Trudno było powiedzieć czy wynik pierwszej próby pokrzepił, czy wręcz zaniepokoił wampira. Nie dało się ukryć, że obydwa scenariusze były tymi których się obawiał. Aparatura nie powie mu przecież magicznie „Masz dzisiaj szczęście. Twoje problemy nie istnieją”. Tak czy siak stabilna informacja i rozeznanie w sytuacji były lepsze, niż pływanie na ślepo w morzu niewiedzy. Morbius wcale nie miał zamiaru odpuścić tematu tylko dlatego że nie był bezpośrednio odpowiedzialny za jego powstanie. Miał wręcz ku temu dwa powody. Zarówno etyczny jak i małostkowy. Wyższe sumienie lekarza i naukowca nie pozwalało mu przejść obojętnie obok nowej potencjalnej plagi, która może powtórzyć jego błędy. Pod ideałami kryła się jednak bardziej przyziemna potrzeba rozwiązania tej sprawy. Ktokolwiek stworzył ten nowy szczep, byłby głupcem nie zostawiając sobie jakiegoś aparatu kontroli nad nim, zanim wypuścił go na wolność. Morbius obawiał się że wydarzenia z Brooklinu były tylko testem generalnym. Przy tym wszystkim mutacja, którą miał przed oczami była tak podobna do jego własnego stanu, że w pomniejszym stopniu on także reagował na sygnał kontroli. Stąd uporczywe w ostatnich dniach migreny. Hamowały one jego pracę i czyniły zachowanie człowieczeństwa trudniejszym, niż było do tej pory.
A zmasowane i precyzyjne ruchy miały dopiero nadejść...
Morbius przyjął to do świadomości. Ktoś nieświadomie zrobił sobie w nim wroga, jednak niewiedza wcale nie była dla Michaela okolicznością łagodzącą. Wręcz przeciwnie, pochopne ruchy podejmowane bez poznania wszystkich zmiennych zasługiwały według niego na dużo surowsze konsekwencje.
Kolejne badania wykluczyły jakikolwiek ślad po ingerencji wampirzych enzymów. Oznaczało to że schorzenia można było nabawić się bez ugryzienia, a prawdopodobnie nawet bez obecności innego wampira. Była to przerażająca myśl, bo słabi teraz baronowie, zmuszeni do ciągłego życia w cieniu i kalkulowania każdego ruchu z uwagi na ograniczone środki mogli teraz pstryknięciem palców stworzyć armię nieszczęśników bez wychodzenia ze swoich kryjówek.
Wyniki trzeciej próby nie obchodziły go aż tak bardzo. Nie miał żadnego zysku z tej informacji. Ze zwykłej ciekawości chciał sprawdzić czy surowica z jego krwi podziałałaby na spotkanego wcześniej tej nocy mutanta. O ile początkowo wyniki były przynajmniej zadowalające, to już po kilku minutach próbka zaczęła wykazywać predyspozycje do niestabilnych mutacji. Pod żadnym pretekstem nie chciał podawać tego jakiejkolwiek żywej istocie. Mogło jednak znajdować się tam jakieś światełko w tunelu. Ustawił maszynę na szereg testów z wieloma różnymi rodzajami katalizatorów, zarówno chemicznych jak i fizycznych, aby upewnić się czy coś nie byłoby w stanie ustabilizować pierwszej fazy działania surowicy. Badania te zajmą jednak dużo czasu i najlepiej zapomnieć o nich na ten moment i skupić się na bardziej fundamentalnych problemach.
Obecnie najchętniej zbadałby mechanizm który pozwalał kontrolować przemienionych. Wiązałoby się to z możliwym wyeliminowaniem bólów głowy i oczywiście pomocom przemienionym. Do tego każda informacja o nowym szczepie była na wagę złota. Niestety sygnałem kontrolnym mogło być wszystko od częstotliwości radiowych, przez pola elektromagnetyczne, na czynnikach chemicznych kończąc. Obawiał się że jego skromne magazynowe laboratorium nie ma możliwości sprawdzenia tego wszystkiego w obecnym stanie.
Nagle naukowca naszła pewna myśl. Mściciele. I tak maczali już w tym palce, a w zasobach doktora Bannera, czy Starka na pewno znajdzie się potrzebna aparatura, którą Morbius mógłby wykorzystać. Być może mógłby z niej skorzystać pod pretekstem pomocy w rozwiązaniu problemu. Morbius był dumny, lecz nie zbyt dumny żeby nie prosić o pomoc silniejszych od siebie. Zwłaszcza że to on zaoferuje swoją pomoc im.
Na szybko spakował kilka próbek zarówno swojej własnej krwi, jak i tej pobranej od nieszczęśnika do podręcznej torby i skierował się przez noc w stronę siedziby Mścicieli.
[zt]