|
| Mieszkanie Kaplanów | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Mieszkanie Kaplanów Pią Lip 31, 2015 3:58 pm | |
| Mieszkanie znajduje się w ceglanym budynku położonym w Chelsea na Manhattanie i zajmuje dwa poziomy na samej górze, dzięki czemu posiada łatwy i szybki dostęp na dach. Jest sporych rozmiarów, a więc idealne dla dość dużej rodziny, jaką są Kaplanowie. Pokój Billy'ego leży na ostatnim piętrze, w związku z czym dostać się do niego można wchodząc po schodach lub przez okno, co ułatwia szeroki zewnętrzny parapet. Tuż pomiędzy dwoma oknami, a dokładniej w rogu pomieszczenia, umiejscowiono biurko z komputerem oraz komodę, natomiast w ich pobliżu - dwuosobowe łóżko. Przy nim stoi kolejna szafka, tym razem między innymi ze zdjęciami, telefonem i lampką, za nią zaś - wygodny, zielony fotel. Do tego dochodzi jeszcze większa szafa, parę mniej istotnych mebli oraz masa zdjęć i obrazków na ścianach. Rodzice Billy'ego posiadają własną sypialnię i to samo tyczy się jego młodszych braci. Oprócz tego w mieszkaniu znaleźć można także pokój gościnny, przestronną kuchnię połączoną z jadalnią, salon oraz łazienkę. Budynek z zewnątrz: XPokój Billy'ego: X X XKuchnia: X X |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Kaplanów Sro Lis 11, 2015 2:49 pm | |
| Trochę po fakcie Billy zdał sobie sprawę z tego jak bardzo ogólnie brzmiały słowa "zabierz nas stąd", szczególnie biorąc pod uwagę ogromną kapryśność jego zdolności. Równie dobrze mogły przenieść ich na drugi koniec świata - albo w miejsce, w którym naprawdę nie chcieliby się znaleźć, jak na przykład w śnieżne i mroźne góry albo pod powierzchnię oceanu... I tak dalej. Z drugiej strony mogli też wylądować po prostu w sąsiednim pomieszczeniu, otoczeni przez zaalarmowanych agentów i prawdę mówiąc w tym momencie brunet nie był pewien którą opcję by wolał. Kiedy zaś błękitna aura zanikła, a sam Billy zaliczył spotkanie z podłożem - w dodatku przyjemniejsze od chyba wszystkich dotychczasowych, bo opadł na nie niemalże miękko - jego oczom ukazał się znajomy i wręcz kojący widok: Nowy Jork późnym wieczorem - ze wszystkimi swoimi światłami. Chelsea. Sąsiedztwo oglądane z jego własnego dachu, z czego zdał sobie sprawę natychmiast, bo w końcu bywał na nim wystarczająco często. Zresztą... W tę samą stronę wychodziły okna z jego pokoju. Kaplan odetchnął głęboko z ulgą i wtedy dotarła do niego kolejna kwestia. Tuż przed teleportacją oraz najwyraźniej również w jej trakcie Victor trzymał go za przedramię... I teraz także. To oznaczało, że najwyraźniej właśnie zafundował swojemu rówieśnikowi niekontrolowane unoszenie się w powietrzu... I chyba winny mu był wyjaśnienia. - Więc... Tutaj mieszkam. Co pewnie wcale nas nie ustawia, bo Tarcza albo już wie co zrobiłem albo zaraz się tego dowie i tak czy siak wpadnie tutaj z wizytą... Ale najprawdopodobniej mamy jeszcze chwilę na ustalenie co dalej i na zebranie sił - zaoferował na początek, tym razem samemu łapiąc Latynosa za rękę - za dłoń - i ciągnąc go za sobą ku krawędzi dachu. Tam przyklęknął na jedno kolano, w ten sposób sprawiając, że i Victor musiał się obniżyć. - Te okna prowadzą do mojego pokoju. Wysoko na skok, wiem, ale po winorośli spokojnie można się osunąć na gzyms. Teleportowałbym nas jeszcze raz, bezpośrednio do środka, tyle że nie ma żadnych szans, żeby moi rodzice się wtedy nie zorientowali... A wolałbym nie musieć im teraz tego wszystkiego tłumaczyć. Sam rozumiesz - wzruszył lekko ramionami, przenosząc wzrok na Victora, może odrobinę niepewnie. Pamiętał o sytuacji chłopaka... O jego matce. Oczywiście, że pamiętał. Tyle że taka wycieczka mogłaby się skończyć złapaniem ich obu przez przedstawicieli S.H.I.E.L.D., a Billy naprawdę wolałby, aby wszystkie jego dotychczasowe działania nie poszły nagle na marne. Miał co prawda pewien pomysł jak to sprawdzić, ale z drugiej strony nie posiadał przecież żadnej pewności, że jego metoda zadziała... Choć i tak warto byłoby jej najpierw spróbować. Nagle zdając sobie sprawę z tego, że wciąż trzyma Victora za rękę, Kaplan szybko ją puścił, a następnie jako pierwszy zabrał się za schodzenie z dachu, chcąc wskazać rówieśnikowi najlepszą drogę. Na początek przysiadł na krawędzi, potem obrócił się, opierając dłonie jeszcze na dachu, nim ostrożnie osunął się niżej, stopami szukając oparcia wśród splotów bluszczu. Kiedy tylko udało mu się zahaczyć o roślinę, przeniósł w dół także i dłonie, by tą metodą dość powoli - choć całkiem sprawnie - przedostać się aż na gzyms, który na szczęście był dość szeroki, aby dało się na nim bezpiecznie poruszać. Okna były rzecz jasna zamknięte i nic dziwnego - o tej porze roku oraz doby, gdy niska temperatura stanowiła już poważny problem, który zresztą Kaplan w tym momencie dość dotkliwie odczuwał. Zerkając piętro niżej Billy łatwo ustalił, że w większości pomieszczeń panowały ciemności. Lampa świeciła się w sypialni jego rodziców, ale to wszystko, przynajmniej po tej stronie. W porządku, nie było źle. Skupiając się na haczyku, który zabezpieczał okno przed otworzeniem, chłopak uniósł dłoń, wokół której po raz kolejny zamigotały niebieskie iskry. Agenci zidentyfikowali kiedyś tę z jego zdolności jako formę telekinezy, którą ćwiczył podczas treningów, więc przesunięcie tak drobnego elementu nie stanowiło dla niego problemu. Już po chwili dolna część okna mogła zostać podniesiona, na skutek czego droga do pokoju stanęła otworem. Billy wszedł do środka jako pierwszy, choć wcześniej zerknął w stronę Victora, aby upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Już na miejscu w pierwszej kolejności zaświecił stojącą na biurku lampkę. To i tak było spore ryzyko, więc nie zamierzał ruszać głównego oświetlenia. Jasność prześwitywałaby pod drzwiami i ktoś mógłby przybyć to sprawdzić...
|
| | | Victor Mancha
Liczba postów : 68 Data dołączenia : 15/07/2015
| Temat: Re: Mieszkanie Kaplanów Wto Gru 01, 2015 6:59 pm | |
| Druga teleportacja jednego dnia - musiał przyznać, że chyba nigdy do tego nie przywyknie. Miało wiele plusów, ale zdecydowanie nie było jego ulubioną formą przemieszczania się. Miało wiele plusów, jak chociażby szybkość i odległość, jednak... Wciąż niespecjalnie przemawiało do Latynosa. Najważniejsze jednak, że dzięki umiejętnościom Billy'ego udało im się uciec z tej betonowej klatki wypełnionej agentami i głośnym alarmem, który niósł im zgubę. Miał jedynie nadzieję, że agenci nie zrobią niczego jego matce gdy dowiedzą się, że zniknął. Skrzywdzą, przesłuchają... Cokolwiek mieli zamiar zrobić. Nie chciał pogarszać jej sytuacji, chciał Billy'ego bezpośrednio wysłać do niej, by jej pomógł, zabrał ją stamtąd niezależnie od tego co miało się stać z Victorem. Nic nie wiedział, co najwyżej mogliby go... Wyłączyć, zniszczyć. To wciąż mniej niż zabicie normalnego człowieka. Cokolwiek się nie wydarzyło, wciąż kochał swoją matkę i nie wybaczył by sobie, gdyby coś jej się stało. Nie z jego powodu. A on był w końcu powodem całego tego zamieszania, chaosu... On był wszystkiemu winien. Rozejrzał się po okolicy, w której wylądowali, w pierwszej chwili zdając sobie sprawę, że stoją na dachu, w drugiej, że wrócili do Nowego Jorku. Nie czuł się tutaj dłużej tak szczęśliwy jak na początku. Znaczy... To miejsce wciąż było jednym z jego marzeń i nie mógł temu zaprzeczyć, jego serce... Czy cokolwiek tam miał, wciąż darzyło wyjątkową sympatią to miasto, nawet jeśli chwilowo nie kojarzyło mu się najlepiej. Dlatego też sam w pierwszym momencie nie zorientował się, że trzyma Billy'ego za ramię. Nie było to w końcu nic wielkiego, nic znaczącego. Na wyjaśnienia Billy'ego tylko lekko kiwnął głową. Domyślał się, że nie jest to bezpieczne, zdążył skrawki informacji, które zdobył ułożyć w pewną logiczną całość, która wydawała się dość oczywista, zwłaszcza w tym momencie. Nie mieli czasu, nie wiedzieli co dalej... Ale mu się to całkowicie nie podobało. Zanim jednak zdążył wypowiedzieć choć słowo sprzeciwu, nastolatek złapał go za dłoń i odciągnął kawałek dalej, na chwilę odrywając rozmyślania Victora od wszystkiego innego. Nie dało się ukryć, że Latynos nie był przyzwyczajony do kontaktu, jakiegokolwiek, wyłączając z tego gesty matki. Gdy jednak znów dotarła do niego sytuacja, od razu wrócił do swojego głównego zamysłu. - Nie powinieneś mi więcej pomagać. - Wypalił nagle. - To zbyt niebezpieczne, dla ciebie i twojej rodziny. Rozwiążę to sam. - Zapewnił go cicho, patrząc jak chłopak schodził w dół, na szeroki parapet zewnętrzny. Sam jeszcze się nie ruszył, dopiero po długiej chwili wahania i niepewności. To nie było właściwe, nie powinien niszczy Billy'emu życia. Chłopak i tak miał własne problemy i dylematy. Zsunął się za nim, chwilę później znajdując się już w środku. Rozejrzał się po pokoju, dość pobieżnie nie chcąc porównywać tych luksusów do jego małego domku w Los Angeles. Niespecjalnie poprawiłoby mu to humor. - Ja... Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Ale już... Już sam zajmę się swoimi problemami. Nie chcę cię bardziej narażać Tarczy. - Szeptał, by przypadkiem nie obudzić nikogo z jego rodziny, albo nie zwrócić ich uwagi na to, że ktoś znajduje się w pokoju ich syna. Victor skierował się z powrotem do okna, z zamiarem opuszczenia budynku. Jeszcze nie wiedział jak dostanie się stąd do domu, albo zrealizuje inny swój plan, ale... Tak będzie dla wszystkich najlepiej. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Kaplanów Wto Gru 01, 2015 11:35 pm | |
| W tym momencie chyba już nic nie mogłoby sprawić, że Billy by odpuścił i pozwolił swojemu rówieśnikowi samemu się o siebie zatroszczyć. Czuł się odpowiedzialny za sytuację, w której drugi chłopak się znalazł. Gdyby przypadkowo na siebie nie wpadli, nie teleportowali się razem do Avengers Tower, to S.H.I.E.L.D. najprawdopodobniej nigdy nie wzięłoby Victora na celownik... A więc była to jego wina, tyle akurat widział jasno i wyraźnie. Powodów posiadał rzecz jasna więcej, choć ten uważał za najważniejszy ze wszystkich. Najzwyczajniej w świecie zdążył już polubić Latynosa - i zgoda, miało to trochę wspólnego z faktem, że momentami odbierał od niego pozytywne sygnały, choć ich brak również niczego by na tym polu nie zmienił. Poza tym... Szczerze mówiąc nie sądził, aby Victor mógł sobie poradzić sam, bo w końcu dopiero co odkrył swoje zdolności, podczas gdy Kaplan miał już okazję oswoić się z własnymi, nawet jeśli wciąż nie radził sobie z nimi najlepiej. A gdyby udało im się namówić do pomocy Kate i pozostałych członków drużyny... Do tego zaś dochodziła jeszcze kwestia S.H.I.E.L.D. Ostatnio agencja sporo straciła w oczach nastolatka, a w zaistniałych okolicznościach Billy wątpił, by ją to w ogóle obchodziło. Chciała zapewnić sobie plan B na wypadek, gdyby Avengers kiedyś się przeciwko niej zbuntowali? Powinna jeszcze wziąć pod uwagę opcję, że plan B może nie mieć ochoty być w taki sposób wykorzystywany. Kiedy więc Victor ruszył ponownie w stronę wyjścia na zewnątrz, Kaplan zareagował szybko i w głównej mierze instynktownie. Zbliżył się do swojego rówieśnika i delikatnie chwycił go za nadgarstek, po czym przesunął się przed niego i wolną ręką opuścił dolną część okna na jej miejsce. W pokoju i tak zdążyło się już zrobić chłodno. - Mogłeś nie zauważyć, ale w tej chwili też nie jestem w najlepszych stosunkach z Tarczą. Nie mam ochoty grać jak mi zagrają, za to tobie chętnie pomogę. Myślę, że Avengers nie wiedzą o tym, jak zostałeś potraktowany, więc moglibyśmy się do nich zwrócić... Przynajmniej do Kapitana - zaproponował cicho, równocześnie podprowadzając Victora do łóżka, na którym następnie go usadowił. Starał się nie myśleć o tym, jak mogłoby to wyglądać w innych okolicznościach, a wcale nie było to łatwe, bo skojarzenia nasuwały się same. Zresztą... Rzadko miewał w swojej sypialni atrakcyjnych chłopców, a to również nie pomagało mu utrzymać wyobraźni na wodzy. Obwiniał za to wszystko hormony. - Mam też chyba pewien pomysł jak możemy sprawdzić co u twojej mamy i to bez stawiania się przy niej osobiście. Jeżeli zobaczymy, że jest sama, to będziemy mogli się do niej teleportować i... I zabrać ją w lepsze, bezpieczniejsze miejsce. Ale ostrzegam, że nigdy wcześniej tego nie robiłem, improwizuję i nawet nie wiem czy potrafię... Czy moje zdolności mi na to pozwolą... - niepotrzebnie mówił tak dużo i zdawał sobie z tego sprawę, ale nie był w stanie nic na to poradzić. Czuł się niepewnie, po prostu się denerwował - i między innymi w taki sposób się to u niego objawiało. Tok jego rozumowania był jednak prosty i w tym momencie wydawał mu się logiczny. Wiedział przecież, że jego moce - jakie nie byłoby ich źródło, mutacja czy magia, a może jeszcze coś innego - reagowały przede wszystkim na słowa. Nie ograniczały się do kilku konkretnych możliwości, jak zazwyczaj miało to miejsce. Teleportował się, przesuwał przedmioty bez kontaktu fizycznego, raził prądem, leczył... Był to podejrzanie spory zakres zdolności. Spory - i niezbadany. Co szkodziło mu spróbować czegoś nowego? W najgorszym wypadku będzie mu głupio, że nic się nie stało. - ... Ale pamiętaj, że tak czy siak nie zostawię cię z tym wszystkim samego, co by się nie działo - dodał jeszcze, po czym sam również zajął miejsce obok Latynosa, siadając na materacu po turecku, przodem do drugiego chłopaka. Był gotów zacząć wprowadzać w życie swój plan, choć obawiał się, że błękitne światło może zwrócić uwagę jego rodziców, gdyby któreś z nich wyszło w nieodpowiedniej chwili na korytarz. Pewnie nieźle by oberwał... Ale nie powinien dłużej zwlekać. Teraz potrzebował jeszcze tylko odpowiednich słów, na przykład... Tak. - Pokaż mi dom Victora, pokaż mi dom Victora, pokaż mi domVictorapokażmidom... - chłopak nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że coraz częściej układał te formułki właśnie w taki sposób, jak gdyby zwracał się do swojej mocy, czyli w pewnym sensie ją personifikował... A z siebie samego robił jedynie jej medium. Jak by jednak nie było naprawdę, najważniejsze, że jasnoniebieska energia otoczyła ciało Billy'ego i uniosła go trochę ponad materac. To samo w sobie oznaczało już, że jego zdolności w jakiś sposób zadziałały... Pytanie tylko: czy zgodnie z jego słowami? W myślach Kaplan starał się skupić na obecnym momencie, aby otrzymać jak najbardziej aktualną wizję, ale niestety zdążył się już nauczyć, że czasem to nie wystarczyło. Wśród zachodzących przy chłopaku drobnych wyładowań elektrycznych dość szybko zaczęły się wyłaniać ruchome obrazy, lewitujące na planie okręgu i powoli obracające się wokół Billy'ego. Przedstawiały niewielki dom zarówno z zewnątrz, jak i od środka, pod różnymi kątami. Dwa z nich wyłapywały przebywające wewnątrz osoby... Kobietę oraz kilku mężczyzn w garniturach. Wszyscy pogrążeni byli w rozmowie, której jednak nie dało się dosłyszeć. Niedobrze. Wyglądało na to, że S.H.I.E.L.D. wysłało już swoich agentów na miejsce, a więc póki co teleportacja nie wchodziła w grę. Billy skierował pytający wzrok na Victora, nie wiedząc o tym, że oczy wciąż wypełnia mu błękitny blask, więc tego spojrzenia nie da się zauważyć, a co najwyżej je na sobie wyczuć.
|
| | | Victor Mancha
Liczba postów : 68 Data dołączenia : 15/07/2015
| Temat: Re: Mieszkanie Kaplanów Czw Gru 10, 2015 2:15 pm | |
| Czując uchwyt na nadgarstku, zerknął na chłopaka, śledząc uważnie wzrokiem jego kolejne kroki, zamknięcie okna... Przyglądał się przez chwilę jego ramie, by w końcu cicho westchnąć z rezygnacją. Nie to, że nie wierzył we własne możliwości, ale nie ma co się oszukiwać, brakowało mu planu i informacji - a były to chwilowo dwie najważniejsze rzeczy. Nawet gdyby udało mu się wystarczająco szybko dostać do LA, w co szczerze wątpił, to co dalej? Odda się w ręce Tarczy? Nawet jeśli, to nie zagwarantuje wypuszczenia jego matki. Nie mógł ufać S.H.I.E.L.D., już wiedział, że nie, nawet jeśli na początku rodziła się nutka nadziei, że nie byli tacy źli, całość szybko została obalona. Każdy ma swoje tajemnice, oczywiście, jednak ich nadmiar też nie prowadzi do niczego dobrego - począwszy od stracenia zaufania innych, przez kolejne konsekwencje, pewnie równie niemiłe dla którejś ze stron, jak nie obu. Dlatego też, chłopak, cyborg, mutant... Czymkolwiek był, pozwolił się poprowadzić na łóżko, chociaż gdy się na nim znalazł, musiał przyznać, że przeszły mu przez myśl pewne sceny z filmów, odrobinę nieadekwatne do zaistniałej sytuacji. Jak dobrze, że się nie zarumienił, karcąc się w myślach za to, że chociaż sobie pozwolił na takie skojarzenie. W końcu ledwo znał Billy'ego, poza tym Billy był... Był sobą, chłopakiem, a w takich scenach z reguły był tylko jeden i miał nadzieję, że jego umysł się na tym zatrzyma, bo naprawdę nie chciał wyobrażać sobie chłopaka w pewnego rodzaju bieliźnie, nie, zdecydowanie nie. Głupie... Oprogramowanie, czy cokolwiek do tego doprowadziło. Pokręcił gwałtownie głową, jakby miało to w czymś pomóc, po czym skupił się na rzeczach istotnych. Na przykład na tym, co powiedział młody Kaplan. - Sądzę, że Kapitan ma ważniejsze rzeczy na głowie niż jeden nastolatek. W dodatku mało istotny. - Rozłożył lekko ręce i wzruszył ramionami, spoglądając mu w oczy. Na sugestię o sprawdzenie co u jego mamy, zareagował już nieco większym zainteresowaniem. Oczywiście, był ciekaw, jak się sprawy tam mają, czy mogą reagować od razu czy poszukać innego rozwiązania. Liczył, że wciąż mają czas, że agenci jeszcze nie dotarli do jego matki, nawet jeśli minęło już sporo czasu, miał nadzieję. Przeteleportują się do jego domu, zabiorą mamę w bezpieczne miejsce... A jak już Billy wróci do swojego życia, zada jej kilka istotnych pytań, które wiele wytłumaczą w jego życiu. Albo raczej odpowiedzi na nie. Nie znał dokładnie umiejętności Billy'ego, więc nieco go zaniepokoiło to wyznanie, ale nie zamierzał rezygnować, w momencie gdy była to jedyna osoba, która miała ochotę mu pomóc, w jakikolwiek sposób. Inni już dawno by zajęli się swoimi sprawami, no, gdyby byli jacyś inni, bo jakby na to nie spojrzeć, Victor nie miał zbyt wielu przyjaciół, prawie żadnych, poza jednym, który w tej sytuacji był dość... Mało pomocny. Widząc, że Billy zamierza użyć swoich mocy, wstał z łóżka, ściągając bluzę i lekko ją zwijając, by ułożyć pod drzwiami, licząc, że zablokuje chociaż częściowo błękitne światło, sprawiając, że będzie nieco mniej... Oczywiste. Podszedł do łóżka, stając obok chłopaka i przyglądając mu się uważnie, unosząc nieznacznie brew, gdy Billy zaczął powtarzać formułkę. Musiał przyznać, że była dość ogólna i sam Vic nie jest pewien jakby na nią zareagował. Znaczy, gdyby był jego mocą, pokazałby budynek sam w sobie, nie zaś jego wnętrze... Ale kiedy już pokazały się obrazy...Miał wrażenie jakby jego serce na chwilę się zatrzymało. Agenci już dotarli na miejsce, przepytywali ją, och, jak żałował, że nie mógł tego usłyszeć. Tak czy inaczej - co dalej? Nie zostawi jej samej, bezbronnej, pewnie ją zabiorą... Może nawet zamkną w podobnej celi co jego.. Ani trochę mu się to nie podobało. Przetarł twarz, nie odrywając wzroku od lewitujących, ruchomych obrazów. - Przenieś mnie tam. Samego. Albo jej pomogę, albo mnie też zabiorą. Nie chcę zostawiać jej samej, ze mną... To będzie miało więcej sensu. - Wsunął dłonie do kieszeni spodni, wciąż nie chcąc spojrzeć na chłopaka. Domyślał się, że tego nie pochwali, albo go skarci wzrokiem, cokolwiek. Po prostu... Nie mógł znieść myśli o zostawieniu matki z tym samej, całkowicie samej. Sumienie by go zeżarło. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Kaplanów Pią Gru 11, 2015 5:34 pm | |
| Przywołane obrazy w dalszym ciągu utrzymywały się wokół Billy'ego, który z kolei wciąż lewitował nad łóżkiem i emanował błękitną energią, oświetlającą całe pomieszczenie niezwykłym, wręcz magicznym blaskiem i wypełniającą je zapachem ozonu. Gdzieś w głębi ducha jakaś drobna cząstka niego zachwycała się faktem, że jednak był w stanie pozostawać w powietrzu, ale w tej chwili świadomie nawet o tym nie myślał. Później będzie miał jeszcze czas na przeżywanie wszystkich swoich najnowszych dokonań i odkryć. Teraz coś innego pochłaniało większość jego uwagi, a mianowicie ich obecna sytuacja... Oraz ten bardzo, ale to bardzo niedobry pomysł Victora. - Po pierwsze, nawet nie wiem czy potrafię teleportować tylko ciebie, a samego siebie już nie. Tego też nigdy nie próbowałem, jak i - mam wrażenie - bardzo wielu innych rzeczy, które być może umiem. Po drugie, naprawdę sądzisz, że pozwolę ci iść beze mnie? Dosłownie mniej niż minutę temu mówiłem, że cię z tym nie zostawię. Po trzecie... Po trzecie, szczerze wątpię, żeby to miało się udać. Jeśli cię złapią, to przecież jej również już nie wypuszczą... A uciekać bez końca też nie można - wyliczył, zaczynając zresztą przy użyciu dość szybkiego tempa i stopniowo zwalniając do tego stopnia, że przy ostatnim punkcie brzmiał już zupełnie tak, jak gdyby się wahał. Wynikało to po części z faktu, że tak właściwie nie miał zbyt wielu przyjaciół, do niedawna nie utrzymywał kontaktów z rówieśnikami i brakowało mu w tym doświadczenia, więc i Vica nie chciał do siebie zrazić... Ale główny powód był taki, iż na miejscu Latynosa pewnie myślałby podobnie. Pochłonięty tą kwestią, Kaplan nie zwrócił nawet uwagi na to, że obracające się wokół niego obrazy w końcu zanikły, a i otaczająca go energia zaczęła gasnąć i się wycofywać, jak gdyby powracała do jego ciała. Kiedy zamrugał, blask w jego oczach ustąpił... I w następnej chwili chłopak opadł już dość gwałtownie na materac. Tego nie planował, co dało się łatwo poznać po zaskoczeniu, które odmalowało się na jego twarzy - oraz po cichym jęku opuszczającym jego usta. Jak zawsze musiał pokazać się od najlepszej strony, tak bardzo pełnej wdzięku oraz gracji... Spojrzenie Billy'ego praktycznie natychmiast powędrowało ku Victorowi, a dokładniej ku jego twarzy, ku oczom, w których doszukiwał się... Sam nie wiedział tak do końca czego, ale czegoś na pewno. Zorientowałby się, gdyby to w nich dostrzegł. Być może w pewnym sensie odruchowo sprawdzał czy zostanie wyśmiany przez ten swój błąd, przez to, że stracił kontrolę nad... Nad swoim czarem, jak zamierzał je póki co roboczo nazywać. Co prawda nie znał Latynosa zbyt długo, lecz i tak czuł, że takie zachowanie najprawdopodobniej nie byłoby w jego stylu - tyle że lata nabranego w szkole doświadczenia przygotowały go już na coś innego i potrzebował po prostu trochę czasu, aby przestawić się na odmienny sposób myślenia. Trochę dużo czasu. - Naprawdę nie masz żadnego pomysłu czego od ciebie chcą? I... Od twojej mamy? Bo czego bym o nich teraz nie myślał, to jednak wątpię, by Tarcza zgarniała tak wszystkich napotkanych mutantów i nawiedzała ich rodziny... A nie dałeś im przecież żadnych powodów do zmartwienia, prawda? - zagadnął i jeżeli nawet policzki miał wciąż jeszcze lekko zarumienione z zakłopotania, to osobiście zamierzał ten fakt ignorować i liczył pod tym względem na współpracę ze strony swojego rówieśnika. W głowie rodziło mu się już kilka pomysłów, możliwych wyjaśnień sytuacji, ale Billy odnosił wrażenie, że wszystkie były albo naciągane albo po prostu przesadzone. Jeden z nich zakładał na przykład, że być może samo S.H.I.E.L.D. w jakiś sposób przyłożyło rękę do mutacji Victora i dlatego teraz zaczęło działać. Gdyby grali w filmie akcji, to matka chłopaka najprawdopodobniej byłaby dawną agentką, która lata temu zgodziła się - albo i nie - na jakiś eksperyment... No właśnie. Przesadzał.
|
| | | Victor Mancha
Liczba postów : 68 Data dołączenia : 15/07/2015
| Temat: Re: Mieszkanie Kaplanów Sob Gru 12, 2015 11:23 am | |
| Vic pozwolił sobie przemilczeć pierwsze słowa Billy'ego. Oczywiście, że zdawał sobie sprawę, że mogą go złapać, i był to najbardziej prawdopodobny scenariusz - wolał być uwięziony razem z matką, niż gdyby mieli ją samą przetrzymywać, przepytywać... Sama myśl, że zostawia ją z tym samą bolała i gnębiła go, nie pozwalając skupić się na niczym innym. Wiedział też, że nie może uciekać wiecznie, to się po prostu nie uda, nie mają tyle pieniędzy, możliwości, w końcu to tajna organizacją, która ma swoje wtyczki wszędzie, nawet w rządzie. Jedyną opcją wydawał się wyjazd na jakąś pustynię czy inne, zapomniane przez Boga, miejsce bez kamer i cywilizacji; jednak znając życie, tam również by ich w końcu znaleźli. Więc jaki był w tym wszystkim sens? Największym problemem był upór Billy'ego, bo po jego słowach mógł zgadywać, że nie był on zbyt chętny by puścić Victora, chociaż Latynos nie do końca rozumiał czemu. Dopiero się poznali, jasne, było miło i sympatycznie, a Billy zdążył mu już raz czy dwa uratować skórę, jednak to za wcześnie by tworzyć jakąś głębszą więź emocjonalną. Kątem oka zauważył jak Billy spada, słysząc zaraz cichy jęk, zwrócił się przodem do chłopaka i usiadł obok niego, lekko marszcząc brwi. - Wszystko w porządku? - Domyślał się, że upadek z takiej wysokości, na łóżko, nie jest czymś specjalnie niebezpiecznym czy groźnym, ale był to pewien wyuczony odruch, jeśli słyszał taki odgłos, zastanawiał się czy z towarzyszem wszystko w porządku... Raczej dość naturalne działanie. Nawet szybko przebiegł wzrokiem po jego ciele, jakby się spodziewał, że znajdzie ślady jakiegoś obrażenia. Aaa na to pytanie, aż na moment zamarł, szukając w głowie odpowiednich słów, może wymówki? Nie sądził, by był to odpowiedni moment na zwierzenia... Tego typu przynajmniej. Sam jeszcze nie oswoił się z informacjami, które zdobył od agenta, nawet nie był pewien czy są prawdziwe, w końcu oni nie mieli pewności, a co dopiero sam Latynos. Mógłby to jakoś sprawdzić, ale jak, skoro istnieje najmniejsze prawdopodobieństwo, że jego ciało zmienia swoją formę, kształt, staje się metalem... To chyba są momenty, gdy znów jest człowiekiem. Mógłby regularnie sprawdzać czy po ukłuciu poleci mu krew, a jeśli nie? To, niedobrze, bardzo niedobrze. Nie byłby pewien na ile sobie poradzi, co zacznie o sobie myśleć. Łatwiej byłoby oddać się w ręce agencji, by sami się tym zajęli. Co może się stać w najgorszym wypadku? Rozłożą go na części... Z jednej strony się bał, z drugiej, i tak pewnie funkcjonował od niedawna. Lata, miesiące, dni, w tej chwili nie miało to znaczenia, bo żadne jego wspomnienia nie były prawdziwe, może niektóre, jednak wybierz teraz z szerokiego wachlarza - które? - Nie. Może... Nie wiem. - Westchnął ciężko. - Jeden z agentów mi coś powiedział, ale nie wiem na ile to prawda i na ile mogę im zaufać. Musiałbym to sprawdzić... - Odparł nieco niepewnie, lekko podenerwowanym głosem. Mówienie Billy'emu pewnie było bardzo złym pomysłem, chłopak był uparty i jeśli się dowie, pewnie nie da mu spokoju. Z drugiej strony, miał magię, która mogłaby im jakoś pomóc... O ile byłby w stanie. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Kaplanów Sob Gru 12, 2015 4:55 pm | |
| Na pytanie Latynosa Billy zareagował kiwnięciem głową oraz lekkim uśmiechem, w założeniu uspokajającym, który miał utwierdzić drugiego chłopaka w przekonaniu, że naprawdę wszystko było w porządku i nie powinien się przejmować. Jeżeli chodziło o Kaplana, to równie dobrze mogli po prostu obaj zapomnieć, że do tego upadku w ogóle doszło. Następnym razem będzie już lepiej przygotowany i na pewno się tak nie wygłupi... Najwyżej w inny sposób. Nie chcąc wracać już do tego incydentu, Billy postanowił skupić się na ważniejszych kwestiach, a jego wyobraźnia natychmiast usłużnie podsunęła mu fakt, iż Victor po raz kolejny siedział obok niego na jego łóżku. Nie, to nie był dobry moment na takie rozważania, zdecydowanie... A jednak myśli chłopaka natrętnie powracały ku temu spostrzeżeniu. Pewnie nie pomagało mu również to, że jakoś tak nie mógł oderwać spojrzenia od oblicza swojego rówieśnika. Wcześniej zwracał uwagę przede wszystkim na jego oczy i co prawda w dalszym ciągu zachwycał się ich wyjątkowym kolorem, ale z każdą chwilą zauważał coraz więcej "nowości". Taka ładna, wręcz nieskazitelna cera, bardzo regularne rysy twarzy... W pewnym sensie przypominało to trochę błędne koło, bo w ten sposób nastolatek dostarczał swojej wyobraźni więcej materiałów do pracy, ona zaś w zamian sprawiała, iż nie chciał odwracać wzroku... I jak tu się niby z tego wyrwać? Wbrew pozorom okazało się to nie być jednak aż takie trudne, bo ostatnie słowa Victora zadziałały całkiem skutecznie - i choć Billy nie przestał na niego spoglądać, to przynajmniej jego myśli powróciły na właściwy tor. Był... Zaciekawiony, zaintrygowany, nie mógł tego ukryć, ale z drugiej strony widział, że Latynos najwyraźniej nie zamierzał powiedzieć mu na ten temat nic więcej. Gdyby było inaczej, to raczej nie kazałby się ciągnąć za język i już wyjaśniłby co dokładniej zaszło tam w bazie. Skoro tak, to Kaplan zamierzał mu chwilowo odpuścić i po prostu mu zaufać... Jemu oraz własnemu przeczuciu, które podpowiadało mu, że Victor nie zrobił niczego złego. A może po prostu chciał w to wierzyć i tylko dlatego sam się tak nastawiał? - W porządku. Więc... Przede wszystkim nie możemy tutaj zbyt długo zostać. Właściwie to już powinniśmy się pewnie zacząć zbierać. Jeszcze nie wiem dokąd, ale... Coś zaraz wymyślimy. Jesteś głodny? Skoro już tu jesteśmy, to równie dobrze możemy najechać lodówkę, byle cicho. Zostawię tylko wiadomość rodzicom i wezmę... - zawahał się. Część swoich rzeczy pozostawił w ośrodku treningowym Young Avengers, ale pomijając nawet ten fakt... Po prostu nie wiedział co powinien ze sobą zabrać. Nigdy nie uciekał z domu, można by rzec, że był grzecznym dzieckiem z dobrej rodziny, więc coś takiego nawet nie przyszłoby mu do głowy, bo i po co? Do tego dochodziła jeszcze kwestia jego zdolności. Wcześniej był w stanie wytworzyć nowe ubranie na miejsce zupełnie innego, a więc o strój nie musiał się raczej martwić. A skoro z tym sobie poradził... To być może z innymi obiektami byłoby podobnie, choć niestety nie miał jeszcze okazji, aby to sprawdzić w praktyce. Co z pożywieniem? Może najlepiej byłoby ograniczyć się do pełnego portfela i nie przejmować się zbędnym balastem? Komórkę co prawda rozbroił, lecz wciąż miał przy sobie, więc przy odrobinie szczęścia na pewien czas zastąpi mu ona laptopa... Choć tak czy siak żal mu się było z nim rozstawać. Billy rzucił Victorowi ostatnie niepewne spojrzenie, po czym podniósł się z łóżka i podszedł do biurka. Opadł na obrotowe krzesło, które trochę się przez to przesunęło, a następnie z szuflady wyjął długopis oraz zalegającą luzem kartkę papieru w formacie A4. Tę ostatnią ułożył przed sobą na blacie i na moment zastygł w bezruchu. Co właściwie powinien napisać? Jego rodzice zdawali sobie sprawę z tego kim był i co robił - przynajmniej na tyle, na ile on sam to wiedział... Mniej więcej. Agenci Tarczy wyjaśnili im sytuację, ale przecież uległa ona poważnej zmianie. Jak zareaguje na to jego rodzina? Będzie się martwić, to na pewno. Ale... Chyba stanie po jego stronie i nie poinformuje o niczym S.H.I.E.L.D., prawda? No dobrze, spróbujmy. "Tarcza nie powiedziała nam całej prawdy. Chcieli wykorzystać mnie i pozostałych, mieć plan B na wypadek, gdyby stracili Avengers albo musieli z nimi walczyć. Nie pozwolimy im na to. Mściciele nam pomogą i niedługo załatwimy całą tę sprawę. Jeżeli agenci nawiążą kontakt, udawajcie, że wszystko jest dobrze i nie otrzymaliście ode mnie żadnej wiadomości. Nie martwcie się o mnie, bo nie jestem sam i jakoś sobie poradzę. Zadbajcie o własne bezpieczeństwo i przede wszystkim nie ufajcie Tarczy. Kocham Was i wkrótce się z Wami zobaczę,
Billy" Teraz wystarczyło jeszcze tylko zadbać o jedną kwestię, a mianowicie upewnić się, że agenci nie przechwycą tego krótkiego listu i go nie odczytają. Kaplan miał szczerą nadzieję, że i tym razem jego zdolności go nie zawiodą, bo gdyby tak się stało... Będzie źle. Bardzo źle. - Tylko dla oczu mojej rodziny, tylko dla oczu mojej rodziny, tylko dla oczumojejrodzinytylkodlaoczu... - tym razem pojawiła się niewielka ilość energii, głównie przy samym Billy'm oraz wokół zapisanej kartki. Kiedy błękitna aura zniknęła, tekst prezentował się dokładnie tak samo... Ale przecież powinien. Za to Victor wydawał się całkiem niezłym królikiem doświadczalnym, w związku z czym Billy obrócił się na krześle i zerknął na niego pytająco. |
| | | Victor Mancha
Liczba postów : 68 Data dołączenia : 15/07/2015
| Temat: Re: Mieszkanie Kaplanów Pon Sty 04, 2016 11:33 am | |
| Cieszył się, że chłopak nie ciągnął tematu dalej, pewniej się poczuje jeżeli wcześniej to sprawdzi i ewentualnie oswoi się z myślą o byciu... Maszyną, nawet jeśli zdawało się to być nierealne. Jednak nie było czasu myśleć o tym teraz, miał ważniejsze rzeczy na głowie...Mieli, chociaż wciąż nie był zadowolony z faktu, że wciąga w to Billy'ego. W końcu to nie był jego problem, a mogło być niebezpiecznie - narażanie chłopaka to ostatnie czego chciał, sobą już przestał się przejmować, pozostawała kwestia matki, którą liczył uratować. W ten czy inny sposób. Wyczuwał też na sobie spojrzenie Billy'ego, jak jego oczy uważnie śledziły twarz Latynosa; na początku miał głupią myśl - on wie. Niczym nieuzasadnioną, bo i skąd Kaplan mógł się domyślać, mieć jakiekolwiek podejrzenia, a mimo to przez chwilę Vic poczuł ucisk w sercu. Szybko postarał się jednak odrzucić te myśli od siebie, a zanim nawet skupił się na czymkolwiek innym na jego policzkach wykwitły lekkie rumieńce. Nie przywykł do tego, by ktoś mu się przyglądał, w szkole był raczej niewidzialny, nie żeby narzekał, ale taka odmiana dziwnie wpływała na jego zachowanie, nie kontrolował swoich reakcji, nawet jeśli powinien, jeśli faktycznie był tylko kupą kabli i kawałkiem metalu. Odwrócił lekko twarz, drapiąc się niezręcznie po karku, wdzięczny, że Billy skupił się po chwili na czymś innym. - Nie, nie jestem. - Odparł spokojnie, wstając z łóżka i wsuwając dłonie do kieszeni bluzy; podszedł do okna, by znów przez chwilę nacieszyć się widokiem Nowego Jorku. Bał się, że już nigdy tu nie wróci, nie z Tarczą na karku, tym wszystkim...A bardzo by chciał jeszcze kiedyś tu wrócić, może pewnego dnia zamieszkać, zostać bohaterem; w końcu maszyny też mogą nimi być. Dał Billy'emy moment na zastanowienie się czego potrzebuje, co powinien zabrać, Latynos nie miał tego problemu, nie miał nic i pewnie tak zostanie przez dłuższy czas. Nie mogą uciekać w nieskończoność, on nie może. Nie ma pieniędzy, rodziny, przyjaciół, którzy nie byliby zagrożeni, którzy mogliby uciec albo ich ochronić. Chciał tylko ochronić matkę, a cała reszta nie miała większego znaczenia. Z jego, powtarzających się, myśli wyrwało go błękitne światło. Spojrzał na Billy'ego po chwili do niego podchodząc, by sprawdzić co chłopak tym razem próbował. Spojrzał mu przez ramię, na pustą kartkę, posyłając chłopakowi pytające spojrzenie.Dopiero po chwili dotarły do niego słowa zaklęcia Billy'ego. - Nic nie widzę. - Zapewnił go, odsuwając się kawałek. - Więc... Gdzie teraz? - Spytał cicho, samemu niestety nie mając nic do zaoferowania. Jego rodzina nie posiadała żadnego domku, ani niczego, nie było ich stać, poza tym, Tarcza pewnie i tak by już o tym wszystkim wiedziała. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Kaplanów Pon Sty 04, 2016 9:38 pm | |
| Kiedy Victor potwierdził skuteczność jego "zaklęcia", Billy lekko kiwnął głową, może nie tyle zadowolony, co usatysfakcjonowany osiągniętym efektem. Miał wrażenie, że z każdą kolejną próbą idzie mu coraz lepiej, że powoli się wyrabia... Kto wie, może z teleportacją będzie tak samo i za jakiś czas nie będzie się już musiał martwić gdzie wyląduje? Byłoby miło, bo w tej chwili prawdę mówiąc bał się używać tej zdolności, a niestety była im ona niezbędna, jeżeli mieli skutecznie unikać Tarczy. Ostatnie słowa, a raczej pytanie Latynosa sprawiło z kolei, że Kaplan obrócił się na krześle przodem do niego, równocześnie przygryzając na moment dolną wargę. Miał kilka pomysłów, ale wybranie spośród nich tego właściwego stanowiło już pewien problem. Każdy posiadał swoje plusy i minusy... A Billy nie uważał, aby miał prawo decydować za nich obu. Z drugiej strony Victor zdawał się mu ufać - i polegać na nim - dlatego tym bardziej nie chciał go zawieść... Z całego serca pragnął mu pomóc, zaopiekować się nim, a jeżeli nawet w głębi ducha coś podpowiadało mu, że właśnie beznadziejnie się w nim zadurza i najpewniej będzie miał przez to kłopoty, to pięknie ten głos zignorował. - Teraz... Potrzebujemy miejsca, którego z nami nie powiążą, bo w innym wypadku szybko nas znajdą i niekoniecznie zdążymy ponownie im uciec... - to właśnie dlatego poproszenie o pomoc kogoś z Young Avengers byłoby obecnie problematyczne. Billy zakładał, że przynajmniej kilku osobom z grupy mógłby zaufać - no dobrze, do głowy przychodziły mu w tej chwili dwie, w porywach trzy, ale to zawsze coś - lecz póki co nie mógł zrobić wiele więcej, jak tylko poinformować kolegów i koleżanki z drużyny co się stało. Do zaoferowanych przez nich kryjówek agenci pewnie i tak prędzej czy później by dotarli, więc mijało się to z celem. - Zawsze możemy... No wiesz, teleportować się losowo. Czasem mam wrażenie, że moje zdolności lepiej ode mnie wiedzą czego w danym momencie potrzebuję, więc powinny zadbać o nasze bezpieczeństwo. Co prawda przez resztę czasu wydaje mi się, że starają się mnie zabić... Ale tym cię chyba nie uspokoiłem... - naprawdę nie zamierzał dorzucać tej ostatniej uwagi, jednakże praktycznie sama opuściła jego usta, zanim zdążył ugryźć się w język. W związku z tym Billy posłał swojemu rówieśnikowi przepraszający uśmiech, połączony z nieco niepewnym spojrzeniem. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Przecież chciał zająć się Victorem, prawda? I zadbać o niego - i upewnić się, że sprawy jeszcze jakoś się dla nich obu ułożą... I tak dalej. Nie ma co, świetnie mu to szło. Naprawdę był z siebie dumny. Musiał wziąć się w garść - z tą myślą dość energicznym ruchem podniósł się ze swojego obrotowego krzesła, w rozkojarzeniu nie zwracając uwagi na to, iż Latynos stał aż tak blisko... Na skutek czego na chwilę znaleźli się tuż obok siebie, skierowani ku sobie twarzami, a spora różnica wzrostu zrobiła swoje - choć Billy nie był do końca pewien czy polepszyła, czy też pogorszyła sytuację. Victor górował nad nim o ponad dziesięć centymetrów... I miał takie śliczne oczy, co uderzało Kaplana za każdym razem, gdy na niego spojrzał. Powtarzał się, wiedział o tym doskonale, a jednak jego myśli wciąż krążyły wokół tego koloru - zielonego, ale ozdobionego też żółtym... Rzadkiego. Pociągającego. - Wybacz - rzucił cicho, choć nie odwrócił wzroku i nie cofnął się. To ostatnie wynikało głównie z faktu, że fizycznie nie byłoby to możliwe, za sobą miał w końcu krzesło, ale gdyby chciał - najprawdopodobniej dałby radę umknąć na bok... I to można by mu już wytknąć, a on nie posiadałby dobrego usprawiedliwienia. To znaczy... Miałby jedno, szczere i ściśle związane z oczami Victora, a po części również z jego przyjemnym, lecz bliżej niezidentyfikowanym zapachem, ale akurat tego wyjaśnienia Billy wolałby nie używać. Wszystko by tylko w ten sposób zepsuł... A jednak tak bardzo go kusiło, aby powiedzieć coś jeszcze! Na pewno istniały jakieś słowa, które - użyte w tym momencie - ukazałyby jego zainteresowanie, lecz zarazem pozostawiły mu drogę odwrotu na wypadek, gdyby Latynos sobie tego nie życzył? Jeżeli nawet, to albo nie występowały w języku angielskim - albo Kaplan nie znał go jeszcze tak dobrze, jak sądził do tej pory.
|
| | | Victor Mancha
Liczba postów : 68 Data dołączenia : 15/07/2015
| Temat: Re: Mieszkanie Kaplanów Wto Sty 05, 2016 1:36 pm | |
| Billy coraz lepiej sobie radził, nie żeby Vic wcześniej miał jakiekolwiek zastrzeżenia do jego umiejętności, w zasadzie odkąd się spotkali, szło mu całkiem nieźle wyłączając wtargnięcie do laboratorium Avengers; co prawda ten jeden błąd kosztował ich wszystkie aktualne problemy...Ale nie zamierzał narzekać, albo wypominać tego chłopakowi, w końcu wiele mu zawdzięczał i dowiedział się kim jest, albo czym. To mu przypomniało, że warto by było zająć się osobą, która go stworzyła. Po co, dlaczego, czemu go porzuciła...? Miał służyć większym i lepszym celom czy zostać wykorzystanym do zaszkodzenia innym? Wydawało mu się to niemożliwe, miał łagodne usposobienie, nigdy nawet nie uczestniczył w bójce, ani jako napastnik, ani ofiara, dlatego nie widział się w roli kukiełki, która miałaby posłużyć do szkodzenia innym... Podziwiał bohaterów, nie dało się nigdy ukryć jego fascynacji ich osobami; cechy charakteru, umiejętności, chęć niesienia dobra i pomocy. Czemu ktoś miałby zaszczepiać w nim niemalże miłość do najwspanialszych osób na planecie, i nie tylko, jeśli chciałby z niego zrobić przestępcę? To mijało się z celem. Więc... Coraz bardziej miał ochotę poznać swojego stwórcę, zwłaszcza jeśli był bohaterem i chciał by Vic też nim był, chociaż tutaj znów pojawiało się pytanie - czemu to ukrył? Ukrył Vica... Może był niewypałem? Wadliwym sprzętem, z niewystarczającymi umiejętnościami? A nawet jeśli, to jaką rolę miała w tym Marianella i czemu został oddany, a nie wyrzucony na złom? Tyle pytań i żadnych odpowiedzi, i nie zakładał, by wkrótce jakiekolwiek otrzymał... Na słowa Billy'ego lekko skinął głową w oznace zrozumienia. - Może powinniśmy się zdać na przypadek... Ja nie znam żadnych odpowiednich lokacji, a nawet jeśli Tarcza szybko by nas namierzyła. Nie sądzę by nasze tajemnice wciąż nimi dla nich były, a nawet jeśli... Już niedługo. W najgorszym wypadku skończyły we wnętrzu wulkanu. - Posłał mu delikatny uśmiech, niby to żartobliwy, by poprawić trochę chłopakowi humor i przy okazji pokazać, że mu ufa i jest przygotowany na każdą okazję, nawet jeśli mieliby skończyć fatalnie... Śmiertelnie jak to zasugerował Billy, odnośnie zapędów jego mocy. Zamrugał nieco zaskoczony, gdy Billy znalazł się tak blisko niego, a na policzki Latynosa znów wystąpiły lekkie rumieńce. To było... Najbliżej jak kiedykolwiek znalazł się drugiej osoby, nie licząc jego matki, która też raczej była oszczędna w dotyku. A nawet jeśli był maszyną, wciąż posiadał ludzkie odruchy, wyuczone czy nie, które doprowadziły do tego jeszcze bardziej niezręcznego momentu. Jego oczy utknęły na wzroku Billy'ego, głównie dlatego, że nastolatek sam podtrzymywał spojrzenie i nic nie wskazywało na to, że miał zamiar je odwrócić. Vic jeszcze przez chwilę sam przyglądał się oczom nastolatka, ich kolor, kształt, delikatne błyski, chociaż nie mógł nazwać co dokładniej oznaczały, radość czy strach... Aż w końcu odwrócił lekko głowę w bok, odsuwając się o krok, by dać mu więcej przestrzeni do poruszania się. - Tak, więc... Powinniśmy ruszać, chyba, że chcesz jeszcze coś zabrać czy zjeść... - Rzucił ostatnie spojrzenie z okna na Nowy Jork. Z nadzieją, że kiedyś pozna go lepiej. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Kaplanów Sro Sty 06, 2016 12:09 am | |
| Śliczne, choć delikatne rumieńce, które wstąpiły właśnie na oblicze Victora, Billy uznał za bardzo dobry znak. Oczywiście brał pod uwagę możliwość, iż wynikały po prostu z uczucia dyskomfortu albo z zakłopotania, ale nie chciał w to wierzyć i całkiem dobrze szło mu przekonywanie samego siebie, że oznaczały coś zgoła innego... Zainteresowanie. Może nawet podniecenie? Chciałby, nawet jeśli zdawał sobie sprawę z tego, że to naprawdę nie był najlepszy moment na rozwijanie między nimi... Romansu. Za jego teorią świadczył również fakt, że Latynos także nie odwracał spojrzenia, tylko w dalszym ciągu utrzymywał kontakt wzrokowy - w ten sposób pozwalając mu dłużej cieszyć się widokiem tych cudownych oczu. Kaplan starał się wyryć sobie w pamięci ten obraz na wypadek, gdyby nie miał już nigdy więcej okazji oglądać ich z tak bliska, co niestety wydawało mu się dość prawdopodobne. Z jego szczęściem? No właśnie. Dziwił się, że udało mu się to ten jeden raz. Nic dobrego nie mogło jednak trwać wiecznie i w końcu - a Billy sam nie był pewien po jakim dokładnie czasie - Victor trochę się od niego odsunął. Dopiero wówczas do chłopaka dotarło, że najwyraźniej wstrzymywał oddech, który teraz wypuścił pod postacią westchnienia - głębokiego, nieco drżącego i wręcz tęsknego, równocześnie odruchowo wiodąc wzrokiem za swym rówieśnikiem. - Chyba... Nie ma sensu. Wydaje mi się, że jeśli - a raczej kiedy - będziemy czegoś potrzebowali, to... Jakoś to dla nas zdobędę. Jak wcześniej ubrania i w ogóle - to powiedziawszy, Kaplan wzruszył nieznacznie ramionami. Nie miał pewności, że jego zdolności zadziałają na przykład w przypadku jedzenia, ale prawdę mówiąc nie widział żadnego powodu, dla którego miałyby mu odmówić. To znaczy... Niepokoiła go trochę opcja, iż wytworzony przez niego pokarm mógłby zniknąć po pewnym czasie, tym samym nie dostarczając tak naprawdę żadnych wartości odżywczych, ale musiał to jeszcze sprawdzić w praktyce. Póki co starał się myśleć optymistycznie, choć nie leżało to w jego naturze. Chcąc zająć się czymkolwiek, byle tylko odwlec w czasie moment opuszczenia pokoju, Billy ułożył dłoń na oparciu fotela i z powrotem obrócił go przodem do biurka. Wiedział, że nie powinien tak opóźniać. Spieszyło im się, w każdej chwili mogli zostać nakryci - czy to przez agentów, czy nawet przez jego rodziców... A to nie skończyłoby się dobrze. Mimo wszystko jednak chłopak z ciężkim sercem myślał o odejściu z domu, tym razem nie do położonego na obrzeżach miasta ośrodka, lecz... Lecz sam nawet nie wiedział dokąd - ani tym bardziej na jak długo. Miał tylko nadzieję, że trafi się jeszcze jakaś okazja, aby bezpiecznie skontaktować się z rodziną. - Więc... Czas na nas - zadecydował w końcu, w tym samym momencie omiatając wzrokiem swój pokój oraz próbując przekonać samego siebie, że przecież nie odchodzi stąd na długo - wbrew temu, co podpowiadało mu niemiłe przeczucie oraz wrodzony pesymizm. Billy pokręcił gwałtownie głową, starając się pozbyć z niej tych myśli, a następnie nieco niepewnym ruchem ujął w dłoń przedramię Victora. Może i nie musiał tego robić, ale wolał mieć jako taką pewność, że nie rozłączą się w trakcie teleportacji... Bo kto wie, chyba istniała taka opcja. Z tak podstępnymi mocami nigdy nie wiadomo. - Zabierz nas w bezpieczne miejsce, zabierz nas w bezpieczne miejsce, zabierz nas wbezpiecznemiejscezabierznas... - powtarzał, a w trakcie jego wypowiedzi pojawiło się przy nim niezawodne jak do tej pory błękitne światło, mające swe źródło przy jego oczach oraz dłoniach, lecz prędko się rozprzestrzeniające, by ostatecznie wypełnić całe pomieszczenie i przelać się przez okna oraz szczeliny przy drzwiach. Gdy zniknęło, ich również nie było już w środku.
Z/t za obu.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Mieszkanie Kaplanów | |
| |
| | | | Mieszkanie Kaplanów | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |