Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Dixie National Forest

Go down 
5 posters
AutorWiadomość
Carol Danvers
Mistrz Gry | Captain Grammar
Carol Danvers


Liczba postów : 467
Data dołączenia : 24/03/2013

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Pią Mar 04, 2016 1:07 am

Dixie National Forest RedRockUtah
Dixie National Forest 55e49831bb5ed
1, 2, 3, 4
Park Narodowy Stanów Zjednoczonych znajdujący się w stanie Utah. Jego powierzchnia zajmuje około ośmiu tysięcy kilometrów kwadratowych. Został on stworzony dwudziestego piątego września 1905 roku. Kolorystyka miejsca głównie skupia się na odcieniach czerwieni przez soczyste ubarwienia klifów kanionów i zieleni od lasów, które urozmaicają przestrzeń. Można wyróżnić terytoria, w których jest znacząco mniejsza aktywność, obecność ludzi, głównie są to bezdroża. Burze występują najczęściej w lipcu i sierpniu podczas ciężkich opadów. Natomiast w niektórych częściach parku można uznać, że sierpień jest najwilgotniejszym miesiącem roku. W Dixie National Forest często można natrafić na osoby, które wędkują w mniejszych jeziorach czy spotkać osoby polujące na zwierzynę. Znajduje się w nim jezioro Panguitch i sąsiaduje z takimi miejscami jak Bryce Canyon, Cedar Breaks  czy Pink Cliffs.
Powrót do góry Go down
Carol Danvers
Mistrz Gry | Captain Grammar
Carol Danvers


Liczba postów : 467
Data dołączenia : 24/03/2013

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Pią Mar 04, 2016 1:30 am

/ Z Avengers Tower

Zorganizowanie broni dla Jamesa przez Kapitana, jak i ogólne przygotowanie do wyruszenia z Avengers Tower zajęło trochę więcej niż powinno.  Spowodowane to było prawdopodobnymi utrudnieniami w postaci rozgadanej Wandy Wilson, której ciekawość ponosiła do poszczególnych miejsc. Mimo to, cała trójka nie miała problemu z odnalezieniem się w końcu na pokładzie jednego z Quinjetów, dzięki którym Mściciele (a przynajmniej część bez umiejętności czy możliwości latania) mogli się przemieszczać. Gdy już Kapitan Ameryka wraz ze swoimi towarzyszami, a raczej towarzyszem i towarzyszką, upewnili się, że mają wszystko, co jest im potrzebne i są gotowi do drogi - mogli ruszyć.
Po uzgodnieniu, kto będzie pilotował maszynę albo ustaleniu celu po wprowadzeniu współrzędnych, by głównym sterującym był autopilot - mogli spędzić parę godzin w swoim własnym towarzystwie. Mogło to im pomóc w zacieśnieniu więzi, choć i na ich brak nie można było narzekać. W końcu już wcześniej zdążyli porozmawiać ze sobą. Teraz mogli ustalić swoje plany w związku ze znalezieniem się w punkcie współrzędnych, chyba że będą mieli szansę, by wylądować tam bezpośrednio. Bez konieczności dostania się o własnych nogach.
Nawet jeśli ich lot przemierzany był Quinjetem czyli znacząco szybszym transportem lotniczym, to jednak czasowo zajęło to im trochę czasu. Samoloty pasażerskie, większych gabarytów do Utah leciały około ośmiu godzin z Nowego Jorku, mniej więcej. Z kolei podróż transportem lotniczym superbohaterów trwał do dwóch godzin, coś koło tego. Liczył się fakt, że zamiast wylądować - ku zasmuceniu Mistrza Gry - pod wieczór, gdy będzie już ciemno, mieli szansę dojrzeć teren. Zobaczyć w jasności miejsce, gdzie znajduje się prawdopodobna baza lub niespodzianka, która nie została określona w informacji przekazanej Stevenowi.
Obserwująca trójka mogła dostrzec nie tylko malownicze widoki czerwonych skał, zajmujących sporą przestrzeń, ale także kontrastujący z nimi gęsty las, który nacierał na twardą nawierzchnię, tak charakterystyczną dla tego stanu czy tych, będących na południu. Oprócz tego, mogli także zauważyć jezioro Panguitch, średniej wielkości, robiące za kolejny kontrast. Dla osób, które nigdy nie znajdywały się w okolicach jednego czy drugiego kanionu, mogło to być fascynującym obrazem. Gorzej, jeśli człowiek zmuszony byłby do tego, aby przemierzać na piechotę jakiś odcinek, bo wyglądało na to, że wszystko jest od siebie o wiele za daleko. Dało się zauważyć parę asfaltowych dróg (łączących się z większymi drogami, ekspresowymi, gdzieś tam w oddali), przy których mieściło się parę budynków; odpowiadających głównie za camping, informację na temat parku, do którego się zbliżali i okolic. Te budynki, przede wszystkim, znajdywały się między drogą a jeziorem po prawej stronie. Prawdopodobnym też była jakaś knajpa czy sklepik z pamiątkami. Poza tym - piasek, gdzieś przebłyski wody, skała i korony wysokich drzew. Tak to gdzieniegdzie mignęła piaszczysta droga, do której nadawały się jedynie pojazdy terenowe.
Kapitan wraz z Bucky’m i Wandą zostali w trakcie podziwiania krajobrazu poinformowani piknięciem o jakimś problemie. Na jednym z wielu ekranów odrzutowca widniała wiadomość dotycząca znalezionego, według podanych na początku współrzędnych, punktu wskazującego na miejsce docelowe. I fakt - komplikacją w tym wszystkim było to, że cel współrzędnych nie nadawał się do lądowania. Nierówna powierzchnia, gdzieniegdzie stroma, z ostrymi fragmentami, granicząca z drzewami parę metrów niżej. Lepiej było zlokalizować pewniejszą przestrzeń, która nie wpłynęłaby na stan maszyny, ale też żeby nie znajdywała się ona zbyt daleko od domniemanego celu.
Gdy w końcu znaleźli się na opustoszałej, nieco przeschniętej polanie, mogli na spokojnie przygotować się, sprawdzić współrzędne i ogarnąć, w którą stronę ruszyć. Omówić także plan działania, rozejrzeć się za jakimiś wskazówkami czy czymś podejrzanym… może nie na pierwszy rzut oka, ale kolejny?
Rogersowi mogło to skojarzyć się z poprzednią misją. Zwłaszcza jeśli spojrzy się na okolicę, która znowu traktowała o dzikiej naturze. Może jakaś wesoła metafora dotycząca odpowiedzi na to, czego szuka.


▬ Garść informacji, moi mili i kochani!
1. Kolejka nie obowiązuje. Możecie ją ustalić między sobą, pisać według poprzednich postów. Najważniejsze jest to, aby każdy z Was był w stanie zmieścić się między postami MG, wiadomo.
2. Starajcie się też nie rozpisywać na tysiące słów. Wtedy akcja szybciej minie i odpisy będą szybsze (zwłaszcza że część z nas będzie miała ograniczony czas). W razie czego - dawajcie znać na PW czy GG.
3. Jeśli czegoś nie rozumiecie, nie ogarniacie czy się nie zgadza - napiszcie mi to na PW/ GG, żeby to sprawdzić.
4.  : )
Powrót do góry Go down
Deadpool

Deadpool


Liczba postów : 204
Data dołączenia : 08/08/2012

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Nie Mar 06, 2016 2:48 pm

(Mamy się nie rozpisywać za bardzo, dobrze zrozumiałam?) (Yup) (Ale to strasznie ograniczające! Jak można ograniczać  n a s? Jak można ograniczać m n i e?! Poza tym, hej, sama Carol się rozpisała as shit, a nam zakazuje?) (Nie narzekaj, Wade) (Pragnę zauważyć, autorze, że ty to piszesz. To twoje myśli) (… Touche).

Podróż do Utah w towarzystwie Wandy Wilson zdecydowanie nie można było nazwać spokojną. Lady Deadpool nie mogła odpuścić sobie takiej okazji i skazała Kapitana oraz Bucky'ego na pokaz własnego wokalu, w postaci parodii piosenki "Wheels on the bus go round and round" (♫ ♪ The boobs on The Quinjet go up and down, up and down, up and down… ♫ ♪), wielokrotnie zapętlonej i ostatnimi słowami zgranej z ruchami jej wolnego od stanika biustu (Skoro Black Cat daje radę, to i ja mogę dać! Ach, jaka szkoda, że nie ma mnie teraz w Fort Tryon Park. Zastrzeliłabym tamtego policjanta i pogapiła się, jak Felicia robi dwuznaczne pozy, a jej cycki wyskakują z rozpiętego dekoltu. Och, ach. I może ona też pomyliłaby mnie ze Spider-Manem, a wtedy na gapieniu by się nie skończyło, hihihi). Ruchami, wzmocnionymi przez podskakiwanie Regenerującej się Degeneratki na siedzeniu. Zachęcała gestami swoich towarzyszy do śpiewania z nią, a sama nie zamierzała przestać, dopóki któryś agresywnie nie kazałby się jej zamknąć, albo  aż sama po pół godzinie by się tym nie znudziła. Poza tym, na okrągło rzucała sprośnymi żartami o Stucky, a gdy znaleźli się już nad Parkiem Narodowym Dixie, zużyła niemal całą baterię swojego (israj)Phone'a na uwiecznianie aparatem i natychmiastowe wrzucanie na Twittera (Bo Avengers mają w swoim odrzutowcu Wi-Fi, prawda… ?) zapierających dech w jędrnych piersiach widoków za szybą. A także robienie tego samego, tyle że ukradkiem, ze Steve'm, jeszcze bardziej zapierającym dech w jędrnych, doskonale pamiętających jego dotyk, piersiach.

Poważnie zrobiło się tylko przez chwilę, gdy, w trakcie dokładnego czyszczenia swoich katan, Najemniczka z Pyskiem niespodziewanie przyłożyła ostrze jednej z nich do gardła Barnesa, przypominając mu o tym, co czeka go za zdradzenie jej, Kapitana (oraz całej Ameryki! Gwiazdka, nuci melodię hymnu Stanów Zjednoczonych, gwiazdka). Przez owe nucenie, z naciskiem na "przez chwilę".

Kiedy w końcu wylądowali i wysiedli, Wanda poświęciła dłuższą chwilę na rozciągnięcie wszystkich swoich kończyn. Nie żałowała sobie dwuznacznych pozycji (Skoro Black Cat została przed tym powstrzymana, to ktoś musi to nadrobić!) czy niedwuznacznych, wyolbrzymionych, opanowanych w mistrzowski sposób jęków (Nie chcę zasmucać Spider-Mana, tak bardzo się zawsze stara...), które miały zawstydzić towarzyszy Regenerującej się Degeneratki (W końcu Rogers taki niewinny i cnotliwy, wink wink). Ewentualnie wprawić ich w zażenowanie. Oczywiście, nie chciała, by żałowali zabrania jej ze sobą, skądże (Po prostu chcę się z nimi podroczyć. Tak z miłości, emotka-serduszko)!

- To co teraz, szukamy tej sekretnej bazy czy co to ma być i wysadzamy na dzień dobry, niczym Genos z One Punch Man w jednym z odcinków? (Ale przecież nie mamy w drużynie cyborga) (A Iron Man romansuje ze Strażnikami Galaktyki, Invisible Woman oraz Miggy'm) Ale mamy ładunki wybuchowe! Bardzo dużo ładunków wybuchów. Poza tym, Shield na pewno posiada działo orbitalne w zanadrzu. Cap zrobi kilka telefonów, pizdnie z nieba promieniem śmiercionośnej energii, zawstydzającej kamehameha i o. Nasi wrogowie umrą, nyhyhyhy. - Przy ostatnim zdaniu, Lady zgarbiła się lekko i pocierając dłonią o dłoń, zaśmiała złowieszczo pod nosem. By zaraz wyprostować się z powrotem.
- Żartuję. Co to by była za frajda, gdybym nie miała okazji poodcinać główek, nóżek, rączek i spowodować deszczu krwi oraz ludzkich flaków? Hm, ile już słów nastukaliśmy? Moment. 580. Może być, MG?
Powrót do góry Go down
Winter Soldier

Winter Soldier


Liczba postów : 115
Data dołączenia : 21/12/2012

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Czw Mar 10, 2016 9:33 pm

Nadszedł czas przygotowań do pierwszej misji w towarzystwie Steve'a Rogersa od jakichś siedemdziesięciu lat. Ekscytujące, nieprawdaż? Najpierw Bucky musiał się oczywiście przebrać - nie mógł przecież walczyć w białym T-shircie i krótkich spodenkach. Na szczęście Steve zgodził się pożyczyć mu jakieś bardziej bojowe odzienie, w którym będzie walczyło się znacznie lepiej. A że oboje byli genetycznie ulepszonymi super żołnierzami, nosili ubrania w podobnym rozmiarze. Oprócz tego dostał kamizelkę kuloodporną i oczywiście broń. Karabin i pistolet, które były tworami jakiejś zaawansowanej technologii, prawdopodobnie od S.H.I.E.L.D. W każdym razie, w Rosji mu nigdy czegoś podobnego nie dali (pewnie większość pieniędzy poszła na metalową rękę i utrzymanie jej w zdatnym do użytku stanie). Do tego oczywiście trochę amunicji, nóż i granaty - wszystko czego potrzebował do zabijania. I, swoją drogą, Steve musiał mu naprawdę ufać. Przecież z takim wyposażeniem mógłby spokojnie pozbawić go życia, strzelając mu w trakcie misji w plecy. I to zaufanie było całkiem miłe, ale czy Kapitan nie przesadzał? Sam Winter Soldier nie był pewien, czy coś nie będzie mu kazało zaatakować dawnego przyjaciela kiedy będzie miał okazję. Na razie jednak o tym nie wspominał - musiał po prostu sobie zaufać, tak jak zrobił to Rogers i liczyć na to, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Kiedy przygotowania (które trochę czasu im zajęły) mieli już za sobą, mogli ruszać. Lecieli avengersowym Quinjetem. Podróż była raczej krótka, ale zdecydowanie nie można jej było nazwać przyjemną. Głównie przez ciągłe gadanie (a nawet śpiewanie!) Lady Deadpool. Bucky próbował ją uciszać, co jakiś czas powtarzając "zamknij się". Nie docierało to jednak do wygadanej najemniczki. James zastanawiał się, czy mówił zbyt cicho i był zagłuszany przez monolog Wandy, czy doskonale go słyszała, ale skutecznie ignorowała. Pewnie nigdy nie będzie mu dane się dowiedzieć. Chcąc uniknąć niepotrzebnych konfliktów, Barnes siedział później cicho i rzucał jej tylko od czasu do czasu "wrogie spojrzenie wrogiego Bucky'ego", nie skupiając się na tych bredniach, których zmuszony był słuchać. Poza tym droga przebiegała raczej spokojnie i bezproblemowo. Przynajmniej do czasu pewnego... incydentu, kiedy to ubrana w czerwień blondynka postanowiła przyłożyć jedną ze swoich katan do gardła James'a, nucąc hymn Stanów Zjednoczonych. Żołnierz tylko odchylił głowę w tył, nie reagując na to jakoś przesadnie. Nie zdążył nawet odsunąć ostrza ręką, całość trwała na tyle krótko. Chyba miało to być czymś w rodzaju ostrzeżenia, przynajmniej tak Bucks zrozumiał jej szalone poczynania. Ale spokojnie, nie miał zamiaru nikogo zdradzać. Przynajmniej tak mu się wydawało. Jeszcze się okaże, czy te zamiary mimowolnie się nie zmienią. Kiedy to mieli już za sobą, mogli przejść do podziwiania pięknych widoków za oknem. Mogli, ale nie musieli - były ładne, lecz nie zaimponowały Barnesowi. Widział on w życiu już wiele i lasy oraz skały nie były czymś wielce ciekawym. Nie przyglądał się im więc zbyt długo, wrócił raczej do obserwowania swoich towarzyszy. Powoli zbliżali się do punktu docelowego, o czym poinformowała ich wiadomość na jednym z ekranów. W końcu. Mniej słuchania gadatliwych najemniczek, więcej niszczenia tajnych baz. Z tym drugiem Bucky radził sobie zdecydowanie lepiej, więc mógł odetchnąć z ulgą.
Tylko, że na zewnątrz wcale nie było lepiej. Ich wizyta w lesie zaczęła się od pokazu dziwnych ruchów wykonywanych przez Wandę. Chyba miały one służyć rozciągnięciu się, ale całość wyglądała o wiele bardziej... wyzywająco. James odwrócił jedynie wzrok, by nie musieć patrzeć na to żałosne przedstawienie, ale właśnie wtedy Lady Deadpool dodała do tego jeszcze dźwięki. Zawstydzające, głośne jęki, które sprawiły, że metalowa ręka Zimowego Żołnierza spotkała się z jego czołem w geście załamania. Następnie spojrzał na Steve'a wzrokiem mówiącym "Serio? Tak teraz wygląda twoje towarzystwo?". Po czym rozejrzał się po okolicy, czekając aż Steve przedstawi im jakiś plan działań.
Powrót do góry Go down
Captain America

Captain America


Liczba postów : 240
Data dołączenia : 27/05/2012

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Pią Mar 11, 2016 11:30 am

W końcu! Udało im się opuścić Avengers Tower w całkiem pokojowy sposób, żaden Mściciel nie odgrażał się ani nie pomstował na towarzystwo, w jakim aktualnie obracał się Steven. Nigdy by nie podejrzewał, jak wybiórczy i nieufni potrafią być jego przyjaciele z drużyny. No dobra, kogo ty chcesz oszukać, Rogers - kto normalny by się zgodził na coś podobnego?
Po krytycznej analizie stroju Jamesa, obaj bezzwłocznie udali się do zbrojowni, a dokładniej do kątka przeznaczonego tylko i wyłącznie dla Capa (każdy taki miał; Szukanie każdego elementu stroju w innych miejscach było kłopotliwe i czasochłonne), Rogers wyciągnął z zakamarków strój w popielatych odcieniach, z przebłyskami granatu tu i ówdzie, jeden z niedokończonych projektów Wasp na strój Kapitana Ameryki. Hełm, rękawice i całą resztę postanowił sobie darować, z resztą wątpił, by Jamesowi przypadły one do gustu. Co do uzbrojenia - dał mu wolną rękę. Oczywiście na sam koniec przejrzał każdy sprzęt, jaki dorwał w swe ręce Zimowy Żołnierz, by uniknąć potem problemów typu "NIEZNANY MĘŻCZYZNA UŚMIERCIŁ KOGOŚTAM BRONIĄ Z LOGIEM SHIELD/AVENGERS", czy nawet gorzej.  Całe szczęście Wanda miała swój ekwipunek i niczego nie wymagała.
Steve miał ogromną ochotę pilotować tego Quinjeta. Naprawdę ogromną. Taką, że aż się rwał do tej wcześniej nienawidzonej roboty  (jest niesamowicie szczęśliwy za każdym razem, gdy podróżuje z Carol czy Tony'm). Chociażby dlatego, by założyć słuchawki pilota i stłumić jej okropne śpiewanie, którym raczyła im "umilić" tę podróż". Stwierdził jednak, iż Wanda i Bucky, pozostawieni sami sobie... mogłoby się skończyć co najmniej katastrofą. Dlatego też postanowił potowarzyszyć Barnesowi w jego cierpieniu. Widział, jak nie przepada za najemniczką, ale co on miał na to poradzić? Nie będzie rezygnował z potencjalnego sojusznika, bo jego nie-wiadomo-czy-nadal-przyjaciel nie może się dogadać?
Nie, żeby on potrafił dogadać się z którymkolwiek z nich.
Przemierzali więc nieboskłon przeważnie w milczeniu, jeśli pominiemy tutaj Wandę. Steve wyciągnął tablet i przeglądał szczątkowe dane dotyczące tej zagadkowej misji oraz mapy i zdjęcia z parku. Ukradkowo spoglądał na Barnesa, czasem też na Lady, ale na tym się kończyło, bo nie wiedział, jak mógłby zacząć jakąkolwiek rozmowę. Co jakiś czas o uszy obił mu się przesycone złością "Zamknij się" Jamesa kierowane do Lady Deadpool i, za każdym razem, nie mógł się powstrzymać przed uśmiechem. Co to będzie kiedy James się w końcu rozszaleje i jego humor powróci na jego wargi?
Incydent z kataną umknął jego oczom, jako że Rogers akurat wtedy postanowił przejść na przód pojazdu, chcąc zorientować się w ich lokalizacji.
Cel ich podróży był już bardzo blisko, więc Cap kręcił się po Quinjecie, szykując się do opuszczenia go, przy okazji odsuwając od siebie za każdym razem Wandę, która próbowała robić zdjęcia.
- Możesz to zrobić później? Nie żeby coś, ale jesteś podobno dosyć popularnym najemnikiem, nie wiem, kto i gdzie cię śledzi, ale nie możemy teraz zdradzić swojej lokalizacji - Mówiąc to, zabrał jej telefon i pokasował wszystkie zdjęcia jakie zrobiła w tym momencie. - Ich, hm, wi-fi było co prawda zaszyfrowane, ale to Wanda Wilson - nie był pewien czy w jakiś innym magiczny sposób nie opublikuje ich w Internecie.
Współrzędne, które zlokalizował komputer, nie wyglądały na zbyt przyjazne. Na pewno nie wyglądało to na miejsce, do którego łatwo i szybko się dostać. Wylądowali więc nieco dalej. Miał nadzieję, że ich obecność nie została jeszcze wykryta.
Wyszli na polanę, rozglądając się bacznie w każdym kierunku, gotowi na niespodzianki tajemniczego parku, który, choć niesamowicie piękny, w myślach Rogersa był już okryty złą sławą.
Oczywiście nawet napięcie i koncentrację Wanda potrafi rozproszyć z niesamowitym wdziękiem charakterystycznym tylko dla jej osoby. Steve, zażenowany, spojrzał w niebo, a potem cały czas omijał spojrzeniem jej wygibasy, starając się uratować swój wzrok i pamięć. Zgrał mapę na swój magiczny zegarek, dzięki czemu nie musiał się bawić w podchody z papierową, jak za wojny. Udało mu się przez przypadek napotkać załamane i zawiedzione spojrzenie ciemnowłosego. Rogers wykrzywił wargi w zakłopotanym uśmiechu i tylko wzruszył ramionami. Bucky wysoko postawił poprzeczkę lata temu, czego on się w ogóle spodziewał? Odchrząknął, rozejrzał się po okolicy, a potem spojrzał na swój zegarek.
- Wanda, przestań się wygłupiać. Rozejrzyj się po okolicy szukając jakichś kamer, ludzi czy innych niespodzianek. Nie odchodź za daleko. Zdaj tylko raport z najbliższej okolicy. - Rzucił jej pudełko, w którym był nauszny komunikator. Wcześniej wyciągnął z tego samego dwa inne, jeden dla siebie i jeden dla towarzysza obok niego. Spojrzał bacznie na Zimowego. I rzucił w niego tarczą. - Łap.
Chciał sprawdzić jak teraz prezentuje się jego synchronizacja z tarczą.  - Tak jak mówiłem wcześniej - zaczął, obserwując Jamesa- lepiej będzie dla wszystkich, jeśli nie będziecie z Wandą obok siebie. Co nie znaczy, że tobie również dam wolną rękę.
Wanda na samym początku była opłacona, by sprowadzić Zimowego Żołnierza przed głowę Hydry. To miejsce jest dla nich całkowitą zagadką, Steve nadal nie wie, co tak naprawdę kieruje motywami Jamesa i, szczerze mówiąc, ma więcej wątpliwości co do niego, niż Wandy. Głównie dlatego, że ciemnowłosy wygląda, jakby nie ufał sam sobie.
Powrót do góry Go down
Carol Danvers
Mistrz Gry | Captain Grammar
Carol Danvers


Liczba postów : 467
Data dołączenia : 24/03/2013

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Pon Mar 21, 2016 10:22 pm

Jak zostało to zaznaczone w poprzednim poście - Wanda i panowie mogli rozejrzeć się z polany, na której się znajdywali. Kontrast był widoczny doskonale z tych miejsc. Wiosenne, mocne światło, które wydawało się silniejsze (jak i temperatura wyższa o parę stopni), mogło nieco razić w oczy, jednakże ostatecznie nie utrudniało obserwacji, do jakich się przymierzali. Mogło za to zapewnić długotrwałą opaleniznę; potwierdzona informacja!
Zażenowanie nie było jedyne widzialne u dziewięćdziesięciolatków. Jakiś ptak zaśpiewał żałośnie, a potem głucha cisza, przerwana świstem spomiędzy drobnych szpar w skałach, były jedyną, słyszalną reakcją na jęki i wygibasy Lady Deadpool. Nawet znajdująca się w pobliżu zwierzyna - mikroskopijna i ta większa - najwidoczniej była skonfundowana nagłym rozciąganiem się jakby przed treningiem.
Plaśnięcie metalową dłonią Bucky’ego rozniosło się kolejnym echem, który ginął gdzieś tam w oddali.
Po pytaniu łamiącym czwartym ścianę przez Wandę, kolorowy wiatr zawiał nieco mocniej, dając jej odpowiedź twierdzącą na pytanie występujące po ilości słów. Zadowolone, gniewne jednak wietrzysko sprowadziło nieco piasku, pyłu z okolic i choć nie zakrywało ono widoków, to mogło podrażnić oczy czy też usta całej trójki. Można było zatem stwierdzić bez problemu, że jeśli będą zmierzać ku skałom - szybciej zagrozi im kaszel czy piasek pod strojem, pewien dyskomfort dla broni palnej.
Zgranie mapy na wyspecjalizowany, nowoczesny zegarek u Kapitana spowodował, że holograficzne przedstawienie obrazu pojawiło się na moment nad jego przedramieniem. Łatwo było wywnioskować, że chodzi o aktualizację danych, wytyczenie punktów, w jakim się znajdują. Trzy z nich wskazywały na otrzymane komunikatory: Steve’a, Jamesa i Wandy, więc dzięki temu, Rogers był w stanie skojarzyć, kto gdzie się znajduje, jeśli rozdzielą się na większy dystans. Prócz tego, innym punktem był znaczek, nad którym jaśniejszym kolorem wskazany był cel, a przynajmniej to można było wyciągnąć z dotychczas otrzymanych informacji. W rogu obrazu natomiast były wypisane całkowite współrzędne. Nic, tylko cieszyć się ze sprzętów dwudziestego pierwszego wieku… albo zaniepokoić tym, jak wszystko jest oznaczone. Spore ułatwienie od czasów wojny.
Poszukiwanie kamer w miejscu, w którym się znajdywali, dużo nie dało. Dzieliło ich parędziesiąt metrów od brzegu lasu, jak i dalszych, piaszczystych podłoży, które z każdym metrem stawały się skaliste, suche. Przed wyższymi skałami, zauważalnymi ze sporej odległości, znajdywały się jeszcze korony drzew, oddzielające czerwoną nawierzchnię od polany, gdzie spoczął Quinjet Mścicieli. W każdym razie - do skał było daleko, choć te zauważalne, las za to znajdywał się bliżej i mógł wzbudzić wiele podejrzeń. Obok lasu, od jeziora znajdującego się na północnym wschodzie, ciągnęła żwirowa droga w stronę skał. Najprawdopodobniej gdzieś między drzewami był zjazd do głównej ulicy, jak i do mniejszych ścieżek, które mogły powstać dla administracji parku krajobrazowego. Tak najłatwiej opisać.
Mniej więcej takie coś mogli zauważyć, a Steve mógł się upewnić na mapie - jeśli takową włączył. Polana otoczona głównie lasem, skaliste zbocza, wyższe skały rzucające się w oczy metry dalej, droga prowadząca na wskroś tychże miejsc czy do jeziora, które mogło być potraktowane jako kolejny punkt odniesienia. Kamer nie było widać, więc albo zostało im dążenie do lasu i powolne zmierzanie do skał, albo na piaszczyste zbocza.
Jedyne, co dało się zauważyć, to ślady opon samochodów terenowych, gdyby zbliżyli się do ścieżki. Co prawda, nie były one bezpośrednio na niej, a częściowo na brzegu polany (dlatego pewnie widoczne). Tylko czy można było zaryzykować, że to jest ślad, dzięki któremu dotrą dokładnie do wejścia? W końcu nie powinno być ono daleko…
Powrót do góry Go down
Deadpool

Deadpool


Liczba postów : 204
Data dołączenia : 08/08/2012

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Sob Kwi 23, 2016 10:29 pm

W pierwszej chwili, najemniczka zwróciła uwagę na intensywniejszy przez moment, "kolorowy wiatr".
- Kolorowy… ? Czy MG udzieliły się nawiązania do Pocahontas? Przy tej piosence były tak jakby miłosne sceny, więc myślicie, że jak powinnam to interpretować? MG na mnie leci czy jak? - rzuciła do nieświadomych sensu jej słów Steve'a oraz Jamesa. Szybko jednak ten sam wiatr sypnął piaskiem i pyłem w jej twarz, na szczęście (i w tym konkretnym momencie dla Wandy, i ogółem dla oczu współpracujących z nią aktualnie mężczyzn) wyposażoną w karmazynową maskę, więc nie zesłało to na nią nic więcej poza smutkiem i zawodem (i wieczornym płaczem w poduszkę), z powodu dostania kosza od wiatru.
- Czyli rozumiem, że nie. Szkoda. Byłoby pewnie łatwiej w sesji, a tak znów muszę obiecywać zdjęcia z gołą klatą oraz autografem. Czy raczej gołymi cyckami, aktualnie. - Wypowiadane na głos myśli Lady Deadpool przerwał nagły rozkaz Kapitana, ten o raporcie z najbliższej okolicy.

- Tak jest, kapitanie! - Wandarful Wilson stanęła na baczność, jednocześnie Rogersowi salutując, a ułamek sekundy po tym wykonała drugą, wolną ręką gest zwycięstwa.
- Zawsze chciałam to powiedzieć! - krzyknęła, a następnie zręcznie złapała rzucone jej pudełko.
- Och, prezenty? Nie musiałeś, Steve… - Błogo westchnęła, niczym dama otrzymująca od adoratora drogi naszyjnik… by zaraz zmienić postawę, o dziwo odzywając się z pretensjami w głosie:
- Mogłeś za to zareagować na moje brzydkie słówko. Chciałam usłyszeć "Language!" na żywo! Czemu zapominasz o tak istotnych rzeczach, Cap? - Regenerująca się Degeneratka pokręciła z dezaprobatą głową… po czym przypomniała sobie o rozkazie.

- Nie zabij go pod moją krótką nieobecność, Bucks. - Posłała mu "groźne spojrzenie groźnej Lady Deadpool", a następnie zwróciła się z powrotem do Steve'a:
- Gdyby cię zaatakował, to krzycz w komunikator "Chimichanga". Taki poniekąd safe word. Żebym wiedziała, kiedy odróżnić prawdziwe wołanie o pomoc od waszych zabaw w BDSM. W końcu była mowa na chatboxie swego czasu o tym, żebyście takowych zabaw spróbowali. - Krótki namysł, po czym dodała - A gdy będziecie próbowali zabaw, to krzycz "Burrito". Chcę wiedzieć, kiedy mam przybiec z powrotem, aby móc to pooglądać. I nagrać. Pamiętaj, Bucky cię zabija, krzyczysz "Chimichanga". Bucky cię w przyjemny dla ciebie sposób bije, krzyczysz "Burrito". Zapamiętane? To ja lecę zrobić ten krótki zwiad. - Dosłownie krótki, bo Wanda ograniczyła się do "przysłowiowych pięciu minut w przód i prawo", cytując poza-forumowe konsultacje z mistrzynią gry. W końcu, zgodnie z treścią wcześniejszych postów przed chwilą wspomnianej, dużo było widać z obecnej pozycji całego towarzystwa.

- Żadnych kamer w najbliższej okolicy, szefie! Ale przy ścieżce znajdują się ślady opon. To co teraz, idziemy ich tropem? I czy planujemy po drodze zboczyć do tematu "Zbocze"? (Zamierzona gra słowna?) Yup. Bo nie wiem, czy mam szukać po kieszeniach mojego poradnika "Tysiąc pomysłów na suchary o jednym z największych (ale tobie nie)znanych imperiów kosmicznych" czy nie. Pewnie nie wiecie czemu pytam, co? Cap, Bucks, zasłońcie uszy, wam nie wolno wiedzieć, to do czytających te posty! Wyobraźcie sobie, że we wspomnianym przeze mnie temacie pojawił się pojazd kosmiczny Shi'ar - szepnęła ostatnie zdanie, w stronę ekranów wszystkich czytelników - Szaleństwo, co nie? Shi'ar! Też nie mam najmniejszego pojęcia, co to jest. Dlatego w przypadku ewentualnego spotkania potrzebny mi będzie ten poradnik. Mam najnowsze wydanie, z nawiązaniami do siódmego epizodu Gwiezdnych Wojen! Tylko trzeba uważać na spojlery. Han Solo umiera.

Na koniec, najemniczka spojrzała z powrotem na swoich partnerów w (przyszłości w łóżku) misji.
- Możecie odsłonić uszy. Tak na poważnie, to co teraz robimy? (Tak mnie teraz naszło, czy to na pewno dobry pomysł, by razem z Kapitanem atakować prawdopodobnie-bazę-Hydry?) A czemu by nie? (Co jeśli prześlą do głównodowodzących informację, że pomogliśmy Avengers w walce z Hydrą?) (Będziemy mieli przejeb...) Language! A propos, to kiedy w końcu usłyszę to "Language!" od ciebie, Cap? To, na które od ostatniego posta czekam? (Nie ignoruj nas!) Ach, tak. Proszę was. Jeśli nawet jakimś cudem Hydra się dowie, to powiem, że pomylili mnie ze Spider-Manem. - Tu spojrzała na swój biust - No, ze Spider-Woman (Okej, brzmi jak plan). MG, 672 słów, może być?
Powrót do góry Go down
Captain America

Captain America


Liczba postów : 240
Data dołączenia : 27/05/2012

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Wto Maj 10, 2016 6:54 pm

Odsalutował najemniczce, nie wiedząc, czy to było odruchowe, czy nie. Chwilę później jednak zawiedzione westchnięcie kobiety uświadomiło go, z kim ma do czynienia. Parsknął i skrzyżował ręce na piersi.
- Czy to nie lepsze od naszyjnika? Będziemy bliżej niż kiedykolwiek. - mruknął sarkastycznie. Po czym zerknął na Bucky'ego, bo to, co potem usłyszał do jego osoby, było niemniej lekko szokujące.
- Safe word? Albo nie, nie tłumacz. - Chimichanga, Burrito, bdsm, mordowanie, kamery, tak, brzmi sensownie. Bardzo. Pokręcił głową i machnął ręką, by już poszła i wypełniła swój obowiązek.
Steve rozejrzał się po okolicy, zaczynając powoli obchód, kierując się w stronę przeciwną niż Wanda. Nadal był w dosyć bliskiej odległości do Jamesa "w razie czego". Wcześniej jednak poprosił go, by oddał mu tarczę. Każdy ma swoje sposoby na walkę, a nie chciał sobie odbierać swojego, póki co. Sam nie znalazł żadnych kamer, czujników, niczego podejrzanego, jedynie dziką naturę oraz piekące słońce. Ze zdziwieniem usłyszał już pierwsze sprawozdania z okolicy. A nie, to nie przez słuchawkę, ona już zdążyła do nich wrócić. Miał wrażenie, że jego mózg przyzwyczaił się do obecności Lady Deadpool i automatycznie wyłapywał informacje, które mogły mieć jakieś znaczenie, a resztę wypuszczał drugim uchem.
- Ślady opon? Nie na uczęszczanym szlaku turystycznym, prawda? To miejsce wygląda jakby nawet sam park zapomniał o swojej części. Ja myślę, że możemy sprawdzić ten trop najpierw.  I o jakim zboczu mówisz?
Powrót do góry Go down
Winter Soldier

Winter Soldier


Liczba postów : 115
Data dołączenia : 21/12/2012

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Pon Maj 16, 2016 6:57 pm

Bucky sam nie wiedział co było gorsze - długie, męczące monologi Wandy Wilson, czy jej... niezręczne rozciąganie się we względnym milczeniu. Wolałby oczywiście by obyło się bez żadnej z tych czynności i był szczęśliwy, że niedługo najprawdopodobniej się z Lady Deadpool rozdzieli, ale jeszcze przez chwilę musiał się z nią pomęczyć. Kiedy już skończyła swe wygłupy, wróciła do głośnego mówienia. I mówienia. Tutaj oczywiście należałoby napisać, jak Barnesa to męczyło, ale tym razem można sobie darować, z pewnością nadarzy się jeszcze niejedna okazja do marudzenia. Przejdźmy więc dalej.
Steve rzucił Bucky'emu swoją tarczę. Ten oczywiście momentalnie złapał ją swą metalową ręką. Obejrzał ją dokładnie z każdej strony, zamachnął się z nią, później przełożył do drugiej ręki. Miał już okazję ją kiedyś trzymać, a nawet zasłaniać się przed kulami i okazjonalnie uderzać nią nazistów. W zasadzie to zadziwiająco często zdarzało się ją Rogersowi upuszczać w trakcie misji. A może Steve specjalnie pożyczał ją Bucky'emu. Ciężko było powiedzieć, wspomnienia w jego głowie ciągle się mieszały. Ale teraz, kiedy po tylu latach znowu miał ją w dłoniach, niektóre z tych wspomnień wracały. Zamglone i z lukami, ale wracały. Ostatnio używał jej chyba w pociągu, w dzień swojej "śmierci". Uśmiechnął się lekko, mimo iż nie było to najprzyjemniejsze wspomnienie. Ale dotyczyło walki u boku Rogersa, której zaraz ponownie doświadczy - będzie jak za starych dobrych czasów, czy coś. Poza tym miał jeszcze inny, ważniejszy powód do radości - magiczne słowa, które wypowiedział Cap: lepiej będzie dla wszystkich, jeśli nie będziecie z Wandą obok siebie. Tak, zdecydowanie lepiej. Ale radość ta trwała tylko przez chwilę, bo później zorientował się, że przed chwilą dostali przecież komunikatory. Ach, ten troskliwy Steve, dbający o to by nie stracili kontaktu z Wandą. Teraz będą mogli jej słuchać przez resztę misji, nawet gdy będzie gdzieś daleko, wspaniale. (Mówiłem, że będzie okazja do marudzenia?)
Póki co była ona jednak obok nich i mogli jej słuchać na żywo, bez zakłóceń, twarzą w twarz i tak dalej. I... chyba mówiła coś, co uważała za ważne, ale Bucky nie do końca to rozumiał. "Chimichanga"? "Safe word"? Nawet nie pytał. Pozwolił jej dokończyć ten długi, bezsensowny wywód, po którym na szczęście przeszła do zwiadu, a więc mogli rozpocząć faktyczną misję. Ten zwiad nie trwał długo (przeciwnie, trwał aż zadziwiająco krótko), a kiedy wróciła uraczyła ich informacją na temat tego co dostrzegła. I to też nie trwało długo. Długo trwało to, co mówiła później i co związek z misją miało już trochę mniejszy. Oczywiście Bucky nie zasłonił uszu, kiedy im kazała, a po prostu patrzył na nią ze znudzonym wyrazem twarzy i ignorował większość jej słów. Chciał wyłapywać jakieś ważniejsze, istotne dla ich zadania, ale chyba nie było czego łapać. Dopiero po jakimś czasie usłyszał od niej "to co teraz robimy? i wtedy spojrzał na Stevena. Sam chciał znać dalszy plan i otrzymać jakieś rozkazy.
Powrót do góry Go down
Carol Danvers
Mistrz Gry | Captain Grammar
Carol Danvers


Liczba postów : 467
Data dołączenia : 24/03/2013

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Sob Maj 28, 2016 1:19 pm

Pewnie, Lady, jest spoko.
Można by było pomyśleć, że odnalezienie wejścia - zwłaszcza przy istniejących współrzędnych - to jedynie pseudo formalna kwestia. Oczywistość, która po prostu będzie miała miejsce w jak najkrótszym odstępie czasu i będą mogli od razu przejść do o wiele konkretniejszego i przyjemniejszego, dla co poniektórych, działania. Nie było jednak aż tak łatwo, jak się pragnęło.
Pozostawienie dość sporych gabarytów Quinjeta na polanie mogło być ryzykowne. Nawet jeśli ta część parku nie była szczególnie uczęszczana, a jedynymi, całkiem prawdopodobnymi, śladami obecności ludzi mogły być odbite bieżniki opon terenówek na ziemi, to z pewnością mógł on zwrócić na siebie uwagę. Tego chyba raczej żadne z nich nie chciało, preferując przynajmniej częściowo anonimowo poruszać się w tymże miejscu. Stąd też Kapitan, korzystając z możliwości noszonego przez niego zegarka, włączył panele kamuflujące dla pojazdu. Zatem w tym momencie, gdyby tylko Rogers rzucił okiem w stronę Quinjeta, zauważyłby jak od samej góry pojazdu do prawie połowy pokrywały panele, uniemożliwiając zauważenie środka transportu Mścicieli (i nie-Mścicieli). Dopiero gdzieś na wysokości kół i rampy  dało się zobaczyć jeszcze materiał, z jakiego został wykonany samolot. Chwilę później również i dolna część zniknęła, więc bez zmartwień Kapitan mógł wraz z dwójką towarzyszy skierować się w odpowiednią stronę.
Kierując się najpierw do najbliżej znajdujących się śladów opon samochodów terenowych, już mógł powstać pierwszy dylemat. Ruszyć na prawo czy na lewo? Jaki wybór byłby odpowiedni? Na pierwszą chwilę mogło wydawać się trudne, a jedyną pomocą była świadomość o współrzędnych na mapie, które ułatwiały rozmieszczenie dróg. Mimo że te były potrzebne dla pojazdów śladowych, to też fakt, iż wroga organizacja nie działa publicznie przy wszystkich (chociaż tego, z kolei, nie mogli być pewni), także mogła decydować o tym, gdzie bezpieczniej będzie mieć wejście do bazy. Trudno było wjechać do lasu, skoro przy dłuższym i dokładniejszym rozejrzeniu się nadal nie widziało się wjazdu, szerszej drogi. Po jednej stronie były odosobnione drzewa, dalej skały, po drugiej - jedynie droga, mało uczęszczana, a jeszcze dalej lasy; ten kierunek również prowadził do jednej z główniejszych dróg. Można było więc zdecydować szybko, ruszyć w odpowiednią część parku i liczyć na to, że do zmierzchu dotrą do wejścia. Im ciemniej, tym trudniej. W teorii.

Znosząc rozgadaną Wandę i idąc z nią, Steve oraz Bucky znajdywali się na przodzie spaceru. Najlepszą, zaproponowaną decyzją, było kierowanie się w stronę drzew i skał wzdłuż śladów opon na szosie, licząc na to, że nie urwą się nagle w połowie drogi, pozostawiając ich z dylematem, co dalej lub poszukiwaniem wejścia do bazy gdzieś na ziemi, po której się przemieszczali.
Bardzo prawdopodobnym jest nawet to, że przez cały ten czas wędrówki - mimo życzenia Kapitana, aby Lady Deadpool nie tłumaczyła mu, jak i Bucky’emu, co to jest safe word czy ten cały BDSM - to i tak musieli tego słuchać, bo mogło zostać zignorowane przez Wandę polecenie, aby była cicho. Nawet jeśli nie był to najlepszy temat i lepiej było zadecydować, co robić dalej, gdy ewentualnie pojawią się jakieś problemy, to dzięki temu czas mógł mijać szybciej. No, zależy dla kogo, jednakże nieopłacalne było uciszenie lub pozbycie się jednej trzeciej drużyny, gdyż mogli spodziewać się, że trochę będzie do roboty i szukania. Jak teraz.
W każdym razie droga, koło której szli, nie zmieniała się. Ta sama szerokość, ciągnąca się do i wzdłuż drzew i skał, nieco piaszczysta z zauważalnym ciągiem jednego śladu opon. Drugi, równoległy ślad, można było zauważyć na pasie zieleni, wyraźnie podkreślonym przez wzór bieżnika. Część lasu na tym odcinku także była gęsta i nie wskazywała ona na to, że ktoś lub coś może się tam znajdywać. Z kolei drzewa będące przed wysokimi skałami, rzadziej były rozmieszczone, niektóre gałęzie wydawały się wysuszone; pomiędzy drzewami znajdywały się mniejsze czy większe kaktusy i ogólnie roślinność występująca na tym terenie Stanów Zjednoczonych.
Ponownie wydawało się podejrzane to, że jest za spokojnie. Podmuch piasku ze żwiru czy skał pojawiał się raz na jakiś czas, jednakże nie wydawał się on groźny zarazem. Widoczność była dobra, słońce zachodziło powoli, co dało się zauważyć od razu, skoro mało co zasłaniało takie widoki.

Steve mógł po krótkiej chwili usłyszeć sygnał zegarka, jak i zaraz zobaczyć chwilowo nieodpowiednie działanie sprzętu, który miał na nadgarstku. Tak zwane mrugnięcia na tarczy zegarka mogły zaniepokoić. Próba włączenia hologramu powiodła się połowicznie, ponieważ mimo wskazania obrazu nad ręką Rogersa, obraz po prostu przeskakiwał. Nie trwało to długo, ale mogło zastanowić czy podobnie jak w Los Angeles, znajduje się tu jakaś bariera siłowa, zmieniająca działanie poszczególnych urządzeń. Wypadało wziąć to pod uwagę, ale także w jakimś stopniu odetchnąć z ulgą, gdyż zaraz wszystko się unormowało. Kapitan został poinformowany o tym, że następuje doprecyzowanie miejsca lokalizacji i sprawdzenie, co było przyczyną sygnału uniemożliwiającą prawidłowe funkcjonowanie sprzętu. Na holograficznej, niewielkiej mapie wówczas wyświetlały się kręgi. Migały pojedynczo, po kolei, od największego kręgu do najmniejszego i ponownie. O tyle lepiej, że oznaczony obszar dotyczył terenu parku narodowego, w jakim się znajdywali. Tylko czy to na pewno było dobrze? Czy powinni się rozeznać, zboczyć z drogi i sprawdzić okolicę, odsuwając się od prawdopodobnego wejścia do bazy Hydry?
W tym samym momencie Bucky dostrzegł i poinformował, że ślady się rozdwajają. Jedna para śladów biegła odpowiednio z drogą skręcającą na prawo, jakby w dalszy odcinek parku, do głównej jezdni. Druga zaś para odbijała na lewo, ku rzadszym drzewom, tuż pod skałami. Odbicie na lewo nie prowadziło do żadnej wytypowanej drogi, ślady odbijały się na przejechanej trawie.  W tym miejscu ślady były niewyraźne, więc nie dało się wywnioskować, która para była świeższa. Musieli zatem się rozdzielić i sprawdzić, gdzie dokładnie prowadzą.
Steve, mimo ciągłego zwracania uwagi na hologram nad zegarkiem, zadecydował po niedługiej chwili, że on z Jamesem idą wzdłuż śladów na trawie, natomiast Lady miała podążyć za drogą. Podsumowując - panowie zboczyli z drogi, idąc po powstałych  śladach, zaś pani - zgodnie z drogą, która musiała powstać z inicjatywy administracji parku.
Wiele tutaj mówić nie trzeba. Duet teraz znajdywał się na śladach, coraz bliżej drzew pod skałami. Mogli szukać więc kamer wśród nich z takiej odległości albo po omacku sprawdzić ściany skalne.
Podobnie sprawa miała się w przypadku Wilson, która najpierw po pokonaniu odcinka drogi w towarzystwie swoich głosów i domniemań dotyczących tego, co może robić duet tam, na uboczu, śladami podążyła pod skały i połączony z nimi łuk skalny. Gdzieniegdzie były mniejsze kamienie, mniej wyraźne ślady po oponach samochodowych czy też, jak można było po chwili uważnej obserwacji, wywnioskować - śladów motocykla. O tyle jednak Lady Deadpool miała gorzej, że nie było żadnych drzew, więc unoszący się piasek, a zarazem i niewielkie kamyczki, coraz to mocniej odczuwalnie uderzały o jej nogi.


▬ Krótkie info:
a) Wybaczcie za tak długi post. Nie chciałam, żebyśmy prowadzili x kolejek w związku z poszukiwaniem samej drogi, więc jedynie pozostaje Wam teraz znaleźć wejście, gdzie jedno z Was jest nieopodal.
b) Od Waszych poprzednich postów do tych, które teraz będziecie - uznajcie, że minęło około 1,5h, może i nieco ponad.
c) Jeśli czegoś nie ogarniacie, napiszcie mi to na PW. Może być choćby problem z opisem drogi, więc postaram się wyjaśnić w razie czego.
d) Preferowałabym, żeby kolejka tym razem zaczynała się od Kapitana, na Lady kończąc.
e) Nie musicie całkowicie odnosić się do MG, jeśli dla Was wygodniej - krótko podsumować i bawić się w szukanie "złotej kuli".
Powrót do góry Go down
Captain America

Captain America


Liczba postów : 240
Data dołączenia : 27/05/2012

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Pią Cze 03, 2016 12:15 am

Niezadowolenie Barnesa było aż wyczuwalne. Ba, miał wrażenie, że im bliżej jego osoby znajduje się Wanda Wilson, tym bardziej jego usta były wykrzywione w grymasie niezadowolenia,  a jego osoba aż promieniała czerwoną aurą, coś w stylu "STAN KRYTYCZNY, NIE ZBLIŻAĆ SIĘ". Steven wiedział, że grabi sobie, zapewne nie tylko u ex-przyszłego przyjaciela, ale i u nowo poznanej sojuszniczki, jednak, mimo wszystko, nie czuł się z tym źle. Wręcz przeciwnie - tak jakby stare wspomnienia przypomniały sobie o swoim istnieniu i powoli wygrzebywały się z zakamarków jego umysłu. Żaden jego skład na początku nie był idealny. Skwitował to tylko pokręceniem głową i cichym parsknięciem.
Po zakamuflowaniu i zabezpieczeniu quinjeta (ach, te niezawodne wynalazki XXI wieku, zegarki mogące wszystko) zdecydowali się ruszyć wzdłuż śladów opon i zobaczyć, gdzie mogą one ich zaprowadzić. Razem z Jamesem ruszyli przodem, pozostawiając Wandę kilka metrów za nimi, aby walecznie ochraniała ich tyły w razie takiej potrzeby (Rogers stwierdził, że to brzmi chwalebnie jedynie w jego myślach i nigdy nie powiedziałby tego na głos, z wiadomych powodów).
Droga nie wyglądała nawet w najmniejszym stopniu na podejrzaną - tylko skały i drzewa, drzewa oraz skały. Otoczenie było jednolite, żadnych znaków charakterystycznych,do których można by się było odnieść, nic. Mimo napięcia i adrenaliny, która na początku dała się we znaki, jako że misja zawsze nakręcała jego zmysły i tak dalej, Steven musiał się postarać, aby nie zamieniło się to w znużenie spowodowaną monotonią krajobrazu i brakiem jakiejkolwiek akcji. Dopiero drobne problemy z hologramem (najwidoczniej niezawodność bajerowego artefaktu Mściciela już się wyczerpała)  "zaproponowały" Kapitanowi, że coś zaczyna się dziać. Sprzęt na szczęście działał, mimo kilku drobnych zawahań i podejrzanych piknięć, ale dzięki nim właśnie mogli się rozpoznać, że weszli na teren otoczony barierą. Prawdopodobnie. Chwilę później ścieżka rozwidliła się. Steve zatrzymał się, oczekując od towarzyszy tego samego i podniósł lewą rękę z hologramem nieco do góry.
- Jak już wszyscy się domyśliliśmy, wkroczyliśmy na teren objęty zapewne jakąś barierą ochronną. A takowa istnieje gdzieś w pobliżu, na pewno jeśli chodzi o telepatów... Albo coś innego, cokolwiek. - wyłączył pulsujący hologram. Przy okazji wskazał na ślady opon, gdy jego dłoń wędrowała na biodro. - Proponuję, by Buck poszedł ze mną wzdłuż tej nieoficjalnej drogi, a ty, Wando, sprawdziła szosę. Zakładam, że gdzieś w okolicy są jakieś kamery, a nawet pułapki, kto wie. Mam nadzieję, że jeszcze nie załapaliśmy się na żaden monitoring.
Po krótkiej wymianie zdań wszyscy ruszyli w swoje strony. Steve szedł kilka metrów od ścieżki, tak samo jak James, tyle że po przeciwnej stronie, nadal jednak równolegle do siebie. W ten sposób mogli wyłapać więcej podejrzanych rzeczy i zagrożeń. Teren jednak był bardzo odkryty i nic jawnie by się do nich nie zbliżyło. Jeśli już to trzeba było uważać, by nie nadepnąć na żadną minę, co się zdarza. Oczywiście pilnie wysłuchiwali raportu z samotnego marszu Wandy, żeby nie było.
Powrót do góry Go down
Loki
Administrator
Loki


Liczba postów : 4172
Data dołączenia : 23/05/2012

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Czw Cze 23, 2016 7:25 pm

Komunikator Capa odezwał się niespodziewanie - przemawiając głosem Jarvisa, AI Starka... I przynosząc bardzo, ale to bardzo złe wieści:
-Alarm. Na terenie ambasady Latverii w Nowym Jorku pod okiem Victora von Dooma przestępczyni znana jako Enchantress zaatakowała jako pierwsza i zabiła podpułkownika Jamesa Rhodesa, pseudonim: War Machine. W bazie danych znajduje się jej zdjęcie oraz dwa dostępne nagrania z kamer, a także opis jej znanych zdolności. Enchantress posługuje się telekinezą i zdaje się być wytrzymalsza od przeciętnego człowieka.
Powrót do góry Go down
https://theavengers.forumpolish.com
Winter Soldier

Winter Soldier


Liczba postów : 115
Data dołączenia : 21/12/2012

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Czw Cze 30, 2016 8:43 am

Bucky'ego zastanawiało, co Steve postanowi zrobić z quinjetem. Nie mogli przecież go tak zostawić, trzeba było go jakoś schować, albo zostawić kogoś na straży (Może Wandę? To by mu odpowiadało). W innym wypadku odrzutowiec Avengersów, stojący tak tutaj, mógłby kogoś niepotrzebnie zainteresować. Szybko okazało się jednak, że Kapitan ma o wiele ciekawsze i nowocześniejsze rozwiązanie i wcale nie będą musieli przykrywać go gałęziami - po naciśnięciu przycisku na zegarku pojazd zniknął. A James uniósł brwi, zdziwiony. Czegoś takiego jeszcze nie widział, ten świat ciągle go zaskakuje. Może nie przespał ostatnich dekad tak, jak Steven, ale podczas wykonywania misji dla Rosjan raczej nie widywał takich technologii. Zdziwienie nie trwało długo, po prostu zanotował sobie w głowie, że istnieją teraz takie możliwości i był gotowy do ruszenia w drogę. I ruszyli, podążając wzdłuż śladów opon i wysłuchując gadania Wandy. Ona naprawdę nigdy się nie zamykała. Ciekawe, czy podczas wymiany ognia również tyle mówi? Pewnie tak i pewnie niebawem Buck będzie miał okazję się przekonać. Znaczy, nie zamierzał do niej strzelać, ale pewnie wkrótce trafią na kogoś, kto wpadnie na taki pomysł. A jakaś strzelanina byłaby miłą odmianą od ciągłego stania/chodzenia i słuchania najemniczki.
Okolica wyglądało aż nader zwyczajnie, nic nietypowego. Ot, drzewa i skały. Ale w tej prostocie wydawała się dobrym miejscem na ukrycie tajnej bazy złowrogiej organizacji. A Bucky wiedział trochę o takich bazach - na przestrzeni ostatnich lat zwykł albo w takich mieszkać, albo je infiltrować. Znalezienie jej nie powinno więc sprawić im problemu, Barnes miał doświadczenie.
Po jakimś czasie spaceru wydarzyło się coś, co mogło wskazywać na to, że zbliżają się do celu. Super-zegarek Rogersa zaczął szwankować. Kapitan szybko wyjaśnił, że może to być wina bariery ochronnej znajdującej się w pobliżu. Ale to nic wielkiego, na razie zegarek jeszcze działał. Wtedy Bucky zauważył, że ślady opon się w tym miejscu rozdwajają. Kiedy poinformował o tym Stevena, ten szybko zaproponował plan działania. I był to całkiem niezły plan, bo zakładał, że mieli się rozdzielić. I być z dala od Lady Deadpool. Co prawda wciąż będą musieli jej słuchać, w końcu mają te komunikatory, ale Bucky po cichu liczył, że ta bariera podziała również na te urządzenia. Idąc wzdłuż śladów, James bacznie się rozglądał, szukając czegoś istotnego i wypatrując ewentualnych zagrożeń. Zerkał też co chwilę na maszerującego obok Kapitana, zastanawiając się czy nie zacząć jakoś rozmowy. Tylko, że o czym mieliby gadać? Mógł rzucić jakimś "Zupełnie jak za dawnych lat, co?". Tylko, że on sam nie był pewien, czy tak było za dawnych lat. Poza tym wciąż byli skazani na monolog Wandy Wilson, co trochę przeszkadzałoby im we wspominaniu starych, dobrych czasów. Pogadają po misji, jak wrócą do Nowego Jorku.
Powrót do góry Go down
Loki
Administrator
Loki


Liczba postów : 4172
Data dołączenia : 23/05/2012

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Sob Lip 02, 2016 4:44 pm

Nie minęło tak naprawdę zbyt dużo czasu od tej pierwszej wiadomości, gdy Rogers otrzymał kolejną, tym razem nadaną nie przez Jarvisa, lecz przez Visiona:
-Enchantress jest u Strange’a. Napotkano pewne problemy. Proszę o wsparcie.
Powrót do góry Go down
https://theavengers.forumpolish.com
Deadpool

Deadpool


Liczba postów : 204
Data dołączenia : 08/08/2012

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Pią Lip 15, 2016 10:11 pm

- O na bogów, ile tekstu. Tak to się potem kończy, że zamiast robić cokolwiek to siedzę i to wszystko czytam, a biedny autor się poświęca i mnie usprawiedliwia swoim lenistwem - swoją drogą, awww, doceniam to, emotka-serduszko i buziaczki. Posyłać samemu sobie buziaki swoją własną postacią - to się dopiero nazywa desperacja. Ale wracając - serio, z tą ilością literek to zaszaleliście. A na mnie narzucacie ograniczenia, prych! Dyskryminacja Deadpooli! Rasizm! Chimichanga! A propos, jestem głodna. Hej, od półtorej godziny (plus czas podróży Quinjetem plus zwiedzanie Avengers Towers plus podrywanie Capa) nic nie jadłam! Tyle czasu ze Steve'm, a ten jeszcze nie postawił mi kolacji, wstyd! A gdy jestem głodna, to jestem jeszcze bardziej gadatliwa. Ciekawostka o Deadpoolu numer 69 - zawsze jestem głodna. Mam nadzieję, że w bazie Hydry będą gdzieś mieli kuchnię. Myślicie, że tak? Cap, ty masz doświadczenie z bazami Hydry, mają tam gdzieś lodówkę? Czy jako najstraszniejsza organizacja terrorystyczna wszech czasów, najgorsza z najgorszych, nie dysponuje jedzeniem? Oby dysponowała. Zdecydowanie będziemy musieli odwiedzić ten zakątek ich siedziby, jeśli tak będzie. - Tak jak gdzieś tam wspomniała Mistrzyni Gry - Wanda nawijała dużo i bez najmniejszej przerwy, nie dając odpocząć uszom jej towarzyszy (Ale przynajmniej Cap nie zaśnie tak łatwo ze znużenia! Wspieram drużynę! Chociaż zawsze bardziej widziałam siebie w roli DPS'a. Ewentualnie Tanka, ze względu na nieśmiertelność. Ale raczej DPS'a).

- Co?! - krzyknęła zaskoczona, gdy z ust lidera ów drużyny padła propozycja rozdzielenia się, by po chwili jęknąć z zawodem: - Chcecie powiedzieć, że wyrzucie mnie z naszego romantycznego spaceru przy zachodzie słońca? D'oh! - Blondynka spuściła smutnie głowę, po czym mruknęła pod nosem marudnie i cicho - choć nie na tyle, by nie dało się tego w przypadku Rogersa czy Barnesa usłyszeć - o tym, że nie będzie już mogła "osłaniać, a tym samym podziwiać, jędrnych i kształtnych tyłów Stucky".
- No nic, rozumiem, trop się rozdwaja, trzeba się rozdzielić, więc Scooby-Doo, Kudłaty i Velma idą szukać ducha w jedną stronę, a Fred i Daphne wykorzystać okazję i szukać go wzajemnie w swojej bieliźnie. No co? Dojrzewający nastolatkowie, z buzującymi hormonami, nie wmówicie mi, że nie to działo się poza kulisami. Ciekawe, czy są o tym ficki. Na pewno są obrazki. W końcu na rule34 i tumblrze jest wszystko - rozgadała się (ponownie) tuż przed odłączeniem się od drużyny.
- Dostanę chociaż Scooby-Chrupkę? Nie? No okeeeej. Pamiętaj Cap, "burrito", gdy już zaczniecie się bawić w BDSM, "chimichanga", gdy Bucky zapomni o używaniu safe word. Choć mam wrażenie, że wystarczająco dobrze wam w poście MG wytłumaczyłam, o co w nim chodzi. Mniejsza. To adiós, comrades! Nie martwcie się, nie uciekam wam całkowicie, cały czas pozostanę z wami duchem. I głosem, bo w końcu mamy to cacko. - Przy ostatnim zdaniu, najemniczka wskazała swój komunikator.

Jakiś czas później, Lady szła już szosą, robiąc wszystko to, o czym wspomniała Mistrzyni Gry w swoim, wspomnianym niedawno przez najemniczkę, poście - a także kilka dodatkowych rzeczy. Przede wszystkim, jednym okiem zerkała co rusz na trzymany w rękach poradnik ("Tysiąc pomysłów na suchary o jednym z największych (ale tobie nie)znanych imperiów kosmicznych". Mówiłam o nim wcześniej. W końcu nie mam pewności, że idąc tą szosą przez przypadek nie zboczę do tematu "Zbocze"! Widzicie co tu zrobiłam, c'nie? (Jesteś taka zabawna!)), a drugim wypatrywała ewentualnych kamer czy pułapek - w końcu nieprzyjemnie byłoby wdepnąć nagle w minę (Chyba bym się wtedy zabiła - niedawno co czyściłam buty! A robię to raz na kilka lat! Częściej je po prostu wymieniam, bo zostają zniszczone w eksplozji. Stąd byłabym bardzo, ale to bardzo zła, gdybym nagle wdepnęła w g(Language!)o).

Poza tym, szukała oczywiście jakichś ewentualnych, nowych tropów, którymi zaraz się przez komunikator chwaliła.
- Tu Wandarful Wilson, odbiór. Nie przeszkadzam w igraszkach? Poza śladami opon samochodów widzę też takie od motocykla. Myślicie, że był tu Ghost Rider? Fajnie by było, moglibyśmy zrobić sobie ognisko, upiec kiełbaski i pianki, a po zmroku poopowiadać historie o duchach, pograć w rozbieranego pokera albo w butelkę z całowaniem. A tak poza tym, to kamyczki niemiłosiernie ranią me piękne, zgrabne nogi. Ach, przydałby się po tym wszystkim masaż dla nich... - westchnęła na końcu, kierując te wymowne słowa przede wszystkim do Steve'a.
- W ogóle, tknęło mnie! - W jednej sekundzie zmienił się jednak zarówno jej ton, jak i temat.
- Co zrobimy, gdy już znajdziemy tę bazę albo to nas znajdą i pojmą? Atakujemy, plądrujemy, nie pozostawiamy nikogo przy życiu (Chcemy już siać mord i chaos, i wprawiać w lot flaki!) czy może podchodzimy do tego subtelniej oraz bardziej kinky i bawimy się w odgrywanie ról - wiecie, mój plan z wkręceniem Hydry, że was złapałam i przyprowadziłam? Pamiętajcie, że chcę moje drugie dwadzieścia pięć miliardów. W końcu muszę mieć za co rozpieszczać dalej moje dzieci/brataństwo/siostrzeństwo/harem na chatboxie.
Powrót do góry Go down
Carol Danvers
Mistrz Gry | Captain Grammar
Carol Danvers


Liczba postów : 467
Data dołączenia : 24/03/2013

Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1Wto Sie 02, 2016 8:31 pm


Utarta ścieżka, część skał, po której znajdywali się Cap z Bucky’m początkowo nie były zbyt łaskawe do tego, by pokazać jakiekolwiek ślady czyjejś obecności w ostatnim czasie. Obaj mężczyźni mogli jednak po dłuższej chwili zauważyć jak wzory na piasku, żwirze pokazują, że ktoś coś próbował zatrzeć. Z kolejnymi metrami ślady były ponownie wyraźniejsze, prowadzone tuż przy skałach, o które dłońmi wesprzeć się mogli dziewięćdziesięciolatkowie. Jeśliby któryś z nich spojrzał przez ramię - mógłby dostrzec, że dość sporo odbili na lewo, kierując się do coraz wyższych skał.
Aż nagle szlak się urwał, zniknęły bruzdy od bieżników opon, niknąc pod kamieniami. I to mogło zastanowić, a zarazem upewnić w fakcie, że coś się znajduje za skałą, że może to jedyne wejście lub jedno z wielu wejść do bazy; w tej kwestii nie mogli być pewni. Natomiast mogli zdecydować się na to, aby rozejrzeć się po okolicy, sprawdzić czy są i tutaj jakieś kamery, być może dźwignia czy coś, co przyczyni się do otworzenia włazu, odsunięcia skały.

W międzyczasie Kapitan Ameryka nie mógł zaznać spokoju, gdyż jego komunikator szalał, dając nowe informacje dotyczące tego, co dzieje się w drużynie i ogólnie. Nowinki były mniej lub bardziej przerażające. Głównie przytłaczające, gdyż liczba nagromadzających się spraw ciągle rosła. Między innymi Steven mógł usłyszeć takie komunikaty jak:
“Alarm. Na terenie ambasady Latverii w Nowym Jorku pod okiem Victora von Dooma przestępczyni znana jako Enchantress zaatakowała jako pierwsza i zabiła podpułkownika Jamesa Rhodesa, pseudonim: War Machine. W bazie danych znajduje się jej zdjęcie oraz dwa dostępne nagrania z kamer, a także opis jej znanych zdolności. Enchantress posługuje się telekinezą i zdaje się być wytrzymalsza od przeciętnego człowieka.”
Chwilę po tym, JARVIS przesłał tekstową wersję komunikatu od razu z plikiem, umożliwiającym odtworzenie całego spotkania i przebiegu tego, co działo się w ambasadzie. Gdyby Kapitan zdecydował się na obejrzenie tego, mógłby zapoznać się z dość druzgocącą treścią, widokiem.
Niżej znalazł się kolejny komunikat oraz dwie fotografie (aktualna i jedna z teatru), mające na celu porównać przedstawione na zdjęciach kobiety - Amorę, która już wcześniej miała swój udział. Przy tym mógł usłyszeć głos Sue:
“"Wiedziałam. Walczyliśmy z nią jakiś czas temu, ale nie ustaliliśmy jej tożsamości. Popieram telekinezę, jeżeli dobrze pamiętam, to rzuciła wtedy za jej pomocą sporym żyrandolem, ale potrafiła się też teleportować... I współpracowała z jakimś mężczyzną, którego również nie udało się złapać. Wówczas ich jedynym celem zdawało się być zabicie osób z widowni."”
“Enchantress jest u Strange’a. Napotkano pewne problemy. Proszę o wsparcie.”

Natomiast ostatnim komunikatem było nagranie rozmowy Clinta z jakąś kobietą, także przedstawione jako obraz wideo możliwy do odtworzenia przez Kapitana, o ile miał tyle czasu, by móc sobie na to pozwolić.
Dodatkowo Steve otrzymał komunikat mówiący o tym, że Red Skull oraz Baron Zemo zostali przechwyceni, zatrzymani i przekazani agentom SHIELD, którzy mają ich zawieźć do Raft - odpowiedniego więzienia dla takich złoczyńców. To chyba była "najszczęśliwsza" wiadomość.
Rogers zatem mógł mieć dylemat: działać i załatwić sprawę, jaka miała miejsce tutaj czy wracać do Nowego Jorku razem z Zimowym Żołnierzem i Lady Deadpool, aby móc dowiedzieć się osobiście, co tam się dzieje, jak również postanowić co z tym zrobią, jak zadziałają? Niby była cały czas szansa na zrezygnowanie, odwrót, jednakże czy opłacało się w momencie, gdy lada moment znajdą wejście do bazy Hydry, wrócić do metropolii świata? Nad tym Steve musiał pomyśleć, bo wbrew pozorom dużo czasu nie było.

Tymczasem Bucky - oprócz próby dowiedzenia się, co się dzieje i co jest powodem tego, że Cap ciągle zerka w komunikator oraz uzyskania ewentualnej odpowiedzi - mógł się skupić na tym, co jest w zasięgu jego ramion, w najbliższej dla niego okolicy. Skały wyglądały całkiem naturalnie. Na pierwszy rzut oka nie dało się zauważyć żadnych śladów ingerencji ludzkiej ręki, która mogłaby wcześniej sterować maszyną, jednakże uciekające pod skałami ślady opon były wystarczająco wymowne, że głupotą byłoby zignorowanie takiego śladu. Wątpliwym także było to, żeby znajdywały się w pobliżu miny, które mogłyby się uruchomić, gdyby na nie nadepnięto. Droga wykluczała możliwość obecności tych bomb, przynajmniej w pobliżu. Łatwo więc można było dojść do wniosku, że można spacerować w tę i nazad, z czego Zimowy Żołnierz korzystał. Jako że drzewa zdążyły się przerzedzić w tych okolicach, lepiej było skupić się na twardej, niepozornej całkiem przeszkodzie. Wyrwy w skałach, uszczerbki na wskutek korazji były już wcześniej zauważalne. Z takiej odległości jedynie pozostała lepsza, dokładniejsza obserwacja. Gdyby tak się przyjrzeć… to może nie było to całkowicie efektem naturalnego wpływu? Gdzieniegdzie widniały ślady jakby od grubych śrub, co można byłoby potraktować jako wzmocnienie skał albo zabezpieczenie przed zawaleniem się ich na terenie potencjalnej bazy.
Oprócz tego Bucky poczuł po prawej stronie jego ciała chłodnawy wiatr, który wyrywał się z jakiejś szczeliny - tak można było przypuszczać. Mężczyzna zdecydował się podejść, wcześniej posyłając, prawdopodobnie, krótkie i wymowne spojrzenie Kapitanowi. Tak jakby to miało być ostrzeżeniem, by w razie czego Steve mógł zareagować. Gdy podszedł bliżej jednej z półek skalnych i przyjrzałby się z boku to mógłby dostrzec, że jest nienaturalnie pochyła. Górna część wydawała się ścięta, dolna zaś - bardziej wysunięta… Jakie wnioski?

W międzyczasie Lady Deadpool, zagadująca towarzyszy na śmierć, coraz to dalej szła wzdłuż drogi. Trop jednośladu, który całkiem niedawno musiał tędy przejeżdżać, zaprowadził ją do innej części skał będących jednym wielkim ciągiem ściany. O tyle można było uznać za krajobraz bardziej urozmaicony - przez to, że obok znajdywała się osobna skała łącząca się łukiem z tamtą (mniej więcej prezentowało się to w ten sposób). Mimo że była możliwości zrobienia sobie z tego łuku punktu obserwacyjnego, to zarazem samemu można było być obserwowanym, co nie było zbyt dobre.
Znalazło się też parę gałęzi w oddali, mniej lub bardziej zaschniętych, zniszczonych przez wiatr i piasek. Niektóre korzenie wyrastały z zaschniętego podłoża, pokazując, gdzie dokładnie rosło drzewo, które zostało ścięte. To też mogło coś znaczyć. Komu w końcu przeszkadzałaby roślina przy skale w terenie, po jakim - teoretycznie - nikt uprawniony nie powinien się poruszać?
Gdy Wanda postąpiła dalej, wzdłuż śladów po motocyklu, jak i ściany, coraz wyraźniej słyszała jakiś hałas, huki… jakby stukot par końskich kopyt, dźwięku uderzających o drewno kamyczków. Jakaś wycieczka? Zgubiony woźnica, atrakcja turystyczna, o której nie było żadnych informacji? Przez dobrą chwilę kobiecie ciężko się oddychało, jakby czuła nagle spory ciężar na swojej klatce piersiowej (nie, to nie były piersi najemniczki). Prócz tego do uszu kobiet dotarł jakiś dziwny odgłos, jakby kojarzący się z Indianami, a że były to tereny, w których w czasach gorączki złota pewnie przedstawiciele jakiegoś plemienia przesiadywali, to kto wie na co mogła trafić. Lady mogła mieć zwidy, mogła mieć wyobrażenia z “głodu” czy po prostu przegrzania albo faktycznie ktoś był tutaj obecny i jakaś siła, której nie była w stanie jej zauważyć - pchnęła kobietę w stronę łuku. Nie chcąc wyrżnąć się na płask, najemniczka zrobiła parę większych kroków, szybszych, nie zwracając uwagi na to, że łamie suche gałęzie z trzaskiem. W końcu oparła się o wystający słupek skalny, który zaraz się zapadł pod naciskiem, znikając w skale.

Jednocześnie Lady Deadpool, Steve Rogers i Bucky Barnes dosłownie zapadli się pod ziemię, będąc skazanymi na sturlanie się po stworzonych tunelach. Najwidoczniej w ten sposób odkryli dwa wejścia do bazy.


/zt
/ zapraszam do nowego tematu:
https://theavengers.forumpolish.com/t1864-podziemna-baza-hydry#22661
Możecie tam od razu pisać i tylko pokrótce napisać reakcję na to, co działo się w powyższym poście. Chyba że lubicie takie długie MG.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Dixie National Forest Empty
PisanieTemat: Re: Dixie National Forest   Dixie National Forest Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Dixie National Forest
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Sam Houston National Forest
» Old National Bank
» Grunewald Forest

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Stany Zjednoczone Ameryki :: Tereny dzikie :: Dixie National Forest-
Skocz do: