|
| Kościół. | |
|
+9Rocket Raccoon Wolverine Captain America Darkhawk Leila Gamora Quicksilver Loki Scarlet Witch 13 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Scarlet Witch
Liczba postów : 216 Data dołączenia : 05/12/2012
| Temat: Kościół. Pon Wrz 08, 2014 11:00 am | |
| Błękitne pasmo nieba rozpościerało się nad zgrabnym kościółkiem położonym w malowniczej miejscowości, o nazwie tak skomplikowanej, że nikt z obecnych tu gości nie wiedział dokładnie gdzie się znajduje. Z dojazdem nikt jednak nie miał problemu, ponieważ tak naprawdę tym się zajęli ludzie z firmy Starka, który to dostał zaszczytne miano sponsora całej imprezy. Gdzieś tutaj nawet czekała na niego srebrna odznaka. Gdzieś… Pogoda tego dnia była wyjątkowo piękna. Jasne promienie słoneczne odbijały się od kolorowych witraży i raziły w oczy uczestników wzniosłej uroczystości, a delikatny wiatr rozwiewał włosy i treny sukien kobiet przybyłych na ślub. W powietrzu czuło się tą powagę przemieszaną z ekscytacją. W końcu nie był to zwykły ślub, o nie. Wszakże Panna Młoda nie była byle jaką panienką ze wsi, co to dorwała lepszą partię od partii swojej kuzynki ze wsi obok – była to kobieta prawie tak samo niebezpieczna jak Gamora, którą pozdrawiam serdecznie ze swojego siedziska nadwornego Wodzireja. Każdy kto znał Shi wiedział jaka ona jest – mimo niecodziennego wyglądu była ona naprawdę przemiłą i czułą osóbką, przywiązującą ogromną wagę do rodziny i przyjaciół – broniła ich jak lwica, dlatego jeżeli zadarłeś z jej wnukiem, czy synem to radzę Ci spieprzać. Najlepiej na inną planetę. Pana Młodego każdy zna i widzi jaki jest. Ona i DP byli cudowną parą, takiej drugiej nie było nigdzie indziej! Wanda z czułością obserwowała ów narzeczeństwo, w międzyczasie zajmując się setką innych spraw. Wszystko było na jej głowie począwszy od wybrania przystawek [rosół czy flaczki?] do karcenia kelnerów, którzy podbierali asgardzki alkohol [ Ten to nieźle klepie, weź dwie butelki]. To latała tu, by zerknąć czy serwetki pasują do zastawy, czy tam by zobaczyć jak idzie pieczenie ciast. Bardzo zależało jej na tym by wszystko zostało dopięte na ostatni guzik – by dzień, o którym wszyscy mówiono był wspaniały, w szczególności dla Państwa Młodych, ale by i zapamiętali tą sobotę jako najlepszą imprezę, na jakiej byli. Panna Maximoff nie dopuszczała do siebie takiej myśli, że coś miałoby się nie powieść. Poprawka. Chętnie by POROZMAWIAŁA z osobą, która planowałaby coś zepsuć, a lepiej żeby nikogo takiego nie było… Przechodząc do meritum. Słońce świeciło, ptaszki ćwierkały swoją wersję Bleed it out, a goście powoli, powoli zbierali się przed kościołem – odświętnie ubrani, wypachnieni i z naręczem prezentów, kopert i kwiatów. Pisk opon taksówek, które podwoziły naszych gości tylko sprawiały, że już tu obecni zgrzytali zębami i zerkali na tarcze swych drogich albo i nie zegarków. Ślub miał się rozpocząć o 15stej, dochodziła już za pięć. Nasza Wanda jako pierwsza zjawiła się w kościele, nie tylko by poprawić dekoracje ław i całego budynku – o, jedna kokarda wisiała krzywo, i ta już biegła by przypadkiem nikt nie zauważył, że coś było nie tak. Ale również po to by sprawdzić czy sprzęt nagłaśniający i mikrofony działają, czy przysięga jest spisana i czy wdzianko pastora z wyszytymi małymi tarczami jest wyprasowane i w odpowiednim rozmiarze. Jedwabna poduszeczka w kolorze purpury leżała spokojnie czekając na złote obrączki, których w posiadaniu był drużba. Teraz tylko wyszła na zewnątrz by spojrzeć czy przypadkiem ktoś znajomy się tu nie przypałętał. Ściskany w dłoni bukiecik czerwonych róż niósł ze sobą słodki zapach, od którego kobiecie zakręciło się nieco w głowie, a suknia, którą przywdziała – z dekoltem w serduszko, z odkrytymi ramionami i przylegająca do ciała, a kończąca się na dole trenem z tiulu w kolorze szkarłatnej czerwieni była strasznie niewygodna. Czuła, że część górna kreacji lada chwila się zsunie, stresowała się także, że przez przypadek nadepnie obcasem na materiał sunący się za nią i wyrżnie orła niczym J. Lawrence na pamiętnym rozdaniu Oscarów. W sumie wszystko się zgadzało, ta przed rozpoczęciem się ceremonii także wzmocniła się kieliszkiem mocnego alkoholu. Do tego Maximoff dołączyła ciężki, złoty naszyjnik, kolczyki i zegarek. Lekki makijaż idealnie podkreślał jej charakterystyczne rysy twarzy, a usta pociągnięte czerwoną szminką [która na ustach powinna się trzymać co najmniej przez 8 godzin!] wykrzywiały się w delikatnym uśmiechu. Ciemne włosy zostawiła rozpuszczone, a te tylko delikatnie wiły się pod wpływem co silniejszego podmuchu wiatru. Na imprezę przyszła sama o dziwo, co stwierdziła z lekkim niesmakiem – wszak jej ukochany braciszek wolał siedzieć w domu i nawalać w Battlefielda niż stać teraz z nią tutaj i pomagać w przygotowaniach. Szatynka westchnęła tylko cicho i teraz to ona spojrzała na zegarek sprawdzając czy przypadkiem nie powinna zaganiać już gości do kościoła. Stwierdziwszy, że już czas poprosiła jednego z mężczyzn z obsługi o otwarcie wrót do budynku. Zatem! Obecnie wszyscy znajdujecie się przed kościołem, albo dopiero co do niego dojeżdżacie. Witacie się z innymi i blah blah blah rozmowy o wszystkim i niczym. Możecie napisać także, że wchodzicie już do kościoła i zajmujecie odpowiednie miejsca. Mile widziane opisy uczuć postaci, co sądzą o przygotowaniach, parze młodej itp.
Pamiętajcie o rolach jakie spełniacie, m.in.: Pajonk powinien pojawić się z koszykiem świeżo zerwanych płatków róż, Szop winien być psychicznie przygotowany do noszenia obrączek, które ma przy sobie Logan, DP ma myśleć o mackach i nocy poślubnej, a Shi czy błękitna podwiązka będzie się trzymać na udzie. W sumie to wiecie, najpierw jeden krótki pościk na zaznajomienie się z sytuacją. - Serio, nie muszą to być eseje, w końcu to trollowana. Napiszcie cokolwiek.
Macie czas do ŚRODY 10 WRZEŚNIA DO 23:59. Jeżeli posta od danej osoby nie będzie to ją pomijam w kolejce. Gdyby coś/ktoś miał jakiś problem to zapraszam do kontaktu na pw/gg/fb. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Kościół. Pon Wrz 08, 2014 2:18 pm | |
| Cóż za piękny dzień na ślub. Ptaszki śpiewają, słoneczko świeci, dzieci się śmieją. Ach, Och i normalnie wzdychajmy z zachwytu. Cóż, tydzień temu Elena nie była pewna, czy w ogóle iść na ślub. Pierwszym, o czym pomyślała, widząc kopertę z zaproszeniem było to, skąd ona do cholery zna Wade'a i Shiklah. Drugim to, że nie miała sukienki, butów ani niczego. W końcu szarpnęłasię na sukienkę, która według sprzedawczyni była w "pięknym, niebiesko-coś-tam-jakimś odcieniu", chociaż dla Ellie był to po prostu MAJTKOWY NIEBIESKI. I tyle. Chwyciła pierwsze lepsze buty za dziesięć dolców w sklepie na rogu i niemal rozwaliła ścianę, kiedy podczas układania misternie zaplanowanej fryzury przypadkowo wezwała skrzydła, które wszystko zepsuły w połowie roboty. W końcu była gotowa, więc stanęła na krawędzi dachu i zeskoczyła, rozkładając błękitne skrzydła i szybując nad NYC. Wciąż to samo, te same tłumy... starała się latać między budynkami, by widziało ją jak najmniej osób, jednak po około dziesięciu minutach wylądowała miękko przed kościołem, złożyła skrzydła i rozejrzała się, w poszukiwaniu reszty gości. Oby nie była pierwsza... Lub ostatnia. No i gdzież są Młodzi? Potarła lekko ramiona i zatrzepotała delikatnie skrzydłami, nie sprawiając, by zniknęły. Wolała szybko odlecieć, jeśli to jakiś idiotyczny żart, jednak ozdoby na kościele... Sukienka |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Kościół. Pon Wrz 08, 2014 3:21 pm | |
| Właściwie Loki po raz pierwszy brał udział w tego typu uroczystości - no, przynajmniej w ziemskiej, bo oczywiście w Asgardzie, ba, nawet w innych krainach zdarzało mu się mniej lub bardziej chętnie pojawiać na ślubach i weselach... Które jednak przebiegały zdecydowanie w odmienny sposób. Elfy w Alfheim dla przykładu uwielbiały przeprowadzać wszelkie święta i okazje pod gołym niebem, na łonie natury, zaś w złotych halach Asgardu głównym punktem programu były nie przysięgi, lecz tygodnie ucztowania, które za nimi podążały; im dłużej trwały, tym wyżej oceniano status młodej pary w społeczeństwie. Rzecz jasna bóg kłamstw zdążył zapoznać się ze zwyczajami związanymi ze ślubami w Midgardzie - chciał być dobrze przygotowany na każdą ewentualność - i na podstawie zgromadzonych przez siebie informacji mógł już stwierdzić, że różnice były wręcz diametralne. Jeszcze nie był pewien, czy powinien zaliczyć je na plus czy też może jednak na minus... Lecz podejrzewał, że oceni to już jutro. Jako że przypadła mu - jak rozumiał - dość istotna rola, a mianowicie poprowadzenie pana młodego do ołtarza, trickster musiał się odpowiednio zaprezentować. W końcu jak cię widzą, tak cię piszą... A on akurat był przyzwyczajony do pokazywania się. Długie lata w roli księcia wiele go pod tym względem nauczyły. W związku z tym przyodział strój dość tradycyjny, a mianowicie złocistą zbroję, choć w gruncie rzeczy pełniącą bardziej funkcję ozdobną, aniżeli bojową. Oczywiście standardowym dodatkiem była do tego zielona peleryna oraz futro na ramionach, a także pięknie rzeźbiony diadem z rogami. Na pierwszy rzut oka całość średnio nadawała się na tę porę roku, jednakże Loki już dawno temu nauczył się rzucać na swoje ubrania drobny czas ochładzający, dzięki czemu teraz nie musiał się w ogóle przejmować temperaturą otoczenia. Jemu i tak było przyjemnie i nie za ciepło. W chwili obecnej patron chaosu czekał u boku syna na rozpoczęcie się uroczystości. Wcześniej zdążył już przyjrzeć się uważnie świątyni i zapoznać z układem jej wnętrza; do tej pory nie miał jakoś nigdy okazji czy powodu, aby wstąpić do... Kościoła... Więc doświadczenie to było dla niego zupełnie nowe, a jednak wcale nie takie znowu niezwykłe. Widywał już w końcu przeróżne miejsca kultu, czasem piękne, innym razem zaś - po prostu niepokojące... Tak czy siak musiał jednak przyznać, że na swój sposób miejsce to miało swój urok - przynajmniej już po ozdobieniu i przygotowaniu do mającego się niedługo odbyć ślubu. Teraz natomiast Lokiemu pozostawało już tylko obserwowanie zbierających się gości, z których niektórzy dość wyraźnie wyróżniali się na tle innych... Z tego czy innego powodu. Jednych po prostu lepiej znał, więc automatycznie rzucali mu się w oczy, inni natomiast - jak na przykład dziewczyna ze skrzydłami - nie kryli się ze swoją niezwykłością... Choć z drugiej strony trickster i tak wątpił, aby na uroczystości mieli się pojawić jacyś "normalni" ludzie. Wreszcie nastąpiła jakaś zmiana; spore drzwi budowli zostały otworzone, najwyraźniej na znak, że zebrani mogą już się udać do środka. Loki zerknął tylko na Deadpoola, po czym wrócił do przyglądania się gościom, teraz już przemieszczającym się do środka. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Kościół. Pon Wrz 08, 2014 3:43 pm | |
| R.R. raczej nie pojawiała się na takich imprezach, gdzie trzeba było ubrać coś ładniejszego niż mundur czy zwyczajne, luźne ubranie. Tym razem jednak musiała uzbroić się w jakąś sukienkę, w której miała zamiar pojawić się na ślubie. Takie okazje w jej życiu zdarzają się naprawdę nieczęsto, co by nie powiedzieć, że w ogóle. Nawet nie była w stanie przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz była na takiej uroczystości. Niemniej jednak nie miała zamiaru poddać się i zostać tam gdzie jej najwygodniej i mimo wszystko, postanowiła skorzystać z zaproszenia - choć nie spodziewała się, że ktoś mógłby wpaść na pomysł i zaprosić kogoś takiego jak ona... Dzień zdawał się być całkiem przyjemny i zapewne wymarzony dla pary młodej, bo pogoda była wręcz idealna. Najgorszym zadaniem było wybranie sukienki... Kilka głęboki wdechów i wydechów, przeczesanie łapką włosów i można było szperać za czymś sensownym i w miarę dobrze wyglądającym. Uszata nuciła coś pod nosem, lekko machając przy tym ogonkiem. - W końcu! - mruknęła pod nosem, kiedy sukienka była już w jej łapkach, gotowa do przymierzenia. Króliczyca bez wahania zdjęła luźne ubranie i powoli wcisnęła się w coś ładniejszego. Wybór padł na długą, czarną sukienkę bez żadnych ramiączek, z delikatnymi świecidełkami na górnej części stroju, z tyłu miała lekko odsłonięte plecy, poprzecinane delikatnymi wstążeczkami, które łączyły kreację. Sukienka miała również duże rozcięcie na prawej nodze, co dla futrzastych mogło wyglądać całkiem apetycznie. Uszata patrzyła na swoje odbicie w lustrze i w końcu uznała, że może tak pokazać się publicznie, przecież ten raz nikomu nie zaszkodzi. Włosy zostawiła rozpuszczone, przesunęła łapkami po nich i po długich uszach, aż w końcu uznała, że jest gotowa do drogi.
Od samego początku wyobrażała sobie tłumy czekające przed kościołem, nerwowe spojrzenia i pytania, czy Panna Młoda na pewno się zjawi? Ale to co zobaczyła przed budynkiem, było niemałym zaskoczeniem. Na placu panowała pustka, R.R. spojrzała na zegar, uznając, że może się spóźniła, ale wszystko wskazywało na to, że nie popełniła tego błędu. Jedyną osobą, którą dostrzegła, była kobieta w niebieskiej sukience. A więc ktoś jednak dotarł! Uszata przyglądała się jej uważnie, obserwując zachowanie, oceniając kreację, bo w swojej własnej nie czuła się zbyt dobrze. Dostrzegła też, że kobieta ma buty, na co Samica spojrzała w dół, bo jej łapy obyły się bez tego. Lekko wzruszyła ramionami myśląc, że może to nic złego? Właściwie nie była pewna kogo ma się spodziewać na takiej uroczystości. Raena będąc niedaleko kobiety w niebieskiej sukience, postanowiła odezwać się do niej. - Dzień dobry! - powiedziała z lekkim uśmiechem. - Wymarzona pogoda na ślub, prawda? - spojrzała raz jeszcze na kościół, który prezentował się całkiem ładnie. - Jestem Raena. - przedstawiła się, bo inaczej byłoby to bardzo niegrzeczne. - I nie spodziewałam się takich tłumów. - dodała po chwili, rozglądając się uważnie.
|
| | | Quicksilver
Liczba postów : 98 Data dołączenia : 07/12/2012
| Temat: Re: Kościół. Pon Wrz 08, 2014 5:43 pm | |
| Cóż, co do tego, że dzisiejszy dzień był wyjątkowy, Pietro nie miał wątpliwości. Nie dosyć, że najwspanialsza para, jaką kiedykolwiek udało mu się poznać brała dzisiaj ślub, to jeszcze pogoda dopisywała. Słońce przypiekało skórę speedstera, a delikatne podmuchy wiatru układały jego włosy w różne strony. Quicksilver ubrany był w czarny, elegancki garnitur, wypolerowane lakierki. Czyli tak, jak powinien wyglądać mężczyzna na ważnej uroczystości, na przykład ślubie. Pietro szedł powolnym krokiem w stronę kościoła. Chciał przyjrzeć się chociaż garstce towarzystwa, które weźmie udział w ceremonii, a później – wspólnej zabawie. Okej, kogo my tu mamy... Loki, Skrzydlata oraz Królik. Nieźle. Nie spodziewał się tu takich tłumów. No, a teraz wypadałoby się przywitać...
-Witam wszystkich. – powiedział dostojnym, głośnym tonem, aby wszyscy w jego otoczeniu dobrze usłyszeli białowłosego – Deadpool i Shiklah wybrali wspaniały dzień na ślub, nieprawdaż?
Próbował nadać jakiś temat rozmowie, który byłby związany z dzisiejszym uroczystym dniem. Ech, niestety nic ciekawego nie przychodziło mu do głowy, a co gorsza, towarzystwo wydawało się z lekka... nieśmiałe albo niemrawe. Przecież powinni się cieszyć! |
| | | Gamora
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 24/05/2014
| Temat: Re: Kościół. Pon Wrz 08, 2014 6:11 pm | |
| Gam wysiadła z czarnej limuzyny, która dosłownie przed chwilą zajechała przed kościół. Zielona wojowniczka została oddelegowana przez przewodnika grupy do reprezentowania Strażników na ślubie. Ona i Rocket, z tym, że Szopowi przypadła zaszczytna rola podawania obrączek przyszłym państwu młodym. Zadanie niby nietrudne, aczkolwiek mógł się czuć wyróżniony. I to jak! W końcu młodzi to nie byle jaka para.
Pierwsze co mogli zobaczyć to piękne czarne szpilki z paseczkiem nad kostką, dzięki czemu nogi kobiety wydawały się jeszcze bardziej smuklejsze niż były w rzeczywistości, a przecież każdy wie, że niczego im nie brakowało. Dopiero potem ujawniły się nogawki na 3/4 opięte w bardzo ciemno zielony jedwab, który rozszerzał się ku górze. Spodnie? Nic bardziej mylnego, ale o tym zaraz się przekonali, ci którzy akurat patrzyli. Gam wyszła z samochodu prezentując w całej okazałości śliczny kostium z wybujałym dekoltem oraz odkrytymi plecami. Szczupła talia była zaznaczona złotym okręgiem będącym również paskiem. Na obu dłoniach miała dwie grube bransolety w tym samym odcieniu co pasek. Omiotła spojrzeniem całe towarzystwo posyłając delikatny uśmiech. Wsunęła szmaragdową kopertówkę pod pachę, odgarnęła prościutko obcięte włosy do ramion i ruszyła w kierunku gości. Przywitała lekkim kiwnięciem głowy Lokiego, zerknęła na Elene, do której pomachała łapką i nieco śmielszy uśmiech posłała do R.R. Ponętnym spojrzeniem zmierzyła Pietro. Wzrok zielonej zatrzymał się na Wandzie. Posłała piękny uśmiech przyjaciółce i pewnym krokiem ruszyła w jej kierunku. Będąc już przy niej cmoknęła w rumiany policzek i szepnęła na ucho. Troszkę nad nią górowała, ponieważ i wzrost i obcas dodawał jej wręcz niebywałej postawy, aczkolwiek oby dwie wyglądały zjawiskowo. - Pięknie wyglądasz. - Zmierzyła kobietę z góry na dół posyłając znaczący uśmieszek. - Musze przyznać, że masz talent do organizacji. - Dodała z podziwem i czekała na dalszy ciąg wydarzeń. |
| | | Leila
Liczba postów : 13 Data dołączenia : 02/09/2014
| Temat: Re: Kościół. Pon Wrz 08, 2014 7:48 pm | |
| W kwestii stroju Leila postawiła na prostotę, acz nieco wbrew sobie. Zazwyczaj, dla kontrastu z charakterem ubierała się w czarne ciuchy, jednak dziś... Uznała, że na pogrzeb nie idzie i suknię dopasuje do koloru włosów. Pomimo niezbyt dużego wyboru pozostawionego przez szafę, udało jej się trafić na ideał. Biała suknia na ramiączkach sięgająca do kilku centymetrów od ziemi, z lekkim dekoltem oraz rozcięciem na prawej nodze i wcięciu na plecach, o dziwo idealnym na skrzydła. Bez nadmiaru ozdób, udziwnień, do tego elegancko i (taką mam nadzieję) ładnie. Oby tylko nikt nie miał podobnej... Rękawiczek żadnych nie miała, bo i czemu? Niech już będzie niezbyt dyskrernie. Uznajmy, że to specyficzna ozdoba, wraz z 'kolczykami', typu tunele, barwą nie wyróżniających się. Do tego szpilki, oczywiście w bieli. Co do makijażu, tu raczej dość naturalnie. Tylko to, co potrzebne, plus podkreślenie szarych ślepek. Zasłona włosów zaczesana tak, by opadała na prawy profil, od pewnego momentu zakręcone. Paznokcie w kolorze... Zgadnijcie. I torebka, również biała kopertówka, w której oprócz koperty dla pary, znalazły się tylko niezbędne przedmioty. Szminka, telefon, zestaw do poprawy make-upu. Ach, lodowa królowa z gorącym sercem... Śnieżnowłosa postanowiła skorzystać z możliwości dostania się na miejsce drogą powietrzną. Nie wahała się ujawnić, w końcu miała świadomość, jakich gości tam zapewne spotka. Cudem udało jej się dostać na plac w stanie nienaruszonym, bez rozwalonej fryzury, sukni. Delikatnie wylądowała, schowała skrzydełka, po czym dostojnym krokiem stanęła gdzieś wśród grupki gości. Na szczęście nie była ni pierwsza, ni ostatnia. -W - witajcie... - Nieśmiało zaczęła. Dalej powinno być z górki. Nieco nie była w temacie, a nikogo nie znała. No, ale jakoś to będzie. Musi. Zapomniałabym. Tak to wygląda. |
| | | Darkhawk
Liczba postów : 146 Data dołączenia : 25/08/2012
| Temat: Re: Kościół. Pon Wrz 08, 2014 9:56 pm | |
| Delegacja? Na ślubie? Dopytywał się w myślach Chris siedząc na tylnym fotelu limuzyny. Nie wiedział nawet gdzie jedzie. Agentka Andler po prostu powiedziała mu: "jedziesz" i dała zaproszenie, potem w jego szafie w ośrodkowym pokoju pojawił się garnitur od niejakiego Armaniego, wieczorowy i czarny ale z cienkiego materiału jakby był garniturem sportowym. Obok na drugim wieszaku wisiała biała koszula, gdy spojrzał w górę na półkę, zobaczył pudełko z muchą w środku i instrukcją jak ją wiązać, oraz białą butonierkę. Gdy zaś spojrzał w dół w oczy rzuciło mu się pudełko na buty. Obok niego pudełko z zegarkiem. TAG Heuer LeMans błyszczał kwadratową kopertą i niebieską tarczą. Zawsze chciał mieć zegarek jak Steve McQueen, aż łzy mu naszły do oczu ze szczęścia. Szczęśliwy, acz trochę zestresowany usiadł na łóżku oglądając swoją weselną kreację. Ekwipunek już mam. Limuzyna zatrzymała się nagle wyrywając go z zamyślenia. Otworzył drzwi i wyszedł, a samochód od razu odjechał. Chris spojrzał na ludzi stojących przed wejściem. Miał dostęp do bazy danych SHIELD, więc rozpoznawał niektóre postacie. Quicksilver i Scarlet Witch - członkowie Avengers, Gamora - współzałożycielka Strażników Galaktyki, dwie kobiety których nie znał - jedna z obrzydliwą rękawiczką, druga zaś ze skrzydłami jak u Warrena Worthingtona Trzeciego aka Angela. Była tam jeszcze jedna osoba. Mężczyzna, ale Powell nie mógł uwierzyć że to on. Loki powinien siedzieć teraz w jakimś Asgardzkim więzieniu. Ale jednak tu był. Poprawił spinki od mankietów dopiero teraz zauważając że mają logo Young Avengers. No tak, musieli zaznaczyć że był ich reprezentantem. Gotta represent. Chris ubrany w czarny, smukły garnitur i białą koszulę podszedł do stojących w drzwiach kobiet. Brązowe włosy ładnie przylizał tak jak kiedyś widział na starych filmach z Seanem Connerym jako Jamesem Bondem. Krótko mówiąc wyglądał elegancko i męsko jak na dziewiętnastolatka. - Dzień dobry, jestem Darkhawk. Em... Przysłano mnie tu z ramienia Młodych Mścicieli. Ceremonia już się zaczęła? - Zawsze przedstawiał się albo imieniem, albo pseudonimem. Pytanie zaś zadał dość niepewnie. Wszystko było przecież na swoim miejscu. Dekoracje w pastelowych kolorach, część gości, ale gdzie są najważniejsze osoby? Pan młody i panna młoda? Deadpool i Shiklah? O nich baza danych Tarczy miała takie informacje, że Chris wolałby ich nie czytać. Niepokojące rzeczy. Dziwne i straszne. Wątpił jednak, żeby takie rzeczy działy się dzisiaj. Nie kiedy są tutaj tak potężne osoby jak na przykład jego rozmówczynie. Obie piękne i równie zabójcze, choć wzrok jakoś tak dziwnie mu zjeżdżał na Gamorę i jej spory dekolt odsłaniający zieloną skórę piersi. Nie śliń się tylko, nie śliń się.
Ostatnio zmieniony przez Darkhawk dnia Wto Wrz 09, 2014 6:58 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Kościół. Wto Wrz 09, 2014 2:54 pm | |
| Steve się stresował, bardzo. Co to w ogóle był za pomysł, zapraszać go na wesele, a co dopiero prosić go o UDZIELENIE ŚLUBU. Znał młodą parę, okej, ale nie była to zbyt długa i rozbudowana znajomość. No dobrze, z Wade'm faktycznie niejednokrotnie spotkał się tu i tam, czasem kończąc ów spotkanie pozytywnie, czasem nie. W sumie, zdążył przywiązać się do szalonego najemnika. Z Shiklah zamienił kilka słów, i choć wydawała się bardzo sympatyczną, nieobeznaną, przez co niewinną, jeszcze w tych czasach..osóbką, to wiedziała jak kąsać Rogersa. Ach, tak do siebie pasowali.. Nadal jednak nie wiedział czemu się na to zgodził. Ach, no tak, Wanda organizowała to przyjęcie, już mu się przypomniało. Przypomniało mu się również to, jak wygrażała mu palcem, gdy wspomniał, że przyjedzie swoim motocyklem. Przecież osoba udzielająca ślubu musi prezentować się równie dobrze, co para młoda! Oczywiście. Jeszcze by mu się ubranie zabrudziło, misterną fryzurę by szlag trafił.. Nie tworząc sobie zbędnych problemów, grzecznie dojechał na miejsce "taksówką". Kiwał tylko głową, gdy pod jego blok podjechała czarna limuzyna. Stark i jego pieniądze chyba zapomniały jak wygląda prawdziwa taksówka. Pośpiesznie wysiadł z pojazdu, dziękując za przewóz i ruszył ku świątyni, w której miała odbyć się cała ceremonia. Pogoda dopisywała, z czego był bardzo zadowolony. Steve wybrał prostą, białą koszulę, ciemne spodnie, granatowy krawat i skórzaną kurtkę. Wanda miała załatwić jakiś..szal czy przepaskę a la pastorską czy coś, do jego nowej roli. Miał nadzieję. Z każdym krokiem dostrzegał coraz więcej osób. Co chwila posyłał komuś uśmiech i pozdrowienie. Wielu gości jeszcze nie znał, część była mu jednak znajoma, więc cieszył się, że będzie miał okazję z nimi zamienić kilka słów. Dostrzegł w tłumie Scarlet Witch w towarzystwie innych dam. Od razu skierował się w stronę Mścicielki. - Wando! Wando, hej..dzień dobry. - gwałtownie stanął i złapał powietrze. Spojrzał na nią, to na jej zieloną towarzyszkę. Obie wyglądały naprawdę zjawiskowo. Rogers uśmiechnął się mimowolnie. - Naprawdę pięknie wyglądasz. I pani również - zwrócił się do zielonoskórej kobiety, całując jej dłoń. - Steve Rogers. - ocknął się z chwilowego zamroczenia i bystro spojrzał na swoją przyjaciółkę. - wszystko gotowe? Gdzie para młoda?I znów nerwy wzięły górę. Niech to, był przyzwyczajony do walki, nie do takiego typu rzeczy! |
| | | Wolverine
Liczba postów : 207 Data dołączenia : 19/04/2013
| Temat: Re: Kościół. Wto Wrz 09, 2014 3:56 pm | |
| Drogę do kościoła, Logan spędził na rzucaniu wyzwisk pod adresem Deadpoola i wymyślaniu wymówek by zawrócić do Instytutu, do szcześciopaka piwa który czekał na niego w prywatnej lodówce. Niestety, nie zdobył się na to. W końcu gdyby to zrobił, Scarlet do końca życia by mu nie wybaczyła. Tyle planowania wzięłoby w łeb bez jego obecności. W końcu to Wolverine był w posiadaniu kluczowych przedmiotów, dookoła których kręciła się cała idea tego dnia. James zwyczajnie olał limuzynę, która podjechała po niego do Instytutu i wypruł na swoim Harleyu, mijając zszokowanych S.H.I.E.L.D.-owców, którzy szybko zapakowali się do auta i podjęli bezcelowy pościg za X-Menem. Jako że samochód nie ma szans z motocyklem, po paru minutach Logan przestał zerkać w lusterko wsteczne. Był sam. W końcu dotarł na miejsce i zaparkował Harleya na parkingu. Prawdopodobnie można było usłyszeć jego przybycie, gdyż tej firmie nie zależało na produkowaniu cichych silników, a nikt inny nie miał by tak bardzo wyj*bane by przyjechać na ślub takim środkiem transportu. Po paru chwilach od ucichnięcia warkotu silnika, na placyku przed kościołem pojawił się Logan. Ubrany cały na czarno, w garniturze pod krawatem stanął obserwując tłumek pod świątynią i odpalił cygaro. Pykając kłębami dymu, wypatrzył jedyne dwie osoby z tego towarzystwa, z którymi czas spędzać lubił - Kapitana Amerykę i Scarlet Witch. Ruszył w ich kierunku z cygarem w zębach. - Hej. - powiedział gdy dotarł na miejsce. Uśmiechnął się lekko do Scarlet i po przyjacielsku ucałował ją w policzek. Następnie skinął lekko głową w kierunku Gamory i delikatnie uścisnął jej dłoń, przedstawiając się jako Logan po czym klepnął Rogersa w bark i wymienił z nim tajny uścisk dłoni, który między sobą nazywali ,,War Bros high five". Wszyscy wyglądali pięknie, z przedstawicielami płci pięknej na czele. Organizatorka dzisiejszego święta oraz jej zielonoskóra przyjaciółka olśniewały swoim wyglądem i Steve prezentował książkowy przykład eleganckiego mężczyzny. Gdy spojrzał na Wandę, przypomniała mu się ich rozmowa, kiedy ona sama pofatygowała się do Instytutu by osobiście przekonać Wolverine-a by nie dość pojawił się na ślubie Wade-a, to jeszcze zagrał w nim ważną rolę. Od razu nasunął mu się pewien fragment ich rozmowy i od razu naszły go wątpliwości czy nie zdekapituje Pana Młodego, gdy go dzisiaj wkurzy. A zrobi to napewno. |
| | | Rocket Raccoon
Liczba postów : 184 Data dołączenia : 12/11/2012
| Temat: Re: Kościół. Wto Wrz 09, 2014 7:40 pm | |
| W końcu na ślub dotarł i nasz Raccoon. Dostał się tu z małą pomocą samochodu Starka; co prawda, wpierw bardzo się upierał, by jednak skorzystać ze swojego zwyczajowego środka transportu, to jest myśliwca, jednak ludzie z ekipy Tony'ego, z niemałym zresztą trudem, przekonali go do bardziej naziemnego pojazdu. Gdyby ktokolwiek, choćby pojedyncza osóbka miała najmniejsze wątpliwości - zrobił to tylko i wyłącznie dla dziadka oraz Mamy Taty. Rocket nigdy nie był kojarzony z uległością i lepiej dla wszystkich, by tak pozostało. Nie to, że był okrutny. Po prostu dbał o swój image. Niestety, dzień był, jaki był i futrzak zmuszony był nagiąć parę własnych zasad. Gdyby nie to, że był tu jedynym szopem, zapewne pomylono by go z kimś innym. Futerko miał lśniące i przyczesane, a można by posprzeczać się o to, czy i miejscami również nie nieco przycięte. Do tego "zestawu" dochodziła również szykowna, jasnoniebieska mucha w wykwintne wzory, biała, wyprasowana koszula, jak i czarny frak. W dodatku, na łapkach założone miał śnieżnobiałe rękawiczki. Lecz by tradycji nie stało się zadość, szukania butów na swój rozmiar sobie odpuścił. Heros machnął kitą ze dwa razy, dość nerwowo zresztą. Czuł się nad wyraz niekomfortowo w tych ubraniach, w dodatku był nieopisanie głodny. Wszystko przez stylistkę, która nie pozwoliła przekąsić mu czegoś w drodze... Gdyby ktoś porządniej się przysłuchał, wyraźnie mógłby usłyszeć coraz to głośniejsze i bardziej przeciągłe burczenie. Na szczęście, podczas podobnych uroczystości panuje dość spory hałas, dzięki czemu możliwie nic nawet nie zostanie zauważone. Kiedy Rocket wyszedł już z auta, pierwsze co, zaczął rozglądać się na swoim towarzystwem. Co prawda, znał się tu i trzymał ze wszystkimi, najlepiej czuł się w gronie pewnych osób. Jedną z person, które do takowej grupki zaliczał, była organizatorka tego wspaniałego ślubu. Z największą chęcią pobiegł by do niej i wskoczył na plecy, bądź znalazł się w jej ramionach. Niestety, musiał zachować tę całą powagę i maniery... Oj, dziadku, żebyś ty wiedział, jak bardzo cię kocham...burknął w myślach, krocząc z wolna i kierując się w stronę Maximoff. |
| | | Shiklah
Liczba postów : 34 Data dołączenia : 03/05/2014
| Temat: Re: Kościół. Sro Wrz 10, 2014 4:55 pm | |
| Czekała na ten dzień bardzo długo. Parę tysięcy lat spędzone w kryształowej trumnie, gwoli ścisłości. I chociaż nigdy wcześniej nie spieszyło jej się do zawierania związku małżeńskiego, Deadpool zmienił jej postrzeganie na wiele spraw. Był jej przewodnikiem po świecie, którego nie rozumiała, najlepszym przyjacielem, towarzyszem przygód. Oraz mężczyzną jej życia. Jasne, był dziwny i najpierw robił a potem myślał - ale właśnie to w nim uwielbiała! Byli bardzo podobni do siebie, a jednak różni.
Patrząc na siebie z zadowoleniem w lustrze, Shiklah uśmiechnęła się szeroko. W głowie rozbrzmiewały jej słowa przyszłego męża, na które mimowolnie zachichotała: 'Pamiętaj, kochanie, wybieraj wszystko najdroższe. Niech Stark zapamięta ten dzień na całe życie'. A może to nie był pomysł Wade'a, tylko jej...? Nie była pewna, ale to nieistotne. Po raz ostatni poprawiła każdy element swojego stroju i fryzury, a następnie udała się do czekającego samochodu.
Niedługo później, dosłownie w chwili w której otwierały się drzwi kościoła, podjechała czarna limuzyna. Wysiadła z niej osoba, ubrana w najdroższy garnitur jaki udało jej się znaleźć, jeszcze kosztowniejszą białą koszulę, wypolerowane na błysk buty za które zapłacono z konta Tony'ego tyle pieniędzy, by kupić trzy mieszkania i nie pasującą do reszty czerwono czarną maskę nie wartą nawet złamanego centa. Pan młody uśmiechnął się, co z jakiegoś powodu miało swoje odzwierciedlenie na materiale pokrywającym kompletnie jego twarz i skinieniem głowy powitał wszystkich obecnych gości. Jedynie Wandzie i Pietro poświęcił trochę więcej uwagi, w tejże kolejności łapiąc za tyłek rodzeństwo gdy przechodził obok nich w kierunku otwartych wrót kościoła. Gestem dłoni zaprosił wszystkich do środka i zajął przeznaczone dla niego miejsce. Nie było czasu na rozmowy, zaraz przybędzie panna młoda! |
| | | Winter Soldier
Liczba postów : 115 Data dołączenia : 21/12/2012
| Temat: Re: Kościół. Sro Wrz 10, 2014 5:15 pm | |
| Przygotowanie się do wesela było trudniejsze, niż żołnierz mógł się spodziewać. Nigdy nie przykładał zbyt dużej wagi do tego jak wygląda. Tym razem jednak chciał się dobrze prezentować i elegancko wyglądać. Tylko nie bardzo wiedział co powinien w takim razie zrobić. Po długim namyśle stwierdził, że 'makijaż'(eyeliner) jednak nie będzie konieczny, ale pozostawała kwestia ubioru. Otworzył szafę, bo przekonać się jak mało jest w niej rzeczy. Dwie kurtki, kamizelka kuloodporna, kilka T-shirtów i mundur. W końcu to całkiem eleganci ubiór, nie? To nie był co prawda ten sam mundur, jaki James nosił podczas Drugiej wojny światowej, ale wyglądał mniej więcej tak samo, więc wspomnienia (których był przez długi czas pozbawiony) od razu pojawiły się w jego umyśle przynosząc ze sobą delikatny uśmiech na jego twarzy. Tak, założy mundur. Skoro był już gotowy, pozostało czekać na transport. Niepokoiło go trochę, że miała po niego przyjechać limuzyna Starka, w końcu sam mógłby dostać się na miejsce (i miałby pewność, że nie wybuchnie po drodze), ale ostatecznie się zgodził W końcu dojechał na miejsce. Och, ślub. Jak Bucky dawno nie uczestniczył w takiej uroczystości. Raczej rzadko miał okazję zobaczyć coś takiego. W końcu ma niewielu znajomych, a jeszcze mniej takich, co znaleźli swoją 'drugą połówkę'. Ostatni raz był na weselu jakieś... 70 lat temu? Coś takiego. Ech, jakiem on był wtedy niewinnym, dobrym Bucky'm Barnes'em. Teraz co prawda znowu jest dobry, ale nie do końca niewinny. Nie tak łatwo zapomnieć tych wszystkich zabitych polityków, generałów, czy zwykłych cywili. Ale w tym dniu, to się nie liczyło, nie będzie go dzisiaj nikt z tego rozliczał. W końcu chyba każdy w tym towarzystwie miał kogoś na sumieniu. Bo to... bardzo dziwne towarzystwo. Swoją drogą, zjechało się już całkiem sporo osób. Dostrzegł wiele znajomych twarzy, między innymi Stevena, Logana, Lokiego, Wandę i oczywiście pana młodego - swojego 'kochanego' braciszka. Szybko zaprosił on wszystkich obecnych do wnętrza kościoła i ,uch, Bucky miał nadzieję, że w środku jest klimatyzacja, w tym mundurze było naprawdę gorąco. |
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Kościół. Sro Wrz 10, 2014 8:12 pm | |
| Pomimo tak nadzwyczajnego i bardzo ważnego dnia, w którym piękna para miała zamiar złożyć sobie przysięgę małżeńską i takie tam inne romantyczne bzdety, nasz roztargniony Peter zapomniał nastawić wczorajszym wieczorkiem budzik. Jak to Parker spał głębokim snem i jak na razie nie nanosiło się na to by wstał i zdążył na ceremonię.. lub w ogóle na nią przyszedł. Gdyby teraz ktoś wszedł do jego sypialni to z pewnością mógłby się przestraszyć i wybiec z pomieszczenia. Chyba lepiej nie wiedzieć co robił w nocy.. jego pozycja była tak dziwaczna, że nawet nie dało jej się opisać. Tym czasem Pająkowi najwyraźniej śnił się jakiś dosyć nieprzyjemny sen, gdyż cicho pojękiwał z niezadowolenia i wiercił się po całym łóżku. Od jednej krawędzi do drugiej i tak w kółko, aż nagle trochę przesadził i miał niezbyt przyjemne powitanie z podłogą. Benjamin po tym nagłym upadku od razu się ocknął.. jednak dalej był lekko ospały i nie ogarniał co właśnie się przed chwilą stało. Mężczyzna wstał w żółwim tempie z podłogi i chwycił się za tył głowy. Na szczęście to nie był żaden upadek z nie wiadomo jak wielkiego wieżowca i ból nie trwał zbyt długo. Peter włożył swoje wygodne kapcie na stopy, które były porozwalane nieopodal jego łóżka i ruszył w stronę salonu. Gdy tylko otworzył drzwi oddzielające jego sypialnię od pokoju gościnnego, nagle oniemiał i stał wryty w niemały, ale też nieduży wiklinowy kosz, który był specjalnie przygotowany na ten dzień. Właśnie w tym momencie można było porównać Peter'a do niejakiego Speedster'a Pietro. Tym razem chyba przebił swój rekord w przebieraniu się, jedzeniu śniadania czy jakiejkolwiek czynności, którą trzeba było wykonywać po pobudce i właśnie się miało wychodzić. Parker ubrany w elegancki garnitur nałożył na obydwa nadgarstki swoje sieciowody. Co jak co, ale to był najlepszy i najszybszy środek transportu według niego. Pajęczak pochwycił koszyczek i prezent dla pary, który przygotował wraz Quicksilver'em oraz wybiegł na miasto. Na początek skierował się do pobliskiego parku by zdobyć odpowiednią ilość płatków kwiatów, które miał rozsypywać na ślubie. Gdyby nie zorientował się na czas to mógłby jeszcze niepotrzebnie skonfrontować się ze strażą miejską pilnującą porządku czy też niszczenia roślinności.. Po wykonaniu tego zadania Peter od razu ruszył na ceremonię. Oczywiście nie obyło się też bez użycia wcześniej wspomnianych sieciowodów. Gdy Pajęczak znalazł się już na miejscu, poprawił się lekko i wkroczył pewnym krokiem między gości. Przywitał się ze wszystkimi po kolei, po czym podszedł do Maximoff''a i wcisnął mu dosyć duże pudło owinięte w papier ozdobny. Jak na razie tylko oni aktualnie wiedzieli co znajduje się w środku. |
| | | Deadpool
Liczba postów : 204 Data dołączenia : 08/08/2012
| Temat: Re: Kościół. Sro Wrz 10, 2014 8:22 pm | |
| Nasz wspaniały, przystojny, charyzmatyczny, zabójczy, zabawny, olśniewający, regenerujący się degenerat, najemnik z pyskiem (Bo usta to część ciała będąca chyba exclusive dla parających się tym zawodem, skoro ciągle to w moim przypadku podkreślają), The Amazing Deadpool-Man (Czego organizatorka, a zarazem mg, nie raczyła wspomnieć w swoim poście, więc zmusiłem autora moich postów, by komplementy skierowane wobec mnie nadrobił on. Nie pytajcie jak. To nasza słodka, pełna macek tajemnica. Just kiddin'. Woli larwy. Just kiddin') przybył przed kościół znaczny czas wcześniej, bo "lepiej być pół godziny wcześniej, niż spóźnić się pięć minut" (Autorze, staph). Krył się teraz gdzieś na boku, a gdy przybył Loki, poprosił go o mały czar niewidzialności. Chciał żeby jego pojawienie się było dla wszystkich zaskoczeniem. Nie, nie dlatego, że Wade zdecydował się jednak ożenić, zamiast uciec sprzed ołtarza, kościoła, czy z kraju, przerażony wizją spędzenia z kimś wieczności. Dosłownie, w tym przypadku. Kochał królową nieumarłych i dzisiejszy dzień był spełnieniem jego marzeń. Zaskoczeniem miał być wspaniały strój najemnika, w momencie gdy już uroczyście zacznie kroczyć w stronę ołtarza, nie wcześniej. I powiązanie go z planem Deadpoola oraz jego przyszłej żony, dotyczącym małej "maskarady". Żony, która w sumie żoną już jest, od czasu szybkiego ślubu podczas ataku sługusów Draculi te kilka miesięcy temu, aaale... A propos tego, wygląda na to, że jednak nie trzeba jechać do Vegas, żeby wziąć ślubu w 5 minut (A szkoda, poszalelibyśmy w kasynach)(Już zdążyłeś zbankrutować w inny sposób). Tak na przyszłość, jeśli komuś to potrzebne, to wystarczy że sprowokujecie wampiry, zabarykadujecie się w kościele, a tam namówicie jakiegoś miłego pastora/księdza/tym podobnego, by udzielił wam ślubu, bo to dokopie wampirom. A potem ten kapłan pomoże wam dokopać wampirom dosłowniej. Wracając. Obserwował wszystko "z ukrycia", pokręcił trochę nosem, widząc że Spidey, mimo wyraźnej instrukcji w zaproszeniu, nie przebrał się w strój druhny (Syn marnotrawny. Nigdy nic nie może zrobić tak jak należy), a gdy wszyscy goście oraz "pan młody" doczłapali się już do wnętrza chrześcijańskiej świątyni, zgodnie z wcześniejszą umową, bóg chaosu odczarował Wilsona. Akurat w momencie, gdy ten intensywnie spoglądał i obmacywał swoje sztuczne, zrobione poprzez wypełnienie biustonosza(Tak, założył go. Tak. Taaak) liczną ilością chusteczek, piersi. Nie dla przyjemności. Był po prostu przejęty, czy wyglądają wystarczająco pięknie. Właśnie. Biust u Wade'a. Czemu, zapytacie? (Zawsze marzyłem o własnej parze najwspanialszych "rzeczy", jakie istnieją na tym świecie, emotka-serduszko razy trzy. Dzieści) Nasz marvelowy "Scarface" (Żeby tylko face) ubrany był w śliczną suknię, o barwie będącej symbolem niewinności (Tak bardzo pasującej do mnie), sięgającą i ciągnącą się za nim po ziemi. Strój zasłaniał ramiona oraz ręce "pani młodej", za pomocą półprzezroczystych, ozdobionych pięknym wzorem, rękawów. Na dodatek, Wade założył również białe rękawiczki. Do tego kruczoczarna peruka, których sztuczny, prosty włos swą długością odwzorowywał idealnie fryzurę Shiklah (To też sponsorował Stark. I suknię. Specjalnie wybrałem najdroższą z katalogu, emotka-serduszko dla Toni/Tony) oraz przysłaniający twarz welon i. Ogromna. Ilość. Tapety. By zamaskować blizny Deadpoola, bo przecież sam, zasłaniający dużo strój, nie wystarczy w jego przypadku. Tak o to, pan młody stał się panią młodą (Gender, Gender, everywhere). - Tato, tato, wydaje mi się, że moje cycki nie są wystarczająco krągłe. Emotka-złamane-serduszko. No sam zobacz. Zrób coś z tym. Jak ja mam iść na własny ślub, gdy moje cycki nie wyglądają wystarczająco oszałamiająco? Wszyscy będą na mnie patrzeć, gdy idę do ołtarza, gdy prowadzisz mnie do ołtarza, do Shi... Tzn. Do mojego przyszłego "męża", a tu takie nieidealne cycki. I czy wszyscy goście są? Czy ktoś nie przyjął zaproszenia? Owłosiony smutas przyniósł obrączki? Co jeśli coś się nie uda, zamiast tortu weselnego w kształcie burrito przyjedzie tort w kształcie kebaba... Będzie tort w kształcie burrito, prawda? Tato, co jeśli, jeśli, jeśli... (Panikujesz, Wadey, jakbyś brał ślub)(Pozdrowienia dla ten-ktoś-już-wie-kogo)(Emotka-serduszko)(Razy sześdziesiąt-dziewięć)(Rawr) A propos, mam nadzieję, że w trakcie mojego ślubu Szop nie będzie się bawił swoim wibratorem, tak jak to ma ostatnio w zwyczaju przy mnie robić. W końcu ma bardzo ważną funkcję, to nie czas na takie zabawy. Na weselu pobawimy się w orgie. Ciekawe czy ktoś kupił mi i Shi jakieś ciekawe zabawki, jako prezent ślubny. |
| | | Scarlet Witch
Liczba postów : 216 Data dołączenia : 05/12/2012
| Temat: Re: Kościół. Czw Wrz 11, 2014 2:06 pm | |
| Scarlet z zadowoleniem obserwowała tylko jak coraz więcej i więcej osób zbiera się przed kościołem i tworzy to mniejsze czy większe grupki. Wiadomo, na takich przyjęciach zawsze znajdą się osoby o podobnych zainteresowaniach, więc siłą rzeczy oddzielanie się od stada jest na porządku dziennym. Poza tym wśród zaproszonych osób znaleźli się nie tylko bohaterowie, cywile ale i złoczyńcy. Wszak ślub i wesele to wyjątkowa okazja do tego by poznać swojego wroga – przecież nie od dzisiaj wiadomo, że osoba pod wpływem alkoholu szczerze odpowie na wszystkie Twoje pytania. Poza tym to Wiedźma wraz z Państwem Młodym szykowała listę osób tutaj zaproszonych, część z nich tamci rozdali osobiście, pozostała część została rozesłana. Zaproszenia nie wyróżniały się niczym szczególnym. Wykonane ze sztywnego papieru kredowego w delikatnymi wypustkami układającymi się w kształt płatów róż i przepasane ciemno fioletową wstążką. W środku oczywiście krótka informacja napisana ozdobną czcionką o tym co, gdzie i jak a pod tym wszystkim malutka, słodka ośmiorniczka. Na ślub mógł przyjść każdy, na wesele niestety nie [Tak Seith, mówię do Ciebie], dlatego też warto było przynieść i zachować ze sobą niewielką kopertę z przepustką. Inaczej cóż albo pobijesz bramkarza i wbijesz się bez pozwolenia, albo znajdziesz naszą wspaniałą organizatorkę i wytłumaczysz co się stało. Osobiście proponuję wariant drugi, bo wiecie, z ochroniarzami Starka lepiej nie zadzierać. Skoro już coraz więcej osób się zbierało, a jeden z młodzieńców otworzył drzwi do kościoła to nie pozostało jej nic innego jak tylko witać co poszczególnych gości: Tak, skarbie, Ty też wyglądasz fantastycznie., Damian, wiem, nie będziesz siedział obok szwagra siostry stryjecznej drugiego męża Twojej ciotki, spokojnie. … Raz się uśmiechała, innym razem z poważną miną ściskała dłonie dopiero co przybyłych, a jeszcze gdzie indziej tylko mruczała podziękowania za przybycie. W oddali zauważyła nawet swojego brata, który jak widać zmusił się do pozostawienia swojej kochanki wyjścia z domu, co ją ucieszyło. Wyglądał niezwykle szykownie w garniturze, który zapewne pomogła mu wybrać jakiś czas temu, na niewiadomo jaką okazję… Zmartwił ją jednak fakt, że ten zachował się tak jakby jej zupełnie nie zauważył. Co faktycznie naszą Mścicielkę ugodziło. Po tym jak jej policzek zaliczył czterdzieste ósme muśnięcie, a jej dłoń została zmacana przez błękitnego Hulka, jej oczom ukazała się zielona i dość wysoka istotka w fantastycznym kostiumie uwydatniającym wszystkie zaokrąglenia Strażniczki, która sunąc ku niej sprawiła, iż na twarzy szatynki pojawił się szczery uśmiech. Musiała stwierdzić, że wyglądała zjawiskowo, aż sama panna Maximoff skuliła się nieco, gdy jej nieco wyższa przyjaciółka stanęła obok. By pokazać jak bardzo jest zadowolona z jej przybycia, uścisnęła lekko jej nadgarstek wolną dłonią i przesunęła kciukiem po grubej bransolecie obserwując jednocześnie zmiany jakie zachodziły na buźce Gamci. - Och, kochanie, przestań tak mówić bo się zarumienię. – Odpowiedziała lekko, po czym parsknęła krótkim aczkolwiek dźwięcznym śmiechem. Mimo tych słów i tak na jej licu zawitał delikatny rumieniec, który dodał jej nieco uroku. Zerknęła ku Gamorze i machnęła ręką na jej wypowiedź nie lekceważąco, a tak, by ta przestała paplać o tym jak to wszystko świetnie wygląda. Oczywiście gest nie miał być obraźliwy, tylko po prostu Wandzie aż głupio się zrobiło z tego wszystkiego. - Zobaczymy jak to wszystko wyjdzie. Będę naprawdę zadowolona jeżeli nikt dzisiaj nie umrze, nie rozzłości Shi, czy tez nie zajdzie w ciąże. Mam nadzieję, że wesele się uda. – Westchnęła ciężko i wtuliła twarz w bukiet kwiatów, by chociaż na chwilę nie myśleć o wszystkich problemach i klapach, które mogły nadejść, a czego ta nie chciała. Gdy podniosła wzrok przed nimi stał pewien młodzieniec w dobrze skrojonym garniturze, nieco zagubiony ale i bardzo kompetentny. Na jego widok rozciągnęła usta w uśmiechu i pochyliła się nieco by słyszeć go lepiej, w końcu w tej chwili robiła za mobilnego informatora. Skinęła głową słysząc skąd przybył – jego twarz wydawała się jej dziwnie znajoma, dlatego też nie wydawała się zaskoczona – wyciągnęła tylko ku niemu dłoń i ścisnęła ją lekko. - Mów mi Wanda, bardzo mi miło. Ceremonia zacznie się dosłownie za kilka minut, więc już możesz zająć wolne miejsce w kościele. – Poinformowała go słodkim tonem, starając się nie roześmiać mu w twarz, gdy zauważyła jak ten nieporadnie stara się nie patrzeć na dekolt Strażniczki. W sumie nie dziwiła mu się, sama też obcesowo spoglądała na całą postać Gamci, z tym, że ona miała większe szczęście – jej dłonie nie raz, nie dwa lądowały na ów krągłościach. Z wzajemnością. Wskazała mu jeszcze raz drogę, gdzie ten ma się kierować, po czym dostrzegła w tłumie kolejne znajome twarze. A to Cap wpadł jak szalony – co za szczęście, że wybrał przejażdżkę limuzyną – już widziała oczami wyobraźni jak ułożone blond włoski odstają i zaczynają żyć własnym życiem. Szkarłatna nie dałaby mu spokoju. O, nawet teraz coś jej nie pasowało we fryzurze Steve’a, dlatego gdy ten sypnął jej komplementem, ta najpierw wywróciła jasnymi patrzałkami, po czym przylizała mu włosy. - Dobrze, że jesteś Cap! O, i Ty Logan! – Uniosła dłoń pozdrawiając nowo przybyłych, którzy cholera! Wyglądali seksownie. Nie to, że na co dzień nie kusili swoim wyglądem, ale damn! Co innego spojrzeć na najlepszego przyjaciela w obcisłym kostiumie, który tylko czeka na romans z proszkiem do prania, a co innego gdy ten jest ubrany tak elegancko. A, że nasza Organizatorka uwielbiała facetów w marynarkach i pod krawatem, to nie mogła oderwać wzrou od otaczających ją mężczyzn. W międzyczasie przyjmowała całusy, buziaki, uściski i inne takie i obdarzała resztę swoim firmowym uśmiechem. Duma ją rozpierała, że wszyscy zgodzili się przyjść, poddali się jej słowom i urokowi osobistemu, którego niestety ale musiała użyć. Chciała by każdy zapamiętał ten szczególny dla Shi i DP dzień, dlatego też ta dwoiła się i troiła by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Stark dał jej dyspozycję do jej konta, dlatego też i ona szalała z zakupami, dodatkami i resztą potrzebnych pierdów. Dodatkowo ile ją nerwów kosztowało by namówić Rogersa czy Jamesa do uczestniczenia w całej rozgrywce. Ileż ona musiała się nagimnastykować, nauśmiechać [o, zupełnie jak teraz!] i przekonywać. W ońcu tak naprawdę, gdy wszystko zawiodło, postanowiła zacząć im grozić. No, nie byłaby zdolna ich unicestwić – zbyt ich wszystkich kochała, ale gdy Ci się jej nie podporządkowali za pierwszym razem, to cóż, nie ma przebacz. Gdy zaczynało się robić gwarno, Scarlet jeszcze raz uniosła dłoń i starała się uciszyć wszystkich. Kiedy przyjaciele spojrzeli na nią ta tylko odetchnęła głęboko. - Dobrze, kochani. Ceremonia zaraz się zacznie. Ci, którzy mają tylko siedzieć i ładnie wyglądać mogą już powoli wchodzić do Kościoła. – Tutaj spojrzenie jej padło na Gamcię i Darkiego jeżeli ten jeszcze przy nich był. Pozostał jej Logan, Cap i Szop, który właśnie nadbiegł zdyszany. Fakt, wyglądał słodko, miała ochotę rzucić mu się w ramiona, jednakże opanowała swoje zapędy i tylko powitała go wyszczerzem, od którego policzki zaczynały już ją boleć. - Szop, świetnie, że jesteś. Skoro mamy już komplet to Wy idziecie za mną. – Wskazała na Panów i przez chwilę milczała jakby zastanawiając się co też dalej zrobić. Jej wzrok zatrzymał się na X-Menie i wpatrywała się w niego intensywnie. Dźgnęła go w klatkę piersiową. - Masz obrączki? Wziąłeś je? Daj mi je, proszę. Tylko mi nie mów, że zapomniałeś. Bo jak słowo daję gdybyś to zrobił to bym Cię zabiła, James. – Spytała gorączkowo czerwieniąc się na myśl o tym, że mogłoby zabraknąć obrączek na ślubie. Złapała się za pierś i westchnęła raz jeszcze, uspokajając się trochę. Jak Pietro kocham, gdyby coś nie wypaliło to Wanda chybaby zeszła. Nie chciałaby by tyle przygotowań poszło na marne. Z tego wszystkiego ledwo zauważyła Deadpoola, który pijackim, a raczej bardzo oryginalnym krokiem minął ich jak gdyby nigdy nic i przywitał się z nią w tak osobliwy sposób, że ta tylko podskoczyła z cichym okrzykiem i zaraz złapała się za prawy pośladek, który został naznaczony przez dłoń najemnika. Mrugnęła zaraz jednak i wróciła do swoich towarzyszy, starając się już ignorować wszelakie zaczepki ze strony innych osób. Była pewna, że wcześniej wskazała DP miejsce przy ołtarzu, gdzie ten miał czekać na swoją wybrankę, dlatego też skurcz w okolicach żołądka minął tak szybko jak się pojawił. Spojrzała po kolei jeszcze raz na mężczyzn i na Rocketa i skinąwszy dłonią na znak by szli za nią, sama weszła do budynku. Wnętrze świątyni prezentowało się niezwykle dostojnie i nadzwyczaj skromnie. Delikatne jasne ściany były gdzieniegdzie okryte przyjemnymi dla oka freskami, zaznaczone złotem czy srebrem. Do tego ogromne i kolorowe witraże, przez które wpadały promienie słoneczne sunące jasnym blaskiem po twarzach naszych gości. Wysoki sufit, na którym zostały przedstawione sceny z Pisma Świętego, do tego masa świeczników, obrazów w bogato zdobionych ramach i ołtarz, przy którym już czekał Pan Młody. Prezentował się niezwykle elegancko, Maximoff wiedziała, że smoking kosztował krocie, ale jak widać był wart swojej ceny. We wnętrzu o dziwo było wyjątkowo chłodno, aczkolwiek przyjemnie – więc spędzenie w kościele niewiele ponad czterdziestu minut nie powinno być aż takim wyzwaniem. Przez ciało Wiedźmy przeszedł delikatny dreszcz podniecenia, gdy ujrzała wszystkich zebranych cicho rozmawiających ze sobą, czy wymieniających uwagi na temat pary. Jej spojrzenie zahaczyło o Lokiego, do którego uśmiechnęła się lekko – ona jak i reszta Avengersów przynajmniej tego jednego dnia zdecydowała się akceptować ciemnowłosego, po pierwsze, nie chcieli sprawić przykrości Wade’owi, a do tego cóż, ten dzień był tak wyjątkowy, że nie było tutaj miejsca na żadne kłótnie. Kobieta przemknęła lekko pod ołtarzem, prowadzając Steve’a za rękę, i sprawdzając tylko czy Szop i Logan za nimi idą. Wcześniej czy też teraz odebrała zgrabne pudełeczko z rąk Wolverine’a i kazała mu zostań z Panem Młodym. Mrugnęła do niego, ścisnęła jego ramię by i ten pilnował jej miejsca obok siebie po czym wskazała pozostałej dwójce tajemne przejście obok centrum Kościoła. Chodziło mianowicie o malutkie pomieszczenie, w którym to akurat księża przygotowują się do wszelkiego rodzaju mszy. Na naszych bohaterów czekała już wcześniej wspomniana poduszeczka i ten cudowny strój pastora, do którego wcisnąć miał się Kapitan. By wszystko wyszło sprawnie to ułożyła obrączki na podusi i wręczyła ją Szopowi, instruując go jednocześnie, że ma skierować się do drugiego wyjścia i czekać przy jednej z ław, a kiedy będzie czas na złożenie przysięgi, to ten dostojnym krokiem podejdzie do naszej ukochanej pary i ofiaruje im błyskotki. Pogoniła go szybko po czym wróciła do swojego przyjaciela. Poważna mina Scarlet zaraz zmieniła się w rozbawioną – nie powiedziała na razie nic, tylko chwyciła ciemną, długą koszulę z miliardem guziczków i pomogła wciągnąć ją na grzbiet blondyna. Kurtka niestety musiała zostać w pokoju, a Mścicielka żałowała, że nie wzięła większego rozmiaru pseudo sutanny. - Jeez, Steve, opanuj się z tą siłownią. Niedługo będziesz musiał pożyczać ciuchy od Hulka. – Mruknęła pod nosem zapinając milionowy guzik, po czym zadowolona z efektu przygładziła materiał na ramieniu mężczyzny. Zaraz podała mu też jedwabny szal z wyszytymi małymi tarczami i uniosła oba kciuki ku górze. - Wyglądasz obłędnie, Cap. Teraz tylko pamiętaj o tym by mówić wyraźnie, spokojnie. Nie denerwuj się, nie masz czym, w końcu to nie Ty dzisiaj bierzesz ślub. – Powiedziała rozbawiona do najlepszego kumpla, i zaraz uścisnęła go mocno by dodać mu otuchy i tym samym życząc mu powodzenia. Wydawał się jej być odpowiednią osobą, która mogłaby komukolwiek udzielić ślubu. Miał charyzmę, był porządny i totalnie niezepsuty co tylko plusowało na jego korzyść. Zawsze milej wysłuchać kogoś kto ma coś ciekawego do powiedzenia, niż siedzieć jak na szpilkach i bać się, że oberwie się od pastora. Dlatego też to nie ona udzielała błogosławieństwa. Zaraz po tym jak jeszcze nie omieszkała kopnąć Kapitana w zgrabne cztery – litery No co? Na szczęście! wyszła z boku i wskazała odpowiednie miejsce Rogersowi. Sama Wanda zaś zajęła miejscówkę niedaleko Logana i zerknęła za siebie, by spojrzeć na Pannę Młodą, która to pojawiła się obok Lokiego. Kobieta [tjaaa!] spowita w bieli i koronkach wyglądała zjawiskowo. Wszystko było idealnie dobrane zarówno do figury jak i charakteru postaci. Scarlet aż drgnęła i odwróciła zaraz wzrok czując jak pieką ją nie tylko policzki ale i oczka. Cała sytuacja była tak podniosła i uroczysta, że lada chwila, a nasza Mścicielka się rozklei. Zawsze na tego typu okazjach miała przygotowaną jedwabną chustę, tutaj jednak nie miała jej gdzie wcisnąć, więc tylko modliła się by łzy zbytnio nie ciekły jej po twarzy. Na całe szczęście użyła kosmetyków wodoodpornych. Przezorny zawsze ubezpieczony jak to mówią. Gdy wszyscy zajęli już odpowiednie miejsca, wyciszyli siebie jak i swoje telefony komórkowe, a zniecierpliwienie i oczekiwanie sięgnęło zenitu, wtem wszyscy zebrani mogli usłyszeć wpierw jeden ton, potem drugi, aż cały kościół wypełnił wszystkim znany MARSZ. W momencie gdy wybiły pierwsze znane i melodyjne takty Pajonk aka Spajder, który zagubił się przed kościołem winien rozrzucać płatki dopiero co zerwanych kwiatów, tym samym zaznaczając drogę ku szczęściu i spełnieniu naszej Panny Młodej, która wraz z teściem powinna ruszyć powoli i posyłać subtelny uśmiech w te i we w te niczym księżna Diana zajeżdżająca pod Pałac Buckingham… Chciałabym wszystkim podziękować za to, że odpisaliście w narzuconym Wam terminie. Mam nadzieję, że dalej będziecie się stosować do moich zaleceń. I wybaczcie mi również za długość tego posta, jednak nie chciałam nikogo pominąć, a musiałam opisać po prostu pewne istotne kwestie. Dlatego proszę o przeczytanie go, nawet jeżeli nie macie na to ochotę. Warto wiedzieć co się dzieje, prawda? Jak widać ślub już się zaczął, wszyscy powinni być w środku i obserwować parę Młodą. Wszyscy chyba wiedzą co mają robić, ale dla przypomnienia tylko dodam: Pajonk rozrzuca kwiaty, Loki wraz z DP idą do ołtarza, ja z Loganem w sumie uśmiechamy się i ładnie wyglądamy, Shi zapewne majstruje przy rozporku, Cap powinien zacząć ceremonię od modlitwy, ale…chyba sobie to darujemy. Do tego przysięga, wtargnięcie Szopa z obrączkami, pocałunek i ot, składanie życzeń.
Oczywiście Para Młoda powinna wymyślić jakąś zabawną, poważną, chwytającą za serce przysięgę. TERMIN NA NAPISANIE POSTA JEST DO PONIEDZIAŁKU, TJ. 15 WRZEŚNIA DO GODZ. 23:59. W przypadku pytań/skarg/zażaleń/pomysłów/czegokolwiek innego zapraszam do mnie. Nie ma odwlekania terminu, nie ma przebacz ani taryfy ulgowej dla kogokolwiek. Mówię, posty nie muszą być długie, wystarczy kilka sensownie sklejonych zdań.
A, nie ma kolejki! I jako, że jest to sesja trollowana to obowiązują nas raczej nasze relacje cb'owe! Chociaż to w jaki sposób będziecie pisać zależy wyłącznie od Was, kochani. <3
|
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Kościół. Czw Wrz 11, 2014 10:57 pm | |
| Miło było zobaczyć Logana na tej całej uroczystości. Naprawdę lżej zrobiło mu się na duszy, a już w ogóle się rozluźnił, gdy przypomniał sobie tę nienawiść Wolverine'a do najemnika. Przywitał go uściskiem dłoni. Dostrzegł też stojącego tuż obok elegancko wyglądającego młodego mężczyznę i również wyciągnął do niego rękę, zakłopotany swoim nietaktownym zachowaniem. - Steve Rogers. - skupił na nim swój wzrok odrobinę dłużej i uniósł lekko brew - Młodzi Mściciele? No,no. Musiał przyznać, że dzieciak zrobił na nim wrażenie. Był dumny, że jest grupka młodych, utalentowanych osób pragnąca z własnej, nieprzymuszonej woli służyć w dobrej sprawie. Co prawda niepokoił go ich przedział wiekowy, ale tego zapału nie dało się ugasić. Dobrze, że SHIELD się nimi zajęło, by nie działali na własną rękę. Będzie musiał później zamienić kilka słów z tym młodym człowiekiem. Usłyszał jakieś słowa kierowane do niego, a potem poczuł jak ktoś szarpie go za rękaw. To Wanda zaczęła naglić, ba, zaganiać do świątyni. Posłusznie kierował się pół kroku za nią, nadal trzymany za rękę. Pomieszczenie było naprawdę piękne. Wysokie sklepienie potęgowało rozmiar kościoła, a kolorowe światło przyjemnie rozświetlało monumentalną przestrzeń. Dopatrzył się wspaniałych fresków pokrywających ściany, kilka obrazów, ogólnie delikatne operowanie dekoracją - wnętrze było bardzo renesansowe, pełne harmonii i spokoju. Steve poczuł się w tym miejscu zupełnie inaczej, był oderwany od świata. Pieczołowicie wykonywane dekoracje na dzisiejszą uroczystość dziwnie niknęły mu w polu widzenia. Gorzko pożałował, że nie założył munduru. Co za durny pomysł, ubierać się, o, tak. Westchnął głośno, najpierw podziwiając otaczające go piękno, potem rozpamiętując swoją głupotę. Scarlet Witch poprowadziła ich do małego pomieszczenia, służącemu księżom do przygotowań. Rozejrzał się nerwowo, by potem wlepić wzrok w kobietę. Gdy ta odwróciła się do niego, trzymając na rękach sutannę, nie wytrzymał. Z furią wpatrywał się w Wandę przez kilka sekund, po czym wypalił: - Oszalałaś?! NIE TAK się umawialiśmy! - Rogers był zrozpaczony. Sutanna, serio? Przejechał dłonią po twarzy i znów spojrzał na czarną..suknię. Iskierki w oczach towarzyszki tylko potęgowały jego poirytowanie. Po chwili oporu i złości założył sutannę. W jednej chwili znienawidził ten dzień. Wyglądał jak..ksiądz. Skrzywił się, słysząc kąśliwy komentarz Wandy. Na widok szala, wyszywanego w małe tarcze, zaśmiał się histerycznie. Naprawdę. Uspokoił się trochę, gdy go przytuliła. Jego złość momentalnie wyparowała. Miał za dobre serce dla niektórych. Będą mieli u niego poważny dług do spłacenia. Zerknął na szopa, z którym dzielił dziś ten marny los. No nic, kolejna misja, kolejne wyzwanie. Wolnym krokiem udał się na swoje miejsce przy ołtarzu. Wyprostowany, głównie patrzył przed siebie, by nie widzieć tego koszmarnego rozbawienia, jakie mogłoby być powodowane jego wyglądem. Co prawda Młoda Para prezentowała się jeszcze ciekawiej, dzięki czemu odetchnął z ulgą. Skupiali na sobie całą swoją uwagę. To było dziwne uczucie. Rogers uśmiechnął się pod nosem, widząc jak Pan Młody promienieje. Niezwykła aura roztaczała się nad tą dwójką. Marsz uroczyście wypełnił salę swoim dźwiękiem, głosząc przybycie wybranki szczęśliwca stojącego przed ołtarzem. Rogers wciągnął głęboko powietrze, zachwycając się nad pięknem i ulotnością tej chwili. Za chwilę ma wygłosić dosyć ważną przemowę! Zaraz, od czego on miał zacząć... |
| | | Darkhawk
Liczba postów : 146 Data dołączenia : 25/08/2012
| Temat: Re: Kościół. Pią Wrz 12, 2014 10:58 pm | |
| Uśmiechał się zażenowany podając rękę Scarlet Witch. Nie musiała się do niego nachylać! Nie był dzieckiem, ani kurduplem! Gdyby nie obcasy byliby równego wzrostu! A tak, musiał przełknąć jakoś to małe upokorzenie, ale nie złościł się. Wiedział, że zrobiła to niechcący. Uścisnął jej dłoń i podziękował skinieniem głowy. Wciąż był trochę zdenerwowany. W okół tyle znanych i potężnych osób. O! Właśnie podszedł do nich Kapitan Ameryka i Wolverine! Spojrzał na nich, a gdy Steve wyciągnął w jego stronę rękę uścisnął ją żwawo. - Darkhawk. - Nie wiedział jak zareagować na dziwny komentarz Rogersa, bo "no, no" mogło mieć każde znaczenie. Kiwnął mu tylko głową by zaraz zaobserwować jak Maximoff ciągnie go do wewnątrz razem z Wolverinem i Szopem, który dopiero co do nich dołączył. Ciekawe jak Kapitan zareagowałby na wieść, że od dwóch lat zwalczał przestępczość w Queens pomagając Spider-manowi. Którego o dziwo tu nie widział. Możliwe, że jest bez maski tak jak on sam. Ośmielony zauważeniem i jako takim poważnym przyjęciem jego osoby zwrócił się do wciąż stojącej obok Gamory. - Zechciałaby pani towarzyszyć mi wewnątrz? - zaofiarował jej szarmancko swoje ramię. Ryzykował wiele w ogóle odzywając się do Najniebezpieczniejszej Kobiety We Wszechświecie, ale nie mógł zmarnować takiej okazji. Jeżeli zielonoskóra zgodzi mu się towarzyszyć zaprowadzi ją do drugiej ławki po prawej stronie kościoła. Jeżeli nie, tak czy siak usiądzie na tym miejscu, choć w zdecydowanie gorszym humorze. Na miejscu od razu rzucił mu się w oczy pan młody. A właściwie pani młoda w smokingu. O, to będzie ciekawe. Zaraz po tym przy ołtarzu pojawił się Kapitan Ameryka w sutannie. Chris prawie parsknął śmiechem, walcząc ze swoją twarzą która na szczęście pozostała spokojna. KAPITAN KSIĄDZ. Z gardła dobiegło mu ciche "harpf", jakby miał się zaraz udusić. KAPITAN KSIĄDZ. 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1. Uff. Opanował się zupełnie i czekał na dalszy ciąg tej PIĘKNEJ ceremonii. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Kościół. Sob Wrz 13, 2014 11:14 am | |
| Ogólnie rzecz biorąc, Loki przyglądał się tylko całemu temu zamieszaniu z daleka, wręcz z lekkim zaintrygowaniem, choć jego zainteresowanie mimo wszystko utrzymywało się na przeciętnym poziomie. Gdy ktoś skinął mu głową na powitanie - odwzajemniał się tym samym, ale właściwie na tym kończyły się jego interakcje z niemalże każdym - poza synem... Który aktualnie miał na sobie sukienkę i udawał swoją żonę, choć to akurat nie stanowiło dla boga kłamstw żadnego zaskoczenia. Dziwił się tylko, że suknia nie wykorzystywała motywu ośmiornic lub samych macek. A skoro już mowa o Deadpoolu... Podczas jego monologu trickster skierował ku niemu wzrok i powstrzymał się przed ciężkim westchnięciem. Nie chciał przerywać mu mówienia, zapewne pomagało na stres, więc tylko w milczeniu odnotowywał w głowie kolejne poruszane tematy, aby móc na nie za chwilę odpowiedzieć, zresztą w miarę możliwości w skrócie - bo nie był tak do końca pewien ile czasu im jeszcze zostało do rozpoczęcia ceremonii. -Biust wygląda wspaniale, na pewno przyciągnie wiele spojrzeń- zapewnił w pierwszej kolejności, mimo to dla spokoju sumienia... No, zgoda, przede wszystkim dla spokoju uszu drobnym zaklęciem multiplikując co nieco chusteczki, aby jeszcze bardziej zaokrągliły "piersi" jego syna. -Sądzę, że widziałem wszystkich zaproszonych gości... Poza Thorem, którzy uprzedzał, że może pojawić się dopiero na weselu i Starkiem... Którego zapewne przyciągnie otworzenie pierwszej butelki z alkoholem. Z drugiej strony, nie przybył również ten irytujący cię śmiertelnik. Obrączki na pewno są na miejscu, jeżeli tort będzie w niewłaściwym kształcie, to zaczarujemy go, nim goście zauważą, a jeśli Szop spróbuje wyjąć... Wibrator, to zamienię mu go w marchewkę. I byłbym zaskoczony, gdybyście nie dostali erotycznych prezentów- wymienił po kolei. Pozwolił sobie nie komentować pomysłu z orgią, głównie dlatego, iż podejrzewał, że bardzo wielu zgromadzonych może być zachwyconych tą perspektywą... Więc cóż, byle się zabezpieczali. Co prawda goście wlali się już do budynku, lecz tak czy siak trzeba było odczekać jeszcze moment, podczas którego zapewne dokonywane były ostatnie przygotowania i poprawki. Loki cieszył się tylko, że to wszystko nie wylądowało na jego głowie. On miał jedno zadanie... I to takie, które najwyraźniej nadszedł czas wykonać - przynajmniej jeżeli sądzić po dźwiękach melodii dobywającej się z wnętrza. Tak więc - z całym wdziękiem, gracją oraz dostojeństwem księcia Asgardu - bóg chaosu poprowadził syna do środka, dość powoli, gdyż ponoć tak wypadało w tym świecie... O ile jego informacje były poprawne. A powinny być, bo sprawdzał je w kilku niezależnych od siebie źródłach. Tak czy siak, trickster przywołał na swoje oblicze subtelny uśmiech, ot, zaledwie delikatne uniesienie kącików ust, które w pewnym momencie zadrgały niebezpiecznie... A mianowicie wówczas, gdy spojrzenie bóstwa padło na stojącego przy ołtarzu Kapitana. Aż oczy rozbłysły mu przy tym figlarnie i, owszem, złośliwie. No proszę, trzeba będzie to jakoś wykorzystać... Ale później, po ślubie. Póki co natomiast Loki zatrzymał się wraz z Deadpoolem przy jego żonie - cóż, aktualnie mężu - by już po chwili móc usunąć się nieco na bardziej odpowiednie dla siebie miejsce. Musiał przyznać, że ciekawiło go jak to wszystko będzie wyglądało, nawet jeżeli podejrzewał, że uroczystość nie będzie zapewne w pełni konwencjonalna... Z oczywistych powodów.
|
| | | Gamora
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 24/05/2014
| Temat: Re: Kościół. Sob Wrz 13, 2014 5:13 pm | |
| Coraz więcej superbohaterów zbierało się przed kościołem. Coraz więcej ckliwych westchnień było posyłane w ich kierunku, najczęściej z damskiej części publiczności, a mimo to można było wyczuć dozę podniecenia i ogromnego zaciekawienia kierowanego w stronę tej oryginalnej młodej pary. Gamora natomiast skupiła się przez chwile tylko i wyłącznie na swojej przyjaciółce. Różne myśli zakwitły w zielonej główce gdy przesunęła kciukiem po jej bransoletach. Posłała szkarłatnej delikatny i zarazem ponętny uśmieszek i już chciała powiedzieć, że bardzo chętnie zobaczy jej rumieńce w innej sytuacji, tak dobrze tym dwóm pięknym kobietom znanej. Już uchyliła usta by to odpowiednio skomentować, jednak coś ją powstrzymało. Nie był to gest Wandy wskazujący na skrępowanie komplementem, ani machnięcie łapką. Do ciszy skłoniła ją obecność osoby trzeciej, bo własnie w tym momencie podszedł do nich jakiś młodzieniec. Gamora niestety nie orientowała się w grupach ziemskich bohaterów.. znaczy wiedziała o Avengersach, bo w końcu Tony nie był jej obcy. *Ekhm*. Jednak Young Avengers? To coś dla niej nowego. - Gamora. Członkini Strażników Galaktyki. - Kiwnęła głową w kierunku Darkiego, wprawiając jej idealnie prosto przystrzyżone włosy do ramion w ruch. Zasugerowała się prezentacją Chrisa, więc sama również przedstawiła się ujawniając przynależność do galaktycznej grupy bohaterów. Nie wiedziała, że chłopak bardzo dobrze wie z kim ma do czynienia. Co do jego późniejszego zachowania to.. hm, nie można była powiedzieć, że była zaskoczona. Szczerze mówiąc Gam przyzwyczaiła się do takiego typu przyjęcia przez mężczyzn, w szczególności tych młodszych i już chciała ująć go za podbródek i wskazać prawidłową linie spojrzenia prowadzącego do jej oczu, gdy kolejna osoba dołączyła do tego doborowego towarzystwa, a był nim Kapitan Ameryka. Gamora podała mu dłoń by ją uścisnąć. Uniosła brwi ze zdziwienia, gdy złożył na ręce pocałunek. Zdezorientowana rzuciła pytające spojrzenie Wandzie. Nie znała ziemskich zwyczajów stąd to zaskoczenie. Pocałunek jednak okazał się być miłym gestem, więc odwzajemniła się szerszym uśmiechem. Nie wiedziała czy powinna zrobić to samo, ale instynkt samozachowawczy jej podpowiedział, że całowanie w dłoń mężczyznę może być odebrane co najmniej dziwnie. - Gamora. - Kolejny raz się przedstawiła i zabrała rękę, cały czas odwzajemniając spojrzenie rosłego i sama musiała przed sobą przyznać, bardzo przystojnego mężczyzny. - Dziękuję za komplement. Skądś pana kojarzę panie Rogers... - Rzuciła robiąc zastanawiającą minę. Cóż, Steve nie przedstawił się jako Kapitan Ameryka, na dodatek.. wyglądał zupełnie inaczej. Co prawda nigdy na żywo nie spotkała się z Kapitanem, ale kosmiczne ptaszki ćwierkają nawet w odległej galaktyce. Rozmyślania Gamory zostały brutalnie przerwane przez głośny pomruk motocykla. Kobieta zwróciła się w jego kierunku marszcząc brwi, ponieważ co jak co.. ale zakłócił spokój i tą przyjemną, wręcz sielską atmosferę. Spojrzała uważnie po twarzach gości jednak brak zaskoczenia ani jakiegokolwiek innego grymasu dał zielonej wojowniczce do zrozumienia, że było to najwyraźniej normalne zachowanie mutanta. Przywitanie zwierzęcego jegomościa przez Steve'a prawie całkowicie ją uspokoiło. Dziarsko ścisnęła dłoń Logana i odwzajemniła kiwnięcie głową. A potem dostrzegła Rocketa. Bardzo dobrze znała tą jego 'zadowoloną' minę. Na dodatek... O DZIWO nic nie mówił, nie komentował, nie zaczepiał, nie kazał wszystkim zejść mu z drogi, ani nic nie pyskował.. huh, jego zachowanie nie wróżyło niczego dobrego, czyżby nie miał humoru? Gam wiedziała jedno, w taki sytuacjach lepiej trzymać się na dystans i nie narzucać się swoją obecnością, dlatego spojrzenie przeniosła na pana młodego, który wyszedł z limuzyny. Wyglądał zjawiskowo pomimo tej maski, chociaż Gam nie zdawała sobie sprawy co znajduję się pod nią więc z dwojga złego.. *ekhm*. No. Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy wojowniczki gdy odprowadzała wzrokiem Wandę, Steve'a, Logana oraz Rocketa zdała sobie sprawę, że zapomniała zapytać gdzie ma usiąść i jak to dalej będzie wyglądało. Gamora na ogół nie panikuję, ale poczuła się ...dziwnie. Z zamyślenia wyrwał ją Darkhawk. Gam zmrużyła oczka i zerknęła na podsunięte ramię Chrisa. Dosłownie parę sekund zastanawiała się jaką ma podjąć decyzje, ale po uśmiechu z jakim wróciła do twarzy chłopaka każdy mógł się domyśleć jaki jest werdykt. Darkhawk zaimponował jej wyczuciem chwili oraz taktem godnym dojrzałego mężczyzn i, chodź mówią, że to bardzo trudne, wymazał pierwsze wrażenie, które wskazywały na jego młodzieńczą naturę. Swoją drogą popisał się nie lada odwagą proponując swoje towarzystwo Niebezpieczniejszej Kobiecie we Wszechświecie, ponieważ nigdy nie było wiadomo jaka myśl wpadnie do tej zielonej i pięknej główki. - Z przyjemnością. - Rzekła i ujęła go pod ramie, a potem ruszyli do środka. Gamora zasiadła tam gdzie ją poprowadził i rozejrzała się po kościele. Miała mieszane uczucia co do tego miejsca, z jednej strony piękny budynek, ale jakoś nie czuła tego uduchowienia oraz związanych z tym emocji. Budynek jak budynek.. kolorowe okna (nie wiedzieć czemu..), całkiem przyjemny chłód.. jakiś dziwny masywny stoliczek pod ścianą i te.. malowidła. Gam uniosła brwi zaskoczona widząc te pompatyczne historie utrwalone na płótnie. Gdy usłyszała dziwny dźwięk spojrzała na Chrisa. - Wszystko ok? - Zapytała szeptem, a potem podążyła spojrzeniem, za wzrokiem Młodego Mściciela, który był skupiony na Stevie. Gamora zauważyła, iż mężczyzna zmienił ubranie i ma... coś w rodzaju sukienki. Wyglądał... inaczej, ale jak na osobę, która w kosmosie widziała wiele, nie mogła uznać nowego wdzianka Capa za coś dziwnego, wręcz nienaturalnego i zabawnego. Zaraz po kościele rozniósł się dźwięk marszu weselnego, więc kobieta spojrzała w kierunku wejścia do kościoła. Z delikatnym uśmiechem wymalowanym na twarzy odprowadziła Lokiego oraz Pannę Młodą do ołtarza. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Kościół. Nie Wrz 14, 2014 1:48 am | |
| Kobieta, nieco przytłoczona całym towarzystwem, pomimo tego, iż znała tu praktycznie każdego, rozglądała sie za niewielkim, futrzastym stworzonkiem. Gdzieś w tłumie dojrzała piękną suknię Tatusia (Ach, jakim był pięknym Pannem Młodąym). Niestety, chwilę później tłum zaczął wlewać się do kościoła, więc z żalem stwierdziła, że zawsze może ukochać Szopa później. Uśmiechnęła się lekko do króliczycy i odparła tylko. - Elena. Mam na imię Elena. Wybacz, ale muszę się załapać na jak najbliższe miejsce, żeby widzieć moich kochanych rodziców i narzeczonego! Poza tym, widok Logana w garniaku nie zdarza się często, a wiesz. On jest dosyć apetyczny. Uśmiechnęła się konspiracyjnie do R.R. i pociągnęła ją za sobą, znajdując miejsce jak najbliżej ołtarza. A co do tej wzmianki o Jimmy'm, no przecież ej, to, że miała narzeczonego nie znaczyło wcale, że teraz wszyscy faceci byli fe i ble. No co? Wiadro. Jeden - zero, frajerze. Gdy już zajęła miejsce, od razu poczuła, jak łzy wzbierają się w kącikach jej oczu, więc zamrugała kilkukrotnie, jednak na niewiele jej się to zdało. Jej Tatuś tak pięknie się prezentował. A zaraz przyjdzie Mamusia. Mamusia też była śliczna. Razem tworzyli taką piękną parę. Zaraz zaraz. Z tego co wiedziała, to jej marnotrawny brat powinien sypać kwiatki. Gdzie on się podział? Niczego nie umiał zrobić normalnie. Pająki to takie durne stworzenia. A może jak go użarł ten robal, to się przy okazji na mózgi zamienili? Ech, w sumie, to by było ze szkodą dla zwierzaka w sumie... Elena po raz ostatni wygładziła delikatnie pióra na skrzydłach, które teraz były złożone i jedynie delikatnie się poruszały, w miarę, jak oddychała, po czym siorbnęła cicho nosem. Dlaczego ona zawsze musiała się rozryczeć? Jej uwagę przyciągnął również Steve w sutannie. No i ten szalik... O Boże, ukradnie mu ten szalik. Napewno. No i musi mieć z nim zdjęcie. Taka pamiątka. Nie codziennie można sobie zrobić słit focię z KAPITANEM KSIĘDZEM. |
| | | Deadpool
Liczba postów : 204 Data dołączenia : 08/08/2012
| Temat: Re: Kościół. Pon Wrz 15, 2014 3:55 pm | |
| - Myślałem raczej, że wyczarujesz mi prawdziwy biust... Ale i tak wyglądają o wiele lepiej. Stwierdziłbym nawet, że świetnie. Dzięki, tato, emotka serduszko - rzucił do Lokiego, jednocześnie patrząc z kontemplacją, to na swój sztuczny biust, to zerkając na boga chaosu. Jeszcze kilka razy obmacał samego, chusteczkowego siebie, a pewny, iż wygląda oszałamiająco na całym ciele, uśmiechnął się pod welonem i z aktualnych zajęć zamienił samogwałt w wersji bardzo soft, na obserwowanie wlewających się do wnętrza chrześcijańskiej świątyni ludzi. Potem dłuższe spojrzenie po samej budowli (Muszę ci to przyznać, autorze, znalazłeś organizatorce naprawdę ładny kościół)(Um, dzięki?), a ostatecznie "Shipool" przeniosła wzrok znów na asgardzkiego księcia stojącego obok. - Dlaczego nie będzie drugiego taty na moim ślubie? Dlaczego on mnie nie kocha... ? Nigdy nie spróbuje nawet znaleźć chociaż odrobiny czasu dla najlepszego ze swoich dzieci. Prych. - Wade pokręcił nosem, a przy drugim zdaniu nawet teatralnie nim pociągnął, na myśl o Thorze i braku ojcowskiej miłości z jego strony (A potem się dziwią, że w mojej taka patologia), za to na wspomnienie o Starku machnął ręką. - Jemu... Jej? Wybaczam, na pewno szykuje mi świetny prezent i dlatego się nieco spóźni. W końcu dostanę zbroję, emotka-serduszko. Na pewno. Ooo taką! - Deadpool wskazał obiema rękoma napis przed sobą, z szerokim uśmiechem i kilkoma żywymi skinięciami głowy, czy to ignorując czy zapominając, że nie każdy postrzega ten świat w równie, na pozór szalony, sposób. Gdy natomiast rozległy się pierwsze dźwięki kościelnych organów, pani młoda ujęła Lokiego pod ramię i z uśmiechem - a nawet pewną nutką wzruszenia, której Deadpool musiał poświęcić jeszcze chwilę, uspokajając się kilkoma głębszymi oddechami oraz drobną fantazją o małych ośmiorniczkach, kroczących przez kościół w garniturkach i sypiących kwiatki, bo ktoś zapomniał o swojej robocie (Ośmiorniczki, pomachajcie do mojego syna marnotrawnego. Prawda, że to urocze stworzonka?) - Wade ruszył z prowadzącym go ojcem przed ołtarz, ciągnąc za sobą po ziemi białą suknię. Kiedy wkroczyli przez bramę, uniósł wolną dłoń w górę i zaczął machać nią lekko do gości weselnych, zupełnie jak pozdrawiający swój lud dyktator (To tak nie robi się na ślubach?)(Nie, Wade, tak robi się w objętych totalitarną władzą państwach) (Mniejsza, robię teraz za królową, a co ważniejsze - panią młodą. Wolno mi), mówiąc przy tym szeptem oraz przez zaciśnięte zęby, w końcu zamiłowanie do paplania mogło nieco popsuć obmyśloną przez najemnika oraz Shiklah maskaradę, jeśli w tym momencie będzie zbyt słyszalne (Ej, zawsze mogą pomyśleć, że Shi przez przebywanie ze swoim wspaniałym ukochanym sama zaczęła słyszeć głosy oraz nauczyła się więcej mówić. Ale tak, w naszym związku to Wade Wilson robi za kobietę, jeśli chodzi o ruszanie jęzorem. Ale przynajmniej ma wyćwiczony ten języczek, if you know what I mean). Pod koniec drogi przed ołtarz wzrok głównego bohatera tego postu powędrował po przebranej za niego Królowej Potworów (Jest seksowniejszym Deadpoolem niż ja), uciekając bezwstydnie na pośladki żono-męża. Pani młoda uśmiechnęła się szeroko pod welonem i, co by nie było za konwencjonalnie, czego przeciwieństwa oczekiwał przecież sam bóg chaosu (A nie można zawieść boga chaosu, prawda? Jeszcze będzie zły, zdecyduje się znowu spróbować podbić Nowy Jork i ponownie na imprezę wpadnie Hulk, pobawić się z nim w "poznaj pana podłogę"), Wade przy wszystkich mocarnie złapał jeden z ubranych w szykowny garnitur pośladków Shi (No co? Jeśli nawet mój anielski brat bliźniak... Znaczy się mojego męża. Pił wodę w muzeum - kryminalista z niego, co nie? - to ja tym bardziej mogę zrobić coś zakazanego. W kościele). To znaczy, z ich perspektywy, demonica zrobiła to najemnikowi. Przez welon, posłał ładny, niewinny uśmiech swojej ukochanej, a potem w końcu ustawił się porządnie przed ołtarzem, bo jednak były takie chwile w życiu, gdy nawet taka osoba jak Deadpool zachowywała powagę. A przynajmniej starał się to zrobić, bo... Skupienie uwagi na prowadzącym ceremonię kapłanie, to jest własnym bracie Wade'a spowodowało, że w niemal taki sam sposób jak wcześniej u jego ojca, tak teraz u najemnika drgnęły intensywnie kąciki ust, a on sam. Naprawdę. Bardzo. Mocno. Starał się zachować powagę (Spodziewałem się wprawdzie, że ubierze na taką okazję swój mundur i poprowadzi ślub jako Kapitan, ale jeśli woli sukienki... Cóż, nie oceniam, jestem tolerancyjny, tak mi się wydaję przynajmniej, jeśli mój braciszek lubi coś takiego, to i tak dalej go kocham. Mam tylko nadzieję, że ostrzeże mnie, jeśli to zajdzie dalej, żebym wiedział wcześniej, że na kartce z zaproszeniem na Wigilię mam napisać Stephanie zamiast Steve Rogers). A potem wzrok "pani młodej" pomknął po szalu, a w pewnym momencie delikatny uśmiech na, zakrytej welonem oraz makijażem, twarzy Wade'a zmienił się w szeroki, od ucha do ucha, wręcz ukazujący ząbki. I ten błysk w jego złotych oczach. Tak, specjalnie dla dobra maskarady kupił nawet odpowiednie soczewki. Na koszt Starka, oczywiście. "Shipool" uniósł jedną z rąk, by wskazać palcem na jedwab oplatający szyję Rogersa (Tata mógłby zrobić później mały dowcip i zamienić ten szal w mackę. Chociaż z drugiej strony, Candy mogłaby być zazdrosna), odkaszlnął i podniósłszy ton głosu odpowiednio wyżej, by brzmieć wystarczająco kobieco, powiedział: - Szwagier, dlaczego zamiast jednej z małych tarcz masz symbol Hydry? - Wspominałem o tym, że Deadpool wypowiedział to zdanie na tyle głośno, by rozniosło się echem po całym kościele, z pewnością docierając do uszu każdego z gości oraz, oczywiście, do samego Kapitana "Kapitana Księdza" Ameryki? |
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Kościół. Pon Wrz 15, 2014 6:21 pm | |
| Zniecierpliwiony czekał, aż "Panna Młoda" zostanie podprowadzona do ołtarza. Wiedział, że, cóż, jest wyśmiewany. Jak on nie lubił tego uczucia bezsilności.. Zacisnął mocno zęby i obserwował jak Loki dumnie prowadzi swojego syna. Bóg kłamstw z Asgardu, kolejny cud tego zdarzenia. Na pewno zaliczy ten dzień do tych najbardziej absurdalnych w swoim życiu. Wade był dosyć blisko, więc już na spokojnie przyjrzał się kreacji najemnika i jego samemu wyglądowi. Pokręcił głową. Szaleni. Wtem Panna Młoda stanęła przed nim, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Zmarszczył brwi, pytająco się w nią wpatrując. - Szwagier, dlaczego zamiast jednej z małych tarcz masz symbol Hydry? Zapatrzył się w Wade'a i nie zdołał wydusić z siebie ani jednego dźwięku. Jego wargi rozchyliły się lekko, a on sam myślał, że zejdzie z tego świata. Powoli przeniósł wzrok na szal, lustrując każdą z tarcz wyszywanych na materiale. I dostrzegł. Przełknął głośno ślinę i zgromił Młodą Parę spojrzeniem. Przegięli. Może dla nich faktycznie było to zabawne, ale dla Rogersa nie było żadnego powodu do śmiechu. Podstępem zmusili go do założenia na siebie symbolu organizacji, która zabrała mu wszystko co sobie cenił. Z kamiennym obliczem oderwał małą przyszywkę i odrzucił w kąt, za siebie, odchrząknął głośno, uspakajając jakże rozbawione towarzystwo i poczekał na ciszę. Wciągnął powietrze i już spokojnie, zaczął przemówienie. - Jest to dzień na pewno wyjątkowy, niewątpliwie da się to dostrzec na każdym kroku. - rozejrzał się po wypełnionych ławach i pewnym głosem kontynuował - Zebraliśmy się wszyscy tutaj, aby świadkować Młodej Parze i radować się razem z nimi przyjęciem przez nich sakramentu małżeństwa. Miłość potrafi dokonywać niezwykłych rzeczy. Pojawia się niespodziewanie, diametralnie zmieniając spojrzenie na świat. Niczym zaklęcie. Ja osobiście uważam miłość za dar, dar niezwykle drogocenny, wymagający troskliwej opieki i troski, aby źródło jego mocy, dającej nam zastrzyk energii i chęci do życia, nie uległ zniszczeniu. Dziś, w tym pięknym miejscu, miłość poprowadziła przed ołtarz Królową Nieumarłych - Shiklah, oraz jedynego w swoim rodzaju mutanta, Wade'a Winstona Wilsona, dwójkę z jakiegoś powodu ważną w naszym życiu, naszą rodzinę, przyjaciół, sojuszników. Szukali się długo, lecz teraz liczy się tylko to, co będzie, chwile spędzone razem wynagrodzą im wszystkie te lata. - Rogers, dziwnie spokojny i opanowany, zwrócił się ku Młodej Parze. - Za moment połączy Was sakrament małżeński, wypowiecie słowa na zawsze splatające Wasze istnienia. Waszym obowiązkiem będzie troska o swojego współmałżonka, szczerość i uczciwość wobec niego, razem będziecie od tej chwili znosili trudy i niedole, razem będziecie dokonywali wielkich decyzji, snuli wielkie plany, wspólnie śnili i spełniali swoje marzenia. Słuchając siebie na wzajem, wyrozumiali dla siebie, szczęśliwi, będziecie kroczyć przez świat - razem. - uśmiechnął się lekko, niemal niewidocznie - Stawiając się tutaj zapewniacie mnie, iż jesteście gotowi, a więc - stańcie naprzeciwko siebie i chwyćcie się za dłonie. Wypowiedzcie swoje przysięgi.
P.S. Msza jest prowadzona PO MOJEMU. Jeśli ktoś będzie miał jakiś poważny problem - przykro mi. |
| | | Rocket Raccoon
Liczba postów : 184 Data dołączenia : 12/11/2012
| Temat: Re: Kościół. Pon Wrz 15, 2014 6:51 pm | |
| Szop, dołączywszy do swojego towarzystwa, pomachał im tylko łapką i uśmiechnął się lekko. Na tych kilka chwil pozwolił sobie całkowicie zapomnieć o wcześniej wspomnianym głodzie i zaczął przysłuchiwać się słowom przyjaciół. Sam mówił niewiele - zazwyczaj tylko kiwał łebkiem na "tak", wciąż podążając za Szkarłatkiem. Gdy znaleźli się na miejscu, zaczął się uważnie rozglądać. Oglądał dekoracje oraz piękne ornamenty, jednocześnie uważając, by nie potknąć się przypadkiem o własne łapy. Nie to, że był sierotą, ale mogło się to od czasu do czasu zdarzyć każdemu. Kiedy znaleźli się na miejscu, by mieć pewność, że nie będzie miał problemu ze zrozumieniem Wandy, wdrapał się na moment na jedną z ław. Następnie, wysłuchał z największą uwagą wszystkich instrukcji. Gdy jego zadanie stało się jasne, wrócił na ziemię i wziął miękki przedmiot do łapek, uważając na błyskotki. Nawet na próbę przeszedł kilka kroków z podusią i obrączkami, by mieć pewność, że niczego nie zawali. Po tym wszystkim, stanął tam, gdzie poradziła mu przyjaciółka i zaczął spoglądać ciekawsko na resztę, co rusz parskając śmiechem. Krzyki Wade'a udało mu się dosłyszeć nawet z kościoła. Gdyby nie to głupie ubranie, już tarzałby się ze śmiechu po ziemi. Jedyne, co mu się nie spodobało, to fragment z wyimaginowanym wibratorem. Ile razy miał mu jeszcze tłumaczyć, że to tylko jego komórka, a nie żadna zabawka "tego" typu... Ale niech mu będzie. Tym razem nie zacznie się o to wykłócać... przynajmniej nie teraz. Miał ważniejsze rzeczy do roboty. Powinien teraz zachować pełną powagę i wykazać się niezwykłą dojrzałością. Mimo to, na samo wspomnienie zdarzenia chciało mu się potwornie chichrać. Przybycie "Shipool" do budynku na pewno mu nie pomogło. Co gorsza, tylko sprawiło, że aż zaczął trząść się z duszonego śmiechu. Rocketa zastanawiało, jak on przeżyje resztę ślubu. O pozostałych aż tak się nie martwił. A może powinien? Zapowiadała się naprawdę ciekawa i wręcz nie możliwa do odejścia w zapomnienie akcja... |
| | | Shiklah
Liczba postów : 34 Data dołączenia : 03/05/2014
| Temat: Re: Kościół. Wto Wrz 16, 2014 12:14 pm | |
| Stała przy ołtarzu, ubrana w najlepszy garnitur jaki wyprodukowały ludzkie ręce, i w końcu mogła przyjrzeć się wszystkim wchodzącym do kościoła, jak i przepięknej, acz delikatnej dekoracji za którą później odpowiednio podziękuje szanownej organizatorce. Co prawda królowa nieumarłych znała większość z nich osobiście, a po imieniu raczej wszystkich, jednak dzięki uprzejmości rozgadanej osobowości i talentom bajarza jej przyszłego męża mogła pomagać sobie jego barwnymi opowiadaniami w razie jakichkolwiek wątpliwości. Wandzia wyglądała nieziemsko w swojej czerwonej sukni, ale ją już zdążyła 'skomplementować'; ukochana córeczka, Ellie, którą wcześniej widziała jak przylatuje na skrzydłach wybrała uroczą, błękitną sukienkę, która w połączeniu z jej niskim wzrostem nadawała jej niewinnego, dziewczęcego wyglądu, rozglądała się niepewnie po kościółku. Mamusia była bardzo dumna widząc jak wspaniale wyglądała jej mała córeczka. W oczy Shiklah rzuciła się również dziewczyna-królik w długiej, czarnej sukni, stojąca na zewnątrz. Pomyślała, że fajnie byłoby podejść później do R.R. i porozmawiać, pogłaskać uszka i jeszcze trochę porozmawiać, no i oczywiście potarmosić te wielkie, puchate uszy... Niestety, nie zauważyła żeby króliczek wszedł do środka, miała tylko nadzieję, że się nie rozmyśliła. Złote oczy, ukryte pod czarno czerwoną maską wyłapały jeszcze Gamorę, zielonoskórą piękność ubraną w czarny kostium sprytnie podkreślający jej wdzięki. Ostatnią przedstawicielkę płci pięknej, blondynkę w jasnej sukni wyglądającą trochę jak wyjętą z eleganckiego obrazka z poprzedniej epoki , również musiała koniecznie później poznać, ale ona również chyba nie weszła do środka... Nie tylko dlatego tak bardzo interesowali ją wszyscy goście, ponieważ już u zarania dziejów wymagano tego od dobrej królowej, ale głównie dlatego, że dla każdej z tych pań można by zgrzeszyć. Na usta czarnowłosej wypłynął szeroki uśmiech, ponieważ już wiedziała, że żadna z nich nie przyćmi ani małej niespodzianki przy ołtarzu, ani sukni, którą miała przygotowaną na wesele. Ponadto, do kościoła weszli przedstawiciele płci męskiej oraz Szop, wszyscy jak jeden mąż ubrani pod krawat lub muchę (akurat mężczyźni na oficjalnych uroczystościach pod tym względem nie mieli wielkiego pola do popisu, mimo to prezentowali się wzorowo i bardzo, baaaardzo przystojnie). Pietro został przez nią 'doceniony' tak samo jak Wanda, zdążyła dostrzec również 'brata' Wade'a, który to miał im udzielić sakramentu, chociaż podejrzewała że ten tytuł był raczej jak coś nadawanego w społeczności afroamerykanów każdemu napotykanemu facetowi któremu się nie chciało ukraść portfela ani zapoznać z pięścią niż rzeczywistymi więzami krwi. Gdy wraz z Wandą, Loganem (cały on - niski, smutny i włochaty jak mawiał Deadpool) i Szopem udawali się w kierunku pomieszczenia na zapleczu kościoła, skinęła im lekko głową z szerokim, lecz trochę nerwowym uśmiechem. A wszystko to po to by wyglądało, że 'pan młody' oszczędza na słowach, ponieważ przytłacza go wzruszenie i piękno chwili. Najchętniej podbiegłaby do Syna Syna czym prędzej i utuliła go mocno, tak ślicznie wyglądał w małym fraku i z przyczesaną sierścią...! Musiała jednak pozostać twarda i niewzruszona na wszelkie cudowności dzisiejszego dnia, przynajmniej do końca części oficjalnej. Na głaskanie Szopa przyjdzie jeszcze czas~. W tle dostrzegła jeszcze mężczyznę ubranego w mundur i drugiego, bardzo młodego, który mógłby konkurować z nią w kategorii 'ile dziś wydałem na garnitur'. Obaj niezwykle przystojni i kompletnie obcy królowej.
Gdy wszyscy już zajęli swoje miejsca, obrączki zostały przygotowane i położone na malutkiej poduszce, Kapitan wciśnięty siłą w sutannę a w kościele rozbrzmiały pierwsze nuty marsza weselnego, serce demonicy przyspieszyło niespodziewanie z ekscytacji i wzruszenia. Zdążyła jeszcze spojrzeć ukradkiem na zegarek (Patek, za 300 tysięcy, kolejny drobiazg na konto Starka~) - ceremonia zaczęła się punktualnie. Nim jeszcze 'panna młoda' postawiła pierwsze kroki w kościele, Shiklah dostrzegła spóźnionego Spidermana, pospiesznie próbującego wmieszać się w tłum. Uśmiechnęła się szeroko, rozbawiona ale jednocześnie spięta. Do tej pory nie miała czegoś takiego jak przedślubna panika, czuła jednak, że być może ta właśnie ją dopada. Kiedy jednak zobaczyła Wade'a ubranego w suknię ślubną, prowadzonego przez Lokiego do ołtarza, próbującego zachowywać się 'jak królowa' i utrzymać powagę chwili, wszelkie irracjonalne wątpliwości opuściły ją. Starała się nie uronić ani jednej łzy, tak wzruszenia jak rozbawienia. Asgardzki bóg prezentował się niezwykle dostojnie, jednak nie z nim brała ślub, dlatego też całą swoją uwagę poświęcała Wilsonowi, który na Boga, potrafił być równie piękną kobietą co mężczyzną. Gdy stał już przy niej, złapał ją bez zapowiedzi dokładnie w taki sam sposób, w jaki ona przywitała się z Cygańskim Rodzeństwem. Zadrżała lekko, zdziwiona, żeby nie powiedzieć iż podskoczyła ku górze jak oparzona, ale nie dała się zbić z tropu. Delikatnie ujęła jego dłoń odzianą w rękawiczkę i złożyła na niej pocałunek, ledwie muśnięcie, patrząc poprzez woalkę w twarz przyszłego męża. Gdyby nie maska, którą miała na sobie, można by zobaczyć iskierki rozbawienia w wilgotnych oczach kobiety. Starając się już zachowywać jak najbardziej poprawnie, odwróciła się w kierunku KAPITANA KSIĘDZA (słowo honoru, gdyby mu zakręcić włoski w takie małe loczki wyglądałby jak cherubinek!).
A wtedy przemówił Deadpool. I już nie wiedziała co jest śmieszniejsze, jego cienki, kobiecy głosik czy to, że na cały kościół zapytał, dlaczego obrońca Ameryki ma na 'szaliku księdza' odznakę Hydry. Spojrzała zdziwiona na ubranie blondyna, pewna że Wade zażartował tylko. Ale nie, zauważyła małą, jedyną, samotną ośmiorniczkę pośród licznych maleńkich tarcz. Na mordercze spojrzenie, jakim obdarzył ich Kapitan, odpowiedziała jedynie pełnym zdziwienia spojrzeniem 'na mnie nie patrz, tym razem to nie moja sprawka'. Jeden diabeł wiedział skąd się tam wzięła ta mała skaza, być może firma której zlecono wykonanie szalika należała do Hydry...? W każdym razie tego w planie nie było. Dalej ceremonia szła już gładko, a gdy Steve wygłosił swoją mowę o miłości i oddaniu poczuła jak coś ściska ją w gardle i ciśnie jeszcze więcej łez do oczu. Dzielnie obróciła się w kierunku Deadpoola i chwyciła jego dłonie. Przysięgę mieli wypowiadać jednocześnie, żeby nikt się nie zorientował z osób siedzących w ławkach że zamienili się miejscami (bo sądząc po tłumionym chichocie Szopa przy ołtarzu każdy już wiedział), ale liczyła że ten zorientuje się iż wzruszenie na chwilę odebrało jej głos i zacznie sam, a po kilku słowach Shiklah do niego dołączy.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Kościół. | |
| |
| | | | Kościół. | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |