potrafiły zaprzepaścić wysiłek włożony w miesięczne treningi. Oczywiście panna Cantrilo pozostawała również świadoma wieku w jakim są jej podopieczne, a co za tym idzie z faktu że poza rozwojem sportowym powinna być dla nich mentorką na innych płaszczyznach. - No dalej nie ociągać się. I bez marudzenia. Porozmawiamy o wszystkim gdy znajdziemy się w hotelu pana Blaze. - Zachęcała trenerka. - Tak jej się spieszy bo boi się że makarony się zreflektują i zabiorą jej złoto. - Słyszałam Susan! - Czy Hobbici to są ci mali i brzydcy? - Pym jako jedyna postanowiła odnieść się do słów Johna Blaze, czym jeszcze bardziej podminowała swoją koleżankę, przewrażliwioną na punkcie własnej urody. - Zamknij się! - Burknęła Susan. - Jak tylko dotrzemy na miejsce, pokażę temu zarozumiałemu bucowi jak wygląda prawdziwa kobieta. - Ej, czy żadna z was nie zastanawia się nad tym dlaczego tamta para osiłków tak bez szemrania posłuchała owego radnego? - Kate próbował zmienić temat toczonej rozmowy. Europa wydawała jej się dziwna, a niektóre z obowiązujących tu praw zupełnie niezrozumiałe, jednak nawet to nie wyjaśniało zaskakującego szacunku dla lokalnych władz. Przekładając to wydarzenie na Nowy Jork, dziewczyna jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić sytuacji w której para oprychów dokonująca napadu na sklep lub okładająca kogoś w ciemnym zaułku, nagle zrezygnowałaby z sowich działań, tylko dlatego że w pobliżu pojawia się burmistrz miasta i grzecznie prosi o spokój. - Z tym gościem wyrajanie coś jest nie tak. - Trzeba było mu przyłożyć i tyle. - Skomentowała America, wywołując tym ironiczny uśmiech na twarzy przyjaciółki. Kate naprawdę zachodziła w głowę jak to się dzieje, że Utopia z której rzekomo pochodziła Chavez, jest miejscem idealnym, gdzie nie ma sporów i konfliktów, a z drugiej strony, jej kumpela na rozwiązanie wszelkich problemów, znała tylko metody siłowe? Na logikę America powinna być dla nich jakimś duchowym przywódcą, tymczasem większość jej pomysłów oscylowała wokół „dania w mordę”. Póki co jedynym wyjaśnieniem takiego paradoksu wydawała się teza, że Utopia to miejsce gdzie żyją tylko i wyłącznie kobiety. Tymczasem Victoria ponownie skupiła się na rozmowie z swoim „wybawcą” - Zawsze mam na nie oko. I tak naprawdę wcale nie przepadam za biżuterią. Wciąż staram się aktynie trenować, a noszenie wszelkich ozdób takich jak kolczyki czy pierścionki, w szermierce jest niepożądane. Poza tym wydaje mi się że kobieta powinna emanować własnym blaskiem i nie potrzebuje do tego sztucznych świecidełek. Niestety moje dziewczyny zdają się tego nie rozumieć.- Zakomunikowała trenerka, po chwili zwracając się do członkiń swojej drużyny. - Słuchajcie drogie panie, jeśli tak bardzo zależy wam na tej bransoletce, otrzyma ją ta z was, która na jutrzejszym turnieju zdobędzie najwięcej punktów, a póki co zostanie ona schowana do … Dla podkreślenia wagi swoich słów, trenerka zamierzała demonstracyjnie pokazać że wcale nie zależy jej na drogocennym podarku, publicznie oddając go w cudze ręce, jednak niespodziewanie okazało się że ozdoba, która chwilę temu bez problemów wsunęła jej się na dłoń i nadgarstek kobiety, teraz w żaden sposób nie dawała się zsunąć, tak jakby jej średnica nagle zmniejszyła się o kilka rozmiarów. Panna Cantrilo próbowała ją wyszarpać, jednak poza nabawieniem się bolesnych obdarć, nie zyskała niczego. - Co to do cholery ma znaczyć? - Nie dowierzała Victoria. |
| | | Johnny Blaze
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 29/08/2014
| Temat: Re: Viavenna Czw Wrz 24, 2020 3:08 pm | |
| - Kłopoty… - Odpowiedział Blaze patrząc z boku na całą sytuację, przyjrzał się biżuterii jaką trenerka dostała, by być może pozna jakieś wzory czy o chodzi, coraz bardziej miasteczko te go bardziej interesowało, już rozumiał czemu akurat wybrali te miejsce by się ukryć jeśli dzieją się dziwne rzeczy, to nikt się nie spodziewa czegoś nowego. A jedynie co go bolało najbardziej to że w tym wszystkim, musi uważać by tylko czemu nie wyczuł grzechu ty osób nie miał jakiś wątpliwości czy ten Demon czy Anioł słabnie czy po prostu ma pecha? Cóż odpowiedź pewnie jest prosta, spojrzał na hobbitów no pewnie nie darzyli go szczerą miłością, więc musiał coś wykombinować by mieć od nich święty spokój chociaż pewnie te czterech muszkieterów ruszy za nim, ale może to i dobrze bo będą bezpieczni a przy tym trzymali dystans, a zrobi co mam zrobić i wraca do Anglii gdzie napije się zimnego piwa oraz zje kiełbasę i może po poluje, wszystko się okaże z czasem. |
| | | Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Viavenna Pią Wrz 25, 2020 8:57 am | |
| Niespodziewany problem w postaci nie dającej się zdjąć bransolety, wzbudził zainteresowanie całej drużyny, choć ciężko było wyrokować, czy owa uwaga wynikała z tylko i wyłącznie z troski o zdrowie trenerki, czy też raczej była przejawem nieufności dla panny Cantrilo. Po tym jak Victoria publicznie zadeklarowała chęć oddania swojej biżuterii jednej z zawodniczek, stwierdzenie iż jednak nie może jej ściągnąć z nadgarstka, brzmiało co najmniej dwuznacznie. Dziewczyny miały przynajmniej tyle przyzwoitości by przynajmniej na tą chwile powstrzymać się z oskarżeniami o oszustwo. - Mogłabym ją zobaczyć? - Spytała Kate. - pewnie to jakieś specjalne zapięcie … - Nie, nic tu nie ma. - burknęła coraz bardziej poirytowana trenerka. - Nie rozumiem. Wcześniej wsunęła się lekko. - A te napisy? Co oznaczają? - Dociekała Pym. - To włoski? - Wydaje mi się że to jest łacina. - Wyjaśniła Mako. - To jest takie państwo Łacina? - Zainteresowała się jej ruda przyjaciółka. - Może po prostu weźmy coś ostrego i ją rozetnijmy. - Nie ma mowy! Łapy precz od mojej zdobyczy. - Natychmiast zaprotestowała Susan. - Można tez odciąć rękę, a potem przyszyć. - America, przestań! - Oburzyła się Kate, słysząc propozycję Chavez. Łuczniczka która wcześniej starała się ignorować temat, pozostając ostatnią w kolejce chętnych do zdobycia tajemniczej bransolety, teraz zainteresowana rzekomo wygrawerowanymi na niej napisami, spróbowała przynajmniej przez chwilę przyjrzeć się przedmiotowi stanowiącego źródło ich problemu. Niestety trenerka nie zamierzała jej tego ułatwiać. - Wystarczy! Dość tych teorii spiskowych. - Krzyknęła Victoria, celowo zasłaniając bransoletę rękawem swojej bluzki. - Idziecie do swoich pokoi, a ja wrócę na miejsce, odnajdę tego staruszka i wyjaśnię całe nieporozumienie. Panie Blaze, czy byłby pan tak uprzejmy zaopiekował się przez chwilkę moimi dziewczętami? Byłabym panu niezmiernie zobowiązana. Myślę że nie zajmie mi to więcej jak godzinę. Niech nie wychodzą z swoich pokoi do czasu mojego powrotu. - Bransoletka jest tej, która zdobędzie najwięcej punktów? - Upewniła się Susan. - Porozmawiały jak wrócę. A teraz słuchajcie pana Balze i bądźcie grzeczne. - Pożegnała się Victoria. Spoglądając w kierunku oddalającej się trenerki, łuczniczka miała olbrzymią ochotę by raz jeszcze głośno wyrazić jak bardzo nie podoba jej się wszystko to, co dzieje się w tym mieście. Victoria zdecydowanie zachowywała się dziwnie, nieswojo, zanadto impulsywnie i choć usiłowała maskować targające nią emocje, widać było że z czymś walczy, z kolei Kate starała się tego nie podsycać, zanim niepokój rozleje się na całą drużynę, dlatego też zdecydowała by wstrzymać się z sianiem paniki, przynajmniej do czasu powrotu trenerki. Co więcej, choć wcale za nim nie przepadała, postanowiła też wspomóc pana Blaze w utrzymaniu dyscypliny w drużynie szermierczej. Miała nadzieję, że jeśli ona sama podporządkuje się poleceniom rzekomego łowcy demonów, to reszta dziewcząt pójdzie w jej ślady. - W porządku. Chodźmy. - Powiedziała Bishop. Niestety jej pozorny spokój wcale nie udzielił się wszystkim. - Widziałyście te inskrypcje? A jeśli to jakaś czarna magia? - Mako wyraziła swoje zaniepokojenie, szukając wśród zebranych potwierdzenia własnych domysłów. Jej pytający wzrok z oczywistych przyczyn skoncentrował się na mężczyźnie, który jak sam deklarował był specjalista w tego typu tematach. - Błagam cie, nie zaczynaj. - Jęknęła Pym. Niespodziewanie z pomocą dla Kate, przyszła Susan, która to postanowiła diametralnie zmienić temat dyskusji. - Panie Balze, czy w tym pańskim hotelu jest dużo łazienek? - Spytała blondynka - Już nie mogę się doczekać by zanurzyć się w gorącej kąpieli, a te tutaj mają zwyczaj blokować wanny na kilka godzin. |
| | | Johnny Blaze
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 29/08/2014
| Temat: Re: Viavenna Sro Wrz 30, 2020 4:35 am | |
| Pierwszy raz od dawna to JB pierwszy raz przymilkił, nie widział czy to dobry pomysł iść do osoby, która ma złe intencję i to samotnie…. Ale przecież kobiety nie powstrzyma jedynie przytaknął i możliwe że widział ją ostatni raz, podrapał się po czole na pytanie Azjatki nie za bardzo wiedział co tym hobbitą ma powiedzieć, raczej one nigdy nie widziały czarnej magii skoncentrowanej w jedynym miejscu, wyjął notatki i narysował co pamiętał z tej bransoletki, by móc sobie potem poszukać informację. - To już moja działka, więc się tym nie przejmuj. - Odpowiedział chłodno Kowboj, odmruknął na pytanie cóż miał w planie spędzić miłą noc a tak to będzie studiować na te tematy co mogło zaskoczyć tego Maga, którego darzył nienawiścią cóż… dziwne jest życie, a jeszcze bardziej jak nas mocno zaskakuje, poprawił kurtkę i ruszył w stronę hotelu byli już blisko miał nadzieje że żadne trudności ich nie spotkają. - Wszystko będzie co potrzebujesz, każda z was. Starałem się jak najbardziej komfortowo by tylko dało, w tej małej wiosce więc raczej wypoczniesz. - |
| | | Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Viavenna Pon Paź 05, 2020 8:32 am | |
| Viavenna nie dysponowała atrakcjami dzięki którym mogłaby konkurować z turystycznymi gigantami nastawionymi na przyjęcie jak największej ilości gości. Atutem starego miasteczka była przede wszystkim malownicza okolica i związana z nią cisza, spokój i możliwość odpoczynku z dala od zgiełku cywilizacji. Niestety wiązało się to też z tym, że poza długimi spacerami czy wędkowaniem w okolicznych jeziorach, turyści nie mieli tu wiele do roboty. Do tego dochodziły jeszcze trudności komunikacyjne i połączenia do większych metropolii. Był to zabieg w dużej cześć celowy, jako że władze miasta nie chciały u siebie jakiś centrów konferencyjnych, masowego najazdu całych firm, wielkich integracyjnych zabaw, paintballi, czy innych głośnych rozrywek. Viavenna starała się zagospodarować pewną nisze turystyczną, z nastawieniem na specyficznego klienta, a co za tym idzie z całą pewnością nie było to miejsce przygotowane na przyjęcie ekipy telewizyjnej i związanego z nią zaplecza. Jonny Blaze z swoim pomysłem był dla miejscowych nie lada problemem, ale że posiadał niebywały dar przekonywania, lub wystarczającą ilość gotówki, w jakiś sposób zdołał przekonać władze miasteczka by poparli jego plany. Oznaczało to też mniej więcej tyle, iż opisywany przez producenta hotel, tak naprawdę okazał się naprędce zaadoptowaną na potrzeby filmowców starą szkołą, znajdująca się na uboczy miasta. Budynek w żaden sposób nie mógł imponować. Prowizoryczne dostawki, przybudówki i zmiany konstrukcyjne, sprawiały że to co wcześniej było naturalną bryłą, teraz odstraszało swoim wyglądem, a pierwsze wrażenie pogarszał dodatkowo fakt, iż drużyna szpadzistek dotarła na miejsce po zmroku. Na szczęście dla pana Blaze żadna z dziewcząt nie zamierzała wybrzydzać, głównie z faktu nie posiadania innej alternatywy. Poza tym nie wszystkie zawodniczki planowały tu zostać na dłuzej. Kate chodziła tam i z powrotem po niewielkim pokoju, z każdą chwilą coraz bardziej niepokojąc się o trenerkę. Teraz gdy pozostałe dziewczyny były już „bezpieczne”, łuczniczka wszystkie swoje zmartwienia kierowała na los Victorii. - Powinnam za nią pójść - Zwróciła się do Americi, wyciągając z toreb swój ekwipunek młodej mścicielki. – Upewnię się że nic jej nie jest. Zrobię to po cichu i dyskretnie. Tak żeby mnie nie zauważyła. - Chcesz bym poszła z tobą? - Spytała Latynoska. - Nie, ty spróbuj skontaktować się z Wiccanem, Może będzie wiedział coś ciekawego na temat tego miasta. - Z kim? - Chłopaki w w pelerynie. - Wyjaśniła Kate. - A i mówiąc skontaktować, mam na myśli telefon. Nie wiem gdzie on teraz jest więc darujmy sobie szybki lot do… Wyjaśnienia łuczniczki zostały przerwane przez zgrzyt nagle otwierających się drzwi, przez które do środka wparowały podekscytowane Pym i Mako. Pierwsza z nich trzymała w ręce laptopa, którym to wymachiwała gdzie popadnie, tak jakby zamiast elektronicznego sprzętu miała w dłoniach broń treningową. - Mamy go! To oszust! Mako właśnie go rozpracowała! - Krzyknęła rudzielec. - Mówisz o Jonie Blaze? - Dociekała Kate. - Eee… nie. O gościu który dał trenerce bransoletę. Przedstawił się jako radny, tymczasem na stronie Viavenny są zdjęcia wszystkich przedstawicieli lokalnych władz i oczywiście faceta nie ma na żadnym z nich. - Może chodziło mu o byłego radnego? - Próbowała wyjaśnić panna Bischop, choć biorąc pod uwagę stosunkowo młody wiek opisywanego przez Pym mężczyzny i posłuch jaki miał on wśród mieszkańców, ciężko było zrozumieć dlaczego ktoś taki miałby stracić stanowisko. - W porządku. Podzielmy się tymi informacjami z naszym gospodarzem. Jeśli zależy mu na Victorii to niech do licha to udowodni i wreszcie coś zrobi. - A my mamy tylko stać i patrzeć? - Jeśli pan Blaze będzie zaangażowany w ratowanie trenerki, to siłą rzeczy nie będzie pilnował nas. - dodała Kate.
W tym samym czasie Susan wprowadzała w życie swój własny plan, mający na celu ukazanie światu że jest dorosłą kobieta, z powodzeniem mogącą rywalizować z pięknościami pokroju Victorii. Ubrana jedynie w koronkową bieliznę, klapki i cienki, sięgający jej do ud, jedwabny szlafrok, raz że sam w sobie niewiele zakrywający, to dodatkowo celowo zawiązany tak by eksponował dekolt dziewczyny, kapitan drużyny zapukała do pokoju producenta filmowego. - Przepraszam, ale przez to wszystko co stało się w hotelu, strasznie się boję. - Z drżącym głosem godnym profesjonalnej aktorki, Susan przedstawiła swoją prośbę – Czy mogłabym zostać u pana przez chwile? Nie chcę przyznawać się do tego przed dziewczynami. |
| | | Johnny Blaze
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 29/08/2014
| Temat: Re: Viavenna Pon Paź 05, 2020 4:00 pm | |
| Wchodząc do tej szkoły, wiedział że to będzie chwilowe miejsce niedługo jak przyjedzie jego ekipa wróci do normalności tak że upewnił się gdy krasnoludy ruszyły w swoich pokojów sam ruszył umyć się i przebrać w bardziej luźniejszy ubiór, by później odpalić sobie telewizor by grała jakaś muzyka, a zaczął szukać informację na temat tej bransoletki, domyślał się że może już ją więcej nie spotkać ale może jeszcze będzie szansa by uratować kobitkę i te miasteczko przed mrocznymi siłami, wyjął zamrożone piwo zaczynając sobie sącząc i starał się przy tym nieco uspokoić, wszak nic nie wiadomo co wejdzie mu do głowy czy zaraz mu ktoś…. gdy usłyszał pukanie przewrócił oczami ruszając do drzwi i spojrzał na gnoma który, próbuje być atrakcyjną kobietą jedynie podrapał się po barku spojrzał jej prosto w oczy. - Raczej nie mam wyboru, ale pierw zakryj te swoje wdzianko bo nie jesteś żadnym klubie czy innej imprezie. - Czekał aż zakryje odkrycie specjalnie tego ciała, by potem odejść na bok i czekać aż wejdzie do pomieszczenia nie za bardzo miał chęć gadać z dzieciakiem, za jego czasów to inaczej ludzie się zachowywali a poza tym nie zawsze było jakoś wielkiego problemu gdy ktoś zachowywał się źle to mu przywalić, jakoś wyrośli ludzie na normalnych obywateli a teraz, to co świat idzie w jakieś kierunek który nie za bardzo rozumie.
|
| | | Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Viavenna Wto Paź 06, 2020 11:22 am | |
| Kate zrozumiała że nadmierna ostrożność i negowanie rzeczy które wydają jej się irracjonalne, z istnieniem czarnej magii na czele, w niczym jej nie pomaga, a chcąc uratować Victorię, musi działać szybko, nie oglądając się na niektóre konsekwencje podejmowanych wyborów. Takie jak na przykład zdemaskowanie swoich umiejętności przed Pym i Mako. I choć łuczniczka nie uważała siebie za dobrą kandydatkę na liderkę, zwykle zostawała przywódczynią z konieczności. Na pewno dużo prościej by było, gdyby to pan Blaze zechciał wziąć sprawy w swoje ręce, podejmując przy tym męskie decyzję. Niestety producent filmowy, z uporem godnym lepszej sprawy, zdawał się trzymać postanowienia nie rozmawiania z dzieciakami na istotne sprawy. Być może trzeba było go do tego zmusić? - W porządku, zrobimy tak. Ja i Chavez pójdziemy poszukać trenerkę i ściągniemy ją tu zanim wpakuje się w tarapaty … - Zaczęła tłumaczyć Kate, od razu trafiając na spodziewany sprzeciw. - Dlaczego wy? – Zainteresowała się Mako. - Bo mamy do tego odpowiednie umiejętności. – Szybko ucięła łuczniczka. – America, pokaż im. Jakby czytając w myślach przyjaciółki, nastoletnia Latynoska zaczęła lewitować kilkanaście centymetrów nad podłogą, demonstrując wszystkim swoje zdolności latania. - WOW, jesteś czarodziejką! – Uradowała się Pym i choć wniosek dziewczyny daleki był od prawdy, Kate postanowiła nie prostować chwilowego nieporozumienia. „Czarodziejka” brzmiała równie wiarygodnie co przybysz z utopijnego wymiaru, a jedno i drugie dawało finalnie pożądany przez dziewczynę efekt, w postaci bycia przekonującym, jako ta najbardziej odpowiednia do walki z mrocznymi siłami. Na szczęście zazwyczaj małomówna Chavez również nie skomentowała natury swojej „magii”. - A co my mamy robić? – Nie dawała za wygrana Azjatka, koniecznie szukając dla siebie jakieś odpowiedzialnej funkcji. - Pójdziecie do pana Blaze, pokażecie mu swoje dowody i nie odpuścicie dopóki nasz rzekomy łowca potworów ruszy swoje leniwe dupsko. – Wyjaśniła panna Bishop. Kate dość łatwo była sobie w stanie wyobrazić przebieg takiej rozmowy. Jonny’ego spokojnym głosem tłumaczącego by nie mieszać się w sprawy które was przerastają i zapewniającego, że sam się wszystkim zajmie, a jednocześnie nie robiącego absolutnie nic w danej sprawie oraz parę dziewczyn energicznie wytykających mu opieszałość. Ów spór raczej do niczego nie doprowadzi, ale przynajmniej łuczniczka mogła być spokojna że na jakiś czas będzie miała z głowy nie tylko Pym i Mako ale również obecnego gospodarza. - No to do dzieła. – Powiedziała dziewczyna, wspólnie z Americą kierując się w stronę wyjścia z hotelu.
Tymczasem Susan nie miała pojęcia że w oczach nagabywanego przez siebie mężczyzny uchodzi za gnoma. Choć z charakteru dość próżna, dziewczyna była wysoka, zgrabna i z całą pewnością nie można było odmówić jej urody. Koleżanki z drużyny biła pod tym względem na głowę, a na uczelni nieustannie znajdowała się na szczycie popularności. Z pewnością to jak klasyfikował ją Jonny Blaze, stanowiłoby dla niej bolesny policzek, jednak póki co dziewczyna nie zamierzała poprzestawać w swoim dążeniu do zwrócenia na siebie uwagi. Ostentacyjnie udając że próbuje spełnić prośbę mężczyzny i zakryć swoje wdzięki szlafrokiem, co oczywiście było niemożliwe, jako że skąpy materiał w żaden sposób nie dawał się naciągnąć, a tym bardziej nie stał się nagle grubszy i bardziej szczelny dla ludzkiego oka, Susan najbliżej jak tylko się dało, przysiadła się tuż przy boku pana Blaze, kładąc mu swoją dłoń na udzie. - Przepraszam, ja zwykle nie pokazuję się ludziom w ten sposób. – Skłamała dziewczyna - Mogłabym się przytulić? Co pan czyta?
|
| | | Johnny Blaze
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 29/08/2014
| Temat: Re: Viavenna Sro Paź 07, 2020 11:42 am | |
| Blaze długi czas walczył z najróżniejszymi potworami, stąd nie ma pewności czy pół naga kobieta, to może być jakiś demon czy iluzja, czy jeszcze inne stworzenie to też jedynie coś zamruczał zamykając książkę, jedynie co się dowiedział to że bransoletka ułatwia kontrolę nad człowiekiem, im mocniej ściska jeśli nie jest coś wykonane po czyjeś myśli, ale mógł pomylić wzory czy ta jego książka będzie błędna tak że musiał znaleźć kobitkę, ale poczeka niech dzieci pójdą spać i zamknę szkole raczej miał nadzieje że zostaną i nie będą głupio iść. - No dobra, ale to po co tak się ubierasz? - Odpowiedział na kłamstwo kobiety, czuł że raczej taka urodziwa kobita to raczej chwali się swoim genami, ale też nie rozumiał po co. - Kobito, pierw to ty zaproś na randkę jeśli tak chcesz się spoufalać, poza tym staram się uratować jedną osobę ale to raczej doskonale o tym wiesz? -
|
| | | Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Viavenna Czw Paź 08, 2020 9:22 am | |
| Chociaż od razu rzuciły się w pościg, dogonienie i odnalezienie trenerki okazało się niemożliwe. Viaveena która była przecież niewielkim miasteczkiem, po zmroku wydawała się być istnym labiryntem, złożonym z sieci identycznie wyglądających, słabo oświetlonych uliczek, starych domów, deptaków i parków. Chcąc skrócić sobie drogę, Kate i America skierowały się wzdłuż jednego z takich przejść, w efekcie nie będą nawet w stanie odnaleźć pierwotnej drogi, tej którą wcześniej prowadził je Jonny Blaze. - Znowu ta gęś! – Stwierdził poirytowany Latynoska, gdy obie bohaterki znalazły się w jakiejś alejce gdzie postawiono kamienną rzeźbę z wizerunkiem ptaka. - To chyba łabędź. – Mimo ogólnego podenerwowania, łuczniczka nie mogła powstrzymać się by nie sprostować swojej przyjaciółki. Wiele Europejskich miast miała w swoich legendach jakieś zwierzęta, a to tutaj najwyraźniej nie było wyjątkiem. Poza tym biorąc pod uwagę ilość okolicznych jezior, łabędzie zdawały się być w tej kwestii uprzywilejowanym faworytem. - Może spróbuj wypatrzeć Victorię gdzieś z góry. Albo przynajmniej znajdź dla nas wyjście do głównej drogi. - To że latam wcale nie sprawia że lepiej widzę w ciemnościach. – Wyjaśniła America. Niestety zapytanie kogokolwiek o drogę również nie wchodziło w grę. Pomijając oczywistą barierę językową, mieszkańcy Viavenny sprawiali wrażenia jakby na noc szczelnie barykadowali się w swoich domach. Ulice opustoszały, a wszędzie dookoła panowała cisza, mącona jedynie szeleszczącymi od wiatru gałęziami drzew, pohukiwaniem sowy i odgłosami wydawanymi przez świerszcze i inne owady. Kate pamiętała że wcześniej mijały jakiś nocny lokal, jednak teraz imprezowej muzyki nigdzie nie było słychać. - Brakuje tylko dzików grzebiących w śmietnikach. – Ironicznie zauważyła panna Bishop. – Chodź Am, spróbujemy… Kate przerwała, niespodziewanie dostrzegajac przed sobą dwójkę młodzieńców. Tych samych którzy wcześniej uwikłani byli w awanturę z trenerką. - Nie powinno was tu być. – Zauważył jeden z nich. - Gdzie jest pani Victoria? – Ostro spytała dziewczyna, chwytając po swój łuk. Przeczucie podpowiadało jej że para nieznajomych wcale nią ma przyjaznych zamiarów, a co więcej, tym razem nie skończy się na zwykłych złośliwościach.
- To jest piżama. Ja tak śpię. To znaczy próbowałam zasnąć ale dziś nie mogę zmrużyć oczu. – Odpowiedziała Susan, próbując ukryć swoje rozdrażnienia wywołane faktem iż pan Blaze czepia się jej stroju. „Nie widzisz kretynie że próbują cię poderwać” – w myślach powiedziała dziewczyna, nie przestrajać przy przesuwać swoja dłonią po udzie mężczyzny. Susan była zdeterminowana posuwać się w swojej zabawie jeszcze dalej, sprawdzając przy tym czy nie natrafi na opór swojego rozmówcy. Jej każdy kolejny ruch ręką, coraz śmielej zahaczał o krocze Jonna Blaze. – W jaki sposób czytanie książki może komukolwiek pomóc? W tym momencie do pokoju wbiegły Mako i Pym. Obie nastolatki natychmiast pożałowały że nie skusiły się na to, by zgodnie z wymogiem kultury, najpierw zapukać, czekając na zaproszenie. Widok dwuznacznej sytuacji rozgrywającej się w sypialni, sprawił że zarówno rudzielec jak i Azjatka, zupełnie straciły wątek, zapominając po co właściwie tu przyszły. Półnaga Susan wklejona w sylwetkę producenta filmowego, nie dawała wielkiego pola do interpretacji, choć z drugiej strony nic nie wskazywało by wspomniany wyżej mężczyzna tak szybko chciał skreślić trenerkę. - Co tu robicie!? – Krzyknęła oburzona Susan. - My!? –Zdziwiła się Pym. – Co ty tu robisz? Na szczęście Mako zachowała nieco więcej opanowania od swojej koleżanki, próbując cos wyjaśnić, zanim ruda i uwodzicielka skoczą sobie do gardeł. - Ten cały radny to jeden wielki oszust! I mamy na to dowody!
|
| | | Johnny Blaze
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 29/08/2014
| Temat: Re: Viavenna Sob Paź 10, 2020 7:40 am | |
| Johny Blaze nieco się zdziwił jak młoda kobita się do niego dobierała, od razu się odsunął, wtedy mogła upaść na jego kolano co było dość…. dwuznaczne, przewrócił oczami kiedy hobbici weszli do jego pokoju, od razu wstał, chciał coś powiedzieć ale się powtarzał. Nieźle to zagrali wszystkono bravo Bishop bravo….. podrapał się po czole słysząc te całe wyjaśnia. - Jaki oszust o co wam chodzi do cholery? - Ubrał się w kurtkę, oblał twarz zimną wodą oraz wziął swoje uzbrojenie na w razie czego jeśli miała być jakaś walka, nie wiedział czy dobrym pomysłem było odpalić demona wojny i zniszczenia, ale cóż jeśli będzie musiał to by obronić niewinne osoby. - Oraz niech zgadnę, pewnie ruszyła drużyna pierścieni w stronę Mordoru, ja jedyny muszę ich powstrzymać? tak że idź do pokoju ja sprowadzę kobity, bo wydaje mi się że raczej grzecznie nie zostali w pokoju jeśli wy wyszliście, a szczególności wasza koleżanka…. - Potem miał zamiar zaprowadzić ich do pokoju zamknąć drzwi na klucz oraz wyłamać klucz by tam siedział i nic więcej nie zrobiły złego, bo zdjąć drzwi czy je rozwalić to nie problem ale psychologiczny bariera może zostać. |
| | | Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Viavenna Sob Paź 10, 2020 8:05 pm | |
| Wbrew oczekiwaniom Kate, strzała naciągnięta na cięciwę nie zrobiła na nieznajomym wielkiego wrażenia. Na pewno nie takiej reakcji się spodziewała. Zwykle, widząc że grozi im się śmiercią, ludzie przynajmniej tracą pewność siebie, nie wspominając o tym iż raczej nie prowokują potencjalnego strzelca. Tymczasem nieznajomy z szyderczym uśmiechem podążał w kierunku dziewcząt, tak jakby był przekonany że łuczniczka nie będzie miała w sobie tyle siły, by odebrać komuś życie. Nie było zresztą żadną tajemnicą, że nabyta umiejętność trafienia w niemalże każdy cel, wcale nie oznaczała iż dziewczyna bez mrugnięcia okiem będzie potrafiła posłać strzałę w kierunku innego człowieka. - Nie ruszaj się! - ostrzegła Kate, starając się by jej głos brzmiał stanowczo i groźnie. - Nie rozśmieszaj mnie. - parsknął mężczyzna, ani myśląc zastosować się do poleceń – Oboje wiemy że nie dasz rady. Jesteś za słaba. Odpowiedział mu świst pędzącej strzały, której grot utknął w udzie nieznajomego. O dziwo doznana rana zdawała się nie robić na mężczyźnie żadnego wrażenia. Trafiony młodzian nawet nie syknął z bólu, a jego chód w dalszym ciągu był swobodny i gładki, tak jakby strzała stercząca w nodze w ogóle mu nie przeszkadzała. „Do licha, powinien kuleć i stękać” - pomyślała Kate. Łuczniczka postanowiła wykorzystać wszystkie pośrednie możliwości by zatrzymać napastnika. Co prawda cały czas nie rozumiała jakie intencje ma dwójka nieznajomych, zakładała jednak że gdyby tamci mieli przyjacielskie zamiary, wykazaliby się przynajmniej odrobiną dobrej woli, wykonując jej polecenie. A potem wspólnie mogliby podjąć jakieś negocjacje. - Chcesz się przekonać? - Powiedziała dziewczyna, choć w jej postawie coraz wyraźniej czuć było niepewność. Łuczniczka natychmiast sięgnęła po kolejna strzałę, znów celując w zbliżającego się przeciwnika. - I co zrobisz? - Zaśmiał się tajemniczy napastnik. Tym razem chichot nieznajomego został przerwany przez znacznie donośniejszy dźwięk. Wysoka na dwa metry łabędzia rzeźba z impetem minęła pannę Bishop, niczym rozpędzony meteoryt pędząc na spotkanie mężczyzny. O ile Kate miała jakieś hamulce by nie wyrządzać ludziom krzywdy, to America nie posiadała takich wcale. A może w odróżnieniu od przyjaciółki Latynoska nie rozważała tak wnikliwie konsekwencji własnych działań. Chavez po prostu robiła to co uważała za słuszne. Szybkość rzuconego przez nią pocisku była tak duża, iż ofiara nie miała szans na ucieczkę. Co ciekawe efekt zderzenia chłopaka i rzeźby był taki, że sylwetka tego pierwszego rozpadła się w drobny pył, niczym mgła albo stara mumia. Kate nie miała pojęcia co się dzieje. Żywe istoty na pewno nie znikały ani nie ginęły w ten sposób. - O co tu chodzi? - Zastanawiała się dziewczyna, wpatrując się w przewrócony posąg i zniszczenia jakie wywołał kamienny łabędź turlając się po chodniku. Drugi z napastników równie z gdzieś wyparował. - Nie mam pojęcia. - Odparła America. - Ale choć, zobacz. Pod naszą kaczką znalazłam coś ciekawego.
Jeśli Jonny Blaze liczył że tak po prostu uda musi się odsunąć dziewczyny od sprawy, potulnie zamykając je w swoich pokojach, to musiał być przygotowanym na niespodziankę w postaci sporego protestu. Metody wychowawcze łowcy demonów były katastrofalne. Pym, Mako i Susan nie zamierzały go słuchać, o czym dobitnie dawały znać, krzycząc, zawrzeszcz, piszcząc, szarpiąc się, protestując i wierzgając ile się da. W swoim sprzeciwie nastolatki wykorzystywały nie tylko wysokie nuty ale przede wszystkim przewagę liczebną jaka miały nad „opiekunem”. Dziewczyny zdawały się szybko zapomnieć, że przyszły tu po to aby sprowokować Blaze do ratowania ich trenerki (przynajmniej te dwie, bo zdaniem Susan producent filmowy powinien o Victorii czym prędzej zapomnieć), a gdy ten wreszcie postanowił się ruszyć, one wszystko mu utrudniały. - Co pan robi!? My chcemy pomóc! - Przekonywała Mako. - Wiemy że radny nie jest tym za kogo się podaje. - I nie jesteśmy Hobbitami! - Upierała się Pym. - Niech pan że mną zostanie! - Dla odmiany przekonywała Susan. |
| | | Johnny Blaze
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 29/08/2014
| Temat: Re: Viavenna Wto Paź 20, 2020 8:30 am | |
| Blaze spojrzał na te młode osoby, które nie były sporej wysokości co bardzo zabawnie się gniewały, ale no coś musiał zrobić podrapał się po głowie, podał kobiecie która była pół naga jego szlafrok, by nie świeciła swymi atrybutami, bo na wszystko jest czas i miejsca ale nie na teraz. - To co niby od mnie oczekujecie, że pójdę z wami i jeszcze uratuje waszą drużynę pierścienia? - Odpowiedział starając się zachować, jak uczył go mentor Logan spokój chociaż nie widział, za bardzo jak taki człowiek co przeżył masę tragedii dalej się trzyma i nawet uśmiecha, co jest bardzo dziwne. No cóż taki jest już życie, nie zawsze mamy to co chcemy a trzeba, cieszyć się tymi drobnymi chwilami spokoju, którymi właśnie mu odbierają. - I jesteście, bo raczej do muskularnych krasnoludów nie pasujecie, a wasz wzrost nie jest jakiś olbrzymi drogie gromliny. - Odmruknął im, może to było nieco dziecinę się sprzeczać z młodym pokoleniem, ale Blaze jakoś nigdy nie miał dobrego dzieciństwa stąd może w taki sposób nieco nadrobi.
|
| | | Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Viavenna Pią Paź 23, 2020 10:57 am | |
| Susan nie potrafiła zaakceptować sytuacji, w której nie dostawała tego czego chce. Przywykła do tego iż zwykle z łatwością owija sobie mężczyzn wokół palców, dlatego tez upór z strony Johna Blaze tak bardzo ją irytował. Szczególnie że dość łatwo dało się zauważyć, iż wszelkie aluzje czynione do wzrostu młodych szpadzistek, wynikały głównie z żałośliwości mężczyzny, anie faktycznego stanu rzeczy. Wbrew powszechnej opinii w pojedynku szermierczym mały wcale nie ma lepiej. Może i trudniej go trafić, ale w starciu przy użyciu białej broni, poza szybkością i zwinnością, kluczowy jest również zasięg ramion, a co za tym idzie, wysokie dziewczyny sprawdzają się w nim lepiej. Poza tym Susan i jej koleżanki miały prawie dwadzieścia lat, co z kolei oznaczało iż samym wzrostem niewiele ustępowały swojej trenerce, choć oczywiście sam Blaze przerastał je wszystkie o głowę. Najwyraźniej producent filmowy miał w głowie sztywno ustaloną granicę, centymetr pod którą jest się jeszcze dzieciakiem, po to by chwilę później być już dojrzałą kobietą. I nikt mu chyba nigdy nie wyjaśnił że nie tak to działa. No chyba że łowca demonów postawił sobie za cel irytować młodsze towarzystwo, co akurat wychodziło mu perfekcyjnie. - Co pan bredzi!? – Wściekała się Suasan. – Że niby w czym jestem gorsza od Victorii? Głupi … Pym, jak się nazywa ten wielki i brzydki co występuje w twoich filmach? - Troll. – Odpowiedziała zapytana, stanowiąca w grupie dziewcząt wyrocznie jak chodzi o wszelkie niuanse światów fantasy. Paradoksalnie choć to Susan był z owej trójki najbardziej urodziwa, to raczej Pym i Mako miały szansę znaleźć z mężczyzną jakieś wspólne tematy, związane czy to z Śródziemiem czy mitologią i demonami. - Głupi droll. – Powtórzyła Susan, która z kolei jako dama, dziecinnymi rozrywkami nie zajmowała się wcale. - Chcemy uratować naszą trenerkę. – Wyjaśniła Mako, jako jedyna zdecydowana by rozmawiać o konkretach. – A bez pana nie damy sobie rady. Kate i America pewnie też nie, a one już pobiegły jej szukać. …. W czasie gdy reszta członkiń drużyny dyskutowała z Johny’m Blaze, łuczniczka i Latynoska pobieżnie przeglądały znalezisko znalezione pod ptasim posągiem. Była to skurzana torba, w której ukryto kilka listów, mapę, butelki z bliżej nieokreślonymi substancjami i wiele antycznych przyrządów, nazwy i przeznaczenia których Kate nie byłą w stanie się domyśleć. - Dlaczego ta kaczka na tym siedziała? – Zastanawiała się America. - Nie mam pojęcia. Może to torba jakiegoś robotnika, który stawiał ten pomnik i przez roztargnienie jej zapomniał. Nie rozumiem tego języka więc jeśli chcemy poznać sekret tych dokumentów, musiałybyśmy znaleźć jakiegoś tłumacza. Choć szczerze wątpię by pomogło to nam odnaleźć trenerkę i rozwikłać zagadkę mieszkańców Viavenny rozsypujących się w pył. - Co wyście zrobiły!? O matko! – Niespodziewanie obok przewróconej przez Americę rzeźby pojawiła się jakaś staruszka, biadoląca nad ogromem zastanych zniszczeń. – tylko nie to! Święty opiekun miasta, zniszczony! - Ta kura? – Głośno spytała panna Chavez. - To nie żadna kura tylko perkoz! – Oburzyła się staruszka z wyrzutem spoglądająca w stronę dwójki nastolatek. - To nie nasza wina proszę pani. Tylko tędy przechodziłyśmy, gdy pojawił się jakiś człowiek i zaczął nam wygrażać, a potem gdy ta rzeźba, to znaczy wasz święty perkoz …. – Kate starała się wytłumaczyć kobiecie co zaszło, jednak obawiała się powiedzieć jej prawdę. Bo przecież kto uwierzy, że America bez trudu podnosi tonowe posągi i rzuca nimi jak piłką? Niespodziewanie staruszka sama dopowiedziała sobie resztę, a jej oblicze z pierwotnej złości diametralnie się zmieniło, wyrażając podziw i uwielbienie. - Chcesz powiedzieć ze „błogosławiony obrońca doliny” ożył i stanął w waszej obronie, przeganiając upiory? – Zasugerowała babcinka. - No… coś w tym stylu.
|
| | | Johnny Blaze
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 29/08/2014
| Temat: Re: Viavenna Pią Paź 23, 2020 4:11 pm | |
| Wziął głęboki oddech drapiąc się po czole, chyba z tego powodu nie ma dzieci albo mu nic o nich nie wiadomo, chociaż życie gwiazdy wiadomo jakie jest i nie zawsze można mieć taką pewność. Spojrzał na te kobitki zasiadł na krześle nalewając sobie trunku. - No to śmiało tłumaczycie, o co wam chodzi i czemu utrudniacie mi pracę? Wychodząc bez pozwolenia z swoich pokoi? - Odpowiedział przy tym najmniej przyjemnym głosem jakim był w stanie wypowiedzieć, nigdy nie lubił jak kobiety próbują atrybutami ciała w jakiś sposób manipulować, JB akurat w tej kwestii był nieuginany miał powodzenie u kobiet ale zawsze patrzył na charakter, szczególnie po doświadczeniu kiedy uciekła z piekła to coraz ciężej mu docenić bliskości kogokolwiek. - A ty Amazonko, jak możesz to się ubierz w normalny ubranie, iż po prostu to nie jest czas i miejsce by tak wyglądać…. - |
| | | Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Viavenna Wto Paź 27, 2020 11:08 am | |
| Szybki pościg za próbującą działać na własną rękę Victorią, nie przyniósł spodziewanych rezultatów. Trenerka przepadła bez śladu, natomiast Kate zrozumiała, że jeśli chce ją odnaleźć, będzie musiała sięgnąć po inne metody. Łuczniczka była zdeterminowana spróbować wszystkiego, z jednej strony wykorzystując w swoich poszukiwaniach najnowsze osiągniecia techniki, w tym celu skontaktowała się z Mako z prośbą o próbę włamania się do systemów miejskiego monitoringu i prześledzenie zarejestrowanych przez kamery, ruchów zaginionej panny Cantrilo, samej jednocześnie podążając tak zwaną „ścieżką magiczną”, polegającą na wysłuchaniu tego, co w kwestii upiorów, legend, miejscowych tajemnic i wszelkich niewyjaśnionych zjawisk, ma do powiedzenia napotkana przez nią staruszka. - Jak tylko będziesz cos miała, natychmiast daj nam znać. – Zakończyła rozmowę Kate. – pan Blaze nadal siedzi w hotelu? Nie naciskajcie go zbytnio i pozwólcie mu działać. Może nich Pym go śledzi aby upewnić się po czyjej jest stronie. A Susan każ czekać w hotelu, jakby nasza trenerka wróciła i okazało by się że wszystkie nadmiernie panikujemy. - Zastanawiające – Wtrąciła staruszka przyglądając się z ciekawością obu nastolatkom – wprawdzie wspominał że wielu będzie go szukać. I że uda się to tylko hmm … jak by to powiedzieć … niby sprecyzował dokładnie kogo powinniśmy się spodziewać, ale oczywiście mistyczne teksty należy traktować jako swoiste metafory, w których nie wszystko jest takie jak się wydaje na pierwszy rzut oka. A skoro Królewski Perkoz wybrał właśnie was obie, to dlaczego miałabym wątpić w jego rozsądek? - O kim pani mówi? – zainteresowała się Kate. – i co to za upiory o których wspominała pani wcześniej? Rozmawiając z kobietą łuczniczka zauważała że towarzysząca jej America podnosi ptasią rzeźbę, próbując znaleźć pod nią ciało mężczyzny, który na zdrowy rozsądek powinien tam się znaleźć, a który to wyparował w tajemniczych okolicznościach. Dziewczyna dyskretnie dała znać przyjaciółce by ta zostawiła „kaczkę” w spokoju. Towarzysząca im staruszka zdawała się być przewrażliwiona na punkcie Najwspanialszego Pierzastego. - Cierpliwości moja droga, zaraz wszystko wyjaśnię, ale najpierw zapraszam was w skromne progi prowadzonego przeze mnie muzeum. – Odpowiedziała kobieta.
Jonhy Blaze nieoczekiwanie dopiął swego, pozbywając się z swojego towarzystwa większości natrętnych nastolatek. Oburzona brakiem atencji, Susan opuściła pokój trzaskając przy tym drzwiami i głośno komentując, iż zamiast zajmować się jakimś zgrzybiałym staruchem, zdecydowanie powinna zostać z dwójką przystojniaków, tych których spotkała przed nocnym klubem. Choć nie wynikało to bezpośrednio, z słów blondynki można było wnioskować, że wbrew zaleceniom swojego tymczasowego opiekuna, dziewczyna zamierza wcielić nowy pomysł w życie, a co za tym idzie, nad całą drużyną szermierki, poza utratą trenerki, zaczęło krążyć widmo braku kapitana. Z kolei Mako wyszła kilka chwil za koleżanką. Azjatka chciała wykonać powierzone jej przez Kate zadania, a doskonale zdawała sobie sprawę że dostępu do potrzebnych jej serwerów nie zdobędzie działając z tego hotelu. - Przepraszam, ale muszę was zostawić – powiedziała Mako, znacząco spoglądając na rudą i producenta filmowego. Gdyby Blaze potrafił czytać z ruchu warg dostrzegłby coś co brzmiało jak „pilnuj go”, na co Pym twierdząco kiwnęła głową. Przez jakiś czas w pokoju zapanowała niezręczna i krępująca cisza. - Więc jak zamierza pan uratować trenerkę? – Spytała Pym, pomijając w swoich rozważaniach kwestię tego „czy w ogóle Blaze zamierza się angażować”. – Przyda się panu moja pomoc? Mogę być nawet Hobbitem. Mi to akurat nie przeszkadza.
|
| | | Johnny Blaze
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 29/08/2014
| Temat: Re: Viavenna Wto Paź 27, 2020 5:25 pm | |
| JB podrapał się po czole jak poszły te hobbity, no cóż nigdy nie miał daru z wychowaniem dzieci a tym bardziej dogadywaniem się już wolał być od pasa w dół w gównie by polować na jakiegoś demona niż ,,niańczyć nastolatki”, ruszył w stronę swej garderoby a przy okazji się dozbroił i zabrał swoje notatki. Oraz złapał kobietę za dłoń wątpił żeby wyszarpała mu się i wypowiedział te słowa. - Dobrze, cieszę się z twojej zaoferowanej pomocy, więc hobbiecie idź się przebierz w coś bardziej możliwego do szybkiego ruchu, pójdziemy po te osoby które nie trzymają się grupy. - JB wyjął nóż by zrobić runę ochroną by miały osoby trudniej z wyjściem oraz by nikt nie wszedł do tego pomieszczenia, przyjemniej może skorzystać z swej sporego doświadczenia rzecz jasna zaczekał aż kobieta wyjdzie, by mogła wyjść bez żadnego kłopotu. A już byli w dwoje wyjął latarkę i zaczął korzystać z zdolności myśliwskich by móc iść za śladami kobiet, mógł się rzecz jasna zmienić w Zarathosa i po prostu zrobić wielkiem boom boom ale raczej to, będzie dość kłopotliwe tak że spróbuje z perspektywy człowieka który, przez życie jest tak zniszczony jak budżet Polski przez PiS.
|
| | | Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Viavenna Czw Paź 29, 2020 9:16 am | |
| Miejsce które starsza kobieta opisała jako tutejsze muzeum, okazało się w rzeczywistości niewielkim budynkiem, o zabytkowej architekturze i nadgryzionej zębem czasu elewacji, której opłakany stan sugerował, by przechodząc w pobliżu lepiej skorzystać z chodnika po drugiej stronie ulicy. W tym przypadku nie chodziło o cos tak prozaicznego jak oberwana dachówka spadająca komuś na głowa. W muzeum Viavenny zapadał się cały dach, a podtrzymujące go krzywe i zbutwiałe belki, raczej odstraszały, niż zachęcały potencjalnych zwiedzających. Dla Kate owo miejsce było również namacalnym dowodem istnienia magii. Po pierwsze dlatego, iż tylko magicznym mocom można było przypisać fakt, iż łamiąc prawa fizyki cały budynek wciąż stał na swoim miejscu, a jeszcze bardziej niewytłumaczalnym zjawiskiem zdawało się to, jak owa konstrukcja przechodziła okresowe kontrole inspekcji budowlanej. W każdym bądź razie kustoszka weszła do środka bez cienia strachu, a obie nastolatki postanowiły pójść w jej ślady, choćby po to by nie wyjść na tchórzy. - Słyszałyście kiedykolwiek o magu imieniem Aldrichu? – Spytała kobieta. Kate chrząknęła, próbując zyskać choć kilka sekund na przemyślenie odpowiedzi. Była przekonana że staruszka może być w posiadaniu informacji przydatnych im w kwestii poszukiwań trenerki, a co za tym idzie ona i America powinny spróbować zyskać jej zaufanie, w czym z kolei nie pomoże jeśli otwarcie przyznają się jak bardzo sceptycznie podchodzą do zagadnień związanych z magią. Łuczniczka nie negowała jej istnienia, jednak ponieważ natury czarów nie ogarniała w ogóle, podchodziła do nich z dystansem i nieufnością. - Znamy czarodzieja Viccana. – Odpowiedziała nastolatka, przekonana że taka informacja zadowoli jej rozmówczynię, a jednocześnie kustoszka raczej nie posiada bieżącej wiedzy na temat świata bohaterów by zrozumieć o kogo chodzi. - Cóż, Aldricha ciężko nazwać najpotężniejszym z magów. Na pewno ów tytuł nie przysługiwałby mu gdyby brać pod uwagę same osiągniecia, posiadane moce, czy wpływ jego działań na losy świata. Aldrich bardziej niż sprawcą, był raczej wizjonerem, który wskazywał innym możliwości i drogę jaką mogłaby podążać magia w przyszłości. – odpowiedziała staruszka – bo jak być może zauważyłyście, sama magia jest w swojej istocie dość ograniczona. Wszystko z względu na przywiązanie do tradycji. W przypadku czarodziejów, wiele sposobów rozumowania zmienia się bardzo powoli lub nie zmienia się wcale. Nawet tych najbardziej banalnych. Przytoczę tu choćby tradycyjny układ stanowiska pracy czy obowiązkowy sposób podwijania rękawów. Nic więc dziwnego że teorie Aldricha nie wszystkim się podobały, żeby nie powiedzieć dosadnie, iż przez większość były traktowane jako największe zagrożenie dla świata. Kate ziewnęła dyskretnie. Spojrzała na telefon w nadziei znalezienia tam jakiś informacji od Mako. Wiele wskazywało na to że tu w muzeum czekał je długi i monotonny wykład, który finalnie mógł się okazać jedną wielką stratą czasu. Nastolatka jakoś nie widziała powiazań miedzy zaginioną trenerką a historią jakiegoś tam maga. Mimo wszystko postanowiła jeszcze chwilę zaczekać i posłuchać. Pym, z błyszczącymi z zainteresowania oczyma, spojrzała przez ramię Johna Blaze, podziwiając zgromadzony przez niego arsenał broni. Zdawała sobie sprawę że ma do czynienia z producentem filmowym, jednak to co mężczyzna trzymał w szafie, z całą pewnością nie stanowiło rekwizytów, przewidzianych do planowanej produkcji. To były rzeczy które miały za zadanie zrobić komuś krzywdę. Pozostawało jedynie pytanie komu. - WOW! Idziemy na wojnę, czy coś? – Spytała dziewczyna, cały czas licząc na to, że jej chwilowy wspólnik podzieli się z nią swoim planem. Poza tym Pym nie miałaby ni przeciwko gdyby część z zgromadzonego przez Blaze ekwipunku, chociaż na chwilę trafiło w jej ręce. W końcu uprawiała szermierkę więc innym rodzajem białej broni również powinna sobie poradzić. Widok garderoby mężczyzny w oczywistych sposób klasyfikował go jako „świrusa”, co akurat o oczach buntowniczo nastawionej do świata nastolatki, miało raczej pozytywny oddźwięk. W odróżnieniu od Susan, Pym nie miała problemu by w swojej torbie znaleźć ubranie spełniające oczekiwania JB. W zasadzie wszystko się nadawało. Dziewczyna na kilka sekund zniknęła w swoim pokoju po to by chwilę później zameldować się przed hotelem, ubraną w wytarte dżinsy i krótki t-sirt. ( wygląd Pym) - A pana mam nazywać Gandalfem czy jakoś inaczej? – Spytała nastolatka. – Mogę coś ponieść? |
| | | Johnny Blaze
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 29/08/2014
| Temat: Re: Viavenna Czw Paź 29, 2020 9:47 am | |
| Upewnił się wcześniej czy swój pokój dobrze zamkną, oraz ukrył rzeczy nie chciał by młodzi hobbici wzięli rzeczy które w nie powołanych rękach mogą przyczynić się do stworzenia, nie wyobrażalnego zła. Dokończył runy obronę by nikt nie wyszedł z tego pomieszczenia, spojrzał na kobietę i w głowie miał jedynie, no dobre tyle że nie ubrała szpilek czy innego cholerstwa. - Pytałaś mnie wcześniej czy idziemy na wojnę, wolę po prostu być przygotowany na pewne ,,trudności” a jak dobrze wiesz, zło nigdy nie śpi. - Odparł poprawiając sobie buty wojskowe, by nic mu nie wadziło i ruszył szukając śladów przy okazji odpalił sobie latarkę którą co jakiś czas zakrywał owłosioną dłonią, nie chciał być szybko zauważony a wiadomo szukanie śladów nie jest takie proste, szczególnie małych stóp jak na jego rozmiar. - Można tak to powiedzieć, jednak bardziej jako Aragorn. - Domyślał się znając młodą ,,krew” która buzuje w tych kobitach, łatwo będzie odnaleźć z racji tego że wejdą w jakieś kłopoty, a to będzie chyba najprostsza droga, wszak udali się pewnie po trenerkę i zrobi to samo, może jeszcze uda się ją uratować zanim wpadnie w jakiś rytuał czy inną ,,miłościwa-fizyczną” magię. |
| | | Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Viavenna Nie Lis 01, 2020 7:52 pm | |
| Barwny sposób przemawiania miejscowej kustoszki, być może idealnie sprawdzał się w jej codziennej pracy, jednak dla kogoś takiego jak Kate, potrzebującej szybko uzyskać bardzo konkretne informacje, szybko wydał się nad wyraz irytujący i niemożliwy do zrozumienia. Niestety dla łuczniczki, okazało się, że wszystkie średniowieczne legendy miały jeden wspólny mianownik, to znaczy były przydługie i pozwalały na wtrącanie w swoje treści niezliczonych ilości autorskich interpretacji, co jeszcze bardziej rozciągało w czasie przedstawienie całej historii. Nastolatka początkowo usiłowała nadążać za tym co ma jej do powiedzenia kobieta, szybko jednak dała za wygraną, skupiając się na najbardziej ogólnej istocie opowiadania. Wyglądało na to, że wspomniany wcześniej mag imieniem Aldrich, wymyślił coś na kształt magicznej bomby atomowej, czyli koncepcji, która z jednej strony mogła ocalić świat przed nękającymi go zagrożeniami, a z drugiej, w nieodpowiednich rękach, sama w sobie wysadzić go w powietrze. Aldrich oczywiście zdołał pochwalić się swoim osiągnięciem przez całą społecznością czarodziejską, wywołując w niej nie lada panikę. Magowie podzielili się na kilka grup z których każda inaczej interpretowała dokonania swojego kolegi po fachu. Zdecydowana większość bagatelizowała Aldrichowe teorie, starając się deprecjonować jego osiągnięcia, otwarcie szydząc z próby zamachu na tysiącletnie tradycje. Inni, ci patrzący na nowe odkrycia bardziej przychylnie, dzielili się na tych, którzy ufali w to, że czarodziejska mądrość stanowi wystarczający bezpiecznik, by bez obaw zgłębić możliwości jakie rysował przed nimi wizjonerski mag, a oni sami są wystarczająco roztropni by nie zrobić głupstw, a także tych, zadecydowanie bardziej pragmatycznych, którzy czuli że zawsze znajdzie się czarna owca, co sięgnie po więcej niż powinna, z wewnętrznej pychy doprowadzając do katastrofy. Ci ostatni zdeterminowani byli by wiedzę Aldricha zniszczyć lub przynajmniej na trwałe strzec przed światem. Na koniec byli też tacy, którzy jakby potwierdzając przekonania „ostrożnych”, natychmiast zapragnęli wejść w posiadanie tajników mistycznych teorii. W efekcie owych podziałów Viavenna czy też Wijawenna stałą się miejscem potyczki miedzy magami reprezentującymi najróżniejsze grupy interesów. - No dobrze ale co to ma wspólnego z naszą trenerką? – Przerwała Kate, gdy kustoszka zaczęła opisywać wpływ jaki nowi przybysze wywierali na lokalna społeczność – I czym są te upiory o jakich pani mówiła? - Trenerkę? – Zdziwiła się staruszka. - Kobietę której szukamy. - Nic o niej nie wiem. – Odpowiedziała zapytana, na co America jednoznacznie spojrzała w kierunku wyjścia, dając przyjaciółce czytelny znak, iż jej zdaniem baba jest stuknięta, a one tracą swój czas – Jeśli zaś chodzi o wspomniane przez ciebie „upiory”, chciałam do nich nawiązać w dalszej części mojej historii. Jeśli zdecydujecie się jej wysłuchać to może pozwolicie że najpierw zaparzę wam herbaty? … Mimo że sprawa wyglądała dość poważnie, a trenerce mogło grozić realne niebezpieczeństwo, Pym nie mogła się powstrzymać by nie chichotać na myśl o ironii całej sytuacji. Właśnie wylądowała na ulicy, z facetem o którego względy zabiegała sama Susan, co chyba oznaczało, że ruda brzydula odbiła królowej stylu jej potencjalnego chłopaka. To znaczy Aragona. Ten ostatni zdawał się dość często rezygnować z towarzystwa elfki, za jaka bez wątpienia mogła uchodzić Susan, na rzecz dużo mniej urodziwych Hobbitów. Dla Pym miało to mniej więcej tyle samo sensu, co numery jakie mężczyzna odwalał przy swojej latarce. Niby nie chcieli zwracać na siebie uwagi, a nienaturalnym zachwianiem, robili cos co siłą rzeczy przykuwało spojrzenia innych przechodniów. - A może odnajdziemy i przyciśniemy tą kelnerkę z gospody? – Zaproponowała dziewczyna, mając w pamięci to, że kolejna pretendentka do względów Aragona, z pewnością życzyła trenerce jak najgorzej. Ulice miasteczka, mijane przez dwójkę poszukiwaczy, początkowo zdawały się być całkowicie opustoszałe, jednak po jakimś czasie Johny Blaze i Pym dotarli do alejki na której dało się spotkać sporo młodzieży. Były to głównie pary spacerujące po zmroku, czy też większe grupki, w które zbierali się lubujący nocne przechadzki zakochani. O dziwo wszyscy oni zdawali się zmierzać w jednym kierunku, a co pewnie jeszcze bardziej zaskakujące, ku rozbawieniu rudej nastolatki, ona i łowca demonów, również traktowani byli jak para kochanków. Nie minęło zresztą dużo czasu, gdy przechodzący obok osiłek z wklejoną przy swoim boku dziewczyną, rzucił w ich kierunku dziwaczne zaproszenie. - Ciao amici, też pędzicie na wzgórze wilkołaków? Zapowiada się niezła gonitwa? Może zabawimy się razem?
|
| | | Johnny Blaze
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 29/08/2014
| Temat: Re: Viavenna Wto Lis 03, 2020 8:38 pm | |
| - Może nie tym razem, zabrałem ciebie bo znasz dobrze tych hobbitów i możesz mi teraz powiedzieć, jakie mają słabe punkty jeśli dojdzie do nie porozumień, bo nie zamierzam się rzucać i próbować walczyć a po prostu, zabrać ich i trenerkę i potem święty spokój. - Odpowiedział światowej klasy kaskader, ruszając dalszym kierunku jako tako kręciło mu się w głowie, chyba jedną beczkę piwa za dużo wypił no to cóż, takie jakiego życie by zminimalizować ból, wyłączył latarkę i pną tą drogą która wydawało mu się jest najbardziej odpowiednia, gdy nagle jakiś Arnold zaczepił go no cóż, miał nadzieje że nie dojdzie do walki. - Możesz rozwinąć myśli, jakie wzgórze? iż troszkę jak widzisz jestem wzięty i mniej kontaktuje. - |
| | | Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Viavenna Czw Lis 05, 2020 11:12 am | |
| - Uprzedzam, że to co powiem teraz, w znacznej części opieram na własnych domysłach i próbie interpretacji posiadanych faktów – ostrzegła kustoszka, poprzez ceremonialną pauzę, starająca się zbudować atmosferę napięcia w oczekiwaniu na dalszy ciąg prezentowanej przez nią historii – Same zresztą byłyście świadkami tego, że rzeczy niemożliwe są tu dość powszechne. - Aaa… czyli to wszystko wcześniej to było na poważnie? – Ironicznie stwierdziła America, dając tym samym do zrozumienia, iż w odróżnieniu od Kate, Latynoska dawno już dała sobie spokój z słuchaniem. Łuczniczka od razu posłała przyjaciółce wymowne spojrzenie, z prośbą o nie prowokowanie staruszki. Nawet jeśli Chavez miała oczywistą rację, co do tego, że wspomniana historia o magach z pewnością nie znajdowała się w podręcznikach historii, a sama legenda służyła głównie temu by wyróżnić Viavennę od innych podobnych jej obiektów turystycznych, a co za tym idzie swoim szczególnym urokiem zachęcać przyjezdnych do poszukiwań rzekomej kryjówki legendarnego maga, to wyśmiewanie wierzącej w owe opowieści kobiety, z pewnością w niczym im nie pomoże. Łuczniczka dała kobiecie znać że jest gotowa i że ta może kontynuować, jednak tym razem Kate byłą zdeterminowana by nie pozwalać się kobiecie za bardzo rozgadać. - Choć wiedza Aldricha została w znacznej części zniszczona, zapieczętowana lub w najlepszym przypadku starannie ukryta, ci którzy jej poszukują, nie zaprzestali swoich działań. Ich przywódcą był niejaki … - Niech pani po prostu powie na czym polega ta teoria. – Wtrąciła Bischop, czując że kustoszka znów zmierza do sedna bardzo okrężna drogą. - No przecież mówię. Nie zaprzestali. W sensie dosłownym. – Oburzyła się staruszka faktem iż po raz kolejny wytrąca się ją z rytmu, w jakim chciałaby przedstawić swój punkt widzenia. - Ok, czyli minęło kilkaset lat, a mimo to wciąż znajdują się jacyś magowie który liczą na to że wiedza Aldricha wzniesie ich na wyższy poziom. - Nie jacyś, tylko, Anakoni! Ten sam który rozpoczął poszukiwania. Według mnie nigdy z nich nie zrezygnował, a co więcej znalazł sposób by przetrwać do dzisiejszych czasów. Skoro jak wspomniałyście, jesteście uczennicami czarodzieja Viccana, zdajecie sobie sprawę że istnieje kilka sposobów zapewnienia sobie długowieczności. I wszystkie one brzmią dość przerażająco. - Chwila. Wcale nie mówiłam że jesteśmy … - Kate chciała zaprotestować, jednak w tym właśnie momencie zabrzęczał jej telefon z wiadomością od Mako. … Biorąc pod uwagę wygląd, szczególnie bródkę i sposób uczesania Johna Blaza, łatwo było zauważyć że ciągłe nawiązywania do Aragorna nie są tu przypadkowe. Łowca demonów bez dwóch zdań czuł się blisko związany z filmowym pierwowzorem, czego Pym w żaden sposób nie zamierzała krytykować. Co więcej dziewczyna wyrażała gotowość by zagrać w ową grę, choć oczywiście mnie zamierzała przy tym rezygnować z walki o swoje prawa. - Nie możesz tak ciągle mówić, hobbici, hobbici, hobici. Bo nawet hobity mają swoje imiona. A jak pytasz tak bezosobowo, to nie mam pojęcia o kogo ci chodzi. – Zwróciła uwagę nastolatka, porozumiewawczo szturchając ramieniem swojego towarzysza, czego zresztą a od razu pożałowała ponieważ w przypadku Pym owo niewinne tracenie odczuwalne było jak zderzenie z ciężarówką. Niestety dla rudej, kwestię wzajemnego szacunku musieli odłożyć na inny czas, a wszystko za sprawą pojawienia się mięśniaka i jego dziewczyny oraz dziwacznej propozycji udania się do wilczego czegoś tam, która najwyraźniej zainteresowała Aragorna dużo bardziej niż można się było spodziewać. Sam chłopak rzeczywiście wyglądał na futbolistę, choć Pym byłą niemal pewna, że tu w Europie w futbol się nie gra, za to jego towarzyszka sprawiała wrażenie raczej wystraszonej niż pewnej siebie, za to z całą pewnością gotowej w ciemno skoczyć za ukochanym, bez względu na to w jakim bagnie miałaby wylądować. - Co mam na myśli? Totalne szaleństwo. Brak zasad, tylko pierwotne instynkty i odlot o jakim nawet nie śniliście. – Odpowiedział Arnold. - Będzie fajnie. – Dodała jego dziewczyna. – Chyba… - Ganiacie nago po lesie i wyjecie do księżyca? – Usiłowała zgadywać Pym, zastanawiając się przy tym po co ktoś wymyślił sport w którym zawodnicy bez przerwy zderzają się głowami.
Ostatnio zmieniony przez Kate Bishop dnia Czw Lis 05, 2020 4:12 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Johnny Blaze
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 29/08/2014
| Temat: Re: Viavenna Czw Lis 05, 2020 11:28 am | |
| - Mam na myśli Bishop czy Biszkopt, wiesz ta która za bardzo wychodzi do przodu. - Odparł by potem jęknąć z bólu, na pewno nie było to za przyjemne jednak moce Zarathosa działają, nie będzie miał zniszczonych przez to organów, no cóż dobrze wiedzieć że kobita ma siłę kilkunastu krasnoludów. Jedynie co odmówił dłonią, nie zamierzał brać żadnych narkotyków by potem szaleć, to nie te czasy kiedy człowiek czuł się nieśmiertelny i nie było ograniczeń, teraz musi pójść do trenerki a dokładnie do osoby która dała tą bransoletkę a potem zobaczymy, co będzie to tez udał się zakładając głęboki kaptur by zasłonić jego twarz. - Słuchaj Hobbici Rudzielcu, jest taka zasada robisz to co ci powiem i nie dyskutuj, nie znam się nad opieką nastolatków, tak że... - JB przymilkł, nie wiedział co dalej powiedzieć jedynie co miał nadzieje to wszystko pójdzie dobrą drogą. |
| | | Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Viavenna Czw Lis 12, 2020 7:52 pm | |
| Panna Bishop zwykła twardo stąpać po ziemi, a jej oczekiwania cechował raczej realizm niż naturalny optymizm, dlatego też nie spodziewała się, że poszukiwania Mako przyniosą w ich działaniach jakiś przełom. W zasadzie to powątpiewała w sam fakt, iż dziewczynie w ogóle uda się w tak krótkim czasie włamać do profesjonalnego systemu monitoringu i zlokalizować na jego podstawie miejsce aktualnego pobytu trenerki. Choć oczywiście w żaden sposób nie wpływało to na wyrobiony zawczasu osąd nastolatki sugerujący że wszyscy Azjaci to komputerowi geniusze, zdolni myśleć w zupełnie inny sposób niż cała reszta ludzkości. Kate była przekonana że informacja nadesłana przez koleżankę z drużyny, będzie brzmiała mniej więcej w stylu „sorki nie dałam rady”. Wszystko ponad to, traktowałaby naprawdę jako rzecz niezwykłą. Tymczasem zamiast przyznania się do porażki, czy te z potwierdzenia sukcesu jakim byłoby odnalezienie Victorii, treść wiadomości od Mako zawierała tylko jedno sowa. „Pomocy!” - Co to ma znaczyć? – Zastanawiała się łuczniczka, z niezbyt inteligentną miną wpatrująca się w ekran swojego telefonu. Kate odruchowo spróbowała oddzwonić do koleżanki, jednak po chwili przyszło jej do głowy, że skoro tamta ograniczyła się do sms-a, to może rozmowa głosowa była w tym momencie nie na miejscu. Dziewczyna zastanawiała się o co mogło chodzić. Czy to możliwe żeby zabezpieczenia monitoringu w tak małej miejscowości były tak ważne, że próbująca je złamać Azjatka wpadła w kłopoty i ma na głowie policję? Powyższa wizja nie brzmiała zbyt radośnie ale przynajmniej miała jakieś realne uzasadnienie, a co za tym idzie i tak była lepsza niż gdyby wplatać w wszystko magię. – Mako ma kłopoty. Wrócę do hotelu i sprawdzę co u niej. A ty póki co pilnuj kustoszki. – Powiedziała Kate, zwracając się do Americi - Wydaje mi się ze jej wiedza może być dla nas w jakiś sposób ważna. Choć nie potrafię wyjaśnić dlaczego. Przeprosiwszy gospodynie, łuczniczka opuściła muzeum, gotowa jak najszybciej wrócić do miejsca gdzie wszystkie miały nocować. Tym razem d;la odmiany trzymając się głównej alejki, by znów nie pobłądzić. O dziwo jak na późną porę, ruch na zewnątrz był teraz dość spory. Wyglądało to trochę tak jakby wkrótce miał zacząć się karnawał lub jakieś inne kulturalne widowisko. W pewnym momencie drogę Bishop zastąpił jakiś mocno wyżelowany Włoch, w swoim języku próbujący zaprosić dziewczynę do pójścia za nim. Czy też z nim. - Przepraszam. Nic nie rozumiem. A poza tym bardzo się spieszę. – Usiłowała tłumaczyć się Kate, jednak tamten nie wyglądał na przekonanego. - Nie słyszysz że masz spadać, hijo de puta! – Krzyknęła America, nie widząc kiedy pojawiająca się za plecami przyjaciółki. Latynoska imponowała nie tylko groźną miną ale również faktem iż z niezwykłą lekkością trzymała pod pachą powierzoną jej w opiece kustoszkę. … - Ma się rozumieć, że ty tu dowidzisz. – Potwierdziła Pym, raczej wyczuwając niż rozumiejąc, że jej towarzysz wpadł w nastrój, w którym dalsze zadawanie pytań, czy tez jakakolwiek próba nawiązania kontaktu, przypomniałaby okładanie kijem śpiącego niedźwiedzia. Nieznajoma para która próbowała wciągnąć Rudzielca i Johna Blaze w wspólną zabawę, również się wycofała, głownie za sprawą spojrzenia jakim uraczył ich łowca. Choć zarówno chłopak jak i dziewczyna mieli już sporo w czubie, oboje zachowali na tyle trzeźwości umysłu, by zrozumieć że oto stoją przed kimś z kim lepiej nie zadzierać. Choć samo rozstanie obu grupek było raczej szorstkie i ograniczone do „no dobra, spadamy”. - Nie jesteś zbyt towarzyski, co? – Zapytała Pym, wyjątkowo krótko trwając w swoim postanowieniu by nie odzywać się niepytaną. Tak jak można było się spodziewać po wprawnym tropicielu, JB bez trudu odnalazł miejsce w którym trenerka rozmawiała z tajemniczym radnym. Choć oczywiście teraz nie było tu śladu ani kobiety ani jej szczodrego ofiarodawcy. Zamiast tego dwójka poszukiwaczy stanęła przez zamkniętymi drzwiami budynku, który za sprawa wysokiej wieży, przypomniał nieco ratusz lub kościół, choć nigdzie na nim nie było niczego co mogłoby sugerować miejsce jakiegokolwiek kultu. Natomiast po drugiej stronie ulicy znajdował się klub taneczny, ten sam do którego urocza para młodzieńców próbowała wcześniej zaprosić Susan. Z jego wnętrza wciąż dało się słyszeć odgłosy muzyki. - To co? Wywalamy kopniakiem kolejne drzwi i szukamy dalej? – Głośno zastanawiała się Pym.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Viavenna | |
| |
| | | | Viavenna | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |