|
| Quincy St (i okolice) | |
|
+4Eugene Mercer Emma Frost Loki Hawkeye 8 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Hawkeye Ph.D. in friends with benefits
Liczba postów : 302 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Quincy St (i okolice) Sob Paź 29, 2016 10:50 pm | |
| First topic message reminder :Ulica mieszcząca się we wschodniej dzielnicy Brooklynu - Bedford-Stuyvesant, która graniczy z Williamsburgiem, Clinton Hill, Brushwick i Brownsville. Quincy Street jest równoległa względem Lexington Ave, Gates Ave czy Monroe St, a krzyżuje się z Tompkins Ave, Marcy St i innymi ulicami. Nieopodal znajduje się Herbert Von King Park, komisariat policji, kościół czy też szkoła średnia. Zaczyna się na Broadwayu, kończy na Gates Ave (lub odwrotnie). Przy tej ulicy znajdują się głównie budynki mieszkalne, kamienice, a także sklepy spożywcze i lokale usługowe. Wszystkie zaopatrzone w schody przeciwpożarowe, które są w zaułkach, na tyłach lub - co rzadsze - na froncie budynków. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Sob Kwi 01, 2017 9:48 pm | |
| Tak się powoli cofając - i ciągnąc za sobą Eugene'a - Kitty przeniknęła w końcu przez zamarzniętą barierkę, niezbyt wysoką, składającą się z serii czarnych prętów. Chociaż przejście przez nią nie sprawiło im żadnego problemu, to jednak oboje poczuli bijący od niej mróz, przede wszystkim w nogach, bo przeszkoda kończyła się mniej więcej na poziomie ich bioder. Przy tak gęstej zamieci widoczna była zaledwie przez krótką chwilę, nawet przy obecnym tempie poruszania się Kitty i Eugene'a. Prędko zniknęła im z oczu, ale kroczyli dalej, wciąż tyłem... ... Aż wreszcie dotarli do ściany. Jej powierzchnię pokrywała gęsta warstwa lodu, lecz mimo to dało się stwierdzić, że tworzyła ją czerwona cegła, a do tego wzbogacało sporych rozmiarów okno. Także i tym razem fazowanie przez zamarzniętą powierzchnię okazało się być bardzo nieprzyjemne - aż posłało dreszcze przez ciała obojga zainteresowanych, jak gdyby nagle wpadli do lodowatej wody. Prawdę mówiąc coś takiego mogło wręcz wywołać szok. We wnętrzu budynku również było zimno, choć nie aż tak bardzo, jak na zewnątrz - i przede wszystkim ciemno, przez co mutanci nie mogli od razu stwierdzić gdzie dokładnie się znaleźli. W pomieszczeniu panowała względna cisza, nie licząc wycia wiatru na zewnątrz oraz nielicznych dźwięków dochodzących z góry: okazjonalnych stukań, świstów, a do tego chyba nawet czyichś głosów, mocno przytłumionych, przez co nie dało się rozróżnić poszczególnych słów.
|
| | | Angel
Liczba postów : 49 Data dołączenia : 01/11/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Nie Kwi 02, 2017 8:57 pm | |
| Warren chciał czy nie, musiał zgodzić się z Bobbym. On sam miałby niewielkie szanse w tych warunkach. Jego moce w żadnym razie nie były w stanie wspomóc go przy ujemnych temperaturach i opadach śniegu. Wręcz przeciwnie. To wszystko tylko i wyłącznie uniemożliwiłoby mu latanie, a przystosowane do lotu ciało mogłoby nie poradzić sobie w dużych porywach wiatru. Warren mierzył siły na zamiary. Gdy tylko maszyna w miarę bezpiecznie usiadła na dachu, Bobby wyszedł na zewnątrz. Angel zadrżał na samą myśl o warunkach poniżej. Przez okno X-coptera obserwował poczynania Icemana, który w sposób bardzo dla siebie charakterystyczny zjechał na dół. Miał tylko nadzieję, że dotrze bezpiecznie i szybko znajdzie Shadowcat. A potem... A potem mają dwa wyjścia. Albo jak najszybsza ewakuacja z tego niezbyt przyjemnego miejsca, albo mogą spróbować dowiedzieć się co tu się dzieje. I mimo całej swojej odwagi, w tej chwili jedyne o czym marzył to powrót do Instytutu. Jednak dość szybko otrząsnął się z tych myśli. Gdy tylko Bobby i Kitty bezpiecznie znajdą się we wnętrzu X-coptera, będą mogli wspólnie ustalić plan działania. Chociaż z drugiej strony, nie zdziwiłby się, gdyby Shadowcat głosowała za powrotem w bezpieczne, cieplejsze miejsce. A co do Icemana... Na nim taka pogoda nie robiła wrażenia więc... Angel uśmiechnął się do siebie. Złapał się na tym, że pomyślał "gdy", a nie "jeśli". W końcu nie brał innego opcji pod uwagę, jak ta że oboje bezpiecznie wrócą do niego. Niecierpliwie zerkał na zegarek i wyglądał przez szybę. -No, Bobby. Dasz radę. Znajdziesz ją... - mamrotał do siebie, starając się podnieść na duchu. |
| | | Shadowcat
Liczba postów : 172 Data dołączenia : 27/02/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Pon Kwi 03, 2017 1:13 pm | |
| Przez ciało dziewczyny przebiegł kolejny dreszcz wywołany zimnem, gdy przeniknęli przez coś niewielkiego. Spojrzała w dół, by zauważyć barierkę. Czyli zeszli pewnie z ulicy i w tej chwili byli już na chodniku. Blisko tych wszystkich budynków mieszkalnych i sklepów, które stały na Quincy. Wystarczyło jeszcze kilka kroków i powinni zostać oddzieleni od panującego dookoła nich mrozu ścianą któregoś z nich. I faktycznie, wkrótce dookoła nich zrobiło się ciemno, zamiast biało tak jak wcześniej. Potrząsnęła lekko głową, gdy tym razem mróz przeniknął przez całe jej ciało i było to bardzo nieprzyjemne. Po chwili otrząsania się, Kitty rozejrzała się, ale zapewne jej wzrok będzie potrzebował chwili, by przyzwyczaić się do zmiany otoczenia i zacznie zauważać cokolwiek. Nie namyślając się zbyt długo wyciągnęła z kieszeni telefon i poświeciła nim. Zgadywała, że albo weszli do jakiegoś sklepu albo byli na klatce korytarzowej budynku mieszkalnego. Quincy głównie z tego słynęła, była zwykłą dzielnicą mieszkalną. Nic innego jej nie przychodziło do głowy. - Słuchaj, młody. W tym budynku na pewno będą jakieś schody, prowadzące na górę. Poszukaj ich i idź prosto na dach. Może to akurat ten budynek, na którym został Lockheed. Byliśmy najbliżej niego. Chyba, że w całej tej zamieci jakoś się oddaliliśmy. Mam nadzieję, że masz telefon to poświeć sobie nim. Na którymś dachu powinien być transport, rozejrzyj się za nim. Ja wracam na zewnątrz. Jeśli nie wrócę za dłuższy czas to sami macie się stąd wynosić. Ty i ktokolwiek steruje pojazdem. - poklepała chłopaka po ramieniu żeby jakoś dodać mu otuchy i puściła jego dłoń, przez co Eugene wyszedł ze stanu fazowania. Sytuacja nie była ciekawa, ale miała nadzieję, że wkrótce będzie po wszystkim. Chciała już znaleźć się w jakimś ciepłym miejscu. Odetchnęła i skierowała się na ścianę, ponownie wychodząc na zewnątrz w zamieć. Teraz musiała odnaleźć Bobby'ego, który wpakował się w sam środek śnieżycy żeby ją odnaleźć. W tej chwili i tak najważniejsze było żeby Eugene odnalazł transport. Ona i Bobby jakoś sobie poradzą, a Shadowcat miała pewien pomysł na to jak stąd wyjść. Oczywiście jak już odnajdzie Icemana. Nie widząc innego sposobu, po prostu zaczęła wołać Bobby'ego tak głośno jak tylko potrafiła, mając nadzieję, że w końcu na siebie trafią. Szła bardzo powoli, w jedną stronę, by w razie potrzeby móc cofnąć się do budynku. |
| | | Iceman
Liczba postów : 112 Data dołączenia : 02/02/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Pon Kwi 03, 2017 6:20 pm | |
| Może był odporny na niską temperaturę ale nic nie widział w tej śnieżycy. Szedł na ślepo mając nadzieję, że znajdzie gdzieś Kitty. Martwił się o nią choć wiedział, że ta dziewczyna nie da się byle śnieżycy. Nie dopuszczał więc do siebie myśli, że znajdzie jej ciało lub, że nie znajdzie jej wcale. Miał też szczerą nadzieję, że Angel nadal siedzi w ich transporcie. Gdyby aniołek ruszyłby za Icemanem... skończyłby jako figura lodowa. Wreszcie usłyszał znajomy głos i nie mógł powstrzymać uśmiechu. Ruszył w kierunku z którego dobiegał choć niewątpliwie było to ciężkie. Po jakimś czasie znów usłyszał swoje imię. Zaczął wołać Shadowcat po imieniu i wciąż przemieszczał się w kierunku źródła głosu... a przynajmniej miał taką nadzieję. |
| | | Eugene Mercer
Liczba postów : 86 Data dołączenia : 27/04/2016
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Wto Kwi 04, 2017 2:15 pm | |
| Eugene wzdrygnął się, gdy przekroczyli zimną barierę. Zimno, zimniej, najzimniej... Stopniowanie przymiotników pozdrawia. Ale tu potrzebny był jeszcze wyższy stopień. SYBERIA. Albo coś... Nie wiedział jak, ale z dotykiem tej dziewczyny, był w stanie przechodzić przez ściany. Pewnie jakaś jej moc... no ale nieważne, liczy się fakt, że są w jakimś pomieszczeniu. Wysłuchał co ma do powiedzenia, i skinął głową. Nie negował faktu, że według niej ma telefon- większość nastolatków w obecnych czasach ma takie podstawowe narzędzie, więc zapewne uznała to za prawdę oczywistą. Wstał i zaczął się ruszać. ~Spokojnie... przetrwałeś kilka zim solo, dasz radę~Przekonywał się jakoś, robiąc drobne kroczki. Jedną ręką trzymał się ściany, by się nie zgubić. Równocześnie myślał, kim ona była, że załatwiła pojazd zdolny przetrwać taką zamieć? Zęby Eugene'a zaczęły szczękotać, a on sam skupił się na wyjściu na dach. Nie myśl o tym, co spotkało Klaudię, nie myśl o tym... Póki miał cel, mógł odsunąć te myśli. Na szczęście. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Wto Kwi 04, 2017 5:36 pm | |
| Poruszanie się w ciemnościach nie było dla Eugene'a łatwe. Jedyne okno w pomieszczeniu pokrywała na tyle gruba warstwa lodu, że nawet w normalnych warunkach pewnie przepuszczałaby minimalną dawkę światła - a z kolei w tych okolicznościach okno nie dawało dosłownie nic. Chłopak dość szybko wpadł na jakiś mebel, a dokładniej uderzył w niego biodrem; gdyby spróbował zidentyfikować go poprzez dotyk, to najprawdopodobniej uznałby, że miał do czynienia ze stolikiem. Wraz z nim przesunęło się coś jeszcze, co nastolatek mógł dosłyszeć. Może krzesło? Ale to nie miało chyba większego znaczenia. Wędrowanie przy ścianie miało swoje plusy i minusy. Zła strona była na przykład taka, że wzdłuż niej znajdowało się więcej obiektów, przez co Eugene albo na nie wpadał albo musiał oddalać się od muru na długość ramienia, aby je wyminąć. Wymagało to od niego powolnego i ostrożnego przemieszczania się po sali. W końcu jednak palce chłopaka natrafiły na nową powierzchnię - już nie gładką ścianę z ledwo wyczuwalnymi nierównościami od farby, tylko... Może na drewno? Dokładniejsze zbadanie tego miejsca pozwoliłoby zlokalizować klamkę, jednakże jej naciśnięcie nie dałoby żadnego efektu. Zamknięte. Drzwi zdawały się nie posiadać żadnych prześwitów, szybek, które można by wybić - więc trzeba było sobie poradzić w inny sposób... Ale spróbować znaleźć inną drogę.
W tym czasie Shadowcat i Iceman powoli się do siebie zbliżali. Problem polegał na tym, że kiedy kobieta zniknęła w budynku, trąba powietrzna częściowo się rozproszyła, aby pokryć sobą większy teren, mieszając się z resztą śnieżycy... I w ten sposób natknęła się na Bobby'ego, czyli swój nowy cel. Może i niska temperatura nie robiła mu żadnej różnicy, jednakże silny wiatr sprawiał już problemy - szczególnie w momencie, gdy uderzył w niego od frontu wystarczająco mocno, aby odepchnąć go przynajmniej dwa czy trzy metry do tyłu i przy okazji powalić na ziemię. Zanim mężczyźnie udało się podnieść, zamieć skupiła na nim swoje zainteresowanie. Przy jego ciele zaczęła się wytwarzać warstwa śniegu i lodu, która oczywiście sama w sobie nie stanowiła dla niego żadnego zagrożenia, ale najwyraźniej miała za zadanie unieruchomić go przy podłożu. Wokół Icemana zatańczyły podmuchy powietrza, zauważalne gołym okiem dzięki ruchowi gęstego, białego puchu, który szalał wraz z nimi. Ten wyjątkowo silny wiatr trzymał się dość nisko, a wirujący z nim śnieg od czasu do czasu zdawał się na ułamek sekundy przybierać humanoidalny kształt... Niecałe pół metra od Icemana - na wysokości jego kolan - znajdowała się natomiast prześwitująca przez biel i mająca na oko jakieś trzydzieści centymetrów średnicy plama czerwieni... Jak gdyby w śnieg wsiąknął jakiś płyn. Oczywiście nie można było z góry stwierdzić, że to krew - ale skojarzenia przychodziły same.
Angel z kolei zdawał się być stosunkowo bezpieczny we wnętrzu X-Coptera - i z Lockheedem w pobliżu. Ze środka maszyny mógł obserwować śnieżycę oraz resztę otoczenia. Wywołany przez gęste chmury mrok utrudniał mu nadzorowanie sytuacji, ale przynajmniej latarnie uliczne oraz własne światła niektórych budynków trochę pomagały. Te co wyższe budowle umożliwiały nawet dojrzenie przemykających przy nich skrzydlatych stworzeń - dość masywnych, może trochę większych od przeciętnego człowieka, ale z tej odległości niewyraźnych. W śmigłowcu odgłosy z zewnątrz zdawały się być trochę przytłumione, lecz ryk wiatru i tak wybijał się ponad wszystko inne... Do czasu, gdyż w pewnym momencie Warren mógł odnieść wrażenie, że usłyszał czyjś krzyk - chyba kobiecy i najpewniej dochodzący z jednej z dalszych ulic, na których być może nie szalała zamieć. Tak, ten ktoś prawdopodobnie znajdował się w ogóle w przeciwnym kierunku do śnieżycy. Oczywiście Angel mógł to zignorować i pozostać na swoim miejscu - w końcu nawet nie wiedział kiedy Kitty i Bobby wrócą do helikoptera - ale z drugiej strony... Zwykły cywil raczej nie miał tutaj większych szans na przeżycie.
|
| | | Iceman
Liczba postów : 112 Data dołączenia : 02/02/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Sro Kwi 05, 2017 5:10 pm | |
| Dalsze poszukiwania przerwał silny wiatr który odepchnął go kilka metrów do tyłu przy okazji powalając go na ziemię. -Niech to szlag Mruknął i spróbował się podnieść. Niestety uniemożliwił mu to śnieg który zaczął pokrywać jego nogi. Jeszcze chwila i będzie unieruchomiomy. Nie zamierzał dać się pogrzebać żywcem w byle śnieżycy i co najważniejsze nie zamierzał zostawić przyjaciółki samej. Był zdesperowany i co ważniejsze wściekły. Temperatura jego ciała zaczęła spadać a po chwili gdy spojrzał na swoje dłonie nie dostrzegł skóry... był tylko lód. To samo stało się z resztą jego ciała. -Co się stało? Szarpnął się żeby się uwolnić.
|
| | | Shadowcat
Liczba postów : 172 Data dołączenia : 27/02/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Sro Kwi 05, 2017 8:25 pm | |
| Kitty zerknęła krótko w stronę budynku. Miała nadzieję, że Eugene sobie poradzi. Widziała co chłopak potrafi, powinien umieć się obronić, gdyby w budynku również kryło sieę jakieś niebezpieczeństwo. Musiała sam sobie radzić. Nie byli tu sami. Pojawiły się kolejne osoby. X-Meni. Muszą zabrać młodego stąd i pomóc mu jeśli jest ranny. Na pewno zajmą się nim w instytucie. Może zechce u nich zostać na dłużej, kto wie czy nie na stałe. O ile nie miał już swojego miejsca na tym świecie. Teraz, nasłuchując głosu Icemana i samej krzycząc ile miała sił w płucach, Shadowcat musiała znaleźć przyjaciela w tej śnieżycy. Jeśli nie będą mogli wrócić na górę to znajdzie się inną drogę ucieczki. Jak tylko będą pewni, że młody się wydostał na dach. Dzieciak. Ten dzieciak był teraz najważniejszą osobą na Quincy dla Katherine. To jego ratowała i nie mogła uciekać dopóki jemu nie będzie nic groziło. Dla niej śnieżyca się nie zmieniła. Śnieg ciągle sypał jak szalony, wiatr wiał i huczał,wszystko dookoła było białe. Niewiele widziała, a i to tylko z bardzo bliska, niemal w ostatniej chwili. Nie była specjalistą od zjawisk pogodowych, więc niestety będą musieli się stąd wydostać i zostawić tą śnieżycę. Znajdą kogoś kto się tym zajmie. Tą istotą władającą śniegiem. Ona starała się iść naprzód, w jedną stronę, licząc na szybkie znalezienie Bobby'ego. I znalazła go w dosyć niespodziewany sposób. Słysząc jakąś szarpaninę nagle tuż przy sobie słowa. Spojrzała w dół i zauważyła niewyraźną sylwetkę chłopaka niemal tuż pod sobą. Szybko się odsunęła, na wypadek gdyby zerwał się z ziemi. Przez ten śnieg miała wrażenie, że coś jest nie tak z Icemanem. Ale może to tylko wzrok jej płatał figle. - Bobby, nic ci nie jest? - zapytała, pochylając się lekko nad nim.
W tym samym czasie Lockheed, siedzący niedaleko X-coptera, również usłyszał ten krzyk, przebijający się przez wycie wiatru. Nie był pewien, co powinien zrobić. Sprawdzić co się dzieje czy może zignorować to. Zawsze przejmował się tylko Kitty, nikim innym. O nią dbał i jej pilnował. Ale tam mógł ktoś niewinny zamarzać czy kto wie co jeszcze innego. Niechętnie wypuścił swoją zdobycz z łap i powoli skierował się w stronę dźwięku. Miał wrażenie, że dobywał się on już z teremu poza śnieżycą. Pewnie wystraszy człowieka swoją obecnością, ale może chociaż jakoś mu pomoże. Ciekaw był czy Angel również postanowi sprawdzić co się dzieje. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Sob Kwi 15, 2017 3:23 pm | |
| Fazująca Kitty rzecz jasna w dalszym ciągu była praktycznie bezpieczna, bo w najgorszym wypadku groziło jej przemarznięcie - natomiast dla Bobby'ego sytuacja prezentowała się w zasadzie odwrotnie. Temperatura nie mogła mu zaszkodzić, lecz same uderzenia wiatru, który teraz się na nim skupiał, utrudniały mu nawet utrzymywanie się na nogach... O ile w ogóle dał radę się na nie podnieść. Podmuchy powietrza napierały na niego na zmianę z różnych stron, najwyraźniej losowo, więc ciężko było mu się na nie przygotować. Kiedy członkowie X-Men znaleźli się już tuż obok siebie, wirujący pomiędzy nimi śnieg i tak utrudniał im spoglądanie na siebie wzajemnie. Nagle siła wiatru jakby trochę zmalała, a jego szum przycichł - nie do końca, lecz zauważalnie. Potrwało to może kilka sekund, w trakcie których mutanci zdążyli się do siebie odezwać, po czym... Na środku ulicy uformowało się coś nowego: wielkiego i niezwykłego. Zdawało się być stworzone z powietrza, jak wcześniej żeńska postać oraz ramiona, które widziała Kitty, w związku z czym jedynie białe płatki wskazywały kształty tego konstruktu... Ciągnącego się na ładnych kilkanaście metrów, podłużnego, zakończonego pyskiem - przypominającego ogromnego węża albo może chińskiego smoka. Twór ten pierwotnie poruszał się w kierunku przeciwnym do Shadowcat i Icemana, lecz prędko stało się jasne, iż robił to tylko po to, aby się rozciągnąć - gdyż zaraz potem zakręcił i wycelował już prosto w nich. Przyspieszenie miał spore, nabierał prędkości, a do tego jeszcze po drodze rozchylił paszczę, w której widać było jedynie kłębiącą się biel... Z której nagle wystrzeliła wyprzedzająca go pod postacią promienia masa - no właśnie, śniegu, lodu?
***
Z drugim wątkiem wstrzymam się do czasu odpisu Angela.
|
| | | Iceman
Liczba postów : 112 Data dołączenia : 02/02/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Wto Kwi 18, 2017 7:58 pm | |
| Po pewnym czasie usłyszał a nawet zobaczył swoją przyjaciółkę. A jednak to ona znalazła jego no cóż.... najważniejsze, że żyją. Podniósł się i pewnie przytuliłby Kitty gdyby nie pojawienie.... węża? Trudno było określić czym jest ten twór ale jedno trzeba było przyznać. Osoba która urządziła w mieście taką zamieć zaczynała się denerwować. Spojrzał na Shadowcat. Nie zauważył u niej żadnych ran a sądząc po głosie, umierająca nie była. Chociaż jedna dobra wiadomość -Będziemy musieli stąd znikać Wyciągnął przed siebie jedną dłoń zaczął tworzyć lodową ścianę która oddzieliłaby ich od węża. Może go to chociaż spowolni. Drugą złapał dziewczynę za rękę. Kitty mogła odnieść wrażenie, że to lodowa a nie ludzka dłoń. W sumie było w tym sporo racji, dotyk Bobby'ego zawsze był zimny ale teraz mężczyzna zamienił się w lód. -Gotowa? Jeśli ściana nie zatrzyma tego stwora to po prostu przez niego przejdą. Chociaż ten pomysł nie brzmiał najlepiej to chyba nie będą mieli innego wyjścia.
|
| | | Angel
Liczba postów : 49 Data dołączenia : 01/11/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Sro Kwi 19, 2017 10:03 pm | |
| Warren w dalszym ciągu próbował zorientować się w tym, co się dzieje na zewnątrz. Nie tracił nadziei, że wśród śnieżycy dostrzeże twarz Kitty lub Roberta. Jednak czas płynął bardzo powoli, a sam Angel zaczynał się niecierpliwić. Kilkukrotnie był już w gotów wyjść z bezpiecznego, ciepłego wnętrza X-coptera, tylko po to, by poczuć coś innego niż stagnację, której starał się nie poddać. Krążył od szyby do szyby, rozglądając się uważnie. I po każdej próbie dostrzeżenia czegokolwiek, brak znajomych twarzy na horyzoncie sprawiał, że jego brwi znajdowały się coraz bliżej siebie. Zwłaszcza, że na horyzoncie dostrzegał dziwne kształty. Skrzydlate kształty? Zadrżał delikatnie po czym potarł mocno dłonie o siebie. Na szczęście Bobby miał niewielkie szanse na to, by stać się jeszcze większym śniegowym bałwanem, niż już jest... Tak. Warren zdecydowanie nie zamierzał poddać się nieprzyjemnym myślom. Drgnął słysząc... coś. Zamarł na kilka sekund wsłuchując się w ryk wiatru na zewnątrz, starając wyłapać czy to był krzyk. -Kitty? - wyszeptał do siebie, gdy dosłyszał wołanie przez wicher na zewnątrz. Myślał szybko. Głos dochodził z daleka. Jeśli wzrok go nie mylił, a miał szczerą nadzieję, że tak właśnie było, to osoba wzywająca pomocy, znajdowała się poza zasięgiem śniegu. Westchnął ciężko. Nie miał wątpliwości co musi zrobić - musi to sprawdzić. Jednak miał teraz dwie możliwości. Albo wyjść z X-coptera i spróbować swoich sił w walce z żywiołem, żeby dostać się do celu, albo podlecieć bliżej. Decyzję podjął szybko. Nawet gdyby podczas jego nieobecności, Bobby i Kitty pojawili się na dachu, z pewnością poradzą sobie. Co do krzyczącego, nie miał takiej pewności. Usiadł na miejscu wcześniej zajmowanego przez Icemana, po czym trzymając mocno stery wzbił się w powietrze. Gdy tylko bezpiecznie wylądował na dachu budynku, który na szczęście znajdował się poza terenu objętego śnieżycą, wysiadł z pojazdu, i rozłożył skrzydła, próbując zlokalizować źródło krzyku. |
| | | Shadowcat
Liczba postów : 172 Data dołączenia : 27/02/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Czw Kwi 20, 2017 11:02 am | |
| Kitty nie była w stanie odczuć na własnej skórze jak silna jest śnieżyca, która ich otaczała. Mogła jednak sobie wyobrazić siłę towarzyszącego jej wiatru, patrząc jak ten nie pozwala ustać spokojnie Icemanowi w jednym miejscu, co chwila próbując go pchnąć w inną stronę. Najgorszy był mimo wszystko śnieg, przynajmniej dla niej. Niemal całkowicie ograniczał widoczność. Widziała chłopaka jak przez mgłę, nie mówiąc już o otoczeniu, którego w ogóle nie widziała. Kiedy zrobiło się odrobinę ciszej, Shadowcat rozejrzała się dookoła. Czyżby osoba sterująca śniegiem zmęczyła się trochę? Nie wiedziała co mogło oznaczać to lekkie osłabnięcie wiatru. Długo jednak nie musiała się nad tym zastanawiać, bo wkrótce dostała odpowiedź na dręczące ją pytania. Śnieg zaczął znowu przybierać kształty. Tym razem jednak nie ludzkie. To bardziej przypominało wężopodobnego stwora. Może i śnieg nie wydawał się być czymś groźnym, ale mróz, który mu towarzyszył decydowanie przeszkadzał dziewczynie. Nie chciała doszczętnie przemarznąć. To dopiero by było zabawne. Przemarznięcie w środku lata. - Znikanie to najlepszy pomysł w tej chwili - odparła na jego słowa. Widząc, że Bobby chce ją złapać za rękę, Kitty pozwoliła na styknięcie się ich dłoni, po czym sama złapała go za rękę, tym samym i Icemana wprowadzając w fazowanie. Odczekała te kilka sekund kiedy chłopak tworzył ścianę z lodu, potrząsnęła lekko głową. - Nie, nie mam ochoty walczyć. I mamy dzieciaka do ocalenia. - pociągnęła Icemana, zmuszając go do tego żeby ruszył się z miejsca po czym ruszyła biegiem, mając nadzieję, że nie skręciła po drodze i teraz kierowała się z powrotem w stronę budynku, w którym zostawiła Eugene. W tej chwili chciała po prostu go uratować od tej śnieżycy. Samym dziwnym zjawiskiem i osobą odpowiedzialną za nią mogą się zająć później. Może ktoś od nich będzie miał jakiś pomysł na rozwikłanie problemu ze śnieżycą. Nie była już pewna czy tutaj Storm dałaby sobie radę skoro śnieżyca nie była tylko zjawiskiem pogodowym. Prędzej jakiś telepata, który mógłby wykryć kto nią steruje. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Czw Kwi 20, 2017 5:05 pm | |
| Wygenerowany z paszczy przeciwnika intensywnie biały promień zdawał się być czymś na pograniczu lodu, śniegu i po prostu mrozu. W pierwszej chwili uderzył w wytworzoną przez Icemana ścianę, lecz wężo-smok nawet nie próbował jej rozbijać - tylko po prostu przemieścił trochę swój pysk, aby płynnie kontynuować atak pod innym kątem. Jasny strumień przesunął się więc po przeszkodzie, a następnie trafił na moment w podłoże, w miejscu styku pokrywając je jeszcze grubszą warstwą śliskiego lodu... Po czym pomknął za uciekającymi mutantami. Nawet w normalnych okolicznościach - czyli nie musząc trzymać się za ręce i mając wystarczająco dobrą widoczność - nie daliby pewnie rady go wyprzedzić. Teraz tym bardziej nie mieli na to szans... I promień przeszył ich ciała, najpierw Bobby'ego, a potem Kitty. Dzięki fazowaniu nie stała im się żadna fizyczna krzywda, a Iceman tak naprawdę nawet nie poczuł różnicy... Ale Shadowcat z kolei już tak. Ten mróz był jeszcze gorszy od dotychczasowego, ostry, przenikliwy, jak gdyby obracał w lód jej ciało - tam, gdzie doszło do kontaktu. Oczywiście tak naprawdę do tego nie doszło, żadnych zmian nie dało się zauważyć gołym okiem, ale uczucie samo w sobie i tak było wręcz szokujące. Biały strumień powędrował jednak dalej, zamrażając i tak pokrytą śniegiem jezdnię oraz chodnik, a następnie rozbijając się o ścianę budynku... Choć oczywiście Bobby i Kitty tego już za dobrze nie widzieli. Promień co chwilę przechodził przez ich ciała, za każdym razem fundując Shadowcat podobne atrakcje - lecz to nie był wcale największy problem bohaterów, dosłownie i w przenośni. Wężo-smok szybko się zbliżał - i nic dziwnego, bo w końcu był po prostu powietrzem, więc najprawdopodobniej nie miał problemów z rozwijaniem sporych prędkości. Już sam jego pęd roztrzaskał postawioną wcześniej przez Icemana ścianę, a bestia coraz bardziej zmniejszała dystans pomiędzy sobą i mutantami... Gdyby była materialnym stworzeniem, to praktycznie dyszałaby im na karki. Z każdą sekundą znajdowała się bliżej i bliżej, a śnieg uniemożliwiał parce ocenę swojej odległości od schronienia... ... Aż nagle ich otoczenie się zmieniło, gdy przeniknęli przez zamarzniętą ścianę budynku do środka. We wnętrzu panowały względne ciemności, ale za to ryk wiatru wydawał się przynajmniej trochę przytłumiony - przez mniej więcej sekundę, gdyż zaraz potem w budowlę uderzyła rozpędzona masa powietrza. Cała struktura wyraźnie się od tego zatrzęsła, a towarzyszący temu zjawisku huk świadczył o tym, że coś uległo zniszczeniu. Co prawda gruba warstwa lodu od zewnętrznej strony zadziałała jako dodatkowa osłona, ale kto wie jakie szkody odniósł budynek? Gdyby bohaterowie wyszli teraz z fazowania, poczuliby ciągnącą od ściany falę zimna - tylko czy było to normalne czy może popękała ona w momencie zderzenia? Tak czy siak przydałoby się oświetlenie. Na zewnątrz wciąż szalał żywioł, lecz ponad jego szum wybijał się czyjś śmiech - żeński, z pewnością należący do wielu osób... Albo do jednej, która potrafiła brzmieć jak chór, bo i tak się przecież zdarzało.
W tym czasie natomiast Angel i Lockheed przenieśli się nieco dalej. Śnieżyca już im nie zagrażała, a przynajmniej nie bezpośrednio i pilnie, bo oczywiście istniała szansa, że dojdzie do jej przesunięcia... Ale póki co chyba nie musieli się o to przesadnie martwić. Znajdowali się ponad ulicą, po której zamieć w ogóle nie przeszła, w związku z czym brakowało na niej śniegu i lodu - lecz ciemności i tak utrudniały widzenie, gdyż rozpraszały je jedynie ustawione wzdłuż jezdni lampy... Ponad nimi zaś panował już mrok. Okoliczne budynki ciągnęły się w większości rzędem jeden przy drugim, nie dało się pomiędzy nimi przecisnąć - więc istoty pozbawione skrzydeł mogły przemieszczać się jedynie mniejszymi i większymi uliczkami. Pierwszym znakiem, że coś było nie tak - poza gęstymi chmurami i całą resztą - mogły być przemykające na wysokości dachów nietoperze. Nie wydawały się stanowić żadnego zagrożenia, nie atakowały, ale kręciły się po okolicy całymi chmarami - wydając przy tym te swoje charakterystyczne piski. Rzecz jasna w mroku bardzo ciężko było je dostrzec, było to możliwe głównie wówczas, gdy przelatywały blisko okien, z których bił blask zapalonego wewnątrz światła... Ale to chyba tylko pogarszało sytuację. Niżej, na chodniku i jezdni, biegały z kolei stada szczurów; niektóre osobniki wyrosły naprawdę spore, choć w Nowym Jorku gryzonie te tak czy siak osiągały zaskakujące rozmiary. Choć obecność tej zwierzyny - i to w takiej liczbie - była z pewnością nietypowa, to jednak bardziej interesujące musiało być zamieszanie pomiędzy porzuconymi na ulicy furgonetkami... Zapewne na co dzień dostarczającymi towary do któregoś z pobliskich sklepów. Jako że były dość wysokie, to osłaniały zajście z jednej strony, podczas gdy z drugiej widok blokowały po prostu budynki... A jednak nagłe uderzenie w bok samochodu, które odepchnęło go praktycznie na środek jezdni, odkryło sytuację. Wspomnianego uderzenia dokonało stworzenie tylko luźno przypominające człowieka, bo dwumetrowe, masywne i szare, szerokie w barkach, a do tego jeszcze obdarzone długimi pazurami u rąk i nóg. Co ciekawe, auto oberwało drugą taką istotą, pchniętą ze znaczną siłą... Jej nic się nie stało, ale w pojeździe zostało już spore wgniecenie. Oba stwory miały na sobie jedynie porozrywane spodnie i najwyraźniej były samcami - ale skoro należały chyba do tego samego gatunku, to dlaczego ze sobą walczyły? Odpowiedź okazała się prosta: wycofana aż pod samą ścianę, niebezpiecznie blisko potworów czaiła się dość drobna kobieta, ubrana w zieloną, letnią sukienkę - czyli adekwatnie do pory roku, lecz nie do aktualnej, nienaturalnie chłodnej pogody. Delikwentka miała też długie, czerwone - a nie rude, więc najpewniej farbowane - włosy, a także jasną cerę, lecz poza tymi cechami z oddali nie dało się stwierdzić wiele więcej na jej temat. Wydawało się wysoce prawdopodobne, że to ona wcześniej krzyczała, lecz teraz zachowywała milczenie, być może nie chcąc zbyt szybko znów ściągnąć na siebie zainteresowania bestii.
|
| | | Iceman
Liczba postów : 112 Data dołączenia : 02/02/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Pon Kwi 24, 2017 8:57 pm | |
| Ściana nic nie dała, wąż świetnie sobie z nią poradził. Obecnośc Bobby'ego na tej misji też nie. Był odporny na mróz ale nie mógł walczyć z tą zamiecią. A skoro o odporności mowa to dzięki niej nie poczuł skutków promienia a więc zimna. Kitty niestety poczuła je na własnej skórze. Biedaczka, szkoda, że nie ma żadnego sposobu by coś z tym zrobić. Nadciągający potwór robił wrażenie, zniszczył grubą ścianę lodu i zbliżał się do nich. Teoretycznie byli bezpiecznie ale mimo wszystko taki widok potrafił zatrzymać pracę serca. Był "zbudowany" z powietrza a mimo tego sprawiał wrażenie żywego. Gdy wreszcie znaleźli się w budynku na jego twarzy pojawił się uśmiech. -Świetnie radzisz sobie sama Westchnął i zaczął słuchać tego śmiechu. Ktoś sobie urządził operę na zewnątrz? Ciekawe jak sobie radzi Angel? Czy jeszcze żyje? A może uciekł do Instytutu? |
| | | Shadowcat
Liczba postów : 172 Data dołączenia : 27/02/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Wto Kwi 25, 2017 2:54 pm | |
| Jedyne chyba co utrzymywało Kitty w ciągłym ruchu to adrenalina, która w obecnej sytuacji buzowała w jej ciele. Walka, ucieczka, potwór. Dziewczyna, choć nieco spowalniała, to ciągle parła do przodu, w duchu modląc się żeby za chwilę wpaść do jakiegoś budynku. Nawet nie oglądała się do tyłu, nie chciała patrzeć na śnieżnego stwora, który ich gonił. To tylko marnowanie czasu i dodawanie sobie kolejnej dawki strachu. Lepiej tego unikać. W tej chwili naprawdę szczerze zazdrościła Icemanowi jego odporności na mróz. Fakt, nie był może przydatny w sensie walki w tej chwili, ale i tak Shadowcat nie miała zamiaru walczyć. A chyba tylko on mógł tu zejść po nią żeby dać znać, że transport już przybył i mogę się stąd zmywać. Więc mimo wszystko jego obecność była przydatna. Kiedy nagle ogarnęły ich ciemności, Kitty się zatrzymała. Poczuła jak budynek zadrżał. Puściła dłoń Bobby'ego i opadła na kolana, oddychając ciężko. Objęła się ramionami, drżąc z zimna. W pomieszczeniu nieco adrenalina spadła i zaczęła wyraźniej odczuwać skutki ataków śnieżnego potwora. - Powtórzysz mi to, jak już stąd się wydostaniemy - zwróciła się do chłopaka, kierując na niego na chwilę swoje spojrzenie. A przynajmniej w miejsce, gdzie sądziła, że stoi gdyż ledwo co była w stanie widzieć coś w tych ciemnościach. Lekko drżącą ręką sięgnęła po swój telefon, by nim poświecić dookoła. Śmiech, który już wcześniej słyszała, tym razem po prostu zignorowała. - Jeśli trafiliśmy do tego samego budynku, to młody jest gdzieś blisko na pewno. - mogła zapytać dzieciaka o imię. Teraz nie wiedziała jak go wołać. Może chociaż w tej ciszy słyszał ich rozmowę i szybko wróci tutaj, by mogli razem wyjść. Oczywiście nie z powrotem w śnieżycę. Młoda X-Menka miała zamiar przefazować ich przez cały budynek prosto na dach. Co to dla niej w końcu. Musi tylko chwilkę odpocząć.
Lockheed nie zwracał już uwagi na nietoperze, które zdążył wcześniej zauważyć. Ważniejsze było sprawdzić, kto potrzebuje pomocy. Szybko zauważył, co się dzieje na ulicy. Miał wrażenie, że te stwory nieco przypominały tego, z którym wcześniej się zmierzył, ale mógł się mylić. W końcu ciągle dookoła nich panowała ciemność. Smok spojrzał na Angela, nie miał z nim tej więzi co z Kitty, nie mógł się z nim porozumieć bez odzywania się, a lepiej gdyby współpracowali. - Łap kobietę - odezwał się krótko do mężczyzny. Nie lubił się odzywać, ale tym razem po prostu nie miał wyboru. Czekał na bezpieczny powrót Angela, zerkając na dwa stwory i furgonetkę, przy której się znajdowali. Jeśli któryś ze stworów zwrócił uwagę na Angela i miał zamiar go zaatakować to smok nie zawahał się przed posłaniem kuli ognia w jego stronę. Po prostu osłaniał blondyna. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Wto Kwi 25, 2017 4:27 pm | |
| Komórka dawała słaby i blady blask, lecz nawet on był lepszy od kompletnych ciemności... Choć wywoływane przez niego cienie prezentowały się dość niepokojąco. Najzwyklejsze meble - przywodzące zresztą na myśl coś w rodzaju baru lub może restauracji - stawały się nagle potencjalnie niebezpieczne... Jak gdyby w każdym zakątku mogło się czaić coś groźnego. Okropne wrażenie. Nie pomagało również to, że uderzenie całej tej masy powietrza w budynek rzeczywiście doprowadziło do jego uszkodzenia, a w połączeniu ze wstrząsem zasypało salę drobnymi "pociskami" - w tym na przykład kawałkami tynku czy nawet cegieł. Być może jeden z nich wyjątkowo niefortunnie trafił w Eugene'a, który teraz leżał na boku - na podłodze przy drzwiach, czyli na lewo od Kitty i Bobby'ego. W pierwszej chwili chłopaka ciężko było dojrzeć pomiędzy innymi obiektami. Nie poruszał się, nie odzywał, oczy miał zamknięte... Ale bez wątpienia oddychał. W jego włosach znajdowało się trochę świeżej krwi, konkretniej z boku głowy, ale w świetle komórki i tak ciężko byłoby ją zauważyć. Takie obrażenia mogły być poważne, więc ktoś prędko powinien się nim zająć.
***
Żeby było szybciej, to jak wcześniej: teraz połowa mg, zresztą bardzo krótka, a reszta będzie po odpisie Angela.
|
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Pią Kwi 28, 2017 12:35 pm | |
| Po odstawieniu dziewcząt w pobliże kopalni, Billy zdecydował się przenieść od razu do Eugene'a. Domyślał się, że kolega najpewniej przebywał gdzieś na terenie Nowego Jorku, bo chyba na własną rękę nie byłby w stanie wyjechać nigdzie dalej... Więc nie martwił się o odległość, którą musiał przeskoczyć. Tak naprawdę nie miał nawet pewności, że faktycznie coś ona znaczyła. Równie dobrze liczyć się mogła liczba teleportacji, a nie ich dystans... Nigdy tego nie sprawdzał. Ze swoich limitów wiedział jedynie tyle, że potrafił przedostać się ze Stanów Zjednoczonych do - najprawdopodobniej - Rosji... I nic więcej. Tym razem teleportacja przerzuciła go od zamkniętego pomieszczenia, które mimowolnie rozświetlił nagłym wybuchem błękitnej energii, początkowo zasłaniającej jego lewitującą sylwetkę. Po pierwszych kilku sekundach aura zaczęła się powoli cofać, skupiać tylko przy dłoniach i oczach chłopaka, a ograniczona w ten sposób jasność pozwoliła mu ocenić stan sali. Obawiał się, że mógł ją przypadkowo uszkodzić i rzeczywiście zdawała się nie być w najlepszym stanie... Lecz po krótkiej chwili do nastolatka dotarło, że te wszystkie śmieci leżały nie w tych miejscach, w których powinny, gdyby zostały odtrącone przez jego pojawienie się na środku lokalu. Nim jednak Kaplan zdał sobie sprawę z własnej niewinności i nim odczuł ulgę, jego oczy wyłapały już coś o wiele ciekawszego... A raczej kogoś, dwie osoby, obie na swój sposób niezwykle charakterystyczne - i rozpoznawalne, przynajmniej dla niego. Z tej pary mężczyzna bardziej przyciągał uwagę, lecz kostium kobiety również wiele mówił i Naczelny Fan Superbohaterów Billy nie miał najmniejszego problemu z jego rozpoznaniem, nawet teraz, gdy błękitne światło zmieniało kolorystykę otoczenia. I pomyśleć, że zaledwie parę godzin temu nastolatek sam zastanawiał się nad sposobami odnalezienia X-Men bez wzbudzania ich irytacji... Ostatnio szczęście mu chyba sprzyjało, co stanowiło dziwne i nowe, lecz przede wszystkim niepokojące zjawisko. - Wiem, nie macie jeszcze powodów mi wierzyć, ale jestem po waszej stronie - wypalił natychmiast, nauczony doświadczeniem po spotkaniu z kolegami po fachu z przeciwnego wybrzeża. Tamci od razu wymierzyli do niego z broni, więc teraz wolałby uniknąć powtórki z rozrywki... Choć może nie powinien się tym aż tak bardzo przejmować? W końcu X-Men siedzieli w tym biznesie o wiele dłużej od Runaways i pewnie nie reagowali już tak gwałtownie i podejrzliwie... Kaplan mógł tylko mieć taką nadzieję. Powoli osuwając się niżej, aby móc postawić stopy na zagraconej podłodze, chłopak odpuścił sobie wyjaśnianie co dokładnie rozumiał przez "bycie po stronie X-Men". Wynikało to głównie z faktu, że sam nie do końca wiedział dlaczego użył właśnie tych słów. Chyba po prostu wydawały mu się najwłaściwsze... Bo przecież Young Avengers również mieli być bohaterami, więc pod tym względem stali po tej samej stronie barykady. No i Billy był też po prostu fanem drużyny, nawet jeżeli większość jego ulubieńców należała do Mścicieli, ale o tym chyba nie powinien jeszcze wspominać. Pewnie wyglądałoby to trochę mało profesjonalnie, gdyby spróbował poprosić o autografy albo wspólne zdjęcia. - Jestem Wiccan. Nie widzieliście może... - zaczął, lecz w tym momencie oderwał wzrok od dorosłych, aby znów rozejrzeć się po pomieszczeniu - i bingo. Może nie świadczyło to o nim najlepiej, że zauważył Eugene'a z takim opóźnieniem, ale na swoje usprawiedliwienie posiadał kiepskie, lekko pulsujące i migające oświetlenie, bałagan oraz dwoje bardzo interesujących bohaterów. Teraz jednak nastolatek nie tracił już czasu. Szybkim krokiem zbliżył się do rówieśnika i przyklęknął obok niego, z bliska starając się ustalić jego stan. Szczerze liczył na to, że Eugene nie wpadł w żadne poważne kłopoty, ale tak naprawdę jakie były szanse, że oberwał czystym przypadkiem? No i... Właściwie od kogo? Bo jeżeli od X-Men, to oby w grę wchodziło zwykłe nieporozumienie, a nie na przykład próba kradzieży. Och, to by się dla Eugene'a źle skończyło, Kaplan sam by o to zadbał. - Chcę go wyleczyć, chcę go wyleczyć, chcęgowyleczyć... - wyszeptał, a w związku z tym, że i tak w dalszym ciągu utrzymywał przy dłoniach i oczach skupiska energii, jej fala przelała się jeszcze tylko po sylwetce drugiego chłopaka. Eugene nie obudził się od razu, więc Billy nie mógł stwierdzić czy jego działania przyniosły oczekiwany skutek... Ale chyba lepsze to niż nic. Być może mógłby zmusić rówieśnika do odzyskania przytomności, lecz podejrzewał, że taka ingerencja niekoniecznie wyszłaby mu na dobre. Nie chciał ryzykować.
|
| | | Iceman
Liczba postów : 112 Data dołączenia : 02/02/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Sob Kwi 29, 2017 9:34 am | |
| Odporność na mróz była przydatna ale do walki z tym co jest na zewnątrz trzeba było czegoś więcej. Kitty zazdrościła Icemanowi odporności a on jej zdolności fazowania. Gdy dziewczyna puściła jego lodową dłoń rozejrzał się po pomieszczeniu szukając jej. Miał nadzieję, że nie zemdlała. Gdy usłyszał jej głos kamień spadł mu z serca. Czyli jednak zmęczenie i mróz. Miejmy nadzieję, że Kitty dotrze w jednym kawałku do domu. -O ile to coś nie nauczy się w kilka minut korzystania z drzwi... powinno się udać Wyciągnął do niej rękę gdy tylko dostrzegł światło. Czyli Shadowcat działał jeszcze telefon. Chociaż jedna dobra wiadomość. Gdy światło "latarki" padło na dzieciaka otworzył szerzej oczy i już miał do niego biec gdy pojawił się ktoś nowy. Bobby nie przypominał sobie by kiedyś spotkał Wiccana. Na ramionach Icemana pojawiły się dwa, groźne wyglądające kolce. Będzie musiał sporo potrenować z nową formą bo taki widok z pewnością odstraszy niejednego rozmówcę Kiwnął głową gdy usłyszał pierwsze słowa chłopaka. Byli po tej stronie tak? Gość raczej nie należał do X-menów... chyba, że pod nieobecność Bobby'ego znów rozpoczęto rekrutację i formowanie kolejnych drużyn. Iceman pewnie przedstawiłby się ale Billy wreszcie dostrzegł Eugene'a. Czyli ta dwójka się zna... pięknie. Podszedł do Wiccana który właśnie zajmował się... leczeniem nieprzytomnego? -Trzeba go będzie stąd zabrać Chociaż po przejściu sami wiecie kogo budynek nieco oberwał. Miejmy nadzieję, że część medyczna nie oberwała. Odwrócił się i spojrzał na Kitty, ona też pewnie wyląduje w łóżku i ktoś będzie musiał pilnować żeby go nie opuszczała. Chyba, że fazowanie chroni przed chorobami...
Ostatnio zmieniony przez Iceman dnia Sob Kwi 29, 2017 1:07 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Shadowcat
Liczba postów : 172 Data dołączenia : 27/02/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Sob Kwi 29, 2017 11:17 am | |
| Być może dzięki temu, że Kitty była na klęczkach, łatwiej było dojrzeć Eugene niż gdyby stała. Świeciła telefonem na niezbyt dużej wysokości w końcu trafiła na jego ciało. Zauważyła przy okazji, że posypało się sporo tynku, a nawet drobne kawałki sufitu. Być może któryś z kawałków trafił chłopaka i dlatego teraz leżał nieprzytomny. Miała nadzieję, że to tylko to. Oby tu w środku nie było żadnych potworków, takich jak tam na zewnątrz. Panowała względna cisza, nie licząc szumu wiatru z zewnątrz. Nie wiedzieli jednak jak długo wytrzyma ten budynek skoro już zaczynał pękać. Istota sterująca śniegiem chyba nie miała zamiaru zbyt łatwo się poddać. Ujęła dłoń Icemana i podniosła się na nogi, z podobnymi zamiar co jej towarzysz. Miała zamiar podejść do dzieciaka i upewnić się czy ten żyje i jak mu pomóc. Trzeba będzie go zabrać do skrzydła szpitalnego choć nie była pewna jak sprawne było ono w tej chwili, po ataku, który skończył się kilka godzin temu. Nie mieli jednak okazji podejść do młodego, zrobili może kilka kroków, gdy nagle pomieszczenie rozjaśniło się nagłym błyskiem światła. Kitty musiała lekko zmrużyć oczy przez nagłą zmianę otoczenia. Od niemal całkowitych ciemności, po ostrą jasność. Po chwili dało się dojrzeć jakąś sylwetkę w tym świetle, które zaczęło blaknąć. Niezbyt wysoką postać, unoszącą się lekko nad ziemią. Shadowcat odruchowo przeszła w fazowanie, by w razie czego móc ochronić siebie i Bobby'ego przez niepożądanym gościem. Po ich stronie, tak? Przyjrzała się dzieciakowi. Na pewno nie był zwykłym człowiekiem, o tym świadczyło jego dziwne pojawienie się. Teleportacja? Albo to mutant z taką mocą albo miał jakieś urządzenie służące do tego. I nawet nie miała okazji samej się przedstawić kiedy Wiccan podszedł do Eugene. Dziewczyna ruszyła za Icemanem w ich stronę, przyglądając się temu co młody robił. Magia? Tylko to jej przyszło na myśl kiedy zaczął leczyć swojego kolegę. - Musiał oberwać kawałkiem tynku z sufitu, budynek trochę się sypie - odezwała się i zerknęła w stronę okna, które było pokryte sporą warstwą lodu. Pozostawanie tu dłużej było kiepskim pomysłem. Zerknęła na przyjaciela, by zaraz wrócić spojrzeniem do Wiccana i Eugene. - Zgaduję, że się znacie, a sztuczka, którą przed chwilą zrobiłeś to teleportacja. Chętnie bym- Byśmy pogadali z tobą, ale to złe miejsce na to. Nie wiadomo ile budynek wytrzyma, za oknem panuje śnieżyca wywołana przez coś lub kogoś. Dasz radę nas zabrać stąd? - nie było czasu na milion pytań i wybadanie nowej osoby, kim tak właściwie jest. Nie powinni ryzykować kolejnego ataku śniegu. Najpierw stąd się zmyją, potem będzie czas na rozmowę. No chyba, że Wiccan zabierze ze sobą tylko kumpla. Wtedy nici z pogawędki, ale chociaż będą pewni, że dzieciak jest bezpieczny i sami się stąd już wydostaną jakoś. Kitty miała nawet dwa pomysły na to, gdzie się udadzą. Zgadzała się co do tego, że gdzieś trzeba zabrać rannego. Szpital był kiepskim pomysłem, nie wiadomo na ile nastolatek panował nad swoją mocą i czy by niechcący jej nie użył, a przecież ludzie bali się mutantów. Nie powinni ryzykować. Instytut byłby o wiele lepszym miejscem na zbadanie rannego. Kto wie czy nie miał wstrząśnienia mózgu.
Ostatnio zmieniony przez Shadowcat dnia Sob Kwi 29, 2017 1:10 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Sob Kwi 29, 2017 1:00 pm | |
| Zgodnie ze słowami Kitty, budynek trochę się sypał... A nawet bardziej niż trochę. Dochodzące z zewnątrz trzaski świadczyły o pękaniu - czegoś, być może lodu. Od kolejnych uderzeń powietrza? Najprawdopodobniej, choć oczywiście ze środka nie dało się tego dojrzeć. Grunt, że grupa wiedziała, że przeciwnik nie ustępował, choć przynajmniej w tej chwili nie mógł dostać się do środka. Dziwne, że - choć wykazywał oznaki inteligencji - nie spróbował po prostu skorzystać z drzwi... Tylko wolał atakować ścianę. Nie potrafił przybrać wystarczająco materialnej formy? Albo przeniknąć drobnymi szczelinami do wnętrza budowli? A może wolał zwyczajnie się bawić, czerpiąc przyjemność z uganiania się za ofiarami, a nie z ich dopadania? Jaka nie byłaby odpowiedź, wróg stwarzał zagrożenie nie tylko dla osób zebranych w pomieszczeniu, ale i dla każdego, kto przebywał w budynku. Wyższe piętra mogli równie dobrze zamieszkiwać ludzie; koniec końców media radziły im pozostawać w domach, aby uniknąć wszystkich tych zmian, które zachodziły na Brooklynie. Ilu mieszkańców posłuchało, a ilu uciekło na czas do innej części miasta?
|
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Sob Kwi 29, 2017 5:31 pm | |
| Skupiony na swoim zajęciu, początkowo Billy nie zareagował na to, że oboje X-Men zbliżyli się do niego i Eugene'a. Słyszał ich ruchy, oczywiście, ale po prostu nie widział w nich żadnego zagrożenia, dlatego nie czuł potrzeby obserwowania ich poczynań. Na słowa mężczyzny tylko pokiwał w milczeniu głową, bo sam świetnie rozumiał, że Eugene mógł potrzebować lepszej, bardziej profesjonalnej i fachowej pomocy... Tylko tak naprawdę nie miał pojęcia dokąd dokładnie powinien go zabrać. Jego pierwszą myślą było: do Kate. Chłopak wychodził z założenia, że przyjaciółka będzie wiedziała co zrobić dalej, bo zazwyczaj tak właśnie się działo. Zostawianie decyzji komuś innemu było na swój sposób wygodne, a Kaplanowi przynosiło zwykle niemałą ulgę. Ostatnio zbyt wiele od niego zależało i dopiero niedawno zaczął otrzymywać wsparcie... Więc chyba nic dziwnego, że z niego korzystał? Czuł się przez to tylko trochę winny, ale starał się jakoś to ignorować. Mimo to nastolatek podejrzewał, że Kate wciąż znajdowała się u siebie, bo w końcu od ich spotkania minęła tylko chwila... A nie chciał teleportować X-Men do prywatnego mieszkania dziewczyny. Zaufanie zaufaniem, ale nie wydawało mu się to właściwe, szczególnie bez jasnego i wyraźnego pozwolenia. Może mógłby odesłać tam tylko Eugene'a, a tę dwójkę zabrać ze sobą w inne miejsce? Tak, to miałoby sens. Z przygotowanym zarysem planu, Billy uważnie słuchał wypowiedzi kobiety, na którą skierował również swój wzrok. Nie podnosił się jeszcze z kolan, ani nie pozwalał wygasnąć swojej energii, bo nie dość, że potrzebowali oświetlenia, to i tak już za moment zamierzał użyć jej ponownie. Z każdym słowem miał coraz więcej pytań - dotyczących całej tej sytuacji, stanu kolegi z drużyny, tego, co działo się na zewnątrz - ale teraz nie było czasu, aby je zadawać... A poza tym i tak chciał najpierw uporządkować sobie to wszystko w głowie. - Mógłbym... - zaczął, chcąc zaprezentować obojgu starszym swój wcześniejszy pomysł, lecz głośniejszy trzask z okolic ściany pomieszczenia na moment odwrócił jego uwagę od rozmowy. W porządku, chyba jednak rzeczywiście nie powinni tutaj dalej dyskutować, ryzyko faktycznie było zbyt duże. Kaplan miał tylko nadzieję, że poza nimi w budynku nie przebywał nikt inny, ale skoro bohaterowie kazali mu się teleportować, to chyba wiedzieli co robili... Prawda? Chłopak oderwał więc spojrzenie od okna, pokrytego od zewnętrznej strony grubą warstwą... Sam nie był pewien czego, lodu albo kryształu lub przynajmniej czegoś podobnego... A następnie kiwnął głową. - Jasne, w porządku. Zostawcie to mnie - zapewnił, przesuwając wzrokiem pomiędzy dorosłymi i równocześnie wstając wreszcie z kolan. Wyglądało na to, że jego plan będzie musiał chwilę poczekać, ale tak naprawdę wystarczyło tylko trochę go zmodyfikować. Najpierw przeskoczą razem, a potem będzie już mógł odesłać Eugene'a pod opiekę Kate... Tak chyba będzie dobrze. - Chcę zabrać nas w bezpieczne miejsce, chcę zabrać nas w bezpieczne miejsce, chcę zabraćnaswbezpiecznemiejsce... - wypowiadając te słowa, nastolatek skupiał się na sobie oraz pozostałej trójce, nie chcąc nikogo pominąć, a także szukał w pamięci okolicy, w której teleportacja niczego by nie zniszczyła, ani nie zwróciła niczyjej uwagi. Z góry odrzucił wszystkie bazy Young Avengers, ale trochę obawiał się kolejnego przeskoku w ciemno. Ręce chłopaka powędrowały na boki, a rozchodząca się z jego dłoni energia pozostawiła w powietrzu dwie smugi, które jednak szybko rozlały się dalej, prędko wypełniając całe pomieszczenie intensywnym błękitem i bielą oraz odnawiając w nim zapach ozonu. Tym razem Billy był już przygotowany na wzniesienie się ponad podłogę. Coraz lepiej to kontrolował i przynajmniej nie musiał już bezwolnie poddawać się skutkom ubocznym swoich zdolności. W ciągu kilku sekund jasność zupełnie przesłoniła wszystkim wzrok, przez co nikt nie byłby w stanie stwierdzić co działo się w sali. Zaraz potem jednak blask się wycofał, a wraz z nim zniknęli wszyscy bohaterowie. W pomieszczeniu pozostały jedynie prędko wygasające iskry... Z/t za Kitty, Bobby'ego, Eugene'a i siebie w to miejsce. |
| | | Angel
Liczba postów : 49 Data dołączenia : 01/11/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Pią Maj 05, 2017 8:54 pm | |
| Angel zastygł przez chwilę w bezruchu, zastanawiając się nad tym co widzi. Nietoperze. Szczury. I te dwa wielkie... Cosie. Zerknął na Lockheeda. Nawet nie zauważył, gdy przyjaciel Kitty pojawił się tuż obok. Skinął głową, na znak że się zgadza, po czym rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze. Po kilku sekundach, nieznajoma kobieta mogła zauważyć nad sobą cień Warrena. Mężczyzna nie chcąc ryzykować, nie lądował na ziemi. Stwierdził, że nie będzie pytał jej o zdanie, tylko u niesie w górę i odleci na bezpieczną odległość. Oczywiście nie obawiał się starcia z dwoma napastnikami. Co to to nie, jednak nie chciał narażać na niepotrzebne ryzyko Lockheeda oraz czerwonowłosej. Gdy tylko znalazł się obok kobiety, objął ją mocno ramionami w talii i nie zważając na ewentualne protesty, momentalnie wzbił się w powietrze. W jego ocenie, krótki i przyjemny lot był o wiele lepszym rozwiązaniem niż skończenie w szponach jednego z dwóch stworów. I Warren miał szczerą nadzieję, że kobieta przyzna mu rację. Kolejnym celem mężczyzny było bezpieczne wylądowanie na dachu pobliskiego budynku. Wiedział, że z nią nie może pojawić się pryz X-copterze. W końcu panująca tuż obok niego śnieżyca nie za bardzo współgrała z jej strojem. Warren rozejrzał się dookoła, chcąc wychwycić wzrokiem Lockheeda. Wiedział, że gdyby jemu coś się stało, Shadowcat nie darowałaby mu tego. Ponownie skinął mu głową, tym razem jakby chcąc podziękować za chęć pomocy. I gdy już chciał zapytać, czy z Bobby'm i Kitty jest wszystko w porządku, usłyszał znajomy dźwięk swojego komunikatora. Wiadomość od Icemana. -Z nimi wszystko w porządku? - spytał mimo wszystko, tym razem zupełnie nie zwracając uwagi na uratowaną przez nich kobietę. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Sob Maj 06, 2017 2:44 pm | |
| Angel miał spore szczęście, bo potwory zdawały się skupiać tylko i wyłącznie na sobie wzajemnie - ten, który uderzył plecami o samochód, po odbiciu się od niego zawarczał głośno i rzucił się na swojego pobratymca, sprowadzając go do parteru i starając się zaatakować go pazurami. Jego łapy zostały szybko i skutecznie zablokowane, lecz obie bestie przerzuciły się po prostu na próby ugryzienia przeciwnika, warcząc przy tym wściekle. Stwór znajdujący się na górze miał pewne problemy z utrzymaniem równowagi na szarpiącym się drugim osobniku, ale jeszcze jakoś sobie z tym radził... Lecz dla Warrena pewnie i tak najważniejsze było to, że kreatury po prostu miały zajęcie. Wszystko powyższe oznaczało, że Angel mógł podlecieć bliżej, unikając jedynie chmar nietoperzy, które - gdy tylko wzbił się w powietrze - chętnie za nim podążyły. Zwinne zejście niżej i porwanie kobiety zwróciło już uwagę bestii, lecz nim te zdążyły się od siebie w ogóle oderwać, bohater już znów się wznosił. Jeden z potworów niemalże natychmiast wskoczył na uszkodzone wcześniej auto, drugi zaś podjął próbę wspięcia się po ścianie budynku - lecz żaden z nich nie miał już szans wybić się na tyle daleko, aby dotrzeć do Angela. Mimo to obserwowały go uważnie, sycząc przy tym zawzięcie. Kobieta w ramionach Warrena z kolei najwyraźniej ani myślała protestować. To zaskakujące, ale mnóstwo osób nagle przekonywało się do mutantów, gdy otrzymywało od nich pomóc... Choć ta sympatia nie zawsze trwała długo. Tak czy siak, ruda obejrzała się na pozostawiane w tyle potwory, a jednocześnie oplotła Angela ramionami wokół szyi; nic dziwnego, dzięki temu musiała się czuć pewniej. W końcu w powietrzu nie utrzymywało jej wiele, a droga w dół była daleka... No i te natrętne nietoperze też nie pomagały. Niedoszła ofiara bestii nie wyglądała za to na zainteresowaną odbywającą się przez komunikator dyskusją. Tuż po słowach Angela, lecz kiedy Lockheed był jeszcze daleko i nie widział jej z przodu, ułożyła dłoń na policzku blondyna, żeby zwrócić ku sobie jego twarz. Patrzyła mu przy tym prosto w oczy - a jej własne na ułamek sekundy rozbłysły jadowitą zielenią, gdy się odzywała: -Ochronisz mnie, prawda?- w tych okolicznościach pytanie to nie było aż tak dziwne; pomiędzy szalejącą zamiecią i drapieżnymi stworami kobieta miała się tutaj czego bać... A z nieba spadł jej rycerz w lśniącej zbroi. Nie, to wszystko było jeszcze dość normalne - w przeciwieństwie do odczuć, które wywołały jej słowa. Praktycznie nie sposób było jej odmówić. Ba, mózg nie chciał nawet zastanawiać się nad jej prośbą, bo potwierdzająca odpowiedź sama cisnęła się na usta, a serce zalewało ciepło i chęć niesienia biednej niewieście pomocy i wsparcia. Wszystko to zdawało się zaś być najzupełniej naturalne. Nic nie wystawało ponad normę, nie budziło żadnych wątpliwości, pragnienie otoczenia kobiety opieką najwyraźniej wypływało z wewnątrz... A ona sama sprawiała wrażenie takiej ślicznej, niewinnej i bezbronnej. Potwory, które pozostały na ulicy, chyba chwilowo zakopały topór wojenny, gdyż nie wróciły już do atakowania siebie wzajemnie. Jeden z nich w dalszym ciągu siedział na samochodzie, drugi natomiast przeskakiwał po ścianach budynków - a susy robił wielkie - zataczając koło wokół miejsca, w którym znajdowali się Angel i ocalona przez niego dama.
|
| | | Shadowcat
Liczba postów : 172 Data dołączenia : 27/02/2013
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Pon Maj 08, 2017 11:08 am | |
| Lockheed obserwował dwa walczące ze sobą potwory, od czasu do czasu rzucając spojrzeniem w stronę Angela i pilnując by nic mu nie groziło. Ciężko było się rozdwoić z obserwacjami, ale przecież wspierał X-Menów. Kitty by się na niego pogniewała, gdyby nie udzielił wsparcia jej koledze. Dlatego zawsze starał się pomagać X-Menom, jeśli tylko miał do tego okazję. Machnął ogonem z zadowoleniem kiedy kiedy blondyn pochwycił kobietę i wzniósł się do góry. Po krótkiej chwili dodatkowej obserwacji potworów poleciał w jego stronę, zerkając czasem w dół, by ogarnąć sytuację. Jeden ze stworów chyba nie chciał łatwo opuścić. Smok, nie namyślając się zbyt długo, wypuścił w jego stronę niewielką kulę ognia. Chciał go tylko wystraszyć, by ten dał sobie spokój z czajeniem się na nich. Teraz powinni jak najszybciej dostać się do pojazdu, by nieznajoma nie zmarzła zbytnio. |
| | | Emma Frost
Liczba postów : 375 Data dołączenia : 02/12/2012
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) Wto Maj 09, 2017 12:31 am | |
| Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia Angel otrzymał od Emmy telepatyczną wiadomość o bardzo niepokojącej treści. "Cable i Domino, mutanci, którzy chcieli ukraść Blackbirda i podjąć się ataku na twórców Sentineli przebywają obecnie w zamku Doctora Dooma w Latverii... Ale wcale nie są naszym największym problemem. Ktoś wysadził w powietrze Houston. Sądząc po odebranych przeze mnie obrazach, z miasta nie zostało nic. Zginęli nieomal wszyscy mieszkańcy. Na miejscu przebywa X-23 oraz troje naszych uczniów pod jej opieką: Surge, Elixir i Icarus. Zostali ochronieni przed eksplozją, ale straciliśmy jednego Blackbirda."
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Quincy St (i okolice) | |
| |
| | | | Quincy St (i okolice) | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |