|
Autor | Wiadomość |
---|
Daken
Liczba postów : 32 Data dołączenia : 19/08/2013
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Nie Paź 20, 2013 9:02 am | |
| Gdy jeden ze statków zapadł się w siebie, Daken uśmiechnął się lekko i mruknął: - Jeden z głowy. - już miał zamiar wydać kolejne polecenie, gdy na panele sterujące padła czerwona poświata. Daken nie zdążył się odwrócić by zidentyfikować zagrożenie, gdy uderzony w plecy. Akihira domyślił się że przybyszem może być owy generał z którym mieli do czynienia jakiś czas temu. Patrząc na potyczkę, Dakenowi zaświtało w głowie - lanca. Jeżeli broń androida nie uległą zniszczeniu razem z właścicielem, dałoby to im dodatkowy as w rękawie. Niestety zdążył się tylko szybko rozejrzeć, gdy pole oddzielające ich od walczących opadło. Mutant uśmiechnął się widząc żywego przeciwnika przed sobą. Wyglądało na to że los go posłuchał i umożliwił wyładowanie złości na kimś. Tym razem padło na generała Achelladuege. Wtedy też Daken poczuł delikatne swędzenie w głowie, po czym rozległ się w niej głos eldara. Akihira spojrzał na obcego i kiwnął głową. Wiedział że w tym wypadku taktyka też jest bardzo ważna. W końcu widział co ten obcy zrobił z androidem. Ruszył parę chwil po eldarze. Rozpędzając się obnażył dwa szpony, które z syknięciem rozcięły skórę. Daken w lot pojął plan Elethara. Gdy tylko jego sojusznik znalazł się po drugiej stronie generała, mutant wyskoczył szczerząc zęby w grymasie gniewu. Jedną rękę wystawił przed siebie by wbić się szponami w szyję przeciwnika, a drugą ręką zadać kolejny cios po wylądowaniu. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Wto Paź 22, 2013 9:22 pm | |
| Połączenie jego elektromagnetycznych mocy z polem siłowym okrętu okazało się perfekcyjną obroną, lecz siła połączenia oddziaływała również na niego. Sił pozostało mu wiele, lecz jego skupienie na utrzymaniu jej, było tak wielkie, że nie zauważył zmian, które nastąpiły wewnątrz statku. Na planszy pojawił się nowy pionek, który jak sądzili, już z niej odpadł. On jednak widząc zbliżającą się klęskę swych okrętów postanowił przenieść starcie na nowy poziom. Analizując jego zachowanie i wcześniejszą silną pozycję, takie działanie było równoznaczne z wygraną. Niestety w swych obliczeniach nie wziął pod uwagę zmiennych, którymi było ponownie pojawienie się, jak można by było przypuszczać poległych już przeciwników. Zanim jednak to nastało, cała trójka wspierająca walkę okrętu odczuła silne uderzenie. Magnusa ochroniło coś znacznie silniejszego, niż jego metaliczna zbroja, lecz czarna krew spowiła jego ciemną pelerynę, niemalże całkowicie się z nią zlewając Drużyna jaszczurów, gdyż tak potocznie można by było nazwać ten oddział, rozpoczęła swoje natarcie. Magneto puścił panel, lecz to nie oznaczało, że bariera opadła. Z zaciśniętymi zębami i mięśniami całego ciała, odwrócił się i ujrzał starcie, które wynosiło definicję mocy i siły na zupełnie nowy poziom. Ta szybkość, determinacja i duch walki, ale i odczuwalna na skórze energia, były niesamowite. Dopiero, gdy otrzymali polecenie zajęcia się generałem, Magnus uwolnił się od połączenia i mógł teraz skupić całą swą potęgę na walce. Jego hełm ponownie znalazł się na jego głowie, nie chciał się znaleźć w posiadaniu psychicznych zdolności generała - jeżeli takie by posiadał. W momencie gdy smoki atakowały, Magneto przyglądał się ich działaniom oraz obronie masywnego jaszczura. Analizował jego ruch, próbując rozszyfrować jego posunięcia i możliwości fizyczne. Wydawało mu się, że znalazł pewien słaby punkt, który mogliby wykorzystać. Zanim jednak zdołał komukolwiek przekazać swoje spostrzeżenia, w chwili gdy dwa jaszczury zostały rzucone o ścianę, a wróg dumny i zdeterminowany ruszył w ich stronę, Eldar wykonał swój ruch wciągając w swoją taktykę Dakena. Nie tędy droga. Generał emanował mocą tak silną, że tylko niespodziewane ataki i szybkość przekraczająca barierę dźwięku, którą dysponowały smoki, mogły go zaskoczyć. Zaskoczyły i muszą zaskoczyć w następnej turze. Patrząc na nich, pomimo tak wielkiej siły woli i determinacji, długo nie wytrzymają. Musieli działać razem, ale w przemyślany sposób, ataki na oślep pozbawią nas tylko kolejnych ludzi. On nie miał zamiaru oddać skóry tak łatwo. Magnus rozłożył swe ręce skupiając się na każdej otaczającej go cząsteczce metalu, wnikał swą mocą do jej najmniejszych drobinek, aby w ten sposób dotrzeć do jej subatomowej masy. Nie zyskał miana mistrza magnetyzmu, tylko dzięki ciskaniu w swych wrogów kawałkami metalu, jego moc znacznie wykraczała poza to. Wspólny atak Eldara i Dakena, mógł jednak być przydatny. - Acroth, powtórzcie swój atak! - Oczywiście, gdy dwójka atakujących znajdzie się w bezpiecznym miejscu, lub gdy zostaną w nie odrzuceni. Gdyby jednak generał, miał zamiar pojmać jednego z nich, chroniąc się nim jak tchórz, Magneto zareagowałby i chwycił nieszczęśnika w metalowym uścisku, odsuwając na bezpieczną odległość. Magneto liczył, że Acroth uderzy w generała swym ognistym promieniem, może nawet rozbawi go, że spróbują atakować tak samo, i zablokuje go swą mocą. Zapewne będzie czujny i przygotowany na atak drugiego jaszczura, tak jak poprzednio, lecz to co go zaatakuje wyrośnie niczym kwiat z podłogi. Rozszczepione cząstki metalu, który otaczał Achelladuege uformuje stalowe pnącza, które zacisną się wokół jego ciała pneumatyczną siłą. Wtedy jaszczur może zaatakować, łamiąc jego obronę, to powinno osłabić jego zbroją dzięki czemu stanie się podatny na cielesne ataki. Gdyby tak się stało, Magneto rozszczepiłby metal, który niczym pył uniósłby się w powietrzu. Malutkie ostre niczym brzytwy drobinki, zaczęłyby wirować wokół ciała oponenta raniąc go srogo. Pancerz i kawałki zbroi broniłyby się, lecz one działałyby jak małe wiertła, które wydrążają sobie drogę do jego ciała, nie mówiąc już o tych, które dostałyby się do otwartych ran. Magneto stałby na swej pozycji, otoczony swym polem siłowym, z takim przeciwnikiem, nie wygrywa się w jednej rundzie. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Czw Paź 24, 2013 10:15 pm | |
| Pierwszy ruszył Elethar, przesyłając do Dakena informację. Złotołuski oraz Widmo pozostali z tyłu, obserwując. Byli ranni i zmęczeni - mogli walczyć - jednak jak długo? Generał Achelladuega stał w miejscu, czekając aż przeciwnicy sami do niego podejdą. -----W międzyczasie ----- -C.L.F. Keindovah I, C.L.F. Vur - mamy drugiego. Trzeci ucieka w stronę kontynentu na północnym wschodzie. Moje systemy szwankują, proszę o możliwość zadokowania. -C.L.F. Keindovah I, macie możliwość dokowania... Informacje na ekranie są niewyraźne i nieczytelne, przekaz urwał się. ----- Atak Eldara był realnie bardzo skuteczny, zaskoczenie wroga próbą ataku "standardowego", a następnie odskoczenie od niego po to, by obrócić się, zasłonić własne ostrze i pchnąć nim z obrotu - potrafiło zaskoczyć. Jednak Achelladuega był osobnikiem niezwykle doświadczonym bojowo - co zaraz pokazał. Generał zeszedł z linii ostrza, przestawiając po prostu profil - oraz wykorzystując sytuację gdy Elethar był odsłonięty - a Daken skoczył na niego z drugiej strony. Chwytając Eldara za ramiona - cisnął nim w nadlatującego mutanta z nadnaturalną siłą. Elethar wpadł na Dakena - i obaj przez to polecieli w kierunku najbliższej ściany. Siła podwójnego zderzenia zaowocowała obiciami oraz kilkoma otarciami i obu - jednak nie było to przecież jeszcze nic groźnego. Plus ich działań był odczuwalny - nic odnieśli poważniejszych obrażeń, jednak pokazali - że generał to nie tylko jakiś "zdolny mag" ale również doświadczony wojownik o nadnaturalnych zdolnościach - względem oczywiście statystyk ludzkich. Następnym etapem był plan Magnusa. Zauważył on pewną zależność, jednak nie była to stuprocentowa prawidłowość. Oba jaszczury rozpoczęły jednak swe natarcie - Widmo rozpłynęło się niczym mgła i znalazło zaraz za generałem - nie atakując go jednak konwencjonalnie - gdyż z ciała ogromnego jaszczura wyłonił się cień który wpadł w Generała - który jedynie zatracił równowagę - jednak czarnołuski wykorzystał to - atakując dalej - a raczej próbując - gdyż zostało mu to przerwane w momencie w którym Achelladuega odzyskał szybko równowagę i zamachnął się od dołu na wielkiego jaszczura - który, będąc rannym nie zdążył zrobić uniku i dostał prosto w szczękę - z tak dużą siłą, że nie tylko uderzenie go podniosło ale również sprawiło, że łbem trafił w sufit i padł chwilę potem na ziemię nieprzytomny. Generałowi nie dane było jednak odpocząć - smok wykonał kołowy ruch rękoma przed sobą, lewą od góry, a prawą od dołu - rysując w powietrzu coś na znak ying-yang. Gdy jego dłonie zetknęły się, złotołuski wycelował w przeciwnika i wystrzelił z nich złocistym płomieniem. Czy zadziałało? Nie, oczywiście, że nie. Generał zablokował ten atak dłonią, rozpylając go w nicość. Jednak to odwrócenie uwagi zadziałało - Magus zdążył związać go na chwilę - chwilę której Acroth potrzebował by wykonać ten sam numer co wcześniej - jednak tym razem mocniej - gdyż smok wystrzelił w kierunku generała, zostawiając za sobą płomienną falę - dopadł do niczym feniks i złapał ramionami. Ogień z ciała smoka przelał się wprost na ciało Achellaguegi, pokrywając go całkowicie. Chwila niewiadomej, generał nie poruszał się - aż w końcu trzymający go metal spopielił się niczym wcześniej android, dłonie przeciwnika załadowały czerwone kule, a on sam uderzył nimi smoka w korpus - lewą, wyżej na wysokości mostka - a prawą niżej, na wysokość brzucha - rażąc go prądem i odrzucając do tyłu. Smok padł również nieprzytomny na ziemię, jednak czy coś zostało osiągnięte? Zapewne. Zbroja generała ukruszyła się w wielu miejscach - zarówno na korpusie jak i na nogach - hełm jednak pozostał nietknięty. Pod pancerzem dało się zauważyć jedynie przypalone elementy munduru - nic więcej. -Postarajcie się... Idzie mi zbyt łatwo. Rzucił prześmiewczo generał. Światło w pomieszczeniu zgasło nagle, a półmrok rozświetlały jedynie aktywne ekrany okrętu. Możliwe, że walka nie była na zewnątrz taka łatwa i Vur oszczędzał energię na czym mógł. Nie dało się jednak zaprzeczyć - to ograniczenie światła tworzyło atmosferę. Drzwi wejściowe do pomieszczenia rozsunęły się na boki, jednak za nimi nie dało się nikogo zauważyć, tudzież wyczuć. Ciemność która panowała na korytarzu uniemożliwiała dostrzeżenie czegokolwiek. -Nie rozumiem jednego... Zaczął nagle generał, zwracając się do jedynego stojącego aktualnie na nogach - Magnusa. -Jaki sens jest walczyć... I ginąć - za okręt? Jaki cel ma podporządkowanie się jego roli, pozwalanie na robienie z siebie jego marionetek? -Ty nam powiedz... Przerwał nagle nieznajomy głos, który dotarł z korytarza. Generał odwrócił się w stronę nowej istoty która zawitała w pomieszczeniu. Dwa metry, dwadzieścia centymetrów wzrostu. Sylwetka na którą padło światło reflektorów ujawniła istotę o walorach niczym u bestii, nieprzypominającą za bardzo żadnego, żyjącego stworzenia. Dobrze ukształtowany gorset mięśniowy, czarne futro pokrywające całe ciało, długi - masywny ogon. Łeb - przypominający nieco głowę wilka - jednak o wiele szerszy - zakończony parą dużych, długich uszu oraz... Czułek, na czubku głowy? Dwie kity włosów opadające wzdłuż szyi, ciągnące się aż po mostek, białe - świecące ślepia - oraz ubiór - identyczny jak u Acortha, to samo umundurowanie - lub raczej połowa, spodnie munduru bojowego w maskowaniu biało-czarno-srebrnym. Przy pasie spodni znajdowało się coś, co wyglądało jak lanca którą mieli okazję zobaczyć wcześniej - jednak ta rękojeść miała tylko jedno wyjście i była bardzo wyprofilowana. Czarnofutry samiec, wyprostowany - stanął w drzwiach, mierząc wzrokiem Generał Achelladuegę. Białe, świecące ślepia - w mroku nadawały mu niemalże morderczego charakteru, jednak wyraz jego pyska był bardzo spokojny - tak samo z resztą jak intonacja słów, sposób wypowiedzi. -A ty jesteś...? Nie znam twej rasy. Zapytał - wyraźnie zaskoczony generał. Biorąc pod uwagę zwierzęcą niemalże budowę ciała, niczym u Acrotha - jednak zakończenia łap i dłoni to cztery palce oraz czarne pazury... Wilk? Wilkołak? Ciężko było to stwierdzić. Może coś w tym było, jednak bardziej na zasadzie "masz futro i pazury" - bo dokładniejsze fakty przestawały się w dalszym rozeznaniu zgadzać. Takiej rasy po prostu nie było, nie istniała we wszechświecie. -Kiibokin do Dur-Shurrikun. Diist uthiik - Daalkiin. Rzucił czarnofutry. Generał całkowicie pochłonął się nieznajomym osobnikiem. -Dur-Shurrikun zaczął kreować nowe rasy...? Pierwszy oficerze? Odrodzony... Wspaniałe imię. -Zuwuth tholaar. Nii los ni hinah. Odparł rzekomy - jak to go nazwał generał - Odrodzony. Samiec wyciągnął lewą dłoń przed siebie i zatoczył nią małe kółko w powietrzu, mierząc w stronę generała. Ten znieruchomiał nagle, a następnie wyciągnął prawą rękę przed siebie, otwartą, trzymając ją poziomo - i zmaterializował w niej artefakt, który Magnus posiadał wcześniej. Artefakt uniósł się i sam z siebie powędrował do Magnusa, a gdy ten pochwycił go swą mocą, Achelladuega obudził się nagle. -Co!? Jak ty...!? Czym ty jesteś? -Kir... Podejdź i sprawdź. Generał chyba nie wytrzymał tej... Ingerencji w jego umysł? Tak to wyglądało. Czarnofutry opuścił swą rękę i stanął lewym profilem z przodu, a Achelladuega wyciągnął dłonie przed siebie i wystrzelił w niego falą czerwonej energii. Ciało nowoprzybyłego otoczyła tarcza o przezroczystym - błękitnym kolorze. Daalkiin nawet nie próbował się uchylić - przyjął trafienie na siebie... A ono nie uczyniło mu żadnej krzywdy. Napastnik opuścił swe dłonie - i gdyby nie hełm - to zapewne zobaczyli teraz jego zaskoczoną, wręcz zszokowaną minę. Generał jednak tak łatwo nie odpuścił - skoro nie zadziałała energia - postawił spróbować konwencjonalnie. Tarcza chroniąca czarnofutrego zniknęła - a Achelladuega wziął rozbieg i ruszył na swego nowego przeciwnika, zamachując się po drodze - tuż przed nim - prawą ręką, odchylając ją do tyłu. Gdy bark generała cofnął się za linię jego ciała, Daalkiin wsunął się do przodu i podniósł od dołu lewą dłoń do góry - odpychając otwartą dłonią jego bark do tyłu - co przerwało cios generała i zmusiło go do złapania równowagi. Czarnofutry nie wykorzystał jednak okazji do ataku, stojąc i czekając na następny cios - który zaraz został wykonany. Achelladuga złapał równowagę i tym razem spróbował wykonać krótkie uderzenie - lewy prosty. Co się stało - cóż, nawet to nie wyszło - Daalkiin uchylił się na bok, przesuwając biodra i przenosząc ciężar ciała na lewą nogę - a lewą ręką odpychając jego dłoń w prawo. Tym razem jednak dokonał kontrataku - lewa dłoń klepnęła delikatnie w hełm Generała, który został zaskoczony faktem, iż przeciwnik coś takiego zrobił - nie wiedział co się stało - a tymczasem prawa dłoń samca zacisnęła się w pięść i uderzyła prosto na wysokości splotu słonecznego Generała. Co ciekawe - czarnofutry uderzył z taką siłą, że zwalił generała z nóg i rzucił prawie, że pod nogi Magnusa. Daalkiin wyprostował się, a generał od razu pozbierał z ziemi. -Ty... ty cholerny... Twa dusza mnie wzmocni. Rzucił wściekle. Co się jednak stało...? Generał był odsłonięty, uszkodzone elementy pancerza - skupienie się na nowym przeciwniku. Okazja do ataku która mogła się nie powtórzyć!
Generał Achelladuega - 90%
Daalkiin:
- Spoiler:
Miecz przy pasie:
- Spoiler:
|
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Nie Paź 27, 2013 8:05 pm | |
| Interesujące. To, że wróg odparł atak eldara, wcale go nie zdziwiło. W pierwszej kolejności chodziło o to, aby zająć czymś Achelladuega, aby nie zabił Widma, czy też Smoka. Ciekawsze było to, co się stało później. Humanoidalny, tym razem, wilk wkroczył do walki i widocznie górował nad generałem. Elethar wstał i podniósł Dakena. - Dobra robota, pilnuj moich pleców - rzekł, bez cienia jakiegokolwiek sarkazmu, jaki można się spodziewać po chwaleniu nieudanej akcji. Elethar chyba rzeczywiście docenił Dakena. Po czym zbliżył się do panelu sterowania okrętem i położył na nim dłonie. - O co chodzi, Avatarze - rzekł w myślach. - Ktoś zakłóca łączność? Daalkiin najwyraźniej radził sobie z wrogiem. Dlatego eldar skupił się na statku, gdyż on był teraz najważniejszy. Skoro wróg mógł zakłócić łączność, to może się dobrać też do innych systemów. To byłby wyrok śmierci. Warto się tym zainteresować. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Czw Paź 31, 2013 5:48 pm | |
| Tej walce daleko było do tradycyjnej potyczki herosów. Starcie tytanów zmieniło się w bitwę, której nie wygra się poprzez jeden atak. Nie, siła przeciwnika nie pozwalała na tak łatwe zwycięstwo. Świadczyły o tym siniaki, oraz krew poległych wojowników. Niemniej, zwycięstwo było osiągalne, oni musieli tylko po nie sięgnąć. Tą walkę mogli wygrać tylko poprzez serię przemyślanych ataków, które ułamek po ułamku, kawałek po kawałku rozbroją przeciwnika, odsłaniając go na śmiertelny cios. Metal spiął mocno kończyny generała, co dało szansę jaszczurowemu towarzyszowi na przystąpienie do planowanego ataku. Zbroja wielkiego gada, niemalże całkowicie została usunięta, odsłaniając skryte pod mundurem ciało. Jego łuski to nie miękka skóra, ale odsłonięcie ich sprawiało, że teraz każdy atak będzie bardziej odczuwalny. Wtedy na planszy pojawił się nowy mocny graczy. Rozbroił przeciwnika odzyskując stracony artefakt, który złożył w ręce Magnusa. On pochwycił go swą mocą, tak jak oczekiwał. Spojrzał na niego z ulgą, jakby zwrócono mu pamiątkę ze starego domu, zaginioną przed wiekami. Daalkiin, oficer Dur-Shurrikuna dosłownie zmiażdżył przeciwnika posyłając go na matę. Jego wielkie masywne cielsko posunęło po śliskiej posadzce, tuż pod nogi Magneto. Artefakt zdołał już ponownie wniknąć pod jego pancerze. Ten mógł teraz przeprowadzić atak, który wcześniej nie miał okazji poskutkować. Mianowicie, gdyby Achelladuega, próbował powstać poczułby jak jego dłonie i kończyny zapadają się w metalu pod nim. Prawie jakby brodził w błocie, które skutecznie go przytrzymywało symulując działanie ruchomych piasków. Płatki metalu wyrwały się z płyty niczym rozwianie z dmuchawca pyłki, lewitowały wokół jego ciała niczym chmara komarów w letni dzień. - Jaki sens jest walczyć i ginąć, Generale? - odparł tym samym pytaniem na jego wcześniejsze słowa. - Wszyscy mamy swoje powody. W ułamku sekundy wirujące milimetrowe ostrza zaatakowało ciało generała. Wnikając w odsłonięte części pancerza, raniąc dogłębnie jego ciało. Łuski jaszczura muszą być niezwykle twarde, lecz ostre jak brzytwy kawałki metalu, które wirując w nieprzeciętną prędkością działają jak wiertła, które sukcesywnie wnikają w jego ciało. Magneto stał osłonięty swym silnym polem siłowym, zaledwie parę metrów tańczących w rytmie tornada ostrzy. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Czw Paź 31, 2013 10:22 pm | |
| ((Daken zostaje usunięty z misji. Postać nigdy nie brała w niej udziału. Tyle.))
Tym razem Magnus przeliczył swe siły. Choć początkowo jego moc zadziałała, to gdy tylko chciał zaatakować - Generał ulotnił się - a chwycone kawałki metalu spadły na ziemię. Magneto mógł wyczuć również, że jego bariera opadła - zupełnie jakby ktoś zniwelował jego moc. Przez tą chwilę - nie wiadomym było co stało się z Generałem. Oficer który znajdował się teraz na mostku, powiedział coś sam do siebie - obserwując dwóch rannych - którzy zaraz zostali przeniesieni w białych błyskach w innej miejsce. Można było się domyślać, że ktoś ich stąd teleportował. Elethar który podbiegł do panelu mógł przeżyć jednak chyba największy szok... Gdy prawie już dotykał owego panelu, wszystko padło. Światła zgasły, na okręcie zapadła ciemność... Wszystko jakby... Zgasło... Jedynie co działało to na pewno podtrzymanie życia i grawitacja. Ciemność została przerwana nagłym dźwiękiem włączanego... Lasera? Sylwetka Daalkiina została oświetlona białym światłem, które zaraz rozeszło się po pomieszczeniu "rozjaśniając" nieco sytuację. Czym? Przedmiotem - bronią. Energetycznym ostrzem miecza - rodem z gwiezdnych wojen - miecza świetlnego. Daalkiin trzymał go opuszczonego, rękojeść spoczywała w dłoni i zapewniała jedynie światło. Po wrogim generale nie było śladu. Jednak co stało się z okrętem? Białe ślepia Daalkiina wydawały się praktycznie świecić w ciemnościach. Wydawały - bo realnie nie świeciły. -Keindovah Bod. Fos shur au? Rzucił czarnofutry - patrząc dookoła - jakby szukając celu. Wyraźnie mówił do pozostałych myśliwców, tylko nie dało się usłyszeć odpowiedzi. Być może miał jakiś mały czip komunikacyjny? Nie dało się zauważyć. Dopiero po chwili oficer zwrócił się ku Magnusowi i Eletharowi. -Zrobiliście swoje. Okręt traci wysokość, przestał odpowiadać. Uciekamy stąd... Z tym po co tu przyszliśmy, zanim padnie podtrzymanie życia i grawitacja. Rzucił krótko, potem grupę oślepiło białe światło i zniknęli z pokładu. --------------- Znów pojawili się - tym razem na zewnątrz. Pierwszym co dało się usłyszeć - był szum fal... Następnie chłodne powietrze - i okazało się, że znajdują się gdzieś na jakiejś wyspie - dokładniej na południowo-zachodniej plaży wyspy Pitcairn. Po za Eletharem i Magnusem - znajdowały się tutaj jeszcze dwie istoty. Czarnofutry Daalkiin - który wyłączył swój miecz i przypiął go z powrotem do pasa... Oraz komora hibernacyjna - stojąca pionowo na piasku. Kopuła była całkowicie zamknięta - żadnej szybki ani nic. Zanim jednak można było się tym zainteresować - grupka mogła podziwiać trochę inny widok. Crathygtański okręt spadał do morza - w okolicy nie było żadnych wrogich jednostek... Gdy nagle nad nim zmaterializował się olbrzymi okręt - mniej więcej rozmiarów Vura. Wyglądał nieco jak mała kopia Dur-Shurrikuna - i w istocie nią był. Dwu-kilometrowy pancernik Har-Kuun ((IMAGE)) wyłączył nad nim maskowanie, a następnie złapał go w locie wiązką i zamaskował oba okręty - odbijając ku górze. Tyle było ich widać... Po myśliwcach również nie było śladu. Wracając do sytuacji na plaży - Daalkiin stał już przy komorze - całkowicie nie interesując się otoczeniem - ani wielkimi okrętami które przed chwilą latały im nad głowami. Czarnofutry nie czekał na nic. Nacisnął kilka przycisków na komorze, a ta wypuściła z siebie parę i otworzyła się powoli. Para która początkowo zasłaniała postać - szybko zniknęła. Oczom całej trójki ukazała się postać... Crathygtanina... Dokładniej Crathygtanki. Budowa ciała, wygląd - wszystko temu odpowiadało. Była jednak trochę szczuplejsza i niższa - była ubrana w czarny mundur - długi i elegancki - prawdopodobnie oficerski. Było oczywiście coś z charakterystycznego, bose łapy, zakończone naturalnymi pazurami. Widać ta rasa - tak jak wiele - nie potrzebowała ogólnie znanego obuwia. Niemniej jednak budowa stóp mówiła sama za siebie - skóra tam nie była tak delikatna jak np. ta ludzka. Inna kultura zapewne również miała swój wpływ. Kobieta wypadła z kabiny - lądując na czworakach na piasku... Dosłownie kilka sekund zajęło jej ocknięcie się i zrozumienie o co chodziło... Co się stało dalej? Daalkiin stał najbliżej - i jako pierwszy został dostrzeżony... I najwyraźniej uznany za wroga, gdyż z cichym warkotem - Crathygtanka rzuciła się na niego - i nie było to coś z czego każdy facet mógłby być zachwycony. Pierwsze cięcie zostało wykonane pazurami - na wysokości krtani czarnofutrego - który zaskoczony, ledwo zdążył odchylić korpus do tyłu. Następnie - atakująca chciała wyraźnie podciąć Daalkiina, pochylając się i wykonując ścięcie nogą z półobrotu na niskim profilu - jednak i tego czarnofutry uniknął, przechylając cały ciężar ciała do tyłu, a następnie wykonując przeskok na rękach do tyłu, opierając po prostu jedną rękę na piasku i przenosząc ciężar ciała dookoła - niczym przy gwieździe. Czy na tym się skończyło? Nie, Elethar i Magnus nadal byli po za zasięgiem walki wręcz - tak więc czarny był jedynym celem... I choć stanął na równe nogi - to nie postawił żadnej gardy - a Crathygtanka szybko go znów dopadła - tym razem wykonując uderzenie pięścią w korpus - i choć Daalkiin złapał jej rękę - co było praktycznie niewykonalne w walce - złapać dłoń zaciśniętą w pięść nie na linii - lecz niczym szczypce - z boku. Co się stało dalej? Biała tarcza otoczyła ciało czarnofutrego, gdy ten cudem uniknął wyłamania łokcia w drugą stronę - gdyż został po prostu szarpnięty w stronę tej oficer, a następnie zaatakowano jego otwartą rękę od dołu, w okolicę łokcia - by właśnie go wyłamać. Gdy atak nie powiódł się, Daalkiin został odepchnięty do tyłu, jednak nie stracił równowagi. Crathygtanka cofnęła się o krok do tyłu i zmierzyła całą trójkę wzrokiem. -Wo los hi!? Rzuciła agresywnie. Daalkiin wyciągnął swe ręce przed siebie, z otwartymi dłońmi - w geście pokoju i próby uspokojenia przeciwnika. -Daalkiin. Nol Dur-Shurrikun. -Dur-Shurrikun? Tol vis ni kos. Odparła na słowa czarnofutrego... Uspokojona. Oboje opuścili swe ręce. -Kim jesteście? Zapytała w końcu kobieta... W bardziej przystępnym dla wszystkich języku. Jej słowa były skierowane do Elethara i Magnusa. Daalkiin póki co zamilkł i pojawiła się chwila na... Konwersację z osobą która realnie rzecz ujmując - była równie stara - jeśli nie starsza - od Dur-Shurrikuna. A wszystko to dzięki kapsule czasu w jakiej zamknięta była ten czas... Trzeba było przyznać - wyglądała wiekowo na kogoś kto był w wieku dorosłym - niczym avatary Vur i Dur-Shurrikun. Na pewno nie była ani za stara - ani zbyt młoda.
Mundur Oficera Crathygtan:
- Spoiler:
Thaena Narii - w podpisie.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Pią Lis 01, 2013 1:12 pm | |
| Jakim cudem ten egipski pomiot zdołał zniwelować jego moc? Magneto nie mógł uwierzyć w obrót spraw, jaki miał teraz miejsce. Miał go na wyciągnięciu ręki, a atak był perfekcyjny, odcinając drogę ucieczki i możliwość walki z tak drobnymi ostrzami. Niemniej generał okazał się dysponować kolejną paletą mocy, która to skutecznie zatrzymała jego moc. Mężczyzna zaczynał się zastanawiać czy w starciu, z którymkolwiek z nich mieli w ogóle szanse? Jakby spojrzeć wstecz na całą misję, w której brali udział ich obecność była tutaj zbyteczna, tego samego mogli dokonać ludzie Dur Shurrikuna, którzy pojawiali się tutaj w odpowiednim czasie. Ich siła była przynajmniej adekwatne do siły przeciwników. Po co w takim razie, wysyłać trójkę - przepraszam dwójkę - istot śmiertelnych, skoro ich działania są zupełnie zbędne w całej podróży? Jaki w tym cel? Oczywiście, każdy z nich miał swoje własne powody, dla których zgodzili się wyruszyć na tą misję, obrona ziemi, własnego domu, utrzymanie pewnej równowagi lub zdobycie korzyści, lecz z punktu widzenia Dur'a jaką on posiadał korzyść wysyłając ich na tą misję. Nie można zapomnieć wśród całego zaistniałego zamieszania, że to wszystko zaczęło się od niego. Thaena Narii opuściła swoją kriogeniczną kapsułę i wyraźnie nie była zadowolona z tego co zobaczysz. Całkowicie zdezorientowana nagłym przebudzeniem, rzuciła się na Daallkina, całkowicie pomijając obecność innych ludzi. Walka zbyła agresywna i szybka, przypominająca starcie zwierząt, które nie walczą by zabić, lecz by oznajmić swoją dominację. Magneto usłyszawszy jej pytania i rozpoznawszy ją, chciał wiedzieć tylko jedno. - Thaena Narii - odezwał się jako pierwszy. - Nazywam się Magneto i jestem przedstawicielem rasy Sen'Har. Wszystko co ma tutaj miejsce, przewidziałaś bardzo dokładnie. Wezwani przez Dur Shurrikuna odnaleźliśmy Crathygtniańskie archiwum, które jednak przekazało nam niepełne informacje. Powiedz nam Pani, gdzie znajdziemy drugi artefakt? Magneto przemówił jako pierwszy, gdyż nie chciał aby Elethar wykonał niewłaściwy ruch, tak jak uczynił to gdy pojawił się przed nimi avatar Vur'a. Mówił silnym głosem, lecz bez zbędnej i wmuszonej uprzejmości. Niemniej samemu mistrzowi magnetyzmu kończyła się powoli cierpliwość, a nieustające przeciwności losu zaczynały go denerwować. |
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Pon Lis 04, 2013 10:28 pm | |
| Odcięcie światła, ucieczka generała, znów zmiana miejsc. Jak w kalejdoskopie. Tym razem plaża na wyspie, nad którą przed chwilą się unosili. I kolejna zmiana sytuacji. Zahibernowana kobieta w kapsule, leżącej obok nich. Ta sama którą widzieli, na monitorach w statku. Daalkiin najwyraźniej chciał wyrwać ja z letargu. Czy ta decyzja jest dobra, okaże się w przyszłości. Kobieta okazała się nieco niewdzięczna wobec jej wybawiciela. Widać rasa Dur-Shurrikuna jest w jakiś sposób zobligowana, aby wykazywać te jakże ciekawe zachowania. Pomiędzy nimi doszło do walki. Eldar usiadł po prostu na jakimś kamieniu i cierpliwie czekał, aż te istoty skończą marnować jego czas. Elethar zdjął swój hełm, tak więc wszyscy obecni mogli ujrzeć jego twarz. Młodą, ale nienaturalnie pomarszczoną, co miało pewnie związek z urządzeniem zakrywającym jego lewą część twarzy. Widać było, że ma znudzony wyraz twarzy. Było tu strasznie gorąco. Nie był przyzwyczajony do takich temperatur. Niebawem walka dobiegła końca i przyszedł czas na pytania. Jak gdyby te niebywale inteligentne istoty, nie mogły zrozumieć, że kolejność odwrotna do tej, którą zastosowali byłaby relatywnie efektywniejsza. Elethar nie miał jednak pewności, czy chce na jakiekolwiek odpowiadać. Magnus od razu przeszedł, do rzeczy. Dobre posunięcie. - Kimś, dzięki komu, zostałaś wyrwana z więzienia przestrzeni i czasu - odrzekł. Po czym zerknął na Magnusa. Skąd on wiedział jak ta kobieta się nazywa. Nie raczyła się przedstawić. Kolejna ciekawostka. Po chwili znów skierował wzrok na nowa towarzyszkę. Znużenie dominujące na jego twarzy, nieco się powiękrzyło. - Elethar Ultew - rzucił i tym samym znudzonym wzrokiem wpatrywał się w kosmitkę. Niech ten człowiek z nimi rozmawia. Elethar ujął miecz i zaczął szybkimi ruchami wycinać w piasku pewien symbol. Gdy skończył, zastygł wpatrując się w niego. - Symbol:
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Wto Lis 05, 2013 7:55 am | |
| Kobieta obserwowała przemawiającego do niej Magnusa, zupełnie jakby czegoś tutaj nie rozumiała. Zastanawiała się nad jego słowami, jakby szukając - czy nie wetknął czegoś tajemniczego między wiersze. Ignorując słowa Elethara, westchnęła tylko cicho, a następnie zlustrowała każdego z tu obecnych spojrzeniem. Potem dopiero rozejrzała się po otoczeniu w jakim aktualnie się znajdowali. Woda, piasek, rośliny.. Jakaś wyspa? Fauna należąca do jednej z kategorii planet zdatnych do życia. Crathygtanka odwróciła się do Magnusa gdy ten skończył mówić, a następnie rzuciła w odpowiedzi. -Prymarcha Thaena Narii. Rzuciła krótko, akcentując swój tytuł. Po co? Cóż, wyraźnie odniosła wrażenie, że jej rozmówca zapomniał z kim rozmawia oraz jak taka rozmowa powinna wyglądać. Poprawił się dopiero na końcu, co nieco uratowało sytuację. Nie ważne gdzie się znajdowała. Była dowódcą imperium, niezależnie od tego czy "istniało na papierze" - czy też nie. W każdym razie był tutaj załogant Dur-Shurrikuna. Skąd ta pewność się u niej wzięła? Cóż, kto inny mógłby znać Crathygtański tak doskonale, by porozumiewać się w nim z dokładnością jej rasy? Z resztą samo to było już dziwne. Wyglądało to tak, jakby od czasów młodu uczono go tylko jednego języka - a potem douczono reszty. Niemniej jednak skupiła swoją uwagę ponownie na Magnusie -Tol los hinskaal... Rzuciła sama do siebie, wzdychając cicho. -Mając na myśli "artefakt" zapewne mówisz o jednej z naszych bibliotek. Dur-Shurrikun... Wplątał was w swoją małą grę. Archiwum było projektem, którego nie zdążyliśmy ukończyć. Wróg okazał się być tylko krok za nami... Dogonili nas. Artefakty miały być zabezpieczeniem dla was, ras które w czasach naszego panowania, w czasach naszej wojny - nic jeszcze nie znaczyły. Niemniej jednak, technologia idzie do przodu, prawda? Tak samo, jak i ewolucja. Musiał nadejść moment w którym wzbudzicie zainteresowanie tego, który wymordował moją rasę. I mych sojuszników. Zabezpieczenie... Dur-Shurrikun był naszą ostatnią deską ratunku... Waszą, ostatnią deską ratunku. Niemniej jednak plan zawsze może się nie powieść. Wysłanie samotnego okrętu w przestrzeń było szalonym pomysłem... Niezależnie od posiadanej przez niego technologii. Ktoś mógł go zniszczyć, pokonać. Niemniej jednak jest tutaj. Kończąc swe słowa, skierowała wzrok na Daalkiina, przyglądając się mu przez chwilę. -Vir lingrah has nii kosaan? Zapytała, znów w swym języku. I nim otrzymała również odpowiedź. -Eln ben ton eruvos. Rzucił czarnofutry. Kobieta zacisnęła swe pięści na chwilę, jakby chcąc dać upust emocjom. Cóż, jak na osobę która dopiero wyszła z komory hibernacyjnej - trzymała się bardzo dobrze. Nie w sposób jaki pokazują to ludzkie filmy, gdzie takowy osobnik po wybudzeniu zachowywał się jak na haju lub jakby właśnie przebiegł kilka maratonów. Jej wzrok znów uniósł się do góry. -Bezpieczne rozszyfrowanie wiedzy z naszych bibliotek wymaga informacji z archiwum. Niemniej jednak są tam informacje o naszej technologii. Musicie oddać mi ten artefakt. Dodała krótko. Jej ton wypowiedzi cały czas był spokojny, płynny - wręcz pokojowy. Nie był to ten sam sposób rozmowy niczym u Dur-Shurrikuna - "ja mówię i tak jest, a ty możesz wmawiać sobie, że jest inaczej". Ją można było odbierać bardziej dyplomatycznie. Dawała innym szansę wypowiedzenia swojego zdania, jednocześnie samemu będąc pewną swych słów. Artefakty były czymś, co skrywało Crathygtańską technologię. Najpotężniejsze uzbrojenie floty, zdolne niszczyć całe układy gwiezdne. Nie można było zezwolić na to, by taka technologia wpadła kiedykolwiek w ręce jednej z aktualnie rządzących we wszechświecie cywilizacji. W "jej czasach" większość cywilizacji kosmicznych była bardzo destrukcyjnie nastawiona do otoczenia. Nawet ukazując się niczym lojalni pacyfiści, potrafili pokierowani odpowiednim impulsem - niszczyć inne rasy i cywilizacje - tylko dla własnych korzyści lub po prostu satysfakcji. Biorąc pod uwagę to, co powiedział jej właśnie Daalkiin - oni nie mogli mieć technologii równającej się z tą która prezentowała jej cywilizacja. Ewentualna wojna byłaby bardzo nierówna.
|
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Pią Lis 08, 2013 1:26 pm | |
| Ciągła walka. Niekończący się bój o dusze, o świat i formę jaką miał przybrać. Do tego był przyzwyczajony Eldar. Z tym musiał się zmagać przez całe swe życie. Przy tym, ta śmieszna wojna Crathygtan była niczym. Był jednak tutaj - w tym czasie i miejscu. Przystąpił do konflikt, który się rozwijał. Musiał oddać to co należało się Khaineowi. Jednym ruchem ostrza zamazał symbol naszkicowany na piasku. Spojrzał kolejno na pozostałych. - A więc weźcie go - rzekł, do ogółu. Po chwili spojrzał na Magnusa. - Nam nic po nim. Lustrował świeżo-odmrożoną kosmitkę swoim okiem, jakby chciał przewiercić ją na wylot. Po chwili jego wzrok zelżał. - Prymarchini, więc co zamierzasz teraz zrobić. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Wto Lis 12, 2013 12:43 pm | |
| Gdy kosmiczny artysta rysujący w sentymentalnym zaabsorbowaniu patykiem na piasku przemówił do niej bezpośrednio, Magneto poczuł, że spójność tej grupy jeśli w ogóle kiedykolwiek istniała w tej chwili została całkowicie rozłączona. Magneto nie miał zamiaru postępować w sposób dyktowany przez Elethara, gdyż był on zupełnie nieprzemyślany. Działa impulsywnie i mówił co mu przyjdzie na język, odnosząc błędne wrażenia, jakoby jego słowa miały jakieś znaczenie. - Szalonym? Wydaje mi się, że to słowo nie oddaje w pełni szaleństwa waszych decyzji - odparł, stojąc w pewnej wojskowej pozie. - Dur-Shurrikun Pani zniszczył niezliczone ilości światów podczas swej zbyt długiej podróży. Przemierzył kosmos czerpiąc wiedzę z odwiedzanych światów, dodając ją do swojego skryptu, analizując i ucząc się. Jaką macie pewność, że nadal wykona rozkaz z przed tysięcy lat? Magneto nie chciał tworzyć sobie wrogów, nie w tej rasie i nie po tym co zobaczył. Stał jednak nie z poplecznikami Dur'a, nie z androidami, lecz z istotą, która żyła gdy ten potężny okręt był tworzony. Przez cała podróż, poznawał i słyszał wyniosłe opowieści o potędze Crathygniańskiego okrętu. On je pamiętał, gdy inni o nich zapominali. Thaena Narri chciała odzyskać klucz do archiwum, lecz mężczyzna nie chciał się go jeszcze pozbywać. Już raz go stracili, i cudem udało im się go odzyskać. To był ważny element układanki, który prowadził do technologicznej wiedzy zdolnej obalić wszechświat na kolana. - Rozumiem Twoje intencje i podejście, Pani - rozpoczął, po krótkiej przerwie, głosem spokojnym i rozważnym. - Bardzo miło jest spotkać w końcu istotę ludzką, a nie maszynę. Twoja holograficzna projekcja z przed eonów, którą obejrzeliśmy w Crathygniańskiej bibliotece do której doprowadził nas "artefakt", dawała nam pewną pozycję w realizacji początkowych czelów. Mieliśmy odnaleźć drugi artefakt, dlatego zapytałem Cię o jego położenie? Zdaję sobie jednak sprawę, że w obecnej sytuacji, pragniesz wziąć sprawy w swoje ręce i odzyskać to co należy do Ciebie. Chcesz chronić wiedzę, to dla nas oczywiste. - Zwłaszcza po tym co przeżyli na pokładzie okrętu. - Chcę Ci pomóc tak samo mocno, jak chcę utrzymać swoją pozycję. Mówił tylko za siebie, grupa już nie istniała. Czuł w jej głosie ludzi czynnik, rozsądek, nie żołnierską musztrę, ani ślepe oddanie, czy też idealne odwzorowanie świadomości poprzez sztuczną inteligencję. Byli rasa starszą niż jego własną, potężniejszą wtedy, gdy jego przodkowie wychodzili z jaskiń, lecz ewolucja zrobiła swoje. Nie chciał być traktowanym protekcjonalnie, nie narażał życia, aby teraz oddać wszystkie karty i odejść z pustymi rękoma. Wyciągnął artefakt z pod zbroi, który wręcz przywarł do jego dłoni trzymany niewyczuwalnym uściskiem mocy. - Co uczynisz Pani, gdy Ci go oddam? |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Wto Lis 12, 2013 8:26 pm | |
| Słowa Elethara i jego podejście, wyraźnie nie wywarło żadnego wpływu - ani na przywódcę dawnego... A może wcale nie dawnego? Nadal istniejącego imperium - ani na oficera służącego na istnym Tytanie przemierzającym kosmiczne pustki. Niemniej jednak słowa Magnusa - dobrze dobrane, spotykały się z reakcjami. Głównie ze strony Prymarchy. -Względem nas, możecie być na tyle prymitywni by nie ufać technologii którą tworzycie. Jednak nasza kultura traktowała okręty jako żołnierzy w służbie Imperium. Odparła na pierwsze słowa Magnusa. Oczywiście - to zdanie nie miało nikogo obrazić, po prostu zostało powiedziane wprost, nie kryjąc się za żadnymi skrajnymi poprawnościami politycznymi. Byli znacząco mniej zaawansowani od Imperium, co było wręcz widać. Nie oznaczało to, że nie zasługiwali na szacunek. Czemu jednak miała dobierać jakieś przyjacielskie słowa? Obie strony wiedziały jaki grunt mają pod nogami. -Oddychasz... Zaczęła krótko, nagle - zaraz po komentarzu dotyczącym lojalności okrętu który stworzyła. -Nigdy nie byliśmy Imperium pokoju, szerzącym skrajną dobroć. Jeśli Jinkusu uznał za konieczne wymordowanie danych światów, tylko by inne mogły przeżyć - co w tym złego? Wszechświat to miejsce ciągłych starć. Dodała do swych poprzednich słów, odwracając się w stronę czarnofutrego Daalkiina, który stał blisko niej i jedynie spoglądał raz na jedną osobę, raz na drugą - przysłuchując się rozmowie. Przywódczyni imperium podeszła do niego, wyciągając prawą dłoń przed siebie i kładąc ją na lewej piersi samca - który jedynie spojrzał na nią niewzruszony, czekając na to co miało się zaraz stać. A nie stało się nic. Kobieta przytrzymała tak swą dłoń przez chwilę - w absolutnej ciszy - aż w końcu rzekła. -Jego serce bije, oddycha, energia przepływa przez niego w wielkiej sile. Nie jest maszyną, a mimo to służy Jinkusu, służy Imperium. Rozpoczęła nową odpowiedź, cofając powoli swą dłoń i odwracając się w stronę Magnusa w kierunku którego wykonała kilka kroków. -Nasza kultura kształtowała się przez miliony lat, nasze imperium pamięta niemalże początki wszechświata. Choć stojący tu Daalkiin nie jest Crathygtaninem z wyglądu, to jednak widzę w nim takowego, bo tak został wychowany. Nauczył go tego okręt. Lojalność Crathygtan względem swych zasad, względem Imperium, względem rasy - jest niepodważalna. Tysiące lat tego nie zmienią, nie u istoty o tak silnym charakterze, nie u istoty dla której mijająca dla nas godzina, jest absolutnie niczym. Odpowiedziała mu w skrócie, ukazując w możliwie, że Magnus interpretował intencje Dur-Shurrikuna z własnej perspektywy. Prymarcha była pewna, że Jinkusu jest lojalny straży Imperium, a Daalkiin - obecny tutaj - miał być tego potwierdzeniem. W końcu - rozmowa powróciła do tematu "artefaktu". Znów, kobieta wysłuchała uważnie swego rozmówcy, by zaraz wyrazić swoje zdanie. -Twoje intencje nie są dla mnie czyste, Zoh Magnus. Jeśli zechcesz pomóc nam odzyskać drugi artefakt, możesz to uczynić. Jednak Crathygtańska technologia pozostanie tajemnicą, a ci którzy zechcą to zmienić - umrą. Wyjaśniła, stawiając jasno swoją pozycję, swoje racje względem tej sprawy. Oczywiście, mogą przyjąć jego pomoc. Jednak nie zamierzali wyraźnie oddawać Magnusowi swej technologii, nawet jeśli miałoby to być coś nieużytecznego dla jego osoby. Kobiet wyciągnęła prawą dłoń przed siebie, otwierając ją i czekając, aż mężczyzna poda jej to, co należało do niej. Kawałek za nią stał Daalkiin, którego pięści zacisnęły się i rozluźniły. Na nic się nie zapowiadało, jednak zachowanie czarnofutrego szybko można było skojarzyć z członkiem elitarnych sił specjalnych chroniących VIPa. Jeśli chociażby kichniesz na VIPa - zginiesz. Tym tutaj wyraźnie była Prymarcha. Daalkiin był sam, jednak zdawał się sprawiać wrażenie kogoś, kto najlepiej tutaj kontrolował całą sytuację. |
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Wto Lis 12, 2013 10:56 pm | |
| A więc został zignorowany... po raz kolejny. To nic. Elethar spoglądał na tę trójkę i rozważał wszytko. Magneto mało wiedział, jeśli w ten sposób formułował swoje zdania. Słowa eldara mogły być odbierane przez innych jako nierozważne, ale nie liczyło się to co powiedział, ale czego nie powiedział. A Elethar zazwyczaj nie mówił rzeczy oczywistych... dla niego oczywistych. Chciał oddać ten artefakt gdyż wiedział, że ani Dur-Shurrikun, ani ta kosmitka nie kłamią. Primarchini była bardzo emocjonalną osobą... nikt o takim portrecie psychologicznym nie potrafi kłamać, bez okazywania tego mową ciała. Eldar zaś nie widział żadnych oznak potwierdzających nieprawdziwość jej słów. Co do Dur'a... Nadrzędne dyrektywy takich urządzeń są praktycznie nie do złamania. Maszyna nie może oszukać sama siebie. Może mieć coś zbliżonego do wolnej woli, lecz nigdy nie będzie jej miała. Widać Magnus o tym nie wiedział. Elethar oczywiście zakładał, że rasa-stwórców Dur'a nie zostawiła w jego systemie operacyjnym jakiejś luki. Zresztą... Nie oddawali artefaktu Durowi, tylko tej... jak sama się nazwała prymarchini. Zresztą... eldarowi była obojętna ta cała wojna... Dur-Shurrikun i jego nemezis oraz Imperium Crathygtańskie. Dla niego może ich pochłonąć sama Osnowa. Imperia powstają i załamują się... Być może czas Crathygtan już nadszedł? Swoim zwyczajem skrzyżował dłonie na ramionach. - Ty Magnusie, walczysz o coś co nie należy do ciebie. Pomyśl, oglądałbyś świat taki jakim jest, gdyby Relikt nie był lojalny? Zwrócił się znów do kosmitki: - Primarchini, obowiązuje mnie słowo, które dałem Dur-Shurrikunowi. Jeśli chcesz mojej pomocy, masz ją. Stał i czekał na rozwój wydarzeń. Jeśli nastąpi tu egzekucja Magnusa, nie wtrąci się. Był jednak pewien, że nie dojdzie do aż tak drastycznych rozwiązań. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Nie Lis 17, 2013 10:48 am | |
| Po jej słowach Magneto schował artefakt pod zbroję. Crathygnianie nigdy nie byli imperium pokoju, lecz czy teraz walczą jedynie o bezpieczeństwo swojej wiedzy, czy pokój i ocalenie ziemi będzie miało dla nich jakiekolwiek znaczenie. Magneto w swej podróży dokonał wielu mrocznych czynów, lecz były one koniecznie i poniekąd rozumiał swoją rozmówczynię, lecz nigdy nie poświęciłby niewinnego świata, aby dzięki temu osiągnąć swój cel. Primarchini postawiła sprawę jasno i klarownie, mogli wspólnie poszukać drugiego artefaktu, lecz jeśli zechce położyć swoje łapska na wiedzy, którą one skrywają, będzie tego srogo żałować. Uśmiechnął się w cieniu swej maski. Zaczynali mu się coraz bardziej podobać, gdyż z każdym słowem przypominali zwykłych podrzędnych robaków - jakimi dla nich są ludzie i którymi gardzą. Wtedy cięte słowa Elethara uderzyły w plecy Magneto, niczym szybki strzał bicza. Pomylił się, lecz tym razem szala cierpliwości przelała się. Mężczyzna odwrócił się do niego, i spojrzał srogim błyszczącym elektrostatycznym wzrokiem. - Ty śmiesz mnie pouczać! - wrzasnął na istotę w kosmicznej zbroi. Wyciągnął dłoń w jego kierunku, a ten mógł poczuć, jak jego ciało zaczyna się unosić. Ręce skrzyżowane na piersi zostały rozciągnięte na boki. - Ty, który niezliczoną ilość razy pogrążyłbyś tą misję, swymi czynami i słowami! Sprowadzając na nas wszystkich śmierć... Mówisz o lojalności, lecz zapominasz że natura bywa przewrotna. Ten kto ślepo wierzy we władcę, ten ginie jako głupiec! Magneto oddychał ciężko, poczuł także jak świat zawirował mu przed oczami, gdy cisnął ukrytym z zbroi ciałem kilka metrów w tył. Nie chciał go zranić, gdyby tego chciał nigdy by nie puścił jego zbroi, aż wnętrzności nie zaczęłyby z niej wypływać. Jego cierpliwość dla tego człowieka już się skończyła. Zaintrygował go jednak stan własnego ciała. Coś, było nie tak, lecz musiał to przetrzymać, zanim nie skończą tego co rozpoczęli. Stanął bokiem, do niej i do oddalonego Elethara. Spojrzał jednak na Thaena Narri. - Wybacz Pani, że musiałaś to oglądać. Jednakże, niektórych rzeczy nie wolno odkładać na przyszły dzień. Nikt nie mianował go przywódcą tej grupy, on również tego nie pragnął, lecz widząc pewne zachowania - rozpad i brak spójności zaczynał mieć wrażenie, że to był błąd. Gdy twój podwładny zasługuję na nagrodę, trzeba mu ją wydać, jak najszybciej, gdy jednak domaga się kary, nie wolno tego odwlekać. Z Eletharem nic go już nie łączyło, miał jednak nadzieję, że Ona wyciągnie z tego odpowiednie wnioski. |
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Pon Lis 18, 2013 3:39 pm | |
| Został zaatakowany przez tą łysą, prymitywną małpę! Atak ze strony człowieka był przewidywalny, ale ta zuchwałość! Czas było nauczyć tego człowieczka gdzie jest jego miejsce. Nie mógł jednak zadziałać bezpośrednio. Magneto zdawał się mieć koneksje obcymi. Nie chodziło o to, że Elethar miał jakieś skrupuły, czy się bał. Chciałby ujrzeć jak dusza tego aroganckiego mężczyzny płonie. Jednakże, nie wiedział jak primarchini zareaguje na jego śmierć. Gdyby był w swoim świecie, nie miałby żadnych zahamowań. Gdyby jednak wydali na niego wyrok śmierci (martwienie się o życie jakiegoś człowieczka, było czymś absurdalnym, ale nie znał sposobu myślenia Crathygtan i tego jak mogli zareagować obserwując takie zdarzenie), nie chciał umierać w tym świecie. Nie przyczyniłoby się to w żaden sposób jego ludowi. Magnus myślał, że jest lojalny wobec tych istot... głupiec. Znów podszedł do grupy wolnym krokiem. Jego twarz byłą pusta. Nie wyrażała żadnych emocji. - Musimy sobie chyba coś wyjaśnić, człowieku. - Nie zważając na rozmowę, którą prowadzili, rzekł głosem z którego także nic nie można było wyczuć. - Rozwiążmy to w ten sam sposób, jak to robią podobni tobie w moim świecie. Wyzywam cię na pojedynek, tu i teraz. Twarz eldara nawet nie drgnęła, nie zmieniła obojętnego wyrazu. Jeśli odmówi, no cóż, eldar był teraz wystarczająco blisko, aby zadziałać. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Pon Lis 18, 2013 6:58 pm | |
| Nagłe wtrącenie się Elethara raczej nie wywołało u Prymarchy oraz Odrodzonego większej reakcji. Ta pierwsza spojrzała na niego kątem oka. Daalkiin natomiast ciągle obserwował Magnusa, a sytuacja jak się okazało - momentalnie uległa zmianie. Chwila podczas której Biały Pielgrzym skupił swą uwagę na Eldarze, a następnie pochwycił go swą mocą. W tym czasie obaj - Elethar i Magnus mogli usłyszeć dźwięk który jeszcze niedawno mieli okazję usłyszeć. Dźwięk uruchamiania się energetycznego ostrza miecza Daalkiina, który moment później stał już przy Thaenie Narri. Lecz nie dlatego, że stał - lecz dlatego, że jej lewa ręka niczym szlaban pojawiła się na jego drodze, zderzając się z korpusem czarnofutrego i zatrzymując go. Był wyraźnie posłuszny jej rozkazom. Białe, świecące ostrze opadało ku ziemi, a wzrok Daalkiina wlepiony był w Magneto. Tą odległość - choć niewielką - przebył nienaturalnie szybko. Wyglądało to tak, jakby posiadał moc pozwalającą mu biec z zawrotnymi prędkościami, niczym u mutantów takich jak QuickSilver których Magnus miał już okazję spotkać. Niewielu wiedziało jednak, że moc ta była bardziej skomplikowana... I bardziej użyteczna. Niemniej jednak stał w miejscu, z dłonią Prymarychy na swym korpusie, mięśniami zaciśniętymi i gotowymi do działania - dzierżąc w dłoni potężną broń białą, zdolną ciąć pancerze okrętów wojennych. Thaena Narri nie ruszyła się natomiast nawet na krok. Prawa dłoń - wyciągnięta w kierunku Magnusa - pozostała tam gdzie była, natomiast lewa powstrzymywała Daalkiina przed atakiem na Białego Pielgrzyma. Jej ślepia również wbite były w mężczyznę, a ona... Wydawała się wręcz nienaturalnie spokojna - w sytuacji gdzie trzy osoby mogłyby chcieć się tu pozabijać, u niej nie dało się zauważyć nawet krzty zdenerwowania. Przed odpowiedzią na ostatnie słowa Magnusa skierowane do niej, kobieta przeczekała jeszcze chwilę na reakcję i odpowiedź Elethara... która okazała się dziwnie spokojna. Czyżby arogant, nie będący w swoim świecie, nie mający tu wyraźnie nic - poszedł po rozum do głowy? Proszę bardzo, pojedynkujcie się. -Więc lepiej byś nie był jednym z tych głupców i oddał to co do ciebie nie należy. Odparła krótko, spokojnie i bez większych emocji - jednak wyraźnie dając do zrozumienia swoja rację. Była naczelnym wodzem najpotężniejszego imperium swych czasów. Jeśli chcą odstawiać tu takie szopki, niech idą uczynić to gdzie indziej i nie marnują jej czasu. Wystarczyło, że sporo go zmarnowała w komorze hibernacyjnej. Z resztą Daalkiin chyba również nie miał do tego cierpliwości... Nie okazywał tego, lecz jego reakcja była poprawna. Bawienie się własną mocą przy przywódcy innej nacji nie było rozsądnym podejściem - i realnie, gdyby go nie zatrzymała, zapewne nie zakończyłby na rozbrojeniu przeciwnika, lecz po prostu by go zabił - jak na Crathygtanina przystało. Jednak należało czekać co odpowie. Dla niej jednak, wszystko było już z góry ustalone. Jaki z niego sojusznik, skoro proste zachowanie w połączeniu z jednym zdaniem sprawiają - że traci stabilność emocjonalną i musi próbować ukazywać się jako samiec alfa? I pewnie by się zdziwił, gdyby go teraz nazwano prymitywem, choć w jej opinii na to właśnie zasługiwał.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Czw Lis 28, 2013 9:57 pm | |
| Daalkin zareagował natychmiast, gdy tylko ten uaktywnił swoje zdolności. Poświęciłby się i walczył do ostatniej kropki krwi, gdyby ten miał zamiar ją zaatakować, to jednak nigdy nie miało mieć miejsca. Fakt, iż stała się świadkiem tego niewielkiego zgrzytu sprawił, że jedynie zdystansowała się od nich jeszcze bardziej. Wydawało się, jakby od tamtej chwili minęły wieki, gdy stał między nimi, a oni czekali na jego ruch. Oboje czegoś zażądali i tylko jedną z tych próśb mógł tego dnia spełnić. Jego głos był pewny i opanowany, a zarazem przemawiał przez niego rozsądek, który tak często przyćmiewa gniew. - Przyjmuję Twoje wyzwanie, Eletharze - odpowiedział na słowa stojącego w bojowej pozie Ultewa. - Otrzymasz swoją honorową walkę, lecz nie tutaj i nie teraz. Rozpoczęli tą misję jako sojusznicy, lecz czy mieli zakończyć ją w pojedynku. Nie znali się, a wspólna walka nie stworzyła między nimi więzi. Walka była czymś czego pragnie każdy mężczyzna. Istotą siły. Dorównania przeciwnikowi w bitwie, lecz czy ich pojedynek teraz byłby rozsądny. Udało im się ocaleć i opuścić pole bitwy, która przepadła, ale ile czasu im to dało, nikt nie wiedział. Stał w bezpiecznej odległości, gdyby jednak Elethar zaatakował, ten odskoczyłby szybko, atakując jego ciało rozproszonymi wyładowaniami elektrycznymi. Musiał mieć plan awaryjny. Odwrócił jednak głowę i spojrzał na Thaena Narri. Widział jej otwartą dłoń, którą czekała, aż pojawi się na niej artefakt. Spoglądał na nią, i na Daalkina. To była ich wojna, ich wiedza, która znaczyła dla nich więcej niż życie całego Wszechświata. Nie było sensu naginać tej struny, nic by tym nie zyskał. Artefakt pofrunął w jej stronę, delikatnie płynąć w powietrzu niczym liść niesiony przez letni wiatr. Gdy wylądował na jej dłoni, dodał tylko: - Nigdy nie interesowała mnie wasza wiedza i technologia. - Nigdy, nie sądził, aby były szanse położyć na niej swoje łapska. - Nie dla niej wyruszyłem na tę bitwę! Prymarcha Thaena Narii, jeśli nasz cel tutaj się zakończył, zabierz nas tam skąd zaczęliśmy. Jedynym powodem, który skłonił go do uczestnictwa w tej misji, było zagrożenie, które krążyło i nadal krąży, wokół Ziemi, oraz cząstki jego własnego domu. Spojrzał ponownie na Elethara. Nawet gdy na niego nie patrzył, oczami swej mocy, odczuwał najmniejszy ruch jego zbroi. Jeśli Thaena Narii wykona jego ostatnią prośbę i powrócą na lodowy szczyt spełni jego wolę i da mu pojedynek, którego pragnie.
//Przepraszam Panowie za taką zwłokę, ale usprawiedliwiałem się, że teraz tak to będzie wyglądać. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Wto Sty 14, 2014 9:37 am | |
| Czerwone światło oślepiło całą grupę, a następnie nastała gwałtowna zmiana temperatury, zimny wręcz lodowy wiatr... Elethar oraz Magnus zostali odesłani z powrotem do miejsca z którego zaczęli, nie wiedząc jednak przez kogo. Na pewno nie była to interwencja ich wspólnego "znajomego" [zt Elethar, Magnus, NPCki] |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Wto Kwi 22, 2014 3:44 pm | |
| /Jak każdego. Z nami jest tylko ciężej./ Odparł w międzyczasie kiedy prowadził ją korytarzami Dur-Shurrikuna. Każdy posiadał swoją granicę wytrzymałości psychicznej - nawet Widma. Życie zostało jednak tak skonstruowane, że widma były jednymi ze stworzeń które granice swą miały daleko po za wyobrażeniem zwykłych śmiertelników. Czarnołuski maszerował przed siebie w miarę szybkim krokiem - jednak znów dostosowanym do Raeny. Wyraźnie mógłby iść wiele szybciej, jednak nie zamierzał zmuszać jej do biegu za sobą. Mijali kolejne korytarze, które często wydawały się wyglądać identycznie - jakby krążyli w kółko. Mimo to jaszczur doskonale wiedział, gdzie ich kieruje. /Będę tam z tobą, prawda?/ Odparł w odpowiedzi na pytanie dotyczące poziomu trudności misji. Ich życie nigdy nie było łatwe, drogowskazy często były niejasne. Niemniej jednak z widmem przy swym boku, powinna wrócić cało. Powinna - czy wróci, pozostawało już osobną sprawą. Niemniej jednak padło kolejne pytanie, a więc i kolejna odpowiedź. /Załoga okrętu to nawet nie dwadzieścia osób. A jednostka jest jedną z największych istniejących. Spotkanie tutaj kogoś przypadkowo nie jest łatwe - a aktualnie, tak - każdy z nas został gdzieś rozdysponowany. Nawet sam Jinkusu realizuje aktualnie misję bojową./ Rzekł w odpowiedzi - a Raena wraz z Nodinem znaleźli się przed ostatnimi drzwiami które się otworzyły. I znów ich oczom ukazał się monumentalny wręcz hangar w którym stacjonowało pełno jednostek. Wszystkie w stanie spoczynku. Nodin ruszył przodem, oczywiście ciągnąc przy sobie swą towarzyszkę. /Zapewne doceni komplement. Zaczekaj aż spotkasz androida./ Odparł, kierując łeb w jej kierunku i uśmiechając się lekko gdy wspomniała o ogonie. /Nie lubisz mojego ogona?/ Zapytał, nadal uśmiechając się przyjaźnie. Natomiast ogon gada zaczął oplatać się dookoła jej ręki, sięgając coraz to wyżej i wyżej - oraz delikatnie mocniej się zaciskając. Nie na tyle by ją zabolało czy czuła dyskomfort, jednak na tyle by poczuła, że znów się z nią droczy. Tymczasem gdy oni się zatrzymali, jeden z myśliwców stojących na swym miejscu startowym, odbił się silnikami grawitacyjnymi od podłoża (wszystkie jednostki w hangarze lewitują w powietrzu, żadna nie posiada jakichkolwiek pług czy kół do lądowania) i ruszył w ich kierunku. Nie dało się zauważyć, by ktokolwiek wsiadł wcześniej do maszyny. Myśliwiec - WYGLĄD - okrążył ich raz, a następnie wylądował przed nimi, uruchamiając ponownie silnik grawitacyjny. Maszyna unosiła się lekko nad podłogą, stojąc przed nimi i cóż. Czekając. Nie był to byle jaki myśliwiec, a Raena zaraz została uświadomiona o wszystkim przez swego towarzysza. /Oto Craider. Nie wiem czy kojarzysz, te myśliwce wsławiły się w walce o Densorin, podczas walki o wolność. Jednostki te należą i należały do Dur-Shurrikuna, są bardzo uniwersalne oraz niesamowicie potężne jak na myśliwce. Ci którzy przeciwko nim walczyli, cóż... żyją już wiecznie./ Skomentował krótko, a ogon samca zsunął się z jej dłoni na podłogę, tymczasem czarnołuski podszedł bliżej maszyny, unosząc lewą dłoń do góry i opierając ją na pancerzu pojazdu. /Tutaj kolejna nowość. Wszystko tutaj jest żywe, jakkolwiek to rozumiesz. Po za Dur-Shurrikunem, każda z maszyn tu obecnych posiada własną inteligencję. Nie są zbyt rozmowni, gdyż są żołnierzami. Niemniej jednak nie kieruje się nimi tak, jak waszymi pojazdami. Te maszyn łączą się z tobą, pozwalając kontrolować się myślą, telepatią - tak jak my teraz rozmawiamy. Wejście na pokład powodowane jest przez teleporter bliskiego zasięgu. Teraz nas przeniesie.../ Zakończył i białe światło otoczyło ciała obojga. Chwila oślepienia, a następnie Raena poczuła jak pozycja w której się znajdowała - uległa zmianie. Teraz siedziała w bardzo wygodnym fotelu... w kabinie myśliwca. Przed nią znajdował się biały, świecący delikatnie panel, na szybie kokpitu znajdowały się różne informacje, zawarte w niezrozumiałym dla niej języku. Miejsca było sporo, mogła by tu ze spokojem jeść, a nawet spać. Na siedząco ale jednak. /Połóż dłonie na konsoli przed tobą. Czas się przyzwyczajać./ Skomentował krótko czarnołuski samiec, który - jak się okazało - był tu z nią. Siedział z tyłu, tuż za nią - na siedzeniu drugiego pilota. Niemniej jednak, Raena miała przekonać się o czymś dość niezwykłym. Gdy tylko jej dłonie dotknęły konsoli, ta zaświeciła się bardziej, a Craider poderwał się delikatnie do góry, obracając się w stronę wrót hangaru. Zaraz potem, Raena usłyszała w głowie kolejny głos. /Bądź pozdrowiona, Thuri. Dane nam będzie latać razem?/ Rzekł głos... należący do maszyny wewnątrz której się znajdowali. Czyżby wszystko tutaj miało własny rozum, własną świadomość? W dalszym etapie, Nodin wyjaśnił jej podstawy wydawania poleceń maszynie, za pomocą myśli - jednocześnie dodając, że jednostka skomplikowane manewry może wykonywać nawet bez doskonałego pilota... a działać w ogóle bez załogi. Tak więc nawet jeśli chciałby robić uniki czy jakieś akrobacje - wystarczy, że o tym pomyśli - wyobrazi to sobie, a myśliwiec wykona polecenie lub odmówi jego wykonania, gdy uzna to za niesłuszne lub niemożliwe. Chwila ciszy i maszyna sama z siebie ruszyła, bez rozkazu - komentując jedynie krótko. /Zu'u fen aak hi./ Czarnołuskie widmo wyjaśniło jej w tym czasie, że Craider dostał wcześniej rozkaz zabrania ich do określonego punktu i aktualnie będzie go wykonywał, tak więc może jej odmawiać za każdym razem gdy o coś go poprosi, niemniej jednak innym razem może dane jej będzie lepiej pilotować myśliwiec lub inną jednostkę. Tymczasem w tym momencie, Raena mogła zobaczyć i poczuć, że gdy przykładała swe dłonie do panelu, napisy wyświetlane przed szybami zmieniały język na ten jej znany, pokazując prędkość, stan uzbrojenia, stan pancerza, wszystkich komponentów - a nawet sonar który wychwytywał położenia wszystkich najbliższych jednostek. Maszyna ruszyła przez hangar, rozpędzając się coraz bardziej - a same wrota hangaru rozchyliły się i myśliwiec wyleciał z pokładu Dur-Shurrikuna. Gdy znaleźli się na zewnątrz, Craider wyłączył silnik i zawrócił o sto osiemdziesiąt stopni, by zaraz je uruchomić i ruszyć dalej. Niestety nie danym było jej zobaczyć Tytana, gdyż znajdował się on w osłonie kamuflażu i gdy tylko opuścili hangar, mogła odnieść wrażenie - że nigdy nie znajdowali się na pokładzie żadnej wielkiej jednostki - gdyż jej tu po prostu nie było. Chwila ciszy i skupienia i nagle wszystko się rozpłynęło - obraz dookoła był rozmyty, a gwiazdy widoczne wszędzie wydłużyły się niczym biały liny. Oto myśliwiec skoczył w nad przestrzeń, pozwalając jej oglądać dość ciekawe zjawisko. Podróż trwała około pięciu minut, gdy myśliwiec wyskoczył z nad przestrzeni, znajdując się teraz przy niebieskiej planecie - wewnątrz układu słonecznego. Planetą do której dotarli była ziemia. Craider nie zatrzymywał się, jedynie poinformował Raenę, że stał się "duchem", a Nodin wyjaśnił, że maszyna włączyła maskowanie, gdyż zbliżyli się do planety na której istniało zaawansowane życie. Kierowali się ku wyspie znajdującej się na jednym z oceanów. Podróż była bardzo szybka, a zanim się obejrzała, już znajdowali się na wyspie, gdyż Craider nie czekając na nic - wylądował na plaży, meldując - że nie wykrył żadnych zagrożeń. Chwila ciszy - i znów białe światło. Tym razem Ar została postawiona na nogi, stojąc na plaży. Myśliwca nie było widać, jednak poinformował ich przed teleportacją - że po wyrzuceniu ich - wraca do domu. Tak oto dwójka znalazła się na pustej plaży, na opuszczonej wyspie. Czarnołuskie widmo rozejrzało się dookoła. a tymczasem samica mogła poczuć, że przy pasie munduru z prawej strony, pojawiła się kabura - a w niej pistolet WYGLĄD. Kiedy jej dane było zapoznanie się z przydzieloną bronią, widmo odeszło kilka kroków dalej, rozglądając się uważnie na boki i nasłuchując - jakby czarnołuski szukał czegoś. Tylko czego? Dookoła nie było po za nimi żadnej żywej duszy.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Wto Kwi 22, 2014 4:59 pm | |
| R.R. szła szybszym krokiem obok Jaszczura, który wciąż trzymał jej łapkę swoim ogonem. Samica miała dziwne wrażenie, że wszystko wokół wygląda tak samo, że korytarze niczym nie różnią się od siebie i pewnie gdyby nie Widmo, to zgubiłaby się już na pierwszym zakręcie, a jak potem miałaby znaleźć drogę powrotną? Pewnie zapytałaby pierwszej lepszej ściany, a pojawiłby się Dur-Shurrikun… Zaśmiała się w myślach, bo wciąż dla niej ta istota była dość zabawna i niezwykła jednocześnie. Swoją droga, ciekawe czy tutaj też można tworzyć hologramy na ścianach? Hm… Warto zapytać przy okazji. - To, że będziesz tam ze mną, jakoś podnosi mnie na duchu. – odparła, spoglądając na Jaszczura. - W takim razie to, że kogoś mogę tutaj spotkać graniczy z cudem? – zrobiła zaskoczoną minę i spojrzała znowu przed siebie. - Jejku, czułabym się tutaj strasznie samotnie gdyby nie ty. – wzruszyła lekko ramionami. Co miałaby niby robić na tak wielkim statku, zupełnie sama, z kimś kto przeważnie obserwuje? Umarłaby z nudów zapewne, albo nie! Przesiadywałaby cały czas w Biosferze I. Wkrótce otworzyły się przed nimi ostatnie drzwi i oczom Raeny ukazał się ogromny hangar z całą masą przeróżnych statków. - Na co komu tyle jednostek? – zaśmiała się i zerknęła na Jaszczura. - Android? Jeśli są takie sympatyczne jak ty to może jeszcze jakoś je polubię. – odparła, rozglądając się ciekawie po miejscu, w którym się znaleźli. - Naprawdę imponujące. – przyznała szczerze, uśmiechając się wesoło. Widomo tymczasem zrobiło swoje… Znowu zaczęło się z nią droczyć, co w jej opinii było naprawdę zabawne. Oto najpotężniejsza istota jaką zna, zachowuje się jak jakiś nastolatek, który dokucza swojej przyjaciółce, ale w miły sposób. - Nie powiedziałam, że nie lubię. – roześmiała się, czując jak sunie nim w górę jej ręki i nieco mocniej ją oplata - Póki nie jest wszędobylski… jest dobrze. – zerknęła na niego zaczepnie, posyłając mu kolejny uśmiech. R.R. po chwili odwróciła spojrzenie od swojego towarzysza, kiedy zobaczyła ruch wśród pojazdów. Okazało się, że to właśnie ta jednostka, o której wspominał hologram w jej pokoju. Maszyna okrążyła ich, a Ar wiodła wzrokiem za ich pojazdem, przyglądając się mu uważnie. Nigdy wcześniej nie miała okazji polatać… czymś takim, więc dla niej to dodatkowa frajda tej misji. Z zaciekawieniem spojrzała na Nodina, który zaczął opowiadać jej o myśliwcu, który teraz unosił się przed nimi. - Tata opowiadał mi o nich, ale nie pamiętam już zbyt wiele. Skoro takim czymś mamy wybrać się na misję, to znaczy, że czeka nas dość ciężka przeprawa, co? – zapytała trochę zmartwiona tym ,że może nie dać sobie rady. Jaszczur wypuścił jej dłoń i podszedł do statku, po czym dotknął go, czego akurat nie zrozumiała. - Czy tutaj ze wszystkim można rozmawiać? – prawie roześmiała się, bo tego akurat się nie spodziewała. - Niesamowite… Dur- Shurrikun ma się czym pochwalić. – podeszła do Jaszczura i wciąż patrzyła na myśliwiec. - W takim razie nie dziwie się, że nie spotkałam tutaj żadnej samicy. – zerknęła na Widmo. - Piękne statki, inteligentne i potrafią latać… - roześmiała się przyjaźnie zanim jeszcze otoczyło ich białe światło, które przeniosło ich do wnętrza pojazdu. R.R. znalazła się w całkiem wygodnym fotelu, ale najbardziej przeraził ją fakt, że siedziała w kokpicie, a przecież nie miała zielonego pojęcia o prowadzeniu takiego czegoś! - Ale ja nigdy tego nie robiłam! – spanikowała trochę, kiedy okazało się, że Widmo wcale nie siedzi obok niej, co byłoby znacznie lepszą pozycją… - Przecież ja zniszczę ten statek i wrócę do domu szybciej niż tutaj przybyłam. – burknęła pod nosem i spojrzała na miliony różnych rzeczy przed nią. - Pięknie… Może wcisnę wszystko na raz? – parsknęła śmiechem, ale posłuchała się Widma i ostrożnie położyła łapki na konsoli, niezwykle ostrożnie, zupełnie jakby bała się, że nawet takim czymś miała coś popsuć. W momencie zetknięcia się jej łapek z miejscem, w którym miała je położyć, konsola zaświeciła nieco mocniej i statek uniósł się bardziej. - Jej, nic nie zniszczyłam! – skomentowała, a na jej pyszczku pojawił się uśmiech i autentyczne zainteresowanie. Kolejne co się stało, to znowu… Głos w jej myślach. Czy nikt nie potrafi mówić tutaj.. normalnie? - Emm… - nie wiedziała co powiedzieć, bo nie przywykła do tego, że wszystko co spotyka na swojej drodze, niemal każda rzecz potrafi coś powiedzieć… Widmo opowiadało jej o tym, jak powinna sterować maszyną, jak działa jej umysł, a R.R. słuchała uważnie chcąc wszystko zapamiętać. Tymczasem droga na Ziemię mijała tak szybko, że niedługo po wystartowaniu znaleźli się już na miejscu. Ar znowu zobaczyła białe światło i po chwili oboje znaleźli się na pustej plaży, która wyglądała całkiem przyjemnie. - Do domu? – zapytała zaskoczona, ale nie widziała już statku. - A tak mi się podobał ten lot… - powiedziała do siebie i rozejrzała się po okolicy, odruchowo położyła łapkę na biodrze i poczuła coś nowego. - Ha! A jednak dostałam swoją broń! – wyciągnęła pistolet, żeby przyjrzeć się mu uważniej. - No proszę, zaraz okaże się ,że z nim też będę mogła rozmawiać! – zerknęła na Widmo, które zdawało się, że czegoś szuka. Poszła więc w jego stronę, nie chowając broni, zastanawiając się po co przylecieli akurat tutaj i czy aby na pewno jest to dobre miejsce. - Odnoszę dziwne wrażenie, że będę musiała przestać się dziwić temu co mnie spotyka. – powiedziała pod nosem, stając tuż przy Widmie i rozglądając się. - Czegoś szukasz? –zapytała i zerknęła na Nodina. - To na pewno dobre miejsce? Jest takie... puste.. - uważnie rozglądała się po okolicy. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Wto Kwi 22, 2014 7:19 pm | |
| Całą tą podróż, Nodinowi przyszło się wyłącznie uśmiechać. Dawno nie miał pod swoją opieką żadnej istoty, od czasów śmierci jego brata - nikt kogo mógłby strzec. Można by powiedzieć, że trzymanie pieczy nad Raeną było czymś w rodzaju jego własnego odkupienia, czymś co pozwalało mu ulżyć własnemu sumieniu. Gad widać był na prawdę skupiony. Szukał czegoś, jego wargi uniosły się groźnie - ukazując ostre kły, wystawił jedną nogą do przodu i ugiął lekko kolana, pochylił delikatnie sylwetką do przodu i zgiął delikatnie ręce w łokciach. Zaczął poruszać się na prawdę powoli, jakby coś węszył, czegoś szukał. Gdy Ar podeszła do niego rozgadana - trzymając w dłoni broń - jaszczur dalej tak skupiony, chwycił ogonem za pistolet na wysokości kolby, a następnie wygiął jej dłoń do wewnątrz, wyrywając z dłoni broń. Nie zrobił jej przy tym krzywdy jednak ogon uniemożliwił jej utrzymanie broni, która następnie trafiła ponownie do kabury, gdzie została zabezpieczona przez zamknięcie owej kabury. Ogon wrócił na ziemię i zaczął poruszać się bardzo, bardzo powoli na lewo i prawo, a jaszczur dalej węszył za czymś. Nie minęła chwila, a gad gwałtownie odwrócił się i spojrzał na samicę poważnie, nadal ukazując swe ostre kły. Tym razem w dość groźnym grymasie. Dłonie miał otwarte, ukazując swe czarne pazury, jakby szykując się na atak. /Ciszej. Jeśli dostrzegą nas pierwsi, będziemy mieli kłopot./ Wyjaśnił, a następnie kiwnął łbem na znak - by ruszyła za nim. Nodin w tej lekko przygarbionej pozycji - ruszył przed siebie w stronę lasu, maszerując powoli i stawiając swe kroki bardzo ostrożnie. Kroczył tak powoli, a jego kroki - choć Ar szła za nim blisko - nie były całkowicie słyszalne, jakby tego gada po prostu tu nie było. Nawet ogon który ciągnął się za nim, nie hałasował. Czyżby kolejna ze sztuczek widma? Z drugiej strony, samica będzie miała okazję stwierdzić, dlaczego nazywa się ich widmami. Kilka minut marszu w ciszy, podczas którego Nodin nawet nie myślał odezwać się do niej słowem, w pełni skupiony na tym czego szukał. Przedzierał się przez busz, a gdy czasami trafili na jakiś bardziej gęste krzaki, prostym ciąłem dłonią ciął oraz łamał krzaki, pozwalając Raenie dalej iść za nim. W końcu dotarli do czegoś, co wydawało się grotą. Czarnołuski zatrzymał się w krzakach, a jego kolor łusek... zmienił nagle kolor. Widmo całkowicie upodobniło się kolorystycznie do tutejszej roślinności, zmieniając kolor swych łusek na zielony. Nawet pazury oraz ślepia zmienił kolorystykę na zieloną. schylił się za jednym z krzaków, łapiąc Raenę ogonem za dłoń i przyciągając ją do siebie, by kucnęła obok niego. Przed nimi znajdowała się jaskinia, przed która stało dwóch strażników WYGLĄD. Wzrok gada znów padł na Raenę. Zielone - aktualnie - ślepia gada zlustrowały ją, a samiec uśmiechnął się do niej łagodnie. /Strzelałaś już kiedyś? Zabiłaś kiedykolwiek? Nie jest to takie łatwe. A ci strażnicy tam nie są zwykłymi pachołkami. Nie są nawet z tej planety. Jeśli chcesz zadać jakieś pytania, zadaj je teraz. Później... wejdziemy do tej jaskini i zrobimy co trzeba. Trzymaj się blisko mnie, gdyż wyczuwam tutaj istotę o potędze przekraczającej twe wyobrażenia. Jeśli na nią trafimy.../ Skomentował i zamilkł, przekrzywiając delikatnie łeb na bok. Niemniej jednak na pysku samca nadal widniał uśmiech, jego głos był spokojny, tak samo jak on sam. Wydawał się być oazą spokoju, jakby zaraz wcale ich życiom nie miało nic zagrażać. Niemniej jednak - w końcu był legendą Densorinu. Czy na prawdę miał się czego obawiać? Na pewno nie było po nim niczego widać.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Wto Kwi 22, 2014 8:01 pm | |
| R.R. nawet nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo znowu do akcji wkroczył ogon Jaszczura. - No eeej! – powiedziała zwyczajnym głosem, próbując złapać swoją broń, którą tak krótko się nacieszyła. Zrobiła nieco oburzoną minę, śledząc wzrokiem ruch ogona, który teraz przejął jej broń, po czym włożył ją znowu do kabury. Ar skrzyżowała ręce, nie bardzo rozumiejąc zachowanie Widma. Potem jakby nigdy nic, Jaszczur dalej kontynuował to co robił wcześniej. Dzięki, naprawdę – rzuciła w myślach, choć nie było to całkiem złośliwe. Zaraz zostanie mi tylko twój ogon, jak tak dalej pójdzie. – pomyślała znowu, doskonale wiedząc, że Widmo będzie czytać to co myśli. Zbyt bardzo skupiona na tym co właśnie zrobił jej Nodin, nie spodziewała się tego, że gwałtownie się odwróci. Była na tyle blisko istoty, że kiedy to zrobił, prawie przewróciła się na tyłek z przerażenia. - Skoro mam się przydać Lordzie, to może przestaniesz sprawiać, że mogę paść na zawał? – spojrzała na niego oburzona, ale w jej oczach nie było widać złości. Musiała też przyznać, że teraz naprawdę wyglądał groźnie i przerażająco… Ten obraz tak bardzo kontrastował z tym co widziała wcześniej, że gdyby go nie znała zwyczajnie uciekłaby z tej wyspy, byleby nie mieć z nim do czynienia. - Dobrze, będę już cicho. – powiedziała lekko się kuląc, bo nie sądziła, że mogą mieć tak bardzo przechlapane, choć na wyspie nie było żywego ducha, a przynajmniej w ich okolicy. Będę już grzeczna – powiedziała uroczo w myślach. Potem ruszyła powoli za Widmem, które było tak ciche, że R.R. przez dłuższą chwilę zwyczajnie przyglądała się jemu, a nie temu by nie przepaść przez coś, co nagle wyrośnie jej pod łapami. Faktycznie, teraz rozumiała czemu Widmo, jest nazywane właśnie tak. Króliczyca również potrafiła być bardzo cicho, dlatego ostrożnie stąpała po podłożu, trzymając się blisko Jaszczura. Ten nie odzywał się do niej w ogóle, dlatego postanowiła również nie mącić tej ciszy i spokoju, bo najwyraźniej wszystko zdawało się być znacznie poważniejsze niż początkowo sądziła. W końcu po przeprawie przez gęstwinę, przez którą Widmo całkiem sprawnie ich przeprowadziło, a Ar nie zrobiła żadnej głupoty, znaleźli się całkiem niedaleko jakiejś groty. R.R. wpatrzona w tamto miejsce dopiero po chwili zorientowała się, że jej towarzysz zmienił kolor i dostosował swój wygląd do otoczenia i nawet kolor oczu nie został tutaj pominięty. Ar spojrzała na niego zaskoczona, robiąc przy tym wielkie oczy. Co jeszcze potrafisz? – rzuciła w myślach, zastanawiając się czy teraz też będzie je odczytywać. Uszata znowu poczuła ten charakterystyczny dotyk na swojej dłoni i poddała się pociągnięciu by schować się obok Widma. W końcu odezwał się do niej, a pytanie o to czy strzelała kiedykolwiek, zupełnie ją zdziwiło. Wydaje mi się, że doskonale wiesz, że potrafię strzelać i to całkiem dobrze. Nie strzelałam do istot żywych. – pomyślała, zerkając na niego, a potem na strażników, którzy wcale nie wyglądali jak pierwsze lepsze istoty, którym ktoś kazał czegoś bronić. Czyli misja wcale nie musi być tak łatwa… R.R. na samą myśl, że będzie musiała kogoś zabić, o ile faktycznie do tego dojdzie, zrobiło jej się dość .. dziwnie. Czy będzie w stanie tego dokonać? Nie miała pojęcia, ale też nie chciała zawieść Widma… Czemu ciągle się tak uśmiechasz? – zerknęła znowu na niego. Tak nagle zmieniło się jego oblicze, które z przerażającego, znowu zrobiło się takie bardziej urocze. Jak chcesz tam wejść skoro są strażnicy? Mamy po prostu ich.. zabić? –spojrzała znowu na tamtych, dość niepewnym spojrzeniem. A co jeśli trafimy na tamtą istotę? Dur-Shurrikun powinien wiedzieć na co nas posyła.. prawda? – zapytała dość niepewnie i przysunęła się do niego bliżej. Zrobię co każesz – westchnęła cicho, choć teraz naprawdę zaczęła się stresować. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Wto Kwi 22, 2014 8:54 pm | |
| Nodin nie odpowiedział jej w tym momencie na pytanie dotyczące jego uśmiechu. Ot zamierzał odpowiedzieć, jednak nie w tym akurat momencie. Wzrok gada znów przesunął się na strażników. Średnio mierzyli po dwa metry wzrostu, a przez te zbroje byli nawet szersi od widma które znajdowało się tutaj z densorinką. /Po prostu obserwuj i podążaj za mną./ Skomentował krótko, znów kierując swój wzrok na siedzącą obok niego samicę. Uśmiech na chwilę zniknął z pyska gada, gdy Raena wspomniała o Dur-Shurrikunie. Niemniej jednak również na to pytanie dostała odpowiedź. /Zabijemy ją. Taka nasza rola./ Odparł krótko, a na pysku gada znów pojawił się uśmiech. Zielonołuskie widmo uniosło lekko swe wargi uśmiechając się do niej delikatnie i ukazując swe ostre kły. /Nie bój się. Będę ciebie bronił./ Po tych słowach, szturchnął ją pyskiem w czoło, a następnie odwrócił się i spoważniał. Zielone ślepia jaszczura zlustrowały jeszcze raz przeciwników, uzbrojonych w długie ostrza do walki w zwarciu. Czyżby spodziewali się przeciwnika który będzie walczył z nimi w zwarciu? Życzenie spełnione. Jaszczur pokazał dłonią Ar by ta została w miejscu, a sam podniósł się do góry i ruszył powolnym lecz pewnym krokiem do przodu. Zacisnął na chwilę swe dłonie w pięści, a potem rozluźnił palce, otwierając je i ukazując swe pazury... które zmieniły kolor na czarny. Po nich - czarny stały się na powrót łuski gada, a tymczasem jego ślepia znów stały się krwistoczerwone. Nodin wyszedł centralnie na nich, strażnicy natychmiast go zauważyli. Jeden z nich otworzył szerzej oczy, jakby nie dowierzając w to co widział, a drugi natychmiast chwycił ostrze, gotując się do walki... niestety ta nie była mu dana, gdyż czarnołuski rozpłynął się nagle w czarnej chmurze i błyskawicznie zbliżył do strażnika, materializując przy nim - bez chwili zawahania wbijając prawą dłoń w jego klatkę piersiową, niczym ostrze miecza - tylko, że dłonią, pazurami - przebijając serce - a drugą, lewą - szybkim ruchem podcinając krtań oponenta... warto zauważyć, że te ruchy były na tyle szybkie, że aż... niewidoczne. Raena zauważyła po prostu, że jedna z dłoni jaszczura znalazła się w ciele strażnika, a druga nagle stała się zakrwawiona, gdy temu popłynęła krew spod krtani. Widmo odrzuciło trupa do tyłu, a tymczasem drugi strażnik wykonał zamach z półobrotu na widmo, które znowu wykonało ten sam manewr z przemieszczeniem swego ciała w czarnej chmurze - by pojawić się za oponentem i wykonać cios... przebijając ciało strażnika na wylot i rozrywając przy tym jego kręgosłup. Truchło osunęło się na ziemię, a jaszczur zabrał swą dłoń. Jego ręce zrobiły się czerwone od krwi, a samo widmo skierował swój wzrok w kierunku Raeny. /Ruszamy./ Rzucił krótko i nie czekając na nic - wszedł do jaskini. Zaczekał na nią jednak w środku, by nie pozostawić jej samej. Gdy weszła za nim, ruszył dalej. Jaskinia była dobrze oświetlona za pomocą różnych, płaskich lamp przymocowanych do ścian. Droga była tylko jedna, nie było żadnych przejść które prowadziły by do innych korytarzy. Dlatego też Nodin prowadził Raenę cały czas do przodu, coraz to głębiej i głębiej. Szli dobre dziesięć minut, zanim natrafili na coś nowego. Drzwi, drewniane drzwi wbudowane w ściany jaskini. Gad zatrzymał się na chwilę, przyglądając się im w milczeniu. Spojrzał jeszcze raz na swą towarzyszkę, jego wzrok jak i wyraz pyska były spokojne. Bez żadnych uśmiechów czy gniewu. Po prostu robił co musiał. Krew - nie jego, lecz strażników - nadal spływała z jego dłoni. Widmo podeszło powoli do drzwi i położyło na nich swą dłoń, przesuwając nią delikatnie po drewnie. /To miejsce jest... dziwne. Nigdy nie czułem takiej energii./ Skomentował krótko, jakby mówił sam do siebie - jednak ona również była w stanie usłyszeć jego myśli. Jaszczur chwilowo skupiony był na drzwiach, nie dotykając jednak klamki. Dookoła nie było niczego innego, tylko skały i punkty światła.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Wto Kwi 22, 2014 9:24 pm | |
| Zabijemy?! – pomyślała z niedowierzaniem, kiedy wcześniej Jaszczur wspomniał o potędze tego stworzenia… R.R. miała przy sobie tylko pistolet, no ale.. Widmo to Widmo. Postanowiła więc słuchać się go grzecznie i nie marudzić, bo najwyraźniej Nodin wiedział co robi… Nie bać się? – zaśmiała się cicho. Tak trochę ciężko, to nie jest dla mnie codzienność. – rzuciła, zerkając przy tym na niego. Z drugiej strony, z byle kim tutaj nie przyleciała i o dziwo ufała tej istocie. Gest jaki wykonał, wydał się jej czuły i uznała, że Nodin naprawdę nie chce by stała się jej krzywda. Widmo postanowiło ot tak pójść przywitać się ze strażnikami w dość zabójczy sposób, nakazując R.R. by ta pozostała w ukryciu. Króliczyca skinęła głową i nie miała zamiaru łamać tego nakazu, jedynie obserwowała całą sytuację. Widmo znowu przybrało swoją czarną postać, co zdecydowanie zaskoczyło strażników, lecz oni zamiast uciekać, przygotowani by li do walki z kimś, z kim tak naprawdę szans nie mieli. Widmo nie obchodziło się z nimi nadzwyczaj delikatnie… Ar otworzyła usta widząc sposób w jaki Nodin pozbył się tamtych istot. Na moment odwróciła spojrzenie zastanawiając się czy nie było innej opcji by załatwić tę sprawę, zamiast tak krwawego rozwiązania. Widmo zupełnie nie przypominało tej istoty, z którą spędziła tak miłe chwile w Biosferze I i w jej pokoju. Jaszczur był bardzo szybki, ledwo można było zauważyć ruchy, Ar mogła zarejestrować efekty tego co robił, a one wcale nie było szczególnie miłe dla oka. Po zakończeniu swojego zadania, Nodin odezwał się w jej myślach, lecz ona milczała i przez moment siedziała w ukryciu, zastanawiając się czy w ogóle powinna z niego wychodzić. Uszata spuściła głowę i westchnęła głęboko. Niby powinna wiedzieć na co się pisała, a jej misje wcale nie będą przyjemne, choć ta to zapewne jeszcze nic. Nodin znikł w grocie i pewnie na nią tam czekał, a ona co? Zamierzała stchórzyć i ot tak sobie pójść? Ktoś kto wybrał ją by przyłączyła się do załogi, na pewno znał jej osobowość i całą otoczkę… Cóż… Ar wstała powoli i wyszła z ukrycia, powoli ruszyła w stronę wejścia do groty. Po drodze minęła ciała, zupełnie zalane krwią i rozdarte. Nie żeby lubiła takie widoki… Nie dało się inaczej? – powiedziała zupełnie innym tonem niż zawsze, podchodząc powoli do Jaszczura, który wciąż nosił na sobie ślady zabicia strażników. Z niemalejącymi strachem i niepewnością, Króliczyca ruszyła za Widmem w głąb jaskini, zastanawiając się ilu jeszcze strażników będą musieli „minąć”. W końcu natrafili na drewniane drzwi, co zaskoczyło Raenę, która przez ostatni czas przywykłą do czegoś innego. Spojrzała na Nodina, który podszedł do nich i położyło na nich swoją rękę. Króliczycy nie umknęły ślady krwi na jego ciele, na widok których lekko się skrzywiła. Dziwne? – pomyślała wyrwana nieco z zupełnie innych wizji. To źle? Dur-Shurrikun również nie wiedział z czym będziemy mieć do czynienia? – Uszata podeszłą do drzwi i przyjrzała się im, myśląc czym zaskoczy ich to co jest za nimi. Może powinniśmy stąd odejść? – zapytała niepewnie i zerknęła na Jaszczura. Ona nie czuła tutaj niczego dziwnego, a skoro Widmo mówiło, że nie wie co to za energia, to mogło to być coś groźnego… R.R. dotknęła drewnianych drzwi, ale nawet to nie sprawiło ,że mogła poczuć to co on. Dziwne miejsce… - pomyślała. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn Wto Kwi 22, 2014 10:09 pm | |
| Jaszczur stojąc przy drzwiach znieruchomiał na chwilę. Jego ogon przesunął się spokojnie po podłodze, a on odparł na jej pytanie które wyraźnie miało być pretensjami do jego osoby. /Następnych możesz zabić ty. Lub możemy z nimi porozmawiać, jeśli masz ochotę leczyć me rany./ Odparł spokojnie, przesuwając dłonią w dół drzwi. Czarnołuski był na tych drzwiach bardzo skupiony, nie interesując się nawet tym, że zostawiał na nich krwawy ślad. W międzyczasie kontynuując odpowiadać na jej pytania. /Jinkusu walczy z tymi istotami od czasów dalece dłuższych, niż twa rasa zaznała czegoś takiego jak "wolność". Nawet dwóch z mych braci którzy nam pomagają, znają dokładnie te prastare czasy. Wróg zawsze potrafi nas zaskoczyć - tak jak my, tak i oni się rozwijają, wzmacniają swą potęgę./ Po tych słowach, jaszczur znieruchomiał na chwilę. Usłyszał co prawda jej słowa, że powinni stąd odejść, niemniej jednak coś innego skupiło jego uwagę. Czerwona smuga energii która wydobyła się spod drzwi. Czarnołuski złapał ogonem swą towarzyszkę i szarpnął ją za siebie, a dosłownie sekundę po tym - drzwi eksplodowały, a przez nie wydobyła się fala czerwonego ognia, tworząc dwie ściany pomiędzy Ar. Ciepło było niesamowite, niemniej jednak densorince nic się nie stało - żadnych poparzeń, nic. Gdy się przyjrzała, okazało się, że jej ciało otoczyła mała, czarna powłoka energetyczna - podobna do tej którą Nodin ją wcześniej wysuszył. Tymczasem samo widmo - cóż, stało pomiędzy nią, a falą ognia - z lewą ręką podniesioną do góry i zasłaniającą pysk. Ogień zniknął nagle, pozostawiając po sobie zgliszcza, a Nodin wypuścił Ar z uścisku swojego ogona, następnie samemu ruszając do przodu, bardzo dynamicznym krokiem. Zacisnął swe pięści, a jego ciało zaczęła otaczać czarna energia, która niczym wyładowania elektryczne oraz płomienie - poczęła ukazywać się na powierzchni łusek widma. /Achelladuega.../ Odezwał się w umyśle jej... oraz najwyraźniej kogoś jeszcze - czarnołuski Nodin. (WYGLĄD) - dwumetrowy osobnik zakryty całkowicie dziwnym pancerzem, stał pośrodku wielkiej, pustej komnaty - wewnątrz kręgu w którego środku znajdował się stół ofiarny. Dookoła okręgu znajdowały się monolity z kryształami umieszczonymi w środku. Kolejny głos, ciut metaliczny - odezwał się. Samotny osobnik który stał w środku sali. -Nodin Czarnołuski, widmo Densorinów. To nie twoja planeta... Odezwał się nieznajomy, głosem pełnym trwogi i nienawiści. Widmo stanęło jakieś dziesięć metrów od niego, pozwalając swej energii uwalniać się z własnego ciała. Jego ślepia były wbite wyłącznie w tego kogo nazwał Achelladuega. Niemniej jednak tarcza którą nałożył na Raenę - nadal ją otaczała. W pomieszczeniu nie było nikogo innego po za ich trójką. /Nie... to planeta mojego brata. Którego zabiłeś./ Rzucił czarnołuski, a w jego głosie dało się gniew, który wyraźnie zaczął narastać w nim z każdą chwilą. Ogon gada nie jeździł już po ziemi jak wcześniej, a stał w miejscu. Obaj spoglądali na siebie, jakby czekając na kolejny impuls który sprowokuje ich do jakiś działań. Czyżby zamierzali walczyć? Cóż, to na pewno.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wody otaczające Pitcairn | |
| |
| | | | Wody otaczające Pitcairn | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |