|
| Rotary Park | |
|
+3Blaze Dixon Didyme Volturi Loki 7 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Rotary Park Pią Sty 10, 2014 6:37 pm | |
| Główną atrakcją parku są liczne boiska przeznaczone do gry w baseball, lecz dostęp do wody umożliwia również kąpiele oraz pływanie łodziami. Poza tym znajdują się tu także chociażby plac zabaw dla dzieci oraz budynek klubowy. |
| | | Didyme Volturi
Liczba postów : 18 Data dołączenia : 26/12/2013
| Temat: Re: Rotary Park Pią Sty 10, 2014 7:20 pm | |
| Ostatnia kryjówka okazała się fiaskiem więc nie kryjąc zrezygnowania Didyme ruszyła dalej przed siebie w poszukiwaniu jakichś miejsc gdzie mogłaby się choć trochę odprężyć. I znalazła Park całkiem przyjemny i to niedaleko miejsca, w którym się skryła. To było jej jedyne wyjście by móc odrobinę odetchnąć odpocząć psychicznie i fizycznie. Było tutaj naprawdę ładnie więc była niemal pewna, że nie powinni jej tutaj szukać w końcu po co złoczyńca miałby znaleźć się w takim miejscu po czymś takim? No właśnie, a że Didyme nie była aż tak złą osobą postanowiła, że nieco odetchnie świeżym powietrzem w końcu była tutaj i woda. Przysiadła w cieniu spoglądając w taflę wody przed oczyma przelatywały jej wspomnienia popełnionego morderstwa w końcu nieświadomie ale jednak. |
| | | Blaze Dixon
Liczba postów : 11 Data dołączenia : 05/01/2014
| Temat: Re: Rotary Park Sob Sty 11, 2014 12:32 am | |
| Los Angeles jest miejscem zgoła innym niż Nowy York, więc co tu robi chłopak, który tak bardzo kocha swoje miasto? Nie wiadomo. Ten dzień był akurat idealnym dniem na przechadzkę, można poobserwować piękny park, w którym właśnie znajduje się młody mutant. Albo w sumie nad którym znajduje się, ponieważ on woli na wszystko patrzeć z wysokości. Tak więc na dachu jednego z drapaczy chmur Blaze zrobił sobie coś w stylu pikniku. Kanapeczki, picie, piękny krajobraz, spokój. LA różniło się właśnie tym spokojem, w miejscu z którego on pochodzi ciągle były jakieś rozróby, superbohaterowie chodzili po ulicach, z jednej strony Baxter Building, z drugiej Avengers Tower, a tutaj nie było żadnej kryjówki superherosów. Przynajmniej znanej mu.
|
| | | Sasha Aristow Mistrz Gry
Liczba postów : 94 Data dołączenia : 30/09/2012
| Temat: Re: Rotary Park Sob Sty 11, 2014 11:27 am | |
| Chociaż dzień faktycznie był piękny i dość ciepły jak na zimową porę, nie dane im było długo nacieszyć się ciszą i spokojem. W pierwszej chwili, wydawało się, że to nic szczególnego. Ot, jakieś odgłosy dochodzące z daleka. Z czasem jednak zaczęły przybierać właściwej formy - formy krzyku. I to dość sporej liczby osób. Część z nich udała się do parku, inni wbiegali do klatek bloków lub do pobliskich sklepów. Każdy robił co mógł by uciec - no właśnie przed czym? Chwilowe zamieszanie mogło się wydać nastolatkom o tyle dziwne, że ani nie widzieli niczego nadzwyczajnego ani nie słyszeli. I właśnie wtedy na horyzoncie zaczęły się pojawiać cienie, szybujące przez niebo, chociaż mogło się w pierwszej chwili wydawać, że nagle zapada na ziemi ciemność. Blaze jako pierwszy z wysokości mógł dostrzec rosnące postaci ptaków. Oczywiście nie zwykłych, bo co to by była za zabawa? Zwierzęta te były większe od przeciętnego pierzastego, ale to nie była jedyna różnica. Ptactwa było na tyle dużo, że zakryły słońce kładąc na budynki oraz ulice Los Angeles cień. Niektóre co jakiś czas zlatywały na ziemię, chwytając w pazury uciekających przechodniów, by zaraz unieść się z nimi do góry lub bezpośrednio przewalały ich swym ciężarem i rozłupywały czaszki żelaznymi dziobami. Jeden z krwiożerczych ptaków odłączył się od pozostałych i zaczął sunąć w dół, by zaraz pochwycić Blaze'a w swe szpony i porwać z dachu budynku, na którym ten ucztował. Jakaś osoba uciekająca nieopodal panny Volturi również została zaatakowana, jednak już bardziej brutalnie. Ofiarą była może jedenastoletnia dziewczynka. Monstrum przewaliło ją na na ziemię, wbijając pazury w jej brzuch i rozrywając skórę, by zacząć wyżerać co smaczniejsze organy. Dziewczynka wrzeszczała, błagając o pomoc. Jej oczy zwróciły się w stronę Didyme. No proszę, jak niewiele trzeba by miły dzionek w parku zamienił się w małe piekło na ziemi. |
| | | Didyme Volturi
Liczba postów : 18 Data dołączenia : 26/12/2013
| Temat: Re: Rotary Park Sob Sty 11, 2014 12:11 pm | |
| Spokój i cisza, tego było mi potrzeba to było coś przyjemnego czego potrzebowała, usiadła sobie wygodnie przymykając powieki i skupiając się na tym co przyjemne, gdy naraz usłyszała krzyk ludzi chaos jaki zapanował sprawił, że nie mogła się w pierwszej chwili skupić na czymś co nieubłaganie się zbliżało. Przerażona spoglądała jak wmurowana co się dzieje jakieś wielkie ptaszyska zaczęły mordować niewinnych ludzi. Jakiś stwór porwał kogoś z dachu, inne zaczęły atakować obecnych ludzi na ziemi. Po prostu zgroza. Naraz jeden z tych pierzastych dopadł dziewczynkę biegnącą niedaleko Did. Wspomnienia wróciły. Widziała przed sobą siebie samą, jak wbijała paznokcie w ciało swojej starszej koleżanki. Tylko dla tego, że tamta ośmieliła się kpić i poniżać ją. Nienawidziła ludzi za to, ale to było dziecko, niewinne dziecko, które zaczęło błagać o pomoc. Nie trzeba było długo czekać wolała zareagować niż stać się posiłkiem tych potworów. Po chwili, ze zwinnością jak na kota przystało znalazła się za pierzastym stworem. Moje paznokcie jak na zawołanie stały się odpowiednio długie, ostre i cieniutkie. Cielsko stwora było ogromne a ona, nie kryjmy maleńka w porównaniu z tym co przed sobą miała mimo to skupiłam całe swoje siły i wskoczyłam zwinnie na kark pierzastego wbijając mu paznokcie w cielsko gdy starała się zadać mu jak najwięcej ran, po czym zaczęła uderzać w ślepia by go oślepić. Dziewczynka nie była w stanie się ruszyć by uciec, była poważnie ranna jak nie śmiertelnie. Skrzywiła się z niesmakiem na ten widok, ale nie miała na to żadnego wpływu. Jej zadaniem na teraz było odciągnięcie stwora od dziecka. Paznokcie wbijała na oślep byle udało się odciągnąć od niewinnej dziewczynki jej oprawcę. Paznokcie ociekały krwią pierzastego stwora a ciosy Did nie ustępowały zwinna jak kot, wbijała paznokcie gdzie popadło wślizgując się to pod dziób oprawcy, to na grzbiet. Tak długo, aż oprawca nie miał wyjścia tylko musiał się wycofać. Dookoła dziewczyny i Didyme była masa krwi zmieszana z krwią tego co zaatakowało ludzi. Doskonale nie dość, że została oskarżona o morderstwo to teraz znów gotowa była zamordować. Jej słuch stał się bardzo wrażliwy i czujny niż przedtem nasłuchiwała, czy aby ktoś czy coś się nie zbliżało ponownie. Gdzieś w oddali dostrzegała tylko, że stwory zajadają się padliną bo inaczej tego ująć nie można było. Żałowała, że nie umiała pomóc skuteczniej ale co począć dobra i taka pomoc. |
| | | Blaze Dixon
Liczba postów : 11 Data dołączenia : 05/01/2014
| Temat: Re: Rotary Park Sob Sty 11, 2014 6:10 pm | |
| Ta sielanka nie mogła trwać długo, ale żeby było tak źle? Zrozumiałbym jakiegoś złodzieja, który obrabował bank, nawet jakiegoś szaleńca z karabinem, ale to była przesada. Niebo stało się czarne, lecz nie z powodu nadejścia nocy, a z powodu najazdu jakiegoś stada wielkich ptaków. W sumie spoko, ale w Los Angeles nie ma zbyt wielu superherosów, o ile jacyś są. Gdyby było to miasto ze Spidermanem, czy na przykład Fantastyczną Czwórką nie trzeba by było się o nic martwić. Ludzie, spokojnie jest tutaj wasz przyjaciel z sąsiedztwa Spide...Blink! W stronę chłopaka, który stał na dachu wyruszył jeden z czarnych sępów, pewnie myślał, że poje sobie świeżego ludzkiego mięsa, oj pomylił się. Po chwili ofiara zniknęła z oczu napastnika, pewnie jeśli miałby więcej czasu zrozumiałby gdzie teraz jest jedzonko. Za nim. Niestety zanim ptak się obrócił w jego stronę leciały trzy kulki wystrzelone z pistoletu. Chłopak z uśmiechem znów zniknął pojawiając się na dachu budynku zabierając swoją torbę, a po chwili zaczął teleportować się, póki nie będzie daleko od tego miejsca. Nie był pewien, czy ptak umarł, a musiał założyć swój strój. Założenie stroju zabrało mu koło 30 sekund, minuty. Ręka powędrowała w stronę pleców, by po chwili z schowka tam położonego wyciągnął karabin snajperski. Uśmiechnął się widząc swojego „przyjaciela”, wydawałoby się, że pogłaskał go przez chwilę. Jego karabin był dla niego, jak ulubiona zabawka dla dziecka. Patrząc na niego mógł poczuć, że za chwile wystrzeli nabój, który będzie uosobieniem jego gniewu, uosobieniem sprawiedliwości, którą niesie. Przeniósł się kilka bloków dalej, aby mieć lepszy wgląd na park. Z daleka widział jednego z sępów, który w tamtym momencie próbował pożywić się małą dziewczynkę, lecz na szyi osobnika była kolejna dziewczyna, ta już była bardziej bojowa. Blink z daleka zauważył jej pazury, które były ogromne, wielkości noży i pewnie tak samo ostre. No, wypadałoby się przywitać z osobnikiem z jego gatunku. Podniósł swoją snajperkę na wysokość twarzy i w tym momencie świat widział tylko przez lunetę położoną na grzbiecie karabinu. Punkt będący środkiem szkła lunety pokrywał się z głową ptaka. Na ustach snajpera pojawił się uśmiech, jak to mawiają, one shot, one kill. Zaczerpnął powietrza, serce biło wolniej, przestał na chwilę oddychać, ręce już się tak nie trzęsły, czas płynął wolniej. Palec położył na spuście, przez chwile pieścił ten guzik zwiastujący śmierć, by po chwili go nacisnąć. Cudowne uczucie. Człowiek skupia się w pełni, by po chwili usłyszeć huk wystrzału i zobaczyć, że cel został osiągnięty. |
| | | Sasha Aristow Mistrz Gry
Liczba postów : 94 Data dołączenia : 30/09/2012
| Temat: Re: Rotary Park Czw Sty 16, 2014 7:49 pm | |
| Z pewnością ani Didyme ani Blaze nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, z czym przyszło im się zmierzyć. Oczywiście dziewczyna rzuciła się do walki w obronie niewinnej dziewczynki, chłopak zaś musiał się ratować... by potem skupić się na własnych przyjemnościach. Rzecz jasna sytuacja była o wiele trudniejsza niż młodzi się domyślali, aż ciekawe co pęknie prędzej. Ich zapał, czy ich kręgosłupy. Did postawiwszy na emocje, nie na logikę, popełniła zasadniczy błąd atakując w szale i bez opamiętania. Stworzenia, z którymi przyszło się im zmierzyć, były ciut bardziej... "podrasowane" od przeciętnego ptactwa. Zarówno ich dzioby, jak pióra na skrzydłach wykonane były z żelaza. Dlatego też, kilka jej paznokci, które niefartownie natrafiły na cięższe upierzenie mogły popękać, znacznie przy tym słabnąć i będąc bliskimi ułamaniu się. Kilka faktycznie trafiło w cel raniąc stworzenie, jednakże nie tak dotkliwie jakby dziewczyna chciała. Trafienie w oko również było celne. Ptak zaskrzeczał przeraźliwe, by zaraz zamknąć w uścisku jej dłoń. Twardy dziób zacisnął się na kończynie dziewczyny miażdżąc kilka kości. Zaraz po tym fakcie wzbił się do góry, z zamiarem wyrzucenia w jej stronę kilku żelaznych piór. Blaze również nie docenił skrzydlatych przyjaciół, a może po prostu jego ego było zbyt wielkie? Nie czas się zagłębiać w takie szczegóły. Teleportacja faktycznie przebiegła bez większych przeszkód, jednak zwierzę nie pozwoliło się od tak postrzelić. Było zwinniejsze i sprytniejsze niż mogło się wydawać. Gdy chłopak wystrzelił pierwsze trzy kule, monstrum zasłoniło się stwardniałymi piórami, unikając większych szkód. Tuż po tym rozłożyło szeroko skrzydła, napinając mięśnie i wydając z gardła ogłuszający wrzask. Kilka innych ptaków również wystąpiło ze stada, zlatując nieco niżej. Dostrzegając Dixona, wyrzuciło w jego stronę kilka żelaznych piór, jednym trafiając tuż pod łopatkę, nim ten naciągnął do końca strój. Rana nie była głęboka, jednak należała do rodzaju tych nad wyraz męczących i irytujących. Część z owej "pomocnej grupki", wtopiła się znów w stado, mimo wszystko wciąż mając na uwadze chłopaka. Wyciągnięcie snajperki miało jeden, zasadniczy błąd. Skupił się na konkretnym, odleglejszym punkcie, zapominając o tym, co dzieje się dookoła niego. Z chwilą wystrzału, kolejny natarczywy stymfalijek podleciał, wyrywając jego broń i niszcząc ją w silnych pazurach. Czy kula trafiła? Owszem. Ale nie tam gdzie miała. Boleśnie ugodziła ptaka kilka centymetrów pod sercem, przez co zwalił się na ziemię. Nie znaczyło to jednak, że miał zamiar się poddać. |
| | | Didyme Volturi
Liczba postów : 18 Data dołączenia : 26/12/2013
| Temat: Re: Rotary Park Pią Sty 17, 2014 9:34 am | |
| Załamanie nerwowe trwało zaledwie chwilę gdy poczułam jak moje kochane paznokcie mogą się złamać kilka niestety uległo zniszczeniu wiedziałam, że ich regeneracja będzie cholernie bolesna. Choć teraz ból był i tak okropny ale nie mogłam się skupić na nim bo inaczej wiedziałam, że moje chwile będą policzone. Przeniosłam wzrok widząc walkę w powietrzu a jednak nie byłam sama "odmieńcem" Obyśmy tylko z tego wyszli cało. Przebiegło mi przez myśl po czym uśmiechnęłam się słysząc ryk pierzastego stwora ale mimo to największą i najbardziej poważną ranę jaką mu zadałam był cios w oko. Ale to tylko chwilę zwaliło go z nóg by po chwili złapać dziobem moją rękę krzyknęłam z bólu a furia we mnie jeszcze bardziej wzrosła. Na chwilę niemal straciłam przytomność co było okazją dla skrzydlatego bo wzniósł się ze mną w powietrze i wtedy dostrzegłam jedno miejsce gdzie można je unicestwić. Serce bijące niemal jak na widoku jak na dłoni. Choć było osłonięte dziwnym "czymś" uderzyć jedynie w taki sposób by pazury doszły do serca a ptaszysko padło martwe. Ale jedynym wyjściem jest dostać się pod ich dzioby. Nie było to pocieszające ani łatwe, ale nie było innego wyjścia. Gdy ptaszysko wzbijało się coraz wyżej z moim niemal na pół obolałym i omdlałym z bólu ciałem postanowiłam jedno. Gdy naraz poczułam ogromną adrenalinę nie było wyjścia musiałam postawić wszystko na jedną kartę. Zdrową ręką z ostatnimi siłami wbiłam swoje paznokcie prosto pod miejsce gdzie znajdowało się jego serce a zaraz potem lekko przekrzywiłam dłoń wbijając pazury w serce ptaka. Bydle krzyknęło puszczając mnie prosto gdzieś na jakiś budynek jakąś altankę zapewne z nadzieją, że roztrzaskam się na nim w drobny mak ale jak na kota przystało zgrabnie stanęłam na czterech a zaraz potem zaklęłam jak nigdy jeszcze dotąd zginając się w pół. Moja ręka nie dość, że zmiażdżona przez dziób ptaka to zaczęła sinieć. Przeklęte ptaszysko. I co ja teraz zrobię? Jedna ręka zdrowa i do tego osłabienie. Niema co pocieszające jak cholera. Wściekła zeskoczyłam z budynku lądując tym razem na nogach i rozejrzałam się. Ptaszysk było sporo więc nie miałam wyjścia jak po prostu wybić każde po kolei inaczej sama stanę się ich posiłkiem. Wykorzystałam swoje zdolności. Zwinnie jak kot znalazłam się pod cielskiem kolejnego skrzydlatego zbijając jak poprzedniemu pazury pod serce a później przebijając mu serce. Nim padł swoim cielskiem na mnie wyślizgnęłam się spod jego cielska. Zmiażdżona ręka denerwowała mnie nieznośnie zwisając bezwładnie wzdłuż ciała. Wiedziałam, że jak przeżyje to będę miała cholerny problem. Przecież nie pójdę do szpitala i nie powiem, że ogromne ptaki zaatakowały a jeden z nich zmiażdżył mi ją. W dodatku jakby zobaczyli mnie na pewno zadzwoniliby po policję a wtedy miałabym przerąbane. Wściekła rozejrzałam się szukając swojego towarzysza. Dostrzegłam go gdzieś na jakimś budynku więc po chwili znalazłam się obok niego. - One mają jakąś skorupę trzeba celować pod dziób okolice serca albo samo serce, choć na nim ma jakąś dziwną osłonkę. Odezwałam się z bólem w głosie choć starałam się to zamaskować. - Chyba będziemy musieli działać razem inaczej ich nie pokonamy. Jest ich za dużo a nas jest dwoje. Wydusiłam spoglądając jak chłopak szykuje się do strzału kolejnego już zresztą. |
| | | Dick Harper
Liczba postów : 6 Data dołączenia : 24/01/2014
| Temat: Re: Rotary Park Pią Sty 24, 2014 4:37 pm | |
| Dick miał przylecieć do Los Angeles już kilka dni temu. Niestety wydarzenia w szkole, tak jak i w jego życiu prywatnym spowodowały, że Dick przyleciał do "Miasta Aniołów" dopiero dzisiaj. Był wściekły. Miał kłopoty w szkole (głównie z matematyką), a wczoraj zerwał ze swoją dziewczyną. Co prawda wszystko to zrobił to dla jej dobra. W końcu był superbohaterem Nowego Jorku i nie mógł poświęcać tak ważnej osoby w swoim życiu. Jednak jego ferie rozpoczęły się dopiero dzisiaj. Dopiero co wracał z lotniska i nie spodziewał się tego, co miało dopiero nastąpić. Uśmiechnęty przechodził alejką przez park wypatrując kolejnych podbojów miłosnych. Nagle niebo pociemniało. Dick nie zmartwił się tym, ponieważ myślał, że to zwykła chmura zasłoniła słońce. Niestety niebo było coraz ciemniejsze. Dick z niepokojem spojrzał w niebo. Ujrzał ogromną ilość ogromnych ptaków. Wyglądały jak ptaki, choć były większe i Dickowi wydawało się, że są one potężniejsze niż zwykłe ptaki. Nie przejął się tym jednak. Ze spokojem usiadł na ławce i nie zwracając uwagi na przebiegających ludzi wyjął z plecaka swój łuk, kołczan oraz swój czerwony kaptur. Po jego założeniu postanowił zaczekać na rozwój wydarzeń. Zauważył, że jakaś kobieta stara się z nimi walczyć i ratować cywilów. Dick postanowił pójść w jej ślady. Wyjął kilka strzał i spróbował ustrzelić powiększone "ptaki". Bez większego efektu. Postanowił celować w serce tych stworzeń. Wybiegł na drogę i zaczął atakować latające stworzenia poprzez strzały. Liczył na jakąś pomoc ze strony kobiety. |
| | | Blaze Dixon
Liczba postów : 11 Data dołączenia : 05/01/2014
| Temat: Re: Rotary Park Sob Sty 25, 2014 4:07 pm | |
| Mój karabin! Krzyknął Blaze w myślach. Ty pieprzony ptaku, zapłacisz mi za to, kosztowało ponad tysiąc dolarów - zaczął oczerniać przeciwników w myślach. Zdenerwowany spojrzał na ptaka, który przed sekundą zniszczył jego ukochany sprzęt. W jego oczach pojawiła się nienawiść do tego osobnika. Ogień gniewu buchał w ślepiach młodego. Po chwili wyciągając nóż z kieszeni zniknął. Pojawił się przed ptakiem celując ostrzem w serce sępa. Usłyszał od jakiejś dzewczyny, że tam jest ich słaby punkt. Mimo ogarniającego go zdenerwowania, mózg pozostał przejrzysty. W chwili ataku przez ptaka ten ucieka, teleportując się daleko od niego. Warianty były dwa, powodzenie bądź porażka. W obu wypadkach "skacze" do dziewczyny, żeby później ją złapać i przenieść się daleko stąd. Może nie tak daleko, ale wystarczająco, aby potwory ich nie widziały. Obie strony poniosły szkody. Dixon miał zadraśnięte plecy, piekło go to strasznie, dziewczyna miała zmiażdżoną dłoń, a coś tam też straciły. W pobliżu można było zauważył jak jakiś chłopak z łukiem strzelał do ptactwa. Super. Hawkeye v3435346. Każdy, kto nie ma supermocy bierze łuk i udaje, że jest Clintem Bartonem. Żałosne. |
| | | Sasha Aristow Mistrz Gry
Liczba postów : 94 Data dołączenia : 30/09/2012
| Temat: Re: Rotary Park Sob Sty 25, 2014 5:07 pm | |
| Teleportować się przed takie stworzenie z nożem? Och, doprawdy ciekawe posunięcie, ale i średnio roztropne. Młody, porywczy bohater, wierzący, że może zdziałać wiele bez odpowiedniego przeszkolenia, wydawało się to doprawdy urocze. Blaze nieco przecenił swoje możliwości, podobnie jak i czas reakcji. Ptaszysko niemalże od razu widząc przed sobą postać chłopaka, zacisnęło szpony na jego ręce, ściskając ją, drugim szponem zaś zerwał z jego twarzy szybkę, pozostawiając na czole oraz policzku trzy głębokie, krwawiące szramy. Potwór wypuścił z uścisku chłopaka, dopiero w tej chwili okazało się, że ostrze trafiło w ptaka. Niedokładnie w cel, jednak spowolniło go i bardziej rozwścieczyło. Zaskrzeczał donośnie posyłając w stronę Blaze kilka piór, ten jednak zdąż się teleportować. Didyme dopisało szczęście, w innym wypadku jej głupota doprowadziłby do niezbyt ciekawych konsekwencji. Mimo swoich zdolności, upadek z takiej wysokości na jaką uniósł ją ptak z pewnością, w najlepszym wypadku, skończyłby się połamaniem obu nóg. Potem można podejrzewać uszkodzenie kręgosłupa, lub śmierć. Jak jednak wspomniałem, miała szczęście. Blaze pochwycił dziewczynę w trakcie spadania i zabrał w miejsce, cóż, względnie bezpieczne. Wszędzie dookoła dało się widzieć porozrywane ciała z brakującymi wnętrznościami, niektórzy wciąż biegali szukając schronienia. Park zamienił się w krwawe składowisko ciał. Woda zabarwiła się na czerwono, zaś na jej powierzchni unosiły się resztki organów... lub ludzi. Ogółem sytuacja nie wyglądała zbyt ciekawie. A jakby czerwieni było zbyt mało, doszedł kolejny superbohater. Dwóch niedoświadczonych pseudobohaterów to za mało, potrzeba kolejnego z wizją lepszego świata i myślą, że jest cudowny ratując ludzkie życia. Tak, kto wie, może był. Nie zmieniało to faktu, że póki co jego strzały nie dały mu wiele. Niektóre wbiły się w ciała ptactwa, inne chybiły. W każdym bądź razie, wszystkie jego zabiegi jedynie bardziej rozdrażniły stworzenia. Dlatego też w jego stronę poleciał wręcz deszcz żelaznych piór. Niektóre rozerwały jego kostium, tworząc głębokie rany w ciele. Dwa pióra wbiły się w jego ramię, na trzy - cztery centymetry. Poza dość drażniącym bólem, nie było powodów by zaprzestawać walki. Przynajmniej póki ma strzały. Ptaszyska coraz bardziej miały dość tego tria, które przeszkadza im w obiadku. Zaczęły krążyć nad głowami dzieciaków, czekając gdy ci wystawią się odpowiednio. A potem zaatakować... i ucztować dalej.
/ Didyme, pilnuj się aby pisać w trzeciej osobie, nie pierwszej. |
| | | Dick Harper
Liczba postów : 6 Data dołączenia : 24/01/2014
| Temat: Re: Rotary Park Nie Sty 26, 2014 5:13 pm | |
| Dick zauważył, że zwykłe strzały nie przynoszą takiego skutku jakiego by sobie życzył. Mimo tego, że zwykłe strzały nie robiły krzywdy ptakom to Dick wciąż strzelał w dziwaczne stworzenia. W pewnym momencie zauważył, że ptak wystrzelił w niego serię piór. Harper przekonany, że nic mu nie będzie wyciągnął kilka kolejnych strzał i już miał je wystrzelić kiedy poczuł ogromny ból. Spojrzał na ramię i zauważył dwa pióra, które wbiły mu się w skórę. Dick nie będąc świadomy skutków ubocznych postanowił wyjąć. Cóż... jego ramię krwawiło i strasznie piełko jednak Harper to twardy chłopak. Postanowił tym razem zmienić taktykę. Wyjął ze swego kołczana kilka strzał podpalających, po czym ze spokojem wystrzelił je w stronę ptaków. Wiedział, że jego strzały może nie spowodują wielkich szkód, jednakże nie miał pomysłu jak zniszczyć te potworne ptaszyska. Jego strzały nie działały, tak więc postanowił się ukryć i z ukrycia powoli niszczyć każde po kolei... Po tym kiedy Dick strzelił w ptaki strzałami podpalającymi natychmiastowo wyciągnął zza ramienia strzałę wytwarzającą dym. Wbił ją w ziemię, a gdy dym się uwolnił pobiegł w stronę drzew. Wiedział, że tam będzie go ciężej zauważyć. |
| | | Blaze Dixon
Liczba postów : 11 Data dołączenia : 05/01/2014
| Temat: Re: Rotary Park Wto Sty 28, 2014 10:23 pm | |
| Nie było łatwo. Co prawda, Blaze jeszcze żył, ale miał już parę szram na sobie. Zwłaszcza denerwowały go te na twarzy, które zaczęły krwawić. Odruchowo ruszył ręką, żeby wytrzeć płyn z twarzy. Spojrzał na materiał stroju, który stał się bardziej czerwony. Westchnął głęboko. W co ja się wpakowałem, że też musiałem się pojawić w złym miejscu o złej porze, to nie zadanie dla mnie, tutaj powinni być Avengersi, a nie dwójka mutantów, która nie ma żadnego pojęcia o walce z dziwnymi, może kosmicznymi istotami - pomyślał. Co prawda to prawda, dodatkowo ten niby Hawkeye zabawiał się z nimi strzałami, na mózg mu padło czy co. Fajnie, podpalające strzały, ale ptactwo było okryte metalem, nic im to nie powinno zrobić, co najwyżej zdenerwować i trochę rozgrzać. Lecz nie martw się, bohaterski Blink zawsze uratuje każdego z opresji. Dixon zniknął, pojawił się obok chłopaka i zabrał go do miejsca, w którym był przed chwilą z również nieznaną dziewczyną. - Ej stary, strzały nic im nie robią, nie zauważyłeś? - rzucił poirytowany. - Musimy coś wymyślić, ale od razu mówię, ja nie mam bladego pojęcia co to jest i jak to pokonać - dodał podnosząc ręce do góry. Taki technik, mózg, a nie wie co ma robić. Żałosne trochę, aczkolwiek jego mózg w tym momencie się wyłączył, był za bardzo przejęty liczbą przeciwników i tym, że przy pierwszym lepszym starciu stracił maskę i trochę krwi. Był jakby roztrzęsiony tym faktem. |
| | | Didyme Volturi
Liczba postów : 18 Data dołączenia : 26/12/2013
| Temat: Re: Rotary Park Sro Sty 29, 2014 6:30 pm | |
| Popatrzyła z bólem wymalowanym na twarzy, na chłopaka co atakował strzałami skrzydlate bestie ale po chwili zniknął jej z oczu i dostrzegła go w innym miejscu. Chciała powiedzieć Dixonowi by po niego jakoś się teleportował tak jak po nią wtedy ale nie zdążyła nic powiedzieć bo po chwili zniknął i pojawił się z naszym pomocnikiem. Spojrzała na niego równie z załamaniem przyznając Blazowi rację. -On ma rację nic nie dadzą te strzały. One mają jakby jakieś skorupy na sobie nie wiem co to za badziewie jest. Jakbym miała mało kłopotów to jeszcze te ptaszyska. A ja nie mam sił już nie wiem co robić moje pazury i dłoń jest pokiereszowana. Jedną ręką nic nie zdziałam. Westchnęła cicho i lekko zerknęła na wrogów, którzy unosili się nadal nad nimi czekając aż się wychylą. - Mało tego te ptaszyska są nad nami. Jak tylko się wychylimy zabiją nas tak jak tamtych ludzi. Nie mam pojęcia co robić. Po cholerę wyszłam z tej przeklętej kryjówki. Parsknęła do siebie bardziej niż do nich choć wiadomo brakowało jej rozmowy. Ale nie kryjmy jeśli oglądali telewizję wiedzieli doskonale, że jest poszukiwana za morderstwo. Ale oczywiście nikt nie chciał znać prawdy. Zabiła i to się liczyło. Owszem to prawda ale to była samoobrona. Choć na obecną chwilę to bardziej przejmowała się tym co teraz będzie. Czy przeżyjemy, czy wyjdziemy z tego cało. - Tylko okolice serca nie mają osłonięte ale jest jedno ale...nikt nie jest na tyle szybki i zdolny by wycelować pod ich dzioby i trafić w serce. Są jak tarcza obite czymś w dodatku te ich pióra. Co to w ogóle jest?
Ostatnio zmieniony przez Didyme Volturi dnia Czw Sty 30, 2014 4:33 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Dick Harper
Liczba postów : 6 Data dołączenia : 24/01/2014
| Temat: Re: Rotary Park Czw Sty 30, 2014 3:39 pm | |
| Dick rozejrzał się. Wszędzie było pełno ptaszysk, a jego strzały nie robiły na nich żadnego wrażenia. Żadnego! Całe szczęście, że chwilowo zdążył się ukryć w tej zieleni. Liczył na jakiś nagły, szybki, szalony pomysł, który nagle zbawi go oraz całą ludność wokół parku. Jednak wciąż nie umiał nic wymyślić. Nagle obok niego pojawił się chłopak, który zabrał go na dach. Obok niego pojawiła się kolejna osoba. Młoda dziewczyna. Nie wiedział co potrafi, jednak nie było wątpliwości, że obydwoje są młodymi superbohaterami i chcą uwolnić to miasto przez atakiem tych ptaków. Kiedy usłyszał zdanie pełne pretensji ze strony chłopaka, który go teleportował powiedział krótko: - Słuchaj geniuszu. Jakbyś nie zauważył moją jedyną bronią są strzały, a raczej nie chcę z nimi walczyć wręcz, ponieważ moje ramię już krwawi. Musimy działać razem... Choć osobiście sam nie wiem co moglibyśmy zrobić, aby je pokonać... Po chwili czekania wpadł mu do głowy jeden szalony pomysł, aczkolwiek nie wiedział czy plan ten się sprawdzi. - Myślę, że coś wpadło mi do głowy... Może strzelę w nimi strzałą, która działa na zasadzie granatu dymnego. Zauważyłem, że te ptaki mają ograniczoną widoczność, bo nie zauważyły tego, że im spieprzyłem w krzaki. Może gdybym rozpylił nad nimi dym, ktoś z was mógłby się przetransportować do nich i wbić w ich serce jakąś broń. Jeśli nie macie takiej broni mogę wam dać elektryczne strzały... Sam ich jeszcze nie testowałem. Pomysł był troszkę szalony, bo ryzykowali obrażeniami, jak i swoim życiem, jednak musieli coś zrobić, aby powstrzymać te ptaszory. Nie wiedział, czy jego towarzysze się zgodzą, aczkolwiek to na razie był ich jedyny plan. - A jeśli macie jakiś inny plan, to słucham. |
| | | Didyme Volturi
Liczba postów : 18 Data dołączenia : 26/12/2013
| Temat: Re: Rotary Park Sob Lut 01, 2014 6:38 pm | |
| Didyme przeniosła wzrok na chłopaków w prawdzie pomysł Dica nie był zły choć wątpiła by strzały elektryczne by coś dały jakoś była zrezygnowana z tego wszystkiego. I nie omieszkała tego powiedzieć spoglądając z powagą na swoich towarzyszy. - Nie wiem sama, jestem tylko zwykła dziewczyną szukaną przez policję i wątpię by te strzały coś dały. One są całe opancerzone. Poza tym czekają tylko aż się ktoś z nas wychyli nie kryjmy, że mają ochotę nas przekąsić. Nie wiem co to za badziewie ale cholera jasna nie podoba mi się to. Szczerzę to żałuję, że nie poddałam się policji tylko zaczęłam się ukrywać. Może zabiliby mnie jakoś łagodniej a nie byłabym rozszarpana przez to coś. Wycedziła zrezygnowana i przysiadła z bólem na twarzy gdzieś w koncie. - Zresztą ja nie jestem w pełni dyspozycyjna mam tylko jedną zdrową dłoń. I przyznam, że nie wiem co robić. Mam dość myślałam, że moim problem będzie tylko policja a nie to cholerstwo! Krzyknęła z przerażeniem owszem była przerażona i to bardzo nigdy nie spotkała się z czymś takim nie mówiąc już o innych jej podobnych. Dla tego była tak przerażona i zrezygnowana. |
| | | Blaze Dixon
Liczba postów : 11 Data dołączenia : 05/01/2014
| Temat: Re: Rotary Park Nie Lut 02, 2014 12:26 pm | |
| Tak to jest jak się wystawia trójkę niedoświadczonych bohaterów na wielkie, opancerzone bestie, dodatkowo latające. Jedna się kuli z przerażenia, drugi ma szalone pomysły, które nigdy nie wyjdą, a trzeci pewnie jak spróbuje to wykonać to odpadnie mu ręka z nogą. Chłopak westchnął. "Czemu akurat musiałem przyjechać do tego popieprzonego miasta!?" - zastanawiał się. W sumie jakby nie patrzeć, on w mniej niż minutę mógł przenieść się do Nowego Yorku, ale jego poczucie superbohatera nie chciało mu na to pozwolić. - No super pomysł ogólnie - rzucił do łucznika z lekką nutką sarkazmu w głosie. - Tylko kto wbije im te strzały? - zapytał, lecz nie czekał długo na odpowiedź. - Ja! Oczywiście ja! Bo co? Umiesz się teleportować, no pewnie, że nie! Umiesz tylko strzelać tymi strzałami jak praktycznie każdy! - zaczął krzyczeć zdenerwowany, wyładował swoją złość. - No dobra, dawaj mi te strzały, zrobię to, a wy będziecie mnie zbierać z ich dziobów - wycedził kończąc swój monolog. Samobójca, no samobójca. Głęboki wdech, aby zaczerpnąć wystarczającą ilość powietrza, możliwe, że ostatnie jakie czuje. W jego głowie buzowały różne myśli, nie wiedział co robić, zdecydował się na to, ale nie wiedział czy dobrze robi. Cały się pocił z tego strachu, ale czas pokazać bestią kto jest lepszy. |
| | | Sasha Aristow Mistrz Gry
Liczba postów : 94 Data dołączenia : 30/09/2012
| Temat: Re: Rotary Park Wto Lut 04, 2014 6:46 pm | |
| Gdy Blaze uniósł głos, wykrzykując swoje niezadowolenie z zaistniałej sytuacji, kila ptaków z głośnym piskiem skierowało się w ich stronę. Sunęły po niebie niczym strzały, z niesamowitą prędkością oraz, co gorsze, perfekcyjnie wycelowane w trójkę młodziutkich bohaterów. Można by pomyśleć, że był to ich koniec, gdy nagle ptaki jakby odbiły się od czegoś. Wściekłe zawyły, próbując się przebić przez niewidzialną barierę. Nad głowami młodych powoli zniżał się średniej wielkości samolot, z którego przez otwarte drzwi wychylał się mężczyzna w uniformie. Najprawdopodobniej to właśnie on utrzymywał ptaki z dala od nastolatków. Gdy samolot obniżył się wystarczająco nad dach, kolejna osoba, tym razem kobieta, skinęła na dzieciaki, by weszły do samolotu. - Żadnych pytań, ładujcie się do środka. - Powiedziała dość surowo oraz stanowczo, robiąc im miejsce w kabinie. Cała trójka mogła dostrzec jak na ziemi zrobił się pewien ruch. opancerzone furgonetki, grupki ludzi w podobnych uniformach jak osobniki w samolocie. Przy czym kilka podobnych maszyn pojawiło się na niebie. Samolot wzniósł się, zaś mężczyzna, który uratował poniekąd małych bohaterów, zniknął w kabinie pilota. Rudowłosa kobieta przyglądała się im chłodno, zaraz notując coś w zeszycie, który przed chwilą spoczywał na jej kolanach. Nie dobiegał ich żaden dźwięk poza cichym mruczeniem silnika. Lecieli... no właśnie dokąd?
//zt dla wszystkich - piszcie dalej tutaj |
| | | Tony Stark Mistrz Gry
Liczba postów : 361 Data dołączenia : 28/05/2012
| Temat: Re: Rotary Park Wto Maj 23, 2017 9:28 pm | |
| Tony naprawdę nie wiedział, co robił w Mieście Aniołów. Na szczęście nie było tak, że znowu urwał mu się film. Po ostatnim spotkaniu z jednak-żyjącą-i-mającą-się-całkiem-świetnie ciocią Peggy postanowił, że nie sięgnie do kieliszka. Będzie lepiej się prowadził. Nie zrobi żadnego głupstwa. Otworzy szerzej oczy, by mógł dostrzegać to, czego wcześniej nie widział. Brzmi za górnolotnie jak na Starka? Cóż. Niecodziennie spotyka się swoją zmarłą chrzestną, która wygląda obecnie jak ponętna trzydziestolatka. Takie wydarzenia potrafią nieco zdefiniować życiowe priorytety. Wróćmy do obecności Tony’ego Starka w Los Angeles. Choć Iron Man uporczywie próbował zapomnieć, dlaczego był w Mieście Gwiazd, to Jarvis co jakiś czas przypominał mu o kilku spotkaniach biznesowych. Trzeba było nadmienić, że szefem Stark Industries była Pepper Potts. Tony mianował ją prezesem ładne cztery lata temu. Choć to teraz kobieta miała na głowie papierkową robotę, to i tak Tony czasami musiał uczestniczyć w niektórych biznesowych lunchach. Na nic zdawały się jego jęki. Na Virginię nie działały żadne wymówki. Cóż… Na dzisiaj skończył już spotkania. Głowa go bolała od wykresów, przedstawianych ofert innych firm, oglądania zdjęć fabryk, które mógłby wykupić i tym samym uratować przed bankructwem. Rozdzielił się z zarządem Stark Industries, by móc przezwyciężyć migrenę, niż zaczęła się ona na dobre. Jarvis wskazał mu drogę. Gdy zajechał na parking przed Rotary Park, był zachwycony. Komputer nie zawiódł go. Tutaj naprawdę mógł odpocząć. Wysiadł z samochodu. Rozpiął marynarkę i przerzucił ją przez ramię. Wziął głęboki oddech. Z kieszeni spodni wyciągnął okulary przeciwsłoneczne. Miał cichą nadzieję, że nie zostanie rozpoznany. Naprawdę nie miał ochotę na rozmowy. Udał się w kierunku wody. W Hollywood wolał nie nazywać akwenów rzeką lub jeziorem. Tutaj nigdy nie było nic wiadomo. Wybrał jedną z ławek, tuż przy wodzie. Usiadł w oddaleniu od innych. Było późne popołudnie, dlatego dużo dzieciaków grało w baseballa, a na wodzie można było zaobserwować wiele łodzi. Stark odłożył marynarkę na bok. Nie miał w niej nic oprócz kluczyków do samochodu oraz portfela pełnego kart. Oparł się wygodnie. Chwila relaksu – każdy na nią zasługiwał. Tony chciał ze swojej wydusić jak najwięcej. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Rotary Park Sro Maj 24, 2017 10:33 am | |
| Ta Ziemia była taka wielka, większa niż jego dom. A może planeta z której pochodzi jest taka sama? Nie za bardzo zwrócił na to uwagę, kiedy to wystrzelił w przestrzeń kosmiczną. Właściwie nie planował się tutaj znaleźć, zobaczył ten błękit i zieleń która zwabiła go momentalnie. Ludzie są dziwni i zaskakujący jednocześnie, strasznie skomplikowani. Niby potrafią się przystosować, co już dawno zaobserwował a jednak, nadal wszystko co "nie ich" to uważają za złe, groźne, boją się tego a z tego ich prymitywnego strachu wynikają same nieszczęścia. To naprawdę mogło irytować, chociaż miał on w pamięci pewną kobietę, jedyną taką, co się go nie bała przy pierwszym spotkaniu. Szkoda tylko, że nie wie jak miała na imię. Nie widział jej też nigdy więcej. Leciał przed siebie nawet nie myśląc za bardzo gdzie, poruszał się ze swoją maksymalną prędkością oraz na tyle wysoko, że nie musiał być niewidzialny a ktoś kto by go zobaczył najpewniej uzna, że jest jakimś szybkim ptakiem. Nie mial dobrego nastroju, właściwie czuł się poirytowany. Ross kazał mu szukać kogoś, kogo nie znajdzie. Skąd to wiedział? To się nazywa instynk. Skoro ten Parker-złodziej nie pojawia się przez kilka miesięcy, oznacza to zdradę a on zdrajców niecierpi. Najpewniej jak kiedyś go spotka, pewnie w najmniej oczekiwanym momencie, z miłą chęcią rozszarpie go na krwiste kawałki. Dotarł w końcu nad jakąś wodę, był na tyle nisko, że widział połowę terenu jaki obejmuje park. Dużo ludzi. Zatrzymał się i porozglądał, szukając jakiegoś jedzenia. Trzymał w swoich przednich kończynach pudełko po chińskim jedzeniu, które znalazł zabrał jakiemuś "Kowalskiemu". Dużo tam nie było, właściwie pudełko było już puste gdyż wszystko zeżarł. Zbliżał się do wody już niewidzialny, nie będzie mógł tak długo zostać więc wypadałoby znaleźć jakąś kryjówkę. O tym jednak pomyśli potem, tak się złożyło, że akurat był bardzo blisko pana Starka. Ort też chciał mieć święty spokój, odwiedzi kilka miejsc jednak on wie, że znalezienie tamtego zlodzieja graniczy z cudem. Jakieś kilka metrów od mężczyzny, kosmita nie zwracając uwagi na otoczenie, dał nura do wody z czterech metrów wysokoci. W wodzie trochę było widać jego sylwetkę, w końcu woda na niego napiera. Wątpił jednak by ktoś go zauważył, jeśli nawet to co to zmienia? Ktoś pokrzyczy, ucieknie i po sprawie. Karrablast żałował, że jest traktowany jako kosmita, skoro był po prostu bardzo inteligentnym zwierzęciem. Przynajmniej tak on sam uważał, w rzeczywistości mogło być inaczej. Najpewniej to przez to, że Ubnovianie traktowali go i jego pobratymnców jako boskie zwierzęta. Zainteresował się oglądaniem ludzkich łodzi, ludzi siedzących blisko wody....W pewnej chwili zatrzymał się i spojrzał na Starka, człowiek kompletnie mu obcy ale...jakby go kiedyś widział. Obserwował go przez jakiś czas, niewidoczny, pod wodą. Był na tyle blisko, że widział go dobrze ale z dystansem by się nie ujawnić. |
| | | Tony Stark Mistrz Gry
Liczba postów : 361 Data dołączenia : 28/05/2012
| Temat: Re: Rotary Park Sro Maj 24, 2017 1:22 pm | |
| Tony rozpiął krawat, który miał pod szyją. Pociągnął za jego koniec. Spojrzał na niego, by zaraz odłożyć na marynarkę. Rozpiął dwa guziki koszuli pod szyją. Lubił strój wizytowy. Widział, jak kobiety reagują na mężczyzn w garniturach. Może i tak dobrze prezentował się nawet w zwykłym t-shircie, ale będąc eleganckim, zwiększał kilkakrotnie swoje szanse na randkę. Tylko że teraz naprawdę jej nie szukał. Była to ostatnia rzecz, której potrzebował. Nie miał ochoty na miłosne spotkania z kobietami – to było aż za bardzo nie po starkowemu. Iron Man siedział więc w parku naprzeciwko akwenu, nie zaczepiamy przez nikogo. Choć na tę chwilę udało mu się osiągnąć upragniony spokój. Otaczała go przyroda. Wiewiórki biegały po drzewach, dzieciaki grały w piłkę, dorośli pływali łódkami. Jego zmysły powoli uspakajały się, a ból głowy mijał. Choć może ciągnęło go do telefonu, by sprawdzić skrzynkę z wiadomościami, lecz cichy głos przypominał mu, żeby tego nie robił. Nie potrzebował wracać do świata doczesnego. Dojrzał na wodzie dziwne wzburzenie. Chlusnęło potężnie, wytwarzając falę, która szybko dotarła do brzegu. Tony zaczął szukać sprawcy tego zamieszania. Czy ktoś rzucił bardzo ciężkim kamieniem? Może jakieś dziecko wypadło z łódki? Nikt jednak nie krzyczał, nie był nawet zainteresowany dziwną falą. Tony uniósł więc wzrok wyżej. Nie mógł mieć majaków alkoholowych. Nie pił od kilku dni. Może tak objawiało się odstawienie kochanej whisky? Wyrzucił z głowy takie myśli. Po prostu jakaś ryba za bardzo podpłynęła do brzegu, przeraziła się, że zabraknie jej tlenu i tak mocno walnęła ogonem o taflę wody, że wytworzyła taką falę. Tak, to na pewno była ryba. Nic niebezpiecznego. Żadnej rosyjski szpieg, żaden kosmita, żaden nastolatek, który za szybko biega, żaden czarodziej z innego uniwersum… Znowu zaczęła go boleć głowa. Cholera jasna. |
| | | Pepper Potts
Liczba postów : 43 Data dołączenia : 06/08/2012
| Temat: Re: Rotary Park Sro Maj 24, 2017 6:50 pm | |
| Obcasy długich, eleganckich szpilek, rytmicznie uderzały w bruk. W pewnym momencie ich melodie zagłuszyło zgrzytanie piasku, aczkolwiek nie przeszkodziło to Virginii hardym krokiem iść dalej przed siebie. Wiedziała, że Stark gdzieś się tu szwenda; zdradził go chichot młodych, mijanych na alejce panien oraz Jarvis, wobec którego potrafiła być słodko i co najważniejsze skutecznie przekonywująca. Dla Virginii, prezesa Stark Industries, pobyt w Los Angeles pękał w szwach od spotkań, lunchów biznesowych oraz bankietów. I choć sam Tony w przypływie nieoczekiwanej, dobrej woli, wyraził chęć uczestnictwa w kluczowych spotkaniach, dotyczących negocjacji nowych umów, w najmniejszym stopniu nie zrzuciło to z jej barek odpowiedzialności. Była perfekcjonistką. Nawet, jeśli nie musiała, wciąż upierała się, że osobiście wszystkiego dopilnuje. Zadba o to, aby rozmowy przebiegły pomyślnie, zgodnie z założeniami. Upewni się, że interesanci wywiążą się z propozycji. Że zaproponują korzystniejsze warunki. Między innymi za to już dawno zaskarbiła sobie sympatię zarządu stając się w ich oczach niezbędnym elementem dobrze działającego mechanizmu. Dostrzegła go. Stał w niewielkiej odległości od niej, wpatrzony w tafle wody, w której prawdopodobnie odbijały się kobiece wdzięki. Innego wytłumaczenia, dlaczego wpatruje się tak namiętnie w te zwierciadło nie było. - Anthony Edwardzie Stark! - rzuciła groźnie, marszcząc z podobnym wydźwiękiem brwi. Ten charakterystyczny dla niezadowolonej bądź zniesmaczonej Pepper gest był tak samo subtelny, co wymowny. - Czy zdajesz sobie sprawę, że za godzinę zaczyna się najważniejsze spotkanie? Nie? To było go przewidzenia. Czy nie można powierzyć ci jednej, jedynej rzeczy, bez strachu, że zapomnisz o niej lub ją zaprzepaścisz? Musze ci przypominać ile kosztowało mnie pozyskanie ich zainteresowania? - nie dawała Starkowi szansy na dojście do głosu, świetnie odnajdując się w roli surowego rodzica, które karcił swoje krnąbrne młode. A to, że z Tony wciąż bywał dużym, nieporadnym chłopcem, było dość oczywiste dla kogoś, kto współpracował z nim... Cóż. Dla Virginii to było już od zawsze. |
| | | Tony Stark Mistrz Gry
Liczba postów : 361 Data dołączenia : 28/05/2012
| Temat: Re: Rotary Park Sro Maj 24, 2017 7:25 pm | |
| Tony przyłożył po dwa palce z każdej strony na swoich skroniach, wykonując mały masaż. Chciał, chociaż w taki sposób pozbyć się okropnej migreny, która sprawiała, że nie mógł trzeźwo myśleć. Poniekąd mógł zawsze wrócić do auta i kazać Jarvisowi podać sobie jeden ze środków przeciwbólowych, ale to byłoby zwyczajne nadużycie. Jak nie alkohol to lekarstwa. Jedno uzależnienie gorsze od drugiego. Syknął, słysząc, jak ktoś tuż za plecami wykrzykuje jego imię i nazwisko. Ten głos poznałby wszędzie, nawet gdyby znajdował się na łożu śmierci. Z Potts współpracował od wielu lat i tak się do niej przyzwyczaił, że często nie potrafił sobie przypomnieć czasów sprzed akcji z gazem pieprzowym. Podniósł głowę, by spojrzeć na kobietę stojącą nad nim. Wyglądał jak skarcony chłopiec, który wie, że dostał jedynkę z wypracowania i nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego tak się stało. Nawet nie próbował jej przerywać. Przetwarzał każdą informację, jaką podała mu kobieta. - Spotkanie? – Choć ból nadal rozsadzał mu czaszkę i był zainteresowany „wielkim wodnym plum”, to sięgnął po swój telefon. Na czerwono Jarvis wyświetlił mu przypomnienie o spotkaniu, które miało rozpocząć się za godzinę. To jednak nie był koniec, jak wcześniej przypuszczał. Jak to się stało, że zignorował grafik?... No tak, był Tonym Starkiem. Nie działał według planów. Takie rzeczy często mu się zdarzały. - Przecież byłem już na wielu spotkaniach… Nawet nie usnąłem, jak pokazywali nam fabryki, które możemy wykupić, by im pomóc. Nie powiesz mi, że to nie jest wielkie osiągnięcie. - Użył tonu głosu, który idealnie pasował do sytuacji „ale mamooo”. – Popatrz na to z innej strony. Przez jakiś czas byłem wyłączony z firmy. – Wolał nie wracać do sytuacji, gdy miał piersi. Swoją drogą one były całkiem ciekawe wieczorem. Pochłaniały jego uwagę. – Zresztą… Po co nam spotkanie z Cord Industries? – Jarvis wyświetlił mu na telefonie zdjęcie prezeski – Janice. Przyjrzał się kobiecie uważnie. Przerzucił kilka zdjęć. Uśmiechnął się półgębkiem. Przez myśl przeszło mu coś głupiego, jak zawsze, gdy widział piękną kobietę. – Chociaż nie. Koniec z tym. Wiesz co? Wreszcie wiem, jak takie historie się kończą. Będzie tak samo, jak z naszą cudowną Natalie. Tylko błagam, nie mów mi, że „a nie mówiłam?”. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Rotary Park Czw Maj 25, 2017 8:22 am | |
| Jak to dobrze być kimś, kto nie musi oddychać. Tutaj naprawdę było to przydatne, mógł oddychać jeśli chciał i robił to co jakiś czas. Jednak ta umiejętność przydawała się wszędzie, czy to pod wodą czy to w przestrzeni kosmicznej. Pochwalił siebie w myślach, czasem zdawał się zbyt zapatrzony w siebie ale on na to nie zwracał uwagi. Podpłynął nieco bliżej, poruszając z gracją swoim długim ogonem, chcąc przyjrzeć się mu lepiej. Chyba...widział go pewnie gdzieś na jakiejś ulicy, Ort często bywał w dużych i zaludnionych miastach. Tylko czasami trzeba było opuścić ten chaos jaki tam panuje. Właśnie wpadł na pomysł, by przeszukać od tak kanalizację. Dlaczego by nie? Widział film jak jakiś człowiek się tam schował, może w kanałach znajdzie jakieś ślady? Złodziej może by się tam schował? Ale...z drugiej strony po co miałby to robić, polata tu i tam a potem wróci do Rossa. Z resztą on i tak wie gdzie jest, jak będzie się przemieszczać to może będzie wyglądać to tak, jakby szukał tego złodzieja. Nah taką sprawę mu dał i musi coś z tym zrobić. Chociaż już dawno jest po fakcie, Ross chciał aby dokonał czegoś, co znacznie przekracza jego możliwości. Nie był człowiekiem, nie miał aż tak dużej inteligencji i sprytu. Może Ross o tym nie wiedział i błędnie ocenił jego zdolności? Ort nie był detektywem, jeśli dobrze pamiętał jak się nazywa te osoby, które rozwiązują jakieś zagadki. Cofnął się kiedy mężczyzna podniósł się nieco wyżej, na szczęście nie miał jak go zauważyć. Niespodziewanie pojawiła się jakaś kobieta, blondynka, tej to w ogóle nie znał. Chociaż już na wstępie go zdenerwowała. Przecież ten człowiek chciał mieć chwilę spokoju a ona przychodzi i z wyraźnym pretensjami do niego. Eh te samice, same z nimi problemy. Jak to dobrze, że zdecydował się na bycie samcem. Jej zachowanie mu się nie spodobało, jednocześnie to co zaraz zrobi na samą myśl go rozbawiło. Zaczekał na dobry moment, po czym stał się widoczny i wyskoczył z impetem z wody krzycząc coś po swojemu i sycząc jak wąż. Lewitując skierował się szybko w stronę kobiety, kłapiąc swoją szczeką i cały czas jakby mówiąc po swojemu z pretensjami. Chciał ją nastraszyć by ta się cofnęła, po czym wróciłby ze śmiechem do wody. Wszystko działo się błyskawicznie, Ort był szybki więc cała akcja trwała może około dziesięciu sekund może troszkę więcej. Wrócił do wody i cofnął się nieco, uśmiechnięty po swojemu "od ucha do ucha". To było dla niego baaardzo śmieszne. |
| | | Pepper Potts
Liczba postów : 43 Data dołączenia : 06/08/2012
| Temat: Re: Rotary Park Czw Maj 25, 2017 9:55 am | |
| Nie była zadowolona z jego odpowiedzi. Znał ją, musiał to dostrzec w wyrazie jej twarzy, w wymownym spojrzeniu tych czysto niebieskich oczu. - Wielkim osiągnięciem był fakt, że w ogóle się na nich pojawiłeś. Masz rację - wtrąciła, nie odpuszczając. Mogła w tym czasie, w którym ganiała za Starkiem po parku, na przykład zanurzyć się w wannie pełnej gorącej wody, z pachnącymi kokosem bąbelkami. Westchnęła, ubolewając nad tym, co zostało jej odebrane przez poczucie obowiązku. - Naprawdę musimy wracać do rozmowy o trzymaniu przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej? - powinien docenić fakt, że Viginia nie powtórzyła swojego wykładu na temat Cord Industries, który miał już niewątpliwą przyjemność wysłuchać w czasie podróży samolotem. Cmoknęła, rejestrując nagłą zmianę w mimice Starka. - Nie muszę. W końcu sam to przyznałeś... Wielokrotnie... - wzruszyła nonszalancko ramionami. To Janice nalegała na możliwość spotkania z Tonym, ale przecież nie musiał wiedzieć wszystkiego, prawda? Stała tyłem do wyłaniającego się z wody tworu, dlatego też w pierwszej chwili nie była niczego świadoma. Jakikolwiek plusk, śmiech oraz poruszenie dla Pepper wynikać musiało z harców dzieciaków bądź wygłupów już starszej młodzieży; jej świat do czasu związania się z Tonym Starkiem był całkiem normalny. Pozbawiony superbohaterów, gości z innych wymiarów, namacalnych skutków odwiecznej walki dobra ze złem. Dopiero, kiedy coś świsnęły blisko jej ucha, odruchowo obejrzała się przez ramię... Pepper cofnęła się, szczerze przerażona tym, że tuż przy jej twarzy kłapała bliżej niezidentyfikowana istota z mało dyplomatycznymi zamiarami. W swojej karierze prowadziła wiele negocjacji z barwnymi personami, nie była jednakże gotowa, aby pertraktować w tak szorstkim oraz niezrozumiałym języku, z tworem w ciele węża. Cofając się, wpadła na Starka. W ostatniej chwili złapała równowagę i z piskiem schowała się za mężczyzną, szczerze wierząc w to, że złego licho nie weźmie.[/i] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Rotary Park | |
| |
| | | | Rotary Park | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |