|
| Port w Waveney | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Port w Waveney Pon Lis 23, 2015 7:01 pm | |
| First topic message reminder :Port znajdujący się w Waveney, dystrykcie hrabstwa Suffolk. Spełnia tak naprawdę funkcję tożsamą z każdym innym portem, czyli wymiana towarów, transport ludności jak również jest całkiem niezłym miejscem, by uzupełnić zapasy na jachcie. **************************************************************** Był bardzo przyjemny wczesnowiosenny dzień. Słońce grzało, a resztki śniegu powoli topniały. Być może niedługo nadejdzie przebudzenie natury ze swojego zimowego letargu. Nadal było jednak chłodno, temperatura wahała się między 5, a 10 stopniami Celsjusza. W porcie panował typowy dla dnia roboczego jakim jest środa natłok pracy. Marynarze rzucali bluzgami, popędzając swoich kolegów by jak najszybciej mogli wspólnie wykonać pracę i schować się do ciepłego wnętrza budynków administracyjnych tudzież statków. Dzień jak co dzień można rzecz, chociaż był tu jeden element, który pojawił się stosunkowo niedawno. Spółka Union, która zajmowała się transportem praktycznie tydzień temu skończyła budowę swojego budynku. Był to typowy, prostokątny budynek administracyjny o wielkości przeciętnej kamienicy, z tym że wyglądał z zewnątrz na dosyć nowoczesny pomimo wykorzystania zadaszenia w stylu marynistycznym. Logiem firmy były dwie uściśnięte dłonie na pomarańczowym tle. W porcie stał nawet ich statek, bardziej swoim kształtem przypominający prom niż typowy kontenerowiec. Najwidoczniej tam w budynku administracji miały się zgłosić osoby, które odpowiedziały na zlecenie spółki. A jeśli chodzi o ochronę, to była tam zwyczajna portowa ochrona. Miejscami monitoring, ale poza prywatną firmą ochroniarską to nic nadzwyczajnego. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Re: Port w Waveney Pią Cze 10, 2016 3:08 pm | |
| Psylocke coraz bardziej sobie grabiła, przez moment powierniczka zmierzyła ją tak groźnym spojrzeniem że mogli nie być pewni czy zaraz się na nią nie rzuci. Zacisnęła rękę mocniej na haku, aż można było usłyszeć trzeszczenie uchwytu. Dźwięk giętego metalu i chyba tylko ta piłeczka antystresowa, a raczej hak sprawił że Kapitan czegoś jej nie zrobiła. Z drugiej strony czy faktycznie mogła coś uczynić? W sumie jeśli nie mogła krzywdzić ludzi, ale potrafiła zatopić statek to chyba jednak mogłaby stanowić jakieś tam zagrożenie. Do Kapitan kiedy tamci się naradzali – szczury lądowe naradzały się na jej statku co uczynić! -wiekopomna chwila zaprawdę, w każdym razie ona musiała się napić. Spod jednej deski wysunęła się butelka z alkoholem o dosyć specyficznym cynamonowym zapachu, którą odkorkowała zgrabnie za pomocą haka i opróżniła na hejnał, wyrzucając gliniane naczynie za burtę. - Nie mam interesu w tym, żeby rabować wasze śmieszne statki chociaż czasami tęsknię za starym dobrym abordażem i plądrowaniem – powiedziała opierając się o maszt. Hak przypięła do pasa tak jak i latarnie, a sama wtopiła się w drewno z którego wykonany był statek, by zniknąć z pola widzenia bohaterów. Za to Saurian mógł poczuć, że pod spodem mobilizuje się ogromna ilość magicznej energii, za którą poszło zwiększenie prędkości statku, który faktycznie obrał kurs kolizyjny. Bariera na dziobie została wzmocniona kosztem wszelkich bocznych, dlatego teraz pędzili na zielony statek niczym taran. Rzecz jasna tamci otwierali do nich ogień, jednak część kul albo nie trafiała albo rozbijała się o barierę. Problem w tym, że im bliżej byli tym ostrzał się bardziej nasilał, a ochrona zaczęła pękać. Nie wiadomo czy wytrzyma do momentu wbicia się w statek, jednak tak naprawdę już niewiele im zostało. Czerwony okazywał się całkiem mobilny względem zielonego, chociaż ewidentnie miał mniejszą siłę ognia, zwłaszcza kiedy na górnym pokładzie statku wytoczono dodatkowe, dużo większe działa. Na zielonym jednak sprawa miała się nieco inaczej, bo o dziwo miał załogę. Złożoną z zombie, szkieletów oraz duchów piratów, ale jednak miał dlatego bardzo szybko oraz sprawnie szło im ładować działa. Dało się naliczyć około 30 na samym górnym pokładzie, którzy przygotowują się najwyraźniej do walki. Jednak nie widać było wśród nich kogoś, kto wyglądałby na kapitana statku. Żadnego cwaniaczka w kapeluszu oraz z latarnią. Jeśli załoga była tak liczna na ile pozwala statek to faktycznie mogliby tam mieć ze 300 nieumarłych gotowych do walki. Natomiast nasi bohaterowy gdyby się postarali to nawet mogliby teraz dokonać abordażu tak jak zrobili to wtedy wchodząc na czerwony statek.
|
| | | Psylocke
Liczba postów : 69 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Port w Waveney Sob Cze 11, 2016 5:50 pm | |
| Spojrzała na Sly'a lekko z politowaniem, ale rozumiała skąd nagły przejaw lęku. Kto nie przeraziłby się, gdyby nagle niby normalny koleś zaczął się przeobrażać i zachowywać jak Drakon? Szczególnie, gdyby był niedoinformowany. -Tak.- i z tym przyjdzie się mu zmierzyć. Psylocke nie uważała by była teraz odpowiednią osobą, by tłumaczyć mu jak sytuacja z smoczym dziedzicem wygląda. Słysząc odpowiedź Drakona co do tego jak zamierzają sprawę załatwić, zerknęła jeszcze raz na Sly'a. - Wygląda na to, że to pierwsze.- wzięła się pod boki patrząc na zbliżający się do nich zielony okręt. Przymknęła oczy skupiając energię i nie zwracając uwagi na powierniczkę dusz. Mało ją obchodziła osoba, która nie mogła jej ani trochę zaszkodzić... z założenia. A w razie czego zamierzała się bronić. Zacisnęła mocniej dłoń na rękojeści katany. -Przygotujcie się.- odparła sama stając w wygodniejszej pozycji. Zderzenie z drugim okrętem pozbawi ich cennych sekund na złapanie równowagi po wstrząsie. Elizabeth zamierzała tego uniknąć, po prostu w odpowiednim momencie przeskakując na drugi okręt. Przy okazji zamierzała zbadać umysłem okręt z bliska. Może tu wykryje coś, z czym będzie mogła walczyć na swoich warunkach? |
| | | Sly
Liczba postów : 214 Data dołączenia : 04/10/2015
| Temat: Re: Port w Waveney Pią Cze 17, 2016 3:29 pm | |
| No super. Kurs kolizyjny. Wejść siłą. Może jeszcze podczas wchodzenia wrzasną " Z buta wjeżdżam, Z buta z buta z buta wjeżdżam"? Nathanowi to się serio nie podobało. Ba, żeby tylko. Na dodatek Draven sprawiał wrażenie jakby oszalał do reszty. Schizofrenia czy co? -Czytał Lucjan Szołajski.-Mruknął Sly pod nosem. Czyli że nie ma się czego obawiać. Może poza faktem że gościu ma schizofrenię. Oczywiście, czujemy się bezpiecznie, bo facet władający lodem zaczął słyszeć głosy. -Dobra, zróbmy to- powiedział Renko w odpowiedzi na słowa Psylocke. Podszedł do dziobu okrętu. Przypomniał sobie jak strzelać. Przykucnął i przytrzymał karabin lewą ręką. Była mechaniczna, toteż w oóle nie drżała, a co za tym idzie- nie będzie wpływała na trajektorię lotu. Pogoda burzowa, ciśnienie wysokie. Będzie potrzebny strzał wyżej, musi przebić się przez więcej powietrza, czyli utraci prędzej wysokość. Impetu nie powinien. Wiał także wiatr, na szczęście nieco po skosie. Ściągał będzie jednak w prawo, czyli trzeba przesunąć trochę na lewo. Gdy Nathan był pewien że trafi, wypuścił powietrze z płuc i nacisnął spust. Pocisk opuścił lufę z cichym "wziuut". Sly ponownie wziął wdech.
(W razie gdyby strzał się udał) Pocisk poleciał prosto, trafiając w głowę zobmie w którego celował. Nathan jednak nie opuszczał SR-ki, tylko obserwował pokład przez lunetę, ciekaw reakcji załogi-oraz wybierając następny cel. Sprawdził jednak równocześnie prawą ręką czy Uzi wraz z magazynkami znajdują się w wewnętrnej kieszeni płaszcza. Były tam i czuły się dobrze. Położył ponownie rękę na spust i wycelował w kolejnego wroga.
(W wypadku gdyby strzał spudłował) -Chole[Aby dostać dostęp do reszty słowa, wykup DLC-EA]!- odezwał się Nathan. Biorąc pod uwagę powód dla którego nie trafił, wystrzelił ponownie, licząc że tym razem trafi. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Port w Waveney Pią Cze 24, 2016 4:02 pm | |
| Im bliżej byli, tym szybciej zielony okręt ładował swoje działa i oddawał strzały. Grzmienie armat wypełniało powietrze, a stopniowo bariera, która utrzymywała się przed czerwonym taranem pękała. W pewnym momencie jedna z kul uderzyła w czulszy punkt i przebiła się na drugą stronę, lecąc prosto w Drakona. Saurian miał czas by zabezpieczyć człowieka lodem kiedy ten leciał na spotkanie z wodą. Smok dał radę ochronić go przed zgonem, ale z utratą przytomności na skutek uderzenia kuli, a potem wpadnięcia do wody już nie za bardzo. Morze było bardzo niespokojne, w końcu była pogoda sztormowa dlatego w bardzo szybkim tempie zniosło Kennetha daleko od miejsca walki. Oczywiście poczuje na sobie ból w okolicy żeber i klatki piersiowej. Najpewniej część z nich jest po prostu obita. (Zgodnie z prośbą ZT). Strzał Nathana się nie udał z dosyć prostego powodu. Nie chodziło tu o zjawiska atmosferyczne czy inne czynniki, a po prostu tarczę, którą mieli przed sobą. Pocisk po prostu uderzył w nią i rozproszył się. Najwidoczniej w tarczy pojawiały się luki wtedy, kiedy oddawano strzał z jakiegoś działa, a w tym momencie statek pełnił funkcję tarana więc wszystko szło na przód. Kolejny strzał również nic nie dał. Po chwili mieli okręt praktycznie przed sobą i zanim doszło do uderzenia mogli zobaczyć ponad 30 zombiaków, które odsuwają się lękliwie przed pędzącym w ich kierunku okrętem. Zaraz po tym słychać było dźwięk pękającego drewna oraz mocne szarpnięcie. Oba okręty szczepiły się masztami w pewnym punkcie i raczej nie rozłączą się w najbliższym czasie. Czerwony wbił się po prostu w bok zielonego zapewne niszcząc też część dział. Elizabeth za to przygotowała się na uderzenie i szarpnęło nią mniej niż Sly’em, który musiał się szybko zbierać z podłogi. Wskakując na okręt Psylocke miała trochę ułatwioną sytuację, bo połowa załogi, która była na górze również się przewróciła i dopiero wstawała. Przeprowadzając skan wykryła, że na statku są dwie żywe osoby. Ich stan można określić mianem krytycznego, a najbliższe wspomnienia były torturami, które przechodzili na okręcie. Oprawcą tamtej dwójki był Kapitan tego zielonego statku. Wyglądał mniej więcej tak.. Przy sobie podczas torturowania miał dwie szable na łańcuchach oraz pistolet skałkowy. No i rzecz jasna latarnię o niebieskiej barwie. To było jedyne co wykrywała. Długo nie minęło zanim do mutantki skoczyło 5 szkieletów. Jeden z buzdyganem zamachnął się poziomo, by rypnąć ją w czaszkę. Dwaj mierzyli do niej z pistoletów skałkowych. Stali obok siebie po prawej. Od lewej drogę blokował jej szkielet z szablą i pirackim kapeluszem. |
| | | Psylocke
Liczba postów : 69 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Port w Waveney Sob Cze 25, 2016 1:19 pm | |
| Kobieta zgrabnie przeskoczyła z okrętu na okręt podczas zderzenia unikając częściowo nieprzyjemnego wstrząsu i w trakcie lotu wyciągając broń. Nie wybita z rytmu natychmiast podniosła się i wysłała myśl starając się zlokalizować oba cele. Musiała to zrobić szybko nim stanie im się poważniejsza krzywda. O smoczego wojownika nie martwiła się. Był potężny, na bank da sobie radę. W razie czego później się go poszuka i odmrozi. Ale wróćmy do mało przyjemnej sytuacji. Najpierw zajęła się szkieletem z bronią obuchową. Cięła w kość przedramienia chcąc odrąbać obie dłonie. Jej katana była świetnie do tego stworzona, zgodnie z kunsztem japońskich płatnerzy, była wstanie przeciąć pięciu mężczyzn stojących w jednej linii. Z byle kością powinno poradzić sobie bez problemu. Wyminęła więc go szybko, bo utrata kończyn przednich powinna usunąć go z rozgrywki. Co do oponentów z pistoletami posłała im silny psioniczny pocisk, licząc że zdoła ich chociaż naruszyć i kupić sobie czas którego nie mogła marnować. Tego z szablą szybko obezwładniła przy użyciu sztuk walki. Szkielet nauczony rąbania to w dalszym ciągu tylko szkielet. Nie miał szans przy jej umiejętnościach. - Na pokładzie są przetrzymywani ludzie.- poinformowała resztę drużyny kierując się do miejsca, gdzie trzymani byli więźniowie. Wiedziała, że czeka ją teraz walka z bossem, ale liczyła że Sly, Annie i reszta sobie poradzą. Nie mogli być aż tak zdolni jak ona (ach ta skromność) ale w dalszym ciągu zwlekanie groziło śmiercią uwięzionych. A na to Elizabeth pozwolić nie mogła. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Port w Waveney Pon Lip 11, 2016 11:14 pm | |
| Szkielety, którymi zajęła się Psylocke zostały obezwładnione zgodnie z planem. Nie stanowiły zbyt wielkiego wyzwania pojedynczo. Problemem okazała się ich liczebność, gdyż spod pokładu wyłaziły kolejne truposze oraz zombiaki. Jak tak dalej pójdzie to ich osaczą. Sly robił co mógł, by zlikwidować jak największą ilość przeciwników jednak jemu też kiedyś skończy się amunicja, a jak telepatka dostrzegła… szkielety, którym coś odrąbano albo odcięto po prostu składały się do kupy na nowo i powstawały. Niektórym zajmowało to trochę więcej czasu innym mniej, zależnie od stopnia uszkodzeń. Ogólnie wyszło na to, że broń sieczna czy konwencjonalne pociski dosyć słabo się sprawdzały w walce z przeciwnikiem. No chyba, że liczyć pozytywnie to jak któremuś wypadła głowa za burtę po strzale Sly’a. Szkielet, który niedawno dzierżył buzdygana właśnie czołgał się w stronę swoich odciętych rąk, a tymczasem do Psylocke biegła już nie piątka a cała 10 szkieletów z szablami, które jednocześnie wykonywały cięcia w jej stronę. Jednak telepatka nie była sama, gdyż na pokład zielonego statku weszła Kapitan czerwonego. Z łoskotem prała szkielety, które się na nią rzuciły za pomocą swojej latarni. Dosyć ciężki i kanciasty przedmiot, ale w połączeniu z jej siłą sprawdzał się nienajgorzej przeciwko kościanym załogantom. Tymczasem kobieta miała swoje grono adoracyjne, z którym powinna się uporać jak najszybciej. Chyba, że chce zostać stojakiem na kordelasy.
|
| | | Psylocke
Liczba postów : 69 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Port w Waveney Wto Lip 12, 2016 5:40 pm | |
| Widząc tą fałszywą przemianę zmarszczyła gniewnie brwi. To jej było bardzo nie na rękę. Na szczęście nie była wbrew pozorom sama. Starała się wciąż walczyć ze swoimi przeciwnikami, ale widząc, że siła fizyczna mało daje to trzeba przejść w inny sposób. Przymknęła oczy i zaatakowała wszystkie dziesięć szkieletów ciosem psionicznym. Natychmiast otworzyła oczy i spojrzała na kobietę. - Potrzebuję drogi do dwójki ludzi, których twój przeciwnik torturuje!- zawołała unikając jednego z jej ciosów i stając za jej plecami, dzięki czemu miała wystarczająco dużo czasu by móc krzyknąć jej z czym ma problem- Proszę, pomóż mi się do nich przedostać.- Elizabeth nie lubiła prosić. Ale w tym momencie miała naprawdę bardzo mało czasu. A życie ludzi, nawet jeśli czasami wątpiła w to czy chce swoje poświęcać dla niej, w dalszym ciągu było dla niej ważne. Nie mogła odpuścić temu draniowi- On przy nich jest.- dodała jeszcze i kolejnego przeciwnika obezwładniła przy pomocy mocy umysłu. Skoro nie kataną to chociaż może zdolności zdołają pomóc. |
| | | Sly
Liczba postów : 214 Data dołączenia : 04/10/2015
| Temat: Re: Port w Waveney Sob Lip 16, 2016 9:14 am | |
| Wdech. Strzał. Wydech. Powtórz. Podstawowa umiejętność snajperów-kontrola oddechu. Jednak w pewnej chwili musi nastąpić to, co jest nieuniknione. Strzał Nathana w głowę jednego ze szkieletów nigdy nie doszedł do skutku-zamiast niego usłyszał puste szczęknięcie w komorze. ~Nosz zaraza...~pomyślał. Przewiesił SRkę przez plecy i sięgnął za pas, by wydobyć laskę. Gdy poczuł pustkę, przypomniał sobie że zostawił ją w kajucie. Czyli że trzeba załatwić sprawy po staremu. Pobiegł w stronę okrętu na którym toczyła się walka. Przeskoczył nad miejscem zderzenia okrętów i wylądował na jednym ze szkieletów. Nie zastanawiając się chwycił go za głowę lewą ręką i wyrwał głowę z kręgosłupa. Wyrzucił ją natychmiast za burtę. -Panowie, właśnie wylecieliście z roboty-stwierdził do szkieletów. Pochwycił jeden z leżących kordelasów. Nie zamierzał fechtować, chciał posłużyć się nią jak bronią obuchową. Pobiegł w stronę szkieletów, machając tak kordelasem by głowy wrogów wypadały za burtę |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Port w Waveney Wto Lip 19, 2016 5:52 pm | |
| /Jako, że Psylocke zrezygnowała z gry to pokieruje nią jako NPC. Psylocke wysunęła argument, który jakoś średnio obszedł Kapitan. Kobieta dalej walczyła ze szkieletami stosując latarnie jak broń obuchową, którą miażdżyła czaszki. Co dziwniejsze po tym jak czaszka się rozpadła to żaden ze szkieletów nie wstawał do dalszej walki. Kości rozpadały się i przemieniały w proszek, który był rozwiewany na wietrze. Piratkę po prostu nie obchodzili zbytnio ludzie, którzy mogą być pod pokładem jednak o wiele bardziej zainteresowało ją kto może przy torturowanych być. Nie ma rzeczy cenniejszej na świecie niż zemsta, a Powierniczka najwyraźniej ceniła sobie to odczucie ponad wszystko. Sly dosyć szybko podłapał o co chodzi w walce z kościakami i dosyć szybko pozbawiał ich głów. Nie były one miażdżone a wpadały do wody przez co szkielety szły w stronę burty w poszukiwaniu swojego czerepu i praktycznie wypadały za nią. Stopniowo załoga statku zaczęła się przerzedzać kiedy Sly i Kapitan radzili sobie obuchem. Psylocke zresztą też za pomocą psioniki dała radę odeprzeć ataki i miażdżyć niektóre kości dzięki telekinezie. To krępowało niektóre ze szkieletów. Wyglądało na to, że kapitan tego statku w końcu zwrócił na nich uwagę. Na górnej części pokładu tuż przy sterze pojawił się pewien jegomość (patrz obrazek, który wklejałem przy okazji jak Psylocke robiła skan). Był dosyć wysoki. Najpewniej miał te metr dziewięćdziesiąt ale to chyba dzięki temu jaki kształt miała jego głowa. Wyglądała trochę jak maska, z której odchodziły hakopodobne dredy. Czerep przyozdobiony był również kapeluszem kapitańskim, który tlił się niebieskim dymem. Zresztą cała postać była spowita niebieskim ogniem. Na sobie miał coś przypominającego zbroję z licznymi motywami czaszek jak przystało na pirata. Wyglądało to bardziej na średnią zbroję niż coś cięższego. Przez ten pancerz sprawiał wrażenie nieco bardziej barczystego niż mógł być w rzeczywistości. Przy sobie również miał niebieską latarnię, która przypięta była do prawego biodra za pomocą łańcucha. Z lewej strony miał ozdobny, pozłacany pistolet skałkowy oraz dwie szable szczepione łańcuchami. Jeśli chodzi o łańcuchy to miał je oplecione wokół pasa dla komfortu noszenia. Najwyraźniej miał jakąś metodę by szybko je rozwijać w razie czego bo w innym wypadku to byłoby bardzo niekomfortowe w noszeniu. - A więc wielka Davy Jones wraca na Latającego Holendra tylko po to by zginąć w towarzystwie śmiertelników? Interesujące bo tego jak i wbicia się w mój statek nie przewidziałem – wysyczał, a Kapitan zacisnęła ręce na swoim haku kiedy ten określił statek mianem „mój”. - Statek będzie mój albo go zatopię. W okręcie tli się lont koło beczek z prochem. Mamy kilka chwil by to rozstrzygnąć raz na zawsze – wyglądała śmiertelnie poważnie mówiąc to. Jednak jeśli faktycznie uzbroiła beczki z prochem strzelniczym to może być naprawdę nieciekawie. Zwłaszcza jeśli wywoła to reakcję z prochem na tym statku. Psylocke postanowiła nie marnować czasu i za pomocą telekinezy otworzyła wejście do luku zielonego statku, gdzie również skoczyła. Chciała chyba uratować ludzi pod pokładem, a Sly’owi zostawić zajęcie tej dwójki na górze. Błękitny kapitan po chwili wtopił się w statek i pojawił tuż przed Sly’em wyprowadzając cięcie szablą na szyję. Chyba dyplomacja nie wchodziła w grę, a jeśli już to ta piracka.
|
| | | Sly
Liczba postów : 214 Data dołączenia : 04/10/2015
| Temat: Re: Port w Waveney Wto Lip 19, 2016 6:57 pm | |
| Nathan uśmiechnął się lekko na widok szkieletów idących za burtę. Wyrzucanie głów nigdy nie było tak śmieszne... chociaż nigdy wcześniej tego nie robił. -I proszę państwa, Nathan Renko zalicza home run!-Stwierdził do siebie machnąwszy tak, że głowa poleciała hen daleko. Wpadła do wody, ale tego Sly już nie zobaczył, zajęty kolejnym szkieletem. ~Więcej was matka nie miała~Przemknęło mu przez głowę. Kiedy w końcu załoga została przerzedzona do końca, a sam Sly znalazł się na przy jednej z burt, pojawił się kapitan. ~No no, duży urosłeś~Kolejna myśl zaświtała mu w głowie. No cóż, taki już był- komentarze pojawiały mu się w każdej sytuacji. Kiedy stwierdził że to jego statek, Sly nie mógł powstrzymać się od komentarza. -A tak całkiem przypadkiem nie jest on jej?-wskazał na Davy Jones. Swoją drogą wyglądała zupełnie inaczej niż przedstawiali to w Piratach z Karaibów... ale w sumie i tak lepiej dla fabuły zrobił ten filmowy. Wracając do sytuacji, na odpowiedź Jones'ówny Sly zareagował totalnym zaskoczeniem -Zaraz co? Ja rozumiem że desperacja ale serio?!? Wysadzamy statki... no ludzie...-Tu Sly dostrzegł jak kapitan znika. Cho(kra)a. Nathan instynktownie przerzucił broń do lewej ręki-Miała większą siłę i pozwalała wytrzymać większą siłę uderzenia. W samą porę, gdyż pojawił się kapitan. Tuż przed nim, zadając cięcie z lewej. Sly nie miał szans w szermierce ~Marko miał rację, powinienem się uczyć szermierki.~Przemknęło mu przez głowę. //teraz postaram się opisać to co próbuje zrobić Sly, choć może mi się nie udać. Nathan sparował cięcie niebskodymnego (jak go nazwał). Przy czym sparował to złe słowa. Uderzył w szablę kapitana tuż przy jelcu,, tam gdzie siła cięcia był najsłabsza. Równocześnie także "wsunął" się pod szablę kapitana, zwijając prawą ręką pistolet. Podczas całego ruchu ustawiał tak kordelas, że cały czas oddzielał go od ostrza kapitana. Choć był to ryzykowny manewr, Sly podjął motto jednostki SAS:"Kto się odważy, ten zwycięży". Następnie odskoczył od przeciwnego, celując do niego z pistoletu skałkowego. Odciągnął kurek -Musimy się tłuc? Nie możemy pogadać nad butelką rumu?-zapytał. ~Psylocke, zrób co musisz jak najszybciej, bo długo tu nie wytrzymam~pomyślał błagalnie |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Port w Waveney Nie Lip 24, 2016 6:27 pm | |
| Sly sparował cięcie i przez moment odczuł znaczną siłę, którą posiadał niebieskodymny. Był wprawdzie nieco wolniejszy i mniej zwinny dlatego najemnikowi udało się ukraść pistolet skałkowy. Swoją drogą był całkiem ładny, ozdabiany wężowymi wzorami najpewniej wykonanymi ze złota. Z drugiej strony ta broń nigdy nie należała do zbyt celnych, a na dodatek była ciężka i nieporęczna jak na pistolet. Zresztą ten sam problem miały muszkiety. Pirat momentalnie wtopił się w podłogę i już chciał zaatakować Sly’a od prawego boku jednak przeszkodziła mu Jones. Obwiązała swój hak wokół szabli i prawej ręki niebieskiego kapitana. Zaparła się o deski okrętu i nastąpiło starcie dwóch sił. Tamten najwyraźniej nie mógł uciec, gdyż trzymała go hakiem co dawało Sly’owi szansę na wykonanie swojego ruchu. Tymczasem pirat sięgnął po latarnie i upuścił ją na podłogę. Z latarni zaczęły wydobywać się niebieskie duchy. Udręczone dusze ludzi, którzy zostali zamknięci w tym dosyć specyficznym więzieniu wydostawali się właśnie na wolność. Jednak coś było nie tak, bo zamiast się ulatniać, zaczęły atakować Davy oraz cybernetycznego najemnika. - Znajdź lepsze miejsce głupcze – wycedziła przez zęby kobieta, która siłowała się z kapitanem. Miał on przewagę nad nią z jakiegoś powodu i stopniowo to starcie sił przegrywała. Krok po kroku przyciągana była w stronę niebieskiego pirata, któremu pomagały dodatkowo te dusze wychodzące z latarni. Rzecz jasna była ona przytwierdzona łańcuchem do pasa pirata więc gwizdnięcie jej nie wchodziło w grę. Jednak wypadało coś zrobić bo patrząc po zielonej piratce to dusze faktycznie były materialne i mogły zrobić krzywdę.
|
| | | Sly
Liczba postów : 214 Data dołączenia : 04/10/2015
| Temat: Re: Port w Waveney Pon Lip 25, 2016 3:13 pm | |
| Jak przewidywał Sly, kapitan postanowił znowu się teleportować. No dobra, Nathan był gotowy wystrzelić bądź zablokować cios. Jednak fakt że pojawił się z jego prawej nie za bardo mu przypasował. Natychmiast wykonał przewrót w swoje lewo, by uniknąć ciosu. Do tego jednak nie doszło dzięki blokadzie Jones. Mimo to Sly wycelował ponownie i wystrzelił, celując w korpus wroga. Nie wiedząc jak przeładować broń, schował pistolet do kieszeni. Prawdopodobnie był swoje wart, zawsze może sobie zrekompensować gdyby odmówiono mu zapłaty. Zaczepił kordelas o pas spodni tak by nie krępował ruchów i wyciągnął zza pleców swoje dwa uzi z magazynkami załadowanymi do pełna. -No to czas iść z duchem czasu!-zawołał celując do kapitana. Ten jednak ustawił latarnię na podłodze. Dusze ludzi wydostały się na wolność. -Ostatni raz biorę takie zlecenie-Mruknął do siebie ex-złodziej. Widać dusze musiały dawać przewagę kapitanowi. I to poważną, bo sytuacja wyglądała źle. ~Zobaczmy na co stać twoje wynalazki Marko.~ Pomyślał Nartan, wsadzając dynamo do ręki oraz chowając uzi z lewej ręki ponownie za plecami. Zaczął ruszać ręką, przeskoczyły po niej iskry. Równocześnie pobiegł w stronę łańcucha, który nie pozwalał mu zwinąć latarni. Ręka była już w pełni naładowana, i gotowa do użycia. Gdy tylko łańcuch był w jego zasięgu, pochwycił go lewą ręką, i poczuł jak energia elektryczna opuszcza jego rękę. Nie czekał na efekty o ile jakieś były, tylko natychmiast wstał i zawołał w stronę kapitana -A co się stanie jak w to uderzę?-zapytał, i wystrzelił pociski z uzi w prawej ręce. Równocześnie wyjął dynamo i wyciągnął ponownie uzi, które tym razem wycelował w kapitana. Wracając do prawej ręki, uzi było wycelowane w latarnię, Nathan miał nadzieję że w ten sposób ją zniszczy, czym pozbawi kontroli kapitana. Chociaż czy obiekty magiczne nie powinny mieć tarczy? Sly'owi było to obojętne. W wypadku zniszczenia latarni dusze powinny się uwolnić, a w razie czego mógł zacząć strzelać do kapitana- Uzi nie ma aż tak dużego rozrzutu by zagrozić Jones, tym bardziej że Renko zamierzał strzelać trzy pociski z jednego, trzy z drugiego, powtórz. Co mogło pójść nie tak w walce z olbrzymim magicznym nieumarłym kapitanem statku pirackiego, walczącego szablą i kontrolującego dusze zmarłych? ~Wszystko~Odpowiedział sam sobie Nathan. Ale żyje się tylko raz. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Port w Waveney Nie Lip 31, 2016 4:11 pm | |
| Sly wystrzelił ze skałkowego pistoletu. Poszła masa dymu oraz huku jak podczas strzelania z takiej broni, ale efekt był dosyć ciekawy bo zamiast zwyczajnej kuli pociskiem była niebieska energia. Chociaż może to była po prostu kula przyśpieszona magią. Pistolet miał dosyć spory odrzut, ale z takiej odległości nie było mowy o nietrafieniu. Pocisk jednak zatrzymał się na klatce piersiowej niebieskiego kapitana i wbił w pancerz zostawiając w nim bardzo duże wgniecenie. Samo trafienie wywołało bolesne stęknięcie u pirata i lekkie szarpnięcie korpusem w tył, jednak pancerz go po prostu przed tym strzałem ochronił. Jak szło się przyjrzeć zanim tamten rozstawił dusze to faktycznie z pistoletu wyleciał wtedy pocisk. Kula takie jakie zwykle można było obejrzeć w muzeach albo skansenach. Była nieco zniekształcona przez pancerz ale ten pistolet faktycznie ładowało się jak normalną broń z tamtego okresu czasu. Sly raczej nie miał przy sobie prochu strzelniczego, wyciora oraz kul pasujących do tej broni, ale postanowił zachować to na pamiątkę. Może być to nawet warte jakiś pieniądz zwłaszcza, że broń jest w naprawdę dobrym stanie. Łańcuch, którym przytwierdzona była latarnia faktycznie przewodził energię elektryczną przez co pirata kopnęło i to całkiem mocno. Sądząc po odgłosie oraz tym, że na moment dusze lekko się rozproszyły to najpewniej go zabolało. - Arghhh zapłacisz mi za to szczurze lądowy! – wrzasnął zeźlony, a wtedy Sly otworzył ogień do latarni. Od strzałów podskakiwała, jednak nie była czymś co szło łatwo zniszczyć. Pociski nie zostawiały w niej nawet najmniejszego wgniecenia ale tak długo jak nie dotykała pokładu statku tak długo dusze pozostawały w jednej pozycji i bezruchu. Sama latarnia nie była najwyraźniej specjalnie ciężka. Wypruł również w stronę kapitana, który zaczął się przed pociskami zasłaniać ręką. Efekt z grubsza był taki jakby Sly obrzucał go kamieniami z zawrotną prędkością bo broń konwencjonalna raczej nie robiła na nim zbyt wielkiego wrażenia. Mało tego dzięki tej okazji, którą stworzył najemnik, Jones mogła przejść do działania i za pomocą mocniejszego szarpnięcia hakiem wytrącić mu szable z ręki. - Twój czas się zbliża gnido – powiedziała po czym niebieski znowu się zapadł w podłoże statku, a Jones ściągnęła hak i podbiegła do szabli. Rzucając ją przed najemnika – Nic mu tymi… śmiesznymi pistoletami nie zrobisz. Do tego potrzeba magicznej broni – powiedziała i zaczęła machać hakiem obok siebie. Tymczasem spod pokładu wychyliła się Psylocke. Była brudna, ubranie miała rozdarte w różnych miejscach, ale przy sobie miała dwójkę ludzi którzy wyglądali jakby wyciągnięto ich z jakiejś rzeźni. Byli niebotycznie pokiereszowani oraz ranni. Co jednak się stało z niebieskim piratem? Nie było go nigdzie widać – Tchórz chowa się pewnie pod pokładem i czeka na nasz ruch. Poza duszami nic mu nie zostało – powiedziała i zaczęła podchodzić w stronę zejścia do luku rzucając po drodze drwiący uśmiech Psylocke. Nie zapomniała o tamtych pyskówkach najwyraźniej – Idziesz ze mną czy będziesz tutaj grzał ławę szczurze lądowy? – zapytała Jones.
|
| | | Sly
Liczba postów : 214 Data dołączenia : 04/10/2015
| Temat: Re: Port w Waveney Wto Sie 02, 2016 5:10 pm | |
| ~Czego ja się w ogóle spodziewałem, otwierając ogień do nieumarłego kapitana?~Zastanowił się Sly. Tu byłby potrzebny co najmniej RPG... Albo coś w tym stylu. Bynajmniej, pociski z Uzi nic mu nie zrobiły. Ale pozwoliły odwrócić uwagę pirata, umożliwiając wykonanie Jones jej ruchu. Z czego ta w zasadzie skorzystała. Gdy kapitan zniknął, a Jones rzuciła mu szablę, Nathan zareagował po swojemu. -A jedyna magiczna broń na pokładzie to szabla. Trzeba było się uczyć szermierki.-Narzekał. Chwycił szable, bo lepsza zwykła broń niż nic, ale jednak zawsze coś. Wziął ją lewą ręką, choć wątpił by mu to coś pomogło, sądzą po sile niebieskiego. No nic, trza być gotowym. Gdy dojrzał Psylocke, uniósł jedną brew w wyrazie niemego pytania "a ci tu skąd?". Oraz czemu miała mnóstwo rozerwań materiału na ubraniach. Ech, nieważne. Na pytanie Jones zareagował westchnięciem -Idę idę, choć nie wiem po kiego grzyba. Tylko tak się profilaktycznie zapytam: Co z tymi beczkami prochu których lont prawdopodobnie właśnie się dopala?-zapytał się pani kapitan. No bo jak ma ryzykować wysadzenie siebie samego... Sly wciąż się wahał w co wierzyć, ale jednego był pewien-islamista z niego żaden. Zatem skoro dwanaście pięknych dziewic nie czekało na niego w niebie, to wysadzać się nie było sensu |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Port w Waveney Pon Sie 08, 2016 4:26 am | |
| - Zawsze zostaje pistolet, który mu zabrałeś. Szkoda, że cały mój proch został na tamtym statku – oczywiście proch czy kule można było uzyskać w zupełnie inny sposób, a póki co pistolet skałkowy, z którego wtedy strzelił Sly zrobił chyba najwięcej szkód niebieskiemu kapitanowi. Jones nie wyglądała na taką co lubi broń palną. Sama wolała czuć jak życie uchodzi z jej przeciwnika. Jak powoli gaśnie na jej haku lub innej broni białej. Jeśli którykolwiek ruch feministyczny przekonałby ją do współpracy to pewnie większość facetów byłaby na straconej pozycji. Niszczyła pod swoimi metalowym okuciem butów ten stereotyp damy w tarapatach oraz kobiety jako przekleństwa na okręcie. W końcu skoro ten statek należał do niej to musiała się użerać z załogą i trzymać ją pod swoim butem. Ile razy to na filmach pirackich załoga ponad 100 mężczyzn robiła pod siebie na myśl o zdenerwowaniu kapitana? Zwłaszcza jeśli tym piratem okazywał się ktoś kogo nawet korsarze unikali. Te czasy raczej już nie powrócą chociaż Jones z wielką chęcią wróciłaby do tego pięknego okresu kiedy to pływała pod banderą Wesołego Rodgera na normalnym statku. - Szczura najlepiej wykurzysz spod pokładu kiedy uderzysz w deski. Myślisz, że naprawdę jestem taka głupia żeby posłać oba okręty na dno i tym samym siebie? – nie użyła tutaj sformułowania „nas”. Psylocke czy Sly nic dla niej nie znaczyli jedynie śmiertelne istoty, których w ogóle nie powinno tutaj być. Znaleźli się tutaj najzwyklejszym przypadkiem według niej – Van der Decken to tchórz jakich mało. Robactwo, które przyciśnięte pod butem szuka tylko okazji na ucieczkę i zaatakowanie w najmniej spodziewanym momencie – ciągnęła dalej Jones schodząc powoli po schodkach wydając przy każdym kroku upiorne skrzypienie pochodzące z na pozór podgniłego drewna, które pokrywało cały okręt. Istniało wiele opowieści o statku widmo zwanym Latającym Holendrem. Według tej najbardziej znanej legendy, okręt należał do kapitana Hedrika Van Deckena, który chciał dopłynąć do Zatoki Stołowej. Bluźnił przeciw Bogu, a na jego okręcie pojawił się anioł bądź inna istota boska. Kapitan wypalił do niego z pistoletu i to był moment kiedy na okręt nałożono klątwę. Marynarze tego statku mieli przez wieczność żeglować i przynosić nieszczęście każdemu kogo spotkają. Pewna część historii najwyraźniej była prawdziwa bo Van der Decken trzymał się całkiem dobrze patrząc po tym, że ma spokojnie ponad 200 lat a załoga statku to szkielety i zombie. Być może wszelkie doniesienia o rzekomym spotkaniu ze statkiem widmo też miały w sobie ziarnko prawdy. Co jednak łączyło Hendrika oraz Jones poza tym, że ten pierwszy ukradł jej statek oraz pozycję? Pod pokładem jedynym źródłem światła były rozwieszone latarnie na niektórych belkach oraz sama płonąca Jones, która swym ogniem rozjaśniała na dwa metry wokół siebie przestrzeń. Część desek była połamana, gdyż ich czerwony okręt nadal był wbity w burtę Latającego Holendra. Statek jednak z jakiegoś powodu nie tonął, a w takim wypadku każdy normalny okręt już dawno powinien iść na dno. Nie był to statek pokroju Tytanica, którego jakaś tam góra lodowa zatopiła. Pod pokładem czuć było intensywny zapach stęchlizny. Smród rozkładu był wszechobecny i o tyle nie przeszkadzało to na górnym pokładzie z dosyć prostego powodu. Pomagał dopływ powietrza oraz wiatr. Pierwszym przystankiem tej malowniczej wędrówki po statku widmo były kwatery załogi. Były puste, a na podłodze walały się butelki po rumie, ubrania, kości szkieletów oraz woreczki z kulami czy też prochem. Znalazłyby się również szable, bosaki czy nawet pistolety skałkowe. Nie wiadomo czy nabite. Poza rzeczami walającymi się na podłodze, pod ścianami były oparte beczki zapewne z czymś co kiedyś było wodą. Teraz zatęchłą oraz cuchnącą. W niektórych beczkach kiedyś znajdowały się pewnie artykuły spożywcze w postaci suszonych owoców. Raczej nie przetrwały próby czasu sądząc po wyglądzie tego co można było zastać w jednej z beczek. Do belek przyczepione był naderwane hamaki, a stoliki zrobione z beczek były wywrócone jakby ktoś uciekał w pośpiechu. Mogły też przewrócić się podczas tamtego uderzenia w statek. W pewnym momencie zewsząd zaczął dochodzić niski chichot Deckena – A więc tak będzie wyglądał wasz grobowiec? Kwatery załogi. Musze przyznać, że bardzo ciekawy wybór – powiedział pirat, na co Jones zaczęła się uważnie rozglądać. Od czasu do czasu oboje mogli dostrzec, że coś przemyka wśród cieni rzucanych przez latarnie oświetlające pomieszczenie. - Drugi raz ta sama sztuczka nie zadziała Decken. Nim nastanie świt zawiśniesz na moim haku pod kilem – rzuciła całkiem poważnie. Ton był bardzo podobny do składanej obietnicy, której raczej się dotrzymuje. Jones najwyraźniej nie miała ochoty na gierki albo dawno komuś nie przywaliła. Mogła też mieć ten jeden dzień w miesiącu kiedy kobiety łatwiej zirytować chociaż jest to mało prawdopodobne. /Skocz tutaj |
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Port w Waveney Sob Wrz 10, 2016 9:47 pm | |
| Lvelias przechadzał się powoli ulicami jednego z większych Angielskich portów morskich, rozmyślając o problemach, które niczym burzowe chmury powoli zbierały się na horyzoncie. Jeśli jego plan się powiedzie, to niewielkim nakładem pracy utrzyma wątły pokój, utrzymujący się w Avalonie od czasu wojen z chaosem. Jeżeli mu się jednak nie uda, to nie tylko przekreśli los przynajmniej kilku żyjących tam ras, ale także zostanie spalony w oczach władców tamtejszych krain. Miał nadzieję że tylko metaforycznie. Zdecydował się jednak machnąć na wszystko ręką i nie martwić się na zapas. Wracał do miejsca w którym zaparkował swój motocykl. W porcie znajdował się mały sklepik z "Artykułami Ezoterycznymi". Większość asortymentów była bublem sprzedawanym turystom, albo domorosłym ludzkim "magom". Zdawały się jednak między nimi perełki, które nadawały by się do warzenia mikstur. To kolejna ze zdobyczy cywilizacyjnych do których druid mógłby by się przyzwyczaić. Składniki, które samemu musiałby przygotowywać tygodniami, były do zdobycia w różnorodnych garbarniach, sklepach chemicznych, ogrodniczych i innych. To, oraz oczywiście frytki, których jedną paczkę druid zdobył w stojącej przy drodze budzie, a które właśnie podgryzał. Słońce chyliło się powoli ku zachodowi. Lvelias liczył że uda mu się szybko wcisnąć zakupy do bagażnika swojego motocykla i załapać się jeszcze na widok morza, w którym powoli niknąć będą promienie słońca znikającego za wzgórzami. Port powoli się wyludniał. W takiej formie miasta najbardziej odpowiadały przybyszowi z Avalonu. Gdy znikał zgiełk samochodów, fabryk i ogólnie miasta, na ich miejsce wsuwały się subtelnie krzyki mew, szum fal uderzających o brzeg i inne odgłosy, które podczas dnia ustępują pola cywilizacji. Coś jednak było nie tak. W symfonię wieczornych odgłosów natury wkradła się niepasująca nuta podnieconych ludzkich głosów. Nie było to typowe dla małego miasteczka tą porą, więc druid bez namysłu skręcił z zamierzonej trasy i skierował swoje kroki w stronę źródła hałasu. Gdy tylko zbliżył się do zatoki trafił na sporą ludzką ciżbę która w blaskach lamp z fleszy aparatów wskazywała sobie coś w wodzie. - Ta dzisiejsza młodzież... O co tyle hałasu o tej porze? - Zapytał niby sam siebie. - Ponoć jakaś wielka ryba z północy wpłynęła do zatoki - Odpowiedział mu jakiś głos z poziomu ulicy. Okazało się że jest to jeden z portowych bezdomnych, siedzących na chodniku obok. - Podsłychałem jak dwoje reporterów gadało że sam nie da rady wypłynąć bidulek. Dekanat port zamknął, żeby żadne statki mu krzywdy nie zrobiły, ale nikt nie jest pewien co dalej zrobić. - Tłumaczył dalej wyraźnie zmartwiony. - Popilnuj mi tego - rzucił człowiekowi podając mu wór z zakupami - A to masz za fatygę - dodał wręczając mu ledwo napoczętą paczkę frytek. Oddalił się kawałek i wszedł w pobliską bramę. - Masz jakiś ketchup? - usłyszał jeszcze za sobą głos człowieka. Zdecydował się jednak go zignorować. Gdy tylko znikł z oczu ludzi zmienił się w jastrzębia i pomknął nad zatokę. Krążąc nad zatoką został zauważony przez tłum ludzi. Reporterzy lokalnej telewizji zakomunikowali od razu, że sytuacja jest o tyle tragiczna, że drapieżne ptactwo zbiera się nad nieszczęsnym wielorybiątkiem oczekując łatwego pokarmu. Z powietrza szybko namierzył biednego ssaka. Pozwolił sobie wtargnąć do jego umysłu i od razu został przytłoczony falą strachu i negatywnych emocji. Ledwo utrzymał płynność lotu. Uspokoił jednak zwierzę i wytłumaczył mu że ma w nim przyjaciela. Gdy wieloryb przestał się rzucać, druid wpłynął na układ prądów w zatoce, tak by wieloryb wypłynął na głębsze wody, a następnie eskortując go z powietrza i pomagając mu omijać mielizny. Gdy już opuścili wody zatoki skierował go dobrymi prądami na otwarte morze i pozwolił mu dalej płynąć samemu. Skierował się w stronę lądu i pozwolił sobie przybrać swoją normalną, rogatą, formę. W oddali na horyzoncie pojawiła się fontanna wody mieniącej się już czerwienią zachodu. Druid szybko wyjął swój telefon i zrobił temu zdjęcie. - Idealne na tapetę. - Pochwalił sam siebie i schował telefon. W poczuciu dobrze wykonanej roboty podziwiał jeszcze przez jakiś czas podziwiać grę promieni słońca na falach, gdy przypomniał sobie o człowieku, któremu zostawił swoje rzeczy. Czym prędzej znowu zamienił się w ptaka i pognał w stronę miasta licząc na to że nieznajomy nie zauważy, że jednym z komponentów jest nalewka bursztynowa. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Port w Waveney Pią Wrz 23, 2016 8:07 pm | |
| Widowiskowe ponowne wpłynięcie wieloryba do wody wywołało niemały podziw wśród gapiów, którzy zebrali się na plaży. Jedni rzecz jasna pomagali zwierzakowi tak długo jak było to potrzebne, a inni po prostu obserwowali doznając tego typowego paraliżu, który ma większość społeczeństwa. Popularnie ta choroba nazywała się „nie mój interes, postoję i popatrzę a oni niech się męczą”. Była uleczalna jednak znalezienie leku było jak wycofanie ropy naftowej z rynku paliw. Nawet bezdomny, któremu mężczyzna pozostawił frytki oraz wór z zakupami nie okazał się w pełni zaufaną osobą, gdyż z siatki zniknęło wszystko co wyglądało na jedzenie albo alkohol, w tym nalewka bursztynowa. Reszta rzeczy była nietknięta, gdyż najwyraźniej człowiek nie był nimi zainteresowany. Nie trzeba też wspominać, że pewnie oddalił się w znacznym stopniu od miejsca, w którym wcześniej znalazł go druid. W porcie powoli znowu cichło, a tłum rozchodził się do domów tak szybko jak się pojawił. Nie było już głównej atrakcji w postaci wieloryba, a jedyne co pozostało to plaża, bo której parę osób jeszcze się przechadzało. Uwagę rogatego mężczyzny przykuło kolejne złe przeczucie, które dochodziło wprost z okolic molo portowego. Nie było tam na pewno żadnych ludzi, ale za to na pewno mrok. Bardzo intensywny mrok, który gdyby się mógł zmaterializować to niczym smoła oblepiłby najmniej jedną czwartą pomostu. Podobno zło czai się za każdym rogiem i w słońcu nie może chodzić, jednak chyba to mijało się z prawdą bo jeszcze do końca nie zaszło. Z każdą upływającą chwilą ten mrok rósł na sile. Czuć w tym było naprawdę paskudną magię, która nie klasyfikowała się ani jako magia życia, ani śmierci, ani tym bardziej czarna magia. Miała nieco inną specyfikę, nieco z naroślami demonicznymi ale też odrobinkę tej magii śmierci oraz mroku. Można powiedzieć, że ta magia była mieszanką wszystkiego co najgorsze. Przylatując nad molo druid nie znalazłby nic co rzucałoby się w oczy zwykłemu śmiertelnikowi. Drewniane ławeczki, czyściutki pomost, kosze na śmieci, latarnie które powoli zapalały się w miarę zachodzenia słońca no i kobieta z podciętymi żyłami rozłożona na jednej z ławek. Definitywnie nie była już żywa, a rytm jej serca się zatrzymał jednak nigdzie nie było widać żadnego narzędzia którym by sobie to zrobiła. Mało tego rany wyglądały jakby ktoś szarpał pazurami czy czymś podobnym jej nadgarstki. Właśnie od tego ciała czuć było tą paskudną magię. Swoją drogą nie była to jakaś stara osoba, wyglądała na studentkę najwyżej. Blond włosy, biała koszula, czerwona spódniczka, rajstopy i buty. Typowe elementy mundurku jednej z lepszych szkół w Wielkiej Brytani. Można było wywnioskować to po logo, które było na prawym ramieniu koszuli. W oczach dziewczyna w ostatnich chwilach najwyraźniej miała przerażenie, które zostało jakby wypalone na jej twarzy.
|
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Port w Waveney Pią Wrz 23, 2016 11:03 pm | |
| Lvelias pośpiesznie trzepotał skrzydłami wracając w stronę portu. Mocno liczył na to że choć część ze swoich popołudniowych zakupów, będących w sumie jego głównym powodem pobytu tutaj, da się jeszcze odratować. Jednak gdy tylko w pełnym pędzie wpadł znowu nad teren zatoki, nagła fala ciemności zamroczyła go tak bardzo, że o mały włos, a straciłby płynność lotu i wpadł między portowe wody. Zdołał jednak szybko się otrząsnąć i odzyskać stateczność. Wciąż będąc lekko skołowany wylądował na dachu jednego z budynków nieopodal miejsca gdzie spotkał kloszarda. W ludzkiej formie szybciej odzyskał zmysły. Pod postacią ptaka nie mógł się przecież samemu spoliczkować. Szybko zszedł na poziom gruntu za pomocą drabinek, którymi połączone były balkony, głośno przepraszając krzyczących na niego ludzi, których niechcący podejrzał w prywatnych zajęciach. Zaklął cicho gdy na miejscu okazało się że nie dość, że w porcie trafił na jedną z większych emanacji mroku, jakie widział na ziemi, to jeszcze stracił swój bursztynowy bimberek. Całe szczęście że niedaleko stąd zaparkował swój motocykl. Podbiegł do niego i oswobodził kostur swojego byłego mistrza. Czując solidne, wzmacniane wiekową magią drewno w swojej dłoni od razu poczuł się pewniej. Pośpiesznie (Choć już nie biegnąc, a raczej idąc szybkim krokiem, postukując do rytmu kosturem o bruk. Był przecież w pracy. Kto widział biegających druidów?) powrócił nad molo, gdzie wcześniej wyczuł tamtą przytłaczającą energię mroku. Miejsce niosło ze sobą sugestię cieni i mroku, mimo że czerwone już słońce nie zaszło jeszcze za widnokręgiem. Druid podziękował za to w duchu, bo wiedział że wiele starych uroków, zwłaszcza na angielskich ziemiach, nabiera mocy wraz z zapadnięciem zmroku. Tak miał jeszcze niemal godzinę na sprawdzenie z czym ma do czynienia. Mimo że pora nie była jeszcze tak późna, molo wyludniło się całkowicie. Słabe umysły często reagowały na obecność mroku, spychając go w najdalsze głębie świadomości i mimowolnie oddalając się od miejsca jego panowania. Na wszelki wypadek druid wygrzebał z torby jeden ze swoich magicznych amuletów, okręcił go sobie wokoło dłoni i pozwolił mu swobodnie zwisać na wyciągniętej ręce. Wziął dwa głębokie wdechy i postawił pierwszy krok w strefę negatywnej energii. Całe szczęście nic się nie stało. Znaczyło to natomiast tyle, że mrok nie był celowym zamierzeniem, a jedynie efektem ubocznym innej magii. Odkładał się w tym miejscu niczym nuklearny opad po wybuchu bomby. Posuwając się powoli do przodu, wciąż z amuletem na wyciągniętej ręce, szybko zlokalizował źródło mroku. Była to martwa dziewczyna leżąca na jednej z ławek, mniej więcej w centrum magicznej aury. Widok młodej kobiety zabranej ze świata żywych przez magię cienia brutalnie przywołał przed Lveliasem stare wspomnienia. Szybko wziął się jednak w garść, bo mrok wokoło gęstniał z każdą chwilą. Na szczęście portowe latarnie rzucały trochę światła na scenę śmierci. Rozgrzany wolfram najlepszym przyjacielem nowoczesnych egzorcystów. Mimo wszelkiego współczucia jakie w sobie miał, oraz pogardy dla złych sił, które to wyrządziły dziewczynie, szturchnął ją ze dwa razy swoim kijaszkiem z bezpiecznej odległości. Zdarzyło mu się już raz kiedyś rozczulać się nad pozornie martwym dziewczęciem, które potem niemal odgryzło mu nogę. Ostrożności nigdy za wiele. Gdy już okazało się że dziewczyna jest naprawdę bardzo martwa, zabrał się do dalszych oględzin. Przyczyna zgonu wydawała się dość oczywista, jednak z przyzwyczajenia przejrzał wszystko dokładnie w poszukiwaniu innych poszlak. Przede wszystkim starał się określić możliwy czas zgonu i czy była możliwość, żeby zginęła gdzieś indziej, a ktoś (lub coś) ją tu przetransportował, fizycznie lub magicznie. Sądząc po jej uczelnianym stroju nie była stąd. O ile się orientował, Waveney nie miało uczelni, a gdyby dziewczyna wróciła do domu, nie chodziła by chyba w mundurku. Jeśli druid przypuszczałby, że ktoś sprowadził tu martwą już dziewczynę celowo, postarałby znaleźć jakiekolwiek powody tego postępowania. Może dziewczyna emanuje mrokiem i ktoś chciał w ten sposób splugawić całe portowe miasteczko. Jeśli natomiast dojdzie do wniosku że zgon nastąpił w tym miejscu, a co gorsza niedawno, natychmiast wyprostuje się i wyjmie spod płaszcza pistolet. Może i w tym miejscu nie było nic widać, ale przecież nie wszystkie zagrożenia tego świata są łatwe do zauważenia, albo w ogóle materialne, jeśli już przy tym jesteśmy. Jeśli natomiast stwierdzi, że ani sama dziewczyna, ani jej domniemany zabójca nie stanowią chwilowo zagrożenia. W jego obowiązku będzie usunięcie źródła czarnej magi, co najpewniej będzie wiązało się ze spaleniem ciała biednej dziewczyny. Nie zasługiwała na to, to prawda, ale to najpewniejszy i najszybszy sposób. Ogień niszczy, ale również oczyszcza. Druid przewlecze zwłoki dziewczyny, starając się jak najmniej dotykać jej samej na środek ulicy, wyjmie z torby zapalniczkę zippo i podpali mundurek dziewczynę, wspomagając się lekko magią kostura. Gdy zacznie płonąć odsunie się kilka kroków i odda modłom, aby dusza umęczonej dziewczyny odnalazła jakoś drogę do zaświatów. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Port w Waveney Sro Wrz 28, 2016 12:45 am | |
| Dziewczę definitywnie było martwe i nie paliło się do walki. Szturchnięta kijem druida przechyliła się nieco w bok i zaczęła powoli zsuwać w stronę podłoża. Na szczęście nie trzeba było jej łapać. Materiał z koszuli zaczepił się o wystający kawałek podłokietnika ławki co skutecznie utrzymało ciało w pozycji względnie siedzącej. Na pewno nie była tutaj ciągnięta, nie było widać żadnych śladów na molo, a buty dziewczyny były nieco przybrudzone jak po długim marszu. Istniało prawdopodobieństwo, że mogła wybrać się na naprawdę długi spacer zanim zginęła. Sądząc po obtarciach na piętach wywołanych przez buty to bardzo prawdopodobna opcja. Na pewno zabito ją tutaj. Nigdzie nie widać było śladów krwi poza okolicą ławki. Nie było czuć żadnych oznak otwierania przejść lub innego rodzaju portali do tego miejsca więc również można było wykluczyć transport magiczny. Wyglądało, że przyszła tutaj na własnych nogach. W Waveney faktycznie nie było uniwersytetu więc dziewczyna na pewno musiała tutaj dotrzeć za pomocą taksówki lub innego środka transportu. Pozostaje kwestia dlaczego się nie przebrała w domu? Wszelkie oznaki wskazywały na to, że ona tutaj nie leży zbyt długo. Nawet nie będzie dzień, w porywach mogłoby to dojść do 3 godzin maks. Chociaż… niedawno tutaj była przecież masa ludzi podczas akcji ratowania wieloryba. Ktoś musiałby być na molo i ją znaleźć więc najpewniej tutaj były dwie opcje. Ludzie olali sobie całkowicie leżące zwłoki albo ktoś ją zabił bezpośrednio po takiej akcji. Dziewczyna na pewno nie była żadnym medium chociaż emanowała niebywałym mrokiem, który swe źródło miał pod ławką. Jakby się teraz druid schylił to nawet znalazłby jej torbę szkolną. Prosta, skórzana robiona pod mundurek, a w niej jakieś kosmetyki, książki (literatura piękna, historia oraz kilka słowników) oraz dziwnie wyglądający przedmiot. Czarna busola, od której biła naprawdę złowieszcza moc. Wieczko było zamknięte, a symbole na niej świeciły delikatnie fioletowym światłem. Druid znał ten język albo raczej mógł go skojarzyć. Czegoś takiego używała pewna grupa czarowników z okolic wysp brytyjskich. Nie byli oni jacyś specjalnie potężni, nie zrównywali gór kiwnięciem palca, ale mieli za to jeden talent. Potrafili wznosić świetne, runiczne bariery. Problemem było jednak to, że ta która otaczała przedmiot była uszkodzona. Ostatni symbol świecił nieco ciemniejszym blaskiem co sugerowało, że najpewniej coś co było w tym zamknięte po prostu się z więzienia wyrwało. Busola sama w sobie nie wydawała się groźna aczkolwiek w miejscu gdzie znajdowała się tarcza busoli, można było wyczuć magię wykorzystywaną do teleportacji. Nie można było odczytać gdzie, ale można było wyczytać jak tego użyć. Potrzebne było tylko lustro oraz wypisanie paru symboli, a następnie przyłożenie busoli do tafli lustrzanej. Mogło być tak naprawdę wszystko w czym można się było przejrzeć. Cienie, które rzucały latarnie zaczęły się nienaturalnie poruszać. Wydłużały się, wiły niczym macki. To chyba znak, że druid tu nie był sam albo po prostu wpadł w pułapkę zastawioną przez drapieżnika. Z jednego cienia wyczuć można było impuls magiczny, który zaraz przemieścił się do kolejnego, zataczając koła wokół mężczyzny. Magia, która to coś stworzyła była naprawdę paskudna i najwyraźniej to było źródłem tego niepokoju, który przywiódł tutaj Lveliasa. Na razie to coś nie atakowało. Bawiło się zwierzyną albo oczekiwało pierwszego ruchu.
|
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Port w Waveney Sro Wrz 28, 2016 9:59 am | |
| Jak to zwykle bywa przy takich przypadkach, oględziny ciała przyniosły więcej pytań, niż odpowiedzi. Wszystko wskazywało na to że nikt nie umieścił jej tutaj celowo, więc miasto nie było w bezpośrednim zagrożeniu. Nie żeby pośrednie zagrożenia były czymś, czym nie należy by się przejmować. Z niemałą ulgą druid odkrył, że źródłem mroku nie jest sama dziewczyna, ale coś z zawartości jej torebki, leżącej pod ławką. Z niemałą ostrożnością druid kijem wyciągnął torebkę spod ławki i delikatnie wysypał jej zawartość na ziemię. Kolejne fragmenty układanki powskakiwały na swoje miejsca. Zawartość torebki sugerowała że dziewczyna była osobą wrażliwą na świat, prawdopodobnie w tym kierunku szła jej nauka. Być może przyjechała tutaj ze znajomymi, tak jak druid podziwiać nadmorski zachód słońca, a na jednym z licznych pchlich targów nabyła pamiątkę, która kosztowała ją życiem. Prawdopodobnie już ktoś jej szukał, ale mroczna energia nie pozwalała zwykłym ludziom z własnej woli wkroczyć na molo. Po chwili wahania druid podniósł plugawy przedmiot. Nawet bez swojego amuletu potrafił stwierdzić że źródłem mroku raczej nie był podręcznik niemieckiego, czy egzemplarz „Dumy i Uprzedzenia”, choć pewnie wielu na świecie mogłoby je za takowe uważać. Oględziny busoli z jednej strony lekko go pocieszyły, z drugiej tylko zagmatwały zagadkę. Wolał jeszcze jej nie otwierać, ale symbole, których dawno nie widział i tak dały mu do myślenia. Co w miarę nieszkodliwa, nieistniejąca już grupa czarnoksiężników miała wspólnego z tak negatywną magią? Przedmiot na pewno nie pochodził stąd, gdyż wyczuwalna była na nim magia teleportacyjna. Po chwili jednak wszystko stało się jasne. Sam rzut oka na niewyraźnie świecącą ostatnią literę zaklęcia, oraz znajomość typowo ludzkiej tendencji brania więcej niż jest się w stanie przełknąć, pozwoliły elfowi wywnioskować co tu się działo. Prawdopodobnie ze znanych tylko sobie powodów, zamknęli w tym przedmiocie jakąś potężną istotę, a bariera, mimo że potężna, nie wytrzymała próby czasu. Być może symbol nawet naruszył się sam w ocierając się o inne przedmioty w torbie dziewczyny. - Czemu to zawsze muszą być demony? - zapytał sam siebie na głos – Czemu nikt nie więzi wdzięcznych potem za uwolnienie jednorożców? Oczywiście jak to w takich sytuacjach bywa, moment w którym druid połapał się co się wokół niego dzieje, był już za późno, by można było uciec. Nie żeby oczywiście chciał zostawić miasto na pastwę mroku. Czując za sobą emanację mrocznej mocy odwrócił się na pięcie, odruchowo celując w to miejsce trzymanym oburącz kosturem. - Coś mi się wydaje że nie wypuścili cię za dobre sprawowanie. - powiedział do emanacji nie będąc pewien czy ta go w ogóle słyszy. Starał się ustalić czy między pozornie losowymi przeskokami jest jakiś wzorzec, a samemu powoli wycofywał się tyłem w stronę najbliższej latarni. Nie chciał marnować swojej koncentracji na zbędne działania, dlatego przestał podtrzymywać zaklęcie ukrywające jego poroże, stając przed stworem w całej swojej okazałości. Może i dał się złapać jak ostatni głupiec, ale nie mógł powiedzieć że miał jakikolwiek wybór. Posługa jest niczym geas, które każe reagować, gdy tylko coś się dzieje. Skupił się więc na tym co działo się teraz. Stwór, (czy raczej to coś, bo niewiadome było czy miało jakąś formę, lub czy było bardziej świadome fizycznego świata niż człowiek jest świadom informacji przekazywanych przez sygnały bezprzewodowe przenikające jego ciało) dawał mu widocznie czas na reakcję. Być może bawił się ze zdobyczą, lub chciał sprowokować elfa. Tak czy siak, nie zamierzał dawać mu satysfakcji. Wykorzystał dany mu czas by lepiej się przygotować. Bardzo powoli sięgnął do kieszeni spodni, wyjął swój telefon komórkowy i ustawił go w tryb aparatu. Ludzka technologia miała tę niewyjaśnioną cechę, że czasem udawało się jej zarejestrować byty, które ciężko było nawet namierzyć w sposób magiczny. Niestety nie było w tym żadnej reguły więc druid musiał liczyć na to „czasem”. Jeśli zobaczyłby jak demon wygląda, być może byłby w stanie go zidentyfikować, a co za tym idzie, lepiej przygotować się do walki. Ponadto, postarał się ustalić, czy udałoby mu się odnowić słabszy symbol busoli, aby na powrót zamknąć w niej przeciwnika. Mógłby poprawić go scyzorykiem, lub nawet postawić obok kilka własnych, aby go wzmocnić. Plan był prosty. Nie chciał więzić tam potwora na zawsze, jedynie na kilka godzin, może nawet minut. O ile starczy mu na to czasu, przygotuje na wieku busoli symbole reaktywujące magię teleportacyjną. Sprowokuje (prawdopodobnie zniecierpliwionego już) stwora do ataku, licząc że niczym torreador zamknie go na jakiś czas w swoim niegdysiejszym więzieniu, po czym wskoczy razem z busolą do morskiej wody, licząc że w warunkach polowych zastąpi ona lustro, będące koniecznością w przypadku porządnego rytuału. Nie wiedział gdzie przeniesie ich magia, ale na pewno z dala od nieszczęsnego Waveney. Istniała możliwość że trafią na macierzysty plan istoty, ale podróże międzywymiarowe nie były dla druida nowością, więc zostawi tam stwora zamkniętego w pojemniku samemu sobie i wróci na ziemię. Istniała oczywiście możliwość, że z małego miasteczka trafią na przykład do centrum Londynu, ale w takim razie tym lepiej żeby druid przeniósł się razem z potworem, żeby zaimprowizować coś na miejscu. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Port w Waveney Nie Paź 02, 2016 5:57 pm | |
| Stworzenie mroku miało dosyć typowy dla drapieżników schemat. Poruszało się szybko po okręgu by skupić na sobie wzrok druida, a zaraz potem równie prędko zmieniało kierunek poruszania się. Najwyraźniej starało się obrać taki moment, gdy wzrok nie nadąży za nagłą zmianą. Wzorzec miał też jeszcze jeden charakterystyczny punkt. Stworzenie zawsze pojawiało się tam gdzie jest cień albo jest ciemno, nie wychodziło na otwarte światło jednak czas był jak najbardziej na jego korzyść. Latarnie dawały dostateczne oświetlenie w nocy by móc się po molo spokojnie poruszać ale nie zakrywały każdego zakątka. Głównie oświetlane były takie miejsca, w których możliwy był jakiś wypadek albo było coś godnego uwagi jak ławki.
Pomysł z aparatem był nawet całkiem niezły i o dziwo zadziałał. Kiedy Druid skierował go na jeden z cieni ukazał mu się dosyć niecodzienny widok. Czarne niczym smoła zjawopodobne stworzenie. Strukturą wyglądał trochę jak taka sylwetka z dymu. W pewnych miejscach naznaczony był niebieskimi runami, które najwyraźniej kiedyś go więziły. Teraz był wolny. Na swoich szponiastych łapach miał nawet rękawice, a u pasa zwisały łańcuchy, które teraz były pęknięte. Stwór miał również 3 pary oczu, błyszczące niczym sztylety w ciemności. Ciężko było określić jak wysokie to stworzenie było z racji tego, że miał tą strukturę dymu więc być może mógłby również zmieniać swój kształt. Chwilowo był lekko przygarbiony podczas takiego skakania pomiędzy cieniami i miał te 150 cm. Nie był specjalnie wysoki, ale o ostrości pazurów lepiej nie przekonywać się na własnej skórze. Jeśli chodzi o jakiekolwiek dane, które mógłby wykorzystać Druid to faktycznie coś mu się kiedyś obiło o uszy na temat podobnych stworzeń. Opisowo i względem tego co osobnik przed nim robił nasuwała się nawet odpowiedź. Przed sobą miał Cień. Często mylone były z Widmami z podań ludowych, duchami, które nawiedzały miejsca swojego zgonu. Cienie były trochę inne. Nie należały do planu istot żywych, ani do umarłych jak również nie są demonami. Są czymś z pogranicza tych trzech z nutką czarnej magii. Jedno było pewne. Takie stworzenia nie mogły kroczyć w świetle słonecznym gdyż było dla nich szkodliwe jak sama nazwa zresztą wskazuje. Czy potrzebowały dusz śmiertelników by przeżyć? Raczej nie, zwykle robiły to dla czystej przyjemności albo w ramach deseru. Odnowienie symbolu było w aktualnych warunkach średnio wykonalne. Wszystkie pozostałe zostały wymalowane specjalną mieszaniną barwników oraz składników i gmeranie w nim scyzorykiem może tylko jeszcze bardziej uszkodzić busolę. Druid musiałby spreparować taką samą farbkę i domalować uszkodzony znak. Chyba, że sam własnymi runami by go zamknął. Tamci czarnoksiężnicy mieli to do siebie, że raczej niewiele po nich pozostało i nie dzielili się sekretami z innymi za życia. Chociaż samo przeniesienie się jest możliwe. Ostatni znak pełnił rolę „zamka” tego więzienia oraz bliżej nieznaną Druidowi funkcję. Na pewno nie było to nic tak istotnego jak wyjście żywym z portalu lub po właściwej stronie, bo za to odpowiadające runy były nienaruszone. Dało się jednak zrobić tymczasowe więzienie za pomocą własnych znaków Druida. Wystarczyło tylko skrobnąć parę run scyzorykiem na powierzchni busoli tak by nie naruszyć pozostałych symboli i chociaż chwilowe, to jednak taki manewr był wykonalny. Stwór był bardzo zniecierpliwiony gdyż najwyraźniej nie mógł od tak pokonać swojego przeciwnika jak zrobił to w wypadku dziewczyny. Nie cechował się specjalną inteligencją, był raczej z tych głupszych najwyraźniej. W pewnym momencie cienie się rozciągnęły w stronę Druida, który już miał gotowe więzieni. Busola pochłonęła czarny gaz po czym Elf wskoczył do wody. Faktycznie można jej było użyć niczym lustra. Potwór szamotał się wewnątrz swojego więzienia stopniowo uszkadzając runy. Na bieżąco trzeba było je wzmacniać, by wytrzymały podróż która zakończyła się bolesnym upadkiem na ziemię. Czarną, martwą ziemię. Druid przeniósł się w jakieś bardzo dziwne i złowieszcze miejsce. Jak na molo było nieswojo to miejsce, w którym aktualnie przebywał przesycone było tą magią. Czuć było odór śmierci praktycznie z każdej strony, a na dodatek było tu dosyć ciemno. Wokół siebie miał drzewa o czarnej korze, które najwyraźniej uschły wieki temu i teraz straszą gałęziami niczym szpony. Jakieś 100 metrów dalej słychać było szum morza. Niemniej to miejsce było naprawdę paskudne. Nie docierało tu żadne źródło światła, a niebo nie dość że przesłonione chmurami to jeszcze przykryte magiczną barierą. /ZT > tutaj daj mi tylko zrobić z Jen jedną kolejkę. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Port w Waveney | |
| |
| | | | Port w Waveney | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |