|
| Central Park | |
|
+67Vision Magneto Annie Gwen Stacy Winter Soldier Helbindi Fenris Black Widow Luna Maximoff Marrow Gambit Jemma Simmons Katie Power Seo-yun X-23 Wolfsbane Evrain Keirtz Supercollider Esco Łaska Doreen Green Doctor Strange Teddy Altman Speed Victor Mancha Kelly Night Skuld Patriot Cassie Lang Kate Bishop Wiccan Eugene Mercer Quicksilver Shatterstar Rictor Madeline Baal Shiklah Kaine Sabretooth Daken Leila Kamikirimusi Flash Thompson Echo Mikael Enea Mysterio Samantha Hudson Captain America Spider-Man Hela Rocket Raccoon Super-Skrull Eve Darkhawk Lafia Domino Cable Kinaret Luke Cage Nuzuki Moon Human Torch Gna Invisible Woman Loki 71 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Central Park Pią Cze 08, 2012 4:19 pm | |
| First topic message reminder :Oaza zieleni w centrum Manhattanu. Zajmuje osiemset czterdzieści trzy akry powierzchni. Na terenie Central Parku oddawać się można wielu zajęciom, takim jak obserwowanie ptaków, pływanie po jeziorach w łódkach czy kajakach, jazda rowerami czy bryczkami konnymi, bieganie, tenis, siatkówka, kręgle, wspinaczka na skałkach, pływanie w basenie - lub zimą jazda na łyżwach oraz wiele, wiele innych. Tutaj można znaleźć mapę. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Vision Mistrz Gry
Liczba postów : 182 Data dołączenia : 24/09/2015
| Temat: Re: Central Park Nie Paź 06, 2019 6:01 pm | |
| - Central Park oraz jego najbliższe otoczenie poddane zostały ewakuacji. Dla własnego bezpieczeństwa, proszę o jak najszybsze udanie się ku najbliższemu wyjściu z parku. Uprzedzę funkcjonariuszy o pańskiej osobie. – lakonicznie odpowiedział zaskoczonemu całym zamieszaniem mężczyźnie wskazując przy tym drogę, którą ten powinien się udać. W międzyczasie postarał się nawiązać kontakt z policją w celu przekazania im informacji o tym człowieku oraz kierunku, z którego ten będzie nadchodził, dla pewności zalecając też krótką rozmowę w celu dalszego wyjaśnienia jego obecności w miejscu na tę chwilę całkowicie zamkniętym dla cywili. Nawet jeśli sam nie wyczuł w słowach mężczyzny fałszu, wolał zachować ostrożność. Po krótkiej obserwacji, czy ten aby na pewno podąża we wskazana stronę i upewnieniu się, że funkcjonariusze wyjdą mu na przeciw, syntezoid znów uniósł się w powietrze z zamiarem kontynuowania patrolu. Wtedy właśnie zerwał się wiatr. Jego pojawienie się, tak nagłe, nie mogło być przypadkiem i w swoistym odruchu Vision skierował wzrok w stronę miejsca, którym jego znajomi mierzyć mieli się z tajemniczym połączeniem między światami. Miejsca, w którym z tego co mógł zobaczyć i usłyszeć od dwójki użytkowników sztuk magicznych łączyło się wiele różnych elementów mistycznego świata. Z tego oraz innych wymiarów. Nawet z oddali widok był niezwykły. Szalony, można było wręcz powiedzieć. Choć z początku nie odczuł bezpośrednio na sobie żadnych dodatkowych skutków działań czarodziei, zaraz się to zmieniło. Liczne drobne spięcia w różnych częściach jego ciała zmusiły go do odłączenia niektórych systemów. Tych mniej ważnych, bez których i tak swobodnie mógł się obejść, ale i to należało uznać za niepokojące. Gdyby efekt był silniejszy zmuszony byłby się wycofać w bezpieczniejsze dla niego rejony, a w najgorszym przypadku być może raz jeszcze musiałby posunąć się do własnej dezaktywacji. - JARVIS. Skontaktuj się z pozostałymi Mścicielami oraz innymi bohaterami zlokalizowanymi w Nowym Jorku, z którymi regularnie współpracujemy. Przekaż im informacje o naszych działaniach i poproś, by pozostali w gotowości do działania. – zwrócił się do AI, przygotowując plan na wypadek nieprzewidzianych zdarzeń, do których mogą doprowadzić dalsze próby zamknięcia połączenia. – Jeśli już tego nie robisz, stale monitoruj na wszelkie możliwe sposoby to co się tu dzieje. Jeśli zauważysz, że sytuacja może zacząć wymykać się spod naszej kontroli, natychmiast nawiąż kontakt ze Strangem. Wolałbym tego uniknąć, ale jeśli umiejętności pana Ramseya oraz Lveliasa okażą się niewystarczające, jego doświadczenie może być nam potrzebne. – i niestety nie mieli większego wyjścia w kwestii innych osób o odpowiedniej wiedzy i zdolnościach magicznych, zwłaszcza, gdy Wanda wciąż była wyłączona z działań drużyny ze względu na poważny uraz, którego doznała w Waszyngtonie. Miał nadzieję, że zdoła przebić się z tą wiadomością przez ewentualne zakłócenia wywołane ostatnim wyrzutem magicznej energii. Jeśli tak, wiedział, że SI wszystkim się zajmie. Latając nad parkiem, patrolując okolicę, znalazł się w pobliżu jednego z tutejszych placów zabaw. Tam też usłyszał, a po chwili skupienia także zauważył coś niezwykle niepokojącego. W jednej ze znajdujących się tam konstrukcji ktoś się skrywał. Co najmniej kilka osób. Bez wątpienia dzieci, które bez większego zastanowienia przekradły się tam pomimo ostrzeżeń oraz patrolujących ulice funkcjonariuszy. Z jednej strony było to ogromne przeoczenie ze strony tych służb, a z drugiej pokaz determinacji młodych przedstawicieli rasy ludzkiej. Nieszczęśliwie dla nich, wpakowali się niemal w sam środek ich działań. Gdzieś z boku dostrzegł też zmierzającą w tę stronę Silk. Dzięki wyostrzonym zmysłom również musiała usłyszeć te krzyki. Muszą jak najszybciej wydostać uwięzione tam osoby i przetransportować je poza zagrożony obszar. Kiedy zbliżył się do placu zabaw, młoda bohaterka już tam była. Syntezoid obniżył lot i podleciał pod kamienną konstrukcję, próbując ocenić kto dokładnie i w jakiej liczbie tam przebywa. Cały czas starał się również być świadom otoczenia, na wypadek kolejnych niebezpieczeństw i potencjalnych towarzyszy tych „rozbójników”. - Nie powinno was tu być. Jakim cudem udało wam się uniknąć policji oraz agentów? – spytał będąc tym szczerze zainteresowany, a także chcąc odciągnąć ich uwagę od wszystkiego co działo się dookoła. - Zaraz was stąd zabierzemy. Muszę mieć tylko pewność, że jest bezpiecznie. – dodał po chwili i przeniósł wzrok na Silk. – Szybka reakcja. – pochwalił dziewczynę i spytał. – W jakim stanie byli nasi towarzysze? Spodziewać się dalszych niespodzianek, czy możemy działać? |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Central Park Czw Paź 10, 2019 9:27 pm | |
| Zmiany wprowadzone w okolicznych drzewach przez magię sięgały głęboko, tyle dało się łatwo zauważyć. Nie dość, że ich powłoki znacząco stwardniały, liście stały się ostre jak żyletki - to jeszcze odmienił się sam ich rdzeń... W tym bardziej mistycznym znaczeniu tego słowa. Na ogół wypełniała je po prostu energia życiowa płynąca z planety; teraz wymieszały się z nią przypadkowe zaklęcia, różne rodzaje magii, które wpłynęły na ich zachowanie - i przede wszystkim sposób odbierania świata. Połączenie się z nimi było dla Lveliasa nieprzyjemnym doznaniem. Nosiły w sobie coś z tej chaotycznej mocy, niepokojącej i nieprzewidywalnej, ale wbrew pozorom nie to było najgorsze. Nie myślały, nie do końca - nie tak, jak ludzie, elfy czy podobne im istoty... Ale czuły mocniej niż kiedykolwiek do tej pory. Przyzwyczajone do promieni słonecznych, zanieczyszczonego powietrza miasta, spokojnej i stacjonarnej egzystencji w parku - teraz mierzyły się z czymś innym, dużo bardziej intensywnym... I wyglądało na to, że właśnie przez to szalały. Nadmiar bodźców popychał je do działania, do wyrywania korzeni z będącej więzieniem gleby, do potrząsania gałęziami, które nagle posiadły możliwość świadomego ruchu. Skojarzenie z porodem było właściwe; gdyby mogły, drzewa prawdopodobnie też by teraz krzyczały. Jako że jednak nie posiadały gardeł, to echo całego ich chóru odbierał tylko starający się z nimi empatycznie dogadać Lvelias. Napar pomógł - przynajmniej na koncentrację, tak jak powinien - ale nie był w stanie wygłuszyć tego wrażenia... Gdyż było to wrażenie, a nie prawdziwy odgłos, mentalny czy nie. Być może to czyniło go silniejszym? Dźwięk nie mógłby się chyba równać przytłaczającej fali paniki i niezrozumienia, jaką emitowały z siebie świeżo obdarzone świadomością rośliny. Potrzebowały czasu. Nie wszystkie reagowały tak samo. Gdyby oceniać je ludzkimi - elfimi - standardami, można by zapewne uznać to za początki kształtowania się osobowości. Do tego czasu przynajmniej połowa z nich zdążyła wyciągnąć korzenie z ziemi, reszta w dalszym ciągu się z tym szamotała... Ale w końcu niektóre zaczęły się uspokajać. Kilka wykazywało coś, co - w przełożeniu - uszłoby może za ciekawość względem Lveliasa; ciekawość, której pewnie same nie rozumiały. Parę innych zdawało się być zadowolonych z punktu zaczepienia - lub może z pojawienia się czegoś, co przywracało ich egzystencji jakiś cień stabilności. Przez ich przerażenie przebijać się zaczynała nadzieja, u jednych szczera, u innych desperacka. Zdecydowanie nie posiadały dość samoświadomości i doświadczenia - jeszcze nie - aby radzić sobie z emocjami lub chociaż być w stanie je rozszyfrować. Nigdzie nie było nawet powiedziane, że kiedykolwiek się tego nauczą. Z drugiej strony przecież istniały rasy inteligentnych drzew; czy kolejna nie mogłaby się narodzić przez przypadkowe wyładowanie magii? Na szczęście - albo i nie, zależnie od punktu widzenia - mag znał się na uczuciach lepiej, dlatego on mógł całkiem nieźle orientować się w tym, jak odmienione rośliny mogły się zachować. Przerastające je wrażenia wciąż były dla nich praktycznie bolesne i utrudniały im odnalezienie się w sytuacji, ale większość z nich przynajmniej była skłonna słuchać - nawet jeżeli nie wszystko do nich docierało... I nie każde z nich ufało. Ich ruchy nie ustały, ale w wielu przypadkach zwolniły - i nie próbowały uciec z parku. Na więcej w tej chwili chyba nie można było liczyć. Tyle że rzucanie w tym miejscu kolejnych zaklęć okazało się być bardzo ryzykownym pomysłem. Portal co prawda udało się otworzyć, ale wzdłuż jego krawędzi przeskakiwały iskry. Sprawiał wrażenie niestabilnego, lecz nie ze względu na niedobór energii, tylko jej nadmiar; jak gdyby cała ta moc, która nie zdążyła jeszcze w coś wsiąknąć, czepiała się teraz czaru. Część samoistnie przelewała się na drugą stronę przejścia - i przynajmniej to tak czy siak zdawało się pokrywać z planem Lveliasa. Mogło to jednak skłaniać do myślenia: skoro przypadkowe pasma energii - czarnej, białej i wszelkiej innej barwy magii - ingerowały w portal, to być może wzmacniałyby także inne zaklęcia... I losowo je odmieniały... Korzeń początkowo sprawdzał się dobrze. Siłą rzeczy nie mógł przechwycić całej okolicznej mocy, ale to, co w niego wnikało, było transportowane przez portal. Dla Lveliasa cały proces zdawał się pewnie trwać dłużej niż w rzeczywistości - i nic dziwnego, bo wymagał od niego ogromnego skupienia i poświęcenia - każda sekunda się mu dłużyła... A z czasem robiło się coraz trudniej. Nie tylko przez samą ilość energii, choć musiała być męcząca; w pewnym momencie część z niej zaczęła zauważalnie, wyczuwalnie oddziaływać na sam korzeń, najpierw stosunkowo nieszkodliwie... Aż w końcu któryś rodzaj dawnego zaklęcia wywołał nieprzewidywany efekt - próchnienia. Nie dotykał on co prawda całego korzenia, lecz powędrował wzdłuż niego rozgałęziając się niczym błyskawica, pozostawiając jaśniejszy, suchy ślad, który utrudniał przepływ energii. Chwilę później rozlegać się zaczęły pierwsze odgłosy pękania. Do tego czasu spora część magii - która jeszcze w niczym i nikim nie osiadła lub nie uciekła gdzieś dalej - została przerzucona do puszczy. Pomoc dla Lveliasa nie nadchodziła, każdy obecny miał własne problemy na głowie i starał się ratować sytuację jak mógł - w związku z czym być może przerwanie czaru i zamknięcie portalu już teraz byłoby najlepszym rozwiązaniem... Pozostawiłoby w parku resztki energii, które być może jeszcze by na coś wpłynęły, lecz prawdopodobnie na bardzo małą skalę. Kontynuowanie byłoby ryzykowne - choć co właściwie mogłoby się stać, gdyby Lvelias zdecydował się dokończyć dzieła? Być może nic. A może pęknięty korzeń wypuściłby z powrotem do okolicy coś bardzo nieprzyjemnego.
W tym czasie z kolei Irvin skupił się na głównym celu misji... I dzięki swojemu wyjątkowemu spojrzeniu od razu dostrzegł największy problem. Odcięta od dotychczasowych wiązań energetycznych szczelina natychmiast znalazła sobie nowe źródło i zdążyła przyssać się do niego w czasie, gdy bohaterowie - faktyczni, przypadkowi i opłacani - reagowali na zmiany pogodowe i całą resztę magicznych niespodzianek. Była nim sama bariera. Fragmenty mistycznej klatki wyginały się mniej lub bardziej, niektóre na tyle, że pomiędzy nimi i wyrwą nawiązane zostało połączenie... Liczne, drobne połączenia, splatające się ze sobą nitki, przeprowadzające tę niepokojącą, niewłaściwą energię z drugiej strony dziury prosto do bariery. A że zaklęcie Ramzesa współgrało z Lveliasowym, to nie potrzeba było magicznego wzroku, aby ocenić, że moc przenikała z bariery również do wzmacniających naturalne linie korzeni. Wszystko to następowało stosunkowo wolno, przypominało bardziej sączenie się niż wodospad, bo najwyraźniej wyrwa miała cały czas we wszechświecie, ale zagrożenie wciąż istniało - w dalszym ciągu przepychała na zewnątrz swoje wpływy. Całość wydawała się być stabilna - przynajmniej tyle dobrego. Co więcej, teraz prawie na pewno szczelina nie była częścią niczego ważnego; podpinała się pod takie wiązania z boku. O wiele mniejsza liczba miejsc styku - bo jedynie z barierą - ułatwiała obserwowanie sytuacji... Więc być może załatanie jej tak czy siak byłoby teraz możliwe? Irvin sam musiał jednak zadecydować czy chciał podjąć to ryzyko czy wolał spróbować jeszcze w inny sposób odciąć wyrwę... O ile było to w ogóle możliwe, skoro chwytała się nawet tej magii, która miała utrzymać ją w zamknięciu.
Podczas gdy magowie zajmowali się kwestiami mistycznymi, Cindy skierowała się natomiast ku placowi zabaw - co nie było wcale łatwe. Mogłoby być co prawda trudniejsze, gdyby Lvelias nie zabrał się za uspokajanie drzew, ale to mimo wszystko trochę trwało, a Silk nie mogła czekać... Więc zmuszona była spróbować przeskoczyć pomiędzy gałęziami i ostrymi listkami - zapewne rozcinając się na nich w paru miejscach, dzięki swej wyjątkowej zwinności niezbyt groźnie, ale bez wątpienia irytująco. Magicznie wprawione w ruch huśtawki i inne elementy wystroju placu nie spróbowały jej zaatakować. Właściwie to nie wyglądało również na to, aby planowały zwrócić się przeciwko komukolwiek innemu... Ani też na to, by posiadały jakiś inny cel istnienia. Być może w przeciwieństwie do odmienionych drzew nie były świadome - tylko przemieszczały się przypadkowo? A może zwyczajnie nie chciały zrobić nikomu krzywdy i panikę wywołały jedynie tym, iż ożyły, a nie jakimiś niecnymi uczynkami? Trudno byłoby to ustalić, bo w końcu nie dało się ich o to zapytać... Albo raczej dałoby się, ale nie mogłyby udzielić odpowiedzi. Najważniejsze jednak, że nie starały się umyślnie utrudniać Cindy zadania. Co prawda losowość ich działań sprawiała, że ich kolejne poczynania trudno by było przewidzieć, ale premedytacja sprawiłaby Silk więcej kłopotów, więc chyba nie mogła narzekać. Koniec końców lepiej było się rozglądać i martwić o to, że któraś zjeżdżalnia może się na kogoś przewrócić - niż odpierać stałe ataki całej gromady sprzętu. W tym momencie część okolicznych drzew wciąż jeszcze nie pozwalała się do końca uspokoić, stanowiąc dodatkowe utrudnienie i żywą barierę, ale na szczęście Cindy nie musiała długo czekać na przybycie Visiona - który dołączył do niej krótko po otrzymaniu od Jarvisa potwierdzenia, iż AI przyjęło polecenia i wzięło się za ich realizowanie. Pojawienie się Avengera wywołało natychmiastowe zainteresowanie dzieciaków - i trzy pary zaciekawionych oczu wbiły się w niego jednocześnie. Już sama obecność Silk zdążyła je trochę uspokoić - pomimo tekstu o potencjalnej śmierci - i wyraźnie nie bały się aż tak, jak przed jej przybyciem, a to oznaczało, że zrobiły się również śmielsze... Lecz pytanie Visiona i tak sprawiło, że opuściły spojrzenia. Cała ich postawa przypominała typowe "przyłapanie z ręką w słoiku z ciastkami". -Bo chcieliśmy zobaczyć co się stanie. Więc się schowaliśmy- odpowiedziała najstarsza dziewczynka, tonem graniczącym pomiędzy naburmuszeniem, zawstydzeniem i niechęcią do przyznawania się do winy. Pozostała dwójka siedziała w tym czasie cicho, nagle niesamowicie zainteresowana własnymi butami. Przez ten czas drzewa wokół placu zabaw stopniowo zwalniały swoje ruchy. Niektórym w dalszym ciągu zdarzało się machnąć gwałtowniej gałęziami czy szarpnąć się na swych korzeniach, ale poczynania Lveliasa przynosiły efekty. Przelecenie nad ich koronami tak czy siak powinno już być stosunkowo bezpieczne, przynajmniej jak długo nie pojawiłoby się żadne inne zagrożenie... Lecz na to w tej chwili nic nie wskazywało - w tym miejscu. Oczywiście Silk i Vision nie mogli wiedzieć o tym, co widział Irvin, ani jak bardzo męczył się Lvelias, więc nie posiadali wszystkich informacji... Ale każde z nich musiało podjąć jakąś decyzję.
|
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Central Park Pon Paź 21, 2019 8:05 pm | |
| Druid zamknięty był w kloszu własnych problemów. Był na nich skupiony tak bardzo, że zupełnie nie zwracał uwagi na nic, co nie było bezpośrednio związane z jego zadaniem. Gdyby teraz w jego stronę poleciał jakiś zbłąkany kamień, to niechybnie trafiłby go w głowę. Prawdopodobnie nawet parada orangutanów w cyrkowych strojach jadących na bicyklach nie odwróciłaby teraz jego uwagi. Nie dało się ukryć że ten poziom skupienia pozwolił osiągnąć mu wypity eliksir, który w swoich składnikach miał więcej niż mniej ziół psychotropowych. Drzewa w okolicy szalały nie mogąc poradzić sobie z nowo odkrytą świadomością, ale szczerze mówiąc, nie był to pierwszy taki przypadek, jaki Lvelias napotkał podczas swojego długiego życia. O ile ogarnięcie zbiorowej empatii całego gaju i koncentracja na dodatkowych zaklęciach było wyzwaniem wymagającym, to nie niemożliwym, a elf jak niewiele istot nadawał się do tego działania. To co odczuwały teraz rośliny, odzwierciedlało w pewnym stopniu to, z czym druid każdego dnia zmagał się we własnej głowie. Blizny pozostawione po walce z Królem Chaosu paliły niczym piętno. Z jednej strony elf jak niewielu potrafił odnaleźć się w tym szaleństwie, z drugiej natomiast zawsze istniało prawdopodobieństwo że tym razem samemu zapadnie się w otchłań szaleństwa pod naporem kakofonii emocji. Problem dodatkowo polegał na tym, że na ogół miał do dyspozycji zdrowe, silne jak niedźwiedź ciało, które zawdzięczał fomorskiej spuściźnie swego ojca. Ciało niewielkiego ssaka rzecznego nie mogło się z nim równać, a druid zbyt późno zdał sobie z tego sprawę. Z rosnącą paniką, ostro pobudzonych i przytomnych zmysłów, obserwował jak opada z fizycznych sił. Aby zbilansować tę dysproporcję zasobów, wzbudził w sobie magią wytrzymałość niedźwiedzia, lecz szczerze mówiąc, kupiło mu to zaledwie minuty. Był w stanie mentalnie podtrzymywać odsysanie dzikiej magii z otoczenia, nawet w momencie gdy już ledwo podpierał się przednimi łapkami o leżący w trawie kostur druidów. Dotyk sękatego drewna dodawał sił i otuchy. Obserwowane z boku, słaniające się zwierzątko musiało wyglądać naprawdę tragicznie. Gwoździem do trumny okazało się przeciążenie i pękanie magicznego korzenia. Na jego widok wydra wypowiedziała bezdźwięczne "Nosz k***a...". Kończył mu się czas na kilku frontach jednocześnie. Pomoc nie nadchodziła, pozostało mu więc jedynie sądzić że pozostali mają ważniejsze rzeczy na głowie. Jedyne co zostało mu do zrobienia to oszacować najoptymalniejszy moment aby bezpiecznie zakończyć odsysanie magii. Miał wrażenie że minęło kilka godzin, jednak by pewien że było to złudne wrażenie. Nie miał nawet okazji ocenić wyników swojej pracy, bo dokładnie w sekundzie w której zamknął portal do Otherworldu pozwolił sobie na utratę przytomności. Miał nadzieję że przynajmniej teren wokoło wyrwy był bezpieczny na tyle, by Irvin mógł dokończyć pracę. Co ciekawe, dzieło druida miało jeszcze jeden dodatkowy efekt, którego Lvelias nie przewidział, a teraz nie mógł być go nawet świadomym. Wyglądało na to, że wraz z dziką magią tego miejsca, do puszczy dostała się też odessana klątwa z samego elfa. Mógł to być też oczywiście przypadek, lecz efekt pozostawał ten sam. Nieprzytomny elf odzyskał swoją prawdziwą postać, leżącą teraz nieprzytomnie w trawie. Postawa w której stracił przytomność była może i wygodna dla wydry, lecz na pewno nie była dla dorosłego mężczyzny, który leżał teraz twarzą do gleby na brzuchu z podwiniętymi nogami, nagi jak go Danaan stworzyli. Zadnia część szanownego kapłana sterczała z dumą ku niebu, zdwajając się być zadowolona z wyników ich wspólnej pracy. Całe szczęście, że cała reszta elementów elfa była chwilowo zasłonięta tą przedziwną pozycją. Na twarzy malował mu się błogi wyraz, jak gdyby śniło mu się coś bardzo miłego. |
| | | Silk
Liczba postów : 76 Data dołączenia : 08/06/2018
| Temat: Re: Central Park Wto Paź 22, 2019 12:03 pm | |
| Cindy nie była mocna z pracy zespołowej. Wiele lat w odosobnieniu sprawiło iż stażystka nie tylko miała problemy z komunikatywnością, ale również słabo radziła sobie z nawiązywaniem współpracy i odnajdywaniu się w grupie, z kolei zatrudnienie w gazecie, gdzie każdy walczył o swoje, próbując przebić się na pierwszą kolumnę niezależnie od tego ilu redakcyjnych kolegów miał przy tym pogrążyć, z pewnością nie było idealnym rozwiązaniem jak chodzi o walkę z własnymi słabościami. Nic więc dziwnego że Silk również wolała pracować samodzielnie. Czasem pomagała pająkowi, ale generalnie unikała sytuacji takich jak ta obecna w parku, gdzie nagle musiała dopasować się do całej grupy. Dziewczyna nie wiedziała co robić, a fakt iż sedno problemu dotyczyło magii, jeszcze bardziej pogłębiał gnębiący ją chaos myśli. Same dzieciaki również nie ułatwiały jej zadania. Szybko okazało się, że dla smarków latający android stanowi dużo większa atrakcje niż gadający świstak czy pajęcza dziewczyna. Ekipa kryjąca się na placu zabaw jednogłośnie zdecydowała iż ucieczka z miejsca katastrofy w objęciach Visiona będzie ciekawsza niż to co chciała pokazać im Cindy. - Związać ci ich w supeł? – Spytała Silk, zauważając że dla komfortu transportu dzieciaków, android powinien zabierać ich z parku parami, co z kolei oznaczało że ona przynajmniej przez jakiś czas powinna tu zostać z jednym malcem, ochraniając go do chwili aż Vision nie wróci. Taki kokon na pewno sporo by ułatwił. Może nie tyle jak chodzi o sam ciężar co pewniejszy chwyt tego co się niesie, a co za tym idzie skrócenie ilości wymaganych kursów do minimum. Tym bardziej iż Cindy spieszyło się by pomóc druidowi. Uznała bowiem, że nawet jeśli nie wesprze futrzaka w tym magicznym czymś, co aktualnie robił, to przynajmniej mogłaby dopilnować aby jakieś rozochocone drzewo przypadkiem nie nastąpiło zwierzakowi na łeb. Stażystka zorientowała się również że nie bardzo potrafi odpowiedzieć na pytanie androida. Zanotowała sobie w pamięci, że działając w drużynie warto czasem spojrzeć co robią pozostali, a dopiero potem szarżować za własnym pomysłem. – Nie mam pojęcia. Wyglądali na takich co … takich co to wiedzą co robić. – Bez przekonania wyjaśniła Silk. – Sprawdzę to. W czasie gdy android ewakuował dzieciaków, bohaterka ponownie przebijała się poprzez tańczące sprzęty z placu zabaw i rozchybotane drzewa, tylko po to by jak najszybciej dotrzeć do miejsca gdzie chwilę wcześniej pozostawiła bobra. Tak jak lubiła popisywać się swoją akrobatyczną sprawnością, zwinnością, lekkością i naturalną łatwością do wykonywania wszelkiej maści skoków, salt i piruetów, tak teraz konieczność wykonywania całej gamy tricków i ślizgów wydawała jej się straszna stratą czasu. Co gorsze gdy już dotarła na miejsce, zamiast Lveliasa ujrzała tam jakiegoś pijaka świecącego gołym tyłkiem po okolicy. Brzmiała to niewiarygodnie, ale najwyraźniej agenci Tarczy przegapili również jego. Albo po prostu nikt nie chciał zwracać uwagi na nagiego wariata. - Co jeszcze!? Naprawdę ktoś tu powinien poważnie zastanowić się nad weryfikacją zatrudnienia. – Skomentowała Silk, dla której widok nieprzyodzianego osobnika przeciwnej płci, stanowił dość szokujący, a jednocześnie budzący ciekawość obraz. Cindy rozejrzała się dookoła usiłując zorientować się czy na pewno dotarła tam gdzie trzeba, jednak biegające jak po promocje drzewa w żaden sposób nie ułatwiały orientacji w terenie. Z drugiej strony powyższa anomalia raczej nie powinna objąć całego Cantral Parku, a ona przecież nie oddaliła się aż tak bardzo by zabłądzić. Co najwyżej pomyliła się o kilka jardów. Innymi słowy wciąż miała szansę odnaleźć swoją wiewiórkę. O ile ta gdzieś tu jest. - Ty idziesz ze mną. I ani mi się waż przewracać na plecy! Jak na jeden dzień mam dość wrażeń . – Zaczepiając pajęczą sieć o stopę podpitego jegomościa, Silk zaczęła ciągnąc znalezionego po ziemi, jednocześnie rozglądając się czujnie za druidem. |
| | | Ramzes
Liczba postów : 57 Data dołączenia : 26/01/2019
| Temat: Re: Central Park Nie Paź 27, 2019 12:04 am | |
| Ramzesowi wydawało się, że siedzi w oku cyklonu. Dookoła szalał magiczny chaos, podczas, gdy on spokojnie przebywał w magicznej barierze, przygotowując się do zadania wymagającego spokoju i precyzji. Ciężko mu jednak było odseparować się od Central Parku, w którym ożywione drzewa bawiły się w berka. Obok bariery tuptał Świerk, co nie pomagało Irvinowi w skupieniu. Rzucał tańczącemu drzewu niespokojne spojrzenia. - Hej, spokojnie Tim - powiedział do drzewa, żeby je uspokoić. - Mogę ci mówić Tim, prawda? Tim Ber? Ja jestem Irvin Ramsey i bardzo cię proszę, nie stratuj mnie. Po tej miłej, acz jednostronnej wymianie uprzejmości, drzewo znalazło coś ciekawszego w innej części parku, natomiast czarodziej wrócił do zamykania wyrwy. Zauważył że podłączyła się do bariery i znowu się przelewała do magicznych łączeń. Na szczęście robiła to powoli, i była podłączona do zamkniętego obiegu magicznego kręgu. Wtedy właśnie Ramsey wpadł na genialny, w jego mniemaniu, pomysł. Chaotyczne wyładowania energii na zewnątrz mogły sprawić, że postronny obserwator zobaczył w tym momencie nad głową detektywa zapalającą się żarówkę. Ramsey zdecydował, że użyje swojej bariery, jako siatki ochronnej, którą zasklepi wyrwę w rzeczywistości. Skoro chaotyczna magia chciała wiązać się z polem ochronnym, umożliwi jej to. Musi tylko zmodyfikować symbole w swoim kręgu. Stworzy magiczną pułapkę, działającą na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Im więcej energii z źródła wleje się w barierę, tym stanie się ona silniejsza i szczelniej zasklepi dziurę. Żeby tak się stało, musi zaprojektować kurczenie się pola ochronnego i w konsekwencji odcięcie obcej magii od tego świata. To będzie wymagało poważnego przemodelowania run i jego krwi... sporej ilości krwi. Irvin zdjął płaszcz i zawiązał go za rękawy przy pasie. Następnie ponownie wyciągnął nóż i tym razem przejechał nim po wnętrzu dłoni, otwierając głęboką ranę. Nawet nie syknął z bólu, był zbyt skupiony. Poza tym, przyzwyczaił się do bólu od wszystkich cięć, jakich dokonywał, gdy używał magii krwi, a także od ciosów wszelkiej maści typów spod ciemnej gwiazdy, a także od życia, które nieustannie i bezlitośnie kopało go po rzyci. 'Naprawdę wolałbym zamiast tego dostać cytryny.' Wyrwał się z rozważań na temat swojej żałosnej egzystencji i rozpiął koszulę. Nie miał pojęcia czego się spodziewać po takiej ilości energii, ale skoro jej zwolnienie spowodowało zmiany na zewnątrz, to wolał nie myśleć co zrobiłaby z jego ciałem i umysłem. Przejechał zakrwawionymi palcami po liniach tatuaży na piersi i pod splotem słonecznym, aktywując ich magię. Symbole na skórze detektywa zaczęły lśnić bladym, błękitnym światłem na znak, że są gotowe do przekierowania nadmiaru magicznej mocy z jaką się zetknie czarodziej. Teraz zaczęła się najtrudniejsza część. Przystąpił do precyzyjnego i mozolnego separowania jego bariery z magią druida. Uwolnione końcówki magicznych splotów, łączył z pasmami sączącymi z wyrwy, żeby na końcu procesu magia ochronna stanowiła łatę dla rzeczywistości. Musiał to zrobić pojedynczo dla każdego połączenia i nie mógł się przy tym pomylić. Na dodatek nie mógł przerwać ciągłości bariery, bo pozostawienie jednej, choćby najmniejszej szczeliny oznaczałoby fiasko. Pot mieszał się krwią na jego skroni, którą przetarł zranioną ręką. W skupieniu odciął się od bodźców zewnętrznych tak, że świat oddalony od niego dalej niż trzy kroki, przestał istnieć. Pulsujący ból w skroni od długotrwałego używania wzroku zaczął mu doskwierać, ale nie ufał sobie na tyle, by zamknąć Wzrok i lecieć na wyczucie. Zacisnął szczękę i pracował dalej nad pasmami energii, nad którymi musiał mieć absolutną kontrolę, tracąc przy tym poczucie czasu. W trakcie tego magicznego odpowiednika operacji na otwartym sercu, dokonywał uwalniania wzmacniającej naturalne linie geomancyjne magii Lveliasa i zszywania swojej magii z tą od wyrwy tak, aby zamknęła samą siebie. |
| | | Dracula
Liczba postów : 56 Data dołączenia : 21/09/2014
| Temat: Re: Central Park Pią Lis 08, 2019 3:05 pm | |
| Vladowi można wiele zarzucić, że jest potworem który zaprzedał duszę by móc być najpotężniejszym stworem, jakim oblazł wieloma mitami oraz opowieściami. Ale na pewno to że jako istna bestia zawsze chroniła swoich pobratymców, używając swojej wiedzy oraz umiejętności zatrzymał wielki najazd Turków na Europę, by później walczyć z połączonymi siłami Turcji oraz Rosji. Wygrywając te wojny dorobił się potężniej sumy, na którą mało jaki śmiertelnik w tych czasach da radę zarobić, ruszając w formie Nietoperza to samych Niemiec z swoimi najukochańszymi kochankami które miały go bronić, by w razie czego coś mogło się stać. Słysząc co dzieje się na Nowym Świecie zdecydował, że zatrzyma tą karuzele niedorzeczności, bo wszak jest tylko jeden Król Wampirów. Wyjeżdżając z Berlina jako dobrze ułożony obywatel Brytyjski z pochodzenia Holenderskiego, który jest łowcą potworów będąc byłym żołnierzem, który jest zamiłowaniem hobbistycznie zbiera stare książki okultystyczne, oraz ogólnej wiedzy na temat mitów oraz legend, wszak jest przecież jednym z członków Van Helsing'ów. Przylatując do Nowego Jorku zaczął swoje polowania na bestię, oraz szukanie informacji co się dokładnie dzieje. Miał nadzieje, że nie jest za późno bo jeśli ten "człowiek" przejmie pełną kontrolę nad USA, to stanie się najpotężniejszy człowiekiem który w jedną noc, będzie mógł zniszczyć cały świat. A jedyną osobą która, trzyma te wszystkie Wampiry za mordy jest Vlad, stąd jak usłyszał o czymś bardzo dziwnym zdecydował że ruszył w stronę centra parku gdy nastał już nieco ciemniej łkanie krwi które czuł, tylko potęgowało złość. Bo wszak jak mogli obrócić się od swojego króla teraz za to każdy ten skurwiel zginie, wszak jestem Księciem Mroku oraz Okrucieństwa. Gdy był w samym środku tej zawieruchy, jak by to można nazwać zdecydował się przyglądać temu wszystkiemu na dystansy, przypomnieć sobie tego czego uczył się w Niemieckich księgach do spraw magicznych, wszak jego teoretyczna wiedza na tematy Okultyzmu, była tak wielka że mało jaki człowiek by był w stanie mu się równać.
// Mam nadzieje że mogę dołączyć? |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Central Park Czw Lis 28, 2019 10:44 pm | |
| Odessanie nadmiaru magii z otoczenia i zamknięcie portalu niestety nie rozwiązało automatycznie wszystkich problemów w okolicy - ale przynajmniej powinno zapobiec pojawieniu się kolejnych losowych efektów zaklęć. Chmury w dalszym ciągu kłębiły się nad parkiem i jego najbliższym otoczeniem, ale wiatr trochę zelżał, choć nie ustępował całkowicie. Większości zebranych ciężko byłoby ocenić jak reagowałyby teraz urządzenia elektryczne, lecz Vision powinien się zorientować, iż te wyładowania energii najprawdopodobniej również ustąpiły... Lub osłabły do tego stopnia, że raczej nie byłyby już szkodliwe. Zaklęte drzewa, choć wciąż poruszały się - a niektóre wręcz przemieszczały - w sposoby wskazujące na umyślne działania, w większości zdawały się być wystarczająco spokojne - pomijając kilka mniej ufnych i wciąż wyraźnie zestresowanych osobników. Sprzęt na placu zabaw nie zatrzymał się nagle, ale i nie odstawiał niczego nowego. Sytuacja mimo wszystko prezentowała się więc całkiem nieźle... Pod tymi względami.
Po rozstaniu się z Silk, Vision mógł zająć się odstawieniem dzieci poza teren parku drogą powietrzną - co z jednej strony było ogromnym plusem, gdyż oznaczało, że kolejni cywile zostaną z niego bezpiecznie i w jednym kawałku odtransportowani... Z drugiej jednak przynajmniej na chwilę eliminowało to Avengera z akcji. Mimo wszystko z dziećmi w rękach nie mógł lecieć zbyt szybko... Przynajmniej odległość do przybycia miał stosunkowo niewielką - byle dotrzeć do policjantów i z powrotem.
Dracula przybył więc na miejsce, gdy sprawy chwilowo znajdowały się pod kontrolą. Oczywiście w centrum akcji Ramzes w dalszym ciągu pracował nad wyrwą, Vision odleciał z dziećmi poza teren parku, a Silk odciągała nieprzytomnego Lveliasa z miejsca wydarzeń, ale przynajmniej nic nie powinno teraz próbować go zabić - od razu. Nie zmieniało to faktu, że w okolicy tak czy siak panował okropny chaos. Policyjne blokady odcinały pobliskie ulice, funkcjonariusze dbali o to, aby nikt - nawet przedstawiciele mediów - nie dostał się do parku... Ale to typowe zamieszanie stanowiło akurat najmniejszy problem. Alarmy samochodowe wyły, światła - tak aut, jak i pobliskich budynków, lamp ulicznych i nie tylko - migały... Po niedalekim wieżowcu coraz wyżej pięło się coś, co przypominało gęsty, krystaliczny, różowo-fioletowy bluszcz, wśród którego listków coś niepokojąco brzęczało. Część jednego z chodników roztopiła się w parującą maź, która mogła przywodzić na myśl szarą smołę. Tłum gapiów rozstąpił się w pewnym miejscu, aby utworzyć dystans między sobą, a wyraźnie przerośniętym stworzeniem; jego głośne ujadanie sugerowało, że było psowate, ale rozmiarami przypominało bardziej byka, a wyglądałem... Coś pomiędzy wilkiem i niedźwiedziem, gdyby którekolwiek z tych zwierząt miało świecące na czerwono oczy, futro zbliżone do kolców i wydzielało z paszczy dym. Policjantów było za mało, aby nad tym zapanować - a to nawet nie były wszystkie kłopoty. Jeżeli Dracula chciał dostać się do parku i dołączyć do grupy bohaterów, aby zbadać centrum wydarzeń, musiał najpierw wyminąć gapiów, policję, a dalej ożywione drzewa. Oczywiście mógłby to uczynić po prostu zmieniając się w coś trudniejszego do zauważenia i zatrzymania - na przykład w szczura, nietoperza albo mgłę - ale w przypadku tych dwóch ostatnich musiałby się liczyć z wciąż dość silnym wiatrem, który utrudniałby mu poruszanie się... A w przypadku mgły pozostanie w całości.
W tym czasie Irvin - po przygotowaniu się - mógł zabrać się za kolejną próbę powstrzymania wyrwy. Początki tego zadania, choć trudne i wymagające skupienia, przebiegły stosunkowo spokojnie; odczepianie jego bariery od magii Lveliasa nie powodowało żadnych problemów, a energia z międzywymiarowej wnęki chętnie chwytała się nowych końcówek, aby to w nie się przelewać. To samo w sobie świadczyło już o tym, że jego plan miał prawo zadziałać - teoria stała za nim murem. Tyle że w pewnym momencie coś się zmieniło. Mężczyzna był wtedy może w połowie drogi, a wyrwa... Nagle zareagowała. Być może zorientowała się, że coś było nie tak - ale z drugiej strony do tej pory nie okazywała tak naprawdę oznak świadomości, więc może w grę wchodziło coś innego, jakiś odgórny mechanizm ochronny... Lub coś podobnego. Grunt, że dziura w rzeczywistości wyemitowała bezpośrednio jeden po drugim dwa błyski idealnie białego światła, pierwszy słabszy, drugi zaś o wiele silniejszy, oślepiający, rozchodzący się daleko w każdą stronę - docierający nie tylko do Ramzesa, ale i do pozostałych zebranych, nawet do Draculi w oddali... Choć temu ostatniemu blask nie wyrządził krzywdy, więc najwyraźniej nie był słoneczny. Nawet zamknięcie czy zasłonięcie oczu nie chroniło przed nim całkowicie, choć pomagało. Zdawał się przenikać głęboko, na chwilę pozostawiać po sobie ruchome "ślady" utrudniające patrzenie... I część z tych śladów stopniowo zanikła, ale inne pozostały. Właściwie to spora część parku wokół wyrwy po ustąpieniu światła wyglądała inaczej - mniej więcej tak, jak gdyby na normalny obraz nakładał się drugi... Bledszy, błękitnawo-szary, rozmazany, niewyraźny, częściowo prześwitujący. Dodatkowa roślinność, spory budynek, który przypominał trochę unowocześniony dworek, rozpływający się na odległych krawędziach... No i te ruchome cienie. Dziwnie... Człekokształtne... Lecz w taki sposób, w jaki człekokształtne bywały domniemane duchy uchwycone na zdjęciach czy nagraniach - przybliżone do ludzi rozmiarami i sylwetką, lecz niewiele więcej. Wszystkiemu temu towarzyszyło ciche bzyczenie - niczym dzwonienie w uszach, irytujące, gdy już zwróciło się na nie uwagę. Sama wyrwa również się zmieniła. W dalszym ciągu wydzielała blask, widoczny dla każdego gołym okiem i utrudniający jej dłuższe obserwowanie... Choć przynajmniej teraz już nie oślepiał, a i zasięg miał dużo mniejszy. Tyle że na tym różnice się nie kończyły. Z dolnej części dziury, z wysokości może półtora metra nad ziemią, wystrzeliły niespodziewanie dwa równoległe strumienie energii - które można by uznać za kolejną dawkę światła, tym razem skoncentrowanego, ale dla Ramzesa ich bardziej ofensywna natura powinna być wyczuwalna. Szczególnie że były skierowane ku niemu - prosto w jego klatkę piersiową. Sprawiały wrażenie magicznych lub pokrewnych, lecz w sposób podobny do wyrwy; chaotycznych, kręcących się pomiędzy różnymi typami czarów bez należenia do konkretnego rodzaju... Bardzo niewłaściwych, jak gdyby coś było nie tak już z samą ich naturą. Jakieś trzy metry od wyrwy jeden z ruchomych kształtów gwałtownie zniknął - nie rozwiał się, nie zbladł stopniowo, tylko jakby usunął się z pola widzenia. Inny, położony dalej, lecz w przeciwnym kierunku, odsunął się jeszcze bardziej, szybko przemieszczając się ku ścianie widmowego budynku. Jak do tej pory te cienie nie dały grupie żadnych powodów do obaw - poza niepokojącym wyglądem - ale kto mógł powiedzieć czym tak naprawdę były?
***
W związku z tym, że akcja bardzo się wlecze, a część z Was zgłaszała chęć przyspieszenia, to wprowadzamy nową zasadę. Ustawimy na sztywno daty moich odpisów - tak plus, minus dzień na okoliczności losowe - i będziecie się musieli pomiędzy nimi zmieścić. Opuszczenie tury czy dwóch nie powinno jeszcze nieść dla nikogo poważnych konsekwencji, szczególnie przy zgłoszeniu opóźnienia, bo w końcu nie o karanie tutaj chodzi. Na teraz zakładamy, że jedna kolejka trwać będzie około dziesięciu dni, więc następny mój post pojawi się jakoś ósmego, dziewiątego grudnia. Jeżeli macie jakieś sugestie albo uwagi do tego postanowienia, zgłaszajcie się do mnie przez PM. Ewentualnie do Fenrisa. Nawiasem mówiąc, jako że Lvelias stracił przytomność, to w tej turze oczywiście nie musi się budzić.
|
| | | Silk
Liczba postów : 76 Data dołączenia : 08/06/2018
| Temat: Re: Central Park Sob Lis 30, 2019 11:42 am | |
| Cindy czuła jak rośnie w niej frustracja. Spodziewała się że misja z Wieży Mścicieli będzie bardziej dyskretna. Bez rozgłosu, blasków fleszy, spektakularnych eksplozji, dziesiątków gapiów i nadmiernej paniki, a przede wszystkim bez tego wszystkiego, co niechybnie zwróci na nich uwagę innych herosów, a przy okazji również organizacji takich jak Tarcza. Stażystka wolała trzymać się w cieniu, unikając sytuacji za sprawą której ponownie mogłaby trafić pod czyjaś „opiekę”. Tymczasem jak do tej pory wszystko układało się dokładnie odwrotnie niż Silk by tego chciała, wliczając to fakt, iż obecnie ciągła nagiego pijaka przez ścieżkę pełną kamieni, korzeni i trawy, która z niewiadomych przyczyn przypominała tarkę lub metalowa szczotkę. Dziewczyna nie chciała zostawiać tego łajzy w centrum zagrożenia, jednak z drugiej strony zdawała sobie sprawę jaką reakcje wzbudzi gdy zjawi się na skraju parku, naprzeciwko policyjnego kordonu. Wniosek z powyższych przemyśleń był dla Cindy tylko jeden. Powinna czym prędzej zostawić ową misje i samej ulotnić się bez śladu. Akcja i tak dawno ją przerosła, a skoro nie panowała nad niczym, to równie dobrze mogła pozostawić rozwiązanie sytuacji prawdziwym zawodowcom. Oczywiście pod warunkiem że takowi wreszcie się znajda, jako ze dotychczasowe działania agentów budziły w niej raczej politowanie niż uznanie za profesjonalizm. Wystarczyło wspomnienie zagubionej trójki dzieciaków, czy chociażby moczymordy którego trzymała za stopę, by ocenić że jak do tej pory nie było tu nikogo kto z pełna odpowiedzialnością mógłby krzyknąć „ogarniam”. Silk postanowiła zostawić pijaka tu gdzie jest. Byli już w miarę daleko od epicentrum feralnych wydarzeń, więc istniała szansa że nieznajomy pozostanie bezpieczny. Przede wszystkim dziewczyna zdecydowała się ubrać nieprzytomnego w pajęczy kokon, by chociaż odrobinę oszczędzić sobie mało estetycznych wrażeń, a następnie przywiązać faceta do drzewa, choć biorąc pod uwagę, że obecnie niewiele drzew skłonnych było pozostać na swoim miejscu, właściwszym określeniem byłoby to, iż najpierw będzie musiała związać same drzewo, po to by upewnić się iż ochlej nie będzie nikomu zawadzał. Szybki rekonesans uświadomił bohaterce, że chwilowo w Central Parku niewiele jest przedmiotów mogących robić dla kotwicę dla wędrujących pniaków, w związku z czym Silk zdecydowała się połapać pajęcza liną kilka najbliższych drzew, formując z nich coś w rodzaju płatku śniegu, przy czyn do drzewa stanowiącego centrum tego tworu przymocowała również pijaka. W ten sposób miała nadzieje, że o ile siedem roślin nie zacznie nagle współpracować, nieznajomy pozostanie mniej więcej w tym samym miejscu. Ny chyba ze drzewa się dogadają i zamiast ciągnąć każde w swoją stronę, zaczną iść w jednym kierunku. Na to nic nie mogła poradzić. Stażystka uśmiechnęła się zadowolona. Teraz i ona mogła powiedzieć że ma swoją „runę”. Zanim ucieknie, Cindy chciała jeszcze sprawdzić czy z panem Ramseyem jest wszystko w porządku oraz upewnić się, że szczurza mordka również wyszedł cało. Pamiętała że obiecała zaopiekować się wydrą, świstakiem, szopem, czy kim tam on był. Stażystka miała nadzieje, że jest to przynajmniej jeden z tych gryzoni, które potrafią wspinać się na drzewa, w związku z czym, przynajmniej nie groziło mu podeptanie przez konary. Pospiesznie wracając na miejsce gdzie widziała zwierzaka po raz ostatni, Silk zaczęła nawoływać towarzysza. Jak na złość błysk tajemniczego światła utrudniał jej sprawne rozejrzenie się po okolicy. - Lvelias! Gdzie jesteś?! Halo, druidzie! - Nie wiedząc nigdzie swojego celu, Cindy coraz bardziej zaczęła się niepokoić, nabierając przekonania iż maluch mógł wskoczyć w stworzony przez siebie portal. Albo zostać weń wciągnięty. - Do licha, cały czas gadał jak najęty, a gdy potrzebuję aby się odezwał, to siedzi cicho. - Narzekała dziewczyna. Druida niestety nigdzie nie było widać, za do Cindy dostrzegła detektywa, lub kogoś kto kilka minut temu wyglądał jak znany jej detektyw. Stażystka pobiegła w jego kierunku, Nie była pewna czy przeszkadzanie mu teraz i nękanie pytaniem o futrzanego malucha to dobry moment, ale ponieważ „nie przeszkadzaj mi” były jednymi z bardziej popularnych słów jakie słyszała w redakcji, Silk nie zamierzała się nimi przejmować, w razie konieczności szarpiąc mężczyzną za ramię, tak by wyrwać go z transu. Niestety kolejna wiązka światła była od niej szybsza. |
| | | Dracula
Liczba postów : 56 Data dołączenia : 21/09/2014
| Temat: Re: Central Park Nie Gru 01, 2019 11:02 am | |
| Vlad rozglądając się nigdy nie przeczuwał tak starej magii, która na pewno nie było na pewno ziemska bądź nie poznawał tej że magii, chociaż było to dość mało sensowne. Potwór który przez większości życia się uczył o najróżniejszych magicznych i okultystycznymi tematami było wątpliwe o braku wiedzy, chciał pierw spróbować sposobem kulturalnym. Zanim poszedł do Blokady wypił miksturę by te duchy nie mogły z łatwością przejąć ciała, by metaforycznie jego ciało zmieniło się jak na ducha beczka z gównem, no raczej mało kogo by zachęciło wejście do niej. Wziął głęboki oddech wyjmując Topór który używał Abraham Van Helsing, przy tym po prostu ruszył w stronę Policjanta pokazując na białej kartce kim jest. - Radzę ci mnie przepuści, jeśli nie chcesz by to się nie powiększyło, jestem ostatnim…. Człowiekiem który może zatrzymać to. - Nie ważne na odpowiedź po prostu ruszył przed siebie, zabraniając swoim ochroniarze które nie były tak wytrzymałe na jak sam Hrabia na taką walkę, jeśli zauważył psowatego stwora. Z jednej strony z chęcią przejąć jego kontrolę wszak jest to zwierzę, ale z drugiej strony nie był aż tak potężny w dzień. To też Vlad spróbował „opętać” te stworzenie do swej woli. Mógł się posłużyć jako mięso armatnie, które by wysłał by sprawdzić pułapki i nie wiedział czy jest szansa jakoś zatrzymać by ten cały obszar zatrzymał się jedynie w Parku, wszak nie chciał zniszczyć całego miasta, szybko by zepsuło jego reputacje oraz znowu by został nazwany potworem, a jedyny cen jaki tu przybył jest zlikwidowanie „istoty” która odważyła się przeciwstawić mu. Zaczynając przy tym cały czas mówić, najróżniejsze rzeczy w wspak w dziwnych językach. Mimo że pomysł dość szalony, to pierwotnie ma zastosowanie by zacząć osoby myśleć o co osobie chodzi a nie skupiają się na walce, wszak ta bestie raczej nie miała zwierzęcego umysłu więc musiał jakoś zabezpieczyć się przed potwornościami jakie mogła wyrządzić. |
| | | Ramzes
Liczba postów : 57 Data dołączenia : 26/01/2019
| Temat: Re: Central Park Wto Gru 03, 2019 9:14 pm | |
| Instynkt Ramzesa zareagował szybciej niż jego zmysły. Gdy gęsia skórka pokryła jego ramiona, momentalnie podniósł magiczną barierę wokół siebie. Było to ułamki sekund przed pierwszym rozbłyskiem. Prawdopodobnie tylko dzięki blokującej część spektrum światła osłonie, Irvin nie stracił wzroku permanentnie. Mimo to, został skutecznie oślepiony i momentalnie zamknął również swój Wzrok. Dlatego też nie widział, jakie efekty błysk wywołał w rzeczywistości poza barierą. Jego inne zmysły, działały jednak doskonale i gdy tylko śmiercionośne wiązki energii wystrzeliły w jego tors był przygotowany. Na co nie był przygotowany, to efekt, jaki miało ich zetknięcie się z jego magiczną tarczą. - D'arvit - zaklął, gdy jego osłona, wygięła się i zaczęła szaleńczo falować. Czarodziej desperacko próbował utrzymać swoje zaklęcie pod kontrolą, ale stopniowo tracił nad nim panowanie. Ostatecznie skierował całą energię niestabilnej tarczy w stronę wyrwy. Magiczna ochrona prysnęła w wybuchu miliona skrzących się rozbłysków chaotycznej energii. Przyćmiło to na moment światło emitowane przez źródło chaosu, ale poza tym nie miało żadnych trwałych efektów. - To tak chcesz się bawić? - Wycedził detektyw przez zaciśnięte zęby. - Dobra! Ramsey był w połowie zamykania magicznego problemu i jeśli chciał to zadanie skończyć, musiał się zabezpieczyć przed kolejnymi wybrykami. Wpadł na pomysł. Niezwykle głupi i niebezpieczny pomysł, ale zachowanie wyrwy mocno go zirytowało. Denerwowały go również piekące, załzawione oczy, którymi wciąż widział rozbłysk na zamkniętych powiekach. Siadł skrzyżnie przed wyrwą w rzeczywistości, po czym zdjął z siebie płaszcz i koszulę odsłaniając wszystkie tatuaże, z których część lśniła bladobłękitnym blaskiem. Uwagę mógł zwracać zwłaszcza obraz rozłożystego dębu na jego szerokich plecach, w który było wpisane dziesięć Sefir tradycyjnej Kabały. Irvin ponownie dobył sprężynowego noża, by naciąć nim skórę. Doskonale znał swoje ciało i położenie konkretnych run na nim, więc wzrok nie był mu w tym potrzebny. Tym razem nie było to ukłucie. Mag krwi przejechał ostrzem po przedramionach, znacząc głębokie, karmazynowe bruzdy wzdłuż linii mistycznych tatuaży. Szkarłatna posoka wezbrała, ale nie wylała się z ran, raczej leniwie sączyła, pokrywając ręce Ramzesa czerwoną powłoką. Sam mężczyzna pozostał tym niewzruszony, mamrocząc jedynie inkantacje pod nosem. Siedząc z zamkniętymi oczami sięgnął swoimi zmysłami do krwi, którą skropił brzegi okręgu, tworzonego wspólnie z Lveliasem. Zestroił się z nią, sprawiając że zaczęła emanować słabą poświatą, podobnie do aktywnych tatuaży. Jucha, na jego ramionach zalśniła identycznie, potwierdzając zestrojenie. Korzystając z fundamentów druidycznej bariery, postawił kolejną bańkę, która lekko załamywała światło dając znać o swojej obecności. Nagle Irvin wstal, podnosząc przy tym głos. Wykrzykiwał słowa zaklęcia, a jego głos osiągnął crescendo, gdy rozcapierzył palce i wyrzucił ręce w bok. Krew chlapnęła w magiczny bąbel,, zatrzymując się na nim w postaci glutowatych plam. Plamy te były połączone z rękami maga, wiązkami przypominającymi karmazynową grzybnię. Mężczyzna zamilkł, oddychając ciężko, z wciąż zamkniętymi oczami i rękami wyciągniętymi w bok. Zrobił to. Stworzył zamknięty obwód ze sobą jako przewodnikiem. Wydawało mu się, że tylko własna magia wyrwy, jest w stanie jakkolwiek na nią wpłynąć, a czymkolwiek ta w niego nie rzuci, będzie mógł to przekierować z powrotem na nią. Oczywiście minusem takiego rozwiązania jest fakt, że za każdym razem, przynajmniej część tej energii będzie musiała przez niego przepłynąć, co może się skończyć tragicznie. Miał jednak zabezpieczenia w postaci swoich tatuaży i krwi, a to powinno złagodzić szok, a na pewno uziemić chaotyczne aspekty magii, postawiając mu tylko czystą moc do wytrwania. Był to strasznie głupi pomysł, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę jaką rezerwą dysponuje źródło. 'Nawet bez efektów ubocznych, tak ogromna ilość magicznej energii może mnie zwyczajnie wypalić. Cóż, przynajmniej mam motywację, żeby się pospieszyć' pocieszył się w myślach Krew przepływała leniwie z niego na tworzoną zaporę, zasłaniając coraz większą część kręgu przed wzrokiem postronnych i zamykając źródło w obiegu. Po chwili zacisnął ręce w pięści i zaraz wyprostował palce środkowy i wskazujący. Dotknął nimi swoich skroni i zjechał w dół zostawiając czerwoną smugę aż do do obojczyków. Zalśniła ona krwawym światłem i od niej zapaliły się linie części splecionych tatuaży. Takim samym blaskiem zajarzyła się ostatnia Sefira w drzewie życia - Malchut, odpowiadająca za rzeczywistość, umieszczona na pniu, w okolicach krzyża Ramzesa. Do tych świecących się linii była teraz przyłączona grzybnia wypełniająca zaporę, dając detektywowi wolne ręce. Użył ich, by sięgnąć do kieszeni spodni i wyciągnąć pomiętą paczkę papierosów. Włożył jednego do ust i odpalił pstryknięciem zakrwawionych palców. Zaciągnął się głęboko, uniósł głowę do góry i wypuścił dym z wyraźnym zadowoleniem. Schował resztę Lucky Strike'ów, po czym splótł palce obu dłoni i wyprostował ręce z głośnym trzaskiem stawów. - Czas wracać do pracy - rzucił na głos i ponownie skupił się na swoim mistycznym Wzroku. Gdy otworzył oczy, wciąż jeszcze miał powidok oślepiającego błysku, który na szczęście powoli zanikał. Oczy zaszły krwią i złota poświata ponownie się pojawiła. Jednak tym razem nie pozostała złotą na długo. Ściemniała, początkowo przechodząc w pomarańcz zachodzącego słońca, a kończąc na niemal neonowej czerwieni. Czerwieni odpowiadającej kolorem posoce, jaka zalewała magiczną bańkę, odcinając ją od reszty Central Parku. Wzmocniony magią krwi i odprężony dymkiem Ramzes powrócił do przerwanego podpinania pierwotnej bariery do wyrwy. Tym razem był dużo bardziej wrażliwy na magiczne fluktuacje oraz przygotowany na niespodzianki, jakie chaotyczna magia dla niego gotowała. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Central Park Sro Gru 11, 2019 3:14 pm | |
| Dracula natknął się na przeszkodę, której najwyraźniej nie oczekiwał - a mianowicie policjant, po okazaniu mu kartki, wcale nie ustąpił wampirowi z drogi. Jego czoło się zmarszczyło, wzrok przeskoczył z zapisków na domniemanego Helsinga... Z krótkim przystankiem na trzymanym przez niego toporze, nim zatrzymał się na jego twarzy. W tym momencie dłoń funkcjonariusza przesunęła się już dyskretnie ku jego własnej broni, choć jeszcze jej nie wyjął - nawet jeżeli miał ku temu wszelkie powody. -Nie ma przejścia. Rozkazy S.H.I.E.L.D.- poinformował krótko, a w tonie jego głosu dało się wyczuć napięcie... Być może spowodowane całą tą sytuacją, a może jedynie postawą Draculi. Jako że wampir tak czy siak ruszył z miejsca, policjant cofnął się tak, aby go nie przepuścić, teraz wyjmując już pistolet i celując - póki co - nisko, ku nogom krwiopijcy. Teoretycznie był to błąd, ale być może nowojorska policja już na tyle przyzwyczaiła się do bohaterów, antybohaterów i innych vigilante, że dawała im pewną taryfę ulgową. Z drugiej strony uniesienie broni nie potrwałoby przecież długo... Nie wspominając nawet o tym, że inni pobliscy policjanci również zainteresowali się tymi wydarzeniami. Część z nich miała na głowie własne problemy - tłum - podczas gdy innych absorbowały widoki z parku, ale paru funkcjonariuszy układało dłonie na swoich broniach. Zapewne nie wiedzieli co dokładnie się działo, ale najwyraźniej ufali koledze po fachu na tyle, aby pójść za jego przykładem. Ten bełkot również nie pomagał; sprawiał, że policjanci patrzyli na wampira ostrożnie i czujnie. Jeżeli zaś chodziło o magicznie odmienione zwierzę, to więź Draculi z dzikimi psami pozwalała mu ustalić tyle, że najpewniej rzeczywiście był to kiedyś pies - ale pozostałością tego były teraz już głównie instynkt stadny oraz silna potrzeba chronienia swoich. Umysł bestii, choć wciąż stosunkowo prosty - przynajmniej w porównaniu do ludzkiego - stał się bardzo chaotyczny... A gdy wampir spróbował narzucić mu swą wolę, zamiast ustąpić, potwór zaczął ujadać jeszcze głośniej, agresywniej, zapewne sam nie do końca pewien co go sprowokowało. Wpędziło to najbliższe mu osoby w większą panikę; odsuwający się gwałtownie ludzie wpadali na siebie wzajemnie, tu czy tam ktoś się przez to przewrócił, do obecnej kakofonii dołączyły kolejne krzyki... Przynajmniej tyle dobrego, że zwierzę nie zdecydowało się nikogo zaatakować.
Zlepione przez Cindy drzewa najwyraźniej nie osiągnęły jeszcze takiego poziomu rozwoju, aby nauczyć się ze sobą sprawnie współpracować... Albo po prostu nie czuły takiej potrzeby. Innymi słowy, nie próbowały ponieść Lveliasa w siną dal, choć jedno czy drugie wysunęło gałęzie, aby musnąć nimi utkaną przez Silk pajęczynę. Zrobiły to na tyle delikatnie, że szczególnie jej nie uszkodziły - co tak naprawdę sporo mówiło o ich naturze, bo ich listki-żyletki zdecydowanie nie były stworzone do przyjemnego kontaktu. Być może ich zachowanie po części wynikało z tego, że musiały być przyzwyczajone do sieci. Może nie tak dużych, ale w parku z pewnością kręciło się sporo pająków - nawet jeżeli żaden z nich pod wpływem magii nie urósł do nienaturalnych rozmiarów, fundując grupie klasycznego przeciwnika z gatunku fantasy. Tak czy siak, podtrzymywanie pajęczyny mogło być dla tych drzew czymś znajomym - wręcz mile widzianym po szoku, jaki właśnie przeżyły.
Z nieprzytomnym Lveliasem, nieobecnym Visionem i Draculą zatrzymanym jeszcze na ulicy, Cindy i Irvin byli tak naprawdę jedynymi osobami wciąż aktywnie biorącymi udział w akcji... Z czego ta pierwsza znajdowała się nieco dalej od centrum wydarzeń i dopiero się do niego zbliżała, gdy doszło do wybuchów światła, a następnie ataku. W związku z tym mogła obserwować efekty, jakie przytrafiły się barierze Ramzesa - a od tego czasu potrzebowała już tylko momentu, paru sekund, aby do niego dołączyć. Na szczęście była o wiele szybsza od normalnego człowieka. Skierowanie energii z tarczy ku wyrwie pozwoliło magowi uchronić się przed oberwaniem, ale na tym chwilowo skończyły się sukcesy. Przez krótką chwilę wyglądało na to, że od międzywymiarowej dziury odłączył się kolejny cień, ale dosłownie tylko mignął tuż za nią... I ciężko byłoby powiedzieć co dokładnie się z nim stało, bo blask zakłócił dokładniejsze zbadanie jego trasy. Być może zdążył się gdzieś odsunąć czy schować, a może po prostu się rozpłynął... Lub spotkało go coś jeszcze innego. A może było to tylko złudzenie optyczne. Problem polegał natomiast na tym, że Ramzes ledwo zdążył rozpocząć proces wydobywania swojej krwi i aktywowania znaków, a w jego stronę już powędrowały dwa kolejne ataki - i to, o dziwo, z zupełnie nowego kierunku, z jego prawej, a nie od strony szczeliny. To nie były już strumienie energii, lecz raczej jej lekko podłużne pociski, w przybliżeniu wielkości pięści, prawdopodobnie nawet trochę mniejsze... Co mogło znaczyć, że bardzo skoncentrowane - choć niekoniecznie. Ich źródła nie dało się dostrzec, ale musiało wisieć gdzieś w powietrzu, może cztery, pięć metrów od mężczyzny i przynajmniej dwa od ziemi - w związku z czym nadciągały nieco po skosie. Co ciekawe, choć wciąż posiadały ten charakterystyczny element chaosu, zdawały się być inne od dotychczasowej energii wyrwy... Bardziej naturalne, a pod pewnymi względami wręcz bliższe elektryczności. Oczywiście Cindy nie wyczułaby pewnie tej różnicy, ale Irvin już tak. Wyglądało więc na to, że w tym momencie w grę nie wchodziło jednoczesne chronienie się i zamykanie dziury. Z drugiej strony przynajmniej światło sugerowało jej położenie, a mistyczne cienie - w tym te ruchome - wskazywały gdzie szukać innych obiektów... Nie tylko magom, ale i każdemu znajdującemu się w pobliżu. Podobnie te ataki energetyczne były teraz widoczne gołym okiem... I na szczęście, bo pajęczy zmysł Silk właśnie dał jej o sobie znać, a w następnej sekundzie ku dziewczynie poszybował gładko kolejny "pocisk" - dłuższy od tamtych dwóch, bo mający może metr, a do tego węższy... Wycelowany dość nisko na jej klatce piersiowej. Ten również przybył z nowego miejsca, a mianowicie od strony widmowego budynku - tyle że na jego tle ciężko byłoby wyróżnić dokładne położenie cienia.
***
Zawsze mi głupio odcinać tak dużą część czyjegoś postu, wybacz, ale... Przeciwnik nie czeka, szczególnie kiedy zostanie już raz zaatakowany.
|
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Central Park Czw Gru 12, 2019 11:59 am | |
| Lvelias powoli odzyskiwał przytomność. Nie otwierał od razu oczu dając sobie jeszcze kilka chwilek na złapanie oddechu. Skoro jeszcze żył, a do tego nikt panicznie nim nie potrząsał krzycząc „druidzie ratuj”, to znaczyło że sytuacja jest prawdopodobnie pod kontrolą, a on ma jeszcze przysłowiowe pięć minutek. Coś jednak w jego położeniu budziło jego niepokój. Między innymi nieczęsto zdążało mu się zasypiać w pionie. Czasami owszem, ale nieczęsto. Zaryzykował w końcu otworzenie jednego oka. Na próbę rozejrzał się dookoła. Wyglądało na to że już nie był uwięziony w ciele wydry, a ktoś musiał przymocować go do bardzo niestabilnej konstrukcji zrobionej z kilku ruchomych drzew. Do tego nago. O ile dobrze pamiętał przed klątwą miał na sobie ubrania. Ktoś wisiał mu całkiem dobrą szatę… Z tego wszystkiego elf od razu ucieszył się, że jego wzrok posiada optymalną ostrość widzenia. Zbyt często balował na najdziwniejszych imprezach w różnych zakamarkach wszechversum, żeby przejmować się bardziej pozostałymi aspektami sytuacji. To przebudzenie nie znajdowało się nawet w pierwszej dziesiątce dziwnych pobudek Lveliasa. Choć po namyśle druid ocenił je na „uczciwą dwunastkę”. Krótkie spojrzenie w niebo, na rozszalałą pogodę, oraz ruchome drzewa sugerowałyby że problem nie został jednak rozwiązany i należało się ruszyć. Był tak solidnie przytwierdzony do drzewa, że nawet pomimo swojej krzepy nie zdołał zerwać swych więzów. Do tego nigdzie nie było widać jego kostura, który był jego najlepszą bronią w takich sytuacjach. Bez niego ciężko byłoby mu się skoncentrować na poważniejszej magii, zwłaszcza że wciąż był osłabiony. Nawet i bez tego był w stanie wyczuć z której strony nadciąga cała masa chaotycznej energii. Od czasu wojen z Królem Chaosu elf był wyjątkowo wyczulony na ten rodzaj energii, a teraz musiał przyznać że o ile wcześniej wyrwa pozostawała uśpiona, to teraz coś ją widocznie wkurzyło. Wypadałoby na to zerknąć własnymi oczami. Spróbował empatycznie sięgnąć do związanych ze sobą drzew i poprosić je o uspokojenie się i o stanięcie na moment w miejscu. Jeśli to się udało, to delikatnie pokierował je w stronę wyrwy. W miarę poruszania się w tamtą stronę zwiększał siłę połączenia, gdy drzewa się do niego przyzwyczajały, tak by mógł wprawniej je kontrolować. Połączenie empatyczne działało jak zwykle w obie strony. Musiał przyznać że poczuł z nimi nić sympatii. Wynaturzeńcy, którzy przez dziką magię nie pasują do reszty swego gatunku. W tej chwili pomyślał że po tym wszystkim na pewno znalazłoby się dla nich miejsce w lasach otaczających jego warownię. Miał tam taką reputację, oraz menażerię, że nikt pewnie nie zauważyłby pojawienia się tam nowego gatunku świadomych osrtzoliści. Może nawet tak je nazwie. -Trochę w lewo. W lewo… w lewo… W PRAWO! – mówił sam do siebie sterując pochodem drzew. Nie rozumiały one ludzkiej mowy, jednak Lvelias uznał mówienie do samego siebie za coś co w tym momencie jest na miejscu. Jak zresztą w każdym momencie gdy akurat nie mówił do nikogo innego. - Co przegapiłem?! – zawołał radośnie, gdy jego orszak dotarł na polanę. Do tego momentu prawdopodobnie wzmocnił pomost empatyczny z drzewami tak by rozumiały jego intencje. Zarówno w konieczności poruszania się, jak i chęci i konieczności zamknięcia wyrwy, która je przemieniła. Nie musiał czekać na odpowiedź. Dotarł na miejsce akurat gdy Cindy i Irvin byli atakowani przez na wpół widzialne smugi chaosu. Druid nie pierwszy raz mierzył się z duchami i był świadomy jak ogólny i nieprecyzyjny jest to termin. Sięgnął wstecz pamięcią czy stwory te wyglądają na znane przez niego eteryczne istoty, duchy zmarłych, czy magiczne twory. Stojąc wisząc z boku od razu spróbował określić też czy ataki pokrywają się mniej więcej z ruchem i położeniem widmowych sylwetek w okolicy. Rozejrzał się też czy w okolicy nie leży gdzieś jego kostur. Byłby wdzięczny gdyby jedno z drzew zechciało mu go podać. Już miał zamiar odruchowo zabrać się do pomocy kompanom w walce, gdy jeden z głosów w głowie podpowiedział mu pewną myśl. A co jeśli są właśnie świadkiem bardzo niestabilnego przepisania rzeczywistości, a te duchy to przebłyski obrońców, albo nawet ich samych, po tamtej stronie bariery? Jeśli tak, to odpowiedzenie na ogień ogniem byłoby wyjątkowo niewychowane. Musiał jednak jakoś potwierdzić swoją teorię. Skoro oni widzieli ich jako duchy, to musiało to działać również w drugą stronę. Zamiast więc skupiać się na walce, zajął się przygotowaniem wiadomości. Długo, cierpliwie i wytrwale tłumaczył drzewom jak ułożyć gałęzie w napis ”WE R UR BFFS ASK MAGIK”. Przypominało mu to trochę szkolenie bardzo opornego zespołu cheerleaderek. W razie potrzeby magią wzrostu przyprawił gałęzie drzew do odpowiedniej długości, bądź posadził na nich dodatkowe pnącza. Gdy dzieło było już gotowe, zdecydował się wyjechać z nim na środek polany i zobaczyć co się wydarzy. |
| | | Dracula
Liczba postów : 56 Data dołączenia : 21/09/2014
| Temat: Re: Central Park Pią Gru 13, 2019 8:38 am | |
| Spojrzał się dziwacznie na policjantów, ale cóż mieli prawo jeśli nigdzie nie widzieli takiej bestii jaki ja jestem, cóż nieco podoba Vladowi bycie łowcem potworów, mógł nieco ochłodzić strach jaki mogli mieć te bestie, która cały czas czuła przeraźliwy głód a zarazem strach przed słońcem, wziął głęboki oddech kiedy nie udało mu się załatwić bestii. Miał jeszcze jeden pomysł, wyjął dość mocny sproszkowany pył smrodliwego „aromatu”, dzięki jego znajomości na temat fizyki chciał to zrobić tak jakby udawał że rzuca czar, cisnął w bestię smrodliwym zapachem. By mogło mieć problem z wyczuwaniem innych istot i jeśli wpadnie w szał, to jest szansa że ludzie uciekną. Przy tym delikatnie pozwolił by jego oczy został zaczerwione, jakby na jego organizmu był to wysoki wysiłek i coraz bardziej podchodził do zwierzęcia starając się przejąć nad nim władze. Chronić przy tym ludzi tak to było dość dziwne, chronić pożywania, ale jeśli chciał się dobrze pokazać tym cywilom musiał poświecić siebie i uspokoić te bestię, a z zjawami miał dość mroczniejszy plan pozwoli siebie opętać i wyniszczyć te potwory od środka. - Do nogi psie. - Powiedział swym gardłowym niskim głosem z akcentem germańskim. |
| | | Silk
Liczba postów : 76 Data dołączenia : 08/06/2018
| Temat: Re: Central Park Pią Gru 13, 2019 8:49 am | |
| Cindy z wyrazem niedowierzania wpatrywała się w osobnika, którego zapamiętała wcześniej jako sympatycznego pana detektywa, a który to obecnie został wypaczony, podobnie jak cała rzeczywistość wokół rzekomej wyrwy. Stażystka nie miła pojęcia kogo ma przed sobą. Ciało mężczyzny wyglądało jakby go przeciągnięto przez ogrodzenie z drutów kolczastych, natomiast oczy Ramzesa zdradzały zaawansowaną fazę obłędu, w wyniku której Silk miała ochotę na niego nawrzeszczeć, dopominając się informacji, co zrobił z tym miłym facetem którego zostawiła tu wcześniej? Jednak po namyśle panna Moon zdecydowała się zwrócić do detektywa nieco bardziej wyważonym tonem. - Wszystko w porządku? Mogłabym w czymś pomóc? Nie? No to … ten, poszukam druida, a potem zobaczę czy agenci nie potrzebują wsparcia w zabezpieczeniu okolicy. Dziewczyna z irytacją zacisnęła zęby. Miała już tego serdecznie dość. Uważała że potrafi tolerować naprawdę wiele, ale wszystko musiało mieć swoje granice. Cindy nie sprzeciwiała się odprawie taktycznej, przypominającej alkoholową libacje, choć u zawodniczki drużyny hokejowej, takie praktyki budziły naturalną potrzebę buntu. Bez słowa przemilczała również strategie Avengers, polegającą na outsourcingu bohaterów, w wyniku której rzuca się na pierwszą linię osoby kompletnie do tego nieprzygotowane, podobnie jak nie marudziła, gdy wokół niej masowo zaczęły się pojawiać anomalie pogodowe, szereg zjawisk przeczących prawom natury, z biegającym drzewami na czele, czy chociażby faktem, iż ktoś w pobliżu zaczął bawić się w boga piorunów, ciskając błyskawicami jak popadnie, ale widok pana Ramseya przypominający masochistycznego szaleńca, przelał szale goryczy. W zupełności wystarczała jej jedna, opętana przez demona wariatka, którą regularnie odwiedzała w szpitalu. „Czy ja nie mogę mieć normalnych znajomych” - Ironicznie pomyślała Silk. Do tej pory Cindy intuicyjnie omijała najróżniejsze naturalne i irracjonalne przeszkody, pozwalając pracującym na pełnych obrotach pajęczym zmysłom, przejąć całkowitą kontrole nad swoimi reakcjami. Dzięki temu mogła całkowicie skupić się na poszukiwaniach zaginionego świstaka, oraz próbach nawiązaniu kontaktu z panem Ramseyem. Problem w tym że widok detektywa i związane z nim własne przemyślenia, całkowicie wybiły stażystkę z wcześniejszego rytmu, w związku z czym zamiast jakiegokolwiek uniku, Silk stała jak wryta, czekając aż strumień energii uderzy w nią z siłą która sprawiła iż przeleciała kilkanaście metrów w powietrzu, na następnie podwoiła ów dystans turlając się po ziemi. Na szczęście dla siebie, ponowny kontakt z podłożem, Cindy zaliczyła w miejscu gdzie trawa w dalszym ciągu pozostawała trawnikiem, nie przeobrażając się w bardziej nieprzyjemne warunki do lądowania. Choć oczywiście tak brawurowe wypadniecie z akcji nie obyło się bez zdobycia kilku pokaźnych siniaków. - Najwyższy czas zejść z lodowiska i pozwolić działać innemu atakowi. – Stwierdziła Cindy, która pomimo bólu z zadowoleniem przyjęła fakt iż znalazła się daleko poza strefą walki. Leżąc na plecach dziewczyna na chwile uniosła głowę, tylko po to by zaobserwować maszerujący obok niej drzewny orszak, powożony przez pijaka którego wcześniej przywiązała do jednego z ożywieńców. – Rewelacja. Właśnie takiej zmiany oczekiwałam. – Z przekąsem dokończyła Silk. Stażystka postanowiła nie spieszyć się z wstawaniem. Miała tu niezły widok i wygodne miejsce by zaczekać aż całe to szambo posprząta się samo. |
| | | Ramzes
Liczba postów : 57 Data dołączenia : 26/01/2019
| Temat: Re: Central Park Czw Gru 19, 2019 7:17 pm | |
| Co by nie mówić o wyrwie, musiała posiadać jakiś instynkt samozachowawczy, bo zaczęła zawzięcie atakować, próbujących ją zamknąć bohaterów. Mimo sprawnych, wyćwiczonych ruchów, czarodziej miał dopiero ręce pokryte krwią, gdy nastąpiły kolejne ataki. A on nie mógł w żaden sposób się przed nimi obronić będąc w środku rytuału. Skupił się na tatuażach, przelewając w nie część swojej mocy i modląc się w duchu, by wytrzymały. Kolejny promień najwyraźniej obrał sobie za cel jego lewą nerkę, co detektyw boleśnie poczuł. Gdyby nie ochronne tatuaże, które rozproszyły część mocy, najprawdopodobniej zostałby wbity w jakieś biegające po okolicy drzewo. Takie, jak na przykład trójpniowa potworność, którą ujeżdżał nagi mężczyzna, znajdujący się w pajęczym kokonie. 'Musiałem oberwać mocniej, niż mi się zdawało' pomyślał sobie detektyw, wciąż kontynuujący krwawy rytuał. Odwrócił głowę, żeby spojrzeć na Cindy i odpowiedzieć jej, ale ta zniknęła. Wyglądało na to, że został sam, a ataki tylko zwiększały intensywność. Miejsca, w które trafiały magiczne promienie pokrywały się siniakami, natomiast tatuaże jarzyły się tam niczym halogeny. Ramsey był przyzwyczajony do bólu. Przecież ile razy niezadowolony obiekt śledztwa nasyłał na niego bandziorów. Miał więc doświadczenie w przyjmowaniu ciosów, najczęściej twarzą, albo leżąc zwinięty w kulkę. Cała ta energia musiała jednak znaleźć jakieś ujście. Mimo obolałego ciała, Irvin poczuł pieczenie na plecach. Zaraz po Malchut, zapłonęła Jesod. 'Druga Sefira w tak krótkim czasie? Nie wygląda to dobrze' zaniepokoił się. Miał nadzieję, że Drzewo Życia pomoże mu składować nadmiar energii i ochroni przed skutkami ubocznymi chaotycznej magii. Problem w tym, że nawet nie zaczął odpowiadać na ogień, ogniem, a już aktywne były dwie Sefiry z dziesięciu. Nie pamiętał, by kiedykolwiek działało naraz więcej niż pięć, a nawet wtedy miał problemy z utrzymaniem przytomności. Musiał jednak odłożyć zmartwienia na bok, bo podejrzewał, że lada moment nastąpi kolejna fala ataków. To mogła być następna seria problemów, wtedy zawróciłby je w stronę wyrwy. To byłby dla niego najlepszy scenariusz, ale spodziewał się komplikacji, bo życie rzadko szło mu na rękę. Pojawiające się w parku cienie mogły być kolejną strategią obrony, swoja drogą całkiem zmyślnej. Czarodziej mógł zamknąć siebie razem z wyrwą i blokować jej próby wpływania na świat zewnętrzny, ale co, jeśli pomoc przyjdzie z zewnątrz w postaci zjaw, czy opętanych istot, które zechcą rozerwać maga na strzępy. Mając to na uwadze, Ramzes dobył z kabury swój rewolwer, gdy tylko miał wolne ręce i rozglądał się podejrzliwie, wciąż karmazynowo jaśniejącym Wzrokiem. Tymczasem jego inne zmysły były skupione na źródle chaotycznej magii. Czekał przygotowany na kolejny ruch. - Koniec bycia workiem treningowym - krzyknął do wyrwy, rzucając jej wyzwanie. - Pokaż na co cię stać! |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Central Park Pią Gru 20, 2019 4:22 pm | |
| Działania Draculi przyniosły pewne efekty - i to nawet po części pokrywające się z tym, co zamierzał - tylko że... Główny problem polegał na tym, że ludzie w pobliżu bestii nie mieli dokąd uciekać. Żywa bariera powstrzymywała ich przed oddaleniem się, więc dodanie do tego wszystkiego nieprzyjemnego zapachu - i czegoś, co z zewnątrz wyglądało po prostu na atak - tylko zwiększyło chaos. Będzie dobrze, jeżeli po fakcie okaże się, że nikt nie został stratowany, bo sporo osób zupełnie nie przejmowało się dobrem swoich "sąsiadów" - i po prostu starało się przepchać jak najdalej. Wśród krzyków i pisków ciężko byłoby wyróżnić konkretne głosy, a mimo to w pewnym momencie jeden z nich poniósł się jakby dalej, głośniej... A dokładniej w chwili, gdy jakiś mężczyzna w średnim wieku w całym tym zamieszaniu został popchnięty, stracił równowagę - i przewrócił się na ten fragment chodnika, który niedawno coś najwyraźniej roztopiło. Kontakt musiał niesamowicie go zaboleć, a przypominająca szarą smołę maź zachowywała się tak, jak gdyby lepiła się do jego skóry i ubrań - choć przynajmniej nie pozwoliła mu zapaść się głębiej niż na parę centymetrów, w związku z czym oberwała przede wszystkim jego lewa ręka i bok. Mężczyzna, pomimo grymasu bólu, zachował dość trzeźwości umysłu - a może zadziałał instynktownie? - by spróbować się odturlać, lecz część "smoły" pociągnęła się za nim. Nie wspominając już o tym, że w ten sposób naraził się na bycie zdeptanym... Ale tak, zgodnie z zamierzeniami Draculi, ludzie w większości uciekali - pomijając parę osób, które pozostało w pobliżu "psa". Tylko że postronni nie mogli dotrzeć daleko. Smród natomiast rzeczywiście rozdrażnił potwora jeszcze bardziej - choć tak naprawdę po jego zachowaniu ciężko by to było poznać, bo w końcu tak czy siak ujadał wściekle i trzymał się na ugiętych łapach, jak gdyby w gotowości do rzucenia się do ataku... Tyle że tego nie robił. Przeciwnie, jego postawę można by wręcz uznać za defensywną. Zdecydowanie był agresywny, jasno okazywał, że był skłonny walczyć, ale być może nie wiedział z kim - a może uznawał to za ostateczność, bo priorytet stanowiło dla niego coś innego.
Odrzucona w dal Cindy mogła cieszyć się przynajmniej jednym: chwilowym spokojem. Nic nie starało się zrobić jej krzywdy, więc mogła w spokoju śledzić rozwój wydarzeń. Być może to, co ją zaatakowało, uznało, iż sprawa została załatwiona? A może przeciwnik nie chciał jej zabić i wystarczyło mu to, że przewróciła się i teraz utrzymywała dystans? Podczas gdy dziewczyna łapała oddech, coś stosunkowo niewielkiego - ale i tak sporego jak na swój rodzaj - przytuptało do niej ostrożnie od tyłu... I teraz postawiło jedną przednią kończynę na jej prawym ramieniu. A wszystkich miało osiem. Bo było pająkiem. O średnicy pokrywającej się pewnie z przedramieniem dziewczyny... Choć uczciwie trzeba przyznać, że stworzenie należało raczej do tych smukłych, długonogich - które tym bardziej nie dorastały do tych rozmiarów. Poza tym było jasno zielone z żółtawymi prążkami, wielookie i wyraźnie nie próbowało zrobić Silk krzywdy; prawdę mówiąc sprawiało bardziej wrażenie, jak gdyby szturchało ją dla upewnienia się, że wszystko było z nią dobrze. Normalnie przypisywanie pająkowi takich cech byłoby sporą przesadą, ale biorąc pod uwagę ruchome drzewa... Obecnie może jednak nie.
Drzewa, które Cindy wybrała do przytrzymywania Lveliasa w pozycji pionowej, były wystarczająco podatne na jego sugestie; co prawda część z nich panikowała nieco bardziej od reszty, ale zdawały się być względnie chętne do współpracy, być może wyczuwając fakt, że wcześniej to właśnie druid im pomógł... A może nie wykrywając z jego strony złych intencji. Z drugiej strony nie oznaczało to, że sterowanie nimi było łatwe - nie dlatego, że protestowały, lecz z powodów technicznych. Każde z nich nie było nawet skoordynowane samo ze sobą, a co dopiero z pozostałymi. Chodziły dosłownie od dzisiaj. Miały nieco różne tempo, inne sposoby stawiania korzeni... A od czasu do czasu któreś z nich zwalniało lub wręcz przystawało na moment, by potrząsnąć gałęziami. W końcu jednak Lveliasowi udało się dotrzeć na polanę i przyjrzeć sytuacji. Znajdował się jeszcze na tyle daleko od centrum wydarzeń, że nic nie spróbowało go zaatakować... A jego oględziny wykazały, iż te blade sylwetki nie przypominały mu tak naprawdę dusz - choć zdecydowanie miały w sobie coś z tej chaotycznej magii. Bardziej od pełnych duchów przypominały może ich fragmenty albo zatrzymane w energetycznej formie wspomnienia. Jak w miejscach, w których stało się coś mocno emocjonalnego - i odbicie tych uczuć już pozostawało. Tyle że w tym wypadku najwyraźniej nie były to tylko uczucia. Co więcej, ataki nie pokrywały się z ich rozmieszczeniem do końca; część z nich tak, te spod budynku czy z okolic dziury, ale na przykład te dwa pociski wymierzone w Ramzesa dobiegły po prostu z powietrza. Mentalne szturchnięcie w sprawie kostura sprawiło, że jedno z drzew spróbowało ruszyć w jego kierunku, ale po powolnym kroku czy dwóch zatrzymało się - bo w końcu było uwiązane do pozostałych... Przynajmniej pośrednio. Roślina potrzebowała chwili, aby przemyśleć sytuację i znaleźć nowy sposób, a mianowicie zacząć wypuszczać nową odnogę korzenia, leniwie sunącą ku broni. To mimo wszystko były drzewa; na ogół miały na wszystko dużo czasu. Napis został już prawie skończony, gdy kostur dotarł w końcu do Lveliasa, zresztą mocno zaplątany w rozgałęziony korzeń... Tyle że usłużne drzewo najwyraźniej nie bardzo wiedziało co z nim zrobić, bo po prostu zatrzymało swoją "kończynę", tym samym pozwalając broni samoistnie się przechylić - i pacnąć elfa w sposób, jakiego pozazdrościłaby mu chyba każda komedia.
Orszak Lveliasa podjechał bliżej wyrwy akurat w momencie, gdy tuż przy niej z ziemi podniósł się już kolejny cień - zaś w miejscach, w których mogły znajdować się jego dłonie, zaczęła zbierać się chaotyczna energia pod postacią sfer i okręgów. Najprawdopodobniej była to reakcja na wyzwanie Ramzesa - lub na sam fakt, że dobył broni. Tyle że... Przybycie drzew samo w sobie musiało być zaskakujące, niezależnie od tego, czy napis został zauważony, odczytany i zrozumiany - bo ataki na moment ustały. A to z kolei świadczyło o jakimś poziomie inteligencji i świadomości; dziura między wymiarami nie mogła być czymś przecież zaskoczona czy zdumiona, jeżeli broniła się automatycznie. Ten moment mógłby zostać wykorzystany do przeprowadzenia ataku - lub do podjęcia próby dialogu. Tyle że żadna z tych opcji nie musiała się sprawdzić, a wybranie pierwszej wykluczyłoby już drugą. Oczywiście odwrotna kolejność była w pełni możliwa, ale za to zmarnowanie czasu na nieudane dyskutowanie mogłoby się skończyć co najmniej boleśnie...
|
| | | Dracula
Liczba postów : 56 Data dołączenia : 21/09/2014
| Temat: Re: Central Park Sob Gru 21, 2019 1:55 pm | |
| Dracula nie przejmował się tym co się dzieje z ludźmi, chciał pozbyć się problemu by móc by spokojnie, zająć się tymi cholerami Wampirami. Którzy zapomnieli do końca kto w nim rządzi, podchodząc do psa z wyciągniętymi dłońmi był gotowy jeśli pies, rzuci się na niego dobyć nóż i wbić zwierzęcymi w serce, chociaż dalej próbował nagiąć jego wole do tego by był podłużnym psem. Nie wiedział dlaczego ten stwór tak długo trzymał się, jeszcze ciężkiej było dostać się do jego głowy, by zawsze wchodziło mu to z cholerną łatwością. - Powiedział do nogi psie! - ryknął na zwierzę, bo doskonale wiedział jak z tymi potworem trzeba gadać, a takie sojusznik może się kiedyś przydać. Wszak nie pozwoli by jacyś ludzi, próbowali zaszkodzić „najlepszemu przyjacielowi człowieka” ale z drugiej strony kto chciałbym zostać potworem? |
| | | Ramzes
Liczba postów : 57 Data dołączenia : 26/01/2019
| Temat: Re: Central Park Nie Gru 22, 2019 4:28 pm | |
| Pauza w atakach grała Irvinowi na nerwach. Albo wyrwa przygotowywała jakąś wyjątkowo nieprzyjemną niespodziankę, albo cokolwiek robił drzewny menel uspokoiło sytuację. Czarodziej musiał zdecydować, czy przejść do kontrofensywy, czy lepiej się okopać. Jedno i drugie niosło ze sobą ryzyko, ale nie tak duże ryzyko, jak bezczynność. Zwrócił swoją uwagę na resztę bariery. Jego najlepszym pomysłem wciąż było zamknięcie wyrwy za pomocą jej własnej energii, ale do tego potrzebowałby spokoju, by skończyć splatanie pierwszej bariery z energią wyrwy. Krwawa kopuła miała pomóc mu w odpieraniu magii, rzucanej w niego przez wyrwę, ale nawet ona nie zapobiegnie bólowi uderzeń. Ostatecznie, zdecydował się popracować nad obroną. Sięgnął wgłąb siebie i zdecydował się rozładować część magii powstrzymywanej przez Sefiry. Nie dość, że wyglądał, jak półnagi szaleniec, który wyczołgał się z ruin zakładu szklarskiego, to teraz jeszcze zaczął migotać na różnorakie kolory i rozmywać się dla oka, gdy nakładał na siebie kolejne warstwy ochronnej magii. Nie miał pojęcia jak długo wytrzymają pod naporem chaotycznej magii, ale gdy tylko druga fala ekskrementów chlapnie w wirnik, wróci do zamykania wyrwy. Piętrzące się na nim pola ochronne miały potencjał pozwolić mu na zamknięcie problemu, ale nie łudził się, że zdąży. Korzystając z spokojniejszego momentu, schował rewolwer do kabury i schylił się. Wyszperał w leżącym na ziemi płaszczu piersiówkę. Dokończył palenie i odgasił papierosa o podeszwę buta. Następnie pociągnął solidny łyk Starkowego alkoholu. Robiąc to wszystko nie przestawała pokrywać się wszystkimi zaklęciami ochronnymi, jakie znał i wzmacniać je. Przyjrzał się również mężczyźnie ujeżdżającym drzewa. Jego wygląd, zwłaszcza uszy wskazywały na elfa. Drzewa zdawały się go słuchać, a kostur, którym oberwał przez łeb definitywnie był przymiotem druida. Wyglądało na to, że skończyła się epoka pana Wydry. Na dodatek Ramzes nie był już osamotniony w starciu z wyrwą. Był tak pewny swoich przypuszczeń, że krzyknął. - Lveliasie! Ta cholera się zezłościła - wskazał na źródło chaotycznej energii. - Chcesz negocjować? |
| | | Silk
Liczba postów : 76 Data dołączenia : 08/06/2018
| Temat: Re: Central Park Nie Gru 22, 2019 7:21 pm | |
| W odróżnieniu od niezwykle barwnego korowodu spętanych drzew, którym, choć każde z nich ciągnęło w swoją stronę, wspólnie jakoś udawało się przemieszczać w kierunku rzekomej wyrwy, oglądanie walki z wyimaginowanym przeciwnikiem okazało się nie być sprawą szczególnie zajmującą, toteż myśli Cindy szybko powędrowały w zupełnie innym kierunku, skupiając się na bardziej osobistych potrzebach, takich jak rozważania odnośnie Shield i tego czy agencja rzeczywiście usprawiedliwi jej nieobecność w pracy. Biorąc pod uwagę dotychczasowe dokonanie Silk, tłumów do tej ze papierkowej roboty nie nalało się spodziewać, a co za tym idzie stażystka z każdą chwilą nabierała coraz klarowniejszego przekonania, iż powrót do pracy dziennikarskiej tu i teraz, wcale nie będzie złym pomysłem. Cindy sięgała po telefon z zamiarem skontaktowania się z Tiffany, tylko po to by przypomnieć sobie iż jej urządzenie było jedną z pierwszych ofiar całej tej pogodowej awantury. W sumie fakt ten można by wykorzystać jako niezły argument tłumaczący spóźnienie. W zasadzie wszystko co działo się obecnie w parku nadawało się idealnie jako alibi do braku punktualności. Wystarczyło tylko by redaktor miał włączone wiadomości. Swoją drogą uwadze stażystki nie umknęło to, że jej obecna partnerka, z paranoją na temat duchów, demonów i zjawisk paranormalnych, czułaby się tu doskonale. Panna Moon zamierzała właśnie wstać i rozejrzeć się za znajomą, gdy poczuła delikatne szturchanie za ramię, a chwilę później zauważyła intruza zakłócającego jej medytację. Dziewczyna nie specjalnie przepadała za pająkami. W zupełności wystarczyło jej to, że raz jeden ją użarł, a wspomnienie wszystkich związanych z tym perypetii, okazało się być odpowiednią nauczką, by od całej reszty pająków trzymać się na dystans. A przynajmniej od tych mających więcej niż cztery kończyny. Oczywiście finalnie na owym kontakcie nie wyszła aż tak źle, ale biorąc pod uwagę prawdopodobieństwo zgodnie z którym, historia takiego zbliżenia mogła skończyć się źle, Cindy nie miała ochoty na powtórkę. Poza tym jakiekolwiek zażyłości w świecie pajęczaków, gdzie dominowała zasada, że większy i bardziej agresywny zjada mniejszego, raczej nie uchodziły za rzecz powszechnie praktykowaną. - Cześć krewniaku. Co tam, zgubiłeś się? - Spytała Silk, zastanawiając się z jakim gatunkiem ma do czynienia. Raczej nie był to typowy osobnik występujący w Central Parku. Sadząc po wymiarach, nawet w takim mieście jak Nowy Jork, obecność tych stworzeń odbiłaby się echem w mediach. - Widzisz te drzewa i jedwab jakim są spętane? Kunsztowna robota, co nie? A swoją drogą, może wiesz co tu się dzieje? Albo widziałeś gdzieś w okolicy niewielkiego druida? Stażystka ostrożnie zdała stworzenie z swojego ramienia, zastanawiając się jednocześnie gdzie powinna była go odłożyć tak aby nie narażać biedaka na stratowanie przez szarżujące drzewa. Teoretycznie najbezpieczniej byłoby na koronie, ale jeśli pająk by stamtąd spadł to od razu skończyłby jako miazga. Wyniesienie go w tłum gapiów również odpadało więc może najlepiej byłoby założyć że skoro do tej pory zielony jakoś sobie radził, to znak iż umie zadbać o siebie nawet w tak niespokojnych okolicznościach. I to chyba lepiej niż Silk. |
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Central Park Nie Gru 22, 2019 9:14 pm | |
| Dobrze, w porządku. Niestabilna energia przestała na moment wariować w powietrzu, co zawsze było dobrą rzeczą. Co ciekawe, wyglądało na to że na polanie ustała WSZELKA aktywność. Lvelias zakładał że "duchy" są emanacją ludzi po drugiej stronie bariery, jednak gdy wyrwa także się uspokoiła został trochę zbity z tropu. Nie miał jednak zbyt wiele czasu by to głębiej analizować. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że cała uwaga okolicy została skupiona na nim, a jego śmiały plan kończył się właśnie w tym miejscu. Nie różniło się to więc zanadto od typowej sytuacji z jego życia. -Może nie prowokujmy jej więc dodatkowo. - odparł detektywowi nawet nie zerkając w jego stronę, ale uważnie obserwując ruch duchów dookoła. Nawet nie zwrócił uwagi na fakt że Irvin nie jest zdziwiony jego obecną postacią. - Spróbuj dyskretnie kontynuować. Postaram się kupić ci trochę czasu. Jako wiekowy adept sztuki magicznej dobrze wiedział że prawa ręka musi dobrze odwracać uwagę od tego co robi lewa, by sztuczka się udała. Na początek usunął szybko swój napis, a na jego miejsce stworzył grubą, solidną i charakterystycznie wyglądającą literę "A". Martwił go poniekąd brak odzewu od zjaw. Komunikacja odbywała się jak do tej pory bardzo jednostronnie. O ile pamiętał ludzie mieli ten śmieszny system komunikacji, który opierał się na długich i krótkich stuknięciach. Przez chwilę chciał sięgnąć do kieszeni po swojego smartfona, ale przeszkadzały mu w tym skrępowane ręce. No i w znacznym stopniu również brak spodni. -Pssst... Masz smartphone'a? - zagaił detektywa zupełnie nie przerywając jego koncentracji. - Jak jest w języku morświnów "Próbujemy pomóc. Nie rozszarpujcie nam detektywa"? Lvelias miał zamiar nadać odpowiedni komunikat wywołując magiczne rozbłyski światła. Niezależnie od tego jednak czy udało się ustalić treść komunikatu spróbował jeszcze jednej rzeczy. Nie mając bardzo jak sięgnąć po kostur, który podało mu do tego czasu jedno bardzo uczynne drzewo, złapał go zębami. Mając w taki sposób wsparcie mocy artefaktu druidów, spróbował nawiązać połączenie empatyczne ze zjawą po drugiej stronie. Jeśli bariera w tym miejscu była tak cienka jak mu się wydawało, to miało to minimalną szansę udania się. Gdyby poczuł połączenie i obie strony zgodziłyby się co do wzajemnych dobrych intencji dla własnych światów, wytłumaczyłby co właściwie robią i jak koordynowane wysiłki z obydwu stron usprawnią ten proces. Gdyby oczywiście podłączył się do obłąkanego umysłu stworów chaosu spomiędzy światów natychmiast zerwałby połączenie i pośpieszył z przygotowywaniem magii obronnej dla siebie i Irvina. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Central Park Nie Gru 29, 2019 10:31 pm | |
| Policja robiła co mogła, aby zapanować nad tłumem - a stopniowo coraz głośniejsze odgłosy syren zwiastowały, iż w okolicę parku przybywały właśnie kolejne radiowozy... Prawdopodobnie, bo oczywiście mogły to być również na przykład karetki. Jedne i drugie by się pewnie przydały, bo przynajmniej część osób potrzebowała teraz pomocy medycznej, do czego Dracula przyłożył zresztą rękę - nawet jeżeli wyjątkowo nie było to tym razem jego bezpośrednim celem. Okrzyk wampira natomiast wcale nie pomógł jego planom; przeciwnie, tak czy siak zdenerwowane już zwierzę tylko jeszcze bardziej się nastroszyło, urozmaicając ujadanie przerwami na głośne warczenie. Kolczaste futro pokrywające praktycznie całe jego ciało stanęło jeszcze wyraźniej, przywodząc teraz na myśl rybę nadymkę w pełnej okazałości - tylko z grubszymi, dłuższymi i gęściej rozmieszczonymi szpikulcami. Zapewne można to było uznać za kolejny sygnał ostrzegawczy ze strony bestii. Zaistniała jednak jeszcze jedna, być może nawet istotniejsza różnica, a mianowicie obecnie stwór namierzył już Draculę - najprawdopodobniej właśnie przez ten jego krzyk. Czerwone, świecące się oczy wbiły się w wampira z jasną wściekłością, gorącą i zajadłą. Tak psychicznie, jak i fizycznie niegdyś-pies nie ustępował ani na krok, raz po raz potrząsając istną grzywą kolców i pilnując zarówno swojego przodu, jak i boków... Ale nie tyłów. Za nim z kolei znajdowało się jeszcze parę osób - tyle że najwyraźniej się ich nie obawiał, ani nie wykazywał względem nich agresji. Tę rezerwował dla Draculi.
Odległy krewniak Cindy natomiast siłą rzeczy prawdopodobnie nie zrozumiał jej słów... Choć trzeba mu było przyznać, że - uginając nieco połowę swoich licznych odnóży - odchylił lekko odwłok w sposób, który niemalże przypominał pytające obrócenie głowy na bok. Był to niepokojąco ludzki gest, na który na ogół pozwalały sobie te inteligentniejsze zwierzęta - pokroju na przykład psów. To natomiast mogło oznaczać, że pająk nie tylko urósł przez tę mieszankę magii, ale i rozwinął się pod paroma innymi względami. Może nie na tyle, aby poprowadzić rozmowę albo chociaż odbierać jej sens, ale w wystarczającym stopniu, by mowa go ciekawiła. Poza tym stworzonko zdawało się nie mieć nic przeciwko byciu przemieszczanym, nawet jeżeli w międzyczasie samo również się poruszało, głównie przesuwając odnóżami w tę i z powrotem. Właściwie tylko do tej jednej kwestii zdawało się mieć zastrzeżenia; dbało o to, aby stale mieć podparcie dla każdego z nich. Pomijając to wymaganie, zachowywało się wręcz grzecznie i zaskakująco spokojnie. Być może stworka rzeczywiście można by było po prostu zostawić w Central Parku. Jeżeli jako jedyny przeszedł taką transformację, to nie powinien mieć się z kim rozmnożyć, aby wydać na świat nowy gatunek super-pająków, które zaburzyłyby dotychczasowy łańcuch pokarmowy w okolicy. Inną opcją byłoby pewnie oddanie go któremuś z magów, żeby to oni zajęli się problemem... Albo nawet umieszczenie go na jednym z ożywionych drzew - co mogłoby już być ryzykowne, ale kto wie, a nuż dwa magiczne mutanty znalazłyby jakoś wspólny język?
Najważniejsze było jednak w tej chwili to, iż tymczasowe zawieszenie broni - albo po prostu szok po drugiej stronie konfliktu - utrzymywał się na tyle długo, że Ramzes mógł zabrać się za alkohol oraz za budowanie swojej obrony... Przy akompaniamencie przeszkadzającego mu Lveliasa, co pewnie troszeczkę utrudniało sprawę. Ułożenie przez drzewa charakterystycznego "A" wywołało natomiast wyraźniejszą reakcję od zwykłego zaprzestania walki. Od strony tego niewidzialnego do tej pory źródła ataków z góry - tych mniejszych i bardziej zbliżonych do elektryczności - pojawił się niespodziewanie kolejny cień... I "pojawił się" było idealnym określeniem, bo nie podniósł się z ziemi, nie wyłonił się zza żadnego obiektu, tylko po prostu się zmaterializował... Jak gdyby zaczął się w punkcie na wysokości około metra ponad podłożem i rozciągnął w górę oraz w dół do przeciętnych ludzkich rozmiarów. Zaraz potem wykonał jeszcze kilka "kroków" bliżej, zarówno do rozsypanej grupy, jak i samej wyrwy. Ruch wystąpił także przy budynku. Cień, który krył się przy jego ścianie i wcześniej zaatakował Silk, teraz oddzielił się od widmowego muru na tyle, że dało się go już wyróżnić... Ale w dalszym ciągu utrzymywał dystans. W jego rękach znajdował się jakiś wąski, podłużny obiekt, ale przez naturę całego tego zjawiska ciężko byłoby powiedzieć o nim cokolwiek więcej. Wszystkie trzy cienie poruszały się nieznacznie - w sposoby, z których dało się wywnioskować głównie obracanie głów. Jeżeli wydawały z siebie przy tym jakieś dźwięki, to niestety po tej stronie nie można ich było dosłyszeć... Ale za to brzęczenie w uszach Cindy, Irvina i Lveliasa stało się teraz jakby intensywniejsze, trochę głośniejsze, bardziej irytujące. Próba nawiązania empatycznego połączenia z cieniem najbliższym wyrwie okazała się... Możliwa do wykonania, choć wcale nie taka prosta. Właściwie trudno byłoby to w ogóle nazwać pełnoprawnym "połączeniem", bardziej emocjami przebywającymi jakoś niedaleko siebie i od czasu do czasu się spotykającymi, w dodatku trochę losowo. Druid mógł przede wszystkim odebrać podejrzliwość, która dominowała nad innymi uczuciami, pod nią jednak znajdowała się między innymi warstwa zaskoczenia i niepewności. Determinacja również tam była, a przy niej chęć obrony tego terenu - tyle że brakowało agresji, która pasowałaby do kogoś chcącego walczyć dla samej tego idei. Podsumowując, chyba można to było uznać za dobre intencje. Być może cień odbierał od Lveliasa coś podobnego, a może zareagował jeszcze na jego poprzednie poczynania - ale grunt, że jego widmowe ramiona rozsunęły się, wznosząc wraz ze sobą te pola energii. Smugi i okręgi zakręciły się, nim przeszły do poziomu i wreszcie opadły... Pozostawiając na ziemi pomiędzy obiema grupami odzwierciedlenie symbolu Avengers - najwyraźniej wypalone w trawie, ale nie tej prawdziwej, która tak czy siak uległa niedawno zmianom przez magię, lecz w tej, która musiała znajdować się po stronie cieni... W połowie przezroczysta, rozmyta, szarawa.
|
| | | Silk
Liczba postów : 76 Data dołączenia : 08/06/2018
| Temat: Re: Central Park Wto Gru 31, 2019 9:27 am | |
| Odsuwając na dalszy plan świadomość iż znajduje się środku czegoś co spokojnie można nazwać domem wariatów, Cindy postanowiła skupić się na odnalezieniu swojej redakcyjnej koleżanki i dołączeniu do Tiffany w charakterze postronnego obserwatora, nie mającego nic wspólnego z powstałym zamieszaniem. Nie było to zadanie łatwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę zniszczony telefon, ilość gapiów zgromadzonych wokół parku i fakt iż stażystka cały czas musiała uważać, by uniknąć stratowania. Silk nie miała w zwyczaju uczyć się na pamięć posiadanych danych kontaktowych, wobec czego ewentualne pożyczenie komunikatora od przypadkowo napotkanej osoby nie rozwiązywało problemu, a co za tym idzie jedynym pomysłem przychodzącym jej do głowy było zdanie się na intuicję. Ta z kolei podpowiadała, że aby znaleźć dziennikarkę, należy kierować się w stronę największej sensacji w okolicy i założyć że ciekawskie oko pismaka będzie już na miejscu. Pozostawało pytanie, które z wszystkich paranormalnych zjawisk mających miejsce w Central Parku uznać za te najbardziej wartościowe. Niestety dla Cindy, kandydatów do MVP w kategorii absurdu było aż nadto. Nawet biegające drzewa nie łapały się do pierwszej trójki, pozostając daleko w tyle za tańczącym sprzętem z placu zabaw, czy gadającym świstakiem. O barwnej grze świateł i cieni w ogóle nie było co wspominać, jako ze w Nowym Jorku takie atrakcje stanowiły normę. Na szczęście agenci Shield wreszcie do czegoś się przydali. Jeśli założyć, że te niezdary skutecznie odgrodziły teren, przynajmniej na tyle skutecznie by nie pozwolić wedrzeć się do środka przedstawicielowi prasy, to można było przyjąć, iż Tiffany nie miała pojęcia o cudach działających się w pobliżu rzekomej wyrwy, a co za tym idzie stażystka musiała szukać niezwykłości stojącej gdzieś na uboczu. Ta ostatnia z kolei praktycznie znalazła się sama, pod postacią tajemniczego stworzenia zajmującego pierwszy rząd wśród osób podziwiających spektakl. Cindy, która nigdy nie była mocna w naukach przyrodniczych, przez co samego druida uważała za bliżej nieokreślone zwierzę futerkowe, dziwoląg ujadający na przechodniów kojarzył się z gigantycznym jeżem. Być może stażystka nie wysnuła by tak daleko idącej teorii gdyby nie fakt iż kilka chwil wcześniej miała kontakt z pająkiem rozmiarów swojego ramienia, a biorąc pod uwagę stosowne proporcje i kilka cech obserwowanego stworzenia, jeż wydawał się być tu zwierzęciem najbardziej adekwatnym. Niewielki pies również by tu pasował, ale jeśli rzeczywiście miałby to być jakiś Yorkshire terier, to tuz obok niego powinna leżeć podłączona pod kroplówkę dotychczasowa właścicielka, a takowej nigdzie nie było widać. Silk może i nie była ekspertem od wyrw pomiędzy różnym światami, jednak zdołała zorientować się na tyle, iż raczej nie są to połączenia przez które byty z jednego uniwersum przeskakują do drugiego, urozmaicając go swoja obecnością. Przez takie dziury, a przynajmniej przez ta konkretną z która Cindy miała do czynienia, przenikała jedynie energia, co w sumie wystarczyło by stworzyć najróżniejsze anomalie i odkształcenia rzeczywistość. Mimo wszystko umysł stażystki nie był w stanie wyobrazić sobie reakcji paniusi która wyprowadzała z domu pudla, a chwile później zorientowała się ze trzyma na smyczy „coś takiego”. Najważniejsze że Tiffany była na miejscu, z zapałem próbując sfotografować jak jakiś wariat drażni bestię, prosząc się o guza, jednocześnie tocząc wewnętrzne boje z własnym aparatem, który najwyraźniej odmówił współpracy. Pośpiesznie zakładając na swój kostium spodnie i bluzę dresową, Cindy ominęła kordon zaskoczonych ochroniarzy, udających że nie widzą iż poza grupą dzieci i jednym pijakiem, pominęli również trenującą w parku dziewczynę, po czym podbiegła do reporterki. - Gdzieś ty do cholery była tyle czasu!? – Wściekała się Tiffany. – Weź to napraw. Przez te paskudne światła, faceta w ogóle nie widać na zdjęciach. - Ja mam naprawić? Ale … no wiesz. – Zdziwiła się stażystka odbierając z rąk koleżanki cyfrową lustrzankę. Silk z nietęgą miną oglądała nieznany sobie sprzęt, jakby chciała ustalić gdzie jest miejsce na klisz. |
| | | Dracula
Liczba postów : 56 Data dołączenia : 21/09/2014
| Temat: Re: Central Park Czw Sty 02, 2020 5:04 pm | |
| Dracula uśmiechną się zdejmując grubą kurtkę, by zmniejszyło obciążenie i był znacznie zręczniejszy. Dobył swój miecz, jeśli pies ruszy w jego stronę ciśnie w niego toporem. By później walczyć z nim na swój rodowy miecz. Wziął głęboki oddech nie chciał tej walki, chociaż nigdy nie był żadnym bohaterem wolał po prostu zostać w domu. Ale jako że nie ma wyjścia to cóż, możliwości jest tylko jedna i jest nią walka utnie łeb tej bestii. I może przez gawędź będzie nazwanym bohaterem, jakoś uda mu się znaleźć szansę o zlokalizowaniem tego skurwiela który zdradził i wystąpił przeciwko wielkiemu hrabiemu Vladowi Tepsowi, wszak nikt nie ukryje się przed jego wzrokiem a tym bardziej, przed jego zemstą. |
| | | Ramzes
Liczba postów : 57 Data dołączenia : 26/01/2019
| Temat: Re: Central Park Wto Sty 07, 2020 9:24 pm | |
| Gdy Irvin zakończył zabezpieczanie swojej osoby zaklęciami, zastygł w niepewności. Druid polecił mu wrócić do zamykania wyrwy, ale czarodziej zdawał sobie sprawę, że to najpewniej wznowi ofensywę. Jeżeli Lveliasowi uda się porozumieć z cieniami, generowanymi przez chaotyczna magię, być może całą sprawę da się załatwić polubownie. - Obawiam się, że gdy tylko zacznę zamykać przejście, znowu rozpęta się walka - odezwał się do elfa. - Dasz radę negocjować, czy jeszcze jesteś zbyt rozwydrzony? Ramzes nie mógł sobie szczerze pogratulować tego dowcipu, gdyż był niezamierzony. Miał nadzieję, że Lvelias również odbierze jego skrót myślowy, jako troskę o ewentualne efekty uboczne zmiany postaci. Detektyw postanowił nie drażnić chaosu i dać koledze po magicznym fachu okazję do wykazania się. Używając magii krwi wpłynął na swój metabolizm przyspieszają go. Wpłynęło to zarówno na szybkość ciała, ale też umysłu, ułatwiając błyskawiczne podejmowanie decyzji. Ilość magii zużyta na to wspomożenie siebie była znaczna i sprawiła, że błyszcząca do tej pory druga Sefira przygasła. Ponadto zaczął rozplątywać magiczne pasma wiążące barierę, przygotowując ją do połączenia z energią wyrwy. Uważał przy tym, by w żaden sposób nie wpływać na źródło energii, wiszące tuż obok. Po prostu przygotowywał się na czarny scenariusz, w którym negocjację wezmą w łeb i Ramsey będzie zmuszony dokończyć połączenia pod magicznym ostrzałem. - Jeśli tylko dasz sygnał, że sprawa się rypła, jestem gotowy zamykać - powiedział na głos, w duchu powtarzając, niczym mantrę 'dasz radę elfie, dasz radę!' |
| | | Lvelias
Liczba postów : 114 Data dołączenia : 14/07/2016
| Temat: Re: Central Park Pią Sty 10, 2020 11:35 am | |
| Lvelias nareszcie otrzymał jakiś odzew od duchów zza zasłony. Pozwolił sobie odetchnąć w duchu, oraz przy najbliższej możliwej okazji dopisać sobie „Ekspert kontaktów interdimencjalnych” do wizytówki. Szkoda tylko że wyrobienie sobie wizytówek było do tego konieczne… Bez możliwości wzajemnego zrozumienia powtórzenie czyjegoś komunikatu jest chyba podstawową formą okazania dobrej woli między stronami. Oczywiście istniała szansa że duchy przypadkowo odbiły jego symbol bez większej wiedzy, jednak z bólem musiał przyznać że ich wersja nawet bardziej przypominała symbol Mścicieli od jego własnej. Co prawda jego teoria nie obyła się bez żadnych luk. Magik ponoć powiedziała Avengersom że zamknęli wszystkie wyrwy po ich stronie. Czemu więc teraz ich światy ze sobą tak bardzo integrują? Być może praca po ich stronie otworzyła ponownie starą wyrwę po tamtej. Być może oni zamknęli wyrwy zbyt szybko. Być może Magik zwyczajnie się pomyliła. Być może do porządnego zamknięcia wyrwy wymagana była współpraca z obydwu stron? Być może Irvin miał rację i te duchy to nie były ludzie, tylko ich odbicie w przestrzeni między światami. W takim razie świat którego chcą bronić nie był prawdziwy, a oni wszyscy przestaną istnieć jak tylko zamknie się wyrwę… Całe szczęście Lvelias nigdy nie pozwalał, by coś tak błahego jak błędy w logice powstrzymały go w działaniu. Wykorzystał chwilowe zawieszenie broni aby sprawdzić jak trzyma się Irvin. O dziwo, ten pomimo odniesionych ran doskonale radził sobie samemu. Wzrok druida wskazywał że zarówno jego ciało jak i umysł pracowały na ponadprzeciętnym poziomie, zwłaszcza jak na okoliczności. Lvelias dopiero teraz zauważył jaką magią para się detektyw. Kabała nie była nawet w pierwszej dziesiątce sił rządzących we wszechświecie, lecz nie dało się ukryć że była rodowitą magią Midgardu. Miło było zobaczyć ziemianina władającego porządnie rodzimą mocą. Nie powoływał się na magię druidów, Asgardu, światów zewnętrznych, czy samego chaosu, tylko z uporem dawał znać że ziemska tradycja też daje radę. Ten widok przypominał Lveliasowi obraz szkockich wojowników zbiegających w kiltach na oddziały wroga. Jego wyobraźnia powędrowała jednak krok dalej, do samego detektywa odzianego w kilt i czarującego podczas tej wichury, więc szybko odgonił od siebie te myśli. Druid znał kabałę przynajmniej ze słyszenia i wiedział co oznaczają sfery wokoło maga i ile jeszcze pozostało mu zapasu energii. Było to jak taki magiczny wskaźnik paliwa. Druid musiał przyznać że to było nawet praktyczne. Troskę Irvina Lvelias odebrał bardzo poważnie. Ostrożnie poprosił drzewo by spróbowało rozciąć pajęcze nici jednym ze swoich liści. To że nie zrobił tego wcześniej zwalił właśnie na karb oszołomienia po odzyskaniu przytomności. -Troszkę bliżej. Troszkę bliżej. Jeszcze troszkę bliżej. Ociupinkę bliżej… AUU! Za blisko! Gdy tylko stanął nogami na trawniku i chwycił swój kostur do ręki poczuł się znacznie pewniej. Komuś kto zwykł biegać (pod postacią zwierzęcia) nago po świecie niewiele mogło zaburzyć pewność siebie. Nawet jeżeli bycie przywiązanym nago do drzewa obserwowanym przez duchy z innych wymiarów było typowym sennym koszmarem adeptów sztuk magii. Oczywiście zostawił sobie przy tym fragment pajęczyny zakrywającej jego uda. Bardzo, ale to bardzo zwalczył w sobie chęć próby otwarcia portalu na drugą stronę bariery. Skoro udało mu się niejako dostać tam pomostem empatycznym, a sam park istniał też po tamtej stronie, to teoretycznie istniała możliwość dokonania czegoś takiego. Tak bardzo jak miał ochotę na taki eksperyment z punktu widzenia naukowego, to nie mógł sobie na to pozwolić jako strażnik równowagi. Dążą w sumie do zerwania wszelkich połączeń między rzeczywistościami, a postawienie stopy w świecie do którego się nie należy mogłoby wywrócić całą równowagę do góry nogami i całkowicie rozwalić barierę między światami. Głosy w głowie zachęcały go jednak do tej próby. Zdecydował się więc na coś mniej inwazyjnego. Jeśli gdzieś w okolicy leżała jego torba, którą przyniosła spod wieży Mścicieli Silk, wyciągnąłby z niej odpowiednie komponenty. Oczywiście bez bibelotów również da radę, ale wszystko co ułatwiało pracę, a tym samym odciążało jego zmysł magii, było w warunkach polowych na wagę złota. Następnie schylił się i wybrał w okolicy dwa spore kamienie. Związał je prostym połączonym czarem iluzji. Przeciągnięcie palcem po powierzchni kamienia pozostawiało widoczną, utrzymującą się smugę przez krótką chwilę na obydwu z nich. Po wypisaniu na jednym z nich testowej wiadomości „Irvin ma czad fryza” i nawet wygodnym odczytaniu jej na sąsiednim kamieniu zatwierdził wynik. -Dobra, przytrzymaj ją trochę. Może trochę szarpnąć teraz. Zobaczymy co mają do powiedzenia te duchy. Mocno pochwycił kostur i wziął dwa wdechy na uspokojenie. Otworzył wydobyty z torby flakon (o ile jeszcze jakiś miał) wzmagający koncentrację i wziął głęboki wdech wydobywających się z niego oparów. Po chwili refleksji zaproponował jeszcze sztachnięcie się Irvinowi, zanim zacznie. Gdy był już gotowy z całą mocą i wprawą jaką posiadał spróbował otworzyć maleńki portal do Central Parku Po Drugiej Stronie, po czym szybko cisnął przez niego jednym z kamieni w stronę najbliższej sylwetki i błyskawicznie zamknął połączenie. –BO JESTEM ZWYCIĘZCĄ! – odkrzyknął głosom w głowie, gdy przerzucał kamień przez otwór. Jeśli wszystko się udało, to zerknął przez ramię, czy Irvin nie potrzebuje doraźnej pomocy w trzymaniu wyrwy i był gotów rzucić mu się na ratunek. Jeśli jednak wszystko było w porządku, wrócił do „pertraktacji”. W sumie nie patrzył w co trafił, ale kamieniem dość mocno cisnął w stronę najbliższej cienistej sylwetki. Dlatego pokornie zaczął od wypisywania palcem na powierzchni kamienia „SRY”. Potem jednak przeszedł do konkretów. Miał nadzieję że ten mały wybryk na rzeczywistościach będzie czegoś wart. „JESTEM DRUID. CHCEMY NIEROZWALENIA SWIATUW. ROBIMY” -Ej, Irvin! Co ty właściwie robisz?! Jak to się nazywa? – odkrzyknął do swojego kolegi po fachu. Jeśli uzyskał odpowiedz, przekazał ją pocztą skalną do swojego odbiorcy. Jeśli to ziemska magia, to powinni dogooglać sobie resztę. „POTRZEBA Z DWUCH STRON??? ODBIOR” – zakończył wiadomość. Z zniecierpliwieniem czekał na odpowiedź. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Central Park | |
| |
| | | | Central Park | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |