Skoro już wszyscy zajęli się przeszukiwaniem niewielkiego domku w lesie, to Summer pozostawało tylko robić to samo. Szczególnie, że pomysł sam w sobie nie był taki zły. Co prawda wolałaby się zając oględzinami kuchni pod kątem pożywienia, ale nie było na co narzekać. Chatka zdawała się być opuszczona i całkiem bezpieczna, nie licząc wyłamanych drzwi wejściowych. Przynajmniej do rana nie będą zmuszeni spać pod gołym niebem, zdani na łaskę żywiołów. Kolejny raz sprawdziła zasięg telefonu. Bez zmian. Wolnym krokiem przekroczyła próg pokoju, wyglądającego na czyjąś sypialnię. Wprawne oko uchwyciło mniejszą ilość kurzu na narzucie łóżka, tam też więc skierowała się Elizabeth. Gołym okiem wiele nie mogła stwierdzić poza tym, że niedawno ktoś tu był. Wędrowiec, wróg, czy osoba przez którą tu trafili – tego nie wiedziała. Mimowolnie poczuła ścisk krtani związany z poczuciem zagrożenia i przeczesała lewą dłonią włosy. Musiała się uspokoić, liczyło się by zachować pozory opanowania, nic więcej. Już miała się odwrócić i wyjść, gdy dostrzegła obraz na ścianie. Był pięknie namalowany, jeśli brać pod uwagę tylko kunszt artysty a zupełnie zignorować makabryczną scenę którą tenże starał się oddać na płótnie. Podeszła bliżej i delikatnie palcami przejechała po drewnianej ramie, zsuwając się na płótno. Opuszki palców ubrudziła sobie ciemną, dosyć grubą warstwą kurzu. Z pewnością dzieło było stare, o ile nie była to jedynie bardzo dobra reprodukcja. Kolory wyblakły, ale chyba nawet za czasów swojej świetności nie należały do najintensywniejszych. I choć nie było w nim tak naprawdę nic szczególnego, to w kontekście ostatnich wydarzeń trybiki w mózgu młodej kobiety zaczęły poruszać się coraz szybciej. Właściwie dlaczego ich trójka trafiła tu praktycznie bez broni czy choćby wspomnień ostatnich godzin? Jak to się mogło stać, gdzie jest osoba odpowiedzialna za ten cały burdel, o ile taka istnieje. A jeśli już, to jakie ma zamiary?
Nie jest dobrze, pomyślała Summer w duchu i cofnęła się od obrazu o pół kroku. Czym prędzej musiała uświadomić pozostałych o fakcie, że wcale nie tak dawno temu ktoś tu był. Ale co wtedy zrobią? I tak muszą przeczekać do rana, zmierzch zbliżał się wielkimi krokami. Łatwiej bronić się w budynku niż w gęstym lesie, na dodatek w absolutnych ciemnościach. Mogła wywołać niepotrzebną panikę a to ostatnie czego by sobie życzyła dzisiejszego dnia. Przecież nie miała pewności, czy słusznie myśli. Nerwowo ścisnęła uchwyt małej walizeczki z którą nie rozstawała się ani na krok. Choć nie uśmiechało jej się to, pewne kwestie zmuszona będzie przemilczeć, o ile w trakcie rozwoju wydarzeń nie będzie musiała zmienić zdania.
Jeszcze jedna rzecz nie dawała jej spokoju. Może to miejsce wcale nie było tak bezpieczne, jak na pierwszy rzut oka wyglądało? Brązowowłosa strzeliła z palców i zabrała się za przeszukiwanie sypialni pod kątem... czegokolwiek niecodziennego poza obrazem i mniejszą ilością kurzu na narzucie łóżka. Przezorny zawsze ubezpieczony a dwudziestodziewięciolatka zamierzała przeczesać każdy skrawek pomieszczenia od sufitu począwszy po wszelkie meble skończywszy. Mniej więcej w połowie ów czynności do uszu Summer dobiegł głośny trzask łamiących się desek i spadającego ciała. Kobieta poderwała się czym prędzej, przerywając sprawdzanie dna komody i wychyliła się zza framugi drzwi na korytarz.
- Co do cholery?! Nikomu nic się nie stało?
Serce waliło jej jak oszalałe, choć już powoli się uspokajało. Normalnie takie rzeczy jej nie wyprowadzają z równowagi ale było zbyt cicho i spokojnie by hałas nie rozniósł się bardziej niż powinien po chatce. Wychylając się bardziej dostrzegła w pokoju do którego skierował się Dante sporą dziurę w podłodze. Przestąpiła więc ostrożnie kilka kroków do przodu by samej nie wpaść i zajrzała do środka z korytarza.
- Jak ty to zrobiłeś, przepraszam bardzo?
[z/t]