|
| Centrum Miasta | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Black Cat
Liczba postów : 410 Data dołączenia : 16/10/2012
| Temat: Centrum Miasta Sob Lut 16, 2013 7:55 pm | |
| First topic message reminder :W centrum znajduje się niewiele sklepów spożywczych, które otwarte są od rana do wieczora. Funkcjonuje jeden, całodobowy sklep monopolowy, dość często odwiedzany przez swoich stałych klientów. Nie ma zbyt wielu atrakcji dla młodych ludzi, nie licząc jednego klubu, do którego można pójść i się zabawić od czasu do czasu. Starsi ludzie przychodzą do jedynego w mieście Baru Mlecznego, który można spokojnie nazwać restauracją, chętnie tam grają w karty lub szachy. Ulice miasta są raczej ciche, rzadko można spotkać samochód, gdyż wszędzie można dojść na piechotę. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Pathfinder
Liczba postów : 30 Data dołączenia : 11/02/2013
| Temat: Re: Centrum Miasta Wto Maj 07, 2013 6:02 am | |
| Owen stanął i zasłuchał się w Takt. Nie mógł co prawda wyczuć, co było nie tak w tym miasteczku, ale coś tak prostego jak pułapka powinien móc łatwo odkryć używając swoich talentów. - Spokojnie, droga pani. Nie dajmy się zwariować.- Rzekł i słuchał dalej. Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Raz... Dwa... Staruszka nie wydawała się zwariowanym, wściekłym mieszkańcem, jednak to nie jest jeszcze żadnym argumentem. Owen miał wciąż w pamięci tego rzeźnika z centrum, który najpierw ruszył z nożem, by potem uspokoić się nagle. |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Centrum Miasta Wto Maj 07, 2013 5:50 pm | |
| Rozległ się krzyk, a potem ktoś się odezwał. Była to starsza kobieta, ale skąd się wzięła... Pewne było tylko, że jest przerażona. -Taa... -mruknęła Lee, wyswobadzając dłoń z uścisku staruszki, co nie było wcale takie łatwe. Niby w podeszłym wieku, ale chwyt miała mocny. Dziewczyna cofnęła się do Owena. -Jakoś mi to podejrzanie cuchnie. -szepnęła do chłopaka tak cicho, że kobieta na pewno tego nie usłyszała. Zwłaszcza, że była stara... No a Owen, który, podobnie jak Laureline i każdy ślepiec świata, miał wyostrzony słuch jak najbardziej. Lee miała coraz głębsze wrażenie, że to wszystko tylko jej się śni. Jakby zaraz miała obudzić się na podłodze swojej sypialni, jak zawsze po koszmarach. |
| | | Black Cat
Liczba postów : 410 Data dołączenia : 16/10/2012
| Temat: Re: Centrum Miasta Nie Maj 12, 2013 12:10 pm | |
| Starsza kobieta wydawała się przerażona, było to słychać i czuć. Aura wokół niej była niepokojąca, a szybkie bicie serca dawało zbyt dużo do myślenia. Była jedną z nich? Chciała im coś zrobić? A może jedyna była zdrowa i chciała im w jakiś sposób pomóc. - Proszę. Musicie mi zaufać, Ona... oni się zbliżają... - wydusiła, a jej skrzeczący głos w pewnym momencie się złamał. Zrobiła kilka kroków w tył, ciągnąc przy tym za sobą Laureline. - Panie... Bądź mądry, nie pozwól, żeby komuś stała się krzywda! - mówiła przerażonym głosem, będąc caluśka roztrzęsiona.
Kolejny, przeraźliwy krzyk... jakby należał do obdzieranej ze skóry kobiety.
- Gracze: Laureline i Pathfinder zniknęli z Forum, także zamykam ich wątek. Obie postaci uważam także za MARTWE!!!!!
Ostatnio zmieniony przez Black Cat dnia Pią Lip 26, 2013 2:31 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Sasha Aristow Mistrz Gry
Liczba postów : 94 Data dołączenia : 30/09/2012
| Temat: Re: Centrum Miasta Nie Lip 21, 2013 9:35 pm | |
| Błąkał się przez jakiś czas między blokami. Pamiętał drogę doskonale, niemalże całą mapę miasta miał zapisaną w głowie. Jednakże dodawał sobie kilometrów, ponieważ wolał unikać kontaktu z jakimikolwiek innymi zombiakami. Po pierwsze, nie był pewien ilu ich się może tu kręcić, zwłaszcza jeśli mieliby zamiar atakować w grupie... Poza tym był niemalże bezbronny. Wciąż ściskał butelkę ze spirytusem, aczkolwiek miał tylko jedną... mógł dzięki niej wywołać zapłon kilku przeciwników, gdyby dobrze wymierzył... było to jednak o tyle ryzykowne, iż nie miał pewności jak reagują na ogień. Równie dobrze mogły spłonąć jak i nic sobie z tego nie zrobić. A wtedy byłby w tak zwanej czarnej dupie. Trzymał się blisko bocznych alejek, czasami czując na karku martwe spojrzenia. Wciąż wydawało mu się, że ktoś obserwuje go zza okien. Czuł jak narastała w nim absurdalna złość, nad którą ledwo panował. Miał ochotę rozszarpać coś... lub kogoś. Na czole pojawiły się krople potu, powoli spływające po skroni. Miał wrażenie, że temperatura jego ciała podniosła się o kilka stopni, a organy niemalże gotują się żywcem. Po plecach przebiegł chłodny dreszcz. Pękła mu żyłka w lewym oku, sprawiając, iż stało się ono czerwone... jak u bestii. Zamknął na moment powieki, nie bardzo rozumiejąc co się z nim dzieje. Wirus. Musiał coraz bardziej się rozprzestrzeniać w jego ciele. Zamiast kupować sobie czas, pozwalał mu przelatywać między palcami nie zdając sobie sprawy jak cenny może się okazać. Chyba przecenił swoje możliwości. Lekko się zatoczył, opierając zranionym ramieniem o chropowatą ścianę. Już nawet nie był pewien czy czuje ból z ramienia czy całego ciała. Przed oczami zatańczyły mu jasne światełka. Miał ochotę zwymiotować. Stał kilka chwil opierając się o ścianę i walcząc z dreszczami, gdy dopadła go potworna migrena... trwała zaledwie chwilę i przyniosła ze sobą nowy napływ sił. Wściekłość w nim rosła, ale wraz z nią miał siłę iść dalej... żeby był w stanie nad tym zapanować przez jeszcze kilka minut. Byle dotrzeć do Carol. Kilkukrotnie próbował się porozumieć z Diego, jednakże za każdym razem odpowiadało mu głuche brzęczenie. Nagle ta cholerna krótkofalówka, wydała mu się wszystkiemu winna. Była do niczego. Cholerne chińskie gówno! W nagłym napadzie, cisnął sprzętem o ziemię, następnie przydeptując go kilkukrotnie ciężkim buciorem. Słyszał chrzęst części, błagający by przestał. Serca waliło mu coraz mocniej, oddech przyspieszył. Spojrzał na resztki sprzętu, ruszając w dalszą drogę. Musiał nad sobą panować... musiał z tym walczyć. Znów narastający ból głowy. Znów promieniujący ból z ramienia. Zastanawiał się co z doktorkiem... Albo raczej ich zielonym przyjacielem. Podołał zadaniu? Nawet on nie był niezniszczalny, poza tym ich przeciwnik, albo raczej Hulka, nie wyglądał na takiego co łatwo umiera. Zdecydowanie nie. Wyszedł niepewnym krokiem spomiędzy dwóch niewielkich budynków rozglądając się dookoła. Centrum Miasta. Już niedaleko. Wytrzymaj jeszcze trochę... tylko trochę. Sasza, jesteś twardy... nie jest to pierwsza choroba, z którą walczysz... tylko MUSISZ walczyć. Walcz! |
| | | Black Cat
Liczba postów : 410 Data dołączenia : 16/10/2012
| Temat: Re: Centrum Miasta Sro Lip 24, 2013 12:09 pm | |
| Sasza przeciskał się przez niezliczone korytarze między jednym, a drugim budynkiem, aby tylko nie znaleźć się na głównej ulicy narażony na niespodziewane ataki zombie, ale czy tylko Zombie były jego problemem? Carol przecież nic nie wspominała o szalejących umarlakach, a o ludziach, żywych! Może coś przeoczyła, a może ukrywała? Jednak teraz jego największym zmartwieniem było wydostanie się z tego przeklętego miasta zanim wirus opanuje jego umysł całkowicie. Na początku postępował łagodnie – liczne dreszcze, podwyższona temperatura. Dopiero jak od zakażenia minęło trochę czasu zaczęły się okropne bóle głowy, a rana, mimo iż zaszyta zaczęła przechodzić w stan zapalny. Był w niezłych tarapatach, gdyż to tych objawów doszły halucynacje, a może to nie? Gdy został mu jeszcze mały dystans między nim, a wyjściem do miasta… przed nim stanął nagle agent Diego. A może już tam był i Sasza go nie zauważył? A może to właśnie te halucynacje, wywołane przez niezwykle groźnego wirusa, który opanowywał już jego komórki nerwowe, neuron po neuronie. Agent nie powinien znajdować się na końcu miasta… Przecież powinien być ze Starkiem! A jednak stał tutaj, w tym miejscu i zachowywał się nieco dziwnie – po prostu stał z głową wzniesioną ku górze i nic nie robił, jakby był z kamienia. To było dziwne zachowanie, nawet jak na sztywnego agenta S.H.I.E.L.D’u, który raczej nie był zbyt towarzyski. A jednak stał w miejscu i nic nie robił… |
| | | Sasha Aristow Mistrz Gry
Liczba postów : 94 Data dołączenia : 30/09/2012
| Temat: Re: Centrum Miasta Nie Lip 28, 2013 8:00 pm | |
| Schylił się, stając w lekkim rozkroku i opierając dłonie na kolanach. Otarł czoło, czując jak powoli traci kontrolę nad nogami... Wytarł czoło z kropelek potu, zerkając przed siebie. Obraz z lekka się zamazywał, płatając mu okrutne figle. Czując jak traci równowagę oparł się o ścianę jednego z budynków, ciężej oddychając. Czuł jak to coś się w nim rozwija, jak chce przejąć kontrolę... Jednakże nie mógł dać się łatwo. To zdecydowanie nie było w jego stylu. W końcu zawsze walczył... całe życie był do tego przygotowywany. Nie odda się byle wirusowi! Przetarł oczy, wciąż spierając się z migreną. Wiedział jak mógłby ją z lekka osłabić, aczkolwiek posunięcie to w aktualnej sytuacji było mało rozsądne i dość niebezpieczne. Rana paliła, zupełnie jakby ktoś przyłożył mu tam rozżarzony pręt, a potem powbijał gwoździe w cienką skórę. Gdyby się przemienił, może zyskałby kilka chwil... jednak nie był również pewien jak zakażenie wpłynie na jego moc. A w tym wypadku nie był gotów ryzykować. To byłoby zbyt idiotyczne nawet jak na niego. Miał wrażenie, że wzrok znów płata mu figle, bo widział coś, co nie bardzo miało prawa tu być. Albo raczej kogoś. Znał rozkład miasta... I wiedział, że lokacja, w której przebywał była zbytnio oddalona. Poza tym... gdzie był laluś w zbroi? - Diego...? - Wyszeptał lekko zachrypniętym głosem. Miał wrażenie, że gardło zaschło mu na wiór. Przymknął powieki na kilka chwil, próbując odizolować się choć na sekundę od światła i całego tego piekła, które go otaczało. Czy tam naprawdę był Diego? Czy stał tam tak po prostu czy chory umysł płata mi figle? Nie mógł do końca ufać swym zmysłom. Były otępione i wirus się do nich dobrał, powolutku przerabiając agenta w swoją marionetkę. Niezdarnie zdjął z siebie kurtkę, rzucając ją na ziemię, wcześniej jednak przekładając z niej istotne rzeczy do kieszeni spodni. Było mu tak piekielne gorąco, chociaż pora roku by na to nie wskazywała. Szary podkoszulek lepił się do umięśnionego ciała, wyjątkowo mocno odznaczając w tym momencie opatrunek. Wziął z ziemi butelkę, którą tam umieścił podczas męczenia się z okryciem wierzchnim, wsunął ją pod pachę i nieco chwiejnym krokiem ruszył w stronę Diego. Dlaczego nie odpowiadał? Tylko spokojnie. Dlaczego nie raczył powiedzieć nawet słowa? Spokojnie. Dlaczego, k***a mać, przylazł tu nie dając wcześniej żadnego znaku?! Opanuj się. Nie! Ten skurwiel, przytargał tu swój wypolerowany tyłek, nawet nie mogąc odpowiedzieć na wezwanie! Czuł, że coraz trudniej zapanować mu nad ciałem. Krok stał się pewniejszy, dłonie zacisnęły w pięści, a brwi zmarszczyły. W jego oczach iskrzyła złość. Wciąż lekko przygaszona, przez walczący organizm, jednakże przebijająca się. Kawałek, po kawałku. Rządna władzy nad nędznym ciałem Saszy. Wykorzystać je, pobawić się... Wyniszczyć do ostatniej kosteczki. Podbiegł do niego, łapiąc go za fraki i szarpiąc nim. Już nawet nie zwracał uwagi na ranę. Zupełnie jakby zniknęła, za dotknięciem magicznej różdżki. Jednak była tam, i torturowała te resztki osobowości, które walczyły. Przyciągnął go do siebie, zaciskając palce coraz mocniej na jego koszuli. Tak bardzo miał ochotę złapać go za gardło... albo rozszarpać zębami i patrzeć na fontannę tryskającej krwi. Uspokój się! Nie, nie... to takie piękne. Takie cudowne... Wystarczy nieco się przybliżyć. Stój! Zatrzymał twarz zaledwie kilka centymetrów od jego gardła, wyrównując ich poziom, tak by patrzył mu w oczy. Wciąż trzymał go mocno i pewnie, jednak dłonie zaczynały lekko drżeć. Nie był w stanie wykrztusić z siebie słowa, jedynie klnąc w środku własnej głowy. Miotać wyzwiskami i dawać upust nienawiści w wyrazie oczu. One zdradzały wszystko. Wirusa. |
| | | Black Cat
Liczba postów : 410 Data dołączenia : 16/10/2012
| Temat: Re: Centrum Miasta Nie Sie 04, 2013 2:00 pm | |
| Agent nawet przez chwilę nie wykonywał żadnych ruchów, zdradzających fakt, że żyje. Wyglądał jak posąg z kamienia, co w tym mieście nie byłoby aż takie niemożliwe. W końcu jednak się poruszył, odwracając powoli w stronę Saszy Aristowa. Jego oczy były inne niż zwykle… Białka pożółkły tak bardzo, że miało się wrażenie, że zaraz wypłyną z oczodołów, jak oślizgła, śmierdząca breja. Chciał się poruszyć, jednak coś go hamowało… Stał w pułapce na zwierzynę. Jego jedna noga była zatrzaśnięta i nawet mowy nie było, aby gdzieś powędrował… Chyba, że… Diego gdy zauważył Saszę, niemalże od razu się ożywił, wydając z siebie szaleńczy wrzask, szarpiąc się jak rozwścieczony lew czy tygrys. Nie był nawet ani przez chwilę sobą… Sasza mógł zobaczyć teraz bez problemu, że oprócz pułapki, w którą wpadł Diego, jego klatkę piersiową przebijał na wylot patyk, który wciąż tkwił w jego sercu. Mężczyzna umarł i stał się żywym trupem, który w tej chwili myślał tylko o jednym – dopaść Saszę i zjeść go na obiad. Agent Aristow, gdyby się pośpieszył, mógłby ominąć Diego bez problemu, ale ten został, patrząc na niego z rządzą mordu – wirus coraz bardziej się uaktywniał, uderzając do głowy mężczyźnie. Chwila zwłoki sprawiła, że znalazł się w prawdziwym niebezpieczeństwie. Otóż Żywy Trup Diego wyrwał nogę z zatrzasku, pozostawiając stopę dalej uwięzioną. Mimo iż w tej chwili kuśtykał, wciąż był niesamowicie szybki i zwinny. W końcu jego ciało jeszcze się nie rozkładało i zachowało całą swoją zdrową witalność. Rzucił się w stronę Aristowa z zamiarem wyrządzenia mu krzywdy. Pierwsze co zrobił, to chwycił go za szyję, a później chcąc się pobawić trochę zdobyczą cisnął nim o ścianę. Nim Sasza się zorientował, Martwy Agent rozpoczął kontratak. Tym razem atakując niczym innym jak zębami.
|
| | | Sasha Aristow Mistrz Gry
Liczba postów : 94 Data dołączenia : 30/09/2012
| Temat: Re: Centrum Miasta Sro Sie 14, 2013 8:57 pm | |
| Powoli docierało do niego to co się dzieje. Pułapka, patyk... Wszystko jakby się zamazywało, za czerwonym filtrem złości i nienawiści. Nienawidził Diego, nienawidził Bannera, Carol, Fury'ego wszystkich, z którymi miał kontakt. Podobnie jak drażniło go to co znajdowało się dookoła. Budynki, śmietniki, opuszczone, czasem w pośpiechu auta. Aż miało się wrażenie, że za chwilę ruszą z miejsca w dalszą podróż, lub na powrót wsiądą do nich właściciele, którzy spotkali starego znajomego i nie mogli odpuścić okazji przywitania się. Nawet najmniejszy ruch powietrza przyprawiał go o kolejne dreszcze furii. Tym samym niewiele sobie zrobił z nagłego ataku Diego, był zbyt wściekły, za bardzo pragnął rozlewu krwi. I wcale nie myślał o własnej posoce... o nie. Może Diego posiadał pewną przewagę, bo wirus postąpił u niego dalej, jednakże Sasza również nie był czysty. Och nie. Również posiadał w sobie destrukcyjnego wirusa, który dodawał mu agresji, ale i siły. Tym samym to starcie nie było już tu tak nierówne jak w poprzednim wypadku. I agent trzeźwo myślącą częścią umysłu dostrzegał jeszcze jeden plus. Mianowicie - współpracownik był cały. Nie musiał mieć oporów przed uderzeniem go, bo i tak za każdym razem trafiałby w muskularne, acz całe ciało. Bez dziur i rozkładu. Bez obawy, iż ręka utknie mu w ciele napastnika. To był spory plus całej sytuacji. Kiedy Diego próbował wyrwać się z pułapki, Sasza zwinnie odstawił butelkę ze spirytusem w bezpieczne miejsce. Wiedział, że mu się przyda... nie mogła ucierpieć. Jeszcze nie. Gdy tylko tak się stało, wrócił spojrzeniem do agresora. Napiął mięśnie, nieznacznie nachylając się do przodu i zaciskając dłonie w pięści. Pozycja bojowa... Migrena znów dawała mu się we znaki. Pieprzona głowa, czemu musiała zacząć boleć właśnie teraz... czemu?! Poruszył gwałtownie głową, jakby próbował odgonić od siebie ból niczym natrętną muchę. Oczywiście nie wyszło, któż by się tego spodziewał? Żyły na skroniach oraz szyi zaczęły mu lekko pulsować, oddech zrobił się cięższy. Zmarszczył brwi, wbijając paznokcie w dłonie i nieznacznie rozcinając skórę, powodując delikatne krwawienie. Nawet tego nie poczuł... teraz istniał tylko on, przeciwnik i gniew, gniew, który narastał w nim, chcąc znaleźć ujście, rozerwać skórę i wydostać się na wolność niczym ptak zagłady, niszcząc wszystko co napotka na swej drodze. Atak. W końcu. Mężczyzna nie zdążył zareagować, bo nim się obejrzał, leciał w stronę ściany. Zmienił nieco ułożenie ciała, by doznać jak najmniejszych... albo raczej najmniej poważnych obrażeń. Skrzywił się w momencie zetknięcia ze ścianą, czując jak cegły ustępują pod jego ciałem i kruszą się. Podniósł się na kolana, spoglądając z furią na przeciwnika. Czuł się szybszy, silniejszy i zwinniejszy. Czuł, że ma szansę go pokonać, bez ucieczki. Tfu, wypluj to słowo... nie uciekniesz. Prędzej dasz się zabić. Miał zamiar wykorzystać ataki przeciwnika przeciwko niemu. I teraz nadarzyła się ku temu idealna okazja. Jeżeli nie schrzani, zdobędzie wystarczająco dużo czasu by dotrzeć do butelki i rzucić nią w Diego. I antidotum... tak, musi się spieszyć. Po co? Nie chciałbyś pozostać przy takiej sile? I zwinności? Mógłbyś pokonać każdego... Nie. Nie za taką cenę. W momencie, gdy Diego biegł na niego niczym rozwścieczony byk otwierając paszczę z zamiarem pogryzienia go, młody Aristow zwinnie wyciągnął jedno z niewielkich ostrzy i zamierzył się, chcąc trafić w otwarte usta mężczyzny. Rozpruć mu podniebienie, poprzerywać nerwy, rozciąć twarz i patrząc jak białko wypływa mu z oczy. I gdy tylko agent zbliżył się na odpowiednią odległość, Sasza zwinnie i zdecydowanie, wkładając mnóstwo siły w ten ruch, wycelował ostrzem wprost w otwarte usta mężczyzny.
|
| | | Black Cat
Liczba postów : 410 Data dołączenia : 16/10/2012
| Temat: Re: Centrum Miasta Pią Sie 23, 2013 12:48 pm | |
| Martwy Agent rzucał się w kierunku Aristowa jak dziki zwierz, chcąc go w jakiś sposób trafić. Nieważne było gdzie konkretnie. W tej chwili liczyła się tylko siła uderzenia, jednak mimo, iż agent za życia był osobą bardzo inteligentną, w tej chwili wyglądał, jakby wszystko z niego uszło i jedyne, co pozostało, to nic innego jak siła i zebrana w nim agresja, która w tej chwili wychodziła na zewnątrz jak lawa z przebudzonego wulkanu. Diego wydał z siebie wrzask, otwierając szeroko usta i to był jego błąd. Aristow korzystając z chwili tej wielkiej furii, wsunął nóż go gardła mężczyzny i wtedy ten zamknął mocno szczękę, zatrzymując ostrze, żeby Sasza nie miał możliwości pchnąć go głębiej i rozharatać mu krtani. Agentowi Aristow przyszedł jednak do głowy inny pomysł… a może to była już inicjacja wirusa? Szarpnął ręką poziomo, przez co ostrze przejechało po zębach jak na sankach ostatecznie rozszarpując policzek Agenta Diego, uwalniając przy tym się od kleszczy, jakimi były zęby Żywego Trupa. To skutecznie rozproszyło Agenta, który na moment zatrzymał się, jak w bezruchu. Jego twarz była pokryta czerwoną posoką, która w tej chwili płynęła jak mały wodospad. Spoglądał na Aristowa w szoku, aż w końcu wypowiedział słowo: „OGIEŃ!” Najwyraźniej ból sprawił, że wirus na chwilę przerwał kontrolę nad Diego, jednak nie na długo. W ułamku sekundy Diego znów próbował rozszarpać Saszę ze zdwojoną wściekłością. |
| | | Sasha Aristow Mistrz Gry
Liczba postów : 94 Data dołączenia : 30/09/2012
| Temat: Re: Centrum Miasta Sob Sie 31, 2013 9:51 pm | |
| Udało się... Diego otwierając usta do krzyku, dał szansę zranić się na tyle aby Sasza zyskał kilka chwil na dotarcie wcześniej zostawionej przez siebie broni. Oczywiście jednak byłoby zbyt prosto, gdyby cały jego plan się powiódł, i wyszedłby z tego bez dalszych obrażeń. W końcu życie uwielbia sobie z każdego pokpić. Sasza mógłby iść o zakład, że Życie właśnie teraz siedzi przed wielkim ekranem, wcinając popcorn z masłem i śmiejąc się do rozpuku, trzymając w rękach cały jego los. No, cholernie śmieszne. Mężczyzna syknął, gdy jego dłoń została zakleszczona w uśmiechu Diego. Czuł jak jego zęby zaciskają się na skórze agenta, bliskie rozerwania niej. Nie był w stanie nią poruszyć, bo nawet gdyby próbował skończyłoby się to za pewne dla niego tragicznie. Utratą dużej ilości krwi albo i nawet niechcianą amputacją... a dopiero potem utratą krwi. Nie był pewien czy zdążyłby umrzeć, czy wirus na tyle opanowałby jego słabnące ciało by przemienić go w kolejnego żywego trupa, będącego szerzącą się zarazą. Ameryka, ach Ameryka. Kraj cudowny... doprawdy. W każdym bądź razie, udało mu się wpaść na jeszcze jeden pomysł, który mógł... ale nie musiał się powieść. Zmienił nieco kąt i kierunek ostrza, kalecząc Diego na tyle by rozluźnił uścisk szczęk. Młody Aristow w pierwszej kolejności stracił równowagę, znów większością ciała lądując na ziemi. Wrócił męczący ból głowy, a obraz przed oczami powoli mu się zamazywał. W dodatku kręgosłup nagle się odezwał, mocno obity w momencie wcześniejszego zderzenia ze ścianą. Jego ciało zaczęło lekko drżeć, a cały ból skupił się w skroniach sprawiając, iż mężczyzna zapomniał i o ręce, i o plecach. Podniósł głowę, próbując przetrzeć oczy, ponieważ obraz stawał się wciąż bardziej niewyraźny. Jak przez mgłę. Oczywiście pocieranie oczu było bezsensowne i stanowiło jedynie stratę czasu. Gdy w końcu dotarło to do mężczyzny, Diego zamierzał się na niego z kolejnym atakiem. Już niewiele myśląc z wyjątkową zwinnością, którą zawdzięczał wirusowi, praktycznie na czuja pobiegł w stronę butelki ze spirytusem. Zgarnął ją do dłoni, wyciągając zapalniczkę i przecierając przedramieniem oczy. Wciąż bez jakiejkolwiek poprawy. Ogień... ogień. Czyli zupełnie tak jak myślał. TO może pomóc. Jest w stanie zniszczyć wszystko... cały organizm. Nie zostanie z niego nic, poza popiołem... popiół jest niegroźny... Tak, musisz to zrobić. Ale czy na pewno? Spójrz, spójrz na niego... Tez musiał zostać niedawno zainfekowany a jaki jest silny, jaki zwinny. Nie straszne mu kule ani ostrza. Nie chciałbyś być taki... Niemalże niezniszczalny? NIE. Ale spójrz, jak niską cenę za to płacisz... zaledwie to nędzne życie. Zmarnowałeś je. Wojsko, teraz S.H.I.E.L.D, w życiu nawet nie byłeś na randce. Nie poznałeś nikogo ciekawego... Jesteś nikim. Kolejnym agentem z plakietką przy piersi. Jeżeli zginiesz zastąpią cię kimś lepszym, a ty zostaniesz zapomniany. A tak... Nie. Nie był pewien czy to jego umysł powoli ustępuje wirusowi, czy już on zainfekował jego mózg płatając mu potworne figle. Ten głos był nieznośny - a co gorsza miał rację. Jednak tym razem wzbudzał w nim jedynie większą furię. Taką, o którą mężczyzna sam by siebie nie podejrzewał nawet w najgorszych momentach. Nagły napływ złości, skutkował napływem siły. Nie było dobrze. Od kilku sekund mocował się z zapalniczką, która nie miała ochoty się zapalić, na szczęście dokonała aktu miłosierdzia. Sasza już naprawdę niewiele myśląc i walcząc z narastającą migreną podpalił ścierkę. Agresor coraz bliżej. Nie był w stanie rzucić. Nie tą ręką... lewa zaś nie była aż tak sprawna. Jasne, trenował ją, jednakże rzuty nie były jego mocną stroną. Dlatego też znów bezmyślnie narażając się na niebezpieczeństwo, odczekał by Diego zbliżył się na tyle by Sasz mógł pewnie w niego wycelować. W odpowiednim momencie wyrzucił płonącego molotova na spotkanie bestii. Wierzył, że bezbłędnie wyliczył odległość i siłę. No i oczywiście wierzył w skuteczność tego ataku. Tak, to było najważniejsze... Teraz tylko stał i czekał na płonące cielsko. |
| | | Black Cat
Liczba postów : 410 Data dołączenia : 16/10/2012
| Temat: Re: Centrum Miasta Nie Wrz 15, 2013 12:22 pm | |
| Sasza Aristow miał wiele szczęścia, gdyż Agent Diego aka Zombie nie potrafił utrzymać się na jednej stopie. Upadł na ziemię i wtedy mężczyzna wykorzystał chwilę i rzucił w niego koktajlem z mołotowa. Cela miał bardzo dobrego a przy odrobinie szczęścia bez problemu trafił w leżącego, który niemalże natychmiast zajął się ogniem. Stało się coś dziwnego, bo dosłownie ciało nawet nie zareagowało na podpalenie, wyglądało jak martwe, i takie w rzeczywistości było. Wirus po zetknięciem się z ogniem po prostu zginął. Sasza, gdy zrobiło się gorąco poczuł, jak wirus, który jest w nim nagle ustępuje i daje mu pełną kontrolę nad ciałem. Mógł teraz trzeźwo myśleć, jednak nie na długo. Bo gdy znów wejdzie w chłodną temperaturę otoczenia, wirus ponownie powinien dać o sobie znać.
*** Sashek, to co. Daję ci [z/t] i lecisz do zajazdu, hm? |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Centrum Miasta Nie Kwi 26, 2015 5:18 pm | |
| Wreszcie. Po raz pierwszy raz w życiu opuścił mury Klasztoru. W dodatku wszystko wskazywało na to, że miał tam długo nie wrócić. Bał się.. Nie znał świata, nie wiedział co ma robić, tęsknił też za miejscem, w którym się wychował ledwo je opuścił, ale ekscytacja i ciekawość były silniejsze. W końcu coś się będzie działo w jego życiu. Mnisi wytłumaczyli mu jak działa konto w banku, z którego mógł pobierać pieniądze, aby przetrwać, oraz czego nie powinien robić. Dostał też on pewne polecenia, przesyłki, które kazano mu w pewne miejsca dostarczyć, zanim uda się do Nowego Jorku. Miasta, gdzie podobno bardzo wiele się działo. A więc wyruszył z mocnym postanowieniem pomagania ludziom i sprawienia, że jego wychowawcy będą dumni. Cóż.. Nie wszystko wyszło jak zamierzał. Ten zew wolności był za silny. Był niczym pies spuszczony z łańcucha i pierwsza próba sprawiła, że na tydzień zniknął z życia. Utonął w pierwszym mieście, w Chinach, skąd miał lecieć dalej. Alkohol, pierwszy seks, drugi, dziesiąty, chyba kogoś pobił, miał wrażenie, że walczył na ulicy o pieniądze, samolubnie wykorzystując fakt, że przeciętny człowiek nie miał z nim szans. Kubłem zimnej wody było dla niego.. No właśnie, co to było? Chyba o mało co kogoś nie zabił, więc kolejny tydzień spędził w jakimś kącie, z ciężkim kacem moralnym, rozpaczą, że zawiódł zaufanie i tym podobne. Mało brakowało a grzywką zasłoniłby sobie oczy i kupiłby zestaw żyletek tak wielka była jego rozpacz i nienawiść do siebie! Potem wziął się w garść. Ileż to można się nad sobą użalać?? Więc, z opóźnieniem, ale jednak, pojawił się we wszystkich wskazanych miejscach. Ostatnie było w.. No w tym.. Jakimś mieście w jakimś, jak oni to nazywali, stanie, w tym kraju, gdzie był Nowy Jork. Skończył.. Wreszcie był wolny i mógł lecieć do swojego ostatniego celu. Tylko.. Stał na ulicy zastanawiając się czy może, skoro już wykonał polecenia, nie pozwiedzać i zobaczyć jak ludzie żyją? |
| | | Alicia van Wryght
Liczba postów : 39 Data dołączenia : 22/10/2014
| Temat: Re: Centrum Miasta Nie Kwi 26, 2015 5:57 pm | |
| Był późny poranek, 10:30 najpóźniej i do spokojnej mieściny przyjechał autobus z Nowego Yorku. Nie był specjalnie załadowany ludźmi, nawet pomimo tego, że jeździł tylko raz w tygodniu - bo trasa nie należała do tych najpopularniejszych i dystans jaki miał do pokonania nie był najkrótszy. Jedną z osób które wyskoczyły na chodnik była Alicja, która nie obejrzała się za siebie by życzyć kierowcy miłego dnia, od razu narzucając sobie dość szybkie tempo kroków. Dziewczyna, z wyglądu mogąca mieć nie więcej niż dwadzieścia lat, w pośpiechu skierowała się do najbliższej (i chyba jedynej w całym miasteczku) kawiarenki. W ręce trzymała sportową torbę z podręcznym bagażem.
Ani na chwilę nie odstępował jej Bailiff, demon widoczny tylko dla niej, przybierający formę wysokiego mężczyzny w garniturze, o bladej cerze, szkarłatnych tęczówkach przysłoniętych okularami połówkami i prostych, czarnych włosach sięgających ramion. Był dziś równie milczący i ponury co jego partnerka. Właśnie udało im się uciec z Nowego Yorku i mieli nadzieję, że również z celownika Draculi, nic dziwnego że ich nastrojenie do świata był lekko mówiąc nieciekawe.
Rudowłosa zamówiła kawę i usiadła przy stoliku, z torby wyciągając niewielki notebook. Znowu musiała kupić fałszywe dokumenty i chociaż było ją na to stać, sprawa miała się gorzej z noclegiem. Prawdopodobnie będzie zmuszona skorzystać z hotelowego pokoju, bo zakup czy nawet tylko wynajem mieszkania za bardzo obciążyłyby konto bankowe. Bała się pozostać na dłużej w jednym miejscu, więc zapewne i tak wkrótce znajdzie sobie inne miasto, do którego się przeniesie. I tak aż do skutku, to jest, momentu gdy upewni się, że wampiry straciły wszelkie zainteresowanie jej osobą oraz demonem.
Póki co, stukając ze zniecierpliwieniem paznokciami o blat, czekała aż komputer włączy się, a niewprawna młoda baristka przyniesie niezdarnie wykonane latte. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Centrum Miasta Nie Kwi 26, 2015 6:35 pm | |
| A więc postanowione! Zanim poleci do Nowego Jorki, chwilkę się tutaj pokręci i, pamiętając o swoim pierwszym tygodniu i co za tym idzie trzymając się z dala od pokus, wreszcie zobaczy jak żyją ludzie poza Klasztorem. I jak wyglądają inne miejsca. Tylko.. Jak się zwiedza? Czy nikomu nie będzie to przeszkadzało, jak sobie chwilę połazi po ulicach? I czy jego wygląd nie przeszkadza? Spojrzał na siebie.. Te buty, miła pani w sklepie mówiła, że sportowe. Normalne, podobno, spodnie i jakaś koszula. Przyzwyczaił się do innych ubrań, no ale chyba za bardzo by się rzucały w oczy.. A to ubranie było typowe dla mieszkańców tych terenów, prawda? No to ruszamy. Czy to naturalne, że się tak cieszę na myśl o tym, że coś obejrzę? Zaczął się przy tym zastanawiać, nie bardzo też wiedząc od czego zacząć, gdy poczuł, że miałby jeden pomysł. Od miejsca, gdzie można się napić. A chwilę trwało, zanim się wreszcie dowiedział. To miejsce się nazywało kawiarenka.. Łał.. Ciekawe od czego się wzięła ta nazwa.. Powoli, nie śpiesząc się, skierował swoje kroki do miejsca serwującego napoje, nie śpiesząc się wszedł do środka, rozglądając się uważnie i badawczo na wszystkie strony, chcąc zobaczyć każdy szczegół, gdy poczuł coś.. Jego wzrok spoczął na dziewczynie, stukającej paznokciami w stół. Coś było z nią nie tak.. Ale co.. Długą chwilę tak stał, zanim wreszcie uderzył się w myślach w głowę. Czy Ciebie przypadkiem nie uczono, że to niegrzecznie się tak w ludzi wpatrywać?? Szybko więc odwrócił spojrzenie i zaczął patrzeć na to.. Jak to się nazywało.. No taką kartkę, na której pisali co można tutaj kupić. |
| | | Alicia van Wryght
Liczba postów : 39 Data dołączenia : 22/10/2014
| Temat: Re: Centrum Miasta Nie Kwi 26, 2015 6:51 pm | |
| Gdy system operacyjny nareszcie załadował się, a Alicja przebrnęła przez wszystkie 3 zabezpieczenia komputera, można powiedzieć że stres trochę z niej uszedł. Pomogła w tym również dostarczona kawa, która mimo obaw prezentowała się nie najgorzej, istniała więc również szansa że i smak był konkretny. Bailiff aktualnie opierał się o ścianę za plecami rudowłosej, ze skrzyżowanymi na wysokości klatki piersiowej ramionami, i pilnował okolicy, nie uszło jego uwadze pojawienie się młodego chłopaka, który nie bardzo wiedział co ze sobą zrobić.
*Gapi się.* - burknął grobowym głosem, przeszywając przybysza krytycznym spojrzeniem i dając tym samym pannie van Wryght czas na uspokojenie się na tyle, by palce przestały wygrywać marszową nutę na stoliku, zaś na jej twarzy pojawiła się przyjemna dla oka mina numer 44.
- Jakiś problem? - odezwała się, jej głos był dość łagodny, spojrzenie błękitnych oczu zaskoczone i speszone, podobnie jak wyraz twarzy. Mimo to coś w sposobie wypowiedzi dziewczyny było takiego, co dyskretnie ucinało wszelką szansę na kontynuację konwersacji. A przynajmniej powinno, wśród osób na tyle społecznie obeznanych z etykietą miejsc publicznych, by szanować w nich czyjąś prywatność. Jeśli chodzi o ludzi do tej pory odizolowanych od cywilizacji, mogło wyjść różnie. Dziewczyna ubrana była w sportowe buty, czarne dżinsy rurki i prostą, kremową bluzkę z jakimś nadrukiem. Gdy sięgnęła po kubek z kawą i upijała z niego, wciąż spoglądając w kierunku twarzy nieznajomego ponad czarnymi oprawkami okularów, wyglądała raczej jak młódka, mająca lada dzień przeżywać swoje jedyne, magiczne szesnaste urodziny niż 26 letnia najemniczka która w swojej torbie zamiast cieni do powiek i pudru miała maskę, nóż, pistolety. Ech, Hipsterzy.... |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Centrum Miasta Nie Kwi 26, 2015 7:11 pm | |
| No i ma problem. Bo co oznaczają te wszystkie nazwy? Latte to jest coś do jedzenia, do picia? Mrożona kawa, to pewnie są te takie zimne.. No.. Lody? No to miał problem.. Otworzył powoli usta, aby coś powiedzieć do jakiejś dziewczyny, która chyba zajmowała się dawaniem ludziom napojów, ale zaraz je zamknął. Po chwili otworzył znów, już chciał zaryzykować i powiedzieć nazwę czegokolwiek co było tu napisane, gdy.. Ta dziwna dziewczyna się do niego odezwała. Szybko odwrócił się i uśmiechnął się nieśmiało. - Bo widzisz.. - Zaraz, szacunek do innych, chyba mówienie do kogoś na "Ty" było uznawane za niegrzeczna. To tak było, prawda? Tak go uczono? - Bo widzi Pani. - Szybko się więc poprawił, z wyraźną skruchą w głosie i kontynuował. - Nie jestem stąd i nie wiem, co mogą oznaczać te nazwy. - Wskazał lekko palcem na tę kartkę, na której były napisane nazwy napoi. A skoro pytała się, czy ma jakiś problem, to zapewne zauważyła jego zagubienie i w dobroci swojego serca zaoferowała mu swoją pomoc. Poczuł, że już ją lubi. Oto miła dziewczyna. Jak fajnie, że na kogoś takiego wrażliwego na potrzeby innych trafił! - Chciałbym się napić, to znaczy kupić oczywiście, coś do picia, tylko nie wiem, co tutaj się nadaje. Mogłaby mi Pani doradzić? - Spytał z nadzieją w głosie, zerkając to na nią, to na te nazwy i licząc na to, że w końcu to się stanie. W końcu będzie mógł coś wypić, bo już powoli mu zasychało w gardle. Ech.. Życie poza Klasztorem było jednak bardzo skomplikowane. Jak Ci ludzie sobie tutaj radzili??
|
| | | Alicia van Wryght
Liczba postów : 39 Data dołączenia : 22/10/2014
| Temat: Re: Centrum Miasta Pon Kwi 27, 2015 8:03 pm | |
| Alicia zamrugała zdziwiona zachowaniem chłopaka i była niemal w stu procentach pewna że demon za jej plecami zrobił to samo. Nie wiedziała przez chwile jak się zachować, co powiedzieć - nie co dzień przecież spotyka się na swojej drodze osobę tak niewinną i nieświadomą świata jak zielona łąka wysoko w górach. Zaraz jednak błysnął jej w oczach ślad zrozumienia. To pewnie wypuszczony na łono cywilizacji amisz! Tylko ubranie jakieś niezbyt klasyczne, ale być może akurat w tym zdążył się już rozeznać.
*Mimo wszystko, bądź czujny* - pomyślała, a Bailiff skinął głową i lekko odepchnął się od ściany, przybliżając się do krzesła na którym siedziała. Mierzył Herberta z góry bacznym spojrzeniem, gotów w razie potrzeby zniknąć w ciele dziewczyny, jeśli potrzebowali szybko uciec. Był dziwny, to prawda, ale szkarłatnooki wątpił by chodziło jedynie o pochodzenie z tradycyjnego domu.
- Cóż, większość z tego to rodzaje kawy. - zaczęła ostrożnie Alicia, uśmiechając się uprzejmie a dyskretnie wzrokiem badając zachowanie swojego rozmówcy. Kto wie może kiedyś zmuszona będzie udawać amisza, wtedy te obserwacje z pewnością okażą się bezcenne - kawa sama w sobie jest gorzka i ciemna. Smak łagodzisz mlekiem i cukrem. Jeśli nigdy jej nie piłeś, lepszym pomysłem będzie chyba zwykła herbata. I... Julie wystarczy - autentycznie speszyła się, gdy chłopak zwrócił się do niej tak grzecznie. Zwykle narzekała, że wygląda jak dzieciak, czym innym było jednak doświadczyć nareszcie stosownego zwrotu.
*Nie rozgaduj się za bardzo, Alicjo* - mruknął jej do ucha Bailiff. - *Nie zależy nam by agenci Draculi przy poszukiwaniu nas znaleźli całe miasteczko wiedzące doskonale gdzie przebywamy i planujemy się udać potem*
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Centrum Miasta Wto Kwi 28, 2015 6:42 am | |
| Herbert znów poczuł coś bardzo dziwnego. Trwało to najwyżej ułamek sekundy, nie miał pojęcia nawet co to za odczucie się w nim pojawiło, ale jego oczy na moment spojrzały gdzieś ponad tę przemiłą dziewczynę. Zmarszczył przy tym brwi zastanawiając się o co chodzi, szybko jednak uznał, że po prostu nie zna tego świata i może mu coś, jakaś kolejna nieznana rzecz, mignęła za oknem. Czyli nie warto się w to zagłębiać. Dlatego bardzo szybko spojrzał na swoją rozmówczynię, uśmiechając się do niej wdzięcznie i po wysłuchaniu jej, z lekkim oporem, zaczął. - Nie chciałbym dłużej Pani przeszkadzać, ani nadmiernie korzystać z Pani dobroci, ale czy mógłbym prosić o jedną jeszcze rzecz..? - Było mu głupio już. Teoretycznie dziewczyna sama się zaoferowała, że mu pomoże, no ale nie chciał się jej narzucać. Nie wypadało zwyczajnie. A przynajmniej jemu się wydawało, że nie wypada. - Chciałbym się napić czegoś chłodnego. Może być nawet ta kawa.. Czy mogłaby mi Pani powiedzieć co z tego jest.. - Zawahał się na moment starając się odnaleźć to słowo, które wychwycił niedawno gdzieś w tle i zapewne by pasowało. - Podawane na zimno? - O.. Tylko to i nie będzie jej już przeszkadzał. Pozostawało mieć nadzieję, że nie urazi jej tym, że za dużo już zaczął mieć tych próśb. Za to, gdy ona się przedstawiła, uśmiechnął się do niej promiennie. - Miło mi Panią.. Ekhem.. Ciebie poznać. Jestem Herbert. - I w pierwszym momencie chciał się jej nisko ukłonić, zupełnie tak jak to widział w jakimś filmie, który puszczali w samolocie, już zadrżał, chcąc się pochylić, ale zaraz do niego dotarło, że ten film opowiadał o czasach bardzo dawnych, więc chyba to powitanie obecnie nie było używane na co dzień. Zamiast więc tego zwyczajnie wyciągnął dłoń, tak jak widział, że Doktor się wita z niektórymi swoimi gośćmi, albo jak się witało parę osób, które zdążył już zaobserwować od momentu opuszczenia Klasztoru. Znów spojrzał na tę kartkę, na której były podane nazwy napojów, mrużąc przy tym w oczy w zamyśleniu, gdy zastanawiał się, który z nich ta bardzo uczynna i będąca wzorem dla innych dziewczyna mu wybierze. Za chwilę się też nieco rozejrzał, poszukując wzrokiem jakiegoś wolnego miejsca, przy którym mógłby chwilę usiąść i odpocząć. Szczególnie, że trzymaną w jednej dłoni torbę podróżną z całym jego majątkiem przydałoby się gdzieś położyć chociaż na chwilę. |
| | | Alicia van Wryght
Liczba postów : 39 Data dołączenia : 22/10/2014
| Temat: Re: Centrum Miasta Wto Kwi 28, 2015 8:33 am | |
| *Nie martw się, rozmawiam z nim tylko dlatego bo bardziej podejrzanym byłoby gdybym siedziała spięta i sprawiająca wrażenie obrażonej na cały świat* - Pomyślała rudowłosa. Intencje Bailiffa na pewno były jak najlepsze, o ile można było tak powiedzieć o zamiarach demona, ale spokój i opanowanie niejednokrotnie okazywały się przydatniejsze od pochopnych działań. Upewniwszy się, że zjawa uspokoiła się, kontynuowała zabawę z młodym chłopakiem. Przyglądając mu się już od dobrych kilku chwil stwierdziła, że ma około 18, może 20 i że nie jest brzydki. W poprzednim, spokojniejszym życiu, dobrych kilka lat temu pewnie podobałby jej się jeszcze bardziej. Teraz jednak była w większość odporna na wdzięki płci przeciwnej, nauczona doświadczeniem zdobytemu dzięki swojej dość nietypowej pracy.
Mimo to, gdy uśmiechnął się w jej kierunku tknęło ją dziwne, nieczęsto odczuwane wrażenie w klatce piersiowej. Odruchowo policzki Alicii podkreślił delikatny, różowy odcień, który nie był jednak tak oczywisty i łatwo dostrzegalny. Za swoimi plecami usłyszała ciężkie westchnięcie.
*Oczywiście. Tylko dlatego* - zakpił demon, przewracając oczami, po czym wrócił do obserwowania okolicy, głównie kawiarenki i tego co działo się na zewnątrz niej. Van Wryght zignorowała partnera.
- To może mrożona herbata..? Naprawdę, jeśli nigdy nie piłeś kawy to nie będzie ci smakować. - Jak na nią, zachowywała się aż zbyt miło i przyjacielsko w stosunku do obcych. Ale przecież nie posiadał żadnych cech świadczących o tym, że posiadałby jakiekolwiek ukryte intencje, więc chyba mogła sobie pozwolić na odrobinę 'ludzkiego' zachowania. - I nie musisz się przesiadać. To znaczy, skoro już usiadłeś... |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Centrum Miasta Wto Kwi 28, 2015 8:58 am | |
| - Mrożona herbata..? - Powtórzył cicho, zerkając znów na kartkę z nazwami i przez moment się zastanawiał. Kusiło go, aby spróbować tę kawę, no ale przecież ta dziewczyna była tutaj ekspertem, więc wiedziała o wiele więcej. Należało jej zaufać! Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby kawę spróbował innym razem, jak nie będzie czuł się taki spragniony. Dlatego też już po chwili zamawiał mrożoną herbatę, mając nadzieję, że nie będzie musiał jakoś za długo na nią czekać. Za to na jej swoistego rodzaju zaproszenie do posiedzenia przy niej, odpowiedział wdzięcznym spojrzeniem i faktycznie, usiadł wygodnie przy jej stoliku. Przez moment zapadła cisza. Teraz nie bardzo wiedział jak się ma zachować. Czy jeśli spróbuje z nią porozmawiać o czymś, to nie uzna, że się narzuca? Albo czy nie będzie jej przeszkadzał? I czy w ogóle panującym tutaj zwyczajem było takie rozmawianie? W dodatku co on mógł powiedzieć.. Nie spyta się przecież jej jak poszło na ostatnim treningu, pytanie o wypędzenie demona też chyba byłoby dziwne. Po spędzeniu całego życia tylko z mnichami i magami nie bardzo wiedział o czym rozmawiać z przeciętnym człowiekiem, który żyje z dala od tego wszystkiego. Tyle że.. Jak będzie siedział cicho, to czy ona tego nie odbierze źle? Znów.. Czy tak wypada? - Julie.. - Uznał, że jednak rozmowa będzie chyba lepszym rozwiązaniem, szczególnie, że samemu czerpał z niej pewną przyjemność. - Bardzo to będzie nie na miejscu, jeśli opowiesz mi coś o sobie? Na przykład, czy jesteś stąd, czy też jesteś przyjezdna..? - Spojrzał na nią nieśmiało, błagając w myślach, aby się nie obraziła. Głupio mu było o to pytać, ale, jeśli mieszkała tutaj, to może doradzi mu co mógłby obejrzeć, zwiedzić, gdzie się na noc zatrzymać a jeśli przyjechała z innego miejsca, to by znaczyło, że nieco podróżuje, czyli mogłaby mu opowiedzieć o świecie. Więc tak czekał na jej odpowiedź, gdy postawiono przed nim wreszcie herbatę. Uśmiechnął się od razu do dziewczyny, która mu ją przyniosła i.. Zaczął się wpatrywać w napój. W Klasztorze również pijali herbaty, chociaż inaczej się nazywały, ale raczej nie tego rodzaju. Więc, dość ostrożnie, sięgnął po szklankę i powoli upił łyka. - O! Dobra.. - Powiedział od razu i po chwili szklanka nawet w połowie nie była pełna. Cóż.. Pić mu się chciało.. |
| | | Alicia van Wryght
Liczba postów : 39 Data dołączenia : 22/10/2014
| Temat: Re: Centrum Miasta Wto Kwi 28, 2015 9:36 am | |
| Wszytko byłoby fajnie i pięknie, ale Herbert poprosił ją, by opowiedziała mu coś na swój temat. Pytania tego typu zawsze przywoływały najemniczkę do porządku i tak też było tym razem, chociaż na pierwszy rzut oka ani miły uśmiech na twarzy nie zelżał, ani wzrok nie stał się bardziej ponury. Powstrzymała się również od zmarszczenia brwi, choć te zdołały lekko drgnąć. Musiała być bardzo ostrożna, bo rozmowa schodziła na tory, na których z łatwością byłoby niechcący wygadać się o jakichś pozornie nieistotnych sprawach. Gdyby ktoś jednak później przepytywał chłopaka, nawet największe bzdety mogły sprowadzić na nią zgubę.
- Wolałabym nie... - odezwała się, powoli dobierając słowa i spuszczając wzrok do kubka z kawą. Grzywka opadła przy tym tak, że na chwilę przysłoniła widok oczu Alicii, ukrywając krótki, podstępny błysk w jej oku. Skoro już wyglądała na nieletnią, należało to wykorzystać w pełni. - Rodzice nie pozwalają mi na tak otwarte rozmowy z nieznajomymi. - Kiedy ponownie spojrzała na Herberta, wyglądała jakby szczerze przepraszała, że nie może z nim ot tak porozmawiać. Zaraz również drgnęła i dodała - To nic osobistego, wydajesz się naprawdę bardzo fajny...! Po prostu takie mamy zasady.
Zdawała sobie sprawę, że postawienie sprawy w tym świetle nastolatkowi może boleśnie uciąć dalszą rozmowę. Było to jednak ryzyko, którego nie obawiała się podjąć. Kto jak kto, ale akurat amisz powinien znać konsekwencje konserwatywnego wychowania. A dzięki temu, gdyby miał się do niej przystawiać bardziej agresywnie, może powołać się niby to przypadkiem na rodziców którzy niedługo powinni do niej dołączyć. Genialny plan. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Centrum Miasta Wto Kwi 28, 2015 10:43 am | |
| Od razu przestraszył się, gdy tylko zobaczył jej reakcję i gdy powiedziała, że wolałaby nie. Bał się, że zrobił coś, co przez tutejszych mieszkańców było źle odbierane, że mógł ją w jakiś sposób urazić. - Przepraszam.. - Zaczął więc cicho, nawet nie bardzo wiedząc co też teraz może powiedzieć, co dokładnie zrobił nie tak i jak to poprawić. - Ja nie wiedziałem, że takie pytania są tutaj czymś niewłaściwym. - Był autentycznie zdruzgotany. Spotkał taką miłą, niewinną osobę, która sama z siebie zaproponowała jemu, nieznajomej osobie, pomoc, gdy tylko dostrzegła, że ma problem a on odpłacił jej jakąś przykrością. - Ja.. Ja nie jestem stąd, więc nie wiedziałem.. I nie poznałem moich rodziców, dlatego nie wiem, że mają takie zasady.. - Ponieważ wszyscy, z którymi się wychowywał i których do tej pory poznał wiedzieli, że nikt nie ma pojęcia kim są jego rodzice, więc dla niego mówienie o tym było całkowicie naturalne, jak wspominanie, że oddycha się powietrzem. Pewien smutek w jego głosie wynikał tylko i wyłącznie z faktu, że uraził tę dziewczynę. Szybko dopił swoją herbatę i wstał. Uśmiechnął się do dziewczyny ciepło, przez moment się zawahał, po czym powiedział. - Bardzo Ci dziękuję za pomoc i urocze towarzystwo. Cieszę się, że mogłem Cię poznać. Życzę Ci wszystkiego najlepszego w życiu i oby los Ci sprzyjał. - Po czym ukłonił się nisko i opuścił kawiarenkę. Przez moment zastanawiał się gdzie pójść, wreszcie jednak ruszył przed siebie, gdzie go nogi poniosą, aby zobaczyć resztę miasteczka, zapamiętując sobie przy okazji, że tutejsi mieszkańcy uważają zapytanie się o to skąd pochodzą za coś niewłaściwego. Cóż.. Człowiek, albo też lepiej powiedzieć, osoba, uczy się przez całe życie, czyż nie? |
| | | Alicia van Wryght
Liczba postów : 39 Data dołączenia : 22/10/2014
| Temat: Re: Centrum Miasta Wto Kwi 28, 2015 11:26 am | |
| Pożegnała chłopaka uśmiechem i krótkim 'pa', ale gdy tylko drzwi kawiarenki zamknęły się za nim z cichym kliknięciem, wyraz twarzy rudowłosej stał się o wiele poważniejszy, sprawiający wrażenie jakby dziewczyna pozbawiona była możliwości odczuwania głębszych emocji. A przecież tak pięknie rumieniła się jeszcze chwilę temu i z wahaniem w głosie odmawiała cudownemu, zagubionemu amiszowi!
*Alicjo, coś jest z nim nie tak* - Demon usiadł bezszelestnie na miejscu, które chwilę wcześniej zajmował Herbert. Zrobił to nie tylko dlatego, żeby móc wpatrywać się w twarz dziewczyny, ale również po to, by dyskretnie wybadać aurę jaka pozostała po przybyszu. - *Może nie nosić śladów niedawnego przebywania w towarzystwie wampira, ale to o niczym nie świadczy. Na własnej skórze doświadczyłaś technik jakimi posługuje się Dracula, mógł po prostu nasłać innego człowieka pod swoimi wpływami*
- Tak myślisz? Przezorności nigdy za wiele, jak mawiają. - mruknęła półgębkiem, chowając usta za krawędzią kubka, dopijając zamówioną kawę. Kiedy odstawiła naczynie na stolik i zostawiła na nim zapłatę z napiwkiem dla obiecującej baristki, schowała notebook do torby sportowej. Jaka szkoda, że nie zdążyła z niego skorzystać. Udała się do damskiej toalety gdzie dostrzegła okno pod sufitem, ale na tyle duże by dało radę zwykłemu człowiekowi wyjść nim jedynie poprzez stanięcie na muszli toalety. Alicia musiała po prostu skoczyć, nawet niezbyt wysoko jak na nią. Dobrze że w łazienkach nie można było montować kamer! Dzięki temu szybko zmieniła buty na wzmocnione glany, na twarz założyła maskę. Całości dopełnił długi, zapinany na guziki dwurzędowy czarny płaszcz, tego samego koloru cienkie skórzane rękawiczki oraz pas z kaburami na dwa colty i sztylet. Bailiff stał ciągle z boku i z uśmiechem przyglądał się poczynaniom swojej podopiecznej, dopiero gdy ta skończyła przygotowania i naciągnęła na głowę kaptur, wniknął do jej ciała. Do tej pory jasno błękitne tęczówki przybrały odcień krwistej czerwieni a źrenice stały się wąskie niczym u kota.
Van Wryght wyskoczyła zwinnie przez okno, po czym odbiła się od dolnej jego ramy by rękoma złapać się za krawędź dachu kawiarni i równie lekko wylądować na jej szczycie. Tam też, przy skrzynce klimatyzacji, pozostawiła swój bagaż i już niczym nie skrępowana przeskakiwała z jednego budynku na drugi. W najgorszym wypadku lepiej zapozna się z tą ubogą w atrakcje okolicą, w najlepszym potwierdzą się ich przypuszczenia odnośnie Herberta. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Centrum Miasta Wto Kwi 28, 2015 11:53 am | |
| Chłopak był przez jakiś czas nieco zły na siebie o to, że dał taką plamę w rozmowie z tą dziewczyną, ale zaczęło mu to przechodzić, gdy tylko rozpoczęła się jego wycieczka. Sklepy, samochody, ubrania, jakie niektórzy ludzie mieli na sobie.. Dla kogoś wychowanego na takim totalnym odludziu, z dala od cywilizacji, wszystko było ciekawe, interesujące, intrygujące. A już szczególnie dla nastolatka. Więc spacerował, powoli, nie śpiesząc się, rozglądając się wciąż na wszystkie strony, oglądając z uwagą i zainteresowaniem nawet te rzeczy, które dla przeciętnego zjadacza burgerów w Macu, czy kurczaków w KFC były całkowicie naturalne i niegodne żadnej uwagi. Nie miał pojęcia, że ktokolwiek go może śledzić, więc nawet nie starał się zwracać uwagi na cokolwiek, co by mogło o tym świadczyć, nie wyczuwał żadnych magicznych aur.. Pochłonęło go zwiedzanie. Do tego stopnia, że nie zwrócił uwagi na idącego z naprzeciwka jakiegoś osiłka, przez co wpadli na siebie. - Uważaj skur..! - Rzucił wspomniany osiłek i uderzył chłopaka, chcąc go odepchnąć od siebie. Pierwsze przepraszam, które już miało opuścić usta Herberta rozmyło się zanim jeszcze pojawiło się na końcu języka. Zamiast tego.. Zatrzymanie ciosu mężczyzny lewą dłonią, mocne i szybkie wyprowadzenie własnego prawą, prosto w nos, przez co rozległ się nieprzyjemny odgłos miażdżenia nosa, po czym gwałtowne kopnięcie w brzuch, które posłało "przeciwnika" na ziemię. Dobre dwa metry dalej.. Czysty instynkt kierował chłopakiem, no, może malutką domieszką nagłego gniewu, wynikającego z jeszcze ukrytych cech Herberta, jego myśli na moment zostały wyłączone. Załączyły się dopiero po tym kopniaku i, jak to się można było spodziewać, chłopak zaraz klęczał przy mężczyźnie. - Bardzo Pana przepraszam! To było niechcący! Czy tu gdzieś jest jakiś uzdrowiciel?? - Zaczął się rozglądać, pełen wyrzutów sumienia, że tak potraktował tego osobnika. |
| | | Alicia van Wryght
Liczba postów : 39 Data dołączenia : 22/10/2014
| Temat: Re: Centrum Miasta Wto Kwi 28, 2015 12:43 pm | |
| W końcu udało im się zlokalizować chłopaka, akurat na czas by dostrzec jak ten spuszcza srogie lanie mięśniakowi minimum dwa razy większemu od niego i nie męcząc się przy tym zbytnio. Czuła jak zadowolony z siebie demon powstrzymuje się przed powiedzeniem 'a nie mówiłem'.
*Dobrze wiesz że to jeszcze o niczym nie świadczy* - Podsumowała całą sytuację w myślach, przycupnąwszy na skraju dachu budynku. Obecnie bardzo często można było mieć wrażenie, jakby więcej ludzi posiadało jakieś moce, niż pozostawało normalnych. *Niemniej jednak nie możemy go zignorować, prawda Alicjo?* - Ton głosu Bailiffa miał jednoznacznie kategoryczny wydźwięk. Dziewczyna westchnęła cicho pod maską. *Jeżeli zna naszą tożsamość, to trochę szkoda go zabijać. Ale fakt, nie możemy ryzykować powrotem do niewoli* - wzruszyła ramionami. Zaskakująco szybko pogodziła się z koniecznością pozbawienia życia cywila. - *Jeśli się mylimy to przynajmniej wygląda na to, że znaleźliśmy sobie niezłego sparing-partnera*
Głupotą byłoby teraz się ujawnić, czekała więc aż cel w poszukiwaniu swojego 'uzdrowiciela' odejdzie kawałeczek dalej, w pobliże ciemnej bocznej uliczki a najlepiej jakby udał się na obrzeża miasta, gdzie przypadkowych przechodniów powinno być najmniej. Nie spodziewała się doświadczyć jednak aż takiego luksusu w postaci bezkarnego obicia mordy na środku pola, weźmie więc cokolwiek da los. Do tego czasu obserwowała go z góry, nie rzucając się zbytnio w oczy. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Centrum Miasta | |
| |
| | | | Centrum Miasta | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |