Przybywając na miejsce spotkania Gerhard Herbjørnsrud nie mógł wiedzieć czego się spodziewać po swoim nowym pracodawcy. Oczywiście miejsce spotkania zawsze wiele mówiło o charakterze zarówno zlecenia, jak i klienta. Mówiło wiele, ale niestety niekoniecznie mówiło prawdę. Czasem były to tajne kryjówki, czasem miejsca publiczne, a z doświadczenia Gerhard wiedział że ci którzy umawiają się w bogatych restauracjach potrafią być tak samo niebezpieczni, jak gangsterzy ze slumsów. Częściej nawet bardziej.
Herbjørnsrud nie był w Hotelu od czasu pewnej akcji z przeszłości. Było to jednak dawno, a hotel zmienił się nie do poznania. Wyszukany, niby nowoczesny, niby nawiązujący do poprzedniego, styl nie wszystkim mógł się podobać. Na parkingu portierzy uwijali się z bagażami, parkingowi odbierali drogie samochody. Przepych i kapitalizm Ameryki z krwi i kości. Za ruchomymi drzwiami znajdowała się recepcja, która na pierwszy rzut oka wołała „Jeśli pytasz o ceny, to prawdopodobnie cię nie stać”.
Mężczyzna nie przyszedł tutaj jednak w poszukiwaniu noclegu. Zgodnie z wiadomością klient czekał na niego w hotelowej restauracji. Nie było trudno jej znaleźć, gdyż wszędobylskie strzałki wskazywały do niej drogę tak dokładnie, że stanowiło to niemal obrazę dla ludzkiej inteligencji.
Przed restauracją, za drewnianym postumentem, stał szef sali, który na widok zbliżającego się Gerharda zastąpił mu drogę, po czym stwierdził – Najmocniej przepraszam, ale restauracja jest chwilowo zarezerwowana z uwagi na imprezę okolicznościową. Jeśli szuka pan posiłku, proponuję bar na poziomie minus jeden. - obrzucił go przy okazji wzrokiem, jak gdyby nie spodziewał się że najemnika będzie stać choć na hamburgera.
Zerknięcie przez nie do końca zasłoniętą kotarę restauracji nie wskazywało na to że w środku działa się jakakolwiek impreza, ale widocznie byli tam jacyś goście.
Jesteś pewien że to jest miejsce spotkania