|
| Central Park | |
|
+67Vision Magneto Annie Gwen Stacy Winter Soldier Helbindi Fenris Black Widow Luna Maximoff Marrow Gambit Jemma Simmons Katie Power Seo-yun X-23 Wolfsbane Evrain Keirtz Supercollider Esco Łaska Doreen Green Doctor Strange Teddy Altman Speed Victor Mancha Kelly Night Skuld Patriot Cassie Lang Kate Bishop Wiccan Eugene Mercer Quicksilver Shatterstar Rictor Madeline Baal Shiklah Kaine Sabretooth Daken Leila Kamikirimusi Flash Thompson Echo Mikael Enea Mysterio Samantha Hudson Captain America Spider-Man Hela Rocket Raccoon Super-Skrull Eve Darkhawk Lafia Domino Cable Kinaret Luke Cage Nuzuki Moon Human Torch Gna Invisible Woman Loki 71 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Central Park Pią Cze 08, 2012 4:19 pm | |
| Oaza zieleni w centrum Manhattanu. Zajmuje osiemset czterdzieści trzy akry powierzchni. Na terenie Central Parku oddawać się można wielu zajęciom, takim jak obserwowanie ptaków, pływanie po jeziorach w łódkach czy kajakach, jazda rowerami czy bryczkami konnymi, bieganie, tenis, siatkówka, kręgle, wspinaczka na skałkach, pływanie w basenie - lub zimą jazda na łyżwach oraz wiele, wiele innych. Tutaj można znaleźć mapę. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Czw Lip 05, 2012 4:25 pm | |
| Pogoda sprzyjała, a przynajmniej w mniemaniu Tess. Niebo, częściowo zasnute bialutkimi jak śnieg obłokami, miało przyjemną barwę błękitu, w który co chwila spoglądała jakby z utęsknieniem. Gdzieś tam za tymi chmurami był Asgard, a przynajmniej tak wyczytała w tej stercie książek, które ostatnio zakupiła. Owszem, jest otwarta na wszelkiego typu nowości, ale gdyby ktoś jej to powiedział dwa miesiące temu… Cóż, wyśmiałaby go, definitywnie. A teraz analizowała swoje świeże jeszcze wspomnienia, w których widziała sześciu obrońców planety i jej wroga, a dwoje z nich pochodziło właśnie z tej krainy bogów. Niech to. Ciekawe ile osób z rządu o tym wie, syknęła w myślach ignorując jakiegoś chłopaka rozdającego ulotki na przejściu. Zmierzała szybkim krokiem w stronę Central Parku, by móc przysiąść na moment i na świeżym powietrzu spróbować po raz kolejny poukładać sobie w głowie fakty. Dodatkowo będzie to całkiem przyjemna sceneria do nakreślenia kilku szkiców. Uśmiechnęła się do siebie. Który to już rysunek do kompletu? Dwusetny? Możliwe, nawet bardzo. Cóż jednak z tym zrobić – jej taki stan rzeczy nie przeszkadzał jej w żadnym procencie, wręcz dzięki tej małej obsesji rozwinęła umiejętności w rysunku. Niestety nie posiadała zbyt wielu źródeł, skąd mogłaby wziąć zdobienia i drobne elementy stroju, jednakże poza tym wszystko zmierzało ku jak najlepszemu. Choć nadal jeden element ją frustrował. Że też żadna stacja nie dała zbliżenia na oczy…. No tak, nie mogła w pełni pokolorować żadnego projektu bez tego jakże istotnego elementu. A teraz ta nordycka dwójka zniknęła i nie będzie miała okazji, by odkryć tę informację na własną rękę. Obstawiała kolor zielony, jednakże sugestia ta powstała w jej mózgu przez strój. Dodatkowo zawsze wykorzystywano zieleń u czarnych charakterów, spójrzmy chociażby na wszystkim dobrze znanego Disney’a. Minęła grupę młodzieży licealnej (najprawdopodobniej). Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż najwyraźniej trafiła na fanklub Tony’ego Starka. Owszem, czuła przed nim niesamowity respekt, w końcu jego wiedza i przedsięwzięcia na to zasługiwały. Mimo to nie tłumiła w sobie delikatnego uczucia żalu, które towarzyszy jej od momentu, w którym na ekranie telewizora zobaczyła jak dzięki Iron-Manowi cała armia kosmitów pada. Szybko jednak się otrząsnęła przypomniawszy sobie co usłyszała parę dni temu. To była bomba atomowa – albo ona albo kosmici. Cóż, tutaj wybór był prosty, bez względu na to jak bardzo oddziaływali na nią przeciwnicy Ziemi. W pewnym momencie jeden z nich zauważył najwidoczniej jej naszywkę przedstawiającą hełm z rogami. Posypały się wątpliwej jakości komentarze, które wywołały perfidny uśmiech na jej ustach. Zwracała uwagę, pozostawała w centrum, a to najlepsze, co mogło być. Obojętność by doprowadziła ją do szewskiej pasji, ale nienawiść, złość, obelgi… Krzyczcie, czujcie, że istnieją tacy jak ja, śmiałą się w duchu przekraczając granicę Central Parku, a tym samym zostawiając w tyle wrogą sobie grupę. Wprawdzie jeszcze nie spotkała nikogo, kto podzielałby jej zainteresowania w kwestii Lokiego, ale wierzyła, że gdzieś istnieją tacy ludzie. Ameryka to tak zróżnicowany kraj, nie ma opcji, by była jedyną. Choć pochlebiałoby jej to, niewątpliwie. Znalazła pierwszą lepszą wolną ławkę w cieniu drzew i opadła na nią z satysfakcją. Kawałek własnej przestrzeni na świeżym powietrzu przez następnych kilka godzin, wspaniale. Wyciągnęła szkicownik i przejrzała poprzednie prace. Pół-profil, całość, koncepty zdobień, własne pomysły strojów… Byłą z siebie dumna. Chwyciła pewnie ołówek i zaczęła delikatnymi pociągnięciami poprawiać kontury płaszcza. Pozwoliła sobie włączyć głośnik w iPodzie i wsłuchać się w melodie celtyckie. Wspaniałe odprężenie. - Te cholerne oczy – mruknęła do siebie. |
| | | Invisible Woman
Liczba postów : 198 Data dołączenia : 03/07/2012
| Temat: Re: Central Park Czw Lip 05, 2012 6:47 pm | |
| Ogólnie rzecz biorąc - Sue miała zdecydowanie dość tego dnia, choć dotarła póki co dopiero mniej więcej do jego połowy. W związku z wszystkim, czego zdążyła już od rana doświadczyć, doszła jednak do wniosku, że osąd może wyjątkowo wydać w tempie bardzo przyspieszonym: teraz, a nie tuż przed zasypianiem, jak to zwykle miała w zwyczaju czynić. w tej chwili nie mogłoby się raczej wydarzyć nic, co sprawiłoby, że dzień ten zyskałby jeszcze w jej oczach. Wprost przeciwnie - jakaś inwazja obcych czy otworzenie się dziury między wymiarami, z której wypełzłoby parę wielkich potworów wydawały się być obecnie praktycznie jak najbardziej na miejscu. Nic, tylko ich oczekiwać. Na pewno Skrulle wyrobią się w te parę godzin, które zostały im do północy... To aż dziwne, że i Doom nie dał jeszcze o sobie znać. I pomyśleć, że miało być tak pięknie! Reed obiecał jej, że spędzi z nią cały dzień - nie postawi nawet jednej stopy w laboratorium, nie będzie przeglądał notatek związanych z pracą, a za to będzie myślał o niej i tylko o niej, wyjdą gdzieś razem i w końcu się zrelaksują... Tak, taki właśnie był ich pierwotny plan, lecz oczywiście nic nie może pójść zgodnie z zamierzeniami, prawda? Nie wtedy, gdy ma się takiego pecha, jaki zazwyczaj spotykał Susan. Oczywistym było więc, że Reedowi musiało coś wypaść - okazało się, że na dziś właśnie miał zaplanowany początek wykładów w Europie, o którym ZAPOMNIAŁ wcześniej wspomnieć, ale na które MUSIAŁ lecieć. Dobrze, Sue była skłonna zrozumieć, że jej mąż miał wiele na głowie, tyle pracy - zarówno naukowej, jak i przy odpieraniu zagrożeń skierowanych przeciwko ludzkości... Ale naprawdę, czy tak trudno było mu ją o tym zawczasu poinformować? Nie zjadłaby go przecież - przynajmniej nie wtedy, bo teraz naprawdę miała ochotę zrobić mu jakąś poważną krzywdę. Wyszukane tortury po prostu same przychodziły jej do głowy... Mógł pamiętać, mógł nie obiecywać... Lecz to nie było wszystko. Jak tak teraz o tym myślała, to właśnie w tamtym momencie powinna była wrócić do łóżka i nie opuszczać go przez cały dzień. Pewnie, nie pomogłoby jej to tak naprawdę, wszystkie te zdarzenia i tak miałyby miejsce i bez jej udziału... Ale może przez chwilę czułaby się przynajmniej lepiej - do czasu, gdy nie spadłoby na nią wielkie poczucie winy i chęć naprawiania szkód. Jej brat - którego kochała, naprawdę, przecież Bóg jej świadkiem, że życie by za niego oddała, gdyby tylko nastała kiedyś taka konieczność i wcale nie były to z jej strony puste słowa - też musiał coś odstawić. W innym wypadku najwyraźniej po prostu nie byłby sobą. Otóż tym razem zaprosił do Baxter Building jedną ze swoich "koleżanek", której tak bardzo chciał zaimponować, że wręcz nie mógł się powstrzymać - nie, żeby kiedykolwiek był dobry w samokontroli - i zabrał ją do laboratorium Reeda... Nie pilnowanego przez nikogo, skoro ten wyleciał z samego rana, właściwie jeszcze świtem, na wykłady, w towarzystwie Bena zresztą. Próbował się zgrywać przed ową dziewczyną, udawał wielkiego naukowca... Tak, Sue miała już czas przejrzeć nagrania. To samo się prosiło o nieszczęście, no i proszę, oczywiście - przyjaciółka Johnny'ego dobrała się do jednego z najcenniejszych i najbardziej niebezpiecznych urządzeń, którym przypadkowo otworzyła portal do innego wymiaru. Nie ma to jak łapanie i odprowadzanie do obcego świata wielkich robali o poranku. Oczywiście zaraz potem odpowiednio dosadnie wyłożyła bratu swoje zdanie na temat jego posunięć. Naprawdę, potrafił zachowywać się tak niedojrzale... A przecież wiedziała, że czasami potrafi być poważny. Może rzadko, ale jednak. W sytuacjach krytycznych. No dobrze, to niewielka pociecha, ale jakiejś potrzebowała, bo inaczej prędzej czy później - zapewne prędzej - by z nim zwariowała. Zupełnie tak, jak gdyby tego wszystkiego nie było jeszcze dość, zaraz potem musiała wziąć się za przeglądanie prasy - sama nie wiedziała co ją podkusiło do wyjrzenia poza strony poświęcone najważniejszym informacjom z kraju i ze świata. Przecież mogła przecież, że nic dobrego z tego nie wyniknie... I miałaby wówczas zupełną rację. Jak to jest, że spośród tylu bohaterów, ilu stąpało po tym świecie, dziennikarze musieli się uwziąć właśnie na nią? Czy ona coś im kiedyś zrobiła? Zabiła komuś kotka? Wręcz przeciwnie, czasami pomagała nawet ściągać je z drzew... Ale media i tak uwielbiały na niej żerować. Życie było takie niesprawiedliwe. Tym razem zawiniła im niemodną w ich opinii sukienką na przyjęciu w zeszłą środę... Jej się podobała, Reedowi też - co akurat nie było żadnym wyznacznikiem, lecz trochę poprawiało jej nastrój, głównie dlatego, że przynajmniej skutecznie zmusiła go do spojrzenia na ową kreację - i wszystkie dodatki do niej pasowały... Więc w czym rzecz? Ludzie nie mieli już większych problemów? Głupie pytanie - oczywiście, że mieli, ale woleli zajmować się błahostkami. Może to i lepiej, w innym wypadku zapewne już chwilę temu wybuchłaby na całym świecie niezła panika, związana z tymi ostatnimi anomaliami klimatycznymi... Którymi powinni się teraz zajmować. Już łatwiej byłoby jej zaakceptować to, niż wykłady Reeda. Co prawda mówił, że w każdej wolnej chwili planuje prowadzić badania w tym temacie... Być może ona też powinna? Pewnie tak, ale w tej chwili już naprawdę nie miała do tego głowy. Nie po tym wszystkim, co ją dziś spotkało. Wiedziała jedno: nie mogła zostać w Baxter Building ani chwili dłużej. Nie tylko dlatego, że byłaby tam właściwie sama, jeśli nie liczyć komputera... Który, rzeczywiście, czasami stanowił całkiem niezłego rozmówcę, gdy nie miała się już naprawdę do kogo zwrócić. Reed i Ben wyjechali, a Johnny - cóż, Johnny gdzieś wybył, choć nie miała pojęcia dokąd się udał. Zapewne balować. Zresztą to nieistotne, bo w tej chwili i tak nie miała ochoty się z nim widzieć. Później, gdy ochłonie... Ale nie teraz. Z tych właśnie powodów Susan opuściła siedzibę Fantastycznej Czwórki i skierowała swe kroki ku Central Parkowi. Był to wybór zupełnie automatyczny; jej podświadomość musiała stwierdzić, że zieleń szybciej ją uspokoi. W końcu była to naturalna właściwość roślinności, więc warto było spróbować. Wyruszyła oczywiście w ubraniu cywilnym, mając nadzieję w miarę możliwości wtopić się w tłum... Co nie było łatwe nawet w zwykłym stroju. Lata temu, gdy zdecydowała się działać jako superbohaterka, najwyraźniej bezwiednie zapisała się też do roli celebrytki - co bardzo jej nie odpowiadało. Rozważała nawet stanie się niewidzialną i spacerowanie w ukryciu... Ale to wymagało koncentracji, a ona potrzebowała się zrelaksować, uspokoić. Po drodze kilka osób rzeczywiście próbowało ją zaczepić, lecz szczęśliwie wszystkie udało jej się zbyć bez konieczności uciekania się do drastycznych metod, czyli niewidzialności. W końcu dotarła na miejsce - park był tłoczniejszy, niż by sobie tego w tej chwili życzyła, lecz nie bardzo mogła wybrzydzać. Ruszyła więc jedną z alejek, powoli, spacerowym tempem, rozglądając się na boki bez większego zainteresowania i starając się ułożyć w głowie wszystkie swoje myśli. Dookoła wciąż jeszcze słyszała dyskusje na temat Avengersów - nowych wielkich bohaterów. Chętnie poznałaby ich osobiście, lecz póki co nie miała na to realnych nadziei. No, a na pewno nie wszystkich z nich... Zaciekawiła ją rozmowa prowadzona przez młodzież, która minęła ją właśnie szybkim krokiem, zmierzając w przeciwnym kierunku, najwyraźniej zupełnie ją przy tym ignorując - co akurat było miłą odmianą, ale nie to było istotne. Nastolatki wspominały coś o "fance Lokiego" i jakiejś naszywce... Posługując się przy tym językiem, którego Sue naprawdę wolałaby jednak uniknąć w swoim najbliższym otoczeniu. Nie do końca zrozumiała o co im w tym wszystkim chodziło... Do czasu. Idąc dalej Susan zauważyła siedzącą na ławce dziewczynę, najwyraźniej oddającą się szkicowaniu - nic niezwykłego w tym miejscu. Nie zwróciłaby na nią tak naprawdę większej uwagi, już odwróciła nawet spojrzenie, gdy jej mózg dogonił wrażenia wizualne i postanowił dać znać o wynikach swej pracy. Natychmiast powróciła wzrokiem ku owej nieznajomej, zwalniając przy tym jeszcze bardziej. Ach, naszywka z Lokim, tak...? No proszę. Różnych ludzie miewali idoli... |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Czw Lip 05, 2012 7:02 pm | |
| Słoneczko świeci, ptaszki ćwierkają, a w Central Parku wiatr natychmiast ustał. W jednej chwili rozpędzone cząsteczki powietrza zatrzymały się i wcale nie zamierzały się ruszać ze swoich miejsc. W każdym razie nie mogły, bo czujne oko boga wiatru natychmiast by je powstrzymało. Właśnie w tej chwili do parku wkroczył bóg morza. Tajemnicze, niebieskie ślepia przesuwały się po mijających go ludziach. Nie wsłuchiwał się w rozmowy, nie zapamiętywał twarzy. Szedł niczym w transie. Oj, ktoś tu nie ma humoru. Wyglądał jak przeciętny mężczyzna, który wybrał się na spacer. W pewnym momencie do świadomości Njorda przecisnął się jeden bodziec. Jego wzrok padł na towarzystwo, które kręciło się w okolicy. Z jednej strony fani Hulka, z drugiej Iron Man'a. Wszyscy radośnie klekotali, ponieważ inaczej się tego nazwać nie dało, o tym jacy Ci Avengersi nie są super. Irytowało to Njorda. Dla niego była to grupka zwykłych śmiertelników, którzy zdołali namówić do współpracy Thora. Bóg wiatru nie rozumiał tego. Nie kontaktował się z ludźmi, toteż ich sposób myślenia był mu obcy. Mężczyzna zatrzymał się. Rozejrzał się po parku. Dostrzegł dziewczynę. Siedziała na ławce i rysowała. Nagle zerwał się silny wiatr. Wyrwał kartkę z dłoni dziewczyny i poszybował wraz z nią wysoko w kierunku Njorda. Mężczyzna spojrzał jak rysunek kręci się wokół niego. Podskoczył i pochwycił rysunek w swoje, silne ręce. Szkic był całkiem ładny. Kolory do siebie pasowały. Tylko oczy. Njord uśmiechnął się do siebie. Akurat znał odpowiedź na nurtujące dziewczynę pytanie. Trwało to tylko kilka sekund. Mężczyzna ruszył ku Tess. Po drodze rzucił spojrzenie Sue, ale zaraz skupił się na szkicującej dziewczynie. - Witaj. To chyba Twój rysunek. - powiedział uśmiechając się do niej. Podał jej kartkę papieru i spojrzał na rysunek jakby w zamyśle. - Myślę, że on ma zielone oczy. - dodał po chwili uśmiechając się zagadkowo. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Czw Lip 05, 2012 8:30 pm | |
| Bezczelny wiatr, syknęła w myślach wędrując wzrokiem za lecącym świstkiem papieru. Już miała nawrzucać Absolutowi, jeśli ten rysunek wpadnie do wody lub ucierpi w jakikolwiek inny sposób. Naprawdę, i przeszkodą wcale nie był brak namacalnej formy, lista tortur w głowie rosła z każdą sekundą. Zignorowała nawet fakt, iż jej trzy ołówki spadły na ziemię, a grafit pewnie szlag trafił - to znaczy... pękł, właśnie. Z ulgą zauważyła, że jakiś obcy mężczyzna pochwycił w locie jej rysunek - ba, prawdziwa ulga, że go oddał. Skinęła głową w geście podziękowania i odebrała swoją własność kładąc na całej reszcie leżącej obok. Miał całkiem pociągający uśmiech, właściwie nie można było nic zarzucić jego aparycji. Przez parę sekund robiła wstępną analizę jego skromnej osoby na podobieństwo Sherlocka Holmesa, po czym uśmiechnęła się zdawkowo - bezpieczny gest kończący się na niemym "dziękuję", a nie "dziękuję, masz fajny tyłek". Cóż, nie widziała jeszcze tej części jego ciała, więc póki co tylko wykluczmy tę możliwość. No dobrze, koniec żartów, Tess do tego typu nie należała, szczególnie nie w okresie fascynacji bogami. Zamaszystym ruchem głowy odgarnęła niesforne kosmyki grzywki sprzed oczu, by nic nie zakłócało jej wzrokowego odbierania rzeczywistości. Podniosła ołówki, a na uwagę nieznajomego przyjrzała mu się z zaciekawieniem uśmiechając się sympatycznie. W końcu był to jeden ze skutecznych sposobów na wyciąganie informacji, prawda? Zdobywanie zaufania, sprawianie miłego wrażenia, najprostsza forma manipulacji, której o dziwo, a może i na szczęście nie wszyscy używali. - Skąd to przypuszczenie? - zapytała dźwięcznie opierając się wygodnie i nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Nie żeby sama miała podobne myśli na podstawie stroju. Nadal była człowiekiem, więc to raczej nie aż takie dziwne, że inni mają podobny tok rozumowania. Ale shhh, szukajmy kolejnych nadnaturalnych aspektów rzeczywistości, dopiero dwa miesiące minęły od wielkiej bitwy z kosmitami. Kto wie, może już raz na ulicy minęła zakamuflowanego boga z Asgardu i nawet jej to do głowy nie przyszło? Wszystko zaczynało być możliwe. W pewnym momencie dostrzegła Sue i po dosłownie dwóch sekundach skojarzyła dlaczego ta twarz wydaje jej się być znajomą. Swego czasu było naprawdę głośno o Fantastycznej Czwórce, właściwie nie było dnia bez wzmianki o tej drużynie w wiadomościach. Pewnego dnia po prostu przełączała kanał, szło oszaleć od powtarzanych formułek "I znów nasi dzielni bohaterowie...". Litości. Cóż, teraz nic tylko Avengersi i Tess ratuje właściwie obecność charyzmatycznego Starka i Thora - boga we własnej osobie, osoby uznawanej za mit. - Avangersi na posterunku, więc macie urlop? Doprawdy trudno było powiedzieć czy pytała z ciekawości czy kpiła. |
| | | Invisible Woman
Liczba postów : 198 Data dołączenia : 03/07/2012
| Temat: Re: Central Park Czw Lip 05, 2012 10:00 pm | |
| Invisible Woman oderwała spojrzenie od dziewczyny i prawdę mówiąc planowała po prostu kontynuować grzecznie swój spacer, starając się nie ściągać na siebie niczyjej uwagi i nikomu nie wchodzić w drogę, gdy zauważyła, że silniejszy podmuch wiatru porwał kartkę papieru i przemknął z nią nad alejką. Na skutek tego wzrok Sue automatycznie na powrót powędrował ku owej delikwentce, jak gdyby jej podświadomość chciała się przekonać, czy to aby nie jej rysunek został w tej sposób skradziony. Gdyby rzeczywiście tak było, to nie miałaby żadnych problemów z jego pochwyceniem - pola siłowe naprawdę przydawały się w życiu codziennym, co do tego zdecydowanie nie mogło być wątpliwości... Ale oto okazało się, że Susan nie musi wcale nic robić. Jeden z przechodniów zręcznie złapał kartkę i - przyjrzawszy jej się najpierw - oddał ją właścicielce. Był to miły gest, który sprawił, że blondynka aż się lekko uśmiechnęła, chociaż właściwie nie był nawet skierowany do niej. Po prostu przyjemnie było pomyśleć, że zdarzają się jeszcze ludzie, którzy czynią coś bezinteresownie dla innych, jak drobne przysługi by to nie były. Aż się lżej robiło na sercu. Niestety na co dzień Sue częściej miała do czynienia z całkowicie odmiennym typem osób. Nie liczyła oczywiście członków swojej drużyny oraz większości pozostałych bohaterów, to była bowiem całkiem inna historia, jednakże wszyscy ci złoczyńcy, z którymi przychodziło im walczyć... Nie, to był wręcz zbyt ekstremalny przykład. Spójrzmy chociażby na ludzi z wyższych sfer, wśród których z konieczności zdarzało jej się dość często obracać - głównie na galach charytatywnych i tym podobnych imprezach. Tak wielu z nich bywało tam tylko po to, aby się pokazać, by udowodnić mediom, że są tacy dobrzy i uczynni, podczas gdy tak naprawdę nic nie obchodził ich los reszty świata... To było takie frustrujące! Lecz rzecz jasna Sue i tak starała się na to nie zważać i robić swoje najlepiej, jak tylko potrafiła - małymi kroczkami, powoli można było przecież wiele zdziałać, nawet w kilka osób... O ile tylko było się na odpowiedniej do tego pozycji. A ona przecież była. Pogrążona w tego typu myślach, Susan jak przez mgłę zarejestrowała krótką wymianę zdań między owym wybawcą kartki i jej właścicielką, z której odruchowo wywnioskowała, że rysunek był najprawdopodobniej portretem. Trochę dziwny wybór, szczerze mówiąc spodziewała się raczej próby uchwycenia otaczającej ich natury, ale skoro tak... To miała dziwne, lecz nieodparte wrażenie, że chyba nawet wie, kto mógł zostać uwieczniony na tym konkretnym kawałku papieru. Ta świadomość przyszła do niej sama z siebie i - o dziwo - nawet jej nie zdziwiła. Chyba już się uodparniała... Wtem jednak dziewczyna zwróciła na nią uwagę - i najwyraźniej ją rozpoznała, co z kolei było zupełnie normalne. Jej słowa natomiast... Cóż, Invisible Woman nie była do końca pewna tego, jak powinna je odebrać, lecz na wszelki wypadek zadbała o to, aby na jej ustach wciąż znajdował się delikatny i zdecydowanie przyjazny uśmiech. Zawsze warto było robić na ludziach pozytywne wrażenie, prawda? Nie tylko dla dobra własnego, ale i całej drużyny... Czasami miała wrażenie, że tylko ona o tym pamięta. A już na pewno nie Johnny. Wracając jednak do tematu na rzeczy, słowa nieznajomej wydawały się być mimo wszystko nasycone negatywnymi intencjami. Nie można powiedzieć, aby wynikało to z ich tonu czy z wyrazu twarzy rudowłosej, ale Susan nie była przecież głupia. Potrafiła myśleć, całkiem skutecznie zresztą - i kojarzyć ze sobą fakty. "Fanka" złoczyńcy nie mogła odnosić się dobrze do osób, które go pokonały, czyż nie? To by było nielogiczne. A skoro tak... To najprawdopodobniej próbowała ją właśnie subtelnie obrazić. Szkoda, że akurat pod tym względem Sue nie była zbyt czuła. Prawdę powiedziawszy pojawienie się Avengersów było jej wręcz na rękę. Przede wszystkim odciągnęło to trochę uwagę od niej i reszty jej drużyny; nie na tyle, aby prasa zainteresowała się dla odmiany butami nie jej, lecz Czarnej Wdowy i tym, czy aby na pewno pasują do jej kolczyków, ale i tak była za to wdzięczna Opatrzności. Poza tym... Jakby na to nie patrzeć - uratowali planetę i rasę ludzką. Sue wcale nie żałowała, że nie mogła stanąć wówczas u ich boku. Choć raz coś takiego nie spadło na barki Fantastycznej Czwórki... I już mniejsza o to, że w tym samym czasie musieli się zajmować problemami w Negative Zone, po których do tej pory jeszcze czuła się dość obolała. Ot, detale. -Bylibyśmy im za to wdzięczni, ale chyba nie mają ochoty pomagać na bieżąco. Może zgłoszą się znowu przy kolejnej inwazji prowadzonej przez bóstwo?- odparła więc raczej wesołym, lekkim tonem głosu, choć oczywiście bez przesady, zachowując w tym pewien umiar. Nie chciała przecież zabrzmieć jak jakaś słodka idiotka. A skoro już o inwazji mowa... Dziwne. Taki okropny dzień, a jednak Skrulle się nie spieszyły. Czyżby tym razem potrzebowały jakiegoś specjalnego zaproszenia, by do końca zepsuć jej humor? |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Pią Lip 06, 2012 11:51 am | |
| Njord zaczął zastanawiać się nad odpowiedzią. W sumie nie musiał jej udzielać. Wprawdzie nie popisałby się kulturą, ale w końcu miał do czynienia ze śmiertelniczką. Dziewczyna pożyje kilkanaście lat i umrze. Nie tak jak on i cała reszta bogów. Zapewne z tego powodu część bogów zadawała się z ziemskimi kobietami. W końcu nie jest trudno zakończyć ludzki żywot. Kruche ciało, które potrzebuje tak wielu czynników by przeżyć w tym świecie. Njord miał już wymówkę. Co ciekawe, nawet pokrywała się z częścią niektórych informacji. - Powiedzmy, że widziałem malowidło, go przedstawiające w jednej z ksiąg o nordyckich bogach. Gdzie moje maniery. Jestem Philip Smith. - odparł po kilku chwilach. Po chwili Tess zwróciła się do blondynki stojącej w pobliżu. Mężczyzna zlustrował ją wzrokiem. Koleżanka? Wnioskując z wypowiedzi należy do superbohaterów. Njord miał ochotę westchnąć. Pełno było tych superbohaterów. Dla boga wiatru zdecydowanie za dużo. Silny podmuch wiatru wzburzył fale na najbliższym jeziorku. Chmury pędziły na wietrze. Zrobiło się nieco chłodniej. Mężczyzna uważnie przyjrzał się IW. Nie znał jej. Na Mitgardzie był zbyt krótko aby zainteresować się obecnymi tu herosami. Uśmiechnął się nieznacznie. - Posiadasz specjalne umiejętności, jak rozumiem? Potrafisz latać? - jego głos zszedł o ton niżej. Tajemniczy błysk pojawił się w oczach. Tym czasem w parku wiatr hulał ile wlezie. Drzewa kłaniały się Njordowi, a woda poruszała nieznacznie. Njord miał ochotę na mały pojedynek. Chciał tylko wiedzieć czy tajemnicza kobieta byłaby wstanie dorównać mu w powietrzu. Dawno nie stanął z nikim do walki. Cała ta chęć spowodowana była wiecznym ukrywaniem się. Nie mógł polować w okolicy miastach, czy dużych obiektów. Musiał odlatywać wgłąb lasów i bagien aby mieć święty spokój. Ciekawiły go umiejętności owej istotki. Teren wokoło był zalesiony, więc musiałby się powstrzymać z ogniem, który znacznie go podgrzewał. Mężczyzna, tak na oko, miał 40 stopniową gorączkę. Nienormalne dla ludzi i części bogów, ale dla niego to w sam raz. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Pią Lip 06, 2012 12:34 pm | |
| Spojrzała uważnie na kobietę, ale wciąż utrzymywała ten sam wyraz twarzy. Faktycznie, sprawiała sympatyczne wrażenie ciepłej i kochającej siostry, żony, przyjaciółki... I tak dalej, i tak dalej. Niewiele było osób, które prezentowały taką postawę w rzeczywistości - maski nie były trudne do nałożenia. Celebryci, politycy, pseudo-gwiazdki... Ugh, niedobrze się robiło, choć z punktu widzenia psychologicznego byli ciekawymi przypadkami desperacji i własnych nielogicznych mechanizmów. - Ach, tyle was, bohaterów, w tym mieście, że aż nie wiadomo kto ma walczyć z wrogiem. - na jej wargach wykwitł uroczy uśmiech. Ewidentnie zdradziła się ze swoimi emocjami, ale któż powiedział, że nie było to zamierzone. Nie ma sensu udawać kolejnego przemiłego elementu układanki złożonej z zachwyconych herosami cywilów. Wtedy noszenie znaczącej naszywki byłoby zwykłym pozerstwem, a od tego Tess była daleka. Spojrzała na mężczyznę i obdarowała go ponownym zdystansowanym uśmiechem. - Tess. I tyle Ci póki co wystarczy - niegrzecznie? Być może, ale taka była prawda. Podawała nazwisko nielicznym, a przynajmniej przy pierwszym poznaniu. Jej ojciec miał tę jako taką popularność naukowca - jeśli komuś zależy, znajdzie ją. Jeśli nie, po co mu ta informacja? W jej oczach zabłysło zainteresowanie na wzmiankę o księdze. Minęły dopiero dwa miesiące, oczywiście, że nie dokopała się jeszcze do wszystkich pozycji o nordyckich bogach, zapewne do połowy nawet nie dotarła. - Brzmi interesująco. Pamiętasz może tytuł lub chociaż autora? Nie miałam okazji poznać tego malowidła, a zapewne byłoby mi bardzo pomocne. Schowała szkice do wnętrza bloku, po czym zniknęły w odmętach torby. Lepiej je zabezpieczyć zanim kolejny podmuch wiatru stwierdzi, że latające kartki to dobra rozrywka na dzisiejszy dzień. Przeczesała palcami włosy odgarniając je przy okazji. Westchnęła ukradkiem. - Choć wolałabym przekonać się na żywo. - delikatna nuta zawodu w głosie. Machnęła ręką i oparła się wygodnie obserwując wymianę uprzejmości między Smithem a Susan. To może być interesujące. Może. |
| | | Invisible Woman
Liczba postów : 198 Data dołączenia : 03/07/2012
| Temat: Re: Central Park Pią Lip 06, 2012 2:12 pm | |
| Invisible Woman musiała aż powstrzymać silny odruch przewrócenia oczami słysząc kolejną wypowiedź tej obcej dziewczyny. No tak, czyli rzeczywiście miała rację - ewidentnie była do niej negatywnie nastawiona, w dodatku najwyraźniej tylko dlatego, że nie lubiła superbohaterów. To takie... Stop. Po prostu oryginalne i nie ma sensu zagłębiać się w tę sprawę dalej. Myślimy pozytywnie, ot co. Nawet, jeśli nerwy zaczynały ją nosić przez świadomość, że zdarzały się na tym świecie tak egoistyczne jednostki... Z tego wszystkiego Sue praktycznie zignorowała dalszy ciąg dyskusji toczącej się między stronami; zarejestrowała tylko tyle, że dotyczyła ona jakiejś książki na temat bogów i... Przekonywania się o czymś na żywo. Prawdę mówiąc nie chciała nawet myśleć o co może chodzić - choć jej umysł sam usłużnie podsuwał już pewne sugestie, nawet jeśli starała się nie zwracać na nie uwagi. Niespodziewanie silniejszy podmuch wiatru zmusił Susan do uniesienia ręki i wplecenia palców we własne włosy, aby w miarę możliwości powstrzymać je przed zasłanianiem jej pełnej wizji. Poza tym drobnym utrudnieniem niezbyt jej to przeszkadzało, w końcu i tak nie miała jakoś specjalnie ułożonej fryzury, którą mogłaby się przejmować - choć z jej szczęściem na pewno jutro z samego rana okaże się, że gdzieś w pobliżu czaił się fotograf, który zrobił jej zdjęcie z szopą na głowie, dając tym samym dziennikarzom kolejny powód do żerowania na jej biednej i ogólnie rzecz biorąc niewinnej - pod tym względem przynajmniej - osobie. Życie. Z tych ponurych - aczkolwiek aż za dobrze znajomych już - myśli szczęśliwie wyrwał ją głos nieznajomego. Albo może i nie tak znowu szczęśliwie, biorąc pod uwagę to, o co ją zapytał... Dziwne, nawet bardzo. Sue dałaby sobie głowę uciąć, że Fantastyczna Czwórka była świetnie znana na całym świecie - a już na pewno na tyle, aby praktycznie każdy wiedział jakie posiadają moce. Poza tym akurat jej były dość oczywiste - Invisible Woman. Niewidzialna Kobieta. To chyba niezła sugestia, prawda? Innymi słowy... Coś jej tu nie grało i to w znaczącym stopniu. Była nawet skłonna założyć, że to kosmita w przebraniu; w końcu Skrulle nie do takich sztuczek już się uciekały, a więc może inna rasa wpadła na podobny pomysł infiltracji? To by było w dziwny sposób logiczne... Przynajmniej w oczach kogoś, kto parę godzin temu zbierał w swoim salonie rozłażące się w zadziwiającym tempie robale z innego wymiaru. -Tak, oczywiście. Owszem, potrafię latać- a przynajmniej unosić się w powietrzu, ale tego już nie dodała. Nie widziała potrzeby udzielania szczegółowych informacji na temat swoich zdolności, bo i po co? Gdyby mężczyzna tylko chciał, bez problemu mógłby znaleźć dane dotyczące Fantastycznej Czwórki. Pewnie, zadbali o to, aby nic wyjątkowo istotnego nie dostało się do wiadomości publicznej, lecz i tak udostępnili sporo ciekawostek - takich niegroźnych rzecz jasna. Susan rozejrzała się krótko i nieco niepewnie po swym najbliższym otoczeniu. Wszystko wskazywało na to, że wiatr wciąż jeszcze się wzmagał. Kobieta miała szczerą nadzieję, że nie działo się tak na skutek tych zmian klimatycznych, które w ciągu ostatnich dni zaczęły nękać całą planetę... Głównie dlatego, że po prostu nie była pewna co takiego mogłaby zrobić w obliczu tego rodzaju katastrofy naturalnej. Załóżmy na przykład prawdziwie potężne tornado - czy byłaby w stanie utrzymać je w ryzach? Właściwie... Całkiem możliwe, że tak, ale mimo wszystko wolała nie sprawdzać tego przypuszczenia w praktyce. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Pią Lip 06, 2012 2:47 pm | |
| Nazwisko Tess wcale nie było potrzebne Njordowi. Podobnie z resztą jej imię. Było to dla niego zbędne, ale miał naśladować ludzi, a Ci ponoć tak czynili. Mężczyzna zauważył także, że kobietki nie zbyt się lubiły. Nic w sumie dziwnego. W końcu ta pierwsza kibicowała Lokiemu. Mężczyzna wsłuchiwał się w jej słowa. Zadawała kolejne pytania. Spojrzał na Tess ostrzegawczo. - To była jedna z tych ksiąg, które nie mają autora. Są tworem ludności zamieszkującej dany obszar. Kiedy będziesz miała czas, zabiorę Cię do jednej z bibliotek w Oslo i sama się przekonasz. - odparł niby to żartem, niby serio. Uwagę znów przykuła IW. Njord wysłuchał jej odpowiedzi w zamyśleniu. Zastanawiał się na jedną rzeczą. Po nawet krótkiej chwili znów podniósł wzrok. - Co powiesz na wyścig? Wokół parku? Czysty bieg. - zapytał patrząc na kobietę. Z jej perspektywy mogło się to wydawać dziwne. Nieznajomy zaprasza do biegu. Nie znali się, ale nie przeszkadzało to Njordowi. Uśmiechnął sie szerzej.
Ostatnio zmieniony przez Njord dnia Pią Lip 06, 2012 7:58 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gna
Liczba postów : 13 Data dołączenia : 28/06/2012
| Temat: Re: Central Park Pią Lip 06, 2012 7:53 pm | |
| Gna lubiła Central Park z jednego powodu - nikt nie patrzył tutaj dziwnie na ludzi na koniach, co wykorzystywała z przyjemnością. Jeździła tutaj rekreacyjnie, dla siebie i dla Hofvarpnira, który lubił towarzystwo, a to miejsce mu je zapewniało. Nie miała teraz żadnych zadań do wykonania, toteż wybrała Nowy Jork jako tymczasowe miejsce zamieszkania - dla niej zawsze warto było poznać lepiej miejsca, w których zazwyczaj bywała przez bardzo krótki moment. Teraz przemierzali alejki lekkim kłusem, zapewniającym przyjemność z jazdy a pozwalającym uniknąć stratowania przechodniów. Tak duże wierzchowce zazwyczaj były używane jako konie pociągowe, do tego dosiadająca konia dziewczyna była raczej drobna, dlatego para ta przyciągała więcej spojrzeń niż inni jeźdźcy. Spokojna przejażdżka nagle zmieniła swój kierunek, bo Gnie wydało się, że widzi wśród ludzi znajomą twarz. Zwolniła do stępa i podjechała bliżej. - Hof, stój - poprosiła, dotykając końskiej szyi, z przyjemnością wyczuwając ciepło zwierzęcia. Zeskoczyła lekko z grzbietu Hofvarpnira i podeszła do Njorda, obserwując go z pewnym niedowierzaniem. Spojrzała na niego w górę, przyzwyczajona do patrzenia na wszystkich z wyższej pozycji potrzebowała momentu aby się przystosować do zmienionej perspektywy. - O cholera, nie wierzę. Dawno się nie widzieliśmy, prawda? - zapytała, tylko trochę ironicznie, podkreślając ostatnie zdanie. Przechyliła głowę na prawo, obserwując boga wiatru z lekkim rozbawieniem. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Sob Lip 07, 2012 6:43 pm | |
| Mężczyzna z uwagą przyglądał się swoim rozmówczyniom. Lustrował ich twarze, atuty. Przez dłuższą chwilę Njord zamyślił się nad swoją propozycją. Wówczas do jego uszu doszedł stukot kopyt. Niby nic nie zwykłego. W CP było mnóstwo jeźdźców. Każdy z nich co chwila zbliżał się i oddalał podziwiając obecną w tym miejscu roślinność. Ten odgłos był jednak inny. Ciężki koń stąpał po ziemi. Njord wiedział, że kieruje się w ich kierunku. Odgłos stawał się coraz wyraźniejszy, a wzrok boga wiatru popędził po parku. W pewnym momencie zatrzymał się na karym ogierze, którego doskonale znał. Hofvarpnir. Skoro on tutaj jest, to... Tok myśli urwał się gdy usłyszał głos Gny. Morskie oczy Njorda zaraz spłynęły nieco niżej. Jego oczom ukazała się ona. Jego oczy śmiały się na jej widok. W końcu ktoś kogo zna. Do tego bóg. Ileż to lat minęło od kiedy się widzieli ostatni raz? Kilka tysięcy spokojnie. Spoglądał na boginię przez kilka sekund. Niewiele się zmieniła. Żeby już nie mówić, że wcale. Mężczyzna zaśmiał się do Gny i obdarzył ją szczerym uśmiechem. - Witaj, moja droga. Co u Ciebie słychać? - zapytał. Cieszył się jak dziecko, aczkolwiek nie pokazywał tego po sobie tak do końca. - Poczekaj. Zanim porozmawiamy, może zmienimy miejsce? Zdajesz sobie chyba sprawę... - powiedział nieco ciszej. W tym samym momencie silny podmuch wiatru ruszył wprost na najbliższe osoby. Szum wiatru zagłuszył słowa Njorda, toteż tylko Gna mogła usłyszeć co powiedział bóg wiatru. - Znam idealne miejsce. - dodał po chwili. Wiatr również zagłuszył słowa. Teraz tylko poczekać na odpowiedź bogini i będą mogli się spokojnie zmyć z parku. |
| | | Gna
Liczba postów : 13 Data dołączenia : 28/06/2012
| Temat: Re: Central Park Sob Lip 07, 2012 7:28 pm | |
| Uśmiechnęła się ciepło, odwzajemniając radosne spojrzenie. Pomimo, że nie planowała spędzania czasu z nikim poza swoim wierzchowcem, to nagłe spotkanie zdecydowanie podniosło ją na duchu. - Tak, wiem - przemknęła wzrokiem po twarzach pozostałych, z lekko skrzywioną miną zauważając naszywkę z rogami na torbie rudej dziewczyny. - Czyżby miał już fanklub? - rzuciła w stronę Njorda niby mimochodem. Podeszła do konia i poklepała go po boku, uspokajając zwierzę i szepcąc mu do ucha kilka słów. - Jedziemy? - spytała z szerokim uśmiechem boga wiatru. Wskoczyła w siodło miękkim ruchem i zaoferowała dawnemu znajomemu miejsce przed sobą. - Musisz prowadzić, nie wiem, gdzie chcesz mnie zabrać. Rozejrzała się dookoła, z powrotem z ulubionej perspektywy. Czyli tej wyższej niż ktokolwiek inny w danym momencie. Z lekko sarkastycznym uśmiechem wyciągnęła rękę, na grzbiecie Hofa bardziej pewna siebie. - Trzeba ci pomóc? |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Sob Lip 07, 2012 7:38 pm | |
| Njord uważnie obserwował Gnę. Każda zmiana jej nastroju, grymas czy ruch oczu został przez niego dostrzeżony. Na pytanie bogini wzruszył ramionami. Nie interesowali go śmiertelnicy, toteż było mu obojętne jak się ubierają. Po za tym nie sądził aby fanka Lokiego była wstanie zaszkodzić komukolwiek. Po za tym mogła go lubić tylko ze względu na moce. Nie cel. Z resztą nie raz można było znaleźć osoby, które kogoś uwielbiały tylko dzięki wyglądowi. Tess mogła być jedną z nich. Njord obserwował jak Gna podchodzi do konia. Uśmiechnął się zadziornie. Nie potrzebował transportu. Sam sobie był samolotem czy też samochodem. Jednak aby opuścić park bez zbudzania sensacji lepiej było zachować ostrożność. - Za chwilkę. - powiedział i obrócił się do niedawno poznanych śmiertelniczek. - Miło było was poznać. Wybaczcie jednak, muszę was opuścić. Bywajcie. - powiedział, posłał im kolejny uśmieszek i ruszył ku Gnie. Widząc wyciągniętą rękę, zaśmiał się delikatnie i bez większych problemów usadowił się na grzbiecie wierzchowca. - Nie jest daleko. - powiedział i pogłaskał ogiera po szyi. Spiął jego boki, a wiatr zawiał napierając na ich plecy. Gdy tylko koń ruszy Njord pokieruje ich ku wykopaliskom [zt wraz z Gną] |
| | | Human Torch
Liczba postów : 132 Data dołączenia : 06/07/2012
| Temat: Re: Central Park Sob Lip 07, 2012 9:09 pm | |
| W przeciwieństwie do swojej siostry, dzień Johnny’ego zaczął się nadzwyczaj dobrze – czyli tak, jak powinien zaczynać się każdy. Dopiero podczas oprowadzania swojej pięknej przyjaciółki coś poszło nie tak. Prawdę mówiąc, do teraz nie był w stu procentach pewien co dokładnie. Camille wyglądała na zachwyconą, co zapowiadało jeszcze przyjemniejszy ciąg dalszy ich spotkania. Był w trakcie opowiadania jednej z ciekawszych historii, oczywiście z sobą samym w roli głównej, a także pokazywania jakiegoś skomplikowanego oraz drogo wyglądającego urządzenia, przy okazji dodając mu kilka fajnych funkcji, których w rzeczywistości zapewne nie posiadał (Reed rzadko kiedy tworzył coś nie-nudnego – marnowanie umiejętności, jak na gust młodszego Storm’a), kiedy to w pewnej chwili jednak zrobiło się trochę zamieszania… i cóż. Coś się otworzyło, a potem po laboratorium rozlazła się grupa przerośniętych robali z kosmosu. Niezbyt przyjemny widok, prawdę mówiąc. Na tyle, że Camille (a może to była Carolyn?) w którymś momencie musiała zemdleć, co sam Johnny zarejestrował z lekkim opóźnieniem, zbyt zajęty próbą zapanowania nad sytuacją i słuchaniem tyrady od Sue. Dlatego w pewnym sensie nawet nie szczególnie się dziwił, że siostra mogła być na niego trochę zła. Chociaż od zawsze wiedział, że Reed powinien jakoś pilnować te swoje zabawki, zabezpieczać, czy cokolwiek innego. Jakąś instrukcję obsługi dać. Duża tabliczka z napisem „UWAGA - Nie dotykać. Otwiera przejście dla kosmicznych robaków, które atakują wszystko co się rusza” też byłaby skuteczna. W końcu jednak Johnny doszedł do wniosku, że wypadałoby przeprosić Sue. Za kłopot i takie tam. Sam nie prosił się o małą inwazję obcych w siedzibie, ale co poradzić. Jeśli nie chciał zarobić aresztu domowego na najbliższy tydzień, warto było się pofatygować. Szczególnie, że Sue dziś wydawała się być szczególnie drażliwa. Jak ostatnio miała PMS, to zabrała mu wszystkie klucze do samochodów i motoru – wolał nie ryzykować powtórki z atrakcji. I właśnie z tego powodu, po wklepaniu do GPS’a kodu z jej nadajnika, który na całe szczęście miała przy sobie (a jednak niektóre zabawki mogą być przydatne), Human Torch zmierzał właśnie w stronę Central Parku. Gdy dotarł na miejsce, wrzucił kluczyki i GPS’a do kieszeni, a potem wyskoczył z samochodu. Idąc w kierunku wskazywanym przez nadajnik, czuł się jak ryba w wodzie, mijając coraz to nowych ludzi, którzy z resztą w większości go rozpoznawali. Doprawdy, nie potrafił zrozumieć dlaczego Sue, albo Reed, tak bardzo bronili się przed fanami. To fantastyczni ludzie przecież – tylko spragnieni ich uwagi i kilku ciekawostek z ich życia. Bo kto nie chciałby żyć jak Human Torch? Wreszcie, podążając za wskazówkami z nadajnika, udało mu się dostrzec siostrę. - Hej, Sue! Chciałem przeprosić jeszcze raz za ten mały wypadek… z tym czymś Reed’a – powiedział, podchodząc do jasnowłosej kobiety. Pomińmy fakt, że zajęty budzeniem zemdlonej dziewczyny chyba zapomniał przeprosić Invisible Woman, więc tak naprawdę przepraszał ją po raz pierwszy, a także to, że ściągnięcie robali-kosmitów ciężko było nazwać małym wypadkiem.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Nie Lip 08, 2012 1:58 pm | |
| W pewnym momencie dołączyła do nich jakaś ruda dziewczyna na koniu, który nieco różnił się od tych typowo spotykanych w Central Parku. Tess tylko zlustrowała nowo przybyłą, nie poświęcając jej zbyt wiele swej uwagi - bo i po co? I tak oboje, razem ze Smithem ulotnili się chwilę potem. Westchnęła bardzo cicho wyciągając z torby parę wydrukowanych kadrów z telewizji oraz listę informacji, które ciągle uzupełniała. Nie trudno d0omyślić się na czyj temat - zawsze nosiła je ze sobą, w końcu (jak widać) w każdym miejscu można odkryć jakieś nowe szczegóły warte uwagi. W podpunkcie "oczy" dopisała zamaszystym pismem "zielone" dodając mały znak zapytania w nawiasie. Nadal będzie szukać potwierdzenia w jak najbardziej wiarygodnym źródle, choć w głębi serca tliła się nadzieja na osobiste rozwiązanie sprawy. Nadzieja matką głupich, jak powiadają - w tym rzecz, że Tess do tej grupy nie należała. Gdy pojawił się kolejny członek Fantastycznej Czwórki doszła do jednego wniosku, a raczej go potwierdziła - ta grupa naprawdę dostała urlop. Z resztą nawet brukowce nie drążą już ich tematu, pomijając podrzędne rubryki modowe lub inne głupoty, na które Tess nie zwracała uwagi. Avengers - nowi wybawiciele, idole ludzkości, numer jeden od dwóch miesięcy w każdym, nawet najbardziej wyludnionym miejscu na planecie. Cóż, przynajmniej z dostępem do informacji o Thorze skończyły się wszelkie problemy - w końcu jeden z sześciu tematów numer jeden. Poczyniła oględziny chłopaka bardzo szybko i równie precyzyjnie, na ile pozwalały jej oczywiście zdolności w tej dziedzinie. Słyszała o nim aż za często, znała jego charakter z brukowców - o ile im oczywiście wierzyć na słowo... Nigdy jednak nie widziała go na żywo. Całkiem atrakcyjny się jej wydał, nie potrafiła zaprzeczyć, ale miał w sobie coś z dziecka. Nie pytana o nic, właściwie nawet zignorowana powróciła do studiowania materiałów odnośnie Lokiego i porównywania ich ze szkicem. |
| | | Invisible Woman
Liczba postów : 198 Data dołączenia : 03/07/2012
| Temat: Re: Central Park Pon Lip 09, 2012 11:14 pm | |
| Wyścig? W gruncie rzeczy Sue starała się nie podejmować tego typu wyzwań. W końcu to ona była tą odpowiedzialną częścią zespołu, a coś takiego pasowałoby raczej do jej impulsywnego brata, niż do niej. Pewnie, nie był jej obcy duch współzawodnictwa, w gruncie rzeczy został on w jej przypadku całkiem dobrze rozwinięty - jeszcze w czasach, gdy była kapitanem drużyny pływackiej w szkole... I nie można powiedzieć, by wątpiła w swoją kondycję, szczególnie teraz, gdy dodatkowo poprawiła ją walcząc ze złoczyńcami... Lecz mimo to nie była przekonana do tego pomysłu. Szczęśliwie oszczędzono jej konieczności udzielania jakiejkolwiek odpowiedzi. Oto bowiem zbliżyła się do nich prowadząca sporych rozmiarów konia dziewczyna o ognistorudych włosach. Rumak wyglądał naprawdę imponująco i Susan po prostu musiała poświęcić chwilę na jego podziwianie, tym samym nie zwracając aż tak wielkiej uwagi na jego - prawdopodobnie - właścicielkę. Była to zresztą najwyraźniej znajoma owego dziwnego - podejrzanego, jak zdradliwie, ale zapewne słusznie podpowiadał jej umysł - mężczyzny. Invisible Woman zarejestrowała tylko, że ta dwójka przywitała się ze sobą i rozpoczęła rozmowę, lecz sama osobiście się do niej nie wtrącała - w końcu dlaczego by niby miała? Właściwie tak po prawdzie nawet jej nie słuchała. Już po chwili zresztą oboje wsiedli na grzbiet owego wielkiego konia i oddalili się pospiesznie w sobie tylko znanym kierunku. No nic, najwidoczniej chcieli pobyć trochę sami, nie była to jej sprawa... W ramach kultywowania zasad dobrego wychowania i kultury osobistej Sue pomachała im ręką na pożegnanie, dorzucając przy tym krótkie i wyważone "do widzenia". Tym samym została sama w towarzystwie fanki nordyckiego boga chaosu... ... Nie na długo. Dopiero co zdążyła obrócić się ku dziewczynie, a już dobiegł ją gdzieś zza pleców bardzo dobrze znany głos. Prawdę mówiąc w trakcie tej swojej chwili wytchnienia zdążyła się już trochę uspokoić, lecz wraz z nadejściem brata irytacja zaczęła powracać do niej gwałtownymi falami. Robiła co mogła, by je zahamować - w końcu dość szybko i łatwo poradzili sobie z problemem, nic się nikomu nie stało, nawet zniszczenia w Baxter Building były minimalne... A jedyny świadek zemdlał i istniała spora szansa na to, że nie będzie w ogóle pamiętać co się wydarzyło... Więc w gruncie rzeczy można by było stwierdzić, że nie doszło do niczego wielkiego. Dla kogoś takiego jak oni - ot, po prostu normalny dzień, nic więcej. Z drugiej strony była to kolejna sytuacja, w której z powodu Johnny'ego powstało potencjalne niebezpieczeństwo - i to nie jedynie dla nich, ale teoretycznie dla całego miasta... Albo i nie tylko. Niektóre stworzenia z innych wymiarów były naprawdę groźne - mieli niesamowite szczęście, że trafili na zwykłe larwy, jak duże by one nie były. Szybka reakcja zapobiegła kłopotom i prawdę powiedziawszy Sue nie miała nawet zamiaru wspominać o tym wydarzeniu Reedowi i Benowi... Ale sama nie mogła przestać się martwić, że jeszcze kiedyś przez lekkomyślność jej brata stanie się coś o wiele gorszego. Oczywiście kochała go dokładnie takim, jakim był, ale i tak mógłby stać się choć trochę bardziej odpowiedzialny, tylko odrobinę... O nic więcej nie prosiła. -Odprowadziłeś swoją koleżankę?- spytała po prostu, jednocześnie spoglądając na Johnny'ego ze zmarszczonym czołem. Chciała sprawić, aby jej głos zabrzmiał w miarę możliwości ostro, lecz sama zdawała sobie sprawę z tego, że niezbyt jej się udało. Nie potrafiła długo się na niego gniewać - a przynajmniej nie po zatoczeniu takiego toku myślowego. Zaraz potem Susan skierowała swój wzrok na rudowłosą, która aktualnie przeglądała jakieś papiery. Z tej pozycji nie mogła się im za dobrze przyjrzeć, ale i tak posiadała swoje własne podejrzenia na temat ich zawartości. Oczywiście nie mogła mieć stuprocentowej pewności, ale i tak warto było zaryzykować stwierdzenie, że tyczyły się one pewnego bóstwa... -Mogę?- to powiedziawszy, nie czekając na odpowiedź Sue zajęła miejsce na tej samej ławce, co dziewczyna, choć w pewnym od niej oddaleniu. Nie chciała naruszać jej przestrzeni osobistej - ot, taki nawyk. Co tu dużo mówić, blondynka była po prostu grzeczną osobą i tyle... Nie przeszkodziło jej to jednak w ukradkowym zerknięciu na kartki zgromadzone przy nieznajomej. No tak... Można by wręcz rzec: bingo. -Wiesz... Tamten facet miał rację...- zaczęła ostrożnie, przypomniawszy sobie czego dokładnie tyczyła się wcześniejsza dyskusja, w której zresztą oficjalnie nie brała nawet udziału. Trudno, nie można jej przecież zarzucić, że podsłuchiwała, skoro otwarcie rozprawiali tuż obok niej. Central Park to miejsce publiczne, a w dodatku byli w pełni świadomi jej obecności... Więc to dla niej żadna ujma. -Na temat oczu, mam na myśli. Rzeczywiście zielone- co prawda Susan nie widziała ich osobiście, ale obraz z kamer raczej nie kłamał. Baxter Building znajdował się w okolicy, w której toczyły się walki, a że Reed swego czasu zamontował sieć bardzo dobrych kamer... Cóż, wystarczy powiedzieć, że po powrocie do domu Fantastyczna Czwórka mogła obejrzeć sobie starcie w wydaniu o najwyższej jakości. |
| | | Human Torch
Liczba postów : 132 Data dołączenia : 06/07/2012
| Temat: Re: Central Park Sro Lip 11, 2012 8:51 pm | |
| Widząc starania Sue, która najwyraźniej próbowała posłać mu co najmniej karcące i złe spojrzenie, Storm spróbował wyglądać na skruszonego. Chyba średnio wyszło. Ale liczą się chęci, dobre serce, wygląd i piękne oczy, tak? A tego chyba naszej Pochodni nie brakuje. - Nie, zostawiłem na fotelu w pracowni Reed'a, żeby trochę jeszcze doszła do siebie - odpowiedział na pytanie siostry spokojnie, uśmiechając się i wyglądając tak, jakby uważał to za całkiem normalną rzecz. A także dobre rozwiązanie. Zanim jednak Sue dostała ataku paniki, czy czegokolwiek jeszcze, co później skończyłoby się czymś gorszym niż zabranie kluczyków do samochodu, postanowił się poprawić. - Odwiozłem ją, spokojnie. Nawet niewiele pamięta. Większość przespała. Widząc, jak Wnvisible Woman siada obok nieznajomej dziewczyny, a potem wspomina o zielonych oczach, Johnny przechylił lekko głowę zaciekawiony o czym, a raczej o kim jest mowa. W końcu, jego siostra wbrew pozorom nie często zagadywała do obcych bez wyraźnego powody. Chyba, że to jakaś jej znajoma. Całkiem ładna z resztą. Jeśli koleżanka wolna, miał nadzieję, że Sue okaże się na tyle miła, że ich ze sobą zapozna. A jak nie, to sam też może się zapoznać. Obszedł ławkę i nie robiąc sobie nic z tego co na to nieznajoma, czy jego siostra, oparł się o oparcie dokładnie pomiędzy nimi. Zaglądnął Tess przez ramię. Nieznacznie uniósł brwi na widok rysunków jakiegoś faceta w czarno-zielonych strojach, które wydały się mu nagle dziwnie znajome. - Ej to nie ten czarny charakterek biegający ze złotą dzidą i próbujący opanować świat? - zapytał, starając się porównać wygląd Loki'ego z nagrań do szkiców znajdujących się na kolanach rudowłosej dziewczyny. - Nie wiedziałem, że lubisz się przyglądać jaki kolor mają oczy obcych mężczyzn, Sue - uśmiechnął się szeroko. Czyżby jego siostrzyczce podobali się źli faceci? Patrząc na jej nieco dziwny i na szczęście nieudany początek związku z Doom'em, taka możliwość wydać się mogła całkiem prawdopodobna. - Ja bym nie zauważył. Bardziej zajmujące były te wielkie stonogi i kosmici, niszczący wszystko dookoła. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Sro Lip 18, 2012 10:40 pm | |
| Tess spojrzała na Johnny'ego z politowaniem. Może i był przystojny, ale "czarny charakterek ze złotą dzidą"? No ludzie, naprawdę? Powstrzymała się na tyle, by nie prychnąć. Dzida, no któż by pomyślał. Nawet jeśli ktoś (czyli znaczna większość ludności świata) nie lubił lub nawet potępiał Lokiego to jego broni w żadnym wypadku nie należało nazywać tak ordynarnie. Nie wiedziała jak szeroki jest jej zakres działania, to fakt. Mogło się to kończyć na wysadzaniu w powietrze, choć samo to bardzo się rudowłosej podobało. Jeśli los będzie tak oszałamiająco łaskawy i pozwoli jej się dokopać do informacji na temat tego fantastycznego berła to złoży mu w ofierze własne szkice. Może, zastanowi się... Berło. To jest to, idealne określenie. I nawet perfekcyjnie pasuje do kogoś takiego jak nordycki bóg pragnący podbić Ziemię. A jeszcze doliczając ten piękny popis w Niemczech... Nagrania z kamer przechowuje po dziś dzień na telefonie - jedyna rzecz jaką jej znajomy-haker dał radę skombinować. Dzień później go złapali i aresztowali. Oczywiście urwała z nim kontakt i jakimś cudem ocaliła te perełki (prawie naginając niekiedy swe możliwości). Ale oczywiście kamery były na tyle kiepskiej jakość, że zapomnij o jakimkolwiek dostrzeżeniu koloru oczu, misja niemożliwa. A skoro o tym mowa... Spojrzała na Sue z zaciekawieniem, ale jednocześnie lekką podejrzliwością - nie, ostrożnością. - Twój brat ma rację? Naprawdę lubisz wyłapywanie takich szczegółów? I nagle powstrzymała się całą siłą woli, by kąciki jej ust nie podjechały w górę. Udało się. - Z resztą potrzeba by świetnego sprzętu, by uchwycić taki detal jak kolor czyiś tęczówek. Czyżbyście takowy posiadali? W sumie ... - zrobiła piękną zamyśloną minę. - To by nawet nie było dziwne. |
| | | Invisible Woman
Liczba postów : 198 Data dołączenia : 03/07/2012
| Temat: Re: Central Park Czw Lip 19, 2012 9:58 pm | |
| Dosłyszawszy odpowiedź brata, Susan automatycznie poczuła nagły ucisk w klatce piersiowej. Już w następnej sekundzie zdała sobie oczywiście sprawę z tego, że Johnny najprawdopodobniej po prostu sobie z niej żartuje; nie musiał nawet dorzucać tego sprostowania... No dobrze, może i musiał, ale tylko odrobinę. Sama by mu przecież zaufała - zapewne. Po prostu... Odruchowo się zmartwiła, nim dobrze nad tym pomyślała, to wszystko. To w końcu normalna reakcja w takiej sytuacji - zupełnie naturalna. Zwłaszcza dla osób, które na co dzień mają do czynienia z jej bratem... Sue kiwnęła tylko głową, by dać Johnny'emu znać, że przyjęła do wiadomości jego wyjaśnienie sprawy. Praktyczne nie zwróciła uwagi na to, że ten okrążył ławkę i stanął tuż za nią; była już przyzwyczajona do tego typu zagrań z jego strony. Co tu dużo mówić, jej brat zaliczał się po prostu do stworzeń, które nie potrafiły usiedzieć na miejscu i w dodatku lubiły być w centrum zainteresowania - nie wspominając już o jego upodobaniu do bliskości fizycznej. Był to więc naturalne, że i teraz do nich garnął, w żadnym razie nie chcąc zostać wyłączony z dyskusji. Nie zdążyła nawet potwierdzić jego następnych słów - przypuszczeń na temat tożsamości osoby ze szkiców rudowłosej dziewczyny - nim z ust Johnny'ego nie padł kolejny głupi tekst... A przynajmniej głupi w jej własnym mniemaniu. Wręcz zupełnie bezsensowny! A jednocześnie przez to taki w jego stylu... W pierwszej chwili Invisible Woman poczuła silną ochotę, by uderzyć brata w ramię; ot, typowy gest między rodzeństwem. Oczywiście jednak tego nie spróbowała, zmuszając się do okiełznania swych zapędów... Poniekąd. Co prawda ona sama niemalże natychmiast skierowała swe spojrzenie w dół, walcząc z zakłopotaniem, które groziło, że odbije się na jej twarzy lekkim rumieńcem - lecz jednocześnie jej moce zareagowały na bodziec, po raz kolejny udowadniając, że bardziej słuchają się emocji Sue, aniżeli jej świadomych decyzji. Innymi słowy... Owszem, Human Torch oberwał w ramię - przy pomocy niewielkiego pola siłowego o sferycznym kształcie. Uderzenie to było tylko odrobinę mocniejsze, niż miałoby to miejsce, gdyby Susan rzeczywiście go szturchnęła, a więc nie powinno zrobić na nim wielkiego wrażenia... Choć z pewnością było wyraźnie odczuwalne. -Johnny! Przestań...- jej dłoń odruchowo powędrowała ku włosom. Odgarnęła część kosmyków za ucho, jak gdyby chciała się w ten sposób uspokoić, może czymś zająć, by odwrócić uwagę od tego tematu... I tym samym odegnać ciepło, które zaczynała odczuwać w ogólnie pojętej okolicy swych policzków. W tej chwili odnotowywała również ogromną potrzebę wytłumaczenia swojego postępowania. -Reed oglądał nagrania z kamer na Baxter Building w kółko i do znudzenia, więc po prostu chcąc, nie chcąc wszystkie szczegóły wbiły mi się do głowy...- prawdę mówiąc rzeczywiście tak było. Trwało to całymi godzinami, a Susan z każdą chwilą odczuwała coraz większą irytację... Właściwie sama nie była pewna dlaczego to znosiła - i JAK. Choć nie, to ostatnie było jeszcze do pewnego momentu zrozumiałe. Zarejestrowane fragmenty walk były naprawdę ciekawe, dopóki nie oglądało się ich po raz setny. No i nie mogła umniejszać też temu, że na niektóre z nagranych osób po prostu miło było popatrzeć... Ale nie, nie o tym teraz. Do tego na pewno się przed nimi nie przyzna - ani przed nikim innym, skoro ledwo czyniła to przed samą sobą. Invisible Woman sięgnęła do swojej torebki i chwilę w niej grzebała, nim wyjęła z jej wnętrza przyrząd nieco większy od przeciętnego współczesnego telefonu komórkowego. Był to w rzeczywistości praktycznie miniaturowy komputer o sporej mocy, wielu bajerach, o które zadbał Reed - i o holograficznym wyświetlaczu. Można się było z niego skontaktować bezpośrednio ze sztuczną inteligencją, która zarządzała większością spraw Fantastycznej Czwórki. W kilka manewrów później nad urządzeniem wyświetlała się już plansza w formie hologramu, przedstawiająca postać ulubieńca rudowłosej. Dookoła niego znalazło się kilka informacji z jego profilu - lecz Sue zadbała o to, aby wszystkie były zupełnie niegroźne lub już i tak publicznie znane. Wśród nich było także pole z kolorem oczu, wypełnione słowem "zielone". Niestety po widocznym w tej chwili obrazie trudno byłoby to stwierdzić... Lecz zawsze był to jakiś dowód, prawda? |
| | | Human Torch
Liczba postów : 132 Data dołączenia : 06/07/2012
| Temat: Re: Central Park Wto Lip 31, 2012 2:14 pm | |
| Kiedy rudowłosa dziewczyna przyznała mu rację (no, prawie przyznała, ale jej pytanie można wziąć za potwierdzenie jego teorii, czyż nie?), na twarzy Johnny’ego pojawił się firmowy uśmiech numer pięć, wyrażający całkowite zadowolenie z siebie. Co akurat w przypadku tego konkretnego mężczyzny nie było niczym nadzwyczajnym biorąc pod uwagę pewien bardzo istotny szczegół - on rzadko kiedy nie był z siebie zadowolony. Jednak najwyraźniej młody Storm na chwilę zapomniał o niezwykłych umiejętnościach swojej siostry. A przynajmniej nie spodziewał się ich ujawnienia w takim momencie, bowiem nawet mimo swojej stosunkowo małej mocy, pole siłowe sprawiło, że brat jego właścicielki prawie wylądował na ziemi. Opieranie się w dość luźny sposób o ławkę zdecydowanie zadziałało na niekorzyść dla Johnny’ego. Tylko w ostatniej chwili udało mu się zachować równowagę, uchraniając się przed spektakularnym spotkaniem z ziemią. - No wiesz co, Sue… - rzucił niby to z wyrzutem, ale ostatecznie zajął swoje wcześniejsze miejsce między kobietami. - Jeśli przeleciał na tym małym statku obok którejś z kamer, to i pewnie kolor oczu było widać – przyznał, spoglądając na dziewczynę. – A tak właściwie, to po co wam to wiedzieć? Ciekawość, hobby? – dodał, przypominając sobie, że w sumie to nie do końca wie po co dokładnie jego siostrze i nieznajomej taka wiedza jak kolor tęczówek czarnego charakteru, który chciał opanować całą planetę. Jeśli to faktycznie było hobby, to przyznać trzeba było, że dość nietypowe. A może to jakieś nowa teoria? „Według najnowszych wyników badań, kolor oczu może wpływać na zachowanie masowych morderców. Być może już niedługo będziemy w stanie przewidzieć jak będą postępować osobniki z niebieskimi i brązowymi tęczówkami. Obecnie dzięki nowoczesnej technologii i grupie specjalistów wiemy, że osoby z zielonymi oczami o skłonnościach sadystycznych, będą próbowały swoich sił w większych przedsięwzięciach, jak na przykład próba przejęcia panowania nad światem…”. Tak, to byłoby nawet zabawne. A może zajmuje się pisaniem horoskopów? Kto wie. Johnny zaciekawiony obserwował poczynania Sue. Tak, jednak zabaweczki Reed’a czasem potrafią się przydać. I zdecydowanie są efektywne. Human Torch wyciągnął rękę i „popchnął” palcem hologram Lokiego, żeby ten zaczął się obracać wokół własnej osi. - Jemu nie było gorąco w takiej zbroi? – rzucił, przechylając lekko głowę. Co prawda komu jak komu, ale Johnny’emu chyba nigdy nie jest „za gorąco”, ale to było co innego.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Pią Sie 10, 2012 10:02 am | |
| Nie zwróciła większej uwagi na chwilową utratę równowagi przez Human Torch. Bo i po co? Póki nie miał zamiaru lądować na niej lub którymś z jej szkiców wszystko było dla niej w porządku. W pierwszej chwili, gdy Tess zobaczyła miniaturowe urządzenie w dłoni blondynki uniosła delikatnie jedną brew. Ciekawość, ot co. W końcu rozmowa obraca się wokół Lokiego, elementów jego aparycji i nagle w ruch idzie mini-komputer. Raczej nie sądziła, by Sue chciała donieść, zawiadomić kogoś, że po Central parku krąży sympatyczka nordyckiego boga chcącego podbić Ziemię i zmusić rasę ludzką do uległości. Cóż, było to zwyczajnie bez sensu, gdyż, jak pewnie już zauważyła, rudowłosa nie ukrywała się specjalnie ze swoimi zainteresowaniami. Bo i po co? W dobie świetności Avengersów, gdy ludzie widzieli kogoś, kto nie jest po tej samej stronie budził się niepokój. Co jeśli takich jest więcej, a było to wielce prawdopodobne, by nie rzec pewne? Jeśli się zjednoczą? Jeśli Loki wróci i dowie się o nich, wcieli do armii tworząc z ludzi dwa wrogie sobie obozy? O tak, zalążki chaosu. Tego najciekawszego, tworzącego się na dnie umysłu, nie pozwalającego zasnąć. Cóż, po jakimś czasie. Gdy jej oczom ukazał się hologram nie mogła opanować uśmiechu. Przyznawała się do tego tylko przed samą sobą, ale mogła patrzeć na niego godzinami, a mając wydruki i szkice czyniła to od dwóch miesięcy i wciąż chciała więcej. Stanąć z nim twarzą w twarz, zamienić chociażby słowo, poznać od każdej strony – ach, fantazja ją zaczynała ponosić, co nie stanowiło przeszkody, by wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł delikatny dreszczyk podniecenia, ekscytacji. Na moment oderwała wzrok od znajomej sylwetki i przeniosła go na informację o kolorze oczu. Zielone, faktycznie, choć sam napis średnio ją przekonywał. Szybko przeskoczyła po wszystkich notkach i zdała sobie sprawę, że ona to wszystko już wie. Westchnęła cicho wracając do obserwowania hologramu. - Gdybym tylko mogła zobaczyć to na własne oczy… Mam sporą ilość kadrów z telewizji, przypadkowych nagrań, ale to niewiele. Nie mogę dokończyć niektórych szkiców. Ściągnęła delikatnie brwi wielce zmartwiona tym faktem. Rzeczywiście, frustrowała ją niewystarczająca ilość materiałów graficznych z działu „Loki”. No ja rozumiem, że armia kosmitów niszczyła Manhattan, ale ktoś mógł się postarać o jakieś dobre ujęcia do telewizji, za to im płacą, do jasnej…! Na uwagę Johnny’ego tylko przewróciła oczami. W sumie racja, strój boga to właściwie skóra i metal(nawiasem mówiąc, ciekawe jaki), dodatkowo jeszcze peleryna, hełm… Właściwie na logikę to Human Torch mógł mieć rację – gdyby rozważać kogoś takiego jak Loki w ludzkich kryteriach, a to właściwie podchodziło pod obrazę, by nie rzec bezczelność. Nie zauważyła, by w walce mu to w czymkolwiek przeszkadzało, prezentowało się naprawdę imponująco, a na dodatek było idealnym przekazem samym w sobie „jestem bogiem, nędzna istoto”. No dobrze, poza tym pozostawała jeszcze kwestia jego „odwiedzin” w Niemczech. Te nagrania stanowiły jeden z największych skarbów Tess, znała na pamięć każdą sekundę, a i tak przynajmniej raz dziennie je oglądała. No i tamto ubranie – pomijając fakt, że uważała je za świetne – już zdecydowanie podchodziło pod typowo ludzki rozsądek . A i tak patrząc na trickstera w tamtej chwili wiesz, że stoi ponad Tobą, to po prostu emanowało. Hm, tak, chyba możemy zaliczyć to spokojnie do obsesji. Dobrze jednak, że póki co rozwijało się to w jej głowie, nie uzewnętrzniała tego zbytnio. Bo i po co? - Nie sądzę. Poza tym to nie jego jedyny strój, raczej, by go zmienił, gdyby był utrapieniem. – powiedziała, jakby to było oczywistością. Dopiero po sekundzie zdała sobie sprawę, że chyba oficjalnie nie powinna być w posiadaniu takich informacji, a przynajmniej nie powinna ryzykować. Nie powinna, a tu co? Ech, taki głupi błąd – będzie sobie to wypominać do końca życia.
|
| | | Invisible Woman
Liczba postów : 198 Data dołączenia : 03/07/2012
| Temat: Re: Central Park Pią Sie 10, 2012 1:23 pm | |
| Na pełen wyrzutu głos brata Susan miała w pierwszej chwili ochotę automatycznie zareagować przeprosinami, lecz ostatecznie zadecydowała, że w zasadzie to i tak mu się należało - to i o wiele więcej, prawdę mówiąc. Niech więc będzie, że owe popchnięcie stanowiło z jej strony drobną karę za jego dzisiejsze poczynania. Zupełnie niegroźną, owszem, ale jednak jakąś karę. A przecież mogła dać mu gorszą nauczkę - na przykład zabrać kluczyki do jego ulubionego samochodu lub urządzić mu coś jeszcze perfidniejszego... Pomysłów raczej by jej nie zabrakło. W takich chwilach potrafiła wykazywać się wręcz nadzwyczajną kreatywnością, czego Johnny miał już okazję doświadczyć - i to nie raz, jeśli mamy być szczerzy. Invisible Woman wysłuchała krótkiej wymiany zdań między bratem i rudowłosą, ale sama się w nią nie wtrącała. Nie widziała takiej potrzeby. Gdy Human Torch wprawił w ruch holograficzny obraz, przez krótką chwilę się mu przyglądała - jak gdyby w zamyśleniu. Właściwie to nie debatowała we wnętrzu swej głowy na temat tego konkretnego super-przestępcy, ale i o jego kwestię nieco zahaczała w swych rozważaniach. Brat mógłby jej właściwie docinać do woli, a ona i tak za każdym razem by go zbywała, ale zarazem fakt pozostawał faktem, że myślała sobie przy tym swoje. W końcu była tylko kobietą, nie pozostawała przecież zupełnie nieczuła na wszelkie uroki i zalety... A nawet jeśli przebywała na diecie, to nie oznaczało wcale, że nie wolno jej było przeglądać menu, prawda? To przecież było zupełnie niegroźne i niewinne. A zielone oczy były ładne, choć tak po prawdzie osobiście wolała błękitne i szare. Nie, żeby coś przez to miała od razu na myśli - ot, luźna uwaga, nic więcej. Poza tym... No proszę, naturalnym było, że ci "niegrzeczni" faceci pociągali kobiety. Chyba każda dziewczyna przechodziła kiedyś taką fazę, a niektórym to zostawało na dłużej, tak? Oczywiście Sue to przeszło. Już dawno temu. W zupełności i kompletnie. Hm... Ciekawe czy ktoś taki pamiętałby, że obiecał ukochanej cały dzień swej uwagi... Zapewne nie. Byłby prawdopodobnie zbyt zajęty podbijaniem jakiegoś świata, a może niszczeniem centrum miasta albo czymś w podobnym guście. Czyli to w zasadzie niewielka różnica między sianiem chaosu, a czczeniem i wielbieniem nauki jako takiej. No, może tylko o tyle, że z chaosem dałoby się przy sprzyjających wiatrach uwinąć w parę godzin, a wykłady na innym kontynencie potrwają tygodniami. Och. To chyba punkt dla zła. Ta świadomość sprawiła, że Susan ocknęła się z zamyślenia. To nie był bezpieczny teren, zdecydowanie powinna go już opuścić i skupić się na tym, że w końcu nie ma w życiu tak najgorzej. Wprost przeciwnie, prawda? Pomijając to, że brakowało jej trochę uwagi. To jest oczywiście: uwagi ze strony najbliższych, bo media zajmowały się nią aż za bardzo. -Kilka razy znalazł się w zasięgu naszych kamer. Właściwie przelatywał mniej więcej dookoła Baxter Building, więc mamy różne ujęcia...- prawdę powiedziawszy Sue nie miałaby nic przeciwko temu, by pokazać dziewczynie te nagrania; niczego by to raczej nie zmieniło, skoro potrzebowała ich tylko do rysowania. W końcu co takiego mogłaby zrobić? Nic szkodliwego nie przychodziło obecnie Invisible Woman do głowy. Z drugiej strony nie zamierzała się narzucać i sama tego proponować. Wolała z tym zaczekać. Rudowłosa zdawała się być bardzo oddana temu tematowi - i chyba posiadała w nim nieco większą wiedzę, niż zapewne powinna... Swoją drogą to aż dziwne, że Baxter Building się ostał. Walki toczyły się tak niepokojąco blisko niego, a zarobił tylko kilka powierzchownych uszkodzeń, z którymi zresztą szybko się uporali. Widać mieli niesamowite szczęście. Nie byłoby w końcu zbyt przyjemnie wrócić z misji i zorientować się, że przez czas ich nieobecności kosmici zniszczyli im dom... |
| | | Moon
Liczba postów : 21 Data dołączenia : 13/08/2012
| Temat: Re: Central Park Wto Sie 14, 2012 2:18 pm | |
| Przechadzała się ulicami Nowego Yorku ubrana jako zwyczajna kobieta, w beżowej bluzce na ramiączkach, jasnoniebieskich jeansach z zarysami dziur na udach i czarnymi butami na niskim obcasie. W pasie miała założony swój Magiczny Pas i z obydwu stron Księżycowy sztylet. Przez szyje przełożyła swój bukłak na wodę. W kieszeni złożona włócznia. Przyglądała się każdemu przechodniemu. Nikt nie wyróżniał się z tumu, chyba że strojem lub fryzurą. Czasami zatrzymywała się przy jakimś sklepie z ciuchami i przypatrywała się im. Jak każda kobieta Ona również dbała o swój wygląd, nie chciała wyglądać jak jakaś szmata do podłogi, tylko ładnie i normalnie. Oczywiście inne Panie robiły to dla swoich partnerów, zaś ona tylko i wyłącznie dla siebie. Inne kobiety miały facetów tylko, dla tego że czuły się komfortowo, iż dawał im wszystko co chciały, dbał o nie i takie tam głupoty. Ona wolała trzymać się z dala od nich, gdyż faceci chcą rządzić płcią przeciwną. Po takich rozmyślaniach musiała odpocząć, przeszła na prawdę spory kawałek od swojego mieszkania do centrum miasta. Dla tego zaszła do najbliższego parku, czyli Central Park. Nie mogła uwierzyć, że taki park może istnieć. Wszędzie biegały małe dzieci, rodzice uśmiechali się do nich i często dołączali do zabawy. Patrzyła na nich beznamiętnie i przypomniała sobie swoje dzieciństwo. Od najmłodszych lat musiała ćwiczyć swoje zdolności, uczyła się tworzyć lekarstwa i inne medykamenty, musiała poznać zasady pracowania w kuchni. I po kilkunastu latach odeszła ze swojego plemienia, aby przybyć tutaj gdzie jest teraz i pomagać... Chociaż to wszystko mogło się zmienić, jest właściwie neutralna co do polityki ratowania świata. Usiadła przed ogromnym Zbiornikiem wody i przypatrywała się wszystkim, którzy byli w łódkach lub na kajakach. Ściągnęła buty i położyła je obok siebie. Zanurzyła nogi w wodzie i położyła się na plecach. Przypatrywała się niebu i myślała o tym co może tutaj robić. Wiedziała, że to jest jedno z nieszczęsnych miast na świecie gdzie ciągle zdarzają się dziwne rzeczy, ale nie mogła zaprzeczyć temu, że mogłaby również być powodem tych zniszczeń, ale właściwie nie miała teraz głowy do takich rzeczy. Chciała odpocząć i na chwile zapomnieć o tym kim jest i kim będzie, chciała trochę poleżeć i odprężyć się. Życie w takim pełnym mieście jest ciężkie, nie przywykła do tego, plemienie miało zaledwie pięćdziesiąt osób, a tutaj jest ich miliony.
~~~
Po godzinie "Księżyc" obudziła się przez śmiechy dzieci i dorosłych. Otwierając oczy napotkała promienie słońca, które zasłoniła odruchowo dłonią. Z pozycji leżenia przeniosła się na siedzenie. Popatrzyła mętnym wzrokiem przed siebie, po czym założyła buty, wstała i wyruszyła w stronę, z której tutaj przyszła.
z/t |
| | | Moon
Liczba postów : 21 Data dołączenia : 13/08/2012
| Temat: Re: Central Park Sro Sie 15, 2012 10:28 am | |
| Moon poruszała się po mieście dość wolno. Teraz szukała sposobu na zajęcie swojego czasu czymś ciekawym. Coś przyszło jej do głowy, oczywiście musiała przy tym ujawnić kim jest, ale z braku innych powodów wyruszyła do Central Parku. Weszła tym samym wejście co poprzednio do ogromnego parku i spojrzała na ludzi, którzy odpoczywali tutaj po całym dniu pracy. Poszła w to samo miejsce gdzie dzisiaj wypoczęła. Gdy tam doszła, usiadła i wyciągnęła rękę przed siebie. Dłonią poruszała powoli w powietrzu, zaś woda ze Zbiornika, zaczęła się unosić do góry i przybliżyła się do kobiety. Podzieliła ją na dwie równe części i przybliżyła do Adidasów. Delikatnie poruszyła dłonią, a woda zamarzła. Stworzyła sobie ostrza od łyżw. Teraz musiała wysilić się nieco bardziej, gdyż zamierzała zrobić sobie tak zwane, lodowisko. Wystawiła obydwie ręce przed siebie i delikatnie poruszała dłońmi. Wytężyła swój rozum i powoli z jeziorem zaczęło się coś robić. Powstała na nim delikatna powłoka, która zaczęła zamieniać się w lód. Gdy wszystko zostało zakończone z powodzeniem, wstała i rozpoczęła jazdę na własnym lodowisku. Prawdopodobnie ludzie zaczęli się na nią patrzeć, ale jej teraz to nie interesował. Chciała teraz czymś się zająć, aby nie siedzieć i nic nie robić. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Central Park | |
| |
| | | | Central Park | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |