|
| Pracownia Transmutacji | |
|
+9Winter Soldier Carol Danvers Captain America Darkhawk Kate Bishop Jane Foster Agent Coulson Freya Loki 13 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Pracownia Transmutacji Sro Sie 14, 2013 4:42 pm | |
| Tutaj przeprowadzane są zajęcia z Transmutacji. |
| | | Freya
Liczba postów : 23 Data dołączenia : 20/08/2012
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Sro Wrz 11, 2013 4:05 pm | |
| Ubrana w schludnie wyczyszczony, wyprasowany mundurek w barwach Revenclaw przemierzała pusty korytarz w kierunku, gdzie odbyć się miała jej lekcja. Weszła do sali od transmutacji w pośpiechu, żeby zająć miejsce z przodu i ku jej wielkiemu z dziwieniu w sali było PUSTO, ale nie za bardzo się tym przejęła. Usiadła przy wolnej ławce i wyjęła pióro, na którym zaczęła sobie ćwiczyć drobne zaklęcia. Wiecznie rozmarzona bawiła się różdżką nie zwracając uwagi na to co się w jej otoczeniu dzieje. Włącza myślenie zewnętrzne dopiero, gdy usłyszy głos nauczyciela, a póki co mogła się zająć swoimi sprawami, przemyśleniami. Parę chwil dla siebie. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Sro Wrz 11, 2013 6:16 pm | |
| Przybył na transmutację stosunkowo wcześnie, toteż na widok kogokolwiek w sali, kto nie był profesorem, był nieco zaskoczony. Ach, to Freya, jego towarzyszka z drużyny, notabene również grająca na pozycji pałkarza! Cała drużyna już wiedziała o planowanym treningu (cholera, gdzie ta profesor Hardy?), tylko nie ona! Luke podszedł więc do koleżanki z Domu. Widząc jednak, że ta pogrążona jest we własnych sprawach, zwolnił nieco swojego szybkiego kroku i odchrząknął, usiłując zwrócić jej uwagę, czy też raczej ostrzec przed jego przybyciem. - Hej - uśmiechnął się na przywitanie. Chociaż Freya była z Ravenclawu, Luke nie znał jej aż tak dobrze, a z takimi osobami zawsze kłopot sprawiało mu rozpoczęcie rozmowy - Ten... dzisiaj po lekcjach planowaliśmy trening, nie wiem, czy słyszałaś - powiedział, starając się brzmieć na tyle niewinnie i "nieinwazyjnie" - wszak przerwał jej przemyślenia i naruszył jej spokój - jak tylko mógł. - Gdybyś miała wolną chwilę, fajnie by było, gdybyś wpadła. Rulk wspominał coś o nowej taktyce, którą chce wypróbować, czy coś tam - przewrócił oczami. - Tak więc... ten... daję ci znać! - znów uśmiechnął się, potarł dłonie, zupełnie nie wiedząc, co innego z nimi zrobić i zajął miejsce za Freyą, ot tak, gdyby ta chciała zakończyć i tak przerwane przemyślenia i skomentować pomysł treningu po południu. Liczył, że sąsiednie miejsca zajmie reszta Krukonów, która wyszła z Cieplarni tuż za nim. Początkowo Luke chciał na nich poczekać, lecz widząc, jak się guzdrają, postanowił po prostu zająć im miejsca w pracowni profesora Laufeysona. |
| | | Agent Coulson
Liczba postów : 91 Data dołączenia : 04/07/2013
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Czw Wrz 12, 2013 4:13 pm | |
| Po drodze gdzieś mu się Jane zapodziała, znikając pewnie w otchłani zamku. Być może dlatego, że schody dzisiaj były wyjątkowo kapryśne i czasami wręcz trzeba było z nich skakać, żeby na czas dostać się na wybrane piętro. Kostki na szczęście Phil nie skręcił i miał nadzieję, że taki stan jego zdrowia utrzyma się już do końca dnia. (Oczywiście przyjemniej by było do końca co najmniej roku szkolnego, ale w cuda Phil nie wierzy...)
Wszedłszy do klasy ucieszył się, że nie ma w niej jeszcze nauczyciela. Laufeyson nie traktował łaskawie tych, co wchodzili na lekcje za nim, a że Phil, jako Prefekt Naczelny, powinien dawać przykład, to cieszył się, że i tym razem mu się udało.
I nawet nie miał brudnej szaty, jak być może będą mieli ci z cieplarni! Same plusy. Zajął jedną z ławek z bocznego rzędu, siadając przy ścianie i mając nadzieję, że wytrwa do końca lekcji. I że jego Dom nie straci punktów. Obecnym znajomym tylko pomachał, ale wkrótce zajął się sobą. |
| | | Jane Foster
Liczba postów : 72 Data dołączenia : 14/03/2013
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Sob Wrz 14, 2013 2:45 am | |
| Zanim Jane skierowała się korytarzem w stronę sali, w której prowadzone były zajęcia Transmutacji, brązowowłosa musiała na krótki moment popędzić w stronę wieży, gdzie też mieścił się Pokój Wspólny Krukonów. Tak to jest, jak człowiek sądzi, że o wszystkim pamięta, a koniec końców okazuje się, że zostawił jedną z prac dla któregoś z nauczycieli. Wolała więc zaoszczędzić sobie podróży i za jednym zamachem oddać esej, by nie latać we wszystkie strony zamczyska. Gdy Foster już zabrała odpowiedni pergamin, rozejrzała się po dormitorium, powtarzając pod nosem rzeczy, które zdążyła ze sobą zabrać. Być może coś rzuci jej się w oczy i przypomni sobie nagle, że i dane coś powinna ze sobą wziąć. Jednakże do tego nie doszło, toteż dziewczyna opuściła Pokój Wspólny, kierując się schodami w stronę sali od Transmutacji, w której miały zacząć się zajęcia za niecały kwadrans. Stwierdziła zatem, że wypadałoby się pospieszyć, jeśli nie miała zamiaru trafić na Laufeysona, który niezbyt przychylnie spojrzałby na dziewczynę. Tym bardziej, że wiedział o jej ambicji i próby zdobycia najlepszej z możliwych, oceny. W chwili, gdy Jane weszła do pomieszczenia, odetchnęła z ulgą. Widok niepełnych ławek i nieobecności profesora był niczym kamień spadający z serca. Rozejrzała się i zajęła wolną ławkę, będącą tuż za Tannenbergiem, z którym może i nie rozmawiała za często, ale też nie można było uznać, że dziewczyna w ogóle się nie odzywa. Torbę położyła tuż obok ławki, uprzednio wyciągając z niej różdżkę i resztę przedmiotów, po czym zajęła się poprawianiem koszuli, w międzyczasie zerkając na pergamin pokreślony czarnym atramentem. |
| | | Freya
Liczba postów : 23 Data dołączenia : 20/08/2012
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Sob Wrz 14, 2013 11:35 am | |
| Gdy usłyszała głos kolegi z drużyny przerwała rozmyślania, żeby posłuchać co ma do powiedzenia. Cały czas lekko się uśmiechając wysłuchała nieco zakłopotanego Luke'a i przyjęła do wiadomości co skwitowała potakując delikatnie głową. Miły z niego chłopak - pomyślała i z uśmiechem, który zagościł na jej twarzy już nie wróciła do poprzedniego zajęcia tylko zerknęła na przybyłych do sali, uśmiechając się ciepło do Jane, która była jedną z najlepszych uczennic z ich domu, gdzie de facto wszyscy byli zdolnymi uczniami, ale to w sumie jej koleżance należało się większość punktów przyznawanych na plus domowi za jej odpowiedzi na lekcjach i wrodzoną ambicję. Freya zawsze ją podziwiała. Zdolna, młoda i piękna czarownica, której wszyscy wróżą świetną przyszłość. |
| | | Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Sob Wrz 14, 2013 6:02 pm | |
| Bo jakże wyczerpującej i interesującej lekcji zielarstwa, na której Kate pozwoliła sobie nieco odespać nadszedł czas na transmutację. Na tę lekcję dziewczyna cieszyła się znacznie bardziej - bo nie dość, iż prowadził ją jej ukochany opiekun, to w dodatku można było nauczyć się naprawdę fascynujących i przydatnych rzeczy. Już od dłuższego czasu planowała pozmieniać kilku gryfonów w jakieś interesujące zwierzątka. Z reguły raczej starała się nie mieszać w ten konflikt domów, bo świadoma była kto jest lepszy, jednakże pewne rzeczy człowiek ma ochotę po prostu, hm, przetestować? Mimo wszystko obserwowanie gromadki gryzoni lub robaczków, które zaledwie kilka chwil wcześniej były ludźmi, wydawało się kuszące. Przemierzała powoli korytarz, trzymając w dłoniach książki przyciśnięte do klatki piersiowej. Szata lekko za nią powiewała, nadając dziewczynie odpowiedniego szyku. Po latach nauki tutaj poza "wyższości" przybierała się niemalże sama, czasami Ślizgonka nawet nie była jej świadoma. Przez co mogła się wydawać wyjątkowo dumna i nadęta nawet dla osób z własnego domu. Czy jej to przeszkadzało? Niekoniecznie. Do szczęścia starczyły jej osoby znające ją bliżej. Niespiesznie wkroczyła do sali transmutacji, rozglądając się po pomieszczeniu. Niestety nie dostrzegła nikogo interesującego. Zaledwie kilku Krukonów. I Puchon. Doprawdy, nic ciekawego. Odgarnęła lekko włosy z czoła i wypuściła cicho powietrze z płuc. Przeszła na początek sali, zasiadając w drugiej ławce. Po drodze jedynie zwróciła większą uwagę na Tannenberga, głównie dlatego, że on również przed chwilą był na zielarstwie. Na sekundę jej myśli zajęło, jak tak szybko tu przymaszerował. Aż tak mu spieszno było na lekcję transmutacji? Uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem, bo ta myśl ją z lekka rozbawiła. Otworzyła wielką księgę na zaznaczonej stronicy, studiując co ciekawsze zaklęcia - właśnie z transmutacji. W końcu nie miała zamiaru odpuścić swego małego planu, a ćwiczenia były potrzebne by zmienić kilkoro Gryfonów w jakieś uroczo stworzonko. Chyba wszystko jest od nich bardziej urocze. Jej włosy lekko opadły, przysłaniając twarz dziewczyny. Wyłączyła się kompletnie pochłonięta lekturą. Nie docierały do niej żadne dźwięki, więc równie dobrze mogłoby teraz przebiec obok niej stado akromantul, a Kate nawet by tego nie zanotowała w swej świadomości. Teraz pozostało jej czekać w tym stanie na rozpoczęcie lekcji - lub chociaż pojawienie się jakiejś interesującej postaci. Przerzucała kolejne kartki, jedynie od czasu do czasu odrywając się od starych stronic i sprawdzając czy nic się nie zmieniło. |
| | | Darkhawk
Liczba postów : 146 Data dołączenia : 25/08/2012
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Sob Wrz 14, 2013 7:10 pm | |
| Zielarstwo okazało się nudne. Poprawka, bardzo bardzo nudne. Akromantule nie były wcale czymś tak zabawnym jak Plujki Żuwaczki, czy inne dziwadła. Na dodatek tym razem akcent i sposób mówienia profesora Charlesa zaczął go denerwować, toteż z wielką radością przyjął wiadomość o zakończeniu lekcji. Cała klasa zwinęła się dosyć sprawnie, jako pierwszy wybiegł Luke. Krukoni zawsze na przodzie! Chris poczekał, aż większość ludzi opuści salę i wyszedł dopiero jako jeden z ostatnich. Nie śpieszył się specjalnie na lekcję transmutacji, wszak miał jeszcze sporo czasu. Po drodze do sali zaczepił o dormitorium, które było mu zupełnie nie po drodze i zostawił tam sweter, oraz koszulę. Gorąc szklarni nie służył jego ubraniom, więc założył nowo koszulę. Chwilę później zszedł po schodach i pokonał korytarze stając przed salą. Złapał za klamkę drzwi i mocno popchnął. Troszkę za mocno. Drzwi zaskrzypiały bardzo głośno i wydały głuche: "pam!". Stanął na progu lekko zakłopotany. - Wybaczcie. - uśmiechnął się rozbrajająco do siedzących wewnątrz i poluźnił krawat. Szybkim krokiem dopadł do najbliższej ławki i usiadł. Okazało się, że była to druga ławka w równoległym rzędzie do tego, w którym siedzieli Krukoni i Kate. Wyjął przybory i zaczął bazgrać ołówkiem w notesie. |
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Pon Wrz 16, 2013 6:46 pm | |
| Lekcja Zielarstwa była męczarnią. Duchota w szklarniach dała się we znaki chyba każdemu, a zajęcia nie były na tyle wybitne, by przymknąć na to oko, jak to Steve miał w zwyczaju. Do ogromnego budynku szedł powoli, rozmawiając ze znajomymi z domu. Dopiero w zamku rozdzielili się i w sumie Rogers sam ruszył korytarzem na lekcję Transmutacji, by zająć dobre miejsce w cieniu. Jakoś nie lubił, gdy profesor Laufeyson zwracał na niego uwagę. Jak w ogóle go dostrzegał. No, zwyczajnie nie przepadał za tymi lekcjami, choć były interesujące. Wszedł do klasy i zasiadł w przedostatniej ławce przy oknach. Nie miał specjalnej ochoty teraz z nikim rozmawiać, więc zwyczajnie wyciągnął z torby książki, pióro i różdżkę, i starannie ułożył je na stole, ignorując cały świat. Po chwili namysłu wyciągnął również i szkicownik, po czym zaczął robić szybki szkic gryfa, ot, dla wprawy. Obiecał sobie, że pójdzie dziś ( o ile poprawi się pogoda) na zewnątrz i spędzi więcej czasu z ołówkiem niż 10 minut podczas lekcji. Trochę mu się nudziło. Niby miał wielu znajomych, ale jakoś po zajęciach nie miał za bardzo co ze sobą zrobić. Chociaż lubił przebywać sam, to jednak czasami taka cisza wokół zaczynała go z lekka irytować. Zastanawiał się, czy nie zaproponować komuś jakiegoś spaceru, ewentualnie szachów.. trudno, zobaczy co będzie potem. Jak przetrwa dzisiejsze lekcje. |
| | | Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Wto Wrz 17, 2013 12:02 am | |
| Z Zielarstwa Carol wyszła niczym torpeda, nie bacząc nawet na to, że Zjarany jeszcze nie dokończył zdania. Dziewczynie wydawało się, że profesor pustą cieplarnię zauważy dopiero wtedy, gdy skończy swój nudny monolog, jaki prowadził ostatnio na zajęciach. Mimo że było dosyć chłodno, a większość uczniów otulała się szalikami i grubymi golfami, to sama Carol nie narzekała. Fakt, mogłoby być odrobinę cieplej, bo chuchanie w dłonie nie było świetnym zajęciem, ale też nie było tak tragicznie, żeby już zakładać grube kurtki. Jasnowłosa sprężystym krokiem mknęła korytarzami, zgrabnie omijając przeszkody, które ledwo wyrosły z ziemi (czyt. pierwszoklasiści), byleby tylko dotrzeć do sali od Transmutacji przed nauczycielem i większością klasy. Niestety, nie było to możliwe, gdyż została zatrzymana przez jednego z mniej obchodzących ją belfrów, który o coś się dopytywał, a potem jeszcze jakaś kłótnie między drugoklasistami spowolniła jej podróż na zajęcia. Toteż migiem kierowała się, gdy już tylko nikt nie zawracał jej gitary. Na szczęście okazało się, że nauczyciela jeszcze nie było widać na końcach korytarza, w sali też nie siedział, więc Carol westchnęła cicho i weszła do sali, w której większość z kimś rozmawiała. Rozejrzała się po pomieszczeniu i najbliższe a zarazem wolne miejsce znajdowało się obok Rogersa. Panna Danvers uśmiechnęła się ledwo zauważalnie i niemalże od razu pokierowała w tamtą stronę i zajęła krzesło obok Gryfona, racząc go krótkim spojrzeniem. Przecież nie będzie teraz wariować, prawda? Chyba. Ślizgonka przyglądała się przez krótką chwilę swoim rówieśnikom. Widząc, że ci są zbyt zajęci swoimi sprawunkami, wyciągnęła dyskretnie różdżkę i odwróciła się do Rogersa plecami, marszcząc przez krótki moment brwi. - Virgo Acclaro - szepnęła pod nosem, zataczając kółko tym całym magicznym patyczkiem, by po krótkiej chwili machania nim, schować szybko do kieszeni szaty. Owe zaklęcie dotyczyło ujawnienia tego, kto już ma za sobą fizyczne uniesienia, a kogo jeszcze czeka ten pierwszy raz. Po wypowiedzeniu słów, wokół każdej obecnej w sali persony, roztaczała się lekka aura. Osoby, które już miały za sobą chociaż jeden stosunek, odznaczyły się kolorem czerwonym, jednakowoż reszta, czekająca na ten moment, otoczona była niebieską mgiełką. Zaklęcie było o tyle niewygodne, że nie dało się go oszukać w jakikolwiek sposób, toteż w tym momencie każda ciekawska osoba mogła się dowiedzieć, kto jeszcze jest dziewicą wśród siódmoklasistów. Tak samo ci, co dopiero mieli wejść do środka, byli na to skazani. Do czasu, póki profesor Laufeyson (a zarazem ten, co podzielił się z ciekawą Carol owym zaklęciem) nie machnie różdżką, wypowiadając odpowiednią formułkę, dzięki której cała "farsa" się skończy. Sama Danvers była bezpieczna, bo jako osoba przyczyniająca się do tego, nie miała wokół siebie aury. Dlatego też przyszło blondynce czekać aż wszyscy się skapną - co, swoją drogą, nie powinno być trudne - i zaczną rozmawiać lub dowiedzieć się, kto jest sprawcą tej całej zabawy. Sięgnęła po pergamin oraz podręcznik i jak gdyby nigdy nic, zaczęła spokojnie wertować lekturę.
/ Każdy musi określić, jaki kolor aury zaistniał wokół jego osoby; niebieski - dziewica, czerwony - już nie. Stąd jeszcze jedna kolejka i wtedy Loki zrobi swoje, coby zniknęła mgiełka <3 |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Wto Wrz 17, 2013 6:43 pm | |
| Luke rozmawiał o czymś niekoniecznie ważnym i mądrym z siedzącymi obok Krukonami, gdy nagle zaczęło dziać się coś dziwnego. Dookoła każdego ucznia zaczęła pojawiać się dziwna, kolorowa mgła i nie trzeba było sokolego wzroku, by dostrzec, że przybiera tylko dwie barwy. Szybko więc sala zaczęła wyglądać jak trybuny podczas meczu Błękitnych Londyn z Diabłami z Manchesteru. Dookoła Tannenberga pojawiła się lekko czerwonawa chmurka. Chłopak odruchowo starał się ją rozproszyć machaniem ręką gdy zrozumiał, że ma ona magiczne pochodzenie.
Rozejrzał się wkoło. O co chodzi? To jakiś żart? Nie miał pojęcia, o co chodzi, zwłaszcza, że barwa każdej z nich nie wyglądała na powiązana z niczym - ni z płcią, ni z tym, czy ktoś był czystej krwi czy dzieckiem mugoli.
- O co chodzi? - mruknął, wyjmując różdżkę. Rozejrzał się wkoło, szukając źródła całego zamieszania, lecz nie mógł nic wydedukować. Nie czuł jednak, żeby czar miał jakiekolwiek negatywne efekty, co poniekąd go uspokoiło - zresztą co mogłoby się im stać? Postanowił jednak, dla świętego spokoju, rzucić zaklęcie identyfikacyjne. - Intellego. - powiedział, celując w karmazynowy obłoczek lewitujący złośliwie dookoła niego. Oczywiście zaklęcie nie działało w żaden widoczny sposób, nad chmurą nie pojawił się nagle napis "ZAKLĘCIE WYKRYWAJĄCE PRAWICZKÓW, ULUBIONE ZAKLĘCIE RODZICÓW DZIECI WRACAJĄCYCH Z BALÓW SZKOLNYCH", lecz szybko w umyśle Tannenberga pojawiła się wiedza na temat działania zaklęcia. Na twarzy Niemca pojawił się dziwny uśmiech - zmieszanie zażenowania z rozbawieniem. Policzki Luke'a rozpalił rumieniec, jednocześnie jednak dziwna duma zżerała go od środka, którą świadomy działania zaklęcia mógłby odczytać jako "tak, moja różdżką była już solidnie wypróbowana". Ciekaw był jednak, kto mógł rzucić to zaklęcie - niestety, zwykłe Priori Inctatatem pozwalało na rozpoznanie ostatnio rzucanego czaru tylko wskazanej różdżki. Bał się, co mogłoby się stać, gdyby wzmocnił zaklęcie dodatkowym "maxima" - wątpił jednak, że wówczas zaklęcie zadziałałoby obszarowo.
Czarodziej postanowił jednak nie dzielić się z nikim zdobytą wiedzą, a, zamiast tego - przyjrzeć się z ciekawości barwom aur ludzi w sali. |
| | | Winter Soldier
Liczba postów : 115 Data dołączenia : 21/12/2012
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Wto Wrz 17, 2013 7:18 pm | |
| Cholera, oby znowu się nie spóźnił! Profesor Laufeyson tego nie lubił, a Bucky'emu zdarzało się to dość często. Dlaczego? Sam nie wiedział. Przecież się śpieszył, starał się być punktualnie jak tylko mógł! Okej, wcale tak nie było. Przed każdą lekcją czekał go długi spacer po Hogwarcie. Barnes lubił przechadzać się korytarzami szkoły, szturchając po drodze uczniów i wycinając im jakieś głupie numery. Takie hobby. "Najpierw zabawa, później obowiązki!" No, i po takim właśnie spacerze, Jimmy w końcu stwierdził, że powinien się udać na transmutacje. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że raczej za bardzo się nie spóźni - może nawet uda się przyjść na czas, co ostatnio- o dziwo -zdarzyło się już kilka razy. I tak, udało się! Co prawda większość uczniów była już w klasie, ale nauczyciela nadal brak. Wszedł do środka ze swoim klasycznym uśmieszkiem na ustach, rozejrzał się po klasie i ujrzał coś... nietypowego. Jak mógł coś takiego przegapić przy wejściu? Każdy z uczniów otoczony był niebieską lub czerwoną aurą. Pierwsza jego reakcja była następująca- stanął w miejscu, uniósł brwi do góry i wpatrywał się nieruchomo w klasę. Po chwili jednak domyślił się, że jest to zaklęcie. Gdzieś ostatnio o nim słyszał. I, musiał przyznać, wyniki były ciekawe. Rozejrzał się, nie przyglądając się dokładnie każdemu obecnemu, a jedynie pobieżnie spoglądając na klasę. Był bardzo ciekawy jaki kolor unosi się wokół niektórych z jego znajomych. W tłumie odnalazł Carol, której ku jego zdziwieniu, nie otaczała żadna mgiełka. Och, to pewnie dlatego, że ona rzuciła zaklęcie. No tak, mógł się tego po niej spodziewać. Posłał jej szeroki uśmiech i ruszył zająć swoje miejsce. Ach tak, jest jeszcze jedna ważna rzecz - wokół Bucky'ego także widoczna była taka aura. Czerwona, oczywiście. Nie wstydził się tego, w żadnym razie. Był może nawet trochę dumny, choć raczej się tym zbytnio nie przejmował- w końcu to raczej normalne. Przynajmniej tak myślał, choć było tu też sporo niebieskich chmurek. Szybko znalazł wolne miejsce- znajdowało się ono za Steve'm i Carol. Och, siedzieli razem, już to czyniło tę lekcję ciekawszą. Choć czy może być jeszcze ciekawsza? Po tym, co właśnie zrobiła Danvers? |
| | | Agent Coulson
Liczba postów : 91 Data dołączenia : 04/07/2013
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Wto Wrz 17, 2013 7:21 pm | |
| Zajmowanie się sobą, oczywiście, nie zajęło Phila na długo. Ale przynajmniej miał zajęcie do czasu, kiedy dosiadł się do niego drugi Puchon. Słuchanie o pierwszorocznych z Hufflepuffu zawsze dostarczało rozrywki i Phil z uśmiechniętymi kącikami ust wysłuchiwał opowieści odkrycia wejścia do kuchni, jakby odkryli Amerykę. Co rok to samo.
Nie zauważył przyjścia nowych uczniów, ale na pewno zauważył dziwne mgiełki pojawiające się wokół wszystkich obecnych. Zamrugał, kiedy i wokół niego pojawiła się niebieska aura. Próbował ją odgonić machnięciem ręki, ale, co było do przewidzenia, nie dało rady. Wyciągnął różdżkę, ale każde z zaklęć, które rzucał, nie pomagało. Nawet Finite Incantatem czy Evanesco. Phil denerwował się coraz bardziej - nie miał przecież pojęcia, co się dzieje.
Rozejrzał się po całej sali, ale nikomu innemu też nie udawało się odgonić tej mgiełki... I, jak również zauważył, cała sala wyglądała jak stadion Quidditcha podczas meczu Krukonów i Gryfonów. Czerwień lub błękit. Samodzielnie doszedł do tego samego wniosku, co Luke - kolory nie zależą od płci czy rasy, a nawet nie od pochodzenia magicznego, bo on był półkrwi i jego sąsiad z ławki tak samo, a chociaż sam otaczał się błękitem, to mgiełka znajomego była koloru czerwonego.
Schował różdżkę do szaty, oparł się o ścianę tak, żeby widzieć prawie całą klasę i przyglądał się wszystkiemu ze zmrużonymi oczami. Miał nadzieję, że wszystko zniknie, zanim pojawi się nauczyciel, ale w to wątpił; skoro żadne zaklęcia nawet nie zbliżyły się do osłabienia tego, co się działo... Skrzyżował ręce na torsie i czekał. I podczas tego czekania, przypomniał sobie o zaklęciu, które wywołuje taki efekt, jaki teraz otaczał klasę, a na które trafił kiedyś w bibliotece... i poczuł, jak do policzków napłynęła mu krew, ale tylko zacisnął dłoń na swoim bicepsie i zagryzł policzki, starając się pokonać rumieniec. |
| | | Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Wto Wrz 17, 2013 8:12 pm | |
| Dziewczyna przez dłuższy czas nie zwracała uwagi na to co się dzieje. Prawdę mówiąc dłużej niżby chciała. Dopiero gdy po raz kolejny oderwała się od książki, dojrzała coś - albo raczej kogoś - godnego jej uwagi. Oczywiście liczyła na to, że nikt z jej znajomych w żadnym stopniu nie dostrzegł jej lekkiego zadurzenia w nikim innym jak Powellu. Tym samym szybko wróciła spojrzeniem do lektury, która już zdawała się być zdecydowanie mniej atrakcyjną. Przyłapała się na tym, iż kilka razy zerkała w jego stronę, za co niemalże natychmiast się karciła. Dlatego też z niemałym opóźnienie zorientowała się, że do ich grupki dołączyło jeszcze kilka innych osób - nie sam Chris. Przeklęła się w duchu za swoje zachowanie, które w żadnym stopniu jej nie pasowało. Powinna podejść i najzwyczajniej w świecie zadziałać swym urokiem, a nie czaić się po kątach i rzucać krótkie spojrzenia. Zachowanie tak niegodne Ślizgonki. Z rozważań nad swym zachowaniem wyrwały ją dopiero ciche szepty i poruszenie jakie powstało w klasie. Zamknęła księgę z hukiem - który w tym momencie wydał jej się głośniejszy niż zwykle- i odsunęła ją na bok ławki. Uniosła głowę z zainteresowaniem rozglądając się po pomieszczeniu. Sala nagle nabrała barw, które swoją drogą średnio jej pasowały do klasy profesora Laufeysona. Tym samym mogła założyć, że nie była to żadna jego sztuczka, zwłaszcza, iż sam jeszcze nie przybył na miejsce. Jej zainteresowanie, całym tym zajściem powoli zaczynało spadać. Nie do końca wiedziała o co chodzi z tymi mgiełkami. Sama przez chwilę przyglądała się własnej - w całkiem przyjemnym kolorze błękitu. Zanotowała, że jedyna osoba, która nie jest otoczona jakąkolwiek barwą to Carol. Tym samym wywnioskować można było, iż istnieje spore prawdopodobieństwo, że to ona jest sprawczynią. I właśnie ten fakt na nowo zawyżył jej poziom zainteresowania. Usiadła prosto, lekko marszcząc brwi i próbując sobie przypomnieć skąd koleżanka mogła znać to zaklęcie, i co ważniejsze, co ono oznaczało. Jak już wielu osobom poprzednio nasunęło się, że nie ma to nic wspólnego z pochodzeniem ani płcią, tak i młoda panna Bishop szybko doszła do podobnych wniosków. Akurat obserwacja była jedną z jej mocniejszych stron. Przygryzła lekko dolną wargę, za wszelką cenę próbując sobie przypomnieć jak to było z tymi mgiełkami. Przesuwały się jej przed oczami różne obrazy, słowa. Powoli - jakby z odmętów jej umysłu - dochodziły kolory. Właśnie te dwa, czerwony i niebieski. Złapała się tego wspomnienia, chcąc wyciągnąć z niego coś więcej. Oczywiście po kilkuminutowych staraniach udało jej się. I gdy tylko dotarł do niej sens tych kolorowych chmurek, lekko wywróciła oczami, opierając brodę o dłonie, zaś łokcie o ławkę. Nie miała się czego wstydzić, podobnie jak pozostali. Wiadomo, każdego czasem porywały emocje, tym bardziej rozbawiły ją rumieńce niektórych osób, które przed nią przypomniały sobie co ów zaklęcie ma pokazać. Jej się nigdzie szczególnie nie spieszyło. Związki, związkami, zabawa zabawą. Nawet nie trudziła się, by wyjąć różdżkę i próbować "odpędzić" swą chmurkę. Widziała nieudolne próby machania rękami, nie znała zaklęcia, które faktycznie by się nadawało. Na co więc się męczyć? Kiedyś znikną, z pomocą kogoś lub i własnymi intensywnymi staraniami. Lekki uśmiech nie znikał z jej twarzy - a nawet zaczęła cicho nucić. Ci uroczy "wstydliwcy". |
| | | Thaddeus Ross
Liczba postów : 186 Data dołączenia : 30/07/2013
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Sro Wrz 18, 2013 4:00 pm | |
| Nie to żeby Rulk spodziewał się czegoś innego, ale pod koniec lekcji w cieplarni złapał się na tym, że przysypiał z otwartymi ustami. Dobrze że przez przypadek Luke trącił go plecakiem, bo chyba zostałby sam w sali razem ze Zjaranym, który pewnie ciągle prowadziłby swój monolog. Tak czy owak, Red zwinął szybko swoje manatki i wyszedł z sali ostatni machając Charliemu przez twarzą, który prawdopodobnie wpadł w jakiś trans. Nie zwrócił uwagi na uczniów i dalej mówił o metodach rozpłodowych akromantul. Po drodze na lekcje Transmutacji zahaczył o Pokój Wspólny, by zmienić lekko brudną koszulę. Nie to, że Rulk był jakimś czyścioszkiem czy pedantem. Nic z tych rzeczy, po prostu dbał o dobry image (czyt. imidż*) drużyny. Jak w każdej szkole, obojętnie czy publicznej, prywatnej, katolickiej czy magicznej zawsze znalazły się jakieś lale, które leciały na umięśnionych sportowców, do których Rulk niewątpliwie się zaliczał. Po drodze na Transmutację ,,zahaczył" o jedną z tych laleczek i uciął sobie z nią niewinny flircik. Red co prawda różnił się od stereotypu typowego mięśniaka, ale - cóż. Każdy mężczyzna miał słabość do pięknych kobiet. A jeżeli nie każdy to Rulk napewno. Gdy spławił już rudowłosą piękność z... Gryffindoru? Hufflepufu? Nieważne, w każdym razie - spławił ją i ruszył na lekcje. O dziwo się nie spóźnił, albo spóźnił się mniej od profesora. Gdy dotarł pod salę uchylił lekko drzwi i wychylił lekko głowę by sprawdzić czy Laufeyson rozpoczął już lekcję. Gdy okazało się że nie, wszedł do sali, uprzednio nieco przekrzywiając się by nie powtórzyć wypadku sprzed cieplarni i zamknął za sobą drzwi. - Hej. - uśmiechnął się do Freyi i zajął miejsce obok Luke-a. Dopiero gdy sięgnął po książki do plecaka zorientował się, że coś tu nie gra. Za dużo tego czerwonego. pomyślał przyglądając się swoim dłoniom i delikatnej mgiełce tego samego koloru co jego skóra. Spojrzał na Luke-a który mienił się tym samym kolorem - chociaż nieco bledszym od Rulkowego. - What tha f... - nie dokończył gdy zorientował się o naturze tej poświaty. To przecież było Virgo Acclaro, zaklęcie które sam często stosował na młodszych koleżankach. Ułatwiało to nieco sprawę i oszczędzało wielu kłopotów i nieporozumień, które mogły ewentualnie nastąpić. Red podrapał się po karku nieco zakłopotany. Nie było tajemnicą, że lubił towarzystwo pięknych dam, ale to co innego niż niepodważalny dowód, który otaczał właśnie muskularną sylwetkę kapitana drużyny Ravenclawu. Rulk otrząsnął się i rozejrzał się po klasie rejestrując kolory poszczególnych osób.
*lol
|
| | | Darkhawk
Liczba postów : 146 Data dołączenia : 25/08/2012
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Sro Wrz 18, 2013 4:07 pm | |
| Chris malował paskudne gryzmoły. Nigdy w życiu nie twierdził że ma talent rysowniczy i bardzo dobrze, bo wyszedłby na zapatrzonego w siebie dupka. Jeszcze trafiłby przez to do Slytherinu?! Nie do pomyślenia. Od wejścia do sali minęło kilka minut, Chris zdążył już zabazgrać całą stronę, poluźnić krawat i podwinąć rękawy koszuli. Kiedy w sali nie było nauczyciela zawsze działy się różne rzeczy, ale jak na razie było spokojnie. Jedyne co było trochę niepokojące to to, że czuł co jakiś czas czyjś wzrok na sobie i jak na razie nie udało mu się złapać obserwatora na gorącym uczynku. W końcu za którymś już razem, postanowił że zastawi pułapkę. Udawał, że bezmyślnie bazgroli jednocześnie łypiąc oczami po przodzie klasy. Bam! Znowu ktoś rzucił na niego okiem! Chris szybko zwrócił uwagę na dziewczynę siedzącą równolegle do niego. Katy Bishop, Slytherin. Nie był pewien czy to akurat ona patrzyła się na niego, ale na pewno nie miałby nic przeciwko. Tym razem to on spojrzał na nią i poczuł dziwne mrowienie na całej długości kręgosłupa. Dreszcz przejechał od samego pasa, aż po sam czubek głowy uderzając go w ciemię z siłą wkurzonego tłuczka. Nagle obiektywnie stwierdził, że dawno nie widział ładniejszej dziewczyny i już miał zamiar wyliczać w głowie jej niezrównane cechy wyglądu, gdy nagle wokół niego pojawiła się łuna przypominająca parę wodną. Była krwistoczerwona, aż pulsowała swoim jasnym kolorem. Nie miał zielonego pojęcia co to było za zaklęcie, więc zaczął nerwowo rozglądać się po sali. Wszystkie osoby roztaczały podobne "chmury". Oprócz jednej. - Nie Carol, zupełnie nie zorientujemy się że to ty rzuciłaś zaklęcie, szczególnie że jako jedyna nie roztaczasz tego... czegoś. - machnął ręką wprawiając gęstą aurę w ruch. - Dalej, pochwal się jakie to zaklęcie. Z przyjemnością się dowiem. - jego głos brzmiał nieustępliwie i donośnie. Podobnego tonu używał tylko podczas meczów Quidditcha, prowokując przeciwników. Najwidoczniej Danvers zapomniała o najważniejszej zasadzie: aby być dobrym żartownisiem, należy pamiętać o myśleniu. |
| | | Freya
Liczba postów : 23 Data dołączenia : 20/08/2012
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Sro Wrz 18, 2013 6:14 pm | |
| Siedziała sobie spokojnie w ławce, przyglądała się przychodzącym uczniom, uśmiechała się do niektórych ciepło, z niektórymi zamieniła parę słów. Typowe oczekiwanie na zajęcia. W sumie korciło ją, żeby zagadać do Luke'a i podpytać o parę rzeczy związanych z treningiem, gdy nagle zauważyła, że wszystkie osoby obecne w sali zaczynają się świecić. Jej skojarzenie kolorów również padło na mecz Gryfonów z jej domem. Ona sama świeciła się na lekko czerwony kolor, ale nie aż tak bardzo intensywny. Zaciekawiona zjawiskiem pomyślała chwilę nad tym co właśnie ujrzała i przypomniała sobie jakie zaklęcie tak działa po czym odnalazła wzrokiem sprawczynie zaklęcia i uśmiechnęła pod nosem. Carol nie świeciła się na żaden z tych kolorów, myślała, że jest bezpieczna, ale Freya również to zaklęcie znała i wiedziała, że ponowne użycie go przez inną osobę wskaże również niewinność lub jej brak osoby, która rzuciła je pierwsza. Wyszeptała, więc po cichu zaklęcie, kierując różdżkę w stronę Ślizgonki tak, że wokół niej również pojawiła się kolorowa aura po czym zaczęła się rozglądać po klasie z lekkim uśmiechem i brakiem jakiegokolwiek zażenowania sytuacją, zapamiętując kolory, które otoczyły uczniów. Może to kiedyś wykorzysta? Kto wie... |
| | | Hela
Liczba postów : 169 Data dołączenia : 26/05/2012
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Sro Wrz 18, 2013 6:36 pm | |
| Spędzając czas w Hogwarcie, niewiele było rzeczy, których przeciętny uczeń mógł być pewien. Wyjątkami były nadchodzące sprawdziany, poranna gazeta oraz, zdecydowanie - brak nudy. W takim miejscu, pełnym nastolatków i magii, nie sposób było się nudzić. Praktycznie codziennie coś się działo. I nie ważne było, czy to schody postanowiły komuś spłatać figla, gryfoni znowu wdali się w bójkę, ktoś wysadził na obiedzie czyjegoś kurczaka zaklęciem, czy były to zwyczajnie interesujące zajęcia. Po prostu zawsze znalazło się coś warte uwagi. Czasem jednak trafiał się dzień, w którym nietypowe rzeczy po kolei zbierały się jedna po drugiej w dość męczącą listę. Najwyraźniej ten dzień okazał się być dla Heli jednym z nich. Po tym jak czarnowłosa odprowadziła gryfonkę do skrzydła szpitalnego, udało jej się szybko streścić sytuację, a następnie opuścić pomieszczenie przesiąknięte zapachami eliksirów, świeżego prześcieradła i innych leczniczych cudów, dziewczyna szybko skierowała się w stronę pracowni transmutacji. Nie miała najmniejszej ochoty się spóźnić, więc szybkim krokiem mijała już prawie puste korytarze. Na szczęście na miejsce dotarła z prawie perfekcyjnym czasem. Nieco zbyt późno jak na nią, ale na szczęście udało jej się zdążyć przed Lokim. To było najważniejsze. Hela poprawiła torbę na ramieniu, wygładziła szatę, odrzuciła kilka pasm długich, czarnych włosów i dopiero wtedy pchnęła drzwi... tylko po to, by stanąć w wejściu zaskoczona zastanym widokiem. Jej brwi uniosły się lekko, a zielone oczy szybko rozejrzały po pomieszczeniu, próbując zorientować się w sytuacji. Cóż, nie potrzebowała zbyt wiele czasu żeby przypomnieć sobie jakiego zaklęcia użyto na jej "kolegach" z roku. I nie tylko na nich, dodała w myślach niezbyt zadowolona z mgiełki, która powoli zaczęła się pojawiać również wokół niej. Miała niebieską barwę. Virgo Acclaro było dosyć popularne, również wśród ślizgonów, chociaż Hela zwykle uważała je za raczej dziecinne. Do tej pory również nie miała "przyjemności" bycia jedną z tych osób, na których ów zaklęcie zostało użyte... ale co zrobić. Zawsze był ten "pierwszy raz". Kiedy pierwsze zaskoczenie minęło, dziewczyna tylko przewróciła oczami. Rozejrzała się jeszcze raz po sali, a kiedy dostrzegła Kate ruszyła w jej stronę, by po chwili zająć wolne miejsce obok ślizgonki. Nie mogąc się też powstrzymać, po drodze zerkała orientacyjnie na kolory otaczające innych obecnych w klasie. Skoro już ktoś rzucił to zaklęcie, dlaczego miałaby i sama z niego nie skorzystać? Nawet jeśli miało to być tylko zaspokojenie ciekawości. - To urozmaicenie czekania na zajęcia ma jakiś konkretny cel, czy komuś się nudziło? - zwróciła się do Kate, unosząc nieznacznie jedną brew. Pozwoliła sobie jednak też na niewielki uśmiech wywołany widokiem nieotoczonej kolorami Carol. No tak, to było w sumie do przewidzenia, prawda? Przy okazji też udało jej się usłyszeć pytanie Chrisa, które już całkiem poprawiło jej humor. Doprawdy, ostatnia klasa i nie znać tak... ważnych zaklęć. Najbardziej jednak ciekawiło ją teraz coś innego - jak na to wszystko zareaguje ich profesor transmutacji po wejściu do tak barwnej klasy? To może być ciekawe.
|
| | | Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Sro Wrz 18, 2013 7:14 pm | |
| Carol spodziewała się, że wraz z momentem rzucenia zaklęcia, cała klasa zacznie zastanawiać się, o co właściwie chodzi. Poniekąd był to cel jasnowłosej, która wciąż zachowywała się tak, jakby nic ją nie obchodziło i nic dotychczas nie zauważyła. Nie znaczyło to jednak, że jasnowłosa zrezygnowała z zawtórowania tym samym, co rówieśnicy będący razem z nią w klasie. Danvers rozglądała się poniekąd dyskretnie, ale rejestrując w pamięci, którego koloru było więcej i z tego, co wyszło... po równo. Była nawet zdziwiona, że Tannenberg otoczony jest czerwoną mgiełką, w końcu jego BRWI potrafiły wystraszyć człowieka i to porządnie. Ba, zawiesiła nawet na ułamek sekundy spojrzenie na Krukonie, by następnie wzdrygnąć się delikatnie. O Bucky'm to już wiedziała wcześniej. Bądź co bądź, większość chłopaków miała to do siebie, że po kilku dniach chwaliła się swoją "zdobyczą", a że Hogwart również był podatny na plotki, to na następny dzień wszyscy wiedzieli. Jeśli chodziło o Coulsona, to jednak Danvers brała pod uwagę, że i przy nim może mignąć czerwonawy kolor, nie mając bladego pojęcia, skąd wytrzasnęła taką teorię. Niebieska Kate - o tym też wiedziała. W końcu, będąc razem w dormitorium trochę rozmawiały o pewnych sprawach i jakoś przeszło na te intymne, na szczęście, na tym się skończyło. Widząc jednak otoczkę i chwilową dezorientację u Rulka, Carol uśmiechnęła się delikatnie. Freya też ją zdziwiła z tym kolorem. Danvers usłyszała już wcześniej słowa Powella. Jakie to było oczywiste - musiał specjalnie powiedzieć wszystko tak głośno, jakby żył w nadziei, że Ślizgonka spali się ze wstydu i nie będzie wiedziała jak zareagować. Jakby chciał pokazać, że on również potrafi kogoś zgasić. Na myśl o tym, wywróciła oczami i przeniosła swoje znużone spojrzenie na Krukona, unosząc kąciki ust w delikatnym, lecz zarazem ironicznym uśmiechu. - Należy ci się dziesięć punktów za spostrzegawczość, Powell. Ty i twoje czujne spojrzenie zawsze wszystko zauważycie, nieprawdaż? - sarknęła do chłopaka, marszcząc delikatnie brwi. Fakt faktem, Dark jakoś niespecjalnie przeszkadzał dziewczynie. Ba, ona raczej traktowała te całe dogryzanie sobie jako lekką zabawę, która nie miała na celu sprawić, że będzie ona dokuczać kolejnej osobie. Wystarczyła jej jedna ofiara. - Och, ja nie jestem otoczona aurą, Chris? - z chwilą zadania pytania, Carol w trybie natychmiastowym wdrapała się na kolana Rogersa, obejmując jego szyję ramionami i opierając brodę o jego czoło z uroczym uśmiechem - Jak widzisz, trochę niebieskiego na mnie nachodzi... - ciągnęła dalej, nadal "tulając" Gryfona. Nawet nie robiła sobie nic z tego, jakoby w ogóle dziewczynie to nie przeszkadzało i dla niej takie przytulanie było na porządku dziennym, aczkolwiek sama autorka nie mogła się z tym zgodzić. Najwidoczniej Carol nie miała zamiaru schodzić z kolan Rogersa aż do przyjścia profesora Laufeysona. Wtedy to nim by się spostrzegła, nauczyciel za machnięciem różdżki przeniósłby ją na wolne miejsce obok. Dlatego też jasnowłosa korzystała i nie robiąc sobie z tego, że to może nie podobać się Stevenowi, nadal go obejmowała, posyłając mu co jakiś czas delikatny uśmiech. - Jeśli jednak tak bardzo chcesz i musisz wiedzieć, jaka aura mnie otacza, to proszę... - wywróciła oczami, sięgając po różdżkę. Powtórzywszy zaklęcie i ruch nadgarstkiem, mgiełka wokół Carol również zaczęła się pojawiać, przybierając kolor niebieski. Jakoś dziewczyna nie była zawstydzona tym faktem albo też tak doskonale ukrywała swoje odczucia. Ciekawe czy kogoś zdziwi ten kolor przy Danvers, Prawdopodobne jest to, że i Freya, i Ślizgonka rzuciły w tym samym momencie zaklęcie. - Spodziewałam się jednak po tobie, Chris, że taki mądry, oczytany Krukon, będzie niemalże od razu wiedział, jakie zaklęcie zostało użyte. - na tym skończywszy rozmowę z chłopakiem, również przeprowadzoną w takim tonie jak on, posłała mu rozbawione spojrzenie. Teraz tylko Carol zastanawiała się, co wymyślą rówieśnicy. Co roku, nawet kilka razy w roku, miała zmienianą daną część ciała, więc przestała się tym denerwować, czerpiąc jakąś zabawę.
Ostatnio zmieniony przez Carol Danvers dnia Sro Wrz 18, 2013 9:49 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Sro Wrz 18, 2013 9:23 pm | |
| No tak, podczas gdy wszyscy by wykryć sprawcę zamieszania użyli oczu, Luke w myślach przerzucił już siedem zaklęć, które mogłoby mu w tym pomóc. Niech nikt się nie myli, Tannenberg był całkiem bystrym i pomysłowym chłopakiem, lecz czasami człowiek za bardzo się przyzwyczaja do niektórych ułatwień, jak zaklęcia i stara się nimi zastąpić każdą inną umiejętność. Podobno mugole mieli coś podobnego, a czarodziejskim odpowiednikiem "Mamy aplikację od tego" jest "Mamy zaklęcie od tego". Gdyby Luke nie urodził się w rodzinie czarodziei, zapewne sam ganiałby z jakimś bajeranckim, mugolskim gadżetem, skutecznie się odmóżdżając.
Gdy więc spojrzenia wszystkich przeniosły się na Carol, również i Tannenberg spojrzał na Ślizgonkę. Znowu to samo, niemiłe ukłucie w żołądku - ilekroć ją widział, jakaś cześć jego duszy wyjmowała wielką szpilkę i wbijała ją w bok chłopaka, szepcąc "widzisz, widzisz, widzisz co straciłeś?". Inna jednak ignorowała te zaczepki - jego przeszłość z Carol była jedynie wspomnieniem, mniej lub bardziej miłym. Z pewną satysfakcją jednak zanotował niebieski kolor aury swojej dawnej dziewczyny*. Można było powiedzieć, że Luke był typem psa ogrodnika - choć jego obecne uczucia do Carol trudno było sklasyfikować jako ciepłe i życzliwe, z pewnością impuls zazdrości świdrował tył jego głowy, gdy widział ją z innym facetem.
Zdał sobie sprawę, że wpatruję się w Carol nieco zbyt długo, jak na zwykłego ucznia przystało nawet w takiej sytuacji - zresztą i tak nie patrzy na nią w ten sam, nieco oskarżycielski sposób, co wszyscy. Postanowił nie mieszać się do sytuacji - jego dawna relacja z Carol była bądź co bądź znana i gdyby teraz zaczął ją bronić lub przeciwnie, atakować, ludzie mogliby uznać to za pranie dawnych, dwuletnich już prawie brudów. A po co ludziom dostarczać sensacji?
Uśmiechnął się jedynie pod nosem i podrapał po szyi, przypatrując się całemu zajściu z pewnym zainteresowaniem. Początkowe zainteresowanie kolorem aur zmalało - koniec końców czy to, czy ktoś z jego znajomych miał już za sobą swój pierwszy raz coś zmieniało? Raczej niekoniecznie, przynajmniej nie dla Luke'a.
*ustalone z Carol, żadna samowolka |
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Sro Wrz 18, 2013 10:27 pm | |
| Szkic już dawno został zamazany, nie szło mu dziś rysowanie. Bezwiednie bazgrał ołówkiem po kartce. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk odsuwanego krzesełka. Spojrzał na miejsce obok, które właśnie zajęła Carol. Uśmiechnął się do niej krzywo. - Cześć. I wrócił do swojej twórczości. Żeby nie było, że teraz się do niej nie odzywa. Chociaż..faktycznie, tyle lat obok siebie i nie zamieniać ani słowa.. (pomijając kłótnie i pytania retoryczne typu: dlaczego?). Może to nadrobi, zobaczy co przyniesie przyszłość. Na chwilę obecną uważał, by nie miała przy sobie niczego, co mogłoby zniszczyć jego kolejną koszulę. W ogóle po śniadaniowym incydencie zachowywał się zupełnie inaczej niżby ktokolwiek przypuszczał. Był już tak obojętny na jej zachowania, że to zajście zagrzebało się na dnie jego pamięci i raczej wolało się nie wychylać. Z jego wojny myśli - być zły czy nie być - wyrwało go nagłe zamieszanie. Rozejrzał się po klasie i ze zdziwioną miną zanotował dwie barwy napastujące naprzemiennie uczniów z jego klasy. Nie do końca wiedział o co chodzi, jednak podejrzewał, że był to zwykły, nieszkodliwy wygłup, który zgotowała im..cóż, Carol. Tylko jej nie otaczała żadna mgiełka. Spojrzał na nią i westchnął, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Po chwili spanikował i spojrzał na siebie - niebieski. Aura śmiesznie falowała pod wpływem nawet najmniejszego ruchu, jednak nie do końca pasowała mu jej obecność. Parsknął, gdy usłyszał słowa Chrisa i w sumie postanowił zaciekawić się trochę tym tematem. Obserwował siedzącą obok niego dziewczynę z zainteresowaniem. Chciał wiedzieć z czym ma do czynienia, więc cierpliwie czekał na jej odpowiedź. ..niekoniecznie takiej odpowiedzi się spodziewał. No dobra, w ogóle. Obojętność Rogersa magicznie zniknęła ustępując miejsca lekkiej panice. Danvers najzwyczajniej na świecie usiadła sobie na jego kolanach i go przytulała. Wiedział, że to zagrywka, ot, wkurzyć Powella, ale to? Wstrzymał na chwilę oddech i zmarszczył brwi. Odchrząknął znacząco. - Mhm. Carol. Siedzisz mi na kolanach. - mruknął, trochę speszony. Palnął taką oczywistość, że aż się zawstydził. Czuł się niezręcznie - nie wiedział co zrobić z rękami. Do tego (nie okłamujmy się, Rogers) Carol to naprawdę atrakcyjna dziewczyna, której spokojnie można przypisać wiele innych zalet. Jakiś głos w jego głowie szeptał mu niegodziwie, by zwalił ją zwyczajnie z kolan. Ale z drugiej strony..było mu ciepło. Lubił ciepło. W sumie było to przyjemne uczucie. Do tego nie mógłby jej zwalić. Na takie rzeczy go nie stać. Siedział tak jednak, tulony przez ślizgonkę, którą po chwili także otaczała niebieska barwa. Dopiero gdy powtórzyła to zaklęcie zrozumiał do czego ono służy. Na jego twarz malowała się widoczna irytacja. - To dziecinne, wiesz o tym. - powiedział, tym razem pewniejszym głosem, w którym można było usłyszeć lekką dezaprobatę. Steve nie lubił takich zaklęć. Naprawdę dziecinnych zaklęć. No i nie wiedział jak zareagują na jego niebieski kolor koledzy z rocznika. Nie zamierzał się tym przejmować, jednak ewentualne zaczepki nie będą czymś miłym (w jego i tak poszkodowanym przez ślizgonów życiu). Wolał to zrobić z kimś, kogo darzy szczerym uczuciem i nie bawić się w przelotne romanse. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Czw Wrz 19, 2013 4:34 pm | |
| Billy Kaplan nie pojawił się na pierwszych zajęciach i nie było mu z tego powodu szczególnie przykro. Wiedział, że jeśli nie będzie zdarza się to zbyt często, jego opiekun przymknie na to oko i, jeśli będzie akurat w dobrym humorze, nawet usprawiedliwi go przed innym profesorem. Tak to już było w Slytherinie, wprawdzie potrafili podłożyć sobie świnię, ale w kontaktach z resztą Hogwartu swój bronił swego, szczególnie, jeśli łączyły ich pewne wspólne „upodobania”. Wszak prywatne lekcje z profesorem Laufeysonem potrafiły przeciągnąć się do późna, a od pewnego czasu Kaplan nie sypiał za dobrze, męczony snami i marzeniami o pewnym blondynie, które przekładały się ujemni na jego poranną frekwencję.
Ziewnął przeciągle, idąc na kolejną lekcję, której to już wolał nie odpuszczać. Wiedział, że już jest po czasie, jednak nie spieszył się specjalnie. Na początku nie działo się zwykle nic ciekawego, ot sprawdzanie obecności, może jakaś drobna porcja drwin i pytań, czyli nic specjalnie przydatnego. Prawdziwa zabawa zaczynała się później, kiedy można było obmyślać ciekawsze zastosowania dla przedstawianych zaklęć niż te, które opisywane są w podręcznikach. Wszak połączenie transmutacji z innymi magicznymi dziedzinami mogło dać wielce fascynujące rezultaty.
Niespiesznie naparł na ciężkie drzwi, które ustąpiły w miarę łatwo (zamek wszak mimo wieku utrzymany był w dobrej kondycji, wspomagany od czasu do czasu odpowiednimi zaklęciami), a jego oczom ukazał się niespodziewany widok. Po pierwsze, nie było jeszcze profesora, znaczy coś musiało go zatrzymać. Rzecz rzadka, aczkolwiek nie niespotykana. Drugim zdziwieniem był kolorystyczny podział panujący w klasie. Billy, zaznajomiony z działaniem owej magicznej formuły zmarszczył brwi, próbując zidentyfikować osobę odpowiedzialną za ów dwubarwną łunę, jednak nie był w stanie tego zrobić, co tylko zwiększyło jego irytację. Nie musiał specjalnie się przyglądać by wiedzieć, że jego aura jest krystalicznie błękitna. Wszyscy zebrani świecili jakimś kolorem, co, czysto teoretycznie, nie powinno mieć miejsca. No chyba, że ktoś poprawił zaklęcie raz rzucone...
Niespiesznie przejechał wzrokiem po każdym z osobna, jednak nie zlokalizowawszy pewnej osoby, która go ciekawiła, tylko prychnął z irytacją i poszedł zająć miejsce za Kate i Helą. W końcu Ślizgoni powinni się trzymać razem.
|
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Czw Wrz 19, 2013 5:43 pm | |
| Czego by nie mówić o nauczycielu Transmutacji, jedno tak czy siak trzeba mu było uczciwie przyznać - a mianowicie to, że był wręcz zabójczo punktualny... I tego samego wymagał od całego swojego otoczenia. Miało to pewne plusy, z których największym był chyba fakt, że tak na dobrą sprawę nigdy nie wyrobił sobie zwyczaju zaskakiwania szalejących w klasie uczniów; no, przynajmniej nie wówczas, gdy chociaż jeden z nich pilnował godziny i w odpowiednim momencie uspokajał kolegów, jako że Laufeyson pojawiał się w swej pracowni idealnie na czas: co do minuty. Wystarczyło więc uważać i teoretycznie łatwo można było uniknąć upomnienia albo i wręcz kary... A jednak nawet po kilku latach młodzieży zdarzało się zapomnieć - szczególnie wówczas, kiedy sytuacja w sali robiła się naprawdę interesująca. Pomijając jednak ten detal - punktualność profesora miała także i swoje złe strony. Do nich z kolei należała przede wszystkim surowość szlabanów wymierzanych za notoryczne spóźnienia... Gdzie "notoryczne" liczyło się już od drugiego razu. Przy pierwszym natomiast istniała jeszcze nadzieja na wyjście z sytuacji jedynie z ujemnymi punktami. Dzisiejszy dzień nie był pod tym względem w żadnym wypadku wyjątkowy. Loki o ściśle określonej godzinie ruszył ku swojej klasie, mając do przebycia dokładnie wymierzony dystans w zwyczajowym już czasie. Dysponował całymi latami, aby dopracować ten schemat co do kroku i co do sekundy. Jak do tej pory jeszcze ani razu nie wydarzyło się nic takiego, co wyrwałoby go z tego ostrożnie rozplanowanego układu - na szczęście dla świata jako takiego. Zarówno mieszkańcy zamku, jak i - wydawałoby się - budowla sama w sobie, woleli nie wyprowadzać go z równowagi. Tuż przed wejściem do pracowni Laufeyson upewnił się, że pora rzeczywiście jest idealna - nie tyle z potrzeby, co raczej dla sprawienia sobie drobnej przyjemności: lubił wiedzieć, że wszystko układa się po jego myśli. Zaraz potem otworzył drzwi, które poruszyły się praktycznie bezszelestnie - i jego oczom natychmiast ukazał się widok, który, co był skłonny przyznać przed samym sobą, nieco go zaskoczył. Przyzwyczaił się do tego, że przed jego nadejściem uczniowie zazwyczaj usuwają dowody swoich psot... Och, oczywiście Loki szybko rozpoznał zaklęcie, które zostało użyte w sali; miał nawet pewne podejrzenia odnośnie osoby, która je rzuciła, choć w tej chwili jej wykrycie wizualnie było już niemożliwe - najwyraźniej każdy posiadał wokół siebie barwną mgiełkę. Zamiast od razu wkroczyć do środka, a tym samym poddać się działaniu czaru, profesor pozostał jeszcze na korytarzu, przyglądając się ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej ramionami oraz z uniesioną lekko brwią kolorom otaczającym poszczególnych uczniów. Nie, żeby jakoś przesadnie interesował się życiem łóżkowym swoich podopiecznych, jednakże każdy szczegół potrafił się okazać istotny; poza tym było to po prostu umiarkowanie zabawne... Wręcz warte "spóźnienia" - by ze względnego ukrycia zapamiętać co bardziej intrygujące przypadki. Oczywiście jako Dobry i Odpowiedzialny Starszy Brat nie mógł nie zerknąć na aurę swojej siostry; na szczęście była ona jakże niewinnie błękitna. To samo tyczyło się zresztą jej przyjaciółki, której zdarzało się odwiedzać ich w domu; musiał przyznać, że akurat to poprawiło mu nieco humor - żadnych złych wpływów i tak dalej. W tym czasie do sali przez drugie drzwi zdążyła zakraść się kolejna osoba - jedno z jego drogich Ślizgoniątek, w dodatku tych bardziej utalentowanych... Nie tylko w dziedzinie Transmutacji. Cudownie niebieskie; to dobrze. Tyle mu chyba wystarczyło. Już od progu niwelując działanie zaklęcia, nauczyciel wkroczył do pracowni i szybkim ruchem zamknął za sobą drzwi. Nawet nie patrząc na to, jak kolorowe mgiełki zanikają, ruszył prosto ku swojemu biurku, ciesząc się reakcją wywołaną wśród uczniów swoją obecnością - i po drodze rzucając jeszcze stosowny komentarz: -Obawiam się, iż muszę przerwać te jakże subtelne uczniowskie rytuały godowe- w tym momencie jego wzrok na moment padł na pannę Danvers oraz przebywającego tuż obok niej Gryfona, lecz już w chwilę potem Loki znalazł się przy swoim zwyczajowym stanowisku - i z tego miejsca omiótł spojrzeniem wszystkich zebranych. Po części żałował, że nie jest w stanie obrócić sytuacji w taki sposób, aby ukarać tylko część uczniów... Cóż, niestety. Naginanie zasad - naginaniem, ale miało to swoje granice. -Na dzień dzisiejszy przewidziałem dwa ćwiczenia, lecz realnie rzecz ujmując... Będę usatysfakcjonowany, jeśli wszyscy poprawnie wykonacie przynajmniej pierwsze z nich. Do drugiego potrzebowali będziecie partnera. Żeby uniknąć późniejszego zamieszania - najpierw każdy z was dostanie jeden obiekt początkowy, a potem spokojnie dobierzecie się w pary- wyjaśnił rzeczowym tonem, jednocześnie otwierając szufladę biurka i wyciągając z niej stosunkowo niewielki worek z czarnego aksamitu. Ruchem różdżki sprawił, iż ruszył on ku pierwszej ławce, a potem dalej; w środku znajdowały się dość drobne, ale całkiem ciężkie szklane kulki o różnych kolorach. *** Co do tych kulek, to chodzi mi o coś takiego; wolę dać obrazek, żeby nie było nieporozumień. |
| | | Kate Bishop
Liczba postów : 140 Data dołączenia : 24/07/2013
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Pią Wrz 20, 2013 5:26 pm | |
| Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, że została "nakryta" na podglądaniu. Oczywiście, Chris nie był w pełni świadom, iż to właśnie ona na niego zerkała - tym samym sama nie przewidziała jego spojrzenia. Dlatego też te jakże dyskretne "podchody" skończyły się na nawiązaniu kontaktu wzrokowego. Dziewczyna wpatrywała się w jego brązowe tęczówki, ni myśląc o zerknięciu w inną stronę. Traktowała to poniekąd jako pewnego rodzaju "rywalizację". Rzecz jasna sam Powell nie miał o tym zielonego pojęcia, co dla niej czyniło to nieco ciekawszym. Mogła odnieść tryumf lub porażkę - o której nikt by się nie dowiedział. Przygryzła lekko dolną wargę, zaraz posyłając mu subtelny uśmiech. Miała wrażenie, że coraz bardziej tonie w tym orzechowym spojrzeniu, gdy i przy chłopaku pojawiła się kolorowa chmurka. W dodatku koloru zupełnie odmiennego niż jej własna. To wywołało na jej twarzy szerszy, przy czym bardziej tajemniczy uśmiech, który zgrabnie zakryła włosami, opuszczając nieznacznie głowę. Gdy Chris rzucił swoim komentarzem, nieznacznie się odwróciła, zerkając na Carol. Po drodze zauważyła ciekawą rzecz. Większość Krukonów odznaczała się kolorem czerwonym, zaś Ślizgonów - niebieskim. Uznała to za dość interesujący szczegół, który zdecydowanie zapadnie jej w pamięć. Zwłaszcza, że można kiedyś to ciekawie wykorzystać, pomagając komuś wytworzyć realną opinię o Revenclaw. Nie zwracała większej uwagi na ich potyczki słowne i komentarze, zwyczajnie nie będąc szczególnie zainteresowaną tą sytuacją. Poza tym wolała się nie wtrącać w dziecinne zabawy. Jeżeli pragnie im się poszaleć, proszę. W tym momencie dobiegł ją głos przyjaciółki, która niemalże niezauważalnie znalazła się obok niej. Kate przez chwilę zastanawiała się jak długo Hela się tu znajduje... bo jedynym momentem jej nieuwagi było wpatrywanie się w pewnego uroczego chłopaka. Odwróciła się do zielonookiej z typowym dla siebie delikatnym uśmiechem, po czym krótko ją objęła. Od tak. Dla samego gestu. Na jej słowa, zmarszczyła lekko brwi spoglądając na własną chmurkę, która wciąż się utrzymywała. Musiała przyznać, że na dłuższą metę było to dość męczące i ogłupiające. Nie miała nic przeciwko niebieskiemu, jednakże kiedy robił za lekko transparenty filtr na jej oknie na świat - wiele tracił w jej oczach. Bezskutecznie pomachała dłonią, w geście odpędzenia lub chociaż chwilowego rozproszenia chmurki. - Zakładam, że raczej to drugie. Z tego co zdążyłam usłyszeć...albo poniekąd podsłuchać, Carol od rana dziś szaleje. Ponoć na dzień dobry wysmarowała Rogersa... naleśnikiem? Czy jakoś tak. - Usiadła nieco pod kątem by móc patrzeć wprost na przyjaciółkę. - Chociaż bardziej rozbawił mnie fakt, że Rogers zamiast użyć zaklęcia postanowił wyprać koszulę osobiście. - Uśmiechnęła się kpiąco, spoglądając od czasu do czasu w stronę Steve'a. Ci Gryfoni, jedynie gadać potrafią a jak przyjdzie co do czego - cóż. I w tym momencie musiała przyznać, że czasami tempo rozchodzenia się plotek w zamczysku miło zaskakiwało. Zwłaszcza kiedy były to TAKIE plotki. Oczywiście chcąc być w miarę solidarną ze swoim domem, nie rozmyślała o tym jak Carol pomagała Rogersowi w tym praniu, chociaż z pewnością można by stworzyć wiele fascynujących scenariuszy. W tym momencie w oczy rzucił jej się Billy, który zajął miejsce tuż za nimi. Pomachała mu delikatnie, by po chwili dojrzeć na horyzoncie nikogo innego jak samego profesora. Odwróciła się od razu twarzą do przodu sali, posyłając ostatni uśmiech Kaplanowi. Ucieszyła się, gdy ta irytująca mgiełka w końcu zniknęła. W tym momencie była wręcz niesamowicie wdzięczna nauczycielowi za zniwelowanie poprzedniego zaklęcia. Śledziła go uważnie wzrokiem, lekko opierając brodę na dłoni, zaś łokieć na blacie ławki. Na słowa, że usatysfakcjonuje go, gdy poradzą sobie chociaż z jednym zaplanowanym przez niego zajęciem, dostała nieco mieszanych uczuć. Nieco strachu oraz wręcz chorobliwej fascynacji. Lekcje Lokiego nigdy nie były nudne. Wymagające - owszem. Nudne, już nie. Przynajmniej dla niej. Dlatego też z lekkim błyskiem w oku spojrzała na kulkę, która spoczywała teraz na jej ławce. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji Pią Wrz 20, 2013 6:28 pm | |
| Luke ze sporym zainteresowaniem uczęszczał na lekcje transmutacje. Nie posiadał talentu w tej dziedzinie, ale nadrabiał ciężką pracą i solidnością - osoba profesora Laufeysona działała na niego bardzo motywująco, z jakiegoś powodu nigdy nie chciał mu podpaść. Nie darzył go jakimś wielkim uwielbieniem, na swój sposób profesor go nawet przerażał... i może dlatego Tannenberg tak ciężko przygotowywał się na większość zajęć.
Nic więc dziwnego, że gdy tylko Laufeyson przybył na zajęcia, Luke natychmiast przyjął pozycję godną ucznia i czekał na temat dzisiejszych zajęć. Miał nadzieję, że tym razem obędzie się bez wypadków - do dzisiaj śniły mu się koszmary na temat jednej z lekcji na czwartym roku, gdy Rulk przez przypadek zmienił jego brwi w dwa wielkie wodorosty i do końca lekcji Luke, by cokolwiek widzieć, musiał odgarniać zielone liście sprzed oczu, zanim profesor Laufeyson wreszcie zauważył wypadek i uratował nieszczęśnika. Do tej pory jednak niektórzy Krukoni przypominają Tannenbergowi ten incydent, zwłaszcza podczas przerw nad jeziorkiem w pobliżu zamku. Zabawa w "Brwi Tanneberga" polega zazwyczaj na znalezieniu najbardziej bujnego wodorostu i przymocowanie go sobie do czoła, wykrzykując przy tym różne rzeczy, najczęściej "jęstę tanębęrg".
Luke śmiał się razem z nimi, bo co innego miał zrobić? Zresztą na każdą taką upokarzającą go historię znajduje się jakaś opowiastka na temat innego ucznia, więc nie trudno byłoby się odgryźć.
Teraz zaś Tannenberg, odganiając wizję Darkhawka z wodorostami na oczach krzyczącego "Deutschland, Deutschland uber alles", uważnie przyglądał się kulce otrzymanej od Lokiego. Z ciekawości wziął ją między palce i zaczął obracać. Ciekawe, czy zadanie dotyczące tych maleństw będzie polegać tylko na jakiejś ich zmianie, czy być może profesor przewidział dla nich coś więcej? Z ciekawości przyjrzał się kuleczkom, które otrzymali siedzący w pobliżu Krukoni, doszukując się jakichś znaczących różnić. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Pracownia Transmutacji | |
| |
| | | | Pracownia Transmutacji | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |