Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Texas Medical Center

Go down 
2 posters
Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Czw Mar 17, 2016 11:16 am

First topic message reminder :

Texas Medical Center - Page 2 Skyline_of_the_Texas_Medical_Center_-_Houston%2C_TX
Texas Medical Center - Page 2 Aerial_view_of_Texas_Medical_Center
Texas Medical Center - Page 2 RF_-_Houston_Texas_Medical_Center.1
Texas Medical Center - Page 2 RF_-_Houston_Texas_Medical_Center.2
Największe centrum medyczne w Stanach Zjednoczonych oraz na świecie. Siedziba centrum znajduje się w Houston, w stanie Teksas, niemniej jednak kilka placówek badawczych znajduje się Galveston, na terenie tamtejszego uniwersytetu. W skład kompleksu wchodzi 49 instytucji zajmujących się różnymi dziedzinami medycyny, 13 szpitali specjalistycznych, dwie szkoły medyczne, 4 centra stomatologiczne, centrum nauk farmaceutycznych oraz zdrowia publicznego. Cały obszar, które zajmuje centrum medyczne jest łącznie większy niż centrum miasta Dallas. Corocznie Texas Medical Center jest odwiedzane przez 5 milionów pacjentów, w tym ponad 10 tysięcy wizyt pacjentów spoza Stanów Zjednoczonych. W 2010 roku Centrum Medyczne Uniwersytetu stanu Teksas w Galveston stało się oficjalnie częścią Texas Medical Center, a zarazem pierwszą instytucją tego typu w kraju włączaną w skład centrum znajdującą się poza granicami miasta Houston.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Nie Wrz 11, 2016 8:02 pm

NPC Storyline - Duskreaver|ERT|Faith Hartley|Jaelyn Rehl

ISAC Rhoshana obudził się ze "snu", kiedy zamrugał, informując o przychodzącym połączeniu. Lis mógł - ale nie musiał, zdjąć go ze swojego ramienia. Urządzenie rzuciło informację na głośnik. Była to Atena.
-Rhoshan. Nawiązaliśmy kontakt z tutejszymi władzami. JTF wie o nas oraz wszystkich naszych operatorach. Nikt z nich nie powinien sprawiać problemów. Traktuj ich jak sojuszników. Od teraz nimi jesteśmy. Kolejna sprawa. Razor jest na linii. Przełączam ją. Atena, out.
Kobieta poinformowała o wszystkim, a następnie urządzenie zamrugało raz dłużej, potem ponownie dłużej - i przełączyło rozmówcę. Tym znów okazała się kobieta, tym razem inna.
-Rhoshan. Razor z tej strony. Nie mieliśmy okazji się spotkać. Poznamy się później. Przebiliśmy się przez barierę z niewielkim oddziałem uderzeniowym. Zrobimy nieco porządku na ulicach, kiedy pozostali przygotują główną ofensywę. Dur-Shurrikun przekazał przed chwilą, że piątą flota zameldowała się na obrzeżach układu słonecznego. Huh, czeka nas tutaj science fiction. W każdym razie, niedługo powinniście nawiązać kontakt z informatorem. Kojarzysz Duskreavera? To wasz cel. Zrzuciłam również do miasta Tarikushiana. On i jego imię. Pewnie niedługo was złapie, białe, wielkie, ma futro i łuski. Nie pomylicie z otoczeniem.
Wyjaśniła wszystko kobieta, a następnie połączenie zostało zakończone. Grupie pozostało przejść kolejne sto metrów. Cóż, Susan widziała z góry cel ich podróży. Choć coś powinno było w nią uderzyć mocniej, niż w resztę grupy. Wszechobecna pustka. O ile ulice same w sobie były puste, ani żywej duszy - o tyle Susan nie wyczuwała niczyich emocji - poza obecną tutaj dwójką. Jakby budynki dookoła stały puste. I tak na prawdę było. Gdyby zajrzała w jakiekolwiek okno - w środku nikogo by nie dostrzegła. W pewnym momencie nawet ISAC odezwał się do Rhoshana.
-Brak oznak życia dookoła.
Rzucił nagle komputer. A.I. brzmiało bardzo neutralnie, jak to A.I. Nieprzejęte sytuacją. Niemniej jednak nawet ISAC musiał się zdziwić, skoro uznał to za informację ważną nagłośnienia. W ten nadeszła... kolejna transmisja. Tym razem od samego informatora. Głos maszyny, jaką był Duskreaver, odezwał się w komunikatorze.
-Rhoshan. Jestem na dachu budynku przy Hines Waterwall Park. Zgromadzili tu ludność cywilną w dużej liczbie. Trzy tysiące osiemset czterdzieści siedem osób. Podjedźcie po cichu od południowego wschodu. ISAC ma już trasę do mojej lokacji.
Wyjaśnił mechaniaczny wilk, a następnie rozłączył się. ISAC wyświetlił Rhoshanowi dokładną trasę. Nieco dookoła, jednak pozwalała ona uniknąć wykrycia. Urządzenie pokazało również ogromne nagromadzenie ludności cywilnej w jednym miejscu - jak również pełno przeciwników dookoła. Sytuacja nie wyglądała kolorowo. Cała trojka musiała się jednak udać na dach wskazanego przez komputer budynku.
[zt x3 do Hines Waterwall Park]
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Czw Lut 09, 2017 10:01 pm

Lis wiedział, że jest istotą upartą. Tak łatwo Susan się go nie pozbędzie, a gdyby zginął na polu bitwy to któż inny irytowałby Amelię albo Akirę? Przecież nie mógłby powierzyć tak odpowiedzialnego zadania z finezyjnie zawieszoną poprzeczką byle komu! Jeszcze spartoliłby robotę i co wtedy? Jeśli coś ma być zrobione dobrze to należy samemu się o to zatroszczyć więc poza oczywistą chęcią przetrwania miał w zanadrzu taką motywację. No i rzecz jasna z chęcią sobie postrzela do najeźdźców.
- 501? Brzmi jak legitna liczba – skomentował futrzak. Trzycyfrowa gdzie suma cyfr daje liczbę 6. W ludzkich szkołach podobno to była legendarna ocena, którą osiągał niecały jeden procent uczniów albo wcale. No chyba, że były to szkoły z odwróconą skalą ocen wtedy przynajmniej jedną szóstkę mogło mieć 95% uczniów.
Z ISAC’a wynikało, że są na czołgu flagowym. Jeśli jest okręt flagowy to i czołg może być. Do dyspozycji mieli jeszcze jedenaście mniejszych jednostek. Nie tak źle, biorąc pod uwagę że pewnie dostaną wsparcie powietrzne, a dodatkowo są przy tej najważniejszej maszynie, która najpewniej będzie dobrze broniona.
- Zgadza się. Nie będzie co z nich zbierać – odpowiedział czołgowi pewny siebie lis. Chwilę potem troszkę posmutniał gdy czołg nie wpuścił go do środka, ale mniejsza. Będzie jeszcze kiedyś miał okazję się tym przejechać o ile przeżyje bitwę. Musiał walczyć na ziemi, a nie w przestworzach nad czym troszkę ubolewał ale jak zobaczył promień, który z każdym uderzeniem dewastował okręt wroga to stwierdził że chyba nie chciałby czymś takim oberwać. Wyglądało, że długo nie wytrzyma i zaraz spadnie na miasto przy okazji dewastując jego spory kawałek. Zatrzymał się jednak w powietrzu, a Rudzielec aż tutaj słyszał gięty metal. Otoczony był teraz najwyraźniej jakimś polem siłowym, a do walki włączył się jeszcze jeden statek. Wyglądem przypominał trochę pocisk do jakiegoś ziemskiego karabinu. Całkiem podobny kształtem do tych, które były w broni Rhoshana aczkolwiek wiadomo, że pewne różnice były.
- No kolego. Zapowiada się, że będziemy mieli ciężki orzech do rozłupania. Gorzej jak ten orzeszek zwali się na nas – rzucił do Bhunnikima – jak mi się skończy amunicja to nie zdziw się jak pójdę mordować ich wręcz – dodał. W sumie dobrze żeby tamten wiedział o takich rzeczach, bo mógłby lis przypadkiem wpaść w ogień sojuszniczy czy coś. Z drugiej jednak strony pewnie mógłby wywnioskować z jego postury oraz pazurów, że futrzak umie się bić w parterze. Na razie jednak postanowił korzystać z broni palnej i uważnie rozglądał się szukając śladów wrogiej aktywności. W końcu niebawem wjadą w sam środek tego kotła.
Jak tylko wjechali podjechali bliżej wyższych budynków to wzmożył swoją czujność. W końcu wewnątrz mogli siedzieć snajperzy więc ukrył się za wieżyczką czołgu i rozglądał się po oknach lub innych miejscach gdzie mógłby się strzelec ukryć.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Sob Lut 11, 2017 9:45 am

Hełm to nad wyraz dogodne udogodnienie. Pozwala ci na okazywanie dowolnych emocji, a twoi towarzysze tego nie widzą. Możesz gryźć wargę, oddychać niespokojnie, ale póki stoisz spokojnie i wyłączasz mikrofon, możesz spokojnie okazywać emocje. Dlatego Barytf oddychał ciężko, jednak ręce miał zaciśnięte na broni. Sprawdzał zasobnik, który nieprzerwanie wskazywał 30 pocisków. Ogniwo było w pełni naładowane, a dodatkowe zasobniki miał przy sobie. Podobnie granaty. Był gotowy.
Nie skomentował, nie odezwał się w jakikolwiek sposób na wiadomość od czołgu, i komentarz Rhoshana. Wolał nie wnikać w to wszystko. Skoro byli na okręcie flagowym, są pierwszym, w co pakuje się amunicję. Nie był osobnikiem, który pewny siebie wściekle rusza na bój. On chłodno kalkulował, wymyślał metody. Planował. Był Feniksem, najlepszym oddziałem na Schins.
Na strzał promieniem, instynktownie przykucnął i schował się za osłoną- w tym wypadku za wieżyczką. Obserwował co się dzieje na niebie... spodziewał się, że mają jakiś plan odnośnie tego statku. Wisiał nad terenem zabudowanym, więc zrzucenie go tam, powinno być ostatecznością. Chyba, że chcemy zrównać całe miasto z ziemią. Wtedy to jest metoda. Kolejny statek się zjawił. Urządzenie, które otrzymał od Tarikushiana, naznaczyło go. Przydatne, taka biblioteka wiedzy o przeciwniku.
-Na szczęście wziąłem dziadka do orzechów.-Odparł. Suchar kiepskich lotów, ale zawsze to trochę rozluźni atmosferę.-Nie zdziwię się. Spodziewałem się, że raczej w ten sposób będziesz walczył.-Dodał. Sam także przykucnął, ale wolał trochę sprowokować wroga. Aktywował rzutniki holograficzne. Po chwili, pojawił się stojący i celujący z karabinu do wszystkiego Bhun. Prowizoryczna zmyłka, ale pozwoli zyskać trochę czasu, by namierzyć wroga. A poza tym, stara metoda- gdy masz 10 żołnierzy, niech twoi wrogowie uważają, że jest ich dziesięć razy tyle. Holo Bhun stał jak na widelcu, prowokując wręcz, by go trafić. Był łatwym celem, gdy sam Bhatgen krył się za wieżyczką. Hologram wyglądał jak idealna kopia naszego opancerzonego, zatem był idealną przynętą.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Sob Lut 11, 2017 8:38 pm

NPC Storyline - Dur-Shurrikun|ERT/JTF|Jinkusu

Kolumna czołgów przemieściła się w rejon, w którym wcześniej znajdował się Rhoshan, wraz operatorami "The Unit" oraz Nodinem - przez chwilę. Będąc już praktycznie na miejscu, niebo znowu rozbłysnęło. Dwa okręty otoczyła, następnie pochłonęła biała energia. Wyglądało to na teleportację. Biorąc pod uwagę, że w ten sam sposób pojawił się okręt Urkyn'Vareis - a teraz tak zniknęły dwa - zapewne on był za to odpowiedzialny.
Kolumna czołgów nieprzerwanie poruszała się dalej. Myśliwce na niebie zmieniły swe kierunku - ruszając ku pozostałym dwóm okrętom - lub tak jak nowoczesne jednostki The Core - wbijając się do góry, by wzlecieć wyżej - ponad atmosferę planety. W pościgu za wrogiem.
Dźwięk metalu oraz biały błysk na pancerzu, widoczne były przez ułamek sekundy. Dźwiękiem metalu był pocisk rozbijając się na osłonie czołgu. Pocisk który przeszył hologram wytworzony przez Bhunnikima.
-Los vek. Strzelają do mnie.
Odezwał się czołg klasy Sivaas. Była to krótka informacja o byciu atakowanym. Co ciekawe - dalsza sytuacja wyglądała nieco niczym... komedia. Znajdujący się przed nimi MBT klasy Modokriid, obrócił w sekundę swą wieżę w prawo, podnosząc lufę wysoko w kierunku jednego z okien, a następnie wypalił. Biały pocisk wypadł z lufy, natychmiast trafiając w budynek oraz wysadzając całe piętro w powietrze. Odłamki gruzu oraz pyłu posypały się w dół, prosto na niewzruszone tym pojazdy, jak również obu siedzących na nich kompanów.
-Vek!
Odezwał się pojazd znajdujący się na przodu. Słowo oznaczało "trafiony". Czołg postawił lufę na powrót przed sobą, już powoli, w "naturalnym" tempie. Pojazdy podążyły dalej, zbliżając się do skrzyżowania, na którym Nodin przerobił wcześniej wrogów na krwawą papkę. Na oczach Rhoshana. Łapiąc przy tym pocisk "na klatę", który zgniótł się na łuskach widma. Plamy krwi w dalszym ciągu widoczne były z daleka. Bardziej jednak, uwagę zwróciły na siebie stwory w liczbie kilkunastu, przebiegające z prawej strony na lewą. Nie był to chód taktyczny, a raczej odwrót. Paniczna ucieczka. Do momentu, aż zostały zauważone przez zbliżającą się kolumnę czołgów. Znajdujący się na przodzie MBT zjechał na prawo. Z za nich wyjechał drugi taki, który zszedł na lewo. Ich czołg zatrzymał się, a następnie wszystkie trzy otworzyły efektywny ogień w kierunku przeciwników. Zarówno główne działa jak również karabiny maszynowe wypaliły, siejąc spustoszenie oraz wznosząc w powietrze masy kurzu jak również pyłu. ISACi podświetlały pod kurzem przeciwników, którzy przeżyli pierwszą salwę. Wolnym ogniem z głównych oraz dodatkowych broni, czołgi wykończyły pozostałych. Pojazdy znów ruszyły przed siebie, tym razem całą szerokością ulicy - rozjeżdżając przy tym unieruchomione samochody, drzewa, ławki, budki oraz wszystko co znajdowały się na chodnikach. ISACi wskazały, że na prawo od ich pozycji - zaraz za zakrętem, toczyła się walka. Kilku przeciwników oraz jeden sojusznicy cel, w zwartej walce. Co ciekawe, w miarę jak się zbliżali, cele znikały z ISACa. Co za tym idzie - ginęły, więc komputer przestawał je podświetlać.
Kolumna znów stanęła, tym razem na zakręcie. Bhunnikim oraz Rhoshan dostrzegli czterech pozostałych przy życiu przeciwników. Stwory otaczały oraz desperacko atakowały jednego, znajdujące się na środku ulicy - między nimi - kosmitę. Dwieście dwadzieścia centymetrów wzrostu, idealnie umięśnienie, białe futro oraz pazury wieńczące kończyny. Do tego wszystkiego dochodził wygląd niczym u raptora. Długi masywny ogon, który ściął znajdującego się za plecami przeciwnika, miażdżąc go bezlitośnie. Wroga istota upadła na ziemię, wijąc się z bólu. Tytan zesłał na dół swojego androida - swój własny avatar, by ten wziął udział w bitwie na ziemi. Dur-Shurrikun odchylił się na bok, nie dając się trafić stworowi, a następnie pchnął otwartą dłonią przed siebie - przebijając przeciwnika na wylot oraz wyciągając zakrwawioną dłoń z drugiej strony. Futro nie było już tak idealnie biało-czarne jak wcześnie. Nosiło ślady krwi, jednak żadnych widocznych uszkodzeń. Dookoła leżało kilkadziesiąt ciał. Walczący nie posiadał żadnych dodatkowych broni. Jego ruchy były szybkie oraz bezbłędne, nienaturalne dla istoty organicznej. Wręcz przerażające. Neutralny wyraz pyska, jakby to nic nie znaczyło. Nie bawiło go, nie przerażało. Po prostu odbierał życie. Gdy ostatni stwór padł z rozerwaną krtanią na ziemię, raptor odwrócił się w stronę Bhunnikima oraz Rhoshana.
-Rahzun. Podjedźcie.
Odezwał się, jednak nie otworzył pyska. Jego głos słyszalny był przez ISACa. Android również ruszył ku nim, pochodząc blisko - dokładniej do Rhoshana. Maszyna podniosła rękę, wyciągając lewą dłoń przed siebie oraz kładąc ją bez pytania czy wyjaśnienia na mostku lisa. Efekt widoczny był natychmiast. Szara "maź" rozeszła się po ciele rudzielca, wtapiając się w jego skórę oraz futro.
-Synchronizuję z bio-nanitowym pancerzem.
Odezwał się ISAC, a ciało Rhoshana zostało w tym czasie dokładnie spowite ową mazią, która stwardniała oraz dopasowała się idealnie do całości mięśni oraz budowy kończyn densorina. Futro zostało nieco zgniecione, przyklejone do samej skóry, uwidaczniając pod opancerzeniem same mięśnie. Pokryte zostały nawet oczy, tkanką która nie powodowała żadnych problemów. Rhoshan początkowo mógł poczuć się nieco dziwnie, jakby przez jego ciało przechodziło mrowienie. Po połączeniu w danym miejscu ciała, lis przestawał odczuwać nakładkę z nowej skóry, a czuł wszystko... jak własne ciało. Nawet pazury spowite zostały bio-nanitami, nadającymi mu dodatkowych zdolności bojowych. Samiec zaczął wyglądać niczym android, robot lub inna maszyna do zabijania. Bio-nanity znalazły się nawet w jego pysku, chroniąc tkanki wewnątrz organizmu oraz łącząc się z nimi. Nie było to jednak w żaden sposób odczuwalne. Zamiast tego, lis przed oczami widział HUD dostępny dla pancerzy, mógł przywołać dowolne ustawienia - widoczne tylko dla niego. Pancerz był prawdziwym cudem. Od połączenia ze wszystkimi systemami The Core - czyli wzywaniem uzbrojenia, kontaktem z jednostkami - przez regenerację, kamuflaż czy znacznie podwyższone możliwości fizycznie. Lis mógł regulować odczuwanie zapachów, odgłosów czy nawet wzmocnienie własnej siły fizycznej mięśni. Wzrok również został poprawiony, poddany znacznemu uprawnieniu. Lis mógł wszystko na bieżąco modyfikować, usprawniać oraz dopasowywać do własnych potrzeb. Ciekaw wytrzymałości? Trzymany w dłoniach przed Lisa karabin maszynowy z wzmocnionymi pociskami, został pokazany - w razie zapytania - jako nieskuteczny względem możliwości niszczenia tego pancerza. Do tego nic nie ważył.
Po zabiegu, biały cofnął swą dłoń z klatki piersiowej lisa, kierując na chwilę spojrzenie na Bhunnikima. Kolumna czołgów ruszyła dalej, zostawiając ich z androidem.
-Pójdziecie ze mną. Zlikwidujemy sporą grupę ich mieczników. 501 udadzą się dalej, by znaleźć godne siebie wyzwanie.
Rzucił, oczekując teraz na reakcję z ich strony. ISAC zaczął wskazywać na spory element zagrożenia na zachód od ich pozycji... wspomniani miecznicy, których Dur przez chwilą wykończył. Biegli tu w dużej sile... prawie pięćset stworów, sporą chmarą. A android chciał ich zatrzymać w trzy osoby.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Nie Lut 12, 2017 10:48 am

Bhun przyglądał się wszystkiemu, i równocześnie niczemu. Nie koncentrował spojrzenia na czymś konkretnym, starał się objąć wzrokiem cały teren. Zauważył białe błyski światła, jednak nie zawracał sobie tym głowy. Piechota była od walki na ziemi, zadaniem lotnictwa było ją osłaniać z powietrza. Kawaleria pancerna pełniła główną siłę uderzeniową, a marynarka... to marynarka. Nic dodać, nic ująć.
Tak czy siak, gdy ktoś przestrzelił hologram Bhuna, ten wprowadził odpowiedni skrypt. Jaki? Nakazujący hologramowi paść na ziemię i udawać martwego. Sam Barytf zaś wycelował karabin w stronę, z której oddano strzał. A jednak, nim zdążył wystrzelić, jeden z czołgów zrobił to za niego.
-Kawaleria pancerna jest nad wyraz przydatna...-Stwierdził Bhun, rzucając to stwierdzenie w przestrzeń. Następnie podziwiał sieczkę, jaką zrobiły czołgi z uciekającymi wrogami. Fascynujące, jak ogromne zgranie udało się uzyskać tym czołgom. Wszystkim sterowało AI, jednak fakt, że była w stanie to ogarnąć... Łał.
Bhatgen jednak ruszył dalej na tym czołgu. Urządzenie wskazywało, że mają w pobliżu jakąś jednostkę sojuszniczą- która nie dawała sobie w kaszę dmuchać, bo wrogowie padali jak muchy. Gdy dotarli, Bhunnikim ujrzał masę ciał wrogów- i jedną istotę, która je niszczyła po kolei. Zaskoczony, spojrzał na nią. Chyba wybrał odpowiednią stronę, z tego co widział. Nie chciałby walczyć przeciwko czemuś takiemu. Zwłaszcza w walce jeden na jednego.
Na rozkaz istoty zeskoczył z czołgu. Z ciekawością patrzył na bio-nanitowy pancerz. Faktycznie, dla lisowatego lepiej by było uzyskać jakąś ochronę. Bhun ufał swojemu pancerzowi. Mimo wszystko był on testowany w wielu bojach, i dawał masę możliwości. Maksymalna mobilność, maksymalna ochrona. Teoretycznie nie do połączenia, ale jednak się dało. Zacisnął palce na swojej broni
-Nie chcę poddawać w wątpliwość naszych umiejętności, sir-Zaczął Bhun, słysząc rozkaz polecenie o zatrzymaniu wroga we trójkę około 500 wrogów-Ale ich jest ponad pięć setek. Nie wiem, czy to nie samobójstwo, sir-Skąd to "sir" na końcu? Przeczucie, że był to jakiś dowódca. A z resztą, lepiej być obruganym za nazwanie kogoś Sir, niż za nie okazywanie szacunku przełożonym.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Wto Lut 14, 2017 10:59 pm

Podobało mu się to poczucie humoru. Pomijając już to, że lis lubił coś rozwalić od czasu do czasu, ot tak byleby zrobić demolkę. Niestety najpewniej nie zawsze to będzie możliwe więc należy jak najbardziej wykorzystać konflikt w Houston by jak najbardziej dokopać najeźdźcom zanim się zawiną. To był świetny sposób żeby na moment zapomnieć o tym co stało się niedawno. Spuścić całą furię, która budowała się w lisowatym wprost na przeciwników. Dekapitować, miażdżyć, rozczłonkowywać, w skrócie mordować na wszelkie możliwe sposoby. Jednak co potem kiedy już wszystkie cele zostaną wyeliminowane? Rhoshan będzie musiał się zastanowić jak to wszystko poukładać by jak najmniej bolało.
Trzeba było przyznać, że jego towarzysz miał głowę na karku. No i przy okazji nienajgorszy sprzęt, a rudy nawet nie miał na sobie pancerza. Jedynie karabin i plecak z amunicją, racjami oraz resztą rzeczy, które zapakowała do niego Atena przed przekazaniem. Z drugiej strony był uczniem Nodina, a ten chyba niespecjalnie aprobował użycie pancerzy. Trochę wedle myśli „jeśli jesteś dostatecznie szybki to nie potrzebujesz opancerzenia”. Miało to nawet całkiem sporo sensu bo jeśli zabije się wszystkich zanim oddadzą strzały to faktycznie pancerz będzie zbędny.
Przejeżdżali teraz przez miejsce, w którym niedawno odbyło się starcie z Czarnym Ogniem. Nadal czuć było krew tych stworzeń, które zmasakrował Nodin. Zrobił z nich całkiem ładne graffiti, które zdobiło pewne powierzchnie. Wyglądało na to, że walka miała przenieść się na orbitę planety. Przynajmniej nie muszą się teraz martwić, że złom spadnie im na łeb jeśli go zestrzelą. Rhoshan usłyszał dźwięk pocisku trafiającego w osłonę. Szybko wyłapał, z którego kierunku dotarł i błyskawicznie schował się za wieżyczką czołgu by nie zostać przypadkiem ustrzelonym tak szybko. Długo jednak nie musiał się martwić snajperem. Maszyny ich wyręczyły i czołg po prostu zmiótł całe piętro wraz ze strzelcem, z którego najpewniej nic nie zostało. Wszystko wykonane z chirurgiczną precyzją, której mógłby pozazdrościć niejeden pilot. Mimo, że zagrożenie zostało zlikwidowane to lis stał się zdecydowanie bardziej czujny. Nie mógł chwilowo polegać na wyczuwaniu drgań bo czołgi ten zmysł skutecznie mogły zakłócać, ale za to mógł uważniej obserwować okna i nasłuchiwać.
W końcu natrafili na gadowate stworzenia, które najwyraźniej uciekały przed czymś. Panicznie, bez żadnego ładu i składu. Można było ich odstrzelić jak kaczki co zresztą zrobiły właśnie czołgi. Rhoshan postanowił nie marnować w tym momencie pocisków skoro opancerzona brygada sama zajmie się tym problemem. Mogą się w końcu przydać później, a pole bitwy to nie była gra, w której co 20 metrów można podnieść pasujący magazynek. Nawet rudemu nie było szkoda tych stworzeń. Jedyne co mu leżało to, że nie mógł sam ich wysłać do piekła. Jednak na to pewnie niebawem przyjdzie czas. Tak długo jak nikt nie odstrzeli mu tego łba z jakiegoś gniazda snajperskiego. ISAC wskazywał, że nieopodal trwało kolejne starcie tylko, że… chyba znowu nie będzie mógł w porę zainterweniować sądząc po tym jak szybko punkciki gasły.
Czołg się zatrzymał, a densorin ujrzał coś czego w sumie się tutaj najmniej spodziewał. Oto awatar okrętu zszedł na planetę i postanowił się zabawić. Android nie dał im najmniejszych szans. Najpewniej mógł kalkulować ponad 20 akcji do przodu, a tamci niewiele się różnili od wcześniejszych. Byli rozbici i ewidentnie w odwrocie, a morale najpewniej spadło do zera.
- Gdybym miał pieniądze to zakładałbym się ile sekund wytrzymają – powiedział lis trzymając w rękach karabin. Tak na wszelki wypadek gdyby ktoś androida chciał zaskoczyć, a ten nie mógłby zareagować. Jak się okazało zbytek troski. Lis zeskoczył z czołgu i ruszył w stronę raptora. Już chciał zacząć jakąś gadkę w stylu „bawicie się tu bez nas, a wrogowie są jak dobre wino na imprezie. Szybko się kończą” kiedy to android przyłożył rękę do jego mostka. Momentalnie wyraz twarzy rudzielca zmienił się na coś bardziej pytającego o to co się tutaj właśnie dzieje. Zwłaszcza, że teraz po jego ciele przechodziła szara maź, która nie wyglądała zbyt apetycznie. Trochę jakby ktoś wylał na niego rtęć. Dopiero ISAC uświadomił lisa co się właściwie działo. W sumie nie pamiętał by o czymś takim Natvakt mówił podczas tego krótkiego szkolenia na zbrojowni. Mówił, że pancerze są zazwyczaj przesyłane na pole bitwy lub zakładane wcześniej. Chociaż z drugiej strony może właśnie dano lisowi szansę przetestować sprzęt z wyższej półki?
Czuł się teraz trochę jakby po całym ciele przełaziło mu stado pcheł albo jakby stał blisko czegoś co może elektryzować futro. Nie działa mu się krzywda, bo w końcu nic nie bolało chociaż było to nieco dziwne. Pojawił mu się nawet HUD, z którym już wcześniej się obeznał podczas treningów w przestrzeni kosmicznej. Błyskawicznie połapał się, że pewnie to wszystko jest sterowane tak samo jak statki więc wystarczyło kilka myśli by to skonfigurować. No a przy okazji zaoszczędzić trochę czasu. Kiwnął głową w geście podziękowania za "podarunek" i przystąpił do dostosowywania rzeczy wedle swoich potrzeb. Na HUD’zie Rhoshana w rogu pojawiła się mapa z aktualnie zaznaczonymi celami, a w naprzeciwko okno z wiadomościami. Teraz jednak zastanawiał się czy w ogóle jest sens by trzymał tą broń skoro teraz był wzmacniany przez pancerz. Z chęcią w sumie przetestuje działanie tej broni na miecznikach, a dopiero potem jak skończy mu się amunicja to zacznie używać pazurów.
- Czyli zostaje nam rozdawać drinki na tej imprezie i dbać by goście mieli co robić. Mnie pasuje – powiedział i ustawił sobie w rogu jeszcze jeden licznik. Nazywał się „ilość zabitych”. Miał w głowie pewną koncepcję z tą liczbą związaną. Lisowaty zobaczył tą liczbę, która nadciąga. Czyli zapowiadało się, że byli jak szerszenie kontra pszczoły. Zwykle potrzeba było ponad 300 pszczół by zabić 3 sztuki. No tylko, że byli w sumie jak takie szerszenie na sterydach. Również w HUD znalazł się licznik pozostałych pocisków w magazynku by móc sensownie planować przeładowania.
Przybliżył się do Bhuna i szturchnął go lekko łokciem w ramię kiedy ten zaczął wątpić – Przecież jest z nami android. Wątpię by źle przekalkulował nasz potencjał bojowy, a poza tym… założę się, że zabiję ich więcej niż Ty – powiedział lis i podbiegł do najbliższego samochodu lub większego odłamka gruzu i zwyczajnie go przestawił tak, by zapewnić osłonę przez którą najpewniej tamci będą musieli tak czy siak przeskakiwać. Bhun mógł sobie postrzelać, a Rhoshan również zrobi sobie ćwiczenia strzeleckie. Wyciągnął z plecaka amunicję i przytwierdził ją do pancerza, żeby nie musieć się schylać. W środku pewnie pozostała jedynie apteczka i racje żywnościowe, a to nie będzie chwilowo potrzebne. Nanomaszyny miały mu pomóc utrzymać stabilniej broń oraz zwiększyć celność podczas strzału, a gdy tylko pierwszy przeciwnik się pojawił – Rhoshan otworzył ogień. Strzelał krótkimi seriami i celował w głowę.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Sro Lut 15, 2017 8:25 pm

NPC Storyline - Dur-Shurrikun|ERT/JTF|Jinkusu

Po udzieleniu pierwszych wyjaśnień, android stanął na środku ulicy, z rękoma opuszczonymi wzdłuż tułowia, przodem do kierunku z którego miała nadbiec fala przeciwników. Rhoshan miał w tym czasie moment by przyswoić sobie pancerz. W tym wypadku, mógł się on nawet wydać wygodniejszy, niż standardowe opancerzenie. Z tego prostego powodu, że robił z siebie nową skórę dla tego kto go nosił, pozwalając przy tym wszystko odczuwać. Tak więc Rho mógł zachowywać się tak, jakby tego pancerza po prostu nie było.
-Rozejrzyj się. - Zaczął android, nie zmieniając kierunku w który spoglądał. Jego słowa skierowane były głównie do Bhunnikima. - -Nie posiadają broni ani pancerzy.
Dokończył krótko, czekając dalej. Poza oczywistym wsparciem, które chmarą przemierzało aktualnie niebiosa, co jakiś czas pikując w dół i mordując napotkany patrol przeciwnika. Natomiast sami przeciwnicy - tak jak powiedziała maszyna - nie posiadali dodatkowego uzbrojenia oraz pancerzy. Oczywiście, bronią mieczników były wspomniane "miecze". Kończyny-ostrza.
Czasu na przygotowania nie było długo. Odgłos biegu potworów dało się usłyszeć z daleka, nawet bez specjalnych bonusów, takich jak bardziej wyostrzony słuch czy odczuwanie wibracji. W pewnym momencie, stado wybiegło z za rogu, ruszając ku nim bez najmniejszej chęci zatrzymania się. Dur-Shurrikun pozostał w miejscu, niewzruszony widokiem. Rhoshan rozstawił karabin maszynowy i zaczął strzelać. HUD ISACa natychmiast zasugerował obniżenie poziom celu z głowy - na korpus. Celność broni nie pozwalała bowiem skutecznie razić przeciwnika, mierząc wyłącznie w głowę. Natomiast jej skuteczność w posyłaniu na tamten świat, powodowała, że jeden pocisk był w stanie przeszyć nawet kilkanaście ciał. Jedno trafienie - kilkunastu rannych lub zabitych... którzy następnie byli tratowani przez swoich towarzyszy, niewzruszonych rannymi czy zabitymi. Miecznicy byli istnym mięsem armatnim. Nie martwili się ani sobą ani kompanami. Nie dbali o życie.
Zielone stwory padały na ziemię, martwe lub ranne - jeden po drugim. Ostrzał serią nie był jednak efektywny na tyle, by nie pozwolić sporej grupie dotrzeć do nich po kilkudziesięciu sekundach. Android wykonał więc kilka kroków do przodu, a gdy przeciwnicy znaleźli się raptem kilkanaście metrów od Jinkusu, ten wystawił lewy profil naprzód, wyciągając przy tym lewą rękę wyprostowaną przed siebie. Białą fala energii rozeszła się po ulicy, spopielając prawie dwie setki potworów lub ciał zabitych, którzy zbliżyli się w jej zasięg. Ze względu na jej destrukcyjność, fala została posłana ledwo na pięćdziesiąt metrów. Stąd pozostało bardzo dużo przeciwników do dalszej... walki.
-Przetestuj swoje możliwości, Rhoshan.
Rzucił krótko białofutry raptor. Oczywiście, chodziło o zdolności bojowe w walce w zwarciu, bez odległości. Miał tutaj wręcz idealne warunki. Prawdziwy przeciwnik, do tego pancerz, można mordować bez opamiętania i nie martwić się specjalnie własnymi ranami. Od czegoś był bowiem pancerz, wyposażony zarówno w twardą tkankę pokrytą drobinkami crathygtu, jak również systemami energetycznymi - podtrzymującymi tarcze. W tym wszystkim, choć android nic nie mówił, Bhunnikim oraz jego zachowanie również były poddawane próbie. Wybory, zachowanie, moralność czy najprościej - ROE.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Czw Lut 16, 2017 5:59 pm

Bhun słuchał uważnie wypowiedzi Androida i Rhoshana. Gdy lisiasty trącił go ramieniem, Bhun uśmiechnął się lekko. Tak, dobry antystres.
-Przyjmuję wyzwanie-Odparł do rudego, odnośnie liczby zabitych. Nie zamierzał być brawurowy, po prostu trzeba móc się z czego potem śmiać w mesie. Wiadomo, potem z uśmiechem się wspomina "A pamiętasz, jak nas trzech walczyło przeciw kilkuset?". No i motywacja do walki to zawsze bonus.
I trochę chęć udowodnienia, ile jest wart. Wszak to jego chrzest bojowy, nieprawdaż? Chciał udowodnić, że jest warty walki ramię w ramię z resztą.
Podbiegł szybko naprzód, i przykucnął za pierwszym solidniejszym kawałkiem gruzu, lub czymkolwiek, co mogło służyć za osłonę. Szybki zerk na magazynek (Nadal pełny) i aktywacja hologramów. Wokół niego, w promieniu trzech metrów pojawili się niemal idealne kopie, które stały, kucały, celowały do wroga. Liczył trochę na szał bojowy przeciwników, że pognają na nie, niż na niego. Kopie wyglądały jak prawdziwe.
Pojawili się wrogowie. Bhun strzelał ze swojego karabinu, słyszalny był tylko syk ogniwa, gdy je wymieniał raz za razem. Celował w korpus, chcąc powalić strzałem. Nie ryzykował straty, ogniw nie miał na tyle, by pozwolić sobie na niską celność.
No i był z oddziału Feniks. Elicie elit, wśród oddziałów komandosów. Musiał zrobić dobrą reklamę swojemu oddziałowi. Ciekawe, czy Mernud, Hekcer i reszta mieli podobne sytuacje? Może też się właśnie zastanawiali "ciekawe co z Bhunem?"? Kto wie, kto wie...
Wróćmy do pola bitewnego. Gdyby któryś z przeciwników podszedł za blisko, Barytf wysuwał nóż, i stosując Ghatvocked zabijał przeciwnika. Holograficzni Bhatgeni byli świetną zmyłką, sprawiając wrażenie, że atakują. Zmylali przeciwnika, pozwalając komandosowi zaatakować i wykończyć wroga. W razie czego po prostu posyłał pocisk laserowy z karabinu.
Fala białego światła wywołała gwałtowne ściemnienie w hełmie. Systemy osłoniły czułe na światło oczy Bhuna, automatycznie wykrywając za duże ich stężenie.
-Jednak się myliłem. Z taką siłą, mamy szanse-Mruknął do siebie. Kolejne pociski trafiały wrogów. A ci się łatwo nie poddawali. Szlag by to, jeszcze zamierzają tam walczyć wręcz. Już chciał zaprotestować, ale zdał sobie z czegoś sprawę- Ten lis i android mają zapewne jakieś asy w rękawie. Zaprzestał na sekundę ostrzału, by zacząć ostrzeliwać flanki wroga. Nie chciał trafić w towarzyszy. Zdawał sobie, że to niekorzystnie wyglądałoby w kartotece. A choć był doświadczonym wojownikiem w walce wręcz, wolał strzelać. Zwłaszcza przeciwko przeciwnikom, których głównym orężem była walka wręcz. Takoż więc Bhun strzelał, starając się uniknąć trafienia towarzyszy, nie opuszczając kawałka gruzu- chyba, że napór wroga był zbyt duży, wtedy się wycofywał, zajmując dogodniejszą pozycję. Laser wypalał dziury w przeciwnikach, którzy upadali. Tratowani przez towarzyszy. Co za dzicz. Jeśli ktoś jest ranny, to się go nie zostawia. A ci... go dobijali. Brzydziło to Barytfa, który nierzadko uciekał z piekła na swojej planecie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Czw Lut 16, 2017 8:33 pm

W sumie lis się nawet zaczął zastanawiać nad możliwościami dostosowywania tego pancerza do prywatnych potrzeb. Jeśli taki pancerz przypadłby mu na stałe to mógłby za każdą setkę zabitych przeciwników domalowywać sobie jeden czerwony pasek. Oczywiście jeśli pancerz mógł się kamuflować to pewnie w jakiś sposób odbijał światło w określony sposób przez co było się niewidzialnym. Jak wróci na pokład to chyba posiedzi trochę z instrukcją obsługi tego sprzętu. Na dodatek teraz miał dodatkową motywację, bo skoro mieli wymordować 500 wrogich jednostek to czemu mieliby przy tym nie mieć chociaż trochę zabawy i rywalizacji?
Przeciwnicy, którzy na nich nacierali wyglądali trochę jak takie krewetki. Rhoshan pamiętał, że zwykle krewetkom urywało się łeb zanim można było je zjeść. Ogonki chyba też, ale głowy za to nie da. Zastosował się do podpowiedzi, która mu się wyświetliła i tutaj zabawa zaczęła się rozkręcać. Otóż był teraz jak taki kombajn na kosmiczne krewetki. Ilość zabitych rosła z każdym strzałem, gdyż pociski vibranium przebijały się przez ich nędzne ciała i leciały dalej.
- Huh, za łatwo – wymruczał pod nosem. Pamiętał, że dokładnie te same pociski absolutnie nic nie były w stanie zrobić tamtemu Widmu, a teraz mógłby po prostu stać i posyłać ogień ciągły mordując to wszystko samemu tak naprawdę. To nie było nawet fajne, mimo że efektywnie te stworzenia były pozbawiane życia. Chociaż nie można było odmówić krewetkom upartości, bo mknęły dalej po swoich poległych towarzyszach w ich stronę.
Chwilę później android zrobił wyłom w szeregach. Już lisowi do pyska przychodziło „nie liczy się” ale przypomniał sobie, że przecież tamten nie zadeklarował udziału w tym osobliwym konkursie strzeleckim. Lisowi nie trzeba było nawet dwa razy powtarzać żeby wpadł w tamtych. Szybkim ruchem odczepił amunicję i rzucił karabin oraz część zasobników prosto pod nogi Bhuna po czym wyskoczył szybko zza osłony. Ryknął w stronę nacierających przeciwników, jakby prowokując chmarę by pomknęła w jego stronę. Najpewniej nie trzeba będzie ich dodatkowo zachęcać. Pierwszego jaki się nawinął złapał za ramię i wykorzystując swoją siłę zaczął po prostu okładać przeciwników jedną z krewetek. W sumie chciał przy tym przetestować jak dużą siłę potrzeba by zmiażdżyć ciało miecznika podczas okładania nim jego pobratymców. Dzięki temu osobliwemu eksperymentowi mógł dawkować siłę uderzeń tak, by jak najszybciej je zabijać lub wręcz przeciwnie, wiedzieć jak przedłużyć walkę. W końcu głupio dać się otoczyć i musieć zabić ich wszystkich na raz skracając cały czas potyczki.
Lis postanowił nie korzystać na razie z ostrza energetycznego, które wziął wtedy w zbrojowni wraz z ISAC’iem. Zostawi sobie to na ostatnią fazę testów by sprawdzić jak przechodzi przez cielska tych krewetek. Stanął na lekko ugiętych kolanach i szybkimi machnięciami ostrzył sobie pazury na czerepach przeciwników. W pewnym momencie dorwał jednego z nich i nawet oberwał mu oba miecze, żeby samemu je wykorzystać jako noże do rzucania. Ilekroć chmara próbowała go otoczyć, Rhoshan łapał jednego z nich i odginając się lekko w tył zataczał najeźdźcą pełne koło przy okazji uderzając nim jak największą ilość tłumu. Chociaż jeśli w pobliżu była jakaś latarnia, którą mógł wyrwać to zastępował tym krewetkę i takim oto „kijem” uderzał ruchem koszącym jak najwięcej się dało przeciwników. Jak próbowali go otoczyć to wykonywał pełen obrót z uderzeniem zamiatającym i dobijał leżące krewetki poprzez nadziewanie ich na latarnię. W pewnym momencie nawet postanowił sprawdzić czy pancerz ma na wyposażeniu dwa ostrza energetyczne? Jeśli taka opcja widniała to postanowił z niej skorzystać i wpaść we wrogów z dwoma ostrzami. Ciął by dekapitować te stworzenia lub pozbawiać je mieczy. Płynnie przechodził z uniknięcia ataku do wbicia pod gardło ostrza i zaraz przejścia do kolejnego przeciwniak, któremu zadawał kopnięcie, a potem zwyczajnie próbował odrywać głowę. Czasami zmieniał kombinację zależnie od tego co było łatwiej wykonać, bo zdarzało się również, że starał się rozpłatać ostrzem przeciwnika w pół i przebiec przez niego by dorwać kolejnego. Ufał, że pancerz go będzie chronił przed ewentualnymi obrażeniami ale insynktownie starał się wykonywać uniki oraz odchylenia przed atakami w miarę możliwości. Po każdym z nich szło ciachnięcie pazurami lub ostrzem w stronę głowy lub ucinanie kończyn. Czasami jak wrogów było dostatecznie dużo to łapał jednego i rzucał nim w grupkę by ją rozbić.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Sob Lut 25, 2017 9:05 pm

NPC Storyline - Dur-Shurrikun|ERT/JTF|Jinkusu

Android początkowo znajdował się na pierwszej linii. Ostrzał Bhunnikima - oraz do momentu, Rhoshana - skutecznie trzymał potwory na dystans. "Krewetki" kierowały się ku najbliższemu celowi, nie starając się przedostać dalej. Zwłaszcza zważając na sytuację, w której znajdujący się z przodu, białofutry stwór, tak skutecznie ich eliminował. Większa grupa która zbliżyła się za jednym zamachem, została po prostu zmieciona wyładowaniem energetycznym. Pozostali byli eliminowani w zwarciu. Gdy lis w końcu dołączył do walki bezpośredniej, pancerz wyraźnie dał o sobie znać. Zaczynając od braku oznak zmęczenia czy zużycia mięśni, przez spokojny oddech oraz organizm pobudzony jedynie regulowanym wpływem adrenaliny. W tym wszystkim pancerz sugerował również cele, które należy atakować. Ciosy Rhoshana były pod tym względem niezwykle skuteczne. Uzbrojenie w które został teraz wyposażony, pozwalało nie odczuwać wagi przeciwnika. Jeśli chodzi o ochronę, ostrza które masowo przedzierały się do lisa - zatrzymywane były na poziomie osłon samego pancerza - jeszcze zanim były w stanie dotknąć jego struktury. Osłona rozlokowana była jednak na powierzchni, tak więc nie było to tak widoczne. Ciosy najzwyczajniej zatrzymywały się na "ciele" densorina, nie przechodząc dalej, a w miejscu trafienia na krótką chwilę pojawiał się biały błysk, sygnalizujący przyjęcie ciosu przez osłony. Osłony, które z resztą nic nie odczuwały. Opancerzenie ani ISAC w żaden sposób nie wyświetlał komunikatów ostrzegawczych lub innych informacji, jakoby lis miał być zagrożony przez swoją brawurę. Biorąc pod uwagę, że pancerz nie był zewnętrznym obiektem, a przyklejoną do ciała "skórą", można było się przyzwyczaić. Nic nie krępowało ruchów, nie było ograniczeń w możliwościach w porównaniu z pancerzami zewnętrznymi, które naturalnie jednak coś ograniczają - nawet minimalnie.
Gdy Bhun po raz kolejny przygotował broń do strzału, a Rho wyciął odpowiednio dużą ilość przeciwników podwójnymi ostrzami, biały raptor zatrzymał się. Nie już taki biały. Korpus, łeb czy dłonie oraz nogi były po prostu pokryte krwią tych stworzeń. Podobnie sprawa miała się z Rhoshanem, choć w jego wypadku - ze względu na opancerzenie, krew spływała na dół niczym woda, nie przyklejając się do futra. A to, odsłonięte, miał android.
-Wystarczy. Noraas.
Odezwał się android, a nad głowami całej trójki, pojawił się długi na czterdzieści metrów Noraas. Wielozadaniowy myśliwiec unosił się kilkanaście metrów nad ich głowami, mieszcząc się ledwo ledwo pomiędzy budynki. Ujawniając swą obecność, spowodował niemałą konsternację w oczach stworów, które nie były w stanie przewidzieć tego typu zagrożenia. Nowa maszyna nie czekała długo. Jak tylko ujawniła swą obecność, minęło kilka sekund. Potem powietrze przeszył grad pocisków energetycznych, z chirurgiczną precyzją kierowanych przeciwko "krewetkom". Żaden wystrzał nie był zmarnowany, Dziury po trafieniu były ogromne, potwory po prostu rozpadały się na części. Nie było to uzbrojenie stworzone do zwalczania tych stworów, lecz do niszczenia innych pojazdów. Stąd idealny efekt prowadzenia ostrzału. Ostatnia setka została wybita w kilka sekund przez maszynę, bez cięższego ostrzału mogącego zagrozić pobliskim konstrukcjom. W momencie w którym ciało ostatniej "krewetki" padło na ziemię, Noraas ponownie uruchomił maskowanie, ukrywając się - a następnie odlatując. Co z resztą, jako kontur, pokazał ISAC.
-Udajcie się na pięć ulic na północ. Na skrzyżowaniu dróg będzie na was czekał Daalkiin.
Zaczął android, odwracając się i podchodząc stanowczym krokiem do Rhoshana. Raptor wyciągnął ku niemu obie dłonie, wewnętrzną stroną skierowaną w dół. Kiedy to czynił, w dłoniach pojawiły się dwa Kunzahkrii. Rękojeści mieczy energetycznych. Jednego takiego używał do tej pory Daalkiin. Dur-Shurrikun podał oba ostrza lisowi, kierując na niego spojrzenie swych białych oczu.
-Przekażcie mu miecze, a następnie pomóżcie wyeliminować wrogiego oficera.
Dodał do swojej wypowiedzi. Łatwo można było się domyślić, że skoro mieli donieść mu uzbrojenie - to oficer musiał zostać tego uzbrojenia wcześniej pozbawiony... w jakiś sposób. O czym przekonają się po dotarciu. Droga nie była ciężka, no może poza przeszkodami terenowymi - zniszczonymi budynkami, gruzem oraz opuszczonymi samochodami. Biały raptor stanął, wyczekując na ich ruch oraz ewentualne wyruszenie w drogę. Jeśli uczynią to niezwłocznie, ten jedynie odprowadzi ich wzrokiem.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Wto Lut 28, 2017 2:20 pm

Lis czuł się teraz jak młody bóg wojny, który poszedł masakrować swoich przeciwników. Mknął jak burza nie odczuwając zbytnio zmęczenia dzięki pancerzowi, jednak z drugiej strony sam również by na to specjalnie uwagi nie zwracał. Głównie dlatego, że właśnie teraz krewetkowi najeźdźcy zbierali od niego całą furię i frustrację, którą wcześniej skutecznie odsysała Susan. Teraz mógł dać temu upust i coś rozwalić nie specjalnie martwiąc się konsekwencjami. Zastanawiał się tylko czy jak potem coś by poczuł jakby zdjął pancerz? O ile rzecz jasna było to możliwe, skoro nanomaszyny wniknęły we wnętrze jego ciała oraz pokryły go tą powłoką ochronną. Będzie musiał poczytać instrukcję obsługi potem.
Korzystał z propozycji, które podawał mu pancerz i eliminował priorytetowe cele, które niespecjalnie były dla niego obciążeniem. Nie czarujmy się, lis mógł nimi miotać jak szata… szmacianymi lalkami. Chociaż poza ochroną i tężyzną fizyczną jaką pancerz zapewniał, Rhoshan był jeszcze bardzo zadowolony z testów ostrzy energetycznych. Gładziutko przechodziły przez ciała krewetek, a cały brud po prosty spływał w dół. Bardzo praktyczne, gdyż najpewniej chroniło to też do pewnego stopnia przed chociażby atakami kwasu czy innych dziwnych wydzielin, które nie zostawały długo w jednym miejscu. No i przy okazji podczas walk pewnie strój dbał o czystość noszącego, więc nawet po wielogodzinnym starciu osoba w teorii powinna być czysta. Zmęczona ale bez zabrudzeń.
Lis mógłby się jeszcze chwilę pobawić, ale Android wezwał wsparcie. Rudzielec już wyładował część gniewu. Wiedział, że jeszcze mają dużo roboty więc podszedł bliżej raptora, który już do białych raczej nie należał. Wymazany był krwią, która przykleiła się do jego futra. Wyglądało to nieciekawie, ale najpewniej na okręcie weźmie prysznic z nanomaszyn i po prostu go oczyszczą. Z czerwonego znowu stanie się białym, czyli coś czego ziemska polityka nie dała rady osiągnąć przez ostatnie kilka dekad.
Teraz miał chwilę czasu by obejrzeć myśliwiec, który właśnie masakrował mieczników. Wycinał ich w pień, a stwory najwyraźniej były zaskoczone. Czyżby były na tyle głupie, że nie zdawały sobie sprawy czym jest myśliwiec oraz, że takie z wyższej półki mają moduł maskowania? Nic tylko obserwować pokaz światełek, które przebijały się przez ciała najeźdźców. Kurczę musi sobie chyba skombinować takie cacko, bo myśliwce były bardzo praktyczne i przydatne. Na razie jednak mógł cieszyć się pancerzem, który również do fajnych rzeczy należał. Definitywnie przejrzy instrukcję instrukcje potem.
Rhoshan wprowadził koordynaty podane przez Raptora do ISAC’a, by ten ich poprowadził. W sumie mógłby to zapamiętać, ale wyrabiał sobie nawyk wprowadzania lokacji. Zresztą nawet nie musiał wyciągać małego urządzenia, bo pewnie jeśli był przypięty do pancerza to dało się to zrobić myślami. Lis zastanawiał się czegoż tym razem chce od nich Android, jednak sprawa stała się jasna kiedy w jego dłoniach pojawiły się dobrze znany przedmiot. Wziął oba ostrza od niego i przyjrzał im się. Najpewniej są to te same, których używał w Świcie. Lis też miał szansę przez krótką chwilę przetestować ich działanie.
- Zrozumiałem – zastanawiał się tylko co ich tam czeka? Czy będą jedynie chłopcami na posyłki, którzy mieli przynieść uzbrojenie czy faktycznie Daalkiin potrzebował wsparcia? Jeśli to drugie to kawaleria niebawem przybędzie! Wolał zostawić Bhunowi tamten karabin oraz plecak z resztą amunicji. Jest to bardziej praktyczne niż lis, który będzie walczył w zwarciu i zasuwał z plecakiem. Wyglądałoby to z resztą komicznie. Rudzielec zaczął biec dosyć szybkim truchtem, ale jeśli jego towarzysz zostawał z tyłu to nieco zwalniał. Oba miecze przypiął sobie do pasa i wyruszył we wskazane miejsce, uważnie rozglądając się oraz nasłuchując. Może w pobliżu byli jeszcze jacyś cywile albo przeciwnicy? Mało prawdopodobne, ale jednak.
Powrót do góry Go down
Fenris
Mistrz Gry
Fenris


Liczba postów : 674
Data dołączenia : 08/06/2012

Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Wto Lut 28, 2017 7:29 pm

[z bagien Nowego Orleanu]

Zwolniony z poczucia obowiązku względem ojca wilk raz jeszcze w ciągu ostatniego obrotu słońca zmierzał do miasta Houston. Zadowolenie Lokiego z jego akcji podniosło go na duchu. Z początku przypuszczał że ojciec będzie się na niego gniewał, ale koniec końców chyba spodziewał się czego oczekiwać po swoim synu.
Dlaczego więc wracał teraz? Miał tam co prawda odebrać swoją nagrodę, ale mógł przecież spokojnie przeczekać aż sprawy w Houston przycichną na tyle że bezpiecznie można się o nią upomnieć. Może była to pewna nić sympatii do Ameli, czy samego Onurisa? Szczerze w to wątpił.
Przyciągała go wojna. Starożytne Eddy twierdziły że Fenris pojawiał się na polach wielkich bitew, które niewiele miały wspólnego z chwałą. Wilki widziane w przeddzień walki były omenem masakry. Nieważne czy Asgardczycy byli bogami czy nie, skaldowie mieli w jednym rację. Wilka przyciągały konflikty. Nie mógł bezczynnie stać z boku gdy tam gdzieś przelewała się krew. Gdy tam gdzieś umierali ludzie. Musiał brać w tym udział. Gdy wszyscy wokoło żegnali się z życiem on czuł właśnie że żyje. Fakt, że tym razem wrogowie byli tak potężni, że bez trudu dorównywali mu siłą, tylko podsycał jego głód walki.
Nie minęło wiele czasu odkąd zniknął, lecz każda chwila podczas bitwy potrafiła mieć wielkie znaczenie. Gdy tylko wpadł między budynki przybrał znów swoją hybrydową postać i przełożył smoczą łuskę do dłoni. Sprawiała ona pewien balast. Zajmowała mu jedną z dłoni, których mógł potrzebować w każdej chwili do walki. Potrzebował jakiejś ludzkiej sakwy. Midgardczycy nie zrezygnowali z noszenia sakw, prawda? Chwilę podążał za zapachem umarłych aż odnalazł przy jednym z nich całkiem solidny tobołek na plecach któregoś z ludzi. Oswobodził go z ciała, szybko przyjrzał się zawartości, ale nie umiejąc ocenić jej wartości wzruszył tylko ramionami i wcisnął do niego także artefakt. Chwilę mocował się ze sprzączkami tak by mógł przytwierdzić go sobie do pleców, a także więcej niż krótką chwilę walczył z nowopoznaną właśnie technologią zamków błyskawicznych. Codziennie coś nowego. Tobołek trzymał się całkiem nieźle, a może nadać się do gromadzenia wojennych łupów. Po chwili namysłu zabrał też jakieś całkiem nieźle wyglądające przedramię, aby mieć co podgryzać podczas zwiedzania miasta.
Nie śpieszył się. Nie miał w sumie żadnego celu. Jego węch pozwalał mu dość dokładnie określić położenie zarówno wielu obcych, jak i ludzi The Core. A także zwykłych ludzi, których w mieście przecież nie brakowało. Jego jedynym jako takim celem był Onuris, który mógł, ale przecież nie musiał, udzielić mu kilku odpowiedzi, a także zaspokoić jego zaciekawienie mocami egzekutorów. Nie wyczuwał obecności widm, ale spokojnie mógł założyć że jest właśnie przy Amelii. Przynajmniej tak ustalali gdy ostatnio ich widział. Spojrzał od niechcenia w tamtą stronę przegryzając odrobinę mięsa. Widział przed sobą ścianę budynku, ale wzrok nie był zmysłem na jakim opierał się najbardziej.
Nagle zmarszczył nos. Pewna woń, która była tu obecna już od pewnego czasu, ale nie do tej pory nie zwracał na nią uwagi.
Daalkiin.
Wilk ostatni raz nadgryzł mięsa, po czym odrzucił kikut i przetarł pysk ramieniem. Ruszył śpiesznie w stronę odrodzonego. Nie biegł z pełną prędkością. Wolał w miarę możliwości pozostać łowcą i przemykać unikając wzroku niechcianych istot. Z początku rozważał przemieszczać się po dachach domostw, ale nieboskłon był świadkiem kolejnej bitwy, a wilk nie był pewien po czyjej właściwie był stronie. Tak czy siak wolał nie narażać się na ostrzał.
Im bliżej był Czarnofutrego, tym ostrożniej kroczył. Wątpił by udało mu się go podejść przy jego tajemniczym głosie wyroczni, ale nie pogardziłby taką przewagą gdyby się nadarzyła.
Jeśli rzeczywiście udałoby mu się go podejść, przyczai się na chwilę za jakimś oknem, czy inną zasłoną i będzie zwyczajnie obserwował oficera. Jeśli jednak, co zakładał, wyrocznia obwieści jego przybycie jak gdyby nigdy nic wyjdzie z ukrycia.
- Daalkiin. - to, oraz zmrużenie oczu będzie musiało wystarczyć za powitanie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Nie Mar 05, 2017 4:21 pm

NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin|ERT/JTF|Jinkusu

Rhoshan odebrał przesyłkę od raptora, a następnie wraz z Bhunnikimem udali się we wskazanym wcześniej kierunku. Pozostawionej przez Rhoshana broni nie było sensu zabierać, tak więc Jinkusu przetransportował sprzęt z dala od pola walki.
Ulice były dość... puste. Pomijając zgliszcza oraz leżące od czasu do czasu - ciała ludzi, jak również obcych.
Nim bliżej - cała trójka - znajdowała się miejsca docelowego (pomimo podchodzenia z różnych stron), tym wyraźniejsze stawały się odgłosy walki, wystrzałów, wymiany ognia. Nim bliżej się znajdowali, tym więcej zmysłów odbierało wydarzenie - jakim była walka. Huki, serie z broni automatycznej czy półautomatycznej, wstrząsy, wibracje podłoża, zapach krwi oraz spalenizny. Rhoshan i Bhun - wyposażeni w ISACi - mogli obserwować mapę taktyczną, na której był z resztą zaznaczony Fenris, widoczny dla tych urządzeń - choć podchodzący z innej strony niż ta dwójka. W pewnym momencie, urządzenia odezwały się, przekazując następujące informacje:
-Przechwytuję transmisję... tłumaczę.
-Wycofaj się, Thuri. Dotrę w przeciągu minuty.
-Nie mam minuty!
-Dwadzieścia sekund.
W tym momencie ISAC zaznaczył nad nimi - kwadratem - pojazd. Ahrovokun, który zbliżał się do powierzchni ziemi z ogromną prędkością. Można to było odczytać po wskaźniku odległości, na którym kilkadziesiąt tysięcy kilometrów dosłownie uciekało, malejąc w zastraszającym tempie, do momentu gdy kolejna część transmisji przeszła na około osiemdziesięciu tysiącach.
-Ahrovokun!
-Skaczę.
Zaraz potem - i to już odczuli oraz zobaczyli wszyscy - blok, znajdujący się tuż obok miejsca docelowego - które ISAC wskazywał, a do którego zmysły prowadziły Fenrisa - wybuchł. Dosłownie, ogromny wieżowiec rozsypał się niczym figura z klocków popularnej marki, rozrzucając części po całej okolicy na odległość kilku kilometrów. Budynek po prostu wybuchł od środka, a powstała przy tym fala uderzeniowa zatrzęsła otoczeniem, powodując uszkodzenia przy oraz na okolicznych budowlach. Do tego momentu - z lekką przerwą na minięcie fali uderzeniowej oraz ostrożnością przy unikaniu nadlatującego gruzu, pozostałości budynku - wszyscy powinni byli mniej-więcej dotrzeć na miejsce, by móc zobaczyć co się dzieje.
Na miejscu, szerokiej ulicy, widoczne były zgliszcza oraz kilkadziesiąt ciał. Ludzi, JTF (zarówno służb wojskowych jak również ratowniczych) oraz najeźdźców. Od "krewetek" przez pancerniaki i jaszczury. Ciała nosiły rany szarpane, dziury po kulach, poparzenia i wiele więcej. Wśród ofiar byli również cywile. Kilkudziesięciu cywili, w tym kobiety, dzieci oraz starcy. Wszystko było dość świeże, przed chwilą miała tu miejsce bitwa. Nie dobiegła ona końca, nie do tego momentu. Na ulicy znajdowała się jeszcze matka z dwójką dzieci w wieku sześciu-siedmiu lat, skulona na ulicy pod jedną z lamp. Obok nich znajdował się ich ojciec, zasłaniając swą rodzinę ciałem - stojąc na nogach, na wprost względem wydarzeń które miały tutaj miejsce. Dalej znajdował się Daalkiin - jakieś pięć metrów od nich, prostopadle do pozycji cywilów. Stał w pozycji bojowej, na ugiętych kolanach - zaparty, z rękoma wyciągniętymi przed siebie, trzymając coś telekinezą. Tym czymś było pięciometrowej, długie na ponad osiem metrów monstrum. Mięśnie odrodzonego drżały ze zmęczenia, pysk ukazywał pełne skupienie. Na lewym boku - na wysokości żeber, jak również na przedramionach obu rąk, znajdowały się rany szarpane oraz cięte. Jedne węższe, inne głębsze. Krew powoli spływała po rękach oficera w dół - ku ziemi, gdy ten siłował się z przeciwnikiem. Potwór stał na tylnych łapach, zapierając się i starając naprzeć do przodu, przebić się przed moc Daalkiina oraz dopaść go, pozbyć się w końcu problemu. Wtedy też budynek eksplodował, w ruch poszła fala uderzeniowa - która wytrąciła obu z równowagi. Czanrofutry puścił swą moc, potwór wyskoczył ku niemu, a Daalkiin upadł na ziemię. Obracając się na plecy i sięgając po resztkę sił by chwycić potwora, zanim ten na niego spadnie, powietrze przeszył charakterystyczny dźwięk ognia maszynowego z karabinu dużego kalibru. Dźwięk rozniósł się echem po ulicy, a chmary pocisków energetycznych, widoczne z dużym opóźnieniem jako białe smugi - przecięły powietrze oraz podziurawiły potwora niczym sito, roznosząc jego ciało na czynniki pierwsze, a cała tą miazgę oraz flaki posyłając w powietrze na różne kierunki.
Gdy przeciwnik ucichł na dobre, Ahrovokun "wypłynął" spod całego gruzu który na niego opadł, wysypując go na ulicę i powoli podlatując do swego towarzysza, który w tym czasie leżał jeszcze na ziemi oraz łapał oddech. Myśliwiec zatrzymał się tuż przy leżącym na ziemi Daalkiinie, nieruchomiejąc i po prostu czekając. Czarnofutry wziął kilka głębszych wdechów, by na końcu spokojnie odetchnąć, a następnie wyskoczył do góry oraz stanąć na równych nogach. Oficer rozejrzał się po okolicy, w pierwszej chwili odnajdując wzrokiem czwórkę cywili, a następnie kierując go na to co zostało z wielkiego budynku.
-Skoczyłeś do atmosfery...?
Zapytał lekko zszokowany oficer. Przeczyło to wszelakim normom bezpieczeństwa oraz idei ochrony jednostki. Co prawda szczęka mu nie opadła, jednak ślepia były nieco poszerzone, a uszy postawione pionowo - gdy obserwował tak otoczenie.
-Tak. - Odparł z niekrytą dumą myśliwiec. - -Nie wykonałem dokładnych obliczeń.
-Więc ten budynek to przypadek?
-Tak.
Daalkiin westchnął zmęczony, a następnie odwrócił się i powoli ruszył w kierunku cywili. Podchodząc bliżej, oficer podał dłoń mężczyźnie, pomagając mu wstać, a następnie zaczekał aż rodzina podniesie się z ziemi. W tym czasie, cała trójka powinna już jakoś dotrzeć na miejsce.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Sro Mar 08, 2017 3:15 am

Najwidoczniej w pobliżu nie było żadnego najeźdźcy, a to oznaczało, że musieli skoncentrować się wokół oficera, którego mieli wyeliminować. Daalkiin najpewniej trzyma go, aż lis dotrze tutaj ze wsparciem w postaci dodatkowego uzbrojenia. Swoją drogą to było dosyć interesujące, że teraz tamten będzie korzystał z dwóch mieczy. Chociaż Rhoshan domyślał się, że być może drugie ostrze przypadnie jemu lub Bhunowi. Najprędzej temu drugiemu z racji, że wręcz chyba gorzej sobie poradzi niż lisowaty densorin. W końcu futrzakowe pazury nie należały do tych mięciutkich, a były czymś co było przyzwyczajone do twardych pancerzy smoków. Ciekawe jak bardzo nanostrój zwiększył jego możliwości?
Nie mógł się jednak długo zastanawiać nad tym, gdyż wkraczał na teren walki. Huk, odgłosy broni oraz pozostałe dźwięki towarzyszące toczącej się bitwie. Daalkiin najwyraźniej miał jakiś sojuszników jeszcze sądząc po tym jak dużo hałasu robili, a jako wsparcie miał chyba posłużyć jeszcze jeden obiekt, który podążał w kierunku Odrodznego. Niemniej przechwycona transmisja jedynie sprawiła, że rudzielec przyśpieszył. Mógł nawet oddalić się znacznie od Bhuna, gdyż po prostu czas mu się kończył i miecze mogły być potrzebne „na wczoraj”. Lis nie przestawał biec, ale patrząc po ISAC’u oraz komunikacie, który nadał Ahrovokun chyba domyślał się co będzie dalej. Czy on planował użyć napędu nadprzestrzennego i skoczyć z takiej odległości? Nie żeby futrzak pamiętał wszystko na temat pilotażu ale coś mu mówiło, że takie coś może być bardzo niebezpieczne. Głównie dla pilota oraz statku, który może o coś się rozbić. Z drugiej strony pamiętał, że jednostki The Core są bardzo wytrzymałe, ale z taką prędkością było to pojęciem względnym. Musiał jednak przyznać, że myśliwiec miał ostro nastukane w komputerze pokładowym i coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że jeśli miałby latać to w czymś o bardzo podobnym podejściu. Przynajmniej nie jednostka nie zarzuciłaby mu, że jest lekkomyślny. Mogło to zabrzmieć śmiesznie, aczkolwiek do śmiechu mu nie było gdy jeden z bloków eksplodował. Rozsypał się na kawałeczki, a lis odruchowo odskoczył szukając miejsca, za którym może skryć się przed odłamkami. Przykucnął, by utrzymać równowagę a zarazem zabolał go cały ten hałas, który wybuch wywołał. Na szczęście skoro nanokombinezon pozwalał wyostrzyć zmysły to najpewniej dawał również opcję wytłumienia dźwięków i w ten sposób lis dał radę przetrwać uderzenie taką kakofonią. Oczywiście chwilę po przejściu fali uderzeniowej wszystkie parametry wróciły do normy, a opancerzony rudzielec dalej biegł, likwidując ewentualne odłamki które mogły spaść za pomocą ostrzy.
Wyskakując zza rogu dojrzał istne pobojowisko. Masa trupów po obu stronach, gruzy, a nawet martwi cywile. 4 z ludzi nadal żyła, a przed nimi stał Daalkiin, który mierzył się z bestią. Było to zaiste szkaradne oraz niebywale paskudne, a zarazem na tyle duże, że zabiciem czegoś takiego Rhoshan mógłby się w sumie trochę pochwalić. Jednak nie o chwałę tu teraz chodziło, a o oficera, który był ledwo żywy i ranny. Jak tylko zobaczył, że Odrodzonemu jest potrzebna pomoc to od razu pomknął w jego kierunku jednak nie zdążył nawet dobiec. Jego uszy zostały znowu obdarzone tym pięknym dźwiękiem wystrzeliwani chmary pocisków, które przeszywały cielsko giganta i zrobiło z niego istną papkę. Lis rozejrzał się i wyglądało na to, że chwilowo zagrożenie zostało zażegnane.
Rudzielec widział na ISAC’u również Fenrisa, a gdy go zobaczył to nawet specjalnie się nie zdziwił jego wyglądem. Ot, kolejny wilkowaty jakich wielu na statku a zapoznać się z nim nie miał jeszcze okazji tak czy siak. Podbiegł do leżącego oficera, który chyba był tak samo zdziwiony brawurą tej jednostki jak sam Rhoshan. Aczkolwiek ich zdziwienia najpewniej były na różnych płaszczyznach, bo lis myślał o tym bardziej w kategorii zarąbistości gdzie Daalkiin pewnie widział to jako lekkomyślność.
- Ho, ho, ho, przybył Rudy Mikołaj i mam tu prezenty – zażartował lis podchodząc bliżej odrodzonego. Odpiął oba miecze i wyciągnął je w stronę Odrodzonego. Ostrzami w swoją stronę. Dopiero potem spojrzał na rodzinę, która była z oficerem. Przez moment poczuł ukłucie wewnątrz klatki piersiowej, które przypomniało mu o pewnym wydarzeniu. Takim, które pozbawiło go bliskiej osoby, ale również na wierzch wypłynęła część wspomnień związanych z utratą własnych rodziców. Akarynth był dobrym ojcem i Rhoshan nie miał mu nic do zarzucenia, ale jednak pewne blizny nadal pozostają. Mimo, że nie bolą to jednak przypominają o sobie.
- Czy wszystkie myśliwce ryzykują skokiem na takie odległości? – zapytał tym razem Ahrovokuna. Kontrolnie jeszcze spojrzał za siebie czy Bhun go dogonił, a następnie spojrzał w kierunku cywili. Dokładniej dzieci, bo o ile dorosłych niezbyt lubił to do młodszych nic nie miał. Ot, taka zależność, że te największe osobniki zwykle są łagodne wobec tych najmłodszych. Lis stał wyprostowany, ale jeśli dzieciaki zżerała ciekawość to po prostu przykucnął i wyciągnął rękę w ich stronę. Oczywiście pozwolił się dotknąć, pogłaskać czy co tam chciały lecz po chwili przypomniał sobie po co tutaj właściwie jest. Wstał i spojrzał ku oficerowi.
- To… gdzie jest cel, który mamy pomóc zlikwidować? No i co z nimi robimy? Nie możemy raczej ryzykować, że coś im się stanie – domyślał się, że najpewniej jedna osoba zostanie oddelegowana, by zająć się cywilami. Chociaż… można by ich po prostu wsadzić do myśliwca i wysłać bezpośrednio do obozu. Najpewniej taką opcję mógł obrać oficer, gdyż wydawała się najsensowniejsza. Z drugiej jednak strony sam Daalkiin nie wyglądał jakby był w szczytowej formie i przydałaby mu się opieka medyczna. W sumie trochę szkoda, że lis zostawił tamte zapasy, gdyż mógłby cywilom po prostu wręczyć medykamenty oraz racje żywnościowe. Na pewno byli głodni.
Powrót do góry Go down
Fenris
Mistrz Gry
Fenris


Liczba postów : 674
Data dołączenia : 08/06/2012

Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Sro Mar 08, 2017 9:57 pm

Fenris podchodził coraz bliżej i bliżej swojego celu. W miarę kolejnych przemierzonych ulic rosła ilość ciał wszystkich ras znanych miastu Houston. Jeżeli wilk znalazł podczas swojego spaceru jakąś uczciwie wyglądającą broń, nie omieszkał jej sobie przywłaszczyć.
Powoli zbliżał się do miejsca, gdzie obecnie przebywał Odrodzony. Z tej odległości Fenris był tego niemal pewien. Wciągnął raz jeszcze powietrze, aby dokładniej złapać woń i postawił kolejny krok w stronę placu. W następnej chwili najbliższa ludzka budowla eksplodowała na tysiące kawałków, niczym zrównana z ziemią boską pięścią. Huk był tak wielki, że mimo sporej odległości i braku bezpośredniego zagrożenia wilk zasłonił odruchowo twarz dłonią. Nie poświęcił wiele czasu temu co właściwie wykonało te zniszczenia. Widział już w Midgardzie wystarczająco wiele, aby w cokolwiek wątpić czy czemukolwiek się dziwić. Widma? Potężna broń? Stalkerzy? Ciekawiło go jednak coś innego. Czyżby taki miałby być koniec odrodzonego? Pogrzebanie pod gruzem? Diabelnie nieprawdopodobne.
Gdy kurz już opadł jeszcze raz upewnił się czy nie szedł tu na darmo. Poczuł zapach Czarnofutrego kawałek dalej. Ponad wszelką wątpliwość żył. Właśnie stoczył trudną walkę, był wyczerpany, ale żył.
Postanowił zajść oficera z boku. Nie poszedł w jego stronę główną ulicą, ale skręcił między zaułki, tak by jak najdalej zajść nie będąc zauważonym. Jeśli podkradł się odpowiednio blisko przycupnął przy ziemi i nasłuchiwał ewentualnych dźwięków i zapachów. Z przeciwnej strony szła ku nim dwójka istot. Jeden pod wieloma względami pachniał jak Daalkiin, drugi zupełnie inaczej. Do tego Midgardczycy, wiele ciał wrogów, zarówno znanych mu jak i nieznanych. Przynajmniej na część pytań poznał odpowiedzi, gdy z gruzu po przeciwnej stronie placu wyłonił się Ahrovokun.
To może być ciekawe.
W końcu dwójka mężczyzn pojawiła się na placu. Jeden z nich był bardzo podobny do wilka. Ewidentnie kolejna grupa Daalkiina. Zostało im przydzielone zadanie zlikwidowania jakiegoś celu. Wilk potrzebował jeszcze paru dodatkowych faktów, aby zaplanować dalszy tok działań. Nie wyczuwał najmniejszych napięć między Daalkiinem, a oficerami the core, ale to jeszcze nic nie znaczyło.
Wilk postanowił podążać szlakiem oddziału gdy tylko wyruszą i dowiedzieć się kim jest nieszczęśnik, po którego głowę idą. Oceni sytuację i zdecyduje po czyjej jest stronie. Nie wiedział czy przyjdzie mu stanąć znowu po stronie The Core, czy wręcz przeciwnie, wyrównać rachunki z Odrodzonym, ale tak czy siak wolał działać z ukrycia.
Nie wiedząc że jego położenie już od dawna oznaczone jest na ISAC'ach przybrał swoją ludzką postać, aby wyglądać jak słabi ludzie Midgardu. Zerwał też wierzchnie odzienie z mniej więcej pasujących rozmiarem zwłok nieopodal. Jeśli grupa ruszy, a nikt nie zwróci na niego uwagi, to podąży jej śladem.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Nie Mar 19, 2017 10:30 am

NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin|ERT/JTF|Jinkusu

Daalkiin odwrócił się w stronę zbliżającego się lisa oraz jego obcego kompana. Bhun za nimi nadążał, jednak póki co pozostawał dość pasywny na wszystko co działo się dookoła. Czarnofutry przekrzywił lekko swój łeb na bok, stając frontem do Rhoshana oraz lustrując go na szybko spojrzeniem. Nieco rzuciło się w oczy oficera, na tyle by wyraził swoje zdanie.
-Mikołaj i prezenty...? - Zaczął, odbierając do rudego oba ostrza. Samiec chwycił je mocniej, a następnie podrzucił lekko do góry, jakby wyważając sobie obie bronie do ewentualnej walki. Chwyci je z powrotem, po czym przypiął do własnego pasa. Definitywnie się przydadzą. Później. - -Nodin to widział? - dokończył, stawiając tym razem własne pytanie i wskazując na opancerzenie. Czarnofutry domyślał się, że lis musiał spotkać Dur-Shurrikuna. Tego typu opancerzenia nie wyciąga się z magazynu tak po prostu, z byle okazji. Niemniej - jest bardzo skuteczne. Dopasowuje się do ciała, tworząc nową skórę. Nie czuć, że ma się coś na sobie. Praktycznie jak symbiont... tylko nie do końca potrafi myśleć.
Ahrovokun przesunął się tuż nad ziemią, frontem do grupki, po niewielkim okręgu. Ustawił się mniej więcej z boku ulicy, przy jednej z ulic - chowając się, na swój sposób. Maszyna lekko skierowała dziób w stronę lisa, gdy ten zadał swoje pytanie.
-Odległość nie jest żadnym problemem. Skok może zostać wykonany na dowolnym obszarze, bez znaczenia zasięgu. W okolicy była jednak spora ilość zakłóceń, a ja starałem się wpasować pomiędzy Daalkiina, rywala oraz ludność cywilną.
Wyjaśniła maszyna. Czarnofutry w tym czasie pomagał rodzinie się ogarnąć, wstać, sprawdzić czy wszystko zabrali. Słuchał jednak wymiany zdań, nie zamierzając porzucić okazji, by coś dopowiedzieć.
-Temu tutaj zdarza się najpierw coś zrobić, a potem przemyśleć konsekwencje.
-Ryzyko opłaciło się.
Skomentowała ponownie maszyna. Daalkiin zamknął tylko na chwilę ślepia i położy uszy po sobie, nie chcąc wdawać się w dalszą, bezcelową dyskusję. Zwłaszcza, że byłoby to trochę niewdzięczne. Czego by nie mówić, Ahrovokun spełnił swoje zadanie i ponownie go uratował.
-Zabierz ich w bezpieczne miejsce.
Wydał krótkie polecenie maszynie. Myśliwiec obrócił się powoli w stronę grupki ludzi, a następnie przeniósł ich teleportacją do swojego kokpitu. Nie będzie im tam zbyt wygodnie - w cztery osoby - jednak miejsca i tak było dużo. Biorąc pod uwagę, że pojazd przeznaczony był dla znacznie większych użytkowników, niż oni. Myśliwiec podniósł się następnie pionowo do góry, po czym pędem wzbił w powietrze i pomknął przed siebie, skręcając w pewnym momencie oraz znikając za budynkami.
Pozostała teraz jedna kwestia. Czarnofutry zamknął na chwilę oczy i odetchnął głęboko. Wiedział, że pytanie Rhoshana pozostawił bez odpowiedzi. Niemniej miał inny problem na głowie. Oficer otworzył swe ślepia, a następnie podniósł prawą rękę do góry, wewnętrzną stroną dłoni skierowaną również ku niebu. Daalkiin zacisnął dłoń w pięść. W tym momencie Fenris został złapany - zanim zdążył cokolwiek zrobić - w niewidzialnym uścisku. Jego ciało opętały niewidzialne liny, odrywając go od podłoża i podnosząc do góry. Górne kończyny zostały dobite do korpusu, dolne związane razem. Następnie samiec obrócił łeb i szarpnął ręką nad sobą - niczym do rzutu kulą lub innym narzędziem. Wilk został wystrzelony z za gruzów, za którymi się ukrywał, niczym z katapulty. Lądowanie na ziemi było mocne oraz bolesne, wgniatając Fenrisa w asfalt - kilka metrów od Daalkiina, Bhunnikima oraz Rhoshana. Dopiero po skończeniu całości działania, czarnofutry puścił swój uścisk i opuścił rękę. Stanął wyprostowany, spoglądając na leżącego na ziemi wilka.
-Pozwoliłem tobie żyć, a ty testujesz moją cierpliwość.
Odezwał się oficer, chowając ręce za siebie. Stanął w wyprostowanej pozycji, dłonie złapał jedną za drugą - za swoimi plecami, na wysokości bioder. Ogon opadła spokojnie na ziemię, a białe ślepia obserwował teraz uważnie każdy ruch wilka. Znajdował się ledwo trzy-cztery metry od nich. W kompletnej ciszy, będą się dobrze słyszeli. Oficer nie wydawał się być jednak zadowolony ze szpiegostwa wilka. Choć zewnętrznie tego nie ujawniał - był neutralny, jak zawsze. Niemniej - komu by się to podobało?
Powrót do góry Go down
Fenris
Mistrz Gry
Fenris


Liczba postów : 674
Data dołączenia : 08/06/2012

Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Pon Mar 20, 2017 10:17 am

Wilk powoli rozważał zmianę taktyki. W ten sposób nie miał przecież szans dowiedzieć się tego czego chciał od oficera. Wątpił by nawet gdyby Daalkiin miał coś na sumieniu, to wtajemniczał by w to zwykłych wojowników The Core. Chociaż z góry mianować kogokolwiek „zwykłym” w tym szalonym miejscu mogło być wyjątkową głupotą.
Przysłuchiwał się więc jeszcze chwilę rozmowie na placu. „Rudy Mikołaj” nie było najstraszniejszym mianem jakie Fenris mógłby sobie wymyślić. Chyba że w kulturze obcych brzmiało to trochę inaczej i dlatego wojownik postanowił nazywać się właśnie tak.
Następnie okazało się że za zniszczenie pobliskiego budynku odpowiedzialny był myśliwiec Odrodzonego. Wilk pokiwał głową w uznaniu. Nie spodziewał się niczego mniej po sile Ahrovokuna. Myślał o nim jako o przynajmniej Asgardzkim statku, do tego o woli i odwadze wojownika. Do tego już zauważył że większość rzeczy jakie tworzą ludzie jest  krucha i słaba. W niczym nie przypomina dzieł rąk boskich, krasnoludzkich, czy elfich. Nic więc dziwnego że została niemal zdmuchnięta od samego lądowania pojazdu. Fenris uśmiechnął się pod nosem. Zniszczenia tak czy siak wyglądały imponująco.
Daalkiin polecił swemu latającemu przyjacielowi zabrać mieszkańców w bezpieczne miejsce. Myśliwiec bez sprzeciwu wykonał polecenie i zniknął wszystkim z oczu wraz z ludzką rodziną. Wyglądało na to że wilk w ten sposób nie dowie się niczego więcej.  Postanowił więc ruszyć się z miejsca i przynajmniej zmienić kryjówkę na jakąś bezpieczniejszą. Ostatni raz nabrał w nozdrza powietrza, jednak z tej odległości nie dowie się i tak niczego poza oczywistościami. Wielki wojownik w metalowym pancerzu pachniał podobnie do Daalkiina. Na pewno znali się nie od dziś. Niższy natomiast nie pachniał ani jak człowiek, ani nie nosił na sobie śladu zapachu o jakim wilk już myślał jako „Zapach the core”. Kim więc był? Dziką kartą taką jak on sam? Trzeba będzie na niego uważać.
Wtem wilk poczuł coś jeszcze.
Wiedzą że tu jest.
Faen! Oczy zwęziły mu się nagle i odruchowo zaczął się wycofywać. Jednak było już o wiele za późno. Dziwna moc najpierw objęła go wokoło, a następnie bezceremonialnie pchnęła przez powietrze w stronę placu. O ile na ziemi mógł starać się jakoś z nią walczyć, to gdy tylko stracił oparcie pod nogami nie było mowy o jakiejkolwiek walce. Miał odruch złapania się za coś zanim porwie go moc, ale przez dziwne więzy, starające się przytwierdzić jego dłonie do ciała, nie dał rady. Przestał więc walczyć ale mimo to przybrał z powrotem swoją półwilczą postać i zaryczał wściekle, gdy niby futrzana kula armatnia wyrżnął w bruk niedaleko ludzi The Core. O dziwo zderzenie z asfaltem go uspokoiło. Gdy tylko dziwna siła puściła westchnął głęboko, po czym zebrał z podłoża swoje cielsko wraz z resztkami godności. Otrzepał się odruchowo. Nie żeby jego futru pomogło chwilowo cokolwiek innego od solidnego szorowania.
- Gdy ostatnim razem ruszyłem ci od razu na pomoc, wiemy jak się to dla mnie skończyło, Daalkiinie. - odpowiedział na zaczepkę oficera zachowując podobny jemu neutralny ton, mimo że dobrze wyczuwał jego nastrój. - Cieszy mnie że zastałem cie w dobrym zdrowiu. - wypowiedział banalną formułkę grzecznościową, pomimo tego że Daalkiin wyglądał tak jak wyglądał po walce z potworem, którego cielsko Fenrir pozwolił sobie przy okazji obejrzeć.
- Zwę się Wilk Fenris – przedstawił się bardziej wojownikom niż Daalkiinowi i skinął im krótko łbem na powitanie. Skoro subtelność jak zwykle spaliła na panewce, postanowił zagrać w otwarte karty.
- Rozumiem twój niepokój. Też gardzę podobnymi metodami. Powiem więc wprost Daalkiinie. Przybyłem tutaj wiedziony niepokojem po naszym ostatnim spotkaniu z Czarnym Ogniem. Tak mnie, jak i Ameli zdało się że szalone widmo miało ci coś do przekazania. Co to było, Thuri? - zadał pytanie bez jakichkolwiek emocji. Specjalnie nawiązał do sposobu w jaki nazywał go Ahrovokun, aby pokazać mu że nie szuka z nim zwady. Może powinien zacząć tak od razu, jednak ciężko przezwyciężyć naturę. Niezależnie co powie Czarnofutry, wilk pozna czy mówi prawdę. - Pokaż mi że niepotrzebnie pokładałem w tym zdarzeniu niepokój, a zrobię co w mej mocy, by zadośćuczynić tobie moją podejrzliwość. Widzę że wybieracie się na polowanie. Jestem dobrym łowczym. - zasugerował tylko. Jeśli Daalkiin był czysty z punktu widzenia The Core, nie widział przeciwwskazań żeby zabić wraz z nim jeszcze parę istot, nim bitwa dobiegnie końca. Jeśli jednak wyczuje nieprawdę, uda że ta odpowiedź go satysfakcjonuje i i tak podąży za oddziałem. Nie będzie przecież omawiał głębiej takich spraw przy dwójce wojowników.
Przyjrzał się im teraz dokładniej. Rudy Mikołaj posturą przypominał Fenrisa, odziany był jednak w niezwykły pancerz. Przywodził mu na myśl Niszczyciela, który broni hal pałacu Odyna przed wrogami. Ten mniejszy wydawał się bardziej niepozorny, jednak pewnie nie przysłaliby go tutaj, gdyby nie posiadał żadnych ukrytych umiejętności.
Czekając na odpowiedź zdarł z siebie strzępy ubrania, które nie przetrwało ponownej transformacji i sprawdził uchwyty plecaka. Całe szczęście nie zdążył ich nawet wcześniej poluzować, tak więc nadal dobrze trzymał się pleców.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Wto Mar 21, 2017 3:29 am

- Takie ziemskie powiedzonko – wyjaśnił lis. Słyszał parę razy ten tekst na filmach i tam brzmiał w sumie o wiele bardziej epicko niż w jego wykonaniu. Może to kwestia tego, że nie był dostatecznie dobrym aktorem i miał zbyt słabą dykcję albo zabrakło mu wybuchów w tle? Będzie musiał jeszcze raz obejrzeć te filmy i przeanalizować jak to tam wygląda.
- Jeszcze nie, chwilowo pewnie dochodzi do siebie w skrzydle medycznym. Był w końcu ciężko ranny po walce z Czarnym Ogniem – domyślał się, że skoro Daalkiin o to zapytał to Nodin może nie być zadowolony z tego, że lis dostał pancerz. W końcu nadal pamiętał to co się stało na okręcie z ubraniami, a opancerzenie Widmo najpewniej uzna za przejaw słabości i każe oddać zabawkę Dur-Shurrikunowi. Trochę szkoda, bo z chęcią jeszcze by go potestował.
Lis wysłuchał co miał na swoje usprawiedliwienie myśliwiec, a zaraz potem komentarza jego kompana. Wyglądało na to, że Rhoshan by się z nim rozumiał dosyć dobrze sądząc po brawurze, jednak z drugiej strony w tym duo musiałby być ktoś myślący o konsekwencjach, więc taka współpraca byłaby skuteczna na krótki okres czasu. W końcu jakby dwóch wariatów dobrało się to najpewniej prędzej czy później ktoś doznałby krzywdy. Najpewniej jeden z nich, a dopiero potem cała reszta. Chociaż teraz cywile przestali być problemem i nie trzeba będzie ich eskortować, a oznacza to tyle, że mogą spokojnie pójść zmierzyć się z oficerem. Chyba jednak będzie mógł jeszcze przetestować ten pancerz.
Bardziej lisa zdziwiło zachowanie oficera, który kompletnie go zignorował, a może… koncentrował się przed bitwą? Przygotowywał się do niej mentalnie? Rhoshan myślał, że to faktycznie będzie jakaś epicko trudna walka z racji tego nietypowego zachowania, jednak dalszy rozwój wypadków rozwiał wątpliwości futrzaka na ten temat. W ogóle trafił na udane towarzystwo, gdyż Bhun również do specjalnie wylewnych nie należał, ale jednak dał radę dotrzymać kroku rudzielcowi. Czyżby też miał jakiś pancerz wspomagany, który zwiększa jego możliwości fizyczne? Co prawda nie wyglądał na takiego typowego ziemianina, ani również nie zachowywał się jak oni, ale jednak szybko przebierał tymi swoimi krótkimi nóżkami. Dopiero po chwili rudy przypomniał sobie, że ISAC pokazywał przecież jeszcze jedną osobę i był to Fenris, którego właśnie Odrodzony pochwycił w swój uścisk. Przez to lis miał w sumie przebłyski jak z jakiegoś ziemskiego filmu, który kiedyś Antharas oglądał. Łowca określał go mianem kiczu, zaś Rhoshanowi nawet się podobał, gdyż było w nim dużo akcji i podróże kosmiczne.
- Znacie się? – zapytał spoglądając na człowieka, który jednak nie pachniał jak ktoś znajomy. Tym bardziej nie czuł wcześniej tego zapachu w obozie ani na statku, więc może to ktoś nowy? Albo ten wrogi oficer? Nie, niemożliwe raczej słaby człowiek nie mógłby być takim problemem, by wysyłali do niego aż dwóch densorinów. Kwestią było to, że tamten zaczął się zmieniać w wilkowatego. Ciekawe czy kiedyś też nauczy się takiego triku, by rzucać ludzio-wilkami za pomocą siły woli i gestów? Zresztą prewencyjnie wolał na Fenrisa uważać, gdyż do tej pory miał kilka spięć z jemu podobnymi, a zwłaszcza takim jednym, który zamieniał się w lisa, a był człowiekiem. Z drugą osobą, która również zmieniała kształt już się droczył, a temu jaka przypadnie rola? Chociaż… jak poniuchał to faktycznie czuł jej zapach. No tak… pewnie ze swoim pozytywnym podejściem tamta próbowała go pogłaskać czy coś w ten deseń.
- Och, czyli jednak macie ze sobą wspólną historię – dorzucił lis po usłyszeniu wypowiedzi wilka, który po chwili się przedstawił. Zresztą w sumie to było zbędne, gdyż już na ISAC’u widział odpowiednie oznaczenie wcześniej.
- Rhoshan – przedstawił się, szorując ogonem po asfalcie. Rudy miał teraz bardziej bojowy nastrój, gdyż najwyraźniej oficer nie obdarowywał tamtego przyjaźnią z jakiegoś konkretnego powodu. Lepiej pozostać czujnym i uważnie obserwować co nowoprzybyły wyczynia, by mieć pewność, że nie zareaguje jakoś agresywnie. Najbardziej jednak uwagę lisa przykuła uwaga o wzmiance na temat Czarnego Ognia i tutaj, aż zmarszczył brwi. Zacisnął pięść na samo wspomnienie o tej podłej kreaturze, z którą być może będą musieli niebawem stoczyć bój. Ciekawe czy mają szansę? Z drugiej strony Daalkiin już walczył z Widmem w Świcie, jednak to na pewno nie jest ta sama klasa co Czarny Ogień. Jednak może posiadanie broni da im trochę większą szansę.
Jeszcze szalonego Widma im brakowało do zmartwień. Najpewniej egzekutorzy byli już o tym fakcie zawiadomieni, jednak wątpił by The Core na wszelki wypadek nie miało jeszcze innego planu awaryjnego jak uporać się z tym zagrożeniem. Trzeba się przygotować na najgorsze, bo jeśli Czarny Ogień pokona egzekutorów albo co gorsza podporządkuje sobie ich tak jak zrobił to Kattal, to problem urośnie do jeszcze większych rozmiarów. Nie mniej Rhoshanowi brakowało przekonania co do nowego towarzysza, którego chwilę temu Odrodzony chciał chyba odstraszyć.
- Mam nadzieję, że tej lebiedze Amelii nic się nie stało. Nie miałbym z kim się przedrzeźniać jakby zniknęła – wymamrotał pod nosem, bo w sumie na pewien sposób brakowało mu tego przedrzeźniania. Mógł jej nie lubić, a nawet się z nią droczyć ale nie pozwoliłby jej zrobić krzywdy. Nawet w jego stadzie można było znaleźć tą czarną owcę... a raczej sowę. Latające skrzydełka sowie, heh. Najpewniej kiedyś przyrządzi jej pieczone mięsko jakiegoś ptaka jeśli oczywiście nie znajdzie w pobliżu sowy do upolowania.
- Nie jestem przekonany do niego głównie dlatego, że skradał się do nas jednak mamy jakieś inne wyjście? Poza tym czas nam się kończy i oficer może nam zwiać – wyraził swoją opinie lis. W sumie do sojuszników nie powinno się zakradać, a tym bardziej do osób, z którymi ma się do pomówienia. Coś mu tutaj nie grało, a tamten ani nie podał któż go przysłał, ani nic o nim tak naprawdę lis nie wiedział. Poza oczywiście tym, że nie pachnie tak jak oni i zmienia się w człowieka. Decyzja jednak należała do Daalkiina z racji tego, że jest po prostu wyżej w hierarchii. Mógł oczywiście również nie chcieć wysłuchać tej opinii opancerzonego rudzielca.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Wto Mar 28, 2017 6:01 pm

Bhun obserwował całą okolicę uważnie, wyszukując potencjalnych śladów aktywności wroga. Owszem, niby mógł ufać urządzeniu na ręce, ale po co? Elektronikę można łatwo oszukać. Oczy już nie tak łatwo, a z tego co widział, stworzenia tutaj nie były na tyle inteligentne, by tego dokonać.
Obserwował poczynania rudego, pozwalając mu przejąć głos. On siedział w tej organizacji dłużej, on powinien z nimi rozmawiać. Toteż milczał jak zaklęty. Gdyby nie to, że czasem się poruszył, rozglądając się, można by go uznać za manekin ze zbroją.
Gdy usłyszał ryk, natychmiastowo podbił karabin do góry, i wycelował w stronę, z której dobiegł. Zwierze, które ujrzał, zostało natychmiast zanalizowane przez umysł Bhuna, toteż wycelował w tors. Co nie było potrzebne, gdyż wyższy rangą, najwidoczniej go kontrolował. Wrócił więc do postawy przyjętej poprzednio, cały czas jednak będąc w gotowości. Pancerz perfekcyjnie maskował wyraz jego twarzy, na której malowało się zdenerwowanie. W końcu niecodziennie zza kupy gruzu wyskakuje... coś z dużą ilością zębów. Przynajmniej według Bhuna, bo skąd ma biedak wiedzieć, że to coś nazywają wilkiem? Albo raczej wilkowatym czymś. Tak czy siak, trzymając ręce na karabinie, Bhun obserwował uważnie ruchy stworzenia, by w razie czego odpowiednio szybko zareagować.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Sob Kwi 01, 2017 8:24 pm

NPC Storyline - Daalkiin|ERT/JTF|Jinkusu

-Pozwoliłem mu żyć. Najwyraźniej było to błędem.
Odparł czarnofutry oficer na zapytanie Rhoshana, dotyczące znajomości z wilkiem, którego wyrzucił z za gruzowiska. W żaden sposób nie dawał wiary dobrym słowom, padającym ze strony Fenrisa. Czarnofutry wyciągnął w pewnym momencie lewą rękę do przodu, szybko i gwałtownie, otwartą dłonią skierowaną do wilka - w prostym znaku "stop".
-Oszczędź sobie.
Rzucił krótko w międzyczasie, jako odpowiedź na komentarz dotyczące dobrego stanu oficera. Daalkiin obniżył następnie dłoń, słuchając dalszej wypowiedzi wilka. Obie dłonie oficera spoczęły na klingach mieczy, przypiętych do pasa. Z tego prostego powodu, że czarnofutry dał wilkowi wcześniej żyć, miał mu jednak nie wchodzić więcej w drogę. Dostał drugą szansę od widm, a zamiast tego tutaj przyszedł. Odrodzony skupił bardziej spojrzenie na wilku, gdy ten dokończył swą wypowiedź, domagając się wyjaśnień oraz nazywając oficera "Thuri". Daalkiin prychnął oburzony, widząc brak znajomości wilka oraz kaleczenie języka pradawnego imperium. Zamiar przyniósł odwrotny efekt, z czyn Fenrisa został po prostu uznany za przejaw ignorancji, nie szacunku bądź dobrej woli.
-Nie jesteś na pozycji umożliwiającej tobie żądanie ode mnie jakichkolwiek wyjaśnień. - Zaczął krótką, lecz stanowczą odpowiedzią. W tym samym czasie, chwycił pewniej rękojeści obu ostrzy, odczepiając je od pasa i układając w dłoniach wygodniej. Opuścił je następnie, układając ręce swobodnie wzdłuż własnego ciała, mogąc tym samym uruchomić ostrza w momencie, gdy będą potrzebne, w pozycji skierowanej do dołu. - -Przy twoich zdolnościach, będziesz tylko balastem. Znajdź sobie zajęcie któremu podołasz.
Dokończył swą wypowiedź, nieruchomiejąc przy tym lekko. Daalkiin zignorował wypowiedź Rhoshana. Nie tylko się z nim nie zgadzał, co po prostu był wyższy stopniem, nie czuł więc potrzeby wchodzenia z nim w dyskusję. Niemniej jego postawa sama w sobie sugerowała już niechęć w stosunku do wilka. Więcej nie było w tym wypadku potrzebne, a sprawa związana z polowaniem na wrogiego oficera, póki co zeszła na plan dalszy. Nie było się tutaj czemu dziwić, skoro pojawiło się potencjalne, kolejne zagrożenie. A Odrodzony nie planował tego tak po prostu zignorować.
Powrót do góry Go down
Fenris
Mistrz Gry
Fenris


Liczba postów : 674
Data dołączenia : 08/06/2012

Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Czw Kwi 06, 2017 12:26 pm

-Nie masz się o co martwić wojowniku. - odpowiedział od razu Rhoshanowi. - Gdy ją ostatni raz widziałem stała o własnych siłach, a towarzyszyło jej jedno z tych, których zwiecie widmami. Onuris.
Pierwszą uwagę Daalkiina wilk puścił mimo uszu. Rozumiał że musiał utrzymywać autorytet przywódcy, a Fenris nie widział powodu mu tego odmawiać. Tak samo, lub może nawet z ulgą zareagował na ukrócenie powitań przez oficera. Był to rodzaj maniery, czy ceremoniału, który wpojono mu do głowy po urodzeniu, a którego sensu sam nie bardzo widział. Dlatego momentalnie przerwał i skinął łbem czarnofutremu.
Jednocześnie mimowolnie wyczuwał nastrój oficera i wiedział o jego niechęci względem siebie. Nawet bez legendarnego węchu było to przecież widać. Fenris był wciąż zupełnie spokojny gdy dłonie oficera spoczęły na ostrzach mieczy, mimo że wcześniej wilk widział, co wojownik The Core potrafił nimi zdziałać. Dostrzegł tutaj cień ironii, bo gdy ostatnim razem rozmawiali w podobnym napięciu, to podobny gest ze strony wilka, sięgnięcie po broń, wystarczyło oficerowi jako pretekst do oddania strzału. Teraz znowu rozmawiali, tym razem wilk przybył nawet bez broni, a oficer zachowuje się w sposób, jaki wcześniej widział u wilka nagannym.
Tak czy siak nie dał temu jakiejś szczególnej uwagi. Widocznie oburzył się dopiero gdy Daalkiin pokpił jego zdolności jako wojownika. Mógł mówić co chciał, pozować na kogo chciał przed swoimi ludźmi, ale honor wojownika był dla wilka rzeczą świętą. Zawarczał krótko ukazując lekko kły. Z punktu widzenia Fenrisa Daalkiin mógł równie dobrze dodać "Na przykład zbieraniem resztek" do swojej wypowiedzi.
Fenris z legend nie puścił by płazem takiego zuchwalstwa. Fenris z legend pokazałby temu małemu, pysznemu śmiertelnikowi jak wygląda jego wciąż bijące serce, wyrwane z jego piersi. Problem polegał na tym że legendy nie mówiły nic o tym jak Fenris mógłby przetrwać ogień z broni The Core, albo pokonać mszczącego się na nim później Ahrovokuna.
Wziął się w garść. Nowe czasy wymagały nowego Fenrisa. Wziął kilka głębszych wdechów, zacisnął pięści i starał się myśleć o swoim ojcu i jego talencie do opanowania. Po krótkim czasie zdusił w końcu gniew. Z zewnątrz jego chwilowy napad agresji było pewnie doskonale widać, nawet jeśli dość szybko go w sobie zdusił.
-Nie nazwałbym mądrym odrzucanie wyciągniętej do siebie w geście pomocy ręki. Przez myśl mi nie przeszło że propozycję pomocy nazwiesz wchodzeniem w drogę. Prawdą jest że wcześniej działałem w Houston za wolą mego pana, lecz wypełniłem już swe zadanie i jestem tutaj za własną. Nie żądam od ciebie czegokolwiek. Nie życzę ci zwady, Daalkiinie, niezależnie od tego co przyjąłeś sobie od jakiegoś czasu wmawiać. Wśród mego ludu panuje przesąd, że gdy dwoje wojowników spotka się w boju i przeżyje, zostają braćmi. - wyciągnął dłoń w stronę Daalkiina. Oczywiście nie nazbyt gwałtownie, bo znając porywczość oficera szybko mógłby ją stracić. - Dziś już dwa razy stawałem na przeciw czarnego ognia, raz śpiesząc ci z pomocą, a ty wciąż wątpisz w moje zdolności. Co, naprzeciw czemu idziecie, mogłoby się z tym równać?
Fenris i tak nie miał żadnego konkretnego celu zanim walki się nie zakończą. Przeszkadzało mu to że oficer naśmiewał się z jego siły, bo tak to zrozumiał wilk, jednocześnie ledwo przeżywając walkę ze stworem, którego truchło leżało właśnie na placu. Wątpił w jego moc, a wlekł za sobą jakiegoś słabego obcego pokroju Midgardczyków. Równie dobrze może pójść z wojownikami The Core i pokazać im co potrafi. Oczywiście jeżeli Daalkiin odmówi nie będzie dłużej stawał na swoim. Niech zdychają gdzieś bez niego. W Houston znajdzie się jeszcze wystarczająco dużo zabijania dla wszystkich.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Nie Kwi 09, 2017 1:31 pm

Zapowiadało się, że wilk może stanowić problem. Skoro doszło do tego, że Odrodzony miał szansę tamtego zabić, a ostatecznie nie skorzystał z tej okazji. Być może to właśnie łaska odróżniała The Core od najeźdźców, chociaż mogła to również być kwestia tego, że oficer potraktował Fenrisa jako dosyć niewielkie zagrożenie. Był znacznie bardziej doświadczony niż Rhoshan, więc pewnie mógł sprawnie ocenić czy wilk może w przyszłości przeszkodzić im na jakikolwiek sposób.
Trzeba było jednak przyznać, że zdolności mówcze futrzaka były dosyć ciekawe, aczkolwiek lis spodziewał się takiej reakcji ze strony Daalkiina. Gdyby wojny wygrywało się ładnymi słówkami i oficerowie mieliby na ich podstawach rozważać kapitulację najpewniej ten świat byłby bardzo nudny. Zresztą nie wiadomo było ile w tych słowach szczerych intencji pomocy, a ile ukrytych zamiarów. Zwykle tylko żołnierze pchali się na pole bitwy lub osoby, które świadomie podejmowały ryzyko z różnych pobudek. Jednym brakowało adrenaliny, a inni byli indoktrynowani przez własne kraje. W wypadku Rhoshana było to coś z pogranicza właśnie przepływu adrenaliny jak również charakteru, który sprawiał, że najlepiej czuł się w trakcie walki. Cóż poradzić, że sierściuch nie mógł usiedzieć na swym rudym zadku dłużej niż kilka godzin. To chyba byłaby najtrudniejsza próba jaką mógłby mu zaserwować Nodin. Nie żadne podnoszenie, czy walka z o wiele silniejszym przeciwnikiem, a polecenie siedzenia na dupsku i nieruszania się.
Uwagę lisa skupiły słowa wilka. Zwłaszcza imię wypowiedziane na końcu, imię które tak dobrze znał. Przecież to był brat densorińskiego widma, który rzekomo poświęcił się i był martwy. Jakim cudem znowu się pojawił w świecie żywych? Chociaż jeśli Sunad dał radę powstać z martwych, to każde inne widmo również powinno móc tego dokonać. Nie wiedział tylko czy powinien się cieszyć, że Amelia była z tamtym widmem czy też nie. Zwłaszcza po niefortunnym sformułowaniu, że stała o własnych siłach. Czemu miałaby nie stać? Chyba, że miała tam miejsce jakaś konfrontacja, która miałaby uniemożliwić jej tą czynność. Rudzielec zacisnął łapy w pięści po czym chwilę potem je rozluźnił. Zapowiadało się, że będzie miał do pogadania z mistrzem, gdyż najwyraźniej słowa Czarnego Ognia nie były kłamstwem, a szczerą prawdą. Dla Nodina to może być większy szok niż dla Rhoshana o ile tamten już o tym nie wiedział. Z zamyślenia wybudziło go prychnięcie oficera, który nie był zadowolony ze spoufalania się, które prezentował wilk. O ile dobrze pamiętał to Thuri było używane wobec towarzyszy broni, czyli kogoś bliskiego. Można się nawet pokusić o to, by nieco ubarwić to tłumaczenie i nazwać to braterstwem. Nie dziwił się, że tamten poczuł się oburzony, gdy jakaś przybłęda użyła tego terminu.
Lis miał jednak cichą nadzieję, że dojdzie do jakiejś walki. Widział te nerwowe ruchy Fenrisa, a że najwyraźniej oba futrzaki miały gorący temperament to najpewniej rzuciliby się sobie do gardeł, gdyby tylko znalazł się pretekst. Rhoshana na wodzy trzymało to, że nie dostał wyraźnego rozkazu oraz jeszcze nie został sprowokowany. Był jednak troszkę zaintrygowany tym, że Fenris chce im pomóc tak bezinteresownie nie będąc w żaden sposób przynależnym do grupy. Nie wyglądał na członka The Core, gdyż wtedy najpewniej Daalkiin po prostu by go oddelegował rozkazem i tamten powinien się go posłuchać. Rhoshanowi wtem wpadł całkiem niezły pomysł do głowy jak tu wymanewrować wilka zgodnie z tym co powiedział Odrodzony. Na ten temat postanowił nie dyskutować z oficerem. Zresztą tamten dał mu do zrozumienia w dosyć wyraźny sposób, kto znajduje się wyżej w hierarchii i lis raczej nie planował przekraczać tej granicy. Cenił sobie swoją głowę na karku.
- A nie mógłbyś udowodnić swej wartości poprzez no… chociażby ratowanie cywilów, do których The Core jeszcze nie dotarło? Jak taki futrzasty superhero. Pewnie w okolicy jest dostatecznie dużo godnych przeciwników, z którymi mógłbyś się zmierzyć i jednocześnie odwrócić uwagę od tych biednych i wystraszonych ludzi – oczywiście lis wiedział, że najpewniej jak człowiek zobaczy wielkiego wilka walczącego z krewetkami po prostu skorzystają z okazji i uciekną jeśli to będzie możliwe. Fenris będzie zadowolony, bo pozornie się spełni w swoim mniemaniu, a jednocześnie nie wejdzie Daalkiinowi w drogę. Jednak jeśli taka będzie wola oficera to Rhoshan z chęcią się futrzakiem zajmie i przetrzepie mu skórę.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Sob Kwi 15, 2017 2:29 pm

NPC Storyline - Daalkiin|ERT/JTF|Jinkusu

Tego Daalkiin rzeczywiście się nie spodziewał. Amelia spotkała Onurisa. Nie mogło to wróżyć niczego dobrego, skoro mowa była o splugawionym, martwym widmie. Oficer nie mógł pozostawić tej informacji samej sobie, tak więc zadbał o rozdysponowanie odpowiednich sił w rejon Houston, które będą miały na celu zatrzymanie widma. Tutaj właśnie objawiło się to, o czym mówił Odrodzony. Fenris posiadał zbyt małą wiedzę, na temat otaczającego go świata.
Czarnofutry posiadał coś jeszcze. Coś co pozwalało mu oceniać intencje innych istot skuteczniej, niż pozwalał na to jakikolwiek zmysł naturalny. I to właśnie to coś spowodowało, że Daalkiin uruchomił klingi, które wysunęły z siebie dwa białe, energetyczne ostrza, tworząc coś na styl mieczy półtoraręcznych o kulistej budowie, rodem z pewnej znanej serii. Samiec nie ruszył jednak do przodu. Na dobrą sprawę nawet nie drgnął. Nakazał jedynie obu ostrzom, by te się uruchomiły. Wszystko spowodowane było reakcjami wilka, nie tylko tymi które ukazywał, lecz również tymi wewnętrznymi. W normalnych warunkach, na tym skończyłaby się egzystencja tej istoty. Przynajmniej w założeniu tego oficera. Tutaj czekał jednak, aż "Fenris z legend" wykona pierwszy ruch. Wszystko za sprawą niewiedzy, która kierowała tą istotą. Był to czynnik rozumiany przy oficera, jednocześnie wpływający na jego ocenę sytuacji. Przede wszystkim powodował, że ten chętniej okazywał istocie litość. W przeciwieństwie do niektórych, Daalkiin nie czuł potrzeby zarżnięcia każdej napotkanej istoty, która mogłaby by być potencjalnym przeciwnikiem.
-Ze jeszcze żyjesz, zawdzięczasz własnej słabości, nie sile.
Odparł na słowa wilka. Nie było to może miłe, jednakże w pełni prawdziwie. Daalkiin zdawał sobie sprawę z możliwości młodych widm. Co dopiero, gdy przyszło komuś stanąć na przeciw starożytnego. Wspomniany nie uznał wilka za godnego siebie przeciwnika. Inaczej już by nie żył. Kto bowiem poświęca swą uwagę robakom?
Rozmowa mogła toczyć się dalej, jednak przerwał ją ruch Daalkiina, który gwałtownie pochylił się i sięgnął prawą ręką do tyłu, naciągając ją oraz przygotowując się do rzutu. W tym momencie, Rhoshan oraz Bhunnikim mogli dostrzec niewyraźny, bardzo przezroczysty zarys postaci, która opadała ku Fenrisowi z góry, ze znajdującego się za nim budynku. Postać była dość duża, choć na ten moment ciężko było ocenić dokładny rozmiar - w końcu mowa o sekundzie-dwóch. Oficer nie czekał, nie dał nikomu zareagować. Wykorzystał natomiast swą moc by przyśpieszyć swe ciało i rzucić ostrzem w kierunku wilka. To pomknęło w powietrzu, kręcąc się dookoła własnej osi oraz przemykając nad ziemią. Energetyczne ostrze o centymetry minęło lewe ucho wilka, zaraz po tym zderzając się z czymś tuż za nim, lekko nad jego osobą. Powietrze przeszył zapach spalenizny, po okolicy rozszedł się dźwięk przecinanego metalu, a za wilkiem padło truchło znanego mu już wcześniej przeciwnika. Bhunnikim i Rhoshan nie mieli go okazji poznać, jednak Fenris miał okazję ujrzeć starcie tego typu jednostek z poważnie rannym Nodinem.
Daalkiin sięgnął lewą ręką do przodu, zaraz po tym jak rzucił ostrzem z prawej w przeciwnika, którego ledwo zauważył. Jedną możliwością ujrzenia go, była tutaj technologia The Core. A działało to na prostej zasadzie. Bio-pancerz Rhoshana lub nanity w ciele Daalkiina umożliwiły dostrzeżenie zagrożenia. Maszyny reagowały na sytuację znacznie szybciej, niż ich mózgi były w stanie przetwarzać informację. Gdy zagrożenie zostało wykryte, impuls został przekazany za pośrednictwem ISACów do pozostałych, tworząc obraz zagrożenia takim, jakim wykryły go urządzenia. Dlatego cała trójka zauważyła go niemalże od razu, a Fenris - jako nieposiadający ISACa, nie miał możliwości zareagować na zagrożenie. Tutaj pomocny okazał się czarnofutry, który po rzuceniu mieczem, chwycił swą mocą wilka, a następnie szarpnął go w swoją stronę - naznaczając to gestem ręki. Ugiął ją w łokciu, prowadząc ruch ku sobie, dzięki czemu uzyskał precyzyjniejszą kontrolę nad własną mocą. Kiedy Fenris został już oderwany od ziemi, a jeden z mieczy Daalkiina nadal znajdował się w powietrzu, ten wyskoczył przed siebie. By to uczynić, ugiął swe nogi w kolanach, a następnie znów wykorzystywał swą moc, by wykonać długi oraz szybki wyskok naprzód.
-Stać.
Rzucił tylko przed samym wyskokiem. Słowa skierowane były oczywiście co całej trójki. W powietrzu przyciągnął do siebie drugie z ostrzy, chwytając je oraz lądując w miejscu, gdzie przed chwilą znajdował się wilk. Tuż przed oficerem pojawiły się dwie, prawie dwu i pół metrowe opancerzone istoty:
Texas Medical Center - Page 2 29xgle9
Byli to ci sami, których wcześniej spotkał Fenris. Wznieśli swoje miecze do góry, by zaatakować oficera. Ten ich jednak uprzedził, wyciągając oba ostrza i tnąc nimi od góry z prawej strony, po długiej linii - od jednego przeciwnika, do drugiego. Zbił tym samym ich broń do dołu, tnąc następnie prawym ostrzem w poziomie, atakując ponownie ich miecze. Lewe uniósł natomiast do góry, atakując od góry pod kątem przeciwnika po swej lewej stronie. Wszystko trwało dosłownie dwie-trzy sekundy, oficer nie dawał rywalom szans na dorównanie sobie szybkością. Jako, że ostrza pierwszego z nich znowu zostały zbite, tym razem w drugą stronę, nie miał on jak zablokować cięcia. Energetyczny miecz rozciął go więc na pół, przecinając jego korpus pod kątem, niczym rozgrzany nóż topi masło. Tak Daalkiin pozbył się pierwszego z rywali. Drugi, który pozostał na miejscu, musiał przesunąć swe miecze nieco w swoje lewo, by nie zostały one trafione ostrzem Odrodzonego, atakującym z prawej. Gdy to uczynił, a ostrze minęło broń przeciwnika, ten zaatakował od dołu z lewej strony - prostym cięciem identycznym do tego, jakie zastosował czarnofutry. To szło jednak od dołu. By nie zostać trafionym, oficer spiął swe mięśnie i wyskoczył wysoko do góry oraz do przodu, w powietrzu ustawiając się głową w stronę ziemi oraz ustawiając ostrza pod sobą, krzyżując je przy tym. W efekcie, uzyskał znak "X", a skierowany wyskokiem nad przeciwnika, za niego, ściął głowę rywala. Po tym nie pozostało już nic, jak wylądować bezpiecznie na ziemi, co uczynił bezzwłocznie. Gdy truchło drugiego z przeciwników padło na ziemię, Daalkiin wyłączył oba ostrza, a następnie przypiął je do swego pasa.
-Czekaliśmy zbyt długo.
Skomentował, odnosząc się do elementu zaskoczenia, który mieli uzyskać. Zamiast tego, zostali odnalezieni przez swojego przeciwnika. Z zachodu dało się usłyszeć odgłos oklasków. Kierując tam swe spojrzenie, cała czwórka ujrzała ośmiu mieczników, ustawionych w dwie linie - jeden za drugim. Pomiędzy nimi znajdował się mierzący trochę ponad dwa metry, czteroręki stwór:
Texas Medical Center - Page 2 2ducqyc
-Brawo. Piękny pokaz. Mnie szukacie, prawda? Chodźcie więc.

Odezwał się stwór. Daalkiin zmierzył przeciwników swym spojrzeniem, robiąc następnie kilka kroków naprzód, po czym zatrzymując się i uginając lekko swe kolana. Oficer był gotowy, jednak postanowił chwilę poczekać na to, co zrobią pozostali tutaj obecni. Miecznicy dalej stali w miejscu, jeden za drugim. Ich miecze pozostawały opuszczone. Pomiędzy nimi - główny cel. Nawet ISACi naznaczyły go, jako cel o wysokim priorytecie do likwidacji. Pozostawało go wiec tylko zrealizować. Zakończyć to.
Powrót do góry Go down
Fenris
Mistrz Gry
Fenris


Liczba postów : 674
Data dołączenia : 08/06/2012

Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Pon Kwi 17, 2017 6:26 pm

Wilk puścił mimo uszu propozycję ratowania cywilów Rhoshana. Poniekąd dlatego iż uważał że takimi rzeczami powinien zająć się ktoś kto nie jest w stanie walczyć o miasto. Poniekąd, że jeśli są silni sami dadzą sobie radę. Poniekąd też przez to że jego all-speak miał niemałe trudności z przełożeniem znaczenia superhero, więc wilk nie był pewien co właściwie odpowiedzieć. Wzruszył więc tylko ramionami. Szczerze mówiąc to i tak planował samemu szukać wojennych trofeów gdyby Daalkiin ponownie odrzucił ofertę pomocy.
Emocje które wyzwoliło w Czarnofutrym wspomnienie imienia Onurisa, zaskoczyły wilka. Spodziewał się podobnej reakcji, ale okazało się że oficer nie tylko dobywając broni potrafi być raptowny.
-To nie tak jak myślisz. Byłem przy nim, gdy z nieba opadał okręt wroga. Tylko dzięki temu że... - ale nie zdążył opowiedzieć czego był świadkiem, gdyż Daalkiin błyskawicznie cisnął w jego stronę jednym ze swoich ostrzy. Zaskoczył go tym, bo Fenrisowi wydawało się że nie dojdzie między nimi do walki. Tak szybko jak tylko mógł odskoczył przed pędzącą w jego stronę klingą. Gdyby Odrodzony celował w niego, prawdopodobnie i tak nie zdążyłby odskoczyć. Jednak ten nieświadomy unik uratował wilka przed ostrzem wroga, którego dotąd nie widział.
Fenris stanął znowu na nogi nim truchło jego niedoszłego zabójcy opadło jeszcze na ziemię. Jakim cudem udało mu się go podejść? Czy nikt w tym mieście nie wydziela zapachu? Nie myślał nad tym jednak dłużej. Wyglądało na to że byli właśnie atakowani, a gdybanie o tym jak do tego doszło nie pomoże w zwycięstwie. Skinął tylko łbem Daalkiinowi i uwolnił zwłoki niedoszłego najeźdźcy od jego oręża. Zaraz potem podbiegł w stronę załogi The Core, w czym pomogła mu magia odrodzonego. Wilk już tyle razy był pod wpływem mocy oficera, że powoli odnajdywał się w jej działaniu. W jednym tempie dał się unieść i wylądował, obserwując ruchy dłoni Czarnofutrego.
Daalkiin nie czekał jednak aż wilk do nich dołączy, tylko kazał całej trójce czekać, a sam wyminął się z nim i ruszył na przód. Zanim wilk zdążył właściwie zareagować na to polecenie, dwoje kolejnych z napastników już nie żyło.
Na stwierdzenie o zmarnowaniu okazji do zaskoczenia znowu skinął tylko łbem. To była oczywistość, która nie wymagała nawet komentarza. Fenris nie przypuszczał że wróg którego szukają może być tak blisko. Co innego, że gdyby wszystko poszło zgodnie z jego planem on sam byłby teraz ukryty w dogodnej pozycji czekając na idealną okazję do ataku. Sprawy potoczyły się jednak inaczej, a ich przeciwnik również nie wykorzystał zaskoczenia jak należy.
Stali teraz więc naprzeciw siebie mierząc swoje siły. Dobrze, czas zasadzek jest już za nimi. Pozostał czas walki i krwi. Widział już w akcji stwory z mieczami, jednak bardzo intrygowała go istota pomiędzy nimi. Dwie pary szponiastych dłoni i wijący się, umięśniony, trzaskający dziwną energią ogon stanowiły z tej istoty żywą broń. Wilk przedstawił sobie w myślach kilka sposobów wyminięcia obrony tego stwora, lecz żadna z nich nie kończyła się zbyt różowo dla Fenrira.
W sumie dziewięciu przeciwników. Dla ich czwórki. Nagle coś go olśniło. Nieprzyjaciele toczyli już od jakiegoś czasu walki w Houston i prawdopodobnie widzieli wielu densorian, a ani jednego boga bestii. Być może uda mu się uśpić ich czujność dostatecznie długo, by zatopić kły w gardle czwororękiego.
- Trzeba ich rozdzielić - samemu stwierdził kompanom oczywistość. On najchętniej cisnąłby w nich czymś. Materiału do tego w okolicy nie brakowało mimo mierności dzieł rąk midgardczyków. Pewnie nie wyrządziłby im tym większej szkody, ale być może złamałby ich szyk, co dałoby im jako taki impet do ataku. Ale tym samym straciłby efekt zaskoczenia. Czekał więc na sugestie. Samemu dołączając do Daalkiina w pozycji bitewnej. Całe szczęście miał już w rękach tę broń i znał jej wagę i możliwości. Ruszenie samemu w ścianę szesnastu kling, choć chwalebne, byłoby samobójcze. Wilk żałował że nie ma przy sobie żadnej tarczy do zbicia wrogich ostrzy. Musieli więc działać razem. Niczym stado.
Gdy dojdzie do walki, nie będzie się wychylał. Prawdopodobnie najpierw oddadzą serię strzałów z broni, którą miał przy sobie niby-midgardczyk. Gdy ruszą do walki będzie trzymał się bliżej rudego Mikołaja, co być może jeszcze podeprze jego przykrywkę. Styl walki Daalkiina wyglądał jakby wymagał sporo miejsca. Nie chciał więc ograniczać mu ruchów. Bądź co bądź zawsze może mu ruszyć na pomoc. On sam postara się nie wykraczać poza możliwości Denorinów, których widział. Gdy tylko nadarzy się okazja, luka w obronie przeciwników, wykonywać będzie szybkie i precyzyjne ciosy. Wiedział jakiej siły trzeba użyć by powalić tych przeciwników, a gdy ostatnio z nimi walczył nie miał przecież broni. Broni, w której pokładali taką ufność, że chcieli iść z nią na widmo.
Wilk liczył poniekąd na to że wróg będzie zwłaszcza chciał dorwać Daalkiina. Z chęcią skorzystałby z nieuwagi czterorękiego.
Jeśli tylko będzie pewien że mógłby znacząco przechylić tym szalę bitwy, porzuci maskaradę i niczym strzała wystrzeli w stronę wrogiego oficera starając się załatwić sprawę jednym ciosem.
Moment przed bitwą, to moment w którym czuł że żyje. Już szczerzył zęby w uśmiechu. Złapał jeszcze spojrzenie lisa w zbroi. Tak, było to spojrzenie wojownika. Niech się zacznie zabijanie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1Sro Kwi 19, 2017 4:36 pm

Przez pierwsze kilka chwil lis myślał, że chyba tyle jeśli chodziło o wilka i Daalkiin po prostu go zetnie tymi mieczami. Szkoda, bo faktycznie mógłby się przydać do nawet tych niewielkich robótek. Miasto było w bardzo złym stanie, więc każda para rąk do pracy będzie przydatna. Chociaż tutaj myślał, że raczej zadziała albo magia albo po prostu roboty zesłane z okrętu, bo jeśli dawały radę konserwować taki wielki statek to z miastem też pewnie dadzą radę, a jeśli nie to nadal pozostawały uzdolnione magicznie indywidua. Co do samego wytłumaczenia Odrodzonego ta zasada na pewno też aplikowała się do przeżycia Rhoshana spotkania z Czarnym Ogniem. Jedynie Nodin mógł próbować stawić tam realny opór. Zabawić przeciwnika do czasu, gdy na miejsce przybył sędzia Kyrat, który może nie był zbyt przez rudego lubiany to jednak ten po prostu wiedział, że żarty się skończyły skoro tamten pofatygował swoje cztery litery do Houston. Chociaż sytuacja nie byłaby jeszcze taka tragiczna, bo nie wiedział co musiałoby się stać, by do miasta musiał zawitać sam Starożytny. Lis miał dylemat czy chciałby zobaczyć tę sytuację, czy może być od niej jak najdalej? Może najlepiej obserwować z wygodnego fotela okrętu kilka układów dalej? Z tego co zauważył, Starożytny lubił żartować i stosować coś co na Ziemi nazywane było „czarnym humorem”. Jak więc zachowałby się, gdyby sytuacja wymagała jego interwencji? Dalej wykorzystywałby żarty, a może ukazał nieco inne oblicze?
Rhoshan już chciał się żegnać z wilkiem, który próbował się chyba tłumaczyć. No właśnie z czego? Nie wiadomo, bo właściwie nie było w tym żadnej jego winy, że przypadkiem Amelię ma Onuris. Pewnie Fenris nie był na poziomie Widm, inaczej pojawiłby się w trochę inny sposób. One mają klasę i albo się teleportują albo w jakiś inny sposób zwracają swoją uwagę. Wychodziło na to, że ludzie mają marki samochodów, a Widma metody wejścia na scenę. Im bardziej przemyślana i ciekawa, tym lepiej świadczyło to o Widmie. Jednak lis dostrzegł ten kontur, który leciał w stronę Fenrisa z góry. Momentalnie futrzak odsunął się o krok i ugiął nogi stając w lekkim rozkroku, by w razie czego jakby to coś na niego spadało to mógł to złapać bądź odbić. Zacisnął łapy w pięści, jednak oficer zdążył zareagować rzucając swoim mieczem. Najpewniej sterował tą swoją mocą i nadał mu odpowiednią rotację przez to. Za wilkiem upadło truchło najwyraźniej jakiegoś zabójcy, który przyszedł tutaj. Cholera, zasiedzieli się i zaraz przyleci ich więcej. Nie żeby Rhoshan narzekał, bo teraz faktycznie zacznie się dobra bitka, a ci tutaj chyba będą większym wyzwaniem niż krewetki. Sądząc po wyposażeniu oraz tym w jaki sposób zaatakowali.
Lis nie przejmował się już problemem wilka. Sam się rozwiązał i na dodatek oficer nie będzie go chciał pozbawić głowy. Inaczej mając już sposobność podczas tamtego rzutu zrobiłby to przy okazji gdyby tylko chciał. Oficer wydał rozkaz i wyskoczył, a Rhoshanowi niezbyt dobrze wychodziło czekanie. Aczkolwiek rozumiał jaki był tego zamysł, gdyż Bhun może sobie nie poradzić w bezpośredniej konfrontacji. Dlatego lis musiał przy nim zostać i zapewnić mu dostatecznie dużo czasu, by tamten mógł ewentualnie kogoś odstrzelić. Oficer błyskawicznie rozprawił się z jednym przeciwnikiem i zaraz potem z drugim. Rudy mógł obserwować kunszt wojenny oraz podziwiać umiejętności oficera, aczkolwiek takie skakanie nie było w stylu lisowatego to jednak widowiskowo to wyglądało, gdy pozbawiał przeciwnika głowy. Rhoshan najpewniej by takiego po prostu czystą siłą rozerwał w pół albo urwał obie ręce i tak zostawił. W końcu tamci pewnie nie mogliby nic więcej zrobić bez rąk zakładając, że ból by nie pozbawił ich przytomności.
- To chyba tyle jeśli chodzi o element zaskoczenia. Nigdy nie lubiłem cichych rozwiązań – odpowiedział zerkając w kierunku oklasków, które doszły do jego uszu. Dwie linie takich samych stworów oraz najwyraźniej ich szef. Coś w tym jest, że czarne charaktery zawsze mają obstawę, którą najpierw trzeba naklepać, a potem można im się dobrać do skóry. Na dodatek ich szef wyglądał dosyć specyficznie. Nie dość, że miał długi ogon to jeszcze cztery ręce. Rhoshan pomyślał jak bardzo praktyczne jest to rozwiązanie. Przecież jednocześnie mógłby w takim wypadku czesać sobie futro w 4 miejscach jednocześnie lub udawać ofochanego i w międzyczasie przyrządzać sobie posiłek. Było wiele praktycznych zastosowań dla posiadania czterech rąk i to takich poza walką, jednak teraz chyba właśnie te będą najistotniejsze.
- Prawie jak przy darmowych próbkach– nie dodał tego, że jest to analogia do ciasteczek, których zwykle każdy dostają taką samą ilość, aczkolwiek rozdzielenie przeciwników to dobra metoda. Bhun najpewniej wiedział co robić i Rhoshan miał nadzieję, że tamten bezpiecznie się spozycjonuje by jego towarzysze mogli zamknąć przeciwników w zwarciu. Nie było czasu na gadanie i ustalanie taktyki, teraz trzeba było działać. Zatańczyć na tej pięknej scenie oddając przeciwników, w objęcia śmierci. Lis podążył za oficerem, zatrzymał się po jego lewej stronie w odległości. Tak, by zasłonić dojście do Bhuna od swojej strony. Stanął na ugiętych nogach wyciągając przed siebie lewą stopę oraz prawą dłoń. Jakby zapraszając przeciwnika do tańca, zaś jego lewa ręka była lekko zgięta w połowie gdzieś na wysokości żeber i zaciśnięta w pięść. Daalkiin potrzebował dużo miejsca na swoje skoki, jednak wyglądało na to że Fenris również podłapał pomysł lisa i najwyraźniej również planował ochraniać Bhuna.
- Nie daj im go dorwać to powystrzela ich jak kaczki – szepnął i wyszczerzył się, wyczekująć rozpoczęcia natarcia przez przeciwników. Ci wyglądali na zdecydowanie sprawniejszych niż tamte krewetki, a na dodatek najpewniej również mieli odpowiednio lepszy oręż więc wolał nie ryzykować ran. Na nadgarstkach lisa zapłonęły ostrza energetyczne. Gołymi łapami wolał nie parować tych mieczy gdyż może się to źle skończyć jeśli przejdą przez tarcze energetyczne. Wyczekiwał, aż przeciwnik podejdzie w jego pobliże. Plan na grę był taki, by ochronić strzelca i zabić wszystko co do niego będzie próbowało dojść, a następnie ubić wrogiego oficera dzięki przewadze liczebnej.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Texas Medical Center - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center - Page 2 Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Texas Medical Center
Powrót do góry 
Strona 2 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
 Similar topics
-
» 1 World Trade Center
» Manhattan Psychiatric Center
» Lyndon B. Johnson Space Center (NASA)

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Stany Zjednoczone Ameryki :: Houston (miasto w odbudowie)-
Skocz do: