- To wszystko? – była zaskoczona tym, że tajemnicza fala energii najwidoczniej nie spowodowała żadnych zniszczeń, ani innych widocznych na pierwszy rzut oka zmian w otoczeniu. Co się więc zmieniło? Czego nie dostrzegają? Coś przecież musi być na rzeczy. W innym wypadku po co ktoś zadawałby sobie tyle trudu? Znaczy się, w swojej dotychczasowej karierze Jess widziała już różne rzeczy i równie głupie zachowania obserwowała dość często, ale to nie jedna z tych spraw, którymi zajmowała się na co dzień. Wątpiła w to, że osoba odpowiedzialna za tę anomalię, podjęłaby próbę uczynienia czegoś równie bezproduktywnego. Zerknęła badawczo na Wandę. Po jej minie Jones widziała, że ona również nie jest pewna tego co właściwie się wydarzyło. A to było… Tym bardziej niepokojące. Jakby tego było mało, Wiedźma zaproponowała rozdzielenie się i sprawdzenie zarówno klubu, jak i miejsca, z którego nadeszła energia.
- Chyba żartujesz. – pomysł ten zupełnie jej się nie spodobał. Rozumiała ideę zbadania większej liczby tropów w krótszym czasie przez każdą z nich z osobna, lecz wizja tego, że znów musiałaby użerać się ze wszystkim samotnie jakoś jej nie przekonywała. Ale czy miała jakiś wybór? To najlepsza opcja jaką mają. Strange uciekł, są zdane wyłącznie na siebie, a do zrobienia jest dość sporo. Do tego ton głosu i wyraz twarzy Scarlet Witch sprawiały, że Jessica jakoś nie miała największej ochoty, by z nią w tej chwili dyskutować. Postanowiła więc tym razem odpuścić i przystać na propozycję towarzyszki.
- Nie, żebym była z tego zadowolona, ale niech ci będzie. – w co ona się znów wpakowała… Odprowadziła Wiedźmę wzrokiem, nie życząc jej powodzenia, ani nic w tym rodzaju. Po chwili zarzuciła torbę z ekwipunkiem na plecy i zwróciła się w stronę, którą zamierzała się udać. Cel: klub TBA na Brooklynie. Ma do pokonania kawałek drogi, jest zmęczona, dłuższe korzystanie z mocy nie wchodzi w grę. Zwłaszcza, że powinna oszczędzać siły na wypadek nagłej potrzeby ucieczki przed bestiami. Czeka ją długi i niebezpieczny spacer. Wzięła głęboki oddech, i następny, a potem jeszcze jeden i ruszyła. Z oczami dookoła głowy, wsłuchując się w każdy, nawet najmniejszy, szmer, gotowa zwiewać jeśli tylko poczuje, że stwory się nią zainteresowały.
[zt]