|
Autor | Wiadomość |
---|
Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Downtown Houston Czw Lut 09, 2017 12:46 pm | |
| Usłyszała co powiedział Onu i się zmartwiła. Nie wiedziała co tak właściwie zrobił jej brat, ale po prostu bała się co będzie dalej. To jak inni mówili o egzekutorach ją samą napawało sporym respektem przed tymi stworzeniami. Już i tak była pod ogromnym wrażeniem tego jak potężne są widma. Jaką mocą muszą więc dysponować ci, którzy karzą te niezwykłe istoty? Zwyczajnie bała się o brata. Nie chciała znów go stracić. Obejrzała się przez ramię i zobaczyła scenkę odegraną przez dwa widma. W duchu ucieszyła się, że poszła sobie stamtąd. Dziwnie czuła się patrząc z pewnej odległości. Wolała nie wiedzieć jakby czuła stojąc tuż obok. Widać było bliskość między dwójką widm. Odwróciła się w momencie, gdy Onu oparł się czołem o czoło Asuny. Schyliła głowę i z lekko opuszczonym wzrokiem ruszyła dalej przed siebie. Coraz częściej odczuwała brak kogoś bliskiego. Jej tryb życia uniemożliwiał w dużym stopniu zawieranie przyjaźni więc właściwie nie miała przyjaciół w Nowym Jorku. Z mamą również widywała się rzadko. Była dumna z mamy, która pracując jako pielęgniarka pomagała innym powrócić do zdrowia, ale czasem żałowała, że kobieta nie ma więcej czasu dla niej. Śpiąc przez sporą część dnia Amelia raz po raz traciła okazję by spędzić z mamą więcej czasu. Kiedyś miała Onu, który spędzał z nią czas, ale ten odszedł i od tamtej pory Amelia spędzała większość czasu sama. Był też inny aspekt samotności. Z każdym rokiem coraz silniej odczuwała brak partnera. Według standardów ludu była jeszcze dzieckiem, ale według ludzkich... dorosłą kobietą. Potrzebowała tego rodzaju bliskości który można dzielić tylko z partnerem. Z trudem patrzyło jej się na więź między innymi, bo włąśnie wtedy uświadamiała sobie jak bardzo sama potrzebuje takiej. Nie chodziło jednak tylko o to, że zazdrości innym więzi. Onu odszedł od niej lata temu i choć rozumiała doskonale już wtedy, że nie ma wyboru, gdzieś tam tliło się uczucie porzucenia. Pojawiło się też coś innego. Bardziej paskudnego. Zginłozielona zazdrość. I znów z jednej strony rozumiała, że nie ma żadnych szans i nigdy ich nie miała, by być dla brata pomocną w jakikolwiek sposób i nawet cieszyła się, że przez te wszystkie lata nie był sam, miał kogoś , kto mu pomagał i go wspierał. Była jednak zła i zazdrosna, że to nie ona. Teraz jeszcze powoli dochodziło do niej, że Onu już nie będzie jej i tylko jej. Będzie się podzielić się braciszkiem z innymi. On może nie mieć już dla niej tyle czasu co dawniej i to ją bolało. Jednocześnie była szczęśliwa, że Onu ma innych, którzy go kochają równie mocno co ona. Starając się przerwać smutne przemyślenia, który ją opanowały zajęła się smokiem. Na początki nieco zdziwiła się jednym. Co do tego, że ma do czynienia ze smokiem nie miała wątpliwości. Z tym, ze ten tu miał futro. Przez moment z ciekawością przyglądała się neizwykłemu połączeniu i powstrzymywała od pogłaskania i wymacania stwora. - To zakrawa na zaburzenie psychiczne, ale jest dość powszechne. Póki nie prowadzi rozmów jest ok. Zaśmiała się do smoka pomagając mu wstać. Ją zachowanie mężczyzny bawiło. Tak po prostu. Czasem zdarza się, że ludzie mówią do przedmiotów. Sama tak robiła. Głównie w stosunku do swojego laptopa, gdy ten postanwiał się zbuntować i zawieszał mu się system. - Wiem. Ja się po prostu zawsze, bez przerwy i o wszystkich martwię Uśmiechnęła się do smoka szeroko. Teraz już musiała zadzierać głowę, ale powoli przestawało jej to tak przeszkadzać. Obróciła się zanim wilczyca położyła jej dłoń na ramieniu. Po prostu poczuła, ze się zbliża bo jej zapach się wzmocnił. No i słyszała kroki, choć te były dużo cichsze niż by się spodziewała. Wciąż wychodziła z szoku, że tak wielkie i ciężkie stwory chodzą tak cicho. Kiwnęła głową z lekkim uśmiechem i poczekała aż wszyscy sobie pójdą. Dopiero gdy zostali całkiem sami podeszła do brata. Stanęła przed nim spokojnie i poczekała, aż zwróci na nią uwagę. Wyciągnęła dłoń w górę oczekując, że brat schyli się do niej. Jeśli to zrobił po prostu pogłaskała go po policzku i pocałowała w czoło. - Boję się Przyznała cicho. On jeden wiedział, że nie przywykła do tego typu wyznań. Niemal nigdy nie mówiła, że coś budzi jej obawy czy denerwuje ją. Negatywne emocje zazwyczaj odpędzała i na zewnątrz pokazywała tylko spokój i opanowanie. Przy zaledwie kilku, wybranych osobach pokazywała swoje uczucia, a tylko dwojgu się do nich przyznawała- mamie i bratu. Teraz też z widocznym w drganiach mięśni trudem przyznała się, że się boi. Obawia się tego co będzie dalej. Boi się spotkania z egzekutorami i tego co oni zrobią. Bała się, że Onu znów ją zostawi... - Ale będzie dobrze Uśmiechnęła się, choć lekko z przymusem i wzięła głęboki oddech. Mimo wszytko w jej głosie słychać było sporo pewności. Bo musi być dobrze. Cokolwiek Onu nie zrobił złego, zrobił wiele dobrego. To powinno go nieco chociaż ułaskawiać, prawda? |
| | | Norbert Ronae NPC
Liczba postów : 113 Data dołączenia : 14/09/2016
| Temat: Re: Downtown Houston Czw Lut 09, 2017 1:01 pm | |
| Wzrok wielkiego wilka, który wyglądał jakby chciał go zjeść skutecznie przygasił zapał reportera. Całe szczęście że są po jednej stronie. Jeden z żołnierzy liczył pewnie że przestraszy dziennikarza żółtodzioba. Cóż, nie żeby zupełnie mu się nie udało. Świetnie. Do tego cały ten czas gadał do zwykłej armaty. No nic, ludzie przecież gadają do kotów i nikt nie uważa tego za dziwne. Dobra, każdy uważa to za dziwne, a gadanie do kosmicznych dział jest chyba jeszcze gorsze. - Po tym co mówiłeś wcześniej wywnioskowałem... - poczuł potrzebę tłumaczenia się - Źle wywnioskowałem. Kiedy tylko podeszła do niego Amelia, a smok się zirytował odstąpił krok do tyłu i uniósł ręce przed siebie w geście że nie ma zamiaru niczego dotykać jeżeli nie chcą. Sam uważał że praca dziennikarza nie jest szczególnie wymagająca z punktu widzenia praktycznych umiejętności. Dlatego gdy na scenie pojawiał się ktoś kto wyglądał jakby wiedział co robi, dziennikarz zakładał że na pewno wie więcej od niego i nie ma co mu przeszkadzać. - Nie mów że sam nie panikowałeś gdy pierwszy raz widziałeś obcą rasę. Nawet kilka na raz - poprawił się. Wziął jednak radę smoka do serca i zamknął oczy, oraz wziął kilka głębszych wdechów dla uspokojenia. Gdy wrogie statki zaczęły opuszczać orbitę, szybko wyjął aparat i spróbował złapać to na zdjęciu. Pewnie za żadne skarby nie zdoła uchwycić głębi, ale od czego są spece od grafiki. Koniec końców i tak połowa świata będzie uważać to zdjęcie za falsyfikat. O dziwo nikt szczególnie nie komentował jego obecności tutaj. Nieszczególnie mu to przeszkadzało. Może inni jego koledzy po fachu nie mogli obejść się bez toczącego się za nimi płaszcza atencji, ale on zawsze uważał, że jako szary człowiek jest w stanie zobaczyć więcej. Poza tym, że w tym towarzystwie już sam fakt bycia człowiekiem wyróżniał go z ogółu. Owszem, była też Amelia, która wyglądała dość ludzko, ale nigdy nie można być pewnym. Gdy podchodząca do nich humanoidalna wilczyca powiedziała coś o nowych rozkazach, człowiek szczerze liczył na to że nie będą dotyczyć jego, choć do bazy i tak planował się prędzej czy później dostać. Dopiero gdy smok dotknął urządzenia na jego ramieniu, przypomniał sobie że wciąż ma tam zaczepionego Izaaka. Po pojawieniu się na pokładzie statku spróbował go jakoś odczepić, aby oddać smokowi jego własność. Z ulgą rozsiadł się naprzeciwko niego na siedzeniu. Poczuł nagły przypływ zmęczenia. Nieprzespana dobrze noc zaczęła dawać o sobie znać. - Typowy dzień mówisz? - Nagle uświadomił sobie o swojej kamerze. Nie wyłączył jej przez całą akcję, a tylko przytwierdził sobie do boku. Wątpił czy coś się nagrało, ale martwił się że sprzęt mógłby zostać zniszczony. Szkoda że nie leci z nimi ta kobieta. Wydawała się miła. Miał również ochotę dla zabicia czasu kontynuować wywiad, ale lepiej da jeszcze kilka chwil smokowi na odsapnięcie.
[pewnie zt] |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Downtown Houston Czw Lut 09, 2017 5:07 pm | |
| Wilk wysłuchał uważnie odpowiedzi Ornurisa kiwając przy tym w zadumie pyskiem. - Wiesz że nie jesteś niczemu winien. Dla tutejszych istot jesteś herosem, nie zbiegiem. Nie daj sobie wmówić inaczej. Zastanawiał się czy jest jeszcze coś do zrobienia w okolicy. Owszem, w mieście wciąż trwały potyczki, wyglądało na to że najeźdźcy są bez szans. Zwłaszcza gdy zaraz do akcji wkroczy widmo. Fenrirowi podobało się jego poczucie miejsca i obowiązku. Tak powinien zachowywać się prawdziwy wojownik. Po co Midgardowi Thor, skoro ma takiego obrońcę? - A co z Czarnym Ogniem? Czy za jego tropem też nie powinni ruszyć egzekutorzy? W porównaniu z twoją, jego wina jest oczywista. Masz tuzin świadków na potwierdzenie tego że stawiłeś mu opór. Po chwili zostali już tylko we trójkę. Asuna za pomocą magii widm oddaliła się, a wraz z nią reszta oddziału. Wilk nie był pewien czemu Amelia została z nimi. Była szybka, ale nie miała szans dotrzymać kroku Urkyn'Vareis w bitewnym szale. Nie pozostało mu już tutaj wiele do zrobienia. Nie pomoże widmu w starciu z egzekutorami, zwłaszcza że ten chyba nie miał zamiaru się im opierać. Tak jak Onuris rozumiał swoje powinności, wilk rozumiał swoje. W oddali słychać było odgłosy bitwy. Być może uda mu się jeszcze wytropić i upolować istoty z mieczami, podobnymi do tych, które zostawił na pokładzie drednota. Z tego co widział w Midgardzie w tych czasach może być trudno o kowala. Do tego nie wiedział kiedy może przydarzyć mu się następna okazja do walki z "winnymi". Coś go nagle olśniło. Przyjrzał się idącej w ich stronę Amelii. Nie był pewien czym była niewinność, ale był przekonany, że Amelia była do niej dobrym kandydatem. Zbadał ją dokładnie swoimi zmysłami. Odseparował od innych woń tej specyficznej dobroci, współczucia i wiary w ukryte ludzkie dobro, która była dla niej tak charakterystyczna i dobrze ją zapamiętał. Postanowił pod żadnym pozorem nie tknąć innej istoty, która cechowała by się podobnym światopoglądem. Przeczuwał że zbliża się kolejny intymny moment dwójki, więc nie chciał marnować Onurisowi więcej czasu. Wyprostował się przed nim, uderzył się pięścią w pierś i wyprostował ją w jego stronę. - Bywaj wojowniku. Oby twa saga doczekała się dobrego zakończenia. Oddalił się kilka kroków aby ustalić spokojnie położenie najbliższej grupki wrogów, która mogłaby być uzbrojona w dogodną dla niego broń. Mimo że odszedł kilka kroków, dzięki wyczulonym zmysłom usłyszał wyznania Amelii. Mimo że nie dał po sobie tego poznać, nagle dużo trudniej było mu opuścić tę kobietę. Jako jedyna chyba zobaczyła w nim istotę wartą uwagi, a teraz przechodziła przez trudny dla niej moment. Co to było? Współczucie? Wilk z pogardą odrzucił od siebie to uczucie gdy tylko zorientował się czym jest. Zna jej zapach. Zawsze może ją potem odszukać. Ma swoje powinności. Nie chciał iść do ojca z pustymi rękoma. Zdobyć broń. Pokazać ją ojcu i złożyć raport. Przełamać klątwę. Odnaleźć siostrę i brata. Jeśli do tego czasu nikt go nie zatrzymał, lub nie wydarzyło się nic godnego uwagi ruszył w wybranym przez siebie kierunku, przemykając ulicami miasta. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Downtown Houston Sob Lut 11, 2017 7:33 pm | |
| NPC Storyline - Jinkusu|Onuris Na miejscu pozostała Amelia, Fenris oraz Onuris. Reszta ewakuowała się pojazdem przybyłym na miejsce. /Egzekutorzy postrzegają to inaczej, niż tutejsi. Moje działania nie ograniczyły się wyłącznie do tej inwazji. Czarny Ogień jest jednym ze starożytnych. Egzekutorzy nie mają nad nim żadnego prawa. Pozostaje jedynie nasza siła. Moja siła./ Amelia podeszła do Onurisa, a Fenris oddał mu honor, po czym zaczął się oddalać. Dokładniej, spróbował. Białołuski wyciągnął prawą rękę przed siebie i chwycił obróconego wilka za ramię. /Wynagrodzę twą służbę./ Rzucił krótko samiec, zabierając swą dłoń. Opuścił następnie swój łeb, by przyjrzeć się własnemu ciału. Zajęło to kilka sekund, a widmo znalazło na swym ciele białą, nienaruszoną oraz sporą łuskę. Stwór chwycił ją swymi pazurami, a następnie z lekkim błyskiem energii - odciął ją od swego ciała. W stanie nienaruszonym, chwycił ją do wnętrza dłoni, a następnie samą dłoń wyciągnął do wilka. W środku znajdowała się wspomniana łuska, wypełniona energią magiczną wilka. Delikatnie wyczuwalną, choć wyraźnie ukrytą. Wyczuwalną tylko po to, by Fenris zrozumiał, że jest to byle martwa tkanka, lecz wypełniony mocą artefakt. /Gdy to wszystko dobiegnie końca, wróć tu i odnajdź The Core. Pokaż im artefakt i poproś o spotkanie ze starożytnym. Zrozumieją o co chodzi. Z tym, otrzymasz swoją broń. Wykutą od zera, w magii oraz mocy Urkyn'Vareis./ Wyjaśnił białołuski, czekając aż Fenris odbierze od niego dar. Nie mógł uczynić tego samodzielnie, ze względu na swój status oraz możliwości. Aktualnie był jednym ze splugawionych widm. Wydanie mu takiej broni, naraziłoby wilka na śmierć. Jednak gdy Onuris oczyści swe imię, ten będzie mógł powrócić tutaj. W zamian za służbę, starożytni chętnie wynagrodzą mu to co przeszedł - tym czego poszukuje. Bronią doskonalszą od tych, które mogą mu dać śmiertelnicy. Białołuski zaczekał, aż wilk się oddali, odprowadzając go wzrokiem. Stwór pochylił się do małej istoty, uginając lekko kolana oraz opuszczając korpus w dół. Obdarowany ciepłymi gestami, odwdzięczył się jej uśmiechem, który znów zawitał na jego pysku. /Nie masz czego./ Odparł z uśmiechem stwór, cofając się o trzy kroki do tyłu oraz prostując. /Stawiłem czoła starożytnemu. Czymże są egzekutorzy?/ Dodał z lekkim rozbawieniem, które dało się usłyszeć w głosie widma. Biała energia znów zaczęła otaczać jego ciało. Tym razem w inny sposób. Onuris skupił swą energię na sobie oraz dookoła siebie. Otulił się całkowicie białym światłem, stojąc nieruchomo i spoglądając lekko do góry. Gdy jego sylwetka całkowicie zniknęła, stwór użył swej mocy by szybko zmienić swą aktualną formę. Kończyny widma zaczęły się zmieniać, ciało robić znacznie masywniejsze oraz wydłużać. Łeb, korpus, kończyny, pazury - wszystko. Amelia obserwowała, jak na jej oczach Onuris zmienia się w swą naturalną formę. Światło zniknęło, a przed Amelią stanęło wysokie na 362 oraz długie na długie na jakieś 762 centymetry, widmo. Białołuski przyjął swą naturalną, potężna oraz dziką postać. Prawdziwie przypominał teraz bezskrzydłego smoka. Stwór ruszył w kierunku Amelii. Pierwszy krok postawił nieco mocniej, przez co posadzka pod jego prawą, przednią łapą, pękła. W tej formie, Onuris ważył pięć ton. Niestety rany oraz bród na ciele nie dodawały mu należytego majestatu. Karpatiana będzie to jednak musiała jakoś przeżyć. Białołuski podszedł do Amelii, a następnie ugiął swe kończyny, obniżając się nieco, stojąc bokiem do kobiety. /Wskakuj./ Rzucił do siostry, a gdy ta wdrapała się bądź wskoczyła na jego grzbiet, poczekał aż chwyci się kolców na karku widma. Upewniając się, że Amelia jest gotowa do jazdy, Onuris napiął tylne mięśnie łap, odciągając się do tyłu, po czym zerknął ku górze i wyskoczył na kilkadziesiąt metrów w górę - lądując na dachu jednego z pobliskich budynków. Lądowanie okazało się bardzo miękkie oraz ciche. Nawet materiał dachu nie narzekał na ciężar widma, które nagle stanęło na dachu. Białołuski podszedł powoli do krawędzi samego dachu, zerkając z góry na krajobraz zniszczonego miasta. W oddali widoczne były dym oraz eksplozje. Momentami nawet krzyki ludzi czy bestii, które atakowały Houston. Stwór zaczął rozglądać się, oczekując na słowa siostry, siedzącej mu na grzbiecie. /Miasto nas potrzebuje. Gdzie powinniśmy się udać, siostrzyczko?/ Odezwał się w jej głowie białołuski. Jego słowa były spokojne, neutralne. Wzrok widma podążał za panoramą miasta, zerkając co jakiś czas raz w jedną stronę, raz w drugą. Onuris czekał, aż Amelia wybierze dla nich kierunek.
|
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Downtown Houston Sob Lut 11, 2017 9:40 pm | |
| Obejrzała się na wilka, który jako jedyny z nimi został. Uśmiechnęła się lekko, gdy Onu zatrzymał Fenrisa obiecując, że wynagrodzi mu jego pomoc. Szybko jednak jej mina nieco zrzedła. Otworzyła szeroko oczy i z przerażeniem obserwowała jak widmo odcina swoją łuskę. Nie omieszka tego skomentować. Później jak wilk sobie już pójdzie, żeby nie psuć chwili. Gdy Fenris miał już odejść wyposażony w łuske jej brata, podeszła do niego spokojnie i wyciągnęła w jego kierunku rękę położyła dłoń na wilczym ramieniu. Nauczona wcześniejszym doświadczeniem nie próbowała przytulać samca. Nie był najwidoczniej fanem uścisków, a ona to szanowała. Lekko uścisnęła jego ramię z spoglądając na niego z dołu z ciepłym uśmiechem, pełnym troski głosem rzuciła tylko: -Uważaj na siebie Potem wróciła do swojego brata i poczekała, aż Wilk odejdzie. Rozbawienie w głosie Onu nieco podniosło ją na duchu. Skoro on się nie martwi, ona też nie ma czym. Biorąc głęboki oddech uśmiechnęła się już nieco pewniej. Odsunęła się odruchowo o pół kroku, gdy Onu zaczął się przemieniać. W dzieciństwie kilkukrotnie to widziała, więc wiedziała co się za chwilę stanie. Jednyną róznicą była barwa energii jaka otoczyła Onu podczas przemiany. Odsunęła się jeszcze o krok by lepiej widzieć. Pierwszy raz bowiem jej brat przemieniał się wśród białej, nie czarnej energii i choć była to w sumie niewielka różnica, zmieniała cały odbiór. - Tak na marginesie. Nie mogłeś dać Wilkowi kamienia czy czegoś takiego? Łusek i tak ci kilku brakuje, a odcinanie wyglądało boleśnie... W jej głosie było słychać przede wszystkim troskę. W cale nie miała za złe bratu, że odciął sobie łuskę. I tak wielu brakowało i jedna specjalniej róznicy nie robiła. Bardziej martwiła się, że zadał sobie ból. Zaczęła mówić, gdy Onu już się przemienił. Była pod zbyt wielkim wrażeniem spektaklu przemiany i się w trakcie odzywać. - Twoja energia... zmieniła się... Łuski i oczy zresztą też... Będziesz mi musiał sporo wytłumaczyć Rzuciła robiąc lekko naburmuszoną minę. Wydęła usta i zmarszczyła brwi, co nadało jej twarzy zabawny wyraz złości. Była zwyczajnie zawiedziona, bo teraz raczej na lekcje o widmach nie mieli czasu, a cierpliwość nie była jedną z jej cnót. Gdy skończyła mówić widmo stało już do niej bokiem i powoli kładło by mogła łatwiej skoczyć. Na jej usta wpłynął szeroki uśmiech. Co z tego, że właściwie są w samym środku wojny i niedługo mogą zjawić się egzekutorzy. Może znów przejechać się na Onu! Uwielbiała to jako dziecko i strasznie tęskniła za wspólnym bieganiem. Choć właściwszym określeniem byłoby- jeżdżeniem na widmie. W końcy to on biegł. Ona tylko cieszyła się wiatrem siedząc na jego grzbiecie. Nie trzeba jej więc było dwa razy powtarzać. Uniosła jeszcze dłoń na wysokość swojej twarzy wyciągając palec wskazujący, jakby chciała wskazać na coś co sie dzieje nad nimi. Oczywiście gest ten w jej wypadku oznaczał " chwileczkę". Pobiegła jeszcze po hełm, który w między czasie leczenia Onu i Asuny zdjęła. Szybko wróciła. Stanęła koło Onu, ugięła mocno kolana i wyskoczyła wysoko w górę i lekko do przedu. Odrobinę pomogła sobie telekinezą, by wylądować dokładnie tam gdzie powinna. Nie chciałaby wylądować na którymś z kolców. Nieco też w ten sposób zamortyzowała upadek. Nie omieszkała oczywiście, inaczej nie byłaby po prostu sobą, przytulić się nieco do brata. Kolce na karku nieco utrudniały to zadanie ale dla chcącego nic trudnego czyż nie? Wychyliła się po prostu trochę na bok , tak by ominąć najbliższe kolce i położyła na karku brata, sięgając ręką najdalej jak mogła w stronę jego pyska i lekko głaszcząc go po policzku. Chwyciła się mocno kolca na karku brata. Po chwili z jej ust wyrwał się cichy radosny pisk, który po sekundzie zmienił się w radosny śmiech. -Najlepiej tam, gdzie najbardziej potrzebna pomoc Rzuciła niemal od razu na pytanie brata. Jej ego zostało mile połechtane, gdy je zadał. Mógł przecież sam zdecydować. Ona by pewnie nic na ten temat nie powiedziała. Zapytał jednak co jej się bardzo spodobało. Rozejrzała się wokoło. Wszędzie gdzie okiem sięgnąć coś się działo. -Nie potrafisz się sklonować? Nie oczekiwała odpowiedzi na to pytanie. Dobrze by było być we wszystkich tych miejscach na raz, ale to raczej niemożliwe. Trzeba więc wybrać jedno. Sądowała wzrokiem okolice i ostatecznie pokazała miejsce, gdzie ISAC wśród ogromu wrogów nie pokazywał zbyt wielu sojuszników. - Może tam... Na drugiej. Cała chmara złych stworków Skupiła się na wypatrzonym punkcie chcąc jak najlepiej wytłumaczyć Onu o co jej chodzi. Nie mogła mu przecież pokazać palcem. Nie widział jej rąk. Musiała więc zdać się na tłumaczenia, a to niezbyt dobrze jej wychodziło. Jak ma wytłumaczyć o którą chmare wśród conajmniej kilkudziesięciu jej chodzi. Na szczęście ISAC przychodził z pomocą nazywając miejsce. -University of Houston. Może spotkam jakiegoś przystojnego profesorka
{zt-> University of Houston} |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Downtown Houston Sob Lut 11, 2017 10:44 pm | |
| Słuchając odpowiedzi widma wilk poczuł dreszcz ekscytacji, gdy smok odpowiedział "nasza siła" Zaraz jednak się poprawił i światopogląd wilka szybko wrócił do normy. Gdy jednak Urkyn'Vareis zatrzymał go wpół kroku ogarnęło go niemałe zdziwienie, a po chwili rozbawienie. Wilk przez chwile miał ochotę się roześmiać, gdy widmo proponowało mu rekompensatę jego wkładu w walkę. Tam gdzie chciał pomóc, był za słaby żeby chociaż zmierzyć się z problemem. Tam natomiast gdzie on stanął na wysokości zadania, widmo poradziłoby sobie bez mrugnięcia okiem. Zwłaszcza Onuris. Dlatego też z początku myślał że przez grzeczność, czy kulturę, smok docenia jego nieznaczną pomoc. Z powagi sytuacji zdał sobie sprawę dopiero gdy widmo zaczęło wcielać swoje słowa w życie. Z niemal nabożną czcią odebrał przedmiot od białołuskiego. Czuł magię bijącą od oderwanej łuski. Dobrze rozumiał wielkość tego daru. Z tego co wiedział o Uru, metalu bogów, było tym potężniejsze im potężniejszy był mag zaklinający w nie swe moce. Nie sądził że jego dar też będzie wykuty z uru, ale jeśli chodzi o moc, to starożytne widma prawdopodobnie śmiało mogłyby iść w szranki z samym Odynem, który przecież stworzył Mliojnira i wspanialsze cuda. Po jego minie na pewno widać było że rozumie powagę daru. W kulturze nordów na dar należało odpowiedzieć darem, on sam jednak nie miał nawet odzienia, a co dopiero daru równego temu. Stał więc trochę jak kołek, nie wiedząc jak właściwie ma się zachować. Dopiero gdy Amelia wyszła do niego się z nim pożegnać zdołał wydusić z siebie jakieś słowa. - Wy również. Oby mych uszu doszła kiedyś pieśń o waszym zwycięstwie. - To starczyło wilkowi na pożegnanie. Ruszył w swoją stronę, gdy oni ruszyli w swoją. Po kilku przecznicach zwolnił jednak nagle i zatrzymał się. Jeszcze raz spojrzał na łuskę w dłoni. Jeśli dar był tym czym wilk go sobie wyobrażał, to nie czuł się go godnym. Mimo że to nie była jego walka, czuł się trochę jak tchórz opuszczając teren miasta przed jej końcem. Z drugiej strony jego ojciec dość już czekał na szczegółowy raport. I tak wilk nie był pewien czy będzie zadowolony z tego że znów postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Umocnił się w postanowieniu wierności względem swego suwerena. Do tego smocza łuska przeszkadzałaby mu w walce. Przez chwilę myślał czy by jej nie zakopać gdzieś pod gruzami, a potem ją odnaleźć, jednak artefakt był zbyt ważny, by tak go zbezcześcić oraz pozostawić bez opieki. Znów pognał przed siebie do jakiegoś miejsca które było nie dość że odosobnione, to jeszcze wolne od innych istot. Kto wie? Może jeżeli Loki nie będzie miał dla niego kolejnych zadań i wyrazi na to zgodę, powróci do miasta dokończyć to co wraz z innymi zaczął. Miał rachunki do wyrównania. Z Amelią, Daalkiinem i Nodinem. Nie chciałby żeby mieli go za tchórza.
[zt pewnie jeszcze uzgodnię z Lokim dokąd] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Downtown Houston | |
| |
| | | | Downtown Houston | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |