|
| Appalachy, stan Nowy York. | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Appalachy, stan Nowy York. Wto Kwi 23, 2013 6:14 pm | |
| First topic message reminder :
Właśnie tutaj schronienie znalazł kosmita. Jaskinia w łańcuchu górskim, z której rozciągała się panorama na pobliskie osady ludzkie. Patrząc na wschód widział też błękit wód, a także jedno miasto położone na wyspie lub półwyspie, które zdawało się być większe od innych. Elethar siedział na kamieniu i patrzył w dal... w niebo. Nie miał pojęcia co ma dalej zrobić. Odcięty od źródła swoich mocy, był prawie bezbronny. Nie miał też żadnych narzędzi, aby móc zbadać swoje położenie. Jak to możliwe, że znalazł się w tym miejscu? Jego rasa poznała tajemnice przestrzeni i czasu, a tu się okazało, że jest jeszcze coś poza. Doprawdy niesamowite. Jego sytuacja była trudna. Jeśli nie dowie się w jakiej rzeczywistości się znalazł, jakie są tutaj zagrożenia,m może umrzeć śmiercią dość spektakularną. Przynajmniej był jeden pozytyw tego położenia. Nie było możliwości by spotkał demony Osnowy. Wpatrywał się w dal i medytował. Dyscyplina, silny umysł... To one go wybawią. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Czw Maj 09, 2013 1:23 pm | |
| Góry, szczególnie jesienią, to nie jest miejsce, dla ludzi. Na dworze jest zimniej i pogoda może zmienić się bardzo szybko. Dlatego też smok nie spodziewał się spotkać tutaj nikogo. Ciemny kształt wyłonił się z chmur i zapikował ku ziemi. Miejsce miało swój urok, ale mimo wszystkie nie dorastało do pięt górom z Rivellonu. Ach, Rivellon... piękna kraina. Tęsknił za nią, mimo wszystko. Piękne góry, bujna roślinność. Szkoda, że to już minęło. Czujne oczy smoka dostrzegły szybko poruszające się stworzenie w dole. Bestia zapikowała i powoli zbliżała się do powierzchni ziemi. Nieznajomy mógł go spokojnie dostrzec. W końcu temu nie zależało na dyskrecji. Czuł się pewnie. Smok okrążył nieznaną istotę dwukrotnie. W końcu postanowił wylądować. Ogromne skrzydła uderzyły mocniej o powietrze i zatrzymując smoka w miejscu. Ten powoli opadł na ziemię w pobliżu Elethara. Czarne szpony wbiły się w ziemię. Skrzydła się złożyły i wylądowały na podłożu. - Witaj. - z gardzieli samca wydobył się niski głos. Bestia powoli przesunęła się bliżej. Głowę samiec trzymał dość wysoko, tak, że mógł obserwować nieznane mu stworzenie. Nozdrza samca co chwila się rozchylały chłonąc powietrze. To było coś... nowego. Chciał się dowiedzieć na co trafił. W pewnym momencie wysunął czubek języka smakując powietrze przy nim. Zdecydowanie nie znał tej istoty. Smok przechylił łeb, przez co wyglądał bardziej jak psiak proszący o smakołyk, niż groźna bestia. |
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Czw Maj 09, 2013 3:14 pm | |
| Minęło półtorej doby odkąd smok opuścił Elethara. Udało mu się jakoś dojść do siebie w tym czasie - zregenerować moce psioniczne. Psionika była dość ciekawym zagadnieniem, a jednocześnie tak trudnym do pojęcia, który napawał duszę przerażeniem. Była ona mocą o największej wadze... potrafiącą wyrwać duszę z ciała i rozerwać ją, gwarantując wieczną agonię w objęciach Bogów Chaosu. Eldarzy byli zmuszeni igrać z tą potęgą, aby mieć jakiekolwiek szanse na zbawienie swego ludu. Bo jak eldarzy rozumieli psionikę. Była to moc dusz, emocji... Każda emocja według nich trafiała do jednego miejsca - Osnowy. Tyle emocji, uczuć magazynowanych w jednym, metafizycznym miejscu tworzyło siłę, raz niszczycielską potęgę. Czerpali z niej, posługiwali się nią. Czym byłą więc dusza? Eldarzy uważali, że podczas śmierci gwałtownie uwalnia się cały ładunek emocjonalny istniejący w człowieku. Każda jego złość, miłość, nienawiść i inne stany których doświadczyła dana osoba wydostają się spod kontroli. Wybuch jest tak gwałtowny, a energia tak skondensowana, że staje się ona odbiciem danego osobnika, zachowując jego świadomość.
Elethar po prostu patrzył w niebo, pozostając w głębokiej kontemplacji. Eldarzy wierzyli w los... w pewnym stopniu byli kapłanami losu. Czyż arcyprorocy nie otwierając swój umysł dzięki upiorytowym runom, by w niebezpiecznej burzy Osnowy ujrzeć los ich rasy? Więc być może był jakiś cel, dla którego znalazł się tutaj. Właściwie to był tego pewien. Pytanie było tylko jedno: czego od niego los wymaga? Nagle zauważył kolejnego smoka, który wylądował przed nim. W jednej chwili był w gotowości, żeby odeprzeć atak. To była już druga taka istota którą spotkał w ciągu tych dwóch dni. Czyżby te stworzenia były na Ziemi tak pospolite? Słowa... znów te słowa. Elethar sięgnął do jego umysłu. - Czego chcesz, obcy? - Niski, metaliczny głos rozbrzmiał w umyśle Shiriona. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pią Maj 10, 2013 7:35 pm | |
| Bestia przesunęła znów ogonem po ziemi i schował jęzor. Czując nacisk na umysł smok cofnął łeb. Z jego nozdrzy wydobył się ciemny dym. Nie był zbytnio zadowolony tym, że nieznajomy od razu ładuje się do jego umysłu. Samiec uniósł wargę ukazując ostre, jak brzytwa, kły i podniósł wyżej łeb odchylając go do tyłu. Mur, otaczający umysł smoka, pozwolił jednak wejść mu do środka. Pełno było w nim myśli, wspomnień. Mimo, że Elethar mógł je wyczuć, nie miał do nich dostępu. Smok nie lubił, gdy ktoś w nich grzebał. Z resztą, i tak byłyby one bezużyteczne dla niego. Większość z nich pełna była nieznanego mu języka. Rivellon posiadał swój własny dialekt, który ciężko rozgryźć, jeżeli chociaż troszkę nie zna się na owej krainie. Jaszczur zrobił parę kroków w przód. Odległość między nimi znacznie się zmniejszyła. - Niczego, tak naprawdę. Każdy potrzebuje czasami odpoczynku... Po za tym... Twoja osoba wydaje się być interesująca. Nie wiem kim jesteś, a widziałem trochę krain... stworzeń. Nie pachniesz znajomo. - odparł mu po chwili. Mimo, że głos był niski wydawał się być ciepły, spokojny. Zdecydowanie smok nie był nastawiony na walkę. Gad zniżył nieznacznie łeb chcąc mu się lepiej przyjrzeć. W każdej chwili gotowy był odsunąć łeb. Z resztą Elethar i tak musiałby podskoczyć, żeby wyrządzić mu krzywdę. Gad wypuścił kolejny kłębek dymu z nozdrzy. Uśmiechnął się po smoczemu. Dalej obserwował nieznajomego. |
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Nie Maj 12, 2013 9:14 pm | |
| Wzbudził zainteresowanie? Jakie to typowe. Dla smoka był niczym więcej jak tylko obiektem badawczym, nowinką w świecie. Taka postawa była dla eldara przejawem, co najmniej skrajnego imbecylizmu. Co za stworzenie dąży do konfrontacji, bez uprzedniej obserwacji? Czyżby to stworzenie było tak aroganckie, ze sadziło iż Elethar Ultan - czarownik światostatku Altansar nie stanowi dla niego zagrożenia? A może w swym prymitywizmie uważało, że wszyscy inni będą do niego przyjacielsko nastawieni i dlatego nie musi się nikogo obawiać... Odpoczywać przy nieznanych sobie istotach? Co ciekawe i u niego napotkał ciekawe zabezpieczenia, choć ich wizualizacja była bardzo prymitywna. Mury, zamki? Eldar mimowolnie się uśmiechnął, choć tego smok dojrzeć nie mógł. Miasto tajemnic jest kuszące - ileż skarbów może się kryć w tych murach? Takie pokusy z pewnością odczuł by człowiek, ale nie on. Człowiek mógłby odczuć potrzebę konkurencji, samą ekscytację związana z pokonaniem zamka. Eldarzy jednak potrafili tłumić swoje emocje - dla własnego dobra. Ich upadek był związany z folgowaniem doznaniom zmysłowym bez jakichkolwiek granic moralnych, dlatego też ci którzy przeżyli trenują swoje umysły w dyscyplinie i samokontroli, aby nigdy nie zatracili się w perwersyjnej rozkoszy, przez którą mogą potępić własną duszę. Elethar stał tam i rozmyślał co ma zrobić z tym stworem. Czyżby losowa ręka przeznaczenia przysłała do niego smoka? Właściwie to nie miał zamiaru tracić swej energii na rozmowę nie wnoszącą nic do jego wiedzy o tym świecie. Być może coś wydusi z Shirona. - Jestem eldarem. - Zamilkł oczekując reakcji smoka. To jak zareaguje na nazwę "eldar", będzie w stanie potwierdzić lub zaprzeczyć krystalizujące się w jego głowie teorie o swoim położeniu. - Za to ja widziałem już tobie podobnych w moim świecie. - Dopiero teraz smok mógł zauważyć, że głos eldara jest wyprany z jakichkolwiek emocji. Monotonny, jednostajny, w pewnym stopniu przerażający. - Byli związani przymierzem z moja rasą. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pią Maj 17, 2013 3:33 pm | |
| Samiec wciągnął głęboko powietrze. Wyglądało na to, że nikogo nie było w najbliższej okolicy. Gad przechylił głowę na bok. Powinien zamienić się w człowieka. Można by się śmiać, że powinien zniżyć się do jego poziomu. Jak na razie nie spieszyło mu się jednak. Wiedział, że nie może sobie na to jeszcze pozwolić. Gad był zainteresowany nieznajomym. Chciał go poznać, wiedzieć czy może zmienić się w człowieka. W końcu będąc w tamtej formie nie był wstanie odlecieć. Każda sekunda zwłoki mogła decydować o wyniku ewentualnej walki. Tylko, że smok nie planował walczyć. Po prostu chciał poznać. Jak to smok, bardzo ciekawy. Smok podniósł nieco łeb i poruszył się niespokojnie... Eldar... Kojarzył tę nazwę. Pytanie skąd? Lord nie wspominał o nich. Za to w wielu księgach wspominano o nich. Najwyraźniej ich twórcy musieli mieć z nimi kontakt. Musiało to być jednak bardzo dawno temu, jeszcze przed ponownymi narodzinami Shirona. - Nasi twórcy musieli mieć z wami kontakt... Tyle, że to musiało być wiele lat temu... - mruknął samiec. Głos nieznajomego nie robił na nim większego wrażenia. Wiele stworzeń taki głos usiłowało mieć, żeby zrobić wrażenie na innych. Dla Shirona z jednej strony była to słaba próba udawania kogoś innego, ale z drugiej delikatny sygnał, że nieznajomy ma powody, aby w takim sposób się zachowywać. Shiron starał się traktować go jako stworzenie o wyższej inteligencji niż reszta ziemskich stworzeń, ale akurat w tym przypadku było to po prostu żałosne.
|
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pią Maj 17, 2013 8:05 pm | |
| Żałosny? Gdyby Elethar słyszał myśli gada, ten poczułby tylko nawałnicę shurikenowych dysków, które (czego kosmita był pewien), odesłałyby smoka wprost do Osnowy, aby jego dusze rozerwały demony chaosu! A przynajmniej tak by się stało, jeśli znajdowaliby się w jego świecie. Gdyby tylko smok był w stanie sobie wyobrazić, to co eldarzy widzieli na własne oczy... Zrozumiałby może po części dlaczego kosmita zachowuje się tak, a nie inaczej. Jednak skupmy się na teraźniejszości.
Slannowie? Czyżby ich twórcy także wykreowali smoczą rasę? Eldarzy nie widzieli Slannów od czasów Wojny w Niebiosach, kiedy to Wielcy Kreatorzy prawie wyginęli. Jeśli to prawda to smoki z pewnością znają ich pod inną nazwą niż Slannowie. Dość ciekawa teoria, jednak trudna do potwierdzenia. Elethar skrzyżował ręce i spojrzał na Shirona. - Być może. Jesteśmy starożytną rasą... - Wyczuwał ciekawość smoka, to jak ten świdrował wzrokiem jego hełm, jakby chał dojrzeć jestestwa eldara. On też się wpatrywał dość intensywnie w ślepia smoka - bez lęku. Jaką to potęgę tamten musi mieć, że tak swobodnie się czuje w towarzystwie istoty obcej - kosmity? Lub też, czy jego zachowaniem nie powoduje regresja umysłowa? Eldar przez cały czas intensywnie myślał jak uwolnić się od natręta w razie ataku. Kiedyś po prostu wypaliłby psyche ofiary, tak że pozostałby tylko pustą skorupą. Teraz jednak nie miał takich możliwości. Ale dalej miał technologię, dalej miał umiejętności których nabył będąc Wojownikiem Aspektu - w pewnym sensie kapłanem Kaela Mensha Khaine'a. I w końcu tych które poznał krocząc ścieżką proroka. Będzie uciekał tylko jeśli się okaże, że przeciwnik jest silniejszy. I innych przypadkach zostawi na nim krwawe piętno. - Nie doceniasz mnie... smoku. - To nie było pytanie, a stwierdzenie i to dość dosadne. - Widzę to w twoich ruchach... w twoim wzroku... w twoim zachowaniu... - Mimo że te słowa były bardzo prowokujące, sam eldar stał cały czas jak posąg. Tylko lekki wiatr poruszał jego szatami. - Więc kim ty jesteś, obcy? - Elehtar powiedział to tak, żeby dac smokowi do zrozumienia, że nie ma wcale powodów do tego, aby być tak pewnym siebie.
Ostatnio zmieniony przez Elethar Ultew dnia Czw Maj 23, 2013 4:27 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Wto Maj 21, 2013 3:30 pm | |
| Gdyby smok doświadczył tego, co mógłby zgotować mu Elethar raczej nie zmieniłby swojego zdania. Mało kto broni tak swojej postawy. Musi mieć bardzo dobry powód. Nieznajomy nie wyglądał na stworzenie, które szuka uznania wśród innych. Zachowywał się zupełnie inaczej. Te wiadomości niemal wwiercały się w umysł jaszczura, który ciągle przecinały rozpędzone myśli. Wszędzie szukał wskazówek. Malowidła, które mijał codziennie w Rivellonie, mogły coś skrywać. Książek widział całe biblioteki. Tyle, że nigdzie nie było, ani jednej wskazówki. Nieprzyjemna wiadomość. Coś musiało mu umknąć, coś musiało odejść w niepamięć, w teren gdzie jego myśli nie mogły sięgnąć. Nie lubił tego. Wolał mieć wszystko pod łapą, ale co zrobić. Gdy tak obaj wpatrywali się sobie w oczęta musiało to wyglądać nader ciekawie. Można nawet się posunąć do stwierdzenia, że to wciąż lepsza historia miłosna niż Zmierzch. Shiron poruszył się w końcu. Gad powoli odsunął się parę kroków od niego. Czerwone ślepia...wybielały. Po prostu. Gad wysłuchiwał nieznajomego z ciekawością. Być może ten miał rację, a może ten po prostu chciał go sprowokować? Pytanie Elethara sprawiły, że Shiron był już pewien swojej decyzji. Na jego pysku pojawiło się pęknięcie. W tej chwili nie bardzo mógł mówić. Elethar mógł tylko obserwować jak ciało gada przecina coraz więcej pęknięć. Kawałki łusek zaczęły dopadać. Posypał się czarny był. Jaszczur zmniejszał się powoli, przybierał coraz bardziej ludzkie kształty. Gdy był już wielkości człowieka wyprostował się, a z niego opadła ostatnia warstwa łusek. Przed Eletharem stał rosły, jak na człowieka, mężczyzna. Dumnie wyprostowany, w pełnej zbroi i po kolana w czarnym pyle oraz łuskach. Ot, cały Shiron. - Może dane Ci było usłyszeć, może nie. Smoczy Rycerze... - odparł i uśmiechnął się delikatnie do nieznajomego. |
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Sob Maj 25, 2013 8:01 pm | |
| Eldar wycelował pistolet w smoka, gdy ten zaczął się zmieniać. Więź psioniczna też zaczynała słabnąć, ale tylko przez chwilę. Zaraz się znów wzmocniła. Elethar ujrzał przed sobą, mężczyznę, w archaicznej zbroi. Coś nowego... Eldarzy jeszcze nigdy nie natknęli się na zmiennokształtnych. Musi zbadać jego osobę bardziej. Kto wie jakie posiada możliwości. Tylko po cholerę mu jest ta zbroja? Widać ten osobnik miał w sobie trochę mentalności ludzkiej. Tylko oni są takimi zapatrzonymi w przeszłość dziwnymi stworzeniami. Opuścił pistolet, gdy znów przemówił do niego Shirion. To mu trochę przypominała jeden z aspektów eldarskich wojowników: Ogniste Smoki. Ci dzielni wojownicy szkoleni są w eliminowaniu maszyn kroczących, czy ciężkich czołgów. Nazwa wywodzi się z legendy o Smoku, którego wzięli sobie za patrona. - Nie, nie znam Smoczych Rycerzy, jednakże... - Tutaj urwał. Nie może powiedzieć zbyt dużo. Przerwa trwała jednak tylko sekundę i wychwycenie jej mogło być trudne. - ...rozumiem kult smoka. - Jesteście przybyszami, czy zamieszkujecie Midgard? - Przypomniał sobie jak poprzedni smok nazwał tę planetę. - Spotkałem tu już pewnego smoka, zaledwie przedwczoraj. Musi być was tutaj wiele, jeśli co krok spotykam się z jednym z was. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Wto Maj 28, 2013 10:53 pm | |
| Zarówno Shiron jak i Elethar nie spodziewali się tego co miało zaraz zawitać w to miejsce. Nie było znaku, żadnej energii, zapachu, światła - nic. Kontakt telepatyczny pomiędzy Shironem, a Eletharem został nagle zerwany, nie wiedząc czemu. Na tym się nie skończyło. Ciała obu mężczyzn zostały całkowicie unieruchomione, nastąpił całkowity brak odpowiedzi ze strony mięśni, a obaj zastygli w pozycjach w których początkowo się znajdowali, niczym dwa posągi. Obaj nie mogli uczynić nic, jedynie oczy dalej funkcjonowały - tylko nimi mogli poruszać. Działały też oczywiście poszczególne organy, zachowując funkcje życiowe. Odpowiedzi odmawiały jednak kończyny, nawet moce i zdolności nie odpowiadały na wezwania swych właścicieli. Wtedy też dwójka znajdujących się tutaj mężczyzn mogła usłyszeć czyjeś kroki. Odgłosy uderzeń o ziemię, jakby kolos kroczył w ich stronę. Z boku dało się dostrzec lekkie, czerwone światło. -Jedzenie... Będziecie moim pożywieniem. Rzekł nieznany, niski metaliczny, męski głos. Niezależnie od tego co to było - to na pewno było to przyczyną ich problemu z poruszaniem się. Od istoty która się pojawiła, dało się wyczuć ogromną energią jaką ta dysponowała. Światło - a wraz z nim ten ktoś - coraz bardziej się zbliżały, gdy nagle odgłos ucichł, zbliżające się światło stanęło w miejscu, a obaj uwięzieni mogli poczuć - jak energia która trzymała ich ciała, zaczęła się powoli cofać. Shiron i Elethar nie mogli jeszcze wykonać żadnych ruchów, jednak nadal mogli widzieć to co się działo. A wydarzyło się coś ciekawego, gdyż nagle pomiędzy obu mężczyzn - wskoczyły dwa ogromne stworzenia. Istoty - można by rzec - rozmiarów ogromnych. Oba stworzenia były do siebie bardzo podobne - ciała ich pokryte były łuskami, obaj kroczyli na czterech łapach - niczym zwyczajne zwierzęta. Łuski były "pokolorowane" na dwa kolory. Pierwszy - gad który znalazł się bliżej Elethara - miał łuski w odcieniach czerni - jednym pełnym czarnym, a drugim jakby bardzo, bardzo ciemnym kolorze szarym. Drugi gad który stanął obok Shirona, miał łuski koloru czarnego - oraz białego. Oba stworzenia - choć jeszcze całych ich dostrzec nie mogli, ze względu na unieruchomienie - były masywne, umięśnione, wręcz świetnie zbudowane. Oba stworzenia kroczyły na czterech łapach - a ich rozmiar był ogromny - i możliwe, że identyczny. Mierzyli po ponad trzy i pół metra wzrostu (dokładniej trzy metry i sześćdziesiąt pięć centymetrów) oraz ponad siedem i pół metra długości (dokładniej siedem metrów i sześćdziesiąt dwa centymetry). Łapy ich zakończone były wielkimi pazurami, obaj przybysze stali obok siebie - tuż obok obu mężczyzn, zarówno pomiędzy nimi dwoma - jak i nimi dwoma, a napastnikiem. Światło zaczęło nagle zanikać, bardzo szybko, aż w końcu rozproszyło się i zniknęło całkowicie. Obaj zostali tu sami z tymi... No właśnie - kim były te dwa gady? Długo nie musieli czekać. Oba stworzenia skierował ku nich swe spojrzenia, obracając swe łby. Jeden miał ślepia koloru czerwonego, a drugi - białego - zgodnie z kolorem łusek. Obaj wpatrzyli się w unieruchomionych jeszcze chwilowo mężczyzn, aż w końcu obaj, zarówno Shiron jak i Elethar - odzyskali nagle pełną sprawność, jakby zupełnie nic się nie stało. Po za faktem, że oba stojące przed nimi kolosy były prawdziwe. W tym momencie, przebywający tutaj mężczyźni mogli poczuć, jak ich umysłów dotknęły dwa inne, łącząc się z nimi. -Uciekł... -I nie wróci... Kimże jesteście? Dwa niskie, spokojne głosy odezwał się w umysłach obu mężczyzn. Obaj telepaci wykazywali się niezwykłą siłą w swym fechtunku. Wszelkie próby zablokowania lub wypchnięcia ich ze swych umysłów, po prostu kończyły się fiaskiem. Shiron i Elethar mogli poczuć, że byli teraz całkowicie odsłonięci przed dwoma, nieznanymi przedstawicielami obcej rasy. Ci dwaj słyszeli każdą ich myśl, mieli dostęp do każdego wspomnienia, nie zwracając uwagi na prywatność. Kontrolowali ich i sprawdzali. -Żyjecie, bo był słaby. -Z czasem bracie, z czasem... Zaczęli, a rolę przejął jeden z głosów. Oba widma ruszyły przed siebie i obróciły się przodem do swych rozmówców, spoglądając na nich z góry. Ponad trzy metrowe kolosy, to mówiło samo za siebie. Biały wystąpił naprzód, obserwując obu, jakby dając do zrozumienia, że to on teraz przemawia - pozwalając im poznać swój głos. -Wyprzedzając Wasze pytania - jesteśmy Widmami. Nie musicie się nas obawiać. Rzucił i obaj zamilkli, obserwując wzajemnie raz jednego, raz drugiego "człowieka" z którymi dane im było teraz przebywać.
Pierwszy, "w pełni czarny".
- Spoiler:
Drugi, czarno-biały.
- Spoiler:
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pią Maj 31, 2013 7:13 pm | |
| Shiron nie mógł tego przewidzieć. Gdy miał się poruszyć, nie mógł. Nie mógł wydać z siebie syku. Nic nie mógł. Mężczyzna natychmiast zamknął wszelkie ścieżki do swojego umysłu. Część myśli wyłączył kompletnie. Przestał również myśleć w ziemskim narzeczu. Część umysłu otoczona została okrągłą barierą, jak to SR mieli w zwyczaju. Mężczyzna miał ochotę uderzyć ogonem o ziemię z irytacji. Tylko, że go teraz nie miał. Nie mógł za bardzo się ruszyć, mimo że walczył. Jego układ nerwowy zalewało tysiące informacji o ruchu. Mięśnie jednak nie odpowiadały. Shiron coraz bardziej się denerwował. Serce waliło mu pełną parą, a do krwi płynęło coraz więcej adrenaliny. Jeżeli to sprawka Elethara to biada mu, oj biada. Wtedy coś czerwonego po lewej zwróciło uwagę rycerzyka. Furia narastała coraz bardziej. Gdyby nie to coś, cały trząsłby się z złości. Próbował się opanować, ale ciężko mu to wychodziło. Próbował się zmienić, ale ani jedno pęknięcie nie przecięło jego skóry. Nic, zupełnie nic. Gdy czerwona lampa łaskawie raczyła się odezwać, przestało być tak wesoło. Shiron próbował odzyskać kontrolę nad ciałem. Nigdy nie uczył się potężnej telepatii. Tylko i wyłącznie panowanie nad własnym umysłem było mu wówczas potrzebne. W końcu jego przeciwnicy nie dysponowali zbyt potężnymi mocami w tym zakresie.. Wtedy wpadły dwie nieznane mu istoty. Mężczyzna wbił w nich natychmiast wzrok. Co to było? Sam nie wiedział. Przypominały mu smocze elfy, które pałętały się nie raz, nie dwa w okolicach wieży Lovisa. Tylko, że te wyglądały...inaczej. Każdy Rycerz miał tak naprawdę inną odmianę elfów, więc te mogły być tworem jednego z nich. Orobas podobno zajmował się takimi dziwnymi stworzeniami, więc to on mógł tchnąć w nich życie. Czerwona kula nagle rozpłynęła się w powietrzu. Zielone? Można jechać? Shiron znów próbował szarpnąć dłonią. Nie chciał stać ciągle w bezruchu. Jego dłoń poruszyła się powoli. Po chwili mógł już poruszyć całym ciałem. Shiron zgiął się w pół. Jedną dłoń położył na brzuch, a druga chwyciła za głowę. Białko oka co chwila zalewała czerwień, którą wypychał biały odcień. Mięśnie mężczyzny drżały. Rozrywały go emocje. Z jednej strony gniew, że taka sytuacja w ogóle się wydarzyła, a z drugiej bezsilność, że tak łatwo mógł zginąć. Taka błahostka. Shiron zakaszlał parę razy wypuszczając z ust kilka kłębów dymu. Walczył sam z sobą. Wcześniej tak bardzo chciał się zmienić, a teraz, gdy mógł , czuł, że lepiej pozostać człowiekiem. Wówczas coś musnęło jego umysł. Cała agresja natychmiast odsunęła się w kąt. To było jak wiadro zimnej wody. Uczucia zgniótł niczym papier i zajął się nimi wgłębi swojego umysłu. Mężczyzna powoli się wyprostował. Podniósł powoli głowę i wbił spojrzenie w nieznajomych. Uratowali mu życie, więc powinien chociaż podziękować. Nie czas na gniew, który na szczęście już go nie paraliżował. Mężczyzna poczuł jak wszystkie bariery w jego umyśle opadają, jak myśli delikatnie krążą po przestrzeni i są rozchwytywane przez Widma. Bardzo nieprzyjemne uczucie, ale nie zamierzał się bronić. W końcu jego umysł obecnie pracował w jego rodzimym dialekcie. Jeżeli naprawdę były elfami, to spokojnie by go zrozumiały. Nie robił tego specjalnie, tak było wygodniej dla niego. Jeżeli dobiorą się do jego prywatnych myśli nic złego nie powinny znaleźć. Nie miał nic na sumieniu. Shiron spojrzał na dwóch przybyszy i uśmiechnął się delikatnie. - Po pierwsze... chciałbym wam podziękować za ratunek, przed tym czymś... - powiedział - Ja jestem Shiron... Smoczy Rycerz.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Wto Cze 25, 2013 9:08 pm | |
| Elethar wyraźnie nie reagował. Zapewne spowodowało to zbyt silne emocje, planeta Ziemia pokazywała swoją drugą - gorszą - stronę. W takim stanie rzeczy, Widma skupiły całą swą uwagę na Shironie. Niestety pomysł smoczego rycerza - na "zmianę języka" - nie zdał się na nic przy dwójce tych telepatów, którzy wydawali się bawić jego myślami lepiej - niż on sam. Dało się jednak poczuć, że oba stworzenia wycofały się, pozostawiając jedynie połączenie pozwalające im komunikować się ze swymi rozmówcami. Najwyraźniej sprawdzili z kim mieli do czynienia - oraz jakie motywy kierowały tymi osobami - by następnie dać im spokój. -Nie jesteśmy tworami twej rasy, śmiertelniku. Rzucił jeden z głosów, a ślepia czarnego gada błysnęły na czerwono. Najwyraźniej nie spodobało mu się porównanie ich do elfów lub tym bardziej czyiś chowańców. Samiec nie wykazał jednak żadnych oznak agresji, może po za porządnym poirytowaniem. -Smoczy rycerz? Czyż twa rasa nie sięgnęła po więcej, niż powinna? Siła smoków, osiągalna jest wyłącznie dla nich. Uszanujcie to. Niewielu ich pozostało. Odparło drugie widmo. Ten tutaj raczej nie miał na celu obrażenia Shirona. Dało się to z resztą wyczuć w jego głosie. Wydawał się odnosić do mężczyzny z szacunkiem - i choć może nie w takim stopniu jak do własnej rasy - to jednak był to szacunek. Czy Widma uważały się za lepsze? Nie koniecznie. Tak, byli wśród nich ślepy, nie widzący zagrożeń płynących z ignorancji. Jednak naturalną rzeczą było, iż bardziej respektowało się własnych braci i siostry, aniżeli obcych. Oba gady nie poruszały się, śledząc jedynie swych rozmówców wzrokowo i czekając na cóż... Ich dalsze reakcje i odpowiedzi. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Sro Cze 26, 2013 11:04 am | |
| Shiron uśmiechnął się czując, że Widma opuszczają część prywatną z jego umysłu. Była to znaczna ulga dla niego. Nie lubił dzielić się z obcymi swoimi myślami. Tym bardziej, że grzebanie w nich dla niektórych może być niezbyt przyjemnym doświadczeniem. Z przyjemnością znów otoczył umysł murem myśli. Nie był to zbyt silny mur. Widma pewnie i tak z łatwością znów do niego wdarły. Chodziło to raczej o poczucie bezpieczeństwa. Smok podniósł wzrok na jednego z nich. Nie spodobało mu się porównanie. Nie było to dziwne dla Shirona, ale już taki jego urok. Jeżeli nie mógł czegoś rozszyfrować, szukał podobieństw w poznanych wcześniej istotach. W całym swoim krótkim życiu miał szansę przejrzeć ogrom ksiąg, ale niestety większość zawartych tam informacji nie dotyczyła już Midgardu. Wówczas smok usłyszał pytanie drugiego Widma. Uśmiechnął się delikatnie. Nie było łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Było kilka wersji ich powstania. Do tego część Rycerzy uwielbiała wyolbrzymiać i koloryzować opowieści. Shiron miał szansę usłyszeć dwie wersje, które uchodzą za prawdopodobne. Oczywiście, oprócz tego, pełno w księgach było opisów, wyolbrzymiających rolę ludzi. - Nie wiem jaką wersję naszego powstania słyszeliście, ale pewnie wiecie, że było ich całkiem sporo. Można powiedzieć, że nawet tyle, ile było Rycerzy. Szczególnie, że niektórzy uwielbiali podkreślać rolę ludzi... Możecie być jednak pewni, że moja rasa, przynajmniej rivellońskie smoki darzy ogromnym szacunkiem. Jest uznawana za naszych twórców, toteż nie możemy zapomnieć o nich i temu co im zawdzięczamy. - powiedział spokojnym głosem. Przesunął dłonią po udzie. Spojrzał na widma. - Nie miałem jeszcze okazji poznać was, Widm. Nie było was w księgach u mojego brata, Lovisa. Wielka szkoda, że nie miałem szansy sprawdzić innych bibliotek. - powiedział z nutą smutku w głosie. Wymawiając imię drugiego SR przyłożył kciuk do wyprostowanych palców i tak złożoną dłoń przesunął od obojczyka do pępka. Gest informujący zarówno o wielkim szacunku do danej osoby, jak i o jej śmierci |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pią Cze 28, 2013 8:46 pm | |
| -Posiadamy wystarczającą wiedzę. Odparło czarnołuski gad. Tymczasem Widmo posiadające białe łuski wystąpiło do przodu, podchodząc bliżej Shirona - z którym obaj aktualnie rozmawiali. Białe ślepia gada były wlepione w rozmówcę, skupiając na nim pełną uwagę. -Zwykłe książki nie noszą pieśni o nas i naszych braciach. Po za nami, jedyne archiwum znajduje się wśród gwiazd... Bliżej, niż mógłbyś sobie wyobrazić. Rzekł spokojnie, a następnie cofnął się - po czym odwrócił - odchodząc na kilka kroków do tyłu. Teraz już tylko czarnołuski gad przyglądał się smoczemu rycerzowi, milcząc jednak - a jedynie obserwując go. Białołuski skupił się tymczasem na obserwowaniu terenu dookoła, jakby szukał czegoś - lub kogoś. Widma same w sobie były wyczulone na wszelakie aktywności. Natomiast dwa, bardzo blisko siebie - współpracujące ze sobą - działały niczym świetny system namierzania. O ile samotne widmo radziło sobie z tym niczym prawdziwy predator - dwa, były niemalże nieustępliwe w swych działaniach. A oni - znajdowali się na tej planecie z pewnej przyczyny - dla mieszkańców - nie ważnej - dla nich - sprawy życia i śmierci. Nie wyjawiali tego jednak - i wyjawić nie zamierzali. Ich sprawy - były nadal tylko ich sprawami.
|
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pon Lip 01, 2013 5:03 pm | |
| Atak ze strony nieznajomych był zaskakujący, wielce zaskakujący. Reakcje Eldara były jednak w miarę unormowane. Nie czuł strachu czy bezradności, ani wtedy, gdy został unieruchomiony, ani kiedy dowiedział się, że ma być obiadem tego stworzenia. W jego umyśle igrały wszystkie zmienne, tysiące rozwiązań, które mogłyby przynieść skutek, przy zaistniałej sytuacji. Najpotężniejsi z eldarów znali tajemnice przestrzeni i czasu, a on ma się obawiać jakiegoś żałosnego drapieżcy? Kamień duszy, to było jego rozwiązanie. Nawet gdyby przypadkowa wola Losu skazałaby go na śmierci, jego przeciwnik gorzko by pożałował dobór swojej ofiary. Nie zdążył jednak wprowadzić swojego panu w życie, bo w tym momencie pojawiła się nowa zmienna. Jakimś cudem obcy utrzymywali kontakt psioniczny. Było to naturalne. Elethar nie znał Jeszce praw rządzących tym światem. Nie odezwał się na ich wezwanie. Jeszcze mają czelność oczekiwać odpowiedzi. Nie. Zachował się inaczej. Jego jestestwo zagłębiło się w arkanach własnego umysłu. Zbierając całą energię psioniczną, energie emocji, które nie mogąc ulecieć do Osnowy, otaczały pierścieniem jego duszę, chciał odgrodzić się od świata. Nie zerwać połączenie, ale wręcz przeciwnie, wykorzystać je. Bo gdy świat zmysłów przestaje istnieć, rodzi się świat prawdy. Eldar był ciekawy jaka jest prawda o tych stworzeniach. Elethar pozostawał w letargu, czy też dziwnej odmianie medytacji. Za pomocą swoich wszystkich, choć i tak skromnych zasobom energii psionicznej sondował przestrzeń we wszystkich znanych sobie wymiarach, używając łącza telepatycznego obcych jako wzmocnienie swoich starań. Wiedział, że to wyczerpie jego siły do ostatka, ale być może będzie jeszcze w stanie coś zrobić, zanim będzie za późno. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pon Lip 15, 2013 6:41 pm | |
| Wzrok obu Widm padł nagle na Elethara. Czarnołuski gad ruszył w kierunku nie dającego oznak życia Eldara, zatrzymując się tuż przed nim i zerkając na niego z góry. Tymczasem widmo o kolorze łusek czarnym z domieszką białego - obróciło się w stronę obu, przyglądając się im. Inicjatywę przejął tutaj czarnołuski Nodin - choć nie przedstawił nikomu swego imienia - tak samo się znajdujący się tu jego kompan - Onuris. O ile ten drugi - odciął się od Eldara, pozostawiając go samemu sobie i zrywając z nim wszelki kontakt, o tyle ten pierwszy - wdarł się do jego umysłu niczym szarańcza, niemalże go pochłaniając - a przede wszystkim - owijając dookoła własnego "palca", unieruchamiając. Elethar przez chwilę po prostu nie czuł nic, panowała ciemność - jakby nagle ktoś wyrwał go ze świata. Chwilę potem, ciemność zniknęła - a zarówno Eldar - jak i czarnołuskie Widmo znajdowali się w tym samym miejscu co wcześniej - jednak z wyciętymi kolorami. Wszystko dookoła było szare lub czarne, nie było żadnych jasnych kolorów. Świat wydawał się mroczny, nieprzyjazny. Elethar nie mógł używać swych mocy, a przed nim stał jedynie wielki - czarnołuski gad. To sama istota co wcześniej. Ślepia gada wlepione były w posturę stojącego przed nim przybysza - na dodatek świeciły one czerwoną poświatą, która była jedynym źródłem innego koloru w całym tym otoczeniu. Nodin wyglądał dość złowrogo, choć nie wydawał się mieć złych zamiarów. Świat dookoła nie poruszał się, zamarł w miejscu - jedynie ich dwójka miała tutaj cokolwiek do powiedzenia - tudzież uczynienia. Jednak znajdowali się teraz w innym świecie - świecie widma, które wykreowało ten prosty obraz, by móc porozmawiać z Eldarem. -Jesteś jednocześnie głupcem i mędrcem, Eldarze. Głupcem, bo próbujesz poznać mnie i mego brata, mą rasę. Głupcem, bo próbujesz korzystać z naszej energii do własnych celów, pomimo nieskuteczności Twych działań. Ostatecznie, jesteś również mędrcem, bo dążysz do poznania wszelakiej wiedzy, mimo stanu utraty życia i oddalenia od domu. Nie szukaj. Odpowiedzi stoją przed Tobą. Zadaj mi pytanie, a ja podam Tobie odpowiedź. Jestem Nodin - Brat Ciemności i Nocy. Jestem - by służyć i chronić. Rzekło widmo i zamilkło, czekając na odpowiedź ze strony Eldara. Klatka piersiowa masywnego gada widocznie unosiła się spokojnie do góry i opadała, gdy to czekało na odpowiedź ze strony przybysza. Eldar zrobił pewne wrażenie na tym gdzie - który zdecydował się na te kroki - i wyraźnie sugerował - by przybysz nie zwalczał go. Czasami po prostu należało odłożyć dumę na bok - a następnie pozostać zdolnym słuchaczem, by zyskać więcej, niż można by się spodziewać.
Tymczasem Onuris obserwował sytuację z daleka, dwa nieruchome ciała - Elethara oraz Nodina. Co jakiś czas, widmo zerkało przy tym na Shirona - wypatrując jego ewentualnych zachowań. |
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pią Lip 19, 2013 9:41 pm | |
| Jednakże duma Eldara była czymś innym niż arogancja, czy zwykła buta. Między innymi właśnie tamte rzeczy doprowadziły do Upadku. Więc nie obce było mu uczucie szacunku, lecz strach, gniew, radość, nienawiść, miłość, żądza były niepożądanymi aspektami emocjonalności. Odczuwali je tysiące razy bardziej niż ludzie i stanowiły one dla nich większe zagrożenie. Musieli się ograniczać, nauczyć perfekcyjnej dyscypliny, kontrolować je, by w pewnych sytuacjach nasilić, a w drugich zdusić w zarodku. Dlatego Elethar zdusił w sobie wszystkie emocje, gdy obcy gwałcił jego umysł. Może i ten czytał w nim jak w księdze, ale na pewno nie mógł wyczuć ani grama żadnych emocji. Dla Eldara w tym momencie one nie istniały. Spojrzał obojętnym wzrokiem na Widmo. Powolnym ruchem zdjął hełm i wbił chłodne oczy w przybysza. - Jestem Elethar Ultew z Światostatku Altansar. Ty jednak śmiesz mnie nazywać głupcem, choć wyczytałeś z mojego umysłu wszytko. Masz nade mną władzę, bo ten świat nie jest moim światem, jednak doskonale wiesz kim jesteśmy, jaka jest nasza wiedza, nasze możliwości tam skąd pochodzimy. Wydarłeś z mego umysłu moją historię. Jeśli uważasz mnie za głupca to sam nim jesteś, bo tajemnice przestrzeni i czasu kryją się w naszych umysłach, wiedza o której najchętniej byśmy zapomnieli, gdyby było to możliwe. - Schylił czoło przed tym gadopodobnym stworzeniem. - Chylę czoło jednak przed tobą, bo rozumiesz ten świat lepiej ode mnie. Zostałem oddarty z części swojego jestestwa, jednak jestem Eldarem! Dobra śmierć jest dla nas wybawieniem. Tutaj jednak jej nie zaznam. Muszę wrócić. Jak?- Wygląd bez hełmu:
Ostatnio zmieniony przez Elethar Ultew dnia Pon Lip 22, 2013 7:28 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Sob Lip 20, 2013 8:25 am | |
| Widmo wysłuchało słów Eldara w spokoju, skupieniu - obserwując uważnie swego rozmówcę. Gada nie wzruszyło nazwanie go głupcem, tudzież jakikolwiek z argumentów, który "rzucił" w niego Elethar. Można było tylko domyślać się, czy siła tej istoty ukryta jest rzeczywiście w aktualnym położeniu Eldara - czyli nieznanym środowisku, co Widmo wykorzystywało - czy rzeczywiście, znajdujący się przed nim czarnołuski gad rzeczywiście był tak silny, jak się prezentował. Jaszczur obrócił swój łeb na bok, przekrzywiając go delikatnie, kiedy to jego rozmówca kończył swe ostatnie zdanie - pytanie - jak wrócić. Gad wyprostował się w pełni z powrotem, uginając swe kończyny by pochylić się i móc zrównać wysokością swe spojrzenie - ze spojrzeniem stojącego przed nim humanoida. Prawie cztery metry wysokości robiły jednak niektórym problem, gdy musieli zadzierać głowy do góry - by odnaleźć spojrzenie Widm. -Nie wiecie jeszcze nic. Wiedza, której nie powinniście nigdy poznać - nadal pozostaje dla Was tajemnicą, jak i dla większości istot wszechświata. Zapomnienie jest domeną słabych, a ja mam nad Tobą władzę, bo godzisz się z tym faktem, poddając się bez najmniejszego oporu. Ten świat - tak samo jak Twój - nie pozwoli Tobie w ten sposób przetrwać. Rozważnym jest cofnąć się, gdy przeciwnik udowodni swą siłę, wyższość. Nierozważnym, twierdzić, że to koniec. Rzucił jaszczur, prostując się z powrotem i ruszając powolnym krokiem do przodu. W niewielkiej odległości od Eldara, zaczął krążyć bardzo powolnym krokiem dookoła rozmówcy, obserwując go - i poruszając się niczym księżyc po orbicie ziemi. Gad wydawał się badać swego rozmówcę wzrokiem, poznawać go nie tylko poprzez umysł - ale również poprzez pozostałe zmysły. -Głupcami Ci, którzy myślą o śmierci, jako czymś dobrym, wybawieniu. Twoi ludzie będą Ciebie potrzebować zawsze, a Twa śmierć im nie pomoże. Jednak Ty chcesz wrócić. Wiele dróg może zaprowadzić Cię do domu. Jednak pojawiłeś się tu nie bez powodu. Przeznaczenie zapragnęło, byś stanął nam na drodze - jak i pragnie, byś zdobył wiedzę którą posiada ten świat. Dlaczego więc chcesz uciekać? Rusz do przodu, nową ścieżką. Ludzki świat - planeta Ziemia. Spotkasz tu wiele potężnych, jak i słabych istot. Możesz mieć okazję to zawiązania nowych sojuszy, jak i stworzenia sobie nowych wrogów. Wykorzystaj okazję, której nie miał przed Tobą żaden inny Eldar. Wróć do swych braci potężniejszy, bo drogę powrotną musisz odkryć samodzielnie. Wyjaśnił, zatrzymując się przed Eletharem i wbijając w niego swe spojrzenie. Potężna sylwetka jaszczura prezentowała się niczym u dinozaura lub smoka. Masywne ciało, świetnie zabudowane mięśnie - oraz czarne łuski i pazury - budzące wśród wrogów zarówno strach - jak i podziw. Mało kto wiedział, jak potężne są Widma w aspektach naturalnych. Mało kto również tego doświadczył. Eldarowi to nie groziło. Wprost przeciwnie, Widmo - choć tego nie okazywało - było w pewnym sensie zafascynowane przybyszem z innego świata. Może kiedyś i on się o tym dowie. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Sob Lip 20, 2013 1:22 pm | |
| Shiron poruszył się niespokojnie. Zamrugał ślicznymi, ciemnymi oczkami i podniósł wzrok z punktu przed sobą. Jego ciało trwało w bezruchu trochę zbyt długo. Czuł, że mięśnie powoli się odzywają. Poruszył nogą i spojrzał na Elethara. Stał w bezruchu i wpatrywał się w czarne widmo, które robiło to samo. Ach, jakie to romantyczne. Shir delikatnie się uśmiechnął i spojrzał na białe widmo. - Rzadko spotyka się takie stworzenia jak wy. Spotkaliśmy się przez przypadek... Polowaliście na tą "czerwoną kulkę". Wnioskuję, że albo ten obcy zrobił coś wam, albo ktoś wam to zlecił. Jako, że nie jesteście słabi, przychylam się do drugiej opcji. Z kolei wątpię, abyście tak łatwo godzili się na jakąś umowę z byle kim. Albo ten ktoś wam dobitnie podpadł... albo ktoś naprawdę potężny nad wami jest... - szeptał ni to do Widma ni to do siebie. Czujne oczy smoka obserwowały gada. Mężczyznę wyprostował się i przesunął dłonią po mieczu w pochwie. - Chciałbym was poznać. W świecie jednak nic nie jest za darmo, więc spodziewam się, że chcielibyście coś ode mnie. Mogę wam opowiedzieć o moim domu, ale ponoć wszystko o nas wiecie... może jest coś, co stanowi dla was tajemnicę? Nie wiem na ile nas znacie. - ruszył powolnym, opanowanym krokiem przed siebie. Złożył ręce z tyłu. Zdjął hełm i powiesił u swojego boku. Przekrzywił delikatnie głowę. Cały czas obserwował Widmo. Ciekaw był jego reakcji. Delikatnie musnął umysł gada chcąc nawiązać kontakt. |
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Sob Lip 20, 2013 3:04 pm | |
| Dotychczas nie istniała we wszechświecie żadna zagadka, której niemalże doskonałe poznanie eldarów nie mogło sprostać. Tutaj Elethar był jednak niczym dziecko, zagubione w świecie w pewnych aspektach tak podobnym, a w drugich tak różnym od swojego domu. Miał pewne teorie, ale było za dużo niewiadomych. Po słowach Widma Eldar pozwolił sobie na lekki uśmiech. Ogarniał wzrokiem potężną sylwetkę gada. Walczył jednakże z przeciwnikami o wiele straszniejszym wyglądzie niż ten osobnik, jednak czy potężniejszymi? W tym konkretnym wypadku nie. Jego wzrok nadal był nieugięty. - Żadna istota nie może się sprzeciwić rzeczywistości. Ja oraz moi bracia i siostry wiemy o tym najlepiej. Ocaliłeś mnie, a jednocześnie zaatakowałeś. Nie mogłem uciekać, została więc walka, a przynajmniej próba wykorzystania sytuacji na swoja korzyść. Pokonałeś mnie, to jest rzeczywiste, więc jak już powiedziałem z rzeczywistością się nie walczy. Dlatego moja rasa jeszcze istnieje, przyjęliśmy rzeczywistość taką jaka jest, wiemy jednak, że jesteśmy na tyle silni, by tworzyć własną rzeczywistość, naprawić swoje błędy. Dlatego staję na przeciw ciebie bez lęku, bo służę sile dorównującej rzeczywistości, służę losowi. Gdy Widmo wspomniało o śmierci, w oczach eldara przez moment zabłyszczał olbrzymi ból, który istniał w każdym z eldarów, kumulowany przez tysiąclecia. Przyłożył dłoń do kamienia na swojej piersi. - Dowiedziałeś się dlaczego nigdy się z nimi nie rozstajemy. Dowiedziałeś się czym jest śmierć dla eldara. Niekończącym się koszmarem agonii własnej duszy, która przy wrzasku demonów zostaje rozerwana przez Wielkiego Wroga. Dobra śmierć, to jedyna szansa na uniknięcie tego losu, na połączenie się z przodkami w Kręgach nieskończoności, gdzie dusze wszystkich eldarów łączą się, aby przebudzić Ynneada, który pokona Wielkiego Wroga i przywróci równowagę w moim wszechświecie. To jest moja droga, moja powinność. Co się jednak stanie jeśli umrę tutaj? Zostanę uwiedziony w moim kamieniu duszy, bez żadnej możliwości, aby służyć mojemu ludowi nawet po śmierci, aż po granice istnienia. Nikt nie chce umierać, jednak moja śmierć to krok w kierunku napraw grzechów, które popełniliśmy kiedyś. Chcę wspomóc swoich braci, za życia i w śmierci, dlatego muszę wrócić. Zatopił swój wzrok gdzieś w dali. - To... takie piękne, gdy nie dręczą cię koszmary Osnowy, jednakże ten kto pamięta jej śpiew sprzed Upadku, nie może pozostać bezczynny. - Spojrzał znów na swojego rozmówcę. - Masz rację, w tym co się zdarzyło i ja wyczuwam rękę Losu. Widzę przed sobą wiele ścieżek. Ludzie tam skąd pochodzę, są aroganccy, zaślepieni fanatyczną wiarą w człowieka, który mógł zmienić oblicze wszechświata i przegrał. Może uda mi się ustrzec ludzi z tego świata od tego błędu. - To była dość ważna chwila, bo eldar ujrzał, że ludzie, którzy dla jego współbraci, byli robactwem dążącym do samozniszczenia we własnej ślepocie, mogą uczynić świat czymś lepszym. Tutaj karta wieków była prawie niezapisana. Nie chodziło o ludzi, ale o kataklizm który mógłby zatrząsnąć tym światem. Bo nikt, żadna żywa istota nie powinna doświadczyć bólu, który poznali eldarzy.
Ostatnio zmieniony przez Elethar Ultew dnia Pon Lip 22, 2013 7:28 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Nie Lip 21, 2013 9:59 pm | |
| Jako, że Wasze postacie są aktualnie "rozdzielone", opiszę dla Was rozdzielną część fabuły. Shiron: Widmo o białych pasach na swych łuskach skierowało wzrok na Shirona, gdy ten zbliżył się do niego i zaczął przemawiać. Gad wydawał się być zaciekawiony pierwszymi słowami mężczyzny, jakby doszukując się w nich głębszego sensu. Wielki jaszczur obserwował swego rozmówcę z góry. W przypadku widm, należało dorzucić ponad pół metra wzrostu do znanych większości widzów "Na'vi" - by można było wyobrazić sobie jak wysoko trzeba było spoglądać - a istoty te poruszały się przecież na czterech kończynach! Gad przepuścił dalej domysły dotyczące celów Widm - oraz tego komu ewentualnie mogły służyć - lub kogo i dlaczego ścigać. Nim mniej ten osobnik wiedział, tym lepiej dla niego, bo nie pakował się dzięki temu w kłopoty. Onuris przymrużył oczy gdy ujrzał jak ręka mężczyzny zjeżdża na miecz. Zaraz po tym, wzrok jaszczura powoli przesunął się na oczy mieszkańca Asgardu, a jego świadomość została odepchnięta od umysłu Widma z siłą pociągu uderzającego w człowieka, by Widmo następnie połączyło się z nim na swoich zasadach rozmowy. -Nie wiecie o nas, bo nie życzymy sobie - byście tą wiedzę posiadali. Nie będziemy więc z Wami handlowali. Nasza rasa to nie zwierzątka w ZOO. Ci, którym zdradzamy naszą historię - zapracowali na to, a nie poprosili, jak również nie proponowali "wymiany". Wyjaśnił, obniżając na chwilę łeb do poziomu głowy swego rozmówcy i nieruchomiejąc w tej pozycji. Gdyby Widma pragnęły by świat wiedział o nich coś więcej, niż tylko o istnieniu - zadbali by o poszerzenie tej wiedzy.
Elethar Ultew: Czarnołuskie Widmo stało wsłuchane w słowa Eldara, nie poruszając się - oddychając i praktycznie kamieniejąc. Gad nie przerywał, nie wtrącał nic od siebie - po prostu słuchał z uwagą tego, co jego rozmówca miał mu do przekazania. Czyżby dotarli do momentu w którym Nodin uznał, że wtrącanie przez niego czegokolwiek jest bezcelowe? Było to bardzo możliwe, ponieważ dopiero w momencie gdy Elethar zaczął przekazywać Widmu swe ostatnie myśli, to zareagowało, przekrzywiając swój łeb na bok. -Teraz, mówisz jak mędrzec. Odparł samiec, a jego ślepia błysnęły czerwoną poświatą, jaśniej niż dotychczas. Wyprostował swój łeb i spojrzał ku niebu, a na pysku jaszczura przez ułamek sekundy można było dostrzec coś, co łatwo uznać za zaskoczenie jakimś faktem, który właśnie się wydarzył. Lecz nie dało się nic wyczuć. Świat przed oczami Eldara znów pochłonął nagle mrok, wszystko zniknęło - a gdy Elethar otworzył ponownie swe oczy - otoczenie znów rozbrzmiewało kolorami - a przed mężczyzną stał ogromny, czarnołuski gad - którego wzrok skupiony był na punkcie w oddali...
Wspólne: Oba Widma wzdrygnęły się nagle gwałtownie. W ciągu ułamków sekund, ślepia obu gadów błysnęły kolorami - czarnego - na czerwono, a białego - na biało. Chwilę potem - kątem oka - obaj mężczyźni mogli dojrzeć kątem oka ognistą poświatę, która oślepiła obu, a świat wyłączył się na chwilę - by po ułamku sekundy znów powrócić. Coś się działo, a jedyne co dało się tutaj wyczuć - to trzy niesamowicie potężne energie. Dwie pochodził z ciał Widm, a jedyna była nieznana - choć bardzo podobna do tej którą teraz prezentowały wielkie gady. Wydarzyło się coś, co wtajemniczony mag mógłby uznać za zakrzywianie rzeczywistości, gdyż nagle zarówno Elethar i Shiron - jak i Onuris oraz Nodin - zostali przestawieni. Obaj mężczyźni znajdowali się aktualnie za widmami, tuż przy nich, w zasięgu ogonów obu gadów - Elethar przy Nodinie, a Shiron przy Onurisie. Przed Widmami dało się zaobserwować kolejną czworonożną istotę - istotę większą w niewielkim stopniu od Widm - bo mierzącą cztery metry wysokości - i długą na około osiem. Postura nieznanego osobnika wyglądała niczym u lwa, o szarym kolorze sierści i czarnych, smoczych - ciężkich łuskach ciągnących się od korpusu aż po podbrzusze. Z łba "lwa" wystawał dwa czarne rogi, łapy zakończone były wielkimi, czarnymi pazurami - ogon kończyło coś co wyglądało niczym czarne pióra - a nieznany osobnik na grzebiecie posiadał potężne, czarne skrzydła, których końcówki przechodziły w kolor krwisto-czerwony. Osobnik mierzył wzrokiem oba gady, stojąc w wyprostowanej pozycji. Wyglądał na spokojnego, opanowanego. Stojąc natomiast przed Eletharem i Shironem Widma, prezentowały całkowicie inną postawę. ogony obu Widm falowały, jakby gady łapały równowagę - ich łapy były lekko ugięte, gotowe do działania - u obu wagi były uniesione, prezentując rzędy potężnych kłów kryjących się w paszczach - jedna przednia łapa każdego z Widma, była ustawiona troszeczkę dalej od drugiej, dla uzyskania lepszej możliwości ku unikowi lub doskokowi. Oczy obu Widm zakryte były całkowicie poświatami jak wcześniej - czerwoną i białą, od jaszczurów emanowała potężna energia - której oba nie kryły - czego nie można było powiedzieć o osobniku stojącym przed nimi. Dwójka "ukryta" za Widmami mogła poczuć coś jeszcze. Potężne połączenie telepatycznie pomiędzy nimi, Widmami, a nieznanym stworzeniem stojącym przed gadami. Wczuwając się w energię, dało się wyczuć, że nieznany przybysz stworzył połączenie i napierał na umysłu obu mężczyzn, jednak Ci byli tutaj chronieni przez stojące przed nimi Widma, które bezskutecznie próbowały zerwać więź - natomiast skutecznie trzymały z dala umysł napastnika, od umysłów tej dwójki, umożliwiając im swobodne działanie. -Kiarti... Rozbrzmiał głos Nodina. Spokojny, opanowany ton, jednocześnie przesiąknięty wrogością, nienawiścią do znajdującej się przed nimi istoty. -Nodin... Onuris. Wystraszyliście mego ucznia, nie dając mu się pożywić. Oddajcie śmiertelników. Odezwał się nowy głos, niski, można by powiedzieć - złowrogi, mroczny - ze strony stojącego przed nimi "lwa". -Dzierżymy honor na naszych barkach, Kiarti. Ta dwójka przeżyje ten moment, a Ty ich nie dostaniesz... Rzucił krótko Onuris, a cała sytuacja zaczynała robić się coraz to bardziej niebezpieczna. Od zachowania tej dwójki, mogły zależeć losy zarówno ich samych, jak i stojących przed nimi Widm. Warto było zwrócić uwagę na fakt, że napastnik był sam i nie prezentował swej mocy, co w pewnym stopniu czyniły już Widma - które wydawały się doskonale go znać. Wygląd napastnika:- Spoiler:
|
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pon Lip 22, 2013 11:08 am | |
| Zmiany, ciągłe zmiany. Eldarski umysł pracował szybko, ciągle przystosowując się do sytuacji w danym momencie czasu. Elethar miał pewien problem. Prawie całą swoją moc psioniczną wyczerpał na nieudane sondowanie. Na jego skroni pojawiły się kropelki potu. Widać było, że stoi bardzo niepewne, ale też jego postawa mówiła, że nie ma zamiaru dać po sobie tego poznać. Starał się stać wyprostowany, z gracją i elegancją prawidłową dla jego rasy. Zdradzało go tylko lekkie drżenie kolan. Wiedział, że nie jest w stanie zrobić zbyt wiele. Czuł buzujące w nim emocje, jak jego oczy iskrzą się mocą psioniczną spowodowaną jego gniewem. Spokojnie... Powoli wypierał rozbuchanie emocjonalne czystym pragmatyzmem. Po chwili znów jego postawa emanowała chłodnym spokojem. Gdyby zdjął hełm niektórzy mogliby się przerazić, widząc niewzruszony spokój w jego wzroku... jakby nie żył. Nie miał zamiaru włączać się w dyskusję. Eldarzy potrafili się porozumieć samą mową ciała. Przeprowadzając skomplikowaną rozmowę za pomocą samych postaw, nieznacznych gestów... bez ani jednego słowa. To jak teraz stał w jego "języku" oznaczało "zirytowanie", choć z pewnością nikt nie zauważył czegoś nadzwyczajnego w postawie Elethara. Ujął w dłonie pistolet shurikenowy, miecz energetyczny, ale poza tym nic nie zrobił. Stał, przysłuchiwał się, rozmowie obcych. Z pewnością dużo mu to powie o ich naturze. Jeśli zaistnieje taka potrzeba osobiście wbije ostrze miecza w cielsko tego pomiotu chaosu. Choć kto wie, może i też przyjdzie mu się rozprawić z Widmami. Wola Losu jest nieprzenikniona. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pon Lip 22, 2013 2:17 pm | |
| Shiron spoglądał na jaszczura spokojnym wzrokiem. Nie walczył z nim, jego umysł wpuścił go bez wahania, ale wciąż broniąc głębin. Nie chciał mimo wszystko, żeby tam był. Smok westchnął cicho słysząc jego słowa. - Zauważ, proszę, że nasze rasy znacząco się różnią. Inne pochodzenie, zwyczaje. Wszystko. My dawaliśmy się poznać innym mieszkańcom Rivellonu, ponieważ byli do nas bardzo podobni. Wybacz proszę moje pytanie i podejście. Nie miało ono Cię obrazić. - odparł patrząc na gada. Wzbudzał podziw samą swoją postawą. Był stworzeniem, którego nie można było zignorować. Shiron uśmiechnął się delikatnie. Wtedy jednak wydarzyło się coś czego nie bardzo rozumiał. Pierwsza uderzyła go energia. Coś naprawdę niezwykłego. W całym jego życiu tylko raz uderzyła go podobna moc. Ciężko było jednak je porównywać. Ta, z którą zetknął się teraz pochodziła od żywego stworzenia. Jaszczur stał w miejscu i obserwował co się dzieje. Po chwili mniej więcej wiedział już o co chodziło. Nogi mężczyzny ugięły się delikatnie, a dłoń sięgnęła po rękojeść broni. Chwycił ją pewnie i wysunął w połowie. Całe jego ciało przeszył wtedy silny dreszcz. Wraz z jego oddechem uchodził z niego ciemny dym. W dodatku przez jego twarz, w tym nos i oko, przeszło pęknięcie. Dość grube i głębokie. "Rana" otworzyła się nieco ukazując ciemne łuski pod powłoką. Oczy zaszły czerwienią. Shiron drżał cały. Spoglądał na widma i nieznajomego zdenerwowany. Miał nadzieję, że nie dojdzie do walki. Wiedział, że zmiażdżą jego umysł i ciężko byłoby się obronić. Oczywiście, o ile to możliwe. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pon Lip 22, 2013 4:03 pm | |
| "Białe" Widmo - Onuris, kątem oka spojrzał na pozostających za nim i Nodinem humanoidów. Czarnołuski Nodin, wydobył z siebie gardłowy warkot - a Kiarti - stojący przed nimi, lustrował ich uważnie spojrzeniem. Czterech na jednego, a mimo to sytuacja wydawała się patowa. Nagle w umysłach zebranych, rozbrzmiał niczym grzmot - głos czarnego Widma. -Uciekajcie. To nie jest przeciwnik dla Was dwóch. Rzekł, a wtedy w swych umysłach mogli usłyszeć następny głos - tym razem należący do przybysza. -Wszyscy wiemy, że nie uciekną. Dobrze wiecie, moi bracia - nie dacie mi rady... -Dobrze wiesz, że nie jesteśmy tu sami. Wtrącił nagle Onuris. Na to, otrzymał odpowiedź Kiarti która mogła wydawać się prześmiewcza. -Proszę... Polegacie na starożytnym okręcie? Mój Pan jest silniejszy. Zniszczył jego rasę, zakończy więc i jego istnienie. Jesteście tego przecież świadomi. Oddajcie ich i przyłączcie się do mnie. -Zdradziłeś swą rasę, Kiarti. Nie zasługujesz na nic innego niż śmierć. -Więc daj mi ją! Nie jesteście w stanie. A mój Lord przynesie Wam to czego szukaliśmy od dawna. Równowagę. Czyż nie o to chodzi Widmom w ich działaniach? -Dobrze wiesz, że nie tędy droga, Kiarti... Całą pogadankę zakończył Onuris. Lwo-podobno stworzenie nic już nie odpowiedziało. Nastała chwila ciszy, absolutnego milczenia. Po minucie, kontakt umysłowy z Kiarti został zerwany, gdyż tamten wycofał się i nie atakował już umysłów Elethara oraz Shirona - przez co Widma również zostały odciążone. Więź między mężczyznami, a gadami - pozostała jednak podtrzymana. Dalej stało się coś czego można początkowo się było spodziewać. Ciało Onurisa otoczyła ogromna poświata, która uformowała się białe, energetyczne fale. Z ciała biało-czarnego Widma wyczuć można było niesamowicie wysoką energię. Najwyraźniej jaszczur szykował się do ataku, jednak zostało mu to nagle przerwane... Przez ułamek sekundy, wyczuć się dało coś co można by uznać za transfer energetyczny z ciała Kiarti - do ciała Onurisa. Żaden z gadów nie drgnął jednak, do momentu... Onuris szarpnął się gwałtownie ku górze, prostując swe kończyny i unosząc łeb w stronę nieba. Wtedy też - wydarzyło się coś co mogła zaskoczyć dwójkę stojącą za Widmami. Oba wielkie gady, uderzyły - zarówno w Elethara jak i Shirona - swoimi ogonami. Atak wyraźnie nie miał na celu zrobić im krzywdy - a jedynie odepchnąć z dala od jaszczurów - co masywnym ogonom gadów udało się perfekcyjnie, gdyż już po chwili obaj mężczyźni znaleźli się jakieś dwadzieścia metrów od tej trójki. Dalsze wydarzenia to były już tylko ułamki sekund. W jednym momencie całe ciało Onurisa pochłonęła potężna energia, Nodin obrócił tylko łeb w stronę swojego towarzysza, a w następnej sekundzie... Z ciała białołuskiego Widma - zebrana energia przerodziła się w kulę, która rozrosła się i zamknęła w swym wnętrzu oba jaszczury. Moment po tym, dało się usłyszeć potężny huk, jakby dosłownie obok obu mężczyzn wybuchł ogromny pocisk artyleryjski. Z białego "płaszcza" wyleciał Nodin, uderzając z ogromną prędkością - niczym olbrzymi pocisk - w drzewa znajdujące się nieopodal, wpadając na nie i łamiąc je niczym wykałaczki za pomocą własnego ciała. W powietrze wzniosła się chmara kurzu, zasłaniając Onurisa oraz Kiarti. Widoczny był jednak czarnołuski. Widmo podniosło się ociężale z ziemi. Ciało gada pokryte było ziemią oraz kurzem, a wielu miejscach łuski były przypalone, a miejscami nawet stopione - w innych natomiast, nie było ich w ogóle, co odsłaniało grubą skórę - również czarną - które miało widmo. W wielu miejscach, łuski i skóra były poprzebijane, co doprowadziło do ran, często zadrapań lub po prostu mniej poważnych okaleczeń. Przez całą prawą pierś oraz od prawego ramienia aż po łapę, ciągnęły się liczne, silnie krwawiące rozcięcia - co powodowało szybką utratę krwi u gada. Nie to jednak było niepokojące. Bardzo przerażający wydawać mógł się fakt, że kontakt umysłowy z Onurisem został zerwany, a jego samego nie dało się dostrzec. Mimo to, Nodin podniósł się do góry. Łapy gada drżały, on sam ciężko dyszał, a z jego pyska kapała czarna krew. Czerwone ślepia świeciły złowrogo, a gniew, wściekłość jaka ogarnęła tego osobnika - wyczuwalna była nawet przez połączenie umysłowe z nim, choć wcześniej, zarówno Elethar jak i Shiron - nie wyczuwali ze strony Widm żadnych emocji. Tutaj, wydawało się jakby obaj stali przy tykającej bombie zegarowej, która wybuchając - mogła sprowadzić na świat armagedon. Czarnołuski wpatrzony był w pole kurzu, wypatrując swego towarzysza - nie interesując się niczym innym. Po kilkunastu sekundach - kurz opadł, prezentując dwie sylwetki. Kiarti - stojącego przy Onurisie i trzymającego na jego łbie szpony swych łap. Białołuskie widmo wyglądało natomiast tragicznie. Widok można by porównać do wieloletnich, ciężkich tortur. Potężnemu przed chwilą samcowi - brakowało niemalże wszystkich łusek, na ciele znajdowało się pełno poważnych ran, zarówno ciętych, szarpanych jak i kutych. Gad był cały poparzony, skóra wielu miejscach była praktycznie zwęglona, a sam jaszczur leżał nieruchomo na ziemi, jego ślepia były zamknięte, a z jego ciała nie dało się nawet wyczuć energii życiowej. Onuris wyraźnie nie oddychał, co dało się po prostu zaobserwować. Kiarti spojrzał wpierw na Nodina, a następnie skierował swój wzrok ku Eletharowi i Shironowi. -Uciekajcie! Natychmiast uciekajcie! Rozbrzmiał w ich umysłach potężny głos, znacząco osłabionego już Nodina. Gad dyszał ciężko, był poważnie ranny - a mimo to zamierzał walczyć do końca.
|
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Wto Lip 23, 2013 6:33 am | |
| Eldar widząc ogon gada zmierzający w jego stronę, nie czekał na interakcję, zręcznie odskoczył w tył, aby dać Widmu to co chciał. To była ich walka, a rola obserwatora jest pożyteczniejsza. Walka jak się spodziewał nie trwała zbyt długo. Nagłe ataki, wyładowania energii, blitzkrieg... Czuł się prawie jak w domu. Tyle, że w tym przypadku Kiarti był niczym eldar w walce wręcz - potrzebna była przewaga co najmniej cztery do jednego, aby mieć jakieś szanse na pokonanie wroga. Elethar patrzył na gady. Postąpili nieroztropnie. Z pewnością było spowodowane systemem wartości tej dwójki, jednakże można by to rozegrać o wiele lepiej. Dopóki oni żyli, jego umysł jest bezpieczny. Ucieczka byłaby zbędną gierką, Eldar miał pewność, że jeśli ten osobnik upatrzy go sobie szczególnie jako ofiarę, nie będzie w stanie nigdzie się skryć. Wytopią go i z łatwością zabiją. Tę sprawę trzeba było rozwiązać tu i teraz. W interesie Elethara było to, żeby Widma żyły. - Niech Los i Śmierć zatańczą dziś ze sobą w parze. - Używając połączenia, które nadal Widma podtrzymywały, przesłał im tę wiadomość. Po chwili już go nie było. Z zdumiewającą szybkością wystrzelił do przodu niczym strzała. Mimo, że nosił szatę jego ruchy były płynne, precyzyjne i pełne gracji - wcale mu ona nie przeszkadzała. Wiedział, że postawił wszystko na jedną kartę. Pomimo zmęczenie wykrzesał z siebie ten początkowy wysiłek, potem było coraz łatwiej. Mięśnie eldarów są z sobą połączone w ciekawy sposób. Z każdym ruchem, nawet najdrobniejszym mogą pobudzić do pracy wszystkie mięśnie na raz. Eldar w biegu jest jak samonapędzająca się maszyna, bo do ruchu używa nie tylko poszczególnych tkanek mięśniowych, ale wszystkie. Pęd który dzięki temu nabiera jest zdumiewający, a energia którą temu poświęca relatywnie niewielka. Dążył do szybkiego zwarcia, choć biegł lekko łukiem, aby zajść obcego od boku. Jednocześnie z jego pistoletu wystrzeliła chmara shurikenowych dysków, zmierzających w stronę hybrydy. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Wto Lip 23, 2013 1:03 pm | |
| Polecenie Nodina nieco zmieszało Shirona. Rozkaz pewnie był uwarunkowany obawami albo doświadczeniem. Z drugiej strony nie bardzo chciał uciekać. Chciał im pomóc. Tylko co zrobić. Głos napastnika wprawił smoka w zastanowienie. Bracia? Czyżby był z nimi spokrewniony. Nie wyglądał na takiego, ale kto go tam wie. Smok widząc dziwne fale uchodzące z ciała białego gada odskoczył zaraz do tyłu. Spotkanie z taką ilością energii mogło być nieprzyjemne. Odsunął się od nich na większą odległość. Miał szczęście, ponieważ gady same chciały ich odepchnąć. Shiron obserwował wszystko. Mężczyznę telepało całego. Kolejne przecięcia pojawiły się na jego skórze. Biały pył posypał się z jego twarzy i ciała. Ledwo łapał oddech niemal dławiąc się odrobiną powietrza. Trzask kości dochodził z jego żeber. Oddech był chrapliwy, urywany. Wiedział, że trzeba im pomóc. - Nie opuszczę was... - przesłał wiadomość do Nodina. Smok miał już pomysł. Miał nadzieję, że rzeczywiście pomoże. Trzasku było coraz więcej. Z Shirona sypał się pył. Skóra w końcu pękła. Z powłoki wyłonił się czarny, spory samiec. Gad rósł przez chwilę,ale zatrzymał się w połowie do normalnego wzrostu. Jego ciało pokrywały ciemne, błyszczące łuski. Z każdym jednak oddechem sypał się teraz z niego czarny pył. Cały samiec dygotał jakby ledwo stał na nogach. Najgorsze było jednak w jego umyśle. Fala uczuć, wspomnień myśli. Absolutnie wszystko w ciągłym ruchu co chwila zmieniając jego wnętrze. Umysł co ułamek sekundy przemieniał się o 180 stopni i za chwilę znowu. O ile uchwycenie jednej myśli było możliwe, o tyle utrzymanie się jej i zrozumienie graniczyło z cudem. Do tego co chwilę roztrzaskiwała się ona na tysiące kawałków, by pojawić się gdzie indziej. Wspomnienia zlewały się z legendami. Szło się tam zgubić. Stan ten nie był przyjemny dla Shirona. Ruch i walka w takim stanie wymagała ogromnego skupienia. W końcu działał jednocześnie jako smok i jako człowiek. Słyszał legendy o tym stanie. Zatrzymanie się w nim raczej nie należało do najbezpieczniejszych, ale taki jeden, wielki miks powinien znacznie utrudnić pracę Kiarti. Smok podniósł łeb i wyskoczył w powietrze. Ciemne skrzydła uderzyły w powietrze zostawiając za nim płaszcz z pyłu i maleńkich, ciemnych łusek. Z każdym ruchem cały ich ogrom odrywał się od niego. Wciąż wyrastały nowe z jego ciała. Gad przyśpieszył ruch ku wrogowi. W pewnym momencie otworzył paszczę wypuszczając niewielką kulę ognia i dymu wprost na przeciwnika. Skręcił gwałtownie w prawo chcąc nadejść wraz z Eletharem. Poruszał się niezwykle szybko. Był znacznie mniejszy, ale mięśnie pracowały jak u dorosłego gada. Mimo to, nie śpieszyło mu się do szybkiego ataku. Kula była tylko sprawdzająca na co może sobie pozwolić. Celem Shirona będzie białe widmo. Jeżeli będzie mógł to tylnymi łapami odepchnie wroga od białego gada i zaraz śmignie dalej. Ogonem spróbuje również go potraktować po miejscach, które nie są pokryte łuskami. W razie ewentualnego ataku zaniecha ataku i zatoczy okrąg. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. | |
| |
| | | | Appalachy, stan Nowy York. | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |