|
| The Abandoned Yonkers Power Station | |
|
+9Eugene Mercer Victor Mancha Scarlet Witch Spider Woman Sasha Aristow Flash Thompson Amora Black Panther Surge 13 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: The Abandoned Yonkers Power Station Nie Cze 16, 2013 10:01 am | |
| First topic message reminder :Pomiędzy stacją Glenwood a rzeką Hudson, leży porzucona Elektrownia w Yonkers w stanie Nowy York nad trasą kolejową rzeki Hudson. Masywny budynek, który skonstruowany został pomiędzy 1904 a 1906 rokiem, by generować i dostarczać elektryczność dla pobliskiej trasy kolejowej. Porzucony, teraz jest tylko masywnym potworem, który spowity rdzą i pokryty gęstą roślinnością zaczyna łączyć się z krajobrazem, stając się jego nieodłącznym elementem.
Ostatnio zmieniony przez Magnus dnia Nie Cze 16, 2013 3:32 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Czw Kwi 28, 2016 12:22 am | |
| Początkowa uwaga Spider Woman - o tym, że wcale nie dziwiła jej ich reakcja, że widziała w tym wszystkim jakąś logikę - nastawiła Billy'ego dość pozytywnie, a przede wszystkim jeszcze trochę rozwiązała supeł nerwów, który splótł mu się w klatce piersiowej i praktycznie nie pozwalał mu do końca swobodnie oddychać. Czemu się tak martwił? Przecież to byli Avengers - a właściwie w tym wypadku były. Tak czy siak, bohaterki. Idolki. Osoby stojące na straży bezpieczeństwa i praw innych ludzi. Słusznie zrobił, że się do nich zwrócił, oczywiście, że tak. Jak mógł chociaż przez chwilę w to wątpić? Tyle że... Kolejna wypowiedź kobiety zdawała się już być trochę mniej przychylna, a nieprzyjemne ukłucia niepewności natychmiast powróciły na swoje miejsce, wraz z uczuciem ciężkości oraz szybciej bijącym sercem. Stres sprawiał, że Kaplan miał wielką ochotę sięgnąć po to, co przez lata było jego największą bronią - czyli po słowa. Zdławił w sobie chęć rzucenia czegoś w stylu: "rozpieszczonego bogacza może nie, ale jedną bardzo odpowiedzialną mamy", z trudem pominął też milczeniem kwestię tego, że nie musieli zakładać własnej grupy od podstaw - bo tak naprawdę już ją posiadali, a brakowało im tylko uzyskania niezależności. Przecież to w tym celu się zgłosili! No dobrze, nie tylko w tym, ale jednak w połowie... Najgorsze nadeszło jednak wówczas, gdy Spider Woman zaczęła tłumaczyć Tarczę i jej poczynania. W tym momencie Billy nie wiedział już nawet czy się śmiać czy płakać. Nadzieja, która zdążyła się w nim zgromadzić przez ostatnie parę minut, teraz wyleciała przez okno, a jej miejsce zajęło... Sam nie był pewien co. Nawet nie zwykły zawód czy rozczarowanie, choć niewątpliwie posiadał ku nim wszelkie powody. Może po prostu pustka, choć w bardzo gorzkim wydaniu... I zapewne odbiło się to na jego twarzy. Nie próbował tego powstrzymać. W jego opinii tak zwane "dobre" intencje w żadnym razie nie usprawiedliwiały działania po trupach - ani łamania praw kompletnie niewinnych obywateli. Może i Tarcza koniec końców spełniała zwykle swoje zadanie, ale nie liczył się przecież tylko efekt końcowy. Cel nie zawsze uświęcał środki. Wprowadzanie opresji, nadużywanie władzy... Oznaczało po prostu, że coś jest bardzo nie tak. Że potrzebne są pilne zmiany. Gdy spojrzenie Spider Woman przeniosło się ku Victorowi, Billy odruchowo jeszcze bardziej się do niego zbliżył, na skutek czego ich ramiona aż się ze sobą zetknęły. W pierwszej chwili nagła panika chciała nakazać Kaplanowi, by jednak trochę się odsunął, lecz pragnienie podkreślenia, że stoi murem za swym rówieśnikiem było silniejsze... I ostatecznie pozostał już tak blisko. Prawdę mówiąc był przerażony. Nie tym, że coś im się stanie, bo akurat nie wątpił w to, że żadna z kobiet nie zrobi im krzywdy, przynajmniej nie teraz i nie... Fizycznie. Problem leżał o wiele głębiej. Ze słów czarnowłosej wynikały straszne, okropne rzeczy i Billy zastanawiał się nad tym, czy ona sama zdawała sobie z tego w ogóle sprawę. Może nie pomyślała jak to zabrzmi? Ale nawet w takim wypadku... Najwyraźniej rzeczywiście tak uważała. Nie wiedziała nic o Victorze - nie mogła wiedzieć, prawda? Nie w sytuacji, gdy najwyraźniej nie słyszała jeszcze o wydarzeniach z Avengers Tower, a o Young Avengers wspomniał jej dopiero sam Billy. Mimo to z góry zakładała, że Latynos mógł "stać się groźny"... Najwidoczniej bazując jedynie na wcześniejszym stwierdzeniu Kaplana, iż jego towarzysz posiadał w sobie coś niezwykłego. Być może uznała go za mutanta, skoro teraz ich temat był tak popularny - ale to tak naprawdę nieistotne. Grunt, że twierdziła, iż praktycznie każdy mógł stać się niebezpieczny, równocześnie jednoznacznie kojarząc to z byciem... Złym. W pewnym sensie usprawiedliwiała więc... Co? Łapanie, badanie i zamykanie mutantów oraz wszystkich innych osób, które nic nawet nie zrobiły - jedynie na podstawie myśli, że być może kiedyś ktoś z nich stanie się "groźny"? Więc w takim razie co sama robiła na wolności, a nie w laboratorium lub więzieniu Tarczy? I dlaczego nie protestowała przeciwko innym bohaterom? Oni to dopiero byli niebezpieczni. Niebezpieczni, a jednak jakimś dziwnym trafem dobrzy. W większości. Z tego wszystkiego Kaplan nawet nie był w stanie się odezwać. Część jego chyba nie przetworzyła jeszcze wszystkich danych i nie do końca rozumiała co się właśnie stało, co takiego usłyszała. Reszta... Podzieliła się między trzy główne obozy: szok, niedowierzanie i bolesny zawód. Chociaż nie, był jeszcze czwarty, stopniowo rosnący - silne poczucie konieczności chronienia Victora. Jeszcze nie wiedział do końca przed kim lub przed czym, ale Tarcza znajdowała się dość wysoko na tej liście. Dopiero głos Scarlet Witch wybił go wreszcie z tego stanu. Jej pierwsze słowa pogłębiły tylko wszystkie dotychczasowe emocje Billy'ego, na czele z... Tak, z poczuciem bycia zdradzonym. Jasne, obiektywnie rzecz biorąc Avengers nie byli mu zupełnie nic winni, nie musieli go nawet wysłuchać, ani tym bardziej mu wierzyć, a jednak... A jednak chłopak spędził długie lata idealizując ich, dowiadując się o nich jak najwięcej, po prostu ich poznając - choć oni nie mieli pojęcia o jego istnieniu. Postawił ich na piedestale, uznał za wzór do naśladowania i to dzięki nim jakoś trwał. Wierzył w nich wtedy, gdy z jakiegoś powodu przeżywali trudne chwile - nigdy w nich nie wątpił. Powtarzał sobie, że powinien być bardziej jak oni, nawet jeśli w praktyce... Nie zawsze potrafił. Właściwie to pewnie rzadko. Ale podziwiał ich. Jeżeli czegokolwiek był w życiu pewien, to właśnie tego, że bohaterowie nigdy nie zawiodą... A teraz właśnie go zawodzili. Nieprzyjemnie było zdać sobie sprawę z tego, iż świat wcale nie jest taki piękny, jak się do tej pory sądziło. Jeszcze gorzej było zaś wtedy, gdy już się to rozumiało - och, doskonale rozumiało - ale nagle dowiadywało się jeszcze, że to, co do tej pory czyniło ten nie najlepszy świat odrobinę jaśniejszym, co dawało nadzieję i siłę, by jakoś przemęczyć kolejny dzień... Może nie było nawet prawdziwe. Może stanowiło tylko wyjątkowo korzystnie skrzywione odbicie tego, co rzeczywiście istniało... Albo po prostu było czystym wytworem wyobraźni dziecka, które tego potrzebowało. Podczas gdy Scarlet Witch zajmowała miejsce na barierce, Billy - wciąż pogrążony w swoich czarnych myślach - skierował wzrok ku podłodze i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. Musiał być teraz niczym otwarta książka, bo wcale nie skrywał swoich emocji i reakcji, ale nieszczególnie go to w tym momencie obchodziło. Niespodziewanie przypomniał sobie tylko o tym, że Victor od początku nie wierzył w powodzenie tego pomysłu, a świadomość ta wywołała całą lawinę wyrzutów sumienia. Może i jego bohaterowie go zawiedli, ale on zawiódł Vica, prawda? Wcale nie był lepszy, skoro mu się nie udało. Kiedy Mścicielka przemówiła ponownie, Kaplan nawet nie podniósł spojrzenia. Nie chodziło jedynie o to, że stracił już nadzieję, bo gdzieś w głębi jego ducha wciąż jeszcze tliły się jej resztki. Nie potrafiłby pozbyć się jej do końca. Tyle że... Nie miał siły podnieść wzroku. Odezwać się chyba też nie - przynajmniej sądząc po uścisku w klatce piersiowej oraz w gardle. Ale musiał, prawda? Ktoś musiał. To właśnie dlatego nastolatek rozchylił usta, a gdy nie wydobył się z nich żaden dźwięk, zamknął je jeszcze na moment, przełknął ślinę i dopiero wówczas spróbował po raz kolejny. - Ta planeta jest cała dlatego, że dba o nią cały zastęp ludzi, a nie tylko Tarcza... Bohaterowie, żołnierze, policjanci, strażacy i inne służby - i nie tylko oni. Nie można pozwalać Tarczy na wszystko jedynie przez to, że robi też coś dobrego. Jeżeli dostanie taką władzę... Jak daleko się posunie w celu "utrzymywania bezpieczeństwa"? - pytanie było retoryczne, na co wyraźnie wskazywał ton głosu chłopaka. Chociaż się starał, to jednak nie był w stanie utrzymać go wolnego od wyrzutów. Kaplan wciąż wbijał wzrok w podłogę, jego postawa pozostawała spięta, a jednak poczuł się trochę pewniej. W jego głowie i w głębi jego ducha wszystko powoli się układało. - Chcemy, żeby uznała naszą niezależność. Żeby wiedziała, że nas nie wykorzysta, gdy będzie chciała kogoś zaatakować... Żeby nie rościła sobie do nas żadnych praw i nie próbowała nam zaszkodzić. Nam - i Victorowi, jeśli nie zdecyduje się do nas przyłączyć. Nie potrzebujemy wsparcia finansowego, bo mamy swoją bogaczkę, nierozpieszczoną, sami zorganizujemy sobie siedzibę i... I właściwie wszystko to, czego będziemy potrzebowali. Jeżeli Mściciele lub inni bohaterowie zechcą podzielić się z nami doświadczeniem czy czegoś nas nauczyć, bardzo chętnie z tego skorzystamy, ale nie zamierzamy nikomu podlegać. Współpracować, tak. Ślepo się podporządkowywać, nie. Posiadamy swoje rozumy. Wiem, że uważacie nas za dzieci i pewnie głównie dlatego nie macie do nas zaufania, ale naprawdę wielu bohaterów zaczynało wcześnie. Pozbawienie nas tej możliwości - gdy chcemy i jesteśmy w stanie pomagać, gdy w innym wypadku nasze zdolności i dobra wola będą się marnować - byłoby po prostu hipokryzją... A uwierzcie mi, wiele potrafimy. Nie mówię tylko o naszych zdolnościach, ale i o tym, że przy Tarczy odbyliśmy już sporo treningów - w trakcie tego tłumaczenia Billy nie mógł powstrzymać się przed paroma uwagami, głównie przed wspomnieniem o bogaczce i o potencjalnej hipokryzji, ale przynajmniej nie nawiązał do tego gorszego tematu... Do opinii wyrażonej wcześniej przez Spider Woman, a raczej przez Jess, jak nazwała ją jej towarzyszka. W związku z tym uznał, że w wystarczającym stopniu trzymał język na wodzy i mentalnie nawet sobie tego pogratulował. Choć chłopak wciąż jeszcze nie miał ochoty patrzeć na swoje rozmówczynie, to jednak przynajmniej podniósł wreszcie spojrzenie z podłogi - i skierował je ku Victorowi. Sam nie zdawał sobie z tego sprawy, lecz coraz częściej zerkał ku niemu wówczas, gdy czuł się źle, niepewnie czy niespokojnie... Jak gdyby szukał w nim wsparcia, ukojenia i zakotwiczenia.
Ostatnio zmieniony przez Wiccan dnia Nie Maj 01, 2016 7:54 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Victor Mancha
Liczba postów : 68 Data dołączenia : 15/07/2015
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Sob Kwi 30, 2016 5:35 pm | |
| Słowa obcej kobiety odnośnie 'starej puszki' jasno mogły wskazywać, że znała Iron Mana na innym poziomie niż tylko telewizja, coś bardziej osobistego - a przecież to, że znała Scarlet Witch nie od razu sugerowało znajomość ze wszystkimi bohaterami, a jednak Stark się pod to łapał. Istniało więc prawdopodobieństwo, że sama także była bohaterką. Nawet widział pewne zgodności, włosy czy kształt twarzy, jednak musiał faktycznie zwrócić na to uwagę, porównać... Ciekawe czy mógłby zrobić coś takiego jak niektóre komputery i znaleźć wspólne cechy, dopasować je... Może powinien pomyśleć nad takim udogodnieniem? Z pewnością byłoby ciekawe i mogło ułatwić wiele rzeczy; zgranie danych potrzebnych do porównania to już drugorzędna, może nawet nieco łatwiejsza, sprawa. W każdym razie z pewnością przywodziła mu kogoś na myśl, ale jeszcze nie był pewien kogo, w końcu nie była jedyną ciemnowłosą bohaterką, a i wcale nie musiała należeć do grona tych popularnych i pokazywanych przez media, równie dobrze mogła być cichym mścicielem unikającym rozgłosy. Nie było jednak sensu gdybać, były ważniejsze rzeczy na głowie. Jak ta konwersacja, która od samego początku mu się podobała. Nie pokładał w niej żadnych nadziei i obawiał się, że słusznie, bo twarz obu kobiet nie wskazywała jakoby była to dla nich szczególnie istotna sprawa. Jakich kontaktów z Tarczą nie miały, wiedziały o niej więcej niż o dwójce praktycznie obcych, a dla ciemnowłosej kobiety po prostu obcych, chłopców. Wanda miała już jakieś doświadczenie z Billym, z Victorem praktyczne żadne, więc też nic nie stało po stronie tego by się za nim wstawiła, nawet jeśli sprawa Young Avengers ją zainteresuje w jakimś stopniu. Tym samym Billy nie mógł znaleźć na jego twarzy ani aprobaty, ani dezaprobaty, wsparcia czy potępienia - Latynos pozostawał obojętny. Nie był zadowolony z tej sytuacji, nie liczył na wiele - nie potrafił więc udawać, że wierzy w pomyślność tego spotkania. Z drugiej strony nie chciał też zniechęcać Kaplana, lepiej żeby chociaż on miał jakieś nadzieje. I.. Wciąż nieswojo się czuł kiedy Billy chodził z nim za rękę. To było dla niego dość niezręczne, kontakt fizyczny, zwłaszcza tak długi. Miał nieco spiętą postawę, i starał się trzymać rękę w miarę blisko siebie, licząc na to, że wkrótce zostanie oswobodzona. Nawet jeśli sam do końca w to nie wierzył. I znów teleportacja. Popierał to, że powinni znaleźć inne miejsce jeśli chcieli kontynuować tę rozmowę, i wiedział, że teleportacja Billy'ego może zapewnić im względnie najlepsze do tego miejsce, podobnie jak uczyniła ze schronem, co nie zmieniało faktu, że za tym nie przepadał. Kiedy już byli na miejscu, rozejrzał się dookoła, marszcząc nieznacznie brwi. Opuszczony budynek, którego w żadnym wypadku nie kojarzył, więc... Raczej był spoza kręgu jego możliwości poznania. Równie dobrze mogli nagle znaleźć się w Europie. Budynek nie zachęcał ani widokiem, ani zapachem, więc najpewniej nie musieli przejmować się niechcianym towarzystwem. A rozmowa wyglądała coraz gorzej, mimo pewnego wstawiennictwa ze strony Scarlet Witch, nastawienie Jess, jak się okazało, wcale nie wskazywało na jakąkolwiek chęć współpracy. Kiedy już jego dłoń została uwolniona schował obie do kieszeni bluzy, nie spuszczając wzroku z kobiet. Miał rację, wiedział, że to do niczego nie zmierza. Całe to spotkanie, to był zły pomysł, ale nie chciał Billy'ego zostawiać z tym całkiem samego, zwłaszcza gdy ten tak go bronił. Sam się spiął na hasło, że mógłby być zły zwłaszcza, że... Miał wiele wątpliwości. Co do tego po co został stworzony, przez kogo i co miał przynieść. Równie dobrze mógł być odrzutem, nieudanym eksperymentem, który bezpieczniejszy był ukryty, nieświadomy, wychowany jako człowiek. Mógł być groźny, nie podobało mu się to, ale nie mógł też całkowicie wykluczyć tej wersji; aż mu się serce zacisnęło na taką myśl - czy cokolwiek tam miał pod metalem. Zadrżał lekko na słowa o tym, że miałby do nich dołączyć. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Zawsze chciał być bohaterem, to jego marzenie. Ale miał jeszcze tyle pytań, wciąż nie był pewien czym jest, kim jest, dlaczego w ogóle jest, być może miał być zły, albo wręcz przeciwnie, został stworzony do pięknych i wielkich rzeczy. Położył dłoń na ramieniu Billy'ego, lekko za nie ściskając. Chcąc go upewnić w tym, że niezależnie od jego podejścia do sprawy, wspiera samego Billy'ego. Zwłaszcza patrząc na rozwój sprawy i to jakie emocje wywołały w młodym mutancie. Oby niedługo ta rozmowa się skończyła...
|
| | | Spider Woman
Liczba postów : 82 Data dołączenia : 19/05/2013
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Nie Maj 01, 2016 5:21 pm | |
| Doprawdy, to BARDZO dziwne, że Spider Woman woli ufać organizacji, która wyciągnęła do niej pomocną dłoń, gdy sprzeciwiła się zamordowaniu Fury'ego, niż dwójce szczyli których widzi pierwszy raz na oczy i rzucają w twarz takimi rewelacjami. I śmią jeszcze wymagać, by ona nie wiedząc tak naprawdę nic ich poparła. Może i była pod czarną farbą blondynką, ale na Boga nie była idiotką. Nie zamierzała skrzywdzić tych dzieciaków, ale wierzenie im bezgranicznie też nie wchodziło w grę. Szczególnie, że zachowywali się podejrzanie, głównie Victor, który cały czas milczał mimo, że podobno stawka dotyczyła jego wolności. Dodatkowo, to była jedna strona medalu. Ich strona. Jeśli wyjdzie na to, że ją wykorzystają nie wiedziałaby gdzie się podziać. -...- milczała chwilę. Nie chciała urazić swojej przyjaciółki, ale jej słowa nie za bardzo ją przekonywały. Mogła ich znać, ale jak dobrze? Czy wiedziała o tych całych "Young Avengers"? Jeśli tak... Jess poczuła się oszukana przez Wandę. Gdy ta wiedziała o czymś naprawdę ważnym, co może pomogłoby w teraźniejszej decyzji to ta milczała. Zacisnęła wargi i westchnęła- Ale to nie znaczy, że ja im zaufam.- spojrzała na sadowiącą się Scarlet Witch. I znów na chłopca. Jej brwi zmarszczyły się jeszcze mocniej. Widocznie chłopiec już się starł z TARCZĄ i najwidoczniej nie przypadła mu do gustu. Niemniej, trzeba było przyznać, że przygotował się do tej rozmowy. Pomimo całej swojej niechęci, mogła zauważyć że jednak "coś" działo się niedobrego z TARCZĄ. Czyżby działania HYDRY? Na to wspomnienie wzdłuż jej kręgosłupa przeszedł dreszcz... choć dużo bardziej straszne wydała jej się wizja, że to TARCZA sama z siebie zaczyna niszczeć. To było jeszcze bardziej okropne i przykre. Milczała chwilę po wywodzie Kaplana rozważając wszystko w swojej głowie. - Wando, to zbyt poważna sprawa byśmy tylko my miały podjąć decyzję.- poinformowała w końcu przyjaciółkę. To trzeba przegadać na forum Avengersów. I to jak najszybciej. Spojrzała na obu chłopców i mimo wszystko... jeśli mówili prawdę zrobiło jej się ich szkoda- Jeśli to co mówicie jest prawdą powinniśmy wam pomóc... jeśli próbujecie nas w jakiś sposób oszukać...- to z Wandą was znajdzie. I chrzaniąc wszelkie zasady moralności wypatroszy.
Ostatnio zmieniony przez Spider Woman dnia Czw Maj 05, 2016 11:10 am, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Nie Maj 01, 2016 10:21 pm | |
| Jako że Billy spoglądał akurat na Victora, dłoń drugiego chłopaka na jego ramieniu wcale go nie zaskoczyła, choć nie mniej jednak odrobinę go zdziwiła. Jak do tej pory osobiście musiał inicjować większość odbywającego się między nimi kontaktu fizycznego, nawet jeśli Latynos zazwyczaj tak łatwo na niego przyzwalał. Starał się zbyt głęboko w to nie wczytywać, lecz mimo wszystko miał wrażenie, że serce opuściło mu nagle jedno uderzenie, nim przyspieszyło - i nie mógł na to nic poradzić. Nawet w tych okolicznościach jakaś część niego wciąż była skłonna robić sobie nadzieję, taką zupełnie niezwiązaną z Young Avengers, Tarczą i całą resztą aktualnych - poważnych - problemów. Victorowi zależało. Martwił się o niego. To było... Nowe i miłe? Bardzo, bardzo miłe. To właśnie dlatego Kaplan zmusił się do lekkiego uśmiechu, równocześnie unosząc rękę, aby delikatnie musnąć palcami dłoń Victora, najpierw ostrożnie, wręcz niepewnie, nim ułożył na niej swoją własną. Nie naciskał, nie starał się jej przytrzymać, więc Latynos w każdej chwili mógł ją cofnąć, ale póki gest trwał... Billy zamierzał po prostu czerpać z niego jak najwięcej przyjemności i siły. Przez tę krótką dystrakcję chłopak przez moment poświęcał obu Mścicielkom mniejszą uwagę, jednakże i tak był świadomy słów wypowiedzianych przez Spider Woman, a skierowanych ku Scarlet Witch. Potrafił je zrozumieć, naprawdę. Spieszyło mu się, chciałby już wiedzieć na czym stał wraz z resztą drużyny, ale mimo to... Tak, na ich miejscu też chciałby skonsultować się z towarzyszami. Właściwie nie mógł wręcz ukryć, iż było to najwłaściwsze podejście... I sam również powinien niedługo spotkać się z grupą, aby omówić z jej członkami wszelkie najnowsze rewelacje. Najlepiej byłoby, gdyby wszyscy zebrali się w jednym miejscu - albo przynajmniej większość z nich - i urządzili wspólną burzę mózgów... Tak, to był dobry plan. Teraz musiał o nim tylko poinformować Young Avengers. Skoro zaś już o tym mowa, to pewnie będzie także potrzebował jakiegoś kontaktu do Mścicielek, o ile tylko będą skłonne podzielić się z nim - na przykład - numerem telefonu... Oby tego źle nie zrozumiały, bo naprawdę nie był w nastroju, by się z czegoś takiego tłumaczyć. - Uwierzcie mi, gdybym chciał was oszukać, to na pewno sprawiałbym przy tym mniej podejrzane wrażenie niż teraz - wtrącił się z rozpędu, nim zdążył ugryźć się w język, gdy tylko padły ostatnie słowa Spider Woman. Tyle że... Przecież właśnie taka była prawda. Doskonale wiedział, że najprawdopodobniej nie wzbudzał zbyt wielkiego zaufania, ale zupełnie nic nie mógł na to poradzić, więc musiał po prostu zaryzykować... I liczyć na to, że jakoś przekona obie kobiety do swoich racji. Starając się jeszcze uratować sytuację, Billy odezwał się ponownie, wypowiadając słowa szybciej, jak gdyby chciał mieć pewność, że zdąży je wszystkie z siebie wyrzucić. - Potrzebujecie czasu, to zrozumiałe. Porozmawiajcie z kim trzeba, zbadajcie sprawę, a przekonacie się, że mówię prawdę... I że trzeba działać. Moja propozycja na tę chwilę brzmi... - już na samym początku mówienia Kaplan wsunął dłoń do kieszeni, aby wyjąć z niej komórkę, której obecności nie był nawet do końca pewien. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności znajdowała się na swoim miejscu, w dalszym ciągu rozbrojona, w związku z czym prędko umieścił w niej ponownie baterię i uruchomił ją. Jeszcze tylko wpisanie kodu... I zaraz potem nastolatek poinformowany został o nowej wiadomości, której treść sprawiła, że aż się zaciął. Wyglądało na to, że ktoś tu czytał w jego myślach... Pauza ta nie trwała zbyt długo, może trzy sekundy, bo chłopak szybko się opamiętał. - Wymieńmy się numerami. Przedyskutujcie sprawę ze swoimi, a my z naszymi, a potem będziemy przynajmniej wiedzieli jak możemy się ze sobą skontaktować. Mogę was też podrzucić z powrotem do miasta - dokończył, a choć spojrzeniem przesuwał znów pomiędzy Mścicielkami, to równocześnie na ślepo wystukał treść własnego SMSa, na którą tylko zerknął kontrolnie, nim skierował ją do dwóch kontaktów: Teddy'ego i Tommy'ego. Brzmiała prosto i krótko, ale musiała być wystarczająca: "Spotkanie w CP ASAP". Może i Kate wspominała o godzinie, ale nie miał bladego pojęcia kiedy wysłała swoją wiadomość, więc nie chciał ryzykować zwłoki.
|
| | | Spider Woman
Liczba postów : 82 Data dołączenia : 19/05/2013
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Czw Maj 05, 2016 11:39 am | |
| Jej przyjaciółka milczała, więc spojrzała na chłopców. No cóż, sprawa wyglądała zbyt poważnie by móc długo czekać. - Polemizowałabym.- poinformowała Kaplana. Bo doprawdy wiele było sposobności by kogoś oszukać i zwieść, niektóre były niesamowicie pomysłowe. Ale nie o tym teraz trzeba było rozprawiać. Ważna była prośba chłopaka. Jessica posłała Wandzie długie spojrzenie licząc na jeszcze jakąś reakcję, ale w końcu to tylko numer. Po za zatruwaniem życia więcej zrobić przez niego chyba nie mogą... Wyciągnęła telefon. - Zgoda. To całkiem dobry plan.- spojrzała na jego przyjaciela w głowie jednak rozważając czy wszytko co usłyszała jest prawdą, a może jednak coś tu nie pasowało. Najbardziej chciałaby porozmawiać z Marią, lub kimś innym wysoko postawionym w T.A.R.C.Z.Y. Oni najlepiej wiedzieliby co dokładnie chłopcy mają na myśli... ale pytaniem pozostawało czy byliby szczerzy? I czy Avengersi, słuchając tych dzieci nie dokonaliby na niej samosądu? Nie możliwość bronienia się przed oskarżeniami Young Avengers, wydała jej się okropna. Szczególnie, że każda strona zasługiwała na takową. Ale chyba w tym wypadku T.A.R.C.Z.Y przyjdzie bronić ludziom mocniej z nią związanym niż Jessica. Westchnęła tylko zmartwiona jak skończy się to całe zajście i podła chłopcu swój numer telefonu. Teraz czekać na rozwiązanie całej sytuacji. Ale była pewna jednego: Nic już nie będzie takie samo. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Czw Maj 05, 2016 1:07 pm | |
| Jeszcze zaledwie parę tygodni temu - albo i nawet obecnie, ale po prostu w innych, bardziej sprzyjających okolicznościach - Billy przynajmniej mentalnie skakałby z radości z powodu tego, że zdobył numer do kogoś z Avengers... A w dodatku najwyraźniej osobisty numer - na prywatną komórkę. Wciąż tkwiący w nim fanboy mimo wszystko dał o sobie znać, na moment przebijając się przez poważne plany i wątpliwości, aby wydać z siebie dosłownie nieludzki odgłos, oczywiście słyszalny tylko i wyłącznie w głowie Kaplana. Chłopak szybko, choć odrobinie niechętnie uciszył tę część siebie. Nie powinien się tak rozkojarzać, gdy na jego barkach spoczywały dalsze losy całej drużyny... Albo tych jej członków, którzy myśleli jak on. Najważniejsze było jednak to, że Jess - gdyż nastolatek nie mógł się powstrzymać przed nazywaniem jej tak w myślach, choć nie był jeszcze pewien, czy może sobie na to pozwolić na głos - przystała na jego plan, zaś jej towarzyszka w żaden sposób na to nie zaprotestowała. Wyglądało na to, że przynajmniej ta jedna część ich dyskusji przebiegła bez większych problemów... Dobrze. Może nie wszystko było stracone, być może Avengers - gdy już się ze sobą rozmówią - zrozumieją jednak, że powinni coś zrobić w sprawie Tarczy... I pomogą młodym bohaterom. Nie był to jednak najlepszy czas, aby zbyt długo nad tym rozmyślać i się zamartwiać. Tuż po zapisaniu w pamięci swojego telefonu świeżo otrzymanego numeru, Billy od razu go wybrał, aby puścić kobiecie krótki sygnał. Odczekał moment, by ona również mogła umieścić go sobie w kontaktach, a równocześnie sam się zawahał. Zakładał, że powinien znów wyjąć baterię z komórki - choć nie był nawet pewien, czy posunięcie to faktycznie coś mu dawało - ale z drugiej strony... W każdej chwili mógł otrzymać odpowiedzi od Teddy'ego lub Tommy'ego albo dalsze informacje od Kate, nie wspominając już o tym, że w najbliższym czasie Jess również może chcieć się z nim skontaktować. Nie, tym razem bateria musiała najwyraźniej pozostać na swoim miejscu. Oby tylko tego nie pożałował. Przy okazji przypomniało mu to o jeszcze jednym szczególe. Miał się przecież spotkać z członkami drużyny - którzy najprawdopodobniej wciąż mieli przy sobie komunikatory otrzymane od Tarczy... Będzie trzeba się ich wszystkich pozbyć, aby organizacja nie mogła ich na tej podstawie namierzyć. Zniszczyć je? Porzucić gdzieś? Ta druga opcja wydawała mu się tak naprawdę lepsza, gdyż może kupiłaby im trochę czasu, podczas gdy pierwsza mogłaby od razu zaalarmować Tarczę, że coś się dzieje. - Do Nowego Jorku, do Nowego Jorku, do Nowegojorkudonowegojorkudo... - zaczął powtarzać, gdy tylko upewnił się, że Spider Woman skończyła już zajmować się telefonem... I dopiero w tym momencie przyszło mu do głowy, że właściwie żadna z kobiet nie potwierdziła tego, iż rzeczywiście życzą sobie podwózki do miasta. Tyle że temu nie zaprzeczyły, prawda? A Jess nazwała jego sugestię "dobrym planem", więc chyba mógł założyć, że dotyczyło to również kwestii drogi powrotnej. Znajoma błękitna energia otuliła najpierw ciało Billy'ego, potem zaś rozprzestrzeniła się wśród pozostałych zebranych, wreszcie unosząc ich wszystkich w powietrze i praktycznie blokując im widoczność swą wzrastającą intensywnością. Kilka sekund później zaczęła ustępować, przygasać, lecz wówczas elektrownia znów była już pusta. Pozostał tylko ten charakterystyczny zapach, przywodzący na myśl powietrze przy burzy.
Z/t dla wszystkich. Dla przyspieszenia sprawy załóżmy, że teleportowaliśmy się do Nowego Jorku, gdzieś na jedną z mniej uczęszczanych uliczek, żebyście nie musiały szukać innego transportu i dopiero tam się rozstaliśmy, bo z Victorem teleportowaliśmy się dalej.
|
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Sob Gru 10, 2016 12:40 am | |
| Po raz drugi w ciągu zaledwie paru dni stare mury opuszczonej elektrowni były świadkami tego samego zjawiska - a mianowicie fali błękitnego światła, która prędko rozlała się po sporym pomieszczeniu na jednym z wyższych pięter, iskrząc się energią elektryczną i wzbijając w powietrze sporą ilość kurzu, zaskakująco ładnie podkreślanego przez niebieski blask. Wnętrze natychmiast wypełniło się tym charakterystycznym zapachem kojarzącym się z burzą, a wynikającym z obecności ozonu... Kiedy zaś wszystkie te efekty wizualne zaczęły w końcu zanikać, odsłoniły cztery postaci stojące na podniszczonym, lecz stabilnym podeście. Wszyscy znajdowali się mniej więcej w takich samych pozycjach i w identycznej odległości od siebie wzajemnie, jak wówczas, gdy rozpoczęła się teleportacja... Co oznaczało, że Billy w dalszym ciągu miał przy sobie Tommy'ego. Teraz pozwolił sobie nawet lekko i dyskretnie się o niego oprzeć - nie na tyle, aby przewrócić się w sytuacji, gdyby rówieśnik zdecydował się mu umknąć, zresztą zapewne umyślnie, ale jednak. Wbrew pozorom nie czuł się zmęczony dystansem, który dziś pokonał - osobiście lub przenosząc Eugene'a i resztę grupy. Po prostu... Ostrożnie badał grunt, a taka reakcja wydawała mu się być poprawna i społecznie akceptowalna - a już na pewno normalniejsza od zastygnięcia w bezruchu, jak to uczynił w pierwszej chwili, jeszcze na parkingu. - Więc... Witajcie w miejscu, które nie jestem pewien gdzie leży i czym jest. Obstawiam, że to jakaś porzucona fabryka, ale ostatnim razem nie bardzo miałem czas, żeby się tutaj rozejrzeć... Możemy to jeszcze nadrobić i czasami się tu spotykać. Nikt nas tutaj nie podsłucha, ani nie zobaczy, chyba że Mściciele z jakiegoś powodu podłożyli pluskwy albo kamery, w co szczerze wątpię - jako urodzony pesymista Kaplan lubił przewidywać najgorsze scenariusze, ale zarazem potrafił dość realistycznie ocenić kiedy były wyraźnie przesadzone. Avengers natomiast nie mieliby żadnego powodu, aby pilnować tego miejsca, bo wybrał je przypadkowo, o czym Scarlet Witch i Spider Woman wiedziały... Zmarnowaliby środki. To znaczy, tak by najprawdopodobniej myśleli. Na to liczył. Mimo to... Pewnie powinni byli się tutaj przenieść już wcześniej, zamiast dyskutować otwarcie na parkingu i kusić los. Kaplana aż dziw brał, że nikt się do nich nie przyczepił, ale z drugiej strony ludzie chyba coraz bardziej przyzwyczajali się do przejawów niezwykłych mocy. W końcu stawały się codziennością... I bardzo dobrze. Jeżeli zostaną uznane za coś normalnego, to nie trzeba się ich będzie obawiać - ani osób, które nimi dysponowały. Proste rozumowanie, a dla wielu mogło przecież tyle zmienić. - Wspomniałem o wprowadzaniu was w działania grupy... Przede wszystkim nie każdy z nas miał jak do tej pory okazję ćwiczyć swoje zdolności, więc w najbliższej przyszłości wypadałoby spróbować odbyć parę treningów. Nauczymy się działać jako drużyna i na sobie polegać. Byłoby też dobrze, gdybyśmy mogli po prostu spędzić ze sobą więcej czasu, niekoniecznie wszyscy na raz, ale nawet w dwie, trzy osoby... Żebyśmy się lepiej poznali. Wzajemne zaufanie to podstawa. Poza tym... Rozmawiałem już ze Scarlet Witch i Spider Woman, a Cassie obiecała dotrzeć do innych Mścicieli, więc, jeżeli dobrze pójdzie, nawiążemy z nimi współpracę. Może byliby skłonni pomóc z tymi treningami albo pod względem sprzętu... W następnej kolejności spróbujemy również dogadać się z innymi bohaterami, w tym może z Fantastyczną Czwórką. Chciałem nawiązać kontakt z X-Men, bo przynajmniej część z nas jest mutantami, ale... Trudniej ich znaleźć, a nie jestem pewien czy chcę teleportować się do nich w ciemno. Mogliby to źle odebrać - na tym Billy przerwał wypowiedź, nieświadomie krzywiąc się lekko na wspomnienie swojej niezapowiedzianej wizyty w Avengers Tower. Wolałby nie przeżywać czegoś takiego po raz drugi. O wiele lepiej byłoby namierzyć kogoś z X-Men w publicznym miejscu... W końcu chyba im się to uda, prawda? Kiedyś. Muszą tylko mieć oczy i uszy szeroko otwarte, to wszystko. Szczerze mówiąc Kaplan miał pomysł odnośnie jeszcze jednej grupy, z którą powinni się porozumieć, lecz w tej chwili chciał dać swoim towarzyszom trochę czasu na reakcję i wyrażenie własnych opinii. Być może zasugerują coś przydatnego lub istotnego? Bardzo na to liczył, bo decydowanie o wszystkim w imieniu drużyny robiło się strasznie męczące, szczególnie w sytuacji, gdy praktycznie nikt nie oferował nie tylko rad, ale i nawet krytyki... Nie podobała mu się aż taka odpowiedzialność. Niepokoiła go i nie była dla niego naturalna.
|
| | | Speed
Liczba postów : 133 Data dołączenia : 26/08/2013
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Sob Gru 10, 2016 1:33 pm | |
| Tommy zaczynał wyłapywać podświadomie pewne sztuczki przy teleportacji. Na przykład to, że zamykanie oczu to świetny pomysł, gdyż światło potrafiło momentami być nie do zniesienia. O ile ciężko zaprzeczyć, iż teleportacja jest najszybszym środkiem transportu, czasami wolałby sam pobiec na miejsce. Rozgrzałby się i przy okazji nie musiałby przechodzić przez kilka niemiłych właściwości teleportacji. Na przykład teraz musiał zamrugać parę razy by przystosować wzrok do nowego, nieco ciemniejszego miejsca w którym się znaleźli. Szok termiczny był kolejny z potencjalnych problemów, ale na szczęście nie posłał ich na Antarktydę (O co Tommy oczywiście mógłby go podejrzewać), tylko na miejsce klimatem zbliżone do poprzedniego. Nie było też nikogo kto mógłby docenić subtelność takiego środka transportu. Ubierając to w nieco krótsze słowa, ta wycieczka była całkiem udana. Jedyny problem stanowił kurz, który wzleciał przy tym szybko do góry i powoli opadał. Zmusił białowłosego do kichnięcia, co rzecz jasna zrobił z głową zwróconą w kierunku przeciwnym do Kaplana. Wykorzystał następną chwilę by przeskanować okolicę wzrokiem i przyzwyczaić się do niej. Wyglądała całkiem podle. Thomas mógłby przysiąść, że szczur przebiegł mu koło nogi. Zapewne roiło tu się od robali, pająków (które nie są robalami, tylko pajęczakami) i innych żyjątek. Jedyne światło jakie tu się przedostawało pochodziło z okien, tworząc przy tym ciemniejsze kąty. Tam gdzie jednak było na tyle jasno by coś zobaczyć, zobaczyłbyś mech, pleść i ścianę, która robi w tym momencie bardziej za tło. Panowały niesamowite pustki. Ze względu na dużą przestrzeń każdemu ich słowu będzie towarzyszyło choć lekkie echo. Mimo wszystko Tommy lubił to miejsce. Zawsze fascynowały go podniszczone i opuszczone budynki. Można było się w nich ukryć przed innymi, znaleźć coś fajnego... Billy postarał się wytłumaczyć ich położenie najlepiej jak umiał. -O nie masz zielonego pojęcia gdzie jesteśmy. Już się bałem, że masz jakieś konkretne informacje, ale na szczęście jest jak zwykle- skomentował w swoim stylu, powoli puszczając Williama by wiedział kiedy to robi. Położył ręce na swoich bokach i wykonał dwa kroki od drużyny. Chciał się jeszcze lepiej przyjrzeć otoczeniu. W chwilach ciszy odbiegał na mały kawałek i rozglądał się po otoczeniu. -Czysto. Kto by się spodziewał, że nikt nie odwiedza opuszczonych fabryk poza nastolatkami- zdał raport ze wstępnych oględzin. Tommy miał niewielką niechęć do treningów. Wolał działać. Dalej, nie po to bawi się w superbohatera, żeby robić brzuszki. Na zewnątrz takie przemyślenia objawiały się wyraźnym zniechęceniem i zwątpieniem na twarzy na samo wspomnienie ćwiczeń. -Działać jako drużyna? Chcesz mnie nauczyć jak gonić za Eugenem kiedy się przestraszy własnego cienia i zacznie uciekać?- dodał niebezpośrednią obrazę z podniesioną brwią i szatańskim uśmieszkiem- Wspólny czas brzmi dobrze, tylko jeżeli przytrafi mi się dziewczyna Tommy był nieco zazdrosny, że to nie jemu przypadło rozmawiać z Mścicielami. Dmuchnął ku górze by poprawić sobie grzywkę, która poczęła wpadać mu do oczu. Westchnął i powiedział: -Co ty masz z tą współpracą z innymi. Też chcę kilka autografów, ale wolałbym najpierw sklepać jakiegoś bad guya. Sami też sobie damy radę, jesteśmy silni. Cóż, przynajmniej ja jestem |
| | | Eugene Mercer
Liczba postów : 86 Data dołączenia : 27/04/2016
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Sob Gru 10, 2016 3:33 pm | |
| Tym razem Eugene nie zareagował na teleportację... no może poza zasłonieniem się rękami przed światłem. Gdy poczuł zapach ozonu, otworzył oczy. Znajdowali się w jakiejś opuszczonej fabryce, co mu się podobało. W takich miejscach był spokojniejszy o swoje życie. Rozejrzał się po terenie. Nie widział żadnych szyb, dlatego ukląkł, i otworzył plecak. Zebranym mogła się ukazać duża ilość szkła, poukładanego w kwadraty. Wyciągnął jeden z nich, który po chwili lekko się uniósł nad jego dłonią. Zdawał się przekształcać, by po chwili rozdzielić się na dwa kwadraty. Jeden z nich schował do plecaka, który następnie zapiął i założył na plecy. -Skoro i tak mamy działać jako drużyna...-Mruknął. Nie było sensu ukrywać swoich zdolności przed ludźmi z którymi miał współpracować. Nikogo nie było postronnego, więc mógł śmiało władać szkłem. Kwadrat lewitujący lekko nad jego dłonią zaczął się zmieniać, by po chwili zmienić się w długą bagietkę (taką używaną w chemii). Wsunął ją do rękawa. Na stwierdzeniu o poleganiu na innych, Eugene się zamyślił. Nigdy nie działał w duecie z kimś. Zawsze polegał na sobie... Pomijając okres gdy żył jeszcze z Samem. Tak, gdyby nie jego brat, kto wie co by się z nim teraz działo. Uwagę o przestraszeniu się własnego cienia zbył milczeniem. Billy miał rację, jego Ego miało rozmiar taki, że sięgało do sąsiedniej galaktyki. -Nie jestem pewien co do tego. Owszem, na pewno dalibyśmy sobie sami radę. Jednak lepiej mieć jakieś ubezpieczenie.-Powiedział Eugene, reagując na ostatnie zdanie Tommego. Zastanawiał się czy da radę pracować w drużynie. Niestety, przytyki Tommego zauważały faktyczną wadę Mercera- w wypadku zagrożenia wolał uciekać. Owszem, byłby dobrym zwiadowcą/infiltratorem. Jednak wojownikiem byłby kiepskim. Nie potrafił kogoś innego skrzywdzić, innej istoty myślącej. Czy nie doprowadzi wielu drużyn do załamania się przez swoje działania? W takich chwilach okularnik żałował że nie ma z nim jego brata. Sam dałby mu pewnie jakąś radę, podniósł na duchu. Jednak teraz nie żył, z powodu rany z zakażeniem. ~Co mam robić, Sam?~Zapytał samego siebie, myśląc intensywnie. Można było zauważyć, że na twarzy odmalowały się smutne emocje. Nie takie mocne, intensywne, ale jednak twarz przybrała smutniejszy wyraz. Zawsze tak było. Mimowolnie smutniał, gdy zdawał sobie sprawę z faktu, że sam już go nigdy nie wesprze radą. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Wto Gru 13, 2016 5:30 pm | |
| Billy'ego nawet odrobinę zaskoczył fakt, że Tommy jednak nie wykorzystał tej okazji, aby go przewrócić... A raczej: by pozwolić mu samemu się wywalić przez brak podparcia. Co prawda był przygotowany na taką okoliczność i w razie czego utrzymałby równowagę, ale mimo to i tak zdziwił go sam brak próby - i to na tyle, że z tego wszystkiego nastolatek aż zignorował typowe docinki dotyczące jego stanu wiedzy na temat miejsca, do którego właśnie przeniósł ich grupkę. Osobiście uważał, że posiadał wystarczająco dużo informacji, przynajmniej na sam początek. Wiedział, że budynek był opuszczony i bezpieczny, bo tego wymagał od niego podczas poprzedniej teleportacji do tej lokacji... A to przecież najważniejsze. Całą resztę mogli sprawdzić teraz albo przy najbliższej okazji - i Tommy najwyraźniej już się za to zabrał, jeżeli sądzić po momentach, gdy na chwilę praktycznie znikał im z oczu. Zaraz zresztą białowłosy potwierdził przypuszczenia Kaplana, na co ten kiwnął głową, ale nie zareagował na głos. Wyglądało na to, że będą mieli dodatkową kryjówkę... Tak na wszelki wypadek. Tutaj jednak zaczynały się już schody, stawiane zresztą przez nikogo innego, jak przez Tommy'ego. Szczerze mówiąc Billy mógł po nim oczekiwać tego rodzaju reakcji... Odnosił wręcz wrażenie, że braki pewności siebie Eugene'a i chyba Klaudii ostatni z obecnych nadrabiał z nawiązką. Nie chciał się tym denerwować, naprawdę, wolałby po prostu wyjaśnić sytuację i nie przejmować się aż tak napotykanymi po drodze problemami, lecz ze stresu serce i tak zabiło mu mocniej, a w klatce piersiowej pojawił się nieprzyjemny uścisk. Chłopak przygryzł delikatnie dolną wargę, równocześnie szukając odpowiednich słów, którymi przemówiłby Tommy'emu do rozsądku... I w tym momencie po raz kolejny został zaskoczony, gdyż otrzymał niespodziewane poparcie ze strony Eugene'a. Od razu zerknął ku niemu, nieświadomie rozchylając lekko usta, a następnie - z niewielkim opóźnieniem - znów kiwnął głową i w końcu zebrał się w sobie, aby się odezwać... Choć w dalszym ciągu nie był pewien co dokładnie powinien powiedzieć. Przy odrobinie szczęścia być może samo to do niego jeszcze przyjdzie. - Wierz mi, chcę działać. Bardzo chcę. Najchętniej od razu bym się za to zabrał, bo jeżeli nie po to posiadam te zdolności, to po co? Ale... Rzecz w tym, że jest zbyt wiele spraw, które powinniśmy rozważyć, zająć się nimi, upewnić się, że nie będą problemem... A współpraca ze starszymi stażem grupami pomoże nam załatwić przynajmniej część z nich. Może dostaniemy dostęp, nawet częściowy, do ich baz danych? Im więcej będziemy wiedzieli o przeciwnikach, tym lepiej. Może wkręcimy się z nimi na poważne misje? Poza tym... Powinniśmy mieć kostiumy czy nie? Utrzymujemy tajne tożsamości? Działamy tylko w mieście albo w Stanach czy na całym świecie? Bo w tym ostatnim wypadku potrzebujemy na to chyba pozwolenia... Takiego, jakie mają Mściciele. Od ONZ. Inaczej wpadniemy w kłopoty - Billy westchnął głęboko i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, mocno zaciskając palce na ramionach tuż nad łokciami, jednakże nie przestawał przemawiać. Chciał wyjaśnić to wszystko na raz, żeby sytuacja była dla nich jasna. Starał się spoglądać głównie na Tommy'ego, bo to do niego się zwracał, lecz od czasu do czasu uciekał wzrokiem na boki, nie tylko ku Klaudii i Eugene'owi, ale i ku przypadkowym punktom oraz obiektom. - To tylko wierzchołek góry lodowej. Zaufaj mi, interesuję się tym od lat, śledzę bohaterów od lat, wiem co mówię. Ich pomoc ułatwi nam start, za to jeżeli uznają, że nie chcą nas na scenie, to będą w stanie bardzo utrudnić nam życie. Lepiej się z nimi dogadać. To nie znaczy, że w międzyczasie nie będziemy reagować na przestępstwa, ale... Powstrzymałeś kiedyś jakieś? I nie mówię o, sam nie wiem, kradzieży torebki albo czymś podobnym, tylko o akcjach, w których przeciwnik też posiada jakieś moce, potrafi ich używać i nie boi się kogoś skrzywdzić. Ja w taki sposób trafiłem do drużyny, a tam na miejscu nie byłem nawet w stanie wiele zrobić. Praktycznie nic z tego już nie pamiętam, zaraz po też nie pamiętałem, bo mieć zdolności to jedno, trenować na sali albo w terenie, pod czyimś okiem, to jedno... Ale kiedy już znajdziesz się w sytuacji, gdy możesz zginąć, albo twoi towarzysze, albo zwykli ludzie wokół ciebie... Wtedy jest zupełnie inaczej - nastolatek nie zamierzał tak naprawdę opowiadać o tym ostatnim, o swoich osobistych doświadczeniach, ale jakoś tak same mu się wymknęły... I teraz trochę tego żałował. Uścisk w jego klatce piersiowej wzmógł się na te wspomnienia, bardzo wybrakowane z powodu ówczesnego zdenerwowania i strachu, po części związanego też z wydarzeniami ze szkoły... Ale pamiętał, że Teddy wykonał tam większość roboty i ich ochronił, że sam Billy po raz pierwszy się wtedy teleportował, przy okazji oszczędzając Kate bycia ugryzioną przez węża... Ale w jego głowie najwyraźniejsze było jednak wspomnienie krwi na drżących rękach, gdy próbował zająć się obrażeniami poważnie rannej kobiety. Cieszył się, że nie przypominał sobie więcej. Żałował, że aż tyle - bo ten ostatni obraz wystarczył, aby zrobiło mu się niedobrze, kiedy nie odsuwał go od siebie wystarczająco szybko. Nie lubił o tym myśleć i teraz aż potrząsnął głową, jak gdyby miało mu to pomóc oczyścić ją z tych wszystkich wizji. Czuł ciepło w okolicach policzków, więc podejrzewał, że mogły mu na nie wstąpić lekkie rumieńce, lecz robił wszystko, aby zignorować ich obecność i prędko je odegnać. Do głowy przychodził mu jeszcze jeden argument, lecz bardzo ryzykowny... Łatwo mogący się obrócić przeciwko niemu. Chyba jednak warto było spróbować go użyć... - Porozmawiaj z Kate. Dowiedz się co planuje, może jej uda się ogarnąć całą tę sytuację - zasugerował, teraz przesuwając już wzrokiem po podłodze pomieszczenia, wiodąc nim ku porozbijanym oknom, za którymi widział soczystą zieleń. Przez głowę przeszła mu myśl, że powinni kiedyś przejść się wokół budynku i zbadać jego otoczenie, ale zanotował ją sobie na później.
|
| | | Speed
Liczba postów : 133 Data dołączenia : 26/08/2013
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Sro Gru 14, 2016 9:41 pm | |
| Ręce Tommy'ego instynktownie powędrowały na jego boki, gdyż nie miały gdzie się podziać. Powoli podszedł do najbliższego okna. Letnie światło świetnie podkreślało zieleń oklicznych roślin, które pozwoliły sobie się wprowadzić na tereny opuszczonej elektrowni. Przy okazji przy oknach powietrze była najczystsze. Shepherd zaszył się w swoim życiu do kilku opuszczonych budynków i musiał przyznać, że jak na ich standardy, miło się tu oddychało. To pewnie przez to ile tlenu przedostaje się z zewnątrz przez liczne okna, które były o wiele rzadszym widokiem w innych miejscach porzuconych przez człowieka. By przyjrzeć się lepiej otoczeniu, przebiegł się do okien po drugiej stronie. Po drodze wyobrażał sobie jak wspaniale to miejsce by wyglądało w pochmurne dni. Przy czym przez "wspaniale" miał na myśli "ponuro i strasznie", czyli tak jak lubił. Na miejscu odwrócił się do tyłu by dopiero usłyszeć swoje kroki i puszkę, którą po drodze kopnął. Tym razem za oknem widział niebieską (bo błękitną ciężko ją nazwać, właściwie to podchodziła pod zieleń...) wodę. Po dłuższym przyjrzeniu się, skojarzył, że to może być Hudson. Wszystko wyglądało świetnie, gdyby tak tylko przynieść krzesła czy coś...
Chwila, Billy coś powiedział? Ah, wiedział, że było coś nie tak z tym szumem który cały czas słyszał.
Zbliżył się do grupki i włożył dłonie w kieszenie. Patrzył na bok, wolałby, żeby nie domyślili się, że nie słuchał. Na szczęście William podał ciekawą propozycję i to akurat jak białowłosy słuchał. Porozmawiać z Kate. Brzmi uczciwie, powinna się dowiedzieć o nowych ofiarach losu członkach drużyny. Przy okazji była najgorętszą dziewczyną w zespole. Chociaż po dłuższym namyśle jest jeszcze Cassie... Blondynka o niebieskich włosach, niezłe combo. Chociaż miał dziwne wrażenie, że ciągle by go pouczała gdyby powiedział "brzydkie słowo", poza tym kiedy wypadnie z równowagi może go zmiażdżyć. Jest na tyle szybki by złapać strzałę, ale z dziewczyną wielkości budynku raczej nie da rady. Succubus? Nah. Kto chciałby patrzeć na demoniczną mordę kiedy patrzy na swoją dziewczynę? Dokładnie. No i łączyło ją z Cassandrą to jak bardzo delikatne były, nie mowa tu o fizycznej wytrzymałości (nad którą swoją drogą Klaudia powinna popracować, mówię z doświadczenia), ale o sile charakteru. Zapewne będzie starał się podrywać każdą z kandydatek, ale są priorytety.
Wyciągnął telefon i najszybciej jak umiał wysłał krótką wiadomość tekstową do Kate. Nie chował telefonu do kieszeni w oczekiwaniu na odpowiedź. Złapał się lewą ręką za prawe ramię i przyglądał się poczynaniom towarzyszy.
(W razie odpowiedzi z/t do tematu Kate) |
| | | Eugene Mercer
Liczba postów : 86 Data dołączenia : 27/04/2016
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Pią Gru 16, 2016 2:29 pm | |
| Eugene w końcu skończył. Popatrzał na Wiccana, wysłuchał co miał do powiedzenia. Nie wtrącał się, skoro on miał zamiar tak zrobić, to niech mu będzie. Sam działał solo, i choć na bakier mu było z prawem, robił to by przeżyć. Tak mu się złożył los. Zawsze zresztą zwracał portfel i inne dokumenty, jeżeli oczywiście mógł. A co do działania na terenie świata... jakoś tego nie widział. Jedna osoba musiałaby robić za "medium" teleportujące wszystkich. Sam nie miał zbyt wielu uwag do planu. W zasadzie to nie miał ich wcale. Postanowił jednak zadać jedno pytanie. -Okej. A jakie plany masz do nas?-Zapytał, wskazując na siebie i Succubs. Nie żeby się palił do akcji, ale warto znać szczegóły od Billego. Jeśli nie miał planów, to dobrze. Jeśli miał, to źle. Eugene wolał gdy było spokojnie, mógł rozwijać swoje zdolności... generalnie, musiał opanować w końcu zmniejszanie szkła. Potrafił je rozszerzać, wydłużać, pogrubiać. Ale nie mógł go ścieśniać, skracać (no chyba że je łamiąc) oraz wychudzać. Musiał przeskoczyć tą barierę. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Pią Gru 16, 2016 3:22 pm | |
| Billy miał teraz szczerą ochotę wydać z siebie pełen frustracji jęk i prawdę mówiąc sam nie wiedział jakim cudem się przed tym w ogóle powstrzymał. Na szczęście był w stanie ograniczyć się jedynie do zamknięcia na moment oczu i uniesienia dłoni, aby potrzeć palcami nasadę nosa, równocześnie zaś podparł wolną ręką łokieć tej pierwszej. Mogło być gorzej - dużo gorzej - i świetnie zdawał sobie z tego sprawę. Po części oczekiwał, że Tommy zechce się z nim wykłócać, wyśmieje jego słowa... Ale z drugiej strony wcale nie był pewien czy faktyczna reakcja rówieśnika była o wiele lepsza od tej, której się po nim spodziewał. Czuł, że białowłosy i tak go nie posłucha i będzie robił swoje - ale skoro zajął się swoją komórką, to istniała przynajmniej nadzieja, że rzeczywiście kontaktował się z Kate. Ona powinna być w stanie jakoś go ogarnąć. Chyba mógł to zostawić w jej rękach... Albo ostatecznie strzałach. Klaudia również milczała, lecz akurat to nie dziwiło Kaplana jakoś szczególnie. Jak do tej pory zdążył się zorientować, że dziewczyna należała do bardzo ugodowych osób, a to raczej pozytywnie wróżyło na przyszłość. Jak długo nie będzie za nimi ślepo podążała, tylko nauczy się też wykazywać własną inicjatywę - będzie w porządku. Billy nie sądził zresztą, aby nowa koleżanka była kompletnie nieasertywna. Po prostu... Spokojna. Tak mu się wydawało. Nastolatek przesunął wreszcie wzrok ku Eugene'owi, który jako jedyny zdecydował się skomentować jego słowa... W pewnym sensie. Przynajmniej na pewno ich wysłuchał, skoro zadał swoje pytanie - gorzej, że Kaplan nie był do końca przekonany odnośnie odpowiedzi, której zamierzał mu udzielić. Och, nie miał problemów z jej ustaleniem, wręcz sama mu się nasunęła, tyle że... Podejrzewał, iż mogła nie być dla pozostałych szczytem marzeń. - Skoro Tommy wybywa do Kate, może wy z Klaudią po prostu spędzicie ze sobą trochę czasu? Porozmawiacie, poznacie się lepiej... Pomyślicie nad tym pseudonimem na przyszłość? Do miasta nie mamy stąd daleko, więc myślę, że możecie teleportować się sami - w tym momencie znów zerknął przelotem na Succubus, jak gdyby oczekiwał z jej strony potwierdzenia lub zaprzeczenia. Nie wiedział czy dziewczyna posiadała jakiś limit, czy istniał określony dystans, na który maksymalnie mogła się przenieść... Ona sama chyba o tym nie wspominała, a przynajmniej niczego takiego sobie nie przypominał, gdy przewijał teraz na szybko w głowie całość ich spotkania. Jeżeli nawet odległość była dla niej zbyt duża, to przecież mogli ją sobie rozbić na kilka skoków - więc nie powinni mieć problemów. - Jeśli natkniecie się na coś, co będzie wymagało waszej interwencji, to nie krępujcie się, ingerujcie, byle ostrożnie. Mam tylko jedną prośbę: najpierw dajcie nam o tym znać. Wystarczy, że wspomnicie co i gdzie się dzieje, MMS ze zdjęciem sytuacji też będzie miły, ale... Nie chciałbym, żebyście za wcześnie wpakowali się w coś, co może być dla was zbyt niebezpieczne. Lepiej żebyście mieli możliwość otrzymania wsparcia. Może moglibyśmy poinstalować na telefonach jakieś komunikatory, w których założylibyśmy konferencję... - zawahał się, ale ostatecznie jednak nie kontynuował teraz tego tematu. Tak czy siak wymagało to najpierw porozmawiania z wszystkimi członkami drużyny i póki co mogło chwilę poczekać. Skoro zaś była już mowa o informowaniu pozostałych o swoich zamiarach, to pewnie Billy powinien przy okazji zastosować się do własnej rady... - Ja zbieram się do LA. Od przynajmniej paru miesięcy działa tam inna grupa młodych bohaterów, więc sądzę, że dobrze zrobi nam nawiązanie z nimi kontaktu... Choć i tak będziemy zwykle operować po przeciwnych stronach kontynentu. Klaudia, przypomnij mi potem, że przy najbliższej okazji mam zabrać cię do naszego schronu, żebyś później mogła już sama się do niego teleportować. To... Chyba wszystko na teraz? - Billy jeszcze raz przesunął wzrokiem po zebranych, po czym wykonał kilka kroków w tył, nie patrząc za siebie i licząc na to, że mimo wszystko na nic nie wpadnie. Wyczuwał za sobą pustą przestrzeń, ale na podłodze zawsze mogło się czaić jakieś zdradzieckie narzędzie albo podstępnie przyczajone wiadro... Na szczęście jednak tak nie było i mógł spokojnie się zatrzymać. Chłopak doskonale wiedział czego chciał. Miał pewność, że będzie w stanie przeskoczyć do Los Angeles, bo już raz to zrobił - i to startując z o wiele bardziej odległego miejsca, bo przecież z Francji. Ta świadomość dodawała mu śmiałości i dlatego przejmował się tak naprawdę jedynie kwestią odnalezienia Runaways... Ale może niepotrzebnie? Nie wiedział gdzie się znajdowali, ale z artykułów oraz zdjęć zamieszczanych w internecie orientował się kogo powinien szukać... Przywołał więc z pamięci jedną z takich fotografii, aby móc się na niej skupić i rozpoczął teleportację. - ChcętrafićdoRunawayschcętrafićdoRunaways... - powtarzał, a jego energia posłusznie pojawiła się wokół jego palców, nim rozprzestrzeniła się dalej, szczelnie otoczyła go całego, okręciła się wokół niego... I już po chwili rozwiała się, zanikła, zabierając go ze sobą.
Z/t.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Pon Gru 26, 2016 2:15 pm | |
| Sukkuba całą pogawędkę przemilczała z niewiadomych przyczyn. Może akurat uznała, że nie ma co się udzielać w sprawy, o których nie za wiele wie. To podpierała się o biodra, to spoglądała w dół i pokopywała jakieś kamyczki, niektóre nawet podrzucając ogonem w górę. Z tego braku przejęcia aż nie zauważyła zniknięcia Speeda, co i tak nie byłoby dla niej jakimś wielkim zaskoczeniem. Dopiero kiedy Eugene spytał o plany w stosunku do nich dziewczyna wróciła do żywych i spojrzała na nich nieco tępym, pytającym wzrokiem. Przyjrzała się ona dokładnie gestykulacji Asgardiana, zachowaniu Eugene. Wydawało się być spokojnie, całe szczęście. Propozycja czarnowłosego nie wydawała się być złą, wręcz przeciwnie. Dobrze by było poznać się z innymi członkami, chociaż chwilę spędzić normalnie, nie nad sprawami grupy. Dziewczyna wyczuła pytające spojrzenie Wiccana i przytaknęła szybko dodając jeszcze.
- Nie ma problemu. Do miasta mogę wrócić swobodnie. Moja teleportacja ogranicza się do miejsc, w których już byłam lub do tych, które widzę na horyzoncie. W sumie nie mówiłam wam tego, a to dość przydatna informacja.
Po tych słowach wysłuchała ona kolejnej krótkiej przemowy Asgardiana przyglądając się mu bacznie, obserwując każdy jego ruch. Sama nie rozumiała, dlaczego tak dokładnie analizuje ich zachowania. Powoli zaczynała im ufać. Najwyraźniej już taki odruch. Na prośbę chłopaka Klaudia znów tylko ograniczyła się do przytaknięcia. Sama propozycja zainstalowania komunikatorów nie wydawała się zła, jednak niepotrzebni ludzie mogli by ją łatwo zhakować i zwyczajnie przeczytać ich rozmowy. Nie była to zbyt wyjściowa opcja, prawda? Po głębszej rozkminie Klaudia wpadła na pewien pomysł.
- Jeśli dam ci jakikolwiek skrawek materiału, przykładowo odcięty kawałek bluzki, którą dostałam od Tommyego mogłabym informować cię o zagrożeniu przez zapach.
Powiedziała a następnie wyciągnęła ze spodni pochwę ze sztyletem, który cały ten czas ukrywała. Jednym sprawnym ruchem odcięła ona zaciśnięty kawałek bluzki, schowała ostrzę z powrotem w pokrowiec i tym razem przypięła go do paska. Powinien być tam od początku ale cóż. Dziewczyna jeszcze przez teleportacją Wiccana wręczyła mu skrawek materiału.
- Jeśli poczujesz swąd siarki, a nie będzie w okolicy znajomego dźwięku moich teleportacji lub mnie samej, uznaj to za znak, że mamy mały problem lub po prostu wpakowaliśmy się w jakieś gówno. Taki zastępczak smsów, gdybyśmy nie mieli czasu ich napisać.
Niedługą chwilę później chłopaczyna zniknął z jej oczu w akompaniamencie błękitnych świateł. W sumie gdyby tak bardziej pomyśleć wydawało się to jej nieco zabawne. Znikał niczym mała wróżka w magicznym pyle. Skojarzyło się jej z bajką Piotruś Pan. Może to on grał Dzwoneczka?
- Do widzenia, Wróżko.
Mruknęła pod nosem lekko rozbawiona słowo ''do widzenia'' wymawiając w języku polskim. Swoje usta zakryła częściowo rozprostowaną dłonią, nie wypada wyśmiewać się ze swoich znajomych, nawet w żartobliwy sposób. Jej wzrok skierował się już tylko na jednego obecnego w tym miejscu poza nią, Eugene'a.
- To jak, w jakie miejsce powinniśmy się przenieść? Jakieś życzenia?
Spytała już powoli poważniejąc. Koniec śmiechów, hihów, to nie na miejscu. Przynajmniej nie dla niej. Stała się za bardzo rozmowna. Czas powoli zacząć milczeć. |
| | | Eugene Mercer
Liczba postów : 86 Data dołączenia : 27/04/2016
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Wto Gru 27, 2016 9:18 am | |
| Magia. Boże święty, jak on nie lubił magii. Nie żeby miał jakieś problemy, bo jak każdy złodziej był przesądny. Ot, chociażby zawsze zostawiał dokumenty w kieszeni ofiary. Czemu? Bo ponoć wtedy ofiara nie zauważa kradzieży. Znaczy się owszem, kradzież zauważy, ale nie w chwili dokonywania czynu. Albo inny, jeszcze ciekawszy przesąd- wiecie że gdy włamują się do domu, przesąd głosi że należy skorzystać z toalety ofiary? Ponoć wtedy ich nie złapią. Kiedyś policja przyskrzyniła złodzieja, który usilnie starał się ulżyć sobie. To tylko spotęgowało przesąd, bo "nie zdążył". Ot, zabobony. Gdy Wiccan się teleportował, zasłonił oczy ręką. Iskry były były dosyć jasne, a on już był prawie ślepy bez okularów. Gdy Klaudia zapytała gdzie by się przenieść, przejrzał na szybko listę celów. O tej porze normalnie polowałby na Brooklynie, kradnąc. -Jeżeli nie przeszkadza ci to że postaram się uzupełnić portfel, proponowałbym Brooklyn. Aktualnie jest tam spora szansa na dobry łup-Zaproponował. Czekał spokojnie na odpowiedź. Jeśli się nie zgodzi, no to trudno, mogą iść gdzie indziej. On tylko proponował. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Czw Gru 29, 2016 4:31 pm | |
| Na propozycję Eugene Klaudia przytaknęła krótko i powoli zmieniła się w demonopodobnego człowieczka stwora z rogami, fioletową skórą, ogonem. W sumie nic nowego, ale przemianę starała się przeprowadzać nie z chwili na chwilę ze względu na bojaźliwość jej nowego znajomego w okularkach. Dziewczyna zamyśliła się na chwilę i zaczęła machać ogonem niczym kot.
- Hm, więc gdzie dokładnie chcesz się przenieść? Może akurat byłam w tamtym miejscu. Często w sumie bywam na Brooklynnie.
Powiedziała wzdychając i podrapała się po karku, by następnie strzelić nim. Głośny dźwięk stukającej kości obleciał echem całej puściutkiej elektrowni. Nie podobał się jej fakt, iż Eugene był kieszonkowcem, ale no każdy ma jakiś sposób na zarabianie i nie mogła mu tego zabronić. Pewnie i ona skończyłaby jako kieszonkowiec, ewentualnie skończy. Ze swoją mocą mogłaby kraść nie tylko portfele i rzeczy, które ktoś ma w kieszeniach lub torbach. Eh, nie, wybij to sobie z głowy. Na napady się nie poniży, zwłaszcza w obecnej sytuacji. I tak była uznawana za złodzieja, kiedy ktoś dowiadywał się z jakiego kraju pochodzi Sukkuba. Ogólnoświatowe stereotypy, tfu.
z/t. |
| | | Eugene Mercer
Liczba postów : 86 Data dołączenia : 27/04/2016
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Sro Sty 04, 2017 6:42 pm | |
| Obserwował przemianę Klaudii. Nerwowym ruchem zdjął okulary i przetarł je. Ot, tak dla upewnienia się że to nie jest żadna substancja czy inne przewidzenia. Ręka lekko mu drżała. Przetarcie okularów nic mu nie dało, dalej widział demonicę. -Oryginalny... Hmm.. wygląd.-Powiedział zmieszany. Na pytanie gdzie by się udać wzruszył ramionami.-Może by tak na Quincy?-Odparł. Quncy mogło być wtedy wystarczającym miejscem by coś zdobyć, ulica może nie ruchliwa, ale dająca możliwości ucieczki. Ot, takie przedszkole dla złodziei. W razie czego łatwo możesz uciec, a ludzie nie są tam na tyle zamożni by mieć przekichane. Idealne miejsce na start. I uzupełnienie portfela. Jakby na zawołanie, w żołądku Eugene'a zaburczało. Tak, musi zdobyć coś do jedzenia. Za zdobyte pieniądze powinien mieć możliwość zakupienia czegoś. I wtedy zaczęła się teleportacja. Z/T |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Pon Lut 20, 2017 10:23 pm | |
| Skupiony na swojej inkantacji oraz na wyobrażaniu sobie miejsca, do którego chciał się przenieść, Billy nie zwracał zbyt dużej uwagi na to, co działo się w parku tuż przed teleportacją. Oczywiście nie był na to kompletnie zamknięty, bo przecież musiał wiedzieć - na przykład - kogo powinien ze sobą zabrać, a kto zdecydował się zostać na miejscu... Ale jego zainteresowanie i tak w sporej mierze spadło. Tak naprawdę poświęcił uwagę jeszcze tylko Kate, lecz w końcu sam zadał jej pytanie, więc to chyba nic dziwnego. Jej propozycja... Nie stanowiła dla niego tak naprawdę wielkiego zaskoczenia. To znaczy, konkretny zasugerowany przez nią pseudonim - owszem, ale nie powiązanie z magią. Wiele osób określało jego zdolności mianem czarów. Czy były nimi naprawdę? Tego nie wiedział. Momentami miewał wątpliwości, innym razem z kolei zaczynał w to wierzyć... Najchętniej spotkałby się z kimś, kto potrafiłby to obiektywnie ocenić, na przykład z Doctorem Strange'em, o ile ktoś taki znalazłby dla niego czas. Mimo to... Przydomki nie musiały przecież pasować idealnie i dosłownie, prawda? Nawet Kapitan Ameryka nie był w rzeczywistości kapitanem. Taka argumentacja wystarczyła, aby nastolatek kiwnął głową, wyrażając swoją akceptację dla tego pomysłu. "Wiccan" mu odpowiadało. W chwilę później jego oraz resztę grupy otoczyło już bardzo jasne światło, biało-błękitne, intensywne... I na tyle rozległe, iż na moment przysłoniło im wszystkim wizję, ukrywając przed ich wzrokiem okoliczne tereny zielone. Kiedy blask stopniowo zelżał i w końcu ustał, młodzież znajdowała się w zupełnie innym otoczeniu. Dla Kaplana była to trzecia wizyta w tym opuszczonym budynku, dlatego chłopak nawet się po nim nie rozglądał, nie licząc może szybkiego upewnienia się, iż przestronne pomieszczenie na jednym z wyższych poziomów - w którym wylądowali - w dalszym ciągu było puste. Oby tylko Kate sama dała radę do nich trafić, gdy skończy już z policją... Tommy chyba wyjaśnił jej trasę, skoro to zaproponowała? Jeżeli nawet nie, to trudno. W najgorszym wypadku czeka ich przekazywanie wskazówek przez telefon. Skoro zaś już mowa o Tommy'm, to Billy miał teraz wielką ochotę na to, aby porządnie go zganić. Co on sobie myślał, tak mu przerywając w trakcie leczenia? Chociaż nie, to niby wyjaśnił, tyle że Kaplan ani trochę nie zgadzał się z jego punktem widzenia... I to praktycznie ze wszystkimi jego argumentami, a to zdarzało się rzadko. Najbardziej przeszkadzało mu chyba to, że albo wyrobiłby złą opinię im, Young Avengers - albo dorosłym Avengers, co wcale nie byłoby lepsze. Przecież mieli z nimi współpracować, a nie robić sobie wzajemnie zły piar! No i nie mógł przecież zostawić bez pomocy kogoś rannego, nawet wtedy, gdy osoba ta była... Problematyczna moralnie. Mało to bohaterów działało bez pozostawiania po sobie szkód? A policja raczej zauważyłaby, że jedna Kate nie uśpiłaby nagle dwóch napastników... Nie wspominając już nawet o tej najmniej przyjemnej, ale bardzo szczerej prawdzie, że słowo dziewczyny praktycznie na pewno zostałoby postawione wyżej od zeznań rozkojarzonych zbirów. Nastolatek powstrzymał się przed rozpoczęciem kłótni z trzech powodów. Po pierwsze, mimo wszystko nie był do nich stworzony i zawsze starał się unikać sporów, choć rzeczywiście czasami wychodziło mu to różnie. Po drugie, na szczęście jego moce zdążyły zadziałać, więc Tommy nie wyrządził faktycznej szkody... Po trzecie zaś mieli przecież towarzystwo - i Billy nie chciał publicznie wylewać brudów. Podsumowując, chyba tym razem Tommy'emu się upiekło. Tuż po ostrożnym opadnięciu stopami na przybrudzoną podłogę, Kaplan poświęcił krótką chwilę na przyjrzenie się twarzom zebranych... Przynajmniej tych z nich, których jeszcze nie znał, bo na swoją własną kopię dłużej patrzeć nie musiał. Nie miał pewności czy zabranie ze sobą do jednej z kryjówek osób postronnych było najlepszym pomysłem, ale skoro Kate kazała mu tak zrobić, to wolał tego nie kwestionować. Akurat jej ufał. Być może rozmawiała już wcześniej z tą grupą? Może ci nastolatkowie też posiadali jakieś przydatne zdolności i chcieli do nich dołączyć? Ten chłopak niby wytworzył wcześniej coś w rodzaju tarczy, więc nie brzmiało to wcale aż tak nieprawdopodobnie, a dziewczyna... Kto wie? Ocenianie kogokolwiek z góry stanowiło w końcu głupotę. Z drugiej strony... Kate i Tommy wspominali chyba tylko o werbowaniu jednego nowego członka? W tej chwili Billy nie mógł sobie tego przypomnieć, ale był niemalże pewien, że tak to wyglądało. - Więc... Witajcie w naszych skromnych i trochę zakurzonych progach? To tymczasowe rozwiązanie - zaczął, zanim ktokolwiek zdążył się odezwać. Wolał od razu zająć się mówieniem, by Tommy nie mógł zbyt szybko przejąć od niego pałeczki i kogoś do nich zrazić... Albo na przykład uderzyć w twarz, choć w ten sposób wolał chyba rozgrywać powitania, więc być może to miał już za sobą... Albo przynajmniej wyżył się na tamtych zbirach i dlatego nie cierpiał na nadmiar energii? Kate powinna mu zafundować jakieś zajęcia z radzenia sobie z własną agresją. Może da się go jeszcze wychować? - Nie bardzo wiem ile zdążyła wam wyjaśnić Kate... - to mówiąc, chłopak złączył ze sobą dłonie na wysokości dolnych żeber i odruchowo zaczął bawić się palcami. Musiał, po prostu musiał coś zrobić z rękami, a wiedział tyle, że skrzyżowanie ich na klatce piersiowej wysyłałoby negatywne sygnały. Zamknięta postawa i tak dalej... Więc zostawało mu to - i czekanie na jakąś podpowiedź, by mógł kontynuować wątek.
|
| | | Lightningrod
Liczba postów : 58 Data dołączenia : 23/11/2016
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Sob Lut 25, 2017 2:49 pm | |
| W mgnieniu oka Billy stracił grunt pod nogami, coś złapało go za żołądek i potrząsnęło nim , otoczenie naokoło niego zawirowało i nagle zmieniło się w białą plamę. Chwilę potem wylądował na kolanach, w jakimś ciemnym miejscu. Jedyne, co kołatało mu się w głowie to "Kolacja wraca!". Zupełnie nie był w stanie skupić się na otoczeniu. Szybko odczołgał się gdzieś na bok, a wszyscy inni mogli usłyszeć nieapetyczne dźwięki posiłku spożytego przez chłopaka, ponownie oglądającego światło dzienne. No może raczej nocne. - Nigdy... Więcej - Wymamrotał wstając z kolan. Był blady, głodny i miał już tylko jedno do powiedzenia - Od dziś polegam tylko na jednym środku transportu... |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Sob Lut 25, 2017 4:41 pm | |
| Trzeba było przyznać, że umiejętności nieznajomego w dziwnym stroju były dosyć widowiskowe. Nie dość, że było przy tym dużo światła i błysków to jeszcze na tyle stabilne, że chyba udało im się dotrzeć na miejsce w jednym kawałku. Noiro nie miał bladego pojęcia o tym jak działa magia, ale za to mniej więcej wiedział kiedy następują anomalie w wymiarach. Tutaj gdyby teleportacja trwała znacznie dłużej i był lepiej przeszkolony pewnie mógłby wyczuć jeśli w jakiś sposób oddziaływałaby na wymiar, w którym obecnie się znajdowali. Musiał przyznać, że wszechstronność jaką cechował się tamten chłopak była naprawdę imponująca. Noiro pewnie był znacznie mniej wszechstronny pomimo potencjalnej ilości liczb mocy oraz ich kombinacji to jednak nadal pozostawał ten aspekt losowy, nad którym nie miał absolutnie żadnej kontroli. W końcu przenieśli się, a czarnowłosy bezdomny odkaszlnął. Dziwnie się czuł kiedy ktoś go przenosił z miejsca na miejsce, ale chyba tak samo mógł się poczuć ktoś kto przeszedłby przez jego Rift. Poniekąd do formy przenoszenia się był przyzwyczajony ale zawsze była jakaś drobna różnica. Trochę tak jakby zawsze był praworęczny i nagle zaczął pisać lewą ręką. Z czasem pewnie by się przyzwyczaił jednak różnica jest odczuwalna. Oczywiście nie zwrócił swojego obiadu tak jak Lightningrod i trochę mu współczuł, pewnie by zaproponował krople żołądkowe albo jakieś tabletki podróżne gdyby oczywiście je miał. Jako, że nie podróżował busami ani autem to nie miał niczego na chorobę lokomocyjną. Jedynie mógł łączyć się duchowo w tym cierpieniu. Zaraz po tym jak odrzuciłby nieprzyjemne myśli związane z równie mało przyjemnym wyobrażeniem sobie pawia. Teraz miał chwilę by się rozejrzeć podczas gdy Billy rozpoczynał konwersację. Rozejrzał się, a jego oczom ukazał się jakiś na pozór opuszczony budynek. Po chwili jednak bezdomnemu zakręciło się w nosie i kichnął. Było tu tyle kurzu i brudu, że o alergen nietrudno. Akurat zgrało się to z Wiccanem kiedy to wspomniał o zakurzonych progach. Noiro przetarł nos wierzchem prawej dłoni i rozejrzał się po obecnych. Nie wyglądało na to żeby ktokolwiek zgubił się po drodze, a teraz postanowił kilka chwil swojego czasu poświęcić rozmówcy. W końcu niegrzecznie byłoby go ignorować. - Eeee – podrapał się nerwowo po głowie jasno dając do zrozumienia, że Kate raczej bardziej go nie wprowadzała w tę kwestię, dlatego dał szansę wypowiedzieć się reszcie. No a przy okazji sam by z chęcią wysłuchał w cóż to znowu się wpakował.
|
| | | Speed
Liczba postów : 133 Data dołączenia : 26/08/2013
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Nie Lut 26, 2017 1:12 pm | |
| Na Tommym - najwyraźniej w przeciwieństwie do pozostałych - teleportacja nie robiła zbyt wielkiego wrażenia. To już jakby jazda samochodem. No i miał ważniejsze rzeczy na głowie niż podziwianie tego jak wspaniały jest Wiccan. Dalej martwił się odziewczynę do której jeszcze tak niedawno wzdychał. Martwienie się o innych nie było do końca naturalną rzeczą dla chłopaka. Zawsze myślał głównie o sobie... Oh, co się z nim dzieje? Kiedy w końcu znaleźli się na miejscu, podszedł do najbliższego filaru, przyległ do niego plecami i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Odwrócił wzrok od chłopaka zwracającego swoje śniadanie. Nawet nie miał ochoty na to patrzeć ani komentować. Niewiele więcej przyjemności sprawił mu obraz czarnowłosego chłopaka z charyzmą źdźbła trawy pod kamieniem. którego czarnowłosego? Właściwie to obu... Może Shepherd nie słynie z cierpliwości do ludzi, ale wymienienie Kate na tę trójkę to jakby przesiąść się z Ferrari do autobusu. Idzie wolniej, mniej ciekawie i ktoś wymiotuje w kącie. Może powinien ich jakoś namówić do zostania w parku... Chociaż wtedy dotarło do niego, że wyglądało na to, że Williamowi bardzo zależało by z nim poszedł. Może zwyczajnie był podekscytowany nowymi informacjami, ale mimo wszystko Tommy nie wykluczał innych opcji. Podniósł jedną brew i spojrzał lustrzanemu odbiciu prosto w oczy. -O czym chciałeś nam powiedzieć? No wiesz, z tej podróży do LA. Skoro już ich tu przyprowadziłeś, możesz im równie dobrze opowiedzieć o tym. Choć rozumiem, że nie zabrałeś mnie tu tylko by pogadać? Oby nie, bo wtedy byś marnował mój cenny czas...- powiedział Speed, jakby wywierając pewną presję na rówieśniku. |
| | | Sammy
Liczba postów : 70 Data dołączenia : 21/12/2016
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Pon Lut 27, 2017 10:16 pm | |
| Dla Sammy taka podróż zdecydowanie była czymś, czego nie dawało się porównać do normalnych sposobów przemieszczania się pomiędzy dwoma miejscami. Zakręciło się w jej głowie, poczuła się dość nietypowo, szarpanie w żołądku czy... Parę innych rzeczy, które wymagałyby większego opisu. Bądź co bądź, na szczęście lub nie, zawartość jej żołądka nie ujrzała światła dziennego - to może być też kwestia tego, że prawie nic nie jadła dzisiaj - za to upadła na swój tyłek, gdy już wylądowała. - Ittaj - mruknęła natomiast, mrugając raz po raz oczami, by przyzwyczaić je, jak i swój umysł do tego, że jest w zupełnie w innym miejscu... Za pomocą błysków i rzeczy, o których zdecydowanie nie wiedziała. - Wow, to robi wrażenie - dodała również cicho, starając się już powstać na nogi, nieco chwiejnie... Ale dobra, udawało się jej odzyskać równowagę! I... Od razu zapoznała się z otoczeniem, sprawdząc nie tylko miejsce, gdzie była, ale również i osoby... Widząc również stan swojego kolegi, mocno się zaniepokoiła. Dlatego też podeszła do niego, przykucnęła i delikatnie poklepała go po plecach, by jakoś mu dodać otuchy. Trwała tak w takiej pozie, dopóki nie usłyszała słów Wiccana. Wtedy właśnie przekierowała na niego swoje spojrzenie, mrugając nieco ślepiami. - Nie wiem jak w innych przypadkach, ale w moim możesz śmiało uznać, że o niczym nie wiem - skąd mogła, skoro trafiła tutaj przez... Własną ciekawość? Jednakże o tym on już nie wiedział... Przynajmniej nie teraz. Delikatnie wzruszyła ramionami, jedynie posyłając nieodgadnięte spojrzenie drugiemu jasnowłosemu, zanim ponownie skupiła się na poprzednim. Dobra, co ja właściwie robię? Udaję, że mam coś trochę pojęcia, a nawet... Nie powinnam tutaj być. Raczej nie. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Wto Lut 28, 2017 4:48 pm | |
| Powoli przesuwając wzrokiem po twarzach zebranych, Billy musiał powstrzymać cisnące mu się na usta ciężkie i pełne zrezygnowania westchnienie. Naprawdę nie przeszkadzało mu to, że ktoś nie mógł nic wnieść do rozmowy - po części nawet się tego spodziewał, choć po cichu liczył na to, że Kate zdążyła już jednak położyć jakieś fundamenty pod dalszą dyskusję, skoro wyraźnie kazała mu przetransportować do kryjówki ich wszystkich... Chłopak rozumiał więc brak informacji ze strony jednego z rówieśników, a tym bardziej przesyłał niewypowiedziane wyrazy współczucia ku drugiemu z obcych nastolatków - temu, który opróżniał właśnie na podłogę swój żołądek. Nie był to miły widok, dlatego Billy prędko uciekł od niego spojrzeniem, starając się ignorować to zajście. Odruchowo przestał też oddychać przez nos, aby przy okazji nie podrażnić własnego organizmu. Trudno, za chwilę to posprzątają... W ten czy inny sposób. Dobrze, że chociaż jedyna towarzysząca im teraz dziewczyna starała się zająć wymiotującym. Ona odpowiedziała już Kaplanowi na głos, a choć jej słowa oznaczały, że Billy będzie miał jednak więcej do tłumaczenia, niż początkowo przypuszczał, to z drugiej strony dzięki nim przynajmniej wiedział na czym stał... Na czym wszyscy stali. W związku z tym nastolatek kiwnął jej w podzięce głową. Tommy z kolei oczywiście musiał go trochę zirytować, choć o dziwo nie aż tak bardzo, jak zdarzało mu się to zazwyczaj. Być może przyzwyczajenie naprawdę robiło swoje, a może po prostu białowłosy tracił swój talent... Kaplan liczył na to ostatnie, bo taka zmiana ułatwiłaby życie całej drużynie, a nie tylko jemu samemu. Mimo to nie był przesadnie wybredny - pierwszą opcję również by przyjął. Dobro grupy stawiał wysoko, jednakże o pozostawanie na co dzień przy zdrowych zmysłach też musiał przecież dbać... - Zabrałem cię tutaj, bo Kate mi kazała, pamiętasz? Naprawdę, następnym razem nie tylko się na nią patrz, ale też słuchaj... - zasugerował, wymownie przewracając przy tym oczami, choć w lekko uniesionych kącikach jego ust kryło się delikatne rozbawienie... Wywołane rzecz jasna zadurzeniem Tommy'ego. Miał co do tego rację czy nie, tak czy siak warto było go odrobinę podrażnić tym pomysłem. A jeżeli nawet potraktował go przez to trochę niesprawiedliwie... To jego kopia chyba sobie na to zasłużyła. Tak, Kaplan zdawał sobie sprawę z tego, że Tommy słuchał słów Kate i na niektóre reagował, ale najwyraźniej część z nich jakoś mu umknęła - albo umyślnie je zignorował, aby mieć się do czego przyczepić. Podsumowując, wystawił się na to. - Ale tak, mam wieści. Ci z Runaways są równie mili i kochani jak ty, przynajmniej ich przywódczyni i chyba przywódca, bo reszta nie jest zła... Choć część bardzo nieśmiała i cicha. Zaproponowałem im współpracę, obiecali się nad tym zastanowić, ale nie wydawali się jakoś szczególnie zainteresowani, więc raczej nie mamy co na nich liczyć. W razie czego dostali mój numer - wyjaśnił, równocześnie rozłączając dłonie i przemieszczając je jednak na swoje biodra. Nie uczynił tego do końca świadomie, a kiedy się o tym zorientował, było już za późno na kolejną zmianę pozycji. Nie chciał od razu wycofywać się z tego gestu, aby nie podkreślać własnego zakłopotania... Bo póki co chyba nie było aż tak widoczne. Prawdopodobnie. Może. Taką miał nadzieję. Jedna kwestia została wyjaśniona, lecz pozostawało ich jeszcze całe mnóstwo - szczególnie zważywszy na to, że poza Tommy'm i może... Cóż, drugim Billy'm, reszta najwidoczniej nie wiedziała praktycznie nic. Kaplan nie był nawet pewien od czego powinien teraz zacząć tłumaczenie ich sytuacji, a nie pamiętał ile dokładnie wyjawiła już przy nim Kate. Chociaż... Może mógłby po prostu poruszyć właśnie same podstawy? - To... Nie wiem czy wszyscy znają wzajemnie swoje imiona? Żebyśmy to mieli z głowy: ja jestem Billy, od przed chwilą Wiccan, a moja wyblakła kopia to Tommy i nie łączy nas żadne pokrewieństwo. Kate została w parku. Poza tym mamy w drużynie jeszcze jakieś siedem innych osób, ale zajmują się teraz czymś innym. I razem tworzymy Young Avengers. To znaczy, od tej pory jeszcze z... Drugim Billy'm? - w tym momencie Kaplan rzucił okiem w stronę wymiotującego wcześniej chłopaka. Jego wyraz twarzy stał się przy tym trochę niepewny, głównie dlatego, że nie czuł się do końca komfortowo używając własnego imienia względem drugiej osoby. Do tego też będzie musiał dopiero przywyknąć.
|
| | | Lightningrod
Liczba postów : 58 Data dołączenia : 23/11/2016
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Sob Mar 04, 2017 11:46 am | |
| Billly zupełnie nie miał pojęcia kim są ci Runaways, a dopiero na ten fragment rozmowy udało mu się odzyskać możliwość zwracania uwagi na otoczenie. Wciąż było mu słabo i w sumie nawet trochę zgłodniał (chociaż po tym co przed chwilą zrobił nie miał ochoty jeść... Za to pozbycie się tego smaku z ust byłoby fajne). Ale jeśli to ktoś, kto mógłby im pomóc w tym, czym się mieli zajmować (oby to było pomaganie ludziom bez niepotrzebnego uszkadzania rzeczy i innych ludzi), to super. Był też świadom, że nie wywarł najlepszego pierwszego wrażenia i było mu z tym trochę źle, ale wszyscy - poza Sam - chyba postanowili to zignorować, więc chłopak pomyślał sobie jedynie "roll with it", wytarł usta i odpowiedział Wiccanowi. - Tak, też jestem Billy. Od przed chwilą Lightningrod. Tommy nie jest moją kopią - ani ja jego dla uściślenia, ale też nie łączy nas pokrewieństwo. Wyrzucił to z siebie zasłaniając usta dłonią, żeby za bardzo nie chuchać nieprzyjemnym zapachem. - Więc... Oprócz nas jest jeszcze siedmioro innych? - Zdziwił się. YA okazało się być całkiem liczną grupą - Czy oni też... Lubią eksplodować ludziom rzeczy w twarz? Ostatnie pytanie zadał dyskretnie wskazując na Tommy'ego. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station Wto Mar 07, 2017 3:13 am | |
| - Bardzo przydatna sztuczka – mruknął pod nosem na komentarz Sammy. Chociaż patrząc po tym, że jedna osoba się pochorowała to chyba Noiro nie będzie wykorzystywał swojej mocy. Może tamten chłopak źle znosi jakiekolwiek przemieszczenia? To mogłoby być bardzo problematyczne, gdyby musieli gdzieś uciekać i tamtemu znowu żołądek odmawiał posłuszeństwa. Czarnowłosy słyszał kiedyś, że takie wymioty mogą doprowadzić do odwodnienia. Zaczął więc grzebać w swoim worku w poszukiwaniu czegoś przydatnego, a dokładniej butelki wody. Po przegrzebaniu się przez ubrania, śpiwór, konserwy, sztućce i parę innych dupereli codziennego użycia, Noiro znalazł butelkę pół litrową. Do połowy pełną ale zawsze coś. Dobrze jednak, że dziewczyna coś postanowiła z Lightningrodem zrobić i trochę go wspomóc. Z drugiej strony trochę dziwne, że tylko ona tak zareagowała ale być może wynikało to z tego, że tamci się znają. A raczej to tak wyglądało z boku. Z drugiej jednak strony białowłosy speedster był dosyć agresywny, a swoją postawą prezentował brak jakiegokolwiek przejęcia się, że członek grupy ma problemy. Jakiś taki naturalny brak empatii, a może po prostu znieczulica jednak czego mógł się spodziewać po tamtej akcji w parku? Raczej nie tego, że nagle tamten zacznie świecić przykładem dobrej współpracy i dbania o kolegów z grupki. Niestety Rift Walker nie miał tyle charyzmy, by cokolwiek z tym zrobić. Nie wywierał żadnego nacisku na Wiccana, a podszedł bliżej Sammy i Billy’ego. Na ramieniu zwisał mu tamten tobołek, a w ręku trzymał butelkę wody. Może będzie ją musiał potem zdezynfekować, ale wymiotujący przynajmniej pozbędzie się tego paskudnego posmaku z ust i może jakoś sobie poradzi. Rifter tylko parsknął lekko śmiechem kiedy Wiccan wspomniał o słuchaniu Kate. No tak, w końcu coś było w tym, że jeśli chłopak widzi dziewczynę to jego uwagę w 80% może zaabsorbować coś innego niż jej głos tak długo jak mieści się w skali od 7 do 10. Mógł to być po prostu stereotyp, ale na chwilę obecną taka dogryzka była rodem z kreskówek puszczanych w niedzielny poranek. Jednak czarnowłose źdźbło trawy wolało nie wychylać się spod swojego kamienia i swój lekki uśmiech skryło za dłonią unikając przy tym kontaktu wzrokowego ze Speedem. A nóż coś głupiego by mu strzeliło do głowy i co wtedy? Niestety niezbyt wiele mu mówiła nazwa Runaways, ale jeśli byli tak mili i kochani jak Speed to nie chciałby ich spotkać. Prędzej czy później Walker by nie wytrzymał i wygarnął takiej grupce. Każdy ma swoje granice, nawet taka ostoja spokoju oraz niekonfliktowości. Ale przynajmniej nie palili się do współpracy, więc póki co jest spokój. Czarnowłosy nawet przez moment pomyślał, że taka grupka może być jak rodzina. Pełną hejtów i wewnętrznych sprzeczek, ale taką dbającą w pewien sposób o siebie. No, a wiadomo że w każdej znajdzie się czarna owca, więc zawsze będzie można wytłumaczyć niechęć wzajemnej pomocy jednego osobnika jeśli taki się pojawi. Nie miał za dużo czasu żeby zapoznać się z Kate, ale wydawała się równą osobą, bo tak naprawdę sama zgłosiła się do odwalenia dodatkowej roboty. Chociaż z drugiej strony mogła tamtych po prostu zostawić w parku, przywiązać do drzewa i po prostu zadzwonić na policję żeby ich zgarnęli. W sumie nie wiedział czemu tego nie zrobiła, a skoro Billy umiał robić cuda to z liną pewnie też dałby radę. W sumie teraz przyszła pora na przedstawienie się i o tyle imiona oraz ksywki nie robiły specjalnego wrażenia, to Young Avengers przykuło jego uwagę. - Young Avengers? Takie miniaturki Avengersów? Miniaturki bohaterów? – zapytał Noiro. Teraz miał w sumie zagwozdkę, bo nie wiedział czy w sumie nadaje się na bohatera, a w filmach i książkach takie spotkania zwykle owocowały tym, że główny bohater dołączał do grupki. Czy powinien przełamać ten schemat? Jeszcze nie wiedział, ale wypadało się przedstawić. Najpierw jednak spojrzał na Wiccana, który określił Tommyego jako swoją kopię, a drugi Billy również podobną rzecz zanegował. W ogóle zastanawiał się o co z tymi kopiami chodzi? Niby można wyglądać podobnie, ubierać się podobnie, ale raczej zachowanie nie pasowało. Dziwne by było jakby kopia wywierała presję na oryginał. Zanim Rift Walker się przedstawił, wręczył Lightningrodowi butelkę wody i dodał „nie musisz mi jej zwracać”. Oczywiście w kontekście tego co przed chwilą się działo mogło to zabrzmieć jak bardzo czerstwy żart ale na pewno nie był on zamierzony. - A ja jestem Noiro. Nie mam żadnej fajnej ksywki ani nie mam swojej kopii – tak warte podkreślenia, bo może tutaj ktoś mógł mieć uraz do kopii i po prostu trzeba było na wstępie zaznaczyć fakt posiadania swojego klona. Rift Walker w sumie nie musiał patrzeć na gest lub też dyskretne znaki. Tamta aluzja była tak jasna jak słoneczko w czerwcowy dzień i chyba jedynie betonowy sucharmistrz by jej nie załapał. Jednak chłopak postanowił dorzucić do tego swoje kilka groszy w nawiązując do pewnej akcji z hotelem, w którą i Miss America byli zamieszani. - I nie są żadnymi mackowatymi demonami, które nawiedzają hotele tworzą w nich podwymiary i pożerają kogo się da? – swoją drogą ta grupa wcale nie była mała chociaż spodziewał się, że będzie ich więcej. W końcu to miniaturki Avengers, a tamtych było jednak trochę więcej. Z drugiej strony mogło to zadziałać inaczej i mogli mieć mniej członków z racji bycia miniaturkami. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: The Abandoned Yonkers Power Station | |
| |
| | | | The Abandoned Yonkers Power Station | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |