|
| Kościół. | |
|
+9Rocket Raccoon Wolverine Captain America Darkhawk Leila Gamora Quicksilver Loki Scarlet Witch 13 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Scarlet Witch
Liczba postów : 216 Data dołączenia : 05/12/2012
| Temat: Kościół. Pon Wrz 08, 2014 11:00 am | |
| First topic message reminder :Błękitne pasmo nieba rozpościerało się nad zgrabnym kościółkiem położonym w malowniczej miejscowości, o nazwie tak skomplikowanej, że nikt z obecnych tu gości nie wiedział dokładnie gdzie się znajduje. Z dojazdem nikt jednak nie miał problemu, ponieważ tak naprawdę tym się zajęli ludzie z firmy Starka, który to dostał zaszczytne miano sponsora całej imprezy. Gdzieś tutaj nawet czekała na niego srebrna odznaka. Gdzieś… Pogoda tego dnia była wyjątkowo piękna. Jasne promienie słoneczne odbijały się od kolorowych witraży i raziły w oczy uczestników wzniosłej uroczystości, a delikatny wiatr rozwiewał włosy i treny sukien kobiet przybyłych na ślub. W powietrzu czuło się tą powagę przemieszaną z ekscytacją. W końcu nie był to zwykły ślub, o nie. Wszakże Panna Młoda nie była byle jaką panienką ze wsi, co to dorwała lepszą partię od partii swojej kuzynki ze wsi obok – była to kobieta prawie tak samo niebezpieczna jak Gamora, którą pozdrawiam serdecznie ze swojego siedziska nadwornego Wodzireja. Każdy kto znał Shi wiedział jaka ona jest – mimo niecodziennego wyglądu była ona naprawdę przemiłą i czułą osóbką, przywiązującą ogromną wagę do rodziny i przyjaciół – broniła ich jak lwica, dlatego jeżeli zadarłeś z jej wnukiem, czy synem to radzę Ci spieprzać. Najlepiej na inną planetę. Pana Młodego każdy zna i widzi jaki jest. Ona i DP byli cudowną parą, takiej drugiej nie było nigdzie indziej! Wanda z czułością obserwowała ów narzeczeństwo, w międzyczasie zajmując się setką innych spraw. Wszystko było na jej głowie począwszy od wybrania przystawek [rosół czy flaczki?] do karcenia kelnerów, którzy podbierali asgardzki alkohol [ Ten to nieźle klepie, weź dwie butelki]. To latała tu, by zerknąć czy serwetki pasują do zastawy, czy tam by zobaczyć jak idzie pieczenie ciast. Bardzo zależało jej na tym by wszystko zostało dopięte na ostatni guzik – by dzień, o którym wszyscy mówiono był wspaniały, w szczególności dla Państwa Młodych, ale by i zapamiętali tą sobotę jako najlepszą imprezę, na jakiej byli. Panna Maximoff nie dopuszczała do siebie takiej myśli, że coś miałoby się nie powieść. Poprawka. Chętnie by POROZMAWIAŁA z osobą, która planowałaby coś zepsuć, a lepiej żeby nikogo takiego nie było… Przechodząc do meritum. Słońce świeciło, ptaszki ćwierkały swoją wersję Bleed it out, a goście powoli, powoli zbierali się przed kościołem – odświętnie ubrani, wypachnieni i z naręczem prezentów, kopert i kwiatów. Pisk opon taksówek, które podwoziły naszych gości tylko sprawiały, że już tu obecni zgrzytali zębami i zerkali na tarcze swych drogich albo i nie zegarków. Ślub miał się rozpocząć o 15stej, dochodziła już za pięć. Nasza Wanda jako pierwsza zjawiła się w kościele, nie tylko by poprawić dekoracje ław i całego budynku – o, jedna kokarda wisiała krzywo, i ta już biegła by przypadkiem nikt nie zauważył, że coś było nie tak. Ale również po to by sprawdzić czy sprzęt nagłaśniający i mikrofony działają, czy przysięga jest spisana i czy wdzianko pastora z wyszytymi małymi tarczami jest wyprasowane i w odpowiednim rozmiarze. Jedwabna poduszeczka w kolorze purpury leżała spokojnie czekając na złote obrączki, których w posiadaniu był drużba. Teraz tylko wyszła na zewnątrz by spojrzeć czy przypadkiem ktoś znajomy się tu nie przypałętał. Ściskany w dłoni bukiecik czerwonych róż niósł ze sobą słodki zapach, od którego kobiecie zakręciło się nieco w głowie, a suknia, którą przywdziała – z dekoltem w serduszko, z odkrytymi ramionami i przylegająca do ciała, a kończąca się na dole trenem z tiulu w kolorze szkarłatnej czerwieni była strasznie niewygodna. Czuła, że część górna kreacji lada chwila się zsunie, stresowała się także, że przez przypadek nadepnie obcasem na materiał sunący się za nią i wyrżnie orła niczym J. Lawrence na pamiętnym rozdaniu Oscarów. W sumie wszystko się zgadzało, ta przed rozpoczęciem się ceremonii także wzmocniła się kieliszkiem mocnego alkoholu. Do tego Maximoff dołączyła ciężki, złoty naszyjnik, kolczyki i zegarek. Lekki makijaż idealnie podkreślał jej charakterystyczne rysy twarzy, a usta pociągnięte czerwoną szminką [która na ustach powinna się trzymać co najmniej przez 8 godzin!] wykrzywiały się w delikatnym uśmiechu. Ciemne włosy zostawiła rozpuszczone, a te tylko delikatnie wiły się pod wpływem co silniejszego podmuchu wiatru. Na imprezę przyszła sama o dziwo, co stwierdziła z lekkim niesmakiem – wszak jej ukochany braciszek wolał siedzieć w domu i nawalać w Battlefielda niż stać teraz z nią tutaj i pomagać w przygotowaniach. Szatynka westchnęła tylko cicho i teraz to ona spojrzała na zegarek sprawdzając czy przypadkiem nie powinna zaganiać już gości do kościoła. Stwierdziwszy, że już czas poprosiła jednego z mężczyzn z obsługi o otwarcie wrót do budynku. Zatem! Obecnie wszyscy znajdujecie się przed kościołem, albo dopiero co do niego dojeżdżacie. Witacie się z innymi i blah blah blah rozmowy o wszystkim i niczym. Możecie napisać także, że wchodzicie już do kościoła i zajmujecie odpowiednie miejsca. Mile widziane opisy uczuć postaci, co sądzą o przygotowaniach, parze młodej itp.
Pamiętajcie o rolach jakie spełniacie, m.in.: Pajonk powinien pojawić się z koszykiem świeżo zerwanych płatków róż, Szop winien być psychicznie przygotowany do noszenia obrączek, które ma przy sobie Logan, DP ma myśleć o mackach i nocy poślubnej, a Shi czy błękitna podwiązka będzie się trzymać na udzie. W sumie to wiecie, najpierw jeden krótki pościk na zaznajomienie się z sytuacją. - Serio, nie muszą to być eseje, w końcu to trollowana. Napiszcie cokolwiek.
Macie czas do ŚRODY 10 WRZEŚNIA DO 23:59. Jeżeli posta od danej osoby nie będzie to ją pomijam w kolejce. Gdyby coś/ktoś miał jakiś problem to zapraszam do kontaktu na pw/gg/fb. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Scarlet Witch
Liczba postów : 216 Data dołączenia : 05/12/2012
| Temat: Re: Kościół. Czw Wrz 18, 2014 10:11 am | |
| Jak widać nie tylko Para Młoda wybitnie stresowała się przed TYM dniem. Nasz ukochany męczennik z chęcią wyskoczyłby pewnie z nieszablonowej czarnej sukni i pędem pomknął ku starej maszynie rodem z programów z TVN Turbo, gdyby nie Szkarłatna Wiedźma, której jedno spojrzenie kazało mu iść i zachowywać się porządnie jak na taką okazję przystało. Wanda doskonale wiedziała, że Cap sobie poradzi. Nikt inny nie miał takiego poczucia sprawiedliwości, nikt nie kierował się sercem tak jak on to robił. Do tego te jasne przejrzyste spojrzenie, dobre serce i kojący głos… Dlatego też Scarlet westchnęła cicho gdy i blondyn pojawi ł się przed ołtarzem, by dzisiejszego popołudnia połączyć oryginalną parę. Gdy marsz swoją uroczą melodią odbił się od ścian postawnej budowli, w tym momencie kobieta jak i reszta zgromadzonych tu osób utkwiła wzrok w pannie młodej, która to powoli krocząc w towarzystwie swego ojca rozmyślała zapewne jak to ukarać swego syna marnotrawnego, który otrzymał bardzo ważne zadanie jakim było sypanie kwiatów na drodze ku szczęściu Shipool. Już nie mówmy o koszyczku wyplatanym ręcznie przez kobiety w Somalii, ani o tych płatkach róż zerwanych z pierwszego lepszego ogrodu. Chodzi o samą pamięć, o wypełnienie niejakiego rozkazu, a także sprawienie przyjemności osobom trzecim. Nic się nie zdało ciche westchnięcie mężczyzny odzianego w biel. Jako, że organizatorka była pewna, że cóż, kilka osób zawiedzie, to dlatego gdy zauważyła, że Peter Parker olał swoją robotę, ta kiwnęła głową na jedną z dziewczynek siedzących w ławie pod ścianą. Urocza blondyneczka, o rozkosznym uśmiechu ubrana w fioletową sukieneczkę zakończoną pseudo mackami, do tego kosz pełen pachnących płatów róż, bergamotek i innych. Wyskoczywszy tuż przed Lokim i DP ta dygnęła w ich stronę i rozrzucała swój towar to w lewo, to w prawo, podczas gdy oczy zebranych na moment oderwały się od najemnika i jego ojca, którzy w końcu doszli do wyznaczonych sobie miejsc. Wcześniej Wanda i James oczywiście skinęli głowami i przepuścili pana-pannę młodą, by ten spoczął obok właściwej osoby. Na moment w kościele zrobiło się zupełnie cicho – do ich uszu dochodziły tylko przytłumione westchnięcie, głębokie oddechy i dźwięk znany wszystkim kobietom [i nie tylko]. Przez chwilę każdy rozglądał się poszukując źródła bzyczenia, które z chwili na chwilę narastało. Zaraz też praktycznie każdy kto słyszał historię o wibratorze Szopa zwrócił na niego spojrzenie, gdy ten akurat starał się ułożyć w odpowiedniej pozycji cóż… Poduszkę oczywiście, na której spoczywały dwie obrączki wykonane z nikomu chyba nieznanego materiału. Obie srebrne z delikatnymi wytłoczeniami, błyszczące i napawające ekscytacją. Gdy wszyscy napatrzyli się na błyskotki, a wibrowanie dalej nie ustało w końcu jeden z gości wstał i pokazał swój telefon komórkowy. Sorry, mama dzwoni.Gdy wszystko na powrót wróciło do normy, gdy Cap skupił na sobie przez chwilę uwagę i otworzył usta, by powiedzieć coś naprawdę ważnego, coś od czego zależało późniejsze wspólne życie Wade’a i Shi. Gdy jedno z nich się odezwało, Wanda miała ochotę zapaść się pod ziemię. Wiedziała doskonale, że Steve nie cierpi Hydry, dlatego też dokładała wszelkich starań, by jedwabny szal był wyszyty tylko w małe tarcze Kapitana. Nie chciała by ktokolwiek się tu znalazł czuł się obco, czy źle. Ta ceremonia miała być taką, którą będziemy wspominać za pięć czy dwanaście lat. Każdy kto został zaproszony miał chociaż niewielki wkład w ślub, dlatego też widząc co się wokół niej dzieje, aż się zagotowała w środku, chociaż dalej niewinnie się uśmiechała, zupełnie jakby nie wiedziała o co się rozchodzi. Spojrzała raz na Rogersa, potem na Shipool, którą dźgnęła mocno pod żebro, niezależnie od tego czy to się komuś spodoba czy nie. - Spokój! – Warknęła niczym nieposkromiona pani przedszkolanka do zgrai młodego narodu bawiącego się hot wheelsami i Barbie, po czym dała znać dłonią Capowi, że ten może dalej kontynuować. Gdy ktoś się zaśmiał, parsknął czy nie wiem, podrapał się po nosie został natychmiast zgromiony wzrokiem przez Wiedźmę, która nie chciała by cokolwiek, bądź ktokolwiek zepsuł tak ważny dzień dla Pary Młodej jak i dla niej. Wtem, zaraz do akcji wkroczył nasz Kapitan, który w towarzystwie cichej melodii granej przez nikomu nieznanego muzyka zaczął opowiadać o miłości, szacunku i przyjaźni. Słysząc jego mądre słowa Wandzia nie mogła powstrzymać się od cichego westchnięcia i uronienia pojedynczej łzy. Zresztą, nie tylko ona pozwoliła sobie na chwilę słabości, bo z oddali można było dosłyszeć szloch i pomruki zadowolenia. Każdy inaczej przeżywał słowa Rogersa, jedni miei na twarzach kpiące uśmieszki, inni wtulali buzie w jedwabne chusteczki, a jeszcze inni obserwowali z zazdrością zbroję Boga Asgardu. Wiele osób zaproszonych tutaj słyszało o wspaniałej parze, która niby tak niedoskonała daje wszystkim przykład tego, że miłość jest wielka i daje siłę. Niezależnie od tego jak wyglądamy, czym się zajmujemy, nasz wiek, czy status materialny daje nam możliwość kochania drugiej osoby. Każdy z nas ma zapewne gdzieś tą drugą połówkę, która tylko czeka na odpowiednią okazję, by się ujawnić. Nie należy jej szukać w szale, depresji czy osamotnieniu, a wytrwale oczekiwać, bo gdy ta się znajdzie już nigdy nas nie puści. Na całe szczęście Wade i Shiklah byli cudowną parą, doskonale się uzupełniali i wiedzieli jak ze sobą postępować. Znali siebie jak nikt inny, jedno wskoczyłoby do ognia za drugim. Dlatego też z zadowoleniem i łzami w oczach Scarlet obserwowała tą dwójkę, gdy Ci natychmiast złapali się za dłonie. Chwila wspaniała i magiczna, wszyscy w kościele zachłystnęli się powietrzem i z oczekiwaniem wpatrywali w młodą parę, która to zaraz miała rozpocząć wypowiedź, wręcz poemat znając życie i Deadpoola, która zmieni ich całe życie, a tą dwójkę połączy węzłem miłości. By wszystko szło zgodnie z planem, kobieta odziana w czerwoną suknię kiwnęła na Szopa, który zapewne stał gdzieś z boku, by i ten zaraz podszedł do ich małej grupki w wiadomym celu. Pierścienie odbijały tylko delikatnie kolorowe światła witraży tworząc tym samym nieziemski obraz i wspomnienie. O dziwo na szalony pomysł dostarczenia obrączek wpadł sam Logan, który widocznie głęboko wziął sobie do serca zadanie polegające na byciu świadkiem. Ale to dobrze, bo widać, że i jemu zależy na szczęściu naszej zwariowanej parze. Rocket będąc już na miejscu czekał na słowa przysięgi. Zupełnie jak wszyscy zebrani w kościele, czekali z utęsknieniem i zapartym tchem na słowa, słowa, słowa… Wybaczcie za lekkie opóźnienie. Chociaż, biorąc pod uwagę fakt, że odpisałam dopiero dwa/trzy dni po ustalonym terminie to myślałam, że osoby biorące udział w ceremonii wezmą się za siebie i odpiszą. No nic, akcja w kościele dobiega końca, tak naprawdę czekamy tylko na przysięgę składaną przez DP i Shi, dlatego też tutaj proszę o osoby biorące udział w kościele – posty nie muszą być długie. Piszcie to co najpotrzebniejsze, by nie było niepotrzebnej spiny dot. Terminu oddawania prac. Serio. Rozpisywać się możecie na weselu, które odbędzie się zaraz po tej kolejce. – Dlatego też nie ma żadnych kolejek, piszcie jak chcecie, joł. MACIE CZAS DO PONIEDZIAŁKU, 22 WRZEŚNIA DO 23:59. Tym razem proszę o odpisy WSZYSTKICH.
I aby uniknąć nieprzyjemności. JEŻELI, ktoś/coś ma jakiś problem, zażalenie, czy skargę, że prowadzę coś źle, ominęłam coś istotnego to proszę zgłaszać to DO MNIE. Kontakt jest podany, dziękuję.
|
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Kościół. Sob Wrz 20, 2014 11:59 am | |
| Loki puścił co prawda mimo uszu większość komentarzy syna, jedynie kiwając lub kręcąc głową w odpowiednich momentach, lecz pewnych spraw po prostu nie dało się zignorować - a mianowicie tego złapania "pana młodego" za pośladek, które z całą pewnością zaliczało się do niekonwencjonalnych elementów uroczystości. Bóg chaosu od razu uśmiechnął się nieco szerzej; tak, ta ceremonia zdecydowanie pozostanie w pamięci zebranych na długo... I bardzo dobrze. Młodej parze się to akurat należało. Nagłe bzyczenie skutecznie przykuło uwagę księcia, który odruchowo zmarszczył lekko czoło, powracając myślami do niemalże-monologu Wade'a, w którym ten wspomniał o Szopie i jego zabawce. Och, to by dopiero było ciekawe urozmaicenie tego jakże wspaniałego dnia... Ale nie, szczęśliwie dla zwierzaka stosunkowo szybko okazało się, iż winę ponosi ktoś inny - wraz ze swoim telefonem komórkowym. Symbol Hydry również musiał należeć do tych mniej typowych dekoracji, jak mniemał trickster - i w dodatku mag miał nawet pewne podejrzenia odnośnie tego, w jaki sposób logo to znalazło się na stroju Kapitana. Nie żeby miał zamiar wskazywać odpowiedzialnych, przeciwnie, do tego mu było daleko; nie planował się w to mieszać. Niech się bawią. W końcu w najgorszym wypadku Rogers będzie miał wreszcie dość i spróbuje się zemścić, prawda? Z naciskiem na "spróbuje". Biedny Kapitan. Zaraz jednak - na szczęście - goście zostali względnie uspokojeni, po trochę za sprawą samego Rogersa, ale i przy pomocy głównej organizatorki ślubu. Super żołnierz pozbył się obraźliwego elementu ubioru, plus dla niego za niezwykłe opanowanie, a następnie przystąpił do prowadzenia właściwej części uroczystości. Loki nie należał do osób, które przesadnie wzruszały się na ślubach... Cóż, ani nawet do tych, które robiły to w ogóle... A jednak musiał przyznać, że przemowa sama w sobie była bardzo... Elegancka i na miejscu. Przypadła mu do gustu. Patron kłamstw spokojnie obserwował, jak jego syn i mniej-więcej-prawie-a-właściwie-już-córka za wskazaniem Rogersa ujmują się za ręce. Jednocześnie wyciszał praktycznie wszelkie inne odgłosy dochodzące z kościoła; w tej chwili średnio interesowało go kto nie wytrzymał i rozpłakał się ze wzruszenia lub z tego czy innego powodu roześmiał się na głos. Przynajmniej oficjalnie, bo Szopa w pamięci odnotował... I teraz nawet zerknął ku niemu krótko, upewniając się, że futrzak znalazł się już na swoim miejscu - z obrączkami. Mimo wszystko ciekawiło go jakich słów użyje para. Jakoś wątpił, aby mieli skorzystać ze standardowej formułki, o której - a i owszem - również czytał... |
| | | Deadpool
Liczba postów : 204 Data dołączenia : 08/08/2012
| Temat: Re: Kościół. Nie Wrz 21, 2014 9:04 pm | |
| Deadpoolowi - czy raczej obecnie Shipoolowi - aż zrobiło się trochę żal starego, poczciwego Capa(Nie, wcale nie), gdy ten ujrzał na swoim szalu małą, złowrogą ośmiorniczkę(Ale wciąż uroczą) i cisnął po chwili kapłański atrybut w przysłowiowe "diabły". I w sumie, umysł oraz liczne głosy w nim się znajdujące już podsuwały najemnikowi kolejne drwiny, zaczepki i tym podobne, aż musiałby się w dużym stopniu powstrzymywać, żeby nie spalić starannie zaplanowanego z Shiklah przebrania intensywną paplaniną... Gdy nagle Rogers, nieświadomie wykorzystał potrzebne do namysłu, chwilowe milczenie swojego złego brata bliźniaka i zaczął przemowę o miłości. "Chwile spędzone razem wynagrodzą im wszystkie te lata". Wade spuścił na moment głowę, a przed oczami przewinęły mu się, jak w przyśpieszonym filmie, wszystkie najtrwalsze wspomnienia jego życia. Te, spośród pamiętanych. Trudne dzieciństwo, wiadomość o nowotworze, śmierć pierwszej żony, eksperyment Weapon X który zrobił z brata bliźniaka Capa, brata bliźniaka Freddiego Kruegera. Szalonego, jakby powodujący odruchy wymiotne u pprzeważającej części ludzkości wygląd nie wystarczył. Eksperymenty Butlera, przez które Wade sam nie może być pewny ile z jego wspomnień jest prawdziwych, a ile to kłamstwa. Nawet tych wymienionych przed chwilą. Deadpool uniósł wzrok z powrotem, by spojrzeć przez maskę w oczy Shiklah, a czując jej dłonie, sam chwycił je mocno, z nagłej, silnej potrzeby. - Ja, Wade Winston Wilson, czy po prostu Deadpool... I nie jestem mutantem, tak swoją drogą... - zaczął, nie mogąc powstrzymać się od małego poprawienia swojego braciszka. Tak, zaczął. Wspominałem kiedyś, że Wade zna takie sztuczki, jak brzuchomówstwo? A że Shi zabrało chwilowo głos ze wzruszenia... Nie, nie pomyśleli jak rozwiązać kwestię przemowy, przy całym planowaniu przebrania. Wade właśnie improwizuje. Jak to Wade. - Ja, Deadpool... Nie zamierzam zamęczać was teraz klasyczną regułką czy też rozbudowaną historią mojego przekichanego życia, co pewnie wydawało się, że zapowiedziały wcześniejsze, um, "słowa" autora moich postów. Nie pytajcie też o co mi chodzi wiecznie z tym całym, tajemniczym autorem, i tak nigdy nie zrozumiecie. Czy raczej, nie uwierzycie mi i zwalicie to na moje psycho-problemy. Moje życie było przekichane, to prawda, a moja maska kryła nie tylko to co na zewnątrz. I gdyby nie to co na zewnątrz, nie musiałbym już jej nosić. Shi nie tylko zaakceptowała, ale pokochała każdy ten aspekt, który każdego z was ode mnie odrzuca. Szaleństwo, gadatliwość, wygląd, kręgosłup moralny. Żadne stworzenie z mackami czy najsmaczniejsze burrito we wszechświecie nie dostarczyłoby mi nigdy tyle szczęścia, ile dostarczyło mi spotkanie na swojej drodze tej o to królowej nieumarłych. Na pewno dalej będę tym samym, szalonym, paplającym na okrągło, mordującym i obrzydliwym Deadpoolem, za jakiego zawsze mnie pewnie uważaliście oraz jakim zawsze, nigdy w to nie wątpiłem, byłem i jestem. Ale szczęśliwym Deadpoolem. I szalonym, paplającym, mordującym, okropnym Wade'm Wilsonem tej o to sukkuby. A w związku z naszymi mocami, będę nim na zawsze. Chcę być. "Aż nas śmierć nie rozłączy", heh. - Najemnik nie mógł powstrzymać pojawiającego się na jego twarzy szczęśliwego uśmiechu. Miał nadzieję, że ciemnowłosa demonica podchwyci pomysł i zacznie ruszać bezdźwięcznie ustami, podczas gdy sam Wade mówił bez poruszania swoimi. I oczywiście, będzie pamiętać o obrączce.
Ach, a co do wibracji w tle... Deadpool aż zignorował wszystko "w tle", z tego wszystkiego. Nie to, żeby nie miał później jakoś nawiązać do tej sytuacji. Ale to później. Na weselu, zapewne. Biedny Szop, biedny~ |
| | | Shiklah
Liczba postów : 34 Data dołączenia : 03/05/2014
| Temat: Re: Kościół. Nie Wrz 21, 2014 11:28 pm | |
| Wzruszenie odbierało mowę królowej nieumarłych, lecz nie trzeźwość umysłu. Od razu zrozumiała o co chodziło Deadpoolowi i zaczęła poruszać ustami. Nie starała się co do słowa odwzorowywać jego przemowę, nie było ku temu potrzeby zważywszy iż maska nie była drugą skórą, nie przylegała tak mocno by każdy ruch był istotny. Próbowała również gestykulować i odwracać się w kierunku zebranych gości - tak jak robiłby to prawdziwy najemnik. Najważniejszym było jednak, że słuchała słów przyszłego męża bardzo uważnie i szybko zauważyła że również jemu udzieliło się wzruszenie. Kochała jego nieprzewidywalność, poczucie humoru, to jak wyglądał i jak radził sobie ze swoją 'pracą'. Najbardziej jednak doceniała te krótkie i niezwykle ulotne chwile, w których Wade, nieśmiertelny najemnik z pyskiem, dawał upust swoim emocjom i stawał się poważny. Większość osób zapewne nie podejrzewała by kogoś takiego było kiedykolwiek stać na podobny gest, ale Shiklah widziała to w nim od początku, od momentu w którym uwolnił ją z kryształowego więzienia. Przyszła kolej na jej przemowę. Miała tylko nadzieję, że mówiąc półgębkiem nikt się nie zorientuje zawczasu że coś jest nie tak. - Kiedy... kiedy poznałam Deadpoola... - Zaczęła, lecz po chwili zamarła. Układała to sobie od kilku dni, lecz teraz, gdy przyszło co do czego, kompletnie zapomniała co miała wygłosić. Sama świadomość że bierze ślub, ma tak cudownego mężczyznę u swojego boku, znajdują się wśród przyjaciół, życzących im jak najlepiej w najśliczniejszym miejscu jakie można było sobie wyobrazić, przytłaczało, ekscytowało i doprowadzało do wzruszenia zwykle opanowaną demonicę. Dlatego też, choć miało to nastąpić później, zerwała z twarzy pożyczoną maskę. Długie, czarne włosy opadły na garnitur, zaś ich właścicielka odrzuciła woalkę, ujęła twarz 'panny młodej' w swoje dłonie, i obdarzyła ją długim, pełnym namiętności i miłości pocałunkiem, nie czekając na zezwolenie od Kapitana Księdza. - Biorę cię za męża, Wadzie Wilson. - powiedziała cicho, lecz akustyka wewnątrz kościoła była tak doskonała, że każdy bez problemu mógł ją usłyszeć. Z ciepłym uśmiechem i łzami szczęścia w złotych oczach, pozostając bardzo blisko najemnika, wzięła w palce jedną z obrączek i nałożyła ją na palec mężczyzny, z którym spędzi wieczność.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Kościół. Nie Wrz 21, 2014 11:35 pm | |
| Stała w pierwszym rzędzie ław kościoła, nie mogąc powstrzymać łez wzruszenia. Można by powiedzieć, że nic nowego, zważywszy na to, że Ellie potrafiła się wzruszyć na reklamie pasty do zębów, jednak tym razem co chwila podnosiła dłonie do twarzy, ocierając wielkie krople z policzków, starając się jak tylko się dało, by nie rozmazać makijażu, jednak jak na razie trzymał się on nieźle. Pomimo wzruszenia, na twarzy dziewczyny wciąż widniał uśmiech, co chwila poruszała lekko skrzydłami, które złożyła na plecach. Słysząc, jak tata mówi, że wszystkich od niego odrzuca, zmarszczyła lekko brwi, jednak po chwili popmyślała, że przecież nigdy by nie pomyślał tak o swojej córeczce. Prawda? No przecież znała tatę. Może i byli z mamą ekscentryczną parą, jednak nie potrafiła sobie wyobrazić, by mogła mieć innych rodziców. Lubiła urywać tacie palce, zaplatać mamie warkoczyki, czy chodzić z nimi na burrito. No i miała brata, który co prawda jej nie cierpiał, ale zawsze to brat. Marnotrawność mozna czasem wybaczyć. Dziewczyna zastanaiwała się też, czy Wanda zrobiła to, o co Ellie ją prosiła i czy jej prezent ślubny jest gotowy. W końcu naprawdę się napracowała. Chciała im dać coś, co będzie im przypominało jak ważna jest rodzina. Skubała nerwowo brzeg sukienki, wpatrując się w Parę przy ołtarzu ze łzami w oczach. Dopiero, kiedy zobaczyła, co zrobił/a Pan Młoda, zatrzęsła jej się warga i po prostu wybuchnęła płaczem, starając się to jak najbardziej zatuszować. W końcu głupio tak zacząć szlochać. To wszystko było takie niesamowite i Ellie,która przecież była ich córką, cieszyła się niezmiernie z tego dnia, nie mogła się już doczekać kiedy przytuli rodziców i złoży im życzenia! Niemniej lekko się zdziwiła, kiedy mama okazała się tatą, a tata mamą, jednak w tej rodzinie takie dziwactwa były na porządku dziennym, więc szybko wyszła ze zdumienia, jeszcze bardziej upewniając się, że ten ślub na długo zapadnie w pamięć wszystkim obecnym. |
| | | Winter Soldier
Liczba postów : 115 Data dołączenia : 21/12/2012
| Temat: Re: Kościół. Pon Wrz 22, 2014 8:38 pm | |
| Wnętrze kościoła wyglądało naprawdę ładnie. Ktoś musiał włożyć wiele starań, by doprowadzić je do takiego stanu. I Bucky to doceniał, bardzo mu się podobało, tak samo jak stroje wszystkich przybyłych i... i Stevena. Nie mógł się powstrzymać i wybuchł głośnym śmiechem gdy tylko zobaczył 'Kapitana Księdza'. Sprawiło to, że kilka osób siedzących obok dziwnie się na niego spojrzało, ale nie obchodziło go to - śmiał się dalej, patrząc na przyjaciela. Przestał dopiero, gdy Deadpool wspomniał o znaku Hydry na 'szaliku' Capa. Winter Soldier chwilowo spoważniał, spoglądając w stronę ołtarza. Wiedział, że w takiej sytuacji Steve może wybuchnąć gniewem(biorąc pod uwagę jego nastawienie do tej organizacji), a Bucky nie lubi, gdy ktoś denerwuje Steve'a. Tylko on może denerwować Steve'a. Ten jednak wykazał się niezwykłą wręcz cierpliwością i spokojem, więc żołnierz dalej siedział spokojnie z uśmiechem na ustach. Wysłuchał uważnie przemowy Kapitana, zastanawiając się nad każdym słowem. No, nie spodziewał się tego po swoim przyjacielu. Ciekawe ile nad tym myślał. I gdzie to sobie zapisał. Z zamyślenia wyrwało go dopiero dziwne brzęczenie przypominające wibracje telefonu. Bucky rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając źródła dźwięku. Szybko jednak sprawca ujawnił się sam i przeprosił za zamieszanie. O ile można nazwać to przeprosinami. A ceremonia trwała dalej. Nadszedł czas na złożenie przysięgi. Oczywistym było, że nie będzie to zwykła przysięga, wystarczyło spojrzeć na parę młodą. I faktycznie, była dość nietypowa, ale całkiem... interesująca? Może i wzruszająca, ale James nie uronił łzy, a jedynie słuchał z zaciekawieniem brata, nie do końca rozumiejąc wszystko co mówi. Ale przesłanie było jasne. Hm, chyba już niedługo koniec tej oficjalnej części, nie? Oby. Bucky będzie mógł w końcu zdjąć mundur i napić się wódki. Miał nadzieję, że będzie wódka. Po to tu przyjechał. |
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Kościół. Wto Wrz 23, 2014 9:38 am | |
| Wręcz zagadany Peter Parker ze swoim brovelas'em zapomniał o swojej jednej z najważniejszych czynności, które musiał dzisiaj wykonać. No ale cóż poradzić, gdy obmyśla się plan wręczenia tak odjechanego prezentu i nie tylko? Dzisiejszego dnia wszystko musi być idealne. W końcu to ślub jego ukochanych rodziców i Spider'owi zależało na tym by wszystko się udało oraz by obyło się bez żadnych komplikacji. Niestety całe to planowanie zgubiło Parker'a i usłyszawszy dzwony kościelne jak i znany wszystkim marsz weselny, biedny Pajęczak obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i stanął wryty w machającą w jego stronę ośmiorniczkę i dziadka, który właśnie prowadził „pannę młodą” do ołtarza. Gdy Peter niezwłocznie ruszył w tępię Speedster'a sypać płatki kwiatów z wiklinowego kosza, którego cały czas miał przy sobie, na jego horyzoncie ukazała się młoda dama, która najwyraźniej została wyznaczona do zastąpienia go. - O nie, nie, nie.. tak się bawić nie będziemy. Nie dam się zastąpić jakimś bachorem, który pojawił się tu nie wiadomo skąd. - Teraz ten nagły obrót spraw wymagał jak najszybszego wymyślenia nowego planu. Nie ma przebacz. Przez głowę Benjamin'a przechodziły różne pomysły, a w tym między innymi szybkie pozbycie się dziewczynki i zastąpienia jej. Jednak to by było zbyt chamskie jak na Peter'a i w dodatku rodzice mogliby go za to ukarać. Drugim pomysłem było dołączenie do dziecka, ale to też mu nie odpowiadało i było za proste. Nagle wpadł na genialny pomysł. No dobra, może nie był wielce genialny, ale przynajmniej jakaś myśl wpadła mu do tej mózgownicy. Na szczęście pozostało mu wiele czasu by zrealizować swój niecny plan, więc w mgnieniu oka i to niezauważony wdrapał się na sufit pilnując by nie spadł mu koszyk. No to jedziemy. - Peter zaczął sypać pachnącymi płatkami różnorakich kwiatów tuż przed tatą i Loki'm próbując iść równym krokiem wyprzedzając parę znajdującą się pod nim, jednak utrudniał to zadanie nierówny sufit. W sumie było to do przewidzenia, gdyż w kościołach przeważnie występowały takie sklepienia. Spidey od razu poczuł na sobie wzrok osób znajdujących się w kościele, jednakże cała ceremonia odbywająca się na dole była ważniejsza od jakiegoś tam „syna marnotrawnego” i ludzie, czy też nieludzie oderwali od niego wzrok. Po całej tej akcji, Pająk mógł już spokojnie zejść na ziemię, więc tak też zrobił. Kosz, który służył mu dzisiaj od rana położył gdzieś w kącie, a on sam dołączył do swojej siostry Eleny i przyglądał się dalszej części ceremonii. Na początku miał ochotę się niewinnie zaśmiać, jednak po dłuższej chwili nasz Spider-Man prawie, że wybuchł płaczem ze wzruszenia i niespodziewanie utulał swoją siostrę. W tak ważny dzień czasem trzeba zmienić swoje nawyki bycia wrednym i niekochającym bratem. |
| | | Wolverine
Liczba postów : 207 Data dołączenia : 19/04/2013
| Temat: Re: Kościół. Wto Wrz 23, 2014 1:47 pm | |
| Logan witał kolejne osoby skinieniami głowy i okazjonalnymi uściskami dłoni. Na szczęście nie trwało to zbyt długo, gdyż po paru minutach Pani Organizatorka zgarnęła X-Mena, jego War Brosa i Szopa do środka świątyni. Wtedy też Wanda zapytała Howletta o obrączki. Jej zachowania było conajmniej dziwne: dźganie palcem, zadawanie dwudziestu pytań na minutę i czerwienienie się po wszystkim. Logan uniósł tylko lekko brew i wręczył je małe pudełeczko z obrączkami... o których później. Zachowanie Scarlet wytłumaczył sobie jej naturą. Znał Mścicielkę i wiedział, że była perfekcjonistką. Wszystko musiało być idealne, dopięte na ostatni guzik, nic nie mogło zostać pozostawione przypadkowi. A najwyraźniej ten dzień był akurat dla niej wyjątkowo ważny, dlatego też powstrzymał się od jakichkolwiek komentarzy. W trakcie monologu Wiedźmy, pojawił się i sam pan młody, jak gdyby nic łapiąc za pośladek organizatorkę. Jakby nie był na swoim ślubie, mając się związać z inną kobietą. Cóż, Deadpool. Logan westchnął tylko i zignorował czyn Najemnika. To było jego święto i on decydował jak chce by inni je zapamiętali. Po chwili ruszył wraz z resztą ważniejszych osób tej ceremonii do środka kościoła. Wnętrze prezentowało bardzo dobry gust, które zostało urządzone z wyczuciem i delikatnością. Piękne freski i kolorowe witraże tworzyły osobliwy nastrój wewnątrz budynku, który napawał spokojem. Po chwili stanął w wyznaczonym mu miejscu i odmrugnął do Szkarłatnej, uśmiechając się uspokajająco. - Wade. - przywitał się krótko, zajmując miejsce za jego plecami. Nie sądził, że ten dzień kiedykolwiek nadejdzie. Że znajdzie się osoba, która będzie zdolna pokochać tego pajaca. Od zawsze byli swoimi wrogami, DP był jedyną osobą na całym świecie, która potrafiła aż tak zagrać mu na nerwach. Ale z drugiej strony, czuł się w jakimś sensie ojcem Najemnika z Pyskiem. W końcu, to od Logana otrzymał swój czynnik regenerujący, który w dużej mierze uformował go w człowieka jakim był teraz. W głębi duszy czuł sympatię do Wilsona, chociaż nigdy by się do tego nie przyznał. Wolverine omiótł wzrokiem gości, którzy zebrali się na sali i zajęli miejsca w ławach. Rozpoznawał większość osób, wszyscy ubrani adekwatnie do okazji. Na widok Lokiego, zjeżyły mu się lekko włosy na karku, jakby w odruchu. Nie wiedział za bardzo co myśleć o jego obecności tutaj, ale jeżeli został zaproszony to nie będzie się wtrącał. Może i był ojcem Deadpoola, ale był też jednym z największych złoczyńców jacy kiedykolwiek postawili swoją stopę na Ziemi. No i ta dziewczyna ze skrzydłami, która wpatrywała się w Logana jak w obrazek. James poczuł się lekko niezręcznie i zapatrzył się w przestrzeń, czekając na rozpoczęcie się uroczystości. Wtedy też z bocznego pokoju wyszedł Kapitan w sutannie. X-Men uniósł lekko brew i wypuścił powietrze nosem w lekkim rozbawieniu, które szybko minęło. Dla mutanta nie było w tym nic cholernie śmiesznego (w przeciwieństwie do Bucky-iego, na którego spojrzał jak na obłąkanego), tylko nieadekwatnego i niepasującego. Sutanna i tarcze były w przekonaniu Wolverine-a z dupy, ale ponownie wzruszył w duchu ramionami. Nie jego święto. Spojrzał tylko pocieszająco na Rogersa i odwrócił wzrok. I zaczęło się. Charakterystyczne nuty popłynęły po wnętrzu kościoła, którego akustyka wzmocniła dźwięk. Do środka wkroczyła Panna Młoda w towarzystwie trikstera. Przemowa Steve-a była piękna, mówił jakby incydent z logiem Hydry się nie wydarzył. Spokojny i opanowany, dokończył swój monolog. Logan domyślał się, że wystawienie się na takie pośmiewisko nie mogło być dla niego łatwe, a co dopiero sprawić by spłynęło po nim jak po kaczce i z chłodnym profesjonalizmem zrobić to co do niego należało. Gdy Cap skończył a uwaga skupiła się na młodej parze, Logan klepnął Stevea w plecy, wzrokiem mówiąc ,,Dobra robota.". Domyślał się, że wsparcie ze strony przyjaciela w takiej sytuacji może być dla niego ważne. A więc po kościele rozbrzmiały słowa przysiąg Shipoola. Wade, jak to on się rozgadał jednak zupełnie nie w swoim stylu. Nie wyśmiewał, nie żartował, nie rzucał sucharami tylko poważnym tonem wymawiał poważne słowa. Otworzył się przed zebranymi w kościele a ta delikatna sympatia do Najemnika, zakołotała w sercu Logana. Jego słowa w jakiś sposób go poruszyły, a obecność przyjaciół, podniosły nastrój, piękny wystrój spowodowały coś o co nikt by nie posądził Logana. Zaczął się rozczulać, jednak panował nad tym i nie dawał niczego po sobie znać, dopóki Shiklah nie odsłoniła swojego oblicza, demaskując siebie i Wade-a, po czym wsunęła na jego palec obrączkę. I to właśnie ta obrączka sprawiła, że Loganowi zaszkliły się oczy. A to dlatego, że nie były to zwykłe obrączki. Jak było wcześniej wspomniane, zostały wykonane z tajemniczego metalu, którego nikt z tutaj zebranych nie potrafił rozpoznać. Obrócz Deadpoola, który jeżeli przypatrzy im się dokładnie, zorientuje się że są z adamantium. A jeżeli spojrzy na X-Mena, ten nic nie mówiąc wysunie swoje pazury pokazując, że środkowe są nieco krótsze od pozostałych. Tak, Logan przetopił część swoich szponów na obrączki młodej pary. Nie było to łatwe zadanie. Przede wszystkim, musiał przełamać swoją niechęć do Avengers i poprosić ich o pomoc. A dokładniej Thora. To on przetransportował Logana do Nidavellir, jednego z dziewięciu gałęzi drzewa, które zamieszkiwały krasnoludy. Tam odnalazł Brokka, krasnoluda który miał znaczący wkład w stworzenie Mjolnira. To on odciął części środkowych szponów Logana i przetopił je na obrączki oraz zaostrzył obcięte pazury, by dalej spełniały swe zadanie. I teraz owe obrączki spoczęły na palcach Shiklah i Deadpoola. Logan zacisnął szczęki, odpędzając łzy i kiwnął lekko głową do Wilsona. |
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Kościół. Czw Wrz 25, 2014 3:57 pm | |
| Wysłuchał przysięgi pary młodej i kiwnął niezauważalnie głową. Cóż, starannie sobie zaplanowali, że Shiklah będzie Wade'm, Wade będzie Shi, ale, co dziwne, Rogersowi to umknęło. Widział Deadpoola w stroju panny młodej od samego początku. To pewnie ze stresu - wmawiał sobie. Wstyd mu było przyznać, że tego nie zauważył. Albo inaczej - zauważył. Spoglądał, gdy Wade mówił swoją przysięgę i uśmiechnął się lekko. Miał naprawdę ciężkie życie, od samego początku. Owszem, jest nieobliczalny i szalony, ale w tej sprawie nie jest sobie winien. To sprawiło, że aż poczuł sympatię do królowej nieumarłych, był również zaskoczony jej spontanicznym zachowaniem przed ołtarzem, gdy zdjęła maskę i namiętnie pocałowała najemnika, gwarantując o jej miłości do niego. Naprawdę pasowali do siebie. Pasowali tak bardzo, że będzie musiał mieć na nich oko. Za bardzo lubują się w drobnych zbrodniach, skokach adrenaliny i nielegalnych rzeczach. Tu Steve mimowolnie zmrużył na nich oczy. Niespodziewanie poczuł klepnięcie po plecach. Dyskretnie się obejrzał, napotykając na sobie wzrok Logana. Steve odetchnął i kiwnął przyjacielowi głową. Ma wsparcie, którego potrzebował. On też, wplątany w całe to zamieszanie, trzymał się dzielnie. Para przed ołtarzem nałożyła sobie obrączki na palce. Rzucił okiem na ów błyskotki, co dziwne, nie zrobione wcale ze złota czy srebra. Jego oczy rozszerzyły się lekko, domyślając się czym mógłby być kruszec, z którego zostały wykonane. Niesamowite. Okej, Rogers, czas na dalszą część. Złączył dłonie pary młodej, najpierw wpatrując się chwilę w Shiklah, potem w Wade'a, by po chwili błogiej ciszy powiedzieć: - Od teraz jesteście mężem i żoną. - zerknął na Shi zdezorientowany i odchrząknął - możesz pocałować pannę młodą.
To była piękna chwila, ceremonia. Ale jak bardzo Rogers chciał już się uwolnić z tej niewygodnej posady.. |
| | | Scarlet Witch
Liczba postów : 216 Data dołączenia : 05/12/2012
| Temat: Re: Kościół. Czw Wrz 25, 2014 5:26 pm | |
| Ceremonia trwała w najlepsze. Wszyscy zebrani wpijali swoje spojrzenia na naszą najpiękniejszą parę dnia. Nikt z dotychczas zaproszonych gości nie zorientował się, że Młodzi postanowili zabawić się ich kosztem i skorzystać z możliwości zamiany kostiumami. Wyszło im to naprawdę dobrze, bo Wanda jak i reszta bliskich im osób nie zauważyła, jaką niespodziankę Ci im szykują. Może to kwestia doboru ubrań, mimika i typowe gesty Shi i DP, a być może to nie ich urok, a Maybelline? Nieważne, bo gdy Cap skończył swój monolog zaraz to odezwał się Shipool. Jak widać najlepszy najemnik na świecie poszedł całkowicie na żywioł. Faktycznie, nie obyło się bez krótkich i ciętych docinek w stronę lekko niedoinformowanego Capa, ale również nie bez słodkości i miłości. To naprawdę dziwne uczucie słuchać jak ktoś kto nie zajmuje się zbyt czystą robotą opowiada o swojej ukochanej jak o nikim innym. Przez tą chwilę gdy Wade rozprawiał na ważne tematy w kościele zrobiło się cicho. Wszyscy wstrzymali oddech, pozwalając sobie na niemą kontemplację słów Wilsona którego słowa pochodziły z serca [tak, on je też ma]. Sama Wiedźma otarła kolejną łzę, która spływała jej po policzku – wszystko wokół było takie podniosłe i szczere. Gdy odezwała się i Shi, Wanda nie powstrzymywała już łez, to dla niej było stanowczo zbyt wiele. Nie zwracała uwagi na makijaż –i tak do zrobienia go użyła wszystkich kosmetyków wodoodpornych więc… Po prostu wpatrywała się w młodą parę jak urzeczona, by w odpowiednim momencie dać jeszcze raz znać Szopowi, że to teraz, TERAZ ma podać im obrączki, które zaraz znalazły się na palcach narzeczeństwa. Długi i namiętny pocałunek nastąpił jeszcze przed przyzwoleniem Capa, ale to nic, to tylko formalność. Zaraz też rozległy się dzwony kościele informujące gości o końcu części oficjalnej. Organizatorka ślubu sprawdziła tylko czy wszystko co miało zostać powiedziane było wykonane. Skinęła powoli głową do Steve’a i posłała mu uśmiech, będąc w duchu z niego strasznie dumna, że mimo niekomfortowej sytuacji ten zachował się godnie i kulturalnie jak na żołnierza przystało. Zerknęła też ku Jamesowi, który poświęcił dla przyjaciół kawałek siebie, by wykonać cudowny prezent jakim były obrączki. Z pewnością Wilsonowie mu tego nie zapomną. Wanda ocknęła się, poprawiła włosy i makijaż, który i tak mimo wylanych łez był nienaganny i odwróciła się by ogarnąć wzrokiem salę. Szopa stojącego nieopodal pogłaskała po głowie, Logana poklepała po plecach, a parze młodej rzuciła się w ramiona by zaraz ich wycałować i złożyć szczere życzenia. Była szczęśliwa, że Ci są już związani na zawsze, nie tylko przysięgą ale ciepłym uczuciem, która ich pochłonęła do reszty. - Dużo szczęścia kochani. – Wyszeptała we włosy Shi i zaraz odsunęła się od nich by dać i reszcie pole do popisu. Przeszła nieco na bok, by zagarnąć wzrokiem Ellie i Pajonka, którzy chyba na dzisiejszy dzień postanowili zakopać topór wojenny, co tylko zaowocowało kolejnym uśmiechem kobiety, która mknęła powoli wzdłuż ław i zachęcała wszystkich do powstania jak i zwróceniu uwagi na chwilę na jej postać. - Dziękuję za przybycie! Zapraszam teraz wszystkich do skłania życzeń i do skierowania się na zewnątrz, gdzie czekają na Państwa limuzyny. Zawiozą one Was prosto do Stark Tower gdzie odbędzie się wesele! – Powiedziała głośno i sama wyszła z kościoła, by dopilnować zarówno kierowców jak i krnąbrnych gości, którzy miotali się w te i we wte niczym zwierzęta. Sprawdzała dokładnie, by nikt nie ominął małżeństwa, by wszystkie kwiaty zostały zebrane, a prezenty upchnięte do ciężarówki. Słońce mocno grzało, opiewało twarz Scarlet swoimi ciepłymi promieniami co tylko ją cieszyło. Idealna pogoda na ślub chciałoby się rzec. Teraz jednak kobieta zwracała uwagę na coś innego niż tylko pogoda. Podczas gdy reszta wraz z naszą wspaniałą dwójką przebywała w pomieszczeniu, ta tylko stała na schodach i podliczała czarne i odpicowane auta, które podjeżdżały pod świątynię. Wanda zrezygnowała z limuzyn zawożących ludzi do kościoła. Chciała by każdy miał możliwość przejażdżki zarówno czymś nowym, jak i czymś nieco starszym… Tym razem w okolice zawitało kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt czarnych Lincolnów typu Continental z bagatela 1964 roku. Wszystkie błyszczące, z jasnymi felgami, w których bez problemu można byłoby się przejrzeć. Do tego skórzane siedzenia i darmowy alkohol w środku. Klasa pełną parą. Panna Maximoff zatarła ręce gdy do jej uszu dobiegł stukot kopyt, to już zbliżała się przepiękna karoca ze złotymi ornamentami i przyciemnionymi szybami, rodem z bajki o Kopciuszku. Karoca nie była zbyt duża, idealna by jednak zmieścić dwie dorosłe osoby. Oryginalny pojazd ciągnęły dwa białe konie z bogato zdobioną uprzężą, które współgrały z wyżej wymienionym. Do tego kolorowe pióra i przewoźnik ubrany w smoking i cylinder, który pozdrowił Wandzię skinieniem głowy. Jak widać wszystko było na swoim miejscu, bo i gdy goście się wylali ze świątyni, zaraz za nimi wyszła i para młoda która to niby to z zaskoczenia została obsypana ryżem na szczęście. Gdzieś w oddali znowu można było usłyszeć delikatne takty marszu weselnego, a nad nimi wzleciały ku górze dwa śliczne gołębie oznaczające wszelaką czystość i miłość. Wiedźma raz jeszcze wskazała zebranym samochody, by Ci pakowali się do nich zazwyczaj po dwie, trzy osoby, tak by bezpiecznie było dojechać na wskazane miejsce. Kierowcy czekali na wykonanie swego jakże ważnego zadania, ciemne szkła aviatorów odbijały tylko promienie słoneczne, a ryk silników powoli przebijał całą tą krzątaninę i paplaninę przypominając wszystkim, że czas rozpocząć zabawę. Sama organizatorka korzystając z okazji i mniejszego zainteresowania państwem młodym w akompaniamencie odjeżdżających aut chwyciła Shi za rękę i podprowadziła ich do cudownej i bajkowej karocy, która tylko czekała aż Ci odcisną swoje pośladki na jedwabnym nakryciu. Całe wzruszenie już nieco uszło z szatynki, jednak cały czas łzy lśniły w jej oczach, a gdy jej dłoń dotknęła ręki sukuba, ta mogła odczuć, że naprawdę cieszy się ich miłością. Pogoniła ich jeszcze by wsiadali szybciej i nic nie mówiąc zamknęła im drzwi, by za chwilę podejść do jednego z prawie, że ostatnich Lincolnów, w którym czekał i Logan [o drużba] bądź ktoś inny [kto chciał z nią jechać] i ogarnąć wzrokiem raz jeszcze skromny kościółek w którym to jej przyjaciele wzięli jeden z najważniejszych sakramentów. Przez chwilę stała tak i tylko nasłuchiwała oddalających się stukotu kopyt, czy pisków opon. Cała wrzawa ucichła, jakby nic się tutaj nie zdarzyło. Jedyne co mogło dać komuś do myślenia, że faktycznie, kurcze, był tu ślub, to resztki ryżu, drobnych monet i kilku banknotów kilku dolarowych, które leżały przed głównym wejściem. Kobieta westchnęła raz jeszcze zadowolona jednak, że jak na razie wszystko szło zgodnie z planem, po czym weszła do samochodu, a gdy ta dała znak, kierowca ruszył i czym prędzej ruszył ku Stark Tower. Zatem, tururrirururu. Ślub się skończył, wszyscy jazda składać życzenia i pakować się do oldschoolowych aut. W rytmie AC’DC jedziecie wszyscy na ostre Melo elo. Posty piszcie proszę już w Sali weselnej, opiszcie przeżycia związane z uroczystością, piszcie cokolwiek byle na temat. Tak jak już mówię od początku akcji, posty nie muszą być długie, ważne żeby były. Gdyby ktoś z niejasnych przyczyn nie mógł napisać w odpowiednim terminie to bardzo proszę INFORMUJCIE MNIE O TYM. Ponawiam, gdy macie problem, pomysł czy cokolwiek innego to piszcie. Ja nie gryzę. Co do terminu. POSTY PROSZĘ SKŁADAĆ DO ŚRODY, TJ. 1 PAŹDZIERNIKA DO 23:59.
Dziękuję za uwagę. <3
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Kościół. | |
| |
| | | | Kościół. | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |