Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Central Park

Go down 
+67
Vision
Magneto
Annie
Gwen Stacy
Winter Soldier
Helbindi
Fenris
Black Widow
Luna Maximoff
Marrow
Gambit
Jemma Simmons
Katie Power
Seo-yun
X-23
Wolfsbane
Evrain Keirtz
Supercollider
Esco
Łaska
Doreen Green
Doctor Strange
Teddy Altman
Speed
Victor Mancha
Kelly Night
Skuld
Patriot
Cassie Lang
Kate Bishop
Wiccan
Eugene Mercer
Quicksilver
Shatterstar
Rictor
Madeline
Baal
Shiklah
Kaine
Sabretooth
Daken
Leila
Kamikirimusi
Flash Thompson
Echo
Mikael
Enea
Mysterio
Samantha Hudson
Captain America
Spider-Man
Hela
Rocket Raccoon
Super-Skrull
Eve
Darkhawk
Lafia
Domino
Cable
Kinaret
Luke Cage
Nuzuki
Moon
Human Torch
Gna
Invisible Woman
Loki
71 posters
Idź do strony : Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17 ... 19 ... 23  Next
AutorWiadomość
Loki
Administrator
Loki


Liczba postów : 4172
Data dołączenia : 23/05/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Pią Cze 08, 2012 4:19 pm

First topic message reminder :

Central Park - Page 16 800px-New-York-City---Manhattan---Central-Park---%28Gentry%29
Central Park - Page 16 800px-Southwest_corner_of_Central_Park%2C_looking_east%2C_NYC

Central Park - Page 16 400px-Bethesda_Fountain_in_2007

Oaza zieleni w centrum Manhattanu. Zajmuje osiemset czterdzieści trzy akry powierzchni. Na terenie Central Parku oddawać się można wielu zajęciom, takim jak obserwowanie ptaków, pływanie po jeziorach w łódkach czy kajakach, jazda rowerami czy bryczkami konnymi, bieganie, tenis, siatkówka, kręgle, wspinaczka na skałkach, pływanie w basenie - lub zimą jazda na łyżwach oraz wiele, wiele innych.

Tutaj można znaleźć mapę.
Powrót do góry Go down
https://theavengers.forumpolish.com

AutorWiadomość
Wiccan

Wiccan


Liczba postów : 564
Data dołączenia : 15/06/2013

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Sob Lip 22, 2017 8:04 pm

Po trochę panicznym teleportowaniu się do Nowego Jorku, Billy wylądował na dachu budynku, w którym mieszkał - czyli dokładnie tam, gdzie zamierzał się dostać. Wchodzenie do swojego pokoju przez okno miał już opanowane, a telekineza niewątpliwie bardzo w tym pomagała. Chłopak prędko przebrał się z kostiumu w cywilne ubranie - nic szczególnego, po prostu czarne spodnie i czerwoną koszulkę, byle nie wyróżniać się za bardzo z tłumu - dotychczasowy strój zaś odwiesił porządnie do szafy. Może i spieszyło mu się do Kate, ale matka by go zamordowała, gdyby nagle zaczął bałaganić. Musiały istnieć pewne priorytety.
W przeciwieństwie do kostiumu, normalne ciuchy posiadały przynajmniej kieszenie i nastolatek wykorzystał ten fakt, aby zabrać ze sobą portfel oraz komórkę. Jego wyjście z domu wstrzymała na moment rodzina, ale uwolnił się od niej w rekordowym tempie, praktycznie w biegu zapewniając, że nie, nie planował niczego podejrzanego, wybierał się po prostu na spotkanie z przyjaciółmi, spokojnie. Przy okazji dowiedział się za to, że pod jego nieobecność Kate próbowała się z nim skontaktować... A ta informacja sprawiła, że jeszcze bardziej podkręcił tempo.
Potem poszło już łatwo. Dotarcie do metra, krótka podróż przy akompaniamencie puszczanej z komórki muzyki, wysiadka przy Central Parku, żeby skrócić sobie przez niego drogę... Właśnie na tym ostatnim etapie chłopak się teraz znajdował, szybkim krokiem przemierzając alejki i kierując się w stronę tego wyjścia, od którego powinien mieć najbliżej do mieszkania przyjaciółki. W jego uszach wciąż spoczywały słuchawki, lecz nie poświęcał piosenkom wielkiej uwagi. Skupiał się na swoich myślach, te zaś nie należały do najprzyjemniejszych... Co w jego przypadku nie było niczym niezwykłym.
Mimo wszystko Kaplan starał się jednak jakoś panować nad swoim pesymizmem. Stres zżerał go już od środka i chłopak miał wrażenie, że ostatnio otrzymywał jedną złą wiadomość za drugą, tak jak wcześniej tę o Houston, a teraz o zniknięciu Skuld... Ale obiektywnie rzecz biorąc wiedział, że to nie była do końca prawda. Działo się też sporo dobrego, tak? Drużyna rosła, rozwijała się, mieli już własne kostiumy, Mściciele i Tarcza nie starali się stawać im na drodze... A X-Men nawet zaoferowali im pomoc. Tyle że... Ciężko było mu się skoncentrować na tych pozytywnych aspektach, gdy nie mógł sobie poradzić z negatywnymi.
Przynajmniej teraz nie musiał już martwić się o wszystko praktycznie sam. Wciąż jeszcze całkiem się do tego nie przyzwyczaił, ale i tak pomagała mu świadomość, że jego towarzysze w większości również interesowali się dobrem drużyny, a już szczególnie robiła to Kate... No i oprócz tego był również Victor, który sam w sobie stanowił właściwie osobną kategorię, nawet jeżeli nie należał przecież do Young Avengers...
Pogrążony w swoich rozmyślaniach, Billy dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że zwolnił... I teraz zatrzymał się na rozwidleniu jednej z głównych ścieżek parku. Tak naprawdę powinien iść dalej przed siebie, ale skręt w prawo doprowadziłby go w pobliże Wieży Mścicieli. W tej chwili nie posiadał żadnego konkretnego powodu, aby się tam udać, a poza tym najprawdopodobniej nie zostałby nawet wpuszczony na górę, ale chyba zadziałała po prostu siła nawyku. Ile to razy zdarzało mu się spacerować przy siedzibie jednych z największych bohaterów tego świata, marząc o spotkaniu z nimi, wymyślając niestworzone historie o tym, że kiedyś mógłby do nich dołączyć? On z tamtego czasu nigdy nie uwierzyłby jak potoczą się sprawy.
Przez krótką chwilę nastolatek stał tak na uboczu alejki, mijany przez innych przechodniów, z głową zwróconą w stronę Wieży. O ile łatwiej by było im wszystkim, gdyby po prostu dogadali się z Mścicielami... I gdyby ci traktowali ich nie jak dzieci, lecz jak młodych bohaterów, którym po prostu brakowało jeszcze doświadczenia. Będą musieli im udowodnić, że na to zasługują.
Powrót do góry Go down
Winter Soldier

Winter Soldier


Liczba postów : 115
Data dołączenia : 21/12/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Pon Lip 24, 2017 3:58 pm

Misja w Rosji była trudna. Nie ze względu na warunki fizyczne takie jak zimno czy gęsty śnieg. Nie, do tego był przyzwyczajony. Sowieci zadbali o to, aby znosił gorsze temperatury i nieraz wahanie ich wykraczające poza możliwości człowieka. Chcieli w końcu maszynę, nie kogoś kto mógłby mieć człowieczeństwo, odczuwać niepokój czy ból. Dlatego też nie śnieg i surowy klimat były jego wrogami. Przeciwnik siedział głębiej, w psychice przypominającej ostre kawałki szkła ukryte w ciemnym worku. Winter Soldier czasem zastanawiał się kim dokładnie jest. Potworem jakiego stworzono podczas wojny? Zabójczą maskotką KGB? Pozbawionym sumienia mordercą? Kimś więcej? Ostatnie wydarzenia dawały mu cień szansy, że jest kimś innym, że znaczy więcej niż sądził. Był w końcu przyjacielem Kapitana. Nie, nie Kapitana. Steve'a Rogersa. Był też kimś kto ryzykował wiele aby uratować nie tylko siebie ale też swoich przyjaciół, a przynajmniej ludzi których takowymi nazywał.
Nadal jednak zostawała kwestia jego tożsamości. Kapitan nazywał go "Bucky", ale on się nim nie czuł. Nie był też Winter Soldierem. Utknął gdzieś pomiędzy, uznając wreszcie że jest po prostu Jamesem. Zwykłe "Bucky" niosło za sobą emocje, uczucia których już nie rozumiał. Pseudonim zaś należał do sierżanta, który zginął na wojnie, oddając swoje życie za ojczyznę i przyjaciela. Bucky był bohaterem.
Winter Soldier zawierało w sobie pustkę, niechęć do dawnego życia i niemalże niewolnictwo. Przedmiotowe traktowanie, kary za każdą nieudaną misję i napędzane strachem ryzykowne decyzje. Te dwa słowa zawierały w sobie krew, chłód i cierpienie. Winter Soldier był mordercą.
W tamtej opuszczonej bazie sowieckiej, brunet podjął pewną ważną decyzję. Nie mógł dążyć do bycia jak Kapitan. Nie mógł udawać, że chociaż może być jak on. Nie miał prawa tak oszukiwać siebie i innych, zwłaszcza siebie. Dlatego wybrał swoje imię. Było neutralne, nie niosło za sobą bagażu emocjonalnego. Było uniwersalne, anonimowe. Ilu w końcu zna się Jamesów? Zbyt wiele aby zapamiętać tego konkretnego.
Ubrany w ciemne, cywilne rzeczy, z czapką zaciągniętą na oczy przemierzał ulice, aż dotarł do parku. Chciał się udać do Tower szybciej ale właściwie nie znalazł odwagi. Tam był Stark, ten sam Stark, któremu zamordował rodziców. Tam był Steve. Ten który wierzył w jego niewinność. I była Natasha. Szpieg, która mu nie ufała. Nigdy mu nie ufała, a on nie miał jej tego za złe. Kręcąc się po parku dostrzegł po pewnej chwili wyraźnie zagubionego nastolatka i dopiero po paru minutach zajarzył, że go znał. Czasem pamięć sama płatała mu figle, czasem sam wyrzucał z niej informacje.
- Robi wrażenie, hm? - uśmiechnął się trochę krzywo, nie do końca jeszcze będąc przyzwyczajonym do takich grymasów. W jego głosie dało się słyszeć pewne naleciałości z ruskiego akcentu. Cóż, przez wiele lat wmawiano mu, że jest Rosjaninem, opanował akcent lepiej niż ten sztuczny amerykański, którym posługiwał się przy Rogersie, aby było mu lepiej mentalnie.
Powrót do góry Go down
Wiccan

Wiccan


Liczba postów : 564
Data dołączenia : 15/06/2013

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Pon Lip 24, 2017 8:33 pm

Billy nie był pewien jak długo nie mógł się zdecydować co powinien zrobić dalej... Chociaż nie, doskonale wiedział co, w końcu miał się udać do Kate i wszystko jej opowiedzieć, więc wypadałoby raczej powiedzieć, że zwyczajnie nie potrafił się zmusić do ponownego ruszenia z miejsca. Takie zatrzymywanie się na ścieżce było trochę ryzykowne, szczególnie dla kogoś, kto nie mógł się poszczycić ani wyjątkowym wzrostem, ani tym bardziej budową ciała, przez co przy zderzeniu z kimś - nawet nie ze swojej winy - najpewniej zostałby ofuczany... Ale najwyraźniej tym razem los się nad nim zlitował, bo oszczędził mu takiego nieprzyjemnego  doświadczenia.
Zamiast tego z rozmyślań wyrwał go czyjś głos, lecz w pierwszej chwili Kaplan nie zorientował się kto się do niego zwrócił. Na mieście dość często zdarzało mu się spotykać osoby, które same inicjowały rozmowę, oczywiście, że tak. Niektóre z nich robiły to z uprzejmości, inne nie miały z kim pogadać i tak to nadrabiały, a jeszcze inne po prostu nie były do końca zdrowe na umyśle lub coś kombinowały. Człowiek szybko uczył się rozróżniać te typy i albo im się odwzajemniać albo szybko się zmywać.
W tym wypadku najwyraźniej było jednak inaczej i chłopak przekonał się o tym niemalże zaraz po tym, jak tylko szybko obrócił głowę, aby namierzyć wzrokiem swojego rozmówcę. Jego czoło zmarszczyło się, podczas gdy umysł w ekspresowym tempie dopasowywał do siebie fakty... Choć szczerze mówiąc większość tego czasu spędził upewniając się, że pierwsze wrażenie było właściwe.
Rozpoznał Bucky'ego. Pewnie, że tak, w końcu jeszcze niedawno widział go na żywo, a wcześniej napatrzył się na niego na zdjęciach. No i... Mimo wszystko nie kojarzył zbyt wielu osób z takim akcentem. Po prostu zwykłe, codzienne ubranie trochę go zaskoczyło i zbiło z tropu, nawet jeżeli rozumiał, że bohaterowie również musieli je nosić. Jakoś zawsze wyobrażał ich sobie w bardziej nietypowych strojach. I... Poza tym może jeszcze wolał się upewnić, żeby nie wyjść na idiotę albo dziwaka... Przed czym od kilku lat odczuwał irracjonalny strach. Pewnie jak większość nastolatków.
Z powodu całego tego skomplikowanego toku myślowego przemówienie zajęło Billy'emu parę sekund, lecz zanim to uczynił, chłopak kiwnął jeszcze powoli i odrobinę niepewnie głową, równocześnie wyjmując słuchawki z uszu. Tak, Wieża zdecydowanie robiła wrażenie, nawet teraz, po paru latach widywania jej dość często... Oraz po jednej okazji do obejrzenia jej od środka. Co prawda zobaczył wtedy głównie jedno laboratorium, salon i serię korytarzy, ale to i tak więcej, niż miał szansę zwiedzić praktycznie każdy fan na jego ulubionych stronach. Och, jak oni by mu zazdrościli, gdyby mógł się do tego przyznać... I przy okazji jeszcze jakoś to udowodnić.
- Szkoda tylko, że jej rezydenci nie są teraz do mnie zbyt pozytywnie nastawieni. Choć chyba nie powinienem się im dziwić. Ale... Skoro jesteś tutaj, a nie pod obserwacją, to zgaduję, że przynajmniej tobie sprawy jakoś się ułożyły? - nie wspomniał, że chodziło mu o obserwację w wydaniu Tarczy, ale to właśnie po tej organizacji spodziewał się obecnie wszystkiego najgorszego. Minęło już trochę czasu od chwili, gdy wraz z innymi Young Avengers się od niej odłączył, ale wciąż czuł się pokrzywdzony i wykorzystany... I, co gorsze, agencja pokłóciła się z jego idealizmem, a tego tym bardziej nie mógł jej wybaczyć.
Mimo wszystko jednak Kaplan wiedział, że w miejscu publicznym nie o każdej sprawie można było mówić wprost. Co prawda chyba mało kto interesował się tutaj innymi ludźmi, większość przechodniów po prostu chciała dotrzeć tam, dokąd zmierzała, a po drodze zajmowała się sobą... Ale po co ryzykować. W końcu nastolatek w dalszym ciągu nie był pewien tego, na czym Young Avengers mieli stać pod kątem ukrywania czy odsłaniania swoich prawdziwych tożsamości...
Krótki namysł doprowadził Billy'ego do wniosku, że właściwie chyba mógł całkiem wyłączyć muzykę, co uczynił w ciemno, bez wyjmowania komórki z kieszeni. Zaraz potem chłopak skrzyżował już ramiona na klatce piersiowej, do którego to gestu uciekał się bardzo często, przez co praktycznie nie zwracał na niego uwagi. Taki miał po prostu odruch.


Ostatnio zmieniony przez Wiccan dnia Pią Wrz 15, 2017 4:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Pon Sie 07, 2017 5:55 pm

Kolejna potężna anomalia przepłynęła przez planetę. Zaburzenie magii, która powoli powracała do miejsca, skąd wcześniej została wypchnięta - Houston. Uczucie towarzyszące istotom czułym na takie zjawiska, tym razem nie kojarzyło się ze śmiercią czy pustką. Anomalia wydawała się zakłócać "balans", jaki magia oraz energia życiowa utrzymywały wszędzie tam, gdzie objawiało się istnienie. Odczucie nie było silne i pozwalało spokojnie funkcjonować, bez potrzeby bronienia się przed anomalią.
Powrót do góry Go down
Winter Soldier

Winter Soldier


Liczba postów : 115
Data dołączenia : 21/12/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Nie Sie 20, 2017 4:10 pm

Zdecydowanie chłopak mógłby być przyczyną i winą całego zła świata, nawet jeśli ktoś wpadłby w niego, przy okazji oblewając go kawą. Taka była mentalność ludzi, widzieli co chcieli widzieć. Dla nich to był tylko chłopak, który stanął na środku drogi, a oni przecież się tak spieszyli do swoich spraw. Dla Wintera byłoby to doprawdy żałosne, gdyby nie fakt, że jeszcze niedawno sam by go ofuczał. Jakby nie było, jeszcze kilka dni czy tygodni temu, James był jednym wielkim kłębkiem nerwów, gotowym zabić każdego kto wejdzie mu w drogę. Smutne, ale prawdziwe. Byle przypadek, lekkie dotknięcie... to wszystko było niczym zaproszenie do walki. Nie chciał tego czuć, ale właśnie taki był kiedy wszystko się waliło wokoło niego.
- Nie są? Czasem mam wrażenie, że to banda ignorantów. Nie podejrzewam abyś zrobił coś naprawdę złego, więc pewno chodzi o ich ambicje. - Wzruszył ramionami lekko. Przecież Billy był dobry, w każdym znaczeniu tego słowa. Kto pomaga całkiem obcemu człowiekowi, a jak nie obcemu to znanemu tylko z akt i to wyjątkowo niekorzystnych? Na pewno nie większość Avengers. Bohaterowie, też coś. Miał wrażenie, że już tylko z nazwy, skoro tak bali się o swoje stołki, aby nie podjąć nawet prób negocjacji z młodymi następcami. Słyszał to i owo, głownie poprzez dostęp do częstotliwości nadajnika Rogersa, przy którym starał się kręcić, zeby znowu nie władował się w jakieś problemy.
- Nie wiem czy można tak powiedzieć. Moja ostatnia misja dowiodła tylko, że nie mogę zrobić zbyt wiele, aby cokolwiek udowodnić. - odpowiedział mu jak zwykle mało precyzyjnie. Miał w bazie znaleźć akta, nie znalazł nic. Przy okazji odkrył tylko, że Natasha siedzi mu ciągle na ogonie, podążając za nim jak cień. Także raczej całkowicie wolny i pozostawiony sam sobie nie zostawał. Szkoda, że nie było jego cienia za nim, kiedy się ostatnio ukrywał.
- Nie wyglądasz jakbyś chciał tu być. Spieszysz się gdzieś? - Nauczył się już dawno odczytywać intencje w drobnych ruchach, nieznaczących gestach.
Powrót do góry Go down
Wiccan

Wiccan


Liczba postów : 564
Data dołączenia : 15/06/2013

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Nie Sie 20, 2017 7:33 pm

Już pierwsze słowa Bucky'ego wywołały w nastolatku istną lawinę różnych emocji, niejednokrotnie względem siebie sprzecznych. W pierwszym momencie miał nawet ochotę automatycznie zaprotestować na takie określanie jego idoli - bo w końcu po tylu latach idealizowania bohaterów wyrobił sobie odruch bronienia ich we wszelkiego rodzaju dyskusjach. W sporą część z nich w dalszym ciągu szczerze wierzył i darzył ją szacunkiem. Tylko... Po ostatnich wydarzeniach chyba patrzył na nich trochę bardziej realistycznie. Może z zaczątkami cynizmu.
Choć chłopak prędko zdusił w sobie tę chęć polemizowania, to jednak jego spojrzenie i tak powędrowało w dół, a wraz z nim pochyliła się lekko cała głowa. Wcale nie był pewien czy zasługiwał na pochwały - bo właśnie w ten sposób odbierał opinię Bucky'ego, choć w tym celu rzeczywiście musiał trochę poczytać pomiędzy wierszami - nawet pomimo wszystkich swoich jak najlepszych intencji. Czy nie mówiło się przecież, że to właśnie nimi wybrukowane było piekło? A on się starał, robił co mógł, by pomóc każdemu, komu tylko był w stanie i żeby zadbać o drużynę... Ale potem natykał się na ścianę - na przykład - w czerwono-żółtym kostiumie z pajęczym motywem. I ta ściana prezentowała mu argumenty świadczące o tym, że być może jednak wcale nie miał racji. Nie do końca się z nimi zgadzał, ale sprawiały, że zaczynał się zastanawiać... A takie wątpliwości były chyba najgorsze.
Mimo to słowa mężczyzny i tak przyjemnie połechtały ego Kaplana, chyba nawet przyprawiając go o lekkie rumieńce... Choć oczywiście sam nie mógł tego sprawdzić i opierał się jedynie na nagłym uczuciu ciepła w okolicy policzków. Miał nadzieję, że tylko na tym wrażeniu się kończyło, ale z jego szczęściem pewnie nie. Z jednej strony Billy chciał się cieszyć świadomością, że ktoś w niego - oraz w pozostałych Young Avengers - wierzył, z drugiej jednak nie dawały mu spokoju wyrzuty sumienia. Bo co będzie, jeżeli zawiodą oczekiwania?
Szczęście w nieszczęściu, że wszystkie te czarne myśli odsunęły się na dalszy plan, gdy Bucky kontynuował rozmowę. Kiedy wspomniał o swojej ostatniej misji, nastolatek zebrał się w sobie i znów ku niemu zerknął, tym razem z wyraźnym zaciekawieniem, szczególnie dobrze widocznym w jego oczach. Zastanawiał się czy mógłby zapytać o szczegóły, ale jednak jeszcze obawiał się pozwalać sobie na zbyt wiele i to w dodatku w miejscu publicznym... A ich sytuacja wydawała się przecież być tak podobna! Pomijając to, że oni praktycznie nie mieli po swojej stronie żadnego doświadczenia, a Bucky sporo, za to z błędami przeszłości było najwyraźniej dokładnie odwrotnie. Grunt, że najwyraźniej i on i Young Avengers pragnęli się wykazać. Właściwie... Poddawało to Billy'emu parę pomysłów.
- Nie bardzo. To znaczy, wybieram się do reszty drużyny, a raczej do przywódczyni drużyny, licząc na to, że akurat będzie u niej ktoś więcej... Bo mamy do omówienia parę rzeczy, ale bez obaw, one mogą trochę poczekać. Załatwiłem nam kontakty z kimś, kto może nam pomóc zamiast Mścicieli - wyjaśnił, odpuszczając sobie szczegóły, które pewnie i tak nie powiedziałyby Bucky'emu zbyt wiele. W końcu nie poznał jeszcze Kate, ani tak naprawdę nikogo innego z grupy... Victor niestety się nie liczył, bo do niej oficjalnie nie należał. Póki co. Przy najbliższej okazji Kaplan zamierzał nad tym popracować.
- Może też powinieneś tego spróbować. Wsparcie innych osób bywa niezastąpione - zasugerował, w dodatku nie mając tu na myśli jedynie starć i misji, ale też wszystkie inne aspekty bohaterowania... I po prostu funkcjonowania. Życia. Odkąd w końcu posiadał przyjaciół, dobrze widział tę różnicę po samym sobie.
Zupełnie nagle i bez ostrzeżenia przez ciało nastolatka przebiegł dreszcz, przez który aż się wzdrygnął. Billy nie był pewien co dokładnie go wywołało. Tego dnia temperatura była raczej wysoka, więc odpadał chłód... A chłopak i tak odnosił wrażenie, że w grę wchodziło coś wykraczającego poza podstawowy zestaw zmysłów - coś w rodzaju przeczucia, które ciężko byłoby logicznie wytłumaczyć. Jego głowa poruszyła się lekko na boki, gdy na wszelki wypadek rozejrzał się po parku... Ale w oczy nie rzuciło mu się nic niepokojącego. Tak czy siak wydawało mu się, że to uczucie nie było wcale negatywne, po prostu sprawiało wrażenie nienaturalnego... Dziwnego.
Nim jednak Kaplan zdążył zrobić cokolwiek innego, jak na przykład wspomnieć o tym zjawisku na głos - choć sam nie był pewien czy powinien to uczynić - z jego kieszeni rozległ się dźwięk komórki. Nastolatek odruchowo po nią sięgnął, wyjął ją i odblokował ekran, w ten sposób przerywając sygnał... A w następnej chwili jego oczom ukazała się już treść nowej wiadomości, nadanej z nieznanego numeru.
Chciałabym pogadać. Jestem w tym samym parku, co wcześniej. N.M.
Możliwych wyjaśnień było tak naprawdę kilka, ale Billy szybko wyeliminował część z nich, tą drogą ustalając kto mógł odpowiadać za ten SMS. Brzmiał... Pilnie. Nie w sposób sytuacji życia i śmierci, ale tak, jak gdyby trzeba było na niego zareagować jak najszybciej, póki zaproszenie do parku było aktualne.
- Muszę... Się zbierać. Ale pomyśl o tym. Ciężko żyć samemu - powiedział, podejmując nagłą decyzję, aby dostosować się do wiadomości. Zaraz potem pożegnał się już z Bucky'm i szybkim krokiem ruszył swoją poprzednią trasą, zamierzając znaleźć odpowiednie miejsce do teleportacji.

Z/t.
Powrót do góry Go down
Helbindi

Helbindi


Liczba postów : 64
Data dołączenia : 08/09/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Pią Maj 25, 2018 7:00 pm

Helbindi nie miał większych powodów, by opuścić swoje zacienione, chłodne mieszkanie. Problem w tym, że generalnie nie mając ów powodu, na przykład by robić cokolwiek, lodowy olbrzym zaczynał wpadać w nienajlepsze samopoczucie, przy okazji bardzo gnębiła go.. nuda. Mimo ciągłych wycieczek do bibliotek (zamkniętych przed zwykłym śmiertelnikiem oraz takich od poniedziałku do piątku), sporadycznych pojedynków z marnymi, midgardzkimi samozwańcami do przeróżnych tytułów czy poszukiwaniem swojego najmłodszego brata, który miał dziwne upodobanie do tej planety, nie potrafił zapewnić sobie komfortu i spokoju. Prócz wielkiej Walkirii, Hel nie bardzo miał z kim porozmawiać o swoim prawdziwym ja (co prawda Brunhilda również nie znała jego królewskiej tożsamości)  - mógł z nią chociaż nawiązać rozmowę na temat wspólny i istotny.
Ożywił się odrobinę na to wspomnienie.  Polityka Dziewięciu Królestw, a najbardziej Jotunheimu, były dla niego największym zainteresowaniem, w które wkładał całe swoje serce. Teraz nie wiedział nawet ile czasu minęło od jego okrutnej banicji.
Wrócił spojrzeniem na zmąconą przez wiatr taflę wody i starał się skupić na informacjach, które już zdobył. Wyciągnął z kieszeni płaszcza drobny notes i przeleciał wzrokiem listę zdobytych nazwisk.
[i]Doktor Strange, SHIELD, Morgana le Fay, Walkiria...[/] Z niektórymi miał już styczność, innych spisał bazując na wiedzy zdobytej z mediów, rozmów i tym podobnych. Miał kilka innych dopisków, którymi również mógł się kierować, by dowiedzieć się czegoś więcej o teleportacji i podróżach międzywymiarowych, lecz te pierwsze najbardziej wplątały mu się w myśli. Musiał się też w końcu wyposażyć w konkretniejszą broń, najlepiej jakiś boski artefakt, a nie te marne, ziemskie pistolety czy krucha  stal.
- Na  Lodowe Pustkowia. - mruknął pod nosem, wspominając utracony bilet do domu. Szalony Elf, Zielona Kobieta i niejaki Doom oraz jego roboty. Jak on tęsknił za srogim porządkiem Utgardu.
Myślał nawet czy by nie uprowadzić któregoś z "superbohaterów", protektorów tego padołu łez. Może nawet Thor by się wtedy pofatygował po swojego druha? Olbrzym puścił wodze wyobraźni i poświęcił więcej myśli najnowszemu pomysłowi.
Powrót do góry Go down
Fenris
Mistrz Gry
Fenris


Liczba postów : 674
Data dołączenia : 08/06/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Wto Maj 29, 2018 8:07 am

Minęło wiele czasu odkąd Fenris zaczął odgrywać rolę boga w Midgardzie. Po pierwszych kilku dniach powoli zaczęło przypominać mu to pracę bardziej, niż jakiekolwiek przygody czy mity. Nie dało się ukryć, że świat ten nie oferował zbyt wielu wyzwań dla jednej z potężniejszych Asgardzkich istot. Wilk obawiał się że jeszcze trochę i straci czujność oraz refleks. Nie przeszkadzało mu to jednak. Przywiązywał sporą wagę do tej posługi i twierdził że powinna ona być wykonywana. Mogliby się nią jednak zajmować słabsi bogowie, gdy tacy jak Fenris mogliby przygotowywać się na większe wyzwania…
Przy tym wszystkim nie był do końca pewien co o jego wybrykach myśli jego ojciec. Do tej pory nie poruszał przy wilku tego tematu, ale głupstwem byłoby zakładać że o nich nie wie. Wilk dość regularnie widywał się ze swoim ojcem. Często towarzyszył mu w eskapadach, których znaczenia do końca nie pojmował. Raz odwiedzali jakieś ludzkie uczty, innym groty hazardu. Loki często radośnie rozmawiał z różnymi ludźmi na pozornie niezwiązane i błahe tematy. Jeżeli istniał jakiś cel obecności wilka w tych wyprawach, to niestety jemu samemu on umykał. To jednak również nie przeszkadzało wilkowi. Z jednej strony mógł bliżej poznać świat ludzi, a z drugiej pełnił służbę przy swoim jarlu, jak też widział swojego ojca. Widywani razem mogli przypominać rozentuzjazmowanego ojca, który wszędzie ciągnie za sobą syna wyraźnie chcącego być w tej chwili gdzie indziej.
Wszystko miało się zmienić gdy któregoś razu Midgard, a raczej jego część zwana Zjednoczonymi Stanami została zaatakowana przez nieznanego wroga.  Zdawałoby się, że wilk powinien mieć pełne ręce roboty, tymczasem pojawienie się maszyn zmobilizowało czempionów tego świata do stawienia im oporu. W konsekwencji na większych frontach walczyła już śmietanka bohaterów z całego świata. I nie tylko. Co więcej, do przebywającego obecnie w Nowym Jorku Fenrisa nie docierało
zbyt wiele wezwań. Osobiście interweniował raz, w jednym z osiedli gdzie mieszkała rodzina emigrantów ze starej ziemi. Nie wzywali go oni bezpośrednio, ale korzenie wiary w bogów były w nich dostatecznie silne, że wilk z własnej woli zdecydował się im pomóc.
Pamiętając wydarzenia spod Houston nie chciał bagatelizować wroga. W wyniku tego pierwszy zaatakowany przez niego robot niemal odparował w miejscu od siły ciosu Thronebrakera. Nieco zawiedziony wilk pozwolił sobie więc na oszczędzanie sił, aż w końcu zrezygnował z korzystania z młota, aby nie umniejszać jego godności. Strzały robotów były odczuwalne dla wilka, jednak ich parametry celownicze miały spore trudności z nadążaniem za jego ruchami. Starał się przy tym możliwie nie prezentować swojego prawdziwego oblicza. Nie było to Arlanois, a mimo że wilk był chroniony magią ojca, zawsze istniała szansa że ktoś go rozpozna. Lepiej było dmuchać na zimne. Ukrywanie się w morzu nowopowstałych „mutantów” było w końcu aż nazbyt łatwe.
Gdy ocknął się z bitewnego amoku okazało się że przebył spory kawałek miasta poruszając się od przeciwnika do przeciwnika. Nie chcąc więcej narażać się na niechcianą uwagę wycofał się w stronę „centrum”, gdzie mieściła się obecna siedziba jego ojca. W końcu w chwili zagrożenia ochrona siedziby jarla powinna być jego priorytetem. Nawet jeśli zagrożenie dla niej było wręcz nieistniejące. Z poczucia obowiązku wilk rozprawił się z kilkoma zabłąkanymi oddziałami robotów w okolicach Central Parku, oraz siedziby ojca. Dla niego była to forma rozruszania kości, zabicia czymś czasu, a dla innych była to niespodziewana szansa ocalenia. Tak czy siak wilk stróżował przy mieszkaniu ojca starał się zachować dzielnicę w miarę nienaruszonym stanie. Nie chciał by widok z okna Lokiego był mniej wspaniały niż zazwyczaj.
Nagle poczuł znajomą woń, której jednak nie doświadczał od bardzo dawna. Zapach nieustających zim, sroższych niż cokolwiek Midgard miał do zaoferowania.
Woń Jotunu.
Zaintrygowany jak nigdy odkąd przybył do tego świata skupił całą swoją uwagę na istocie, która była źródłem tej aury, a która znajdowała się teraz kilka traktów dalej, w miejskim zagajniku.
Wyczuł zapach królewskiej krwi i woń zawiści nieco innej niż u innych lodowych gigantów. Czuł już kiedyś to konkretne pasmo, ale nie mógł przypomnieć sobie kiedy, więc musiało to być naprawdę dawno. Nagle go olśniło. Czyżby to zaginiony pretendent do lodowego tronu? Fenris słyszał od ojca co działo się w Jotunheimie od czasu jego zamknięcia i jak władza podzieliła jego lodową część rodziny. Zaintrygowany ruszył mu powoli na spotkanie.
Podszedł bezszelestnie. Nie zwracał na siebie uwagi, choć wynikało to raczej z natury, niż z celowości działań. Helbindiego zastał nad wodą jednego ze stawów. Stał spokojny, jakby w całym mieście nie szalała armia robotów. W przeciwieństwie do Fenrisa, który całe południe uganiał się za maszynami wyglądał schludnie i dostojnie. Nie było tutaj mowy o pomyłce. Gigant z pewnością ukrywał się pod płaszczem asgardzkiej magii. Zresztą wilk i tak by go raczej nie poznał. Ostatnim razem gdy się widzieli był jeszcze szczenięciem. Nos jednak nie kłamał.
-Nowy Jork staje się portem dla wygnańców. – zaznaczył swoją obecność na wypadek gdyby książę go nie poznał. – Choć ciebie spodziewałbym się ujrzeć raczej na północy niż tutaj… wuju…
Nie był pewien czy Helnindi był świadom jego ucieczki z więzienia Asgardu. Ba, nie był pewien czy książę zdaje sobie choćby sprawę z istnienia bratanka. Rzucił karty na stół, tak jak to miał w zwyczaju, choć widać w tym było nutę elokwencji charakterystyczną dla Lokiego. Z kim przestajesz, tak się stajesz.
Nie był pewien jak zareaguje wuj, więc był w gotowości. Równie dobrze mógł przybyć w wrogich zamiarach, choć Fenris tego nie wyczuwał. Część uwagi skupiał też na obecnych w mieście robotach, uważając by żaden nie zbliżył się zanadto do jego terytorium.
Nie mógł zaprzeczyć że satysfakcja z możliwości rozmowy z krajanem była dość spora. Dodatkowo w przypadkowym spotkaniu z wujem dostrzegł pojawiające się możliwości, ale wolał najpierw poznać motywacje giganta.
Powrót do góry Go down
Helbindi

Helbindi


Liczba postów : 64
Data dołączenia : 08/09/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Wto Cze 05, 2018 4:40 pm

Coś szepnęło Helbindiemu do ucha, iż prawdopodobnie nie jest już sam. Nadal wpatrywał się przed siebie, jak gdyby nigdy nic, licząc na to, że zwykły przechodzeń po prostu zatrzymał się na chwilę nieopodal niego. Z drugiej strony wydawało mu się to zadziwiająco podejrzane, biorąc pod uwagę chaos, w którym pogrążone było całe miasto  w związku z niespodziewanym atakiem robotów (cóż za rak tej planety). Helbindi jednak nie przywiązywał do nich większej uwagi - jednego czy dwa, które śmiały mu przeszkodzić w kontemplacji, zlikwidował pojedynczymi lodowymi, ostrymi jak brzytwa pociskami; Czujny, gotowy do przemiany, postanowił nie zdradzać po sobie oznak zainteresowania nagłym intruzem.
Sprawa zmieniła się, gdy ów intruz zdecydował się przemówić do lodowego olbrzyma. Zdziwił się - zdawał sobie sprawę z "gadatliwości" i "uprzejmości" mieszkańców tego konkretnie kraju, lecz nadal nie było to dla Bindiego w żaden sposób naturalne. A co najdziwniejsze, te słowa niosły ze sobą bardzo potężną informację, której już na pewno się nie spodziewał.
"Wygnańców"
Czyli na Midgardzie jest więcej takich jak on. Nie wiedział jak zareagować na tę wieść, ale na pewno niesie ona ze sobą jakieś szanse, które wymagają odrobiny inicjatywy. I, co najdziwniejsze…
"Wuju?"
- Fenris Lokison, Pożeracz Bogów. - odwrócił się powoli do swojego rozmówcy, który okazał się dostojnie wyglądającym młodzieńcem o długich włosach. - Zaskoczyłeś mnie swoim widokiem, mój bratanku. Jak zdołałeś się oswobodzić z okowów asgardzkiego reżimu? - zagadnął, mimowolnie kreując wokół siebie chłodną aurę. To niespodziewane i niecodzienne spotkanie na tak marnej planecie wprawiło księcia w stan dziwnej ekscytacji, znów czuł adrenalinę. Jeden krok dalej od mentalnego grobu i zapomnienia.
Z drugiej strony… może to nie przypadek? Co, jeśli ktoś nasłał na niego jedną z najpotężniejszych istot, z którymi miał do czynienia, by go zwyczajnie zgładzić? Co, jeśli komuś nie pasuje jego egzystencja, nawet na wygnaniu? Pytania krążyły po jego głowie jak szalone. A może...może to przypadkowe spotkanie?
Nie był pewny intencji jego bratanka. Nie wiedział czego mógł się po nim spodziewać, w końcu to syn Lokiego. Lokiego, który mógł mieć w tym swój interes, by w jakiś sposób zaszkodzić starszemu bratu.
- Ach, na północy zbyt mało się działo, więc nie zabawiłem tam długo - dodał - tutaj, jak sam widzisz, więcej  korzyści. - rozłożył ręce na znak zakończonej wypowiedzi. Przy okazji był to też gest nie sugerujący wrogich zamiarów. Sam nie wyczuwał od Fenrisa wrogich chęci, postanowił więc wykorzystać daną mu okazję.
Powrót do góry Go down
Fenris
Mistrz Gry
Fenris


Liczba postów : 674
Data dołączenia : 08/06/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Wto Cze 12, 2018 7:15 am

Fenris był wyraźnie zadowolony z tego że Helbindi go rozpoznał. Ba, gdy usłyszał po raz pierwszy od dość dawna swój tytuł wypowiedziane na głos, nie mógł powstrzymać się przed uniesieniem kącika ust w górę i rozprostowania, na wzór wuja, rąk w geście „Proszę, oto jestem”. Gest ten oświadczał również że Fenris jest nieuzbrojony, co było jednak wierutną bzdurą.
Następne pytanie jednak sprowadziło go do poziomu. Prawdą było że wolność uzyskał tylko dzięki łasce swojego ojca. Odbyło się to bez jakiegokolwiek udziału wilka, tak więc nie stanowiło w jego oczach nic chwalebnego do opowiadania.
- Mój łaskawy ojciec, wraz z innymi którym nie jest miła władza Wszechojca, oswobodził mnie. Lord Loki dba o wiernych sobie. Mój los znowu jest w moich rękach. – na podkreślenie tych słów wzniósł przed siebie dłoń, po czym zacisnął ją w pięść. Uścisk, który z łatwością mógłby kruszyć diamenty.
Nie rozmawiali o niczym konkretnym, na razie, ale wilk czuł z tego niemałą satysfakcję. Wspomnienie starych dni, mimowolne kłębienie się chłodnej aury wokół wuja, a nawet jego niepewność w postępowaniu z bestią. To wszystko do czego wilk tak przywykł i czego mu teraz tak brakowało.
Fenris zdecydował się skrócić dystans i zbliżył się powoli do wuja, wciąż się uśmiechając. W wyrazie jego twarzy było coś drapieżnego, czego nie byłaby w stanie przykryć najlepsza z iluzji jego ojca. Zrównał się z wujem, stojąc do niego bokiem i zerkając na staw, na który ten patrzył niedawno.
- Do mego więzienia dotarły słuchy o sytuacji w Jotunie. Smutne wieści. Byleistr jest wielkim wojownikiem i nie jest zaskakujące czemu cieszył się miłością poddanych.  – wilk nie odziedziczył jednak chyba wszystkich cech ojca. Na pewno nie subtelności – Ja jednak uważam że wojownikom należy zostawić honor bitwy. Honor władzy, władcom. – wzniósł znowu oczy na giganta. – Zgadzasz się ze mną, wuju?
Zapatrzył się od niechcenia w taflę wody. Zwrócił uwagę jak od brzegu zaczyna pokrywać ją cieniutka warstwa szronu. Tak naprawdę jednak studiował swojego rozmówcę za pomocą wszystkich pozostałych zmysłów. Helbindi nosił cuchnący boską magią artefakt przykrywający jego oblicze, ale nic nie zdawało się przykrywać jego natury. Wilk świadom był niejako planów Lokiego co do Asgardu, jednak ojciec nigdy nie uznał potrzebnym obdarować go szczegółami. Nawet bez nich jednak można było się spodziewać się dwóch rzeczy. Nie będą one wróżyły zbyt dobrze dla Odyna, a prawdopodobnie przyda im się każda pomoc jaką będą w stanie dostać. Z powalenia tak wielkiego drzewa, jakim jest władza Wotana, rozpalić można wiele ognisk. Każdy na tym skorzysta.
Innymi słowy wilk oceniał intencje i możliwości Helbindiego, zanim zdecyduje się wspomnieć coś więcej.
Powrót do góry Go down
Helbindi

Helbindi


Liczba postów : 64
Data dołączenia : 08/09/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Wto Cze 12, 2018 11:11 pm

Nie podobało mu się z jaką swobodą jego bratanek zbliżył się do niego. Wilczy uśmiech był wręcz kwintesencją natury Pożeracza Bogów. Helbindi nie odczuwał lęku, lecz swego rodzaju brak respektu wobec jego osoby.  Postanowił jednak odsunąć to na dalszy plan, bacznie wysłuchując co rozmówca ma do powiedzenia.
- Czy Loki widział się z Tobą po Twoim oswobodzeniu? - spytał, wyraźnie zainteresowany tematem. Wątek jego młodszego rodzeństwa nie dawał mu spokoju, szczególnie mając przed sobą jego potomka. - Cieszę się z Twojej wolności razem z Tobą, Fenrisie. Czy będzie to zbyt personalne pytając co zamierzasz uczynić z odzyskanym darem? - Lodowy Olbrzym złączył swoje dłonie za swoimi plecami, palcem wprawiając w ruch magiczny pierścień. Nie chciał go zdejmować, aczkolwiek był on w gotowości do pełnej transformacji z powrotem do jego prawdziwego oblicza.
Wzmiankę o sytuacji w Jotunheimie oraz o wygnaniu z ojczyzny książę przyjął ze spokojem na twarzy. Jedynym dowodem na silniejszą reakcję był rozrastający się po tafli szron, tuż przy brzegu nawet  lód. Rzucił bratankowi krótkie spojrzenie, a jego wypowiedź skwitował powolnym kiwnięciem głowy. Zgadzał się z jego słowami odnośnie Byleistra - jego starszego brata. Był wyśmienitym wojownikiem ukochanym przez swój lud. Na tym jednak jego rola powinna się zakończyć. Musiał też przyznać, że złoty język Fenrisa zdecydowanie potrafił schlebiać, szczególnie po tak śmiałym ruchu. Cecha zdecydowanie po ojcu.
- Bycie władcą nie sprowadza się tylko do bycia elitarnym wojownikiem. - zaczął, lekko obracając się w stronę bóstwa - Bycie władcą znaczy być zdolnym do poświęceń, szukać rozwiązań nie tylko orężem. Oczywiście Byleistr nie wiedziałby nawet o czym rozmawiamy. - jego twarz wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia. Mógł kontynuować ten temat jeszcze długo, lecz nie jest to czas i miejsce na dysputy o wartościach.
Czy się zgadzał? I to jak. Pytanie tylko - co Fenris chce osiągnąć tymi słowami?
- Czy masz wobec mnie jakieś oczekiwania, mój bratanku? Dużo wspominałeś o Wszechojcu jak na tak krótką konwersację. - postanowił zaprzestać rodzącą się grę w kotka i myszkę i przejść do konkretnych problemów, jak wnioskował, zaprzątającym im głowę w równym stopniu. Zastanawiał się jaka padnie odpowiedź... Czyżby był właśnie rekrutowanym ogniwem w jakiejś większej inicjatywie?
W tym samym momencie zza drzew po drugiej stronie jeziora wyłoniły się dwa nieprzyjacielskie roboty kierujące się w ich stronę. Helbindi błyskawicznie wyciągnął przed siebie dłoń zarzucając jednego z nich długimi i wąskimi lodowymi pociskami, celując w środek "klatki piersiowej" oraz głowę. Zniszczony robot spadł bezwiednie do wody, niszcząc spokojną taflę i łamiąc szron przy brzegu.
Obie maszyny nie dzielił jakiś poważny odstęp od siebie, mógł je zniszczyć za jednym zamachem, chciał jednak zostawić odrobinę zabawy dla swojego towarzysza i przy okazji być świadkiem jego popisu umiejętności. A był bardzo spragniony takich przeżyć.
Powrót do góry Go down
Fenris
Mistrz Gry
Fenris


Liczba postów : 674
Data dołączenia : 08/06/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Nie Cze 17, 2018 8:18 pm

Wilk przybrał wyraz twarzy jakby był wręcz oburzony pytaniem.
-Czy to nie oczywiste? - odpowiedział, choć nie wiadomo było na które z pytań - Wotan sprowadził na mój ród wiele cierpień bez żadnych podstaw. Niech więc spełni się przepowiednia, w którą był tak skory wierzyć. Nie zrozum mnie źle, wuju. Nie szukam zemsty. Szukam... -wilk zastanowił się na kilka sekund - ...satysfakcji...
Boskie zmysły wilka rejestrowały wszystko to co działo się wokół oraz zachowanie jego rozmówcy. Ten rodzaj języka był dla niego równie naturalny co mowa, którą obydwoje się porozumiewali. Nie uszło jego uwadze pocieranie przez giganta pierścienia, ani jeszcze dotkliwsze obniżenie temperatury. Innymi słowy Fenris pewien był że Jotun się z nim zgadza, zanim jeszcze otworzył usta by przemówić. Cierpliwie wysłuchał jego słów, kiwając głową na znak że słucha i się zgadza. Tak naprawdę jego uwagę przykuły też dwa kolejne roboty, które zabłąkały się w tej okolicy. Czekał jednak do ostatniej chwili. Niegrzecznym przecież byłoby przerywać taką konwersację.
Ostatnia chwila jednak w końcu nadeszła, a maszyny wyłoniły się spomiędzy listowia po przeciwnej stronie stawu. Jego wuj okazał się tak miły, że zdecydował zająć się intruzami. Gdy jednak do wody upadła tylko jedna z maszyn wymienił z gigantem porozumiewawcze spojrzenia. Nie było nic dziwnego w tym że Helbindi chciał na własne oczy przekonać się z kim rozmawia.
Wilk uśmiechnął się spokojnie do wuja. Po czym bez ostrzeżenia puścił się w stronę ocalałego wroga. Prędkość powodowała że trudno było mu się przyjrzeć. Nie obiegał jeziorka wokoło, tylko puścił się na wprost, po najkrótszej drodze do przeciwników. Mimo to nie zdawało się żeby musiał płynąć, trudno było jednak powiedzieć czy leciał, czy biegł po wodzie. Kolosa dopadł jeszcze zanim jego towarzysz uderzył z pluskiem o taflę wody. Dopadłszy go wybił się wysoko w górę, a wymijając jego głowę, jednym ciosem oderwał ją od korpusu. Wylądował nieopodal. Lekko ochlapany smarem i olejem. W powrotną drogę nie spieszył się już tak bardzo, tylko ludzkim tempem okrążał staw, starając się rękawem zetrzeć brud z połów płaszcza. Nie przyniosło to szczególnie wielkiego efektu.
- Łączy nas podniosłe przeznaczenie. Zbyt wiele czasu zmitrężyliśmy na snucie się niczym cienie własnych legend. Ja jestem wojownikiem... - nawiązał do własnych słów sprzed kilku chwil - ...ale mojemu ojcu pisane są rzeczy wielkie. Żaden z nas nie da jednak rady sięgnąć po swoje dziedzictwo zaledwie o własnych siłach.
Fenris zawisł wpół myśli. Zastanawiał się widocznie czy odkryć karty przed istotą, której przecież tak naprawdę nie znał. W końcu jednak zdecydował się na szczerość.
- Tak wuju. Mam wobec ciebie oczekiwania większe niż mógłbyś przypuszczać. Moim dążeniem jest zaprowadzić porządek w dziewięciu królestwach. Wszystkich. W tym w tak bliskim memu sercu Jotunie. Moim zdaniem zacząć powinienem od znalezienia mu prawdziwego władcy. Zanim jednak zacznę na próżno strzępić język, powiedz. Ile byłbyś w stanie poświęcić by zaprowadzić porządek w krainie wiecznych lodów?
Wilk wyraznie wpadł w podniosły nastrój. W jego oku zabłysła niebezpieczna, niemal fanatyczna iskra. Wyraźnie poświęcał teraz całą swoją uwagę reakcji wuja.
Powrót do góry Go down
Helbindi

Helbindi


Liczba postów : 64
Data dołączenia : 08/09/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Sob Cze 30, 2018 8:03 pm

Brew Helbindiego lekko powędrowała do góry słysząc odpowiedź dotyczącą Wszechojca. Satysfakcji? Zabawne. Cóż, nie mógł zaprzeczyć, iż śmierć Odyna nie przyniosłaby im takiego uczucia, aczkolwiek negując przy tym zemstę? W to nie wierzył. Ten przeklęty Asgardczyk powinien konać przez tysiąc lat, bez minuty wytchnienia od bólu i strachu wypełniającymi jego pustą powłokę.

Fenris skorzystał z uprzejmości Olbrzyma i zdecydował się zaznać odrobiny zabawy, przy okazji dając drobny popis swoich umiejętności. Czyli coś, na czym mu zależało. Helbindi z satysfakcją przyglądał się jak Pożeracz kończy marną egzystencję, jeśli można to tak nazwać, owych kreacji. Były bardzo kruche, a ich obecność nie przejawiała najmniejszego sensu...niczym muchy. Chociaż kto wie, może ktoś zamierzał  wprowadzić kilka zmian w owym społeczeństwie za pomocą tanich zabawek, nie oceniał. Kiwnął lekko głową na znak aprobaty, gdy jego bratanek powolnym krokiem zmierzał już z powrotem w jego kierunku. Cierpliwie poczekał na swojego rozmówcę.
To, co usłyszał następnie sprawiło, że wewnętrzny spokój księcia zmąciły ponure myśli. No tak, nie mogłoby się obejść bez haczyka w tej pięknej wizji, prawda? Wszakże tron Wszechojca nie może pozostać pusty, zagrzane miejsce nie może się zmarnować. Niesamowite, jak wielkie było uwielbienie Fenrisa do swojego ojca.
- Moje serce należy do moich ludzi, moja wola jest wolą ludu. Nie wiem co chciałbyś usłyszeć na takie pytanie. - odparł rzeczowo, acz nie obyło się bez chłodu w jego głosie. Mógłby oskarżyć go o zniewagę, zadając tak bezczelne pytanie, ale zdecydował się obarczyć tym ognistą naturę wilka.
- Czy mój brat Loki ma plany w objęciu większego tytułu niż władcy Asgardu? - zmarszczył lekko brwi, niewątpliwie zdradzając swój zepsuty nastrój. Nie darzył Lokiego miłością, ani zaufaniem. Prawdą było to, że ledwo go znał, przez większość swojego istnienia zasiadał on z mordercami przy jednym stole. Nie odczuwał nienawiści, co to, to nie. Wiedział, że Loki był narzędziem w budowaniu historii i wcale nie zazdrościł mu jego pozycji.
Co nie znaczyło, że bezproblemowo przystanie na jego chwalebną krucjatę po posadę Wszechojca. Ucisk Dziewięciu Królestw nigdy się nie skończy dopóki ten tron istnieje.
Powrót do góry Go down
Fenris
Mistrz Gry
Fenris


Liczba postów : 674
Data dołączenia : 08/06/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Pią Lip 13, 2018 7:14 pm

Zdawało by się że wilka wielce satysfakcjonowała odpowiedź giganta. Fenris powoli kiwał głową, jakby w takt potwierdzeń każdego słowa padającego z ust Helbindiego. Jego pytanie pozornie nie miało sensu, bo co mógłby mu odpowiedzieć książę Jotunu? Że nie, nie ma zamiaru walczyć o swoje prawo?
Tak naprawdę wilk przebywał jednak zbyt długo w towarzystwie obłudników i kłamców by wiedzieć że co innego można mówić, a co innego myśleć. Nie szukał w wuju tylko i wyłącznie chwilowego pionka, kolejnego środku po drodze do celu. Gdyby ich inicjatywa miała się ziścić, Helbindi zostałby ich długofalowym partnerem przy stole politycznej gry dziewięciu światów. Wilk wolał się upewnić że układa się z dobrym kandydatem na władcę, a całe przekonanie, jakie Hel włożył w swą krótką mowę, tylko utwierdziły go w przekonaniu że się nie pomylił. Miał nadzieję że uda im się razem zaprowadzić ład na wszystkich krańcach tęczowego mostu.
Asgard i Jotun jako partnerskie narody... Wiele czasu i krwi musi przepłynąć nim ta radykalna wizja miałaby choćby szansę się spełnić, lecz wilk nie miał zamiaru ustawać w założonym sobie dziele.
- Pysznie! - podsumował krótko i nieznacznie oblizał swoje wargi. - Należy zaprowadzić porządek w Asgardzie, to pewne. - zaczął odpowiadać na pytanie wuja. - Zdziwiłbym się jednak, gdyby ambicja mego ojca pozwoliłaby mu po tym spocząć na laurach. Nie żyw jednak obaw. Istnieje wiele królestw poza dziewięcioma światami, choćby kraina aniołów. Nie ma sensu marnotrawić sił na bratobójcze wojny, gdy poza nami znajduje się cały wszechświat. Niewielu byłoby w stanie stawić nam czoła...
Wilk zaniemówił na chwilę, wyraźnie zatracając się we własnej wizji. To co mówił wielu mogłoby wydawać się szalone, jednak w jednym miał rację. Gdyby bogowie, jotuni, a nawet musphele i reszta krain tęczowego mostu zjednoczyły siły, stałyby się nacją o wielkiej potędze.
A najlepsze jest to, że wspólna nienawiść do Wszechojca mogłaby tę wizję spełnić. Nawet wśród asgardczyków znajdowało się wielu, którzy wiele oddaliby za jego upadek, nie mówiąc już o zawieszeniu broni z gigantami.
- To jednak pieśń przyszłości.- wilk zastrzygł uszami i ocknął się z wizji. Widocznie usłyszał coś, co umknęło Helbindiemu. - Czeka nas wiele pracy, jeśli chcemy ją ziścić. Miałbym jednak nas obydwu za głupców, gdybym nakazał ci podjąć tę decyzję teraz. To niespokojny czas... - kolejne wzdrygnięcie uszu. Tym razem wilk nawet obejrzał się w dal, zdając się świdrować wzrokiem drzewa. - Wezwij mnie gdy przemyślisz me słowa. Ja tymczasem przedstawię twoją sprawę ojcu. Liczę na to że nie każesz nam zbyt długo czekać. Bywaj... wuju.
To mówiąc wilk uderzył się pięścią w pierś na modłę pozdrowienia asgardzkich wojowników, po czym powoli oddalił się na kilka kroków. Po chwili jednak ruszył z kopyta przed siebie, niemal rozpływając się w powietrzu.
Sojusz między Jotunem a Asgardem, dwoma rodzinnymi narodami Fenrisa, byłby dla wilka spełnieniem marzeń. Wspólna kampania przeciw innym światom nie mieściła się wręcz w jego głowie. I on, Fenrir, stojący na czele armii swego wuja i ojca.
Najpierw jednak Helbindi musiałby przystać na ten układ, a następnie należało sprowadzić go z powrotem na tron. Całe szczęście w głowie wilka zaczynał układać się już plan, jak można by było tego dokonać.

[zt]
Powrót do góry Go down
Gwen Stacy

Gwen Stacy


Liczba postów : 147
Data dołączenia : 03/04/2016

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Pon Paź 29, 2018 10:23 am

Biegając po całej bazie, Gwen w końcu trafiła do wejścia, przekonana że znajdzie tam czekającą na nią Esmeraldę. Jednak przyjaciółki nigdzie nie było widać, dlatego też dziewczyna postanowiła samej postać chwilę w tym miejscu, w oczekiwaniu na pojawienie się jej współlokatorki.
- Przepraszam, widział pan przechodzącą gdzieś tutaj ładną Latynoskę? Może być trochę ubrudzona. O proszę tu mam jej zdjęcie. Nie? na pewno? – Gwen zagadywała kolejnych przechodniów. – Dziękuję.
Początkowo Stacy twardo obstawała przy opcji, że przecież nie mogły się minąć. Esme na pewno nie zostawiłaby jej tu samej. Nawet jeśli bała się narażać wojskowym, to pokazała już, że w sytuacjach krytycznych potrafi się mobilizować i podejmować najtrudniejsze wyzwania. Takie jak na przykład przetrząśniecie całej bazy SHIELD celem odnalezienia zagubionej Gwen. A spider – girl nie chciała być gorsza.  Problem w tym iż bohaterka nagle zorientowała się ze stoi przed wejściem oznaczonym „12D”, co w skrócie sygnalizowało, że musi istnieć przynajmniej jedenaście innych, do których mogła skierować się jej przyjaciółka.
Stacy zaklęła, rzucając się do biegu wokół całego budynku. Niestety szybki zwiad również nie przyniósł żadnych pozytywnych rezultatów. Esmeralda najzwyczajniej w świecie gdzieś przepadła. Dziewczyna zastanawiała się w jaki sposób mogłaby jej pomóc, inwigilując cały budynek Tarczy, gdy nagle ją olśniło.
- Esme, ty spryciuluo! Mogłaś uprzedzić. – Powiedziała na głos Gwen, uświadamiając sobie, iż nawet nie zdawała sobie sprawy jak spektakularny odniosła sukces w kwestii „swatania” przyjaciółki, a w czasie gdy ona bezskutecznie próbuje odnaleźć współlokatorkę, ta ostatnia być może przeniosła na wyższy poziom znajomość z tajemniczym doktorem Bannerem? Poziom w którym towarzystwo przyzwoitki w postaci Stacy nie było jej potrzebne. – Baw się dobrze. Tylko nie zapomnij opowiedzieć mi wszystkiego z szczegółami.
Wobec powyższych rozważań, Gwen zmieniła swoje plany. Miała przecież na tyle przyzwoitości by nie przeszkadzać Esmeraldzie w randce. Zamiast tego mogła spróbować odzyskać jej samochód. Pod warunkiem że uda jej się w jakiś sposób wrócić w rejon cmentarza. Niestety nie bardzie wiedziała gdzie to jest, a co więcej nie posiadała przy sobie żadnej gotówki by skorzystać z taksówki czy innej formy miejskiej komunikacji.
Ponieważ przechodnie zaczepiani przez nią na ulicy nie wykazywali chęci do rozmów, najwyraźniej nie mając ochoty chociaż na chwile zatrzymać się w swoim pędzie życia, Stacy postanowiła spróbować poszukać informacji tam gdzie ludzie zwykle mają więcej czasu, a mianowicie w Central Parku. Potrzebowała znaleźć przewodnika. Najlepiej takiego posiadającego środek lokomocji. Z tego powodu mogła wykluczyć spacerujące starsze pary, uprawiających spory, czy swoich rówieśników szwędających się bez celu pomiędzy alejkami.
- Myśl, pajączku, myśl. – Ponaglała samą siebie, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu kogoś kto odpowiadałby jej potrzebom. Nagle usłyszała głos przerażonej kobiety, a chwilę późnej dostrzegła sylwetkę zakapturzonego uciekiniera, zmierzającego w kierunku ulicy. Gwen bez wahania rzuciła się w pościg, przeskakując przez ławkę na której siedziała jakaś zakochana para.
- Przepraszam! Proszę sobie nie przeszkadzać. Pilna sprawa! – Krzyknęła dziewczyna nie przerywając biegu, jednocześnie cały czas starając się nie spuszczać z oczu swojego celu. Nieco dalej zauważyła również mężczyznę na motorze, którego od razu w myślach potraktowała jako wspólnika ściganego przez siebie złodzieja. Ona również zastała dostrzeżona, w skutek czego uciekający zbir zwiększył tempo swojego biegu.
Powrót do góry Go down
Winter Soldier

Winter Soldier


Liczba postów : 115
Data dołączenia : 21/12/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Pon Paź 29, 2018 8:50 pm

Nie wiadomo dlaczego James przyjechał do parku. Może po prostu chciał zająć czymś głowę, żeby nie myśleć... o tym wszystkim. Chodząc po parku patrzył na te wszystkie szczęśliwe osoby. Jego uwagę przykuły dzieci, które bawiły się w wojnę, tak to przynajmniej wyglądało. Dzieci trzymały patyki, które imitowały karabiny i szyszki jako granaty. Jak tylko Bucky to zauważył odwrócił wzrok i przyśpieszył  kroku. Niestety wspomnienia zdążyły wrócić. Wspomnienia, w których widział twarze każdej osoby, którą zabił. Najbardziej utknęła mu w pamięci twarz Itsu, żony Logana. Nie mogąc znieść tego wszystkiego. Tych myśli, ludzi dookoła, wsiadł na motocykl i chciał odjechać stąd jak najdalej.
Kiedy ruszył i przejechał paręnaście metrów, jego oczom ujawniła się biegnąca postać z damską torebką. Od kiedy to zakapturzeni mężczyźni noszą damskie, babcine torebki? Zatrzymał motocykl dokładnie na wprost biegnącej jego osoby. Zatrzymanie tego gościa będzie posiadać dwa plusy. Pierwszy: to zrobienie dobrego uczynku co dla Bucky'ego nie robiło większego znaczenia, lecz drugi powód, którym było wyładowanie emocji już było o wiele lepsze. Pewnie sobie teraz myśli, że do mnie przybiegnie powali mnie i ukradnie mi motocykl. To się zdziwi. Pomyślał James.
Gdy złodziej zbliżył się już na odpowiednią odległość, Barnes zaczął iść w jego kierunku i jednym dobrze wyprowadzonym ciosem powalił mężczyznę. Hah, myślałem, że będziesz twardszy.
Bucky stał jeszcze chwilkę nad łotrem, po czym podszedł do motocykla chcąc stamtąd odjechać.[/i]
Powrót do góry Go down
Gwen Stacy

Gwen Stacy


Liczba postów : 147
Data dołączenia : 03/04/2016

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Wto Paź 30, 2018 9:18 am

Gwen bardzo często odbierana była przez innych jako głupiutka, zapatrzona w siebie blondynka, mająca problemy z przyswajaniem i interpretacją najprostszych faktów, w wyniku czego popełniała całą serię często absurdalnych gaf. W rzeczywistości zaś dziewczyna była wyjątkowo inteligentna. Przy odrobinie koncentracji, praktycznie bez wysiłku mogłaby zdobywać kolejne wyróżnienia na szkolnych olimpiadach, zyskiwać stypendia, a nawet ubiegać się o staż u wymarzonego pana Starka. Problem Stacy polegał na tym, iż pod wpływem emocji, co z racji młodego wieku zdarzało się niemal permanentnie, jej mózg pracował równie szybko jak reszta ciała zmodyfikowanego przez pajęczy gen, w skutek czego Gwen udzielała odpowiedzi, zanim zdołała usłyszeć pytanie w całości. Co gorsza, w równie ekspresowym tempie, wyciągnięte w ten sposób wnioski, spider-girl wprowadzała w życie. W ten właśnie sposób zakwalifikowała motocyklistę jako potencjalnego członka złodziejskiej szajki, zajmującą się kradzieżą damskich torebek.
Stacy natychmiast przystąpiła do ataku. Była już na tyle blisko Bucky’ego iż spokojnie mogła wystrzelić w jego kierunku pajęczą sieć. Celowała w dłonie chcąc, unieruchomić jakąkolwiek możliwość reakcji z strony mężczyzny. Nawet jeśli nie trafiła, to przynajmniej udało jej się zwrócić na siebie uwagę i chociaż na chwile powstrzymać uciekiniera.
- Dokąd ci tak spieszono przystojniaku!? – Krzyknęła groźnie, stając w rozkroku, z rękoma wyciągniętymi przed siebie i złączonymi dłońmi, tak jakby trzymała w nich pistolet. Pożałowała że nie założyła zawczasu maski by wyglądać na bardziej niebezpieczną. – Ani kroku dalej i ręce na widoku! Nie powiedziano ci że jeśli chcesz zdobyć telefon do dziewczyny, to są na to inne metody?  W ten sposób jedyne numery jakie przyjdzie ci zapamiętać, to te umieszczone nad twoją celą. Chwila. No weź. Co z tobą nie tak? Taka bryczka, a nie masz głupiej dychy na paliwko?
Dopiero teraz Gwen zorientowała się że nie wszystko jest tak jak powinno. Spodziewała się jakiegoś bezdomnego czy innego wandala, usiłującego zdobyć parę dolców na tani alkohol, a tymczasem ten którego zdecydowała się aresztować nie wyglądał jakby przymierał głodem. Fakt iż przed chwilą powalił swojego wspólnika, również wydawał się nieco zastanawiający, ale dziewczyna szybko wytłumaczyła go sobie tym, że najpewniej łup był mało okazały więc łajza nie chciał się nim dzielić. Koronnym argumentem działającym przeciwko nieznajomemu było to iż nie zrobił nic by zwrócić skradzioną torebkę prawowitej właścicielce, najwyraźniej próbując oddalić się z zdobyczą, tak jakby nigdy nic się nie stało.  Nawet jeśli przedmiot przestępstwa walał się bezpańsko na trawie, to przecież nie oznaczało iż wcześniej nie został on dokładnie opróżniony.
- A może pojazd tez ukradłeś? – Analizowała dalej Stacy, skupiając się na motocyklu, w którym nagle dostrzegła swoja szansę szybkiego przedostania się w okolice cmentarza po to by zabezpieczyć samochód Esmeraldy. Co prawda nigdy nie jeździła na maszynie o takiej mocy, ale skoro opanowała skuter, to była przekonana że z jego większym bratem również sobie poradzi. – Połóż kluczyki na siedzeniu i podejdź do drzewa. – Rozkazała Gwen, czujnie obserwując na ile mężczyzna będzie gotów do współpracy. Czuła ze raczej nie da się on dobrowolnie przywiązać do drzewa, po to by zaczekać przy nim na gliny, tym bardziej iż pewnie zauważył, że ona nie trzyma w dłoniach standardowej broni. Jednak Stacy nie zamierzała rezygnować z obywatelskiego aresztowania. Była gotowa przekonać się na ile go stać. No i potrzebowała ten motocykl. Może nie dosłownie bo czekająca ja drogę mogła równie szybko pokonać miedzy dachami wieżowców, ale doskonale zdawała sobie sprawę, ze jeśli można działać incognito  i nie wywoływać sensacji, to warto było zachowywać pozory normalności.
Powrót do góry Go down
Winter Soldier

Winter Soldier


Liczba postów : 115
Data dołączenia : 21/12/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Sro Paź 31, 2018 12:40 am

Bucky nie był tą samą osobą co kiedyś, sprzed wojny. Stary Buck lubił się bawić i śmiać. Za przyjaciół oddałby życie, a o swoje poglądy i ojczyznę walczył zaciekle. Teraz jak tylko przypomni mu się wojna, musi odreagować. Najbardziej mu pomaga wyżycie się fizyczne na kimś, tak jak to właśnie zrobił, bez żadnych konsekwencji. Zrobił dobry uczynek zatrzymując złodzieja i wyładował trochę swojego gniewu. Gdy podchodził do swojego motocykla, usłyszał kobiecy głos, jakby krzyczący do niego. Dziewczyna rzucała jakimiś słabymi żartami, które starego Bucky'ego nawet by rozśmieszyły ale tego już nie koniecznie.
- Mówiłaś do mnie? - James odwrócił się powoli, ostrożnie zdejmując kaptur z głowy i wyłączając holograficzną rękę, aby dziewczyna zobaczyła z kim rozmawia. Gdy Bucky odwrócił się, zobaczył blond włosom dziewczynę w biało-czarnym stroju z kapturem, która celuje do niego z palców.
- "Bryczka" jest moja. Jeśli nie masz odznaki policyjnej, to nie wydaje mi się, że muszę się Tobie z tego spowiadać. Złodzieja zatrzymałem, torebki nie chce, po co mi ona. A teraz spadaj mała. - Barnes odwrócił się do dziewczyny tyłem zostając czujnym co mała zrobi. Podszedł do motocykla, wyjął kluczyki i włożył do stacyjki.
Powrót do góry Go down
Gwen Stacy

Gwen Stacy


Liczba postów : 147
Data dołączenia : 03/04/2016

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Sro Paź 31, 2018 9:33 am

Żadne metalowe ramię nie było w stanie zrobić na spider – girl większego wrażenia. Stacy szybko doszła do wniosku, iż nieznajomy próbuje zagrać na jej litości, przedstawiając się jako ofiara wojenna z mechaniczną protezą. Nic z tych rzeczy. Kombatant czy nie, w jej oczach nie miał prawa okradać innych. Oczywiście mężczyzna mógł głośno wygłaszać tezy o swojej niewinności, jednak jego działania mówiły zupełnie co innego.  Niechęć do publicznego udowodnienia swoich racji, jak również próba rychłego oddalenia się z miejsca zbrodni, jasno sugerowały jego nieczyste zamiary.
- Taki z ciebie porządny obywatel, to dlaczego uciekasz jakby ci się z tyłka paliło? – Zainteresowała się Gwen. – Może zaczekamy na starszą panią i sprawdzimy na ile zmieniła się zawartość jej torebki?
Stacy była zbyt podekscytowana by chociaż zaczekać na odpowiedź. Tym razem dziewczyna wystrzeliła w stronę złoczyńcy całą serię pajęczych sieci, próbując unieruchomić go w kokonie. Nie była specjalnie zachwycona ilością otaczających ich gapiów, ale ponieważ używała Webshooterów, w ostateczności zawsze mogła tłumaczyć się że kupiła je w sklepie z gadżetami, a te ostatnie nie maja nic wspólnego z bohaterskimi mocami. Swoja drogą zastanawiała się kiedy ktoś z bywalców parku, zorientuje się że zamiast używać smartfonu do robienia zdjęć, może warto byłoby zadzwonić na komisariat. Gwen wierzyła że ma rację. Nie tylko co do zawartości torebki, ale również w przypadku gdyby ktoś chciał zweryfikować właściciela motocyklu po numerach rejestracyjnych. A ponieważ to ona była „tą dobrą”, siła przeciwnika nie miała dla niej większego znaczenia.
Powrót do góry Go down
Winter Soldier

Winter Soldier


Liczba postów : 115
Data dołączenia : 21/12/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Sro Paź 31, 2018 1:43 pm

- Taki ze mnie obywatel, że zatrzymałem złodzieja. A nigdzie mi się nie pali i mogę... - wtedy James oberwał od dziewczyny z czegoś co przypominało pajęczynę, bardzo mocną pajęczynę. Dziewczyna strzelała w niego tak długo, że wyglądał jakby był w kokonie. Sieci były zbyt mocne na rozerwanie ich siłą, więc wyciągnął swój nóż wojskowy, który zawsze ma przy sobie i roacioł sieci. Wolny już wstał i otrzepał się z resztek pajęczy, które pozostały na jego ubraniach - To gdzie się spieszę, nie powinno Cię obchodzić, ale dobrze, niech Ci będzie poczekam tutaj na tą staruszkę. Tylko szybko, nie chcę już tutaj dłużej być. - powiedział zdenerwowanym i lekko podniesionym głosem. Nie miał przecież nic do stracenia. Niczego nie ukradł, zrobił dobry uczynek, tylko te wspomnienia cały czas go nachodziły. A teraz jeszcze ta dziewczynka, która myśli że jest superbohaterem.
- Będziemy tu teraz stać i milczeć, czy powiesz coś? - James zagadał do dziewczyny tylko po to, żeby zająć umysł czymś innym niż myśleniem o tym co było kiedyś.
Powrót do góry Go down
Gwen Stacy

Gwen Stacy


Liczba postów : 147
Data dołączenia : 03/04/2016

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Czw Lis 01, 2018 10:18 am

Gwen nie była w stanie ukryć zaskoczenia łatwością z jaką wojskowy emeryt poradził sobie z jej siecią.  Pierwszą myślą jaka przyszła jej do głowy, był fakt że coś jest z nią nie tak. Natychmiast wystrzeliła kolejną wiązkę, tym razem celując w dłonie nieprzytomnego złodzieja. Już wcześniej zamierzała go związać, a przy okazji przekonała się, że sama nić wygląda normalnie. Nie straciła nic z swojej elastyczności i wytrzymałości, co w żaden sposób nie przybliżało Stacy do rozwiązania zagadki. Czyżby nie doceniła swojego przeciwnika? Gwen była tak zajęta wewnętrznymi rozważaniami, że dopiero po chwili dotarło do niej iż nieznajomy odpuścił, zgadzając się na jej warunki. Z satysfakcją odnotowała że jednak udało jej się go nastraszyć?
- Naprawdę? – Spytała zdziwiona, natychmiast poprawiając się i przechodząc do bardziej stanowczego tonu. – Znaczy się poddajesz się! Tak? Dobrze. Tylko bez żadnych sztuczek. Mam cię na oku.
Stacy nie przestawała „celować” w mężczyznę. Była pewna, że ten spróbuje jakiegoś podstępu aby jej zwiać. Zrobi to gdy tylko wyczuje jej słabość, chwilę wahania albo brak koncentracji. Bo przecież w przeciwnym wypadku nie proponowałby przeprowadzania próby swojej niewinności. Chyba że rzeczywiście nic nie ukradł, a wtedy to ona wyjdzie na idiotkę. I to publicznie. Dziewczyna podniosła leżącą na ziemi torebkę, przedstawiając niedoszłemu przeciwnikowi swój plan.
- Miałam raczej na myśli, że to my znajdziemy tą kobietę. Wiem gdzie jest. – Oświadczyła Gwen. – Raczej nie biegła za mną więc pewnie wciąż siedzi tam i rozpacza. Panowie przodem. Ręce na widoku i bez numerów.
Spider-girl chwyciła się na tym iż w myślach niemal popycha nieznajomego do próby ucieczki. Im bardziej tamten był spokojniejszy i opanowany, tym bardziej ona sama się denerwowała.  Co gorsza sama dyskretnie zajrzała do wnętrza torebki, z przerażeniem uświadamiając sobie ze większość rzeczy które powinny tam być, wciąż jest na swoim miejscu. Portfel, telefon, klucze, notatnik, jakieś tabletki i napój.  Nie brakowało niczego.
Sama okradziona okazała się miłą staruszką w wielkim kapeluszu, grubych okularach i finezyjnych lokach na głowie. Na widok swoich dobroczyńców, kobieta postanowiła wycałować najpierw Gwen, a następnie Bucky’ego, obdarzając obu wylewnymi podziękowaniami.
 - Tak bardzo jestem wam wdzięczna. – Mówiła babcinka. – Dziękuję. Nawet sobie nie wyobrażacie ile to dla mnie znaczy. Dzięki wam wciąż mogę wierzyć w ludzi i to miasto. Jesteście cudowni.
Początkowo Stacy chciała sprostować, wskazując wojskowego jako tego któremu należała się cała chwała, jednak po chwili namysłu doszła do wniosku, iż to dzięki niej torebka wróciła do staruszki. Gdyby się nie uparła, zguba wciąż leżałaby na trawniku, do czasu gdy przygarnąłby ją inny przybłęda. Tak, Zdecydowanie mogła sobie przypisać spory udział w odzyskaniu tej własności. A biorąc pod uwagę fakt, że gdyby mężczyzna się nie pojawił, pewnie sama dogoniłaby i schwytała złodzieja, mogła uznać że ujęcie sprawcy to w większości jej zasługa.  
- Nie sprawdzi pani czy niczego nie brakuje? – Upierała się Gwen, kątem okaz spoglądając na nieznajomego.  
- To zbędne. Najważniejsza dla mnie jest świadomość że tu w Central Parku ludzie mogą czuć się bezpieczni. A wszystko dzięki takim bohaterom jak wasza dwójka. – Odpowiedziała okradziona.
- Może karta kredytowa, albo dokumenty? – Naciskała dziewczyna na co staruszka tylko odpowiedziała uśmiechem.
- Naprawdę to nie będzie konieczne. Oczywiście chciałabym się wam jakoś zrewanżować. Byłoby mi miło jeśli pozwolicie zaprosić się na kawę.
- Co? Nie! Ja nie mogę. - Natychmiast zaprotestowała Gwen. – Przepraszam bardzo, ale musze jeszcze odnaleźć zaginiony samochód. Może innym razem.
- W takim razie do zobaczenia kochaneczki. – Pożegnała się kobieta.
Stacy przez,  jakiś czas stała bez słowa wpatrując się w swoje buty. Najchętniej zapadłaby się teraz pod ziemie. Czuła się głupio, ciągając nieznajomego przez pół parku z powodu własnej paranoi. Niestety ten ostatni jakoś nie był w stanie wyczuć jej nastroju, cały czas pozostając przy jej boku. Było by dużo łatwiej gdyby kombatant po prostu ulotnił się bez słowa.
- Przepraszam … - w końcu wydusiła z siebie dziewczyna.
Powrót do góry Go down
Winter Soldier

Winter Soldier


Liczba postów : 115
Data dołączenia : 21/12/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Czw Lis 01, 2018 2:46 pm

Bucky znów usłyszał wystrzał z pajęczyny, lecz tym razem poleciał on w nieprzytomnego mężczyznę. Dziewczyna wyglądała na lekko zdziwioną, ciekawe tylko czym. Zaciekawiły go te sieci. Są bardzo moce, jeśli nie potrafił on się z nich wyrwać i potrzebował pomocy narzędzia. Po chwili na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech samozadowolenia. Tak jakby udało jej się przekonać Bucka. W sumie udało, ale nie z powodu o jakim ona myśli.
- Tak, naprawdę. - wytkną, lekko śmiejąc się z "superbohaterki".
Dziewczyna cały czas celowała w niego z ręki, zapewne tam miała tą broń, która strzela siecią. Barnes poczuł się trochę pewniej wiedząc, że dziewczyna jest podekscytowana. To może ją zgubić. Bucky nie chciał w żaden sposób tego wykorzystać, nie ma po co, ale to kiedyś może dziewczynę zgubić. Schował nóż z powrotem do kieszeni, nałożył kaptur na głowę i zamaskował rękę.
Gdy dziewczyna "zaoferowała" mu podejście i oddanie torebki, James trochę się skrzywił, lecz dzięki temu szybciej będzie mógł stąd odjechać. Wyjął więc kluczyki ze stacyjki i podszedł tam gdzie wskazywała dziewczyna.
Idąc do kobiety Barnes znów zobaczył bawiące się te same dzieci. Zabawa już chyba dobiegała ku końcowi, gdyż większość dzieci leżała na bezruchu na ziemi udając martwe. Na szczęście kobieta była już blisko i skupił się teraz tylko na tym, żeby oddać kobiecie torebkę, udowodnić swoją niewinność i odjechać stad jak najszybciej.
- Proszę, bardzo. - powiedział James, wycierając policzek od szminki starszej Pani. Co się ona tak upiera na tą torebkę, ja już chcę stąd iść. pomyślał sobie lekko zdenerwowany Bucky bo "superbohaterka" cały czas naciskała kobietę do sprawdzenia zawartości. Gdy staruszka zaproponowała kawę James skrzywił się lekko i odwrócił wzrok, mając nadzieję, że kobieta nie będzie naciskać, a dziewczyna nie będzie przeciągać dalej. Na szczęście jej też się spieszyło więc, mogli już sobie iść.
Wzrok Blondwłosej cały czas utkwiony był ku ziemi. Chyba jest jej teraz bardzo głupio, a przynajmniej powinno, że posądza kogoś i jeszcze strzela do niego, nie mając żadnych dowodów.
- Musisz się nauczyć, żeby nie wyciągać pochopnych wniosków. I pamiętaj, żeby kontrolować emocje. - popatrzył chwilę na zakłopotaną dziewczynę. - Ciekawe masz te sieci. Jak mnie załapałaś nie potrafiłem się z nich wyrwać. powiesz mi co to jest?
Powrót do góry Go down
Gwen Stacy

Gwen Stacy


Liczba postów : 147
Data dołączenia : 03/04/2016

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Pią Lis 02, 2018 8:11 am

Gwen nie lubiła być pouczana. Szczególnie gdy prawione jej morały opierały się na utartych frazesach i nie ciągnęły za sobą żadnych konkretów. Bo niby co miało znaczyć stwierdzenie że powinna się skupić i panować nad emocjami? Kolejna osoba piejąca o tym, że samokontrola jest kluczem do wszystkiego. Tyle to ona doskonale wiedziała sama. Potrzebowała odpowiedzi na pytanie „jak” a nie „co”. Dodatkowo sprawę pogarszał fakt, iż w opinii Stacy, weteran wojenny nie miał żadnych podstaw do tego by wcielać się w role jej mentora, a to dlatego że zaistniała sytuacja była w znacznej części jego winą. Dziewczyna przełknęłaby jakoś fakt, gdyby nieznajomy na nią nakrzyczał i odszedł oburzony, albo co lepsze, uznał że nie ma tematu, a w związku z tym nie będziemy do niego wracać, ale na próbę wytykania jej błędów musiała jakoś zareagować.
- Ej, nie czepiaj się. Nie moja wina że ktoś tu zachowuje się podejrzenie i wygląda jak bandzior. – Oburzyła się Gwen, dla której oczywistą sprawą był fakt iż nie doszłoby do tego wszystkiego gdyby mężczyzna się nie wtrącił. A jak już chciał się mieszać, to powinien sprawę pociągnąć do końca. Nie można ot tak nokautować sobie ludzi i odchodzić jakby nigdy nic.
W swoim zwyczaju, dopiero po chwili spider – girl zdała sobie sprawę że niepotrzebnie obraża kogoś, kogo lada chwila chciała prosić o pomoc. Co jak co, ale uwaga o wyglądzie kombatanta na pewno nie przybliży jej do załatwienia sobie transportu w stronę cmentarza.
- Znaczy mógłby się pan częściej uśmiechać. Ale chyba nie masz takiego zwyczaju? Co? – Poprawiła się Stacy, przypominając sobie, że gdy przez chwilę dostrzegła rozbawienie na twarzy nieznajomego, ten wydał jej się całkiem sympatyczny. Chociaż swoją drogą nieco dziwaczny wydawał się fakt, iż ktoś mógłby cieszyć się z swojej porażki. Bo przecież chyba oboje pozostawali zgodni co do tego iż to ona wygrała ich krótkie starcie? – Jeśli zaś interesują pana te sieci, to jest to mój projekt na fizykę. Sama je przerobiłam. Z pistoletu malarskiego. Chciałabym je komuś pokazać i może no… zdaję sobie sprawę że takim wynalazkiem raczej nie wcisnę pana Starka w fortel, ale może w ten sposób on chociaż trochę doceni mój potencjał. W końcu od czegoś trzeba zacząć. Zwłaszcza gdy jest się uczennicą o ograniczonym budżecie.
Dziewczyna nie bardzo wiedziała jak powinna rozmawiać z wojskowym. Czuła ze tamten był na nią zły, a do tego przynajmniej kilkukrotnie podkreślił jak to bardzo się spieszy, więc może nie powinna zabierać mu czasu?  Dyskretnie spojrzała na ekran swojego telefonu sprawdzając swoją pocztę. Nie było wiadomości ani od Esmeraldy ani od H2O. Za to zorientowała się że swojej współlokatorki szuka już dwie godziny. Stacy zastanawiała się ile może trwać taka pierwsza randka? Bez przesady. Chyba nie poszli dalej niż do kawiarni?  Latynoska raczej nie wyglądała na kogoś kto nagle dałby się ponieść uczuciom, co sugerowałoby że chyba nie zaszaleje za bardzo i wróci przed wieczorem. Wróci sama, pozostawiając doktora Bannera za drzwiami. Z drugiej strony Gwen znała ją ledwie kilka godzin. Miała też w pamięci słowa Esme o tym, iż ta nie często używa takich przyjemności, a co za tym idzie nie wykluczone że spróbuje wykorzystać swoją okazję do maksimum. W tym przypadku oznaczało to chyba tyle, że sama Stacy znów nocuje na dachu.
- Mógłby mnie pan podwieźć w okolice cmentarza? – Bez owijania w bawełnę spytała Gwen. Jeśli chciała odzyskać samochód Esmeraldy, musiała się spieszyć. Zresztą i tak nie miała dużej alternatywy w kwestii wyboru potencjalnego wspólnika, a ten tu z racji posiadanego motocyklu spełniał przynajmniej podstawowe wymagania.
Powrót do góry Go down
Winter Soldier

Winter Soldier


Liczba postów : 115
Data dołączenia : 21/12/2012

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Pią Lis 02, 2018 11:44 am

Bucky zazwyczaj nie dawał rad obcym, ale ją dziwnie polubił. Jest miał, zabawna, uczynna. Fajna dziewczyna, która potrzebuje kogoś, kto wskazał by jej drogę. James nie jest niestety odpowiednią osobą do tego. Nadawała by się nawet do Avengers. przemknęła mu ta myśl na chwilę przez głowę.
Dziewczyna szybko zmieniła wyraz twarzy z zakłopotanego i smutnego, na zły i rozgoryczony. Barnes zdziwił się lekko i zezłościł na dziewczynę, kiedy ona mu wykrzyczała, że to jego wina, że się źle ubrał.
- W sumie masz rację, mogłem się nie udzielać przynajmniej nie miałbym Cię teraz na głowie. - powiedział do dziewczyny Bucky. Z drugiej strony, dzięki niej nie myślał teraz o tym co się działo kiedy był na rozkazach Rosjan, nawet jeśli tego nie chciał.
Gdy już chciał się odwrócić iść w swoją stronę, dziewczyna poprawiła się, wiedząc, że źle zrobiła.
- Teraz uśmiecham się o wiele rzadziej niż przed wojną... - wspomniał o starym sobie, kiedy jeszcze chodził na potańcówki z Steve'm. Był pogodnym miłym chłopakiem, ale to co się działo później sprawiło, że jest teraz tym kim jest.
- Więc uczysz się u Starka? Mam.. - Miałem... - kolegę, z którym walczyłem na wojnie, który zna Tonego. Ale już ze sobą nie rozmawiamy. - dokończył i posmutniał.
Po chwili ciszy, w której słychać było tylko śpiew ptaków, krzyki dzieci, rozmowy innych, szum wiatru, Buck odwrócił się chcąc już sobie iść. Wtedy dziewczyna zapytała go o podwiezienie pod cmentarz. Nie widział co dziewczynie odpowiedzieć. Miał mętlik w głowie. Stary Buck zgodziłby się bez zawahania, Winter Soldier'a by już tutaj nawet nie było, ale James nie jest już ani Bucky'm z przed wojny, ani Winter Soldier'em na usługach Rosjan. Musi podjąć decyzję, na jaką się czuje, i to raczej szybko bo dziewczyna pewnie nie chce stać tutaj godzinę.
- Dobra niech Ci będzie... znasz chociaż drogę? - powiedział do dziewczyny przez ramię. - I powiedz mi jak się nazywasz.
Powrót do góry Go down
Gwen Stacy

Gwen Stacy


Liczba postów : 147
Data dołączenia : 03/04/2016

Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1Pią Lis 02, 2018 9:47 pm

Gwen nigdy nie interesowała się militariami.  Słyszała kiedyś, że część wojskowych ma problem aby po latach walk, przystosować się do życia wśród społeczeństwa, jednak w żaden sposób nie potrafiła zrozumieć tego fenomenu. Jej zdaniem ci żołnierze powinni być szczęśliwi mogąc wrócić do normalnej rzeczywistości, z dala od ciągłych rozkazów i poczucia zagrożenia. Przynajmniej ona pozostawała w przekonaniu, ze tak właśnie by się czuła. Jeśli dobrze pamiętała, w tym programie mówiono coś o zagubionych bohaterach. W każdym razie Stacy uznała ze może przynajmniej spróbować być dla mężczyzny milszą. Może uda jej się raz jeszcze wywołać uśmiech na jego twarzy? Zastanawiała się jedynie nad faktem o jakiej wojnie nieznajomy ciągle wspominał. Na pierwszy rzut oka był za młody by w jakiejkolwiek uczestniczyć, a przynajmniej spider –girl nie słyszała by w tak niedalekiej przeszłości miał miejsce jakiś światowy konflikt.
- Nie, nie uczę się u pana Starka. – Sprostowała Gwen. – Taki staż to oczywiście wymarzona sprawa, ale aplikuje o niego tysiące chętnych.  Szansę na niego są mniej więcej takie, jak na znalezienie tysiaka w paczce chipsów. Każdy kto tylko coś potrafi, wbija do uczelni w nadziei na przyznanie dotacji, możliwości prowadzenia badań lub chociażby pozytywną opinię Instytutu na temat swojego projektu.  Ja w sumie tez próbuję. Licząc od teraz, jestem umówiona na prezentację dokładnie za sto osiemdziesiąt jeden dni, cztery godziny i trzydzieści siedem minut. – Powiedziała dziewczyna spoglądając na ekran komórki.
Samo wspomnienie o tym iż mężczyzna mógłby znać kogoś z bliskiego otoczenia pana Starka, sprawiało iż kombatant niemal natychmiast urósł w oczach Stacy. Dla nikogo nie było żądna tajemnicą że bez znajomości, osiągniecie założonego przez nią celu wymagało cudu. Rzecz jasna Gwen nie wspomniała ani słowem, że spotkanie na które czekała, umówione było w innej rzeczywistości, wobec czego obawiała się czy na nie zdąży. Poza tym sam termin nie oznaczał wcale bezpośredniego spotkania z milionerem. Dużo bardziej prawdopodobne było zderzenie się z jakąś biurokratyczną komisją, która dając jej pięć minut na prezentację, zakwalifikuję ją lub nie, do następnego etapu przesłuchań. Etapu na który znów przyjdzie jej czekać kilka miesięcy.
Dlatego właśnie znajomości były w jej przypadku bezcenne. Odpowiednie znajomości. Bo co z tego że znała na przykład doktora Strange, jeśli ten kategorycznie zabronił powoływania się na niego. Zagroził nawet wyrzuceniem jej przez portal do miejsca które sam nazywał „śmieciownikiem”. Miała tez Esmeraldę i jej Bannera, ale ta droga nie zapowiadała się ani na krótką ani na łatwą. Poza tym nie chciała nadwyrężać uprzejmości współlokatorki.
- Więc walczył pan na wojnie? I stąd wiecznie ten ponury nastrój? – Zainteresowała się Stacy. – Znaczy się nie jest pan na mnie zły? Za to … o rzesz… przepraszam!
Gwen starała się zaprezentować z bliska swoje webshootery, w nadziei że mężczyzna je doceni i być może zdecyduje się jej pomóc, poprzez uruchomienie odpowiednich kontaktów, jednak w owej prezentacji posunęła się ciut za daleko i zamiast samego pokazu, wystrzeliła siecią prosto w tors Bucky’ego. Z tak niewielkiej odległości musiało to być odczuwalne, żeby nie powiedzieć piekielnie bolesne. Przeciętnego człowieka z łatwością powaliłoby na ziemię. Kombatant wprawdzie nie upadł, ale na jego klatce piersiowej znajdował się teraz spory pęk pajęczyny, który mimo wysiłków dziewczyny jakoś nie chciał oderwać się od ubrania.
- Proszę poczekać. Pomogę panu. Nosz cholera, akurat teraz trzyma jak wściekły. Ale to tylko tymczasowy efekt. – Uspokajała dziewczyna, cały czas szarpiąc się z siecią przyklejoną do sylwetki kombatanta. Niestety nawet zaparcie stopy o udo mężczyzny i pociągnięcia z całych sił nie przyniosło oczekiwanego rezultatu. – Chyba jednak będę musiała trochę je dopracować. Jak wypale tak w pana Starka, to zegnaj kariero. Jeśli chce pan wiedzieć, na imię mi Gwen.

z/t


Ostatnio zmieniony przez Gwen Stacy dnia Nie Lis 04, 2018 3:25 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Central Park - Page 16 Empty
PisanieTemat: Re: Central Park   Central Park - Page 16 Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Central Park
Powrót do góry 
Strona 16 z 23Idź do strony : Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17 ... 19 ... 23  Next
 Similar topics
-
» Zoo w Central Parku
» Riverside Park
» Willow Park
» Rotary Park
» Van Cortlandt Park

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Stany Zjednoczone Ameryki :: Nowy Jork-
Skocz do: