Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Budynek główny rezydencji - wejście

Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Wto Cze 17, 2014 6:53 pm

Budynek główny rezydencji - wejście  Longleat_House
Oto główny budynek rezydencji pochodzący jeszcze z XVII wieku. Pierwotnie był to dom rodziców Antharasa, aż do momentu tragedii jaka w tym domu się wydarzyła. Kiedy się tutaj ponownie wprowadził po swoim szkoleniu, odnowił go, a służba która od wieków służy jego rodzinie nadal tam pracuje. Z pokolenia na pokolenie z dziada pradziada wierna i dobrze opłacana służba dba o ten budynek oraz służy hojnemu Panu domu.
Wnętrze mieszkania urządzone jest w stylu typowym dla XVII wiecznej brytyjskiej rezydencji szlacheckiej. W skład budynku głównego wchodzi: Duża biblioteka, pokoje gościnne, kuchnia, łazienki, jadalnia, salon oraz taras z widokiem na ogrody. Pośrodku konstrukcji (jest zbudowana na bazie kwadratu z wycięciem w środku) jest niewielki plac.
Korytarz wejściowy
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Sob Sie 16, 2014 11:23 am

Przed wejściem do budynku życie funkcjonowało jak na co dzień. Służba zajmowała się tutejszą roślinnością, dbała o porządek, ktoś rozpakowywał zapasy dla budynku w którym mieszkało ponad trzydzieści osób. Nikt zapewne nie spodziewał się, że miejsce będą tu miały wydarzenia, które już się zaczęły...
Ryk silników zaczął dobiegać od strony bramy wjazdowej. Nie był to ryk samochodów osobowych, a potężny ryk ciężkich pojazdów które zmierzały w stronę posiadłości. Brama oraz mur po bokach zostały nagle rozbite, zmiażdżone przez nacierające pojazdy. Na teren posiadłości wjechało 9 Strykerów, opancerzonych wozów piechoty. Dwa z nich były wersjami M1128, które zamontowane miały wieżyczki z działami 105mm, do tego należało dodać standardowe ICVy M1126 transportujące piechotę w liczbie sześciu oraz jednego M1130 CV - jednostkę dowodzenia. Maszyny pędziły na pełnej prędkości, pięć pojazdów - w tym pojazd dowodzenia oraz jeden 105mm zatrzymały się przed głównym wejście do budynku. Pozostałe cztery w tym drugi 105mm objechały budynek dookoła, otaczając go ze wszystkich stron. Z pojazdów wyskoczyli dobrze wyposażeni komandosi, ubrani w pełne umundurowanie taktyczne ACU z pancerzami dragonskin. Uzbrojeni byli zarówno w karabiny szturmowe jak również LKMy. Wysiadające oddziały nie miały najmniejszej litości dla ludzi dookoła, po za krzykami żądającymi poddania się - natychmiast użyto granatów hukowych, a następnie obezwładniono i skuto każdego z tych ludzi, zostawiając ich tam gdzie leżeli - na ewentualnej linii ognia. Nikt nie zamierzał zabierać ich gdziekolwiek indziej.
Ani na pojazdach, ani na mundurach - nie było żadnych oznaczeń. Całkowita anonimowość atakujących - wyposażonych w bardzo dobry sprzęt. Budynek został szybko otoczony, armaty 105mm wymierzone w najwrażliwsze punkty konstrukcji - a strykery ustawione tak by zapewniać osłonę komandosom. Jeden z militarnych chwycił za przekaźnik radiostacji, uruchamiając głośniki, a następnie odezwał się przez nie - przez co dało się go dokładnie usłyszeć na terenie całej posiadłości.
-Veronique Croisseux! Jesteś otoczona, wyjdź z rękoma w górze i nie próbuj żadnych sztuczek.
Rzucił. Kilku z komandosów było uzbrojonych w karabiny wyborowe M82, a łączna liczebność ludzi obligowała w liczbie około 50-60. Niemniej jednak nie wyglądało na to, by zamierzali długo czekać na spełnienie żądań.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Sob Sie 16, 2014 12:42 pm

Piękny moment jaki przeżywał ze swoją kochanką, przerwał huk, dźwięk niszczonego muru oraz jakiś kretyn z megafonem. Jak oni śmieli? Sądząc po sprzęcie to jeszcze wojskowi... oj ktoś chyba dostanie większe ceny na sprzęt, oj tak. W każdym razie zanim wyszedł z gabinetu zgarnął swój płaszcz, którym się owinął i poszedł za kochanką, która się ubrała w swoim pokoju. Po drodze wyciągnął komórkę i wysłał Sebastianowi wiadomość, że ma ukryć nowych gości, którzy są w ogrodzie. Ma skryć te istoty pod ziemią.
Udali sie razem przed dom, a dziewczyna była w niego wtulona. Obejmował ja protekcjonalnie i czule co jakiś czas głaskał po głowie. Zanim wyszli nastała chwila na rozmowę. Bardzo głęboką, bo Iskierka chciała, żeby o nią walczył i nie dał jej zabrać. W sumie to będzie bo raczej mu się nie widzi, żeby te dupki wlazły na jego posesję i jeszcze próbowały zabrać jego gościa bez szczególnego powodu. Niepokoił go jej pocałunek. Taki jakby miał być ostatnim, ale go odwzajemnił równie czule i namiętnie.
- Obiecuję skarbie - powiedział i przytulił ją, a następnie wyszli. Łowca wyszedł za nią i rozglądał się po ludziach. W głowie polecił Jack'owi żeby był gotowy na wszystko bo w razie czego może tu się rozpętać istne piekło.
Szedł obok Veronique i też trzymał ręce w górze, zerkał na gościa, który przemawiał, a potem głośno się zapytał.
- Macie nakaz chociaż albo ważny powód, żeby wbijać jak kupa bydła do posiadłości jednego z dostawców wojskowych? Proszę, słucham waszych wyjaśnień, dlaczego chcecie ją pojmać, skoro nic złego nie zrobiła a jedynie szukała schronienia? - spojrzał mrożącym wzrokiem na tego faceta. Gdyby wzrok mógł zabijać to tamten padłby 3 razy już. Nie planował oddać dziewczyny bez walki, bo zwyczajnie raz że było mu jej szkoda, dwa ona sama nie chciała tam wracać i trzy musiał być jakiś powód ucieczki.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Sob Sie 16, 2014 2:00 pm

Aspius spokojnie przemierzał miasto w swoim nowiutkim Mercedesem McLarenem SLR, słuchając przy tym swojego ulubionego zespołu - Blind Guardian. Zrobił głośniej, kiedy zaczął się kawałek "Under the Ice", by wszyscy na drodze mogli to cudeńko usłyszeć. Dziś dzień wybrał się do handlarza bronią, niejakiego Antharasa van Halisha. Miał do niego pewną sprawę, ale nie miał zamiaru się wcześniej umawiać, bo wiedział, że pewnie nigdy by się nie zmieścił w grafiku. Dlatego właśnie zdobył jego adres domowy i tam chciał w spokoju pogadać. Miał zresztą ze sobą piętnastoletnią whisky, by lepiej im było rozmawiać i atmosfera zrobiła się bardziej przyjacielska. Jechał spokojnie, nie śpieszył się zanadto, bo nie miał tego w zwyczaju. Zawsze uważał, że pośpiech jest zbyteczny. Jeśli chce się osiągnąć jakiś cel, to trzeba być cierpliwym i wszystko robić dokładnie, ze spokojem. W drodze zauważył jednak masę jakiś wielkich i czarnych pojazdów.. Pomyślał, że to pewnie jakieś wojsko czy coś i wracają z jakiejś akcji. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie okolica, w której mieszka ów Atnharas, a którą jechali i z takim uzbrojeniem. Takim oddziałem mogliby zawojować Wietnam, albo i Afganistan zupełnie sami - pomyślał. Pojechał ich śladem, chociaż był niemal na 100% pewny, co jest ich celem. Jak się później okazało, nie pomylił się, jechały do domy handlarza bronią. Nie jechał jednak za nimi do końca. Jechał jednak dalej swoim tempem i widział, jak tamci rozwalają bramy i mury pojazdami. Sam jednak zatrzymał się trochę dalej, na uboczu i schował auto. Wysiadając sprawdził tylko, czy wszystko ma. Oba miecze były na miejscu. Jeden w kaburze w rękawie, drugi zaś przy pasie, zasłonięty długą marynarką. Wszystko, co mu było potrzebne miał. Odleciał wtedy w górę i poleciał nad teren mężczyzny. Może nie do końca, bo zatrzymał się za pojazdami i to dobre paręnaście metrów za nimi. Nie chciał na razie mieszać się w sytuację. Po prostu oglądał ją z lotu ptaka i czekał na dalszy rozwój wydarzeń...
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Sob Sie 16, 2014 7:24 pm

Gdy tylko drzwi się otworzyły, kilku strzelców skierowało swe celowniki ku nim, a zaraz potem nakierowało je na dwójkę która opuściła budynek. Grupa zignorowała słowa kobiety, najwyraźniej nic sobie z nich nie robiąc. Mężczyzna który siedział w pojeździe dowodzenia, wskazał strzelcowi z działa 105mm żeby ten skierował na nich działo, co zostało zaraz wykonane. W międzyczasie Antharas powiedział to co chciał, na co nikt również wydawał się specjalnie nie zwracać uwagi. Przynajmniej nikogo to nie wzruszyło.
-Smarkula która ucieka z projektu rządowego, a zgłosiła się dobrowolnie. Ucieka by pieprzyć się z pierwszym lepszym spotkanym facetem.
Skomentował oficer siedzący w pojeździe dowodzenia, odkładając przy okazji mikrofon. Rozglądając się, Antharas i Veronique mogli zauważyć, że służba leżała skuta tam gdzie "akurat stali", tak więc pomiędzy uzbrojonymi oddziałami, a domem - na linii bezpośredniego ognia.
-Kładźcie się na ziemi i trzymajcie łapska z dala od ciała. Mutantka albo wraca z nami albo zapomni nieco ze swej głowy.
Wyjaśnił, a w międzyczasie trzech z żołnierzy odwróciło się, gdy jeden z nich dostrzegł obiekt wiszący niedaleko nich w powietrzu. Jeden z nich miał w rękach m107, pozostali dwaj - karabiny szturmowe. Nikt nie panikował, a tego gościa pilnowało póki co tych trzech którzy go zauważyli. Reszta skupiona była na dwójce stojącej pomiędzy nimi, a wejściem.
Powrót do góry Go down
Veronique Croisseux

Veronique Croisseux


Liczba postów : 32
Data dołączenia : 05/08/2014

Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Nie Sie 17, 2014 8:16 pm

Nieco ryzykuję. Trzeba to rozegrać tak, żebym w najgorszym wypadku tylko ja ucierpiała. No dobra, trzeba chyba spróbować chociaż pozornie przejąć inicjatywę. Veronique jak stała, tak się nawet z miejsca nie ruszyła. Jedynie prowokacyjnie wysunęła i wsunęła ostrze, a następnie oparła się plecami oraz jedną nogą o drzwi rezydencji. -Ssssspierdalaj! Ciekawe, jak będziesz śpiewał bez rączek. Wszyscy będziecie. - Rzuciła jadowicie. Nie miała zamiaru się ruszać. -Najpierw oddajcie służbę. Wy nie ruszycie się beze mnie, ja bez nich. - Gdy mówiła te słowa, jej oczy chwilowo zapłonęły, a z dłoni zaczęły sypać się małe, pojedyncze iskry. Bawiła się z nimi, była nieprzewidywalna. Równie dobrze w tej chwili mogła rzucić się na Antharasa, lub nawet wprost na żołnierzy. Jej ruszyć nie powinni. I może kruczowłosa była zbyt naiwna, ale nie wierzyła, że są oni zdolni do zabicia niewinnych ludzi. -Uważaj. I w razie czego... Zaufaj mi. - Wyszeptała, by tylko jej kochanek mógł usłyszeć.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Pon Sie 18, 2014 7:19 am

Antharas miał związane ręce tak na dobrą sprawę, bo przecież jako dobry pan nie narazi swojej służby na uszczerbek albo śmierć. Nie miał najmniejszego zamiaru ich narażać, bo w ten sposób zhańbiłby honor swoich przodków i na dodatek nie mógłby sobie spojrzeć w lustro.
Zdziwił się na gest Veronique. Co ona wyprawia? Przecież oni na pewno mają snajperów i gdyby chcieli to rozwaliliby ją na kawałki! Przecież nawet moja regeneracja nie sprawdzi się w tym wypadku.Takie myśli biegały mu po głowie, bardzo niedobrze że ich prowokowała bo mogli zacząć strzelać. Jednak miała jakiś plan bo chciała żeby puścili służbę. No to zarobiła sobie u łowcy plusa.
- Niech tylko któremu spadnie włos z głowy, to osobiście znajdę każdego na terenie rezydencji i oskalpuje tymi oto rękoma - powiedział gniewnie w stronę lidera. Jeśli by uciekł i jakoś się wyrwał to by wytropił tych ludzi po kolei. Jednego po drugim i dał Jack'owi się pobawić w ramach zemsty. No cóż Ver chyba też miała coś w zanadrzu, sądząc po iskrach. Zaniepokoiło go to, ale wiedział, że chociaż nie rzuci się na niego. Po co miałaby to raz, dwa żołnierze do niej mierzyli i trzy... przecież mu nie zrobi krzywdy po tym jak nazwała go swoją słodyczą i zarzekała się że jest jego. Fakt było to podczas dobrego seksu, ale chyba też się liczy. Jednak ona była osobą niestabilną emocjonalnie sądząc po tym co mówił lokaj o jej próbie samobójstwa.
- Czujność to moje drugie imię i... dobra skarbie - powiedział cicho do niej, dodatkowo to "skarbie" tak uwydatnił jakby mówił do kogoś bliskiego. Mówiłem już, że jego czujność wzmogła sie do granic? Nie? To mówię to, że stał się czujny jak zaszczute zwierzę - tylko nie zrób nic głupiego malutka - dodał po cichu.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Pon Sie 18, 2014 8:53 am

Sytuacja rozwijała się raczej nieciekawie dla kobiety i zapewne pana domu, Antharasa. Panowie wojskowi chcieli jednak tylko kobiety. Aspius sam nie wiedział, co w tym momencie zrobić. Z jednej strony potrzebował broni, ale z drugiej zdobyć jakiegoś wojskowego i wyciągnąć od niego jakieś ciekawe informacje było chyba nawet bardziej kuszącą opcją. Wiedział jednak, że nie może działać szybko i bez zastanowienia. Takie zachowania często psują wszystkie plany i prowadzą tylko do klęski. Cierpliwość to kluczowa sprawa w realizacji każdego planu. Iben dobrze o tym wszystkim wiedział, więc nie robił żadnych nagłych ruchów. Pozwolił sobie jednak zlecieć na ziemię, dokładnie w to miejsce, nad którym lewitował. Nie miał jednak zamiaru pozostawać w miejscu, więc podszedł bliżej całej sytuacji, z rękami w górze, w geście tego, iż nie ma zamiaru walczyć. Przynajmniej na razie. Jego intencje były nieznane wszystkim na "polu" bitwy. Tożsamość zapewne także, więc liczył na to, że nikt nie otworzy do niego ognia i nie zmusi go do działania.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Wto Sie 19, 2014 2:14 am

Kiedy przed budynkiem głównym wejściem do rezydencji miało miejsce jedno zdarzenie - po drugiej, działy się wydarzenia mające związek zarówno z zaufaną służbą Antharasa jak również jego nietypowymi dla ziemskich standardów gośćmi.
Odkryli ich i przyprowadzili - całą trójkę. Sześcioro komandosów prowadziło zarówno prymarchę, Shinsena jak również Sebastiana. Prowadzili go do dowódcy całej operacji, znajdującego się po tej stronie budynku. Antharas ich już znał, dwójkę obcych, niemalże mitycznych stworzeń. Pierwszą z nich była samica, szczupła, mierzyła jakieś dwa metry wzrostu. Wyglądała niczym anthro-raptor, jednak zamiast łusek - jej ciało pokrywało futro. Łapy i dłonie zakończone były pazurami, a ona sama odziana była w elegancki, prawdopodobnie wojskowy - czarny mundur ze srebrnymi zdobieniami. W lewej ręce niosła rękojeść miecza, dopasowanego gabarytami do niej, przypominającego ziemską katanę. Drugim był natomiast, cóż... smok - anthro smok. Pokryty czarno-szarymi łuskami samiec o niebieskich ślepiach oraz czarnej grzywie opadającej mu na kark. Był dobrze zbudowany, jednak nie należał do grupy "muskulatury", a raczej grupy atletycznej. Cała trójka - bo wraz z nimi był też lokaj Antharsa, prowadzona była przez sześcioro komandosów idących za nimi, w bezpiecznej odległości. I cała ta grupa miała okazję usłyszeć rozmowę pomiędzy Antharasem, Veronique oraz dowódcą obecnych tu komandosów.
Natomiast dowódca oddziału - dość sporego z resztą - chyba nie do końca potrafił uwierzyć w to co usłyszał.
-Wy tak poważnie?
Zapytał prześmiewczo. Bo co innego mógł zrobić. Zadanie do którego go wysłano przestawało przypominać poważną akcję, a zaczęło przypominać kabaret. Wtedy też odwrócił wzrok na tych, których przyprowadzili jego żołnierze. Nie krył zdziwienia, co dało się dojrzeć pod kominiarką - chociażby po samych ruchach gałek ocznych. Jego żołnierze jednak nie tracili czujności i pilnowali dwójki stojącej przy drzwiach.
-Przedstawiciele pozaziemskiej cywilizacji tutaj? Czyżby...
Rzucił, komentując spokojnie sprawę i spoglądając na dwójkę. Uwagę przykuł od razu miecz, broń którą przedstawicielka obcej cywilizacji - na tym nieprzyjaznym terenie, nadal miała w ręce.
-Dlaczego nadal ma miecz?
Zapytał, na co jeden z prowadzących obcych żołnierzy odparł:
-Dowódco, ta technologia nie pozwala nam na trzymanie tej broni. Nie jesteśmy w stanie jej dotknąć ani tym bardziej podnieść z ziemi. Obcy poprosili o ochronę.
Wyjaśnił wojskowy, a dowódca w międzyczasie obrócił wzrok na dwójkę, spoglądając na ostrze które miała Iskra.
-Poczekajcie i przypilnujcie ich. Człowieka skujcie. Najpierw ta dwójka.
Wydał polecenie i skupił już swą uwagę na ludziach. W międzyczasie Sebastian został skuty i powalony na ziemię, jak reszta personelu tutaj. A dowodzący operacją postanowił wyjaśnić swój punkt widzenia.
-Więc, ptaszki. Kobieta podda się nam, żywa lub martwa. Chciałaś oddać swą moc w obronie ludzkości, a teraz tą szansę zaprzepaściłaś. Nikt ciebie nie przymuszał...
I tutaj zapewne wojskowy dopowiedziałby coś jeszcze, wyjaśnił im co teraz mają zrobić. Jednak dla większego bałaganu - wtrącił się dodatkowo Shinsen, młody smok którego tutaj przyprowadzili.
-Co takiego!? Naraziłeś nas, naraziłeś biliony istnień dla tej dezerterki? Plugastwa na imieniu swej rasy?
Rzucił, ruszając gwałtownie do przodu. Dowódca obrócił się gwałtownie, a żołnierze którzy ich pilnowali (Carei oraz Shinsena), wymierzyli w młodego smoka swe karabiny.
-Stój w miejscu! Stój mówię!
Wrzasnął jeden z nich. Na linię weszła im jednak prymarcha, podnosząc ręce na wysokość luf i pokazując im otwarte dłonie oraz próbując to załagodzić, delikatnie lecz stanowczo.
-Spokojnie, postrzega świat trochę inaczej niż wy. Oficerze, proszę by opuścili broń! Jako dyplomata, proszę o zapewnienie mi ochrony, azylu.
Wyjaśniła, mówiąc spokojnie, jednak w miarę szybko i zwięźle - by najszybciej załagodzić nietypową sytuację. Dało się wyczuć dyplomatyczną zagrywkę, prymarcha doskonale wiedziała co robi. Niemniej jednak miała na głowie głupiego młodzika, który mógł jej popsuć szyki. Niemniej jednak grali w jednej drużynie, więc to co on robił, to ona musiała korygować.
-Shinsen, stójcie!
Rozkazała. Młody jednak zignorował rozkazy, minął wojskowych i wszedł pomiędzy skutą na ziemi służbę, zatrzymując się w połowie drogi pomiędzy Antharasem i Veronique, a komandosami. Jeden z wojskowych poprosił o pozwolenie na strzał, chcąc wyraźnie pozbyć się zagrożenia dla operacji, jakie stanowił teraz młody. Jednak dowódca tych komandosów odmówił mu tej możliwości, wskazując gestem wartownikom by opuścili karabiny i skupili się jedynie na ich priorytetowym celu.
-Jej chcą, tak?
Rzucił pytaniem do Antharasa. Młodzik całkowicie zmienił swoje podejście. Nie miał zamiaru zawieść, bo miał teraz swój cel, cel który powierzył mu ktoś bardzo ważny, będący dla niego wzorem. I tak oto włączyła się czwarta strona do tego konfliktu, zrobiło się niebezpieczne zamieszanie. Jednak agenci SHIELD chcieli to wykorzystać dla własnego celu.
-Nie obchodzi mnie kim jest oraz jaki miała powód. Skoro naraziliście prymarchę. Poddacie się ich woli.
Dodał, zaciskając swe dłonie w pięści. Wojskowi byli skupieni na swym celu, jak i Shinsen był. A jego celem najwyraźniej stało się pomóc komandosom w osiągnięciu ich zamierzonego celu. Gad nie atakował jednak. Czekał, chciał dać im szansę. Antharasowi pokazał już do czego był zdolny, reszta tutaj tego nie widziała. Jednak czy to wystarczy?
Pozostawała jeszcze sprawa Aspiusa, który wylądował na ziemi i postanowił trochę podejść. Na nic się stał jego neutralny gest, bo agenci go po prostu nie kupili.
-Rządowa operacja, wynoś się pseudo-bohaterze!
Wykrzyczał do niego jeden z trójki która miała na niego cel. Wyraźnie nie zamierzali dać podjeść mu bliżej, bo i tak był już za blisko, a cyrk dział się tutaj wystarczająco niesamowity.




Carei Sethea oraz miecz:
Spoiler:

Shinsen
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Sro Sie 20, 2014 3:21 am

Była i tak niewielka opcja, że Sebastian mógł się przekraść tunelami i wyprowadzić gości będąc niezauważonym, ale warto było spróbować. Zdziwił się natomiast, czemu tylko 6 komandosów prowadziło Carei, Shinsena oraz Sebastiana. Znaczy gdyby mieli wrogie zamiary to pewnie potrzebne by były całe armie, żeby położyć chociaż palec na gościach. Plan poszedł w drzazgi, aby zagrać na czas i dać im możliwość wycofania się. Sytuację też nieco gmatwała Veronique, która chyba miała jakiś plan o którym łowca nie wiedział. Czyżby chciała wywołać dywersję i uciec?
Niech się śmieje póki może, bo zawsze rola może się odwrócić i z osoby z przewagą może stać się ofiarą. W końcu kojot przyparty do muru może być groźniejszy niż niedźwiedź, no chyba że chodzi o kojota z kreskówki to wtedy mniej groźny.
- Nie, na żarty – powiedział z otwartą drwiną w głosie. Gdyby nie miał ludzi za sobą i pewnie snajperów gdzieś w oddali to w momencie kiedy się odwrócił w stronę gości Antharasa, pewnie by dostał już bełta w głowę za nieuwagę.
- Są u mnie w gościnie – wzruszył ramionami – wizy przecież nie potrzebują na to – powiedział i wyszczerzył się do niego. Zaczął skrobać sobie pazurem o pazur, piłując je i robiąc sobie manicure. Nie tracił jednak czujności, bo w końcu oprócz żołnierzy był tu jeszcze Aspius, który wyglądał na groźnego. Skąd łowca wiedział? Wyczuł nowy zapach zwyczajnie, a zresztą dało się go dostrzec kątem oka, kiedy unosił się nad żołnierzami.
Chyba nawet dobrze, że Antharas nie próbował wtedy podnieść tego miecza, ani się do niego zbliżyć, skoro żołnierze nie dali rady z powodu zabezpieczeń. Kto wie, za co wtedy uznałby miecz łowcę? Może za wroga i zdezintegrowałby go? Może tak, bo w końcu łowca nie znał możliwości ostrza, zwłaszcza że była to obca technologia. Stał obok Ver i słuchał rozmowy. Czyli chcieli ochrony? Dobre posunięcie, by dyplomatycznie uniknąć rozlewu krwi… żołnierzy oczywiście. A może znudziła im się gościna u łowcy i stwierdzili, że lepiej poszukać domu wśród polityków i wyższych stołkami urzędników państwowych? Może, tak a może nie, bo w końcu nie siedzi im w głowie, ale skoro mają jakieś zadanie to pewnie na rękę by było dogadać się z władzami lokalnymi niż je zwalczać… albo działać, tak by władze nie wyłapały ich aktywności.
- Będziemy grzeczni panie sierżancie – powiedział złośliwie i spojrzał na Veronique pytająco. Może ma jakiś plan, albo zwyczajnie chciał zobaczyć jej reakcję na to wśród jakich osób Antharas się obraca tak naprawdę.
- Och dajcie spokój, przecież to tylko stary człowiek! Po co go zakuwać? Boicie się, że okażę się Rambo, który wybije wam 30 żołnierzy wykałaczką? – powiedział zażenowany, bo w końcu nie widział celu w zakuwania Sebastiana, co więcej zwyczajnie chciał ich odwieźć od tego pomysłu bo lokaja mu było po prostu szkoda.
- To się chyba mija z celem, bo jakbyście mieli ją zabić a nie sprowadzić z powrotem to byście ją dawno zdjęli. Coś jednak czuje, że macie inne rozkazy… - i tutaj wszedł na scenę zły Shinsen, na którego łowca spojrzał zaskoczony, że tamten wtrącił się w rozmowę. Jeszcze tak agresywnie i napastliwie, ale co się dziwić młody był i takie rzeczy chyba są w każdym gatunku. Wzrok łowcy zmienił się na taki jakby nie wiedział o co chodzi, bo tak naprawdę nie wiedział. Tyknęła mu brewka jak nazwał ją plugastwem, bo tak naprawdę złą osobą Veronique nie była.
- A teraz pozwól, że ja przedstawię Ci swój punkt widzenia… młody. Po pierwsze Veronique pojawiła się tutaj pod naszą nieobecność i nie było opcji bym wiedział jakich ma… - szukał słowa – znajomych. Po drugie ona nie jest złą osobą, a zagubioną. Tak naprawdę bardziej niż ty byłeś zagubiony kiedy mnie spotkałeś, bo jej zagubienie jest głębsze niż tylko zgubienie drogi. Jeśli zgubienie drogi uznajesz za plugastwo, zatem ja też jestem plugawy bo tą drogę kiedyś też zgubiłem. Popełniasz właśnie taki sam błąd w ocenie jak ja popełniłem w wypadku Inkwizytora – spojrzał na niego wyczekująca, czy będzie dalej płonął gniewem czy może pójdzie po rozum do głowy i ochłonie – Ochłoń i przemyśl czy świadomie naraziłbym swoich gości na uszczerbek, a co ważniejsze czy naraziłbym biliony istnień na to. Nie jestem masowym mordercą– zgnębił go spojrzeniem, bo wiele można było łowcy zarzucić, jego metody postępowania wobec zła na przykład, ale nigdy nie pozwoli sobie zarzucić mordowania ludzi lub sprawienie umyślnie, że ktoś niewinny zginie. Tego nie trawił i jego naprawdę gniewny wzrok wbił się w młodego smoka, jak oszczep w słomianą tarczę.
Doceniał zagrywki prymarchy i widać było, że oprócz taktyk wojskowych zna także sztukę dyplomacji i łagodzenia sytuacji. Młody smok stał obok niego praktycznie, a łowca nadal patrzył na niego dziarskim spojrzeniem, nie okazując nawet cienia strachu. Mimo, że wiedział do czego młodzik jest zdolny to nie czuł obawy, bo w końcu okazanie obawy to pierwszy krok do klęski.
- Jak sobie życzysz i tak chciałem to zasugerować, byle by nie mieszali do tego was i mojej służby – powiedział spokojnym, ale za to wyniosłym tonem. Wolał nie mieszać do tego niewinnych ludzi, którzy na dodatek tak świetnie mu służyli przez te wszystkie lata. Spojrzał jednak po chwili na dowódcę i powiedział głośno coś co może być nawet kluczowe w tej sprawie.
- Jednak muszę dodać coś od siebie. Przede wszystkim zawdzięczacie mojej służbie, że nie znaleźliście trupa i Veronique stoi tutaj wśród nas żywa. Próbowała zakończyć swój żywot, jednak udało się ją odratować. Wskazuje to na ogromny stan depresyjny, jednak po rozmowie ze mną… nazywajcie sobie to jak tam sobie chcecie, ale po rozmowie jej stan mentalny polepszył się. Prawda Veronique? – spojrzał na nią, wyczekując potwierdzenia. Po chwili kontynuował.
- Przekaż swoim zwierzchnikom, że mogę zająć się jej terapią bo sami spartoli sprawę jeśli doprowadzili do tego, że prawie się zabiła oraz, że pobyt tutaj wpływa na nią korzystnie pod względem zdrowia. Jeśli chcecie jej moc wykorzystać to mam warunki do jej rozwoju, ale jak chcecie ją wykorzystać, jeśli dziewczyna skończy ze sobą albo nie będzie chciała współpracować? Co jeśli zamiast żołnierza zyskacie jedynie pustą skorupę, która nie będzie w stanie trzeźwo ocenić sytuacji? – mówił dalej próbując wyperswadować swój punkt widzenia. Analizował wcześniej notki od Sebastiana i z tego co widział jej zdrowie psychiczne powinno być priorytetem jeśli ktoś chce używać jej mocy.
- Nafaszerujecie ją lekami i sprawicie, że pójdzie w pierwszej linii jako mięso armatnie? Proszę bardzo, ale wtedy stracicie zwyczajnie jednostkę mogącą pokonać więcej niż jednego żołnierza, a jako biznesmen widzę, że to się nie opłaca w żadnym wypadku– wzruszył ramionami ostentacyjnie. Na logikę łowca miał parę punktów w swoim wywodzie. Puścił Veronique oczko, że będzie dobrze i żeby mu zaufała. Takie dyskretne oczko.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Pią Sie 22, 2014 6:04 am

Wojskowi byli wyraźnie raczej nerwowymi jednostkami i niezbyt miłymi. Aspiusowi się to nie podobało i normalnie pewnie ściąłby głowę temu, kto się tak do niego ważył odezwać. W tym momencie sytuacja miała się jednak inaczej. Było ich zbyt wielu, nawet dla niego. Atakowanie go mogłoby się skończyć śmiercią, a na pewno odniesieniem ciężkich ran. Lepiej było poczekać na rozwój sytuacji i wrócić do auta. Co prawda nie wiadomo, czy to ich uspokoi i nie sprowokuje do dalszej agresji, ale nie Lord nie chciał całkowicie opuszczać terenu. Za dużo mógł zyskać, ale też wiele mógł stracić. Czas pokaże wszystko.
Po słowach wypowiedzianych przez wojskowego, polityk jak myślał, tak zrobił. Wrócił do auta powoli i bez podejrzanych ruchów. Opuścił też ręce, bo nie było to dłużej potrzebne. Po powrocie do pojazdu wygodnie posadził tyłeczek na siedzeniu kierowcy i skupił się. W tym momencie "wyszedł" z ciała, by swoją projekcją astralną udać się na obszar, na którym rozgrywa się cała akcja. Chciał w tej postaci obserwować i słuchać tego, co mówią wszyscy zamieszani. To była najlepsza okazja, by dowiedzieć się więcej o tych całych wojskowych i reszcie ekipy. Jeśli będzie okazja, by się wtrącić i ugrać coś dla siebie, zdobyć jakieś ciekawe informacje, wtedy ewentualnie się przyłączy. Jeśli zaś nie, to dalej będzie się na razie ograniczał do obserwacji. Nie lubił działać z pośpiechem, zawsze najpierw obserwował, dowiadywał się, a później dopiero działał.
Powrót do góry Go down
Veronique Croisseux

Veronique Croisseux


Liczba postów : 32
Data dołączenia : 05/08/2014

Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Pią Sie 22, 2014 12:33 pm

Mała przewaga, jaką miała Veri wyparowała niczym poranna rosa na łące, z chwilą przyprowadzenia innych gości Antharasa, o których oczywiście nastolatka nie wiedziała, bo i skąd, skoro mężczyzna jej nie powiedział. [color:6821=ff6600]-Mogłeś o nich powiedzieć, mimo wszystko. - Powiedziała na tyle cicho, by tylko on ją słyszał, gdy zobaczyła inne... stworzenia w towarzystwie Sebastiana. Szczerze mówiąc, sojusznika widziała tylko w kochanku, reszta była nieprzewidywalna... Jak ona z resztą. Następnie skierowała swoje słowa do dowódcy. -Nie mam zamiaru tkwić w waszym bagnie, niewoli. Naprawdę myślicie, że chcę czegoś złego? Gdyby tak było, już by mnie tu nie było. Was też nie, acz... w innym sensie. Dbam jedynie o służbę Antharasa. Możesz nie narażać nikogo, w tym siebie i odejść. - Kruczowłosa nie ruszyła się z miejsca, ale przez w chwilę nawet myślała nad poddaniem się, jednak idea ta wygasła równie szybko, jak się pojawiła.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Pią Sie 22, 2014 9:33 pm

Oficer dowodzący tą operacją nie reagował na zagrywki tej dwójki. Przybyli tu nie po to, by odstawiać teatrzyk. A trochę zaczynało mu to go przypominać. Pyskowali niczym dzieci rodzicom. Ale co mógł biedak poradzić? Jednak skoro trafiła mu się dwójka obcych, przedstawicieli dwóch różnych gatunków - jedna chciała azylu, a drugi... sam rwał się do pomocy.
-A mimo to wpuściłeś ją, jakby mało było tobie tego co widziałeś do tej pory!
Odparł młody smok, komentując to co Antharas widział wcześniej. Niemniej jednak gospodarz pozwolił sobie na zbyt wiele, zwłaszcza w opinii młodzika, którego ślepia błysnęły lekko, a on sam uniósł swe wargi, obnażając kły.
-Dezercję nazywasz zagubieniem drogi? Jak śmiesz porównywać mnie do tego czegoś? Powiedz im wszystko, skoro zacząłeś od inkwizytora.
Dodał. Dowódca spojrzał na prymarchę pytająco.
-Inkwizytora...?
-Poczekajmy z tą rozmową na bardziej odpowiednią chwilę.
-Poczekamy. Niemniej jednak...
Tutaj oficer odwrócił się ponownie w stronę Veronique oraz Antharasa. Bynajmniej, nie było mu do śmiechu.
-Niedawno próbowała zdobyć serce jednego z kolegów na basenie. Jak się nie udało, uciekła. Smutne. Szczekacie głośno, głośniej niż ktokolwiek inny tutaj. Bynajmniej, to zwykła suka, małoletnia. Nie potrzebujemy jej do niczego. Niemniej jednak odbierzemy jej coś, co odbieramy każdemu w tej sytuacji...
W tym momencie oficer ponownie skierował swoje spojrzenie na białofutrą i odezwał się bezpośrednio do niej.
-Zakładam, że łuskowata istota słucha się twych poleceń. A ta dwójka bardzo się go boi. Dyplomatycznie proszę więc o asystę w pojmaniu, w zamian za co doprowadzimy was do naszego dowódcy z poszanowaniem waszej godności oraz niezależności. Będziecie posiadali immunitet, jako dyplomaci.
Skomentował. Prymarcha po prostu przytaknęła mu skinięciem łba, a następnie odezwała się do swojego towarzysza.
-Densorinie?
Rzuciła, pytając retorycznie. Smok wystąpił dwa kroki do przodu, stając profilem, uginając lekko kolana i rozsuwając łapy na boki. Skrzydła rozłożył delikatnie na boki, prawą dłoń - znajdującą się z tyłu - pozostawił opuszczoną, a lewą uniósł i otwartą wymierzył w dwójkę stojącą pod drzwiami.
-Wpuściłeś tutaj szpiega, będąc świadomym tego kim jesteśmy. Naraziłeś nas świadomie i poniesiesz tego konsekwencje. Czas by łowca stał się zwierzyną. Wypuść swoje alter ego, daj mi prawdziwe wyzwanie.
Widać słowa Antharasa w najmniejszym stopniu gada nie przekonały. Może nawet sprawiły, że zwątpił jeszcze bardziej. Niezależnie od tego jednak, łowca powinien pamiętać, kim był Shinsen. Młody kadet gwardii, a jeśli choć trochę podobni byli w tym zawodzie do tej w wydaniu ziemskim, to zapewne pewne zasady miał po prostu wpojone. W tym momencie na pewno posłuszny był rozkazom prymarchy ale to przede wszystkim jej bezpieczeństwo było dla niego najważniejsze. Bezpieczeństwo które w jego opinii łowca naraził. Natomiast oficer postanowił odpowiedzieć jeszcze na słowa kobiety.
-Jesteś jedną z najsłabszych istot po jakie mnie wysłano. Nie potrafisz nawet ocenić poziomu zagrożenia. Nie zmusiliśmy ciebie do niczego, ty przyjęłaś nasze warunki, a następnie je złamałaś. Teraz rozmawiaj z gadem.
Skomentował, pozwalając sobie na chwilę ulgi i po prostu powiedział jej co myślał. Z resztą raczej z prawdą się w tym nie minął.
Tymczasem rękojeść miecza błysnęła delikatnie, dając o sobie znać. Broń uczyniła to w momencie, kiedy Aspius nieostrożnie podszedł za blisko zarówno komandosów - jak i białofutrej. Nie zachował się zbyt rozważnie, zakładając, że jako jedyny jest tu jakkolwiek uzdolniony. Niestety nie był. Trójka która go wcześniej pilnowała, wróciła na swoje stanowiska, tymczasem jeden z żołnierzy niedaleko, powoli zaczął iść w jego kierunku - mierząc idealnie w Aspiusa. Co prawda mu nie zagrażał, jednak wyglądało to tak jakby czuł jego obecność. Czyżby agencja wysłała tu kogoś "lepszego" niż by się wydawało? Aspius usłyszał jednak nagle głos, białofutra zwróciła się wyraźnie do niego, szeptem.
-Mój miecz, jego magia albo dobrowolny powrót do ciała. To twoje trzy jedyne wyjścia z tej sytuacji.
Skomentowała. Nie była agresywna, jednak ostrzegła go, wyjaśniła mu co tutaj miało miejsce, a do tego ostrzegła - że bynajmniej nie jest tutaj jedynym który coś potrafi. I o ile od smoka jakiś rodzaj magii dało się wyczuć, o tyle zarówno białofutra jak i jej oręż nie dawały znaku magicznego. Jakby z nadprzyrodzonymi zdolnościami nie miały żadnego związku. Kto wie jednak, może magia była na tyle zaawansowana, że nie pozwalała się Aspiusowi wykryć...?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Sob Sie 23, 2014 3:05 am

Plan zirytowania żołnierzy do tego stopnia by zaczęli popełniać błędy najwyraźniej nie wypalił. No cóż, zatem skoro teatrzyk nie działa to trzeba zwinąć namiot i spróbować innej rzeczy. Nie winił młodego smoka za to co mówił, czy czynił, bo mógł to co się działo uznać za taką wersję, jaką przyjął.
- Nah, akurat to zostawię dla siebie. Szczerze? Rzeczy, które widziałem do tej pory w porównaniu z tym jakie dane na jej temat mam troszkę przeważają szalę i jej możliwości są… błahe, niestanowiące najmniejszego zagrożenia – szybkie sprostowanie, po „walce” z czymś co było zwane widmem, na dodatek konfrontacji z tamtym przeciwnikiem Veronique wydawała się nieszkodliwa niczym zagubiony kot.
Uśmiechnął się kącikiem ust na słowa oficera. Czyżby to był powód dlaczego dziewczyna uciekła tak naprawdę? Nieudany podbój miłosny? Całkiem możliwe patrząc po profilu psychologicznym jaki przez te parę dni udało się służbie naszkicować. Co do szczekania, to raczej robiła to osoba z megafonem i to tylko dlatego, że miał kumpli. Może tez Shinsen rywalizował o miejsce w topce, ale jest młody więc może, z czego on robi to pod wpływem impulsu a łowca zwyczajnie przeprowadza grę aktorską. Jeśli jest aktorem to cholernie dobrym, ale co można robić przez 300 lat kiedy nudzisz się i musisz kombinować jak tu swingować własną śmierć, wprowadzić za stery firmy nową osobę i jeszcze na dodatek oszukać wszystkich pracowników? Taka była konieczność najzwyczajniej w świecie. No pan oficer nie szczędził słów i gdyby spotkali się jako dżentelmeni to zwyczajnie dostałby z liścia i rzuconą rękawicę. Żaden brytyjski dżentelmen nie pozwoli obrazić żadnej kobiety, niezależnie czym by się trudniła bo to zwyczajnie osobie wysokiej nie przystoi i tyle, a skoro za taką oficer się chyba uważał to zwyczajnie dostałby w gębę. Jednak łowca to przemilczał, zaniepokoił go trochę fakt, że mają użyć młodego jako kogoś kto ich obezwładni. Czyli walka była nieunikniona? Tylko jaki to ma sens, skoro nawet jeśli by go pokonali to będą na tyle wyczerpani tą walką, że dobije ich albo prymarcha albo wojsko. Niezależnie jak na to spojrzeć sytuacja była bez wyjścia, tak samo ucieczka nie wchodziła w grę. Negocjacje też tak średnio.
- Czy ja wiem? Szpieg chyba powinien wiedzieć kogo szpieguje – spojrzał na niego krytycznie, bo w końcu Ver raczej szpiegiem nie była, a kimś kto miał ogon i go nieumyślnie przyciągnął, a to jest różnica – Nie. Nie będę z Tobą walczył przyjacielu – odwrócił się do niego plecami – proszę bardzo uderz pierwszy jeśli uznajesz to za słuszne– zobaczymy czy gad ma na tyle honoru by nie uderzyć kogoś kto nie przygotował się na uderzenie i kogoś kto stoi do niego tyłem. Co więcej nazwał go przyjacielem, a wcześniej ugościł i pozwolił odpocząć. Nakarmił, napoił i dał dach nad głową na tym padole ziemskim. Co zatem zrobisz Shinsenie? Splamisz swój honor i uderzysz kogoś kto był dla Ciebie życzliwy czy może zachowasz resztki godności i rozegrasz to inaczej? Powód był jeszcze jeden, przede wszystkim nie chciał służbie pokazywać tej potworności jaką był Jack no i w ferworze walki mógłby ktoś z nich przypadkowo ucierpieć. Łowca miał to na uwadze i jeśli ma przyjąć cios, by im się nic nie stało, zatem proszę bardzo. Zresztą sama walka by jeszcze bardziej zaogniła całą sytuację, więc jako mądry człowiek chciał jej uniknąć. Tylko co oni chcą zabrać Veronique? Jej życie? A może mają jakiś sposób na kasowanie pamięci? Jeśli to drugie wtedy mogłaby zwyczajnie wieść normalne życie, takie jakie by chciała i tak i tak ją inwigilowali więc nie zrobiłoby jej to, gdyby ktoś jej pilnował.
Raczej nie widział tego błyśnięcia miecza spowodowanego obecnością Aspiusa, ale słowa prymarchy dawały mu wrażenie, że Aspius coś próbował zrobić tak, by żołnierze się nie połapali. Czyżby próbował jakiejś magicznej sztuczki? Może… Szkoda, że dla łowcy on akurat nie miał znaczenia.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Wto Sie 26, 2014 1:21 pm

Sytuacja nie była ciekawa. Zdaje się, że białofutra zauważyła Aspiusa, w nieznany dla niego sposób. Nie tylko ona niestety. Zauważył, że jeden z żołnierzy celuje prosto w niego, choć dyskretnie. Jakim cudem? Mógł zrozumieć stworzenia, które posługują się, jak sama powiedziała, magią i jakimś zaczarowanym mieczem, ale czemu zwykły wojskowy? No właśnie, a może niezwykły? Sytuacja była w każdym razie nieciekawa. Zdobył co prawda trochę informacji, ale raczej ogólnikowych i by móc zdobyć jakieś dokładniejsze, będzie musiał trochę zapłacić. Na tę chwilę lepiej było się powoli wycofać i nie ryzykować utratą zdrowia. Informacje nie były tego warte. Aspius jak myślał, tak zrobił. Powoli odleciał z pola walki w stronę swojego samochodu, a więc i ciała. Wiedział, że jakakolwiek próba ataku samemu, czy to nawet z tamtymi stworami byłaby, prawdopodobnie, ostatnią rzeczą, jaką w życiu by zrobił. A w końcu żył już tyle lat, przeżył tyle, co mało kto. Najlepiej wiedział, jak łatwo stracić życie na tym, czy innym świecie, bo sam wiele razy je odbierał. Prawdopodobnie to cud, że przeżył tyle lat na tej zacofanej i pełnej głupoty planecie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Sro Sie 27, 2014 11:21 am

Jako MG wycofuję całą akcję, odpowiednie osoby zostały poinstruowane co dalej.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Sob Lis 29, 2014 11:11 pm

NPC Storyline - Daalkiin


Czarnofutry ruszył za lisem w milczeniu, przynajmniej początkowo, podążając za nim korytarzami labiryntu. Odrodzony znał drogę powrotną, miał pod tym względem bardzo dobrą orientację... z resztą nie tylko pod tym.
Oba futrzaste osobniki maszerowały dalej, aż lis doprowadził ich na plac znajdujący się przy wejściu do rezydencji. Nosił on jeszcze ślady lądowania Shinsena. Czarnofutry darował sobie komentarz. Zareagował natomiast na słowa które lis do niego wypowiedział.
-Nie znaliśmy się. Mam dwadzieścia dwa lata.
Odparł, wyjaśniając, że tak czy siak nigdy wcześniej się nie znali. Nie mieli ku temu okazji, bo Odrodzony nawet jeszcze nie istniał. Oficer ruszył przed siebie, mijając czerwonofutrego, który pewnie teraz miał burzę w swym umyślę. Samiec podszedł do miejsca lądowania Shinsena, pochylił się nad nim, a następnie przesunął dłonią nad ziemią, nie dotykając jej jednak. Jego ogon sunął w tym czasie po ziemi, bardzo płynnie, naturalnie. Daalkiin chyba coś sprawdzał, przynajmniej tak wyglądał. Chwilę później podniósł się do góry i obrócił w stronę lisa. Zmierzył samca swym wzrokiem. Następnie odszedł od niego kilka kroków i obrócił się do niego plecami, biorąc głębszy wdech.
Daalkiin odwrócił się powoli i spojrzał na lisa spokojnie, po czym ustawił lewą łapę lekko z przodu, chowając lekko profil. Jego dłonie były jednak dalej opuszczone. Samiec ugiął również lekko kolana.
-Nuk, Ilit. Los hi gein voth hin lund? Jesteś jednym ze swymi instynktami? Pozwolę tobie wybrać, zechcesz atakować czy być atakowanym?
Rzucił, znów wciągając w swą wypowiedź ten nieznany dialekt. To wynikało jednak z historii Daalkiina. Nikt nie zabraniał lisowi zapytać, o ile ten będzie się w stanie skupić jednocześnie na "walce" oraz rozmowie. Ogon samca w tym czasie krążył spokojnie po ziemi na lewo i prawo, nie ustając nawet na chwilę. Uszy były natomiast ustawione płasko do głowy, przyklejone i "schowane".
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Nie Lis 30, 2014 3:57 pm

Sam Rhoshan nie był zaskoczony, że tak gładko mu poszło wyjście z tego miejsca. W sumie łowca tu był wielokrotnie, kiedy były wystawiane bankiety w tym domu. Wpuszczał gości do labiryntu oraz sam bawił się w znajdywanie ich. Akurat wtedy Rhoshana niezbyt interesowała w jakim celu to robił, zapewne żeby zabawić gości. Nawet z nudów zapamiętywał drogę, bo zwyczajnie to było lepsze zajęcie niż patrzenie jak ludzie się bawią. Może zadziałał tu też zmysł tropienia, który gdzieś tam w jego głowie znajdował się?
Lis doprowadził ich na plac przed domem, gdzie awaryjnie lądował młody smok. Najwyraźniej jeszcze nie uporali się ze zmianą kostki, więc nawet nikt nie będzie marudził, że znowu się tu coś zepsuje.
Ponownie wpadł w ten sam stan, który miał jak dowiedział się o tym jak dużo lat miał Młody. Ten czarny miał 22 lata i był tak wysoko postawiony? Może to by wyjaśniało różnicę w budowie, jednak nadal mu to ciężko przechodziło przez głowę. Nawet logiczne, że się nie znali.
- A wyglądasz na nieco starszego – skwitował jakby żartobliwym tonem, chociaż nie miał za bardzo do kogo przyrównać Daalkiina. Nie widział za dużo jemu podobnych, chociaż z wyglądu wyglądał nieco starzej. Trzeba będzie się do tego przyzwyczaić, bo jak po ludziach widać było mniej więcej kto ile ma lat, tak po densorinach niezbyt.
Obserwował co robił, kiedy podszedł do miejsca lądowania smoka, pochylił się, a następnie przesunął dłonią nad ziemią. Wyglądało to tak jakby próbował tropić, oceniać świeżość śladów, jednak nie dotknął powierzchni, więc może chodziło o coś innego? A może jego ciało wykształciło jakiegoś rodzaju receptory, które potrafią w ten sposób wykrywać ślady? Następnie na moment odwrócił się. Najwyraźniej rozważał od czego by tu zacząć całą „lekcję”.
Odwrócił się powoli, ustawił lewą łapę lekko do przodu. Chwila, skądś kojarzył ten ruch i postawę! Z tej samej nogi zaczynał Młody na sali treningowej. Kolana Daalkiina także były ugięte, więc lis łatwo sobie poskładał, że to może być jakaś pozycja bojowa, w miarę pozwalająca się bronić lub atakować.
Następnie zadał pytanie, czy jest jednym ze swymi instynktami oraz czy chce być atakowany czy atakować? Tym razem spróbuje drugą opcję, gdyż wtedy podczas pierwszej dostał niezłe lanie. Zresztą podobno przyparty do muru lis może być groźniejszy niż kojot. Czas to sprawdzić, więc ustawił się uginając lekko kolana i wysuwając prawą łapę nieco do przodu. Ustawił się lekko bokiem do niego, a jedną rękę z pazurami gotowymi do wbijania lekko cofnął w tył. Uniósł lewą rękę (gdzieś na wysokość klatki piersiowej) obnażając przy tym pazury, które miały być jego obroną oraz tarczą podczas ataku, kiedy prawa ręka miała być ostrzem w ofensywie.
- Przekonajmy się. Jednak zanim zaczniemy… o co chodzi z tym dialektem, który wplatasz w zdania? Swoją drogą wybieram druga opcję Daalkiinie – uważnie zwracał uwagę na każdy ruch czarnego, wszakże najlepiej na początku wyłapać parametry przeciwnika oraz ocenić jak szybko się porusza by potem dostosować to do własnych ruchów. Ogon lisa poruszał się na lewo i prawo zamiatając podłoże, jednak pozornie, gdyż on też mógł być bronią. Nie tak dobrą jak smoczy ogon, jednak jego lisia kita mogła także posłużyć jako smagnięcie biczem, który wykorzysta jeśli nie będzie w stanie sięgnąć kogoś, kto będzie za nim. To będzie też dobre ćwiczenie dla Rhoshana, czy jest w stanie skupić się na dwóch rzeczach jednocześnie. W końcu czasami walka wymaga skupiania się na kilku rzeczach jednocześnie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Nie Lis 30, 2014 11:02 pm

NPC Storyline - Daalkiin



-Uznam to za komplement. Nuz... mój wiek nie ma tutaj znaczenia.
Odparł czarnofutry, pozwalając się ustawić swojemu "przeciwnikowi". Wilkowaty samiec zlustrował lisa ponownie, sprawdzając po prostu jego ustawienie oraz skupiając na krótką chwilę wzrok na jego pazurach. Sposób ich ustawienia wyraźnie nie spodobał się czarnofutremu, gdyż zmrużył lekko swe ślepia i spojrzał na lisa poważniej.
Daalkiin wykonał krótki, szybki krok w przód - minimalizując odległość między nimi. I choć to było jeszcze zauważalne, to następny cios praktycznie nie był. Czerwonofutry poczuł nagle jak powietrze uciekło mu z klatki piersiowej, a potem zobaczył jak lewa - przednia dłoń, otwarta - cofa się od jego mostka. Następnie czarnofutry zamachnął się - robiąc "wolniejszy" atak za pomocą prawej dłoni, wyprowadzając sierpowy który wyprostowa na końcu i wcelował prosto w brzuch Rhoshana, nie dając mu nadto szans na obronę. Bo choć ruch ten był widoczny, to nastąpił zaraz po pierwszym trafieniu będącym swoistym zaskoczeniem. Co ciekaw, czarnofutry nie trzymał gardy, ba! Nawet nie odskakiwał. Do tego stał lekko niepoprawnie, a ręce wycofywał dość mozolnie, jakby sprawdzając co zrobi lis.
Brak gardy, brak chęci uników czy ucieczki. Być może czarnofutry chciał dać się trafić... albo coś planował. Ciężko będzie określić, dopóki densorin nie kontratakuje Odrodzonego. Niemniej jednak był to trening. Możliwe, że Daalkiin chciał sprawdzić to co potrafił Rhoshan i się do niego dostosować. Bo jednak pierwszy cios był niewidoczny, a silny - jakby ręka samca prze fazowała w czasie i przestrzeni, a drugi z kolei wykonał wolniej, choć nadal nie na tyle wolno by dać lisowi uskoczyć - oj nie. Ciosy były natomiast silne, nie na tyle by zrobić mu poważną krzywdę, jednak ślady na pewno zostaną. Ten osobnik był silniejszy od Shinsena, przynajmniej dwukrotnie, jeśli nie bardziej.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Pon Gru 01, 2014 6:57 pm

Rhoshan próbował sobie jakoś dopasować niektóre słowa dialektu według kontekstu wypowiedzi. Odnośnie „Nuz” miał kilka podejrzeń, jak chociażby to, że znaczy zwyczajne „jednak” lub synonimy tego wyrazu. Jednak on nie był od analizy lingwistycznych zawiłości, woli spytać bezpośrednio o co w tym wszystkim chodzi, albo samemu poznać ten język żeby nie mieć problemu na przyszłość.
Pozycja lisa jak i jego pazury najwyraźniej nie spodobały się Daalkiinowi. Widać to było po mrużeniu oczu oraz spoważnieniu (jakby się dało bardziej). Prawda jest taka, że lis nie pamiętał żadnych ustawień, pozycji. Robił wszystko na czuja, tak jak podpowiadało mu ciało albo instynkt.
Czarny poruszył się, a następnie wyprowadził błyskawiczny cios, którego lis nie dostrzegł. Oberwał mocno w mostek i stracił dech w piersi, jednocześnie rejestrując jak lewa dłoń cofa się. Przeciwnik był dużo szybszy od lisa, a jednocześnie wiedział gdzie uderzać, by zabolało co zresztą stosował. Zanim Rhoshan mógł zareagować nastąpił kolejny cios, tym w brzuch. Ten jednak był dostrzegalny, bo wolniejszy, jednak z racji tego że musiał złapać powietrze, a ruch nastąpił nieco po tamtym uderzeniu miał mały czas na reakcję. Spróbował napiąć mięśnie brzucha, by zminimalizować uderzenie i to by nie wypluć wnętrzności. Tamten nie trzymał gardy, zwyczajnie go szturmował, jakby też wyczekiwał na cios lisa. Tym razem i Rhoshan zacisnął pięści, w momencie kiedy tamten cofał rękę, zwyczajnie przystąpił do ataku. Wyprowadził lewy prosty celując w okolicę mostka, jednak nie robił długiego ruchu tak jak robili to na filmach. Chciał jak najmniej się odsłonić, więc cios miał być na tyle szybki na ile się dało, a nie mocny. Siła przeciwko szybkiemu przeciwnikowi słabo się sprawdza, dlatego musiał obrać inną taktykę. Po wykonanym ciosie uniósł ręce do pozycji gardy, a następnie wyprowadził z prawej łapy podbródkowy, który także starał się by być jak najszybszym, zaraz wycofując rękę do ponownej gardy i jak najmniej się odsłaniając. Spodziewał się też jednej rzeczy, którą może wykonać Daalkiin, mianowicie przerzutu lub jakiejś akcji jemu podobnej wykorzystując masę Rhoshana przeciwko niemu, dlatego uważał na swoje nogi by przypadkiem tamten nie znalazł się do niego bokiem i nie podciął go, a jeśli próbował Rhoshan próbował wyłapać moment, by szybko zabrać nogę spod podcięcia i na nowo ją ustawić w stabilnej pozycji. Mógł też zostać przerzuconym za pomocą złapania go za rękę, jeśli czarnofutry (a z pewnością mógł mieć powyżej 1 tony udźwigu) i przerzucenia nad sobą. Jeśli takie coś miało się stać, wtedy po mocnym upadku Rhoshan wykonał szybki obrót z kopnięciem.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Sob Gru 06, 2014 11:39 pm

NPC Storyline - Daalkiin


Lis spokojnie był w stanie przyjąć na brzuch uderzenie, zwłaszcza, że jego "przeciwnik" nie używał pełni swej siły. Odrodzony przyjął następnie cios na mostek, nawet nie próbując go uniknąć. Ze względu jednak na fakt, że czerwnonofutry postawił na trafienie, a niekoniecznie skuteczność uderzenia - osobnik wydawał się nawet nie poczuć ciosu. Nie zamierzał się jednak dawać bić po pysku i nawet na to nie reagować. Pierwszy cios był po prostu sprawdzianem podejścia lisa.
Przed drugim ciosem, czarnołuski uchylił się. Wyglądało to tak jakby miał dużo szczęścia lub idealnie wpasował się w timing, ponieważ dłoń densorina dosłownie przesunęła się po futrze na policzku odrodzonego, nie trafiając jednak jego samego. Po skutecznym uniku, oficer nie pozwolił Rhoshanowi cofnąć swej dłoni. Złapał go natomiast w momencie gdy ręka była najdalej wysunięta, jednak jeszcze się nie zatrzymała. Lewą dłonią chwycił wtedy za nadgarstek lisa, schodząc jednocześnie lekko z linii bardziej do środka - przed lisem, ustawiając się bokiem do niego - a następnie uderzając prawą dłonią w zgięcie łokcia lisa. Manewr był błyskawiczny, połączony z obrotem w biodrze wytrącił futrzastego z równowagi, dosłownie zmuszając go by ten padł na ziemię na brzuch (bo raczej przewrotów jeszcze nie potrafił robić).
Teraz inicjatywę przejął Daalkiin. A to co zrobił raczej nie było czystą zagrywką. Lis musiał wstać i niezależnie od tego jak by tego nie czynił (czy to przewrotem jakimkolwiek, czy poprzez szybkie podniesienie się do góry z obrotem) - Odrodzony chwycił prawą dłonią za... ogon lisa. Następnie biorąc pod uwagę ich nadnaturalną siłę, czarnofutry szarpnął lisa za ten czuły punkt, ponownie wyciągając mu grunt spod nóg i zmuszając do upadku na ziemię.
Większość istot w tym momencie zapewne wprawiła by w ruch nogi, by po prostu kopać leżącego. Niemniej jednak Daalkiin nie zamierzał tego czynić - i tego nie uczynił. Z prostej przyczyny. Miał tego lisa czegoś nauczyć, a nie go upokorzyć. Szarpnięcie go za ogon nie miało więc być oznaką "dominacji", lecz raczej oznaką kontroli. Czarnofutry nie chciał dać tak szybko wstać mu z ziemi - więc mu na to nie pozwolił. Posiadanie ogona miało też swoje minusy...
-Za dużo myślisz...
Rzucił nagle, odsuwając się i powolnym krokiem odchodząc od lisa, jakby nigdy nic. Czarnofutry dawał mu czas na to, by ten podniósł się z ziemi i ponownie przygotował do walki. Gdy ustawił się w tej samej odległości co wcześniej
-Za mało czujesz.
Dokończył, ustawiając się znów profilem - lewą nogą z przodu, jednak tym razem nie unosząc w żaden sposób rąk. Nawet nie ugiął kolan, stał tak i czekał na to aż lis będzie gotowy. I nikt chyba nie spodziewał się tego, co zaraz się stanie.
-Rhoshan!
Odezwał się głos, dość niedaleko, kilkanaście metrów od nich. Głos młodej samicy, którą lis zdążył poznać, a nawet zacząć nazywać ją cętkowatym wężem. Kerrija szybkim, lecz luźnym krokiem, podeszła do lisa. Jak zwykle uśmiechnięta, spoglądając na niego z ciekawością. Początkowo jej uwaga skupiła się całkowicie na nim, niebieskofutra zlustrowała go dokładniej spojrzeniem, zatrzymała się obok niego - a potem jej wzrok padł na "oponenta".
Lamparcica zlustrowała go swym spojrzeniem, a następnie... cóż, spojrzała na niego ze sporym niedowierzaniem.
-Czy to... Odrodzony?
Zapytała, spoglądając na czarnofutrego osobnika stojącego przed nimi. Pytanie skierowała do lisa, mówiąc cicho - wręcz szeptem. Spojrzała kątem oka na czerwonofutrego, a następnie oboje usłyszeli głos oficera.
-Niroinka... zapewne nazywasz się Kerrija. Skoro wiesz już kim jestem, może dołączysz i pomożesz swemu towarzyszowi?
Odezwał się spokojnym głosem, skinąwszy jej łbem w kierunku lisa. Lamparcica spojrzała natomiast na lisa pytająco z iskrami ślepiach. Najwyraźniej osobnik z którym Rhoshan trenował był dla tej istoty jakimś autorytetem... a on właśnie zaproponował jej dołączenie po stronie lisa do treningu. Niezależnie od tego co nim kierowało, samica wyraźnie wyczekiwała odpowiedzi ze strony Rhoshana. Jakiegoś zezwolenia.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Nie Gru 07, 2014 6:37 pm

Czuć było, że Daalkiin się wstrzymuje, zwłaszcza po tym że Rhoshana za bardzo nie ruszył cios w brzuch. Chociaż też chyba takie jest założenie treningu jeśli chodzi o walkę pod kątem technicznym. By pokazać coś w miarę możliwości zezwalając ćwiczącemu, by się podniósł z maty i próbował dalej. O dziwo lis go trafił, chociaż wtedy nie włożył w to dużo siły, chociaż teraz nasunęło mu się pytanie co by się stało jeśli faktycznie walnąłby mocno. Nie miał wcześniej okazji by przetestować co może jego ciało zrobić, dlatego przy następnej okazji ciosu włoży w to więcej siły (zwłaszcza, że Daalkiina to raczej nie ruszyło). Drugi cios nie trafił, a raczej otarł się o policzek Odrodzonego. Sam lis po chwili połapał się, że to nie jest przypadek bo nawet nie miał okazji cofnąć dłoni. Został złapany za nadgarstek, oberwał w łokieć, po czym zaraz leżał na glebie. Dostawał wciry, jednak… co uczy nas więcej? Porażki czy zwycięstwa? Oczywiście, że porażki i miał tą świadomość, że im bardziej dostanie tym lepiej się przystosuje.
Teraz miał nawet okazję poznać co Densorini nazywają chwytem poniżej pasa. Kiedy próbował się podnieść, czarnofutry chwycił go za ogon, a potem szarpnął nim mocno. Rhoshan wydał z siebie coś na kształt stęknięcia połączonego z jęknięciem, oczywiście w tonie jaki wydają lisy. Ten cios był bardzo bolesny, gdyż ogon także jest unerwiony oraz ma kość, która jest względnie łatwa do wyrwania. To go bardzo zabolało, przez co stracił równowagę i padł znowu na ziemię.
„Za dużo myślę? Chwilę, czy ja nie cechowałem się tym, że rzucam się bez pomyślunku?” złapała go ta myśl, chociaż faktycznie walka z kimś wyszkolonym pobudzała to myślenie, a nie instynkt, a raczej instynkt by nie dać się zmasakrować tak jak został pokonany na sali. Daalkiin odszedł i ponownie ustawił się, w tym czasie lis również zaczął wstawać i gotować się do następnego starcia.
- Być może, jednak to będzie kwestia kilkunastu siniaków, zanim poczuję to znowu – rzucił pewniej, ustawił się bokiem, pochylając się lekko do przodu. Zastanawiał się nad wykorzystaniem jednej rzeczy. Skoro miał poczuć to, walczyć na instynkt to czemu by nie zacząć walczyć jak zwierzę i nie wykorzystać tego co lisy używają do polowania? Mianowicie skoków oraz doskoków, do których ich łapy były świetnie przystosowane. Już lis witał się z gąską… czarnofutrym, kiedy coś przerwało jego przygotowania. Znajomy żeński głos, który dobiegał z niedaleka wołający jego imię. Kątem oka zerknął w tamtą stronę, by jak najmniej czarnofutremu dać okazji na atak z zaskoczenia. W końcu podczas walki używa się wszystkich możliwych metod, by obezwładnić przeciwnika. Kerrija podeszła do niego i zlustrowała go spojrzeniem, a on odpowiedział na jej wszechobecny, zaginający przestrzeń uśmiech swoim uśmiechem, po czym wrócił wzrokiem do „oponenta”.
- Odrodzony? – zerknął na niego, w końcu mówiła o Daalkiinie, więc na pewno to jakaś ksywa – Eee tak. W sumie skąd ta ksywka? – zapytał również szeptem, bo w końcu może to jakaś wielka tajemnica. No, a potem powstała pewna sugestia. Lamparcica oraz Rhoshan mieli sobie wzajemnie pomóc podczas treningu. W sumie nie miał okazji z nikim współpracować tak naprawdę podczas pobytu na Ziemi, więc to może być ciekawe doświadczenie. Zresztą jak zauważył to grupowo są osoby wysyłane, więc wypadałoby nauczyć się współpracować z kimś.
- Ok, chociaż nie miałem jeszcze okazji współpracować z kimś podczas walki – spojrzał na nią, jej entuzjazm bił ze ślepi. Głupio by mu było gasić ten zapał, gdyż w końcu sam się takim cechował. Westchnął z uśmiechem na pysku, wyciągnął rękę w stronę jej głowy, po czym pogłaskał ją, w końcu powitanie jakieś powinna otrzymać – Zatem ruszajmy – ponownie ustawił się w tamtej pozycji, zanim Kerrija przerwała trening. Tym razem jednak lis wziął poprawkę na ogon i nieco go bardziej chował. Następnie wybił się na nogach w stronę Daalkiina z wyprowadzanym hakiem z prawej ręki w celu obalenia przeciwnika. Domyślał się, że tamten znowu będzie próbował tamtej sztuczki lub zwyczajnie odskoczy. Jeśli wybrał odskok, wtedy Rhoshan wbił pazury jednej w kostkę, by się zatrzymać, a następnie wybił się ponownie (tym razem nieco lżej) i wykonał kopnięcie w łydkę oponenta z prawej nogi, by zaraz wyprowadzić lewego prostego (pochylając się nieco przy tym, dzięki czemu mógł się próbować uchylać przed ewentualnym ciosem) wymierzonego w podbrzusze. Tym razem użył więcej siły, jak do normalnego ciosu. Miał też na uwadze, że podczas sparingu nie jest sam, więc musiał uważać na Kerrije, by nie wejść w jej akcję. Jej ruchy monitorował kątek oka lub ze słuchu oceniał odległość między nimi. Jednak jeśli Daalkiin ponownie chciał wykonać tamten przerzut, wtedy kiedy już Rhoshan był złapany, odgiął się nieco korpusem i wykonał szybkie oraz mocne kopnięcie w żebra czarnofutrego, wolną ręką broniąc się przed ciosem w łokieć (próbując przede wszystkim złapać łapę czarnofutrego w swoją i trzymać, kiedy wyprowadzał kolejne kopnięcie, tym razem skierowane w łydkę). Trudno mu się było zgrać z kimś podczas walki, gdyż nigdy tego jeszcze nie robił, chociaż starał się skupić uwagę oponenta na sobie, by błękitna miała okno na atak.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Nie Gru 14, 2014 6:11 pm

//z telefonu

NPC Storyline - Daalkiin|Kerrija

Czarnofutry samiec wydawał się niewzruszony na rozmowę niebieskofutrej istoty oraz lisa. Bardziej wyczekiwał, aż będą gotowi do dalszego treningu. W tym momencie miał to być jednak sparing. W międzyczasie Kerrija zerknęła na czerwonofutrego i odpowiedziała na jego pytanie.
-Po crathygtansku "daalkiin" oznacza "odrodzony".
Odparła mu i szturchnęła go łokciem w żebro. Jak zapewne lis dalej mógł się domyślić, miało to swoje podłoże historyczne. To nie było teraz specjalnie ważne.
Kerrija ustawiła się jakiś metr od Rhoshana, a jej ślepia błysnęły lekko kolorem jej energii. Jej dłoń otoczyła niebieska, energetyczna fala i nagle... lis wystrzelił do przodu, a ona spojrzała na jego wyczyny z niemalejącym zaskoczeniem.
Czarnofutry nie odskoczył na bok, a jedynie odsunął się na bok - przepuszczając lisa i nawet go nie dotykając. Czerwonofutry zawrócił więc, ponownie doskakując do Odrodzonego, a ten tym razem nie uskoczył. Przyjął na siebie oba ciosy, pierwszy wymierzony w łydkę - gdzie kopnięcie poczuł, jednak nie wydawało się wywrzeć na nim aż takiego wrażenia. Przy drugim ciosie, Daalkiin spiął swój brzuch, a uderzenie cofnęło go o kilka centymetrów do tyłu - jednak nie przerwało jego działania. Oficer zamachnął się zgiętą ręką, trafiając lisa w pysk łokciem. Tutaj odezwała się densorinska wytrzymałość, bo uderzenie wytrąciło futrzastego z równowagi - a czarny wykorzystał to - podcinając jego nogę ogonem i rzucając go tym na ziemię.
Zanim jednak zrobił cokolwiek, nad głową Rhoshana przeleciała niebieska fala energii, która uderzyła w czarnofutrego i rzuciła nim jak szmacianą lalką przez połowę placu, wrzucając go do jednej z fontann. Kiedy wymoczony całkowicie samiec zaczął się podnosić, do lisa podeszła Kerrija. Samica podała mu swą dłoń, szczerząc się do niego i chichocząc cicho.
-Walczymy razem czy pojedynczo, lisie?
Zapytała, pomagając mu wstać z ziemi. Po tym puściła jego dłoń i obróciła wzrok w stronę fontanny - gdzie powinien znajdować się Daalkiin... a tam go nie było. Niebieskofutra otworzyła pysk ze zdziwienia, rozglądając się nerwowo na boki... a tymczasem znów padło na Rhoshana.
Czerwonofutry poczuł nagle, że coś znów chwyciło go za ogon i szarpnęło za niego... tym razem jednak mocniej - dosłownie rzucając nim na drugą stronę placu. Po za potwornym bólem, lis mógł przez krótkie sekundy oglądać, jak samica obraca się do czarnofutrego - stojącego centralnie przed nią i chwytającego ją za krtań. Oficer podniósł ją prawą ręką do góry, a cętkowany wąż zaraz wykręcił się i okręcił dookoła jego ręki, a następnie korpusu i głowy. Wszystko to wyglądało tak jakby przepełzła mu z ręki na plecy, niczym realny wąż... i było niemalże idealne, jednak Daalkiin strzepnął ją z siebie ogonem - uderzając w jej bok i posyłając ją w stronę Rhoshana.
Gdy lis wpadł na ziemię - na niego wpadła Kerrija. Samica warknęła cicho pod nosem, leżąc grzbietem na futrzastym. Podniosła łeb na tyle na ile pozwalały jej kolce (by go nimi nie dźgnąć) i spojrzała na swego kompana, uśmiechając się lekko.
-Wiesz, że go nie pokonamy? Ale zabawa fajna!
Rzuciła do niego, a jej dłoń powędrowała na jego brodę, drapiąc go lekko pazurami. Pieszczota nie trwała jednak długo, bo niebieskofutra zaraz zeskoczyła z niego i stanęła frontem do czarnofutrego. W jej ślepiach pojawił się lekki płomień, a jej ciało otoczyła niebieska energia, falująca przy jej futrze.
-Zaatakuj go teraz.
Rzuciła do futrzastego kompana, robiąc zamach dłonią i posyłając w stronę czarnofutrego falę energii, która miała porządnie go trzepnąć. Fala była wysoka na dwa metry i długa na trzy, przemieszczając się w stronę oficera z dużą prędkością. A on chyba nie chciał robić uniku.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Nie Gru 14, 2014 9:55 pm

Imiona zwykle nadaje się w jakimś konkretnym celu. Często znaczenie, które ze sobą niosą mają sprawiać, że osoba będzie miała jakieś określone benefity czy patronat lub zwyczajnie jakąś cechę. Rhoshan nie zagłębiał się aż tak bardzo w znaczenie swojego imienia, chociaż pewnie i ono jakieś znaczenie mogło mieć. W każdym razie imię czarnofutrego wskazywało na jakiś sposób odrodzenia się, czy to wewnętrzną przemianę czy faktyczne odbudowanie swojego ciała. W drugą możliwość nie wątpił, ani jej nie wykluczał, gdyż sam do niedawna nie miał własnego ciała, a dzielił je z łowcą, więc czemu i Daalkiinowi miałoby się coś takiego nie przydarzyć? W końcu miał te 22 lata, a już obejmował stanowisko oficerskie. Być może ta powłoka, która teraz była domem jego duszy została odtworzona… albo zwyczajnie błyskawicznie nabywał zdolności i miał predyspozycje, by zostać oficerem w młodym wieku. Jak już raz lis się przekonał z Densorinami oraz istotami pozaziemskimi nigdy nic nie wiadomo, ani nic nie jest do końca pewne. Czarnofutry był jakąś krzyżówką paru gatunków, na dodatek pracował dla Dur Shurrikuna, którego awatarem był futrzastym raptorem. Czyżby tytan modyfikował także swoich oficerów? Co jeśli Daalkiin jest kimś kto został wyhodowany albo zbudowany? Zapewne kiedyś lis zyska odpowiedź na te pytania, jednak nie zmieniało to faktu, że traktował czarnofutrego jak istotę żywą, więc nie było różnicy czy jest to android, twór eksperymentu genetycznego czy zwyczajny specyficzny gatunek.
Nawet istota wyglądająca jak Kerrija może być groźna, co jeszcze dodawało metkę „nie oceniaj książki po okładce”, chociaż nie sądził, że kiedyś dojdzie do konfrontacji między nimi. Całkiem nieźle się dogadywali, zresztą też okazywała mu gesty dosyć przyjazne, jak chociażby to szturchnięcie łokciem, na które mogą pozwolić sobie bliższe osoby, Chociaż i tak musiał na to nieco inaczej patrzeć i odwyknąć od mierzenia zachowania według ludzkiej miary, na którą się napatrzył przez ten cały czas. Odpowiedział jej na to zadowolonym mruknięciem, które też miało w sobie nutkę czegoś na kształt „zrozumiałem”.
Kiedy ona się przygotowywała, lis poleciał do przodu i nawiązał ponowną walkę z Odrodzonym. Daalkiin wtedy odskoczył, a Rhoshan wykonał swoją akcję zadając dwa ciosy. Nie widać było po oponencie, by go to ruszyło, zresztą zdawał sobie lis sprawę, że gdyby od takich ciosów miałby padać to długo nie utrzymałby stanowiska. Poza tym istoty jego pokroju były dosyć twarde i wytrzymałe.
Lis oberwał z łokcia w pysk, a potem stracił grunt pod nogami przez ogon swojego trenera. Upadł, jednak zanim Odrodzony zdążył coś zrobić, nad lisem przeleciała niebieska fala energetyczna. Zapewne ta akcja dała Kerriji dziurę w obronie, by mogła zaatakować. Cios był potężny i lis był pod wrażeniem tego co można z magią zrobić, w końcu czarnofutry przeleciał przez spory kawałek placu i wpadł do fontanny.
Oczywiście kiedy przeciwnik wstawał, również i lis wstał oczywiście akceptując pomoc od samicy, która nawet podczas sparingu zachowywała swój uśmiech.
- Jasne, że razem. Przecież dałem Ci sporą lukę w obronie wtedy – obrócił wzrok w stronę, gdzie powinien być Daalkiin, jednak jego tam nie było. Trzeba mu to przyznać, że był szybki. Lis zaczął uważnie się rozglądać i nasłuchiwać, jednak zanim zdążył coś wyczuć, został dosyć boleśnie pociągnięty za ogon. Tym razem on leciał na drugą stronę placu warcząc z bólu, gdyż ogon go zwyczajnie bolał po tym szarpnięciu. Przez moment nawet myślał, że został mu oderwany, jednak pulsujący ból w kilku miejscach przypominał mu o tym, że nadal go ma. Widział przez moment, jak Kerrija jest chwytana przez czarnofutrego. Przez moment się zmartwił o nią, jednak widząc, że jednak sobie radzi, próbował złagodzić swój upadek i potem od razu ruszyć. Oczywiście zanim się pozbierał wylądowała na nim. Nic jej nie było, w końcu wylądowała na miękkim futrze lisa, który odruchowo pilnował by kolce niebieskiej go nie dźgnęły.
- Jestem skłonny się na to zgodzić, jednak zanim dostaniemy wciry to pokażmy na co nas stać i zabawa przednia tak swoją drogą – odpowiedział szczerze. Mimo, że domyślał się jak to się potoczy, czyli że będzie obolały, bez życia i zamarudzi jeszcze nie raz na swój ogon to jednak trening sprawiał mu przyjemność. Było ciekawie i dobrze się było sprawdzić przeciwko wymagającemu przeciwnikowi. Zresztą miał też świadomość, że porażki uczą więcej niż zwycięstwa, dlatego też w tej sytuacji kiedy wiedza jest mu potrzebna nie będzie narzekał, że ktoś go obił. Zwyczajnie czuł się bardzo dobrze w obecnej sytuacji, jakby naładował się pozytywną energią, której dawno nie odczuwał. Też chyba kwestia tego, że nie tylko on się dobrze bawił, bo czuł się też lepiej ze względu na to, że i jej przypadło to do gustu.
Zamruczał zadowolony, kiedy go podrapała pazurami po brodzie i zeszła z lisa, który pozwolił sobie teraz wstać oraz owinąć swój ogon wokół swojego pasa, tak by utrudnić pociągnięcie za niego. Dużo mniej zaboli uderzenie w taki ogon niż pociągnięcie za niego, więc postanowił odciąć przeciwnikowi dostęp do tego wrażliwego punktu.
Niebieska energia, która otaczała Kerrije wydawała się dosyć silną i Rhoshan domyślał się co teraz nastąpi. Ona wykona atak, a on podąży by kontynuować dzieła. Ataki będą zapewne na zmianę, dlatego kiedy poleciała fala energii, która ewidentnie sądząc po rozmiarach miała zakryć Rhoshana. Fala była szybka, więc Rhoshan dostosował do niej timing i ponownie doskoczył w stronę Daalkiina, korzystając z fali jako zasłony dla swojej obecności. Kiedy fala uderzyła w cel, wtedy dobił też Rhoshan wyprowadzając cios w środek mostka przeciwnika, będąc jednocześnie pochylonym by próbować unikać ewentualnego ciosu, a następnie wyprowadził podbródkowy z prawej, by wytrącić przeciwnika z równowagi, aby następnie złapać go za rękę i obrócić w stronę Kerriji, by ta mogła zadać kolejny cios. Miał zamiar go zwyczajnie przytrzymać, dlatego też spróbował dorwać jego drugą rękę i przytrzymać go za nią, kiedy niebieska mogła go okładać.
To była jedna wersja, jednak co jeśli ostatecznie przeciwnik zrobił unik? Rhoshan wtedy ponownie skoczył w bok, by dopaść przeciwnika i spróbował tego samego co przed chwilą było opisywane.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1Wto Sty 06, 2015 9:56 pm

NPC Storyline - Daalkiin|Kerrija

Rhoshan ruszył tak jak planował, "chowając" się za falą energii którą wytworzyła Kerrija. Nikt z tutaj obecnych nie spodziewał się jednak pojawienia się kolejnej istoty. Istoty której obecności nie sposób zignorować, zwłaszcza gdy bezpośrednio do kogoś przychodzi.
/Valokein, Daalkiin.../
Wszyscy usłyszeli głos w swych głowach. Niski, spokojny, poważny, bez uczuć - jakby istota która wypowiadała te słowa była kimś kto czegoś takiego nie posiada. Problem pojawił się w momencie, że gdy głos się odezwał - Lis był na etapie atakowania czarnofutrego. Etapie w którym miała go trafić fala i już miały wpaść ciosy, nie szło tutaj wyhamować. Nagle wszystko się zmieniło. Daalkiin nie został trafiony przez energię Kerriji - lecz najzwyczajniej w świecie przeciął falę, wystawiając rękę przed siebie i rozbijając energię. Natomiast rozpędzonego Rhoshana... minął. Minął, dosłownie ocierając się o jego ramię i przesuwając mu po nogach ogonem, zaznaczając to co mogło się wydarzyć - jednak nic nie robiąc.
Czarnofutry szedł dalej przed siebie - w kierunku bramy prowadzącej na teren rezydencji. Kerrija zerknęła za nim, nic nie robiąc. A młoda samica wyglądała na lekko zdenerwowaną, spłoszoną. Chodziło bowiem o istotę która znajdowała się jakieś dziesięć metrów od dalej od nich.
Był to gad o szarych łuskach. Na pierwszy rzut oka kojarzył się z widmem. Stał bowiem na czterech łapach, mając przy tym ponad trzy i pół metra wzrostu. Jego ciało było długie na ponad siedem i pół metra. Łuski okrywały dokładnie całe jego ciało, wyrastając na grzbiecie i pysku w postaci kolców - czekających tylko by ktoś się napatoczył. Palce u łap zdobiły ostre pazury, wieńczące dumnie każdy palce. Jego grzbiet pokryty był wypustkami w których również znajdowały się łuski. Samiec był dobrze zbudowany, jednak nie umięśniony jak Nodin. Był mniejszy od niego, budowa jego ciała odpowiadała stylowi bardzo atletycznemu. Strach budzić mogły natomiast ślepia tej istoty. Całkowicie czarne, puste, niewyrażające zupełnie nic - po za budzeniem grozy w tych którzy odważyli się w nie spojrzeć.
Daalkiin podszedł do łuskowatej istoty, zadzierając łeb do góry i spoglądając na niego spokojnie. Następnie obaj obniżyli swe pozycji. Czarnofutry usiadł w siadzie skrzyżnym na ziemi, a łuskowaty położył się przed nim, spoglądając dalej na niego z góry. I chyba zaczęli ze sobą rozmawiać - ale tej rozmowy już nie słyszeli. Istota o czysto białych ślepiach oraz istota o czarnych ślepiach.
Tymczasem niebieskofutra lamparcica podeszła do lisa i stanęła przy nim, przylegając ramieniem do ramienia czerwonofutrego i spoglądając na tą siedzącą dwójkę z dużą dozą niepewności. Odezwała się nawet szeptem do lisowatego.
-Wygląda jak widmo...
Szepnęła cicho, nie robiąc sobie jednak nadziei, że pozostanie to wielką tajemnicą. Na pewno ich słyszeli, nawet gdy mówili szeptem. Choć może nie? Lub po prostu nie zwracali na to takiej uwagi. W końcu co ta dwójka im mogła...?



Stwór:
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Budynek główny rezydencji - wejście  Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - wejście    Budynek główny rezydencji - wejście  Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Budynek główny rezydencji - wejście
Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
 Similar topics
-
» Główny budynek rezydencji - plac
» Główny budynek rezydencji - podziemia
» Budynek główny rezydencji - gabinet
» Budynek główny rezydencji - biblioteka
» Budynek główny rezydencji - jadalnia

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Wielka Brytania :: Londyn :: Rezydencja Antharasa-
Skocz do: