|
| Valhalla | |
|
+7Icarus Samuel Guthrie Surge Elixir Transonic Mercury Loki 11 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Valhalla Nie Wrz 03, 2017 3:28 pm | |
| First topic message reminder :Wioska w pobliżu Mount Pleasant w hrabstwie Westchester na północ od Nowego Jorku. Jej populacja liczy sobie nieco ponad trzy tysiące mieszkańców, a powierzchnia wynosi trochę ponad dwa kilometry kwadratowe. Posiada stację metra, co ułatwia dojazd do Nowego Jorku, a także Hartford Hall - znajdujący się w Narodowym Rejestrze Pomników Historycznych. Na cmentarzu Valhalli - Kensico Cemetery - spoczywa wiele znanych osób. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Surge Mistrz Gry
Liczba postów : 277 Data dołączenia : 04/05/2013
| Temat: Re: Valhalla Sob Paź 14, 2017 7:02 pm | |
| Noriko z niecierpliwością czekała na jakąkolwiek reakcję ze strony dziewczynki. Początkowo jej używanie elektryczności do stworzenia światła nie dawało żadnych efektów. Zapewne mała po prostu nie była w stanie go zauważyć skoro unosiła się w powietrzu, a ona była całkiem nisko, na ziemi. Na szczęście tworzenie błyskawic i piorunów dało już o wiele lepsze efekty. Tym razem młoda mutantka zauważyła jej błyski. Surge uśmiechnęła się lekko pod nosem, widząc jak mała powoli zwalnia, po czym nawet zatrzymuje się na moment. Przynajmniej wiedzieli, że zwraca uwagę na swoje otoczenie. Odczekała chwilę, nim ruszyła ze swojego miejsca. Starała się uważać na swoje otoczenie i na drzewa, które pod naporem bariery wylatywały z ziemi jak zabawki i odlatywały na bok. Musiała uważać, by żadne przypadkiem w nią nie trafiło. Co jakiś czas zwalniała swój bieg, zerkając czy blondyneczka podąża za nią. Starała się kierować błyskawicami tak, by te ją odciągnęły od szkoły. Ochrona dzieci była najważniejsza. Widząc, że dziewczynka zwalnia, Surge zrobiła to samo, wystrzeliwując kolejne błękitne wiązki prosto w górę nad siebie, by bardziej przykuć uwagę dziecka. Jej zwolnienie zapewne dawało również dodatkowy plus w postaci osłabienia wiatru czy niszczenia gruntu. - Hej, mała, porozmawiajmy! Jak masz na imię?! - próbowała znowu przemówić do małej mutantki. Jeśli teraz wiatr był spokojniejszy to i mogło być ciszej, więc być może zostanie usłyszana. Naprawdę wolała na spokojnie porozmawiać z nastolatką, a nie próbować walczyć z nią. Ciągła zabawa w berka nie miałaby żadnego sensu. Musieli zrobić coś, by dziecko się zatrzymało i uspokoiło. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Valhalla Pią Paź 20, 2017 9:09 pm | |
| Podczas gdy Transonic była leczona przez Elixira, a Mercury trzymała się na uboczu, z daleka od walki i tak niebezpiecznej dla niej elektryczności, Surge skupiała na sobie - a raczej na swojej mocy - uwagę dziewczynki. Teraz okolica już naprawdę przypominała pobojowisko: coraz więcej połamanych drzew, przeorana łąka, częściowo uszkodzone boisko... Nie było chyba żadnych szans, aby po fakcie jakoś zatuszować tę sprawę. Wciąż jednak mogło się to jeszcze skończyć dużo gorzej. Całe dotychczasowe starcie nie trwało tak naprawdę bardzo długo, a jednak wyjątkowo wcześnie musiało wzbudzić zainteresowanie mieszkańców wioski - gdyż najwyraźniej ktoś zadzwonił na policję. Valhalla była na tyle niewielka, że najpewniej nie posiadała własnej, więc te dwa radiowozy musiały przyjechać z sąsiedniego miasteczka... I teraz mijały właśnie szkołę od południowej strony, nadciągając polną drogą, w miarę możliwości lawirując między kawałkami metalu z wieżyczki i powalonymi drzewami. Nie mogły zajechać daleko, więc ostatecznie zatrzymały się w pobliżu tego najbardziej zewnętrznego boiska - a przez ten cas rzecz jasna migały światłami i nadawały sygnał syrenami. Mimo to dziecko zdawało się nie zwracać uwagi na samochody, ani tym bardziej na wychodzących z nich funkcjonariuszy. Nawet nie patrzyło w ich kierunku, w dalszym ciągu śledząc generowane przez Noriko błyskawice. Uderzające wokół blondynki raz po raz fale powietrza musiały skutecznie zakłócać odbiór dźwięków, skoro nie zareagowała również na syreny... I na skierowane ku niej słowa Surge. Od czasu do czasu elektryczność wchodziła w kontakt z granicą mocy dziewczynki i odbijała się od niej w różne strony, lecz nie wyrządzała większych szkód... A przynajmniej jeszcze nie. Policjanci wyraźnie nie byli przygotowani do starć z mutantami. Co tu się dziwić - pewnie w ich okolicy nie działo się wiele. Na ich twarzach dało się dojrzeć niedowierzanie, a nawet zwątpienie... Więc wcale nie byłoby trudno stwierdzić, że prawdopodobnie wielkiego pożytku z nich nie będzie. Przez kilka pierwszych sekund przesuwali wzrokiem po otoczeniu i oceniali sytuację, lecz mimo wszystko dobyli już broni; pytanie tylko czy na pewno wiedzieli kto stanowił tutaj problem, a kto starał się pomóc. Jeden z nich coś krzyknął - ale odległość i szum poruszanego przez blondynkę powietrza robiły swoje, nie wspominając nawet o trzaskaniu łamiących się jak zapałki drzew. Słów nie dało się rozróżnić, za to można je było zgadywać; najpewniej była to jedna z tych standardowych formułek, nakazująca się zatrzymać, poddać lub coś podobnego. Z drugiej strony sam funkcjonariusz zdawał się nie wierzyć w to, że coś co da - jeżeli sugerować się jego wyrazem twarzy. Dziewczynka oczywiście w ogóle się tym nie przejęła. Wciąż zachwycała się błyskawicami, których najwyraźniej ani trochę się nie bała, w związku z czym to jej dziecięce zaciekawienie wyrządzało wokół niej coraz większe szkody. Dalej sprawy potoczyły się bardzo szybko. Jeden z policjantów musiał nie wytrzymać - może był młody i stosunkowo nowy w tym fachu, może puściły mu nerwy, tak naprawdę mogło o tym zadecydować cokolwiek - i wystrzelił w stronę największego w tej chwili zagrożenia, czyli właśnie dziewczynki. Pocisk wszedł w zasięg jej mocy, wbił się nawet głębiej, niż wcześniej udawało się to zrobić Transonic - lecz już w pobliżu dziecka tak czy siak rozpadł się na drobne kawałki, które następnie zostały odepchnięte do tyłu. Zajście to w końcu zostało zauważone przez blondynkę, która obróciła głowę na prawo, aby zorientować się co tam się działo - co dotarło tak blisko niej... I nagle dziewczynka się zatrzymała. Na jej twarzy wreszcie pojawiły się wyraźne zmiany - oczy jej się rozszerzyły, usta otworzyły... Po czym jednak jej brwi się ściągnęły, czoło zmarszczyło i ostatecznie całe jej oblicze przybrało wyraz złości wymieszanej ze zdziwieniem i strachem. Powyższe najprędzej zaobserwowałaby Surge, lecz wszyscy mogli już dojrzeć te bardziej oczywiste efekty ataku. W ciągu sekundy zasięg mocy dziecka gwałtownie się powiększył; promień wzrósł o kolejne dziesięć metrów, jeżeli nie więcej, zapewne uderzając w Noriko. Dalej zdolności blondynki również były mocniej wyczuwalne, wiatr się rozszalał, rozchodząc się od dziewczynki na wszystkie strony. Nawet osoby stojące sto metrów czułyby na skórze smaganie, a zarówno policjanci, jak i Transonic z Elixirem znajdowali się o wiele bliżej - choć oczywiście skóra Laurie była przystosowana do podobnych warunków, więc mutantka odczuwała to w mniejszym stopniu od pozostałych. Radiowozy wprawione zostały w ruch, zatrzęsły się, a następnie nagle - oba jednocześnie - poderwały się na jakieś dwa metry w górę, szybko okręciły się w powietrzu kilka razy i na koniec wylądowały z impetem na dachach kawałek dalej. Po drodze zmiotły z nóg dwóch policjantów, którzy nie zdążyli się od nich odsunąć. To nie był jednak koniec. Wszędzie w zasięgu wzroku coś się działo: nawet odległe - losowo rozmieszczone - drzewa zdawały się wręcz wybuchać od środka, ze zbiornika wystrzeliwały liczne i wysokie na parę metrów strumienie wody... W jednego z tych funkcjonariuszy, którzy zdążyli uciec przed samochodami, prawdopodobnie uderzyła powietrzna czy też telekinetyczna fala, która odepchnęła go jakieś trzy metry dalej, po drodze nim obracając... Jak gdyby trafiła go nieprecyzyjnie, być może zahaczając o jego bok. Kolejny z mężczyzn starał się trzymać nisko, pewnie licząc na to, że w ten sposób uniknie tych wszystkich zjawisk. Dało się zaobserwować, że ataki skupiały się wokół policjantów - wszystkie inne problemy zdawały się być losowe, jak gdyby powstawały przy okazji, a nie były wywoływane przez dziecko umyślnie. Świadczyło o tym nawet spojrzenie blondynki, wciąż skierowane ku funkcjonariuszom... Ale niestety Mercury miała tego pecha, że znalazła się w zasięgu jednego z tych przypadkowych zjawisk - a dokładniej w samym jego centrum. Wyglądało to tak, jak gdyby została rozsadzona od środka - niczym niektóre z okolicznych drzew. Natychmiast rozbiło ją to w płynną formę, która co prawda w ciągu kilku sekund zebrała się na boisku w jedną kałużę, ale najwyraźniej miała problemy z dalszym się uformowaniem.
***
A teraz doszły mnie słuchy, że Mercury nie wróci już w trakcie tej sesji. Dokładniej prosiła o wyprowadzenie z tematu. Bierze urlop z powodów osobistych.
|
| | | Surge Mistrz Gry
Liczba postów : 277 Data dołączenia : 04/05/2013
| Temat: Re: Valhalla Sro Paź 25, 2017 9:52 am | |
| Noriko nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Nie pomyślałaby, że policja może wywołać u małej taki szał. Wyraźnie się rozgniewała kiedy już w końcu ich zauważyła. Do tej pory skupiona była na jej błyskawicach. Teraz kompletnie ją zignorowała, jakby zapominając o jej istnieniu. W dodatku jej bariera musiała urosnąć, bo Azjatka została wytrącona ze swojej zwiększonej prędkości i odrzucona na bok. Nie było to przyjemne, ale na szczęście nie wpadła na żadne drzewo. Dostała więc jedynie chwilowych zawrotów głowy od tego nagłego ataku. Szybko się jednak otrząsnęła i rozejrzała. Sytuacja wyglądała coraz gorzej. Drzewa były niszczone, woda strzelała do góry ze zbiornika. W dodatku blondynka całkowicie koncentrowała swój atak na biednych policjantach, którzy nie mieli z nią żadnych szans w starciu. Surge nie namyślała się długo. Przebiegła dookoła mutantki, trzymając się jak najdalej od niej, by dotrzeć do miejsca, gdzie byli policjanci i ich samochody. W końcu zauważyła mężczyznę, który chyba starał się unikać uderzeń wiatru przez trzymanie się blisko podłoża. Zapewne byłby to dobry pomysł, gdyby nie fakt, że nie było to naturalne zjawisko. Przebiegła więc do człowieka i nie zatrzymując się, zgarnęła go z miejsca, odstawiając go poza zasięgiem mocy dziewczynki. A przynajmniej poza silniejszym zjawiskami. Wiatr zdecydowanie był teraz dużo silniejszy i można było go wyczuć na większą odległość niż poprzednio. - Weź się schowaj gdzieś, ta mała jest niebezpieczna - odezwała się do faceta, nawet nie siląc się na formy grzecznościowe. Nie czekała na żadną odpowiedź ze strony policjanta. Pobiegła wprost do Elixira i Luarie, przy nich wiatr znowu czuła mocniej. - Nie wiem co jeszcze możemy tu zdziałać. - odezwała się do dwójki, przy okazji rozglądając się za Cess, ale nigdzie nie mogła jej zauważyć. Pewnie jest gdzieś na boisku. |
| | | Transonic
Liczba postów : 36 Data dołączenia : 14/07/2017
| Temat: Re: Valhalla Sro Paź 25, 2017 5:28 pm | |
| Laurie nie miała jakichś specjalnych pretensji o to, że przez zwrócenie uwagi dziewczynki trochę mocniej oberwała, niż było to zamierzone wcześniej. Najważniejsze było to, że bezbronni przed jej mocami cywile byli bezpieczni. Kiwnęła głową słysząc słowa Josha. - Uhm. Może uda im się wymyślić, jak spacyfikować małą. Nie wygląda, jakby była zbyt świadoma tego, co robią jej moce. – w głosie Laurie brzmiał pewien rodzaju niepokój. Nie podobało jej się głównie to, że nie można było dostać się do dziewczynki, tylko mogli próbować zwrócić na siebie jej uwagę, co jak było widać, niezbyt wychodziło. A jeśli już, to jedynie na chwilę. - Co…? - zaczęła, mając na myśli oczywiście pytanie, co Josh chciał zrobić, ale zaraz zrozumiała, gdy złapał ją za rękę. – Jasne. – wpatrzyła się w dziewczynkę i w otoczenie, czekając aż uzdrowiciel skończy. Ku własnemu zdziwieniu nie czuła nawet bólu, co było wielkim plusem. Mówiąc szczerze niepokoił ją fakt, że jej twarda skóra tak łatwo popękała. Na całe szczęście miała obok Elixira, który ją poskładał. Za to natychmiast pociągnęła chłopaka w tył, odruchowo zresztą, gdy moce dziewczynki przybrały na sile. - Świetnie. Chyba ktoś wezwał policję, a mała najwyraźniej ich nie lubi. – mruknęła niespokojnie. Wiatr był silny i choć wcale jej nie przeszkadzał, zaczęła się zastanawiać, jaki jeszcze kataklizm mogłaby spowodować ta mała. – Dzięki za wyleczenie. – dorzuciła z delikatnym uśmiechem, ale zaraz z powrotem przeniosła wzrok na dziewczynkę. Idealnie trafiając w moment, gdy dwa radiowozy wylądowały na dachu. To nie wymagało żadnego komentarza, a hasło „nie lubi policji” można już było nazwać wręcz eufemizmem. Mniej więcej tak samo, jak stwierdzenie „nie jest dobrze” i „mamy problem”. Zwłaszcza co do tego ostatniego do głowy przychodziło kilka mało cenzuralnych określeń odnośnie sytuacji, w jakiej się znaleźli. Przeniosła wzrok na Noriko, która dobiegła do nich. - Nie jest dobrze. Policjanci tylko pogorszyli sprawę, mała ewidentnie coś do nich cierpi. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to spróbować ich usunąć z jej drogi… Bo nie jesteśmy w stanie jej powstrzymać. – westchnęła cicho, kręcąc głowę. Wiatr był ciut dokuczliwy, ale w zasadzie jej nie przeszkadzał. Może jednak trzeba było zawiadomić dorosłych. – I… widział ktoś Cessily? Widziałam ją gdzieś tam, gdzie była policja, ale potem zniknęła mi z oczu. – zerknęła w stronę Noriko, bo ona była najbliżej sytuacji i może udało jej się dostrzec, gdzie znalazła się jej koleżanka. |
| | | Elixir
Liczba postów : 324 Data dołączenia : 03/01/2017
| Temat: Re: Valhalla Sro Paź 25, 2017 9:42 pm | |
| Skupiając się na swoim zadaniu, Josh tylko jednym uchem słuchał tego, co miała mu do powiedzenia Laurie oraz niespecjalnie przyglądał się otoczeniu, w pełni polegając na jej czujności. Leczenie powierzchownych obrażeń było łatwe, jasne, ale to nie oznaczało, że nie powinien się do niego przykładać. Zawsze dbał o to, by nie nawalić, nawet wtedy, gdy jego rola ograniczała się jedynie do nadzorowania praktycznie automatycznego działania jego energii biokinetycznej. Może był pod tym względem odrobinę przewrażliwiony. W związku z powyższym chłopak najpierw usłyszał, a dopiero potem wyczuł i zobaczył, że sprawy drastycznie skręciły ku gorszemu... W czym pomogło mu również to szarpnięcie do tyłu w wykonaniu Laurie. W tym momencie proces uzdrawiania jej ran był już zakończony, więc nastolatek mógł bez problemu oderwać się od rówieśniczki i wreszcie porządnie rozejrzeć się po okolicy... Bardzo szybko się zmieniającej okolicy. Mimo to spojrzenie blondyna ponownie przeskoczyło na Transonic, gdy ta znów się odezwała. - Nie ma sprawy - odpowiedział tylko na jej podziękowanie, rozsądnie postanawiając zachować dla siebie informację, że początkowo sam rozważał wezwanie policji. Dobrze, że ograniczył się jedynie do wysłania wiadomości do ich znajomych z Instytutu... W praktyce może wiele to nie zmieniało, bo młoda i tak się wściekła, ale w ten sposób przynajmniej nie ponosił za to odpowiedzialności. Raczej. Chyba że to Cess gdzieś tam w oddali zdecydowała się podążyć za jego pomysłem, ale skoro wcześniej mu to odradzała, to raczej nie zmieniłaby nagle zdania, prawda? Elixir znów potoczył wzrokiem dookoła siebie, starając się równocześnie ocenić stopień zagrożenia - wysoki, to wiedział od razu, ale zależało mu na szczegółach dotyczących zdolności dziecka - jak i zorientować się gdzie znajdowali się ludzie. Laurie przy nim, Nori całkiem po drugiej stronie dziewczyny, Cess na boisku... No i do tego ci nieszczęśni policjanci. Jeżeli o niego chodziło, wsparcie mogłoby wpaść w każdej chwili... Ale obecnie Josh nie był nawet w stanie stwierdzić ile dokładnie minęło czasu od momentu, gdy je wezwał. Niewiele. Prawdopodobnie za mało, by się zorganizować i dotrzeć na miejsce. Podczas tych wszystkich rozmyślań i rozglądania się po otoczeniu chłopak robił też wszystko, aby osłonić się przed szalejącym wiatrem. Jego ciało wciąż było wzmocnione po niedawnej podniebnej podróży w ramionach Transonic, ale zagęszczenie tkanek jeszcze bardziej nie mogło mu zaszkodzić... Ani tym bardziej odbudowywanie na bieżąco uszkadzanego naskórka. Uzdrowiciel poprawił też warstwę ochronną na oczach, bo w innym wypadku zaszłyby mu one łzami - o ile w ogóle mógłby je trzymać otwarte. Mimo to nastolatkowi aż ciężko było normalnie oddychać, a nie chciał aż tak gruntownie przebudowywać swojego organizmu, aby coś na to poradzić. Eksperymentowanie z samym sobą na polu walki brzmiało mu na bardzo kiepski pomysł. Pomimo całej kontroli, jaką posiadał nad swoim ciałem, Elixir mimo wszystko drgnął lekko, gdy całkiem niedaleko niego i Laurie eksplodowało drzewo, z hukiem i w istnym deszczu drzazg. Chociaż tyle dobrego, że przy falach powietrza uderzających od dziecka na zewnątrz nie było szans, żeby takie odłamki uderzyły bezpośrednio w nich... Ale z drugiej strony blondyn naprawdę nie chciałby sprawdzić czy przeciwniczka potrafiłaby zrobić to samo z człowiekiem. Rozsądek podpowiadał mu, że prawdopodobnie tak... I najwyraźniej miał rację, gdyż spojrzenie Josha padło na Cess właśnie w momencie, gdy ją również spotkał podobny los. Tym razem nastolatek już nie zadrżał. Spiął się na moment, wstrzymał oddech, a jego uwaga skupiła się przy Mercury, gdy odruchowo starał się sięgnąć ku niej swoimi zdolnościami i ocenić jej stan... Ale nawet się nie odezwał, nie spróbował poinformować o tym zajściu Laurie, która patrzyła w innym kierunku. Nieorganiczna postać Cess oraz dzieląca ich oboje spora odległość uniemożliwiały Elixirowi ustalenie co się z nią stało, ale widział, że na swój sposób się poruszała... Więc był prawie pewien, iż w końcu dziewczyna będzie potrafiła z powrotem się złożyć. Oby, bo on nie mógł teraz nic dla niej zrobić, nie tak, jak dla Transonic. Zaraz potem zainteresowanie blondyna przesunęło się ku policjantom, którzy również znajdowali się daleko, ale przynajmniej posiadali normalne ciała, więc być może mógłby ich jeszcze wykryć. Nie dojrzał na własne oczy co im się przytrafiło, ale zostali powaleni, więc nie mogło być zbyt dobrze... A on chciał poznać jak najwięcej szczegółów. Przez ten czas Nori zdążyła znów do nich podbiec i Josh z zadowoleniem odnotował, że przynajmniej jej nie stało się nic poważnego. W zaistniałych okolicznościach było to marne pocieszenie, ale innych pozytywów nie widział, więc brał to, co mu oferowano. Obie jego towarzyszki zdawały się dochodzić do podobnych wniosków do niego... Czyli takich, że nie mogli tutaj nic zdziałać, a przynajmniej nie w celu zatrzymania tego dziecka. Co im pozostawało? Poza zebraniem Cess, które w tej chwili byłoby co najmniej ryzykowne. - Na boisku. Wypatruj w poziomie - skomentował od razu ostatnie słowa Laurie, lecz nawet nie czekał na to, aż dziewczyny spojrzą we wskazaną przez niego stronę, odezwą się albo zareagują w jakiś inny sposób. Nie, zamiast tego blondyn od razu mówił dalej, szybko, ale starając się odzywać na tyle głośno, aby nie miały problemu ze zrozumieniem go pomimo szumu wiatru. - Wycofujemy się. Zabierzcie policjantów poza zasięg jej wzroku. Wzywamy naszych, ale tym razem X-Men, oni niech sprowadzą Tarczę do zabezpieczenia terenu i ewakuowania miasteczka. Od tego powinniśmy byli zacząć. I od zorganizowania telepaty - zadecydował, mając nadzieję, że - tak jak w Houston - dopisze mu szczęście i z jakiegoś powodu dziewczyny postanowią nie kwestionować jego poleceń. W czasie tej wypowiedzi dłoń nastolatka wsunęła się już do kieszeni jego spodni i jego palce zamknęły się wokół telefonu. Do kogo z dorosłych - ważnych dorosłych - miał numer? Do Rahne, o to zadbał dłuższy czas temu, ale wiedział, że jej już nie było w szkole. Drugą opcję stanowiła Dani, która na pewno potem go zamorduje, ale przynajmniej powinna zachować zimną krew i dobrze ustawić sobie priorytety. Najpierw pomoc dla miejscowej ludności, potem kazania i szlabany... Których on i tak nie dotrzyma, o czym pewnie oboje wiedzieli. Teraz Elixir czekał tylko i wyłącznie na decyzję, czyli najlepiej na zgodę swoich towarzyszek, gotów w każdej chwili zacząć wycofywać się w spokojniejsze miejsce... I komponować wiadomość do swojej opiekunki, bo w tych warunkach raczej by go nie usłyszała, gdyby do niej zadzwonił. Poza tym uzdrowiciel pozostawał czujny. Może i do tej pory dziewczyna ich nie atakowała, ale wyraźnie miała coś mocno nie tak z głową, więc w każdej chwili mogła zmienić zdanie. Josh podejrzewał, że była w jakimś stopniu niedorozwinięta, ale z tej odległości nie potrafił tego potwierdzić.
|
| | | Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Valhalla Czw Paź 26, 2017 8:02 pm | |
| Po wylocie z Instytutu, z bratem na plecach, Sam od razu skierował się na południe, nawet nie komentując przytyku ze strony Jay'a, a jedynie przewracając na niego oczami. Przy bramie zauważył jakieś niewielkie zbiorowisko, ale nie zwolnił, aby lepiej przyjrzeć się jego uczestnikom i przebiegowi... W końcu czas uciekał, a co by się pod szkołą nie działo, X-Men na pewno mogli to załatwić sami - a on obiecał bratu pomoc i to miało priorytet. Mężczyzna wiedział gdzie mniej więcej powinien szukać Valhalli, ale po cichu liczył na to, że z góry zobaczą jakiś znak, że to właśnie tam powinni wylądować. Po drodze na wszelki wypadek włączył maskowanie, prezent od nerdzików, własnym polem siłowym niwelował z kolei dźwięki towarzyszące jego mocom - przez co z zewnątrz byli niewykrywalni dla gołego oka czy ucha. W końcu naprawdę nie byłoby dobrze, gdyby ktoś na podstawie jego przelotów namierzył szkołę... Choć wciąż dziwił się, że tak długo udawało się utrzymywać ją w ukryciu. Przy jego prędkości - a z rozmysłem nie rozwijał nawet maksymalnej, choć wysoką - podróż potrwała tylko krótką chwilę... I najwyraźniej niewypowiedziane życzenie mężczyzny się spełniło, bo już z daleka był w stanie dojrzeć chaos panujący przy jeziorze. Zbliżając się, Sam zaczynał poważnie żałować, że coś takiego sobie wykrakał, lecz jednocześnie starał się już ocenić co właściwie się działo i jak najlepiej będzie temu przeciwdziałać. Przynajmniej to dziecko-mutanta z wiadomości łatwo było namierzyć... Ale za to już sama skala zniszczeń nie napawała blondyna optymizmem. I pomyśleć tylko, że dopiero co obiecywał Bobby'emu, że nie będzie się wychylał... Dobrze, że przyjaciel szybko mu wszystko wybaczał, a taką sytuację tym bardziej powinien zrozumieć. Gwałtownie zwalniając - czego skutki całkowicie unieszkodliwiło pole siłowe - a następnie zatrzymując się wysoko w powietrzu, lecz nie wyłączając maskowania, Sam zerknął przez ramię na brata, w tym samym momencie układając dłoń na jego nadgarstku, aby jeszcze przez chwilę go przy sobie przytrzymać. Wciąż utrzymywał wokół nich barierę, więc nie chciał, żeby Jay za wcześnie spróbował odlecieć i w nią uderzył... A poza tym miał mu coś ważnego do powiedzenia. - Zostań tutaj i obserwuj z góry. Zabiorę policjantów w bezpieczniejsze miejsce, a potem spróbujemy coś zrobić z tą mutantką - nakazał, choć tak naprawdę nie zdziwiłby się, gdyby brat go nie posłuchał i mimo wszystko zdecydował się polecieć do swoich. Tak czy siak Cannonball musiał przynajmniej spróbować o niego zadbać, a na tej wysokości zagrożenie zdawało się być o wiele mniejsze i mężczyzna głównie tym się sugerował. Puściwszy wreszcie rękę Jay'a, Sam pozwolił mu się odsunąć, po czym skierował się już w dół, zakręcając dookoła centrum wydarzeń, aby przybyć do policjantów z boku, a dokładniej od strony jeziora. Ufał swojej barierze ochronnej. Jak długo była sprawna, mogła wytrzymać naprawdę wiele, więc teraz również nie powinna mieć problemów... Szczególnie, że urządzenie maskujące w dalszym ciągu działało, kryjąc go przed wzrokiem dziecka i innych osób. Blondyn nie musiał zwalniać, aby pochwycić dwóch z policjantów, po jednym na rękę, w miarę możliwości tak, aby trzymać ich jak najbardziej pewnie i stabilnie. Jego pole siłowe sięgnęło ku nim jako pierwsze, amortyzując działające na nich siły, dzięki czemu mógł szybko ich porwać. Przy nawiązaniu kontaktu oni również stali się niewidzialni, a Cannonball skierował się wraz z nimi za drzewami aż do głównej ulicy i pozostawił ich przed jakąś restauracją. Przeleciał na tyle blisko niej, że pewnie zatrzęsły się jej szyby - i dobrze, bo to powinno zwrócić uwagę personelu i klientów. O ile tylko wszystko do tej pory poszło dobrze, mężczyzna zamierzał zrobić kółko i powtórzyć ten manewr, aby w końcu usunąć z najbardziej zagrożonego terenu wszystkich policjantów. Co później... Tego jeszcze nie wiedział, ale skłonny był skontaktować się z A.I.M. Być może nerdziki zorganizowałyby coś z falami dźwiękowymi albo psychicznymi... Albo cokolwiek innego przydatnego.
|
| | | Icarus
Liczba postów : 168 Data dołączenia : 25/07/2016
| Temat: Re: Valhalla Sob Paź 28, 2017 4:35 pm | |
| Ich lot nie trwał zbyt długo. Rozumiał dlaczego Sam wolał być transportem dla nich obu. Choć Jay latał całkiem szybko dzięki swoim skrzydłom to jednak jego brat był zdecydowanie szybszy. No i to on poszukał na internecie w mapach, gdzie właściwie jest Valhalla. Dzięki temu wiedział dokładnie gdzie lecieć. Choć w pewnym momencie Icarus pomyślał, że sam również by tam trafił. Dokładnie w momencie, gdy zobaczył skutki działania mocy tego dziecka mutanta. Drzewa porywane z ziemi, porozrzucane wszędzie dookoła. Jezioro, które wyraźnie zmieniło kształt i w dodatku rozlało się po całkiem sporej polanie. Zerwane kable wysokiego napięcia, rozwalona wieżyczka. Do tego dochodziły samochody policyjne, które zauważył, gdy byli nieco bliżej. Dzieciak wyraźnie miał problemy z policją. Chyba je rozdrażnili. Jak tylko Cannonball się zatrzymał, Jay chciał od razu rozejrzeć się za swoją grupką, ale na chwilę blondyn go zatrzymał, łapiąc za nadgarstek. Chłopak spojrzał na brata, ciekaw o co chodzi. Uśmiechnął się na jego słowa. Naprawdę oczekiwał, że będzie tu wisiał w powietrzu i czekał aż coś się uda zorganizować? Chyba nie i tylko próbował robić po prostu za troskliwe rodzeństwo. Przecież rudzielec musiał znaleźć swoich znajomych. Zobaczyć jak się czują i czy nic im nie jest. Przy okazji będzie mógł pokazać im wzór nowego stroju. Oni pewnie mieli w swoich pokojach już podobne, w tym samym kolorze. Kiedy Samuel go opuścił, nastolatek zaczął się rozglądać po terenie, sprawdzając dokładnie zniszczenia. Na szczęście ludzi tam nie było. Poza Joshem i spółką. Obok była szkoła, ale wychodziło na to, że dzieciaki były bezpieczne. Jay w końcu ruszył w dół. Zapewne w międzyczasie został zauważony przez pozostałych mutantów. Wylądował tuż obok nich i spojrzał na każde po kolei. Na żadnym z nich nie widział jakichś oznak poważnych uszczerbków na zdrowiu. Z drugiej strony Josh mógł je dawno wyleczyć już. - Widzę, że w niezłe bagno się wpakowaliście. Jest ze mną, Sam. On ma więcej doświadczenia, więc pewnie coś wymyśli. - poinformował nastolatków. Z początku nie spodziewał się, że będzie tu ktoś poza Joshem. Chłopak nic mu nie napisał, że ma towarzystwo. Noriko aż tak go nie dziwiła. Ta dwójka była niemal nierozłączna. Za to Laurie była sporą niespodzianką. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Valhalla Pon Paź 30, 2017 8:40 pm | |
| Ciężko byłoby w tej chwili ocenić gdzie kończył się zasięg mocy dziecka - nie samej bariery, lecz wszystkiego, co najwyraźniej mogło zrobić. Wybuchy następowały w sporej odległości od centrum wydarzeń, w dodatku nie tylko w polu widzenia blondynki, w tym wypadku więc dystans można by już liczyć w setkach metrów... A to oznaczało, że Surge musiała zabrać jednego z policjantów spory kawałek dalej, jeżeli mężczyzna miał być choćby stosunkowo bezpieczny. Jego trzej koledzy - będący zresztą w gorszym stanie, bo mocno poobijani, może nawet połamani i przede wszystkim w dwóch przypadkach nieprzytomni - pozostali jednak na widoku, wystawieni na nieustające ataki. Dziewczynka wiedziała jak skierować swoje moce w ich stronę, ale najwyraźniej nie celowała idealnie, być może z powodu złości lub przynajmniej niedoświadczenia. Skupiała się głównie na silnych uderzeniach chyba-powietrza, bardziej skoncentrowanych od szalejącego dookoła wiatru. W momencie przybycia na scenę Cannonballa i Icarusa sytuacja w dalszym ciągu się pogarszała i to w niepokojącym tempie. Eksplozji było coraz więcej, strumieni wybijających ze zbiornika oraz z wydrążonej przez dziecko "ścieżki" również... Wiatr się wzmagał i miejscami wichura odginała już drzewa. Gdy te silniejsze fale powietrza uderzały w ludzi, to pewnie aż trudno im się było utrzymać na nogach. Z lotem - przynajmniej takim za pomocą skrzydeł - było zresztą podobnie, czyli równie ciężko. Jay dał jednak radę dołączyć do pozostałych i zdążył wymienić z nimi parę zdań, podczas gdy jego brat zabrał dwóch z policjantów, w tym tego jednego przytomnego. Poruszał się na tyle szybko, że ich zniknięcie było dość nagłe... I blondynka nie przyjęła go najlepiej. Mogłoby się wydawać, że usunięcie z zasięgu jej wzroku kolejnych funkcjonariuszy powinno poprawić jej humor, lecz stało się wprost przeciwnie - wyglądało na to, że dziewczynka wpadła w panikę. Być może - jeżeli uważała ich za zagrożenie - czuła się źle nie wiedząc gdzie przebywają i z której strony mogą jej coś zrobić? Tak naprawdę pokrywałoby się to również ze stopniowym wzrostem aktywności jej mocy po zgarnięciu przed chwilą przez Noriko pierwszego z policjantów... Na moment wszystkie dotychczasowe efekty zdolności dziecka po prostu się zwielokrotniły - lecz potrwało to tylko kilka sekund, po czym sytuacja niespodziewanie uległa poważnym zmianom. Uderzenia powietrza co prawda nie ustały, ale wyraźnie zwolniły i to w dodatku w zdecydowanie nienaturalny sposób. Wszechobecne odłamki - te drobniejsze kawałki drzew, metalu, wyrwana trawa i inne elementy o wadze do paru kilogramów - zaczęły się unosić, najpierw powoli, ale stopniowo coraz szybciej. Pomimo wiatru kierowały się pionowo w górę... I to samo spotkało wodę, której spore krople masowo oddzielały się od powierzchni zbiornika, przy okazji utrudniając obserwowanie sytuacji. W gruncie rzeczy wszystko to wydarzyło się bardzo szybko. Nagle - gdy Cannonball był już znowu w pobliżu - dziecko skuliło się, właściwie wręcz zwinęło się w kulkę... A następnie dosłownie eksplodowało, rozrywając na drobne jak pył kawałeczki zarówno siebie, jak i obiekty najbliższe barierze, wliczając w to glebę. Nawet dalej siła wybuchu wciąż była spora; elementy utrzymujące się do tej pory w powietrzu zostały gwałtownie odepchnięte i posłużyły za pociski, ale już sama energia była niebezpieczna. Sięgnęła aż do pobliskich zabudowań, rozpękając znajdujące się z tej strony ściany szkoły i częściowo je burząc, las potraktowała zaś jeszcze gorzej. Większość drzew została wyrwana z ziemi lub przynajmniej złamana - i odepchnięta na zewnątrz. Oczywiście istoty żywe też spotkało coś podobnego. W najlepszej sytuacji był Sam, gdyż przez pole siłowe nie został uszkodzony, a jedynie zbity z trasy i odrzucony dobre kilkanaście metrów dalej. Zwiększona wytrzymałość Jay'a i twarda skóra Laurie również posłużyły za ochronę, choć w o wiele mniejszym stopniu i w inny sposób; w ich przypadku powinno już dojść do pewnych obrażeń, zarówno od samej eksplozji, jak i od oberwania odłamkami. Najgorzej mieli natomiast Noriko i Josh, z naciskiem na tę pierwszą - bo choć część lewitującej wody wyparowała, to reszta została po prostu rozrzucona po okolicy niczym bardzo krótki deszcz. Cessily z kolei po prostu bardziej rozlała się po boisku, rozsmarowana na nim w stronę szkoły. Większość grupy odepchnięta została zresztą właśnie na to zewnętrzne boisko kompleksu.
***
Możecie sami zadecydować - byle realistycznie - jakie i gdzie odnieśliście obrażenia. Siniaki, otarcia, rany od odłamków, które przy takiej sile odrzutu mogą się wbić w ciało, a nawet uszkodzić kości... Jeżeli uznam, że za łagodnie się potraktowaliście, to zainterweniuję, ale powinno się bez tego obejść.
|
| | | Elixir
Liczba postów : 324 Data dołączenia : 03/01/2017
| Temat: Re: Valhalla Wto Paź 31, 2017 5:16 pm | |
| Zanim jeszcze którakolwiek z dziewcząt zdążyła ustosunkować się do jego poleceń, kątem oka Josh wychwycił już ruch - różniący się od wszystkich dotychczasowych i przede wszystkim wypadający ponad nimi. Dosłownie sekundę zajęło mu zorientowanie się co właściwie widział, lecz w tym czasie i tak odruchowo odchylił już głowę lekko do tyłu, aby prześledzić wzrokiem zbliżającego się, a następnie opadającego obok nich Jay'a. Uzdrowiciel dopiero co go wezwał, więc oczywiście nie czuł się zaskoczony jego obecnością samą w sobie, ale za to strój rówieśnika wpędził go już w stan krótkiego zawieszenia. Obcisły, z przewagą czerni, wyraźnie przygotowany pod misje... Rudzielec raczej nie zorganizowałby sobie czegoś podobnego z własnej inicjatywy, a już na pewno nie w tym kolorze, więc wnioski nasuwały się same. Najprawdopodobniej takie miały być ich nowe kostiumy. Pierwsza myśl nastolatka brzmiała tak, że będzie w tym wyglądał bosko. Co prawda był to dla niego stan naturalny, co potwierdzały niezależne od siebie źródła, ale brakowało mu lepszego słowa, więc niestety musiał zadowolić się właśnie tym określeniem. Być może sam przygotowałby odrobinę odmienny projekt, ale nie narzekał. Krój tak czy siak przypominał mu trochę jego dotychczasowy uniform... Szczególnie pochwalał odsłonięte ramiona. Druga myśl Josha była z kolei taka, że Jay też świetnie się prezentował. Jasne, już wcześniej nosił przylegające do ciała kostiumy i blondyn mógł się na to napatrzeć do woli, ale w czerni po prostu było coś takiego... Może chodziło o to, w jaki sposób podkreślała mięśnie i kształty? O grę światła i cienia na materiale? Nie potrafił dobrze opisać tego wrażenia, wiedział za to, że treningi i misje będą od tej pory jeszcze przyjemniejsze pod kątem wizualnym. Ciekawe czym będą się różniły stroje dziewczyn... Umyślnie przesuwając powoli wzrokiem po sylwetce aniołka, Elixir powstrzymał odruch zagwizdania - ale tylko dlatego, że mieli teraz poważniejsze sprawy na głowie - i ograniczył się do kiwnięcia głową na słowa rudzielca oraz wykonania w jego stronę kilku kroków, żeby zatrzymać się tuż obok niego. Nie widział nigdzie jego brata, ale wierzył mu na słowo, a poza tym tak czy siak spodziewał się przybycia Cannonballa. I naprawdę nie poczuł się ani trochę zagrożony obecnością starszego i bardziej doświadczonego w roli lidera mężczyzny. Zupełnie. Dopiero co mówił o konieczności wezwania X-Men, więc wszystko było w porządku. - Nie wiem czy skupię się na dowodzeniu, jeżeli dostajemy takie stroje - skomentował jednak, bo tego nie mógł już sobie odpuścić. Brzmiał na pewnego siebie, jak gdyby spodziewał się, że faktycznie zostanie przywódcą, nawet jeżeli tak naprawdę podejrzewał, że rola ta prawdopodobnie przypadnie jednak Kellerowi. Od początku wszystko na to wskazywało i w głębi ducha wątpił, aby coś miało się zmienić tylko dlatego, że ktoś inny pokazał się od dobrej strony. Świat tak nie działał, nie był sprawiedliwy. Nie wspominając już o dawnych argumentach Dani... Skupiając się przez chwilę na Jay'u, jego stroju i słowach, uzdrowiciel nie od razu zwrócił uwagę na to, że wiatr stał się jeszcze ostrzejszy, nawet dla jego zagęszczonej i stale regenerowanej skóry. Początkowo myślał, iż to tylko takie wrażenie... Ale po paru sekundach - przy mocniejszym uderzeniu powietrza, przez które musiał się aż zaprzeć, żeby zachować równowagę - dotarło do niego, że coś rzeczywiście się zmieniło. Spojrzenie chłopaka jak na zawołanie oderwało się wówczas od jego rówieśnika i wróciło ku głównemu problemowi tego dnia, a równocześnie wyraz jego twarzy znów spoważniał. Nie widział oblicza przeciwniczki, a przy dzielącym ich dystansie nie mógł nic z niej wyczytać, ale i tak nie podobało mu się dokąd to wszystko zmierzało. Miał złe przeczucia i już żadnych dobrych pomysłów. Chłopak słyszał dookoła siebie kolejne wybuchy i coraz trudniej było mu nie zamykać oczu, nawet pomimo dodatkowej warstwy ochronnej, którą na nich wytworzył. Mrugał znacznie częściej, ale niewiele mu to dawało, więc ostatecznie uniósł prawą rękę, aby przynajmniej częściowo osłonić oczy dłonią, a przy okazji zgarnąć i przytrzymać trochę włosów nad czołem, żeby nie latały mu we wszystkie strony. Będzie miał potem zrujnowaną fryzurę. Świetnie, nie mogło być lepiej... Kiedy tylko ta myśl zawitała w głowie blondyna, świat najwyraźniej zdecydował się mu udowodnić, że się mylił. Nastolatek miał wrażenie, że w okolicy prawa fizyki uległy jakiemuś nagłemu zakłóceniu. Wznoszenie się wody, gałęzi i innych śmieci przeciwstawiało się podmuchom powietrza, a do tego przez chwilę wydawało mu się, że czas zwolnił... Nim zrozumiał, że wcale nie, bo sam mógł się normalnie poruszać i tylko coś było nie tak z wiatrem. Dziwne, podejrzane, nietypowe... Na swój sposób złowieszcze, przez co Elixir doświadczył szybkiej wizji niemalże jak z Oszukać przeznaczenie i aż się przez to wzdrygnął. Sam nie był do końca pewien co wydarzyło się w ciągu następnej chwili. Pamiętał, że Jay poruszył się jako pierwszy, a potem jego własne ciało zareagowało już automatycznie, dostosowując się do tego, co się z nim działo... Poczuł wokół siebie najpierw ramiona, a potem skrzydła rudzielca, zarejestrował miękkość jego piórek w tych miejscach, gdzie miał odsłoniętą skórę, czyli głównie na twarzy i dłoniach... Nie wiedział w którym momencie zamknął oczy oraz pochylił głowę, ani tym bardziej kiedy jego ręka znalazła się wokół szyi aniołka, z przedramieniem zakrywającym ją od tyłu. To również był instynkt, nakazujący mu osłaniać te delikatne punkty. Jego druga dłoń przesunęła się po klatce piersiowej i boku Jay'a, ale obcisłe kostiumy miały to do siebie, że ciężko było pochwycić ich materiał, więc to mu się nie udało... A i tak nie wiedział co by przez to zyskał. Chyba nic. Gdyby zdążył się zastanowić i przemyśleć sprawę, najpewniej by zaprotestował. Nie potrzebował ochrony, nie tak jak inni, nie jak Nori. Co by mu się nie przytrafiło, prędzej czy później doszedłby do siebie, więc obaj z Jay'em byli w tej samej sytuacji. Równie dobrze to on mógłby kryć rudzielca... A zamiast tego wylądował pod nim na ziemi. Nie, nie całkiem na ziemi, bo pod sobą miał jeszcze warstwę piór, która trochę złagodziła jego upadek, ale nawet przy niej plecy i tak zabolały. Serce biło mu szybko, w gardle mu zaschło, ze stresu nie tylko czuł, ale i praktycznie słyszał przepływ własnej krwi... Wiedział, że adrenalina i szok sprawiały, że póki co nie było mu jeszcze bardzo źle i doskonale rozumiał, że powinien to wykorzystać, ale zmuszenie się do ruchu przyszło mu z trudem. Dotykał szyi Jay'a i z powodu tego kontaktu przez pierwszych kilka sekund nie potrafił ocenić które uszkodzenia należały do kogo... Ale zaraz westchnął głęboko dla uspokojenia i spróbował wziąć się w garść. Musiał. Od tego tutaj był. Większość uszkodzeń przechodziła właśnie przez kolejne etapy powstawania i rozwoju siniaków... U nich obu, choć w większości u Jay'a. Te leczyły się szybko, więc się nimi nie przejmował. Zarówno jego biokineza, jak i czynnik regeneracyjny rudzielca nie powinny mieć z nimi żadnych problemów. Irytowała go jedynie ich liczba, która trochę go dekoncentrowała, bo jego moce instynktownie płynęły teraz ku wszystkim obrażeniom. Silniejsze rwanie odczuwał ze strony lewego skrzydła... Ale prędko upewnił się, że żadna z kości nie została połamana, a jedynie wybita i jego mutacja już łączyła siły z czynnikiem aniołka, żeby temu zaradzić... Choć było to trochę bardziej skomplikowane od usuwania siniaków. Nagły ból przedramienia - dla odmiany własnego - utwierdził Elixira w przekonaniu, że jego organizm ustabilizował już zaburzony poziom substancji chemicznych i sprawił, że chłopak jęknął cicho, cały się wzdrygając. Wcześniej ledwo zwrócił uwagę na znajdujące się w tym miejscu uszkodzenie, przeładowany tak wieloma bodźcami, ale teraz dotarło do niego, że odczuwał również wilgoć na bluzie... I dopiero w następnej sekundzie opanował się na tyle, by ocenić szkody. Obcy, organiczny obiekt wbity w ciało, chyba kawałek drewna, przeszedł na wylot, nie naruszył kości... Zatrzymał się pomiędzy nimi. W porządku, nic strasznego, bywało gorzej. Najważniejsze, że kołek skończył w nim, a nie w szyi albo głowie anioła... Co pewnie by się stało, gdyby nie położył tak ręki. - Spodobało ci się ostatnim razem? Bo teraz znowu będzie moja kolej - zagadnął cicho rudzielca, siląc się na humor, nawet jeżeli mówił przez zaciśnięte zęby. Równocześnie odchylił już ostrożnie ranną rękę w taki sposób, aby opierać łokieć na ramieniu Jay'a, ale przedramię skierować w górę. Starał się go nie obracać, aby ruch nie spowodował dalszych uszkodzeń tkanki, ale w tym samym czasie wyłączał też miejscowo receptory bólu. Mimo to tak czy siak miał wrażenie, że wciąż go odczuwał, choć wiedział, że nie mógł... Nie cierpiał tego, jak bardzo umysł potrafił się zasugerować prezentowanymi mu widokami, ale niestety musiał widzieć co robił. W końcu nie chciałby przypadkowo odsłonić czarnej plamy na swojej skórze. Wolna ręka blondyna powędrowała wzdłuż klatki piersiowej aniołka, minęła jego ramię, a następnie sięgnęła nad jego karkiem i wreszcie chwyciła wystający kawałek drewna. Ubranie rozerwane było tylko z jednej strony, więc najwyraźniej po zagłębieniu się w ciele kołek nie miał już dość pędu, aby zrobić w nim drugą dziurę... Więc opłacało się ciągnąć tylko w jednym kierunku - tym, z którego obiekt wszedł w tkankę. Tak właśnie Josh uczynił, marszcząc przy tym czoło, wstrzymując dech i przygryzając dolną wargę. Pierwsze szarpnięcie okazało się zbyt słabe, za to zwiększyło krwawienie. Dopiero drugie załatwiło sprawę i Elixir mógł wreszcie odrzucić drewno na bok, w tym momencie oddychając już ciężko, ponownie zamykając oczy i rozluźniając mięśnie. Jego przedramiona powoli opadły na plecy rudzielca. Ciało obce zostało usunięte, więc resztą spokojnie mogła zająć się jego biokineza, namnażając komórki, łącząc tkanki, naprawiając naczynia krwionośne czy rozkładając pozostałości pokroju drzazg... Uzdrowiciel czuł, że inne uszkodzenia - zarówno Jay'a, jak i jego własne - również zanikały, a żadne z nich nie wydawało się już na tyle poważne, aby wymagało jego zainteresowania. Skupił się tylko na przebiegu regeneracji skrzydła, tak na wszelki wypadek... Ale poza tym zmusił się do rozchylenia powiek, aby najpierw zerknąć na aniołka, a następnie rozejrzeć się na boki. Z tej pozycji nie było to łatwe. - Co się właściwie stało? - spytał w końcu, szukając wzrokiem Noriko i Laurie, które stanowiły dla niego priorytet nad tamtym dzieckiem czy policjantami, którzy i tak znajdowali się wcześniej daleko, więc może nawet nie oberwali. Jasne, w razie czego byłoby mu ich żal, ale przecież w ogóle ich nie znał, a dziewczyny tak. Okolica wyglądała na jeszcze bardziej zniszczoną, czemu się nie dziwił, za to teraz zorientował się jeszcze, że odczuwana przez niego wcześniej wilgoć wynikała nie tylko z krwi, ale i z wody. Dzieciaka nigdzie nie widział, ale to też go nie zaskoczyło, skoro ustało działanie jego zdolności.
|
| | | Transonic
Liczba postów : 36 Data dołączenia : 14/07/2017
| Temat: Re: Valhalla Wto Paź 31, 2017 8:34 pm | |
| Wzdrygnęła się gwałtownie na deszcz drzazg, ale nie były one w stanie w jakikolwiek sposób naruszyć jej skóry. Widząc jakiś ruch na niebie gwałtownie poderwała głowę w tamtą stronę, obserwując jak chwilę potem obok nich ląduje Icarus. - Mam taką nadzieję. Nam skończyły się już pomysły. - skomentowała jego słowa, wciąż jednak uważnie obserwując sytuację. A przede wszystkim obserwując dziewczynkę. Nagle wszystko zamarło. Laurie od razu zrozumiała, że to najgorszy możliwy moment. Cokolwiek zrobi dziewczynka... Noriko była najbardziej narażona z nich wszystkich. Rzuciła się w jej stronę, bez najmniejszego wahania, chcąc ją zasłonić po prostu swoją osobą. Przebicie kryształu w końcu nie było takie łatwe, więc w zasadzie w tym momencie był to najlepszy plan. Nie przewidziała tylko, z jaką siłą wybuchną moce dziewczynki. W zasadzie to chciała po prostu podnieść Surge i odlecieć z nią kawałek, stąd też w trakcie ruchu zaczęła zmieniać postać. Niestety nie zdążyła. Wybuch zastał ją, gdy stała tuż przed Nori, w połowicznie zmienionym ciele, łapiąc dziewczynę w pasie, by ją unieść. Siła wybuchu odrzuciła je obie mocno do przodu, przewracając przy tym. Laurie krzyknęła cicho, czując jak mimo twardej skóry kilka większych odłamków wbija się w nią. Po reszcie zapewne zostanie jej sporo siniaków. Upadła na Noriko, czując krople wody na skórze. Swojej i koleżanki. Woda i prąd, najgorsze możliwe połączenie... Stało się także to, co było najgorsze w tej sytuacji. U Surge nastąpiło zwarcie i poraziła prądem je obydwie. Przypuszczalnie gdyby nie rany, to mogłaby być nawet w całkiem dobrej sytuacji. A tak... W końcu oczu również nie miała chronionych, do tego krwawiące rany... Oberwała prądem podobnie jak Surge, choć nieco słabiej. Nie straciła przytomności, ale ból, który poczuła był nieporównywalny do niczego wcześniej. Wystarczająco, by na dobrą chwilę została oszołomiona, tyle tylko, że sturlała się z Noriko na ziemię. |
| | | Icarus
Liczba postów : 168 Data dołączenia : 25/07/2016
| Temat: Re: Valhalla Sro Lis 01, 2017 9:18 am | |
| Mógłby się poczuć nieswojo pod spojrzeniem Josha, który oglądał go od góry do dołu dokładnie, gdyby nie fakt, że zbyt dobrze znał chłopaka i takie gesty z jego strony były według rudzielca normą. Po dzisiejszym spotkaniu przy stajni tym bardziej nie zamierzał się przejmować jego wzrokiem. Przy okazji mógł sobie obejrzeć nowy strój, element ich drużyny jako New X-Men. Na pewno był nim zaciekawiony. Obstawiał, że Elixir dostanie podobny skoro strój New Mutants miał z odsłoniętymi ramionami. Dla rudzielca taka opcja była najwygodniejsza przy dostosowywaniu ubioru do skrzydeł. - Zamknij oczy i po problemie. - odparł blondynowi lekko zaczepnie, uśmiechając się przy tym nieznacznie. Ten komentarz nastolatka również nie był dla niego zaskoczeniem. Spodziewał się czegoś podobnego, jakiegoś komentarza na temat stroju. Sam również był niemal pewien, że to nie Josh otrzyma rolę dowódcy, ale w chwili obecnej to raczej były tylko żarty. Jego spojrzenie na chwilę przeniosło się na dziewczyny. Nori już była w drużynie, więc na pewno dostała nowy ubiór, pewnie go jeszcze nie widziała. Ciekawe czy czarny przypadł jej do gustu. A Laurie? Jeśli trafi do drużyny to pewnie i tak będzie bez tych ubrań. Jej skóra była wytrzymalsza, a jej mutacja sprawiała, że nie musiała się wstydzić chodzić nago. Przez cały czas kiedy stał obok reszty mutantów, sytuacja się pogardzała z każdą chwilą, a i tak od jego lądowania do tego co miało się zaraz stać minęło najwyżej kilkanaście sekund? Zapewne nie więcej. Czuł na swoich skrzydłach jak wiatr coraz bardziej się wzmaga. Piórka były popychane przez podmuchy, przez co jego skrzydła były nieco do przodu odchylane. Wokół nich wszystko wybuchało. Drzewa niemal dosłownie znikały, rozsadzane od środka. Jego ciało, przystosowane do silnego wiatru podczas lotu, nie reagowało tak źle na wzmagające się podmuchy, jak reszty nastolatków. Odwrócił się lekko od grupy, kierując głowę w stronę centrum tych dziwnych zjawisk. Dla jego oczu wiatr nie był problemem. Były specjalnie dostosowane i mógł patrzeć co się dzieje w okół nich. Kolejne sekundy były działaniem odruchowym. Widząc co się dzieje, Jay bez wahania postanowił chronić najbliższą niego osobę. W tym przypadku padło na Josha. I choć zapewne złotemu nawet poważne uszkodzenia niewiele by zaszkodziły, bo szybko się leczył, to w tej chwili rudzielec nie myślał o tym. Kierował się instynktem chronienia innych, wyniesionym z domu, gdzie był otoczony przez młodsze rodzeństwo i musiał się nimi opiekować. Najpierw Elixir został objęty przez jego ramiona, a następnie Guthrie rozłożył swoje skrzydła, szybko nimi otaczając blondyna, używając ich jak tarczy. Wszystko się działo błyskawicznie. Chłopak swoim ciężarem pchnął ich obu na ziemię. W tej pozycji byli najbezpieczniejsi. Nie całkiem bezpieczni, to było niemożliwe w obecnej sytuacji, ale bezpieczniejsi niż gdyby dalej stali. Przez dłuższą chwilę Jay nic nie czuł, słysząc tylko w uszach huk eksplozji i głośny szum wiatru. Serce waliło mu jak szalone i miał wrażenie jakby podeszło mu do gardła. Oczy miał zamknięte, a ramiona mocno owinięte wokół sylwetki młodszego nastolatka. Do rzeczywistości przywrócił go przeszywający ból lewego skrzydła. Zacisnął zęby, wydając z siebie jedynie przytłumiony jęk. Dopiero teraz zaczął też odczuwać jak przelatujący fragmenty drzew i kamienie wyrywane z ziemi tłukły go po plecach, zapewne robiąc na nich masę siniaków. Regeneracja działała niestety tylko na uszkodzenia ciała, nie na ból, które wywoływały. Kolejną rzeczą, jaka do niego dotarła był jęk Josha, wyraźnie wskazujący na ból. Uniósł się trochę do góry, by móc na niego spojrzeć. Blondyn był pod nim, więc przecież nie powinno nic mu się stać. Ruch na jego karku jednak mu przypomniał, że Elixir przecież go objął za szyję i to zapewne tam znajdowało się źródło bólu. Na słowa mutanta nic nie odpowiedział, jedynie się lekko uśmiechając, gdy ten próbował zażartować. Dobrze, że chociaż starał się zachować pozytywne myślenie. Czuł jak Josh przesuwa rękę po nim i sięga do tyłu, nie wiedział jednak do końca co takiego robił. Wisiał nad nim nieruchomo, czekając spokojnie i w końcu poczuł jak Elixir się rozluźnia. Kiedy ten w końcu otworzył oczy, Jay podniósł się już bardziej, by nie przygniatać go swoim ciężarem. Jego ruchy były ostrożne. Skrzydło się goiło, ale nadal odczuwał lekki ból od niego. W końcu odchylił się w bok i usiadł na ziemi, patrząc w stronę, gdzie niedawno było źródło ich problemu. - Dziecka nie ma. Ona... Eksplodowała? - stwierdził bardzo niepewnie, przez co zabrzmiało to jak pytanie. Rozglądając się po zniszczonej okolicy, jego wzrok zatrzymał się na dziewczynach. Od razu wiedział co się stało. Całą ta woda, która również poleciała w ich stronę, musiała doprowadzić Surge do spięcia, a woda i prąd to najgorsze połączenie. Na szczęście było już po wszystkim. Josh pewnie zaraz się zajmie leczeniem. Trzeba będzie też sprawdzić czy nikt inny nie ucierpiał. Samuel chyba zdążyłwszystkich stąd zabrać, szkoła zdawała się być już pusta. - Powinniśmy zabrać je stąd. I w ogóle jak najszybciej się ewakuować. Znając życie uznają nas za winnych. - odezwał się w końcu nieco bardziej składnie, powoli się podnosząc z ziemi. Lewe skrzydło wciąż trzymał w miarę nieruchomo choć to zapewne już się całkiem naprawiło. Wolał jednak poczekać jeszcze chwilę. Przy okazji rozejrzał się za bratem, nie wiedząc, gdzie ten był w chwili wybuchu. |
| | | Surge Mistrz Gry
Liczba postów : 277 Data dołączenia : 04/05/2013
| Temat: Re: Valhalla Sro Lis 01, 2017 2:03 pm | |
| Sytuacja wyglądała coraz gorzej i Nori sama już nie wiedziała czy mogą cokolwiek zrobić, by pomóc tej małej. Bo na pewno potrzebowała pomocy. Wyraźnie nie panowała nad sobą. Tylko, że nijak nie mogli do niej dotrzeć. Kiedy zebrali się w jednym miejscu, dołączyć do nich również Jay. Ktoś musiał go poinformować. Dziewczyna przez chwilę przyglądała się jego ubiorowi. Nowe stroje, fajnie. Tylko ta czerń jakaś taka ponura jej się wydawała. Choć będzie dobra do misji nocnych. Wiadomość odnośnie przybycia brata Jay'a była pocieszająca. Może i nie znała mężczyzny, ale wiedziała, że był kiedyś w Instytucie i był częścią drużyny, do której należała Dani. To jej wystarczyło, by uznać jego pojawienie się tutaj za spory plus. Niestety nie nacieszyli się zbyt długo swoim towarzystwem ani nie zdążyli usłyszeć żadnego planu działania. Nagle coś w otoczeniu się zmieniło. Na początku jakby wszystko zwolniło, a potem dookoła nich nastąpił istny Armageddon. Azjatka nie miała wiele czasu na reakcję. Miała zamiar uciekać stąd jak najszybciej. Zaskoczyło ją, gdy nagle przed nią stanęła Laurie, łapiąc ją w pasie. Szybko zrozumiała, że dziewczyna chciała ją stąd zabrać, sugerowała to wyraźnie jej zmiana kształtu. Czasu jednak im zabrakło i pchnięte siłą wybuchu, obie poleciały do tyłu na ziemię, odrzucone pewnie kilkanaście metrów w tył. Jęk bólu wyrwał się z jej ust kiedy uderzyła o podłoże całym ciałem. Najgorsze było jednak to co nastąpiło w następnej chwili. Nie tylko drzazgi i kamienie leciały w ich stronę, ale również woda. Noriko może i pochłaniała prąd, ale miała też coś wspólnego z urządzeniami elektrycznymi. Jeśli ją ochlapać kiedy była naładowana, dochodziło do spięcia. I właśnie to się stało. Prąd poraził zarówno ją, jak i Transonic choć tą drugą zdecydowanie słabiej. Przeszywający ból przeszedł przez całe jej ciało, a z ust wyrwał się krótki krzyk. Oczywiście skutkiem porażenia była utrata przytomności i zapewne niewielkie oparzenia na jej ciele. |
| | | Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Valhalla Czw Lis 02, 2017 10:08 am | |
| Po przeniesieniu dwóch policjantów w pobliże głównej ulicy, Sam od razu zakręcił, aby zrobić niewielkie kółko wokół pola walki i zniżyć lot od tej samej co poprzednio strony, czyli od jeziora. Uczynił to w mgnieniu oka, a mimo to zdążył odnotować kilka faktów, z których niektóre wydawały mu się istotniejsze od innych. W pierwszej kolejności zauważył, że Jay'a nie było już na niebie. Od początku podejrzewał, iż tak się właśnie stanie, ale w głębi duszy aż do tego momentu miał nadzieję, że brat jednak się go posłucha i zostanie na bezpiecznej wysokości. Szybkie zerknięcie w stronę zbiorowiska uczniów dowiodło, że chłopak do nich dołączył i najwyraźniej nic mu nie było. Pozostałym chyba też nie, a przynajmniej nic poważnego. Sytuacja zdawała się jednak zmieniać i pogarszać z sekundy na sekundę, przez co Cannonball nie do końca świadomie jeszcze bardziej przyspieszył, jak gdyby chciał wyprzedzić to wszystko, co wciąż mogło pójść nie tak. Zbliżył się do ostatniego z policjantów - ostatniego, którego tutaj widział, oby tylko żadnego nie przeoczył - i jego również pochwycił, tym razem obiema rękami. Jego pole siłowe znów usunęło negatywne efekty gwałtownego wprawienia mężczyzny w ruch i blondyn zaczął się już z nim wznosić, w myślach planując podrzucenie go do jego kolegów i powrót na miejsce... Lecz nie uleciał daleko, nim coś uderzyło w niego z boku. Tak naprawdę Sam tego nie poczuł. Nie zabolało, bo jego bariera przejęła na siebie całą tę siłę... Nie mniej jednak został odepchnięty z wystarczającą mocą, aby nawet jego znaczny pęd oraz wyjątkowa zwrotność nie pozwoliły mu utrzymać obranego kursu. Mimo to nie odrzuciło go po prostu w kierunku przeciwnym do - jak mniemał - eksplozji, tylko po skosie do przodu. Zdecydowanie nie tam, gdzie zamierzał się znaleźć... Ale daleko od zagrożenia. Blondyn wylądował wśród połamanych i powalonych drzew. Być może sam skosił parę z nich, ale szczerze powiedziawszy nie potrafił tego teraz stwierdzić. W normalnych okolicznościach jego pole siłowe powinno wyłączyć się tuż po zakończeniu lotu, ale mężczyzna zachował wystarczającą trzeźwość myślenia, aby je podtrzymać. To była jego pierwsza myśl, instynkt, który nakazywał mu być czujnym, skoro właśnie został zaatakowany, a miał kogoś pod swoją opieką. Rozejrzenie się po okolicy szybko utwierdziło jednak Cannonballa w przekonaniu, że nie musiał martwić się kolejną rundą. Nigdzie nie widział mutantki odpowiedzialnej za te zniszczenia... Lecz prawdę mówiąc odnotował ten fakt czysto podświadomie, podczas gdy jego uwaga skupiła się na wyglądaniu brata i jego przyjaciół. Blondyn nie odczekał nawet paru sekund, aby sprawdzić stan policjanta. Oddychał i to było najważniejsze, ale Sam potrzebował upewnić się, że z Jay'em wszystko było dobrze. Pewnie powinien odstawić tego mężczyznę w pobliże restauracji... Ale to mogło jeszcze chwilę poczekać. Potem. Wciąż ze swoim pasażerem, Sam znów wzbił się w powietrze, szybko obracając głowę i skanując wzrokiem okolicę. Na szczęście wypatrzenie młodych nie było trudne... Ale nie podobało mu się to, że wszyscy wciąż leżeli, nawet jeżeli widział, że się poruszali. Podzielili się, próbowali się wzajemnie chronić, w jakimś stopniu wiedzieli co robić - te wnioski automatycznie przewijały się przez głowę mężczyzny, gdy nadlatywał już w stronę boiska. W końcu Cannonball opadł na ziemię i zaczął od przyklęknięcia na moment, aby ostrożnie ułożyć na niej rannego, po czym dopiero wyłączył swoje maskowanie. Mimo to jego spojrzenie nieustannie powracało ku Jay'owi. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, jak silny był jego czynnik regenerujący, ale wybuchy miały to do siebie, że potrafiły rozrywać ciała, a coś takiego ciężko się naprawiało. Szczęśliwie chłopak zdawał się być w jednym kawałku... I w dość dobrym stanie, zważywszy na okoliczności. Sam nie krył westchnienia ulgi, gdy przynajmniej on zaczął podnosić się na równe nogi. Załapał się nawet na jego słowa, tuż po których podszedł do brata i ostrożnie ułożył mu dłoń na ramieniu. Nie chciał sprawić mu tym gestem bólu, gdyby coś wciąż było nie tak. - Może jeszcze uda się ukryć powiązania z mutantami - wspomniał, licząc na to, że nerdziki będą w stanie zdziałać cuda. Przejęcie nagrań, jeżeli to miejsce łapało się na jakieś działające kamery, może podstawienie fałszywej wersji wydarzeń... Choć do tego ostatniego przydałaby im się współpraca S.H.I.E.L.D. W interesie agencji powinno być utrzymanie spokoju. Teraz jednak... Naprawdę powinni się zbierać. - Pomóżcie koleżankom i policjantowi, a potem lecimy - zadecydował, domyślając się, że zmierzać mogły już do nich następne radiowozy... I oby karetki. Mieli mało czasu, dwóch sprawnych latających, nawet jeżeli nadludzko silnych... Oraz sporo do załatwienia, dlatego też Sam na moment zacisnął palce trochę mocniej na ramieniu brata, po czym cofnął rękę i odsunął się o krok, uruchamiając już swój komunikator. Kontakt z A.I.M. był podstawą. - Potrzebuję wsparcia. Pod moim obecnym położeniem doszło do eksplozji, a wcześniej do walki z osobą o nadludzkich zdolnościach. Trzeba to natychmiast zatuszować, przynajmniej na tyle, żeby nikt nie miał dowodów na połączenie sprawy z mutantami. I wyjaśnijcie wszystko szefowi - nie podawał żadnych innych szczegółów, bo wiedział, że nie musiał. Nerdziki były najlepsze w tym, co robiły. Dało się na nich polegać.
|
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Valhalla Pią Lis 03, 2017 1:27 pm | |
| Kolejne służby mogły przybyć na miejsce już w przeciągu paru minut - bo w końcu przynajmniej dwóch policjantów było przytomnych i najprawdopodobniej zdolnych do wezwania posiłków. Nawet zakładając konieczność dojechania z sąsiedniego miasteczka, czasu nie było wiele i z każdą chwilą uciekał. Mutanci musieli się spieszyć, jeżeli chcieli zwinąć się z miejsca wydarzeń. Kawałek od nich na boisku Mercury powoli zbierała się do kupy. Wciąż nie przypominała kształtem człowieka, ale przynajmniej jej ciało się ze sobą złączyło i zaczynało przybierać bardziej stałą formę. Tworzyło zarys pochylonej głowy, ramion, pleców, nóg... Ale wszystko to od spodu zlewało się z resztą mazi pod postacią kałuży. Nieprzytomny policjant nie był w najlepszym stanie. Obrażenia skupiały się po prawej stronie jego ciała, głównie na wysokości tułowia; kości nie zostały co prawda całkiem połamane, ale wiele z nich popękało i to mocno - jak gdyby powstała na nich cała siatka wgłębień. W najgorszym stanie były długie kości ręki oraz żebra i obojczyk. Do tego dochodziły sińce i stłuczenia oraz co nieco drobniejszych obrażeń.
|
| | | Elixir
Liczba postów : 324 Data dołączenia : 03/01/2017
| Temat: Re: Valhalla Pią Lis 03, 2017 10:19 pm | |
| Josh prawie miał ochotę zaprotestować, gdy Jay zaczął się z niego podnosić, najpierw tylko trochę, a potem niestety już całkowicie. Powstrzymał się przed tym jedynie dlatego, że doskonale wiedział, że sam również powinien jak najszybciej wstać i pomóc pozostałym... Ale nie oznaczało to, że był z tego powodu szczęśliwy. Kiedy więc rudzielec usiadł obok niego, uzdrowiciel zmusił się do ruchu, zaczynając od obrócenia się na bok, a następnie również podnosząc się do pozycji siedzącej, z jedną dłonią służącą mu za podparcie. Choć chłopak zbierał już pierwsze informacje na temat stanu zdrowia innych osób w pobliżu, przy okazji z wyprzedzeniem dowiadując się o przybyciu Sama i jednego z policjantów, jego spojrzenie na moment zatrzymało się na jego własnym przedramieniu... Tym, które dopiero co wyleczył. Było mu trochę szkoda bluzy, bo wiedział, że raczej nie potrafiłby jej sam naprawić, a nie lubił prosić rówieśników o pomoc w takich sprawach... Krew za to nie przeszkadzała mu wcale. Zdążył do niej przywyknąć. Najbardziej interesowało go to, aby przez dziurę w materiale nie dało się dostrzec zmian na jego skórze, ale chwila dogłębnej analizy wystarczyła, aby uznał, że powinien być bezpieczny. W międzyczasie oczywiście blondyn słuchał wymiany zdań pomiędzy aniołkiem i jego bratem, ale zdecydował się nie wchodzić żadnemu z nich w słowo. Obaj mieli rację, że wszyscy musieli się stąd jak najprędzej zmyć... A Josh tak czy siak zdawał sobie sprawę z tego, co do niego należało, więc nie potrzebował dodatkowych rozkazów. Prawdę mówiąc polecenie wywołało u niego falę irytacji, być może zwielokrotnionej przez to, że zaczynał się czuć coraz swobodniej z dowodzeniem, nawet jeżeli nieoficjalnym. Nie chciał myśleć o tym, co będzie, gdy w końcu jako drużyna dokonają na tym polu jakiegoś wyboru i nie postawią na jego kandydaturę... Laurę mógł jeszcze zaakceptować, ale nie Juliana. Elixir najchętniej zacząłby leczenie od Noriko i Laurie, bo dla Cess tak czy siak nie mógł nic zrobić, ale nagła myśl bardzo skutecznie zmieniła jego zamiary. W końcu dosłownie w każdej chwili mogli zostać zmuszeni do odwrotu, a w takim wypadku dziewczyny zabraliby przecież ze sobą, policjant natomiast czekałby tutaj na lekarzy... Jego obrażenia były rozległe, tyle Josh wyczuwał, więc ostatecznie postanowił podnieść się z miejsca i skierować właśnie ku niemu. Przyklęknął obok jego ciała, cały czas uważnie nasłuchując tego, o czym mówił Cannonball. To... Brzmiało ciekawie. Kogo wzywał na pomoc? Nie X-Men, tego Elixir był pewien. Tarczę? Możliwe, bo agencja prawdopodobnie mogłaby zatuszować to zajście. Pracował dla niej? Współpracował z nią? Chłopak odnotował sobie w pamięci, aby później wypytać Jay'a o szczegóły. Zaraz potem jednak rozświetlająca się dłoń blondyna wylądowała już na szyi policjanta, a jego uwaga skoncentrowała się na obrażeniach mężczyzny. Energia biomolekularna Elixira leczyła większość z nich automatycznie, z własnej inicjatywy kierując się do otarć, siniaków, wszystkich tych drobnych ran i uszkodzeń. To było proste. Popękane kości prezentowały już trochę większe wyzwanie... Z tego względu, że należało nie tylko je naprawić - ta część to nic wielkiego - ale również zadbać o to, aby wokół nich nie ostały się żadne odłamki. Takie resztki potrafiły okazać się bardzo niebezpieczne. Czasem powoli się przemieszczały i z zaskoczenia wbijały w narządy wewnętrzne... To właśnie dlatego rozłożenie ich było takie istotne. Na początek żebra, nimi Josh zajął się najdokładniej, potem obojczyk... I na końcu ręka. Wszystkim innym mutacja chłopaka zajęła się sama. Następna w kolejce była Laurie, znów z logicznych powodów. Nie dość, że mogli jej zaraz potrzebować, aby odlecieć, to jeszcze dziewczyna zachowała przytomność, więc czuła ból - w przeciwieństwie do mogącej chwilę poczekać Noriko. Takie segregowanie rannych na mniej i bardziej pilne przypadki podobało się Elixirowi o wiele mniej teraz, gdy miał do czynienia ze swoimi, a nie z obcymi ludźmi... Ale weszło mu już w nawyk, więc starał się po prostu za dużo o tym nie myśleć, by nie mieć wyrzutów sumienia. Blondyn przeniósł się bliżej Laurie i przyklęknął niedaleko jej głowy, a dokładniej pomiędzy nią i Noriko, aby potem nie musieć się już przesuwać. Do wyboru miał spore połacie skóry, a mimo to ułożył dłoń na ramieniu rówieśniczki. Z zewnątrz wydawała się być w całkiem niezłym stanie, pomijając trochę siniaków oraz kilka odłamków, do których chłopak od razu się pochylił, by szybkimi, sprawnymi ruchami je wyciągnąć. Resztę mogła już załatwić jego bioenergia, bo łączenie tkanek - chociaż grubszych i twardszych - nie było dla niej żadnym wyzwaniem. Nawet oparzenia w pobliżu ran czy oczu Elixir usuwał bez głębszego zastanowienia, skupiając się tylko na tym, aby wyłapać wszystkie uszkodzenia. - I gotowe - poinformował dziewczynę po krótkiej chwili, cofając rękę z jej ramienia i natychmiast umieszczając drugą w pobliżu szyi Nori. Co prawda wcześniej nie widział tego, jak Laurie zasłoniła ją własnym ciałem, lecz domyślał się takiej wersji wydarzeń po rodzaju obrażeń odniesionych przez przyjaciółkę. Trochę siniaków z tyłu, ale głównie oparzenia... Nic przyjemnego, ale przynajmniej leczenie przebiegało szybko i prosto. Już wkrótce potem nastolatka wyglądała jak nowa i musiała się jeszcze tylko wybudzić. Elixir potrafiłby to na niej wymusić, ale uznał, że pewnie powinien pozwolić jej odpocząć. Na moment Josh oparł obie dłonie na swoich własnych udach, a jego spojrzenie powoli przesunęło się pomiędzy twarzami wszystkich zebranych. On zrobił już swoje i tak naprawdę był gotowy do odlotu, choć wciąż zastanawiał się co z Cess. Nie skończyłoby się to najlepiej, gdyby w trakcie podróży im się rozlała i wyciekła ze sporej wysokości na ziemię... Może i nie zrobiłoby to jej poważnej krzywdy, ale zbieranie jej potem mogłoby spowodować problemy. - Dzielimy się w pary? - spytał, bo takie rozwiązanie wydawało mu się być oczywiste. Trzy osoby potrafiące latać, trzy pozbawione tej możliwości... Żadna wyższa matematyka. Wreszcie uzdrowiciel podniósł się z trawy, odruchowo otrzepując spodnie i ogólnie starając się wyglądać tak, jak gdyby przed chwilą nie znajdował się w sytuacji zagrożenia życia. W końcu mieli być profesjonalną drużyną.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Valhalla Sob Lis 04, 2017 2:23 pm | |
| Informacja od Samuela na temat wypadku pod Valhallą szybko trafiła do naukowców A.I.M. Część z nich już była zajęta sprawą eksplozji pod firmą da Costa jednak wielu z nich ciągle było w miarę wolnych. Jeden z mężczyzn szybko się pojawił w biurze Berto, informując go o tym co się wydarzyło w niewielkim miasteczku pod Nowym Jorkiem. Tymczasem kolejna grupa już szykowała się do wylotu z gotowym planem. Działać dokładnie jak w Brazylii. Mieli zatuszować sprawę? Szczęście w nieszczęściu, że wybuchy na całym świecie miały miejsce właśnie teraz. Można było walkę mutantów przerobić właśnie na jeden z takich wybuchów. A świadkowie? Dzieciom nikt nie uwierzy, a policjantów słowo "rząd" skutecznie uciszy. Używając dokładnie tych samych kombinezonów co pierwsza grupa mieli zamiar ogrodzić teren i przeprowadzać podobne badania. Wyniki zapewne będą inne. Choćby jeden, wyraźnie wskazujący, że wahania energii w tym miejscu były niezwykle podobne do tych, które wystąpiły w miejscu wybuchu tajnej bazy wojskowej. Ta informacja na pewno zaciekawi zarówno samego Berto, jak i pannę Rize. W momencie kiedy grupka z Instytutu zbierała się i szykowała do ucieczki z polany, na niebie pojawił się statek powietrzny. Spokój najstarszego z nich, Sama, mógł młodzieży podpowiedzieć, że to wezwane przez niego wsparcie. Niemal w tej samej chwili Sam mógł usłyszeć głos dobiegający z jego komunikatora. "Zajmiemy się wszystkim, panie Guthrie. Mam też bardzo ważną wiadomość. Pod firmą da Costa doszło do eksplozji. Zajmujemy się już tą sprawą." |
| | | Icarus
Liczba postów : 168 Data dołączenia : 25/07/2016
| Temat: Re: Valhalla Nie Lis 05, 2017 3:21 pm | |
| Na krótko po tym jak się pozbierali z ziemi, dołączył do nich jego starszy brat. Rudzielec przyjrzał się Samuelowi, ale nie widział, by cokolwiek mu dolegało. Jak zwykle jego moc go nie zawiodła. Czasem zazdrościł mu takiej odporności. Oczywiście dopiero po tym, jak przestał już mieć ochotę zabić się. Jay spojrzał za Joshem, gdy ten ruszył w stronę policjanta. Potrzebowali spędzić tu jeszcze krótką chwilę, by pomóc rannym osobom. Zarówno swoim, jak i temu policjantowi. Wiedział, że nie mogą tu zbyt długo zostać. Nim Elixir ruszył do policjanta usłyszał również słowa Sama. Czyżby on i Berto byli jakimiś ważnymi szychami? Pracowali dla rządu? To by pasowało do tego, co wcześniej myślał. Brat chciał zabrać go w miejsce, które z opisu brzmiało jak jakaś tajna baza. Jeśli faktycznie to miejsce nią było to ciekawe jak Samuel zdobędzie pozwolenie na zabranie go tam. Zdecydowanie nie mógł się już doczekać tej wycieczki. Jedyne co mógł w tej chwili zrobić to spokojnie stać i czekać, aż złoty skończy swoją pracę i uleczy wszystkich. Przy okazji rozejrzał się za Cess. Teraz, kiedy byli już bliżej boiska, mógł ją zauważyć. Częściowo w formie płynnej. Podszedł do brata, łapiąc go za rękaw i wskazując w stronę ich koleżanki. Najlepiej jeśli to właśnie Cannonball zabierze Mercury stąd. Przy jego barierze ryzyko, że dziewczyna spłynie z jego rąk, było dużo mniejsze. Tak czy siak nie zgubi jej po drodze. W końcu wszyscy zostali uleczeni i mogli się zbierać. Jay nie chciał już tracić ani minuty, pewnie w każdej chwili mogło się tu pojawić więcej policji. Lepiej żeby się nie spotkali w tym miejscu, bo wszystko by poszło na nich. Domyślając się, czego Josh chciał, podszedł do niego. Udźwignięcie chłopaka nie było dla niego żadnym problemem. - Pewnie na inną parę się nie zgodzisz - zażartował, uśmiechając się lekko. Skoro Laurie była obok Nori to mogła ją zabrać od razu. W ten sposób z góry mogli bez problemu podzielić się na pary i zmyć stąd jak najszybciej. Kiedy każde z nich już miało zamiar się stąd zbierać, niebo przysłonił jakiś wielki kształt. Icarus spojrzał do góry, w pierwszej chwili spinając się, że nie zdążyli z ucieczką. Pojazd nie wyglądał na nic od X-Menów. Chyba, że to byli ludzie od Sama? Mógł jedynie zgadywać. Skierował więc swój wzrok na brata, oczekując jego reakcji, przyglądając się, czy jest rozluźniony, czy jednak i jemu nie podobało się to co zawisło nad nimi. |
| | | Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Valhalla Nie Lis 05, 2017 9:06 pm | |
| Podczas zgłaszania nerdzikom sytuacji i odbierania od nich odpowiedzi Sam nieustannie wodził wzrokiem po swoim otoczeniu, nie tylko mając na oku młodzież, ale i wypatrując problemów. W ostateczności - gdyby ktoś pojawił się w polu widzenia - powinni być w stanie zniknąć w ciągu kilku sekund, więc najpewniej nie zostaliby złapani czy zidentyfikowani, ale mężczyzna wolałby nie zdradzać obecności na miejscu jakichkolwiek mutantów... Nikogo. Nie wiedział jak A.I.M. podejdzie do wyciszania sprawy, ale chciał im to możliwie jak najbardziej ułatwić. Obserwując proces uzdrawiania, blondyn czekał na odzew w napięciu, którego jednak nie dało się po nim poznać na zewnątrz. Nie chodziło o to, że wątpił w możliwości nerdzików albo w to, że w ogóle zareagują na jego wezwanie. Tym się nie martwił. Ci szaleni naukowcy byli gotowi czcić ziemię, po której Bobby stąpał, więc zrobiliby co w ich mocy, żeby pozbyć się jego kłopotów - a to obecnie oznaczało dbanie o interes mutantów. Sama niepokoiło jedynie to, aby zdążyli zorganizować wszystko na czas. Miał do czynienia z cudotwórcami, ale nawet dla nich istniały pewne granice. Sekundy mijały i w końcu w komunikatorze odezwał się upragniony głos, a Samuel wypuścił z płuc powietrze, które nieświadomie wstrzymywał. Wiadomość trwała, lecz jeszcze w jej trakcie mężczyzna dojrzał już zbliżający się cień... A zaraz potem rzucający go z góry obiekt. Statek powietrzny. Rozpoznawał go, choć nawet nie chciał myśleć w jaki sposób A.I.M. tak prędko go tutaj przerzuciło. Stacjonował gdzieś w pobliżu? Zajmował się czymś innym i dla nich zmienił zadanie? Choć w pierwszym momencie na ustach blondyna pojawił się lekki uśmiech, dzięki czemu uczniowie mogli się domyślać, że wszystko było w porządku, to wyraz ten szybko został zastąpiony ściągniętymi brwiami i wyraźnym niepokojem w oczach. Eksplozja pod firmą Bobby'ego? Nie w niej, tylko na zewnątrz... Przypadek czy próba ataku albo zastraszenia? Cannonball jakoś nie mógł uwierzyć w to pierwsze, bo w końcu zbyt wielu ich wrogów orientowało się kim był Sunspot... A kto wie, być może mścił się nawet ktoś, komu nie podobały się nowe porządki panujące w A.I.M.? Jak by nie wyglądała prawda, Sam tak czy siak miał ochotę jak najszybciej popędzić do przyjaciela i pomóc mu rozwiązać sprawę. Z drugiej strony wiedział, że nie mógł sobie na to pozwolić, bo najpierw musiał zająć się bratem i jego towarzyszami... Z ciężkim sercem odkładał wylot do Bobby'ego, choć wiedział, że on to zrozumie. Albo przynajmniej miał taką nadzieję. Berto bywał czasami zazdrosny o uwagę... - Startujcie. Lot wysoko, nie chcemy świadków - nakazał, skoro jedna parka była już gotowa do wyruszenia, a druga się do tego zbierała. W takim wypadku jemu przypadł obowiązek przetransportowania najbardziej poszkodowanej mutantki... Tak chyba było najlepiej, biorąc pod uwagę jej aktualną konsystencję. W swoim polu siłowym Cannonball mógł trzymać dziewczynę blisko siebie i nic go to nawet nie kosztowało, bo bariera i tak powstawała automatycznie, niezależnie od jego woli. Nie czekając na reakcję młodzieży, Sam skierował się ku nastolatce i zebrał ją najdokładniej, jak tylko potrafił, po czym wraz z nią udał się za pozostałymi, od razu uruchamiając maskowanie. Po drodze minął statek powietrzny, ale nie poświęcił mu już więcej uwagi. Nerdziki na pewno wiedziały co robiły.
Z/t dla wszystkich do Instytutu.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Valhalla Nie Sie 12, 2018 7:52 pm | |
| Tereny Stanów zjednoczonych na których nie grasowały Sentinele zdawały się być niemal równie wymarłe, co miejsca ataków. Owszem, nigdzie nie uświadczyło się zmaltretowanych ciał, ale żywych dusz było w okolicy mniej więcej tyle, co po przejściu orszaku śmiercionośnych maszyn. Wszyscy bali się wyszczubiać nosów zza swych schronień, lub dawno wyjechali w bezpieczniejsze miejsca. Nie dało się ukryć, że odpowiadało to wilkowi. Nikt nie zwracał uwagi na przemierzającą opustoszałe ulice postać z jakimś podłużnym pudłem na ramieniu. Nowy Jork zdawał się bronić samemu. W tym mieście mieszkała chyba połowa midgardzkich czempionów. Przynajmniej tak Fenris mógł wnioskować ze swych krótkich obserwacji. Dystrykt zwany "Manhattan" został oczyszczony z robotów, do czego Fenris niemało się przyłożył. Ojciec przebywał obecnie z dala od swych włości, a jego posiadłości nic w tym momencie nie zagrażało. Wilk miał więc trochę czasu na własne sprawunki. Albo sprzątanie po nich... Poprawił pudło na ramieniu. Gdyby ktoś przyjrzał się bliżej, to rzecz niesiona przez wilka była jakiegoś rodzaju garderobą. Meblem, w którym na ogół odwiesza się płaszcze. Wszystko zaczęło się od tego że dał się zaciekawić pojawieniem się Helbindiego. Nie ukrywał, rozmowa była owocna i sam nie mógł doczekać się co na ten temat powie jego ojciec. Mimo to zaniedbał przy tym obowiązki. Zamarudził z wujem. Zbyt wolno odpowiedział na wezwanie. Mimo iż zdążył na czas i z łatwością rozprawił się z grupą maszyn, to rany jakie odniósł stary mężczyzna były zbyt wielkie i człowiek zmarł na oczach bestii. Na domiar złego, w majakach pomylił go z jego wujem i na łożu śmierci prosił o opiekę. Jakkolwiek wilk nie byłby zniesmaczony tą zniewagą, nie mógł (ani nie zdążył) odmówić przysługi. Niestety wrota Valhalli byłyod dawien dawna zamknięte dla midgardczyków, a nawet jeśli, to wilk prawdopodobnie nie był tam zbyt mile widziany. Do tego wyglądało na to, że biedak był ostatnim ze swego rodu. Fenris nie wyczuwał nikogo z jego krwi w obrębie tysięcy kilometrów. Tak więc z braku środków, skromny pochówek musiał wystarczyć. Znając midgardzkie skłonności do robienia wielkiego krzyku o nie przestrzeganie zasad wolał nawet nie kierować się na wielkie miejsce masowego pochówku w okolicy. Zamiast tego udał się do pobliskich kniei i odnalazł sporą polanę z samotnym, starym jesionem na jej środku. Odłożył na moment mebel, rozebrał się do naga, aby nie zniszczyć ubrań i przyjął swoją najpierwotniejszą postać. Wykopanie w ten sposób nawet głębokiego dołu zajęło mu wręcz moment. Po wszystkim powrócił do swej bardziej humanoidalnej formy i umieścił szafkę - trumnę wa dnie wykopu. Nie mógł oprzeć się wrażeniu że zawiódł tego człowieka. Racja, zamarudził z Helbindim, ale gdyby stanął na szczycie swoich możliwości, być może zdążyłby go ocalić. Na co komu bogowie, którzy zawodzą? Rutyna jego ostatnich sprawunków sprawiła że stracił czujność. Z porzuconych ubrań wyjął karafkę asgardzkiego miodu zabraną z mieszkania Lokiego i wylał parę kropel na wieko trumny. Następnie nadgryzł dłoń i naznaczył drewno swoją krwią, niczym okręt przed wielką wyprawą. Niestety, na wyprawienie godniejszego pochówku nie było teraz miejsca ani czasu. Z drugiej jednak strony jak wielu ludzi wysyłają na tamten świat sami bogowie? - Oby me błogosławieństwo ułatwiło ci podróż, człowieku. Nie powołuj się jednak na me imię, bo nie przynosi ono niczego dobrego. - rzekł do nieboszczyka, po czym wzniósł naczynie i wychylił. - Spotkamy się jeszcze w złotych halach jako wojownicy. Po której stronie miecza, nie ma znaczenia.Wilk poklepał wieko i wygramolił się z dołu. Rzucił okiem na stertę ziemi, którą należało przykryć grób. Umieszczenie jej w taki sam sposób jak wcześniej wydawało mu się mało godnym sposobem. Był to jednak dobry sposób na trening nowych możliwości. Odkąd wilk widział się z Kaatarnem, coś się w nim zmieniło. Otworzył się dar, którego istnienia wilk zaledwie się domyślał, a teraz miał do niego dostęp jak nigdy wcześniej. Owszem, miało to wiele wspólnego z otrzymanym artefaktem, gdyż z jego pomocą mógł czynić niemal cuda, jednak i bez jego mistycznej pomocy wilk mógł działać samemu. Przypominało to porównanie popisów tanecznych do raczkowania, jednak wilk chciał jak najczęściej szlifować swój surowy talent. Wyciągnął więc dłoń w stronę ziemi i postarał się wolą przesunąć ją w stronę dołu. Owszem, piasek nie był ciężki, ale jego sypkość powodowała że podnoszenie go wymagało pewnej dyscypliny. Dyscypliny, którą wilk też odkrywał w sobie od bardzo niedawna. Koniec końców sztuka ta jednak się udała. Ostatnim co wilk zrobił było podejście do jesionu i wyrycie pazurem inskrypcji. "Tu spoczywają szczątki bohatera z Nowego Jorku. Niech bogowie, którzy zawiedli go za życia przyjmą go po śmierci"
Po wszystkim wilk pozwolił sobie na chwilę spokoju i namysłu. Nie tak wyobrażał sobie bycie bogiem przez lata swojego zamknięcia. A pozostawało jeszcze tyle do zrobienia. Tyle do zrobienia... Powoli wrócił podnosić swoje ubrania. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Valhalla Wto Sie 21, 2018 6:58 pm | |
| NPC Storyline - Khiana|Medreth Nagły huk i silny podmuch wiatru rozrzucił ubrania Fenrisa po okolicy, jednocześnie zmuszając anthro-wilka z asgardu do złapania równowagi w celu uniknięcia nagłego kontaktu z ziemią. Hukowi towarzyszył nagły rozbłysk płomieni oraz jasnego świtała o zielonym odcieniu. Przy tym, dzięki nowo pozyskanej broni, wilk wyczuł dwie potężne aury energetyczne, należące do dwójki widm, które w dość... stanowczy sposób obwieściły swoje przybycie. Jakieś pięć metrów od niego, dokładnie za plecami, dwie istoty. Samiec i [url=https://i.imgur.com/1WD9S5X.png] samica Urkyn'Vareis. Samiec mierzył dwieście sześćdziesiąt jeden centymetrów. Jego ciało pokrywały czarne, smoliste łuski - w większości małe, typowo tarczowe. Jego ciało było jednak nieco inne. Z nozdrzy, ślepi oraz spod wielu łusek - wydobywał się niemalże demoniczny ogień. Przynajmniej tak określiłby to ktoś, kto się nie zna. W rzeczywistości była to zmaterializowana w formie żywiołu, energia widma. Żar był iście piekielny. Sam stwór był masywny, umięśniony. Nie wyglądał zbyt przyjaźnie, choć w jego wypadku - właśnie o to chodziło. Obok niego stała nieco mniejsza - mierząca dwieście pięćdziesiąt pięć centymetrów, samica. Była dobrze zbudowana, atletycznie, z ładną figurą oraz zarysowanymi mięśniami. Jak na widmo przystało. Nie była masywna, w przeciwieństwie do jej kompana. Wyglądała bardzo naturalnie, na organiczną istotę, a nie ognisty byt - jak stwór stojący obok niej. Gdyby nie fakt, że broń Fenrisa "informowała go", że obie te istoty to widma - to samca mógłby pomylić z jakimś innym bytem. Oboje natychmiast skupili uwagę na wilku. Samica wykonała dwa kroki naprzód, wychodząc przed swojego towarzysza. Ten spojrzał tylko na nią, jakby ją o coś pytał i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. Zielonołuska zerknął na niego i obrócił łeb w kierunku czarnego wilka. /Khiana. Egzekutorka, Widmo Nortii. Mój brat to.../ /Medreth Ognistołuski, Niszczyciel Plugastwa. Egzekutor./ Wtrącił ognisty stwór, którego łuski błysnęły płomieniem w momencie, gdy się przedstawiał. Zielonołuska podniosła lewą rękę i oparła przedramię na klatce piersiowej egzekutora, powstrzymując go przed jakimś nazbyt gwałtownym działaniem. Stwór nawet na nią nie spojrzał, wcześniej z resztą nie wykonując żadnego sugerującego działanie ruchu. Jedynie obserwował Fenrisa z niezbyt przychylnym wyrazem pyska. Choć u niego wydawało się to być "naturalnym wyrazem". Samica wydawała się bardziej "przyjazna". Choć nie zbliżała się do Fenrisa, trzymając się widma i pilnując, by jej kompan - egzekutor - pozostał w miejscu.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Valhalla Sro Sie 22, 2018 9:51 pm | |
| Wilk schylał się już po swoją ludzką odzież gdy nagle poczuł skok mocy niedaleko niego. Wszystko wydarzyło się na tyle szybko, że nie miał czasu na dużo więcej niż zaparcie się na tylnej nodze i przesłonięcia oczu łapą. Wyładowanie, które nastało wstrząsnęło polaną. Drzewa odgięły się do tyłu a jedno czy dwa złamały się w pół. Ubrania wilka wylądowały niestety rozrzucone na drzewach kilka metrów dalej. Jeszcze zanim jego wzrok to potwierdził wilk wiedział że przybysze to widma. Samo odkrycie tego że o tym wie bardzo go zaskoczyło. Wcześniej Urkyn'Vareis byli dla niego zamkniętą księgą i praktycznie nie istnieli dla jego zmysłów. Pytanie czy to poznanie wilka tak się wyostrzyło, czy jego goście nie kłopotali się ukrywaniem swojego pochodzenia. Tak czy inaczej, Fenris był wielce ciekawy powodu ich wizyty. Dwa nowe osobniki. Gdyby nie ich zapach, wilk nie skojarzyłby ich z widmami. Rasa ta miała tak wielu przedstawicieli, że wilk zaczynał powątpiewać czy oby na pewno należy tylko do jednego gatunku. Nie robił sobie jednak z tego zbyt wiele. Sam nieszczególnie przypominał typowego asgardczyka. Mimo iż to najpierw samica zmniejszyła dzielący ich dystans, wilk niemal napiął się do skoku. Ekscytacja nieznanego zaczynała w nim narastać. Coś czego bardzo brakowało mu od czasu Houston. Równie dobrze przybysze mogli być poplecznikami Czarnego Ognia, takimi jak Suand, wysłanymi żeby nauczyć wilka co się dzieje z tymi którzy ośmielą się stanąć mu na drodze. Nawet jeśli nie byli do niego wrogo nastawieni, to wątpił by istoty te wpadły dla samej rozmowy. Nic więc dziwnego że szykował się do reakcji. W najlepszym wypadku postawa wilka odzwierciedlała tę ognistego widma. Przedstawili się. Zwykła grzeczność z ich strony. Nie musieli w końcu. Sami prawdopodobnie doskonale wiedzieli do kogo przychodzą. Nie było mowy o przypadku. Tytuły "Niszczyciel Plugastwa" i "Egzekutor" wypowiedziane jeden po drugim nie sprawiły na pewno że zaszczuty przez całe życie wilk pozwolił sobie na rozluźnienie. Wręcz przeciwnie, odruchowo położyłby dłoń na broni. Gdyby oczywiście nie przyrzekł że nigdy nie wzniesie jej na inne widmo. Zamiast tego rozważał więc różne scenariusze możliwego potoczenia się tego spotkania. Sytuacja wyglądała na bardzo napiętą i mogłaby potoczyć się różnie gdyby nie uspokajająca postawa samicy przedstawiającej się jako Khiana. -Wilk Fenris... - zmusił się do zachowania pozorów i subtelnego skinienia łbem. Tak jakby można było go z kimś pomylić w tej postaci i w tym miejscu. Choć przywykłe do obcowania z densorinami widma mogły uważać zapewne inaczej. -Nie przypuszczałem że obowiązki egzekutora połączyć można z obowiązkami widma świata. Naszliście mnie w złym momencie. Nie mam miodu ni udźca by was powitać. Czemu zawdzięczam więc ten zaszczyt? Wilk ewidentnie kierował te słowa do kobiety. Większość uwagi poświęcał jednak ognistemu demonowi, który zapewne chętniej zajął się jakimś niszczeniem plugastwa niż rozmową, gdyby nie Obecność Khiany. Wcześniej nie zdarzyło mu się spotkać Urkyn'Vareis egzekutorów, ale przypuszczał że ich siła mierzyła się gdzieś pomiędzy możliwościami zwykłego widma, a starożytnego. Inaczej nie mogliby zapewne należycie piastować swego urzędu. Dwoje w jednym miejscu świadczyło że nie przyszli ze sprawą błahą. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Valhalla Nie Wrz 02, 2018 3:10 pm | |
| NPC Storyline - Khiana|Medreth Samce wyraźnie się polubiły. Miłość od pierwszego wejrzenia, na której drodze stała Khiana. Ku ich nieszczęściu, samica nie zamierzała z tej drogi schodzić. Zwłaszcza, że Medreth niechętnie odebrał reakcję Fenrisa, wyczuwając również jego intencje oraz rzeczowe podejście do pojawienia się dwójki egzekutorów. /Konieczność przemówiła nad praktycznością./ Skomentowała krótko samica, nie zamierzając wdawać się z tym osobnikiem w rozmowę na temat jej drogi życiowej oraz decyzji, jaką było wejście na drogę egzekutora. Szaro-zielona samica wyszła przed ognistego egzekutora, stając centralnie przed nim - skracając przy tym dystans dzielący ją od Fenrisa. Jej dłoń zsunęła się z łusek stwora, aczkolwiek jej ogon uniósł się do góry i końcówką oparł na brzuchu u korpusie jej towarzysza, trzymając widmo na dystans. Samica przyszła tu w prostym celu, nie zamierzała więc bawić się w rozdzielanie tej dwójki. Jeśli zamierzali rzucić się sobie do gardeł, to mogą to zrobić po tym, jak on powie co ma do powiedzenia. Czyli rozda polecenia. Upewniając się, że Medreth nie planował wyskoczyć zza niej i dopaść wilka, Khiana stanęła przed samcem wyprostowana, opuszczając ramiona wzdłuż ciała. Samica miała dobrze podkreśloną figurę, co w przypadku widm nie było niczym dziwnym. Choć jej ciało łatwo mogło zmylić, bo za całą figurą kryły się mięśnie oraz pazury wojowniczki, którą egzekutorka była. /Wyślemy cię Caer'Aechealan. Jest to świat, w którym ktoś twojego pokroju odnajdzie się bez problemu. Zamki, miecze, rycerze i inni. Świat magii, w którym osobnicy pokryci łuskami nie są mile widziani. Naszym problemem jest, że zaginął tam jeden z naszych braci. Masz go odnaleźć, pomóc mu z jakimikolwiek kłopotami, w jakie wpadł, a następnie wrócić z nim tutaj./ Oto Fenrisowi został przybliżony powód wizyty dwójki egzekutorów. Tak naprawdę wystarczyłaby tylko ta samica, jednak Medrethowi zależało, by dostrzec, jak prezentuje się nowy "nabytek" Urkyn'Vareis. I na ognistym widmie nie zrobił żadnego pozytywnego wrażenia. Aczkolwiek będzie miał okazję to zmienić. Z drugiej strony, samica raczej poinformowała Fenrisa o tym, gdzie zostanie wysłany. Nie pytała, czy chce być tam wysłany lub czy może ma swoje zdanie na ten temat. Jeśli zamierzał się sprzeciwiać, zawsze mógł porozmawiać z niszczycielem plugastwa, zwłaszcza odnośnie hierarchii wydawania poleceń.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Valhalla Pon Lis 12, 2018 10:41 pm | |
| Wyczuwając rozeźlenie samicy postawą dwóch, widocznie terytorialnych, samców Fenris postarał wziąć się w garść. Wyciszył się, dumnie wyprostował i postanowił zachowywać jak na asgardzkiego dziedzica przystało. Zerknął po Medrethcie, czy ten będzie zdolny do tego samego. Jeśli nie, to wilk będzie miał świadomość niewielkiego zwycięstwa. Nie nad widmem, lecz znowu nad samym sobą. Bezpośredniość, niemal bezczelność, gości rozeźliła jednak wilka. Wydał z siebie cichy, acz łatwy do zinterpretowania warkot, zaraz po "Wyślemy cię". Jak zwykle jednak znów zbeształ swoje wewnętrzne zwierzę, uspokoił się i wysłuchał do końca słów Khainy. Samica widocznie nawykła do wydawania poleceń i prawdopodobnie nie tolerowała sprzeciwu. Teraz wiedział jak czują się śmiertelni w obliczu boskich nawiedzeń. Jej słowa nie pozostawiały żadnego pytania, jednak wilk milczał po nich przez chwilę, nie chcąc w przypływie chwili powiedzieć czegoś niestosownego. Kilka takich odpowiedzi wręcz cisnęło mu się na usta, lecz nowy Fenris nie ciskał słowami na oślep. Do tego każda z nich mogła sprawić że nie wyszedł by z tego spotkania o własnych siłach. Miał nadzieję że widma to zrozumieją. Wyszedłby na głupca gdyby bez chwili zastanowienia zgodził się na takie zlecenie. Nie dało się przy tym ukryć, że wizja świata, który pozostał przy dawnym porządku wyzwoliła w nim uczucie niemal nostalgiczne. -Nie mówicie mi wszystkiego. - stwierdził w końcu powoli. - W światach, o których mówicie, wielkie krwiożercze wilki również nie budzą niczyjej sympatii. Wiem, że potrafię przybrać postać podobną ludziom, ale zdziwiłoby mnie wielce, gdyby wśród Urkyn'Vareis, a także dzielnego CORE, nie było żadnego znającego podobną sztukę. Czemu więc, ja? Nie wiedziałem, że cieszę się taką sympatią waszej rasy. Czy znam to zaginione widmo? I czemu sądzicie że dam radę wesprzeć go tam gdzie on zawiódł? Na razie nie powiedział nic konkretnego. Liczył jednak na to że dostanie więcej informacji. Jeśli zależało im na zwerbowaniu wilka i powodzeniu akcji, powinni powiedzieć mu jak najwięcej. W pamięci próbował przypomnieć sobie coś o świecie który wspominała samica. Wilk cieszył się idealną pamięcią i żył już wiele lat, ale chyba zwyczajnie nigdy o nim wcześniej nie słyszał. Nie dało się ukryć, że wszystkie światy leżące poza Ygdrassilem nie cieszyły się zanadto jego uwagą. Jego wciąż młodzieńczy duch miał wielką ochotę puścić się z marszu w nieznane i sprawdzić swoje umiejętności w czekających na niego zadaniach. Wiedział jednak że czasy takich beztroskich wypadów są już dawno za nim. Miał wiele spraw i obowiązków wiążących go z ojcem, Ziemią i Asgardem. Zdecydował się wyłożyć wszystko prosto i bez ogródek. - Honorem byłoby dla mnie pomóc wam, choćby z wielkiego szacunku, którym darzę wasz ród. Wiążą mnie jednak obowiązki wobec mego suwerena. Co by było gdyby zechciał mnie wezwać, kiedy będę przemierzał Caer'Aechealan? Muszę mieć powód, dla którego moja wyprawa przyczyniła by się też jego sprawie. Gdy zniknę na taki czas i wrócę z pustymi rękoma okryję się hańbą w jego oczach. Nawet nie skłamał. Naprawdę miał ochotę zobaczyć na własne oczy ten nowy świat, a to że przy okazji pozna bardziej świat Urkyn'Vareis, to tym lepiej. Bał się jednak, że podczas jego nieobecności Loki będzie chciał wykonać ruch przeciw swemu ojcu, a zbrojne ramie syna będzie mu wtedy potrzebne. Plany Lokiego od zawsze umykały pojmowaniu wilka, tak więc można było spodziewać się po nim wszystkiego. A co gorsza, kiedykolwiek. Jeśli Fenrir miał na jakiś czas zniknąć z Midgardu, to nie chciał wracać z niczym co by tego nie rekompensowało. I tak miał przy tym wrażenie, że ryzykuje gniew ojca. Mogło się okazać że urok, który chroni go przed wzrokiem Heimdala nie działa poza światami Wielkiego Jesionu i skompromituje całą konspirację. Czekał więc cierpliwie na odpowiedź widm. Liczył na to że zrozumieją jego obawy i niemal wyglądał z ich strony argumentu, który rozwieje jego wątpliwości.
---- w reakcji na wydarzenia forum -----
Pyszałkowatość wilka nie została zignorowana. Jakkolwiek umiejętnie nie zostałoby obleczone to słowami, Fenris najzwyczajniej w świecie targował się z widmami, a Ukran'vareis nie nawykły do jakiegokolwiek sprzeciwu. Wielki samiec wyprostował się i już miał zamiar nauczyć asgardczyka moresu. Samica nawet odstąpiła na moment, widocznie samemu będąc ciekawą jak sytuacja potoczy się dalej. Nie można było powiedzieć żeby wilk nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Sam na ich miejscu zrobiłby tak samo. Wiedział jednak, że gdyby nie był im potrzebny, znaleźliby na jego miejsce kogokolwiek innego, zamiast fatygować się do kogoś z jego reputacją. Nie zabiją go więc. Być może po wszystkim nawet uleczą. A wilk nie mógł przepuścić okazji do ponownego spróbowania się z tymi tytanami. Przeszkolony przez Daalkiina szykował się już do przerzucenia nacierającego widma za pomocą jego własnej masy, gdy stała się rzecz nieoczekiwana. W pół ataku widma... z braku lepszego określenia, rozpłynęły się w powietrzu. Nie wiedząc co się dzieje, wilk stał jeszcze parę chwil, spodziewając się nadciągającego z każdej strony ciosu. Gdy po dobrych kilku minutach nic się nie wydarzyło pozwolił odpocząć napiętym mięśniom. Coś w świecie... coś się zmieniło. Nawet komuś tak wyczulonemu na drobne aspekty rzeczywistości jakie w niej panują trudno było to dotrzeć, ale było to zjawisko na równi delikatne, co potężne. Wciągnął głęboko powietrze. Musiał sprawdzić coś, co wymagało sporej koncentracji. Dopiero niedawno nauczył się wyczuwać widma, więc musiał się niemało skupić. Stanął jak wryty gdy do niego dotarło. Na Midgardzie nie przebywało ani jedno Ukran'vareis. Co więcej. Nie czuł też zapachu CORE. Nie czuł Daalkiina i innych. Zmian było więcej, choć te były najwyraźniejsze. Z wielkim przestrachem przywołał swoją broń. Wciąż tam była. Przybyła na wezwanie. Nastała w niej subtelna zmiana związana z mocą artefaktu. Pozornie wszystkie ryty i runy pozostały niezmienione, nie było jednak śladu mocy widm. Cała potęga została zamieniona w moc pachnącą bardziej samym wilkiem, niż kimkolwiek innym. Wcześniej Fenris nie podejrzewał się nawet o takie pokłady mocy. Co innego że jeszcze przed chwilą Tronbrytter pachniał widmami niczym ich rodzony syn, a teraz ktoś niemal przepisał jego powstanie. Jak gdyby broń od zawsze należała do Fenrisa. Takie przeobrażenie rzeczywistości na pewno nie uszło uwadze innych potężnych istot, jednak czym prędzej chciał donieść o tym ojcu. Należało sprawdzić co jeszcze uległo zmianie i czy wpłynie to jakoś na ich plany powrotu do Asgardu.
[zt] |
| | | Punisher
Liczba postów : 189 Data dołączenia : 14/04/2013
| Temat: Re: Valhalla Nie Sty 12, 2020 3:16 pm | |
| Castle wyjeżdżając z Berlina, wysłał zaszyfrowaną wiadomości do Kancelarii Panny Jennifer Walters, prośbę o spotkanie się w NYC jako nieznany klient. Chciał się spotkać i zapytać dlaczego mu pomogła, porozmawiać o pewnych kwestiach, jakie męczyły tą mroczną postać, jak i zastanawiał się czy jego wojna, która prowadzi już dobre kilka lat, czy tego właśnie chciała od niego Maria, która wiedziała kim jest czym się pewnie stanie wracając z wojska. Wszak właśnie to armia ukształtowała tego Bohatera Wojennego, który większości świata ma za potwora i przestępcę. Trzeba złapać i wrzucić do klatki w samym mroku, a klucz w ogień by nigdy nie wyszedł, ale to właśnie nie przez Francisa, ludzie mogą spokojnie spać. Jest mniejsze przestępstwo, zlikwidowanie większej grupy na polecenie i z przyjemnością. Samego Ramienia S.H.I.E.L.D tylko czy to już nie można nazwać rutyną, mając kilka wypełnionych toreb z pieniędzmi, zostawiając jedną w Kościele gdzie Zakonnice pomagają weteranom wojskowym, właśnie nie zrobił dobrego uczynku. Wracając do „domu” jedyne o czym myślał to właśnie, gdzie jego rodzina czy jeszcze ktoś tam na niego jest czy po prostu musi z tym wszystkim żyć, co go odznaczyło przecież nie wybrał losu będąc takim a nie inną osobą. Cóż każdy w życiu ma swoją dolę i po coś bóg dał mi ten ,,dar” cholernego gniewu oraz brak strachu, dzięki któremu The Big Bad Punisher jest koszmarem każdego przestępcy oraz najgroźniejszym przestępcą. Wziął głęboki wdech przyjeżdżając po dwóch tygodniach drogi przez statek, gdzie zaczął planować gdzie się uda, wsiadając do swego vanu Ford E-series nad który pracował odkąd wrócił z wojska. Ruszając w stronę drobnej mieściny która się nazywała Valhalla, jaki zbieg okoliczności najbardziej waleczni wojownicy Północy, którzy zostawali tam zabierali przez urodziwe walkirię właśnie to miejsce, ale wszak jest najbardziej dostosowane oraz nie będzie brał dużego podejrzenia, gdy zatrzymał się w małe przedsiębiorstwo gdzie wynajmowało pokoje najczęściej z tego korzystali obcokrajowców się zatrzymuje się w NYC, znał doskonale rozmieszczanie tego pomieszczenia, które wynajął od razu zaplanowane miał cztery plany ucieczki. To też nie miał żadnego problemu z dostosowanie się do panujących zasad, przygotowując sobie obiad z racji żywnościowej oraz kawę zatrudnił się w pracy jako budowlaniec, włosy które sięgały mu do karku związał w kok oraz nieco przystrzygł długą czarną jak noc brodę, długo podróżował i nie miał czasu o siebie zadbać a też chciał, w jakiś sposób ukryć swoją tożsamości, gdy spał jakieś cztery godziny, dłużej nie potrafił z powodu swej traumy w której żyje od jakiegoś dzieciństwa i nigdy nie dał do końca jej zwalczyć, tracząc przez to wiele przyjaciół. Przez to chyba też że zawsze walczył i broniły słabszych, ale już nikt mu nie pomógł i może to właśnie dzięki jego wzorowi Kapitanowi Ameryce, poszedł do wojska, a potem stał się tym kim teraz jest. Wstając przygotował sobie kanapki do pracy oraz zjadł jajecznicę, ruszając do pracy ukrył swoje oblicze pod kapturem, wziął młotek i przez dobre kilkanaście godzin zaczął kuć ściany z gniew oraz wyrzucając z siebie ten cały gniew. Był tak zdeterminowany że nie zważał na rany na rękach, by później po pracy ruszyć na grób swej zmarłej rodziny. Będąc w swym czarnym jak noc płaszczu który był podszywany kewlarem, zapalając znicza, jak każdą rocznicę przybywa na grób i nie może zapomnieć, o swojej jedynych osobach których tak mocno kochał. Siadając na świeżo trawie przypomniał sobie ostanią rozmowę przed wylotem, kiedy to rozmawiał najdłużej i nie wiedział dlaczego tak się wszystko stało, dlaczego stracił rodzinę. Jeśli Bóg istnieje to za jakie grzechy, pozwolił na taką maskarę, Castle doskonale zdaje sobie sprawę że święty nie jest, ale było wojna i jedną zbrodnią na wojnie jest przegrana. |
| | | Ava
Liczba postów : 12 Data dołączenia : 08/12/2019
| Temat: Re: Valhalla Nie Sty 12, 2020 9:31 pm | |
| Doświadczeni, przygnieceni przez życie ludzie oraz bibliotekarze, którzy przeczytali zbyt wiele, mają to do siebie, że ich ciężkie od ciągłych przemyśleń głowy pochylają się, a ramiona opadają, by bezwładnie bujać się, gdy nogi niechętnie maszerują do kolejnego celu – bez celu. Ava właśnie poruszała się w ten sposób przez ostatnie i pierwsze dwa tygodnie swojej kolejnej szansy na swoje życie. Dwa bardzo intensywne tygodnie, które w jej głowie zdawały się latami, a wszystko, co zdarzyło się złego i dobrego zdarzyło się przed pobudką w nowym świecie, wyglądało we wspomnieniach jak realistyczny, ale nadal odległy, tylko sen. Nadal czuła się jak Alicja uwieziona w Krainie Dziwów, więc by nie oszaleć, przestała kwestionować otaczającą rzeczywistość tym samym próbując ją zrozumieć. Mniej myśląc, mniej wspominając, mniej cierpiała.
Na teren cmentarza weszła we wspomnianym wyżej stylu. Ubrana najprzeciętniej jak tylko można sobie wyobrazić na jesienną porę. W lewej dłoni świeciła latarką po nagrobkach, w prawej trzymała kartkę – wydrukowane zdjęcie na formacie A4. Często na nią spoglądała, gdy oświecała kolejne nagrobki. Zatrzymała się przy Franku, bezceremonialnie oświecając jego twarz, a następnie nagrobek, przy którym chwilę temu zapalił świecę. - Kim była dla ciebie ta osoba? - Spytała drętwo i beznamiętnie, składając zdjęcie w dłoni i gasząc latarkę. Między palcami, na odwrocie fotografii, znajdowało się napisane do góry nogami, spisane wielkimi literami „Castle”. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Valhalla | |
| |
| | | | Valhalla | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |