|
| Texas Medical Center | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Texas Medical Center Czw Mar 17, 2016 11:16 am | |
| First topic message reminder :Największe centrum medyczne w Stanach Zjednoczonych oraz na świecie. Siedziba centrum znajduje się w Houston, w stanie Teksas, niemniej jednak kilka placówek badawczych znajduje się Galveston, na terenie tamtejszego uniwersytetu. W skład kompleksu wchodzi 49 instytucji zajmujących się różnymi dziedzinami medycyny, 13 szpitali specjalistycznych, dwie szkoły medyczne, 4 centra stomatologiczne, centrum nauk farmaceutycznych oraz zdrowia publicznego. Cały obszar, które zajmuje centrum medyczne jest łącznie większy niż centrum miasta Dallas. Corocznie Texas Medical Center jest odwiedzane przez 5 milionów pacjentów, w tym ponad 10 tysięcy wizyt pacjentów spoza Stanów Zjednoczonych. W 2010 roku Centrum Medyczne Uniwersytetu stanu Teksas w Galveston stało się oficjalnie częścią Texas Medical Center, a zarazem pierwszą instytucją tego typu w kraju włączaną w skład centrum znajdującą się poza granicami miasta Houston. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Re: Texas Medical Center Wto Maj 02, 2017 1:57 pm | |
| NPC Storyline - Daalkiin|ERT/JTF|Jinkusu Widząc brak reakcji ze strony kompanów - a raczej reakcję polegającą na wycofaniu się, Daalkiin wyszedł naprzód. Oczywistym było, że zostaną zmuszeni do rozpoczęcia walki, ze względu na mniejszą liczebność. Nie widząc dobrej drogi na przełamanie formacji przeciwnika, przy jednoczesnym zrujnowaniu całego otoczenia, oficer postanowił zachować się nieco mniej konwencjonalnie. Ostrza obu mieczy zostały wyłączone, a odrodzony przypiął klingi ponownie do pasa. Zacisnął następnie swe dłonie, ustawiając szybko lewą łapę z przodu, a następnie wykonując pchnięcie przed siebie obiema dłońmi, lekko pochylając przy tym sylwetkę naprzód. Efekt był natychmiastowy. Od Daalkiin wypłynęła fala energii telekinetycznej, która niewidzialna, pomknęła w przód, wyżłabiając ulicę pod sobą oraz z dużą siłą uderzając w dziewięciu przeciwników. Miecznicy zostali odrzuceni do tyłu. Główny cel, czteroręki, "zasłonił się" prawą ręką, unosząc ją do góry i powstrzymując uderzenie. Czarnofutry nie tego się spodziewał, jednak mieli już lepszą sytuację. Daalkiin sięgnął więc z powrotem po miecze, tym razem wyciągając tylko prawą klingę i uruchamiając jej ostrze. Lewa dłoń pozostawił wolną. Przeciwnik czekał, a miecznicy szybko zbierali się na nogi, chcąc ruszyć z powrotem do przełożonego.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Texas Medical Center Czw Maj 04, 2017 9:24 am | |
| Wilk skinął łbem na słowa psowatego kompana w zbroi. Z uznaniem przyjrzał się też energetycznym ostrzom na jego nadgarstkach. W Asgardzie ten rodzaj broni był dość popularny, on sam jednak wolał czuć ciężar oręża w ręku. Było w tym coś... adekwatnego. Zawsze czuł się nieswojo fechtując nieważką bronią. Mimo to znał jej możliwości i nie wątpił że właściciel ostrzy zna je także. O dziwo niby-człowiek w zbroi nie kwapił się zbytnio, żeby posłać kilka pocisków w stronę ich wrogów. Honor wojownika nie pozwalał mu oddanie strzałów jako pierwszemu? W takim razie po co nosił ze sobą taką broń? Nie pachniał strachem, więc co go powstrzymywało? Fenris już z trudem powstrzymywał przechodzenie z nogi na nogę w ekscytacji. Mógłby przypominać teraz ogara na łańcuchu, który tylko czeka, aby rzucić się na listonosza. Jeszcze chwila i nie wytrzymałby i samemu chyba natarł na wroga. Wtem Daalkiin niespodziewanie wyłączył swoje miecze i przytwierdził je sobie do pasa. Kapitulacja?! Było to tak dalece nieprawdopodobne, że wilk nie mógł w to uwierzyć, zwłaszcza że czuł wolę walki bijącą od czarnofutrego. Dopiero gdy oficer zaczął wykonywać ruchy dłońmi zrozumiał o co mu chodzi. Nie czekał na lepszą zachętę. Niemal od razu po tym jak Odrodzony wypchnął niewidzialną falę przed siebie, pognał za nią na przeciwników. Puścił się pędem wzdłuż rzędu budynków, aby jak najwięcej wykorzystać z efektu magii oficera. Liczył na to że przynajmniej kilku przeciwników dopadnie zanim zdążą zebrać się do odparcia go. Tak reagowała jego dawna mentalność. Szyk wroga rozbity. Szarża na wyłom była dla niego naturalną reakcją. Liczył na to że Rudy Mikołaj i cała reszta albo ruszą za nim, albo go w porę powstrzymają, bo ostatnie czego potrzebowali, to brak koordynacji. Dopiero w połowie dystansu wilk zauważył że główny stwór nic sobie nie zrobił z fali mocy, która ledwo wymusiła na nim uniesienie ręki. Nie wyglądało po nim żeby wymagało to od niego jakiegokolwiek wysiłku. Wilk wolałby dopaść podnoszących się z ziemi mieczników, jednak ulica była prawdopodobnie zbyt wąska, aby wyminąć czwororękiego stwora. Wilk nie mając więc innego wyjścia wykorzystał impet szarży aby uderzyć na jedynego stojącego jeszcze wroga. Liczył na to że klingi i jego siła wystarczą, aby zadać mu cios. Nie widział w jego wyposażeniu niczego, co mogłoby przypominać broń. Wilk wymierzył więc prosto w istotę. Pierwszy cios niósł z sobą impet całej szarży. Gdyby w jakiś sposób przeciwnik sparował, lub powstrzymał pierwszy atak, zaatakuje jeszcze drugim mieczem w głowę stwora. To i tak mógł być jedyny moment gdy mógł się do niego zbliżyć bez towarzystwa mieczników, warto więc było go wykorzystać. Niestety wróg dysponował dużo większym zestawem naturalnych broni niż wilk, więc jeśli atak zakończyłby się niepowodzeniem, o Fenris z powrotem zwiększyłby dystans, nie chcąc zbyt długo pozostawać w zasięgu dodatkowych kończyn i ogona. Do tego nie chciał stać na linii strzału gdyby Daalkiin miał w zanadrzu jeszcze jakieś sztuczki, lub gdyby człowiek z bronią palną się nagle ocknął. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Texas Medical Center Sob Maj 06, 2017 2:38 pm | |
| Dobra... Działo się. I to dużo. Bhun stał i analizował, obserwując wszystko. Nie wtrącał się, nie znał stosunków, nie chciał zaogniać sytuacji. Oklaski go zaskoczyły, jednak pozwolił oddać inicjatywę reszcie. Sam ustawił się na tyłach, z karabinem gotowym do strzału. Zasobnik pełny w połowie... Wystarczy, przeładowanie będzie szybkie. Kwalifikował cele, ustalał priorytety. Wszystko zależy, kto zaatakuje kogo. A wilk? Wychodzi na to, że są inne zmartwienia, niż on. Obserwując falę wysłaną przez dowódcę, zanotował na co uważać. Wybadać, jak przed czymś takim się bronić. Jak sama fala wygląda, jak działa. Lepiej się rozeznać, tak dla bezpieczeństwa. -Biorę jego towarzyszy-Powiedział na tyle, by towarzysze (Poza Fenrisem, który ruszył do przodu) usłyszeli. Natychmiast przykucnął dla lepszej stabilności, i wycelował. Wykorzystywał fakt, że powaleni wrogowie raczej nie zdają sobie sprawy. Dlatego celował w głowy. Gdy któryś jakimś cudem ominął pocisk, poprawiał. A co potem? Przyjrzał się, co czyni wilkowaty... Stał na linii strzału. Ostrożnie, powoli, Bhun z podniesioną bronią zaczął zachodzić wroga po łuku, by inia strzału się zwolniła. Gdy było bezpiecznie, wypalił. Był gotowy w każdej chwili rzucić granat, zdając sobie sprawę, że to raczej środek ostateczny. Ewentualnie zasłonę dymną dla ucieczki, oraz błyskowo-hukowy. Analizował stale sytuację, nie przerywając. Gdyby pociski zostały w jakiś sposób zatrzymane przez czterorękiego, np: Przez telekinezę, gotowy był zaprzestać prowadzenia ostrzału. Strzelać należy z głową, nie jak idiota. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Texas Medical Center Pon Maj 08, 2017 9:28 pm | |
| Przez moment Lis poczuł ten dreszczyk polowania. Ten pierwotny instynkt, który kazał wyczekiwać na moment zawahania ofiary zanim się na nią rzuci. Właśnie w tym momencie czuł się jak drapieżnik, który wyczekuje najmniejszego błędu ze strony swojej ofiary, tak by móc za pomocą kłów oraz pazurów przypuścić skuteczny atak. Nie sądził, by Daalkiin chciał kapitulować, Oficer raz, że był na to zbyt dumny w jego mniemaniu, a dwa wiedział najpewniej o tym co się stanie jeśli tamci ich dorwą, zresztą z tego co Rudy pamiętał to wróg raczej nie brał jeńców. Woleli najwyraźniej od razu pozbywać się problemu. Odrodzony dał Rhoshanowi właśnie sposobność do przeprowadzenia ataku, zwłaszcza, że Bhun zaoferował swoją skromną pomoc w likwidowaniu pomagierów wrogiego oficera. Lis momentalnie wyskoczył do przodu, by zaatakować czterorękiego za pomocą swoich ostrzy energetycznych. Miał nawet nienajgorszy plan jak na niego. Najpierw jednak musiał uniknąć ataku wrogiego oficera i tu zależnie jak było wygodniej. Jeśli to był sztych to uchylił się przepuszczając go obok siebie oraz gnając dalej w stronę przeciwnika. Jak zajdzie potrzeba to zasłoni się lub spróbuje sparować za pomocą ostrzy energetycznych i dopiero jeśli obrona przebiegnie pomyślnie to przejdzie do drugiej części planu. Wyprowadził najpierw prawego prostego wprost w korpus przeciwnika. W normalnych warunkach cios byłby po prostu bolesny, jednak kiedy na drugim końcu znajduje się ostrze to może okazać się nawet śmiertelny. Sęk był w tym, że nie aktywował ostrzy od razu, a w momencie kiedy były najbliżej opancerzenia. Tak, by trudniej było odczytać jego zamiary. Jeśli się nie udało, a miał jeszcze czas to wyprowadził kopnięcie z prawej łapy na łydkę przeciwnika, jednocześnie uchylając się przed jego ewentualnym cięciem, ciosem lub po prostu smagnięciem ogona. Wiadomo, że musiał również uważać na wstających pomagierów, którzy mogli mu zastąpić drogę, dlatego jeśli nadarzyła się taka potrzeba to Rudzielec odchylił się w bok jeśli zaatakowali go dźgnięciem lub cięciem pionowym. Złapał wtedy stwora za nadgarstek i szarpnął nim, by drugą ręką wbić mu pazury prosto w czaszkę. Oczywiście jeśli zaszła potrzeba to mógł się również nim zasłonić przed pozostałymi miecznikami co zresztą zrobi. Jeśli cięcie było poziome to lis dał nura w dół, by pochwycić przeciwnika za nogi i szarpnąć nim, wywijając praktycznie jak kijem oraz odrzucając w stronę reszty jego mieczowatych kolegów.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Texas Medical Center Sob Maj 13, 2017 8:59 am | |
| NPC Storyline - Daalkiin|ERT/JTF|Jinkusu Fenris ruszył jako pierwszy, początkowo planując obrać za cel mieczników, potem zmieniając jednak tor ataku - na czterorękiego. Przeciwnik nie wydawał się przejęty, nie zmienił nawet postawy. Wyczekiwał na zbliżenie się wilka, zamierzając skorzystać z samego ataku, który był przeciwko niemu wymierzony. Fenris chwycił bowiem za broń, leżącą na ziemi i zaszarżował na przeciwnika, który w tym wypadku - jak pozostali - tylko wyglądał na kruchego. Gdy więc znalazł się w zasięgu, czteroręki wybił, z poziomu ziemi, swój bardzo długi, zakończony ostrzem ogon. Ostrze lub też kolec, prawie niezauważalnie, poszybował ku górze i wbił się pod mostek czarnego wilka, stopując go swym impetem i przebijając się do góry - wychodząc z drugiej strony, z tyłu, przez kark. Wyprowadzony cios był na tyle precyzyjny, by przerwać rdzeń kręgowy wilka, tym samym pozbawiając go jakiejkolwiek kontroli nad jego własnym ciałem. Zaraz po nabiciu wilkowatego na otrze, czteroręki odmachnął ogonem i zrzucił z niego wilka, rzucając jego bezwładnym ciałem, niczym szmatą do podłogi, na ścianę najbliższego budynku. Bhunnikim skupił się w tym czasie na ośmiu miecznikach. Istoty, choć wymierzony w nich cios był silny, nie zamierzały się poddawać czy okazywać słabości. Dlatego też, miecznicy zaraz stanęli na nogi. Jednego z nich udało się trafić jeszcze na ziemi, pojedynczy pocisk jednak nie wystarczał. By przebić pancerz hełmu, po trzeba było średnio dwóch-trzech efektywnych trafień. To znacząco utrudniło sprawę, gdy przeciwnicy połapali się co jest grane i natychmiast ruszyli na Bhuna. Kolejnych dwóch udało się zdjąć, jednak nadal pozostawała piątka, która zaraz miała do niego dobiec. Tutaj, z pomocą przyszedł Daalkiin. Czarnofutry wyskoczył w kierunku przeciwników, unosząc się wpierw do góry, a następnie posyłając ku ziemi dwie fale uderzeniowe, które wgniotły trzech z nich w posadzkę. Jeden pozostał na nogach, a kolejnego znów udało się zdjąć Bhunowi. W tym momencie, oficer wylądował na jednym z mieczników, wbijając w jego plecy ostrzę miecza, które następnie przeciągnął po ziemi i szybkim doskokiem, pozbył się dwóch pozostałych. Po prostu rozciął ich, ciągnąć broń po ziemi. Pozostał jeden na nogach, którego czarnofutry oficer postanowił załatwić w nieco inny sposób. Zamiast atakować bezpośrednio lub czekać na atak, odrodzony chwycił ostatniego miecznika swą mocą, podobnie jak wcześniej Fenrisa. Tym razem jednak, uniósł swą lewą dłoń, a następnie zamknął ją w pięść, zgniatając przy tym przeciwnika. Puścił po tym truchło wroga, pozwalając mu opaść na ziemię, a samemu skupił się na ostatnim wrogu. W międzyczasie, Rhoshan postanowił spróbować ataku na wrogiego oficera. Bardziej zachowawcza próba podejścia do przeciwnika, zaowocowała dość pozytywnie. Przeciwnik wpierw spróbował zrobić z lisem to, co z wilkiem, jednak tutaj rudy zdążył zejść z linii natarcia, które wymagało dodatkowego zasłonięcia się ostrzami energetycznymi. Gdy ogon spudłował, wróg od razu chciał bić nim w bok, co było naturalne. Ostrza energetyczne bez trudu powstrzymały uderzenie, a densorin poczuł jedynie, jak grunt mu się pod łapami przesuwa. Zapewne mogłoby to być mniej przyjemne, gdyby nie organiczny pancerz, chroniący spód jego łap. W dalszej części, parując cios przeciwnika, lis mógł przystąpić do realizacji swojego planu. Prawa ręka musiała wyprowadzić cios po okręgu, a nie prosty, jednak atak był możliwy. Tutaj jednak wróg zmienił swoją strategię, jego prawa, dolna ręka - przechwyciła przedramię lisa, zanim ten zdążył sięgnąć celu... przynajmniej pięścią, bo ostrze zdołało dotknąć przeciwnika. Problem był jednak inny, HUD pancerza Rhoshana, pokazał mu, że ostrze nie wysunęło się do końca. I tak było, bowiem broń zatrzymała się na obiekcie, którego nie mogła przebić. By się nie przeładować, ostrze nie naciskało dalej, lecz wyrzuciło komunikat o błędzie. Oczywiście lis mógł kazać broni nacierać dalej, ryzykując przeładowanie. Zanim było to jednak możliwe, rudzielec został ściągnięty w dół, za pomocą jednej tylko ręki - przeciwnik przewalił go na bok, na ziemię. Uniósł następnie swój ogon i postanowił wyprowadzić prosty cios, pchnięcie ostrzem na końcu. W tej pozycji Rho miałby problemy, jednak nadal nie był tutaj sam. Daalkiin szarpnął lewą ręką przed siebie, wpierw uderzając energią telekinetyczną w przeciwnika, zwłaszcza w jego ogon - choć nie zrobiło to na nim wrażenia, to dało mu tą sekundę. Sekundę, podczas której czarnofutry chwycił swą energią Rhosha, a następnie szarpnął nim do tyłu, podciągając go po ziemi do siebie. Czteroręki wyprostował się tylko, czekając na ich dalszy ruch. Tutaj reakcja oficera The Core mogła być zaskakująca, jednak nie wykorzystał on otwartej sytuacji, by zaatakować. Obserwował, wyraźnie analizował, jakby coś mu nie pasowało. Zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Elektronika, wszelakie przedmioty energetyczne, zaczęły szwankować. Pancerze zaczęły się wyłączać, ISAC pokazał Rhoshanowi informację o przeładowaniu systemu oraz wymaganym restarcie, co z resztą urządzenie uczyniło. W przypadku Bhuna, cały jego energetyczny sprzęt po prostu wysiadł, wyłączył się oraz przepalił. Włączone ostrze, które trzymał Daalkiin, również się wyłączyło. Zostało przy tym zakłócone, wyraźnie, jakby doszło do uszkodzenia. Bio-nanitowy pancerz, który miał lis, również odczuł skutki dziwnej sytuacji. HUD całkowicie się wyłączył, ISAC zrestartował się i pokazał informację o utracie kontaktu z centralą. Energetyczne ostrza przestały działać, komputer szukał możliwości połączenia. Chwilę później, pancerz zaczął się składać. Dosłownie, poczynając od łap i dłoni, przez całe kończyny, aż dotarło do korpusu oraz zeszło z łba - pancerz lisa po prostu zniknął, przesuwając się po jego ciele w stronę ISACa. Opancerzenie po prostu się złożyło, wyłączyło. Chwilę potem, dwa, aktywne jeszcze ISACi lisa oraz odrodzonego - odebrały sygnał. Ledwo słyszalny, jednak zrozumiały, puszczony przez głośnik. -... stkich jednostek ... ... ... natychmiast opuścić ... ... powtarzam... - Zakłócenia ustąpiły na chwilę, pozwalając na lepszy odbiór wiadomości. -CJTF Omega 5-1 do wszystkich, którzy odbierają tą wiadomość. Natychmiast opuścić teren Houston, ładunek strategiczny... Po tej wiadomości, nie było już czasu. Przeciwnika otoczyła pomarańczowa energia, w której jego sylwetka całkowicie zaniknęła. Wzrósł natomiast rozmiar... kuli? Która powstała w miejscu, w którym stał przeciwnik. Zaraz po tym, otoczył on całą okolicę pomarańczową barierą. Nie minęła nawet sekunda, a dwie przecznice dalej, doszło do potężnej eksplozji. Całą okolicę przeszył potężny huk oraz wstrząs, wszystko poza barierą zrobiło się białe - jakby znajdowali się w środku gwiazdy. Cała grupa została momentalnie oślepiona, ich pozycja wskazywała na epicentrum eksplozji. Jednak bariera zdołała ich ochronić. Eksplozja trwała przez około pół minuty, podczas której nie bardzo mogli się poruszać. Światła było za dużo, na temperaturę również nie można było narzekać. Gdy cała fala uderzeniowa wybuchu przez nich przeszła, zniknęła bariera, za którą stali. Pozostała tylko zgromadzona energia, w miejscu w którym stał ich przeciwnik. Ochronił ich... czyżby chciał samodzielnie dokończyć tą walkę? Inną kwestią było to, co zobaczyli. Gdy bariera upadła, po Houston nie pozostało nic. Miasto całkowicie zniknęło. Jedynie pas wypalonej, czarnej ziemi. Zniknęły budynki, maszyny na ziemi i w powietrzu, istoty żywe - wszystko. Jedynie momentami, dało się dostrzec jakieś niezniszczone do końca gruzy. Nie było nawet zapachu spalenizny, wszystko odparowało. ISACi natychmiast przechwyciło transmisję, czytelną lecz przeplataną zakłóceniami w tle. -CJTF do HQ i jakichkolwiek przyjaznych jednostek! Potrzebujemy pomocy! Duże straty! Jakakolwiek jednostka sojusznicza, potrzebujemy pomocy medycznej! -Pazur 1, CJTF Actual, uwaga. Siły w mieście poniosły ogromne straty. -Powtarzam, jakakolwiek sojusznicza jednostka-- -CJTF, Core Actual. Przygotowujemy siły ratownicze, jednak musicie pozostawić czysty kanał. Tutaj transmisja urwała się. Problem tej grupy nie został jeszcze rozwiązany. Zaczęło się od Daalkiina, któremu wpierw z dłoni wysunęła się uszkodzona klinga miecza. Zaraz po tym, oficer osunął się na ziemię, przewracając się na plecy, jeśli nie został przez nikogo przechwycony. Rhoshan był raczej świadom, że w ciele odrodzonego znajdowały się maszyny, które musiały ulec dość poważnej awarii. To wywołało reakcję jego organizmu, znaczne osłabienie - na tyle, by po prostu padł na ziemię w miejscu, w którym stał. Poza Daalkiinem, grupie pozostał problem energii, która zaczęła przybierać na powrót... "zwykłą" formę. Tym razem jednak, istota która zaczęła się formować, różniła się od wcześniejszej postaci. Przede wszystkim wzrost, trochę ponad dwieście sześćdziesiąt centymetrów. Prawie pół metra więcej, od czterorękiego. Jeśli o kończynach mowa, zamiast czterech rąk - pojawiły się dwie. Do tego dwie nogi, których nie wieńczyły buty pancerza, lecz łapy, zakończone pazurami. Tak samo na końcówkach dłoni, pojawiły się dodatkowe, długie pazury. Ogon przestał być tak długi i smukły, zamiast tego pojawiło się więcej masy. Hełm zniknął, a na jego miejscu pojawił się łeb, który pokryte jeszcze energią, już przypominał coś podobnego smokowi. Z ciała, na grzbiecie, karku, przedramionach czy ogonie - powyrastały kolce. Sama sylwetka zrobiła się znacznie bardziej masywniejsza, umięśniona. W końcu energia zniknęła, a grupce ukazała się pokryta szaro czarnymi łuskami POSTAĆ. Ślepia stworzenia świeciły w kolorach pomarańczowo-płomiennych, podobnie jak jego pazury. Stanął on na ziemi, jego sylwetka zdradzała dużą siłę, pewność siebie. Był to nikt inny, jak znany tutaj - tylko Rhoshanowi - Sunad. Zdradzieckie widmo, odpowiedzialne za masakrę na Densoirnie. Inwazję, zniewolenie, wszelakie cierpienia. Teraz coś podobnego uczynił Ziemi, choć na mniejszą skalę. /Czas dokończyć, co rozpocząłem dawno temu./ Rzucił stwór, a jego słowa słyszalne były w myślach całej czwórki. Telepata, jak na widmo przystało. Przez całe jego ciało, przeszła płomienna energia. Stwór obnażył swe pazury, ukazując je i szykując się do zakończenia swojego teatrzyku. Kiedyś dał Rhoshanowi żyć, co było błędem, który zamierzał teraz naprawić. Podobnie z resztą miała się sprawa rozliczenia z Daalkiinem.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Texas Medical Center Pon Maj 15, 2017 1:32 pm | |
| Wilk biegnąc spodziewał się że siła, która posłała mieczników daleko w tył wywrze większy skutek na czterorękim. Wolał zakończyć to jednym szybkim ciosem, bo przedłużająca się walka mogłaby pójść na jego niekorzyść. Jakież było jego zdziwienie gdy przeciwnik nie tylko błyskawicznie otrząsnął się z ataku Daalkiina, ale jeszcze zdążył wyprowadzić atak nim Fenris zdążył jeszcze zadać swój. Oszołomiony wilk ledwo zdążył zauważyć kątem oka uniesioną w powietrze końcówkę ogona wroga, a co dopiero odskoczyć, czy nawet zmienić trajektorię skoku. Nagły błysk bólu przeszył ciało Asgardczyka. Stracił kontakt z całym światem. Nie była to zwykła utrata przytomności lecz swojego rodzaju przeładowanie jej. Każdy zmysł zaalarmował jednocześnie o kaskadach bólu nie do zniesienia. Normalna osoba zmarłaby zanim doświadczyła czegoś takiego, jednak wrodzona odporność wilka i moce szybkiego leczenia utrzymały jakoś jego świadomość przed opuszczeniem ciała. Ledwo. Tego że uderzył o ścianę budynku nie czuł nawet, gdyż wszystkie połączenia nerwowe były przeładowane raną na karku. Siedział teraz pozbawiony kontroli nad ciałem, niczym szmaciana lalka, którą ktoś niedbale oparł o półkę z zabawkami. Nie był pewien co działo się potem. Widział przed oczami tylko krwawą mgłę i światło. Gdy wszystko zgasło, a wilk odzyskał władzę przynajmniej nad zmysłami okazało się że poza przecznicą na której toczyła się walka nie pozostało nic poza wypaloną glebą. Nie wyczuwał już obecności tylu żywich istot, która była charakterystyczna dla Midgardzkich miast. Nie wiedział skutkiem czego był ten przedziwny atak. Jak długo był nieprzytomny, że wokoło zdążyło wykonać się tyle zniszczeń? Nagle wszystko stało się jasne. Nigdzie nie widać było czwororękiego stwora, zamiast tego na środku ulicy stał potężny jaszczur. Bez wątpienia kolejne widmo. Ile ich tu jest? Po czyjej stronie jest to? Pytania rodziły się w głowie wilka. Daalkiin wyglądał na rannego, Rudy Mikołaj porzucił swój pancerz z niewiadomego powodu. Dopiero po wypowiedzi widma wilk dodał dwa do dwóch. Ogarnęło go straszne poczucie bezradności gdy zdał sobie sprawę że znowu szarżował na widmo, tym razem ukrywające się pod iluzją wrogiego oficera. Mógł się tego spodziewać gdy wyprowadziło mu cios, który ledwo zauważył. Ostatnio taką prędkość walki widział właśnie w wykonaniu widma. A on chciał to zakończyć jednym szybkim ciosem. Płonne nadzieje. W każdym razie wyglądało na to że wylądowali na pastwie widma, które widocznie bawiło się swoją zdobyczą. Fenris nie mógł mu się dziwić, sam zwykł zachowywać się w podobny sposób. Wilk powoli odzyskiwał władzę w członkach. Strzepnął z siebie resztki gruzu i powoli dźwignął się na kolana, a potem na nogi. Nie było dokąd uciekać. Wygląda na to że pozostało walczyć. Teraz jednak nie był w stanie. Miał pewien pomysł, ale musiał złapać w międzyczasie trochę sił. Miał nadzieję że rudy mikołaj kupi mu trochę czasu. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Texas Medical Center Sob Maj 20, 2017 8:00 am | |
| Przeciwnicy zdjęci, tymczasem reszta zajęła się dowódcą. Mamy szanse, coś może wypalić...~ Myśli Bhuna zdawały się optymistyczne. Dopóki jego towarzysz nie poleciał na ścianę. Niezbyt wesoło. Nawet BARDZO niewesoło. Zwłaszcza że rudy poleciał na ziemię. Gdyby nie reakcja ich dowódcy, mieliby jedno truchło. Dobra, załadował nowy zasobnik energetyczny do karabinu, i przykucnął, gotowy do strzału. Odczyty na hełmie zaczęły szaleć. Coś się działo z elektroniką, a nigdzie nie było widać urządzenia za to winnego. Karabin tak samo, zaczęły skakać po nim iskry. O rzutnikach holograficznych możemy zapomnieć. Jest jeszcze mniej wesoło. ~ Nikt ci nie obiecywał wakacji.~ Pomyślał Barytf. Czyli jedyną bronią pozostaje nóż... Jak za starych, dobrych czasów. Usłyszał transmisję... Zatem tak się to zakończy. Zginie w epicentrum ładunku strategicznego, na obcej planecie. A mówili, nigdy nie zgłaszaj się na ochotnika... Pojawiła się bariera, której źródłem zdawał się ich przeciwnik. Intrygujące... zmiana stron? Nie miał czasu tego rozbierać na czynniki pierwsze. Otoczyła ich światłość niczym po wybuchu granatu błyskowego. Tylko DUŻO jaśniejsza. A temperatura... Bariera opadła, powalając Bhunnikinowi rozejrzeć się po mieście. To... Ono całe zostało zniszczone. Skojarzenia z Schins nasuwały się same. Więc przed wojną nie uciekniesz... A tyle ludzkich istnień zostało straconych. Dlaczego? Pierwsza bitwa zawsze jest o sprawę. Ale każda następna, o chwałę króla, imperatora czy kto tam by dowodził. Zawsze tak jest. Przeciwnik, który przybył... Czy przybył to właściwe słowo? Bardziej chyba ujawnił. Wracając, definitywnie był on dużo trudniejszy do pokonania od poprzedniej formy. Coś mówiło Bhatgenowi, że nieważne co by na niego zrzucić, on przetrwa. Przeczucie... albo żołnierski pesymizm. Telepatia? Tego brakowało. Zatem wszystkie ich działania zostaną przewidziane i powstrzymane. No nic, trzeba zrobić. Zapewnić szansę wycofania się reszcie, pozwolić przetrwać jak największej ilości osób. Czyli ich czwórce. Kwartet trupów. Podbiegł do dowódcy, który upadł na ziemię. Nie wnikał, dlaczego padł. Spróbował go podnieść i zarzucić na ramiona (chwytem strażackim, dla szczegółów). Jeśli nie dałby rady, bo byłby za ciężki, położyłby go na ziemi i pochwycił pod ramiona, chcąc odciągnąć go jak najdalej od wroga. Nie było osłony, ale może kupi mu tym trochę czasu. A nóż zdarzy się cud... Licz na cuda, ale na nich nie polegaj. Zatem Bhun robił co mógł, by odciągnąć rannego (a może i martwego? Oby nie) dowódcę na bezpieczny dystans. Z całej siły, krok za krokiem. Drugim towarzyszem zajmie się później. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Texas Medical Center Nie Maj 21, 2017 11:25 pm | |
| Rudy miał już trochę doświadczenia z niepozornymi przeciwnikami, którzy mogą zaskoczyć siłą oraz sprawnością bojową. Parę bolesnych upadków nauczyło go, by nie sugerować się samym wyglądem wroga. Wszakże widma mogły przybrać podobne do niego rozmiary, a wiadomo że są zdecydowanie sprawniejsze fizycznie zaś taki Daalkiin chociażby dawał sobie radę z Sunadem. No może ciężko powiedzieć, że dawał radę ale przynajmniej nie zginął do momentu przybycia Nodina a to jest już osiągnięcie. Gorzej sobie poradził Fenris, który zaatakował obcego i momentalnie został zneutralizowany. Właśnie z tego powodu lis uważał na ogony wszystkiego co nie jest futrzakiem, a ma ostrą końcówkę tej części ciała. Zwłaszcza pamiętał tamto leciutkie klepnięcie, które zafundował mu jego mistrz. Jakby czymś takim oberwał człowiek to pewnie skończyłby rozgnieciony na ścianie. Na szczęście w trakcie walki strzelec jakoś się odnajdywał i Rhoshan nie musiał mu póki co zapewniać osłony przez co mógł skupić się na walce z wrogim oficerem. Sztuczka z ogonem nie wyszła, aczkolwiek nawet coś tak cienkiego miało sporo krzepy sądząc po tym, że grunt się Rhoshanowi osuwał pod nogami. Kombinezon, który miał na sobie na pewno redukował też uderzenia oraz ich skutki. W normalnych warunkach pewnie by miał problem z zachowaniem równowagi lub był solidnie obity, a łapy starte od asfaltu po którym sunął. Niestety jego plan nie do końca się powiódł, a ryzykować ostrza nie było warto. Jeśli teraz się nie przebiło to i dalsze naciskanie nic nie da, a jedynie straci oręż, który może być potrzebny potem. Tutaj po raz kolejny zostało udowodnione, że nie należy szacować siły przeciwnika po jego gabarytach. Mimo swojego patyczakowatego wyglądu, oficer był w stanie przewrócić wielkoluda, który już szykował się do przetoczenia na bok. Stało się to możliwe dzięki temu, że Daalkiin mu pomógł jednak nie było teraz czasu, by sobie dziękować. Lis szybko się podniósł z gleby i już szykował się do odparcia kolejnego ciosu, jednak stało się coś dziwnego. - Co jest… - wymamrotał obserwując jak jego HUD oraz ostrza wariują, a ISAC, który do tej pory był sprzętem nie do zdarcia nagle wymagał restartu. Tyczyło się to również towarzyszy Rhoshana, jednak ten zdawał sobie sprawę z jednej rzeczy. Zdecydowanie takie coś mocniej odczuje oficer, którego ciało wspierane było nanomaszynami. Jeśli w tym momencie 90% z nich padło to tak jakby tamten stracił większość swoich funkcji życiowych. Na pewno to odczuje, a do momentu ponownego uruchomienia nanobotów tamten może być niezdolny do walki. Wynikało z tego, że aktualnie lis został z Bhunem na polu bitwy i jako tako obaj mieli możliwość walki. Futrzak został właśnie pozbawiony pancerza, a myślach przemknęło mu „mogłem się słuchać Nodina i próbować coś ugrać o własnych siłach. Chociaż pewnie bym skończył jak ten wilk”. Z drugiej strony może coś da się ugrać jak ISAC zrobi restart systemu. Pytanie tylko ile mu to zajmie? Czerwonofutry nadstawił uszy słysząc komunikat, który nadawano przez ISAC’a. Nie brzmiał dobrze, mało tego wyglądało na to, że najpewniej to będzie ostatnia transmisja jaką kiedykolwiek odbierze. Pozostało mu tylko być złym na samego siebie, że znowu umrze i każdy z jego bliskich ponownie będzie musiał przechodzić przez ten ból jakim jest strata rodziny bądź przyjaciela. Żałował również, że w swoim życiu zrobił tak mało. Odruchem było zasłonięcie głowy łapami zwłaszcza widząc pomarańczową kopułę, która zmierzała w jego kierunku. Chwilę później Rhoshan odczuł ten wstrząs, wibracje a światło oślepiło go. Zamknął od razu swe ślepia i upadł na kolana zatykając uszy, by chociaż trochę zredukować efekt eksplozji. Czuł ten gorąc, a zarazem huk eksplozji dudnił w jego łbie. Miał wrażenie, że zaraz od tego wszystkiego pęknie mu czaszka jednak po kilku chwilach wszystko się uspokoiło. Pozostała za to bariera, w której byli. Dokładnie ta, którą postawił wtedy tamten oficer. Jaki miał cel w utrzymaniu lisa i reszty przy życiu? Czyżby chciał pojmać ich jako jeńców i przesłuchać? Rudzielec rozejrzał się po okolicy, która była wypalona. Z miasta nic nie pozostało, a jedyne co przychodziło mu do głowy to dokładnie taki sam ładunek jaki został dostarczony tamtym samolotem. Tyle, że najpewniej mocniejszy i oni akurat byli w epicentrum tego wszystkiego. Na dodatek sugerowało to mniej więcej możliwości wrogiego oficera, który dał radę powstrzymać wybuch o podobnej skali. Czy mieli jakieś szanse? Pewnie nie, ale Rho był zbyt dumny by się poddać i złożyć broń. Nawet jeśli sytuacja byłaby beznadziejna to on będzie walczył do końca. ISAC nadal działał, a to oznaczało że można z niego jeszcze skorzystać. Również z reszty sprzętu, który oferował. Sprawdziły się również najgorsze przeczucia lisa. Daalkiin osunął się i był osłabiony, a na dodatek sfera zaczęła wracać do swojej postaci. Ciut innej, aczkolwiek dobrze znanej bo spotkanej już dwa razy. Raz w wizji, a drugi na żywo w Świcie. Rudzielec zacisnął kły oraz powstał stając w lekkim rozkroku. Miał przed sobą widmo, dokładnie to, które powinno już dawno być martwe. Należało się śpieszyć z reakcją. Wydał urządzeniu komendę, by jak najszybciej nałożyło na niego pancerz. Do najbliższej jednostki wysłał jedynie krótką wiadomość o treści „Sunad”. - Ile razy trzeba cię zaj***ć byś w końcu zdechł? – wycedził przez kły będąc już zirytowanym, że po raz kolejny Widmo uciekło grabarzowi spod łopaty. Kątem oka zerknął na Bhuna, który próbował odciągnąć Daalkiina. Przeanalizował sytuację i najsensowniejszym wyjściem byłoby wyciągnąć stąd oficera. Fenris i tak nie będzie w stanie iść samemu, a oficer jest zdecydowanie ważniejszy strategicznie. Zresztą była jeszcze kwestia, że jeśli Sunad go nie zabije to zrobiłby to Nodin jeśli tylko by się wycofał. Brawura lisowatego została również częściowo zastąpiona przez strach. Właśnie zostali przyparci do muru, a na uzbrojenie pewnie nie można liczyć. Jedyne co pozostało to fizyczne umiejętności lub granie na czas. Trudno jednak będzie opracować jakikolwiek plan w obecności telepaty. - Żebyś się tylko nie przeliczył tak jak na Densorinie – lis nie zamierzał się poddać od tak. Jeśli dałby radę nadążyć za Widmem to spróbowałby uchylić się przed ciosem z pięści lub schylić się pod nim, a następnie złapać go za rękę i próbować przerzutu. W wypadku ataku ogonem jeśli nie był to sztych to została próba odskoczenia w tył przed nim. Łapanie nie wchodziło w grę, ani tym bardziej przeskoczenie nad tym. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Texas Medical Center Sob Maj 27, 2017 6:48 pm | |
| NPC Storyline - Daalkiin|ERT/JTF|Jinkusu|Sunad Rhoshan nie miał szczęścia do pancerzy. ISAC odmówił oddania bionanitowego opancerzenia. Może nie tyle odmówił, co nie był w stanie wykonać polecenia. Struktura pancerza została poważnie naruszona w tak wielu miejscach, że nie nadawał się on do dalszego użytkowania. Dlatego, został po prostu złożony. Urządzenie potwierdziło natomiast wysłanie wiadomości, choć nikt nie odezwał się z informacją, jakoby ją odebrał. ISAC nie bardzo był w stanie potwierdzić, że informacja w ogóle do kogoś dotarła. Ze względu na problemy z łączem, komputer posłał ją na wszystkich możliwych kanałach oraz stacjach energetycznych, jak również pod-przestrzennych. Osoba postronna, która odbierze to hasło - i tak niczego nie zrozumie. Tylko pojedyncze słowo, które dla niewtajemniczonego, nie oznacza dosłownie nic. Sunad przez kilka sekund, od pojawienia się, lewitował nad ziemią, jakieś 5-10 centymetrów. Dopiero po tym krótkim czasie, jego łapy dotknęły ziemi, rozrywając przy tym asfalt, który pozostał nieuszkodzony, znajdując się wewnątrz pola. Gdy tylko stanął na ziemi, ponad dwu i pół metrowy stwór, ruszył przed siebie powolnym krokiem, centralnie ku Rhoshanowi. Przy każdym jego kroku, pazury rozdzierały posadzkę pod łapami widma. Odgłos był dość nieprzyjemny, zwłaszcza, gdy docierała świadomość, jak łatwo zatapiały się one w asfalcie. Bhunnikim spróbował nieuważnie podejść do Daalkiina oraz Rhoshana, całkowicie ignorując obecność przeciwnika. Sunad nie zamierzał pozwolić przemieścić oficera, tak więc gdy tylko kosmita zbliżył się do czarnofutrego, uderzenie telekinetyczne rzuciło nim, niczym szmacianą, lalką w drugą stronę. Siła uderzenia była na tyle duża, by zapewnić mu nieprzyjemne lądowanie na wypalonej ziemi, ja również uszkodzić pancerz, doprowadzając do pęknięć w wielu miejscach od prawej strony, na całej długości. Od nóg, przez korpus i ramiona, nawet na hełmie. Przeciwnik zdrowo nim trzepnął, nie wykonując przy tym żadnego gestu. /Wystraszony reakcją swego pana? Nodin zawsze wami gardził./ Odparło widmo, nie komentując natychmiast kolejnych słów rudzielca. Zamiast tego, okryte czarno-szarymi łuskami widmo ruszyło z nogi i z doskoku wykonało zamach prawą pięścią na Rhoshana. Densorinowi udało się wykonać unik, a nawet pochylić i przechwycić ramię łuskowatego, by móc wykonać przerzut. Tutaj pojawił się jednak problem. Stwór stanął gwałtownie w miejscu, zapierając się łapą i tyle było z rzutu. Próba pociągnięcia widma, po prostu nic nie dała, Sunad nie drgnął. Problemem były dwie kwestie. Fakt, że widmo było wyższe, przez co trudniej było taką technikę wykonać. Drugim problemem była różnica w sile oraz masie obu osobników. Co Rhoshan od razu poczuł, jak na widmo przystało, przeciwnik ważył dobre dwie tony. Sunad nie czekał również, aż lis będzie miał szansę zmienić zdanie i uciec lub spróbować czego innego. Zamiast tego, gad szarpnął ręką, którą trzymał Rho, w dół, ściągając ją na jego korpus. Tym ruchem, przeciwnik objął Rhoshana za klatkę piersiową po skosie, a dla pewnego chwytu, zatopił swe pazury w lewej, dolnej części brzucha lisa, podwijając je od razu do góry niczym haczyki. Trzymając tak densorina, widmo szarpnęło go do tyłu i przycisnęło jego grzbiet do swego korpusu, uniemożliwiając proste wyrwanie się. Później zrobił coś, czego mało kto mógł się spodziewać. Sunad obnażył swe kły, a następnie szybkim ruchem sięgnął nimi ku karkowi Rhoshana, wbijając swe kły głęboko pod skórę rudzielca. Rho poczuł przeszywający, wręcz paraliżujący ból w karku. Ciepła krew niemalże natychmiast zaczęła spływać w dół po jego ciele. Jakby tego było mało, lewą - wolną - rękę, przeciwnik przemieścił pod pachą lisa, wbijając ją w lewą pierś rudego, a następnie powoli schodząc pazurami coraz niżej. Nie miało to żadnego konkretnego celu czy zabiegu, poza wywołaniem dodatkowego bólu. Był jeszcze jeden "szczegół". Densorin mógł poczuć, jak zaczyna słabnąć. Nie było to nagłe czy natychmiastowe, lecz powolne i miarowe. Jakby coś odbierało mu siły życiowe. Może nie coś, a ktoś, kto doczepił się do niego niczym pijawka. Niby Sunad sam zakleszczył się w tym uchwycie z lisem, jednak pazury prawej dłoni zostały wbite pod skórę na brzuchu, wsunięte dodatkowo do góry. Próba ich wyrwania, może skończyć się wyciągnięciem organów na zewnątrz - lub przynajmniej ich odsłonięciem. Pozostawała jeszcze kwestia kłów wbitych w kark, gdzie szarpanie mogłoby się zakończyć dla lisa podobnie - lub gorzej - niż dla Fenrisa. Plus tej sytuacji był taki, że Daalkiin otworzył oczy i natychmiast zrozumiał co się dzieje. Łapiąc gwałtownie wdech, oficer szarpnął się na bok, by potoczyć się po ziemi niczym beczka, z dala od Sunada. Potrzebował zwiększyć dystans, a gdy po dwóch-trzech sekundach udało mu się to uczynić (w tym samym czasie, kiedy Rho był atakowany), oficer podniósł się do góry, szarpiąc się i padając zaraz na kolano. Oparł się o nie obiema dłońmi, zabierając się na przedramionach oraz biorąc ponownie głębszy wdech. Odrodzonemu powróciła świadomość, jednak nie sprawność. Nie atakował jeszcze, nie chciał działać impulsywnie.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Texas Medical Center Nie Maj 28, 2017 8:17 pm | |
| Wojowik Densorin przyjął wyzwanie. Stanął do walki z jednym z niezwyciężonych. Nie wydaje się żeby ktokolwiek z tu obecnych miał jakiekolwiek inne wyjście. Próba ucieczki skończyła by się zapewne w ten sam sposób. Tak przynajmniej, jeśli ktoś odnajdzie ich zwłoki, zobaczy że żadna z ich ran nie została zadana w plecy. Wśród walczących nie było tchórzy. Z początku lisowi nieźle szło. Szybko jednak okazało się że przed nieuniknionym nie da się uciekać w nieskończoność i dobra passa dzielnego wojownika skończyła się. Całe szczęście, okazało się że wilk i widmo nie różnią się bardzo od siebie. Zamiast szybko rozprawić się z rudzielcem i oszczedzić mu bólu, ten wolał zadawać śmierć powoli. Wilk szedł o zakład że widmo rozkoszuje się tą chwilą, tym bardziej ze wyglądało na to że obydwu łączy wspólna historia. Lis mógłby może i nie podzielać teraz tego zdania, ale w tej sadystycznej skłonności ich oprawcy, którą zresztą wilk tak dobrze rozumiał, widział ich jedyną szansę wyjścia stąd żywym. Tym bardziej że chwilowo stwór miał zajęte ręce i kły. Jeśli Fenris nie zaatakuje teraz wróg skończy z lisem i będzie w stanie poświęcić pełną uwagę wilkowi. Należało więc działać. Fenris podniósł raz jeszcze swoje bronie. Wydawały się być śmiesznymi zabawkami w porównaniu z siłą Urkyn'Vareis. Nie godził się jednak na to, żeby bezczynnie stać i czekać na śmierć. Opowiedział się już po stronie The Core. Nie było już odwrotu. Nie miał co liczyć na łaskę widma. Wstał i zważył raz jeszcze w dłoniach wagę obydwu przedmiotów. To było to. Chwila ostateczna. Wilk ruszył do przodu, już nie tak szaleńczo jak ostatnio. Walczył z wrogiem którego nie sposób lekceważyć. Na jego korzyść świadczył fakt że stwór był zajęty rudym wojownikiem. Telepatyczną moc skupił zaś właśnie na człowieku, który przybył tu z nimi. Wilk nie był pewien ile wysiłku zajmuje widmu taki atak i ile czasu potrzebuje na wyprowadzenie go ponownie. Podejrzewał że niewiele. Na jego niekorzyść przekładała się tylko jedna rzecz. Właśnie rzucał się na boga pomiędzy bogami. Jeżeli widmo zdecyduje się znów załatwić go sztychem, Fenrir postara się tak sparować cios, by tylko zmienić jego trajektorię, a nie przyjmować całego impetu na siebie. Liczył na to że jego siła wystarczy aby zbić z trajektorii atak widma. Jeżeli cios nadejdzie z boku, to łatwiej będzie go sparować, ale trudniej zbić. Jedyną szansą wtedy będzie zanurkowanie pod ciosem, lub jeżeli nie będzie to możliwe odskoczenie na bezpieczniejszą odległość. Jeżeli uda mu się wyminąć jakoś obronę przeciwnika postara się wyprowadzić sztych w jakieś słabiej osłonięte pancerzem miejsce. Pachy, ramiona, ścięgna, w ostateczności oczy, ale szansa że ich sięgnie była tym bardziej niewielka. Liczył na to że fizjologia widm nie będzie różnić się za bardzo od fizjologi smoków z którymi walczył do tej pory. Jeżeli coś pójdzie nie po jego myśli, postara się na powrót wycofać pomagając sobie przy tym bronią. Kątem oka widział że Daalkiinowi udało się zwiększyć dystans od przeciwnika, ale nie wyglądał najlepiej. Być może zyskamy mu czas aby i on mógł wyprowadzić swój atak. Oddział straceńców. Jeżeli jakimś cudem cały plan się powiedzie, a przy tym widmo przypadkiem wypuści lisa, to postara się zabrać go spod zasięgu widmowych szponów. Może zyska tym manewrem wszystkim kolejne sekundy życia. Może po prostu wepchnie się na nie swoje miejsce w kolejce do umierania. Tak czy siak wszyscy są martwi, a bóg wilków nie chciał umierać jak tchórz, tylko jak wojownik. Pamiętał dobrze jaki los spotyka istoty zgładzone przez widma. Miał ten los cały czas przed oczami. Nie życzyłby nikomu takiego końca, więc jeśli widmo nie da do siebie podejść, a Fenris wyczuje że z rudego wojownika ucieka życie, skróci jego męki celnym rzutem miecza. Może bogowie The Core w tamtym świecie okażą mu łaskę. Liczył na to że gdy przyjdzie jego kolej inny z towarzyszy okaże mu podobną łaskę. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Texas Medical Center Pon Cze 05, 2017 10:45 am | |
| A mógł zostać trochę dłużej i posłuchać o rozwiązywaniu tego typu problemów technicznych. Chociaż pewnie nic by to nie dało skoro według maszyny był naruszony w wielu miejscach. Czemu zaś wysłał jedno słowo zamiast całego komunikatu? Raczej wątpił, że widmo mu pozwoli wysłać cały raport, a o tym czy ktoś wtajemniczony zrozumie przekaz i przybędzie ze wsparciem zadecyduje łut szczęścia. Coś na co na pewno Sunad nie ma wpływu więc może go to nawet zaskoczyć. Chociaż może nawet dałby napisać komunikat, bo wychodził z założenia, że po prostu ich zabije zanim ktokolwiek przybędzie. Może nawet było to prawdą, jednak lis nie planował sprzedać tanio swej skóry. Nie bez walki. Nie pozwolił Bhunowi przenieść oficera. Było to trochę nietypowe, bo skoro był tak pewny siebie to równie dobrze telepatycznie powinien móc tamtych namierzyć i załatwić po tym jak rozprawiłby się z lisem, jednak z jakiegoś powodu nie pozwolił ruszyć Daalkiina. Czyżby się bał, że Odrodzony może stawić większy opór gdy tylko złapie oddech? To mogła być ta szansa, na którą trzeba będzie poczekać aczkolwiek optymizmem nie napawał widok rozcinanego asfaltu. Przynajmniej dał radę wykonać swoje zadanie, ty zawaliłeś – odpowiedział w myślach. Rudzielec po prostu miał na myśli opiekowanie się Densorinami. Coś co Sunad zawalił w przypadku swojej rasy i nigdy tego nie zrozumie, że czasami trzeba poświecić coś. Teraz praktycznie najeźdźcy byli w rozsypce jeśli nie wyeksterminowani przez Core. Nawet jeśli Rhoshan teraz zginie to ktoś inny, silniejszy przyjdzie go pomścić. To była różnica między najeźdźcami, a Densorinami którzy są zjednoczeni. Teraz jak o tym myślał to śmierć w walce nie była nawet taka straszna, gorsza jednak byłaby z rąk widma bo tam na samym zgonie raczej się nie skończy. Szybkim rozwojem wypadku lis znalazł się przy widmie. Nie mógł rywalizować z jego siłą. Zawył z bólu, gdy poczuł pazury w swoim boku i zacisnął kły oraz oczy. Nawet za bardzo nie mógł się szarpać, gdyż był przyciskany i jednocześnie każde szarpnięcie wbijało głębiej pazury w jego bok. Ponownie ryknął czując kły widma w swoim karku, aczkolwiek to już było znacznie bardziej bolesne. Jaka rasa, takie widmo. Pasożyty, które nie mogą osiągnąć niczego same – odburknął w myślach Rhoshan wypluwając z pyska krew. Ponownie ryknął, gdy widmo zaczęło się bawić w chirurga z zapędami wampirskimi. Wiedział już, że z takimi ranami najpewniej się wykrwawi na śmierć nawet jeśli da radę uciec z tego uścisku. Trzeba było napsuć tamtemu jakkolwiek to brzmi krwi. Odczuwał ten wszechobecny ból jaki mu zadawał ten rzeźnik. Bardzo zdesperowany i mściwy. Również tchórzliwy jak rasa, którą się opiekował. Nie podskoczysz Nodinowi albo komuś swojego rozmiaru co? – odburknął jeszcze raz i w sumie postanowił skorzystać z tego, że pijawka się do niego doczepiła. Wydał komendę ISAC’owi, by przesłał nanity przez krew Rhoshana wprost do zębów tej pijawki, a następnie przeładować źródło zasilania tarcz. Wywoła to najpewniej eksplozję lub bardzo bolesne porażenie. Pamiętał o tym, że zęby mają bardzo czułe zakończenia nerwowe i to może zaboleć. Zwłaszcza, gdy wypija się czyjąś krew. Te wszystkie obelgi były właśnie po to, by rozjuszyć widmo i żeby tamto nie zwracało uwagi na ten chytry, lisi plan wymyślony na szybko. Może nawet da radę się uwolnić jeśli tamten odczuje dotkliwy ból i go puści. W najgorszym wypadku najpewniej go rozerwie. Jednak cóż mu szkodziło spróbować? Teraz zostało mu tylko zająć czymś myśli i liczyć, że ten szalony plan się uda. - Żebyś się udławił gałganie jeden – powiedział to po kilku chwilach z wyszczerzem na swoim lisim pysku. Przez ból oraz osłabienie, jednak była szansa, że widmo zaboli to jeszcze bardziej i da Odrodzonemu, który dochodzi do siebie kilka sekund by zmiatać z tego miejsca. Liczył tylko na to, że brawura Fenrisa nie zniszczy tego planu, a może nawet w nim pomoże bo zajmie na moment widmo.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Texas Medical Center Czw Cze 08, 2017 3:53 pm | |
| Wiesz, że jest źle, gdy twój dowódca leży na ziemi. Wiesz, że jest koszmarnie, gdy masz popękany pancerz. Wiesz, że masz przesrane, gdy twój przeciwnik potrafi cię odrzucić bez dotykania cię. Nawet nie dotykając cię, a chyba nawet samym spojrzeniem. Albo bez spojrzenia. Bhun nie zauważył tego, próbując odciągnąć oficera. Poleciał, i zaliczył twarde zderzenie z rzeczywistością. Przetoczył się kilka razy po ziemi, nim się zatrzymał. Poczuł jak całe ciało go boli... siniaki z lądowania. Na szczęście, chyba nie jest aż tak źle. Pancerz przyjął na siebie większą część obrażeń, ale popękał. Niefiltrowane powietrze dostało się do nozdrzy Bhuna, przez pęknięcia w hełmie. Cała prawa strona do wymiany. Leżąc, miał ochotę nic nie zrobić. Po prostu zamknąć oczy, i oczekiwać na śmierć. Z takim przeciwnikiem nie da się wygrać. Prawda? ~Jeśli się poddasz, to przegrałeś. Nawet poddając się tylko w umyśle~Przypomniał sobie lekcję matki. Żołnierz walczy do końca. Wstał, opierając się na rękach. Z wizjera wyleciał odłamek. Niewielki, ale odłamek. Widok towarzyszy Bhuna walczących z przeciwnikiem... nie, nie nazwiemy tego nadzieją. Raczej motywacją do działania. No i dowódca się ocknął... raczej powinien wiedzieć, co zrobić w tym wypadku. Ruszył na przeciwnika, ale tym razem, zamierzał spróbować wykorzystać fakt, że jest mniejszy. W jego dłoni pojawił się nóż. O ile ten element pancerza nie został uszkodzony podczas uderzenia. Jeśli nie podziała, użyje pięści. Wykorzystując działania towarzyszy, podbiegł do przeciwnika od tyłu. Jeśli udało mu się dotrzeć, spróbował wesprzeć resztę poprzez wbicie noża/pięści w wewnętrzną część kolana. Włożył w to całą swoją siłę, mając nadzieję, że zmusi przeciwnika do przyklęknięcia. Niezależnie, czy udało mu się, czy nie, zdecydował się zyskać dystans, odskakując kilka metrów w tył. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Texas Medical Center Nie Cze 25, 2017 9:09 pm | |
| NPC Storyline - Daalkiin|ERT/JTF|Jinkusu|Sunad Kiedy Bhunnikim i Fenris, ruszyli ku przeciwnikowi - nie zwracając na siebie, wzajemnie, uwagi - Daalkiin pozostał w bezruchu, opierając się nadal na jednym kolanie. Widmo skupiło się na... delektowaniu krwią? Nie słuchał Rhoshana. Lub jego słowa zostały puszczone mimo uszu, gdyż nie wywołały żadnej reakcji, u wrogiego widma. Plan lisa zakładał zadziałanie, zanim ktokolwiek zbliży się do widma. I był to czyn, który wspomógł densorinskie szanse na przeżycie. Źrenice Sunada rozszerzyły się, gdy ból przeszył jego szczękę. Stwór nie wydał z siebie żadnego dźwięku, nawet warknięcia. Zamiast tego, wyrwał swoje pazury z ciała rudzielca, przeciągając je do góry, od brzucha przez klatkę piersiową. Plusem było, że pazury wyszły nieco na zewnątrz, przez co widmo rozcięło skórę, ścięgna oraz mięśnie samca, jednak nie rozpruło go, ani nie wyciągnęło wnętrzności na zewnątrz. Na ciele Rhoshana, pojawiła się więc długa, bolesna, poczwórna szrama, ciągnąca się przez cały korpus. Widmo wyciągnęło swe kły z jego karku, reagując przy tym na kolejne zagrożenie. Ogon potwora znalazł się po jego lewej stronie, on sam szarpnął nogę w tył - wyrzucając przy tym ogon, niczym tasak, do tyłu i w górę. Prosto, nad Bhunnikima, który całkowicie zignorował kończynę stworzenia, licząc na podkradnięcie się, otwartą przestrzenią, do widma. Efektem było trafienie ostrymi kolcami, prosto w kosmitę, który - przy sile uderzenia - został rozerwany na strzępy. Ostrza przeszły przez pancerz, niczym przez masło, przebijając następnie skórę oraz miażdżąc (jak również rozrywając) organy wewnętrzne w korpusie żołnierza. W fontannie krwi, ciało Bhuna odleciało do tyłu niczym szmaciana lalka. Wszystko to trwało może sekundę. W tym samym czasie, Sunad obrócił się i pociągnął Rhoshana za sobą, ustawiając go frontem do Fenrisa, który podszedł bez przeszkód. Jego "sztych", nie został zablokowany. Widmo, po prostu zasłoniło się swoją aktualną ofiarą, kreując sobie żywą tarczę. Jako, że wilk celował na wysokości ramienia przeciwnika, to trafi ostrzem w górną część lewej piersi lisa, przebijając się ostrzem na wylot. Na końcu, dało się usłyszeć stuknięcie, kiedy ostrze uderzyło w łuskę widma - po drugiej stronie. Daalkiin znajdował się z tyłu. Jeden właśnie zginął, drugi trafił trzeciego. A widmo było całe, z obolałą szczęką. Oficer sięgnął do kieszeni cargo, w której trzymał małego asa. Zacisnął dłoń na wzmacniaczu genetycznym, który zaskoczył od razu, dając mu swoistego "boosta". Odrodzony zacisnął swe kły, a następnie wyciągnął tą samą - lewą - dłoń, przed siebie. W otwartym geście, wycelował w Fenrisa, nie dając mu czasu na spartaczenie niczego więcej. Biała energia, niczym pioruny, przeszła po przedramieniu oficera, posyłając coś na kształt elektryczności, prosto w wilka. Energia natychmiast trafiła cel, przypalając nieco futro czarnego oraz łapiąc go, niczym telekineza. Moc zmusiła Fenrisa by ten puścił wbite w Rhoshana ostrze. Daalkiin zacisnął następnie pięść i szarpnął wilkiem do tyłu, posyłając go ponownie w powietrze, za siebie. Pozostał już tylko Rhoshan, którego widmo puściło i popchnęło do przodu. Tutaj, Daalkiin chwycił lisa, opuszczając go następnie na kolana, by ten nie padł na ziemię z mieczem wbitym w klatkę piersiową. Czarnofutry musiał podjąć korki samodzielnie. Podniósł się do góry, opuszczając swe ręce i sięgając prawą dłonią do pasa, ostrza, które nadal przy nim miał. W momencie uderzenia, miecz pozostawał wyłączony. Gdy Odrodzony go chwycił, ostrze uruchomiło się na żądanie, tak jak powinno. Biała aura rozeszła się po okolicy, kiedy ostrze zaczęło roznosić swe światło dookoła. Czarnofutry ruszył powolnym krokiem do przodu, opuszczając klingę w dół, pod kątem, prowadząc miecz przy sobie. Następnie - krótki błysk. Oficer, niemalże się teleportował, wykonując proste pchnięcie mieczem. Widmo zrobiło unik, odsunęło się i chwyciło za ostrze, które Daalkiin przyciągnął do siebie, chwytając rękojeść oburącz oraz tnąc od góry, pod kątem, od prawej do lewej. Sunad był szybszy, znowu - mimo całej prędkości oficera, widmo nadal było krok przed nim. Kolejny błysk, odgłos zgniatanych kości oraz zapach świeżej krwi. Białe ostrze miecza wyłączyło się, upadając na podłoże. Zaraz obok, na czworaka, padł Daalkiin. Nie dało się nawet zauważyć, co się stało. Prawa ręka oficera była cała poszarpana, zakrwawiona. Na ciele czarnego pojawiło się sporo ran szarpanych oraz ciętych. Jak gdyby został trafiony kilkanaście, może kilkadziesiąt razy - niezauważalnie. /Zbyt wolno, Daalkiinie./ Rzuciło widmo, a jego głos znów rozszedł się po umysłach wszystkich zgromadzonych. Sunad stanął nad czarnofutrem, kierując otwartą dłoń w dół. Pod dłonią, uformowała się mała, pomarańczowa kula energii, która zaczęła koncentrować w sobie coraz więcej siły. Powolne wyczekiwanie na śmierć. W ten - czerwony piorun kulisty, z błyskiem, przemknął nad ziemią i trafił prosto w widmo, które ledwo zdążyło skierować na atak swój wzrok. Stwór został lekko odepchnięty, nawet zachwiał się, łapiąc ponownie równowagę. Łuski na jego prawym boku, zostały przypalone. Kawałek dalej, światło oraz stwór, unosząc się lekko nad ziemią. Kolejne widmo, to - pokryte czerwonymi łuskami, ze ślepiami o niebieskim kolorze oraz czarnym płytami, ciągnącym się przez tors, aż do po ogon. Dwa i pół metra wzrostu, umięśniony, dobrze zbudowany, nieco masywny. Unosił się nad ziemią, lewitował. Pazury jego łap były lekko skierowane w dół. Ślepia rozbłysnęły na czerwono, a gad wyciągnął lewą rękę przed siebie, otaczając ją czerwoną energią, niczym płomieniami. -Odczytaj me myśli, Sunadzie. Rzucił nieznajomy. Jego głos był niski, gardłowy, potężny. Daalkiin uniósł wzrok na czerwonego gada. Podobnie uczynił Sunad, którego ślepia błysnęły na pomarańczowo. Stwór przesunął prawą łapę do tyłu, machnął przy tym ogonem gwałtowniej. Obcy... dał mu wejść, do swego umysłu? /To... nie może być./ Odezwał się głos widma. Nieco zdenerwowanego. Wystraszonego? Może za dużo powiedziane. Jednak coś, co zobaczył, obniżyło jego pewność siebie. -Tak, przeznaczonym jest, byś zniknął. Zdradziłeś starożytnych. /Starożytni zdradzili nas!/ Warknął Sunad. Oba widma zmierzyły się wzrokiem. Czerwony sięgnął wolną dłonią w kierunku Rhoshana, Fenrisa oraz Daalkiina. Po chwili, pomiędzy nimi pojawił się sporawy, czerwony portal, przez który mogli przejść. Nie wiadomo, co czekało po drugiej stronie. Widmo nie powiedział nieco. Oba byty, poczyniły co innego. Zniknęły, w błyskach swych energii, czerwonym i pomarańczowym. Portal pozostał. Oficer podniósł się, chwycił zdrową ręką za miecz, a następnie uniósł na nogi, podchodząc z pochylonym korpusem do Rhoshana. -Nie ruszaj ostrza. Rzucił krótko, jak tylko znalazł się przy lisie. Znalazł się, czyli padł na kolana i wypluł krew z pyska. Odrodzony spojrzał w stronę portalu. Musieli się tam dostać, wynosić stąd, póki jeszcze żyli.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Texas Medical Center Pon Cze 26, 2017 11:31 am | |
| Wilk ruszył do przodu, tym razem w skupieniu, bez szału do przodu. Niestety nic nie zapowiadało się na tak łatwe jak sobie to zaplanował. Po pierwsze, do boju ruszył też niby-człowiek, nie korzystając z żadnej ze swych nowoczesnych broni, ale sięgając po nóż. Niemało zaskoczyło to wilka. Brakowało mu jeszcze ludzi plączących się pod nogami. Do tego widmo puściło lisa, tak więc miało już wolne ręce. W sam raz aby zająć się Fenrisem. Jednak było już za późno na wycofanie się. Szczęściem wilka widmo zajęło się najpierw żołnierzem, niemal filetując go ostrym jak brzytwa ogonem. Posoka chlapła wilkowi na twarz, a ciało poszybowało dalej pod impetem ciosu. Dzięki temu wilk nie musiał martwić się atakiem, i udało mu się podejść do widma na odległość ciosu. Wycelował mniej więcej w łączenie płyt pancerza pod ramieniem i wykonał sztych. Widmo okazało się jednak znowu zabójczo szybkie. Nim Fenris zdążył jakkolwiek zareagować, albo chociaż zmienić tor ataku, obróciło się błyskawicznie wokoło własnej osi i zasłoniło lisim wojownikiem. - GARRR!!! - zaryczał wilk, nie mogąc zrobić nic innego jak tylko z całej siły dokończyć atak. Ostrze wbiło się głęboko w pierś wojownika, ale wilk poczuł stanowczy opór gdy trafiło na pancerz widma. Jak bardzo wilk by nie naparł, osłony Urkyn'Vareis pozostawały nie do przebicia. Trudno, przynajmniej okaże łaskę wojownikowi, którego chyba tylko siła woli trzymała jeszcze w ciele. Wilk zmienił chwyt na rękojeści miecza i spróbował wyszarpnąć go z boku rudego bohatera. W ten sposób chciał oszczędzić mu niebytu widm i wysłać do jakiejkolwiek Valhalli idą ludzie CORE po śmierci. Coś jednak było nie tak, bo gdy próbował chwycić raz jeszcze za ostrze jakaś biała energia poraziła go i nie pozwoliła mu po nie sięgnąć. Fenris z góry założył że jest to robota widma, złaknionego esencji Lisa. Niedoczekanie. Miał już puścić broń i przejść do walki wręcz, gdy ta sama energia pochwyciła go i cisnęła nim gdzieś w dal. Znowu łupnął plecami o twardą ścianę tego co zostało z pobliskich budynków. Lecąc szarpał się i warczał. Nic tak nie odbiera godności jak dawanie sobą pomiatać w te i we wte. Gdy wylądował i podniósł się na nogi zauważył wyciągniętą w powietrze dłoń Daalkiina. A więc to on powstrzymał go od walki. Co chciał tym zyskać? Sekundy? Nikt z nich nie jest przecież bezpieczny na łasce tej bestii. Chwilę potem oficer wbrew temu co zrobił przed chwilą z wilkiem sam ruszył do boju. Wilk chciał wstać i ruszyć za nim, ale gdy podniósł się na równe nogi było już po wszstkim. Kilka błysków światła i Daalkiin już klęczał przed widmem brocząc krwią, a stwór szykował się do ostatecznego ataku. I na tyle zdało się poświęcenie odrodzonego. Wilk ile tylko sił w nogach rzucił się do pomocy. Nie był pewien jaki jest plan. Naprzeć na widmo? Odrzucić Daalkiina tak jak wcześniej on jego? Przyjąć cios na siebie? Całe szczęście z podjęcia decyzji wywabił go czerwony piorun, który przeszył powietrze i poszybował prosto w sylwetkę ich oprawcy. Widmo najwidoczniej straciło zarówno koncentrację, jak i zainteresowanie Daalkiinem. Ich nowym sojusznikiem okazało się kolejne widmo. Mimo że wydawało się młodsze od starego, to widać że ten który z nimi walczył czuł respekt przed nowoprzybyłym. Ich wymiana zdań nie przyniosła wilkowi więcej, niż garść domysłów. Powoli, nie zwracając na siebie uwagi podszedł do oficera. Chwilowo był chyba jedynym stojącym na nogach walczącym, więc gdyby nagle złe widmo postanowiło dokończyć to co zaczęło z Daalkiinem, albo rudym wojownikiem, był jedynym z oddziału, który mógłby zareagować. Stanął więc między CORE, a widmami Na żadną walkę się jednak nie zanosiło. Wręcz przeciwnie, widma zniknęły z pola widzenia, pozostawiając jedynie coś na kształt portalu. Gdy gady zostawiły po sobie jedynie pustą ulicę wilk z niedowierzaniem wyskoczył przed siebie w miejsce gdzie przed chwilą stał jeden z nich. Rozejrzał się czujnie i wciągnął w nozdrza powietrze. Nagłość tego jak wszystko się potoczyło, sprawiła że wilk został zupełnie zbity z tropu. Wszystko wyglądało jednak na to że zagrożenie minęło. Zostali zupełnie zbagatelizowani przez istoty wyższe od nich pod każdym względem. Jak jakieś robaki. Albo śmiertelnicy. - Co tu się właściwie stało? - spytał Fenris wracając do towarzyszy. Pytanie „Czy wszystko w porządku”, albo „Czy jesteście ranni” nie miało najmniejszego sensu. Daalkiin w tym czasie zajął się rannym wojownikiem, samemu brocząc krwią. Wilk przyłożył łapę do swojej rany, która szczęśliwie zaczynała się już goić. - Ktoś zadał sobie sporo trudu, by was tu złapać. Czy od razu szliście tu z zamiarem polowania na widmo? - zobaczył jak oficer pluje krwią klęcząc koło wojownika. Nie pamiętał jak kiedyś Daalkiin wyprowadził jego samego z podobnego stanu, więc dla lisa była jednak nadzieja. Jeśli odrodzony będzie wymagał pomocy z aplikacją jakichś środków, lub po prostu przeniesienia rannego wojownika, Fenris nie będzie oponował. To był długi i ciężki dzień i wilk zdecydował że na jakiś czas może schować swoją dumę do kieszeni. To znaczy to, co z niej zostało. Spojrzał tylko jeszcze na sam portal, który pozostawiły po sobie widma. - Skąd mamy wiedzieć, że to nie kolejny podstęp? Wilk z natury nie był szczególnie ufny. Jeśli jednak żaden z jego towarzyszy nie podzieli jego zdania, albo wręcz przeciwnie uznają pójście portalem za dobry pomysł, uda się razem z nimi. Mimo to z oporem podniósł jeden ze sterty leżących dookoła mieczy. Żywił przesąd swego ludu że jeżeli broń zawiedzie cię po pierwszym starciu, zawiedzie cię i ponownie. Wolał jednak mieć przy sobie coś do obrony idąc w nieznane. Cały czas obserwował zachowanie i emocje Daalkiina. Po pierwsze żeby pomóc mu, kiedy to będzie potrzebne, po drugie, by tym razem być gotowym, gdyby nagle naszła go ochota strzelania do wilka.
[zt]
Ostatnio zmieniony przez Fenris dnia Sro Cze 28, 2017 6:28 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Texas Medical Center Wto Cze 27, 2017 11:49 pm | |
| Houston było chyba jedną wielką strefą gdzie nawet ten najbardziej przebiegły plan może się spierdzielić. Wszystko jak do tej pory szło nie po myśli rudego, poczynając od pojawienia się Czarnego Ognia, a na obecnym jego stanie kończąc. Ta sztuczka jednak najwyraźniej wypaliła, a nadciągający ból i kolejne rany były raczej do przewidzenia. Futrzak warknął z bólu czując na sobie pazury jaszczura. Teraz nawet łatwiej byłoby się z nich zsunąć i uciec z jego uścisku, jednak jaki to miało sens skoro teraz był ranny i stracił dosyć sporo krwi? Jedyne co go pokrzepiało na duchu to myśl, że zadał tej gadzinie troszkę bólu i pokazał możliwość kąsania nawet przed śmiercią. Ugryzłeś więcej niż mogłeś przerzuć – przeszło mu w myślach to angielskie powiedzonko, a drwiny były w sumie jedynym co w tej chwili mógł zrobić i nie ryzykować przy tym rozszarpania na kawałki. Gorzej było z Bhunem, którego Rhoshan tak dobrze nie znał, ale przecież jeszcze kilkanaście minut temu siedzieli razem w kantynie polowej spożywając posiłek. Dlaczego tamten po prostu nie uciekał? Specjalnie lis kupił mu na tyle czasu, by mógł chociaż spróbować ucieczki i teraz całe to poświęcenie poszło na marne. Szkoda mu było tak zmarnowanego życia, bo zakładał że czegoś takiego tamten po prostu nie miał prawa przeżyć. Lis mógł teraz odetchnąć i próbować się pozbierać, jednak brakowało mu sił. Spora utrata krwi oraz odniesione rany dawały o sobie znać. Dwoiło mu się w oczach i nawet nie mógł próbować odchylić się przed nadciągającym sztychem. Można powiedzieć, że wpadł z deszczu pod rynnę, gdyż teraz najwyraźniej nawet jego sojusznicy próbowali go zabić. Chociaż może tamten po prostu chciał skrócić jego cierpienia? Mało prawdopodobne, a lisa kolejna dziura zabolała. Niewiele bliżej i pewnie przedziurawiłaby serce rudego kończąc jego żywot. Spiął się cały i zawarczał groźnie na wilka, w myślach tylko obrzucając go najbardziej siarczystymi bluzgami na jakie go było stać. W brytyjskim słowniku nie było ich zbyt wiele, ale barwne wiązanki dało radę ułożyć. Chwilę później wilk najwyraźniej próbował wyszarpać ostrze, jednak coś go powstrzymało. Pioruny oraz biała energia, którą mogła wytworzyć tylko jedna osoba w tym towarzystwie. Zwłaszcza, że chwilę później Fenris leciał już dalej w tył, a Rhoshan w dół. Upadek został spowolniony, a rudy oparł się dłońmi o ziemię tak by nie nabić się na ostrze. Musiał to z siebie wyciągnąć, ale samemu będzie to trudne, a nawet może ryzykować wtedy swoje życie. Potrzebna mu będzie pomoc w tej kwestii. Łeb miał teraz spuszczony, a w głowie istny mętlik wywołany swoim aktualnym stanem. Jakby nie spojrzeć to z tej ekipy teraz był w najgorszym stanie więc potrzebował kilku chwil by dojść do siebie, a tamci… tamci mogli dokonać cudu. Rhoshan uniósł nieco łeb, jednak jego reakcje i wzrok nie mogły nadążyć za Odrodzonym. Może jakby był w pełni sił to mógłby próbować, jednak pozostawało mu obserwować to starcie w międzyczasie plując krwią na gładziutki asfalt. Z każdą chwilą tracił jej coraz więcej, a jeśli w najbliższym czasie nie otrzyma pomocy medycznej to chyba tak skończy się jego opowieść. Ciekawe czy wtedy widmo zabrałoby jego duszę? Nie mógł teraz nawet pomóc oficerowi, który również doznał uszczerbku na zdrowiu i mimo swojego asa to był również nie w pełni sił. Wtedy może mogliby stawić jakiś opór. - Szlag – zaklął pod nosem i splunął krwią. Przez moment mignął mu ten biały tunelik, o którym wszyscy zawsze mówili. Jak mu się bliżej przyjrzał to nawet nie był biały, a czerwony i bardzo szybko się poruszał. Znajomy widok był niczym miód na jego serce, zwłaszcza że był to już godny przeciwnik dla widma. Czuł się trochę jak postacie z tych filmów o potworach, które w walce niszczyły całe miasta. Nie wiedział jaki sens był tych kinematograficznych gniotów, ale mógł się teraz utożsamić z tymi cywilami, którzy uciekali przed Godzillą. Już drugi raz widział żeby widmo odczuwało lęk, jednak bardziej jego ciekawość przykuły słowa tego widma. Czyżby miał jakiś układ ze starożytnymi i nie wywiązali się z niego lub po prostu porzucili Sunada jak typowego pionka? Mogła to również być desperacja wywołana tym, że stracił swoją przewagę. Chyba coś podobnego działo się również w tamtej wizji, a sądząc po tym jak zachowywał się lud, który był pod jego opieką to niewykluczone by widmo było takie samo. Tchórz pasożytujący na słabszych, który ucieka ilekroć przyjdzie ktoś silniejszy. Jedno było pewne – trzeba się stąd wynosić zanim tamci rozkręcą się na dobre. Teraz przy lisie był Daalkiin oraz wilk. - Zostawie sobie na pamiątkę – wysilił się ponownie na żart i wypluł kolejną krew z pyska, a następnie spojrzał w kierunku wilka, który insynuował jakąś pułapkę – Wolisz być rozwalony na atomy podczas walki tamtych dwóch czy spróbować przeżyć? Nie mamy lepszego wyboru i nie. Nie spodziewaliśmy się raczej widma, inaczej przyszlibyśmy z większą obstawą, a teraz zmywajmy się bo nas rozdepcze ta Godzilla – powiedział i zebrał w sobie resztki sił, by ruszyć w stronę portalu. Zacisnął kły i wyciskał z siebie właśnie te ostatnie procenty, które mu pozostawały. - Będę miał kilka pytań do Starożytnego – wymamrotał pod nosem i przeszedł przez portal, jako pierwszy by w razie czego osłaniać swoich towarzyszy. Co zaś czekało go po drugiej stronie? Najpewniej utrata resztek sił i padnięcie na kolana oraz walka, by nie zasnąć. /ZT
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Texas Medical Center | |
| |
| | | | Texas Medical Center | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |