|
| Siedziba Brata Voodoo | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Siedziba Brata Voodoo Czw Maj 17, 2018 9:45 pm | |
| Siedziba Jerycha Drumm to tak naprawdę stare i zapieczętowane mauzoleum mieszczące się głęboko pod dzielnicą cmentarną Nowego Orleanu. Skomplikowany rozkład pomieszczeń pozwala na wygospodarowanie osobnych laboratoriów, sypialni, sal do medytacji i rytuałów, skarbca i tym podobnych. Dostanie się do niego w niemagiczny sposób nie jest możliwe bez wyburzenia frontowych płyt marmurowych i przekopania się przez zawalone gruzem górne piętra kompleksu. Mimo to pod ziemią zdaje się być jasno, a powietrze wydaje się być świeże. Mauzoleum poświęcone jest Legbie, panu przejść tak więc siedziba jest bezpieczną przystanią dla duchów szukających drogi na tamten świat. Czasami są ich tutaj nawet dziesiątki, bo dzięki magii voodoo są one w stanie manifestować się tutaj i wieść namiastkę poprzedniego życia. Jerycho uważa pomoc im w przejściu za jedną ze swoich powinności jako houngana. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Pią Sty 11, 2019 10:45 pm | |
| Speed miał dosłownie ułamki sekund na przeanalizowanie co jego brat wymruczał właśnie pod nosem. Racja, ułamki sekund były czasem w którym Tommy potrafił zrobić wiele rzeczy, ale nie było pewnym, czy nawet gdyby odbiegł w tym czasie na drugi koniec miasta, perfidne zaklęcie i tak nie ściągnęłoby go z powrotem. Tak więc chcąc nie chcąc został z marszu wciągnięty w kolejną przygodę, tym razem na drugim końcu stanów. Wyglądało na to że w zawodzie bohatera często występują nadgodziny. Całe szczęście nie był to pierwszy raz gdy przenosił się gdzieś razem z Wiccanem, więc uczucie zrywania z nóg i wywracania żołądka do góry nogami nie było mu obce. Gdy obydwoje wylądowali już na miejscu, okazało się że coś było nie do końca tak jak być powinno. Otaczała ich nieprzebrana ciemność. Gdyby nie wrażenie solidnego gruntu pod stopami, mogło by się od niej zakręcić w głowie. Chwilę potem jednak światło powróciło i obydwoje mogli się rozejrzeć po miejscu w którym się znaleźli. Żaden z nich nie był chyba nigdy we wnętrzu grobowca, ale to miejsce nie mogło być niczym innym. Podłoga, ściany i strop z kamienia, pokryte były religijnymi symbolami i tekstami. Znajdowały się wśród nich zarówno chrześcijańskie, jak i nieznane młodzieńcom znaki. W niezliczonych niszach w ścianach spoczywały rzędy starych, nadgniłych trumien. Na pierwszy rzut oka nie widać było jednak żadnego źródła rzucanego światła. Tak samo mimo spodziewanej wilgoci i zbutwiałego powietrza, atmosfera wydawała się rześka niczym wiosenny poranek. Komnata była dość spora i o dziwo ktoś wstawił do niej komplet mebli wyglądających jakby przegapiły dwie lub trzy epoki. Całości dopełniał straszliwy bałagan, jakby wewnątrz odbyła się jakaś walka, lub wręcz przeszło jakieś tornado. Wspomniane meble leżały potrzaskane i porozrzucane w nieładzie, podobnie jak ich niegdysiejsza zawartość. W oddali podwójna, rozchodząca się klatka schodowa prowadziła na kolejne kondygnacje mauzoleum, te jednak jakimś cudem nikły już w mroku. Najciekawszym i prawdopodobnie najważniejszym dla Młodych Mścicieli elementem wystroju był chyba jednak obszerny okrąg wyrysowany na ziemi czymś fosforyzującym na fioletowo, oraz oplecionym w mnogie znaki i runy. Bracia pojawili się dokładnie w centrum kręgu, co nie wyglądało na przypadkowe działanie. Jakby tego było mało, na ścianie naprzeciw klatki schodowej, tuż za zasięgiem magicznego kręgu znajdowała się samotna sylwetka przykuta do ściany. Ponad wszelką wątpliwość pozostawała nieprzytomna, a w pozycji pionowej utrzymywały ją tylko kajdany. Billy mógł poznać w nim obraz tego, kto wysłał zaproszenie, jednak liczne obrażenia jakie mężczyzna widocznie otrzymał nie czyniły tego zadania łatwym. Gdyby Wiccan spróbował sięgnąć teraz po swoją moc, zauważyłby że ma z tym nienaturalne trudności. Coś wręcz uniemożliwiało mu działanie. Tommy nie czuł się natomiast w żadnej mierze ograniczony. Pytanie tylko jak zachowa się dziwny krąg przy próbie kontaktu. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Pon Sty 14, 2019 10:52 pm | |
| W porządku, tego Billy się nie spodziewał. Nie, nie chodziło o to, że nie oczekiwał zupełnie żadnych kłopotów, bo pułapka sama w sobie mimo wszystko tak bardzo by go nie zaskoczyła. Liczył się z nią, ale zwyczajnie wolał wierzyć w to, że - z nią czy bez niej - przeniosą się przynajmniej w miejsce, w którym będą mogli zrobić dla kogoś coś dobrego. To liczyło się dla niego bardziej od własnego bezpieczeństwa. Może i nie lubił umyślnie wystawiać się na niebezpieczeństwo, ale przy odpowiedniej motywacji - czyli właściwym celu - długo się nad tym nie zastanawiał. Nie, zdziwiło go coś innego, a mianowicie ta nagła i wszechogarniająca ciemność. Przyzwyczaił się już do tego, że kiedy gdzieś się teleportował, jego energia jeszcze przez chwilę wokół niego krążyła, przy okazji oświetlając dla niego na błękitno okolicę... Teraz zaś została gwałtownie odcięta i to od razu po pojawieniu się na obcym obszarze. Nie mógł to być przypadek, choć chłopak nie był pewien co dokładnie stanowiło problem. Jeżeli jednak coś wpływało na jego zdolności, to nie potrzebował innych powodów, aby z góry uznać, że faktycznie musieli się mieć na baczności. Pomimo tej świadomości, Kaplan tak czy siak natychmiast i w dodatku wręcz instynktownie spróbował pobudzić do życia swoje moce, przyzwać je do dłoni, otoczyć je świetlistymi kulami - lecz nie dało to żadnego efektu. Starał się nie panikować, powtarzał sobie w myślach, że powinien zachować spokój, lecz serce tak czy siak biło mu jak oszalałe i odnosił wrażenie, że przesunęło się jakoś tak w okolice gardła, zaś w jego klatce piersiowej pojawił się nieprzyjemny uścisk. To zabawne, że jeszcze z rok temu nie posiadał żadnych nadprzyrodzonych możliwości i jakoś funkcjonował, nawet jeżeli kiepsko, teraz zaś brak dostępu do mocy wywoływał w nim nagły przypływ paniki. Szkoda, że nie wiedział nic więcej, bo w tej chwili nie potrafił nawet określić czy jego kłopoty wynikały z jakiejś blokady, z odsysania energii z otoczenia... Czy jeszcze z czegoś innego. Znając przyczyny być może coś by wskórał. Jakoś ten problem obszedł lub go sforsował... Ale tak? Nie chciał marnować na to energii, a w końcu nie miał pojęcia czy przy próbach z niego uciekała czy zupełnie nie odpowiadała na wezwanie. Szczęście w nieszczęściu, że ten mrok nie utrzymywał się bardzo długo. Co prawda jego ustąpienie nie odsłoniło niczego pocieszającego, wprost przeciwnie, ale Billy i tak wolał już zobaczyć co ich otaczało i spróbować się na to przygotować, niż trwać w ciemnościach. Niewiedza była najgorsza. Głównie dlatego, że zazwyczaj wyobraźnia chłopaka podsuwała mu obrazy gorsze od tych, z którymi miał do czynienia w rzeczywistości... Z drugiej strony obecna sytuacja i bez tego nie wyglądała najkorzystniej. Mrugając szybko, aby znów przyzwyczaić wzrok do jasności, nastolatek powoli potoczył spojrzeniem po pomieszczeniu, w którym się z bratem znajdowali. Było... Spore i kamienne, to rzuciło mu się w oczy jako pierwsze, a do tego nieźle zabałaganione, lecz nie w sposób sugerujący zrażonego do idei porządku właściciela, a wyraźne kłopoty. Nikt raczej nie niszczył swoich mebli dla przyjemności czy ze względu na nietypowe poczucie estetyki. Chociaż... W porządku, może jednak trafiłoby się parę takich osób, ale jakie były szanse na to, że właśnie ktoś taki tutaj rezydował? Kaplan wolał założyć, że coś się w tym miejscu stało. Coś złego. Jego wzrok przesunął się jeszcze po trumnach - i znów musiał sobie w myślach przypomnieć, aby nie panikować, bo żadnych zombie czy wampirów nie było przecież w tym momencie widać na horyzoncie - oraz po tych wszystkich... Religijnych ozdobach... Aż zatrzymał się na klatce schodowej. Jasna droga ucieczki, skoro teleportacja nie wchodziła w grę. Tyle że oczywiście byłoby zbyt pięknie, gdyby to się okazało takie proste. Spojrzenie chłopaka powoli osunęło się na znaki, które jarzyły się na podłodze i najwyraźniej rozchodziły się wokół niego i Tommy'ego - na którego a nie mówiłem? Billy wciąż czekał i głównie dlatego nie odzywał się jako pierwszy... Choć po części również ze względu na to, że oddychał trochę za szybko i nieco za ciężko, czego nie chciał dać po sobie tak łatwo poznać. Nie to, żeby wstydził się tej reakcji, nie do końca... Ale wolał ją zachować dla siebie. Podążając wzrokiem za wzorami na kamiennej podłodze, nastolatek aż sam musiał się obrócić... I wówczas dotarło do niego, że nie byli w tej sali sami, przez co odruchowo lekko się wzdrygnął - a następnie szarpnął ciałem tak, aby znaleźć się przodem do nieznajomego... Chociaż nie. Nie do nieznajomego, gdyż ten strój, fryzura... Znaki... Och. Och. - To on. To znaczy, on nas tutaj wezwał. Albo... Prawdopodobnie raczej ktoś, kto się pod niego podszywał, ale jego obraz widziałem... - poinformował Tommy'ego nieco niezręcznym tonem, w miarę mówienia zresztą zwalniając i cichnąc. Ręce chłopaka instynktownie powędrowały w górę i objął się nimi luźno w pasie, nawet nie myśląc o tym, co mógł tym gestem wyrażać, po czym zerknął na speedstera z zastanowieniem. Aż przygryzł na moment dolną wargę, w myślach rozważając ich opcje. Co było priorytetem? Odzyskanie zdolności. Wydostanie się stąd. Może obudzenie tego mężczyzny, bo skoro znajdował się w takim stanie, to chyba jednak nie był ich oprawcą... A kto wie, być może potrafiłby im pomóc. Jak długo energia Billy'ego wróciłaby do normy, mógłby go uleczyć i przywrócić mu przytomność, dlatego musieli zrealizować poprzednie punkty programu. Jak? Logiczne wydawało się postawienie na opuszczenie lub usunięcie tego kręgu. Który... Mógł nie tylko blokować moce, ale i ich więzić. A nastolatek chyba nie chciał sprawdzać na własnej skórze tego, czy próba przekroczenia linii wyrządziłaby im jakąś krzywdę, czy może tylko została zablokowana - czy nic z tych rzeczy. - Myślisz, że byłbyś w stanie wysadzić jedną z tych płyt? Ale po drugiej stronie, nie przy nim. I... Tylko wierzchnią warstwę? - przerwanie wzoru wydawało mu się najlepszym pomysłem na początek, ale trochę obawiał się odłamków... Oraz tego, że mogliby przebić się piętro niżej. Choć przy tylko jednej płycie to ostatnie nie powinno im zaszkodzić, bo raczej nie zawaliliby przy okazji całej podłogi. Konstrukcja musiałaby być w tragicznym stanie. Gdyby Tommy przystał na jego sugestię i przystąpił do dzieła, Billy ustawiłby się za nim, aby nie blokować mu widoku i nie wchodzić w drogę. Domyślał się, że rówieśnik tak czy siak będzie w stanie uchylić się przed zagrożeniami albo nawet je wyłapać czy odtrącić, dlatego o niego się nie martwił. O siebie i tego mężczyznę już bardziej, w związku z czym czekał w gotowości, starając się przyzwać swoje moce. Kiedy tylko by mu odpowiedziały - o ile by to zrobiły - zamierzał wygenerować dość energii, aby utworzyć przed sobą tarczę na odłamki... Lub podest, na którym mogliby wylądować, gdyby podłoga jednak nie wytrzymała. A jeśli przerwanie kręgu im się nie uda lub nic nie da... Wtedy będą się martwić dalej.
|
| | | Speed
Liczba postów : 133 Data dołączenia : 26/08/2013
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Pon Sty 28, 2019 1:56 am | |
| Tommy szczerze nienawidził się teleportować. Zasysająca magia, całkowita ciemność, niepokojące uczucie chwilowego oderwania od rzeczywistości w całkiem fizycznym sensie. Ledwie zdążył sobie obiecać, że w zemście, przy najbliższej okazji weźmie go na ręce i zabierze na wycieczkę „W 30 sekund dookoła Nowego Jorku”, a wylądowali w… cóż, ciemności. Na szczęście takiej naturalnej. Po chwili w mroku, gdy Speed odruchowo zaczął na oślep szukać swojego brata (instynkt uniemożliwiał mu wypowiedzenie chociaż jednego słowa), żeby tylko upewnić się, że ten jest obok, cały i zdrowy, pojawiło się jakieś światło. Tommy zamrugał szybko, żeby pozbyć się ciemnych plamek, które zaczęły krążyć przed jego oczami. Pierwszym co zarejestrował był fakt, że Billy stoi tuż obok, żyje i niestety jest tak samo zagubiony jak on, czyli rzeczy wcale nie poszły zgodnie z planem. Minimalnie uspokojony, rozejrzał się po pomieszczeniu. Na ile mógł ocenić na pierwszy rzut oka, znajdywali się znacznie głębiej niż sześć stóp pod ziemią, co nie było dobrym znakiem – nienawidził zamkniętych przestrzeni, bo nie dawały zbyt dużego pola do biegania, a tutaj, nawet gdyby wywalił ścianę, mógł spotkać się tylko z tonami ziemi i pewnie mnóstwem szczurów, kretów, czy ziemiołazów. Jednak wywalenie ściany brzmiało o tyle kusząco, że niewielka klatka schodowa wydawała się celem odległym, a miejsce w którym się znajdowali na pewno nie było bezpieczne – świadczyły o tym wyraźne ślady po walce która się tutaj stoczyła. Czy naprawdę nie wolał stada ziemiołazów od czegoś, co mogło doprowadzić pomieszczenie do takiego stanu, bo widocznie uważało, że trumny nie są dostatecznie złowróżbne? Sunąc po podłodze, jego spojrzenie natrafiło wreszcie na fioletową, fosforyzującą linię, która otaczała jego i Wiccana. Nawet nie musiał rozumieć tych świecących szlaczków, które ją otaczał, żeby wiedzieć, że to jakiegoś rodzaju magiczna pułapka. - A nie mówiłem? – syknął cicho, odwracając się na pięcie, żeby spojrzeć na brata. Ten jednak nie odpowiedział od razu, wbijając wzrok w coś, co Speed sekundę później dostrzegł ponad jego ramieniem – sylwetkę mężczyzny przykutego do ściany. Biedak zdecydowanie wyglądał, jakby został potraktowany nielepiej niż połamane krzesła. - W takim razie, podziękuj mu serdecznie za zaproszenie na imprezę. Ciężki frajerze. Uratujmy kogoś, o tak, będzie wspaniale, bo przecież jesteśmy BoCHatERaMi. – parsknął, mierząc więźnia ponurym spojrzeniem. Na szczęście Billy zaproponował rozsadzenie płyty, bo inaczej Speed mógłby na dobre rozkręcić się z inwektywami, prychaniem i przeklinaniem. Ta prośba zapaliła w umyśle speedstera ostrzegawczą lampkę. Zaraz zorientował się o co chodzi i jęknął w duchu zrezygnowany. No oczywiście, że magiczny krąg odbierał magiczne moce, przecież widział to w Supernatural. A to znaczyło, że Billy był całkowicie bezbronny. Przecież był chucherkiem, Tommy nie umiał sobie wyobrazić, żeby walczył z kimkolwiek bez użycia swoich czarów. - Myślę, że byłbym w stanie. – mruknął, odwracając się z powrotem. To była bardzo precyzyjna robota, jak na jego standardy. Podszedł do jednej z płyt i kucnął, żeby położyć na niej dłoń, bardzo blisko linii świecącego okręgu – w ten sposób szanse, że przypadkiem rozwali pół pokoju były mniejsze. O ile Wiccan się nie mylił, wystarczyło jedno pęknięcie, by przerwać zaklęcie. Z myślą o tym – tylko jedno pęknięcie – skupił się na wprawianiu kamienia w drżenie. Nie była to magia, lecz fizyka, więc miał nadzieję, że zadziała. Jeśli jedno pęknięcie nie wystarczy, wysadzi całą płytę i będzie modlić się o to, by na czas uniknąć odłamków.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Pon Sty 28, 2019 9:03 pm | |
| W chwili zagrożenia, czy większego stresu bracia rozumieli się dużo lepiej niż którykolwiek z nich byłby to w stanie przyznać. W razie wątpliwości Tommy mógł spokojnie sprawdzić, że jego moce działają, jeszcze zanim przystąpił do dzieła, choćby poprzez szybkie machanie ręką przed oczami. Wszystko wskazywało na to, że ten kto zakładał pułapkę nie spodziewał się obecności kogoś takiego jak Speed. Mógłbyć on ich asem w rękawie w tych okolicznościach. Samo zbliżenie sie do granicy kręgu nie wywoływało żadnych oporów, wyładowań, nudności czy choćby mrowienia skóry. Możliwe że pułapka skonstruowana była aby uwięzić w niej wyłączne Wiccana, ale to byłoby chyba zbyt szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Gdy wszystko zawiedzie zawsze można by przetestować tę teorię. Tymczasem Tommy bez przeszkód zbliżył się do wybranej przez siebie płyty. Na oko wyglądała na marmurową. Nic, co mogłoby się mu oprzeć. Po przyłożeniu ręki i minimalnych zaledwie drganiach sztuczka zadziałała i i płyta pękła na trzy fragmenty, przerywając minimalnie krąg w dwóch miejscach. Na oko nic się jednak nie stało. Ciężko było stwierdzić czy to dlatego że magia była jednak zbyt cwana, czy to z czego był krąg wypełniło szczeliny i nie przerwało się idealnie. Niezależnie jednak od powodu, kolejna próba przyzwania jakiejkolwiek mocy przez Billy'ego znowu spełzła na niczym. Pozostało więc stopniowo zwiększać częstotliwość drgań. Speed skupił się i drgał coraz szybciej i szybciej. W końcu płyta okazała się na dużo cieńszą niż wyglądała. Momentalnie pękła na drobne kawałeczki, a drgania rozprzestrzeniły się na to co było pod spodem, czym okazał się najpierw tynk, a potem beton. W efekcie czego drobne kamyczki posypały się na wszystkie strony, wzniosła się chmura kurzu, a speed zamienił okolicę wokoło siebie w małą żwirownię zanim zdążył przestać. Widocznie kamienna podłoga była tylko ozdobą, nie konstrukcją pomieszczenia. marmurowe odłamki i ich siła były zbyt małe aby narobić komukolwiek większej szkody niż siniaki, jednak przy wysadzaniu posadzki narobił się spory raban, a chmura pyłu znów na chwilę ograniczyła widoczność. Zanim kurz zdążył opaść rozległo się słabe kaszlenie, które o dziwo nie pochodziło od żadnego z braci. Po uspokojeniu tumanu okazało się że to ich współwięzień widocznie odzyskał jakimś cudem przytomność na skutek hałasu. Wciąż zdawał się być jednak mocno zamroczony. -Nie... powinieneś był... odpowiadać na wezwanie... strażniku... - wymamrotał słabo. Dopiero jednak gdy z trudem otworzył oczy i ze zdziwieniem zwrócił je na dwójkę młodzieńców jakiś wyraz zrozumienia pojawił się na jego twarzy. Rzekł tylko - O nie... Co ja zrobiłem? Udało się nawiązać jakiś kontakt. Niestety po opadnięciu kurzu krąg zdawał się dalej trwać niewzruszony w miejscu w którym leżał, nawet pomimo tego jak Tommy przeorał tamtą część posadzki. Dziwny blask, czy też farba, zdawała się dostosowywać do nowej powierzchni, zupełnie jakby była wyświetlana z jakiegoś rzutnika ukrytego pod sufitem. Oczywiście niczego takiego na pierwszy rzut oka nie było widać, a sufit znajdował się dość wysoko nad nimi. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Czw Sty 31, 2019 9:48 pm | |
| Billy nie zareagował już na to - w pełni oczekiwane - a nie mówiłem. Nawet nie przewrócił oczami, choć trochę miał na to ochotę... Trochę bardzo... Ale doszedł do wniosku, że wytykać różne rzeczy będą sobie mogli później, gdy już się uwolnią. Rzecz jasna najwyraźniej Tommy uważał inaczej, bo nie byłby sobą, gdyby nie kontynuował temat, lecz na jego dalsze słowa Kaplan rzucił mu tylko długie spojrzenie, prawdę mówiąc nie wyrażające na przykład skruchy czy zakłopotania, których można by się było w tych okolicznościach po nim spodziewać. Jego wzrok zdawał się być wręcz spokojniejszy od tego, jak chłopak się czuł. Przy czym akurat to nie był wielki wyczyn. Taki stan rzeczy wynikał głównie z faktu, że Tommy, zapewne nieświadomie, użył słów, które tylko utwierdziły Billy'ego w słuszności jego postępowania. Jasne, nie chciał, żeby zostali złapani w pułapkę, nawet jeżeli brał tę opcję pod uwagę. I zgoda, miał trochę wyrzuty sumienia ze względu na to, że postawił brata w takiej sytuacji... Ale w dalszym ciągu czuł się przekonany o tym, że zrobili dobrze. Byli bohaterami, jak by go speedster nie przedrzeźniał. A ten mężczyzna potrzebował ich pomocy. Oczywiście najpierw musieli jej udzielić samym sobie, ale on był następny w kolejce. Billy czekał więc grzecznie i już w milczeniu z tyłu, tak daleko od mającej wybuchnąć płyty, jak tylko mógł sobie na to pozwolić w kręgu - i w ten sposób dawał Tommy'emu czas na działanie. Nie chciał mu przeszkadzać, wolałby go nie zdekoncentrować, więc po prostu nie zwracał na siebie jego uwagi. Jeszcze coś poszłoby wtedy nie tak i na przykład wysadziłby zbyt wielki fragment podłogi - albo gorzej... Nie, lepiej nie ryzykować. W związku z tym, jaką pozycję zajął, Kaplan nie bardzo mógł obserwować poczynania speedstera, a przynajmniej nie ze szczegółami. Więcej informacji dawały mu z kolei dobiegające z okolicy brata odgłosy, początkowo świadczące przede wszystkim o pęknięciu podłogi... Co samo w sobie nie zmieniło ich sytuacji, bo od razu to sprawdził... Aż nagle kolejny dźwięk sprawił, że nastolatek aż się wzdrygnął i odruchowo uniósł ręce, osłaniając nimi twarz, szyję, a przy okazji część klatki piersiowej. Jego oczy instynktownie się zamknęły, choć teoretycznie i tak zostały zablokowane przed obrażeniami. W następnej chwili poczuł kilka uderzeń w różnych miejscach na ciele, nieprzyjemnych i mimo wszystko niespodziewanych, ale jednak drobnych... Choć i tak na moment zacisnął mocniej szczęki. Trafienia te zabolały i nie musiał nawet sprawdzać, by wiedzieć, że pewnie będzie miał po nich siniaki, ale... Ale to nic. Kiedy tylko odzyska dostęp do swoich zdolności, to się ich pozbędzie. No, może niekoniecznie od razu, bo wypadałoby zachować energię na ważniejsze sprawy, ale później, po powrocie do domu - czemu nie? Albo najpierw się prześpi, a potem nimi zajmie. To brzmiało na jeszcze lepszy plan. Chłopak powoli otworzył oczy i zmuszony był zamrugać szybko, a potem i tak je zmrużyć, w dalszym ciągu je chroniąc, lecz teraz już nie przed odłamkami, a przed mniej groźnym pyłem. Spróbował pomachać dłonią przed twarzą, lecz prawdę mówiąc wiele to nie dało. Chyba musieli po prostu poczekać na to, aż chmura sama opadnie... Co nie powinno długo potrwać. Chyba. W końcu raczej nie będzie z własnej inicjatywy przeczyła grawitacji, prawda? Przynajmniej o ile jej drobinki nie były na tyle lekkie... Ale na to teraz też nie mogli wiele poradzić, bo Billy wolał nie prosić brata o małą trąbę powietrzną, by usunąć ten pył. Jego uwagę zwrócił zresztą ten nagły kaszel, który - jak się szybko zorientował - nie pochodził od Tommy'ego, a oczywiście od niego samego również nie. Zaskoczone spojrzenie Kaplana dla pewności przesunęło się po otoczeniu, aż w końcu padło na ciemnoskórego mężczyznę, który był tu wraz z nimi uwięziony. Nie to, żeby nie domyślał się, że to właśnie on był źródłem dźwięku, ale odruchowo przeczesał pomieszczenie na wypadek, gdyby w ciągu tych paru sekund sytuacja uległa jednak zmianie. W końcu przez chwilę miał zamknięte oczy, a ten pył również utrudniał widzenie. Jako że Billy znajdował się w zasadzie tak blisko mężczyzny, jak tylko mógł przebywając w kręgu, był w stanie dosłyszeć dobiegające od niego słowa... Choć tak czy siak musiał się wysilić, aby je wyróżnić i zrozumieć. Czyli... To jednak on ich wezwał? Nikt się pod niego nie podszywał? Ale skoro mówił, że nie powinni byli tutaj przybyć, to najwyraźniej został do tego w jakiś sposób zmuszony... Albo może to rzeczywiście nie on był odpowiedzialny, a jedynie świadomy tego, co się wydarzyło? Powinni go o to spytać. Zaraz po uwolnieniu się, bo jednak lista priorytetów nie uległa większym zmianom. Kaplan bez namysłu ustawił się przodem do nieznajomego - bo może i otrzymał jego imię i nazwisko, o ile w ogóle prawdziwe, ale wciąż go przecież nie znał - i zrobił to akurat na czas, by zobaczyć jego otwierające się oczy... Oraz zaskoczenie malujące się na jego twarzy, przez które brwi chłopaka również lekko się uniosły. W porządku, czyli to nie ich się tutaj spodziewał. Najwyraźniej. Co... Mogli już wywnioskować po tym, że zwracał się do jakiegoś strażnika, ale zawsze dobrze było otrzymać dodatkowe potwierdzenie. I zaraz - co on zrobił? Opcja ze zmuszeniem zyskała właśnie parę punktów prawdopodobieństwa. Chyba że mężczyzna działał jednak z własnej i nieprzymuszonej woli, tylko popełnił jakiś błąd. - Też chcielibyśmy się dowiedzieć. Ale na początek bardziej przydałaby się nam informacja o tym, jak pozbyć się tego kręgu. Albo go chociaż opuścić - zwrócił się do nieznajomego, po czym rzucił okiem ku bratu. Przy okazji był też w stanie za nim zobaczyć, że błyszczące linie przemieściły się niżej, czyli zniszczenie płyty tak naprawdę niczego im nie dało... To znaczy, poza sprawdzeniem jednej możliwości. I obudzeniem ich obecnego towarzysza. Z drugiej strony to wciąż pozostawiało im nadzieję, że jeżeli znajdą odpowiedni sposób na przerwanie kręgu, to jego efekty zostaną usunięte... Bo wcześniej przez moment Billy martwił się, że sama jego fizyczna manifestacja nie miała żadnego znaczenia. Co wciąż mogło mieć sens, ale starał się być dobrej myśli.
|
| | | Speed
Liczba postów : 133 Data dołączenia : 26/08/2013
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Pon Lut 11, 2019 1:37 am | |
| Gdy na płycie pojawiły się pęknięcia Tommy miał cień nadziei, że plan zadziała – w końcu nie był taki głupi. Jednakże krąg najwyraźniej nie był usypany z soli ani namalowany farbą, bo zachował ciągłość. Mimo tego, Speed nie miał zamiaru się poddawać i wprawiał ją w coraz silniejsze drgania – w pewnym momencie zmuszony do zasłaniania ręką niezakrytej maską części twarzy, gdy odłamki zaczęły latać w powietrzu. Niestety, nie mógł ich uniknąć, bez odrywania dłoni od kamienia. W końcu płyta pękła z impetem, a chłopak wycofał się na przeciwny koniec kręgu, obok swojego brata, unikając kawałków kamienia. Na chwilę wstrzymał oddech i intensywnie powachlował dłonią przed twarzą, żeby odgonić pył i kurz i móc odetchnąć względnie świeżym powietrzem. - Też mu to powiedziałem. – powiedział od razu gdy tylko usłyszał nowy głos, nie patrząc na mężczyznę przykutego do ściany, tylko na uporczywie nieprzerwany krąg. Jak zawsze, zostawiał gadanie Billy’emu a sam skupił się na tym, że muszą się jak najszybciej wydostać. Nawet, jeżeli bariera nie była fizyczna, to Speed już czuł się przytłoczony. I wtedy postanowił zrobić coś głupiego, uznając, że jego bliźniak wcale nie ma na to monopolu. Nie odzywając się do Wiccana, odwrócił się za siebie, żeby stanąć twarzą w twarz z barierą i wyciągnął w jej kierunku dłoń. Drgając dostatecznie szybko umiał przejść przez ściany więc może… może przez to też się uda? Było dość bezmyślnym zakładanie, że magiczna bariera da się tak jak fizyczna i tak wprawił swoje ciało w intensywne drżenie i postanowił sprawdzić, czy jego palcom uda się przeniknąć na drugą stronę. Jeśli nie… cóż, słaby byłoby stracić rękę w takich okolicznościach ale był gotowy jak najszybciej się odsunąć i ponieść ewentualne konsekwencje swojego zachowania. Jednak, gdyby się udało, spróbowałby przejść na drugą stronę w całości. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Czw Lut 14, 2019 11:15 am | |
| Przykuty do ściany mężczyzna zrobił sobie krótką przerwę na zebranie myśli. Widać było że był wyczerpany zarówno fizycznie, jak i psychicznie swoim obecnym stanem. W końcu zebrał się w sobie i postanowił wytłumaczyć braciom najlepiej jak umiał na obecny stan. - Ta pułapka została zastawiona przez wielkiego... wroga ziemi. W zamieszaniu w jakim znalazł się teraz Nowy Orlean... *ekh, ekh*.... upatruje zyskać tu swój pierwszy przyczółek. Chciałem zareagować gdy nie był jeszcze tak siny, ale... zbagatelizowałem zagrożenie i zawiodłem. - tutaj spojrzał smutnie na swoje łańcuchy. Wyjaśnienia zajmowały mu trochę czasu, zwłaszcza z uwagi na częste branie oddechu i kaszel krwią. Niecierpliwy Tommy pracował jednak na dużo wyższych obrotach i cierpliwe czekanie ne widniało na liście jego mocnych cech. Bez słowa opuścił tę dwójkę mistycznych lunatyków i postanowił samemu spróbować szczęścia z ich więzieniem. Rozpędzenie się do odpowiednich drgań zajęło mu chwilę. Przechodzenie przez ściany owszem było i może w zasięgu jego mocy, nie robił tego jednak na co dzień, a teraz nie miał nawet punktu odniesienia. Miał tylko jedną próbę i musiał być co do niej pewnym. W końcu jednak uznał że wibracje są chyba dostatecznie gwałtowne i zaryzykował przystawienie ręki. Powoli (ekstremalnie powoli jak na siebie) zbliżał rozmytą kończynę do krawędzi kręgu. Nie odczuwał żadnych oporów, żadnej reakcji wręcz, tak więc wszystko wskazywało na to że może się udać. W końcu bez problemu udało mu się przełożyć opuszki palców nad kręgiem. Coś poszło jednak nie tak. Dzięki swoim przyzwyczajonym do ekstremalnych czasów reakcji zmysłom, zauważył że w chwili gdy to zrobił, pomieszczenie wprawiło się w drobne drgania, na suficie pojawiło się pęknięcie, a kilka odłamków wręcz z niego spadło. Inni mogli tego nawet nie zauważyć, zwłaszcza że pogrążeni byli rozmową o całym tym mistycznym nonsensie. Spokojnie cofnął rękę i zjawisko ustąpiło, lecz dało to Tommy'emu wejrzenie w naturę samej pułapki. W czasie gdy Speed eksperymentował na własną rękę z ich więzieniem Jerycho zebrał znów siły i kontynuował. - Zostałem mentalnie zmuszony by zwabić tu strażnika ziemskiej magii. Broniłem się jak mogłem, lecz w końcu opuściły mnie siły i uległem. Zdołałem jedynie stłumić przekaz z nadzieją że nie trafi do adresata. Teraz widzę konsekwencje mego czynu. Skazałem was na śmierć. - kolejny atak kaszlu - Wiem że skoro odpowiedziałeś na wezwanie, to nie jesteś pierwszym lepszym dzieckiem. Tylko ktoś biegły w sztuce mógł tu przybyć. Teraz jednak nic z tego. Ogun zabezpieczył moje sanctorum przed użytkowaniem magii. Moc starych uroków wciąż jednak działa, tak więc krąg nie traci na mocy. Gdy tylko ktoś z was postawi stopę poza jego obrysem, moja siedziba runie nam na głowy. - Znów zrobił krótką przerwę na odzip. Do tego czasu Tommy mógł już do nich dołączyć, tak więc usłyzał to, o czym na własną rękę się dowiedział. W końcu czarnoskóry mag odezwał się raz jeszcze, tym razem z własnej woli. Głos mu drżał gdy to mówił. - Pozwolono mi żyć tylko po to by wyjaśnić naturę tej zasadzki strażnikowi... Ogun jest okrutnym bogiem. Chciał by Sorcerer Supreme głowił się nad rozwiązaniem zagadki, aż on sam nie dokończy swoich spraw i przyjdzie osobiście się z nim rozprawić... *ekh, ekh, ekhkhkh*... Z mojej siedziby nie ma nawet fizycznego wyjścia... To wszystko nie napawało szczególnym optymizmem. Stan maga pogarszał się z minuty na minutę, ale bez dostępu do mocy nie było nawet jak mu pomóc. Najpierw trzeba byłoby się w trójkę stąd wydostać. Moce Tommy'ego działały, więc mógłby się on okazać ich dziką kartą. Trzeba było jednak dokładnie przemyśleć co chcą z nimi osiągnąć, bo po opuszczeniu kręgu nie będą mieli dużo czasu na omawianie planu. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Sob Lut 23, 2019 5:17 pm | |
| Prawdę mówiąc Billy zostawiał teraz Tommy'ego z grubsza samemu sobie. Głęboko wierzył w to, że brat nie zrobi nic... Cóż, nic bardzo głupiego... Przynajmniej świadomie... Więc dawał mu w zasadzie dowolność działania, a w tym czasie skupiał się na nieznajomym, bo jednak zebranie informacji wydawało mu się ważniejsze od dalszego działania w ciemno - a liczył na to, że mężczyzna będzie jednak wiedział coś istotnego. Nawet jeżeli nie poda im gotowego rozwiązania, to może chociaż wyeliminuje jakieś opcje, a to już przyspieszy sprawę i pozwoli im, albo raczej w tym wypadku Tommy'emu, zaoszczędzić siły... Więc tak, w jego mniemaniu warto było spróbować. Kaplan słuchał więc uważnie i starał się zapamiętać każde słowo padające z ust ich współwięźnia, nawet te pozornie nieistotne. Pierwsza część jego wypowiedzi była dość oczywista - to znaczy, chłopak tak czy siak domyślał się, że musiało się stać coś podobnego, więc właściwie otrzymał tylko potwierdzenie niektórych swoich przypuszczeń. W związku z tym nastolatek kiwnął jedynie powoli głową na znak zrozumienia i zachęty do dalszego mówienia, sam zaś się nie odezwał, żeby nie przerywać wyjaśnień... Które i bez tego musiały być dla mężczyzny wystarczająco stresujące, męczące i przede wszystkim bolesne. Szczególnie to ostatnie Billy'ego niepokoiło, ale w gruncie rzeczy nic nie mógł na to teraz poradzić, zaledwie mu współczuć. Później, gdy wydostaną się już z tego kręgu - jasne, chętnie. Oby była to tylko kwestia czasu, bo wcale nie miał pewności, że ich nowy znajomy posiadał go dużo. Pomimo tego, że jego uwaga skupiała się na opowieści mężczyzny, w jednej z dłuższych przerw pomiędzy jego słowami Kaplan tak czy siak zdążył zauważyć coś niewielkiego, co zleciało z góry... Czyli najpewniej z sufitu, bo innego wyboru tu raczej nie było. Jego czoło zmarszczyło się na moment, a głowa od razu odchyliła lekko do tyłu, gdy spojrzał ku sklepieniu... Potem zaś szybko w dół, odruchowo szukając wzrokiem na podłodze tego, co musiało się oderwać. To nie świadczyło na ich korzyść, jeżeli pomieszczenie już teraz się rozpadało... Tknięty nagłym przeczuciem, nastolatek rzucił okiem ku bratu i złapał go - jeszcze? - z wyciągniętą czy może już cofaną ręką. Od razu zmrużył oczy, traktując Tommy'ego krótkim, ostrzegawczym spojrzeniem, nim jego zainteresowanie powróciło ku ich źródłu informacji. Tyle że... Dalsze wyjaśnienia mężczyzny sprawiały, że Billy z każdą chwilą czuł się coraz bardziej niekomfortowo. Podejrzewał, że określenie strażnik ziemskiej magii mogło się odnosić do Doctora Strange'a, ale strzelał tak głównie dlatego, że to właśnie on przychodził mu do głowy jako pierwszy pod hasłem silny i dobrze znany mag. Co... Nie zmieniało faktu, że pewnie o wielu innych chłopak nawet nie słyszał. To znaczy, owszem, była jeszcze Scarlet Witch, ale po pierwsze w jej przypadku oczekiwałby odmiany na strażniczkę, a po drugie... O niej wiedział chyba wszystko, co tylko wypłynęło do opinii publicznej. Czyli głównie do internetu. Zorientowałby się, gdyby nosiła taki tytuł. No i chyba widział adresata tej wiadomości, prawda? Więc tak. Prawdopodobnie prędzej w grę wchodził Doctor Strange. Skazanie na śmierć też nie brzmiało zbyt dobrze. Na te słowa Billy przygryzł nawet na moment dolną wargę... I najwyraźniej słusznie zrobił, gdyż dzięki temu całkiem skutecznie stłumił wszelkie odgłosy, jakie mógłby z siebie wydać przy pochwałach, które niespodziewanie wypłynęły z ust, cóż, najwyraźniej maga. Inaczej chyba by się przez nie nerwowo roześmiał lub, alternatywnie, jękiem naśladowałby odgłos umierającego wieloryba - a to raczej nie była najlepsza chwila, aby poinformować ich towarzysza, że sam Kaplan z czarami szczególnie wiele wspólnego nie miał. Jeżeli nawet je wykorzystywał, co, owszem, brał pod uwagę na równi z psychokinezą, to bardzo nieświadomie... I tak naprawdę od niedawna, bo chyba nawet nie od roku. Nie, sądząc po tym, jak źle mężczyzna teraz wyglądał, nastolatek nie zamierzał mu dokładać kolejnego zmartwienia. Za to... Zainteresowało go coś innego, o czym wspomniał. W końcu zaczęły się pojawiać konkrety. Czyli... Magia odpadała nie tylko w kręgu, ale w całej sali. To raz. Wyjście poza jego zasięg zawali im na głowy sufit, to dwa, a chłopak odnosił wrażenie, że wcale nie znajdowali się płytko pod ziemią - w innym wypadku liczyłby na to, że Tommy mógłby wytworzyć wir, który zgarnąłby i odrzucił na boki gruzy i grunt... Ale w takim wypadku nie powinni z tym ryzykować. Szczególnie, że trąba powietrzna pewnie zrobiłaby im krzywdę, skoro nie mogli postawić żadnej bariery. Chyba że... - W porządku, ale mówisz, że działają te stare uroki, czyli w otoczeniu wciąż jest magia. Tylko... Nie możemy używać własnej. A manipulować tamtą? Odessać ją jakoś, skierować do czegoś innego... Do zniszczenia kręgu, wytworzenia tarczy albo po prostu do teleportowania nas na górę? Albo moglibyśmy spróbować ją usunąć, jeżeli krąg się nią karmi. To przecież tylko energia - zauważył, teraz już od czasu do czasu zerkając na Tommy'ego, by mieć pewność, że z własnej inicjatywy nie zrobi niczego podejrzanego. Chociaż... Szczerze powiedziawszy wątpił, aby miało się tak stać.
|
| | | Speed
Liczba postów : 133 Data dołączenia : 26/08/2013
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Sro Mar 13, 2019 1:25 am | |
| Gdyby Speed miał pod ręką szampana, chętnie by go otworzył. Zębami, oczywiście, bo jego ręka była zbyt zajęta przechodzeniem przez krąg. Niestety, ta chwila tryumfu szybko zamieniła się w nowelkę “Krótka historia o tym, jak straciłem rękę i pogrzebałem nas żywcem.”. Błyskawicznie wycofał się ze swojego nieprzemyślanego planu, gdy pomieszczenie zaczęło drżeć w posadach i znów znalazł się obok brata, trochę jak kot, który właśnie zrzucił wazon, ale chce udawać, że to nie on. Przywołując na twarz zdziwienie kogoś, kto naprawdę nie wie, co się stało, spojrzał na kawałek sufitu, który teraz leżał pod ich nogami, a potem niewinnie na Wiccana, który gromił go spojrzeniem. Kto? Ja? Nie, w życiu, samo spadło. Na szczęście czarnoskóry dziadek opowiadał bardzo ciekawe historie, bo Billy wciągną się w nie na tyle, by nie rugać bliźniaka. Niestety, były wciągające też dla Tommy’ego, zwłaszcza fragment o niechybnej śmierci. - Świetnie, słodko, cudownie. Jaka jest szansa, że Strange się tu pojawi i chociaż zginie z nami? - zapytał, tak naprawdę chcąc wyrazić głęboką nadzieję, że Strange się pojawi ale nie żeby też dać się zabić tylko jakoś ich stąd wyciągnąć. Nie, żeby nie doceniał swojego braciszka, ale Doktor miał jakieś sześćdziesiąt lat więcej doświadczenia w magii. Brak fizycznego wyjścia nie był akurat problemem - każdą ścianę można było rozwalić, jeśli bardzo się chciało. I właśnie na tych przyziemnych, fizycznych kwestiach wolał skupić się Speed. - Jak głęboko jesteśmy? - zapytał - I czy gdzieś na wyższych piętrach twój piękny przybytek wystaje ponad ziemię? - dodał, patrząc na uwięzionego mężczyznę niemal oskarżycielsko. Bo w końcu czyją winą był brak wyjścia awaryjnego? Czy przepisy BHP nie dotyczyły grobowców? Którędy w takim razie wsadzono tutaj ciała? Chyba, że wariat sprowadził sobie je wszystkie magicznie, w charakterze dekoracji. Wydostanie się z kręgu może było ich priorytetem ale jeśli uda im się to zrobić chociażby przypadkiem, najlepiej ze wsparciem jakiegoś deus ex machina, dobrze było wiedzieć, gdzie powinni się kierować.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Wto Mar 26, 2019 7:53 pm | |
| Widocznie ich gospodarz wybudził się już na dobre, bo zostawszy wciągnięty w rozmowę odpowiadał dość składnie i przytomnie. Wyglądało na to że podobny stan to dla niego nie pierwszyzna i starał się jak mógł ignorować ból. Co jakiś czas jednak wykręcał go kaszel, a z ust kapała krew. -Wy... Wy znacie Doktora Strange'a? - zdumienie wymalowało się na twarzy czarnoskórego. - W takim razie wiedzcie, że Ogun poznał się na jego mocy i najchętniej zagarnąłby ją całą dla siebie. Dokonałem starań, aby moja wiadomość do niego nie dotarła... - wypowiedź zakończył miną z serii "I patrzcie na co to nam przyszło" - Nie liczyłbym na jego pomoc. Ewentualne skargi, czy zażalenia co do tego że przez swoją lekkomyślność skazał dwoje niewinnych chłopców na śmierć przyjął z pokorą, jednak nic na nie nie odpowiedział. W jego oczach wymalował się ból, większy może niż gdy obcował tylko z własnym nieszczęściem. - Na najwyższych poziomach mauzoleum sięga zaledwie kilka metrów pod ziemią. Górne poziomy są jednak od dawna zasypane. Ludzie miasta sądzą zapewne że cały kompleks dawno się zapadł. - po udzieleniu odpowiedzi Speedowi, zwrócił się w stronę Wiccana. - Raz rzucony urok, czy zaklęty przedmiot są bardzo trudne do odczynienia. Na pewno nie w ciągu jednego popołudnia. Wydaje mi się... *ekh... ekh... ekhkhkhkh...* że zgromadzone przeze mnie artefakty wciąż działałyby w tej sytuacji. Są one jednak ukryte w mym repozytorium. - Jerycho skinął głową w górę schodów, prawdopodobnie w kierunku w którym należałoby się udać. Zaraz jednak pożałował tego ruchu, bo spazm bólu wstrząsnął jego ciałem. - Dzięki temu demony prawdopodobnie ich nie znalazły przetrząsając moje schronienie, lecz przez to pozostają poza naszym zasięgiem. Wy nie możecie opuścić kręgu, a ja nie dam rady samemu się wyzwolić. Gdyby tylko... gdyby tylko był tu mój brat... Mag pierwszy raz wspomniał o swoim bracie, jednak mina z jaką to robił świadczyła że jego nieobecność mogła mieć coś wspólnego z samym atakiem. Mimo że ze wszystkich sił starał się tego nie okazywać, wydawał się być załamany ich sytuacją. Prawdopodobnie nie nawykł do uczucia takiej niemocy, w jakiej teraz go stawiano. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Sob Mar 30, 2019 2:33 pm | |
| Towarzystwo Tommy'ego już od dłuższego czasu sprawiało, że Billy nabierał coraz większej praktyki w rzucaniu spojrzeń stanowiących mieszankę frustracji i zrezygnowania, może z drobnym dodatkiem pod postacią desperacji. Takim właśnie obdarzył brata w chwili, gdy ten odniósł się do Strange'a, co zresztą ich towarzysz prędko znowu podłapał. Dla Kaplana akurat ta droga wydawała się kompletnie zasypana i nieprzejezdna, więc nie chciał tracić na jej rozważanie czasu. Szczerze wątpił w to, aby Doctor miał odebrać wiadomość, która umyślnie została zbita z telepatycznej trasy, a poza tym... Jego obecność tak naprawdę niczego by dla nich nie zmieniła. Po prostu siedzieliby tutaj z jeszcze jedną osobą, która też nie mogłaby użyć magii. Szkoda, że na tej głębokości praktycznie na pewno nie działały telefony. Niby mogliby sprawdzić, ale tyle metrów pod ziemią... Nie było co robić sobie nadziei. Niestety, bo w innym wypadku Billy zasugerowałby po prostu sprowadzenie do nich Americi. Jej zdolności nie opierały się na czarach, prawda? Przynajmniej tak mu się wydawało... Więc, teoretycznie rzecz biorąc, mogłaby przebić się do nich przez wymiary. Może i wymagałoby to odrobiny kombinowania i pochłonęłoby trochę czasu, ale w końcu by do nich dotarła i wyciągnęła ich tą samą drogą na zewnątrz. Albo dosłownie by się do nich dokopała... Tak, to też potrafił sobie wyobrazić. - I nie liczymy - odparł krótko na, popierające jego przemyślenia odnośnie Strange'a, słowa mężczyzny, nie ustosunkowując się jednak do reszty jego wypowiedzi. Jak dla niego ten cały Ogun zabrał się do sprawy od złej strony, ale daleko mu było do poprawiania błędów w rozumowaniu i planach przestępców. Jeszcze zaczęliby się uczyć. Poza tym... W myśl podjętej wcześniej decyzji o tym, by nie dobijać maga, Billy uznał, że najlepiej będzie, jeżeli tę kwestię znajomości z Doctorem wyjaśnią... Później. Kolejna informacja zainteresowała już nastolatka bardziej... Tyle że niestety również potwierdzała jego dotychczasowe wnioski. Znajdowali się głęboko pod ziemią, więc nie mieli co liczyć na nawiązanie połączenia z komórki. Chłopak zastanawiał się też w jaki sposób mauzoleum w ogóle się opuszczało, tak w normalnych warunkach, skoro najwyższe poziomy leżały już kilka metrów pod poziomem gruntu... Ale może mężczyzna nie liczył jakichś prowadzących na zewnątrz schodów albo czegoś podobnego. Opcjonalnie wchodził i wychodził tylko za pomocą magii. - Nowy pomysł. Do tego repozytorium da się dostać bez czarów, nie będąc tobą i... I tak dalej? Niekoniecznie głównymi drzwiami. Wystarczy możliwość przebicia się albo przeniknięcia przez ścianę, cokolwiek. Bo jeżeli tak i jeśli znajduje się w nim coś, co mogłoby nas teleportować na górę lub otoczyć barierą przed spadającym sufitem, to może Speed zdążyłby się tam wybrać, zabrać to coś, wrócić i to uruchomić. Musiałbyś mu tylko podać jak najbardziej dokładne instrukcje, żeby nie marnował czasu na szukanie i zastanawianie się co zrobić - co prawda Kaplan mówił może, ale był praktycznie pewien, że Tommy by się z tym wyrobił. Ta podziemna budowla nie mogła być przecież aż tak duża, a on potrafił przebywać ogromne dystanse w krótkim czasie... Może na zamkniętym i zakręcającym terenie byłoby to dla niego trudniejsze, zgoda, ale póki co inne rozwiązanie nie przychodziło Billy'emu do głowy... A coś zrobić przecież musieli. To znaczy, zakładając, że w ogóle dobrze zrozumiał maga i naprawdę mogli przekroczyć krąg, tylko skończyłoby się to zawaleniem sklepienia. Choć... Nawet jeżeli nie, to speedster tak czy siak był w stanie przez niego przeniknąć, więc wszystko w porządku. Oczywiście plan ten zawierał sporo założeń. Że Tommy zdąży, że te artefakty będą wciąż działały, że któryś z nich faktycznie im się przyda... Ale to ostatnie właśnie chciał ustalić, a z poprzednią kwestią ich towarzysz zdawał się czuć dobrze, więc to już coś. Niezłe szanse. Tak naprawdę całe niebezpieczeństwo tego przedsięwzięcia opierało się więc na dwóch głównych niewiadomych... Na tempie Tommy'ego i na tym, czy będzie w stanie użyć potrzebnego im artefaktu. Co prawda po powrocie mógłby go też któremuś z nich przekazać, ale w ich rękach potrwałoby to już dłużej... A w tym czasie przecież wszystko już by się prawdopodobnie waliło. Czyli zły pomysł. Chyba że Speed zabrałby się wtedy za wytwarzanie wiru, aby przez chwilę odrzucać od nich gruzy, ale w takim wypadku mieliby z kolei problem ze znalezieniem się w jednym miejscu, bo mag w dalszym ciągu był przykuty do ściany. Tommy nie mógłby poruszać się wokół niego, więc nie potrafiłby go tą metodą osłonić. A próba uprzedniego wyciągnięcia lub uwolnienia mężczyzny kolidowałaby z całą resztą tego planu, bo zużyłaby cenne chwile, które speedster naprawdę powinien wówczas poświęcić na coś innego... Niedobrze.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Wto Kwi 09, 2019 7:02 am | |
| Brat Vodoo zamknął na chwilę oczy rozważając kolejne propozycje Wiccana. Trwało to dłuższą chwilę. Przez chwilę mogłoby się nawet wydawać że mężczyzna stracił przytomność, lecz zaraz otworzył oczy i znowu przemówił: - Wydaje mi się niest...ekh…ekh...y, że nie będąc mną nie da się tam dostać bez pomocy magii, a słudzy Oguna zabrali wszystko co nie pozostało ukryte. - nagle jego oczy rozszerzyły się, jak gdyby zauważył coś niewidocznego dla pozostałych - Oprócz... Zaniemówił na dłuższy czas, widać było że rozważał różne za i przeciw. W końcu zacisnął mocno usta i pokiwał głową, jak gdyby samemu ze sobą się zgadzając. -Jest sposób. Nie jest pewny, ale nie wiem czy mamy inne wyjście. W moim boku znajduje się ostrze... - zrobił krótką pauzę i pozwolił by cisza wyjaśniła te oczywistości na które on nie miał teraz siły. Teraz, gdy zwrócił na to uwagę, jego szata rzeczywiście wydawała się dziwnie skłębiona z jednej strony i w tamtym miejscu była niemal przesiąknięta krwią. Czarnoskóry kontynuował. - Jest pobłogosławione mocą Pana Przejść. Należy zanieść je do sali znajdującej się nad nami na końcu wschodniego korytarza za wielkimi mosiężnymi drzwiami. *ekh...ekh...hrrr* Tam mieści się moja pracownia. Należy usypać w niej krąg z cegły, skropić go spirytusem, wykonać zaśpiew, który zaraz... wam... przekażę i zranić się sztyletem. To powinno bezpiecznie przenieść was do skarbca, a stamtąd już traficie na zewnątrz. Może uda się wam nim moje schronienie posypie się nam na głowy. Wyraz twarzy maga i jego powaga sugerowały że zdaje sobie sprawę ze wszystkich konsekwencji swojego planu. Gdy chłopcy przygotowali coś do notowania, przekazał im słowa inkantacji. Ledwo i niewyraźnie, a do tego bracia musieli zapisać je fonetycznie, bo były oczywiście w przedziwnym języku, którego wcześniej chyba nie słyszeli. Ewidentnie jakiś dialekt z kontynentu Afryki. Musiało im to jednak wystarczyć.
|
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Nie Kwi 14, 2019 4:30 pm | |
| Billy czekał w napięciu na - oby pozytywną - odpowiedź, przez większość czasu spoglądając na maga, lecz momentami zerkając też szybko na brata... I to nie tylko po to, aby upewnić się, że w dalszym ciągu niczego nie kombinował, choć nie mógłby szczerze powiedzieć, iż nie był to jeden z czynników powodujących jego postępowaniem. Nie to, żeby naprawdę oczekiwał, że Tommy coś zrobi, ale... Powiedzmy, że zdawał sobie sprawę z tego, jak irytujące musiało być takie trwanie w miejscu dla kogoś, kto funkcjonował o wiele prędzej od przeciętnej osoby i nie mógł tego wyłączyć. Znudzenie dyskusją i zniecierpliwienie wcale by go w tych okolicznościach nie zdziwiło. Kaplan sam miał ochotę zacząć na przykład bębnić o coś palcami lub w jakikolwiek inny - drobny - sposób fizycznie dać ujście zdenerwowaniu. Powstrzymywał się przed tym, jasne, ale to nie oznaczało od razu, że nie posiadał takiego odruchu. Na szczęście przynajmniej dla niego oczekiwanie nie dłużyło się aż tak bardzo, jak musiało dla Tommy'ego, lecz każda sekunda i tak zdawała się nienaturalnie przeciągać... Jak działo się chyba zawsze w nieprzyjemnych, trudnych czy męczących sytuacjach. W końcu jednak mężczyzna przemówił ponownie i Billy znów skupił na nim praktycznie całą swoją uwagę, ostrożnie zakładając, że speedster prawdopodobnie zrobi to samo. W pierwszej chwili w klatce piersiowej chłopaka pojawił się już znajomy, niemiły ciężar, gdyż wypowiedź maga zdawała się sugerować, iż z najnowszego planu - o ile pomysł zasługiwał w ogóle na to miano - również nici... Ale wystarczyło jedno oprócz i ta dłuższa chwila wahania, aby nadzieja powróciła. Nie była może wielka i potężna, a nastolatek już myślał nad innym rozwiązaniem na wypadek, gdyby to faktycznie miało odpaść... Ale nawet taka była przecież lepsza od jej całkowitego braku. Wyglądało jednak na to, iż słusznie nie nastawiał się na wiele. Przygryzając lekko dolną wargę, chłopak zgodnie ze wskazaniem ich gospodarza przeniósł spojrzenie na jego bok. W oczach Kaplana pojawiło się wahanie, niezdecydowanie, początkowo jeszcze słabo widoczne, lecz z każdą chwilą wyraźniejsze... Lub może wypadałoby raczej powiedzieć, iż z każdym kolejnym słowem instrukcji maga. Nie martwił się jedynie tym, jak niepewne się to wszystko wydawało. Pod tym względem naprawdę na więcej nie liczył. Bardziej przeszkadzał mu natomiast fakt, iż w takim wypadku - gdyby się na to zdecydowali - najwyraźniej wychodziliby z pułapki tylko we dwóch, a nie w trzech... I z tym Kaplan miał już problem. Całkiem spory. W związku z czym w pierwszej kolejności rzucił okiem ku bratu, chcąc ocenić jego reakcję. Tyle że to samo w sobie było niezłym argumentem za. To znaczy, jego obecność. W końcu Billy nie kierował się tylko swoim dobrem, ale i Tommy'ego... Nie wspominając już o tym, że gdzieś tam na zewnątrz znajdowało się zagrożenie do powstrzymania, w dodatku takie, którym najwyraźniej nie miały się zająć osoby z większym doświadczeniem i lepszym przygotowaniem... Jak na przykład Doctor Strange. Jeżeli zostaną tu wszyscy, to nic się nie zmieni. Lepszego pomysłu na ucieczkę nie posiadali... A raczej nie było takiej opcji, aby Tommy dał radę skutecznie uwolnić maga, a potem przenieść ze sobą na miejsce dwie osoby, wykonać wszystkie te kroki i polecenia - i zdążyć przed zapadnięciem się sklepienia. I bez tego początku może być niebezpiecznie. Ale... Po fakcie zawsze mogli coś z tym zrobić, prawda? W najgorszym wypadku ściągnąć tutaj kogoś, kto będzie w stanie przeprowadzić wskrzeszenie. - Koniec wschodniego korytarza, mosiężne drzwi, zrobić krąg z cegły, skropić go spirytusem, później inkantacja i użycie sztyletu - powtórzył więc na początek, znów zerkając przy tym na mężczyznę, aby upewnić się, że wszystko zapamiętał dobrze i w poprawnej kolejności. Nie oznaczało to, że oprócz tego nie miał do niego kolejnych paru pytań, ale... To przecież nie tak, że w tej chwili aż tak bardzo gonił ich czas. Sufit jeszcze nie walił się im na głowy, więc powinni ustalić szczegóły póki stan ten się utrzymywał. - Zapiszesz tekst na komórce? Tak czy siak pewnie ty będziesz musiał go wypowiedzieć. I... Zrobić wszystko inne - zasugerował Tommy'emu, rzucając na niego okiem. Ta kwestia trochę go zresztą martwiła. Czy siły wyższe albo cokolwiek innego, co kierowało mocą tego sztyletu, aby na pewno uznają wypowiadane w tak niesamowicie przyspieszonym tempie słowa? Oby. Powinny, prawda? Przecież takie istoty chyba też był super szybkie. Jak na przykład Thor... Miejmy nadzieję. - W którą stronę jest wschód? I czy cegła i spirytus znajdują się tam gdzieś na widoku, czy będziemy musieli się za nimi rozejrzeć? Jeżeli to ostatnie, to gdzie, żebyśmy nie tracili czasu na poszukiwania? Wystarczy lekko naciąć się sztyletem do krwi czy potrzeba czegoś więcej? A poza tym... - w tym momencie chłopak zawahał się krótko, równocześnie lekko marszcząc czoło. Może przyszedł mu do głowy jeszcze jeden pomysł, ale szczerze mówiąc podejrzewał, że nietrafiony, bo w innym wypadku przecież mag sam by im o nim powiedział. Z drugiej strony zawsze warto było spróbować, a już szczególnie w sytuacji, gdy tak wiele zależało od ich decyzji. - Mówisz, że to wszystko zabierze nas do skarbca. Czyli... To jedna stała, z góry ustalona droga? I dostępna tylko z pracowni? Czy na przykład moglibyśmy tu wrócić, wykonać krąg i całą resztę, żeby teleportować się z tobą? - dokończył wreszcie. Nawet jeżeli było to w ogóle możliwe, to oznaczało ponowne odbycie trasy, więc zabierało im cenne chwile, ale... Po prostu należało omówić wszystkie opcje. Bo może jednak. Choć ostateczna decyzja i tak powinna należeć do Tommy'ego, skoro to na nim spoczywała w gruncie rzeczy cała odpowiedzialność.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Wto Kwi 16, 2019 12:43 pm | |
| Trzeba przyznać że powoli kończyły im się opcje. Ich gospodarz też chyba powoi zaczynał tracić siły, bo coraz mętniej patrzył i wyraźnie musiał się co jakiś czas skupiać żeby choćby zobaczyć chłopaków. Wciąż też nie wiedział o mocach Speeda. Z jego punktu widzenia sami bracia mieli marginalną szansę na przetrwanie, a on już na pewno nie miał żadnej. Tak czy siak ze wszystkich sił starał się odpowiedzieć na pytania chłopaków. Skwitował je nawet słabym uśmiechem. Może zaimponowali mu tym że nie pobiegli gnać przed siebie na łeb na szyję. Długim pojedynczym skinieniem głowy skomentował powtórzenie przez Wiccana instrukcji. Z jeszcze większym trudem niż ostatnio powtórzył inkantację. Musiał robić spore przerwy. Przez chwilę mogło się nawet wydawać że zasnął, ale chyba tylko dłużej szukał w pamięci niezbędnej formuły. Zapisane fonetycznie na ekranie telefonu zaklęcie przypominało raczej wynik odblokowania klawiatury w kieszeni niż celowe słowa. Skinął słabo dłonią w jednym z kierunków, prawdopodobnie wskazując wschód. Zrobił to jednak dość słabo, a jego dłonie wciąż krępowały kajdany, tak więc mogło to być niedokładne. Architektura kompleksu nie była chyba jednak aż tak skomplikowana, żeby istniało kilka różnych korytarzy prowadzących w stronę wschodu. Po chwili zastanowienia skinął też potwierdzająco głową co do obecności składników. Cała jego forteca została splądrowana, ale czy ktoś zawracałby sobie głowę kradnięciem sproszkowanych cegieł? Oczywiście spirytus mógł już komuś się przydać, ale tego spustoszenia nie dokonała zapewne Zjednoczona Armia Żuli i Meneli, tak więc istniała szansa że ostał się na miejscu. Dużo bardziej zdecydowanie i energicznie kiwnął głową na wzmiankę o tym że wystarczy się lekko naciąć. Widocznie sympatyzował się z dzieciakami i nie wymyślałby chyba rozwiązania w którym jedno musiałoby poświęcić drugie aby przetrwać. Pokręcił jednak głową na wzmiankę że trzeba czegoś jeszcze. Niestety z Jerycho było coraz gorzej. Spory wysiłek kosztowało go choćby zrozumienie ostatniego pytania. Niemal jakby musiał sobie przypomnieć że to w sumie jego plan i jakie są właściwie jego szczegóły. Odpowiedź zajęła mu jeszcze więcej czasu. -Nic…. -Nie jest…. -Ustalone…. Ta odpowiedź była chyba ostatnim, co udałoby im się uzyskać od czarnoskórego maga. Stracił przytomność, jednak bez zbędnego dramatyzmu. Można by pomyśleć że mężczyzna zmęczony wysiłkiem opadł po prostu z sił i poszedł spokojnie spać. Nawet krótka drzemka nie była jednak najlepszym pomysłem po utracie takiej ilości krwi.
|
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Sro Kwi 24, 2019 6:47 pm | |
| Stan mężczyzny niepokoił Billy'ego pod wieloma względami. Oczywiście przede wszystkim martwił się po prostu o niego, dokładnie tak, jak czyniłby w przypadku chyba dowolnie kogokolwiek innego. W żaden sposób tego nie ukrywał, choć w gruncie rzeczy objawiało się to głównie w jego pytaniach i w obstawaniu przy tym, aby znaleźć jednak metodę na wspólne opuszczenie podziemia, nie zaś w wyrazie twarzy. Owszem, wyglądał na poważnego oraz poruszonego, ale jego oblicze z natury nie popadało w głęboką ekspresję. Pod tym względem najbardziej zdradzały go oczy. Tyle że poza tym chłopak przejmował się również instrukcjami, które otrzymywali od maga. Miał szczerą nadzieję, że z żadną się nie pomylił, ani niczego w nich nie opuścił... W tych okolicznościach nie byłoby to wcale takie dziwne, a oni przecież nie mieli innego wyjścia, jak tylko polegać na jego słowach. Sami niczego lepszego by już nie wymyślili, nie uzupełniliby rytuału o brakujący element, nie poprawiliby błędnego wyrazu w inkantacji... Kaplan pozwolił aż sobie na krókie, nerwowe zerknięcie na brata, lecz zaraz potem znów skierował wzrok ku magowi, który z wysiłkiem udzielił im właśnie ostatniej odpowiedzi... I najwyraźniej zemdlał. Nastolatek poświęcił kilka krótkich sekund na spoglądanie na niego i układanie sobie tego wszystkiego w głowie, równocześnie zupełnie nieświadomie przygryzając dolną wargę, po czym nagle drgnął lekko. Zastanawianie się niczego już więcej by dla nich nie zmieniło, a co prawda niewielka zwłoka by im pewnie nie zaszkodziła... Ale ich towarzyszowi już tak. Jeżeli istniała w ogóle jakakolwiek szansa na to, aby mu pomóc, bez uciekania się do drastyczniejszych metod pokroju sprowadzenia kogoś do przywrócenia go do życia, to musieli się pospieszyć. Z tą myślą chłopak nabrał powoli powietrza głęboko w płuca, a następnie w podobnym tempie je wypuścił... I wreszcie znów spojrzał na Tommy'ego. - Twoja decyzja. Jeżeli sądzisz, że zdążymy zebrać wszystko co potrzebne, wrócić tu, odstawić cały rytuał i w ten sposób zabrać go z nami, to... To ci ufam. Ale jeśli nie chcesz ryzykować... - nie dokończył, bo chyba tak naprawdę nie musiał. Przecież zaczął od najważniejszego, czyli od tego, że zostawiał wszystko w rękach brata. Przemilczana przez niego część wypowiedzi powinna być więc jasna. Zdawał się na niego, zamierzał dostosować się do jego postanowienia... Choć cała jego dotychczasowa linia pytań z pewnością sugerowała, że osobiście chciałby spróbować szczęścia. Po prostu w najmniejszym stopniu na to nie naciskał, po części przez to, by może trochę naprawić sytuację z tym całym wpadnięciem w pułapkę - mimo niechęci Tommy'ego do tej wyprawy - ale głównie dlatego, że... Że jednak czuł się za to wszystko odpowiedzialny. Więc bezpieczeństwo speedstera umieszczał najwyżej na liście priorytetów. Nie żałował. Nie do końca i nie w tej chwili, gdy obaj byli jeszcze cali i zdrowi. Tak, wciągnął ich w kłopoty, ale w dalszym ciągu uważał, że w pewnym sensie dobrze się stało. Dzięki temu przynajmniej wiedzieli co się działo, mieli szansę pomóc - nie tylko temu mężczyźnie, ale i wielu innym osobom... Jak długo uda im się wydostać na zewnątrz, być może będą mogli zebrać jakieś wsparcie. Czy Doctora Strange'a? Tego Billy nie był pewien. Szczerze mówiąc wolałby tego chyba nawet uniknąć. Skoro wróg tak się na nim skupiał, to może lepiej byłoby go w to w ogóle nie mieszać... Przynajmniej chwilowo pozwolić przeciwnikowi sądzić, że skutecznie wyeliminował jedno zagrożenie? Na szczęście istniały jeszcze inne opcje. Liczne. Zaczynając od reszty ich własnej drużyny, aż po dorosłych Mścicieli... Ktoś na pewno mógłby oderwać się od swoich zajęć - zapewne skupiających się wokół tych robotów - i do nich dołączyć. A jeżeli nawet nie bezpośrednio do nich, to przynajmniej do całej tej sytuacji. Uderzenie z różnych stron byłoby pewnie rozsądnym rozwiązaniem... Tak czy siak, Kaplan już podjął decyzję, że kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja, to pierwszym jego ruchem będzie skontaktowanie się z kimś w Nowym Jorku. Tommy powinien docenić pomysł sprowadzenia posiłków. Może.
|
| | | Speed
Liczba postów : 133 Data dołączenia : 26/08/2013
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Pią Maj 24, 2019 9:26 pm | |
| Speed pokiwał głową, przyjmując z godnością bardzo złą wiadomość dotyczącą zasypania mauzoleum. Chociaż z drugiej strony, jeśli ruszyliby się poza kółko to Wicc mógłby już wszystko załatwić. Nawet jeżeli Tommy’ego bardzo niepokoiła myśl, że jego zmęczony brat miałby robić coś jeszcze. Naprawdę miał problemy ze skupieniem się na rozmowie i nadążaniem za jej tokiem. Zresztą, to nie była jego rozmowa, tylko dwóch magicznych typów. Skupiał się głównie na krążeniu myślami wokół tematu wydostania się z grobowca i tak, zdecydowanie było to krążenie bo prowadziło donikąd. Podobnie jak jego myśli, sam zaczął dreptać w kółko, kopiąc kawałek, który odpadł z sufitu. Przynajmniej dla niego to było dreptanie, bo dla Brata Voodu i Wiccana stanowił zapewne jedynie smugę. Kiedy usłyszał swoje imię zatrzymał się i zaczął przysłuchiwać się rozmowie. To o czym rozmawiali bracia (jego i VooDoo) brzmiało, jak audiodeskrypcja instrukcji składania meblościanki. I, najwyraźniej, obaj liczyli na to, że Tommy to zrobi to wszystko. Zero presji pomyślał i zaczął nerwowo przeskakiwać z nogi na nogę, znów zmieniając się w rozmazany kształt. Nie dość, że przerażała go sama perspektywa wykonania tak złożonego zadania to jeszcze poczucie, że od tego zależy życie Billy’ego… Nawet zanim Wiccan go o to poprosił, wyciągnął swój telefon ze stłuczoną szybką i zaczął pisać, ze stresu prawie dobijając nieszczęsne urządzenie zbyt mocnymi uderzeniami w ekran. Machinalnie spisywał wszystko ale w pewnym momencie dotarło do niego, że słowa pojawiające się w notatniku nie mają sensu. Przynajmniej z jego perspektywy nie miały, kiedy Wiccan dotarł do fragmentu o alternatywnym planie zakładającym uratowanie Brata Voodoo. W zasadzie wcześniej Speed nawet nie odnotował tego, że będą musieli go tutaj zostawić, ale kiedy już to do niego dotarło… pewnie przejął się mniej niż powinien. Może był małostkowy, ale wciąż miał za złe magowi, że przez to, że ten nie umiał robić swojej roboty znaleźli się tu, a nie w McDonaldzie. No i jednak życie Billy’ego i jego były dla speedstera priorytetową kwestią. No i dziadek i tak już konał. - Umarł? - zapytał głupio, widząc jak mężczyzna po wykrztuszeniu ostatnich słów po prostu zwiotczał i zawisł na łańcuchach. Ba, chciałby, żeby umarł. Uświadomił sobie to jak bardzo tego chciał, kiedy Billy powiedział, że “to jego decyzja”. Mimo ciężaru jakim była, kalkulacje Tommy’ego w tym temacie nie trwały zbyt długo i to bynajmniej nie dlatego, że nie był dobry z matematyki. Starszy pan już był jedną nogą z przodkami, a on i Wiccan… mogli zrobić jeszcze dużo rzeczy. Billy mógł przez całe swoje życie uratować tysiące ludzi i jeden mag nie był warty zmniejszania szans na to, że doczekają tej pzyszłości. Daj spokój, gorsze rzeczy robiłeś. upomniał siebie samego. Jednak życie było łatwiejsze bez kompasu moralnego. - Nie wracamy po niego. - powiedział bratu - Nie zdążę, a nie chcę mieć nas na sumieniu przez to, że zachce mi się zbyt wiele.
|
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Nie Cze 02, 2019 7:36 pm | |
| Zapytany o to, czy ich towarzysz niedoli umarł, Billy jedynie pokręcił przecząco głową, zaczynając zresztą powoli i z zauważalnym wahaniem, gdyż... No, prawdę mówiąc nie był tego na sto procent pewien. Zgadywał. Na podstawie tego, co widział, jasne, ale wciąż zgadywał. W tym momencie nie mogli się o tym w żaden sposób przekonać, ale Kaplan sądził, że klatka piersiowa mężczyzny wciąż się poruszała, nawet jeżeli w tych okolicznościach i z tej odległości ciężko było to stwierdzić, więc... Więc wolał założyć, że w dalszym ciągu żył. Jeszcze. Niekoniecznie na długo. Albo raczej na pewno nie na długo, bo zaraz potem Tommy podjął decyzję. I... I Billy nawet się jej spodziewał, naprawdę, ale mimo wszystko nie czuł się z nią dobrze. Rozumiał ją. Nie mógł się z nią kłócić i to nie tylko dlatego, że przed chwilą z własnej i nieprzymuszonej woli zrobił krok w tył i zostawił tę kwestię w rękach brata. Poza tym takie postępowanie było po prostu logiczne i... I miało sens. Z tego co chłopak wiedział, nawet służby pokroju straży pożarnej działały zgodnie z zasadą, by najpierw upewnić się o własnym bezpieczeństwie, a dopiero potem ratować innych ludzi... Bo martwi nikomu nie pomogą i do niczego się nie przydadzą. Więc tak, Billy to wszystko akceptował. Ale i tak mu się to nie podobało. W tym momencie jeszcze niczego nie zrobili, a on już czuł rosnące wyrzuty sumienia i to pomimo swojego postanowienia, iż po wszystkim, kiedy pył opadnie, sprowadzą tutaj kogoś, kto będzie w stanie wydobyć i wskrzesić maga. W ostateczności byłby nawet skłonny sam tego spróbować. Przynajmniej z pierwszą częścią powinien sobie dość łatwo poradzić, bo w końcu chodziło jedynie o przyzwanie go spod ziemi, praktycznie o teleportację... Tyle że całe to przedsięwzięcie musiało poczekać, bo Kaplan nie chciał wyczerpać swoich zasobów przed zajęciem się głównym zagrożeniem. Z jednej strony może ich nowy znajomy byłby w stanie z nim pomóc, z drugiej... Pewnie najpierw też potrzebowałby wypoczynku. Za duże ryzyko. Chcąc, nie chcąc, nastolatek kiwnął więc powoli głową, w ten sposób wyrażając swoją zgodę, czy też może raczej poparcie dla decyzji bliźniaka. Z jego oczu wciąż dało się wyczytać wahanie, ale nie zamierzał protestować. Skupiał się na myśli, iż wkrótce naprawią sytuację... Pod tym względem i pod innymi również. Była to tylko kwestia czasu. Musiał w to wierzyć. Albo przynajmniej próbować w to wierzyć... - Pamiętasz wszystko do zrobienia? Zapisałeś całą inkantację? Jeżeli tak, to chyba możemy zaczynać... Ty możesz - poprawił się, bo w końcu doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż sam miał po prostu... No, pewnie trzymać się Tommy'ego i tyle. Wiedział, iż dostała mu się o wiele lepsza rola. Nie dość, że nie musiał - bo nie mógł, co akurat było irytujące i przede wszystkim frustrujące - nic zrobić, to jeszcze cały ten proces z jego punktu widzenia wydarzy się pewnie w mgnieniu oka. W sekundę? Dwie? Prawdopodobnie nie zdąży nawet zarejestrować tego, co będzie się zaraz działo, więc... Więc nie będzie miał też czasu na to, aby się martwić. Za moment będzie po wszystkim, w dobry albo zły sposób. Ale jeżeli nawet w zły, to on sam pewnie już się o tym nie dowie. - Będziesz potrzebował wolnych rąk, więc... Mam ci wejść na plecy czy jak? - spytał następnie, gotów dostosować się do opcji, którą wybierze speedster. Ta konkretna wydawała mu się najbardziej logiczna, żadna lepsza nie przychodziła mu w tej chwili do głowy, ale z drugiej strony wiedział, że nie był przecież żadną alfą i omegą i równie dobrze Tommy mógł wpaść na coś bardziej praktycznego. Choć... Nie miał pojęcia co. Niby w grę mogłoby jeszcze wchodzić przerzucenie przez ramię, ale wcale nie byłoby wygodniejsze i częściowo blokowałoby już jedną z rąk jego brata, czyli raczej odpadało. Kaplan nie sądził, aby czas bardzo ich gonił. Wróg najwyraźniej się nie spieszył, więc parę sekund nie powinno sprawić im żadnej różnicy... Ale z drugiej strony zwlekanie również nie miało sensu. Mogli dyskutować do woli, powtarzać sobie instrukcję od maga, planować swoje - Tommy'ego - poczynania, lecz w gruncie rzeczy odwlekali tym jedynie nieuniknione. Prędzej czy później musieli wreszcie podjąć próbę ruszenia się z tego kręgu i przeprowadzenia rytuału. A sposoby tego opóźniania już się im kończyły. I to wcale nie tak, że Billy był taki odważny, że chciał jak najszybciej przystąpić do działania. Przeciwnie, martwił się i denerwował - wszystkim, o czym wiedziałby chyba każdy, kto go chociaż trochę znał... Ale i tak parł do przodu, bo nic innego im tak naprawdę nie pozostawało.
|
| | | Speed
Liczba postów : 133 Data dołączenia : 26/08/2013
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Pon Lip 01, 2019 9:35 am | |
| Tommy gdzieś w międzyczasie przeoczył fakt, że będzie musiał nieść ze sobą brata. To nie było praktyczne. I perspektywa niesienia go na plecach nie brzmiała jak najbardziej komfortowe rozwiązanie, ale z drugiej strony jako jedyna gwarantowała wolne ręce i równomierne rozłożenie ciężaru. - Tak, wskakuj. Tylko bez peleryny, bo jak o coś zaczepisz to nic nas nie uratuje. - polecił. Kiedy Wiccan wreszcie znalazł się na jego plecach, jak przyciężki plecaczek, upewnił się, że może się płynnie poruszać, kilka razy truchtając od jednego końca okręgu do drugiego, przy okazji dając Billy'emu te kilka sekund na oswojenie się z nową pozycją i prędkością. - Zasady są jasne: trzymaj się mocno, nie krzycz i nie zwymiotuj na mnie, bo nie ręczę za siebie. - powiedział siląc się na utzymanie w miarę lekkiego tonu, kiedy myślami był przy powtarzaniu planu. Zabrać ostrze. Iść do pracowni na górze. Krąg z cegły, spiryt, inkantacja. Jesteśmy w skarbcu, bezpiecznie wychodzimy na górę. Co może pójść nie tak? Jeszcze kilka razy przeskoczył z nogi na nogę, bardziej niż ciężar brata odczuwając ciężar niepewności i w końcu zdecydował się przekroczyć krąg, od razu kierują się w stronę uwięzionego mężczyzny, żeby zdobyć sztylet. Jeśli to mu się uda, miał zamiar po kolei wykonać wszystkie elementy planu jak najszybciej, po prostu modląc się, żeby nic im nie przeszkodziło. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Wto Lip 02, 2019 1:15 pm | |
| Bracia wyglądali na gotowych do działania. Pozbycie się peleryny wydawało się małą ceną w zamian za zachowanie życia. Koniec końców braciom udało się wgramolić jeden na drugiego. Wyglądali może odrobinę niepoważnie, ale nie to było w tym momencie najważniejsze. Ostatnia niezbędna do całego przedsięwzięcia rzecz tkwiła wciąż w boku maga. Był nieprzytomny, ale nie czyniło to całej sytuacji dużo łatwiejszą. Trzeba było jednak to zrobić. Sam mag znajdował się poza kręgiem, tak więc już samo zbliżanie do niego ręki powodowało subtelne wibracje otoczenia. Speed musiał więc od razu wziąć się do pracy. Jak zwykle z jego perspektywy świat nagle spowolnił. Na pierwszy rzut oka trudno mu było nawet określić czy pułapka zadziałała czy nie, ponieważ kamienie nie od razu ruszyły w dół. Tak samo wyrwanie sztyletu z boku maga nie skończyło się momentalnym potokiem krwi, poza tym, który opuścił jego ciało podczas wyszarpywania ostrza. Następnie czekał go zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i bieg nieznanymi korytarzami. Problem nie leżał tutaj w nieścisłości wskazówek. Te okazały się bardzo dokładne, zwłaszcza że mauzoleum nie miało aż tak wiele rozwidleń i korytarzy jak można by się tego spodziewać. Problem stanowił stan całego kompleksu, o którym mag mógł nawet nie wiedzieć. W pewnym momencie Tommy musiał przeskoczyć przez gruz po zapadniętym stropie, a raz nawet zanurkować i przeciągnąć za sobą brata pod jednym zawaliskiem. Dodatkowym problemem było to że Wiccan pomimo najlepszych intencji nie był w stanie samemu znieść prędkości na większości prostych i powoli słabł mu uchwyt. Należało go więc jakoś lepiej przytwierdzić, albo przynajmniej przytrzymać. Na domiar złego, na samym końcu, okazało się że "wielkie mosiężne drzwi" zostały wcześniej zamknięte. |
| | | Speed
Liczba postów : 133 Data dołączenia : 26/08/2013
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Pią Lip 26, 2019 6:44 pm | |
| Wyrwanie sztyletu z boku konającego mężczyzny było naprawdę ciężkie. Nie, żeby trzymał się jakoś mocno, ale wątpliwości, które miał Wiccan w kwestii robienia tego sprawiały, że Tommy zaczął dostrzegać potencjalnie naganny moralnie aspekt tego czynu. Niech go szlag trafi. Nie mniej był to ostatni z moment na liście momentów do rozważania kwestii etycznych, więc Tommy po prostu zgarnął nóż i skierował się dalej, labiryntem korytarzy w stronę Wielkich Mosiężnych Drzwi. Sama droga nie aż tak ciężka. Przywykł do tego, że zwykle, kiedy ucieka to w warunkach, które bardzo chcą go zabić. Jednak zazwyczaj nie miał na plecach ludzkiego plecaka i nie musiał pamiętać o tym, żeby pochylać się niżej niż zwykle, także tym razem Wiccan raz czy dwa mógł przeszorować głową po suficie. Bardziej problematyczne było to, że na względnie prostych, kiedy mógł przyspieszyć i nadrobić ułamki sekund, z każdym metrem czuł, jak uchwyt brata rozluźnia się. Przydałoby się go przytrzymać, ale wtedy musiałby chyba wziąć nóż w zęby, co było głupie nawet jak na jego standardy... Niestety nie mógł martwić się tym zbyt długo bo musiał się zatrzymać. - Nosz ku**a, alohomora! - warknął zirytowany, szarpiąc za drzwi, które usilnie nie chciały się otworzyć. W tym wypadku rozwiązanie było jedno - spróbować je wysadzić i modlić się, żeby ani eksplozja, ani ta chwilowa zwłoka nie kosztowała ich życia. Jeśli jednak jego zdolności tworzenia eksplozji nie podziałają miał zamiar poprosić Wiccana o pomoc, mając nadzieję, że jego magiczne zdolności wróciły na miejsce. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Pon Sie 19, 2019 1:53 pm | |
| Gdy Speed biegł mrocznymi korytarzami kompleksu z duszą nie tylko swoją, ale i swego brata na dosłownym ramieniu. Pęd jego kroków rozsypywał porozrzucane tu i ówdzie w nieładzie kości, które prawdopodobnie wysypały się wcześniej z licznych popękanych grobowych naw. Biegnąc mógł zauważyć głazy, które z jego perspektywy powoli i ospale obluzowały się ze stropu i rozpoczęły spokojną wędrówkę w dół pomieszczeń. Tommy wiedział jednak ile każdy z nich niósł ze sobą energii i jak niedobrym pomysłem byłoby stawać na drodze, czy choćby ich dotykać. Całe szczęście że Speed liczył się z dodatkowym balastem w postaci brata bardziej niż tylko dodatkowym ciężarem, bo przy tej prędkości spotkanie twarzy Wiccana z gruzem pod którym nurkował właśnie Tommy mogłoby skończyć się tragicznie. Wzięcie noża w zęby nie było aż takim złym pomysłem, o ile Tommy nie miał w stroju zwyczajnych kieszeni, bo nieprzystosowany do tego typu przeciążeń Billy nie dałby rady utrzymać się całą drogę o własnych siłach. Należało go przytrzymać przynajmniej jedną ręką. Podróż do pracowni czarnoskórego maga nie trwała długo, nawet jak na standardy Speeda, tak więc głazy nie dotarły nawet do połowy drogi do posadzki. Dawało im to około drugie tyle czasu, a może nawet więcej. Mimo iż mosiężne drzwi wyglądały solidnie, to trzymający je zamek puścił już po pierwszej chwili bycia poddawanym drganiom. Całej konstrukcji należało i tak dać solidnego kuksańca, bo od góry blokował je już opadający strop. Pracownia okazała się niestety w jeszcze gorszym stanie niż reszta kompleksu. Wyglądało to niemal, jakby ktoś dokonał tu celowej demolki, jednak nie postarał się zbytnio. Wyglądało po prostu jakby przeszło tutaj stado dresiarzy kibicujących akurat przeciwnemu klubowi niż znajdujące się w pomieszczeniu meble i przyrządy. Centralne miejsce stanowiła po prostu wolna przestrzeń, która służyła pewnie za główne miejsce wszystkich obrządków. Pustą przestrzeń trudno jest zdemolować, ale ktoś i tak zadał sobie chyba ten trud zwalając do środka potrzaskaną szafę i dwa stoły. Zawartość biblioteczki walała się w nieładzie w jej okolicy. Na regale z rozmaitymi płynami nie ostała się dosłownie ani jedna butelka, ale na dnie jednego z potrzaskanych szkieł Speed mógłby znaleźć coś co zdecydowanie pachniało jak alkohol. Dokładniej rum, o ile chłopak znał się na trunkach. Nie było pewne czy będzie to odpowiedni zamiennik spirytusu, ale sytuacja nie pozwalała na wybrzydzanie. W żadnej z szafek nie znalazł jednak sproszkowanej cegły i tę zmuszony był jakoś zaimprowizować we własnym zakresie. Na to wszystko miał oczywiście ograniczony czas.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Wto Sty 14, 2020 7:15 pm | |
| Z UWAGI NA PRZEDŁUŻAJĄCĄ SIĘ NIEOBECNOŚĆ SPEEDA PRZENOSZĘ WĄTEK DO PERSPEKTYWY WICCANA.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Mimo iż Speed dwoił się i troił aby wykonać plan nieznajomego, z perspektywy Wiccana dosłownie nic się nie wydarzyło. Zaraz po pożegnaniu Tommy zniknął i dokładnie w tym samym czasie strop zaczął opadać. Nie upłynęło nawet kilku sekund nim głazy nad podziemną kryptą pochowały całe pomieszczenie, a wraz z nim dwójkę magów. Zamiast jednak bólu i nieskończonej ciemności, nastąpiła światłość. Nie było mowy o nie iściu w jej stronę, ponieważ zajmowała wszystko dookoła, a była tak intensywna, że od kontrastu z półmrokiem grobowca bolały od niej oczy. Dopiero gdy spojówki przestały piec, Billy mógł niejako obejrzeć się po pomieszczeniu w jakim się znajdował. Było idealnie kwadratowe, dość przestrzenne i pokryte podobną cegłą, co grobowiec w którym był przed chwilą. Była ona jednak niebieskobiała i jarzyła się dziwnym światłem. Mogła przywodzić na myśl odbicie negatywu czarnych marmurów grobowca. Środek pomieszczenia pozostawał pusty, jeśli nie liczyć bardzo skomplikowanie wyglądającej inskrypcji zajmującej większość przestrzeni. Wzór był skomplikowany, a gdyby przyjrzeć się bardziej, nawet linie wzoru składały się tak na prawdę z malutkich liter i symboli. Pod ścianami znajdowały się natomiast zdobione drewniane półki i stojaki z wszelkiego rodzaju rupieciami. Zbieranina wydawała się przypadkowa. Była tu zarówno biżuteria, jak i fragmenty ubioru, stary parasol, zmumifikowana głowa, mała biblioteczka, dwa miecze i wiele innych. Wszystko, nawet największe śmiecie, zdawały się jednak mieć przygotowane specjalnie dla siebie miejsce. Wiccan nie był tu sam. Razem z nim do pomieszczenia przeniósł się także i Jerycho. Nie był już skuty łańcuchami, lecz leżał niczym szmaciana lalka na białej posadzce. O dziwo, wokoło niego nie rosła właśnie kałuża krwi, tak więc było z nim lepiej. Chyba. To wszystko Billy mógł powiedzieć nawet bez szczególnego rozglądania się po pomieszczeniu. Gdy jednak miał zamiar odruchowo odwrócić się by spojrzeć na resztę pomieszczenia, zimne ukłucie w okolicy szyi powstrzymało go przed tym. -KIM JESTEŚ I CO TU ROBISZ? - głos był spokojny i potężny. Zupełnie niepodobny do zwyczajowego tonu użytkownika tego głosu... czyli Tommyego. Wiccan dostatecznie wiele razy nasłuchał się uciążliwych komentarzy brata, by poznać go z nawet zamkniętymi oczami. Lekkie odwrócenie głowy i zerknięcie za siebie nie wywołały jeszcze żadnej gwałtownej reakcji. Za Wiccanem rzeczywiście stał Speed, lecz wyraz jego twarzy wskazywał na wielki gniew, mimo spokojnego tonu. Do tego te oczy pozbawione tęczówek, które zdawały się jarzyć podobną poświatą co całe pomieszczenie. Na domiar złego był uzbrojony. W prawej dłoni trzymał krótką włócznię, której koniec przytykał właśnie do szyi Billy'ego. Miał też dziwną, małą tarczę, która wyglądała jakby ktoś naciągnął garbowaną skórę na pokrywę od śmietnika. Tak jakby nieuzbrojony Tommy był łatwym przeciwnikiem... - ZAKLĘCIE MIAŁO SPROWADZIĆ MEGO BRATA DO SANKTURARIUM. CO TU ROBISZ? Tommy widocznie go nie poznawał. Atak jeszcze nie padł, a Billy mógł poczuć że wrócił mu dostęp do jego magicznych mocy. Z tym że jeśli Speed miał dostęp również do swoich, to Wiccan nie zdążyłby nawet pomyśleć o zaklęciach zanim włócznia nie przeszyje mu krtani. -JAK ŚMIECIE PANOSZYĆ SIĘ ZE SZTYLETEM Z KRWIĄ MEGO BRATA PO NASZYM DOMU? - Ton głosu zadrgał. Widocznie przepełniała go nienawiść.
Ostatnio zmieniony przez Fenris dnia Pią Sty 17, 2020 7:23 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Czw Sty 16, 2020 2:56 pm | |
| Billy nie miał problemu z wizją odpięcia peleryny - żadnego. Tak czy siak zakładał, że niedługo będzie mógł ją odzyskać lub odtworzyć, więc naprawdę było to dla niego kompletnie nieistotne. W związku z tym chłopak kiwnął jedynie głową, uczynił to, czego od niego wymagano, po czym wreszcie wspiął się na plecy brata... W gruncie rzeczy nie potrzebując jego instrukcji do tego, aby wiedzieć, iż powinien trzymać się mocno. Choć i tak tyle dobrego, że znajdował się z tyłu, zasłonięty jego ciałem, więc podróż nie powinna być aż tak zła... Przynajmniej pod kątem ruchu powietrza. Albo raczej ich ruchu przez powietrze... Nieważne. Za dużo o tym myślał, podczas gdy Tommy przygotowywał się już do biegu. Nastolatek nie wiedział czy będzie to miało jakieś znaczenie, ale tak czy siak odruchowo zacisnął powieki. Pewnie, prawdopodobnie byłoby lepiej, gdyby cały czas obserwował rozwój wydarzeń, ale po pierwsze - przy takiej prędkości i tak nie byłby w stanie, a po drugie... Nie zdziwiłoby go to, gdyby oczy mu załzawiły - i to w najlepszym wypadku. Tak więc je zamknął. Dla komfortu, bezpieczeństwa i ugłaskania instynktu. W związku z powyższym Kaplan głównie wyczuł i usłyszał moment, gdy wszystko się rozpoczęło... I - z jego perspektywy - w mgnieniu oka ustało. No dobrze, może nie było to najlepsze określenie, ponieważ mgnienie oka zajęłoby jednak trochę mniej czasu, ale i tak poszło szybko. Bardzo. I, zgodnie z jego przewidywaniami, nieprzyjemnie, choć pod nieco innymi względami, niż się tego spodziewał. Dobrze więc, że dla niego minął jedynie moment - który przeżył, a to wyglądało mu na generalnie dobry znak. Nagły brak Tommy'ego był z kolei gorszym znakiem, ale z drugiej strony Billy nie wątpił w to, że brat zdążyłby go z siebie zdjąć, odstawić na ziemię, a potem gdzieś się przemieścić na tyle prędko, że on sam by tego nie zauważył... Więc nie przejmował się tym aż tak bardzo. Pomieszczenie, choć - delikatnie rzecz ujmując - nietypowe i trochę rażące po oczach, również nie wzbudzało jego obaw. Może nie nazwałby go do końca skarbcem, ale przypominało go na tyle, aby pasować do instrukcji, które otrzymali od maga. Kolejny plus. Czyli przynajmniej tę część wykonali dobrze... No, Tommy wykonał. Zaskoczenie stanowił natomiast widok ich gospodarza - obecnie leżącego na podłodze... Zaskoczenie oraz przede wszystkim ulgę, nagłą, gwałtowną, silną, zdejmującą ciężar z serca, gdyż Billy naprawdę nie czuł się dobrze zostawiając go w tyle, nawet jeżeli tłumaczył sobie, że takie rozwiązanie miało w tym momencie najwięcej sensu. Czyli jednak nie będą musieli szukać kogoś, kto go - w najgorszym wypadku - wskrzesi. A leczenie chyba wciąż wchodziło w grę, nawet teraz, od razu, bo sama myśl o tym wywołała już mrowienie w palcach chłopaka, jak gdyby jego energia donosiła o swojej gotowości, gdyby jej potrzebował. Innymi słowy, to był priorytet na teraz, a potem będą mogli się wydostać i... I zająć kryzysem w mieście. Nastolatek już zamierzał ruszyć z miejsca, aby zająć się realizacją pierwszego punktu ze swojej mentalnej listy, gdy wyczuł coś przy swojej szyi i... Och, powinien był się tego spodziewać, naprawdę. Czego on oczekiwał, że niby coś pójdzie dla nich gładko? Jego zrezygnowanie było praktycznie równe zaalarmowaniu, gdy obrócił lekko głowę, aby ostrożnie zerknąć za siebie... A wówczas obie jego brwi powędrowały prosto w górę, wyraźnie ukazując jego zaskoczenie. W porządku, to było już dziwniejsze. I zgoda, może serce zabiło mu szybciej... Ale potrzebował dosłownie kilku sekund na przetworzenie tych nowych informacji - wizualnych i zasłyszanych - aby wydać z siebie dość żałosny, pełen frustracji jęk. - To opętanie, prawda? Jesteś duchem albo bóstwem Voodoo? Czy tylko magiem jak twój... Brat? - spytał, bo to było silniejsze od niego. Z drugiej strony powstrzymał się przed zasugerowaniem demona, który kojarzył mu się z opętaniem bardziej od duchów i bóstw... Choć może faktycznie nie w Voodoo. U nich to było trochę skomplikowane, a Billy naprawdę znał się lepiej na innych religiach. Tę tylko trochę liznął. - Tak czy siak, to dłuższa historia, ktoś... Ogun? Zaatakował twojego brata, a potem nas tutaj sprowadził. Um, przez pomyłkę. Bo chciał Doktora Strange'a. Przygotował pułapkę, a twój brat poinstruował nas jak się z niej wydostać, a przy okazji, skoro jesteś w ciele mojego brata, to nie powinieneś być w stanie przejrzeć jego wspomnień, żeby to wszystko sobie potwierdzić? I czy mógłbyś w miarę możliwości pospieszyć się z weryfikacją, bo chcę zobaczyć czy dam radę go uleczyć? - pod koniec swojej wypowiedzi Billy ruchem głowy wskazał nieprzytomnego mężczyznę, uważając jednak na to, aby nie zrobić sobie krzywdy o ostrze... Ani nie wykonać tego gestu zbyt gwałtownie, tym samym dając tej osobie, kimkolwiek by nie była, powód do negatywnej reakcji. Lubił swoją szyję i wolałby zachować na niej głowę.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo Pią Sty 17, 2020 9:26 am | |
| Duch w ciele Tommy’ego krótką chwilę milczał mierząc Wiccana swoim beznamiętnym wzrokiem. Było to dziwne, bo miał w końcu dostęp do wachlarza zdolności Speeda, całe rozumowanie powinno zająć mu więc ułamek sekundy. Chyba że jeszcze nie odnajdywał się w mocach tak dobrze, lub wręcz nie miał o nich pojęcia. Tak czy siak, mimo iż grymas z twarzy ducha nie zniknął, to ostrze włóczni poszybowało w dół, dając Wiccanowi więcej swobody i pozwalając mu się rozluźnić. Jeśli Billy miał ochotę uleczyć ich gospodarza, to dostał chyba właśnie na to nieme przyzwolenie. Jakaś inna moc wzięła już chyba maga pod opiekę, bo pomimo ran, Jerycho wydawał się głęboko zahibernowany. Wiccan mimo braku zaawansowanej wiedzy medycznej mógł stwierdzić że do życia niezbędne są takie rzeczy jak na przykład tętno. Tutaj natomiast pomimo braku obiegu krwi i unoszenia się klatki piersiowej pacjent powinien być martwy, jednak jego oczy zachowywały blask, a ciało ciepłotę. Wszelkie nadnaturalne zmysły również potwierdziłyby że dusza maga jeszcze nie opuściła jego ciała. Mimo braku potoku krwi, rozcięcie wciąż było głębokie i nie wyglądało jakby miało się samoistnie zaleczać, co miałoby sens, zwarzywszy na wyłączenie większości funkcji organizmu. Było tu więc miejsce na pomoc ze strony Billego. Wszelka magiczna ingerencja w ciało Jerycho pozwalała na zasklepianie ran, o ile nie działała przez przyśpieszenie jego własnego systemu regeneracyjnego, który obecnie był wyłączony. Podczas całego procesu ostrze dzidy skierowane było cały czas w chłopaka. Dopiero gdy obserwujący pozytywnie ocenił paroma kiwnięciami głowy skończone dzieło, zdecydował się odetchnąć i spuścić z tonu, widocznie rozluźniając swoją postawę. -To… to skomplikowane. – zaczął w końcu odpowiadać duch odkładając swój oręż na miejsce. Rozwiał się przy tym w optyczną smugę jak to miał w zwyczaju Tommy, lecz gdy znowu wyhamował miał na twarzy wyraz niewielkiej dezorientacji. Przytrzymał się dłonią jednego z mebli dla utrzymania równowagi. – Ja… byłem człowiekiem. Zajmowałem miejsce które przejął po mnie brat. Umarłem dziesięć lat temu. Od tamtej chwili chyba wymykam się kategoryzowaniu. Tommy chciał oprzeć się o jedną z szafek, jednak uderzył w nią ze sporą prędkością, aż pospadały z niej przetrzymywane przedmioty. -Czym jest twój brat!? – zapytał niejako przerażony, gdy już odzyskał równowagę. Trzeba mu było przyznać że zachowywał się dużo bardziej… ludzko, odkąd nie życzył Wiccanowi śmierci. Po chwili jednak kontynuował przerwany wątek. – Mój brat natomiast jest zbyt sprytny by wyszło mu to na dobre. Wiem już co zaszło. Ogun ma wielką władzę nad zmarłymi. Rozdzielił mnie z moim bratem abym nie dodał mu sił do walki. Jednak rytuał spętania z tak potężnym katalizatorem jak krew mego brata wyrwał mnie z więzienia. Twój brat… Thomas?... wykonał rytuał spętania, który normalnie łączył mnie z moim bratem. – Duch spojrzał porozumiewawczo na Billy’ego, po czym powoli, lecz coraz szybciej machał dłonią przed swoją twarzą. Z trwogą patrzył jak dłoń zamienia się w rozmytą smugę. - Do tego poświęcenia dokonał sam Ogun. Nóż, którego twój brat użył do przyzwania mnie wbił w jego bok sam demon. To się nie mogło nie udać. Loa będzie długo się zastanawiał jak uciekłem na wolność. – duch tłumaczył zajście na bieżąco, jakby właśnie w tym momencie składał wszystko w całość. Na końcu zaryzykował nawet niewielki uśmiech gdy uświadomił sobie ironię sytuacji. – Potem odruchowo wypowiedziałem zaklęcie przenoszące mnie i mojego brata do sanktuarium. Oczywiście razem ze mną wypowiedział je swoimi ustami twój brat, który mając dostęp do mojej mocy sprowadził ze sobą także ciebie. Tak znaleźliśmy się tutaj. I to wszystko obmyślone na łożu śmierci… Sprytny jesteś Jerycho, jednak twój spryt nie ustrzegł cię przed tym stanem. Od dawna mówiłem że należy ukrócić władzę Laveau w mieście. Duch w ciele Tommyego spoglądał troskliwie na swego brata. Był to naprawdę dziwny widok. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Siedziba Brata Voodoo | |
| |
| | | | Siedziba Brata Voodoo | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |