Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Główny budynek rezydencji - plac

Go down 
AutorWiadomość
Gość
Gość




Główny budynek rezydencji - plac  Empty
PisanieTemat: Główny budynek rezydencji - plac    Główny budynek rezydencji - plac  Icon_minitime1Wto Cze 17, 2014 7:06 pm

Główny budynek rezydencji - plac  Cloisters_at_Laycock_Abbey_-_geograph.org.uk_-_1427064
Niewielki plac zrobiony w wolnej przestrzeni pośrodku całej konstrukcji budynku. Najlepsze miejsce do porannych ćwiczeń oraz odpoczywania pod dużym drzewem znajdującym się w rogu. Jest to niezwykle stary dąb, który czasami zahacza gałęziami o okna pokoi wychodzących na plac.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Główny budynek rezydencji - plac  Empty
PisanieTemat: Re: Główny budynek rezydencji - plac    Główny budynek rezydencji - plac  Icon_minitime1Pią Paź 17, 2014 11:27 am

//Gabinet
W pewnym sensie ten tekst o kurczaku miał być pewnym sposobem rozbawienia jej, co zresztą najwyraźniej osiągnął. Przesunął swoim szorstkim ozorem po jej mostku, aż po szyję, którą zresztą odsłoniła by miał dostęp. Darzyła go jakimś rodzajem zaufania, oczywiście wiedzy o densorińskich zwyczajach nie znał, ale że był nieco zwierzęcy to coś kojarzył z instynktów . To była oznaka zaufania, jednak to co on zrobił mogło być postrzegane jako pójście dalej. Co zrobić? Przecież to ten typ, który najpierw robi a potem myśli. Czy odczuwał jakieś ciepło uczucia wobec Kerriji? To było oczywiste, że coś tego kamienia się odłupało i czuł faktycznie coś pozytywnego wobec niej. Nie wiedział jak to określić, bo przecież nie przywykł do takich czułości w pełni. Zresztą pamiętajmy o tym, że miał to być swoisty znak jednocześnie tego, że nie jest mu obojętna oraz znaku pewnej zadziorności z jego strony, może nawet buntowniczości i ukazania się z silnej strony, zdobywcy, tego który bierze to co chce i robi co chce. Logicznym jest to, że liźnięcie także jemu się podobało, chociaż wolał jak to ona go lizała po pysku, niż samemu miał lizać. Jednak jakby się nad tym zastanowić, to w pewnym sensie on także musiałby to co jakiś czas robić, by zwyczajnie otrzymać to w zamian.  Położyła go na łóżku, a potem nachyliła się spoglądając prosto w jego ślepia. Zresztą na jej ustach pojawił się jej markowy uśmiech, więc i on odpowiedział tym samym oraz nie przerwał kontaktu wzrokowego.
Na placu czekał Akarynth, do którego miał się udać teraz. Ona natomiast miała jakieś swoje zadanie, które miała wypełnić. Klepnęła go w nos i zeszła z niego jak gdyby nigdy nic. Wygramolił się z łóżka i poszedł za nią, po czym oboje zeszli na dół. Dom wydawał się teraz taki dziwnie mniejszy, a raczej korytarze były węższe. No tak… przecież urósł. Zanim się pożegnali rzucił jej – Tylko baw się grzecznie i wróć cała, bo gdzie znajdę takiego drugiego futrzaka do tulenia – rzucił na wpół żartobliwie, na wpół serio, a potem udał się w stronę placu.
//Plac
Przy oknie dostrzegł służbę, która wyglądała nerwowo przez okno, jakby obserwując jakiś wielki dziw. Oczywiście, że podszedł do nich, ba nawet zapytał o co to wielkie poruszenie. Spojrzał przez okno na dwójkę osobników, które siedziały tam od paru godzin. W dodatku bez ruchu! Jednym z nich był jego mistrz, który wyglądał jakby medytował czy coś takiego. W sumie taką pozycję widział w jakiś ziemskich filmach, gdzie wielcy mistrzowie sztuk walki zbierali swoją energię czy jakieś tam inne rzeczy. Oczywiste było, że nie kojarzył drugiego osobnika, który wyglądał dosyć groźnie, zwłaszcza ze względu na jego rozmiar. Służba została oddelegowana do swoich zajęć i na dodatek dostali przykazanie, by nie wychodzić na zewnątrz w okolice placu. Tak na wszelki wypadek, zresztą kiedy dostrzegł ich strach zwyczajnie się wyszczerzył do nich i rzekł – Nie obedrę was ze skóry przecież, więc przestańcie się tak mnie srać.
Gigantyczna czarna jaszczurka leżała na brzuchu obok mistrza, to coś było na tyle wielkie, że pewnie jednym kłapnięciem paszczy dałoby radę odgryźć spory kawałek korpusu lisa jak nie całość. Wyglądał na cały czas gotowego do ewentualnej walki, jakby stworzenie czuło się tu nieswojo (a może to taka naturalna reakcja i jest taki cały czas?). Co więcej wyglądał na nieco znudzonego albo drzemiącego ze względu na ułożenie łap i oparcie na nich łba. Jakby czekał, ale nie należało mu kazać za długo czekać. Był czarny niczym najczarniejsza z nocy, chociaż miał te jaśniejsze miejsca. Wyglądał dosyć strasznie przez to, zwłaszcza jak do wyglądu dodać ostre pazury oraz kolce wystające z grzbietu. W oczy rzuciło się też, że to nie taki typowy smok bo gdzie on ma skrzydła? Coś chyba kiedyś było mówione o istotach bez skrzydeł wyglądających jak smoki, jednak chwilowo Rhoshan skupiony był na ogarnięciu zjawiska jakim był gad. Mięśnie, które były ukazane te jedne z większych zresztą, które to odciskały się na łuskach były idealnie wyrobione, praktycznie stworzone do walki i noszenia tego na pewno ciężkiego ciała jakie miał. Na pewno do słabych istot nie należał, a sądząc po tym umięśnieniu pewnie dał radę szybko nimi operować by nadać sobie odpowiedniej prędkości do chociażby taranowania czy unikania ataków. Kiedy wyszedł na zewnątrz synchronicznie gady otworzyły oczy, co nieco go zdziwiło. Taka synchronizacja? Odruchowo postąpił jeden krok w tył, jednak zaraz poszedł na przód powracając do swojej gracji. Chociaż jeszcze bardziej czuł się w takim towarzystwie mały. Mistrz przedstawił czarnołuskiego jako Lord Nodin, Widmo Densorinu. No i w tym momencie pamięć zaskoczyła i przypomniał sobie, że Shinsen rozmawiał z łowcą o widmach przecież. One nie miały skrzydeł, a były smokami i… były cholernie potężne. Mistrz zachęcił lisa by podszedł bliżej, postanowił mu zaufać i to zrobił. W końcu przecież nie będą chcieli ukatrupić lisa, który dopiero co wrócił z martwych? Prawda??? Widmo wyszło mu naprzeciw, Rhoshan przełknął ślinę dosyć głośno, zwłaszcza że niepokój który odczuwał dawał mu pewne znaki, by uciekać. Jednak nie zrobi tego, nie może. Przecież to okazja odzyskać kawałek siebie. Czuł przed tą istotą strach zwyczajnie. Kiedy widmo stanęło przed nim Rhoshan klęknął na jedno kolano i spuścił łeb w dół, w geście poddania. To jedyne co mógł zrobić, zwłaszcza że czuł to karcące spojrzenie. Być może istota oczekiwała szacunku, dlatego szybko pokłonił się i czekał na to co stanie się dalej. Widać było, że zimny pot powoli spływa po twarzy lisa, czuł się w tym momencie jakby ktoś go wysłał na egzekucję. Nie odzywał się jeszcze przez chwilę, po czym cichym głosem, lekko stłumionym powiedział – Rhoshan do usług Panie – nie podnosił wzroku, gdyż się zwyczajnie bał tego kontaktu wzrokowego.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Główny budynek rezydencji - plac  Empty
PisanieTemat: Re: Główny budynek rezydencji - plac    Główny budynek rezydencji - plac  Icon_minitime1Pią Paź 17, 2014 9:17 pm

NPC Storyline - Akarynth|Nodin

Czarnołuski wydobył z siebie cichy, gardłowy warkot. Pogarda dla istoty która klęknęła przed nim, śmiała w ogóle spoglądać na jego łapy. Lis nie miał nawet świadomości o tym kto tak na prawdę przed nim stoi oraz jak wielka jest moc owej istoty. Niemniej jednak zaraz miało mu być dane się o tym troszeczkę przekonać...
Nodin podniósł swą prawą łapę do góry, powoli i bez pośpiechu. Następnie umieścił ją nad głową lisa i go... "pacnął". Cóż, tak odczułoby to inne widmo. Rhoshan mógł poczuć, jak coś trzasnęło go w łeb - i tylko fakt, że odzyskał dawne ciało - uratował go przed rozleceniem się na kawałki. Zamiast tego został wsmarowany w podłoże, uderzając w nie pyskiem, a następnie korpusem i resztą ciała - z na prawdę wielką siłą. Następnie czerwonofutry mógł poczuć, jak gad złapał pazurami za jego ramię i obrócił go sobie na plecy, niczym jakiś pyłek kurzu. Odczuwalnie mogło się wydawać, że widmo się wręcz ogranicza, by nie przerobić go na czerwoną miazgę. Po tym, jaszczur przesunął się by móc stanąć w tym samym kierunku w którym skierowany był teraz łeb lisa - przodem do białołuskiego. Gad dobił lisa łapą do ziemi, kładąc ją na jego klatce piersiowej i opierając pazury na ramionach lisa. Łapa była na tyle duża, że haczyła nawet o ręce, przez co Rhoshan nie mógł ich nawet podnieść by odruchowo "złapać" za łapę która go przytrzymywała. Mógł natomiast poczuć, że głębszego wdechu nie był już w stanie wziąć.
/Nie jestem smokiem, kundlu./
Odezwał się nagle głos. Niski, poważny, wyraźnie należący do prastarej istoty... do tego przepełniony wrogością, gniewem. Widmo słyszało myśli lisa, a lis przyrównał go do jednej z przyziemnych ras jakimi były smoki. I choć była to najsilniejsza z ras Densorinu, to jednak przyrównanie go do prostych śmiertelników było po prostu dla niego obrazą. Zwłaszcza, że był kimś komu zawdzięczali egzystencję.
/Nie wlewaj sobie. Nigdy nie doznałeś śmierci. Śmiertelny mag nie byłby w stanie ściągnąć cię z zaświatów./
Dodał, a następnie przesunął jeden ze swych pazurów na szyję lisa. Rhoshan mógł poczuć jak coś co można by przyrównać do najznakomitszego ostrza, przesuwało się po jego skórze, drażniąc ją w bardzo niemiły sposób. Zupełnie jakby jeden zły ruch, głębszy oddech lub przełknięcie śliny mogły sprawić, że siła nacisku będzie aż za duża i rozetnie skórę w tym dość krytycznym punkcie organizmu. Czarnołuski pochylił swój wielki łeb nad głową lisa, spoglądając swymi krwistoczerwonymi ślepiami prost w jego dwukolorowe oczy.
/Do usług...? Ostatnią misję na którą cię wysłałem - zawaliłeś. Chcesz mi czyścić pazury? Myślisz, że się do tego nadasz?/
Dorzucił do tego wszystkiego, chyba nie zamierzając zostawić na lisie suchej nitki. Jakby od razu mu powiedział, że go nie lubi i nie zamierza się z tym kryć... piękny początek. Najsilniejsza istota na planecie ciebie nie cierpi. A mimo to pozwalał mu żyć.
/"Jack the Ripper"...?/
Zapytał prześmiewczo, z pogardą wręcz wylewającą się z jego głosu.
/Bezmyślnie przyjąłeś ziemskie standardy, stwierdzając, że tak najłatwiej? Mordować i wykorzystywać siłę przeciwko innym? Dokonywać samosądu, udawać bohatera?/
Rzucił, a pazury gada przesunęły się na klatkę piersiową lisa, jeden z nich prosto nad bijące serce samca. Jaszczur ustawił je pionowo, wręcz dając wprost do zrozumienia... jedno złe słowo...
Jeśli jednak lis postanowił na choć chwilę oderwać wzrok w stronę swego mistrza, dostrzec mógł spokój panujący na jego pysku... a po ostatnich słowach Nodina, ten pokiwał łbem na boki. Było to jednak przesłanie do Rhoshana, nie widma - brońcie przodkowie. Było to typowe "nie", negacja na wypadek, gdyby lis chciał udzielić jakiejś głupiej odpowiedzi. Był to po prostu jeden z tych momentów w życiu, w których trzeba ugryźć się w język - nawet nie myśleć, bo przecież on to słyszał. A wyrazie było widać, że widmo trzymało tutaj wszystko w szachu. Mógł zrobić co chciał i jak chciał - nikt nie był w stanie mu zabronić. On dyktował zasady. Jeśli więc zechce Rhoshana martwego - Rhoshan będzie martwy.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Główny budynek rezydencji - plac  Empty
PisanieTemat: Re: Główny budynek rezydencji - plac    Główny budynek rezydencji - plac  Icon_minitime1Sob Paź 18, 2014 12:40 am

Gardłowy warkot nieco przeraził lisa, przez co w pierwszym momencie poczuł podświadomą chęć ucieczki, albo obrony. Jednak chyba tego pierwszego, bo walka pewnie nie wchodziła w grę, zresztą głupi nie był i nie będzie szarżował na takiego przeciwnika, którym zresztą Widmo nie było. Zresztą nawet by nie pomyślał by rzucić mu wyzwanie. Mimo tego, że nie było wrogiem to Rhoshan odczuwał przed stworzeniem strach, ogromne jak on sam przerażenie, które się budowało w nim szybciej niż odbudowa domu japońskiego po trzęsieniu.
Uważnie obserwował powolny ruch prawej łapy unoszącej się do góry, która lekko mówiąc… wkleiła go w podłoże. Zahuczało mu w głowie od tego ciosu, chociaż jego ciało było całe to jednak ból był znaczy, zwłaszcza że pyskiem uderzył w glebę, a potem reakcją domina (i zasadami fizyki) dalej poleciał korpus i reszta. To była ogromna siła i mimo, że ruch  był powolny i z pozoru wyglądał na nic groźnego, to jednak tym wgniótł go praktycznie w ziemię. Odczuł jeszcze większy strach przed istotą i tylko modlił się o to w głowie, by nigdy przeciwko niemu nie stanąć albo jemu podobnemu. Zresztą, wolał się pomodlić by nigdy nie nawinąć się kiedy taka istota miała zły humor. Lis kiedy jeszcze ogarniał sytuację, został przewrócony momentalnie na bok, jakby był niczym źdźbło  trawy. Jakby nic nie ważył! Na dodatek widać było, że istota stara się być „delikatna”. Dalej przyszło poczucie bycia czymś gorszym niż robactwo, niż karaluch, którego ktoś właśnie próbuje kapciem przygnieść. W pierwszej chwili Rhoshan wiadomo, że miał odruch by złapać za łapę, ale jednak okazała się na tyle duża, że zwyczajnie nie miał jak. Musiał oddychać płytko, gdyż zwyczajnie był gnieciony.
Na dodatek został skarcony przez istotę,… za co po chwili skarcił się w myślach, a właściwie za to że… pomyślał o tym wtedy. Rozgniewał tą istotę najwyraźniej, dlatego teraz jeszcze doszło to, że poczuł się iż jego chwile żyjącej istoty chyba zmierzają ku końcowi. Nawet nie szukał usprawiedliwienia w tym, że nie ma swojej pamięci bo to zwyczajnie by istotę zdenerwowało bardziej. Nie miał nic na swoją obronę tak naprawdę, jedynie wyrażenie skruchy, takiej naprawdę głębokiej, najgłębszej na jaką go tylko było stać.
Chociaż to co widmo powiedziało nieco go zastanawiało. Skoro to nie była śmierć, to co się z nim stało wtedy? Ktoś wyciągnął duszę z jeszcze żyjącego Rhoshana? Tylko… po co to ktoś robił? Gdyby ktoś się go chciał pozbyć to zrobiłby to od razu... chyba, że... ktoś nadzorował to czy Rhoshan żyje i celem tego, że jego dusza została wyciągnięta było kupienie czasu potrzebnego czegoś tam. Jednak jego myśli długo nie krążyły wokół tego, gdyż poczuł na szyi pazur. Po jego kręgosłupie przeszły dreszcze strachu, a jego ogon poruszał się nerwowo na boki, jakby chcąc uciec. Miał wrażenie, że Nodin jeśli coś mu się nie spodoba to może lisowi zrobić krzywdę. Nie wyglądał na zadowolonego, a wiadomo że lisem teraz kierował strach i nie myślał trzeźwo. Mimo, że gdzieś tam podświadomie mógł czuć, że widmo nie powinno mu (chyba) zrobić krzywdy. W każdym razie oddychał powoli i płytko, jak najmniej się ruszając. Bał się, że zwyczajnie sam sobie zrobi krzywdę. Ich wzrok się spotkał, a czerwone ślepia praktycznie emanowały tym skarceniem, tym ogólnym zniesmaczeniem, gniewem na tą istotę. Za to, że zawiódł, przez co teraz znowu solidnie emocjonalnie oberwał bo wzbudziło to w nim duże poczucie winy i duże w sensie, że zadawał sobie pytanie „jak mógł do tego dopuścić? Co się wtedy stało, że nie wykonał zadania? Jakie to było zadanie?”. W końcu praktycznie nic z tamtego czasu nie pamiętał, jednak wolał nie ciągnąć tego tematu. Właśnie czuł się jak szeregowy, który zgarnia burę od sierżanta. Solidną, najsolidniejszą burę, czuł się zwyczajnie jeszcze mniejszy. Chciał się skurczyć do rozmiaru pchły i ukryć gdzieś w bezpiecznym miejscu. Tym bardziej żałował tego, że kiedyś przyjął tamtą niewdzięczną ksywkę. Nie chciał się tłumaczyć, że był inną osobą wtedy, bo przecież nieznanie regulaminu nie zwalnia z jego przestrzegania i to działało na tej samej zasadzie. Jak mógł do tego dopuścić? Jak mógł dopuścić do, tego że zdziczał tutaj? Czemu wtedy o tym nie pomyślał? Nawet nie chciał się tłumaczyć tym, że został wykarmiony negatywnymi emocjami swojego hosta. Co więcej, nie chciał się do tego przyznać, jednak miał jedną świadomość… widmo czyta w jego myślach, więc na pewno już wszystko wie. Na dodatek teraz sprawa przybrała taki obrót jakby to miał być moment jego egzekucji.
Nawet mistrz nie mógł zaoferować żadnej rady, poza tą by trzymać język za zębami, a myśli nie wypowiadać. Rhoshanowi w głowie świtała na moment obecny tylko jedna myśl – chęć poprawy i jakiegoś przysłużenia się. Inna sprawa, że nie lubił zostawiać niedokończonych spraw, dlatego też jeśli byłby w stanie to chciałby dokończyć to, czego wtedy nie skończył. Jednak wtedy sobie przypomniał ,że widmo słyszy jego myśli, dlatego po chwili przestał myśleć. Jedyne co to postanowił się zdać na to co widmo zrobi, zresztą i tak nie było sensu się stawiać czy walczyć. Nawet nie było takich opcji by on sam podniósł pazur na kogoś, komu przecież służył kiedyś i komuś kto był szanowany powszechnie na jego rodzimym świecie. Przymknął oczy i próbował wyrównać oraz uspokoić oddech, jednocześnie słuchając co istota ma do powiedzenia w tej kwestii. Czy oszczędzi go, czy zakończy żywot. Wszystko było w rękach, a raczej pazurach czarnołuskiego.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Główny budynek rezydencji - plac  Empty
PisanieTemat: Re: Główny budynek rezydencji - plac    Główny budynek rezydencji - plac  Icon_minitime1Sob Paź 18, 2014 11:54 pm

NPC Storyline - Akarynth|Nodin

Widmo spoglądało na lisa z góry, w pewnym momencie nawet przesuwając ostrymi końcami pazurów po jego klatce piersiowej, znacząc sobie ślady i drażniąc skórę - drapiąc, jednak bez poważniejszych efektów. Ot nie można było tego nazwać przyjemnym - jak w przypadku Kerriji. Czarnołuski się po prostu nim bawił, bo mógł, bo był wyżej usytuowany... i bardzo poirytowany.
/Co się stało, Rhoshanie...? Ogarnął cię strach przed silniejszym? Przecież sam straszysz słabszych na tej planecie. Źle, gdy stajesz po drugiej stronie?/
Zapytał, unosząc lekko swe wargi oraz ukazując ostre kły. Czyżby lis nagle zaczął się bać? Przecież w przeszłości straszył ludzi, mordował ich tak "bohatersko" i "odważnie". Nagle zniewieściał? Trafił na silniejszego? Widmo ponownie warknęło ostrzegawczo, mrużąc lekko swe ślepia.
/Człowiek tak tobie namieszał? Nie byłeś w stanie nawet nad nim zapanować? Śmiesz zwać się densorinem?/
Rzucił z pogardą w głosie. Gad przesunął swe pazury do poziomu i oparł ponownie całą łapę na korpusie oraz rękach czerwonofutrego, wbijając go w ziemię, jakby ktoś nagle zrzucił na lisa fortepian... bardzo ciężki fortepian.
/Kto ma zapłacić za to, że zawiodłeś? Mój brat zginął przez wasze błędy.../
Dodał, mówiąc ostatnie zdanie niemalże "przez zęby" - choć jego pysk się nie poruszał, gdyż gadzina używała wyłącznie telepatii. Nodin podniósł swą łapę, a następnie postawił ją na ziemi - obok lisa. W ten jego wzrok podniósł się na białołuskiego smoka, siedzącego nadal w tej samej pozycji - od początku, biernie przyglądającego się sytuacji.
/Niech zapomni o pozbyciu się klątwy dopóki nie nauczy się jak być jednym z was./
Odezwał się, a jego głos tym razem usłyszeli już obaj. Przynajmniej tego lis mógł być pewien. Czarnołuski ruszył do przodu, przechodząc nad nim spokojnie, by następnie minąć białołuskiego, odejść od niego na jakieś półtora metra i legnąć na ziemi, układając się na brzuchu w tej samej pozycji co wcześniej. Widmo zamknęło swe ślepia i wyciszyło się, jakby nigdy nic. Jego pysk przyjął neutralny wyraz.
-Jak się czujesz, Rhoshanie?
Odezwał się nagle mistrz Akarynth. Jaszczur siedział w dalszym ciągu, przyglądając się spokojnie swemu uczniowi. I choć lis nie pamiętał tak dobrze jak wyglądały ich relacje - to jednak biały smok nadal miał ten sentyment do swego ucznia. Nie każdego bowiem przygarnia się pod własny dach i osobiście trenuje. Wiele będzie trzeba nauczyć go od początku, jednak nie powinno być to największe z wyzwań. Lis mniej więcej wiedział już jak zachowywać się wobec określonych istot. Wystarczyło doszlifować jeszcze resztę i wyjdzie to, czego dokładnie potrzebowali ze stron Rhoshana. Na razie jednak była kolej lisa. Odpowiedź na pytanie oraz jego własne pytania, które powinny się pojawić. Dla niego, istniało bowiem sporo niewiadomych. Teraz tylko widmo przejęło "bierną" rolę. Przynajmniej tak to wyglądało...
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Główny budynek rezydencji - plac  Empty
PisanieTemat: Re: Główny budynek rezydencji - plac    Główny budynek rezydencji - plac  Icon_minitime1Nie Paź 19, 2014 1:42 am

To nie będzie należało do najprzyjemniejszych wspomnień z życia lisa, jednak nie mógł o tym myśleć teraz, kiedy to jego umysł był otwartą księgą dla Widma. Drapanie było nieprzyjemne, jednak nie zostawiło żadnych ran, bo gdyby już zostawiło to pewnie nie byłyby takie małe. Był jak zabawka, tak jakby kot bawił się złapaną myszą zanim ją skonsumuje, w skrócie był nikim więcej niż szmacianą lalką w chwili obecnej. Widmo nie miało prawa się mylić, w końcu było w jego głowie. Tak czuł strach, jak każda istota kiedy jest zagrożona. Może i  w przeszłości miał epizody ze straszeniem ludzi, nawet ich zabijaniem, ale przecież łowca napuszczał go tylko na przestępców. Teraz stawał się inną istotą, a nie bezrozumną bestią której jedynym celem było mordowanie wszystkiego co było pod ręką.
Nie miał nic na swoją obronę, gdyż zwyczajnie zawodził by zapanować nad tamtym człowiekiem. Mógł to tylko robić, kiedy wola łowcy była osłabiona. Czarnołuski miał rację, lis nie ma prawa zwać się desnsorinem jeśli przegrał z człowiekiem. Tym razem został całkowicie wgnieciony w ziemię przez łapę czarnego stworzenia. Próbował złapać oddech, jednak było to bardzo trudne, kiedy ogromna masa naciska na jego całe ciało.
Następne słowa rzuciły nieco światła na sytuację, dlaczego Widmo tak nienawidziło Rhoshana. Przez tamto zawalone zadanie brat Nodina zginął. Tylko co to było za zadanie i jak doszło do tego, że lis (który został wybrany zapewne jako osoba najwłaściwsza do tego) zawiódł? Co takiego tam się stało i co miał zrobić? Nie mógł się teraz usprawiedliwić za swoją porażkę, a zapewnienia poprawy nie zwrócą przecież tamtemu życia. Był w impasie, nie wiedząc co odpowiedzieć, co pomyśleć. Zwyczajnie po raz pierwszy mu zabrakło słów.
Czyżby po to został sprowadzony Nodin? By zlikwidować klątwę i zapewne oddzielić człowieka od Rhoshana? Jednak teraz… sytuacja nie przybrała korzystnego obrotu, chociaż… to nawet sensowne wyjście. W pewnym sensie mógł podziękować za tą decyzję, gdyż zanim klątwa zostanie zdjęta Rhoshan na nowo będzie musiał się nauczyć co to znaczy być densorinem. Drugie dno jest takie, że mając już swoje ciało musiałby żyć w społeczności, znać wszystkie obyczaje, etykiety i takie inne duperele. Widmo przestało go „deptać” i ułożyło się nieopodal znowu wchodząc w tamten stan, w którym było zanim rozpoczęła się konwersacja.
Wtem odezwał się mistrz, pytając o zdrowie lisa.
- Nic mi nie jest. Poza przeszłością, która uderzyła mnie jak rozpędzony pociąg. Chcę dogonić ten pociąg i odzyskać moje walizki, które w nim zostawiłem – metafora mająca na celu podkreślenie, że chce odzyskać to co zostało mu zabrane – jego przeszłość. Lis już dzięki bogu sporo wiedział. Miał wiedzę na kogo uważać, komu okazać szacunek, jak się zachować w poszczególnych sytuacjach. Każdy kop w tyłek był dla niego bolesną, acz wartościową lekcją. Miał za to parę pytań do mistrza, zwłaszcza odnośnie wizji która mu się objawiła w momencie snu.
- Mistrzu… chciałem Cię zapytać o parę rzeczy, jeśli oczywiście mogę? – powiedział z pokorą i usiadł w tej samej pozycji co mistrz. Siedział naprzeciwko i patrzył w oczy białołuskiego. Lis był wyprostowany i wyczekiwał odpowiedzi, jeśli otrzymał twierdzącą zadał następujące pytanie – Czy to co widziałem we śnie… wizja, w której byłem na polanie by zaraz potem zostać otoczonym przez cieniste istoty, a potem zostać uratowanym przez Ciebie… czy to jest dokładnie to jak wyglądały początki mojego życia? Czy to co widziałem miało jednak jakieś głębsze znaczenie? – tutaj opowiedział mu dokładnie tamtą wizję, która mu się przyśniła. Wsłuchał się w to co smok mówił, jeśli oczywiście otrzymał odpowiedź na to pytanie.  
Jeśli otrzymał odpowiedź odmowną zrobił to samo co w wypadku otrzymania twierdzącej, wraz z odpowiedzią na zadane pytanie odnośnie wizji. Mianowicie takie oto pytanie.
- Mistrzu, czy mogę liczyć na nauki, które pomogą mi wrócić do bycia dawnym sobą? W aspekcie zachowania jak i możliwości – powiedział pełen determinacji, ba nawet był gotów do hardych wyzwań i tego, że pewnie by znowu gryzł glebę tak jak treningach. Podczas tego wszystkiego także będzie okazja porozmawiać o tym co było w przeszłości i zbliżyć się do zagadki jaką było tajemnicze zadanie, przez które zginął brat widma.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Główny budynek rezydencji - plac  Empty
PisanieTemat: Re: Główny budynek rezydencji - plac    Główny budynek rezydencji - plac  Icon_minitime1Nie Paź 19, 2014 7:57 pm

NPC Storyline - Akarynth|Nodin

Pierwsze czego będzie go trzeba oduczyć to ludzkie słownictwo. Obaj bowiem zrozumieli o co chodziło, niemniej jednak te słowa nie były czymś co pasowało do Densorina.
Mistrz obserwował jak jego uczeń wstał, a następnie odpowiedział mu na pytanie i podszedł do niego, siadając na przeciwko w tej samej pozycji co białołuski smok. Może rzeczywiście nie wszystko zapomniał? Albo zrobił to instynktownie. Akarynth nie lubił gdy jego uczniowie przesadnie się przed nim płaszczyli, zwłaszcza ktoś kogo miał pod swoją opieką.
-Nigdy nie zabraniałem tobie pytać, Rhoshanie...
Odparł lisowi, a następnie wskazał mu dłonią, by ten usiadł bliżej. Dwa metry były niczym mur. Ich relacje nie były relacjami władcy ze sługą, lecz mistrza z uczniem; opiekuna oraz młodzika. Smok zaczekał aż Rhoshan zmniejszył dystans, by usiąść obok smoka, przed nim - by jedyną barierą która ich dystansowała była broń gada, która znajdowała się pod ich nogami - tuż przed nimi, na ziemi.
-Początki swego życia spędziłeś z rodzicami, jako uczeń akademii. Do gwardii, pod moją opiekę - trafiłeś w wieku dziesięciu lat. Sny można interpretować na różne sposoby. Może to twój umysł, próbując odzyskać utracone wspomnienia - chce przekazać tobie jakiś związek między nami dwoma?
Wyjaśnił, nie chcąc wdawać się w szczegóły - a interpretację snu pozostawić po prostu lisowi. Mina smoka była neutralna, nie zdradzał on za bardzo emocji które nim kierowały. Niemniej jednak odezwało się widmo, nie podnosząc nawet swego wzroku...
-To nie tylko twój mistrz. To twój opiekun. Przygarnął cię gdy straciłeś rodzinę. Sen jest twoją interpretacją tego zdarzenia... oraz wielu innych.
Wyjaśniło widmo - i choć obaj słyszeli słowa widma, Akarynth nawet nie drgnął, spoglądając jedynie spokojnie na czernowofutrego i szykując odpowiedź na jego następne pytanie... dość oczywistą.
-Ciągle kogoś wychowuję. Mogę wychować ciebie ponownie.
Odparł mu, równie spokojnym głosem, neutralnie - jednak jakby z wyczuwalnym lekkim żartem. I choć emocji zewnętrznie nie pokazywał, to na pewno jakieś nim kierowały. Każdym kierowały emocje, niemniej jednak nie wszyscy dawali im sobą owładnąć. Akarynth należał do tej grupy. Był raczej bardzo spokojną istotą. Jego moc bowiem - wykorzystana w gniewie - mogłaby mieć bardzo złe skutki dla otoczenia. Lepiej więc było tego unikać. Po za tym, białołuski był kimś kto potrafił sprawiać, że inni czuli się przy nim bezpiecznie. Jednym z aspektów tego faktu była właśnie samokontrola. Nawet gdy świat walił im się na głowy, Akarynth zawsze pozostawał spokojny oraz opanowany.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Główny budynek rezydencji - plac  Empty
PisanieTemat: Re: Główny budynek rezydencji - plac    Główny budynek rezydencji - plac  Icon_minitime1Nie Paź 19, 2014 9:00 pm

Tamten gest, czyli określony rodzaj siadu był kwestią raz, że instynktu, a dwa wyglądało to na w miarę wygodną pozycję do siedzenia. Z kolejnej strony była też trochę taka bardziej formalna, bo jakby to wyglądało, gdyby lis rozwalił się przed nimi i gadał? Pewnie zostałoby to odebrane jako brak szacunku, a z tym wolał nie eksperymentować. Zresztą mistrz dużo dla niego zrobił do tej pory, nie mówiąc o tym co było kiedyś. Należał mu się respekt nie tylko ze względu na stanowisko, ale też za charakter i podejście do ucznia.
Jakby się nad tym zastanowić, co zresztą teraz mu przyszło do głowy, to Rhoshan zapewne zawsze mógł pytać. Skąd taki wniosek? Można go było wysnuć z tamtego fragmentu na placu treningowym, kiedy to dostał ostrego łupnia, a potem zaczynała się rozmowa i ponowny trening.
Przysunął się bliżej, tak by dzieliła ich jedynie broń, którą mistrz miał przed sobą. Wcześniej jakoś tak odruchowo usiadł dalej, chyba bardziej ze względu na to że Widmo było w pobliżu, ale zachęta mistrza (mimo, że lis wiedział co mistrz może w tej sytuacji) podziałała jakoś kojąco na jego nerwy.
Wsłuchiwał się w słowa, które powoli rozświetlały ciemną grotę, jaką była jego przeszłość. Uczęszczał do akademii, a pod skrzydła mistrza trafił będąc praktycznie szkrabem. Kolejną wskazówką było to, że sen może być próbą odzyskania przez umysł tego co zostało utracone. Związek między Akarynthem, a Rhoshanem na pewno jakiś był, gdyż w tym śnie to mistrz wyciągnął do lisa rękę przy okazji ratując go z opresji. Dopiero słowa Widma pomogły nadać wizji większego sensu, gdyż to by wyjaśniało czym były owe cienie. Skoro stracił rodzinę to musiały to być istoty, które ich zabiły. Logicznie rzecz ujmując, nie traci się rodziny od tak z dnia na dzień, przyczynami naturalnymi. Lis przywykły nieco do samotności, kiedy to był na Ziemi, jednak dosyć go to zabolało. Nie pamiętał tamtego okresu dokładnie, jednak sama świadomość, że wszystkie osoby z jego rodziny nie żyją mogła być nieco bolesna. Zawsze była w nim ta iskierka nadziei, że może ma jakiś bliskich… chociaż, nadal miał. Mistrz był jego opiekunem, przygarnął go. Praktycznie jak ojciec, przyszywany ale zawsze. Kolejny kawałek przeszłości wpadł na swoje miejsce. Puzzle powoli układają się w całość.
Widocznie prośba lisa troszkę rozbawiła mistrza, wnioskując po tym żarciku wplecionym w wypowiedź. No cóż… wychowania będzie potrzebował, zwłaszcza w kwestii wprowadzenia do obyczajów densorińskich.
- Więc kiedy zaczynamy? – zapytał ciekawie, gdyż był bardzo skory do nauki. Pytanie tylko czy mistrz miał teraz czas na to? Przy okazji przypomniała mu się jedna rzecz, o której prawie to zapomniał – A jak poszło z Shinsenem? – zastanawiał się czy Młodemu nic nie jest, chociaż miał wrażenie, że jednak nie powinno mu nic być. Przecież było powiedziane, że pakuje się w kłopoty, ale też z nich wychodzi.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Główny budynek rezydencji - plac  Empty
PisanieTemat: Re: Główny budynek rezydencji - plac    Główny budynek rezydencji - plac  Icon_minitime1Wto Paź 21, 2014 11:14 pm

Acroth|Akarynth|Nodin

/Ból...?/
Odezwał się głos w głowie czerwonofutrego lisa. Głos czarnołuskiego.
/Twoja rodzina to biały smok który przed tobą siedzi. Masz prawo nazywać go swym ojcem. Nie pamiętasz ani swych rodziców ani ich śmierci. Ja trzymałem mego brata w łapach, gdy odchodził... nie mogłem mu nawet pomóc. Wyzbądź się tej emocji./
Dodało widmo. W tym wszystkim rzuciło trochę nowego światła na swą osobę. Czarnołuski nie był w stanie pomóc swemu bratu... a podobno posiada zdolności na poziomie bogów. Mógł trafić na kogoś silniejszego... lub ratowanie widma nie jest takie łatwe, jak mogłoby się zdawać. W tym wszystkim - wypowiadając się zapewne tylko do Rhoshana - Nodin nawet się nie poruszył. Mówił tylko do lisa i zdradził mu dość osobisty fakt ze swej historii... z drugiej strony - kto odważy się plotkować o kimś takim jak on? Po za tym, jako "syn" Akaryntha, lis mógł liczyć na nieco lżejsze traktowanie - więcej zaufania w takich sprawach.
-Już zaczęliśmy. Muszę zadbać o trochę mniej zorganizowanych uczniów, tak więc tobą przez ten czas zajmie się widmo...
Rzucił w odpowiedzi, a zanim dane było mu wspomnieć o Shinsenie - wtrącił się ktoś inny...
-Przetrzymywany... zaczekamy, aż wykonają swój ruch... zdradzą się.
Odezwał się głos - dosłownie za plecami Rhoshana. Nie było powodu do paniki - bo skoro był za jego plecami - i to bardzo blisko - to widmo jak i mistrz tą istotę musieli już widzieć. Akarynth podniósł wzrok na przybysza, a widmo... dalej pozostawało niewzruszone.
Gdy lis odwrócił wzrok, ujrzał mierzącego trochę ponad dwa metry i dwadzieścia centymetrów, złotego smoka. Złote łuski kryły ciało gada, dobrze zbudowane - umięśnione, lecz o atletycznej budowie. Gad był mniejszy od Rhoshana, nie tylko wzrostem ale również na szerokość. Wydawał się być młodym osobnikiem. Długi ogon smoka ciągnął się za nim, a jego skrzydła były złożone i przyklejone do jego grzbietu. Smok zatrzymał się dosłownie za plecami lisa, spoglądając na niego z góry i krzywiąc łeb lekko na bok.
-A więc ty jesteś Rhoshan... wyobrażałem sobie ciebie nieco inaczej, niemniej jednak wyglądasz bardzo dobrze, jak na kogoś kto zmartwychwstał...
Zaczął, mówiąc spokojnie - można by powiedzieć, że nawet przyjaźnie. I kiedy smok kontynuował, wtrąciło się znowu widmo, mówiąc bezpośrednio do lisa.
/Nawet nie drgnij. To następca tronu Densorinu. Książę Acroth Złotołuski. Jedna z najbardziej charyzmatycznych istot na planecie. Lud pójdzie za nim do bram piekieł, jeśli będzie taka potrzeba./
-Musimy kiedyś stanąć razem na arenie. Chętnie sprawdzę w walce jednego z najlepszych uczniów mistrza Akaryntha.
Dodał... a tutaj znów wtrącił się czarnołuski.
/Nie licz na to. Okryjesz się hańbą, podejmując świadome wyzwanie przeciwko królewskiej krwi. Honorem jest, że to tobie zaproponował. Twoim winno być wycofanie się z walki. Po za tym... Acroth jest tym typem istoty która wzmacnia się z każdym przyjętym ciosem. Zawsze gdy go przewrócisz - wstanie silniejszy. Włada również potężnym, złotym ogniem. Chcesz go mieć po swojej stronie, jako swego pana - nigdy, jako wroga./
Rzucił, najwyraźniej przyjmując rolę mentora dla lisa. Cichego mentora, szepczącego mu na ucho dobre rady. W międzyczasie, białołuski podniósł się z ziemi, minął Rhoshana i stanął przed złotołuskim, mierząc go z góry swym spojrzeniem. Prawie pół metra wzrostu różnicy robiło wrażenie.
-Nie spodziewałem się na was trafić. Dur-Shurrikun prowadzi na tej planecie operacje?
-Bardzo poważaną. Historia sprzed miliona lat łączy się tutaj z naszymi czasami. Naszym jest odnaleźć pradawny artefakt.
-Na tej zniszczonej planecie...?
-Tak zarządził Jinkusu. Z mojej inicjatywy i za błogosławieństwem mego ojca - wspieram naszego sojusznika w jego działaniach. Dowiedziałem się, że porwano jednego z twych uczniów. Ja i moi gwardziści jesteśmy gotowi wam pomóc...
Tutaj ich rozmowa została dla Rhoshana przerwana, gdy jego ciało nagle zostało przeniesione - z pod smoków - prosto przed leżące widmo. Czarnołuski podniósł swój łeb do góry i spojrzał krwistoczerwonymi ślepiami na lisa, neutralnym, spokojnym spojrzeniem.
/Pomożesz mi, chcąc tego lub nie. Zawiodłeś mnie wcześniej, teraz do tego nie dopuszczę. Ty zapolujesz na swoje wspomnienia, swoje dawne życie... ja na zabójcę mojego brata. Zajmiemy się też... Antharasem./
Wyjaśnił, a ogon widma zaczął poruszać się po ziemi na lewo i prawo. Tymczasem smoki rozmawiały kawałek dalej, chyba opracowując jakiś większy plan - jak to ma wszystko według nich wyglądać. Tutaj jednak Rhoshan musiał skupić się na swym aktualnym rozmówcy... widać z góry było ustalone, z kim ma na razie pracować.



Acroth:
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Główny budynek rezydencji - plac  Empty
PisanieTemat: Re: Główny budynek rezydencji - plac    Główny budynek rezydencji - plac  Icon_minitime1Sro Paź 22, 2014 12:04 am

Rhoshan czuł, że Widmo miało rację, poprawka nawet mógł to wiedzieć zwłaszcza po tamtych wizjach oraz tym co powiedział mistrz. Faktycznie był jego rodziną, to co było kiedyś na pewno jakoś przetrwało i jeśli nie w lisie to na pewno Akarynth o tym pamiętał. Może rodzice lisa nie żyli, jednak siedział przed nim ktoś kto zrobił dla niego wiele i zwyczajnie zasłużył na miano ojca.
Historia samego Widma natomiast dała mu inny obraz owego stworzenia. Nie mógł go w pełni zrozumieć, bo przecież nigdy nie trzymał umierającego krewnego w rękach… a może trzymał tylko tego nie pamięta? Jednak to tłumaczyło tamten gniew. Coś się stało, że nawet zdolności na Ziemi określane jako boskie nie pomogły odratować owego brata. Wszystko przez to, że wtedy tamto zadanie zostało zawalone, jednak kwestia była tego… dlaczego się tak stało? Co tak naprawdę zaskoczyło lisa, kiedy je wykonywał? Przecież tak poważnego zdania nie zleca się byle komu, więc na pewno owego czasu Rhoshan był do tamtego zadania przystosowany idealnie lub na tyle dobrze by móc je wykonać. Tajemnica mogła czuć się bezpieczna u lisa, gdyż i tak nie był typem który plotkuje.
W sumie jakby nie patrzeć to cały proces zaczął się od samego przybycia Shinsena tak naprawdę i od tamtej rozmowy, którą z nim ówczesny Jack, a obecny Rhoshan odbył. Prędkości owa nauka nabrała od momentu, kiedy pojawił się mistrz, a Kerrija całkiem dobrze wykonała swoje zadanie i trochę mu pomogła odłupać parę kawałków od tego kamienia jakim było jego wnętrze. Zanim jednak uzyskał odpowiedz o Młodym, wtedy usłyszał głos za sobą. Nie spanikował, jednak odwrócił łeb odruchowo by spojrzeć za siebie i ujrzeć złotego smoka, który budową wyglądał na całkiem dobrego wojownika, jednak był trochę… węższy niż Rhoshan. Może nawet odrobinę niższy, chociaż to rekompensowały skrzydła.
Dostał całkiem niezłą poradę w głowie, by nie drgnąć, okazać szacunek gdyż to był Książe. Złote łuski faktycznie nadawały tej szlachetności, trochę jakby na podstawie władcy pokazywać, że kraina jest w dobrobycie. Złoty władca, złota kraina.
Już z wielką chęcią, by zaakceptował wyzwanie, jednak znowu w głowie usłyszał głos odradzający to. Faktycznie poczucie lojalności wobec korony, wyklucza taką opcje gdyby się głębiej nad tym zastanowić. Chociaż faktycznie, jeśli władca uznał go za godnego rzucenia wyzwania to faktycznie honor, jednak jeśli by przyjął wyzwanie to wyglądałoby to tak jakby stwierdził że da radę stanąć w szranki z władcą i jednocześnie okazałby brak szacunku i pychę. Jego mózg wypracował tą teorię będąc na wysokich obrotach, a lis spojrzał na smoka. Pokręcił przecząco głową po czym rzekł – Nie mogę podnieść łapy na księcia, ani nikogo z królewskiej krwi dlatego muszę odmówić przyjęcia wyzwania. Poddany nie walczy ze swoim panem – wzruszył ramionami i spuścił wzrok w pokorze. Dziwne, nigdy nie trenował tego ruchu a jakoś mu się udało. Naprawdę dziwne.
Przysłuchiwał się rozmowie dwóch gadów. Mówili o jakimś artefakcie i tutaj mu coś zaświtało, czy przypadkiem nie po to go wysłali wtedy. Może jego zadaniem było kiedyś to odnaleźć i zwrócić, ale ktoś go dopadł i zagarnął artefakt?
Chociaż tyle dobrego, że po Młodego wyleci całkiem solidna ekipa ratunkowa. Książe, mistrz, gwardziści… jeśli ktoś szykowałby pułapkę na taką ewentualność to pewnie, by wpadli w niezłe tarapaty.
Lis nagle pojawił się przed Widmem, które podniosło łeb i spojrzało na niego. Chciał jego pomocy ponownie. Co więcej sam Rhoshan miał w sobie tą świadomość, że wtedy zawiódł i zwyczajnie dla niego samego dyshonorem byłoby zawieść drugi raz. Dlatego musi poprawić tamten błąd, jednak na razie musi odzyskać swoje wspomnienia. Czyżby to w nich krył się klucz do rozwiązania całego problemu? Widmo też miało osobistą vendettę, którą chciało zrealizować. Nawet może być to ta sama osoba, która zrobiła to Rhoshanowi.
Mniej ważne było to co się stanie z łowcą, bo jeśli by się go pozbyć i jakimś sposobem ich rozdzielić to trzeba by go ukryć, żeby Kerrija go nie dorwała bo to się może źle skończyć. Bez obecności Rhoshana, który by ją przytrzymał łowca może mieć naprawdę marne szanse wyjść z tego w jednym kawałku.
Zatem zaczynajmy. Czas posprzątać przeszłość i jaki mamy plan po tym jak odzyskam wspomnienia? Taka była jego kolejna myśl. Tamci mieli już swój własny plan. Nie zdziwiłby się, gdyby oni byli dywersją, kiedy to Widmo i Rhoshan przedarliby się niepostrzeżenie na tyły wroga by załatwić przyjemniaczka, który zabił brata Nodina.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Główny budynek rezydencji - plac  Empty
PisanieTemat: Re: Główny budynek rezydencji - plac    Główny budynek rezydencji - plac  Icon_minitime1Sro Paź 22, 2014 12:24 pm

Powrót do góry Go down
Sponsored content





Główny budynek rezydencji - plac  Empty
PisanieTemat: Re: Główny budynek rezydencji - plac    Główny budynek rezydencji - plac  Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Główny budynek rezydencji - plac
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Główny budynek rezydencji - podziemia
» Budynek główny rezydencji - gabinet
» Budynek główny rezydencji - wejście
» Budynek główny rezydencji - biblioteka
» Budynek główny rezydencji - jadalnia

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Wielka Brytania :: Londyn :: Rezydencja Antharasa-
Skocz do: