|
Autor | Wiadomość |
---|
Black Cat
Liczba postów : 410 Data dołączenia : 16/10/2012
| Temat: Re: Niedaleko miasta Pią Sie 23, 2013 1:05 pm | |
| Carol skinęła głową, po czym odsunęła jedno krzesło, aby Betty usiadła przy papierach na których było masę wykresów, notatek, które niekoniecznie były ułożone chronologicznie. Wszystko było pomieszane, jednak na środku leżała jedna, duża kartka z napisem: „Ogień”. Naukowiec usiadła przy barze, parząc ciepłą herbatę pannie Ross. Zerknęła w stronę kobiety i lekko uśmiechnęła się. Jej wyraz twarzy nie pokazywał nic jak tiumf. - Znalazłam receptę na antidotum – powiedziała, po czym podeszła do przyjaciółki, kładąc ciepły kubek na stole, obok papierów. Betty dopiero po chwili mogła poczuć, że wewnątrz zajazdu było bardzo, naprawdę bardzo ciepło, co było dość dziwne, bo nawet w zimie tak się nie grzało w domu, a co dopiero w zajeździe, gdzie można było po prostu ubrać ciepłe rzeczy. - To wywołanie zwykłej gorączki, bo w temperaturze powyżej 40 stopni ten wirus ginie – powiedziała, podnosząc głowę lekko do góry, aby pokazać jak dumna była ze swojego odkrycia. Spojrzała na twarz Betty, a na jej twarzy znów zawitał szeroki uśmiech. - Pij, ogrzej się – wskazała dłonią na gorący, parujący napar. |
| | | Sasha Aristow Mistrz Gry
Liczba postów : 94 Data dołączenia : 30/09/2012
| Temat: Re: Niedaleko miasta Wto Wrz 17, 2013 9:20 pm | |
| Stał przez jakiś czas wpatrując się w płonące ciało mężczyzny. Napawało go to podejrzanym spokojem i dawało dziwną przyjemność. Oglądanie zwłok w ogniu, było dla niego wręcz hipnotyzujące. Nie poruszył się nawet o milimetr, gdyby ktoś obserwował go z boku mógłby go uznać za wyjątkowo pokiereszowanego manekina. Równie niezmienny był wyraz jego twarzy. Brwi lekko zmarszczone w kontemplacji, wargi nieznacznie zaciśnięte, poniekąd za sprawą bólu jak i również żyjącej w nim agresji. Jedyną rzeczą, która wskazywała na ciągłe egzystowanie, była pojedyncza kropla potu niespiesznie spływająca po jego policzku. I nagłe uczucie spokoju, lekkości... Jakby ogromny ciężar spadł z jego barków, jakby wyleciał z wnętrza organizmu pozostawiając rozepchane miejsce, które z jednej strony cieszyło - z drugiej wywoływało pewnego rodzaju obawę, strach. Wypuścił powietrze z płuc, by zaraz zgiąć się w nagłym napływie niemożliwego do wytrzymania bólu. Jego ramię wydawało się palić jeszcze większym płomieniem niż Diego, zaś plecy błagały wręcz o chwilę odpoczynku.Zupełnie jakby nie były dłużej w stanie znieść jego ciężaru. Nogi się lekko pod nim ugięły, jednak w ostatniej chwili podparł się zdrową ręką, nie tracąc tym samym równowagi i nie kończąc znów na ziemi. Poświęcił ostatnie spojrzenie martwemu koledze i z nie lada trudem, odwrócił się, kontynuując swą wędrówkę do Zajazdu. Droga była na tyle długa, że w pewnym momencie mężczyzna odkrył, iż ból słabnie. Znikają problemy z plecami oraz - co ważniejsze - z ramieniem. Bo chyba ono było w tym wszystkim najgorsze. Zdążył już podejrzewać złamanie... o zakażeniu raczej wspominać nie musiał. Znów wracały wszystkie objawy. Migrena, dzika, nieuzasadniona furia, plamy przed oczami i gorąc ciała. Sasza coraz bardziej powłóczył nogami, a brwi coraz mocniej mu się marszczyły. Wszystko stało się niewyraźne. Rozróżniał jedynie co większe plamy kolorów, jednakże ciężko było mu w pełni określić kształt, a tym bardziej, przeznaczenie pewnych rzeczy, które napotykał na swej drodze. W końcu zamajaczyła mu samotna plama - jak mniemał sylwetka zajazdu. Stał przed nią dłuższą chwilę, obserwując go z odległości może dwudziestu metrów, i czekając aż jego stan, choć w minimalnym stopniu się poprawi. Poprawił - jednak nie do końca tak, jak Aristow by sobie tego życzył. W tym momencie czuł się jak rozjuszony byk, a cały świat był jego czerwoną płachtą. Ruszył sprężystym krokiem w stronę zajazdu, nie bacząc na żadne przeszkody. Otworzył drzwi, dość mocnym kopniakiem, więc poleciały one z impetem uderzając o ścianę, co już mogło zasygnalizować kobietom, że coś jest nie tak. Normalnie nikt z taką siłą nie otwiera drzwi... ale czy cokolwiek tu było normalne? Sam mężczyzna nie dał im wiele czasu do rozmyślań. Kierowany dziką furią, w kilku krokach znalazł się przy Carol, z niezwykłą zwinnością i szybkością wysuwając ostrze z cholewy buta i wbijając je głęboko w jej szyję. Drugą ręką podtrzymywał jej ciało, na tyle mocno, że nie miałaby nawet szans się wyrwać. Szarpnął ostrzem, kierując je na drugą stronę jej szyi. Krew trysnęła na wszystko strony, brudząc jego, Betty, jak i najbliższe ściany, a nawet sufit gdy narzędzie napotkało tętnicę. Rzucił niedbale ciało Carol - poruszające się w ostatnich drgnięciach, przez co krew polała się jeszcze intensywniej. Jej oczy stały się puste, niewyraźne... Na swój sposób przerażające. Sasza nawet nie trudził się, by obdarować ją ostatnim spojrzeniem, nie. Interesował go teraz sam czyn - samo morderstwo. Odarł niedbale przedramieniem twarz z krwi, poprawiając zaraz nóż w dłoni. Chwytając go pewniej z nieodgadnionym wyrazem twarzy spoglądając na Betty. Jego wargi wykrzywiły się w obłąkańczym uśmiechu, który nie mógł zwiastować niczego dobrego. Stał w kałuży krwi, z zamiarem zamordowania kolejnej osoby. Patrząc jej prosto w oczy. |
| | | Black Cat
Liczba postów : 410 Data dołączenia : 16/10/2012
| Temat: Re: Niedaleko miasta Sro Paź 02, 2013 4:28 pm | |
| Sasha Aristow w amoku wpadł do zajazdu, od razu przechodząc do rękoczynów, jakby wirus spodziewał się, że znów zostanie uśpiony przez gorąco, jakie panowało w pomieszczeniu. Przeklęta pani naukowiec przygotowała się na wszystkie okoliczności, a nawet te, w której zarażony wbija do jej miejsca pracy. Nie zdążyła jednak wyciągnąć broni, a Sasha Aristow znalazł się obok niej z nożem, którym poderżnął jej gardło w ułamku sekundy. Zdążyła jednak wrzasnąć: - Betty! Antidotum jest w lodówce! – zanim padła na podłogę, topiąc się w kałuży własnej krwi. Panna Ross otworzyła szeroko oczy, spoglądając z przerażeniem na zaistniałą sytuację, jednak zachowała zimną krew i szybko popędziła w stronę lodówki, z której wyciągnęła długą strzykawkę wraz z igłą. Wystarczyło tylko wbić ją w agenta. Cholera, tylko jak to zrobić, skoro mężczyzna szalał z nożem w ręce?! Wirus jednak znów się unieaktywnił, poprzez gorąco, jakie uderzyło w Aristowa, przez co wynikiem było całkowite, chwilowe sparaliżowanie całego ciała mężczyzny. Betty Ross skorzystała z okazji i podbiegła do niego, wbijając w jego szyję długą igłę. Towarzyszył ku temu wielki ból, który niemalże rozsadził każdą komórkę w organizmie mężczyzny. Nadeszły bolesne chwile dla Agenta, jednak to był jedyny sposób aby unicestwić Wirusa.
|
| | | Sasha Aristow Mistrz Gry
Liczba postów : 94 Data dołączenia : 30/09/2012
| Temat: Re: Niedaleko miasta Czw Paź 17, 2013 10:52 am | |
| Antidotum. Na to słowo zmarszczył brwi, mając raczej mieszane uczucia. Z jednej strony resztkami sił chciał walczyć z samym sobą i pozwolić jej dojść do preparatu. W końcu po to tu przyszedł... Prawda? Miał mętlik w głowie, niewyraźne strzępki obrazów migały mu w głowie. Nie mógł odróżnić rzeczywistości od fałszywych scen podsuwanych mu przez niesforny, zainfekowany umysł. W końcu wygrał wirus. Sasza rzucił się w pogoń za Betty, chcąc ją złapać nim dotrze do lodówki i wykończyć. Jednak o wiele wolniej niż zrobił do z Carol. Chciał się rozkoszować tą chwilą. Jej krzykiem, błaganiem o litość... Och. Tak cudownie. Miał ją w zasięgu ręki, wystarczyło zacisnąć palce... I w tym momencie jego ciałem wstrząsnął dreszcz, by już po sekundzie mężczyzna zamarł. Niczym posąg, nie był w stanie ruszyć palcem choćby o milimetr. Jedynie jego tęczówki się poruszały, co było z lekka przerażające. Niczym stary manekin, zastygły w ruchu, wydający się martwy, nieszkodliwy a zarazem śledzący każdy twój ruch. Tak jak teraz młody Aristow przyglądał się poczynaniom Betty. Gdy tylko igła przebiła skórę mężczyzny, Sasza wrzasnął donośnie osuwając się na kolana i ściskając klatkę piersiową, czując masakryczny ból w sercu. Całe jego ciało niemalże wyło z rozpaczy. Ręka, którą się podtrzymywał drżała pod jego ciężarem, powoli się uginając. W końcu opadł na, cholera jasna, chory bok, zwijając się z bólu na podłodze. Nie był w stanie wydać z siebie choćby jednego nieartykułowanego dźwięku. Po prostu leżał tak, niemalże błagając w myślach o śmierć. Wręcz przebiegło mu przez myśl, czy jednak przystanie na propozycji "tego drugiego", nie byłoby takim głupim pomysłem. Nie czułby bólu, mógłby teraz latać radośnie po mieście i... No właśnie i co? Zabijać? Pomijając fakt, że nawet nie bardzo było kogo, bo całe świeże mięso pewnie już dawno zdążyło się przeistoczyć w rządne krwi zombie. A nie wiadomo jak długo przetrwałby za granicami miasta. Tak źle i tak niedobrze, chociaż w tym momencie i tak wolałby zostać paskudnym zombie. Zdecydowanie byłoby to mniej bolesne... Po długim, długim czasie, to wszystko stało się na tyle znośne, że Aristow w końcu zdołał się podnieść na klęczki. Wydawał się oszołomiony, wręcz zdezorientowany. Spojrzał na Betty, próbując sobie cokolwiek przypomnieć. Krew. Mnóstwo krwi. Na nim. Spojrzał w dół na swoje ubranie, znacznie marszcząc brwi. Nie pamiętał skąd mogłoby się to wziąć. Został postrzelony, jednak wtedy rozrzut posoki nie byłby tak duży. Uciekał z Bannerem, opatrzył go dość improwizorycznie, jednak dalej obraz już stawał się dość przytłumiony. Zabił ich agresora...? A może... Oparł się o blat stołu, stając już na lekko drżących nogach. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Okej. Wrócił się do zajazdu, więc gdzie - w tym momencie jego wzrok padł ciało Carol leżące w kałuży krwi. Z gardłem rozciętym tak głęboko, że niemalże można by zobaczyć kręgi. I nóż. Jego nóż. No to zagadka krwi rozwiązana. Oczywiście nie poruszyło go to tak jak powinno normalnie człowieka. Przybrał swoją obojętną minę, odwracając się do Betty i próbując pokazać, że nie boli go aż tak bardzo, jak naprawdę bolało. Usiadł na najbliższym krześle, trzymając się za ramię, które jak zgadywał było w stanie krytycznym. Rozerwane szwy, połamana kość... kto wie co jeszcze, zdążyło mu się przytrafić w międzyczasie. Patrząc na to, że po drodze wyrzucił całe swoje wierzchnie ubranie, czyli kurtkę, kobieta łatwo mogła się dopatrzyć zmasakrowany opatrunek, przesiąknięty krwią. Jego własną. Odchrząknął, czując jak ma sucho w gardle. - No... to co teraz? Chyba powinniśmy znaleźć pozostałą dwójkę. O ile wciąż... żyją. - Spojrzał znacząco na zwłoki kobiety. Jasne, to byli avengersi, jednak on zdążył doświadczyć tego co wirus robi z ludźmi. Tym samym nie zdziwiłby się specjalnie gdyby kilku takich skażonych gości bez problemu załatwiło Starka. Nie był pewien jak z Brucem, jakby nie patrzeć on miał, dość wyjątkowe skille. Jednak nie chciał się dowiedzieć jak wirus wpłynąłby na Hulka. Wspomnienia wróciły. Wszystko co zrobił pod wpływem wirusa. Sumienie zostało niewzruszone. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Niedaleko miasta | |
| |
| | | | Niedaleko miasta | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |