|
| Appalachy, stan Nowy York. | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Appalachy, stan Nowy York. Wto Kwi 23, 2013 6:14 pm | |
| First topic message reminder :
Właśnie tutaj schronienie znalazł kosmita. Jaskinia w łańcuchu górskim, z której rozciągała się panorama na pobliskie osady ludzkie. Patrząc na wschód widział też błękit wód, a także jedno miasto położone na wyspie lub półwyspie, które zdawało się być większe od innych. Elethar siedział na kamieniu i patrzył w dal... w niebo. Nie miał pojęcia co ma dalej zrobić. Odcięty od źródła swoich mocy, był prawie bezbronny. Nie miał też żadnych narzędzi, aby móc zbadać swoje położenie. Jak to możliwe, że znalazł się w tym miejscu? Jego rasa poznała tajemnice przestrzeni i czasu, a tu się okazało, że jest jeszcze coś poza. Doprawdy niesamowite. Jego sytuacja była trudna. Jeśli nie dowie się w jakiej rzeczywistości się znalazł, jakie są tutaj zagrożenia,m może umrzeć śmiercią dość spektakularną. Przynajmniej był jeden pozytyw tego położenia. Nie było możliwości by spotkał demony Osnowy. Wpatrywał się w dal i medytował. Dyscyplina, silny umysł... To one go wybawią. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Wto Lip 23, 2013 9:27 pm | |
| -Uciekać? Tak, to potrafią. Trzeba było zrobić to samo. Nie lubię zabijać własnych braci. Rzucił Kiarti, zaciskając pazury na łbie Onurisa, który nadal nie reagował, nadal jego organizm wydawał się być martwym. Nodin zatopił swe pazury w ziemi i przeorał ją nimi, obserwując bacznie Kiarti. -Chodź, Nodinie. Dołączysz do naszego brata. Rzekł prowokacyjnie. Lew-hybryda wyraźnie był bardzo pewny swego. Z resztą nic dziwnego, bo jego prowokacja prawie się udała. Ciało czarnego gada otoczyły czerwone fale, podobne do tych które - tylko białe - otaczały wcześniej ciało Onurisa. Czyżby Nodin chciał tak łatwo dać się podejść? Tego nie udało się już nikomu dowiedzieć, bo właśnie w tym momencie, Kiartiego zalała fala dysków z pistoletu Elethara. Pociski skutecznie trafiały w cel, jednak wydawały się nie robić na nim wrażenia - ścinając jedynie miejscami futro - tam gdzie padały trafienia. Hybryda obróciła swój łeb w stronę Eldara, Nodin znieruchomiał, a właśnie w tym momencie Shiron w smoczej formie - posłał kulę ognia ku przeciwnikowi... Który stał nad ciałem Onurisa i w momencie gdy wystrzelono w niego swoisty "pocisk", on po prostu odskoczył delikatnie na bok, odsłaniając na atak białe Widmo. Kiarti oddalił się dodatkowo od Eldara, a ognista kula trafiła prosto w Onurisa, powodując dodatkowe obrażenia, głównie uszkadzając tkankę - której teraz nie chroniły już łuski. W tym momencie świadomość Shirona została dosłownie zgnieciona przez świadomość Nodina. Ułamek sekundy sprawił, że smok stracił całkowitą kontrolą nad swoim ciałem i mocą. Nie pomogły tu nawet zabiegi dezintegracji własnej jaźni. Widmo w ułamku sekundy ułożyło sobie wszystko wedle własnej woli i po prostu przejęło kontrolę zarówno nad ciałem - jak i umysłem latającego gada. -Jeszcze raz trafisz mego brata, głupcze. Zagroził bezpośrednio Nodin, a jego słowa - choć skierowane tylko do Shirona - usłyszał i Elethar. Gniew wydawał się przejmować kontrolę nad Widmem, stawać się jego nową osobowością. Chwilę nieuwagi próbował wykorzystać Kiarti, który otworzył swój pysk, celując w Eldara - w pysku pojawił się błękitny promień którym hybryda wyraźnie zamierzała trafić w mężczyznę - jednak wtedy coś trafiło w nią. Niezauważalnie, przebijając wszelkie bariery nad świetlne, czarnołuskie Widmo - Nodin - w jednej chwili staranował hybrydę, odwdzięczając się jej tym samym co sam zyskał - czyli łamiąc jego cielskiem szereg drzew. Widmo stało teraz w miejscu w którym chwilę temu znajdował się Kiarti, droga pomiędzy miejscem "startu", a "końcem trasy" wyglądała niczym po przejściu tornada - z dziurą zaczynającą się w miejscu startu - bardzo pokaźną. Czyżby poważnie ranny gad posiadał w sobie o wiele więcej energii, niż wszyscy mogli się początkowo spodziewać? -Niesamowite, Nodinie. Wiem, że jesteś potężnym Widmem, jednak nie wiedziałem, że kryjesz swe moce w takim cieniu. Rzekł, podnoszący się z ziemi Kiarti. Prawy bok hybrydy ociekał krwią po zderzeniu z Widmem, jednak napastnik nie wydawał się tym wzruszony. Po za tym, nic specjalnego mu nie dolegało. Walka trwała dalej, Kiarti czekał na ich następny ruch. Okazało się jednak, że Nodin mógł być bardzo użyteczny w walce, gdyby tylko dobrze go wykorzystać...
|
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Sro Lip 24, 2013 2:37 pm | |
| Intrygujące. Cóż za fizjonomię musi posiadać ten przeciwnik, że mononuklearne dyski nie były w stanie choćby go zadrasnąć? Eldarowi wydawało się to dziwne, bo jego pociski nie były żadną formą energii, którą można rozproszyć, ale atomem, jedną z najmniejszych cząstek materii. Nawet gdyby szkielet tego obcego, był niewiarygodnie twardy, starania Eldara powinny przynajmniej lekko uszkodzić jego zewnętrzną warstwę, powodując u niego choć lekkie krwawienie. Nasunęło mu się parę rozwiązać, w tym też to, że hybryda jest podatna na ataki energetyczne, zamiast fizycznych. Chwilę później usłyszał krzyk psioniczny Norina. Widział tę całą sytuację... No cóż... Można było się tego spodziewać. Zupełny brak planu (lub też krótkowzroczność tego panu), w działaniach smoka dało o sobie poznać. Efekty były dość interesujące. Widmo nie potrafiło dłużej maskować swego gniewu, Elethar doskonale czuł jego siłę. Eldar miał jednak własne problemy, zajmowanie się czyimiś nie należało do jego kompetencji. Widział, że Kiarti szykuje się do ataku. Był gotowy do uniku. Upiorytowa zbroja, znajdująca się pod jego szatą, ściągnęła upioryt z fragmentów nienarażonych na atak, do miejsca gdzie miał się on skumulować. Zabezpieczenie w razie gdyby zwód się nie udał. Było to jednak zbędne. Z wielką furią Norin zaszarżował na Kiatina i go zranił. To zdawało się potwierdzać przypuszczenia Elethara, bo atak ten miał potencjał energetyczny. Niebezpiecznie... bardzo niebezpieczne. Eldar czuł, że nie długo opadnie z sił. Właściwie to była kwestia kilku minut. - Nie daj omotać się przez gniew, a wygramy - rzekł psionicznie do Widma. I znów była to czysta informacja, bez żadnych ładunków emocjonalnych, Sam jednocześnie zaczął celować w dwa słabe punkty hybrydy. Kiarti wydawał się być węglowcem, a wszyscy węglowcy mają podobną zasadę funkcjonowania organizmu. Po pierwsze oczy. Jeśli shurikenowe dyski, nie będą w stanie przebić się do jego mózgu, to przynajmniej oślepi przeciwnika raz na zawsze. Po drugie hybryda miała teraz otwartą ranę. Może jego wnętrzności są mniej odporne na obrażenia niż powłoka zewnętrzna. Znów posłał salwę. Najpierw skupił się na wzroku przeciwnika, a później na jego ranie. Nie ruszał się. Nie stać go było na to. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Czw Lip 25, 2013 6:16 pm | |
| Umysł gada ugiął się pod atakiem Nodina, ale nie złamał się. Jaszczur, ile sił tylko mógł zgromadzić wysłał myślową mackę ku części swojego umysłu, która odpowiadała za kontrolę. Z całej siły naparł chcąc odzyskać władzę. W tym samym czasie postanowił przeprosić Nodina. - Wybacz, przyjacielu, nie chciałem, o czym doskonale wiesz. Gdybyś wszedł w mój umysł głębiej wiedziałbyś, skąd ten błąd. Wiesz, że chcę wam pomóc. Proszę Cię... pokonajmy razem wspólnego wroga. – smok przemówił do Nodina. Niestety co jakiś czas gad słyszał stary głos mężczyzny, który przepełniony był agresją. Mężczyznę jakby rozrywało od emocji. Z kolei drugie zdanie, bądź słowo wypowiadał spokojny, przepełniony smutkiem i pokorą, głos smoka. Niski, poważny. Zupełnie inny od mężczyzny. Jeśli tylko mu się uda odzyskać kontrolę to przybliży się do Nodina i spojrzy z smutkiem na Nodina. - Proszę, pomóż nam go pokonać. Znasz go lepiej od nas, a ja nie chcę już więcej ryzykować zdrowia innych. – prześle niezależnie od wyniku rozmowy. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Czw Lip 25, 2013 10:51 pm | |
| Nodin nigdy stale nie przejął władzy nad ciałem Shirona. Skupianie się na tym w walce z tak potężnym przeciwnikiem jak Kiarti, było po prostu samobójstwem. Elethar rozpoczął kolejny atak, tym razem pozostając w miejscu. Jego pomysł sprawdzał się w takich sytuacjach idealnie, wprawione oko potrafiło posłać do piachu nie jednego zwierza. Jednak Kiarti nie był pierwszym łowcą - i choć dyski trafiły w cel - to dosłownie odbiły się o niego, rozlatując się na wszystkie strony - lecz na szczęście nie trafiając nikogo. Co do tego doprowadziło? Bariera, który ujawniła się w momencie gdy dyski zetknęły się z nią - a pokrywała ona całe ciało Hybrydy. Wybrane miejsca były narażone na ataki Eldara, jednak tutaj wymagany był po prostu większy kaliber. Eldar jednak dokonał czegoś ważniejszego. Przypomniał Widmu jak to ma się zachowywać. Niecała sekunda minęła od słów Elethara, a myśli Nodina zniknęły gdzieś - gad wrócił do początkowego stanu, spokojnego, nie okazującego emocji. W tym miejscu Widmo wydawało się ignorować słowa które kierował do niego Shiron. Ignorował nie bez powodu. Nadal walczyli i nie było czasu na rozmowę, o czym najwyraźniej smok zapomniał. Kiarti również zdawał sobie sprawę z sytuacji - oraz ze wszystkich błędów jakie jego przeciwnicy popełniali. Pierwszym celem miał paść Elethar - który nie zmieniał położenia. Hybryda obróciła łeb w jego kierunku, otworzyła pysk - a niego wystrzelił potężny strumień energii. Nic jednak ze strony Eldara nie było potrzebne. Choć wydawało się, że Kiarti trafi i rzeczywiście - trafił - to jednak nie w to, co należało. Ciało Eldara otoczyło coś co wyglądało jak czarna energia, tworząc dodatkową warstwę zbroi na całym jego ciele - i choć został trafiony - psionik nie poczuł tego ani przez chwilę. Za tą barierą stało oczywiście Widmo, które ślepia błyszczały teraz czerwienią. Nieuwagą natomiast wykazał się Shiron, który nie ruszył się z miejsca bo prawdopodobnie zapomniał, że walka nadal trwa. I ku niemu Kiarti posłał ten sam atak, lecz i to nie zadziałało, gdyż efekt okazał się ten sam co w przypadku Elethar - czarna zbroja która pochłonęła energię. Sytuację tą natychmiast wykorzystała hybryda - posyłając trzeci, ten sam - lecz zarazem silniejszy atak w stronę Widma, które nie zdążyło ochronić samego siebie i zniknęło gdzieś momentalnie - odepchnięte strumieniem energii. Kolejne drzewa padły, znów kurz wzniósł się w powietrze, a tym razem Nodin zniknął z kontaktu umysłowego. Zanim jednak kurz opadł, Kiarti otoczył się ogromną kulą energii ognia, rozsyłając potężną falę we wszystkie strony - i dosłownie dewastując okolicę. Fala poruszała się z prędkością zbyt wielką, by można było jej uniknąć, a w momencie trafienia nią - obaj - Elethar i Shiron - stracili przytomność... Coś wybudziło - zarówno Eldara jak i Smoka - niecałą minutę później. O ile wzrok natychmiast pracować zaczął należycie, o tyle ciała mężczyzn były ociężałe, mięśnie odmawiały wykonywania rozkazów - przez co obaj mogli jedynie obserwować... Stojącego przed nimi przeciwnika. Gdzieś w oddali dało się dostrzec leżących na ziemi Onurisa i Nodina - z czego ten drugi był w podobnym stanie do tego pierwszego, lecz wydawał się oddychać, na co mogły wskazywać rzadkie, delikatne ruchy klatki piersiowej gada. -Muszę Wam podziękować. Umożliwiliście mi pozbycie się dwóch moich braci. Tak więc - dziękuję... Rzekł, przerywając tutaj, gdyż na niebie błysnęła złota poświata - jakby meteor o dziwnej barwie pędził z za dużą prędkością do ziemi. Kiarti odskoczył do tyłu, a "to coś" wbiło się w ziemię, wprawiając ją w drgania. Ciała obojga "uwolniły się", pozwalając im się już powoli poruszać, lecz nadal ociężale, przez co pierwszą minutę można było nadal spędzić na ziemi. Było jednak co obserwować. Przed Eldarem i Smokiem - z wielkim hukiem - wylądował istota humanoidalna. Wiele nie dało się dostrzec, bo ciało delikwenta jakby "płonęło" złotym ogniem. Widać było wyłącznie jego plecy, z których wyrastały wielkie, majestatyczne skrzydła pokryte grubą błoną. Stopy, a raczej łapy miały wyglądały niczym u smoka, dłonie były zakończone czterema palcami - które natomiast kończył ostry pazur - każdy. Istota posiadała masywny, długi ogon; głowa wydawała się być łbem niczym u Widm - a kośćmi wystającymi z niej w postaci kolców. Wszystko to dało się zauważyć dosłownie przed niecałą sekundę, bo tak jak nieznajomy wylądował, tak natychmiast podniósł się z kolana do góry i skoczył, odpychając się skrzydłami - ku hybrydzie - z gołymi rękoma, zamachując się prawą dłonią i jej ostrymi pazurami. Hybryda nie pozostała obojętna, gdyż uniosła swą o wiele większa łapę, zamachując się nim na ktosia. Wzrok Elethara i Shirona zaczął wychwytywać coraz więcej - dało się dostrzec, że ten ktoś wygląda jak smok - lecz podobny z budowy do człowieka... Półsmok? Na to wychodziło. Kimkolwiek był, nie unikał ataku Kiartiego. Przeciwnie, wysunął do przodu lewą rękę, łapiąc obiema za łapą hybrydy - i choć przeciwnik natychmiast chciał ściągnąć go do ziemi, to on - składając swe skrzydła i unosząc się na łapie przeciwnika do stanie na rękach - odepchnął się do góry, wykonując salto i zamachując się ponownie z góry - oraz ładując potężną dawkę ognia do prawej dłoni, by wzmocnić swój atak - co nie tylko dało się dostrzec za pomocą wzroku, gdy dłoń zapaliła się - lecz i wyczuć. Hybryda oczywiście odskoczyła - tym razem o wiele, wiele dalej, na jakieś trzydzieści metrów od całej trójki. Półsmok uderzył dłonią w ziemię, przez co doszło do delikatnego wstrząsu i uniesienia się kurzu w powietrze. Kurz opadł natychmiast, a obydwaj mężczyźni mogli teraz dostrzec wyraźnie sylwetkę półsmoka. Gad obrócił się w ich stronę prawym profilem, ukazując się dokładnie. Miał na sobie jedynie spodnie od munduru bojowego - to dało się stwierdzić po oględzinach ubioru, gdyż spodnie miały na sobie sporo kieszeni, a do pasa przypięte było trochę toreb wyglądających niczym te, które noszą żołnierze. Ubiór skąpy, jednak nie powinno to były nikogo zdziwić. Gad posiadał łuski, które zapewne chroniły go podobnie jak te które chroniły Widma. Może nie były aż tak wytrzymałe. Skrzydła które posiadał na plecach, utrudniały odziewanie się w cokolwiek co mogłoby okrywać korpus. Łapy, bo tak można było nazwać stopy - mówiły same za siebie, że "butów" mnie wymagały, zwłaszcza, że gad na pewno czuł się w tym stanie lepiej. O rękach i głowie, pokrytych łuskami, pazurami i kolcami nie trzeba było wspominać. Ten jaszczur posiadał złote ubarwienie łusek, a otaczała go złota, ognista łuna energetyczna. Jego energia była o wiele słabsza, niż ta którą prezentowały Widma, a mimo to, smok zdołał oddalić Kiartiego od Shirona i Elethara. Ogon jaszczura zafalował, a on zlustrował obu mężczyzn wzrokiem, którym siły już wróciły. -Słuchajcie uważnie! Będziecie bronić Widm do czasu przybycia pomocy, choćby miało to Was kosztować Wasze życia! Nie pozwólcie mu się do nich zbliżyć i róbcie co mówię. Rzucił, niskim, opanowanym głosem. Gad był spokojny, a jednocześnie bardzo poważny. Obrócił się w stronę Kiarti i kontynuował wydawanie poleceń - poleceń do których warto było się teraz zastosować. W końcu - po za Nodinem - był on pierwszym który tak łatwo zbliżył się do wroga, choć nie udało mu się go trafić. Do tego twierdził, że nadejdzie pomoc. Elethar musiał się czuć w tej sytuacji dziwnie... Ludzka planeta, a wszędzie same gady. -I tak usłyszy nasze myśli. Eldarze, użyj swej broni by zająć go ostrzałem zaporowym. Rivellyjczyku, zrób to samo, walnij w niego najmocniej i najdłużej jak potrafisz. Rzucił i zamilkł. Plan wydawał się prosty... Za prosty. Jaki był haczyk? Czy były w ogóle szanse powodzenia?
Złotołuski: - Spoiler:
|
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pią Lip 26, 2013 1:47 pm | |
| Czy ten plan miał jakieś szanse powodzenia? Nie miał absolutnie żadnych, ponieważ Eldar leżał przytłoczony niemocą własnego umysłu. Wszystkie odgłosy, nawet psioniczna rozmowa, były zwykłym echem przy ciężarze pustki, niekompletnością własnego istnienia, która przygniatała Elethara. Jego umysł był wyczerpany telepatią, sondowaniem, a ostatni atak przelał czarę. Jego ciało było w pełni sprawne, ale wycieczenie psyche skutkowało rezonansem na sferę cielesną. Tym była Osnowa dla eldarów - błogosławieństwem i przekleństwem. Jego ciałem wstrząsały drgawki,, nie miał siły by podnieść palec... Ta otchłań... była niedoniesienia. Świat krążył, niewymowne uczucie braku, wraz z bólem głowy, światowością własnej słabości grały w umyśle Eldara, tworząc istną kakofonię, której jego umysł nigdy nie zaznał. Gorąc i zimno, spływający pot... uczucie jakby jego dusza była rozrywana... Leżał tam i nie mógł pozbierać myśli. Pierwszy raz w życiu czuł, że przegrał ostatecznie. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Nie Lip 28, 2013 2:42 pm | |
| Samcowi nie spodobał się jego stan. Mięśnie napięły się zaraz. Próbował się zaraz podnieść. Oczy gada przesunęły się po okolicy. Nie spodobał mu się widok widm. Syknął wściekły widząc i słysząc co się dzieje. Gdy tylko mógł poruszył się i podniósł. Wyprostował się rzucając gromy oczami. Przybył dziwny nieznajomy. Jaszczur wciągnął gwałtownie powietrze łapiąc jego zapach. Uderzył ogonem w ziemię i podniósł się wyżej. Pomoc? Kto niby? Z nozdrzy uleciał dym. Gad wyskoczył w powietrze i uderzył dużymi, czarnymi skrzydłami. Skierował się w kierunku Kiartiego i ruszył do przodu gotowy skręcić w bok, aby uniknąć ataku. Rozchylił paszczę, a z niej wyleciała fala czerwonego ognia wprost na przeciwnika. Jaszczur uważał, aby nie zranić Śpiącej Królewny i dziwnego znajomego. Nie było przyjemnie, że ten znał ich imiona, a ten pozostawał tajemnicą dla nich. Nie czas teraz to wyjaśniać. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Wto Lip 30, 2013 10:56 pm | |
| Kiarti pozostał niewzruszony samotnym atakiem smoka. Ogień nie wyrządził mu najmniejszej krzywdy, po prostu przemieszczając się po jego ciele niczym po przewodniku prowadzącym do ziemi, gdzie rozbił się i zniknął. Hybryda wlepiła swój wzrok w Acrotha, a tym samym odwdzięczył się złotołuski. W ten odezwał się znajomy głos. -Onuris... Rzuciło, jakby ledwo żywy Nodin. Widmo powoli podnosiło się z ziemi, obserwując pełnią swej uwagi towarzysza leżącego obok. Obfite krwawienie, a nawet pęknięcia kości nie powstrzymały widma przed tym, by samiec podniósł się i ruszył powolnym krokiem ku poległemu w walce bratu. Acroth skierował swój wzrok na chwilę na oba widma, by zaraz powrócić na Kiarti. -Skrzywdziłeś moich przyjaciół... Zapłacisz mi za to. Rzekł smok, niskim tonem. Złotołuski gad opuścił swój łeb ku ziemi i zamknął na chwilę ślepia. W tym czasie dało się usłyszeć huk upadku Nodina, który padł przy rannym towarzyszu, kładąc na jego barku i korpusie swe łapy, a następnie jakby skupiając się na czymś. Czyżbym sam, ledwo żyw, chciał ratować rannego? Nie było dane obejrzeć tego do końca, gdyż doszło do kolejnego huku, tym razem potężniejszego - kiedy to złoty ogień otoczył złotego smoka, a następnie wybuchł, rozsyłając płomienie na boki, które zaraz wróciły do właściciela i poczęły krążyć dookoła niego niczym księżyce po orbicie planety. Jaszczur podniósł swe świecące na złoto ślepia, a z jego ciała dało wyczuć się niewyobrażalnie olbrzymią energią, jakby rozsadzającą go od środka. Hybryda również wydawała się spoważnieć. Wszystko trwało ułamki sekund, a obaj nagle zniknęli, pozostawiając po sobie kurz oraz dziury w ziemi, nagły huk, a w powietrzu zaczęły krążyć dwa wielkie promienie - wysoko nad ziemią - złoty i czerwony, zderzając się co chwilę i rozsyłając na boki potężne, kolorowe fale - złote i czerwone. Wydawali się poruszać z prędkością niemalże dorównującą tej którą utrzymuje światło, aż w końcu obaj walczący skończyli na ziemi. Żadnemu nie dolegało nic, absolutnie. Żadnych ran, zadrapań. Stali na przeciwko siebie, Kiarti spokojny, opanowany - złotołuski niesiony potężnym gniewem który wyraźnie podnosił jego moc. Fale złocistego ognia które otaczały go, spopieliły otaczającą go roślinność, nie pozostawiając po sobie nic. W ten, w powietrzu dało się usłyszeć dwa kolejne huki, zerwał się potężny wiatr, a na niebie pojawiły się dwie, wielkie latające maszyny. Długie na siedemdziesiąt metrów i wysokie na piętnaście. Pierwsza, wydawała się bardziej opancerzona, niczym okręt nastawiony na działania bojowe o szerokości czterdziestu pięciu metrów. Drugi wydawał się być transportowcem, węższym o piętnaście metrów. Pierwszy zareagował natychmiast, obracając się w kierunku hybrydy, wysunęło się kilkanaście dział które niemalże jednocześnie wypaliły, posyłając na wroga grad małych pocisków oraz wiązek plazmowych. Hybryda nie czekała, tylko zniknęła, rozpływając się w powietrzu. W ten, drugi - transportowiec, obniżył poziom lotu, a następnie osiadł na ziemi na silnikach grawitacyjnych, tuż przy obu widmach. Tymczasem jednostka bojowa ustawiła się z boku, tak by mieć zasięg dział przednich na wszystkich tu obecnych, jakby osłaniając całą sytuację. Moc złotołuskiego nagle zniknęła, a on padł na kolano, dysząc ze zmęczenia. Nie czekał jednak długo, nim wstał i pobiegł w stronę rannych Widm. W biegu odczepił jakieś urządzenie od pasa i przysunął je do swego pyska, trzymając je w dłoni. -Drog, dwóch ciężko rannych do natychmiastowej ewakuacji. Rzucił, uspokajając się, a oba Widma nagle zniknęły, rozpływając się w powietrzu. Maszyna która wylądowała, podniosła się do góry i odleciała w nieznane, znikając gdy wzniosła się nad ziemię, ukryta pod osłoną kamuflażu. Nad ziemią pozostał jedynie bojowy okręt, który najwyraźniej czekał na złotołuskiego. Ten natomiast obrócił się ku obu mężczyźnie i smokowi, podszedł do nich i zatrzymał się, krzyżując ręce na klatce piersiowej. -Widma jak zwykle nie nawaliły. Nic Wam nie jest. Jednak Wasza walka pozostawia wiele do życzenia. Kim Wy dokładnie jesteście? Zapytał, tak po prostu, od rzeczy - komentując przy okazji. Przekrzywił łeb na bok i przyjrzał się dwójce z ciekawością rysującą się na pysku. Nie liczył się nawet ich stan, zmęczenie. On po prostu zadał pytanie, a wszelkie jego problemy nagle zniknęły - wraz z pytaniem. A może to kanonierka która wisiała kawałek za plecami złotołuskiego? Nie wiadomo. Sam dał również pokaz swych możliwości.- Spoiler:
- Spoiler:
|
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Sro Lip 31, 2013 7:09 am | |
| Irytacja tego smokopodomnego stwora, była w tym momencie najmniejszym problemem, z którym przyjdzie się borykać gadowi. Bowiem niewielka przestrzeń, w której centrum był Elethar zaczęła być nienaturalnie gęsta od nagromadzonej energii psionicznej. Psionika jest córą emocji. Sytuacja w jakiej znalazł się eldar, była bardzo stresująca. Targały w nim uczucia, które przez całe życie potrafił kontrolować, a teraz tracił panowanie. Tak wiec bezwiednie emocje przekształcały się w energię, a energia uwalniała się w sporych ilościach. Eldarowi puściły wszelkie granice... To byłą reakcja jego umysłu na brak kontaktu z osnową... chciał wypełnić czymś tę pustkę, tak więc energia, którą promieniował, znacznie przewyższała potencjał, którym dysponował tu na Ziemi. Mężczyzna wydał z siebie głośny jęk, który przez oddziaływanie jego hełmu miał metaliczny podźwięk. Jego ciałem wstrząsną impuls, który wyjął go niczym strunę. Jeśli gad ma jakiś "szósty zmysł", to z pewnością wyczuł potęgę bijącą od eldara, bo ten był już blisko osiągnięcia takiej mocy, jaką mógł kontrolować w swoim świecie. Potęgę nieznaną, a jakiekolwiek pojęcie o tym co tu się dzieje miały Widma, które były chwilowo niedysponowane. Sylwetka Elethara pokryła się niebieską poświatą, która jakby parowała w przestrzeń. Jeszcze chwila a dojdzie do manifestacji energii psionicznej w świecie rzeczywistym, a efekty tego zdarzenia mogą być dość chaotyczne... Od trywialnego wybuchu, po uzyskanie przez energię samoświadomości, co skutkowałoby powstaniem pomniejszego bytu bezcielesnego, będącego projekcją umysłu Eldara. Co by się nie stało, Elethar drogo zapłaci za swoją chwilę słabości. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Sro Lip 31, 2013 2:32 pm | |
| Jaszczur obserwował całą sytuację z niezadowoleniem. Walka była bardzo nieprzyjemna. Jaszczur wylądował na ziemi przy Eletharze i spoglądał nerwowo na nich. Przytulił skrzydła do boków. Z nozdrzy powoli ulatniał się dym. Wtedy pojawiły się dwa, duże statki. Smok syknął nerwowo i ogonem przesunął po podłodze. Patrzył na statki śledząc każdy ich ruch. Nie znał tej technologii i nie bardzo mu się to podobało. Szczerze mówiąc to pierwszy raz wiedział coś takiego. Wtedy z Eletharem zaczęło dziać się coś niezbyt przyjemnego. Jaszczur wyskoczył w powietrze i odleciał spory kawałek. Wylądował zgrabnie i spojrzał na niego. Nie zamierzał nic z tym robić. Ani się nie znał, ani nie bardzo miał ochotę bawić się czymś, co mogło mu zagrozić. Smok spojrzał na złotego samca. Sapnął i spojrzał najpierw z góry, a potem delikatnie obniżył łeb, aby mogli spojrzeć na siebie komfortowo. - Shiron, Smoczy Rycerz. - uśmiechnął się słabo. - Kim Ty jesteś? Co tu się dzieje? Skąd też nas znasz? - dodał spokojnym głosem. Gad z zewnątrz był spokojny. Nie dawał po sobie znać co się działo w środku. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Czw Sie 01, 2013 1:40 am | |
| Początkowo, złotołuski wydawał się niewzruszony tym co działo się z Eletharem. Nie odskoczył nawet, nie cofnął się. Stał w miejscu tam gdzie powinien był. Wzrok jaszczura przeniósł się po prostu na smoka, który cofnął się dalej i niemal natychmiast obrzucił złotołuskiego pytaniami. -Na pytanie kim jestem, możesz odpowiedzieć sobie sam, smoczy rycerzu. Jestem złotołuskim, smokiem - jak Ty. Ja jednak narodziłem się jako smok. Przez Was dwóch, moi przyjaciele zostali ciężko ranni. Nie miałem więc innej możliwości, jak zjawić się tu by bronić ich, jak oni bronili zawsze mnie. Skąd Was znam? Eldarzy zadbali o to by w świcie, niektórzy o nich widzieli. Ty natomiast, pytasz smoka, skąd wie kim jesteś. Nie będę odpowiadał. Uczyń to samodzielnie. Co się dzieje? Zaatakował Was Kiarti, poprzedzony przez ucznia. Przed tym pierwszym uratowały Was Widma. Tak jak ochronili Was przed drugim, choć dużo ich to kosztowało. I zanim zapytasz. Kanonierka wisząca za moimi plecami jest reliktem przeszłości. Siłą wieków, mocą z otchłani lat. Wyjaśnił, unosząc swe ręce i krzyżując je na swej klatce piersiowej. Smok był spokojny, mówił typowym dla tego gatunku głosem, pewnym siebie, poważnym - świadczącym o wielkiej pewności siebie. Z resztą czy miał sposobność by swego pewnym nie być, skoro jeszcze przed chwilą wykrzesał z siebie niesamowite zasoby energii. Teraz tego po nim nie widać, jednak to działanie odbije się na nim i cóż... Będzie musiał wypocząć. Nie ważne jednak teraz. Złotołuski skierował swe ślepia ponownie na Eldara który wydawał się nie wyglądać najlepiej. Przez myśl przeszło mu, że rzeczywiście - Widma mogłyby w tym bez problemowo pomóc. Tak samo jak Midas. Jednak ani tych pierwszych, ani tego drugiego - nie było tutaj. Elethar musiał więc dać sobie radę sam. W pełni świadom dalszych konsekwencji. Tak, kanonierka która znajdowała się jeszcze przed chwilą za Acrothem, teraz przemieściła się bokiem, ustawiając się na pozycji pozwalającej bezproblemowo ostrzelać Eldara, nie narażając przy tym złotego smoka. Kanonierka wyraźnie pilnowała tego gada. |
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pon Sie 05, 2013 8:08 am | |
| I stało się. Zagęszczenie energii było już tak wielkie, że dochodziło do niewielkich wyładowań psionicznych. Wtem ciało Eldara lekko się uniosło. Lewitował 2-3 cm nad ziemią, choć stopy cały czas dotykały ziemi. Wydał z siebie kolejny jęk tym razem gwałtownie urwany, bo stało się coś jeszcze bardziej niepokojącego... Energia zaczęła chłostać jego ciało, wirować wokół niego i uderzać. Wszyscy poczuli zapach ozonu. Eldar załamał się. Moc psioniczna siała spustoszenie w jego umyśle, bo była to ta dzika forma psioniki przesączona negatywnymi emocjami i jego własną słabością. W tym stanie, gdy jego psyche było rozbite, nie był w stanie kontrolować tak wielkich przepływów skondensowanej mocy. Został wypędzony do najdalszych zakątków umysłu, aby to, co było jego esencją nie wypaliło go. Nagle cisza, wszystko się rozproszyło. Ciało eldara upadło. Nie poruszył się.
Ostatnio zmieniony przez Elethar Ultew dnia Sro Sie 07, 2013 5:00 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Wto Sie 06, 2013 9:38 am | |
| Shiron obserwował uważnie rozmówcę. Gad ignorował Elethara mimo, że kątem oka obserwował co się z nim działo. Nie wyglądało to za dobrze, ale nie zamierzał interweniować. Proces, którego nie znał powoli dobiegł końca. Samiec skierował wzrok na kanonierkę. - W Rivellonie nie było Tobie podobnych smoków. Nie jesteś jednym z nas. Dlatego pytam. Dużo rzeczy nie wiem. Jestem pisklęciem, w porównaniu do pozostałych Rycerzy. Umieją, wiedzą i przeżyli więcej... Ta sytuacja jeszcze bardziej udowodniła,że wciąż muszę się uczyć. - powiedział samiec i wbił spojrzenie w złotołuskiego. Jaszczur był spokojny, ale jego głos brzmiał zupełnie inaczej niż wcześniej. Gad przesunął wzrokiem po maszynie ponownie. - Nigdy nie przepadałem za technologią... Będzie mi dane poznać was głębiej i lepiej zrozumieć to, co się działo tutaj? - zapytał ponownie i przeniósł spojrzenie na rozmówcę. Kolejny dym opuścił jego nozdrza. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Sro Sie 07, 2013 1:14 am | |
| Złotołuski cofnął się o krok do tyłu, obserwując to co działo się z Eldarem - teraz już zainteresowany tematem - ale nawet lekko zaniepokojony. Wzrok smoka padł jeszcze raz na podobnego mu rasą, gdy ten wypowiedział swe słowa. -Ma rasa, jeśli wierzyć legendom - została zrodzona z ognia. Specyficzny wygląd, prawda? Cóż, zaspokoję Twoją ciekawość. Jesteśmy równie potężni co praprzodkowie, lecz posługujemy się głównie ogniem. Co do technologii... Ta maszyna tutaj jest inteligentna, niezależnie od tego czy to zrozumiesz czy nie. Dobieraj słowa tak, by się nie obraził. Odparł złotołuski, ostatnie zdanie akcentując jako lekki żart. Jaszczur klęknął na jednym kolanie przy Eldarze i przyjrzał mu się uważnie. Przyłożył prawą dłoń do prawego swojego ucha i rzekł. -Jinkusu. Potrzebujemy Brendon. Rzekł, zabierając dłoń od swego łba i opuszczając ją. Gad wyciągnął dłoń w kierunku leżącego na ziemi Elethara, jakby chcąc go chwycić, lecz wtedy coś się wydarzyło. Dookoła zaczęły otwierać się czerwone portale, wypuszczając z środka dziwne, dwumetrowe potwory - które nie czekając na nic - momentalnie zaatakowały pozostającą na ziemi trójkę. Pierwszy portal pojawił się dokładnie nad Eletharem - stworzenie stanęło nad nim i zamachnęło się na smoka znajdującego się przy nim, zahaczając o łuski na jego korpusie i rozcinając je wzdłuż, tworząc tym samym ranę ciętą - bardzo płytką - na korpusie gada. Z resztą Acroth nie był temu obojętny, gdyż natychmiast wykonał przewrót w tył, orientując się co się dzieje - i podniósł się do góry. Natychmiast jednak musiał zająć się przeciwnikiem atakującym go z tyłu, a następnie dwoma z lewej strony. Przeciwników była tutaj dosłownie cała masa, a cały czas pojawiali się nowi. Acroth skupił się głównie na unikaniu ataków i wrzucaniu jednego przeciwnika na drugiego, wykorzystywaniu siły nadciągających ataków, pchnięć, cięć - po prostu przepuszczając cele, jednego na drugiego - broniąc się przed atakującą go jednocześnie chmarą potworów - niczym komarów które dopadły człowieka w parku. Na górze była oczywiście kanonierka. Jej reakcja? Natychmiastowa, jeszcze kiedy portale zaczęły się otwierać - pancerz kanonierki porozsuwał się, ujawniając wiele wieżyczek, dział małego kalibru - które natychmiast rozpoczęły ostrzał w dosłownie wszystkie kierunki - każdy pocisk trafiał z precyzją snajpera - żaden się nie marnował. Przednie działa kanonierki również zareagowały. Shiron mógł odczuć to najlepiej, gdy wiązka plazmowa przemknęła tuż nad nim, dosłownie spopielając skaczących na niego wrogów, chcących powbijać swe ostrza w grzbiet smoka. W ciągu ułamka sekundy - miejsce to zamieniło się w pole bitwy. Okręt obracał się powoli w powietrzu, namierzając frontowymi działami jak największe skupiska wroga - i kierując na nich pełnię ostrzału - dosłownie masakrując wrogie natarcie. Jednak wrogów nie ubywało - a wręcz przeciwnie - mimo tak potężnej obrony już od samego początku - i to jeszcze bez udziału Shirona i Elethara - wroga było cały czas coraz to więcej i więcej. Shiron również nie mógł narzekać na nudę, bo - choć pierwszą falę zdjęła kanonierka - to z drugą musiał poradzić sobie sam - przeciwnicy doskoczyli niemalże jednocześnie ze wszystkich stron. Wymagana była bardzo szybka reakcja, inaczej mógł skończyć bardzo źle. Co w tym czasie działo się z Eletharem? Monstrum stojące nad nim, zamachnęło się z góry - jednak atak nigdy nie trafił celu. Ciało Eldara okrył potężny, czarny cień - a chwilę później prosto na niego spadła fala krwi atakującego go stworzenia. Potem potężna kumulacja czarnej energii która rozbiła się dookoła, atakując obszarowo wyłącznie przeciwników. Eldar mógł zobaczyć nad sobą... Nodina. Czarnołuskie Widmo stało nad nim, wypluło z pyska truchło jednego z potworów, oblizując krew - a następnie stanęło obok i spojrzało na leżącego. Dało się dostrzec, że na ciele czarnołuskiego Widma brakowało... Ran. Zupełnie jakby dopiero dołączył się do walki, a wcześniej nie brał w niej udziału. Gdzieś w głębi umysłu, ktoś znowu dotarł do Elethara. Ktoś obudził jego jaźń, a Eldar mógł poczuć, jak wracają mu utracone siły, moc pozwala znów się kontrolować, mięśnie stały się świeże, gotowe do działania. Nic, tylko walczyć. Tylko co się właściwe wydarzyło? Zupełnie jakby ktoś zakrzywił rzeczywistość, zmieniając ją. Odezwał się jedynie głos. -Siła w jedności, Eldarze. Powstań i walcz. Rzekł znajomy głos gada, który zaraz potem wyparował - znikając w cieniu. Jaszczur pojawiał się - i znikał - atakując i uciekając - i to nie jednego - a zazwyczaj kilkunastu wrogów jednocześnie. Nodin pojawiał się, mordując pierwszy kłami, miażdżąc go w paszczy - dwóch innych dopadając pazurami łap przednich, miażdżąc kilku potężnym uderzeniem ogona, a do tego uwalniając z siebie potężne kule energetyczne, które trafiały w cel i spopielały go równie skutecznie co kanonierka na górze. Walka trwała na dobre, jednak wroga nie ubywało. Jak długo będą więc w stanie walczyć - zanim padną?
- Spoiler:
|
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Czw Sie 08, 2013 5:02 pm | |
| Elethar chwycił się tego impulsu jak liny. Powoli, ale efektywnie wspinał się, aby wydostać się z mroków podświadomości i zająć należne mu miejsce. Przeżył pierwszy raz, w ciągu stuleci swojego życia coś tak... odmiennego. Eldarzy nie byli doskonali, jednak szczycili się o wiele większym zrozumieniem Osnowy i psioniki niż inne rasy. Zdarzały mu się błędy, gdy przechodził szkolenia, gdy wstępował na ścieżkę widzącego, ale nigdy nie doszło do sytuacji, gdy stracił 100% kontrolę nad swoja mocą. Nigdy w życiu nie zapomni tego dnia, gdy stał się ofiarą własnych emocji, ale ten dzień jeszcze się nie skończył. W jednej chwili kosmita wydawał się martwy, a w kolejnej stał na nogach i wymierzał atak w jednego z oponentów. Ludzi mogą zadziwić sprawność i gracja z jaką poruszał się Eldar. On nie wstał tak po prostu, on leżąc na plecach po prostu się wybił, jednocześnie chwytając swój swoje runiczne ostrze i korzystając z tego impetu wyprowadził pchnięcie w stronę jednego z wrogów. Był jeszcze jeden plus. Ta cała energia która przez niego przeszła w pewnym stopniu zregenerowała jego własny potencjał. Czuł się doskonale. Pamiętając jednak o swoim doświadczeniu nie używał już psioniki. Po prostu zaczął tańczyć swój taniec śmierci.
Ostatnio zmieniony przez Elethar Ultew dnia Pią Sie 09, 2013 2:43 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pią Sie 09, 2013 2:38 pm | |
| Shiron wbił spojrzenie w maszynę. Czyżby machina miała uczucia? Inteligentna niczym rasy myślące? Ciekawe... Nie ufał temu czemuś, czy może, jak powinien powiedzieć, komuś. Nie wiedział kim jest i jak działa. Nie to było jednak ważne. Kolejne wydarzenia potoczyły się niezwykle szybko. Jaszczur uważnie obserwował otoczenie, ale musiał przyznać, że atak go zaskoczył. Cokolwiek to było, zdecydowanie ich nie kochało. Smok w pierwszej chwili wypuścił płomień na przeciwników znajdujących się najbliżej. Ogień był wystarczająco mocny, by pokryć kilkunastu wrogów, ale równie słaby, aby nie mógł dosięgnąć sprzymierzeńców. Ogon zamachnął się, aby zmieść stojących za nim przeciwników z nóg. Wówczas dostrzegł błysk nad sobą. Samiec wyskoczył w powietrze jak najwyżej mógł. Gdy tylko wzbił się splunął falą ognia w miejsce, gdzie przed chwilą stał. Łapami ewentualnie łapał wyskakujących wrogów i miażdżył ich ciała rozrywając je w dodatku szponami. Gdy tylko znajdzie się na wysokości, gdzie nie powinni do niego doskoczyć ruszy jak najszybciej do przodu i zaleje teren pod sobą ogniem. Naturalnie, będzie uważał na sprzymierzeńców, toteż strumień nie będzie za szeroki. Pokryje dokładnie taki pas morza przeciwników, jaki gad tylko będzie chciał. W swoim ataku przewidzi też i wiatr, aby płomień nie wyrządził innym krzywdy. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Sob Sie 10, 2013 2:08 pm | |
| Wrogowie - choć atakowali masowo - nie należeli do kogoś kto nie potrafił walczyć. Daleko im było do zawodowców, jednak typowe dla zwierząt uzbrojonych - zachowania posiadali. Pchnięcia, cięcia - to były główne - a przede wszystkim bardzo celne - ataki. Przeciwnicy łatwo padali spopieleni przez smoczy ogień lub rozcięci ostrzami Eldara. Złotołuski przyjął inną taktykę - oszczędzając siły, przepuszczał wrogie ataki, unikając ich i wkładając jedynie odrobinę swych sił, by przeciwnicy wzajemnie na siebie wpadali. Gad cały czas schodził z linii ataków, wykonując najrozmaitsze uniki. Skrzydła były przylepione do ciała jaszczura, by w jak najmniejszym stopniu narażać je na rany - i by nie utrudniały przewrotów, uników, przeskoków, odskoków. Interesujący natomiast mógł wydawać się w sposób w jaki Nodin pozbywał się coraz to większych liczb przeciwników jednocześnie. Początkowo - proste, zwierzęce ataki pazurami i kłami, z czasem doszło do łamania wrogich kości za pomocą ogona - przy tym wszystkim nadal pozostając w biegu, doskakując od jego przeciwnika do drugiego. To nie przeciwnicy wybierali, że go zaatakują - to on obierał sobie ich za cele. Z czasem zaczęło dochodzić do ujawniania się mocy widma. Na początku ślepia przybrały krwisto-czerwony kolor, następnie jaszczur zaczął rozpływać się niczym mgła i pojawiać w nowych miejscach - czasami nawet w kilku jednocześnie - jakby się rozmnożył. Potem pojawiały się czarne portale przypominające czarne dziury które pochłaniały grupy przeciwników, aż w końcu Nodin zniknął. Pojawił się minutę później - w samym środku całej walki. Jaszczur stał nieruchomo, spoglądając przed siebie. Jego ciało zaczęła otaczać czarna energia, gad zaczął być okrywany przez czarną otchłań, aż w końcu coś pochłonęło go całkowicie - po czym rozbiło się na tysiące małych pocisków które wzbiły się w powietrze - a z powietrza spadły na wszystkich przeciwników i pochłonęły każdego z nich - zabierając go z tego świata. Na chwilę nastała cisza. Kanonierka zatrzymała się przy wiszącym w powietrzu Shironie, chowając swe uzbrojenie - gdyż nie wykryła więcej wrogów. Acroth i Nodin pojawili się przy Eletharze, badając wzrokowo okolicę i szukając wrogów - których nie było... Do czasu aż portale znów otworzyły się - dosłownie wszędzie - zsyłając w to miejsce setki - jeśli nie tysiące potworów... Jednak żaden z nich nie zaatakował. Wszystkie obserwowały. Czyżby chcieli ich nastraszyć? Zmusić do poddania się? Nie wiadomo... Nie dane im było tego ukazać. Na północ od grupy otworzył się kilkunastu metrowy potężny, czarny portal. Nie taki - jak ten z którego przechodziły potwory. Acroth, Nodin i kanonierka zwróciły się ku niemu - szykując się do walki. To wszystko jednak przerwał Nodin. -Zobaczcie... Wystraszyli się... Rzuciło Widmo i stanęło spokojnie, statycznie, rozluźniając swe mięśnie. Kanonierka schowała uzbrojenie, a niepewny Acroth jako ostatni rozluźnił się i stojąc przy Widmie - obserwował. Wrota które się otworzyły, wydawały się prowadzić do innego wymiaru. Prawda była z pewnych powodów inna, lecz tego nie dało się jednak określić. Pierwsze co pojawiło się z portalu - było łapą. Ogromna, kilkumetrowa łapa pokryta czarnymi łuskami i zakończona czterema potężnymi pazurami. Gdy potem pojawiła się kolejna łapa - przy czym jak dotknęła ziemi, słyszany był potężny odgłos stawianego kroku. Sądząc po rozmiarach - cokolwiek to było - było ogromne. Wtedy, z portalu wychylił się olbrzymi łeb - smoka, który posiadał przynajmniej piętnaście metrów wysokości. Stworzenie wyszło całe przez portal - a oczom tu zebranych ukazał się olbrzymi smok. Rozmiary - wysokość - odpowiadały wysokości kanonierki - podobnie z resztą jak reszta atrybutów tego stworzenia - no może gad nie był aż tak długi. Potężne, majestatyczne skrzydła - cały w zabarwieniu czarnym. Patrz na to wszystko - łatwo można było się domyślić kim ten ktoś był. Smok! Najprawdziwszy smok. Niebieskie linie zdobiły jego ciało, nadając mu dodatkowego majestatu, pazury i kły były całkowicie czarne - a ślepia - krwistoczerwone jak u Nodina. Smok rzucił swym spojrzeniem w dół - prosto na grupkę Eldara, Nodina i Acrotha. Nic jednak nie zrobił... Natomiast potwory spojrzały na niego i wydawały się przerażone. Żaden więcej portal już się nie pojawiał. Interesującym natomiast mógł wydawać się ten, kto znajdował się na prawym ramieniu smoka. Tak, ktoś na nim stał. Kolejny jaszczur... Zapewne Eldar na długo nie zapomni tego dnia - gdzie na ziemskiej planecie - spotyka same jaszczurki. Jednak ten był inny. Odziany w czerwone szaty, o niebieskim zabarwieniu łusek. Stał na smoku z rękoma opuszczonymi wzdłuż własnego ciała, spoglądając na otaczające grupkę potwory. Nic nie powiedział. Jego ślepia błysnęły jedynie złotym kolorem, a wszystkie stworzenia stanęły w ogniu, który zaczął spopielać je od środka - nie pozostawiając po nich nawet śladu, sprawiając, że zniknęły. Acroth obserwował sytuację z niedowierzaniem, kanonierka nie poruszała się, a Nodin... Zniknął. Pojawił się po chwili - na grzbiecie smoka - tuż przy jaszczurze. Teraz dopiero dało się śmiało ocenić, że skoro widmo miało ponad trzy i pół metra wzrostu - a jaszczur o niebieskich łuskach bez problemu sięgał mu do korpusu - to sam musiał być podobnego wzrostu co Acroth - może był nawet trochę wyższy. Niebieskołuski nie odwrócił się - jednak odezwał się Nodin. -Lord Midas. Nie pojawiasz się tak po prostu. Co się stało? Rzekł, a niebieskołuski jaszczur odezwał się telepatycznie zaraz po nim. -Acroth. Zabieram Cię do dowódcy. Rzucił krótko - i za nim cokolwiek zostało powiedziane, złotołuski rozpłynął się niczym iluzja. Wtedy to też odleciała stąd kanonierka która znajdowała się cały czas w tym miejscu. Połączenie pomiędzy Shironem i Eletharem - a pozostającymi tutaj Midasem, Nodinem i czarnym smokiem - zostało nagle zerwane. Wszystko wyglądało tak jakby rozmawiali między sobą - czego czarne monstrum chyba było jedynie obserwatorem - słuchając i skupiając swą uwagę na Eldarze i Smoku. Rozmowa zakończyła się w niecałą minutę, Nodin zeskoczył z czarnołuskiego smoka, który odwrócił się i przeszedł przez czarny portal, znikając wraz z nim i swym kompanem - tak jak tu przybyli. Wtedy też Nodin zbliżył się do Elethara. -Nie możemy tu zostać. Midas ukrył nasz ślad, jednak przyjdą tu ponownie - na pewno. Na mój grzbiet, zabiorę Cię stąd. Rzucił komendą do Elethara, czekając. Czarnołuskiemu Widmu wyraźnie gdzieś się śpieszyło, nie chciał tu pozostać ani chwili dłużej. -Ty też, Rivelończyku! Dodał, pamiętając nadal o obecności Shirona.
Jaszczur - Spoiler:
Smok - Spoiler:
Ostatnio zmieniony przez Dur-Shurrikun dnia Sob Sie 10, 2013 4:09 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Sob Sie 10, 2013 2:56 pm | |
| Kosmita z pewnością zapamięta ten dzień, a to, że spotyka same gady było tylko jedną ze składowych tego efektu. Ci przeciwnicy byli zwierzątkami, lecz ktoś te zwierzątka musiał spuścić ze smyczy. Czyżby narobił takiego hałasu psionicznego, że zwrócił uwagę jednej z tutejszych potęg? Nie, to niemożliwie. Gdyby tak było z pewnością ten ktoś postarałby się bardziej, jeśli chciał ich zabić. Choć z drugiej strony to mógł być zamierzony efekt. Wszak eldarzy tak samo postępowali ze swymi wrogami. Dokonywali czynów nieważnych z punktu widzenia teraźniejszości, ale w przyszłości to właśnie te czyny gwarantowały im zwycięstwo. Nagle pojawił się kolejny portal. Eldar zakręcił mieczem i ustawił się w pozycji bojowej. Posoka ściekała z ostrza i runy jarzyły się lekko. Z portalu wyszedł smok. Potężny niczym tytan. Nawet eldar cofną się o krok. Przed oczami stanęły mu oddziały Ognistych Smoków, w towarzystwie istot które dały początek tej formacji bojowej. Istota na smoku dobiła uciekające oddziały, a potem połączenie zostało zerwane. Eldar podszedł do jednego z trupów, podniósł go jedną ręką i zaczął się przyglądać dziwnej istocie. Usłyszał wtedy głos Norina. Cóż, Eldar miał ochotę już mu odpowiedzieć, co myśli o tym, gdy istota nie będąca jego zwierzchnikiem wydaje mu rozkazy, ale ciągle pamiętał o tej hybrydzie... ich "bracie". - Będziesz mi musiał wiele wyjaśnić, Norinie... - Rzekł psionicznie. Odrzucił truchło i usiadł na gadzie.
Ostatnio zmieniony przez Elethar Ultew dnia Nie Sie 11, 2013 3:47 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Nie Sie 11, 2013 2:54 pm | |
| Ten dzień także i Shiron będzie długo wspominał. Zobaczył więcej, niż przez cały pobyt w Midgardzie. Zapewne wyciągnie z tego wiele wniosków. Ciekawiło go jak to się wszystko zakończy. Jaszczur w pewnym momencie przestał ziać ogniem. Zamknął paszczę i oblizał kły. Obserwował czerwonymi ślepiami przeciwników. Coś się działo. Coś, niekoniecznie dobrego. Gad przesunął spojrzeniem po kanonierce. Nie zdążył jednak zbadać go wzrokiem, ponieważ zdarzyło się coś niespodziewanego. Z portalu wyszedł spory smok. Shironowi błysnęły ślepia. Wprawdzie nie dorównywał on rozmiarem smokom z Rivellonu, ale trzeba było przyznać, że robił wrażenie. Wcale nie wykluczone, że był równie potężny. Shiron wylądował powoli na ziemi, gdy było już to możliwe. Zaraz jego łuski przecięło mnóstwo pęknięć. Obserwował cały czas nieznajomych. Po chwili smok rozsypał się na tysiące kawałków, a na jego miejscu stał Shiron w ludzkiej postaci. Otrzepywał barki z czarnego pyłu.Przez cały ten czas milczał, tylko obserwując. Wtedy zbliżył się do nich Nodin. Smok uśmiechnął się ciepło do niego. - Miło znów Cię widzieć, całego i zdrowego. - powiedział i podszedł do niego lekkim truchtem. Wdrapał się na smoka i usiadł za Eletharem. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Nie Sie 11, 2013 3:06 pm | |
| -Cały? Może. Zdrowy? Na pewno nie... Trzymajcie się, bo nie stworzono nad do wożenia pasażerów. I nazywam się NODIN. Wyjaśnił, poirytowany ostatecznie przekręceniem jego imienia. Nie uważał go za aż tak trudne, by można je było źle wymówić. Tutaj natomiast się jeden znalazł. Nie było jednak teraz na to czasu. Elethar i Shrion mogli zobaczyć, jak nagle zarówno oni - jak i Nodin stali się jakby pół-przezroczyści, przypominając swym wyglądem duchy. Świat dookoła zmienił kolory na bardziej szare - z jednym wyjątkiem. Energia życiowa wszystkich żywych istot dookoła stała się nagle widoczna - w pięknej, białej barwie. Nie dało się jedynie zobaczyć energii Widma, które wydawało się pod tym względem ukrywać... Albo nie żyło. Resztę natomiast mogli dostrzec. Czarnołuski samiec wyskoczył - nie czekając na nic - do przodu i ruszył zawrotną prędkością, przekraczając znane "100km/h" w przeciągu kilku sekund, a chwilę później pędząc po równej powierzchni około trzystu kilometrów na godzinę. Jaszczur doskakiwał przy tym z jednej górki na drugą, przeskakując lub wymijając przeszkody i poruszając się tak, jakby ta prędkość nie robiła na nim wrażenia - dowolnie przyśpieszając lub zwalniając w zależności od potrzeb - czasami nawet z wielkiej prędkości - zatrzymując się nagle do "zera", by chwilę potem wyskoczyć do przodu i pobiec dalej. Tak oto przedstawiciel Widm popędził w stronę miasta... [zt cała trójka]
|
| | | Samantha Hudson
Liczba postów : 32 Data dołączenia : 15/09/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pon Mar 10, 2014 8:27 pm | |
| Czas. Jakże ciekawe zjawisko bez którego wszechświat prawdopodobnie nie mógłby istnieć. To właśnie czas upływał coraz bardziej kiedy to Samantha żyła sobie, jak na razie, bez żadnych trosk w Nowym Jorku. Od dawna nie miała żadnego incydentu, ani nikt nie był równie blisko odkrycia tego kim jest co w sumie bardzo jej odpowiadało. W zasadzie jej tajemnicę znała tylko jedna osoba, lecz nie widziała się już z Kapitanem Ameryką po raz drugi od ich ostatniego spotkania. Czasami zastanawiała się czy go jeszcze zobaczy. Od taka zwykła ciekawość. No jednak nie dążyła do tego. Jeśli los tak zechce to może kiedyś. Tymczasem miała zamiar jakoś żyć dalej, choć wciąż pamiętała jego propozycję, którą jej złożył. Jeśli mówił prawdę to chciał jakoś pomóc w odkryciu tego co właściwie się stało. Wiedziała, że mówi prawdę w tej sprawie, lecz nie ufała natomiast tym, którzy mieliby też w tym uczestniczyć. W ten czy inny sposób nie przejmowała się teraz tymi sprawami. Chcąc odpocząć od codziennego życia w mieście postanowiła zrobić sobie wolne i wyjechać na mały biwak poza miasto. Oczywiście wszystko sobie zaplanowała, wiec miał to być wypad jedynie na weekand. Zatrzymała się rzecz jasna w jednym z moteli w pobliskim miasteczku. Było to małe miasto gdzie zazwyczaj panował spokój. Idealne miejsce by trochę odpoczęła. Po rozgoszczeniu się w wynajętym pokoju postanowiła wyjść sobie na spacer i pozwiedzać trochę. Może nawet pójść do jakiegoś sklepu coś pokupować, jeśli oczywiście będzie na to okazja. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pon Mar 10, 2014 9:21 pm | |
| NPC Storyline - Acroth Choć te górzyste tereny prezentują sobą piękno natury, to jednak są również silnie zarośnięte, co powoduje, że widoczność na dalsze odległości osłaniają drzewa. Drzewa i otaczająca je roślinność oraz zwierzyna - nie są w stanie jednak powstrzymać wszystkich efektów jakie wywołują niektóre wydarzenia. Chcąc lub nie chcąc - Samantha znalazła się niedaleko jednego z takich wydarzeń. W pewnym momencie ziemia po prostu zatrzęsła się, a dosłownie sekundę później dało się usłyszeć huk... jeden, drugi, trzeci... potem doszły do tego efekty świetlne - widziane całkiem niedaleko - może z kilometr od niej. Błyski zarówno między drzewami jak i w powietrzu, zamiennie - zupełnie niczym sceny z jakiś filmów, jakby dwie istoty walczyły ze sobą przy użyciu dość widowiskowej mocy. Potem nastała chwila ciszy, milczenie które wręcz prosiło się by je przerwać... I zanim Samantha zdążyła podjąć decyzję o tym czy zostać i to sprawdzić, zignorować czy może najbezpieczniej - ewakuować się póki można - doszło do kolejnego, głośniejszego huku. Potem już akcja przeniosła się w pobliże kobiety. Wpierw szelest krzaków, dźwięk łamanych gałęzi - jakby coś szybko się do niej zbliżało... bardzo szybko. Chwilę później dało się już to zauważyć - to jakaś istota o złotym ubarwieniu wyleciała z wielką prędkością z krzaków, łamiąc po drodze kilka kolejnych gałęzi. Nie można tu było jednak mówić o czymś takim jak "majestatyczny lot" - oj nie. Ktoś tym złotawym delikwentem wyraźnie rzucił. Kolejny huk - tym razem przy zderzeniu owego jegomościa z niemałym drzewem, które pod jego ciężarem dosłownie złamało się w pół i padło na ziemię - kreując kolejny odgłos huku - niczym na wojnie. A delikwent? Wpadł na ziemię i potarmosiło nim jeszcze po niej, zanim w końcu się zatrzymał. Teraz dopiero dało się zauważyć kim był owy jegomość... Jeśli Samantha czytała kiedyś książki o tematyce fantastycznej lub oglądała tego typu filmy - to właśnie owa fantastyka ożyła na jej oczach. Kilka metrów od kobiety, grzbietem na ziemi - leżał smok o anthro budowie ciała. Nietypowy jak na standardy baśni, gdyż osobnik ten przypominał zmutowanego znacząco człowieka lub po prostu istotę która jest smokiem - tylko samo założenie budowy szkieletu zostało zbliżone do budowy człowieka. Wielkie, długie skrzydła rozciągały się na ziemi, miejscami złocista błona na nich była podarta od wielokrotnego zderzenia z różnymi obiektami - skrzydła były również przez to pokryte krwią. Sam smok pokryty był złotymi łuskami, niczym w baśniach o dość legendarnych stworzeniach - gdyż takowe stanowiły same w sobie złote smoki. A ten tutaj? Właśnie stoczył jakąś walkę, co dało się po nim po prostu stwierdzić - obserwując go. Dobrze zbudowane mięśnie, jak to na smoka przystało, nie był to jednak żaden typ pakera lub mięśniaka niczym u Hulka. Można powiedzieć - większy typ atlety. Kolce wystające z łba, zarówno do tyłu jak i te na pysku, po pięć palców u dłoni oraz łap - zakończonych ostrymi pazurami, długi ogon którego o dziwo nie wieńczyło żadne naturalne uzbrojenie, jak to smokom się czasami zdarzało posiadać. Formą ubioru na nim można było określić bardzo podarte spodnie, przypominające wojskowe bojówki. Ich kolorystyka była jednak dość specyficzna, jakby wojskowy krój miejski tylko znacząco zmodyfikowany ze zmienionymi kolorami - gdzie szary zastąpiony został srebrnym. Na ciele gada - po za skrzydłami - również znajdowało się kilka ran. Najbardziej poranione były nadgarstki - wyraźnie jaszczur blokował nimi ataki, gdyż krew dosłownie spływała z nich ciurkiem. Prawe kolano również oberwało, jednak na szczęście tylko powierzchownie - i choć leciała krew to było to spowodowane po prostu zdarciem skóry. Po za tym, gad posiadał trochę niegroźnych zadrapań na korpusie czy ramionach - oraz był cały ubrudzony ziemią, przez co złoto jego łusek było nieco... zakryte. Jego stan dało się określić bardzo szybko. Jak padł na ziemię, tak zaraz podniósł się do połowy, opierając się łokciami na ziemi. Odkaszlnął, a następnie warknął grożąc - tylko komu? Samanthy wyraźnie nawet jeszcze nie zauważył. Gad spojrzał po sobie i znów westchnął cicho, a jego ogon krążył nerwowo za nim po ziemi, do momentu... aż nagle stanął jak wryty. Wtedy też cały gad przestał się ruszać, by zaraz obrócić bardzo powoli łeb w kierunku znajdującej się przy nim kobiety. Czego by można się spodziewać? Zapewne miny typu "zaraz zginiesz!". Niestety wyraz pyska tego samca nie wskazywał na nic takiego. Gdy złote ślepia spojrzały na nią, to mówiły raczej "FAIL, zauważyli mnie", aniżeli miałby komuś grozić. Gad wydawał się być lekko skołowany i jak na razie... nawet nie ważył się odezwać ani ruszyć. Choć pytanie czy po tym cudownym locie jego kości były jeszcze całe. Adrenalina mogła zrobić swoje - jeszcze bólu mógł nie czuć... jeszcze.
|
| | | Samantha Hudson
Liczba postów : 32 Data dołączenia : 15/09/2013
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Pon Mar 10, 2014 9:49 pm | |
| Gdyby wiedziała co ją tu może spotkać to pewno wybrałaby sobie inne miejsce na odpoczynek od wszelkich dziwów tego świata. Już wystarczało jej ich na co dzień gdy musiała ukrywać prawdę o sobie. Już to było dziwne, a co dopiero rzeczy jakie ujrzała jakiś czas potem kiedy wciąż była na spacerze. Zdążyła zrobić jakieś zakupy w małym sklepie. Potężny huk, który usłyszała na zewnątrz sprawił, że upuściła torbę z zakupionymi towarami. Odruchowo się wystraszyła. Było to jak najbardziej ludzkie zachowanie. Najzwyczajniejsza na świecie reakcja, której można się było po niej spodziewać. Najpierw jeden hałas, potem drugi i kolejny... no i cisza. Przez moment nic się nie działo. Zniknęły nawet widowiskowe efekty świetlne, które dała radę dostrzec między drzewami i w powietrzu. Czyżby jakaś wojna się tu działa czy coś? A może ktoś bawił się wyjątkowo mocnymi fajerwerkami? Cóż... złotołuski stwór lecący nagle w powietrzu od strony krzaków utwierdził ją w przekonaniu, że to nie jest żadna zabawa typowych małolatów. Gadopodobny stwór walnął z niezłą siłą w pobliskie drzewo dosłownie przepoławiając je na pół co wywołało kolejny dość mocny huk. Następnie zobaczyła, że poprzewracało go trochę po ziemi, no a przynajmniej tak to wyglądała. Była zmieszana całą tą sytuacją. O dziwo zapomniała nawet o swoich zakupach. W jej głowie krążyło teraz tylko jedno pytanie: co zrobić? Początkowo nie wiedziała sama. Z tego co widziała to ten stwór najwyraźniej musiał z kimś walczyć. Sam raczej by tak nie fruwał i nie rzucałby się na wszystko raniąc się przy tym porządnie o czym miała się dopiero przekonać potem. Tak. Coś w jej głowie, swego rodzaju trybiki, popchnęły ją do tego by spróbować sprawdzić co się dzieje. Nieumyślnie nadepnęła na torbę z zakupami przypominając sobie o nich. -Cudownie...- mruknęła sama do siebie niezadowolona z tego, że właśnie zniszczyła to na co wydała swoje pieniądze. No cóż będzie musiała potem się gdzieś wrócić po nowe. Westchnęła i spojrzała się w kierunku gdzie prawdopodobnie leżał stwór. Ostrożnie ruszyła w tamtą stronę. W końcu nie wiedziała z czym ma do czynienia. W końcu była na tyle blisko, że dostrzegła leżącą na ziemi istotę, która przypominała swego rodzaju smoka. Czasami lubiła czytać literaturę fantasy, więc stąd to skojarzenie. Stała na razie w pewnej odległości. Chciała podejść bliżej by lepiej mu się przyjrzeć, lecz wtedy smokopodobny stwór zdał sobie sprawę z jej obecności. To była dla Samanthy całkowita nowość. Czy była przerażona? Trochę się bała to prawda, lecz zdziwiona na pewno nie była. Po tym czego doświadczyła w życiu to prawdopodobnie niewiele teraz było w stanie ją zdziwić. Zaskoczyć tak, lecz nie zdziwić. Co miała teraz zrobić? No co? Te pytania krążyły jej po głowie. Czy ten ktoś... lub to coś w ogóle potrafi mówić? Albo jakie ma intencje? Mógł w końcu zarz chcieć ją skrzywdzić. -Em...- mruknęła pod nosem obserwując nieznajomego i przy okazji próbując dojść do tego co w końcu zrobić. Stała tak w milczeniu jeszcze przez chwilę dopóki postanowiła się nie odezwać. Uprzednio rozejrzała się jednak chcąc zobaczyć czy w okolicy nie ma gdzieś tego kogoś kto mógł go tak urządzić. Nikogo jednak nie widziała, więc ponownie spojrzała się na niego. -Czym... czym jesteś? W ogóle rozumiesz co mówię?- no tak, tak, tak. Pewno głupio postąpiła, albo ogólnie idiotycznie się odezwała, lecz jakiej innej reakcji się po niej można było spodziewać w przypadku takiego spotkania z tą przedziwną istotą. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. Wto Mar 11, 2014 2:24 pm | |
| NPC Storyline - Acroth Gad obserwował nieznajomą początkowo dość spokojnie. Skrzywił dopiero swój łeb zaskoczony, gdy kobieta podeptała własne zakupy. Stwierdzając, że nie zamierza leżeć na ziemi przez resztę życia, złotołuski powoli zaczął podnosić się na nogi. Robił to dość ostrożnie, jakby nie chciał sobie zrobić większej krzywdy aniżeli już mu wyrządzono. Zaczął od prostego podciągnięcia nóg pod siebie i przeniesienia ciężaru ciała tak, by znaleźć się już stojąc na łapach, jednak kucając. Gad podparł się prawą dłonią o podłoże, a lewą oparł na swym kolanie. Ogon swobodnie opadał na ziemię, nie ruszając się, a w międzyczasie smok poruszył skrzydłami, rozkładając je i składając kilkukrotnie. Następnie uderzył nimi kilka razy, jakby sprawdzając czy będzie w stanie lecieć. Nie wzbił się jednak w powietrze - być może była to tylko prosta próba, sprawdzenie czy wszystkie kości są na miejscu. Po tym, złotołuski uniósł się ciężko na nogach. Ranne kolano wydawało się dawać o sobie znać, jednak gad również wydawał się być dość twardy, zaciskając jedynie kły w bólu. Gdy stanął już pewne na nogach, złożył swe skrzydła i przycisnął je do swego ciała, by zaraz obrócić się w stronę nieznajomej, która odezwała się do niego. Smok znów skrzywił swój łeb pytająco, obserwując ją z wyraźnym zaciekawieniem. Warto było zauważyć, że gadzina mierzyła coś około dwóch metrów, dwudziestu pięciu centymetrów wzrostu - a więc nie mało. Ogon samca przesunął się po ziemi w lewo i prawo, a on w tym czasie wyprostował swój łeb, stając frontem do swej nowej rozmówczyni. -Smokiem...? Tak nazywa się mą rasę...? I tak, rozumiem co do mnie mówisz. Odparł, zadając w tym dwa pytanie retoryczne. Zrobił dwa kroki w kierunku nieznajomej która zadała mu ciut... oczywiste pytanie. Z tego co było mu wiadomo, ludzie na tej planecie znali "z wyglądu" takich jak on, więc tego typu pytanie było trochę nie do końca na miejscu. Niemniej jednak nie jemu było to jakoś specjalnie oceniać - może po prostu nie znała legend. Gad rozejrzał się również po okolicy, dość powoli, jakby analizując docierające do niego informacje. Niemniej jednak możliwe, iż tego który go tak potraktował, już tutaj nie było. Inaczej czemu miałby zaprzestawać walki i skupiać się na rozmowie z jakąś nieznaną mu ziemianką? PRZERYWAM Z POWODU NIEOBECNOŚCI GRACZA |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Appalachy, stan Nowy York. | |
| |
| | | | Appalachy, stan Nowy York. | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |