|
Autor | Wiadomość |
---|
Toxin
Liczba postów : 71 Data dołączenia : 26/07/2012
| Temat: Re: Bryant Park Wto Paź 02, 2012 9:52 pm | |
| Mulligan nawet nie zauważył, kiedy Abigail Whistler chwyciła za swój egzemplarz księgi i zaczęła wypisywać w nim swoje „pragnienia”. Dopiero komentarz pająka, zasygnalizował mu, że coś się dzieje, a zaraz potem spostrzegł jak w obojgu księgach, zaczęły pojawiać się wpisany przez nią słowa. Na reakcję było już jednak za późno. Ładunki wybuchowe, które zawisły w powietrzu niczym trzymane na niewidocznych linkach, teatralne dekoracje rozpoczęły swój morderczy taniec. Do tamtego momentu Patrick nie wiedział, czy jego własne, wpisane wcześniej zdanie zostało zrealizowane. Toxin, nawet jeśli wrócił – milczał. Może bał się konfrontacji ze swoim gospodarzem. Nie potrafili czytać sobie w myślach, dlatego też mógł nie wiedzieć, że ten nie obwinia go o wcześniejsze zachowanie. Rozumiał, że nie była to jego wina, tylko księgi, która wykorzystała jego słabość przeciwko niemu. Pierwszy wybuch aktywował pajęczy zmysł. Tak, to był bardzo dobry znak! Mężczyzna odwrócił się i zobaczył jak kłęby dymu zasłaniają mu młodą łowczynię wampirów. Druga eksplozja, miała miejsca znacznie bliżej. Nie zdążył odskoczyć, lecz tylko zasłonić się ramionami. Wybuch prawdopodobnie oparzyłby mu ramiona, gdyby nie fakt, że osłoniła je symbiotyczna tkanka. A gdy przenikliwe dzwonienie w uszach ustało, usłyszał głos, za którym zaczął już tęsknić. - W życiu się tak nie bawiłem! - odezwał się w końcu Toxin. - Powalony dzień, co?/ - Zabawia się jeszcze nie skończyła - odparł bez większego namysłu Patrick. - Musimy działać szybko! Czy Patrick Mulligan był już całkowicie w objęciach symbiotycznego nałogu. Nie wiedział tego. A może wiedział, a zwyczajnie temu zaprzeczał. Nie był pierwszym, który to robił. Zresztą, każdy nałogowiec zna etap zaprzeczenia. Prawda była taka, że pragnął połączyć się z symbiontem bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Ta chwilowa rozłąka uświadomiło mu, jak bardzo stał się uzależniony od tych wszystkich profitów. Zwinności, szybkości, siły, rozwiniętych zmysłów. Symbiotyczna tkanka rozrosłą się, pochłaniając jego ciało, ponownie ukazując światu swoją spokojną formę. W tej samej chwili Spider-Man, zaczął oplatać bomby swoimi pajęczynami, prosząc go o pomoc. - Jak sobie życzysz! - wypowiedzieli niemalże równocześnie. Toxin i Patrick bezapelacyjnie przytaknęli na pomysł swojego pajęczego sojusznika. Z obu rąk zaczęli strzelać w bomby lepkimi kulkami pajęczym, tymi samymi, które w fazie furii zaatakowały biedną Abi. Uderzenie pajęczyn nie tylko zmniejszało siłę wybuchu, ale także posyłało te swobodnie lewitujące bomby na bezpieczniejszą odległość. Czy ten chaos kiedyś się zakończy? Miał ochotę wykrzyczeć, aby nikt więcej nie korzystał ze swoich ksiąg!
Ostatnio zmieniony przez Toxin dnia Nie Paź 14, 2012 7:19 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Bryant Park Nie Paź 14, 2012 4:31 pm | |
| Powiedzieć, że Alex gotował się ze złości, to właściwie jak skłamać. Jego wychowanie nie dawało mu podstaw do wyrozumiałości, jednak pewne rzeczy potrafił zaakceptować i przejść nad nimi do porządku dziennego. Czasami ludzie, czy też kosmici z mackami, nie robią pewnych rzeczy celowo. Przypadkiem wpadają mu na jego ataki, zawiązują go pajęczynami czy pokrywają mazią rolki, które chłopak swoją drogą zdążył oczyścić kontrolowanymi wibracjami. Czasami rzeczywiście ktoś nie z własnej woli wpadnie w szał i zacznie atakować otoczenie. Pieprzona Stonoga - jak nazywał ją w myślach Alex - zaliczała się jednak do kategorii, którą chłopak już bardzo wcześnie za życia nauczył się likwidować jedną kulą w tył głowy. Potwór z pełną świadomością tego co robi i z rozmysłem zaatakował go. Dzieciak z ulic Afganistanu nie odpuszcza takim bydlakom, nawet jeśli są nimi ogromni śmierdzący zapluci kosmici, którzy samym wyglądem zapędziliby Aliena pod kocyk. Monstrum podeszło i chciało podnieść Alexa, jednak Moore z satysfakcją dostrzegł, że jego moc działa na nie dokładnie tak samo jak na inne stworzenia z krwi i kości. Natychmiastowa regeneracja była nieprzyjemną niespodzianką, ale i ta nie wystarczyła obcemu na długo. Wielki potwór w pewnej chwili zwyczajnie stracił zainteresowanie Alexem i go puścił, oddalając się ku księgom, zupełnie jakby traktując go jako nieistotny obiekt w swoim świecie. Wcale nie poprawiło to niczyjej sytuacji. W furii Alex przygotował następny o wiele silniejszy atak, gotów sprawdzić jak dobra jest ta sztuczka kosmity z odnawianiem swojego ciała. Nie było mu to dane. Chociaż młody mechanik pałał żądzą mordu, to nie stracił w pełni zdolności do obserwacji swojego otoczenia. Zauważył mnożące się małe obiekty, a gdy pierwszy z nich eksplodował przy łowczyni wampirów, to był przygotowany. Energię, którą zamierzał posłać w stronę wielkiego potwora Alex wzmocnił jeszcze na poczekaniu, po czym rozejrzał się uważnie. Jego plan na przetrwanie był prosty. Postanowił zacząć uciekać zwinnie przed wybuchami, a gdy stanie się to niemożliwe, niszczyć je z bezpiecznej odległości (wyliczonej na podstawie obserwacji otoczenia) polem wibracji i redukować fale uderzeniowe pozostałą mocą. Gdyby okazało się, że dziwne przedmioty w kontakcie z wibracjami nie eksplodują tylko znikają niegroźnie, rozsypują się czy coś w tym rodzaju, to szybko spróbuje wykorzystać ten fakt by pomóc łowczyni wampirów, pajęczemu bohaterowi i detektywowi, starając się nie zrobić im znowu krzywdy. Nawet jeśli nie przepadał za tą zdezorganizowaną bandą, to potrzebował ich do wyjaśnienia tajemnicy książek jak najszybciej. |
| | | Abigail Whistler
Liczba postów : 21 Data dołączenia : 23/07/2012
| Temat: Re: Bryant Park Sob Paź 20, 2012 1:58 pm | |
| Dziewczyna przekrzywiła głowę, wpatrując się w pajęczaka. Jeśli każdy superbohater taki był... To ona woli wampiry. I kosmitów. Im przynajmniej można kulkę wpakować... - Gentelmanowi nie przystoi chodzić w rajtuzach... - odparła z krzywym uśmiechem. Chciała dodać coś jeszcze, gdy... Jej księga zmaterializowała przed nią kołczan. Wspaniale, cudownie i w ogóle. Szybko kołczan zarzuciła na plecy, gdy wokół niej zaczęły pojawiać latające obiekty. Bomby, jak się domyślała. I słusznie, bo jedna, ta w jej pobliżu, właśnie eksplodowała... Siła wybuchu nie była silna, nie wyrządziła jej żadnej krzywdy. Zdążyła zasłonić twarz ręką, nim fala uderzenia odrzuciła ją kawałek w tył i zbiła z nóg. Skończy się na siniakach, nic wielkiego. Bywała w większych tarapatach... Przy pomocy zwinnego susa znów znalazła się na dwóch nogach, jednocześnie dobywając łuku i wyciągając jedną z dziwnych strzał z kołczanu. Owszem, spodziewała się nieprzyjemności ze strony pierwszego z darów księgi(bo skoro drugi okazał się zdradziecki, czemu nie strzały?). Naciągnęła strzałę na cięciwę i posłała w jeden z latających obiektów. Jeśli obejdzie się bez innych przykrości, manewr powtórzy jeszcze kilka razy. Oczywiście cały czas była gotowa na ewentualną potrzebę ucieczki... |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Bryant Park Sob Paź 20, 2012 4:19 pm | |
| Ah, jaka szkoda że zakres jego zdolności nie obejmuje też mocy związanych z potencjałem umysłu. Och, co by on dał, żeby w tej własnie chwili przy pomocy telepatii móc wejrzeć wgłąb umysłu białowłosego chłoptasia, odczytać skrywane myśli, z pewnością by się uśmiał do łez. Przy okazji gdyby wcześniej zdołał się przekonać o impulsywnym usposobieniu chłopaka, to by się sprzymierzył z szalejącym symbiontem, tylko po to żeby wyeliminować tego irytującego huncwota. Dobra, może na tej błękitnej planecie zdarzają się wybitne jednostki, które swoimi zdolnościami znacznie przewyższają zakres możliwości przeciętnego człowieka, mutanci, Boskie persony, osoby, które swoje moce zawdzięczają przypadkowi, lewitacja, telekineza, pirokineza, super siła, niech będzie, często takie moce okazują się wyjątkowo przydatne w określonych sytuacjach, ale zdolność do generowania wysokie częstotliwości fal dźwiękowych? Od dłuższej chwili chłopak nie robił nic więcej prócz wprawiania cząsteczek powietrza w drgania, wibruje jak wyuzdana zabaweczka pochodząca z Sex Shopu, której bateria nie słabnie. Oh, niech w końcu komórki jego ciała wejdą w rezonans, niech doświadczy konsekwencje nadmiernej zabawy z akustyką i zostawi wszystkich w spokoju, bo więcej robił zamieszania niż pożytku. Nie obawiał się go, bo niby czemu? Bo posiada wrażliwe i miękkie tkanki? Ba, chyba zapomniano o pewnym drobnym szczególe, nie jest kolejnym organizmem opartym na węglu, w skład jego komórek wchodzą pierwiastki, które naturalnie nie występują w tej części galaktyki, a tym bardziej na Ziemi, cechował się większą wytrzymałością, więc nie lękał się kolejnych ataków natręta. Przy okazji sam siebie postrzegał jako ofiarę tego całego zajścia, jeszcze kiedy był zajęty Berserkiem gnojek potraktował go decybelami, wyglądał jak wyglądał, ale do tej pory unikał sytuacji, kiedy mógł dać jednemu z towarzyszy jawny pretekst do agresji, nie prowokował, nie szukał z kimś zwady, nawet kiedy ludzka samica przypadkiem rozcięła mu gardło oddalił się jakby do niczego nie doszło. Alex to zupełnie inna sprawa, wyraźnie można było wyczuć po nim wrogość, impulsywność, moc poniekąd godna podziwu, ale przydałby mu się porządny łomot, żeby się opamiętał i zaczął wykorzystywać ją z rozwagą, eh, określenie "dzieciak" wyjaśnia wszystko. Miał tylko nadzieje że przy ewentualnej konfrontacji między nim a białowłosym, znajdzie odrobinę wsparcia w pozostałych towarzyszach... hej, a cóż to za tajemnicze obiekty? - Scheiße! - Kotek, Berserk w bojowym szale, ludzki wibrator i teraz to, cóż, zawsze mogło być dużo gorzej, przynajmniej nie były to ładunki z antymaterią, ale przydałby się jakiś plan działania, sposób wybrnięcia z nastałej opresji. Po krótkiej chwili namysłu postanowił po kolei zdetonować swoją część bomb, zamiast cały czas unikać ich, będzie znosił siłę pojedynczych eksplozji, międzyczasie się regenerując. Jeśli otrzymane obrażenia okażą się zbyt rozległe na szybki powrót do formy, to odrzuci niezręczny odwłok, pozostawi za sobą masę mięsa i powróci do ludzkich kształtów. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Bryant Park Wto Paź 23, 2012 6:36 pm | |
| Te z bomb, które Spider-Manowi udawało się szczelnie opleść pajęczyną, siłą rzeczy odsuwały się nieco od niego i choć tak czy siak wybuchały, to jednak zasięg ich pola rażenia było zdecydowanie mniejszy. Jego plan był dobry - i szczęśliwie Toxin także przyłączył się do jego realizacji, tym samym podwajając skuteczność owych manewrów. Pomysł Alexa również zadziałał na jego korzyść; przy jego zdolnościach unikanie wybuchów - poprzez umykanie poza ich zasięg lub rozsadzanie ładunków na odległość - było stosunkowo proste. Niestety wibracje nie były w stanie unieszkodliwić bomb w inny sposób, jak tylko przez ich odpalenie w bezpiecznym miejscu, lecz nawet coś takiego prowadziło w gruncie rzeczy do poprawienia sytuacji... Na dłuższą metę przynajmniej. O dziwo posłana przez Abigail strzała z łatwością wbiła się w jeden z ładunków i przeszła przez niego na wylot. Przez dosłownie sekundę widać było, że zawisła w powietrzu razem z bombą, po czym ta ostatnia wybuchła, w dodatku ze znacznie większą mocą, niż wszystkie jej poprzedniczki - można by pomyśleć, że twory księgi zareagowały na siebie wzajemnie. Nie był to jednak koniec niespodzianek; pierwsza eksplozja sama w sobie nie stanowiłaby wielkiego problemu, jako że nastąpiła w pewnym oddaleniu, lecz natychmiast po niej doszło do kolejnych - każdy z ładunków zaczął detonować się automatycznie i praktycznie w tym samym momencie... Ot, różnica ułamków sekundy. Uniknięcie ich wszystkich graniczyłoby zapewne z cudem - w końcu rozsiane były gęsto, a ich pole rażenia wzrosło. Najwięcej szczęścia miał najwyraźniej Kleiser. Jego ciało całkiem nieźle radziło sobie z regenerowaniem efektów początkowych - pojedynczych - wybuchów, lecz gdy zwiększyła się ich siła oraz ilość, zmuszony był już niestety zmienić formę na ludzką... Gdyż poprzednia znalazła się w stanie bardzo niezdatnym do użytku. Pozostali natomiast... Musieli sobie radzić na własne sposoby. Przy okazji tego zamieszania jeszcze wyraźniejsza stała się rozbieżność między tym, co grupa widziała w swym otoczeniu, a świadomością o stanie rzeczywistym, która kręciła się gdzieś w ciemnych zakamarkach umysłów zebranych osób. Oczy podpowiadały im, że park ulega stopniowemu zniszczeniu, lecz mózg protestował przeciwko tym informacjom - twierdząc, że wszystko jest wciąż na swoim miejscu. Aż głowa mogła od tego rozboleć... A i wizja zacząć się rozmazywać. Stanowczo nie pomagało to przy tworzeniu strategii i logicznym myśleniu.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Bryant Park Pon Lis 05, 2012 8:29 pm | |
| Wybuchy, eksplozje, ogłuszające huki i grzmoty wypełniające powietrze, przepiękna symfonia destrukcji, jednak zdecydowanie bezpieczniej jest wysłuchiwać jej monumentalnych brzmień z dalszego rzędu. Niestety Oni nie mieli tego szczęścia, żeby zachować status biernych widzów, wbrew własnej woli zostali wciągnięci do nadzwyczaj widowiskowego spektaklu pełnego ognia i dymu, bum, bum, bum, aż dziw że nikogo do tą nie rozdrobniło i rozniosło po obszarze całego parku. Może sam nie lepiej wyglądał od karaczana, który zakończył swój godny pożałowania żywot pod kapciem starszej emerytki, ale przynajmniej w jego poranionym odwłoku wciąż tliła się iskierka życia. Mimo odniesionych ran pojedyncze komórki tkanek poprzez przyśpieszony proces mitozy wciąż ulegały duplikacji, jednak ich gwałtowny przyrost miał posłużyć w zupełnie innym celu, niż pomóc w odbudowanie starej powłoki. Nie było sensu uzupełniać ubytków, obrażenia były zbyt rozległe i nie miał czasu, żeby w pełni się z nich wykurować, dla tego niczym jadowity wąż postanowił zrzucić starą skórę, przybrać bardziej prostszą formę, mniejszą, szybszą, wyposażoną we wszystkie najbardziej podstawowe cechu przystosowawcze, parę odnóży oraz kończyny chwytne. Mówiąc wprost chciał powrócić do postaci człowieka i rozpracować się z drugą połową ładunków w ten sam sposób co reszta towarzyszy, poprzez serie uników i ataków z dystansu. Oczywiście w kwestii dystansu będzie musiał zdać się na element improwizacji, ale wszystko po kolei, gdy ostatnia bomba z pierwszej fali rozdarła w jego ciele obszerny otwór, usłał ziemie własnymi bebechami skąpanymi w bioluminescencyjnej krwi, oraz innymi płynami ustrojowymi, które wypaliły zielone źdźbła traw niczym żrący kwas. Plątaniny jelitopodobnych przewodów wiły się na wszystkie strony jak rozjuszone żmije, a spod nich wyczołgała się humanoidalna postać, która jedynie od pasa w górę przypominała człowieka, po części blond włosy mężczyzna, po części niebieski stwór z dwuprzegubowymi nogami, zakończonymi długimi kolcami zamiast ogólno pojętymi stopami. Przy obecnych okolicznościach całkowite maskowanie własnego oblicza za ludzką aparycją wydawało mu się nie konieczne, zdążył się już pokazać innym ze swej brzydszej strony, do tego wszyscy byli wystarczająco zajęci własnymi ładunkami, żeby nie zwracać na niego uwagę. Od czego by tu zacząć? Ach tak, wiać od zasięgu rażenia i atakować, przy mniejszych rozmiarach nie było trudno o zręczny unik albo odskok, gorzej jednak z atakowaniem na odległość, gdy w pobliżu nie znajduje się adekwatna do tego broń, no cóż, gdyby jego gatunek nie potrafiłby kombinować, to by wymarł na długo zanim zdążyliby pojąć tajniki podróż międzygwiezdnych. Nie tylko ludzie uważają zaradność za cnotę, dla tego zamiast biec w akcie desperacji do miejsca, w którym zostawił swój pistolet, postanowił wykorzystać bieżącą sytuacje, żeby sprawdzić rzeczywisty zakres zdolności własnych komórek. Pośpiesznie snuł w myślach plany, wydawał polecenia, a jego tkanki posłusznie je wypełniały przekształcając prawą dłoń na wzór kwiatowego kielicha, zamkniętego pąka, który po chwili rozsuną trzy mięsiste liście, odsłaniając długie na cal szpikulce. Wzorując się na pewnej tropikalnej rybie, zamierzał wystrzelić w nadlatujące ładunki serie kolców, gromadząc wewnątrz pęcherzykach gaz wytwarzał podciśnienie, które miało wypchnąć pociski, przynajmniej tak to sobie obmyślił, broń działająca na zbliżonej zasadzie co harpun rybacki wykorzystujący sprężone powietrze. Broń niezbyt precyzyjna, ale jeśli pojedynczy pocisk zdoła zdetonować bombę zanim ta zdąży do niego dolecieć, uzna tą prototypową formę za udany pomysł i może w przyszłości znajdzie dla niej inne zastosowanie. Nagle jego umysł przeszyła dość niepokojąca myśl, coś co wprawiło go w dziwne zakłopotanie, wszystko paliło się i dymiło, ale coś mu podpowiadało że park tak naprawdę nie ucierpiał. Cóż, zostali oderwani od swojej rzeczywistości i przeniesieni do jakiegoś podwymiaru, pewnie jeśli uda im się jakimś cudem wrócić, to wszystko będzie wyglądać tak, jakby nic nie zaszło. Dosyć tych bredni, czas oczyścić przestrzeń z tych lewitujących ustrojstw! - Może ktoś łaskawie wyznaczy tym zabaweczkom jakiś cel?! Pióra w dłoń! – Krzykną, ale czy ktoś go usłyszy? Przy tych wszystkich wybuchach to wydaje się wątpliwe. On swoją książkę gdzieś zapodział w ogniu wydarzeń, a gdyby reszta bomb zdetonowałaby się w okolicach czasoprzestrzennej wyrwy przyczyniając się do jej zamknięcia, wtedy na raz rozwiązaliby oba problemy. |
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bryant Park Wto Lis 06, 2012 3:43 pm | |
| - Prawdziwi mężczyźni nie wstydzą się nosić rajtuz! – odkrzyknął jeszcze w odpowiedzi do Abigail, gdy obracał się w kierunku kolejnych bomb. Ich ilość wyraźnie się zmniejszała, tak samo jak pole rażenia, które obejmowały. Spidey oberwał może paroma odłamkami, w efekcie szarpiącymi materiał jego kostiumu i miejscami powodującymi delikatne, niewielkie rozdarcia, głównie na ramionach. Dobrze, że miał jeszcze kilka sztuk stroju w zapasie – ten egzemplarz zdecydowanie nadawał się już do wyrzucenia na śmietnik. Peter lawirował między rozpadającymi się w powietrzu obiektami, jakby był wyjątkowo zgrabną baletnicą, choć pozbawioną rozłożystego tutu i jedwabnych, wiązanych baletek. - Dobry ruch, detektywie – powiedział do Mulligana, który również nie miał większych problemów w unieszkodliwianiu bomb. Ale żeby nie było zbyt pięknie… Kojarzycie może to uczucie, kiedy idziecie po ulicy albo siedzicie w jakimś miejscu, jednak wasz umysł jest na tyle nieprzytomny, że rzeczywistość sprawia wrażenie, jakby była filmem, a uczestnik wydarzeń nie brał w nich udziału, a jedynie oglądał je niczym widz? Tak właśnie czuł się Parker, gdy po serii wybuchów spowodowanych wystrzeloną przez Whistler strzałą rozglądał się po parku. Jego głowa pracowała jak kamera, a oczy rejestrowały to, co do nich docierało. Spider-Man zamrugał, by wrażenie dziwnego dystansu zniknęło, ale udało mu się to tylko na chwilę. Mózg płatał mu figle. A może wiązało się z tym coś więcej? Peter usłyszał krzyk Kleisera, lecz nie zamierzał zastosować się do jego prośby. Zbyt dużo szkód wynikało z korzystania z magicznych, wampirycznych ksiąg. On sam był dobrym tego przykładem, gdy pozbawił Patricka kontaktu z Toxinem. Następnie Abigail zachciało się ładunków, przez co tkwili w tym, co widać. Kto się jeszcze odważy? Co znajdzie się w pechowym tomisku? Może tego od nich wymagano. By pisali, oddawali fragmenty siebie, które ktoś mógł wykorzystać. Jeśli tak… to Anansi raczy wiedzieć, do czego. - Proponuję wyznaczyć białogłowę na ofiarę – rzucił, nie mając wcale na myśli dziewczyny, a jasnowłosego, wibrującego chłopaka. Na zaprzeczenie tych słów wystrzelił pajęczynę nad jego głowę, gdzie znajdowała się jedna z bomb i odsunął ją nieco dalej, gdzie wybuchła, nie raniąc Alexa. – Chyba, że mamy jakiegoś ochotnika. Nie? Tak myślałem. Pająk popatrzył po pozostałych, czy mają zamiar naskrobać prośby w woluminach. Zastanawiał się, na co najlepiej się teraz przygotować. |
| | | Abigail Whistler
Liczba postów : 21 Data dołączenia : 23/07/2012
| Temat: Re: Bryant Park Czw Lis 08, 2012 12:54 pm | |
| Już Abigail miała się odgryźć Ścianołazowi, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła. Nie ma czasu na przekomarzanki, gdy cały świat sypie się na głowę. Aprzynajmniej najbliższe otoczenie. Dziewczyna wolała poświęcić całą energię na unikaniu obrażeń. A przynajmniej na minimalizację strat. Cholerne zadrapania, szczypiące przy każdym ruchu. Cholerny Spider-Man, który nie może się zamknąć. Cholerne bomby, które próbują rozwalić cholerny park ze wszystkimi obecnymi... Abigail miała stanowczo dość dzisiejszego dnia. Właściwie miała dość każdego dnia, odkąd jej drużyna uległa rozwiązaniu. Owszem, dysponowała odpowiednimi środkami, by dalej walczyć z homo sapiens nocturnus. Tylko jak długo? Bez sojuszników, stałej dostawy broni i stale uszczuplanym kontem i bez strategii nie była nikim więcej jak zwykłą dziewczyną z łukiem. Ona, która uczestniczyła w powstrzymywaniu Draculi, teraz ma szczęście jak pozbawi nie-życia kilku krwiopijców jednej nocy. Ale dzisiaj to łowczyni ma już pecha zupełnego. Spotyka się z dziwnymi ludźmi(i nie tylko) zupełnie bez broni, a każdy jej pomysł jest gorszy od poprzedniego. Cholera, Abigail stanowczo potrzebuje wolnego. A może nawet i emerytury...? - Skup się, chica! – mruknęła po nosem, wściekła na siebie. Co powiedziałby jej ojciec, gdyby się dowiedział, że planuje się poddać? Nie, jeszcze nie. Może nigdy. I nagle rozbolała ją głowa. Czuła się jak wtedy, gdy pierwszy raz przeżywała sen świadomy. Czuła się, jakby znajdowała się między dwoma światami: jednym normalnym, gdzie ludzie przyszli do parku w celach rozrywkowych i drugim, zniszczonym przez bomby, które de facto były winą panny Whistler. Abigail zdecydowała się nie strzelać więcej w bomby. Może same uniki wyjdą jej na dobrze?
|
| | | Toxin
Liczba postów : 71 Data dołączenia : 26/07/2012
| Temat: Re: Bryant Park Czw Lis 15, 2012 11:53 pm | |
| Park, który jakiś czas wcześniej został oderwany od rzeczywistości, stał się teraz parkietem dla Broadwayowskiego zespołu tanecznego, który każdy swój ruch kończył efektownym wybuchem. Pomysł Spider-Mana wydawał się przynosić efekty. Odłamki bomb, kawałki wyrwanej gleby latały wokół ich ciał świstając niczym wkurzona osa. Na szczęście teraz, gdy odzyskał swoje symbiotyczne ciało ,uderzenie takim odłamkiem przestawało być dla niego najmniejszą obawą. Stojący w oddali inny kosmita, który zmieniał swoje ciało w równie niesamowity sposób, zaproponował aby ponownie użyć ksiąg, na co Patrick nie mógł się zgodzić. - NIE! Niech nikt nie używa ksiąg! - wrzasnął Toxin, tak aby mieć pewność, że wszyscy go usłyszą. Dość już złego przyniosły. Księgi wydawały się na swój własny sposób interpretować zapisane w nich prośby. Były jak złota rybka z charakterkiem, która wyskoczyła z akwarium Lokiego, aby płatać figle. Patrick nadal chciał trzymać się teorii, że istnieje jeszcze jedna księga, która kontroluje wszystkie pozostałe, cholera wie ile ich było na Świecie. Jedyne do czego wykorzystał by księgę, to odnalezienie tej "głównej". Zanim jednak to nastąpi, sytuacja na tym parkowym poligonie musiałaby wrócić do normy, a na to niestety się nie zanosiło. Wszyscy znajdujący się tam gracze musieli brać pod uwagę, że gdzieś kilkanaście metrów nad ich głowami, znajdowała się wyrwa w czasoprzestrzeni. To co teraz robili, prowadziło do niczego. Rozwiązywali jeden problem, po czym pojawiał się inny, ponieważ ktoś - spojrzał na Abi - bezmyślnie użył księgi. Patrick wyraźnie nie nadawał się do tego typu zamieszania, co innego Toxin, który wyraźnie czerpał z tego wszystkiego najwięcej zabawy. Patrick czuł to na swojej skórze, oddechu, w ruchach, że ekscytacja młodego symbionta wzrasta z każdą minutą. Lepsza ekscytacja niż wściekłość, pomyślał ironicznie. - Spidey, wyglądasz na mądrego dzieciaka! - powiedział do pająka, która stał najbliżej jego. - Masz jakiś "genialny" pomysł jak wydostać się z tego bałaganu, bez zrobienia jeszcze większego?! Myśl dzieciaku, myśl. Patrick nie wiedział, kto kryje się pod maską pająka. Ten pomógł mu poradzić sobie z mocą Toxina, wyznaczył mu kierunek, który on sam mimo wszystko musiał wybrać. Był mu za to wdzięczny, lecz pomimo, iż nie dążył do poznania jego tożsamości, trzeba by było być idiotą, aby nie wziąć tego drobnego chłopaka za nastolatka. Mądrego nastolatka. |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Bryant Park Pią Lis 16, 2012 5:43 pm | |
| Alex zawsze posiadał duże zdolności obserwacyjne, nadludzko szybki refleks i wyjątkowo duże pokłady cynizmu oraz goryczy. Dlatego gdy jeździł wokół po dużych półkolach broniąc się przed eksplozjami wcale nie przestał obserwować otoczenia i poczynań swoich chwilowych towarzyszy, wiedząc że na pewno zaraz uda im się coś spieprzyć, albo go zaatakować w jakiś sposób. Nie zawiedli go, a gdy strzała wystrzelona przez samozwańczą łowczynię wampirów przebiła się przez tajemnicze eksplodujące kulki, Moore przeczuł co się zaraz stanie. Szczęśliwie wibracje, fale uderzeniowe i wstrząsy zawsze należały do największej specjalności Alexa. Gdy rycząca eksplozja uderzyła w jego ciało, chłopak przestawił całą swoją moc i zdolności na przewodzenie i przemianę uderzenia. Wziął na siebie wybuch i przekierował go w najbardziej dogodne miejsce - w kamienny chodnik 0 tworząc małe lokalne trzęsienie ziemi. Cały ten zabieg niestety nie dał rady powstrzymać całego gorąca i fali uderzeniowej, więc po tym jak całe to piekło dobiegło końca, chłopak leżał na ziemi krztusząc się pyłem i klnąc wyjątkowo szpetnie. Irytowały go te wszystkie pieprzone książki, magiczne łuki, kosmici, wybuchowe kulki, potwory nie z tej ziemi. - Dość kurwa - rzekł trzęsąc się ze złości i od pozostałości wibracji. Krzyże w jego oczach błyskały jak rozpalona stal, a jego kroki, gdyż teraz już szedł zamiast jechać, wyrywały z podłoża kamienne odpryski i powodowały delikatne wstrząsy. Miał ochotę rozerwać przyczynę tego całego chaosu na sto tysięcy wibrujących kawałeczków i zobaczyć, jak dobrze ta pieprzona kupa materiału sobie poradzi z regeneracją. Każda kolejna wybuchowa kulka czy potwór, a nawet zwykły człowiek musiał się liczyć z bardzo gwałtowną reakcją ze strony zirytowanego mechanika, gdyż w połowie drogi Moore znowu zaczął wibrować i niszczyć wszystko co się do niego zbliży, tak na wszelki wypadek. Miał ochotę zabić Mulligana, zabić tę wielką stonogę i przynajmniej bardzo skrzywdzić odpowiedzialną za ostatni wybuch kobietę. Przed tym jednak mógł się powstrzymać i to zrobił. Magiczne zabaweczki nie powinny liczyć na łagodne traktowanie. Kiedy dotarł do książek niszcząc każdy pocisk w swoim zasięgu, złapał za swoją i przekazał wibracje do swojej dłoni. - Papa - powiedział i całą energię przeniósł na skórzaną okładkę i kartki. Wiedział, że to prawdopodobnie duży błąd, ale cóż. Poczuł się o wiele lepiej. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Bryant Park Nie Lis 25, 2012 4:17 pm | |
| Pomysł Kleisera na wytworzenie z własnego ciała takiej broni mógłby być nawet w zasadzie trafiony - ale niestety nie w tego typu okolicznościach, gdy bomby nie wybuchały już jedna po drugiej w pewnych odstępach czasu, lecz po prostu wszystkie na raz, wysadzając najbliższą okolicę. Oczywiście kilka ładunków udało mu się w ten sposób unieszkodliwić, jednakże nie miał szans powstrzymać ich wszystkich - skończyło się to więc dla niego obrażeniami, które szczęśliwie szybko się zaleczały, choć dla człowieka byłyby zapewne całkiem poważne. Ot, kolejny dowód na to, że niezwykle zaawansowana regeneracja to podstawa. Pozostali zebrani w parku mieli właściwie nawet większego farta - jak na przykład Spider-Man i Toxin, którzy już uprzednio zdążyli oczyścić przestrzeń wokół siebie, przez co teraz nie musieli się martwić o masowe wybuchy. Abigail również nieźle sobie radziła; przestawienie się na uniki wyszło jej na dobre, gdyż udało jej się przedostać w miejsce co prawda otoczone ładunkami, ale w takiej odległości, że ich detonacja i tak nie wyrządzała dziewczynie dużej krzywdy. Alex natomiast - to już była całkiem inna historia. Udało mu się uniknąć zyskania nowych ran z powodu bomb; to z całą pewnością można było uznać za pewien sukces, nawet jeśli i tak ostatecznie wylądował na podłożu. Z dwojga złego lepiej było rozwiązać sprawę właśnie w taki sposób... Szczególnie, że po tym wszystkim już każdy z ładunków został zdetonowany, samoistnie lub z pomocą z zewnątrz, tym samym na moment czyniąc park minimalnie bardziej bezpiecznym... Ale tylko minimalnie. Podjęta przez Alexa próba zniszczenia księgi rzeczywiście nie należała do najlepszych pomysłów, na jakie chłopak mógłby wpaść. Rozsadzenie owego obiektu doprowadziło do wyzwolenia zgromadzonej w nim energii - a tej nie było wcale mało, a wręcz przeciwnie - na tyle sporo, iż doszło po prostu do kolejnego wybuchu, tym razem potężniejszego... Na tym jednak nie koniec. Wszystko wskazywało na to, że księga naprawdę została unicestwiona - dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze nie tak dawno temu bez problemu wychodziła nietknięta z pożaru, lecz fakty mówiły same za siebie. Otóż zawieszona w powietrzu wyrwa jak gdyby się rozpruła, poszerzając się znacząco i zarazem przedłużając się nieco. Po drugiej stronie wciąż rozlegały się porykiwania i prychnięcia, jednakże panowała tam ciemność. Można było się tylko domyślać jak wygląda tamten świat... Nie to było jednak najgorsze, gdyż mniej więcej w tym samym momencie park zaczął ulegać dezintegracji. Nie odbywała się ona w błyskawicznym tempie, lecz nie była też zupełnie powolna - członkowie grupy mieli krótką chwilę do namysłu, lecz niszczycielska fala znajdowała się coraz bliżej nich... Po kolei obiekty tworzące ich otoczenie znikały, pozostawiając po sobie pustkę. Wyglądało na to, że wyjścia były dwa: zostać na miejscu i czekać na to, co z żyjącą istotą może zrobić owa siła - lub uciekać... Tylko dokąd? Na drugą stronę? To też nie wydawało się być najbezpieczniejsze.
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bryant Park Pią Gru 07, 2012 7:34 pm | |
| Bomby w okolicy Spider-Mana zdążyły już wybuchnąć, więc chłopak bez problemu dosłyszał słowa stojącego obok Toxina, ale jakoś nie miał czasu zastanowić się nad odpowiedzią – kilka sekund później rozległ się potężny huk spowodowany nieprzemyślanymi działaniami Alexa. Przypomniała o sobie wielka wyrwa w niebie, która zdążyła się już powiększyć. Ryki dochodzące z ciemności powodowały ciarki na całym ciele Pająka, nie tylko poprzez natężenie dźwięku i jego barwę, ale i przez niepokojące wibracje odbierane całym organizmem. Walka nawet z najpotężniejszym wrogiem nie jest zbyt trudna, gdy wie się, z kim ma się do czynienia. Jednak nie wiedząc, kto czai się po drugiej stronie, nie było już tak łatwo. Spidey cofnął się o krok i zerknął na Patricka. - Chyba ktoś tam, po drugiej stronie, nie jest zadowolony, że zabiliśmy Simbę – powiedział, wskazując na miejsce, gdzie wcześniej znajdował się lwi potwór. Dziwne zawroty głowy i odczucie rzeczywistości w sposób… nierzeczywisty to był mały pikuś przy tym, co zaczęło się dziać po wrzuceniu przez Moore’a księgi do wyrwy. Otoczenie dookoła zaczęło po prostu znikać. Drzewa, ławki, ludzie… Iluzja? Realizm? Myśli w głowie Petera pędziły błyskawicznie, rozważał wszystkie za i przeciw. Jego pajęczy zmysł szalał już od dłuższego czasu, niemalże odkąd znalazł się w parku. Nie zamierzał obrócić się w niebyt, jeszcze nie teraz. O ile te wszystkie obiekty czekał taki los. Równie dobrze mogły zostać teleportowane do innego wymiaru. Czyżby tego, który krył się w miejscu, skąd dochodziły przerażające odgłosy? Tak czy siak, żadna z opcji nie była wystarczająco dobra, więc Parker postanowił wybrać mniejsze zło. Wystrzelił pajęczyną w najwyższy stojący w jego zasięgu budynek i poszybował w kierunku nieznanego świata czającego się w szczelinie. - Do zobaczenia po drugiej stronie! - krzyknął do reszty, co zabrzmiało dość wieloznacznie. Przez chwilę przez głowę przemknął mu obraz cioci May i Mary Jane, które pomimo, że były przygotowane na to, co może mu się stać, i tak bardzo cierpiałyby, gdyby nie wrócił. To było jednak najlepsze, co mógł teraz zrobić, by spróbować wyjść cało z tej dziwnej sytuacji. I pomyśleć, że wyszedł z domu jedynie na spacer i hot-doga… Jeśli nic mu się nie stanie, chyba długo nie tknie żadnej książki, a biblioteki będzie omijał szerokim łukiem. |
| | | Toxin
Liczba postów : 71 Data dołączenia : 26/07/2012
| Temat: Re: Bryant Park Czw Gru 13, 2012 12:08 am | |
| Toxin dzięki swojej zwinności omijał sprawnie bomby, lecz w pewnej chwili znalazł się za blisko Alexa, który postanowił nieco zaszaleć ze swoją własną dość destrukcyjną mocą. Wybuch odrzucił Toxina i cisnął nim na trawę. Upadł plecami na ziemię, obracając się kilkukrotnie w powietrzu. Zmrużył oczy, nie z bólu, a z huku jaki poraził jego uszy. Gdy otworzył swoje wielkie białe oczyska dostrzegł, że wyrwa w niebie zaczyna się powiększać. Nie znał się na tych wszystkich naukowych sprawach, ale oglądał wystarczająco dużo Discovery Channel, aby wiedzieć, że może to być jakaś wyrwa w czasoprzestrzeni - nawet droga do innego wymiaru. - Droga do innego wymiaru? Takie rzeczy istnieją tylko w filmach! - zanegował jego rozmyślenia Toxin. Patrick nawet nie zdał sobie sprawy, że mówi to na głos. Tak jakby odruchowo chciał porozmawiać z Toxinem. - Serio? W filmach? Kurwa, sþójrz dookoła! Co ja gadam... spójrz w lustro. - To nic niezwykłego... to tylko Twoja nowa rzeczywistość! Patrick oczami wyobraźni widział, jak ten uśmiecha się mówiąc te ostatnie słowa. Toxin odbił się z ziemi i wylądował na prostych nogach. Wtedy zobaczył, jak Alex niszczy swoją księgę. - To nic nie zmieni... - pomyślał Patrick, lecz księga znikła i nie powróciła. Mulligan zmrużył oczy i rozejrzał się dookoła Alexa, czy aby na pewno jego egzemplarz się nie zmaterializował. To się jednak nie stało. Stało się za to, coś czego nikt nie mógł przewidzieć. Park zaczął lekko drżeć, a zaraz potem dostrzegli pierwsze objawy dezintegracji. Spider-Man, którego pajęczy zmysł musiał również teraz szaleć, podskoczył do niego. - Myślisz? - odpowiedział z lekkim sarkazmem. - Ja uważam, że coś innego go wkurzyło! Skierował swój wzrok na Alexa. Czas uciekał i musiał szybko wymyślić jak przeżyć. - Co robi... - wstrzymał swoje pytanie, gdy dostrzegł, że pająka nie ma już za jego plecami. Spidey wystrzelił pajęczynę, napiął ją i wybił się w powietrze niczym Supermen. - Ty chyba żartujesz, dzieciaku! - Chyba nie chcesz tam iść? - zapytał Toxin, wtrącając się do rozmowy, jakby wiedział jaką decyzję podejmie jego gospodarz. - Masz lepszy pomysł? Jeśli tak to zamieniam się w słuch! - odparł z lekką agresją. - Napisz coś w księdze, cokolwiek..! - palnął pierwszą lepszą rzecz, która mu przyszła do głowy. - To nie pomagało wcześniej... Do swojej teorii dołożył kolejny element. Nadal uważał, że ktoś tym wszystkim steruje. Ten, ktoś mógł być po drugiej stronie, lecz księgi od początku były kluczem. Nie wiedział, czemu wcześniejsze spalenie nie unicestwiło księgi, a siła Alexa tak, może to była kwestia samej destrukcyjnej mocy, a może coś innego. Księga niszczona, park także ulega destrukcji! Jeśli stąd nie uciekniemy, wszyscy zostaniemy skasowani. Niczym wymazane wpisy na kartce, przy pomocy gumki do mazania. Chociaż przerażająca wizja Świata, który może znajdować się po drugiej stronie, nie mógł - po prostu nie mógł - pozwolić, aby ten dzieciak, zmierzył się z tym wszystkim samotnie. Spojrzał na tych, który pozostali. - Ktoś idzie z nami? - zwrócił się do nich. Kierował swoje zapytanie głównie do Abigail, która bez żadnej mocy, byłaby skazana na dezintegrację. Jeśli, ktoś zechce się z nim zabrać, przymocuje go sobie do pleców, lub chwyci go mackami i zrobi to co Spider-Man - wystrzeli swoje pajęczyny, zaczepi je o budynek, po czym wystrzeli w kierunku czarnej dziury. - We're dead, you know...?! |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Bryant Park Czw Gru 13, 2012 10:27 am | |
| Decyzje, decyzje, najchętniej postałby chwile dłużej w miejscu, żeby móc następnie przemyśleć co niektóre sprawy, ale przy obecnych okolicznościach nie mógł sobie na to pozwolić. Tak to już jest kiedy zamiast zająć pozycje biernego obserwatora, bierze się czynny udział w rozgrywanych wydarzeniach, tu eksplozje, tam czasoprzestrzeń się rozpada, po prostu wunderbar! Jako istota, która zapewne z całej piątki najmniej odczuwa presje czasu w codziennym życiu, nie znosił się śpieszyć, po prostu nienawidził, gdy powaga sytuacji zmuszała go do podjęcia nagłych i nieprzemyślanych wyborów! Może nie posiadali zbyt szerokiego zakresu jeżeli chodzi o możliwości ucieczki, każdy z nich mógł śmiało udać się przez wyrwę w nieznane, albo pozostać na miejscu, mając nadzieje że rozpadający się anormalny wymiar nie naruszy ich struktury cząsteczkowej. A czy B, każda z wymienionych możliwości posiadało własną hipotezę następstw, ewentualnych konsekwencji, to co pozornie wyglądało na jedyne pewne wyjście z opresji, równie dobrze mogłoby ich przenieść w dowolny punk kosmicznego kontinuum. Natomiast doświadczenie kresu istnienia przejściowego wymiaru może nie mieć żadnych niepożądanych wpływów na ich ogólny stan zdrowia i znowu znajdą się na właściwej dla siebie płaszczyźnie rzeczywistości. Z każdą kolejną chwilą wahań nieodwracalnie przepadał cenny czas, tick tock, tick und tock, w końcu nie rozmyślając już ani sekundy dłużej nad potencjalnym ryzykiem zostania oraz nad innymi zagrożeniami czyhającymi po drugiej stronie czasoprzestrzennej bramy, pośpiesznie zgarną swoje rzeczy i ruszył w stronę anomalii! Przedstawiciel pozaziemskiej fauny, szalony symbiont, narwany młokos, rozrywające eksplozje, po tych wszystkich zmaganiach jakie zdążył wcześniej doświadczyć nie nastawiał się na krótki odpoczynek „po drugiej stronie lustra”, tylko na dalszy ciąg walki. Z kim tym razem? To się zaraz okażę. Według jego przemyśleń istnieje duże prawdopodobieństwo że zastaną tam kolejne istoty pokroju olbrzymiego lwa, może bardziej drapieżne, w większej liczebności, gotowe aby wypruć szponiastymi łapami bebechy każdemu, kto postanowi skorzystać z przejścia. Cóż, żeby bardziej się zmotywować do walki skorzystał ze średniowiecznego okrzyku bojowego Germanów, szarżując na wyrwę oraz na to co się za nią kryło, wrzasną ile sił w układzie oddechowym. - Huj!! |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Bryant Park Nie Gru 16, 2012 5:26 pm | |
| Spider-Man, Toxin, Kleiser i Abigail zdążyli przeskoczyć przez wyrwę na drugą stronę - prosto w niezwykle niepokojącą ciemność - podczas gdy Alex zdecydował się zaryzykować i pozostał w najwyraźniej dezintegrującym się wymiarze. Tuż po przekroczeniu rozdarcia na niebie przez czwórkę bohaterów-i-nie-tylko... Zaczęło się ono zamykać. Nie potrwało długo, nim zasklepiło się zupełnie, a dokładnie w tym samym momencie niszczycielska fala dotarła do miejsca, w którym uprzednio znajdowało się owe rozcięcie. ... Park nie nosił żadnych śladów ostatnich wydarzeń. Sponiewieranego - a przez to przykuwającego wzrok - Alexa otaczała cała masa ludzi zajmujących się swoimi sprawami, którzy najwidoczniej nie mieli bladego pojęcia o tym, co miało miejsce wokół nich jeszcze kilka sekund wcześniej. Wszystko wskazywało na to, że okolica nie została nawet tknięta. Cóż więc takiego się stało?
***
Tymczasem czwórka odważnych po drugiej stronie wyrwy wylądowała w miejscu, którego naturę najlepiej oddawało zapewne słowo "dżungla". Nie był to może zbyt dokładny opis, jako że roślinność sprawiała wrażenie nieco odmiennej od tej spotykanej w lasach tropikalnych na Ziemi... Przede wszystkim niewiele tu było zieleni; dominowały odcienie czerwieni, przede wszystkim tej ciemnej, a także brązu i pomarańczu. Miejscami trafiały się również fiolety i róże. Wszystko było duże - nie gigantyczne, ale zdecydowanie większe, aniżeli być powinno... Na Ziemi. Panowała spora wilgoć, powietrze było ciężkie, a temperatura wysoka - może koło trzydziestu stopni. Trudno byłoby powiedzieć coś więcej o pogodzie, gdyż gęste korony licznych drzew zasłaniały niebo. Trzeba przyznać, że mimo wszystko okolica była na swój sposób piękna... Niepokojąca, owszem, ale jednak piękna. Nastrój ten wzmagała jeszcze świadomość, że to właśnie stąd pochodził najwyraźniej przerośnięty kociak, który uprzednio zaatakował grupę w parku. Gdy jeszcze w nim przebywali, co jakiś czas z wyrwy dochodziły warczenia i ryki, które świadczyłyby o większej ilości takich stworzeń po drugiej stronie, lecz teraz - będąc już na miejscu - przekonali się o tym, iż panuje tutaj względna cisza... I nigdzie nie widać żadnego niebezpiecznego stworzenia. Tu i ówdzie przewijał się jakiś barwny ptak czy spora jaszczurka, pełno też było owadów, lecz nie wykazywały one ani krzty agresji - i szybko się oddalały, najwyraźniej nie chcąc wchodzić w jakiekolwiek interakcje z przybyszami.
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bryant Park Wto Gru 25, 2012 12:15 pm | |
| Podróż ,,na drugą stronę’’ nie trwała zbyt długo, choć może było to jedynie subiektywne wrażenie. Parker, niczym biały królik i jego trzy Alicje, które podążyły śladem pajęczaka, znalazł się w dziwnej krainie przypominającej nieco zmutowany Bryant Park. Wysoka temperatura z pewnością przeszkadzałaby mu, gdyby był zwykłym człowiekiem, ale jako genetycznie zmutowany osobnik posiadający właściwości pająka, który go ukąsił, dość dobrze zniósł zmianę. Wilgoć panująca w powietrzu również nie stanowiła dla niego problemu, ponieważ radioaktywny egzemplarz miał w sobie coś z tropikalnych gatunków i przekazał swoje cechy Peterowi. Nie było to jednak jego naturalne środowisko, które znał, bo choć umiał bujać się na pajęczynach niczym lianach i także posiadał swoją „Jane”, to na tym podobieństwa do Tarzana się kończyły. Zdecydowanie nie był ów dzikusem (wystarczy rzut oka na jego klatę) i gąszcz, w jakim się znalazł, różnił się od miejskiej dżungli, w której żył na co dzień. Gdy chłopak wylądował miękko na podłożu, zdziwił się, bo nie tego się spodziewał – było zbyt spokojnie, lecz nie cicho - raczej leniwie i podejrzanie sielsko. Natura wydawała z siebie multum dźwięków, choć nie były one zbyt głośnie. Wprawny słuchacz jednak miał możliwość rejestracji mnogości bodźców. Na pierwszy rzut oka było widać, że tutejsza fauna i flora nie są takie, jak na Ziemi, ale też nie wyglądały całkiem nieznajomo. Jak na razie brak było istot wzbudzających niepokój, ale trzeba się mieć oczywiście na baczności. - Mam wrażenie, że ktoś mi rano dosypał czegoś do kawy – mruknął, lustrując wzrokiem okolicę. Jeśli coś zamierzało ich zaatakować, to Spider-Manowi uaktywni się pajęczy instynkt i postara się zareagować na tyle szybko, na ile to możliwe, by nie odnieść obrażeń. Rozejrzał się, czy wszyscy również przeszli przez portal jak i on. |
| | | Toxin
Liczba postów : 71 Data dołączenia : 26/07/2012
| Temat: Re: Bryant Park Pon Sty 07, 2013 12:24 pm | |
| Toxin zabrał ze sobą Abigail i oboje przeskoczyli przez wyrwę. Na szczęście pajęczyna była na tyle napięta, aby spokojnie do niej dolecieli. Gdy wylądowali po drugiej stronie ujrzeli Świat, który dosłownie wyglądał jak z powieści fantasy. Maska Toxina rozplotła się niczym stary sweter i schowała do reszty kombinezonu, za sprawą Patricka, gdyż ten chciał ujrzeć tą niesamowitą dżunglę na własne oczy. Jego mina odwzorowywała zaskoczenie, które go w tej chwili dopadło, niczym Toxin w furii, dopadający swoje ofiary. Czy to jest inny wymiar, czy może stali się teraz postaciami tych dziwnych ksiąg, pomyślał zaskoczony, lecz nie mógł się zbytnio skupić na tego typu rozmyśleniach. Gdy rozejrzał się po okolicy, dostrzegł, że kosmita, który wrócił do swej ludzkiej formy, przybył razem z nimi. Widział, także Spider-Mana, który zaczął już chodzić w kółko niczym kot na dywanie i przyglądać się niezwykłej roślinności. Niestety Patrick, nie widział nigdzie Alexa, co oznaczało, że albo portal wyrzucił go gdzieś indziej, albo zwyczajnie nie przeszedł. Miał nadzieję, że przeżył dezintegrację otoczenia. - W którym kierunku ruszamy? - zapytał spoglądając na całą trójkę. Wtedy wykorzystując symbionta, sprawił, że niewielka macka podała mu jego telefon z głębi stroju. Tak jak myślał, nie ma tutaj najmniejszego zasięgu, lecz to mu nie przeszkadzało, gdyż odbijające się w szklanym ekranie niebo, podsunęło mu zupełnie nowy genialny pomysł. Spojrzał wymownie na pająka, a następnie przeniósł wzrok ku niebu. - Chodź ze mną! - poprosił. Chciałby oboje wspięli się na szczyt tych drzew, a gdy dotrą na najwyższe z drzew, będą mogli ocenić teren i obrać kierunek, w którym podąża. Wybił się i przylgnął do drzewa, w typowy dla jego gatunku sposobie zaczął przeskakiwać z gałęzi na gałąź, wzbijając się coraz wyżej, aż dotarł na sam szczy. Wyjrzał ponad korony drzew. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Bryant Park Sro Sty 09, 2013 3:05 am | |
| - Toto, chyba nie jesteśmy już w Kansas... - Powiedział praktycznie sam do siebie, cóż, sytuacja w której znalazła się główna bohaterka powieści Czarnoksiężnik z Oz idealnie odzwierciedla tą, w jakiej sami utknęli, łącznie z pozostałymi towarzyszami znaleźli się w nieznanym świecie, przytłaczającym swoją ciepłą kolorystyką. Zatem to jest rodzimy świat kotopodobnej bestii, w zasadzie spodziewał się zupełnie czego innego, orszaku powitalnego składającego się z podobnych monstrów, ale skoro w okolicy panował rajski spokój, nie miał najmniejszego powodu aby narzekać. Mogli przez chwile odetchnąć od walki, nabrać sił przy jednakowym zachowaniu czujności, oraz co najważniejsze przeprowadzić rekonesans obcego terenu, jeśli mają wciąż się łudzić możliwością powrotu na błękitną planetę. Znaleźli się w dość niepewnej sytuacji, z jednej strony nie wyczuwał obecności większych drapieżników, ale z drugiej nie powinni czuć się jeszcze bezpiecznie, trafili na front wroga o którym wiedzą tyle że dysponuje dość wysokorozwiniętą technologią, same księgi wiele mówiły o swoich twórcach, stanowiły ciekawy obiekt o wielu zastosowaniach, kumulujące zatrważające zasoby energii. Ponadto tutejsza flora i fauna może posiadać negatywny wpływ na funkcjonowanie ich organizmów, toksyny, mikroby, wszystko jest możliwe, odmienne warunki od tych panujących na Ziemi miały decydujący wpływ na przebieg procesu ewolucji u niektórych gatunków, temperatura, ciśnienie, stopień wilgotności, cała masa związków i substancji, przynajmniej mogą bez większych problemów oddychać. Tlen, azot, śladowe ilości wodoru, helu oraz innych gazów szlachetnych, jaka szkoda że jest pozbawiony odpowiedniej aparatury do przeprowadzania biochemicznych analiz, póki co będą musieli stosować się do kilku reguł mających zapobiec ewentualnym interwencjom w ekosystem planety, bo nikt z nich chyba nie chce zostać częścią łańcucha troficznego. Byli tylko nieproszonymi gośćmi, im szybciej odejdą tym lepiej, a z resztą ciekawe czy uda mu się rozpoznać ten świat, w końcu był przedstawicielem starożytnej cywilizacji posiadającym dość obszerną wiedzę na temat kosmosu oraz znajdujących się w nim planet, zdążył przestudiować sporo gwiezdnych map, schematy większych galaktyk, jeśli nie trafili do zupełnie innego wymiary albo na drugi koniec wszechświata, to może spróbować, pozbierać informacje i drogą dedukcji wyciągnąć jakieś pożyteczne wnioski. Ale najpierw chciał lepiej się przyjrzeć co dokładnie się czai wokół nich, obserwował, nasłuchiwał, gdy Pajączki były zajęte wspinaczką na wyższe partie drzewa, on zajął się pilnowaniem czy przy ziemi wszystko jest w porządku, gotowy do błyskawicznej obrony wyczekiwał na powrót ulubieńca Nowego Jorku i symbionta, żeby wysłuchać co ciekawego mają do powiedzenia. Scheiße, trzeba było w pośpiechu chwycić kilka butelek napojów dla towarzyszy, on zawsze znajdzie sobie jakiś sposób, żeby szybko zaadaptować się do nowych warunków, ma ku temu odpowiednie predyspozycje, ale bardziej martwią go ludzie, mutanci czy nie posiadają określone potrzeby, więc żeby uniknąć sytuacji związanych z nadmierną utratą płynów, albo wycieńczeniem, będzie trzeba poszukać dla nich źródła zdatnej do picia wody, oczyszczonej z niepożądanych ustrojów. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Bryant Park Czw Sty 31, 2013 9:23 pm | |
| Toxin wspiął się na jedno z wielu potężnych drzew tego lasu, zaś w drodze na jego szczyt towarzyszył mu Spider-Man. Ta krótka podróż przebiegła dla nich obu spokojnie; przy okazji spłoszyli co prawda jakiegoś barwnego - i do tego całkiem sporego - ptaka, lecz ten po prostu przed nimi prędko umknął... I tak nie sprawiał wrażenia stworzenia drapieżnego. Widok z góry zdecydowanie wart był tej wycieczki. Puszcza ciągnęła się aż po linię horyzontu, a z tej odległości i wysokości trudno byłoby ocenić czy posiada jakiekolwiek wyrwy lub polany. Niebo ponad nią było czyste, zupełnie pozbawione chmur, a jego zabarwienie stanowiło mieszaninę płynnie w siebie przechodzących odcieni różu i pomarańczu. Tutejsze słońce było albo większe albo znajdowało się bliżej, gdyż nawet gołym okiem można było ocenić, że różni się wielkością od tego "ziemskiego". Trzeba przyznać, że cały ten obrazek rzeczywiście prezentował się pięknie. Gdyby jednak Toxin i Pająk pozostali przy ziemi wraz z Abigail i Kleiserem, to mniej więcej w tej chwili ich pajęcze zmysły zaczynałyby już szaleć. Łowczyni wampirów i kosmita mogli natomiast wyczuć zagrożenie na inne sposoby - nagle bowiem zrobiło się o wiele ciszej, nawet ptactwo czy owady zamilkły, nie licząc okazjonalnych, pojedynczych krzyków tu czy tam. Uważny obserwator mógłby z tego wywnioskować, że zbliża się ktoś lub coś, czego zwierzęta nauczyły się bać... Albo może czyniły to po prostu instynktownie. To wszystko trwało najwyżej parę sekund, nie więcej - po czym w kilku miejscach dookoła Abigail i Kleisera dosłownie jakby znikąd zaczęły pojawiać się ogniste kociaki. Z całą pewnością byli to bliżsi lub dalsi krewniacy bestii, z którą grupa miała już do czynienia w parku. Potwory działały teraz na terenie, który najwyraźniej był dla nich naturalny - lub przynajmniej mu bliski - co mogło dać im pewną przewagę. Natychmiast przystąpiły do okrążania dwójki, zwinnie i z wrodzoną gracją kotowatych, szybko zacieśniając krąg, po którym się poruszały... Nagle - bez jakiejkolwiek zapowiedzi - w tym samym momencie wszystkie ruszyły ku Abigail i Kleiserowi; na widoku było ich zaś pięć.
***
Sigh, znowu brak posta Abigail - mimo obietnic...
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Bryant Park Pią Lut 01, 2013 6:43 am | |
| Scheiße do piątej potęgi, jednak ich problemy się nie skończyły, zamiast nacieszyć się chwilą wytchnienia po wydarzeniach jakie miały miejsce w Bryant Park, zmuszeni byli stawić czoła kolejnym przeciwnościom losu, stoczyć następne mozolne walki z nowymi oponentami w postaci ognistych kociąt. Las… tlen… ogień… nagle naszły go pewne obawy związane z wybuchem pożaru, ale zważając że tutejsza flora rozwijała się równolegle z gatunkiem agresywnych ogników, to może olbrzymie drzewa wykształciły pewne mechanizmy zapobiegające niepożądanemu zapaleniu. Cóż, wkrótce się o tym przekonają, ale póki co chciał postąpić jak na antybohatera nie przystało i zatroszczył się najpierw o stan bezpieczeństwa Ziemskiej towarzyszki, która najwidoczniej źle zniosła skok przez portal, wydawała się myślami nieobecna, odcięta od otaczającej ją rzeczywistości, czyli ogólnie mówiąc niezdolna do podjęcia samodzielnej obrony. Można powiedzieć że czuł wobec niej pewną formę międzygatunkowej sympatii, dość nietypowe zauroczenie od pierwszego poderżnięcia gardła, w ciągu kilku godzin już tyle razem znieśli, że szkoda pozwolić jej umrzeć na obcej planecie i to jeszcze z łap koto podobnych istot. Oczywiście w takiej sytuacji liczyła się szybka reakcja, sprawnie wykonane manewry bez zbędnego rozmyślania, wydawało się że obaj znaleźli się w pułapce bez wyjścia, otoczeni ze wszystkich stron wewnątrz zwężającego się kręgu ognia, jednak czy byli zupełnie bezbronni w konfrontacji z samym żywiołem? Szybkie i zwinne bestie, jednak to nie zmienia faktu że był znacznie większym drapieżnikiem, silniejszym, wytrzymalszym oraz zdecydowanie bardziej agresywniejszym od tych potulnych świeczek, które zwiały z jakiegoś urodzinowego tortu. Gdy miał ku temu okazje, to chętnie manifestował swoją moc poprzez zwiększenie rozmiarów własnego ciała, wzrost masy komórkowej i jej redukcja, wzrost tkanek oraz ich spadek, dla niego to było równie proste co oddychanie dla człowieka, wdech i wydech, mitoza oraz biochemiczne samozniszczenie, cykl narodzin, śmierci, odradzania… wszystko pod ścisłą kontrolą świadomości. Coś przeczuwał że nie obejdzie się bez szybkiej transformacji, przy ich obecnym położeniu nie miał zbyt wiele pomysłów jak rozprawić się z przeciwnikami i jednocześnie zapewnić ludzkiej samicy należną ochronę przed ewidentnymi atakami, aż w końcu pod wpływem myślowego impulsu pochłoną szanowną Frau Abigail, to znaczy z własnego ciała utworzył wokół niej szczelny kokon, który następnie stał się podstawą dla jego formy olbrzymiego Chitauri, którą Pajączek oraz Toxin mieli okazje zobaczyć na Ziemi. Wkrótce nowe ciało Hitlerowskiego zbrodniarza nabrało właściwych kształtów, z pominięciem kilku mało rzucających się w oczy szczegółów. Rozwiną swój długi odwłok próbując przerwać linie ofensywy przeciwnika, odnóża kroczne ciężko stąpały po leśnym runie, rozprostował szponiaste palce chwytnych kończyn, a co do Pogromczyni Wampirów, była bezpiecznie ulokowana wewnątrz jego piersi za klatką żeber, otoczona organiczną formacją przypominającą torbę lęgową, wypełnioną galaretowatą mieszaniną różnych związków o neutralnym odczynie. Cóż, na chwile obecną droga Abi stała się krótkoterminowym gościem, któremu nie groziła żadna asymilacja, prawie jak małe kangurzątko wewnątrz matczynej torby. Pod tym względem że wewnątrz własnego ciała utrzymywał ponad metrowego humanoida, na jego torsie pojawiło się obfite zaokrąglenie, ale nie sprawiało mu szczególnych problemów w kwestii poruszania się, wyglądał tylko nietypowo, zwłaszcza kiedy przez niewielki otwór wyglądała urodziwa twarzyczka kobiety, żeby zaczerpnąć powietrza. - Mam nadzieje że jest ci dość wygodnie… dobra, przydałoby się zgasić kilka świeczek i wypowiedzieć życzenie. |
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bryant Park Sro Lut 06, 2013 10:05 pm | |
| Pająk posłusznie poczłapał za Toxinem, przeskakując z gałęzi na gałąź, chroniąc w razie czego tyły. W miarę możliwości starał się rozglądać, o ile gęsto rosnące liście nie zasłaniały mu widoku. Jego wprawny wzrok zarejestrował drobny ruch na niższych poziomach, uznał jednak, że to jeden z ptaków, które właśnie spłoszyli, zleciał na tyle nisko, by zahaczyć skrzydłem o roślinę. - Powiedziałbym, że to bardzo romantyczne być w takim pięknym miejscu, zapierającym widok w piersi i kojącym skołatane nerwy, gdyby nie to, że właśnie uniknęliśmy śmierci i jestem tu akurat z tobą, a nie jakąś długonogą pięknością. Bez obrazy, oczywiście – powiedział, będąc myślami przy Mary Jane. – Ciekawe, co to za miejsce… – dodał bardziej w eter, niż konkretnie do Mulligana. Spidey rozsiadł się, by wymienić magazynki z pajęczyną. Gdy już to zrobił, nie zmienił pozycji, zerkając na Patricka i symbionta. Obserwował ich relację wspominając swoje początki z przybyszem z kosmosu. Sam nigdy zapewne nie zdecydowałby się na to, co on, nawet biorąc pod uwagę fakt, iż Toxin był jak dziecko. Zadziwiała go więź, jaka się między nimi wytworzyła, aż zakuło go lekko z zazdrości. Był bardziej samotny, niż potrafił się do tego przyznać na głos. Nie umiał tworzyć takich relacji z ludźmi, odkąd zginął Harry. Aż dziw, że obecne w jego życiu kobiety, najważniejsze dla niego istoty, wciąż były obok. - Czas na bajkę – odparł, przerywając moment zadumy i wyjął z plecaka zaczarowaną księgę, która mogłaby się rozjarzyć i im coś podpowiedzieć. Podniósł ją i przeniósł w obręby zasięgu promieni słonecznych, czekając na jakąś krwawą wiadomość. - Na niektóre wampiry to działa… – mruknął. |
| | | Toxin
Liczba postów : 71 Data dołączenia : 26/07/2012
| Temat: Re: Bryant Park Nie Lut 10, 2013 10:45 pm | |
| Niezwykłość tego miejsca, zabierała dech w piersiach. Nawet tak naturalne odczucie, jak dotknięcie kory drzewa, które przecież znamy od maleńkości, w tym miejscu wydawało się inne. Nazwanie tego morderczym widokiem, idealnie oddawało kontrast pomiędzy pięknością tego miejsca, a śmiercionośnym zagrożeniem, które kryło w swoich gęstwinach. Czuł je na skórze i wiedział, że Toxin także, to odczuwa. Spider-Man posłuchał jego prośby i chwilę później wisiał na gałęzi obok, gadając w tym swoim dziwnym, jak zawsze nie pasującym do sytuacji miejscu. Czy ten dzieciak, nigdy się nie martwi? Czy po prostu, pod tą skorupą śmiesznego geek'a, kryje się przerażone dziecko, które tylko tak i wyłącznie tak, może sobie z tym poradzić. - Musiałeś być bardzo lubiany w szkole, co nie? - zapytał ironicznie, lecz z uśmiechem. Spojrzał na nieokiełznany krajobraz i z zadumą odpowiedział na pytanie. - Nie mam pojęcia... Pytanie rzucone w powietrze, które otrzymało odpowiedź wypuszczoną równie bezkierunkowo. Patrick spojrzał na pająka, który wymieniał swoje magazynki z siecią. Gdy zobaczył ten dziwny mechanizm, od razu zrozumiał do czego służą, lecz zdziwiło go, że nie potrafi produkować własnej sieci tak jak on i jego pobratymcy. - Myślisz, że tamten gość nie żyje? - zapytał znienacka Toxin. - Który? - Białowłosa mikrofalówka na kółkach. Jako jedyny pozostał w naszym Świecie? - Nie wiem... Mam nadzieję, że nie. Zresztą nie wiem czy moja nadzieja, pomieści aż tyle życzeń. Przełknął ślinę, a Toxin momentalnie zamilkł. Symbiont czasami potrafił zaskakiwać swoim człowieczeństwem, które niejednokrotnie przejawiał głównie w rozmowach z Patrickiem. Postrzeganie pewnych rzeczy nadal pozostawiało wiele do życzenia, to widać było postępy, co cieszyło niezmiernie Mulligana. Wtedy zobaczył jak Spidey wyciąga swoją "magiczną" księgę, wtem przypomniał sobie, że on także posiada swój własny egzemplarz, o którym całkowicie zapomniał. Chciał już coś powiedzieć, ale skończyło się na pomasowaniu czoła i z iście zdziwieniem dziecka odwiedzającego zagrodzę z małpkami, przyglądał się poczynaniom chudego chłopaka. - Spidey... - Zawołał go. - To nic nie da. Musimy wybrać kierunek i iść na przód, księga nam nie pomoże, a tylko pogorszy sytuację. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Bryant Park Sob Lut 16, 2013 5:16 pm | |
| Kleiser zaopiekował się Abigail dosłownie w ostatniej chwili - gdyż zaraz potem musiał już zacząć opędzać się od otaczających go drapieżników. Uderzenie odwłokiem odtrąciło na bok dwa z nich, lecz pozostałe trzy zwinnie go przeskoczyły, by uczepić się ciała kosmity zębami i pazurami - ostrymi i do tego całkiem sporymi. Zwłaszcza dwa - z braku lepszego słowa - potężne ciosy robiły tutaj wrażenie. Mogły zostać wbite głęboko i wyrządzały naprawdę znaczne szkody, które u organizmu pozbawionego zdolności regeneracyjnych byłyby zapewne tragiczne w skutkach... Lecz zaraz; w pewnym momencie pomarańczowe symbole na owych zębach rozpaliły się, a z ich końców zaczął sączyć się płyn - czyżby coś w rodzaju trucizny? Efekty jego działania nie ujawniły się od razu, więc możliwe, że Kleiser był po prostu na niego odporny... Ale kto wie? Oczywiście odgłosy walki mogły zostać dosłyszane także i na górze, wśród koron drzew, gdzie przebywali obecnie Spider-Man i Toxin - choć rzecz jasna docierały tam stłumione przez odległość oraz typ otoczenia. Mimo to obecnie obaj bohaterowie mieli na głowie własne problemy - bo mniej więcej w tej samej chwili, gdy na dole kociaki rzuciły się do ataku, jedno z potężnych drzew - to, na którym akurat siedział Spider-Man - potraktowane zostało ciosem, który dosłownie nim zatrząsł... A następnie zaczęło spadać, po drodze ściągając ze sobą ku ziemi okolicznych "kolegów", w tym tego, na którym znajdował się Toxin. Do kompletu powietrze przeciął głośny ryk. Opadające drzewa wprowadziły dodatkowe zamieszanie w walkę Kleisera i dzikich kotów. Te ostatnie natychmiast zaczęły umykać - z typową dla takich stworzeń gracją unikając zmiażdżenia przez wielkie i ciężkie pnie. Cóż takiego mogło w ogóle do tego doprowadzić...? Kolejnego przeciwnika nie było widać, choć zdecydowanie dał już dobitnie znać o swojej obecności.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Bryant Park Nie Mar 17, 2013 10:38 pm | |
| Cóż, mimo otaczającego ich bogactwa barwnej roślinności, planeta posiadała również mniej zachwycające oblicze, które zdążyła już im zaprezentować. Olbrzymie bestie, eksplozje, chrzęst łamanych kości, ból przeszywający rozrywane ciało, ludzie mieli o tyle lepiej że nie odczuwali straty każdej pojedynczej komórki w swoim ciele, komunikacja między poszczególnymi tkankami zachodziła w dość ograniczony, prosty dwukierunkowy sposób, gdy wymiana informacji w jego przypadku miała postać nieustającego cyklu, przebiegała płynnie, szybko i efektywnie, na bieżąco doświadczał własną śmierć, rozpad, kawałek po kawałku, wielokrotnie umierał po czym odradzał się na nowo. Świadomość i podświadomość, myśli oraz instynkty, wiedza, doświadczenie, wzajemnie się przenikały, cały organizm egzystował na zupełnie innych zasadach, tworząc samowystarczalny byt zdolny do ciągłego trwania, jedność w mnogości. Niewielki ubytek neuronów w ludzkim mózgu może w większym stopniu zmienić osobowość podmiotu, nieodwracalnie zatracić jego dawne jestestwo. Nowotwory, guzy, tętniaki, materiał genetyczny wielu gatunków jest wciąż podatny na ewolucyjne zmiany, niekontrolowane mutacje, narażony na kolejne błędy, kiedy on uosabiał pod tym względem doskonałość, jedyna pewna stała w chaotycznym świecie materii oraz energii. Może zostać powalony, okaleczony, rozdarty, nawet jeśli zostanie po nim jedna komórka, to powstanie, wyzdrowieje, zrośnie się, przeżyje śmierć tryliona pozostałych komórek żeby stworzyć kolejne trylion, póki jego iskierka życia wciąż płonie, genetyczne informacje nadal są gromadzone, analizowane, przetwarzane i powielane, on nie przeminie. Jednak jego egzystencja to wieczna żałoba, pasmo bólu i przemocy, szczytowy rezultat eonów lat ewolucji, a był taki żałosny, westchnąłby ciężko, gdyby nie to że przybrał wcześniej formę olbrzymiej błękitnej stonogi. Dobra, chwila lamentów i żalenia się nad sobą dobiega końca, czas najwyższy wziąć się w garść, zapomnieć o wcześniejszych niepowodzeniach, może potrafił się regenerować, ale nie był masochistą, byle kotowate istoty nie będą po nim skakać nie ponosząc przy tym żadnych konsekwencji, mogły nie zadzierać z większym drapieżnikiem. To że zdążyły wpuścić do jego organizmu jakieś nieznane zarazki, toksyny, zbytnio go nie martwiło, zawsze mógł zastosować odpowiednie środki zapobiegawcze, żeby zwęzić obszar infekcji, pozbyć się narażonych mass tkanek, za to chętnie dobrałby się chociaż do jednego ze stada, pochwycił i zbadał jego struktury białkowe przy powolnej asymilacji. No cóż, niestety nie było mu to dane, po spłoszonych kotach nie został ani ślad, za to spadające drzewa zwiastowały nadejście kolejnego przeciwnika, pewnie dużo większego, silniejszego, wytrzymalszego... ech, życie "bohatera" oraz "antybohatera" nie jest usłane różami, chyba że takimi z wielkimi ostrymi kolcami. Ognisty lew, irytujący młokos, chmara ładunków wybuchowych, wroga flora z obcej planety, normalnie dzień pełen wrażeń... trzeba było zignorować tajemniczy pakunek i polecieć do Argentyny, żeby odwiedzić starych znajomych z SS, ciekawe czy Hanz jeszcze żyje, wciąż jest mu winien pięć marek... Rozglądał się dookoła, próbując przewidzieć w którym kierunku spadają pobliskie drzewa, żeby móc wcześniej zareagować i zejść im z drogi, unikając tym samym nieprzyjemnego przygniecenia. - Chłopacy! Widzicie sprawce tego całego zamieszania?! |
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bryant Park Sro Mar 27, 2013 4:09 pm | |
| Spider-Man nie był już dzieckiem (choć wciąż nie można było go nazwać dorosłym, statecznym człowiekiem), a tym bardziej zakompleksionym – przynajmniej nie w tak dużym stopniu jak kiedyś, zanim zyskał pajęcze moce. Dały mu ono sporo odwagi i poczucia własnej wartości, które umacniała w nim na co dzień również Mary Jane. Nie miał jednak przesadnie rozbuchanego ego, a jego słowotok… Cóż, po prostu taki już był. - Można tak powiedzieć. Często byłem w centrum zainteresowania – odparł dość beztrosko, choć pamięć o uciążliwym dokuczaniu kujonowi wciąż gdzieś tam w nim tkwiła i czasem skłaniała Petera do rozmyślań. Sam był teraz obrońcą ludzi, ich bohaterem. Ratował z opresji. Jego nie miał kto ratować. Dziwnie toczą się czasem losy... - Spokojnie, Sherlocku. Sprawdzam tylko, czy nie dostaliśmy planu wycieczki. Nie było mu jednak dane się niczego dowiedzieć, bowiem gałąź, na której siedział, zatrząsła się wraz z drzewem i księga wypadła mu z rąk i poleciała w dół, w sam środek walki lwów z Kleiserem i Abigail. O ile kotki nie postanowią jej rozszarpać, i tak wróci do Parkera, więc się tym nie przejął. Zwłaszcza, że pień zaczął lecieć w dół, więc pajęczak musiał się jakoś ratować przed upadkiem. Nie miał z tym problemu, bowiem instynkt w porę go ostrzegł i mógł zrobić coś, by nie zaliczyć popisowego upadku bądź czegoś znacznie gorszego. Wystrzelił świeżutką sieć z magazynku w kierunku konarów na sąsiednim drzewie, ale to również zaczęło lecieć niczym kostka domina potrącona przez drugą kostkę. Peter domyślił się, że Toxin również w porę wyłapał zagrożenie, ale Mulligan i symbiont zniknęli mu z oczu, wraz ze spadającym elementem flory. - Patrick?! – próbował przekrzyczeć hałas i zlokalizować znajomego. Skoro drzewa zaczęły padać jedno po drugim, trzeba było dostać się z powrotem na ziemię. Spider-Man początkowo strzelał siecią w gałęzie stojących jeszcze pni, coraz niżej, by móc zeskoczyć w odpowiednim momencie w dół i nie martwić się, że zostanie przygnieciony – nawet, jeśli alternatywą było spotkanie z kosmicznymi drapieżnikami. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Bryant Park | |
| |
| | | | Bryant Park | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |