|
| Central Park | |
|
+67Vision Magneto Annie Gwen Stacy Winter Soldier Helbindi Fenris Black Widow Luna Maximoff Marrow Gambit Jemma Simmons Katie Power Seo-yun X-23 Wolfsbane Evrain Keirtz Supercollider Esco Łaska Doreen Green Doctor Strange Teddy Altman Speed Victor Mancha Kelly Night Skuld Patriot Cassie Lang Kate Bishop Wiccan Eugene Mercer Quicksilver Shatterstar Rictor Madeline Baal Shiklah Kaine Sabretooth Daken Leila Kamikirimusi Flash Thompson Echo Mikael Enea Mysterio Samantha Hudson Captain America Spider-Man Hela Rocket Raccoon Super-Skrull Eve Darkhawk Lafia Domino Cable Kinaret Luke Cage Nuzuki Moon Human Torch Gna Invisible Woman Loki 71 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Central Park Pią Cze 08, 2012 4:19 pm | |
| First topic message reminder :Oaza zieleni w centrum Manhattanu. Zajmuje osiemset czterdzieści trzy akry powierzchni. Na terenie Central Parku oddawać się można wielu zajęciom, takim jak obserwowanie ptaków, pływanie po jeziorach w łódkach czy kajakach, jazda rowerami czy bryczkami konnymi, bieganie, tenis, siatkówka, kręgle, wspinaczka na skałkach, pływanie w basenie - lub zimą jazda na łyżwach oraz wiele, wiele innych. Tutaj można znaleźć mapę. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Pon Sty 18, 2016 9:51 pm | |
| Udało się! Stworzenie chyba mu zaufało. Po chwili zrobiło jednak coś czego Black się nie spodziewał. Niespodziewanie skoczyło w stronę pistoletu, chwycił co i wbiegł z powrotem na drzewo. ~nie, nie nie NIE~ przemknęło mu natychmiast przez głowę. Zanim zdążył się poruszyć, pistolet wylądował na ziemi.~będę go czyścił przez wieczność~pomyślał Black. Po chwili stworzenie znów zeszło z drzewa, stając naprzeciwko Blacka. Czyli mu zaufał. Oznaczało to, że może teraz spokojnie zabrać je do bazy. Oby zespół do chwytania kosmitów tego nie rozwalił... Ale chyba można im zaufać. W końcu nieraz chwytali takie stworzenia. Obserwując Ortochace (wybacz jeśli źle napisałem) wysłał w okularach wiadomość do wydziału: postępujcie ostrożnie. Zdobyłem jego zaufanie, lepiej tego nie zniszczyć. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Pią Sty 22, 2016 12:24 pm | |
| W czasie gdy Black i Ortchocea zajęci byli sobą, ktoś kto zauważył całe zdarzenie - jakieś dziwo oraz człowieka wymachującego bronią - zawiadomił policję. Stąd też pierwsi na miejscu zdarzenia zjawili się stróże prawa, podbiegając od tyłu do Blacka jednak trzymając się na bezpieczną odległość. Nie było żadnych syren ani żadnego ostrzeżenia, że się pojawią. Po prostu się zjawili, dwóch rosłych funkcjonariuszy policji - z gnatami w rękach, wymierzonymi w Blacka. -NYPD, cofnij się od broni! -Ręce z dala ciała, do tyłu i żadnych gwałtownych ruchów! Sytuacja nie była teraz dla Blacka przyjemna. Dwóch funkcjonariuszy wzięło go za szaleńca biegającego po parku z bronią i strzelającego do jakiegoś stworzenia - którego - przynajmniej do tego momentu - nie zauważyli. Obaj funkcjonariusze dalej mierzyli do Blacka, jeden z nich - nie spuszczając celownika - dotknął lewą dłonią radia przypiętego przy ramieniu i odezwał się. -Adam 3 do 00, potwierdzam 10-72, mamy 417 w Central Parku. Na te słowa, odezwało się radio policjanta. -00, Adam 3, 10-4. Adam 3 mamy kod 11 w waszym rejonie, 10-0, 10-73? -Adam 3 do 00, 10-4. -Ani drgnij, trzymaj ręce z dala od ciała! Tak oto NYPD wzięło Blacka za szaleńca z gnatem. Nic w tym dziwnego, w końcu po cywilu biegał po Central Parku, urządzaj tu sobie strzelnicę, uzbrojony w pistolet z tłumikiem. Kawałek dalej znajdowało się kilku gapiów, którzy utrzymywali jednak bezpieczną odległość. W ruch poszły telefony, którymi dwie-trzy osoby zaczęły nagrywać całą sytuację. SHIELD zapewne nie długo będzie na miejscu, póki zareagowało NYPD.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Nie Sty 24, 2016 2:16 pm | |
| Black już miał podnieść pistolet pozostawiony przez Ortochacea'e, gdy usłyszał za sobą głosy. ~No jasna ch****a!~pomyślał Black, gdy policja kazała mu się cofnąć od broni. Posłusznie wykonał ich polecenia. Jeden z nich zakomunikował coś przez radio. Zaraza. Teraz zapewne zamkną go w wariatkowie. Zauważył kątem oka że dwie osoby zaczęły nagrywać całą sytuację. Musiał rozważyć całą sytuację taktycznie. Miał niewiele możliwości. Prędzej czy później znajdą przy nim kastety i miecz. Mógłby ich zaatakować, ale wtedy naraziłby się na rozgłos. A tego nie pragnął. Mógłby się wylegitymować jako agent S.H.I.E.L.D, ale nie gwarantowało to powodzenia. Prawdopodobnie S.H.I.E.L.D. by go się wyparło, i spędziłby w kiciu trochę czasu. Mógłby też uciec, ale nie miał zielonego pojęcia jak uzbrojeni są funkcjonariusze. Jeśli w pistolety to pół biedy, bo przed nimi da się uciec, a szanse na trafienie nie są wielkie. Jeśli pistolety maszynowe lub karabiny to umarł w butach. Jak to ugryźć... ~Jeśli masz dwa wyjścia, a żadne ci się nie podoba, stwórz sobie trzecie.~Przypomniał sobie nauki ojca. Wyglądało na to, że jedynym wyjściem dla niego była Ortochacea. Wszystko zależało od tego stworzenia, które miał za zadanie schwytać. Czekał więc w spokoju, obserwując Ortochace. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Pon Sty 25, 2016 6:43 pm | |
| Ortchocea wgapiał się w buty człowieka z nudy, miał zamiar sobie polecieć bo nic lepszego tutaj nie miał do roboty. Kiedy usłyszał przerażający dźwięk (czyli głos policjantów) bardzo się wystraszył i niemal natychmiast stał się niewidzialny. Cofnął się parę kroków i wzbił w powietrze, miał zamiar zwiać stąd ale... Zawrócił. Co może zrobić dla Blacka? Z pewnością policjanci to "ci źli" którzy skrzywdzą "tego dobrego" według rozumowania Karrablasta. Jedyne co przychodziło mu do głowy to podzielenie się swoją mocą znikania co uczynił. Dalej niewidzialny postanowił zajść policję od tyłu i tknąć ich pleców aby odwrócić na chwilę ich uwagę. Następnie zamierzał "przepłynąć" w powietrzu nad nimi i pożyczyć moc znikania Blackowi... i zwiać zaraz po tej czynności na drugi koniec parku bo nie miał zamiaru tutaj zostać. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Pon Lut 01, 2016 7:52 am | |
| Funkcjonariusze NYPD dalej asekurowali się, mierząc do Blacka, który wykonał ich polecenia. Ortchocea o włos uniknął bezpośredniego zauważenia przez funkcjonariuszy policji. Korzystając z okazji, że mieli miejsce - jeden z nich stał w miejscu i mierzył w stronę mężczyzny, a w tymczasem drugi po półokręgu zbliżył się powoli do pistoletu i nogą kopnął go za nich, odcinając Blacka od jego broni. Uczynienie Blacka niewidzialnym wywołało ostrą reakcję ze strony NYPD, jednak zanim to się stało - stwór "tknął" jednego z funkcjonariuszy w plecy, tego który stał i asekurował kolegę odciągającego broń. Gliniarz krzyknął i odwrócił się błyskawicznie, trzymając przy tym pistolet blisko ciała, a następnie unosząc go i celując przed siebie. Drugi cały czas pilnował w tym czasie Blacka. -Coś tu jest, ma wsparcie. Rzucił dotknięty oficer. -Nadaj wsparcie przed radio, a ty kładź się na ziemi i trzymaj ręce z dala od ciała. -Adam 3, 11-99, Central Park! -00, do wszystkich jednostek, funkcjonariusz potrzebuje pomocy w Central Parku. Po tej informacji zwrotnej, sytuacja zrobiła się bardziej napięta. Jednak nagłe zniknięcie Blacka jeszcze bardziej ją skomplikowało. W całej okolicy Central Parku rozległy się dźwięki syren policyjnych, zmierzających w tym kierunku radiowozów. Osłaniający kolegę policjant, widząc, że podejrzany zniknął, krzyknął tylko "co do cholery" i zaczął odruchowo sięgać po latarkę inspekcyjną, posiadającą duży i daleki promień światła... Kawałek dalej dało się zauważyć zbliżający się ku grupce Policyjny Pojazd Opancerzony z włączonymi kogutami. Znajdujący się w środku operatorzy nie ograniczali się w żaden sposób, po prostu wbijając się do parku i jadąc w tym kierunku po trawie. Za jakieś dwadzieścia sekund znajdą się na miejscu. Wraz z wieloma innymi, zbliżającymi się radiowozami. Black otrzymał natomiast informację, że SHIELD również się już pojawiło. Tylko nie dało się ich dostrzec.
// Myślcie o tym co robicie, bo w pierwszym scenariuszu jaki przyszedł mnie do głowy - obie wasze postaci zginęły. A był on najbardziej realny.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Sob Lut 13, 2016 4:00 pm | |
| W związku z nieobecnością obu graczy, zwalniam temat i oddaję go do ponownego użytku. |
| | | Madeline
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 16/02/2016
| Temat: Re: Central Park Pon Lut 22, 2016 7:24 pm | |
| Do parku wkroczyła nieco zdyszana młoda kobieta jakby ktoś dosłownie ją gonił aż do parku, jednak wcale tak nie było. Madeline szukała po prostu swojej młodszej siostry, która zniknęła z mieszkania tak po prostu nic jej o tym nie mówiąc. Czy była zła? Być może, ale chyba bardziej martwiła się o nią i po raz kolejny cierpiała z powodu tego, że doszło między nimi do kłótni. Nie chciała tego ale czasem jej siostra nie rozumie tego, że jej starsza siostra chce dla niej jak najlepiej i nie rozumiała jej złości wobec kochającej jej osoby. Odkąd ich matka zmarła jest gorzej niż było wcześniej, kochała siostrę nad życie i nie wybaczyła by sobie gdyby coś się jej stało. Próbowała jakoś do niej docierać, dba o nią ale Sharon zamyka się przed samą sobą nawet. Zastępowała jej obojga rodziców i robiła wszystko co było w jej mocy jednak wierzyła, że pewnego dnia wszystko się zmieni. Nie winiła ja tak naprawdę za nic bo jest jeszcze młoda a śmierć matki była dla niej wstrząsem. Park był dość obszernym miejscem więc z poszukiwaniami mogło zejść się nieco dłużej, musi jednak ją odnaleźć i przeprosić ją nawet jeśli to Sharon zaczęła kłótnie. Nie chciała mieć jej na dystans. Nie czekała ani chwili dłużej i pospiesznymi krokami kroczyła po terenie parku uważnie się rozglądając, było to piękne miejsca na spacery czy spędzanie czasu. Nie mogła dłużej podziwiać tych widoków lecz musiała skupić się na swoim własnym zadaniu. Mogła w sumie na moment użyć swej mocy na kimś lecz to było by nie fer wobec niewinnego obywatela. Dlatego postanowiła popytać ludzi czy nie widzieli młodej siedemnastolatki o takich oczach, włosach, ubraniu. W końcu postanowiła na chwilkę usiąść na jednej z ławek aby nieco odpocząć bo szukała jej od dobrych kilku godzin ale odkąd pamiętała Sharon zawsze wymykała się na długie godziny. Przez chwilę spokoju obserwowała ludzi i obdarowywała uśmiechem dzieci przechodzące razem z rodziną. Kiedyś myślała o tym aby mieć własną rodzinę ale obecnie to daleka przyszłość gdyż miała na głowie spłatę za wynajem mieszkania, pracę na dwie zmiany, dom i opiekę nad siostrą. Musiała zapewnić dobrą przyszłość swojej jedynej bliskiej osobie. Chciała by aby Sharon skończyła studia, znalazła dobrą pracę a być może przekonała się do ludzi, że nie każdy człowiek jest taki sam. Nie wolno nam oceniać książki po okładce, chciała aby zrozumiała, że ludzie mogą być naszymi sprzymierzeńcami. Od tych rozmyśleń westchnęła nieco, oczekiwała iż może właśnie tutaj spotka Sharon. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Pon Lut 22, 2016 8:27 pm | |
| Dzień jak zwykle rozpoczął się od kłótni wywołanej negatywnym nastawieniem siedemnastolatki, która przez swoją młodzieńczą głupotę nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak swym nieodpowiedzialnym zachowaniem krzywdzi siostrę. Madeline potrafiła odmówić sobie wielu rzeczy dla dobra Sharon, chociaż małolata nie była w stanie tego dostrzec. Niczym niewdzięczne dziecię buntowała się za każdym razem, kiedy szarooka poruszała sprawę jej przyszłości. Teraz było tak samo. Kolejny poranek zapoczątkowała dość głośna sprzeczka zakończona dziecinnym zachowaniem młódki. Zdenerwowana na siostrę postanowiła odpocząć od jej ciągłego zrzędzenia na temat ocen i obecności. Park w jej mniemaniu był do tego najlepszym miejscem ze względu na swoją wielkość i ilość odwiedzających go osób. Z papierosem w ustach kroczyła dobrze jej już znaną ścieżką, wspominając wspólnie spędzone z rodziną dni. Widok uśmiechniętych, bawiących się z rodzicami dzieciaków tylko wyostrzył tak odległe obrazy, do których zmierzał jej umysł. Na twarzy siedemnastolatki prawie odmalował się uśmiech, kiedy przypomniała sobie o beztrosko spędzonym czasie wraz z siostrą i matką, niestety zamiast radości odczuła jedynie falę bólu. Wypuściła z ust dym, zaciskając mocniej palce na pół spalonym papierosie. Wciąż nie potrafiła pogodzić się ze śmiercią kobiety, obwiniając się po części za tą tragedię. Nie umiała sobie wybaczyć tego, że była zbyt mało przekonująca. Miała również żal do siostry, która popierała „pracę” mutantki. Kochała i nadal kocha Madeline, dlatego nie chciałaby widzieć jej niepotrzebnie ryzykującej własne życie dla obcych ludzi, którzy i tak nie byli tego warci. Nie potrafiła zrozumieć jej zachowania, tej naiwności, która motywowała dwudziestoczterolatkę do działania. Nie były nieśmiertelne. Nie ważne jakie posiadały zdolności, wciąż były słabymi jednostkami, których nietrudno zabić. Sharon dość często kłóciła się ze swoją siostrą, jednak dla niej byłaby gotowa poświęcić własne życie. Nigdy nie zostawiłaby jej w potrzebie, bez względu na to w jakie tarapaty by się wpakowała, zawsze byłaby przy niej. Tylko, że nikt nigdy jej nie słuchał. Najpierw matka, a teraz Madeline. Dziewczynie nie udało się uratować kobiety, nie zamierzała jednak tak łatwo zrezygnować z ostatniej, bliskiej jej osoby. Strach przed tym, że i ta kobieta może umrzeć, paraliżował ją. Nigdy jednak nie mówiła jej wprost o swoich obawach. Strzepnęła delikatnie popiół, który poleciał wraz z lekkim podmuchem wiatru. Westchnęła cicho, starając się pozbyć reszty negatywnych emocji, co nie było wcale takie łatwe. Wolała się nie denerwować, nie w miejscu takim jak to. Żyła w ciągłym strachu, a jedną z nabytych przez życie fobii była właśnie otrzymana moc. Lęk przed utratą kontroli nad mocą towarzyszył tej małolacie już od dłuższego czasu. Zastanawiając się nad sensem istnienia, kopnęła porzuconą na ziemi puszkę, która poturlała się pod nogi siedzącej na ławce dziewczyny. Sharon podniosła wzrok, by przyjrzeć się kobiecie. Nie musiała długo się wpatrywać, aby rozpoznać w niej swoją siostrę. – Śledzisz mnie? – zapytała niezwykle oschle, zaciągając się niedopalonym papierosem. |
| | | Madeline
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 16/02/2016
| Temat: Re: Central Park Pon Lut 22, 2016 8:48 pm | |
| Kłótnie krzywdziły nie tylko Madeline ale i młodą Sharon, zbuntowaną nastolatkę, która miała swój inny pogląd na świat. Nie wiedziała jak doszło do kolejnej kłótni bo to była tylko jedna chwila, chciała porozmawiać o jej nauce o tym jak opuszczała zajęcia ale wyszło inaczej. Dla młodszej siostry zrezygnowała tak na prawdę z wielu rzeczy jak studia, prywatne życie czy nawet ostatnio zaniedbała sama siebie. Jednak troszczyła się o nią i martwiła się tym, że mogą ją wyrzucić szkoły a Mad bardzo chciała aby Sharon ukończyła szkołę i poszła również na studia aby zapewnić sobie dobrą przyszłość. Nie chciała naciskać na nią jednak ta nigdy nie nie słucha to co próbuje jej przekazać, dlatego doszło do kolejnego sporu. Wszystko było proste gdy żyła mama. Miały beztroskie dzieciństwo, wtedy potrafiły się nieco lepiej dogadywać ale trzeba w końcu spojrzeć prawdzie w oczy, że już nic nigdy nie będzie takie samo. Wiedziała dobrze, że Sharon ma do niej żal o to iż popierała matkę w tym co robi ale tak podpowiadało jej serce. Nie mogła zakazać matce tego co kochała najbardziej. Kochała ludzi. Czuła się winna śmierci mamy ale nie tego, że popierała jej decyzję. Być może jej młodsza siostra obawiała się tego jaką drogę wybierze i Madeline lecz mogła jej zaufać. Kochała ludzi i chciała im pomagać ale robiła to w ukryciu, nie zaginęła by wiedząc, że ma dla kogo żyć. To wszystko było zbyt skomplikowane. Kolejny raz westchnęła, zamierzała ruszyć dalej szukać siostry bo martwiła się o nią...w sumie za każdym razem tak było gdy tylko znikała. Usłyszała dźwięk kopania puszki, która potoczyła się wprost pod nogi więc uniosła swój wzrok aby spojrzeć skąd potoczyła się puszka. Wtedy zobaczyła Sharon więc natychmiastowo wstała podchodząc do niej, jej wzrok był pełen zmartwień ale i nieco w środku pojawiła się odrobina złości. - Sharon, gdzie byłaś? Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam! Spojrzała na nią nieco zła ale po chwili pojawiła się ulga, że była ona cała i zdrowa więc spadł jej kamień z serca. Jednak widok papierosa u niej nie spodobał się Madeline. Właściwie to była jej wina, że palia gdyż sama paliła ale ograniczyła nieco papierosy i stara się rzucić. - Nie pal papierosów, to nie jest zdrowe i nie, nie śledzę Cię ale zniknęłaś więc zaczęłam się martwić o ciebie. Skrzyżowała dłonie z przodu obserwując ją. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Wto Lut 23, 2016 8:16 pm | |
| Nastolatka spojrzała z lekkim poirytowaniem na starszą siostrę, nie pojmując jej lęku, który wydawał się uciekinierce wręcz irracjonalny. Nie bez przyczyny wyszła z domu. Chciała pobyć trochę sama, pragnęła choć na chwilę oderwać się od nadopiekuńczości siostry. Bezskutecznie Madeline odnalazła ją nawet tutaj, co tylko pogorszyło stan młodej mutantki. – Za każdym razem będziesz tak panikować, gdy postanowię wyjść z domu? – zapytała sarkastycznie, krzyżując ręce na klatce piersiowej i wpatrując się intensywnie w dwudziestoczterolatkę. Nie dość, że nie otrzymała upragnionej swobody, to jeszcze kolejna rodzinna kłótnia wisiała w powietrzu. Podenerwowana wypuściła ze swych ust papierosa, który upadł na ziemię. Bez zbędnego gadania zgasiła go butem. – Czy pani NIEPALĄCA jest już zadowolona? Specjalnie dała nacisk na użyty w zdaniu przymiotnik. Przeczesała palcami włosy, obserwując swoją siostrę. Ciężko było jej zająć czymś myśli, gdy kobieta stała tak blisko niej. – Wiesz, zamiast dowalać się do mnie, spójrz najpierw na siebie, bo sama nie jesteś święta – rzuciła. Sharon nie miała najmniejszej ochoty na tą rozmowę, z miłą chęcią wróciłaby teraz do domu i przez te kilkanaście minut nacieszyć się spokojem. Niestety, ale najprostszy i najlepszy sposób był dla dziewczyny nieosiągalny. Nie mogła użyć mocy i przenieść się do mieszkania. W parku przebywało zdecydowanie za dużo osób, którym nie chciała zdradzać swojej inności. Wiedziała jakie nastawienie mają zwykli obywatele do mutantów. Z tego też względu nie zamierzała popełniać błędu matki, która poświęciła życie dla tych niewdzięcznych istot. Starała się zamknąć swoje serce i być nieczułą na krzywdy innych. Sharon to zupełne przeciwieństwo swej siostry. – Dlaczego nie dasz mi chwili spokoju? Po co za mną łazisz? Nie wiem czy wiesz, ale mamy już dwudziesty pierwszy wiek. Technika jest na tyle rozwinięta, że spokojnie możesz do mnie dzwonić – dodała wyciągając z kieszeni telefon. – Wiesz jak nazywa się to urządzenie i do czego służy? Jak nie to zawsze mogę cię poinstruować. Od czego są siostry, prawda? Swój gniew wyładowała na leżącej pod ławką puszcze, którą kopnęła najmocniej jak potrafiła, nie przejmując się tym, że trafiła w jednego z przechodniów. Nie raczyła nawet przeprosić, posłała jedynie ponure spojrzenie niezadowolonej kobiecie. Nie była w nastroju, aby powiedzieć „przepraszam”, a z całą pewnością to dopiero początek tej małej sprzeczki. |
| | | Madeline
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 16/02/2016
| Temat: Re: Central Park Wto Lut 23, 2016 8:35 pm | |
| Może dla Sharon takie wyjście bez mówienia jej nawet o tym jest czymś zwyczajnym jednak dla Madeline była to ważna sprawa, nigdy nie wiadomo co się może w życiu wydarzyć. Odpowiadała za nią w końcu jej młodsza siostra jeszcze nie była pełnoletnia i miała prawo do zmartwień. Wiedziała dobrze, że bywa nad opiekuńcza jednak czasem nie potrafiła inaczej, miała tylko ją...nikogo więcej. Czy w ogóle nastolatka zdawała sobie sprawę z sytuacji? Mogła chociaż wykrzyczeć jej prosto w twarz, ze wychodzi. Kolejna kłótnia? Kolejne raniące słowa? - Jesteś moją jedyną siostrą, odkąd zostałyśmy same mam tylko ciebie więc każde zniknięcie bez twojego choćby jednego słowa to dla mnie zmartwienie. Miała nadzieję, że kiedyś zrozumie ją. Tonacja głosu Sharon wyrażała dość dużo aby stwierdzić, że dziewczyna traciła cierpliwość do starszej od siebie Mad. Spojrzała na nią błagalnym wzrokiem podchodząc bliżej i kładąc jej obie swe dłonie na jej ramionach aby móc spojrzeć na nią. - Wystarczy. Musimy się kłócić nawet publicznie? Przepraszam jeśli cię zdenerwowałam ale chce dla ciebie jak najlepiej. I wiem, że nie jestem aniołem ale nie musisz powtarzać moje złe nawyki. Jej ton głos był nieco spokojniejszy, nie zamierzała na nią krzyczeć czy się denerwować chociaż czasem wybuchała jednak starała się jakoś do niej podejść zupełnie inaczej. Po jej słowach zabrała dłonie. Nie musiała jej ciągle pilnować ale czasem ona sama nie dawała jej tego wyboru, Sharon była zupełnie inna od Madeline więc nic dziwnego, że nawet inni byli świadkami ich kłótni. - Mogłaś po prostu powiedzieć, że chcesz mieć spokój. Rozmawiaj ze mną, Sharon. Nie chcę aby moja siostra zamykała się przede mną. Już nie wiedziała jak ma do niej dotrzeć ale jej tonacja głosu nadal była spokojna, nie reagowała agresywnie chociaż to co zrobiła w stronę jednej kobiet nie było zbyt miłe jednak już nie chciała komentować tego. Było jej przykro, po każdej kłótni czuła się fatalnie. - Opuszczanie zajęć, oceny w szkole czy twoje problemy to również i moja sprawa. Chce zadbać o twoją przyszłość. Miała jej za złe, że nie mówiła jej prawdy co się dzieje w szkole ale Mad chodziła do nauczycieli i sama się dowiadywała. Chciała by aby poszła na studia. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Sro Lut 24, 2016 5:57 pm | |
| W oczach Sharon Madeline była osobą przewrażliwioną, zdecydowanie przesadzała w wielu sprawach, a te całe pouczenia o niewinną ucieczkę z domu jedynie to potwierdzały. Nastolatka nie zdawała sobie sprawy, że to co zrobiła było nieodpowiedzialne. Dla niej to właśnie starsza mutantka powodowała wszystkie, bezsensowne kłótnie. Sharon nie dostrzegała winy po swojej stronie. Niczym dama bez skazy trwała dumnie w swych przekonaniach i ani myślała zmieniać zdania. Ta sprawa również musiała zakończyć się tak, jak ona tego chciała. Za przeciwnika miała jednak istotę równie upartą, co ona sama. Zwycięstwo nigdy nie było łatwe, ale to właśnie dzięki temu smakowało najlepiej. Dziewczyna nawet nie przejmowała się tym, że swoim zachowaniem raniła starszą siostrę. Dalej brnęła w tą bezsensowną wojnę, choć każda z nich oddałaby za drugą życie. – Przesadzasz, zdecydowanie przesadzasz. A gdybym tak umówiła się z chłopakiem na randkę, ty nadal byś za mną łaziła? Jeżeli znikam to chyba jasne, że chcę się od ciebie choć na chwilę uwolnić. Tak ciężko ci to zrozumieć? Co jest w tym takiego trudnego do pojęcia? Irytacja młódki z każdą chwilą rosła w siłę. Nawet prosty gest dwudziestoczterolatki nie zdołał rozładować tych wszystkich, negatywnych emocji. Siedemnastolatka jedynie prychnęła z niezadowoleniem, odwracając wzrok od starszej siostry. W chwili obecnej nie chciała nawet na nią patrzeć, celowo unikając kontaktu wzrokowego. – Ty na serio niczego nie rozumiesz? Nawet nie starasz się zrozumieć, co? – zapytała już bardziej z żalem niż gniewem. Sharon doskonale zdawała sobie sprawę z istniejącej różnicy pomiędzy nią, a siostrą. Nie sądziła jednak, że ta przepaść będzie aż tak wielka. Życie po raz kolejny ją rozczarowało, a raczej Madeline, która nie potrafiła rozszyfrować zachowania swojej własnej siostry. Czyżby ta zamknięta w sobie nastolatka byłą aż taką zagadką? Obie się od siebie oddzieliły i to już wieki temu, choć młoda mutantka nie zdołała tego wcześniej zauważyć. Wciąż skupiała się wyłącznie na sobie, patrzyła tylko na swój lęk, nie raczyła nawet spojrzeć w oczy kobiety, by dojrzeć w nich rodzący się strach. – Nie mogłaś po prostu zadzwonić, aby upewnić się, że wszystko ze mną w porządku? – Tym razem ton głosu młódki zdradzał jej irytację. – Dlaczego musiałaś tu przyleźć? Przez chwilę chciała nawet zapytać o to, skąd ta wiedziała dokąd się udać, jednak z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk w tej sprawie. Postanowiła zachować to pytanie dla siebie, aby mieć choć cień nadziei, że powstały kanion nieporozumień nie jest aż taki duży. „My nie mamy przyszłości” – pomyślała, lecz zabrakło jej odwagi, aby wypowiedzieć te słowa na głos. – Dlaczego więc nie pozwolisz mi o niej zadecydować? Dlaczego muszę iść tam gdzie ty chcesz? Moje zdanie już się nie liczy? Na siłę próbujesz pchać mnie w miejsce, do którego sama chciałabyś się udać! Tym razem dziewczyna się uniosła, nie zwracała nawet najmniejszej uwagi na otoczenie. Miała w głębokim poszanowaniu zdanie tych wszystkich ludzi, w każdym bądź razie tak uważała. W rzeczywistości przecież ukrywała przed nimi to, kim jest. Bała się ich reakcji, tego że nie zostanie zaakceptowana przez społeczeństwo. |
| | | Madeline
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 16/02/2016
| Temat: Re: Central Park Sro Lut 24, 2016 6:31 pm | |
| W jednym się całkowicie mogła zgodzić z siostrą, a mianowicie to, że Sharon zupełnie nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Nie była przewrażliwiona, a martwiła się o osobę, którą bardzo kochała. Była mniejsza od Madeline kiedy ich mama zginęła podczas ratowania innych więc bardziej się to na niej odbiło co rozumiała lecz musiała zrozumieć to, że Mad sprawowała nad nią opiekę i do póki mieszkała pod jej dachem musiała się dostosować do niektórych zasad. Wiele nie wymagała. - Przesadzam? Spojrzała na nią kompletnie zdziwiona i miała rację bo obie były dość bardzo uparte wobec siebie i dobrze znała Sharon, która była zawzięta. Odczuwała od niej pewna irytacje jakby za wszystko obwiniała właśnie ją ale każdą przykrość mogła jej wybaczyć. - A co jest w tym trudnego do pojęcia aby poinformować mnie, że wychodzisz? Nie musisz mi się tłumaczyć ale chociaż będę miała pewność, że wszystko jest dobrze. Jesteś pod moją opieką, Sharon...siostrzyczko. Ostatnie słowo wypowiedziała z lekkim załamaniem, tęsknotą za dawnymi czasami kiedy tak mówiły do siebie. Przepaść między nimi rosła i rosła ale Mad uparcie robiła wszystko dla swojej siostry, tęskniła za dawną siostrą. Westchnęła słysząc jak prycha czasem nie rozumiała jej jednak to oznaczało, że ma gdzieś słowa starszej Mad chociaż usprawiedliwiała ją tym iż jest jeszcze młoda i przechodzi trudny okres w swoim życiu. - Nie rozmawiasz ze mną szczerze, w ogóle ze mną nie chcesz rozmawiać. Chciała aby ta spojrzała w jej oczy żeby ciągle nie odwracała wzroku bo to było widoczne. Bała się czegoś? Mogła mieć w niej oparcie. Po ostatnich zdaniach Sharon przez chwilę nastała cisza, trochę jakby nie zręczna bo przez chwilkę w jej głowie krążyły ostatnie słowa a mianowicie ,,miejsce do którego sama chciałabyś się udać''. Mad zrezygnowała z dalszej nauki na rzecz pracy, pomagania innym i w opiece nad młodszą siostrą. Pragnęła się kształcić ale nie może, nie stać ją na to po za tym brak czasu nie pozwala jej. - Każdego dnia przychodząc z pracy odkładałam parę złotych w tajemne miejsce. Wystarczało tylko na opłaty i na jedzenie ale reszta była dla ciebie. Nie mówiłam Ci jednak chciałam aby to była niespodzianka gdy już ukończysz szkołę. Uśmiechnęła się delikatnie jednak czuła smutek. - Sześć tysięcy, miały być na nowy start gdybyś chciała żyć na własną rękę no i na studia. Nie każe Ci iść tam gdzie ja chce ale abyś skorzystała z szansy. Uśmiechnęła się kolejny raz delikatnie w jej kierunku. - Nie wróć zbyt późno proszę do domu. Odwróciła się nie mając już nic do powiedzenia i odeszła od niej kawałek aby usiąść na ławce. Teraz to ona chciała pobyć nieco sama i poukładać sobie w głowie co przed chwilą się stało. Uznała, że chyba powinna wiedzieć po za tym coś przez chwilkę w niej pękło. Miała możliwość iść na studia i na lepszy star ale chciała dać wszystko co ma swojej ukochanej siostrze. Przeczesała dłonią kosmyki włosów biorąc głęboki wdech i wydech. Wyjęła z torebki papierosa i odpaliła go zaciągając się dymem. Miała po prostu ochotę zapalić. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Central Park Sro Lut 24, 2016 8:17 pm | |
| Upartość Sharon górowała nad jej rozumem. Dziewczyna nie zamierzała zastanawiać się dłużej nad postępowaniem swojej siostry, nie starała się jej zrozumieć, za to znacznie lepiej radziła sobie w roli męczennika. Miała żal do Madeline, że ta nie potrafiła pojąć podejmowanych przez nią decyzji. To lekceważące podejście do większości spraw nie brało się z niczego. Młódka chciała, aby kobieta znała jej uczucia bez potrzeby wypowiedzenia ich na głos. Najwyraźniej charakter nastolatki zmienił się tak drastycznie, że nawet jej własna siostra widziała w niej zupełnie inną postać. Tragedia doszczętnie zniszczyła to niewinne dziecko, którym była wcześniej. Na całe szczęście nienawiść nie zdołała jeszcze zawładnąć jej sercem. Pomimo swojej buntowniczej natury, wciąż nie była skora do krzywdzenia innych. Nie potrafiła się przemóc do takiego czynu. - Nie widzisz tego? - spytała wprost. - Panikujesz z byle powodu. Co niby takiego mogłoby się stać? Jakiś kosmita wbił nam na chatę i mnie porwał? Sorry, ale to niemożliwe. Sharon nigdy nie potrafiła pojąć tej anielskiej cierpliwości swojej siostry. Madeline ciężko było wyprowadzić z równowagi w przeciwieństwie do siedemnastolatki. Młoda mutantka nie potrafiła zapanować nad swym gniewem, a w złości często wypowiadała słowa, o których nie zdołała nawet pomyśleć. Była dość nerwową osobą. Najwyraźniej sporo cech odziedziczyła po swoim ojcu, który błądzi gdzieś po Ameryce, czekając na odpowiedź. - Gdyby coś było nie tak, raczej darłabym się na cały głos. Poza tym doskonale wiesz, że potrafię sobie radzić w trudnych sytuacjach. Oczywiście miała tu na myśli swoją własną moc. Teleportacja bywała niezwykle przydatna jeśli chodzi o ucieczkę, chociaż i tak dziewczyna jej nie nadużywała. Wolała na dobry początek użyć własnych nóg. Natura obdarzyła ją ponadprzeciętną szybkością. Szkoda aby było zmarnować otrzymaną przez życie zdolność. - Bo zawsze najedziesz na drażniący mnie temat. Nie byłabyś sobą, gdybyś mnie nie wkurzała za każdym razem, gdy spróbuję z tobą pogadać. Dziwisz mi się więc, że tak robię? Dziewczyna nadal nie odwróciła głowy, uparcie wgapiała się w tłum ludzi. Jedyne oczy jakie spotkała należały do zbyt ciekawskiego mężczyzny. Dopiero wyznanie Mad sprawiło, że siedemnastolatka skupiła swoją uwagę na starszej siostrze. Z początku odebrała to jako żart, ale dość szybko przypomniała sobie, że w takich sytuacjach Madeline nie jest skora do śmiechu. Nie skomentowała tego w żaden sposób, nie wiedziała jak. Gapiąc się bezmyślnie na siostrę, nie potrafiła wyksztusić choć słowa. Owszem, coś ją tchnęło, aby być z nią szczerą, jednak skarciła samą siebie w myślach. Nie chciała zdradzać Mad prawdy, wolała jak zwykle udać oburzenie. - Jak długo zamierzałaś to przede mną ukrywać? - zapytała oschle. To było nieprzyjemne z jej strony i z całą pewnością bolesne dla Madeline. Kobieta pewnie nie tego się spodziewała, zdradzając jej prawdę. Niestety nie wszystko kończy się tak, jak sobie to zaplanujemy. Życie bywało okrutne w wielu sprawach. - Nie martw się, wrócę na obiad - mruknęła w odpowiedzi. Czuła się niezręcznie. Wzrokiem odprowadziła siadającą na ławkę siostrę. Trochę przesadziła? Zdecydowanie tak. Widziała, że Mad potrzebowała chwili spokoju, dlatego bez zbędnego gadania ruszyła przed siebie zadręczana wyrzutami sumienia.
z/t |
| | | Domino
Liczba postów : 136 Data dołączenia : 22/10/2012
| Temat: Re: Central Park Pią Lut 26, 2016 3:21 pm | |
| Park! Niesamowite miejsce do niesamowitych i ciekawych spotkań oraz rozmów o wszystkim i o niczym. Tak, tutaj można się dowiedzieć o wszystkich przykrych rzeczach, jakie dotykają zwykłych ludzi, o każdym szczególe życia, o chłopaku w jakim się jakaś nastolatka zakochała i nie może o nim zapomnieć, a gdy ten ją odrzuci na pewno się zabije za pomocą mydła czy jakiegoś innego środka czystości. Wiecie, wiele się słyszy, wiele się widzi, wiele dramatów, które ogląda się w telewizji, można ujrzeć także na własne oczy w tym oto miejscu. Oszczędzasz prąd, nie siedzisz na kanapie przez tym wielkim czarnym, bądź obecnie nawet już dosyć płaskim, pudle, nie ma reklam i innych bezsensownych przerywników, typu "powrót do innego bohatera, by zrobić nieco napięcia między klatkami". Tyle oszczędności i ile frajdy zarazem! No, ale w sumie nie po to tutaj przyszła Panna Domino. Sama nie widziała głębszego znaczenia dla swojej wycieczki do parku, jednakże nie miała jak inaczej spożytkować obecnego, WOLNEGO na dodatek, czasu. Ale przeczuwała, iż też może tutaj zrobić się ciekawe, bądź nie. Wszystkiego mogła się spodziewać, a Domino lubiła niespodzianki, ciekawe rzeczy zawsze poprawiają jej humor. Oby tylko się nie zawiodła na swoim przeczuciu. Bądź co bądź - postanowiła sobie siąść na ławeczce. Zgadnijcie, na której! Koło tej, na której spoczęła dziewczyna. Widziała jak jedna z tej dwójki poszła sobie stąd, a druga została, odchodząc na mały kawałek, za pewne chcąc chwili odpoczynku tylko i wyłącznie dla siebie. O co mogły się pokłócić? Może to siostry? Albo są... parą? No co! Przecież obecnie, jak i ogólnie w dawniejszych nawet czasach, takie rzeczy się zdarzają, a i dziś jest to powoli normą. Ale nie chciała niczego wysnuwać, mogła jedynie na razie obserwować panienkę, przewidując scenariusz tamtej sprzeczki, chociaż nie miała ona jakiegokolwiek dla niej znaczenia. Nudzenie się potrafi zmienić człowieka obojętnego w niesamowicie ciekawskiego i wścibskiego. Ale cóż poradzić. Oparła się wygodnie o drewno ławeczki, co jakiś czas spoglądając na "towarzyszkę", naturalnie udając iż to nie ona jest celem jej obserwacji. Poprawiła zmierzwione i czarne jak smoła włosy, co by wyglądała nieco ładniej niż zwykle. |
| | | Madeline
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 16/02/2016
| Temat: Re: Central Park Nie Lut 28, 2016 2:49 pm | |
| Jak zwykle rozmowa dwóch sióstr skończyła się na tym, że Mad wyszła na zbyt opiekuńczą a Sharon była zbyt dumna i nie potrafiła trochę panować nad słowami podczas złoszczenia się. Jednak nie mogła gniewać się na nią chociaż był pewien żal o to co usłyszała, w końcu trafiła w samo sedno. Kompletnie się różniły pod względem swego charakteru czy poglądu na niektóre sprawy. Czyżby śmierć matki odbiła się na niej zbyt mocno? Co by powiedziała ich matka widząc jak się kłócą, oczywiście skoczyły by w ogień jedna za drugą ale Sharon chyba zbytnio nawet by się do tego nie przyznała. Westchnęła po raz kolejny nieco spoglądając na niebo i zastanawiając się czy mama widzi je właśnie teraz, miała nadzieję, że czuwa przy Sharon i że jest bezpieczna. Kolejne pociągnięcie papierosa i kolejny raz gesty dym wydobył się z jej ust jak duża chmura dymu, już dawno powinna rzucić ale takie chwile jak ta sprawiały, że chyba nie potrafiła jak na razie. Nawet nie dopaliła do końca a już go przygasiła i wrzuciła do kosza. Czy chciała pobyć sama? Tak, przynajmniej niedawno tak było jednak Mad zawsze lubiła towarzystwo nawet mając zły dzień lub smutny jak ten. Nie spodziewała się jednak, że tak szybko dotrzyma jej ktoś towarzystwa. Pojawiła się kobieta, która usiadła przy niej a, że Madeline nie bała się zawierać nowych znajomości nie miała nic przeciwko jej obecności. Wzięła w dłonie swoja torbę wyjmując z niej małą torebeczkę ciasteczek, które sama piekła. Uwielbiała piec ciastka i ciasteczka więc zawsze nosiła kilka przy sobie własnej roboty. - Ma pani ochotę na ciastko? Wypieki domowej roboty. Jej ton głosu był miły i spokojny, obca osobę potraktowała jakby to była jej dobra znajoma. Zawsze była miła, lubiła ludzi również. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech wysuwając do przodu torebkę z ciastkami. - Jest pięknie w parku, prawda? Lubię przebywać w takich miejscach gdzie można odetchnąć i pomyśleć. Nazywam się Madeline. Przedstawiła się również owej damie w końcu wypada to zrobić. Odstawiła na bok swoje zmartwienia w końcu towarzystwo zawsze poprawiało jej humor. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Central Park Pon Lut 29, 2016 5:29 pm | |
| Pierwszą oznaką, że coś jest nie tak, był dobiegający z oddali krzyk. Nie układał się w żadne konkretne słowo, ot, był to prosty odgłos, wyrażający jednak bardzo wiele - z przerażeniem i zaskoczeniem na czele. Cóż takiego mogło wywołać go w parku w samym centrum miasta? Biorąc pod uwagę, że był to Nowy Jork - tak naprawdę praktycznie wszystko. Lista potencjalnych zagrożeń zdawała się wręcz nie mieć końca. Drzewa zasłaniały częściowo widok, lecz w końcu nad nimi pojawił się... Humanoidalny kształt, którego rozmiary początkowo trudno byłoby określić, lecz w miarę jego zbliżania się stało się jasne, iż musiał mieć około czterech metrów wzrostu. Sądząc z zewnętrznej powłoki, mógł to być robot lub też zbroja skrywająca w środku pilota - na kształt Iron Mana. Metaliczna powierzchnia mieniła się odcieniami szarości, na klatce piersiowej znajdowało się z kolei okrągłe "okienko", które zdawało się nawiązywać właśnie do tworów Starka. Nic dziwnego, że pojawienie się tego czegoś wywołało panikę. W tych czasach nigdy nie mogło się mieć pewności - czy trafiło się na bohatera, złoczyńcę, a może jeszcze coś innego? Zjawisko z kolei zawisło w powietrzu w odległości około piętnastu do dwudziestu metrów od ławki, na której siedziały Domino i Madeline, obracając powoli głowę - aż skierowało oblicze prosto ku kobietom... ... Potem zaś uniosło jedno ramię, wyciągając je ku swoim celom - i wystrzeliło z dłoni dość szeroki promień energii. Wyglądało na to, że jednak robot czy też pilot w zbroi nie należał do tych "dobrych".
|
| | | Domino
Liczba postów : 136 Data dołączenia : 22/10/2012
| Temat: Re: Central Park Wto Mar 01, 2016 6:37 pm | |
| Siedząc spokojnie na ławeczce i napawając się tymi malowniczymi widokami, usłyszała jak dziewczyna się do niej odezwała. Nie przestraszyła się? Nie zaskoczył ją widok broni? Nic a nic? Tak po prostu się odezwała do Domino w tak na prawdę miły, grzeczny i jakby przyjacielski sposób? To było dziwne. Cholernie dziwne. Ludzie zawsze się na nią dziwnie patrzyli i omijali szerokim łukiem kobietę, jakby obawiali się... Wszystkiego, co było z nią związane. Tak, już nawet ta czarna "kropa" na jej oku była przesadna dla zwykłych śmiertelników, a co dopiero bronie, ubiór, zachowanie - wszystko! Ona, na jej miejscu, już by się wystraszyła tego, że przysiadła się właśnie do niej, gdzie w koło było mnóstwo WOLNYCH ławek. No ale nic. Stwierdziła, że po prostu nieznajoma jest niezwykle odważna lub też naiwna, uważając, iż każdy jest dobry i przyjacielski, zupełnie jak i ona. Zaproponowanie ciasteczek również kruczoczarnej wydawało się być dziwne i niesłychanie niecodzienne. Popatrzyła się na nią, odwracając w jej stronę powoli głowę, jakby niby nie była zainteresowana jej osobą, jednakże tak nie było. Kobieta jednak najpierw popatrzyła na, już obecnie, swoją rozmówczynię. - Tylko nie "Pani", proszę Cię. - odparła spokojnie jak nią, ale nie posłała jej żadnego uśmiechu, nie można było nawet zauważyć czegokolwiek, co wskazywałoby na przyjazne stosunki ze strony kobiety. Bądź co bądź - wzięła ciastko. Jednak nie jest taka straszna! - Dziękuję. - podziękowała, co by nie wyszła na jakiegoś buraka. Tego jeszcze jej brakowało. - Hm... Sama nie wiem. - odparła, zagryzając ciastko domowej roboty, które faktycznie było niesamowicie dobre. Nie mogła ich przyrównać do smaku dzieciństwa czy coś takiego, ale były przepyszne. Oczywiście, na głos się do tego nie przyzna. W trakcie konsumpcji przyglądała się parkowi z zaciekawieniem, zastanawiając się, czy to miało sens, to o czym zostało wspomniane przez jej towarzyszkę. - Chociaż... Może i masz rację? Park faktycznie ma to coś w sobie. - rzuciła, kończąc ciastko i przełykając ostatniego kęsa. - Mów mi Domino. - odparła, znów kierując wzrok na jej osobe. - O co się... - tak, miała zadać pytanie, ale przerwał jej hałas w dokończeniu zdania. Domino rozejrzała się po okolicy, by móc zaobserwować cokolwiek, co się mogłoby dziać na terenie parku. Niczego takiego by się nie spodziewała, ale w sumie mogła też pomyśleć o krzyku z byle powodu. Lecz, uwierzcie mi, ten nie brzmiał na taki "byle jaki". Coś się musiało stać. Stąd ta próba wyostrzenia zmysłów, by dowiedzieć się co zaszło. Drzewa, skrywające ten... problem lekko ją zgubiły, jednakże po chwili dała radę zaobserwować co się tam skrywało. Co się tutaj działo? Dlaczego właśnie tutaj? Czy ktoś tam jest? Czy to tylko robot? Wiele pytań, żadnej odpowiedzi. Jedyną podpowiedzią okazało się coś na kształt loga Stark'a. No pięknie. Chociaż, to, że sprzęt okazał się prawdopodobnie Tony'ego nie było takie straszne czy też zaskakujące. Fakt, że w ich kierunku został wykonany strzał nieznanej dla Domino energii o wiele bardziej obudziło jej zmysły, nie zdając sobie wcześniej nawet sprawy z tego, że może on być tym złym. Bo w sumie co innego mógłby tu robić? Domino instynktownie pochwyciła Madeline w pasie, by szybko schować siebie i ją za najbliższe drzewo, a które zarazem oddzielało je na pewną odległość od zaatakowanej ławki przez to coś. Popatrzyła się na dziewczynę, po czym delikatnie wychyliła się, by móc obserwować przeciwnika. - Nic Ci się nie stało? - zapytała dla totalnej pewności, ale bądź co bądź była pewna, że Madeline nie stała się krzywda - Posłuchaj mnie teraz uważnie. Będziesz musiała stąd uciec. Jeszcze nie wiem jak, nie mam na razie pomysłu, nie wiem jak daleki ma zasiąg ten jego wystrzał i co on potrafi zrobić. Ale jak już tylko Ci krzyknę, że masz spieprzać, to masz to zrobić i przy okazji, jak Ci się uda, zabrać kilku ludzie ze sobą, którzy stanęli jak wryci albo ze strachu nie wiedzą nawet co ze sobą zrobić. - odparła, patrząc na nią obecnie kątem oka, by znów wrócić do obserwacji robota. - Wszystko zrozumiałaś? - odparła na koniec, by i w tym mieć również pewność. - A, i dobre były te ciasteczka. - może i to nie był odpowiedni komentarz w tym momencie, ale jak to może być ich ostatnia rozmowa, to niech przynajmniej skończy się w miły sposób. Uczuciowa Domino? No chyba. Jej plan na wypad do parku nie zakładał bronienia Nowego Jorku, ale co poradzić? Takie rzeczy tylko jej się przydarzają, jak widać. No i może paru innym, którzy też dzisiaj przyszli na spacer. Ale niestety, dalej nie wiedziała co mogła wykonać w obecnej chwili, brak informacji o osobniku atakującym ją utrudniał myślenie o jakimkolwiek planie, a jedynie co zrobiła, jak na razie, to sprawdziła jak dużo ma amunicji przy sobie, a raczej w pistolecie. Co prawda - na robota może on nie za wiele pomóc, ale jak okaże się, że jest tam człowiek - zmieni to postać rzeczy. |
| | | Madeline
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 16/02/2016
| Temat: Re: Central Park Wto Mar 01, 2016 7:25 pm | |
| Faktycznie Mad powinna jak najszybciej uciekać stąd czy coś w tym stylu ale nie zrobiła tego nawet gdy zauważyła u niej bronie czy jej wygląd twarzy. Nikt na co dzień nie chodzi tak ubrany i uzbrojony. Pierwsza myśl to była taka, że być może jest ona z służb i właśnie robiła obchód lecz jednak to chyba nie było to. Jej wzrok nieco zjechał na broń lecz zachowała spokój, nie wiedziała dokładnie jakie ta miała zamiary wobec niej ale postanowiła zaryzykować więc w miłym i przyjaznym geście zaproponowała jej po prostu ciastka jakby nie zwróciła wcale uwagi na to co widzi na okładce. Może była odważna może naiwna albo jedno i drugie? Nigdy nic nie wiadomo co tak na prawdę siedzi w głowach innych. Przez moment nie była pewna czy obca jej kobieta zechce wziąć ten podarunek w końcu wyglądała jakby wcale ją to nie obchodziło no i żadnego uśmiechu na twarzy. Mad przyglądała się jej uważnie aż wreszcie usłyszała jej kobiecy głos na, który automatycznie zareagowała delikatnym uśmiechem w kąciku ust. - Domino, tak? Mów mi Madeline, miło mi Cie poznać. Na pierwszy rzut oka wydawała się oschła i taka zimna a jednak w jakiś sposób po pierwszych zdaniach nie wyczuła tej lodowatości u Domino. Do uszu Madeline doszedł również głośny krzyk, był przerażający i albo kogoś napadli w biały dzień albo stało się coś bardzo złego. Natychmiastowo rozejrzała się dookoła żeby zorientować się co się mniej więcej dzieje i odnaleźć potencjalne zagrożenie na tym terenie. Spojrzała w stronę drzew nie dostrzegając za bardzo co się tam znajduję lecz z każdym zbliżeniem widziała zarys czegoś lub kogoś. Gdy to coś zbliżało się bardziej Mad poczuła jak jej serce nieco przyspiesza ale nie panikowała tylko zachowywała spokój. Nerwy nic tu nie dadzą, wzięła głęboki wdech obserwując to coś ale nieco przygotowała się do ucieczki z ławki jeśli coś się wydarzy. Chyba każdy znał logo Starka lub widział go w zbroi i ten był podobny i być może był to jakiś robot? Lub może człowiek w środku? Nagle ich niespodziewany gość wymierzył promieniem energii, miłe powitanie prawda? Madeline chciała już użyć jednej z swych mocy lecz jej towarzyszka złapała ją nagle w pasie chowając się za pobliskie drzewo. - Nic mi nie jest. Nie wychylała się za drzewa, nie chciała zostać usmażona przez ten promień. Spojrzała uważnie na towarzyszkę wysłuchując jej chociaż nie bardzo chciała opuszczać kogoś w potrzebie a tym bardziej mogła jej się przydać. Wiedziała, że ochrona cywilów jest ważna lecz nie mogła po prostu od tak ją zostawić, pomimo tego, że jej nie znała! - Mam Cie tu zostawić? Mogę ci pomóc. Nie miały za dużo czasu na pogawędki ale Mad chciała jakoś pomóc, może nie ma mocy siłacza, laserów w oczach czy innych bajerów. Ale za to ma zdolności, które mogły by chronić towarzyszkę podczas ataku wroga. Nie bała się, było to widać w jej oczach. - Posiadam zdolność wytwarzania bariery ochronnej, mogła bym ochraniać cię podczas ataków. W tym momencie nawet nie zaważała na to, że zdradza się kim jest ale na pewno chęć do walki i pomocy ujawniła się natychmiast. Czy Domino zechce jej pomocy? |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Central Park Wto Mar 01, 2016 8:29 pm | |
| Ze szczęściem Domino odciągnięcie Madeline z ławki po prostu nie mogło się nie udać - co nie zmieniało faktu, że miejsce, w którym obie kobiety znajdowały się jeszcze chwilę temu, oberwało promieniem, który dosłownie je wysadził... Ławka praktycznie zniknęła, a jej smutne pozostałości stanęły w płomieniach, co w połączeniu z całą tą roślinnością wszędzie dookoła mogło się skończyć bardzo źle dla parku. Zaraz po ostatniej wypowiedzi Madeline - czyli zanim mutantki ustaliły jeszcze do końca co dalej, nim zgodziły się na jeden plan - kolejny promień uderzył w drzewo, za którym się chowały - mniej więcej na wysokości półtora metra. Spora część pnia została po prostu roztrzaskana na drobne kawałeczki, które zresztą zasypały kobiety, góra z kolei runęła... Szczęśliwie nie w stronę Domino i Madeline, lecz w przeciwnym kierunku. Drzewo prędko zajęło się ogniem, brak osłony z kolei pozwolił mutantkom zauważyć, iż robot podleciał bliżej, zmniejszając między nimi dystans do około dziesięciu metrów... Lub mniej.
Krótka uwaga: Domino, na ilość amunicji na wstępie nie wpływam, możesz spokojnie założyć, że magazynek jest pełen.
|
| | | Madeline
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 16/02/2016
| Temat: Re: Central Park Pon Mar 07, 2016 4:38 pm | |
| Madeline chciała pomóc Domino stawić czoła niebezpieczeństwu. Nie znały się i nic o sobie nie wiedziały ale to nie znaczy, że zamierzała uciekać z podkulonym ogonem i mogła się przydać w ataku na wroga. W central Parku było sporo ludzi i zapewne dzięki pojawieniu się robota powstała panika i ludność zacznie uciekać jak najdalej od tego miejsca. To nawet dobrze jeśli się tak stanie gdyż można wtedy skupić się na walce, nie mogła by zbytnio pomóc nowej towarzyszce jeśli miała by się właśnie zająć ludźmi z parku. Na dodatek ta uratowała ją przed śmiercią tak na prawdę, bo ławka nie wyszła na tym zbyt dobrze mówiąc szczerze. Stojąc za drzewem odrobinę nieco wychylała się aby przyjrzeć się obcemu, który zaatakował je bez większego powodu. Czy był to robot? A może siedział tam w środku człowiek chcący zabić dla swojej uciechy i zabawy kogo tylko napotka na swej drodze. Mogła by użyć swoim zdolności hipnotycznych i być może zdziałała by coś lecz nie mogła zaryzykować wystawieniem się jak na talerzu bo nic nie wiedziała jeszcze o przeciwniku. Na człowieka zadziałało by ale na robota już niestety nie. - Naprawdę chcę pomóc. Zmarszczyła nieco czoło. Była upartą kobietą więc co poradzić? Nie było czasu na rozmyślania gdyż ich wróg po raz kolejny zaatakował tym razem w drzewo za, którym stały owe kobiety. - Uważaj! Krzyknęła Madeline w natychmiastowej reakcji aby po chwili chwycić mocno Domino w pasie, prawie rzucając się na nią. Gdy tylko ja pochwyciła pociągnęła ja natychmiastowo w drugą stronę, podczas chwytania wokół siebie i Domino wytworzyła barierę chroniąca przed atakiem. Miała nadzieje uchronić siebie i ją przed kolejnym promieniem. Ochronić również przed odłamkami czy kawałkami z drzewa. Nawet jeśli znalazły się w bardziej bezpiecznej pozycji nie można było ani na chwilkę stracić czujności. Mad nadal podtrzymywała barierę chroniąc siebie i Domino gdyż robot zbliżył się na zbyt niebezpieczną odległość a będąc już po za osłoną pozostawała chwilowo moc Madeline do dyspozycji póki nie znajdzie się jakiś plan. - Wszystko dobrze? Zapytała Domino z troską w głosie po czym spojrzała na przeciwnika. - Czego chcesz? Nie zbliżaj się. Powiedziała donośnie swoim głosem. Pod barierą były bezpieczne ale nie była ona wieczna i tylko od wytrzymania fizycznego Mad zależało jak długo wytrzyma. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Central Park Sro Mar 09, 2016 1:42 am | |
| Zgodnie z przewidywaniami Madeline, robot - czy też pilot w zbroi, kimkolwiek by nie był - zaatakował ponownie, w związku z czym bariera bardzo się przydała. Uchroniła obie kobiety nie tylko przed ogniem czy odłamkami drewna, ale i przed następnym uderzeniem lasera, który jednak okazał się na tyle silny, że odepchnął całe pole siłowe - razem z obiema mutantkami, które miały do wyboru albo wycofać się o swoich własnych siłach albo zostać "pociągniętymi" przez barierę. Przynajmniej tyle dobrego, że atak się przez nią nie przebił. -W porządku- rzuciła krótko Domino, która akurat zdążyła uczynić kilka kroków do tyłu z własnej inicjatywy i w ten sposób szczęśliwie uniknęła oberwania polem siłowym. Jej słowa można było w tym momencie zrozumieć dwojako; albo wszystko było z nią dobrze albo zgadzała się na przyjęcie pomocy ze strony drugiej kobiety. Może nawet równocześnie jedno i drugie? -Ta tarcza działa w obie strony?- spytała następnie, unosząc broń i celując z niej do przeciwnika, który w tym czasie zdążył podlecieć jeszcze trochę, przez co teraz znajdował się w odległości mniej więcej sześciu metrów od kobiet. W dalszym ciągu utrzymywał się w powietrzu, lecz opadł nieco niżej; jego "buty" wisiały jakieś niecałe dwa metry nad podłożem, może mniej. Wróg wybrał akurat ten moment, by zaatakować po raz kolejny; dzięki wcześniejszym doświadczeniom mutantki mogły już wiedzieć, że należy się szybko odsunąć, bo pole siłowe zostanie tak czy siak odepchnięte siłą ataku.
***
Krótka informacja, Domino oddała konto ze względu na brak czasu, być może kiedyś wróci, ale póki co sesja będzie się toczyła tylko dla Ciebie.
|
| | | Rictor
Liczba postów : 153 Data dołączenia : 30/12/2015
| Temat: Re: Central Park Nie Mar 13, 2016 8:54 pm | |
| Pomimo okropnego początku, od momentu pojawienia się Stara w biurze dzień prezentował się właściwie z każdą chwilą coraz lepiej. Ba, momentami wręcz idealnie, szczególnie wtedy w łóżku - i później pod prysznicem... Tak, to był jednak bardzo dobry dzień. Przyjemny. Rictor mógłby miewać takie częściej. Oczywiście nic dobrego nie mogło nigdy trwać wiecznie, szczególnie w jego życiu, o czym mutant zdążył się już przekonać przy wielu okazjach. W zasadzie był do tego przyzwyczajony i nawet nie oczekiwał od świata niczego innego... Wręcz zdziwiłby się, gdyby nagle zaczął mieć szczęście - i pewnie zacząłby się doszukiwać w tym jakiegoś spisku albo kosmicznej pomyłki. Rzecz jasna w tym wypadku nie musiał. Po bardzo pobudzającym wspólnym prysznicu pozostawił Stara w objęciach jego drugiej - chyba drugiej - największej miłości, a mianowicie telewizji, sam zaś postanowił go nakarmić... I takie właśnie było jego szczęście, że rudzielec niezwykle szybko natknął się na relację na żywo z Central Parku, w którym wielki robot siał właśnie postrach wśród mieszkańców miasta. Jak gdyby nie mógł się z tym wstrzymać jeden dzień. Korona by mu chyba z głowy nie spadła. Nowy Jork był pełen superbohaterów, którzy mogliby się tym zająć. Właściwie bardziej pasowałoby tu nawet słowo "przepełniony". Mściciele, Fantastyczna Czwórka, cała masa osób działających w pojedynkę - do wyboru, do koloru, a X-Factor miał według założeń funkcjonować na innych zasadach... Tyle że oczywiście na miejscu była najwyraźniej Domino, co zmieniało postać rzeczy, nie wspominając już o tym, że Shatterstar i tak nie usiedziałby w miejscu, a i sam Rictor w głębi ducha musiał przyznać, że może... Może nawet chętnie by coś rozwalił. Ostatnio nie miał ku temu zbyt wielu okazji. Podsumowując, praktycznie nie było opcji, aby odmówił Starowi tej odrobiny rozrywki - i właśnie dlatego zgarnął tylko kluczyki, aby zawieźć rudzielca na miejsce, skórzaną kurtkę, a następnie pozwolił się wyprowadzić z siedziby X-Factor Investigations. Po dotarciu na miejsce na wszelki wypadek nie zatrzymał samochodu przy samym parku; domyślał się jak to się może skończyć, zwłaszcza z jego fartem. Dalszą drogę odbyli już pieszo. Sytuacja na miejscu... Nie prezentowała się wcale najgorzej. Cywile w większości zdążyli się zmyć - choć pewnie Ric nie powinien o nich w ten sposób myśleć, bo technicznie rzecz biorąc aktualnie sam również był praktycznie cywilem. Nie mógł się jakoś odzwyczaić... Najważniejsze jednak, że park opustoszał, rzecz jasna nie licząc robota, a także dwóch kobiet, z których w jednej już z daleka dało się rozpoznać Domino. Namierzenie ich zresztą nie było wcale trudne; wiązka lasera stanowiła całkiem niezły wskaźnik. Korzystając z tego, że puszka skupiała się póki co na swoich celach, Rictor jeszcze ze sporej odległości wycelował do niej z palców lewej ręki, układając je na kształt pistoletu, z wyciągniętymi wskazującym i środkowym. Tak najwygodniej mu było nadać kierunek wibracjom, które posłał ku dłoni przeciwnika. Skoro to z niej następowały ataki, to równie dobrze można było zacząć od jej usunięcia... A drgania obijające się we wnętrzu pancerza powinny doprowadzić do małego boom, szczególnie w połączeniu z urządzeniem, które generowało laser. Co prawda Ric utrzymywał spojrzenie w głównej mierze na robocie, aby nie dać mu się czymś zaskoczyć, lecz jednak od czasu do czasu zerkał też ku Starowi... Ot, tak na wszelki wypadek. Walczyli u swego boku tyle razy, że nie musiał się martwić o to, iż wejdą sobie wzajemnie w drogę, byli na to za dobrze zgrani, ale mimo to odruchowo upewniał się, że z rudzielcem wszystko w porządku.
|
| | | Shatterstar
Liczba postów : 27 Data dołączenia : 30/12/2015
| Temat: Re: Central Park Nie Mar 27, 2016 12:54 pm | |
| Star natomiast był bardzo optymistyczny, pozytywnie nastawiony na możliwość walki. Było zresztą to po nim wyraźnie widać, zacięta mina, szeroki uśmiech i radosne iskierki w oczach. Zdecydowanie zbyt wiele czasu minęło odkąd miał okazję walczyć z takim przeciwnikiem, a skoro Domino się z nim mierzyła musiał być warty zainteresowania. Nawet jeśli w telewizji wyglądał dość niepozornie. W samochodzie siedział, jak na wojownika, dość niecierpliwie, wciąż wyglądając przez okno, szukając odpowiedniego miejsca, może jakiś oznak walki, które raczej powinny być widoczne z daleka. Zdecydowanie zbyt wiele czasu minęło, jeszcze trochę i jeszcze by wyszedł z wprawy, a na to nie mógł sobie pozwolić. Dlatego, gdy Ric zatrzymał auto, rudzielec szybko z niego wyskoczył kierując swoje kroki do parku; zwiększona szybkość pozwoliła mu wyprzedzić Rictora, i to dość znacząco. Po drodze już wysunął swoje ostrza, które lekko zabłysły w dziennym świetle; w kilku ruchach znalazł się przy robocie, siłą rzeczy zwracając na siebie jego uwagę. Był większy niż kobiety i dość jasno ubrany, co robiło swoje, nawet przy maszynach. No, zależy też jakich, a nie był pewien jakiego rodzaju był ten konkretny robot. Uniknął ataku przeciwnika, schodząc nisko, korzystając z okazji, wybił się z ugiętych nóg do przodu, bez większego problemu przecinając nogę robota na wysokości 'kolana'; na ustach mężczyzny od razu pojawił się szeroki uśmiech. Nawet jeśli przeciwnik nie był wymagający, dobrze było znów poczuć to drobne uderzenie adrenaliny, dźwięk ostrza przecinającego materiał, w tym wypadku jakiś rodzaj metalu. Ric w międzyczasie pozbawił ich przeciwnika ręki, którą atakował kobiety; zanim robot zdążył upaść po nacięciu jego nogi, Star wykonał zwinny piruet odcinając mu głowę, albo przynajmniej mocno uszkadzając na wysokości szyi. W momencie upadku, znajdował się na odpowiedniej wysokości, by Star włożył w ostatnie cięcie wystarczająco dużo siły idącej od rozpędzonej ręki. Odsunął się na bok, by robot, pocięty i zniszczony, z parującą po mini eksplozji ręką, upadł na ziemię. Przyglądał mu się przez chwilę, licząc na to, że wstanie, zrośnie się, zrobi cokolwiek innego, co pozwoli przedłużyć się tej chwili, drobnej bijatyce, która tak pobudzała organizm Stara. Serce mu nieznacznie przyspieszyło, oczy wciąż lekko błyszczały. Nic nie wskazywało na to, by robot miał się podnieść, przynajmniej nie teraz, może potrzebował więcej czasu na odnowienie się? Dlatego Star zbliżył się do Rictora, rozglądając dookoła, szukając kobiet, które jeszcze niedawno tu były. Podczas potyczki był zbyt skupiony na machaniu ostrzami, by obserwować przemieszczanie się kobiet. Tym bardziej zdziwiło go, że Domino mogła mieć jakieś problemy z przeciwnikiem, o ile ten faktycznie się nie generował. - Widziałeś gdzie zniknęły? - Spytał, po raz kolejny lustrując spojrzeniem ich otoczenie. Nie rozumiał czemu uciekły, kiedy wkroczyli do akcji, czemu Domino uciekła - nie rozpoznała ich? Może, chociaż ten argument średnio do niego przemawiał. Skierował wzrok na twarz Latynosa, nie chowając jeszcze ostrzy, gdyby im się przydały. Zastanawiał się czy to koniec ich wyprawy, czy może Latynos zaproponuje coś innego, a może znajdą kogoś innego w potrzebie. Liczył na jeszcze jakieś małe, zdrowe starcie. Może ewentualnie Ric się zgodzi na jakiś mały sparing; to dopiero byłby miły powrót do przeszłości. |
| | | Rictor
Liczba postów : 153 Data dołączenia : 30/12/2015
| Temat: Re: Central Park Nie Mar 27, 2016 7:35 pm | |
| Właściwie przy wszystkich tych działaniach Shatterstara samemu Ricowi nie pozostawało zbyt wiele do zrobienia w trakcie tej walki - pomijając rzecz jasna jego początkowy atak, ten skierowany ku ręce robota, aktualnie roztrzaskanej i dymiącej. Mimo to mężczyzna nie mógł narzekać, wręcz przeciwnie - bo choć zdecydowanie i niezaprzeczenie lubił wykorzystywać swoje zdolności w potyczkach, ba, odczuwał niezwykłą przyjemność za każdym razem, gdy mógł sobie pozwolić na puszczenie swoich mocy względnym luzem... To jednak o wiele bardziej podobało mu się to, że Star miał okazję się zabawić. Należała mu się odrobina rozrywki, a maszyna stanowiła świetny worek treningowy, zresztą głównie dlatego, że można ją było zniszczyć bez martwienia się o ludzkie życie i ewentualne problemy natury moralnej... Nie, żeby Star takie posiadał. W końcu rozumował trochę inaczej. Pomijając jednak wszystko inne, cóż to był za widok: rudzielec w akcji, nawet tak krótkiej i stosunkowo łatwej. Taki zwinny, drapieżny... Oraz niesamowicie niebezpieczny... Niczym dziki kot w trakcie polowania. Przyciągał wzrok, zachwycał - i nic dziwnego, bo w końcu to właśnie do tego został stworzony - w związku z czym Rictor z trudem zmuszał się do obserwowania całego pola walki, a nie tylko swojego jakże pociągającego - szczególnie w tym momencie - przyjaciela. Kątem oka zauważył, że Domino zgarnęła swoją towarzyszkę - kimkolwiek by ona nie była - i razem z nią gdzieś się oddaliła. W porządku, przynajmniej posiadali dzięki temu pewność, że jeżeli przeciwnik pozbiera się jednak do kupy albo jeśli na jego miejsce przybędzie kolejny, to w pobliżu nie będzie już żadnej ludności cywilnej, która mogłaby przypadkowo oberwać. Mając na uwadze obie te możliwości - a także pozostawiając umysł otwarty na wszelkie inne opcje - mutant podszedł bliżej powalonego robota oraz Stara, który zresztą wystąpił mu na spotkanie. Słysząc jego pytanie Ric potrząsnął krótko głową. - Zgaduję, że Domino zabrała tamtą dziewczynę w bezpieczne miejsce - rzucił tylko, pod koniec swojej wypowiedzi wzruszając lekko ramionami dla podkreślenia, że właściwie nie był tego wcale taki pewien i mógł się mylić. Tak czy siak... Teraz to nie miało większego znaczenia. Jeżeli Domino ich rozpoznała, to wiedziała, że byli w mieście - i ze swoim szczęściem powinna być w stanie łatwo ich odnaleźć, jeżeli tylko naszłaby ją taka ochota. W przeciwnym razie... Mówi się trudno, bo i tak nic na to nie poradzą. Czekały ich inne sprawy. - To co, masz ochotę rozebrać kolegę na części? - Rictor doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że pewnie nie powinni się za to zabierać; nie z braku umiejętności, w żadnym razie, lecz raczej... Uprawnień. Tyle że z drugiej strony bardzo chętnie przyjrzałby się bebechom tej maszyny i spróbował na ich podstawie ustalić skąd pochodziła - a przecież od zawsze miał pewne problemy z trzymaniem się zasad, to żadna tajemnica... W związku z czym podjęcie decyzji było dla niego tak naprawdę banalnie proste. Mutant zbliżył się do odciętej głowy robota i przyklęknął przy niej, trzymając się jednak za nią - ot, tak na wszelki wypadek, gdyby miała jednak ożyć. W takiej sytuacji pewnie wolałby się nie znajdować przed jej "twarzą", która mogła być w jakiś sposób uzbrojona lub po prostu zdolna do przesyłania obrazu dla twórcy maszyny. Cały robot był o wiele za duży i zbyt ciężki, aby mogli go ze sobą przetransportować samochodem do biura, a na miejscu mieli niestety bardzo ograniczony czas. Gdyby zdążyli ustalić gdzie umiejscowiono te najistotniejsze części, zgarnęliby tylko je... Tak, to się mogło udać. Ostrożnie szukając śrubek czy dowolnych miejsc, które delikatne i dokładnie wymierzone wibracje mogłyby naruszyć i poluzować do tego stopnia, aby dało się dostać do wnętrza głowy robota, Ric nawet nie zerkał ku swojemu towarzyszowi. Był przekonany, że Star sam zrozumie w czym rzecz i dlaczego... A z nich dwóch to i tak właśnie rudzielec znał się lepiej na takich maszynach - i nie tylko na takich. Latynos czuł się o wiele pewniej jako informatyk, jako... Zgoda, jako haker.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Central Park | |
| |
| | | | Central Park | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |