|
Autor | Wiadomość |
---|
Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Sob Sie 11, 2018 9:34 pm | |
| Tym razem Cannonball był już gotowy na przyjęcie na siebie całej mocy spojrzenia przyjaciela i sam dzielnie nie odwrócił wzroku od jego twarzy, jego oczu, kiedy na nim wylądowało. Ba, szczerze powiedziawszy wydawało mu się nawet, że jak do tej pory skutecznie unikał pojawienia się na swoim obliczu rumieńca zakłopotania, a przy takim temacie to coś znaczyło. Nie czuł charakterystycznego ciepła na policzkach, szyi czy w okolicach uszu, więc podejrzewał, że udało mu się osiągnąć cel. Pomimo obu tych niebywałych sukcesów Sam mimo wszystko pochylił lekko głowę, gdy Berto zabrał głos, nawet jeżeli tak czy siak nie uciekł przy tym spojrzeniem od jego twarzy. Nie mógł powiedzieć, że nie rozumiał podejścia przyjaciela. Było sensowne. Na jego miejscu... Prawdopodobnie postąpiłby tak samo. Może. Przynajmniej przez jakiś czas, nim uczucia wzięłyby na nim górę - tylko kiedy by to nastąpiło? Czy wytrzymałby kilka lat - jak najwyraźniej zrobił to Bobby? Tego nie był już wcale taki pewien. Tym bardziej ze zdziwieniem odkrył, że zaczynał się czuć winny. Nie, nie zaczynał - po prostu dopiero teraz zdawał sobie z tego sprawę, choć wyrzuty sumienia pojawiły się chwilę wcześniej, dokładnie z momentem, gdy Berto wreszcie przystąpił do składania swoich wyjaśnień. Pomiędzy nimi kłębiło się jednak coś jeszcze, coś słabszego, ale nie dającego się całkowicie zignorować... Myśl, że Bobby uważał, iż czymś takim by go do siebie zraził. A przecież nigdy by go nie zostawił! W najgorszym wypadku przez jakiś czas byłoby między nimi dziwnie, ale spójrzmy prawdzie w oczy, przechodzili już przez o wiele gorsze sytuacje - jak na przykład wtedy z Tabithą i zgoda, Sam naprawdę nie chciał sobie teraz tego przypominać - i atmosfera zawsze w końcu się między nimi oczyszczała. A to... Jak i czemu Berto miałby go z takiego powodu stracić? Guthrie zaczynał też mieć wrażenie, że to nie on - albo przynajmniej nie tylko on - tutaj myślał za dużo. I panikował. I wyciągał bezpodstawne wnioski, zapewne na bazie wspomnianej już wcześniej paniki. Tak, to byłoby w stylu Bobby'ego... I wytykanie tego Samowi również, w związku z czym blondyn tylko westchnął cicho, w sposób graniczący pomiędzy zrezygnowaniem i pobłażaniem, w dalszym ciągu ani na moment nie spuszczając przyjaciela z oczu. Nawet nie próbował mu przerywać. Wtrącanie się nie miałoby sensu, Berto musiał po prostu powiedzieć swoje... Ale oznaczało to, że dotarł też do wspomnienia o swoich żebrach, co sprawiło, że Guthrie wreszcie zerknął na nie krótko, lecz z niepokojem. No tak, musiał brać je pod uwagę... I pilnować, żeby Bobby nie pozwalał sobie na zbyt wiele. A to na pewno wykluczało zbyt entuzjastyczne całowanie, na które Latynos zdawał się w tej chwili liczyć. - Wrócisz to ty teraz do odpoczywania. Nawiasem mówiąc, dzięki za przypomnienie o żebrach. Ale żadnego pacania raczej nie przewiduję, przynajmniej dopóki nie poczujesz się lepiej - oznajmił, lecz prawdę powiedziawszy w jego głowie pojawiło się właśnie kolejne, zupełnie nowe pytanie, do którego zadania czuł się w tym momencie w pełni upoważniony... Więc z tym nie zwlekał. - Jeszcze jedno. Dopiero co planowałeś randkowanie z tą całą Rize...? - umyślnie nie spytał wprost, bo w gruncie rzeczy nie wiedział nawet do końca w jaki sposób ująć swoje wątpliwości w słowa. W związku z tym wolał po prostu rzucić tematem i pozwolić, aby Bobby sam się w tej kwestii wypowiedział, wyjaśniając to, co jego zdaniem było ważne. Wcześniej taka metoda zadziałała, więc obecnie też powinna.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Nie Sie 12, 2018 6:25 pm | |
| Wydawało mu się, że był już na dosyć pewnym gruncie. Samuel nie miał problemu z całowaniem się z nim, więc zagadnięcie o powrócenie do tego da mu to, czego oczekiwał. Oczywiście zapomniał o kolejnym elemencie, kolejnej rzeczy, która czasem go denerwowała u przyjaciela. Nadopiekuńczość i nadmierna troska. Powinien był się spodziewać podobnej odpowiedzi. Blondyn zawsze za bardzo się martwił. Nie tylko o niego. A przecież to tylko kilka złamanych żeber. Na środkach przeciwbólowych prawie w ogóle go nie bolało. Był w stanie tyle przetrzymać jeśli oznaczało to otrzymanie odrobiny przyjemności, której pragnął od bardzo dawna, a od wczoraj dziesięć razy mocniej. W związku z czym Berto niemalże jęknął na słowa Cannonballa, gdy ten pośrednio odmówił mu całowania. Bobby spojrzenie miał wręcz błagalne. Jeśli na czymś mu zależało, potrafił się odpowiednio zachować. Och, był świetnym aktorem kiedy tego potrzebował. Choć po prawdzie w tej chwili faktycznie trochę cierpiał z powodu odmowy, ale nie aż tak, jak próbował to pokazać. Przecież ledwo co zdążył dopiero posmakować jego ust. I już miał być koniec? Na dziś albo i dłużej? Taka opcja nie wchodziła w grę. Nie chciał by to się skończyło tak szybko. Nie zdążył jednak w żaden sposób zacząć się dopraszać o pocałunek, gdyż Sam ponownie się wypowiedział, dosyć szybko po pierwszej wypowiedzi. Te słowa... Najpierw lekko zaskoczyły Latynosa, a następnie wywołały u niego cichy śmiech i i rozpromienienie się twarzy. Ból i niezadowolenie wywołane odmową odnośnie całowania zniknęły jak ręką odjął. Zdecydowanie poprawił się mu nastrój. - Czyżbym się nie mylił, niemal od samego początku tej rozmowy podejrzewając, że jesteś zazdrosny o Rize? Ciągle mi ją wypominasz i wytykasz, jakie to jest złe, że próbuję się z nią umówić. - jego twarz została przyozdobiona zadziornym uśmiechem, a w oczach można było zauważyć iskierki rozbawienia. Wpatrywał się wprost w przyjaciela, czekając na jego reakcję odnośnie sugerowania zazdrości. Berto przeniósł swój ciężar na rękę, której palce miał splecione z ręką przyjaciela i wyprostował się, zakładając wolną rękę za głowę chłopaka i obejmując go na wysokości ramion. Tym samym ich twarze znowu znalazły się bliżej siebie. Nie odrywał spojrzenia od oczy starszego mutanta, patrząc na niego teraz ciepło. - Nie martw się. Wizja możliwości całowania się z tobą skutecznie wyrzuciła ten plan z mojej głowy. Nigdy żadna dziewczyna nie była ponad tobą, tym bardziej nie będzie teraz. - wytłumaczył, zapewniając jednocześnie o tym, że jest ważniejszy. Nie musiał się przejmować wcześniejszymi działaniami Roberto, gdyż straciły one właśnie ważność. Teraz był tylko on. Oczywiście Bobby musiał spróbować wykorzystać sytuację i skoro już ich twarze były tak blisko to pochylił się jeszcze trochę bardziej, by móc pocałować przyjaciela w usta ponownie. Być może Guthrie da się ponieść nastrojowi i jednak wyrazi zgodę na chociaż jeszcze jeden pocałunek. |
| | | Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Wto Sie 14, 2018 9:08 pm | |
| Sam posiadał wiele słabości, mniejszych i większych. Nie mógłby temu z czystym sumieniem zaprzeczyć, zwłaszcza przed samym sobą. Na ich liście znajdował się zaś między innymi wyraz twarzy, który przybrał teraz Berto - prezentujący się niczym kopnięty szczeniak. Och, ile razy to spojrzenie sprawiało, że Guthrie ulegał przyjacielowi... Zwykle jednak działo się to w przypadku kwestii mniej poważnych od zdrowia Bobby'ego. W tych istotnych sprawach blondyn potrafił być niesamowicie uparty, nie zmieniało to jednak faktu, że w obliczu tego "argumentu" serce tak czy siak od razu mu miękło. W związku z tym mężczyzna był prawie skłonny negocjować - w końcu pewnie mógłby zgodzić się na całusa czy dwa, o ile Berto w ich trakcie by grzecznie leżał i się nie przemęczał... Tak, to brzmiało jak plan - a Sam był święcie przekonany, że Bobby będzie chciał dyskutować. Najpierw jednak mieli do omówienia coś jeszcze i Guthrie aż uniósł brwi, widząc zmiany malujące się na twarzy przyjaciela oraz przede wszystkim słysząc ten jego śmiech. Już przeczuwał coś złego... Lecz z drugiej strony Berto przynajmniej porzucił błagalny wzrok, więc może obejdzie się bez pertraktowania pocałunków. Zależnie od tego, czy za chwilę Bobby przypomni sobie o swojej ogromnej krzywdzie i wróci do namawiania... Co, znając go, zapewne zrobi. Póki co jednak jego słowa sprawiły, że Sam przewrócił oczami, nawet jeżeli w tym samym momencie kąciki jego ust skierowały się ku górze. Nie czuł się urażony tym przypuszczeniem, choć nie uważał, aby było słuszne. Nie nazwałby siebie zazdrosnym - nie w tym konkretnym przypadku. Zdarzało mu się to, oczywiście, w końcu w żadnym razie nie był święty, ale teraz... Teraz przeważał w nim niepokój, w gruncie rzeczy zagłuszający wszystkie inne emocje. Po prostu nie mógł się oprzeć wrażeniu, że ta kobieta czegoś od Berto chciała, a to prawie nigdy nie kończyło się dobrze. - Chciałbyś - odparł krótko, choć zapewne dodałby jeszcze coś więcej, coś na temat swoich obaw i domysłów, gdyby to właśnie wtedy Bobby nie ruszył do akcji. Spojrzenie blondyna na moment odruchowo padło na ich złączone ręce, gdy poczuł nacisk, lecz zaraz potem szybko powróciło na twarz Latynosa, kiedy ten wolnym ramieniem objął go luźno wokół szyi. Czoło Sama lekko się zmarszczyło i już powoli otwierał usta, aby skomentować, że Berto powinien leżeć, a nie kombinować, gdy to on przemówił jako pierwszy. Prawdę mówiąc jego wyznanie skutecznie zamknęło Cannonballowi usta. Rozumiał co kryło się za tymi słowami, wiedział to aż za dobrze... Więc tylko westchnął cicho, odpuszczając sobie - na krótką chwilę - upominanie przyjaciela, a następnie pozwalając mu zainicjować kolejny pocałunek. Nawet odchylił głowę na prawo, aby go ułatwić i podkreślić, że nie miał nic przeciwko... Choć to ostatnie i tak szybko stało się jasne, bo przecież odwzajemnił pieszczotę, utrzymując ją jednak słodką i delikatną, nie dopuszczając do tego, aby rozwinęła się w coś więcej. Tyle musiało Bobby'ego obecnie zadowolić. Pocałunek nie trwał bardzo długo, choć też i nie za krótko, lecz w końcu usta Sama opuściły wargi Berto... I zaraz potem blondyn pochylił się powoli, pomagając przyjacielowi ponownie oprzeć się wygodnie o poduszki. To uczyniwszy, nie cofnął się jednak, tylko kontynuował dyskusję będąc tak blisko niego. Tym akurat od dawna nie był zakłopotany. - Więc nie będziesz się z nią spotykał, tak? Wciąż sądzę, że ona coś planuje. I że to nie jest nic dla nas dobrego - stwierdził cichym, poważnym tonem. Być może był do niej trochę uprzedzony, zgoda... Ale Bobby naprawdę miał talent do wpadania w kłopoty, a kręcąca się wokół niego przedstawicielka rządu nie zapowiadała - według Sama - niczego przyjemnego. Teraz posiadał już na to dowody, nawet jeżeli pośrednie. Proszę, Berto przez chwilę jej towarzyszył i skończył w szpitalu.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Sro Sie 15, 2018 10:02 pm | |
| "Chciałbyś." Och, oczywiście, że chciałby. On sam tyle razy był zazdrosny o Sama. O to, że znajdował sobie kolejne dziewczyny. Że potrzebował ich kiedy on był tuż obok, gotowy dać mu wszystko co miał. Zawsze wierny i oddany, gotów ryzykować dla niego życiem. Zazdrość towarzyszyła mu od wielu lat i nie mógł się jej wyzbyć. Zbyt mocno kochał Samuela. Za bardzo chciał go tylko dla siebie. Nie chciał się nim dzielić z nikim. No, może poza jego rodziną. Rodzina jest ważna. Ale nikt więcej. Był bardzo terytorialny w tym przypadku. Był gotów nawet posunąć się do nieczystych ruchów, by było tak, jak on chciał. W przypadku tego uczucia był bardzo egoistyczny. Zapominał o czystej grze, co normalnie mu się raczej nie zdarzało. Miło by było więc, gdyby Cannonball chociaż jeden raz był zazdrosny o niego. Gdyby poczuł, jak to jest być zazdrosnym. Jemu na pewno to by poprawiło humor. Zazdrość by oznaczał, że coś jednak jest na rzeczy. Zauważył jak Guthrie przenosi swoje spojrzenie na moment na ich złączone dłonie, ale już po chwili ich oczy się spotkały. Berto podobał się fakt, że nie ważne jak zmieniali ułożenie, ciągle trzymali się za ręce. Żadne z nich nie chciało puścić tego drugiego. Byli tak blisko siebie i żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Plan pocałowania przyjaciela ponownie zakończył się powodzeniem. Blondyn jedynie westchnął nim pozwolił mu zainicjować pocałunek, a następnie go odwzajemnić. I choć wciąż to nie było to, czego najbardziej pragnął to nawet taki pocałunek go zadowalał. Zamiast namiętności, wkładał w niego po prostu czułość. Starał się by pocałunek był czuły i pełen uczucia. Tym razem nawet nie próbował go przyspieszyć. Westchnął lekko kiedy ich usta zostały rozdzielone i bez słowa sprzeciwu dał się odchylić do tyłu by wygodnie zapaść się w miękkiej poduszce za jego plecami. Przesunął ramię jednak nie cofnął go całkiem. Sunąc dłonią po jego karku, a następnie ramieniu, Bobby zatrzymał palce na boku szyi Sama. Nie musiał wyciągać ręki dalej do przodu, gdyż blondyn nie cofnął się, trzymając swoją twarz bardzo blisko jego własnej. Wtedy też przemówił, kontynuując temat Rize. - Ograniczę kontakt z nią do niezbędnego minimum. Mimo wszystko jest w stanie dostarczyć nam ważne informacje, z których nie powinniśmy rezygnować. Same spotkania biznesowe. Mogę je zmniejszyć przez kontakt mailowy lub telefoniczny. - odnosił wrażenie, że całkowite zerwanie kontaktu z kobietą nie byłoby zbyt dobrym posunięciem. To w końcu dzięki niej mieli bransolety. Nawet jeśli pomogła im z nimi tylko dlatego, że sama potrzebowała jednej to przyniosło to też im sporo korzyści. Berto przeniósł wzrok z twarzy przyjaciela nieco niżej, na jego szyję. I jeszcze kawałeczek niżej. Właśnie pomyślał o tym, że lepiej by było, gdyby nie był ciągle w swoim kostiumie. Mógł się przebrać po drodze do niego. O ile prostsze byłoby dotknięcie jego skóry. Wystarczyłoby zsunąć dłoń w dół i wsunąć ją pod brzeg materiału. Idąc za tą myślą sięgnął do zamka i o ile od razu nie został wyrażony sprzeciw, zaczął go ciągnąć w dół. Jeśli i tu nie było jeszcze odmowy, Bobby pozwolił sobie na odpięcie zamka kawałeczek. Jedynie tyle, by zrobić sobie miejsce na dłoń. By móc ją położyć na ciele chłopaka, poczuć jego ciepło. Och, oczywiście, że miał ochotę rozpiąć zamek niżej. Najlepiej do samego końca. I zrobić Samuelowi parę przyjemnych rzeczy. I choć bardzo go kusiło, to wiedział, że Guthrie się na to nie zgodzi. Nie było na to najmniejszej szansy w jego obecnym stanie. Dlatego postanowił jedynie spróbować rozpiąć zamek na tyle, by miejsca starczyło na jego dłoń. - Cały czas odnoszę wrażenie, że jednak umarłem tam w Waszyngtonie i trafiłem do nieba. Przesadnie realnego przez ból. - odezwał się, bez względu na to czy blondyn mu pozwolił na to lekkie rozpięcie czy od razu wyraził sprzeciw, przerywając mu. Uśmiechnął się lekko na to drugie zdanie. Nigdy nie był zbyt pewny, że Sam go zaakceptuje. Zawsze tylko robił sobie nadzieję. Więc trochę ciężko było mu uwierzyć w to, co się teraz działo. Tyle razy pocałował już Samuela w ciągu... Góra kilkunastu minut? Nie patrzył na zegarek. |
| | | Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Czw Sie 16, 2018 8:33 pm | |
| Sam czuł zmiany zachodzące w położeniu dłoni przyjaciela, lecz prawdę mówiąc nie zwracał na nie większej uwagi. Już dawno temu przyzwyczaił się do tego, że Berto był osobą mocno nastawioną na kontakt fizyczny, więc to... Nie stanowiło w gruncie rzeczy niczego nowego. Sytuacja - owszem. Cała otoczka tego dotyku również. Ale samo obejmowanie było znajome, więc ani nie reagowało na nie ciało blondyna, ani tym bardziej jego umysł nie traktował tego jako czegoś wyjątkowego i wymagającego głębszego przemyślenia. W związku z powyższym Guthrie mógł w pełni skupić się tylko i wyłącznie na słowach wypowiadanych przez Bobby'ego. Zaproponowany przez niego układ nie był dla Sama idealny, nie mniej jednak mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, że o więcej prosić by teraz nie mógł. Nagłe zerwanie kontaktu pewnie rzeczywiście posiadało spory potencjał ku temu, by narobić im poważnych problemów, więc oby ochłodzenie stosunków i ograniczenie spotkań do minimum wystarczyło... Blondyn rozważał nawet trzymanie się w ich trakcie przy Berto. W końcu oficjalnie był jego ochroniarzem, więc czemu by nie? Miał zupełnie logiczne i niewinne podstawy do tego, by mu towarzyszyć. - Niech będzie - zgodził się więc niechętnie i w dalszym ciągu cicho. Jego myśli wciąż jeszcze krążyły przy planach pilnowania Bobby'ego, gdy zorientował się, że ten sięgnął do zamka jego kostiumu i zaczął go rozsuwać. Guthrie akurat zdążył unieść pytająco - i może odrobinę ostrzegawczo - brew, nim Berto z własnej inicjatywy się wstrzymał... I tylko włożył dłoń pod materiał. To wydawało się być nieszkodliwe, więc blondyn zdecydował się nawet tego nie komentować. Wyraz jego twarzy powrócił do wcześniejszego trybu, a po chwili wyraźnie złagodniał, gdy Bobby znów się odezwał... Przynajmniej do czasu, aż dotarło do niego, że Latynos znowu wspomniał o bólu. Do tej pory wydawał się go bagatelizować, sam przecież dopiero co utrzymywał, że przy lekach ledwo go czuł, ale teraz zabrzmiało na coś wręcz przeciwnego... A szczerze powiedziawszy Sama wcale by to nie zdziwiło, gdyby okazało się, że Berto trochę go oszukiwał, żeby ugrać dla siebie coś więcej. Wcale, a wcale. To by było bardzo w jego stylu. - Przez ból, powiadasz - powtórzył za nim, mrużąc nieco oczy. Wahał się pomiędzy otwartym i bezpośrednim wytknięciem przyjacielowi tej kwestii, a odpuszczeniem mu na drodze wyjątku. Tak naprawdę wystarczyło, że on sam wiedział już jak było naprawdę, bo dzięki temu utwierdził się w przekonaniu, że póki co rzeczywiście nie powinien pozwalać Bobby'emu na zbyt wiele... A chyba nie chciał mu psuć tej chwili. W końcu najwyraźniej długo na nią czekał. Latami. Sam wciąż ledwo mógł to sobie wyobrazić. - Mogę cię uszczypnąć, jeżeli ci to coś pomoże - zaoferował więc wreszcie lekkim tonem, dobitnie sugerującym, że naprawdę był skłonny to uczynić, jeżeli Berto nieopatrznie wyrazi swoją zgodę. Wyjaśnili już sobie i obiecali ważne rzeczy, a w dodatku nawet się ze sobą przy tym nie pokłócili, w związku z czym teraz zasługiwali na odrobinę wytchnienia - nie tylko fizycznego, ale przede wszystkim psychicznego i emocjonalnego.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Pon Sie 20, 2018 8:42 pm | |
| Cieszył się, że Sam to rozumiał i nie wyrażał więcej sprzeciwów. W dalszym ciągu utrzymywał, że blondyn jest zazdrosny o Rize. Nawet jeśli tylko odrobinkę, a w większej części chodziło właśnie o podejrzliwość co do jej działań. Osoba, znajdująca się tak blisko prezydenta na pewno by nie nawiązywała z nimi kontaktu bez powodu. Osoba znana politycznie. On jednak nadal chciał obstawać przy tym, że troszkę też chodziło o zazdrość. W końcu wcześniej planował się z nią niewinnie umawiać. A Cannonballowi nie podobało się to od samego początku choć wcześniej tego nie zauważył. Najważniejsze jednak, że nie musieli się o to kłócić. Kątem oka wyłapywał zmiany na twarzy Samuela. Zdziwienie, a potem coś w rodzaju... Oburzenia? Nie był pewien, ale wyglądało na to jakby chłopak miał zamiar go powstrzymać przed rozpinaniem zamka. Na szczęście nie spieszyło mu się do tego i to on pierwszy sam przerwał czynność, puszczając zamek, by dłoń po chwili położyć na ciepłej, jasnej skórze. Tylko tyle chciał zrobić, tyle mu wystarczyło. Mogło wystarczyć, bo wiedział, że więcej mu nie wolno. Nie w obecnym stanie. On osobiście nie miałby nic przeciwko, wytrzymałby odrobinę bólu. Wiedział jednak, że przyjaciel by mu na nic nie pozwolił, jak zwykle będąc nadopiekuńczym. Nie był zaskoczony tym, że młody Guthrie szczególną uwagę zwrócił na jego słowa odnośnie bólu. To do niego pasowało. Na szczęście obyło się bez jakichś ostrych słów na ten temat i zaraz dostał propozycję nie odrzucenia. Możliwość bycia uszczypniętym, by się przekonać, że nadal żyje i nie umarł. - Nie trzeba, dzięki. Wystarczy, że boli mnie mocno kiedy leki przestają działać. Teraz ledwie coś czuję, ale jednak. A mówi się, że po śmierci nie odczuwa się takich rzeczy, jak ból. - odparł z uśmiechem, przy okazji wykręcając się z tego, co powiedział o bólu. Ledwie wyczuwalnie poruszał dłonią, głaszcząc Samuela w miejscu, gdzie ją trzymał. Ot, odrobinka przyjemności. Nic specjalnego. Nie mógł się powstrzymać, by nie robić czegoś. Gdyby na łóżku było więcej miejsca to by poprosił Sama o położenie się obok żeby mógł się przytulić. Tak mógłby zasnąć. Ponoć sen to najlepsze lekarstwo. Organizm wtedy najbardziej się regeneruje. Będzie musiał zobaczyć, za ile dni jego minionki wypuszczą go z części szpitalnej. Może jeśli obieca być grzeczny to Sam zgodzi się spać u niego. - Rozmawiamy tylko o robotach, a ty ponoć wpadłeś na ślad jakiegoś kosmity. Opowiadaj, jak było. - Jakoś tak nagle przypomniała mu się ta sprawa. Sam ani słowa nie wspomniał na ten temat, a on bardzo chętnie posłucha. |
| | | Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Czw Sie 23, 2018 10:10 pm | |
| Przez pierwszych kilka sekund Sam przyglądał się przyjacielowi w niemalże sceptyczny sposób, nie mogąc się zdecydować czy zamierzał mu uwierzyć czy nie. Bobby potrafił kłamać... I co prawda zwykle nie kierował tej umiejętności przeciwko niemu, to teraz posiadał w tym cel, który mógłby uznawać za "wyższy" - a mianowicie uspokojenie go, że wszystko było dobrze i nie musiał się przejmować. Rozważając tę kwestię, blondyn prawie w ogóle nie zwracał uwagi na poczynania Berto, pozwalając mu się w ten sposób delikatnie głaskać. Tak czy siak by na to nie zaprotestował, bo nie miał zupełnie nic przeciwko takiemu dotykowi... Ze strony Bobby'ego przynajmniej. Nim zdążył podjąć decyzję i w jakikolwiek sposób ustosunkować się do tego tematu, Latynos przeskoczył jednak na inny wątek i prawdę mówiąc w pierwszym odruchu Cannonball aż uciekł wzrokiem na bok, nim zmusił się do tego, aby znów spojrzeć na twarz przyjaciela. Nie podobało mu się to, jak zakończyła się tamta akcja, ale mimo wszystko wiedział, że nie mógł wtedy zrobić nic innego. Przecież nie wciągnąłby kosmitki - która, sądząc po jej zachowaniu, raczej nie potrafiła walczyć - w sam środek starcia z robotami... A po unieszkodliwieniu tych na plaży, gdy latał po mieście i zajmował się kolejnymi celami, nie był już w stanie jej znaleźć. Ptaki były do siebie takie podobne... O ile w ogóle zachowała tę postać, bo przecież wcale nie musiała. - Właściwie kosmitki, a nie kosmity. Nie jestem do końca pewien czy przeskoczyła między wymiarami czy teleportowała się do nas z jakiejś odległej planety, ale najogólniej rzecz biorąc przypominała humanoidalnego kota. No i utknęła u nas, więc sprawy rozgrywały się raczej typowo dla takiego scenariusza. Wydawała się być przekonana o tym, że nie ma szans na powrót do domu. Korzystała z jakiejś formy magii... Ale takiej bardziej rytualnej, wiesz, że wszystko zajmowało jej chwilę przygotowań. Długo by o niej opowiadać, nerdziki mają pewnie całe to spotkanie nagrane, jeżeli będziesz chciał je potem zobaczyć - trochę się rozgadał, ale prawdę mówiąc specjalnie. Starał się zająć czymś myśli Berto, aby się nie nudził i nie kombinował już nad tym, co zrobić, by jak najszybciej wrócić do pracy. Jeżeli ta historia miała mu dostarczyć jakiejś rozrywki, to Sam byłby skłonny na jego życzenie wyłożyć ją jednak ze szczegółami. - Tak czy siak, skontaktowaliśmy się z S.H.I.E.L.D. i zabierałem ją właśnie na spotkanie z kimś z agencji, gdy zobaczyłem Sentinele. Więc... Kazałem jej na mnie poczekać i do nich poleciałem. A ona w tym czasie zwiała. To znaczy, może po prostu się ich bała i dlatego zdecydowała się schować, nie wiem... Nie odniosłem wrażenia, żeby była do nas wrogo nastawiona, kiedy już okazywała agresję, to chyba właśnie wynikającą z przerażenia, a jej najbardziej niepokojącą cechą wydawało się to przeświadczenie o wyższości jej rasy i świata... Ale raczej nie do niebezpiecznego stopnia. Przy odrobinie szczęścia S.H.I.E.L.D. wkrótce ją znajdzie i się nią zaopiekuje. Może namówią kogoś pokroju Strange'a do odesłania jej do domu - dokończył opowiadanie. Wiedział, że Bobby na pewno nie będzie mu miał niczego za złe, ale i tak czuł, że mogło mu pójść lepiej. Może później spróbuje dowiedzieć się jak się to wszystko zakończyło. Zakładając, że kosmitka nie mogła przybrać ludzkiej formy - bo w innym wypadku chyba by to w którymś momencie zrobiła? - i że w końcu musiała opuścić zwierzęcą postać, na pewno wyróżniała się z tłumu... Ktoś musiał ją gdzieś wreszcie zauważyć i wskazać władzom. Albo chociaż zrobić jej zdjęcie i umieścić je w internecie. Tak, na pewno otrzyma pomoc. |
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Nie Sie 26, 2018 3:19 pm | |
| Nie rozumiał dlaczego Samuel uciekł wzrokiem na bo kiedy zapytał go o spotkanie z kosmitą. Czyżby poszło mu aż tak źle? Kosmita był wrogi? Sam na pewno nie był wrogi, to było pewne. Wobec kosmitów trzeba było być w miarę neutralnym. Nieufnym i zdystansowanym, ale nie wrogim. W końcu jednak blondyn się odezwał, a Berto mógł go słuchać. I to dosyć długo. Całkiem sporo mógł się dowiedzieć. Może i specjalistą od kosmitów nie był, ale spotkania z owymi zawsze wydawały mu się pasjonujące. Nawet jeśli od dłuższego czasu obcy na Ziemi byli już normą. Każdy był inny. Magia rytualna brzmiała ciekawie. Kojarzyła mu się z voodoo i jakimiś indiańskimi rytuałami. I z dziwnymi formułkami zaklęć. W dodatku zjawiła się tu bez pojazdu, bez statku kosmicznego. Chyba, że teleportowała się ze statkiem? Niby szybszy sposób podróży, ale jeśli nie była wrogo nastawiona to do niczego statku by nie potrzebowała. No i samo to, że przypominała humanoidalnego kota. Musiała ciekawie wyglądać. Miała na sobie jakieś ubrania czy nie? Faktycznie będzie musiał później zagadać do minionków o nagranie żeby je sobie obejrzeć. - Mogę później napisać maila do Marii z zapytaniem o kociego kosmitę. Może natrafili już na siebie i mieli okazję porozmawiać. Bo rozumiem, że ty niewiele się dowiedziałeś przez przerwanie waszej podróży na rzecz Sentineli. - zasugerował z namysłem. Akurat to nie był żaden wysiłek. Poprosić któregoś naukowca o przyniesienie mu laptopa i napisanie e-maila do szefowej Tarczy w sprawie kosmity. Ile by mu to zajęło? Góra dziesięć minut i nawet nie musiałby się ruszyć z łóżka. Zero wysiłku fizycznego. - A gdzie się właściwie rozdzieliliście? Gdzie trafiliście na Sentinele? - do tej pory nadal niewiele wiedział o ataku, gdyż większość czasu spał. Wiedział, że roboty atakowały większe miasta, ale które konkretnie to już nie wiedział. Później na pewno poprosi minionki o dokładniejsze informacje. Jakiś raport może z całej akcji. Póki co nie musiał się tym martwić. Wiedział, że jego ludzie pomagają w walce choć jeszcze do niedawna pewnie z radością patrzeliby na to, co się obecnie wyprawia. Jak łatwo zmienić ich nastawienie do świata. Wystarczyło, by na miejsce ich szefa pojawiła się jego wspaniała osoba i od razu byli inni. Może nie do końca i nadal musiał ich pilnować, ale już nie myśleli tylko o podboju świata. |
| | | Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Sob Wrz 01, 2018 10:47 pm | |
| Propozycja Bobby'ego na pierwszy rzut oka wydawała się najzupełniej niewinna i pomocna, a poczynione przez niego założenia - że Sam mimo wszystko nie dowiedział się zbyt wiele podczas swojego spotkania z Batarią - słuszne, ale istniał tylko jeden mały problem... Wysyłanie maila wymagało dostępu na przykład do laptopa, tabletu czy komórki. A gdyby takie urządzenie wpadło w zdolne rączki Berto, to oderwanie go od niego - i w związku z tym od pracy - graniczyłoby już pewnie z cudem. Znalazłby sposób, żeby postawić na swoim i blondyn doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Z doświadczenia. Mimo to... Zżerała go ciekawość, tyle musiał przyznać. Pewnie mógłby sam odezwać się do Marii i zagadnąć o efekty działań S.H.I.E.L.D., ale ostatnio jakoś tak przywykł do zostawiania tego rodzaju zadań w rękach przyjaciela. Nie był to najlepszy nawyk i pewnie powinien się go jak najszybciej pozbyć, ale mimo wszystko taki układ pasował nawet do ich oficjalnego podziału ról, więc... Może jednak mógł sobie pozwolić na jego podtrzymywanie. Upraszczanie sytuacji dla patrzących z zewnątrz było dobre. Prawda zaskakiwała. - W porządku - zgodził się więc na sugestię Bobby'ego, nie dodając już w tej kwestii niczego więcej, lecz odnotowując na później w pamięci, żeby w najbliższym czasie zorganizować dla niego odpowiednie urządzenie. Na chwilę. Do użytkowania tylko i wyłącznie przy nim, żeby miał całkowitą pewność, że Berto naprawdę niczego nie kombinował i nie starał się znowu przepracować w chwili, kiedy w szczególności powinien odpoczywać. Zaraz zresztą Bobby zadał mu kolejne pytania, co prawda nawiązujące do tego samego tematu, lecz zahaczające już o następny... Na którym Sam chyba mimo wszystko wolał się skupić. Nie dlatego, że był przyjemniejszy - przeciwnie, bo przecież zawsze wybrałby spotkanie z neutralnie nastawionym kosmitą ponad atakujące państwo roboty - ale tak czy siak musieli w końcu o tym pogadać... Berto zaś zdawał się czuć wystarczająco dobrze. - Ciężko powiedzieć dokładnie gdzie się rozdzieliliśmy... Ponad Los Angeles? Przemieszczaliśmy się w powietrzu, a ona, tamta kosmitka... Bataria, tak mi się przedstawiła, ona zamieniła się w ptaka, więc leciałem na tyle wolno, by mogła za mną nadążyć. Zbliżaliśmy się do linii brzegowej, kiedy zauważyłem na jednej z plaż zamieszanie. Żeby jej nie narażać, kazałem jej na mnie poczekać i sam się tam wybrałem... A reszty możesz się już chyba domyślać - wyjaśnił, po czym uczynił krótką pauzę, w trakcie której przesunął wzrokiem po twarzy przyjaciela od oczu w dół, nim znów powrócił ku nim spojrzeniem. - Parę osób starało się pomagać z ewakuacją, kiedy ja zajmowałem się Sentinelami. Potem pojawił się też inny walczący, więc mogłem przenieść się w dalsze części miasta. Nawiasem mówiąc, minionki radzą sobie całkiem nieźle. Jak na skalę zagrożenia, chyba mają sytuację pod kontrolą... A Avengers starają się rozwiązać problem u źródła, więc jest szansa, że wkrótce roboty odpuszczą. Oby jak najszybciej - dodał, umyślnie skupiając się głównie na pozytywnych aspektach ich obecnego położenia. Wbrew pozorom to wszystko nie wyglądało aż tak źle - jak na inwazję. Miasta się broniły, najwyraźniej jeszcze żadne z nich nie upadło, a do tego byli w stanie znaleźć i zaatakować wroga na jego terenie. W dodatku osiągnęli to w krótkim czasie... Mogło być o wiele gorzej. Ich szanse na zwycięstwo wyglądały chyba... Dobrze. Po prostu dobrze.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Sro Wrz 05, 2018 12:40 pm | |
| Pewnym było, że jeśli Berto dostanie cokolwiek do rąk, za pomocą czego będzie mógł wysłać e-maila to nie odłoży tego od razu po wysłania go. To byłoby nie w jego stylu. Póki Samuel był przy nim to miał co robić, nie nudziło mu się. Problem w tym, że przyjaciel nie mógł być przy nim cały czas. Miał swoje obowiązki, a do tego własne życie. Oczywistym było, że bez towarzystwa Latynos będzie się nudził. Będzie potrzebował jakiegoś zajęcia, by nie próbować stąd wyjść bez pozwolenia. Laptop czy tablet wydawały się, przynajmniej dla niego, najlepszym rozwiązaniem. Nawet telewizja prędzej czy później by mu się znudziła. Będzie musiał sobie coś wymyślić żeby nie zanudzić się na śmierć. Na szczęście Cannonball się zgodził, więc miał jeden problem z głowy. Niby mógł poprosić któregoś minionka o przyniesienie mu sprzętu, ale nie chciał się więcej narażać Samowi. Już chyba i tak wystarczająco go zdenerwował. Musiał teraz przez jakiś czas być grzeczny, by chłopak nie zdenerwował się na niego jeszcze bardziej. A skoro wiedział, że może się z nim całować to tym bardziej był gotów na poświęcenia. Żeby tylko nie stracić tej przyjemności, bo znając blondyna, ten mógłby mu odmówić za karę.Chyba dosyć oczywiste było, że byłaby to dla niego najgorsza kara. - Ponad Los Angeles. Czyli przez cały czas byłeś dosyć blisko bazy. Więc naukowcy pewnie ci pomagali trochę? Chyba, że sam nie miałeś problemów z walką. Znając ich logikę nie pomogli ci jeśli nie byłeś w niebezpieczeństwie. - wiedział już, że minionki najczęściej podchodziły do wszystkiego z chłodną kalkulacją. Może nie zawsze, ale przeważnie. I pewnie nie byli w pobliżu kiedy ta cała Bataria uciekała, bo inaczej by ją zatrzymali. Tego również był pewien. Mieliby darować sobie spotkanie z kosmitą? Kosmitką. W życiu. Byli zbyt ciekawscy. - Och, moje minionki na pewno dają z siebie wszystko. Mam tylko nadzieję, że nie przesadzą zbytnio i uważają, by nie narobić za dużych szkód. Inaczej będą musieli sprzątać po sobie. Już ja tego dopilnuję. A skoro już o tym mówimy... Co powiesz na obejrzenie jakichś wiadomości? Warto by było się zorientować jak wygląda sytuacja w różnych miastach. Może są gdzieś potrzebni bardziej niż w Los Angeles. - mógł jedynie zasugerować włączenie telewizora i poszukanie kanału z informacjami. Pilota niestety nie miał pod ręką. Pewnie leżał przy telewizorze. Specjalnie z dala od niego żeby nie włączył go od razu i nie stresował się niepotrzebnie sytuacją w kraju. W końcu miał odpoczywać, a nie się denerwować. Tyle, że odrobina stresu przecież nie sprawi, że nagle zacznie go mocniej boleć, a to było najważniejsze. |
| | | Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Sro Wrz 05, 2018 8:38 pm | |
| Kiedy Berto zagadnął go o to, czy nerdziki pomagały mu w walce, Sam zaczął od lekkiego odchylenia głowy najpierw na lewo, a potem na prawo i znów na lewo, gestem tym zdając się mówić "tak sobie" albo "trochę". Większość czasu mimo wszystko spędził walcząc na własną rękę, głównie dlatego, że po opuszczeniu okolic plaży z rozmysłem wybierał takie lokacje, w których nie pomagał jeszcze nikt inny... W ten sposób ani on nie wchodził nikomu w drogę, ani nikt jemu, a przy udawało mu się pokryć tereny, którymi w przeciwnym razie być może żadna osoba nie zdążyłaby się zająć. - Parę razy mi pomogli, zwłaszcza na początku - przyznał na głos, nie dodając już jednak, że znacznie cenniejsze od broni A.I.M. okazały się dostarczone przez minionki informacje. Przede wszystkim te dotyczące Bobby'ego. Co prawda początkowo bardzo go zaniepokoiły i wytrąciły z równowagi, lecz przynajmniej dzięki nim zdawał sobie sprawę z tego, co działo się z przyjacielem, a to było lepsze od pozostawania w niewiedzy. Gdyby nerdziki mu o niczym nie doniosły i usłyszał o sytuacji Berto dużo później - bo przecież wtedy nie spieszyłby się z powrotem do bazy - to... Szczerze mówiąc sam nie wiedział jak by zareagował. Na pewno gorzej niż w rzeczywistości. Blondyn nie chciał się jednak teraz zastanawiać nad wszelkimi "co by było, gdyby". Najważniejsze, że sprawy jakoś się ułożyły, przynajmniej dla nich dwóch, a ich sąsiednie miasto znajdowało się w obiektywnie całkiem dobrych, nawet jeżeli odrobinę niestabilnych i dziecinnych rękach. Bobby z pewnością miał rację. Minionki nie zrobią niczego zbyt drastycznego. Prawda? Może trochę zaszaleją, ale potem to posprzątają i będzie w porządku. Nic nieodwracalnego. Nie wysadzą przypadkiem Los Angeles. Boże, musiał tam do nich natychmiast wrócić. Berto nie skończył jeszcze nawet mówić, a na twarzy Sama już odbiło się wahanie i zwątpienie, które jednak szybko przerodziły się w zrezygnowanie, a mężczyzna po raz kolejny pochylił głowę, tym razem jednak opierając ją czołem o ramię przyjaciela. Uczynił to bardzo delikatnie, choć wiedział, że na tej wysokości nie powinno go to zaboleć. Po prostu nie chciał kusić losu. Powieki mu opadły, a jego usta opuściło ciche westchnienie. Może miasto jakoś to przetrwa. Może zostanie w prawie jednym kawałku... - Przynajmniej wiemy tyle, że Nowy Jork na pewno jest obsadzony - skomentował cicho, siląc się na resztkę dobrego humoru, co najprawdopodobniej wyszło mu przeciętnie. To faktycznie było trochę dziwne, że niemalże wszyscy bohaterowie i przestępcy skupiali się zwykle właśnie tam, a do innych miast trafiały zazwyczaj jakieś niedobitki, ewentualnie dochodziło w nich do krótkich akcji, po których każdy wracał do siebie lub do więzienia. Może w Nowym Jorku panowała jakaś dziwna aura? Ciekawe czy nerdziki byłyby w stanie tego dowieść. Trochę niechętnie, ale nie mając w gruncie rzeczy innego wyboru - bo Bobby zażyczył sobie przecież włączenia telewizora, a w dodatku ta pozycja mimo wszystko nie należała do najwygodniejszych - blondyn podniósł głowę i wreszcie puścił dłoń przyjaciela, odrobinę przeciągając to ostatnie. Zaraz potem mężczyzna porzucił swoje dotychczasowe miejsce, żeby namierzyć pilot i już po chwili urządzenie zostało uruchomione, a on sam przeskakiwał po kanałach, żeby znaleźć najbardziej obiecujący program z wiadomościami. Nie wrócił jeszcze na materac, choć podszedł do łóżka. W końcu Sam zatrzymał się na jednym z serwisów informacyjnych, który zdawał się na zmianę relacjonować wydarzenia z różnych miast, dołem zaś puszczał dwa pasma tekstu, większego i mniejszego, dostarczającego dodatkowe dane. Wyglądało na to, że sytuacja wszędzie prezentowała się podobnie do tej, którą miał okazję zaobserwować w Los Angeles. Głośność ustawił dość nisko, żeby rozróżniali słowa, ale mogli swobodnie ze sobą rozmawiać... A następnie skupił spojrzenie na Berto, by móc przyglądać się jego reakcjom.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Pon Wrz 10, 2018 2:07 pm | |
| Wiadomość, że minionki mimo wszystko pomogły Samowi chociaż trochę, na samym początku, zdecydowanie była dobra. Obstawiał, że naukowcy chcieli po prostu żeby był z nich zadowolony i oczywiście, że teraz jak najbardziej był. Oby tylko tego nie spieprzyły rozwalając kawałek miasta. Albo i całe. Wtedy by sobie narobili sporo problemów. Oczywiście zaraz by ich zaprzągł do odbudowywania wszystkiego. Przy nim nie wywiną się ze swoich pomyłek. Palec się omsknął? Trudno. Teraz niech to naprawią. Jak już skończą się akcje z Sentinelami, Berto uważnie obejrzy sobie całe miasto i zobaczy, ile szkód powstało. Samuel zdawał się bardzo tym przejmować. Widział jak mina przyjaciela zmienia się z każdym jego słowem. Jak wyraźnie pojawia się na jego twarzy zmartwienie lub jakieś bardzo podobne uczucie. Kiedy blondyn z westchnieniem oparł czoło na jego ramieniu, Bobby cofnął dłoń spod kostiumu chłopaka i przeniósł ją na jasne włosy, głaszcząc je powoli. W jego domniemaniu, uspokajająco. Miał pełna kontrolę nad nerdzikami. Może nie nad tym co robili, ale nic nie umknie jego uwadze. Na koniec będą musieli złożyć mu pełen raport. Poinformować o każdej broni, której użyli. Mógłby powiedzieć Guthriemu, że przecież trzyma rękę na pulsie, że wszystkiego pilnuje. Tyle, że ten o tym wiedział, a mimo to i tak się martwił. Był już przyzwyczajony do tego. Przeczesywał powoli jego kosmyki, czekając aż Sam odreaguje i wróci do rozmowy. Nie odezwał się sam pierwszy, dając mu chwilę. W końcu i tak nigdzie im się nie spieszyło. - O Nowy Jork jakoś nigdy nie trzeba się zbytnio martwić. Zawsze jest pełny bohaterów. Avengersi mają tam swoją wieżę, Instytut jest w okolicy. Co tam jeszcze. Fantastyczne Czwórka? Reszta kraju ma zawsze gorzej, ale na to nic nie poradzimy. - Zgodził się z Cannonballem. Nowy Jork miał strasznie dużo szczęścia, że bohaterowi tam się skupiali. Reszta kraju była biedna. On mógł wysyłać swoich naukowców w różne części USA, ale nie mógł tego robić cały czas. Mieli swoje badania i eksperymenty do wykonywania. Nie chciał przesadzić z odciąganiem ich od tego bo to mogłoby grozić ryzykiem buntu. Niby go uwielbiali, wręcz ubóstwiali, ale wszystko ma swoje granice. A własnej drużyny bohaterów niestety nie miał. Tylko on i Samuel. Nikt po prostu więcej nie wiedział o ich działalności. W końcu jego przyjaciel, wolałby go nazywać swoim chłopakiem, odsunął się powoli, a potem wstał, puszczając jego dłoń, na co Berto bez słowa sprzeciwu pozwolił, bo w końcu sam poprosił o uruchomienie telewizora. Pilot był w jego pobliżu, tak jak się tego spodziewał. Poza jego zasięgiem. Ułożył obie dłonie na kołdrze zakrywające jego nogi i wbił spojrzenie w telewizor, czekając aż Samuel odnajdzie jakiś kanał informacyjny. To zajęło mu to zbyt wiele czasu. Słuchał informacji przekazywanych przez dziennikarzy, zerkając również na dół ekranu na paski z wiadomościami. Telewizja pokazywała również nagrania z różnych miejsc, w sporej części zebrane z youtube czy innych stron społecznych. Zdaje się, że sporo osób nagrywało telefonami, chcąc jak najwięcej pokazać innym. Już zrobił sobie kolejne postanowienie, by później poprzeglądać różne portale i zobaczyć, co tam znajdzie. - [color]Saddlebrown]Zdaje się, że jest coraz lepiej. Chociaż i tak chętnie bym dołączył do walki. Spokojnie, nie mam zamiaru tego robić.[/color] - szybko dodał, gdyby blondyn miał zamiar zaraz zacząć go pouczać odnośnie leżenia w łóżku i odpoczywania. Aż tak głupi nie był żeby w obecnym stanie ruszyć do walki z Sentinelami. Wiedział, że na nic się nie przyda teraz. Co również trochę go bolało. Takie bezczynne leżenie i patrzenie, jak inni ratują ich kraj. - Bardziej pomożemy przy sprzątaniu bałaganu po walkach. Na pewno będzie co sprzątać. - Może to będzie dobra okazja, by znów pokazać, że AIM się zmieniło. Przy walce z robotami jeszcze można było wziąć argument, że to oni zniszczą USA, a nie jakieś marne roboty. |
| | | Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Pon Wrz 10, 2018 8:31 pm | |
| Jako że Sam przez większość czasu obserwował oblicze przyjaciela, jedynie z rzadka odrywając od niego wzrok, aby zerknąć na ekran telewizora - a poza tym tylko słuchając wiadomości - to spoglądał już na Berto w chwili, gdy ten przerwał panujące między nimi milczenie. Z pierwszymi jego słowami się zgadzał, sam myślał podobnie, więc na nie nawet nie zareagował, lecz wspomnienie chęci dołączenia do walki sprawiło już, że blondyn zmarszczył czoło, posyłając drugiemu mężczyźnie karcące spojrzenie. Bobby miał szczęście, że sam natychmiast się poprawił, ale Guthrie i tak jeszcze przez chwilę zerkał na niego podejrzliwie, dopóki ten nie zmienił trochę tematu. - Prawdę mówiąc najważniejsze będzie pewnie usunięcie resztek robotów. Nie byłoby dobrze, gdyby trafiły w niewłaściwe ręce, nawet jeżeli pod względem ofensywnym nie są szczytem nowoczesnej techniki. Martwię się głównie o te systemy rozpoznające i naprowadzające na mutantów... - to powiedziawszy, blondyn westchnął cicho. Zdawał sobie sprawę z tego, jak trudno będzie im dotrzeć do wszystkich szczątków. Bezpieczniej było założyć, że ktoś zgarnie sobie jakieś części albo nawet całe wraki... Więc oby po prostu odpadki po maszynach trafiły do osób, które nie będą w stanie w pełni ich wykorzystać. Jak długo ktoś użyje ich jako zwykłych broni, trudno, z tym sobie poradzą. - Tak czy siak, resztą zniszczeń mogą się równie dobrze zająć przeznaczone do tego firmy. Choć w gruncie rzeczy Los Angeles nie zostało wcale mocno uszkodzone, przynajmniej nie w miejscach, przez które przelatywałem. Nie widziałem na przykład, żeby coś się gdzieś zawaliło i tak dalej... To głównie drobne dziury w ścianach budynków, trochę zgniecionych samochodów, takie rzeczy. Obrażenia od promieni - Sam świadomie nie wspominał o licznych zwłokach, które stanowiły chyba główny problem. Nie tylko nie chciał o nich jeszcze myśleć i pogarszać ich wizją humoru Berto, ale i przede wszystkim nie potrafił traktować ich jako części bałaganu do uprzątnięcia. To... Były dla niego dwie zupełnie różne kwestie. Obie bardzo pilne. Powstrzymując kolejne westchnienie, blondyn ponownie usiadł na materacu, znów czyniąc to ostrożnie i powoli, aby gwałtowniejszym ruchem przypadkowo nie sprawić przyjacielowi bólu. Także i tym razem był zwrócony przodem do Bobby'ego. Wiadomości i tak głównie słuchał, a kiedy miał ochotę rzucić na nie okiem, to zawsze mógł obrócić głowę ku telewizorowi... A nie ukrywał, że bardziej zależało mu na utrzymywaniu kontaktu z Berto, tak wzrokowego, jak i fizycznego. Pilot wylądował z boku na łóżku, aby Latynos mógł po niego łatwo sięgnąć, a zaraz potem Sam znów ujął dłoń Bobby'ego, lecz dla odmiany tę sobie bliższą. Od razu zacisnął na niej lekko palce. - Kiedy poczujesz się trochę lepiej, powinniśmy przenieść się do Savage Land - zasugerował. Odosobniona baza wydawała mu się bezpieczniejsza, nawet jeżeli dookoła niej kręciły się niekoniecznie tylko roślinożerne dinozaury i miejscowe plemiona. Skoro zaś chciał, aby Berto porządnie wypoczął, to zabranie go na jakiś czas z daleka od zamieszania wydawało mu się być dobrym pomysłem. Stany Zjednoczone ciągle sprowadzały na siebie jakieś kłopoty. W porównaniu z nimi, w zapomnianej przez większość świata tropikalnej dziczy było praktycznie spokojnie... A dzięki połączeniu teleportacyjnemu nie musieli się przecież martwić o trudy takiej podróży.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Sob Wrz 15, 2018 12:00 pm | |
| Skłamałby mówiąc, że nie podobało mu się, jak Samuel poświęca mu całą swoją uwagę. Nawet nie patrzył na telewizor, zapewne tylko go słuchając jednym uchem. Berto miał całkiem spore ego, uwielbiał kiedy inni poświęcali mu swoją uwagę i czas. Szczególnie kiedy tym kimś był Sam. Na jego uwadze najbardziej mu zależało. Był więc w pełni zadowolony, że przyjaciel patrzy na niego, a nie na wiadomości. On sam patrzał na wiadomości, zainteresowany nimi, ale od czasu do czasu rzucał blondynowi spojrzenie. Nie umknęło jego uwadze to karcące spojrzenie na wspomnienie dołączenia do wali, spodziewał się go. Momentami jego przyjaciel był bardzo przewidywalny. Szczególnie, gdy chodziło o jego bezpieczeństwo. Byłw stanie przewidzieć, jak Cannonball zareaguje w pewnych sytuacjach. - Spokojnie, roześlę A.I.M. wszędzie, gdzie tylko da radę żeby się tym zajęli. Jeśli nie zebraniem resztek po robotach to po prostu usunięciu ich żeby nikt inny nie mógł ich sobie wziąć. Ten system jest zbyt niebezpieczny. Nie wszyscy mutanci mają nasze bransolety. Choć chętnie bym je rozdał. - Latynos wiedział, że minionki mają broń do dezintegrowania materii. Zebranie wszystkich Sentineli było niemożliwe, ale mogli je po prostu usunąć. W ten sposób nie będą nikomu groziły. Co do bransolet to wiedział, że są tylko rozwiązaniem tymczasowym, ale i wolałby żeby jak najwięcej mutantów je miało. - Niby tak, ale wiesz. Sprzątanie miast po tej małej wojnie byłoby dobrą reklamą dla A.I.M. Myślę, że najwyższy czas zacząć poprawiać wizerunek naszej organizacji. W końcu wszyscy znają nas jako najgroźniejszą organizację terrorystyczną na Ziemi. Wypadałoby to zmienić. - Mężczyzna zaczynał myśleć przyszłościowo o swojej nowej firmie. Przecież nie mógł być znany jak przywódca organizacji terrorystycznej. Trzeba to zmienić. Małe wsparcie dla firm sprzątających powinno być dobrym początkiem. No i można to połączyć ze sprzątaniem resztek robotów. Nie można zostawić tego złomu na ulicach. Zdawał sobie też sprawę, że najgorszą częścią będzie identyfikacja ciał zabitych. Zapewne prezydent zorganizuje jakieś przemówienie na ten temat i będzie żałoba krajowa czy coś w tym stylu. Najmniej przyjemna część tego, co będzie po walkach. Kiedy Samuel w końcu usiadł, Bobby poczuł lekki uścisk na swojej dłoni i zaraz na nią spojrzał. Przyjaciel znowu złapał go za rękę, na co on się uśmiechnął lekko i odwzajemnił uścisk. Cieszył się, że nic się między nimi nie zmieniło. A przynajmniej nie na gorsze. Bo czy na lepsze to nie miał pewności. Niby całować się mogli, ale poza tym Sam nic konkretnego nie powiedział w tym temacie. Czy mieli być kimś więcej niż przyjaciele? Postanowił jednak póki co go nie poganiać w tej sprawie. - Savaga Land? Daj spokój. Przecież tutaj też mi nic nie grozi. Sentinele tu nie przylecą, a nikt nie jest na tyle głupi, by spróbować zaatakować bazę terrorystyczną. - pomijając go, bo w końcu sam to zrobił całkiem niedawno. Tuż po kupieniu A.I.M. kiedy ich lider nie chciał dobrowolnie oddać firmy. Berto czuł się tutaj bezpieczny. Nie widział potrzeby przenoszenia się aż na Savage Land. |
| | | Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Nie Wrz 16, 2018 6:38 pm | |
| Sam co prawda miałby jeszcze kilka refleksji czy komentarzy w kwestii sprzątania miasta, lecz póki co zdecydował się zatrzymać je dla siebie. Bobby wiedział co robił - i mimo wszystko to on był tutaj szefem, więc Cannonball uznał, że zgłosi się ze swoimi sugestiami tylko wtedy, jeżeli zauważy jakieś luki w wydawanych nerdzikom rozkazach. To zresztą nie tak, że nie zgadzał się z przyjacielem - przeciwnie, popierał większość jego słów, może nawet wszystkie... Po prostu widział parę dodatkowych problemów, a nie miał pewności, że Bobby zwrócił na nie uwagę. Póki co mężczyzna ograniczył się więc do skinienia głową, gdyż co do jednego Berto na pewno miał rację: naprawdę powinni zacząć powoli zmieniać wizerunek A.I.M. na pozytywniejszy. Jak? Tego nie był pewien, ale przy odrobinie szczęścia ich obecność przy tej inwazji zostanie uznana właśnie za niesienie pomocy, a nie dowód ich odpowiedzialności za te roboty... I jeżeli tak się uda, to będzie to całkiem niezły początek. Być może później mogliby też spróbować uzgodnić coś bezpośrednio z Hill? Ale ta kwestia również będzie musiała jeszcze trochę poczekać - do czasu, aż Bobby poczuje się lepiej. Była dość pilna, ale nie do przesady. Ostatnich słów przyjaciela Guthrie nie mógł już jednak przemilczeć. Nie chodziło nawet o to, że się z nimi po prostu nie zgadzał - choć tak właśnie było, bo potrafiłby z miejsca wymienić wiele osób, które, owszem, porwałyby się na zaatakowanie bazy terrorystycznej, wliczając w to wojskowych. Nie, jego reakcję wywołał fakt, że Berto sam nie tak dawno temu podjął się czegoś takiego - przez co teraz najwyraźniej nazwał samego siebie głupim. A tego Sam odpuścić nie mógł. Jaki byłby z niego najlepszy przyjaciel, gdyby nie zwrócił mu uwagi? W związku z powyższym brwi blondyna podjechały w górę, a w jego - wciąż skupiających się na obliczu Berto - oczach pojawiło się rozbawienie, które umyślnie starał się jeszcze utrzymać z daleka od reszty swojej twarzy... Niestety mało skutecznie, bo kąciki ust tak czy siak mu zadrgały, łatwo zdradzając jego prawdziwe odczucia. Trudno. I tak nie zwlekał z wypowiedzią, która tym bardziej ukazywała jego tok myślenia. - Przypomnij mi, Bobby, jak dokładnie przebiegał proces twojego przejmowania władzy nad A.I.M.? Bo chyba mam jakieś nagłe zaniki pamięci - zapytał takim tonem głosu, który zdawał się zamiast tego mówić "och, naprawdę?" Nie oczekiwał prawdziwych wyjaśnień. Wiedział, że Berto prędko załapie o co mu chodziło i albo mu się jakoś odetnie, albo się z tego wykręci... Albo jedno i drugie naraz, to też było bardzo prawdopodobne. Nie zdziwiłoby go nawet, gdyby przyjaciel tak skutecznie obrócił kota ogonem, że pozornie wyszłoby jeszcze na jego... Ale i tak czuł, że warto było wyrazić ten komentarz. Może i Bobby go przegada, ale obaj będą wiedzieli, że się wkopał. Mimo to nawet w trakcie drażnienia Latynosa Sam nie puszczał jego dłoni. Ba, wrócił do delikatnego gładzenia jej wierzchu kciukiem, prawdę powiedziawszy czyniąc to zupełnie bezmyślnie... A pod rozbawieniem w jego spojrzeniu kryło się głębsze uczucie. Najłatwiej byłoby je pewnie określić mianem troski. W najbliższym czasie raczej nie opuści na dobre opiekuńczego trybu - a już na pewno nie zamierzał zrezygnować ze swojego pomysłu z Savage Landem. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że niedługo powinien zabrać tam też Jay'a, a zwyczajnie nie widział takiej opcji, by miał rozdzielić się z Berto. W końcu ktoś musiał pilnować jego wypoczynku i rekonwalescencji.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Nie Wrz 23, 2018 1:06 pm | |
| Obserwował zmiany zachodzące na twarzy przyjaciela. Uniesienie brwi, te iskierki w oczach. Najwyraźniej czymś go rozbawił. Wyraźnie zdradzał zmianę swojego nastroju. Kąciki ust też mu uciekły nieco do góry. A Bobby patrzył niemal jak zahipnotyzowany na tę przystojną twarz. Nic dziwnego, że Sam od najmłodszych lat miał powodzenie wśród dziewczyn. Gdyby był dziewczyną, od razu by się rzucił na niego. A tak musiał wszystko ukrywać, aż do teraz. Miał jednak nadzieję, że szybko nadrobią ten stracony czas. Z podziwiania dosyć szybko wyrwały go słowa Samuela. Przyznał w duchu, że powinien był się ich spodziewać. Trochę bezmyślnie rzucił tekst o byciu głupim. Nadal jednak tak uważał. A.I.M. miało technologię przebijającą wszystko inne na Ziemi. Byli prawdziwym zagrożeniem. Ich genialne i nieco szalone umysły były niebezpieczne. W imię nauki byli w stanie zrobić niemal wszystko, zbudować wszystko. Żeby tylko sprawdzić czy to zadziała. Czy im się uda. Latynos pilnował, by ich yolo nie zagrażało już Ziemi, ale nie mógł im wszystkiego zabronić. Po prawdzie czuł, że tworzenie broni, która mogłaby przebić barierę Cannonballa zabierała im sporo czasu, a to pozwalało ich oderwać od bardziej zabójczych planów. Jak na przykład planów podbicia Ziemi, zamiast jej niszczenia. Te plany pozostawały w jego rękach. Nie żeby planował je zrealizować kiedykolwiek. - Przepraszam bardzo, ale ja akurat nie miałem wyboru. Kupiłem A.I.M., a ich lider tego nie ogarniał. Musiałem z nim walczyć o swoje. Mówiłem ci, że nikt z minionków nie atakował mnie? Bo uznali, że jestem fajniejszy od tamtego sztywniaka. - Najchętniej dla podkreślenia swoich słów Berto skrzyżowałby ramiona na piersi z poważną miną. Był jeden problem. Trzymali się z Samem za ręce, a to było dla niego ważniejsze od gestu. Wolał trzymać dłoń blondyna w swojej. Choć nie było to nic wielkiego, nic specjalnego, to w pewnym sensie podkreślało ich więź. Bez względu na to, jak by ją nazwać. Na koniec wypowiedzi uśmiechnął się dumnie. To, że był fajniejszy od jakiegoś sztywniaka, było oczywiste. Ale i tak było mu miło, że zaskarbił sobie uznanie naukowców tak łatwo. Wystarczyło spotkanie w kasynie. Zabawa. Pokazanie, że życie nie ogranicza się tylko do wykonywania rozkazów. Że może być czymś więcej. Pokonał więc poprzedniego lidera i przejął władzę, urozmaicając życie pszczelarzy. I wiedział, że są mu wdzięczni za to. Nawet jeśli nic nie mówili. Nie miał choćby najmniejszego powodu do wstydu. - No, ale niech będzie. Wybierzemy się na Savage Land. Tam przynajmniej jest ładniejsza pogoda, będę mógł się kurować na słońcu. - Ostatecznie zgodził się z przyjacielem na taki układ. Wiedział po prostu, że Samuel nie dałby mu spokoju dopóki by nie wyraził zgody na zmianę miejsca. Może i zawsze wykonywał jego polecenia, ale ponad pracą była ich przyjaźń. Zamartwianie się sprawiało, że w pewnych kwestiach blondyn potrafił być naprawdę uparty. Nawet nie zauważył kiedy wiadomości w telewizji chwilowo porzuciły temat Sentineli i zajęły się tym, co się działo w Nowym Orleanie. Nie przysłuchiwał się teraz zbyt uważnie temu, co mówili w telewizji. |
| | | Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Nie Wrz 23, 2018 11:44 pm | |
| Dokładnie tak, jak Sam się tego spodziewał, Bobby prędko przystąpił do przegadywania go... I - również zgodnie ze swoimi pierwotnymi założeniami - blondyn wcale nie czuł, aby przegrał tę wymianę zdań, nawet jeżeli jego przyjaciel tak pięknie się wybronił z pułapki, którą sam dla siebie przygotował. Przeciwnie, uśmiech Cannonballa jeszcze się poszerzył, wyraźnie wskazując na to, co o tym wszystkim myślał. Mimo to mężczyzna zdecydował się nie komentować już wyjaśnień Latynosa, a przynajmniej nie na głos, gdyż tuż po nich zamruczał potakująco... I Berto mógł to odebrać jak chciał. W ramach zmiany tematu, a raczej powrotu do poprzedniego, Guthrie zamierzał właśnie znów zacząć namawiać przyjaciela na wybranie się do Savage Landu, gdy Bobby nieźle go zaskoczył - samemu do tego nawiązując i w dodatku, pomimo wcześniejszego protestu, teraz tak po prostu wyrażając zgodę. Sam aż kilka razy szybko zamrugał, a jego uśmiech z zaskoczenia lekko przygasł, choć nie opuścił kompletnie jego twarzy. W porządku, tego się nie spodziewał. Cieszył się z tego, to oczywiste, ale... Prawie oczekiwał jakiegoś haczyka. Przy tym kombinatorze nie mógł mieć pewności, że nie zostanie jakoś wkręcony. Z drugiej strony argumentacja Bobby'ego brzmiała wystarczająco niewinnie, a blondyn zdecydowanie nie miał nic przeciwko towarzyszeniu mu dla bezpieczeństwa na plaży... - I widzisz, jednak będziesz mógł spędzić czas z Jay'em i ze mną. Skoro i tak w najbliższym okresie nie będziesz pracował, tylko grzecznie wypoczywał - podkreślił na wszelki wypadek. Co prawda w takim wypadku Berto tak czy siak nie będzie mógł wziąć udziału we wszystkich atrakcjach, które Guthrie chciał zorganizować dla brata, ale przynajmniej w części z nich... A to już coś. Więcej, niż na to liczył, dlatego nie zamierzał narzekać. Skupiony na temacie dyskusji, Cannonball początkowo nie zwrócił uwagi na to, że nadawany w telewizji program zmienił ton. Prawdę powiedziawszy przez chwilę mówili z Berto wręcz ponad dźwiękiem płynącym z urządzenia, w ten sposób go sobie zagłuszając, w związku z czym mężczyzna przegapił fragment transmisji... Jednak w pewnym momencie dotarło do niego, że za jego plecami toczyła się jakoś dziwnie spokojna - jak na zaistniałe w kraju okoliczności - rozmowa, a może raczej monolog, w dodatku zdający się świadczyć o zadowoleniu i pewności siebie przemawiającego. Było to na tyle nietypowe, że przekonało go do zerknięcia przez ramię na odbiornik. W miarę słuchania wywodu - oraz obserwowania - podejrzanego i niepokojącego mężczyzny, blondyn najpierw coraz bardziej unosił brwi, zastanawiając się kto przy zdrowych zmysłach zdecydowałby się w ten sposób skoczyć z deszczu pod rynnę... Na koniec jednak nagle zmarszczył czoło, gdy nieznajomy, nazywający siebie Papą Ogunem, zaczął wyrzucać z siebie jakieś obce słowa. Jeżeli mówił na poważnie, to mogło to być jakieś zaklęcie... Pytanie tylko czy mogło zadziałać przez telewizor. Oby nie - ale Sam tak naprawdę nie czuł żadnej zmiany, więc chyba byli pod tym względem bezpieczni. Mimo to jego dłoń odruchowo powędrowała ku goglom, które nasunął na oczy, aby złapać tłumaczenie inkantacji... Najwyraźniej pochodzącej z suahili. "Służebne duchy, powróćcie do ognia. Służebne duchy, powróćcie do ognia. Kapłanie, przybądź do ognia." Translacja dokonywała się automatycznie, a przy takim języku nic dziwnego, że mogły się w niej pojawić jakieś błędy, ale to i tak brzmiało... Alarmująco. - O ile mój tłumacz się nie myli, pod koniec nawoływał duchy służebne i jakiegoś kapłana do powrotu do ognia. W suahili - odezwał się, bo w końcu Bobby nie posiadał przy sobie takiego gadżetu. Zaraz potem Guthrie przeniósł już gogle z powrotem na ich dotychczasowe miejsce, a następnie, wzdychając cicho, skierował spojrzenie na przyjaciela. Na ekranie za plecami blondyna znów pojawiły się bardziej typowe doniesienia z walk, w związku z czym reakcja Berto zyskała dla niego w tym momencie najwyższy priorytet. Koniec końców decyzja odnośnie podejmowanych przez nich działań należała teraz właśnie do Latynosa.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Wto Wrz 25, 2018 7:55 pm | |
| Bobby uśmiechnął się niemal triumflanie kiedy na twarzy jego przyjaciela wyraźnie odmalowało się zaskoczenie. Ha, tego się pewnie nie spodziewał. Grzecznej zgody, zrezygnowania ze swoich racji i szybkiego poddania się woli blondyna. Czasem jednak potrafił go zaskoczyć, nie ma co. Wystarczyło odrobinę pomyśleć nad słowami zamiast za każdym razem mówić, co ślina na język przyniesie. Latynos powoli się uczył. Powinien był się uczyć skoro był wielkim, bogatym biznesmenem. Choć w biznesie tę sztukę opanował niemal do perfekcji. Przy Samuelu po prostu pozwalał sobie na więcej luzu. Mógł gadać głupoty, bo wiedział, że mu nie zaszkodzą. Zbyt poważnie. Co najwyżej dadzą Guthriemu satysfakcję z faktu, że miał rację. Albo po prostu z samego faktu, że powiedział coś głupiego. - Tak tak. Grzecznie wypoczywał na plaży i wydawał rozkazy minionkom, samemu się grzejąc na słońcu. Drinki, dobre jedzenie i takie tam. - w zasadzie to opisywał to jak wakacje w tropikalnym kraju. Nie brał pod uwagę faktu, że będąc na lekach przeciwbólowych nie będzie mógł pić alkoholu, bo w tej chwili nie miał potrzeby napicia się. Zapewne później ten fakt będzie go strasznie irytował i Sam będzie musiał jeszcze się z nim użerać. Albo znaleźć mu coś innego do roboty niż picie drinków. Zająć jego myśli czymś innym. To nie tak, że był alkoholikiem, do tego było mu naprawdę daleko. Czasem po prostu lubił sobie wypić. Miał mocną głowę, a życie nauczyło go, że zawsze ma dostęp do drogich drinków. Zrezygnowanie z jednej z wygód, jakie dawał mu jego status po prostu nie będzie fajne. Berto niezbyt się interesował tą zmianą wiadomości, ale skoro przyciągnęła ona uwagę jego przyjaciela na tyle, by ten w końcu oderwał od niego swoje spojrzenie to chłopak sam również postanowił spojrzeć uważniej na telewizor i wysłuchać tego, co teraz mówili. Spoglądał więc na wiadomości z Nowego Orleanu. Na nieznajomego mężczyznę, który oferował swoją opiekę tym, którzy się bali. Akurat kiedy Stany były masowo atakowane przez Sentinele. Podejrzane, nie ma co. Niestety wiedział też, że sytuacja idealnie sprzyjała temu, by niewinni, przerażeni ludzi wpadli w pułapkę. Bo czuł, że to była jakaś pułapka. - Skoro nazywa się Ogunem to na pewno nie ma żadnych dobrych intencji. Przecież to bóstwo wojny z voodoo. - chłopak podniósł wolną ręką, by palce dłoni wpleść w swoje włosy i przesunąc ją lekko na tył swojej głowy, wpatrując się w odbiornik. - Mam nadzieję, że to nie prawdziwy Ogun, ale skoro mamy Thora czy Lokiego... - potrząsnął lekko głową. Ogun sam w sobie nie był zły, ale bronił swoich wyznawców przed ich wrogami w brutalny sposób. W tej chwili to były Sentinele, ale później? Zastanawiał się, kto był na tyle zdesperowany żeby przyzwać Oguna do walki z robotami. Nie wiedział nawet, że voodoo jest na tyle znane w USA, by ktoś był w stanie go przywołać. W dodatku przecież to, co wiadomo na jego temat, wcale nie musi być prawdą. Ludzkie wyznania i prawda często się ze sobą mijały. |
| | | Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Wto Paź 02, 2018 11:55 pm | |
| Na wspomnienie bóstwa wojny z tradycji voodoo, Sam wydał z siebie długie westchnienie, wyrażające jednocześnie jego zrezygnowanie i lekką irytację... Lub może raczej frustrację. Tylko tego jeszcze potrzebowali. Nawet jeżeli ten osobnik nie był "bogiem", czy chociaż pochodzącym z innego wymiaru kosmitą, to zdecydowanie nie wyglądał też na zwykłego człowieka - o czym świadczył już sam jego wzrost. A skoro tak... To równie dobrze mógł być nawet mutantem z wizją wielkości, ale grunt, że coś najwyraźniej potrafił... A oni jeszcze nie wiedzieli co. Potencjalnie mógł stanowić spore zagrożenie. Innymi słowy, trzeba go było najpierw sprawdzić, żeby nie musieli działać w ciemno. - Jeżeli jest jak oni, to może Thor będzie o nim wiedział coś więcej... Ale Avengers raczej sami wpadną na to, żeby go o to zapytać. Albo przynajmniej zrobi to ktoś z S.H.I.E.L.D. - uznał, w głębi ducha licząc na to, że faktycznie nikt nie zapomni o tym najprostszym rozwiązaniu przed sięgnięciem po inne, bardziej skomplikowane i zapewne przez to niebezpieczniejsze, pomysły. Nie to, żeby nie wierzył w koleżanki i kolegów po fachu, lecz z doświadczenia wiedział, że to się czasem zdarzało. Z niczyjej winy. Bobby nie dał jednak Samowi tego, czego od niego oczekiwał, czyli żadnego wyraźnego polecenia. Być może powinien się był tego po nim spodziewać... Skoro Berto został uziemiony przez swoje obrażenia, to nic dziwnego, jeżeli nie będzie też chciał wypuścić Cannonballa. A może i bez tego czynnika nie kazałby mu lecieć? Nie tak dawno temu zabronił mu angażować się w sprawy z Jean, które były przecież o wiele bliższe ich sercom. Jeszcze przez kilka sekund blondyn po prostu spoglądał na przyjaciela, badając jego twarz i jednocześnie upewniając się, że żadne wytyczne już nie padną. Nie krył się ze swoim wzrokiem, choć Berto tak czy siak patrzył na ekran telewizora. W końcu nie wytrzymał. Jego palce na moment zacisnęły się mocniej na dłoni Berto, aby w ten sposób delikatnie zwrócić jego uwagę, po czym Sam przemówił ponownie, teraz przechodząc do konkretów. - Mam tam wkrótce polecieć, czy nie chcesz, żebym się w to wszystko mieszał? - spytał wprost. Domyślał się odpowiedzi i nie zamierzał naciskać na jej zmianę, ale preferował postawić sprawy jasno i z góry ustalić co dalej. Podejrzewał, że tym całym Ogunem i tak zajmą się Avengers - oraz może osoby, które przebywały już na miejscu ze względu na Sentinele. Bobby zapewne sądził tak samo, bo w końcu tak sugerowała logika. W związku z tym teoretycznie Cannonball nie był tam pilnie potrzebny... "Bóstwa voodoo" zdecydowanie nie leżały w zakresie jego zainteresowań, więc tak naprawdę mógłby zaoferować tylko swoje zdolności - jak każdy inny z bohaterów. Choć brzmiało to okropnie samolubnie i Sam nie czuł się z tym najlepiej, w głębi ducha wiedział, że wolałby zostać w bazie przy Berto. Nie wierzył do końca w to, że nerdziki same upilnują go przed przemęczaniem się. Zawsze był w tym od nich skuteczniejszy... A dbanie o rodzinę stało dla niego przecież na pierwszym miejscu. Ktoś mógłby pomyśleć, że Bobby'emu nic tutaj nie groziło, ale blondyn znał go zbyt dobrze. Wcale by się nie zdziwił, gdyby Latynos się zapomniał, przedobrzył i poważnie pogorszył swój stan. Albo jeżeli by wykrakał i faktycznie ktoś ich zaraz zaatakował.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Sob Paź 13, 2018 7:28 pm | |
| - Możliwe. Zależy kto weźmie się za tę sprawę. Wiesz jak to jest. Nie każdy działa rozsądnie czy spokojnie. Thor pewnie da znać reszcie jeśli będzie cokolwiek wiedział na temat Oguna. Miejmy nadzieję, że nie jest on zbyt wielkim zagrożeniem. - Bobby skinął lekko głową. Och, w każdej drużynie trafiały się mniej i bardziej rozsądne osoby. Jedni działali na spokojnie, powoli, badając wszystko dokładnie. Drudzy od razu pakowali się w wir walki lub chociaż próbowali wyciągnąć informacje siłą. Idealnymi przykładami do obu opisów był Samuel i on sam. Jeden spokojny i rozsądny, drugi zawsze w gorącej wodzie kąpany. Chociaż teraz już nie aż tak. W wielu sytuacjach potrafił zachować spokój, ale nadal zdarzały mu się wyskoki. Tę sprawę akurat lepiej rozwiązać na spokojnie. Być może będzie można się dogadać z całym tym Ogunem. Na pewno mężczyzna czegoś chciał w zamian. Nie wierzył, że obroni ludzi ot tak, za darmo. Chłopak obserwował, co dalej mówili w telewizji. Wiadomości na temat Oguna nie były zbyt długie. Dosyć szybko przeskoczono z powrotem do tematu Sentineli, który na pewno by o wiele bardziej ekscytujący. Zabawne, jak bardzo ludzie pragnęli wiedzieć o tym, co najgorsze. Telewizja zawsze była pełna, kataklizmów naturalnych, morderstw i innych okrutnych rzeczy. Miał wrażenie, że było tego w telewizji o wiele więcej niż tego, co dobre. O przeróżnych świętach odbywających się w różnych częściach kraju czy kontynentu nie było aż tak głośno. A powinno być. Zamiast tego ludzie się karmili cudzym nieszczęściem. Czuł na sobie przez cały czas spojrzenie przyjaciela, a w końcu też i poczuł nieco mocniejszy uścisk dłoni, co zwróciło jego uwagę. Natychmiast oderwał spojrzenie od wiadomości, kierując je na blondyna. Nie powinien był być zaskoczony jego słowami. Faktycznie powinni się tym zainteresować. Tylko, że Latynos nie chciał go tam wysyłać. Chciał trzymać Cannonballa egoistycznie przy sobie. Poza tym nie podobała mu się sama myśl wysyłania chłopaka do Oguna. Chociaż być może powinien. Szybko pewnie by się rozeznał w sytuacji, jak to on. Ale co on sam by przez ten cały czas robił? W pewnym sensie Guthrie był obecnie dla niego jedyną rozrywką, jaką miał. Choćby mieli tylko siedzieć obok siebie, trzymając się za ręce, i oglądając telewizję. Jemu tyle wystarczyło. Wiedział, że więcej i tak nie może wymagać. - Bardzo chcesz się tam wybrać? - zapytał, tuż po tym, jak lekko westchnął na słowa Samuela. Był gotów pozwolić mu wybrać się tam. Nie chciał mu wydawać takiego rozkazu. Jedynie pozwolenie, gdyby blondyn faktycznie chciał się wybrać do Nowego Orleanu, by zbadać sytuację. - Wychodzę na totalnego egoistę, nie pozwalając ci nigdzie się wybierać ani interweniować w żadnej sprawie. Jestem okropny, prawda? Przecież nie jesteś moją własnością. - Roberto potrząsnął lekko głową. Zaraz wyjdzie, że tyran z niego, bo rządził się przyjacielem i nadużywał swojego stanowiska. I jak bardzo mu to odpowiadało, tak wiedział, że nie powinien cały czas trzymać go pod kloszem, przy sobie i nie pozwalać mu się oddalać choćby na krok. |
| | | Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Pią Paź 19, 2018 12:10 pm | |
| Westchnienie przyjaciela ani trochę Sama nie zdziwiło - lecz pytanie, które otrzymał od niego w ramach odpowiedzi już owszem. Spodziewał się konkretnej decyzji, bo w końcu na ogół Bobby miał skłonności do ich szybkiego podejmowania, a teraz... Teraz chyba starał się pójść na kompromis? Na to wyglądało i choć blondyn doceniał ten gest, to stawiał go on w nietypowym położeniu... Gdyż nie był pewien jak zareagować. Jego spojrzenie opadło na ich połączone dłonie i sama głowa również lekko się przy tym pochyliła, gdy w przyspieszonym tempie ważył swoje opcje. Wiedział, że powinien pewnie tylko krótko odpocząć i lecieć pomóc - gdzieś, nawet jeżeli nie w Nowym Orleanie z tym całym Ogunem, to w innym miejscu, w dowolnym atakowanym mieście. Bohaterów, agentów i innych walczących było mnóstwo, ale to wciąż za mało rąk do pracy, zawsze mógł się przydać ktoś jeszcze. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że obecność jednej osoby potrafiła stanowić różnicę pomiędzy czyimś życiem i śmiercią. To... Nie pozostawiało żadnych wątpliwości. A z drugiej strony był Berto. I zobowiązania, które Guthrie posiadał względem A.I.M. Mężczyzna nie zdążył nawet niczego postanowić, nim Latynos ponownie zabrał głos, a w trakcie jego wypowiedzi Sam automatycznie znów podniósł wzrok na jego twarz. Jego spojrzenie szybko złagodniało, palce zaś po raz kolejny - lecz w tym wypadku bezwiednie - zacisnęły się nieco mocniej na dłoni Bobby'ego, jak gdyby w ten sposób chciał go przekonać, że wcale tak o nim nie myślał i że on sam również nie powinien. Ktoś bardziej podejrzliwy na jego miejscu być może poczułby się manipulowany, może nawet Guthrie sam doszedłby do takiego wniosku, gdyby miał do czynienia z kimś innym... Ale Berto ufał. Rozumiał, że jego przyjaciel był do takiego zachowania zdolny, ale wiedział też, że nie wykorzystywałby tego przeciwko niemu. - Nie powiedziałbym, że jesteś egoistą. Raczej... Myślę, że starasz się działać zgodnie z tym, co uważasz za właściwe i rozsądne w danej chwili... Nawet jeżeli nie za każdym razem się z tym zgadzam. Z różnych powodów - skomentował ostrożnie, ale w zupełności szczerze. Nie okłamałby Bobby'ego, nawet po to, aby poprawić jego samopoczucie. Zawsze wolał powiedzieć prawdę, choćby bardzo delikatnie... I na szczęście, bo kłamać tak czy siak zbytnio nie potrafił, a już na pewno nie tak skutecznie, jak robił to Berto. Wbrew pozorom naprawdę potrafił zrozumieć większość jego decyzji. Weźmy na przykład tę niedawną w kwestii Jean. Guthrie chciał dołączyć do akcji i w miarę swoich możliwości pomóc, bo w końcu chodziło praktycznie o coś osobistego, o kogoś, kogo dobrze znali i o kim wiedzieli, że na pewno z własnej woli nie obróciłby się przeciwko ludziom... Ale przeciwko telepatii nie miałby większych szans i zdawał sobie z tego sprawę. W najlepszym wypadku byłby bezużyteczny, w najgorszym - mógłby zaszkodzić. Nie podobało mu się to, wolałby działać, niż siedzieć bezczynnie w bazie i obserwować rozwój wydarzeń na ekranach, dręczyły go przez to wyrzuty sumienia... Lecz rozumiał fakty, dlatego dostosował się do polecenia przyjaciela i nie poleciał na miejsce. Zwykle tak właśnie się to kończyło. A teraz... Teraz sam nie był pewien. - I tak muszę odpocząć po LA. Jeżeli w najbliższym czasie nikt nie opanuje sytuacji z Ogunem... Albo jeśli roboty dalej będą stanowiły zagrożenie, to wrócę do akcji. Do tego czasu zostanę jeszcze z tobą. W porządku? - zaoferował, bo skoro najwyraźniej starali się szukać kompromisów, to ten wydawał mu się najwłaściwszy. Tak czy siak potrzebował zebrać siły, nie tyle przed dalszą podróżą, co przed walką... A w ten sposób istniała szansa, że ktoś inny zdąży pozbyć się problemów i Sam będzie mógł z czystym sumieniem skoncentrować się na opiece nad Berto.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Nie Paź 21, 2018 2:44 pm | |
| Berto wiedział, jak niesamowite moce posiadał Samuel. Jego bariera chroniła go praktycznie przed wszystkim. Nawet nerdziki póki co nie były w stanie wymyślić niczego, co byłoby w stanie zaszkodzić barierze blondyna. Teoretycznie rzecz biorąc, był niezniszczalny. A nawet gdyby ktoś go poważnie zranił... Oboje już od dawna wiedzieli, że Cannonball jest Externalem. Nieśmiertelnym. Z jednej stroni Latynos cieszył się, że przedwczesna śmierć nie grozi jego przyjacielowi. Z drugiej, smuciło go, że nie będzie mógł mu towarzyszyć do samego końca. On sam był zwykłym człowiekiem. Zwykłym mutantem. Umrze jak wszyscy inni. W tej chwili jednak chodziło o fakt, że ze swoimi mocami mężczyzna mógł wiele zdziałać. Pomóc w walkach. Roboty nie były w stanie chociażby drasnąć Guthriego. Nie wiedział, jak by się miała sprawa z Ogunem, bo z magią to różnie bywa, a obstawiał, że gość korzysta z jakiegoś rodzaju magii. Z Samuelem zniszczenie robotów na pewno poszłoby o wiele szybciej. Dlatego tym razem wolał dać przyjacielowi wybór. Musiał też czasem pomyśleć trochę o innych, a nie ciągle tylko o sobie myślał. Blondyn mógł uratować wiele żyć dzięki swoim mocom. Nieco mocniejszy uścisk dłoni sprawił, że Berto zaczął uważniej się przyglądać przyjacielowi. Widział zmiany zachodzące na jego twarzy. To jak jego spojrzenie i mimika łagodnieją. Chyba nigdy nie przyzwyczai się do tego, jak łatwo Sam akceptował jego zachowania i jak zawsze starał się ostrożnie wszystko ubierać w słowa. A przecież on wcale nie był taki wrażliwy. Nawet gdyby Sam rzucił mu w twarz brutalną prawdą to by się nie pogniewał ani nie obraził. Nie na niego. Nie potrafiłby. Przynajmniej nie na długo, bo może w pierwszej chwili, ale szybko by mu to przeszło. - Rozsądne to pojęcie dosyć względne, nie sądzisz? - odpowiedział pytaniem, uśmiechając się przy tym. Wiedział, że to co dla niego wydawało się rozsądne lub po prostu "na miejscu", nie musiało być takie dla innych. I często nie było. Czasem Roberto zdawał się mieć zupełnie inne spojrzenie na świat od całej reszty ludzi, których znał. Kto wie, z czego to wynikało. Obecnie najchętniej wszędzie wysyłałby minionki do pracy, Samuela traktując dosłownie jako ochroniarza, a więc kogoś, kto nie odstępuje go na krok. - Chyba dobrze wiesz, że takie rozwiązanie najbardziej mi pasuje. - odpowiedział mężczyźnie z wyraźnie zadowolonym uśmiechem. Odpoczynek był doskonałą wymówką. Ciekawe tylko, czy prawdziwą, bo na zmęczonego Guthrie nie wyglądał. - Mam nadzieję, że naprawdę chodzi o twoje zmęczenie, a nie o bycie nadopiekuńczym względem mnie.- zażartował, gładząc kciukiem dłoń przyjaciela. Przecież wiedział, że Sam częściej myślał o innych niż o sobie. Zupełnie odwrotnie niż on, co wydawało mu się nieco zabawne. Naprawdę byli totalnymi przeciwieństwami. Najwidoczniej powiedzenie, że przeciwieństwa się przyciągają, było prawdziwe. Zastanawiało go, co Sam będzie robił żeby mu się nie nudziło podczas sprawowania opieki nad nim. Przecież opiekowanie się kimś nie było wcale takie zajmujące. Bobbi osobiście miał kilka pomysłów na zabicie czasu... Ale żaden z nich na pewno by nie przeszedł. Tego był pewien na sto procent. |
| | | Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Nie Paź 21, 2018 7:57 pm | |
| Sam jedynie uniósł lewy kącik ust w lekkim uśmiechu, gdy Berto zauważył, że rozsądek bywał względny, lecz zdecydował się nie komentować tego na głos. Jego wyraz twarzy chyba wystarczająco dobitnie świadczył o tym, że w pełni zgadzał się z przyjacielem, ale mimo wszystko nie uważał tego za ogromny problem... To znaczy, owszem, momentami zdarzało mu się zirytować, kiedy byli diametralnie różnego zdania, lecz zawsze pamiętał o tym, że Bobby chciał dobrze i to mu pomagało. Tak czy siak nigdy nie potrafił długo się z nim kłócić czy na niego złościć. Ewentualna uraza potrafiła utrzymywać się trochę dłużej, ale nawet ona nie mogła trwać wiecznie. Za bardzo siebie wzajemnie potrzebowali, aby miały ich rozdzielić sprzeczki - choćby i poważne. Praktycznie od początku lepiej im było razem niż osobno. Spojrzenie blondyna znów opadło natomiast w chwili, kiedy Latynos wytknął mu nadopiekuńczość i - niezbyt skutecznie - ukryte powody tej zasugerowanej przez niego zwłoki... Gdyż Guthrie nie mógłby z czystym sumieniem powiedzieć, że ten czynnik nie miał żadnego znaczenia w procesie podejmowania przez niego decyzji. Nie był najważniejszy, ale wciąż się liczył i mężczyzna nie zamierzał w tej kwestii kłamać, nawet jeżeli w gruncie rzeczy nie został o to zapytany wprost i mógłby łatwo potraktować słowa przyjaciela jako żart, którym najwyraźniej miały zresztą być w założeniu. Wolał się jednak wytłumaczyć. Zdążył się już nauczyć, że każde niedopowiedzenie potrafiło po jakimś czasie wrócić i w dodatku wyrządzić jeszcze jakieś szkody. - Chodzi o moje zmęczenie i o chęć upewnienia się, że tutaj wszystko będzie beze mnie w porządku. Taki lot do Nowego Orleanu to dobre trzy tysiące kilometrów bez przerwy, a na miejscu najpewniej nie czekałoby na mnie miłe powitanie - przyznał, już na początku swojej wypowiedzi zmuszając się do podniesienia wzroku na twarz Bobby'ego oraz do posłania mu przepraszającego uśmiechu. Nie kłamał. Nawet nie naginał prawdy tak, aby bardziej mu pasowała. Pokonywał już nie takie odległości i Berto o tym wiedział, ale z drugiej strony tego dnia Sam od rana ciągle latał tam i z powrotem po kraju, załatwiał różne sprawy, niemalże nieustannie był w ruchu, nie wspominając już o chwilach spędzonych na starciu z robotami... Więc zużył na to wszystko sporo energii. To właśnie jej rezerwy musiały znowu się zapełnić, aby mógł bezpiecznie wyruszyć w dalszą drogę - bez martwienia się o to, że w Nowym Orleanie w najgorszym możliwym momencie zacznie mu nawalać tarcza. Teoretycznie było to realną opcją, nawet jeżeli moce mutanta częściowo same się napędzały. - Nie opóźniasz mojego wylotu. Nie martw się o to - zapewnił na wszelki wypadek i pod tym względem również mówił prawdę... Choć może opuścił szczegół, że gdyby nie Berto, to zapewne w ogóle nie przyleciałby teraz na przerwę do bazy, tylko został w Los Angeles do samego końca inwazji robotów. Trzeba tu jednak uczciwie przyznać, że Guthrie nie wstrzymał tej uwagi świadomie, tylko po prostu nie przyszła mu na czas do głowy, a kiedy wpadła mu do niej po fakcie, to już zwyczajnie nie było sensu kontynuować tej myśli... Ani tym bardziej nie pasowała ona do jego wcześniejszych słów. Mimo wszystko Sam nie chciał ciągnąć dalej tego tematu. Bobby nie powinien się w tej chwili o nic martwić, tylko wypoczywać. W innych okolicznościach blondyn zadbałby nawet o zgaszenie telewizora albo przynajmniej przełączyłby go na coś spokojniejszego i przyjemniejszego... Ale niestety teraz nie mógł sobie na to pozwolić, bo sam również musiał słuchać wiadomości, tak na wszelki wypadek, gdyby znów miało się stać coś istotnego - jak z tym Ogunem. Nerdziki były w końcu obecnie zbyt zajęte, aby donosić im o każdym wydarzeniu, więc musieli trochę polegać na mediach. - Potrzebujesz czegoś jeszcze? - spytał, po części dla odwrócenia uwagi przyjaciela, ale głównie dlatego, że faktycznie musiał się tego dowiedzieć, aby w razie czego spełnić jego życzenia... Te rozsądne. Zakładał, że Berto zdawał sobie z tego sprawę, więc nawet nie próbował tego uściślić. Spodziewał się co prawda jakiegoś żartu czy zaczepki, ale poza tym oczekiwał również tej właściwej odpowiedzi... Jednak zanim ją jeszcze utrzymał, uniósł już ich złączone ręce w taki sposób, aby móc ucałować wierzch dłoni Bobby'ego i na moment zatrzymać ją przy swoich ustach, spoglądając na Latynosa spokojnie i wciąż wyraźnie łagodnie.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Część medyczna Sob Paź 27, 2018 7:43 pm | |
| Wszystko, co mówił Samuel, miało sens. Jego tok myślenia jak zawsze był logiczny, a ton głos tym bardziej upewniał, że nie zmyśla. Blondynowi nigdy nie wychodziło kłamanie czy naginanie prawy. Berto za to był w tym mistrzem, więc łatwo by zauważył kiedy przyjaciel próbowałby go okłamać. Nie wiedział, jak długo chłopak walczył z robotami w Los Angeles, ale faktycznie ciągłe używanie mocy mogło go zmęczyć, więc odpoczynek był jak najbardziej wskazany, a przy okazji mogli trochę czasu spędzić razem. Jemu to jak najbardziej odpowiadało i najchętniej nigdzie już by nie wypuścił Cannonballa, zatrzymując go u swojego boku. Mogliby nawet już teraz wybrać się na Savage Land. W końcu Guthrie chciał żeby się tam przenieśli, bo niby tu w bazie nie było aż tak bezpiecznie. Być może Latynos czuł się trochę zbyt pewnie, uważał, że nic im tutaj nie grozi. Nie miał zamiaru jednak się kłócić z chłopakiem. Przynajmniej skorzystają ze świetnej pogody. Gorącego słońca i świeżego powietrza. To na pewno uprzyjemni mu czas, którego potrzebował na wyzdrowienie. - Dobrze wiedzieć. Wiesz, ja w odwrotnej sytuacji pewnie bym olał wszystko żeby tylko móc być przy tobie i być pewnym, że niczego ci nie brakuje. Nawet pożar Nowego Jorku by mnie od tego nie odciągnął. - uśmiechnął się szeroko do Samuela. Znał siebie i wiedział, że jego działania nie zawsze były logiczne. Często kierował się uczuciami. Emocjami. Dlatego tyle razy wpadał w kłopoty, miewał problemy. Na szczęście Sam zawsze był obok, by go uratować. Bez niego Berto chyba już dawno by zginął. Kilkanaście razy. Co najmniej. Czasem dosłownie ryzykowali dla siebie życie. W tej chwili już w ogóle nie poświęcał uwagi telewizorowi, ponownie całkowicie skoncentrowany na przyjacielu. Przyjacielu, który, choć się nie określił, pozwalał mu się całować. W tej chili Bobby nie potrzebował niczego więcej. I tak też chciał w odruchu odpowiedzieć choć wiedział, że powinien jednak się zastanowić nad tym chwilę. Nim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, Samuel sprawił, że na dłuższą chwilę go dosłownie zatkało. Nie wiedział, czy blondyn robił to świadomie i czy taki właśnie miał cel, czy może jednak był to jakiś odruch i nie wiedział, jak takie gesty działają na drugą osobę. Grunt, że naszemu Latynosowi serce wyraźnie na chwilę zabiło mocniej. Jeśli do tej pory myślał, że jego uczucia wobec Guthriego nie mogą być silniejsze, to właśnie musiał zmienić zdanie na ten temat. Na całe szczęście karnację miał ciemną, więc nic po nim nie było widać. - Poza tobą? Do pełni szczęścia brakuje mi tylko jakiegoś dobrego jedzenia. - odezwał i po kilku sekundach ciszy kontynuował swoją wypowiedź. - Zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz ze mną? Żeby nie te żebra to bym w tej chwili po prostu pociągnął cię na siebie i zignorował wszelkie sprzeciwy. - Niby taki drobny gest, ale na niego zadziałał. Romantyczne gesty jak najbardziej na niego działały. Tak, pociągnąłby Sama na siebie, a potem ich obrócił. I przynajmniej pocałował porządnie. Przelewając w ten jeden pocałunek całe swoje uczucie. Strasznie go irytowało, że nie mógł nic zrobić. Że Sam nie pozwalał mu na nic poza spokojnym pocałunkiem. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Część medyczna Nie Paź 28, 2018 2:53 pm | |
| Przez cały ten czas na korytarzu dało się momentami usłyszeć odgłos czyichś kroków, najpierw się wzmagający, a następnie cichnący. Nie było to nic dziwnego, bo w końcu po budynku kręciły się różne osoby... Tyle że w końcu ktoś taki zapukał do drzwi, a następnie je uchylił i zajrzał do środka. Był to rzecz jasna jeden z wielu pracowników A.I.M., standardowo odziany w charakterystyczny, żółty kostium organizacji. Po sylwetce od razu dało się poznać, że pod materiałem znajdował się mężczyzna... Ale niewiele więcej. -Można, szefie...?- spytał, a kiedy tylko otrzymał na to pozwolenie, wszedł do pomieszczenia, przymykając za sobą drzwi, aby znów stłumić i tak ciche dźwięki dobiegające z zewnątrz. Ciężko byłoby stwierdzić gdzie umieścił spojrzenie, jego wyraz twarzy tym bardziej pozostawał niedostępny, lecz mowa ciała i ton głosu wciąż były wyraźne. -Właśnie otrzymaliśmy informację, że zniszczenia, których niedawno dokonał wybuch przed siedzibą Da Costa International, a które nie zostały jeszcze naprawione, teraz same zniknęły. Jak gdyby nigdy ich tam nie było. Jesteśmy w trakcie sprawdzania, ale wygląda też na to, że potwierdzone ofiary tej eksplozji wróciły do swoich rodzin. W tej chwili dziewięć z czternastu jest pewnych- doniósł mężczyzna, zresztą wyrzucając z siebie wszystkie te słowa szybciej niż naturalnie, jak gdyby mu się z tym spieszyło. Po krótkim nabraniu oddechu kontynuował wypowiedź: -Najwyraźniej sytuacja prezentuje się podobnie również w innych zaatakowanych miejscach, ale nie zebraliśmy jeszcze wszystkich danych. Będziemy informować na bieżąco- dodał, początkowo wciąż tak prędko, lecz w przypadku ostatniego zdania wolniej. Po tym można było chyba wnioskować, że właśnie zakończył zdawanie raportu. Mógł zostać poinstruowany co dalej lub odprawiony z pokoju.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Część medyczna | |
| |
| | | | Część medyczna | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |