|
| Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym | |
|
+4Miguel O'Hara Bruce Banner Vision Emma Frost 8 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Pon Cze 04, 2018 10:09 pm | |
| First topic message reminder :Wyspa nie jest może ogromna, ale za to jej teren wznosi się całkiem wysoko i to miejscami naprawdę stromo. Mniej więcej na jej środku znajduje się najwyższy punkt w okolicy, należący do krótkiego, z braku lepszego określenia, łańcucha górskiego - co w połączeniu z klimatem sprawia, że przy sprzyjającej porze roku oraz pogodzie na jednym jego boku nierzadko zalega nawet trochę śniegu. To właśnie tam powstały zabudowania Trask Industries, ciągnące się przy brzegu mniejszego z dwóch głównych jezior, częściowo wręcz w wodzie, a następnie kawałek wzdłuż gór. Takie ich umiejscowienie może świadczyć o wykorzystywaniu cieczy przy produkcji elektryczności - albo na przykład w formie dodatkowego chłodzenia. Na rzece prowadzącej z jednego zbiornika do drugiego znajdują się struktury przypominające tamy, co może sugerować przynajmniej tę pierwszą opcję. Wyspę charakteryzuje ogromna liczba źródeł, z których wypływają mniejsze i większe rzeki. Wydaje się to być niemalże nienaturalne na tak niewielkim terenie, a jednak ciężko byłoby dopatrywać się logicznych powodów, dla których ktoś miałby umyślnie zadbać o taki stan rzeczy. Poza tymi dwoma dużymi jeziorami natknąć się też można na kilka o wiele mniejszych, najczęściej wypadających blisko brzegów wyspy lub właśnie przy tych wielkich zbiornikach - lecz jest ich stosunkowo niewiele, bo około pięciu. Poza tym w pobliżu wyspy znajdują się jeszcze trzy malutkie skrawki lądu, tak naprawdę o wiele zbyt drobne, aby miały się do czegoś nadawać, jednakże one również są oficjalną własnością Trask Industries. Dwa z nich leżą całkiem niedaleko brzegu głównego terenu, trzeci zaś - już w oddali. Rzecz jasna najlepiej jest to wszystko widoczne z lotu ptaka. - Tutaj zobaczyć można dokładniejszą mapę:
|
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Emma Frost
Liczba postów : 375 Data dołączenia : 02/12/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Nie Lip 22, 2018 11:23 am | |
| Emma nie śledziła umysłów wysłanych przez Carol ochotników przez całą ich podróż na wyspę. Nie widziała takiej potrzeby, gdyż nie spodziewała się, aby jej potrzebowali - albo by w tym czasie spotkało ich coś istotnego. Była gotowa w razie czego donieść im o najnowszych zmianach, ale skończyło się tak, że nie musiała tego robić, bo w gruncie rzeczy nie stało się nic na tyle ważnego, by miała powód zaprzątać im tym głowy. Przez ten czas kobieta na zmianę przyglądała się więc sytuacji w różnych miastach, głównie zbierając informacje, a momentami nawet przekazując je tam, gdzie były niezbędne. Kiedy zaś telepatka ponownie zainteresowała się członkami wyprawy, z zaskoczeniem odnotowała, że gdzieś po drodze dołączyła do nich trzecia osoba. Całą trójkę mogła bardzo łatwo wyczuć, bo w końcu na tym obszarze nie wykrywała żadnych innych ludzi. Wszystkie pozostałe umysły należały do zwierząt i White Queen nie miała żadnych problemów ani z oddzieleniem jednych od drugich, ani z mentalnym połączeniem się z mężczyznami. Nie wkraczała jednak głęboko, pozostawała w warstwie ich bieżących myśli, gdyż właśnie w niej zamierzała umieścić swoją wiadomość. "Być może zainteresuje was informacja, że poza wami na wyspie nie odbieram obecności żadnego innego człowieka. Nie mogę zagwarantować, że nie ostał się ktoś posiadający sprzęt lub moce kryjące przed telepatią, ale wcześniej byłam w stanie wejść do umysłu umierającego pracownika, więc najprawdopodobniej przynajmniej część z nich nie miała do dyspozycji takich pomocy." Po przekazaniu tych słów, Emma nie wycofała się od razu, czekając na reakcję mężczyzn. Być może będą jej mieli coś do powiedzenia albo zechcą ją o coś zapytać... A ona i tak zamierzała kontrolować ich działania, choć naprzemiennie z zaglądaniem do innych bohaterów, szczególnie członków X-Men i Avengers.
|
| | | Hawkeye Ph.D. in friends with benefits
Liczba postów : 302 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Pią Lip 27, 2018 11:56 pm | |
| Kapitan zdecydowanie mógł się śmiać i oburzać raportami Bartona. Może rzadziej dostrzegłby jakieś błędy w tekście, ale raz zdarzyło się nawet, że treść sprawozdania napisana była w formie białego wiersza. Kiedy indziej natomiast zaznaczone było fioletowym kolorem to, co było najważniejsze według Clinta. Było wiele strzałek wskazujących co ciekawsze momenty podczas misji. Łucznikowi nie podobało się to, co widział. Promień rozproszył się dopiero na skałach, niszcząc ich powierzchnię nieznacznie. Dało to jednak do myślenia i Barton zdecydowanie nie chciałby stać się przeszkodą dla takiej wiązki. A im bardziej nie chciał, to tym bardziej było prawdopodobne, że tak się stanie. Taki już był ten kapryśny los. Jako że był z Kapitanem w drużynie od paru lat czy parunastu miesięcy, to jednak zdążyli nauczyć się jakoś współpracować. Jakoś na początku, teraz zdecydowanie lepiej. Nie wpadli więc na siebie i nie zrobili sobie żadnej krzywdy. Prawdę mówiąc to Hawk był przekonany, że Steve przemknie i również wskoczy do środka. Niestety, obaj mężczyźni znajdujący się na niższym piętrze fabryki, będą musieli znieść rozłąkę spowodowaną grubszą ścianą. Przynajmniej na ten moment. Clint, znalazłszy się w środku, rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie sięgał zaciekawiony do komputerów, aby te uruchomić i sprawdzić, co się w nich dzieje. Nie zaczął łazić po pokoju. Najpierw spojrzał po standardowych miejscach, jakby szukał kamer; skoro były na zewnątrz to w środku też zapewne się znajdą. Dopiero wtedy Barton dość ostrożnie, z wyciągniętą strzałą i łukiem, przemierzałby po kwadracie. Może nawet pobieżnie pogrzebałby w jakichś szafkach, rezygnując w momencie, gdyby trzeba było dalej kombinować. Następnie Hawkeye wyszedłby na korytarz. Skrzywiłby się niezadowolony, że nie ma przejścia, aby mógł zaatakować od strony pleców. — Nie zostawiasz nikogo za sobą, co, Cap? — rzucił pół żartem, pół serio, wycofując się z korytarza, żeby przejść do okna. — Wywab go na zewnątrz. Clint postanowił zostać Julią. Nie było w sumie balkonu na parterze, więc pozostało mu przycupnięcie na parapecie czy czymś podobnym. Tak, aby mógł swobodnie spojrzeć na to, co dzieje się na zewnątrz i zareagować wystarczająco szybko, jeśli ktoś - lub coś - pojawiłoby się w środku, od jego strony. Przygotował wzmocnioną strzałę. Gdyby tylko Kapitanowi udało się wyciągnąć Sentinela na zewnątrz, Barton od razu celowałby w jego głowę. Nie nawiązywał rozmową do Miguela - nie kierował swoich słów do niego ani tym podobne. Domyślał się, że zapewne Pająk zechciałby zażartować, ale skoro pogardził ich towarzystwem… Hawkeye skrzywił się, słysząc czyjś głos w swoim umyśle. Nie miał za dobrych wspomnień, więc w jakimś stopniu był przewrażliwiony na tym punkcie. Ot, delikatniejszy! Niemniej, nie przerywał Emmie, bo pewnie nawet by tego nie zdążył - albo odpowiedziałaby na zaś, mogąc wyczytać to, z jakimi pytaniami miota się blondyn. "Oooch świetnie, czyli w teorii nie ma więcej ludzi, ale w praktyce może być niespodzianka, bo ktoś ma coś na głowie, w głowie lub z głową nie tak?", odpowiedział w myślach. Skomentował nawet w krótkiej przerwie, że to bardzo pomocne. Nie mógłby się z tym nie zgodzić. Lepiej było wiedzieć niż nie wiedzieć. "Nie przepadam za taką formą rozmowy, zdecydowanie lepiej gada się przy kawie. Powinnaś to rozważyć", zagaił całkiem wesoło. "Jak ma się sytuacja w Stanach?" Clint był ciekawy. Nie miał pojęcia, o co mógłby spytać. Dwóm towarzyszom pozostawił wyjaśnienia w związku ze spotkaniem kogoś czy zapytaniem o coś. On jeszcze próbował odnaleźć się w tych wszystkich wydarzeniach. Nic dziwnego, że Frost mogłaby wyłapać jak Clint intensywnie myśli nad kawą, w ten sposób: "kawa, kawa, kawa."
Ostatnio zmieniony przez Hawkeye dnia Czw Sie 09, 2018 11:47 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Sob Lip 28, 2018 9:27 pm | |
| Herbie bez problemu dostosował się do życzenia Spider-Mana i wyciszył jego komunikator dokładnie tak, jak ten mu polecił. Tuż po potwierdzeniu wykonania zadania sztuczna inteligencja również zamilkła, lecz to akurat nie było dziwne, bo w końcu jak do tej pory odzywała się głównie wtedy, gdy została do tego wezwana - lub w innych ważnych sprawach. Na pewno można było zaufać jej ocenie przepuszczanych i blokowanych treści. Miguel wybrał więc drogę przed siebie, a nie na bok. Co prawda nie poruszał się zbyt długo prosto, gdyż zaraz potem korytarz zakręcił w prawo, a po kilku metrach znowu w lewo - ale z tego miejsca ciągnął się już daleko. Trudno byłoby podać dokładną jego długość, choć na pewno nie biegł przez cały budynek, ale mógł mieć spokojnie około trzydziestu metrów. Tutaj drzwi znajdowały się już po obu stronach, choć rzadko wypadały akurat naprzeciw siebie - po lewej było ich bowiem pięć par, a po prawej dwie, jedna blisko początku, a druga końca korytarza. Wszystkie po lewej wyglądały standardowo, bez czytników kart, po prawej zaś je posiadały. Różniły się jednak jeszcze jednym szczegółem: te pierwsze zostały oznaczone liczbami, zaczynając od dwustu w górę, te drugie zaś ich na sobie nie miały. Na tym odkrycia się nie kończyły. Szeroki korytarz wieńczyły raczej wąska klatka schodowa - wyraźnie pozwalająca udać się zarówno w górę, jak i w dół - oraz dwa szyby windy. To zresztą w tę stronę wskazywała zielona strzałka odpowiadająca drodze ewakuacyjnej, którą Spider-Man mógł zaobserwować jeszcze przy zakręcie. Więc... Wiedział przynajmniej którędy będzie można przemieszczać się pomiędzy piętrami - pomijając korzystanie z zewnętrznych ścian. Tyle że niestety był jeden problem. A właściwie kilka bardzo podobnych problemów - spoczywających co parę metrów na podłodze korytarza. W sumie pięć osób obu płci, mimo wszystko usytuowanych bliżej Miguela, aniżeli schodów i wind... Trzy w całości w strojach cywilnych, dwie dodatkowo w narzuconych na to białych kitlach. Najwyraźniej każda z nich oberwała od tyłu, sądząc zarówno po ułożeniu ciał, jak i po wypalonych na plecach czy ewentualnie częściowo na bokach ranach. Zwłoki znajdowały się w podobnym stanie do tych, na które Spider-Man natknął się wcześniej na zewnątrz. Różnica była jedynie taka, że tutaj w zasadzie brakowało krwi - może ze względu na temperaturę ataku?
Podczas gdy Miguel kręcił się po drugim piętrze, Cap zaczaił się na powoli - i na szczęście całkiem głośno - opuszczającego budynek robota. Mężczyzna miał spore szczęście, gdyż maszyna musiała się schylić - zresztą dość niezgrabnie - aby w ogóle być w stanie przejść przez drzwi... A w tym czasie jej zdolność bojowa wyraźnie się obniżyła. Przy okazji głowa i szyja znalazły się też niżej, przez co łatwiej było w nie celować. Pierwszy cios trafił w wybrane miejsce i tarcza wbiła się tuż pod łbem robota. Co prawda nie był to najlepszy punkt do atakowania, bo stawy kolan i rąk wydawały się mniej osłonięte, ale z drugiej strony Steve wiedział już, że uszkodzenie głowy potrafiło Sentinele wyłączyć - więc w tym wypadku ryzykowanie mogło się opłacić. Iskry natychmiast się posypały i maszyna skierowała swój pusty wzrok na Rogersa, czemu towarzyszył nieprzyjemny zgrzyt, zapewne wynikający z przesuwania się tam w środku zniszczonych części. Jako że cel miała jednak z boku, a nie przed sobą, to nie mogła odpowiedzieć od razu atakiem z klatki piersiowej, która jedynie rozświetliła się groźnie. W tym czasie ramię Sentinela zaczęło kierować się - na ślepo lub nie - ku Capowi, który zdążył raz jeszcze uderzyć tarczą w to samo miejsce, pogłębiając wyrwę w powłoce robota i przy okazji sprawiając, że jego oczy zamigotały, jak gdyby coś przestało się w nim do końca łączyć... Ale zanim zdążyło dojść do trzeciego ciosu albo do kolejnego aktu agresji ze strony maszyny - której wnętrze dłoni błyszczało już złowrogo, zapowiadając promień energii - strzała Clinta wbiła się we wgłębienie utworzone przez tarczę. Wyjątkowo Hawkeye musiał mieć szczęście, bo przecież nie mógł wiedzieć gdzie dokładnie celować... A może to po prostu działania Rogersa wywołały opóźniony efekt? Najpewniej w grę wchodziło jakieś połączenie jednego i drugiego. Grunt jednak, że światło w ręce robota zaczęło powoli gasnąć, a on sam opadł do swobodnej pozycji. To było proste. Wręcz zaskakująco proste... I teraz obie drogi stały otworem, zarówno ta bezpośrednio od bocznego wejścia do budynku, jak i korytarz biegnący od pomieszczenia, w którym siedział Barton.
|
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Sro Sie 08, 2018 5:08 pm | |
| Steve z zadowoleniem kiwnął głową w stronę Clinta, po czym rzucił okiem na maszynę, upewniając się, że nic im już więcej z jej strony nie grozi. To była zadziwiająco szybka akcja - zastanawiał się, czy przebiegła ona tak płynnie ze względu na już jakąś wiedzę odnośnie natury Sentinela, czy szczęście Bartona i Rogersa to po prostu dobre połączenie. Tak czy inaczej - nie miał powodu, by narzekać. Niespodziewany głos rozbrzmiewający w jego głowie lekko zbił go z tropu, czego dowodem mogła być jego szybko i głęboko skonsternowana twarz. Mimowolnie jego spojrzenie powędrowało ku Hawkeye’owi, który najwidoczniej też witał nowego gościa w swoim umyśle. “Dziękuję za informacje, panno Frost.” Aczkolwiek teraz zastanawiał się czy na pewno jest mu z tym lepiej. Żadnych zakładników czy osób do uratowania - każdy, kto żył, zapewne zdążył paść ofiarą. Lepiej jest jednak wiedzieć cokolwiek, niż iść na oślep. Teraz chociaż mają lepszy wgląd w dalszą infiltrację. Nie tracąc czasu ruszył ku odblokowanemu wejściu. Miał dwie możliwości - iść w stronę Clinta lub przeciwną. Wiedząc jednak, że nie ma tu nikogo, kto potrzebowałby ich pomocy, mogli pozwolić sobie na nieco więcej, zarówno z tempem, jak i “dyskrecją”. - Barton, mam nadzieję, że spodobało ci się to skrzydło, jest całe twoje. Chyba że masz coś innego na myśli. - zanim ruszył w przeciwnym kierunku Rogers zdecydował się odczekać grzecznie chwilę, by usłyszeć co do powiedzenia ( a na pewno coś ma! ) ma jego przyjaciel.
|
| | | Hawkeye Ph.D. in friends with benefits
Liczba postów : 302 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Pią Sie 10, 2018 12:23 am | |
| Kącik ust Bartona zadrżał w delikatnym uśmiechu. Nie miało to znaczenia czy to było spowodowane celnością Clinta, czy szybką akcją ze strony Kapitana. Grunt, że obaj mogli przynajmniej przez chwilę czuć się spokojnie czy względnie bezpiecznie. Hawkeye jedynie zerknął na robota niepewnie, z jakimś brakiem zaufania. — I co? — rzucił. — Nie wybuchnie? — zapytał, nieświadom tego w jaki sposób można było unieszkodliwić maszynę. Albo wiedział, tylko miał to gdzieś i wychodził z założenia, że brak ataku ze strony robota nastąpi dopiero w momencie, gdy sam robot będzie zniszczony. Niemniej, nie miał zamiaru się wykłócać i cisnąć kolejnymi strzałami w unieruchomionego, żeby tylko wyszło na jego. Hawkeye nonszalancko oparł się lewym przedramieniem o framugę okna, wcześniej przekładając do prawej ręki łuk. Wychylił się ponownie, patrząc w stronę Kapitana, choć ze względu na włączony system maskowania przyjaciela, Barton wyglądał na młodszego reprezentanta osiedlowego monitoringu, który rozglądał się po okolicy. — Wolałbym trafić do kuchni, na kawę — westchnął niczym cierpiętnik, bo tak właśnie się czuł. — I na rozeznanie po terenie. Myślisz, że możemy przejąć na własność? Sztandar tam, o, a potem zrobi się prywatne uzdrowisko… — rozmarzył się Barton, patrząc przez moment gdzieś w dalej, bardziej w stronę jeziora, w którym wcześniej wylądował. Szybko wrócił do rzeczywistości, rezygnując z beztroski. W tej chwili. — Jeśli będziesz potrzebował pomocy to krzycz i się pokaż — powiedział Barton, choć można to było zinterpretować jako “jak będę miał [znowu] problem to się dowiesz”. Po tych słowach Clint niedbale zasalutował nieodpowiednią, ale wolną ręką i zniknął w pomieszczeniu. Pozwolił sobie na rozejrzenie się po pokoju biurowym. Podszedłby do każdego ze stanowisk. W końcu nie miał żadnego maskującego trybu, to uruchomienie sprzętu nie byłoby czymś podejrzanym jak w przypadku nieobecnej (ukrytej) żywej istoty. Prawdopodobnie Clint starałby się coś sprawdzić, w tym datę i godzinę, żeby móc się zorientować, ile go nie było. Potem skupiłby się na czymś ważniejszym, a być może także pomocnym dla całej trójki. Jeśli jednak okazałoby się, że urządzenia wymagają odpowiednich haseł i innych bzdur, to Barton szybko by z tego zrezygnował, machnął ręką i westchnął na to wszystko. Jakby hasło pizza nie było wystarczająco dobre. Ugh. Wówczas Hawkeye przejrzałby powierzchownie szafki i szuflady, jeśli te dałoby się otworzyć. — Czy widziałeś się z Gamorą? Spotkałeś, poznałeś ją? Niby od Strażników Kosmosu jest… Czy jak oni tam... — odezwał się Barton. Kapitan mógł go usłyszeć. Miguel, jeśli zdecydowałby się zainteresować towarzyszami na parterze, też. — I wiesz, że mamy przekichane. Już nawet nie chodzi o teraz. Mam cię załamać, Cap? A bo to by było coś nowego, prawda? Gdyby Clint niczego ciekawego nie znalazł, przeszedłby na korytarz. Przy okazji rozejrzałby się za obecnymi w nim kamerami. Spojrzałby po niewielkim holu, aby móc pójść jedyną, dostępną drogą. |
| | | Vision Mistrz Gry
Liczba postów : 182 Data dołączenia : 24/09/2015
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Pon Sie 13, 2018 7:34 pm | |
| W pewnej chwili Steve oraz pochodzący z dalekiej przyszłości Spider-Man mogli usłyszeć w swoich komunikatorach głos przynoszącego nowe wieści Visiona. - Jeden z olbrzymich Sentineli okazał się być bardziej niezależny od swoich mniejszych braci. Jest również nadzwyczaj, jak na jego ograniczone mimo wszystko możliwości, rozmowny. Udało mi się dzięki temu dowiedzieć, iż maszyny wykonują polecenia kogoś kto nazywa siebie Master Mold. Spróbuję zdobyć kolejne informacje, lecz może okazać się to niemożliwe. |
| | | Miguel O'Hara
Liczba postów : 141 Data dołączenia : 29/12/2014
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Pon Sie 13, 2018 10:04 pm | |
| Kiedy tylko w jego głowie pojawił się przekaz telepatyczny, Miguel przystanął w miejscu - można by rzec, niczym porażony (oby żona nie była zazdrosna). To był pierwszy raz, kiedy ktoś włamał się do jego umysłu. Z jednej strony, kobieta wpuściła tam wykreowaną przez siebie myśl na pewno w sposób bardzo profesjonalny, doświadczony; na pewno starając się zrobić to jak najmniej inwazyjnie - z drugiej strony, mimo wszystko jednak czuć było w ów myśli tą niepokojącą obcość. Można by oczywiście fascynować się skutecznością takiej wiadomości, która od razu w momencie otrzymania jawiła się jako coś już w pełni odebranego i przetworzonego przez umysł, idealnie wyraźnego, bez zakłóceń i innych wad jakie niesie za sobą tradycyjna forma ludzkiej komunikacji - jednakże tu O'Hara wyjątkowo nie czuł się w nastroju do naukowej fascynacji. Czuł się w nastroju do szokująco sporego dyskomfortu, jako człowiek, który tak naprawdę zawsze bardzo krył się z wieloma ze swoich myśli - szczególnie tymi zahaczającymi o zmartwienia, problemy, strach. Miał sporo sekretów, którymi nienawidził się dzielić z własnej woli, a co dopiero być do tego zmuszanym, bo ktoś postanowił bez pytania wejść do jego pieprz***j głowy. To było większe naruszenie prywatności, niż to co jest na porządku dziennym w 2099 - a to coś znaczyło. Dlatego o ile jego towarzysze podziękowali, poflirtowali i zarzucili pannę Frost spamem o kawie, o tyle od Spider-Mana mutantka mogła "usłyszeć" tylko - poza oczywiście tymi wszystkimi towarzyszącymi myślami - krótkie, acz stanowcze "wynoś się z mojej głowy". Innymi słowy, tutaj akurat Emma dostała kosza (widzicie, żony, nie ma powodów do zazdrości).
Kiedy było już po wszystkim, mężczyzna potrzebował jeszcze chwili by dojść do siebie. Zakładając oczywiście że posłuchała. Przez moment O'Hara pomyślał, czy na wszelki wypadek nie przenieść do bieżących myśli kilka najohydniejszych wspomnień, jakie stety niestety posiadał - coś o urokach kanibalizmu, przygodach z żywymi trupami czy widoku i smrodzie człowieka żywcem rozpuszczanego od środka przez silnie żrący kwas - ale szczerze mówiąc sam miał wystarczająco wrażeń na ten moment. Zamiast tego, skupił się na powrocie do tego co najważniejsze, w tym przeanalizowania - przydatnej, bądź co bądź - informacji od Emmy. Niedobrze, że na wyspie prawdopodobnie nie znajdował się już nikt żywy. Z drugiej strony, po znalezieniu wcześniej ciała można było coś takiego przypuszczać, a brak zakładników też miał swoje plusy; pozwalał na większą swobodę w działaniu i na zebranie większej liczby kart do kolekcji. Tak, Miggy, chłodna kalkulacja i pajęcze żarty, tego właśnie ci w tej chwili trzeba.
Właściwie, w głowie Latynosa pojawiło się aż jedno potencjalne pytanie do Emmy, jednakże nie miał on zamiaru zadawać go osobiście. Radujcie się, towarzysze, znów będziecie mogli porozmawiać ze Spider-Manem przyszłości. - Cap, Hawkeye - zaczął, by Herbie otrzymał jasny sygnał - możecie zapytać nasz Piękny Głos W Głowie - bo imienia nie znał, co tylko podsyciło zgryźliwy wydźwięk tego pseudonimu - czy wydobyła może z umierającego pracownika, o którym wspomniała, jakiekolwiek informacje o rozkładzie tego budynku; czy wie gdzie powinniśmy zawęzić poszukiwania? - Podejrzewał że nie, inaczej taką wiedzę zapewne przekazałaby w ostatniej wiadomości, wydawało się to logiczne - ale z drugiej strony, nieodpowiedniość włażenia komuś bez pytania do głowy też wydawała się logiczna, więc kto ją tam wie. Przy okazji może kolegom z zespołu w ten sposób podpowiedział, na czym mogliby się skupić, jeśli zaczną przeszukiwać komputery - nie wprost, na głos, bo ich jeszcze nie zdążył uznać za skończonych bitmózgów.
- ... I czy jest pewna, że n i k o g o nie wyczuwa. Znalazłem pięć nowych ciał. - Które, trochę z głupiej nadziei, po kolei upewnił się że są zwłokami również własnoręcznie, bez pomocy Emmy. Przeszukał też je, w poszukiwaniu kolejnych kart czy innych dowodów tożsamości - a nuż Herbie znajdzie coś ciekawego, mając do dyspozycji tożsamość większej liczby pracowników tegoż ośrodka - oraz innych ciekawostek.
- Master Mold? - Miguel uniósł brew, słysząc ten jakże złowieszczy pseudonim. Zaczął się intensywnie zastanawiać, czy cokolwiek mu on mówi - idealnie by urozmaicić czymś potencjalne grabienie zwłok oraz oczekiwanie na ewentualną odpowiedź na wcześniejsze pytanie, od której zależeć będzie czy w dalszą podróż Spider-Man ruszy w dół, czy w górę*.
* Możemy to w razie czego ustalić jeszcze poza postem, jeśli będą ku temu sprzyjające okoliczności; co by nie przedłużać. |
| | | Emma Frost
Liczba postów : 375 Data dołączenia : 02/12/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Sob Sie 18, 2018 12:08 am | |
| Emma jednocześnie śledziła reakcje wszystkich trzech mężczyzn na swoje telepatyczne słowa, a rozbieżność w ich myślach i odczuciach niemalże ją rozbawiła. Jeden agresywny i ostry, drugi sarkastyczny, lecz zaczepny, trzeci zaś niezmiennie uprzejmy i kulturalny... Stanowili ciekawą ekipę, tutaj panna Frost nie miała żadnych wątpliwości. "Jak można by to było przewidzieć. Ci, którzy mogą jakoś pomóc, starają się to zrobić. Agenci S.H.I.E.L.D. i A.I.M. działają na większą skalę, do akcji przyłączył się też Namor, a przynajmniej jeden z jego mniej czarujących podwładnych... Być może Inhumans uczynią to samo. Nawet Morlockowie wyszli z tuneli. W przeciwieństwie jednak do maszyn, większość naszych sojuszników nie jest w stanie walczyć bez końca. Pospieszcie się, a wezmę pod uwagę to zaproszenie." Odpowiadając tak Clintowi, blondynka rozważała również dodanie, że powtarzanie w myślach jednego i tego samego słowa naprawdę nie pomagało się przed nią ochronić... Ale odnosiła wrażenie, że to mógł być dla niego stan naturalny, a nie świadoma próba bronienia się przed telepatią. Szczególnie sądząc po jego dalszych słowach, wypowiedzianych już na głos, w których także wspomniał między innymi o kawie. Nim jednak je usłyszała, White Queen zwróciła się jeszcze do tego najmniej przyjaznego członka drużyny. "Bez obaw. Zapewniam, że twoje sekrety zupełnie mnie nie obchodzą... Jak długo nie dasz mi powodów do ich odkrywania." Doprawdy, ludzie zbyt często sądzili, że ich pragnienia, zmartwienia i tajemnice były takie wyjątkowe i interesujące. Przez chwilę Emmę kusiło zwrócenie się do mężczyzny po imieniu czy nazwisku, lecz jednak nie czuła potrzeby, aby zniżyć się do tego poziomu. Wystarczyło jej, że ostrzegła go, aby na przyszłość był milszy... Jeżeli nie chciał drobnego konfliktu. Nawet wizja poznania mających dopiero nastąpić wydarzeń nie wydawała jej się teraz aż tak atrakcyjna... Bo w końcu wiedziała, że bardzo łatwo mogły się one zmienić. Nie byłby to pierwszy raz, a X-Men znali już wiele wersji przyszłości. "Gamora wyjaśniła sytuację Tony'emu, a on rozmawiał z Carol. Nie wydaje mi się jednak, aby posiadali w tej chwili jakieś genialne pomysły co z tym wszystkim zrobić." Wtrąciła się od razu, gdy Clint przywołał tę kwestię w rozmowie ze Stevenem, zwracając się jednak tylko i wyłącznie do pierwszego z mężczyzn i pozostawiając mu wyjaśnienie wszystkiego po kolei jego towarzyszowi. Poza tym kobieta milczała aż do chwili, gdy do dyskusji łaskawie dołączył się trzeci z nich, co wyłapała przez umysły Bartona i Rogersa - do których też przemówiła. "To niesamowite, ale w chwili umierania nie prowadził refleksji na temat budynku, w którym się znajdował. Skupiał się głównie na odczuwanym bólu, a jego myśli były zbyt chaotyczne, aby wyłapać z nich coś przydatniejszego. Pytanie czy jestem pewna uprzejmie zignoruję." Po tym wszystkim Emma zainteresowała się jeszcze głosem, który z komunikatorów usłyszał jeden ze śledzonych przez nią mężczyzn - a była nawet na tyle miła, że przekazała treść tej wiadomości do umysłu Clinta, zachowując jej naturalne brzmienie. Dzięki ich myślom wiedziała kto się do nich odezwał, lecz choć zapamiętała wszystkie jego słowa, to sama już się nie wypowiedziała. Na chwilę skoncentrowała się na badaniu rozwoju wydarzeń i zbieraniu informacji.
|
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Wto Sie 21, 2018 12:04 am | |
| Pomimo rozrzucenia w różnych punktach - i to nie tylko na jednym piętrze - wszyscy trzej mężczyźni mimo wszystko znajdowali się jeszcze stosunkowo blisko siebie, a przede wszystkim na skraju fabryki, tuż przy jednym jej boku. Wcześniej z lotu ptaka Cap i Spider-Man mogli zobaczyć, że zabudowania ciągnęły się na całkiem sporym obszarze i w jednym miejscu zakręcały, tworząc coś na kształt litery L, dlatego przynajmniej oni dwaj powinni zdawać sobie sprawę z tego, że mieli dużo do przeszukania, a ich szczęście względem unikania robotów - poza tym jednym - mogło szczęściem w ogóle nie być, tylko wynikać właśnie z ich położenia. Z drugiej strony początkowo tak czy siak było to dla nich wszystkich korzystne, gdyż mogli w spokoju dokończyć rozmowę przez komunikatory czy telepatię, bez martwienia się o nadciągające zagrożenie. Oczywiście wszyscy trzej z pewnością wiedzieli, że przeciwnicy gdzieś się tutaj kręcili albo czekali, ale przynajmniej nie przybyli, aby zaatakować ich jeszcze w trakcie prowadzenia tej części dyskusji... A to już był jakiś powód do radości.
Clint zaczął od sprawdzenia komputerów, ale prawdę mówiąc nie dowiedział się z nich niczego bardzo interesującego dla tej misji. Wszystkie maszyny wskazywały tę samą datę i godzinę, więc najpewniej można im było pod tym względem zaufać. Trochę po dwunastej, co przez zmianę strefy czasowej i tak wiele nie dawało... Za to dzień świadczył o tym, że łucznika nie było na Ziemi dłużej, niż mogło mu się wydawać - choć przecież w Asgardzie nocował tylko raz. Wyglądało na to, że stracił parę dni. Poza tym komputery nie zawierały na dyskach wielu plików czy programów, a przejrzenie tych, które się na nich znajdowały, pozwoliłoby Hawkeye'owi zapoznać się z dokumentami pokroju spisów zamówień na materiały. Nic nie wyglądało zbyt podejrzanie - jak na fabrykę. Gdyby chciał, mężczyzna bez problemu znalazłby w pobliżu jakiegoś pendrive'a, na którego mógłby zgrać dane, lecz prawdę mówiąc nie wydawały się one wystarczająco ważne. Ciekawsze było już to, że wszystkie stanowiska wyglądały na opuszczone w pospiechu. Komputery nie zostały wyłączone, więc tylko wygasiły się ich ekrany. Niektóre wciąż miały otworzone jakieś programy... Brak ciał czy chociażby krwi wskazywał z kolei na to, że w pewnym momencie mogła zostać ogłoszona ewakuacja - bo inaczej jak pracownicy wiedzieliby o tym, że powinni uciekać z tego pomieszczenia? Szuflady i część szafek wymagały co prawda kluczyków, ale Barton mógł za to przejrzeć półki regałów, na których spoczywały w większości płyty z datami oraz segregatory oznaczone miesiącami. Sięgały niemalże rok wstecz. Przekartkowanie tych ostatnich ukazałoby całą masę liczb, które pewnie wiele by Clintowi nie powiedziały... A zabranie ze sobą tego wszystkiego nie byłoby możliwe - ze względu na ciężar oraz po prostu liczbę egzemplarzy. Wychodząc z pokoju przez już uchylone drzwi Hawkeye nie powinien mieć problemu z namierzeniem kamery - która znajdowała się dość wysoko i w rogu korytarza, ustawiona tak, że zapewne łapała większą jego część. To oznaczało, że jeżeli ktoś pilnował jej obrazu, to wiedział już gdzie mężczyzna się znajdował. Przy odrobinie szczęścia kamery mogły zostać porzucone, ale z drugiej strony wrogiem były przecież maszyny, więc to mało prawdopodobne... Więc teoretycznie Clint mógł się spodziewać, że niedługo ktoś lub coś zaszczyci go swoją obecnością i uwagą. Najpewniej coś. Wzdłuż stosunkowo krótkiego korytarza wypadało kilka par drzwi, mniej więcej równomiernie po obu jego stronach. Większość z nich dało się łatwo otworzyć, ale nie zawierały w sobie niczego interesującego - ot, tu składzik, tam kolejne pomieszczenie biurowe, jeszcze dalej coś w rodzaju archiwum... Dostęp do jednej sali wymagał użycia karty, a nie klucza - ale nie została w żaden sposób opisana, więc Barton tak czy siak nie wiedział co znajdowało się po drugiej stronie i czy warto się było włamywać. Z dużą dozą prawdopodobieństwa nie. W końcu jednak mężczyzna zbliżył się do zakrętu w prawo - i jeszcze zanim zobaczył co tam na niego czekało, wyczuł już woń spalenizny, tej charakterystycznej, jak przy palonym mięsie. To pewnie wystarczyło, aby domyślał się co zastanie w następnym korytarzu, ale cofnąć się i tak nie mógł, bo nie miałby gdzie... Więc już po chwili jego oczom ukazał się widok całej masy ciał. Nie jednego, dwóch czy pięciu - ale przynajmniej kilkunastu lub nawet więcej, zalegających na około dziesięciu, piętnastu metrach korytarza. Zwłoki w większości leżały z głowami zwróconymi w stronę Hawkeye'a, twarzami w dół, z wypalonymi ranami na plecach... Więc można się było domyślać, że zostały zaatakowane w trakcie próby ucieczki. Jedynie dwie najbardziej oddalone ofiary oberwały z przodu; być może nie zdążyły się odwrócić i ruszyć z miejsca. Większość tych osób ubrana była oficjalnie, ale nie do przesady, więc wyglądali na pracowników biurowych; tylko kilkoro z nich miało na sobie dodatkowo kitle. Taki układ ciał mógł się mimo wszystko wydawać nietypowy. Sugerował, że ludzie rzeczywiście rozpoczęli ewakuację, ale została im odcięta droga, przez co musieli zawrócić - i nie zdążyli uciec. W tym korytarzu również znajdowała się kamera, obserwująca Clinta z drugiego końca przejścia. Pomieszczenia po obu stronach raczej nie sugerowały ciekawej zawartości, lecz drzwi do jednego z nich zostały przestrzelone, co zniszczyło je praktycznie do połowy. Ten sam atak najwyraźniej zabił mężczyznę, który starał się schować w tej sali i teraz leżał na boku na podłodze; wcale nie miał więcej szczęścia od pozostałych, ten manewr nie uratował mu życia. On przynajmniej miał zamknięte oczy - ale jedno ze spoczywających na plecach ciał, kobiece, nie. Kiedy Hawkeye przechodził obok, mógł wręcz czuć na sobie to puste spojrzenie. Gdyby Avenger zdecydował się przeszukać zwłoki, przy każdych znalazłby identyfikatory, najczęściej zawieszone na szyi. Wszystkie wyglądały niemalże tak samo: zdjęcie ofiary, logo Trask Industries, niżej informacje - imię i nazwisko, telefon, mail, grupa krwi, a do tego przypadkowy ciąg cyfr oraz charakterystyczny pasek sugerujący funkcję karty magnetycznej. To ostatnie mogło zastanawiać, bo skoro identyfikatory należały do różnych osób, zapewne na innych stanowiskach, to i mogły zapewniać odmienne stopnie dostępu... Korytarz kończył się dużymi, bo dwuskrzydłowymi, a do tego przeszklonymi drzwiami, które jednak stały teraz otworem. Tuż za nimi znajdowało się trochę przestrzeni na planie prostokąta, na prawo przechodzącej w następną drogę, która jakieś cztery metry dalej posiadała pierwszą lewą odnogę, a dużo dalej, na samym końcu, kolejną. Jeżeli natomiast chodziło o ten niewielki "placyk", to ustawiono w nim aż dwie rośliny doniczkowe, rząd połączonych ze sobą krzesełek przy ścianie, a także trzy automaty: jeden z gorącymi napojami, drugi z puszkami i małymi butelkami, trzeci zaś z przekąskami pokroju batonów, wafelków, chipsów i pokrewnych smakołyków. Problem polegał na tym, że w tym miejscu Clint mógł już dosłyszeć dobiegające z oddali ciężkie kroki - ale nie był jeszcze w stanie ustalić tego, czy dochodziły z pierwszej czy drugiej lewej odnogi. Gdyby z tej ostatniej, to pewnie byłby w stanie uniknąć walki przez skorzystanie z bliższej drogi... O ile w ogóle chciał to zrobić. W przeciwnym razie próbując minąć ten pierwszy skręt - lub chociaż wyjrzeć zza ściany - pewnie pokazałby się przeciwnikowi.
W tym czasie Rogers mógł ruszyć swoim - szerszym i wygodniejszym - korytarzem, zostawiając Clinta za ścianą po swojej lewej. Najbliższe otoczenie prezentowało się dokładnie tak, jak wcześniej ujrzał to Barton: drzwi co kawałek po obu stronach, na ścianie gablota z wywieszonymi papierami, głównie bieżącymi informacjami dla pracowników, nieco za nią gaśnica... Jakieś sześć czy siedem metrów od wejścia zaś, po lewej, wnęka o głębokości niecałych trzech metrów, zajmująca może cztery metry korytarza. Przy jej krótszych ścianach ustawiono rzędy krzeseł, w rogach zaś niewielkie stoliki, więc wyglądała trochę jak poczekalnia - tyle że w tym miejscu nie miałoby to raczej sensu. Już nad drzwiami wejściowymi znajdowała się pierwsza kamera, łatwa do przeoczenia, bo w końcu wymagająca spojrzenia ze siebie i jednocześnie w górę. Z okolic wnęki wyglądała kolejna... Więc spokojnie można było założyć, że w budynku umieszczono ich sporo. Teoretycznie Steve nie powinien się nimi martwić, gdyż posiadał przecież urządzenie maskujące, ale na pewno nie zaszkodziło mu po prostu o nich wiedzieć. Gdyby mężczyzna zaczął zaglądać do mijanych pokojów, szybko zorientowałby się, że nie należały do najciekawszych miejsc. Jedno z nich było na przykład sporych wymiarów szatnią, wypełnioną po brzegi lekkim odzieniem wierzchnim, wyraźnie przystosowanym bardziej do chronienia przed deszczem niż zimnem. Tu składzik, tam następne pomieszczenie biurowe czy łazienki... Wszystko to zdawało się być mało znaczące dla misji. Taki spokój mógłby pewnie wpędzić w fałszywe poczucie bezpieczeństwa, gdyby nie jeden szczegół - krocząc korytarzem Cap stopniowo zbliżał się do takiego jego punktu, w którym spoczywały zwłoki. Do tego miejsca dotarła tylko jedna osoba, mężczyzna w średnim wieku, postrzelony w klatkę piersiową i przewrócony na plecy, nogami zwrócony do wyjścia z budynku. Sądząc po jego bliskości do rozwidlenia korytarza, zapewne skręcił zanim zorientował się, że drzwi pilnował już jeden z robotów. Jego identyfikator został zniszczony przez wystrzał - dosłownie się od niego stopił. Ofiara leżała z otwartymi oczami i ustami uchylonymi niemalże w wyrazie zdziwienia. Droga rozchodziła się na prawo i lewo, ale przynajmniej na ścianach znajdowały się jakieś oznaczenia. Tabliczka ze strzałkami informowała o tym, że kierując się w lewo Rogers dotarłby do części mieszkalnej, zaś w prawo - do fabrycznej. Ta pierwsza raczej nie mogła dostarczyć ciekawych czy potrzebnych materiałów; to druga powinna być interesująca. Skręcenie w nią powiodłoby Capa nieco węższym korytarzem jakieś dziesięć metrów dalej, nim pozwoliłoby mu skręcić w lewo - albo kontynuować do kolejnego zakrętu w tym samym kierunku, lecz następne dziesięć lub i więcej metrów dalej. Już od tego pierwszego rozwidlenia Steve mógł jednak stwierdzić, że ta podróż nie będzie przyjemna. W którą stronę by nie spojrzał, ku pokojom mieszkalnym czy części fabrycznej, tu i tu spoczywały kolejne zwłoki, w większości potraktowane promieniami od przodu. Ci ludzie również znajdowali się już stosunkowo blisko wyjścia, a roboty musiały się na nich wręcz zaczaić... Niektórzy zdążyli się obrócić i rzucić do ucieczki, ale po prostu dostali w plecy. Gdyby Cap - pomimo okropnego zapachu spalenizny - zdecydował się przeszukać te ciała, przy trzech kierujących się z powrotem ku fabryce trafiłby na standardowe identyfikatory, przypominające te, na które trafili już Miguel i Clint.
Tymczasem przeszukiwanie ofiar u Spider-Mana przyniosło mu kolejne zdobyczne identyfikatory. Wyglądało na to, że drużyna mogła zacząć je sobie kolekcjonować i się nimi wymieniać. Następne zdjęcia i nazwiska, które nic mu nie mówiły, a które Herbie przyjął i wkrótce potem potwierdził Miguelowi jako legalnych pracowników Trask Industries... To prawdopodobnie nie byli nawet źli ludzie, żadni przestępcy czy pomagierzy czarnego charakteru, o czym świadczyły ich czyste - według sztucznej inteligencji - konta. Gdyby mężczyzna zdecydował się poświęcić czas na sprawdzenie pomieszczeń w tym korytarzu, prędko zorientowałby się, że te po lewej - ze zwykłymi drzwiami - nie kryły za sobą niczego ciekawego. Jedne prowadziły nawet po prostu do łazienki. Za żadnymi nie czekały Sentinele, ani - na szczęście - kolejne zwłoki, ale poza tym nie sprawiały też wrażenia, jak gdyby miały przydać się na misji... Której głównym celem było przecież właśnie znalezienie i wyeliminowanie wroga. Pomieszczenia po prawej z kolei wymagały użycia karty - tyle że w przypadku próby ich otworzenia oba odrzuciłyby tę, którą miał Miguel. Być może jej prawdziwy właściciel nie posiadał upoważnienia do wchodzenia do tych sal. Oczywiście na korytarzu znajdowało się więcej identyfikatorów, które w razie czego mężczyzna również mógłby wypróbować... O ile miał ochotę się z tym teraz bawić, zamiast udać się w górę lub w dół. Co ciekawe, przy jednych i drugich drzwiach po prawej szum maszyn zdawał się być głośniejszy, więc być może za nimi coś działało... Przy samej ścianie dźwięk ten nie był aż tak donośny, zapewne przez to, że była po prostu grubsza. Na dodatek mogło to również sugerować, że oba te przejścia prowadziły do jednego - długiego - pomieszczenia albo przynajmniej do dwóch podobnych. Tylko... Czy miało to teraz znaczenie? Z jednej strony czas naglił, w Stanach ciągle umierali ludzie, z drugiej - przeoczenie czegoś ważnego mogłoby się skończyć co najmniej bezsensownym krążeniem po budynku. Gdyby Spider-Man spróbował skorzystać z którejś windy, zorientowałby się, że - choć przyciski przywoływania się świeciły - żadna z nich najwyraźniej nie działała. To oznaczało, że tak czy siak zostawały mu do dyspozycji jedynie schody oraz oczywiście przemieszczanie się po zewnętrznych ścianach budynku, gdyby zmusiła go do tego sytuacja.
|
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Wto Sie 28, 2018 1:04 pm | |
| Pożegnałby Clinta zamaszystym machnięciem, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie "Pocahontas" i cały mem (kolejna nowość) z tym związany, nie chciał więc sugerować żadnego złego omenu czy życzyć nieszczęścia swojemu przyjacielowi. Popatrzył się więc na niego przez chwilę, doczekał jego odpowiedzi i miał już ruszyć w swoją stronę, gdy do jego uszu dotarł kolejny głos, tym razem z komunikatora. - Wiesz może czy jest to człowiek, jakiś wyjątkowy Sentinel? Informuj na bieżąco. - padła szybka odpowiedź z jego strony - ...Master Mold.. - szepnął do siebie, trochę rozmyślając nad owym "pseudonimem", zaraz potem dotarł do niego głos Bartona. - "Strażników Kosmosu"? - zmarszczył brwi, przekopując swoją pamięć. - Nie, nie słyszałem o nich... Zaraz - Obrócił się w kierunku, w którym w teorii miał być Clint, chociaż go już nie widział. - O co ci chodzi, Clint? Prędko jednak wrócił do swoich zajęć i zaczął rozglądać się po otoczeniu, szukając miejsca do zaczęcia przeszukiwania. Szeroki korytarz, drzwi co kilka kroków - cóż, czekało go trochę roboty. Jego oko przykuło kilka kamerek rozmieszczonych tu i ówdzie, mówiąc tylko o ogromnym nadzorze, jakim to miejsce zostało poddane. Kosztem ich prywatności mieli dostać rzekome bezpieczeństwo. Niestety, niewiele to dało ludziom pracującym tutaj... Weźmie pod uwagę ich obecność, aby w razie czego nie poruszać pochopnie żadnymi przedmiotami, lecz nie zaprzątały mu one za bardzo głowy. Może powinien postawić Starkowi kawę za ten cały wynalazek? W końcu się przydaje. I w ogóle. W komunikatorze odżył głos ich towarzysza z przyszłości. Czyżby to nutka frustracji i lęku? Jego brwi powędrowały lekko do góry. Wysłuchał jego pytań i uwag, chcąc zaraz odpowiedzieć Spider-Manowi, gdy w jego umyśle ponownie zawitał "głos" Emmy Frost. Cap automatycznie zastygł. I uśmiechnął się pod nosem. Negowanie profesjonalizmu Białej Królowej zdecydowanie nie było czymś, czego się spodziewał. - Nie wierzę, by panna Frost miała w swoim interesie zatajanie informacji, Spider-Manie. - szepnął i ruszył ku pierwszym drzwiom. Całe szczęście on już miał "pogawędkę" z liderką mutantów za sobą i wiedział, czego mógł się spodziewać po współpracy z nią. Może nie potrafił wnikać do umysłów, ale motywy i charaktery innych ludzi nie były mu całkowicie obce. Szatnie, łazienki, magazynki... Brak konkretnych poszlak. Brak też przeszkód, Sentinelów, ciał. To miejsce raczej nie wyglądało na "Centrum dowodzenia", ale swoje trzeba odbębnić i dmuchać na zimne. Ta placówka była zdecydowanie za duża. Jego uwagę w końcu zwróciły zwłoki leżące na podłodze, skryte za meblem czy drzwiami, co uniemożliwiło dostrzeżenie ich prędzej. Steve rozejrzał się, po czym przyklęknął przy ciele i mechanicznym gestem przyłożył palce do tętnicy szyjnej, następnie do nadgarstka. Była to w sumie czysta formalność, odruch, którego nie mógł powstrzymać mimo zapewnień Frost czy fatalnej rany na jego klatce piersiowej. Dłonią przymknął powieki nieżywemu mężczyźnie, jego wzrok zatrzymał się na stopionym indentyfikatorze i zwrócił się na rozwidlenie korytarza. Zrobił kilka ostrożnych kroków w tę stronę napotykając kilka innych ciał spoczywających na posadzce głębiej w korytarzu. Nie było zbyt dużo krwi - jedynie ten swąd spalenizny w końcu znalazł swoje źródło. Wszystkie twarze zastygły w grymasie grozy, przerażenia i bólu. Zdecydował się przeszukać zwłoki - może i identyfikator był w stanie zdradzić wrogowi jego obecność, ale podejrzewał, że lepiej być w posiadaniu jednego, na wszelki wypadek. Przy trzecim ciele udało mu się znaleźć nienaruszony przedmiot, którego tak bardzo potrzebował. Syknął cicho i gwałtownie wypuścił nozdrzami powietrze podczas wstawania, nie wytrzymując dłużej przykrego zapachu. Część "mieszkalna" oraz "fabryczna". Tej pierwszej rzucił jedynie krótkie spojrzenie. Nie sądził, by Sentinele miały pochodzić z czyjejś sypialni. Chyba że naprawdę nie doceniał jakiegoś szalonego naukowca. Skierował się więc w stronę części fabrycznej, poważnie zastanawiając się czy decyzja o rozdzieleniu się na pewno była słuszna. W końcu wkracza do istnego gniazda szerszeni. |
| | | Vision Mistrz Gry
Liczba postów : 182 Data dołączenia : 24/09/2015
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Sro Sie 29, 2018 5:10 pm | |
| Kilka minut później urządzenia odezwały się raz jeszcze, również przynosząc wieści od syntezoida: - Nie mam jak tego w stu procentach potwierdzić, ale pojawiły się pewne przesłanki, które pozwalają mi myśleć, że Master Mold w rzeczy samej nie jest człowiekiem. Coraz bardziej skłaniam się ku dwóm opcjom. Według pierwszej jest to SI przypominająca naszego J.A.R.V.I.S.a i kontrolująca wszystkie maszyny. Druga zaś mówi, iż masz rację, Kapitanie, i to jedynie jeden z Sentineli, choć o wiele bardziej zaawansowany i bardziej świadomy niż pozostałe. Nie wykluczam też tego, że chodzić może o wypadkową obu tych wariantów.
Kolejne słowa usłyszeć mógł już tylko Kapitan Rogers: - Miejcie się na baczności Kapitanie. |
| | | Hawkeye Ph.D. in friends with benefits
Liczba postów : 302 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Pią Wrz 07, 2018 5:08 pm | |
| Nic dziwnego, że Barton miał dość lekki ton wypowiedzi. Raz, że miał taki charakter, a dwa - były powody sprzyjające temu, by jednak nie narażać się komuś, kto może pogrzebać w głowie. Już raz padł tego ofiarą i bynajmniej nie było to czymś, co chciałby powtórzyć. Tyle o ile jeszcze posiadał instynkt samozachowawczy, co nie dotyczyło najwidoczniej pajęczaków. Gdyby wiedział, co tak rozeźliło Miguela, to pewnie podzieliłby się z nim swoim doświadczeniem. Ale nie wie. Łucznik “wysłuchał” tego, co ma do powiedzenia Emma. Jako że po teleportacji od razu znalazł się w miejscu akcji, to przebieg wydarzeń i dodatkowe informacje były przezeń pożądane. Przynajmniej wiedział, o co chodzi. No, w ostateczności był w stanie skojarzyć wszystkie fakty. Gdy Frost wspominała o tych, co to włączyli się do akcji, Clint zdawał się być na chwilę zdezorientowany. Morlockowie nie mówili mu wiele. Albo po prostu zignorował w momencie, gdy zostali wspomnieni. To było prawdopodobne. — Chodzi o Strażników Galaktyki. Poznałeś ich, Cap? Clint był bliski odpowiedzenia, że jak się napije to przyspieszy. Emma z pewnością zdążyła to wyłapać. Hawkeye przez chwilę milczał. Skorzystał z obecnych w pomieszczeniu sprzętów, żeby sprawdzić coś więcej. Mimowolnie skierował spojrzenie na część ekranu, gdzie widniała data i aktualna godzina. Już nie tyle czas go zdziwił, co zmiana dnia. On to odczuł, jakby nie było go od wczoraj. Teraz okazało się, że nieobecność mężczyzny na Ziemi trwała przez tydzień. Nic dziwnego, że coś mruknął pod nosem w zastanowieniu nad tym, czy ktokolwiek zdążył się o niego zmartwić! Będzie musiał przepytać. “Wątpię, żeby ktokolwiek miał doskonałe pomysły na to, że zamiast epoki lodowcowej nabawimy się epoki lawy”, skomentował w myślach. “Czy w tym momencie pełnisz rolę anioła stróża i cały czas nad nami czuwasz?” - był ciekaw czy Emma obserwowała ich nieprzerwanie, mogąc w każdej chwili poinformować o jakichś zmianach tu lub tam, czy po prostu teraz skupiła się na nich. W każdym razie, Barton szybko zmienił temat. — Brzmi jakby czyściciele moli otrzymali oficjalny tytuł swojego stanowiska. Może jakieś spraye się znajdą — skomentował naprędce wymienioną nazwę. Więcej w tej sprawie nie powiedział, skupiając się na wykonywaniu zdjęć poszczególnych papierów. Od razu przy tym nakazał Herbiemu, żeby je pobrał, przekazał dalej czy cokolwiek. Pomieszczenie opuścił szybko i przeszedł do następnego. Nie przejął się obecną na korytarzu kamerą. Już wcześniej jego barwne przybycie zostało zauważone, a że nie był w posiadaniu systemu maskującego to pozostało mu podążać dziarskim krokiem przed siebie. Nie miał po co się chować. Rozglądając się po korytarzu nie dostrzegł potencjalnych przeciwników. Łuk jednak wciąż miał w ręce. Wraz ze strzałą, którą przytrzymywał palcami. — Raz, że zostałem oficjalnym reprezentantem Avengers w Asgardzie i Jotunheim, co jest świetną wiadomością — dla Clinta, który postanowił udzielić Kapitanowi odpowiedzi. — Dwa, że mamy na tyle przekichane, że globalne ocieplenie pojawi się niedługo i wszędzie będzie lawa. Tak mi się wydaje. Dyskutowałem z Friggą, matką Thora, przyjemna kobieta… — zamilkł na chwilę, zaglądając w otwory w drzwiach (jeśli takie były), aby dowiedzieć się, co jest w środku. Drzwi wymagające karty magnetycznej go zastanowiły, ale nie kontemplował nad nimi dłużej. — Wspomniała, że Surtur szykuje atak na Ziemię. Ponoć jego czort został zabity. Nie wiem jak wyglądał. Może byłby ktoś w stanie stwierdzić, że widział jakiegoś nordyckiego potomka, któremu wystawały rogi z głowy — wrócił do opowieści. — W każdym razie możemy spodziewać się ataku z jakiegoś Muspelheim czy jak to się nazywało. Nie pamiętam. Kolejna, jakże przyjazna i wspaniała informacja — zaczął Barton, przybierając ton złośliwy, niezadowolony i ogólnie w ten deseń. — Nasz wspaniały kolega z czasów ataku Chitauri zbiegł z asgardzkiego więzienia. Jestem ciekaw czy faktycznie tam był, czy nie. Trzeba będzie o to spytać Thora, którego nie widziałem mnóstwo czasu. Wraz z Lokim jakichś dwóch bogów poszło, pomocników. Ze skarbca Asgardu skradziono trzy ważne artefakty, które nic mi nie mówią i będę musiał dopytać o nie Magik — odetchnął. — Odyn był nieobecny, a szkoda, bo chciałem porozmawiać. Ponoć polazł gdzieś szykować się na atak Surtura, więc może, ale nie wiem, będziemy mieć jakieś asgardzkie posiłki — i niestety nie takie, o których mimowolnie pomyślał Clint, dochodząc do wniosku, że jest głodny. — Trzeba będzie dowiedzieć się czym jest Wiekuista Kula, Szkatuła Wiecznej Zimy i jakaś nieprująca się Rękawica Nieskończoności. Działanie mi opisano, względnie, ale nie wiemy jak to wygląda... Barton ponownie zamilkł. Urwał właściwie swój monolog. Na jego czole pojawiły się zmarszczki, podczas gdy do jego nozdrzy doszedł nieprzyjemny zapach. Nie podobało mu się to. Przygotował łuk i lekko naciągnął strzałę na cięciwie, zbliżając się coraz szybciej do źródła tego smrodu. Był on na tyle charakterystyczny, że można było podejrzewać, z czym będzie miał do czynienia. Tylko że nie spodziewał się, że będzie tego wszystkiego tak dużo. — O kurw… — Stanął w progu wejścia i prawie że momentalnie zasłonił dłonią swoje usta. Tym samym zagłuszył swoje przekleństwo, walcząc z nagłymi przewrotami w jego żołądku. Nie było to niczym dziwnym. Przez pierwsze dwie minuty Clint nie wykonał żadnego kroku. Z wolna przewiesił łuk na ramieniu, wcześniej rozglądając się po sali. Bartonowi trudno było się odezwać, więc na ewentualne zapytania nie odpowiedziałby wcale. Łucznik w końcu zaczął się przemieszczać w głąb sali, nawet nie próbując się zastanowić, To był straszny widok, który ciężko będzie odpędzić z umysłu. Tym bardziej, kiedy niczym z horroru część postaci zwrócona była w jego stronę. Zbliżając się do niewielkiego stosu podziurawionych ciał, raz jeszcze zaklął pod nosem. Wyciągnął telefon, żeby sfotografować to, co miało miejsce. Głównie ze względu na to, że jeśli miałoby wyjść z tego coś więcej - to jest jakaś sprawa sądowa i tym podobne - to zawsze był jakiś dowód. Następnie Clint postanowił przeszukać ciała. Najpierw jednak opuścił powieki u kobiety, której spojrzenie powodowało, że człowiek czuł się niespokojnie. Właściwie to mu nawet przypomniało jak raz z Kapitanem poszedł do muzeum… Nie, żeby odstawić tam Kapitana. Steve wyszedł z założenia, że zastrzyk kultury i sztuki przyda się Bartonowi. Wtedy też Clint mógłby przyznać, że czuł się dziwnie, że wszystkie obrazy czy fotografie go obserwują. Teraz miał takie same wrażenie. Wracając jednak do przeszukania, Hawkeye starał się nie pobrudzić krwią, zerkając co rusz na te wypalenia. Gdzieniegdzie zwęglone, mnóstwo krwi, może nawet i żebro był w stanie dojrzeć. To było straszne, obrzydliwe i z pewnością mogło spowodować traumę. W każdym razie, mężczyzna starał się nie myśleć o tym jak bardzo chce mu się rzygać. Wyciągał identyfikatory, jeśli był w stanie i wykładał je na boku. Możliwie jak najwięcej. Potem Barton sprawdziłby dane na kartach. Obróciłby zdjęciami do góry, aby sfotografować wszystko. Następnie wziąłby po jednym identyfikatorze z każdego stanowiska, żeby zawiesić na swojej szyi. Nie był jednak w stanie wytrzymać dłużej. Gdy tylko pokonał parę metrów, natychmiastowo zwymiotował, uważając przy tym na to, żeby się nie ubrudzić. Z paskudnym posmakiem wymiocin poszedł dalej. Wówczas też trafił na automaty, które kusiły swoją zawartością. Zignorowanie ich wzbudziłoby wyrzuty sumienia u najulubieńszego i Najbardziej Spostrzegawczego Mściciela Mścicieli, więc nie mógł przejść obojętnie. Niemalże od razu się zatrzymał. Tym bardziej, że musiał przepłukać czymś usta, by potem rozkoszować się kawą, która może i nie była z najwyższej półki, ale jak się nie ma, co się lubi… Clint od razu sprawdził czy automaty wymagają żetonów, bilonów, czy zarząd był na tyle sympatyczny, że oferował “darmowe” przysmaki. Inaczej kombinowałby z uderzeniem w jedną lub drugą maszynę albo odblokowaniem panelu, który by otworzył. Z jednego automatu wyciągnąłby dwie puszki napojów i - jeśli był - to baton proteinowy. Nie zapomniał również o miętowych landrynkach. Koniecznie musiał je wykorzystać! Jedną puszkę otworzył i napił się zachłannie, płukając przy tym jamę ustną. Z drugiego automatu zaś czekał na kawę. Nie miał ochoty na rozmowę, więc nie odzywał się do swoich towarzyszy niedoli. Uformował usta, jakby miał zacząć gwizdać, ale po wydaniu krótkiego dźwięku, usłyszał jakieś kroki. Spojrzał w odpowiednią stronę, a potem spojrzał przez ramię, żeby dojrzeć ptaszysko, które mu towarzyszyło od dłuższego czasu. Mniej cierpliwie czekał na sygnał ze strony maszyny, by móc wziąć plastikowy kubek. Z pewnością przyda się łucznikowi zastrzyk kofeiny. — Sprawdź korytarz i zatrzymaj się tam gdzie zobaczysz maszynę czy coś innego, co się przemieszcza — polecił do widmo-ptaka, nie wychodząc na hol. Zaczekał aż ptaszyna zatrzyma się w odpowiednim punkcie. Wtedy dopiero Clint - pijąc kawę - szedłby niespiesznym krokiem. Nie chciał tworzyć więcej hałasu niż było to konieczne. Chciał też te kilkanaście sekund delektować się napojem nim dojdzie do ataku. Druga puszka służyłaby jako wabik na robota. Gdyby to była bliższa jemu odnoga - to najpierw rzuciłby puszką nisko nad podłogą, żeby sprawdzić jak szybko robot zaatakuje. Jeśli byłaby druga odnoga - to uczyniłby podobnie. Z tym, że tę pierwszą najpierw by sprawdził pod kątem jakiegoś wejścia. |
| | | Miguel O'Hara
Liczba postów : 141 Data dołączenia : 29/12/2014
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Pią Wrz 14, 2018 11:49 pm | |
| Spider-Man uniósł brew, słysząc słowa Kapitana o jego wierze w Emmę. - Niczego takiego nie sugerowałem - odparł całkowicie niesarkastycznie. Zatajanie informacji? Gdy telepatka wspomniała wcześniej o pobycie w umyśle umierającego pracownika, nie zdradziła dokładnie co tam znalazła. Milczenie na ten temat mogło sugerować, że po prostu nic wartego uwagi, prawda, ale w równym stopniu zachęcało do dopytania - więc Miguel dopytał. O los pracowników ze zwyczajnej nadziei - wybaczcie mu tę troskę o życie niewinnych, poprawi się na przyszłość - natomiast pytając o rozkład budynku liczył najzwyczajniej w świecie, że kobieta wpadła na tak inteligentny pomysł, jak próba przeszukania umysłu pracownika bardziej wgłąb, pod kątem tego typu przydatnej wiedzy, nim ten wyzionie ducha - ale widać O'Hara oczekiwał po niej zbyt wiele. Co było dość zaskakujące, gdyż usłyszane przed momentem nazwisko "Frost" mówiło mu co nieco - wystarczająco, by O'Hara mógł pomyśleć, że ma do czynienia z mutantką o pokaźnych zdolnościach, bynajmniej nie tylko tych nadnaturalnych. A także z osobą o niejednoznacznej moralności - która miewała swoje epizody po stronie "tych złych" - co czyniło uspokajające słowa Emmy w jakimś stopniu mniej godnymi zaufania, z perspektywy Pająka.
Tak czy siak, skoro ani ona, ani jego towarzysze, nie byli w stanie zapewnić mu na razie jakichkolwiek sugestii, gdzie powinien ruszyć, szukać, Miguelowi pozostało zdecydować samodzielnie. Słysząc szum maszynerii za ścianą, uznał że warto byłoby sprawdzić jego źródło - więc grymas niezadowolenia zawitał pod jego maską, kiedy czytniki obu drzwi odrzuciły jego kartę. - Herbie, jest w zasięgu twoich możliwości dostać się do bazy danych Trask Industries przetrzymującej uprawnienia pracowników? Przydałby mi się podwyższony dostęp. Nam wszystkim, zapewne. - Bardzo możliwe, że upoważnienia do tych kart znajdowały się na zamkniętych serwerach gdzieś tutaj, na wyspie, przez co odpowiedź brzmiałaby "nie" - ale równie prawdopodobne, że było inaczej. W końcu, między tym jak powinno się zabezpieczać wrażliwe dane, a tym jak to się rzeczywiście robiło w systemach informatycznych nawet tych większych, poważniejszych firm, istniała często spora różnica.
Jeśli Herbie natychmiastowo dałby odpowiedź negatywną lub potrzebował do udzielenia jakiejkolwiek większej ilości czasu, Spider-Man skierowałby się z powrotem do martwych ciał, aby zebrać i wypróbować kilka innych kart.
Otworzywszy drzwi, czy to inną z nich, czy poprzednią dzięki zainicjowanej przez O'Harę ingerencji Herbiego, mężczyzna wszedłby do środka - zachowując oczywiście odpowiednie środki ostrożności - aby zbadać co dokładnie się za nimi kryje.
Jeśli nie mógłby ich otworzyć w taki sposób, wtedy... cóż, dobre pytanie. - Myślicie, że dużo nam da sprawdzenie jednego z, wielu tutaj, zamkniętych laboratoriów? - poradziłby się towarzyszy. Poinformowałby o intrygującym szumie, ale i o przymusie dostania się do pomieszczenia poprzez próbę wyważenia drzwi; zaraz po tym natomiast wspomniałby o alternatywie w postaci możliwości sprawdzenia wyższego piętra, w końcu - dopytałby również, czy oni sami znaleźli dotąd cokolwiek wartego uwagi. O'Hara nie był przyzwyczajony do działania w drużynie - więc weryfikował kolejny raz, czy warto to zmienić. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Pon Wrz 17, 2018 12:02 am | |
| Zaopatrzony w identyfikatory, Clint mógł zająć się automatami - które nie były darmowe, tylko przyjmowały drobniaki, w związku z czym łucznik musiał ratować się strategicznie wymierzonymi uderzeniami. Na szczęście maszyny nie stawiały ogromnego oporu; trochę protestowały, utrudniały, ale chwila pracy zaowocowała smakołykami i napojami, a nawet wypadnięciem dwóch monet, które wcześniej musiały się zablokować. Avenger akurat mógł je wykorzystać do zakupienia kawy. Wysłany przez niego ptak zatrzepotał cienistymi skrzydłami, po czym odleciał wzdłuż korytarza - ale nie przebył dalekiej trasy, gdyż wylądował już przy tej pierwszej odnodze. Sama jego obecność nie wywołała żadnego efektu, więc być może nie był wykrywalny dla przeciwnika - albo ten z innego powodu go nie zaatakował. Mógł być przystosowany do namierzania wyłącznie ludzi i istot do nich podobnych... Ale kto wie w jaki sposób tak naprawdę działał? Grunt, że ptaszysko odchyliło czaszkę na bok, przyglądając się czemuś, czego Barton nie był w stanie ze swojego miejsca dojrzeć - lecz usłyszeć już tak. Pomysł z ciśnięciem puszki wydawał się w teorii dobry, w praktyce jednak nie sprowokował strumienia energii, ani niczego podobnego. Spowodował za to, że kroki na ten moment ustały, a następnie rozległ się inny odgłos, o wiele bardziej cichy, mechaniczny... Ale na swój sposób "gładki". Gdyby Clint - wiedziony ciekawością lub koniecznością - zdecydował się w końcu wyjrzeć zza rogu, zobaczyłby Sentinela stojącego z wyciągniętą przed siebie ręką, w którego dłoni świeciło się już to groźne światło. Na tym sytuacja mogłaby się zatrzymać - w oczekiwaniu na kolejny ruch Hawkeye'a - tyle że niespodziewanie stało się coś, na co zdecydowanie nie wskazywałyby chyba żadne dotychczasowe zachowania tych robotów... A mianowicie po kilku sekundach takiego czekania maszyna wystrzeliła bez namierzania swojej przyszłej ofiary. Promień trafił w róg po tej stronie, z której nadleciała puszka, a więc i po tej, gdzie znajdował się Barton. Uderzył mniej więcej na wysokości klatki piersiowej mężczyzny, odłupując spory kawałek ściany - o średnicy może około metra, ale nieregularnej - i sypiąc w każdym kierunku odłamkami oraz dławiącym pyłem. Nawet ptak poderwał się do lotu, uciekając w stronę przeciwną do miejsca pobytu Clinta, lecz niedaleko. Cienisty zwierz zawisł w powietrzu, uderzając o nie gwałtownie skrzydłami.
W tym czasie Cap - również ze zdobytym identyfikatorem - skierował się ku części fabrycznej. Na krótkim odcinku jego trasa była prosta; tu czy tam wypadały jakieś drzwi, lecz zaglądanie do środka pomieszczeń dowodziłoby, że nie kryły niczego interesującego - do tego stopnia, że pewnie nie byłoby warto tracić czasu na ich dokładniejsze przeglądanie, chyba że mężczyźnie bardzo na tym zależało. Z tego wszystkiego najciekawszy mógł się wydawać spory składzik z zapasem odzieży ochronnej, z uwzględnieniem grubych rękawic i tym podobnych elementów... Ale Rogersowi raczej by się do niczego nie przydały, skoro jego własny kostium był już wzmocniony. Na podłodze korytarza oraz w tych salkach spoczywało kilka kolejnych ciał, lecz mniej niż wcześniej. Korytarz kończył się ścianą i szczelnymi drzwiami, do których dostęp umożliwiał panel - dający się łatwo otworzyć za pomocą identyfikatora. Po drugiej stronie droga ciągnęła się dalej, z tą różnicą, że po bokach długo brakowało drzwi... Za to zza ścian dobiegał cichy szum, który mógł się kojarzyć z działaniem jakiegoś urządzenia, może komputera, w ostateczności nawet klimatyzacji - ale na pewno czegoś uruchomionego. Tutaj również znajdowało się parę ofiar, ale w dalszym ciągu w mniejszej liczbie. Wszystkie leżały z głowami w stronę Steve'a, co sugerowało, że uciekały ku niemu - i zostały postrzelone z drugiej strony. W większości zresztą w plecy. Pierwsze drzwi na tym odcinku umieszczono wiele metrów dalej i prowadziły one na prawo; kolejne wypadały przy tej samej ścianie, ale w sporej odległości od pierwszych. Jedne i drugie były zaledwie przymknięte, z drobnymi, lecz zauważalnymi szparami - oraz z niewielkimi, mglisto-przeszklonymi okienkami mniej więcej na wysokości głowy przeciętnego człowieka. Wyglądało na to, że pomieszczenia kryjące się za nimi musiały być naprawdę spore... A jeżeli nie, to być może uzupełniały się obszarowo z innymi, do których wchodziło się z innego kierunku. Ciężko byłoby to stwierdzić bez mapy lub chociaż bez przejścia się po reszcie budynku. Daleko, daleko korytarz kończył się natomiast znów ścianą i drzwiami w niej, przy których migało światełko panelu. Wciąż nic nie wskazywało na to, aby kamery reagowały na obecność Capa - albo raczej na to, by ktoś odpowiadał na obrazy z nich. Niezależnie od tego, czy Avenger zatrzymał się przy pierwszych drzwiach, aby otworzyć je do końca i zajrzeć do środka, czy też po prostu przeszedł obok nich, po drugiej stronie coś się poruszyło... Towarzyszący temu odgłos zdawał się być jednocześnie mechaniczny, ale i płynny, a przez fabrycznie niewyraźną szybę dało się dojrzeć przesuwający się cień, który następnie zastygł w bezruchu... A następnie pojawił się jaśniejący - wciąż rozmazany - blask. To na pewno nie wróżyło niczego dobrego. Całość potrwała może dwie, góra trzy sekundy, zdecydowanie nie więcej - i w stronę drzwi posłany został strumień energii, w dodatku wystarczająco silny, aby nie tylko zrobić w nich dziurę, ale i jednocześnie wyrwać je z zawiasów. Jeżeli nawet Rogers zdążył się oddalić lub uskoczyć, to to tak czy siak musiał się liczyć z większymi i mniejszymi odłamkami drzwi. Oraz oczywiście z tym, że tuż obok przebywał najwyraźniej jeden z robotów. Gdyby Steve znalazł czas, aby spojrzeć przez utworzone przez ten atak przejście, zorientowałby się, że sala po drugiej stronie faktycznie była ogromna - i to nie tylko w poziomie, bo ciągnęła się kilka pięter w górę, tak wysoko znajdowało się jej sklepienie. Ściana po przeciwnej stronie zawierała okna, lecz umieszczone bliżej sufitu, w dwóch rzędach. Dawały trochę światła, ale nie było ono bardzo intensywne. W środku zaś... Czekała cała gromada Sentineli, które do tej pory najwyraźniej stały w bezruchu, teraz zaś zaczynały budzić się do życia, o czym świadczyły rozpalające się światełka - ich oczu, klatek piersiowych, dłoni. W sumie mogło ich być około dwudziestu. Tyle że Cap miał jeszcze większy problem. Dosłownie i w przenośni. Nie mógł go ujrzeć od razu, ale gdyby w którymś momencie wkroczył do pomieszczenia i spojrzał w lewo, pod jedną z krótszych ścian dostrzegłby... Wielkiego Sentinela. Nie takiego dziesięciometrowego - jakie być może mógł zauważyć gdzieś w mieście. Ten był o wiele pokaźniejszych rozmiarów, masywny, jego głowa niemalże sięgała sklepienia, a siedział... Otoczony skomplikowaną maszynerią, która częściowo przypominała metalowy tron, częściowo zaś - sprzęt produkcyjny, z taśmą i innymi charakterystycznymi elementami. Wydawał się być z nią połączony, jeżeli sądzić na przykład po grubych kablach - niekiedy szerszych od przeciętnego ludzkiego ramienia.
Tymczasem na górze Spider-Man niestety stosunkowo szybko dowiedział się od Herbie'ego, iż ten nie mógł dostać się do tej części bazy danych Trask Industries. Miguel zmuszony był wrócić do zwłok, aby dobrać sobie z nich więcej kart, a następnie po kolei je wypróbować... I przynajmniej pod tym względem miał szczęście, bo zadziałała już druga spośród tych nowych. Panel pozwolił na otworzenie drzwi... ... Za którymi kryło się wąskie, ale za to bardzo długie pomieszczenie, przy którego przeciwnej do wejścia ścianie ciągnęły się blaty i urządzenia stanowiące - najprawdopodobniej - jeden wielki komputer. Albo przynajmniej tak można było zgadywać, gdyż zdawały się być ze sobą połączone: nachodziły na siebie i nie dało się łatwo wskazać gdzie jedna maszyna się kończyła, a druga zaczynała. Wszystkie te elementy sięgały maksymalnie do połowy klatki piersiowej przeciętnego dorosłego mężczyzny, ale w większości nawet niżej. Kilka obrotowych krzeseł wyraźnie sugerowało, że taka konstrukcja wynikała z przygotowania do pracy na siedząco - aby z tej pozycji łatwo było wszędzie sięgnąć. Oczywiście Pająk mógłby poświęcić teraz chwilę, aby lepiej przyjrzeć się całemu temu sprzętowi, dla niego zapewne prymitywnemu - co mogło właśnie stanowić problem, gdyby chciał spróbować się nim posłużyć - lecz z drugiej strony jego uwagę powinno też przyciągnąć coś jeszcze. Ściana za maszynami od wysokości nieco ponad metra aż prawie po sam sufit była przeszklona - z okazjonalnymi metalowymi prętami w regularnych odstępach, zapewne dla wzmocnienia. Ukazywała wielką salę, z podłogą parę pięter niżej, a do tego ciągnącą się jeszcze w górę... Dokładnie tę, z której zaatakowany został właśnie Cap. Miguel miał nawet okazję zaobserwować moment, gdy światła Sentineli zaczęły się rozpalać, choć nie zdążył wyłapać promienia, który skierowany został ku Rogersowi - nie tylko dlatego, że przybył na to zbyt późno, ale i po prostu nie mógł go dojrzeć ze swojego miejsca, bo wysokość robiła swoje. Co gorsze, szkło było grube i okazało się być już samo w sobie wzmocnione - przez co uderzanie w nie nic by na pierwszy rzut oka nie dało, a i drapnięcia pazurami przyniosłyby kiepskie efekty, bo głównie płytsze czy głębsze zarysowania. To ciekawe, że to akurat to miejsce było aż tak dobrze chronione... I to właśnie z tej strony. Nie wyglądało na to, aby szyba dawała się rozsunąć, ale logika wskazywała, że jakoś na pewno dałoby się przez nią przebić... Z któregoś kierunku.
|
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Pon Wrz 17, 2018 11:34 pm | |
| Z każdym krokiem zbliżającym go do części fabrycznej Rogers coraz mocniej zaczynał kwestionować swoją decyzję o rozdzieleniu się. Coś podskórnie zaczynało szeptać mu, iż nie był to najlepszy pomysł i zaraz może się o tym boleśnie przekonać. Z drugiej strony jednak szkoda Clinta. Słowa Visiona pozostawił bez odpowiedzi, aczkolwiek był mu bardzo wdzięczny za każdą kolejną informację. Przez ułamek sekundy zastanawiał się co by powiedziała Peggy na całą tę walkę z robotami i sztuczną inteligencją. Oczywiście ze wszelkich rozmyśleń wyrwał go nikt inny jak sam Clint Barton. Mimo powolnego tempa i tak udało mu się zwolnić, co było dosyć zaskakujące, ale wiadomości Hawkeye'a były na tyle absurdalne, że jednak się dało. Ambasador w Asgardzie? Wojna Realmów? Rozmowa z matką Thora, zbiegły Loki, kolejne zdziczałe artefakty? Nie ma to jak powtórka z rozrywki. "Zaraz, ambasador Barton?" Nikt mu nie musiał mówić jak wyglądał w tym momencie. Sam poczuł jak niedowierzanie, konsternacja i w sumie nawet lęk przeplatają się w grymasach malujących się na jego twarzy. Całe szczęście miał jeszcze Spider-Mana w drużynie. On jeden nie zapewnia mu zawałowej dawki szoku co słowo. - Naszym celem jest powstrzymanie Sentineli. Nie widzę potrzeby przeszukiwania wszystkiego, tym można zająć się później, aczkolwiek trudno sprecyzować co dzieje się w każdym z nich. Cóż, na pewno mi jest gorzej ze sprecyzowaniem tego, Tobie niekoniecznie. Mógł mieć trudność z uwierzeniem w którekolwiek ze słów Bartona, ale gdyby nie ta opowiastka Steve miałby zdecydowanie cięższą przeprawę przez pomieszczenia pełne zwłok i zniszczeń. Nie czuł się dobrze ignorując martwe ciała otaczające go z każdej strony, niektóre nadal śledzące jego każdy krok, a sama myśl, że zbliżał się do źródła tej zbrodni nie poprawiała mu humoru. To miejsce zaczynało wyglądać coraz gorzej, przywracając mu z pamięci makabryczne obrazy z czasów wojny - coś, o czym bardzo chciał zapomnieć. Nie ma jednak sposobu na Superpamięć. Wspaniały dodatek do Supersiły i innych Superprzekleństw z pakietu królika doświadczalnego. Jego uwagę przykuł szum wydobywający się zza ścian części korytarza, w którym właśnie przebywał. Co prawda usłyszał go już wcześniej, lecz teraz, nadal nie widząc nigdzie żadnego morderczego tostera, który by mu przeszkodził, mógł pomyśleć co z tym fantem zrobić. Postanowił kontynuować zaglądanie do każdego pomieszczenia po kolei, a co za tym idzie - zlokalizowanie źródła tego dźwięku. I to by było w sumie na tyle, gdyż z pierwszym krokiem w stronę drzwi Rogers dostrzegł w okienku iż najwidoczniej mordercze tostery potrafiły materializować się na zawołanie. Ledwo udało mu się uskoczyć w bok, a sam nie zdołał osłonić się całkowicie przed odłamkami eksplodujących wrót. Wrócił na nogi najszybciej jak tylko potrafił i przygotował tarczę do odparcia kolejnego pocisku, samemu zaczynając bieg w stronę maszyny. Nie wiedział na ile uda się mu ją zaskoczyć, wątpił, by poszło tak łatwo jak z poprzednim, lecz zaraz jak Sentinel wyłoni się na korytarzu, Steve zada jej cios w głowę, nieważne czy to będzie pięścią, czy tarczą. Jedyne co potrafił określić na chwilę obecną to to, że jego przeciwnik wyłonił się ze sporego, kilkupiętrowego pomieszczenia, które wydawało się być całkiem istotne. A to, że na takie wyglądało, wywnioskował po kilku rzędach stojących sobie spokojnie (jeszcze) jego znienawidzonych tosterkach. - Całkiem możliwe, że będę potrzebował waszego wsparcia. - grzecznie poinformował swoich towarzyszy, licząc na to, że któryś z nich spyta Herbie o jego dokładną lokalizację jeśli sam nie zdąży wydać jej tej komendy. Nie, żeby miał problem z byciem solo i w ogóle, ale bez przesady.
/ W mojej wizji posta Steve jeszcze nie zobaczył króla tosterów, najwyżej umrze w następnym poście. Zawał albo coś takiego, sami wiecie. |
| | | Emma Frost
Liczba postów : 375 Data dołączenia : 02/12/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Wto Wrz 25, 2018 4:49 pm | |
| Emma szybko zorientowała się, że myśli Hawkeye'a były najbardziej... Nie, nie mogła określić ich mianem interesujących, bo tak naprawdę nie przynosiły jej żadnych nowych i istotnych informacji, lecz przynajmniej stanowiły dla niej jakieś źródło rozrywki. Była to miła odmiana, gdy z każdej innej strony docierały do niej ponure obrazy i negatywne uczucia... A Barton swoje okrywał otoczką humoru. Czarnego, szalonego lub - delikatnie mówiąc - zdesperowanego, ale humoru. Nawet jeżeli od czasu do czasu jego przemyślenia czy wypowiedzi sprawiały, że kobieta miała ochotę przewrócić oczami i westchnąć ciężko. Właściwie miało to miejsce całkiem często. "Przez większość czasu. Jesteście teraz ważni, ale zbyt wiele dzieje się jednocześnie, żebym pilnowała tylko was. A przy okazji, odnoszę nieodparte wrażenie, że nie doceniasz niewątpliwego geniuszu swoich koleżanek i kolegów z drużyny..." Choć ton tych myśli na to nie wskazywał, to dobór słów sugerował, że ostatnie zdanie mogło być drobną uszczypliwością... Szczerze mówiąc skierowaną przede wszystkim przeciwko Tony'emu. Co prawda panna Frost nie zamierzała umniejszać jego inteligencji, bo obiektywnie by nie mogła, lecz niektórym jego pomysłom już tak. Szczególnie temu, z którym niedawno do niej przybył. Och tak, Stark definitywnie będzie musiał to sobie odpracować. I całe swoje zachowanie z okresu tamtej wizyty również. Później White Queen znów skupiła się na słuchaniu rozgrywającej się dyskusji - i tego nie pożałowała. Część danych pokrywała się z tymi, które już posiadała, ale dobrze je było uzupełnić o coś więcej... A kilka aspektów szczególnie ją zainteresowało, w związku z czym odnotowała je w pamięci na później. Zwłaszcza te trzy artefakty, o których Hawkeye wspomniał. Domyślała się, że mężczyzna chciał o nich porozmawiać z Magik, która zwróciła się do Avengers, a nie z tą z ich własnego świata, dlatego nie zaoferowała pod tym względem pomocy. Nie oznaczało to jednak, że sama nie zamierzała rozejrzeć się za informacjami. To właśnie z tej przyczyny telepatka na chwilę odsunęła się od umysłów obu mężczyzn, aby zwrócić się do jednej z osób, które powinny mieć większe od niej pojęcie na temat przedmiotów mocy oraz ogólnie pojętej magii. Wiedziała o co najmniej kilkunastu takich istotach, lecz większości z nich z tego czy innego powodu nie ufała. Tylko z paroma byłaby skłonna się szczerze rozmówić, kiedy nie zmuszałyby jej do tego okoliczności. Nie miała też problemu z wybraniem najbardziej odpowiedniej osoby z tego niewielkiego grona. W związku z tym Emma nie wiedziała jeszcze co działo się z grupą od momentu, gdy Clint zakończył swoje wyjaśnienia. Zamierzała szybko do niej powrócić, lecz głównie dlatego, że sama chciała znać sytuację. W końcu rozumiała, że jej mentalna obecność nie była na wyspie niezbędna, pomijając może zdolność przenoszenia wiadomości od i do osób, które nie posiadały z tymi trzema połączenia przez komunikatory.
|
| | | Hawkeye Ph.D. in friends with benefits
Liczba postów : 302 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Wto Wrz 25, 2018 7:49 pm | |
| Jako że Kapitan przetrawiał informację, być może nawet godził się z traumą w postaci ambasadora Clinta reprezentującego Avengers w Asgardzie… Barton mu nie przerywał. Ze względu na obecną sytuację nie oczekiwał odpowiedzi i reakcji na każdą informację; zadba, żeby o to wypytać później. Jeśli do tego później dojdzie i nie skończą podziurawieni - a przynajmniej łucznik - jak niegdysiejsi pracownicy fabryki. Z pewnością ucieszyłby się, gdyby wiedział, że w jakimś stopniu pomógł Kapitanowi z przeprawą po korytarzach i salkach wypełnionych zabitymi. Może ucieszył to złe określenie, ale wiadomo przecież o co chodzi! To była pomoc, wsparcie, które należało docenić. Hawkeye nie miał zbyt dużego kontaktu z Frost. Nie dyskutowali za często, a spotkania ograniczały się głównie do tych, gdzie udział brały obie drużyny. Tak to właściwie było rzadkością, aby Barton miał jakieś ważniejsze czy mocniejsze relacje z mutantami. Nie zmieniało to jednak tego, że rozmówka, choć telepatyczna, była przyjemna. Łatwo było to wywnioskować po tym, że Clint ani nie zbywał Emmy, ani nie miał odzywek, które mogłyby tylko zachęcić do szybszego zakończenia dyskusji. “Och, żadna nowość” odpowiedział blondyn, w ogóle nie kryjąc się z tym, że - z czystej przekorności - zdarzało mu się powątpiewać w zdolności i inteligencję drużyny. Niekiedy wliczał nawet samego siebie. Zarazem stanowiło to pewien argument i wymówkę przed wymyślaniem czegoś niebywalego. “Z tym niewątpliwym to bym się kłócił, gdyby nie to, że teraz akurat nie ma na to czasu” dodał w myślach. Sama Emma mogłaby natomiast wyłapać, że w tych przewinęła się Bobbi. W tym zastanowienie Clinta czy wszystko jest w porządku u jego partnerki. Bądź co bądź, pewnie spodziewał się wiadomości tekstowych czy innych powiadomień traktujących o tęsknocie, zmartwieniu i tym podobnych. Również czekał na informację o samopoczuciu żony. Taki z niego był romantyk. “Jak coś by się zmieniło to daj znać”. Trudno powiedzieć, co miał dokładnie na myśli - najwidoczniej każda informacja, która mogłaby go potencjalnie zainteresować, była ważna. W każdym razie, Clint szedł wzdłuż ściany od strony przejścia do odnogi. Gdy tylko upuścił kubek to zaraz przygotował łuk i strzałę. Nie naciągnął jeszcze cięciwy, czekając na reakcję maszyny. W tym czasie zerknął pobieżnie po otoczeniu. Chciał ocenić wysokość korytarza, szerokość odnogi. Pozostało mu jedynie założyć, że robot, z którym miał do czynienia to był takich samych wymiarów jak ten, który uniemożliwił mu wejście do budynku przez drzwi. Ba, właściwie Clint wyjrzał zza winkla, żeby móc dojrzeć maszynę i konkretniej określić jej wysokość. Miał pewien plan! Niedopracowany, bardzo spontaniczny, ale wciąż był to plan, który miał zamiar zrealizować jak najszybciej. Łucznikowi nie spodobało się to, że maszyna już była gotowa do ataku. Wycofał się, myśląc nad tym, co zrobić dalej. Z jednej strony kusiło po prostu przedostać się na drugą stronę, ale będąc przekonanym do swojego nieszczęścia życiowego, Clinton czuł w kościach i pokruszonych kręgach, że pewnie tamtędy nie dotarłby daleko! Ale może się mylił. To też było dość częste w jego przypadku, mimo że zawsze był przekonany o swojej racji. Uskoczył w momencie ataku ze strony robota. Albo został źle poinformowany, albo trafiła mu się jakaś lepsza maszyna. W końcu zdążył się dowiedzieć, że Sentinel rejestruje ruch i wtedy atakuje, a nie nagle przez ściany widzi. Tak, o, luźno zakładając oczywiście. Clint cofnął się o kilka kroków. Nie miał zamiaru przysłuchiwać się krokom przeciwnika. Domyślał się, że jeśli będzie miał coś ułyszeć - to i bez problemu. Blondyn sięgnął do swojego kołczanu, aby pozmieniać ułożenie strzał i wyciągnąć jedną z nich. Z wkładem dymnym, jak to najłatwiej określić. Najpierw ustawiłby krótkie opóźnienie. Następnie przesunąłby się ku przeciwległej ścianie, żeby za pomocą łuku wycelować w ścianę w odnodze. W ten sposób strzała z wkładem dymnym miałaby się odbić od jednej ściany, a następnie drugiej. Wtedy też wkład powinien się aktywować i zapełnić zaułek dymem. Podobny wybuch miałby miejsce w momencie, gdyby Sentinel strzelił w - z braku słownictwa - ampułkę. Hawkeye wówczas zechciał przemknąć na drugą stronę korytarza. Zza drugiego winkla mężczyzna użyłby - wzmocnionej i asgardzkiej - strzał, żeby wystrzelić je jednocześnie. Jedna miała trafić w okienko na torsie, druga w czoło. Przynajmniej na tej wysokości. Potem dopiero sprawdziłby czy przyniosły one jakiś efekt. Liczył, że wszystko się uda, a przy okazji uda mu się zgarnąć strzałę z Asgardu. Szkoda by było stracić tak cenny przedmiot. — Gdzie i kiedy, Cap? — rzucił swobodnie. Częściowo było to pytanie retoryczne, bo jednak domyślał się, że lada moment Rogers będzie potrzebował wsparcia. Na to nie potrzebował odpowiedzi. Gorzej jednak było z położeniem, bo Clint nie zastanawiał się jak daleko mógł odejść od Steve’a i gdzie mniej więcej znajdował się Miguel. Wiedział jedynie, że gdzieś był tam, o, na górze. — Daj chwilę! |
| | | Miguel O'Hara
Liczba postów : 141 Data dołączenia : 29/12/2014
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Pon Paź 08, 2018 9:03 pm | |
| Spider-Man odetchnął z ulgą, kiedy już druga karta otworzyła pożądane przejście. Rzucił na nią jeszcze raz pobieżnie okiem, by zapamiętać na przyszłość które nazwisko i twarz zapewniły mu ten potencjalnie znaczący dostęp, a także uratowały od potrzeby radzenia się kolegów z drużyny (czy innymi słowy, unieważniły cały akapit ostatniego posta), po czym przekroczył próg. Jeszcze a propos kolegów, wcześniej Miggy wyciszył historię życia, jaką uraczył go oraz Kapitana najwspanialszy z Avengersów. Nie to, żeby nie chciał jej słuchać, być może byłby nawet w stanie jakoś pomóc swoją znajomością przyszłej przeszłości (a także Asgardu i pochodnych; może nawet znaleźliby z Bartonem wspólny język, skoro wychodziło na to, że obaj pełnili w odpowiadających im czasach zaszczytne role związane z panteonem nordyckich bóstw) - ale była to intensywna dawka nowych informacji, niezwiązanych z obecną misją, więc dekoncentrujących od teraźniejszego celu. Spider-Man postanowił więc zostawić sobie opowieść Clinta na później - do snu, na przykład - skoro Herbie i tak wszystko na bieżąco nagrywał.
Latynos nie zauważył żadnego zagrożenia w pomieszczeniu, więc ruszył przezeń pewniej. Zmierzył wzrokiem jego układ, znajdujący się w środku komputer, potem stosunkowo szybko zainteresował się szklaną ścianą. - Holy shock! - przeklął instynktownie, przede wszystkim na widok największego z Sentineli, ale i całej gromady mniejszych. Towarzysze mogliby pomyśleć, jeśli słowa Pająka do nich dotarły, że ten aż tak się przejął losem Kapitana, gdyż stało się to moment po informacji o potrzebie wsparcia, na którą zresztą O'Hara rzeczywiście ostatecznie zareagował: - Niech zgadnę, Cap, pomieszczenie na kilka pięter, król tosterów i cała mini-armia jego sługusów? Miguel uniósł głowę, by sprawdzić sufit, najpierw ten za szybą, nad robotami - by zweryfikować, czy istnieje - potem ten przed nią, nad nim - by upewnić się, na ile swobodnie może wykonać następny planowany ruch - po czym wskoczył na ten drugi. Liczył, że pod takim kątem będzie mógł lepiej dojrzeć sytuację, być może tę w której bezpośrednio uczestniczył Steve; oby nie tę, uwzględniającą jego zawał.
- Około dwudziestu sługusów, tylu widzę ze swojej obecnej pozycji - sprecyzował w pierwszej kolejności, by następnie zwięźle opisać największego robota, przede wszystkim jego połączenie z produkcyjną maszynerią, a także ogólny układ wielkiej sali, w jakiej się to wszystko znajdowało. - Ja natomiast jestem na górze, w czymś na kształt pomieszczenia kontrolnego? Nie jestem pewien. Niestety albo stety nie za łatwo mogę cię stąd wesprzeć Cap, nie fizycznie, gdyż stoi mi na drodze wzmocniona szyba - sprawdził ją w międzyczasie jedną z dłoni, i próbując silnego nacisku, i ataku szponami. Teoretycznie można by sprowokować roboty do wystrzelenia w tę stronę promienia energii, ale po pierwsze, O'Hara domyślał się, że właśnie na taką okoliczność szyba była wzmocniona, po drugie - nie do końca widział sens w toczeniu walki z takim przeciwnikiem, nawet w dwóch, czy trzech. - Mogę sprawdzić tutejszy komputer, albo robić ci za drugą parę oczu, jeśli masz w głowie samobójcze myśli i chcesz z tym wszystkim walczyć - zaproponował, choć w jego głowie rysował się już inny pomysł, a zasugerowana do użyczenia para oczu wróciła do sklepienia sali za szybą. Po krótkiej pauzie, Latynos dodał: - Czy nasz odrzutowiec ma na pokładzie jakieś ładunki wybuchowe? Moglibyśmy zawalić tę część budynku robotom na głowę. Jeśli nie zniszczy to ich całkowicie, to na pewno poważnie uszkodzi. I Sentinele, i maszyny produkcyjne. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Pią Paź 19, 2018 5:41 pm | |
| Boczna odnoga korytarza - ta z Sentinelem - wznosiła się na prawie trzy metry, przez co robot akurat mógł stać w niej wyprostowany i miał nad sobą niewielki zapas przestrzeni. Z jednej strony wystarczało to, aby swobodnie się przemieszczał, z drugiej - nie posiadał wiele miejsca na to, aby na przykład użyć silników odrzutowych i wzbić się w powietrze... Bo gdyby zrobił to za mocno, zapewne przebiłby się przez sufit. Szerokość odnogi również pozostawiała trochę do życzenia na wypadek walki, bo wynosiła bliżej dwóch i pół metra, może nawet mniej... Więc wyminięcie maszyny bez jej niszczenia mogłoby się okazać niemożliwe, a przynajmniej bardzo trudne. Na szczęście Clint miał inne plany i zaczął od strzały dymnej, której przeciwnik nawet nie spróbował zestrzelić, przez co mogła bez problemu odbić się od ścian i wypalić z ustawionym przez mężczyznę opóźnieniem. Zasłona zaczęła rozchodzić się po bocznym korytarzu we wszystkich kierunkach, a łucznik wykorzystał ten moment, aby przeskoczyć na drugą stronę... Tyle że - o dziwo - strumień energii tak czy siak przeszył miejsce, przez które przemknął, ledwo go przy tym mijając. Albo dym w ogóle nie przeszkadzał czujnikom Sentinela... Albo sugerował się on czymś innym. Jego kroki znów zaczęły rozbrzmiewać - powolne, ale ciężkie. Zbliżał się do tego korytarza, w którym przebywał Barton, co dawało mu niewiele czasu na działanie. Hawkeye wystrzelił naraz dwie kolejne strzały i akurat zdążył znów schować się za ścianą, gdy najbliższym otoczeniem wstrząsnął wybuch, który przepchnął masy dymu jeszcze dalej, w tym ku Avengerowi - utrudniając mu widzenie i zapewne fundując napad kaszlu. Co więcej, Clint znajdował się blisko rogu, a eksplozja aż naruszyła ścianę, odłupując część jej warstw i dodatkowo sypiąc ku mężczyźnie pyłem i odłamkami. Najwyraźniej przynajmniej jedna ze strzał trafiła w coś ważnego... I teraz na podłodze spoczywały zwłoki maszyny, mniej więcej trzymające się w jednym kawałku, ale wyraźnie zniszczone. Zwykła wzmocniona strzała została rozniesiona przez wybuch, lecz ta z Asgardu go przetrwała i wyglądała względnie w porządku. Dopiero po tym wszystkim cienisty ptak powrócił na ramię Bartona, jak gdyby korzystał z chwili, gdy niebezpieczeństwo się zmniejszyło, nawet jeżeli nie zniknęło całkowicie. To aż ciekawe, że stworzenie trzymało się z boku w trakcie walk, skoro najwyraźniej nie mogła mu się stać poważna krzywda - nie konwencjonalnymi sposobami. Przecież obiekty przez nie przenikały, albo raczej ono przenikało przez obiekty... W większości przypadków. -Sugeruję kierowanie się na wschód- odezwał się za to pomocnie Herbie przez komunikator, nie dodając już jednak tego, w którą stronę ten wschód się znajdował... Więc tę kwestię Hawkeye musiał chyba ustalić na własną rękę. Albo na ptasią, bo być może jego niematerialny towarzysz mógłby prędzej znaleźć dla niego Capa, nie przejmując się ścianami. Póki co droga tak czy siak nie dawała większego wyboru: dwie odnogi, jedna zmaltretowana przez wybuch, druga nie, prowadzące na ten sam korytarz parę metrów dalej... Ciągnący się w lewo i w prawo. Wszędzie znów pełno było drzwi, ale wyraźnie do pomieszczeń, w związku z czym w tej chwili łucznik mógł woleć je zignorować; wsparcie dla towarzysza było pewnie ważniejsze od dalszych poszukiwań.
W tym czasie Rogers zdążył się rzecz jasna podnieść i ruszyć na pierwszego ze swoich licznych przeciwników. Odległość dzieliła ich niewielka, w związku z czym przebył ją szybko, a że maszyna mierzyła sobie standardowo - jak większość - dwa i pół metra wzrostu, to i podskoczenie do jej głowy nie było trudne. Przez ten czas ona sama nie przeprowadziła kolejnego ataku, poświęcając krótką chwilę na wyjście z sali - do czego musiała się pochylić - i potoczenie wzrokiem po korytarzu... I to okazało się być jej błędem. Wymierzenie jej ciosu z tarczy przebiegło bez większych problemów, metal wszedł w metal, lecz może niewystarczająco głęboko, a może w nieodpowiednim miejscu, gdyż robot się od tego nie wyłączył - za to jego głowa aż obróciła się w przeciwną stronę, ładnie ukazując przecięte wewnętrzne warstwy na boku twarzy. Maszyna już zaczynała się obracać, aby zareagować - choć w pierwszej chwili ciężko byłoby określić co zamierzała zrobić, nawet jeżeli dało się obstawić kilka głównych opcji, skoro większość z Sentineli zdawała się polegać głównie na strumieniach energii - gdy... Od strony przejścia nadciągać zaczęła cała seria wystrzałów, zbyt częstych, aby oddawała je jedna maszyna. I rzeczywiście, ataku podjęło się pięć robotów naraz, a zrobiłyby to pewnie kolejne, gdyby mogły się tak wygodnie ustawić do celowania w mimo wszystko dość wąską dziurę po drzwiach. Zapewne starały się mierzyć do Capa, to oczywiste, lecz zupełnie nie przejmowały się tym, iż przy okazji trafiły swojego kolegę, spychając go w ten sposób na ścianę. Nie wyrządzały mu poważnych szkód, lecz wystarczające, aby nie mógł od razu się obrócić i przyłączyć do akcji, co nie zmieniało faktu, że tak czy siak należało się nim jeszcze zająć. Steve natomiast mógł rzecz jasna kryć się za tarczą, którą tak czy siak miał przecież w ręce, więc powinien być w stanie wystarczająco szybko z niej skorzystać - znajdowała się nawet po tej stronie, z której potrzebował osłony. Nie dawała mu stałej kryjówki, no i nie sięgała nawet na całe ciało, ale przynajmniej mógłby się dzięki niej wycofać za ścianę... Albo spróbować zaszarżować na przeciwników. Czego by nie zadecydował, te pięć strzelających maszyn i tak po paru sekundach zaczęło powoli zbliżać się do przejścia, nie przerywając ognia. Póki co jeszcze nie wchodziły sobie wzajemnie w drogę, ale odległość do dziury po drzwiach wciąż dzieliła je całkiem spora - w końcu sala była wielka.
Miguel mógł obserwować z góry poczynania robotów, a pozycja na suficie pomieszczenia faktycznie dawała mu lepszy widok - im bliżej niego się trzymał, tym większy. Po części wynikało to z tego, że sklepienie znajdowało się dość wysoko, może koło czterech metrów nad podłogą, ale może i trochę z tego, że w środku tak naprawdę nic nie mogło mu blokować pola widzenia - skoro komputer i reszta sprzętu w większości sięgały całkiem nisko, przez co przestrzeń nad nimi była zupełnie pusta. Mimo to mężczyzna mógł porównać, że sufit w tej wielkiej sali wypadał jeszcze wyżej - czyli ponad pomieszczeniem kontrolnym znajdowały się na oko ze dwa inne piętra, ewentualnie jedno wysokie. -Quinjet posiada standardowo karabin maszynowy GAU-17/A oraz niestandardowo dwie rakiety. Według moich ustaleń odpowiednio wymierzone mogłyby posłużyć zarówno do zawalenia części dachu, jak i, alternatywnie, jedna do wysadzenia zewnętrznej ściany, a druga do przeprowadzenia ataku bezpośrednio na przeciwnika- zasugerował Herbie nim zareagował ktoś inny, w dodatku tym razem odzywając się do wszystkich jednocześnie... I czekając na czyjąś decyzję w kwestii planu.
Wszyscy trzej bohaterowie z kolei mogli zastanawiać się nad tym, w jaki sposób roboty w ogóle ich widziały. W przypadku Clinta nie było to jeszcze aż tak dziwne, bo w końcu akurat on nie posiadał żadnego maskowania i kamery na pewno go wyłapywały... Ale Cap został zaatakowany pomimo krycia, więc musiał mieć na to wpływ jeszcze jakiś czynnik - coś, co zwróciło na niego uwagę... Choć może niezbyt dokładnie, skoro już ten pierwszy wymierzony ku niemu atak bardzo wyraźnie nie trafił, ba, wręcz nie posiadał na trafienie szans. Dźwięki kroków? Być może, bo na pewno byłyby wystarczająco nieprecyzyjne, ale czy wystarczyłyby do ustalenia pozycji? W takiej ciszy niosły się echem...
|
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Pią Lis 02, 2018 5:20 pm | |
| - Wiesz co, Clint, po prostu idź w stronę skąd przyszedłeś. - Steve wyszarpnął tarczę z miotającego się jeszcze Sentinela, oczywiście z intencją dobicia go, co, ku jemu zdziwieniu, nie powiodło się tak szybko. Kątem oka dostrzegł charakterystyczny jasny błękit rozgrzewający się gdzieś w tle. Dosłownie w ostatniej chwili zdołał się osłonić tarczą przed pociskami wymierzonymi w jego stronę i dostać się z powrotem za ścianę. Musiał jakoś dobić obecnego przy nim tostera, a okazji chciał się bardziej zapoznać z otoczeniem - atak był tak szybki i... podejrzanie niespodziewany. - Sługusów zdążyłem wybadać, ale król tosterów? - nie ukrywał zdziwienia na odpowiedź Spider-Mana, ba, bardzo chętnie zobaczyłby ten widok z jego perspektywy. Kolejną istotną informacją było to, że na szczęście SM z przyszłości okazał się być całkiem blisko i najwidoczniej innych zmartwień póki co mieć nie będą. Przejechał wzrokiem po całym pomieszczeniu, szukając towarzysza oraz opisanych przez niego obiektów. - Och. - Z ust Capa wydało się tylko ciche, bardzo neutralne sapnięcie. Przed jego oczyma miał właśnie największego Sentinela jakiego do tej pory widział (tak, od kilku godzin poznania Sentinelów w ogóle), niemniej jednak był to widok nader... niepożądany. Całe pragnienie ujrzenia perspektywy SM szybko minęło. Na zawsze. Poza tym, przed sobą miał nadal fukcjonującego przeciwnika. Klnąc pod nosem na brak celności u jego "pobratymców" dał upust frustracji, że musiał sam go dokończyć. Postanowił poczekać na moment aż Sentinel pojawi się po jego stronie korytarza, by sam Rogers nie musiał przechodzić przez ścianę ognia i po raz kolejny wycelować w jego szyję. Nie było szans, by dać sobie radę z nimi wszystkimi na raz. No dobra, odstawiając swoją dramatyzującą naturę - były, ale nie ukrywajmy, Tostowy Król to lekkie przegięcie. - Skup się na danych, Spider-Manie. Musimy wyciągnąć jak najwięcej danych z tego miejsca zanim puścimy je z dymem. Myślę, że druga propozycja Herbie całkiem się sprawdzi, ale najpierw z Clintem kupimy ci trochę czasu, byś dokonał swoich hakerskich misz-maszów. |
| | | Hawkeye Ph.D. in friends with benefits
Liczba postów : 302 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Pią Lis 02, 2018 6:03 pm | |
| Nie zniechęcił się tym, że Sentinel wystrzelił w odpowiednim kierunku, mimo przeszkody jaką stanowił dym, który pojawił się na korytarzu. Zastanowiło to Bartona, bo nie miał jednak pojęcia - nie, żeby wcześniej takie się pojawiło - na jakiej zasadzie działają te roboty, oprócz strzelania laserem gdzie popadnie. Najczęściej w ruchomy, żywy (choć na jak długo?) obiekt. Mimo to, skrył się za winklem, gotów zaatakować swoimi strzałami. W momencie wybuchu, Clint przesunął się, by być nieco dalej od odnogi, w której był robot. Nie uniknął jednak pyłu, który w jakimś stopniu zatrzymał się na jego ramieniu. Sam zaś zaczął kaszleć, przesłaniając dłonią swoje usta. Powrót ptaszyska potraktował jako znak, że jest względnie bezpieczniej. Niemniej, Barton i tak dość nieufnie skierował się do tej części korytarza, w której był robot. Szybko zauważył strzałę z Asgardu, zgadzając się z myślą, że będzie musiał kiedyś porozmawiać z Thorem, żeby sprowadził takich więcej. Za drugą strzałą się rozejrzał, ale nie dostrzegłszy jej, nie podejmował się dalszych poszukiwań. Co nieco jeszcze mu zostało. Poszedł po ocalałą strzałę i schował ją do swojego kołczana. — Dzięki — odpowiedział sztucznej inteligencji, choć zaraz chciał zapytać, w którą stronę jest wschód z pozycji, w jakiej znajdował się Barton. Mężczyzna przeszedł w głąb odnogi korytarza, aby zobaczyć za wejściem. Zakładał, że jeśli robot tutaj był to przejście musiało być na tyle wysokie. Wątpił, żeby maszyna była składana na korytarzu. W każdym razie gdyby wejście nie było takie, jak Clint oczekiwał, to Barton westchnąłby poirytowany. — Znajdź Kapitana — skierował swoje słowa do ptaszyska, do którego odwrócił głowę. — Cip, cip, Cap. Daj znać, gdzie jesteś — odezwał się, choć tym razem bardziej do komunikatora. Liczył na to, że albo Rogers będzie na tyle się wydzierał, albo zirytowany zachowaniem Clinta powie od razu, byleby tylko przyjaciel zamilkł i dołączył do sentinelowego piekła. Barton odczekałby na reakcję ptaszyska i ruszył w odpowiednią odnogę, nieszczególnie dbając o to, co znajduje się za drzwiami. Jeśli te, przynajmniej częściowo, byłyby przeszklone lub miałyby okienka to zajrzałby, aby zorientować się, co tam może być. Zatrzymał się na moment, gdy usłyszał Rogersa. — Nie wiem czy mi się opłaca, może znajdę coś na skróty, żeby się przedostać, ale zaraz będę! — odpowiedział, wielce przekonany, że lada chwila, lada moment będzie tam, gdzie powinien być. W kawiarni Valhalli. |
| | | Miguel O'Hara
Liczba postów : 141 Data dołączenia : 29/12/2014
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Sob Lis 03, 2018 3:13 pm | |
| - Hakerskich misz-maszów? - powtórzył słowa Kapitana, unosząc lekko brew. Przez myśl przeszło mu, czy dla ich najznakomitszego z towarzyszy, Rogers również zabrzmiał tak staro - co byłoby zrozumiałe - czy to po prostu perspektywa człowieka z przyszłości. Nieważne; nie czas na to teraz. - Jasne, ja dłubię w komputerach, wy walczycie na śmierć i życie. Ty tu jesteś Kapitanem, Kapitanie. - Ostatnie spojrzenie za szybę, w dół, po czym Spider-Man zeskoczył z pajęczą gracją™ z powrotem na ziemię. - Postarajcie się tylko przytrzymać te Sentinele w środku sali. Obecnie kierują się do wyjścia, jak mniemam w twoją stronę, Cap, a przecież chcemy, by nasz atak rakietowy zabolał je wszystkie, prawda? Miguel jeszcze w trakcie rozmowy zbliżył się do jednego ze stanowisk roboczych, identyfikowanych przez obrotowe krzesła, po czym zasiadł na miejscu. W pierwszej kolejności zapoznał się dokładniej z zewnętrzną architekturą całej komputerowej konstrukcji - poszukiwał przede wszystkim jakiejkolwiek formy interakcji, zarówno fizycznej, jak i wizualnej. W jego czasach z rzadka stosowało się jeszcze analogowe klawiatury oraz tradycyjne w teraźniejszym rozumieniu ekrany, więc zidentyfikowanie takowych nie powinno być trudne. Równocześnie rozejrzał się za czymś, co mogłoby przypominać czytnik kart - jak najbardziej sensownym rozwiązaniem byłoby za ich pomocą kontrolować dostęp także do komputerów. Istniał też cień szansy, że - przy odrobinie szczęście i ogromie ludzkiej, to znaczy powszechnej, głupoty - cała maszyneria wcale nie będzie wymagać autoryzacji, skoro tę zapewniły już same drzwi do tego pomieszczenia. O'Hara trzymał mentalnie kciuki za to ostatnie. Gdy już będzie wiedział, jakie wymyślne zabezpieczenie będzie musiał lub nie poddać swoim hakerskim misz-maszom, wtedy zacznie się zastanawiać co dalej.
// EDIT: Poprawa literówki; zauważyłem, jak przypominałem sobie ten post na potrzeby napisania następnego.
Ostatnio zmieniony przez Miguel O'Hara dnia Sob Gru 01, 2018 10:44 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Sro Lis 07, 2018 5:21 pm | |
| Siedzący na ramieniu Bartona ptak odchylił głowę najpierw na prawo, gdy ten kazał mu odszukać Capa - a następnie na lewo, kiedy tylko zaczął wydawać z siebie nietypowe odgłosy. To niesamowite, że istota nie posiadająca jakiegokolwiek wyrazu twarzy potrafiła mimo wszystko samą czaszką wyrażać pobłażanie... I na dodatek najwyraźniej nie miała również problemu z ocenianiem istot ludzkich, chociaż sama równie dobrze mogła być sztucznym, magicznym tworem. Ptaszysko odczekało kilka sekund, nim rozłożyło skrzydła - jednym z nich przenikając zresztą przez głowę Clinta - i zatrzepotało nimi, aby wzbić się w powietrze. Bez wahania wybrało drogę w prawo, więc albo w jakiś sposób wiedziało dokąd się udać, albo wyznawało zasadę, że i tak trzeba sprawdzić wszystkie dostępne opcje, a ta będzie na początek tak samo dobra, jak i każda inna. Gorzej, że łucznik niestety nie miał jak ocenić która z tych możliwości była prawdziwa, więc pozostawało mu jedynie mieć nadzieję - i wyruszyć w drogę za cienistym kompanem. Mijane przez Avengera drzwi były w większości w całości zakryte - bez okienek czy innych udziwnień. Posiadały za to numerki, a co kawałek dodatkowo wypadały odpowiednio oznaczone łazienki... Zresztą całkiem często, co mogłoby być zastanawiające. Te ostatnie nie wymagały kart dostępu, ale pozostałe sale już tak, o czym świadczyły umieszczone przy nich na ścianach niewielkie czytniki. Zajmowanie się nimi w tej chwili zapewne stanowiłoby stratę czasu. Na tym korytarzu przynajmniej brakowało śladów krwi czy samych zwłok. Sufit wciąż znajdował się dość wysoko, co wyjaśniało w jaki sposób roboty mogły się tędy przemieszczać. Droga kończyła się zakrętem w prawo pod kątem prostym, lecz parę metrów dalej dołączała już do następnego korytarza, równoległego do poprzedniego, znów biegnącego w obu kierunkach. Ptak przewodnik od razu zwrócił się w lewo, nie sprawdzając nawet tego, czy Hawkeye za nim nadążał. Oczekiwał, że mężczyzna będzie za nim biegł, co - nawiasem mówiąc - było dość ryzykowne ze względu na płytki. Stworzenie leciało przed siebie aż do miejsca, w którym korytarz na moment się rozszerzał, tworząc po prawej stronie wnękę na kilka foteli, stolik, rośliny doniczkowe i kolejne automaty. Dalej pokoje znów się ciągnęły, lecz ptaszysko zakręciło ku wnęce... I nie zatrzymało się, tylko przeleciało przez ścianę na drugą stronę.
Plus sytuacji Capa natomiast - bo owszem, wbrew pozorom istniały w niej jakieś plusy - polegał na tym, że ten robot, którego miał obok siebie, nie był jeszcze w stanie go zaatakować. Przede wszystkim ostrzał jego kolegów zepchnął go przodem na ścianę, od której nie mógł teraz odstąpić, ani wygiąć się w taki sposób, aby móc namierzyć Rogersa z którejś dłoni. Okno na klatce piersiowej z oczywistych powodów również pozostawało bezużyteczne, skoro celowało w mur... Więc maszyna nie potrafiła się uwolnić bez uciekania się do jakichś bardziej drastycznych metod. Pytanie tylko - kiedy na jakąś wpadnie? W tej chwili zdawała się analizować nową sytuację, jeżeli sądzić po jej bezruchu. To kupowało Steve'owi trochę czasu... A więc przy okazji Miguelowi również, bo w końcu taki był obecny plan. Avenger mógł "spokojnie" zerknąć do środka i przyjrzeć się ogromnemu Sentinelowi, który w dalszym ciągu trwał na swoim miejscu i osobiście nie zdradzał żadnych oznak zainteresowania przybyszami. Nie podnosił się, nie poruszał... Niczym król, spokojnie czekający na tronie na to, aż jego rycerze uporają się z problemem. Z drugiej strony musiał być włączony, o czym świadczyło - pomijając wszystkie inne znaki pokroju świateł w oczach - to, że panele na jego brzuchu właśnie rozsunęły się na boki, wypuszczając ze środka kolejnego Sentinela. Maszyna na moment wzbiła się w powietrze, nim wylądowała w pobliżu pozostałych robotów. To tłumaczyło jak powstawały. W pewnym momencie ostrzał ze środka pomieszczenia się zmniejszył, choć nie ustał całkowicie. Trzy maszyny wstrzymały ogień, bo zbliżając się do drzwi po prostu nie mogły go już kontynuować - w innym wypadku trafiałyby siebie wzajemnie, a widać to by im się nie opłacało. Dwa roboty, te kroczące na przedzie, wciąż wysyłały wiązki promieni, które przelatywały obok Capa i trafiały w uwięzionego do tej pory przy ścianie Sentinela... No właśnie, do tej pory, bo spadek intensywności strzałów ułatwił mu zadanie. Być może maszyna przemyślała sprawę, a może był to przypadek, lecz udało jej się cofnąć na drugą stronę wejścia do pomieszczenia - przez co strumienie energii padały między nią i Rogersem, pozostawiając w murze spore wgłębienia - w różnych jego punktach. Sądząc po ich postępach, w ciągu paru sekund powinny zrobić dziurę na wylot... Prawdopodobnie. Robot na korytarzu wycelował do Avengera z ręki - i oddał jeden po drugim dwa strzały, z których pierwszy odbił się od promienia oddanego przez jego kolegę ze środka hali; oba zmieniły trajektorię lotu i uderzyły kawałek dalej w ścianę oraz podłogę. Drugi nie napotkał już takiej przeszkody, więc pospieszył w stronę Steve'a. W tym czasie zaś bliżej sufitu - a więc na wysokości, której nikt raczej umyślnie nie obserwował - przez zmaltretowaną ścianę przeleciał niewielki cień, który natychmiast odbił na lewo, za Sentinela, uciekając na bezpieczniejszą odległość od walki.
Tymczasem w sali na górze Miguel miał czas - choć ograniczony - aby przyjrzeć się sprzętowi. Stanowiska w większości wyglądały dość podobnie do siebie, przynajmniej pod względem podstawowych kwestii - posiadały spore touchpady oraz rozbudowaną klawiaturę, nie tylko "standardową komputerową", lecz wzbogaconą o całe zbiory dodatkowych przycisków. Większość z nich powtarzała się przy każdym stanowisku; różnice był minimalne, najczęściej pod postacią paru klawiszy czy suwaków. Z tego dało się wywnioskować, że kilka osób mogło tutaj jednocześnie czy wymiennie wykonywać te same lub pokrewne zadania. To ułatwiało sprawę, bo najprawdopodobniej nie miało znaczenia to, na którym miejscu mężczyzna by zasiadł i skąd operował. Stanowiska posiadały duże monitory, a także nieco zmodyfikowane wersje czytników kart, które chroniły drzwi; nie byłoby ich trudno rozpoznać. To również nie powinien być jednak problem - bo w końcu jeden z identyfikatorów wpuścił Spider-Mana do tego pomieszczenia, więc logika sugerowała, że osoba mogąca tutaj przebywać miałaby też najpewniej prawo skorzystać z zebranych w sali maszyn. Coś innego mijałoby się z celem, bo w końcu chodziło albo o tutejszego pracownika - albo o osobę, która mogła nadzorować jego poczynania. Spora część sprzętu w ogóle nie pozwalała na interakcję - głównie ten, który stanowił coś w rodzaju fizycznej bariery pomiędzy poszczególnymi stanowiskami. Bardzo możliwe, że w środku znajdowały się po prostu wnętrzności komputerów, więc te obszary raczej nie wymagały zainteresowania. Było ich sporo, dzięki czemu wyłączenie ich z poszukiwań przyspieszyłoby sprawę. Sytuacja komplikowała się przy tych elementach, które się nie powtarzały - czyli najpewniej obsługiwała je tylko pojedyncza osoba. W jednym miejscu był to na przykład zestaw sześciu pionowych suwaków i umieszczony ponad nimi mniejszy monitor, w tej chwili pusty, czarny. Wszystkie suwaki dociągnięte zostały do samej góry, lecz nie posiadały żadnych opisów, a szukanie w tym momencie instrukcji obsługi mogłoby się okazać bezowocne. W takie miejsce trafiały już raczej przeszkolone osoby, więc pewnie nie zostawiły nigdzie pod ręką listy wskazówek dla nowych. Pomiędzy dwoma innymi stanowiskami z kolei umieszczono czytnik kart, który najwyraźniej nie był przypisany do żadnej klawiatury, ani niczego podobnego. Najbliżej niego, a dokładniej kawałek pod nim, znajdowało się za to "wybrzuszenie" o lekko zaokrąglonych krawędziach, kwadratowe, o boku długości może dziesięciu centymetrów lub mniejszym. Wystawało zaledwie na centymetr czy dwa, a jego środek przecinała pionowa linia, która sugerowała, że mogło się rozsuwać... Więc być może do tego dostęp dawał czytnik. Nigdzie na widoku nie dało się też dostrzec elementów, które zachęcałyby do podpięcia się - na przykład pendrive'em czy czymś podobnym, nie wspominając już nawet o płytach. Oczywiście istniała opcja, że zostały gdzieś ukryte, ale z drugiej strony ich brak również miałby trochę sensu. To odejmowało jedną opcję zdobycia danych, choć z drugiej strony szukanie nośnika chyba i tak tylko utrudniłoby i przedłużyło sprawy... Ale na szczęście były inne metody. Mniej lub bardziej skuteczne.
-Sprowadziłem Quinjet w pobliże. Czekam na rozkaz- oznajmił Herbie, co usłyszeć mogli już wszyscy trzej mężczyźni... Choć oczywiście jeden z nich - Clint - nie miał podglądu na to, co się dokładnie działo na hali produkcyjnej. W związku z tym to tak naprawdę Spider-Man lub Captain America potrafili ocenić kiedy najlepiej będzie rozpocząć atak z zewnątrz.
|
| | | Bruce Banner
Liczba postów : 138 Data dołączenia : 26/09/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Nie Lis 11, 2018 11:46 am | |
| Wiadomość na komunikator Hawkeye
„Hej. Nie wiem na ile to pilne, ale odkryłem, chociaż precyzyjniej rzecz ujmując mało w tym mojej zasługi, więc raczej powinienem był mówić o samoistnym ujawnieniu się zjawiska, w każdym bądź razie miałem okazję przekonać się, iż otaczająca nas materia jest jedynie cienką zasłoną przez którą co jakiś czas zaglądają tu byty z innych wymiarów. Raz że nieproszone, dwa robiące dziury w wspomnianej wcześniej firance, trzy uważające się za magię, ale co najdziwniejsze dopominające się kontaktu z Tobą. Podkreślam że jestem trzeźwy i tak, przyznaję się, nic z tego nie rozumiem. W każdym bądź razie jeśli to coś istotnego to wiesz jak mnie łapać”. |
| | | Hawkeye Ph.D. in friends with benefits
Liczba postów : 302 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym Wto Lis 27, 2018 4:01 pm | |
| W przypadku Clintona było przekonanie, jakoby każda istota - materialna, niematerialna, czaszkowa, “glutowa”, z cieniem czy bez, niema, głucha czy ślepa, z rękami i bez - byłaby w stanie wskazać pobłażanie. Mógłby to potraktować jako któryś-tam zmysł albo powszechną (dla niego) wiedzę. Miał pojęcie, kiedy ktoś patrzył na niego z politowaniem. Zdarzało się to na tyle często, że był w stanie rozróżnić. Na szczęście na tyle rzadko, aby czuł się przez to gorzej. Barton podążał za ptaszyskiem, przekładając łuk z jednej ręki do drugiej i odwrotnie. Broń trzymał w gotowości, kiedy mijał jakieś otwarte przejścia i korytarze, gdyby takie się trafiły. Bądź co bądź, nie miał zamiaru ryzykować swoim lichym zdrowiem! Jeszcze nie teraz. Zerkał po drzwiach, ale nie kwapił się do tego, by sięgnąć do licznej kolekcji kart magnetycznych. Nie miał czasu, aby bawić się w zgadywanki i odblokowywać każde przejście. O tym może pomyśleć po całej akcji. Jeśli coś jeszcze zostanie z fabryki. Albo z niego. Hawkeye westchnął sobie pod nosem. Gdy skręcił w odpowiednią stronę, stracił na moment równowagę i musiał złapać się za róg przejścia, aby nie wyrżnąć na posadzce. Pokryło się to z dźwiękiem połączenia, jakie próbował nawiązać z nim Banner. — No szto — odezwał się. Można by to swobodnie zrzucić na Natashę, której zdarzało się korzystać z rosyjskich wstawek, a Barton to podłapał. Ba, udawał raz Ruska, co było bardziej żenujące niż zabawne, ale jednak przyniosło jakiś efekt. Nie miało to znaczenia, że wówczas odgrywał idiotę. Co poniektórzy mogliby stwierdzić, że nieszczególnie musiał się wysilać w tej roli! W każdym razie, blondyn częściowo nie zrozumiał Bannera. A przynajmniej tego zaplątania na początku rozmowy. Postanowił to ignorować i dać mu się wypowiedzieć do końca. — Pomieszałeś, poplątałeś i przestałem ogarniać, ALE — wznowił wędrówkę już wcześniej, teraz tylko zamilkł, bo było kolejne rozwidlenie. Widmo-ptak jakoś niespecjalnie czekał na łucznika. — Tak, mamy problem. Tak, coś się zazębia z rzeczywistościami. Nie, nie wiem, na czym to polega. Ta, z którą rozmawiałeś, to była blondynka? To Magik, która o tym poinformowała — tłumaczył, choć sam Banner mógł usłyszeć, że jego kolega jest zajęty i się spieszy. — Hej, ej, Bruce — zagaił. — Jak już jesteśmy w tym temacie to weź poszukaj jakichś składowisk energii; może miejsca, może przedmioty czy ludzi — zaproponował. — Potem wszystko wyjaśnię. W ten sposób zakończył rozmowę, nie czekając na potwierdzenie ze strony Hulka. Ten mógł jednak po raz kolejny podjąć się nawiązania połączenia, jeśli zechciałby poznać więcej szczegółów. O ile udałoby mu się to. Spojrzał po automatach i umeblowaniu… Tylko po to, aby przekląć za ptaszyskiem, które zniknęło we wnęce. Barton zatrzymał się. Nie wierzył, żeby na wyspie był portal prowadzący na peron dziewiąty i trzy czwarte, więc nawet nie ryzykował. Zrobił kolejne kroki, przekładając łuk do poprawnej ręki. Rozejrzał się po korytarzu. Dwie pary drzwi przy wnęce, w której zniknął ptak. Clint zadarł głowę, aby spojrzeć czy pod sufitem - na ten kawałek - nie jest rozciągnięte jakieś okno. Tak to wspiąłby się po fotelu i automacie, aby móc spojrzeć. Jeśli jednak czegoś takiego nie było, Barton przysunął się do ściany naprzeciw niego i popukał delikatnie, chcąc sprawdzić materiał. Mimo wszystko, ponownie cofnąłby się pod przeciwległą ścianę, żeby wyciągnąć odpowiednią strzałę. Tę skierowałby koło automatu, chcąc doprowadzić do wybuchu, a co za tym idzie - lekkiej przebudowy. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym | |
| |
| | | | Wyspa Trask Industries na Oceanie Spokojnym | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |