|
| Chinatown, Manhattan | |
|
+7Carol Danvers Emma Frost Black Panther Spider-Man Dagger Vision Black Cat 11 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Vision Mistrz Gry
Liczba postów : 182 Data dołączenia : 24/09/2015
| Temat: Chinatown, Manhattan Pon Lut 06, 2017 6:38 pm | |
| First topic message reminder :Jedna z kilku Chińskich Dzielnic znajdujących się na terenie Nowego Jorku. Umiejscowiona na Manhattanie, co sprawia, że jest tą najbardziej znaną i najchętniej odwiedzaną przez turystów. Miejsce tętniące życiem, pełne restauracji, targów i sklepów z pamiątkami. Większość ponad stuletnich domów w tej dzielnicy to kamienice czynszowe, co przyczynia się do tłoku i hałasu. Leżące w centrum Chinatown obsługiwane jest przez wiele linii metra. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Nie Cze 10, 2018 1:52 pm | |
| Tłum był dość zaaferowany i zanim Lilith skupiła na sobie odpowiednio dużo uwagi - żeby reszta na oślep kierowała się na bok - to zajęło jej to chwilę, podczas której zaczepiła pracownika. Młody mężczyzna zapewne student, pokiwał głową i wycofał się w stronę zaplecza w poszukiwaniu apteczki, która powinna być na stanie. Zebrani zaczęli dzielić się na rannych i zdrowych. Ci pierwsi przemykali w stronę stolików, które były zsuwane ze sobą. Natomiast ci drudzy zgromadzili się pod oknem, najwidoczniej nie chcąc odpuścić sobie okazji na obserwację działań superbohaterów. Z pozycji sklepu ciężko było jednak dostrzec Black Panthera czy Spider-Mana, którzy byli zdecydowanie dalej. Towarzystwo kręciło głowami, szukając kogoś, kto przyznałby się do wypytywanego zawodu. Nikt taki się nie zgłosił. Oprócz dojrzałej kobiety, która dość nieśmiało wyciągnęła rękę. Po chwili zdecydowała się wyjść przed grupę i zbliżyła się do Brown. — Nie jestem lekarzem, ale pracuję jako pielęgniarka — sprecyzowała dokładniej. Zawsze to była dodatkowa para rąk do pomocy, która wiedziała, co robi i nie musiała sprawdzić procedur w przeglądarce internetowej. Kobieta czekała też na instrukcje, choć zaczęła się przygotowywać. Czy to ściągnęła odzież wierzchnią, czy odłożyła torebkę na bok. W tej samej chwili pojawił się pracownik, który niósł w rękach dwie, litrowe butelki schłodzonej wody i średniej wielkości apteczkę; taką można było dostać na stacjach benzynowych czy w odpowiednich sklepach. Brown więc mogła się spodziewać, że nie będzie tam nic odkrywczego. W międzyczasie T’Challa mógł złorzeczyć na tego, który dokonał sabotażu na jego plan swoim działaniem. Mimo to jednak miał szansę wykorzystać to, że Sentinel został na chwilę przytwierdzony do ulicy. Waga robota nie powodowała, że asfalt pod nim zaczął pękać, chociaż można było założyć, że ciężar maszyny oscylował w okolicach wagi małego samochodu osobowego. Decyzja o pokonaniu dystansu, który dzielił króla Wakandy od robota, a następnie postanowienie wybicia się, żeby wylądować na korpusie skończyło się całkiem pomyślnie. Już w momencie, gdy T’Challa biegiem kierował się w stronę Sentinela, ten wyciągnął swoje ramię w kierunku Mściciela. Był gotów do tego, żeby uwolnić wiązkę energii. Robot zrobił to za późno, gdyż energia - po raz kolejny tego dnia - trafiła w ulicę, tworząc żłobienia. Do tego momentu plan poszedł po myśli Okonkwo. Niestety, jego pazury nie były jednak na tyle długie, żeby mógł za jednym machnięciem - mimo wytrzymałego materiału - unieszkodliwić maszynę. Zniszczył wierzchnią powłokę przeciwnika oraz elementy znajdujące się tuż za panelem. Między innymi zostało zniszczone oko, a powłoka była zauważalnie pocięta na długości twarzy. Mimo to robot wciąż działał. Ból pleców czy uda nie był czymś nowym w życiu Spider-Mana - często walki kończyły się jakimś urazem. Teraz należało cieszyć się z braku przedziurawionej części ciała czy innego urazu. Młody fotoreporter bez problemu cofnął się w stronę ulicy, z której nadleciał. Poszukiwane zwierzę nadal było pod rożkiem. Figurka zatrzymała się parę centymetrów nad ciałem psa. Z tej perspektywy ciężko było Peterowi ocenić, gdzie dokładnie była rana. Jedynie był w stanie zauważyć zakrwawioną sierść czworonoga. Gdy Spider-Man wyciągnął ręce do psa, do jego uszu dobiegło wycie spowodowane bólem. Było ono przemieszane z warknięciem. A że fotoreporter wyciągał psisko od strony jego pyska to musiał pogodzić się z kolejną dawką bólu w postaci ugryzienia jego przedramienia. Ot, mechanizm obronny, który momentalnie zelżał. Peter musiał coś zrobić z psem, który był na jego rękach, a który nie był w stanie się ruszyć; cichy jęk wyrywał się od czasu do czasu z gardła zwierzęcia. W momencie gdy Spider-Man podjął się krótkiej dyskusji z Czarną Panterą, obaj usłyszeli wołanie: — Coco? Coco! — głos zdecydowanie był kobiecy i spanikowany. Dobiegał zza maszyny. Młoda kobieta o farbowanych na siwo włosach rozglądała się po ulicy w zniszczonym ubraniu. Makijaż również był stracony - czarne ślady pod oczami były wystarczająco wymowne. Sentinel zaczął obracać się w stronę dziewczyny.
|
| | | Lil
Liczba postów : 13 Data dołączenia : 23/05/2018
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Wto Cze 12, 2018 3:59 pm | |
| Lilith obserwowała realizację jej polecenia. Trzeba przyznać, że poszło nawet w miarę sprawnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę poruszenie panujące wśród obecnych. Teraz wreszcie była w stanie dokładniej ocenić ile pracy przed nią. Do pomocy zgłosiła się tylko jedna kobieta, pielęgniarka. -Dobrze.- kiwnęła głową. Do opatrywania ran powinno starczyć. Zresztą z obecnym sprzętem chirurg nie zrobiłby nic, czego nie umiałaby doświadczona pielęgniarka. Podziękowała skinieniem głowy chłopakowi z obsługi, który dostarczył to, o co prosiła i położyła to co przyniósł na stole. Otworzyła apteczkę by upewnić się co do zawartości. Można było ją określić jako wystarczającą. Nie spodziewała się po takim miejscu więcej niż standardowa apteczka. Nie ma takiego obowiązku ani potrzeby, by w zwykłej restauracji było coś bardziej specjalistycznego. Założyła rękawiczki, wyjęła kolejną parę oraz gazy jałowe i bandaże. Wskazała pielęgniarce tego z krwawiącą głową. -Trzeba upewnić się, że nie ma uszkodzeń wewnętrznych czy innego wstrząsu i zająć się raną.- pewnie wiedziała co należy zrobić, ale Lil wolała się upewnić, że zostanie zrobione wszystko to co powinno. Z tym co wyjęła oraz butelką wody podeszła do chłopaka, który przykuśtykał tu wsparty na czyimś ramieniu. Położyła wszystko obok i zwróciła się do tego, który pomógł mu przyjść. -Ranę na nodze trzeba oczyścić, osuszyć. Nogę usztywnić czymś. Całość zabandażować, tamując krwawienie.- powiedziała i podała mu rękawiczki dając do zrozumienia, że to on ma to zrobić. I tak go zostawiła. Były osoby z bardziej pilnymi ranami, a ten człowiek, albo zna rannego, albo jest jednym z tych codziennych bohaterów. W obu przypadkach zrobi to, czego teraz od niego oczekuje najlepiej jak potrafi, czyli najpewniej wystarczająco, skoro jest dorosłym mężczyzną, a jego pacjentowi nie grozi wykrwawienie się w 10 minut. Kwestia psychiki ludzkiej. Co zaczął, to instynktownie będzie chciał dokończyć, tym bardziej, że otrzymał konkretne polecenie. Sama doktor Brown podeszła do osoby, której obrażenia wymagały najszybszej interwencji. Zauważyła z pewną ulgą, że nie było tu osób krwawiących z jelit czy próbujących umieścić swoje flaki z powrotem w brzuchu, ale znała powód takiego stanu rzeczy i to skutecznie całą tą ulgę niwelowało. Tak poważnie ranne osoby nie miały szans się ukryć. Na razie jednak zajęła się tymi, których miała tutaj. Podchodziła po kolei do każdego zaczynając od tych, których obrażenia wydały się jej najgorsze. Jak zwykle najpierw diagnozowała używając swojej mocy i ewentualnie wspomagając się bardziej tradycyjnymi metodami, choć tu głównie chodziło o ukrycie przed pacjentami, że po niespełna pół minucie kontaktu, a często nawet szybciej wie wszystko co jej potrzeba oraz by uniknąć nieuzasadnionego dla pacjentów zatrzymania się. Leczenia mocą podejmowała się tylko gdy było to potrzebne i tylko na tyle, by ustabilizować rannego. Resztę robiła tradycyjnie. Nie chciała im tutaj zemdleć że zmęczenia. To była jedna z ostatnich potrzebnych rzeczy. |
| | | Black Panther
Liczba postów : 50 Data dołączenia : 21/10/2012
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Pią Cze 15, 2018 10:24 pm | |
| Plan Wakandczyka nie wypalił. Mimo precyzyjnego cięcia nie zdołał unieszkodliwić maszyny. Była o wiele twardsza, niż zakładał. Zniszczone oko i draśnięta powłoka dawały mu jednak nadzieję, że przeciwnik jest możliwy do pokonania. Ważniejsze jednak jest to, że znajomość jego słabości z pewnością pomoże przy kolejnych. T'Challa miał tylko jeden powód chwilowego pozostawienia robota. Jedyną żywą istotą, z którą miał w ostatnim czasie kontakt był chłopak w kostiumie. Źle czuł się z tym że zaangażował go do walki, chociaż prawdopodobnie i tak by zainterweniował.
Po dobiegnięciu do chłopaka odetchnął z ulgą. Okazał się wystarczająco silny, by poradzić sobie w pojedynkę. Nie zmienia to jednak faktu, że może się jeszcze przydać. Uderzenie nie zrobiło na nim wielkiego wrażenia. Nadal był skory do żartów. Bogini niezbyt by się ucieszyła na wieść nazywania Czarnej Pantery "kitty cat", ale tym razem ujdzie mu to na sucho. Nie jest tak restrykcyjny, jak starsze pokolenia.
- Gdybyś nie działał tak lekkomyślnie i nie narażał zdrowia swojego i innych to nawet bym cię pochwalił za pomysł z unieruchomieniem maszyn... Człowieku... Pająku.
Słysząc głos kobiety, natychmiast obrócił się w jej kierunku. Wyostrzone zmysły są w takich sytuacjach niezawodne. Zanim jednak pobiegł w jej kierunku odpowiedział jeszcze krótko odnosząc się do kolejnych słów spider-mana.
- Może w innej sytuacji pokazałbym ci nieco więcej niż pazury z vibranium. Porozmawiamy o tym, jak ogarniemy ten bałagan. Przynajmniej ja zamierzam to zrobić. Masz wolną rękę.
Pantera ruszył z pełną prędkością przed siebie. Robienie hałasu to samobójstwo w obliczu ataku wroga, ale nie ma czasu na skradanie się. Rozglądał się, aby znaleźć przy okazji Coco. Jeśli nigdzie go lub jej nie będzie, to postara się chwycić kobietę w ramiona i zanieść ją w bezpieczne miejsce, następnie samemu stanąć twarzą w twarz z Sentinel. Niezbyt podobała mu się zaistniała sytuacja, ma on jednak obowiązki do wypełnienia. Zawahanie się to w tej sytuacji zhańbienie tytułu króla i strażnika ludu Wakandy. |
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Wto Cze 19, 2018 3:23 pm | |
| Po krótkiej wymianie zdań z nowo przybyłym, Peter stał skołowany w miejscy. Adrenalina powoli zaczęła opuszczać jego ciało i Pająk dopiero teraz zdał sobie sprawę z piekącego bólu, spowodowanego ugryzieniem przez psa. No ale cóż, sam był sobie winien. Prawdopodobnie gdyby wcześniej zauważył czworonoga, ten nie został by ranny a co za tym idzie, nie stałby się agresywny. Mimo to, chłopak nie miał mu tego za złe. Raczej był zły sam na siebie.
W momencie gdy Czarna Pantera pobiegła przed siebie a do uszu pająka dotarł głos kobiety wołającej o kogoś, wzrok Petera mimowolnie powędrował w stronę psa. - Dziecka by się chyba tak nie nazwało co, um, Coco...? - Peter wymamrotał do psa głównie aby sprawdzić, czy ten reagowałby na imię. Jeśli tak, to wiadomo co z nim zrobić. Jednakże większym problemem było to, że maszyna również zdała sobie sprawę z obecności bezbronnej kobiety. Mimo iż bieganie w rannym psem trzymanym w ramionach to kiepski pomysł, fotoreporter nie miał innego wyjścia. Powoli ruszył przed siebie, trzymając czworonoga solidnie ale wciąż delikatnie aby nie zranić go ani, co gorsza, nie wywołać kolejnej reakcji obronnej. Nie widziało mu się następne ugryzenie. - Mam tylko nadzieję że byłeś szczepiony... - westchnął brązowooki i spojrzał przed siebie. Uszkodzone oko robota znacznie ułatwiało sprawę, jednak jeśli posiada jakikolwiek system umożliwiający mu rejestrowanie terenu, nie zda się to na wiele. W końcu kto wie, kto projektuje te ustrojstwa. Z czystej ciekawości, Peter wystrzelił pajęczyną w pobliski śmietnik aby następnie rzucić nim o ścianę aby sprawdzić, czy maszyna reaguje głównie na dźwięk. W końcu każda wskazówka się przyda. Pająk ruszył teraz szybciej, chcąc uboczem przemknąć w stronę kobiety żeby zapewnić zarówno jej jak i psu bezpieczeństwo. Obecność cywili znacznie ograniczała możliwości walki zarówno jego jak i kociego przyjaciela. Chciał nie chciał, słysząc o vibranium Peter stał się okropnie ciekawski. Słyszał jedynie plotki o niezwykłym rodzaju metalu pochodzącym z okolic Afryki, gdyż każda konkretna próba znalezienia informacji była bezskuteczna. Tajne czy też nie, Peter musi dowiedzieć się więcej. Może nawet udałoby mu się coś z tego mieć... dla dobra publicznego oczywiście. |
| | | Human Torch
Liczba postów : 132 Data dołączenia : 06/07/2012
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Czw Cze 21, 2018 10:49 am | |
| Po opuszczeniu Wieży Mścicieli rodzeństwo nie miało żadnego konkretnego celu obranego. W końcu całe miasto było oblegane przez roboty. Wystarczyło poszukać większego skupiska, przy którym nie było za bardzo bohaterów i tam się zatrzymać. Po drodze Johnny słyszał jak siostra przekazuje Herbiemu rozkazy w sprawie kontaktowania się z Namorem i Inhumans. Idąc za przykładem siostry postanowił zrobić coś podobnego. - Poczekaj chwilę. - zwrócił się do dziewczyny, zaraz pędząc do ich wieżowca po swój telefon. Okno od pokoju jak zawsze miał otwarte, więc bez problemu dostał się do środka. Zgarnął telefon i jak najszybciej wrócił do siostry. Przez chwilę się wahał, ale każda pomoc im się przyda, więc nie ma co wydziwiać. "Hej. Mam nadzieję, że numer aktualny i odbierzesz mojego smsa. Chociaż pewnie i tak możesz go zignorować. Nie wiem czy jesteś w pobliżu, czy jesteś w ogóle w USA. Pewnie chodzisz, gdzie ci się podoba. Nie wiem czy słyszałeś, ale mamy inwazję Sentineli. Takich, co zabijają wszystkich. Wiem, że nie lubisz ludzi, ale przydałaby nam się pomoc. Więc wiesz. Jeśli akurat się nudzisz i nie masz nic do roboty to może wpadniesz rozwalić kilka blaszaków? Tak dla zabicia czasu." Blondyn na chwilę przerwał, by się rozejrzeć po okolicy. W dole zauważył kolejne skupisko robotów, a do tego dosyć znajomy kostium. Przynajmniej tak sądził, kolory się zgadzały. Zatrzymał się więc w powietrzu. - Czekaj, siostra. - zawołał do Sue, zerkając na nią i znowu w dół. "Ja z siostrą właśnie lądujemy w Chinatown. Ale w ogóle nie musisz też tutaj się wybierać. Wystarczy gdziekolwiek. Tak tylko daję znać, gdzie jestem. No, to w razie czego jakbyś się zdecydował to uważaj na siebie. Chociaż tak ogólnie też uważaj na siebie. Torchy~" Dokończył smsa i nie czytając go drugi raz wysłał na numer, którego właścicielem ostatnio, dosyć dawno temu, był Daken. Jego ognioodporna zabawka wróciła do kieszeni po czym chłopak obniżył lot, by lepiej się przyjrzeć sytuacji. Rozglądał się za znajomym kostiumem i w końcu go zauważył. Z pieskiem na rękach. Aww. - Spidey! Hej hej, Spidey! - krzyknął, wymachując ręką, by zwrócić na siebie uwagę przyjaciela. Dopiero co o nim myślał i właśnie go spotkał. To się nazywa szczęście głupiego. Chwilowo nawet nie zainteresował się niszczeniem robotów. Nie pomyślał też o dokładniejszym rozejrzeniu się po okolicy i ocenie sytuacji. Te dwie ostatnie rzeczy i tak Susan zrobi za niego. On w tej chwili chciał tylko żeby Peter go zauważył. Ba, Johnny nawet poleciał w jego stronę. Koniecznie musiał się przywitać. Z kim jak z kim, ale z Pajączkiem nie można inaczej. Nawet po środku pola bitwy. |
| | | Invisible Woman
Liczba postów : 198 Data dołączenia : 03/07/2012
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Czw Cze 21, 2018 4:38 pm | |
| Po opuszczeniu budynku Susan nie zwlekała ani chwili z potwierdzeniem Herbie'emu konieczności wykonania wspomnianych wcześniej poleceń. AI tak czy siak uważnie śledziło całą ich rozmowę w Avengers Tower, więc wiedziało co dokładnie miało zrobić, dlatego wystarczyło je jedynie zapewnić, że mogło już wziąć się do roboty. Sue wciąż nie czuła się najlepiej z tym, że nie zwracała się do Namora i rodziny królewskiej osobiście, ale Herbie był praktycznie członkiem drużyny, więc mógł godnie reprezentować Fantastyczną Czwórkę - i to trochę ją pocieszało. Mimo to kobieta obiecała sobie, że później sama zajmie się podziękowaniami za pomoc... O ile ją w ogóle otrzymają. Kiedy Johnny zarządził przystanek przy Baxter Building, blondynka zerknęła na niego z lekkim zdezorientowaniem oraz z zapytaniem w oczach, lecz kiwnęła głową. Czekając na powrót brata opadła nieco niżej, by usunąć kilka robotów kręcących się w pobliżu ich siedziby, korzystając przy tym z metod, które wymagały od niej mniejszego nakładu energii - polegając głównie na kolcach z pola siłowego, które skupiała na głowach przeciwników, nie chcąc wywołać eksplozji... Bo w takim wypadku musiałaby je pewnie hamować, chyba że w pobliżu akurat nikogo by nie było. Johnny szybko wyłonił się przez okno ze swojego pokoju, a na jego widok Invisible Woman ponownie się wzniosła, aby znaleźć się na podobnej do niego wysokości - przez co spotkali się w pół drogi i wspólnie wyruszyli już dalej. Tym razem Susan zmarszczyła już czoło, spoglądając na telefon w dłoni brata, lecz ostatecznie postanowiła mu zaufać. Czego by ludzie o nim nie myśleli, w takiej chwili nie załatwiałby spraw prywatnych kosztem czyjegoś zdrowia i życia. Albo przynajmniej nie załatwiałby tylko spraw prywatnych... Blondynka nie mogła jednak nie zauważyć, że Johnny strasznie długo zajmował się tą swoją komórką i jeżeli stosował do kogoś wiadomość z prośbą o pomoc - a to właśnie podejrzewała - to najwyraźniej w formie małej powieści. Z jednej strony nie chciała mu w tym przeszkadzać, z drugiej była trochę ciekawa i rozważała już nawet spytanie brata o jakieś szczegóły, gdy ten znów się zatrzymał i przykazał jej to samo. Sue odruchowo zawisła w powietrzu i westchnęła cicho przez nos, nie mogąc się powstrzymać przed komentarzem. -Do kogokolwiek teraz piszesz, zaproszenie na rodzinny obiad możesz dosłać później. Ja bardzo chętnie poznam- stwierdziła, lecz nie do końca poważnym tonem, co Johnny na pewno powinien być w stanie wyłapać. Zaraz potem kobieta przeniosła spojrzenie ze swojego towarzysza w dół, decydując, że równie dobrze mogli już tutaj wkroczyć na moment do akcji, zamiast szukać dogodniejszego miejsca... I to okazało się być świetnym posunięciem, gdyż to właśnie dzięki temu dostrzegła walczące pod nimi osoby. Invisible Woman nie potrzebowała dużo czasu, aby pobieżnie ocenić sytuację. W zasięgu wzroku widziała między innymi Spider-Mana i Black Panthera, a także dziewczynę, której asystowali... Oraz wówczas jeszcze tylko celującego do niej Sentinela. Sue nie chciała wejść bohaterom w drogę, dlatego skupiła się na tym ostatnim - i natychmiast otoczyła robota kulistym polem siłowym, po czym bezzwłocznie szarpnęła je całe przynajmniej kilka metrów w górę. Za priorytet uznała zablokowanie ataku maszyny i zdezorientowanie jej dla kupienia im wszystkim chociaż chwili na działanie. W międzyczasie niedaleko siebie usłyszała też okrzyk brata, od którego instynktownie odsunęła się parę metrów na bok, by razem nie stanowili bardziej kuszącego celu - który można by było wtedy zdjąć za jednym zamachem. Susan spodziewała się tego, że Sentinel wprawi w ruch swoje silniki, tak jak robiły to te przy Avengers Tower, dlatego starała się działać jak najszybciej. Nie marnowała energii na blokowanie robota w jednym miejscu, chyba że ten zdecydował się zaatakować kogoś fizycznie, bo wówczas postarałaby się go powstrzymać. Poza tym zaś wygięła górną część bariery, aby uformować z niej kilka skierowanych do wewnątrz kolców, które pchnęła po skosie oraz z boków ku głowie maszyny, zamierzając poprzebijać ją na wylot. -Wcześniej Carol, teraz Pająk? Kusisz los- zwróciła się do brata, mając na myśli jego wcześniejsze zagapienie się, przez które oberwał promieniem. Nawet nie przyszło jej do głowy to, w jaki inny sposób można by było odebrać jej słowa, bo - umówmy się - koncentrowała się teraz głównie na sytuacji na poziomie ulicy, a nie na zawiłościach dyskusji z Johnny'm... I chciałaby, żeby on mimo wszystko w podobny sposób podzielił swoją uwagę.
|
| | | Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Sro Cze 27, 2018 12:19 am | |
| Pielęgniarka zadziałała właściwie automatycznie. Pozbyła się odzieży wierzchniej, która mogłaby jej ciążyć. Skinęła w stronę Lilith, poprawiając jeszcze torebkę na swoim ramieniu. Wolała nie odkładać jej na bok w lokalu pełnym obcych ludzi. W każdym razie, kobiecie nie trzeba było powtarzać. Dwójka młodzieńców, gdzie jeden z nich kuśtykał wsparty o ramię przyjaciela, spojrzeli na Lil jednocześnie. Jeden miał wyraz twarzy przepełniony bólem, drugi natomiast był przerażony w momencie usłyszenia poleceń ze strony młodej kobiety. Pokręcił zaraz głową i zająknął się w dodatku. — Ale na pewno mam to zrobić? — zapytał. — Ja nie zajmuję się tym — powiedział. Najwidoczniej tym samym chciał dać jej znać, że także pierwszy raz jest w sytuacji, która wymaga od niego udzielenia pierwszej pomocy, a przynajmniej zadbania o to, żeby było dobrze. Niemniej w momencie, gdy Lilith poszła dalej, to mogłaby później zobaczyć, że spanikowany chłopak wziął się jednak za to, aby pomóc koledze, który zaciskał zęby zauważalnie. Osoby, do których najpierw podeszła Brown, były zranione i krwawiły. Nikt jednak nie był w takim stanie, żeby móc się zacząć niepokoić Z pewnością nie wyglądali jak ci, co martwi leżeli już na ulicy, a na jakich można było spojrzeć przez szybę lokalu. Najpierw trafiła na ojca z małoletnim synem, którego głowę trzeba było opatrzyć; krew leciała z okolic jego policzka i tam było rozcięcie. Nie była to może najgroźniejsza rana, ale płacz spanikowanego chłopca sam w sobie wołał o to, aby się nim zająć. Następnie był nastolatek, którego ręka była wykręcona i trzeba było odpowiednio usztywnić. W momencie, kiedy Lilith zajęła się nim, na drugim końcu lokalu, przy wejściu, rozległ się krzyk. Dzwonek, który zadzwonił przy otwarciu drzwi został zagłuszony przez obecnych, ale wrzasku nie dało się zignorować. Dotarcie do źródła zajęło chwilę, choć obecni na drodze ludzie odsunęli się. Lilith za to mogła zobaczyć jak młoda kobieta trzyma się pod boki. Koszulka i krótkie spodenki były zakrwawione, a ofiara na twarzy była zauważalnie blada. Gdyby Brown zdecydowała się podejść i zdiagnozować poprzez dotyk to mogłaby wyczuć silne krwawienie czy choćby połamane żebra. Ale to nie tylko to. Mogłaby dojrzeć, z takiej odległości, że brzuch kobiety był przedziurawiony. Gdzieś nad wątrobą wystawał pręt.
Przemierzające nad Nowym Jorkiem rodzeństwo było w stanie dojrzeć kilka robotów. Część z nich była zniszczona, część coraz szybciej zbliżała się do tych pierwszych. Zarówno Sue, jak i Johnny mogli rozpoznać co poniektórych bohaterów, którzy obrali własną taktykę i pokonywali wrogie maszyny. Walczący nie wyglądali na takich, co potrzebowali pomocy, bo lada moment sami mieliby ruszyć dalej, aby znaleźć kolejny złom. Bez obaw mogli ruszyć dalej. Dopiero na kolejnym obszarze Manhattanu zobaczyli coś więcej. Jonathan miał możliwość napisania długiej i tęsknej wiadomości tekstowej, podczas gdy Sue pozostało wyrażenie opinii w tym temacie i rozejrzenie się. Dzięki temu, blondynka była w stanie dojrzeć kolejne znajome postacie, jak i znajomą maszynę. Dwójka z Fantastycznej Czwórki nadleciała od strony Canal St., będącej równoległą względem Bayard St., a które łączyły się przez Mulberry St. Na skrzyżowaniu dwóch ostatnich ulic działo się to, co ich przede wszystkim zainteresowało. Były znajome dla rodzeństwa postacie, jedna z nich będąca nawet w bliskiej relacji z Torchem. Oprócz Spider-Mana i Czarnej Pantery była też cywilka czy celujący do niej Sentinel.
Kobieta, do której zmierzał prędko T’Challa odskoczyła spanikowana. — Co ty robisz?! — warknęła na niego. Miała uniesiony głos, nieco zachrypnięty. Najwidoczniej od krzyku i od płaczu. Siwa zaraz skrzywiła się i gniewnie spojrzała w stronę Pantery, a potem i Spider-Mana. — Przecież to wasza wina! Peter, który chciał sprawdzić reakcję Sentinela na huk spowodowany pociągnięciem pajęczyną za śmietnik, mógł być (nie)zadowolony. Wspomniany robot nie zareagował: nie obrócił się, nie zmienił swojego celu. Najprawdopodobniej hałas nie robił na nim wrażenia. Przynajmniej nie było to czymś, co powinno zwrócić jego uwagę. Ruch zostałby szybciej zarejestrowany, gdyby nie to, że Pantera i obca kobieta stanowili po prostu lepszy cel. — To wszystko! Nie widzicie, co jest za wami? Nie przebiegaliście przez trupy? Które powstały z waszej winy? Może jakbyście pojawili się wcześniej to ktoś jeszcze by ocalał, a teraz co? Ile takich ludzi leży bez życia w Nowym Jorku? A gdzie indziej? — kobieta nie dawałaby się dotknąć, nawet nie zareagowałaby w pierwszej chwili na psa, który zaczął ujadać na rękach Parkera. Zwierzę najwidoczniej rozpoznało głos właścicielki i czym prędzej chciało do niej się dostać. — Gdyby nie wy, gdyby was tutaj nie było to może byłby spokój. Bo to jest wasza wina! — uniosła się ponownie, pociągając nosem. Nie zwracała uwagi na przybyłe rodzeństwo, choć nie miałaby problemu z dostrzeżeniem najbardziej rozpoznawalnych superbohaterów. — Spójrzcie tam i zobaczcie, czego nie zrobiliście! Sue, która postanowiła zadziałać, szybko zareagowała i w odpowiednim momencie. Już wcześniej mając do czynienia z maszyną, doskonale wiedziała, kiedy spodziewać się wystrzelenia wiązki. Zrobiła to dosłownie na kilka sekund przed uwolnieniem promienia. W związku z tym wyczuła uderzenie, które jednak nie było tak silne jak w przypadku użycia przez Starka rakiety i wielokrotnego wybuchu. Było to prawie jak tyknięcie. Niemniej, Invisible Woman nie miała żadnego problemu z poderwaniem robota w kulistym zamknięciu. Więcej uwagi musiała skupić na odkształceniu górnej części kuli, co w ostateczności udało się kobiecie. Sentinel zastygł w pozycji gotowej do ataku. Młoda kobieta, która zdążyła zlęknąć się nagłego podrzucenia robota, podbiła w stronę Spider-Mana. Wyciągnęła do niego ręce, ale bynajmniej nie po to, żeby go przytulić. Chciała odebrać psa, który zaczął mocniej wierzgać się na rękach Parkera. — Dziękuję — skorzystała z okazji i wziąwszy psa na ręce, skierowała się w swoją stronę, pozostawiając czwórkę superbohaterów. Johnny, który miał niesamowite wyczucie czasu, żeby zacząć wymianę wiadomości tekstowych, nie dostał od razu odpowiedzi. Mógł zobaczyć scenkę, która miała miejsce przed chwilą i mógł pilnować siostry, jeśli nie chciał dopuścić do tego, aby wylądowała na ziemi. Poczuł wibrację telefonu komórkowego, może nawet usłyszał wymyślny sygnał przybyłej wiadomości. Gdyby spojrzał w ekran to faktycznie byłaby informacja traktująca o nieodczytanym… MMS. Odpowiedź była od Dakena. Zdjęcie przedstawiało na oko dwudziestoparoletniego przyjaciela Storma. Jego twarz, brudna od krwi, zajmowała połowę fotografii. Na drugiej połowie natomiast była głowa Sentinela, która została pokiereszowana pazurami. Końce wspomnianych wystawały właściwie z okolic domniemanych policzków robota. “Mam co robić. Z zaproszenia skorzystam. Kiedyś.” - taki był podpis pod zdjęciem. Gdyby bohaterowie rozejrzeli się to na Mulberry znajdowały się jeszcze trzy Sentinele, w dość znaczącej odległości od nich. Bayard, z którą ta ulica się krzyżowała, od wskazanej przez kobietę strony faktycznie przedstawiała niezbyt szczęśliwy widok - zniszczony samochód, stragany, lampiony, trochę gruzu, porzucone rowery i to, co rzucało się w oczy i było najbardziej przykre - zwłoki i liczne ślady krwi.
|
| | | Invisible Woman
Liczba postów : 198 Data dołączenia : 03/07/2012
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Nie Lip 01, 2018 12:12 am | |
| Skupiona na swoim zadaniu - bardzo, bo wciąż nie była do końca pewna stanu swoich mocy, a nie chciała ani ryzykować, ani tym bardziej zbyt szybko się przemęczyć - Sue początkowo tylko kątem oka obserwowała rozwój sytuacji z cywilną dziewczyną i pomagającymi jej bohaterami... A co za tym idzie, nie wyłapała też wszystkich jej słów, głównie tych na początku, lecz to dopiero szczekanie psa tak naprawdę w pełni zwróciło jej uwagę. Sporo straciła i jedno uważniejsze spojrzenie w tym kierunku wystarczyło, aby to zrozumiała, ale ogólny sens tak czy siak do niej dotarł... Te ostatnie wypowiedzi same w sobie były w końcu dość wymowne. I wcale nie nowe. Fantastyczna Czwórka rzadko spotykała się z takim podejściem. Zazwyczaj nawet w trudnych chwilach publika była im przychylna i traktowała ich jako swoich bohaterów... Jednak nie oznaczało to, że nigdy nie zdarzały się gorsze momenty. Ludzie zaś nie musieli być silni psychicznie - i o tym również Susan doskonale wiedziała. Załamywali się, poddawali cierpieniu czy przerażeniu, szukali winnych w pobliżu, by móc się wyżyć, odreagować, zrobić cokolwiek, co leżało w zasięgu ich możliwości - nawet niesprawiedliwie, byle przez chwilę poczuć się chociaż odrobinę lepiej. Taka już była natura człowieka. Kłócenie się z nią nie miałoby sensu - a zmarnowaliby czas. W związku z tym blondynka nie wtrąciła się w tę dyskusję, a raczej monolog, pozostawiając sytuację w rękach Spider-Mana i Black Panthera... Choć prawdę mówiąc liczyła na to, że to właśnie ten ostatni się nią zajmie. Spidey wystarczająco często trafiał na niewdzięczników i Invisible Woman aż mu współczuła, że znowu musiał wysłuchać czegoś podobnego. Jak gdyby niektóre szmatławce nie pisały o nim dość złego... Kobieta rozejrzała się jednak ponownie i jej spojrzenie padło na znowu bawiącego się komórką brata. Jej czoło natychmiast się zmarszczyło... I w następnej chwili telefon otoczyła drobna, przezroczysta bańka, która porwała go z rąk Johnny'ego - prosto ku Susan. Ta zręcznie go złapała, a następnie ruchem kciuka wyłączyła ekran, choć nie całe urządzenie, po prostu mimo wszystko nie chcąc spoglądać na prywatne sprawy brata... Jak i czym by mu nie groziła. Komórka wylądowała bezpiecznie w przegrodzie jej paska. -O czym ja przed chwilą mówiłam?- spytała Johnny'ego, choć nie miała nawet siły starać się o ostry ton. No i... Nie posiadali dość czasu na sprzeczki. Co prawda w pobliżu tych trzech Sentineli nie widziała żadnych ludzi, ale to nie oznaczało, że za czymś się nie kryli i nie mogli zostać wyśledzeni, a nawet jeżeli nie - to w całym mieście tak czy siak było wystarczająco dużo roboty. Po tym upomnieniu Sue od razu zwróciła się do pozostałych dwóch mężczyzn, zakładając, że brat również będzie jej słuchał. -Plan działania. Zamknę te trzy maszyny w polu siłowym i wpuszczę was do środka. Postarajcie się nie dopuścić do tego, aby za często w nie uderzały. W tej chwili czuję się dobrze, ale nie chcę kusić losu- to ostatnie zdanie skierowała tak naprawdę do Johnny'ego, bo jedynie on znał jej sytuację. Rzuciła mu przy tym kolejne spojrzenie, teraz już bardziej przychylne. Jeżeli nikt nie zaprotestował, Invisible Woman od razu ruszyła górą ku Sentinelom, licząc na to, że nic się nie zmieniło i wciąż nie będą przejawiały ochoty na spoglądanie nad siebie. Jeszcze zanim znalazła się w polu ich widzenia, otoczyła je już barierą, w razie czego przesuwającą się wraz z nimi, gdyż nie chciała zbyt prędko sprawić, by poczuły się zagrożone. Na szczęście były powolne, więc reszta nie powinna mieć problemu z ich dogonieniem... Susan zaś tylko na to czekała, aby w odpowiedniej chwili na moment otworzyć im przejście do wnętrza pola. Sama starała się trzymać w takim miejscu, aby być przez coś osłonięta i nie zwracać na siebie uwagi - stałaby się niewidzialna, ale nie chciała rozpraszać swojego skupienia pomiędzy więcej czynności, a do tego podejrzewała, że Sentinele tak czy siak mogłyby ją wykryć.
|
| | | Black Panther
Liczba postów : 50 Data dołączenia : 21/10/2012
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Nie Lip 01, 2018 7:19 pm | |
| Sytuacja okazała się dość niecodzienna. Cywil bardziej cenił psa niż własne życie. T'Challa nie miał jej tego za złe. Dobrze rozumiał jej pretensję wobec mało skutecznych akcji ratunkowych bohaterów, przynajmniej w odniesieniu do skali miasta. Nie są w stanie być wszędzie.
Przemilczał wypowiedź kobiety. Wiedząc, że w takiej sytuacji rozmowa niewiele tu zmieni. Kiedy zdecydowała się odejść, rozejrzał się jeszcze, czy nic nie będzie chciało jej przypadkiem zabić. Następnie odwrócił się w kierunku pozostałych robotów. To jeszcze nie koniec.
Usłyszał głos Susan. Widok z góry i wcześniej zdobyta wiedza o Sentinel były wystarczająco przekonujące, żeby podążać za jej wskazówkami. Sam rozmyślał też o tym, w jaki sposób może unieszkodliwić przeciwnika. Wcześniejsza próba pokazała, że pazury nie wystarczą, żeby tego dokonać. Zawsze można... pokonać ich własną bronią.
- Najlepszą odpowiedzią będą czyny chłopcze.
Spokojnym głosem starał się skupić uwagę Pitera na zadaniu. Rozmyślanie nad słowami kobiety trzeba zostawić na później. Są teraz na polu bitwy. Mimo tego, że ma częściowo rację, to w aktualnej sytuacji w niczym im to nie pomoże. Problem bezpieczeństwa w miastach przedyskutuje po zakończeniu walk.
Wziął głęboki wdech i zerkając jeszcze na pozycję człowieka pochodni, ruszył z pełną prędkością wprost na pierwszego w kolejności robota. Następnie wskoczył na jego głowę i szybkim cięciem pazurów starał się pozbyć przyrządów odpowiedzialnych za jego wzrok. Jeśli mógł sobie na to dalej pozwolić (nie został zrzucony lub w linii strzału nie było nikogo poza nim) pozostawał na jego głowie/tułowiu mając nadzieję na strzał promieniem widzących go pozostałych dwóch maszyn. W takiej sytuacji natychmiast odskoczyłby od niego, unikając ataku oraz prawdopodobnego wybuchu. Promień po uderzeniu powinien trafić w ziemię, nie niszcząc powstałej bariery.
Odnośnie pozostałej część drużyny. Cały czas kontrolował ich pozycję. Tak, żeby w razie niepowodzenia lub działań z ich strony odpowiednio skorygować swój plan. |
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Nie Lip 01, 2018 8:40 pm | |
| Gdy tylko zmysł Petera wykrył dwójkę nowych postaci zmierzających w ich kierunku, jego wzrok szybko powędrował do góry. Gdyby nie maska, widać byłoby jak szeroko się uśmiechnął na widok i głos swojego przyjaciela, już mając mu odpowiedzieć gdyby nie kobieta, która swoim narzekaniem i pretensjami wkurzyłaby lub przynajmniej zirytowała nie jednego mistrza silnej woli. No ale nie mógł jej się dziwić. Każdemu w obecnej sytuacji mogły puszczać nerwy, a szczególnie bezbronnym cywilom którzy szukali jedynie schronienia. Peter przełknął gulę w gardle i kilka uwag zachował dla siebie, nie chcąc jeszcze bardziej rozzłościć kobiety i przekazał w jej ramiona psa, po czym odetchnął z ulgą. Również słysząc jej podziękowanie Pająk nieco się uspokoił i właściwie już zapomniał o jej słowach, które wypowiedziała raptem kilka sekund temu.
- No i jest moja ulubiona zapałka! Jak leci? – Peter uśmiechnął się szeroko gdy wreszcie mógł przekierować swoją uwagę do przyjaciela, ignorując kompletnie co aktualnie działo się z robotem, który tak właściwie już był uwięziony w barierze przez Susan. W międzyczasie Peter wyciągnął telefon gdy tylko poczuł jego wibracje, całe szczęście że kostium miał jedną kieszeń właśnie na telefon cóż za przypadek, czytając sms’a którego dostał od jakże kogo ale właśnie Harry’ego.
- Już już, moment, czekaj…. Jeszcze chwila…. I poszło. – Peter mamrotał do Johnny’ego głównie aby powstrzymać go przed mówieniem póki brązowowłosy nie odpisał na wiadomość, szybko chowając telefon z powrotem do kieszeni. Chinatown ale bez obaw, wszystko mam pod kontrolą jak zawsze! Brzmiała wiadomość, oczywiście niczego nie miał pod kontrolą. Nigdy nie miał. Poprzednie uderzenie od robota wreszcie dawało się we znaki, pulsujący ból centymetr po centymetrze wypełniał plecy Pająka a ugryzienie przez psa piekło niemiłosiernie. Całe szczęście posiadał jakąś tam zdolność regeneracji więc niedługo ból powinien ustąpić, albo przynajmniej zmniejszyć się. Peterowi nie uśmiechało się walczenie w takim stanie, mimo że i tak zacisnął by zęby i biegł dalej.
Po usłyszeniu słów Pantery, Peter spojrzał na niego po czym uniósł brew, widocznie nie rozumiejąc jego przekazu który mimo wszystko, był nagły i kompletnie pozbawiony kontekstu. Tak mu się przynajmniej wydawało. Ale cel osiągnął gdy Pająk skupił swoją uwagę na sytuacji i rozejrzał się szybko aby zorientować się, czy w miarę byli póki co bezpieczni. W momencie gdy znów przekierował swój wzrok na Panterę, tego już nie było. Znaczy był, ale biegł. Wprost na robota. Peter stał jak wryty, przez chwile jeszcze bardziej zagubiony i oszołomiony. Czy to znowu było jakieś polecenie? Miał coś zrobić? Kto wie. - Odpowiedzią huh… ale czekaj, jakie było pytanie..? – wymamrotał głównie do siebie, zerkając pytająco na Johnny’ego.
|
| | | Human Torch
Liczba postów : 132 Data dołączenia : 06/07/2012
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Nie Lip 01, 2018 9:16 pm | |
| Po wysłaniu smsa do Dakena i zbliżeniu się do przyjaciela, Johnny miał okazję słyszeć i zobaczyć scenkę, jaką kobieta odgrywała przed Panterą. Ciężko mu było uwierzyć w coś takiego. Oni, jako grupa, rzadko spotykali się z tak negatywną reakcją na ich widok. Do tego trochę nielogiczną. Zawsze dawali z siebie wszystko, ale nie byli w stanie ocalić każdego. Bohaterów musiało być od cholery i jeszcze więcej, by zdążyć obronić każdego człowieka. Zwłaszcza, że atak Sentineli był niespodziewany. Mogli więc po prostu walczyć z całych sił i minimalizować ilość ofiar. Ich możliwości były ograniczone. Kobieta musiała po prostu być w szoku i panikować. W przypadku starszej osoby zwaliłby to na zrzędliwość. Starsze osoby uwielbiały marudzić. Wiedział o tym aż zbyt dobrze. - Leci świetnie, jak zawsze! - odparł przyjacielowi, w końcu mogąc zamienić z nim kilka słów, gdy kobieta po odebraniu psa poszła sobie. To, że Spidey nagle poświęcił swoją uwagę telefonowi w ogóle mu nie przeszkadzało, bo nagle i jego telefon zawibrował. Torch bez wahania i choćby sekundy przemyślenia tego, wyjął telefon z kieszeni, by go sprawdzić. Nad odruchami ciężko zapanować, a on zawsze sprawdzał swój telefon, gdy coś na niego przychodziło. Niestety zdążył jedynie zerknąć na zdjęcie od Dakena kiedy nagle urządzenie uciekło mu z rąk. - Ej! - obrócił się za telefonem i wtedy zobaczył, jak ten leci do jego siostry, a ona chowa go do swojego paska. - Nie bawiłem się! Załatwiałem nam pomoc! - odezwał się oburzony. Jak w ogóle Sue mogła go oskarżyć o zabawy telefonem podczas walki? No dobra, to nawet by do niego pasowało. Ale przecież cały czas uważał, rozglądał się. Gdyby Sentinel trafił w jego telefon to byłoby już po nim. Tym razem jednak robił coś potrzebnego. Na szczęście zdążył się zorientować, że Daken jest już w akcji i gdzieś walczy z Sentinelami. Szkoda tylko, że nie mogli sobie dłużej popisać. Albo, że Daken nie pojawił się. Dawno nie rozmawiali. A może przy tylu osobach nie próbowałby niczego dziwnego. Jak tak sobie pomyślał to nie z nim jednym dawno nie rozmawiał i nie widział się. Carol też dawno nie widział, nie licząc tej chwili przy Avengers Tower. Dawno też nie rozmawiali, a był ciekaw co u niej nowego. Mogliby się wybrać gdzieś po tej całej akcji z Sentinelami. On nie miałby nic przeciwko. Wręcz przeciwnie. Bardzo by się ucieszył. Warto zapytać. W najgorszym wypadku mu odmówi choć odnosił wrażenie, że nie tylko jemu się podobało w Vegas. Wtedy jego siostra odezwała się przez komunikator do nich wszystkich. Oczywiście, jak to ona, już miała gotowy plan, a oni musieli tylko z nią współpracować. Pantera od razu pobiegł w wyznaczoną stronę. W dodatku po rzuceniu dziwnego tekstu, który nie bardzo zrozumiał. Spojrzał na Spidey'a i wzruszył ramionami. - Nie mam pojęcia. Lepiej chodźmy też. Pilnuj żeby żaden cywil nie znalazł się zbyt blisko, a ja zajmę się robotami. - Peter nie wydawał mu się na tyle silny, by móc zrobić krzywdę tym super robotom, więc wolał, by jego przyjaciel zajął się czymś bezpieczniejszym. Po tych słowach Johnny postanowił się już skoncentrować na planie, który jego siostra im opowiedziała przez komunikator. Właśnie, komunikator. Komunikatora Sue mu nie zabierze. W końcu musi się z nim jakoś kontaktować, mieć go na oku. Był więc lepszy do wykorzystania od telefonu. Wysłuchał więc grzecznie polecenia siostry i jak tylko ta skończyła, wprowadził swój wcześniejszy plan w życie. - Herbie, prywatne połączenie z Ms. Marvel. - zwrócił się do ich sztucznej inteligencji, zaraz dostając znak, że połączenie zostało nawiązane. Storm, nie chcąc bardziej denerwować siostrzyczki, mówił, podążając za nią w pewnej odległości, by go nie mogła podsłuchać. Miał tylko zaczekać aż dziewczyna otoczy Sentinele barierą, a jego gadka nie będzie długa, więc szybko się uwinie. - Hej, Carol, tu Johnny! Wiem, że środek walki to kiepski moment na pogawędki, ale co powiesz na powtórkę z Vegas? Stęskniłem się. - Zwrócił się przez komunikator do kobiety. Spokojnym tonem, w którym jednak było trochę słychać, jakby się uśmiechał. Bo i lekko się uśmiechał, wpatrując się w barierę Sue i czekając na moment kiedy ta zrobi w niej otwór, by mógł wlecieć do środka. Jeśli wszystko pójdzie po jej myśli, blondyn bez wahania wleci do bańki by wycelować strumieniem ognia w jednego z Sentineli, używając całej swojej siły. Po zniszczeniu jego głowy wziąłby się również za kolejnego Sentinela. Nie chciał, by Sue nadwyrężała się po ostatnim. Starał się nie pozwolić robotom na trafienie w Panterę. |
| | | Lil
Liczba postów : 13 Data dołączenia : 23/05/2018
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Nie Lip 08, 2018 11:57 am | |
| -Jeśli bardzo się obawiasz, możecie zaczekać, ale dopóki nie będziesz próbował sam nastawić czy naciskać zbyt mocno, nie powinieneś nic zepsuć.- zapewniła chłopaka. Bał się, no ale naprawdę nie było pierwsi w kolejce. Na szczęście nikt nie był bardzo poważnie ranny i wszystko szło ładnie ogarnąć bez użycia mocy. Zabezpieczenie rany na twarzy nie było specjalnie trudne. Do usztywnienia ręki przydałoby się coś podłużnego, nie za ciężkiego, a najlepiej też w miarę płaskiego, ale od biedy mogła też przymocować do tułowia lub jeśli nie musiało to być całkiem usztywnione, mogła użyć chusty trójkątnej obecnej w wielu apteczkach. Jeśli zdążyła, podeszła również do tego z ranną nogą. Nagle jednak sytuacja postanowiła się zmienić, bo oto do lokalu weszła kobieta z prętem w boku. Lilith słysząc krzyk, ruszyła w odpowiednią stronę, przeciskając się między ludźmi. Gdy tylko zobaczyła scenę, wskazała kogokolwiek, kto nie był dzieckiem zagapionym w telefon. -Weźmiesz ją pod drugie ramię i pomożesz zaprowadzić do krzesła. Uwaga żeby nie poruszyć pręta. Reszta zrobić przejście!- poleciła, sama biorąc kobietę pod ramię od strony rany. Szybko, ale jednak z uwagą, by nie przemieścić pręta zaprowadziła kobietę do krzesła i posadziła bokiem tak, by rana była dostępna. Już po drodze oceniła sytuację, chwytając kobietę za dłoń i stosując diagnozę. Próbowała też zgadnąć mniej więcej kształt pręta, czy był prosty, czy lekko wygięty. Musiała wiedzieć czy ominął ważne narządy czy jednak kobieta ma pecha. W tym drugim przypadku do bezpiecznego usunięcia go potrzebne by były narzędzia chirurgiczne, a najlepiej jeszcze sala operacyjna i ze dwie asystujące pielęgniarki. Jednak o takich warunkach mogła sobie teraz tylko pomarzyć, a marzeniami nie pomoże tej kobiecie. Poleciła za to komuś z obsługi, by przyniósł jeszcze więcej wody i coś na opatrunki. Już jakikolwiek materiał, byle czysty i suchy. -Słyszy mnie Pani? Jak się Pani nazywa? Wie Pani gdzie się znajduje?- spróbowała złapać jakiś kontakt. Będzie potrzebny, żeby łatwiej się z nią współpracowało. Rozejrzała się za pielęgniarką, która jej pomagała. Tutaj na pewno będzie potrzebna pomoc. Z własnej apteczki wyjęła nożyczki i zaczęła rozcinać kobiecie ubranie, by odsłonić ranę. Nieco dalej niż mogło się to wydawać potrzebne, ale wciąż nie na tyle, by zaraz stanik wyskoczył. Wszystko co przy niej robiła komunikowała z niedużym wyprzedzeniem i podawała krótkie uzasadnienie, by dać jej chociaż pozory jakiejś szczątkowej kontroli nad sytuacją. Pacjent zwykle jest spokojniejszy gdy wie dokładnie co się wokół niego dzieje. |
| | | Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Pon Lip 09, 2018 6:02 pm | |
| Dzięki zorganizowaniu i planie Invisible Woman drużyna mogła zadziałać w odpowiedni sposób. Po dłuższym przerywniku, który najmłodsi superbohaterowie spożytkowali na wysłaniu wiadomości tekstowych bądź też nawiązania połączenia przez komunikator, mogli zareagować na maszyny znajdujące się nieopodal. Zanim Johnny i Peter oderwali się od kwestii relacji międzyludzkich, Torch mógł usłyszeć głos Carol Danvers, która zdawała się być zdziwiona tematem: — Naprawdę nie masz dobrego wyczucia czasu [...] Jest beznadziejne [...] Teraz nie mam czasu i nie wiem czy później będę mieć i… ja już nie piję [...] Poza tym, teraz nie jest czas na rozmowy i powinieneś uważać, bo znowu zrobisz fikołka. Do później! Peter z kolei czuł wibracje telefonu w swojej kieszeni, o której nikt nie miał pojęcia. Z pewnością potrafiło to skupić uwagę najbardziej znanego miastu Pająka na ratowaniu świata. Mógł zdecydować czy zaczeka aż Harry mu odpisze, czy jednak podejmie się zabawy i zaatakuje Sentinela, który został mu tymczasowo i odgórnie przydzielony. W każdym razie Sue Storm miała zdecydowanie lepszy widok, gdy unosiła się parę metrów nad ziemią. Była w stanie dojrzeć wcześniej wspomniane gruzowisko w jednej z ulic czy też roboty, które miała zamiar zablokować. Nie miała problemu z otoczeniem ich kulistą barierą pola siłowego. Utrzymanie, póki co, także nie było dla niej czymś niemożliwym do zrealizowania. Nie została zauważona przez przeciwników, co gwarantowało jej spokój. Nie musiała zamartwiać się o to, że zaraz będzie zaatakowana. Blondynka mogła dostrzec w oddali, że to nie były jedyne maszyny. Kolejne, w liczbie czterech, znajdowały się jeszcze dalej. Nie stanowiły bezpośredniego zagrożenia, ale wiadomym było, że po tej trójce trzeba będzie się zająć następnymi. Maszyny faktycznie nie zatrzymywały się. Dwie z nich stanęły, jakoby zmiana, która się pojawiła, była czymś, co je zainteresowało. Jeden z robotów, który został wybrany przez Czarną Panterę, zatrzymał się. Trudno powiedzieć czy podziwiał mleczny obraz, czy nie. Liczyło się to, że maszyna wyciągnęła oba ramiona przed siebie. T’Challa mógł jeszcze zobaczyć powoli rosnące natężenie światła na wysokości dłoni robota. Odległość pokonał wystarczająco szybko, aby móc dostać się do środka. Wystarczyła krótka informacja lub też obserwacja od strony panny Storm, aby miał możliwość wejścia do bańki. Utworzony otwór wstrzymał promienie, które wydobyły się z dłoni Sentinela. Oba zetknęły się z polem siłowym, tuż nad wyrwą. Król Wakandy bez problemu z tego skorzystał. Odbicie się od ziemi i wskoczenie na robota może i nie było zbyt mądrym posunięciem, ale na tyle skutecznym, że Czarna Pantera szybko znalazła się na wysokości głowy przeciwnika. Przecięcie szponami wierzchniej powłoki przyniosło takie same efekty jak wcześniej. Nie unieruchomiło to maszyny, ale uniemożliwiło obserwacji. Nie było to jednak wystarczające, bo tuż pod krokiem T’Challi rozbłysło okienko na korpusie i lada moment uwolniło promień, który uderzył w mleczną ścianę. Johnny natomiast mógł zająć się swoją zabawką. Ze względu na to, że przy użyciu swojej mocy mężczyzna latał to bańka wokół obranego przezeń robota musiała być nieco większa, o co Sue z pewnością zadbała. W każdym razie, Human Torch nie miałby problemu z poruszaniem się wokoło Sentinela, jeśli tylko miałby na to ochotę. Robot zdecydowanie był wolniejszy od najmłodszego członka Fantastycznej Czwórki, ale mimo wszystko trzeba było być ostrożnym. Przeciwnik nie miał zamiaru stać na ulicy, o czym Johnny przekonał się w następnej chwili. Dwójka uwięzionych w bańce unosiła się nad ziemią coraz wyżej. Silniki odrzutowe znajdujące się w podeszwach maszyny umożliwiały jej uniesienie się. Jako że Torch był już wcześniej zaznajomiony z tym, co należy zrobić, aby jak najszybciej unieruchomić robota, to mógł skupić się na topieniu powłoki, żeby dobrać się do znajdujących się w środku części. Sentinel starał się być zwrócony frontem do Ludzkiej Pochodni. W odpowiednim momencie podjął się nawet tego, aby wystrzelić w stronę Storma obciążoną siatkę. Peter, który jako jedyny nie podjął się superbohaterskiego działania, stał z boku. Nieopodal Sentinela, który go dostrzegł. Jako że Spider-Man nie podjął się ataku, to z tym musiała zmierzyć się Sue. Kobieta szybko wyczuła moment, kiedy robot skupił się na zniszczeniu pola siłowego; z jego torsu wystrzelił promień. Parker, gdyby rozejrzał się w swojej chwilowej bezczynności, dostrzegłby, że na końcu ulicy - od strony Central Parku, jak mógł założyć - znalazł się samochód osobowy, którego wcześniej nie było. Auto skręciło na tę ulicę i bynajmniej nie wyglądało na to, żeby kierowca planował zahamować. Prędkość była stała, więc należało szybko zareagować, jeśli nie chciało się być rozjechanym.
Lilith, która skupiała się na ratowaniu ludzi, zwróciła się do młodej dziewczyny. Mniej więcej na oko mogłaby uznać, że ta była studentką pierwszego roku lub dopiero skończyła szkołę średnią. Miała pobrudzoną twarz, a na niej można było zauważyć zestresowanie i ogólną irytację. Zainteresowana spojrzała najpierw na Lil, a potem na zranioną z zauważalnym niesmakiem, jednak nie odmówiła pomocy. Jej działanie jedynie wskazywało na zdystansowanie się, jakoby nie chciała mieć kontaktu z krwią. Poszkodowana natomiast jęknęła w bólu. Zaczęła nawet trząść się na chwilę przed zajęciem miejsca, które zostało wybrane przez Brown. Lekarka, po krótkiej obserwacji, mogła dojść do wniosku, że pręt nie był prosty. Nie dość, że sama struktura była metalowa i nierówna, to jeszcze był on wygięty. Może niezbyt mocno, ale wciąż stanowiło to problem, z którym trzeba było sobie poradzić. Tym bardziej, że dotknięcie utwierdziłoby Lilith w przekonaniu, że ciało obce było nie tylko pokryte krwią, ale też jakimś ciemnym smarem. Mężczyzna, który wcześniej podał Lil wodę, skinął raz jeszcze. Stał nieopodal, ciągle obserwując działania kobiety, aby móc w odpowiednim momencie zareagować. Wykazywał się chęcią pomocy. Poszkodowana jak usiadła, tak kiwała się do przodu i do tyłu. Starała się nie myśleć o bólu, o tym, co miało miejsce, aczkolwiek to były czcze marzenia. Potrząsnęła głową pospiesznie, potwierdzając tym samym to, że słyszy, co się do niej mówi. Nie była jednak w stanie wyartykułować z siebie coś więcej niż tylko jęki i stęknięcia. Uspokoiła się - przynajmniej na tyle, na ile obecny ból jej pozwalał - dopiero w momencie, gdy Lilith zaczęła rozcinać jej ubranie. Nie sprzeciwiała się temu, starając się nie ruszać, co było trudne. Pielęgniarka, która była poszukiwana przez Brown, zniknęła w tłumie. Z kolei zraniona kobieta zwymiotowała przed siebie.
|
| | | Lil
Liczba postów : 13 Data dołączenia : 23/05/2018
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Wto Lip 10, 2018 11:22 pm | |
| Brown rozumiała niechęć do krwi. Jest to wręcz naturalne, że jej widok, zwłaszcza w większej ilości wychodzi poza strefę komfortu wielu osób. Stąd też nie wymagała od kobiety więcej niż już zgodziła się pomóc. Tylko kiwnęła głową na znak aprobaty i dalej nie zwracała na nią uwagi. Pielęgniarka postanowiła się akurat zmyć, co nie było ani trochę pomocne. Spojrzała na kelnera i pokazała mu ruchem głowy, by podszedł z tymi materiałami, które kazała mu przynieść. Przejęła od niego część. -Przytrzymaj przy ranie z tyłu, żeby zatrzymać krwawienie. Za żadne skarby nie poruszaj prętem.- powiedziała mu. Sama podobnie zabezpieczyła ranę. Spojrzała czy oba końce pręta są tępe, bo wtedy mniejsza szansa, że coś uszkodził lub uszkodzi podczas ewentualnego wyciągania. Używając mocy upewniła się czy na 100% nie zostały naruszone. Naczynia krwionośne pewnie zostały uszkodzone, ale chciała wiedzieć jak dużo i jak bardzo. Niezależnie od sytuacji będzie potrzebować coś do dezynfekcji. Poprosiła innego, nie zaangażowanego o mocny alkohol typu wódka, whisky czy chociaż sake. Także o szklankę. Jedzenia nie zamierzała jej podawać, ale łyk wody mógł się przydać. Jeśli było zgodnie z jej nadzieją i wnętrzności kobiety były w znośnym stanie, mogłaby spróbować zabrać się za wyciąganie pręta tutaj. Oczywiście po odpowiednim przygotowaniu. Normalnie nawet by tego nie rozważała, ale w obecnej sytuacji nie mogła być pewna, że kobieta trafi do szpitala choćby dzisiaj. Poprosiła jeszcze dwóch wyglądających na w miarę silnych mężczyzn, by pomogli zabrać kobietę do kuchni. W przeciwnym razie jedynie przemyła i odkaziła ranę na tyle, na ile była w stanie, równocześnie dbając, by pręt jak najmniej się poruszył. Będzie to trzeba pewnie zmienić nie raz. |
| | | Human Torch
Liczba postów : 132 Data dołączenia : 06/07/2012
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Sob Lip 14, 2018 1:52 pm | |
| Johnny nie musiał długo czekać na odpowiedź na swój przekaz do Carol. Pierwsze słowa nie były dla niego akurat niczym nowym. Wszyscy mu to powtarzali. Wiecznie robił coś w najmniej odpowiednim czasie. To była u niego norma. Głównie wynikało to z faktu, że chłopak często działał pod wpływem impulsu. Jeśli coś mu przyszło do głowy to nie zastanawiał się nad tym. Nie próbował przemyśleć pomysłu, zastanowić się czy jest dobry, czy powinien go wykonać teraz czy później. Jeśli coś sobie wymyślił to natychmiast przystępowałdo realizacji tego. Brak czasu był oczywisty, w końcu toczyli małą wojnę z robotami. Prędzej czy później jednak na pewno kobieta będzie miała trochę wolnego czasu, a wtedy ją złapie. Nie rozumiał, dlaczego wspomniała mu o fakcie, że nie pije. Znaczy, fajnie, że podzieliła się z nim taką informacją. To w sumie była dosyć istotna rzecz. Choć równie dobrze mogła mu powiedzieć o tym dopiero na miejscu. Torch nie widział w tym fakcie żadnego problemu. Nie potrzebował alkoholu żeby się dobrze bawić. Równie dobrze mogliby się skoncentrować na jakichś egzotycznych koktajlach czy po prostu napojach, jak cola chociażby. On i tak nie mógł być pijany zbyt długo. Wiedział, czym to się może skończyć, a po przemianie temperatura szybko wypalała alkohol z jego organizmu. Jego stan upojenia więc zazwyczaj trwał dosłownie kilka minut. Dalsze słowa już dotyczyły do bezpośrednio i było mu bardzo miło, że kobieta się o niego martwiła. Jednak fikołkiem nie musiał się martwić. Już prędzej tym, że promień mógł trafić w budynek. Znowu. Ile można. Później na pewno się spotkają. Porozmawiają. Prędzej czy później. Już on tego dopilnuje. Potrafił być naprawdę uparty jeśli na czymś mu zależało. Teraz jednak był czas na walkę. Niszczenie robotów. Wiedział już, że potrzebuje dużych pokładów swojej energii, by roztopić Sentinela. Nie miał zamiaru się bawić w sprawdzanie czy użycie trochę niższej temperatury też zadziała. Trzeba było niszczyć maszyny jak najszybciej, by Sue się nie przemęczała. Po ostatnim miał zamiar zwracać na nią szczególną uwagę. Dlatego starał się jak najszybciej roztopić głowę maszyny, by ją unieruchomić. Zauważył siatkę, która poleciała w jego stronę, ale jeszcze nie mógł zrobić uniku. Pozostawało mieć nadzieję, że jego temperatura roztopi ją, a jeśli nie to Sue mu pomoże. Kiedy już udało mu się unieszkodliwić Sentinela i o ile siatka go nie zatrzymała, Johnny postanowił pomóc Panterze. Podleciałw stronę Pantery i jego Sentinela, uważając na kolejne ataki robota. - Uciekaj na bok! - krzyknął do bohatera i kiedy ten odskoczył, Torch powtórzył działanie z wcześniej, celując strumieniem ognia w głowę robota. |
| | | Invisible Woman
Liczba postów : 198 Data dołączenia : 03/07/2012
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Sob Lip 14, 2018 7:25 pm | |
| Susan nie zwracała już uwagi na protesty Johnny'ego - ani na to, że dla odmiany zajął się komunikatorem, podczas gdy Spider-Man, najwyraźniej idąc za jego złym przykładem, skoncentrował się na telefonie. Invisible Woman wolała skupić się na swoim zadaniu, czyli ograniczaniu zniszczeń przez zamknięcie starcia pod polem siłowym... Dlatego obserwowała z góry rozwój wydarzeń, cały czas ostrożnie i uważnie, gotowa w każdej chwili zareagować w odpowiedni do sytuacji sposób. W końcu stanowiła teraz głównie wsparcie, dodatkowe zabezpieczenie, a prawdziwą ofensywę pozostawiała swoim towarzyszom. Nie oznaczało to, że nie mogła atakować - ale w tej chwili nie chciała, aby oszczędzać siły. Może zaraz będą jej jeszcze potrzebne. Blondynka widziała więc, że T'Challa ruszył do walki jako pierwszy, od razu rzucając się na jedną z maszyn i najwyraźniej pozbawiając ją wzroku... O ile to rzeczywiście w tym miejscu znajdowały się jej kamery czy inne czujniki. Prawdę mówiąc Sue na miejscu ich projektanta umieściłaby je gdzieś indziej, a oczy zostawiłaby tylko dla odwrócenia uwagi... Ale miała nadzieję, że twórca Sentineli o tym nie pomyślał i atak podziałał. Kobieta dbała o to, aby jej bariera stopniowo rosła na górze, pozwalając robotom się unosić. Blokowanie ich nie miałoby chyba teraz najmniejszego sensu. Skoro i tak zostały wciągnięte w walkę, to raczej nie zamierzały im odlecieć, tylko przybrać lepszą pozycję, a na to mogła im pozwolić. Johnny powinien się nimi prędzej czy później zająć, podczas gdy ona sama w dalszym ciągu pilnowała, aby żadne promienie czy inne zagrożenia nie wydostały się poza jej nieregularną bańkę. Podzieliła swoją uwagę tylko na moment, gdy zauważyła, że ku jej bratu wystrzelona została sieć. Invisible Woman wyjątkowo nie bawiła się w subtelności czy nawet konkretne kształty, tylko zwyczajnie odepchnęła ją po skosie w dół, dbając jedynie o to, aby siatka wylądowała po prostu na ziemi, a nie na przykład na którymś z ich sojuszników. Poza tym Susan radziła sobie ze strumieniami energii na dwa różne sposoby. Te słabsze promienie z rąk przeciwników mogła po prostu blokować. Wiedziała już jaką posiadały siłę, w związku z czym zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinny przebić się na zewnątrz. W końcu pod Avengers Tower zdążyła się o tym przekonać, a nawet jeżeli od tamtej pory najpierw się nieźle zmęczyła, a potem trochę wypoczęła, to tak czy siak oceniała, że mogła sobie na takie działanie pozwolić. Nie chciała z kolei ryzykować z silniejszymi promieniami z klatek piersiowych maszyn. Kiedy tylko mogła, nie próbowała ich zatrzymać, ale ukierunkować - wytwarzając w miejscu ich przewidywanego trafienia otwór i przedłużając go czymś w rodzaju łagodnie się wznoszącej rury, mającej posłać atak - ostatecznie - jak najbardziej pionowo ku niebu. Oczywiście na początek Sue upewniała się, że w nikogo, ani w nic tam nie trafi. Odgłosy silnika sprawiły, że Sue rozejrzała się za ich źródłem, namierzając wzrokiem zbliżający się samochód. Wyglądało na to, że jego kierowca zamierzał przejechać obok nich... A choć kobieta wiedziała, że Sentinele jak do tej pory nie atakowały aut, to tak czy siak wolała na wszelki wypadek wzmocnić barierę od strony pojazdu - chyba że prowadząca go osoba jednak zrezygnuje z obierania tej drogi. Kobieta upewniła się również, że przed samochodem nie znajdowały się poważne przeszkody; jeżeli tak było, to odepchnęła je na bok, znów bez zbędnej finezji, po prostu uderzeniem energii. Gdyby taką przeszkodą miał się okazać Spider-Man i pomimo ostrzeżenia Johnny'ego sam z jakiegoś powodu nie odskoczył, Susan gotowa była pociągnąć go polem siłowym w bezpieczne miejsce... Delikatniej, niż robiła to z materią nieożywioną. A jeżeli wyraziłby taką chęć, wpuściłaby go pod kopułę.
|
| | | Spider-Man
Liczba postów : 305 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Sob Lip 21, 2018 2:54 pm | |
| Pająk dobrze zdawał sobie sprawę, że w porównaniu do pozostałych nie ma zbyt wielkich szans przeciwko robotom. Prawdopodobnie został by zmiażdżony w mgnieniu oka, ale i tak nie przyznał by tego na głos. Gdy w końcu jego koncentracja wróciła na pole walki i jego oczom ukazał się rozpędzony samochód, Peter rzucił się prosto w jego kierunku. Teraz przynajmniej ma szansę zrobić coś, co potrafi. Podwieszając się na pajęczynie by następnie przemieszać się wzdłuż ulicy, brązowowłosy zaczął za pomocą lepkiej sieci formować typową pajęczą sieć tak, aby rozpędzony samochód wjechał wprost na nią. Była wystarczająco sprężysta żeby spowolnić a następnie unieruchomić pojazd, oraz lepka by zatrzymać go w miejscu aby pajęczak mógł zorientować się czy ktokolwiek był w środu i jeśli tak, natychmiast go ewakuować.
Gdy sieć była już gotowa, i niezbyt piękna ale chociaż praktyczna, Pająk przysiadł na latarni aby z w miarę bezpiecznej odległości obserwować czy jego plan się powiedzie. Z jednej strony był z siebie dumny, z drugiej zaś zawiedziony, za każdym razem bardziej gdy jego wzrok wędrował ku reszcie bohaterów. Dookoła nie było już zbyt wielu cywili a on sam nie bardzo wiedział za co może się wziąć. I tak był tu tylko przypadkiem, wcale nie planował wylądować w Chinatown i podjąć walkę. Szczerze mówiąc, wolał oddalić by się w nieco bardziej ustronne miejsce, albo chociaż z dala od robotów. Pulsujący ból w plecach dalej o sobie przypominał, oraz o idiotycznym zapatrzeniu się oraz opuszczeniu gardy, będąc kompletnie wystawionym na atak robota.
Brązowowłosy westchnął i potrząsnął głową, ponownie koncentrując się na obecnej sytuacji i obserwowaniu rozpędzonego samochodu, mając cichą nadzieję że plan się powiedzie. |
| | | Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Pią Lip 27, 2018 2:17 pm | |
| | T’Challa jako NPC
Ochotnik, który postanowił pomagać Lilith, z lekkim przerażeniem spojrzał na wystający z pleców pręt. Nie było na jego twarzy oznak obrzydzenia czy niechęci. Bardziej niepewności i obaw, że jednak zrobi coś nie tak, jak gdyby chciał. Mężczyzna zebrał materiał w obie ręce, żeby te umieścić nad prętem, jak i pod nim. Zaczął lekko uciskać, co spowodowało jęk bólu u zranionej kobiety. Sprawdzając naruszenie organów w ciele poszkodowanej, Lilith szybko mogła wyłapać, że dotknięta została wątroba i przepona. Tak, jakby pręt wbił się między nie. Naczynia krwionośne w okolicy pręta były rozszarpane w konkretnym miejscu; coraz bardziej prawdopodobne było wystąpienie krwotoku. Możliwe nawet, że także zatrucie, jeśli wzięło się pod uwagę obcy smar na kawałku metalu. Mężczyzna, do którego zwróciła się Lilith, od razu zaczął przepychać się w stronę baru, żeby znaleźć coś odpowiedniego do odkażenia. Z kolei jeden z dwóch facetów, zaczepionych w celu przeniesienia poszkodowanej, zignorował prośbę Brown i przesunął się gdzieś dalej. Po to, aby coś nagrywać telefonem. Drugi z nich natomiast nie zdawał się być zniechęcony. Próbował jednak znaleźć kogoś, kto by mu pomógł w przeniesieniu ofiary ataku. Szybko udało mu się zdobyć pomoc. Tą okazała się jedna z kobiet o białych słuchawkach nausznych, których kabel plątał się wokół jej przedramienia. Innym problemem było to, że ludzie byli w ścisku i przejście gdzie indziej niż w części, w której byli, było prawie niemożliwe. A z pewnością zabierze im trochę czasu, mimo upomnień.
Johnny uniknął bycia zaplątanym w sieci (chyba że pajęcze), gdyż w odpowiednim momencie Susan udało się odepchnąć metalową siatkę, która wylądowała na ziemi. Nie była do niczego przydatna, a Sentinel nie mógł jej przywołać z powrotem, żeby ponownie zaatakować. Z kolei samemu Torchowi udało się roztopić głowę maszyny, która pierwsza miała być jego ofiarą. Wierzchnia powłoka była zniszczona, a dzięki temu głębiej zamieszczone warstwy zaczęły się topić. Efektem czego było to, że robot zastygł w jednej pozycji. Pochodnia mógł zająć się kolejnym robotem, nad którym Czarna Pantera pastwił się ze swoimi pazurami. Zniszczenia były zauważalne, a pod biodrami króla Wakandy wciąż błyskała wiązka energii, kierowana przez Sue ku górze. Jedyną ofiarą był gołąb, który został ugodzony w skrzydło. Ciężko było nawet zobaczyć, gdzie ptaszysko wylądowało, bo nastąpiło to w mgnieniu oka. T’Challa, usłyszawszy krzyk Jonathana, odskoczył na bok, lądując na ścianie z pola siłowego, dzięki czemu nie stracił całkowicie równowagi. Ciemnoskóry mężczyzna skinął w stronę członka Fantastycznej Czwórki, gdy ten postanowił zająć się robotem. Sam natomiast swoją postawą wyraził chęć wyjścia z utworzonej przez Sue bańki. Wówczas po wyjściu z kopuły, Black Panther rozejrzałby się po okolicy i skierował do Invisible Woman. — Zostawiam wam tamte — zaczął, wskazując w odpowiednią stronę. — Widziałem, że jeden z nich poleciał dalej, bo ktoś uciekał — a przynajmniej takie było jego założenie. — Skontaktuję się z wami później — dodał, skłonił się lekko i pędem zaczął przemierzać w wybraną przez siebie stronę. Trudno było powiedzieć czy jego odzew był planowany, czy to była jakaś grzecznościowa forma pożegnalna. W każdym razie, po krótkiej obserwacji Susan straciłaby Króla Wakandy z oczu, gdy ten zniknąłby za winklem budynków z bloku obok. Gdyby spojrzała w stronę brata to widziałaby moment, w którym Johnny został zaatakowany wiązką energii z torsu. Ta mierzyłaby na wysokość dolnych partii brzucha i odepchnęłaby Johnny’ego na parę metrów, nie powodując szczególnie mocnego bólu, ale z pewnością wyczuwalnego w momencie zderzenia. Sam Storm natomiast musiał nałożyć więcej energii jeśli chciał zniszczyć kolejnego Sentinela, mając nieopodal siebie trzecią maszynę.
Sue nie musiała się martwić nadjeżdżającym samochodem. Tuż przed kopułą Spider-Man zdążył uformować pajęczą siatkę, która mogłaby skojarzyć się z bramkami w różnych sportach. Cała konstrukcja ciągnęła się od jednego budynku, przez ulicę, do drugiego. Na ich rogach właściwie. Parokrotnie wzmocniona nieco balansowała od dodatkowego materiału, który na niej wylądował. Kierowca pojazdu miał zbitą przednią szybę i porysowane boki. Zauważywszy siatkę przed sobą spanikował i postanowił zahamować i skręcić, aby zatrzymać się przed licznymi pajęczynami. To wszystko Spider-Man mógł obserwować z latarni, na której przycupnął. Auto wywróciło się na bok i w ten sposób przejechało parę metrów, stykając się dachem z lepką siatką, co powstrzymało od dachowania. Czym prędzej mógł skierować się w tamtą stronę. Peter wylądował na drzwiach od strony pasażera. Na siedzeniu kierowcy był mężczyzna - zauważalnie zraniony, mający pewne problemy, ale jednak starający się zająć pasażerem obok. Tym była nieprzytomna dziewczynka, z prowizorycznym temblakiem z krawata na jej ręce i zakrwawionym policzkiem. Miała około dziesięciu lat, może nawet mniej, miała na sobie ubrudzony podkoszulek w pajęczy wzór, niemalże taki sam, jaki był na kostiumie Petera. Kierowca, zauważywszy Spider-Mana, sapnął i sięgał z niemałym problemem do fotela, na którym siedziała jego córka. — Proszę… Proszę… Z-zabierz ją do szpitala. Straciła przytomność, ma złamaną rękę, nie wiem… Nie wiem, co z jej nogą — zaczął mówić nieco łamiącym się głosem. — Zanieś ją jak najszybciej — kolejne prośby wyrywały się z jego gardła. Jako że Peter postanowił pomóc, to wspólnie udało im się pokonać pasy bezpieczeństwa i Pająk mógł wyciągnąć dziecko ze zniszczonego auta. Gdyby chciał wrócić po mężczyznę, ten zaparłby się i wskazał na dziecko, a potem skończył słowem “szpital!”. Najwidoczniej tym chciał pokazać, że sobie poradzi. Nic innego nie zostało Peterowi jak to, żeby zabrać nieprzytomną dziewczynkę i skierować się w odpowiednią stronę.
Ktoś, kto zainteresowałby się kierowcą i chciał mu pomóc, dosyć szybko zauważyłby, że mężczyzna jest nieprzytomny. Poduszka powietrzna, która pojawiła się w mgnieniu oka, mogła przyczynić się do zmiażdżenia w okolicy żeber. Sam fakt, że krew ulewała się kącikami ust, a jego spojrzenie było puste, świadczyło o tym, że zmarł.
| Jako że Black Panther został oddany, to wyprowadzam go z sesji, ZT. | W tym momencie Spidey także dostaje ZT. |
| | | Human Torch
Liczba postów : 132 Data dołączenia : 06/07/2012
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Sob Lip 28, 2018 12:21 pm | |
| Pomoc Sue w uniknięciu zaplątania w siatkę przyspieszyła jego ruch w stronę drugiego robota, którym mógł szybko się zająć. Na szczęście król Wakandy posłuchał jego krzyku i dzięki temu Johnny szybko mógł się zająć unieszkodliwieniem robota, który być może miał uszkodzony wzrok. Nie wiedział, na ile ataki Mściciela działały. Tradycyjnie celował w głowę. Wolał nie doprowadzać do wybuchu maszyny, więc atakowanie w głowę było najbezpieczniejszą opcją. Poza tym robot jak szalony strzelał promieniem z klatki piersiowej, nie wiedząc chyba jak dosięgnąć swojego przeciwnika. Celowanie w promień mogłoby mieć złe skutki. Nie wiedział jakie, ale jakieś na pewno. Słyszał, jak Pantera zwraca się do nich, a następnie oddala. Zerknął za nim jedynie na moment, ale to wystarczyło by oberwał atakiem, którego się nie spodziewał. Siła strzału odepchnęła go do tyłu, wywołując przy okazji niewielki ból. Nie było to coś, co mogłoby mu porządnie zaszkodzić, ale i tak nie było zbyt przyjemne. W międzyczasie bohater zniknął im z pola widzenia. - Ej, zaczekaj na swoją kolej! - krzyknął w stronę trzeciego robota, jakby to miało w czymkolwiek pomóc. Jakby Sentinel miał się go posłuchać i grzecznie poczekać na boku, aż ognisty skończy unieruchamianie jego kolegi. Zdecydowanie powinien pilnować swojego otoczenia, ale nic nie mógł poradzić na to, że oglądał się też za resztą walczących. Chciał dbać o ich bezpieczeństwo. Może i był często nieogarnięty i lekkomyślny, ale dbał o tych, na których mu zależało. Wbrew wszystkiemu był bardzo dobrym przyjaciel i dobro innych nieraz było dla niego ważniejsze od jego własnego. Jak na przykład za Pajączkiem, po którym została jedynie sieć, a w niej samochód. Nie wiedział, gdzie przyjaciel zwiał, ale później i tak na pewno się spotkają. Może znowu na hot-doga i shake'a. Pewnie tak. Tak wyglądały najczęściej ich spotkania. Gdzieś wysoko na budynku. Na gzymsie obok kamiennego gargulca lub na olbrzymiej pani symbolizującej wolność. Z fast foodem w ręku, gadając o głupotach. Najpierw jednak zajmie się przekonaniem Carol do ponownego spotkania. Wiedział, że prędzej czy później mu się uda. Był o tym przekonany. Zawsze pewny siebie. Czasem zapewne zbyt pewny, ale porażki spływały po nim, jak woda po kaczce. Szybko o nich zapominał i wracał do osiągania kolejnych swoich celów. Atak maszyny nie był w stanie zrobić mu większej krzywdy, dlatego po zmienieniu swojego położenia blondyn ponownie wycelował w oślepioną maszynę, ustawiając się tak, by spróbować mieć trzeciego robota w polu widzenia. Choć ataki nie mogły go zranić to ciągłe obrywanie nimi nie było fajne. |
| | | Flash Thompson
Liczba postów : 134 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Nie Lip 29, 2018 1:17 pm | |
| Ubrany w pancerz, w formie symbiotu, dotarł na miejsce wydarzeń w chinatown. Wspiął się po śćianie jednego z najbliższych do całego wydarzenia, budynków, przybliżył się do krawędzi i stanął zaczynając obserwację terenu, chcąc odnaleźć poszczególne pozycję sojuszników, pozycję wrogich jednostek, chciał też przyjrzeć się dokładnie później schematowi rozmieszczenia budynków w epicentrum akcji jak i sto metrów wokół niej, wypatrzeć nadlatujące maszyny z daleka, policzyć je i przewidzieć gdzie dokładnie nadlatują, do którego sprzymierzeńca dotrą posiłki robotów. Był na razie skupiony jak przed wejściem na ring a jego przeciwnikiem była maszyna, mogła być inteligenta ale też zaprogramowana, nie wiedział, rozmowa z Harrym o maszynach jedynie potwierdziła mu to, że to roboty lepszej maści. Ptaszyna zabrała go i wysłała go tutaj, wsparcie z tarczy. Był przekonany, że bohaterowie walczący tutaj sobie poradzą. Żywa pochodnia, niewidzialna kobieta, pajęczy bojownik, czarna pantera. Drużyna już po wyliczeniu stanowiła skupisko arsenału - doświadczenia, zdolności, predyspozycji, które Flash ocenił na znakomitą szóstkę. Jego moce jednak nie były kompatybilne z pochodnią, więc od niego będzie trzymał się z daleka. Nie chciał zostać wykluczony przez ataki, które błędnie by trafiły w niego, podczas bycia Venomem. Styl walki Flasha opierał się bardziej na kontakcie fizycznym, pięści w pięści. Mógł też na razie, zanim wkroczy do całego zamieszania, co też zrobi, stworzyć ogień zaporowy, który porównując do oceny pancerza przeciwnika, może mieć szanse także na zniszczenia, ale głównie powstrzymanie wrogich maszyn przed atakami na odsłonięte flanki sprzymierzeńców. Zobaczy się w praniu. Chciał jednak na razie pozostać na pozycji, o której nie wie nikt. Rozeznać się w polu bitwy. Włożył magazynek do broni, przeładował. Zamierzam użyć ostrej, muszę uważać na błędne owieczki, chyba że zajęli się ewakuacją cywili Taktycznie powinniśmy zająć tą pozycję, przeanalizować to dwa razy, zanim stracimy element zaskoczenia i nasza pozycja będzie odsłonięta Taktyczne rozmowy z symbiontem pozwalały mu ochłonąć przed akcją, trzeźwo myśleć, choć wcześniej wypił trzy drinki, jeden polany przez Harrego, dwa przez niego. Na szczęście adrenalina już buzowała w jego venomskich żyłach. Skupmy się na wsparciu czarnej pantery albo Petera, na pewno ta dwójka wybrała kontakt czołowy z maszynami, ich wesprzemy, może uda nam się zdobyć tym ruchem sektor, tym samym zajmując dogodniejsze pozycje Zaczął obserwować przez celownik holograficzny obszar, wyszukując priorytetów.
Ostatnio zmieniony przez Flash Thompson dnia Pon Sie 06, 2018 9:01 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Invisible Woman
Liczba postów : 198 Data dołączenia : 03/07/2012
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Nie Lip 29, 2018 7:32 pm | |
| Choć Susan dla pewności kontrolnie zerkała na sytuację z samochodem, to szybko odnotowała, że najwyraźniej nie musiała się w nią jednak mieszać - ani nawet wzmacniać z tej strony swojej głównej bariery. To dobrze, bo im mniej dzieliła uwagę pomiędzy różne akcje, tym korzystniej na tym wszyscy wychodzili, dlatego kobieta z czystym sumieniem pozostawiła auto i jego pasażerów w rękach Spider-Mana. Sama znów skupiła się przede wszystkim na sytuacji panującej we wnętrzu bariery i na ewentualnym przekierowywaniu strumieni energii ku niebu - w dalszym ciągu w ten sam sposób co wcześniej. Jej spojrzenie padło na moment na T'Challę, a gdy tylko zorientowała się, że ten chciał opuścić jej bańkę, natychmiast go z niej wypuściła, po czym znów scaliła w tym miejscu jej powierzchnię. Bez problemu zorientowała się, że mężczyzna najwyraźniej miał do niej jakąś sprawę, skoro ruszył w jej stronę, dlatego już rzucała na niego okiem, a kiedy zaczął mówić - na krótką chwilę się na nim skoncentrowała, oczywiście jednak nie odpuszczając przy tym z polem siłowym utrzymywanym ponad wciąż toczącą się walką. Po wysłuchaniu słów króla Susan skinęła głową i sama również się z nim pożegnała, przy okazji życząc mu powodzenia... A potem skierowała już wzrok ku bratu. Który w ciągu tych kilku sekund zdążył oberwać. Wystarczyło tylko, że spuściła go z oczu... Naprawdę, powinna się była tego po nim spodziewać. Gdyby ataki Sentineli robiły mu większą krzywdę, Invisible Woman z pewnością byłaby o wiele bardziej współczująca, ale ognista forma Johnny'ego zdawała się być dość odporna na te promienie, aby kobieta mogła trochę sobie w myślach ponarzekać na jego lekkomyślność. Blondynka na krawędzi swojego pola widzenia wychwyciła także oddalającego się z dzieckiem na rękach Pająka i prawdę mówiąc nie musiała o nic pytać, aby domyślić się, że wybierał się on na poszukiwania najbliższego szpitala. W innym wypadku mógłby po prostu zostawić dziewczynkę w jednym z wielu okolicznych budynków i byłaby tam wystarczająco bezpieczna, jak na te okoliczności. Sue nie chciała nawet myśleć o tym, jak wiele osób w całym mieście musiało teraz potrzebować pomocy medycznej, a nie było w stanie się do niej dostać... Nie wspominając już o tym, że lekarze mieli pewnie ręce pełne roboty i zwyczajnie nie mogli szybko przyjąć każdego. Susan westchnęła cicho, po czym potoczyła wzrokiem po okolicy, szukając już kolejnych problemów, którymi powinni się zająć. Wiedziała gdzie pobiegł T'Challa, więc tym kierunkiem się nie przejmowała, decydując się pozostawić mu wolną rękę. W końcu król był zdolnym wojownikiem, a jego strój chronił go przed obrażeniami, więc powinien sobie poradzić. Czyli... Zostawało im jeszcze jedno skupisko czterech robotów na końcu ulicy, a potem może będą mogli przenieść się w inne miejsce. Pewnie powinni wtedy skontaktować się z Carol i Tony'm. Invisible Woman już obracała głowę z powrotem ku bratu, gdy na pobliskim budynku wyłapała postać, na którą wcześniej nie zwróciła uwagi - albo której tam wówczas jeszcze nie było. Czarny kostium z białym pająkiem na klatce piersiowej... Wyglądało to dość bohatersko, by blondynka uznała przybysza za sojusznika, nawet jeżeli jej pierwsze skojarzenia wcale nie były pozytywne. Sue tak czy siak zakładała, że w najgorszym wypadku sytuacja zaraz sama się zweryfikuje. Jeżeli mężczyzna ich zaatakuje, to będzie wystarczająco jasny znak, że się co do niego myliła. -Zajmij się tamtymi na końcu ulicy, pomożemy, gdy tylko skończymy z tymi tutaj!- krzyknęła do niego, jednocześnie przenosząc się nieco wyżej, aby na pewno zwrócić na siebie jego uwagę. Kiedy tylko w jakiś sposób zareagował na jej słowa, od razu ponownie skierowała spojrzenie w dół, ku Johnny'emu i jego przeciwnikom, aby w dalszym ciągu asystować w tym starciu. Poza tym miała nadzieję, że dzięki jej słowom brat również zorientował się, iż mieli nowe towarzystwo.
|
| | | Lil
Liczba postów : 13 Data dołączenia : 23/05/2018
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Czw Sie 02, 2018 5:50 pm | |
| Lilith nie marnowała czasu na tamtego gnoja. Niech se nagrywa, skoro już musi. Na szczęście znalazł się ktoś inny do pomocy. Poszkodowana miała niebywałe szczęście w nieszczęściu. Pręt między wątrobą, a przeponą? Milimetry w górę lub w dół i nawet nie zdążyłaby dojść do tej knajpki. Szczęśliwie wyglądało na to, że organy nie zostały uszkodzone. Jeśli pociągnie właściwie, wyjęcie pręta nie powinno spowodować zbyt poważnych uszkodzeń mechanicznych. Przy użyciu mocy i kilku silnych facetów, którzy by ją przytrzymali powinno się udać. Możliwe, że straci przy tym przytomność, ale to nawet lepiej. Zakażenie z tego czarnego smaru dostanie się do komórek tak czy inaczej. Pewnie już teraz cześć z nich zaczęła obumierać. To naturalna reakcja obronna organizmu. Uszkodzone komórki obumierają stwarzając przynajmniej jakąś barierę ochronną dla tych zdrowych. Jednak i tak będzie trzeba znaleźć sposób na wymycie rany. Po to alkohol. Odkazi ranę i spowoduje ścinanie się białka, co pogrubi warstwę martwych komórek. Kobieta i tak będzie musiała pojechać do szpitala, ale dostanie więcej czasu. Podsumowując: miała do pomocy jednego z kelnerów, który wykazywał chęć pomocy, drugiego, który grzecznie poszedł do baru po alkohol, mężczyznę, którego poprosiła o przeniesienie krzesła do kuchni i kobietę, która zdecydowała się z tym pomóc. Wzięła jeszcze czyste materiały i poszła przodem, żeby torować przejście do kuchni. Gdy do niej dotarła, spojrzała gdzie będzie miała najwięcej miejsca i tam kazała postawić krzesło tłumacząc obecnym co zamierza. -Muszę wyjąć ten pręt i umyć ranę, a tam nie ma na to miejsca. W dodatku możliwe, że będzie trzeba ją przypalić, by ją zamknąć.- brzmiało to dość dramatycznie i barbarzyńsko, ale w tych warunkach lepiej tego nie zrobi -Jak ktoś jest gotów do pomocy, to będzie trzeba ją przytrzymać.- wróciła do kobiety, by sprawdzić jak z jej stanem i przytomnością. Teraz już zawsze używała swojej mocy w kontakcie z nią. Musiała wymusić na organizmie wzmożoną walkę z infekcją w okolicy rany. -Proszę Pani, będę wyciągać ten pręt z Pani brzucha. Zaboli, ale zrobię to szybko i będę tu cały czas.- mówiła łagodnie. Oczywiście o ile tamta nie straciła jeszcze przytomności. Sprawdziła z której strony pręta jest krew, a zatem czy został wbity od przodu czy od tyłu. Wyjmie go tą samą drogą, którą wszedł. Wytarła zakrwawioną część, po czym bolała alkoholem. Chyba że to co tamten przyniósł to było jakieś wino. W takim wypadku dostał ochrzan. Wybrała szeroki czysty nóż i jednemu z kucharzy kazała go włożyć na gaz, by się nagrzał. Ludziom gotowym jej pomóc pokazała jak przytrzymać kobietę, w jakiej pozycji. Dla dziewczyny w słuchawkach miała specjalne zadanie, o ile nie brzydziła się zbytnio krwi. Miała natychmiast po wyjęciu pręta zalać ranę alkoholem i przyłożyć kawałek materiału. Brown to samo zrobi gdy tylko odrzuci go na podłogę. Starała się wyjąć go prosto, dokładnie tą trasą jak wszedł. Dzięki temu nie powinna nic uszkodzić bardziej niż już jest. Ciągnęła pewnie i sprawnie, ale nie szarpała. Od razu starała się mocą zatrzymywać krwawienie oraz przyspieszyć regenerację tamtych tkanek. Wcześniej nie mogła żeby pręt nie obrósł ciałem. Jeśli to nie starczyło, sięgnęła po nagrzany już pewnie do czerwoności nóż. To momentalnie zasklepi ranę i pozostanie tylko walka z krwotokami wewnętrznymi, które nie powinny być bardzo obfite o ile nie uszkodziła żadnego organu. Jest już prawie pewne, że poszkodowana odpłynęła, ale Lilith starała się pilnować jej czynności życiowych, by nie zmarła jej tu na tym krześle. |
| | | Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Sro Sie 08, 2018 10:22 pm | |
| Sentinel, który zaatakował Jonathana, niespecjalnie przejął się jego pretensjonalną uwagą o kolejce. To nie było w jego kręgu zainteresowań czy być może szeregu komend, na które powinien zareagować. Nie miało to jakiegokolwiek znaczenia. Nic więc dziwnego, że maszyna nie planowała zaprzestać swojego ataku. Jako że robot był wolniejszy od Storma, to Johnny nie miał problemu z tym, żeby się przemieszczać i unikać ataków, które w ostateczności mogły być frustrujące, skoro uniemożliwiały mu względnie spokojne unieruchomienie przeciwnika. Coś za coś. W momencie kiedy Flash zatrzymał się w jednym miejscu i postanowił zrobić rozeznanie to mógł zauważyć znikającego T’Challę, a niedługo po nim także Spider-Mana, który trzymając dziecko w objęciach skierował się w znanym sobie kierunku. Nie miał problemu, aby zauważyć członków Fantastycznej Czwórki: Sue Storm unoszącej się za pomocą pola siłowego, która się do niego odezwała czy też Johnny’ego Storma, który był pod utworzoną przez kobietę kopułą i walczył z dwoma robotami. Dalsze obserwowanie okolicy przyniosło mu kolejne informacje: na prawo od Flasha znajdowały się kolejne cztery roboty do pokonania, naprzeciw niego był Columbus Park, na lewo natomiast wspomniane rodzeństwo i mleczna kopuła z robotami. Dalej, za nimi, był gruz i ogólne zniszczenia spowodowane atakiem. Nietrudno było zauważyć też parę ciał, choć w tym przypadku już trzeba było wysilić swój zmysł wzroku. Zdecydowanie za priorytet mógł uznać roboty w oddali. Torchowi prawie udało się unieruchomić jednego Sentinela. Jednak wciąż przemieszczając się z miejsca na miejsce z zamiarem uniknięcia pocisków od drugiego robota, umożliwił maszynie zniszczenie “wspólnika”. Wiązka energetyczna szybko powędrowała w stronę pierwszego Sentinela, którego działanie było coraz mniej zauważalne (niewiele brakowało, by stanął w miejscu). Zarówno Johnny, jak i Sue w tym samym momencie wyczuli efekty wybuchu, które dla każdego z nich były inne. W przypadku Storma skończyło się to na huku, konieczności zaabsorbowania tego, co miało miejsce. Mógł poczuć liczne, lecz lekkie uderzenia odłamków, które we większości przeleciały przez niego. Natomiast w przypadku Sue było to głównie nagłe, dość silne, ale pojedyncze uderzenie w głowę. Nie zwaliło ono z nóg, ale blondynce zakręciło się w głowie. Nie było to w końcu tak jak parędziesiąt minut wcześniej, kiedy pod kopułą znalazło się zdecydowanie więcej maszyn, więc nie pikowała (w dół) na ulicę, wprost w gruz i pozostałe zniszczenia. Z pewnością szybciej byłaby w stanie odzyskać rezon.
Część zebranego towarzystwa posłusznie ustępowała miejsca Lilith, umożliwiając zarówno jej, jak poszkodowanej i pomocnikom przejście do kuchni. Pracownik wskazał na stół, na którym przygotowywano dania. To było, przynajmniej według niego, najwygodniejszym miejscem do polowej operacji. Zresztą, nie można było narzekać. W każdym razie, kelner uprzedził, że tylko przeczyści wszystko i przeniesie. Zresztą, do tego zobowiązał się w następnej chwili, kręcąc się między stołem, a pozostałym umeblowaniem kuchni lokalu. Przeniósł czy też przesunął na sam brzeg naczynia i inne akcesoria, a ponadto przetarł blat, żeby oczyścić z nadmiaru przypraw czy pozostałości po przygotowywanych potrawach. Zatem obyłoby się bez konieczności ustawiania krzesła, choć jeśli Lil nadal upierałaby się przy tym, to ktoś w końcu koło stołu umieściłby mebel. Poszkodowana prawie że leciała przez ręce z ogólnego wycieńczenia. Ciężko było jej utrzymać prostą pozycję na stole, więc była podtrzymywana przez kobietę i mężczyznę. Kelner nieopodal przygotował wodę i czyste materiały do ran czy ogólnego oczyszczenia. Pracownik nie przyniósł niczego więcej. Zerkał z niepokojem na dziewczynę. Pokiwał - i nie tylko on - głową na zalecenia ze strony Brown. Nikt się nie sprzeciwił, więc najwidoczniej każdy z obecnych faktycznie chciał pomóc. — Cokolwiek… — sapnęła z niemałą trudnością. Miała zamglone spojrzenie, więc ciężko byłoby oczekiwać skupienia od niej. Młoda kobieta chciała, żeby było już po wszystkim. Chcąc współpracować, przesunęła się tak, żeby wygodniej było się nią zająć. Lilith po wnikliwej obserwacji mogła zauważyć, że pręt przebił ciało od strony pleców. Poszkodowana syknęła z bólu, gdy tylko ruszono materiał. Palce zacisnęła na dłoni któregoś z pomocników. Krople potu spływały po jej skroniach, choć nie były widoczne tak od razu. Moment, w którym Brown zdecydowała się wyciągnąć pręt, był słyszalny nie tylko dla obecnych w kuchni, ale ogólnie w lokalu. Mimo wycieńczenia, poszkodowana była w stanie krzyknąć z bólu; zaczęła też przy tym drżeć. Lil nie napotkała problemów przy użyciu swoich zdolności. Mimo to, kobieta, którą wcześniej poproszono o pomoc, szybko zareagowała i dociskała materiał do rany. Obyło się bez użycia noża. Być może i Brown czuła się nieco wyczerpana, ale udało jej się zregenerować tkanki poszkodowanej, co po kolejnym sprawdzeniu poprzez dotyk byłaby w stanie wywnioskować. Tymczasowa pacjentka zemdlała, lądując głową na ramieniu jednego z mężczyzn, który spojrzał na lekarkę z niepokojem w oczach.
|
| | | Human Torch
Liczba postów : 132 Data dołączenia : 06/07/2012
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Czw Sie 09, 2018 2:57 pm | |
| Tak, nie był ani trochę zaskoczony tym, że robot olał jego słowa i kontynuował atakowanie go. Nawet nie spodziewał się żadnej reakcji z jego strony. Ten krzyk był raczej odruchem, wyrażeniem niezadowolenia w jakiś sposób. Tak czy siak wiedział, że ciągle będzie musiał uważać. Starając się atakować jednego Sentinela i robić uniki przed drugim, Johnny mógł usłyszeć, jak jego siostra odzywa się, ale nie do niego. To oznaczało, że mieli nowe towarzystwo. W końcu przed chwilą dopiero co widział jak Pantera i Spider się oddalają, co oznaczało, że zostali same we dwójkę. Długo jednak nie pobyli sami najwidoczniej. Torch nie miał jednak teraz ani czasu and głowy do tego, by się rozglądać dookoła w poszukiwaniu za nowym sprzymierzeńcem. Na pewno sprzymierzeńcem skoro Sue nie zaalarmował go w żaden sposób, a wręcz mówiła czym nowa osoba mogłaby się zająć. Sam nie wiedział przez chwilę, jak doszło do wybuchu. Nie spodziewał się go. W jednej chwili uderzał ogniem w robota tak, by go właśnie nie wysadzić, a w następnej ten wybuchł, posyłając w niego kawałki pancerza, które jednak przez niego przeniknęły, a nawet pewnie w części stopiły się od jego ognia. Blondyn odruchowo zasłonił twarz ramieniem choć odłamki nie mogły nic mu zrobić. Pewnych odruchów ciężko było mu się wyzbyć. Czasem się zasłaniał, a czasem nie. Po chwili zdał sobie sprawę, że po prostu unikając promienia drugiej maszyny ustawił się tak, że ten trafił w niemal już unieruchomionego towarzysza. Pozostało mu więc jak najszybciej pozbyć się ostatniego Sentinela. Ruszył więc na niego z pełną prędkością, celując prosto w jego głowę. Starając się unikać promieni lub siatek, które ten w niego posyłał, Johnny miał zamiar złapać go za głowę, unosząc się ponad nim i podnosząc swoją temperaturę jak najmocniej, po prostu stopić ją z bliska. Tym razem postanowił już się nie bawić w posyłanie strumienia ognia. Dopiero gdy uda mu się pokonanie ostatniego przeciwnika, chłopak zajmie się rozejrzeniem dookoła w poszukiwaniu nowego sprzymierzeńca i zobaczenia, czym ten się zajmuje. Sentineli było więcej niż tylko te trzy sztuki. Resztę też trzeba było zniszczyć. Nie było czasu na odpoczynek. Choć wolałby żeby Susan trzymała się na boku i chroniła ludzi. Ten wybuch na pewno ją zabolał. |
| | | Lil
Liczba postów : 13 Data dołączenia : 23/05/2018
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan Czw Sie 09, 2018 4:40 pm | |
| Lilith zgodziła się na stół. To faktycznie lepsze rozwiązanie niż krzesło, które służyło do przeniesienia tutaj rannej. Trochę jak nosze, tylko na siedząco. Była zadowolona, że tyle osób postanowiło pomóc. Obsługa tego miejsca okazała się całkiem ogarnięta. Dobrze wybrała sobie knajpę z jedzeniem. Idealną na atak morderczych robotów. Klienci reagowali różnie, ale przecież nie mogła od nie-lekarzy wymagać, by zachowywali się jak lekarze. Ani to realne, ani skuteczne. Jednak wracając do tego, co się dzieje, operacja. Postąpiła zgodnie z opisem post wcześniej i w miarę sprawnie wydobyła pręt. Gdy tylko odłożyła ciało obce oczyściła miejsce, w którym znajdowała się rana i zakryła je. Poleciła komuś, by to przytrzymał, a sama przygotowała opatrunek. Gaza na przód, gaza na tył, dodatkowy materiał na obie strony i bandaż, żeby wszystko utrzymać w miejscu. Z pomocą co najmniej jednej osoby pełniącej rolę dodatkowych rąk założyła cały opatrunek w takiej kolejności jak wyżej wymieniono. Wymagało to podciągnięcia resztek koszulki. Zaraz potem opuściła, nie było powodu, by ją zdejmować całkowicie. Jak przewidziała, kobieta straciła przytomność. Ci, którzy pomagali Lilith wydali się tym przestraszeni. Nic dziwnego, zwykle utrata przytomności uznawana jest za negatywny objaw, zresztą nie bezpodstawnie. -W porządku, spodziewałam się tego. Nic jej nie będzie.-uspokoiła ich i siebie samą też, choć wyglądało na to, że wszystko się udało. Upewniła się jeszcze przy użyciu mocy jak z zanieczyszczeniem tej okolicy w ciele, bo zebranie do kupy naczyń krwionośnych to jedno, a zapobiegnięcie infekcji czy zatruciu to już inna bajka. -Trzeba ją położyć lub chociaż ułożyć w pozycji półleżącej. Jeśli się obudzi i poprosi, można podać jej wodę. Jeśli jedzenie, to tylko coś lekkiego.-powiedziała, choć zamierzała zaglądać do niej chociaż co jakiś czas. Rozejrzała się za jakimś zlewem. Na pewno tu był. Musiał być. Korzystając z niego umyła ręce. -Mogę poprosić coś do picia i coś słodkiego? Może być w jednym.- poprosiła. Była wykończona swoim wyczynem, ale wciąż chciała jeszcze pomóc tym, których zostawiła na sali. Był tamten chłopak z uszkodzoną nogą i kilka innych osób. Musiała chociaż skontrolować ich stan. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Chinatown, Manhattan | |
| |
| | | | Chinatown, Manhattan | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |